Upload
tomasz-majewski
View
228
Download
4
Embed Size (px)
DESCRIPTION
Lubuszanin nr 04
Citation preview
22222
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
Alicja Bogiel
Krzykiem i piêœci¹ ......................... 3
Marcin Florkowski
W³adza urzêdników ....................... 6
S³awomir Stañczak
Mi³oœæ z rozs¹dku ......................... 10
Micha³ Iwanowski
Co ³aska, panie w³adzo ............... 12
Renata Wcis³o
Ja, obywatel, czyli kto...? ............. 15
S³awomir Grelewicz
Lusterko i grzebyk ....................... 17
Artur Matyszczyk
Dla swojej wsito on wszystko... ......................... 18
Przed miesi¹cem wzorem EdwardaGierka (s³ynne wyst¹pienie podczaswiecu u stoczniowców w Gdañsku wstyczniu 1971 r.) pyta³em we wstêpnia-ku: Pomo¿ecie?!? Chodzi³o o poparciedla pomys³u utworzenia w woj. lubu-skim funduszu po¿yczkowego dla orga-nizacji pozarz¹dowych, które bêd¹ re-alizowaæ projekty finansowane ze œrod-ków unijnych i ka¿dych innych, a któremog¹ i pewnie bêd¹ borykaæ siê z pro-blemami zwi¹zanymi z niewydolnymsystemem finansowania tych¿e projek-tów. Zorganizowaliœmy debatê, przysz³omnóstwo osób – tak, ¿e kilkakrotniemusieliœmy dostawiaæ krzes³a, gdy¿ niebyliœmy przygotowani na tak du¿e za-interesowanie. Okaza³o siê, ¿e istnieje ipotrzeba powo³ania takiego funduszu,i co wa¿niejsze – istnieje równie¿ kli-mat dla tej inicjatywy. Przedstawicieleorganizacji obecni na debacie zapalilifunduszowi zielone œwiat³o, a urzêdni-cy i politycy przekonali siê, ¿e funduszto nie jest kolejny wymys³ Stowarzysze-nia Verte, na który wpadli z nudów, aleodpowiedŸ na naprawdê realny problemi potrzebê.
Pi³ka jest teraz po stronie samorz¹-du województwa – czekamy na decyzjênaszych lubuskich radnych. Byæ mo¿eju¿ w przysz³ym roku przy Agencji Roz-woju Regionalnego w Zielonej Górzepowstanie fundusz z kapita³em rzêdu 2mln z³. Oby. W ka¿dym razie sprawy bê-dziemy pilnowaæ.
***************W tym numerze publikujemy odpo-
wiedŸ S³awka Stañczaka, animatora wRegionalnym Oœrodku EuropejskiegoFunduszu Spo³ecznego w Zielonej Gó-rze, na artyku³ autorstwa Rados³awa
T Y T U £ E M W S T Ê P U„Trzy grosze” – Jakub Sakrajda
Trzy groszeJakub SakrajdaJakub SakrajdaJakub SakrajdaJakub SakrajdaJakub Sakrajda
Wydawca:Lubuskie CentrumAktywizacji i Wsparcia „Verte”
Adres wydawnictwa i redakcji:ul. Ciesielska 1,65-059 Zielona Góra,tel.: 068 453 24 77,fax: 068 459 33 36,www.verte.org.pl,www.lubuszanin.org.pl,e-mail:[email protected],[email protected]
Redaktor naczelny:Jakub Sakrajda
Sekretarz redakcji:Anna Sydor
Sk³ad:Mamert Janion
Drukarnia:DEM-DRUK,ul. 3 Maja 3, 68-300 Lubsko
Flügela, szefa Departamentu EFS wUrzêdzie Marsza³kowskim, w którym todyrektor Flügel dowodzi³, ¿e premio-wanie partnerstw podczas oceny mery-torycznej projektów finansowanych zEFS „powodowa³oby jedynie tworzenieprojektów, w których partnerstwo jestsztuczne, koniunkturalne i tworzone je-dynie z chêci otrzymania bonusu punk-towego”.
Na stronach 10 i 11 S³awek Stañ-czak rozpisuje siê na ten temat d³u¿ej ,ale pozwólcie, ¿e ja tak¿e wrzucê swojetrzy grosze do dyskusji. Zamiast prze-konywaæ, ¿e dyrektor Flügel nie ma ra-cji, przedstawiê historyjkê, która miprzysz³a na myœl, a któr¹ opowiedzia³mi pewien audytor. Otó¿, by³ on niegdyœna szkoleniu w pewnej du¿ej instytucji,posiadaj¹cej pod swoj¹ opiek¹ kilku-dziesiêciu beneficjentów. Urz¹d ten mia³w³aœnie skierowaæ kontrolê okresow¹ wcelu sprawdzenia, czy podopieczni pra-wid³owo realizuj¹ swoje projekty. Audy-torzy, oprócz pakietu wytycznych, prze-pisów itd. otrzymali równie¿ jasn¹ in-strukcjê: „traktujcie ich jak potencjal-nych z³odziei”. Kto podpowie: którejzasadzie wyznawanej przez Uniê Euro-pejsk¹ przyœwieca takie zachowanie?
Zamiast puenty dedykujê podejrzli-wym urzêdnikom cytat z klasyka, któ-rego ju¿ wspomina³em na pocz¹tku. Tensam wiec, ten sam ton, inne jedyniestrony barykady: „Mo¿ecie byæ, towa-rzysze, przekonani, ¿e my tak samo jakwy jesteœmy ulepieni z tej samej gliny inie mamy innego celu jak ten, który¿eœmy zdeklarowali. I to jest podstawo-wy program naszego dzia³ania. Jeœlinam pomo¿ecie, to s¹dzê, ¿e ten cel udanam siê wspólnie osi¹gn¹æ. Jak?! Po-mo¿ecie?!? No!”.
SPIS TREŒCI
„Lubuszanin”nr 4(4) czerwiec 2008
33333
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
Krzykiemi piêœci¹
Alicja BogielAlicja BogielAlicja BogielAlicja BogielAlicja Bogiel
Spo³eczeñstwo obywatelskie to has³o wytrych, którym zachêca siê Polaków doudzia³u w wyborach, a sami wyborcy u¿ywaj¹ go wobec w³adzy w obronie swo-ich interesów. Jakoœ nam ta „obywatelskoœæ” jeszcze nie wychodzi. Ale próbo-
waæ warto.
O S P O £ E C Z E Ñ S T W I E ( N I E Z B Y T ) O B Y W A T E L S K I M„Krzykiem i piêœci¹” – Alicja Bogiel
jako kolejny uczniowski obowi¹zek, boobywatelskoœæ skojarzy im siê wtedy znud¹.
Takiego zagro¿enia nie ma raczej przydrugiej petycji (w formie projektu uchwa³y),pod któr¹ ostatnio zbieraj¹ podpisy zielono-górzanie – wnioskiem, by miasto kupi³o rzeŸ-bê „Bitwa pod Grunwaldem”. Ju¿ blisko ty-si¹c osób podpisa³o siê pod tym, by pieni¹-dze ich i innych zielonogórzan przeznaczyæna jak¹œ rzeŸbê. Dlaczego? Czy chodzi o umi-³owanie sztuki? W¹tpiê. Sprawa ta jednak bu-dzi³a i budzi du¿e emocje, a w takie inicjaty-wy naj³atwiej ludzi zaanga¿owaæ. No chyba¿e coœ siê mieszkañcom siê zabiera... Wtedyemocje s¹ jeszcze wiêksze i budzi siê w nasnawet s¹siedzka i obywatelska wiêŸ.
Mój domMój domMój domMój domMój dom– twierdza do obrony– twierdza do obrony– twierdza do obrony– twierdza do obrony– twierdza do obronyŒwietnie mo¿na by³o zaobserwowaæ te
emocje podczas uchwalania studium za-gospodarowania i kierunków rozwoju Zie-lonej Góry. Piêæ lat trwa³o wpisywanie wmapy miasta nowych osiedli, dróg, skle-pów. I przez te piêæ lat niewielu mieszkañ-ców mówi³o o studium. G³oœno zaczê³o siêwtedy, gdy zielonogórzanie dowiedzieli siê,¿e obok ich domów planowana jest wy-cinka drzewa, nowe fabryki czy te¿ blokzamiast sklepu, którego mieszkañcy siê
Dziêki akcji „Gazety Lubuskiej” w kil-ku miastach i gminach naszego regionumieszkañcy mog¹ stanowiæ lokalne prawo.Wczeœniej podobn¹ akcjê prowadzono winnym regionie kraju, a potem w jeszczekilku - pewnie wiêc jest ju¿ sporo samo-rz¹dów w Polsce, gdzie ludzie mog¹ fak-tycznie sami sob¹ rz¹dziæ. W Zielonej Gó-rze potrzeba do tego 400 podpisów. Tylewystarczy, by z³o¿yæ projekt uchwa³y rady.Radni bêd¹ musieli go rozpatrzyæ. Nieko-niecznie na „tak”, ale pochyliæ siê nadwnioskiem musz¹.
WWWWWolimy petycjeolimy petycjeolimy petycjeolimy petycjeolimy petycjeod uchwa³od uchwa³od uchwa³od uchwa³od uchwa³
Magiczne 400 podpisów ju¿ w œwia-domoœci zielonogórzan istnieje. Nieraz s³y-sza³am z ust miesz-kañców: – Zbierze-my podpisy, bêd¹musieli nas wys³u-chaæ.
I coraz czêœciejto dzia³a – o i leznam przypadki, ¿ewczeœniej setki pod-pisów l¹dowa³y wszufladzie, to terazurzêdnicy chocia¿odpisuj¹ mieszkañ-com na wnioski i li-sty.
Do tej pory dolubuskich samorz¹-dów nie wp³yn¹³ jed-nak ¿aden bardzoznacz¹cy projekt
uchwa³y rady, chocia¿ podpisów ju¿ setki.Dlaczego? Wolimy pisaæ petycje ni¿uchwa³y.
Miêdzy innymi dlatego, ¿e prawo sa-morz¹dowe ogranicza inicjatywê uchwa-³odawcz¹ radnych, a tym bardziej miesz-kañców. Mog¹ oni na przyk³ad wnieœæuchwa³ê dotycz¹c¹ nazwy ulicy, ale ju¿ pie-niêdzy na boisko przy tej ulicy nie uda imsiê w ten sposób wywalczyæ. A to w³aœniebud¿etowe potrzeby – remont drogi, po-stawienie placu zabaw, budowa przedszko-la – najbardziej emocjonuj¹ mieszkañców.Ustawodawca nie da³ mieszkañcomuprawnieñ w najwa¿niejszym dla nich sfe-rach.
W tych najwa¿niejszych sprawachpiszemy wiêc petycje. W Zielonej Gó-rze na przyk³ad zbierane s¹ podpisy wdwóch sprawach – m³odzie¿ i rodzice z
gimnazjum nr 6 za-biegaj¹, by przy ichszkole powsta³kompleks sporto-wy z prawdziwegozdarzenia. Co cie-kawe, w tym przy-padku pod listamipoparcia podpisuj¹siê równie¿uczniowie, chocia¿ich podpisy nie s¹brane pod uwagêprzy inicjatywieuchwa³odawczej.Chodzi jednak o to,by i oni poczuli siêwspó³gospodarza-mi szko³y. Oby niepotraktowali tego
Niby jest œwiet-nie. Dlaczegowiêc badaniasoc jo logówwykazuj¹, ¿ecoraz mniejosób ma do-œwiadczeniazwi¹zane z ak-tywnoœci¹ spo-³eczn¹?
Alicja BogielAlicja BogielAlicja BogielAlicja BogielAlicja Bogiel Autorka jest dziennikark¹„Gazety Lubuskiej”.
44444
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
domagaj¹. Gdy pojawi³o siê zagro¿enie,¿e mo¿e byæ gorzej ni¿ jest, obudzi³a siêwspólnota.
Prawie tysi¹c uwag wp³ynê³o do stu-dium zagospodarowania Zielonej Góry. Naosiedlach mieszkañcy organizowali spo-tkania, przekonywali radnych. Znalaz³y siêosoby, by zbieraæ podpisy pod listami, nieby³o k³opotu z podaniem nazwiska, nume-ru dowodu... Gdy grozi nam, ¿e bêdziemymieli gorzej, potrafimy walczyæ jak lwy.
Czy jest to objaw spo³eczeñstwa oby-watelskiego? A mo¿e tylko dbanie o w³a-sne interesy? Albo walka z w³adz¹ – wte-dy, jeœli dzia³a ona na nasz¹ niekorzyœæ?Moim zdaniem, wszystkiego po trosze.Oczywiœcie, w³adzê trzeba kontrolowaæ iskoro prezydent Zielonej Góry wykreœli³ zeswoich pierwotnych planów wycinkê kil-kuset hektarów lasu, to widocznie wcze-œniejszej koncepcji nie przemyœla³.
Niestety jednak, rzadko przy obronie„w³asnych terytoriów” bierzemy pod uwa-gê dobro ogólne. Na spotkaniu dotycz¹-cym wycinki lasów przy zielonogórskimosiedlu Chynów s³yszeliœmy od czêœcimieszkañców jasny komunikat: - Niech
O S P O £ E C Z E Ñ S T W I E ( N I E Z B Y T ) O B Y W A T E L S K I M„Krzykiem i piêœci¹” – Alicja Bogiel
miasto wycina drzewa, sprowadza inwe-storów, ale nie obok mojego domu. Jachcê mieæ las!
