32
Fot. Mateusz Papliński Gazeta Studencka G t St d G t St d Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary NR 93 :: KWIECIEŃ 2013 R 93 KWIECIEŃ 2013 R 93 KWIECIEŃ 2013 MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 Nakład 10 000 Gazeta bezpłatna MŁ ODZI, GENIALNI, NASI! Debiut Bezsensu Str. 20-22

UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

  • Upload
    uzetka

  • View
    222

  • Download
    0

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Rozkrok wobec e-literatury str. 2, UZ w gronie najlepszych uniwersytetów str. 3, Brutalne traktowanie Marzanny str. 4, Filmy, filozofia i gluty pod czaszką str. 5, Wehikuł czasu? SprintAir kusi niskimi cenami str. 6, Z Indexem w podróży po Bałkanach i przed Maroko: województwo lubuskie! str. 9, Studencki samowymus str. 10, „WŁADCA PIERŚCIENI” made in Russia str. 12, Kciuk do góry! cz. 6 str. 14, Bigger! Better! Harder! str. 17, Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan str. 18, Młodzi, genialni i nasi! str. 21, Brak punktów za dźwięk i dwa kolory str. 23, Groteskowa śmierć przy pięknej muzyce str. 25, Święto teatrów amatorskich str. 26, Kopia kopii kopii, czyli STANDARYZACJA str. 28, Audycja zawiera lokowanie produktu str. 30, Bezdomni w wielkim mieście str. 32

Citation preview

Page 1: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

Fot.

Mat

eusz

Pap

lińsk

i

Gazeta StudenckaG t St dG t St d

Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary

NR 93 :: KWIECIEŃ 2013R 93 KWIECIEŃ 2013R 93 KWIECIEŃ 2013

MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego

Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975

Nakład 10 000 Gazeta bezpłatna

MŁODZI, GENIALNI, NASI!Debiut Bezsensu Str. 20-22

Page 2: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

Rozkrok wobec e-literaturyDobra książka potrafi pobudzić głód wiedzy i ciekawości. Nie ma to jak poczuć jej okładkę w ręce, specyficzny zapach kartek oraz doznawać niedocenianą przyjemność przewraca-nia kolejnych stron. Książki dostarczają nam niezwykłych doznań, pobudzają wyobraźnię i - jak się okazuje - w miły sposób pochłaniają nam czas. A czas pędzi nieubłaganie. Z badań wynika, że aż 56% Polaków nie miało w ciągu roku kontaktu z książką. Nie chce się nam sięgać nawet po książki kucharskie.

Biblioteki próbują się ratować, kupując nowości i tłumacząc przy tym, że jest to jeden ze spo-sobów, aby przyciągnąć czytelni-ków. O czym to może świad-czyć? O lenistwie? O braku kre-atywnych rozwiązań? Czy przy-znanie się do braku kontaktu z książką jest obciachem? Odpo-wiedź narzuca się niestety sama

– NIE JEST.

■ Książki, które same się czytają

Skoro dostęp do cyfrowych no-śników bije dziś rekordy popu-larności, to dlaczego nie ułatwić nam jeszcze bardziej życia i nie

zintensyfi kować ekspansji wirtu-alnej literatury? Książki, które same się czytają? Proszę bardzo! Nam pozostało już jedynie spo-kojne rozkoszowanie się tym li-terackim avatarem. I tak oto je-steśmy nachalnie bombardowa-ni kolejnymi odsłonami elektro-nicznych nośników książek, w tym przede wszystkim table-tów. Czy jest to genialny pomysł, czy kolejna modna fanaberia? Nie sposób udzielić jed-noznacznej odpowiedzi. Trudno

jednak odmówić racji wielu ar-gumentom przemawiającym za – wystarczy spojrzeć na słupki, które uświadamiają, jak bardzo spada popyt na literaturę w tra-dycyjnym, dziś już nieco archa-icznym, wymiarze. Nie można tego powie-dzieć o publikacjach elektro-nicznych. Tutaj wzrost jest ogromny – zarówno jeśli chodzi o grono odbiorców, czyli posia-daczy czytników i tabletów, jak i dostawców – autorów całego

Fot.

www.

sxc.h

u

Wystarczy spojrzeć na słupki, żeby uświado-mić sobie, jak bardzo spada popyt

na literaturę w tradycyjnym kształcie.

Czy przyznanie się do braku kontaktu z książką jest obciachem?

Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka” ul. Podgórna 50, 65–001 Zielona Góra

Tel./fax +48 68 328 7876 Mail: [email protected] ISSN 1730-0975WYDAWCA: Stowarzyszenie Mediów Studenckich

REDAKTOR NACZELNA: Kaja Rostkowska, [email protected] SKŁAD: Kaja Rostkowska, Michał Stachura

OGŁOSZENIA I REKLAMY: 0 602 128 355, [email protected] DRUK: Drukarnia „AGORA” Piła. Za zamieszczone informacje odpowiedzialność

ponoszą ich autorzy. WWW.UZETKA.PL

KWIECIEŃ 20132 Uniwersytet Zielonogórski

Page 3: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

zamieszania.

■ Misyjność gadżetu

Czym więc jest z defi nicji e-bo-ok? Jest to książka dostępna w formacie elektronicznym lub publikacja elektroniczna, prze-znaczona do odczytania za po-mocą odpowiedniego oprogra-mowania zainstalowanego w da-nym urządzeniu. Mogą to być komputery osobiste, czytniki książek elektronicznych, telefo-ny komórkowe czy palmtopy. Czym jest w wymiarze praktycznym? Kolejnym gadże-

tem, który wypada mieć, jeśli chcę się nadążyć za duchem cza-su. Nowoczesność kontra trady-cyjność. W tym kontekście wciąż stoimy w niewygodnym rozkro-ku. Z jednej strony część z nas tęskni za tradycyjnym kontak-tem z literaturą, z drugiej zaś nie możemy deprecjonować tego, że atrakcyjny nośnik zwiększa tak-że przystępność literatury. Fani gadżetów (a kto dziś nim nie jest?) z większą przychylnością patrzą na literaturę, nawet jeśli przed erą tabletów czytali jedy-nie instrukcje obsługi. Cel uświęca środki? W pewnym sen-sie tak, jednak wątpliwości po-zostają.

■ Setki książek w kieszeni

Zestawiając tradycyjny i elektro-niczny wymiar literatury może-my się dopatrzyć ciekawej zależ-ności. Treść ta sama, autor tak-że, więc co tak naprawdę prze-konuje nas do wybrania treści odczytywanej na nowoczesnych urządzeniach?

Odpowiedzią może być przede wszystkim forma. Cie-kawsza, prostsza, wygodna i – uwaga, słowo-klucz – modna. Setki książek w kieszeni? Czego chcieć więcej. Przecież chodzi o zwiększenie czytelnic-twa w Polsce w sposób możliwie bezbolesny. Bez nadętych kam-panii i moralizatorstwa. Jeżeli jednak ma to pozbawić nas wy-obraźni, pewnego rodzaju zaan-gażowania w zdobyciu tej książ-ki i specyfi cznym kontakcie fi -zycznym, to sceptycyzm i tęsk-nota za klasyką zyskują na zna-czeniu.

■ Kolejny gadżet

Pozostawianie w ciągłym roz-kroku wobec e-literatury jest bardzo niekomfortowe. Nieste-ty, to także ciągłe oczekiwanie na dalszy rozwój wydarzeń, obierania konwencji, a także mody, która cyklicznie podda-wana jest mniej lub bardziej wi-docznemu liftingowi. Co przy-niesie nam przyszłość, wiedzą tylko ci, którzy ją tworzą. Czyli spece od marketingu oraz arbi-trzy technologicznej elegancji. Pobrzmiewa w tym jed-nak delikatna nuta konsternacji. Czy pokochamy e-booki tylko dlatego, że stawiamy na wygodę? Czy intelektualne lenistwo jed-noznacznie postawi granicę między pragmatyzmem, a nieco naiwnym, romantycznym roz-rzewnieniem? Niestety, odpo-wiedzi na te pytania w coraz mniejszym stopniu zależą od nas.

Olga WywrockaDamian Łobacz

Atrakcyjny nośnik zwiększa przystępność literatury. Fani gadżetów (a kto dziś nim nie

jest?) z większą przychylnością patrzą na literaturę, nawet jeśli przed erą tabletów

czytali jedynie instrukcje obsługi.

Pozwolił na to fakt, że Wydział Nauk Biologicznych Uniwersy-tetu Zielonogórskiego otrzymał prawo do doktoryzowania w dyscyplinie ochrona środowi-ska, uzyskując tym samym ostatnie, brakujące uprawnienie do tego, aby otrzymać status uniwersytetu tzw. bezprzymiot-nikowego. To od powołania Uniwersytetu Zielonogórskiego w 2001 r. najważniejszy dzień w historii naszej uczelni.

■ Wiele sukcesów UZ

Ponadto, na tym samym posie-dzeniu Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, Wydziałowi Inżynierii Lądowej i Środowi-ska UZ przyznano prawo do nadawania stopnia naukowego doktora habilitowanego z bu-downictwa. Defi nicję Uniwersytetów Klasycznych rozjaśnił Prorektor ds. Nauki i Współpracy z Zagra-nicą, prof. dr hab. Janusz Gil: - Uniwersytetów Klasycznych jest w Polsce 18. Nasz uniwersy-tet dołączył do tego grona naj-lepszych uczelni o ugruntowa-nych już tradycjach. Dumy z przyznania praw do doktoryzowania nie krył Dziekan Wydziału Nauk Biolo-gicznych UZ prof. Leszek Je-rzak. Dowiedzieliśmy się rów-nież o planach na najbliższą przyszłość w sprawie wydziału: - Nie znam takiego wydziału,

który w tak krótkim czasie uzy-skałby dwa uprawnienia do dok-toryzowania - zaznaczył prof. Jerzak. - Nasze plany na najbliż-szą przyszłość to uruchomienie studiów doktoranckich, dzięki czemu nasz wydział będzie jesz-cze bardziej atrakcyjny. To jednak nie koniec do-brych wieści zarówno dla UZ, jak i przyszłych studentów. Ko-lejny kierunek otrzymał prawa do nadawania stopnia naukowe-go doktora habilitowanego. Tym razem jest to budownic-two. Dotychczas UZ posiadał takie uprawnienia z elektro-techniki (uzyskane w 2001 r.), historii (uzyskane w 2001 r.) i matematyki (uzyskane w 2002 r.). Po dziesięciu latach przerwy, w listopadzie 2012 r. prawo do habilitacji uzyskała astronomia, a dziś z satysfakcją możemy po-informować o uprawnieniach do nadawania stopnia naukowe-go doktora habilitowanego dla budownictwa.

■ Kosmiczne plany

Na spotkaniu pojawił się rów-nież temat nowych kierunków studiów. Prorektor ds. Nauki i Współpracy z Zagranicą, prof. dr hab. Janusz Gil, wspomniał o bardzo innowacyjnym pomy-śle - fi zyka i inżynieria kosmicz-na na UZ. UZ w czołówce polskich uczelni - aż chce się studiować!

UZ w gronienajlepszychuniwersytetów27 marca na Uniwersytecie Zielonogór-skim miało miejsce historyczne wydarze-nie. Nasza uczelnia dołączyła do elitarnego grona Uniwersytetów Klasycznych.

3KWIECIEŃ 2013 Uniwersytet Zielonogórski

Page 4: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

Jednym ze staropolskich zwy-czajów jest obrzęd topienia ku-kły Marzanny pierwszego dnia kalendarzowej wiosny. Co łączy kukły i czarownice? Chociażby to, że obydwie podpala się i wrzuca do pobliskiego zbiorni-ka wodnego. Brutalne trakto-wanie Marzanny do dzisiaj mie-ści się w kategoriach zabawy, ale równie bawiącym i eduka-cyjnym przedsięwzięciem było wykonywanie wyroku na do-mniemanej czarownicy w Pol-sce, w XVII i XVIII wieku. Pu-bliczne egzekucje czarownic odwracały uwagę chłopów od biedy i wyzysku. Ówcześni nieszczęśnicy wierzyli, że topią i palą „wspól-niczki diabła”, winne ich wszel-kiej niedoli. Natomiast współ-cześni kontynuują pogański ob-rzęd ofi arny, i zabijają wyobra-żenie „bogini śmierci” - symbo-lu zimy, celem przywołania wio-sny! ■ Polowanie czas zacząć

Prekursorem badań i publikacji o zielonogórskich czarownicach był profesor Władysław Korcz. Z kolei prologiem do zielono-górskich procesów czarownic mogło być wydarzenie z dnia 23 kwietnia 1640 roku. Wówczas podporucznik Seidlitz (w Zielo-nej Górze stacjonowały wtedy oddziały szwedzkie) przypro-wadził cztery kobiety, którym udowodniono czary i spalono, były to: żona wachmistrza, mar-kietanka i dwie żony prostych żołnierzy! A to jeszcze nie koniec - to tylko dokładanie drew do ognia histerii. Dnia 15 kwietnia 1665

roku rajcy miasta Zielonej Góry zlecili pisarzowi miejskiemu Jo-hannowi Georg Schmolcke spo-rządzenie sprawozdania o pro-cesach czarownic w Zielonej Górze. Jednak na niemieckich czarownicach się nie skończyło, gdyż upolowano...

■ Polskie czarownice

Dnia 1 marca 1667 roku straco-no czarownicę z Polski, wcze-śniej uczyniono jej łaskę i ścięto głowę, a potem spalono na sto-sie. Jej dwa duchy nazywały się Hans i Wettermacher. Dnia 2 kwietnia spalono żywcem cza-rownicę z Polski, Annę Bogu-fsky. Udowodniono, że miała dwa duchy. Jeden duch Daniel,

miał postać złodzieja serwatki, (czyli mola koloru szarego), któ-ry siedział pod jej prawym kola-nem, drugi duch nazywał się Ja-schke (lub Hans) i siedział w le-wej stopie pod dużym palcem jako mały letni robaczek. Usta-lono, że Anna uprawiała swój proceder przez 23 lata! Na tych dwóch przypad-kach kończy się przekaz źródło-wy i tym samym nasza wiedza o polowaniu na czarownice w regionie lubuskim. Rozporzą-dzenie cesarskie z 1669 roku odebrało Zielonej Górze prawo do wydawania wyroków śmierci na czarownice.

Danuta Nowak

Brutalne traktowanie MarzannyWiara w zabobony ma wielką moc przetrwania. Żyje ona nadal w zmodyfikowanej postaci w mentalności społeczeństwa XXI wieku.

■ Wrzuta historyczno-histeryczna

Fot.

Wik

iped

ia

DANUTA NOWAK

O sobie najkrócej powiada tak: zawzięta studentka historii na UZ, o czym

świadczy kolejny kierunek. Wiedza wszelaka jej służy, bowiem czyta, pisze, dys-kutuje… i dobrze się z tym czuje! A że się przy okazji

zrymowało, to chyba lepiej zabrzmiało.

Współcześni kontynuują pogański obrzęd ofiarny, i zabijają wyobrażenie „bogini śmierci”.

KWIECIEŃ 20134 Zielona Góra

Page 5: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

Filmy, fi lozofi a i gluty pod czaszkąPołączenie filmu amatorskiego i filozofii? Z taką propozycją wyszedł Instytut Filozofii Uni-wersytetu Zielonogórskiego. Czy Wszechświat to dziadowo, czy cudowo? Co nami kieruje – dusza, umysł, a może… gluty pod czaszką? Na temat Konkursu Filmozofia mieliśmy przy-jemność porozmawiać z prof. Romanem Sapeńko.Instytut Filozofi i Uniwersytetu Zielonogórskiego ogłosił ciekawie zapowiadający się konkurs. Jest to Konkurs Filmozofi a. W pierw-szej kolejności chciałbym zapytać, do kogo jest on kierowany - kto może wziąć w nim udział? Konkurs skierowany jest do uczniów szkół ponadgimna-zjalnych i mieści się w ramach pro-mocji Uniwersytetu Zielonogór-skiego oraz kierunków Wydziału Humanistycznego. Technika jest dowolna. Filmy należy przesyłać drogą pocztową na adres Instytu-tu Filozofi i do 31 maja br.

