77
Jerzy Klechta W ŚWIECIE FRYDERYKA CHOPINA Studio Opinii, Warszawa 2010

Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

  • Upload
    bogmis

  • View
    1.410

  • Download
    3

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

Jerz

y K

lech

ta

W Ś

WIE

CIE

FR

YD

ER

YK

A C

HO

PIN

A

Studio Opinii, Warszawa 2010

Page 2: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

2

Spis treści

1. ZIEMIA RODZINNA 3

2. FRYDERYK KONRADEM 17

3. PARYŻ. PRZYJAŹNIE. RODACY 24

4. ROZKWIT TALENTU. PANI GEORGE SAND 42

5. ŚWIAT U STÓP GENIUSZA 57

6. U KRESU ŻYCIA 72

Literatura wykorzystana w tej książce 77

Page 3: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

3

1. ZIEMIA RODZINNA

Fryderyk Chopin urodził się w Żelazowej Woli, mazowieckiej wsi położonej nad rzeką Utratą, niedaleko Puszczy Kampinoskiej, około 50 kilometrów na północny zachód od Warszawy. W księgach parafialnych kościoła św. Rocha. w Brochowie, w którym Fryderyk Chopin został ochrzczony, jako data urodzin widnieje dzień 22 luty. Ojcem chrzestnym był Fryderyk Skarbek, matką chrzestną Anna Skarbek, późniejsza Wiesiołowska. Rodzina Chopinów za dzień urodzin przyjęła jednak dzień 1 marca. Święto patrona - św. Fryderyka, przypada 5 marca, bliżej 1 marca. Tak w każdym razie ten wybór tłumaczył Fryderyk Chopin.

Matka Chopina Tekla Justyna Krzyżanowska, córka Jakuba i Antoniny z Kołomińskich urodziła się we wsi Długie koło Izbicy Kujawskiej, była ubogą szlachcianką o upodobaniach artystycznych. Ojciec Mikołaj Chopin był Francuzem. Z Polakami związał się we Francji. Urodził się we wsi Marainville (Lotaryngia), gdzie jego rodzina zajmowała się uprawą roli, wina i kołodziejstwem. Ojciec Mikołaja, Franciszek służył w posiadłości hrabiego Michała Paca. Administratorem majątku był również Polak, niejaki Adam Weydlich, który zdecydował się na powrót do kraju i to on wziął z sobą szesnastoletniego Mikołaja. Zatrudnił go w założonej przez siebie w Warszawie fabryce tytoniu. Gdy nadarzyła się okazja powrotu do Francji, Mikołaj Chopin zdecydował o pozostaniu w Warszawie. Nad Sekwaną szalała rewolucja. Warszawa przeżywała rozkwit kulturalny i gospodarczy. Gdy wybuchło powstanie kościuszkowskie Mikołaj wstąpił do warszawskiej Gwardii Narodowej, gdzie dosłużył się stopnia oficerskiego, został ranny. Osiadł w Warszawie, uczył języka francuskiego. W 1802 roku został guwernerem w domu dziedziców Łączyńskich, niedaleko Łowicza, następnie w tym samym charakterze służył u rodziny Skarbków, w majątku Żelazowa Wola, gdzie ochmistrzynią była młodsza od niego o 11 lat Tekla Justyna Krzyżanowska. Pobrali się w 1806 roku.

Napoleon Bonaparte 22 lipca 1807 roku utworzył Księstwo Warszawskie. Polacy zaciągali się do napoleońskiego wojska. Język francuski stał się użyteczny, bardziej niż dotąd. Skorzystał na tym Mikołaj Chopin, przeniósł rodzinę do Warszawy, wykładał w Liceum Warszawskim, w Szkole Aplikacyjnej Wojskowej, w Szkole Kadetów Artylerii i Inżynierii. Był osobą uroczyście poważną, z pewną wykwintnością w obejściu. Coraz bardziej się polonizował. Mimo iż w Warszawie panowała moda na francuszczyznę, w domu Chopinów obowiązywał język polski. Gdyby było inaczej, Fryderyk Chopin zapewne posługiwałby się wyśmienitą francuszczyzną. We Francji spędził 18 lat. Do końca życia po francusku mówił z błędami, jeszcze gorzej pisał.

Justyna Krzyżanowska - matka Fryderyka była córką administratora dóbr Skarbków. Dobra były znaczne, lecz ich właściciel Kacper Skarbek utracjuszem, który doprowadził majątek na skraj bankructwa ( musiał uciekać przed wierzycielami, zamieszkał w Wielkim Księstwie Poznańskim). Stworzono legendę o pokrewieństwie matki Chopina z hrabiostwem Skarbków, aby podnieść rangę społeczną Fryderyka ( nie tylko geniusz! nadto z domieszką błękitnej krwi!).

Gdy Mikołaj Chopin rozpoczął pracę guwernera i nauczyciela domowego w Żelazowej Woli, majątkiem pod nieobecność męża zarządzała Ludwika Skarbkowa, wychowywała córkę i czterech synów, jednym z nich był Fryderyk Skarbek - ojciec chrzestny Fryderyka Chopina, późniejszy wybitny uczony, pisarz, polityk. Nad młodocianym Chopinem sprawował mecenat. W “Pamiętnikach” Skarbek o Mikołaju

Page 4: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

4

Chopinie pisze, że był przede wszystkim przyzwoitym, prawym i obowiązkowym człowiekiem:

Szanując Polaków i wdzięczny będąc ziemi i ludziom, między którymi gościnnie znalazł przyjęcie i odpowiedni sposób utrzymania życia, wypłacał się im szczerze z obowiązku wdzięczności sumiennym kształceniem ich potomków na użytecznych obywateli… przez długoletni pobyt swój w kraju naszym, przez stosunki przyjacielskie z domami polskimi, a głównie przez ożenienie się z Polką, a stąd przez związki małżeńskie i rodzicielskie stał się rzeczywiście Polakiem.

Skarbek w “Pamiętnikach” dostrzegł, że Mikołaj Chopin zasłużone uznanie wśród ludzi, miłość bliźnich i nagrodę wielką uzyskał w osobie syna. Syn ten głośno i wszędzie mieniąc się Polakiem, zjednał ojczyźnie swojej tę chwałę, iż była kolebką jednego z największych geniuszów muzycznych. Z rodziną Chopinów przyjaźnią związany był Michał Skarbek, młodszy brat Fryderyka, właściciel Żelazowej Woli ( za udział w powstaniu listopadowym majątek jego Rosjanie skonfiskowali, potem został odzyskany dzięki staraniom Fryderyka, związanego z reżimem carskim; Michał popełnił samobójstwo).

Franciszek Liszt w książce o Chopinie pisze, że Fryderyk dorastał w czystej atmosferze cnót domowych, tradycji religijnych i miłosiernych uczynków oraz surowej skromności. W opiekuńczości i miłości do Fryderyka prześcigali się matka, ojciec i siostry. Fryderyk jako sześcio i siedmio-latek takie kreślił do rodziców strofy:

Gdy świat Imienin uroczystość głosi Twoich, moj Papo, wszak i mnie przynosi Radość z powodem uczucia złożenia. Byś żył szczęśliwie, nie znał przykrych ciosów, Być zawsze sprzyjał Bóg pomyślnych losów, Te Ci z pragnieniem ogłaszam życzenia. F. Chopin Dnia 6 Grudnia 1816. Imienin dziś Twoich, Mamo, Ci winszuję! Niech uiszczą Nieba, co w mym sercu czuję. Obyś zawsze zdrową wraz szczęśliwą była, Jak najdłuższe życie pomyślnie pędziła. F. Chopin 16 Czerwca 1817

Matka była osobą wrażliwą, zamkniętą w sobie, cechy te przeniosła na syna. Ojciec, choć również powściągliwy w ukazywaniu uczuć, nawet oschły, uczynił wiele, aby w domu rodzinnym niczego nie brakowało. Kładł nacisk przede wszystkim na wykształcenie dzieci, a gdy już było wiadome, że jedyny syn, kochany Frycek ma nieprzeciętny talent, został jego – powiedzielibyśmy dziś – menadżerem i sponsorem, pieniądze przesyłał mu nawet do Paryża. Matka udzielała lekcji gry na pianinie dla początkujących. Pierwsze kroki pod okiem matki postawił również Fryderyk. Zasiadł przy nim po raz pierwszy mając 4 lata. Ludwika, starsza od Fryderyka zaledwie trzy lata uczyła go pisać i czytać, także pod jej kuratelą uczył się języków obcych. Fryderyk miał jeszcze dwie młodsze siostry: rok młodszą Izabelę, która dożyła 70 lat i ona potem zajęła się spuścizną po Chopinie, najmłodszą była Emilia, zmarła

w wieku 14 lat. Liszt pisał: Środowisko, w którym Chopin ujrzał światło dzienne i rozwijał się niby w gniazdku bezpiecznym i przytulnym, przesycone było atmosferą zgody, spokoju, pracowitości; toteż owe przykłady prostoty, pobożności i delikatności pozostały dlań najsłodsze i najdroższe.

Page 5: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

5

Mikołaj Chopin nie planował dla syna kariery artystycznej, niemniej muzykowanie w domu było czymś naturalnym. Matka śpiewała, ojciec grał na flecie, zaś dziecię, jak wspomina zachowanie brata, o rok młodsza Izabela - płaczem rychło okazywać zaczęło czułość na wrażenia muzyki. Najmłodsza z sióstr Emilia pisała wiersze w wieku lat ośmiu. Na portrecie Chopina zachowanym z warszawskich czasów, pędzla malarza - realisty Miroszewskiego, widzimy twarz anemicznego astenika. Rok przed śmiercią siostry Emilii wyjechał z nią i matką do Dusznik. Emilia zmarła na gruźlicę. Mikołaj Chopin dożył wprawdzie 73 lat, lecz również dotknęła go ta choroba. Matka zmarła w 1861 roku, umarła mając 79 lat. Kilka lat po Fryderyku zmarła starsza siostra Ludwika. Fryderyk od najmłodszych lat zapadał na przeziębienia, gruźlica zaatakowała jego organizm bardzo wcześnie, gdyby nie silne serce, organizm już wcześniej nie wytrzymałby tempa i wysiłku, w jakim żył. Od szesnastego roku życia, do ostatnich dni prowadził bardzo intensywny tryb życia. Już jako nastolatek zażywał liczne lekarstwa, zachowywał żelazną dietę ( kilka filiżanek kawy żołędziowej dziennie, trochę słodkiego wina i dużo owoców). Mimo to często gorączkował, kasłał, w liście do kolegi szkolnego Jana Białobockiego pisał:

Spodziewasz się może, żem to wszystko, com dotąd nabazgrał, ze stołka napisał; nieprawda, jest to spod kołdry, z głowy czepkiem ściśniętej, bo mię, nie wiem skąd, boli j u ż 4-ty d z i e ń t e m u. Pijawki mi stawiali na gardło, bo mi g r u c z o ł y p o p u c h ł y, a nasz Roemer powiada, że to j e s t k a t a r o w a a f e k c j a…Dowiedzże się, moje życie, przy te okazji, że do Liceum nie chodzę. Albowiem głupstwem by by było siedzieć z musu 6 godzin na dzień, kiedy mi doktorzy niemieccy i niemiecko-polscy chodzić ile możności dużo kazali… Wszystkie herbaty, wieczory, baliki w łeb wzięły. Piję wodę emetyczną z rozkazu Malcza i klejem owsianym tylko się pasę guasi koń.

Gdy wyjechał z matką i siostrą na leczenie do Dusznik, największym problemem był dla niego brak fortepianu. Profesorowi Elsnerowi użalał się w liście: brak mi jednej rzeczy, której wszystkie piękności Dusznik nie mogą zastąpić, to jest dobrego instrumentu. Niech Pan sobie wyobrazi, że nie ma tu ani jednego dobrego fortepianu.

Niemniej dał koncert i zagrał na rzecz sierot. Był w ciągłym ruchu. Aczkolwiek muzyka była dla niego najważniejszym ze światów, choć był chudy i cherlawy, nie uciekał od chłopięcych zabaw i figli. Podczas wieczornej zabawy Fryderyk ruszył do tańca, potknął się i tak to opisał w wierszyku:

Wszyscy mię z ziemi podnoszą I na kanapę wynoszą… W mazurku ustali, Szkoda, wielka szkoda; Doktora szukali, Przyszedł golibroda.

Od najmłodszych lat był zajęty od rana do późnych godzin. W Warszawie czas wypełniała nauka w liceum i konserwatorium, regularnie uczęszczał do opery i na koncerty, sam dawał koncerty publiczne i na spotkaniach towarzyskich, co niedziela grał na organach w kościele Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu, podczas mszy św. dla uczniów i studentów.

Miał w istocie jedynego w życiu nauczyciela gry na fortepianie. Był nim Wojciech Żywny. Następny jego znakomity pedagog, profesor Józef Elsner – wykładał kompozycję. Gry na organach uczył się u Wilhelma Wurfla. Jak bardzo sobie cenił

Page 6: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

6

Żywnego i Elsnera, z którymi przez lata utrzymywał kontakt, świadczą jego słowa rzucone po latach: z p. Żywnym i Elsnerem, największy osioł by się nauczył.

Wojciech Żywny miał 60 lat, gdy zaczął uczyć sześcioletniego Fryderyka. Do Polski przyjechał jako osiemnastolatek i zaczął grać jako skrzypek w domowej orkiestrze na dworze Kazimierza Sapiehy. Był chodzącym reliktem XVIII wieku, wysoki, z pożółkłą peruką, w watowanym surducie i aksamitnej kamizelce, w wysokich węgierskich butach. Echem w Warszawie odbiła się transakcja, jakiej dokonał kupując na wyprzedaży garderobę po ostatnim królu Rzeczpospolitej Stanisławie Auguście Poniatowskim. Podobnie jak ojciec Fryderyka uznał Polskę za swoją ojczyznę. To poczucie polskości ich połączyło. Gdy już przestał uczyć Fryderyka, nie zerwał więzi z rodziną Chopinów. Fryderyk mając jedenaście lat skomponował i własnoręcznie napisał nuty poloneza, dedykując go panu Żywnemu na jego imieniny.

To właśnie Wojciech Żywny wpoił Chopinowi miłość do Jana Sebastiana Bacha. Wprowadził go w geniusz Wolfganga Amadeusa Mozarta i Josepha Haydna. Lekcje odbywały się właściwie bez przerwy, Żywny poświęcał Fryderykowi każdą chwilę. I jako pierwszy odkrył w nim talent geniusza. Łatwość, z jaką młody chłopiec przyswajał sobie zasady i tajemnice gry na pianinie zdumiewała. Nie ingerował w styl grania chłopca. Poza nauką ułożenia rąk podczas gry, wprowadzał go w świat utworów wielkich mistrzów. Imponowała fenomenalna pamięć muzyczna Fryderyka. Z łatwością powtarzał utwory mistrzów i własne, zanim zostały zapisane. Pan Żywny uczył go zapisywać pierwsze skomponowane utwory. Pierwszy drukowany utwor Chopina ukazał się, gdy miał 8 lat. Wydał go proboszcz kościoła Najświętszej Marii Panny na Nowym Mieście, kanonik Izydor Cybulski, przyjaciel rodziny Chopinów. Poloneza g-moll młodziutki autor dedykował Wiktorii Skarbek. Przedsięwzięcie sfinansował Fryderyk hrabia Skarbek. W Pamiętniku Warszawskim (styczeń 1818) ukazała się pochlebna recenzja.

O młodziutkiego geniusza zaczęły się ubiegać warszawskie salony. W pierwszej kolejności należy wymienić tego, który pozostanie przy Chopinie przez całe życie – księcia Adama Czartoryskiego. Otworzyły się przed Fryderykiem salony Sapiehów, Zamoyskich, Potockich, Czetwertyńskich. Zaprosił go książę Antoni Radziwiłł z Poznania, namiestnik króla pruskiego, którego młodszy brat Walenty poda Chopinowi w Paryżu pomocną dłoń. Zainteresował się nim carski namiestnik wielki książę Konstanty. Koncertował dla niego w Belwederze. Żona Konstantego, księżna Łowicka chciała, aby Chopin muzykowaniem łagodził brutalność księcia. Jeden z utworów Fryderyka stał się dla Konstantego ulubionym marszem wojskowym, granym w pułkach i na paradach wojskowych. W 1818 roku do Warszawy przyjechała matka cara Aleksandra I, cesarzowa Maria Fiodorowa. Ośmioletni Fryderyk podarował jej dwa utwory. Gdy osiądzie w Paryżu stanie się zapiekłym wrogiem Moskali. Przez władze rosyjskie traktowany będzie jako persona non grata. Nigdy nie będzie mógł przekroczyć granicy cesarstwa rosyjskiego, aby przyjechać do Warszawy.

Pierwszy koncert ośmioletniego Fryderyka odbył się 24 lutego 1818 roku, w Pałacu Radziwiłłowskim, na rzecz Towarzystwa Dobroczynności Zainicjował go poeta, adiutant Tadeusza Kościuszki, Julian Ursyn Niemcewicz – za lat kilka jedna z najważniejszych postaci polskiej emigracji we Francji. Fryderyk na swój pierwszy koncert ubrany został w ciemny aksamitny żakiecik z białym kołnierzem, krótkie spodenki i białe pończochy. W przyszłości nie będzie się rozstawał z białymi koszulami, krawatami, rękawiczkami. Zagrał Koncert e-moll Wojciecha Jiroveca. Franciszek Liszt – autor pierwszej biografii Chopina, daje następujący wizerunek kilkunastoletniego Fryderyka: Widziano tę małą istotkę cierpiącą, lecz uśmiechniętą,

Page 7: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

7

zawsze cierpliwą i wesołą, i z radością obserwowano, że nie staje się ani kapryśna, ani przykra; z czułością patrzono na te jej zalety w przekonaniu, że otwiera przed najbliższymi całe swe serce i nie kryje żadnych tajemnic.

Wojciech Żywny zrezygnował z dalszego nauczania Fryderyka gry na fortepianie, gdy uznał, że wyczerpał swoje możliwości pedagogiczne. Chopin zaczął pobierać nauki u profesora Józefa Ksawerego Elsnera – rektora Konserwatorium Warszawskiego. W wychowaniu muzycznym Fryderyka najważniejszą rolę odegrali cudzoziemcy, którzy stali się Polakami. Żywny – Czech, Elsner – Niemiec. Najżarliwszy w polskości był profesor Elsner. Urodził się na Śląsku. Ułożył sobie jednak nowy życiorys pochodzenia szwedzkiego, twierdził, ze jego ród wywodzi się ze szwedzkiej rodziny królewskiej Wazów; jego przodek miał przybyć do Polski pod koniec XVII wieku, aby po ożenieniu się z Polką dać początek nowej linii rodowej, polskiej oczywiście. Mając dwadzieścia trzy lata został dyrygentem opery we Lwowie. Wszystkie opery, było ich dwadzieścia siedem, napisał do słów polskich. Chopin odbył u niego studia harmonii, kontrapunktu i kompozycji. Elsner był dla niego kimś więcej niż pedagogiem. Gdy Fryderyk rozpoczął u niego naukę miał 57 lat. Był w świecie muzycznym postacią znaną. W Teatrze Narodowym grano jego opery, pisał msze, pasje, symfonie, kantaty, sonaty, najbardziej znane były jego mazurki, a właściwe mazury, które powszechnie tańczono w Polsce. Gdy Chopin opuszczał ojczyznę na zawsze, profesor Elsner żegnał go specjalnie z tej okazji skomponowaną kantatą, do słów Ludwika Dmuszewskiego: zrodzony w Polskiej krainie.

Polską krainę poznawał podczas wakacyjnych wędrówek. Najbogatsze we wrażenie były wakacje roku 1824. Spędzał je na ziemi dobrzyńskiej, w Szafarni, u szkolnego kolegi Dominika Dziewanowskiego (jego stryj, oficer gwardii Napoleona, zginął pod Samosierrą). Z Ludwiką Dziewanowską grywał na cztery ręce, zwiedzał okoliczne dwory, wioski, poznawał folklor Mazowsza i Kujaw. Do rodziców pisał listy pełne humoru i chłopięcej radości życia. Umieszczał je pod nagłówkiem “Kuriera Szafarskiego”(wzorując się na ówczesnym “Kurierze Warszawskim”). Fryderyk - pod pseudonimem redaktora Pichona był autorem wszystkich tekstów. Pismo ukazywało się na ćwiartce papieru, składało z dwóch rubryk: Wiadomości krajowych ( z Szafarni) i Wiadomości zagranicznych (z okolicy). Lektura „Kuriera Szafarskiego”, jak zresztą lektura listów pisanych przez niego w przyszłości pozwala na lepsze poznanie Chopina. Listy zawarte w formie artykulików, odbiegają oczywiście od tych, które pisał na emigracji, w których dominowała refleksja, zmęczenie udręką życia, tęsknota za najbliższymi i krajem. Z lektury Kuriera Szafarskiego wyłania się Chopin żartobliwy, groteskowy, trochę romantyczny. Jego język już stawał się „artystyczny”. Aczkolwiek zawsze będzie popełniał błędy gramatyczne, to na swój sposób listy były małymi arcydziełami. Czternastoletni redaktor Pichon donosił:

Dnia 16 sierpnia 1824 roku. Wiadomości Krajowe.

Dnia 11 sierpnia r. b. odbywał J. P. Fryderyk Chopin kursa na dzielnym koniu, ubiegał się do mety, a lubo po kilkakroć pieszo idącą Panią Dziewanowską wyścignąć nie mógł ( w czym nie jego, lecz konia wina była), otrzymał jednak zwycięstwo z Panią Ludwiką, która już dość blisko metry piechotą doszła. – J. P. Franciszek Chopin wyjeżdża co dzień na spacer, z takimi jednak honorami, iż zawsze na tyle siada. – J. P. Jakub Chopin wypija na dzień sześć filiżanek kawy żołędziowej, Mikołajek zaś co dzień cztery bułeczki zjada, notabene prócz potężnego obiadu i trzypotrawnej kolacyjki.

Dnia 13. m. i r. b. JPan Better dał się słyszeć na fortepianie z niepospolitym talentem. Wirtuosus ten, Berlińczyk, gra w guście JPana Berżera (owego

Page 8: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

8

fortepianisty skolimowskiego), w sztrychu i układzie palcy przechodzi Panią Łagowską, a z taki uczuciem gra, iż każda prawie nutka nie z serca, ale z potężnego brzucha wychodzić się zdaje.

Dnia 15. m. i r. b. doszła ważna wiadomość, jako się przypadkiem Indyczka ze spichlerzem w kąciku wylęgła. Ważny ten wypadek, nie tylko że przyczynił się do pomnożenia familii Indyków, lecz nadto powiększył dochody skarbowe i powiększanie się onych zapewnił.

– Wczoraj w nocy kot zakradłszy się do garderoby stłukł Butelkę z sokiem, lecz jak z jednej strony wart szubienicy, tak z drugiej strony zasługuje na pochwałę, bo sobie najmniejszą wybrał. – Dnia 12 m.b. kura okulawiała, ze aż się w ogrodzie pasie. – Dnia 14 m.b. wypadł obyrok, ażeby, pod karą śmierci, żadno prosię nie ważyło się wchodzić do ogrodu.

Wtorek dnia 31 sierpnia 1824 roku. Wiadomości Krajowe

Dnia 28 m. r.b., gdy JPan Pichon, zatrudniony tualetą, o śniadaniu rozprawiał, wlatuje z krzykiem do pokoju jakaś dama boso. Pichonek zdziwiony, otworzywszy gębę stał z początku jak gapa, po chwilce jednak dowiedział się przyczyny łez i narzekania: JPan Stolnik Wiktor Sikorowski, pospolicie od Panny Michuchnej Fichturem zwany, pokłócił się z Panną Kozaczką, a po długich sprzeczkach i korowodach tak ślicznie zamalował pięścią w łeb damulę, że aż w wyższej instancji satysfakcji szukać przymuszoną była…

Dnia 30 m.r.b. W oborze trzy dziewki się pobiły. Dwie szczególniej, uzbrojone Lęborkiem i skopkiem, biły trzecią bezbronną, a lubo i ta ku końcowi dostała i skopek i węborek (notabene na pysku), oprzeć się jednak tamtym nie mogła. –

Dnia 30 m.r.b. JPani Zakierska, obywatelka Szafarka, pokłóciwszy się z drugą, ze złości, że jej nic zrobić nie mogła, utopić się chciała. Szczęściem, że Pani Szrederowa, żona pana Gaertnera owego starego obywatela, spostrzegłszy to przybiegła, a gdy ta już głową w stawie była, zręcznie ją za nogi wyciągnęła i życie jej ocaliła.-

Sudyna suka, idąc dnia wczorajszego za Panną Józefą przez wieś, złapała gęś, zadusiła i zjadła. – Dnia 31 m. r.b. Cztery gęsi złapano w szkodzie. – Dotąd są w wolnym areście, nie wiedzieć jednak na czym się skończy.-

Krowa ma się coraz lepiej, a na generalnym konsylium doktorowie osądzili, że już najmniejszego niebezpieczeństwa nie ma.-

Wiadomości Zagraniczne.

Dnia 29 m. r.b. JPan Pichon przejeżdżając przez Nieszawę usłyszał, usłyszał na płocie siedzącą Catalani, która coś całą gębą śpiewała. Zajęło go to mocno, a lubo usłyszał arią i głos, niekontent jednak z tego, starał się wiersze usłyszeć. Po dwakroć przechodził koło płotu, ale na próźno, bo nic nie zrozumiał, aż na koniec zdjęty ciekawością dobył trzech groszy, obiecał je śpiewaczce, byle mu śpiewkę powtórzyła. Długo się kręciła, krzywiła i wymawiała, lecz zachęcona trzema groszami, zdecydowała się i zaczęła śpiewać mazureczka, z którego Redaktor, za pozwoleniem zwierzchności i Cenzury, na wzór jedną tylko strofę przytacza:

Patsajze tam za gulami, za gulami, jak to wilk tańcuje A wskazać on nie ma zony, bo się tak frasuje (bis).

W Radominie dnia 29 m. r.b. kot się wściekł. Szczęściem nikogo nie ugryzł, ale biegał i skakał po polu, i to tylko dopóty, dopóki go nie zabili, po zabiciu bowiem przestał i więcej nie szalał.-

Page 9: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

9

W Dulniku wilk zjadł na kolacje owcę. Stroskani opiekunowie pozostałych jagniąt ofiarują temu ogonek i uszy, kto by wilka złapał, związał i przywiózł na inkwizycją radzie familijnej.

Wolno posłać Cenzor L. D.

Uczestnik wakacyjnych przeżyć Kazimierz Wójcicki opisuje pobyt Chopina w Szafarni: Gdy Żydzi przybyli do sąsiedniego dworu w Obrowie za kupnem zboża, Fryderyk, przywoławszy ich, zagrał im majufesa (pierwszy taniec na cześć panny młodej, podczas żydowskiego wesela -JK) . Gra jego w taki zapał i zapomnienie handlarzy wprowadziła, że nie tylko podrygiwali radośnie i tańczyli, ale prosili usilnie dziedzica, aby to mógł zrobić, żeby ten grajek grał im na wkrótce mającym się odprawić weselu: ”bo tak grał, tak grał jakby rodzony Żyd”.

Folklor będzie dla Chopina inspiracją do wielkich utworów. Wsłuchiwał się w śpiewy dziewcząt o miłości, w zawodzenia kobiet pracujących na polu, w pijackie śpiewy mężczyzn w knajpie, o zmroku przypatrywał się tańczącym mazura.Fryderyk wakacje spędzał na wycieczkach, był z przyjaciółmi w Toruniu, zachwycał się gotyckimi kościołami. Przebywając na ziemi dobrzyńskiej, w Szafarni interesowało go wszystko, rozmawiał z chłopami, Żydami, zamieniał się w słuch, gdy grała jakaś kapela wiejska. Dziewczęce śpiewy o miłości i pijackie zawodzenia z karczmy, to była - chciałoby się powiedzieć - Polska właśnie. Pochłaniał świat ludowej muzyki. Pisał do rodziców:

Siedzieliśmy przy kolacji ostatnią dojadali potrawę, gdy z daleka dały się słyszeć chóry fałszywych dyskantów, już to z bab przez nosy… gęgających, już też z dziewczyn o pół tony wyżej większą połową gęby niemiłosiernie piszczących złożone, a akompaniamentem jednych skrzypków, i to o trzech stronach, które za każdą przyśpiewaną strofą altowym z tyły odzywały się głosem…Cała wieś zgromadzona przed dworem szczerze się weseliła, szczególniej po wódce, a dziewczyny piskliwym, semitoniczno - fałszywym wyśpiewywały głosem: “ Przed dworem kaczki w błocie, nasza pani w samym złocie…”.

Żeńcy śpiewali kierując zwrotki do obecnych, do każdego mieszkańca, do Fryderyka - gościa dworu. Żartowano, że zbytnio chudy, że umizgiwał się do pewnej dziewki. Gdy przyszło do tańców Chopin grał na skrzypcach i tańczył z werwą. Tamte dni wspominać będzie przed długie lata. Gdy już został wiecznym tułaczem, muzyką będzie opiewał ziemię ojczystą, całe życie będzie za nią tęsknił. Liszt pisał o nim:

nie może się uwolnić od uczucia stanowiącego właściwe podłoże jego serca, a dla którego znajduje określenie jedynie w mowie ojczystego kraju, żaden inny bowiem język nie posiada odpowiednika polskiego słowa “żal” ; słowo to powtarzał wielokrotnie, jak gdyby ucho jego nie mogło się nasycić dźwiękiem tego wyrazu, mieszczącego w sobie całą gamę uczuć wywołanych przez głęboką boleść - od skruchy do nienawiści; błogosławione lub zatrute owoce tego gorzkiego drzewa.

W 1825 roku do Warszawy z oficjalną wizytą przybył car Aleksander I, „jako król polski”. 27 maja 1825 r. Fryc zagrał w konserwatorium koncert fortepianowy Moschelesa, został owacyjnie przyjęty, co spowodowało, że car zamówił specjalny recital dla siebie. Odbył się w warszawskim kościele ewangelickim. Grą Chopina Aleksander I był zachwycony, młody wirtuoz otrzymał od niego brylantowy pierścień. Jednocześnie ukazało się pierwsze komercyjne wydanie utworu Chopina, Rondo c-moll, op.1. Zagrał je na koncercie dobroczynnym dla ubogich. W prasie zagranicznej ukazała się o nim pierwsza wzmianka, wychodzący w Lipsku “Allgemeine

Page 10: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

10

Musikalische Zeitung” pisał, że młody Chopin w swych improwizacjach odznaczył się bogactwem muzycznych pomysłów, a instrument, którego jest mistrzem, czynił pod jego palcami ogromne wrażenie.

Na początku 1826 roku skomponował Marsza żałobnego c-moll. Prawdopodobnie miało to związek z śmiercią Stanisława Staszica. Uroczysty pogrzeb odbył się w lutym tego roku. Fryderyk leżał chory, pisał do Białobłockiego: To tylko Ci wspomnę, że akademicy nieśli go od Ś-go Krzyża aż do samych Bielan, gdzie chciał być pochowanym, że Skarbek miał mowę przy grobie, że trumnę jego obdarli z miłości i entuzjazmu i że na pamiątkę ja mam kawałek kiru, którym były pokryte mary, na koniec, że 20 tysięcy ludzi aż do miejsca ciało odprowadzało.

We wrześniu 1826 roku Chopin rozpoczął naukę w Szkole Głównej Muzyki ( wchodziła jako wydział Sztuk Pięknych w skład Uniwersytetu Warszawskiego, uczelnia liczyła ok.1200 studentów). Rektor Józef Elsner wtajemniczał Chopina w arkana kompozycji, który często chorował i z tego powodu na zajęcia uczęszczał tylko 6 godzin tygodniowo. Gdy był na pierwszym roku studiów powstało Rondo à la Mazur F - dur. Wkrótce umarły na gruźlicę dwie bliskie mu osoby: siostra Emilia i Jaś Białobłocki. W jednym z ostatnich listów do przyjaciela Chopin “proroczo” zażartował: Jeśliś umarł, to mi donieś. Śmierć jego i Emilki była dla Chopina czymś więcej niż stratą bliskich mu osób. Fryderyk był świadkiem cierpienia siostry. Obraz jej umierania - zakasłała się na śmierć - będzie nosił w sobie. Po śmierci czternastoletniej córki, nadzieje i troski Chopinów skupiły się na chorowitym Fryderyku. Rodzice zdawali sobie sprawę, że dla rozwoju jego talentu konieczny jest wyjazd zagranicę. Atmosfera, w jakiej dorastał sprzyjała jego rozwojowi. W prowadzonym przez jego rodziców pensjonacie gromadziły się artyści i uczeni, na czwartkowe spotkania u Chopinów przychodzili poeci Kajetan Koźmian, Kazimierz Brodziński, malarz Antoni Brodowski, matematyk Julisz Korberg, zoolog Feliks Jarecki, rektor Samuel Bogumił Linde, prof. Fryderyk Skarbek, jednak geniusz młodego Fryderyka mógł rozwijać się tam, gdzie kwitło życie muzyczne Europy, we Wiedniu, we Włoszech, najlepiej w Paryżu, kulturalnej stolicy świata, Warszawa była prowincją.