Rzecznik Praw Obywatelskich JanuszKochanowski w swoim artykule pt. „Oby-watele patrioci” pisze, ¿e w Polsce pojêciespo³eczeñstwa obywatelskiego wymagaredefinicji. „Zbyt czêsto jest ono kojarzo-ne jako dzia³alnoœæ obywateli przeciwkopañstwu. Czêsto, uzasadniaj¹c spo³eczeñ-stwo obywatelskie, wzywa siê obywateli doaktywnoœci z tego powodu, ¿e pañstwo jestdla nich zawsze zagro¿eniem. W³adza nie-kontrolowana rzeczywiœcie mo¿e siê wy-rodziæ i staæ siê dla obywateli zagro¿eniem.Nie mo¿na jednak zapominaæ, ¿e pañstwonie jest z³em koniecznym, lecz wspólnymdobrem.”
Widzimy to doskonale przy budowieautostrad. W³aœciciele dzia³ek na trasieprzysz³ych dróg chc¹ jak najwiêkszychodszkodowañ albo w ogóle nie chc¹ au-tostrady. A kierowcy wprost marz¹, byjak najszybciej i jak najtaniej powsta³y. Ipañstwo musi dzia³aæ, by inwestycjeprzeprowadzano. Tego od niego oczeku-jemy.
RaczejRaczejRaczejRaczejRaczejnie lubimy pomagaænie lubimy pomagaænie lubimy pomagaænie lubimy pomagaænie lubimy pomagaæPañstwo, miasto – naszym wspól-
nym dobrem. S¹ oczywiœcie osoby, któ-re kieruj¹ siê takim pobudkami. – Comiasto bêdzie mia³o z tego, ¿e my stra-cimy? – takie pytanie us³ysza³am pod-czas dyskusji dotycz¹cych lokalizacjinowych firm w Zielonej Górze. I osobapytaj¹ca by³a rzeczywiœcie zainteresowa-na korzyœciami dla mieszkañców miasta.Na innym spotkaniu w ratuszu zdziwi³awiele osób wypowiedŸ przedsiêbiorcy,który chce rozbudowaæ swoj¹ firmê, alena jego dzia³ce miasto zaplanowa³o dro-gê. – Ja jestem za, niech miasto budujetê drogê, skoro jest potrzebna – mówi³zielonogórzanin. – Proszê jednak zrobiæto szybko, bo ju¿ od kilku lat teren jestzarezerwowany pod ulicê, a budowa niezosta³a rozpoczêta.
Chocia¿ chodzi³o o jego w³asn¹ dzia³-kê i mo¿liwoœæ rozwoju firmy, cz³owiek tenby³ sk³onny przenieœæ dzia³alnoœæ gospo-darcz¹ w inne miejsce.
55555
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
O S P O £ E C Z E Ñ S T W I E ( N I E Z B Y T ) O B Y W A T E L S K I M„Krzykiem i piêœci¹” – Alicja Bogiel
• 25 proc. Polaków uwa¿a, ¿ewspólne dzia³anie na rzeczswojej spo³ecznoœci nic niedaje
• 30 proc. z nas wierzy, ¿e mawp³yw na to, co siê dzieje wkraju, a a¿ 65 proc. ma zu-pe³nie przeciwne zdanie
• 31 proc. z nas uwa¿a siê zaspo³eczników, to o 5 proc.mniej ni¿ w 2005 r. Podaje-my, ¿e poœwiêcamy swójwolny czas szkolnictwu ioœwiacie, zwi¹zkom zawo-dowym, ruchom religijnym,stowarzyszeniom sporto-wym oraz organizacjomcharytatywnym, m³odzie¿o-wym, zwi¹zkom dzia³kowi-czów, hodowców, wêdkarzy,myœliwych, a tak¿e ochotni-czym organizacjom ratowni-czym (w tych ostatnich jed-nak w 2007 r. znacznie uby-³o spo³eczników). Nawet wtych najczêœciej wymienia-nych sferach objêtych dzia-³alnoœci¹ organizacji obywa-telskich udzia³ responden-tów nie przekroczy³ 5,5proc.
• 81 proc. osób Polaków wie-rzy, ¿e dzia³aj¹c wspólnie z in-nymi ludŸmi mo¿na osi¹gn¹æwiêcej ni¿ samemu (7 pro-cent wiêcej ni¿ w 2004 r.)
• 10 proc. Polaków uznajewspó³pracê z innymi zamarnowanie czasu
• 20 proc. Polaków podjê³o wubieg³ym roku dobrowoln¹ inieodp³atn¹ pracê na rzeczswojej spo³ecznoœci lokalnej,wed³ug Millward BrownSMG/KRC jest to tylko 13,2proc. z nas. Pod tym wzglê-dem zajmujemy przedostat-nie miejsce w Europie, za kra-jami naszego regionu takimijak S³owacja (18 proc. wo-lontariuszy) i Estonia (24proc. wolontariuszy), a wy-przedzamy tylko Bu³gariê.Procent wolontariuszy jest wnaszym kraju trzy razy mniej-szy ni¿ w Hiszpanii i piêæ razymniejszy ni¿ w Norwegii -przoduj¹cej pod tym wzglê-dem w Europie.
• 20 proc. z nas dzia³a w or-ganizacjach obywatelskich
• 45 proc. osób nie ufa nie-znajomym
• 26 proc. Polaków uwa¿a,¿e wiêkszoœci rodakówmo¿na zaufaæ
• Województwa, w których licz-ba zarejestrowanych organi-zacji w stosunku do liczbymieszkañców jest najwiêksza,to: mazowieckie (19 organi-zacji na 10 tys. mieszkañców),pomorskie (18), lubuskie(17), warmiñsko-mazurskie(16) i dolnoœl¹skie (16), zaœnajmniej zarejestrowanych or-ganizacji (bior¹c pod uwagêliczbê mieszkañców) jest wwojewództwie œwiêtokrzy-skim (11), opolskim (12), œl¹-skim (13), kujawsko-pomor-skim (13) i lubelskim (13).
• Prawie 19 proc. z nas wubieg³ym roku by³o na ja-kimœ zebraniu publicznym.Zdecydowanie czêœciej ni¿mieszkañcy miast takie do-œwiadczenie mieli za sob¹mieszkañcy wsi – 24,7 proc.
Dane pochodz¹ z badañCBOS oraz SMG/KRC
T e l i c z b y œ w i a d c z ¹ o n a s :
Takie postawy to rzadkoœæ, ale du¿oczêœciej interesujemy siê dobrem wspól-nym, jeœli nie godzi to w nasze interesy.Co pi¹ty z nas uwa¿a siê nawet za spo-³ecznika. I nawet tych spo³eczników ostat-nio czêœciej widaæ.
Takie na przyk³ad Ko³a Gospodyñ Wiej-skich. Kiedyœ wyœmiewano siê z tej idei, ateraz kolejne ko³a rosn¹ jak grzyby po desz-czu. Panie nie tylko organizuj¹ wieczorkiprzy ciasteczkach, ale urz¹dzaj¹ œwietlicedla dzieci, szkolenia komputerowe i biz-nesowe dla mieszkanek wsi. Czy kiedyœkomuœ siê œni³o, ¿e tak bardzo rozwinie siêw Polsce idea uniwersytetów trzeciegowieku? Gdzie ludzie starsi bêd¹ mogli po-czuæ, ¿e wci¹¿ siê rozwijaj¹... I wszystkoto bêdzie siê dziaæ w ramach dzia³alnoœcispo³ecznej...
W hospicjach, œwietlicach œrodowi-skowych pracuj¹ rzesze wolontariuszy,wœród grona m³odych ludzie wybieramynawet oœmiu najwspanialszych w Polsce.I nie jest trudno znaleŸæ takie ósemki wka¿dym regionie.
Niby jest œwietnie. Dlaczego wiêc ba-dania socjologów wykazuj¹, ¿e coraz mniejosób ma doœwiadczenia zwi¹zane z aktyw-noœci¹ spo³eczn¹. W Europie jedynie wBu³garii jest mniej wolontariuszy ni¿ wPolsce. Niektórzy twierdz¹, ¿e wi¹¿e siê toz emigracj¹. ¯e te bardziej aktywne jed-nostki wyjecha³y z kraju. Ale nie mo¿e byæto jedyne wyjaœnienie tego trendu.
AAAAAwersjawersjawersjawersjawersjaorganizacyjnaorganizacyjnaorganizacyjnaorganizacyjnaorganizacyjna
Prawdziwe spo³eczeñstwo obywatel-skie dzia³a nie tylko za pomoc¹ zebrañmieszkañców, ale równie¿ zrzeszeñ, sto-warzyszeñ, organizacji, w koñcu partii po-litycznych.
My nie lubimy siê zrzeszaæ – mo¿e zo-sta³o to Polakom z poprzedniego systemu.A jeœli ju¿ zapisujemy siê do jakiegoœ sto-warzyszenia, zwykle jest to ko³o wêdkar-skie lub zwi¹zek dzia³kowców – czyli wpewnym sensie instytucje. Nie mo¿na³owiæ bez sk³adki wêdkarskiej, a ju¿ tymbardziej startowaæ w zawodach. Bez cz³on-kostwa w zwi¹zku dzia³kowców nie dosta-niemy ogrodu. Trudno uznaæ cz³onkówtakich zrzeszeñ za spo³eczników.
Do partii politycznych nie mamy na-wet za grosz zaufania. Nie s¹ one dla naskana³em, w którym realizuje siê potrzebyspo³ecznoœci, ju¿ bardziej sposobem na ka-rierê.
O ile najbli¿szej rodzinie ufa 99proc. z nas, s¹siadom - 76 proc., toSejmowi jedynie 39 proc., a partiom
politycznym 28 proc. Mo¿e to jest po-wód, dla którego nie chodzimy na wy-bory.
Pociesza to, ¿e od 2004 r. coraz bar-dziej ufamy w³adzom lokalnym. Równie¿dlatego, ¿e coraz czêœciej lokalne w³adzepytaj¹ mieszkañców o zdanie, nie lekce-wa¿¹ ich uwag, a przynajmniej jawnie nielekcewa¿¹ opinii mieszkañców. W ma³ychspo³ecznoœciach nikt nie powie o ludziach„wykszta³ciuchy” albo nie poleci „by wsa-dziæ ich w kamasze”.
Rz¹dz¹cyRz¹dz¹cyRz¹dz¹cyRz¹dz¹cyRz¹dz¹cywidz¹ du¿e liczbywidz¹ du¿e liczbywidz¹ du¿e liczbywidz¹ du¿e liczbywidz¹ du¿e liczby
Polacy coraz czêœciej wiedz¹, czegochc¹ i jasno to w³adzom komunikuj¹. A cona nasi rz¹dz¹cy? Przed ka¿dymi wybora-mi g³os ludu jest dla nich najwa¿niejszy.Obiecuj¹, ¿e wszystko zrobi¹ dla dobramieszkañców. Ale ju¿ po objêciu w³adzy wgrê czêsto wchodz¹ partyjne interesy, ag³os mieszkañców traktowany jest jak na-trêtne bzyczenia muchy, a nie jako powa¿-ny g³os w dyskusji.
Problem nie tylko jest w nastawieniupolityków. Wielu z nich œwietnie czuje siêw sytuacjach publicznych i na spotkaniachz mieszkañcami. S³uchaj¹ uwag i staraj¹
siê doprowadziæ do porozumienia. Potemjednak jest problem z prze³o¿eniem tegowszystkiego na „procedury, przepisy”,decyzje pojedynczych urzêdników. Wiêk-szoœæ pism i petycji trafiaj¹cych do urzê-dów nie l¹duje na biurkach ich szefów, aleu statystycznej Kowalskiej, która po 20 la-tach traktowania takich pism jako k³opotkolejne potraktuje podobnie.
W firmach, które ¿yj¹ z us³ug dlamieszkañców, wprowadzono specjalneprocedury przy rozmowach i za³atwianiuspraw klientów. Nie wszyscy, oczywiœcie,s¹ z us³ug danej firmy zadowoleni, ale u³a-twienia typu – infolinia, za³atwianie spraww domu klienta – s¹ czêsto standardem.W urzêdach tego nie mamy.
Co dziwne, w³adze czêœciej lekcewa¿¹pisma stowarzyszeñ i organizacji ni¿ pe-tycje podpisane przez na przyk³ad 100mieszkañców. Im wiêksza liczba podpisa-nych pod petycj¹ wyborców, tym wiêkszaszansa na pozytywny efekt. Mo¿e to dlate-go wolimy spotkania z rz¹dz¹cymi, na któ-rych mo¿emy wykrzyczeæ swoje racje, ni¿zapisanie siê do stowarzyszenia czy orga-nizacji.
Na razie nasze „spo³eczeñstwo obywa-telskie” bardziej krzyczy ni¿ dzia³a. I toprzyda³oby siê zmieniæ.
