148
WOJCIECH DZIADOSZ/ MICHAŁ WĘGRZYN _SEBASTIAN KRAUS JAKUB_KAMIŃSKI/ BRAVE FESTIVAL KATARZYNA_JAGIELNICA KAROLINA POSPISZYL/ ALE TEGO _DOLNOŚLĄSKI MAGAZYN FOTOGRAFICZNY 02/2013 (05) KWIECIEŃ_WRZESIEŃ / ISNN:2299-5404

Dolnośląski Magazyn Fotograficzny nr 05

  • Upload
    dmf

  • View
    225

  • Download
    0

Embed Size (px)

DESCRIPTION

DMF IS A MAGAZINE SHOWING THE BEAUTY OF THE LOWER SILESIA AND THE TALENT OF ITS PEOPLE. DMF IS ALSO A PHOTO REPORTS FROM MAJOR EVENTS, EXPLORING THE MOST INTERESTING PLACES AND PERSONALITIES OF THE REGION.

Citation preview

WOJCIECH DZIADOSZ/ MICHAŁ WĘGRZYN _SEBASTIAN KRAUS

JAKUB_KAMIŃSKI/ BRAVE FESTIVAL KATARZYNA_JAGIELNICA

KAROLINA POSPISZYL/ ALE TEGO

_DO

LNO

ŚLĄS

KI M

AGAZ

YN F

OTO

GRAF

ICZN

Y 02

/201

3 (0

5)KW

IECI

EŃ_W

RZES

IEŃ

/ ISN

N:2

299-

5404

Dolnośląski Magazyn Fotograficzny-4-

Dolnośląski Magazyn Fotograficzny-5-`

Wszystkie zdjęcia i teksty opublikowane na łamach Dolnośląskiego Magazynu Fotograficznego są wyłączną własnością poszczególnych autorów (fotografów, współpracowników oraz wydawcy) i podle-gają ochronie praw autorskich. Żadne zdjęcie ani żaden tekst reprodukowany, edytowany, kopiowany

lub dystrybuowany bez pisemnej zgody jego prawnego właściciela. Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie cyfrowej lub mechanicznej, drukowana, edytowana lub

dystrybuowana bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy. Wszystkie prawa zastrzeżone.

All photos and texts published on the pages of Silesia Photographic Magazine are the exclusive property of the respective authors (photographers, contributors and publisher) and is protected by copyright. No image or any text reproduced, edited, copied or distributed without the written permission of the legal

owner. No part of this publication may be reproduced in any form, digital or mechanical, printed, edited, or distributed without the prior written permission of the publisher. All rights reserved.

Redaktor Naczelny | Editor-in-ChewŁukasz Kapa

Zas. RN./Reklama | Deputy Editor-in-Chief/AdvertisingMagdalena Błaszczyk

Reklama | AdvertisingJulia Siewak

Logo | LayoutMaria Wąsik

Korekta | CorrectionAgata Osińska

Współpraca | CooperationBartek JaniczekAneta AksamitowskaDawid GudelMarta DymekŁukasz WasyliszynMichał WacławMaciej GajdurPaulina SulanowskaMaria WarszaSzymon Komarnicki

Tłumaczenie | TransltorsAgata Osińska | Julia Rokicka Pomoc Techniczna | Technical SupportŁukasz Pajda

Dołącz | [email protected]

Kontakt | [email protected]

[email protected]

FBhttp://www.facebook.com/dmfmag

ISSN2299-5404 Adres | AddressDMFul. Reja 2/13 50-354 Wrocław, Polska

Dolnośląski Magazyn Fotograficzny-6-

REGIO _16Jezioro Mietkowskie_28Brama do Nadodrza_36KAN_42Brave Festiwal

Our lives are getting more intensive and passing more quickly every day. We forget to think about and enjoy those simple moments. Things that are supposed to make our lives aesier, usually limit us. Therefore encourage You to stop for while and take look around. In The Land of Silcence together with Wo-jtek Dziadosz we take You do magical black-and-white, timeless realm. Then Michał Węgrzyn will tell us something about the modern function of murals in cities and his latest project ‘the Gate to Nadodrze’. If You’re craving for more, can take You for photo-graphic walk around Wrocław with Jakub Kamiński - he’ll present to You his his personal view on the ‘ordinary’ city reality. We haven’t forgotten about the travellers! This time, together with Sebastian Kraus we’re go-ing to visit picturesque yet rainy Scotland and prove that not only sunny weather may be inspiring. So... put away all the distractions, brew some green tea and lose Yourselves in the wonder-ful stories told with images... Have nice reading of the DMF’s 5th issue!

redaktor naczelny | editor-in-chiefŁukasz Kapa

Żyjemy coraz szybciej, coraz intensywniej często nie zastanawiając się i nie doceniając pro-stych chwil w naszym życiu. Przedmioty, które powinny ułatwiać nam codzienność tylko ją ogra-niczają. Zachęcam zatem do zatrzymania się na moment i przyjrzenia się temu, co nas otacza. W artykule Kraina Ciszy, wraz z Wojtkiem Dziadoszem przeniesiemy się na chwilę do ma-gicznej czarnobiałej krainy, w której czas wydaje się nie istnieć. W dalszej częsci Michał Węgrzyn opowie nam o noweczesnej roli murali w mieście oraz o swoim najnowszym projekcie pt.:”Brama do Nadodrza”. Jeśli dalej czujecie niedosyt, to zapra-szam Was na fotograficzny spacer po Wrocławiu z Jakubem Kamińskim, który pokaże nam swoje spojrzenie na „zwykłą” miejską codzienność. Nie zapomnieliśmy też o podróżnikach. Tym razem, wraz z Sebastianem Krasuem, odwiedzimy malow-czą lecz deszczową Szkocję i przekonamy się, że nie tylko słoneczna pogoda może być inspirująca. Odłóżcie zatem wszystkie „zakłucacze” zaparzcie zieloną herbatę, dajcie się wciągnąć w cudowne historie opowiadane kadrami... Zapraszam do lekturu #5 No. DMF̀ u!

Dolnośląski Magazyn Fotograficzny-7-

TALENT _56 Karolina Pośpiszyl _62 Katiebloo_70Cardiff po zmroku_76Jakub Kamiński_90Technika Błędu

LIFE_98Szkocja_118Ale Tego _122 T-Bone_128Pląsy w błocie_130Żelazna Bogini Miłosierdzia_138 Summer Fell Free_142Lumpeks

/Twój Coedziennik Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/KONKURS-8-

Twój Codziennik

Miejsce IAngelika Nowek

Miejsce II, zdjęcie po prawej na górze Piotr Pietryga

Miejsce III, zdjęcie po prawej na doleMaria Kowtunenko

/Twój Coedziennik Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/KONKURS-9-

/Twój Coedziennik Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/KONKURS-10-

/Nowa Papiernia Dolnośląski Magazyn Fotograficzny-11-

„NOWE ŻYCIE NOWEJ PAPIERNI”

We wnętrzach powstających loftów Nowa Papiernia dolnośląscy fotograficy próbowali zatrzymać w kadrze klimat daw-nego Wrocławia aranżując nowoczesne meble BoConcepti przyniesione przedmioty. XIX wieczne budynki starej fabryki papieru we Wrocławiu już w 2014 r. przemienią się w nowoczesne lofty Nowa Papiernia. Zanim jednak rozpoczną się prace wykończeniowe i pojawią się w nich pierwsi lokatorzy, zostały oddane we władanie młodych artystów--fotografików. Była to rzadka okazja, żeby móc sfotografować postindustrialne i świet-nie zachowane wnętrza, będące częścią historii przedwojennego Wrocławia, zanim inwestor tchnie w nie nowe życie. Do dys-pozycji fotografików oddane zostało300 m pomieszczenie z łukowymi stropami, kolum-nami nabitymi nitami i surową, oczyszczoną cegłą na ścianach. Do finału konkursu zostało zakwalifikowanych 10 osób. Uczestnicy przed przystąpieniem do sesji przeszli szkolenie BHP, a zdjęcia wykonywali w kaskach, kamizelkach i obuwiu ochronnym, ponieważ Nowa Papiernia to teren budowy. Zadaniem było zaaranżowanie wewnątrz pomieszcze-nia wybranych akcesoriów wyposażenia wnętrz BoConcept lub innych przedmiotów codziennego użytku. Inwencję twórczą odno-śniewyboru fotografowanych przedmiotów wewnątrz Nowej Papierni pozostawiono twórcom. „We wnętrzach Nowej Papierni poja-wił się stary rower, patynowane lustro, stare księgi, nóż, pluszowy miś, sukienka wisząca na ścianie, ale też chromowane

i kompozytowe krzesła BoConcept. Wspieramy młodych, wrocławskich twórców związanych z fotografią i designem, stąd pomysł na kreatywne uchwycenie w obiek-tywie jeszcze surowych wnętrz powstają-cych loftów z intrygującymi przedmiotami wewnątrz”– mówi Ewa Piechota Marketing Manager projektu Nowa Papiernia. Zadaniem fotografików było wykonanie serii różnych zdjęć w ciągu 30 minut i przedstawienie do konkursu trzech fotografii. Zdjęcia trwały od 24 do 27 lipca po zakończeniu prac bu-dowlanych w budynku B. Konkurs był otwarty zarówno dla amatorów jak i profesjonalnych fotografików. Zdjęcia oceniło Jury złożone z profe-sjonalnego fotografika: Tomasza Woźnego, laureata Grand Press Photo i zastępcy redak-tora naczelnego Dolnośląskiego Magazynu Fotograficznego Magdaleny Błaszczyk. „Po pierwszym przejrzeniu wszystkich nadesłanych prac miałem już swojego fawory-ta i było to zdjęcie Pani Anny Kopeć, przedsta-wiające książkę w deszczu opadających stron – mówi Tomasz Woźny fotografik, laureat Grand Press Photo. „Uwagę przykuwa piękna gra światła zachodzącego słońca, rzucającego ostre linie cieni, wspaniale prowadzących wzrok odbiorcy po wnętrzu Nowej Papierni. Ale to, co stanowi o pięknie tego zdjęcia to stara, pognieciona książka wśród zamrożonych w powietrzu powyrywanych stron. Zestawienie industrial-nego, surowego wnętrza z ciepłym światłem, książką - symbolem tradycji oraz zawieszonymi w powietrzu stronnicami tworzy magiczny,

konkurs fotograficzny – rozwiązanie

/Nowa Papiernia Dolnośląski Magazyn Fotograficzny-12-

pełen nostalgii klimat. Dodatkowo jako jedyne zdjęcie to nawiąz je do historii tego miejsca-,wydaje się że to właśnie historie i opowieści, których Nowa Papiernia była świadkiem, wiru-ją w postaci powyrywanych z sędziwej księgi stron” – dodaje Tomasz Woźny. „Prace nadesłane przez Jacka Dą-browskiego odróżniają się na tle reszty na-desłanych zdjęć ze względu na charaktery-styczny sposób postprodukcji. W przypadku niniejszego konkursu okazała się ona dosko-nałym zabiegiem, co zaowocowało zajęciem drugiego miejsca. Fotografia niebieskiego fotela na tle tła ze ściany z cegieł nie pozwala przejść obok siebie obojętnie. Skontrastowanie ze sobą nowoczesności niebieskiego fotela

MAT

ERIA

Ł PR

OM

OCY

JNY

z historycznymi ścianami wnętrza, zmusza do refleksji i pozostaje w pamięci na długo” – mówi Magdalena Błaszczyk z Dolnośląskiego Magazynu Fotograficznego uzasadniając werdykt. Każdy z uczestników konkursu otrzymał od jury obszerną anlizę plusów i minusów wykonanych zdjęć. Organizatorem i fundatorem nagród dla fotografików była Nowa Papiernia.

Partner konkursu: BoConcept

Wszystkie docenione przez Jury zdjęcia i prace innych uczestników będzie można zobaczyć na stronie Www.nowapapiernia.pl

I MIEJSCE: ANNA KOPEĆ

/Nowa Papiernia Dolnośląski Magazyn Fotograficzny-13-

/nazwaartykulu Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-15-

/Jezioro Mietkowskie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-16-

KRAINA CISZYLAND OF SILENCE

/Jezioro Mietkowskie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-17-

/Jezioro Mietkowskie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-18-

tekst: Julia Siewak zdjęcia: Wojciech Dziadosz

If you think that you have to go to the Baikal and Ontario Lakes to capture unusual images then I’d say, you are wrong. In fact, properly prepared material from these sites may be ex-traordinary, but... Unfortunately, the grass is greener on the other side, so we should re-member that in Poland there are also gems that are worth visiting and most of all – capturing with a camera. A place that I’m going to de-scribe is the Lake Mietkowskie, the largest in Lower Silesia, flooded lake. It is located on the Świdnicka Plain, about 25 km south-west outside of Wrocław and covers an area of nearly 10 square kilometers. I assure you, there are amazing sights to behold!

Let’s look at the facts

I learned that the Lake serves as a storage reser-voir and ore and sand mine. Most importantly, the local ecosystem has resulted in a great di-versity of waterfowl, which graced the western shore of the lake. This means – for photog-

Jeżeli myślicie, że trzeba wyjechać nad jezioro Bajkał czy Ontario w celu zrobienia wyjątko-wych zdjęć to twierdzę, że jesteście w błędzie. Fakt, odpowiednio przygotowany materiał z tamtych miejsc może okazać się niezwykły, ale... Niestety, cudze chwalimy a swego nie znamy, pamiętajmy więc, że Polce też są pereł-ki, które warto odwiedzić i przede wszystkim – uwiecznić na zdjęciu. Miejsce, które Wam opiszę, to Jezioro Mietkowskie, czyli największe na Dolnym Śląsku jezioro zalewowe. Znajduje się na Równinie Świdnickiej, mniej więcej 25 km na południowy zachód od granic Wrocła-wia i rozciąga się na powierzchni prawie 10 km kwadratowych. Zapewniam, jest na co popatrzeć!

Przyjrzyjmy się faktom

Dowiedziałem się, że Jezioro Mietkowskie peł-ni funkcje zbiornika retencyjnego oraz kopalni kruszywa i piasku. Co najważniejsze, lokalny ekosystem zaowocował ogromnym zróżnicowa-niem ptactwa wodnego, które upodobało sobie

/Jezioro Mietkowskie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-19-

zachodni brzeg jeziora, a to znaczy, że dla fo-tografów którzy szukają miejsc różnorodnych, to całkiem przydatna informacja. Dla mnie zbiornik ten jest przede wszystkim miejscem, gdzie fotografuję krajobraz techniką długie-go naświetlania. Zapewniam Was, że żadne inne miejsce w okolicy nie zapewnia mi takie-go zróżnicowania małych i dużych obiektów, które pozwalają kreować zupełnie inny świat. Wiecie, co cieszy mnie najbardziej? Mogę poka-zać upływ czasu, spokój, nostalgię poprzez dłu-gie czasy naświetlania właśnie – i zazwyczaj wy-chodzi to tak, jak sobiewcześniej wymarzyłem. Poza tym, miejsce o którym piszę, to naprawdę ogromny obiekt – drugi brzeg jest oddalony na tyle, że nie dominuje nad pierwszym planemi niebem, co jest dla mnie akurat bardzo istotne.

