12
ORGAN STOWARZYSZENIA PRZYJACIÓŁ SZCZEBRZESZYNA NR 11 (5) LISTOPAD 2010 Święto Niepodległości 2010 SZCZEBRZESZYN

Chrząszcz - Listopad 2010 (nr 56)

  • Upload
    mateusz

  • View
    150

  • Download
    4

Embed Size (px)

DESCRIPTION

ORGAN STOWARZYSZENIA PRZYJACIÓŁ SZCZEBRZESZYNANR 11 (5) LISTOPAD 2010Święto Niepodległości 2010SZCZEBRZESZYNCHRZĄSZCZ NR 11 (5)Organizowane są także uroczyste apele żołnierskie i harcerskie, pod pomnikami bohaterów narodowych W dniu 11 listopada 1918 r. marszałek francuski F. Foch składane są kwiaty i palone są znicze na grobach żołnierzy. Gmachy państwowe, domy oraz ulice w imieniu państw sprzymierzonych podyktował dekorowane są polskimi flagami. Dzień ten staje się delegacji niemieck

Citation preview

Page 1: Chrząszcz - Listopad 2010 (nr 56)

ORGAN STOWARZYSZENIA PRZYJACIÓŁ SZCZEBRZESZYNA

NR 11 (5) LISTOPAD 2010

Święto Niepodległości 2010

SZCZEBRZESZYN

Page 2: Chrząszcz - Listopad 2010 (nr 56)

2

CHRZĄSZCZ NR 11 (5)

Święto Niepodległości W dniu 11 listopada 1918 r. marszałek francuski F. Foch w imieniu państw sprzymierzonych podyktował delegacji niemieckiej warunki zakończenia działań wojennych. Niemcy podpisały rozejm. Było to w wagonie kolejowym niedaleko Compiegne pod Paryżem. W ten sposób zakończyła się I wojna światowa. Brały w niej udział 33 państwa; w czasie jej trwania zmobilizowano 70 milionów ludzi, 10 milionów poniosło śmierć, a prawie 20 - zostało rannych. Upadły 3 cesarstwa, zniszczono dorobek, na który pracowały całe pokolenia. Po wojnie zawarto nowe traktaty pokojowe, zmieniły się granice państwowe oraz formy rządów. Dzień 11 listopada 1918 roku był przełomowym momentem w dziejach Europy, ale przede wszystkim w dziejach Polski. Po 123 latach niewoli narodowej i powstańczych zrywów wolnościowych Polska odzyskała niepodległość. Nadeszła upragniona wolność. Dnia 10 listopada 1918 r. do kraju powrócił Józef Piłsudski, od lipca 1917 r. internowany przez Niemców w Magdeburgu. 11 listopada Rada Regencyjna przekazała mu naczelne dowództwo polskich sił zbrojnych. W Warszawie rozpoczęło się, trwające już w innych miastach, rozbrajanie wojsk okupacyjnych. Dzień 11 listopada został ustanowiony - ustawą Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej z 1937 r. - polskim świętem narodowym i pozostawał oficjalnie świętem państwowym RP do roku 1944. W roku 1945 komunistyczne władze PRL jako święto państwowe ustanowiły dzień 22 lipca. Święto Niepodległości, obchodzone w dniu 11 listopada, zostało przywrócone przez Sejm RP dopiero w roku 1989. W tym dniu Polska oddaje też hołd marszałkowi J. Piłsudskiemu, spoczywającemu w krypcie pod wieżą Srebrnych Dzwonów w podziemiach Katedry Wawelskiej. Ten szczególny dzień skłania do refleksji na temat patriotyzmu. W godnym i uroczystym przeżyciu tego święta pomaga nam udział w liturgii Eucharystii, którą sprawuje się we wszystkich parafiach . Centralne obchody Święta Niepodległości odbywają się w Warszawie i są transmitowane przez radio i telewizję. Oglądamy wówczas wspaniałe defilady wojskowe, słuchamy przemówień ważnych osobistości i widzimy, jak oficjalne delegacje składają kwiaty na Grobie Nieznanego Żołnierza. W tym dniu - jak co roku - ks. Prymas w Bazylice Archikatedralnej na Starym Mieście, a ks. Biskup Polowy w Katedrze Wojska Polskiego w Warszawie odprawiają Mszę św. za Ojczyznę. Modlitwy za poległych w obronie Ojczyzny zanoszone są też w innych świątyniach w kraju i poza jego granicami.

Organizowane są także uroczyste apele żołnierskie i harcerskie, pod pomnikami bohaterów narodowych składane są kwiaty i palone są znicze na grobach żołnierzy. Gmachy państwowe, domy oraz ulice dekorowane są polskimi flagami. Dzień ten staje się dla wielu osób lekcją patriotyzmu. n.

Marsz pierwszej brygady Legiony to żebracza nuta, Legiony to ofiarny stos, Legiony to żołnierska buta, Legiony to straceńców los ! My, Pierwsza Brygada, Strzelecka gromada, Na stos rzuciliśmy Swój życia los, Na stos, na stos ! O, ile mąk, ile cierpienia, O, ile krwi, przelanych łez, Pomimo to nie ma zwątpienia, Dodawał sił wędrówki kres. My, Pierwsza Brygada... Krzyczeli, żeśmy stumanieni, Nie wierząc nam, że chcieć to móc! Leliśmy krew osamotnieni, A z nami był nasz drogi Wódz! My, Pierwsza Brygada... Nie chcemy już od was uznania, Ni waszych mów, ni waszych łez, Skończyły się dni kołatania Do waszych serc, do waszych kies. My, Pierwsza Brygada... Dzisiaj już my jednością silni Tworzymy Polskę - przodków mit, Że wy w tej pracy nie dość pilni, Zostanie wam potomnych wstyd! My, Pierwsza Brygada..

Page 3: Chrząszcz - Listopad 2010 (nr 56)

CHRZĄSZCZ NR 11 (5)