66666
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
MarcinMarcinMarcinMarcinMarcinFlorkowskiFlorkowskiFlorkowskiFlorkowskiFlorkowskiUkoñczy³ studiapsychologiczne naUniwersytecie im.Adama Mickiewiczaw Poznaniu orazpiêcioletni¹ szko³êpsychoterapiipsychodynamicznejw Krakowie. Od2003 r. doktorpsychologii. Pracujejako wyk³adowca naUniwersytecieZielonogórskim orazdiagnosta –
terapeuta w PoradniPsychologiczno-Pedagogicznej. Piszeartyku³y popularno-naukowe z zakresupsychologii.
W³adzaurzêdników
Marcin FlorkowskiMarcin FlorkowskiMarcin FlorkowskiMarcin FlorkowskiMarcin Florkowski
Relacja miêdzy obywatelem a urzêdnikiem jest ukoœna. To urzêdnik ma w³a-dzê. Urz¹d daje mu jednak równie¿ przewagê psychologiczn¹. Tylko nielicz-ne osoby zachowuj¹ niezale¿noœæ wobec presji urzêdników.
M I Ê D Z Y U R Z Ê D E M A O B Y W A T E L E M„W³adza urzêdników” – Marcin Florkowski
Biurokracja ko-jarzy siê jak najgo-rzej: niepotrzebnamitrêga, rozbudo-wany ponad miarêaparat, w którymczêœæ urzêdników wogóle nic nie robilub marnuje czas zapieni¹dze podatni-ków. W relacji zurzêdnikami wieleosób odczuwa coœw rodzaju cichej re-zygnacji „muszê,wiêc robiê, choæ niechcê”. Zwykle pod-por z¹dkowujemysiê decyzjom urzê-dów, czêsto z¿yma-j¹c siê jednoczeœniena ich opiesza³oœæ,krótkowzrocznoœæitp.
A jednak niektó-rzy socjologowie(na czele z MaxemWeberem) s¹ zda-nia, ¿e biurokratyczna organizacja jestbardziej sprawna ni¿ jakikolwiek inny spo-sób funkcjonowania instytucji. Biurokra-cja charakteryzuje siê bowiem tym, ¿ew³adza przynale¿y do stanowiska, a niedo osoby, która je zajmuje. Teoretyczniezabezpiecza to petentów przed kaprysa-mi urzêdnika, który nie mo¿e robiæ tego,co mu siê podoba. Obowi¹zki urzêdnikaoraz zakres w³adzy przynale¿nej jego sta-nowisku s¹ okreœlone z góry przez – wza³o¿eniu przynajmniej – racjonalne i bez-osobowe zasady. Na przyk³ad policjant ma
prawo zatrzymaækierowcê i wylegity-mowaæ go, ale ju¿nie ma prawa wypy-tywaæ o osobiste¿ycie. Mo¿e ewentu-alnie wlepiæ man-dat, musi jednak ko-rzystaæ z tabelimandatów, a nieswojego widzimisiê.W tym sensie posia-da w³adzê tylko wzakresie œciœle okre-œlonym przez swójurz¹d. Decyzje, któ-re policjant podej-muje, musz¹ byæuzasadnione przezodpowiednie prze-pisy, a nie jego hu-mory. Cechy osobo-woœci policjanta (ikierowcy) maj¹oczywiœcie wp³ywna przebieg ca³egozdarzenia, dlategopojawi³y siê g³osy,
mówi¹ce ¿e najlepszymi urzêdnikami (np.ministrami, policjantami itp.) bêd¹ wprzysz³oœci komputery i roboty, bowiempodejmuj¹ decyzje racjonalne, s¹ uczci-we i nieprzekupne, a bêd¹ stosowaæ obo-wi¹zuj¹ce prawo.
W strukturze biurokratycznej w³adzêurzêdnika ogranicza tak¿e to, ¿e nie jeston posiadaczem dóbr, których u¿ywa. Niemo¿e ich zaw³aszczaæ, przekazywaæ zna-jomym, rodzinie czy komukolwiek inne-mu. To nie jest w³aœciciel firmy, dyspo-nuj¹cy ni¹ wg w³asnego uznania. Urzêd-
nik powierzone mu dobra tylko u¿ytkuje ito w okreœlonym czasie. Teoretycznie takiuk³ad powinien zabezpieczaæ przed ró¿-nymi malwersacjami.
Na koniec – biurokratyczne zasadyfunkcjonowania ustalone s¹ rozumowo imaj¹ byæ niezale¿ne od nastroju, choro-by, czy stanów psychicznych urzêdnika.Obywatelom obs³ugiwanym przez biuro-kracjê powinno to tak¿e (teoretycznie)dawaæ poczucie bezpieczeñstwa.
Biurokracja wydaje siê wiêc racjonal-nym sposobem funkcjonowania instytu-cji i przedsiêbiorstwa. W³adza jest przy-pisana stanowiskom, tworzy hierarchiêkompetencji, zakres decyzji urzêdnika jestokreœlony przez racjonalne zasady itp.Taki biurokratycznie zorganizowany urz¹dpowinien byæ wolny od patologii i nad-u¿yæ.
W praktyce jednak œwiat jest bardziejskomplikowany. Urzêdnik zajmuje coprawda jedynie pewne stanowisko wstrukturze zwierzchnictwa, ale okreœlon¹,osobist¹ w³adzê faktycznie w ten sposóbzdobywa i mo¿e jej u¿ywaæ wg w³asnegouznania. Na przyk³ad mo¿e po swojemuinterpretowaæ niejasne przepisy, decydo-
W³adza urzêd-nika nad oby-watelem maswój dodatko-wy psycholo-giczny wymiar,który rozci¹gasiê dalekopoza ramy, wjakich podej-mowane s¹szczegó³owedecyzje biuro-kratyczne.
77777
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
M I Ê D Z Y U R Z Ê D E M A O B Y W A T E L E M„W³adza urzêdników” – Marcin Florkowski
waæ o kolejnoœci za³atwiania spraw lubkonstruowaæ prawo, które bêdzie tylko dlaniego korzystne (przyk³adem niech bêdzies³ynna afera Rywina).
Oczywiœcie w ostatecznym rachunkumo¿na poci¹gn¹æ do odpowiedzialnoœciniekompetentnego czy nieuczciwegourzêdnika lub wymieniæ go na innego. Wten sposób, przynajmniej teoretycznie,interesy petentów s¹ chronione. Jednakw praktyce znowu dzieje siê to rzadko.Jak wielu rodziców na przyk³ad d¹¿y dotego aby, niekompetentnego nauczycielazwolniono ze szko³y? Rodzic dba raczejo to, aby przenieœæ dziecko do innej kla-sy lub nie nara¿aæ siê takiemu nauczycie-lowi. Zwyk³y obywatel rzadko decyduje siêna darcie kotów z urzêdem i pracownicyinstytucji dobrze to wiedz¹.
Udawanie szczuraUdawanie szczuraUdawanie szczuraUdawanie szczuraUdawanie szczuraW jednym ze starych skeczy Kabare-
tu Tey (jeszcze z lat 70.) Laskowik instru-uje Smolenia, jak nale¿y wczuæ siê w rolêklienta: „Wiesz, kto ty jesteœ? Ty zwyk³y
klient jesteœ, rozumiesz? Taki malutki je-steœ, o taki. Szwendasz siê tu po moimsklepie zagubiony, zgarbiony, g³owa po-chylona, strach ci spojrzeæ na mnie, nakierownika. Taki szczur jesteœ, rozumiesz?Nic nie znaczysz! Tak masz graæ klienta!No graj!”
W³adza urzêdnika nad obywatelemma swój dodatkowy psychologiczny wy-miar, który rozci¹ga siê daleko poza ramy,w jakich podejmowane s¹ szczegó³owedecyzje biurokratyczne.
To jest w³adza zwi¹zana z ludzk¹sk³onnoœci¹ do ulegania i podporz¹dko-wywania siê tym, których uznamy zauprawnionych do rz¹dzenia. Psycholo-dzy zrobili bardzo wiele badañ na tentemat. Jednym ze s³ynniejszych jest eks-peryment Stanleya Milgrama, w którymBogu ducha winni ludzie proszeni byliprzez „naukowca”, aby torturowali in-nych ludzi lub zwierzêta. Milgram zasta-nawia³ siê, jak wiele osób wykona teokrutne, g³upie polecenia, jeœli bêd¹ onewypowiedziane przez osobê piastuj¹c¹szanowan¹ funkcjê i obdarzon¹ autory-tetem – „naukowca”.
Wyniki okaza³y siê dramatyczne!Prawie dwie trzecie badanych (62%)wykona³o polecenie „naukowca” i go-dzi³o siê, aby naraziæ na œmieræ przeztortury innego Bogu ducha winnegocz³owieka, którego nawet nie znali. Ba-dani wcale nie robili tego z radoœci¹.Przeciwnie, prosili „naukowca”, abyzwolni³ ich „z obowi¹zku” mêczeniadrugiego cz³owieka, prosili, aby moglizaprzestaæ tortur. Jeœli jednak „nauko-wiec” siê na to nie zgadza³ i twardo ob-stawa³ przy swoim, pos³usznie wykony-wali jego polecenia, wbrew w³asnej wolii rozumowi.
Oczywiœcie by³ to eksperyment – lu-dzie, którzy brali w nim udzia³ tylko my-œleli, ¿e torturuj¹ innego cz³owieka (fak-tycznie ofiar¹ by³ podstawiony aktor, którysugestywnie udawa³, ¿e cierpi). Nikt z ba-danych osób nie zorientowa³ siê w tympodstêpie. Po zakoñczeniu eksperymen-tu, gdy odkryto jego prawdziwy cel, lu-dzie mówili, ¿e gdyby nie to badanie, ni-gdy nie uwierzyliby, ¿e s¹ w stanie doko-naæ tak okrutnych czynów.
88888
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
Warto jeszcze dodaæ, ¿e badanizg³aszali siê do eksperymentu na ochot-nika i w ka¿dej chwili mogli zrezygno-waæ z wykonywania poleceñ „naukow-ca” bez ¿adnych konsekwencji. Mimo toz³apani w pu³apkê pos³uszeñstwa, niepotrafili sprzeciwiæ siê osobie, któr¹traktowali jako uprawnion¹ do wydawa-nia im poleceñ i podejmowania za nichdecyzji.
Eksperyment Milgrama by³ powtarza-ny setki razy w ró¿nych zak¹tkach œwia-ta, na ludziach o ró¿nym wieku, wykszta³-ceniu, p³ci i rasie. Jego wyniki wydaj¹ siêbowiem niewiarygodne. Wszak nikt z nasnie podejrzewa, ¿e jest zdolny do takichg³upich i z³ych czynów. A jednak wszê-dzie wyniki eksperymentu pozostaj¹ nie-zmienne – znakomita wiêkszoœæ ludzi robito, o co prosi ich nobliwy przedstawicielinstytucji – „naukowiec”.
Urzêdnik jako panUrzêdnik jako panUrzêdnik jako panUrzêdnik jako panUrzêdnik jako panGdy zwyk³y obywatel staje przed
urzêdnikiem – sytuacja jest w du¿ej mie-rze podobna. Urzêdnik posiada bowiempewien nimb w³adzy, którym obdarza gostanowisko, jakie piastuje. Na ten tematzrobiono równie¿ mnóstwo badañ nauko-wych. Psychologowie sprawdzali, jakiecechy musi posiadaæ druga osoba, abyzosta³a uznana za posiadaj¹c¹ prawo dowydawania rozkazów.
Wykryto czynniki wywo³uj¹ce ule-g³oœæ i okaza³y siê one w wiêkszoœci ba-nalne! Na przyk³ad uleg³oœæ roœnie wo-bec osób ubranych w mundur, kitel le-karski, sutannê, drogi garnitur itp. Z tegopowodu wiele tak zwanych „instytucji to-talnych” (wiêzieñ, koszar, szpitali itp.)ubiera swoich pracowników w odpowied-nie, paramundurowe stroje – one spra-wiaj¹ ¿e wiêŸniowie, pacjenci, rekrucistaj¹ siê bardziej pos³uszni.
Uleg³oœæ ludzi wzmaga siê równie¿wobec osób obdarzonych jakimœ tytu-³em (biskup, dyrektor, prezes itp.). Naprzyk³ad osoba przedstawiona jako „pro-fesor Kowalski” wywo³a u ludzi wiêkszepos³uszeñstwo ni¿ ta sama osoba przed-stawiona jako „pan Kowalski”. Z tego po-wodu w niektórych urzêdach ludzie pisz¹na swoich wizytówkach jak najwiêcejró¿nych tytu³ów (najlepiej w jêzyku an-gielskim), które maj¹ dodaæ powagi ichnazwisku.
Uleg³oœæ nasila tak¿e zamo¿noœæ,s³awa, pewnoœæ siebie i wzrost – jeste-œmy bardziej pos³uszni ludziom wyso-kim, s³awnym i bogatym ni¿ niepewnymsiebie, niskim czy biednym.
Jednak jednym z najsilniejszychczynników, wywo³uj¹cych bezmyœln¹uleg³oœæ s¹ stanowiska i role spo³eczne.Jeœli wiemy, ¿e druga osoba zajmujepozycjê w strukturze instytucji, to wy-zwala siê w nas silna sk³onnoœæ do pod-porz¹dkowywania siê decyzjom tej oso-by. To przestaje byæzwyk³y cz³owiek, tojest ju¿ przedstawi-ciel instytucji, zaktórym stoi ca³amachina urzêdu.Przyk³adami takichstanowisk mo¿e byæsêdzia, prokurator,wyk³adowca, ale tak-¿e konduktor, dziel-nicowy itp.
