24
Temat numeru: Zarządzanie CZASEM TRYBY K AT O L I C K I MIESIĘCZNIK STUDENCKI

Tryby październik 2013

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Październikowe wydanie "Trybów. Katolickiego miesięcznika studenckiego".

Citation preview

Page 1: Tryby październik 2013

Kraków, nr 7(25)/2013październik

ISSN: 2083-8948

Temat numeru:

Zarządzanie CZASEMT R Y B Y

K A T O L I C K IM I E S I Ę C Z N I KS T U D E N C K I

Page 2: Tryby październik 2013

2

www.e-tryby.pl

2

Page 3: Tryby październik 2013

3

TRYBY NR 7 (25)/2013

od redakcji

Październik 2013

współpraca

temat numeru: Zarządzanie czasem 4–8

Doba dopięta na ostatni guzikĆwiartka szczęściaSzufladkuj swoją wiedzęIm więcej, tym lepiejZakuj, Zdaj, ZapamiętajCzy Pan Bóg śmieje się z naszych planów?

rozmowa z charakterem 9–11Ks. Krzysztof Porosło

idźże, zróbże

w trybach historii 13Aktywność Polaków w III RP

inżynier ducha 14Rowerem do nieba

encyklopedia wiary 15Jesteś święty!

portret 16Programista od piosenek

ona i on 17Pożegnać mamę i tatę

wywiad 18Spróbować wskazać na Niego

olimpiada sportów 19Zapasy

misz-masz / z kulturą 20–21ogarnij się 21

Dwadzieścia kroków do lepszego jutrapro-life 22–23

Redaktor naczelny: Magdalena Guziak-Nowak Asystent kościelny: ks. Rafał BuzałaSekretarz redakcji: Agata GołdaMarketing: Marcin Nowak – [email protected]ół redakcyjny: Michał Chudziński, Marta Czarny, Magdalena Indyka, Karolina Mazurkiewicz, Iwona Sidor, Dominik Sidor, Marek Soroczyński, Michał WnękDTP, foto: Marcin NowakOkładka: www.pixabay.com/geraltDruk: Printgraph Brzesko

Adres redakcji: ul. Wiślna 12/7, 31-007 KrakówData zamknięcia numeru: 8 października 2013 r. Nakład: 7 000 egz.Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułó[email protected]

Wydawca: Orły MałopolskiKatolickie Stowarzyszenie MłodzieżyArchidiecezji Krakowskiej

reklama tel.: 784 902 140

T R Y B Y

Zjadłabym se sznekę z glancem. W podpoznańskim miasteczku, z którego pochodzę, kupowałam ją w tradycyjnej piekarni, takiej z ojca na syna. Niestety, w Krakowie, gdzie mieszkam od dziewię-ciu lat, nikt o sznekach z glancem nawet nie słyszał…

Z radością i sentymentem witam Was po długiej, wakacyjnej przerwie. Szczególnie serdecznie i ze szczególnym sentymentem chciałabym się przywitać z poznaniakami, bo ku mojej wielkiej radości w nowym roku wskakujemy do kolejnego miasta. Na razie rozgościmy się na Politechnice Poznańskiej, a co dalej – zobaczymy.

Od października czytają nas więc studenci trzech stolic: stolicy Królów Polskich, stolicy-stolicy oraz stolicy Wielkopol-ski. Brzmi dumnie. Żeby wyeliminować ryzyko ewentualnych nieporozumień, jeden z tematów numeru poświęcimy językowi polskiemu – gwarze, regiona-lizmom, wychodzeniu na dwór i na pole. Rozstrzygniemy, czy marchewkę wozi się na taczce czy na taczkach – kiedyś żywo dyskutowaliśmy o tym na kolegium redakcyjnym – oraz czym się różnią spi-nacze od klamerek.

Jednak nie jest to temat tak palący, żeby zajmować się nim już w październiku. Na ten miesiąc przygotowaliśmy dla Was sporo tekstów o modnym dziś zarządza-niu sobą w czasie. Dowiecie się, jak nie marnować uciekających minut oraz – a to może Wam się nie spodobać… – że nie warto się uczyć na ostatnią chwilę. Nie stawiamy się w roli mentorów i nauczy-cieli, bo często nie dorastamy do ideału. Wiemy natomiast, że warto. To tak jak z wyjściem do restauracji. Kiedy nieza-możny student idzie raz na ruski rok do ekskluzywnego lokalu i ma w nim zosta-wić pięć dych za danie dla jednej osoby, długo się zastanawia, co zamówić, bo żal byłoby zmarnować tyle pieniędzy na coś, co nie będzie mu smakowało . Skoro tak często mówimy, że czas to pieniądz, to czy z równie wielką uwagą nie powinni-śmy układać swoich harmonogramów?

Życzę Wam ambitnych planów i tego, by wpisały się w Boski Plan Zbawienia. Przyjemnej lektury i dużo sukcesów w no-wym roku akademickim!

Page 4: Tryby październik 2013

4

www.e-tryby.pl

temat numeru // ZARZĄDZANIE CZASEM

Hasło „zarządzanie” pojawia się od jakiegoś czasu dość często nie tylko w środowisku branżowym. Termin

ten stał się modny przede wszystkim wśród studentów oraz właścicieli firm, którzy uwielbiają łączyć ten rzeczownik z hasłami takimi jak projekty, ludzie, koszty, ryzyko. Niektórym wydaje się, że zarządzać można wszystkim a w dodatku każdy może to robić. Nic bardziej mylne-go. Zarządzanie jako dziedzina połączona ściśle z planowaniem, nadzorem i moty-wowaniem (siebie i innych) opiera się na twardych zasadach, których znajomość potrafi bardzo ułatwić życie.

Po co zarządzać czasem?Aby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zarządzanie czasem jest potrzebne, warto zastanowić się, ile obowiązków mamy do wykonania każdego dnia oraz czy zawsze wykonujemy je wszystkie z należytą uwa-gą. Dobre zorganizowanie to umiejętność, z którą nikt się nie rodzi. Niektórzy dzięki

swoim rodzicom mają wyrobiony mecha-nizm planowania i gospodarowania swoim czasem tak, aby wystarczało go na wszyst-ko, a może i jeszcze trochę zostawało na szalone, nieprzewidziane sytuacje. To ogromna zaleta, jeśli jesteś w gronie tych osób. Większość z nas niestety nie ma tej umiejętności i stara sobie układać wszystkie obowiązki po swojemu, według swojego rytmu. „Zapamiętam”, „obiecuje, że tym razem nie zapomnę”– oczywiście można w taki sposób podsumować zarzą-

dzanie czasem i całą jego ideę wrzucić do śmietnika. Niestety ludzki mózg jest w stanie przyjąć ograniczoną ilość infor-macji w ciągu doby, dlatego nawet najlep-si nie są w stanie zapamiętać wszystkiego, a nawet jeśli to przez obciążenie umysłu tracą możliwość odpoczynku, gdy przy-chodzi na niego pora.

Kilka kroków do dobrych nawykówNajpopularniejszą metodą porządkowa-nia spraw jest metoda karteczkowa. Na małych, żółtych karteczkach zapisujemy różne myśli, plany zakupów czy ważne daty. Obklejają one potem lodówkę, lustro a czasem zaśmiecają torebkę. Mimo swo-jej popularności nie jest to dobry system, ponieważ bardzo łatwo taką karteczkę zgubić, zalać lub zniszczyć. Zamiast tego warto zaprzyjaźnić się z internetową stroną RememberTheMilk.com. Jest to podręczny kalendarz, w którym można tworzyć dowolne zakładki, wpisywać zadania do wykonania i określać ich daty.

„Odkładanie na później to największy złodziej. Kradnie twój czas, sukcesy, cele, życie”

Brian Tracy

DOBA DOPIĘTA

NA OSTATNI

GUZIK

Bóg dał nam różne twarze, cechy, umiejętności i talenty. Jedyne

czego dał nam po równo to czas. Doba Alberta Einsteina trwała dokładnie tyle samo co twoja. To, jak ją wykorzystasz, zależy

tylko od ciebie.

MARTA CZARNY

4

fot. archiwum

Page 5: Tryby październik 2013

5

TRYBY NR 7 (25)/2013

temat numeru // ZARZĄDZANIE CZASEM

Szerzej o zaprezentowa-nych w artykule meto-dach zarządzania czasem oraz o tym jak sprawić, by marzenia stawały się bliskie spełnieniu, możesz przeczytać na stronie Edyty Zając, która zainspirowała mnie do napisania tego artykułu.www.lifeskillsacademy.pl

System poprzez e-mail lub SMS codzien-nie będzie przypominał, co jeszcze zostało do zrobienia. Dodatkowo aplikację można darmowo pobrać na telefon, mieć swój podręczny kalendarz zawsze przy sobie i działać!

Do zarządzania czasem warto przenieść techniki metody SCRUM (metodyki w za-rządzaniu projektami). W tym systemie działania nazwane są ceremoniami, które mają wyznaczony czas na wykonanie i pod żadnym pozorem raz ustalony termin nie może ulec zmianie. To bardzo cenne, aby właśnie tak robić – dostosować czas potrzebny do uzyskania oczekiwanych wyników i bardzo ściśle go przestrze-gać. Dzięki temu staniemy się bardziej efektywni. Przy długoterminowych planach, których przygotowania odbywają się etapowo (np. wesele) warto zapoznać się z programem MS Project. Co prawda nie jest on intuicyjny i podejście do pracy w nim wymaga wdrożenia instrukcji czy innego szybkiego kursu, jednak jest to narzędzie niezastąpione przy planowa-niu dużych projektów. Dzięki zawartym wykresom widać m.in. zadania od siebie zależne czy krytyczne. To bardzo ułatwia długoterminowe planowanie.

Najlepszy czas na działanie jest teraz!Aby dobrze odszukać w swojej pamięci obowiązki do wykonania i marzenia do spełnienia warto zrobić „Listę 100”. Wy-konanie jej nie zajmuje dużo czasu, a gdy te sto rzeczy mają status „do zrobienia”, pozostanie tylko sukcesywne wykonanie ich i zbliżanie się do upragnionego celu.

Nie zastanawiaj się, czy możesz coś zrobić i czy masz ochotę to robić, tylko to zrób. Z czasem wykonywanie nawet znienawi-dzonych czynności wejdzie w twój nawyk i stanie się częścią dnia. Uporządkowanie wszystkich zajęć pomaga zachować przejrzystość i bardzo odciąża umysł. Nie trzeba tracić nerwów na ciągłe myślenie o ważnych rzeczach do wykonania. Można swobodnie planować przyszłość, bo wszystkie marzenia, które są zapisane, zmieniają nasz sposób myślenia o nich. Nie są już tylko marzeniami, ale stają się celami, do których warto dążyć w poukła-dany sposób.

Ćwiartka szczęściaJeśli sam nie zaplanujesz swojego czasu, „bądź spokojny”,

na pewno ktoś inny zrobi to za ciebie.

MARciN NOwAK

pilne i nieważne

pilne i WAżNE

niepilne i nieważne

niepilne i WAżNE

zarządzanie

czasem

„życie mnie niesie” „żyję swoim życiem”

moje sprawy kryzysowe

sprawy naglącesprawy „na wczoraj”„gaszenie pożaru”

zapobieganieplanowanierekreacjaszukanie możliwościbudowanie relacji

przyjemnościzłodzieje czasusiedzenie w sieci bez celu

niektóre telefonybłahe sprawy „na już”niektóre spotkania

rozpraszacze i cudze priorytety

pożeracze czasu

zarządzanie samym sobą

3

1 2

4

Zarządzanie swoim czasem, a wła-ściwie „sobą w czasie” to podsta-wa skutecznego działania. Zasady

są proste jak powyższy schemat...jednak wcielenie ich w życie stanowi nie lada wyzwanie. Na początek warto znaleźć chwilę, by w ciszy przyjrzeć się swojemu czasowi pod kątem ważności i pilności. Można po prostu wpisać w ww. schemat to, co się robi w ciągu dnia i ile to zajmuje mi czasu. Wtedy widać czarno na białym, czy jesteśmy twórcami i sami kierujemy własnym życiem, czy może raczej bliżej nam do biernych widzów, którzy tylko „lajku-ją” osiągnięcia innych.

Najtrudniejszy, ale najważniejszy jest pierwszy krok. Każdy chce osiągnąć sukces, ale wymaga on czasu i pracy. Nikt, kto chce przebiec maraton, nie zaczyna treningu na trzy dni przed.

Podobnie jest z innymi sprawami. Trzeba zmienić swój schemat na taki, w którym dominują zajęcia z ćwiartki 2 (pomarańczowej). Na początek warto wyłączyć rozpraszacze. Obecnie chyba największymi są Facebook, e-maile i surfowanie bez celu w sieci. Te ważne narzędzia stają się głównym motywem życia, zamiast być narzędziami.

Spróbuj wyłączyć komputer, a zoba-czysz... że będziesz miał „problem” jak wykorzystać czas. Ale tylko wtedy masz szansę być twórcą, zrobić coś konkretnego, co ma prawdziwą wartość. Można przeżyć przygodę, opisać ją, a zdjęcia wrzucić na „fejsa”, a moża siedzieć i cały dzień lajkować przygody innych. Co wolisz? Warto się nad tym zastanowić i żyć swoim życiem, a nie dać się nieść życiem innych.

fot. archiwum

Page 6: Tryby październik 2013

6

www.e-tryby.pl

Niestety, ale prawdą jest, że większość z nas swoją naukę odkłada na ostatnią chwilę, przez

co nie przesypia nocy przed egzaminem. Wydaje nam się, że tak będzie lepiej, bo po pierwsze: więcej zapamiętamy, a po drugie: po co spać, skoro można poło-żyć się już po egzaminie? Nic bardziej mylnego.