Ekscytacja

Za każdym razem, gdy wsiadam do samocho-du i kieruję się w stronę jeziora, spodziewam się wielkiej niewiadomej. Przykładowo – widzę łodzie szkoleniowe, które znajdują się na pół-nocnej plaży wraz z pomostami zmieniającymi swoje położenie, więc dzięki temu, komponu-jąc kadr, za każdym razem mogę mieć zupełnie inne tło. Południowy brzeg jest o wiele bardziej usłany samotnymi kamieniami, korzeniami oraz elementami metalowych platform, które zostały zatopione. Ta część jest zdecydowanie rzadziej odwiedzana przez turystów i tym samym bar-dziej pożądana przez ciekawskiego fotografa...

Jak pracuję

Fotografując z użyciem długich czasów naświe-tlania, bardziej skrupulatnie wybieram obiekty do fotografowania, a co najważniejsze – kadruję zdecydowanie dokładniej. Jeśli źle dobiorę kadr, ilość i siłę filtrów połówkowych, czy niewłaści-we ustawienia aparatu, będę musiał powtarzać naświetlanie które bardzo często trwa 1-2 mi-nuty w ciągu dnia. Jeśli fotografuję przy zacho-dzie lub wschodzie słońca, czasy naświetlania są jeszcze dłuższe – w ekstremalnych sytuacjach mam tylko jedną szansę aby dobrze ująć scenę, ponieważprzy początku naświetlania słońce jest tuż na horyzontem, a gdy aparat kończy ekspo-zycję, słońce zaszło... i mogę wracać do domu. Bywało i tak, że musiałem czekać 30 minut na „decydujący moment” w jednym miejscu, bo znalazłem dogodny motyw pierwszego pla-nu. Jeśli jesteś niecierpliwy, to zdecydowanie nie jest to zajęcie dla Ciebie.

raphers who are looking for a variety of plac-es – it’s a pretty useful information. For me, this basin is primarily a place where I photo-graph landscapes with long exposure. I assure you that no other place in the area provided me such a pattern of small and large objects that al-low to create a completely different world. You know what I enjoy the most? I can show the pas-sage of time, calmness, nostalgy with long ex-posures – and it usually comes out the way I had dreamed it would. Besides, the place I’m writ-ing about is a really huge area – the other shore is just far enough that it doesn’t dominate the fore-ground and the sky, which to me is very important.

Excitement

Every time I get in the car and go to the lake, I expect a great unknown. For example – I can see training boats that are on the north-ern beach with piers changing its position, so, thanks to this, I am composing the frame and every time I have a totally different back-ground. The south shore is much more littered with lonely stones, roots and elements of metal platforms that have sunken. This part is much less visited by tourists and hence more desirable for a curious photographer...

How I work

While shooting with a slow shutter speed, I choose objects to photograph more carefully, and most importantly – I crop far more accu-rately. If I chose the wrong frame, the number and strength of half-filters or improper settings of the camera, I would have to repeat the expo-sure, which often takes 1-2 minutes – during the day. If I photograph the sunset or the sun-rise, exposure times are even longer – in ex-treme cases, I have only one chance to have a good grasp stage, since at the beginning of the exposure the sun is just above the horizon and when the camera exposure ends, the sun is gone... and I can go home. It has happened before that I had to wait even 30 minutes for the “decisive moment” in one place, when I have found a convenient theme of the foreground. If you’re impatient, it’s definitely not a job for you.

/Jezioro Mietkowskie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-20-

/Jezioro Mietkowskie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-21-

/Jezioro Mietkowskie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-22-

/Jezioro Mietkowskie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-23-

Co zrobić, aby zacząć przygodę z techniką długiego naświetlani

Przede wszystkim należy zaopatrzyć się w mocny szary filtr, który jest głównym wejściem do całej zabawy. Niepozornym, ale ważnym elementem wyposażenia jest dobry statyw, ponieważ bez stabilnego podparcia nie wykonamy poprawnych ujęć. Trzeba brać pod uwagę, że aparat rejestruje każde najmniejsze poruszenie – będą one widocz-ne w efekcie końcowym. Grząski teren, piaszczy-ste brzegi, oraz silny wiatr mogą skutecznie popsuć całą zabawę, gdy mamy statyw niedopasowany do naszego kompletu.

Jezioro Mietkowskie to nie tylko woda. Jakiś czas temu całą ciecz, która znajdowała się w za-lewie, spuszczono i powstała ogromna popęka-na pustynia. Możliwy był spacer prawie na całej powierzchni jeziora. Zimową porą lód skuwa ta-flę wody, tworząc niezwykle interesującą arktycz-ną scenerię. Na południe od jeziora rozciągają się pagórki i wzgórza, które wiosną porośnięte są rzepakiem, a latem pszenicą. Wszystkiemu to-warzyszy widok na najstarsze szczyty w Europie – Góry Sowie. Liczne pałace, młyny wiatrowe oraz widok na najwyższy szczyt w okolicy, czyli Ślężę, buduje niebanalny krajobraz, który napraw-dę warto zobaczyć i wykorzystać do zrobienia kil-ku, czy nawet kilkunastu, całkiem niezłych ujęć.

/Jezioro Mietkowskie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-24-

/Jezioro Mietkowskie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-25-

/Jezioro Mietkowskie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-26-

/Jezioro Mietkowskie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-27-

What to do to develop your techniquewith long exposures?

First of all, make sure you have a strong gray filter, which is the main entrance to all the fun. A mod-est, but important piece of equipment is a good tripod, because without a stable support you can-not execute the correct angles. You have to take into account that the camera captures the slightest movement – it will be seen in the resulting image. Muddy terrain, sandy shores and strong winds can effectively spoil all the fun, if we haven’t properly positioned the tripod in our set.

Lake Mietkowskie is not just water. Some time ago, all the liquid that was in the f looded lake was flushed down and a cracked desert emerged. It was possible to walk across almost the entire surface of the lake. The winter ice chipped the surface of the water, creating a very interesting arctic scenery. South of the lake knolls and hills extend, in spring they are covered with rapeseed oil and wheat in the summer. All this is accompanied by a view of the oldest mountains in Europe – Sowie Mountains („Owl Mountains”). Numerous palaces, windmills and sights of the highest peak in the area, which is Ślęza, create a remarkable landscape that is really worth seeing and exploit for several really good shots.

/Jezioro Mietkowskie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-28-

Michał Węgrzyn

tekst: Aneta Aksamitowskazdjęcia: Michał Węgrzyn

/Jezioro Mietkowskie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-29-

/Michał Węgrzyn Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-30-

/Michał Węgrzyn Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-31-

Świat i człowiek od zarania dziejów ewoluują, a sztuka razem z nimi. W dzisiejszych czasach, kiedy życie jest szybkie i nie każdy znajduje czas, aby się uwrażliwić kulturalnie, sztuka zaczęła wychodzić do ludzi. Opowiedz o tym procesie, który doprowadził do powstania muralu współczesnego.

Pewnie zaczęło się od jakiejś pierwotnej po-trzeby człowieka i rysunków na ścianach jaskiń. Potem udoskonalaliśmy narzędzia i wzbogaca-liśmy środki wyrazu, aż doszliśmy do organizo-wania imprez, gdzie swobodnie tworzymy nowe style i formy, być może dla tej samej dawnej przyjemności tworzenia.

A jak u ciebie narodził się mural i dlaczego?

U mnie zajawka pojawiła się w momencie, kiedy przeprowadziłem się na stałe do Wrocławia, po-myślałem sobie, że jestem w mieście, które na-prawdę tętni życiem i że warto tutaj spróbować czegoś nowego. Rysowałem i malowałem od zawsze. Trafiłem na Akademię, ale w którymś momencie zdałem sobie sprawę, że nie chcę po-zostać tylko w przestrzeni galeryjnej, zupełnie mnie to nie satysfakcjonowało, więc stwierdzi-łem, że nie ma co ciągnąć w nieskończoność tej samej formy i poszukać innego sposobu wyrazu. Tym bardziej, że robiłem bardzo duże forma-ty w pracowni, które w pewnym momencie po prostu przestały przechodzić przez drzwi i po-stanowiłem popróbować na zewnątrz. Miałem pewien plan działania, jednak nie spodziewałem się, że będę musiał nauczyć się malować od zera w nowych warunkach.

Zdarzają się sytuacje, że ludzie reagują negatywnie na murale, że odbierają je jako wandalizm, a nie sztukę?

To zależy, jak mural jest zrobiony, jednym się coś podoba, a drugim nie. Każdy ma własny gust, ale na pewno mural wykonany na ogrom-nej ścianie jest zauważalny. Zawsze jest jakaś re-akcja, pozytywna, czy negatywna, wywołuje ja-kieś uczucia i różne interpretacje. Często są one pozytywne, bo ludzie po prostu lubią nowość. Autor zwykle chce coś przekazać, ale często okoliczni mieszkańcy mają swoje racje i potra-fią powiedzieć coś przewrotnego, co całkowicie rozbraja wykonawcę.

The world and man have been evolving since the beginning of time and the art followed. Nowadays, when the life’s fast and it’s diffi-cult to stop for a while and let art charm you, the art goes out to people. Tell us about this process that led to the contemporary mural’s

coming into being.

It probably started with some primary human need and drawings on cave walls. Then we managed to improve our tools and enriched the means of expression, to eventually reach organising events, where we can freely create new styles and forms, maybe just for the ancient pleasure of creating itself.

And how did you come to creating murals and why?

My craze was born at the time when I moved to Wroclaw permanently. I thought to myself that I’m in a city that pulses with life and it’s worth trying something new. I’ve always drawn and painted. I went to the Academy but later re-alised that I want to reach further than gallery spaces - it wasn’t satisfactory enough for me, so I decided to abandon that form of expressing my art to find something totally different. Es-pecially knowing I had some huge pieces of art in my studio that were simply too big to fit through the door. So I tried outdoors. I had a plan, but I didn’t expect having to learn from scratch to paint in those specific conditions.

Do you ever encounter negative reactions to murals, calling them vandalism and not art?

Well, it depends on how the mural was made. Some like that particular one, others don’t. Everyone’s got their own taste, but undoubt-edly such an enormous painting on an outside wall is visible. There’s always a reaction - posi-tive, negative, but every time awaking emo-tions, interpretations. Often they are positive, simply because people like novelties. The au-thor usually has something he wants to tell people, but it’s not rare that members of local communities come up with totally surprising interpretations - even for the author himself.

/Michał Węgrzyn Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-32-

Jest to sztuka dość ulotna. Nie jest ci żal , że za parędziesiąt lat z twoich

dzieł może nic nie zostać?

Zrobi się nowe, na pewno znajdzie się ktoś, kto to zrobi. Jeżeli mamy malunki w jaskiniach, to jest to tylko dowód na to, że domeną czło-wieka jest tworzenie, mimo że nie potrzebu-je tego do przeżycia jak wody czy powietrza, ale wciąż to robi. Nieważne czy kamienica po-stoi parę lat a później się rozsypie lub to zama-lują, ale przez ten czas praca będzie trafiać do ludzi. Niektórych rzeczy się nie zatrzyma i pew-nie jednocześnie kolejne projekty będą znikać a inne powstawać.

Opowiedz o konkursie „Brama do Nadodrza” – jak zareagowałeś na wiadomość o wygranej?

Byłem w miarę zadowolony z mojego projektu, wiadomo, cieszyłem się, ale podszedłem do tego na luzie, bez żadnej spiny.

This is kind of a transitory art. Don’t you feel sad that in a few years or decades there might

be nothing left of your creations?

New ones are going to be created, there sure will be someone to do it. If we think about those cave drawings, it is just a proof for hu-manity’s need for art - although we don’t need it to live like air or water, but we still do it. Doesn’t matter if the building will be there for a few more years and then fall apart or the mural will be repainted - until then the art will get to people. Some things are really hard to stop and probably there will be different projects ap-pearing and disappearing - simultaneously.

Tell us about the competition - ‚the Gate to Nadodrze’. How did you react to the

news about your win?

I was quite satisfied with that particular project, sure, I was happy, but I stayed calm about it.

/Michał Węgrzyn Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-33-

/Michał Węgrzyn Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-34-

Czym się zainspirowałeś przy tworzeniu tego projektu?

Zainspirowałem się Wrocławiem, zaczerp-nąłem trochę ze starych zdjęć i pocztówek. Pojawił się tam motyw sterowca, co sprawdzi-łem i rzeczywiście kiedyś nad miastem poja-wiały się zeppeliny. Chciałem przywołać klimat miasta, kiedy nie było ono okaleczone dzia-łaniami wojennymi i wysiedleniami. Jednak oprócz dosłownych motywów znalazłem też miejsce na motywy abstrakcyjne, które pozwa-lają odbiorcy na swobodne interpretacje obrazu.

A  co sądzisz o innych wrocławskich muralach i o ich poziomie w porównaniu do innych miast?

Są zaskakujące. Często wyłaniają się z „zapo-mnianych” zakątków lub z małych uliczek i są to całkiem duże realizacje, w miejscach, gdzie człowiek by się normalnie nie spodziewał, że wyj-dzie gdzieś zza rogu i zobaczy takie dzieło. Teraz właściwie w każdym większym mieście w Polsce powstają murale i każde miasto chce je posiadać!

What was your inspiration for that project?

I was inspired by Wroclaw, looked into some old postcards and photos. There was this zeppe-lin theme - I checked it and indeed, there used to be some of them flying over the city. I tried to call back the atmosphere of that city de-stroyed by war and evictions. However besides those direct motives I found some place for ab-stract pieces. They let the receiver the interpret the art more freely. And what are your thoughts about other murals in Wroclaw and their artistic level -

in comparison to other cities?

They’re surprising. They usually appear sud-denly from behind some ‚forgotten’ corners and small alleys - and those are actually quite big projects, in places where no one would ex-pect them to turn up. Today in practically every big city in Poland there are murals arising - and every city wants to have their own!

/Michał Węgrzyn Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-35-

Do you suspect it might be a trend that passes quickly?

Maybe it is a trend, maybe not, but that’s not the point to put as many as big murals as pos-sible on every corner of every street in town. The most important thing is the individual message that one mural can pass, coming from an artist or a group of artists - discovering in people some kinds of sensitivity they’re not aware of themselves. They usually don’t even know they can react in such a way for some-thing of this kind. For some it may be a totally new thing, they weren’t interested in things like that, sometimes because they hadn’t encoun-tered anything like that before. I think that the person creating does this despite it being a trend or whatever, because forming and polishing one’s individual style lasts much longer than an average trend. We an help create new murals by organising events, but personally I think they’re going to be created no matter what. And what are your personal plans for the

nearest future, what’s going to happen?