Urzêdnicy po-siadaj¹ wiele atry-butów, wywo³uj¹-cych uleg³oœæ.Urzêdnik zwykle po-siada okreœlonytytu³, ma swój pokójczy miejsce, œwiad-cz¹ce o jego wa¿no-œci i pozycji w hie-rarchii urzêdniczej.Mo¿e byæ ubrany wjakiœ uniform lubprzynajmniej posia-da odpowiedniidentyfikator, któryinformuje wszyst-kich, ¿e piastujewa¿ne stanowisko.Zwyk³y obywatelwie te¿, ¿e za urzêd-nikiem stoi instytu-cja. Wszystko topodnosi sk³onnoœædo bezmyœlnegoulegania i sprawia,¿e przed urzêdnikiem zwyk³y obywatelzachowuje siê czêsto tak, jak poucza³Laskowik.
Nie wszyscy s¹ jednak pos³uszni.Czêœæ osób w urzêdzie przyjmuje auto-matycznie postawê bojow¹. W psycholo-gii jest to rozumiane jako obrona poczu-ciem zale¿noœci. Zwykle postawê buntuprzyjmuj¹ ludzie, maj¹cy z³e doœwiadcze-nie z sytuacjami zale¿noœci od innych,przede wszystkim od rodziców lub na-uczycieli. Korzenie buntu tworz¹ siê wdzieciñstwie i okresie dojrzewania. Np.gdy rodzice nadu¿ywaj¹ swojej rodziciel-skiej przewagi wobec dzieci, te nabieraj¹nadmiernej podejrzliwoœci i wojowniczo-œci. Odbija siê to potem jak czkawka wrelacjach z policj¹, urzêdem, szpitalem itp.
M I Ê D Z Y U R Z Ê D E M A O B Y W A T E L E M„W³adza urzêdników” – Marcin Florkowski
Z tego, co wy¿ej przedstawiono, wy-nika, ¿e wiêkszoœæ zwyk³ych obywatelizachowuje siê wobec urzêdów jak – nieprzymierzaj¹c – bezradne nieco, po-s³uszne barany.
Nie jest to prawd¹. Przeciwnie! Wwiêkszoœci przypadków postawa pos³u-
szeñstwa wcale niejest g³upia, bowiemm¹drze jest s³uchaæludzi, którzy s¹ zo-rientowani w swojejdziedzinie. G³upiojest nie s³uchaæ ludzim¹drzejszych i zna-j¹cych siê na rzeczy.A przyjmujemy, ¿eurzêdnik – z defini-cji – wie, czym siêzajmuje i jego pole-cenia po prostu mu-simy wype³niaæ, czysiê nam to podoba,czy nie.
Wszak gdyidziemy do lekarza,to spe³niamy jegopolecenia, zgadza-my siê na jedzeniem e d y k a m e n t ó w,czêsto w ogóle niesprawdzaj¹c, czy s¹nam s³usznie za-aplikowane. Podda-jemy siê okreœlo-nym zabiegom na-wet, jeœli w ogólenie rozumiemy, cze-mu maj¹ one s³u-¿yæ. W wiêkszoœciprzypadków jest torozs¹dne zachowa-nie, bowiem lekarzwie, co robi.
Pos³uszeñstwo wobec norm spo-³ecznych i umiejêtnoœæ podporz¹dkowa-nia siê prawu (nawet jeœli siê nam to niepodoba) jest wa¿nym elementem socja-lizacji cz³owieka i dojrza³oœci. U³atwiatak¿e sprawny przebieg relacji spo³ecz-nych, dziêki temu nie ¿yjemy w „agre-sywnej anarchii”. Bez tego nasze ¿ycieby³oby „pod³e, krótkie i z³e” – jak twier-dzi³, zdaje siê, Tomasz Hobbes.
Z drugiej jednak strony bezmyœlnewykonywanie rozkazów prowadzi do nie-szczêœæ, co pokazuj¹ niemal wszystkiewojny, jakie ludzie prowadzili i prowadz¹.Pod rozkazami okrutnych i z³ych ludzipodw³adni tak¿e zaczynaj¹ siê zachowy-waæ okrutnie i Ÿle. Obywatelskie niepo-s³uszeñstwo jest tu wskazane i ma mocochronienia wy¿szych wartoœci.
Pos³uszeñstwowobec normspo³ecznych iumiejêtnoœæpodporz¹dko-wania siê pra-wu jest wa¿-nym elemen-tem socjalizacjicz³owieka i doj-rza³oœci. U³a-twia tak¿esprawny prze-bieg relacjispo³ecznych,dziêki temu nie¿yjemy w „a-g r e s y w n e janarchii”.
99999
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
M I Ê D Z Y U R Z Ê D E M A O B Y W A T E L E M„W³adza urzêdników” – Marcin Florkowski
MoralnoœæMoralnoœæMoralnoœæMoralnoœæMoralnoœæi niepos³uszeñstwoi niepos³uszeñstwoi niepos³uszeñstwoi niepos³uszeñstwoi niepos³uszeñstwoJednak nie ka¿dy cz³owiek jest w sta-
nie odró¿niæ bezstronnie prawdê od fa³-szu i to, co jest s³uszne od tego, co z³e.Nie ka¿dy z nas wie, kiedy nale¿y pod-porz¹dkowaæ siê, a kiedy buntowaæ(zwykle po prostu któraœ z tych postawstaje siê automatycznym odruchem).Niektórzy ludzie potrafi¹ jednak widzieæniesprawiedliwoœæ i g³upotê oraz sprze-ciwiæ siê jej, gdy jest to potrzebne orazpodporz¹dkowaæ siê s³usznym zasadomi m¹drzejszym ludziom. Wydaje siê, ¿ekluczow¹ rolê odgrywa tu etap rozwojumoralnego, który osi¹ga nasza osobo-woœæ.
Moralnoœæ cz³owieka rozwija siê sta-diami – od bardzo prymitywnej etyki Ka-lego („Jak Kali ukraœæ, to dobrze, jak Ka-lemu ukraœæ, to Ÿle”) do bardzo wysu-blimowanych, abstrakcyjnych zasadokreœlaj¹cych wartoœci. Wielu psycholo-gów (w œlad za Lawrencem Kohlbergiem– autorytetem w tej dziedzinie) zgadzasiê, ¿e owych „szczebli rozwoju moral-nego” jest szeœæ (niektórzy twierdz¹, ¿esiedem).
Badania pokazuj¹, ¿e znakomita wiêk-szoœæ doros³ych obywateli dojrzewa doczwartego stadia w rozwoju moralnym(jest to tak zwany etap moralnoœci kon-wencjonalnej). Dominuj¹ca jest tu posta-wa pos³uszeñstwa wobec autorytetów.Obywatele d¹¿¹ (œwiadomie b¹dŸ nieœwia-domie) do utrzymania zastanego porz¹d-ku spo³ecznego, który traktuj¹ (raczejbezrefleksyjne) jako najlepszy z mo¿li-
wych. S¹ nastawieni na spe³nianie obo-wi¹zków, które spo³eczeñstwo na nichnarzuci³o (dotyczy to przede wszystkimroli partnera, pracownika i rodzica) orazd¹¿¹ do spe³niania oczekiwañ innych lu-dzi.
Dla ¿ycia spo³ecznego s¹ to bardzowartoœciowe osoby. Na tym etapie cz³o-wiek uznaje zastany porz¹dek spo³ecznyza najlepszy i godny wysi³ków utrzyma-nia go. W zwi¹zku z tym szanuje tak¿e naj-bardziej prominentnych przedstawicielitego porz¹dku (przywódców duchow-nych, politycznych, intelektualnych itp.) istara siê dobrze wype³niaæ ich domnie-man¹ wolê. Nie jest to postawa podda-wana jakiejœ g³êbokiej refleksji. Uleg³oœæwobec urzêdników, prawa, norm spo³ecz-nych itp. jest traktowana jako dobro samow sobie.
Takie osoby raczej nie podejmuj¹ wal-ki z zastanym stanem rzeczy. Obywatel-skie niepos³uszeñstwo nie jest ich wybo-rem. Gdy w³adzê przejmuj¹ ludzie okrut-ni lub g³upi, tacy obywatele czêsto nadalwype³niaj¹ rozkazy i uwa¿aj¹ to za posta-wê wartoœciow¹. Tak by³o np. w czasachhitleryzmu i stalinizmu.
Rozwój moralny doros³ego cz³owie-ka mo¿e jednak nie zatrzymaæ siê naowym „czwartym stadium” i osi¹gn¹ætak zwan¹ „moralnoœæ zasad”. Jeœlipoddajemy w³asne zachowania reflek-sji, gdy zastanawiamy siê, jakimi war-toœciami siê kierujemy w ¿yciu i czy s¹one s³uszne; jeœli jesteœmy w staniespojrzeæ na samych siebie nieco kry-tycznie, to mamy szansê zacz¹æ rozu-mieæ, co w ¿yciu jest prawdziw¹ ponad-czasow¹ wartoœci¹, a co jest tylko iluzj¹
wartoœci. Zachowaniem zaczynaj¹ kie-rowaæ wtedy abstrakcyjne wartoœci,które przyjmowane s¹ jako w³asne.
Tak¹ abstrakcyjn¹ zasad¹ jest np. prze-konanie, ¿e ¿ycie ludzkie jest najwy¿sz¹ war-toœci¹. Jeœli ktoœ faktycznie przyjmuje têzasadê jako swoj¹, to raczej nie bêdzie go-dziæ siê na karê œmierci, nawet jeœli warun-ki s¹ wyj¹tkowe (np. trwa wojna).
Na poziomie moralnoœci konwencjo-nalnej wojna w przekonaniu cz³owiekausprawiedliwia zabijanie (autorytety pod-jê³y decyzjê o wojnie, wiêc nale¿y zabi-jaæ).
Jakkolwiek teorie psychologiczne s¹kontrowersyjne, poddawane s¹ ci¹g³ejkrytyce i rozwijaj¹ siê nieustannie, to jed-nak wydaje siê, ¿e faktycznie tak zwaneobywatelskie niepos³uszeñstwo, niepo-s³uszeñstwo wobec norm spo³ecznych wcelu osi¹gniêcia lub utrzymania wy¿szejwartoœci (np. sprawiedliwoœci lub nie-krzywdzenia innych ludzi) – mo¿liwe jestdopiero, gdy w³asne zasady moralne s¹wynikiem namys³u, a nie automatyczne-go uznania zastanego porz¹dku œwiata za„najdoskonalszy z mo¿liwych” (zdanieLeibniza).
Osoby, które przemyœliwuj¹ nad w³a-snymi wartoœciami moralnymi posiadaj¹wiêkszy zakres wewnêtrznej niezale¿no-œci. Niezale¿noœæ owa nie objawia siê anibuntem ani uleg³oœci¹. W zachowaniachcz³owieka kierunkowskazem staje siê ra-czej „s³uszne postêpowanie” ni¿ pos³u-szeñstwo lub bunt. Takie osoby tworz¹przemiany spo³eczne i one s¹ motoremzmian zastanych norm na bardziej kon-struktywne.
1010101010
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
S³awomirS³awomirS³awomirS³awomirS³awomirStañczakStañczakStañczakStañczakStañczakWspó³za³o¿ycielStowarzyszeniaVerte, jest anima-torem w Regional-nym OœrodkuEuropejskiegoFunduszuSpo³ecznego.
Jestem przekonany, ¿e mój kolega z De-partamentu EFS ma zarówno inne doœwiad-czenia dotycz¹ce ma³¿eñstwa, jak i samegopartnerstwa. Na wstêpie chcia³bym przed-stawiæ zdiagnozowany przeze mnie podzia³na dwa typy partnerstw: partnerstwa pro-jektowe i partnerstwa lokalne.
PartnerstwaPartnerstwaPartnerstwaPartnerstwaPartnerstwaprojektoweprojektoweprojektoweprojektoweprojektowe
Pierwsza grupa partnerstw zawiera-na jest wy³¹cznie z dwóch pobudek:
• zdobycie dodatkowych punktów wocenie projektu (czêsto te¿ jest to kry-terium dopuszczaj¹ce projekt do kon-kursu),
• wsparcie doœwiadczeniem partnera, wprzypadku gdy rodzima organizacjatakiego nie posiada.
Podsumowuj¹c, niewa¿ne, czy cho-dzi o projekty finansowane z EFS, LRPO,FIO, FOP, czy innych Ÿróde³, jeœli ktoœ niema doœwiadczenia w realizacji projektówlub po prostu reprezentuje ma³¹ i nieza-mo¿n¹ organizacjê, jego wartoœæ na eta-pie oceny i realizacji projektu wspierawiêkszy i bardziej doœwiadczony partner,który czêsto zapewnia wk³ad w³asny pro-jektu.