3

3

"Ster" – niemiecki "podręcznik" dla polskich dzieci. Szkoły powszechne w Polsce w początkowym okresie okupacji niemieckiej, rok szkolny 1939/1940, realizowały program szkolny zubożony o historię i geografię Polski, oraz naukę o Polsce współczesnej; stosowano liczne przerwy w nauce, skracano godziny lekcyjne, brakowało pomocy szkolnych, bibliotek, podręczników, bowiem, jak wypowiedział się generalny gubernator Hans Frank: "Polski kraj winien być zamieniony w intelektualna pustynię". Natomiast komisarz Rzeszy dla umacniania niemczyzny ( Reichskommisar für die Festigung deutschen Volkstums) – Heinrich Himmler opracował "Kilka myśli o traktowaniu obcoplemiennych na Wschodzie" ("Einige Gedanken über die Behandlung der Fremdenvölker in Osten"), gdzie czytamy że: "dla nieniemieckiej ludności Wschodu nie mogą istnieć wyższe szkoły niż czteroklasowa szkoła ludowa. Celem takiej szkoły ludowej ma być wyłącznie proste liczenie, najwyżej do 500, napisanie nazwiska, że nakazem bożym jest posłuszeństwo wobec Niemców, uczciwość, pilność i grzeczność. Czytania nie uważam za konieczne. Oprócz tej szkoły nie mogą istnieć na Wschodzie w ogóle żadne szkoły”. Kolejny rok szkolny 1940/1941 przynosi dalsze ograniczenia, jeżeli chodzi o zasób przekazywanej uczniom wiedzy – w miejsce polskich, zabranych przez okupantów podręczników pojawiają się "Stery" wydawane w Krakowie pod nadzorem władz niemieckich - jeden „Ster” kosztował (rok 1941) 25 groszy; zamawiać go mogli jedynie nauczyciele szkoły. Ze "Sterów" uczono matematyki, języka polskiego, przyrody (żywej i martwej). Szkoły powszechne na terenie Zamojszczyzny funkcjonowały do roku 1942 - świadczą o tym miedzy innymi zachowane w szkole podstawowej w Gorajcu (gmina Radecznica) arkusze ocen. Ich przegląd pozwala zorientować się, jakich przedmiotów wówczas nauczano; były to: religia, język polski (ograniczony do mówienia i czytania po polsku z uwzględnieniem najprostszych tekstów literackich typu czytanki, krótkie opowiadania...), nauka o przyrodzie, arytmetyka z geometrią, rysunki, zajęcia praktyczne/roboty ręczne, śpiew, ćwiczenia cielesne/gimnastyka, roboty kobiece. Tak wielkie ograniczenie wiedzy wynikało z faktu korzystania przez nauczycieli z wyżej wspomnianych "Sterów" (dlatego też z chwilą zamknięcia polskich szkół powszechnych nauczyciele z wielu miejscowości regionu zamojskiego przystąpili do organizacji tajnego nauczania, ale to temat do oddzielnych rozważań). W moich zbiorach odnalazłam jeden niekompletny "Ster" (brak okładek, roku wydania, nr 4 – 5;

prawdopodobnie jest to egzemplarz z 1943 lub 1944 roku, podano bowiem w nim dane ze "spisu ludności" Generalnego Gubernatorstwa z marca 1943 roku). Przyjrzyjmy się bliżej treściowej zawartości niemieckiego podręcznika dla polskich dzieci. *** W notce redakcyjnej zamieszczonej na ostatniej (32) stronie napisano: Na niniejszy numer "Steru" złożyły się, poza artykułami napisanymi na zamówienie, materiały nadesłane przez Urzędy Szkolne oraz zaczerpnięte z następujących książek: Müller Th. - "Landeskunde des GG"; E. Romer i Polaczkówna – "Geografia""; Chałubińska A. I Janiszewski M. - Geografia..."; Janiszewski M i Wuttke G. - "Geografia gospodarcza..."; Malicki A. i in. - "Jak pracujemy"; Radliński T. - "Geografia"; Michałowski J. i Wiszniewska A. - "Wiadomości z przyrody i geografii"; i inne. Redaktorem "Steru" był dr Feliks Burdecki. Pismo, którego pełna nazwa to: "Ster. Ilustrowane Czasopismo dla Młodzieży" w myśl rozporządzeń władz niemieckich miało zastępować dotychczasowe podręczniki do geografii, języka polskiego, przyrody: „ ponieważ bieżący nr "Steru" ma Wam zastąpić podręcznik geografii, obchodźcie się z nim starannie. Sporządźcie dla niego sztywną okładkę i pamiętajcie, że ma Wam służyć jeszcze w przyszłym roku. Dziewczęta i chłopcy kończący w tym roku naukę w szkole powszechnej powinni ten nr "Steru" zostawić w szkole dla swoich młodszych kolegów”. Jak wspomniano wcześniej, egzemplarz pisma jest niekompletny, zatem jego omówienie rozpoczynam od strony 3, gdzie tematem głównym jest "Krajobraz Ziemi Macierzystej". Ta ziemia macierzysta w rozumieniu i zawłaszczeniu przez Niemców to Generalne Gubernatorstwo (GG), którego południową granicę stanowiły Karpaty, granica zachodnia przebiegała wzdłuż Wyżyny Krakowsko – Częstochowskiej, w obrębie której zlokalizowana była stolica GG – Kraków (Krakau). Poza Wyżyną Krakowsko – Częstochowską omówiono: Wyżynę Nidy, Wyżynę Kielecko – Sandomierską, Wyżynę Lubelską, w obrębie której zlokalizowane jest Roztocze. Ponieważ to nasza mała ojczyzna, pozwolę sobie zacytować dłuższy fragment dotyczący Roztocza: „ Od Wyżyny Lubelskiej wybiega ku południowemu wschodowi długi wał wyżyny zwanej Roztoczem albo Wyżyną Lwowsko – Tomaszowską. Północną granicę wału wyznacza Wieprz i Huczwa.

Page 4: Chrząszcz - Listopad 2010 (nr 56)

CHRZĄSZCZ NR 11 (5)

4

Na południu łączy się Roztocze z Wyżyną Podole, na zachodzie opada dość stromo ku Nizinie Nadwiślańskiej...a na wschodzie ku Nizinie Nadbużańskiej... Liczne źródła wytryskujące z Roztocza zasilają obficie San i Bug. Doliny rzek są głęboko wcięte i tworzą niekiedy wąskie przejścia, czasem zaś rozszerzają się w kotliny. Z pokładów gipsowych wypływają źródła siarczane, stąd uzdrowiska w Niemirowie, Szkle ... Na wschód od Lwowa powstały na Roztoczu znane stawy... Bogactwo gliny i dobre piaski stały się podstawą przemysłu ceramicznego i szklanego... Podole, Krainę Wielkich Dolin, Basen Warszawski, Płytę Ostrowską, Wzniesienie Piastowskie, Płytę Radomską, Dolinę Wisły zlokalizowaną pomiędzy Dęblinem a Warszawą, Płytę Łukowsko – Podlaską czyli Podlasie, Nizinę nad Średnim Bugiem. Kolejny temat opracowany na łamach "Steru" to "Geografia Gospodarcza GG" ujęta w działy tematyczne: 1. Człowiek i klimat, 2. O nawadnianiu kraju – warto w tym miejscu zwrócić uwagę na jedno zdanie: Koniecznością państwową jest również budowa kanału łączącego San z Dniestrem. Gdy prace te zostaną wykonane, dobrobyt ludności GG wzrośnie poważnie. Wzrośnie poważnie! Jak mógł wzrosnąć dobrobyt ludności GG, jak mogły ulec poprawie warunki bytowe umęczonych psychicznie i fizycznie Polaków trudno sobie wyobrazić. Zatem piszących to zdanie potraktować należny z przymrużeniem oka. Myślę, że taki był odbiór treści "podręcznika" zwłaszcza przez rodziców uczących się dzieci. 3. Rolnictwo (Gleba, Uprawa ziemi i wydajność pól), 4) Hodowla zwierząt - by polepszyć hodowlę zwierząt w GG należny zastępować nierasowe sztuki przez rasowe, odpowiednie dla naszego klimatu. Tak samo jeśli chodzi o owce, jest ich u nas za mało zarówno na spożycie, jak i na wełnę. Ironicznie brzmią te słowa w kraju nękanym przez Niemców zawłaszczających wszelkie produkty żywnościowe łącznie z hodowanymi zwierzętami (bydło, trzoda chlewna) na wyżywienie swojej armii i rodzin pozostających na terenie Rzeszy. 5. Warzywnictwo, 6. Sadownictwo, 7.Las i drewno, 8) Pszczelnictwo – W GG mamy około 800 000 "pni" pszczół, a w każdym pniu po kilkadziesiąt tysięcy tych pracowitych much, z których każda oblatuje co dnia po kilka tysięcy kwiatów..., 9. Rybactwo, 10. Drobny przemysł i rzemiosło – krótki tekst zasługujący na szczególną uwagę, dotyczy bowiem drobnych wytwórców i rzemieślników, którzy w okresie międzywojennym rekrutowali się głównie z ludności żydowskiej, tymczasem odnośnie Żydów czytamy:

przed wojną duża część rzemieślników składała się w GG z żydów (tak! pisane małą literą), którzy swe prace wykonywali prawie zawsze po partacku, pozornie tanio i dlatego zabierali chleb naszym rzemieślnikom. Dalej czytamy: Stosunki, jakie panowały w rzemiośle na terenie GG, uznać musimy za niezdrowe. Ciężkie warunki toczącej się obecnie wojny bardzo utrudniają przeprowadzenie zarządzeń mających na celu podniesienie rzemiosła. Ważny krok w kierunku tym został jednak już uczyniony przez całkowite usunięcie żydów z życia gospodarczego naszego kraju. !!.) 11.Handel (Banki, Spółdzielczość). Po przeczytaniu informacji dotyczących organizacji handlu, gdzie autorzy tekstu podali, iż targi odbywają się zazwyczaj raz lub dwa razy w tygodniu, sprzedającym jest okoliczna ludność wiejska, a kupującymi spożywcy miejscy oraz kupcy skupowi. Ludność wiejska zakupuje zaś za otrzymane pieniądze różne fabrykaty po sklepach - sięgnęłam do relacji dr Klukowskiego, który aż nazbyt realnie opisał na łamach Dziennika... realia okupacyjnych targów: jarmark tygodniowy był bardzo duży i urozmaicony przez niespodzianki. Zatrzymywano furmanki na drogach wiodących do miasta i zapytywano chłopów czy mają pieniądze i jakie. Odbierano banknoty stuzłotowe. Wyszło to w związku z wydanym zarządzeniem o deponowaniu w kasach niemieckich banknotów 500 i 100 złotowych, za które na wiosnę mają być wydane jakieś inne pieniądze..., szukano u wszystkich chłopów zboża, które przymusowo wykupywano, płacąc za pszenicę np. 32 zł za metr, czyli maksymalną cenę ogłoszoną w cenniku urzędowym, wówczas w wolnym handlu na rynku płacono za nią po 80 zł i więcej. I ostatni z prezentowanych w "podręczniku" tekstów dotyczący Komunikacji - Drogi zwyczajne, Koleje żelazne (wyszczególniono tutaj najważniejsze linie kolejowe funkcjonujące w 1943 lub 1944 roku na terenie Generalnego Gubernatorstwa: Kraków – Częstochowa – Koluszki – Warszawa Kraków – Radom – Warszawa Kraków – Lwów Linie podkarpackie: Sucha – Nowy Sącz – Sanok

– Stanisławów Warszawa – Lublin – Lwów – Śniatyn), oraz

Drogi wodne. Wg danych z marca 1943 roku w Generalnym Gubernatorstwie zamieszkiwało 14 853 798 osób, w tej liczbie 7 085 690 mężczyzn i 7 768 108 kobiet, powierzchnia okręgu lubelskiego wynosiła 26 560 km², mieszkało tutaj 2 074 543 osób – dane te nie

Page 5: Chrząszcz - Listopad 2010 (nr 56)

CHRZĄSZCZ NR 11 (5)

5

są do końca dokładne, jeśli weźmiemy pod uwagę ciągle mające miejsca aresztowania, unicestwianie resztek ocalałej cudem żydowskiej ludności. Tak przedstawiają się informacje zawarte w "podręczniku" – niemieckim podręczniku dla polskich dzieci. W myśl założeń okupanta "Stery" miały stanowić rodzaj pisma edukacyjnego dla polskiej młodzieży na poziomie szkolnictwa powszechnego – nigdy nie spełniły swojej roli. Zawarte w nich informacje to zaledwie pobieżny przegląd niezbędnej wiedzy. Dotyczy to nie tylko "podręcznika" do geografii, ale także do przyrody, matematyki, czy języka polskiego. Jeden z mieszkańców Radecznicy – Stanisław Zybała tak opowiada o swoim spotkaniu ze "Sterem": Do trzeciej klasy poszedłem w listopadzie 1940 roku i w tym czasie zetknąłem się ze "Sterem". Nauczycielkami były panie Anna Kucharska i Maria Malanowska, katechetką ks. o. Andrzej Jan Smoleń. "Ster" to był takiego większego formatu zeszyt, a w nim były zawarte różne wiersze i czytanki z ilustracjami. Pamiętam, była tam bajka o Gerdzie i Kanucie, opowiadania o różnej treści, a o morskiej to nawet zachowało mi się do dziś jedno grubiańskie zdanie „na bok do jasnej cholery klął przy sterze Johansen". Z pomocy naukowej "Steru" korzystałem od listopada 1940 do kwietnia 1941 roku. Ze "Sterów" uczyły się także Marianna Smoter z Czarnegostoku i Genowefa Gliwa z Tworyczowa. Regina Smoter Grzeszkiewicz Aleksander Przysada OCALIC OD ZAPOMNIENIA Paweł Samulak

Urodził się w 1906 roku w Kawęczynie. Był synem Michała i Franciszki z domu Niechaj. Szkołę podstawową ukończył w Szczebrzeszynie. Służbę wojskową odbył we