I’m planning to go on vacation, make another mural in Gorzow Wielkopolski. It is already designed, it’s connected to the celebrations of the Roman Culture ‚Romane Dyvesa’. It is the 25th anniversary and I expect a lot of good time there, because it’s not about painting a wall and fleeing. We also do it for the people we met there with my friend, Ania Taut. Actually we’re going there to explore the atmosphere of Gor-zow’s dirty backyards and I guess that the cause is that same need I mentioned at the beginning.

Myślisz ,że to kwestia mody, która szybko minie?

Może trochę moda, a może nie, ale nie o to cho-dzi, żeby wszędzie umieszczać jak najwięk-szą liczbę jak największych murali w naszym czy innym mieście. Najważniejszy jest indy-widualny przekaz dzieła stworzonego przez jakiegoś człowieka lub zespół artystów i odkry-wanie w ludziach pewnej wrażliwości, bo cza-sami nawet nie są świadomi tego, że coś może na nich w taki sposób podziałać. Dla niektó-rych to jest może nowa rzecz, ktoś się mógł nie interesować tego typu rzeczami,bo po prostu nie miał styczności. Myślę, że ten, kto tworzy, robi to niezależnie od trendu, ponieważ wyspe-cjalizowanie własnego stylu przez artystę zaj-muje więcej czasu niż przeciętnie trwa moda. Można pomóc tworzeniu murali organizując w mieście jakieś imprezy, ale myślę, że będą one powstawały niezależnie od wszystkiego.

A co u ciebie będzie się działo w najbliższym czasie, jakie masz plany?

Planuję pojechać na wakacje, zrobić następny mural w Gorzowie Wielkopolskim, jest już projekt z okazji festiwalu Kultury Cygańskiej Romane Dyvesa. Jest to 25-lecie festiwalu i spodziewam się z tej okazji dobrej zabawy, bo nie o to chodzi, żeby zrobić ścianę i uciec. Robimy to także dla ludzi, których poznali-śmy tam na miejscu razem z koleżanką Anią Taut. Właściwie pojawiamy się tam, żeby wykorzystać klimat gorzowskich podwó-rek i chyba przyczyną jest ta sama potrzeba, o której mówiliśmy na początku.

/Festiwal Kina Amatorskiego i Aiezależnego KAN Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-36-

XiV FESTiWaL Kina aMaTOrSKiEgO i niEzaLEŻnEgO Kan

czyLi: „jEST dObrzE, aLE niE najgOrzEj jEST”

XIV KAN AMATEUR AND INDEPENDENT FILM FESTIVAL KAN

iT MEanS „ iT iS gOOd, buT nOT ThE WOrST „

tekst: Szymon Komarnickizdjęcia : Aleksandra Bodnaruś

Czwar tek, 18. k wietnia 2013 roku. Jest godzina 17:45, razem z fotografką Olą wałęsam się po korytarzu Wrocławskiego DCFu. Za piętnaście minut ma rozpocząć się czternasta edycja festiwalu KAN. Festiwalu kameralnego, któ-remu obcy jest natłok widzów, a puste miejsca nawet na gali fi-nałowej nikogo chyba nie dziwią.

Zaczyna się leniwie i tak ma już pozostać. Siedzę na krześle w pobliżu sali Warszawa. Ola próbuje wykombinować coś z aparatem. Dziewczyna robi co może. Ale ile można fotografować te same gęby, skrzynkę na głosy czy posadzoną przy jednym ze stolików festiwalową kukłę. Nieliczni widzowie kręcą się to przy sali, to przy dziewczę-tach z obsługi festiwalu. Na szyjach połowy ze-branych powiewają identyfikatory akredytacyj-ne. Mój, z literówką w nazwisku, leży w kieszeni. Przeglądam katalog festiwalowy. Towarzystwo zbiera się do wejścia. Wchodzimy więc i my.

Centrum największej sali DCFu zajmuje enklawa widzów którą okala pierścień pustych siedzeń. Lokujemy się z brzegu żeby Ola miała łatwe po-dejście do robienia zdjęć otwarcia festiwalu. Zdjęć, których ma w końcu nie zrobić. Jest osiem-nasta trzy, gasną światła. Nikt nie wyszedł nawet ze słowem powitania. Zaczyna się pierwszy blok.

Fotografka opuszcza mnie po pierwszymbloku. Nie zatrzymuję jej. Nie było rozpoczęcia, a ją goni nauka na studiach, po których – jak większość studentów w tym kraju – cze-

Thursday, the 18th of April 2013. The time is 17:45, along with photographer Ola we are wan-dering up and down the hall of Wroclaw’s DCF. In fifteen min-utes the fourteenth edition of the festival KAN is about to start. An intimate festival, which is not used to crowds, the empty seats even during the final galaprobably do not surprise anyone.

It starts slowly and it is going to remain this way. I’m sitting on a chair near the hall War-saw. Ola is trying to figure out something with the camera. The girl is doing her best. But how long can you shoot the same traps, voting box or the festiwal puppet laying on one of the tables. The few viewers hang around the hall or nearby the girls from the festival service. Half of the gathered folk have their accreditation IDs waving around. Mine, with a typo in the name, is in the pocket. I am browsing the festiwal catalog. People head towards the exit. So we do the same.

The center of the largest hall of DCF is covered with viewers that surround the ring of empty seats. We choose an isle seat so Ola has an easy acess to capture the opening ceremo-ny. Photos, which she ended up not taking. It’s 18:03, lights go out. There was not even a word of welcome. It starts with the first block.

The photographer leaves me after the first block. I do not stop her. There was no beginning,

/Festiwal Kina Amatorskiego i Aiezależnego KAN Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-37-

ka ją świetlana przyszłość. Rozpoczęcie fe-stiwalu okazuje się mieć miejsce przed blo-kiem drugim. Bez zbytnich ceregieli na środek wychodzi mężczyzna, wita zebranych widzów, jury i sponsorów. Bez żartów, które miały miej-sce rok wcześniej, bez zbędnej (czy na pewno ?) gadaniny. Mówi, co ma powiedzieć, gaśnie światło, zaczyna się kolejny blok festiwalowy. Piątek i sobota są na tyle podobne, że wspo-mnienia z nich byłaby w stanie rozdzielić jedynie odpowiednio poczyniona dokumentacja. Takiej jednak nie zrobiłem. Bo nie było o czym, bo nic się nie działo, bo mi się nie chciało... Niemniej, wspomagana szeregiem orientalnych substan-cji pamięć przywołuje obrazy z tych dwóch dni.

Widzów jest więcej. Przy kasach biletowych pojawiają się nawet sporadycznie kolejki. Foto-grafkę Olę zastępuje zmęczony archeologiczną wycieczką badawczą Łukasz. Jego stan wska-zuje, że rany po unicestwionych podczas wyjaz-du szarych komórkach jeszcze się nie zabliźniły.

Po ostatnim festiwalowym bloku coś nie zga-dza mi się na karcie do głosowania. Brakuje tam dwóch filmów które dopiero co zakończy-ły projekcję. Swoje spostrzeżenia kieruję do krótko ostrzyżonej, rudej dziewczyny z obsłu-gi. „Faktycznie. Musiał być jakiś błąd... Możesz dopisać pod spodem.” - mówi. Nie dopisuję, bo mnie nie urzekły. Zaspokoiwszy swoje cze-pialstwo, pustą kartkę wyrzucam do kosza.

Niedzielna gala finałowa ma rozpocząć się o 17.00. Tego dnia frekwencja jest najwyższa. Pojawia się nawet kilka kamer kręcących ożywione rozmowy zebranych. Na sali prawie obiecane - puste miejsca. Kolejno ogłaszane są werdykty. Nikt nie czeka na ewentualnych zwy-cięzców czy wyróżnionych, od razu przechodząc do następnych kategorii. Pewnie nigdy się nie do-wiemy, czy któryś z nich był wtedy na widowni.

Konkurs produkcji amatorskich i niezależnych wygrywa The Hooper (reż. Alex Brüel Flagstad), plastelinowa animacja o tematyce gangsterskiej. Film zawdzięcza nagrodę zapewne włożonej weń pracy twórców. Dopracowana estetycznie animacja, fabularnie bowiem wypada słabo. Dużo ciekawszą historię opowiada wyróżniony Beige (reż. Triana Lorite). Zaskakujący pomysł na zwalczanie nudy w życiu pary starszych lu-dzi. Drugie z wyróżnień dostaje Luminaris (reż. Juan Pablo Zaramella) – romantyczna ani-macja o parze pracującej w fabryce żarówek.

but her uni studies hurry her off, after which anyways - as the majority of students in this countr y - will not guarantee her a bright future. The festiwal beginning appears to take place before the second block. Without much fuss in the center comes out a man who greets the gathered spectators, jury and sponsors. No jokes, unlike the year before, without any superfluous (really?) talk. He says what he ought to say, the lights go out, the following block starts.

Friday and Saturday are so similar that it can be divided only by a properly made documen-tation. But I did not make such a thing. Because there was nothing, because nothing has hap-pened, because I did not want to... However, assisted by a number of oriental substances my memory evokes the pictures of those two days.

The audience is bigger. Near the ticket coun-ters even occasionally a queue appears. Photographer Ola is replaced by tired (after archaeological trip) Łukasz. His status indi-cates that the wounds in his gray cells, inflictedby the trip have not healed yet.

After the closing festival block something doesn’t seem right on the ballot. There is a lack of two movies that have just com-pleted their projection. My observations go to the short-haircutted foxy girl from the ser-vice.” Indeed. There had to be some mistake... You can add it underneath.”- she says. I do not write them in, because they didn’t captivate me. My nagging is satisfied and a blank sheet gets directed to the trash.

Sunday’s f inal gala is scheduled to star t at 17.00. On that day, the turnout is highest. There even appears several cameras to cap-ture the lively conversations. Empty seats in the gala are even promised. Subsequently verdicts are being announced. No one is wait-ing for the potential winners and awarded, they immediately go to the next category. I guess we will never know if one of them was in the audience. The category of independent amateur pro-ductions wins The Hooper (directed by Alex Brüel Flagstad), a gangster themed clay ani-mation. Thanks to the hard work the film awards. Sophisticated aesthetic animation, but with poor performance. A much more in-teresting story is described by awarded Beige (dir. Triana Lorita). The surprising idea to com-bat boredom in the lives of elderly couples. The second distinction gets Luminaris (di-

/Festiwal Kina Amatorskiego i Aiezależnego KAN Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-38-

W konkursie produkcji studenckich zwycięzcą zostaje Kojot (reż. Jędrzej Bączyk), komedia opo-wiadająca o trudach inicjacji seksualnej młodego punka. To gratka dla miłośników wszelkich teo-rii spiskowych - filmu próżno szukać w katalogu festiwalowym. Oprócz niego wyróżniony zostaje duszny, wręcz klaustrofobiczny Terminal (reż. Kuba Zubrzycki). Dramat dwóch matek z których jedna właśnie straciła dziecko, a druga czeka na poród. Oraz Neither yes (reż. Jean Francois Fonta-nel) o iście orwellowskim poranku – dla odmiany - młodej pary. Wygrywają więc filmy przyjemne. Najlepsze z dostępnych w festiwalowym zestawie. O któ-rych każdy – prócz ich twórców - za miesiąc, najwyżej dwa - zapomni. Zmierzam do drzwi. Widzę, jak znajomo wy-glądająca dziewczyna z obsługi festiwalu nie-sie w stronę drzwi wyjściowych plastikową skrzynkę, pełną ceramicznych kubków. Przy-spieszam krok, otwieram jej drugie drzwi, bo pierwsze otworzyła już sama - łokciem. Wy-dostajemy się na zewnątrz. Idzie w prawo, ja kieruję się prosto. Nie wiem o czym myśli nio-sąc kubki. Ja zastanawiam się czy słowa „festi-wal” nie lepiej było by zamienić na „jarmark”. Chciałem napisać o tym, że mi się podobało i że filmy coraz lepsze, ale to nie prawda. Tuż przed festiwalem widziałem wywiad z organi-zatorami. Padło pytanie o nagrody. Odpowiedź: Sponsorzy w tym roku zawiedli, więc tylko sta-tuetka... ale to nagroda rozpoznawalna na całym świecie. Mamy więc do czynienia z typowym dla naszego kraju, ciągłym i bezustannym, chyba od czasów rozbicia dzielnicowego, brakiem pienię-dzy. Dodajmy do tego, że na pohybel Cieszynowi sprowadzono na wrocławskie ulice Festiwal Nowe Horyzonty. Kto w obliczu tak wielkiej imprezy jak NH będzie pamiętał o kameralnym KAN? A może inaczej: kto chciałby o nim pamiętać? Usterki, o jakich piszę nie wymagają nawet zło-tówki na swoją naprawę. Wszak brak pieniędzy czy spadek rangi nie usprawiedliwiają niechluj-stwa. Pokażcie, że niepotrzebne są pieniądze, a festiwal to nie tylko nagrody. Że najważniejsza jest wspaniała atmosfera, o którą należy dbać również dopinając organizacyjne niuanse na ostatni guzik. Jesteście w filmowym kalendarzu od czternastu lat, dbajcie o dobre imię festiwalu, jaki by nie był! Nie jestem zachwycony, że właśnie ten festiwal muszę tak krytykować. Nie miejcie mi tego za złe, lecz – że pokuszę się o rodzicielski ton - to dla waszego dobra.

rected by Juan Pablo Zaramella) – a romantic ani-mation about a couple working in a bulb factory. In the student production contest the winner is Coyote (dir. Jędrzej Bączyk), a comedy about the hardships of sexual initiation of young punks. It is a treat for lovers of all conspiracy theories - the film we will not find in the festival catalogs. In ad-dition, sultry, almost claustrophobic Terminal (dir. Cuba Zubrzycki) is honoured. A drama of two mothers with one who has just lost a child and the other waiting for the baby. And Neither Yes (di-rected by Jean Francois Fontanel) for a truly Or-wellian morning - for a change – for newlyweds.

So the winning films are enjoyable. The best avail-able in the festival package. Each of them - except their creators - after a month or more than two – will be forgotten.

I am heading towards the door. I can see a familiar-looking girl from the festiwal staff who is carry-ing in the direction of the exit door, a plastic box full of ceramic mugs. With an accelerated step, I open her the other door, because the first door she opened with her elbow. I get outside. She goes right, I go straight. I do not know what she was thinking about while carrying those cups. I wonder if the word “festival” would not be better changed to ‘jarmark’.

I wanted to write about the fact that I liked it and that films are getting better, but that is not true. Just before the festival I saw an interview with the organizers. A question about the award was asked. The answer: Sponsors of this year failed, so we are only left with statue ... but this award is recognized around the world. We are deal-ing with a typical, for our country, continuous and relentless, perhaps since the days of feudal disintegration, lack of money. Let’s add to this that na pohybel….? Who will remember intimate KAN after such a huge event as NH? Or in other words: who would like to remember about it?