Partnerstwa lokalnePartnerstwa lokalnePartnerstwa lokalnePartnerstwa lokalnePartnerstwa lokalneJeœli zaœ chodzi o partnerstwa lo-
kalne, ich problematyka jest zgo³a inna.Idea partnerstwa lokalnego pojawi³a siê
po raz pierwszy w koñcu lat 80. XX w.,pocz¹tkowo w krajach anglosaskich,póŸniej w pozosta³ych czêœciach Euro-py. Na samym pocz¹tku partnerstwolokalne rozumiane by³o (podobnie jakobecnie w dokumentacji konkursowejPO KL) jako partnerstwo przy pozyski-waniu œrodków pomocowych z UE,przeznaczonych na realizacjê konkret-nych projektów. Ta definicja obejmowa-³a równie¿ wspó³dzia³anie przy ich re-alizacji. Stopniowo partnerstwo lokal-ne zaczê³o byæ postrzegane jako narzê-dzie wspieraj¹ce d³ugofalowy rozwójspo³eczno-gospodarczy danego rego-nu.
Nie spotka³em dotychczas jednej iw pe³ni wyczerpuj¹cej definicji partner-stwa lokalnego. Najogólniej ujmuj¹c,jest to platforma wspó³pracy pomiêdzyró¿norodnymi partnerami, któr zywspólnie w sposób systematyczny,trwa³y i z wykorzystaniem innowacyj-nych metod oraz œrodków planuj¹, pro-jektuj¹, wdra¿aj¹ i realizuj¹ okreœlonedzia³ania i inicjatywy, których celem jestrozwój lokalnego œrodowiska spo³ecz-no-gospodarczego oraz budowa to¿sa-moœci lokalnej wœród cz³onków danejspo³ecznoœci.
Partnerstwa lokalne mog¹ posiadaæcharakter formalno-prawny lub funkcjo-nowaæ w wolnych i nieformalnychstrukturach wspó³pracy. Istniej¹ rów-nie¿ procedury i modele funkcjonowa-nia partnerstw lokalnych, takie jak Mo-del Partnerstwa Lokalnego czy te¿ za-warte w Programie Leader+ Lokalne
Grupy Dzia³ania. Oprócz tego funkcjo-nuj¹ równie¿ inne formy partnerstwwyodrêbnione na podstawie ich cechcharakterystycznych, takie jak m.in.:partnerstwo koordynuj¹ce, partnerstwowykonawcze czy klastry.
TTTTTo rzecz naczelnao rzecz naczelnao rzecz naczelnao rzecz naczelnao rzecz naczelnaKto tworzy i w jakim celu partner-
stwa lokalne? Inspiracja do tworzeniapartnerstw lokalnych mo¿e wyjœæ od ró¿-nych œrodowisk. Ma to wp³yw na procespóŸniejszego funkcjonowania partner-stwa. Pod tym wzglêdem mo¿emy wy-ró¿niæ partnerstwa powsta³e w wynikuinspiracji lokalnych liderów, inspiracji lo-kalnego biznesu oraz inspiracji samorz¹-du lokalnego.
Nie bez znaczenia s¹ tu równie¿ or-ganizacje pozarz¹dowe, które odgrywaj¹coraz wiêksze znaczenie w kontekœcierozwoju lokalnego i wykorzystywaniefunduszy UE.
Oprócz partnerstw lokalnych mog¹równie¿ funkcjonowaæ lokalne pakty narzecz rozwoju. Sk³adaæ mog¹ siê one zkilku sektorowych partnerstw lokalnych.Zakres dzia³alnoœci paktu jest na ogó³szerszy od zakresu dzia³alnoœci partner-stwa i opiera siê przewa¿nie na koordy-nowaniu dzia³añ.
Ludzie, którzy mnie znaj¹, wiedz¹, ¿e jestem ostatnim cz³owiekiem na Ziemi,który powinien wypowiadaæ siê o mi³oœci i rozs¹dku. Koledzy z redakcji Lu-buszanina poprosili mnie jednak, abym odniós³ siê do artyku³u Rados³awa
Flügela (Lubuszanin nr 3), w którym porówna³ partnerstwa i koniunkturalizm ichzawierania do typowego ma³¿eñstwa z rozs¹dku.
Mi³oœæz rozs¹dku
S³awomir StañczakS³awomir StañczakS³awomir StañczakS³awomir StañczakS³awomir Stañczak
P A N I E R A D K U , P A N S I Ê N I E B O I …„Mi³oœæ z rozs¹dku” – S³awomir Stañczak
1111111111
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
Prawne podstawy dla dzia³ania part-nerstw lokalnych zawieraj¹ zarównoprzepisy krajowe, jak i unijne. Przepisyunijne stanowi¹, i¿ zasada partnerstwajest naczeln¹ regu³¹ we wdra¿aniu i re-alizacji dzia³añ finansowanych ze œrod-ków funduszy strukturalnych.
W przepisachkrajowych partner-stwo lokalne w naj-wiêkszym stopniuobecne jest w obsza-rze rynku pracy. Usta-wa o promocji zatrud-nienia i instytucjachrynku pracy przewi-duje wsparcie ze stro-ny samorz¹du lokal-nego dla instytucjipartnerstwa lokalne-go, realizuj¹cych dzia-³ania w obszarze akty-wizacji zawodowej,zapobiegania i ³ago-dzenia skutków bez-robocia.
Obszar dzia³aniapartnerstwa lokalnego powinien byæ w miarêprecyzyjnie okreœlony i zdefiniowany. Istniej¹co prawda zarówno partnerstwa sektorowe,jak i wielosektorowe, tym niemniej w pierw-szej fazie swojego funkcjonowania partner-stwo lokalne powinno skoncentrowaæ swojedzia³ania na jednej dziedzinie. Wybór tej dzie-dziny powinien zostaæ poprzedzony analiz¹ za-sobów i mo¿liwoœci partnerów uczestnicz¹-cych w partnerstwie.
Niezwykle istotne jest zapewnienie udzia³uw pracach partnerstwa zarówno przedstawi-cielom spo³ecznoœci lokalnych, organizacjispo³ecznych, jak i lokalnego samorz¹du. Jestto zgodne z zasad¹ spo³ecznej partycypacji wpodejmowaniu decyzji dotycz¹cych danej spo-³ecznoœci, która ma œwiadomoœæ wp³ywu nawa¿ne dla siebie sprawy. Trzeba jednak pa-miêtaæ, i¿ ka¿dy z partnerów jest równy i ¿adennie mo¿e zostaæ zredukowany jedynie do roliwykonawcy decyzji innego.
Jakie korzyœciJakie korzyœciJakie korzyœciJakie korzyœciJakie korzyœciprzynosi partnerstwo?przynosi partnerstwo?przynosi partnerstwo?przynosi partnerstwo?przynosi partnerstwo?
Ludzie zaanga¿owani w partnerstwostanowi¹ jego istotê. To oni i ich zaan-ga¿owanie decyduj¹ o skutecznoœciprzedsiêwziêcia.
Ju¿ na pocz¹tku tworzenia partner-stwa napotykamy na podstawowe pyta-nie: „Co bêdziemy z tego mieli? Co chce-my osi¹gn¹æ dla siebie w partnerstwie?”.Czêœæ z osób, które przychodz¹ na takiespotkania, oczekuj¹ albo wzrostu zna-
czenia podmiotu, który reprezentuj¹,albo konkretnych korzyœci dla siebie sa-mych. Pamiêtam spotkanie, gdy jeden zlokalnych polityków zainteresowany by³wy³¹cznie wejœciem do zarz¹du partner-stwa. Gdy wspólnie okreœliliœmy, czymjest i ma byæ partnerstwo, i gdy rozpo-
czê³a siê konkretnarobota przy tworze-niu projektów, ówpan ju¿ nigdy siênie pojawi³.
Dlatego, je¿eli nieodpowiemy sobiezgodnie z zasad¹ za-ufania i jawnoœci nawskazane pytania,nie mamy szans nazbudowanie dobregopartnerstwa. Musimypamiêtaæ, ¿e wszyscypartnerzy musz¹mieæ korzyœci zuczestnictwa w da-nym przedsiêwziê-ciu. Je¿eli nie zacho-wany tej zasady nie
bêdziemy w stanie stworzyæ nic sensow-nego. Tylko na bazie wspólnych oczekiwañmo¿emy budowaæ wspó³pracê pomiêdzyró¿nymi podmiotami. Nale¿y tutaj pamiê-taæ, i¿ wszelkie ró¿nice zdañ nie wyjd¹ nabazie tworzenia partnerstwa, ale dopieroprzy realizacji konkretnych dzia³añ. W tymmiejscu jest istotna wspólnota celu i ocze-kiwañ, która pozwoli na odpowiednie za-anga¿owanie partnerów w dzia³anie.
Na poziomie budowania partnerstwa,w pocz¹tkowej jego fazie, nale¿y zidentyfi-kowaæ tzw. „ukryte cele”, które bêdzie mia-³a przynajmniej czêœæ uczestników partner-stwa. „Ukryte cele” wystêpuj¹ zawsze i na-le¿y je zidentyfikowaæ. Trzeba to zrobiæumiejêtnie, gdy¿ partnerzy nie s¹ zaintere-sowani ich oficjalnym ujawnieniem. W tymmiejscu œwietnie sprawdza siê ktoœ z ze-wn¹trz, który mo¿e takie cele ³atwiej ziden-tyfikowaæ ze wzglêdu na brak stronniczo-œci i pe³nego zaanga¿owania w partnerstwo.To w³aœnie rola animatora, który mo¿e zapoœrednictwem indywidualnych rozmówlub anonimowej ankiety ujawniæ ukryte celei motywacje uczestników.
Mój cytowany ju¿ kolega zarzuci³ mi, i¿jedna z lubuskich gmin zawar³a partnerstwoz organizacj¹ pozarz¹dow¹ tylko w celu uzy-skania dodatkowych punktów przy ocenieprojektu i zrobi³a to byæ mo¿e z obrzydze-niem. W przypadku tej konkretnej gminywszyscy uczestnicy znaj¹ swoje cele te nad-rzêdne i te „ukryte”. Dopiero w chwili re-alizacji projektów oka¿e siê, czy wspó³pra-cuj¹ ze sob¹ dla mieszkañców, których re-
P A N I E R A D K U , P A N S I Ê N I E B O I …„Mi³oœæ z rozs¹dku” – S³awomir Stañczak
prezentuj¹ i dla których zakopali topór wo-jenny, czy te¿ upajaæ siê bêd¹ obrzydzeniemdo siebie i swoich œwiatopogl¹dów. Ale tymludziom trzeba daæ szansê zrobienia w koñ-cu czegoœ razem. I do tego w³aœnie s¹ two-rzone partnerstwa. Nie chodzi wiêc tu o 20punktów przy ocenie projektu. Ale o 20 ty-siêcy mieszkañców gminy, dla których dwaœwiatopogl¹dy mog¹ stworzyæ now¹ ja-koœæ.
Jeœli nie EFS, to co?Jeœli nie EFS, to co?Jeœli nie EFS, to co?Jeœli nie EFS, to co?Jeœli nie EFS, to co?¯adne ze znanych mi blisko 15 lubu-
skich partnerstw nie powsta³o z myœl¹ o 20punktach w karcie oceny projektu. Ludzieci nie chc¹ po prostu ze sob¹ konkurowaæprzy budowaniu i realizacji tych samychprojektów adresowanych do tej samej gru-py beneficjentów. Pos³u¿ê siê tu analogi¹do æwiczenia warsztatowego, gdy dwie gru-py proszone s¹ o zbudowanie wie¿y z krze-se³. Buduj¹ je, rzecz jasna, oddzielnie w tymsamym pomieszczeniu, nawzajem podkra-daj¹c sobie krzes³a.
Nikt jednak nie kaza³ im budowaædwóch wie¿. Mog¹ to zrobiæ razem. Zbu-dowaæ wy¿sz¹ wie¿ê i zrobiæ to szybciej.W naszych partnerstwach mamy tê sam¹zasadê. Po co robiæ dwie identyczne rze-czy w tej samej ma³ej spo³ecznoœci, jeœlimo¿na zrobiæ to razem.
I tu jest ca³y spór o postrzeganie part-nerstwa pomiêdzy naszym serdecznymkoleg¹ z Departamentu EFS a dzia³aniamianimatorów. Nam nie chodzi o dodatko-we punkty, ale o promowanie wspólnychprzedsiêwziêæ, które w sposób planowy ici¹g³y s³u¿¹ zmianie wspólnie zdefiniowa-nego lokalnego problemu. I nie musi tobyæ premia punktowa w ramach PO KL.Warto jednak siê zastanowiæ, jak i na ja-kich zasadach wspieraæ te oddolne inicja-tywy przy wykorzystaniu potê¿nego narzê-dzia, jakim jest Europejski Fundusz Spo-³eczny. A do tej pory nikt nie podj¹³ siê wtym województwie choæby próby pochy-lenia siê nad tym problemem, wrzucaj¹cto do jednego worka ze sloganami o ko-niunkturalizmie, lokalnych przepychan-kach politycznych, sztucznoœci, zach³an-noœci na dodatkowe punkty przy ocenieprojektów.
Projekty, nawet te finansowane z PO KL,to tylko narzêdzia s³u¿¹ce do rozwoju part-nerstw lokalnych. Dlatego zapraszamy za-równo czytelników Lubuszanina, lokalnychliderów, samorz¹dowców i polityków, dodyskusji na temat promowania przez woje-wództwo dzia³añ podejmowanych przez lo-kalne partnerstwa. Bo te ju¿ powsta³y, po-wstaj¹ i bêd¹ powstawa³y. Panie Radku, Pansiê nie boi…
Obszar dzia-³ania partner-stwa lokalne-go powinienbyæ w miarêprecyzy jn ieo k r e œ l o n yi zdefiniowa-ny.