W 1827 roku umarł Beethoven. Rok ten muzykolodzy uważają za przełomowy w rozwoju muzycznym Chopina. Podjął próbę pisania na orkiestrę. W Wariacjach na fortepian i orkiestrę pokazał się - napisze za jakiś czas “Gazette Musicale de Paris”- już jako wybitny artysta i wyraźnie ukazał naturę swego talentu. Profesor Józef Elsner uczył i kierował Chopinem tak, aby nie narzucać niczego, co zakłóciłoby indywidualnością młodego geniusza.

W pierwszą zagraniczną podróż Chopin wybrał się w 1828 roku do Berlina. Towarzyszył przyjacielowi ojca, który udał się na światowy zjazd badaczy natury. Chodził na koncerty, w liście do najbliższych: Spontiniego, Zeltera i Mendelssohna widziałem, lecz z żadnym nie mówiłem, bo nie śmiałem się sam rekomendować. O wszystkim dokładnie informował rodziców. A patrzył na świat i ludzi, z poczuciem dowcipu i dystansem:

Zdrów jestem, widziałem, co widzieć można było. Wracam do was. W poniedziałek ( to jest od pojutrza za tydzień) uściśniemy się. Służy mi waguska ( wagary – JK). Nic nie robię, tylko łażę na teatr. Wczoraj byłem na „Przerwanej ofierze”, gdzie niejedna chromatyczna gamma, przez pannę Schetzel wypuszczona, przeniosła mię na Wasze łono. Po wasze przypomniała mi się berlińska karykatura. Stoi wyrysowany żołnierz przy odwachu, z karabinem, i pyta: gui vice! (kto idzie), idąca tłusta Niemka odpowiada: la vache! (krowa). Chciała ona powiedzieć: die

Page 11: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

11

Wascherin(praczka), ale pragnąc, ażeby francuski żołnierz łatwiej ją zrozumiał, sfrancuszczyła swoją godność! Między ważniejsze sceny pobytu liczyć mogę drugi obiad z panami naturalistami. We wtorek, w wigilią rozjazdu, był obiad ze śpiewami zastosowanymi do okoliczności. Co żyło, śpiewało, a co tylko przy stole siedziało, spijało i brzękało w takt muzyce. Zelter dyrygował, przy nim stał na pąsowym postumencie wielki wyzłacany kielich na znak najwyższej muzykanckiej godności. Jedli lepiej niż zwykle, przyczyna tego jest następująca: panowie badacze natury, a szczególniej zoologowie, zajmowali się głównie ukształcaniem mięsa, sosów, rosołu itp. rzeczy, więc przez te kilka dni sesji tyle postępu w jedzeniu uczynili. Na Koenigsters Teater drwiono już tym sposobem z uczonych, że w jakiejś komedii ( na której nie byłem, lecz wiem z opowiadania) pija piwo i pyta jeden drugiego: „Dlaczego teraz piwo w Berlinie tak dobre? A, bo się zjechali badacze natury!” odpowiedział. Ale czas iść spać, bo jutro raniutenieczko musimy być na poczcie. W Poznaniu zostaniemy dwa dni, in gratiam obiadu, na który nas zaprosił arcybiskup Wolicki. Jak się zobaczymy, dopieroż to będziem gawędzić!

U arcybiskupa Teofila Wolickiego – znanego z żarliwego patriotyzmu i u księcia Antoniego Radziwiłła zabłysnął grą utworów Beethovena i Haydna. Latem 1829 roku wyjechał w kolejną podróż zagraniczną. W pierwszą podróż do Wiednia. Była to już podróż z zamiarem koncertowania. Poznał sławną wiedeńską pianistkę Leopoldinę Blahetkę. Pisał do rodziców:

Zdrów jestem i wesół. Nie wiem, co to jest, ale Niemcy mi się dziwują, a ja im się dziwuję, że się nie mają czemu dziwić… oper widziałem trzy… Blahetka powiada, że zrobię furorę, bom wirtuozem pierwszego kalibru, że między Moschelesa, Herza, Kalkbrennera liczyć mie trzeba… Mam nadzieję, że mi P. Bóg dopomoże - Bądźcie spokojni.

O nowych muzycznych znajomościach i koncertowaniu Chopina dowiadujemy się z jego listów do rodziców. Jest w relacjach precyzyjny, pisze bez egzaltacji: Skorom się na scenie pokazał, dostałem brawo, po odegraniu każdej wariacji takie były oklaski, żem nie słyszał orkiestry. Po skończeniu tyle klaskano, iż musiałem drugi raz wyjść i ukłonić się… Moje parterowe szpiegi zaręczają, że aż skakano na ławkach… Pierwsze więc moje wystąpienie, o ile było niespodziewane, o tyle szczęśliwe… Dziś mędrszy jestem i doświadczeńszy o jakie cztery lata.

W następnym liście napomyka o nowej znajomości: Dziś poznałem hr. Lichnowskiego, nie mógł się dość nachwalić… to ten sam, co był największym przyjacielem Beethovena. W Wiedniu dał dwa koncerty. Z drugiego był bardziej zadowolony, w sali Karntnertortheater grał Rondo à la Krakowiak na fortepian i orkiestrę oraz Wariacje B-dur na fortepian i orkiestrę. Do rodziców:

Jeżeli pierwszą razą zostałem dobrze przyjęty, to wczoraj jeszcze lepiej. Trzy razy brawo się wznawiało, publiczność liczniej się zgromadziła. Baron, nie wiem już jak się nazywa, teatralny finansista, dziękował mi…Moim Rondem ująłem sobie wszystkich z professji muzyków. Zacząwszy od dyrektora orkiestry, Lachnera, aż do stroiciela fortepianów dziwią się piękności kompozycji. Wiem, że podobałem się damom i artystom…Tylko zakamieniałym Niemcom nie wiem, czylim dogodził, wczoraj jeden z nich wraca z teatru, a już siedziałem przy kolacji, więc pytają go drudzy, jak się bawił? „Piękny balet” – odpowiedział (po przerwie wystąpił balet, co było na wielu koncertach zwyczajem – JK)… Czułem się w powinności nie przeszkadzania mu w wylaniu uczuć i poszedłem spać mówiąc do siebie: jeszcze się ten nie urodził, co by wszystkim dogodził. Dwa razy grałem, drugim razem jeszcze lepiej zostałem przyjęty, idzie to cresceno, a zatem tak, jak ja lubię. Ponieważ dziś

Page 12: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

12

wieczorem o 9-ej wyjeżdżam, więc muszę rano wizyty pooddawać. Wczoraj Schupantzig wspomniał, że kiedy tak prędko Wiedeń opuszczam, to powinienem wkrótce wrócić. Odpowiedziałem, że przyjadę się uczyć, na to ów baron wtrącił, iż w takim razie nie mam po co przyjeżdżać, a co zostało innymi głowami potwierdzone. Są to komplimenta, ale pocieszające.

Pobyt w Wiedniu nie przyniósł Chopinowi korzyści finansowych, jednak przetarł szlak do późniejszych sukcesów. Przychylne recenzje ukazały się w poważnych czasopismach, w jednej z nich czytamy, że Chopin to młody człowiek, który idzie własną drogą. Po powrocie do Warszawy wiedział, że aby osiągnąć sukces powinien wyjechać za granicę na czas dłuższy. Ojciec Chopina proponował Berlin, w którym mieszkali Radziwiłłowie zapewniający pobyt w ich pałacu. Fryderyk myślał o wyjeździe do Włoch, nie wykluczał Wiednia. Do Tytusa Woyciechowskiego: Dowiedz się, że nie zostanę w Warszawie… mi teraz trzeba tam, gdziem zaczął, zwłaszcza żem obiecał powrócić do Wiednia, a w jednej z gazet tamtejszych napisano, iż dłuższy pobyt w Wiedniu byłby korzystnym mojemu wystąpieniu w świat.

22 marca 1830 roku Chopin dał drugi koncert w Warszawie, w Teatrze Narodowym. Grał Koncert f-moll, Rondo à la Krakowiak i jak zwykle improwizował. Widownia zgromadziła ponad 900 osób, nadkomplet. Powalił Warszawę na kolana. Od pewnej hrabianki otrzymał wieniec laurowy, recenzenci pisali, że Niemców los obdarzył Mozartem, Polaków Chopinem (to porównanie Fryderyk w liście do przyjaciel skomentował krótko: nonsens, nonsens bardzo jasny). Nie zabrakło ówczesnych fanów Chopina, chcieli go wszyscy słyszeć, domagano się następnego koncertu, w ratuszu, gdzie była większa sala. Wołano jak na demonstracji: Na ratusz! Na ratusz! W czasopiśmie Pamiętnik dla płci pięknej ukazał się wiersz pod tytułem: Sonet do Fryderyka Szopena grającego koncert na fortepianie. Autorem był Leon Ulrich, późniejszy tłumacz 12 tomów Szekspira.

Najbardziej rzeczowe recenzje wychodziły spod pióra Maurycego Mochnackiego. Znany jest głównie z podziemnej działalności politycznej, należał do tajnego Związku Wolnych Polaków, do sprzysiężenia Piotra Wysokiego, brał udział w powstaniu listopadowym. Autor dzieł historycznych i myśliciel. Był wykształconym pianistą i krytykiem muzycznym. Grywał wspólnie z Chopinem. O koncercie w Teatrze Narodowym pisał w „Kurierze Polskim”:

Improwizacja nie zrobiła i nie mogła zrobić tego samego skutku, była bowiem prawdziwą a nie udaną improwizacją, a jako taka mogłaż się wydać obok kompozycji tak szczęśliwie natchnionych, tak uczenie skończonych… Niech to pan Chopin zostawi tym drewnianym talentom, tym istotom, w których nigdy krew nie ma silniejszego obiegu ale tylko jak nakręcony zegarek posuwa martwą machinę. Słuchacz wszystkie jego kompozycje przyjmie jako improwizacje, bo w nich nie poluje na myśli obce ale zawsze jest nowy, świeży, słowem natchniony…jego K o n c e r t można by porównać do życia człowieka sprawiedliwego; żadnej dwuznaczności, fałszu, przesady… cały jest oddany geniuszowi muzyki, którym tchnie, oddycha…Zawsze jest nowy, świeży, słowem natchniony.

O wszystkich wydarzeniach Chopin powiadamia najbliższego przyjaciela lat młodzieńczych, Tytusa Woyciechowskiego, zasypuje go listami. Informuje o tym, co się dzieje w Warszawie, zdaje mu relację z ostatniego koncertu, ale nie to jest w tych listach najważniejsze. Jest w nich wiele czułości, są wyrazem głębokiej przyjaźni, tylko we wczesnej młodości bywa tak szczera, tak czysta. W listach tych – pisanych w ostatnich miesiącach przed opuszczeniem kraju na zawsze – dzieli się troskami i pragnieniami, ukazuje swoją duchowość, nie brak w nich ploteczek, młodzieńczych

Page 13: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

13

zachwytów urodą płci pięknej, widzi świat taki, jaki jest, niczego nie retuszuje, nie udaje nikogo, jest sobą i dzięki wiele dowiadujemy się co myślał, jaki był.

Pomyślisz może, skąd mi się wzięła taka mania pisania listów, że już trzeci do Ciebie w tak krótkim przeciągu czasu posyłam. Jadę dziś o 7-ej godzinie z wieczora diliżansem do Wiesiołowskich w Poznańskie i dlatego wprzód piszę, zwłaszcza że nie wiem, jak długo mi bawić tam wypadnie, lubo paszport tylko na miesiąc wziąłem. Moją myślą jest wrócić za dwa tygodnie. – Przyczyną mojego wyjazdu jest także bytność Radziwiłła w swoich dobrach za Kaliszem. Były bowiem oświadczyny, żebym jechał do Berlina, w jego pałacu tamże mieszkał i tym podobne słówka, piękne, zabawne,- ja jednak żadnej w tym nie widzę korzyści, gdyby się to nawet ziścić miało, o czym wątpię, bo już to niejedna łaska pańska, którą na pstrym koniu widziałem, ale Papa nie chce wierzyć, żeby to miały być tylko des belles paroles, i to jest przyczyna mojego wyjazdu, którą nawet, ile mi się zdaje, już raz Tobie napisałem. – W tym względzie wiesz jaki dobry jestem, że dziesięć razy jedno gotówem powtarzać i zawsze na nowość…

Ostatni twój list, w którym mi każesz się ucałować, odebrałem w Antoninie u Radziwiłła. Byłem tam tydzień, nie uwierzysz, jak mi u niego dobrze było. Ostatnią pocztą wróciłem i to ledwo com się wymówił od dłuższego pobytu. Co do mojej osoby i chwilowej zabawy, byłbym tam siedział, dopóki by mię nie wypędzono, ale moje interessa, a szczególniej mój Koncert jeszcze nie skończony, a oczekujący z niecierpliwością ukończenia finału swojego, przynaglił mię do opuszczenia tego raju. Były tam dwie Ewy, młode księżniczki, nadzwyczaj uprzejme i dobre, muzykalne, czule istoty. Sama stara Księżna wie, ze nie urodzenie czyni człowieka i tak wiąże swoim obchodzeniem się, że niepodobna jej nie lubić… X-żna Radziwiłłowi życzy, żebym był w maju w Berlinie, zatem nic mi nie przeszkadza jechać na zimę do Wiednia… Nie uwierzysz, jak mi teraz w Warszawie czegoś nie dostaje, nie mam komu dwóch słów powiedzieć, na nikogo spojrzeć z zaufaniem…W przyszłym tygodniu chciano, abym grał jeszcze jeden koncert, ale ja nie chcę. – Nie uwierzysz, co za męka trzy dni przed wystąpieniem. Zresztą przed świętami skończę I-sze Allegro 2-go Koncertu, a zatem zaczekam z 3-cim koncertem aż po Ś-tach, chociaż wiem, że i teraz jeszcze więcej mógłbym mieć słuchaczów, bo cały wielki świat mało mię słyszał…

Jeszcze w przeszłym tygodniu miałem ochotę pisać do Ciebie, ale mi tak zeszło, że ani wiem, gdzie się podziało. – Trzeba Ci wiedzieć, że się świat nasz straszliwym sposobem rozmuzykował, nie szczędzono nawet Wielkiego Tygodnia…Wczoraj był wielki piątek, cała Warszawa wyszła na groby, i ja z Kostusiem (Konstanty Prusak –JK), który onegdaj wrócił z Sannik, jeździłem od jednego do drugiego końca Warszawy…

Jakąś ulgę czuję w nieznośnej tęsknocie, skoro list od Ciebie odbiorę, właśnie dziś tego trzeba mi było, bom był nudniejszy niż kiedy… Dmuszewski zawsze ten sam, łże, komponuje sobie rozmaite awantury, wczoraj go spotkałem i p o c i e s z n ą nowinę mi powiedział, że jakiś sonet do mnie w „Kurierze” umieszcza. Na miłość Boską prosiłem, żeby głupstwa nie robił, „już wydrukowany” – odpowiedział z uśmiechem przysługującym się, myśląc, żem się pewnie radować powinien z zaszczytu, jaki mię spotkał. O, źle zrozumiane przysługi! Znów będą mieli pole szydzenia ci, którym zawiniłem. Co się tycze mazurów z moich tematów, kupiecka chęć zysku przemogła. Już nic nie chcę czytać, co ludzie o mnie piszą, ani słuchać, co gadają…Jutro Rossyjska Wielkanoc, nie będę na żadnych święconym. Jeszcze żadnych świąt tak mało nie jadłem, nawet u Pruszaków na święconym w

Page 14: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

14

poniedziałek czy niedzielę, już nie wiem, gdzie huk ludzi i szynek, bab itd., nawet na obiedzie nie zostałem. – Zabierało się na duży obiad…Straciłeś 5 koncertów Panny Sontag! – Ale nie żałuj, bo jeszcze się jej nasłuchasz, jeżeli prawda, że 13-tego przyjeżdżasz. Trzynastego wypada podobno w niedzielę i właśnie jedziesz, kiedy ja będę próbował w domu pierwsze A l l e g r o 2-go K o n c e r t u, korzystając z nieobecności Panny Sontag, która mi wczoraj sama ślicznymi swoimi usteczkami mówiła, że wyjeżdża do Fischbach na wezwanie Króla p r u s k i e g o. Nie uwierzysz, ile miałem przyjemności w poznaniu bliższym, to jest w pokoju na kanapie, bo wiesz, że się w więcej nie wdajemy, tego posłańca boskiego, jak ją słusznie niektórzy zapaleńcy tutejsi nazwali. – X-żę Radziwiłł prezentował mię jej jak najpiękniej, za co mu prześlicznie wdzięczny jestem. – Przez ten jednakże tygodniowy jej pobyt u nas nie bardzo korzystałem z mojej znajomości, ponieważ widziałem, jak umęczona zawsze była dziwno –nudnymi wizytami Kasztelanów, Senatorów, Wojewodów, Generałów i Adiutantów, którzy na to tam siedzieli, aby jej w ślipki zajrzeć i pogodzie porozmawiać…Dopiero teraz widzę, żem Ci za dużo naplótł andronów, - widać, że jeszcze wczoraj imaginacja działa, żem się nie wyspał, daruj także zmęczenie, bom tańczył mazura…

O przeklęta miłości własna! Ale jeżeli komu, to Tobie egoisto, winien jestem zrozumienie o sobie, z jakim kto przestaje, takim się staje. Jeszcze w jednym Cię nie naśladuję, to jest w decydowaniu się raptownym, ale mam szczerą chęć po cichu, nic nie mówić, zdecydować się wyjechać od soboty na tydzień, bez pardonu, mimo lamentów, płaczu, narzekania i padania mi do nóg. Noty w tłumok, wstążeczka do duszy, dusza na ramieniu i w diliżans. Łzy jak groch padać będą ze wszech stron wzdłuż i wszerz miasta, od Kopernika do Zdrojów, od Branka do Zygmunta, a ja jak kamień zimny i suchy śmiać się będę z biednych dzieci, co mię tak czule żegnać będą.

Decyzja o terminie wyjazdu zagranicę ostatecznie zapadła. Od tego zależała przyszłość artystyczna, rozkwit geniuszu Chopina. Wyjazdu chciał sam Fryderyk, dążył do niego pan Mikołaj Chopin, który ze wszystkich najbliższych w rodzinie kalkulował chłodno i rzeczowo. Warszawa była muzyczną prowincją, synowi jego potrzebne były sukcesy w Europie. Nadto w Warszawie coraz bardziej była napięta atmosfera polityczna, rewolucje i wojny nie służą artystom. Po śmierci cara Aleksandra I i wstąpieniu na tron Mikołaja I nasilił się policyjny dryl, zaostrzyła się cenzura, nie dawano tak łatwo paszportów, atmosfera gęstniała, gwałcono konstytucję, namiestnik carski, wielki książę, Konstanty ograniczał swobodę działania. Nie bez wpływu na to miała sytuacja w Europie. Polityczny bunt ogarniał Francję, Belgię, Włochy, księstwa niemieckie.

Na pożegnanie ojczyzny Chopin przygotował Koncert e- moll. Próba, prawie z kompletną orkiestrą odbyła się 22 września1830 roku, w obecności warszawskiego świata muzycznego. „Krajowy Dziennik Powszechny”: Jest to utwór geniusza… Ma jechać za granicę… Miejmy nadzieję, że żadna obca stolica nie zatrzyma go na zawsze.

Pożegnalny koncert odbył się 11 października 1830 roku, w sali Teatru Narodowego. Oprócz Koncertu e-moll zagrał Fantazję A-dur na tematy polskie. „Kurier Warszawski”: słuchaczów znalazło się około 700… znawcy uważają za jedno ze szczytnych dzieł muzycznych.

Dzień po koncercie Fryderyk Chopin do Tytusa Woyciechowskiego: Wczorajszy koncert udał mi się – pospieszam z tym doniesieniem. Powiadam Aspanu, żem się wcale a wcale nie bał, grał tak, jak kiedy sam jestem i dobrze było. Pełna sala… Brawa huczne…nigdy, powiadam Ci, jeszcze z orkiestrą tak mi się spokojnie grać

Page 15: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

15

nie zdarzyło…- Ja zaś już o niczym nie myślę tylko o pakowaniu się, albo w sobotę, albo we środę ruszam przez Kraków.

Wierszyki Konstancji Gładkowskiej do Fryderyka:

Przykre losu spełniasz zmiany Ulegać musiem potrzebie. Pamiętaj, niezapomniany, Że w Polsce kochają Ciebie. Ażeby wieniec sławy w niezwiędły zamienić Rzucasz lubych przyjaciół i rodzinę drogą, Mogą Cię obcy lepiej nagrodzić, ocenić, Lecz od nas kochać mocniej pewno Cię nie mogą.

Pożegnali się w Ogrodzie Saskim, wymienili pierścionki, było to ostatnie jego spotkanie w życiu z „pierwszą miłością”. W przededniu wyjazdu hucznie pożegnał się z przyjaciółmi, zebrani wręczyli mu srebrny kubek wypełniony ojczystą ziemią. Nie zdołał ukryć wzruszenia. Improwizował, śpiewano, płakano.

2 listopada był ostatnim dniem pobytu Fryderyka Chopina w Warszawie. Ranek spędził z rodziną. Dzień Zaduszny. Wspominali nieżyjącą Emilkę. Najbliżsi, przyjaciele, profesor Elsner odprowadzili go do rogatek na Woli. W szkicu do portretu duchowego Jacgueline Willemetz pisze:

Dlaczego więc Chopin opuścił Polskę, dlaczego oddalił się od tego, co było dla jego serca rodzimą glebą, chlebem powszednim dla radości i natchnienia? Czemu, mając dwadzieścia lat zaledwie, jechał tam, gdzie nikt na niego nie czekał w tej wstrząsającej paroksyzmami Europie, mając w bagażu za cały oręż tylko partytury swoich utworów? Być głosem wołającej Polski. Prosili go o to rodacy, gdy zdali sobie sprawę z jego geniuszu: “Bądź naszym wołaniem, Fryderyku, bądź naszym krzykiem, żebyśmy nie pomarli zagłuszeni! Bądź naszym krzykiem i nich świat wie, że Polska wciąż żyje, jaśnieje - nawet kwestionowana, zakneblowana, uciśniona…”

Chopin będzie tym krzykiem. Będzie nim nawet wyczerpany, u kresu sił, jak w Anglii, Szkocji. Do samego końca dźwiękami nieskończonej subtelności i mocy opiewał swój kraj. Nie pieśniami wojennymi, lecz ukazując najgłębszą istotę tego, co stanowi o jego duszy, racji bytu i powołaniu, które wyrażają się, jak w każdym innym kraju, poprzez jego kulturę i historię. Czy można dokładnie zmierzyć głębię tego daru, tej wiernej do grobu miłości do swoich? Ów dar, którego nigdy się nie zaprze ani zeń nie zrezygnuje, jest częścią tajemnicy Chopina u wyjaśnia niezwykle płodny i twórczy charakter jego dzieła, autentyzm najwyższej próby, próby, który jest źródłem jego powszechnego oddziaływania.

Żegnano Fryderyka z głębokim przekonaniem w jego sukces. Za jakiś czas, gdy jego genialny uczeń będzie się wspinał po szczeblach sławy, prof. Elsner napisze do niego:

Naszego Fryderyka… wielce szanuję i bardzo, i bardzo kocham, bo to mu się, jako Geniuszowi - człowiekowi, od wszystkich, którzy się na tym poznać umieją, należy.

Byłem Twoim mało zasłużonym, a wielce szczęśliwym nauczycielem harmonii muzycznej i kontrapunktu i który zawsze będzie Twoim prawdziwym przyjacielem i wielbicielem.

Chopin nigdy nie zapomni profesora Elsnera. W każdym liście dziękował mu za rady i wskazówki. Wiedział , że dzięki jego wyczuciu, delikatności, nie narzucaniu własnych poglądów, pomógł mu umocnić artystyczną tożsamość - tożsamość geniusza. Z

Page 16: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

16

Paryża wysyłał do Elsnera upominki. Na karcie tytułowej jednej z książek napisał: Kochanemu Panu Elsnerowi - wdzięczny i przywiązany uczeń…

Elsner w pożegnalnej kantacie wysyłał swojego najlepszego ucznia z przekonaniem, że rusza on z historyczną misją. Jako pedagog stał na straży jego artystycznej indywidualności, nie ingerował nawet wtedy, gdy znajdował ku temu powody. Niektórzy muzykolodzy - chopinolodzy mają do Elsnera pretensje, że pozwalał, aby Chopin “niewłaściwie” rozwiązywał konstrukcje sonatowe. Elsner był wybitnym pedagogiem. Pozwolił iść Chopinowi własną drogą. Choć opłakiwał jego wyjazd z kraju, to wiedział, że Chopin pozostając w Warszawie sławy nie zdobędzie. Zdobył cały świat. Dla Polski.

Page 17: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

17

2. FRYDERYK KONRADEM

W różnych relacjach, wspomnieniach z ostatnich dni przed wyjazdem Chopina z kraju dostrzec można nutę niepokoju i nostalgii, jakby wszyscy przewidywali, choć w to nie wierzyli, że on już nigdy nie wróci. Nie były to zresztą przeczucia irracjonalne, za takim scenariuszem przemawiały dwa fakty. Po pierwsze - Warszawa była niewielkim ośrodkiem muzycznym. Prof. Elsner uważał, że Chopinowi nie wolno się do niej ograniczać. Grywanie na salonach hrabiowskich, czy nawet książęcych, prędzej czy później sprowadzić by się mogło do towarzysko-zaściankowego muzykowania. Drugi powód był polityczny.

Kilka tygodni po wyjeździe Fryderyka, 29 listopada 1830 roku wybuchło w Warszawie powstanie. Gdy wiadomość ta dotarła do przebywającego już w Wiedniu Chopina, w pierwszym odruchu postanowił wracać do kraju. Pisał do Matuszyńskiego: Gdyby nie to, że ojcu teraz może ciężar, natychmiast bym powrócił. Przeklinam chwilę wyjazdu.

Dziś wiemy, że jako żołnierz nie był Polsce potrzebny. Potrzebny był jako muzyk o światowej sławie. Pragnął stanąć na barykadach w walce z Rosjanami obok przyjaciół - Woyciechowskiego, Magnuszewskiego, Koźmiana, Gaszyńskiego, Kolberga, Mochnackiego. Będzie nosił w sobie poczucie patriotycznego niespełnienia. Stał się - dzięki muzyce, którą stworzył - jednym z największych symboli polskości.

Gdy w Warszawie wybuchło powstanie Wiedeń się zaniepokoił. Polaków potraktowano jako wichrzycieli. Po klęsce Napoleona Bonapartego, Kongres Wiedeński w1815 roku podzielił Polskę między Rosję, Prusy i Austrię. Bunt powstańczy przeciwko Moskwie potraktowano jako próbę zachwiania ustalonym porządkiem. W obecności Chopina padały nieprzychylne wobec Polaków uwagi: z Polski nic dobrego nie wychodzi…Pan Bóg zrobił jeden błąd, że stworzył Polaków. Zanotował:

Wszystko, com dotychczas widział za granicą, zdaje mi się stare, nieznośne i tylko mi wzdychać każe do domu, do tych błogich godzin, których cenić nie umiałem… Tu ludzie nie moi, dobrzy, ale dobrzy ze zwyczaju, czynią wszystko zbyt porządnie, płasko, miernie, co mię dobija.

Gdy podczas pierwszego pobytu w Wiedniu, Chopin był dla wiedeńczyków cudownym dzieckiem, teraz jego polskość wielu przeszkadzała. Cesarski lekarz nadworny, przyjaciel nieżyjącego już Beethovena, osobistość wpływowa na dworze i w świecie muzycznym, Johann Malfatti - żona jego była Polką - Chopin przybył z listami polecającymi, poradził mu, aby dokonał wyboru i stał się kosmopolitą. Tylko taka jest dla niego droga jako artysty. Chopin odparł, że wobec tego jest chyba bardzo kiepskim artystą, gdyż czuje się Polakiem. Gdy do Wiednia dotarły wiadomości o represjach w kraju, wysłał list do rodziców, aby sprzedali pierścień z brylantem, jaki otrzymał od cara Aleksandra I. Zamówił spinki do koszuli z orłem polskim, na chusteczkach kazał sobie wyhaftować narodowe symbole.

Problem narodowy, patriotyczny zderzał się z muzycznym. Za najpełniejszą, skończoną formę muzyczną uważano wówczas operę. Dopiero napisanie opery mogło z kompozytora uczynić mistrza. Namawiali Chopina do jej napisania przyjaciele i profesor Elsner, także ojciec chrzestny Fryderyk Skarbek ( podrzucił mu nawet szkice kilku librett, które sam napisał). Chopin nie myślał o operze, postanowił także zrezygnować z komponowania na orkiestrę. Nie chciał, aby orkiestra odciągała uwagę od fortepianu. Do Wiednia, na ręce Fryderyka przyjaciele słali patriotyczne apele. W

Page 18: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

18

kraju panowała żałoba po upadku powstania. Krajowi potrzebna była narodowa opera. Ona miała ponieść sprawę Polski na cały świat. Na operę Chopina chodzić będzie cała Europa.

Sugestie przyjaciół przemilczał. Nie przekonał go ani argument patriotyczny ( napisanie opery narodowej), ani argument muzyczny ( opera jako skończona forma muzyczna nobilituje kompozytora). Najdoskonalszą formę muzyczną widział w fortepianie. I poprzez fortepian ukazywał miłość do ojczyzny. Adam Zamoyski w biografii Chopina podkreśla, że to, co dla Chopina było najważniejsze przekazał za pomocą jedynego środka - fortepianu. Im bardziej oddalał się od ojczystego kraju, tym usilniej starał się pochwycić w swych dziełach jego ducha, ducha narodu.

Starszy od niego o osiem lat Stefan Witwicki (przyjaźń ich rozwijać się będzie w czasach paryskich) utwierdzał Chopina w tym, aby poświęcił się zaśpiewowi na sztukę narodową. Wręcz domaga się, aby Fryderyk wziął się za operę:

Już to koniecznie musisz być twórcą polskiej opery; mam najgłębsze przekonanie, że zostać nim potrafisz i ze jako narodowy kompozytor otworzysz dla swego talentu pole niezmiernie bogate… Obyś tylko ciągle miał na uwadze: narodowość, narodowość i jeszcze raz narodowość; jest to prawie czcze słowo dla pospolitych pisarzów, ale nie dla takiego jak Twój talentu. Jest ojczysta melodia jak klima ojczyste. Góry, lasy, wody i łąki mają swój głos rodzinny, wewnętrzny, choć go nie każda dusza pojmuje… Ty bądź oryginalnym, ojczystym; może Cię z początku nie wszyscy pojmą, ale wytrwałość i ukształcenie się na raz obranym polu zapewni Ci imię potomnych… Jestem przekonany, że opera słowiańska, wywołana do życia przez prawdziwy talent, przez kompozytora czującego i myślącego, zabłyśnie kiedyś na świecie muzykalnym jak słońce nowe.

Odnieść można wrażenie, że Witwicki wystąpił nie tylko we własnym imieniu, gdy w podniosłym, patriotycznym tonie apelował: Żaden teraz Polak spokojnym być nie może, kiedy idzie o śmierć lub życie jego ojczyzny. Życzyć jednak należy, abyś na przyszłość pamiętał, kochany przyjacielu, żeś wyjechał nie po to, aby tęsknić, lecz aby w swej sztuce ukształcić się i zostać pociechą i chwałą swej rodziny i kraju.

Chopina nikt nie był w stanie przekonać do tego, do czego sam nie był przekonany. Był wrażliwy, przyjacielski, gotów za bliskimi osobami rzucić się w przysłowiowy ogień. Jednak istniała żelazna granica, której nie wolno było nikomu przekraczać. Nikt nie miał prawa narzucać mu, co ma pisać. Jak postępować w sprawach muzycznych wiedział tylko on sam Słuchał jedynie własnego serca. Nie poruszyły go nawet w najmniejszym stopniu argumenty patriotyczne. A przecież zarazem właśnie podczas pobytu w Wiedniu narodził się jego głęboki patriotyzm. Gdy upadło powstanie listopadowe w bólu i tęsknocie pojął, co znaczy być Polakiem. I przekonał się, że bycie Polakiem nie zawsze otwiera drzwi na europejskie salony.

Chopin w liście do prof. Elsnera: Od dnia, w którym się dowiedziałem o wypadkach 29 listopada, aż do tej chwili, nie doczekałem się niczego prócz niepokojącej obawy i tęsknoty; i Malfatti na próżno się stara mnie przekonać, że każdy artysta jest kosmopolitą. Choćby i tak było, to jako artysta jestem jeszcze w kolebce, a jako Polak trzeci krzyżyk zacząłem.