The defects which I mentioned do not even de-serve a buck for their repair. After all, lack of mon-ey or decrease of the rank do not justify sloppi-ness. Goes to show that money is not necessary and the festival is not only about awards. The most important thing is a great atmosphere, we should care about the nuances of organizing from button to last button. You are in the film calen-dar for the fourteen year now, look after the good name of the festival, whichever it might be ! I am not delighted that I have to critisize this festival so. Do not hold this against me, but - that I am tempted to a parental tone - is for your own good.

/Festiwal Kina Amatorskiego i Aiezależnego KAN Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-39-

/Festiwal Kina Amatorskiego i Aiezależnego KAN Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-40-

/Festiwal Kina Amatorskiego i Aiezależnego KAN Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-41-

/Brave Festival Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-42-

Brave Festiwal

Brave Festival. Festiwal przeciwko wypędzeniom z kultury. Blisko tydzień koncertów, spotkań, rozmów, spektakli. Głos od-ważnych dzieci współbrzmiący z głosem odważnych dorosłych. Wrocław rozbrzmiał zaginionym rytmem, który, miejmy nadzie-ję, długo będzie trwał w sercach i umysłach. Zdjęcia mówią więcej niż słowa, zatem niechaj przemówi obraz.

The Brave Festival is an anti-expulsion event. Almost a whole week of concerts, meetings, talks, shows. The voice of brave chil-dren concordant with the voice of brave adults. Wroclaw reverbe-rating with a lost sound, that - hopefully - will nest in hearts and minds. Images tell more than words, so... let the pictures talk.

tekst i zdjęcia: Bartek Janiczek

/Brave Festival Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-43-

/Brave Festival Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-44-

/Brave Festival Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-45-

/Brave Festival Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-46-

/Brave Festival Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-47-

/Brave Festival Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-48-

/Brave Festival Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-49-

/Brave Festival Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-50-

/Brave Festival Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-51-

/Brave Festival Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-52-

/Brave Festival Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-53-

Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-55-

/Portfolio Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-56-

karolina pospiszyl

Imię i nazwisko: Karolina Pospiszyl Wiek: 21 lat

Miasto: WrocławCo fotografuję: wszystko, co mnie porusza

Czym fotografuję: Nikon D800Do obróbki używam: Lightroom, Photoshop,

Fotografii uczyłam się: w szkole fotograficznej PHO-BOS we Wrocławiu

Inspiruje mnie: Annie Leibovitz, Terry Richardson, Chris Cunningham...

Marzę o: pracy w dużej agencji modyW torbie mam zawsze: za mało kart pamięci

Najtrudniejsze dla mnie w fotografii jest: zrealizowanie niektórych moich szalonych po-

mysłów

Name and surname: Karolina Pospiszyl Age: 21 yearsCity: WrocławWhat do I photograph: everything that movs meWhat camera do I use: Nikon D800Processing software: Lightroom, PhotoshopInspirations: Annie Leibovitz, Terry Richardson, Chris Cunningham...I’ve gained experience:School photo PHO-BOS in WroclawI dream about: work in high fashion agencyThe content of my bag: not enough memory cardsThe most difficult thing in photography: to realize some of my crazy ideas

Zaprezentowany tu projekt jest moją pracą dyplomową. Zależało mi na tym, żeby zaintry-gować widza. Przedstawić mu jak wygląda jego jedzenie przed przyrządzeniem i podaniem. Nazwa dania, które przygotowuje się z danej części zwierzęcia jest tytułem każdej z prac.

The presented project is my thesis. I real-ly wanted this to intrigue the viewer. Provi-de him how his food before preparation and serving. Name dishes prepared with the parts of the animal is the title of each work.

/Portfolio Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-57-

“Galareta”

/Portfolio Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-58-

“Salceson”

/Portfolio Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-59-

“Parówki”

/Portfolio Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-60-

“Pierożki”

/Portfolio Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-61-

“Kapuśniak”

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-62-

/ Katiebloo Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-63-

KATIEBLOO

Katiebloo, aka Kasia Jagielnicka, to 19 letnia ilustratorka z Wrocławia. Od począt-ków swojej działalności aż po dzień dzisiejszy całkowicie samodzielnie pracuje nad doskonaleniem i rozwijaniem swojego warsztatu i stylu. Mimo młodego wie-ku ma na swoim koncie kilka znacznych osiągnięć, w tym między innymi wystawę w metrze Londyńskim czy wygraną w międzynarodowym konkursie organizowa-nym przez Ambasadę Francji. Na co dzień studiuje na Uniwersytecie Ekonomicz-nym i stara się rozwijać wszystkie swoje pasje, nie tylko te związane z ilustracją.

Katiebloo, aka Barry Jagielnicka, is a 19 year old illustrator from Wroclaw. Since the beginning of her activity to the present day she was all by herself working on im-proving and developing her technique and style. Despite her young age, she has won a number of significant achievements, including amongst others an exhibition at London’s subway and winnings in the international competition organized by the French Embassy. On a daily basis she is studying at the University of Economics and trying to develop all her passions, not just those associated with illustrating.

rozmawiała: Magdalena Błaszczyk

/ Katiebloo Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-64-

Jak narodziła się Twoja pasja?

Moja pasja nie narodziła się nagle, nie była też spowodowana jakimś konkretnym czynnikiem, w pewnym stopniu od zawsze byłam kreatyw-na i zawsze lubiłam tą kreatywność przejawiać na wiele sposobów. Także wraz z upływem czasu ta kreatywność i chęć działania zapo-czątkowała moją działalność artystyczną, i co za tym idzie, pewien rozdział mojego życia.

Kim są kobiety na Twoich ilustracjach?

W znacznej części kobiety na moich ilustra-cjach to modelki, ale nie jest to stała regu-ła. Od zawsze byłam zafascynowana kobie-cymi twarzami i ich pięknem, i największą przyjemność sprawia mi własnie odda-wanie tego piękna na moich ilustracjach.

Czy wiążesz z tą branżą swoją przyszłość?

W pewnym momencie swojego życia byłam pewna odnośnie przyszłości w tej własnie branży, ale im więcej się nad tym zastana-wiam, tym bardziej odciąga mnie w inne dzie-dziny życia. Studiuje na kierunku kompletnie nie związanym z ilustracją, mam oprócz tego wiele innych zainteresowań i pasji, i szczerze powiedziawszy nie chciałabym być zbyt ścisłe kojarzona tylko z jedną aktywnością, i tylko na niej opierać swoje perspektywy zawodowe.

Czy możesz zdradzić naszym czytelnikom kilka tajników swojej pracy?

W ilustracji najbardziej cenię elegancję, piękno i nienaganną jakość, dlatego jednym z waż-niejszych środków jakim się posługuje i jaki najbardziej mi pomaga jest Photoshop. Na ogół wykonuje ilustracje ołówkiem, a do-piero po zeskanowaniu całość jest dokład-nie oczyszczana, zaczyna nabierać kolorów, tekstur, nanoszę też drobne poprawki itp. Na ogół tworzę i używam własne tekstury, które powstają po zeskanowaniu i obróbce rożnych papierów czy akwarelowych plam.

How was your passion born?

My passion was born not all of a sudden, it was also due to various factors To some ex-tent, I was always creative and always liked the creativity to manifest itself in many ways. Also, with the passage of time, this creativity and a willingness to act started my artistic activity and thus, a part of my life.

Who are the women in your illustrations?

Mostly the women are models, but it is not a fixed rule. Since I’ve always been fasci-nated by women’s faces and their beauty and the greatest pleasure is just putting this beauty on my illustrations.

Do you associate your business future with it?

At some point in my life, I was sure about the future in this industry, but the more I think about it, the more it pulled me in other areas of life. Studies, for instance, completely un-related to the illustration, except that I have many other interests and passions, and frankly I do not want to be too closely associated with only one activity, and it being the only base of my career.

Can you tell our readers a few secrets of your own work?

In the illustration I appreciate elegance, beau-ty and impeccable quality the most, which is why one of the most important resources that I use and which helps me the most is Pho-toshop. Generally, I am taking pictures with a pencil and only after scanning the whole im-age and when it is thoroughly cleaned, it starts to gain colors, texture, deposition or minor im-provements, etc. In general, I create and use my own textures, which are formed by scan-ning and processing of various securities or watercolor stains.

/ Katiebloo Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-65-

/ Katiebloo Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-66-

/ Katiebloo Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-67-

/ Katiebloo Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-68-

/ Katiebloo Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-69-

/Recenzja Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-70-

„Ja na początku powiem historyjkę…” - tak rozpoczął swój wernisaż Maciej Dako-wicz. Najpierw fotografował dla maga-zynu o tematyce humanitarnej – NEED. Kambodża, Tanzania, Indie, Bałkany i wie-le innych miejsc, do momentu, aż maga-zyn splajtował. W międzyczasie realizo-wał własne projekty takie jak seria zdjęć z pubu „Staff club”, dopóki z kolei to miej-sce nie zbankrutowało. Po przyjeździe do Waliizaczął uwieczniać bogate życie noc-ne St Mary Street. Ulicy, jak do tej pory, jeszcze nie zamknięto.

„W sumie nawet nie wiedziałem jak to fotogra-fować. Nigdy takich zdjęć nie robiłem.” Pierwsze zdjęcia Cardiff powstawały w grudniu 2004 roku. Były to kadry wypełnione błyskiem flesza. Świa-tło odbijało się od ulicy zlanej deszczem i ludzi ukrytych pod płaszczami. Kilkanaście dni póź-niej, już w roku 2005, wyłączył flesz, kupił szerszy obiektyw i zaczął ćwiczyć technikę. Po pół roku zdjęcia nabrały wartości, by po roku, gdy au-tor zainwestował w pełną klatkę oraz obiektyw 35mm, być takimi jakich oczekiwał. „To akurat nie jest takie jak chciałem, bo ci ludzie poru-szyli się, gdy zobaczyli wielkiego hafta.” - dodaje gdy na slajdzie ukazuje się kadr z tulącą się parą  i wymiotującym mężczyzną w tle.

Maciej Dakowicz „Cardiff po zmroku”

“At the beginning I’m going to tell a story...” – this is how Maciej Dakowicz began his vernissage. It all started while he was a photographer for the humanitarian maga-zine – NEED. Later Cambodia, Tanzania, In-dia, the Balkans, and many others followed, until those magazines went bankrupt. In the meantime, he was pursuing his own projects, such as a series of photographs of the pub, “Staff club”, up until this place also went bankrupt. Then, after arriving in Wales he began to capture the nightlife of St. Mary Street. That Street thus far has not yet been closed.

“Actually I did not even know how to shoot it. I have never taken pictures like those before.” The first pictures of Cardiff were developed in December 2004. Those first cadres were filled with flash burst. The light glanced off the rain-filled street among the people hid-den beneath their cloaks. Several days later, in 2005, he turned off the flash, bought a wider lens and began to practice a new technique. After a half a year his pictures began to gain value. And after a year, when he invested in a full frame and a 35mm lens, they began to meet his expectations. “This one’s not ex-actly what I wanted it to be, because these people moved when they saw a pile of hurl.” – he adds when a shot appears with a cuddling couple and a vomiting man in the background.

Maciej Dakowicz„Cardiff after dark”

/Recenzja Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-71-

/Recenzja Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-72-

/Recenzja Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-73-

/Recenzja Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-74-

/Recenzja Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-75-

Seria „Cardiff nocą” to fotografie opisujące weekendowe imprezy na St Mary Street i chip alley. Roznegliżowane ciała, bójki, wymiotujący ludzie, aresztowania, imprezowicze śpiący na chodnikach i ławkach, czułość par pośród gór śmieci po kebabach… Tę intensywność nocne-go życia Maciej Dakowicz zauważył tuż po przy-jeździe i na wyjścia wieczorne zaczął zabierać aparat. Improwizacja i odwaga, tego potrzebu-je fotograf w takich sytuacjach. Chwila strachu i zdjęcie powstaje. Pijani ludzie nawet nie za-uważają fotografa. Jedyne problemy są inicjo-wane przez trzeźwych nie będących, nawiasem mówiąc, fotografowanymi. Maciej zazwyczaj nie kadruje swoich zdjęć. W kwestiach późniejszych ingerencji graficznych poprawia głównie balans bieli. Podczas zdjęć nocnych nie używa błysku oraz statywu, przez co musi stosować wysokie ISO (1600-3200) i taką prędkość migawki jaką zdoła „utrzymać w ręku” (1/60 s. lub 1/30 s.).

Dopiero po pierwszej publikacji, gdy sława za-częła nabierać rozpędu, autor potraktował foto-grafie jako spójną serię o silnym znaczeniu. Naj-pierw odezwał się największy dziennik walijski z prośbą o publikację w niedzielnej rozkładów-ce. „Zapytałem ile mi zapłacą, oni na to, że nic, ale wyjdzie mi to na dobre. Więc powiedziałem: no dobra.” Potem odezwało się BBC, również bez wynagrodzenia, za to z wieloma niemate-rialnymi korzyściami. Następnie zdjęcia im-prezującego Cardiff ukazały się na Węgrzech, doprowadziły do afery politycznej, zostały sprzedane (już z zyskami dla autora) przez pew-ną agencję dla brukowców: Daily Mail oraz the Sun, pojawiły się w polskim Fakcie, Kurierze Po-rannym, Dużym Formacie, na Festiwalu Fotogra-fii Dokumentalnej w Perpignan, ponownie w Da-ily Mail, Telegraph, The Guardian, Politiken, Le Monde etc. Seria zyskała na popularności w me-diach głodnych informacji dzięki tematowi, do którego się odnosi. Gazety bardziej wyszukane doszukiwały się również znaczenia w formie. Fotografie kobiet i mężczyzn przekraczających wiele granic podczas sobotnich imprez stały się polem do popisu dla publicystów z zapę-dami moralizatorskimi. Tabloidy, wyciągając zdjęcia (a nierzadko tylko ich fragmenty) opisy-wały zdarzenia jako karygodne, symbolizujące upadek społeczeństwa. Dakowicz na łamach pewnej gazety musiał tłumaczyć sam siebie i swoje fotografie, których znaczenie inna gaze-ta zrozumiała zupełnie na opak. Temat jednak jest dużo bardziej ciekawy niż wstrząsający. 

His series, “Cardiff at Night” are photographs portraying a weekend event on St. Mary Street and Chip Alley. Naked bodies, fights, regurgitating people, arrests, late night party people sleeping on sidewalks and bench-es, the sensitivity of couples surrounded by mountains of trash after kebabs... Maciej Dakowicz noticed the intensity of nightlife shortly after his arrival and that evening he took out the camera to capture the carnage. Improvisation and courage, is what a pho-tographer needs in such situations. A mo-ment of fear and an image is formed. Drunken people do not even notice the photographer. Sober individuals who jump into the frame to be photographed cause the only problems.Usually Maciej does not compose his own im-ages. In the case when he does instigate, he only touches up the images with white bal-ance. When shooting night scenes he does not use a flash or a tripod, and that is why he must use high ISO (1600-3200) values and a shutter speed that will allow him to be able to “hold the shoot in his hand” (1/60 s or 1/30 s).

