61
#2 ZAKON MIMÓW

Zakon Mimów

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Spektakularna ucieczka z kolonii karnej Szeol I ma tragiczny finał. Zaledwie garstce udaje się ukryć na ulicach Londynu. Sajon nie śpi. Czuwa. Nikt z ocalałych nie może czuć się bezpiecznie.

Citation preview

Page 1: Zakon Mimów

#2

ZAKON MIMÓW

Page 2: Zakon Mimów
Page 3: Zakon Mimów

Kraków 2015

Tekst w trakcie prac redakcyjnych, przed finalną korektą.Może zawierać błędy.

Regina KolekTlumaczenie

ZAKON MIMÓW

#2

Page 4: Zakon Mimów
Page 5: Zakon Mimów

5

1

Powrót

R zadko kiedy opowieść zaczyna się od początku. Bywa jednak, że to właśnie koniec jest początkiem. Historia Refaitów i Sajonu zaczęła się przecież niemal dwieście

lat przed moimi narodzinami – zatem dla Refaitów ludzkie życie jest równie krótkie jak pojedyncze uderzenie serca.

Niektóre rewolucje zmieniają świat w ciągu jednego dnia. Inne trwają dziesiątki, setki lat, albo jeszcze dłużej, jeszcze inne z kolei nigdy nie dochodzą do skutku. Moja rewolta zaczęła się w jednej chwili od wyboru. Zaczęła się od zakwitnięcia kwiatu w ukrytym mieście na granicy światów.

Potrzeba czasu, aby się przekonać, jaki będzie jej finał.Witajcie ponownie w Sajonie.

***

2 września 2059

Każdy z dziesięciu wagonów był wystylizowany na mały sa-lon. Bogate czerwone dywany, wytworne palisandrowe stoły,

Page 6: Zakon Mimów

6

kotwica – symbol Sajonu – wyszyta w złocie na każdym siedzeniu. Muzyka klasyczna unosiła się z niewidocznych głośników.

Na końcu naszego wagonu Jaxon Hall, mim-lord odpowiedzial-ny za teren I-4 i jednocześnie przywódca mojego gangu londyń-skich jasnowidzów, siedział z założonymi rękoma na swojej lasce, patrząc prosto przed siebie. Nie mrugnął ani razu.

Po drugiej stronie przejścia mój najlepszy przyjaciel Nick Ny-gård trzymał metalową obręcz zwisającą z sufitu. Po sześciomie-sięcznej rozłące jego twarz wydawała się wspomnieniem. Ręka była poszyta spuchniętymi żyłami, wzrok utkwiony w najbliższym oknie, bacznie obserwujący przemykające światła bezpieczeństwa. Pozostali członkowie gangu rozproszeni byli w różnych miejscach: Danica trzymała się za zranioną głowę, Nadine miała zakrwawio-ne dłonie, a Zeke ściskał skaleczone ramię. Ostatnia z nas, Eliza, została w Londynie.

Usiadłam samotnie, patrząc, jak tunel znika za nami. Moje prze-dramię paliło rwącym bólem, po tym jak Danica usunęła spod mo-jej skóry mikroczip Sajonu.

Wciąż słyszałam w głowie ostatni rozkaz Naczelnika: „Biegnij, mała śniąca”. A dokąd on pobiegnie? Zamknięte drzwi stacji były otoczone uzbrojonymi Strażnikami. Jak na wielkoluda potrafił się przemieszczać niczym cień, ale nawet cień nie byłby w stanie prze-niknąć tych drzwi. Nashira Sargas, jego była narzeczona i przy-wódczyni Refaitów, nie spocznie przecież, dopóki go nie wytropi.

Gdzieś w ciemności był nasz złoty sznur, łącze pomiędzy du-chem Naczelnika i moim. Przeszukałam zaświaty, ale po drugiej stronie niczego nie znalazłam.

Sajon na pewno wiedział już o powstaniu. Informacja musiała do nich dotrzeć, jeszcze zanim ogień zniszczył systemy komunika-cyjne. Wiadomość, ostrzeżenie – nawet słowo wystarczyłoby, aby ostrzec ich przed kryzysem w kolonii. Będą czekać na nas z fluxem i bronią, aby wysłać nas z powrotem do naszego więzienia.

Mogą próbować.

Page 7: Zakon Mimów

7

− Musimy policzyć, ilu nas jest. – Wstałam. – Ile mamy czasu, zanim dotrzemy do Londynu?

− Dwadzieścia minut, przynajmniej tak mi się wydaje – odparł Nick.− Aż boję się spytać, gdzie kończy się ten tunel.Uśmiechnął się ponuro.

− Na wysokości Archonu. Tuż pod nim znajduje się stacja. S-Whitehall.

Poczułam ukłucie w brzuchu. − Tylko mi nie mów, że zaplanowałeś ucieczkę przez Archon.− Nie. Zatrzymamy pociąg wcześniej i poszukamy innego wyj-

ścia – powiedział. – Muszą się tu znajdować inne stacje. Dani twier-dzi, że może tu nawet być wyjście z metra przez tunele służbowe.

− W tych tunelach może się roić od Podstrażników – powiedzia-łam, zwracając się do Dani. – Jesteś tego pewna?

− Nie będą strzeżone. Te przejścia są dla inżynierów – odpar-ła. – Ale nie wiem, jak te starsze tunele. Wątpię, żeby ktokolwiek z SajORI kiedykolwiek nimi przechodził.

SajORI był oddziałem robotyki i inżynierii Sajonu. Gdyby kto-kolwiek miał coś wiedzieć o tych tunelach, to właśnie oni.

− Musi tu być inne wyjście – nie odpuszczałam. Nawet gdyby-śmy dotarli do głównego wyjścia, aresztowaliby nas przy barier-kach. – Możemy zmienić kierunek jazdy pociągu? Jest szansa wyje-chać nim do poziomu ulicy?

− Nie ma tu sterowania ręcznego. A oni nie są na tyle głupi, żeby ta linia miała dostęp do poziomu ulicy. – Danica przyglądnęła się szmacie przesiąkniętej krwią z jej rany na głowie. – Pociąg jest zaprogramowany na bezpośredni powrót do S-Whitehall. Włą-czymy alarm przeciwpożarowy i uciekniemy przez pierwszą stację, jaką znajdziemy.

Pomysł przeprowadzania sporej grupy osób przez rozpadający się nieoświetlony system tunelów nie wydawał się rozsądny. Wszy-scy byli osłabieni, głodni i wyczerpani, a na żółwie tempo nie mo-gliśmy sobie pozwolić.

Page 8: Zakon Mimów

8

− Pod Wieżą musi być przecież jakaś stacja – powiedziałam. – Nie używaliby przecież tej samej stacji do transportu jasnowidzów i personelu Sajonu.

− To całkiem spory kawał drogi do przejścia w zgarbionej po-zycji – wtrąciła Nadine. – Wieża znajduje się kilka mil od Archonu.

− Trzymają w niej jasnowidzów. Bez sensu byłoby budować pod nią stację.

− Jeżeli założymy, że pod Wieżą jest stacja, musimy włączyć alarm w odpowiednim momencie – powiedział Nick. – Dani, masz jakiś pomysł?

− Co?− W jaki sposób możemy określić naszą pozycję?− Mówiłam ci już, że nie znam tego systemu tunelów.− Pomyśl.Zastanowiła się chwilę. Jej oczy otaczały siniaki.

− Oni… mogli namalować linie, żeby pracownicy się nie pogu-bili. Podobne są w tunelach Sajonu. I tabliczki informujące o odle-głości do najbliższej stacji.

− Ale żeby je zobaczyć, musielibyśmy wysiąść z pociągu.− Otóż to. A mamy tylko jedną szansę, żeby go zatrzymać.− Damy radę – powiedziałam. – Znajdę coś, co pozwoli mi

uruchomić alarm.Przeszłam do następnego wagonu. Jaxon odwrócił ode mnie

twarz. Zatrzymałam się tuż przed nim.− Jaxon, masz zapalniczkę?− Nie – odpowiedział.− Okej.Sekcje pociągu były oddzielone zasuwanymi drzwiami. Nie mo-

gły być szczelnie zamknięte ani kuloodporne. Gdybyśmy tu utknęli, nie mielibyśmy żadnych szans na ucieczkę.

Wpatrywał się we mnie cały tłum – wszyscy zgromadzeni razem ocaleni jasnowidze. Miałam nadzieję, że Julian wsiadł do pociągu, kiedy nie patrzyłam, ale niestety nie widziałam go tutaj.

Page 9: Zakon Mimów

9

Moje serce ścisnął żal. Nawet jeżeli on i jego cyrkowcy przeżyją ten noc, Nashira skróci ich wszystkich o głowę jeszcze przed wscho-dem słońca.

− Dokąd jedziemy, Paige? – Zapytała Lotte, jedna z cyrkow-ców. Nadal miała na sobie kostium z Dwusetnicy, historycznego wydarzenia, które właśnie zrujnowaliśmy naszą ucieczką. – Do Londynu?

− Tak – odpowiedziałam. – Słuchajcie, musimy zatrzymać ten pociąg wcześniej i wydostać się pierwszym napotkanym wyjściem. Ten pociąg jedzie prosto do Archonu.

Wszyscy wstrzymali oddech, patrząc po sobie z przerażeniem. − Nie brzmi to bezpiecznie – zauważył Felix. − To nasza jedyna szansa. Czy ktokolwiek z was był przytomny,

kiedy wsadzano nas do pociągu do Szeolu I?− Ja – odpowiedział augur.− Więc jest jakieś wyjście przy Wieży?− Oczywiście. Zabrali nas z cel prosto na stację. Ale nie wraca-

my tam teraz?− Wracamy, chyba że znajdziemy inną stację.Kiedy zaczęli szemrać między sobą, policzyłam ich. Oprócz

mnie i gangu było tu dwudziestu dwóch ocalonych. Jak ci ludzie przeżyją w prawdziwym świecie, jeśli przez wiele

lat traktowano ich jak zwierzęta? Niektórzy z nich ledwo pamiętają cytadelę, a ich gangi dawno o nich zapomniały. Odsunęłam od sie-bie tę myśl i uklękłam obok Michaela, który siedział kilka siedzeń od innych. Uroczy, łagodny Michael, jedyny poza mną człowiek, którego Naczelnik wziął pod swoje skrzydła.

− Michael? – Dotknęłam jego ramienia. Jego policzki były czymś poplamione i wilgotne. – Michael, słuchaj. Wiem, że to przerażają-ce, ale nie mogłam tak po prostu zostawić cię w Magdalenie.

Skinął głową. Nie był całkowicie niemy, ale ostrożnie dobierał słowa.− Nie musisz wracać do rodziców, obiecuję. Postaram się poszu-

kać ci jakiegoś lokum. – Odwróciłam wzrok. – Jeżeli nam się uda.

Page 10: Zakon Mimów

10

Michael przetarł twarz rękawem.− Masz może zapalniczkę Naczelnika? – zapytałam delikatnie.

Zanurzył rękę w kieszeni szarej kurtki i wyjął znajomy prostokątny przedmiot. Wzięłam go. – Dziękuję.

Ivy, papilarniczka, też siedziała sama. Z ogoloną głową i zapad-niętymi policzkami była żywym świadectwem okrucieństwa Refa-itów. Jej opiekun, Thuban Sargas, traktował ją jak worek treningo-wy. Widząc jej powyginane palce i trzęsącą się szczękę, nabrałam przekonania, że nie powinna być pozostawiona sama sobie na zbyt długo. Usiadłam naprzeciwko jej, przyglądając się siniakom, które wykwitały spod jej skóry.

− Ivy?Skinęła głową ledwo zauważalnie. Brudna żółta tunika zwisała

z jej ramion.− Wiesz, że nie możemy zabrać cię do szpitala – powiedziałam –

ale chcę wiedzieć, że będziesz bezpieczna. Masz gang, który się tobą zaopiekuje?

− Nie. – Nawet mowa sprawiała jej ból. – Byłam… obszarpań-cem w Camden. Ale nie mogę tam wrócić.

− Dlaczego?Potrząsnęła głową. Camden było dzielnicą w II-4, gdzie znaj-

dowała się największa społeczność jasnowidzów, ruchliwy miejski rynek, który skupiał dookoła obszar Wielkiego Kanału.

Położyłam zapalniczkę na błyszczącym stole i zacisnęłam dło-nie. Wciąż miałam brud pod paznokciami.

− Nie masz tam nikogo, komu mogłabyś zaufać? – spytałam ści-szonym głosem. Chciałam zaproponować jej jakieś miejsce, gdzie mogłaby się zatrzymać, ale Jaxon nie zgodziłby się na przygar-nięcie jasnowidza, szczególnie w sytuacji, kiedy nie zamierzałam z nim wracać. Żaden z tych jasnowidzów nie przetrwałby długo na ulicach.

Objęła dłońmi ramiona, wciskając paznokcie w skórę. Po dłuższej chwili dziewczyna odezwała się:

Page 11: Zakon Mimów

11

− Jest ktoś taki. Agata. Pracuje w butiku na rynku.− Jak nazywa się ten butik?− Po prostu Butik Agaty. – Krew sączyła się z jej dolnej wargi. –

Długo się nie widziałyśmy, ale na nią na pewno mogę liczyć.− Okej. – Wstałam. – W takim razie wyślę z tobą pozostałych.Jej zapadnięte oczy wpatrywały się gdzieś w dal za oknami.

Świadomość tego, że jej opiekun wciąż żyje, przyprawiała mnie o mdłości.

Rozsunęły się drzwi i weszło kolejne pięć osób. Zabrałam za-palniczkę i wyszłam im na spotkanie.

− To Białe Spoiwo – ktoś szepnął. – Z sekcji I-4. – Jaxon stał z tyłu, trzymając swoją zaostrzoną laskę. Jego milczenie było za-czepne, ale nie miałam czasu na jego gierki.

− Skąd Paige go zna? – Kolejny przestraszony szept. – Chyba nie myślisz, że ona jest…?

− Jesteśmy gotowi, Śniąca – powiedział Nick.To określenie potwierdziło ich podejrzenia. Skupiłam się na za-

światach najlepiej, jak tylko potrafiłam. Senne krajobrazy krążyły w moim promieniu niczym nerwowy rój pszczół. Byliśmy dokład-nie pod Londynem.

− Teraz. – Rzuciłam Nickowi zapalniczkę. – Nie mamy chwili do stracenia.

Złapał ją, otworzył zawleczkę i zapalił. W ciągu kilku sekund alarm przeciwpożarowy zaczął się żarzyć czerwonym blaskiem.

„Uwaga – rozległ się znajomy głos Scarlett Burnish. – Wykryto pożar w tylnym wagonie. Blokada drzwi. – Drzwi do ostatniego wagonu zasunęły się i usłyszeliśmy głęboki brzęk, kiedy pociąg się zatrzymał. – Proszę się przemieścić do przodu pociągu i zająć miejsca. Zespół ratunkowy został już wysłany. Nie należy wysiadać z pociągu. Nie należy otwierać okien ani drzwi. Proszę włączyć nawiew, jeżeli zaistnieje konieczność dodatkowej wentylacji”.