Co prawda składał wizyty, bywał na koncertach, ale wysokie progi arystokratycznych salonów nie stały przed nim otwarte, tak jak to miało miejsce podczas poprzedniego pobytu. Musiał odczuć tę niechętną atmosferę, bardzo pragnął wrócić do Warszawy, z nostalgią pisał do Jana Matuszyńskiego, tuż po pobycie w katedrze św. Stefana:

Page 19: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

19

Przyszedłem, jeszcze ludzi nie było… stanąłem w najciemniejszym kącie u stóp gotyckiego filara. Nie da się opisać ta wspaniałość, ta wielkość tych ogromnych sklepień. Cicho było - czasem tylko chód zakrystiana zapalającego kaganiec w głębi świątyni przerywał mój letarg. Za mną grób, pode mną grób… Tylko nade mną grobu brakowało. Ponura roiła mi się harmonia… Czułem więcej niż kiedy osierociałość moją… Gdyby nie to, że ojcu może teraz ciężar, natychmiast bym powrócił. Przeklinam chwilę wyjazdu… Wszystkie obiady, wieczory, koncerta, tańce, których mam po uszy, nudzą mię: tak mi tu smętno, głucho, ponuro. Lubię ja to, ale nie w tak okrutny sposób. Nie mogę czynić, jak mi się podoba, muszę się stroić, fryzować, chossować; w salonie udaję spokojnego, a wróciwszy piorunuję po fortepianie.

W Wiedniu naszkicował Scherzo h- moll op.20, Ballady g-moll op.23 zmagał się z III koncertem fortepianowym ( porzucił jego pisanie), pracował nad ostatnim swoim utworem, jaki napisał na orkiestrę - Wielkim Polonezem Brillante op. 22, skomponował dziewięć mazurków op.6 i 7, cztery nokturny op. 9 i 15, etiudy, 5 i 6 z op. 10, dokończył Poloneza Es-dur z op. 22, powstał Walc a - moll, a także końcowa wersja pieśni Precz z moich oczu. To nie koniec utworów, które w tym czasie napisał. Jednak im dłużej przebywał w Wiedniu, tym bardziej był miastem rozczarowany. Wychował się na Bachu, Mozarcie i Haydnie. Zaś muzycznym Wiedniem nie oni rządzili, także nie Beethoven, liczyli się Jan Strauss i Joseph Franz Lanner. Pokpiwał, że wiedeńczycy walce rozrywkowe muzyką nazywają…oni tu walce dziełami nazywają! a Straussa i Lannera, którzy do tańca im przygrywają- kapelmistrzami. Miał dość takiego towarzystwa muzycznego. Fakt ten jedynie przyśpieszał decyzję o wyjeździe.

Paderewski wołał: On był i tym kapłanem, co nas, rozproszonych, w święty ojczyzny zaopatrywał sakrament! Chopin był chory na Polskę – pisał kompozytor, wybitny felietonista II połowy XX w. Stefan Kisielewski. Fryderyk nie krył łez pisząc do przyjaciela Matuszyńskiego:

Łzy, co na klawisze padać miały, Twój list zrosiły… Ściśnij mnie. Ty idziesz na wojnę. Wróć pułkownikiem… Czemuż nie mogę być z wami, czemuż nie mogę być doboszem!!! … U Was żyję. Umarłbym za Ciebie, za Was. Czemuż ja tak dzisiaj opuszczony? Czy to tylko Wy macie być razem w tak okropnej chwili.

Pewnego dnia wybrał się na Kahlenberg (pieszo, więc była ta prawie górska wyprawa), aby oddać hołd królowi Janowi Sobieskiemu, który rozbił tu obóz i wysłuchał mszy świętej przed zwycięską bitwą.Bohater odsieczy wiedeńskiej zrobił na Fryderyku wrażenie. W liście do przyjaciela Jana Matuszyńskiego: gdybym mógł, wszystkie bym tony poruszył, jakie by mi tylko ślepe, wściekłe, rozjuszone nasłało uczucie, aby choć w części odgadnąć te pieśni, których rozbite echa gdzieś jeszcze po brzegach Dunaju błądzą, co wojsko Jana śpiewało.

Stawał się coraz bardziej emocjonalny, coraz żywiej biło jego serce sprawami kraju. Im będzie dalej od kraju, tym będzie głębiej wnikał w to wszystko, co nazywa się miłością do ojczyzny. I dlatego jego twórczość tak bardzo ojczyźniana, polska. Gdy zdecydował się opuścić Wiedeń, najpierw myślał o udaniu się do Włoch, potem wybrał Londyn. Jako obywatel kraju przejętego przez Rosję, aby wyjechać musiał otrzymać rosyjski paszport. Rodziców informował, że spotyka przeszkody na każdym kroku. Paszport co dzień mi obiecują i co dzień od Annasza do Kajfasza drepczę. Ambasada carska nie dała paszportu do Londynu, zezwoliła na wyjazd do Monachium, ambasador francuski podpisał dokument pozwalający na przejazd przez Paryż. Informował prof. Elsnera: Wszystko, co zaszło w Warszawie, zmieniło moje

Page 20: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

20

położenie może o tyle na niekorzystną stronę, o ile by w Paryżu mogło się do mojego dobra przyczynić.

W notatniku pod datą pierwszego maja 1831 zapisał:

Dziwno mi, smutno mi… czemuż ja sam! Dziś było ślicznie w Praterze – mnóstwo osób – nie obchodzących mnie wcale – zieloność uwielbiałem – zapach wiosenny – ta niewinność w naturze przypominała mi dziecinne uczucia moje – na burzę się zebrało – wróciłem – burzy nie było, tylko mnie smutek ogarnął – dlaczego? – Ani muzyka mnie dzisiaj nie cieszy – już późno w noc, a spać mi się nie chce – nie wiem, czego mi brak – a już trzeci krzyżyk zacząłem.

W jednym z ostatnich listów przed wyjazdem z Wiednia ( lipiec 1931) do rodziców: Z ostatniego listu widzę, iż otrzaskaliście się z nieszczęściem, wierzajcie, że i mnie lada co dokuczyć już nie może… Nadzieja, droga nadzieja!.. Nareszcie mam paszport… Przybył nam jeszcze jeden kłopot: wyjeżdżając do Bawarii potrzeba mieć Gesundbeitspass od cholery, inaczej w granice państwa bawarskiego nie puszczają… Cieszy mię, że przynajmniej chodząc po tych dykasteryjnych schodach, mieliśmy dobrą kompanię, bo jeżeli po dobrej minie, pięknej mowie i paszporcie sądzić, to właśnie Aleksander Fredro wraz z nami, za podobnym paszportem chodził. Cholery tu się strasznie boją. Aż śmiech bierze. Drukowane modlitwy od cholery sprzedają, owoców nie jedzą, a przede wszystkim z miasta uciekają…

Nic mi nie brakuje, tylko życia, ducha więcej. Zmęczony jestem, ale czasami taki wesół, jak w domu bywałem. Gdy mam smutne chwile udaję się do pani Szaszek, tam zastaję zwykle kilka poczciwych Polek, które mi tyle otuchy dodają i tak mię rozkokoszą, że zaraz tutejszych dygnitarzy zaczynam udawać. Nowy to poliszynel, świeżo mojej roboty, jeszczeście go nie widzieli, ale ci, co na to patrzą, pękają ze śmiechu ( poliszynel – francuska nazwa postaci występującej w komedii improwizowanej, commedia dell‘arte; Fryderyk od najmłodszych lat wcielał się i odgrywał, imitował różne postaci, w ten sposób zabawiać będzie towarzystwo również w późniejszych latach, gdy będzie sławny na całą Europę – JK). Są znów dnie, w których i dwóch słów ze mnie nie wyciągniesz ani się dogadasz, i wtedy jadę za 30 krajcarów, do Hiertzingu albo gdzie w okolice Wiednia, aby się rozerwać…Często na ulicy latam za jakim Jasiem lub Tytusem. Wczoraj byłbym przysiągł, że Tytus z tyłu, a to jakiś, p…krew prusak. Wszystkie te epitety niech wam nie dają złego wyobrażenia o mojej wiedeńskiej edukacji, wprawdzie tutaj nie mają ani tyle grzeczności, ani dobranych wyrazów w rozmowie, wyjąwszy „Koszamer diner” ( uniżony sługa) na końcu każdego frazesu, ale ja niczego tutaj nie uczę, co jest wiedeńskim z natury, tylko tego, co wprowadzone, a co dobre. Walca, na przykład, żadnego należycie tańczyć nie umiem, to już dosyć! Mój fortepian nie słyszał, tylko mazury… Boże, wam daj zdrowie! Oby żaden ze znajomych nie zmarł…Wasze listy kłują i ogromną pieczęć zdrowia kładą, tak się boją: paniczny strach!

Chopin stał się emigrantem. Nigdy nie odnowił paszportu rosyjskiego. Tym samym został emigrantem bez prawa powrotu do ojczyzny. Gdy znalazł się w stolicy Francji dość szybko otrzymał prawo stałego pobytu w tym kraju. Na obczyźnie stworzył większość swoich utworów.

Duchowa tożsamość Chopina była silniejsza od wszystkich trudów, przeszkód, samotności, choroby, cierpienia. Siłę twórczą czerpał z tego, co wyniósł z ziemi rodzinnej. Nie poddawał się modom, żadnym naciskom. Tak to ujął jego przyjaciel Maurycy Mochnacki:

Page 21: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

21

Ziemia, która mu życie dała swoim śpiewem, działała na usposobienie muzyczne i przebija się niekiedy w utworach tego artysty; niejeden dźwięk jego tonów wydaje się jakby odbicie szczęśliwie rodowitej naszej harmonii… Żeby do wytwornej gry i genialnej kompozycji włączyć tak piękną prostotę r o d z i m e g o p i e n i a, jak ją sobie Chopin przyswoił, trzeba mieć odpowiednie czucie, poznać echa naszych pól i lasów, słyszeć piosnkę wieśniaka polskiego.

Chopin wyjechał z Wiednia 20 lipca 1831 roku. Do Paryża jechał przez Linz, Salzburg, Monachium i Stuttgart. W Monachium zorganizowano mu koncert na poranku w Philharmonischer Verein, w programie znalazł się Koncert e-moll i Fantazję A- dur na tematy polskie. Zanotował:

Już dzienniki i afisze ogłosiły mój koncert, za dwa dni dać się mający, a jak gdyby nigdy być nie miał, tak mię to mało obchodzi. Nie słucham komplementów, które mi się coraz głupszymi wydają – chce mi się śmierci – znów chciałbym rodziców widzieć. Jej obraz stoi przed mojemu oczami – zdaje mi się, że jej nie kocham, a przecież z głowy nie wychodzi. Wszystko, com dotychczas widział zagranicą, zdaje mi się stare, nieznośnie, i tylko mi wzdychać każe do domu, do tych błogich godzin, których cenić nie umiałem. – To co dawniej wielkiem mi się zdawało, dziś zwyczajnem – a to co dawniej zwyczajnem, dziś niepodobnem – nadzwyczajnem –za wielkiem – za wysokiem. Tu ludzie nie moi; dobrzy, ale dobrzy ze zwyczaju, czynią wszystko zbyt porządnie – płasko – miernie, co mnie dobija.

Zachwycił się Salzburgiem - miastem Mozarta. W pierwszych dniach września przybył do Stuttgartu. 6 września 1831 r.feldmarszałek Iwan Paskiewicz, dowodząc 77 tysięcznym wojskiem rosyjskim rozpoczął szturm na Warszawę. Bronili jej słabo uzbrojeni powstańcy, prawie o połowę mniej liczebni od Rosjan. Szturm Paskiewicza zamienił się w rzeź Polaków. 8 września 1831 roku powstanie listopadowe upadło. Car za krwawy szturm na Warszawę nagrodził Paskiewicza tytułem namiestnika i “ księcia warszawskiego”.

Wiadomość o klęsce wstrząsnęła Chopinem. Prawdopodobnie wtedy zapisał pierwsze nuty Etiudy, zwanej rewolucyjną, Etiudy c-moll op.10 nr 12. Powstał szkic Preludium d-moll op. 28 nr 24. Sięgnął również po pióro. Pozostawił świadectwo wewnętrznych zmagań. U progu dojrzałego życia dostrzegał jego bezsens. Rzucał na papier myśli - słowa, często bezładne, miejscami niezrozumiałe, chaotyczne. Znamy je pod nazwą “ Dziennika stuttgarckiego”. Ich lektura uzmysławia stan ducha Chopina, jego zagubienie, rozpacz, wściekłość, ból. “Dziennik stuttgarcki” zaczął pisać jeszcze przed klęską powstania. Widać jak niepokój i tęsknota rodziły się, narastały, aby wybuchnąć w wielkim bólu i krzyku serca, gdy dowiedział się o upadku Warszawy.

Dziwna rzecz! To łóżko do którego idę, może już niejednemu służyło umierającemu, a mnie to dziś nie robi wstrętu! Może niejeden trup leżał, i długo leżał na nim? A cóż trup gorszego ode mnie? - Trup także nie wie nic o ojcu, o matce, o siostrach, o Tytusie! - Trup także nie ma kochanki! - Nie może się rozmawiać z otaczającym go językiem! - Trup taki blady jak i ja. Trup taki zimny, jak ja teraz na wszystko zimnym się czuję. - Trup już przestał żyć - i ja już

żyłem do sytu. - Do sytu? - A czy trup syty życia? - Żeby był syty, dobrze by wyglądał, a on taki nędzny - czyżby życie tak wiele miało wpływu na rysy, na wyraz twarzy, na zewnątrz człowieczą? Czemuż żyjemy takim nędznym życiem, które nas pożera i na to nam służy, aby trupów robiło! - Zegary z wież studgardzkich nocną biją godzinę. Ach, ileż w tej chwili trupów się po świecie narobiło! Matki dzieciom, dzieci matkom poginęły - ile planów zniweczonych, ile

Page 22: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

22

smutku z trupów w tym momencie i ile pociechy. Iluż opiekunów niepoczciwych, ileż uciśnionych istot trupami.

Zły i dobry trup! - Cnota i zbrodnia jedno! … Widać więc, że śmierć najlepszy uczynek człowieka - a cóż będzie najgorszym? - Narodzenie! Jako wbrew przeciwne najlepszemu uczynkowi. Mam więc racją gniewać się, żem wyszedł na świat! - czemuż mnie nie pozwolono zostać się w świecie… nieczynnym? - Wszakże i tak jestem nieczynnym! Cóż przyjdzie komu z mojego bytu! - Nie zdam się do ludzi, bo nie mam łydek ani pysków! - A choćbym i to miał, to bym nic więcej nie miał! Cóż by było z łydkami - kiedy bez łydek być nie może! - A trup ma łydki? - Trup także, tak jak ja, nie ma łydek; i tu jeszcze jedno podobieństwo więcej. Więc niewiele mi brak do matematycznie ścisłego pobratania się ze śmiercią. Dziś jej sobie nie życzę, chyba, że wam źle, dzieci. Że i wy nic sobie lepszego nad śmierć nie życzycie! - Jeżeli nie, pragnę was jeszcze widzieć - nie dla mojego bezpośredniego, ale dla pośredniego szczęścia, bo wiem, jak mnie kochacie. Ona tylko udawała. Albo udaje. Oj, to sęk do odgadnienia!

-Tak, nie tak, tak, nie tak, nie tak, tak, palec w palec … opsneło się! … Kocha mnie? Kocha mnie pewno? - Niech robi, co chce. Dziś wyższe uczucie, wyższe, daleko wyższe, daleko wyższe od… ciekawości mam w duszy.

Ojcze, Matko, dzieci. Wszystko to, co mi najdroższe, gdzieście wy? - Może trupy? - Może Moskal zrobił mi figla! - A zaczekaj! - Czekaj… Ależ łzy? - Dawno już nie płynęły? - Skądże to? - Wszkaże suchy smutek od dawna mnie ogarnął. Ach - długo płakać nie mogłem. Jakże mi tęskno… tęskno! Tęskno i dobrze! - Jakież to uczucie? Dobrze i tęskno, kiedy tęskno, to niedobrze, a jednak miło! - Jest to stan dziwny. Ale i trup tak. Dobrze i niedobrze mu razem w jednej chwili. Przenosi się w szczęśliwsze życie i dobrze mu, żałuje przeszłego opuszczać i tęskno mu. To trupowi musi być tak, jak mnie było w chwili, gdym skończył płakać. Było to, widać, jakieś skonanie momentalne uczuć moich - umarłem dla serca na moment! Albo raczej serce umarło dla mnie na moment. - Czemuż nie na zawsze? - Może by mi znośniej było.

- Sam. Sam. Ach, nie da się moja biedota opisać. Ledwo ja czucie zniesie. Ledwo serce nie pęka z uciechy i z wielkiej przyjemności, jakich się w ciągu tego dnia doznało. Na przyszły miesiąc paszport mi się kończy - nie mogę żyć za granicą, a przynajmniej urzędownie żyć nie mogę. Będę tym jeszcze podobniejszy do Trupa.

Pisałem poprzednie karty nic nie wiedząc - że wróg w domu.

Przedmieścia zburzone - spalone - Jaś! - Wiluś na wałach pewno zginął - Marcela widzę w niewoli - Sowiński, ten poczciwiec, w ręku tych szelmów! -O Boże, jesteś ty! - Jesteś i nie mścisz się! - Czy jeszcze ci nie dość zbrodni moskiewskich - albo - alboś sam Moskal!

- Mój biedny Ojciec! - Mój poczciwiec, może głodny, nie ma za co matce chleba kupić! - Może siostry moje uległy wściekłości rozhukanego łajdactwa moskiewskiego! Paszkiewicz, jeden psiak z Mohilewa, dobywa siedziby pierwszych monarchów Europy?! Moskal panem świata?

- O Ojcze, takież to przyjemności na twoje stare lata! - Matko, cierpiąca, tkliwa matko, przeżyłaś córkę, żeby się doczekać jak Moskal po jej kościach wpadnie gnębić was.

Ach, Powązki! Grób jej szanowali? Zdeptany - tysiąc innych trupów przywaliło mogiłę. Spalili miasto!! - Ach, czemuż choć jednego Moskala zabić nie mogłem! O Tytusie - Tytusie!

Page 23: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

23

Co się ze mną dzieje? Gdzie jest? - Biedna! - Może w ręku moskiewskim! - Moskal ją prze - dusi - morduje, zabija! Ach, Życie moje, ja tu sam - choć do mnie -otrę łzy twoje, zagoję rany teraźniejszości przypominając co przeszłość. Wtenczas, kiedy jeszcze Moskali nie było.

- Wtenczas, kiedy tylko kilku Moskali tobie najgoręcej podobać się chciało, a tyś z nich kpiła, bom ja tam był - ja, nie Grab…! - Masz Matkę? - I taką złą! - Ja mam taką dobrą! - A może wcale matki już nie mam. Może ją Moskal zabił… zamordował - siostry bez zmysłów, nie dają się - nie - Ojciec w rozpaczy, nie wie sobie rady, nie ma komu podnieść Matki. - A ja tu bezczynny, a ja tu z gołymi rękami, czasem tylko stękam, boleję na fortepianie, rozpaczam… Boże, Boże. Wzrusz ziemię, niech pochłonie ludzie tego wieku. Niech najsroższe męczarnie dręczą Francuzów, co nam na pomoc nie przyszli.

Lektura “Dziennika stuttgarckiego” ukazuje Chopina w głębokiej desperacji. W bólu i szaleństwie komponował Etiudę c- moll i Preludia a- moll i d – moll, są one jakby dalszym ciągiem notatek. “Dziennik stuttgarcki” jest jedynym zapisem, Chopin ani wcześniej, ani później nie sięgał po pióro, aby notować swoje wewnętrzne przeżycia, nie licząc listów. Podczas pobytu w Stuttgarcie podjął ostateczną decyzję. Tytusowi Woyciechowskiemu wyznał: W Stuttgarcie, gdzie mnie doszła wiadomość o wzięciu Warszawy, tam dopiero zupełnie zdecydowałem się udać w ten inny świat.

W tym „innym świecie” geniusz Chopina zabłyśnie w najwyższej skali. Narodzi się inny Fryderyk. Z „cudownego dziecka” Warszawy – ukaże się Europejczyk, rozchwytywany przez arystokratyczne i królewskie salony. Najmniej wiemy o jego duchowości. Ukazywany jest jako postać wrażliwa, delikatna, nawet chimeryczna. Delikatny był z powodu nękającej go przez całe życie choroby. Chimeryczny, jeśli miał do czynienia z tłumem. Koncertować lubił jedynie dla najbliższego grona, nie dla anonimowego tłumu. Jedni przypisują mu obojętność religijną, inni wyolbrzymiają przedśmiertną spowiedź u przyjaciela, powstańca, miłośnika muzyki, księdza Aleksandra Jełowickiego. Chopin jak większość Wielkiej Emigracji miał chłodny czy nawet niechętny stosunek do Watykanu. Nic w tym dziwnego.

Zerwanie przez Chopina więzi z Kościołem katolickim, chłodny stosunek do Stolicy Apostolskiej Polaków Wielkiej Emigracji, było uzasadnione. Oto bowiem papież Grzegorz XVI, po wybuchu powstania listopadowego, w 1831 roku wezwał katolików polskich do okazania posłuszeństwa caratowi. Po zmiażdżeniu powstania przez wojska rosyjskie, w breve „Cum primum” z 9 czerwca 1832 roku, Grzegorz XVI potępił polskie powstanie, jako bunt przeciwko prawowitej władzy. Zaborcy pospiesznie wykorzystali oficjalny głos papieski. Uzyskali poważny argument w żądaniu od polskich księży i Polaków – katolików, podporządkowania się polityce zwalczania dążeń wyzwoleńczych, nazywanych wichrzycielskimi, rewolucyjnymi. Kraje zaborcze: Rosja, Prusy, Austria, mając poparcie Watykanu, zawarły w 1833 r. porozumienie o ścisłym współdziałaniu w tłumieniu działań konspiracyjnych Polaków. Cios zadany przez papieża odwrócił Polaków od Kościoła katolickiego. Nie należy jednak do tego mieszać Pana Boga. Madeleine Gerard - członkini paryskiego Towarzystwa Historyczno-Literackiego prowadziła badania, których rezultaty przeczą opinii o obojętności religijnej Chopina. Jej prace kontynuowała Jacgueline Willemetz, która odrzuca pogląd o oddaleniu się Chopina od chrześcijaństwa. George Sand, jego bliska towarzyszka życie z niesmakiem przypisywała mu katolicki dogmatyzm. Wyrażał się on w pewnych zasadach moralnych, które wyniósł z domu rodzinnego.

Page 24: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

24

3. PARYŻ. PRZYJAŹNIE. RODACY

Chopin przyjechał do Paryża we wrześniu 1831r. Pozostanie w nim do końca życia. Pierwsze jego niewielkie mieszkanie mieściło się na czwartym piętrze, w kamienicy przy Boulevard Poissoniere 27 w najruchliwszym punkcie miasta: Mam pokoik ślicznie mahoniowo umeblowany, z gankiem na bulwary, z którego widzę od Montmarte do Panteonu i wzdłuż cały piękny świat; zazdrości mi wielu mojego widoku, ale nikt schodów.

Paryż lat trzydziestych XIX wieku był miastem nowoczesnym, jednym z największych w Europie, aczkolwiek brudnym, w powietrzu unosił się odór końskiego nawozu i innych nieczystości, nie było jeszcze ani kanalizacji, ani wodociągów. Paryż Chopina zachwycił. Podziwiał bulwary, gazowe oświetlenie i okazałe budowle. Pisał do Norberta Kumerskiego: Jest tu największy przepych, największe świństwo, największa cnota, największy występek, co krok to afisze na weneryczne choroby - krzyku, wrzasku, turkotu i błota więcej, niż sobie wystawić można. Ginie się w tym raju i wygodnie z tego względu, że nikt nie pyta, jak kto żyje.

Polacy na początku lat trzydziestych cieszyli się w Paryżu sympatią. Idee powstańcze Polaków zbiegły się z atmosferą rewolucji, która zrzuciła z tronu Karola X Burbona. Opinia publiczna widziała w polskich powstańcach sprzymierzeńców, zwykli ludzie, ulica, emigrantów witała z entuzjazmem, który z czasem zgasł i rząd francuski mógł przystąpić do realizacji swojej polityki, sprowadzającej się do nie drażnienia Rosji.

Chopin był zachwycony swobodą i wolną myślą, której tak mu brakowało w Wiedniu. Do Tytusa Woyciechowskiego: Paryż jest to wszystko, co chcesz, możesz się bawić, nudzić, śmiać, płakać, wszystko robić, co Ci się podoba, i nikt na Cię nie spojrzy, bo tutaj tysiące toż samo robiących co Ty - i każdy swoją drogą. Jakoż nie wiem, czy gdzie więcej pianistów jak w Paryżu - nie wiem, czy gdzie więcej osłów i więcej wirtuozów jak tu.

Fryderyk od dzieciństwa miał duże poczucie humoru, często posługiwał się sarkazmem, ironią, był figlarzem. Opisując w listach życie uliczne Paryża, nie pominął opisu dużej liczby prostytutek i śpiewaczek, które jak żartobliwie zanotował, były ogromnie chętne do duetów. A gdy sąsiadka zachęcała go do wspólnych wieczorów przy kominku, w liście do Kumerskiego wyznał szczerze, że bieda jakiej doświadczył w podróży, nie dała mu możliwości kosztować owocu zakazanego. Przygoda z nieznaną dziewczyną, w przygodnej karczmie, podczas podróży nie była jedyną w życiu Fryderyka. Tyle, że nie pisywało się o tym w listach, chyba, że amatora uciech spotkała bieda.

Po przyjeździe do Paryża natychmiast włączył w nurt życia muzycznego. Głównie chodził do opery. Poznawał muzyków, kompozytorów, wirtuozów. Najgłośniejszy pianista Paryża Friedrich Kalkbrenner zaproponował Chopinowi udzielanie lekcji. Kierując się wskazówkami prof. Elsnera, Chopin odmówił. Elsner z Warszawy do Chopina:

W nauce kompozycji nie należy podawać przepisów, szczególnie uczniom, których zdolności są widoczne; niech sami je wynajdą, by mogli niekiedy sami siebie przewyższyć… W mechanizmie sztuki, w posunięciu się nawet w części jej wykonawczej, nie tylko trzeba, żeby uczeń zrównał się z mistrzem swoim i przeszedł go, ale żeby miał i coś własnego, czym by także mógł świetnieć… Nie można doradzać uczniowi zbyt długiego zajmowania się jedną metodą, manierą, jednego narodu smakiem itd.. To, co jest prawdziwym i pięknym, nie powinno być

Page 25: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

25

naśladowanym, lecz doświadczonym… To, w czym artysta ( zawsze korzystający ze wszystkiego, co go otacza i uczy) zadziwia współczesnych, może mieć tylko z siebie i przez doskonalenie samego siebie.

Siostra Ludwika - ten, przez całe życie Chopina, cierpliwy jego Anioł Stróż - przekazała bratu dalsze uwagi Elsnera: Ty dziś czując, co dobre i lepsze, sam sobie drogę torować powinieneś; Twój geniusz będzie Cię prowadził. Jeszcze co dodał: Fryderyk ma tę oryginalność i ten rytm, czy jak tam, z ziemi rodzinnej, który go tym oryginalniejszym przy wzniosłych myślach czyni i charakteryzuje.

W Paryżu w tym czasie skupiły się najwybitniejsze postaci epoki. Było to miasto geniuszów. Victor Hugo, Honoré Balzac, Alphonse Lamartine, Eugène Delacroix i liczna rodzina muzyczna. Chopin pozna wszystkich, z niektórymi nawiąże przyjaźnie, wśród największych sław muzycznych znaleźli się: Gioacchino Rossini, Luigi Cherubini, Vincenzo Bellini, Hectora Berlioz, Franciszek Liszt, Ferdinand Hiller (ten niemiecki kompozytor i pianista stanie się dla prawie rówieśnika - Chopina, paryskim powiernikiem, takim jakim w kraju był Tytus Woyciechowski). Chopin wkrótce po przyjeździe do Paryża pisał do Norberta Kumelskiego :

Dosyć szczęśliwie, (ale drogo) dostałem się tutaj - kontent jestem z tego, com tu zastał, mam pierwszych w świecie muzyków i pierwszą w świecie operę…może dłużej to za zabawię, jak myślałem… Nie dlatego, żeby mi tu tak zbyt dobrze było, ale dlatego, że powoli może mi być dobrze.

Ferdinand Hiller dał Chopinowi kilka praktycznych rad , poznawał go z artystami, między

innymi z Felixem Mendelssohnem - Bartholdy. Muzyką Chopina zachwycił się Robert Schumann, który z partyturą chopinowskich Wariacji zetknął się w Lipsku (lipiec 1831) i oczarowany nią napisał dwie recenzje, jedną do “ Allgemeine Musikalische Zeitung”, drugą do “Revue Musicale”. Mottem tych recenzji było zawołanie: oto geniusz! Schumann ze swoją pełną wdzięku żoną Klarą pozostanie wiernym wielbicielem geniuszu Chopina.

Ze strony rodaków spotykał się z życzliwością, nie budził tak częstej wśród Polaków zawiści, nie zajmował się polityką, nie należał do żadnej koterii, z czasem będą mu wypominać, że tak chętnie obraca się wśród arystokracji, stale goszcząc na ich salonach. Aleksander Jełowicki, dowódca powstania listopadowego na Wołyniu, postać - chyba z uwagi na nadmierną aktywność - dość kontrowersyjna w środowisku Wielkiej Emigracji , po przybyciu do Paryża podjął działalność wydawniczą, za własne pieniądze wydał część III Dziadów i – jako pierwszy - Pana Tadeusza (w 1834 r.); był świadkiem na ślubie Adama Mickiewicza i Celiny Szymanowskiej, w późnym wieku został księdzem. Był znanym w Paryżu miłośnikiem i znawcą opery, z jego opinią liczono się przy ustalaniu repertuaru Opery Włoskiej. Zostawił po sobie Wspomnienia, w których znajdujemy, pisany w romantycznym stylu, następujący passus o Chopinie:

...muzyczna dusza, ze skrzydłami poezji wleciała w ciało jak pajęczyna, i przez to ciało widać ją jak przez pajęczynę; i to się nazywa Szopen. Jeszczem go dzieckiem zaznał w Warszawie, a zaraz mówiłem, ze niemasz mu równego na świecie i zgadłem; Szopen wywinął lot swój nad wszystkich, powiedział sobie: będę poetą muzykiem i tak się stało; i nikt nie zgadnie, czy więcej u niego muzyki w poezji, czy poezji w muzyce. Przy tem wszystkiem, zwyczajnie jak u dobrego Polaka, tyle narodowego uczucia, że jak siądzie do klawicymbału, to Polaka

Page 26: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

26

słuchacza zaprowadzi myślą do Polski, wodzi go po całej Polsce, i zaprowadzi aż w serce Polski, aż do domu. To też jak mi już smutek dokuczy, idę do Szopena; jak spojrzę na niego, to mi już weselej, bo i on tęskny, i oba pocieszamy się w tęsknotach naszych. Przywodzim sobie na pamięć dawne czasy, a jak już z nich wybrnąć nie możem, on siada do klawicymbału, ja gaszę świecę. Słaby blask ognia od kominka igra cieniem Szopena jak blask pamięci igra cieniem przeszłości; daleki hałas ulicy czasem zawyje jak burza, czasem zaszumi jak wodospad, i cicho, a Szopen jakby czarowną mocą, zaczarowawszy swój klawicymbał, spędziwszy weń wszystkie dźwięki i wszystkie głosy, każe mu śpiewać poezję swoją i tak śpiewa, niewiem jak długo, bom zawsze o czasie zapomniał; śpiewa i przeszłe szczęście nasze, i biedę obecną, i tęskność za matką, i tęsknotę do tego, co jeszcze w przyszłości, i trwogi tego świata, i radości niebieskie; wyrywa mi podwójne i potrójne westchnienia, wywoła niejedną łzę z oka; duszę rozburzy i znów uspokoi, wdzięcznem brzmieniem niby poszeptem guślarza, przygoi rany serca, i błogo na duszy, i uczucie pokoju owładnie na dobrą chwilę, odprowadzi mnie do domu, towarzyszy w modlitwie, i strzeże snu mego.

