32
Fot. Honorata Karapuda Gazeta Studencka Sulechów i Zielona Góra Sulechów i Zielona Góra dumne z dumne z MELI KOTELUK MELI KOTELUK Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary NR 88 :: GRUDZIEŃ 2012 MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 :: Nakład 10 000 :: Gazeta bezpłatna ISSN 1730-0975 :: Nakład 10 000 :: Gazeta bezpłatna

UZetka 89 (grudzień 2012)

  • Upload
    uzetka

  • View
    231

  • Download
    3

Embed Size (px)

DESCRIPTION

"UZetkowe" święto str. 2, Zaloguj się w Zielonej str. 3, Studenci, bądźcie sobą str. 6-7, Jak nas wodzą za nos str. 10, Wydawcy bali się wydać tę powieść str. 12, Literacka prywatka str.13, Kciuk do góry! cz. II str. 14, Miękkie lądowanie str. 16, A co powiecie, studenci, na balet? str. 17, Lipalisopadowo str. 18-19, Czy będzie indie Skubas? str. 20, Do usłyszenia pod choinką str. 21, Maj inglisz is wery słaby str. 22, Efekty specjalnej troski str. 24, Blog daje mi szczęście str. 26, Ludzie, parapety i klamki str. 28, Obmacani przed świętami str. 29, Studencki sport na Uniwersytecie Zielonogórskim str. 30, Hubertus - bezkrwawe łowy str. 31, Czy ktoś z Twoich bliskich jest zagrożony przez narkotyki? Pomóż mu. str. 32

Citation preview

Page 1: UZetka 89 (grudzień 2012)

Fot.

Hon

orat

a Kar

apud

aGazeta Studencka

Su lechów i Z i e lona Góra Su l echów i Z i e lona Góra dumne zdumne z MELI KOTELUKMELI KOTELUK

Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary

NR 88 :: GRUDZIEŃ 2012

MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 :: Nakład 10 000 :: Gazeta bezpłatnaISSN 1730-0975 :: Nakład 10 000 :: Gazeta bezpłatna

Page 2: UZetka 89 (grudzień 2012)

"UZetkowe" świętoZa nami już święto

urodzinowe "UZetki", które było dowodem na to, że studenckie

pismo naszego uniwersytetu jest

ważnym głosem w całym regionie.

W dniu dziesiątych urodzin "UZetki", 6 listopada, spotkali-śmy się w Klubie Studenckim "U Ojca": dziennikarze, władze uczelni, władze miasta i regionu, pracownicy uczelni. Były wspo-mnienia, toast i oczywiście tort (pyszne zdjęcie obok). Cieszyła obecność dawnych "UZetkowi-czów", m.in. Janka i Emilii Wal-czak, Igi Kołacz, Asi Urbańskiej, Asi Oleszkiewicz, Pawła Ptaszyń-skiego - należą im się ogromne słowa podziękowania za to, że tworzyli "UZetkę" kiedyś i za to, że są jej dobrymi duchami dzisiaj. A najlepszymi dobrymi duchami naszego pisma i całej zresztą uczelni przez ostatnie lata byli prof. Longin Rybiński, prorektor ds. studenckich i Pani Ewa Sa-peńko, kierownik Biura Promocji UZ, którym "UZetka" ogromnie dziękuje za wszelkie wsparcie. Z okazji urodzin otrzyma-liśmy wiele gratulacji i życzeń - dzielimy się nimi z Wami! A wszystkim Gościom naszego jubileuszu dziękujemy, że byli z nami w tę szczególną rocznicę. fot. obok: Marta Ułasowicz

Doceniam ważną rolę "UZetki" w kształtowaniu środowiska studenckie-go naszej Uczelni. Swoim działaniem udowodnili Państwo, że można

zrobić to, co wielu pesymistom wydawało się nieosiągalne. prof. dr hab. Wojciech Strzyżewski, Prorektor ds. Studenckich

Gazeta Studencka "UZetka" odkrywa przed żakami wielkie możliwości oraz ogromne szanse na aktywne i ciekawe spędzanie czasu wolnego, a także tworzy w sercach młodych ludzi wyjątkową pasję, jaką jest

miłość do pisania. Promowanie dziennikarskiego kunsztu, aktywizacja i integracja studencka, które rozbudzają publicystyczne zamiłowania, to cenne

inicjatywy, które wspieramy i podziwiamy w Lubuskiem.

Elżbieta PolakMarszałek Województwa Lubuskiego

Największą wartością "UZetki" jest to, że od początku tworzą ją lu-dzie młodzi, pełni zapa-łu i szczerego oddania. Tego gratuluję z całego serca, ponieważ Wa-sza gazeta mimo upły-

wu czasu nadal jest pismem dynamicznym i radosnym. Ma młode serce i mądry rozum. Dzięki temu stanowi wspaniałą szkołę dla

przyszłych kadr dzienni-karskich.

Janusz KubickiPrezydent Miasta

Zielona Góra

Od dnia powstania "UZetka" jest nieoceniona jako obserwator życia studenckiego

i miasta Zielona Góra.

Poseł na Sejm RPBogusław Wontor

GRUDZIEŃ 20122

Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ul. Podgórna 50, 65–001 Zielona Góra

Tel./fax +48 68 328 7876 Mail: [email protected] ISSN 1730-0975

REDAKTOR NACZELNA/SKŁAD: Kaja Rostkowska

WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów Studenckich

OGŁOSZENIA I REKLAMY: 0 602 128 355, [email protected]

DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Za zamieszczone informacje odpowie-

dzialność ponoszą ich autorzy. WWW.WZIELONEJ.PL

Uniwersytet Zielonogórski

Page 3: UZetka 89 (grudzień 2012)

Portal wZielonej.pl jest odpo-wiedzią na wiele pytań, które studenci i mieszkańcy miasta za-dają sobie codziennie.

■ Co się wydarzyło?

W zakładce Informacje znaj-dziecie najświeższe wiadomości dotyczące życia akademickiego i bieżących wydarzeń społecz-nych, akademickich, kultural-nych. Polecamy moduł "Strefa VIP", w którym możecie odsłu-chać rozmowy z najważniejszy-mi osobami w mieście. Szczegól-nie rozbudowaną podstroną portalu jest Sport - w tej zakład-ce znajdziecie informacje, wy-wiady, galerie, fi lmy, wyniki.

■ Co robimy wieczorem?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, wystarczy otworzyć zakładkę "Co, gdzie, kiedy" albo spojrzeć na moduł "Dzisiaj w Zielonej", który prezentuje polecane przez nas imprezy na dany dzień.

■ Gdzie zjeść?

Na dole głównej strony znajdzie-cie moduł przedstawiający loka-le (pizzerie, fast foody, bary, ka-wiarnie, puby, restauracje) - na pewno znajdziecie tam podpo-

wiedź kulinarną... Moduł na ra-zie jest wypełniany zawartością - prosimy o cierpliwość!

■ Co o tym myślisz?

Forum to miejsce, gdzie może-cie komentować wszystko to, co dzieje się wokół Was. Aby dodać wpis, należy zalogować się na portalu lub być zalogowanym na Facebooku. Opcja komentowa-nia dostępna jest pod każdym artykułem i galerią zdjęć.

Portal wZielonej.pl promuje także dwa pozostałe media Uni-wersytetu Zielonogórskiego - znajdziecie tutaj podstronę Akademickiego Radia Index i oczywiście Gazety Studenckiej "UZetka". A do tego wszystkie-go całe mnóstwo innych atrakcji. ■ Zaloguj się w Zielonej!

Logowanie na portalu wZielo-nej.pl umożliwia korzystanie z forum, dodawanie wydarzeń, a także szybki podgląd Twoich wątków i - co warte szczególnej uwagi - dodawanie własnych ar-tykułów.

Do zobaczenia w Zielonej!

Kaja Rostkowska

Zaloguj się w Zielonej6 listopada 2012 r., w czasie uroczystości 10-lecia Gazety "UZetka", został uruchomiony nowy produkt medialny Uniwersytetu Zielonogórskiego. Nie ma już UZetki.pl - w jej miejsce pojawił się Portal Uniwersytecki wZielonej.pl. - nowoczesny serwis o złożonej strukturze, prezentujący najważniejsze informacje z UZ, Zielonej Góry, regionu i kraju. - Chcemy promować naszą uczelnię i Zieloną Górę jako miasto uniwersyteckie - mówi Marcin Grzegorski, redaktor naczelny nowego portalu.

3GRUDZIEŃ 2012 Uniwersytet Zielonogórski

Page 4: UZetka 89 (grudzień 2012)

Uniwersytet Zielonogórski GRUDZIEŃ 20124 Kultura studencka

Page 5: UZetka 89 (grudzień 2012)

O magii grudniasłów kilka

Wtedy też okazuje się, że każdy z nas przez całe życie chce być po części dzieckiem. Staramy się wzajemnie obdarować choćby drobnymi upominkami. Nie za-pominając oczywiście o tych, któ-rzy nie mogą sobie na to pozwolić. 22 grudnia rozpoczyna się astronomiczna zima. Jak zwykle cieszy ona bardziej dzieci niż do-rosłych. Kiedy one czekają na pierwszy śnieg i myślą o bitwach na śnieżki, lepieniu bałwana, zwa-riowanych zjazdach na sankach czy zbudowaniu własnej, najwięk-szej ślizgawki w okolicy, my zatro-skani piszemy „czarny” scena-riusz odśnieżania naszych posesji, odmrażania samochodów, wy-obrażamy sobie, jak stoimy w kor-kach czy spóźniamy się do pracy. Wreszcie kolejne dwa dni czekamy na jedno z najważniej-szych spotkań rodzinnych w roku. Przy stole zastawionym tradycyj-nymi potrawami, spożywamy ko-lację wigilijną wypatrując pierw-szej gwiazdki zwiastującej Boże Narodzenie. I tutaj znowu nasze myśli bardzo często koncentrują się na pracy. Przecież już 27 grud-nia musimy wrócić do niej, za-mknąć rok, co przeważnie wiąże się z wykonaniem dodatkowych

obowiązków. A w duchu czekamy już na Sylwestra. A nasze dzieci? Hmm, cieszą się z prezentów zna-lezionych pod choinką i wykonują te wszystkie dziecięce obowiązki, które charakteryzują każde dziec-ko w okresie zimowych ferii świą-tecznych! I wreszcie na zakończe-nie grudnia Sylwester. Koniec roku, czas podsumowań i refl ek-sji. Po hucznej nocy wracamy już w styczniu do naszych obowiąz-ków. I tu chyba wszyscy wracamy do codzienności, dzieci do szkół, studenci na uczelnię (choć nasi mają trochę dłużej woln...;), a my do pracy. Korzystając więc z okazji chciałbym Państwu – Redakcji oraz wszystkim czytelnikom UZetki – życzyć wszystkiego, co najlepsze na nowy 2013 roku. Świąt Bożego Narodzenia spę-dzonych w rodzinnej atmosferze oraz, co jest motywem przewod-nim mojego felietonu, aby każdy z nas zachował w sobie przez naj-bliższe 12 miesięcy trochę lub jak najwięcej dziecka.

dr Waldemar SługockiPoseł na Sejm RP

www.waldemarslugocki.pl

Grudzień to szczególny miesiąc, który pozwala nam na dokonanie refleksji. Już na samym po-czątku miesiąca obchodzimy Mikołajki, które cieszą zarówno nasze dzieci, jak i nas samych.

Kogo poszukujecie? Czy każdy zainteresowany student, stu-dentka może przystąpić do SSKN? Tak, każdy chętny student zainteresowany tematem seksu-alności, chcący pogłębiać swoją wiedzę na ten temat jest mile wi-dziany. Szukamy ludzi, którzy chcą poświęcić swój wolny czas na rzecz działalności koła.

Na czym polegają wasze spotka-nia? Na zebraniach omawiamy bieżące sprawy - akcje, konfe-rencje np. w najbliższym czasie tj. 5 grudnia przy al. Wojska Pol-skiego 69 w auli C, o godzinie 9.00. Tematem konferencji będą sprawy związane z HIV i AIDS.

Organizujemy również warszta-ty np. edukacja seksualna w szkołach. Dzielimy się zada-niami, obowiązkami i pomysła-mi.

Czyli jeżeli ktoś ma ciekawy po-mysł, powinien do Was dołączyć. Jak najbardziej. Jesteśmy otwarci na wszelkiego rodzaju pomysły oraz uwagi. Staramy się dopasować do potrzeb każdego, dlatego wszystkie informacje, pomysły, zastrzeżenia są dla nas bardzo ważne. Serdecznie za-praszamy wszystkich chętnych. Można kontaktować się poprzez email: [email protected]

Patrycja Hoffman

Studenci UZ i seksualnośćStudenckie Seksuologiczne Koło Naukoweposzukuje studentów, którzy w chcą pogłębiać wiedzę o seksualności człowiekai promować zdrowie seksualne. O rekrutacji do koła opowiada Ernest Staniak.

Wesołych Świąt!Wszystkim naszym Czytelnikom życzymy pięknych, szczęśliwych, pachnących świąt Bożego Narodzenia. Niech będzie rodzinnie, przyjacielsko, ciepło i śnieg ;-) Redakcja

DR WALDEMAR SŁUGOCKI

Poseł na Sejm RP

Pracował jako adiunkt w Zakła-dzie Stosunków Międzynaro-dowych w Instytucie Politologii Uniwersytetu Zielonogórskiego. Piastował także stanowisko kierownika studiów podyplomo-wych „Zarządzanie środkami bezzwrotnej pomocy Unii Euro-pejskiej z elementami prawa europejskiego”.

5GRUDZIEŃ 2012 Uniwersytet Zielonogórski

Page 6: UZetka 89 (grudzień 2012)

Studenci, bądźcie sobą Są wykładowcy, którzy przyciągają. Którzy oprócz tego, co w programie, przekazują nam coś więcej. Mgr Mirela Ścigaj ukończyła ochronę środowiska na Uniwersytecie Zielonogórskim. Miłośniczka fotografii od najmłodszych lat. Rozmawiamy o sposobie myślenia młodych ludzi, o popełnianych przez nas błędach oraz o tym, że warto być sobą.

Zaciekawiło mnie Pani podej-ście do życia. Pani spojrzenie na sprawy z pozoru błahe, jednak mające ogromny wpływ na nas, na nasze decyzje, na nasze co-dzienne wybory. Powiedziałam Pani, że bardzo ważnym jest, aby uczyć się mówić wprost o sprawach, które z reguły zamiatane są pod dywan. Wielu Polakom brakuje tej umiejętności.

Czy nie uważa Pani, że wyciąga-nie wszystkiego na wierzch może spolaryzować ludzi i zamiast za-chęcić do dyskusji, wprowadzi atmosferę konfl iktu? Wszystko zależy od naszej kultury, od naszego wychowa-nia, od tego, jacy my jesteśmy. Dużo łatwiej nam jest nie mówić o pewnych sprawach. Wychodzi-my z założenia, że jak się o czymś nie rozmawia, to tego nie ma. Rzecz w tym, że pro-blem, który z pozoru nie istnieje, cały czas nawarstwia się w ukry-ciu i wróci prędzej czy później ze zdwojoną siłą. Więc jeżeli poja-wiają się problemy, to trzeba je przedstawić, pokazać, mówić o nich, bo łatwiej jest je później rozwiązać.

Pod względem myślowym wy-przedza Pani w Polsce chyba epokę... Sporo wody musi upły-nąć, zanim ludzie tak bardzo zmienią swój sposób myślenia. Jeżeli ustalamy takie, a nie inne zasady, to się do nich stosujmy. W Szwecji na przy-kład, jeżeli dziecko rzuci papie-rek na ulicę i osoba, która idzie z tyłu to widzi, wówczas podcho-dzi i zwraca uwagę. A mama

idąc z tym dzieckiem może tego nie zauważyć, jednak podzięku-je tej osobie za to, że uczestniczy w wychowaniu jej dziecka. W Polsce jest inaczej. Dlatego, aby coś się zmieniło, od dziecka powinno się uczyć nas innego sposobu myślenia.