Only after his first publication did his fame take off, which resulted in his treatment of his coherent series of images with a strong sense. When the biggest daily paper – Welsh – called him and asked for his publication in the Sunday spread he replied, “How much will I be paid?”, they responded: “Nothing, but this will be good for you.” So I said “Okay.” Then he worked for the BBC, also with-out pay, but with many intangible benefits. Then his partying Cardiff photos appeared in Hungary, which led to a political scandal and were then sold (already with profits for the author) by certain tabloid agencies: the Daily Mail and the Sun, later his work ap-peared in Polish Fakt, the Morning Courier, Big Format, the Festival of Photography Documentary in Perpignan, again in the Dai-ly Mail, Telegraph, The Guardian, Politiken,Le Monde, etc.His series grew in popularity and the media’s hunger for information about his topic escalated. As a result more so-phisticated newspapers were looking to un-derstand his meaning even in its basic form. His photographs of wild and naughty men and women during Saturday night events be-came a field of possibilities and exploitation for journalists with moral aims. Tabloids, drawing pictures (and often only fragments)

/Recenzja Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-76-

Interesujące  jest  to, że wśród sobotniego, imprezowego chaosu, można znaleźć sytuację niecodzienną, która nikogo nie dziwi w danej chwili, uwiecznić porządek, symetrię, zagadko-wość. Wszystko jest względne. Cardiff postrze-gane jako wylęgarnia zła i amoralności, może być też źródłem inspiracji w tworzeniu obrazów. 

Trzech mężczyzn tarza się po chodniku, dwóch patrzy, a jeden trzyma kobietę. Obraz stawia pytania  i  nie  daje  jasnych  odpowiedzi . Kim są ci  ludzie? Dlaczego  leżą? Dlaczego patrzą? Dlaczego trzymają? Skąd się wzięli? 

Na innej fotografii wokół plam na chodniku, stert śmieci z logo McDonald’s i ludzi w jeansach i koszulach siedzi para. On ma na sobie nie-skazitelny garnitur, a ona babcine pończochy,LOKÓWKI, kieckę w niemodne wzory oraz dwie laski w ręku. Obok nich w śmieciach buszuje bezdomny. 

Na kolejnym zdjęciu dwie kobiety ucinają sobie pogawędkę na placu budowy pośrodku ulicy. Dlaczego akurat tam? Kim jest ta para? Dlacze-go śmieci leżą na chodnikach a nie w koszach? 

Seria „Cardiff po zmroku” przynosi wiele pytań. Dakowicz, jak sam twierdzi, nie wie dlacze-go  spośród  swoich  zdjęć wybiera  akurat te, ale zdaje mu się,  że przez  to,  że są cie-kawe. Kiedy  fotografuje  szuka momentów decydujących, najlepiej pozytywnych. Wi-dzi potencjał w danej sytuacji  i czeka. Robi zdjęcia  i  czeka  na  to jedyne  zawieszone w absurdalnej kompozycji. Seria „Cardiff po zmroku” jest interesująca nie tylko przez to, „co” przedstawia, ale przede wszystkim „jak”.

described the incident as shameful, sym-bolizing the collapse of society. In the pages of one newspaper Dakowicz had to explain himself and his photographs, which other newspaper completely misunderstood. In fact, the topic is much more interesting than shock-ing. It is fascinating that among the Saturday party chaos, you will find many unusual situ-ations, which do not surprise anyone at that very moment, yet it is still possible to capture order, symmetry and chemistry. Everything is relative. Cardiff can be seen as a breeding ground for evil and immorality, it can also be a source of inspiration in the creation of images.

Three men wallowing on the pavement, two of them are observing and one is holding a woman. Such images provide questions and do not give clear answers. Who are these peo-ple? Why are they lying? Why are they look-ing like this? Why do they hold in such a way? Where did they come from?

In another photograph around the stains on the pavement, piles of garbage topped with McDonald’s trash and people in jeans and shirts we can observe a sitting couple. He is wearing a spotless suit and she is wearing granny stockings, curling irons, a petticoat in old-fashioned patterns and two sticks in her hand. Next to them in the garbage the home-less are ravaging.

In the next picture two women are chitchat-ting at the construction field in the middle of the street. Why there? Who is this couple? Why is so much waste lying on the sidewalks and not in the trash bins?

Series “Cardiff after dark” raises many ques-tions. Dakowicz says that he does not know why he chooses exactly those pictures, but they seem interesting to him. When he is photographing he is seeking deci-sive moments, preferably positive ones. He sees potential in a given situation and patiently keeps waiting. He takes pictures and waits for the suspension in the absurd composition. Series “Cardiff after dark” is interesting not only in “what”it shows, but also “how” it presents it.

tekst: Dawid Gudelzdjęcia: Maciej Dakowicz, Dawid Gudel

miejsce: Klub Firlej

/Recenzja Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-77-

/ „POEZJA SAMOTNEGO SPACEROWICZA” Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-78-

/Brave Festival Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/REGIO-79-

Bio

Jakub Kamińskiur. 1986 r. w Strzelcach Opolskich. Absolwent wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych na kierunku Fotografia i multime-dia. Nauczyciel fotografii we wrocławskim Technikum nr 15. W jednym z wywiadów, Marian Schmidt, jeden z moich ulubionych artystów, analizując definicję fotografii humanistycz-nej, mówił o poezji samotnego spacerowicza. Bardzo przypadło mi do gustu to sformułowa-nie, gdyż niezwykle trafnie wyraża to, czym jest dla mnie fotografowanie. Sądzę, że nale-ży je rozważać w kategoriach intymnych lub, mówiąc mniej dosadnie, indywidualnych. Dla poety własna twórczość jest z pewnością poruszająca, ale niekoniecznie każdy musi być na nią wrażliwy w tym samym stopniu. Dlatego zdaję sobie sprawę, jak niewielkie poruszenie jestem w stanie wywołać u odbior-ców, jednak nie mogę darować sobie zrobienia tego czy innego zdjęcia. I nie jestem w stanie tego racjonalnie wyjaśnić. Lubię miasto, ludzii ich ślady. Takie mgnienia utraconego czasu, o których pisała Susan Sontag. Zdjęcia z prezentowanej serii nie stano-wią spójnego, w sensie problemowym, cyklu. To raczej pojedyncze klatki z różnych miast, głównie z Wrocławia, gdzie pracuję i mieszkam, powstałe w tak zwanym międzyczasie. Zwykle nie planuję niczego; cytując Sontag, z zado-woleniem przyjmuję nieprzewidziane zdarze-nia. Uleganie i reagowanie na to, co się przede mną odbywa, sprawia mi dużo przyjemności.

Bio

Jakub KamińskiBorn in 1986 in Strzelce Opolskie. A graduate student in Photography

and Media from the Wrocław Academy of Fine Arts. Photography teacher at Wroclaw

Technical School No. 15. In an interview, Marian Schmidt, one of my favourite artists, examines the defini-tion of „humanistic photography”, talks about the poetry of a solitary walker.I like this quote very much, since it aptly asserts what photogra-phy is for me. I think that it can be considered in intimate categories or – to put it more blun-tly – the individual.For the poet’s own work it is certainly touching, but not everyone needs to be sensitive to it in the same way. Therefore, I realize how little movement I am able to cre-ate in the audience, but I can not forgive myself for this or that image. I can not rationally explain this. I like the city, people and their tracks. Such glimpses of lost time, which Susan Sontag wrote about. Photos from the presented series are not cyclically consistent, in the problematic sense. They are rather individual picture frames from different cities, mainly from Wroclaw, where I am working and living, arising in the mean-time. Normally, I do not plan anything, qu-oting Sontag: „with satisfaction I welcome unforeseen events”. Submitting and reacting to what is in front of me gives me a lot of pleasure.

„POEZJA SAMOTNEGO SPACEROWICZA”

„POETRY OF A SOLITARY WALKER.”

/ „POEZJA SAMOTNEGO SPACEROWICZA” Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-80-

/ „POEZJA SAMOTNEGO SPACEROWICZA” Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-81-

/ „POEZJA SAMOTNEGO SPACEROWICZA” Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-82-

/ „POEZJA SAMOTNEGO SPACEROWICZA” Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-83-

/ „POEZJA SAMOTNEGO SPACEROWICZA” Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-84-

/ „POEZJA SAMOTNEGO SPACEROWICZA” Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-85-

/ „POEZJA SAMOTNEGO SPACEROWICZA” Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-86-

/ „POEZJA SAMOTNEGO SPACEROWICZA” Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-87-

/ „POEZJA SAMOTNEGO SPACEROWICZA” Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-88-

/ „POEZJA SAMOTNEGO SPACEROWICZA” Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-89-

/Recenzja Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-90-

Ta recenzja będzie krótka jak wstęp do werni-sażu. Alicja Pietras przedstawiła siebie oraz wystawę w kilku zdaniach i zaprosiła do oglą-dania „Autoportretu pamięciowego”. Od razu posypały się pytania, wnioski, uwagi. W cha-otycznym gąszczu wypowiedzi dało się sły-szeć pewnego słuchacza i odpowiedź autorki:

- Jak to powstaje...? - Magia...

Alicja PietrasTECHNIKA BŁĘDU

This review will be short as an introduction to the vernissage. Alicja Pietras introduced her-self and an exhibition in a few sentences and invited to watch ‘Memorial Self-Portrait’. Then questions, requests, comments appeared. In the chaotic tangle of expression one could hear one listener and the author’s answer:

- How it is formed ... ? - Magic...

Alicja PietrasThe technique of error

/Recenzja Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-91-

/Recenzja Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-92-

/Recenzja Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-93-

/Recenzja Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-94-

/Recenzja Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-95-

W autoportrecie pamięciowym nie chodzi o modelki, ale o Alicję. I nie o perfekcyjną tech-nikę, a przesiąkniętą brudem. Alicja kiedyś, podczas pracy w ciemni popełniła kilka błędów, które potem starała się je powtarzać. Technika błędu to robienie fotografii i ich wywoływanie w sposób niewłaściwy. Praca na przetermino-wanych filmach i papierach, prześwietlanie zdjęć i przewoływanie odbitek. To radość z fak-tu zacięcia filmu i fotografowanie za pomocą opcji „Bulb” bez liczenia czasu naświetlania.

Alicja Pietras w myśl tej techniki oraz za pomo-cą fotografii litowej stworzyła serię „Autopor-tret pamięciowy”. Fotografie 15x15cm przed-stawiają przyjaciółki autorki oraz ją samą. Nie świadczą jednak żadnej prawdy socjologicz-nej o modelkach, raczej starają się przemycić informacje o autorce.

Fotografia litowa jest wyjątkowo czasochłon-na. Odbitka może leżeć w wywoływaczu nawet półtora godziny. Bardzo długo nie ma nic, gdy obraz zacznie się ukazywać należy mieć się na baczności. Zbyt długie wywoływanie skutkuje zaczernieniem odbitki. Przez kilka sekund na marne idą godziny czekania. Pietras nigdy nie wie co się pojawi. Czy pojawi się cokolwiek. Plama będzie tu, czy tu? Naświetlenie było odpowiednio długie czy stanowczo za krótkie? Magia na filmach przeterminowanych o 25 lat.

In the self-portrait it is not about the models, but about Alice. And not a perfect technique, but soaked dirt. Alice once, while working in a darkroom, made a few mistakes, which she then tried to repeat. The technique of the error relies on the improperly developed film. Work on past films and papers, screening of photos and redeveloping of films. It is a joy from the fact that the film jams and shoot using the “Bulb” without counting the shutter speed.

Alicja Pietras, using this technique and lithium photos, created a series of ‘Memorial Self-Portrait’. The photographs are presenting 15x15cm-sized friend of the author and her alone. However, no evidence of any truth so-ciological models in fashion, but rather try-ing to smuggle information about the author.

Lithium photography is extremely time-con-suming. A print may lie in the developer even for a half an hour. For a long time there is nothing, but when the image begins to ap-pear, you have to be on guard. The prolonged induction results in opacity in print. In a few seconds an hour of waiting is going to waste. Pietras never knows what will appear. If any-thing appears. Blur will be here or here? Ex-posure was sufficiently long or far too short? The magic of the movies aged about 25 years.

tekst: Dawid Gudelzdjęcia: Alicja Pietras, Dawid Gudel

miejsce: Klub Firlej

/nazwaartykulu Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-00-

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-98-

ZOOM IN SCOTLAND

Vast spaces, ubiquitous green grass, sheep and castles, lots of cas-tles, whiskey to the sound of bagpipes accompanied by the man in a skirt - or more precisely - in a kilt. These are the first associations that come to mind in regards to Scotland. This region is full of beau-tiful, breathtaking, mysterious spaces. Without a doubt, this is one of those places that everyone wants to see, but just do not know it.

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-99-

ZOOM NA SZKOCJĘ

Wielkie przestrzenie, wszechobecna zielona trawa, owce i zamki, mnóstwo zamków, do tego whisky przy dźwięku kobzy w towa-rzystwie pana w spódnicy – a dokładniej – w kilcie. To pierwsze skojarzenia, które przychodzą do głowy odnośnie Szkocji. Region ten obfituje w piękne, zapierające dech w piersiach, tajemnicze przestrzenie. Bez wątpienia jest to jedno z tych miejsc, które każdy chce zobaczyć, ale o tym nie wie.

tekst: Aneta Aksamitowska zdjęcia: Sebasitan Kraus

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-100-

Sebastian Kraus, utalentowany fotograf pocho-dzący z Tłumaczowa niedaleko Nowej Rudy, zamieszkały w Edynburgu, stolicy Szkocji, uwiecznia prawdziwie magiczne krajobra-zy. Jego romans z fotografią zaczął się bardzo niewinnie: „Było to w 2006 roku, wtedy już mieszkałem w Salisbury (hrabstwo Wiltshire, Anglia). Podczas jednej z rozmów telefonicz-nych z domem rodzinnym uświadomiłem sobie, że nie mam żadnych zdjęć pamiątkowych. Po k rótk im namyś le naby łem swój pierw-szy aparat cyfrowy i zacząłem <<pstrykać>>. Zwrot w mojej fotografii nastąpił na począt-ku 2007 roku, kiedy mój przyjaciel zorga-nizował wspólny wypad o wschodzie słońca na wybrzeże południowej Anglii. Miałem wiele szczęścia móc zobaczyć wschód słońca połączony z wspaniałymi formami skalnymi w Durdle Door (południowe wybrzeże Anglii). I połknąłem bakcyla.” Później były publikacje w lokalnej prasie i magazynach o zasięgu kra-jowym i światowym – także w Polsce – a na-stępnie wystawy, dwie okładki albumów CD Roba Johnsona, oraz zakwalifikowanie się do finałowej setki „Landscape Photographer of The Year 2011”. Te, jak sam autor skromnie stwier-dza, „małe” sukcesy zmotywowały go na tyle, że pokochał ten rodzaj fotografii całym sercem i faktycznie, widać ogromną pasję w tym co robi.