− Nie uda nam się ich oszukać na długo. – Powiedziała Danica. – Kiedy zorientują się, że nie ma żadnego pożaru, pociąg znowu ruszy.

Page 12: Zakon Mimów

12

Na końcu pociągu znajdował się mały pomost z balustradą ochronną. Przeskoczyłam przez nią.

− Podaj mi latarkę – poprosiłam Zekego. Kiedy to zrobił, skie-rowałam światło na tory. – Nie ma miejsca, żeby obok nich przejść. Jest jakiś sposób, żeby odłączyć napięcie, Narwańcu? Przestawienie na slang syndykatu przyszło w sposób naturalny. To właśnie mię-dzy innymi dzięki temu udało nam się tak długo przeżyć w Sajonie.

− Nie – odpowiedziała Danica. – Do tego jest spore ryzyko, że tam, na dole wszyscy się podusimy.

− Świetnie, dzięki.Nie spuszczając z oka trzeciej szyny, zeskoczyłam z pomostu

i upadłam na kamyki. Zeke zaczął pomagać ocalonym zejść na dół.Zaczęliśmy iść gęsiego, pomiędzy wagonami i szynami. Pod

moimi brudnymi białymi butami słychać było chrzęst. Tunel był obszerny i zimny, zdawał się rozciągać w nieskończoność. Po-między światłami bezpieczeństwa panowała ciemność. Mieliśmy pięć latarek, z czego w jednej padała już bateria. Słyszałam echo własnego oddechu, a po tylnej części ramion przeszyła mnie gęsia skórka. Dłonią przytrzymywałam się ściany, koncentrując się na stawianiu kroków we właściwych miejscach.

Po dziesięciu minutach szyny zadrżały, a my rzuciliśmy się na ścianę. Pusty pociąg, który wywiózł nas z naszego więzienia, przemknął obok niczym zamazana plama metalu i świateł, pędząc wprost w kierunku Archonu.

Zanim dotarliśmy do semafora na skrzyżowaniu, gdzie świeciła, na zielono, tylko jedna lampa, nogi trzęsły mi się z wyczerpania.

− Narwańcu! – zawołałam. – Co możesz o tym powiedzieć?− To znaczy, że tory z przodu są wolne i że pociąg był zapro-

gramowany, aby na drugim skrzyżowaniu skręcić w prawo – po-wiedziała Danica.

Lewa strona była zablokowana.− Czyli mamy skręcić na pierwszym?− Nie mamy zbyt wielkiego wyboru.

Page 13: Zakon Mimów

13

Tunel poszerzał się w rogu. Zaczęliśmy biec. Nick niósł Ivy, która była tak słaba, że moim zdaniem cudem w ogóle dotarła do pociągu.

Drugie przejście rozświetlone było białymi światłami. Na wa-gonie widniała brudna tabliczka z napisem „WESTMINSTER, 2500M”. Przy pierwszym tunelu, zupełnie ciemnym, znajdowała się informacja: „WIEŻA, 800M”. Przyłożyłam palec do ust. Jeżeli na peronie Westminster czekał pluton, pusty pociąg musiał już do nich dotrzeć. Możliwe nawet, że weszli już do tunelu.

Chudy brązowy szczur przebiegł nieopodal. Michael odskoczył, ale Nadine zaświeciła za nim latarką.

− Ciekawe, czym one się tu żywią.Odpowiedź poznaliśmy kilka sekund później. W miarę jak szli-

śmy, szczurów było co raz więcej, a odgłosy szarpania i żucia co-raz głośniej roznosiły się w tunelu. Ręka Zekego zadrżała, kiedy światło latarki natknęło się na zwłoki, którymi szczury kończyły się właśnie karmić. Ciało ubrane było w szmaty cyrkowca, a klatka piersiowa ewidentnie została zmiażdżona przez pociąg – i to nie jeden raz.

− Jego ręka znajduje się na trzeciej szynie – powiedział Nick. – Biedaczyna musiał iść bez latarki.

Jeden z jasnowidzów potrząsnął głową.− Jak on dał radę zajść tak daleko?Ktoś cicho załkał. Prawie mu się udało. Był już tak blisko domu.W końcu światło latarek rozświetliło peron. Przeszłam przez

tory i wspięłam się na górę; kierując latarkę na wysokość oczu, czułam każdy mięsień. Światło przeszyło przytłaczającą ciemność, ukazując białe kamienne ściany, środki dezynfekcyjne i przecho-walnię wypełnioną złożonymi noszami: lustrzane odbicie stacji odbiorczej po drugiej stronie. Smród wody utlenionej szczypał w oczy. Czy ci ludzie myśleli, że zarażą się od nas jakąś zarazą? Czy zaraz po tym, jak wrzucili nas do pociągu, przemywali wybielaczem dłonie w obawie, że jasnowidzenie na nich przejdzie? Widziałam

Page 14: Zakon Mimów

14

siebie przywiązaną do noszy, zwijającą się w fantasmagorii i ponie-wieraną przez lekarzy w białych kitlach.

Nie było ani śladu strażnika. Latarkami sprawdziliśmy każdy kąt. Do ściany przyczepiono ogromny znak: czerwony romb po-dzielony na dwie części niebieskim paskiem, z białym drukowa-nym napisem nazw stacji.

wieża londyn

Nie potrzebowałam mapy, aby wiedzieć, że Wieża Londyn nie była zarejestrowaną stacją metra.

Poniżej znaku znajdowała się mała tablica. Pochyliłam się bliżej, zdmuchując kurz z wytłoczonych liter. „LINIA PENTAD”, głosił napis. Mapa pokazywała rozmieszczenie pięciu sekretnych stacji pod cytadelą. Malutkie literki świadczyły o tym, że stacje powstały w czasie budowy Kolei Metropolian, czyli dawnego londyńskiego metra.

Nick stanął obok mnie. − Jak mogliśmy pozwolić na to wszystko? – wymruczał.− Trzymają niektórych z nas latami w Wieży, zanim nas tu ześlą.Złapał mnie delikatnie za ramię.

− Pamiętasz, jak cię tu przynieśli?− Nie, otępili mnie fluxem.Przed oczami zamajaczył mi obłok malutkich plamek. Poma-

sowałam skroń. Amarant, który dostałam od Naczelnika, uleczył większość szkody wyrządzonej mojemu sennemu krajobrazowi, ale słabe uczucie niemocy kotłowało się gdzieś w głowie i sprawiało, że od czasu do czasu widziałam nieostro.

− Musimy iść dalej – powiedziałam, patrząc, jak inni wspinają się na peron.

Były dwa wyjścia: ogromna winda, na tyle duża, by pomie-ścić kilka noszy jednocześnie, i ciężkie metalowe drzwi z napisem „WYJŚCIE PRZECIWPOŻAROWE”. Nick otworzył drzwi.

Page 15: Zakon Mimów

15

− Wygląda na to, że pójdziemy schodami – stwierdził. – Czy ktokolwiek z was zna plan kompleksu Wieży?

Jedynym punktem orientacyjnym, który znałam, była warow-na Biała Wieża, serce kompleksu więziennego, zarządzana przez elitarne siły bezpieczeństwa nazywane Nadzwyczajnymi Strażami. W syndykacie ich pracowników nazywaliśmy Krukami: okrutni, ubrani na czarno Strażnicy dysponowali nieograniczoną liczbą me-tod torturowania.

− Ja. – Nell podniosła rękę. – Pewną część.− Jak masz na imię? – zapytał Nick.− Dziewięć. To znaczy, Nell. – Była na tyle podobna do mojej

przyjaciółki Liss, że dzięki masce i kostiumowi mogła zwieść Nad-zorcę: miała kręcone czarne włosy, taką samą delikatną budowę ciała, ale jej twarz wyróżniała się ostrzejszymi rysami. Jej skóra miała intensywnie oliwkową barwę. Oczy Liss były małe i bardzo ciemne, Nell miała oczy jak czysta woda.

Głos Nicka zmiękł. − Powiedz nam, co wiesz. − To było dziesięć lat temu. Mogli to zmienić. − Każda informacja jest cenna.− Kilkorgu z nas nie podali fluxu – powiedziała. – Udawałam,

że jestem nieprzytomna. Jeśli te schody prowadzą w pobliże windy, wydaję mi się, że znajdziemy się tuż za Bramą Zdrajcy, ale będzie zamknięta.

− Poradzę sobie z zamkami. – Nadine poniosła skórzaną torbę z wytrychami. – I Krukami, jak będą szukać guza.

− Nie cwaniakuj. Nie mamy zamiaru z nikim się bić. – Nick popatrzył na niski sufit. – Paige, ilu nas tu jest?

− Dwadzieścia osiem osób – odpowiedziałam. − Przemieszczajmy się małymi grupami. My z Nell możemy iść

pierwsi. Spoiwo, Diamencie, czy możecie przypilnować…− Mam wielką nadzieję – przerwał mu Jaxon – że nie zamierzasz

wydawać mi rozkazów, Czerwona Zjawo.

Page 16: Zakon Mimów

16

W całym tym zamieszaniu z wysiadaniem z pociągu i szuka-niem peronu prawie w ogóle go nie zauważyłam. Stał w cieniu, rękę trzymał na lasce, prostej i jasnej niczym świeżo zapalona świeca.

Nick zacisnął szczękę.− Prosiłem cię o pomoc – powiedział.− Zostanę tutaj, dopóki nie oczyścicie terenu. – Jaxon pocią-

gnął nosem. – Możecie pobrudzić sobie ręce, wyrywając Krukom piórka.

Złapałam Nicka za ramię.− Jasne, że możemy – wymamrotał, na tyle cicho, że Jaxon nie

usłyszał. − Popilnuję ich – odezwał się Zeke. Przez całą podróż pocią-

giem nie odzywał się ani słowem. Jedną rękę trzymał na ramieniu, a drugą zacisnął w zbielałą na kostkach pięść.

Nick przełknął ślinę i skinął na Nell.− Prowadź.Zostawiając więźniów z tyłu, we trójkę poszliśmy za Nell po

krętych schodach. Była szybka jak ptak, z trudem za nią nadąża-łam. Palił mnie każdy mięsień w nogach. Odgłosy naszych kroków były zbyt głośne, odbijały się echem za nami. Za mną szedł Nick, a Nadine trzymała go za łokieć.

Na górze Nell zwolniła i uchyliła kolejne drzwi. W korytarzu słychać było odległy ryk syren obrony cywilnej. Jeśli wiedzieli o naszej ucieczce, to była tylko kwestia czasu, zanim domyśliliby się, gdzie jesteśmy.

− Teren czysty – wyszeptał Nick.Wyjęłam z plecaka nóż myśliwski. Broń palna ściągnęłaby na

nas uwagę wszystkich Kruków jednocześnie. Nick wyciągnął mały szary zestaw słuchawkowy i wcisnął kilka klawiszy.

− Pośpiesz się, Elizo – wymamrotał. – Jävla telefon*…Zerknęłam na niego.

− Wyślij jej obrazek.

* (Szwedzki) Cholerny telefon.

Page 17: Zakon Mimów

17

− Już to zrobiłem. Musimy wiedzieć, kiedy tu przyjedzie.Tak jak przypuszczała Nell, wejście na klatkę schodową było

naprzeciwko wyłączonej windy. Po prawej znajdowała się ściana z ogromnych cegieł, uszczelniona zaprawą murarską, a po lewej zbudowana pod ogromnym kamiennym sklepionym przejściem Brama Zdrajcy: monumentalna czarna budowla z zakratowanym świetlikiem, używana jako wejście w czasach monarchii. Byliśmy dość nisko, na tyle nisko, by nie zostać zauważonymi z wież straż-niczych. Kamienne schody pokryte porostem rozciągały się poni-żej bramy, a na nich znajdowała się wąska rampa na nosze.

Księżyc oświetlał słabo widoczną Białą Wieżę. Pomiędzy wie-żą i bramą był wysoki mur, za którym moglibyśmy się ukryć. Ze szczytu wieży świecił potężny reflektor. Syreny wyły nieustannym pojedynczym dźwiękiem. W Sajonie oznaczało to poważne naru-szenie bezpieczeństwa.

− Tam mieszkają strażnicy. – Nell wskazała na wieżę warowną. – Jasnowidzów trzymają w Krwawej Wieży.

− Dokąd dojdziemy tymi schodami? – zapytałam.− Do najskrytszej wieży warownej. Musimy się pospieszyć.W tym momencie oddział Kruków przemaszerował ścieżką

bezpośrednio naprzeciwko bramy. Przylgnęliśmy do muru. Na skroni Nicka zadrżała kropelka potu. Jeśli zobaczyli, że brama jest nietknięta, mogli jej nie sprawdzać.

Mieliśmy szczęście. Kruki nas minęły. Kiedy zniknęli z naszego pola widzenia, odepchnęłam się od muru drżącymi dłońmi. Nell osunęła się na ziemię, przeklinając pod nosem.

Powyżej naszej kryjówki włączono kolejnych kilka syren. Pró-bowałam otworzyć bramę, ale bezskutecznie. Łańcuchy były spięte kłódką. Widząc to, Nadine odsunęła mnie i zza pasa wydobyła malutki płaski śrubokręt. Wsunęła go w niższą część dziurki od klucza, po czym wyjęła srebrny wytrych.

− To może zająć chwilę. – Z trudem ją słyszałam w tym hała-sie. – Bolce zardzewiały.

Page 18: Zakon Mimów

18

− Nie mamy chwili.− Zbierz pozostałych. – Nadine nie spuszczała wzroku z kłód-

ki. – Powinniśmy się trzymać razem.Nick przyłożył do ucha telefon i wyszeptał:

− Muzo? – odezwał się do Elizy niskim głosem. – Będzie tutaj tak szybko, jak tylko da radę – powiedział do mnie. – Wysyła nam na pomoc rozbójników Skoczypięty Jacka na pomoc.

− Ile jej to zajmie?− Dziesięć minut. Rozbójnicy powinni przybyć wcześniej.Dziesięć minut to szmat czasu…Reflektor świecił nam nad głowami, przeszukując najskrytszą

wieżę. Nell schowała się, w blasku jej oczy się zwęziły. Wcisnęła się w kąt i splotła ramiona. Oddychała przez nos.

Przeszłam powoli między ścianami, sprawdzając każdą cegłę. Jeżeli Kruki były na obchodzie wokół kompleksu, wrócą lada mo-ment. Musieliśmy otworzyć bramę, wydostać więźniów i zosta-wić kłódkę na swoim miejscu. Wbiłam palce w bruzdę pomiędzy drzwiami windy, usiłując je rozdzielić, ale nawet nie drgnęły.