Innego, to znaczy? Powinniśmy dążyć do tego, aby dostrzegać wszystkie składowe elementy konfl iktu, zauważyć wszystkie dotyczące nas problemy i starać się je roz-wiązać, póki jeszcze są małe.

Obecnie jest nieco inaczej… Tak. Ludzie widzą wiele negatywnych rzeczy, ale po pro-stu o nich nie mówią. Uważają, że tak będzie lepiej. Boją się, że ktoś może ich źle zrozumieć, że ktoś się obrazi. Zazwyczaj nie-stety tak właśnie jest.

Recepta? Gdyby nauczyć się mówić wprost o wielu sprawach, inten-cje byłyby zupełnie inaczej rozu-miane. Słysząc jakiś fragment wypowiedzi dotyczący nas, tak naprawdę słyszymy to, co chce-my usłyszeć. Nie wierzymy, że słowa krytyki kierowane w naszą stronę mogą być wypowiadane w dobrej wierze.

Mam wrażenie, że takie zacho-wania siedzą głęboko w nas, od dawna. Owszem. Nasi rodzice tacy są, otaczający nas ludzie tacy są. Ciężko jest zmienić pa-nujące od lat zasady i przyzwy-czajenia.

Na co dzień spotykamy ludzi, którzy są zamknięci w świecie swoich poglądów i racji. Budują mur pomiędzy sobą a otaczają-cym ich światem… Przykładem są nauczycie-le akademiccy, którzy często za-pominają, że nauczyciel nie jest wszechwiedzący. I że każdy, kto przychodzi na zajęcia, jest inną osobą, która przeżyła co innego,

wie co innego, ma inne doświad-czenia. Warto by było uczyć się współpracy. Aby wykładowca rozmawiał ze studentami, był ciekaw ich opinii na poruszane tematy. Problem polega na tym, że wielu ludzi blokuje się przed tym. To takie myślenie w stylu: „To, co ja myślę, jest dobre i oni się mają tego nauczyć, ale jedno-cześnie nie bardzo chcę uczyć

Mgr Mirela Ścigaj uczy z zakresu kształtowania środowiska pracy, bezpieczeństwa i higieny pracy, ale poprzez swoje zajęcia przekazuje studentom o wiele więcej... Fot. archiwum prywatne

GRUDZIEŃ 20126 Uniwersytet Zielonogórski

Page 7: UZetka 89 (grudzień 2012)

się od innych”. A wystarczy żeby jedna, druga osoba spojrzała z innego punktu widzenia, przy-jechała z innego miejsca, była inaczej wychowywana i już ja-kieś zagadnienie czy problem można by było rozwiązać, pójść do przodu. A tak? Każdy tylko przyjmuje dogmaty. W między-czasie rodzą się pytania, na któ-re student często nie dostaje od-powiedzi, a które można by było rozwiązać. W momencie, kiedy pojawiają się pytania, rozpoczy-na się dyskusja, wówczas można dojść do jakichś wniosków. W przeciwnym razie, to nie jest nauka.

Pani celem jako wykładowcy jest edukacja z zakresu kształtowa-nia środowiska pracy, bezpie-czeństwa i higieny pracy, ale można wyczuć, że poprzez te za-jęcia chce Pani uświadomić stu-dentom coś więcej. Wydaje mi się, że czasem warto jest powiedzieć coś więcej niż tylko to, co jest regułą, defi -nicją. Chodzi o przedstawienie własnego punktu widzenia. Wte-dy student, który tego słucha, może się zgadzać z tym co mó-wię, albo nie, ale zawsze wie, że ktoś inny tak myśli i to już jest coś innego niż sucha defi nicja podana z książki, którą każdy może przyjść i podyktować. Dla-tego najważniejsza jest rozmo-wa. Człowiek uczy się przede wszystkim przez doświadczenie i poprzez rozmowy z innymi ludźmi. Wtedy ma możliwość usłyszeć inny punkt widzenia. Teoria teorią, ale najważniejsze jest działanie.

Studia to dla młodych ludzi czas, podejmowania decyzji, których konsekwencje mogą od-bijać się czkawką przez resztę życia. A więc czy wybór kierun-

ku studiów determinuje naszą przyszłość? Różnie. Są tacy, którzy podjęli studia, bo rodzice chcie-li, żeby poszli taką, a nie inną drogą. Czasem jest to realizacja marzeń rodziców, a czasem po prostu fajnie jest powiedzieć, że ma się w rodzinie lekarza czy prawnika. Jeżeli ktoś zdecyduje się na studia z tych względów to – jeżeli mu się to nie podoba – będzie nieszczęśliwy do końca życia, a tego nie zmieni. Są stu-denci, którzy nie wiedzą, co chcą w życiu robić, podejmują jakiś kierunek studiów, po czym oka-zuje się, że to nie jest to. I jeżeli

taki człowiek ma w sobie trochę motywacji i wie, że chce robić coś innego, to na pewno znaj-dzie siły i pójdzie na dodatkowy kierunek, na dodatkowe kursy i tak czy inaczej będzie robić w życiu to, co będzie chciał. Naj-gorzej jest wtedy, kiedy sami nie wiemy, co chcemy robić, a ktoś nas do czegoś namawia. Dlatego też trzeba się zastanowić, doj-rzeć do tego, żeby wiedzieć, co chce się w życiu robić.

Ludzie patrzą na innych przez pryzmat wykształcenia, zara-bianych pieniędzy. Samemu trzeba cieszyć się z tego, co się ma… Patrzeć na siebie, skupić się na sobie i swoim szczęściu…Tak się mówi. Ale często w kate-goriach porażki postrzegane jest, że student rzuca studia na piątym roku. Z tym że ja wiem, że mogę je skończyć, ale nie chcę, bo czuję, że to mnie w ogó-le nie interesuje i jednak wolę coś zmienić. I, niestety, zawsze znajdzie się ktoś, kto powie: „a, nie skończyła studiów, bo była za słaba. Nie dała rady”. A to nie zawsze tak jest. Dlatego nie po-

winniśmy kierować się tym, co ktoś mówi. W takich przypad-kach powinniśmy patrzeć na wszystko przez pryzmat własne-go spełnienia i szczęścia i nie brać zbytnio do siebie tego, co inni myślą.

Jakie są, Pani zdaniem, naj-częstsze błędy myślowe młodych ludzi? W kontekście tego, o czym rozmawiałyśmy wcześniej, to wy-daje mi się, że starsze pokolenie, którego ja jestem przedstawiciel-ką, miało łatwiej. Obecnie tele-wizja, Internet, skupienie się na wyglądzie, to wszystko sprawia, że człowiek ma jeszcze mniej do powiedzenia, niż miał do powie-dzenia wcześniej. Kiedyś ludzie mieli jeden problem mniej - nie musieli nosić rozmiaru 34, mieć długich nóg i wyglądać wprost idealnie. Dlatego mogli po pro-stu zająć się realizowaniem swo-ich marzeń. Teraz natomiast, re-alizacja marzeń to przede wszystkim wygląd i cała ta otoczka, a później dopiero resz-ta. Najczęstsze błędy myślowe są chyba właśnie takie, że młodzi

ludzie poddają się tej presji oto-czenia jeszcze bardziej niż kie-dyś. Teoretycznie jest wolność, a tak naprawdę młodzi ludzie są w tym wszystkim zniewoleni. Ta wolność tak naprawdę jest nie-wolą. Człowiekowi wydaje się, że jest wolny, bo może sobie zapa-lić, wszystko dookoła jest do-stępne, może robić to, na co ma ochotę. A w tym wszystkim wy-zbywa się tej wolności, bo znie-wala go właśnie ten papieros,

wódka, te wszelkie zabawy, któ-re teraz temu wszystkiemu towa-rzyszą, wygląd… I to jest błąd. Coraz więcej mamy pokus i co-raz trudniej jest być sobą.

Dodając zdjęcie na Facebooka czekamy, czy ktoś je polubi, sko-mentuje... Tak. I to jest kolejny pro-blem. Ludzie starają się pokazać z jak najlepszej strony po to, żeby stali się akceptowani w spo-łeczeństwie. Dodając swoje zdjęcia czekają na pochlebne opinie, a jeśli tych opinii nie ma, to wtedy się tym przejmują. Przez to sami tracą swoją wol-ność - pytając i szukając akcep-tacji w taki sposób. A jeśli jej nie znajdują, to stają się coraz bar-dziej sfrustrowani i tracą czas. To jest najgorsze, co może być – władować się w machinę ocenia-nia przez innych.

Gdyby miała Pani możliwość przekazu kilku słów młodym lu-dziom na całym świecie, którzy nierzadko pełni obaw wkraczają w dorosłe życie, jakie byłyby to słowa? Być sobą. Przy czym nie należy mylić tego z byciem sobą w sensie „ja jestem sobą, bo ja lu-bię plunąć, uderzyć kogoś, bo ja taki jestem…”. To nie jest bycie sobą. Chodzi o to, żeby wygrze-bać wszystko to, co jest w nas najlepsze, oczyścić się z wszel-kiego zła. I nie bać się. Najważ-niejsze to robić to, co się czuje i żyć w zgodzie ze sobą. Najgor-sze, że ludzie coraz częściej za-czynają myśleć, że nie opłaca się być uczciwym. Wyciągają wnio-sek, że nawet jeśli będą uczciwi, to i tak to nic nie da. Zaczynają postępować tak jak inni, nagina-jąc rzeczywistość, bo myślą, że inaczej się nie da. Przypomina mi się cytat z fi lmu "Dom": „Tak trzeba postępować, żeby inny przez Ciebie nie płakał”.

Dziękuję za rozmowę.

Wioleta Patyk

W momencie, kiedy pojawiają się pyta-nia, rozpoczyna się dyskusja, wówczas można dojść do ja-kichś wniosków. To jest nauka.

Człowiek ma jeszcze mniej do powiedze-nia, niż miał do powiedzenia wcześniej.

Kiedyś ludzie mieli jeden problem mniej - nie musieli nosić rozmiaru 34.

7GRUDZIEŃ 2012 Uniwersytet Zielonogórski

Page 8: UZetka 89 (grudzień 2012)

■ Studenci animacji kul-tury ciągle się bawią, a nie uczą.

Często pobożnym życzeniem standardowego ucznia czy też studenta jest aby zdobywać wie-dzę w sposób łatwy i wygodny. Student animacji kultury prak-tykuje uczenie się poprzez zaba-wę. Owszem, na pierwszy rzut oka może to wyglądać jakby gru-pa studentów folgowała swojemu wewnętrznemu dziecku, na przykład na zajęciach z pedago-giki zabawy ale spróbujmy przyj-rzeć się temu bliżej. Raz do roku można zo-stać szczęśliwym wybrańcem losu i móc obejrzeć studentów animacji kultury np. w holu bu-dynku A-16 lub całkiem na ze-wnątrz, jak wesoło majtają gi-gantyczną chustą animacyjną próbując sprawić, aby piłeczka trafi ła do dziury na środku. To-warzyszą temu jakieś rytualne śpiewy, śmiechy i słowa niecen-zuralne. Tak to wygląda z ze-wnątrz, a prawda jest taka, że cała scena jest efektem długich przygotowań. Od efektu tych przygotowań zależy, czy wybrań-cy, do których należało owo za-danie, czyli przeprowadzenie za-

jęć z chustą animacyjną, otrzy-mają pozytywną ocenę.

■ Na kierunku uczą za-kręceni artystycznie profesorowie.

Tak. Mrowisko. Piękny słoneczny dzień, spieszę się na zajęcia ze scenografi i. Wpadam do Dą-

brówki i zatrzymuję się w pół kroku. Panuje nienaturalna ci-sza. Lekko uchylone drzwi uka-zują panującą za nimi ciemność. Niepewnie wkraczam do środ-ka. Potykam się w ciemności o nogi kolegów i koleżanek z grupy, widzę, że wszyscy siedzą w różnych pozycjach pod ścianą. W ciemności błyskają białka szeroko otwartych z ciekawości oczu zebranych. Siadam. Jako że

jestem ostatnia, drzwi zostają zamknięte. Cisza. Nagle zaczy-na jarzyć się żarówka, wyłaniając z ciemności jakiś kształt. Żarów-ka daje tylko tyle światła, żeby móc dojrzeć, że przed nami jest COŚ. Coś zaczyna niezbornie podrygiwać, szeleścić, szamotać się w zwolnionym tempie. Każdy ruch znamienny jest w szelest. Napięcie wśród zebranych sięga zenitu, postać przed nami kon-sekwentnie porzuca papierową powłokę. Żarówka żarzy się co-raz mocniej, już jesteśmy w sta-nie dostrzec zarys sylwetki. I oto przed nami staje prowadzący za-jęcia. Zapalają się światła i teraz możemy przejść do dalszej czę-ści zajęć.

■ Większość zajęć to przygotowanie do pracy z dziećmi.

Jako że animacja kultury jest kierunkiem z ramienia Wydzia-łu Pedagogiki, Socjologii i Nauk o Zdrowiu, musi spełniać jakieś warunki wydziałowe. W konse-kwencji często na zajęciach poja-wia się kwestia przygotowania do pracy z dziećmi, nie jest to jednak realizowane w sposób

► Studenci animacji kultury ciągle się bawią, a nie uczą ► To najłatwiejszy kierunek pod słońcem

► Na kierunku uczą zakręceni artystycznie profesorowie. ► Na animacji ważniejsza jest kreatywność niż wiedza. ► Większość zajęć to przygotowanie do pracy z dziećmi.

Czy to prawda, że...

EWA LANGIEWICZ

Studentka III roku animacji kultury na UZ. Incydentalnie zdarza jej się stworzyć godny uwagi tekst literacki. Pociąga ją film, teatr, fantastyka, placki i skrytobójcza kradzież wózków sklepowych

z oddaniem.

Kierunki studiów na UZW poprzednim numerze obnażyliśmy stereotypy dotyczące kierunku informatyka. Tym razem zajmiemy się tajemniczą specjalnością na pedagogice: animacją kultury.

PEDAGOGIKA, SPECJALNOŚĆ: ANIMACJA KULTURYWydział Pedagogiki, Socjologii i Nauk o Zdrowiu UZ

GRUDZIEŃ 20128 Uniwersytet Zielonogórski

Page 9: UZetka 89 (grudzień 2012)

9GRUDZIEŃ 2012 Uniwersytet Zielonogórski

POLAROID

Zaczęło się od plakatów. Zbieraliśmy je, by wytapetować przyszłe mieszkanie. Prosiliśmy artystów po koncertach, aby dali nam na nich autografy. Gdy zauważyli-śmy, że robi się tego za dużo, Wojtek odkurzył polaroid (tak naprawdę to Fuji) ku-piony na winobraniu. Teraz i nam, i zespołom proces dania/dostania autografu wydaje się o wiele ciekawszy. Naszymi pierwszymi polaroidowymi "ofiarami" byli

członkowie zespołu Muchy, podczas koncertu organizowanego przez Radio Index. System zawsze jest ten sam. Czekamy po koncercie, prosimy artystów, aby pod-pisali się nam na zdjęciu. Zgadzają się, po czym dodajemy, że musimy je najpierw zrobić. Mała konsternacja, wyjaśnienie, śmiechy, pstryk, wspólne oglądanie wyła-

niających się postaci na zdjęciu, autografy, czasem chwila rozmowy i kolejny łup w kieszeni :) Pozdrawiamy!

Kora + Bocian (z-pamietnika-bocianika.blogspot.com)

Studenckazajawka:

z-pamietnika-bocianika.blogspot.com

natrętny. Osoby, które na ani-mację kultury skusiły się ze względu na chęć rozwijania swo-jej pasji, np. tańca czy teatru mogą odetchnąć z ulgą. Anima-cja kultury jednak nie zamyka się tylko w pedagogice - uwzględnia również andragogi-kę, czyli przygotowuje też do pracy z osobami starszymi.

■ Na animacji ważniej-sza jest kreatywność niż wiedza.