Swój warsztat rozwijał na zasadzie prób i błę-dów, podpatrując zdjęcia innych i wertując tomy magazynów fotograficznych oraz książek o tej tematyce, ale to, że jest w tym naprawdę do-bry zawdzięcza swojej ciężkiej pracy i samo-zaparciu. Jest najlepszym przykładem na to, że hobby można zamienić w pracę. Jego fascy-nacja naturą może się brać z miejsca w którym dorastał, gdzie na co dzień obcuje się z piękny-mi widokami, których fanem pozostał do dziś: „Nic nie przebije pięknej dolnośląskiej jesieni na wzgórzach Bardzkich! Nie ma lepszego widoku na świecie i basta!”

Natomiast szkockie widoki zauroczyły Sebastia-na swoim zróżnicowaniem, porosłe wrzosami wzgórza kontrastują z soczystą zielenią trawy, malownicze wzgórza z urokliwymi zamkami pełnymi tajemniczych historii przenoszą obser-watora kilkaset lat wstecz. Niezaludnione i nie-zagospodarowane industrialnie połacie terenów pomiędzy odległymi od siebie o kilkadziesiąt kilometrów miejscowościami ukazują oazę spokoju, dziewiczej przyrody i niezaśmiecone-go, czystego środowiska. Majestatyczne góry

Sebastian Kraus, a talented photographer from Tłumaczowo near Nowa Ruda, residing in Edinburgh, capital of Scotland, perpetuates truly magical landscapes. His love affair with photography began very innocently: “It was in 2006, when I was already living in Salisbury (Wiltshire, England). During one of the phone calls from the family home, I realized that I do not have any photos of memorabilia. Af-ter a short reflection I bought my first digital camera and started <<snapping>>. This return in my photography took place in early 2007, when my friend held a joint excursion at sun-rise off the coast of southern England. I was very lucky to be able to see the sunrise com-bined with amazing rock formations at Durdle Door (south coast of England). I got caught up. “Later there were publications in the lo-cal newspapers and magazines and then on the national and global level - also in Poland - and then exhibitions, two covers of CD al-bums for Rob Johnson, and qualif ications for the final hundreds of “Landscape Photogra-pher of the Year 2011”. These, like the author himself modestly says himself, “small” successes have motivated him enough to love this kind of photography wholeheartedly.

His workshop was developed by trial and er-ror, observing others and f lipping through photo magazines and books on this subject, but the fact that he is really good at what he does and much is owed to his hard work and per-sistence. He is the best example that a hobby can be turned into a profession. His fascination of nature may derive from the place where he grew up, where there is capacity to encoun-ter every day with beautiful views of which he still remains a fan till this day: “Nothing can beat a beautiful autumn on the Bardzkie Hills of Lower Silesia! There is no better view in the world and that is it!”

However, Sebastian was enchanted by the di-versity of Scottish views, overgrown with heath-er hills contrasted with lush green grass, pictur-esque hills of charming castles full of mysterious stories that take the observer a few centuries to the past. Unpopulated and industrially un-developed tracts of land laid distantly from each other by tens of kilometers reveal oasis of peace, unspoiled nature and uncluttered, clean envi-ronment. Majestic mountains and isolated peaks can here be admired most deeply: “After I reach a new peak I usually experience the same thing,

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-101-

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-102-

i samotne szczyty potrafią zachwycić do głębi: „Po zdobyciu kilku mam zazwyczaj to samo doznanie, mianowicie czuję sie jak miniatur-ka. Przestrzeń jest ogromna, tego nie da się opisać. Jeziora wyglądają jak kałuże, drogi jak szara wstążka wijąca sie pośród wrzosowisk, a samochody nie są większe od <<resoraków>>. Bardzo dziwne uczucie.”

Bajeczne krajobrazy obfitują w wiele pięknych i dzikich miejsc, charakteryzujących się tajem-niczą atmosferą. I bardzo trudno odpowiedzieć na pytanie, która pora roku jest tu najpiękniej-sza, ponieważ każda ma w sobie coś wyjątko-wego: soczyście zielona wiosna, niezbyt upal-ne, mokre lato, wielobarwna, deszczowa jesień i, Sebastiana ulubiona, bielusieńka zima.Często jednak można doświadczyć ich wszyst-kich w ciągu jednego dnia. Miejscowi mają nawet takie powiedzenie: „Jeżeli nie podoba ci się pogoda, poczekaj chwilę”.

namely, I feel like a miniature piece. The space is huge, it is impossible to describe. Lakes look like puddles; roads like gray ribbons winding among the heath, and the cars are no bigger than toy cars. It’s a very strange feeling. “

Fabulous scenery abounds in the many beau-tiful and wild places, characterized by a secret atmosphere. And it is very difficult to answer the question, which season here is the most be-autiful, since each one has something unique to present: lush green spring, not too hot, wet summer, multicolored, rainy autumn and, Se-bastian’s favorite, a snow white winter.Howe-ver, you can often experience them all in one day. The locals even have an expression: „If you do not like the weather, wait a minute.”

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-103-

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-104-

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-105-

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-106-

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-107-

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-108-

Początkującym adeptom fotografii krajobrazo-wej Sebastian radzi, by dużo czytać o kompo-zycji kadru w fotografii krajobrazowej, o po-prawnym naświetlaniu i... przewidywaniu pogody. Ale najważniejsze, by nagromadzić w sobie duże pokłady automotywacji, bo czę-sto trzeba wstawać wiele godzin przed świtem aby utrwalić magiczne światło poranka. I nie zniechęcać się – „jeśli zamiast pięknego wscho-du słońca zastałeś deszcz... wróć tam za tydzień. To jest najpiękniejsze w fotografii krajobrazo-wej. Nigdy nie zrobi się takiej samej fotogra-fii, gdyż warunki atmosferyczne są za każdym razem inne”. Jadąc w teren zabiera ze sobą Ni-kona D200 wraz z zestawem 3 obiektywów: Sigma 10-20mm, Sigma 18-50mm oraz Nikkor 80-200mm, oraz koniecznie statyw.

Zapytany o plany na przyszłość, odpowiada, że nie ma ich sprecyzowanych, będzie nadal robił to, co najbardziej lubi i co sprawia mu niezwykłą przyjemność i frajdę, czyli będzie utrwalał krajobrazy. I nawet jego „pierwsza miłość”, czyli rajdy samochodowe, przegrywa tu z fotografią.

For beginners in landscape photography Seba-stian has an advice: to read a lot about the com-position of the frame in this type of photo-graphy, the correct exposure and... predicting the weather. But, most importantly, to accu-mulate large veins of self-motivation, because you often have to get up several hours before the dawn to capture the magical light of it. And do not be discouraged – „if, inste-ad of a beautiful sunrise, the rain took you by  surprise... come back there in a week. This is the prettiest in landscape photography. One never makes the same photo, as the we-ather conditions are different every time.” Go-ing into the field and taking your Nikon D200 with a set of three lenses: Sigma 10-20mm, Sigma 18-50mm and 80-200mm Nikkor lens and a tripod are essential.

When asked about plans for the future, he says that they are not explicit; he will continue to do what he likes the most and what brings him great pleasure and fun, which will perpetuate the scenery. And even his „first love” – rally races, loses to photography.

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-109-

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-110-

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-111-

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-112-

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-113-

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-114-

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-115-

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-116-

/Podróż Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-117-

/Jedzenie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-118-

SMAŻONE TOFU NA MUSIE Z SOCZEWICY

tekst i zdjęcia: Ale TegoEwa Dudała

/Jedzenie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-119-

Ingredients: • package of tofu • 3 small onions • 3 carrots or two cans baby carrots • 2 red peppers • ½ liter of vegetable broth • 1-2 cups of red lentils • olive oil • butter • spices, salt, pepper, curry • soy sauce

Preparation:

• Tofu cut into thin strips, coat in soy sauce and spices. onions, carrots, peppers, clean and cut in small bars.

• In a saucepan heat the butter and olive oil, fry the onion, then add the remain-ing vegetables. fry briefly and then pour the brew. season and cook, covered, until vegetables are tender.

• Then add the lentils and continue to cook (stirring every now and then). Fry tofu on each side of the pan.

• When the lentils soften and everything that we put into the pot will create consist-ency mousse, you getting ready plates!

• We spread the mousse on a plate, decorate usmażonym tofu. You can sprinkle with parsley. You can also add yogurtwith a hint of chilli.

Składniki: • opakowanie tofu • 3 małe cebulki • 3 marchewki lub dwie puszki marchewek baby • 2 czerwone papryki • ½ litra bulionu z warzyw • 1-2 filiżanki czerwonej soczewicy • oliwa z oliwek • masło • przyprawy; sól, pieprz, curry • sos sojowy

Przygotowanie:

• Tofu pokroić na cienkie paseczki, obtoczyć w sosie sojowym i przyprawach. cebulę, marchewkę, paprykę oczyścić i pokroić w drobne słupki.

• W garnku rozgrzać masło i oliwę, zeszklić cebulę, następnie dodać resztę warzyw. chwilę podsmażyć a następnie zalać wywarem. przyprawić i gotować pod przykryciem aż warzywa zmiękną.

• Następnie dodajemy soczewicę i dalej gotujemy (co chwilę mieszając). tofu smażymy z każdej strony na patelni.

• Kiedy soczewica również zmiękniei wszystko co wrzuciliśmy do garnka utworzy konsystencję musu, można szykować talerze!

• Nasz mus rozkładamy na talerzu, ozdabiamy usmażonym tofu. można posypać pietruszką. można też dołączyć jogurt z odrobiną chilli.

/Jedzenie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-120-

KREM Z ZIELONEJ SAŁATY

tekst i zdjęcia: Ale TegoEwa Dudała

Ingredients: • 1 head of fresh, young green lettuce • 3 medium-sized potatoes • carrots • parsley root • a piece of celery • small onion • clove of garlic • olive oil • salt, pepper, allspice, bay leaf

Preparation:

• Warm up the oil in the pot, whrowin the chopped onion and garlic - cook.

• After a while, we throw diced potatoes, parsnip, carrots, celery and cook for a while.

• Then pour some water - only to barely cover the vegetables, add 3 bay leaves and 2-3 pieces of the allspice

• Boil under cover until all the vegetables are tender.

• Pull out the carrots, parsnips, celery and if we can we catch a bay leaf and allspice. To a glass we cast a little of the residue in order to avoid the cream to become too sparse.

• Add the lettuce leaves and blend it. If the cream is too thick you can add residue and continue to blend.

• Spice to make it tasty. adorn with whatever we want, for instance some sun-dried tomatoes.

Składniki: • glówka świeżutkiej, młodej, zielonej sałaty • 3 średniej wielkości ziemniaki • marchewka • korzeń pietruszki • kawałek selera • mała cebula • ząbek czosnku • oliwa z oliwek • sól, pieprz, ziele angielskie, liść laurowy

Przygotowanie:

• W garnku rozgrzewamy oliwę, dorzucamy do niej posiekaną cebulęi czosnek - dusimy. • Po chwili dorzucamy ziemniaki pokrojone w kostkę, pietruszkę, marchewkę, seler i jeszcze przez chwilę dusimy.

• Następnie zalewamy wodą, żeby ledwo przykryła warzywa, dodajemy 3 listki lauro-we i 2-3 kulki ziela angielskiego.

• Gotujemy pod przykrywką aż wszystkie warzywa zmiękną.

• Wyciągamy marchewkę, pietruszkę, seler i jeśli nam się uda to wyławiamy liść laurowy i ziele angielskie. do szklanki odlewamy tro-chę wywaru, żeby krem nie był zbyt rzadki.

• Dodajemy liście sałaty i blendujemy. Jeśli krem jest zbyt gęsty można dolać wywaru i dalej blendować.

• Doprawiamy do smaku. przyozdabiamy tym, na co mamy ochotę. np suszonymi pomidorami.

/Jedzenie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-121-

/Jedzenie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-122-

T-Bone ma do siebie to, że jeśli jest źle ukrojony to cała zabawa na nic. Tak było w tym przypad-ku. Kupiłem zapakowany stek od Beef Master w Almie. (teraz chyba ryzykowne jest pisanie o producentach mięsa) - 400g kosztowało ok. 35zł. Część była idealna, część wyszła well done.

Polecam kupować u lokalnych dostawców i mieć pieczę nad krojeniem

Zdjęcia zrobiłem aparatem Nikon D600 i szkłem 24mm 1.4

Stek T-Bone Steak T-Bone

tekst i zdjęcia: Jaja w kuchni

If T-Bone not sliced properly, whole game wa-sted. And so was in this case. bought packa-ged beef steak from Beef Master in Alma (now probably risky to write about meat producers) - 400g cost about 35 zl. Part was perfect, part came well done.

Would recommend buying from local suppliers take care slicing yourself.

Photos took with Nikon D600 24mm f/1.4 lens

/Jedzenie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-123-

/Jedzenie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-124-

Składniki:

T-Bone

StekPieprz

SólRozmaryn

OliwaMasło

Konfitura z czerwonej cebuli

4 duże czerwone cebule4 łyżki miodu

6 łyżek octu balsamicznegoCzerwone wino, na oko

OliwaTymianek

Ząbek czosnkuSól

Pieprz

Sałatka

RukolaSer kozi

RzodkiewkaPomidor

Sos – oliwa + sok z cytryny + posieka-na szalotka + ocet jabłkowy + miód +

sól + pieprz

Ingredients: T-Bone

SteakPepperSaltRosemaryOilButter

With red onion jam

4 large red onions4 tablespoons honey6 tablespoons balsamic vinegarRed wine, in the eyeOilThymeClove of garlicSaltPepper

Salad

RocketGoat CheeseRadishTomatoSauce - olive oil + lemon juice + chop-ped shallots + cider vinegar + honey + salt + pepper

/Jedzenie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-125-

Przygotowanie:

• Przed gotowaniem, wyciągnij mięso z lodówki, umyj, osusz i pozostaw na talerzu, by osiągnęło temperaturę pokojową.

• W międzyczasie możesz przygotować konfitu-rę z cebuli, która jest obecnie moją obsesją :)

• Posiekaj cebulę i czosnek.

• Na patelni rozgrzej 2 łyżki oliwy. Zmniejsz gaz.

• Zeszklij cebulę, posól ją i popieprz.

• Dodaj czosnek i tymianek.

• Dodaj miód, przemieszaj i wlej ocet balsamiczny.

• Dolej „na oko” czerwonego wina. Im więcej, tym dłużej będzie się redukować.

• Poczekaj, aż wszystko lekko odparuje.

• Przełóż konfiturę do miski.