Włodzimierzu Wołyńskim, w czasie której uzyskał stopień wojskowy starszego

sierżanta. Zmobilizowany do służby wojskowej w

1939 roku służył w 27 pułku artylerii lekkiej we Włodzimierzu. Starszy sierżant Paweł Samulak, jako żołnierz kampanii wrześniowej walczył z Niemcami

w rejonach: Świecia, Tucholi i Koronowa, gdzie dostał się do niewoli. Był więziony w Neobrandeburgu w Stalagu 2 A. Podczas zatrudnienia przy pracach polowych w niemieckich majątkach rolnych zdołał uciec i powrócić do rodzimej wsi Kawęczyn. Po powrocie z niewoli, jako znany i szanowany mieszkaniec i rolnik, został przyjęty do organizacji podziemnej ROCH, którą zorganizowali i kierowali: kierownik miejscowej szkoły Jan Szewczyk ps. ,,Dąb”, Jan Łazarczyk ps. ,,Zator” i Leonard Kowalczyk ps. ,,Kawka”. Był także członkiem ZWZ. W 1940 roku wstąpił do jednostki Armii Krajowej działającej w Obwodzie Zamojskim, gdzie został zastępcą komendanta placówki AK Kawęczyn. Przybrał pseudonim ,,Szczebel”. Komendantem tej placówki był Leonard Kowalczyk ps ,,Kawka”. Jako uczestnik ruchu oporu prowadził działalność zbrojną, szkoleniową i gospodarczo – zaopatrzeniową (żywnościową). Brał udział w akcjach bojowych skierowanych przeciwko niemieckim okupantom. Położył duże zasługi w szkoleniu młodych partyzantów, którym przekazywał swoją wiedzę zdobytą w wojsku i bojach partyzanckich z Niemcami. Wspólnie z komendantem Kowalczykiem organizował zaopatrzenie w żywność oddziałów partyzanckich stacjonujących w okolicznych lasach Kawęczyna – Cetnarze i szkoły podchorążych w gajówce Krzywe, gdzie był obóz szkoleniowy. Żywność pochodziła nie tylko z darów okolicznych polskich rolników, ale także ze zdobyczy na Niemcach i przedsiębiorstwach. Przykładowo uczestniczył w akcji zbrojnej w Cukrowni Klemensów w maju 1943 roku, w czasie której zdobyto kilkadziesiąt ton cukru na potrzeby ruchu oporu. Brał również udział w akcjach przeciwko zasiedlonym niemieckim osadnikom i tzw. ,,Czarnym”. W 1953 roku podczas akcji w Rozłopach zabrano kilka par koni i wozów, i kilkanaście sztuk trzody chlewnej. Organizował kwatery dla chorych i rannych partyzantów, a także dla dowódców oddziałów leśnych w czasie inspekcji lub szkoleń i organizatorów wywiadu, z którymi później aktywnie współpracował. Uczestniczył również w walkach pod dowództwem por. Tadeusza Kuncewicza ,,Podkowy”, były to walki z ustępującymi wojskami niemieckimi w lipcu 1944 roku. Brał udział w wyzwoleniu Szczebrzeszyna spod okupacji niemieckiej. Po wojnie, z inicjatywy Delegatury Rządu Londyńskiego na kraj i przy poparciu komendanta Stanisława Książka, został przewodniczącym Gminnej Rady Narodowej w Zwierzyńcu. W związku z nasilającymi się represjami władz PRL wobec uczestników ruchu oporu, a zwłaszcza osób ze struktur dowodzenia AK, również on był zagrożony aresztowaniem, zwłaszcza po śmierci ,,Kawki”. Wycofał się z działalności politycznej, natomiast dalej uczestniczył w organizowaniu i później w pracach spółdzielczości ogrodniczej. Jego zasługi w walce z Niemcami, w obronie ludności Zamojszczyzny zostały docenione dopiero po wydarzeniach październikowych w 1956 roku

Page 6: Chrząszcz - Listopad 2010 (nr 56)

6

CHRZĄSZCZ NR 11 (5) W roku 1958 został odznaczony Medalem Zwycięstwa i Wolności; 15 VIII 1960 roku Odznaką Grunwaldzką nr 21/496; 9 czerwca 1982 roku Medalem za udział w wojnie obronnej 1939 roki; w roku 1982 Krzyżem Partyzanckim. Za prace społeczne na terenie gminy i powiatu wyróżniony został odznaką za Zasługi dla Województwa Zamojskiego. Za patriotyczną postawę w latach niemieckiej okupacji, za pracę konspiracyjną, za pracę społeczną po wyzwoleniu, na wniosek Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej otrzymał 18 kwietnia 1984 roku Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Zmarł 17 grudnia 1989 roku w Kawęczynie. Został pochowany na cmentarzu parafialnym w Szczebrzeszynie.

Pozostałości zamku w Szczebrzeszynie obraz p. S. Juszczaka Zygmunt Klukowski GAWĘDA O DAWNYM SZCZEBRZESZYNIE Ciąg dalszy Ten nadmierny przyrost prawosławia bezsprzecznie był dziełem Tracza. Tym większym ciosem był dla niego ukaz o tolerancji religijnej. Za jednym zamachem w znacznym stopniu zniszczona została praca jego życia. Tego nie mógł przeboleć. Rzucił się jeszcze do walki, chcąc ratować pozostałe resztki ginącej placówki, zaczął wszelkimi sposobami utrudniać dezercję swych ,, prawowiernych” parafian, lecz podźwignąć z nagłego upadku parafii prawosławnej już nie zdołał. Przeżycia z r. 1905 silnie wpłynęły na stan jego zdrowia i skróciły mu życie, które zakończył w r. 1909 w szpitaliku klasztornym w Radecznicy. Dla zasług swoich pochowany został nie na cmentarzu ogólnym, lecz tuż przy cerkwi w Szczebrzeszynie, a pomnik z granitu postawiony na jego mogile był równocześnie pomnikiem jego dzieła. Lecz kruche były podstawy tego ,,Dzieła”. Gdy w czasie wojny światowej Moskale opuścili Szczebrzeszyn, zamknięte zostały obie cerkwie. Jedną z nich – przy szpitalu, w r. 1917 wyświęcono z powrotem na kościół pod wezwaniem św. Katarzyny, nie jak dawniej św. Trójcy. Druga b. cerkiew do dziś stoi nieczynna. Cała parafia prawosławna znikła nagle jak bańka mydlana. W Szczebrzeszynie przy prawosławiu pozostało zaledwie kilkanaście osób.