Przejdźmy do tematów, które zo-stały zaproponowane uczestni-kom konkursu. Szczególną uwagę zwraca sposób, w jaki zostały sformułowane, a także fakt, że dają ogromne pole do popisu. Je-den z tematów to: „Dusza, umysł czy gluty pod czaszką?”. Trzeba przyznać, że brzmi intrygująco. Owszem, brzmi intrygują-co, ale przede wszystkim chodzi o to, aby zastanowić się, czym jest umysł, czym jest świadomość, czym jest to coś, co nas odróżnia. A może to po prostu część biolo-

gicznego procesu? Niech uczest-nicy się nad tym zastanowią. W zasadzie cały czas zadajemy so-bie takie pytania. Czym się różni-my? Kim jesteśmy? Dokąd zmie-rzamy?

Pozostałe tematy to: „Wszech-świat – dziadowo czy cudowo?”, „Człowiek, zwierzę, maszyna” oraz „Rodzina, społeczeństwo”. To po raz kolejny próba za-stanowienia się nad tym, czy świat, w którym żyjemy, to coś pięknego, czy raczej coś, co nas przygnębia. Nie tylko w sensie po-litycznym, ale także w sensie indy-widualnym, społecznym. Ogólnie rzecz biorąc, w każdym sensie, w którym człowiek próbuje się od-naleźć i określić. Ostatni temat nawiązuje do tego, co wciąż nas niepokoi, nawiązuje do kwestii szczęścia, choć podkreślam, że

nie chcemy tego ograniczać. Mamy nadzieję, że autorzy fi lmów spróbują nam samym podpowie-dzieć, gdzie leży sens ludzkiego życia.

Jak zaznaczył Pan Profesor, Kon-kurs Filmozofi czny ma na celu promowanie Uniwersytetu Zielo-nogórskiego wśród uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Czy jest to także promocja fi lozofi i jako ta-kiej? Wydaje się, że żyjemy w cza-sach, w których nie ma czasu na głębsze rozmyślania natury fi lo-zofi cznej. W pewnym sensie odcho-dzimy dziś od fi lozofi i, należy jed-nak pamiętać, że to immanentna część naszego życia. Wciąż istnie-ją problemy, którymi żyjemy, któ-re nas zastanawiają. Pomyśleli-śmy, że dobrze byłoby przypo-mnieć, że fi lozofi a jest wokół nas.

W zasadzie już od dzieciństwa, kiedy wchodzimy w świat, zaczy-namy się zastanawiać kim jeste-śmy. Stwierdziliśmy, że można to wizualizować i w taki sposób przy-bliżyć daną problematykę. Uwa-żam, że obecnie tym bardziej mamy czas na fi lozofi ę. Życie jest trudniejsze, ponieważ paradok-salnie więcej możemy, na więcej nas stać. Gdy określamy swoją tożsamość, musimy mieć od-skocznię. Taką odskocznią jest właśnie umiejętność rozumienia świata.

Damian Łobacz

REKLAMA

■ Weź udział w nietuzinkowym konkursie filmowym

W pewnym sensie odchodzimy dziś od fi lozo-fi i, należy jednak pamiętać, że to immanent-

na część życia. Wciąż istnieją problemy, które nas zastanawiają. Chcemy przypo-

mnieć, że fi lozofi a jest wokół nas.

5KWIECIEŃ 2013 Uniwersytet Zielonogórski

Page 6: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

Firma SprintAir, oferująca codzienne loty z Babimostu (k. Zielonej

Góry) do Warszawy, przygo-tował wyjątkową ofertę dla studentów. O szczegółach

promocji rozmawiamy z ADRIANĄ FIBINGIER

-PAWELSKĄ – kierownikiem

ds. marketingu i PR w firmie SprintAir.

Wehikuł czasu?SprintAir kusi

niskimi cenamiW kabinie kapitana samolotu... Fot. Łukasz Radkiewicz

Jaki cel SprintAir stawia sobie na najbliższy czas? Jak na tym skorzystają pasażerowie? Naszym celem jest, aby lu-buskie połączenie lotnicze stało się realną alternatywą dla innych środków lokomocji. Pragniemy naszą ofertę kierować do wszyst-kich Lubuszan, również do stu-dentów, do rodzin z dziećmi, a także do osób starszych. Zależy nam, aby poza celami biznesowy-mi, czy związanymi z załatwia-niem spraw urzędowych, korzy-stano z naszego połączenia rów-nież w celach czysto turystycz-nych.

Interesuje nas przede wszystkim oferta dla studentów. Co dla nich przygotowaliście? Jakiś czas temu wprowa-dziliśmy taryfę, którą adresujemy do studentów i seniorów. Zdaje-my sobie sprawę z tego, że te dwie

grupy pasażerów są szczególnie wrażliwe na cenę, dlatego w ra-mach nowej oferty chcemy zapro-ponować im jeszcze niższe niż dotychczas koszty podróży samo-lotem.

Studenci - super pomysł. Ale nie mają Państwo obaw, że osoby starsze nie będą zainteresowane waszą ofertą? Oczywiście zawsze istnieje jakieś ryzyko. Staramy się uczyć i zdobywać kolejne doświadcze-nia. Osoby starsze również są cie-kawe świata i coraz częściej po-dróżują samolotami.

Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana… To prawda. Wracając do pytania, jesteśmy przekonani, że trafi my z nową ofertą do osób starszych (65+). W ubiegłym roku, w okresie wakacji, wprowa-

KWIECIEŃ 20136 Wysokie loty studentów

Page 7: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

www.lotnisko.lubuskie.pl

Do Warszawy lecimy z Babimostu jedną godzinę. Jeszcze nigdy stolica nie była tak blisko!

dziliśmy promocję cenową skie-rowaną do rodzin z dziećmi oraz seniorów właśnie. Liczba chęt-nych przerosła najśmielsze ocze-kiwania. Byliśmy bardzo mile za-skoczeni mobilnością seniorów. Wiele osób starszych decydowało się na przelot naszymi samolota-mi po to, aby zwiedzić Warszawę, powspominać dawne dzieje lub by odwiedzić znajomych. Ufamy, że i tym razem taka oferta spotka się z dużym zainteresowaniem i sympatią. Liczymy na to, że se-niorzy, podobnie zresztą jak stu-denci, docenią też komfort po-dróży oraz fakt, że nasz rozkład lotów pozwala dotrzeć do War-szawy szybko, pozwiedzać, zała-twić sprawy, a następnie równie szybko i komfortowo powrócić do Zielonej Góry jeszcze tego sa-mego dnia.

W Babimoście planuje się na chwilę obecną rozbudować port lotniczy. Ma być zamontowany tzw. ILS (od ang. Instrument Landing System) - system nawi-gacyjny wspomagający lądowa-nie. Do czego posłuży? Czekamy na system ILS. Jest to inwestycja, która usprawni nasze funkcjonowanie w Babi-moście, szczególnie w okresie je-sieni i zimy, kiedy panują trudne warunki atmosferyczne. Dzięki systemowi ILS samoloty będą mogły lądować przy minimalnej widzialności 550 m i podstawie chmur 200 stóp.

Wróćmy do oferty studenckiej. Co dokładnie fi rma SprintAir

proponuje żakom? Atuty naszej oferty są wi-doczne na pierwszy rzut oka - przede wszystkim niska cena. Argumentem pozacenowym jest z pewnością czas przelotu (1 go-

dzina), podczas gdy transport ko-lejowy oznacza w najlepszym ra-zie 5 godzin podróży. Sądzę też, że naszym dodatkowym atutem jest też elastyczne i życzliwe po-dejście do pasażerów, którzy mogą liczyć na uprzejmość i po-moc naszych pracowników, za-równo na etapie zakładania re-zerwacji, jak i na pokładzie samo-lotu.

Skąd pochodzi załoga samolotu? Jeśli idziemy w kierunku wesołej dygresji – to może tak: wpadły panom w oko nasze ste-wardessy? (Śmiech). Chyba wszystkie mieszkają w Warsza-wie…

Prosimy o adresy... (Śmiech). (Śmiech). Tego zdradzić nie mogę. Zdradzę za to, że jeśli chodzi o loty do Zielonej Góry to, z uwagi na rozkład lotów, w ty-godniu załogi nocują w Lubu-skiem. I z tego, co wiem, nie krzywdują sobie specjalnie (śmiech). To piękny region, pełen życzliwych, serdecznych ludzi.

Zresztą myślę, że w przededniu wiosny województwo lubuskie zy-skuje jeszcze na atrakcyjności, szczególnie jeśli chodzi o atrybu-ty…

”Lubuskie warte zachodu”... …atrybuty turystyczne. Niestety rozkład lotów nie po-zwala załogom tych atrybutów w pełni doświadczyć, ponieważ nie mają okazji przebywać tu w ciągu dnia.

Więcej ludzi lata z województwa lubuskiego na Mazowsze czy może odwrotnie? Co prawda obłożenie po-kładu na trasie Zielona Góra – Warszawa i Warszawa – Zielona

Góra jest porównywalne, ale po-łączenie należałoby rozumieć jako skierowane do Lubuszan. Mieszkańcy stolicy też z niego korzystają, ale w mniejszej liczbie niż mieszkańcy Zielonej Góry i szerzej regionu lubuskiego. Z naszych obserwacji wynika, że

powodami dla, których warsza-wianie korzystają z lubuskiego połączenia lotniczego są najczę-ściej sprawy rodzinne lub bizne-sowe.

Będziecie latać tylko po Polsce czy loty do Europy też wchodzą w grę? Jesteśmy otwarci na pro-pozycje i oczywiście chętnie otworzylibyśmy dodatkowe trasy z Babimostu, ale każdy przewoź-nik, decydując się na rozwój siat-ki połączeń musi najpierw real-nie ocenić potencjał danego re-gionu, danej trasy. Wielokrotnie byliśmy świadkami podobnych historii na polskim niebie - trasy uruchamiane bez zastanowienia, bez dogłębnej, precyzyjnej anali-zy, bez sprawdzenia, jaki istnieje potencjał, jaki ruch można wyge-nerować i utrzymać w dłuższej perspektywie. Te przedsięwzię-cia kończyły się fi askiem. Podsu-mowując: nowe trasy? Tak. Ale musimy mieć pewność, że taka

inwestycja będzie rentowna i że będziemy mogli wygenerować za-interesowanie wśród pasażerów.

Dziękujemy za rozmowę.

Jan RatajczakŁukasz Radkiewicz

„Bezproblemowo, sympatycznie, szczęśliwie. Przylecieliśmy dziś,

ponieważ moja dziewczyna podpisuje umowę z warszawską firmą”.

Para z Zielonej Góry

„Super lot. Poprzednio latałem jeszcze taki-mi malutkimi samolotami i ATR-ami.

Ten jest moim zdaniem idealny, wygodny i punktualny”.

Biznesmen z Zielonej Góry

Zobacz szczegóły:

7KWIECIEŃ 2013 Wysokie loty studentów

Page 8: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

KONKURS

ELŻBIETA POLAKMARSZAŁEK WOJEWÓDZTWA LUBUSKIEGO

Lecąc do stolicy mieliśmy okazję spotkać na pokładzie samolotu marszałek Elżbietę Polak. Zapytaliśmy ją o postęp w rozwoju portu lotniczego w Babimoście. - Plan przewiduje montaż systemu ILS, drogi patrolowej, rozbudowę terminala. Te inwestycje pozwolą już na realizację strategii rozwoju portu lotniczego na takim poziomie, jaki sobie założyliśmy. Dużym plusem portu lotniczego Zielona Góra jest ze-zwolenie na latanie całodobowe, które pozwala przyjmować loty o każdej porze. Dzię-ki dobrej infrastrukturze lotniska dodatkowo oprócz lotów pasażerskich odbierane są samoloty cargo oraz czartery biznesowe. Firma Sprint Air w ubiegłym roku prze-wiozła blisko 13 tys. pasażerów, o 70% więcej niż w roku 2011 - mówi Elżbieta Polak. (jr)

Studenci i seniorzy już od grud-nia 2012 r. korzystają ze specjal-nej taryfy. Do tej pory jednak najniższa cena za przelot w jedną stronę wynosiła 149 złotych. W kwietniu studenci i seniorzy (60+) kupią bilet za 89 złotych, a dodatkowo nową ofertą objęci zostaną również emeryci oraz renciści. - Staramy się elastycznie dostosowywać nasza ofertę do potrzeb i oczekiwań pasażerów. Zależy nam na takim kreowaniu oferty, aby każdy Lubuszanin, również ten wrażliwy na cenę, mógł skorzystać z transportu lot-

niczego i przekonać się o wszyst-kich jego zaletach, krótkim cza-sie podróży, komforcie i miłej ob-słudze - mówi Renata Łozowska, dyrektor handlowy w fi rmie SprintAir. Nowa oferta SprintAir nie jest ograniczona czasowo. Bilety w cenie 89 złotych dostępne będą na stałe w systemie rezerwacyj-nym fi rmy SprintAir począwszy od 1 kwietnia. Rezerwacji doko-nywać można już dziś za pośred-nictwem Biura Obsługi Klienta SprintAir.

wZielonej.pl

Do stolicy za 89 złSprintAir, przewoźnik, który realizuje połączenie pasażerskie na trasie Zielona Góra – Warszawa, w porozumieniu z Urzędem Marszałkowskim Województwa Lubuskiego wprowadza nową taryfę. Oferta skierowana jest do studentów, seniorów (60+), emerytów oraz rencistów. Od kwietnia będą oni mogli polecieć z Babimostu za 89 złotych. To najtańszy bilet lotniczy na trasie krajowej.

Wygraj przelot do Warszawy!Odpowiedz prawidłowo na poniższe trzy pytania i wyślij e-mail z odopwiedziami na adres: [email protected] do 20 kwietnia br. W temacie maila wpisz: "LOTNISKO BABIMOST". Spośród nadesłanych odpowiedzi wybierzemy trzy, których nadawcy otrzymają dwa bilety (dla siebie i osoby towarzyszącej) na przelot do Warszawy. Terminy podróży ustalane będą indywidualnie z laureatami.1. Proszę podać długość i szerokość w metrach pasa startowego Portu Lotniczego Zielona Góra/Babimost.2. Jak oznaczony jest Port Lotniczy Zielona Góra/Babimost w kodzie IATA?3. W którym roku Województwo Lubuskie przejęło nieodpłatnie od Agencji Mienia Wojskowego powojskowe lotnisko w Babimoście?

KWIECIEŃ 20138 Wysokie loty studentów

Page 9: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

Z kalendarza znikają kolejne kartki, a my powolutku nabiera-my wiatru w żagle. Ostatnie dni mijają pod znakiem wielu, wielu spotkań. Prowadzimy bardzo gorące rozmowy z naszymi ko-lejnymi patronami oraz sponso-rami wyprawy. W przerwach między licznymi zajęciami na Uniwersytecie Zielonogórskim, pracą, spotkaniami z młodzieżą, udało nam się uruchomić nową stronę internetową: zindexemwpodrozy.p.ht Tam na bieżąco możecie śledzić nasze kolejne ruchy. Spe-cjalnie dla Was wzbogaciliśmy galerię oraz prowadzimy mały poradnik podróżnika.