Spać czy się uczyć – oto jest pytanieSen podczas nauki staje się jeszcze bar-dziej niezbędną częścią życia, niż przy normalnym funkcjonowaniu człowieka. Chyba nie trzeba mówić, że naukę najle-piej rozplanowywać na dłuży czas, a nie pozostawiać na ostatnią chwilę. Syste-matyczna praca daje więcej, bo możemy sobie na spokojnie wszystko przeczytać, a później powtórzyć, poza tym nie siada-my z myślą: „ O mamo, ile nauki”. Jednak jaką rolę w tym wszystkim odgrywa sen? Bardzo ważną. Sen ma regeneracyjny wpływ zarówno na nasze ciało, jak i na pamięć oraz pracę mózgu. Brak snu jest bardzo niekorzystny przy zapamiętywa-niu. Bez odpoczynku jesteśmy rozdraż-nieni, rozkojarzeni i po prostu – senni. Warto w tym wypadku przypomnieć sobie pewne zjawisko. Pamiętacie, gdy byliśmy małymi dziećmi, a do szkoły był zadany wiersz na pamięć? Pod wieczór podczas nauki bardzo trudno było nam powtó-rzyć choćby jeden wers, a rano, zaraz po przebudzeniu, mogliśmy wyrecytować całość bez jednego zająknięcia. Tak sen wpływa na naukę. Podczas odpoczynku mózg szufladkuje wiedzę nabytą, dzięki czemu później jest w stanie z niej w ła-twiejszy i efektywniejszy sposób korzy-stać. Dlatego spanie w nocy, jak również krótkie drzemki w ciągu dnia są bardzo

ważnym elementem nauki do egzaminu. Proces uczenia się będzie wtedy bardziej efektywny i przyjemniejszy. A jeżeli ktoś śmieje się z was, że podczas sesji dużo śpicie, powiedzcie – to właśnie jest nauka.

Wytrenuj swój mózgPodczas pewnych warsztatów usłyszałam bardzo mądrą rzecz – należy nauczyć swój mózg, by stał się naszym osobistym budzikiem. Jeśli ustalimy sobie konkretną godzinę, o której codziennie, bez względu na dzień pracujący czy wolny, będziemy wstawać używając budzika, to nasze ciało nauczy się samo budzić o tej wybranej godzinie. Nieprawdopodobne, a jednak realne. Po pewnym czasie nie będziesz musiał używać głośnego zegara do po-budki. Ważne, by również kłaść się spać o jednej porze.

Drzemka – ważny moment dniaWspomniana wcześniej drzemka ma na nasz organizm zbawienny wpływ. Nie tylko poprawia samopoczucie, ale również zwiększa efektywność zapamiętywania, czyli uczenia się. Ważny jest tu czas drzemki. Ten mały i miły odpoczynek nie powinien przekraczać 45 minut. Wtedy nasz organizm jeszcze nie wkroczy w fazę snu głębokiego, przez co nie będziemy zmęczeni, ale odświeżeni i zregenerowani. Pamiętaj – unikaj długich drzemek.

Kawa – dobra czy zła przy nauce?Kawa to eliksir,

który sprawia, że dostajemy kopa do pra-cy. Dzięki niej jesteśmy w stanie funkcjo-nować, gdy wstajemy rano. Niektórzy na-wet nie ruszają się z domu nie wypiwszy uprzednio kubka czarnej jak smoła kawy. Jak korzystać z tego wspaniałego napoju podczas nauki? Niestety najczęściej wypi-jamy hektolitry na dzień przed egzaminem i popijamy napojami energetycznymi, następnie uczymy się całą noc bez grama snu. Straszne! Przede wszystkim orga-nizm nie jest w stanie przyjąć takiej ilości kofeiny, a taka dawka jest wręcz zabójcza. Pożądane działanie kawy, czyli dostarcze-nie energii i chęć do pracy następuje po 30 minutach od jej wypicia. Warto zaraz po jej spożyciu pomyśleć o krótkiej drzemce. Nasz organizm w naturalny sposób prze-budzi się po 30–45 minutach. Taki krótki odpoczynek to pożytecznie wykorzystany czas na regenerację ciała. Dzięki temu dostarczymy trochę snu, a potem skupimy się na wytężonej nauce.

Pamiętaj – planuj swoją naukęNic jednak nie zastąpi regularnego i zdrowego snu. Dlatego, zanim na dobre rozpoczniemy naukę na studiach, pomyśl-my, jak rozplanować pracę, by podczas sesji nie dochodziło do kryzysowych sytuacji bez snu. Tylko od nas zależy, jak będzie wyglądał nasz dzień i jak wykorzy-stamy dany nam czas.

temat numeru // ZARZĄDZANIE CZASEM

Szufladkuj swoją wiedzę KAROliNA MAZuRKiEwicZ

6

www.e-tryby.pl

fot.

ww

w.s

xc.h

u

Page 7: Tryby październik 2013

7

TRYBY NR 7 (25)/2013

temat numeru // ZARZĄDZANIE CZASEM

Zakuj, zdaj, zapamiętaj

czyli jak i dlaczego zerwać z nauką na ostatnią chwilę.

GABRiElA Dul

Zarwane noce, litry wypitej kawy, zmagania z uciekającym czasem... i nie zawsze satys-fakcjonująca ocena w indeksie. Dla części studentów nauka na ostatnią chwilę, tuż przed egzaminem, stała się sesyjną tradycją.

Może jednak warto zmienić dotychcza-sowe nawyki? Powodów ku temu jest co najmniej kilka, większość ma jednak wspólny mianownik – aby proces przy-swajania wiedzy okazał się skuteczny, niezbędne są odpowiednie zasoby czasu do rozdysponowania.

Optymalny czas nauki jednej partii mate-riału powinien wynosić ok. 45 minut, po których należy zrobić kilkuminutową prze-rwę. Wielogodzinna nauka jest nieefektyw-na, ponieważ przeciążony umysł znacznie słabiej przyswaja kolejne dawki informacji. Warto zatem zaplanować również przerwy dłuższe i mądrze je wykorzystać – spacer, wietrzenie pomieszczenia (niedotlenienie osłabia koncentrację), drzemka – ważne, by odprężyć umysł i ciało.

Czasu potrzebujemy też na powtórki, które są konieczne, by informacje nie uleciały tuż po ich opanowaniu, a mogły na dobre zadomowić się w pamięci długo-trwałej. Przyjmuje się, że materiał powin-no powtarzać się zaraz po nauce, a potem kolejno po upływie godziny, doby, 48 godzin itd. Istotne jest więc w naszym planowaniu zarówno wygospodarowanie ,,dodatkowego” czasu na same powtórki, jak i rozpoczęcie ich wystarczająco wcze-śnie, by przyniosły oczekiwane efekty.

Doskonałym utrwalaczem wiedzy jest także sen. Kiedy śpimy, nasz mózg dalej zaabsorbowany jest przyswajaniem wiedzy, ponieważ w procesie konsolidacji utrwala ślady pamięciowe (umiejętności, doświadczenia), nabyte w stanie czuwa-nia. Nieprzespane noce zaburzają proces kodowania informacji i kształtowania pamięci długotrwałej.

Ostatnim czynnikiem, o jakim nie może-my zapominać, jest stres, który wzrasta w sytuacji napięcia. Wpływa on podwój-nie negatywnie na naukę. Z jednej strony redukuje naszą zdolność odtwarzania opanowanej wiedzy, powodując „białe plamy” w pamięci, z drugiej zaś obniża koncentrację, spowalnia proces przyswa-jania materiału czy powoduje złą kondy-cję psychofizyczną.

Jest jeszcze jeden argument przemawiający za rozpoczęciem przygotowań wystarczają-co wcześnie... Może się okazać, że temat tak nas zaintryguje, że będziemy chcieli doczytać wciąż więcej i więcej…

Dwa lata temu stuknęła mu „trzydziestka”. Dziś przyznaje, że jednym z najlepszych okresów jego życia były studia. wycisnął z nich, ile się da.

MAGDAlENA GuZiAK-NOwAK

Portrety ludzi, którym się udało – czyli którzy są szczęśliwi, robią to, co lubią i żyją w zgodzie z wyznawanymi warto-ściami – są dziś na wagę złota. Choćby po to, by zaleczyć jesienną depresję wywoła-ną komentarzami „A po co ci studia? I tak nie znajdziesz roboty”.

Rafał Siwek pochodzi z Hajnówki nieda-leko Białowieży – Puszczy Białowieskiej. Tam ukończył technikum mechaniczne, a magistersko-inżynierski dyplom obronił w Katedrze Automatyki i Robotyki na Politechnice Białostockiej. Tytuł nauko-wy przyniosła mu praca na temat śro-dowiska programowania robota LEGO Mindstorms. Dziecięce pasje, jakimi było majsterkowanie w piaskownicy i budo-wanie z drewnianych klocków, stały się później pomysłem na własną firmę – od 2010 r. dowodzi ROBOTEAM’em – ma-łym biznesem, w którym główną działal-nością są warsztaty z robotyki dla dzieci i młodzieży.

Jednak to nie własna firma jest najwięk-szym powodem do dumy. W lokalnym środowisku, a potem w całej Polsce, Rafał dał się poznać jako lider z prawdziwego zdarzenia. Wokół bliskiej mu idei skupił kilkaset młodych ludzi. W 2007 r. został wybrany na prezesa Katolickiego Stowa-rzyszenia Młodzieży Diecezji Drohiczyń-skiej, a trzy lata później został szefem struktur ogólnopolskich. Do stowarzysze-nia należało wówczas ok. 30 tys. osób. Tylko w swojej diecezji we współpracy z przyjaciółmi z KSM-u założył 30 no-wych oddziałów.

Bardzo nowatorskim i odważnym po-mysłem było powołanie w podlaskim Drohiczynie działalności gospodarczej. Tamtejszy KSM został właścicielem spółki „Orły z Podlasia”, a cały wypraco-wany zysk przeznaczał na rozwój życia religijnego i kulturalnego młodych ludzi z terenów wiejskich. Czasem trudnych

we współpracy, bo – jak przyznaje Rafał – dziś wszyscy od razu chcieliby być prezesami.

Spółka, którą założył – mimo że on sam formalnie nie należy już do stowarzysze-nia (członkostwo wygasa po ukończeniu 30. roku życia) – działa do dziś. Główne gałęzie jej działalności to transport osób autokarem i busami (wycieczki, kolonie, wyjazdy prywatne), transport rzeczy, kolportaż prasy, wynajem kajaków i or-ganizacja spływów kajakowych, handel dewocjonaliami oraz sprzedaż usług reklamowych. Choć spółka ma zyski, nikt nie postrzega jej jak „żyłę złota”. – Nie patrzę na naszą działalność przez pryzmat kopalni, a raczej górników, którzy w niej kopią. Wszyscy, którzy działają i pracują w stowarzyszeniu są tym złotem – mówi.

Jednym z warunków sukcesu – jakkol-wiek go rozumiemy – jest umiejętność zarządzania czasem. Bez dobrego harmo-nogramu życie kilkuosobowej rodziny jest jednym, wielkim chaosem. Studiowa-nie bez planu kończy się gorączkowym wkuwaniem do egzaminów i zarywaniem nocy. A brak dyscypliny w pracy zawo-dowej na pewno nie doprowadzi nas do awansu.

Starszy kolega Rafał Siwek radzi: – Wiele osób twierdzi, że im więcej mamy obowiązków, tym lepiej potrafimy się zorganizować. Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Pamiętam, jak podczas wykładów na studiach wychodziłem z sali albo odbierałem telefon pod ławką, żeby zapisać młodzież na rekolekcje. Pomijając fakt, że było to trochę nieeleganckie w stosunku do wykładowców, stało się dla mnie wielką szkołą życia. Działalność w NGO-sie, a w moim przypadku był to KSM, nauczyła mnie brać z życia to, co najlepsze. I najważniejsze – była lekcją, co robić, aby czas nie przeciekał mi przez palce.

Im więcej,

tym lepiej

fot.

arch

iwum

pry

wat

ne

Page 8: Tryby październik 2013

8

www.e-tryby.pl

8

Jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz Mu o swoich planach na przyszłość. Ile razy w swoim życiu

każdy z nas usłyszał te słowa? Ile razy musieliśmy przyznać, że „coś w tym chy-ba jest”, skoro po misternie poczynionych przygotowaniach plany nie pokryły się z rzeczywistością?

Znamy proroka Jonasza. Zapewne miał on plany dotyczące swojego życia i jako człowiek uparty z pewnością dążył syste-matycznie do ich realizacji. Jahwe jednak miał własny plan: „Wstań, idź do Niniwy – wielkiego miasta – i upomnij ją, albo-wiem nieprawość jej dotarła przed moje oblicze” (Jon 1,2). Nikt nie lubi, kiedy ktoś burzy jego wizję, a że nasz bohater raczej nie stanowił wyjątku, postanowił uczynić rzecz najprostszą pod słońcem: uciec. Mógł? Mógł. Jako człowiek miał przecież wolną wolę. Cóż z tego, skoro Bóg odnalazł go w jego „pielgrzymce”? Jonasz widzi, że na nic nie zda się postępowanie wedle wła-snej woli. Gniew, jaki go opanował z tego powodu, stał się trudny do poskromienia. Wolał umrzeć niż widzieć swych wrogów szczęśliwych z powodu odpuszczenia win przez Pana. Czyj plan został zrealizowany? Z dużym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że nie ten Jonaszowy. Czy Bóg się śmiał? W końcu dopiął swego…

Śmiem twierdzić, że każdy z nas ma w sobie takiego Jonasza. Jak często prefe-ruję własną wizję przyszłości? Zuchwale powiem: zawsze. W swoich planach jestem pewna siebie, znam (a raczej myślę, że znam) to, co będzie za kilka, kilkanaście lat. Będę szczęśliwa, odniosę sukces w życiu zawodowym, prywatnym, finansowym. I… falstart. Nic z tego, co chwilę coś odbiega od pierwotnego kształtu autorskiego scenariusza, wali się, pali, w najlepszym razie radykalnie zmienia i przewraca życie do góry noga-mi. Myślę: coś jest nie tak, może ten plan nie jest taki dobry, albo w ogóle całkiem nierealny, nieprzemyślany… Co wtedy robić? Przyznać się do porażki? Udawać,

że nic się nie stało? Poczciwy Fredrowski Rejent Milczek miał na to swoją cudowną receptę: Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba.