Niektóre rodziny, żeby zatrzeć widome ślady swej poprzedniej przynależności wyznaniowej, jak np. Cebrykowy, pozmieniały na cmentarzu na nagrobkach swych krewnych napisy rosyjskie na polskie. – I nawet po granitowym pomniku tuż przy cerkwi samego ,,Ojca” Tracza nie pozostało dziś ani śladu. Na parę lat przed obecną wojną, na poufne polecenie burmistrza Franczaka, pomnik ten zniszczono, a trumnę ze zwłokami Tracza przeniesiono na cmentarz ogólny. I niesławna pamięć o słynnym popie Traczu, zwłaszcza wśród młodszego pokolenia, zaczyna w Szczebrzeszynie zacierać swe realne kształty i stopniowo przechodzić do legendy. W tym samym czasie proboszczem parafii rz.- kat. był ks. prałat Grabarski. Cieszył się on dużą popularnością, znany był ze swej filantropijnej działalności, którą obejmował nawet Żydów. Tak był przez nich lubiany, że jak mnie wielokrotnie upewniali starzy Żydzi, przez długi szereg lat w synagodze miejscowej odprawiano nawet modły na jego intencję. Smętne, szare, ponure było życie w Szczebrzeszynie za czasów rosyjskich. Ucisk dawał się tu silnie we znaki, działalność społeczna była bardzo nikła, ruchu umysłowego żadnego. A jednak prowadzono tu w pewnych rozmiarach pracę konspiracyjną, tajne nauczanie, istniały niektóre organizacje – Macierz Szkolna N.D., P.P.S., którego duszą był miejscowy aptekarz Gustaw Zahrt. Do postępowego obozu należał i dr Villaume, a jego córka Zofia, późniejsza Zahrtowa, była również w P.P.S. – Zewnętrzny ton nadawało miastu głównie wojsko, konsystujący tu pułk kozaków. Głośne też były hulanki oficerów. Pewnym echem odbił się tu rok 1905, sprawa oderwania Chełmszczyzny silnie poruszyła miejscową ludność. Aż wybuchła wojna światowa, przewalały się masy wojska rosyjskiego, austriackiego, potem znów rosyjskiego i wreszcie dłuższa okupacja austriacka, zarysowały się różne orientacje, moskalofilska, austriacka, niepodległościowa, trochę młodzieży poszło do legionów. Dużo opowiadań słyszałem o komisarzu Walerianie Zapale, który reprezentował tu władze okupacyjne austriackie, a którego nowo utworzona rada miejska obdarzyła – zresztą podobno na jego żądanie – obywatelstwem honorowym; o ówczesnym trybie życia, o epidemii cholery, o szybkim organizowaniu się szkolnictwa polskiego, potem o P.O.W. i o pierwszych miesiącach istnienia niepodległego Państwa Polskiego. Często, słuchając tych opowieści, podanych ze wszystkimi szczegółami, namawiałem wielu ludzi, żeby spisywali swoje wspomnienia z czasów przedwojennych i z okresu okupacji, niczym się nie krępując,w najskromniejszej chociażby formie. Lecz nie spotkałem tu nikogo, kto by chciał i potrafił to uczynić, nawet w najbardziej nieudolny sposób. Uzyskałem tylko parę fragmentów i to głównie o charakterze autobiograficznym. Tak się złożyło, że przez swoje zainteresowania historyczne poznałem dawniejszą przeszłość Szczebrzeszyna i zwłaszcza jego dzieje w w. XIX

Page 7: Chrząszcz - Listopad 2010 (nr 56)

CHRZĄSZCZ NR 11 (5)

7

i w pierwszych kilkunastu latach w. XX dość dobrze, stałem się pewnego rodzaju ,,specem”. Często oprowadzałem po mieście i po zamczysku różne wycieczki, bardzo wiele osób, urzędów i instytucyj zwracało się do mnie z prośbą o udzielenie rozmaitych informacyj dotyczących Szczebrzeszyna, kościołów, szkół, fundacyj, poszczególnych obywateli itp. I nieraz dziwili się, a nawet urażali, jeżeli nie mogłem dać żądanej odpowiedzi, bo sam nie wiedziałem. Przekonałem się, jak bardzo pożądane byłyby gruntownie opracowane regionalne monografie historyczne. Na tym kończę swą gawędę o dawnym Szczebrze-szynie i przechodzę do współczesnego. Poczta ,,Chrząszcza” Kłaniam się miastu Szczebrzeszyn. DodoHa, poetka z zachodniopomorskiego. 15-23 sierpnia zwiedzałam Roztocze, między innymi także Szczebrzeszyn. To piękna ziemia. Na Topoleckiej drodze Na Topoleckiej drodze kołatają podkowy. Jedzie furka ze słomą, źdźbła wpadają w parowy, na przyczepie gałęzi pilarz buja się sennie. Słońce puka do okna, ciepło…błogo…przyjemnie. Przy Topoleckim dukcie ostatnie krowy się pasą. Tyczki pełne fasoli przyglądają się lasom, które po Żurawnicę otulają wzniesienia. Pierwsze pianie koguta, mleko…kołacz…westchnienia. U asfaltu w Topólczy tytoń kwitnie w zagonach, zioła plenią się bujnie na przebrzmiałych wygonach, zza drewnianych parkanów psy szczekają zjadliwie. Obłok sunie z suszarni, długo…sielsko…leniwie. Nad topóleckim traktem bocian z gniazda się wznosi. Niewyspany gospodarz z rosą łąkę już kosi, żeby potem móc zapchać kilka brzuchów gadzinie. W sadzie jabłko gruchnęło, a Wieprz płynie…i płynie. Topolecka ulica koło szóstej się budzi. Sklep zajeżdża z bułkami, ludzie suną do ludzi, wozak wraca z kanami z ostatniego udoju. Babka siedzi przy oknie w ciszy…w nudzie…w spokoju. 22.08.2010. Topólcza Dorota Dobak-Hadrzyńska

Ps. Ku mojemu zaskoczeniu, pomnik chrząszcza nie jest chrząszczem. Jedynie dwie rzeźby przed synagogą przedstawiają chrząszcze. Biedronka tak, kozioróg Dębosz tak, ale Świerszcz to prostoskrzydłe. PYCHA I OBŁUDA Jezus ryby mnożył By głodnych nakarmić A Platforma Obywatelska garbatym Każe się jeszcze bardziej garbić. Nasi dysydenci zarabiają krocie, Nam zaś zgotowali masowe bezrobocie. Nie ma na lekarstwa, nie ma na lekarza, Trzeba będzie zatrudnić na etat rakarza. Pycha mózgi zżera, głupota panuje I przez takich to właśnie Biedny lud głoduje. Usta pełne frazesów, a serca i dusze czarne Pilnują tylko swoich interesów, Zaś społeczeństwu żyje się marnie. Ślimak ziemi bronił by obcemu nie dać, A nasi rządzący chcą wszystko rozprzedać. Obudź się narodzie, bierz się za władanie, Bo niedługo z Polski nic już nie zostanie, A gdy nerwy puszczą wytrwałości nie stanie Miej nas wtedy w Swej opiece Najjaśniejszy Panie. Teresa Woźniak Szczebrzeszyn

Kaplica DPS „Pod Modrzewiami”w Szczebrzeszynie

Page 8: Chrząszcz - Listopad 2010 (nr 56)

CHRZĄSZCZ NR 11 (5)