■ Cudze chwalicie, swego nie znacie

Do wakacji coraz mniej czasu. Pomyśleliśmy jednak, że w ra-mach małej rozgrzewki wyruszy-my na podbój województwa lu-buskiego. W myśl przysłowia „Cudze chwalicie, swego nie znacie” pragniemy zobaczyć wszystkie perełki, które skrywa-ne są w naszym regionie. Ideal-nym terminem na taki malutki trip jest weekend majowy. Czas, jaki sobie dajemy na zwiedzenie miejsca, które jest warte zacho-du, to cztery dni (1.05-4.05.2013). Przewidywana długość trasy oscyluje w okolicach 600 km.

■ Dołącz do konwoju!

W związku z tym, że wojewódz-two lubuskie kryje w sobie na-prawdę mnóstwo tajemnic i skarbów, chcielibyśmy Was za-chęcić do wspólnego wyjazdu. Pakujcie manatki, tankujcie swoje autka i zgłębiajcie tajem-nice naszego regionu. Przy oka-zji oczywiście świetna zabawa gwarantowana. Ekipa Z inde-xem w podróży zapewnia rów-nież miejsce na nocleg. Na czele konwoju, który wspólnie może-my stworzyć pojedzie oczywiście nieśmiertelny Ogórek. Do wspólnego wypadu zapisywać się możecie drogą mailową [email protected]

■ I Ty wypełniasz PIT-y

Macie ochotę wesprzeć nasze studenckie zmagania, a nie wie-cie, jak bezboleśnie dla Waszego portfela to zrobić? Nic prostsze-go! Większość z nas niestety musi rozliczyć się z zeznań po-datkowych PIT. Przy okazji przypominamy, że macie czas tylko do końca kwietnia. Króciutka instrukcja, jak można wesprzeć naszą inicjaty-wę: 1) W formularzu PIT--28/36/36L/37/38/38 odszukaj wniosek o przekazanie 1% po-datku na rzecz OPP. 2) Wpisz nazwę OPP tj: Związek Lubuskich Organizacji Pozarządowych. 3) Wpisz numer KRS: 0000169865.

4) Wpisz szczegółowy cel: Z indexem w podróży. Cały czas również może-cie zamawiać pocztówki z całej Europy i oczywiście Maroka. Gdy będziemy już w trasie, spe-cjalnie dla Ciebie wyślemy pa-miątkową widokówkę, z każdego miejsca, które sobie zażyczysz. Spraw prezent sobie bądź Twoim bliskim. A przy okazji wspierasz studencką inicjatywę. Wszyscy korzystamy! Zaglądajcie na naszą stro-nę: zindexemwpodrozy.p.ht, fa-cebooka: www.facebook.com/zindexemwpodrozy i trzymajcie za nas kciuki.

Wojciech Góralski

Z Indexem w podróżypo Bałkanach i przed Maroko: województwo lubuskie!Ekipa "Z Indexem w podróży" prężnie pracuje nad kolejną wielką wyprawą po Europie. W tym roku planujemy odwiedzić zachodnie krańce naszego kontynentu oraz postawić nasze podróżnicze stopy w Maroku.

Pasjonaci ogórkowych podróży będą inspirować młodych Lubuszan do kreatywnego, niezależnego podróżowania!

9KWIECIEŃ 2013 Kultura studencka

Page 10: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

■ Przepraszam, czy w do-brym kierunku zmierzam?

Zdefi niujmy to, co przed chwilą mną rządziło, władało moim umysłem… Brak weny, pustka? Włada mną jeszcze, ale już w coraz mniejszym stopniu. Przełamuję się! Piszę kolejne li-tery! Zwalczam swą słabość. Za-miast patrzeć bezmyślnie w su-fi t, zerkam w komputer i słu-cham muzyki, która przenosi mnie w całkiem inny świat. Rytm wtóruje moim kolejnym pomysłom. Powstaje fajna mie-szanka: rodząca się idea wiruje z natychmiastową reakcją na nią, gdzieś w oddali dając kop-niaka niemocy i bezsilności. A walka to niełatwa, bo jak mówi stare porzekadło: „co masz zrobić jutro, zrób poju-trze”. Jeśli przełożymy to na re-alia studenckie, to co? Nie spieszmy się, a co! Zróbmy to w przyszłym tygodniu!! I lećmy do nieba, szatana i innych po-dobnie brzmiących z nazwy klu-bów. Wystarczy przecież przy-siąść nad tym, czego nie umie-my! Myślisz sobie, o czym ta ko-bieta pisze? Z choinki się urwa-ła, czy co? Ot, dobre sobie, wy-mądrza się! Ta kobieta Perfekcyjną Panią Domu nie jest, nie jedną i nie dwie sprawy zawaliła. Z upływem czasu aż się śmieje: „wystarczyło usiąść just in time! Łatwo mówić w ten spokojny wieczór, kiedy za oknem zimno, a wspomniane wydarzenia datu-je na czerwiec i lipiec.

■ Halo, kontrola! Jesteś?

No właśnie, zawsze, jak trzeba pewnej pani, to jej nie ma! Gdzie kontrola? Gdzie jesteś? Wyrażę to inaczej, bo inaczej wyrazić się tego nie da: gdzie „samowy-mus”? Mistrzynią słowotwór-stwa autorka nie zostanie, nawet nie chce! Ale na potrzeby cze-

goś, co powstało w jej głowie – pomysłu – musiała stworzyć ta-kie słowo. Zawsze to jakiś ślad tego, że się coś wymyśliło. Do rzeczy: co to w ogóle jest, oprócz tego, że jest pomysłem, który zo-stał przedrukowany i właśnie czytasz o nim w gazecie? „Sa-

mowymus” to tak zwany „kop-niak w tyłek”, powiedzenie so-bie, jak niegdyś Lech Wałęsa: „nie chcę, ale muszę”. Kto to zrobi lepiej niż ja? Wypadałoby wspomóc się jakąś literaturą, najlepiej moty-wacyjną, ale ona ma tę właści-

Studencki samowymusJeden, dwa, trzy, cztery… Liczę. W zasadzie przeliczam swoje pomysły. Tylko teraz pytanie – pomysły na co? Brak tego „czegoś”, pustka w głowie rodzi to, że powstanie pisane przeze mnie „nico”. Tekst o niczym, będący jednocześnie o wszystkim. W tym wszystkim, kto wie, może zawrze się clue sprawy?

Jak student mobilizuje się przed tak katorżniczą pracą? Zwolnienie z egzaminu? Obietnica podniesienia stopnia

o ileś tam wyżej? NIE! Po prostu, najzwyklejsza na świecie perspektywa świętego spokoju.

KWIECIEŃ 201310 Kultura studencka

Page 11: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

wość, że jej wartość dewaluuje się, po około roku od jej wydania jest tańsza o 2/3. Czym by tu wy-móc odrobinę uwagi i poczucia, że nie tylko ja nad czymś takim rozmyślam? Popkultura! To ona przyniosła nam słowa refrenu: „Będę robić nic, nic będę robić, a robić nic to znaczy zupełnie nic nie robić”, które z taką lek-

kością wyśpiewała nam Kasia Klich. Pomyślisz… Gwiazdka popkultury, która zasłynęła jed-ną piosenką? A gdzie autoryte-ty? Ludzie z dorobkiem? Tu chy-ba, nieopatrznie, wtrącam clue sprawy. Ludzie o wysokich osią-gnięciach naukowych, autoryte-ty w swych dziedzinach, nie mają nawet czasu na takie rozważa-nia. Dla młodych ludzi to takie ważne, bo tylko wokół tego kręci się ich świat, a dla osób wcze-śniej przeze mnie opisanych to – kolokwialnie rzecz ujmując – pierdoła, mało ważna rzecz, po-nieważ to przyzwyczajenie nie pozwala im nawet dopuścić się zwątpienia i utraty wiary w sens tego, co się robi.

■ Student potrafi!

Można jeszcze zrobić tak, że czekamy, aż owo zwątpienie nam minie. Wtedy tak zatęskni-my za pracą, że z wielką nadzieją będziemy szukali czegokolwiek. Nawet z radością pójdziemy na wykład. Te same twarze? Super! Ta sama ławka? Super! Koleżan-ki i koledzy? Rewelacja! Gorzej natomiast, jeśli owo zwątpienie, pustka, próżnia pojawi się przed sesją. Trzeba się zmobilizować do porządkowania notatek, ich uzupełniania lub kserowania od

początku i zastanawiania, co też ich autor miał na myśli…?

■ Najlepsza perspektywa

Jak student mobilizuje się przed tak katorżniczą pracą? Zwolnie-nie z egzaminu? Obietnica pod-niesienia stopnia o ileś tam wy-żej? NIE! Po prostu, najzwyklej-

sza na świecie perspektywa świętego spokoju. Przedstawio-ny wyżej obraz studenta jest pewnie przesadzony, ktoś powie: to nadużycie! Przecież to jest opis pewnego rudego kota o wdzięcznym imieniu Garfi eld! Ten argument powinien nas akurat uspokoić – nie różnimy się w tej kwestii od zwierząt. I to czyni nas ludzkimi, osobami z usprawiedliwioną skłonnością do leniuchowania, kimś, kto nie jest robotem. Ależ wrogich słów tu się pojawiło! Wystarczy tego złego! Spadamy na ziemię i spogląda-my na nas tak, jak kreuje nas rzeczywistość. Jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo czasem się zawiesić. Jedni nazwą to zmę-czeniem, drudzy – leniuchowa-niem, jeszcze inni - tak jak ja – zawieszeniem. Jak widać: kwe-stia nazewnictwa. Ogólnie rzecz biorąc, naszego podejścia do tych spraw. Tych, czyli do siebie, obowiązków i wolnego czasu.

■ Chcecie dowodu? Oto dowód!

Zmierzając do końca, mogę w dalszym ciągu usprawiedli-wiać wszystkich, którzy mają gorszy dzień, źle się czują lub mają – najprościej mówiąc- le-

nia. Jednak tego nie trzeba ro-bić. Nie ma ku temu potrzeby. Powiewem optymizmu jest to, że piosenka Kasi Klich nie jest naj-popularniejszą w jej dorobku, nie brzmi nawet przed każdym „nicnierobieniem” tak donośnie i tak uroczyście jak hymn Ligi Mistrzów we wtorkowe i środo-we wieczory. Trzeba siąść, wziąć kart-kę, długopis i pisać, robić, dzia-łać… Jedno działanie rodzi ko-lejne, ciąg zdarzeń rodzi przy-zwyczajenie, które zmieniają się w nawyki. I tak oto tekst ten jest tego dowodem. Nie ma większej satysfakcji niż znalezienie dowo-du na stawiane przez siebie tezy. Takiej satysfakcji z przełamywa-nia swoich małych granic życzę wszystkim Czytelnikom. P.S. …i to uczucie, kiedy nie czuje się już żadnej pustki…

Karolina Gębska

KAROLINAGĘBSKA

Studentka II roku zarządzania na Wydziale Ekonomii i Zarządzania UZ. Standardowo: lubi filmy, muzykę, książki - wszystko to dobrego gatunku. Interesuje ją

też wszystko to, co może stać się prawdziwym wy-

zwaniem.

REKLAMA

Trzeba siąść, wziąć kartkę, długopis i pisać, robić, działać… Jedno działanie rodzi kolej-ne, ciąg zdarzeń rodzi przyzwyczajenie, które zmieniają się w nawyki. I tak oto tekst ten jest tego dowodem.

Kultura - wywiad 11KWIECIEŃ 2013 Kultura studencka

Page 12: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

„WŁADCA PIERŚCIENI” made in RussiaOd 2003 roku wszyscy fani „Hobbita” i „Władcy Pierście-ni” mogą dać upust swoim literackim żądzom i po raz tysięczny powrócić do twórczości ukochanego pisarza. Światowy Dzień Czytania Tolkiena, który przypadł 25 marca (upamiętniając tym samym dzień upadku Sauro-na) to doskonała okazja, aby przyjrzeć się bliżej, czy J. R. R. Tolkien wciąż „żre”.Fanów twórczości talentu Tol-kiena można podzielić na trzy grupy. Do pierwszej należą wiel-biciele, którzy raczej nie epatują swoim uczuciem do angiel-skiego pisarza, stawiając je-dynie na szacunek i po-chwalny ton. Druga grupa stawia Tolkiena na piedestale, nadając mu niemal boski wymiar i sugerując, ze fantasy zaczęło się i skoń-czyło na jego twórczości. Trzecia grupa jest niestety najgorsza i zbliżać się do niej należy jedynie z paty-kiem w dłoni. Jej przedstawicie-le, nie mogąc się pogodzić z fak-tem, że Tolkien z wiadomych względów nigdy nie powróci do wykreowanego przez siebie uni-wersum, sami zaczynają pisać. Zalewają fora internetowe kolej-nymi popłuczynami, dając wszystkim krytykom fantasy do-skonały oręż do zwalczania „tych dyrdymałów, co to obok li-teratury nie stały”. Szczytem szczytów jest fakt, że część z tych popłuczyn zostaje opublikowana. W ten sposób docieramy do bohatera kolejnej odsłony „Lutownicy”. Panie i panowie, elfy i hobbiści, czarodzieje i krasnoludy – oto Nick Pierumow.

■ Pierścień mroku

Nick Pierumow w roku 1993 opublikował

pierwszy tom try-logii (tak jest,

aż trylo-g i i ) ,

b ę -d ą c e j k o n t y n u -

acją „Władcy Pierścieni” (pierw-sze polskie wydanie pochodzi z roku 2002). Fabuła „Pierście-

nia mroku” obejmuje wydarze-nia rozgrywające się kil-

kaset lat po upadku Saurona.

I znów m a m y mrok, którego nie udało się osta-tecznie pokonać, znów Sródziemiu grozi ogromne niebezpieczeń-

stwo, znów mamy hobbita,

który w towarzystwie krasnolu-dów wędruje na koniec świata walcząc ze złem. Jest epicko,

monumentalnie… i nudno.

■ Porwał się na mikrokosmos

Dla jasności muszę wprowadzić sprostowanie. Trylogia Pieru-mowa to z pewnością nie popłu-czyny, które zapełniają liczne

fora internetowe, tworzone przez groupies Tolkiena. Ta-

lent Rosjanina zdecydowa-nie bije na głowę grafo-mańskie gnioty fanaty-ków pisarza, którzy z pewnością na co dzień porozumiewają się mową

elfów a uczelnie odwiedza-ją eksponując bogate owło-

sienie bosych stóp. Problem Pierumow pole-ga jednak na tym, że targnął się na coś, co jest skończonym two-rem, którego nie można odświe-żyć. Na coś, co wytworzyło wo-kół siebie niepowtarzalny mi-krokosmos, immanentny klimat, co oddaje swoje piękno tylko i wyłącznie w konkretnych wa-runkach. Pisząc „Pierścień mro-ku”, Pierumow był absolutnie na bakier z popkulturowym sztafa-żem. Nie podjął literackiej gry z czytelnikiem, nie puścił poro-zumiewawczo oka. On z pełną powagą usiłował stać się współ-czesnym awatarem Tolkiena.

Szczytem szczytów, jest fakt, że część z tych popłuczyn zostaje opublikowana.

W ten sposób docieramy do bohatera kolej-nej odsłony „Lutownicy”. Panie i panowie, elfy i hobbiści, czarodzieje i krasnoludy

– oto Nick Pierumow.

u Tol-a trzy ą wiel-patują giel-e--

stsię paty-

wicie-z fak-

omychóci do e uni-pisać. kolej-

■ Pierścień mroku

Nick Pierumow w roku 1993 opublikował

pippp erwszy tom try-logii (tak jest,

aż trylo-g i i ) ,

b ę -d ą c e jk o n t y n u -

nia mroku” obejmuje wydarze-nia rozgrywające się kil-

kaset lat po upadkuSaurona.