Wola nieba. Wola nieba? Zupełny brak konkretu. Wola Boga… brzmi lepiej. Boży Plan. Odbywając rekolekcje wielu z nas usłyszało tę myśl, która mówi, że dla każ-dego człowieka Bóg ma specjalny Plan. Oportuniści tacy jak ja od razu czują we-wnętrzny bunt. Co to, to nie, nikt mi życia nie będzie planować! Drodzy buntownicy, zostawmy na minutkę naszą dumę nieco z boku i zastanówmy się nad znaczeniem idei Bożego Planu. Po pierwsze, dlacze-go „Planu”, a nie „planu”? Bo „Plan” to Zbawienie, Niebo, życie wieczne. Czyli ważny jest cel ostateczny: zjednoczenie z Nim w wieczności. Plan Zbawczy. To już brzmi całkiem dobrze. Myślę, że Bóg może i ma jakieś własne propozycje (z ra-cji tego, kim Jest, pewnie same dobre), ale bardziej szczegółowy „plan” egzystencji na ziemskim padole pozostawia nam, darząc łaską w potrzebie. Chcąc dać nam „fory” w zapasach z życiem postanowił więc sprezentować każdemu powołanie.

Powołanie. Słowo, które dla większości ludzi stanowi synonim wstąpienia do seminarium duchownego bądź zakonu. Owszem, jest to bardzo szczególny rodzaj powołania, ale – co z przykrością muszę stwierdzić – z zawrotną wręcz częstotli-wością zapominamy o tym, że pojęcie to ma szerszy zakres. Co właściwie oznacza? Bóg głupi nie jest i wie, że jeśli człowiek nie dostanie jakichś „klocków”, w których układaniu byłby całkiem nienajgorszy, stanie się kimś zgorzkniałym, a co za tym idzie – nieszczęśliwym (a tego raczej nie chce). Dał więc każdej osobie jakiś dar, ta-lent, cechę charakteru, rodzaj szczególnego upodobania do konkretnej dziedziny. Tym właśnie, ogólnie rzecz ujmując, jest powo-łanie – naszą życiową „specjalizacją”, którą według naszych zdolności otrzymaliśmy od Boga zadaną. I tak jedni mają zdolności do bycia wybitnymi matematykami, inni mu-

zykami, jeszcze inni pisarzami, lekarzami... Każdy ma swoje własne POWOŁANIE. Nie oznacza to wcale, że jesteśmy zdeter-minowani przez cokolwiek (kogokolwiek). Po prostu dzięki temu darowi, łasce, mamy się czego „uczepić”, znajdujemy pasję, oddychamy pełną piersią (chyba że ktoś ma powołanie do bycia zawodowym nurkiem lub kosmonautą, wtedy chyba wygląda to trochę inaczej). Jak rozpoznać i rozsmako-wać się w tym wołaniu? Tutaj znowu ukłon w stronę buntowników z natury, którym ser-ce z przerażenia podchodzi do gardeł: trzeba schować butę do jednej kieszeni, z drugiej wyciągnąć pokorę i pomodlić się. Czasem pokłócić. Warto.

Nawiązując do tematu tej krótkiej reflek-sji: czy Bóg się śmieje z naszych planów? Cóż… Sądzę, że niejednokrotnie wręcz „zrywa boki”. Może nawet śmieje się do łez! Człowiek istota śmieszna, pożyteczny i niezgłębiony „materiał” do rozrywki. Mam jednak wrażenie, że nie jest to rechot zło-śliwego koleżki, który tylko czeka na nasze potknięcie, żeby się móc ponabijać i tym sposobem rozładować własną frustrację. Nie chce mi się wierzyć, że tak mogłoby być. Uważam, że to raczej śmiech dobrotliwe-go rodzica, który zna swoje dziecko i jego ograniczenia, a co za tym idzie – zdaje sobie sprawę z tego, że dziecko potrzebuje czasu, aby uczyć się na własnych błędach. Co wię-cej, jestem przekonana, że warto spojrzeć na siebie z dystansem i pośmiać się razem z Nim. Ktoś powiedział, że szczęśliwy jest człowiek, który potrafi śmiać się z samego siebie, bowiem będzie miał ubaw przez całe życie. Całkiem trafna myśl, tak to widzę.

Na koniec dodam jeszcze tylko krótką myśl. Planować należy, to rozumne i głęboko uzasadnione, i potrzebne. Co do szczegóło-wych planów, nikomu nie będę doradzać, bo to się niestety często źle kończy (nie ma się co oszukiwać). Jedyna moja rada dotyczy planu ostatecznego: niech będzie nim Niebo. Plan Zbawienia. „Kto wytrwa do końca, będzie zbawiony” (Mk 13,13b). Z tego Pan Bóg nie będzie się śmiał.

temat numeru // ZARZĄDZANIE CZASEM

Czy Pan Bóg śmieje się z naszych planów?

SARA RyNOwSKA

fot. www.sxc.hu

Page 9: Tryby październik 2013

9

TRYBY NR 7 (25)/2013

Na początek pytanie od koleżanek. Czy w kościele może siedzieć z nogą założo-ną na nogę?

– Wszystko można w kościele robić tylko podstawowe pytanie brzmi: czy warto? Czy w ten sposób moja postawa coś zakomunikuje, coś, co chciałbym powiedzieć Panu Bogu? Tak naprawdę wszystkie gesty, postawy, mój ubiór, mają powiedzieć kim dla mnie jest Bóg. Czy, aby na pewno postawa założonej nogi na nogę mówi, że Bóg jest dla mnie kimś naprawdę ważnym?

Rozmawiamy o postawach w kościele, więc czy istnieje jakiś przepis stwier-dzający, że Msza jest nieważna wła-śnie ze względu na postawę, jaką ktoś prezentuje w kościele?

– Precyzując, trzeba wyjaśnić trzy poję-cia: nieważności, niegodziwości i nieowoc-ności. Msza jest nieważna, gdyby została odprawiona przez osobę świecką, a nie przez właściwego szafarza, czyli ważnie wyświęconego kapłana. Drugą sytuacją jest brak materii, czyli chleba i wina zmiesza-nego z wodą. Gdyby np. ktoś wziął pepsi i próbował odprawiać Mszę, wtedy będzie ona nieważna. Ostatnią sytuacją jest brak odpowiedniej formy, czyli nie zostaje użyta zatwierdzona modlitwa eucharystyczna, a co za tym idzie, nie są wypowiedziane słowa ustanowienia.

Drugim wymienionym elementem jest niegodziwość.

– W tym wypadku Msza się odbywa i jest ważna, ale dokonuje się ona w kon-

tekście osobistego grzechu osoby, która tę Mszę celebruje. Ma to miejsce, kiedy ksiądz odprawia ją w grzechu ciężkim, specjalnie i celowo łamie przepisy litur-giczne lub robi to pospiesznie, pomijając niektóre obrzędy, tym bardziej, kiedy jest w karze kościelnej np. w karze suspensy. Trzecim przypadkiem jest nieowocność Mszy. Msza jest ważna, ksiądz godziwie ją odprawił, ale we mnie jako uczest-niku liturgii nie ma dyspozycji do tego aby przyjąć łaskę. Dzieje się tak, kiedy uczestniczymy we Mszy w grzechu cięż-kim, podchodzimy do niej lekceważąco lub brakuje nam wiary. To od niej tak naprawdę zależy, czy owoce Eucharystii do mnie docierają.

Czym dla katolika powinna być Msza św.?

Taka najbardziej katechetyczna definicja mówi o Mszy jako o uobecnie-niu Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. Wspominamy zbawcze wyda-rzenia, które dzisiaj są dla nas zbawczo skuteczne. Oczywiście one nie dokonują się na nowo, bo historycznie dokonały się tylko raz, ale cała łaska, cała skutecz-ność Zbawienia płynąca z tych wydarzeń teraz, kiedy celebrujemy liturgię, jest wspominana i obecna, aby dotarła do mojego życia. Patrząc na to od drugiej strony, Eucharystia jest nam przede wszystkim dana, abyśmy zostali przemie-nieni. Pierwsza przemiana to oczywiście przemiana wina i chleba w Krew i Ciało Chrystusa, ale dzięki tej pierwszej nastę-puje druga przemiana: ci, którzy przyjmą

Komunię, zostaną przemieni i staną się jednym ciałem w Chrystusie. Zostaną do Niego upodobnieni.

Gdyby Ksiądz mógł wymienić, jakie są największe i najczęstsze błędy popeł-niane podczas Mszy wśród wiernych?

Odprawiając Mszę raczej nie patrzę na wiernych w kontekście błędów, są jednak takie rzeczy, na których by mi zależało. Chciałbym, aby byli bardziej zaangażowani w przeżywanie liturgii, żeby zobaczyli, że nie przeżywa się jej tylko intelektem. Owszem, rozum jest jedną z podstawowych form spotykania z Panem Bogiem, ale Katechizm Kościo-ła Katolickiego mówi, że modli się cały człowiek tzn. modli się też ciało, emocje, wola. Istnieją np. takie momenty, kiedy wszyscy powinni się pokłonić, zaangażo-wać swoje ciało. Najważniejsze jest, aby ich postawy i gesty charakteryzowały to, co chcą powiedzieć Bogu. Chciałbym, aby wierni po prostu świadomie posługi-wali się tym rytualnym językiem liturgii.

Nawiązując do gestów, często widzimy, że podczas podniesienia ludzie biją się w pierś, schylają głowy, wykonują znak krzyża. Czy nie jest to nadużycie?

Nie traktowałbym tego jako błędu, ponieważ przy takim patrzeniu Msza sta-je się czymś strasznie sformalizowanym i zaczynamy traktować ją w kategoriach przepisów – tego nie wolno mi zrobić, a to muszę. Natomiast trzeba sobie zadać pytanie: po co ja to robię, co ten gest wyraża? Jeżeli jest ukazanie postaci,

rozmowa z charakterem

Bierzcie i gryźcie

To Pan Bóg ma mówić w czasie liturgii, na zasadzie, że jeżeli On powiedział do mnie jakieś słowo w czasie Mszy św., to

nie będę wymyślał i stawiał się ponad Nim – nie tylko o dobrych kazaniach opowiada

ksiądz Krzysztof Porosło.

ROZMAwiA MicHAŁ wNĘK

9

fot. www.sxc.hu

fot. www.sxc.hu

Page 10: Tryby październik 2013

10

www.e-tryby.pl

czyli Chrystus mi się pokazuje, to On wręcz krzyczy: popatrz na Mnie, chcę ci się pokazać! Nie schylaj głowy, ale patrz! Podobnie wygląda kwestia uderzenia się w piersi. Gest ten wyraża skruchę i w ja-kiś sposób jest on adekwatny, ale powsta-je pytanie, czy w tym momencie liturgia nie chce powiedzieć czegoś więcej? Teraz nie tyle skrusz i upokórz się przed Bo-giem, co uwielbiaj i wychwalaj Go.

Wspomniał Ksiądz o momencie, w któ-rym powinniśmy się pokłonić.

Na każde wypowiedzenie imienia Jezusa, Najświętszej Maryi Panny oraz patrona każdego dnia jest oddawa-ny pokłon, czy precyzyjniej mówiąc, skłon głową. Więc nie tylko ksiądz, ale też wierni powinni to zrobić, bo w ten sposób oddajemy im cześć. Natomiast w czasie odmawiania wyznania wiary obowiązuje pokłon głęboki, w którym pochylamy plecy. Ma to miejsce pod-czas wypowiadania słów uwielbiających tajemnicę wcielenia – „i za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem”.

Z czego Księdza zdaniem wynika to, że ludzie jednak tak nie robią?

Z wielu rzeczy, a jedną z nich są przyzwyczajenia. Przyzwyczajamy się do pewnej formy pobożności, która w jakiś sposób nas zadowala i nie staramy się szukać czegoś więcej. Boimy się też być innymi, bo jeżeli 95 proc. ludzi robi tak, to ja nie będę się wygłupiał i robił ina-czej. Na pewno wina leży też po naszej, czyli księży, stronie. Od samego począt-ku liturgia wymagała wprowadzenia, towarzyszyła jej instytucja katechezy. W Kościele pierwotnym nazywało się to katechezą mistagogiczną, która co ciekawe odbywała się po udzielonych sakramentach wtajemniczenia chrześci-jańskiego.

Ale dlaczego nauka odbywała się do-piero po udzieleniu chrztu czy bierz-mowania zamiast przed nimi?

Sprawa wydawała się prosta. Niech najpierw Pan Bóg zadziała, a jak już zadziała, to ty zastanów się, co On zrobił. Obecnie w ogóle nie ma lub bardzo mało jest katechezy liturgicznej. Na kazaniach dużo mówimy o moralności, natomiast nie poświęcamy czasu na to, aby wska-zywać, jak Pan Bóg działa w człowieku, a tego dotyczy liturgia.

Czy komunię możemy pogryźć?Możemy. Szczególnie, że greckie

słowo, który występuje u św. Mateusza w opisie Ostatniej Wieczerzy we frazie „bierzcie i jedzcie”, można przetłuma-

czyć wręcz „bierzcie i gryźcie”, oczy-wiście w sensie spożywania. Owszem istnieje taka pobożność, że należy poczekać, aby komunia rozpuściła się na języku. W pewnym sensie kryje się za tym jakaś forma szacunku do Najświęt-szego Ciała Chrystusa.

Jeżeli już rozmawiamy o szczegółach Mszy, proszę powiedzieć jakie wino i chleb mogą być użyte w czasie liturgii?