8

TABLICE PRZERACHOWAŃ MIAR I WAG Miary linijne

Metry Sążnie ros. Sążnie

nowopol. Arszyny Łokcie

nowopol. Stopy angielskie

1 2,13356 1,72800 0,71119 0,57600 0,30470

0,4687 1 0,80991 0,33333 0,26997 0,14286

0,5787 1,2347 1 0,41157 0,33333 0,17639

1,4061 3 1,42374 1 1,80991 0,42857

1,73611 3,70411 3 1,23470 1 0,52916

3,3809 7 5,66939 2,33333 1,88988 1

Miary drożne

Stopień równika

Kilometry

Wiorsty

Mile geo- graficzne

Mile morskie (węzły)

Mile angielskie

1 0,00890 0,00958 0,06667 0,01667 0,01447

111,3066 1 1,0668 7,4204 1,8551 1,6091

104,3388 0,9374 1 6,9559 1,7390 1,5086

15 0,1347 0,1433 1 0,2500 0,2169

60 0,5391 0,5751 4 1 0,8675

69,1640 0,6214 0,6620 4,6100 1,1527 1

Miary gruntowe Hektary Dziesięciny Morgi 1 1,092500 0,559872

0,915332 1 0,512470

1,786112 1,951340 1

Miary objętości Litry Wiadra Garnce rosyjskie 1 12,2989 3,2800

0,0813 1 0,2666

0,30487 3,75000 1

Miary wagi

Kilogramy Funty rosyjskie Funty polskie 1 0,40951 0,40550

2,4441862 1 1,009880

2,46609 0,99020 1

Dane dotyczące dawnych wag i tablic przerachowań pochodzą za zbiorów pana Józefa Kołcona. R.

Page 9: Chrząszcz - Listopad 2010 (nr 56)

9

Leszek Balicki Żurawnica ciąg dalszy Trzeba było więc być nie tylko lekarzem, ale i psychologiem.

W tymże szpitalu leczyła się moja Mama. Cierpiała na dolegliwości kręgosłupa, „krzyża", jak to się u nas mówiło. Leczono ją już to na ischias, rwę kulszową, czy na co tam jeszcze. A ona coraz bardziej cierpiała, nie mogła wręcz chodzić. Wreszcie wybrała się z wizytą do jednego ze starszych lekarzy - dra Józefa Spoza. Ten badał, pytał, w końcu siadł i zaczął myśleć. Jak opowiadała Mama, robił to dość głośno - sapał, chrapał i myślał. Gdy skończył, kazał jej wstać. Gdy wstała, uderzył ją w ramię, padła na krzesło. Tego samego dnia wypisał jej skierowanie do Kliniki Chirurgicznej w Lublinie. Skończyło się operacją kręgosłupa. Po dość długiej rekonwalescencji cierpienia minęły. Okazało się, że była to gruźlica kości - dwa kręgi odpowiednio oczyszczone operacyjnie, podbudowane kawałkiem kości z uda załatwiły sprawę, i to dzięki lekarzowi z trzeciorzędnego szpitalika na prowincji. Dodać trzeba, że po raz pierwszy usłyszeliśmy wówczas o antybiotykach. Mama dostała z wielkim trudem streptomycynę. A był to rok 1951. Z tego pobytu pamiętam wyprawę do Lublina w celu odwiedzin Mamy, a także jej opowieści o współtowarzyszach niedoli. Byli to najczęściej więźniowie Zamku lubelskiego, katowani przez UB i dopiero w stanach prawie beznadziejnych kierowani do kliniki.

Leczyłem się w szczebrzeszyńskim szpitalu i ja przez dziewiętnaście długich, jak zimowa noc pod biegunem, lipcowych dni 1962 r. Miałem poważny uraz prawej ręki, którą wsadziłem w piłę tarczową, usiłując, w czasie wakacji podczas studiów, ciąć jakieś listwy. Pewnie odtąd zostały mi stolarskie zainteresowania. Do dziś lubię dłubać w drewnie. A szpital wspominam, mimo wszystko, rzewnie. Operował mnie dr Czurycki. Siostry, zwłaszcza siostra Longina, także Emanuela, które zmieniały mi opatrunk, były mi znane wcześniej. Utrzymywały bowiem związki z moją Mamą. Nigdzie w świecie nie ma takiego ogrodu na wzniesieniu okolonym murem, z którego widać prawie całe miasto i jego problemy. Nigdzie w świecie nie można w niedzielę przejść, wówczas nieoficjalnym, prawie tajemnym przejściem do przyległego kościoła (w miejscowym języku: klasztoru) na mszę. Jeśli komuś jednak stan zdrowia nie pozwalał, mógł wysłuchać mszy ze szpitala.

Klatka schodowa była przeszklona, wystarczyło uchylić okno na półpiętrze - uczestnictwo było i wzrokowe, i słuchowe.

Szpital nosił imię prof. Heliodora Święcickiego. Byłem ciekaw, kto to taki. Poszperałem, wyszukałem. Był to lekarz ginekolog, położnik, działacz społeczny w Poznaniu. Profesor, współzałożyciel Uniwersytetu Poznańskiego, późniejszy jego rektor. Był też prezesem Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk i redaktorem „Nowin Lekarskich". Żył w latach 1854 -1923. W czasie, gdy po I wojnie zaczynał funkcjonować szpital w Szczebrzeszynie, prof, Święcicki zmarł. Być może stąd ten patronat.

Dziś, jak słyszę, jeden z ostatnich lekarzy tego szpitalika dr Mikuś, który leczył mego Ojca także pod koniec jego życia, rozpoczął karierę jako działacz samorządowy. Szpital zaś, jak usłyszałem pewnego razu w radiowych „Sygnałach dnia", miał być likwidowany. Okazał się bowiem nieopłacalny, nieskuteczny, nieracjonalny itp. Ma wystarczyć szpital w Zamościu, i myślę niekiedy: jak to się stało, że ten mały szpitalik spełniał wszystkie te wymagania przez prawie 200 lat, nawet w najgorszych czasach? Teraz okazuje się niepotrzebny, nieudolny, niesprawny. Miejscowa ludność próbowała protestować. Czy skutecznie - tego już nie wiem. Dawno nie byłem w rodzinnych stronach.