I znów m a m y mrok, którego nie udało się osta-tecznie pokonać, znów Sródziemiu groziogromne niebezpieczeń-

stwo, znów mamy hobbitittttta,a,a,,,,,,aa,,,,a,a,aaaaaaaaa,a,,,a,aaaaaaa,,a,a,,,,,

monum

■ Porna mi

Dla jasprostomowaczyny,

foraprppppppppppppp z

len

pe

jąsieni

ga jednna cośrem, k

KWIECIEŃ 201312 Kultura studencka

Page 13: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

I choć daleko mi do bezkrytycz-nego padania na kolana przed autorem „Władcy Pierścieni”, to z pełną stanowczością stwier-dzam, że pewnych rzeczy po prostu nie da się powtórzyć. Niech za wyjątek potwier-dzający regułę posłuży powieść „Ostatni władca pierścienia. Wojna o pierścień oczami Sau-rona” autorstwa Kiryla J. Yesko-va. Facet doskonale zdawał so-bie sprawę, że z Tolkiena nie go-dzi się robić słabej jakości ksero i postawił na kreatywność. Sró-dziemie z perspektywy Mordo-ru? Proszę bardzo. Smacznie, pomysłowo i intrygująco. Yeskow pamiętał, że nie można być jak drugi Freddie Mercury, nie można być kopią Diego Ma-radony. Nie można być też kolej-nym Tolkienem.

■ Nieznośna wtórność

Często mówi się, że o ile autor „Władcy Pierścieni” dzięki swej wyobraźni postawił ogromny kamień węgielny pod estetykę fantasty, to raczej nie posiadał olśniewającego warsztatu pisar-skiego. Jego siła tkwiła w wi-zjach, w kreowanych wyobraże-niach, nie zaś w technicznych niuansach. Nick Pierumow naj-wyraźniej zbyt mocno wziął so-bie te opinie do serca i wszystkie zarzuty wobec Tolkiena pomno-żył przez dziesięć. Drętwe, do przesady patetyczne i całkowicie pozbawione wiarygodności dia-logi rodem z fi lmów dla doro-słych, przewidywalna fabuła i ta nieznośna wtórność. A wszystko na przestrzeni ponad tysiąca

stron! Lasy Amazonki znów pła-czą.

■ Pacjent umarł

Żałuję, że muszę się pastwić nad Pierumowem. Całe szczęście, że facet poszedł po rozum do gło-wy i już dawno opuścił Sródzie-mie, stawiając na cykle autor-skie. „Operacja się udała, pa-cjent umarł”, tak zwykł mawiać mój Dziadek. I ja także umar-łem. Z nudów.

DAMIAN ŁOBACZ

Na co dzień student filologii polskiej na Uniwersytecie Zielonogórskim, a także

dziennikarz Akademickiego Radia Index, w którym

m.in. współprowadzi pro-gram „VIP Room”. Perku-sista i tekściarz krośnień-skiego zespołu Kazetwu.

Autor audycji "Lutownica" - w czwartki o godz. 12:00.

LUTOWNICAw każdy czwartek

o godz. 12:00 na 96 fm

Bibliolodzyprowokują debatę19 marca br. w Klubie Pro Libris odbyło się kolejne spotkanie w ramach konwersato-riów bibliotekoznawczych organizowanych przez WiMBP im. C. Norwida w Zielonej Górze. Zajmujący wykład pt. "Publikowanie w nauce: tradycje i współczesność nauko-wego ruchu wydawniczego" wygłosiła prof. dr hab. Anna Migoń z Uniwersytetu Wro-cławskiego.

Wystąpienie wybitnej bibliolog oscylowało wokół pracy badaw-czej ludzi nauki, a także form jej upowszechniania. Zwróciła uwagę, że publikowanie efektów prac jest już niemal wymogiem i dyrektywą akceptowalną w śro-dowiskach naukowych. Podsta-wą nauki jest dzielenie się wie-dzą, toteż od badaczy oczekuje się utrwalania odkryć oraz do-konań – mających poszerzyć i wzbogacić zasób ludzkiej wie-dzy. Pani profesor podzieliła się swoimi refl eksjami dotyczącymi form publikacji dzieł (ich typo-logię), przedstawiając wybrane uwarunkowania wydawniczego ruchu naukowego. Ponadto, wspólnie ze słuchaczami, próbo-wała udzielić odpowiedzi na py-tanie, czy można zyskiwać graty-fi kacje, a nawet zarabiać na pu-blikowaniu dzieł naukowych – odwołując się do ewolucji poglą-dów na przestrzeni wieków. Badaczka wypowiedziała kilka znaczących uwag m.in. na temat języków „uniwersalnych” i narodowych w piśmiennictwie naukowym konstatując, że w na-ukach humanistycznych wystę-puje dominacja tych drugich. Prof. Anna Migoń swoje wystąpienie zwieńczyła wyraże-niem nadziei, że nowy system publikowania zachowa swoją rangę i będzie rozwijał się w du-chu rozsądku i stabilności.

Wykład cieszył się dużym powodzeniem i był przyczyn-kiem do dyskusji na temat przy-szłości czasopism elektronicz-nych, a także współczesnego sys-temu punktowania stosowanego w czasopismach naukowych i do-mniemanej zasadności publiko-wania naukowców „na punkty”. Kolejne konwersatorium odbędzie się 16 kwietnia br., podczas którego będziemy mieli możliwość wysłuchania spo-strzeżeń prof. dr hab. Małgorza-ty Komzy z Uniwersytetu Wro-cławskiego, na temat tego, jak powinniśmy badać książkę ilu-strowaną.

Marta Soczek

MARTA SOCZEK

Na co dzień studentka filologii polskiej oraz infor-macji naukowej i bibliote-koznawstwa na UZ. Jej

zainteresowania oscylują wokół literatury najnow-

szej, sztuki filmowej, a także psychologii. Zaczy-tana w kryminałach. Wol-ne chwile poświęca swoim pasjom: siatkówce i piłce nożnej. Nieposkromiona fanka "Miedziowych".

Kultura - wywiad 13KWIECIEŃ 2013 Kultura studencka

Page 14: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

■ Garść zetlałych wspomnień

Gdy przygotowywałem się do swojego egzaminu dojrzałości (tak, wbrew pozorom naprawdę trochę się do niego przygotowy-wałem), posiłkowałem się arty-kułem „Garść zetlałych wspo-mnień” Tadeusza Gierymskiego. Cały materiał opowiadał o nie-samowitej polskiej poetce Hali-nie Poświatowskiej. Co to ma wspólnego z podróżowaniem? Dziś również chciałbym Wam przedstawić taką garść ze-tlałych wspomnień z moich ma-łych wypadów!

■ TIR – Turystyka i Rekre-acja?

Poznaliście już moje zaintereso-wania (te dziwne i jeszcze dziw-niejsze). Jedną z moich kolejnych miłości są pojazdy ciężarowe, nie mylić z TIRami. TIR to po prostu skrót od Międzynarodo-wy Transport Drogowy. Ewentu-alnie możemy powiedzieć, że jest to Turystyka i Rekreacja, co w moim przypadku po części się sprawdziło.

■ Jak połączyć przyjemne z przyjemnym

Od kilku lat stałym punktem moich wakacji jest Międzynaro-dowy Zlot Tuningowanych Po-jazdów Ciężarowych Master Truck w Opolu. W zeszłym roku bardzo chciałem wybrać się tam z paczką znajomych. Ostatecz-

nie jednak moja cała ekipa roz-jechała się na wszystkie strony świata, a mnie pozostała jedyna opcja – podróż samemu. Tak zrodził się pomysł wyjazdu do Opola autostopem. W ten spo-sób połączyłem przyjemne z przyjemniejszym.

■ 250 km = 3h jazdy, 30 km = 3h jazdy???

Jak widać matematyka nie za-wsze ma zastosowanie. W auto-stopie zdecydowanie musimy ją pozostawić w kalkulatorze, a sami zacząć liczyć… liczyć na siebie i na szczęście.

Stopa zacząłem łapać o porannej porze, w piątek 6 lip-ca 2012. Na pierwsze auto nie musiałem zbyt długo czekać. Dwaj studenci zdecydowanie nie należeli do niedzielnych kierow-ców, stąd też podróż minęła nam miło i przede wszystkim szybko. Praktycznie w 3 godziny znala-

„Hej za rok matura, za pół roku…”, a właściwie to już za miesiąc, moi drodzy maturzyści. Dlaczego nawiązuję do tego jakże stresującego wydarzenia? Nic prostszego! Po maturze będziecie mieli baaaardzo długie wakacje. A po tych wakacjach studia, na których maturę odczujecie co pół roku w tzw. sesji (nie żebym Was chciał zmartwić)...

Kciuk do góry! cz. 6

Od kilku lat stałym punktem moich wakacji jest Międzynarodowy Zlot Tuningowanych Pojazdów

Ciężarowych Master Truck w Opolu

Uwaga - tygrys na drodze!

KWIECIEŃ 201314 Kultura studencka

Page 15: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

WOJCIECHGÓRALSKI

Student Uniwersytetu Zielonogórskiego na I roku

animacji kultury. Większość wolnego czasu poświęca na „rozgryzanie” własnej

osobowości i bujanie w ob-łokach. Uwielbia wypady

rowerowe i wszelkiego ro-dzaju podróże. Zakochany po uszy w Akademickim

Radiu Index.

złem się w Krapkowicach (3 go-dziny z postojami!). Stamtąd musiałem się dostać do Polskiej Nowej Wsi, gdzie odbywał się zjazd. Zostało mi zaledwie 30 km. Były to baaardzo długie ki-lometry.

■ Samochodowe mądrości

Kolejny kierowca bardzo mocno chciał mi wyperswadować mój pomysł studiowania kierunku humanistycznego. Ostatecznie skończyło się na miłej rozmowie, a co teraz studiuję, to już wiecie. Następnie spory kawałek musia-łem przedreptać pieszo, co było sporym wyczynem. Chociażby ze względu na lejący się żar z nieba. Wliczając jeszcze błą-dzenie, po samym Opolu cho-dziłem chyba ponad godzinę. Ostatecznie udało mi się znaleźć właściwy autobus, którym dotar-łem do Mekki ciężarówek tuni-gnowanych w naszym kraju.

■ "A miałam nikogo nie zabierać"

Niesamowita radość mnie opa-nowała, gdy byłem już na miej-scu. Obejrzałem wszystko, co było do obejrzenia, zrobiłem mnóstwo zdjęć. Pierwotnie za-kładałem powrót pociągiem. Ostatecznie stwierdziłem, że skoro dojechałem autostopem, to dzieło należy zwieńczyć ta-

Dobrze, gdy podróż autostopem prowadzi nas do tak rewelacyjnego celu!

Do łapania stopa przydają się zdolności artystyczne ;-)

Kolejny kierowca bardzo chciał mi wyperswadować

pomysł studiowa-nia kierunku hu-manistycznego.

Ostatecznie skoń-czyło się na miłej

rozmowie, a co teraz studiu-

ję, to już wiecie.

kim samym powrotem. "A miałam nikogo nie za-bierać" - pierwsze słowa, które usłyszałem od jednej z pań, która zatrzymała się przed wjazdem na autostradę. Jednak o tym, jak udało mi się wrócić, opowiem Wam w kolejnym literackim spo-tkaniu. Dlaczego musicie aż tyle

czekać na ciąg dalszy? Dlatego, że znów się za bardzo rozpisałem i tymi oto słowami dobrnąłem do magicznej liczby znaków, której nie wolno mi przekroczyć. PS Maturzyści! Trzymam kciu-ki!

Wojciech Góralski

19MARZEC 2012 Zielona Góra 15KWIECIEŃ 2013 Kultura studencka

Page 16: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

KWIECIEŃ 201316 Kultura studencka

Page 17: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

Jakie najczęściej tematy poru-szacie w tworzeniu muzyki? Pan Pocheć (wokalista): Nasze tematy kręcą się wokół ta-kiego słynnego powiedzenia, które ktoś kiedyś ukuł na po-czątku powstawania muzyki roc-kowej: „Sex, drugs and roc-k’n’roll” i najwięcej zdecydowa-nie jest tych dwóch skrajnych terminów sex and rock’n’roll. Nie jestem fanem przeintelektu-alizowanych tekstów, pisze o ta-kich rzeczach, o których sam chciałbym słuchać. Coś, co ma oderwać mnie od otoczenia, ma stworzyć mi mój własny świat w głowie. Piszemy o porywach namiętności, chociaż zdarzają się też romantyczne kawałki.

Niedawno wydaliście swoją EP--kę „Bigger, better, harder”. Ile kawałków i jakie kawałki fani na niej znajdą? Ogień czy rów-nież ballady? Pan Pocheć: Pojawia się tam trochę lekkiego dotykania się, ale zdecydowanie opiera się to na mocnym graniu. Cztery podstawowe kawałki to utwory, które cześć słuchaczy powinna już znać. Do tego trzy bonuski takie wymuskane i wyłuskane przez nas z czeluści naszych dys-ków twardych. Cover zespołu Breakout „Nie ukrywaj, wszyst-ko wiem”, „My way” czyli nasza pierwsza piękna demówka, od której wszystko się zaczęło, no i nasza ukochana, moja perełka „Trzynasta”, nagrana dawno temu, kiedy byliśmy zupełnie in-nymi ludźmi. To utwór tak bar-dzo surowy, tak bardzo niedo-skonały. Jest rockowo, są ballad-ki. Jest „Lovin’”, „River”, pio-senka o przemyśleniach w ostrzejszym wydaniu i dwie

sztandarówy czyli „Trzynasta” i „Made of stone”, które kopią tyłki mam nadzieję.

Czy istnieje jakieś miejsce na Ziemi, w którym „Trzynasta” nie chciałaby nigdy zagrać? Katz (basista): Myślę, że jako zespół chcielibyśmy spene-trować wszystkie miejsca na Zie-mi i zagrać wszędzie, gdzie się tylko da. Pan Pocheć: Wiemy, gdzie nie zagramy, np. na „Sunrise”,

bo tam nasza muza nie przej-dzie, ale gdyby się dało, to byśmy zagrali. Każda publika jest inna, każda publika to nowe wyzwa-nie. Jakiś czas temu znaleźliśmy się w takiej sytuacji, w której musieliśmy porwać publikę, a ta była absolutnie nie w naszym klimacie. Musieliśmy wystąpić tak, żeby im się spodobało. I wiesz, że się udało? To był je-den z lepszych koncertów.

Marika Adamska

“Rock’n’roll is all i wanna babe”! Czyli w studio Akademickiego Radia Index wybiła “Trzynasta w Samo Południe”.

Bigger! Better! Harder!

MARIKAADAMSKA

Huragan hałasu, wulkan emocji, tornado dzienni-

karstwa. Pomimo słowiańskich korzeni, znana lepiej jako Mała

Czarna. Didżejka Indexu po uszy zakochana

w rock'n'rollu i przystoj-nych perkusistach.

Na naszej EP-ce jest trochę lekkiego dotykania się, ale zdecydowanie opiera się to na mocnym graniu.

17Kultura studenckaKWIECIEŃ 2013

Page 18: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

Do rycerzy, do szlachty, do mieszczanKasi Nosowskiej z grupy Hey nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Zespół wydał pod koniec ubie-głego roku nowy album "Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan", na której kontynuuje muzyczną drogę z "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!". Kasia powiedziała nam kilka słów o nowym materiale, ale także muzyce z radia, polskich tekściarzach i siatce ludzi.