Kilka stóp ode mnie Nadine wyjęła kolejny wytrych. Pracowała pod niewygodnym kątem, biorąc pod uwagę fakt, że kłódka była po drugiej stronie bramy, ale ręce miała stabilne. Wtedy z klatki schodowej wyłonił się Zeke – prowadził grupę zdenerwowanych więźniów. Potrząsnęłam głową na znak, żeby został na miejscu.

Nadine wreszcie rozpracowała kłódkę. Pomogliśmy jej po-ciągnąć ciężkie łańcuchy z krat, uważając, żeby nie narobić zbyt dużego hałasu, i wspólnymi siłami otworzyliśmy Bramę Zdrajcy. Szurała o żwir, jej nieużywane zawiasy skrzypiały, ale dźwięk syren zagłuszył hałas. Nell wbiegła po schodach i skinęła na nas.

− Musieli zablokować wszystkie wyjścia – powiedziała, kiedy się do niej zbliżyłam. – Kłódka była jedynym słabym punktem w tym miejscu. Będziemy musieli się wspiąć na południowy mur.

Wspinaczka. Moja mocna strona.

Page 19: Zakon Mimów

19

− Zjawo, zbierz pozostałych – powiedziałam. – Bądźcie gotowi do ucieczki.

Zakradłam się po schodach, schylona, w obu rękach trzymając pistolet. Kolejne schody prowadziły do jednej z wież po drugiej stronie sklepionego przejścia. Wystarczyło przeskoczyć i znaleźli-byśmy się pomiędzy dwoma krenelażami w sąsiednim murze, któ-ry był o wiele niższy, niż się spodziewałam. Najwyraźniej Sajon nie spodziewał się, że jasnowidze, jeśli uciekliby z Krwawej Wieży, dostaliby się tak daleko. Dałam znać Nickowi, aby przyprowadził pozostałych, po czym skierowałam się na kolejną kondygnację schodów. Oświetlałam sobie drogę pod stopami, lecz pozosta-wałam w cieniu. Kiedy dotarłam do luki pomiędzy krenelażami, wstrzymałam oddech.

Oto on.Londyn.Za murem znajdowało się strome nabrzeże. Po lewej był Tower

Bridge. Gdybyśmy poszli na prawo, bylibyśmy w stanie okrążyć kompleks niezauważeni i dotrzeć do głównej drogi. Nick wyjął z kieszeni woreczek i roztarł kredę w dłoniach.

− Pójdę pierwszy – zamruczał. – Ty pomożesz pozostałym na dole. Eliza będzie czekać na drodze.

Spojrzałam na most, wypatrując snajperów. Żadnego nie za-uważyłam, ale wyczułam trzy senne krajobrazy.

Nick przecisnął się przez krenelaże i złapał każdy z nich w dłoń, kierując twarz w stronę muru. Stopami szukał kamiennego oparcia.

− Ostrożnie – powiedziałam, chociaż nie musiałam tego mówić. Nick był lepszy we wspinaczce niż w chodzeniu po prostym tere-nie. Uśmiechnął się do mnie przelotnie, po czym oderwał się od muru i wylądował na ziemi w przysiadzie.

Czułam się nieswojo, kiedy między nami był mur.Wyciągnęłam ręce po pierwszego więźnia. Michael był z Nell,

obydwoje pomagali Ivy. Wzięłam ją za łokcie i poprowadziłam do krenelaży.

Page 20: Zakon Mimów

20

− Do góry, Ivy. – Zdjęłam płaszcz Nicka i okryłam ją nim, sama zostając tylko w białej sukni. – Podaj mi ręce.

Z pomocą Michaela wciągnęliśmy ją na mur. Nick złapał ją za szczuplutkie biodra i przeniósł na trawę.

− Michael, pomóż tu przejść rannym, szybko – powiedziałam ostrzej, niż zamierzałam.

W pierwszej kolejności zajął się kulejącym Felixem.Jeden za drugim przeszli przez mur: Ella, Lotte, roztrzęsiony

kryształmistrz, następnie augur ze zwichniętym nadgarstkiem. Po zejściu wszyscy pozostawali na miejscu chronieni przez Nicka z pi-stoletem w ręku. Kiedy wyciągnęłam rękę do Michaela, Jaxon od-sunął go na bok. Z łatwością wspiął się na krenelaż, uniósł laskę, potrząsając nią, po czym nachylił się do mnie i wyszeptał mi do ucha:

− Masz jeszcze jedną szansę, moja śliczna. Wróć do Tarcz, a ja zapomnę o tym, co powiedziałaś w Szeolu I.

Patrzyłam prosto przed siebie.− Dziękuję, Jaxon.Zeskoczył z krenelaży, tak elegancko, że niemal szybował.

Obejrzałam się na Michaela. Krew z rany na jego twarzy spływała po szyi i wsiąkała w koszulę.

− Dalej. – Złapałam go. – Tylko nie patrz w dół.Udało mu się przełożyć nogę przez mur. Palce wbił w moje

ramiona.Z gardła Nell wyrwał się jęk. Na jej nogawce rosła długa plama

krwi. Uniosła głowę i spojrzała na mnie, a jej oczy rozszerzyły się ze strachu. Moje ciało przeszył prąd.

− Na ziemię! – przekrzyczałam syreny. – Na ziemię, już!!!Nikt mnie nie słuchał. Stojących na schodach więźniów prze-

szył deszcz kul.Ciała upadały, targane drgawkami, przyjmując nienaturalne

pozycje. Umierający wydawali przeszywający krzyk. Nadgarstek

Page 21: Zakon Mimów

21

Michaela wyśliznął mi się z palców. Rzuciłam się za poręcz na zie-mię i zakryłam rękami głowę.

Nadrzędnym celem było zabicie nas na miejscu, bez zadawa-nia jakichkolwiek pytań. Nick ryczał z dołu moje imię, krzyczał, żebym się ruszyła, skoczyła, ale mnie sparaliżował strach. Moja percepcja zawęziła się do tego stopnia, że jedyne, czego byłam świadoma to bicie serca i płytki oddech, a także stłumiony huk wy-strzałów. Czyjeś ręce mnie złapały, przeniosły przez mur, i wtedy poczułam, że spadam.

Uderzyłam podeszwami o ziemię, czując wstrząs aż w biodrach. Zachwiałam się. Z tępym łomotem i stęknięciem kolejna ludzka postać wylądowała tuż obok mnie. Nell. Przeczołgała się po ziemi, wstała i kuśtykając, pognała przed siebie. Zaczęłam pełznąć w tym samym kierunku, ale Nick złapał mnie za szyję. Wyrwałam mu się.

− Musimy ich zabrać…− Paige, chodź!Nadine przedostała się przez mur, ale pozostała dwójka dalej

wspinała się po krenelażach. Kolejna kanonada z Białej Wieży roz-proszyła ocalonych we wszystkich możliwych kierunkach. Dani-ca i Zeke skoczyli; dwie drobne sylwetki w oślepiającym świetle księżyca.

Wyczułam nad nami snajpera. Uciekająca ślepa spadła na dół, a jej czaszka wybuchła niczym dojrzały owoc. Michael prawie się o nią potknął. Snajperka go namierzyła.

Każdy nerw w moim ciele zapłonął czerwonym ogniem. Wy-rwałam rękę z uścisku Nicka. Resztkami sił rzuciłam duchem i wryłam się w jej senny krajobraz, wysyłając jej ducha w zaświa-ty, a ciało poza balustradę. Kiedy ciało upadło na trawę, Michael przeskoczył przez mur i popędził w kierunku rzeki. Krzyczałam jego imię w huku syren, ale znikł mi z pola widzenia.

Moje stopy pędziły szybciej niż myśli. Pęknięcia w sennym kra-jobrazie poszerzały się niczym świeżo otwarte rany.

Page 22: Zakon Mimów

Byliśmy już blisko drogi, coraz bliżej, już prawie na miejscu… Widziałam latarnie uliczne. Strzały dudniły z wieży. Nagle rozległ się ryk silnika i ujrzałam zabarwione na niebiesko światła. Skórza-ne fotele pod moimi rękami. Silnik. Wystrzał. Pojedynczy wysoki dźwięk. Za róg, przez most. I wtedy zniknęliśmy w cytadeli, ni-czym kurz w cieniu, pozostawiając za sobą ryk syren.

Page 23: Zakon Mimów

23

2

Długa opowieść

P ojawiła się o szóstej rano. Niezawodnie.Złapałam rewolwer. Grała muzyka Oko Sajonu, opasła, teatralna kompozycja oparta na dwunastu kurantach

Big Bena.Czekałam.I wreszcie pojawiła się. Scarlett Burnish, Wielki Gawędziarz

Londynu. Biała koronka wystawała spod górnej części jej czarnej sukni. Zawsze wyglądała tak samo, naturalnie – niczym diabelski automat – ale czasami, kiedy jakiś biedny mieszkaniec został „za-bity” lub „zaatakowany” przez odmieńca, tryskała sztuczną rozpa-czą. Niemniej dzisiaj uśmiechała się.

Dzień dobry, przywitajmy kolejny dzień w Sajonie Londyn. Mamy dobre wiadomości, jako że Bractwo Stróżów ogłasza właśnie rozwój Dziennej Dy-wizji. Przynajmniej pięćdziesięciu oficerów ma być zaprzysiężonych w najbliż-szy poniedziałek. Dowódca Stróżów potwierdził, że Nowy Jork przyniesie nowe wyzwania dla cytadeli i że w tych niebezpiecznych czasach niezbędnym jest dla mieszkańców Londynu, aby pozostać w zjednoczeniu i…

Wyłączyłam ją.

Page 24: Zakon Mimów

24

Nie nadawali żadnych istotnych wiadomości. Cisza. Nie mo-głam przestać o tym myśleć. Żadnych twarzy. Żadnych egzekucji.

Odłożyłam pistolet na stół. Całą noc leżałam na kanapie, wzdrygając się, gdy słyszałam najcichszy nawet dźwięk. Moje mię-śnie były sztywne i obolałe; nie od razu dałam rade ustać o wła-snych siłach. Za każdym razem, kiedy ból zaczął ustępować, nad-chodziła świeża fala, rozchodząc się z rwącego siniaka lub jednego z licznych nadwyrężonych miejsc na moim ciele. Powinnam się kłaść do łóżka, jak zwykłam to robić o świcie, ale musiałam wstać chociaż na minutę. Błysk naturalnego światła dobrze mi zrobi.

Kiedy wyprostowałam nogi, włączyłam odtwarzacz w rogu. Rozbrzmiało Guilty Billie Holiday. Nick podrzucił mi kilka zakaza-nych płyt ze swojej kryjówki po drodze do pracy, razem z niewielką sumą pieniędzy, które zaoszczędził, i stosem książek, których na-wet nie tknęłam. Złapałam się na tym, że brakuje mi gramofonu Naczelnika. Można się było łatwo przyzwyczaić do kołysanek usy-chających z miłości piosenkarzy wolnego świata.

Od ucieczki upłynęły trzy dni. Moim nowym domem była brudna noclegownia w I-4, ukryta w zaułkach wąskich uliczek Soho. Większość placówek jasnowidzów stanowiły nory w opła-kanym stanie, w których z trudem można było mieszkać, ale wy-najmujący – klucznik, który według moich przypuszczeń otworzył noclegownie tylko po to, żeby móc podrabiać klucze i zarabiać w ten sposób na życie – trzymał to miejsce z dala od gryzoni oraz wszechobecnej wilgoci. Nie miał pojęcia, kim jestem, wiedział je-dynie, że muszę się ukrywać, ponieważ zostałam brutalnie pobita przez Stróża, który może mnie szukać, aby dokończyć robotę.

Dopóki nie ustalimy wszystkiego z Jaxonem, będę musiała się przenosić z jednego wynajmowanego pokoju do drugiego średnio raz na tydzień. Już kosztowało to fortunę – dawałam jakoś radę, dzięki gotówce Nicka – ale był to jedyny sposób, by Sajon nie mógł mnie namierzyć.

Page 25: Zakon Mimów

25

Po opuszczeniu rolet do pokoju nie docierał nawet jeden pro-myk światła. Uniosłam je odrobinę. Złote światło słońca oślepiło moje podrażnione oczy. Para ślepców przemknęła wąską uliczką poniżej. Na rogu jakiś wróżbita rozglądał się za jasnowidzami, którzy skusiliby się na szybkie wróżenie. W swojej desperacji ry-zykował spotkaniem ślepca. Ci czasem byli ciekawi, lecz czasami byli szpiegami. Sajon od dawna miał agentów prowokatorów na ulicach, kuszących jasnowidzów, aby się ujawnili.

Z powrotem opuściłam roletę. W pokoju zrobiło się ciemno. Przez sześć miesięcy żyłam w trybie nocnym, mój rytm dnia mu-siał się dopasować do rytmu mojego refaickiego opiekuna; teraz nie zmieni się to ot tak. Padłam na kanapę, sięgnęłam po szklankę wody na stole i popiłam dwie niebieskie tabletki nasenne.

Mój senny krajobraz wciąż był kruchy. Podczas konfrontacji na scenie – kiedy Nashira usiłowała zabić mnie przed emisariuszami – jej upadłe anioły zostawiły szczeliny przy linii włosów, pozwalając wspomnieniom przesiąkać do mojego snu. Kaplica, gdzie Seb stra-cił życie. Komnata w Magdalenie. Brudne, rozpadające się rudery Rookery i psychomanteum Dostawcy, gdzie moja twarz przybiera-ła monstrualne rozmiary i stawała się zniekształcona, pozbawiona szczęki, krucha niczym stara ceramika.

Potem Liss, jej usta zszyte złotą nicią. Wyciągnięta na zewnątrz jako posiłek dla Emmitów, potworów, które nawiedzały lasy wokół kolonii. Siedem krwawych kart wirujących wokół niej. Sięgnęłam po nie, usiłując zobaczyć ostatnią z nich – moją przyszłość, mój koniec – ale kiedy jej dotknęłam, natychmiast strawił ją ogień. Ze-rwałam się o zmierzchu cała mokra od potu. Moje policzki były wilgotne, a w ustach czułam smak soli.

Te karty jeszcze długo będą mnie prześladować. Liss przewi-działa moją przyszłość w sześciu etapach: pięć kielichów, król – odwrócona, diabeł, kochankowie, śmierć – odwrócona, osiem mieczy. Ale nigdy nie dokończyła wróżenia.

Page 26: Zakon Mimów

26

Poszłam po omacku do łazienki i popiłam kolejną partię środ-ków przeciwbólowych. Nick mi je zostawił. Domyślałam się, że ta duża szara była jakimś środkiem uspokajającym. Czymś, co miało złagodzić wstrząs, ukoić nerwy i osłabić potrzebę nierozstawania się z bronią.

Ktoś lekko zastukał do drzwi. Powoli podniosłam broń, spraw-dziłam, czy jest naładowana, i schowałam ją za plecami. Wolną ręką uchyliłam drzwi.