• Wymieszaj masło z posiekanym rozmarynem i czosnkiem.

• Mięso obficie popieprz, jeszcze nie sól.

• Umyj i osusz rukolę, wymieszaj sos do sałatki w małym słoiczku.

• Odpal piekarnik na 250 stopni.

• Możesz natrzeć mięso przeciętym na półząbkiem czosnku.

• Rozgrzej maksymalnie patelnię grillową (polecam żeliwną, którą można wstawić do piekarnika).

• Posól mięso i wrzuc na patelnię i smaż z obu stron po 2 minuty.

• Następnie posmaruj mięso masłem z rozmary-nem i przełóż patelnię do nagrzanego piekarni-ka i zostaw ją w nim na 5 minut.

• Wymieszaj sałatkę z sosem, pomidorami i rzodkiewką, a następnie udekoruj serem kozim.

• Wyciągnij patelnię z piekarnika, zdejmij z niej stek i pozwól mu odpocząć kilka minut.

• Podawaj z czerwonym winem

How to prepare:

• Before cooking take meat out refrigerator, wash, dry leave on plate, has to reach room temperature.

• In meantime, you can prepare onion jam, which now my obsession :)

• Chop onion garlic.

• On skillet heat use 2 tablespoons olive oil, reduce gas.

• Simmer onion, season with some salt pepper

• Add garlic thyme.

• Add honey, shuffle pour some balsamic vinegar.

• Add little bit red wine.

The more, longer will be reduced.

• Wait until everything lightly evaporates.

• Put jam in bowl .

• Mix butter with chopped rosemary garlic.

• Add lot pepper to meat again, do not alt yet .

• Wash dry rocket salad, mix sauce salad in small jar.

• Fire up oven to 250 degrees.

• You can rub meat cut in half with clove garlic.

• Heat up grill pan(recommend cast iron, which can accommodate oven).

• Salt meat toss into pan fry on both sides for 2 minutes,

• Then smear meat with rosemary butter place your pan in preheated oven leave there for five minutes .

• Mix salad dressing, tomatoes radish, then garnish with goat cheese.

• Remove pan from oven, remove steak let rest few minutes.

• Serve with red wine

/Jedzenie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-126-

/Jedzenie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-127-

/Myśl Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-128-

„Już dawno powinienem zaimpregnować tę kurt-kę” – myślałem, stojąc w deszczu na przystanku Galeria Dominikańska.

Podniecenie i lekkie zdenerwowanie. Uczucia, które dotąd towarzyszyły mi podczas pierwsze-go spotkania z przedstawicielkami płci pięknej, teraz pojawiły się w zgoła innym kontekście.

Uzbrojony w kabanosy, ser pleśniowy brie, gorz-ką czekoladę oraz zeszłoroczny pokal, wypa-trywałem tramwaju który zawiezie mnie na Czwarty Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa.

Kiedy nadjechał – emocje szybko opadły. Tłum ludzi ściśniętych niczym w bydlęcym wagonie szybko rozprawił się z romantyczno-sentymentalną wizją piwnego smakosza, za jakiego się uważam.

Ścisk, tłum, pot, tanie perfumy i... zmieszanie. Tak, zmieszanie - kiedy stojąca w odległości nie więcej niż pół metra ode mnie para zaczyna się całować.

Po pięćdziesięciu minutach nadchodzi wyczeki-wane katharsis. Zawartość tramwaju wysypuje się na peron przystanku Leśnica.

Właściwym bohaterom literackim sprężystym krokiem kieruję się na teren Zamku. Mimo złej pogody ludzi nie brakuje. Kolejki do wszystkich stanowisk.

I should have impregnated this jacket a long time ago, I thought, standing in the rain at the bus stop by the Dominikańska Gallery.

Excitement and a little bit of nervousness. Feel-ings that tend to accompany me at f irst en-counters with members of the softer sex nowappeared in quite a different context.

Armed with dried pork sausage, brie cheese, bitter chocolate and a beer mug from last year, I waited for a tram that will take me to the fourth Wroclaw Festival of Good Beer.

When it arrived – excitement quickly wore off. A crowd of people crammed in like cattle quick-ly dealt with romantic and sentimental vision of a beer taster which I consider myself to be.

Crowd, tightness, sweat, cheap perfume and... confusion. Yes, confusion – when a couple standing no more than two feet from me starts kissing passionately.

After fifty minutes the awaited salvation comes. The content of the tram is spilling out at the stop in Leśnica.

Like some medieval hero I strut into the Cas-t le ’s grounds. Despite the bad weather there’s a lot of people. Queues to all stands.

PLĄSY W BŁOCIE.

DANCING IN THE MUD„Ścisk, tłum, pot, tanie perfumy i... zmieszanie. ”

“Crowd, tightness, sweat, cheap perfume and... confusion.”

/Myśl Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/TALENT-129-

Ustawiam się pod parasolem Lindeman’s by, jak co roku, rozpocząć imprezę „lambikiem”. W tym roku po raz pierwszy w czystej postaci, co wcale nie znaczy – lepszym.

Nabierając w usta kwaśnego napoju, spotykam koleżankę. Nieznająca specyf iki leśnickie-go parku dziewczyna ma na sobie czarne baletki, sukienkę w kwiaty i skórzaną kurtkę. W innych okolicznościach strój ten dodałby więcej uroku sympatycznej brunece. Nieste-ty w towarzystwie okalającego zamek błota, wywołue co najwyżej uśmiech na twarzach mijających ją piwoszy.

Wraz z tłumem spragnionych kieruję się w głąb parku gdzie wedle obietnicy ma czekać na mnie belgijski jarmark cudów. Brune w wydaniu Les 3 Fourquets rozlewa się aksamitnie po podnie-bieniu. Wyciągam ser i odcinając po małym ka-wałku delektuję się nim między łykami piwa.

Znajomi, którzy również tu są, podają mi swoją okalizację. Już z kolejnym (dobrze mi zna-nym) Rowing Jackiem w jednej i kabano-sem w drugiej dłoni człapię im na spotkanie.

Są przy drewnianej budzie, z której dwóch męż-czyzn za niemałą opłatą w ydaje zg łod-niałym piwoszom chleb ze smalcem. Na ladzie pouk ładane są duże ok rąg łe bo-chenki chleba. W pewnej chwili obok nas pojawia się młody mężczyzna. Korzystając z nieuwagi obsługi kradnie najpierw jeden, a po kilku minutach drugi z leżących tam bo-chenków. Nikt prócz nas tego nie widzi.

Towarzyszę im jeszcze przy stoisku Pinty. Tuż przed nim porozkładano palety w nadziei, że te niby-tratwy uratują tonących w grzęzawisku klientów.

− Przesuń się pan - słyszę szorstki, męski głos zaswoimi plecami. Facet w średnim wieku, niepe-wnym krokiem stąpa po paletach sądząc, iż w ten sposób ucieknie przed wszechobecnym błotem. Trochę się ściemniło. Kończę wybornego Black Alberta zagryzając ostatnią kostką gorzkiej czekolady. Przepłukuję pokal w podstawionej przy zamku myjce. Na pierwszym lub drugim festiwalu ktoś sprytny stał przy nim pobierając opłatę. Dziś nie ma tu nikogo. Trochę szkoda.

I set up under the Lindeman’s umbrella in order to beg in the fest iwa l w ith some lam-bic beer, just l ike every year. This year, for the f irst t ime, in its pure form, but t hat doe s not mea n – a be t te r for m.

While sipping the acidulous beverage I notice a friend of mine. Not knowing the peculiarities of Leśnicki Park the girl is wearing black bal-let shoes, a floral dress and a leather jacket. In other circumstances, this costume would add even more charm to that lovable brunette. Unfortunately, in the company of mud sur-rounding the castle, she only causes a smile on the faces of the passing beer drinkers.

Along with the thirsty mob I am heading into the park, where, according to the promise, the wonders of the Belgian market are supposed to be waiting for me. Brune in the Les 3 Fourquets edition spreads velvetly over my palate. I take out the cheese and cut off a small piece and I am savoring it between sips of beer.

My friends, who are also here, give me their lo-cation. With another (well known for me) Rowing Jack in one hand and a dried pork sau-sage in the other I am shuffling to meet them.

They stand next to a wooden shed, in which two men are giv ing bread with lard to hun-gr y beer dr inkers for a signif icant fee. On the counter there are large round loaves of bread laid out. At some point a young man appears next to us. Taking advantage of the ser-vice’s inattention he steals the first, and after a few minutes the other loaf. No one but us can see it.

I am accompanying them to the stand of Pinta. In front of it there are wooden palettes laid out like quasi-rafts in hope of saving some of the customers’ shoes from drowning in mud.

- „Hey, move, man” – I can hear a rough, mas-culine voice behind my back. A  middle-aged guy The guy is walking unsteadily on the palletes thinking that this way he can escape the ubiquitous mud.

It got a little darker. I conclude with fine Black Albert and a f inal cube of my dark choco-late. I am rinsing the beer mug in a pro-visional sink. At the f irst or second festi-val someone clever stood next to it charging a fee. Today there is no one here . It’s a pity.

hrabia

/Jedzenie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-130-

ŻELazna bOgini MiłOSiErdzia

ThE irOn Lady OF MErcytekst i zdjęcia: Martyna Peisert

/Jedzenie Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-131-

Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-132-/Żelazna Bogini Miłosierdzia

Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-133-/Żelazna Bogini Miłosierdzia

W zachodniej kulturze nie ma czasu na czeka-nie. Wszystko musi być gotowe na wczoraj, te-lefony nie odpoczywają, a nasze domy stają się noclegownią, rzadko w nich już nawet jemy, bo wszystko można dostać dużo szybciej i bez

wysiłku gdzie indziej.

Jemy i pijemy więc na mieście, w przerwie w pracy porywamy hot-doga i popijamy go kawą. Uważamy, że kawa pomaga nam funkcjo-nować w tym szaleństwie. Obok alkoholu jest niekwestionowaną królową napojów w dzisiej-szej Europie. I niekoniecznie musi to być cyna-monowa latte, popijana bez pośpiechu podczas spotkań z przyjaciółmi. Znacznie częstszym widokiem są zabiegani młodzi ludzie, z iPho-nem w jednej ręce i styropianowym kubkiem popularnej kawy w drugiej. Nie trzeba na nią czekać, możemy zabrać ją z kawiarni pro-sto do pracy, możemy z nią biec do taksówki, a gdy się skończy, zawsze pod nosem mamy „sieciówkową” kawiarnię z kawą „take away”.

Nic dziwnego, że niespieszna tradycja smako-wania herbaty w zaciszu powoli wymiera, a miejsc, gdzie można spróbować tej wyśmie-nitej i najlepszej jakości, jest jak na lekarstwo. Dlaczego? Czy, w przeciwieństwie do kawy, jest już niemodna? Czy po prostu nie wpisuje się w styl naszego ekspresowego życia? Cóż zatem ma począć człek, który biegania i załatwiania ważkich spraw ma dość i chciałby zwyczajnie ściągnąć buty, rozsiąść się na poduchach, zaku-rzyć z wodnej fajki i parzyć herbatę bez końca?

Do Czajowni ściąga klientów słodki zapach ka-dzideł, unoszący się nad ulicy. Pierwsze wejście może zmylić: ot, spokojne, małe miejsce, gdzie można kupić doskonałą herbatę lub napić się jej na miejscu. Jeśli nie wejdziesz dalej – wyjdziesz właśnie z takim wrażeniem. Jeżeli jednak cieka-wość poprowadzi cię głębiej, zostaniesz złapany w pułapkę czasu i nie zechcesz wyjść wcale.

Kolejne pomieszczenia urządzone w oriental-nym, dość pomieszanym stylu (co ma swoje uzasadnienie w filozofii Czajowni, która pra-gnie być miejscem spotkań wielu kultur i religii) zapraszają delikatnym światłem, wygodnymi pufami, cichą muzyką i mieszanką oszałamia-jących zapachów herbat, jedzenia i maleńkiego, ręcznie robionego piecyka, w którym żarzą się kokosowe węgielki do wodnej fajki.

Jednak kiedy pogoda dopisuje (a nierzadko tak-że w dni pochmurne) owe pomieszczenia świecą pustkami. Życie toczy się w najbardziej urokli-

There’s is no such thing as waiting here, in the western culture. Everything must be al-ready done, phones ring round the clock, our homes are just places where we sleep - we rare-ly even eat at home - everything’s to get faster

and cheaper somewhere else.

So we eat and drink out, grab a bite during a break at work and sip some coffee on the go. We are really convinced coffee helps us func-tion better in all that madness. It is - right next to alcohol - the most popular drink in today’s Europe. And not necessarily a cinnamon latte drunk peacefully with friends. A more com-mon view is a crowd of young people rush-ing somewhere with an iPhone in one hand and a paper cup of coffee from a fashionable coffee shop in the other. We don’t need to wait for it, take it straight to work, run to a cab with it and there’s always a place nearby where you can get a cup of coffee to take away.

No wonder the tradition of peaceful and unhur-ried tea drinking is dying out and there are less and less places where you can try some delicious and top-quality tea. Why is that? Is it just less fashionable than coffee? Or doesn’t it fit into the haste of our lives? So, what’s a person that just simply wants to stop for a while supposed to do? Is there a place to go and rest on some fluffy pillows and just enjoy a hookah and a de-cent cup of tea?

What draws people to Czajownia is a sweet scent of joss sticks hanging in the air over the street. The first impression might be mis-leading: just a small, quiet place to drink or buy perfect tea. If you stop there and leave, that im-pression will stay with you. But if you’re curious enough to go further into the shop, you won’t want to ever leave the place.

The next rooms, spaces are decorated in an ori-entally-mixed kind of way (which is totally justified with Czajownia’s philosophy to meet and cross different cultures and religions). Those spaces invite you inside with their soft light, comfortable puffy seats, quiet music and a mix of wonderfully intoxicating smells of teas, food and a handmade heater, glowing with coconut-scented pieces of coal for the hookahs.

However, when the weather is nice (sometimes even if it’s not), all those rooms are empty. Everyone’s outside, in the most charming place of all - a climatic small garden made all of natural elements. Soothing green of bam-

Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-134-/Żelazna Bogini Miłosierdzia

wym miejscu całej herbaciarni: klimatycznym ogrodzie, wykonanym z naturalnych elementów. Kojąca zieleń bambusa, hipnotyzujący szum ka-miennej fontanny i siedziska pod zadaszenia-mi sprawiają, że czas przestaje istnieć i można z łatwością zapomnieć o tym, że jest się w cen-trum głośnego miasta. Można zatrzymać się na dłuższą chwilę, pić, palić (ale tylko wodną fajkę) lub nawet pod okiem Buddy uciąć sobie drzemkę, i to do późnych godzin wieczornych, bo Czajownia czynna jest do 23.