W jakich aspektach twoim zda-niem płyta "Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan", przewyż-sza jej poprzedniczkę "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!"? Kasia Nosowska: Szczerze powiedziawszy nie umiem odpo-wiedzieć na takie pytanie precy-zyjnie. Wszystko co się dzieje w naszej karierze jeśli chodzi o tak zwaną warstwę muzyczno--tekstową, lub w ogóle meryto-ryczną, to wszystkie te procesy zachodzą bardzo płynnie. Są przez to dla nas praktycznie nie-zauważalne. Nie należę do wspa-

niałych teoretyków muzyki, więc nie umiem wymienić nawet róż-nic między tymi płytami. Dla mnie te płyty różnią się albo wszystkim, albo zupełnie ni-czym.

A czy wydaniu tej płyty towarzy-szył taki sam szok ze strony fa-nów jak w przypadku ostatniego albumu? Nie wiem, bo nie do końca śledzę coś takiego. Mam jednak świadomość, że "Do rycerzy..." jest bardziej wymagająca. Wyma-ga skupienia od słuchaczy, celo-

wego poświęcenia pewnej ilości czasu na przyswojenie tego mate-riału, aby on się osadził w osobie, która do niego podchodzi. Ob-serwujemy to na koncertach w re-akcjach publiczności. Teraz lu-dzie przychodzą i słuchają muzy-ki, a dawniej skakali, szaleli i la-tały marynary. Da się zauważyć coś takiego.

Hey był od samego początku ko-jarzony z muzyką rockową. Czy w dalszym ciągu postrzegacie się jako taki zespół, czy może bar-dziej jako wykonujący muzykę

nie dającą się bliżej sklasyfi ko-wać? Wiesz, to zależy. Myślę, że klasyczna defi nicja muzyki roc-kowej sprowadza się do tego kon-kretnego składu instrumentów. W takim sensie akurat jesteśmy zespołem rockowym. Ale rzeczy-wiście patentów gitarowych typu "dżyn, dżyn, dżyn" jest w tej chwi-li u nas mało i jeśli to byłby wy-móg absolutny to nie jesteśmy ze-społem rockowym. Aczkolwiek ja osobiście uważam, że rock to jest pewnego rodzaju bezkom-promisowość i charakterystyczna

■ Kasia Nosowska: "Teraz ludzie przychodzą i słuchają muzyki, a dawniej skakali, szaleli i latały marynary".

KWIECIEŃ 201318 Kultura studencka

Page 19: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

wrażliwość, którą my posiadamy. W takim sensie nasze płyty nadal są rockowe.

Po "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!" ukazała się płyta z re-miksami tych utworów - "Re-MURPed". Czy planujecie coś podobnego po najnowszej płycie? Chyba w taki sposób, że ten pomysł będzie skopiowany je-den do jednego, to nie. Jakieś po-mysły były, ale chyba za wcześnie by o tym mówić, bo były w fazie szczątkowych zarysów. "Do ryce-rzy..." w naszym odczuciu dopiero niedawno się ukazała. Gramy te-raz drugą część trasy koncerto-wej, a potem będzie wiosna i lato i też będziemy sporo koncerto-wać. Wiem, że na pewno czeka-my na płytę winylową, bo takowa jest w już w fazie produkcji i sami jesteśmy zafascynowani tym no-śnikiem.

W jednym z wywiadów Paweł Krawczyk (gitarzysta Hey) po-wiedział o "Do rycerzy...", że jest to najbardziej pozytywna teksto-wo i przesłaniowo płyta Heya. Czy jako autorka tekstów zgo-

dzisz się z tym? Też tak mi się wydaje. Ze-stawiając tę płytę w warstwie tek-stowej z poprzednimi rzeczywi-ście tak jest. Miałam zresztą ta-kie założenie, żeby nieśmiało spróbować opowiedzieć o tych jaśniejszych stronach egzystencji.

Wymieniana jesteś w czołówce polskich tekściarzy. A gdybyś to ty miała wymienić kilku cieka-wych autorów tekstów z krajowej

sceny? Jest mnóstwo takich osób. Myślę, że nawet minimalna wraż-liwość na słowo, pozwala mieć całkiem dobre zdanie na temat tego, co się dzieje w muzyce. Wiadomo, że jeśli będziemy się koncentrować na typowo popo-wych tekstach, to tam nie będzie chodziło o jakikolwiek kunszt. Tam wszystko po prostu trzyma się kupy, jest bezpieczne, lekkie i przyjemne, bo takie musi być. Uważam, że lekkie pióro ma np. Michał Wiraszko z Much. Bar-dzo swobodnie operuje słowem i spod jego palców wyszło parę takich zbitek wyrazowych, które zrobiły na mnie całkiem spore wrażenie. Ale to nie ma chyba sensu, by wymieniać tu jakieś na-zwiska. Myślę, że każdy wie, kto dobrze pisze w tym kraju.

Chciałbym nawiązać teraz do fragmentu tekstu waszego utwo-ru "Mehehe" - "Radio, radio, do diabła z nim. Czerstwe rymy, ku-lawy rytm." Czy naprawdę są-dzisz, że tak źle jest z muzyką promowaną w naszych mass me-diach?

To zależy w jakich. Na pewno są stacje radiowe, które wykazują się większą ambicją w dobieraniu repertuaru. Mają potrzebę komunikowania światu pewnych zjawisk muzycznych, chcą, aby słuchacz wiedział, ile wspaniałych rzeczy dzieje się w muzyce w danym momencie. Nie umiem wykazać procentowo czy więcej jest takich stacji, czy zdecydowana większość propo-nuje muzykę, która dostaje się do

eteru w oparciu o jakieś badania, których do końca nie rozumiem. Ale wiem, że prowadzi się takie badania na pewnych grupach lu-dzi i powodują one, że szefowie radia stwierdzają, jaką muzykę trzeba puszczać. Zazwyczaj jest

to non stop to samo, z reguły sta-re rzeczy, które ludzie już słysze-li, tak, aby było bezpiecznie... Szczerze mówiąc nie mam chyba za bardzo czasu w życiu, by zasta-nawiać się, dlaczego takie me-chanizmy funkcjonują na świe-cie. Z drugiej strony mamy inter-net i wszyscy ludzie, którzy real-nie pragną obcować z muzyką, mogą sobie zapewnić ją sami i nie słuchać radia.

A jakie pozycje najczęściej kręcą się ostatnio w twoim odtwarza-czu i jak wpływają na twoją twór-czość? Ja słucham teraz tylko jed-nego artysty i jest to Kendrick Lamar. Wykonuje on hip hop i jest to mój absolutny faworyt. Słucham tylko jego płyt od kilku dobrych tygodni.

Jeśli chodzi o zespoły z takim stażem jak Hey, zastanawiała mnie zawsze jedna rzecz. Czy granie na żywo takich utworów jak np. "Teksański" lub "Moja i Twoja Nadzieja" jest powodowa-ne ciągłą sympatią do nich, czy wiedzą, że bez nich publika nie pozwoli wam zejść ze sceny? Wiesz, nigdy nie ćwiczę "Teksańskiego" albo "Mojej i Twojej Nadziei" dla przyjemno-ści na sali prób, bo mam wraże-nie, że te kawałki są już obecne

w naszym krwiobiegu i nie trzeba ich trenować. Czasem chłopcy jednak nalegają by to przećwi-czyć, ale nie odczuwamy wtedy jakiegoś szału czy fantastycznych emocji. To jest w końcu bardzo stary i zjechany materiał, więc

siłą rzeczy tych emocji nie budzi. Na koncercie jednak dzieje się coś zupełnie zaskakującego. Obecność ludzi i ich potrzeba, aby usłyszeć kawałek, który z czymś im się kojarzy, odpala w nas takie pochowane ładunki z prawdziwą emocją, towarzyszącą nam chociażby w momencie na-grywania tych numerów. Wszyst-ko uwalnia się na czas trwania koncertu i jest realne, żywe i ra-dosne. Potem jednak koncert się kończy i znowu nie pamiętamy o dawnych nagraniach.

Z Zieloną Górą jesteście dość mocno związani. Za co najbar-dziej lubisz to miasto? Nie ukrywam, że najważ-niejsze, jak w ogóle w życiu, są osoby. Tutaj poznaliśmy kilka osób, które funkcjonują na takiej naszej mapie ludzkich odkryć. Są to ludzie cenni i takie kolejne spotkanie z nimi w Zielonej Gó-rze sprawia, że się bardzo cieszy-my. Myślę, że człowiek, który jeź-dzi po Polsce i ma w pewnych miastach taką siatkę ludzi, któ-rych lubi i do których tęskni, to szczęśliwy człowiek. Mi się Zielo-na Góra kojarzy z miastem, gdzie na metr kwadratowy występuje większa ilość, których znamy, niż w innych miastach.

Michał Cierniak

Zielona Góra kojarzy mi się z miastem, gdzie na metr kwadratowy występuje

większa ilość, których znamy, niż w innych miastach. Tutaj poznali-śmy kilka osób, które funkcjonują na takiej naszej mapie ludzkich odkryć.

Wiesz, nigdy nie ćwiczę "Teksańskiego" albo "Mojej i Twojej Nadziei" dla przyjemności na sali

prób, bo mam wrażenie, że te kawałki są już obecne w naszym krwiobiegu

i nie trzeba ich trenować

19MARZEC 2012 Zielona Góra 19KWIECIEŃ 2013 Kultura studencka

Page 20: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

"Gramy tak, jak się nazywamy. A nazywamy się Bezsensu. Jesteśmy z Zielonej Góry. Robimy tu próby, muzyki słuchamy, uczymy się, pracu-jemy. No i sensu szukamy" (Arek Tyda jest pracownikiem Uniwersytetu Zielonogórskiego - przyp. red.).

Bezsensu to: Marcin Gryszczuk - bas, Michał Orkowski - perkusja, Krzysiek Garbaciak - wokal i klawisze, Arek Tyda - gitara i wokal.

Kultura studencka KWIECIEŃ 201320 Kultura studencka

Page 21: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

Młodzi, genialni i nasi!Wielu na to czekało. Zespół Bezsensu wydał pod koniec marca swoją debiutancką płytę „Co tam myślisz?”. Bezsensu ma w Zielonej Górze (i nie tylko) mnóstwo fanów. Bezsensu jest w naszym re-gionie doskonale znany. Zatem wszelkie wprowadzenia do tego wywiadu są… Bezsensu. Dlatego od razu przechodzimy do rozmowy z Arkiem Tydą i Michałem Orkowskim, odpowiednio: gitarzystą i perkusistą zespołu Bezsensu.Pomówmy o sesji nagraniowej do debiutanckiej płyty Bezsensu „Co tam myślisz?”. Wiem, że re-jestrowaliście ją m.in. w słyn-nym studiu RecPublica w Lu-brzy. Michał: Udało nam się tam dostać za sprawą nagrody na festiwalu Miasto Rocka w Ba-bimoście. Myślę, że skorzystali-śmy w 100% z możliwości nagry-wania w tym studiu. Pozostała część była zarejestrowana w Vintage Records w Porażynie. Nie pierwszy raz zresztą mieli-śmy styczność z tym studiem. Arek: Atmosfera w Rec-Publice była bardzo luźna. Do-wodem na to niech będzie fakt, że jeden z utworów na płytę stworzyliśmy w nocy przed ostatnim dniem sesji. To było wynikiem tego, że Krzysiek (Garbaciak, wokalista i klawi-

szowiec Bezsensu – przyp. red.) tak szybko uwinął się z wokala-mi, że mieliśmy dużo wolnego czasu i trzeba było go jakoś za-gospodarować. Mieliśmy przez całą dobę dostęp do instrumen-tów i z Krzyśkiem napisaliśmy w nocy nową piosenkę, którą na-stępnego dnia nagraliśmy.

A czy większość utworów na pły-tę jest premierowa, czy może po-stawiliście na starsze, przearan-żowane piosenki? A.: Znajdują się na niej utwory, które są zupełnie świe-że, ale i takie mające kilka do-brych lat. Pamiętają one nawet czasy starego składu. Ale rze-czywiście są przearanżowane i bardzo odświeżone… Starali-śmy się podejść bardzo odważ-nie do tej sesji nagraniowej i nie baliśmy się zmian.

Wcześniej, podobnie jak wiele młodych zespołów, wydawaliście tylko single. Czy waszym zda-niem powodem takiej sytuacji jest fakt, że ludzie wolą pojedyn-cze utwory niż płyty, czy kwestie fi nansowe i wysokie ceny za stu-dio? M.: Myślę, że przede

wszystkim chodzi tu o fi nanse. Nam wreszcie udało się uciułać odpowiednie środki, by tę płytę zarejestrować. Teraz musimy znowu odkładać, żeby wydać coś w przyszłości. Nie wiemy jesz-cze, czy w postaci singla, czy może uda nam się szybko zrobić drugą płytę? Zobaczymy, jak to

będzie. A.: Ja osobiście bardzo lu-bię słuchać całych albumów. Dużo większą przyjemność sprawia mi zapoznanie się

z twórczością artysty od począt-ku do końca, bo wtedy jest to pełniejsze doznanie. Dlatego dążyliśmy do tego, aby taką pły-tę na swoim koncie mieć i także móc dotrzeć do słuchacza w peł-niejszy sposób.

Czy tytuł waszego debiutu, „Co tam myślisz?”, determinuje te-matykę tekstów na tej płycie? A.: Z racji tego, że jest to debiutancki album, do tej pory występowaliśmy tylko po tej drugiej stronie, czyli jako słu-chacze. Teraz, gdy myślę sobie, że ktoś będzie słuchał naszej płyty, zagłębiał się, co mamy przez nią do powiedzenia, zasta-nawiam się, co będzie dokładnie myśleć w trakcie obcowania z tymi dźwiękami i w jakiej bę-dzie sytuacji. Do czego będzie mu potrzebna ta muzyka, czy będzie to dla niego jakieś wyda-rzenie albo po prostu tło do je-dzenia obiadu czy uczenia się do egzaminu? Chcieliśmy w ten

sposób zwrócić słuchaczowi uwagę na to, że myślimy o nim, o tym, kim jest i co teraz robi. Uważamy to za pewną więź, te-raz już bardziej namacalną, bo

oddajemy w ręce słuchaczy coś, co nie jest już tylko wirtualne. W moim przypadku pierwsze re-fl eksje związane z danym albu-mem pojawiały się zwykle już podczas oglądania okładki. Do-piero później wkłada się CD do odtwarzacza i czeka się, aż zaczną dziać się rzeczy meta-fi zyczne.

Jakiś czas temu wypuściliście klip do utworu „Niezawiesze-nie”. Czy planujecie nakręcić te-ledysk do innego z waszych ka-wałków? A.: W połowie marca mia-ła miejsce premiera klipu do utworu „Made In Polska”. Jest to zupełnie niszowa rzecz, na-grana w trakcie ostatniego Syl-westra, którego udało nam się spędzić wspólnie. Zarejestrowa-liśmy naszą zabawę i absolutnie nic nie jest wyreżyserowane.

Na płycie "Co tam myślisz?" znajdują się utwory, które są zupełnie świeże, ale i takie mające kilka dobrych lat. Pamiętają one nawet czasy starego

składu. Ale są przearanżowane i bardzo odświeżone.

► Ciąg dalszy na następnej stronie

Zastanawiam się, co będzie myślał ktoś obcujący z tymi dźwiękami

i w jakiej będzie sytuacji. Do czego bę-dzie mu potrzebna ta muzyka, czy bę-

dzie to dla niego jakieś wydarzenie albo po prostu tło do jedzenia obiadu

czy uczenia się do egzaminu…

21KWIECIEŃ 2013 Kultura studencka

Page 22: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

Po prostu powiedzieliśmy zgro-madzonym osobom, że będzie-my teraz kręcić teledysk do na-szego utworu, zrobiliśmy kilka ujęć i wróciliśmy do normalnej zabawy. Zmontowania całości podjął się Mateusz Papliński i wyszło mu to bardzo fajnie, mimo że miał do czynienia z amatorskim materiałem, na-grywanym przez amatorów na amatorskim sprzęcie.