W korytarzu stał właściciel, grubo ubrany, z zabytkowym żela-znym kluczem na zawiedzonym na szyi łańcuchem. Nigdy go nie zdejmował.

− Dzień dobry panienko – powiedział.Zmusiłam się do delikatnego uśmiechu.

− Czy ty nigdy nie śpisz, Lem?− Rzadko kiedy. Goście nie pozwalają. Na górze jest seans – do-

dał. Wyglądał na zmęczonego. – Robią niezły harmider ze stołem. Dzisiaj wyglądasz o wiele lepiej, jeśli mogę zauważyć.

− Dziękuję. Czy dzwonił mój przyjaciel?− Będzie dzisiaj o dwudziestej pierwszej. Daj mi znać, jeśli bę-

dziesz czegoś potrzebowała.− Dzięki. Miłego dnia.− Nawzajem, panienko.Jak na właściciela noclegowni był dziwnie pomocny. Zamknę-

łam drzwi i przekręciłam klucz.Natychmiast upuściłam pistolet. Osunęłam się na podłogę

i oparłam głowę o kolana.Po kilku minutach wróciłam do malutkiej, dusznej łazienki,

zdjęłam koszulę nocną i obejrzałam w lustrze moje obrażenia. Naj-bardziej widoczna była cięta rana powyżej oka, zamknięta szwami, i płytka rana zakrzywiająca się na policzku. Byłam bardzo szczupła, niemal wychudzona. Miałam łamliwe paznokcie, ziemistą cerę, wy-stające biodra i żebra. Właściciel zmierzył mnie czujnym wzrokiem, kiedy przyniósł mi pierwszą tacę z jedzeniem. Bacznie przyglądał

Page 27: Zakon Mimów

27

się moim poranionym dłoniom i podbitemu oku. Nie rozpoznał we mnie Bladej Śniącej, faworyty jego sekcji, protegowanej Białego Spoiwa.

Kiedy weszłam do kabiny i włączyłam panel, przed moimi oczami pojawiła się ciemność. Gorąca woda zamknęła się nad mo-imi ramionami, łagodząc napięcie w mięśniach.

Trzasnęły drzwi.Dłonią chwyciłam ukryty nóż pod mydelniczką. Wyszłam po-

chylona z kabiny i skryłam się za drzwiami. Adrenalina buzowała mi w żyłach, ostrze trzymałam tuż przy klatce piersiowej.

Po kilku minutach moje serce zaczęło bić wolniej. Odkleiłam się od wilgotnych kafelków, mokra od potu i wody. To nic, nic. To tylko stół na górze.

Roztrzęsiona oparłam się o zlew. Mokre strąki włosów kleiły mi się do twarzy, były kruche i matowe.

Popatrzyłam na swoje odbicie. W kolonii moje ciało było trak-towane jak czyjaś własność, ciągnięte, łapane i bite przez Refaitów i czerwonych. Odwróciłam się tyłem do lustra i palcami dotknę-łam małej smugi tkanki na ramieniu. XX-59-40. To piętno pozo-stanie tu do końca życia.

Ale przeżyłam. Ponownie włożyłam koszulę. Przeżyłam i ro-dzina Sargas odczuje to boleśnie.

***

Kiedy otworzyłam drzwi Nickowi, po raz pierwszy od dwóch dni, objął mnie delikatnie, uważając, by nie urazić moich ran i siń-ców. Widziałam go w tak wielu wspomnieniach, przywołanych przez noumen Naczelnika, ale żadne z nich nie było tak wiarygod-ne jak Nick Nygård we własnej osobie.

− Cześć, sötnos*.− Cześć.

* ( Szwedzki) Skarbie, kochanie, najdroższa.

Page 28: Zakon Mimów

28

Uśmiechnęliśmy się do siebie. Posępnie, delikatnie.Żadne z nas się nie odezwało. Nick rozłożył jedzenie na stole,

podczas gdy ja otworzyłam drzwi na mały balkon. Wiatr przyniósł zapach sajońskiej jesieni – benzynę i dym z chałturniczych piecyków – ale woń z pudełek była tak boska, że ledwo to zauważyłam. To było prawdziwe święto: malutkie gorące placki nadziewane kurczakiem i szynką, świeżo pieczony chleb, złote frytki przyprószone solą i pieprzem. Nick położył na stole małą odżywczą kapsułkę.

− Jedz. Tylko nie za szybko.Placki były glazurowane roztopionym masłem i polane gęstym,

bogatym sosem. Posłusznie połknęłam kapsułkę.− Jak twoje ramię? – Nick wziął je w dłonie i przyglądnął się

okrągłemu poparzeniu. – Boli?− Już nie. – Ból wart był pozbycia się tego mikroczipu.− Uważaj na nie. Wiem, że Dani jest dobra, ale nie jest leka-

rzem. – Przyłożył rękę do mojego czoła. – Masz jakieś bóle głowy?− Nie większe niż zazwyczaj. – Porwałam kromkę chleba na

małe kawałki. – W Oku Sajonu wciąż milczą.− Milczą, konsekwentnie.Też milczeliśmy. Worki pod oczami zdradzały nieprzespane

noce. Zamartwianie się. Niekończące się czekanie. Objęłam dłoń-mi kubek z kawą i patrzyłam na cytadelę, wschodzący pas metalu i szkła, i światła, prowadzące do niekończącej się głębi przestrzeni. Michael był gdzieś tam, prawdopodobnie chował się pod mostem albo gdzieś w bramie. Gdyby uzbierał jakieś pieniądze, mógłby się przespać się w przytułku, ale Stróże sprawdzali te miejsca każdej nocy, by przed powrotem do swoich posterunków wyrobić normę aresztowań.

− Mam coś dla ciebie. – Nick przesunął na stole słuchawkę z mikrofonem, identyczną jak ta, którą używał w Wieży. – Telefon Burnera. Zmieniaj moduły tożsamości, a Sajon nie będzie w stanie cię namierzyć.

Page 29: Zakon Mimów

29

− Skąd to masz? – Sajon nie produkował tych telefonów, ten musiał być importowany.

− Od przyjaciela z rynku Old Spitalfields. Normalnie bym go wyrzucił, ale dilerzy biorą dużo pieniędzy za zestawy słuchawko-we. – Wręczył mi małe pudełko. – Nie przyda się do odbierania te-lefonów, bo za każdym razem będziesz miała inny numer, będziesz mogła jednak z niego dzwonić. Ale tylko w nagłych wypadkach.

− Jasne. – Schowałam urządzenie do kieszeni. – Jak w pracy?− Dobrze, przynajmniej tak mi się wydaje. – Dotknął kilkudnio-

wego zarostu pokrywającego jego szczękę; taki nerwowy odruch. – Jeżeli ktokolwiek widział, jak wsiadałem do pociągu…

− Nikt cię nie widział.− Miałem na sobie mundur Sajonu.− Nick, Sajon to duża organizacja. Szanse, że ktokolwiek sko-

jarzy szanowanego doktora Nicklasa Nygårda z kolonią karną, są nikłe. – Posmarowałam chleb masłem. – Wyglądałoby to o wiele bardziej podejrzanie, gdybyś nie wrócił.

− Wiem. Nie szkoliłem się na uniwersytetach przez wszystkie te lata, żeby teraz się poddać. – Spojrzał na moją twarz, a na jego ustach pojawił się wymuszony uśmiech. – O czym myślisz?

− Przy Wieży straciliśmy wielu ludzi. – Nagle odechciało mi się jeść. – Obiecałam im, że zabiorę ich do domu.

− Przestań Paige. Mówię ci, zadręczysz się, jeśli będziesz myśleć w ten sposób. To Sajon jest za to odpowiedzialny, nie ty.

Nic nie odpowiedziałam. Nick ukląkł obok mojego krzesła. − Kochanie, spójrz na mnie. Popatrz na mnie. – Podniosłam

głowę i popatrzyłam w jego zmęczone oczy, ale ich widok tylko pogłębił mój ból. – Jeśli ktokolwiek ponosi za to winę, to ten Refa-ita, nieprawdaż? To on wsadził cię do pociągu. Pozwolił ci odejść. – Kiedy nie odpowiedziałam, objął mnie ramieniem. – Odnajdziemy pozostałych więźniów, obiecuję.

Siedzieliśmy tak przez chwilę. Miał rację, oczywiście, że miał rację.

Page 30: Zakon Mimów

30

Ale być może jeszcze ktoś był winny. Ktoś za zasłoną Sajonu.Czy Naczelnik wiedział, że pociąg zatrzyma się w Westminster,

w samej jaskini lwa? Zdradził mnie w ostatniej chwili? Był przecież Refaitą – potworem, nie człowiekiem – ale musiałam wierzyć, że zrobił to wszystko w dobrej wierze.

Gdy zjedliśmy, Nick uprzątnął resztki. Pukanie do drzwi spra-wiło, że poderwałam się na nogi, sięgając po broń, ale Nick wycią-gnął rękę.

− Wszystko w porządku. – Otworzył drzwi. – Zadzwoniłem po przyjaciela.

Kiedy Eliza Renton, z puklami mieniącymi się kroplami desz-czu, weszła do pokoju, nie zatrzymała się nawet, żeby się przywitać. Podeszła prosto do kanapy ze spojrzeniem, jakby chciała walnąć mnie w twarz, ale skończyło się na tym, że złapała mnie i objęła.

− Paige, ty idiotko. – Jej głos zabarwiony był złością. – Ty cho-lerna idiotko. Po co jechałaś wtedy metrem? Wiedziałaś, że będą tam Podstrażnicy, wiedziałaś o kontrolach…

− Zaryzykowałam. Byłam głupia.− Dlaczego po prostu nie poczekałaś, aż Nick zawiezie cię do

domu? Myśleliśmy, że Hector cię sprzątnął, albo Sajon…− Sajon. – Pogłaskałam ją po plecach. – Ale już wszystko okej.Delikatnie, ale stanowczo Nick odciągnął ją ode mnie.

− Ostrożnie. Ma siniak na siniaku. – Skierował ją do przeciwle-głej kanapy. – Pomyślałem, że jeszcze jedno z nas powinno o tym wiedzieć, Paige. Potrzebujemy tak wielu sprzymierzeńców, jak to tylko możliwe.

− Macie sprzymierzeńców – warknęła Eliza. – Jax się o ciebie zamartwia, Paige.

− Nie wyglądał na zmartwionego, kiedy mnie dusił – powiedziałam.To było dla niej coś nowego. Popatrzyła na nas badawczo, nic

nie rozumiejąc.Zaciągnęłam zasłony. Siedzieliśmy w mroku, trzymając w rę-

kach szklane kubki z salepem z piersiówki Nicka. Był to kremowy

Page 31: Zakon Mimów

31

napar z bulw orchidei i gorącego mleka, poprószony cynamonem, sprzedawany w wielu kawiarniach. Po miesiącach przymierania głodem jego smak przynosił prawdziwe ukojenie.

Na ekranie telewizora pojawił się z jeden z małych gawędziarzy.Liczba Stróży w Pierwszej Kohorcie ma się podwoić w ciągu kilku na-

stępnych tygodni w związku z instalacją drugiego prototypu skanera tarczy czuciowej, jedynej technologii znanej z wykrywania odmienności, zaplanowa-nej jeszcze przed grudniem. Mieszkańcy powinni się spodziewać częstszych wyrywkowych kontroli w metrze, autobusów i autoryzowanych taksówkach Sajonu. Dywizja Podstrażników prosi mieszkańców o współpracę. Jeżeli nie masz nic do ukrycia, nie masz się czego obawiać! A teraz przejdźmy do pogody w tym tygodniu.

− Więcej Stróżów – powiedział Nick. – Co oni wyprawiają?− Próbują znaleźć uciekinierów – powiedziałam. – Nie rozu-

miem jednak, dlaczego nic o tym nie powiedzieli.− Myślę, że chodzi o coś innego. Za dwa miesiące rozpoczyna

się Święto Listopadowe – zauważyła Eliza. – Zawsze wtedy zwięk-szają środki ostrożności. A w tym roku zapraszają Wielkiego In-kwizytora Paryża.

− Aloys Mynatt był na Dwusetnicy – to asystent Inkwizytora Ménarda. Jeżeli nie żyje, wątpię w to, żeby Ménard był w imprezo-wym nastroju.

− Nie odwołają tego.− Zaufaj mi, jeżeli Nashira Sargas powie „odwołać”, odwołają.− Kto to jest Nashira?Cóż za prostolinijne pytanie. Nie ma na niej łatwej odpowiedzi.

Kim była Nashira? Koszmarem. Potworem. Morderczynią.− Tarcza Czuciowa wszystko zmieni – powiedziałam, patrząc

na ekran. – Czy Eteryczne Stowarzyszenie coś już z tym zrobiło?Eteryczne Stowarzyszenie składało się z trzydziestu sześciu

mim-lordów i mim-królowych cytadeli, z których każdy miał nadzorować działalność syndykatu w swojej sekcji. Wszyscy byli

Page 32: Zakon Mimów

32

względnie autonomiczni, ale czuwał nad nimi Zwierzchnik, Hay-market Hector, odpowiedzialny za zwoływanie spotkań.

− Była jakaś rozmowa w lipcu – powiedział Nick. – Ulica Grub wysłała wiadomość, że byli świadomi sytuacji, ale od tamtej pory nic się nie działo.

− Hector nie ma pojęcia, co robić – uświadomiłam sobie. – Nikt z nich tego nie wie.

− Ten prototyp Tarczy Czuciowej to jeszcze nie najgorsze, co nas czeka. Zgodnie z tym, co niesie plotka, może wyśledzić tylko trzy pierwsze kategorie.

Te słowa sprawiły, że Eliza odwróciła wzrok. Była medium. Trzecia kategoria. Nick wziął ją za rękę.

− Nic ci nie będzie. Dani pracuje nad urządzeniem zagłusza-jącym – powiedział. – Ma zakłócić działanie Tarczy Czuciowej. Dość skomplikowana praca, ale Dani da sobie radę.

Eliza skinęła, ale nadal miała zmarszczone brwi.− Twierdzi, że może wyrobi się do lutego.To nie było wystarczająco wcześnie i wszyscy o tym wiedzieliśmy.

− W jaki sposób dostaliście się do kolonii? – Zapytałam Nicka. – Musiały być przecież niesamowite zabezpieczenia.

− Do sierpnia Jax prawie się poddał – przyznał Nick. – Do tego czasu byliśmy przekonani, że nie ma cię w Londynie. Nie mieliśmy żadnego zawiadomienia o okupie od innych gangów, żadnego do-wodu twojej śmierci, nie było też ani śladu po tobie w mieszkaniu ojca. Dopiero ten incydent na Trafalgar Square naprowadził nas, kiedy powiedziałaś, że zabrali cię do Oksfordu.