Chleb musi być pszenny, przaśny, czyli nie może być zakwaszony. Nie może być też w nim żadnych innych dodatków. Jest to tylko mąka pszenna i woda. Na-tomiast jeżeli chodzi o wino, to powinno być ono gronowe czyli, podobnie jak przy chlebie, nie może zawierać żadnych innych dodatków.

Proszę Księdza, kazanie w wielu przy-padkach jest najdłuższą częścią Mszy.

Niestety…

Więc czy ono musi tyle trwać i, chyba najważniejsze, co powinno zawierać dobre kazanie?

Nie ma wyznaczonych jakiś granic, więc trwa tyle, ile mówi kaznodzieja i to od niego zależy, jak długo będzie trwało. Ja mogę mówić tylko o swoim krótkim doświadczeniu, ale nie pamiętam, abym mówił jakieś bardzo długie kazania. Takie typowe niedzielne trwa do dwu-nastu minut. Ja osobiście zawszę mówię homilie, czyli komentarz to tekstów czytań danego dnia. Osobiście mam przekonanie, że to Pan Bóg ma mówić w czasie liturgii, na zasadzie, że jeżeli On powiedział do mnie jakieś słowo w czasie Mszy św., to nie będę wymyślał i stawiał się ponad Nim mówiąc: „Ty chciałeś powiedzieć to, ale ja bym powiedział…” Daleko mi do takiej postawy.

Coraz częściej w kościołach na Mszy można usłyszeć różne instrumenty na których gra młodzież – od gitar, fletów, poprzez grzechotki aż do bongosów. Papież Pius X napisał natomiast: „Nie wolno używać w kościele fortepianu, ani instrumentów hałaśliwych, ani zbyt światowych, jak małego i wielkiego bębna, talerzy mosiężnych, dzwonków itp.” To jak to jest z tym zakazem? Powinno się go przestrzegać?

Każdych przepisów powinno się przestrzegać, ale ważniejsze jest zadanie sobie pytania, dlaczego taki zakaz obowią-zuje. Istotą liturgii jest przeniesienie życia, w którym żyję, w świat Pana Boga. Tzn. Bóg wyrywa mnie ze świata, o którym powie św. Jan Ewangelista, „że ten świat należy do Złego” po to, abym żył w zjedno-

czeniu z Bogiem. Zasadniczo wszystko, co dotyczy liturgii, ma służyć temu procesowi oddzielenia. Oznacza to, że jest coś, od czego mamy „uciekać”, aby przejść do strefy piękniejszej, do życia w zjednoczeniu z Panem Bogiem. Kiedy przekraczam próg Kościoła, to wchodzę w tę przestrzeń świę-tości, w której ma nie być tego, co świeckie,

tego co np. typowo rozrywkowe. To ma być przestrzeń wyłączona. I dotyczy to również muzyki.

Jednak psalm 150 mówi: „Chwalcie Go dźwiękiem rogu, chwalcie Go na harfie i cytrze! Chwalcie Go bębnem i tańcem, chwalcie Go na strunach i flecie! Chwalcie Go na cymbałach dźwięcznych, chwalcie Go na cymba-łach brzęczących”.

Jasne, że jest to trudny temat do rozmowy, szczególnie, że nie ma za wiele czasu, aby szeroko go omówić. Nie będę tu wyjaśniał, dlaczego nie ma sprzeczno-ści między tekstem biblijnym a praktyką liturgiczną Kościoła. Uważam, że do pewnych rzeczy trzeba po prostu doro-snąć. Dotyczy to również przeżywania wiary i liturgii. Im częściej, bardziej doj-rzalej i świadomiej uczestniczę w pięknej Mszy, im bardziej mi na tym zależy, tym jestem wrażliwszy na to prawdziwe Pięk-no pisane przez duże „P”. Gwarantuję, że

rozmowa z charakterem

Ofiara eucharystyczna jest źródłem, centrum i szczytem całego życia chrześcijańskiego.

Jan Paweł II

Page 11: Tryby październik 2013

11

TRYBY NR 7 (25)/2013

człowiek dłużej zajmujący się liturgią nie przechodzi od Chorału Gregoriańskiego do grania na bębnach i gitarach, tylko od bębna i gitary dorasta do śpiewania Chorału. Należy także pamiętać, że Msza nigdy nie jest własnością jakiegoś księdza, czy jakiejś małej grupy, jest ona sprawowana dla Kościoła.

Odnośnie takich urozmaiceń, co Ksiądz sądzi o coraz popularniejszych Mszach dla dzieci?

A co to jest Msza dla dzieci? Jak byśmy ją zdefiniowali?

Załóżmy najprościej, że to taka Msza, w czasie której jest specjalnie przygo-towane kazanie do dzieci, wygłoszone tylko do nich.

Sprawa jest prosta, Msza jest Mszą i nie służy żadnemu utylitarnemu celowi. Nie można założyć sobie jakiegoś celu, który będzie się próbowało osiągnąć Mszą św. Msza nie służy do wycho-wywania religijnego. To brzmi może paradoksalnie, ale nie należy jej czynić wychowawcą religijnym. W pewnym sensie to się oczywiście dzieje, kiedy dziecko przychodzi i uczestniczy w litur-gii, ale nie możemy całego sensu Mszy podporządkować zadaniu ściągnięcia dzieci do kościoła. Jestem przekonany, że nie zatrzymamy i nie sprowadzimy na

długo do kościoła dzieci, jeżeli „ofertę” będziemy kierowali tylko do nich. To rodzice tak naprawdę są tymi, do których w pierwszym rzędzie chciałbym dotrzeć. Dziecko nie przyjdzie samo. Ono przyj-dzie albo z nimi, albo w ogóle. Dziecko nie będzie odkrywało Pana Boga i nie będzie wzrastało w wierze, jeżeli nie będzie miało formacji religijnej w domu. To właśnie w domu, dzięki rodzicom, winna się odbywać pierwsza i najważ-niejsza formacja religijna. Oczywiście nie próbuję się tu wyłgać od odpowiedzial-ności za formację dzieci. To też jest dla nas, księży, ważne zadanie. Ale równie ważne, a może i ważniejsze, to prowadze-nie formacji dorosłych.

Ale czy to, że ksiądz wyjdzie do dzieci oznacza marginalizowanie Mszy?

Wszystko zależy od tego, co ksiądz wprowadza na tej Mszy dla dzieci. Jed-nakże prawda jest taka, że w niektórych parafiach na Mszę dla dzieci przyjdzie, załóżmy, 80 dzieciaków, a wszystkich wiernych 1000. W tym momencie, gdy-bym mówił kazania do dzieci, to mówię do tej mniejszości, a co z 95 proc. reszty dorosłych, którzy czasami przez kilka lat nie mają homilii dla siebie? Kiedy to ode mnie zależy na takiej właśnie Mszy z większym udziałem dzieci, jedną część kazania kieruję wprost do dzieci, nato-miast drugą połowę do dorosłych.

Tylko czy to nie Jezus powiedział, aby nie zabraniać dzieciom przychodzić do Niego?

Ale ja nie zabraniam, bardzo chcę, aby te dzieci były w kościele. Ja nigdy nie wyrzucę dziecka z kościoła, nie powiem: „proszę wyjść”, bo mi przeszkadza jego płacz czy chodzenie, ale nie będę sprowadzał liturgii do poziomu dziecka. Bo to nie liturgię mamy sprowadzić do poziomu dziecka, tylko dziecko mamy wychować do poziomu liturgii. Nie wy-chowuje się poprzez obniżanie poprzecz-ki. Liturgia ma być sobą. Gdybym ją modyfikował i kształtował pod dzieci, to nigdy ich nie wychowam do uczestnictwa w niej. Terry Pratchett powiedział bardzo trafne zdanie: „Problem polega na tym, że dzieci próbujemy wychować do bycia dziećmi, a one sobie z tym radzą całkiem nieźle”.

Proszę powiedzieć, gdzie może zostać odprawiona Msza?

Formalnie w miejscu do tego prze-znaczonym, czyli tym, które jest poświę-cone i wyłączone dla Pana Boga. Przede wszystkim są to kościoły i kaplice. Wyjątkiem mogą być np. Msze polowe jednak wtedy ważne jest, aby był tam pobłogosławiony ołtarz.

Karol Wojtyła odprawiał Mszę na kajaku.

To jest takie pytanie, gdzie próbuje się przeciwstawić „złych” liturgistów pa-pieżowi. Bo przecież liturgiści mówią, że

nie wolno odprawiać Mszy w niegodnym do tego miejscu, a papież odprawiał na kajaku. To skoro papież mógł, to wszyscy możemy…

Być może istnieją jakieś specjalne prze-pisy, które zezwalają na taką Mszę.

Przepisy nie mówią o żadnych wy-jątkowych okolicznościach. Mówią, aby celebrować liturgię w miejscu świętym, do tego przeznaczonym, czyli takim, które zostało dedykowane Panu Bogu.

Czyli Karol Wojtyła popełniał błąd odprawiając ją na polanie?

Czy błąd, to nie wiem. Nie mi to osą-dzać. Jednakże pod względem prawnym jak najbardziej się z tym zgadzam, że zostały złamane przepisy liturgiczne.

Kończąc naszą rozmowę chciałbym się dowiedzieć chyba najważniejszej rze-czy: co powinniśmy zrobić, aby dobrze przeżyć Mszę?

Nasuwają mi się trzy odpowiedzi. Pierwsza to po prostu pozwolić się kochać, ponieważ Msza św. jest najbar-dziej wyrazistym obrazem tego, że Bóg nas kocha. Drugą sprawą jest pozwolić się prowadzić rytowi przez liturgię. Czyli zaufać temu, że Kościół dając taki ryt Mszy św. przekazuje nam najlepszy sposób na jej przeżywanie. Więc nie powinienem kombinować i szukać innych form czy rozwiązań. Ostatnia moja osobista sugestia będzie inspirowana jednym z gestów liturgicznych, o których już rozmawialiśmy: uniesienie rąk przez kapłana. Część księży kieruje dłonie ku górze symbolizując zanoszenie ofiar przed Boga. Jest to jak najbardziej adekwatny gest, ale tradycja wschodnia a za nią tradycja gallikańska, która przejęła pewne zwyczaje ze Wschodu, zna gest trochę inny, w którym kapłan ma rozłożone ręce, ale dłonie skierowane do przodu. Symbolizuje to puste ręce, przyjście na liturgię i powiedzenie Bogu: „Ja Ci nic nie mogę dać, nic nie mam, nic Ci nie mogę przynieść, bo wszystko jest Twoje. Staję przed Tobą z pustymi rękami, a Ty rób ze mną co tylko chcesz. Jesteś moim Panem”. Hans Urs von Balthasar powiedział kiedyś: „Najpięk-niejszą i zarazem najtrudniejszą do złożenia ofiarą jest ofiara pustych rąk. To ofiara, w której decyduję się na to, że Bóg jest naprawdę dla mnie Bogiem”.

rozmowa z charakterem

Ks. Krzysztof Porosło – Animator liturgiczny Ruchu Światło-Życie, autor książki „Jestem z wami przez wszystkie dni... Kompendium liturgiczne w pytaniach i odpowiedziach”, publikuje m.in. w „Tygodniku Katolickim Niedziela”, w mie-sięcznikach „list”, „Biblia krok po kroku”, „Msza Święta” oraz „Żywe Słowo”.

fot.

ww

w.s

xc.h

u

Page 12: Tryby październik 2013

12

www.e-tryby.pl

idźże, zróbże

Pełne ręcew bieżącym numerze „Trybów” kilkanaście razy pojawia się słowo „wo-

lontariat”. Nieprzypadkowo. Październik, który dla wielu jest początkiem kolejnej „nowej drogi życia” to dobry moment, żeby zdać sobie sprawę

z naszych pustych rąk i zacząć je zapełniać dobrymi uczynkami.

KRAKÓWNowocześnie dla bezdomnych

Centrum Dzieła Pomocy św. Ojca Pio to dwa obiekty konsultacyjno-pomocowe zlokalizowa-ne w Centrum Krakowa: przy ul. Loretańskiej 11 i ul. Smoleńsk 4. Pomoc udzielana w Centrum ma charakter kompleksowy i obejmuje każdą

ze sfer życia człowieka, dając realną szansę na przezwyciężenie sytuacji bezradności i wyklucze-nia społecznego. Specjalistyczne poradnie – psychologiczna, socjalna, zawodowa, duchowa – a także łaźnia, pralnia, ambula-

torium i kuchnia umożliwiają osobom potrzebu-jącym powrót do samodzielnego, godnego życia.

Co robią wolontariusze? Albo pomagają podczas regularnych dyżurów, albo akcyjnie, kiedy „na już” trzeba bardzo wielu rąk do pracy. Np. przyjmują podopiecznych w recep-cji, pomagają w jadłodajni, pomagają bez-robotnym znaleźć w internecie oferty pracy, adresują koperty i wysyłają podziękowania dla darczyńców.

Kontakt: Justyna Borkowska – koordynator wolontariatu, e-mail: [email protected]

POZNAŃOstatnie chwile

Hospicjum Palium jest najwięk-szym w Poznaniu ośrodkiem obejmującym kompleksową opieką paliatywną chorych i ich bliskich. Hospicjum jest też miej-scem edukacji i szkolenia kadry lekarzy, pielęgniarek, psycho-logów, rehabilitantów i innych w opiece paliatywno-hospicyjnej oraz przede wszystkim domem dla tych, którzy potrzebują opieki i tych, którzy chcą ją sprawować.

Co robią wolontariusze? To-warzyszą choremu na Oddziale Stacjonarnym i w domu, kreują twórczy rozwój pacjentów na Oddziale Dziennym, pomagają w akcjach organizowanych na rzecz Hospicjum. Istnieje rów-nież możliwość wykorzystania swoich umiejętności w przyho-spicyjnym ogrodzie – w opie-ce nad mnóstwem kwiatów w samym Hospicjum, a także w różnych innych dziedzinach, które ułatwiają i uprzyjemniają pobyt pacjentów w Hospicjum.