W zeszłym roku wystąpiliście także na Open’erze. A.: Dostaliśmy się tam bardzo zwyczajnie. Wysłałem do organizatorów naszą epkę, a po-tem już o tym zdążyłem zapo-mnieć. Kilka tygodni przed Open’erem odezwano się do nas i w zasadzie w ciągu jednego dnia ustaliliśmy wszystkie szcze-góły. To stało się bardzo niespo-dziewanie. Bardzo miło wspo-minamy ten koncert, w dużej mierze dzięki samym organiza-torom. Wydawało nam się, że będziemy traktowani po maco-szemu, bo w końcu trzeba się też zająć Franz Ferdinand czy Björk. Jednak absolutnie tak nie było. Wszystkie osoby pracujące przy festiwalu okazały się nie-zwykle profesjonalne, miłe i za-pewniły nam naprawdę dobre warunki. Powinna to być szkoła dla lokalnych organizatorów, np. Dni Miast. Występujemy na tego typu imprezach coraz częściej i to jako zespół w znacznej mie-rze rozpoznawalny, więc mamy porównanie. Atmosfera Open’e-ra natomiast uzależnia i chce się wracać do tego miejsca. M.: Pojawiły się też ele-menty tremy, ale wytłumaczyli-śmy sobie, że mamy dobry mate-riał i jest z czym się pokazać lu-dziom. Podeszliśmy więc osta-tecznie spokojnie do sprawy, ale emocje na pewno były.

Plebiscyty są dobrą drogą dla młodych zespołów, aby się wy-

promować? Pytam, bo często bierzecie w nich udział. A.: Nie do wszystkich jed-nak zgłaszamy się sami. Często znajdujemy się w nich za sprawą osób trzecich. Kiedy dostajemy informacje, że zostaliśmy gdzieś zakwalifi kowani, to czemu się w to nie zaangażować, by wy-paść dobrze. Poza tym nie wszystkie konkursy polegają na głosowaniu fanów. W niektórych decyzje podejmują jurorzy. Nam udało się zostać zauważonymi na szczęście przez jednych i dru-gich. M.: Nie oszukujmy się też, ale są takie plebiscyty, które po-trafi ą pomóc w rozwoju kariery. Nam najbardziej pomogła Scena Machiny. Konsekwencje zdoby-cia wyróżnienia w tym konkur-sie były naprawdę fajną sprawą.

Dziękuję za rozmowę.

Michał Cierniak

Autorem zdjęć jestMateusz Papliński

► Ciąg dalszy z poprzedniej strony

KONKURS! WYGRAJ DEBIUTANCKĄ PŁYTĘ BEZSENSU!Jaki jest adres oficjalnej strony internetowej zespołu Bezsensu? Odpowiedź wyślij na adres: [email protected]. Spośród prawidłowych odpowiedzi wybierzemy trzy, których nadawcy otrzymają od nas płytę Bezsensu "Co tam myślisz?". Na maile czekamy do 20 kwietnia br. !

KWIECIEŃ 201322 Kultura studencka

Page 23: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

"Polskie Karate" to rozwydrzony bachor, z niewyparzoną gębą, wiecznie posiniaczony, szu-kający guza i kradnący wino mszalne. Wzbudza jednak nie-pohamowaną sympatię swoją szczerością, a może i z zazdrości, że chodzi i mówi gdzie i co chce. Założenia są tu proste: ma bujać. I funkujęce, tłuste bity Metro ra-zem ze scratchami młodziutkiego Flipa oraz oczywiście fl ow dwóch MCs kołyszą tak, że co bardziej delikatni doświadczą choroby morskiej. Muzycznie jest nawet redhotowo ("Dobry wieczór", in-strumentalne "Feeldatbassordie", "Underground"), czasem bardziej klasycznie hiphopowo ("Cicha

woda", "Instrukcja"), ale co inne-go jest tu najważniejsze. Sercem albumu są momenty, w którym Polskiemu Karate puszczają wo-dze prawdziwie ułańskiej fantazji i po staropolsku odwala. Sza-lone kawałki, jak ten tytułowy, "W 3 Dupy", czy "Ch*j nie funk" pozostawiają słuchacza totalnie oszołomionego. Siłą tych utwo-

rów jest niesamowita inwencja w składaniu tekstów, jak w "Tak jak trza", gdzie Wyga prowa-dzi prawdziwy slalom gigant, na zmiane wypadając i na po-wrót wpadając ze swoim fl ow w rytm. A "W 3 Dupy" to już numer,

o którym mogłyby powstawać magisterki. Imprezowy ultra-wymiatacz, który z jednej stro-ny ironizuje na temat melanży, o których traktuje, a z drugiej - idealnie się do nich nadaje. Płyta "Polskie Kara-te" powinna być sprzedawana z wykupioną receptą do kręgarza, którego interwencja po dłuższym obcowaniu z tym albumem będzie konieczna. Polska rap płyta, po-zytywna, głośna i rozbujana, dla każdego z otwartą głową. Kto ma uszy, niechaj słucha, bo dużo lep-szych krążków u nas praktycznie nie ma.

Michał Stachura

Pozytywy są. "Rival" jest świetne, "Teenage Disease" co najmniej dobre, a dwóch innych utworów być może da się posłuchać drugi raz. Trudno jednak znaleźć do tego motywację, gdy Black Rebel Motorcycle Club nudzą niemiło-siernie przez godzinę, każąc nam doszukiwać się plusów. Nikt nie ogląda dwugodzinnego fi lmu dla jednej, ponoć niezłej sceny i tak też jest z tą płytą. BRMC wyrośli na wzorco-wy przykład zespołu, który "robi swoje", przez lata nagrywając równe albumy, sprawiające wiele radości fanom zespołu i pozosta-

wiające nijakimi jego przeciwni-ków. Jako należący do tej pierw-szej grupy, miałem ciężką prze-prawę polegającą najpierw na przesłuchaniu całości, a potem opisaniu zła, jakie tam się dzieje. Brzmienie to typowa dla nich surowizna, przestery, krzy-ki, piski. Podobnie jednak, jak już nikt nie szaleje za fi lmami,

które mają dźwięk i więcej niż dwa kolory, nie ma za to punk-tów. Po co na tym krążku sklejo-ne z siedmiu różnych piosenek "Hate The Taste"? Po co takie

nudy, jak trwający osiem minut (i o przynajmniej siedem za dużo) "Lose Yourself" i jeszcze gorsze "Sometimes The Light"? "Specter At The Feast" nie jest płytą tragiczną, ale nie ma za co Black Rebel chwalić. Brzydka okładka, brzydkie wnętrze, parę niezłych chwil oraz tupanie nóż-ką przy "Rival" winduje ocenę na wysokość dwa na pięć i nie moż-na załatwić tu nic więcej. Tak mi źle, tak mi źle, tak mi źle.

Michał Stachura

Brak punktów za dźwięk i dwa koloryTak mi źle, tak mi źle, tak mi szaro. Nie ma nic gorszego, niż sytuacja, w której oni mają rację. Kie-dy bardzo lubiany zespół w istocie nagrywa tak nudny, nijaki i kiepski album, jak się o nim czasami mówi. Nie ma sensu drzeć koszul, padając rejtanem przed krążkiem, którego nie ma jak bronić. "Specter At The Feast" to po prostu rzecz podręcznikowo kiepska.

Pierwsze objawy choroby morskiejWiększość recenzji imiennego debiutu Polskie Karate zaczyna się, jest rozwijana i kończą cytaty z tek-stów zawartych na tej płycie. Nie, żeby było to nie na miejscu - Wyga i Igorilla zawarli na swym krążku wszystko, co tylko można: od powitania po podpowiedź, jak ich album ocenić.

Nikt nie ogląda fi lmu dla jednej,

ponoć niezłej sceny.

Powinna być sprzedawana z wykupioną

receptą u kręgarza.

.covered covery dobre i złe. na ogół dobre.

Akademickie Radio Index, wtorek, godz. 21:00

23KWIECIEŃ 2013 Muzyka

Page 24: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

„Baczyński” to debiut reżyserski Kordiana Piwowarskiego. Nie dość, że chłopak porwał się na stworzenie biografii kultowego w naszym kraju poety, to jeszcze postanowił zrealizować go w wymagający dla widza sposób. Zamysł z artystycznego punktu widzenia świetny, ale sam obraz taką poezją już niestety nie jest.

Groteskowa śmierć przy pięknej muzyce

Tego typu obrazy wyświetlane są z reguły w małych, offowych ki-nach. „Baczyńskiego” możemy jednak zobaczyć w ogólnopol-skich sieciówkach. Taka decyzja jest niewątpliwie pozytywnym zjawiskiem. Wróćmy jednak do samego fi lmu.

■ Wyszedł paradokument

Składa się on tak naprawdę z trzech płaszczyzn. Pierwsza z nich oparty jest na wypowie-dziach osób, które znały Baczyń-skiego osobiście, były przy jego śmierci, a także zdjęć ogarniętej wojną Warszawy i nagrań z tam-tego okresu. W drugiej mamy przebitki ze slamu poetyckiego, zorganizowanego z okazji 90. rocznicy urodzin poety i jego wiersze w interpretacji uczestni-ków tego wydarzenia. Trzecia to natomiast płaszczyzna fabular-no-aktorska. Ten zabieg sprawił, że nie otrzymujemy fi lmu biogra-fi cznego w klasycznym wydaniu,

ale wręcz paradokument. Mo-mentami może to się kojarzyć z fabularyzowaną wersją „Sensa-cji XX Wieku”. Szkoda tylko, że każda płaszczyzna ma spore nie-dociągnięcia. Kadry z poetyckie-go slamu momentami drażnią niektórymi interpretacjami wier-szy, a w części fabularnej fabuły jest tyle, co nic. Aktorzy też nie mają się za bardzo jak wykazać, a Mateusz Kościukiewicz odtwa-rzający postać tytułową wypo-wiada… dwa zdania. Najbardziej broni się z tego zestawu płaszczy-zna „dokumentalna”, ale bardziej przez swój autentyzm i budowa-nie klimatu, niż merytorykę.

■ Perełki i kulawa prawda

Momentami kuleje też prawda historyczna, zwłaszcza przedsta-

wienie relacji Baczyńskiego i jego matki. W rzeczywistości były bar-dzo napięte, a w fi lmie tak na-prawdę nie wiadomo, jak je okre-ślić. Razić może także scena śmierci poety, która w założeniu miała być przedstawiona w arty-styczny sposób, a wyszła grote-ska. Plusem jest jednak wizualna realizacja „Baczyńskiego”. Zdję-cia są naprawdę piękne, a kilka ujęć, w tym nocną akcję party-zantów w lesie, można uznać za prawdziwe perełki montażowe. Cały fi lm jest promowany wspólnym utworem Meli Kote-luk i Czesława Mozila, ale jednak to nie on robi największe wraże-nie. Znacznie ciekawiej wypada muzyka ilustrująca Bartosza Chajdeckiego. Jest ona ascetycz-na, ale świetnie oddaje tragiczny okres, w którym osadzona jest

akcja „Baczyńskiego” i losy bo-hatera tytułowego.

■ Starali się jak nigdy…

Film zapowiadał się na naprawdę ciekawą rzecz. Był ambitny po-mysł oraz osoba debiutanta za kamerą, mogąca sugerować świe-że spojrzenie na temat. Sama po-stać Baczyńskiego jest interesują-ca, ale nie potrafi ono jej pokazać w odpowiednio wyrazisty sposób. To, plus dość nieporadne połą-czenie kilku konwencji w jednym fi lmie, czyni z „Baczyńskiego” duże rozczarowanie. Broni się on produkcyjnie, ale merytorycznie nie jest w stanie zaskoczyć nawet ucznia średnio uważającego na lekcji języka polskiego.

Michał Cierniak

MIASTO FILMÓWPiątek, godz. 13:00 na 96 fmwww.facebook.com/miastof

email: [email protected]

KWIECIEŃ 201324 Miasto Filmów

Film nie zaskoczy nawet ucznia średnio uważającego na lekcjach języka polskiego.

Page 25: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

19MARZEC 2012 Zielona Góra 25KWIECIEŃ 2013 Miasto Filmów

Śmiałkiem, który postanowił zmie-rzyć się z legendą został Sam Raimi. Człowiek od trylogii „Evil Dead” i „Spidermana”. Historia Oza zaczyna się czarno-białym prologiem w forma-cie 4:3. Reżyser już na starcie składa hołd kinu lat 30. i 40. W wyniku splotu przedziwnych wydarzeń, nasz bohater trafi a do magicznej krainy. Pojawia się pełnia kolorów i efektów wyciśniętych z setek komputerów. Mamy też cał-kiem sensowne 3D! Nie zabrakło ple-jady gwiazd: James Franco, Mila Ku-nis, Rachel Weisz czy Michelle Wil-liams. Do pań nie można mieć naj-mniejszych zastrzeżeń. W przypadku Franco można stwierdzić, że po pro-stu jest. Film zaskakuje pomysłowo-

ścią: slapstickowy humor, przerysowa-ne aktorstwo, nawiązania do poprzed-nich dzieł reżysera. Zabrakło jednak konsekwencji: w pewnym momencie fi lm zmienia się w typową disnejowską wydmuszkę o wszystkim i niczym. Za-nika klimat, ciężko wypracowany w prologu a jego miejsce zajmuje nuda. Pomimo tego seans mija zaska-kująco bezboleśnie ale nie pozostaje po nim nic. Zupełnie jak po meczach polskich piłkarzy.

Paweł Hekman

Gatunek: fantasy, przygodowy; USA, reż. Sam Raimi. Czas trwania: 2 godz. 7 min

● Oz Wielki i Potężny„Czarnoksiężnik z Oz” 74 lata po premierze wciąż uchodzi za niedościgniony wzór kina z pogranicza fantasy, baśni i rozrywki familijnej.

MIASTO FILMÓWPiątek, godz. 13:00 na 96 fmwww.facebook.com/miastof

Drogi Wysoki Sądzie, w odpowiedzi na oszczerstwa dotyczące mojego klienta pragnie on złożyć następujące wyja-śnienia i oświadczyć, co następuje:Oskarżenie insynuuje, jakoby "Hitch-cock" był fi lmem nudnym, niewystar-czająco bogatym w ciekawe wydarze-nia. Otóż pomylono chyba fi lmy Mi-strza z fi lmem o Mistrzu. Istotnie, nie ma tu trzęsień ziemi i zwrotów akcji. Są za to trzy przeplatające się wątki: pro-cesu tworzenia "Psychozy", problemów małżeńskich Alfreda H. oraz ciekawa teza dotycząca źródła inspiracji głów-nego bohatera - powracające wizje Eda Gaina to świetny patent.Zarzuty dotyczą też odtwórcy głównej roli, Anthony'ego H. Rzekomo zniknął on pod kilogramami makijażu, które

miały uniemożliwić jakąkolwiek mimi-kę. Niezliczona ilość dowodów ukazuje jednak, że H. był człowiekiem raczej jednej, niż tysiąca min. Podobnie rzecz ma się z humorem - mamy tu subtelne smaczki, jak tytułowy bohater przyci-nający żywopłot w swym nieodłącz-nym garniturze, czy podjadanie słody-czy pod nieobecność żony. Może to nie jest najdoskonalsza biografi a zapisana na taśmie celuloidowej, ale sprawi ra-dość widzowi, który nie ma złudzeń co do tego, na jaki fi lm się wybrał.

Michał Stachura

Gatunek: biografi czny/dramat; USA, reż. Sacha Gervasi. Czas trwania: 1 godz. 38 min

● HitchcockSolidna i ciekawa lekcja historii podparta niezłym aktorstwem.