− Od tego czasu stałaś się jedynym celem Jaxona – powiedziała Eliza, kierując na mnie ostre spojrzenie. – Miał obsesję na twoim punkcie.

Tylko w połowie mnie to zdziwiło. Dla Jaxona utrata cenio-nego śniącego wędrowca byłaby ogromnie irytująca, nawet upo-karzająca – niemniej nie oczekiwałabym, że zaryzykuje wszystko,

Page 33: Zakon Mimów

33

aby wyrwać mnie ze szpon Sajonu. Na tego rodzaju poświecenia zdobywa się względem ludzi, nie własności.

− W pracy starałem się dowiedzieć czegoś więcej o Oksfordzie, ale wszystkie dane były zaszyfrowane – mówił dalej Nick. − Minę-ło kilka tygodni, zanim byłem się w stanie dostać do biura głównej przełożonej i skorzystać z jej komputera. Dotarłem do tajemniczej sieci Sajonu, części sieci niedostępnej dla zwykłych ludzi. Nie było tam wielu szczegółów, tylko miasto Oksford figurowało w ogra-niczonym sektorze Typu A, o którym wiedzieliśmy, poza tym od-kryliśmy, że poniżej Archonu jest stacja metra. Była tam także lista nazwisk sięgająca setek lat wstecz. Zaginionych ludzi. Twoje na-zwisko też tam było, pod sam koniec listy.

− Dani zabrała ją stamtąd – powiedziała Eliza. – Znalazła wej-ście do tunelu. Jedynie oddział wybranych inżynierów miał tam dostęp, ale ona rozpracowała, kiedy pozostaje otwarty. Pociąg miał być poddany naprawie trzydziestego pierwszego sierpnia. Jax po-wiedział, że właśnie wtedy pojedziemy. Zostałam tu pilnować na-szych spraw.

− To niepodobne do Jaxa. Dlaczego chciałby się angażować w coś takiego osobiście?

− Zależy mu na tobie, Paige. Zrobiłby wszystko, żeby zapewnić nam bezpieczeństwo. A przede wszystkim tobie.

To nie prawda. Eliza zawsze wierzyła w świat Jaxona Hal-la – w końcu dał nam pewien świat – ale ja dostrzegałam w jego zachowaniu zbyt wiele szczegółów, które przemawiały za czymś zupełnie innym. Był w stanie okazywać uprzejmość, ale nie był uprzejmy. Mógł zachowywać się jak by mu zależało, ale to za-wsze była tylko gra. Zajęło mi lata całe, zanim przejrzałam na oczy i to dostrzegłam.

− Tej nocy, kiedy skończyli naprawiać pociąg – powiedział Nick – Dani dostała się do tunelu za pomocą karty, którą ukradła jednemu z członków oddziału. Wpuściła nas do środka.

− Nikt was nie rozpoznał?

Page 34: Zakon Mimów

34

− Nie widzieli nas. Zanim wsadzili wysłanników do pociągu, zdążyliśmy już się zamknąć w przedziale konserwacji z tyłu. Stróże nie mieli do niego dostępu, wiec przez tę część podróży byliśmy bezpieczni. Potem oczywiście musieliśmy wysiąść z pociągu.

− W towarzystwie widzących Stróży eskortujących wysłanni-ków? Jak wam się to, do cholery, udało?

− Czekaliśmy, aż wysłannicy przejdą przez drzwi. Strażnik po drugiej stronie je zamknął, co sprawiło że byliśmy zdani na własne siły, ale znaleźliśmy tunel gospodarczy za metalową kratą. Dzięki temu wydostaliśmy się na ulicę. Przeszliśmy do Guildhall przez tylne drzwi.

Tunel gospodarczy. Gdyby Naczelnik o nim wiedział, sam był-by w stanie bezpiecznie uciec. Odetchnęłam z ulgą.

− Wszyscy żeście powariowali.− Musieliśmy cię odzyskać, Paige – powiedziała Eliza. – Jax był

w stanie zrobić wszystko.− Jax nie jest głupi. Wsadzenie grupy gangsterów do sajońskie-

go pociągu, nie mając zielonego pojęcia o tym, co czeka u kresu podróży, graniczy z totalną głupotą.

− Cóż, może znudziło mu się siedzenie w biurze.− Odzyskaliśmy cię. Tylko to się liczy. – Nick pochylił się do

przodu. – Twoja kolej.Popatrzyłam na mój salep.

− To długa opowieść.− Zacznij od tej nocy, kiedy cię zabrali – powiedziała Eliza.− To nie zaczęło się wtedy. Tylko w 1859 roku.Popatrzyli po sobie.Trochę to zajęło. Wyjaśniłam, jak w 1859 dwie rasy zwane Re-

faitami i Emmitami przybyły z Międzyświatów – stanem pomiędzy życiem i śmiercią – po zerwaniu eterycznej granicy, kiedy liczba tułających się dusz wzrosła do tego stopnia, że zasłona pomiędzy tymi dwoma światami stała się bardzo cienka.

Page 35: Zakon Mimów

35

− Okej – powiedziała Eliza, z miną, jakby miała wybuchnąć śmiechem – ale kim są ci Refaici?

− Nadal tego nie wiem. Wyglądają jak my – odparłam – ale ich skóra przypomina metal, poza tym są bardzo wysocy. Mają żółta-we oczy, ale kiedy się karmią, odzwierciedlają kolor aury, która się posilili.

− A Emmici?Tu zabrakło mi słów.

− Nigdy nie widziałam żadnego z nich za dnia, ale… − Wydmu-chałam powietrze. – W kolonii nazywają ich Szerszeniami, albo gnijącymi olbrzymami. Duchy trzymają się od nich z daleka. Karmią się ludzkim mięsem.

Nie wyobrażałam sobie, że Nick potrafi być jeszcze bardziej blady – a jednak.

Opowiedziałam im o pakcie pomiędzy Refaitami a rządem – ochrona przed Emmitami w zamian za zniewolonych jasnowi-dzów – który doprowadził do założenia Sajonu. O kolonii karnej Szeol I, wybudowanej na ruinach Oksfordu jako radiolatarnia du-chowej aktywności, odciągająca Emmitów od cytadeli takich jak Londyn. O tym, jak wsiadłam do wieczornego pociągu i zostałam poddana wyrywkowej kontroli. O tym, jak zaatakowałam dwóch Podstrażników, jak ścigali mnie w mieszkaniu ojca i jak zostałam zaatakowana fluxem przez Nadzorcę. O tym jak, obudziłam się w miejscu internowania.

Następnie opowiedziałam o tym, jak zostałam przydzielona Arcturusowi Mesarthim, inaczej zwanemu Naczelnikiem – narze-czonemu Nashiry – żeby wyszkolił mnie na żołnierza. Wyjaśniłam im system kolonii karnej, dokładnie opisując każdą kategorię. Eli-tarni czerwoni, którzy zdobyli przychylność Refaitów w zamian za ich usługi jako żołnierze; cyrkowcy, wyrzuceni do slumsów, uży-wani jako źródło aury; ręce ślepców ściskające kraty, kiedy nie za-pracowywali się na śmierć. Powiedziałam im, jak Refaici bili ludzi i karmili się nimi, wyrzucając ich, jeżeli nie zdali testu.

Page 36: Zakon Mimów

36

Nasze napoje wystygły.Mówiłam im też o tym, jak śmierć Seba umożliwiła mi zdoby-

cie kolejnej tuniki. O tym, jak trenowałam z Naczelnikiem na łące. O jeleniu i o Szerszeniu w lesie, o Julianie i o Liss. O próbie zatrzy-mania Antoinette Carter na Trafalgar Square, która zakończyła się postrzeleniem mnie przez Nicka.

Zaczynało mnie boleć gardło od mówienia, ale opowiedziałam całą historię, do samego końca. Wszystko z wyjątkiem prawdy na temat mojego związku z Naczelnikiem. Z każda nową informacją o Refaitach przez ich twarze przelewały się fale obrzydzenia i prze-rażenia. Nie zrozumieliby, gdybym powiedziała im, jak blisko by-łam z moim opiekunem. Nie powiedziałam im o wspomnieniach pod wpływem szałwii ani jego muzyce w kaplicy, ani o chwilach, w których pozwolił mi wejść w swój senny krajobraz. W mojej opowieści był małomówną kreaturą, z którą rzadko rozmawiałam, która od czasu do czasu mnie karmiła i w końcu pozwoliła odejść. Nick oczywiście doszukał się dziury w całym.

− Nie rozumiem – powiedział. – Kiedy przywieźli cię na Trafal-gar Square, nie mógł cię zostawić, tylko zabrał cię z powrotem do Szeolu I. I teraz mówisz, że ci pomógł?

− Chciał, żebym ja pomogła jemu. Próbował obalić rodzinę Sar-gas w 2039 roku. Nashira poddała go torturom.

− Po czym postanowiła go poślubić?− Nie wiem, czy to było później. Mogli sobie być zaręczeni,

jeszcze zanim tu przybyli.Eliza wydęła policzki.

− To ci dopiero narzeczeństwo. – Leżała na boku, opierając bose stopy o poduszki. – Niemniej, czy zdrada nie jest podstawą do zerwania zaręczyn?

− Myślę, że to był element kary. Wiedziała, jak bardzo on jej nienawidzi. Tym większą było dla niego udręką pozostać dalej jej narzeczonym, wzgardzonym przez innych Refaitów.

Page 37: Zakon Mimów

37

− Dlaczego go po prostu nie zabiła? Dlaczego utrzymywała go przy życiu?

− Śmierć nie może być dla nich karą – powiedział Nick. – Oni, w przeciwieństwie do nas, są nieśmiertelni.

− My, ludzie, powinniśmy się zastanowić nad ważniejszymi rze-czami. – Utkwiłam wzrok w telewizorze. – Naczelnik nie ma już najmniejszego znaczenia.

Kłamczucha. Usłyszałam jego głos tak wyraźnie, jakby był ze mną w pokoju,

było to tak przejrzyste wspomnienie, że je poczułam. Poczułam drżenie wzdłuż ramion, biegnące aż do czubków palców.

− Czy myślisz, że ich układ jest nadal wiążący? – zapytał Nick. – Uciekliśmy z kolonii, co oznacza, że ich tajemnica nie jest już bezpieczna.

− Musi być. – Skinęłam na wiadomości na ekranie. – Nie wydaje mi się, żeby ta wzmożona kontrola bezpieczeństwa była związa-na ze Świętem Listopadowym. Muszą zmieść z powierzchni ziemi wszystkich, którzy o tym wiedzą.

− I co wtedy? – zapytała Eliza.− Kolejny Czas Żniw. Żeby zastąpić tych ludzi, których stracili.− Ale będą musieli umieścić ich gdzie indziej – zauważył Nick. –

Nie mogą dalej korzystać z pierwszej kolonii, nie teraz, kiedy jej lokalizacja została ujawniona.

− Planują wybudować Szeol II we Francji, ale nie wydaje mi się, żeby poczynili już ku temu jakieś konkretne kroki – powiedzia-łam. – Teraz ich najwyższym celem będzie znalezienie nas.

Nastała krótka cisza. − Wiec Naczelnik chce pomóc ludziom – powiedziała Eliza. –

Dokąd on się udał?− Nie mamy wyraźnego dowodu, że on jest po naszej stronie,

Paige. – Nick schował swój nośnik danych. – Ja nie ufam nikomu. Refaici są naszymi wrogami, dopóki kategorycznie nie przekonamy się o tym, że jest inaczej. To samo dotyczy Naczelnika.

Page 38: Zakon Mimów

38

Poczułam ukłucie w środku, jakby paznokieć wbił mi się we wnętrzności. Nick wstał i popatrzył na cytadelę.

Nie mogłam powiedzieć mu o pocałunku. Pomyślałby, że zwa-riowałam. Zaufałam Naczelnikowi, ale prawdą było, że nie rozu-miałam jego prawdziwych zamiarów – kim lub czym był.

Eliza pochyliła się nad stołem. − Wrócisz do Tarcz, prawda?− Odchodzę – powiedziałam.− Jax przyjmie cię z powrotem. Tarcze to dla ciebie najbezpiecz-

niejsze miejsce, a on jest dobrym mim-lordem. Nigdy nie zmusił cię, żebyś poszła z nim do łóżka. Mogłaś trafić na kogoś o wiele gorszego.

− Wiec mam mu być wdzięczna za to, że nie zrobił ze mnie swo-jego nocnego wędrowca? Za to że nie jest Hektorem? Nie znasz go. Nie wiesz, do czego jest zdolny. – Podwinęłam rękaw bluzki, pokazując jej prążkowaną białą bliznę na prawym ramieniu. – Nie-zły z niego świr.

− Nie wiedział, kim jesteś, kiedy ci to zrobił.− Wiedział doskonale, że tłucze śniącego wędrowca. Jestem je-

dynym wędrowcem, jakiego zna.− Nic to nie da. – Nick potarł kącik oka. – Eliza, powiedz Jaxo-

wi, że wkrótce wrócimy z Paige do Tarcz. Na razie musimy wymy-ślić jakiś plan działania.

Eliza zmarszczyła brwi.− Co masz na myśli, mówiąc „plan działania”?− Musimy co zrobić z Refaitami. Nie możemy tak po prostu

pozwolić, by kontynuowali Czas Żniw.− Nie wiem, co o tym myśleć. Eliza włożyła płaszcz. − Słuchajcie, odbiliśmy Paige. Powinniśmy teraz wszyscy…

spróbować skupić się na powrocie do pracy. Jax mówi, że nasze dochody bardzo spadły, odkąd zaginęłaś – powiedziała. – Napraw-dę potrzebujemy cię w Garden.

Page 39: Zakon Mimów

39

− Chcesz powrotem wysłać mnie na czarny rynek? – Popatrzy-łam jej prosto w oczy. – Sajon jest rządem marionetkowym. Prze-trzymują jasnowidzów w obozie śmierci.

− Jesteśmy marginesem społecznym, Paige. Jeżeli nie będziemy się wychylać, nigdy tam nie wylądujemy.

− Nie jesteśmy tylko marginesem społecznym. Jesteśmy Sied-mioma Pieczęciami, jednym z najniebezpieczniejszych gangów w Centralnej Kohorcie. I w ogóle nie musielibyśmy chodzić ze spuszczonymi głowami, gdyby nie Sajon. Nie byl ibyśmy prze-stępcami. Czy też marginesem społecznym, jak wolisz. Musimy doprowadzić do zjednoczenia syndykatu, i to szybko, zanim wpro-wadzą Tarcze Czuciową.