Chopin dał kilka koncertów w ambasadzie brytyjskiej, u Platerów i Wołowskich, nie zaspakajało to jednak ani ambicji Chopina, ani potrzeb kieszeni, był niecierpliwy. Choć zaciekawił swoją osobą muzyczny Paryż zaskakująco szybko, co inni zdobywali miesiącami czy latami, on osiągnął zaledwie w ciągu dwóch, trzech miesięcy, to jednak marzył o sukcesie, który podbije wszystkich. Miał w sobie tak wielką siłę ducha, siłę geniusza, że mimo słabości fizycznej stanie się tytanem pracy. Paryż podbije nie jako kompozytor, lecz pianista, jako wielki improwizator. Pisał: Powoli lansuję się w świat, ale tylko dukata mam w kieszeni. Nie przestawał jednak tęsknić za ojczyzną. Zresztą nigdy nie przestanie. Pisał do Tytusa Woyciechowskiego:

Chciałbym Cię tu – nie uwierzysz bo, jak mi tu smutno, że nie mam komu się wyjęzyczyć. Wiesz jak łatwo zabiorę znajomość, wiesz jak lubię z niemi gadać o niebieskich migdałach – otóż takich znajomości mam po uszy ale z nikim razem westchnąć nie mogę. Zawsze jestem, co się tyczy uczuć moich, w synkopach z innymi. Dlatego męczę się i nie uwierzysz jak szukam jakiejś pauzy, coby do mnie cały dzień nikt nie gadał…Miałem Twój list ze Lwowa; tem później się zobaczym a może i wcale nie, bo serio mówiąc moje zdrowie nędzne – wesół jestem zewnątrz, szczególnie między swojemi ( swojemi nazywam Polaków) – ale w środku coś mnie morduje, jakieś przeczucia, niepokoje, sny albo bezsenność, tęsknota, obojętność, chęć życia a w moment chęć śmierci, jakiś słodki pokój, jakieś odrętwienie, nieprzytomność umysły, a czasem dokładna pamięć mnie dręczy. Kwaśno mi, gorzko mi, słono, jakaś szkaradna mieszania uczuć mną miota.

Gdy Friedrich Kalbrenner usłyszał Chopina grającego Koncert e-moll, najpierw zaproponował mu udzielanie lekcji, gdy zaś ten odmówił, nie zraził się, lecz ułatwił zorganizowanie mu pierwszego koncertu publicznego w sali swojego przyjaciela Camilla Pleyela – głośnego producenta fortepianów. Chopin nie lubił wielkich sal koncertowych. Ani wtedy, gdy był jeszcze przed paryskim debiutem, ani w przyszłości. Najchętniej grał dla

słuchaczy, których znał i którzy znali się na muzyce, nie lubił publicznej wrzawy. Wiedział jednak, że nie zrobi kariery, jeśli ograniczy się do koncertów w zamkniętych salonach. Dlatego tak ważny był występ publiczny. Doszło do niego 26 lutego 1832 roku w Sali Pleyela, z udziałem 13 innych artystów. Kilkanaście dni wcześniej Konstancja Gładkowska wyszła za mąż. Wiadomość tę Fryderyk skwitował “po

Page 27: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

27

swojemu“, trochę żartobliwie, trochę filozoficznie: Panna Gładkowska poszła za Grabowskiego, ale to nie przeszkadza afektom platonicznym.

W dniu koncertu był tak zdenerwowany, że nic nie jadł. Na widowni znalazło się liczne grono rodaków z księciem Adamem Czartoryskim, Ludwikiem Platerem, Niemcewiczem, Grzymałą, Witwickim. W pierwszych rzędach zasiedli muzycy, wśród nich młody Liszt, który właśnie po tym koncercie zapałał do Chopina przyjaźnią a po latach wspominając jego grę pisał: wznawiające się bez końca oklaski nie wystarczały, by wyrazić nasze oczarowanie wobec tego talentu, który objawił nowy wyraz poetyckich uczuć i tak szczęśliwe inowacje formalne w swej sztuce. Obok Liszta siedział Mendelssohn , który w liście do matki napisze, że Chopin obecnie jest pierwszym z fortepianistów… gra jak Paganini, natomiast w liście do siostry, że jego sposób gry na fortepianie jest zupełnie nowy, najbardziej oryginalny i najbardziej artystyczny z współczesnych.

Na program paryskiego debiutu złożył się między innymi Koncert f -moll i Wariacje b- dur op. 2. Chopin uczestniczył nadto w wykonaniu Kwintetu op. 29 Beethovena na 6 fortepianów. Nie słuchano i nie widziano artysty o takim wymiarze wrażliwości, niepowtarzalności, duch chopinowskiej wirtuozerii, pisał do rodziny Antoni Orłowski ( kolega z warszawskiego Konserwatorium), wszystkich tutejszych fortepianistów zabił na śmierć, cały Paryż ogłupiał. Zaś recenzent Francois Fetis w “Revue Musicale“ oznajmił Europie:

Oto zjawia się młody człowiek, który ulegając swym osobistym wrażeniom i nie naśladując nikogo, znalazł jeśli nie sposób całkowitego odnowienia muzyki fortepianowej, to przynajmniej cząstkę tego, czego od dawna na próżno szukamy w sztuce, a mianowicie obfitość oryginalnych pomysłów, jakich nie spotyka się nigdzie indziej… P. Chopin wykonał… koncert, który zdumiał i przyjemnie zaskoczył audytorium zarówno świeżością melodii i rodzajem pasażów, jak i modulacjami i ogólnym układem części. Jest dusza w tych melodiach, jest fantazja w tych pasażach, a wszędzie jest oryginalność… Jeśli późniejsze dzieła pana Chopina spełnią to, co obiecuje debiut, nie ulega wątpliwości, że zdobędzie on świetną i dobrze zasłużoną sławę. Młody artysta zasługuje także na pochwałę jako wykonawca. Jego gra jest elegancka, swobodna, pełna wdzięku, efektowna i czysta.

Po koncercie posypały się zaproszenia. Producent fortepianów Pleyel & Compagnie, Camille Pleyel zaoferował Chopinowi najlepsze egzemplarze instrumentu. Odtąd będzie wierny fortepianom Pleyela. Wkrótce zgłosił się wydawca proponując kupno wszystkiego, co Chopin miał w tece i natychmiast wypłacił zadatek. Honoraria były na tyle wysokie, że znacząco poprawiły jego sytuację materialną, dotąd utrzymywał się głównie dzięki pomocy ojca. Nie przywiązywał się jednak większej wagi do pieniędzy, przede wszystkim je łatwo wydawał, najchętniej na modne stroje. Był zawsze nienagannie ubrany, zgodnie z panującą modą. Podstawowym strojem był frak, najczęściej koloru granatowego, do którego nosił spodnie koloru perłowego. Obowiązkowo zakładał fular z brylantową szpilką i rękawiczki zawsze białe, nie krył zdegustowania, gdy przyszła moda na odcień kanarkowy. O kupowaniu nowych butów często pisał w listach. Wspólny język w tym, i innych tematach, znajdzie z najbliższym francuskim przyjacielem, malarzem Eugène Delacoix. Wymieniali informacje, pomagali sobie w zakupach. Delacroix uważał, że o wyglądzie buta decyduje „nosek”, a najlepszym ich dostawcą miał być pewien Anglik W zamian za tę informację Chopin polecił przyjacielowi wyśmienitego krawca.

Tę dbałość o strój, o elegancję wyniósł z domu rodzinnego. O jego wygląd dbali rodzice, nauczyli go manier, które były konieczne podczas wizyt w pałacu Błękitnym i

Page 28: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

28

Belwederze. Przez rodzinę hrabiostwa Skarbków traktowany był jak domownik. Obowiązująca na salonach warszawskiej arystokracji etykieta była Fryderykowi znana od dzieciństwa. W jego postawie, zachowaniu widziano arystokratę. W Paryżu był artystą, który nigdy nie wchodził na salony kuchennymi drzwiami, ani nimi nie wychodził. A przecież jeszcze nie tak dawno, jeszcze w pierwszych latach XVIII wieku, muzyk wykonywał swoją pracę, za którą dostawał wynagrodzenie do przysłowiowego kapelusza i opuszczał miejsce pracy tylnymi drzwiami.

Gdy po premierowym koncercie paryskim posypały się zaproszenia na salony, traktowano go nie jak grajka wynajętego do umilania czasu, lecz artystę, który zaszczyca gospodarzy swoją obecnością. Za jakiś czas Hector Berlioz odnotował pewien incydent. Gospodarz pewnego przyjęcia potraktował Chopina jak muzyka do wynajęcia i po posiłku poprosił go, aby coś zagrał. Chopin grzecznie odmówił. Gospodarz ponowił prośbę w ostrzejszej formie, zaznaczając po grubiańsku, że obiad go dużo kosztował i teraz gościom należy się muzyka. Berlioz wspominał : artysta przerwał rozmowę krótko, mówiąc słabym, załamującym się i przerywanym przez kaszel głosem: “ależ, proszę pana, ja zjadłem bardzo mało!

Mikołaj Chopin prosił syna w listach, aby odkładał zarabiane pieniądze. Nie mogło się to udać, gdyż Fryderyk, gdy tylko dysponował frankami, nie liczył się w wydatkach. Poruszał się po Paryżu wynajętą dorożką lub kabrioletem, kupował drogie przedmioty, prezentami obdarzał kobiety, które i bez nich szalały za nim. Uwodzicielem nie był. Uwodzicielskim - tak. Nie był dandysem. Elegancki strój traktował jako osłonę, chował się przed światem ze swoją melancholią i ciągłym smutkiem. I było to również – jak uważa jego amerykańska biografka Benita Eisler – świadome skazanie się na perfekcyjność we wszystkim, na perfekcyjność w sztuce i w tak banalnych sprawach jak ubiór. Antoni Orłowski donosił do kraju: Chopin wszystkim kobietom głowy zawraca, a w mężczyznach zazdrość wznieca… Jest on teraz w modzie i niedługo zapewne świat ujrzy rękawiczki a la Chopin. Tęsknota tylko do kraju niekiedy go trawi.

Zawsze pamiętał o rodakach, wspierał przede wszystkim byłych powstańców tułających się po paryskim bruku, chorych i biednych. Organizował przesyłki z pomocą dla kraju. Lubił gościć przyjaciół w wytwornych restauracjach paryskich, sam jadł niewiele i mówił mało. Po prostu cieszył się obecnością bliskich mu osób. Rzecz zrozumiała, że od czasu do czasu wpadał w tarapaty finansowe, wtedy chętnie się podpisywał w listach: Fryderyk Chopin – golec.

Sukces pierwszego publicznego koncertu wprowadził Chopina w wielki świat Paryża. Stało się coś niezwykłego. Z dnia na dzień stał się sławny, osiągnął pozycję, o jakiej wielu mogło marzyć przez całe życie. Zagrał w koncercie dobroczynnym dla ubogich paryżan, który urządziła wdowa po marszałku Ney‘u, księżna de la Moscova. 20 maja 1832 roku zagrał pierwszą część Koncertu F-moll w Sali Konserwatorium. Gdzie się nie pojawił witano go jak już uznanego artystę. Jednak, gdy zostawał sam, gdy spotykał się z rodakami wracała nostalgia, tęsknota za bliskimi, za krajem. Był wrażliwy, nadwrażliwy, szybko zmieniał mu się nastrój. Antoni Orłowski : Jest smutny do tego stopnia, że czasem przyjdę do niego wyjdę i nic do siebie nie gadamy. Ale to pochodzi z tęsknoty. Tylko proszę Was nie mówcie o tem jego rodzicom, gdyżby to ich bardzo martwiło. Tu u nas w Paryżu kiepsko, nędza między artystami. Cholera wszystkich panów wypędza na prowincję.

Epidemia cholery, w pięknym, ale brudnym Paryżu wypędzała panów z miasta, tracił na tym Chopin, gdyż jego uczniowie a zwłaszcza uczennice pochodzili z bogatych rodzin, na czas epidemii zawieszano pobieranie lekcji. Stan ducha Chopina osłabiały

Page 29: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

29

wiadomości napływające z kraju o represjach wobec rodzin powstańców, konfiskowano majątki, deportowano w głąb Rosji. Przez moment, będąc w desperacji Chopin myślał o wyjeździe za ocean. Odstąpił od tego mało sensownego pomysłu, rodacy nie zapominali o nim. Pomagało wielu. Od księcia Adama Czartoryskiego po hrabinę Delfinę Potocką. Radziwiłłów znał z pobytu w Poznaniu. W Paryżu spotkał Walentego Radziwiłła akurat wtedy, gdy po głowie chodziła mu myśl o wyjeździe do Ameryki. Radziwiłł natychmiast przystąpił do działania, po prostu wprowadził Chopina do domu Rothschildów. Wkrótce został nauczycielem gry na fortepianie żony Jamesa Rothschilda. Z rodziną barona będzie związany do końca życia, zazna z ich strony dobroć i wsparcie finansowe, nigdy nie odmówi zaproszenia na wieczór muzyczny w salonach Rotschildów.

Chopin stał się najbardziej poszukiwanym nauczycielem muzyki w Paryżu. Uczył muzyków, studentów oraz osoby z towarzystwa. Znalazły się tam nazwiska z całej Europy. Aby Chopin a nie Liszt podjął się nauki córki jednego z marszałków Francji, konieczne było specjalne wstawiennictwo. Wykształcił kilku wybitnych pianistów. Był wymagający, gdy spotykał się z lenistwem lub niedbałą grą ucznia wybuchał gniewem. Wymagał wiele od siebie. Tego samego domagał się od uczniów, co najczęściej było niemożliwe i dlatego dochodziło do spięć. Uczeń Chopina, późniejszy profesor Konserwatorium Paryskiego, Georges Mathias :

Chopin zaszczepiał uczniom cały swój zapał, chciał, żeby zrozumieli i pokochali muzykę. Niedostatek pracy i wynikające z niego błędy wywoływały jego gniew. Mimo uprzejmości i dobrego wychowania Chopina, zdarzały się przykre lekcje. Jeśli natomiast był zadowolony z osiągniętych wyników, nie ukrywał swych radości i nie żałował słów serdecznej zachęty.

Dawał po pięć godzin lekcji dziennie. Przynosiło to nie małe zyski. Za godzinę lekcyjną brał 20 franków. Dorożka kosztowała jednego franka, uszycie surduta u drogiego krawca - 150 franków czyli “półtorej dniówki”.

Od pierwszego publicznego koncertu paryskiego datują się jego przyjacielskie kontakty z Franciszkiem Lisztem. Już w czasie koncertu z pierwszego rzędu unosiła się postać Liszta, który razem z Mendelssohnem najgłośniej reagował na występ Chopina. Liszt wspominał:

Najhuczniejsze brawa zdawały się być niedostatecznym wyrazem naszego zachwytu dla talentu, który objawił nową epokę w wyczuciu artystycznym i wprowadził tak szczęśliwie innowacje w formę swej twórczości.

W pierwszych latach pobytu Chopina w Paryżu razem koncertowali. Dzięki Lisztowi poznał znanego wiolonczelistę Augusta Franchomme‘go - rówieśnika Chopina. Zrodzi się z tego przyjaźń muzyczna. Chopin czuł się w tym gronie bardzo dobrze. Pisał do Dominika Dziewanowskiego:

Kochany Domusiu! Gdybym miał przyjaciela, co przed kilku lat ( przyjaciela z dużym, krzywym nosem, bo tu o innych nie mowa), a więc który przed kilkoma laty ze mną w Szafarni bąki zbijał, co mnie zawsze z przekonaniem kochał, a mego ojca i ciotkę z wdzięcznością kochał, i żeby ten, wyjechawszy z kraju, do mnie ani słowa nie pisał, myślałbym najgorzej o nim i chociażby o potem płakał i prosił, nie przebaczyłbym mu - a ja, Fryc, mam jeszcze tyle czoła, że bronię moją negliżencję i odzywam się po długo cichym siedzeniu jak bąk, co z wody łeb wyścibi wtenczas, kiedy go nikt o to nie prosi. Ależ nie będę się silił na eksplikacje, wolę się przyznać do winy, która może z

Page 30: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

30

daleka większą się wydaje jak z bliska, albowiem rozerwany jestem na wszystkie strony. Wszedłem w pierwsze towarzystwa, siedzę między ambasadorami, książętami, ministrami; a nawet nie wiem jakim cudem, bom się sam nie piął. Dla mnie jest to dziś rzecz najpotrzebniejsza, bo stamtąd niby dobry gust wychodzi; zaraz masz większy talent, jeżeli cię w ambasadzie angielskiej czy austriackiej słyszano, zaraz lepiej grasz, jeżeli cię księżna Vaudemont protegowała. Proteguje - nie mogę napisać, bo baba przed tygodniem umarła; a była to dama na kształt nieboszczki Zielonkowej lub kasztelanowej Połanieckiej, u której dwór bywał, która bardzo wiele czyniła dobrego, wielu arystokratów przechowywała podczas pierwszej rewolucji; pierwsza z dam po Julietowych dniach była u dworu, ostatnia z familii starszej Montmorency ( posiadaczka mnóstwa białych i czarnych suczek, kanarków, papug właścicielka najzabawniejszej w świecie wielkim tutejszym małpy, która na wieczorach u niej inne kąsała kontessy). Między artystami mam i przyjaźń, i szacunek; nie pisałbym tego, jak tylko po roku przynajmniej pobycia tutaj, ale dowodem szacunku jest, że mi dedykują swoje kompozycje ludzie z ogromną reputacją wprzódy niż ja im: i tak Pixis swoje ostatnie Wariacje z orkiestrą wojskową mnie przypisał, po wtóre, komponują wariacje na

moje temata, Kalkbrenner mojego mazurka jednego zwariował. Uczniowie Konserwatorium, uczniowie Moschelesa, Herza, Kalkbrennera, słowem, artyści skończeni, biorą ode mnie lekcje, stawiają moje imię przed Fieldowskim, słowem, żebym był jeszcze głupszy, myślałbym, że jestem na szczycie mojej kariery; tymczasem widzę, ile jeszcze mam przed sobą, a widzę to tym bardziej, iż żyję ściśle z pierwszymi artystami i wiem, czemu każdemu nie dostaje. Ale aż mnie wstyd tylu banialuk, com napisał; pochwaliłem się jak dziecko albo jak ten, co czapka na nim gore i sam się zawczasu broni; zmazałbym, ale czasu nie mam drugiej pisać kartki; zresztą możeś jeszcze mojego charakteru nie zapomniał, to sobie przypomnisz tego, co taki dziś, jak wczora, z tą różnicą, że z jednym faworytem, drugi nie chce rosnąć i nie chce. - Pięć lekcji mam dzisiaj dać; myślisz, że majątek zrobię; kabriolet więcej kosztuje i białe rękawiczki, bez których nie miałbyś dobrego tonu. - Kocham karlistów, nie cierpię filipistów, sam jestem rewolucjonistą, zatem nic sobie z pieniędzy nie robię, tylko z przyjaźni, o którą cię błagam i proszę.

F. F. Chopin

To był dobry czas dla Chopina. Choroba dokuczała umiarkowanie, był już sławny, rozrywany jako nauczyciel i pianista – improwizator, u Maurycego Schlesingera wydał Cztery Mazurki op. 6, i Pięć Mazurków op. 7. Zarabiał tyle, że mógł sobie pozwolić na zmianę pokoju przy bulwarze Poissonniere na nieodległe, ale większe na Cite Bergere 4. W mieszkaniu tym kompozytora poznał pisarz Ernst Legouvé, we wspomnieniach dał następujący jego portret:

Weszliśmy na drugie piętro niewielkiej kamienicy i oto znalazłem się przed młodym, bladym, smutnym i eleganckim człowiekiem, o brązowych oczach z nieporównanie czystym i łagodnym spojrzeniem, o kasztanowych włosach, prawie tak długich jak u Berlioza i podobnie jak u niego spadających na czoło…Nie mogę lepiej określić Chopina niż jako trinite charmante. Między jego osobowością, jego grą i jego utworami panowała taka zgodność, że nie można było ich rozdzielić, jak rysów jednej i tej samej twarzy.

Chopin wstawał późno, codziennie rano przychodził fryzjer, aby ułożyć mu fryzurę, potem szkicował kompozycje, poprawiał, tworzył, następnie przez kilka godzin dawał lekcje gry na fortepianie, wieczorem, co najmniej jedno, jeśli nie dwa, trzy spotkania, przyjęcia, koncertowanie. Publicznych koncertów nie lubił, dał ich w życiu kilka, z

Page 31: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

31

rozsądku, dla prestiżu. Najczęściej koncertował u Czartoryskich w Hôtelu Lambert, u Delfiny Potockiej, u siebie. I bywał, prawie każdego wieczoru gdzieś bywał, i to było dla niego najbardziej wyczerpujące. Choć prawie zawsze go namawiano, aby zasiadł do fortepianu, czynił to niechętnie, sam decydował kiedy, gdzie i co może zagrać. Jeśli dał się skusić, to bardzo późno w nocy, gdy salon opuściły przypadkowe osoby, gdy pozostało własne grono. Legouvé twierdził, że Chopin do północy był pianistą dobrym, ale po północy stawał się wspaniałym. Berlioz pisał:

Tylko małe kółko wybranych słuchaczy, dla których słuchanie go było rzeczywistą potrzebą, mogło skłonić go, by zasiadł do fortepianu. Jakież wzruszenie wówczas wywoływał! W jak płomienne i melancholijne marzenia potrafił przelewać swą duszę! Zazwyczaj koło północy wypowiadał się bez opamiętania; gdy już odeszły wielki lwy salonowe, gdy przedyskutowano polityczne tematy dnia, gdy plotkarze pokończyli swoje anegdoty, gdy wszystkie sieci zostały zastawione, a wszystkie wiarołomstwa popełnione, gdy już do gruntu zmęczono się prozą – wtedy, posłuszny niemej prośbie jakichś pięknych wymownych oczu, stawał się poetą i opiewał osjaniczną miłość bohaterów swych marzeń, ich rycerskie radości i cierpienia swej dalekiej ojczyzny, ukochanej Polski.

Improwizacje, w które wkładał ogromnie wiele, całego siebie, wyczerpywały go aż do zemdlenia. Po kilku takich nocnych koncertach, organizm słabł, gorączkował, męczyły go ataki kaszlu, z biegiem lat coraz częściej i boleśniej. Charles Hallé pisał: Nic nie przypomina, że to istota ludzka tworzy tę muzykę. Wydaje się, jakby spływała z nieba, tak jest czysta, świetlana i natchniona.

Z publicznych najbardziej cenił sobie koncerty dobroczynne, dla rodaków. Z jego inicjatywy, 4 kwietnia 1835 roku, zorganizowany został koncert w Théâtre des Italiens. Od strony organizacyjnej pomogli mu warszawscy przyjaciele Wojciech Grzymała i Aleksander Jełowicki. Pieniądze z koncertu miały być przeznaczone dla Towarzystwa Dobroczynności Dam Polskich, niedawno założonego w Paryżu przez księżną Czartoryską. Chcąc zebrać jak najwięcej pieniędzy, Chopin zdecydował się na zagranie Koncertu e – moll z pełną orkiestrą, aczkolwiek wiadomo, że za tak liczną obsadą muzyczną nie przepadał. Na zakończenie zagrał na dwa fortepiany z Lisztem. Sukces artystyczny był ogromny. Finansowy również.

Liszt, z którym w pierwszym okresie pobytu w Paryżu łączyły Chopina bliskie więzi - później w stosunkach między nimi górę weźmie rywalizacja - dał trafny, rys jego osobowości:

Posiadał naturę wyjątkowo skłonną do wszelkiego rodzaju nagłych zmian nastrojów, do kaprysów, gwałtownych dziwactw, które z góry należałoby mu wybaczyć. Wyobraźnię miał niesłychanie bujną, uczucia pełne żaru. Wszystko było w nim tak harmonijne, że zda się, nie wymagało żadnego komentarza. W jasnym spojrzeniu niebieskich oczu więcej było dowcipu niż rozmarzenia; miły, łagodny uśmiech nigdy nie miał w sobie goryczy. Delikatna, przeźroczysta cera, nos był nieco orli, ruchy wykwintne, a sposób bycia nacechowany tak arystokratyczną wytwornością, że mimo woli traktowało się go jak księcia. Poruszał się z niewysłowiona gracją, mówił zawsze głosem cichym, nieco przytłumionym… W stosunki towarzyskie wnosił niezmąconą pogodę; zazwyczaj był wesoły dzięki wrodzonemu poczuciu humoru i bystrości umysłu… w sztuce naśladowania rozmaitych osób okazywał niewyczerpana, pełną humoru werwę… Dzięki bezwzględnemu unikaniu rozmów na temat własnej osoby oaz rygorystycznemu zachowaniu dyskrecji w stosunku d o w ł a s n y c h

Page 32: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

32

u c z u ć nawet w chwilach najwyższego przejęcia zachowywał całkowite panowanie nad sobą.

Panowanie nad sobą – cechę tę w sobie rozwijał i to mimo tak rozbudzonej wrażliwości, skłonności do egzaltacji czy nawet irytacji. Tłumił uczucia, starał się ich nie ukazywać. Zorientował się, że inni mogą to łatwo wykorzystać. Jeszcze będąc w Wiedniu pisał do Jana Matuszyńskiego:

Wszystkie obiady wieczory, koncerta, tańce, których mam po uszy, nudzą mnie: tak mi tu smętno, głucho, ponuro. Lubię ja to, ale nie w tak okrutny sposób… w salonie udaję spokojnego, a wróciwszy piorunuję na fortepianie. Z nikim poufałości.

A więc z nikim poufałości i nikomu nie pokazuj, co nosisz w duszy. Do Jana Fontany: Nieś w duszy nabój i słabuj, ale nosiwa niech tego nikt nie spostrzegiwa.

W Paryżu wpadł w wir towarzyskiego, światowego życia. Ten styl życia go wciągał, ale nie dawał wewnętrznego zadowolenia, choć przecież zarazem czekał na oklaski i uwielbienie. Na pozór bawił się wyśmienicie, żartował, rozśmieszał towarzystwo, jednak słowem nie odzywał się na tematy osobiste, nawet nie napomykał o Warszawie, rodzicach, o tych, których kochał. To były jego tajemnice, zastrzeżone dla obcych, dla bywalców salonów. Liszt uważał, że najchętniej otaczał się kobietami, gdyż wśród nich czuł się swobodny, rozmowy z nimi nie dotyczyły spraw ważnych, były błahe, mniej odpowiedzialne. Choć potrafił wyśmienicie poruszać się na salonach, to z obecności na nich nie czerpał przyjemności czy radości, tak jak Liszt czy Berlioz. Oni odżywali w paryskim wielkim świecie. Chopin w nim bywał, a jakże! i to częściej nic inni, był tam radośnie przyjmowany, był rozchwytywany, był jego znakomitą ozdobą, ale obecność w tym wielkim świecie traktował jako powinność, jako zawodowy obowiązek, jako konieczność.

Spośród francuskich przyjaciół najbliższy był mu malarz Eugéne Delacroix i poeta Heinrich Heine, dalej muzyk Ferdynand Hiller, wiolonczelista Auguste-Joseph Franchomme, spośród arystokratów darzył go uczuciem autor słynnych „Listów z Rosji” hrabia Astolphe de Custine, do francuskich przyjaciół mógł zaliczyć bankiera Augusta Léo oraz właściciela składu win i w jednej osobie sekretarza poselstwa saskiego w Paryżu Thomasa Albrechta, Chopin był ojcem chrzestnym jego córki. Nikt z nich nie mówił po polsku. Było nawet sprawą drugorzędną to, że jego francuszczyzna nie była najlepsza. Gdy przebywał wśród rodaków sam zwykle mówił nie wiele, ale kochał ojczyźniany nastrój, dźwięk ojczystej mowy, obecność swoich. Pisał do przyjaciela:

Bo, serio mówiąc moje zdrowie nędzne. Wesoły jestem zewnątrz, szczególnie między swoimi (swoimi nazywam Polaków), ale w środku coś mnie morduje – jakieś przeczucie, niepokoje, sny albo bezsenność – tęsknota – obojętność – chęć życia, jakieś odrętwienie, nieprzytomność umysłu, a czasem dokładna pamięć mnie dręczy.

Uważnie obserwujący go Liszt wspominał: Chopin zawsze najchętniej przebywał w kręgu rodaków. Za ich pośrednictwem nie tylko świadom był wszystkiego, co dzieje się w kraju, lecz także utrzymywał swoisty stały kontakt muzyczny z ojczyzną. Lubił słuchać nowych poezji, które przywozili do Paryża podróżując Polacy, a jeśli słowa tych wierszy podobały mu się, niejednokrotnie podkładał pod nie melodie, które niesłychanie szybko rozpowszechniały się w kraju, nieraz jako utwory nieznanego autora.

Page 33: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

33

Chopin ciągle bywał w paryskim towarzystwa, starł się jednak nie ukazywać swojego stanu ducha, tęsknoty, niepokojów, przeciwnie: dowcipkował, żartował, jeśli mówił to raczej o sprawach błahych, nie lubił plotek, był dyskretny. Ale dopiero wśród swoich czuł się swobodny i bezpieczny, i jeśli wtedy również piorunował, to już nie po to, aby uciec, skryć się przed światem, lecz aby oddychać pełną piersią. W liście do swojej uczennicy Marie Rozieres tak to wyjaśniał: Zdawałoby się, że to drobiazg a jednak największą pociechą w obcym kraju jest mieć kogoś, kto nas przenosi do ojczyzny, ilekroć na niego patrzymy, mówimy do niego albo go słuchamy.

Stało się zwyczajem, że rodacy w każdy poniedziałek spotykali się w mieszkaniu Chopina. Żelazną regułą były spotkania Polaków w przeddzień świąt narodowych i patriotycznych rocznic. Wieńczyło je muzykowanie Chopina, improwizował do późnych godzin nocnych. Grał między innymi Mazurka Dąbrowskiego, improwizował do powstańczych wierszy Wincentego Pola. Jedna z nich – Leci liście z drzew - została zapisana w nutach. Na spotkania przychodzili Mickiewicz, Niemcewicz, Norwid. Chopin nie był emigrantem politycznym. Ale w szeregach Wielkiej Emigracji popowstaniowej stał się, obok Adama Mickiewicza, jej duchowym patronem.

“Królem” Wielkiej Emigracji był książę Adam Czartoryski. Wcześniej związał swoje ambicje i plany polityczne z dworem carskim. Za panowania cara Aleksandra I, z którym łączyły go bliskie więzi, był szefem rosyjskiej dyplomacji. Wybuch powstania listopadowego zmienił stosunek księcia Adama do Rosji, objął przywództwo powstańczego rządu narodowego. Po upadku powstania udał się do Paryża, w Hôtelu Lambert zbudował ośrodek polskiej myśli politycznej i życia kulturalnego. Otaczał opieką i wspierał finansowo polskich artystów i myślicieli - polityków. Dzięki Adamowi Czartoryskiemu Paryż stał się ówczesną niepisaną stolicą Polski. Najważniejszą pozycję zajmowała w niej elita intelektualna, literacka i artystyczna. Dla Fryderyka Chopina dom Czartoryskich był zawsze otwarty. Chopin wspólnie z żoną Czartoryskiego, księżną Anną z Sapiehów działał w akcjach charytatywnych. Jej też dedykował Rondo à la Krakowiak. Był również członkiem Towarzystwa Literackiego Polskiego, skupionego przy Hôtelu Lambert.

Chopin i Mickiewicz. Chopin i Słowacki. Chopin i Norwid. Z każdym z nich inny był stopień zblieżnia, porozumienia. Najskromniejszy ze Słowackim. Najgłębszy z Norwidem. Z Adamem Mickiewiczem widywał się często. Iwaszkiewicz dostrzegł między nimi więcej kontrastów niż podobieństw. Wielki Litwin nie rozumiał młodego Królewiaka, raził go styl życia Chopina, układność, pedantyczna dbałość o strój, gdy sam Mickiewicz o wygląd całkowicie nie dbał. Odmienne mieli charaktery. Mickiewicz był wybuchowy, narzucający innym siebie, Chopin nie miał nie sięgał – jak twórca Dziadów - po cudze losy i nie plątał ich pasma. Mickiewicz nie znał się na muzyce, ale cenił wielkość Chopina, ten zaś jeszcze w latach gimnazjalnych zaczytywał się w Balladach i romansach. Mickiewicz, podobnie jak Słowacki mieli za złe Chopinowi, że tyle czasu spędzał na salonach, że przez to, ich zdaniem, marnował talent na łaskotanie – pisał Słowacki do matki – po nerwach francuskiej arystokracji. Poeci chcieli, aby kompozytor muzyką zagrzewał do buntu! Nie dostrzegli, że Chopin to właśnie robił, nawet, gdy koncertował czy to u króla Francji, czy podczas pobytu na Wyspach u królowej Wiktorii. Chopin martwił się o Mickiewicza, gdy ulegał dość „podejrzanemu mesjanizmowi” Towiańskiego, w liście do Stefana Witwickiego z niepokojem donosił o tych, których pociągnęły idee towianizmu. Wszak kierowali pisma do cara, pisali z przeprosinami do Najjaśniejszego.

Page 34: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

34

Głęboka więź łączyła Chopina z Norwidem. Dowiadujemy się o tym z listu Fryderyka do Delfiny Potockiej. List ten porusza wiele kwestii, autor odkrywa również swoje twórcze tajemnice:

Znowu Mickiewicza widuję – onegdaj u mnie. Zmienił się bardzo, tak sponurzał, że go ani piosenkami, ani Filonem – jak to dawniej – rozruszać nie mogę. Przyjdzie i wyjdzie, słowa nie powiedziawszy. Tyle, że wiem, po co przychodzi i zaraz grać siadam, każąc wszystkich od drzwi odprawiać, że to niby mam lekcje, bo to towarzystwa nie lubi. Ostatnio bardzo długo mu grałem, bojąc się na niego oglądnąć, a słyszałem, że płacze. A potem, jak wychodził, sam pomagałem mu się ubrać, bom nie chciał, by go lokaj zapłakanego widział. Mickiewicz za głowę mię ścisnął najczulej, a w czoło mocno pocałował, pierwsze tego wieczoru wymówiwszy słowa: „Bóg co zapłać! Przeniosłeś mię..” nie dokończył, bo łzy go znowu za gardło ścisnęły. I tak się pasując z tym płaczem, wyszedł.