1212121212
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
Co ³aska,panie w³adzo…
P I Ê Æ P R O B L E M Ó W W R E L A C J I U R Z ¥ D - O B Y W A T E L„Co ³aska, panie w³adzo...” – Micha³ Iwanowski
Wokó³ relacji urz¹d - obywatel na-ros³o wiele mitów. Pierwszy to taki, ¿eobywatel w konfrontacji z urzêdem stoina przegranej pozycji. Tymczasem ów
Od instytucji publicznych oczekujemy, by by³y demokratyczne. Ale najwiêkszymzaufaniem Polaków ciesz¹ siê Koœció³, policja i wojsko, czyli instytucje naj-mniej demokratyczne. Chcemy, by decyzje urzêdów by³y efektem ws³uchiwa-
Micha³ IwanowskiMicha³ IwanowskiMicha³ IwanowskiMicha³ IwanowskiMicha³ Iwanowski
nia siê w potrzeby obywatela, a najbardziej ufamy tym, które oferuj¹ nam dogmati rozkaz.
mit powinien paœæ. Nie dlatego, ¿e tonieprawda. Tylko dlatego, ¿e obywatelw konfrontacji z urzêdem nie zawszemusi wygraæ. Jeœli przegra, nie musi to
œwiadczyæ, ¿e urz¹d jest wrogiem oby-watela. Nie ka¿dy obywatel ma zawszeracjê i nie zawsze racja jednego obywa-tela jest jednoczeœnie racj¹ innych.Urz¹d jest od tego, by kierowa³ siê racj¹ogó³u. Nawet, jeœli jest to wbrew woli iracji jednostki.
Drugi mit to taki, ¿e urz¹d powinienzawsze staæ po stronie obywatela. Aku-rat ten mit nie powinien paœæ (o ile przy-
1313131313
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
P I Ê Æ P R O B L E M Ó W W R E L A C J I U R Z ¥ D - O B Y W A T E L„Co ³aska, panie w³adzo...” – Micha³ Iwanowski
Micha³Micha³Micha³Micha³Micha³IwanowskiIwanowskiIwanowskiIwanowskiIwanowskiAutor jestdziennikarzem„Gazety Lubuskiej”.
j¹æ, ¿e urzêdnik to stra¿nik przepisów,a przepisy s¹ po to, by u³atwiaæ oby-watelom ¿ycie). Powinna byæ tylko uœci-œlona definicja „obywatela”. Tutaj nienale¿y go rozumieæ jako obywatela Ko-walskiego, ale jako spo³eczeñstwo oby-watelskie. Czyli takie, które wprawdziedobro jednostki stawia ponad dobremogó³u, ale jednoczeœnie przyjmuje, ¿espo³eczeñstwo to ogó³ jednostek i¿adna z nich nie mo¿e mieæ bezzasad-nych przywilejów. Bo w idealnym spo-³eczeñstwie obywatelskim nikt nie jestwprawdzie zostawiony samemu sobie wpotrzebie, ale jednoczeœnie nikt niemo¿e byæ sam sobie sterem, ¿eglarzemi okrêtem. Potrzebny jest jeszcze kapi-tan. Na przyk³ad urzêdnik.
By siê z tym wszystkim pogodziæ, trze-ba zacz¹æ myœleæ w kategoriach ogó³u. Ztym zaœ mamy problem. I to z kilku powo-dów.
Problem pierProblem pierProblem pierProblem pierProblem pierwszy:wszy:wszy:wszy:wszy:nepotyzmnepotyzmnepotyzmnepotyzmnepotyzm
Pewnie na co dzieñ tego nie zauwa-¿amy, choæ socjologowie mówi¹ o tymod dawna: w Polsce wiêzi spo³ecznemaj¹ charakter wybitnie rodzinno-cen-tryczny. Wed³ug badañ CBOS z lutegobr. „Zaufanie spo³eczne w latach 2002-2008”, a¿ 99 proc. badanych ufa przedewszystkim najbli¿szej rodzinie. I to makolosalny wp³yw na relacje urz¹d - oby-watel.
Po pierwsze, to oznacza, ¿e id¹c dourzêdu poszukamy najpierw tego okien-ka, przy którym pracuje ciocia, szwa-gierka czy kuzynka. Ale to nieszkodliwadrobnostka, pod warunkiem, ¿e jedy-nym profitem z obecnoœci cioci wokienku bêdzie nieco milsza obs³ugakrewniaka. Po drugie, to oznacza, ¿e je-œli urz¹d wyda decyzjê niekorzystn¹ dlas¹siada, mo¿emy to uznaæ za przejawsprawiedliwoœci systemu, lecz gdy takadecyzja dotknie ciociê, wujka czy szwa-gra, odbierzemy to jak przejaw opresyj-nej biurokracji. To ju¿ rodzi powa¿niej-
sze konsekwencje, choæby podczas ko-lejnych elekcji w³adz. Po trzecie, tooznacza, ¿e wujek, który zostanie wa¿-nym urzêdnikiem, zrobi wszystko, byupchaæ siostrzeñca czy bratanicê wpodleg³ych sobie instytucjach. Bo prze-cie¿ nie ma lepszego kandydata ni¿ ten,któremu mo¿e zaufaæ. Mierny, bierny,ale wierny. A to ju¿ problem, który ka-tastrofalnie ci¹¿y na sprawnoœci pu-blicznych instytucji. Siostrzeniec za nicbêdzie mia³ swoj¹ robotê, bo przecie¿nic go nie ruszy. Wujek go obroni. Towszystko razem znaczy, ¿e mamy pro-blem z kumoterstwem i nepotyzmem -zaka³¹ skutecznej administracji.
Problem drugi:Problem drugi:Problem drugi:Problem drugi:Problem drugi:irracjonalnoϾirracjonalnoϾirracjonalnoϾirracjonalnoϾirracjonalnoϾ
W podejœciu do instytucji wykazu-jemy postawy irracjonalne. Irracjonal-ne - bo rozbie¿ne miêdzy sfer¹ naszychoczekiwañ a sfer¹ naszego zaufania.Najbardziej ¿yczymy sobie spolegliwychurzêdników, maj¹cych na wzglêdziedobro jednostki ije j najbl i¿szegootoczenia. Przy nie-korzystnej dla nasdecyzji, chcemy siêodwo³ywaæ, skar-¿yæ do wy¿szychinstancji, walczyæ oswoje. A tymcza-sem - po rodzinie -najbardziej ufamyinstytucjom naj-mniej demokra-tycznym: Koœcio³o-wi (79 proc.), poli-cji (75 proc.) i woj-sku (84 proc.).Czyli tym instytu-cjom, od którychorzeczeñ nie ma odwo³ania.
Gdyby nasze postawy by³y racjonal-ne, to najwiêkszym zaufaniem cieszy³ybysiê stowarzyszenia, organizacje pozarz¹-dowe, rzecznik praw obywatelskich, w³a-dze lokalne, zwi¹zki zawodowe czy nawetparlament, który mo¿emy wybieraæ bez-poœrednio. Tymczasem parlament darzy-my najwiêksz¹ nieufnoœci¹ (tylko 44 proc.zaufania), a ufamy policji, Koœcio³owi iwojsku, na których kadry nie mamy ¿ad-nego wp³ywu i które opieraj¹ siê na do-gmacie i rozkazie. Bez dyskusji.
Najpewniej dzieje siê tak dlatego, ¿edogmat i rozkaz s¹ kojarzone z krótkimprocesem decyzyjnym, a ten zaœ ze sku-
tecznoœci¹. Jeœli coœ jest podejmowa-ne w ferworze dyskusji, odwo³añ, ape-lacji, zaczyna uchodziæ za s³abe i nie-sprawne. Konsultacje spo³eczne bywaj¹wyœmiewane, albo jako Hyde Park, zktórego nic nie wynika, albo jako fik-cja, któr¹ narzucili nam unijni biurokra-ci. Tymczasem to w³aœnie konsultacje,odwo³ania i apelacje pozwalaj¹ unikn¹æb³êdnych decyzji. A ponadto daj¹ szan-sê na wiêkszy obiektywizm w ich po-dejmowaniu.
Problem trzeci:Problem trzeci:Problem trzeci:Problem trzeci:Problem trzeci:bezdusznoϾbezdusznoϾbezdusznoϾbezdusznoϾbezdusznoϾ
Przyjê³o siê, ¿e urzêdnik jest bezdusz-ny. ̄ e nie robi¹ na nim wra¿enia ³zy, a robi¹wra¿enie przepisy. Tymczasem jego zada-niem jest nie zawracaæ sobie g³owy incy-dentami, bo licz¹ siê procesy. Krótko mó-wi¹c: procesy wytyczaj¹ ci, którzy tworz¹przepisy. A ³zy to incydent. Efekt uboczny.
I oto dochodzimy do sedna: by urzêd-nik nie by³ bezduszny, przepisy musz¹ iœæz duchem czasu. By urzêdnik nie by³ bez-
duszny, musi mieæprzepis, który po-zwoli postêpowaætak¿e zgodnie z du-chem, a nie tylko zliter¹ prawa. A to za-danie tych, którzy jetworz¹. Czyli parla-mentu. Lecz jak wy-nika z przytoczo-nych wy¿ej badañ,parlament cieszy siênajwiêksz¹ nieufno-œci¹, najpewniej niebez powodów. Po-wodem s¹ w³aœniewadliwe, sprzeczne,czêsto g³upie przepi-sy. Takie, które nie
lecz¹ problemów, a jedynie je zakrywaj¹.Przyk³ady mo¿na mno¿yæ: obowi¹zkoweœwiat³a mijania przez ca³y rok zamiast przy-spieszenia budowy autostrad, zmiana szyl-dów Kas Chorych na oddzia³y NFZ zamiastdokoñczenia reformy s³u¿by zdrowia,zwolnienie emerytów z abonamentu tele-wizyjnego i pchniêcie mediów publicznychw stronê komercji zamiast wytyczenia i eg-zekwowania misji publicznej mediów, czywreszcie 24-godzinne s¹dy dla chuliga-nów, zamiast etyki w szko³ach.
W konsekwencji zamiast zamierzo-nych efektów procesu legislacyjnego,mamy efekty... uboczne. Czyli ³zy w urzê-dach, szpitalach, s¹dach itp. £zy, które nanikim nie robi¹ wra¿enia.
Urz¹d jest odtego, by kie-rowa³ s iêracj¹ ogó³u.Nawet, jeœl ijest to wbrewwoli i racj ijednostki.
1414141414
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
P I Ê Æ P R O B L E M Ó W W R E L A C J I U R Z ¥ D - O B Y W A T E L„Co ³aska, panie w³adzo...” – Micha³ Iwanowski
Problem czwarty:Problem czwarty:Problem czwarty:Problem czwarty:Problem czwarty:indywidualizmindywidualizmindywidualizmindywidualizmindywidualizm
Podejœcie obywatela do urzêdu balan-suje miêdzy postaw¹ s³u¿alcz¹ a roszcze-niow¹. Nawet w odniesieniu do tych in-stytucji, którym najbardziej ufamy. Ksiê¿yszanujemy, ale pod warunkiem, ¿e nie bêd¹wtr¹caæ siê w nasze prywatne ¿ycie. Dopolicjanta zwracamy siê per „panie w³a-dzo”, ale kiedy wlepi mandat, wieszamy nanim psy. Wojskowy mundur gotowi jeste-œmy czciæ, ale decydujemy siê go w³o¿yæg³ównie z uwagi na wczesne i niema³e eme-rytury mundurowe.
To wszystko wynika z indywiduali-zmu Polaków. Ten indywidualizm maoczywiœcie swoje dobre strony, bo naj-chêtniej wybieramy w³asn¹ dzia³alnoœægospodarcz¹, jesteœmy liderem podwzglêdem liczby ma³ych i œrednich firm.Bardziej wolimy pracowaæ na swoim, ni¿w zespo³ach, na etatach. Nawet kosztemryzyka. Ale indywidualizm ma te¿ swojez³e strony, które objawiaj¹ siê brakiemposzanowania przestrzeni publicznej,wspólnej. Pocz¹wszy od klatki schodo-wej czy parku miejskiego, których nietraktujemy jak swoich, a skoñczywszy nawspomnianej ju¿ telewizji publicznej,która z za³o¿enia powinna byæ obywa-telska, a któr¹ porzucamy na rzecz sta-cji komercyjnych.
Problem pi¹ty:Problem pi¹ty:Problem pi¹ty:Problem pi¹ty:Problem pi¹ty:korupcjakorupcjakorupcjakorupcjakorupcja
Do tych wszystkich urzêdniczych pro-blemów powinno siê dorzuciæ ostatni: ko-rupcjê. Ale to problem z gatunku scien-ce-fiction. Wcale nie dlatego, ¿e nierze-czywisty. Wrêcz przeciwnie. Ilustracj¹mo¿e byæ tu np. na-prêdce wymyœlonyscenariusz filmufantastycznego, wktórym ca³y urzêd-niczy proces decy-zyjny zostaje zast¹-piony przez maszy-ny. Przepisy s¹ ju¿tak perfekcyjnie do-pracowane, ¿e niepozostawiaj¹ ¿adne-go pola do interpre-tacji. Takiej interpre-tacji, która wymaga-³aby zaanga¿owanialudzkiego mózgu.Wystarczy czysta,automatyczna logi-ka, przepisowe wy-tyczne wprowadzo-ne do systemu orazb³yskawiczna anali-za wszystkich mo¿-liwych alternatyw.