Konatkt: Barbara Grochal – koordynator wolontariatu, e-mail: [email protected]

WARSZAWAW domu dziecka

Dom Małego Dziecka im. Jana Brzechwy istnieje od stycznia 1945 r. „Początkowo przeznaczo-ny był dla dzieci i matek, ofiar II wojny światowej, a obecnie jest specjalistyczną placówką opie-kuńczo-wychowawczą, której celem jest zapewnienie całodo-bowej opieki i wychowania dzie-ciom od urodzenia do 6 lat oraz małoletnim dziewczętom w ciąży i małoletnim matkom z dziećmi, które częściowo lub całkowicie zostały pozbawione opieki rodzi-ców lub opiekunów. Warunkiem pobytu matek jest podjęcie przez nie nauki w szkołach o różnych profilach, zgodnie z indywidual-nymi zainteresowaniami i predys-pozycjami. Dom przeznaczony jest dla 30 wychowanków”.

Co robią wolontariusze? Mają zaszczytną, ale i trudną rolę do spełnienia – być przyjacielem.

Kontakt: [email protected]ż czytają nas studenci w Krako-

wie, Warszawie i Poznaniu, przedsta-wiamy po jednej lokalnej propozycji

zaangażowania w wolontariat. Ale pamię-tajcie, że to tylko promil, malutki wycinek wielkiego, dobroczynnego tortu. Życzymy rozsmakowania się w idei pracy dla innych i… oczywiście zapraszamy do bycia wo-lontariuszem „Trybów”! Szukamy dzien-nikarzy z doświadczeniem i bez, grafików

komputerowych, webmasterów, PR-owców i prawdziwych mężczyzn, którzy pomo-gliby w kolportażu (co miesiąc mamy do objechania ponad 150 miejsc w samym Krakowie). Szczegóły u Agaty Gołdy, na-szego sekretarza: [email protected]

Mówiąc po krakowsku – idźże i zróbże coś dla innych!

Redakcja Trybów i Przyjaciele

Page 13: Tryby październik 2013

13

TRYBY NR 7 (25)/2013

w trybach historii

Aktywność społeczna

Polaków w III RPw 1989 r. Polska zaczęła proces przechodzenia od komunizmu do de-

mokracji. Najważniejsze wydarzenie polityczne pierwszej połowy lat 90., czyli pierwsze w pełni wolne wybory parlamentarne, odbyły się w paź-

dzierniku 1991 r. Rozpoczęła się trudna wolność…

MATEuSZ KOcZwARA

Polacy przez niemal pół wieku byli zmu-szani do bierności. Energia społeczna ob-jawiała się podczas takich wydarzeń jak

porozumienia sierpniowe z 1980 r., ale często pozostawała „w podziemiu”. Nic dziwnego, że wobec jej kolejnego ujawnienia pod koniec lat 80., jeszcze przed wyborami czerwcowymi przyjęto ustawę o stowarzyszeniach z 7 kwiet-nia 1989 r. Podczas transformacji powstały dziesiątki tysięcy stowarzyszeń i fundacji, od hobbystycznych po think-tanki, które zrzesza-ły znaczną część Polaków.

Obecnie w Polsce istnieje 80 tys. organizacji pozarządowych (nie licząc Ochotniczych Straży Pożarnych), chociaż tylko około 60 tys. z nich podejmuje aktywne działania. Dominują te zajmujące się sportem, turystyką, rekreacją i hobby (aż 36 proc.). Sporo zajmuje się edukacją i wychowaniem (15 proc.) czy kulturą i sztuką (14 proc.). Dalsze 14 proc. podmiotów ma na uwadze ochronę zdrowia lub usługi socjalne i pomoc społeczną. Tylko 5 proc. stawia na rozwój lokalny.

W sektorze pozarządowym, zwanym też III sektorem, sporo się zmieniło od wejścia Pol-ski do Unii Europejskiej. Strumień pieniędzy unijnych spowodował, że stowarzyszenia i fundacje rzeczywiście służące dobru pu-blicznemu zostały wciągnięte w tzw. grantozę. Ich członkowie spędzali długie godziny na

wypełnianiu często absurdalnych formularzy i rozliczaniu finansowym projektów. Czasu na działania było coraz mniej. Tym większe uznanie dla tych, którzy wytrwali. Jedno-cześnie trudno zachęcić ludzi z zewnątrz do chociażby niewielkiego, regularnego wsparcia finansowego, chociaż i tutaj są wyjątki, czego przykładem jest inicjatywa dobroczynnosc.com, platforma ułatwiająca systematyczne wpłaty na wybrane projekty.

Warto dobrze poszukać miejsca, w którym chcemy poświęcać czas dla innych. Takie inicjatywy jak Stowarzyszenie WIOSNA czy krakowski think-tank Klub Jagielloński są przykładami środowisk, które chcą zmieniać Polskę. Z drugiej strony nie wszyscy chcą być formalnie członkami jakichś organizacji. Dla takich ludzi pewnie lepszym rozwiązaniem będzie po prostu działać, chociażby na rzecz podopiecznych Domu Pomocy Społecznej. Wielu z nich ucieszy się ze zwykłego spaceru.

Ciężko sobie jednak wyobrazić krajobraz kulturowy Polski bez działalności pro publico bono. Poza sferą polityczną i gospodarczą to właśnie III sektor jest alternatywnym sposo-bem na budowanie wolności obywateli. Skuteczne przedsięwzięcia dają poczucie, że działając razem można zmieniać kraj, społeczność, siebie. To wciąga.

Październiki w historii Polski

14.10.1773 – powstała Ko-misja Edukacji Narodowej

2.10.1926 – powstał pierw-szy rząd Józefa Piłsudskiego

8.10.1939 – Adolf Hitler podpisał w Berlinie dekret o włączeniu do III Rzeszy polskich ziem zachodnich i północnych

2.10.1940 – Niemcy utwo-rzyli getto warszawskie

2.10.1944 – 63. dzień powstania warszawskiego: w nocy z 2 na 3 październi-ka podpisano honorowy akt o kapitulacji powstania

16.10.1978 – arcybiskup krakowski kardynał Karol Józef Wojtyła został wybra-ny na papieża jako pierwsza osoba spoza Włoch od 456 lat. Przyjął imię Jan Paweł II

15.10.1981 – z taśmy montażowej Fabryki Samo-chodów Małolitrażowych zjechał milionowy Maluch

23.10.1984 – zatrzymano sprawców uprowadzenia i zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki

30.10.1984 – ze zbiornika na Wiśle pod Włocławkiem wyłowiono ciało bł. ks. Jerzego Popiełuszki

27.10.1991 – odbyły się pierwsze od zakończenia II wojny światowej wolne wybory do Sejmu RP

2.10.1992 – premiera polskiej edycji teleturnieju Koło Fortuny

3.10.1996 – Wisława Szymborska otrzymała Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury

1.10.2009 – ujawniono aferę hazardową

Page 14: Tryby październik 2013

14

www.e-tryby.pl

Dobroć płynąca w żyłach

Pobożność, działalność społeczna i charytatywna były wpajane od najmłodszych lat Albertowi i jego

rodzeństwu. Matka była przykładem dobroci, miłosierdzia nie tylko wobec najbliższych, ale również najuboższych. Do swojego domu przyjmowaa wszyst-kich, ktrzy potrzebowali pomocy. Choć sami nie mieli zbyt wiele, chętnie dzielili się z bardziej potrzebującymi. Ten duch dobroci pozostał w Albercie i rozwijał się z biegiem lat, w szczególności wtedy, gdy wziął na swoje barki utrzymanie rodziny po śmierci swego ojca. Pokazał, że mimo młodego wieku potrafi zadbać nie tylko o siebie, ale również o najbliższych.

Systematyczność – praca nad duchem i ciałem

Albert miał swój własny program dnia, którego, jak podają jego bio-grafowie, trzymał się do końca swojego życia. Były tam tak ważne punkty jak: poranna modlitwa, rozmyślania, codzienna Eucharystia, różaniec, unikanie grzechu, wieczor-

na modlitwa, rachunek sumienia. Nigdy nie położył się spać bez odmówienia Różańca. Ponadto w programie zawarł, iż w każdej swojej trudności powinien uciekać się do Chrystusa, a także praco-wać nad swoimi wadami, jakimi według niego były ciekawość, lenistwo, nieumiar-kowanie w jedzeniu. Ze szczególnym zamiłowaniem Albert patrzył na życie bł. Piotra Jerzego Frassatiego. Pragnął tak jak on żyć i świadczyć o Bogu, dlatego to jego wybrał na swojego orędownika i przewodnika na drodze do świętości.

Ulubionym środkiem lokomocji Alberta był rower. To nim przemierzał kilometry najpierw dla odpoczynku, a później, by

nieść pomoc najbardziej potrzebują-cym. Podczas okupacji na rowerze

jeździł do najbardziej potrze-bujących pomocy. Po-

trafił spędzić tak cały dzień, przemierzając wielkie odległości

z miasta do miasta. Wszystko po to, by służyć najuboższym i poszkodowa-nym.

Albert skromny społecznikOd młodości był aktywny społecz-nie – należał do koła „Don Bosco”.

W późniejszym czasie bardzo mocno zaangażował się w działalność Akcji Ka-tolickiej. Podczas nauki w liceum należał do Konferencji św. Wincentego a Paulo,

gdzie aktywnie uczestniczył we wszyst-kich organizowanych przedsięwzię-ciach charytatywnych. Ponadto podczas studiów na Wydziale Inżynierii Mecha-nicznej należał do Włoskiej Federacji Studentów Katolickich, gdzie rozwijał się duchowo, społecznie i intelektualnie. W czasie trwania wojny czynnie zaan-gażował się w Stowarzyszenie Robotni-cze w Rzymie, założone przez prezesa włoskiej Akcji Katolickiej. Już po wojnie bardzo aktywnie włączył się w dzia-łalność religijno-polityczną. Był m.in. kierownikiem Stowarzyszenia Inteligencji Katolickiej.

Przedwczesna śmierćCzytając biografię bł. Alberta Marvelliego można stwierdzić, że jego śmierć była przed-wczesna i niepotrzebna. Lecz niezbadane są plany Boga. 5 października 1946 r. Albert jechał na rowerze na wiec wyborczy. Został potrącony

przez wojskową ciężarówkę. Ponieważ obrażenia były bardzo

poważne, zmarł po kilku godzi-nach.

Beatyfikował go papież Jan Paweł II 5 września 2004 r. w Loreto. Podczas homilii powiedział: „Dla Alberta Marvel-liego, młodzieńca silnego i wolnego, wielkodusznego syna Akcji Katolickiej i Kościoła w Rimini, całe jego krótkie, trwające zaledwie 28 lat życie było darem miłości ofiarowanym Jezusowi dla dobra braci. «Jezus objął mnie swoją łaską – pi-sał w swoim Dzienniku – widzę już tylko Jego, myślę jedynie o Nim». Albert uczynił codzienną Eucharystię centrum swojego życia. Z modlitwy czerpał natchnienie także do realizacji działalności politycznej, przekonany o tym, że w histo-rii trzeba żyć w pełni jako dzieci Boże, aby przemienić ją w historię zbawienia”.

inżynier ducha

fot. archiwum

Rowerem do niebaBł. Jan Paweł ii powiedział, że święci są po to, ażeby zawstydzać. Tak bez wątpienia można powiedzieć o bł. Albercie Marvellim.

Jest to postać, która powinna zawstydzać, zachwycać i motywo-wać do działania szczególnie nas – młodych.

KAROliNA MAZuRKiEwicZ

Myśli:

„Jezu, Maryjo, pomóżcie mi i pozo-stańcie ze mną na zawsze”

„Działać zawsze, zawsze, nie ulegać nigdy lenistwu ani przez chwilę. Niepo-trzebnie nie tracić czasu na czyny mało użyteczne, zbędne, głupie zabawy, jesz-cze bardziej na nierozsądne rozmowy, które nie przynoszą żadnego dobro-dziejstwa duszy i naszej doskonałości”

„Wyznaczyłem sobie cel, żeby osią-gnąć go, za wszelka cenę, z pomocą Boga. Cel wzniosły, wspaniały, cenny, upragniony od dawna, ale aż dotąd nigdy nie osiągnięty. Być świętym, apo-stołem, pracowitym, czystym, mocnym (…) Mój program streszcza się w jed-nym słowie: święty”

Page 15: Tryby październik 2013

15

TRYBY NR 7 (25)/2013

Jak powinniśmy sobie wybrać święte-go, do którego chcemy się modlić?

– Myślę, że to nie my wybieramy świętych, ale święci wybierają nas.

Czy to oznacza, że zgłaszają się do nas i „wiercą nam dziurę w brzuchu”?

– Raczej dają o sobie znać na zasa-dzie: „Słuchaj może się zaprzyjaźnimy?” A być może któryś z nich ma w tym „interes” (uśmiech), bo potrzebuje, aby gdzieś na świecie się o nim dowiedziano? I potrzebuje tzw. ziemskiego promotora.

A zatem kto to jest święty?– Święty to człowiek, który spo-

tkał Boga na swojej drodze i relacja ta wpłynęła na styl jego życia. Jan Paweł II określił świętość jako „wysoką miarę zwyczajnego życia”.

Do czego potrzebni są nam święci?– Nie traktowałbym świętych w kate-

gorii potrzeby, lecz w kategorii przyjaźni. Sprowadzanie ich do funkcji potrzeb jest złym kierunkiem, ponieważ z takiego podejścia nie rodzi się autentyczny, zdro-wy kult świętych. Powstaje natomiast coś w rodzaju marketingu. I tak w przeszłości niestety to czasem wyglądało: ten święty był od pożarów, tamten od dobrych zbiorów, a jeszcze inny od zębów. Ow-szem wszyscy oni wstawiają się za nami u Boga i potem widzimy, że niejedno-krotnie dokonywane są przez Pana Boga cuda, ale pamiętajmy, że nie taka jest ich podstawowa „funkcja”. Aby zrozumieć, po co naprawdę są nam potrzebni święci, trzeba najpierw przemyśleć, po co nam jest potrzebna w wierze relacja z Bogiem i Jego przyjaciółmi. Jeżeli przeżywam wiarę w Boga jako spotkanie, to wówczas zaczynam również pragnąć spotykać tych, którzy wcześniej przede mną na ziemi i w chwili obecnej w niebie byli i są z Nim zaprzyjaźnieni.