…Na pewno łatwiej było tańczyć niedźwiedziom Radziwiłła, jak mnie do Norwida pisywać. Sam piszę, jak wiesz, prosto z mostu i jego proszę, aby mi, o co mu chodzi, łopatą do łba wkładał. Ale to urodzony myśliciel, co wszystko tak w sosie filozofii topi, że ani pojąć, o co chodzi. Tak rzecz najzwyklejszą zaplącze, że mózg ci o łba ściany, jak ptak w klatce się tłucze, a wszystko na nic, bo zrozumienie za trudne. Niech ręka Boska broni, jeżeli on tak mówi, jak pisze, bo i któż się z nim o co dogadać zdoła? To już trzeci filozof, co się w naszych czasach w polskim Narodzie objawił, cieszę się tym zamiast się turbować, że nie z moją mózgownicą filozofów rozumieć. W ostatnim liście Norwida jedna mię myśl uderzyła, gdy on najlepiej o kobietach pisząc – powiada – że kobieta, mając od męskiego słabszy, nigdy nic godnego uwagi w filozofii, matematyce i muzyce nie stworzy. Zaraz o Tobie i dziełach Twoich muzycznych pomyślałem, że Ty, z kobiet najpiękniejsza, masz jednak głowę zgoła męską, tyle talentu z zdatności w dziełach swoich muzycznych pokazując.

… Dwie interesujące wizyty opowiem. Wczoraj de Custine mię odwiedził. Poczciwy! Jego zaciekawia nasza muzyka narodowa. Moją muzykę to już zna i prosił mię, żebym dziś grał mu dzieła co największych twórców polskich. Grałem mu com znał i umiał. Gdym skończył, t on mi na to, że w dziełach wszystkich tamtych twórców nie dostrzega tego, że to są narodowe polskie dzieła. Ekskuzował się bardzo, że on jako cudzoziemiec mylić się może, ale tamte dzieła są takie, jakie i Francuz i Anglik mógłby stworzyć. A o moich kompozycjach powiedział, że są wcale inne, niż dzieła Francuzów, Niemców i Anglików. I mówił, że ode mnie polska muzyka się zaczyna i inne takie wielkie komplimenta. A jam mu na to oponował i brałem tamtych twórców obronę. Dzwonek zabrzęczał – wchodzi Norwid i zaraz pyta, o czym dyskusję prowadzimy. Gdy się dowiedział, zaczął Custinowi w unisono basować, że jestem pierwszym narodowym twórcą, że ode mnie się muzyka polska rozpoczyna etc. I zaczęli mię tak duetowo chwalić, żem aż uciekł grać do salonu, dokąd i oni zaraz przeszli. To grałem, to gadaliśmy i tak nam najmilej noc zeszła, dopiero nas świat rozpędził. Norwid mię lepiej od Mickiewicza rozumie, bo kiedy Mickiewicz mnie do napisania opery narodowej popychał – Norwid, znając granice moje, nigdy z czymsiś takim do mnie nie odezwał.

… Całą moją muzykę przedśpiewem Norwid nazwał w rozmowie. Przyznam Ci się, żem z przykrością tego wysłuchał, nie pokazując po sobie. Wiem, jak bardzo wysoko on o mojej sztuce trzyma, toteż mię to zdziwiło, bo to było tak, jakby on wszystko moje za małe preludium uważał i czekał, aż ktoś inszy przyjdzie i większą muzykę napisze. Czy symfonia ma być tylko dlatego lepsza, że jest wielka? Możem go jednak

Page 35: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

35

nie zrozumiał, z jego filozofią nie pójdziesz w tory i może ja za głupi, żeby do fundamentu jego myśli się dokopać.

… Norwid znów był u mnie, kocham go i bardzo szanuję, to jeden z prawdziwych artystów i mój człowiek. Grałem mu i gadaliśmy długo. Między innymi dowodził mi gorąco, że tak jak człowiek to i naród nigdy się nie zmienia, zawsze ma te same wady i zalety. Mówił, że Niemcy – Krzyżacy, tak samo chytrzy, podli i okrutni był, jak Niemcy dzisiaj. A i my swoich zalet i wad nie stracimy – warcholstwo, brak zgody, prywata, co nas w niewolę strąciły, jeśli się cudem dźwigniemy, gotowe strącić znowu. Słuchałem go, jak ponurego proroka i słuszność mu przyznać musiałem. Pociechy szukałem w naszym polskim: „Lepiej kiedyś będzie”… i jego tym pocieszyć starałem. Potem „Jeszcze Polska” zgrałem i popłakaliśmy się obaj.

…Ja fortepian najlepiej czuję i śmieję się z tych, co uważają, że się zdurniłem, odrzucając wyższe widoki, a tylko na fortepian pisząc. Ale to mój grunt, na którym najmocniej stoję.

… Najdziwniejszym z ludzi jest jeniusz, ten tak daleko w przyszłość wybiega, że ginie z oczu ludzi z nim żyjących, a nie wiadomo, które pokolenie pojąć go zdoła. Jeniusz ma wielki nos i świetny wąchalitis, którym kierunek wiatru przyszłości wyczuwa. Nie myśl, że się na jeniusza szykuję, mając ogromne nosiwo, rozumiesz, że o innym nosie mowa.

… W moich nudnych pisanych piękno leży w akompaniamencie. Pamiętaj, Findelko, że u mnie akompaniament zawsze ma równe prawa z melodią, a często musi być na plan pierwszy wysunięty. Co do finałów, które dotąd były nawet u największych, jak np. Beethoven, nic nie mówiącym, bezgustownym hałasem, te są u mnie inne. Tak jak w romansie interesującym ostatni rozdział bywa najciekawszym i rozwiązuje losy bohaterów, tak i ja się staram, aby moje finały były logicznym rozwiązaniem dzieła. Nieraz tak jest u mnie, że waga największa leży w ostatnich kilkunastu taktach. Nie mówię tego fortepianistom, egzekwującym moje bzdury, bo kto ma olej w głowie, ten sam zgadnie, a kto ma tylko prędkie palce, a siano we łbie, temu i łopatą do głowy nic nie nałożysz.

… U każdego twórcy są chwile, kiedy natchnienie opada i zaczyna się mózgownicy tylko robota. Wziąwszy nuty w rękę, można nawet palcem takie miejsca pokazać. Chodzi o to, żeby natchnienia najwięcej, najmniej roboty było.

… Jeżeli dzieło wypracowane improwizacją przypominać będzie, największe uczynisz. A dlatego pierwsze myśli natchnienia złapać i zapisać trzeba na gorąco. Sama wiesz, że nie łatwo, bo umieją mignąć jak błyskawica. A przypomnieć potem z całą precyzją trzeba. Słowem, zajmuje się, uważasz, łapaniem najmniejszych cieni natchnienia pierwszego, a one, hycle, jak pchły uciekają.

… Ach, Mozart, Mozart, pomyśl tylko o nim. Wpakuj twórczość Mozarta w jego życie – pomyśl, ile pracy i najgenialniejszej twórczości zmieściło się w tak krótkim życiu. W moim wieku ileż on już największych dzieł stworzył, jaki ja mały, jak się z nim porównam. Co prawda, on wszystko objął i ogarnął, co się tylko twórczością muzyczną nazywa, a ja w łepetynie mam tylko klawisze… Ale wiem swoje granice i wiem, że zdurniłbym się wtedy, gdybym się sadził i spinał zbyt wysoko, zdatności po temu nie mając. Suszą mi głowę, abym symfonie i opery pisał, i wszystko co tylko jest, chcą we mnie jednym mieć i polskiego Rossiniego, i Mozarta, i Beethovena. A ja się po cichu śmieję i myślę, że od małego zaczynać potrzeba. Jestem fortepianistą tylko, jeżeli jestem coś wart, to i dobrze, po mnie więksi przyjdą, co szerzej muzykę ogarną i w nich polska muzyka rozszerzy się i rozkwitnie. Myślę, że lepiej robić

Page 36: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

36

mało, ale dobrze jak tylko mogę, jak się wszystkiego chwytać, a źle wykonać. Od tego nigdy nie odstąpię. Jak Cię kocham, tak nawet za Jana Chrzciciela polskiej muzyki się nie uważam, a przyjścia jego chciałbym dożyć. Chciałbym tylko napisać i zostawić abecadło tego, co naprawdę polskie, a nauczyć odrzucać polskość fałszowaną. Może mi się to jakoś uda.

Adresatką tego listu była Delfina Potocka, niezwykła piękność. Kochali się w niej poeci i hrabiowie, z Zygmuntem Krasińskim - poetą i hrabim w jednej osobie. Zabiegał o jej względy książę d‘Orleans, syn króla Ludwika Filipa. Chopin również darzył ją uczuciem. Odegrała w jego życiu ważną rolę, była nie tylko kobietą, która go oczarowała, do ostatnich chwil jego życia pozostała oddaną przyjaciółką. Poznał ją w 1830 roku w Dreźnie, w drodze z Warszawy do Wiednia, miał wtedy 22 lata. Po przyjeździe do Paryża natychmiast odwiedził hrabinę, była jedną z tych, która wprowadziła go na paryskie salony. Miała wspaniały sopran, świetnie grała na fortepianie, często zapraszał ją do siebie na muzyczne wieczory, gdy przychodzili jego przyjaciele: Delacroix, Heine, Franchomme. Gdy się nie widywali, pisali do siebie listy, nazywał ją w nich czule Findelką (przekręcając ulubionym zwyczajem sylaby: Delfinka – Findelka). W jednym z listów do niej pisał:

Już ci zapowiedziałem, że listów po francusku nie przyjmę ani ci po francusku odpisywać nie będę, nawet bez błędów nie potrafię. Możemy znać inne języki ale między sobą po co cudzym językiem pisać czy gadać mamy. Ja sfatygowany parlowaniem po salonach, szczęśliwy jestem gdy mogę swoim językiem gadać albo pisać…Całe noce spędzam z kobietami rozśpiewanymi i ukochanemi, alaboż moje etiudy to nie kobiety? O nie chyba nie będziesz zazdrosna. Etiudy to moje córki: najbardziej kocham dwie ostatnie A – moll i C – moll, jak zwykle rodzice najmłodsze dzieci kochają…

Kiedy mię tematy muzyczne opadają – jest czas, że więcej niż kiedy – to w domu siedzieć najlepiej, ale mi nie dają spokoju i ciągną jak psa na łańcuchu. Wtedy mię czasem przytomność odchodzi i taki wariat się robię chwilami, że boję się, że już ludzie gadać będą. Niedawno mię spytano, czy nie miewam epileptycznych przypadłości, widocznie im na takiego wyglądam, ale im na odpowiedziałem z dobrym pieprzem. Uwadze furmanów paryskich życie swe zawdzięczam, że mię mało sto razy nie przejechali, to cud. Ale, że nieraz mię furmani łajają, za czubka pewno mając, to prawda…

Pisząc Etiudy, starałem się żeby prócz nauki i sztuka w nich była. Wirtuozowi, który długo ćwiczyć musi, żeby się na śmierć nie znudził, trzeba dać exercisse, w których godny pokarm dla uszu i dla serca znajdzie. Turbuję się, że pięknych exercissów dla początkujących nie ma. Przed wirtuozem wszystko już stoi otworem, gdy go ćwiczenia nudzą, może po najwyższe dzieła sztuki sięgać. Ale biedak, kto prócz ćwiczeń nic jeszcze grać nie może, kto ma jak związane palce, nieruchawe, temu jeszcze piękne ćwiczenia potrzebne, które by go do muzyki nie zdegustowały. Próbowałem coś takiego pisać, alem nie potrafił, nic mi się nie udało, bo wszystko było dla początkujących nazbyt trudne, może na później tę pracę odłożę, albo może kto inny mię ubiegnie i tej sztuki dokaże. To wcale trudne.

W listach do Delfiny często był frywolny, radosny, stali się przyjaciółmi i obdarzali się uczuciem. Służył jej radami w grze na fortepianie, był zresztą jej nauczycielem. Troszczył się, aby nie zmęczyła rąk i aby umiejętnie posługiwała się pedałami instrumentu:

Page 37: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

37

I jeszcze się boję, żebyś Etiudami rąk nie zmęczyła na amen, co łatwo się przydarzyć może. Moje Etiudy, widzisz, to nowa w exercissach metoda i dla niewtajemniczonych może być zdradliwa i niebezpieczna… Ostrożnie, Findelko, z pedałem, bo to hycel obraźliwy i krzykliwy ogromnie. Bardzo z nim grzecznie i delikatnie trzeba, - jako przyjaciel bardzo jest pomocny, ale do intymnej znajomości i miłości z nim przyjść nie tak łatwo. Jak wielka, dbająca o renomę dama, nie byle z kim zechce. Za to, jak się już zgodzi i podda, to cuda prawdziwe czynić umie, tak, jak praktyczna miłośnica.

Poeta Kazimierz Wierzyński w biografii Chopina dostrzega głęboki ładunek uczuciowy łączący kompozytora z Delfiną Potocką, duchowość Chopina mierzy siłą i wrażliwością jego serca, gorąco bijącego do drogich mu osób, do takich należała piękna hrabina. W każdym jego geście, słowie dostrzec można żarliwość uczuć. Chopin przekazując Delfinie rady jak ma grać podpowiada, aby wzorowała się na tak cenionym i kochanym przez niego Bachu, pozostawał dla niego arcymistrzem pod każdym względem. Delfinie radził:

Dla skończonego wirtuoza wszystkie diabelskie sztuczki są dozwolone, więc możesz swego sposobu używać, i owszem. Możesz i pierwszy palec pod pierwszy podkładać. Jak trzeba, to bierz dwa białe, a nawet dwa czarne klawisze jednym palcem. Trzeci przez czwarty, a nawet przez piąty palec jak przełożysz, grzechu śmiertelnego nie będzie. Nie męcz czwartego palca zbytnio, on tak ciasno z trzecim jest związany, że nigdy go zupełnie swobodnym nie zrobisz. Mój czwarty palec jest zupełnie nie wyrobiony, a tak umiem nim gospodarować, że nikt tego nie spenetruje. Każdy palec jest inaczej zbudowany, każdy ma inną siłę i rolę też inną. Nie niszczyć trzeba, lecz rozwijać wdzięk uderzenia, który każdemu palcowi jest właściwy i przyrodzony. Grać codziennie Fugi i Preludia Bacha – to najwyższa i najlepsza szkoła, idealniejszej nikt do końca świata nie stworzy. Kiedy masz czasu do zbytku, ucz się Bacha na pamięć, tylko w pamięci dzieło mając, można je grać z całą perfekcją. Bez Bacha nie masz swobody palców, jasności (clarte), piękności tonu. Bez Bacha nie masz prawdziwego pianisty. Pianista, co Bacha nie uznaje, to kiep i szarlatan…

Wiesz, Findelko, te listy do Ciebie, to innej, większej może roboty początek. Chcę o muzyce i pianistowskiej sztuce napisać, bo u nas tak książek o muzyce brak, ale nie wiem jednak, czy takiej wielkiej robocie podołam, łatwiej jednak mi pisać nuty, jak litery. Pisząc do Ciebie, w pisanie o muzyce się wprawiam.

Chopin zadedykował Delfinie Potockiej Koncert f - moll oraz niektóre Pieśni. Malarz Delacroix wysławiał jej urodę. Przyjaciele Chopina podkochiwali się w niej. Jeden z nich opisywał, że jaśniała nadzwyczajną urodą, wdziękiem i szlachetnością obejścia i słynęła ze śpiewu pełnego powabu i niewysłowionego uroku. Tego to głosu czarowi ulegać lubił nasz artysta, wtórując jej na fortepianie.

Liczne było grono malarzy, muzyków, poetów, artystów, w którym przebywał Chopin. Jadali wspólnie obiady, wyjeżdżali na pikniki, dyskutowali - jak zanotował Berlioz - w kłębach dymu z długich fajek z tureckim tytoniem. Wówczas jeszcze nie uważano, że palenie szkodzi chorym na płuca. Chopin sam nie palił, ale prowadził tryb życia, który szkodził jego zdrowiu. Jeszcze w Warszawie, w domu hrabiego Skarbka przy Krakowskim Przedmieściu, gdzie mieszkała rodzina Chopinów, poznał Bogdana Jańskiego, którego Skarbek wysłał na naukowe stypendium do Paryża. Jański to dość niezwykła postać, wybitny ekonomista, najpierw gorący zwolennik socjalizmu utopijnego, potem gorliwy katolik, w kraju zostawił żonę z dzieckiem, w Paryżu stworzył tzw. Domek Jańskiego, został duchowym założycielem zgromadzenia

Page 38: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

38

zmartwychwstańców. Obaj nie było emigrantami politycznymi, przybyli do Paryża, aby pogłębiać wiedzę i rozwijać umiejętności artystyczne (Chopin) i naukowe (Jański). Łączyły ich warszawskie wspomnienia i rozmowy o Polsce. Jański również był chory na gruźlicę, od lat gimnazjalnych palił cygaro za cygarem, zmarł w wieku 33 lat. Chopin - sam chory na płuca, otoczony był przez gruźlików. Jego serdeczny przyjaciel Jan Matuszyński - powstaniec, podczas szturmu Rosjan walczył w obronie Warszawy, jak większość powstańców wyjechał z kraju, osiedlił się w Tybindze, gdzie uzyskał doktorat, potem przyjechał do Paryża, gdzie pracował jako lekarz. Zamieszkał u Fryderyka, był ciężko chory na gruźlicę. Umarł w ramionach Fryderyka.

Przyjacielskie więzi z malarzem Delacroix pogłębiać się będą z upływem lat. Chopin znał się na malarstwie, Delecroix na muzyce. Obaj dostrzegali przenikanie się obu dziedzin, potrafili dyskutować godzinami. Zaprzyjaźnił się z poetą Heinrichem Heine. Była to przyjaźń od pierwszego wejrzenia, spotkały się dwie bratnie dusze. O ich przyjaźni Liszt napisał, że rozumieli się w pół – słowa i pół – dźwięku. Heine w recenzjach muzycznych nazywał Chopina Rafaelem fortepianu, uważał, że jego gra osiąga wyższy stopień wtajemniczenia i intymności. Słowa krytyki ze strony recenzentów były nielicznie i ginęły w morzu zachwytów, nawet Balzac, krytyczny wobec Chopina, nazywał go aniołem (krytycym Balzaca brał się głównie z zazdrości o panią Sand).

Przyjacielskie spotkania w gronie muzycznym, głównie te z Lisztem, Berliozem, Hillerem obfitowały w spory. Chopin swoim zwyczajem mówił nie wiele, ale gdy się z czymś nie zgadzał, nie krył tego, był konsekwentny w poglądach, nieustępliwy. Wszyscy byli romantykami, Chopin różnił się od innych tym, że był wychowany na Bachu, jego uważał za największego, za fundament, sedno muzyki. Bachowskich ćwiczeń nie akceptowali Berlioz i Liszt. Mozarta i Haydna, których Chopin stawiał w pierwszym rzędzie, Liszt i Berlioz jako programowi romantycy bagatelizowali. Chopin, w przeciwieństwie do innych, nie cenił mu współczesnych. Ani Schuberta, ani tego, który go tak kochał: Schumanna. Także Liszt nie znajdował w oczach Chopina uznania jako kompozytor. Wszyscy się jednak wzajemnie lubili, bawili, aczkolwiek w kwestiach muzycznych byli wobec siebie bezkompromisowi. Berlioz utwory Chopina uważał za usypiające i nudne, Chopin zanotował: Berlioz tworzy najpierw mnóstwo akordów, a potem wypełnia, jak umie, interwały.

W 1833 roku Chopin znowu zmienił mieszkanie, przeniósł się do droższej, modnej dzielnicy przy ulicy Chaussee d‘Antin 5. Mieszkania zmieniał często. W następnych latach mieszkać pod numerem 38 przy tej samej ulicy co poprzednio, potem przy rue Tronchet 5, rue Pigalle 16, Square d‘Orleans 9, Chaillot 74 i od jesieni 1849 roku przy Place Vendome 12, gdzie umarł. Mieszkania zmieniał w zależności od sytuacji finansowej. Prawie każde miało oddzielny salon z fortepianem. Mieszkanie, które wynajął w1833 roku było jednym z lepszych.Zakupił drogie meble. Przyjaciele ochrzczą to mieszkanie Olimpem. Tam odbywało się najwięcej koncertów. Dobywała się z niego boska muzyka. Komponował, uczył, coraz częściej koncertował, prowadził ożywione życie towarzyskie do późnych godzin nocnych i choruje. I nigdy nie zapominał o swoich. Chopin wspierał działalność różnych towarzystw emigracyjnych, które zresztą nie zawsze prowadziły uczciwą działalność. Nigdy nie odmówił pomocy. Nie był naiwny, zdawał sobie sprawę, że niektórzy wyłudzają pieniądze, reagował hojnością. Los rodaków był jego losem. Mawiał: Niech Bóg broni i zachowa, co się z naszymi dzieje!

Rosjanie mieli już tradycyjnie szeroko rozwiniętą sieć tajnych służb. W penetrowaniu środowisk emigracji polskiej mogli liczyć na pomoc francuskiej policji. Carscy tajniacy

Page 39: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

39

denuncjowali Polaków, którzy nie posiadali prawa stałego pobytu w Paryżu, za swoje usługi zyskiwali przychylność ze strony władz francuskich. Środowisko emigracji polskiej nie kryło swego stosunku do caratu. Rosjanie próbowali je rozbić. Światowa sława Chopina dotarła do cara Mikołaja I. Car zlecił ambasadorowi Rosji w Paryżu zaproponowanie Chopinowi przyjęcia stanowiska carskiego artysty - muzyka. Tytuł ten wiązał się z dożywotnią rentą, znacznej wielkości. Mieć go w swoim otoczeniu - to dopiero byłby sukces. Przyjęcie przez Chopina takiej „godności” otworzyłoby przed Rosjanami drogę do kół polskiej emigracji. Dość częste kłopoty finansowe Chopina, nawet przez moment nie podszepnęły pomysłu o przyjęciu tytułu carskiego muzyka. Przy każdej stosownej okazji manifestował swój nieprzyjazny stosunek do moskiewskiego zaborcy. Ambasada rosyjska w Paryżu uznała go za osobę kłopotliwą, niebezpieczną i wrogą. Wszelkie szanse na przyjazd do kraju zostały przekreślone raz na zawsze.

Tęsknił za rodziną. Nie mógł jej odwiedzić w kraju, zatem do spotkania z rodzicami doszło 15 sierpnia 1835 roku w Karlsbadzie. Uszczęśliwiony ojciec, Mikołaj Chopin nazajutrz pisał w liście do Warszawy: Dowiedziawszy się z listów moich, że mam jechać do Karlsbadu, chciał nam zrobić najmilszą z niespodzianek; porzucił swe zajęcia w Paryżu i kilka nocy jechał, żeby przybyć to przed nami. Nie zmienił się ani trochę… Wylewaliśmy łzy radości.

Po spotkaniu z rodzicami, Fryderyk w liście do sióstr tak dzielił radością: Nie do opisania nasza radość! Ściskamy się, a ściskamy, i cóż więcej można; szkoda, że nie wszyscy razem…Co piszę, to bez ładu; lepiej dziś nie myśleć: używać szczęścia, jakiego się dożyło. To jednak co mam dzisiaj. Ciż sami rodzice, zawsze ciż sami, tylko się mi troszkę podstarzeli. Chodzimy, prowadzimy panią Matulę pod rękę, rozmawiamy o Was, opowiadamy sobie, ile razy jedno o drugim myślało. Pijemy, jemy razem, każolujemy się, hukamy na siebie. Jestem au comble de mon bonheur. Też same zwyczaje, tez same ruchy, w których urosłem, taż sama ręka, której ja tak dawno nie całowałem… darujcie mi, ze niepodobna zebrać myśli i o czym innym pisać, jak o tym, żeśmy szczęśliwi w ten moment; żem miał tylko nadzieję zawsze, a dziś realizację tego szczęścia i szczęścia i szczęścia.

Spędzili trzy tygodnie, Fryderyk odwiózł rodziców do granicy, wspólnie jeszcze odwiedzili w Cieszynie hrabiostwo Thun – Hohenstein, poczym 14 września 1835 roku się rozstali, widzieli się po raz ostatni w życiu. Do Paryża wracał przez Drezno. Tu odwiedził rodzinę Wodzińskich, pochodzącą z Kujaw. Była to rodzina arystokratyczna, z bogatym drzewem genealogicznym. Chopin był już wcześniej zapraszany, teraz uwagę jego zwróciła szesnastoletnia Maria, jedna z córek, jej bracia byli kolegami Fryderyka z lat szkolnych. I tak oto w Dreźnie zrodziło się kolejne uczucie Chopina i myśl – pierwsza i ostatnia - o założeniu rodziny. Był od wybranki starszy 9 lat. Przed wyjazdem do Paryża zdążył wpisać do jej sztambucha początkowe takty Nokturnu Es – dur op. 9 nr 2 i sprezentował rękopis Walca As – dur, zwany pożegnalnym. Nie obyło się bez akcentu narodowego oraz obecności wszędobylskiej, tajnej agentury rosyjskiej. Podczas jednego z wieczorów Chopin zagrał Jeszcze Polska nie zginęła. Obecny na koncercie domowym pamiętnikarz Józef hr. Krasiński zanotował:

Chopin…grał dla nas swoje kompozycje, improwizował i wariował – a między tym zagrał „Jeszcze Polska nie zginęła” czyli „Mazur Dąbrowskiego” i z niego prześliczne swej kompozycji wariacje… Zachwycał nas cały wieczór – a za to nazajutrz rano zostałem przywołany do Ambasady Rosyjskiej i zapytany: Jak mogłem był w domu, gdzie śpiewano patriotyczne, rewolucyjne pieśni? Odpowiedziałem, że wcale nie

Page 40: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

40

rewolucyjne, lecz dawne, że wcale ich nie śpiewano, lecz Chopin grał wariacje na temat starego Mazura. Że nie wiedziałem, co on grać będzie, że na koniec, jak mogłem w cudzym domu rozkazywać muzykantowi, co i jak ma improwizować”. Nigdy nie zapomnę odpowiedzi: Jeżeli W Pan chcesz być wiernym Monarchy poddanym… toś był powinien takiego jak Chopin demagoga za drzwi wypchnąć!!!

Hrabiego Krasińskiego spotkała kara, nie przedłużono mu pozwolenia na pobyt i kazali z Drezna wyjechać. Chopin z Drezna udał się do Lipska. Zatrzymał się w nim na krótko, ale był owocny w przeżycia muzyczne. Czas spędził z Mendelssohnem, Schumannem i jego późniejszą żoną, młodą, piękną i świetną już pianistką Klarą Wieck oraz jej ojcem, znanym muzykiem Fryderykiem Wieckiem. Muzykowali we własnym gronie, gra Klary zrobiła na Chopinie duże wrażenie, wszyscy byli zachwyceni grą Chopina i jego utworami. Schumann – na długie lata zakochany w utworach i grze Chopina - entuzjastycznie opowiadał, że słuchając go nie wiedziałem po prostu, co się ze mną dzieje. W redagowanym przez siebie tygodniku muzycznym „Neue Zeitschrift fur Musik” oznajmiał: Był tu Chopin, lecz zabawił tylko parę godzin, które spędził w kole bliskich znajomych. Gra on zupełnie tak jak komponuje, to znaczy w jedyny sposób.

Mendelssohn do swojej siostry Fanny: Jest coś całkowicie oryginalnego w jego grze i jednocześnie jest w niej tyle mistrzostwa, że można go nazwać wirtuozem doskonałym.

W kwietniu 1836 roku w Lipsku ukazał się w druku Koncert f – moll. Chopin pisał go w 1829 roku, kierowany uczuciem do Konstancji Gładkowskiej. W 1836 roku dedykował go pięknej Delfinie Potockiej. Ukazanie się edycji lipskiej stało się okazją do napisania przez Schumanna na łamach własnego tygodnika, że Chopin dziedziczy po Beethovenie śmiałość ducha, po Schubercie ekspresję miłości, ale przede wszystkim jest sobą, wyróżnia go potężna i odrębna narodowość. Robert Schumann trafnie odczytał potęgę muzyki Chopina: Gdyby samowolny, potężny monarcha Północy wiedział, jak niebezpieczny wróg grozi mu w pełnych prostoty melodiach mazurków, zakazałby pewnie tej muzyki. Dzieła Chopina to ukryte wśród kwiatów armaty.

Po powrocie do Paryża chorował, długa jazda dyliżansem osłabiła jego wątły organizm. Chorował, jednak nie przestawał pracować. Szkicował nowe polonezy, nokturny, mazurki, ukazały się w druku między innymi Dwa nokturny, op. 27, Ballada G – moll, op.23, Dwa polonezy, op. 26. Drukowano go we Francji, Niemczech, Anglii. Zalotne listy od Marii Wodzińskiej ( zapytywała czy to on skomponował pieśń do słów: gdybym ja była słoneczkiem na niebie, nie świeciłabym, jak tylko dla ciebie), zamówienia od wydawców, liczne zaproszenia na wieczorne koncertowanie, słowem same sukcesy, a z drugiej strony atak choroby, wysoka gorączka, krwotoki. Rozeszła się nawet po Paryżu wieść o śmierci kompozytora.

Latem 1836 roku udał się do Marienbadu. Do Wodzińskich. Przyjęto go z radością. Tak mu się w każdym razie wydawało, zresztą mógł tak sądzić po zachowaniu Marii. Schumann starał się wykorzystać obecność Chopina w celach muzycznych, zaś król saski wyraził pragnienie, aby usłyszeć sławnego pianistę. Królowi odmówił, Schumanna unikał, w głowie miał co innego. Spędził z Wodzińskimi miesiąc. Oświadczył się, pani Wodzińska rezultat tych oświadczyn uzależniła od decyzji nieobecnego męża. Pożegnanie z Marią było czułe, obdarowali się pamiątkami, ale niebawem korespondencja stawała się coraz bardziej lakoniczna, z wyraźnymi sygnałami, że tak jak nie było oficjalnych zaręczyn, tak nic nie będzie z małżeństwa.

Page 41: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

41

Listy nadchodziły coraz rzadziej, w końcu nadzieje prysły, Fryderyk przeżył dość głęboko zawód miłosny. Plonem tej utraconej miłości stały się Etiudy As-dur i F – moll i być może również Cztery mazurki, op. 30, Scherzo B – moll, op. 31, Dwa nokturny, op.32.

Page 42: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

42

4. ROZKWIT TALENTU. PANI GEORGE SAND

Był koniec października 1836 roku. Wieczór u hr.Marii d‘Agoult – kochanki Liszta. Chopin poznał tam panią George Sand (Aurora Dudevent).Wtedy jeszcze małżeńska perspektywa z Marią Wodzińską nie była przekreślona. Pierwsza opinia Chopina o Sand: Poznałem wielką znakomitość, panią Sand, ale twarz jej niesympatyczna, nie podobała mi się: jest w niej coś odpychającego… Cóż za antypatyczna kobieta, ta pani Sand! Czy to naprawdę kobieta? Pozwalam sobie wątpić.

Istotnie styl bycia, męski ubiór i cygaro, z którym pani Sand się nie rozstawała mógł budzić u subtelnego estety, jakim był Chopin odruch niechęci. Spodnie, w których chodziła Sand miały swoją historię. Od młodych lat chodziła do opery i teatru, wtedy nie mogła sobie pozwolić na kupno drogiego miejsca w loży czy pierwszych rzędach. Na balkonie natomiast kobiety nie miały prawa siadać, aby nie odwracać uwagi mężczyzn. Więc młoda Sand uciekła się fortelu, nosiła się po męsku. I tak pozostało. Stworzyła wlasny styl bycia. Fryderyk patrząc na nią podczas pierwszego spotkania, miał prawo do wątpliwości, czy to naprawdę kobieta. Nie miał ich Heine, którego fascynowała ta ekscentryczna emancypantka skoro pisał, że miała oczy nieco zamglone i senne, łagodne i spokojne, uśmiech pełen dobroduszności. Była starsza od Chopina sześć lat. Gdy ją poznał w sercu jeszcze nosił Marię Wodzińską.