Od takich decyzji oczywiœcie nie ma od-wo³ania. S¹ ostateczne, a wiêc i szybkie,bez zbêdnej zw³oki. Legislacja staje siêniepotrzebna.
Problem w tym, ¿e ¿ycie siê zmienia,œwiat idzie do przodu, a przepisy (a wiêci wytyczne systemu) zostaj¹ w miejscu.Maszyny siê buntuj¹, bo musz¹ rozpatry-waæ coraz wiêcej alternatyw, a petenci
coraz czêœciej s¹niezadowoleni z cza-su i jakoœci obs³ugi.Decyzje maszyn nieprzystaj¹ do rzeczy-wistoœci. Fina³ jesttaki, ¿e petent id¹cy zplastikow¹ kart¹ domaszyny po pozwole-nie na budowê, do-staje komunikat „Co³aska, panie w³adzo”.Musi wpisaæ kwotê³apówki, a maszynaœci¹ga j¹ z konta. Odjej sumy zale¿y szyb-koœæ podjêcia decyzji,która wymaga prze-cie¿ coraz d³u¿szegoczasu. A ¿e czas to pie-ni¹dz - wiedz¹ nawetmaszyny. Ludzie te¿.I to siê raczej nie zmie-ni. Nawet w dalekiejprzysz³oœci.
P o d e j œ c i eobywatela dourzêdu balan-suje miêdzypostaw¹ s³u-¿alcz¹ a rosz-c z e n i o w ¹ .Nawet w od-niesieniu dotych instytucji,którym naj-bardziej ufa-my.
1515151515
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
S O N D A „ L U B U S Z A N I N A ”„Ja, obywatel, czyli kto…?” – Renata Wcis³o
Ja, obywatel,czyli kto…?
No w³aœnie: kto? Postanowiliœmy zapytaæ Lubuszan, jak oni rozumiej¹ s³owoobywatel. Bez zagl¹dania do ksi¹¿ek, encyklopedii... Krótkie pytania, szybkieodpowiedzi. Ja obywatel, czyli kto? Czy czujesz siê obywatelem? Niektóre
wypowiedzi mog¹ zaskoczyæ:
Renata Wcis³oRenata Wcis³oRenata Wcis³oRenata Wcis³oRenata Wcis³o
Katarzyna Koz³owska, Nowe Miasteczko:– Czujê siê obywatelk¹ Polski. Dlatego niezamierzam wyje¿d¿aæ za granicê, na sta³e,za prac¹. Tu jest moje miejsce.
Bo¿ena Ha³as, Drzonków k/Zielonej Góry:– Czujê siê obywatelk¹ Zielonej Góry, tuprzez wiele lat mieszka³am. Jeszcze do nie-dawna… Z Zielon¹ ³¹czy mnie wiêŸ emo-cjonalna, uto¿samiam siê z tym miastem.Cieszê siê, ¿e rozros³a siê Palmiarnia, ¿eby³a Polska We³na jest piêkniejsza. ¯yczêswojemu miastu jak najlepiej.
Artur, ¿o³nierz 11. Lubuskiej Dywizji Ka-walerii Pancernej w ¯aganiu: – Obywa-tel to czêœæ tego kraju - mo¿e niewielka,ale wa¿na. Ka¿dy z nas nosi w sobie cz¹st-kê Polski w sercu, a najlepiej oddaje to tê-sknota, która niew¹tpliwie narasta, gdy je-steœmy poza ni¹.
Jan Urszulak, ¯ary: – Nie, nie czujê siêobywatelem. To s³owo kojarzy mi siê zby³ym uk³adem: Ja, Obywatel Polski Lu-dowej. To ka¿dego do³uje, kto wychowa³siê w poprzednim systemie. Kojarzy siê zpolityk¹… Choæ sam mam poczucie wiê-zi z miejscem, w którym mieszkam. Jestemzaanga¿owany w ¿ycie lokalne… Intere-sujê siê tym, co siê wokó³ dzieje, w wybo-rach startowa³em na radnego.
Józef P³awski, Smolno Wielkie: – Jestemobywatelem. Coraz wiêcej ode mnie zale¿y,nie jestem ju¿ tylko mas¹ wyborcz¹. Mogêwp³ywaæ na to, co dzieje siê wokó³ mnie, nieczujê siê anonimowy wœród innym wspó³o-bywateli, mogê byæ dumny ze swej ma³ej oj-czyzny, mam mo¿liwoœci zmian w moim oto-czeniu, czujê siê potrzebny w swoim œrodo-wisku, tak samo, jak ono potrzebuje mnie.
Agata Sendecka, Zielona Góra: – Tak,czuje siê obywatelk¹. Mieszkam w tympañstwie, obowi¹zuje mnie prawo, któ-rego muszê przestrzegaæ. Pojêcie „oby-watel” postrzegam w³aœnie bardziej
1616161616
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
S O N D A „ L U B U S Z A N I N A ”„Ja, obywatel, czyli kto…?” – Renata Wcis³o
przez prawne aspekty. Czy czujê, ¿emam wp³yw, na to, co siê dzieje? Œred-nio…
Marcin Furtak, Bo¿nów k/¯agania: – Ja,obywatel czyli… Polak.
Marek Sawicki, Konin ̄ agañski k/I³owej:– Mam coœ do powiedzenia. Liczy siê mojezdanie. Mam wp³yw na to, co siê wokó³dzieje, bywa, ¿e poœredni… Biorê udzia³w wyborach. Jestem radnym gminy.
Artur Nowak, Gorzów Wlkp.: – Czujê siêobywatelem i mam w zwi¹zku z tym swojeoczekiwania wobec pañstwa. Ale jestemte¿, jako obywatel, do czegoœ zobowi¹za-ny, np. do pos³uszeñstwa i odpowiedzial-noœci.
Jola Paczkowska, Nowa Sól: – To ktoœ,kto ma poczucie odpowiedzialnoœci, zawszystko, co go otacza. Nie jest mu obo-
jêtne to, co dzieje siê wokó³ niego, choæza drzwiami jego domu. Potrafi dostrzec,co pozytywne, reaguje na to, co bezsen-sowne, bezduszne, z³e. Nie przyjmuj¹c przytym postawy malkontenckiej, lecz aktywn¹,a nawet kreatywn¹. Obywatel kojarzy misiê w sposób naturalny ze s³owem oby-watelski, a dalej z dziennikarstwem oby-watelskim, w którym ju¿ od dwóch lat ak-tywnie uczestniczê, pisz¹c w Wiadomo-œciach24.pl.
Irena Gabriel, mieszka w woj. dolnoœl¹-skim, z woj. lubuskim zwi¹zana przezdzia³alnoœæ w Stowarzyszeniu Bobry¯agañ: – Cz³owiek odpowiedzialny za swo-je miasto, okolicê, w której mieszka. Za to,co siê tu dzieje… Pewne rzeczy mo¿nausprawniæ, ulepszyæ… Lokalnie dzia³aæ.
Maja Kimnes, Zielona Góra: – Czujê siêobywatelk¹ Polski, poniewa¿ urodzi³am siêw tym kraju i mieszkam w nim. To chybanajwa¿niejszy powód.
Krystyna Karolewska, ¯agañ: – Obywa-tel, czyli mieszkaniec danego pañstwa, odurodzenia albo z wyboru. Posiada prawai obowi¹zki, jest chroniony przez pañ-stwo, w którym mieszka. Jestem obywa-telk¹ Polski, bo tu jest mój dom. Tu pra-cujê i p³acê podatki (podatki to taki sym-bol wspó³finansowania przez nas tegowszystkiego, co dzieje siê w pañstwie, garpieniêdzy, do którego wszyscy obywate-le wk³adaj¹). Mam swojego prezydenta irz¹d (niezale¿nie od tego, jakie ma siêzdanie na ten temat).Obywatel mo¿e, aw³aœciwie powinien, wspó³tworzyæ teraŸ-niejszoœæ w swoim otoczeniu... (tzw. ini-
cjatywy obywatelskie). Coraz czêœciej za-czynamy o sobie myœleæ jako obywateleEuropy...
Zdzis³aw Mirski, ¯agañ: – Kiedy by³emna szlakach w Alpach, w schroniskach, nawspinaczce czy we W³oszech: w Wenecji,Padwie, a jeszcze wczeœniej na £otwie czyw Belgii... Czu³em siê jak prawdziwy Eu-ropejczyk... Nie tak, jak parê lat wczeœniej.MY, POLACY ... w niczym nie jesteœmygorsi od innych nacji. Wiêcej, my czêstojesteœmy lepsi! Bardziej ¿yczliwi, kultural-niejsi, grzeczniejsi, m¹drzejsi. Nie miejmykompleksów... W wielu dziedzinach innimog¹ uczyæ siê od nas.
Justyna Lichwiarz, £az k/¯ar: – To zaan-ga¿owany i œwiadomy uczestnik ¿ycia spo-³eczno-politycznego. Zna swoje prawa iOBOWI¥ZKI. Cz³owiek m¹dry, licz¹cy siêz innymi, jednak posiadaj¹cy swoje zda-nie. Czujê siê obywatelk¹, jednak niedo-skona³¹. Kluczem do idea³u jest wiedza idoœwiadczenie, które staram siê zdobyæ.Pojêcie OBYWATEL zosta³o zdegradowa-ne w poprzednim systemie. Nasza rola wtym, aby je „odczarowaæ” i przywróciæ mupierwotn¹ wartoœæ.
Wys³ucha³a obywatelka:Renata Wcis³o
PS:A dla mnie co to znaczy? Jestem tu.Dzia³am. Dokonujê œwiadomych wybo-rów. Mam prawo do…, obowi¹zek wo-bec… Mam wolnoœæ od i do… Do wol-nego s³owa. Choæby.
problematykaspo³eczna, pasj¹ s¹góry i jaskinie.Za³o¿ycielka parkulinowego pod¯aganiem.
RenataRenataRenataRenataRenataWcis³oWcis³oWcis³oWcis³oWcis³oStudiowa³apolitologiê naUniwersytecieJagielloñskim iZielonogórskim.Dziennikarka GazetyKrakowskiej, potemGazety Lubuskiej.By³a rzeczniczka¿agañskiego urzêdumiejskiego.Wspó³pracuje zczasopismami,pisze, redaguje.Interesuje j¹
1717171717
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
Lusterko i grzebykS³awomir GrelewiczS³awomir GrelewiczS³awomir GrelewiczS³awomir GrelewiczS³awomir Grelewicz
K I L K A Z D A Ñ O N I E K T Ó R Y C H Z N A S„Lusterko i grzebyk” – S³awomir Grelewicz
Ja, Obywatel…
Obywatel to brzmi dumnie,lecz nie ka¿dy to rozumie,¿e wolnoœci oraz prawato powa¿na doœæ jest sprawa,gdy¿ na drugiej szali wadzeobowi¹zki s¹ w przewadzechoæ ich mniej w wygl¹dzie skromnymto ciê¿arem swym ogromnymd³awi¹, dusz¹, przygniataj¹niczym pêtla zaciskaj¹.Wiêc b¹dŸ gotów dla swobodystraciæ wolnoœæ i wygodybo im szersze prawa mas
tym trudniejszy ¿ycia czas.
Podstawowe wolnoœci, prawa i obowi¹zkiobywateli polskich zapisane zosta³y w Kon-stytucji Rzeczpospolitej Polskiej z 2 kwiet-nia 1997 r. Interesuj¹ca to lektura. Pole-cam.
Ja, obywatel. Kilka lat temu kupi³emlusterko i grzebyk. Mia³y mi s³u¿yæ do po-prawiania coraz bardziej nieuczesanychmyœli. Jednak grzebyk straci³ wkrótcewiêkszoœæ zêbów i w zasadzie sta³ siê bez-u¿yteczny, a lusterko pêk³o boleœnie w kon-frontacji z tward¹ rzeczywistoœci¹. Naœrodku pojawi³a siê rysa, a wkrótce ca³oœæzasz³a ¿ó³ci¹. Czasami przegl¹dam siê wnim jeszcze…
Ja, obywatel. Stajê przed Wami z roz-wichrzonymi w³osami. Pos³uchajcie. To za-ledwie kilka zdañ. To o niektórych z nas.
Lubiê swoje prawa. Bardziej ni¿ pra-wa innych.
Nie przepadam za obowi¹zkami. Za-wsze gotowy jestem obdarzyæ nimi innychobywateli.
Jestem krytyczny, a czêsto z zapa³em upra-wiam krytykanctwo.
Zwyk³em u¿ywaæ formy „powinien, po-winna, powinno”, lubiê obarczaæ ni¹ in-nych, a siebie z rzadka.
Tkwiê w przeœwiadczeniu, ¿e „Pañ-stwo to nie My”. To groŸny przeciwnik wy-posa¿ony w narzêdzie fiskalizmu i œrodkiprzymusu.
Prawo jest skomplikowane, a jego eg-zekwowanie niejednokrotnie niemo¿liwe.Pos³u¿ê siê doœæ banalnym przyk³adem.Mam prawo zagraæ w totolotka i co z tego?