Na animacji wszystko może zy-skać status kreatywności. Na animacji kreatywny jest ten, kto kreatywności jest pozbawiony pośród ludzi kreatywnością ob-łaskawionych. Żarty jednak na bok. Wiedza to podstawa. Jasne, kre-atywność na animacji jest bar-dzo pomocna. Ale co mi po tym, że mam kreatywny pomysł na pracę zaliczeniową z fotografi i jeśli nie wiem, jak wsadzić kliszę do aparatu? Jeśli nie wiem, że trzeba zdjąć osłonkę, że czas na-świetlania zdjęcia jest ważny? Jeśli już potrafi ę zrobić owo kre-atywne zdjęcie i chcę je wywo-łać, to muszę wiedzieć, jak wy-ciągnąć kliszę, żeby jej nie na-świetlić. Muszę wiedzieć, co trzeba z nią zrobić po wyjęciu, aby zapis się utrwalił. Jeśli chcę wywołać moje kreatywne zdję-cie, muszę zawiązać współpracę z powiększalnikiem. Aby to zro-bić, muszę wiedzieć, gdzie wsa-dzić kliszę, co włączyć, żeby mi się ukazał powiększony obraz, czym pokręcić, aby zdjęcie wy-ostrzyć lub zwiększyć kontrast. Oczywiście wszystkie te czynno-ści muszę wykonywać w ciemno-ści. Muszę też wiedzieć, ile se-kund naświetlać zdjęcie, aby go nie prześwietlić lub żeby nie wy-szło zbyt ciemne... Ufff, aż mi się zakręciło w głowie od tej wie-dzy.

Ewa Langiewicz

Page 10: UZetka 89 (grudzień 2012)

Jak nas wodzą za nosChoć za oknami jeszcze spadają ostatnie liście, to już czujemy coś innego. Coś nieuchron-nego. To nie jest wstęp do tekstu refleksyjno-melancholijnego - jest zupełnie inaczej. Zaprezentuję kilka pułapek i sztuczek, na jakie dajemy się nabrać (lub producenci i sprze-dawcy chcą, abyśmy dali się nabrać). Z życia codziennego: kupujemy dużą paczkę chip-sów, producent zachęca: „Duża paka!”. Stop! Nie uwzględnił on w swoim haśle, że owa paczka ma zawartość zwyczajnego, małego opakowania (może średniego), a ten gratis, na który mamy dać się złapać, to powietrze wypełniające foliową torebkę. Ale skoro przed nami święta, skoncentrujmy się właśnie na nich.

Wodzenie za zmysłyWęch, słuch, wzrok, dotyk, smak. To nasze czułe miejsca. Odbieranie bodźców zewnętrznych rozbudza naszą wyobraźnię. Sprawia, że łączymy je w jedną całość. Tu konkretnie chodzi o poczucie klimatu świąt, rodzinnej sielanki i, nie oszukujmy się, chęci kupowania przez nas prezentów dla rodziny. Jeste-śmy dobroczynni, kupujemy! A sklep zarabia na naszych zmysłach.

Reklamy telewizyjneKtoś kiedyś powiedział, że tak naprawdę święta zaczynają się wtedy, kiedy w telewizo-rze przejeżdża czerwona ciężarówka Coca--Coli. Przypomnijmy sobie, co się działo, kie-dy w jednym roku jedna z telewizji poinfor-mowała, że nie wyemituje fi lmu „Kevin sam w domu”. Poruszenie, jakby ludzki ład został zakłócony… Ale takie wzbudzenie szumu było zaplanowane i - jak widać - cel został osiągnięty. Kevin został wyemitowany, wszy-scy byli szczęśliwi, oglądalność była najwyż-sza w swoim czasie, a stacja zarobiła pienią-dze na reklamach.

Wystrój wnętrz

Wchodzimy do supermarketu, patrzymy w lewo: choinka, pa-trzymy w prawo: karpie. Z le-wej strony czuć zapach żywego świerku, z prawej pluskającego w wodzie karpia. Przypomina-my sobie, jak to u nas w domu pachnie taka choinka, wizu-alizujemy nawet jej ubiór w ozdoby. Idziemy alejką w lewo, a tam… bombki! Za tym ukła-dem produktów stoją specjali-ści od marketingu i ekspozycji towaru.

PodobieństwoBadania potwierdzają, że głównym wyznacznikiem atrakcyjności drugiej osoby dla nas jest jej atrakcyjność, a nazywając to bardziej fachowo: symetryczność, proporcjonalność. To właśnie decyduje o tym, że ktoś ma według nas idealną twarz. Idąc dalej, osobom atrakcyjnym ufamy bardziej i bardziej uwierzymy w nieskazitel-ność danego – nawet miernego – produktu, który nam proponują.

Zasada wdzięcznościIdziemy przez supermarket, spotykamy miłą hostessę. Zagaduje nas, raczy nowościami, sekretami z dziedziny produktów, w tema-cie których jest obeznana. Co więcej, dostajemy poczęstunek (jeśli promowane są produkty spożywcze) albo próbki kosmetyku (jeśli próbuje się nas zainteresować produktami "dla urody"). Jest nam miło, ale… nie ma nic za darmo. Z tym przekonaniem dajemy się wplątać w karuzelę. Pani coś nam, to my coś pani. Może w zamian za to, że była taka miła, kupimy oferowany przez nią produkt…?

Siła autorytetuOglądamy pana w garniturze, widać, że coś przeżył, ma kilka zmarszczek, nosi okulary, któ-re są symbolem intelektuali-zmu. Przemawia do nas w spo-sób dostojny, posługując się słownictwem powszechnie uważanym za właściwe dla erudytów. Czy ktoś, kto ma opinię eksperta w danej dzie-dzinie, nie budzi zaufania? Dlatego w wielu reklamach za nos nas wodzą tacy "eksperci".

KAROLINAGĘBSKA

Studentka II roku zarządzania na Wydziale Ekonomii i Za-

rządzania UZ. Standardowo: lubi filmy, muzykę, książki -

wszystko to dobrego gatunku. Interesuje ją też wszystko to, co może stać się prawdziwym

wyzwaniem.

GRUDZIEŃ 201210 Zielona Góra

Page 11: UZetka 89 (grudzień 2012)

Film rządzi się własnymi pra-wami. O tym doskonale wie Krystyna Sibińska. Posłanka PO nagrała spot reklamowy, w którym zachęcała do mam-mografi i na urządzeniu, które od kilku miesięcy nie działa i badań, których szpital nie robi… Ale przecież to taka fi l-mowa konwencja…

Powiatowy Zespół do Spraw Orzekania o Niepełnosprawno-ści miał usprawnić rozdyspono-wanie środków i osiągnął suk-ces! Pieniędzy już nie ma. Pro-blem w tym, że tylko 27% środ-ków trafi ło do niepełnospraw-nych. Resztę pochłonęło… utrzymanie zespołu.

Robert Dowhan spełnia swój se-natorski obowiązek i rzuca po-mysłami na prawo i lewo. Naj-pierw wyciągnął dłoń w stronę konserwatywnego elektoratu i postulował obowiązkowy alko-mat w każdym samochodzie, a potem zwrócił się do liberałów i zaproponował autostrady bez limitu prędkości! Do pełni szczęścia przeciętnemu Polako-wi brakuje już tylko pieniędzy na ten alkomat i czarnego Po-rsche na te autostrady…

Chrystus to za mało, parafrazu-jąc jeden z fi lmów o Bondzie. Nie tylko na cały kraj, ale także

na nasze skromne wojewódz-two. I tak za dwa miesiące w Lubuskiem stanie największy na świecie pomnik papieża Jana Pawła II. Jezus ze Świe-bodzina odbierał tytuł swojemu imiennikowi z Rio, papież idzie za ciosem i pobija rekord swoje-go bliźniaka z Chile. Przynaj-mniej w gestii pomników Pol-ska jest najważniejsza!

Fred w „Chłopaki nie płaczą” tłumaczył nam, że w Polsce nie ma jeżozwierza, ale jest „żubr, wilk, kur* łoś, wydra, ryjów-ka…”. Pierwsze dwa mamy w lubuskich lasach, ale do nich może dołączyć niedługo ryś! Badane są tereny, w których te kociaki mogą żyć i podobno najlepiej wypada Puszcza Go-rzowska. Chodzą słuchy, że inny kociak, który już żyje (i się) Puszcza, protestuje, bojąc się straty klientów.

Kryzys gospodarczy dotyka każdego. Bez wyjątków! Na sta-cji benzynowej na krajowej „trójce” zielonogórska policja powstrzymała wielką bitwę, w której uczestniczyło 8 pań lekkich obyczajów. Damy po-dobno walczyły o „strefę wpły-wów”. W końcu w dobie kryzy-su liczy się każdy klient.

Mateusz Jędraś

Jakie są największe trudności w okresie jesienno-zimowym? W Schronisku w zasadzie przygotowujemy się do prawdzi-wej zimy, jesień nie jest jeszcze taka zła dla Schroniska. Niemniej tniemy już koce, aby zawiesić je w otworach bud naszych psiaków. Wiaty są nieogrzewane, psy całą zimę muszą spędzić w budach, które powinny być suto wyściełane słomą, a ich wejścia oczywiście za-słonięte kocami. Zbieramy rów-nież karmę od darczyńców, ponie-waż działalność Schroniska nie skupia się wyłącznie na przebywa-jących w nich zwierzętach. Dokar-miamy także zwierzęta bezdom-ne.

W jaki sposób osoby z zewnątrz mogą wspomóc zwierzęta w Schronisku? Mogą działać jako wolonta-riusze, drzwi otwarte są dla wszystkich. Mogą przyjść i wypro-wadzić psiaka, mogą z nim posie-dzieć, spędzić czas. Jest to napraw-dę bardzo ważne, gdyż zwierzęta w Schronisku naprawdę potrzebu-ją kontaktu z człowiekiem. Drugą formą pomocy są zbiórki. Są oso-by, które do nas dzwonią i pytają wprost, czego najbardziej potrze-bujemy. Można także przyjść do

Schroniska i zrobić zdjęcia, aby ukazać piękno naszych psiaków. Pomysłów jest naprawdę mnó-stwo.

Jedną z form pomocy jest także wirtualna adopcja. Na czym ona polega? Wirtualna adopcja to od-powiedzialność za konkretnego psa. Wybieramy psiaka, któremu chcemy pomagać. Pomoc polega na wpłacaniu comiesięcznego dat-ku w wysokości 30 lub 50 zł. Jest on przeznaczany na dodatkowe rzeczy, na które nas nie stać. Są to m.in. dodatkowe zabiegi wetery-naryjne, operacje, odżywki. Wszystko jest zależne od tego, cze-go w danym momencie zwierzę potrzebuje. Bardzo cieszy mnie fakt, że mamy takie osoby, które są już stałymi darczyńcami.

Jakie są plany Schroniska na naj-bliższe miesiące? Schronisko to obecnie duży plac budowy. Kładziemy nowe ka-felki, wylewamy beton w kojcach. Wymieniamy starą wiatę, która wygląda naprawdę okropnie. Bę-dziemy stawiać nowe kojce oraz wyposażać domek wolontariuszy.

Damian Łobacz

Okres jesienno-zimowy to bardzo trudny czas dla każdego schroniska. O tym, jak radzi sobie Schronisko Dla Bezdomnych Zwierząt w Zielonej Górze, opowiada Brygida Kaczmarek.

Trudny czas

czyli studencki komentarz do rzeczywistości

Facta notoria

Student filologii polskiej na UZ.Lektor, konferansjer, prezenter

i dziennikarz. Od lat miłośnik zgrabnego słowa i równie zgrab-

nych kobiet. Podręcznikowy przykład studenta. (Wiecie...

"Zawsze przygotowany, obecny na każdych zajęciach...").

MATEUSZ JĘDRAŚ

Kultura - wywiad 13GRUDZIEŃ 2012 Zielona Góra

Page 12: UZetka 89 (grudzień 2012)

Tematem książki G. Drydena i J. Vos jest ludzki mózg i przy-spieszone uczenie się. Autorzy przytaczają w niej prawdy, któ-rych uświadomienie pozwoli na rewolucję w podejściu do polityki edukacyjnej i społecznej. Pierwsza z nich mówi o ro-dzicach jako najważniejszych nauczycielach dzieci, gdyż 50% zdolności uczenia się rozwija się w ciągu pierwszych czterech lat życia. Inna z kolei informuje o tym, że każdy ma odrębny styl nauki, pracy i myślenia. Książka jest naładowana

optymizmem rodzącym przeko-naniem, że „wszystko jest możli-we”. Napisana w postaci planszy z esencjonalnymi informacjami sprawia, że jej percepcja jest ła-twa. Jeden z rozdziałów pt. "Przewodnik samouka" wprowa-dzi czytelnika w arkana sztuki pobieżnego i selektywnego czy-tania. Pomocne mogą być pyta-nia, zadawane przed lekturą nie-beletrystycznej literatury: dlacze-go to czytam? Co chcę wynieść z tej książki? Czego nowego chcę się nauczyć?

● "Rewolucja w uczeniu", Gordon Dryden, Jeanette VosPedagogiczna Biblioteka Wojewódzka im. Marii Grzegorzewskiej w Zielonej Górze poleca:

Na zakończenie zacytuję Dilipa Mukerjea, który motywuje do twórczego myślenia: „Mózg ludzki – trampolina, z której możemy się odbić w magiczny świat geniuszu”.

Jadwiga Matuszczak

Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka

im. Marii Grzegorzewskiej w Zielonej Górze

WWW.PBW.ZGORA.PL

Krzysztof Koziołek (pisarz, absolwent UZ) + Stanisław Szafran (były antyterrorysta) =300 stron zapierającej dech w piersi literatury opartej na wstrząsających, dramatycznych faktach. Poznajcie historię, o której huczą fora policyjne w kraju.

Wydawcy bali się wydać tę powieść

Stanisław Szafran był tak sku-tecznym antyterrorystą, że prze-stępcy próbowali go zdyskredyto-wać, pomawiając o łapówkar-stwo. Wyznaczyli też 25 tysięcy złotych nagrody za jego zabój-stwo. W 2001 prokuratura oskar-żyła go o przyjmowanie łapówek od rezydenta czeczeńskiej mafi i, kradzież 50 sztang papierosów i współpracę z przestępcami. Trzy miesiące spędził w areszcie, później uniewinniony przez sąd, a potem znowu oskarżony:

o współpracę ze zorganizowaną grupą przestępczą. Załamał się, próbował popełnić samobójstwo. W końcu, po 15 wyrokach i prawie 10 latach walki o odzy-skanie dobrego imienia, całkowi-cie oczyszczony z zarzutów. W międzyczasie został jednak zmuszony do odejścia z policji na emeryturę. - Dwa lata temu Stanisław Szafran zgłosił się do mnie. Już przy pobieżnym przejrzeniu kil-ku dokumentów i wysłuchaniu

Szafrana, wiedziałem, że coś jest na rzeczy - mówi Krzysztof Ko-ziołek, przyznając, że cały czas nie może uwolnić się od swojej książki, od tej porażającej histo-rii. - To opowieść o tym, jak moż-na człowieka zniszczyć w maje-stacie prawa, łamiąc to prawo i nie ponosząc z tego tytułu żad-nych konsekwencji - mówi pisarz. Dwa duże polskie wydaw-nictwa odmówiły wydania "In-strukcji 0066": jeden wydawca stwierdził, że jej nie wyda, ponie-

waż "autor łamie w niej schema-ty", zaś drugi wycofał się tuż przed podpisaniem umowy, gdyż jej wydanie odradzili mu prawni-cy. Ostatecznie Koziołek wydał książkę na własną rękę. "Instrukcja 0066" jest sze-roko komentowana, również na forach policyjnych. To najbar-dziej wstrząsająca opowieść od czasów "Długu" Krzysztofa Krauzego. "UZetka" poleca.

www.wzielonej.pl

Jak powstała książka?Krzysztof Koziołek napisał swoją najnowszą książkę na podstawie kilkudziesięciu go-dzin rozmów z głównym bo-haterem Stanisławem Sza-franem, a także po lekturze prawie 3 tysięcy stron doku-mentów sądowych, prokura-torskich, policyjnych i prywat-nej korespondencji Szafrana, co zajęło autorowi około 200 godzin. Przed oddaniem książki do druku Krzysztof Ko-ziołek musiał przeczytać ją łącznie 11 razy.