Skoro święci to ludzie stosujący zale-cenia Boga wobec siebie, to dlaczego modlimy się do nich zamiast rozma-wiać od razu z Bogiem?

– Jedno drugiemu nie przeszkadza, ponieważ święci są transparentni. Oni nie zatrzymują tych próśb na sobie i nie traktują wyproszonej łaski jako swojej zasługi. My możemy modlić się do Boga Ojca bezpośrednio, ale jeżeli wiemy, że ktoś inny też Go kocha, to będąc w potrzebie ośmielamy się powiedzieć także do tej osoby: „Słuchaj, ja to teraz przeżywam, pamiętaj o mnie i również

ty powiedz o tym naszemu wspólnemu Ojcu”. Natomiast jeżeli byśmy zastę-powali Boga świętymi, albo traktowali świętych jako osoby, które nam coś „załatwią”, to byłoby to błędem. Trzeba do tego z podejść uśmiechem, jak do czegoś w rodzaju „grysiku z mleczkiem” na śniadanie np. dla górnika.

W takim razie czy możemy modlić się do swoich zmar-łych? Czy mogę modlić się np. do swojego dziadka?

– Tak, możemy przeżywać tę więź (innymi słowy „świętych obcowanie”)również z osobami zmarłymi. Najczęściej modli-my się za zmarłego sądząc, że potrzebuje on jeszcze oczyszczenia. Jednak przychodzi taki moment, że człowiek nabywa wewnętrznej pewności, że ten kon-kretny zmarły prawdopo-dobnie jest już z Bogiem, więc mogę go prosić również o wstawiennictwo. Taką wła-śnie sytuację miał nie tak dawno mąż św. Joanny Beretty Molli, inż. Piotr Molla. Zaraz po śmierci przeżywał kon-takt z żoną jako modlitwę, by była w nie-bie. Ale kiedy Kościół rozpoczął proces beatyfikacyjny, ogłosił ją Sługą Bożą, następnie błogosławioną a potem świętą – i działo się to za jego życia ziemskiego – to on w pewnym momencie przyznał, że nadal ciągle rozmawia ze swoją żoną, ale teraz jest już gotowy, żeby uklęknąć, czyli pomodlić się przez jej wstawiennic-two do Boga.

Aby dana osoba została ogłoszona świętą, musi wydarzyć się cud. Jaką mamy pewność, że dokonał się on za jej wstawiennictwem, a nie jest działa-niem szatana?

– Zauważmy, że szatan kłamie po to, aby oddalić człowieka od Boga, czego mamy dowód już na początku Biblii. On okłamał pierwszych ludzi, że Bóg nie chce dla nich dobra. O tym, czy dany cud jest od Boga, rozstrzygają specjalne komisje teologiczne. Patrzą m.in., jaki

skutek to wydarzenie wnosi w życie kon-kretnej osoby, czy nie demonstruje ona cudu w celach niecnych, czy nie popadła w pychę. Po owocach ich poznacie.

Czy katolik jest zatem zobowiązany do wiary w cuda? Prof. Tadeusiewicz powiedział, że dla niego krępującą rzeczą jest fakt żądania cudów w pro-cesach beatyfikacyjnych, ponieważ Bogu możemy przypisać wielkie rzeczy jak stworzenie świata, natomiast małe uzdrowienia są prawie niczym przy nieskończenie wielkim Bogu.

– Popatrzmy na to z punktu widzenia Ewangelii. Czyż faktycznie nie

widzimy tam cudów tej tzw. największej kategorii, jak stworzenie świata czy zmar-twychwstanie? Ale są tam

także te „mniejsze” jak uzdro-wienie lub przemiana jednej

rzeczy w drugą, któ-re uczynił Jezus. A zatem Bogu nie ubliża pomaganie ludziom w takiej,

jakby prozaicz-nej formie. Cuda

zawsze pełnią wobec wiary, która rodzi się

ze słuchania Bożego Słowa, tylko rolę po-mocniczą.

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa wszyscy

męczennicy byli ogłaszani świętymi...

– ... i do tej pory tak jest, tyle że w przypadku męczeń-stwa Kościół nie wymaga

dodatkowego potwierdzenia, iż dana osoba jest blisko Boga.

W tej sytuacji dodatkowy cud nie jest wymagany.

Statystyki podają, że przez ostatnie lata ogłoszono dużo więcej świętych niż przez paręset lat wcześniej. Skąd to wynika?

– To prawda. Sam Jan Paweł II wy-niósł na ołtarze w formie beatyfikacji lub kanonizacji blisko 2 tysiące osób. Bierze się to z poszerzenia horyzontów naszego postrzegania świętości jako rzeczywisto-ści nie tylko dla wybranych, rzeklibyśmy, gigantów wiary. Powołanie do świętości dotyczy wszystkich. Taka jest nauka Pi-sma Świętego. I dlatego też nasz papież, podobnie zresztą jak i kolejni, chcą nam pokazać świętych wszystkich stanów: kapłanów, małżonków, zakonników, oso-by samotne, mówiąc: „Zobaczcie, obok was żyje tylu świętych, spotykacie ich na ulicach, w firmach, urzędach. Wy też takimi możecie być”.

ks. dr Piotr Gąsior – redaktor „Przewodnika Katolic-kiego”, doktor antropologii, tłumacz i autor książek m.in. o św. Joannie Beretcie Molli

encyklopedia wiary

fot.

ww

w.p

ixab

ay.c

om

Jesteś święty!Z ks. dr. Piotrem Gąsiorem o świętych i ich działalności,

o wstawiennictwie u Boga i przyjaźni z nimi

ROZMAwiA MicHAŁ wNĘK

Page 16: Tryby październik 2013

16

www.e-tryby.pl

Tomek jest absolwentem krakowskiej AGH – teraz zawodowo tworzy oprogramowanie dla telefonii ko-

mórkowej. Przedmioty ścisłe fascynowały go od zawsze: – Kiedy zagłębiam się w najprostsze nawet zjawisko, to odkry-wam, jak mało wiemy – mówi. – Czym są te przedziwne cechy, bariery potencjałów, które nie pozwalają przedmiotom zbliżyć się do siebie i jeszcze dziwniejsze, które powodują, że te same przedmioty się wza-jem przyciągają. Dlaczego kwark jednego typu waży tyle, a innego mniej lub więcej? Co lub kto o tym decyduje? Czy to nie jest przedziwne?

Bliżej prawdy– Taniec, śpiew, poezja, w ogóle każda dziedzina sztuki pozwala „odskoczyć” w trochę inną stronę, nie wiem, czy bliżej prawdy, czy może dalej, przynajmniej człowiek nie tkwi w tym samym miejscu – mówi Tomek, podkreślając, że wszyst-kie jego pasje ustępują miejsca rodzinie. Taniec uprawiał już w szkole podsta-wowej, dzięki niemu poznał swoją żonę Sabinę. Razem rywalizowali z innymi parami w ogólnopolskich i zagranicznych turniejach, a w czasie studiów w Kra-kowie utrzymywali się, biorąc udział w rozkręcaniu znanej do dziś szkoły tańca towarzyskiego Wydział Tańca. To nie koniec artystycznych przygód... W notesie Tomasza z roku na rok pojawiają się coraz to nowsze wiersze i piosenki, które sam wykonuje, akompaniując sobie na gitarze – chętnie dzieli się nimi na blogu „Tomafa hople wyczyny”.

Anielskie głosyOd kilku lat należy do chóru Voce Angeli, który wykonuje muzykę liturgiczną. – Od małego miałem styczność z muzyką, jakiś syntezatorek kupiony przez rodziców, w szkole średniej mały rockowy zespół – wyznaje. Dopiero na studiach odkrył ten szczególny dla niego rodzaj muzyki:

– Nie wiem, czy to przez harmonię, do której wykonujący dążą, czy może przez sam fakt wykonywania czegoś trudne-go – ale do zrobienia – zespołowo, czy może przez treści, które przekazuje – taka muzyka porusza mnie najbardziej.

Marzenie programistyDo Voce Angeli zaciągnął się późno – nie miał śmiałości, żeby umówić się z dyry-gentem Piotrem Pałką na próbę (na zdj. obok). – Wreszcie po usłyszanym koncercie jubileuszowym Voce Angeli jesienią 2009 roku , oglądając chórowe tabla na wystawie, natknąłem się na samego Piotra i odezwa-łem się. Tak to się zaczęło i koncert kolęd śpiewałem już jako regularny śpiewak Voce. Czasem reprezentuje chór, śpiewając same-mu psalm lub modli-twę wiernych.

Oprogramowanie na pięciolinięPoznane kompozycje zainspirowały go do układania własnych melodii do śpiewów liturgicznych. – Niezależnie od jakości – mówi skromnie Tomek – chętnie dzielę

się skomponowanymi śpiewami z odwiedzającymi moją stronę internetową. Może kiedyś napiszę coś obiektywnie ładnego, na razie piszę, co mi w duszy

gra. Poezja i muzyka zawsze były odpowiadającą mu formą

wyrazu, mówią za niego to, czego nie opowiedziałby w

rozmowie nikomu i nigdy. – Zawie-rają wdzięczność, wątpliwości, kawałki

ukrywanej głęboko historii, uczucia – wy-znaje Tomasz. – Są w życiu rzeczy ważniejsze niż poezja i muzyka, i o nich piszę. Tomasz pisze dla siebie, dla znajo-mych – można go czasem spotkać na którymś z licznych w Krakowie wieczorów poezji, gdzie zaproszony przez przyjaciół, dzieli się tym, co dla niego jest ważne.

portret

Programista od piosenek

ci, którzy dobrze znają Tomka wierzga-nowskiego, wiedzą, że z jego zdziwienia

nad światem rodzą się nie tylko coraz więk-sze możliwości bezprzewodowego przesyłu

informacji – rodzi się też sztuka.

MONiKA MAŚNiK

twę wiernych.

gra. Poezja i muzyka zawsze były odpowiadającą mu formą

wyrazu, mówią za niego to, czego nie opowiedziałby w

rozmowie nikomu i nigdy. – Zawierają wdzięczność, wątpliwości, kawałki

ukrywanej głęboko historii, uczucia – wyznaje Tomasz. – Są w życiu rzeczy

fot.

Sabi

na w

ierz

gano

wsk

a x2

Page 17: Tryby październik 2013

17

TRYBY NR 7 (25)/2013

17ona i on

Rytuał przejścia

Zmiana stanu, jaką jest zawarcie sakramentu małżeństwa, ma w sobie coś z rytuału przejścia, w którym

żegnamy to, co stare, a rozpoczynamy nowy etap. Dawniej zdawano sobie z tego sprawę bardzo wyraźnie. Jedna z ludo-wych pieśni weselnych mówi właśnie o trudnym pożegnaniu ze starym życiem. Pan młody czeka na wozie i głosem chóru wzywa pannę młodą: „Oj, siadaj, siadaj, kochanie moje. Już tu nie pomoże płakanie twoje”. Ona odwleka moment rozstania: „Oj, zaraz, zaraz będę siadała. Jeszcze żem się z ojcem nie pożegnała. Do widzenia, miły ojcze, com ci była do pomocy, teraz nie będę”. Następnie żegna się z matką, rodzeństwem i całym domem („Do widzenia węgły, ściany i ty, piecu murowany, bo ja już jadę”). Pieśń podkre-śla stratę – panna młoda odchodzi z domu i nigdy już nie będzie w nim obecna w taki sposób jak przedtem.

W naszym przeżywaniu ślub kojarzy się głównie z weselem, radością, element żałoby związany z odejściem z domu został zredukowany do minimum (podziękowania dla rodziców na weselach symbolicznie przypieczętowują koniec życia z rodzi-cami). Dla jednych pożegnanie następuje bezboleśnie, innym jest trudniej. W niektó-rych wypadkach więzi są tak silne, że nie dopuszczają odcięcia pępowiny i paraliżują życie nowo powstałej rodziny.

Nieodcięta pępowinaMimo że matka i ojciec zawsze są dla swoich dzieci wyjątkowymi, kochany-mi osobami, przychodzi moment, kiedy w życiu ich dziecka pojawi się ktoś waż-niejszy niż oni – mąż lub żona. Zawie-rając sakrament małżeństwa mężczyzna

i kobieta powinni być samodzielnymi psychicznie i materialnie osobami. Jako członkowie nowo powstałej rodziny powinni być zdolni do podejmowania od-powiedzialnych decyzji – na własną rękę.

W małżeństwach, w których związek z rodzicami lub rodzicem któregoś ze współmałżonków (lub obojga) jest zbyt silny, proces decyzyjny często bywa zakłócony. Wygląda to tak, jakby każda z osób usiłowała przeciągnąć linę na swo-ją stronę, de facto na stronę swojego ro-dzica. Młode małżeństwo ma do podjęcia mnóstwo decyzji i jeśli od początku nie zdecyduje się iść własną drogą, to później jeszcze ciężej będzie mu się uniezależnić od wpływu rodziców czy teściów.

Oczywiście jest naturalne, że rodzice często w jakiś sposób chcą doradzić i pomóc swoim dzieciom. W zdrowej relacji powinni jednak uznać, że mogą one posłuchać ich rady albo nie, ponieważ są dorosłe i decyzje podejmują same lub wraz z współmałżonkiem.