S lid i

Page 26: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

KWIECIEŃ 201326 Lubuski Teatr

W tym roku konfrontacje miały miejsce w dniach 22-24 marca. Wszystkie występy bacznie ob-serwowała i oceniała rada arty-styczna, w skład której wchodzili specjaliści teatralni znani na te-renie całego kraju. Były to trzy dni pełne emocji i różnorodno-ści, na scenie bowiem zaprezen-towały się grupy z różnych prze-działów wiekowych (od kilkuna-stu lat do nawet 60+!), reprezen-tujące różne strony regionu, a także różne style (od tańca po improwizowany kabaret).

■ Widzowie wbiegli na scenę!

I tak oto na deskach Lubuskiego Teatru mieliśmy szansę obejrzeć m.in. nagrodzony potrójnymi brawami monodram Kamili Winkler z Teatru PiiiP, pełne emocji występy grup Marka Za-dłużnego (ProForma i Effort), grupę z Nowej Soli, którą wspie-rał grający na żywo zespół - Avis, kreatywny Teatr Grymas, który w swojej premierowej bajce wy-korzystał taniec i śpiew czy wzru-szający Teatr Anigrono. Przegląd uświetniły robiące ogromne wra-żenie występy gościnne Pracowni Teatru Tańca, które pozostaną w pamięci widzów na długo, ze względu na profesjonalizm i nie-tuzinkowość - to właśnie na jed-nym z ich występów pół sali wbie-gło na scenę i dało uwolnić swoje emocje.

■ Jak imbryk odmienił życie

Niekwestionowanym zwycięzcą całego przeglądu jest Alicja Nie-wiadomska (główna nagroda dla

instruktora) i jej Teatr Grymas (główna nagroda dla zespołu oraz główna nagroda indywidu-alna dla Agaty Gattner). Teatr Grymas działa przy Młodzieżo-wym Centrum Kultury i Eduka-cji "Dom Harcerza" w Zielonej Górze, jego prowadzącą jest Ali-cja Niewiadomska. Grupa przy-gotowała w tym roku spektakl za-tytułowany "Baśń o grającym Im-bryku" na podstawie tekstu Mar-ty Guśniowskiej - jest to bajka

przedstawiająca historię kowala, który zmęczony swoją pracą, za pomocą czarodziejskiego Imbry-ku, otrzymanego w podzięce od wróżki, odmienia swoje życie. Przez cały ten czas kowalowi to-warzyszy jego wierny koń i ma-rząca o życiu hrabiny - mucha końska.

■ Czekamy na POKOT 2014!

POKOT to niezwykła impreza,

mająca swój klimat, który z roku na rok przyciąga coraz większą rzeszę fanów. Publiczność i arty-ści występujący na deskach Lu-buskiego Teatru jednogłośnie przyznają, że chcieliby w naszym regionie więcej tego typu inicja-tyw i już odliczają dni do następ-nego roku, kiedy to będą mogli spotkać się ponownie w tym sa-mym gronie.

Dawid Włodarczyk

Święto teatrów amatorskich21 zespołów, ok. 180 uczestników, 3 dni - tak w liczbach prezentują się Ponoworoczne Konfrontacje Teatralne (POKOT). Jest to święto teatrów amatorskich - jedna z najważniejszych tego typu inicjatyw w naszym regionie. Organizatorem imprezy jest Regionalne Centrum Animacji Kultury, a cały przegląd odbywa się na deskach Lubuskiego Teatru.

W kwietniu polecam:„STWORZENIA SCENICZNE” (6 IV godz. 17:00; 7 IV godz. 16:30)

„PŁYWANIE SYNCHRONICZNE” (13 IV godz. 17:00; 14 IV godz. 16:00)„SEN NOCY LETNIEJ” (18 IV godz. 10:00 i 19:00)

„SIOSTRUNIE” (PREMIERA STUDENCKA w maju - cena biletu: 12 zł)

SZCZEGÓŁY NA: TEATR.ZGORA.PL

Fot.

Daw

id Wło

darc

zyk

Page 27: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

27KWIECIEŃ 2013 Muzyka

Muzyczne premiery miesiąca. Do słuchania nie tylko w akademiku. • Michał Cierniak

Do usłyszenia w kwietniu!

Wielu dziennikarzy muzycznych stawia ten zespół w jednym szeregu z Florence + The Machine. Chodzi o to, że Bastille przedsta-wiają materiał podobnie zróżnicowany i wie-lowymiarowy materiał co rudowłosa Brytyj-ka. Jednocześnie jest on bardzo przystępny dla szerokiej publiczności, a to nie jest częste zjawisko na rynku muzycznym. Już utwór „Pompei” promujący płytę „Bad Blood” po-kazał, że ekipa dowodzona Dana Smitha po-trafi sobie świetnie poradzić na listach prze-bojów. Wszystko wskazuje na to, że ta Basty-lia nie ma zamiaru upadać.

Premiera: 12 kwietnia

Zainteresowanie zespołem Yeah Yeah Yeahs wzrosło zdecydowanie w ubiegłym roku za sprawą fi lmu „Projekt X”. Wyko-rzystano w nim remiks ich hitu „Heads Will Roll”, który stanowił sporą ozdobę so-undtracku tej produkcji. Nowa płyta zespo-łu zapowiada się równie zabawowo co wspomniany fi lm. Wokalistka Karen O zdradziła, że w utworach znajdą się elemen-ty reggae, roots czy psychodeli. Jednocze-śnie zaznaczyła, że będą one chaotyczne, rozmarzone i surowe jednocześnie – czyli tak jak dobra impreza.

Premiera: 16 kwietnia

BASTILLE „Bad Blood”

YEAH YEAH YEAHS

„Mosquito”▼

DEEP PURPLE „Now What?!”

Ta płyta niewątpliwie stanowi wydarzenie je-śli chodzi o muzykę hard rockową. W końcu to pierwszy od 8 lat album jednej z kluczo-wych kapel tego nurtu. Na dodatek będzie to pierwsze wydawnictwo Deep Purple bez klu-czowej dla nich postaci – klawiszowca Jona Lorda. Fani są jednak dobrej myśli, a single zwiastujące to wydawnictwo zdają się po-twierdzać ich optymistyczne nastawienie, podobnie jak osoba producenta Boba Ezri-na. Odpowiedź na pytanie będące tytułem płyty zespołu, „Co teraz?!”, może być tylko jedna – kolejny dobry album!

Premiera: 26 kwietnia

REKLAMA REKLAMA

Page 28: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

Tak! Popkultura Moi Drodzy! Zalewa nas ze wszystkich stron. Kopia kopii kopii. W komercyj-nych stacjach radiowych (bo pu-bliczne słuchowiska jeszcze jako tako się bronią), co chwila słyszę tę samą miałką piosenkę w wy-konaniu tych samych miałkich „artystów”, choć produkt ma już inną nazwę. Stacje telewizyjne karmią nas cały dzień serialami, których całe pomysłodawstwo polega na wykupieniu licencji produkcji zagranicznych. To, że cały świat ubiera się w te same ciuchy i potrzebuje otaczać się podobnymi rzeczami, których

jakość na dobrą sprawę coraz częściej obliczona jest na krótki czas użytkowania (byś za rok, dwa przyszedł znów wydać pie-niądze), to jeszcze pół biedy – możemy uznać, że to jednak tyl-ko wartości materialne (choć chyba nikt nie zaprzeczy, że ciężko uchronić się przed ich wpływem na to kim jesteśmy i uciec przed równaniem ‘to, co mam – to, kim jestem’). Mass media cały dzień powtarzają nam kim mamy być, do kogo się upodabniać. Kreują wzory pięk-na, elegancji, a nawet gusta, i w te wytyczne wydaje się wierzyć

większość polskiego społeczeń-stwa. Piszę polskiego, bo szcze-gólnie ubolewam nad tą naszą krajową, bezrefl eksyjnie naśla-dującą i ślepo zapatrzoną w ka-nony amerykańskie popkulturą. Jest to wyjątkowo ciężkostrawny tzw. skutek uboczny procesu globalizacji.

■ Gdzie te kapele? Prawdziwe takie...

Jako pasjonat muzyki staram się śledzić poczynania młodych ze-społów na ziemi lubuskiej i lwia część moich wypadów na kon-

certy takich grup kończy się wielki rozczarowaniem. Zero pomysłu, zero tożsamości. Wo-kal po angielsku, pomijając, że najczęściej podejmujący nie-udolne, pełne frazesów teksty. Podobnie kompozycje, aranż, image sceniczny – schemat. Wi-działem i słyszałem to godzinę temu w telewizji. Tyle, że lepsze. Chociaż i tu można polemizo-wać. A wystarczyłoby tak nie-wiele...

■ Daj coś od siebie!

Sytuacja ta bardzo mocno kon-

Kopia kopii kopii, czyli STANDARYZACJA

Być może niektórzy z Was pamiętają słowa z pierwszej części tytułu tego felietonu, które padły w kultowej, bo chyba mogę już użyć tego określenia, adaptacji filmowej powieści Podziemny krąg, którą prawdopodobnie lepiej znacie po prostu jako Fight Club (tytuł oryginalny). Otóż miałem w ostatnim czasie niekłamaną przyjemność po raz kolejny obejrzeć tę produkcję i kiedy cierpiący na bezsenność bohater grany przez Edwarda Nortona skomentował swój codzienny tryb życia właśnie jako „kopia kopii kopii” (oryg. „copy of copy of copy”), to jednak z czymś mi się to skojarzyło i te właśnie słowa mocno zapadły mi w pamięć. Dlaczego? Myślę, że świetnie oddają charakter rzeczywistości, w której przychodzi nam obecnie żyć, a który zdominowany został przez zjawisko kryjące się pod fantastycznie brzmiącym terminem: popkultura

KWIECIEŃ 201328 Kultura studencka

Page 29: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

trastuje z bogactwem kultury jaki dała światu Polska, chociaż-by w drugiej połowie XX w. W Europie powszechnie wiado-mym było, co to jest polskie kino, polska muzyka – była to twórczość, której nie sposób

było pomylić z żadną inną. Oczywiście, każde pokolenie – czy dokładniej – każdy artysta, ma swoich mistrzów, swoje źró-dła inspiracji. Ale jak wiele mo-żesz wziąć od innych? W któ-rymś momencie musisz dać coś od siebie. Coś, co jest tylko two-je, coś, co naprawdę kosztowało cię trochę poszukiwań, przede wszystkim w głębi samego sie-bie.

■ "Pop" – na pewno, ale czy jeszcze "kultura"?

Nie zrozumcie mnie źle – odrzu-cenie takich dyrektyw i zwróce-nie się ku maksymalnej prosto-cie też jest owocem jakichś eks-ploracji. Podziwiam tych, którzy odkrywają pewne obszary jako pierwsi, którzy na swą popular-ność naprawdę zasłużyli i którzy do tej nieszczęsnej fabryki gwiazd wnoszą powiew świeże-go powietrza, tę choćby odrobi-nę oryginalności. Później znaj-duje się już tylko inwestor, który będzie się starał o jak najwięk-szą liczbę odbitek. Chociaż pew-nie rację miał ostatnio przeze mnie poznany znajomy, twier-dząc, że wartość tej wspaniałej sztuki polskiej motywowana była głównie walką z imperaty-wem politycznym. Ale czy to do-prawdy musi oznaczać, że nie

stać nas już na nic oryginalnego? Pojęcie kultury pochodzi z łaciny i znaczyło tyle co ‘upra-wiać’. Co zatem uprawia po-pkultura? Chyba tylko pienią-dze, które – niestety – na drze-wach nie rosną...

Może przesadzam? Może fajnie jest? Właśnie, kiedy ta „amerykańska domówka”?

Piotr Bakselerowicz

Podziwiam tych, którzy odkrywają pewne obszary jako pierwsi, którzy

na swą popularność naprawdę zasłu-żyli i którzy do tej nieszczęsnej fabry-ki gwiazd wnoszą powiew świeżego

powietrza, tę choćby odrobinę oryginalności.

PIOTR "BAX" BAKSELEROWICZ

Student II roku filologii pol-skiej na UZ. Humanista z po-wołania. Wariat na punkcie dźwięku i słowa, poeta-gra-foman, twórca muzyki, choć na dobre jeszcze nie wystar-tował. Od młodości charak-terny łobuz, co po drodze trochę zatracił, a teraz

stara się odzyskać. Chrze-ścijanin, punk, pozytywista, agnostyk, egzystencjalista i dekadent w jednym; a może i w dwóch – urodzony pod

znakiem bliźniąt.

Akademia przyszłościPrzygoda i wyzwanie. Unikatowy program, w którym tutor (wolontariusz) - najczęściej student - otacza opieką konkretne dziecko. Swoim entuzjazmem i ambicją możesz zmienić świat dziecka.

Już za miesiąc na łamach "UZetki" o byciu liderką opo-wiedzą trzy studentki: Agata, Dagmara i Justyna.

Poszukiwani są wolontariusze do nowej edycji AKADEMII PRZYSZŁOŚCI - swoje CV można wysyłać na adres:[email protected] Zapraszamy do odnale-zienia naszego fanpaga na face-

booku (AKADEMIA PRZY-SZŁOŚCI w Zielonej Górze) oraz na stronę www.akademia-przyszlosci.org.pl Zostań tutorem dziecka! - osiągnij razem z nim małe i wielkie sukcesy!

Fot.

Beat

a Kał

użna

29KWIECIEŃ 2013 Kultura studencka

Page 30: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

Audycja zawiera lokowanie produktuChciałam sobie kupić ostatnio buty. Nie jakieś tam zwykłe trampki – Vansy. Vansy, które mogły poczuć się urażone tym, że do ich nazwania użyłam tych dwóch określeń. Buty to obuwie bez duszy, a w zasadzie bez marki. Teraz liczą się conversy, reeboki, ostatnio usłyszałam określenie „lacosty”. Byłam kiedyś na pewnych zaję-ciach integracyjnych. Proste ćwi-czenie, siedzimy w kółku na krze-słach, na środek wychodzi jedna osoba i mówi: „kto tak jak ja jest/ma…”, wymienia jakąś cechę osobowości, wyglądu czy rzecz i na „raz, dwa, trzy” wszyscy cha-rakterologicznie podobni do niej ludzie bądź posiadacze takiego samego przedmiotu muszą wstać i zamienić się miejscami. Po wie-lu przesiadkach wyszedł ktoś na środek i powiedział: „kto tak jak ja ma dzisiaj na sobie trampki”, zrobiło się zamieszanie, wstała większość, wyjątkiem był chło-pak, który miał na sobie owe „la-costy”, nie wstał. Dalej brzmi to dla mnie jakoś nienaturalnie. Przyzwyczaję się. Tak samo jak do adidasów, jeepów i internetu, który pisany z małej litery rozsze-rzył swoje znaczenie, teraz nie musi być tylko odkrywcą, ale może też ognistym lisem czy po prostu chromem. Adidas za to coraz częściej się animizuje, od-krywa w sobie duszę pumy, a jeep wcale nie musi być Jeepem z du-żej litery, żeby być tym pisanym z małej. Skomplikowane.

■ Dylemat: czym się chwalić?

W dzisiejszym świecie przecież nie kupuje się dżinsów, tylko Wranglery, zamiast telefonu iPhone’a i jak kawę, to tą z Tchi-bo. Jeśli jednak zakupisz w tym sklepie coś więcej niż ziarna do przygotowywania gorącego na-poju, pojawia się śmiech. Cho-ciażby w reklamie. Uśmiech na-tomiast ukazuje się na twarzy osoby, która w second-handzie znalazła coś markowego w ni-skiej cenie. Pojawia się dylemat,

chwalić się nową (teoretycznie drogą) rzeczą czy chwalić się tym, że teoretycznie droga - już niekoniecznie nowa - rzecz była kupiona po tak okazyjnej cenie? Niezależnie od wyboru, na wierzch wystawia się logo fi rmy. Lokujemy produkt i przed siebie. Na miasto. W różnych celach – jedni w poszukiwaniu marek, inni po prostu na spotkanie z Markiem. Nieważne, ważna jest w tym momencie tzw. „stylówa”.