GRUDZIEŃ 201212 Kultura studencka

Page 13: UZetka 89 (grudzień 2012)

● W krainie muzycznych olbrzymów

Na antenie Radia Index jakiś czas temu pojawiła się nowa audycja o charakterze literackim. W każdy czwartek po godzinie 12 zapraszam Was do słuchania „Literackiej prywatki”, czyli autorskiego przeglądu literackiego. Ale to nie wszystko, bowiem „Literacka prywatka” wraz ze swym wodzirejem postanowiła zawitać także do "UZetki". W numerze grudniowym doskonałe prezenty pod choinkę każdego szanującego się melomana.

Literacka prywatka

Ta książka to odzwierciedlenie sentencji, którą znali już najstarsi Indianie: Polak potrafi . Łukasz Hernik dokonał naprawdę nieby-wałej sztuki. Po pierwsze, zmie-rzył się z prawdziwym gigantem muzyki rozrywkowej. Po drugie, wstrzelił się w wymarzony pod względem marketingowym okres (książka ukazała się niemal rów-nolegle z inauguracją trasy „Turn It On Again”) . Po trzecie, swoim wydawnictwem całkowicie zde-klasował powstałe dotychczas biografi e Genesis. W chwili obecnej nie ma bardziej rzetel-nego, szczegółowego i przede wszystkim tak sprawnie napisa-nego kompendium wiedzy na te-mat twórczości i perypetii tego legendarnego zespołu. A jest to historia naprawdę obszerna, roz-pisana na cztery dekady. Skru-pulatne analizy utworów, ogrom-na liczba anegdot, wypowiedzi muzyków, szczegółowy spis wy-dawnictw, wkładki ze zdjęciami.

Całości dopełnia barwny, niemal gawędziarski język Łukasza Her-nika. I na koniec deser, czyli wspaniała okładka stworzona przez nadwornego niegdyś grafi -ka Genesis, Paula Whitehead’a. Najstarsi Indianie jak zwykle mieli rację. Polak potrafi .

Oprac. Damian Łobacz

Na co dzień student filologii polskiej na Uniwersytecie

Zielonogórskim, a także dziennikarz Akade-

mickiego Radia Index, w którym m.in. współpro-

wadzi program „VIP Room”. Perkusista i tekściarz

krośnieńskiego zespołu Ka-zetwu. Interesuje się litera-turą współczesną, muzyką oraz szeroko rozumianą

popkulturą. Autor audycji "Literacka prywatka"

w Radiu Index - w czwartki o godz. 13:00.

DAMIAN ŁOBACZ

Jeśli melomania kiedykolwiek zostanie zarejestrowana jako system religijny, to ta książka z pewnością zyska status świętej księgi i duchowego przewodnika każdego wyznawcy. To fachowe kompendium, które na tysiącu stron przedstawia najbardziej znaczące albumy muzyczne z lat 1950-2007. Redaktorem został Robert Dimery, jeden z założy-cieli prawdziwej muzycznej mek-ki – pisma „Rolling Stone”. Wyra-ziste, pełne pasji i wdzięku shoty recenzenckie mogą być wzorem dla każdego dziennikarza mu-

zycznego. Dodatkowe atuty to piękna oprawa grafi czna czy pi-kantne cytaty artystów.

● 1001 albumów muzycznych. Historia muzyki rozryw-kowej. Od lat 50. po dzień dzisiejszy

REKLAMA

Kultura - wywiad 13GRUDZIEŃ 2012 Kultura studencka

Page 14: UZetka 89 (grudzień 2012)

GRUDZIEŃ 201214 Kultura studencka

„No wiesz, to o tyle trudno, że film nie ma klasycznej akcji, tylko jest czymś w rodzaju snu na jawie” – mówił Adam Miauczyński, w którego wcielił się Ce-zary Pazura w filmie "Nic śmiesznego". Tylko co to ma wspólnego z autosto-pem? Otóż ma i to całkiem sporo. ■ 4:23

Przecierając oczy ze zdumienia zerkałem na zegarek. Wskazy-wał godzinę 4:23. Wspominałem piękny sen, który z niewiado-mych przyczyn został przerwany. "EUREKA!" – krzyknąłem (no może przesadzam z tym krzy-kiem, powiedzmy, że krzykną-łem w myślach). Stwierdziłem, że warto by dokończyć przerwa-ny sen w rzeczywistości. A śniło mi się, że jadę przed siebie auto-stopem.

■ Sen na jawie

Z samego rana szybko się „ogar-nąłem” (czyt. zjadłem pożywne śniadanie, umyłem zęby, ubra-łem się i byłem gotowy). Goto-wy? Ale do czego? No właśnie. Oznajmiłem mamie, że jadę do znajomych, chwyciłem mapę w rękę, mały plecak wylądował na swoim miejscu i wyszedłem. W momencie, gdy stałem przy drodze z uniesionym kciukiem w górę, mój sen zaczął się urzeczy-wistniać.

■ „No to dokąd, panie Woj-ciechu?”

Takie pytanie zacząłem sobie zadawać jadąc z pierwszym kie-rowcą, który mnie zabrał. Szyb-ko zweryfi kowałem kierunek, w którym mężczyzna w średnim wieku podążał i wybrałem kie-runek Iłowa. Dlaczego właśnie tam? Sam nie wiem, mam tam dwójkę znajomych, których za-pragnąłem odwiedzić. Zawsze była szansa, że któreś z nich piękny wakacyjny dzień spędza

w domu. No i oczywiście nie po-informowałem żadnego z nich o swoim przyjeździe, ale nie uprzedzajmy faktów.

■ Motorówki i niesforne główki... Na drugiego kierowcę nie mu-siałem czekać długo. Przemiły kierowca Jeepa z motorówką na przyczepie podwiózł mnie do Nowogrodu Bobrzańskiego. Co prawda nie był zbyt rozmowny, ale i tak ogarnęła mnie wdzięcz-ność za okazaną pomoc. Następ-nie stanąłem przy odpowiednim skrzyżowaniu w kierunku Żaga-nia i... trochę czasu tam spędzi-łem. W końcu zatrzymała się

bardzo miła starsza pani, która jechała wraz z wnuczką. W tra-sie uprzejmość pani kierowcy jak najbardziej została potwierdzo-na. Powiem więcej. Została po-twierdzona również jej niepo-radność w prowadzeniu pojazdu mechanicznego. Okazało się, że miła pani posiada prawo jazdy od ponad 14 lat. I co w tym dziw-nego? Otóż fakt, iż przez te 14 lat ta kobieta nie jeździła w ogó-le samochodem i to był jej pierw-szy, czy też drugi miesiąc za kie-rownicą. Uwierzcie mi - nigdy nie bałem się tak bardzo jazdy samochodem przy 40 km/h. ■ Przepraszam, czy tu mieszka...?

W Żaganiu urządziłem sobie krótki spacer, aby dostać się na wylotówkę. Po pół godziny z uśmiecham na twarzy znów eksponowałem kierowcom swo-jego kciuka. Kilka minut zwąt-pienia i nadeszła ta upragniona chwila. Zatrzymało się piękne Audi A8. Nie pamiętam, ile cza-su zajęło mi dotarcie do Iłowej, ale z pewnością było to baaardzo szybko. Młody „Kubica” radził sobie sprawnie z wszelkimi prze-szkodami typu „niedzielni kie-rowcy”. Przy okazji od od miłej pary dowiedziałem się, gdzie orientacyjnie może mieszkać ko-leżanka, do której miałem za-miar się dostać. Na miejscu roz-począłem poszukiwania. Uda-łem się we wskazanym kierunku i zacząłem pytać: „Przepraszam, czy tu mieszka...?”.

■ Surprise

Kiedy w końcu uzyskałem pew-ną informację, do których drzwi mam zapukać, odezwała się znów malutka nutka adrenaliny. Bo przecież mogło się okazać, że jechałem na darmo. Puk, puk. - Kto tam?- Wojtek Góralski.- Kto?- Wojtek Góralski, kolega Karo-liny. Czy zastałem może Karoli-nę?Była w domu. Uwielbiam takie niespodzianki. Czujemy wtedy zew przygody, a przy okazji mo-żemy komuś sprawić małą ra-dość. Chyba, że akurat przyje-dziemy w nieodpowiednim mo-mencie, bądź po prostu nie za-staniemy danej osoby w domu. No cóż. Ryzyko wkalkulowane.

Kciuk do góry! cz. II

Okazało się, że miła pani posiada prawo jazdy od ponad 14 lat. I co w tym dziwne-go? Otóż fakt, iż przez te 14 lat ta kobieta nie jeździła w ogóle samochodem i to był jej pierwszy, czy też drugi miesiąc za kierow-nicą. Uwierzcie mi - nigdy nie bałem się tak bardzo jazdy samochodem przy 40 km/h.

Page 15: UZetka 89 (grudzień 2012)

19MARZEC 2012 Zielona Góra 15GRUDZIEŃ 2012 Kultura studencka

Zawsze pozostaje nam sama po-dróż, która jest fantastycznym sposobem na spędzenie dnia.

■ Zygzak McQueen

„Nic nie może przecież wiecznie trwać” i do domu trzeba gnać. Tak też musiałem postąpić. Tra-dycyjnie już kciuk do góry. Kie-runek Żagań - Nowogród - Zie-lona Góra. Pierwszy był młody chło-pak, który jechał sportową Maz-dą. Jak się później okazało, ów kierowca miał również bardzo sportowy styl jazdy. Stąd też po-dobnie jak do Iłowej z Żagania, tak do Żagania z Iłowej dosta-łem się bardzo prędko. Następ-nie zatrzymali się starsi Pań-stwo. Chciałem dojechać do No-wogrodu, jednak podczas jazdy okazało się, że jadą do Zielonej Góry. Skorzystałem z okazji i prawie byłem w domu. Warto zaznaczyć, że to również była jedna z dziwniejszych moich jazd, ponieważ kierowca ode-zwał się do mnie tylko 4 razy. Powiedział „Dzień dobry”, dwa razy odpowiedział twierdząco „tak” i „do widzenia”. Z Zielo-nej Góry do domu mogłem wró-cić autobusem, ale...

■ O już Pan wraca?

Stwierdziłem, że należy dokoń-czyć dzieło należycie. Doczłapa-łem się na wylotówkę w kierun-ku Cigacic i oczywiście kciuk powędrował ku górze. Jakież było moje zdziwienie, gdy za-trzymało się auto, a w nim tylko dwie kobiety. Podobno rzadko się zdarza, że kobiety zabierają autostopowiczów (dlaczego po-dobno? Ponieważ ja dość często mam to szczęście, że zabierają mnie panie kierowcy). Podczas krótkiego powrotu do domu obie panie powiedziały mi, że widziały mnie, kiedy jechałem w stronę Zielonej Góry. Dziwiły się, że już wracam z miasta. Jed-nak bardziej się zdziwiły, gdy się dowiedziały, że owszem wracam

z miasta, ale tego oddalonego o 80 km.

■ Gdzie byłeś?

Tradycyjne pytanie zadawane nam przez rodziców. Oczywiście byłem spełniać swój sen i udało się. Być może to żaden wyczyn, być może powiecie, że są prze-cież ludzie, którzy zjeżdżają sto-pem całą Europę, a nawet świat. Owszem, są. Jednak są też tacy, którzy na samą wzmiankę o au-tostopie mówią mi, że jestem nienormalny i szalony. Czy rze-czywiście tak jest? Może tak ciut, ale tylko ciut. Gdzie się wybierzemy w przyszłym numerze? Może zmienimy 4 kółka na jednoślad.

Tekst i zdjęcia:Wojtek Góralski

WOJCIECHGÓRALSKI

Student Uniwersytetu Zielonogórskiego

na I roku animacji kultury. Większość wolnego czasu poświęca na „rozgryzanie” własnej osobowości i buja-

nie w obłokach. Uwielbia wypady rowero-we i wszelkiego rodzaju podróże. Zakochany po uszy w Akademickim

Radiu Index.

Pracownia zorganizowała w październiku VII już Ogól-nopolską Konferencję Epigra-fi czną, na której pojawiły się znakomitości z wielu uczelni m.in. z Uniwersytetu Gdań-skiego, Uniwersytetu Poznań-skiego, Uniwersytetu Toruń-skiego czy z Katolickiego Uni-wersytetu Lubelskiego. Ale epigrafi ka to nie tyl-ko konferencje naukowe czy artykuły opiewające w trudne do zrozumienia sformułowa-nia. To również praca w tere-nie, a tą zajmuje się Studenc-kie Koło Epigrafi czne, które działa przy pracowni na Uni-wersytecie Zielonogórskim. Młodzi ludzie, pod dowódz-twem dra Adama Górskiego, prowadzą badania terenowe na terenie województwa lubu-skiego. Do końca obecnego roku kalendarzowego powin-no ukazać się pierwsze dzieło przygotowane przez SKE - „Cmentarze Ewangelickie po-wiatu Zielonogórskiego 1815-1945”. Publikacja obejmuje in-wentaryzację szeregu cmenta-rzy. Sama praca nad projek-tem była wymagająca, jednak-że bardzo przyjemna. Studen-ci, poszukując płyt nagrob-nych oraz podczas późniejsze-go „odszyfrowywania” in-skrypcji, mogli poczuć się jak

Jedyna takapracownia w Polsce„Epigrafika? A co to właściwie jest?”. Często słyszę to pytanie, gdy opowiadam o tym, czym zajmuję się w swoim wolnym czasie. A odpowiedź jest bardzo prosta! To nauka o inskrypcjach w materiale twardym takim jak kamień, metal czy drewno. Zielonogórzanie mogą być dumni z jedynej w Polsce pracowni epigraficznej, której przewodzi prof. Joachim Zdrenka.

„Indiana Jones”, który doko-nywał zdumiewających od-kryć. Aktualnie prowadzone są prace nad drugim tomem „Cmentarzy Ewangelickich”. Wszystkich chętnych do współ-pracy Studenckie Koło Epi-grafi czne bardzo chętnie za-prasza na spotkanie. Na parte-rze budynku A-16 znajduje się gablota z wszelkimi informa-cjami dotyczącymi pracy w kole. Serdecznie zapraszamy również na forum: www.kolo-epigrafi czne.pun.pl

Michał DalidowiczPrzewodniczący SKE

Page 16: UZetka 89 (grudzień 2012)

GRUDZIEŃ 201216 Kultura studencka

Skąd w tych tekstach tyle życiowej mądrości? Mądrość, jak uważam, to pojęcie względne. Ostatnio czyta-łam wywiad w jakimś starym wy-daniu „Polityki” ze świętej pa-mięci prof. Skargą i zgadzam się z nią co do tego, że jest to nawet bardzo względne. Ja się po prostu podzieliłam swoimi doświadcze-niami, doświadczeniami swoich bliskich i jeżeli ktoś to uzna za po-trzebne dla siebie, to można po-wiedzieć, że taka moja własna mi-sja została spełniona.

No cóż – z tych piosenek wynika, że nie zawsze było lądowanie ze spadochronem… Nie - bywały twarde lądo-wania. W tym tkwi szkopuł, że kiedy spadochron się nie otwiera – to właśnie zaliczamy twarde lą-dowanie. To taki czysty symbo-lizm, ale wydaje mi się, że u mnie spowodowało to, że teraz jestem tu – gdzie jestem. I chyba u każde-go tak jest – że takie ciężkie do-świadczenia, te takie mniej szczę-śliwe chwile - one się składają na to, kim jesteśmy. Ja nie żałuję i nie odwołałabym tych rzeczy, które mnie kiedyś spotkały…

Czyli mamy prawo do nie radze-nia sobie? Koniecznie. To jest ko-nieczność, żeby w życiu czasem poużalać się nad sobą, powie-dzieć sobie, że masz prawo do tego, żeby się posmucić albo po-płakać, żeby nie bronić się, nie udawać twardziela, nie zamiatać pod dywan, nie ukrywać w szafi e. Nie udawać, że nie ma listopada i nie siąpi deszcz za oknem. Tylko trzeba stanąć twarzą w twarzą z problemem i go oswoić. I wtedy

gdy się już oswoi takiego „robacz-ka problematycznego”, to żyje się łatwiej. Życie jest cykliczne i rze-czy, które nas spotykają przycho-dzą w innej postaci za jakiś czas, warto więc wyrobić w sobie taki mechanizm radzenia sobie z nimi.