− I niby co mamy robić?− Walczyć.− Z Sajonem? – Potrząsnęła głową. – Paige, daj spokój. Ete-

ryczne Stowarzyszenie nigdy się na to nie zgodzi.− Poproszę o zebranie i przedłożę całą sprawę.− I wydaje ci się, że ci uwierzą?− Cóż, wy mi wierzycie, prawda? – Kiedy jej wyraz twarzy się

nie zmienił, wstałam. – Wierzycie?− Nie było mnie tam – powiedziała cicho. – Słuchaj, jestem

pewna, że mają tam gdzieś jakieś więzienie, ale byłaś pod wpływem fluxu a to wszystko brzmi…

− Eliza daj spokój. Ja też tam byłem – przerwał jej Nick. − Nie byłam pod wpływem fluxu przez całe sześć miesięcy –

syknęłam. – Widziałam, jak niewinni ludzie umierali, usiłując wy-dostać się z tego piekła. Oni znowu to robią. Powstanie Szeol II, Szeol III, Szeol IV. Nie zamierzam udawać, że to się nie wydarzyło naprawdę.

Przez dłuższą chwilę zapanowała cisza.− Powiem Jaxowi, że niedługo obydwoje wrócicie – Eliza

w końcu odezwała się, owijając szalik wokół szyi. – Mam nadzieję, że będę mówić prawdę. Już krążą plotki, że odeszłaś ze stanowiska.

Page 40: Zakon Mimów

40

− A co jeżeli odeszłam? – zapytałam miękko.− Tylko pomyśl, Paige. Nie przetrwasz długo bez gangu, dobrze

o tym wiesz.Zamknęła za sobą drzwi. Odczekałam, aż przestanę słyszeć

odgłosy jej kroków, zanim spróbowałam się uspokoić.− Ona zwariowała. Co jej się, do cholery, wydaje? Że niby co

będzie, kiedy zainstalują na ulicach Tarczę Czuciową?− Ona się boi, Paige. – Nick westchnął głęboko. – Eliza za-

wsze funkcjonowała tylko w syndykacie. Wylądowała na ulicy jako dziecko i wychowała się w jakiejś parszywej piwnicy w Soho. Skoń-czyłaby jako nocny wędrowiec, gdyby Jax nie dał jej szansy.

Zaskoczył mnie. Nie spodziewałam się tego. −Myślałam, że pracowała w groszowym teatrze… − Pracowała. Dostała tę pracę, żeby zapłacić za czynsz, ale

skończyło się na tym, że całą swoją pensję wydawała na astra i im-prezy. Kiedy skontaktowała się z Jaxonem, on rozpoznał w niej talent. Dał jej drogie farby, bezpieczne miejsce do spania, muzy, o których wcześnie mogła tylko marzyć. Pamiętam ten dzień, kiedy zjawiła się w melinie. Była tak zszokowana, że wybuchła płaczem. Utrzymanie Pieczęci razem jest dla niej najważniejszą rzeczą na świecie.

− Gdyby złapali ją jutro, Jax zastąpiłby ją kimś innym w ciągu jednego dnia, i ty dobrze o tym wiesz. On nie dba o nas. Tylko o nasze talenty. – Zamilkłam na chwilę, pocierając palcami miej-sce między brwią a powieką. – Słuchaj, wiem, że to gruba sprawa. Grubsza niż my wszyscy razem wzięci. Ale jeżeli się poddamy, oni wygrają.

Nick popatrzył na mnie.− Refaici wiedzą, że syndykat stanowi dla nich zagrożenie – mó-

wiłam dalej. – To potwór, który stworzyli, potwór, którego nie są w stanie kontrolować. Ale pod przywództwem Hectora to nic in-nego jak melina pełna złodziei. Mamy setki jasnowidzów w syn-dykacie. Wszyscy znają swoje miejsce. Stanowimy potęgę. Jeżeli

Page 41: Zakon Mimów

41

będziemy mogli użyć jej przeciwko Refaitom zamiast grać w ta-rocchi i tłuc się nawzajem, może uda nam się ich pozbyć. Muszę porozmawiać z Eterycznym Stowarzyszeniem.

− Jak? Hector nie zwołał spotkania od… zamilkł. – Hector ni-gdy nie zwołał spotkania.

− Każdy może to zrobić.− Serio?− Nauczyłam się co nieco jako faworyta. – Wzięłam notes

z szafki nocnej. – Każdy członek syndykatu ma prawo wysłać za-wiadomienie do Zwierzchnika o potrzebie zwołania Stowarzysze-nia. – Napisałam to, dodając na końcu moją sekcję, i włożyłam do koperty, po czym wręczyłam Nickowi. – Czy możesz, proszę, dostarczyć to do Klubu Spirytualistycznego?

Wziął kopertę. − To jest zawiadomienie? Do Stowarzyszenia?− Skrzynka Hectora jest pełna, nigdy jej nie otwiera. Klub wyśle

kuriera, który dostarczy to osobiście.− Jaxon się wścieknie, jeśli się o tym dowie.− Odchodzę, zapomniałeś?− Nie wiele możesz zdziałać bez mim-lorda. Eliza ma rację. Po-

trzebujesz gangu, inaczej syndykat cię wyeliminuje.− Muszę spróbować.Włożył kopertę do kieszeni, ale nie wyglądał na przekonanego.

− To nie jest coś, co wydarzy się w ciągu jednej nocy. Nie uwie-rzą w ani jedno twoje słowo, a Hector będzie miał to gdzieś. A na-wet jeżeli uwierzą, to stawisz czoła dziesiątkom lat tradycji i korup-cji. Wiekom. Wiesz, co się dzieje kiedy wsadzasz kij w mrowisko.

− Mrówki zaczynają atakować. – Położyłam ręce na parapecie. – Nie mamy na co czekać. Refaici muszą coś jeść, a nie zostało im zbyt wielu jasnowidzów w mieście. Wcześniej czy później przyj-dą po nas. Nie wiem, jak możemy z nimi walczyć, nie wiem na-wet, czy możemy z nimi walczyć, ale nie mogę siedzieć spokojnie

Page 42: Zakon Mimów

i pozwolić Sajonowi decydować, jak ma wyglądać moje życie. Nie mogę tego zrobić, Nick.

Milczał przez chwilę.− Nie – odpowiedział. – Ja też nie mogę.

Page 43: Zakon Mimów

43

3

Zostało nas pięcioro

N astępny dzień był taki sam. I kolejny także. Spałam, kiedy świeciło słońce, budziłam się w nocy.

Nie było żadnej odpowiedzi od Eterycznego Stowarzyszenia. Postanowiłam poczekać jeszcze tydzień, zanim wyślę kolejną wiadomość. Kurierzy w Klubie Spirytualistycznym byli szybcy, ale Hektor mógł nawet nie spojrzeć na mój list.

Jedyne co mogłam zrobić, to czekać. Nie wiedząc, co dzieje się w Archonie, nie byłam w stanie nic zaplanować. W chwili obecnej ruch należał do Nashiry.

Piątego dnia obejrzałam moje rany. Siniak na plecach wyblakł i zrobił się bladobrązowy, a większość małych ranek się zagoiła. Po sprawdzeniu wiadomości – nadal nic ciekawego – usiadłam na kanapie i łapczywie pożarłam śniadanie przyniesione przez właściciela noclegowni.

Nick przywiózł mi kilka kolejnych rzeczy z Siedmiu Tarcz, łącz-nie z respiratorem i maską tlenową, która podtrzymywała moje funkcje życiowe, kiedy używałam swojego daru przez dłuższe okresy. Położyłam się na łóżku i przyłożyłam ją do ust i nosa. Nie zagłębiałam się w senny krajobraz od wielu dni, ale jeżeli miałam

Page 44: Zakon Mimów

44

spróbować walczyć, zarówno moje ciałp, jak i mój talent musiały być w pełni sprawne. Teraz dojrzały, mój duch będzie moją najlep-szą bronią. Włączyłam maskę i zanurzyłam się w świecie umysłu.

Bolało. Kiedy w końcu się przełamałam, usychające maki ocie-rały moje policzki. Otworzyłam moje senne oczy. Stałam na skra-ju strefy słonecznej, pod nogami miałam płatki kwiatów, a niebo nade mną pulsowało czerwienią i żarem. Jałowy wiatr smagał moje włosy. Ogromne skrawki pola zostały wyrwane. To było płótno mojego umysłu, rozerwane i rozproszone, jakby przeorał ją jakiś piekielny silnik.

Uklękłam obok umierającego maku i wzięłam jego ziarenka do ręki. Czując dotyk mojej dłoni, każde z nich wypuściło malutką ło-dyżkę i zakwitło – ale nie były to już maki. Były bardziej czerwone. Miały mniejsze kwiaty. I woń ognia.

Krew Adonisa. Jedyna rzecz, która była w stanie zagrozić Refa-itom. Przeszyły mój senny krajobraz czerwoną falą.

Setki tysięcy zawilców wieńcowych.

***

Nie próbowałam wędrować. Mój umysł potrzebował czasu, żeby naprawić wszelkie uszkodzenia. Widziałam, że musi minąć jeszcze kilka dni, zanim znów spróbuję wejść w zaświaty.

Rozważałam swoje możliwości. Istniało spore prawdopodo-bieństwo, że Hektor nie wysłucha mojego wezwania. Gdyby tego nie zrobił, musiałabym sama wykonać ruch.

Miałam jednak dwa poważne problemy: pieniądze i szacunek. A mówiąc ściślej: ich brak.

Gdybym odeszła od Jaxa, potrzebowałabym sporo pieniędzy, żeby przeżyć. Miałam pewną sumkę zaszytą w poduszce w melinie. Może moglibyśmy z Nickiem założyć własny gang…? Gdybyśmy zebrali swoje oszczędności – jego pieniądze z Sajonu i moje od Ja-xona – moglibyśmy nawet kupić małą melinę w jednej z odległych

Page 45: Zakon Mimów

45

od centrum kohort albo coś podobnego. Wtedy moglibyśmy za-cząć szukać sprzymierzeńców.

Z założonymi rękami podeszłam do balkonu. Był jeszcze drugi problem. Jedyną rzeczą nieosiągalną za gotówkę był szacunek. Nie byłam mim-królową. Bez Jaxona nie byłam nawet faworytą.

Istniały pewne zasady. Gdybyśmy mieli z Nickiem stworzyć nowy gang w innej sekcji, musielibyśmy się ubiegać o pozwolenie tamtejszej mim-królowej lub mim-lorda. Zwierzchnik musiałby dać nam swoje błogosławieństwo, a tego nie robił prawie nigdy. Gdybyśmy i tak postawili na swoim, to wydalibyśmy na siebie wy-rok śmierci, jeśli zatrudnilibyśmy niewłaściwą osobę.

Z drugiej jednak strony, gdybym wróciła do Siedmiu Tarcz, Ja-xon powitałby mnie, nie żałując grosza, i kipiał z radości. Gdy-bym nie zgodziła się dla niego pracować, straciłabym nie tylko cały szacunek, na jaki zapracowałam, ale stałabym się pariasem w syndykacie, omijanym szerokim łukiem przez innych jasnowi-dzów. A gdyby Frank Weaver wyznaczył nagrodę za moją głowę, ci sami jasnowidze prześcigiwaliby się w sposobach dostarczenia mnie do Archonu.

Jax nie powiedział wyraźnie, że nie pomoże mi przeciwko Re-faitom, ale dostrzegłam w nim coś, czego nie mogłam lekceważyć. Może musiał mnie sprać do nieprzytomności na Trafalgar Square albo przydusić na łące, żebym zrozumiała, że jest niebezpiecznym człowiekiem i nie ma z nim żartów.

Niemniej jednak mógł być moją jedyną nadzieją na zabranie głosu w syndykacie. Może moją najlepszą możliwością było po-wrócenie do Siedmiu Tarcz i niewychylanie się tak jak zwykle? Po-nieważ jedyną gorszą rzeczą od Jaxona Halla jako szefa było zmie-rzenie się z nim jako wrogiem.

Sfrustrowana odeszłam od okna. Nie mogłam tkwić tu wiecz-nie. Teraz, kiedy doszłam do siebie, powinnam wrócić do Siedmiu Tarcz i stawić mu czoła.

Page 46: Zakon Mimów

46

Nie. Jeszcze nie. Najpierw postanowiłam się udać do Camden, tam gdzie miała ukryć się Ivy. Chciałam się upewnić, czy jej się to udało.

Worek z moimi ubraniami wisiał przy drzwiach. Wzięłam go do łazienki, stanęłam przed lustrem i zaczęłam się przebierać. Za-pięłam czarny bawełniany płaszcz, postawiłam kołnierz, aby za-kryć szyję, i nałożyłam spiczasty kapelusz. Gdy schyliłam głowę, moje ciemne usta były schowane pod krwisto czerwonym fularem zawiniętym wokół szyi.

Podarunek Naczelnika – poddany sublimacji wisiorek, mający moc odpierania złośliwych duchów – wisiał na ramie łóżka. Oto-czyłam łańcuszkiem swoją szyję i wzięłam jego skrzydełka w palce. Wyszywana aplikacja była skomplikowana i delikatna. Taka rzecz byłaby cenna na ulicach, gdzie wciąż dryfowały niektóre z cieszą-cych się złą sławą duchów.

Dawniej uwielbiałam rzucać się w labirynt Londynu, uwielbia-łam żyć z jego korupcji. Kiedyś nie pomyślałabym dwa razy przed wyjściem, nawet z NDK buszującą po ulicach. Radziłam sobie, prowadząc podwójne życie, tak jak większość jasnowidzów. Ła-two było prześlizgnąć się obok sajońskich pułapek niezauważoną: unikać ulic z kamerami, trzymać bezpieczną odległość od widzą-cych strażników, nie zatrzymywać się. Głowa w dół, oczy szero-ko otwarte, jak zawsze uczył mnie Nick. Ale teraz wiedziałam już, że żyję w podwójnym świecie i że w cieniu kryją się mistrzowie manipulacji.

Już prawie straciłam odwagę. Ale wtedy popatrzyłam na ka-napę, gdzie leżałam sparaliżowana strachem każdego ranka i nocy, czekając, aż Sajon wyważy drzwi, i wiedziałam, że jeżeli nie wyjdę teraz, nie wyjdę już nigdy. Otwarłam okno i przerzuciłam nogi na drugą stronę.

Zimny wiatr szczypał mnie w twarz. Przez chwilę stałam nieru-chomo sparaliżowana lękiem.

Wolność. Właśnie tak wyglądała wolność.

Page 47: Zakon Mimów

47

Przeszył mnie pierwszy dreszcz. Złapałam za parapet, wcią-gając nogi do środka. W pokoju było bezpiecznie. Nie powinna z niego wychodzić.

Ale ulice były moim życiem. Walczyłam zawzięcie, aby do tego wrócić, przelałam za to krew. Opierając się na śliskich dłoniach, odwróciłam się i złapałam drabinę. Każdy krok stawiałam, jakby miał być moim ostatnim.

Gdy tylko poczułam pod stopami asfalt, spojrzałam przez ra-mię, przeszukując zaświaty. Kilku mężczyzn, mediów, stało obok budki telefonicznej, rozmawiając po cichu. Jeden miał czarne oku-lary. Żaden na mnie nie patrzył.