■ Jak zrobić dobre wrażenie

Za postęp można byłoby uznać wprowadzenie e czy audio bo-oków. Szkoda, że nie doprowa-dziło ono do wyprowadzenia się powszechnego zjawiska, jakim jest ocenianie książki po okład-ce. Już mniejsza o te książki, niech stracą, gorzej z ludźmi. Go-rzej, nie gorzej? Każdy ma swoją osobowość i wielu szczyci się tym, że umie podkreślić ją swoim stro-jem. Wielu jednak nie umie i cierpi nie tyle z braku umiejęt-ności dobierania do siebie ubrań, ile z braku umiejętności zrobie-nia swoją osobą dobrego wraże-nia, które jest w dzisiejszym świe-cie aż nadto istotne. I, jak poka-zują badania, może nawet wpły-wać na rozwój intelektualny już od najmłodszych lat – ubiór dziecka może przesądzać o otrzymanej przez niego ocenie.

Zdaniem dr Urszuli Sajewicz--Radtke, psychologa rozwojowe-go z sopockiego wydziału zamiej-scowego SWPS, "nauczyciel uprzedzony do ucznia może za-blokować jego rozwój. Nie po-zwoli mu się np. zaangażować w poważne szkolne projekty". Znowu wrócę do second--handów. Kupujesz coś, koleżan-ka pyta: „Markowe?”, spoglądasz z niepewnością na metkę i stwier-dzasz: „No pewnie ma jakąś mar-kę”. Jak wszystko, dodałabym. Czuję pewien bałagan, nie

wśród ciuchów. W tym tekście. Skaczę. Pocięłabym tę wirtualną kartkę na kawałki, żeby ułożyć wszystko w odpowiedniej kolej-ności albo wrzuciłabym ją po prostu do szufl ady w biurku, w której jest już wszystko. Bez sensu - piszę to, choć i tak wiem, że tego nie zrobię. Nie mam ta-kiej możliwości, poza tym szu-fl adkowanie bywa krzywdzące. Czasami łatwiej jest coś wyma-zać. Backspace. Przydałby się taki usuwający uprzedzenia.

■ Patrzę i wiem. Cud.

Łatwo mówić, a zaraz wyjdę z domu, przejdę przez szkolny korytarz, będę spoglądać na wie-le znanych twarzy nieznajomych, o których mam, nie wiadomo ja-kim cudem, wyrobione zdanie. Taki to cud, że na nich patrzę. Wystarczy. Zbyt oryginalni są dziwni, ci przeciętni jacyś tacy zwyczajni. Te „fajne” rzeczy stały się strasznie pospolite, od kiedy ma je przynajmniej jedna osoba z każdej klasy, a fajny staje się ten, który jest choć trochę inny, jedyny. Atak klonów pozdrawia rzekomych wariatów, a oryginal-ność zdejmuje kurtkę i odcina, choćby miała przy tym stracić ten niezbędny do wieszania haczyk, metkę.

■ Którą szufladkę wybierasz?

Tak naprawdę nie chodzi mi o żadne (pseudo) Vansy, które bez paru napisów „Vans” tracą cały styl i tanieją o 200 złotych. Liczyć można jedynie na to, że ktoś nie zauważy, a zauważyć jest naprawdę trudno. Łatwo jednak o strach, że jednak komuś się uda. Nie chodzi mi też o second--handy czy jakiś mniejszy lub większy symbol z nazwą produ-centa ulokowany na butach, kurt-ce, spodniach, torebce, telefonie, komputerze, w reklamie, serialu,

Przyzwyczaję się. Tak samo jak do adidasów, jeepów i internetu, który pisany z małej litery

rozszerzył swoje znaczenie, teraz nie musi być tylko odkrywcą, ale może też ognistym

lisem czy po prostu chromem.

Pocięłabym tę wirtualną kartkę na kawałki, żeby ułożyć wszystko w odpowiedniej kolej-

ności albo wrzuciłabym ją po prostu do szufl ady. Ale tego nie zrobię. Nie mam

takiej możliwości, poza tym szufl adkowanie bywa krzywdzące.

KWIECIEŃ 201330 Kultura studencka

Page 31: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

Codziennie, jeśli tylko na to po-zwolimy, będą ku nam napływać różnorodne opowieści, czasem od przygodnie napotkanego człowieka. Mogą być niczym pre-zenty, tak uważa Christel Oehl-mann, autorka książki zdradza-jącej tajemnicę tworzenia historii narracyjnych. To wyjątkowa literatura uświadamiająca czytającemu wagę oddziaływania snutych nar-racji. Muszą to być oczywiście słowne kompozycje, utkane z na-szego wnętrza. Będą wówczas za-wierały w sobie prawdę, mimo fantazji, jaka będzie przebijała poprzez opowiadającego. Naj-bardziej niezwykłe jest to, że ta-kie historyjki posiadają potencjał sprawczy czynienia przemiany i przywoływania symboli pamię-ci, które działają na każdego z nas, i tego, kto opowiada i tego, kto słucha. Nawet nie wiemy, że mamy cudowny dar słyszenia sło-wa mówionego. Opowiadanie od wiek wieków stanowiło lekarstwo na lęk. W „Opowieściach chasy-dów” przeczytamy, że "Powinno się tak wymawiać słowa, jakby się w nich niebo otwierało i jakby nie było tak, że ty wkładasz słowo w swoje usta, ale jakbyś ty sam się zanurzał w słowie. Ponieważ jeśli się naprawdę zanurzysz w słowo, to jest tak, jakby ono tworzyło niebo i ziemię, i wszystkie światy na nowo". Zastanawia mnie, skąd w nas wraz z upływem lat pra-gnienie powrotu do początku i nawet najpiękniejsza z opowie-ści – Biblia rozpoczyna się zda-niem: „Na początku było sło-wo...” Otóż dzieje się tak dlatego, że opowiadając baśnie albo hi-storie ze swojego dzieciństwa,

powracamy do własnych począt-ków i wspomnień, kiedy czuliśmy się bezpiecznie. Nawiązujemy również wówczas kontakt z dzieckiem, którym kiedyś byli-śmy, „docieramy do tak zwanego wewnętrznego dziecka, które żyje w każdym dorosłym czło-wieku i podtrzymuje przez całe jego życie potencjalną aktywność twórczych sił dziecięctwa.” Autorka namawia na każ-dej niemalże stronie do snucia własnych historii i podejmowania trudu słuchania słów wypowia-danych z zaangażowaniem przez innych. Możemy mieć trudności

z otwarciem się na narracyjną rzeczywistość poprzez blokadę spowodowaną lękiem przed by-ciem ocenianym. Jednak pomi-mo to, warto przełamywać we-wnętrzny opór gdyż opowiadając ćwiczymy wrażliwość, kształtuje-my w sobie umiejętność słucha-nia innych, budowania relacji i wzajemnego poszanowania. Czytając tę książkę, ni-czym powieść o opowieści, prze-konujemy się o uzdrawiającej mocy słowa. Świat edukacji może czerpać z bogactwa, jakie z sobą niesie opowiadanie. Trzeba sobie dziś zadać pytanie, czy wobec świata wirtu-alnego i zalewu anonimowego przekazu płynącego z mediów je-steśmy w stanie otworzyć się na wartość sztuki opowiadania? Jak podjąć to zadanie, niczym wy-

zwanie skierowane do każdego z nas? Życie samo upomni się o naszą historię. Nadejdzie dzień, w którym dziecko wdrapie się na nasze kolana i powie tak zwyczaj-nie:” Opowiedz mi coś”. Czy my-ślałeś nad tym, dlaczego bajki najlepiej słucha się wieczorem? Bo wokoło panuje ciemność, w której wszystko odbiera się in-tensywniej i oczywiście zazwy-czaj jesteśmy wtedy wyciszeni, ła-twiej chłoniemy to, co w innych warunkach, by nam umknęło. Może dla Ciebie nie nad-szedł jeszcze czas opowiadania... Gdybyś jednak potrzebował ko-goś, kto pomoże Ci odkryć Twoje duchowe przesłanie, sięgnij po tę publikację. Dowiesz się dzięki niej, jaka jest w twoim słowie moc?

Jadwiga Matuszczak

KARINA OSTAPIUK

Z zawodu uczennica klasy dziennikarskiej. Z pasji tancerka. Z koloru wło-sów blondynka. Łączy

ogólnokształcącą naukę w III LO z nauką tańca

w studiu tańca TRANS. Życia uczy się na własną rękę. Jak na zodiakalną pannę przystało, ostroż-na, jednocześnie nieboją-ca się powiedzieć wprost,

co myśli. Uważa, że przyszłość należy do tych,

którzy wierzą w swoje marzenia, więc stara się wierzyć. Skomplikowana,

jak każdy.

fi lmie… książce? Nie, w tym przypadku czołowe miejsce zaj-muje tytuł bądź autor. Zapo-mniałam, z dołu wychyla się ja-kaś zielona sowa. Chciałoby się powiedzieć: wszędzie „loga”! Nowa moda. Niech nieważne bę-dzie to szufl adkowanie, bo to nieuniknione. Obserwuję jednak coś w rodzaju szukania sobie szufl adki, do której chce się wskoczyć i do tego się dostoso-wywanie. Jakby w odwrotnej ko-lejności. Pytanie „Kim jestem?” schodzi na drugi plan, przed nie wskakuje „Kim chcę być?”, lecz zadawane nie w tym pozytyw-nym znaczeniu, lecz w celu jakie-goś kreowania. Stylówa zamienia się na sztuczną stylizację. Niena-turalnie, nie rozumiem. Ale pro-dukty jak każdy lokuję. Chociaż-by tutaj. Audycja przecież je za-wierała.

Życie samo upomni się o naszą historię. Nadejdzie dzień, w którym dziecko wdrapie się na nasze kolana i powie tak zwyczajnie:

"Opowiedz mi coś”... I co wtedy?

● Christel Oehlmann: O sztuce opowiadania. Jak snuć opowieści, prawić baśnie, gawędzić i opowiadać historie. Vademecum praktyka.

Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka im. Marii Grzegorzewskiej w Zielonej Górze poleca:

Magia opowiadania...

31KWIECIEŃ 2013 Kultura studencka

Page 32: UZetka nr 93 (kwiecień 2013)

Bezdomni w wielkim mieście

Przepraszam, zbieram na coś do jedzenia. Da pan jakieś drobne? – pyta mężczyzna w przybrudzo-nym ubraniu i nieświeżym wyglą-dzie. Ma podbite oko, rozklejone adidasy i plastikową torbę wy-pchaną różnymi zdobyczami. Pa-trzy przekrwionymi oczami, w których brak godności i radości z życia. Jeszcze zanim uzyskał odpowiedź, wyciąga zabrudzoną dłoń, na której drobiny piasku, pleśni i błota wrosły w rany. Czy pójść linią najmniej-szego oporu dając dwa złote, czy potraktować go jak człowieka, który znalazł się na życiowym za-kręcie? Jak mówi w wywiadzie dla „Świata Problemów” Marek Jaździkowski, psycholog i tera-peuta osób bezdomnych, choć w ludzkiej świadomości osoby ży-jące na ulicy są spychane do naj-niższego szczebla społecznego, to bezdomny bezdomnemu jest nie równy, bo każdy z innego powo-du znalazł się w takiej sytuacji.

■ Bezdomnego zaprosiłem na obiad

Zapraszam na obiad – odparłem, a mężczyzna patrzy ze zdziwie-niem i niepewnością. Po chwili namysłu zgadza się, ale sam wskazuje miejsce, gdzie można tanio i dobrze zjeść. Okazuje się, że pan Henio, dla znajomych z dworca: Pcheła, jest technikiem mechaniki, ma pięćdziesiąt sześć lat, a od jede-nastu nie ma stałego dachu nad głową. Ulica jest jego domem, bo trochę pił, trochę kradł, z kobie-tami się nie układało, a rodzice zmarli. Ale na rocznicę śmierci zawsze wraca na ich grób i kupuje

znicz. Kiedy jest naprawdę cięż-ko, czyli kiedy doskwiera mróz albo zostanie pobity czy też po-gryziony przez szczury, korzysta z noclegowni Towarzystwa Po-mocy im. św. Brata Alberta. Or-ganizacja ta działa w całej Polsce wydając posiłki, odzież oraz udzielając noclegu. Pan Henio nie przywiązuje się jednak do miejsc. Jak wynika z diagnoz z 2010 roku Departamentu Po-mocy i Integracji Społecznej, w Polsce jest 625 placówek, które łącznie oferują 22 529 miejsc noc-legowych dla osób bezdomnych. Ponadto takie osoby mogą sko-rzystać z terapeutów, którzy przywracają wiarę w siebie, po-magają znaleźć pracę i ponownie odtworzyć prawidłowo funkcjo-nując system wartości.

■ Gdy Pan Henio zdobędzie więcej gotówki...

Pan Henio je szybko zupę, ale na-dal jest zdziwiony, że nie dostał gotówki. W dużym mieście nie

problem zebrać kilkanaście, a na-wet kilkadziesiąt złotych dzien-nie. Dając pieniądze pogłębiamy często nałóg bezdomności, który jeszcze bardziej wyklucza spo-łecznie. Pieniądz staje się dla lu-dzi z ulicy rzeczą, którą można dostać, a nie jest owocem pracy. Ilość osób pozbawionych dachu nad głową stale się zmienia. Co-raz częściej muszą oni toczyć walkę z nielegalnymi imigranta-mi o miejsca, w których jest naj-większe natężenie ruchu. Najwię-cej są w stanie „wyprosić” kobiety z dziećmi i starcy. Gdy pan Henio zdobędzie więcej gotówki, kupu-je najtańszy bilet i przesypia dzień w pozycji siedzącej na dworcu. Pod koniec dnia zwraca

bilet odzyskując część kwoty. Choć ma sprawne obie ręce, nie czuje się na siłach, by powrócić do normalnego świata. W taki sposób człowiek człowiekowi może wyrządzić największą krzywdę. Zamiast dawać drobne i udawać, że problem nas nie do-tyczy, w ogólnopolskim dniu lu-dzi bezdomnych (14-go kwietnia) pokierujmy ich do instytucji, któ-re przywrócą ich społeczeństwu. Pod warstwą zniszczonej odzieży, brudu i potu bije prze-cież ludzkie serce, które możemy wypełnić wiarą i nadzieją.

Paweł J. Sochacki

PAWEŁ J. SOCHACKI

Bezdomność to problem społeczny, ale i ludzie, którzy z różnych przyczyn mieszkają na ulicy. To osoby, które zbyt często mijamy w tych samych miejscach. Większość, by uniknąć kontaktu, otwiera portfel pokazując, że to, wokół czego kręci się świat, można zwyczajnie dostać…

Rodowity Lubszanin. Felietonista "UZetki", autor pięciu książek (w tym opowiadania dla dzieci), jeszcze nie opu-blikowanych. Miłośnik literatury współczesnej, polskiej

piosenki i miejsc tętniących życiem. Inspiruje go codzien-ność, tak pospolita i niezauważalna,

a jednak stale zaskakująca.

14 kwietnia obcho-dzimy Dzień Ludzi

Bezdomnych.To nieformalne świę-

to wymyślił Marek Kotański, twórca sto-

warzyszenia Monar i Ruchu Wychodzenia

z Bezdomności Mar-kot. Czy my też

możemy pomóc bezdomnym?

KWIECIEŃ 201332 Kultura studencka