Bardzo możliwe, że unieruchomieni w tej sie-lance zgłodniejemy. Wówczas możemy zamówić na przykład świeże warzywa z pitą i hummu-sem, albo wybierać do woli w ogromie słodkości jakie oferuje Czajownia. Mięsa tam nie zjemy.

Najważniejsza jednak w tym miejscu jest herba-ta, a jej wybór może poważnie zdezorientować i onieśmielić laika (w Czajowni dostępnych jest ponad sto jej rodzajów). Na szczęście pracujący tam ludzie to pasjonaci, którzy o herbacie wie-dzą wszystko i z nadzieją, że zarażą swoją pasją jeszcze szersze grono, odpowiadają na każde pytanie i z przyjemnością przedstawią różne gatunki, uświadamiając tym, co znają jedynie herbaty czarne, zielone i czerwone, że istnie-ją także białe, żółte, a nawet niebiesko-zielo-

boo plants, hypnotizing sound of a stone foun-tain and seats placed under roofings - all that makes the time stop and lets you easily for-get that you’re actually in the centre of a big, loud city. You can stop for a longer while, drink, smoke (but only a hookah) or even take a nap with gracious Buddha keeping an eye on you. And all this till late evening hours, because Czajownia is open until 11 p.m.

It is very likely that stuck in this wonderland we’d become hungry. We can then order, for in-stance, fresh vegetables with some pita bread and hummus or choose from a great range of sweets offered by Czajownia. However, no point in searching for some meat - you won’t get it there.

The most important thing about the place though is the tea. And the choice of it might give you a headache and intimidate a layman - there are over a hundred of types of tea there. Fortunately, people who work there are pas-sionate about it and know almost everything about tea - hoping to pass that passion they answer every question and enthusiastically in-troduce various kinds of tea, helping oblivious people realise that there are more than just black, green and red teas. There’s white, yellow

Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-135-/Żelazna Bogini Miłosierdzia

ne i wszystkie różnią się stopniem fermentacji oraz sposobami parzenia. Ceny wahają się od 10 do 70 zł za 100 g, ale każda z odmian jest najwyższej jakości i sprowadza się je bezpo-średnio z plantacji, na wyłączność praskiego Towarzystwa Miłośników Herbaty, właśnie dla wrocławskiej (a także krakowskiej) Cza-jowni oraz jej siostrzanych herbaciarni rozsia-nych po świecie, między innymi w Czechach, USA czy na Węgrzech.

Jeśli komuś jeszcze mało tego snu, w Czajowni można także obejrzeć lub kupić oryginalną i piękną ceramikę Petra Novaka i cieszyć się herbatą z niepowtarzalnych czarek i czajnicz-ków we własnym domu. Można też, i to czę-sto, załapać się na wystawy, czy to ceramiki właśnie, czy też grafik, zdjęć i wielu innych dzieł. Czajownia bierze udział w herbacia-nych wydarzeniach, możemy śledzić ją na Facebooku. A jeśli nie dla was jednak oaza spokoju i czas miłosierny nie jest dla was wcale, herbatę z Czajowni można szybko i bez wysiłku kupić w jej sklepie na Allegro.

and even green-blue tea and they’re all differ-ent in the fermentation advance and brewing process. The prices vary from 10 to 70 PLN for 100g, but they’re all of best quality and im-ported directly from plantations for a special or-der of the Tea Lovers Association from Prague. The tea is delivered to Czajownia in Wroclaw, but also in Krakow and some other tea shops all over the world, for example Czech Republik, USA and Hungary.

If that’s not enough of this dream, in Czajownia you may purchase original, beautiful pieces of ceramics made by Peter Novak and en-joy tea in unique cups and teapots at home. You may even - and quite often - see exhibi-tions of not only ceramics, but also graph-ics, photographs and many other pieces of art. Czajownia egages itself in various tea themed events, you can follow it on Facebook. And if the  peculiar atmosphere of Czajownia is not your cup of tea or time is not on your side - you can easily buy their tea on Allegro.

Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-136-/Żelazna Bogini Miłosierdzia

Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-137-/Żelazna Bogini Miłosierdzia

/Moda Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-138-

Summer Fall Forest

/Moda Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-139-

Summer Fall Forest

/Moda Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-140-

SUMMER FALL FOREST - SERIA ILUSTROWANYCH FOTOGRAFII WYKONANYCH PRZY WSPÓŁPRACY FU-KU ATELIER FOTOGRAFICZNEGO - LINDY PARYS - FOTOGRAFKI ORAZ AGNIESZKI JAROSZ- STYLISTKI I WIZAŻYSTKI Z ILUSTRATORKĄ KATARZYNĄ GWOŹDZIK. PRZED OBIEKTYWEM ZJAWISKOWA KATARZYNA SIKORSKA. W STYLIZACJACHUŻYTO SUKIENKI PROJEKTU RAFAEL FROM LONDON, DOSTĘPNE W FU-KU CONCEPT STORE.

SUMMER FALL FOREST -THE SERIES OF ILLUSTRATED

PHOTOGRAPHIES WHICH WAS MADE BY FU-KU PHOTO ATELIER- LINDA PARYS-

PHOTOHRAPHER AND AGNIESZKA JAROSZ - STYLIST AND MAKE UP ARTIST

IN COLLABORATION WITH KATARZYNA GWOŹDZIK- ILLUSTRATOR. THE MODEL

IS AMAZING KATARZYNA SIKORSKA. DRESSES ARE RAFAEL FROM LONDON’S

PROJECTS WHICH ARE AVAILABLE IN FU-KU CONCEPT STORE.

Fotograf: Linda ParysModelka: Katarzyna SikorskaIlustracja: Katarzyna GwoździkWizaż, fryzura: Agnieszka Jarosz

/Moda Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-141-

/Moda Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-142-

WYRUSZAMY NA POLOWANIE!WE SET OUT ON THE HUNT!

tekst Paulina Sulanowska: zdjęcia: Agata Osińska

We set off on the hunt!For some - junk, for others (like me) lump, dig, hunt, fight for the fire or just second hand. I am talking about thrift stores or second hand shops. There was a time when no one would have ad-mitted to wearing second-hand clothes, today they write about it on blogs, in newspapers and you hear about it on the TV. Going to thrift stores is no longer a taboo subject and has ac-tually become quite a trend. However, it is im-portant to note, that the walk to the thrift store is one thing, but the” hunt” inside, that’s the real challenge. More than once I saw cussing and yel-ling, crowds of women, who as soon as you open the doors, are running inside, pushing and tram-pling everything in their path. Yes, you read it right. On the day of delivery in these second hand centers there is a real wilderness. It is not a surprise, with a sign on the door saying, „New supply of goods” Very tempting for some, who would not want to buy a kilo of junk for 60 złoty?

Monday, 6:00 am, can you imagine ladies with incredible patience, with their own chairs, san-dwiches and thermoses of coffee waiting for 9:00 and the opening to the gates of the „pandora’s box „? No? Me neither, I could not believe until I saw it with my own eyes. Fights, name calling,

Wyruszamy na polowanie!Dla jednych bubel, szmateks, lump, dla innych, (takich jak ja) wykopaliska, polowanie, walka o ogień, czy po prostu second hand. Mowa oczywiście o lumpeksach, czyli sklepach z odzieży używanej. Kiedyś nikt by się nie przy-znał do noszenia używanych ubrań, dzisiaj pi-sze się o tym na blogach, w prasie, oraz mówi w telewizji. Chodzenie do lumpeksów przesta-ło być tematem tabu i stało się trendy. Jednak sam spacer po lumpeksach, to jedno, ale wy-ruszenie na „łowy”, to już prawdziwe wyzwa-nie. Nie raz byłam świadkiem piszczącego, rozwrzeszczanego tłumu kobiet, które zaraz po otwarciu sklepowych drzwi wbiegały do niego, przepychając się i tratując wszystko na swojej drodze. Tak, dobrze czytacie. W dzień dostawy w lumpeksach panuje prawdziwa dzicz. Cóż się dziwić, szyld z napisem „Nowa dostawa towaru” kusi, któż nie miałby ochoty kupić sobie kilograma szmatek za 60 złotych?

Poniedziałek, 6:00 rano, jesteście sobie w sta-nie wyobrazić panie, które z niebywałą cier-pliwością, własnymi krzesełkami, kanapkami i termosami z kawą wyczekują godziny 9:00 i otwarcia wrót „jamy zła”? Nie? Ja też nie po-trafiłam, dopóki nie ujrzałam tego na własne

/Moda Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-143-

/Moda Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-144-

/Moda Dolnośląski Magazyn Fotograficzny/LIFE-145-

oczy. Walki, wyzwiska, płacz, czułam się jak na planie „Spartakusa”. Sama jestem zakupo-wym zwierzem i prawdziwym „szperaczem”, ale takie zachowania były mi obce, no chyba, że cofniemy się do czasów podstawówki i gry w „Dwa ognie”, wtedy bywało różnie. Wracając do tematu, co wpływa na stale rosnącą popu-larność second handów? Przede wszystkim ni-ska cena. Oczywiście każdy lumpeks rządzi się swoimi prawami, panują w nich różne systemy sprzedaży. Możemy kupować towar zarówno na wagę, jak i wyceniony. Dla każdego coś mi-łego. No ale mając do wyboru kupno tego sa-mego tiszertu w sieciówce za kilkadziesiąt zło-tych, a w lumpeksie za kilkanaście, którą opcję wybierzecie? Odpowiedź sama nasuwa się na usta. Co więcej – jakość. Może się to wydawać paradoksalne, odzież używana i dobra jakość? Dokładnie tak. Wbrew pozorom lumpeksowe łaszki są dużo lepsze gatunkowo i mniej po-datne na zniszczenia, niż chociażby sukienki z Dworca Świebodzkiego. Czynnikiem, który dla mnie rozstrzyga walkę pomiędzy second handami, a sklepami sieciowymi jest orygi-nalność. Ile razy szliście sobie ulicą zadowole-ni ze swojej nowej kurtki i przeżywaliście deja vu spotykając kogoś, kto wyglądał identycznie jak wy? Niezła wtopa. Ja po takich sytuacjach, nigdy więcej nie ubrałam już na siebie tego zdradzieckiego ciucha. W lumpeksach w więk-szości przypadków nam to nie grozi. Można wyglądać modnie, zgodnie z obowiązującymi trendami, ale nie być przy tym manekinem wyciągniętym żywcem z witryny sklepowej znanego sklepu. Dla mnie bomba!

O czym musicie pamiętać buszując po ciucho-landach? O cierpliwości, jeżeli cierpicie na jej brak, polecam łyczek Nervosolu, albo Hydro-xyzinum, jeżeli ktoś woli wytoczyć cięższe działa. Drugą istotną kwestią jest wolny czas, duuuużo wolnego czasu. Wybierając się na polowanie musimy poświęcić uwagę każdej szmatce i każdemu wieszakowi, na jednym z nich może wisieć prawdziwy skarb. Co wię-cej? Nie kupujmy na ilość, tylko zwracajmy uwagę na jakość. Nie musimy za każdym ra-zem wychodzić obładowani jak wielbłądy. Grunt, to znaleźć coś, z czego będziemy mieć prawdziwą satysfakcję. Ostatnim ważnym ele-mentem jest wytrwałość. Nie zrażajcie się za pierwszym razem. Ja wielokrotnie wyruszając w teren wracałam z pustymi rękoma, bo stałe weteranki mnie ubiegły i zgarnęły sprzed nosa coś fajnego. Taki urok tych sklepów. Prawdzi-wa walka. Kopcie, przeszukujcie, szperajcie, a na pewno znajdziecie coś oryginalnego!

crying, I felt like on the set of „ Spartacus „. I my-self am a shopping beast and a true „ shopahol-ic”, but such behavior is strange to me, unless you go back to the days of elementary school and playing „Dodgeball „, then it was different. Returning to the subject, what causes the ever-increasing popularity of second hand shops? First of all, low prices. Of course, every thirft store has its own rules; such things prevail in these dif-ferent systems of sales. One can buy goods by ei-ther weight or price. Something for everyone. But having the choice of buying the same t-shirt for a hundred złoty or a few złoty at a second hand store, come on, what would you choose? The answer forms itself around the lips. What’s more - the quality. This may seem paradoxical, clothing and good quality? Exactly so. Contrary to appearances, thrifty rags are typically much better and less prone to damage than even clothes from Świebodzki Station market. One factor that decides for me the battle between second hand and chain stores is originality. How many times have you strolled down the street enjoying your new jackets and you suddenly get a feeling of deja vu as you meet someone who is dressed exactly like you? Awkward. I, after such situations, find myself never wear-ing that treacherous piece of garment again. When it comes to Thrift Shops, in most cases we are not in danger. You can look fashionable, according to current trends, and not look like a window dummy positioned in such ways as to attract everyone. Works for me!

What do you have to remember probing the sav-ing store? Patience, if you’re suffering from the lack of it, I would recommend a sip of Nervo-sol or Hydroxyzinum if you prefer to bring some-thing heavier. Another important point is the free time, you need sooooo much free time. By choosing to hunt we need to give attention to each and every piece of clothing and hanger - you never known which one can be your next gem. What more? Do not let yourself buy in quan-tity, just pay attention to quality. You do not have to go out every time and load yourself up like a camel. Note this, you have to find something that will give you a real satisfaction. The last im-portant element is perseverance. Do not be dis-couraged after the first time. I repeatedly set off in the field and came back empty-handed, be-cause the solid veterans overtook me and took home something cool right from under my nose. Such is the charm of these stores. The real fight. Dig in, search, rummage , and certainly you will find something original!

/Nowa Papiernia Dolnośląski Magazyn Fotograficzny-146-/Partnerzy Dolnośląski Magazyn Fotograficzny-146-

PARTNERZY:

FIRLEJ klub muzyczny

www.firlej.wroc.pl

MARIA WĄSIKlogo | layout

www.mariawasik.com

FOTOPOLIS internetowy magazyn o fotografii

www.fotopolis.pl

ALE TEGOblog kulinarnyFB/aletegoo

AFAWrocławska Szkoła Fotografii

www.afa.com.pl

DUNVAEL PHOTOGRAPHYBartek Janiczek

www.facebook.com/Dunvael

JAJKA W KUCHNIkreatywny wroclaw

www.jajawkuchni.pl

KONTRAST MAGAZYNmagazyn studencki

kontrast-wroclaw.pl

DOLNOŚLĄSKIE CENTRUM INFORMACJI KULTURALNEJ

Ośrodka Kultury i Sztuki we Wrocławiuwww.dcik.pl

FUKUconcept store

www.fu-ku.pl

WROCŁAW STREET FASHIONfotoblog modowy

www.wroclawstreetfashion.com

SULANOVSKAblog modowy

www.sulanovska.com

GALAKTYKAwydawnictwo

www.galaktyka.com.pl

ILFORDmateriały dla fotografów

www.ilford.pl

/Nowa Papiernia Dolnośląski Magazyn Fotograficzny-147-/Partnerzy Dolnośląski Magazyn Fotograficzny-147-