21 grudnia 1836 roku Chopin był świadkiem na ślubie przyjaciela Matuszyńskiego. Wigilię Bożego Narodzenia spędził z Mickiewiczem, Niemcewiczem i Jełowickim u Eustachego Januszkiewicza księgarza - wydawcy, który wspominał, że do pierwszej w nocy podpity Niemcewicz opowiadał o czasach Sejmu Czteroletniego, potem jak zawsze o tej porze, niezależnie od okoliczności Chopin grał, śpiewał, improwizował i tak wszyscy grą i serdeczną zabawą byli zajęci, ze nikt nie widział zorzy północnej, co nam przez pół godziny przyświecała. Niemcewicz w pamiętniku o pani Sand: Talent w niej pisania rzadki, znajomy wszystkim, życie wolne, niestety! Raczy jednak wierzyć w Boga, nieśmiertelność duszy i przyszłe lepsze życie. Opinia o religijności George Sand zdecydowanie przesadzona.

W ostatnich dniach lutego 1838 roku zagrał na dworze króla Ludwika Filipa w Tuileries. Słuchało go wybrane grono, gazeta muzyczna donosiła, że jego przebogate improwizacje stanowiły główną atrakcję wieczoru. Nie był to jedyny koncert, jaki Chopin dał na dworze królewskim, zawsze obdarzano go cennymi podarunkami, takimi jak srebrny pozłacany komplecik do herbaty, czy wazony sewrskie, innym razem otrzymał sewrską zastawę obiadową, każdy podarunek był opatrzony inskrypcją: Louis-Philippe, Roi des Français, a Frédéric Chopin. Charakterystyczne dla Chopina było to, że co prawda nie lubił koncertować publicznie, to jak wiemy, często brał udział w koncertach charytatywnych i okazjonalnych, zwłaszcza takich, które wspierały innych muzyków. W Rouen wziął udział w koncercie z okazji benefisu swojego warszawskiego druha i dyrektora Towarzystwa Filharmonicznego w Paryżu, Antoniego Orłowskiego. Zagrał Koncert e-moll i Poloneza Es-dur, op. 22. Znany recenzent Legouvé o Orłowskim wspomniał jednym zdaniem, do Chopina zwrócił się z apelem: Dalejże, Chopinie! Dalej! Niech Cię triumf zachęci! Nie bądź już egoistą, udzielaj swego pięknego talentu wszystkim, daj się poznać, kim jesteś, rozstrzygnij wielki spór dzielący artystów i kiedy padnie pytanie, kto jest pierwszym pianistą w Europie, Liszt czy Thalberg, pozwól wszystkim, podobnie jak i tym, którzy cię to słyszeli, zawołać – jest nim Chopin.

Jak należy słuchać Chopina, co wyraża jego muzyka i gra? Ujął to najlepiej Heine:

Page 43: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

43

Chopin nie znajduje satysfakcji w tym, że jego ręce są oklaskiwane przez inne ręce za ich zwinność. On ma większe aspiracje; jego palce są tylko sługami jego duszy, a jego duszę oklaskują ci, którzy słuchają go nie uszami, lecz duszą.

W końcu kwietnia 1838 roku George Sand obdarzy go tajemniczym wyznaniem: On sous adore…(ktoś Pana uwielbia). Chopin liścik przechowa do końca życia. Do historii przeszedł wieczór 13 grudnia 1938 roku. Został opisany przed trzech jego uczestników: markiza de Custine, Józefa Brzozowskiego i Ferdinanda Denisa. Brzozowski akurat przybył z kraju, Chopin zaprosił go ciekaw najświeższych wiadomości z Warszawy. Poza panią Sand i hrabiną d‘Agoult przyszli Heine, Liszt, de Custine, Potoccy, Grzymała, inni. Pamiętnikarze zachwycili się wyszukanym strojem pani Sand. Chopin pełniąc rolę gospodarza nie koncertował, co - jak podaje autor monumentalnych dzieł o kompozytorze, Mieczysław Tomaszewski - nie przeszkodziło Heinrichowi Heinemu ogłosił Europie, iż pianista z Warszawy jest nie tylko wirtuozem, lecz i poetą. Liszt, który potrafił dostrzec istotę wydarzeń zapisał, że był to wieczór, podczas którego Sand zdobyła Fryderyka: dosięgło go spojrzenie, którego moc obezwładniła go tak, że wpadł w sidła. Od pierwszych chwil była nim zachwycona:

Wszystko co w nim było wzniosłe, zachwycające, nawet wszystkie jego dziwactwa, czyniły go duszą wybranych towarzystwa, toteż dosłownie z rąk go sobie wyrywano, gdyż szlachetność jego charakteru, jego duma daleka od wszelkiej niesmacznej próżności i bezczelnej reklamy, dystynkcja i delikatność w obejściu czyniły z niego przyjaciela równie miłego, jak godnego zaufania.

Gorliwym opiekunem kompozytora był markiz de Custine, brał go na przejażdżki dla zaczerpnięcia zdrowego powietrza, był dobrze sytuowany, osobą opiniotwórczą w świecie artystycznym i politycznym. Admirował i stale podziwiał Chopina:

Osiągnął Pan wyżyny cierpienia i poezji; melancholia Pańskich utworów przenika głębiej do serc; słuchacz jest samotny z Panem, nawet wśród tłumu; to już nie fortepian, to - dusza, i jaka dusza!… Jedynie sztuka, tak jak Pan ją odczuwa, zdoła połączyć ludzi rozdzielonych realną stroną życia; ludzie kochają się i rozumieją przez Chopina.

Markiz pragnął otoczyć opieką Chopina, Sand nie ustawała „w zalotach”, natomiast Heine niezmiennie sławił wielkość przyjaciela ( nie zawsze podając ścisłe o nim dane). Po koncercie na rzecz uchodźców włoskich i ku czci zmarłego Vincenza Belliniego poeta pisał:

Jego palce są posłuszne jedynie jemu i są oklaskiwane przez tych, którzy słuchają nie tylko uszami, lecz duszą. Toteż jest ulubieńcem elity… Urodzony w Polsce, z rodziców Francuzów, wykształcenie kończył w Niemczech. Wpływ tych trzech narodowości złożyły się w nim na całość doskonałą… Polska dała mu zmysł rycerski i swoje historyczne cierpienie, Francja - lekkości, elegancję i wdzięk, Niemcy zaś - marzycielską głębię… Nic nie może dorównać tej radości, jaką nam daje, kiedy improwizuje na fortepianie. Wtedy już nie jest ani Polakiem, ani Francuzem, ani Niemcem, zdradza daleko wyższe pochodzenie; przybywa z krainy Mozarta, Rafaela, Geothego; jego prawdziwą ojczyzną jest królestwo poezji.

George Sand zabiegając o Chopina szukała wsparcia u Wojciecha Grzymały. Nie była czarownicą, jak ją określił Iwaszkiewicz, kierowało nią pragnienie zaopiekowania się młodym geniuszem i rodzące się uczucie. Sand w 32 - stronicowym liście do Grzymały pisała m.in.:

Page 44: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

44

Najchętniej ułożyłabym nasz p o e m a t tak, bym nie wiedziała nic, ale to nic, o jego życiu

c o d z i e n n y m, podobnie jak on o moim, żeby mógł kierować się swoimi zasadami religijnymi, artystycznymi, nie licząc się ze mną, i nawzajem; ale żeby wszędzie, w jakimkolwiek miejscu i chwili życia się spotkamy, dusze nasze sięgały szczytów szczęścia i doskonałości. Jestem przekonana, że kochając miłością wzniosłą, stajemy się lepsi, że nie tylko nie popełniamy występku, ale przeciwnie, zbliżamy się do Boga, źródła i ogniska miłości.

O rodzącym się związku między Sand a Chopinem, poza Grzymałą, wiedział na razie tylko przyjaciel obojga – malarz Delacroix. Podjął się namalowania tzw. podwójnego portretu. Dość niezwykle potoczą się dzieje obrazu. Latem 1838 roku sprowadził do swojego studia fortepian od Pleyela, jak wiadomo tylko na takim Chopin chciał grać. Widoczna jest na nim jedynie głowa kompozytora i ramiona. Artysta ma na sobie aksamitną, czarną marynarkę, białą koszulę z szerokim krawatem. Jest skupiony, oczy wyraźnie mówią, że gra. Pani Sand jest zwrócona do Chopina profilem, jakby słuchała jego gry, jest nią urzeczona. Malarz nie zapomniał włożyć w jej palce cygara. Zdaniem historyków sztuki obraz nie został dokończony. Miał się nie podobać Chopinowi i dlatego pozostał w pracowni Delacroix do jego śmierci. Potem obraz zaczął żyć własnym życiem. Ktoś zdecydował o jego podzieleniu na dwie części. Część płótna, z postacią Sand znalazła się w rękach prywatnego kolekcjonera i potem zawędrowała do Ordrupgaard Museum w Kopenhadze, Chopin trafił do Luwru i tam pozostał.

Przyjaźń Chopina z Delacroix wzięła się nie tylko ze wspólnych zainteresowań. Obaj żyli w poczuciu osamotnienia, Fryderyk tęsknił za ojczyzna, za bliskimi, Delacroix mimo szczęśliwego dzieciństwa również czuł się w życiu samotny. Przede wszystkim jednak łączyło ich podobne spojrzenie na sztukę, na muzykę, stała wymiana myśli związała ich. Obaj też w tym samym czasie wkroczyli w najbardziej twórczy okres w życiu.

Wyjazd na Majorkę (Chopin wyruszył 27 października 1838 roku, Sand wyjechała z dziećmi kilka dnia wcześniej) nie zwiastował mających nastąpić przykrych wydarzeń. Uderzyły one w Chopina, w jego zdrowie, czym obarcza się Sand. Istotnie to ona wpadła na pomysł wyjazdu na wyspę, której wcześniej nie znała, nie znała klimatu i panujących tam zwyczajów, i co najważniejsze nie mogła przewidzieć fatalnych skutków klimatu wyspy dla zdrowia kochanka. Po przyjeździe Chopin był zachwycony. Pisał do Juliana Fontany: Niebo jak turkus, morze jak lazur, góry jak szmaragd, powietrze jak w niebie.

Za kilka dni nawrót choroby był tak silny, że w liście do Fontany pisał rozpaczliwie, i jak to on – z pewnym sarkazmem i dowcipem : 3 doktorów z całej wyspy najsławniejszych: jeden wąchał, wąchał com pluł, drugi stukał skądem pluł, trzeci macał i słuchał, a jakem pluł. Jeden mówił, żem zdechł, drugi – że zdycham, 3-ci że zdechnę…

Martwił się głównie tym, że nie może pracować, choroba przykuła go łóżka. Niecierpliwie czekał na transport fortepianu Pleyela. Do Grzymały: To kraj diabelski, co się poczt, ludzi i wygody tycze. Niebo śliczne jak Twoja dusza; ziemia czarna jak moje serce.

Do Fontany: Tylko jeszcze fortepianu nie mam… Nie mów ludziom, żem chorował, bo zrobią bajkę.

Page 45: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

45

Trudno nie podziwiać Chopina, jego listy, które choć często chropowate, pisane skrótowo, z błędami, kryją jego słabość i siłę, gorycz i pragnienie życia.

Henryk Sienkiewicz pisząc o listach Chopina zauważył, że są szczere, lotne, bezpretensjonalne, co częstokroć czyni z nich prawdziwe perły literackie.

Maria Dąbrowska uważała, że miał talent pisarski. Urywki z jego listów – zauważa Mieczysław Tomaszewski – weszły w krwiobieg społeczny, są obrazowe, lapidarne, dowcipne: Co innego mi się śniło, ale się nie wyśniło; one mnie przed dobroć zaduszą, ale ja im tego przez grzeczność nie odmówię; czuję się jak skrzypcowa struna E napięta na basetli.

Chopin listów pisać nie lubił, pisał do Norberta Kumelskiego: wiesz, że wolę grać jak pisać. Do Wojciecha Grzymały: męka dla mnie pisać, nawet do Ciebie. Tyle rzeczy za piórem zostaje. Partytury – to było jego pisanie. Skądinąd Mickiewicz, choć był geniuszem poetyckiego pióra, za pisaniem listów również nie przepadał. Kompozytor nie lubił pisać listów a jednak pisał i to z literacką swadą. Tylko z panią Sand wymienił 400 listów. W czasach młodości regularnie, nieraz codziennie pisał do Tytusa Woyciechowskiego, we Francji, gdy przebywał w Nohant, do Wojciecha Grzymały słał instrukcje też prawie codziennie. Z rodziną w Warszawie miał stały kontakt. Nie było innych możliwości jak pisanie listów. Prof. Ryszard Przybylski w eseju „Myśli Chopina” zauważa:

Kiedy Chopin pisał list, miał tedy wrażenie, iż tworzy tekst ułomny. Poprawiał więc i skreślał, niekiedy dokładnie zamazując litery. A mimo wszystko przekazywał w ten sposób swoje własne przemyślenia. Ten skądinąd skryty i maskujący się człowiek tym razem jednak – użyję tu terminu Martina Heideggera – „pokazał się” w języku, w słowach i zdaniach. Nie mówił wszystkiego, czasem nawet kłamał, zwłaszcza wówczas, kiedy pisał rodzinie o swoim zdrowiu, niezmiernie rzadko się obnażał, ale przecież „się pokazywał”, „się wyjęzyczał”, aby z kolei użyć jego własnego terminu. Jakby nie biadolić, mamy tu więc do czynienia z najbardziej wiarygodnym obrazem myśli Chopina… język tych listów jest tylko pozornie językiem pisanym. W gruncie rzeczy mamy tu do czynienia z potocznym językiem mówionym.

George Sand popełniła błąd nie podejmując decyzji o wcześniejszym opuszczeniu wyspy. Sądziła, że najgorsze minęło, poza tym nazbyt zajęta była pisaniem powieści, chorobę artysty zbagatelizowała. Jednak nie była to decyzja świadoma, tak jak nikt wtedy nie był świadom jak groźna jest choroba płuc. Nie traktowano jej za zagrożenie dla życia, nie uważano jej za chorobą zakaźną, sądzono na przykład, że skutecznym sposobem na jej leczenie jest hartowanie organizmu. Choremu na gruźlicę Juliuszowi Słowackiemu zaaplikowano kąpiel w zimnym Atlantyku, po czym zmarł.

Geniusz nie poddawał się chorobie. Naszkicował Mazurka e – moll, nazwanego palmejskim, od Palmy, o której, gdy się w niej tylko znalazł pisał z zachwytem: Jestem w Palmie, między palmami, cedrami, oliwkami, pomarańczami, cytrynami, aloesami, figami granatami… W dzień słońce, wszyscy letnio chodzą i gorąco; w nocy gitary i śpiewy po całych godzinach… A moje życie, żyję trochę więcej… Jestem blisko tego, co najpiękniejsze. Lepszy jestem.

Po pierwszym ataku choroby, przyszło uspokojenie, po czym pogoda pogorszyła się jeszcze bardziej, nadeszły szalone burze, jedno, drugie urwanie chmury, ulewne deszcze – donosiła w jednym z listów Sand - trwały prawie bezustannie przez dwa miesiące. Teraz dopiero choroba pokazała, co potrafi. Reszty dopełniła miejscowa ludność, która – z jednej strony patrząc, bezwzględna, z drugiej rozsądna - nosicieli zarazków uznała za persona non grata i w tej sytuacji przybysze z Paryża przenieśli

Page 46: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

46

się do opuszczonego klasztoru kartuzów, który położony wśród skał okazał się najprzyjemniejszym miejscem na Majorce. Do Fontany:

Między skałami a morzem opuszczony ogromny klasztor Kartuzów, gdzie w jednej celi, za drzwiami, jak nigdy b r a m y w Paryżu nie było, możesz sobie mnie wystawić nieufryzowanego, bez białych rękawiczek, bladego jak zawsze. Cela ma formę trumny wysokiej, sklepienie ogromne… przed oknem pomarańcze, palmy, cyprysy… kwadratowy klak, do pisania ledwo mi służący, na nim lichtarz ołowiany… ze świeczką, Bach, moje bazgroły…cicho…można krzyczeć… cicho. Słowem piszę ci z dziwnego miejsca.

Słabiutki, chory Chopin, zdawał się niczym nie zrażać. Wielki geniusz wygrywał z trudami choroby. Szkicował utwory, pracował nad Preludiami. Nie gdzie indziej, jak właśnie na Majorce stworzył połowę z cyklu 24 Preludiów, op. 28. Tu uczynił z nich organiczną całość. Mieczysław Tomaszewski o tych skromnych miniaturach, będących arcydziełami pisze, że zespolone stworzyły mikrokosmos. Tworzy, choruje, walczy z przeciwnościami natury i przy tym chodzi twardo po ziemi, o czym świadczy list do producenta fortepianów Pleyela:

Przesyłam Panu nareszcie moje preludia dokończone na Pańskim pianinie… Poleciłem Fontanie, żeby wręczył Panu mój rękopis. Chcę za niego n a F r a n c j ę i Ą n g l i ę t y s i ą c p i ę ć s e t f r a n k ó w… Spostrzegłem, że nie podziękowałem Panu jeszcze za pianino i ze piszę tylko o pieniądzach – Stanowczo jestem człowiekiem interesu.

Gdy kolejna fala gwałtownych ulew zaatakowała wyspę, zapadła decyzja o opuszczeniu Hiszpanii. Atak choroby nie ustępował. Podróż statkiem do Barcelony zamieniła się w gehennę. Sand pisała, że dopłynął wypluwszy miednicę krwi i słaniając się jak widmo. W Marsylii odpoczywał trzy miesiące. W tamtejszym kościele Notre Dame du Mont zagrał na organach podczas podniesienia, na mszy żałobnej przyjaciela, śpiewaka Adolpha Nourrita, któremu kilka razy akompaniował, gdy wykonywał pieśni Schuberta.

George Sand pozostawiła liczne świadectwa dotyczące Chopina, jego stanu zdrowia i twórczości. W Histoire de ma vie o pobycie na Majorce pisała w romantycznym stylu:

Biedny wielki artysta był chorym nie do zniesienia. Stało się to, czego się tak bałam, niestety nie dosyć. Załamał się zupełnie. Mężnie znosząc cierpienie, nie umiał przezwyciężyć niepokoju własnej wyobraźni. Klasztor wydawał mu się pełen widm i strachów, nawet wtedy, gdy czuł się dobrze. Nie mówił o tym, trzeba było to samej odgadnąć. Wracając z dziećmi z nocnych wycieczek po ruinach, zastawałam go o dziesiątej wieczorem przy fortepianie, bladego, z błędnym spojrzeniem, z włosami jakby zjeżonymi. Trzeba mu było kilku chwil, żeby nas poznał… To tu skomponował Chopin najpiękniejsze z tych krótkich stronic, które skromnie nazwał preludiami. Są to arcydzieła. Niektóre wywołują wizje zmarłych mnichów i odgłos żałobnych pieni prześladujących artystę; inne są melancholijne i pełne słodyczy; przychodziły mu na myśl w godzinach słońca i zdrowia, wśród gwaru dziecinnych śmiechów pod oknem, przy dalekich dźwiękach gitary, przy śpiewie ptaków pod wilgotnym listowiem, na widok bladych różyczek rozkwitających na śniegu; jeszcze inne pełne są posępnego smutku i, czarując słuch, ranią serce. Jest jedno preludium, powstałe w ponury, deszczowy wieczór…Kompozycja Chopina, z owego wieczoru, była rzeczywiście pełna kropli deszczu odbijających się o dachówki pustelni, lecz w jego wyobraźni… przeobraziły się one w łzy, spadające z nieba na jego serce.

Page 47: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

47

Nohant leży w pobliżu La Chatre, 300 kilometrów na południe od Paryża. Posiadłość w Nohant kupiła w czasie rewolucji francuskiej babka George Sand – Maria Aurora de Saxe. Była ona córką marszałka Francji Maurycego de Saxe, syna księżnej de Koenigsmark – metresy króla polskiego Augusta II Mocnego. Ojciec George Sand , Maurycy Dupin, był oficerem napoleońskim, adiutantem marszałka Murata, matka – kobieta nadzwyczajnej urody – była córką sprzedawcy ptaków na bulwarach nad Sekwaną. Po raz pierwszy Chopin przyjechał tu w czerwcu 1839 roku. Zaczął się najbardziej owocny okres twórczości artysty. Z przerwami mieszkał tu z Sand prawie trzy lata. Ogółem spędził z nią prawie czwartą część życia i stworzył w tym czasie prawie połowę wszystkich swoich dzieł. Nohant przeszło do historii, jako miejsce, w którym twórczość Chopina rozkwitła największym blaskiem. Iwaszkiewicz uważa, że Nohant było dla niego namiastką tego, co bezpowrotnie stracił – namiastkę domu rodzinnego, za którym całe życie tęsknił. Czuł się w Nohant lepiej niż gdziekolwiek indziej, co nie znaczy, że choroba go opuściła, męczyły go ataki kaszlu, był słaby. I nie opuszczała go melancholia. Nęka go melancholia. Przyjedź i zbadaj puls jego nastroju – pisała Sand do Grzymały. Nie chodziło jej o jego stan zdrowia, lecz o to, co działo się w jego duszy, co było twórczym zmaganiem się, w Dziejach mojego życia pisała: Duchowe życie Chopina niczym i nigdy nie objawiało się na zewnątrz, stworzone przezeń arcydzieła były tylko niejasnym tajemniczym jego wyrazem, ale wargi artysty nigdy nie zdradziły przeżytych cierpień.

Musiało ją niepokoić, że nie otwierał się przed nią tak, jak to czynił przed swoimi: kiedyś przed Woyciechowskim, teraz przed Fontaną i Grzymałą, także Matuszyńskim. Zapraszała Grzymałę do Nohant licząc, że i ona na tym skorzysta, że nasz mały otworzy się i przed nią. On zaś nie krył się przed przyjaciółmi, dzielił się każdą myślą, przeżyciami, odkrywał przed nimi to, co dla twórców jest strzeżoną tajemnicą. W liście do Fontany pisał (jak zwykle, z lekko przymrużonym okiem)o twórczych zmaganiach podczas pracy nad jednym ze swoich arcydzieł: Ja tu piszę Sonatę si b mineur, w której będzie mój marsz, co znasz. Jest Allegro, potem Scherzo mi b mineur, marsz i finałek niedługi, może ze 3 strony moje; lewa ręka unisono z prawą ogadują marszu.

Prof. Mieczysław Tomaszewski rozszyfrowując ten passus uważa, że w Sonacie b – moll artysta zawarł te stany ducha, w których rozgrywa się walka między życiem a śmiercią… Narracja właściwa zaczyna się toczyć po owym gwałtownym i groźnym, przywołującym Dantego, otwarciu bramy. Toczy się w rytmie zdyszanym i wzburzonym…Ta muzyka nie mogła toczyć się inaczej: musiała doprowadzić do marsza… Pierwszy zarys marsza powstał przed Majorką, z inspiracji i emocji patriotycznych. Lecz później wpisały się w tę muzykę momenty najściślej osobiste. Mamy prawo sądzić, iż te, w których na Majorce śmierć zaglądała kompozytorowi do oczu.

W Nohant powstały między innymi mazurki tworzące opus 41. Krytycy uznali je za najpełniejszy wyraz geniuszu Chopina, spełniały one ponadto warunek stawiany przez romantyków: piękno zabarwione osobliwością – pisze Amerykanka Banita Eisler. Geniusz rzadko był z siebie zadowolony, tym razem - w dalszym ciągu listu do Fontany – przyznawał:

Wiesz, że mam nowe 4 mazurki: jeden e –moll palmejski, 3 tutejsze, H -dur, E- dur i cis- moll, zdaje mi się, że ładne, jak zwykle najmłodsze dzieci, kiedy rodzice się starzeją.

Podczas pierwszego letniego pobytu w Nohant artysta chciał skończyć wcześniej zaczęte utwory. Na Majorce rozpoczął szkicowanie III Scherza cis –moll, ukończył w

Page 48: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

48

Nohant. Pani Sand słuchała Chopina pracującego nad Scherzem (pracował w pokoju na piętrze od strony parku, obok mieściła się jej pracownia) i wtedy po raz pierwszy była świadkiem jego prawdziwej męki twórczej. Był obsesyjnym perfekcjonistą. Raz skomponowaną frazę zmieniał kilka razy, gdy chciał wrócić do pierwotnej wersji i nie potrafił znaleźć jej w pamięci, poszukiwał jej z chorobliwym uporem, aż do skutku. Pracował z nadludzkim wysiłkiem, i tak słaby organizm osłabiał jeszcze się bardziej, każdy minimalny przypływ energii wykorzystywał do maksimum - jak zanotowała Sand – rzucał się wręcz na fortepian, by komponować niektóre z najpiękniejszych kart swej muzyki. Sand przyznała się, że obserwując go doznawała uczucia pokory ( swoje powieści pisała szybko i pisała dużo). Pytała: dlaczego Chopin nie potrafi zachować w postaci nienaruszonej utworu, który wcześniej wymyślił w całości. Pani Sand zostawiła obraz jego zmagań twórczych:

Twórczość jego była cudowna, spontaniczna. Znajdował ją nie szukając i nie przewidując zawczasu. Twórcze natchnienie nawiedzało go, gdy siedział przy fortepianie, nieoczekiwane, doskonałe, wyniosłe, lub brzmiało już muzyką w jego głowie podczas jakiegoś spaceru, a wtedy spieszno mu było usłyszeć swą myśl wyrażoną przez instrument. Ale wówczas rozpoczynał się najboleśniejszy trud… nieustanne pasmo wysiłków, wahań, odruchów zniecierpliwienia, po to, by uchwycić niektóre szczegóły tematu swojej muzycznej idei. Chcąc ja zapisać, za bardzo analizował to, co stworzył jednym porywem myśli, a żal, ze nie jest ona, jego zdaniem, wystarczając jasna, wtrącał go w rozpacz. Całymi dniami zamykał się w swoim pokoju, spacerował po nim, płakał, łamał pióra, powtarzał i zmieniał setki razy jeden takt…

a nazajutrz zaczynał wszystko od nowa, z drobiazgowym, beznadziejnym uporem. Przesiadywał sześć tygodni nad jedną stronicą, aby w końcu zapisać ją tak, jak to nakreślił w pierwszym rzucie… Nie zawsze można go było nakłonić do porzucenia fortepianu, który częściej był jego udręką niż radością.

Poszukiwał ideału. Była to iście katorżnicza praca. Gdy napisał nowy utwór, natychmiast rodziły się wątpliwości, analizował, dzielił się z przyjaciółmi uwagami, formułował je – jak to u niego – zawile, mało czytelnie, widać jak się wewnętrznie miotał, szukał innych rozwiązań. Gdy napisał Impromptu Fis-dur op. 36 informował Fontanę, że jest to: może k i e p s k i e, jeszcze nie wiem, bo za świeże. Ale dobrze by było, żeby nie bardzo Ordowskie, albo Zimmermannowskie, albo Karsko-Końskie, albo Sowińskie, albo świńskie, albo inno-zwierzęce było, boby mi, podług mojej rachuby przynajmniej 800 fr. przynieść mogło.

W listach do Fontany, które są czasem żartobliwe, innym razem nostalgiczne, ukazuje się nam stan ducha artysty:

Szanuj mój manuskrypt i nie gnieć mi ani smól, ani drzej…bo tak kocham moje nudy pisanie…Dziś skończyłem Fantazją – i niebo piękne, smutno mi na sercu – ale to nic nie szkodzi. Żeby inaczej było, może by moja egzystencja nikomu na nic się nie przydała. Schowajmy się na po śmierci…Zresztą czas ucieka, świat mija, śmierć goni, moje manuskrypta Cię gonią. Z t y m s i ę n i e ś p i e s z, Kochanie, bo wolę, żeby w Lipsku czekali na nie, jak żeby na rue Pigalle zimno na przyjezdnym zastali, albo kurz, albo zaduch, albo wilgoć. O m o j e apartamenta się nie troszcz… Stara łysa głowa Twoja niech się spotka ze zwiędłym nosiłem moim i zaśpiewajmy sobie: Niech żyje Krakowskie Przedmieście! na nutę Bogusławskiego…

Artysta dbał o swoje interesy. Podczas corocznych, wakacyjnych pobytów w Nohant, słał do Paryża, najczęściej do Fontany, dokładne instrukcje dotyczące różnych spraw:

Page 49: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

49

sprzedaży rękopisów nut, wynajęcia nowego mieszkania i jego urządzenia, poszukania nowego służącego:

Moje Życie. Bardzo Ci dziękuję za Twoją poczciwą, przyjacielską, nie angielską, ale polską duszę. Wybierz papier, jak dawniej u mnie był tourterelle, tylko świecący, glansowany, na oba pokoje i zielony ciemny, nie szeroki sznur na szlak. Na przedpokój coś innego, porządnego. Jednakże, jeżeli jakie pilniejsze a m o d n i e j s z e są papiery, które Tobie się podobają i wiesz, żeby mi się też podobały, to weź. Wolę gładko, najskromniej i czyściuchno jak z w y c z a j n i e, o r d y n a r n o, e p i s i e r s k o. Dlatego perłowo mi się podoba bo ani k r z y c z y, ani ordynaryjno. Dziękuję Ci za pokój dla służącego, bo bardzo potrzebny. Teraz, co się mebli tycze, n a j d o s k o n a l e j z r o b i s z, jeżeli się tym zajmiesz. Nie śmiałem, jak Cię kocham, trudzić Cię tym ambarasem, ale kiedyś taki poczciwiec, zbierzże je i ustaw. Poproszę Grzym., żeby na przenosiny dał pieniędzy; sam mu o tym napiszę. Co się zaś tycze łóżka i biurka, trzeba by je dać odchędożyć ebeniście jakiemu. Papiery byś z biurka wyjął – gdzie indziej zamknął. – Nie potrzebuję Ci opowiadać, jak masz robić. Rządź, jak tylko Ci się podoba i jak potrzebnie Ci się zdawać będzie. Co zrobisz, wszystko dobrze będzie. Masz całe moje s z e r o k i e zaufanie. To jedno. Teraz drugie: trzeba, żebyś do Wessla pisał (wszakże Ty o Preludia pisał?...) Trzeba, żebyś mu pisał, że mam 6 nowych manuskryptów, za które chcę, żeby mi za każdy płacił teraz 300 franków (to jest ile funtów?...) – Napisz i odbierz odpowiedź. (Jeżeli myślisz, że nie da, to mi napisz wprzódy.)-Pisz mi także, czy Probst jest w Paryżu? Także przewąchaj jakiego służącego. – Jeżeli jaki Polak poczciwy, porządny. – Powiedz i Drzymale o tym.- Zgódź, żeby sam sobie jadł, nie więcej jak 80. – Będę ku końcowi 8-bra w Paryżu, nie prędzej. – Schowaj to sobie. – Ale materac elastyczny mojego łóżka trzeba by kazać naprawić, jeżeli niedrogo – jeżeli drogo, to nie trzeba. – Każesz krzesła i wszystko dobrze wytrzepać. – Niepotrzebnie Ci powiadam, bo sam wiesz, co masz robić. – Jasia uściskaj. Moje Życie, dziwnie mi czasem na sercu – niech mu P. Bóg da, czego mu potrzeba. – Ale niech się szwabić nie daje; choć z drugiej strony… t e r e b z d e r e kuku. Otóż największa prawda na świecie! I póki tak będzie, jak jest, zawsze Cię kochać będę, jako poczciwca, i Jasia, jako drugiego. – Ściskam Was obu – piszcie, a prędko. Wasz stary z dłuższym niż kiedy nosem.

Ch.

Jest w tych precyzyjnych instrukcjach coś niebywałego. Geniusz żył wszak w innym, swoim, tym genialnym świecie, a tu okazało się, że potrafił zająć się najbardziej prozaicznymi sprawami pod słońcem. Można mu zarzucić, że zachowywał się jak rozpieszczone dziecko, byłby to zarzut niedorzeczny. Wiedział, jaki chce mieć pokój i jakie stroje, ale sam tego nie potrafiłby zorganizować.Od tego byli przyjaciele, którym zresztą ich życzliwość wynagradzał. Zadziwia jednak precyzja przyjacielskich poleceń. Podobnych poleceń słał wiele.

Chopin grał, improwizował, najchętniej wśród swoich, ale przecież nie one, lecz koncerty publiczne przynosiły finansowe korzyści. Tych zaś jak wiemy Chopin nie lubił. Koncertowanie przed nieznanymi mu ludźmi, widownia, która pozostaje anonimowa, wszystko to napawało go lękiem. Lisztowi powiedział: Ja nie nadaję się do występów publicznych – audytorium mnie onieśmiela, duszę się w oddechach tłumów, paraliżuje mnie ciekawy wzrok, zmusza do milczenia widok obcych twarzy.

Po trzy letniej przerwie, wiosną 1841 roku zgodził się, czy to na skutek perswazji pani Sand, czy też z przyczyn finansowych, na publiczny występ. Przygotowaniami zajęła się Sand, zaś Chopin liczył, że się jej to nie uda. Udało się bardzo szybko, przed datą koncertu sprzedano trzy czwarte biletów. Sand: On nie chce afiszy, nie chce

Page 50: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

50

programów, nie chce wielkiego audytorium, nie chce, aby ktokolwiek z nim o tym rozmawiał. Jest tak całym wydarzeniem przerażony, że zaproponowałam mu, aby grał po ciemku, w pustej sali, na niemej klawiaturze.