Maminsynkowie i córeczki tatusiaPodobno we Włoszech funkcjonuje taki model rodziny, w którym najważniejsza jest matka – i dla mężczyzny matka na zawsze pozostaje najważniejszą kobietą w życiu, żona zawsze jest na drugim miejscu. Wydaje się, że i w naszej kultu-rze takie wypadki się zdarzają. Analogicz-nie jest w relacjach kobiet do ich ojców: i tu może się zdarzyć sytuacja, w której to ojciec jest niedoścignionym wzorem męskości, do którego mąż czy chłopak jest stale porównywany. Nie mam na myśli tego, że matka dla mężczyzny po ślubie ma się stać nieważna, a kobieta ma przestać szanować swojego ojca, chcę jednak podkreślić, że od chwili ślubu

najważniejszą osobą w życiu dla każdej osoby powinien się stać współmałżonek.

Jeśli tak nie jest, jeśli wciąż to rodzice są osobami, które mają największy wpływ na nasze życie, to może warto przyjrzeć się tym relacjom, czy nie kryje się za nimi jakiś nadmiar emocjonalności, nasza niesamo-dzielność, ukryty lęk przed podjęciem za siebie odpowiedzialności? Może z drugiej strony to rodzice nie potrafią poradzić sobie ze swoimi problemami, lękiem przed pustką i samotnością, że wplątują w to nas, nie pozwalając nam żyć swoim życiem? My, chcąc być kochającymi dziećmi, jednocze-śnie dajemy się w to wciągnąć i czerpiemy korzyści z takiej sytuacji. Może jednak gdzieś na dnie czai się złość i poczucie przytłoczenia, bo chcemy przecież wreszcie zacząć żyć na swój rachunek?

Wychowywać do samodzielnościZadaniem rodziców jest wychować dzieci do samodzielności. Oznacza to, że rodzice są dojrzałymi, samodzielnymi osobami, które nie potrzebują swych dzieci, by zaspokajały ich pustkę emocjonalną czy głód miłości. Tacy rodzice dążą do tego, by i ich dzieci stały się w przyszłości samodzielne. Jeśli nasi rodzice popełnili błąd w tym zakresie, przywiązując nas do siebie zbyt mocno i uniemożliwiając w ten sposób osiągnięcie prawdziwej dorosłości i samodzielności, to przygoto-wanie do małżeństwa czy też zawarcie go jest najwyższym czasem, by to napra-wić – uświadomić sobie swoją doro-słość i zdolność do samodzielnego (pod względem emocjonalnym, materialnym i wszystkimi innymi) funkcjonowania.

Zaangażowanie w budowanie swojej nowej rodziny wymaga odpowiedzialno-ści i dojrzałości. Z całym szacunkiem do rodziców, czas odejść do swojej żony czy męża i jako samodzielna, dorosła osoba stanąć na własnych nogach i żyć własnym życiem!

Pożegnać mamę i tatę

Podstawowy dla rozumienia sakramentu małżeństwa tekst z Księgi Rodzaju mówi, że „opuści człowiek ojca i matkę...”. Opuszczenie rodziców musi zatem nastą-

pić, zanim „człowiek połączy się ze swoją żoną”.

MAGDAlENA uRlicH

17

fot. www.sxc.hu

Page 18: Tryby październik 2013

18

www.e-tryby.pl

wywiad

Młodzi ludzie poszukują tego, czym powinni się w życiu zajmować – w jaki sposób odkryłeś, że dla Ciebie jest to muzyka liturgiczna?

– Człowiek z upływem czasu odkrywa, do czego go Pan Bóg posyła, jakie mu daje talenty. Może być czasami tak, że nie odkryje tego przez całe życie, tylko robi zupełnie coś innego. Na początku odbywa się to zupełnie naturalnie – każdy ma jakieś predyspozycje, coś go interesuje. W sposób szalony, zu-pełnie zaskakujący dla moich znajomych poszedłem do szkoły muzycznej. Zrobiłem to z własnej woli – nie posłali mnie tam rodzice. Nie byłem wtedy świadom tego, że to będzie droga, która mnie zwiąże z Panem Bogiem. Była to kwestia rozwijania pasji i sposób na życie. Po nawróceniu odkryłem, że to wszyst-ko jest bardzo spójne, że nieprzypadkowo Pan Bóg dał mi taki rodzaj wrażliwości i dary, które mogą być przydatne w posłudze muzycznej dla Kościoła.

Kto jest Twoim muzycznym autorytetem?– Jest ich wiele. Dla mnie wielką radością jest, że są muzy-

cy i artyści innych dziedzin, którzy przeżywając swoją wiarę, uruchamiają umiejętności artystyczne ku temu, by głosić Słowo Boże.

A kiedy Ty poznałeś Boga?– Bóg działał w moim życiu od samego początku – przez

wiarę moich rodziców zostałem ochrzczony, później przystą-piłem do Pierwszej Komunii Świętej. Przystąpiłem do bierz-mowania. Jednak dopiero na etapie początku studiów trafi-łem do dominikanów w Szczecinie, gdzie byłem zaproszony, aby grać. Przyszedłem tam jako muzyk, nie jako człowiek specjalnie przeżywający liturgię. Tam poznałem o. Andrzeja Bujnowskiego, który mnie zaprosił na warsztaty dla muzy-ków chrześcijan w Ludźmierzu. Gdyby wtedy powiedziano mi, że to bardziej rekolekcje, niż warsztaty, to pewnie bym się przestraszył i nie pojechał (śmiech). Po długich namowach

odważyłem się. Wtedy dokonała się we mnie niewiarygod-na przemiana. Nagle wypłynęło ze mnie pragnienie, które wręcz wymuszało zachowania kompletnie inne od wcze-śniejszych. Nie mogłem przestać myśleć o Chrystusie, a co najgorsze wtedy dla mnie (śmiech) – nie mogłem przestać o Nim mówić. Wszystkim opowiadałem, co mi się wydarzy-ło, że poczułem działanie Ducha Świętego. Znajomi najpierw pomyśleli, że wciągnęła mnie jakaś sekta (śmiech).

Twój ulubiony cytat z Pisma Świętego to...– Dla mnie bardzo istotny jest fragment, który ku mojemu

wielkiemu zaskoczeniu towarzyszy mi nieustannie – gdy zły duch dręczy Saula, ten przywołuje do siebie Dawida. Dawid gra bardzo pięknie na cytrze i jest tam takie wstrząsające zdanie, które padło przy moim nawróceniu: „A kiedy zły duch zesłany przez Boga napadał na Saula, brał Dawid cytrę i grał. Wtedy Saul doznawał ulgi, czuł się lepiej, a zły duch odstępował od niego”.

Czym piękno jest dla Ciebie – artysty?– Źródłem piękna jest Pan Bóg. On jest niewyobrażalnym

Pięknem, które my w swojej ograniczoności – na tyle ile może-my – odkrywamy. W pełni zgadzam się z Janem Pawłem II, któ-ry pisząc do artystów zaznaczył, że twórców jest wielu, a Stwór-ca jest tylko jeden. Przez to, że komponuję czy w jakikolwiek sposób wykonuję muzykę, jestem twórcą, ale nigdy nie śmiem uważać się za stwórcę. Mam przekonanie, że wszystko, co two-rzę, jest odwzorowaniem, choćby drobnym śladem czegoś, co w pełni jest zawarte w Bogu. Jako artyści jesteśmy wyróżnieni tym, że możemy poprzez swoją sztukę spróbować wskazać na Niego, jest to swoiste apostolstwo. Robimy to w sposób nieudol-ny, ale mam nadzieję, że jakąś cząstkę Jego oddajemy.

Dziękuję za rozmowę!

O uruchamianiu artystycznych zdolności dla Boga z muzykiem

Hubertem Kowalskim

ROZMAwiA MONiKA MAŚNiK

Spróbować wskazać na Niego

18

fot. archiwum

Page 19: Tryby październik 2013

19

TRYBY NR 7 (25)/2013

Sport dla zajętych

… albo leniwych ;) Trek Desk to biurko połączone z bieżnią elektryczną. Pozwala uprawiać sport bez przerywania pracy. Światełko w tunelu tryczną. Pozwala uprawiać sport bez przerywania pracy. Światełko w tunelu tryczną. Pozwala uprawiać sport bez

na zdrowie dla pracoholików oraz na nadrobienie pracy dla nałogowych biegaczy. www.trekdesk.comCena: 479 dol.

Sport dla zajętychSport dla zajętych

… albo leniwych ;) Trek Desk to biurko połączone z bieżnią elek-tryczną. Pozwala uprawiać sport bez przerywania pracy. Światełko w tunelu tryczną. Pozwala uprawiać sport bez przerywania pracy. Światełko w tunelu tryczną. Pozwala uprawiać sport bez

na zdrowie dla pracoholików oraz na nadrobienie pracy dla nałogowych

INSPEKTOR GADżET

Miejsca tuż za podium nazywane są przez sportowców najgorszy-mi. Piąte miejsce na ostatnich MŚ to dla Pana porażka?

– W tym roku jestem piąty na świecie. Czy to porażka? Na pewno oczekiwania były większe. Wszyscy liczyli na medal. Za-brakło naprawdę niewiele, aby stanąć na podium. Może muszę się przyzwyczaić do nowych przepisów. Ten wynik na pewno mnie nie załamuje. Wręcz przeciwnie, jest to motywacja do jeszcze cięższych treningów. Wierzę, że będzie dobrze.

Przygotowania do MŚ w Budapeszcie przebiegły zgodnie z planem?

– Tak, zrealizowałem cały plan przygotowany przez sztab szkoleniowy. Przed mistrzostwami świata wyjechaliśmy na kilka obozów m.in. do Zakopanego czy Raciborza. Walczyłem też na międzynarodowym turnieju na Ukrainie, gdzie zająłem pierwsze miejsce.

Choć czuć niedosyt po tym piątym miejscu, to ma Pan jednak już sukces, którego nikt nie odbierze – olimpijski medal z Lon-dynu. Jak to wpływa na dalszą motywację i plany?

– Motywacji mi nie brakuje. Wciąż chcę się rozwijać, aby być coraz lepszym zapaśnikiem. Moim marzeniem jest złoty medal igrzysk olim-pijskich. Wierzę, że uda mi się je zrealizować podczas turnieju w Rio.

Co teraz po MŚ? Słychać głosy, że dobrze sprawdziłby się Pan w lepiej płatnych ringach. Są takie plany?

– Nie, nie ma takich planów. Po mistrzostwach w Budapeszcie porównałem na Facebooku (www.facebook.com/DamianJani-kowskiOfficial – przyp. red.) sytuację zapaśników i zawodników MMA, co nie oznacza, że chcę porzucić zapasy. Wiele osób twierdzi, że dobrze sprawdziłbym się w ringu czy oktagonie. Nie zaprzeczę, że pewnie bym sobie poradził...Za miesiąc mam woj-skowe mistrzostwa świata i na nich się teraz skupiam.

Angażował się też Pan ostatnio w batalię o pozostawienie za-pasów w programie Igrzysk Olimpijskich…

– Zapasy są już w programie Igrzysk Olimpijskich w Tokio 2020. Wierzę, że na kolejnych imprezach olimpijskich kibice również będą mogli oglądać jedną z najstarszych dyscyplin sportowych na świecie.

Zapasy bronią się nawet samą tradycją, ale jak przekonać współczesnych, że jest to piękny i uniwersalny sport? Dlaczego warto go uprawiać?

– Wystarczy wejść do internetu i obejrzeć filmiki, na których widać, jak zapaśnicy są dobrze rozwinięci. Nie chodzi tylko o mu-skulaturę, ale też ogólną sprawność, gibkość, to, jak są rozciągnięci. Zapasy to chyba najbardziej ogólnorozwojowa dyscyplina, która stanowi świetną podstawę do każdego innego sportu. Warto dodać, że wielu zawodników MMA zaczynało od zapasów.

Dziękuję za rozmowę.

olimpiada sportów / inspektor gadżet

„Wierzę, że będzie dobrze”

O kulisy występu na niedawnych Mistrzostwach Świata, sukcesy i plany na przyszłość zapytaliśmy wybitnego zapaśnika, brązowego medalistę olim-

pijskiego z londynu – Damiana Janikowskiego.

ROZMAwiA MicHAŁ cHuDZińSKi

fot. archiwum

fot. archiwum Polskiego Związku Zapaśniczego

fot. archiwum Polskiego Związku Zapaśniczego

Page 20: Tryby październik 2013

20

www.e-tryby.pl

Forum Obywatelskiego Rozwoju informuje na tablicy świetlnej w centrum Warsza-wy o wysokości długu publicznym. Niedawno dodano informację o długu ukrytym. Wynoszą one odpowiednio 900 mld zł i 3 000 mld zł. Duże liczby ładnie brzmią, ale psychologicznie są dla nas raczej mało groźne. Najlepiej zrozumieć skalę problemu z perspektywy swojej kieszeni, z której zniknie 83 000 zł. Są to zobowiązania, które jako kraj mamy wobec tych od których pożyczyliśmy pieniądze, ale przede wszyst-kim pieniądze, które zgodnie z Obowiązującymi już teraz ustawami będziemy musieli zapłacić np. przyszłym emerytom.

Jak wklejać?

Wklejasz tabelkę z wynikami przy-gotowaną w skoroszycie Excel do treści sprawozdania pisanego

w Wordzie lub prezentacji przygotowywa-nej w PowerPoincie?

Zamiast CRTL+V warto przyjrzeć się opcjom wklejania specjalnego. Może wygodniej będzie wkleić tabelkę jako mapę bitową, żeby nikt nie edytował obliczonych wcześniej danych? Albo jako niesformatowany tekst, co usunie cha-rakterystyczny wygląd tabelek programu Excel?

Ile jeszcze można będzie żyć na Ziemi?

Jeszcze przez co najmniej 1,75 miliarda lat na Ziemi będą panowały warunki po-zwalające na istnienie życia – obliczyli astrobiolodzy z University of East Anglia. W swoich badaniach naukowcy oparli się na takich czynnikach jak odległość

Ziemi od Słońca oraz temperatura umożliwiająca istnienie wody w stanie ciekłym.