Ty radzisz sobie np. mianując sło-wo "muzyka" czasownikiem? To jest sposób bycia, spo-sób wyrzucania z siebie emocji, ale w takim pozytywnym sensie – w sensie dzielenia się emocjami.

Wtedy to wraca do człowieka, ze zdwojoną, a nawet pięciokrotną siłą. Ja czuję od publiczności od-biór, to do mnie wraca i bardzo, bardzo buduje, więc nie mogliśmy (mowa o zespole) wymarzyć sobie lepszej sytuacji, niż ta, którą mamy teraz. Jeździmy po całej Polsce, jesteśmy w trasie koncer-towej i spotykamy się z naszą pu-blicznością, która słucha, która myśli, która posiada refl eksje – i to jest bardzo budujące.

Zdaje mi się, że w tych Twoich

tekstach to trochę motywu the-atrum mundi się przewija, my-ślisz, że z nas są takie marionet-ki? Troszkę tak. Jesteśmy ak-torami życia codziennego, wcho-dzimy w różne role i to jest całko-wicie naturalne, ale warto jest mieć w to wgląd. Jeśli mamy wgląd w to, kim jesteśmy, jaką rolę odgrywamy przed daną oso-bą - jest się obserwatorem siebie i ma się tego świadomość, to ła-twiej to rozkruszyć i dotrzeć do takiej prawdy o sobie. To jest bar-

Miękkie lądowanieNajpiękniejsze momenty w życiu to zapewne te, kiedy udaje się nam odbić od ziemi i szy-bować ponad chmurami. Zdarza się jednak, że spadochron nie zadziała jak trzeba i czeka nas bolesny powrót do rzeczywistości. I chyba warto wtedy uczynić z takiego twardego lądowania rzecz piękną, np. "Spadochron".

Mela Koteluk to gwiazda bardzo nam bliska: pochodzi z Sulechowa, uczyła się w zielonogórskim liceum.

Page 17: UZetka 89 (grudzień 2012)

17Kultura studenckaGRUDZIEŃ 2012

dzo ciężka praca, wydaje mi się, że na całe życie, ale fajnie jest mieć świadomość tego, co dzieje się w środku - w człowieku... ale i na zewnątrz.

Fajnie stać po drugiej stronie Ka-wonu? Pochodzisz z Sulechowa, kończyłaś zielonogórskie liceum. No tak. Najtrudniej gra się w domu. To jak wyjść do fortepia-nu przy rodzinie – największy stres. Ale wyszło fajnie, fajna pu-bliczność, wiem zresztą, że ta zie-lonogórska jest super i chętnie chodzi na koncerty, nie jest dźwiękoszczelna. A właśnie. Za-inicjowaliśmy taką akcję: „Nie bądź dźwiękoszczelny” – wspie-ramy żywe granie, zachęcamy do tego, by jednak chodzić regular-nie na koncerty i słuchać muzyki na żywo, by zostało to takim rytu-ałem i weszło w krew. To fajny sposób na spędzanie czasu z ro-dziną, przyjaciółmi, jednocześnie rodzaj uczestnictwa w kulturze.

To też forma integracji i podzię-kowania dla słuchaczy. To prawda. To taka wy-miana, często rozmawiam z ludź-mi po koncertach, często gęsto długie godziny. Kiedy jest więcej czasu, kiedy śpimy w jakimś mie-ście, to okazuje się, że… jesteśmy tacy sami. Każdy ma swoje pro-blemy, zmagania, każdy swoje przemyślenia i fajnie o tym poga-dać po prostu. I często w kontek-ście piosenek, które coś zmieniły w naszym życiu. Spotykam osoby, które pod wpływem tej płyty zre-zygnowały z toksycznych związ-ków i rozstały się ze swoimi part-nerami. Ale widuję także męż-czyzn, którzy dziękują mi za to, że dzięki tej płycie spojrzeli ina-czej na kobiety, że pomogła im je lepiej zrozumieć… I to jest dla mnie wartością.

Dziękuję… Ja Ci także bardzo… dzię-kuję.

RozmawiałaKatarzyna Kapińska

A co powiecie,studenci, na balet?

Zielonogórska publika zdecydo-wanie dopisała – 23 listopada w CRS zebrał się prawdziwy tłum. Nie popisaliśmy się natomiast, je-śli chodzi o punktualność - mimo widniejącej na bilecie godziny 18.30, jeszcze przez kilkanaście minut sala powoli się zapełniała. Kolejny mały szok nadszedł, gdy okazało się, że przy wejściu sprze-dawano prażoną kukurydzę i colę. Dodatkowo, scena nie im-ponowała ani gabarytami, ani de-koracjami. Powoli spisywałem ten wieczór na straty, ale w końcu światło zgasło, a z głośników po-płynęły dźwięki uwertury. Celowo nie odświeżałem sobie opowieści o Klarze i tytuło-wym Dziadku do orzechów, by sprawdzić, ile jest w stanie opo-wiedzieć sam taniec. Historia niby nie jest skomplikowana, ale jak opowiedzieć to samym ru-chem, nie upraszczając i nie ro-biąc z widza idioty? Rodacy Czaj-kowskiego z The Russian Natio-nal Ballet mają odpowiedzi na to pytanie. Gdy minął już pierwszy szok pod hasłem „ruszają się, jak-by jeździli na wrotkach” oraz „oni chyba nie mają stawów”, można wciągnąć się zarówno w muzykę, jak i jedną z najpiękniejszych, choć dziś już nieco zapomnia-nych, świątecznych opowieści. Chyba najbardziej zaskoczył mnie fakt, jak bardzo fabularna jest ta muzyka. Każdy akord i każda pauza ma swoje znaczenie

i miejsce w akcji, nie ma tu nic zbędnego. Nie miałem też poję-cia, jak wiele utworów z „Dziadka do orzechów” jest powszechnie znanych – to nie tylko „Taniec Cukrowej Wieszczki”, jestem w stanie się założyć, że każdy i każ-da z Was rozpozna co najmniej kilka melodii. To z kolei w linii prostej prowadzi do uniwersalności tej muzyki. Ten balet miał premierę pod koniec XIX wieku! Wszystko natomiast – zarówno „Taniec Cu-krowej Wieszczki”, jak i „Walc Kwiatów”, poprzedzające je tań-ce różnych nacji – to wszystko wy-siada przy tym, co się wyprawia w utworze nazwanym „Intrada”. To pięciominutowe cudo zwiastowa-ło ponad 100 lat temu niemal każ-dą balladę muzyki popularnej!

Coś mnie kiedyś napadło i przesłuchałem całego „Dziadka do orzechów”, ale doznania nie były ani trochę bliskie temu, co robi z człowiekiem to przedsta-wienie na żywo. Obawiałem się skromnej scenografi i – całe szczę-ście, że taką była, nic nie odwraca-ło uwagi od tancerzy. Obawiałem się publiki gryzącej popcorn – owacjom niemal nie było końca. Zaś najbardziej wymowną recen-zję wystawiły dzieci, które dość szybko zrezygnowały z krzesełek na rzecz przytulnej podłogi. W pewnym momencie pierwszego aktu podniosły się i zaczęły tań-czyć pod sceną, imitując poczyna-nia baletnic i baletmistrzów. Chy-ba trudno o większą pochwałę.

Michał Stachura

Jako laik pozwoliłem sobie nie mieć absolutnie żadnych oczekiwań względem „Dziadka do orzechów”. Zdawałem sobie sprawę, że wie-dza o balecie czerpana z „Czarnego łabędzia” może się okazać nie do końca wiążąca, tak samo, jak znajomość animowanej wersji tej histo-rii ze stajni Warner Brothers. Tak naprawdę nie do końca wiem, co mnie szarpnęło, by wybrać się na ten cały balet. Ale jestem temu czemuś bardzo wdzięczny.

Historia niby nie jest skomplikowana, ale jak ją opo-wiedzieć samym ruchem, nie robiąc z widza idioty?

Page 18: UZetka 89 (grudzień 2012)

GRUDZIEŃ 201218 Kultura studencka

Każdy pyta was o płytę. Dlaczego taki tytuł? Co można na niej zna-leźć? A ja chciałabym porozma-wiać zupełnie o innych rzeczach z jednym wyjątkiem. Klasyfi kuje-cie swoje utwory, albumy? Na któ-rym miejscu uplasowalibyście „3850” spośród wszystkich wyda-nych albumów? Lipa: A po co? Luk: Nie, nie ma takiej po-trzeby. Lipa: Każda z płyt jest za-pisem jakiegoś czasu wspólnie przeżytego, pomysłów, które wte-dy przyszły do głowy, pracy, którą

wtedy włożyliśmy. I ta praca jest zawsze na takim samym pozio-mie, bez względu na to, jakbyśmy się starali, nie nagrywamy płyt, czy nie podchodzimy do utworów w ten sposób, że tę sobie zagramy słabiej, a tę sobie zagramy lepiej. Po prostu każda z nich jest tym, co w danym czasie jest najlepsze w nas, tak nam się wydaje.

Na pewno słyszeliście o sytuacji, gdzie pewien człowiek chciał pod-jąć próbę ataku na Sejm. Co są-dzicie o tym i czy czujecie się w naszym kraju bezpiecznie?

Luk: Ja się czuję bezpiecz-nie. Lipa: Tak, jeszcze tak, bo jeżeli dziś będzie się odradzało zło w postaci ruchów faszystow-skich, nazistowskich, no to… Mieliśmy przykład tego we Wro-cławiu, że bezpiecznie nie jest, tak jak by się wydawało, że po-winno być. Trzeba to bardzo uważnie obserwować i moim zda-niem już robić wszystko, żeby te ruchy zdelegalizować i idiotów typu pan w okularkach, młody, z ledwo rosnącą brodą wsadzać do pierdla za pomysły takiego ży-

cia. Czyli nie to, że ktoś ma jakieś idee, w które wierzy, tylko, że w taki, a nie inny sposób wciela je w życie. Na tym cierpią inni lu-dzie, fi zycznie cierpią. Jeżeli jest taki twardziel, niech wyskoczy na ring z kimkolwiek i zobaczymy jaki jest twardy… kutafon.

Za kilka godzin koncert tutaj, w Zielonej Górze. Macie jakieś skojarzenia, wspomnienia zwią-zane z tym miastem? Lipa: Winobranie. Luk: Winobranie (śmiech). Lipa: Graliśmy w okoli-

stopadowo„Bo najważniejsze jest to, co sprawia, że wciąż nie mogę spać spokojnie…” - to tekst, który najbardziej utkwił mi w pamięci z albumu „3850” zespołu Lipali. Wśród "pasji i skowytu" z Lipą i Lukiem o bezpieczeństwie, Winobraniu i "talent show’ach" rozmawiałam podczas listopadowego koncertu promującego najnowszy krążek „3850”.

Lipali z grubej rury!Fot. Lipali.net

Page 19: UZetka 89 (grudzień 2012)

cach Winobrania koncerty, więc wiemy, z czym to się wiąże (śmiech). Zielona Góra kojarzy mi się przede wszystkim z fajnymi początkami Illusion. Mieliśmy tu-taj dużo bardzo dobrych kumpli, kilka dobrych zespołów, raczej pozytywna pamięć.

Czy waszym zdaniem na polskim rynku muzycznym są dobre mło-de zespoły, które można wyróż-nić?

Lipa: Jest dużo młodych zespołów, które grają i nie mówię tylko o rockowych zespołach, ale grających różną muzykę, ale wi-dzisz, tak to jest, że nie chciałbym oczywiście generalizować, ani stwierdzać, że jest to jedyny po-wód, ale wydaje mi się, że Polacy sami w sobie nie wspierają tak polskiej muzyki, polskich twór-ców muzycznych, nawet tych, któ-rych bardzo lubią, bo nie mówię o tych, których nie lubią, ale gdzieś to jest podskórne myślenie, że "no owszem, może i fajnie gramy, ale zagraniczni grają lepiej". Na pew-no mają więcej pieniędzy, co po-zwala im w większym stopniu zre-alizować pomysły, tak jak chcieli-by je widzieć. Mogą polegać też na wybitnych fachowcach, którzy produkują im te płyty i przede wszystkim mają poparcie bizne-sowe po prostu, wydawców i tak dalej. U nas nie, u nas w radio czy tak dalej polska muzyka jest za-wsze na drugim miejscu. Tak było, jest i pewnie będzie.

A macie kilka rad dla tych, którzy

gdzieś tam w podziemiu jeszcze, w garażu tworzą? Lipa: Tak, jedna rada jest taka: nie pękać. Rób swoje, tyle ile masz sił. Jeżeli przestaniesz te siły mieć, to zajmij się czym in-nym, ale póki te siły masz, rób swoje i miej w d*** przeciwności.

Oglądacie te wszystkie telewizyj-ne talent show? Lipa: Czasem się zdarzy, przeglądając kanały, zippując się

trafi na coś, bądź też ktoś ci opo-wie. Jest tyle szumu medialnego, że ciężko jest nie wiedzieć, ale moim zdaniem nie jest to droga...

No właśnie, bo do tego dążyłam. Czy jest to sposób na to, żeby się wybić? Lipa: Wiadomo, że jest to sposób, ale nie wiem czy to jest dobry sposób. Czy za nim idzie naprawdę tyle, że ci muzycy, lau-reaci tych konkursów, czy coś za tym, poza fi nałem i kilkoma kon-certami jest. Czy to się nie kończy tak, że jest to nadmuchane przez media, a później ludzie na kon-certy nie przychodzą i człowiek zanika. Wydaje mu się, że osią-gnął szczyty, że jest wspaniale, a tutaj okazuje się, że wcale nie, że murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść. Nie wiem, nie byłem takim człowiekiem, nie znam osobiście takiego faceta bliżej, żeby móc obserwować jego karie-rę. Pewności nie mam, to są tak naprawdę moje złudzenia (przy-puszczenia), tak mi się tylko wy-daje.

Luk: Wiesz, zastanawia-łem się nad tym, że ci ludzie mogą czuć się oszukani, ci wszyscy wy-konawcy, którzy faktycznie wy-grywają, wszystko jest zrobione dla mediów w celach i tak komer-cyjnych, żeby zarobić te pienią-dze, żeby cos się działo, jest show. Myślę, że te osoby, które wygry-wają te programy, to też zależy od nich, od ich podejścia, determina-cji, chęci i odrobiny szczęścia,

która im się

przytrafi , by rzeczywiście coś zro-bić, jeżeli mają coś do powiedze-nia oczywiście. Bo ciężko jest po-wiedzieć, czy oni będą fajnymi twórcami, wykonawcami, jeżeli w programie tak naprawdę od-twarzają utwory innych wykonaw-ców. Można powiedzieć, że to jest świetny artysta, a to może nie mieć w ogóle związku z arty-zmem.

W rozmowach z artystami, któ-rych teksty w jakiś sposób mnie fascynują, pytam o powstanie ta-kiego tekstu utworu. Bardzo mnie to zastanawia. Jak to jest w twoim przypadku? Czy to jest tak, że siadasz w jakimś pomiesz-czeniu i mówisz "teraz będę pi-sał", czy teksty same wpadają podczas zwykłych codziennych zajęć? Lipa: Różnie to bywa. Cza-sami masz wenę i napiszesz tekst, bo ci przyjdzie pomysł do głowy, czy napiszesz wiersz, na podsta-wie którego później możesz uło-żyć tekst, ale zazwyczaj w moim przypadku jest to praca, czyli

mam jakiś pomysł, muszę usiąść i ten pomysł opracować, wymyślić słowa, umieć treść, która mi się błąka po głowie urzeczywistnić słowami. Do tego to wszystko musi pasować do linii melodycz-nej, więc to nie jest takie "hop", jakby się wydawało. Zazwyczaj u mnie powstaje najpierw linia melodyczna czyli tekst powstaje od muzycznej strony, a dopiero później dochodzi do tego mu-zycznego znacznika treść.