Dojście do Camden wymagałoby około czterdziestominuto-wego marszu. Palcami wepchnęłam pod czapkę jasne kosmyki włosów.

Ludzie mijali mnie, rozmawiając i śmiejąc się. Myślałam o cza-sach, kiedy sama przemierzałam Londyn. Czy kiedykolwiek zatrzy-mywałam się, aby spojrzeć komuś w twarz? Raczej nie. Dlaczego wiec ktokolwiek miałby patrzeć na mnie?

Skierowałam się ku głównej drodze, gdzie słychać było ryk sil-ników i blask świateł. Wszystkie taksówki były zajęte, a żadna z li-cencjonowanych rikszy nie chciała się zatrzymać. Białe taksówki, białe taksówki rowerowe, białe trzykołowe riksze z opatentowany-mi białymi siedzeniami. Białe dwupiętrowe autobusy z zakrzywio-nymi czarnymi oknami. Nade mną wyłaniały się budynki, wszystkie w neonowym blasku, transparenty z kotwicami, drapacze chmur, które zdawały się dotykać gwiazd. Wszystko było zbyt jasne, zbyt głośne, zbyt szybkie. Przyzwyczaiłam się do ulic bez elektrycznego oświetlenia, bez tego zgiełku i hałasu. Ten świat w porównaniu z tamtym zdawał się szalony. Moje obskurne, święte SajLo, moje więzienie i mój dom.

Wkrótce moim oczom ukazał się Piccadilly Circus. Trudno byłoby go nie zauważyć, z tymi gigantycznymi ekranami ustawio-nymi wysoko na budynkach, bijącymi po oczach elektronicznymi

Page 48: Zakon Mimów

48

reklamami, informacjami i wiadomościami propagandowymi. Wej-ściom antenowym przewodniczyli Brekkabox i Floxy, komercyjni ważniacy, podczas gdy na mniejszych ekranach pokazywano naj-nowsze programy nośników danych: Oko Szpiega, Trupa Chał-turników, Morderczy Zegar – wszystkie mające na celu pomóc mieszkańcom zauważyć, uniknąć lub zabawiać się kosztem od-mieńców. Na jednym wielkim monitorze przewijano serię alertów bezpieczeństwa z Sajonu: Należy zachować ostrożność. Nocni Strażnicy pełnią obecnie służbę w stolicy. Należy zawiadomić Bractwo Stróżów je-żeli podejrzewasz odmienne zachowanie. Proszę śledzić ogłoszenia dotyczące publicznego bezpieczeństwa. Panował niesamowity zgiełk: rozbrzmie-wały odgłosy muzyki, silników, syren, rozmów i krzyków, głosów z ekranów i gardłowy terkot szeregu rikszy. Lampiarze stali pod ulicznymi latarniami, trzymając zielone lampiony, oferując ochro-nę przed czającymi się odmieńcami. Skierowałam się w kierunku rikszy.

Przede mną stała ślepa kobieta w kremowym płaszczu narzu-conym na ramiona. Zebrany czerwony aksamit dopasowany był do jej figury. Ubiór w stylu Burnish. Pomiędzy ramieniem i uchem miała przypięty telefon.

− … bądź głupi, to etap przejściowy! Nie, idę do baru z tle-nem. Może uda mi się zdążyć na egzekucję.

Wsiadła do rikszy, śmiejąc się. Zaciskałam pięść na rurce balustrady.

Następna riksza była moja. Riksze były to napędzane elektrycz-nie trzykołowe pojazdy, mogące zabrać jednego bądź dwóch pasa-żerów. Weszłam się do środka.

− Rynek Camden, proszę – powiedziałam moim najlepszym angielskim akcentem. Gdyby mnie szukali, zwracaliby uwagę na akcent irlandzki.

Riksza przejechała przez Pierwszą Kohortę, kierując się na północ do II-4. Oparłam się na siedzeniu. Ta przejażdżka była ryzykowna, ale było w niej coś radosnego. Krew pulsowała mi

Page 49: Zakon Mimów

49

w żyłach. Oto śmiało jechałam przez samo serce SajLo i nikt nie zwracał na mnie uwagi. Piętnaście minut później wysiadłam i po omacku szukałam w kieszeni pieniędzy, by zapłacić za przejazd.

Miasteczko Camden, ogniwo II-4, było małym autonomicz-nym światem, gdzie ślepcy i jasnowidze tłoczyli się w feerii i mu-zyki tanecznej. Co kilka dni nad kanał przychodzili domokrążcy, przynosząc towary i jedzenie z innych cytadel. Straganiarze sprze-dawali noumeny i aster, ukryte wewnątrz owoców. Było to gniazdo nielegalnej działalności, bezpieczne miejsce dla każdego zbiega. Nocni Stróże, którzy byli jasnowidzami, nigdy nie próbowali roz-pędzić tego zgromadzenia; wielu z nich polegało na jego handlu i mnóstwo z nich spędzało tu swój czas po służbie. Znajdowało się tu jedyne podziemne kino w cytadeli, Fleapit, jedna z wielu szem-ranych atrakcji.

Ruszyłam w kierunku tamy, mijając salony tatuażu, bary z tlenem i półki z tanimi fularami i zegarkami. Niebawem do-szłam do hipodromu Camden. Za dnia był to luksusowy sklep z sukniami w nocy – dyskoteka. Na zewnątrz stał mężczyzna z cytrynowożółtym kucykiem. Wiedziałam, że był sensorem, za-nim się do niego zbliżyłam: jasnowidze tutaj często farbowali włosy lub paznokcie na kolor swojej aury, chociaż to dopasowanie dostrzegalne było tylko dla widzących. Zatrzymałam się tuż przed nim.

− Masz chwilę?Spojrzał na mnie.

− Zależy. Jesteś miejscowa?− Nie. Jestem Blada Śniąca – powiedziałam. – Faworyta terenu

I-4.Słysząc to, odwrócił głowę.

− Jestem zajęty.Uniosłam brwi, nie dając za wygraną. Jego twarz nie wyra-

żała żadnych emocji. Większość jasnowidzów ożywiłaby się na

Page 50: Zakon Mimów

50

dźwięk słowa „faworyta”. Pchnęłam go mocno moim duchem, aż zaskomlał.

− W co ty grasz, do cholery?− Ja też jestem zajęta, sensorze. – Złapałam go za kołnierz, trzy-

mając ducha wystarczająco blisko jego sennego krajobrazu, żeby go zdenerwować. – I nie mam czasu na gierki.

− Ja nie żartuję. Nie jesteś już faworytą – splunął. – Plotka głosi, że doszło do kłótni pomiędzy tobą i Spoiwem, śniący wędrowcze.

− Doprawdy? – Starałam się pozostać niewzruszona. – Musia-łeś się przesłyszeć, sensorze. Nie ma żadnego nieporozumienia pomiędzy mną i Białym Spoiwem. Tak więc, naprawdę chcesz oberwać, czy raczysz mi jednak pomóc?

Oczy mu się nieco zwęziły, gdy przyglądał mi się badawczo. Zasłaniały je żółte szkła kontaktowe.

− Mów, o co ci chodzi – powiedział.− Szukam Butiku Agaty.Wyrwał kołnierz z mojego uścisku.

− To jest na Rynku Konnym, obok tamy. Zapytaj o krwawy diament. – Splótł swoje obficie wytatuowane ramiona. Głównym tematem tatuaży były szkielety. – Coś jeszcze?

− Nie teraz. – Puściłam jego kołnierz. – Dzięki za pomoc.Burknął coś. Z trudem oparłam się chęci poczęstowania go ko-

lejnym pchnięciem. Minęłam go i ruszyłam w kierunku tamy.Byłoby to ryzykowne. Gdyby należał do Szmacianych Kukieł,

nie pozwoliłby sobą pomiatać. Był to tutejszy dominujący gang, jeden z nielicznych, który miał swój własny wyróżniający się dress code: jego członkowie nosili prążkowane blezery i bransolet-ki ze szczurzych kości, farbowali też włosy. Imię ich mim-lorda szeptano w całym II-4, ale tylko garstka ludzi widziała na własne oczy tajemniczego Szmatognata.

Jaxon musiał się wygadać na ulicy, że nie jestem już jego fawo-rytą. Już destabilizował moją pozycję w syndykacie, usiłując zmusić mnie do powrotu. Powinnam wiedzieć, że nie będzie tracił czasu.

Page 51: Zakon Mimów

51

Wyczułam tamę Camden, gdy tylko się do niej zbliżyłam. Bar-ki unosiły się na pokrytej brudną pianą zielonej wodzie, ich boki pokryte były wodorostami i starą farbą, każda z nich załadowana przez straganiarza.

− Kupujcie, kupujcie! – krzyczeli. – Sznurówki, dziesięć sztuk za dwa funty!

− Gorące placki, rzuć monetą, a będą twoje! − Pięć szylingów za jabłko i jajko!− Świeżo pieczone kasztany, banknot za porcję!Gdy usłyszałam zdanie o kasztanach, przeszły mnie ciarki.

Łódka była bordowa, poprzecinana śliwkowymi pasami i zdobio-na złotymi zawijasami. Kiedyś musiała być piękna, ale teraz farba odchodziła i wyblakła, a rufa była oszpecona antysajońskim gra-fitti. Kasztany piekły się na piecyku, zniekształcone nacięciami w kształcie iksa.

Kiedy podeszłam bliżej, straganiarka uśmiechnęła się do mnie, ukazując krzywe zęby. Żar z piecyka piekł ją w oczy skryte pod rondem melonika.

− Porcja dla ciebie, panienko?− Poproszę. – Wręczyłam jej pieniądze. – Próbuję znaleźć Butik

Agaty. Powiedziano mi, że to gdzieś tutaj. Wiesz coś o tym?− To zaraz za rogiem. Jest tam dziewczyna sprzedająca salep.

Usłyszysz ją z bliska. – Wypełniła papierowy stożek kasztanami, posmarowała je masłem i posypała gruboziarnistą solą. – Proszę bardzo.

Wzięłam kasztany i przecięłam rynek, pozwalając sobie prze-siąknąć tutejszą atmosferą. Nie było ani śladu pełnej wigoru ener-gii Szeolu I, gdzie głosy były tylko szeptami, a ruchom nie towa-rzyszył żaden dźwięk. Czas po zmroku, kiedy po ulicach krążyli członkowie Nocnej Dywizji Kontrolnej, był najniebezpieczniejszą porą dla jasnowidzów, ale to właśnie wówczas nasze talenty były najsilniejsze, to wtedy tliła się w nas potrzeba działania – byliśmy jak ćmy, musieliśmy się ukazać.

Page 52: Zakon Mimów

52

Okna butiku połyskiwały sztucznymi klejnotami. Na ze-wnątrz stała dziewczyna sprzedająca salep, drobna zielenniczka z orchideą we włosach w kolorze błękitnego nieba. Minęłam ją niepostrzeżenie.

Zadzwoniłam do drzwi. Właścicielka – koścista starsza kobieta, owinięta w szal z białej koronki – nawet na mnie nie spojrzała, kiedy weszłam. Aby wizualnie dopasować się do swojej aury, cała była w fluorescencyjnej zieleni: zielone włosy wygolone maszynką, zielone paznokcie, zielony tusz do rzęs i zielony błyszczyk do ust. Mówca.

− Czym mogę służyć, kochaniutka?Dla ślepca jej głos brzmiałby jak należący do nałogowego pala-

cza papierosów, ale ja wiedziałam, że ta chrypka to rezultat złego traktowania jej gardła przez duchy. Zamknęłam drzwi.

− Krwawy diament, proszę.Przyglądnęła mi się. Spróbowałam sobie wyobrazić, jak wyglą-

dałabym, gdybym pomalowała się na czerwono, żeby dopasować się do mojej aury.

− Ty zapewne jesteś Blada Śniąca. Chodź za mną – zachrypia-ła. – Oni czekają na ciebie.

Poprowadziła mnie do rozchwianych schodów, ukrytych za szafą obrotową. Miała uporczywy dręczący kaszel, jakby w jej tcha-wicy utkwiły kawałki mięsa. Nie minie dużo czasu, zanim straci głos. Niektórzy mówcy ucinali sobie języki, aby powstrzymać du-chy przed ich używaniem.

− Jestem Agata – powiedziała. – To jest kryjówka II-4. Nieuży-wana od wielu lat, oczywiście. Jasnowidze w Camden rozpraszają się wszędzie, kiedy nadchodzi zagrożenie.

Poszłam za nią do piwnicy, oświetlonej przez jedną lampę. Na półkach było pełno literatury groszowej i zakurzonych ozdób. Na tym niewielkim kawałku przestrzeni upchnięto dwa materace przy-kryte połatanymi kołdrami. Na stercie poduszek spała Ivy, odziana w tradycyjną koszulę. Była przeraźliwie chuda – sama skóra i kości.

Page 53: Zakon Mimów

53

− Nie budź jej. – Agata przykucnęła i pogłaskała ją po głowie. Potrzebuje odpoczynku, biedaczysko.

Jeszcze trzech jasnowidzów zajmowało drugi materac, wszy-scy wyglądali jak typowi mieszkańcy Szeolu: martwe oczy, wklęsłe brzuchy, osłabione aury. Przynajmniej mieli na sobie czyste ubra-nia. Pośród nich była Nell.

− Więc uciekłaś z Wieży – powiedziała. – Powinniśmy dostać odznakę za przeżycie tego wszystkiego.

W kolonii karnej niewiele rozmawiałam z Nell.− Jak twoja noga?− To tylko zadrapanie. Po Nadzwyczajnych Strażach spodziewa-

łam się czegoś więcej. Raczej średni popis umiejętności. – Mimo to wciąż drgała z bólu, kiedy dotykała poranionej nogi. – Znasz tych dwoje łobuzów, no nie?

Jednym z jej towarzyszy był julker, któremu raz pomogłam w Szeolu I, chłopiec o brązowych oczach i ciemnej karnacji. miał na sobie koszulę i obszerne drelichy. Głowę chował pod ramie-niem Nell. Czwartym ocalonym był Felix – wyglądał na nerwowe-go i był trochę za chudy jak na swój wzrost, z burzą czarnych wło-sów i odrobiną piegów. W trakcie rebelii pełnił funkcję posłańca.

− Przepraszam. Nie przypominam sobie, żebym pytała cię o imię – powiedziałam do julkera.

− Nic nie szkodzi – powiedział delikatnym słodkim głosem. – Jestem Józef. ale mów mi Joz.

− Okej. – Rozejrzałam się po kątach piwnicy i serce podeszło mi do gardła. – Czy ktoś jeszcze uciekł?

− Raczej nie.− Wsiedliśmy w taksówkę z Whitechapel – powiedział Felix. –

Mieliśmy ze sobą jeszcze dwie osoby, ale obydwoje…− Zginęli – Agata przyłożyła szmatkę do ust i zakaszlała su-

cho. Kiedy opuściła rękę, zobaczyłam, że materiał jest poplamiony krwią. – Dziewczyna nie przyjmowała jedzenia. Chłopak wskoczył do kanału. – Przykro mi, kochana.