Jak mówi szef ekipy badawczej Andrew Rushby: „Według naszych obliczeń Ziemia będzie się znajdowała w ekosferze pozwalającej na istnienie życia jeszcze przez 1,75-3,25 miliarda lat”. Naukowcy przewidują również, że po tym czasie tempera-tura na Ziemi wzrośnie tak, że wyparują oceany i życie całkowicie zniknie. Warto zwrócić uwagę na fakt, że dla człowieka oraz innych złożonych organizmów już niewielki wzrost temperatury okaże się problematyczny. Istnienie inteligentnego życia wymaga specjalnych warunków, już jego wykształcenie się na Ziemi było długotrwałym procesem. Owady istnieją na Ziemi od 400 milionów lat, dinozaury pojawiły się przed 300 milionami lat, a kwitnące rośliny są obecne od 130 milionów lat. Człowiek współczesny zamieszkuje Ziemię zaledwie od 200 000 lat.

Karolina Pluta

Zrób to sam!AGATA GOŁDA

Z roku na rok coraz więcej osób podejmuje jakąś aktywność fizycz-ną. Wydaje się jednak, że w czasie

treningów wielu sportowców amatorów zapomina o jednej niezwykle ważnej rze-czy – o właściwym nawodnieniu. W teorii najlepszym wyborem, jeśli chodzi o uzu-pełnienie płynów, są napoje izotoniczne, które wchłaniają się równie szybko jak woda, a nawet szybciej. Co ciekawe, napoju takiego wcale nie trzeba szukać na sklepowej półce. Można go niskim kosz-tem przygotować w zaciszu domowym. Jak to zrobić? Oto dwa niezwykle proste przepisy.

Wariant I:• 200 ml zagęsz-

czonego soku owocowego

• 800 ml wody

• 1–1,5 g (¼ łyżeczki) soli (opcjonalnie)

Wariant II:• 500 ml soku

owocowego

• 500 ml wody

• 1–1,5 g (¼ łyżeczki) soli (opcjonalnie)

misz masz / z kulturą

Screen pochodzi z programuWord 2010

Office od kuchni Liczba miesiąca

Doktor Trybik

A to ciekawe!

83 000 złNa tyle zadłużony jest każdy Po-lak – od starca do nienarodzone-

go jeszcze dziecka – także Ty.

fot. www.sxc.hu

Page 21: Tryby październik 2013

21

TRYBY NR 7 (25)/2013

Cuda świętego Józefa

Książka pt. „Cuda świę-tego Józefa” jest zbiorem świadectw ludzi, którzy w sposób szczegól-ny doświadczyli pomocy od tego patrona. Nie są to puste i pompa-tyczne słowa i opowieści, ale proste i prawdziwe historie z życia. Józef stał się dla nich pomocą w trudnych i beznadziejnych sprawach. Książka oprócz świadectw zawiera encykli-kę papieża Leona XIII Quamquam pluries, adhortację apostolską Jana Pawła II Redemptoris Custos oraz zbiór modlitw i nabożeństw do św. Józefa. Z pewnością każdy, kto ją przeczyta, nie odłoży na półkę, ale zacznie używać codziennie w swoich modlitwach. Ja tak zrobiłam. A mo-dlitwy zanoszone przez wstawien-nictwo przybranego Ojca Jezusa Chrystusa bardzo szybko są wysłu-chiwane. Warto skorzystać.

Karolina Mazurkiewicz

Graziano Versace Wydawnictwo Bernardinum 2013

Świat Marii

Giovanni Buscemi, zwany magiem, jest

psychoterapeutą, który niedawno wrócił do Cittanova w Kalabrii, skąd wyjechał jeszcze, jako młody chłopak, by podążyć za swoimi marzeniami. W miasteczku spotyka Livię Antoniettę, swoją młodzieńczą miłość. Kobieta prosi go, by pomógł-Marii, siedemnastolatce, którą matka uważa za opętaną przez szatana.

Giovanni rozpoczyna terapię i siłą słowa zaczyna drążyć w przeszło-ści dziewczyny osieroconej przez ojca i wychowywanej w surowym środowisku. Co nęka Marię i czyni ją ofiarą konwulsyjnych ataków, tak przerażających, że sprawia wrażenie opętanej? Choć leczenie zdaje się od-nosić skutek, to jednak dziewczyna wciąż coś ukrywa w swoim sercu...

2121

Świadomość uciekającego czasu ma większość z nas. Niektórzy ludzie wyznają zasadę Carpe diem, inni

wolą spokojnie planować i działać w zgo-dzie z harmonogramem. Jest również grupa osób, która nie zastanawia się nad upływającymi godzinami. Nie liczy każdej minuty z osobna i nie dzieli doby na etapy, które można efektywnie wykorzystać. Być może jest im z tym dobrze, jednak istnieje obawa, że w pewnym momencie swojego życia zorientują się, że czas zwyczajnie „przeciekł im przez palce”. Wtedy może być już za późno na naprawienie pewnych spraw.

Bądź otwarty na twórcze ideeAby rozpocząć bardziej świadome życie, należy przede wszystkim zastanowić się, co nie odpowiada nam w jego obecnej formie. W rozwiązaniu tej wątpliwości może nam pomóc tzw. „Metoda 20 pomysłów”. Jak ona działa? Jest bardzo prosta, a zarazem niezwykle pomocna. Na białej kartce papieru należy napisać swój największy problem. Ważne jest, aby był on jasny i precyzyjny. Im klarowniej określimy swój problem, tym łatwiej będzie nam odnaleźć rozwiązanie dla niego. Następnie należy wypracować dwadzieścia możliwości rozwiązania tego problemu i zapisać je poniżej. Ważne jest, aby odpowiedzi były sformułowa-ne w pierwszej osobie liczby pojedynczej, w czasie teraźniejszym i miały pozytywny wydźwięk. Po wykonaniu listy trzeba

wybrać jedną odpowiedź, którą natych-miast można wprowadzić w życie. Pod żadnym pozorem nie wolno odkładać tego na później. Jeśli każdego ranka odnajdzie-my inny problem, który nas dręczy i zapiszemy 20 możliwości jego rozwiąza-nia, w ciągu tygodnia otrzymamy 140 nowych pomysłów, jak ulepszyć swoje życie. Wystarczy tylko te pomysły wprowadzić w codzienność, a z dnia na dzień zmartwienia znikną. Z czasem rozwiązywanie problemów wchodzi w nawyk. Nie trzeba zastanawiać się, co zrobić. Wystarczy działać!

ogarnij się

„Jesteś genialny. Postanów już dziś, że będziesz wykorzystywał swoją wrodzoną kreatywność do rozwiązywania wszelkich problemów i osiągania wszelkich celów, jakie sobie wyznaczysz”

Brian Tracy

Recenzje Dwadzieścia kroków do

lepszego jutraAktualny temat numeru jest dobrą inspiracją do zmian i uporządkowa-nia pewnych spraw w swoim życiu.

Kontrolowanie swojego czasu, a przede wszystkim wykorzysty-

wanie go w wartościowy sposób, to umiejętność, której można się

nauczyć. warto zastanowić się jed-nak, od czego należy zacząć. czy to czas nas dyscyplinuje, czy możemy go formować zgodnie z własnymi

potrzebami?

Marta Czarny

Elżbieta Polak, Katarzyna PytlarzWydawnictwo WAM2013

fot. www.sxc.hu

Page 22: Tryby październik 2013

22

www.e-tryby.pl

pro-life

170 tys. dzieci w okresie prenatalnym ginie rocznie w Afryce, a pieniądze na ten proceder wykłada Unia Europejska. Na szczęście Europejska Inicjatywa Obywa-telska „Jeden z Nas” ma szansę zmienić to prawo. Ponad milion Europejczyków poparło obywatelski projekt zakazujący finansowania aborcji z kieszeni podatnika.

Mimo zebrania wymaganego przez unijne prawo minimum, organizatorzy kontynu-ują zbiórkę podpisów do końca paździer-nika. Natomiast 14 listopada przyjadą do Krakowa koordynatorzy z wszystkich 28 krajów biorących udział w EIO. Odbędzie się tu Kongres, podczas którego powsta-nie pierwsza w historii Europy federacja organizacji pro-life. Swoją działalność zainauguruje wtedy polska Fundacja Jeden z Nas.

O tym, czy ponad milion Europejczyków zmieni unijne prawo dowiemy się w przy-szłym roku. Wiosną Komisja Europejska zdecyduje, czy skieruje obywatelski projekt pod obrady Parlamentu Europej-skiego, czy wręcz przeciwnie – wyrzuci go do kosza. Zachęcamy wszystkich, którzy nie złożyli jeszcze swego podpisu, do poparcia inicja-tywy „Jeden z nas”, która może ochronić miliony ludzkich istnień. Do końca października poparcie dla ini-cjatywy można wyrazić na stronie www.jedenznas.pl

Jest milion! Historyczne „TaK” dla życia

W kanadyjskim więzieniu od roku siedzi aktywistka pro life Mary Wagner. To nie pierwszy jej wyrok. Sędzia uznał ją winną przestęp-stwa – czyli wejścia na teren klinik aborcyjnej i pokojowego namawia-nia kobiet, aby nie zabijały swoich dzieci. W rozszarpywaniu nienaro-dzonych na kawałki skazujący nie widzi jednak niczego złego.

Jeśli młodzież chce brać narko-tyki, powinniśmy dostarczyć im czystych strzykawek – dzięki temu pomożemy im zmniejszyć niebez-pieczeństwo choroby. Podobna logika przyświecała jak widać niejakiej Christine Quinn – kandy-datce demokratów na burmistrza Nowego Jorku, gdy ta stwierdziła, iż będzie otwarta na rozdawanie „pigułek po” nawet 11-letnim dziewczynkom, bez informowania rodziców (za: fronda.pl). Warto tu zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz – czy przyzwolenie na seks 11-letnich dzieci (a takie wynika z wypowiedzi pani Quinn) nie jest promocją pedofilii?

Prasówka pro-life

Recenzujemy

Książka „Zbrodnia i medycy-na” to kompendium wiedzy każdego obrońcy życia, czy

po prostu człowieka chcącego orientować się w zagadnieniach bioetycznych. Porusza aktualne tematy takie jak: aborcja, in vitro, eutanazja, transplantacja orga-nów, definicja śmierci mózgowej. Autor na potwierdzenie swoich tez posługuje się przykładami „z życia wziętymi” – np. historią Agnieszki Terleckiej (dziewczyny uznanej za zmarłą, która dziś z powodzeniem studiuje). Szczerze polecam – 160 maksymalnie treściwych stron!

Film pt. „Bella” wszedł na ekrany kin kilka lat temu, teraz wydaje się jed-nak nieco zapomnia-ny. A szkoda, bo w prostych słowach i obrazach przeka-

zuje niezwykle skomplikowane prawdy – jak tę, że życie człowie-ka jest tak samo ważne na każdym etapie jego rozwoju – nieważne, czy ma trzy miesiące od poczęcia, czy trzy lata od urodzenia. O każde życie trzeba jednakowo mocno walczyć… O tym, jak mocno, do-wiecie się, gdy obejrzycie historię Josa, Niny i tytułowej Belli!

Zredagowała Ewa Rejmanwww.nastolatkaprolife.blogspot.com

Page 23: Tryby październik 2013

23

TRYBY NR 7 (25)/2013

ISTNIEJE ETYCZNA, EKO-NOMICZNA I EFEKTYWNA

POMOC DLA BEZPŁOD-NYCH MAŁŻEŃSTW. TO NAPROTECHNOLOGIA – METODA, KTÓRA LECZY

BEZPŁODNOŚĆ A NIE JEDY-NIE OMIJA PROBLEM – JAK

MA TO MIEJSCE W PRZY-PADKU IN VITRO. NAPRO-TECHNOLOGIA JEST SKU-TECZNIEJSZA: BADANIA NAUKOWE MÓWIĄ O JEJ 52-PROCENTOWEJ SKU-TECZNOŚCI. JEST DUŻO

TAŃSZA I NIE POWODUJE UBOCZNYCH SKUTKÓW ZDROWOTNYCH I DLA

DZIECKA, I DLA MATKI JAK IN VITRO.

Więcej informacji (a także filmy

o in vitro i naprotechnologii)

na stronie

www.pro-life.pl

www.naprotechnologia.pl

Od 1990 r. brytyjski Departament Zdrowia za pomocą me-tody sztucznego zapłodnienia „stworzył” ponad 3 mln 800 tys. ludzkich embrionów. Ale między 1992 a 2006 r. urodziło się tylko 122 tys. dzieci poczętych tym spo-sobem. Oznacza to, że blisko 3,5 mln ludzi nie miało szansy na narodziny. Takie statystyki dają rzeczywisty obraz skuteczności zapłodnienia „na szkle”, które wy-nosi zaledwie 3,21 procent.

BRYTYJSKI „DAILY TELEGRAPH” ALARMUJE:

TYLKO 3,2 % DZIECI POCZĘTYCH IN VITRO SIĘ URODZI

Szwedzkie badania na podstawie rejestrów me-dycznych pochodzących ze wszystkich klinik in vitro z tego kraju, zebranych w ciągu 25 lat, wy-kazały, że o 42 proc. zwiększa się częstotliwość zapadalności na nowotwory u dzieci poczętych in vitro. Kobiety poddające się in vitro mają na-wet czterokrotnie większe ryzyko zapadnięcia na nowotwór jajników.

SZWEDZCY NAUKOWCY INFORMUJĄ:

U DZIECI POCZĘTYCH IN VITRO

RYZYKO NOWOTWORÓW WIĘKSZE O 42%

Na zdjęciach: dzieci przed narodzeniem od 8. tyg. do 4. miesiąca od poczęcia

Page 24: Tryby październik 2013