Jest jakieś szczególne pomiesz-czenie, które najbardziej pomaga w tworzeniu takiego tekstu? Lipa: Chciałabyś usłyszeć kibel? Nie. (Śmiech).

Niektórzy tak odpowiadają. Lipa: Nie, ja nie mam ta-kiego miejsca. Piszę, jeżeli jest potrzeba tego pisania, czy to we mnie, czy zewnętrza potrzeba na-pisania czegoś.

Dziękuję za rozmowę.

Marika Adamska

Graliśmy w okolicach Winobrania koncerty, więc wiemy, z czym to

się wiąże... Zielona Góra kojarzy mi się przede wszystkim z fajnymi po-czątkami Illusion. Mieliśmy tutaj

dużo bardzo dobrych kumpli, kilka dobrych zespołów, raczej

pozytywna pamięć.

MARIKAADAMSKA

Huragan hałasu, wulkan emocji, tornado dzienni-

karstwa. Pomimo słowiańskich korzeni, znana lepiej jako Mała

Czarna. Didżejka Indexu po uszy zakochana

w rock'n'rollu i przystoj-nych perkusistach.

Opis: Paweł Hekman, Radio Index

fot.

Tom

asz D

aiks

ler

19MARZEC 2012 Zielona Góra 19GRUDZIEŃ 2012 Kultura studencka

Page 20: UZetka 89 (grudzień 2012)

Kultura studencka GRUDZIEŃ 201220 Kultura studencka

Twój debiut „Wilczełyko” ukazał się we wrześniu, ale nowicjuszem na scenie muzycznej nie jesteś. Dlaczego dopiero teraz zdecydo-wałeś się na karierę solową? Ta decyzja byłą częścią ewolucji, pewnych procesów... Je-śli mam być szczery, nigdy nie by-łem dobry w podejmowaniu decy-zji, więc to, żeby coś zrobić, nie było szybką męską decyzją, ale wynikiem różnych zdarzeń. Poza tym, to jest debiut. Gdybym wy-dał go mając np. 35 lat, to też by miało chyba jakiś sens.

Mieszasz elementy folku, indie rocka, grunge’u , a nawet bluesa. Wiem, że muzycy nie lubią okre-ślać swojego stylu, ale gdyby ktoś poprosił cię o nazwanie tego, co gra Skubas, pod groźbą odebra-nia możliwości dalszego robienia muzyki, to co byś powiedział? Nazwałbym to po prostu crossoverem. Wymienianie róż-nych podgatunków ma jednak też sens. Jest tam w końcu trochę fol-ku, trochę rocka, jest tam trochę

grunge’u czy takiej melancholij-nej muzyki spod znaku Smolika. Znajdziesz tam też odrobinkę pierwiastka drum’n’bassowego, ponieważ miałem z tą muzyką ja-kiś epizod. Gdzieś to się wszystko jakoś połączyło... Nie ma tam jed-nak elektroniki, bo sięgnąłem do korzeni stawiając na akustyczne brzmienie. Wiesz, chciałbym mieć swój rodzaj muzyki, ale do tego chyba trzeba mieć w sobie ja-kąś iskrę bożą albo ciężko praco-wać. Wszystko zatem przede mną. Mam nadzieję, że kiedy będę wydawał piątą płytę, to nie będzie ona określana jako indie rock, tylko np. indie Skubas.

Zanim ukazało się „Wilczełyko”, świat poznał singiel „Linosko-czek”. Dlaczego akurat padło na ten kawałek? Braliśmy pod uwagę kilka utworów i tak naprawdę ja bym znalazł inne kawałki, które mo-głyby być singlowymi. Aczkol-wiek ten utwór jest taki... słowiań-ski. Ma fajny tekst, wpadającą

w ucho melodię... Ludzie z wy-twórni też zgodnie wybrali ten numer, ja na to przystałem i chyba to był dobry wybór.

Chyba tak, bo utwór debiutował na 28 miejscu kultowej Listy Przebojów Trójki. Czy zaistnienie w tym zestawieniu miało dla cie-bie jakieś szczególne znaczenie? No kurczę, co mam powie-dzieć? Znowu jestem mile zasko-czony, że jestem na liście obok Skunk Anansie i innych świet-nych zespołów. Trójka ma dużą moc i pewną legendę. Było to więc totalne zaskoczenie i sama radość. Nie spodziewałem się, że ten utwór dostanie się na listę i wrażenia były super.

Zaciekawił mnie tekst, a raczej tytuł utworu „Być jak Kurt”. Czy to jest twój hołd dla lidera Nirva-ny, sceny grunge’owej? Tak. To muzyka, na której wyrosłem. Chciałbym kiedyś zro-bić całą płytę utrzymaną w takim klimacie, żeby na koncertach tro-

chę się spocić. Może kiedyś... Zdaję sobie sprawę, że ten numer odbiega od całości, ale fajnie jest, gdy na klimatycznym koncercie zagramy taki utwór. Może nawet z lekkim przymrużeniem oka, ale daje on czadu. Grunge odcisnął na mnie duże piętno – te emocje, akordy, to brzmienie... Totalnie mnie to chwyciło i jak można usłyszeć, to trwa to w jakiś sposób nadal.

Opowiedz jeszcze o okładce. Jest dość intrygująca. Powiedziałem grafi kowi, jaki klimat mnie interesuje, co ten pies ma przedstawiać, co ma mieć w oczach. Dałem mu jakieś wy-tyczne i po tylko 5-minutowej roz-mowie gość zrobił to genialnie! A dlaczego pies? Mam jakąś sła-bość do bokserów. Miałem takie-go psa przez 11 lat. Poza tym sły-szałem gdzieś opinię, że przypo-minam tę rasę psów, bo marszczę czoło i mam smutne oczy (śmiech).

Michał Cierniak

Czy będzie indie Skubas?Mimo że wydał dopiero pierwszą płytę, debiutantem ciężko go nazwać. Ma na koncie współpracę ze Smolikiem czy Noviką, a solowo zaprezentował jeszcze inne muzyczne ob-licze – akustyczne, melancholijne i niezwykle ciekawe. Sprawdźcie, co Skubas, bo o nim mowa, miał do powiedzenia o swoim albumie „Wilczełyko”.

Page 21: UZetka 89 (grudzień 2012)

21GRUDZIEŃ 2012 Kultura studencka

Gwiazdka idzie, więc wydawcy nie zaprzątają sobie głowy takimi drobiazgami, jak premiery płytowe. W zamian proponujemy Wam trzy świeżutkie płyty ze świątecznymi utworami, wydane w ciągu ostatnich tygodni. Mogą świetnie się sprawdzić jako prezent pod choinkę.

Do usłyszenia pod choinką

Przy tej płycie Cee Lo Green może i nie wy-kazał się największą kreatywnością, bo po-stanowił nagrać świąteczne standardy. Wszystko oczywiście w funkowo-soulowej aranżacji, a smaczku albumowi dodają go-ście, jak np. Christina Aguillera czy Rod Stewart. Są dzwoneczki sań, mikołajowe „ho, ho, ho” i renifery. Pomysł dość oklepa-ny, ale w końcu najbardziej lubimy te melo-die, które znamy.

Kolędy amerykańskie i nie tylko, a także kilka świątecznych hitów z ostatnich lat. Wszystko podane w swingującej wersji, brzmiącej niczym wyrwanej z lat 50. bądź 60. Oto propo-zycja na święta od berlińskiego trio The Baseballs, które zasłynęło za sprawą swingowych wersji hitów Rihanny czy 50 Cen-ta. Świetny prezent dla kogoś, kto ma wszyst-kie świąteczne płyty Elvisa i chce urozmaicić swoją kolekcję.

Gwiazdka na jazzowo? Proszę bardzo – wszak Zielona Góra i nasza uczelnia stoją bardzo mocno tą muzyką. Na owej składance znajdziemy interpretacje przeróżnych świą-tecznych piosenek, w wykonaniu jazzowych artystów, ale nie tylko. Są tu również ikony swingu, soulu czy gospel z Arethą Franklin, Frankiem Sinatrą czy Williem Dixonem na czele. Świetna rzecz dla miłośników tradycji, ale nie w sztywnym jej rozumieniu.

CEE LO GREEN „CeeLo’s Magic

Moment”▼

THE BASEBALLS „Good Ol’ Christ-

mas”▼

V/A „Merry Jazz Christmas”

REKLAMAREKLAMA

Page 22: UZetka 89 (grudzień 2012)

Maj inglisz is wery słabyBajzel w nazwie, bajzel w życiu. Piotr Piasecki z jednej strony wydał trzy płyty, koncertuje po całej Polsce, grywa w Stanach, gra z Budyniem z Pogodna, a z drugiej – rozstał się z wytwórnią na rzecz wydawania singli w sieci, na większość koncertów dojeżdża pocią-giem. Przed swoim występem w 4 Różach dla Lucienne wpadł do Akademickiego Radia Index, by na antenie wytłumaczyć się z paru spraw.Po rozstaniu z wytwórnią wyda-łeś singel „Monogenominima-lizm”, który największe skojarze-nia wywołuje chyba z płytą „Mi-łośnij”. Cały koncept wydawania singli powstał w mojej łepetynce, gdy zauważyłem, że mam za dużo pomysłów i muszę je na bie-żąco realizować. Wyrobić w so-bie nawyk nagrywania piosenek, a mam teraz studio w domku, i dzięki temu nie zawalam się górą starych pomysłów, na które dopiero się dopiero rzucam, gdy nagrywam płytę. Te dwa utwory są najbardziej piosenkowe z tego, co będzie. Co prawda te następ-ne jeszcze nie powstały, ale mam plan nagrywania i wydawania co miesiąc, może co dwa. Chciał-bym, żeby następne były bardziej muzyczne, otwarte formy, nawet jakieś dziesięciominutowe nume-ry, mniej śpiewania…

A jak wygląda ten plan w kontek-ście czwartej, psychodelicznej płyty, którą się ostatnio odgraża-łeś? Wiesz co, ja sobie dopiero niedawno przypomniałem, że coś takiego opowiadałem (śmiech). Przypomniałem sobie przy okazji tego, jak poszperałem w swoim komputerze i znalazłem paręnaście godzin jakichś impro-wizacji, które zebrały się od cza-su, gdy zaczynałem grać do tej pory. Teraz dopiero okazuje się, że zrealizuje te bajki, które opo-wiadałem. Mam kretyński po-mysł, żeby wydać trzygodzinną płytę. Wybrać najlepiej żrące fragmenty tych utworów i wytło-czyć trzygodzinną płytę. Nie wiem, czy ktoś będzie tego słu-chać… świetnie się tego słucha

w pociągu.

Może powinieneś sprzedawać ją na PKP. Taki dodatek za opłatą do trzygodzinnych tras. Myślisz, że z PKP idzie się dogadać (śmiech)? Jeśli tak, to ja bardzo bym poprosił o tańsze bi-lety, bo podróżuję tak często, jak niektórzy kolejarze i ja bardzo chętnie będę promować PKP, tyl-ko niech mi dadzą jakąś zniżkę… Cygańską Zniżkę Dla Biednych Artystów, Którzy Jeżdżą Pocią-gami w Tę i z Powrotem.

Całkiem udanie poczynasz sobie w USA. Zagrałeś na dużym festi-walu, wystąpiłeś w tamtejszym oddziale MTV… Ja tam na ten festiwal Sax By Sex mówię, nigdy nie mogę wymówić nazwy (chodzi o SXSW

w Austin w Teksasie – przyp. red.). Tam przyjeżdża dwa tysią-ce kapel, ale jest ich więcej niż publiczności… Przyjęcie miałem bardzo dobre, Amerykanie są bardzo wyluzowani. Jak tam mó-wiłem „ajm sory bat maj inglisz is wery słaby”, to oni odpowiadali „dont wory, maj polisz is tu słaby” (śmiech). Ceniłem u nich to, że mimo wyluzowania, jak trzeba było coś zrobić, to wszyscy się spi-nali, jak Niemcy. A z tym MTV Iggy, to po koncercie w Nowym Jorku podeszła od nich dziewczy-na na wywiad i potem, na Sax By Sex w Teksasie, też mnie dopadli, zaprosili do studyjka jakiegoś sta-rego hippisa, rozłożyłem się, na-grałem i wrzucili to do siebie.

A jak to było z teledyskiem do „Happy Love”?

W drodze do hotelu z festi-walu przejeżdżaliśmy przez ja-kieś przedmieścia, wszystkie cha-ty były wielkie cudowne i jeden, jedyny dom wyglądał, jak bajzel totalny. Totalna melina, pijani Meksykanie, kury, psy, koty, ja bym tam nawet nie wszedł (śmiech). Ala Matthew Shroeder, który wcześniej już robił dla mnie klipy, stwierdził, że to świetny po-mysł. Dogadał się z kobietą, któ-ra tam była, bo z tymi facetami już się nie dało dogadać… We-szliśmy, zagraliśmy, nagraliśmy, daliśmy im sto dolców… no ale nikt ich na pewno nie zmuszał, żeby tańczyli.

Całej rozmowy możecie wysłu-chać na www.wZielonej.pl

Michał Stachura

Piotr Piasecki, lider Bajzla, tłumaczy się w Radiu Index...

GRUDZIEŃ 201222 Kultura studencka

Page 23: UZetka 89 (grudzień 2012)

Album „Na Uschod” traktuje o chłopach zamieszkujących Kresy Wschodnie w XIX wieku, ich wyzysku i próbach buntowa-nia się przeciwko takim prakty-kom. Większość tekstów stano-wią tu tradycyjne słowa piosenek ludowych, dzięki czemu cały koncept zyskuje na realizmie. Generalnie wczytując się w nie można dojść do wniosku, że ruch punkowy nie narodził się w Wielkiej Brytanii w latach 70-tych, ale właśnie na Kresach dwa stulecia temu. Co do muzycznej strony płyty jest bardzo zadowa-lająco, a przynajmniej dla tych, którym do gustu przypadło

„Gore”. R.U.T.A. wciąż łączy słowiański folk z punkiem i czy-nią to niezwykle zgrabnie. War-to zwrócić uwagę na olbrzymi ła-dunek emocjonalny tych dźwię-ków. Niemal każdy takt ściska za

serce lub gardło, albo obydwa na raz. Jest to zasługa pięknie za-aranżowanych wokaliz – zarów-no damskich jak i męskich, które stanowią sól zawartych na płycie

utworów. Większość numerów, z racji na tematykę, bije melan-cholią albo wściekłością. Są jed-nak odstępstwa od reguły w po-staci „HulajPole!” czy coveru ze-społu Kino „Mama Anarchija”, chyba najsłabszego na całym al-bumie, brzmiącym jak wschod-nia odpowiedź na Pidżamę Por-no. Ogólnie jednak „Na Uschod” udowadnia dwie rze-czy. W muzyce wciąż można ro-bić oryginalne rzeczy. Po drugie zaś, muzyka ludowa nie musi brzmieć cepeliowo i obciacho-wo, ale pięknie i przejmująco.