Page 54: Zakon Mimów

54

Zimny kłujący ból przeszył mnie z tyłu nóg.− Chłopak – powtórzyłam. – Nie był niemową, prawda?− Michael uciekł – powiedział Joz. – Pobiegł w dół rzeki, tak mi

się wydaje. Nikt go nie widział. Nie powinnam czuć ulgi – zginął przecież kolejny jasnowidz –

ale myśl o tym, że Michael mógłby się zabić, sprawiła mi fizyczny ból. Felix podrapał się z boku szyi.

− Więc nie znalazłaś nikogo więcej?− Jeszcze nie – powiedziałam. – Nie bardzo wiem, gdzie szukać.− Gdzie się zatrzymałaś?− W noclegowni. Lepiej, żebyście nie wiedzieli gdzie. Jesteście

tu bezpieczni?− Są bezpieczni – powiedziała Agata, poklepując Ivy po ramie-

niu. – Nie martw się, Blada Śniąca. Nie spuszczam z nich wzroku.Felix uśmiechnął się do niej niepewnie.

− Damy sobie radę. Camden wydaje się bezpieczne. Poza tym – dodał – wszystko jest lepsze niż… to miejsce, gdzie byliśmy wcześniej.

Przykucnęłam obok Ivy, która nawet nie drgnęła.− Byłam jej treserem – powiedziała Agata. Zdjęła koronkowy

szal i owinęła nim ramiona Ivy. – Myślałam, że mi uciekła. Szuka-łam jej, gdzie mogłam, ale bezskutecznie. W końcu domyśliłam się, że ją załatwili.

Teraz byłam na skraju załamania nerwowego. Treserzy zbierali obszarpańców i szkolili ich do kradzieży i żebractwa, często nie szczędząc bata.

− Z pewnością ci jej bardzo brakowało – powiedziałam.Jeśli nawet dobrze odczytała moją wypowiedź, nie dała tego po

sobie poznać.− Tak, oczywiście – odparła. – Brakowało mi jej. Jest dla mnie

jak córka. – Wstała i pomasowała się po krzyżu. – Zostawię was. Też mam swoje sprawy.

Page 55: Zakon Mimów

55

Drzwi huknęły i na klatce schodowej rozbrzmiał kaszel. Felix delikatnie potrzasnął Ivy.

− Ivy, Paige tu jest.Zajęło jej chwilę, nim doszła do siebie. Joz pomógł jej usiąść,

podpierając ją poduszkami. Złapała się za żebra. Kiedy w końcu spojrzała na mnie swymi czarnymi oczami, uśmiechnęła się, a ja zauważyłam nie ma z przodu zęba.

− Jeszcze nie umarłam.Joz wyglądał na zmartwionego.

− Agata powiedziała, że nie powinnaś wstawać.− Nic mi nie będzie. Ona zawsze za dużo się martwiła – powie-

działa Ivy. – Wiecie co, powinniśmy naprawdę wysłać Thubanowi zaproszenie do mojego łoża śmierci. Z pewnością chciałby zoba-czyć owoce swojej pracy.

Nikt z nas się nie śmiał. Widok jej sińców poruszył mnie do głębi.

− Więc – podjęłam – Agata jest twoim trenerem?− Ufam jej. Nie jest taka jak inni trenerzy, przygarnęła mnie,

kiedy przymierałam głodem. – Mocniej otuliła się koronkowym szalem. – Ukryje nas przed Szmatognatem. Nigdy go nie lubiła.

− Dlaczego musisz się przed nim ukrywać? – Usiadłam na ma-teracu. – Czy to nie twój mim-lord?

− Jest niebezpieczny.− Chyba nie bardziej niż wszyscy mim-lordowie?− Wierz mi, nie chciałabyś mieć z nim na pieńku. Nie zechce

w swojej sekcji bandy uciekinierów. Nikt nie zna jego twarzy, ale Agata spotkała go raz czy dwa. Odpowiada za tą kryjówkę od wielu lat, zanim jeszcze ja dla niej pracowałam.

− Kto jest jego faworytą? – zapytała Nell.− Nie jestem pewna. – Ivy podniosła rękę do ostrzyżonej głowy,

odwracając wzrok. – Nie są tutaj zbyt wylewni.

Page 56: Zakon Mimów

56

Będę musiała podpytać Jaxona o tego faceta. Jeżeli jeszcze kie-dykolwiek będę z nim rozmawiać. – Dlaczego więc w ogóle tutaj wróciłaś?

− Nie mieliśmy się gdzie podziać – powiedziała Nell, nadyma-jąc policzki. – Nie mamy pieniędzy na noclegownie ani przyjaciół, którzy mogliby nas przenocować.

− Słuchaj, Paige – wciął się Felix – musimy się zastanowić, co zrobić, i to szybko. Sajon będzie nas tropił, biorąc pod uwagę to, o czym wiemy.

− Zwołałam spotkanie Eterycznego Stowarzyszenia. Musimy powiedzieć im o Refaitach – odparłam. − Niech każdy jasnowidz w Londynie dowie się, co Sajon z nami wyprawia.

Ivy potrząsnęła głową.− Oszalałaś – powiedziała, patrząc na mnie. Jej głos drżał. –

Wydaje ci się, że Hektor cokolwiek z tym zrobi? Myślisz, że go to obchodzi?

− Warto spróbować – powiedziałam.− Mamy nasze piętna – zauważył Felix. – Mamy nasze historie.

Mamy wszystkich jasnowidzów, którzy zaginęli.− Mogą być w Wieży. Albo są już martwi. Nawet jeżeli fak-

tycznie wszystkim powiemy, nie mamy gwarancji, że to cokolwiek zmieni – stwierdziła Nell. – Ivy ma rację. Hektor nie uwierzy w ani jedno słowo. Mój przyjaciel usiłował zawiadomić swojego po-plecznika o morderstwie, a oni pobili go do nieprzytomności za to, że zawracał im głowę.

− Potrzebujemy Refaity, aby stać się wiarygodnymi – powiedział Joz. – Naczelnik nam pomoże, prawda Paige?

− Nie wiem. – Zamilkłam. – Nie wiem, czy on w ogóle żyje.− Nie powinniśmy współpracować z Refaitami. – Ivy odwróciła

wzrok. – Wszyscy wiemy, do czego oni są zdolni.− Ale on pomógł Liss – powiedział Joz, marszcząc brwi. – Wi-

działem to. Odratował ją ze spirytualnego szoku.

Page 57: Zakon Mimów

57

− Daj mu więc za to medal – burknęła Nell – ja też nie zamierzam z nim współpracować. Niech wszyscy zgniją w piekle.

− Co ze ślepcami? – zapytał Felix. Nell prychnęła.

− Wybacz, ale przypomnij mi, dlaczego zgniłki miałyby w ogóle przejąć się tym, co się z nami dzieje?

− Mogłabyś wykazać odrobinę optymizmu. − Jasne, cotygodniowe egzekucje napawają mnie prawdziwym

optymizmem. Poza tym londyńscy ślepcy mają nad nami przewagę liczebną dziesięć do jednego, jeżeli nie większą – dodała. – Nawet jeśli uda nam się przekonać do siebie kilku z nich, reszta nas poko-na. I szlak trafi wasz genialny plan.

Widać było, że wystarczająco długo tkwili razem w tym cia-snym pokoju.

− Mogłoby się skończyć na tym, że ślepcy by nam pomogli. Sajon od zawsze uczył swoich mieszkańców nienawiści do jasno-widzów – powiedziałam. – Wyobraźcie sobie, jak zareagowaliby przeciętni mieszkańcy, gdyby się dowiedzieli, że Sajon jest kon-trolowany przez jasnowidzów. Refaici są w jeszcze większym stopniu jasnowidzami niż my i owinęli sobie nas wokół palca przez dwieście lat. Ale najpierw musimy się skupić na jasnowidzach, nie zgniłkach czy Refaitach. – Stanęłam obok okna, obserwując prze-pływające barki wypełnione towarami. – Co powiedzieliby wasi mim-lordowie, gdybyście poprosili ich o pomoc?

− Zobaczmy… Mój by mnie pobił. – Nell zadumała się. – Po-tem… hm, prawdopodobnie wyrzuciłby mnie na żebry z pocięty-mi ramionami, pewien, że kłamię.

− Kto jest twoim mim-lordem?− Byczy Szuler. III-3− Dobra. – Byczy Szuler z pewnością był bestią godną swego

imienia. – Felixie?− Nie byłem w syndykacie – przyznał.− Ja też nie – powiedziała Ivy. – Byłam tylko obszarpańcem.

Page 58: Zakon Mimów

58

Westchnęłam. − Joz?− Tez byłem obszarpańcem, w II-3. Mój treser nam nie pomo-

że. – Objął dłońmi kolana. – Będziemy musieli tutaj zostać, Paige?− Na razie tak – odparłam. – Czy Agata każe wam pracować?− Jasne, że tak. Ma już dwudziestu obszarpańców do wykarmie-

nia – powiedziała Ivy. – Nie możemy jej naciągać.− Rozumiem, ale wszyscy dużo przeszliście. Nell, ciebie nie

było przez dziesięć lat. Potrzebujesz czasu, żeby się zaadaptować.− Jestem wdzięczna, że dała nam miejsce do spania. – Nell opar-

ła się o ścianę. – Powrót do pracy dobrze mi zrobi. Prawie zapo-mniałam, jak to jest dostawać wynagrodzenie za pracę – do-dała. – A co z twoim mim-lordem? Zostajesz z Białym Spoiwem?

− Zamierzam z nim o tym porozmawiać. – Popatrzyłam na Ivy, która naciskała palcem zgrubienie na kostce. – Czy Agata wie o ko-lonii? – Potrząsnęła głową. – Co jej w takim razie powiedziałaś?

− Że uciekliśmy z Wieży. – Ivy nie przestawała potrząsać gło-wą. – Ja po prostu… nie miałam siły jej tego wyjaśniać. Chcę o tym wszystkim zapomnieć.

− Niech wszystko zostanie po staremu. Prawda jest nasza naj-lepszą bronią. Chcę, aby po raz pierwszy usłyszeli o niej w czasie zebrania Eterycznego Stowarzyszenia, inaczej pomyślą, że to tylko plotka, która zaczęła żyć własnym życiem.

− Paige, nie mów nic Stowarzyszeniu. – Jej oczy się rozszerzy-ły. – Nie mówiłaś nic o walce ani ujawnianiu się publicznie. Powie-działaś, że zabierzesz nas do domu. To wszystko. Musimy pozo-stać w ukryciu. Mogłabyś narazić nas na…

− Nie chcę pozostać w ukryciu. – Głos Joza był delikatny, ale stanowczy. – Chcę zrobić to, co należy.

Agata wróciła, niosąc tacę z jedzeniem.− Pora iść, kochana – powiedziała do mnie. – Ivy potrzebuje

odpoczynku.

Page 59: Zakon Mimów

59

− Skoro tak mówisz. – Zerknęłam jeszcze raz na jej czworo podopiecznych. – Uważajcie na siebie.

− Zaczekaj chwilę. – Felix nabazgrał numer telefonu na kawał-ku papieru. – Na wypadek, gdybyś nas potrzebowała. To numer jednej z domokrążców, ale przekaże nam wiadomość, jeśli do niej zadzwonisz.

Schowałam papier do kieszeni. Wychodząc po butwiejących schodach, przeklinałam w myślach Agatę. Jaką wielką musiała być idiotką, skoro pozwoliła dwóm jasnowidzom zginąć pod swoją opieką? Zdawała się całkiem miła, a ten ciężar spadł na nią nie-oczekiwanie, ale Ivy dołączy do nich w zaświatach, jeśli nie bę-dzie ostrożna. Niemniej widok czterech ocalonych bezpiecznych, czystych i najedzonych, mających miejsce do spania oraz innych jasnowidzów do swojej obrony to więcej, niż się spodziewałam zobaczyć w czasie tej wyprawy.

Kiedy wyszłam z Butiku Agaty, padał lekki deszczyk. Przecho-dziłam przez zadaszony rynek, gdzie naftowe lampy oświetlały bogactwo gorącego ulicznego jedzenia. Błyszczący okraszony ma-słem groszek parujący w papierowych kokilkach; ogromne ilości purée ziemniaczanego, puszyście białego albo zabarwionego na groszkową zieleń i róż; kiełbaski pryskające z żeliwnych patelni. Kiedy mijałam tacę z kubkami gorącej czekolady, nie mogłam się oprzeć. Była jedwabiście słodka i smakowała jak zwycięstwo. Wszystko, co teraz jadłam i piłam, było kolejnym sposobem robie-nia na złość Nashirze.

Poczułam dziwne uczucie w żołądku. Liss dałaby sobie rękę uciąć za łyk tego napoju.

Nagle ktoś mnie potrącił i resztka czekolady wylała się na ziemię.

− Patrz, co robisz.Męski opryskliwy głos. Już miałam coś wypalić, ale widok pa-

sków i bransoletek z kości powstrzymał mnie. Szmaciane Kukły. To był ich teren, nie mój.

Page 60: Zakon Mimów

Było kilka godzin przed wschodem słońca, kiedy opuściłam rynek i skierowałam się na południe, uważając na każdy mijający mnie pojazd. Nie zajęło mi dużo czasu, aby dotrzeć do granicy Pierwszej Kohorty. Kiedy weszłam w boczną uliczkę, oparłam się o ścianę budynku, by sprawdzić, czy jestem bezpieczna. Była to opuszczona kryjówka chałturnika, brudna i cicha, pełna podpa-lonych koszów na śmieci w pobliżu drzwi. Z perspektywy czasu jednak okazał się to kiepski wybór na postój.

Mój szósty zmysł zwolnił. Nie poczułam, że nadchodzą, dopó-ki nie znaleźli się tuż przy mnie.

− Patrzcie, kogo my tu mamy. Moja stara przyjaciółka, Blada Śniąca.

Miałam wrażenie, że padam na ziemię. Okej, znałam ten tłusty głos. To był Haymarket Hektor.

Szukaj w dobrych księgarniach i nawww.labotiga.pl

www.wsqn.pl

Page 61: Zakon Mimów

Sajon. Nie ma bezpieczniejszego miejsca

Rok 2059. 19-letnia Paige Mahoney pracuje w kryminalnym podziemiu Sajonu Londyn. Jej szefem

jest Jaxon Hall, na którego zlecenie pozyskuje informacje, włamując się do ludzkich umysłów. Paige jest śniącym

wędrowcem i w świecie, w którym przyszło jej żyć, zdradą jest już sam fakt, że oddycha.

Niezwykle sugestywna i inteligentnie skonstruowana wizja świata

Szukaj w dobrych księgarniach i nawww.labotiga.pl

www.wsqn.pl