W tym szpitaliku się urodziłem w 1941 roku, 27 czerwca, a więc w kilka dni po tym, jak opanowawszy Polskę, Niemcy ruszyli także na Rosję. Piszę o tych urodzinach w Szczebrzeszynie, choć nigdy w tym miasteczku nie mieszkałem. Związany byłem z nim dość mocno w dzieciństwie. Tam chodziłem na religię i do pierwszej komunii, tam byłem przez długi czas ministrantem, tam chodziłem na zakupy, tam jest cmentarz i groby rodzinne. Szczebrzeszyn mam także wpisany w dokumentach jako miejsce urodzenia. Idzie więc ze mną przez całe życie i to ze znanym komentarzem. Nawet gdy podczas obrony mojej pracy doktorskiej, pani dziekan Romanowska, czytając mój życiorys, wymieniła Szczebrzeszyn, cała, dość liczna publika zareagowała typowo: każdy zwrócił się do ucha sąsiada i wyszeptał, że „w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie". Dzisiaj w Szczebrzeszynie stoi nawet pomnik chrząszcza. A trzcin dziś już żadnych w Szczebrzeszynie nie ma. A były. Pamiętam je jeszcze z lat pięćdziesiątych. Mniej więcej 300 m przed miasteczkiem, od strony

CHRZĄSZCZ NR 11 (5)

Page 10: Chrząszcz - Listopad 2010 (nr 56)

10

CHRZĄSZCZ NR 11 (5) Zwierzyńca, nieopodal szosy znajdował się staw

obrośnięty gęsto szuwarami, sitowiem i trzcinami. Z opowieści wynika, że to właśnie tam był pierwszy etap selekcji szczebrzeszyńskich Żydów pędzonych do Bełżca. Ci, którzy próbowali się ociągać, nie mogli lub nie chcieli, tam właśnie zostali rozstrzelani.

Oprócz tego w Szczebrzeszynie były same osobliwości. Były więc „gany", lessowe wąwozy, wyżłobione przez wodę, tworzące malownicze tunele. Do dziś je można oglądać, wybierając się do Gorajca, Radecznicy. Była w Szczebrzeszynie cerkiew, była, zniszczona wprawdzie synagoga, a także żydowski kirkut, również zniszczony. Bóżnicę, a raczej jej ruiny po wojnie odbudowano, ulokowano tam Gminny Ośrodek Kultury. Cerkiew pozostaje w stanie permanentnej renowacji. Starą topografię Szczebrzeszyna zaś najlepiej znała moja babcia. Tłumaczyła mi, że koło szlachtuza spotkała swoją znajomą. Gdy się dopytywałem, gdzie i co to ów „szlachtuz", odpowiadała, że przecież koło buchty. Gdy zaś dochodziła do szamburki, była już dziesiąta i spóźniła się na mszę. Rozszyfrowanie tych obiektów należy pozostawić miłośnikom Szczebrzeszyna. Gmina Szczebrzeszyn wyróżniona

Gmina Szczebrzeszyn jako jedyna z powiatu zamojskiego została wyróżniona w Rankingu Europejska Gmina - Europejskie Miasto prowadzonym przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego i „Dziennik Gazeta Prawna". Ranking wyróżnia samorządy, które mają największe sukcesy w przyciąganiu środków unijnych ze wszystkich

kategorii programów wsparcia.

Więcej informacji na stronie internetowej: http://www.gazetaprawna.pl/ .

Shtetel – miasteczko - Szczebrzeszyn Nawiązując do niedawno obchodzonych Dni Trzech Kultur proponujemy naszym czytelnikom fragmenty wspomnień Philipa Bibela Opowieści z kraju dzieciństwa (Tales from the Shtetel) przetłumaczone, opatrzone przypisami i uzupełnieniami przez pana Leszka Balickiego. Każdy chciałby wrócić tam, skąd pochodzi. Gdziekolwiek się urodziliśmy: w Moskwie, Warszawie, Paryżu, Biłgoraju czy Szczebrzeszynie – nasze babcie śpiewały nam kołysanki swoich rodzinnych stron. W jidysz takie miejsce nazywa się „Shtetel”

Nasz Szabat w Szczebrzeszynie Nasz Szabat zaczynał się w piątek. By być dokładnym: około 6. w piątek rano. Słyszałem wtedy moją matkę, która wstawała i przygotowywała się do wielkiego wydarzenia, do pieczenia chleba, który musiał wystarczyć na cały tydzień. Przypominam sobie, że pewnego dnia, jako jeszcze małe dziecko, ja także wyskoczyłem z łóżka i oświadczyłem mamie, że ja będę jej pomagał. Nie opierała się zbyt długo. Ściągnęła moją nocną koszulę, wzięła mnie za ręce i prowadząc mnie na bosych nogach przeszliśmy te kilka metrów do domu dziadka, gdzie babcia, już obudzona, krzątała się żwawo. Kuchnia była jasno oświetlona, w wielkim ceglanym piecu i szabaśniku buzował ogień, a kopczyki przesianej mąki znajdowały się na stole. Część ciasta już rosła. Kuchnia graniczyła z sypialnią dziadków, a drzwi były rzadko zamknięte. Dziadek zobaczył mnie wchodzącego, uśmiechnął się i mrugnął na mnie, bym przyszedł do niego do łóżka. Położył mnie na swoich piersiach, twarz skryłem w jego brodzie. Zapachniało korzeniami. Zamknąłem oczy i poczułem przyjemne ciepło. Przyglądaliśmy się, jak dwie kobiety przygotowują wypiek – przesiewają mąkę i mieszą ciasto. Najpierw białą mąkę na kręconą szabasową chałkę i inne białe, smaczne wypieki, później ciemną, żytnią na okrągłe bochny chleba posypane na górze ziarnkami kminku. Kiedy chleb był świeży – był miękki i wyśmienity, ale ponieważ piekło się tylko raz w tygodniu – pod koniec stawał się czerstwy, twardy i trzeba było dużo czosnku i cebuli, by stał się znowu możliwy do zjedzenia. Piekło się dla całej naszej rodziny. W pobliżu mieszkał wujek, więc upieczone wyroby były dzielone między nas wszystkich. Pierwszy wychodził „Biały pletzel” wyrabiany z wyrośniętego, białego ciasta. Mama je obracała, toczyła, kręciła dotąd, aż była przekonana, że jest ono już doskonałe.

Dalszy ciąg na stronie 12

Page 11: Chrząszcz - Listopad 2010 (nr 56)

11

CHRZĄSZCZ NR 11 (5)

Wyróżnienie dla pana Stefana Bieleckiego Na Ogólnopolskim Biennale Sztuki Nieprofesjonalnej Pejzaż Ojczysty były mieszkaniec naszego miasta, pan Stefan Bielecki mieszkający obecnie w Sieradzu, zdobył wyróżnienie za pracę ,,Szczebrzeszyn moje miasto” Anna Baranowska we wstępie do albumu promującego biennale pisze: ,,Artyści prezentujący prace na IX Biennale Sztuki Nieprofesjonalnej ,,Pejzaż Ojczysty”, kolejny raz podzielili się swoim zachwytem nad urodą rodzimych pól, łąk, lasów ale i uliczek, podwórek, ryneczków. Używając przeróżnych technik artystycznych, twórcy akwarel, gwaszy, olejów i kolaży i wielu jeszcze innych form, zaprosili wodza do spaceru po ścieżkach swojej wyobraźni. Spacer ten ma sprawić i sprawia przyjemność, wiodąc przez wiejskie drogi, leśne dukty, zapraszając na ulice miast.” Prezentujemy dyplom i nagrodzoną pracę pana Stefana Bieleckiego.