Michał Cierniak

Na szczęście dla świata włączono kamery i teraz, po pięciu latach od tamtego wydarzenia, możemy cieszyć oczy i – co najważniejsze – uszy „Celebration Day”. Cóż to był za koncert! Plant, daleki od dawnego szaleństwa, ze sku-pieniem, za to bez widocznego wysiłku, wyśpiewywał kolejne klasyki. Page, jawnie szczęśliwy, nonszalancko przechadzał się po scenie, Jones to siła spokoju, ale to on był tego wieczoru najbar-dziej niezawodną częścią zespo-łu. Wreszcie Bonham, godnie za-stępujący ojca. Wylewał siódme poty, wzorem swego staruszka robiąc wszystko, by wgnieść ze-staw perkusyjny w deski sceny. Biorąc pod uwagę dys-kografi ę Zeppelinów, nie mogło

być mowy o złych wyborach, ale tu naprawdę nie brakuje niczego: „Black Dog”, „Heartbreaker”, „Stairway To Heaven”, „Whole Lotta Love”… dla fanów bardziej klimatycznych rzeczy obłędne wykonanie „No Quarter”, „Da-zed and Confused”, czy moje ulubione „Since I’ve Been Lo-

ving You”. Najbardziej słychać upływ czasu po Page’u, ale prze-cież nie można winić niemal sie-demdziesięcioletniego muzyka, że nie przebiera już palcami, jak młodziak. Brzmienie jest wspa-niałe, tłuste, selektywne, a jed-nocześnie bardzo klasyczne,

nie trudno sobie wyobrazić, że tak musiały brzmieć najlepsze koncerty Led Zeppelin w latach 70. Kiedy kończy się ostatnie w zestawie „Rock and Roll”, a staruszkowie padają sobie w objęcia, w oku kręci się łza. Jak często trzyma się w rękach coś, co wymyka się każdej, zna-nej ludzkości, skali? To jedno z tych wydawnictw, które już w momencie wydania przecho-dzą do historii. Na koniec braku-je wielkich przemówień, morza róż, konfetti, laserów, pokazów tańca, czy sztucznych ogni. Nic nie odwraca uwagi, że chodzi tu tylko – a raczej aż – o koncert.

Michał Stachura

Płyta, która wymyka się każdej skaliReaktywacja Led Zeppelin to temat-rzeka. Gdy okazało się, że legenda wszystkiego, co istnie-je w formie dźwięku, reaktywuje się na jeden koncert z synem zmarłego perkusisty, Jasonem Bonhamem, nie mogło być mowy o niepowodzeniu. Gdy w 2007 roku w O2 Arena Robert Plant, Jimmy Page i John Paul Jones stanęli na jednej scenie jako Led Zeppelin, po prostu trzeba było to nagrać. Gdyby tego występu nie zarejestrowano, na odpowiedzialnych za to czekałoby specjalne miejsce na samym dnie siódmego kręgu dantejskiego piekła.

Anarchy in Kresy WschodnieR.U.T.A. pojawiła się na polskim rynku muzycznym zupełnie znienacka i już za ich debiutancką płytę „Gore” udało im się zdobyć Paszport Polityki. Nadzieje wobec ich drugiego krążka były zatem bardzo duże i... chyba nie zostały zawiedzione.

Brzmienie jest wspaniałe, tłuste,

selektywne. Tak musiały brzmieć

najlepsze koncerty Led Zeppelin

w latach 70-tych.

Niemal każdy takt ściska za serce lub gardło, albo obydwa na raz.

23GRUDZIEŃ 2012 Kultura studencka

Page 24: UZetka 89 (grudzień 2012)

Żeby była jasność: nie każda produkcja musi zmieniać życia, być trudnym, refleksyjnym kinem spod znaku Bergmana, lub z drugiej strony – zaskakiwać finezją Tarantino. Czasami film nie musi być nawet mądry, by zatopić w nim oczy. Ale coś się musi dziać. „Wyzwanie przyjęte!” – musiał pomyśleć scenarzysta kolejnych „Zmierzchów”.

Efekty specjalnej troski

Tam stężenie jakichkolwiek zda-rzeń w scenariuszu wymierzono na maksymalnie dwa na trzy fi l-my. Na szczęście „Saga Zmierzch: Przed Świtem. Część 2” bije ten rekord i na tle starszego rodzeń-stwa jawi się jako klasyka kina ak-cji. Bella i Edward są szczęśli-wymi rodzicami, ich córka rośnie jak na drożdżach (choć porówna-nie z grzybem przydałoby się jesz-cze w kilku momentach tej recen-zji), stąd też o jej istnieniu dowia-dują się złe wampiry Volturi. Mi-chael Sheen z kolegami chcą usta-lić, czy dziecię nie będzie dla nich zagrożeniem, a chcą to zrobić w najprostszy, znany ludzkości sposób ze szkoły wujka Heroda. Cullenowie w towarzystwie wil-

ków nie chcą na to pozwolić, zbie-rają przyjaciół, gotowych po-świadczyć, że Renesmee nie jest dla wampirów groźne. Największą zasługą „Sagi Zmierzch: Przed Świtem. Części II” jest to, że nie wszystko jest tu mierne. Aktorsko – żart w złym smaku. Efekty specjalne – raczej specjalnej troski. Można tak wy-mieniać bez końca… no, prawie. Bo ostatni fi lm poświęcony świe-cącym wampirom i wilkołakom

bez koszulek to najlepsza część se-rii. I prawie nie wyłącznie dlatego, że już nie będzie więcej. To bardzo dziwne uczucie, dać się wciągnąć w „Zmierzch”. Jest taka chwila w tym fi lmie, gdzie każdy – fan, hejter, kasjer, mama, ciotka – wszyscy wybuch-nęli śmiechem. Scena naprawdę udana, dowcipna i lekka, a cały czas mówimy o tym samym dziele. Poza tym utrzymano zaskakująco żwawe tempo całości. Nie zro-

zumcie mnie źle – nie jest jeszcze tak, że „Przed Świtem” ogląda się z zapartym tchem. Ale seans mija jakoś szybciej niż pozostałe. Dwa plusy to jednak zbyt mało, żeby ogłosić, że fi lm wień-czący „Sagę Zmierzch” jest dobry. Nie jest nawet znośny. To cały czas kino oferujące przyjemność porównywalną z siedzeniem na mrowisku. Tylko tym razem ktoś w tle puścił Hendriksa. Ta część dowodzi natomiast, że to wcale nie musiały być mdłe koszmarki kinematografi i – trochę więcej ak-cji, polotu, a mniej… no cóż, mniej „Zmierzchu” i kto wie, być może…

Michał Stachura

Największą zasługą „Sagi Zmierzch: Przed Świtem. Części II” jest to, że nie wszystko jest tu mierne.

Aktorsko – żart w złym smaku. Efekty specjalne – raczej specjalnej troski.

MIASTO FILMÓWPiątek, godz. 13:00 na 96 fmwww.facebook.com/miastof

email: [email protected]

GRUDZIEŃ 201224 Miasto Filmów

Page 25: UZetka 89 (grudzień 2012)

MÓJ ROWER Zapowiadał się wzruszający i mądry film. Znaleźliśmy w nim jednak dużą dawkę patosu i mądrości, które wszyscy znają. A ci co nie znają i tak nie zrozumieją. 5,5/10

HOTEL TRANSYLVANIA Dracula, Frankenstein, Mu-mia i wszystkie pozostałe stwory z horrorów w jednym ho-telu odpoczywają od ludzi. Niezwykle dynamiczna i naszpi-kowana odniesieniami animacja dla wszystkich bez wzglę-du na wiek. 7/10

SILENT HILL: APOKALIPSA 3D Ciche miasto po-wraca. Bywa mgliście. Bywa klimatycznie. Bywa strasznie. Bywa też "Piramidogłowy". Bywają momenty. 5 x bywa daje

jednak tylko 5/10.

GANGSTER Kino gangsterskie inaczej: historia trójki braci trudniących się obrotem bimbru na amerykańskiej prowincji. Rewelacyjne role Hardy'ego i Pearce'a, trochę niewykorzystany Oldman, do tego brudny, surowy klimat. Warto! 7,5/10

GDZIE JEST NEMO 3D Nieważne w ilu wymiarach, Nemo na zawsze pozostanie jedną z najlepszych animacji Pixara. W 3D bawi tak samo choć nie wiem czy rozsądniej-szym wyjściem nie jest zakup DVD. 8/10

Opracowanie: Miasto Filmów

SHORTY ...czyli co oglądaliśmy w ubiegłym miesiącu

Jeśli reżyser weźmie się za drażliwy temat, jest to połowa sukcesu jego fi lmu. Wszak i tak powstanie wokół niego duży szum medialny i sporo ludzi pójdzie na niego choćby z ciekawości o co ten cały ha-łas. Jeśli ta teoria się sprawdzi w wypadku „Pokłosia”, reżyserujący go Władysław Pasikowski może spać spokojnie. Opowiada on hi-storię braci, starających się ocalić pamięć o Żydach zamieszkałych ich wioskę przed wojną, a którzy zniknęli w tajemniczych okolicz-nościach. Zdążono okrzyknąć go już „antypolskim”, namawiać do jego bojkotu, a Maciej Stuhr za rolę w nim, otrzymuje coraz bar-dziej wyszukane pogróżki. Po obejrzeniu „Pokłosia” sam zacząłem myśleć o bojkocie tej produkcji. Nie z racji treści jednak, ale bardzo nudnego scenariusza i faktu, że Pasikowski po 12 latach milczenia raczy nas ciekawą historią, opowiedzianą w nużący sposób.

Michał Cierniak

494 wątki, 260 różnych epok i cały zastęp aktorów pod dowództwem trojga reżyserów – tak wygląda „Atlas Chmur” w statystykach. Po-wiedzmy. Świat padł na kolana, a ja przecieram oczy z niedowierza-niem. Bezowocnie próbowałem wymyślić lepsze zdanie, które tak doskonale zobrazuje to, co czeka Was w sali kinowej. W końcu, w czeluściach internetu trafi łem na to najbardziej adekwatne: „Wa-chowscy i Tykwer sklejają z ochłapów fi lmowego Frankensteina, po czym bezowocnie czekają, aż ożywi go jakiś piorun”. Film jest bełko-tliwy i pod płaszczem braku chronologii oraz pozornej widowisko-wości próbuje sprzedać nam złote myśli rodem z dzieł Paulo Coelho. Jasne są momenty, w których błyszczy Tom Hanks i nawet ze dwa przemyślane ujęcia, ale jako całość fi lm broni się jak Najman przed Pudzianem.

Paweł Hekman

● Atlas chmur ● Pokłosie

494 x 260 = trzy na dziesięć

Czy Pasikowski może spać spokojnie?

torów pod dowództwem t to połowa sukcesu

Książka 25GRUDZIEŃ 2012 Miasto Filmów

Page 26: UZetka 89 (grudzień 2012)

Prowadzisz bloga od ponad roku. Czy już w wieku siedemna-stu lat wiedziałaś, o czym chcesz pisać w swoim internetowym pa-miętniku? Hmm, właściwie nie. Po-czątkowo mój blog miał być tyl-ko czymś chwilowym, zbiorem nieuporządkowanych i bliżej nieokreślonych myśli. Tak po prostu. Jednak wraz z upływem czasu przywiązałam się do blo-ga, ludzi, codziennego czytania i odpisywania na komentarze tak bardzo, że postanowiłam zo-stać tutaj na dłużej i nadać swo-jej stronie obecnego kształtu.

W swoich postach poruszasz te-maty związane z modą i kosme-tykami. Czy to znaczy, że odbior-cami Twojego bloga mają być je-dynie dziewczyny? Nigdy w życiu. Piszę o tym, co mam aktualnie na my-śli. Są to tematy często niepo-wiązane ze sobą, nie można jed-nomyślnie skatalogować mojego

bloga. Pomiędzy postami o uro-dzie (którą de facto interesuję się raczej na poziomie standar-dowej kobiety), można doszukać się całej reszty uroków życia wi-dzianych moimi oczami. Ko-cham to co robię i chcę się dzie-lić tym z innymi, zarówno z dziewczynami jak i z płcią przeciwną. Dla mnie to bez zna-czenia.

Czym jest dla Ciebie blog? Za każdym razem, gdy czytam komentarze Czytelni-ków, na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Szczerze. Po prostu to uwielbiam i daje mi to szczęście. Blog jest dla mnie in-spiracją, jest to kawałek samej siebie, którym postanowiłam podzielić się z innymi. Stanowi dla mnie również wsparcie. Po-nadto, poprzez bloga mam moż-liwość udzielania się w akcjach charytatywnych w szerszym za-kresie.

Widzę że na blogu masz również zakładkę KARMIMY PSIAKI. To ogólnopolska inicjaty-wa, która ma na celu zebranie posiłków dla bezdomnych zwie-rząt. Co najważniejsze - tutaj może pomóc dosłownie każdy! Chwila poświęcenia Twojego czasu, zaledwie kilka kliknięć, może oznaczać posiłek dla psia-ka ze schroniska w Zabrzu-Bi-skupicach. To nic nie kosztuje. Zapraszam wszystkich na stronę akcji: www.karmimypsiaki.pl

Blog zmienił coś w Twoim życiu? Poznałaś dzięki niemu cieka-wych lub udało Ci się wziąć udział w jakiś ciekawych wyda-rzeniach? Tak, przede wszystkim blog wprowadził do mojego ży-cia więcej ciepła płynącego z ko-mentarzy. To jest po prostu miłe, przeczytać kilka słów dodają-cych otuchy, tak że aż serce samo rośnie w piersiach. Blog jest także wachlarzem możliwo-

ści. Poprzez pisanie bloga mam okazję poznawać naprawdę wspaniałych ludzi. Do cieka-wych wydarzeń mogę zaliczyć I Spotkanie Blogerek Lubu-skich.

***Daj się poznać innym! W świecie wszechobecnej władzy Internetu nad ludźmi poszukujemy pere-łek, którym udało się ujarzmić tą ogromną otchłań. Jeśli prowa-dzisz bloga (fotobloga, videoblo-ga), stronę internetową, ciekawy fanpage lub kanał youtube ode-zwij się do mnie na maila [email protected] i po-dziel się swoją pasją. Każdy blog będzie dobry, jeśli nie jest nasta-wiony wyłącznie na korzyści ma-terialne, które można z niego czerpać. Po prostu jeśli robisz to z zamiłowania - podziel się tym z czytelnikami "UZetki".

Patrycja Hoffman

O swoim blogu, pomaganiu zwierzętom i urokach życia opowiada Sara, uczennica zielonogórskiego liceum, która prowadzi stronę soveir.blogspot.com (polecamy!).

Blog daje mi szczęście

SaraAutorka bloga soveir.blogspot.com. Jest uczennicą III klasy liceum. Dziewczyna o blond włosach i porcelanowej cerze. Oprócz prowa-dzenia bloga, pasjonuje się podróżami, gotowa-niem, motoryzacją. Marzy o pracy projek-tanta wnętrz, a także oceanografa.

GRUDZIEŃ 201226 Młodzi blogują!

Page 27: UZetka 89 (grudzień 2012)

27GRUDZIEŃ 2012 Kultura studencka

Page 28: UZetka 89 (grudzień 2012)

GRUDZIEŃ 201228 Felieton

Ludzie, parapety i klamki

KARINA OSTAPIUK

Z zawodu uczennica klasy dziennikarskiej. Z pasji tancerka. Z koloru włosów blondynka. Łączy ogólnokształcącą naukę w III LO z nauką tańca w studiu tańca TRANS.

Życia uczy się na własną rękę. Jak na zodiakalną pannę przystało, ostrożna, jednocześnie niebojąca się powiedzieć wprost,

co myśli. Uważa, że przyszłość należy do tych, którzy wierzą w swoje marzenia, więc stara się wierzyć. Skomplikowana, jak każdy.