A wiêc… mam prawo do ochronyzdrowia. Jednak¿e id¹c na leczenie do szpi-tala pamiêtam, aby zabraæ: rêcznik, myd³o,papier toaletowy, o pi¿amie, kapciach idodatkowym wy¿ywieniu nie wspomnê.Niekiedy liczê siê z tym, ¿e i lekarstwa bêdêmusia³ zakupiæ.
Przeczyta³em, ¿e wszyscy s¹ równiwobec prawa. To prawda. Po to w³aœniezatrudniam najlepszych prawników, abyrówniejszym byæ od innych.
W³adze publiczne nie mog¹ pozyski-waæ, gromadziæ i udostêpniaæ innych in-formacji o obywatelach ni¿ niezbêdne wdemokratycznym pañstwie prawnym. Czynie macie wra¿enia, ze ostatnie lata daj¹nam powody, i¿ dla naszego dobra, w imiêobrony przed mniej lub bardziej wyimagi-nowanym z³em tracimy prywatnoœæ?
Bêd¹c obywatelem polskim zosta³emzobowi¹zany do ponoszenia ciê¿arów iœwiadczeñ publicznych, w tym podat-ków. Rozumiem i p³acê. Na edukacjê,zdrowie, drogi, obronnoœæ, kulturê, rentyi emerytury itp. itd. A im wiêcej p³acê,tym mniej mam, tym mniej otrzymujê, aprzysz³oœæ staje siê coraz bardziej mgli-sta. ZUS i fundusze emerytalne. Za 30lat powiedz¹ mi, ¿e by³o ciê¿ko, ¿e re-formy Ÿle przygotowane, ¿e kolejne rz¹-dy, ¿e system wadliwy, ¿e chmury ciem-ne i plamy na s³oñcu. Po³ama³y siêpierwsze z¹bki w grzebyku.
Niekiedy jednak¿e unikam p³acenia po-datków. Na swoim polu zatrudniam 20mieszkañców okolicznych wiosek. Jedynieza kilkoro z nich p³acê ZUS i urz¹d skar-bowy. Nie mam pieniêdzy, a przecie¿ tokoszt rzêdu kilku tysiêcy miesiêcznie. Mo¿eza rok coœ siê zmieni, ale teraz jeszcze nie,teraz muszê zmieniæ samochód, poprzed-ni ma ju¿ przecie¿ 2 lata. Widzia³em takiterenowy, ten to daje szyk i presti¿. Muszêtrochê dop³aciæ 100-130 tysiêcy, koniecz-ny wydatek. Reszta musi poczekaæ.
Czasami mówi¹ o mnie, ¿e jestem sko-rumpowany. Nie lubiê tego s³owa. Muszêdbaæ o swoj¹ rodzinê. Ona jest dla mnienajwa¿niejsza. Z pewnoœci¹ gdybym zara-bia³ wiêcej…, mia³bym wiêcej... Bra³bymmniej? W¹tpiê, bo dom poza miastem misiê marzy i najlepsze wykszta³cenie dlacórki. Doprawdy ciê¿ko jest ograniczyæswoje wydatki i poziom ¿ycia, a ka¿dy do-datkowy dochód b³yskawicznie potrafiê za-gospodarowaæ na nowe cele.
Lubiê akcje charytatywne. Wzruszamsiê wówczas. Z zami³owaniem patrzê, jakinni wp³acaj¹ pieni¹dze, jak milion po mi-lionie roœnie kolejny fundusz. Czytaj¹custawê bud¿etow¹ ze zdziwieniem przyj-mujê fakt, i¿ ca³y czas zapomina siê o tych-¿e akcjach, a przecie¿ one œwietnie uzu-pe³niaj¹ bud¿et. Zastêpuj¹ Pañstwo.
Powy¿szy tekst jest bardzo nierówny,chropowaty, tendencyjny, niesprawiedliwy,powierzchowny, subiektywny i dotykaj¹cytylko czêœci prawdy o nas, o obywatelach.Pamiêtajcie jednak, ¿e mój wyszczerbionygrzebyk ju¿ nie czesze. Z pomoc¹ idzie minatura i ka¿dego dnia mam coraz mniej nag³owie. Jedynie wzrok siê wyostrza.
Lusterko do wymiany. Ten, kto sfinan-suje mi jego zakup, mo¿e liczyæ na do-zgonn¹ moj¹ wdziêcznoœæ i brak s³ówprzygany.
Rzeknie ktoœ, zdegustowany moj¹ pi-sanin¹, ¿e przecie¿ mogê zrzec siê obywa-telstwa. Owszem mogê, mam takie prawo.Lecz dopóki ten kraj i ludzie go zamieszku-j¹cy nie bêd¹ mi obojêtni, dopóty s³ów gorz-kich ¿a³owaæ nie bêdê i dopóty z trosk¹ bêdêmyœleæ o naszej wspólnej przysz³oœci.
S³awomirS³awomirS³awomirS³awomirS³awomirGrelewiczGrelewiczGrelewiczGrelewiczGrelewiczJest pracownikiemLubuskiegoOddzia³uPañstwowegoFunduszuRehabilitacji OsóbNiepe³nosprawnych.
1818181818
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
Dla swojej wsito on wszystko...
Artur MatyszczykArtur MatyszczykArtur MatyszczykArtur MatyszczykArtur Matyszczyk
- Ech, nie przesadzajmy, ja robiê tylko to, co do mnie nale¿y – jak zwykle skromnyso³tys P³otów niechêtnie przyznaje siê do tego, ¿e wywalczy³ chodnik, kanalizacjê iprzyczyni³ siê do rozwoju wsi.
S Y L W E T K A „ L U B U S Z A N I N A ”„Dla swojej wsi to on wszystko…” – Artur Matyszczyk
Nie lubi byæ na œwieczniku. Nie pchasiê na si³ê na pierwsze strony gazet. Unikafotoreporterskich fleszy. A jednak, o Alek-sandrze Motykiewiczu, g³oœno jest co jakiœczas w ca³ym regionie. Z prostej przyczyny.Tyle, ile so³tys P³ot wywalczy³ dla swojej wsi,nie wywalczy³by nikt inny na jego miejscu.– Ech, to przesada. Ja tylko robiê to, co domnie nale¿y. Nie lubiê rozg³osu. Po prostudzia³am – ze specyficznym akcentem, nie-co ochrypniêtym g³osem opowiada jak zwy-kle skromny Motykiewicz.
WiêkszoœæWiêkszoœæWiêkszoœæWiêkszoœæWiêkszoœæzacisnê³a zêbyzacisnê³a zêbyzacisnê³a zêbyzacisnê³a zêbyzacisnê³a zêby
Ale fakty mówi¹ same za siebie. To w³a-œnie on zaciekle walczy³ o po³o¿enie kanali-zacji we wsi. I dopi¹³ swego. Dwa lata temuciê¿ki sprzêt pojawi³ siê w wiosce. Koparyrozora³y ziemiê. Czêœæ ludzi narzeka³o. De-nerwowa³o siê, ¿e trudno przez miejsco-woœæ przejechaæ. Ale wiêkszoœæ zacisnê³azêby. I teraz tylko siê cieszy. Fachowcy wkoñcu po³o¿yli rury w ziemi. W efekcie dziœP³oty rosn¹ w si³ê. Jeszcze do niedawnamieszka³o tu nieco ponad 800 osób. Terazprzybêdzie ich du¿o wiêcej. Z prostej przy-czyny. Kiedy ziemiê uzbrojono, dzia³ki po-sz³y b³yskawicznie pod m³otek. I w mgnie-niu oka znalaz³y nabywców. Jak grzyby podeszczu rosn¹ domki jednorodzinne, tu¿przy wjeŸdzie do wsi. A to jeszcze nie ko-niec. Wielkie osiedle powstaje przy drodzena Sudo³. Podobnie po drugiej stronie, podlasem. Ju¿ niebawem wieœ mo¿e liczyæ na-wet 3,5 tys. mieszkañców. W tej rozbudo-wie niema³¹ zas³ugê ma w³aœnie Motykie-wicz. – Nasz¹ si³¹ s¹ ludzie. Ja przecie¿ sam
tego nie dokona³em – znów z du¿¹ doz¹skromnoœci opowiada so³tys. – Potrafimyrazem wspó³pracowaæ. Dogadujemy siê. Aja tylko pilnujê, ¿eby wszystko by³o w po-rz¹dku. Bo wychodzê z za³o¿enia, ¿e je¿eliju¿ mamy praæ brudy, to tylko we w³asnymgronie. Ale najlepiej, ¿eby ich nie by³o.
ChodnikChodnikChodnikChodnikChodnikju¿ nie jest donik¹dju¿ nie jest donik¹dju¿ nie jest donik¹dju¿ nie jest donik¹dju¿ nie jest donik¹dAle so³tys przyczyni³ siê nie tylko do
rozbudowy wsi. To w³aœnie za jegospraw¹, i jego ci¹-g³ym nêkaniuurzêdników, zarz¹d-ca wreszcie wybu-dowa³ chodnik pro-wadz¹cy do staregoosiedla domkówjednorodzinnych. –No bo kto to wi-dzia³? Zrobili chod-nik i przerwali w po-³owie. Taka robota,to nie robota. Wy-sz³o na to, ¿e ci¹gpieszych prowadzi³donik¹d. Na doda-tek o kawa³ku, któ-ry zrobili, zapo-mnieli. Pozarasta³chwastami i innymzielskiem. Nie odpu-œci³em. I dopi¹³emswego. W czym po-mog³a mi te¿ „Gaze-ta Lubuska” – zdum¹ w g³osie do-daje Motykiewicz.
Tak¿e on, zupe³nie bezinteresownie,rozpocz¹³, dla dobra mieszkañców wsi,walkê z potê¿n¹ firm¹ telekomunika-cyjn¹. Tak d³ugo nêka³ jej przedstawi-cieli, ¿e ci wreszcie zdecydowali siêpodnieœæ za nisko wisz¹ce kable telefo-niczne. – Przecie¿ one zagra¿a³y miesz-kañcom. Nie mog³em tego tak zostawiæ.Chyba ka¿dy post¹pi³by podobnie – dziœMotykiewicz o walce z telekomunikacyj-nym gigantem opowiada, jak gdyby ni-gdy nic. Ale kto inny na jego miejscuju¿ dawno by odpuœci³. Ale nie on.
Da³by siê pokroiæDa³by siê pokroiæDa³by siê pokroiæDa³by siê pokroiæDa³by siê pokroiæMotykiewicz dla swojej wsi da³by
siê pokroiæ. Mieszkañcy to widz¹ i do-ceniaj¹ jego stara-nia . Dlatego ju¿dziesi¹ty rok bie-gnie, jak mê¿czy-zna piastuje funk-cjê so³tysa. Ludziezaufali mu na tyle,¿e wybrali tak¿e dorady gminy w Czer-wieñsku. – Bo tow³aœciwy cz³owiekna w³aœciwymmiejscu. Inni mog¹nam tylko pozaz-droœciæ. Gdyby nieon, to wielu rzeczywe wsi by nie by³o– nie ukrywamieszkanka P³otDanuta Paruch.
Inni so³tysa te¿nie mog¹ siê na-chwaliæ. – Jawprost nie mogêsiê nadziwiæ, cze-goœmy wspólnie zso³tysem dokonali
Nie lubi byæ naœwieczniku. Niepcha siê na si³êna pierwszestrony gazet.Unika fotore-porterskich fle-szy. A jednak, oAleksandrzeMotykiewiczug³oœno jest cojakiœ czas wca³ym regio-nie.
1919191919
„ L u b u s z a n i n . o r g . p l ” – n r 4 ( 4 ) c z e r w i e c 2 0 0 8
– z niedowierzaniem krêci g³ow¹ LeszekNojszewski.
NIE TYLKO DZIA£A DLA WSI
Aleksander Motykiewicz spo³ecznie udzie-la siê nie tylko w ¿yciu wsi. Przez lata tak¿eby³ dzia³aczem sportowym. Pe³ni³ funkcjêprezesa miejscowego Startu. Dzia³a³ tak¿ew Lubuskim Zwi¹zku Pi³ki No¿nej.
Te wszystkie dzia³ania na rzecz wsi przy-nios³y nie tylko wymierny efekt w postacijej rozwoju, nowego chodnika, kanalizacjiczy wy¿ej powieszonych kabli. Motykiewiczmo¿e byæ pewny, ¿e mieszkañcy mu ufaj¹.Wyrazem tego jest choæby liczba g³osów,które przys³ali w plebiscycie „Gazety Lubu-skiej” na So³tysa Roku 2007. Motykiewiczwygra³ bezapelacyjnie. A w sumie przysz³ona niego ponad siedem tysiêcy kuponów!
FOT.
ARTU
R M
ATYS
ZCZY
KS Y L W E T K A „ L U B U S Z A N I N A ”
„Dla swojej wsi to on wszystko…” – Artur Matyszczyk
– Szczerze mówi¹c, nie spodziewa³em siêwygranej. To by³o dla mnie zupe³ne zasko-czenie. Pracê dla wsi traktujê jako przyjem-noœæ, ale tak¿e i mój obowi¹zek. Kiedyœ p³o-cianie mi zaufali, to ja przecie¿ nie mogêich zawieœæ – koñczy z dr¿¹cym g³osemwzruszony mê¿czyzna.
Autor jest dziennikarzem„Gazety Lubuskiej”.