Propozycje biblioteki - listopad 2010

Pierwszą z nich jest praca zbiorowa pod redakcją Pani Reginy Smoter-Grzeszkiewicz i Pana Bogusława Garbacika „ Dzieje Gminy Szczebrzeszyn". Książka ukazuje historię poszczególnych miejscowości gminy Szczebrzeszyn oraz losy ich mieszkańców.

Drugą proponowaną pozycją jest album Mariana Kulika „ Zamojszczyzna pamięta i oskarża" upamiętniający wydarzenia z okresu II wojny światowej na Zamojszczyźnie. Album zawiera około 300 fotografii z miejsc upamiętniających ludobójstwo niemieckie na terenach czterech powiatów: biłgorajskiego, hrubieszowskiego, tomaszowskiego i zamojskiego.

MGBP w Szczebrzeszynie

Page 12: Chrząszcz - Listopad 2010 (nr 56)

Wtedy formowała je w kształt dysku o rozmiarze talerza. Pletzel był bardzo cienki w środku i miękki na obrzeżach. Posypywała je wszystkie czarnym makiem, dodawała odrobinę smażonej cebuli, a całość smarowała słodkim masłem, następnie zapiekała i dopiero wtedy kiwała mi, aby przyjść i zjeść. To był najlepszy smakołyk, jaki kiedykolwiek próbowałem. Do dzisiaj czuję jeszcze jego ciepło i aromat, którego nigdy więcej nie doznałem. Następnie przychodziła kolej na dziadka. Wstawał, mył się, szedł do drugiego pokoju, wkładał modlitewny szal i odprawiał swoje pierwsze, poranne modły. W końcu brał swoją ulubioną srebrną szklaneczkę, napełniał ją wódką (pełna to ok. 4 uncje czyli około 150 gramów) wypijał to haustem i siadał przy stole zastawionym już maślanymi „pletzlami” i jadł je, popijając czymś, co nazywano „kawą”. W rzeczywistości była to cykoria i palona kawa zbożowa. Zadowolony i szczęśliwy szedł dziadek do warsztatowej części budynku i zaczynał ostrzyć narzędzia i piły. W mieście nie było jeszcze elektryczności i wszystko robiło się narzędziami ręcznymi. Wkrótce przyłączył się do nas wujek z moim ojcem. Siadali, aby zjeść ciepłe jeszcze wypieki. Ale taka uczta zdarzała się tylko w piątek. Nieco później mama zanurzała i wyciągała pięści z ciemnego, żytniego ciasta – miesiła je, a następnie formowała coś, co nazywaliśmy „Platkis”. Miały one owalny kształt, były dłuższe niż białe pletzel, a w środku były maślane i pokryte ziarnem sezamowym. Były one przeznaczone dla pomocników, którzy pracowali w warsztacie. Moja ciotka i niektórzy jej sąsiedzi przychodzili zabrać swoją chałę i chleb, a przy okazji spróbować słonych ciastek oraz słynnego Mandelbrot (wypieku zdarzającego się tylko w tym dniu, a który nazywano „Mandelbrot”). Gdy tylko pieczenie się kończyło, szorowano i sprzątano kuchnię. Wszystko było odkładane do następnego tygodnia – zaczynały się przygotowania do Szabatu (Tshullim). Ponieważ Żydzi nie mogli gotować w soboty, główny posiłek musiał być przygotowany dzień wcześniej. Olbrzymi, gliniany garnek napełniano „dermą” (marchew, ziemniaki, kurczaki, wołowina, cebula i trochę przypraw).

Kiedy garnek był pełny, przykrywano go szczelnie i wkładano do mocno nagrzanego ceglanego szabaśnika. Przynosili do nas swoje garnki także sąsiedzi, musieliśmy więc ustawiać je w piecu, który na koniec był także dokładnie zamykany. Przygotowane danie dusiło się stale i nie było otwierane aż do następnego dnia, kiedy to Szabat Goy (polska kobieta wynajęta w tym celu) przychodziła wykonać prace zabronione nam aż do soboty. Podczas gdy kobieta przygotowywała szabasowy gulasz, mężczyźni zaczynali się sami sposobić do święta. Około 3. po południu wszyscy kończyli pracę i prawie wszyscy schodzili razem w dół, nad rzekę, gdzie w ogromnym budynku mieściła się „turecka” łaźnia parowa. Wewnątrz było gorąco i parno. Mężczyźni wychodzili na najwyższe ławki, gdzie para i temperatura były najwyższe. Zabierali ze sobą miotełki do szorowania, a czasami służące do biczowania się. Można było się tam wypocić, wyszorować i bawić, wydając wszelkie odgłosy wyraźnej przyjemności. Ja także chodziłem z nimi, ale siadałem najwyżej na pierwszej ławce, gdzie było najchłodniej. Mniej więcej po dwóch godzinach mężczyźni wychodzili z łaźni i zanurzali się w chłodnej, rzecznej wodzie, która płynęła przez sam budynek łaźni. Wreszcie czyści i szczęśliwi z jaśniejącymi twarzami wychodziliśmy i udawaliśmy się do domu, aby zmienić całe nasze ubrania na strój szabasowy. Wszyscy wyglądali czysto i świeżo, i wtedy szli do świątyni, by się pomodlić. A gdy wrócili do domów, świece poświęcone przez kobiety już się paliły. Świecznik na naftę także się już świecił. Chałka, którą przykryto białym atłasowym obrusem, leżała przed świecami. Uściskaliśmy się wzajemnie i złożyliśmy każdemu życzenia dobrego Szabatu. Dziadek odmawiał modlitwę, po czym siadaliśmy do posiłku. Najpierw jednak rozlegał się śpiew Kiddush następujący po spróbowaniu świeżo zrobionego wina rodzynkowego (czasami mieliśmy prawdziwe, czerwone wino z etykietką „Kosher La Pesah”). Potem podawano świeżo przyrządzoną rybę, jeszcze ze skórką. Dziadek brał największy kawałek ryby, błogosławił go i często dla siebie zabierał głowę. Czasem wybierał mały, smakowity kąsek i dawał go mnie. c.d.n..

12

CHRZĄSZCZ NR 11 (5)

„Chrząszcz” – miesięcznik informacyjny Wydawca – Stowarzyszenie Przyjaciół Szczebrzeszyna Redakcja –Zygmunt Krasny, Joanna Dawid, Leszek Kaszyca, Zbigniew Paprocha , Mateusz Sirko Adres : 22-460 Szczebrzeszyn ul. Pl. T. Kościuszki 1 E-mail: [email protected] Projekt rysunku Chrząszcza – Monika Niechaj