Artystę uspokoiła informacja, że bilety na koncert w większości zostały zaoferowane i sprzedane przede wszystkim tym, którzy należeli do jego kręgu, do jego świata. Delacorix, mimo ostrego zapalania krtani i wysokiej gorączki, cały czas towarzyszył przyjacielowi przed koncertem. Odbył się 26 kwietnia w salonie Pleyela. Mistrz wykonał Balladę F-dur, III Scherzo etiudy, nokturny, preludia, mazurki. Był to wielki sukces artystyczny a także finansowy i towarzyski. Schody sali Pleyela wyłożono czerwonym dywanem. Jak relacjonował Liszt, widownię wypełniły najelegantsze damy, młodzi, wytwornie ubrani panowie, najsławniejsi artyści, najbogatsi finansiści, osobistości z najwyższych sfer, słowem cała elita towarzyska. Pani Sand z zadowoleniem informowała przyjaciół, że w dwie godziny, uderzeniami dwóch rąk zgarnął do kieszeni sześć tysięcy kilkaset franków pośród braw, bisów i tupotu najpiękniejszych kobiet Paryża. Poeta Stefan Witwicki z pewnym żalem pisał: Deklamujże swoje wiersze przez 3 kwadranse… i niech ci złożą za to 6000 franków.

Artysta wybrał bardzo trudny program, stanął u szczytu sławy. Koncert, nazwany przez recenzentów Wielkim Koncertem Chopina miał wielki ładunek patriotyczny. Na sali, poza elitą towarzyską Paryża, znajdowali się polscy uchodźcy. To dla nich zdawał się grać Poloneza zwanego Wojskowym z op. 40. Eisler w swojej amerykańskiej monografii o Chopinie, odtwarzając tamten wieczór pisze, że sygnał trąbki w trójwymiarowym rytmie był jakby hołdem składanym chlubnej przeszłości Polski i jej udręczonej teraźniejszości, był zarazem przywoływaniem nadziei. Jeden człowiek stał się zwiastunem przyszłego zwycięstwa. To Chopin: wątły, a zarazem twardy jak stal, zahartowany atakującą go chorobą, żywe wcielenie klęski i przemienionej w tryumfalne bohaterstwo.

Liszt znany z teatralnych gestów, które niektórzy wyśmiewali, pod koniec koncertu dostał się na estradę, przytulił wyczerpanego artystę i uniósł go. W entuzjastycznej recenzji pisał między innymi o wzajemnym oddziaływaniu tradycji i nowatorstwa w twórczości Chopina:

Jeszcze przed rozpoczęciem koncertu ludzie usadowili się na swoich miejscach, gotowi do słuchania i natężający całą uwagę, żeby nie uronić ani jednej nutki, ani jednego niuansu, ani jednej myśli tego, kto miał zająć miejsce przy fortepianie. I słuszny był powód owej zachłanności, wewnętrznego napięcia i nabożeństwa, bo ten, którego oczekiwano, którego chciano widzieć, słuchać, podziwiać, oklaskiwać, nie był tylko zręcznym wirtuozem, doświadczonym w sztuce dźwięku pianistą; nie był tylko artystą o wielkiej sławie, gdyż – będąc tym wszystkim, był czymś wiele więcej – był Chopinem… Muzyka to był jego język, język boski, w którym wyrażał wszystkie rodzaje uczucia… Tak jak innemu wielkiemu poecie, Mickiewiczowi, muza ojczyzny dyktowała mu swoje melodie. Lamenty Polski użyczały jego muzyce jakiejś tajemniczej poezji, która dla nas wszystkich, którzy ją naprawdę czują, nie może być z niczym porównaną…Nie szukając fałszywej oryginalności, jest tak samo świetny w stylu, jak i w pomysłach. Umie on nowym myślom nadać nowe formy.

Entuzjazm Liszta nie trafił jednak na przychylność Chopina. Końcowe zdanie recenzji brzmiało: Królem wieczoru… był Chopin. A oto reakcja Fryderyka: Królem tak, ale w obrębie s w e g o Cesarstwa. Wielu uznało, że Liszt nie wiedział, co zrobić z zazdrością, zamienił ją pochlebstwo. Na pewno od serca płynęły słowa markiza de Custine skierowane do Chopina: To nie fortepian, na czym Pan gra, to dusza. Kilka dni po koncercie w organie prasowym księcia Adama Czartoryskiego, Trzeci Maj

Page 51: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

51

ukazał się bardzo pochlebny artykuł o Chopinie. Gdy Chopin święcił swój kolejny triumf, w Warszawie zmarł Wojciech Żywny.

W salonie Pleyela Chopin dawał koncerty okolicznościowe, dobroczynne, na cele charytatywne. W koncercie, który odbył się 21 lutego 1842 roku w programie znalazła się Ballada As-dur, Preludium Des-dur op.28, Andante spianato z op. 22 i 3 mazurki. W licznych recenzjach pisano o skali geniuszu i duchowości artysty.

„La France Musicale”: Jego inspiracja jest natury poetyckiej, czuła i naiwna, bez karkołomnych rzutów rąk i diabolicznych wariacji; on chce mówić do serc, nie do oczu; on chce kochać, a nie zadziwiać. Spójrzcie: publiczność wpada w ekstazę i zachwyt; Chopin osiągnął swój szczyt.

„ Revue et Gazette Musicale de Paris”: Porządek połączony z bogactwem jest zawsze doskonały. A to jest cecha charakterystyczną utworów p. Chopina… Geniusz melodii jest tak wyrazisty, tak czuły, tak wytworny, styl jego harmonii jest tak bogaty, że już od razu pierwsze wrażenia, którym nie podobna się nie poddać, rozbrajają krytykę… Oklaskuje się nie tylko kompozytora, to przecież także wirtuoz, pianista czarujący, który potrafi nadać palcom cudowną wymowę, aby w wykonaniu naprawdę doskonałym obnażać całą swą żarliwą duszę. Klawiatura przeobraża się w zupełnie nowy instrument, posłuszny rozżarzonemu natchnieniu tego geniusza, czułego i namiętnego...Liszt i Thalberg, jak wiadomo, wywołują olbrzymie wrażenie, Chopin czyni to samo, ale w sposób mniej gwałtowny, mniej hałaśliwy, a to dlatego, że porusza w sercu struny bardziej intymne, delikatniejsze. Tamci wywołują egzaltację w sposób zdecydowany natężeniem dźwięków i gestów, on przenika w duszę głębiej; wzruszenia, które wywołuje, są bardziej skoncentrowane, bardziej przytłumione, mniej gwałtowne, lecz nie mniej zachwycające.

W Poznaniu, który już wówczas był znanym ośrodkiem życia muzycznego, twórczość Chopina była dobrze znana, głównie dzięki ukazujących się w druku jego dzieł. Poznański „Tygodnik Literacki”: Jak nie masz Polaka, który by nie umiał śpiewów historycznych na pamięć, tak przyjdzie czas, w którym Chopina dzieła przejdą w naród, bo są rodzime, niepokalane, czysto polskie.

Miesiące letnie spędzał w Nohant. Latem 1842 roku przyjechali Delacroix, Witwicki, uczennica i oddana sekretarka Chopina Maria de Rozières. Gdy znalazł się w swoim gronie żartował, głowę miał pełną pomysłów, założył domowy teatrzyk, sam chętnie odgrywał różne role. Z listów i notatek Delacroix:

Miejscowość jest urocza i trudno o milszych gospodarzy domu. Kiedy nie zbieramy się przy stole, przy bilardzie lub nie wychodzimy na spacery, przebywam w swoim pokoju lub wyleguję się na kanapie. Chwilami poprzez uchylone do ogrodu okno dochodzi powiew muzyki Chopina, zmieszany ze śpiewem słowików i zapachem róż, bo ten nie przestaje tutaj pracować…Prowadzimy niekończące się rozmowy z Chopinem… To najprawdziwszy artysta, jakiego zdarzyło mi się spotkać w życiu. Należy do tych rzadkich ludzi, których można czcić i podziwiać zarazem.

Słuchając gry przyjaciela na fortepianie, Delacroix miał wrażenie - pisał w jednym z listów - jakby to Bóg muzyką zstępował na jego boskie palce. Z „Dzienników” malarza dowiadujemy się, że obaj odczuwali głębokie powinowactwo duchowe. Delacroix przyznaje w nich, że z muzyki Chopina czerpał kolory. Kompozytor i malarz znaleźli wspólny język jak tworzyć, jak utrwalić kontur, tony, ulotne efekty, gdzie konieczne jest napięcie, delikatne muśnięcie nuty, pędzla. Z Delacoix i Heinem, z malarzem i poetą, Chopinowi rozmawiało się o twórczości, o sztuce, o życiu najlepiej, należy do tego grona włączył jeszcze Norwida. Po wyjeździe malarza z

Page 52: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

52

Nohant, Chopin pisał do wiolonczelisty Franchomme, iż genialny malarz jest najcudowniejszym artystą,,, spędziłem z nim urocze chwile. Uwielbia Mozarta, zna wszystkie jego opery na pamięć. Delacroix malował i rysował przyjaciela. Pozostawił portret olejny Chopina, rysunki, w tym studium głowy i profil w kostiumie Dantego, z wieńcem laurowym na skroniach.

Na każdy powrót Chopina z Nohant czekali niecierpliwie jego uczniowie. We wrześniu 1842 roku przyjechały do Paryża uczennice z Rosji, aby się dostać do artysty pojawiły się z referencjami od ważnych osób. Jeden z polecających pisał do Chopina: Czy Pan wie, że diabelnie Panu zazdroszczę? Wszędzie, gdzie się tylko obrócić, wszystko co nosi miano kobiety mówi o Chopinie: Czy Pan zna Chopina? Boże, jak ja bym chciała go poznać!

Uczniowie byli różni, zdolni, oddani, uczennice często zakochane, wścibskie. Jedną z jego uczennic była dziewiętnastoletnia Zofia Rosengardt, córka napoleończyka i uczestnika powstania listopadowego. Prowadziła dziennik, w którym opisała nastroje mistrza. Były zmienne. Wyprowadzały go z równowagi pozornie drobne wydarzenia. Gdy przyszła na lekcję w niewłaściwym terminie wpadł w furię, gdy zapomniała nut, użył pod jej adresem ostrych słów. Gdy zagrała nokturn, był tak niezadowolony, że chodził po salonie z kąta w kąt. Gdy niewytrzymała jego surowych uwag, wybuchła płaczem i nagle Chopin uśmiechnął się a po zakończeniu lekcji podarował jej nuty jednego ze swych utworów z dedykacją: Pannie Rosengardt za to, że bardzo wielkie dziecko. F. Chopin. „Wielkie dziecko”( wkrótce Chopin będzie świadkiem na jej ślubie) opisało go w liście do rodziny:

Dziwny, niepojęty człowiek! Nigdy wyobrazić sobie nie można istoty zimniejszej, obojętniejsze na wszystko, co go otacza. Dziwna mieszanina w jego charakterze, próżny, dumny, lubiący zbytek, a przecież nie interesowny – dla największych zbytków nie poświęci najmniejszej swojej fantazji, kaprysu – grzeczny do zbytku, a przecież jest tam tyle ironii, tyle złośliwości ukrytej! Biada temu, kto się da na tę wędkę złapać. Rzut oka nadzwyczajnie bystry, każdą śmieszność uchwyci i zręcznie wyśmieje. Dowcipu, rozumu naturalnego bardzo wiele, często znów ma chwile dzikie, przykre, złe, gniewne, w których łamie krzesła, tupie nogami. Kaprysi jak popsute dziecko, łaje uczennice, zimno traktuje przyjaciół. Najczęściej są to dnie albo cierpień, osłabienia fizycznego albo kłótnie z panią Sand.

3 maja 1844 roku zmarł Mikołaj Chopin. Fryderyk na wiadomość o śmierci ojca zareagował po swojemu. Zawsze, gdy mu było bardzo źle uciekał od ludzi, zamykał się przed nimi, po stracie ojca wpadł w rozpacz, z nikim nie chciał się spotykać. Nie miała do niego dostępu Sand, ani wiolonczelista Franchomme, który przyszedł go odwiedzić z nadzieją ukojenia bólu przyjaciela. Śmierć ojca zrywała kolejną więź z domem rodzinnym. Samotność stawała się jeszcze głębsza, była nieodwracalna. W liście do Warszawy poprosił o bardzo dokładny opis ostatnich dni i godzin życia ojca.

George Sand – ta zimna, jak ją postrzegało wielu, zajęta sobą kobieta, patrząc na cierpiącego Fryderyka napisała list do jego matki:

Szanowna Pani, sądzę, że nie zdołam niczym pocieszyć najlepszej matki mego kochanego Fryderyka niż zapewnieniem o męstwie i panowaniu tego godnego dziecka. Pani wie, jak głęboki jest jego ból i jak cierpiąca jest jego dusza; lecz dzięki Bogu nie jest chory, a za kilka godzin udajemy się na wieś, gdzie nareszcie wypocznie po tym tak strasznym przejściu. Myśli tylko o Pani, o swych siostrach, o wszystkich swoich, których kocha tak gorąco i których smutek go niepokoi i przejmuje tak jak jego własny. Przynajmniej niech pani ze swej strony nie niepokoi

Page 53: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

53

się tym, że on jest bez opieki. Nie mogę mu odjąć tego cierpienia, jest ono tak usprawiedliwione, tak głębokie i tak długotrwałe; lecz mogę dbać o jego zdrowie i otaczać go takim przywiązaniem i troskliwością, jakby to czyniła Pani sama. Jest to najmilszy obowiązek, jestem szczęśliwa, że mogę go wziąć na siebie, nigdy mu tego nie uchybię. Obiecuję to Pani i mam nadzieję, iż Pani będzie ufała mojemu oddaniu dla niego. Nie twierdzę, że nieszczęście Wasze dotknęło mnie tak, jak gdybym znała tego wspaniałego człowieka, którego opłakujecie. Moje współczucie, choć tak bardzo szczere, nie jest w stanie złagodzić tego straszliwego ciosu, lecz donosząc Pani, że poświęcę me dni Jej synowi i że uważam go za swego własnego syna, wiem, iż mogę choć pod tym względem trochę uspokoić Pani duszę. Toteż pozwoliłam sobie napisać do Pani, by Jej powiedzieć, że Jej – jako uwielbianej matce mego najdroższego przyjaciela – jestem głęboko oddana.

George Sand

Nadto zaprosiła do Francji, do Nohant siostrę Chopina, Ludwikę z mężem. Fryderyk nie krył wdzięczności. Pani Sand szukała różnych sposobów, aby zdobyć zaufanie Fryderyka i jego najbliższych. Chciała go ukoić, gdy po śmierci ojca znalazł się w depresji. Jednak Chopin doskonale wiedział, że z powodu związku z panią Sand, który nie był usankcjonowany ranił matkę. Sam też przez to był zraniony. Matka – pisze prof. Tomaszewski – stanowiła dla niego daleki, lecz niewzruszony punkt odniesienia. Nie tylko uczuciowy, również moralny. George Sand irytowały powody tego stanu rzeczy. Nie kryła wzburzenia wypominając Chopinowi wobec osób trzecich wyniesione przez niego z domu przekonania religijne.

Wieczór Wigilijny, 1845. Fryderyk w liście do rodziny: Dziś Wigilia Bożego Narodzenia, nasza Panna Gwiazdka. Tutaj tego nie znają. Jak zwykle obiad jedzą o 6-tej, 7-mej albo 8-mej, a tylko niektóre domy protestanckie zachowują zwyczaje… Wszystkie domy protestanckie zachowują Wigilię Bożego Narodzenia, ale zwyczajny paryżanin nie czuje różnicy między dziś a wczoraj. Tutaj smutna Wigilia, bo chorzy i doktora żadnego nie chcą…Że jak kaszlę nieznośnie, to nic dziwnego, ale Pani Domu ( tak w listach nazywał panią Sand – JK) tak zakatarzona i gardło ją boli, że musi ze swego pokoju nie wychodzić, co ją mocno niecierpliwi. Im więcej zdrowia zwykle się ma, tym mniej cierpliwości w cierpieniu fizycznym… Ja się często pytam siebie, jakby ludzie niecierpliwi mogli żyć pod niebem jeszcze niegodziwszym jak tutejsze. Czasem za parę godzin słońca dałbym parę lat życia.

Zimą 1845/ 46 ciągle zapadał na zdrowiu, chore płuca nie dawały mu spokoju, ale siłą nadzwyczajnej woli komponował. Lekarz pozwalał mu pić wodę z winem, artysta wolał butelkę bordeaux bez wody, posyłał po nią Delacorix. Gdy tylko poczuł się lepiej udzielał lekcji, dał koncert w Hôtelu Lambert. Ataki kaszlu nasilały się, pluł krwią. Wreszcie pojechał na rekonwalescencję do przyjaciela Franchomme‘a. Po powrocie przyjmował gości, przyszli książę Adam Czartoryski z żoną, księżna Sapieżyna, Delacorix, zresztą malarz bywał u niego stale. Podczas pobytu gości, osłabiony zasiadał do fortepianu i koncertował do północy. Delacroix w „Dzienniku” zanotował: Mam teraz niekończące się rozmowy z Chopinem, którego bardzo lubię i który jest człowiekiem bardzo niepospolitym: jest to najprawdziwszy artysta, jakiego w życiu spotkałem. Jest on z tej niewielkiej liczby artystów, których można i podziwiać, i szanować. Zasługą Delacorix było przede wszystkim namalowanie portretu kompozytora, najlepszego ze wszystkich, jakie zostały namalowane. Zdaniem Iwaszkiewicza: ta synteza boleści, natchnienia i szlachetności jest jednym z najbardziej wzruszających portretów w historii malarstwa. Pisarz odmawia

Page 54: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

54

jakiejkolwiek zasługi pani Sand, uznał, że w ogóle nie znała się z na muzyce a jej oceny twórczości Chopina były mętne i dziecinne.

Lato i jesień 1846 Chopin spędził w Nohant. Był to jego ostatni w nim pobyt. Długi, burzliwy i chorowity. Jakoś mi nie idzie, ale muszę się z tym pogodzić. Kaszlę wystarczająco. Miałem znowu krwawienie, ale to nic.

Do Franchomme‘a: Robię wszystko co w mej mocy, aby pracować… a jak tak dalej będzie, to moje utwory nie będą przypominały ś w i e r g o t u ż o ł n, ani nawet dźwięku t ł u c z o n e j p o r c e l a n y. Muszę się z tym pogodzić.

Niesiony wielkością geniuszu, w walce z śmiertelną chorobą – zwyciężał. Siadał do fortepianu. Tworzył i improwizował. Ukończył Nokturny op. 62 i Sonaty g – moll op. 65. Franchomme‘owi wysłał trzy rękopisy: Barkaroli op. 60, Poloneza-Fantazji op.61 i Nokturnów op. 62. Wątły, blady, kaszlący, kruchy Chopin, przy fortepianie przeradzał się w demona geniuszu. Jeden z wieczorów w Nohant opisała Eliza Fourniher:

Zasiadł do gry i niemal do północy bez przerwy wiódł nas wedle swej chęci od nastrojów pogodnych do smutku, od radości do powagi… Znakomita prostota, słodycz, dobroć i dowcip.

W tym ostatnim rodzaju zagrał nam parodię opery Belliniego, z której śmieliśmy się bez miary…a modlitwa Polaków w nieszczęściu… wycisnęła łzy z oczu; potem etiuda z motywem dzwonu na alarm, która wprawiła nas w drżenie; potem marsz żałobny, tak poważny, tak posępny, tak bolesny. Na koniec z uniesieniem mówił o wszystkich czarnych czynach Mikołaja i o chęci wskrzeszenia Polski.

W listach do rodziny Chopin o chorobie wspominał bardzo rzadko. Pisał o tym, co było dla niego najważniejsze: Z mojej Sonaty na wiolonczelę rad jestem kontent, drugi raz nie. W kąt rzucam, potem znów zbieram. Mam nowe trzy mazurki, nie myślę, żeby ze starymi dziurami, ale na to czasu trzeba, żeby dobrze sądzić. Jak się robi, to się dobrze zdaje, bo się inaczej by nic nie napisało. Dopiero później refleksja przychodzi i odrzuca albo przyjmuje. Czas to najlepsza cenzura, a cierpliwość najdoskonalszy nauczyciel.

Lubił Nohant, gdy tu przebywał ożywały obrazy i wspomnienia z wakacji spędzanych na Mazowszu i Kujawach. Liszt pisał: Życie na wsi tak mu odpowiadało, że aby go używać, Chopin zgadzał się na towarzystwo, które go nie bardzo cieszyło…Ledwie przybywał na wieś, zaledwie otaczały go ogrody, drzewa, trawy i kwiaty, zdawał się całkiem zmieniać, stawał się innym człowiekiem. A poza tym lubił na wsi pracować.

Nohant było miejscem, gdzie talent Chopina rozwijał się najpełniej. Przebywał tu każdego lata i jesienią od 1839 do 1846 roku W Nohant napisał 37 opusów spośród 65 wydanych za życia. Z George Sand spędził 9 lat, jedną czwartą swojego życia. W tym czasie napisał prawie połowę swoich utworów. Te fakty są godne przypominania. Obecności Sand w życiu Fryderyka być może nie należy demonizować.Trudno jednak przypuszczać, aby ich związek nie miał żadnego wpływu na rozwój twórczości artysty. Kłócili się i darzyli żarliwym uczuciem. Napisali do siebie 400 listów. Pierwsze listy od Sand, Fryderyk wklejał do albumu, obok listów najbliższych mu osób z kraju.

Z Nohant wrócił do Paryża sam, w połowie listopada 1846 roku. Zaczął dużo czasu poświęcać przyjaciołom i uczniom. 28 listopada 1846 roku był świadkiem na ślubie uczennicy, owej Zofii Rosengardt z poetą Bohdanem Zaleskim (przyjaciel Fryderyka - skomponował dwie pieśni do słów Zaleskiego: Dwojaki koniec i Nie ma czego trzeba). Chopin nadal uczestniczył w stałych sobotnich spotkaniach w Hôtelu

Page 55: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

55

Lambert ( nie mówiąc o tych, które mialy miejsce okazjonalnie w innych dniach tygodnia). Nieodłączny towarzysz rozpadającej się już pary, Delacroix namalował na kopule Pałacu Luksemburskiego podobizny Sand i Chopina, jako Dantego i Aspazji. Związek Chopina z Sand zbliżał się do końca. Do całkowitego zerwania dojdzie, gdy artysta stanie po stronie Solange – córki Sand, w jej konflikcie z matką. Gdy nadeszły święta Bożego Narodzenia 1847, jak zwykle z tej okazji, zasiadł do pisania listu do rodziny, tym razem podzielił się goryczą, po rozstaniu z panią Sand:

Wigilię onegdaj jak naprozaiczniej spędziłem, ale o Was myślałem. Wam życzenia najpoczciwsze jak co rok… Dziwne stworzenie przy całym rozumie! Jakiś szał napadł: bruździ w życiu swoim, bruździ w życiu córki; z synem także się niedobrze skończy, co przepowiadam i podpiszę… Nie żałuję, żem pomógł jej osiem lat znieść najdelikatniejszych w jej życiu, wtenczas, kiedy córka rosła, a syn się przy matce chował; nie żałuję wszystkiego, com zgryzł, ale żałuję, że córkę, tę dobrze przepielęgnowaną roślinę, uchowaną od tych wichrów, w ręku macierzyńskim, złamała przez nieroztropność i lekkość, która może uchodzić kobiecie

20-letniej, ale nie 40-letniej. Co było a nie jest nie pisze się w rejestr. Pani S. nie może mieć dla mnie, tylko dobre wspomnienie w duszy, jak się kiedyś obejrzy za sobą.

Coraz słabszego zdrowia, pracował jeszcze usilniej. Po przyjeździe z Nohant do Paryża, tak jak kilka lat temu, udzielał do pięciu godzin lekcji dziennie. W liście do rodziny:

Dziś się o 7-ej obudziłem; przyszedł mój uczeń Gutman, żebym dziś o jego wieczorze nie zapomniał… muszę dać lekcję młodej Rothschildowej, potem jednej m a r s y l c e, potem

A n g i e l c e, potem S z w e d c e i przyjąć o 5-ej jedną familię z Nowego Orleanu, którzy od Pleyela rekomendowani. Potem na obiad do Léo, na wieczór do Perthuisów i spać, jeżeli będzie można.

Uczennica Friederike Müller – Streicher w prowadzonym przez siebie „Dzienniku” opisuje wysiłek fizyczny i umiejętności pedagogiczne artysty:

Słaby, blady, kaszlący, często zażywał krople opium z cukrem lub pił wodę żywiczną, nacierał czoło wodą kolońską, a mimo to uczył cierpliwie, wytrwale, z podziwu godną gorliwością…W Paryżu ludzie mnie straszyli opowiadaniami o tym, jak to Chopin każe ćwiczyć Clementiego, Hummla, Cramera, Moschelesa, Beethovena i Bacha, ale nie jego własne utwory. Tak wcale nie było. Oczywiście, musiałam z nim ćwiczyć kompozycje wymienionych mistrzów, ale żądał też bym grała nowe i najnowsze utwory Hillera, Thalberga, Liszta itd. I zaraz na pierwszej lekcji rozłożył przede mną swe cudne preludia i etiudy.

Był nie tylko w dalszym ciągu rozchwytywanym, lecz teraz najdroższym nauczycielem w Paryżu, rodakom udzielał lekcji darmowo. Był zarazem nauczycielem bardzo sumiennym. Uczył także wybitnych, już koncertujących pianistów, którzy przyjeżdżali do niego z całej Europy, nawet z Rosji. Liczne grono uczniów stanowiły kobiety w różnym wieku z arystokracji, zasobne żony i córki bankierów. Najzdolniejszą uczennicą była księżna Marcelina Czartoryska. Była jego uczennicą, dobrą opiekunką, nie odstępowała go w trudnych chwilach, podobnie jak jej mąż książę Adam.

W Hôtelu Lambert bywał coraz częstszym gościem. Każdy jego pobyt u Adama Czartoryskiego kończył się koncertowaniem, czy z okazji imienin księcia, które zbiegały się z Wigilią, czy podczas wielkiego balu karnawałowego. Jeden z takich

Page 56: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

56

wieczorów w Hôtelu Lambert utrwalił na rysunku Cyprian Kamil Norwid, widzimy na nim Chopina słuchającego gry swojego ucznia. W salonie Delfiny Potockiej grał w gronie polskich przyjaciół. U siebie chętnie oorganizował koncerty na cześć hrabiny Potockiej. Na jednym z nich grał w duecie z wiolonczelistą Franchommem. Byli obecni Czartoryscy i księżna Wirtemberska. Jedną z uczennic została piękna arystokratka Maria Kalergis, która zawładnęła sercem Norwida.

Brano mu za złe to salonowe koncertowanie i przebywanie wśród arystokracji, salonów królewskich nie wyłączając. Patrzył na to niechętnie nie tylko Mickiewicz i Słowacki. Węgierski pianista Stephen Hellen pisał do Schumanna: W ogóle nie widziałem Chopina. Po uszy siedzi w bagnie arystokratycznym… woli wysokie salony niż wyniosłe szczyty.

Takie traktowanie salonowych upodobań Chopina, nazywano go przecież słynnym dandysem salonowym, to przykład oceniania po pozorach, postrzegania po zewnętrznym wyglądzie, nie zaś po tym, co działo się wewnątrz, w sercu artysty. Był delikatny i wrażliwy. Jego delikatna osobowość znajdowała schronienie na salonach Czartoryskich, Radziwiłłów, hrabiny Potockiej, barona Rotschilda i markiza de Custine, nie znajdował go zaś w masowej widowni. Uciekał przed nią. Zakładał salonowy kostium, aby ukryć się przed reakcją tłumu, nawet aplauz nie zawsze bywa stosowny. Węgierski pianista Hellen w dalszej części listu do Schumanna przyznał, że choć drażni go salonowość Chopina, to przecież w sposób niepowtarzalny tworzy on całkiem w innym duchu, to jest bardzo pięknie i głęboko.

Chopin chętnie grał w salonach arystokratycznych, ale tych, które on sam wybierał. Grał w Hôtelu Lambert, gdyż miał tam widownię kochającą muzykę i znającą się na niej. Gdy jednak musiał grać w salonach angielskich i szkockich lordów i pań z arystokracji, przyjmował zaproszenia niechętnie, niektóre odrzucał. Tam, gdzie nie ma duszy, tam nuty grają fałszywie. Gdy zasiadał do fortepianu, niczego nie udawał, gdy zdarzyło się, że widownia go czymś zraziła, a działo się to w mniejszym gronie, przestawał grać. Nie czekał na oklaski, wybierał salonowe, arystokratyczne towarzystwo, gdyż było ono, obok najbliższego grona rodaków, najlepsze z możliwych. W Anglii i Szkocji, gdzie kultura muzyczna stała na niskim poziomie przeżył jako pianista dramatyczne momenty. Gdy zaczynał grać, wkraczał w przestrzeń, nie z tego świata. Ten, kto ją zakłócał stawał się intruzem. Jeśli coś mam przed oczami, co mię interesuje, mogą mię konie rozjechać i nie będę wiedział – pisał do Woyciechowskiego. Z Nohant do rodziny: Jestem jak zwykle w jakiejś dziwnej przestrzeni. – Są to zapewne owe espaces imaginaires.

Te przestrzenie wyobraźni – to nie była żadna choroba. To był tajemniczy znak geniuszu. Nie można tego racjonalnie wyjaśnić. George Sand stwierdziła, że tej jakiejś dziwnej przestrzeni, po prostu nie umiał okiełznać. Po skończeniu pracy nad szkicowaniem preludiów, nie potrafił przez dłuższy czas przejść do rzeczywistości. Podobnie, tyle, że po zakończeniu improwizacji – wspominała Müller-Streicher - długo odnajdywał się w rzeczywistości, zachowywał się, jakby przebywał w innym świecie. Pewnego razu do salonu po cuchu wszedł służący i położył na pulpicie jakiś list. Chopin z głośnym okrzykiem przerwał grę swą grę, a włosy stanęły mu dęba. Seneka w dziele „O pokoju duszy” cytuje powiedzenie Arystotelesa, że nie było żadnego wielkiego geniusza bez domieszki obłędu.

Page 57: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

57

5. ŚWIAT U STÓP GENIUSZA

Amerykanie umieścili Fryderyka Chopina na światowej liście sześciu największych geniuszy drugiego tysiąclecia. Heinrich Heine zastanawiając się nad najwybitniejszymi kompozytorami i pianistami epoki, w której żył, na pierwszym miejscu postawiał Chopina:

Przy Chopinie zapominam o doskonałości samej gry i pogrążam się w słodkiej otchłani jego muzyki, w bolesnych powabach jego tak bardzo głębokich, a tak subtelnych dzieł. Chopin jest najpiękniejszym, genialnym kompozytorem i można dziś zestawiać jedynie z Mozartem lub Beethovenem lub Rossinim.

Czapki z głów, panowie, oto geniusz! - Hut ab, ihr Herren, ein Genie! Słów tych jako pierwszy użył Robert Schumann, gdy pisał o Chopinie w recenzji, pod tytułem Ein Opus

II z Wariacji opus 2 Chopina, na temat z Don Juana Mozarta. Recenzja ukazała się w „Allgemeine Musikalische Zeitung” 7 grudnia 1831 roku. Chopin miał wtedy 21 lat. Za lat kilka Schumann napisze w „Neue Zeitschrift fur Musik” , że dzieła Chopina to ukryte wśród kwiecia armaty. Chopinowskich armat lękali się carowie, przestraszyli się ich Niemcy w czasie II wojny światowej.

Kunszt warsztatowy, oryginalność twórczą Chopina tak ujmuje Camilie Bourniguel (autor hasła “Chopin”, w “Larousse de la musigue“): W istocie on sam wszystko wynalazł: samego siebie, swoje źródła i - częściowo - fortepian. Instrument, który dał się usłyszeć po raz pierwszy z taką mnogością niuansów i brzmień i który poprzez niego się objawiał. A jednocześnie, od najpierwszych jego dzieł, objawiały się i głos wewnętrzny, i wymagania stawiane metodzie, i styl, które już do niego wyłącznie należą… Znakiem jego geniuszu było, że - mając dziewiętnaście lat - doznał olśnienia ową dbałością o metodę, a zarazem transcendencją, kiedy komponował swą pierwszą Etiudę.

Komponował siedząc przy fortepianie. Najdrobniejszy pomysł natychmiast sprawdzał. Był pedantyczny. Do improwizowania nie wystarczyło pierwsze lepsze pianino. Musiał to być sprawdzony fortepian, najlepiej Pleyela. Komponował i grał. Był wielkim kompozytorem i największym improwizatorem swoich czasów. Jedno było splecione z drugim. Improwizując mógł pozwolić sobie na wiele, grając szalał. Gdy zapisywał nuty, gdy tworzył wymagał od siebie nadzwyczajnej precyzji, obsesyjnie dążył do doskonałości, do osiągnięcia absolutnej prawdy muzycznej. Ale nawet, gdy doszedł na sam szczyt, nie był z siebie zadowolony. Delacroix w „Dzienniku” : Wracałem z Grzymałą rozmawiając o Chopinie. Grzymała mówił, że jego improwizacje były znacznie śmielsze niż ukończone dzieła. Rzecz ma się tu niewątpliwie tak samo, jak ze szkicem i obrazem skończonym. Nie, nie psuje się obrazu kończąc go!