Fanpage ma 940 kliknięć „lubię to!”. Tak sobie na niego patrzę. Zdjęcia Vansów z nieskończenie długim „ojaoja…”, zakończonym zgrabnym „zakochałam się”, kil-koma serduszkami, dwukrop-kiem i ósemką pisaną wielokrot-nie ze wciśniętym shiftem. Oczy-wiście, że od razu pomyślałam o administratorach tej strony z zazdrością, widać, że tak łatwo przychodzi im bycie sobą! Mimo swojej obojętności wobec Harry’ego Pottera (już wi-dzę miny jego fanów w tym mo-mencie), bardziej przekonuje mnie fanpage zatytułowany Są ludzie i parapety, no ale żeby do Hogwartu się nie dostać (uf, je-

stem bezpieczna). Co kto lubi, przynajmniej bez ściemy z tym całym odkrywaniem przed inny-mi własnego ja. Na tej pierwszej stronie spodobało mi się tylko jedno zda-nie: Ludzie są fałszywi, bardzo fałszywi. 0 lajków. Aha, okej, dobra. Jeszcze chwila i poczułabym się odosobniona, ale spokojnie. Jest wielu, którzy przypominają mi, że mimo wszystko, mam rację. Chyba wolałabym w tym momen-cie skończyć. Widzicie, skłama-łam. Tak byłoby łatwiej. I chyba wielu wydaje się, że to serio po-może. Różne badania wykazują, że najczęstsze przyczyny kłam-

stwa to strach. Przed porażką, karą odrzuceniem czy konfl ik-tem. Tyle, że konfl ikty tworzą się często, kiedy już jest za późno. Z moich osobistych obserwacji wynika, że kłamstwo bierze się z ludzkich kompleksów. I nie cho-dzi mi o to, że „kłamstwo ma kompleks prawdy”, powtarzając po Lechu Nawrockim. Ludzie chowają siebie, uparcie twier-dząc, że pozostają jak najbardziej naturalni. Na fejsbuku lubią to, czego nie lubią, bo chcą być fajni. Udają, co nie do końca się zawsze udaje. Grają, na czym rzadko wy-grywają. Zakładają maskę, która często spada. Później jest już coraz go-

rzej, ale trzeba w to brnąć. Nie można się przecież wycofać – każdy tak mówi, okłamując sam siebie. Przecież ja nie kłamię! – stwierdzasz, a ja pytam: czemu znowu kłamiesz? Skoro telewizja mówi, że „telewizja kłamie”, to w tym mo-mencie też kłamie? Teoretycznie tak. Teraz to już ciężko stwier-dzić, bo jak raz się przejechali-śmy, to później trudno zaufać. Przejechaliśmy… Może lepiej by-łoby się przejść. Tyle że kłamstwo ma krót-kie nogi, chociaż na ogół bywają one bardzo zgrabne.

Karina Ostapiuk

Są ludzie i są parapety. Miało być tak „fajnie” fejsbukowo, ale nie wyszło. Jeszcze raz. Są ludzie, są parapety, ale żeby się klamką urodzić? Jeszcze gorzej? Są ludzie i parapety, jednak ja wolę być po prostu sobą. Zabrzmiało strasznie sztucznie i nieprawdopodobnie. Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach trudno o takie poświęcenia.

REKLAMA

Page 29: UZetka 89 (grudzień 2012)

29GRUDZIEŃ 2012 Felieton

Obmacani przed świętami Zachłyśnięci świątecznymi promocjami, wyścigami po najlepszy prezent dla bliskich i oślepieni gwiazdkowymi kampaniami reklamowymi nie widzimy tego, co dzieje się wokół nas. A im bliżej świąt, tym dzieje się więcej. Gwiazdkowa atmosfera udziela się wszystkim, zwłaszcza kieszonkowcom i „obmacywaczom”, którzy dają upust swoim zdolnościom.W ubiegłym roku jadąc autobu-sem do domu na świąteczną prze-rwę byłem świadkiem nieco-dziennego zajścia. Jedna z pasa-żerek zaczęła krzyczeć. „Panie kierowco, ten facet wsadził mi rękę w krocze!” – krzyczała ko-bieta. Wszyscy podnieśli się z miejsc wytrzeszczając oczy z niedowierzaniem. Kierowca zjechał na pobocze, a „obmacy-wacz” sam wyskoczył w popło-chu. Już do końca podróży wszy-scy jadący pilnowali się nawzajem łypiąc na siebie podejrzliwym wzrokiem. Nie ma co się dziwić, wkła-danie ręki w miejsca intymne, na-chalne przyciskanie się, łapanie za pośladki czy piersi to takie same przestępstwo seksualne jak gwałt. Różni się tym, że ofi ary bagatelizują takie zajścia. Za-miast zgłosić taki incydent, wolą przemilczeć lub w najlepszym przypadku opisać je na portalu interetowym. Wynika to pewnie z założenia, że skoro nie ma śla-du, nie ma też zbrodni.

■ Niebezpiecznie w tłumie

O ile „obmacywacze” czyhają na naszą cielesność, kieszonkowców interesuje sfera materialna. Przed Wigilią większość wyrusza na zakupy, przyczynia-jąc się do tworzenia tłumu na przejściach dla pieszych, w gale-

riach handlowych i środkach ko-munikacji miejskiej. Jak podaje rzecznik prasowy Stowarzysze-nia Detektywów Polskich Marcin Popowski, okradanie zmęczo-nych, zabieganych ludzi jest dla kieszonkowców szczególnie do-godne w godzinach szczytu.

■ Uwaga, złodziej

Jak rozpoznać kieszonkowca? Według Popowskiego przestępca przygląda się ofi erze, przytula się do niej i sprawdza jej „elektrycz-ność”. W ręku ma gazetę, prze-wieszoną odzież, aktówkę lub re-klamówkę – zasłonę, za którą do-konuje kradzieży. W zimie nie ma rękawiczki na jednej ręce i ogrzewa ją ustami. Jego rozbie-gane oczy stale szukają nowej ofi ary oraz kontaktu ze wspólni-kami. Coraz rzadziej mamy do czynienia z drobnymi złodzie-jaszkami. Od kilku lata funkcjo-nują grupy „profesjonalnych” kieszonkowców, opracowujących techniki kradzieży oraz specjalny język, który ułatwia porozumie-wanie się przy osobach trzecich.

■ Przekroczenie granicy

Nie popadajmy jednak w parano-ję bijąc torbą po głowie każdego, kto będzie w jednej rękawiczce i nie biegnijmy z pięściami za

każdym, kto nas potrąci na przej-ściu dla pieszych. Jeżeli ktoś obcy przekroczy granicę naszej intym-ności, od razu zgłośmy zajście, by ograniczyć bezkarność takich poczynań. Obmacywanie to przestępstwo seksualne, o któ-rym się powszechnie nie mówi. Gdy staniemy się ofi arą kieszon-kowców, nie czekajmy aż ktoś za-płaci swoje długi naszą kartą kre-dytową. Zgłośmy to jak najszyb-

ciej, by nie przepłakać całej gwiazdki. Przedświąteczny czas to wyjątkowy okres, przygotowu-jący nas do najbardziej rodzin-nych świąt w roku. Nie dajmy się zwariować i zaślepić na zachowa-nia obcych ludzi wokół nas. Drodzy Czytelnicy, życzę rozważnych przygotowań do Świąt, a na pewno będą wesołe!

Paweł J. Sochacki

PAWEŁ J. SOCHACKI

Rodowity Lubszanin. Felietonista "UZetki", autor pięciu książek (w tym opowiadania dla dzieci), jeszcze nie opu-blikowanych. Miłośnik literatury współczesnej, polskiej

piosenki i miejsc tętniących życiem. Inspiruje go codzien-ność, tak pospolita i niezauważalna,

a jednak stale zaskakująca.

Autorką zdjęcia prezenterów audycji "Cafe Biba", które opublikowaliśmy w ub. numerze ("UZetka" nr 88, listopad 2012, s. 29), jest Aleksandra Górska, studentka filologii angiel-skiej na UZ oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim.

Polecamy: www.aleksandragorska.pl

Page 30: UZetka 89 (grudzień 2012)

Co słychać w AZS-sie? W naszym klubie słychać bardzo dobrze. Na dzień dzisiej-szy zrzeszamy ponad 500 stu-dentów, którzy uczestniczą w różnych formach aktywności. Można powiedzieć, że najwięcej studentów bierze udział w fakul-tetach i największym zaintereso-waniem cieszy się piłka siatko-wa, koszykowa, nożna oraz siło-wania. Każdy może z tego wszystkiego korzystać - każdy, kto ma kartę AZS-u. Jak zdobyć legitymację AZS-u? Wystarczy pojawić się w klubie. W budynku UZ przy ulicy Szafrana. Wszystkie infor-macje znajdziecie na stronie www.azs.zgora.pl. Formalności jest bardzo niewiele: wypełnie-nie formularza i dostarczenie jednego zdjęcia. Najniższa składka wynosi 70 zł. To bardzo ciekawa oferta dla studentów uniwersytetu, ale i nie tylko. Prócz codziennych zajęć mamy mnóstwo sekcji. Najbardziej po-pularne są te, które biorą udział w ligach typu siatkówka, piłka ręczna, tenis stołowy, rugby. Nie można jednak zapomnieć o sek-cjach, które działają na codzień, a nie występują w lidze. Jeź-dziectwo, ratownictwo wodne, koszykówka, unihokej i siatków-ka kobiet. To kilka z nich. Reprezentacja kobiet nie będzie grała na szczeblu ligowym?

Jak patrzę na aktywność dziewczyn, to wydaje mi się, że to kwestia czasu. Natomiast na dzień dzisiejszy nie zostały zgło-szone do żadnych rozgrywek li-gowych. Dla tej grupy docelową imprezą są Akademickie Mi-strzostwa Polski.

Nie ma strachu, że Sulechów czy Nowa sól podkradnie nasze zdolne panie? Jest to oferta dla osób, które nie mogą codziennie tre-nować. U nas w tej sekcji trenin-gi nie odbywają się codziennie. W pierwszej lidze trzeba treno-wać codziennie. Marta Dalecka potrafi jednak dobrze zorgani-zować treningi. Więc myślę, że na razie takiego niebezpieczeń-

stwa nie ma. Jest pan zadowolony z występów siatkarzy i piłkarzy ręcznych? Tak. Trzeba podkreślić, że nasze dwie wyczynowe sekcje plasują się zdecydowanie lepiej niż rok temu. Nasze drużyny wiodą prym w swoich ligach. Siatkarze są w stanie zająć miej-sce w pierwszej czwórce. Piłka-rze ręczni natomiast mają za za-danie awansować. Jak przyglą-dam się treningom i trenerowi Markowi Książkiewiczowi, uwa-żam, że wszystko idzie w do-brym kierunku. Co się stanie, jak awansu nie bę-dzie? Czy straty nie są zbyt duże? Zdania są podzielone, trudno o tym dyskutować. Tre-ner zna cel. On nie został zmie-niony. Najbliższe mecze pokażą. Czeka nas teraz kilka trudnych spotkań, po nich będziemy we-ryfi kować i oceniać. Nasz klub tak jest skonstruowany, że to środowisko decyduje, jaki cele są postawione. Po sezonie trener zda relację z sezonu i potem za-rząd klubu będzie podejmować dalsze decyzje.

Całą rozmowę znajdziecie na stronie

www.sport.wzielonej.pl

Mariusz Malinowski

Marek LemańskiDyrektor AZS UZ, II trener reprezentacji Polski kobiet,psycholog olimpijski.

Studencki sportna UniwersytecieZielonogórskimCo słychać w AZS-ie? O sporcie na naszej uczelni i nowym obliczu Akademickiego Związku Sportowego UZ rozmawiamy z dyrektorem AZS-u UZ, Markiem Lemańskim.

■ Akademicki Związek Sportowy to studenckie stowarzyszenie sporto-we, które działa na tere-nie całej Polski. Na naszej uczelni także możecie uprawiać sporty - zarów-no rekreacyjnie, jak i za-wodowo.

■ Musicie wiedzieć, że sportowcy AZS stanowią około 25% ogółu polskiej reprezentacji narodowej (biorąc pod uwagę udział w igrzyskach olimpijskich).

■ Jakie dyscypliny może-cie uprawiać w Akademic-kim Związku Sportowym na UZ? To między innymi:- jeździectwo, - koszykówka, - siatkówka, - piłka ręczna, - rugby, - tenis stołowy, - fitness,- capoeira i inne.

■ Warto dodać, że to właśnie grupa studentek z UZetu tańczy na me-czach naszych koszyka-rzy! fot. M. Florczyk

GRUDZIEŃ 201230 Sport studencki

Page 31: UZetka 89 (grudzień 2012)

Legenda głosi, że książę Hubert wiódł hulaszcze i swawolne ży-cie. W trakcie jednego z licznych polowań ujrzał białego jelenia, w którego porożu jaśniał goreją-cy Krzyż i usłyszał głos nakazu-jący mu nawrócenie. Wydarze-nie to było przełomowe w jego życiu. Książę został biskupem, później ogłoszono go świętym, a jego historia stała się począt-kiem święta obchodzonego dzi-siaj jako tradycyjny Hubertus. Jeźdźcy upamiętniają swojego patrona pogonią za li-sem zwaną Biegiem świętego Huberta lub potocznie Huber-tusem. Jeden z nich wciela się w uciekającego rudzielca, które-go można rozpoznać po przy-czepionej do ramienia lisiej ki-cie. Reszta uczestników wybiera się na bezkrwawe łowy, polega-jące na zerwaniu trofeum.

Rankiem 3 listopada br. przed stajnią Ośrodka Jeździec-kiego UZ w Raculce spotkali się pierwsi uczestnicy tegorocznej gonitwy hubertusowej. O godzi-nie 13:00 master Gracjan Pie-truszka wydał rozkaz: „Na koń!”. Zastęp trzynastu koni

wyruszył do pobliskich lasów, by niespełna godzinę później poja-wić się na polanie w Drzonkowie – miejscu tegorocznej gonitwy. Do pogoni za lisem stanęło dwu-dziestu trzech jeźdźców, w tym cztery amazonki z Sekcji Jeź-dzieckiej Klubu Uczelnianego

AZS Uniwersytetu Zielonogór-skiego – współorganizatora im-prezy. Pogoń była trudna i wy-magała niemałych umiejętności, a sprytny lis raz po raz chował się do nory (miejsca, gdzie polu-jący nie mogą go atakować). Lisa

– Monikę Czerniawską na koniu Celsjusz dogoniła Katarzyna Szczors na Landrynce.

Alicja ChełskaAgnieszka Lewandowska

Hubertus - bezkrwawe łowyTrzeci listopad to data wyjątkowa w kalendarzach jeźdźców i myśliwych. Tego dnia obchodzone są imieniny ich patrona – św. Huberta.

Katarzyna Szczorsna Landrynce zwyciężyła konkurs (fot. Marek Florczyk)

31GRUDZIEŃ 2012 Sport studencki

PROMOCJA

Page 32: UZetka 89 (grudzień 2012)

Jeśli "przyłapałe(a)ś" niepełnoletnią osobę na używaniu środków psycho-aktywnych albo znasz dorosłą oso-bę (w pracy, na uczelni, w szkole), która jest zagrożona konsekwencja-mi związanymi z używaniem narko-tyków, możesz pomóc tej osobie przez program "FreD goes net". Dzięki programowi możesz pomóc osobom w wieku 13-25 lat. Jakie są cele programu? To przede wszystkim zachęcenie użyt-kownika narkotyków do zastanowie-nia się nad kwestią używania sub-stancji. Program dostarcza też in-formacji na temat substancji, efek-tów działania i ryzyka, motywuje do zmiany postaw. Poprzez udział w programie młoda osoba może uzyskać możli-wość umorzenia postępowania kar-nego, możliwość łagodniejszych

działań dyscyplinarnych, mniejszych sankcji w szkole czy miejscu pracy. Do zielonogórskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Zapobiega-nia Narkomanii do programu zgłosi-ło się już 107 osób, z czego 104 re-komendują udział w programie "FreD goes net". W woj. lubuskim program re-alizują: Lubuski Ośrodek Profilakty-ki i Terapii Osób Uzależnionych i Współuzaleznionych "LOPiT", odział Polskiego Towarzystwa Za-pobiegania Narkomanii (Zielona Góra, ul. Jelenia 1A), NZOZ Ośro-dek Profilaktyczny Profil (Żary, ul. Jagiellońska 13), Ośrodek Profilak-tyki i Wczesnej Terapii Monar (Go-rzów Wlkp., ul. Ogińskiego 43). Więcej informacji znajdziecie na stronie: www.kbpn.gov.pl

Czy ktoś z Twoich bliskich jest zagrożony przez narkotyki? Pomóż mu.Polska jest jednym z 17 europejskich krajów biorących udział w projekcie "FreD goes net", który pomaga młodym ludziom "przyłapanym" na używaniu środków psychoaktywnych.

GRUDZIEŃ 201232 Kultura studencka