Zmaganie się z warsztatem, z twórczą materią. Chwile zwątpienia. To ciągłe poszukiwanie, wdrapywanie się, zdobywanie niedostępnych szczytów. Tylko najwięksi z największych sięgają doskonałości. Od dziecięcych lat był kruchy. Stawał się mocarzem, gdy zasiadał do fortepianu, aby grać własne utwory Chopin bez wysiłku improwizował, grając zachowywał się swobodnie, zaś podczas szkicowania utworu, podczas pracy nad nim, gdy komponował, stawał się innym człowiekiem. To były godziny ciężkiej pracy.. Każdy napisany poprawiał utwór wielokrotnie poprawiał, gdy tworzył ciągle był z siebie niezadowolony. Ale gdy już utwór powstał, znał jego wartość. Celem było osiągnięcie doskonałości. Ograniczył się do pisania na fortepian.

Page 58: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

58

W myśl słów Goethego, w tym samoograniczeniu ukazał absolut mistrzostwa.Gdy już utwór ostatecznie został ukończony, nie wolno było nic, komukolwiek, cokolwiek naruszyć, zmienić. A przecież poza autorem utworu są jego wykonawcy. Inni pianiści, orkiestra, dyrygent. Wybitnym i głębokim znawcą twórczości Chopina był André Gide. Pisał:

Za sprawą jakiegoś dziwnego przeznaczenia, którego nie zaznał nikt inny, Chopin tym bardziej wymyka się poznaniu im więcej jego wykonawcy wkładają pacy, by dać go poznać. Z mniejszym lub większym powodzeniem można interpretować Bacha, Scarlattiego, Beethovena, Schumanna, Liszta lub Faurego. Nie da się zafałszować ich znaczenia wypaczając nieco ich tempo. Zdradzić można tylko Chopina, głęboko, wewnętrznie i zupełnie wynaturzyć.. Każda modulacja w muzyce Chopina, nigdy banalna i zawsze nieprzewidywalna, ma kryć w sobie i strzec tej świeżości, wręcz bojaźliwej emocji towarzyszącej wytryskającej nowości, tajemnicy nagłego czarowania, na które wystawia się dusza na nieprzetartych ścieżkach, z których pejzaż wyłania się powoli.

Chopin ograniczając się do twórczości na fortepian, zawężając przez to środki wyrazu, niejako w zamian każdą nutę obarczył odpowiedzialnością. Dzięki temu wszystko u Chopina jest świeże i tajemnicze, dusza podąża nieznanymi ścieżkami. Kto traktuje Chopina jako dostawcę muzycznych fajerwerków, ten z Chopina nie wiele pojął. Jego twórczość wymyka nam się z świata materialnego, realnego, przenosi nas w świat tęsknoty za utraconą miłością , za czymś na zawsze utraconym, za nieosiągalnym.

Był genialnym improwizatorem, najwyższej klasy pianistą, jedynym w XIX wieku kompozytorem, który fortepian wyniósł na poziom absolutu, uczynił z niego środek wyrazu, który zastępował wszystko inne, orkiestrę, chóry, solistów, operę i oratoria. Rodacy namawiali go do skomponowania opery narodowej, aby w ten sposób głosił chwałę umęczonej ojczyzny. Odmawiał bynajmniej nie z obojętności wobec narodu i Polski. Namawiali go do tego Francuzi, muzycy i osobistości z dworu Ludwika Filipa. Jednemu z hrabiów skromnie odpowiedział: Ach, panie hrabio, proszę pozwolić mi zajmować się jedynie muzyką fortepianową - na to, by pisać opery zbyt mało jestem uczony.

Gdy zasiadał do fortepianu nadchodził czas uroczystego uniesienia, rozmowy milkły, kobiety mdlały, wszyscy oczekiwali wydarzenia nie z tej ziemi. Nie rozwodził się nad sobą, ani nad swoją twórczością. Był nostalgiczny, wypełniała go tęsknota za ziemią ojczystą, lecz nie roztkliwiał się nad sobą, najwyżej na swój temat z ironią żartował. Był zamknięty w sobie, otwierał serce tylko w listach do kilku najbliższych przyjaciół i rodziny. Gdy jednak zasiadał do fortepianu w gronie rodaków, czy to w Hôtelu Lambert, czy w gronie byłych powstańców mieszkających w Paryżu lub Londynie opiewał Polskę jak bard. Było to narodowe koncertowanie. Zarażał polskością rozmiłowanych w jego muzyce cudzoziemców. Już w młodości zakochał się w Polsce. O tym niezwykłym, romantycznym romansie z ojczyzną w eseju „Myśli Chopina” pisze Ryszard Przybylski:

Chopin wiedział, że jest to związek na całe życie, że Polska go nigdy nie opuści i on jej nigdy nie zdradzi. Kiedy podczas pobytu w Wiedniu wyczekiwał na wieści z powstańczej Warszawy, jego myśl przeniosła się do rodzinnego miasta ogarniętego niepokojem i grozą. Zaczął egzystować nie tutaj, lecz tam. Z punktu widzenia wartości świat poznawany przez zmysły utracił na znaczeniu. Romans z ojczyzną przyniósł mu tedy przekonanie, że myśl może człowieka uwolnić od nieznośnej materialnej konkretności świata. Listy z tego okresu ukazują też, że Chopina nawiedziło wówczas poczucie winy: nie spełnił swego obowiązku wobec ojczyzny.

Page 59: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

59

Nie pomaszerował z kolegami do powstańczego boju. Nie został nawet doboszem wyprowadzającym przyjaciół z okopów. Grał na fortepianie.

W Paryżu stał się piewcą uciśnionej Polski, wizjonerem, anielskim wcieleniem duszy grającej na fortepianie (Balzac, Berlioz), duszą anioła strąconą na ziemię w umęczone ciało, by dokonać w nim tajemniczego odkupienia ( Solange Clésinger - Sand). Wzbudzał u ludzi dziwne tęsknoty (Baudelaire). Ernest Legouvé pisał:

Była między jego osobą, jego grą i jego utworami taka zgodność, że nie sposób by je oddzielić, niczym rozmaitych rysów jednej twarzy. Osobliwy dźwięk, jaki wydobywał z fortepianu, podobny był do spojrzenia, jakie płynęło z jego oczu; nieco chorobliwa delikatność jego postaci godziła się z poetyczną melancholią jego nokturnów, a dbałość o wygląd, jego wyszukany strój, czyniły bardziej zrozumiałą nader światową elegancję niektórych ustępów jego dzieł.

Cyprian Kamil Norwid w Czarnych kwiatach pisał: On, w cieniu głębokiego łóżka z firankami, na poduszkach oparty i okręcony szalem, piękny był bardzo, tak jak zawsze, w najpowszedniejszego życia poruszeniach mając coś skończonego, coś monumentalnie zarysowanego… coś, co… arystokracja ateńska za religię sobie uważać mogła była w najpiękniejszej epoce cywilizacji greckiej… taką to naturalnie apoteotyczną skończoność gestów miał Chopin, jakkolwiek i kiedykolwiek go znałem.

Norwid Chopina podziwiał. Jego Fortepian Szopena, napisany po śmierci artysty, jest modlitwą – hymnem. Dla Karola Szymanowskiego Fryderyk Chopin jest wieczystym przykładem, czym być może muzyka polska, a także jednym z najwyższych symboli zeuropeizowanej Polski, nie tracącej nic ze swych rasowych odrębności, a stojącej na najwyższym poziomie kultury europejskiej.

Chopin nie demonstrował swojego wewnętrznego świata, nie dzielił się z innymi tajemnicą przeżyć, ani cierpieniem, ani miłością, ani wiarą. Ze światem rozmawiał muzyką. Jako artysta był bywalcem światowych salonów. Jako człowiek był samotnikiem z wyboru. Nawet do rozmowy z Bogiem nie potrzebował pośrednictwa. Franciszek Liszt tak pisał religijności Chopina :

Głęboko religijny i szczerze przywiązany do katolicyzmu, Chopin nigdy nie poruszał tego tematu, zachowując sprawę swej wiary dla siebie i nie manifestując jej na zewnątrz… Nieraz długą chwilę obserwowaliśmy go w czasie pełnej werwy hałaśliwej rozmowy, w której nie brał udziału, pogrążony w milczeniu. W ferworze dyskusji otoczenie zapomniało o nim… Przypominał wówczas podróżnego, stojącego na pokładzie okrętu miotanego przez wzburzone fale oceanu; samotnika, który wpatruje się w daleki widnokrąg, w gwiazdy, duma o swej ojczyźnie, śledzi wzrokiem wysiłki majtków, liczy błędne posunięcia - lecz milczy.

Ksiądz - poeta Jan Twardowski: Chopin dostał wielki dar od Boga - dar wielkiej muzyki, uniwersalnej, docierającej do wszystkich, do młodego i starego, do prostego i wykształconego, do Polaka i Japończyka. Ta muzyka wzrusza, budzi tęsknotę za miłością, za dobrocią… świętym jest nie tylko święty kanonizowany, ale ten, który budzi światło Boże w życiu doczesnym. Chopin był tym, który budził światło Boże swoją muzyką.

Stefan Przybyszewski: Był tym, co siedzi na Golgocie u stóp całej ludzkości, na krzyżu rozciągniętej. Całe wieki męczarń i bólu, całą wieczność strasznych cierpień, krzyków za odkupieniem, rozpacznych przekleństw i potępieńczego wycia za chwilką szczęścia, przewaliło się huraganem błyskawic przez jego duszę. Cały żywot

Page 60: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

60

wszechistnienia rozpasał się piekielną męką w jego sercu; i siedzi u stóp krzyża i patrzy na czarną noc, a nad nim czarnym kirem zakryte słońce… Poza muzyką Szopena tkwi cały niezrównany przepych i czar naszej ziemi, poza tą muzyką znajduje się olbrzymie morze duszy ludzkiej, wszechduszy, bo jeden tylko Szopen w naszej muzyce miał prawo powiedzieć razem z nieśmiertelnym wieszczem: Ja jestem milion!

Marcel Proust: Frazy Chopina, owe frazy o długiej, krętej i wyszukanej linii, tak swobodne, tak giętkie, tak chwytne, szukające sobie miejsca kędyś bardzo daleko od swego początkowego kierunku, daleko od punktu, gdzie można się było ich spodziewać; frazy igrające na falach kaprysu jedynie po to, aby wrócić tym świadomiej – z tym bardziej wyrafinowaną precyzją, niby ślizgając się po krysztale dźwięczącym aż do potrzeby krzyku – i ugodzić w samo serce.

Witold Gombrowicz: Odwrotnością Mozarta byłby Szopen - tutaj bowiem afirmacja słabości, delikatności, przeprowadzona z niesłychaną stanowczością i uporem, daje w rezultacie siłę i możność spojrzenia życiu w oczy. On tak bardzo “upiera się przy swoim”, tak kategorycznie chce być kim jest, że to czyni go naprawdę istniejącym - a więc nieustępliwym, jako zjawisko, niezmożonym. W ten sposób, na drodze autopotwierdzenia, romantyzm szopenowski, zrozpaczony, zatracony, cierpiętniczy, poddany mocom świata jak słomka na wichrze, przeobraża się surowy klasycyzm, w dyscyplinę, w opanowanie materii, w wolę panowania.

Stefan Kisielewski (kompozytor, felietonista): Chopin jest jak ów magiczny przedmiot, mający w każdym zwierciadle inne odbicie. A przecież jest to zawsze ten sam i jeden przedmiot. Oto tajemnica syntetycznej natury geniusza, w której, jak w widmie słonecznym, siedem kolorów tęczy nałożone na siebie daje w sumie prostą, niepokalana biel - w bieli tej jednak zawiera się wszystko inne… Przeżycia tych rozsianych po całym świecie słuchaczy, doznawane przy obcowaniu z muzyką Chopina, muszą mieć swój margines tajemnicy, muszą być otoczone powściągliwą dyskrecją, tak charakterystyczną dla samego Chopina. Choć Chopin tkwił w generalnej linii ewolucyjnej muzyki światowej, choć wywiódł się z Bacha i, jak ten wielki mistrz, odrodził się w wieku XX, choć jego akordy spotykamy u Skriabina czy Ravela, u Gershwina czy Ellingtona, to jednak działanie jego muzyki apeluje do każdego słuchacza w sposób niepowtarzalny, głęboko i intymnie. Jest ono tak nie powtarzalne, jak on był - jedyny.

Chopin o swojej twórczości wypowiadał się konkretnie, bez emocji. Do przyjaciela Tytusa Woyciechowskiego: Nie ma to być mocne, jest ono więcej romansowe, spokojne, melancholiczne, powinno czynić wrażenie miłego spojrzenia w miejsce, gdzie stawa tysiąc lubych przypomnień na myśli. - Jest to jakieś dumanie w piękny czas wiosnowy, ale przy księżycu. Dlatego też akompaniuję go s o r d i n a m i… Może to jest złe, ale czemu się wstydzić źle pisać pomimo swojej wiedzy - skutek dopiero błąd ukaże (uwagi na temat Koncertu e – moll -JK).

Do Juliana Fontany: Na Twój list szczery i prawdziwy masz odpowiedź w drugim Polonezie - nie moja wina, żem jak ten grzyb, podobny do szampiniona, co truje, jak go z ziemi odgrzebiesz i posmakujesz wziąwszy za co innego - wiem, żem się nikomu nigdy na nic nie przydał - ale też i sobie nie na wiele co( po skomponowaniu Poloneza c - moll op. 40 nr 2-JK)…Dziś skończyłem Fantazją - i niebo piękne, smutno mi na sercu - ale to nic nie szkodzi. Żeby inaczej było, może by moja egzystencja nikomu na nic się nie przydała. Schowajmy się na po śmierci ( po skomponowaniu Fantazji op. 49-JK)

Page 61: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

61

.

W liście do rodziny: Mam nowe trzy Mazurki; nie myślę, żeby ze starymi dziurami… ale na to czasu trzeba, żeby dobrze sądzić. Jak się robi, to się dobrze zdaje, bo się inaczej by nic nie pisało. Dopiero później refleksja przychodzi i odrzuca albo przyjmuje. Czas to najlepsza cenzura, a cierpliwość najdoskonalszy nauczyciel ( po skomponowaniu Mazurków op. 63-JK)

Wybitny muzyk Hector Berlioz był jednym z pierwszych, który publicznie nazwał go geniuszem. Zaskoczyła go przy tym skromność geniusza. W jednym z artykułów „Journal des debats” pisał:

Chociaż miał wspaniały talent wykonawczy, to przecież nie szukał poklasku tłumów, nie był wirtuozem wielkich sal i wielkich koncertów. Od dawna wyrzekł się tej wrzawy. Tylko krąg wybranych słuchaczy, którzy - jak wierzył - naprawdę chcieli go słuchać, mógł nakłonić go, by podszedł do fortepianu. Ileż wzruszeń potrafił wówczas wzbudzić! W jakichże gorejących i melancholijnych marzeniach lubił odkrywać swą duszę! Zazwyczaj około północy zwierzał się największą szczerością - kiedy już poszły sobie znane salonowe lekkoduchy, kiedy najświeższe kwestie polityczne zostały już roztrząśnięte, kiedy wszyscy oszczercy wyczerpali swoje anegdoty, kiedy zastawiono już wszystkie sidła, przetrawiono wszystkie wiarołomstwa, kiedy już naprawdę dość było prozy, wówczas - ulegając niemej prośbie kilku rozumnych par oczu - stawał się poetą i opiewał osjaniczne wzloty miłosne bohaterów swych marzeń, ich rycerskie radości, boleść jego nieobecnej ojczyzny, Polski umiłowanej, zawsze gotowej, by zwyciężać i zawsze pokonywanej. Ale - poza spełnieniem warunków, jakie każdy artysta chciałby widzieć spełnione, gdy występuje - nie trzeba go było namawiać. Wydawało się nawet, że zaciekawienie, jakie wzbudzała jego sława, raczej go irytowało, toteż umykał jak najspieszniej od osób mu niesympatycznych, jeżeli przypadkiem pośród nich się znalazł.

Fryderyk Chopin w każdej z ról (improwizator, nauczyciel , kompozytor) był nadzwyczajny. W istocie jako pianista był samoukiem. Pierwsze litery pianistycznego abecadła poznał dzięki matce i siostrze. Potem gry na fortepianie uczył go Wojciech Żywny, który był z zawodu skrzypkiem. Józef Elsner wprowadzał go w tajniki kompozycji. Wszyscy dali mu tyle, ile było mu niezbędne, uczeń szybko przerastał mistrzów, z czego oni sami zdawali sobie doskonale sprawę i rezygnowali z dalszego nauczania. Bez trudu potrafili dostrzec, że Chopin ma własną technikę, własny styl gry, od najmłodszych lat grał na duszy. Jeden z jego najbliższych przyjaciół Julian Fontana, sam wybitny kompozytor uważał, że improwizacje Fryderyka wyrażały rozmiar jego wyobraźni, wrażliwości i wielkości ducha:

Od najmłodszych lat zadziwiał bogactwem swojej improwizacji. Ale też wystrzegał się pilnie popisywaniem się nią; kilku wybranych wszakże, którzy słyszeli go, jak improwizuje całymi godzinami, w najwyborniejszy sposób, nigdy nie przywołując jakiejkolwiek frazy któregokolwiek kompozytora, nie tykając nawet żadnego z własnych dzieł, nie zaprzeczą, kiedy powiemy, że najpiękniejsze jego kompozycje są zaledwie odbiciem i echem jego improwizacji. To jego spontaniczne natchnienie było niczym niewyczerpany strumień wrzącej materii szlachetnej. Od czasu do czasu mistrz sięgał kielichem i nabierał jej, by napełnić swą formę jego zawartością i okazywało się, że kielichy te pełne były pereł i rubinów.

Z trudem przychodziło mu zasiąść przy fortepianie o określonej z góry godzinie, przed z góry ustaloną widownią i grać z góry ustalony repertuar. Był wirtuozem ducha,

Page 62: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

62

nazywano go księciem ducha. Grał na fortepianach Pleyela dlatego, że jedynie ich barwa i brzmienie mu odpowiadały. Paryski przyjaciel Chopina, niemiecki kompozytor Ferdynard Hiller pisał:

Rzekłbym, iż rzadko bywał wylewny, jednak przy fortepianie czynił to pełniej niż ktokolwiek z artystów, których słyszałem. Wyrażał siebie w stanie tak skupionym, że oddalało to wszelką obcą myśl. Nikt nigdy nie poruszał tak klawiszy fortepianu; nikt inny nie potrafił wydobyć z nich podobnych, nieskończenie wycieniowanych brzmień. Rytmiczna stałość łączyła się ze swobodą w deklamacji jego melodii, tak iż wydawały się one owocem chwili. To, co u innych było wykwintną ozdobą, u niego sprawiało wrażenie wielobarwnych kwiatów; to, co u innych było techniczną biegłością, u niego przypominało lot jaskółki. Wszelkie dążenie do uchwycenia poszczególnych elementów: nowości, wdzięku, doskonałości, uczucia - znikało: był to Chopin w jednym słowie. Nawet brak tego potężnego brzmienia, właściwego Lisztowi, Thalbergowi i innym, które podbijało słuchaczy, odczuwało się jako jeszcze jeden urok. Uczucie nostalgii płynęło z daremnej walki podjętej z materią przez energię myśli. Nawet najgłębsze rozumienie jego utworów, najbliższe przyswojenie ich sobie, nie zdołałoby oddać ducha poezji jego języka.

Jarosław Iwaszkiewicz uważał, że jednym ze źródeł goryczy Chopina było to, że na ogół nie zdawano sobie sprawy ze znaczenia tych realizacji. Gorzka była ta sława pedagoga i pianisty dla tego, który wiedział, że jest przede wszystkim kompozytorem.Fortepian Chopina - to była dusza! Była to dusza cierpiąca.

Jean - Jacgues Eigeldinger analizując metody dydaktyczne Chopina podkreśla, że choć nie stworzył on szkoły nauczania, to była - taka jak muzyka Chopina - jedyna w swoim rodzaju, brała się z pogranicza wtajemniczenia. Jego nauczanie było odbiciem, ze wszystkimi szczegółami, sposoby gry Chopina i tego, jak pojmował fortepian. Nie uczył “praktycznego” grania, nie uczył koncertowania ( jego uczniowie nie przebili się na estradę), natomiast uczył tajemnicy muzykowania. Jedna z uczennic, pani Courty przekazała drobiazgowe wskazówki, dotyczące chopinowskich zasad gry na pianinie:

O moim mistrzu Chopinie, którego wspomnienie taką czcią otaczam mogę, i owszem, podać parę informacji. To prawda - nie gra się go jak należy. Przede wszystkim ramiona powinny być n i e w o l n i k a m i palców, a zwykle dzieje się na odwrót; nie należy się więc tym zajmować i włożyć w to całą możliwą n a t u r a l n o ś ć : palce wyciągnięte tak, by śpiewać, i ściśle przylegające, aby osiągnąć ową nadzwyczajną, mglistą płynność małych nut lub appogiatur; żadnego zatrzymywania taktu, a przecież dużo rozlewności czasami; prowadzić jeden dźwięk ku następnemu, lecz w ostatnim momencie; ż a d n e j p r z e s a d y , n i g d y, p r z e n i g d y. Dużo tych samych palców w melodiach, aby przejść z jednego dźwięku w drugi; trzeci palec jest wielkim śpiewakiem, a co do kciuka - zawsze grać musi na boku. Siadać dosyć wysoko przy fortepianie i czynić jak najmniej ruchów.

Co o tym myśleć, skoro to dokładnie przeciwieństwo najbardziej sprawnych pianistów? Naturalność , całkiem naturalnie, nic wymuszonego, a rytm ścieśniony i miarowy w charakterze typowym dla kraju drogiego Mistrza, wszystko to zaś - w połączeniu z jego wybujaąa poezją, bez j a k i e j k o l w i e k p r z e s a d y , zwłaszcza w tempie, jest źródłem tego niebywałego wdzięku prawdziwych uczniów tej Szkoły wybornej, co zresztą często rozumiano tak opacznie. Nie chciał pedału, chociaż z niego korzystał, przede wszystkim jednak z pedału lewego, ale nie zalecał

Page 63: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

63

go swym uczniom, aby nie przesadzać lub nie nadużywać jego skutków. Żadnego hałasu, popisów, prostota - jak wszystko, co piękne…

Nigdy nie zdołamy dobrze zrozumieć tego geniusza i jego muzyki - oto okropna strona tego prawdziwego meteora; prawdę mówiąc nigdy nie powinno się grać za dużo jego muzyki, a stało się to istnym szaleństwem od jakichś dwudziestu lat.

Kazimierz Wierzyński w biografii „Życie Chopina” ukazał skalę geniuszu artysty. Bogaty był rok 1840, ukazały się: Sonata B - moll, op. 35, Impromptu Fis - dur, op. 36, Nokturn G - dur, op. 37, Ballada F - dur, op. 38, Scherzo Cis - moll, op. 39, Polonezy A - dur i C -moll, op. 40, Cztery Mazurki: Cis - moll, E - moll, H- dur i As - dur, op. 41, Walc As - dur, op. 42 i Trois nouvelles etudes.

Poeta dokonał ich analizy. Pisząc Impromptu, Chopin zasłuchał się w Polsce. Słyszymy tęskne i śpiewne szczęście, ten stan nostalgii snuje się w rozmodlonym Nokturnie G - moll. Wraz z Nokturnem G - dur należą do najpiękniejszych utworów Chopina. Balladę F - dur Chopin dedykował Schumannowi, do jej skomponowania zainspirował Chopina Mickiewicz wierszem Świteź. Scherzo Cis -moll, op. 39 - to wielka moc, jest w nim taki zryw walki protestu i gniewu jakby twórca tego dramatu chciał przemóc wszelkie zło ciągnące się za nim. Potężne akordy biją w niebo rebelią Prometeusza, modlitewny chorał w Des - dur zwiastuje zaświatową pomoc i od konfliktu dwu tych idei drży cały demoniczny poemat.

Polonezy wypłynęły Chopinowi z polskiego serca. Słuchając ich widzimy symbolikę losów Polski, jej wielkość i niedolę. Sam polonez sięga do starych polskich kolęd. Po raz pierwszy zabrzmiał w Krakowie podczas uroczystości koronacyjnych Henryka III Walezego i od tego czasu (1574 roku) towarzyszył koronacjom polskich królów. Potem polonez już jako taniec poszedł w świat. Polonezy pisali najwięksi kompozytorzy, Bach, Mozart, Beethoven, Schubert. Gdy jednak ich urzekała forma, to Chopin zajmował się duszą poloneza. Gdy polonez był tańcem dworskim, to mazurka tańczyli chłopi. Nasłuchał się ich Chopin w czasie wakacyjnych wędrówek po Mazowszu.

Kazimierz Wierzyński: Prócz pańskiej Polski polonezów istniała jeszcze dla Chopina chłopska Polska mazurków. Były one uduchowieniem nie przeszłości i legendy kraju, lecz tego, co sam w nim słyszał i czego lubił słuchać najbardziej. Z pieśni i tańców ludowych nie brał dosłownych ich melodii i potrącał o nie tylko tu i ówdzie, ale rytm ich zachował, bez zmiany umiał użyć go do wyrażenia najdelikatniejszych idei muzycznych. Przy całym wewnętrznym i artystycznym arystokratyzmie szukał związków z ludem i karmił swoją sztukę u jego niewyczerpanych i samorodnych źródeł. Myślami Chopina o Polsce kierował w tym czasie Mickiewicz. Buntowniczy dramat wielkiego poety “Dziady” z pewnością wpływał na bohaterską wyobraźnię Chopina a epopeja “Pan Tadeusz”, sielski obraz życia polskiego, podsycała w nim wspomnienia z przeszłości.

Wierzyński opisuje wieczór w salonie pani Sand. Poza nią obecny był Chopin, Delacroix i Maurycy – syn pani Sand. Byli już po kolacji, dyskutowali o malarstwie i muzyce, jak zwykle Fryderyk milczał, potem zasiadł do fortepianu. Gdy zabrzmiał dzwonek do drzwi, Chopin przerwał granie , gdy zaś Sand wydała polecenie służącej, aby nikogo nie wpuszczała, zaprotestował. Dla Mickiewicza drzwi miały być zawsze otwarte. Na pytanie, skąd wie, że to Mickiewicz, odpowiedział: Jestem tego pewny. Właśnie o nim myślałem.

Wieczór miał swój dalszy ciąg. W sąsiednim pokoju doszło do zaprószenia ognia. Mickiewicza nigdzie nie było. Siedział w ciemnym pokoju, zastygły w myślach, zasłuchany w grze Fryderyka. Sand wspominała: Gdyby to był kto inny, można by

Page 64: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

64

mówić o pozerstwie. Ale w Mickiewiczu nie był nic udanego. On wciąż jeszcze słuchał Chopina.

Dwaj geniusze dopełniali się wzajemnie. Chopin w mickiewiczowskich Balladach i romansach zaczytywał się w latach gimnazjalnych. Muzyka Chopina, co prawda całkowicie zdobyła Mickiewicza, jednak Wieszcz nie potrafił zrozumieć salonowego stylu życia kompozytora. Gdy większość przyjaciół Chopina a także biografowie (zwłaszcza Iwaszkiewicz) byli krytyczni wobec George Sand, to Mickiewicz był jej przychylny. Ona jemu również. Podzielała nawet jego poglądy religijne, zwłaszcza aprobatę dla towianizmu, uważając, że poeta uwzniośla szaleństwa swoim geniuszem i zarazem dziką wiarą, dodała przy tym, że to właśnie Fryderyk ją do tego popycha, dodaje sił, zagrzewa, aczkolwiek właśnie towianizm Mickiewicza artysta głośno krytykował. Sand i Chopin razem chodzili na wykłady Mickiewicza w Collège de France. Poeta przesadził, gdy wyraził się o Chopinie, iż jest moralnym wampirem, zamęcza ją i być może, skończy się tym, że ją zabije. Kompozytor nie wziął tych słów poważnie, często odwiedzał twórcę Dziadów i Pana Tadeusza – dzieła te miał głęboki wpływ na wyobraźnię Fryderyka.

Hermetyczna twórczość Norwida dla większości nie była zrozumiała. Poeta w swojej postawie życiowej, surowo przestrzeganych normach moralnych, gorliwej religijności i wierności Kościołowi katolickiemu, nie przystawał do współczesnych. Nie rozumieli go rodacy. Tworzył – jak w czasach Renesansu – w różnych dziedzinach: był poetą, dramaturgiem, malował, rzeźbił, rysował. Ojczyznę kochał nade wszystko. Spośród innych, Chopin rozumiał go najlepiej, rozumieli się bez słów. To znaczy Norwid mówił, Chopin słuchał lub improwizował. Zdarzył się kiedyś incydent, który kompozytor opisał w liście do Delfiny Potockiej:

Wiem, żem polityk sprawny i z ludźmi obchodzić się umiem, ale i mnie się zdarza czasem głupstwo strzelić, którego potem odżałować nie mogę. Taki miałem przykry wypadek z Norwidem. Już dawno temu przyszedł kiedyś do mnie, tom mu zagrał jak zawsze. Widziałem, że rękawy jego lichego, płóciennego spencerka mocno postrzępione, powiedziałem, że mu go moja konsjerżka zaraz naprawi i spencerek do pani Etienne zaniosłem. Norwid siedział moim ciepłym szlafrokiem okryty. Spencer naprawiony sam od pani Etienne wziąłem, aby w sekrecie trochę grosza do kieszeni włożyć. Norwid nic nie spenetrował i ubrawszy się wyszedł. A teraz bardzo długo nie przychodzi, myślę, że się o te pieniądze obraził. Od innych brał pożyczki i sam o nie prosił. Wiem o tym, a mnie nigdy ani o grosz nie prosił, i nie było między nami w życiu o pieniądzach mowy. Może chciał, żeby ze mną tylko sztuka go łączyła…Nie mogę tego odżałować i że to z serca było, wytłumaczyć.

Norwid nie obraził się. Gdy nadszedł śmiertelny czas choroby, odwiedzał kompozytora prawie codziennie, dopóki siły pozwalały brał go na spacer do Lasku Bulońskiego.

16 lutego 1848 roku odbył się ostatni koncert Chopina w Paryżu. Nigdy wcześniej, ani później nie grał tak doskonale. Inicjatorami zorganizowania koncertu byli francuscy aniołowie stróże – menadżerowie artysty, bankier August Léo i producent fortepianów Camille Pleyel. Od dawna nie grał publicznie, poza tym zaczął narzekać na brak pieniędzy. Coraz częściej chorował, ostatnie tygodnie nie opuszczał łóżka, musiał ograniczyć udzielanie lekcji. Jak zawsze, tak i teraz przedstawił całą listę obiekcji, aby nie doszło do koncertu, wystarczyła jednak krótka wzmianka w prasie o takiej możliwości i natychmiast posypały się zamówienia na bilety. Sala Pleyela mogła pomieścić 300 osób, dwa tygodnie przed terminem koncertu zabrakło biletów. W pierwszych dniach lutego poważnie zaniemógł. Pisał do siostry Ludwiki i rodziny:

Page 65: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

65

Co się mnie tycze, zdrów jestem, jak mogę. Pleyel, Perthuis, Léo, Albrecht namówili mnie na koncert. Od tygodnia już miejsca nie ma. Dam go w salonie Pleyela 16-ego tego miesiąca. Tylko 300 biletów po 20 fr. Będę miał piękny świat paryski. Król kazał wziąć 10, królowa 10, księżna Orleanu 10, ks. Montpensier 10, chociaż żałoba i nikt z nich nie będzie. Zapisują się na drugi, którego zapewne nie dam… Afiszów nie będzie, ani biletów darmo. Salon wygodnie urządzony, może 300 osób pomieścić. Pleyel żartuje zawsze z mojej głupoty i na zachęcenie do koncertu schody kwiatami ubierze. Będę jak w niebie i prawie tylko znajome twarze napotkają oczy moje. Mam już u siebie fortepian, na którym gram.

Kilka dni przed koncertem zorganizował u Delfiny Potockiej próbę, przyszli Czartoryscy, Maria Kalergis, Zaleski, Gaszyński. Już podczas koncertu, aby faktycznie oczy jego napotykały znajome twarze, na podium w pobliżu fortepianu zasiedli najbliżsi, a więc malarz Delacoix, książę Czartoryski, markiz de Custine, poeci Grzymała i Zaleski. Grał preludia, etiudy, mazurki, nokturn, Walca – Des dur op.64, Barkarolę i Berceuse, ze swoim przyjacielem i jego zdaniem najlepszym wiolonczelistą w Europie – Franchomme‘em zagrał Sonatę wiolonczelową g-moll i Mozarta. Był chory, osłabiony, z tego powodu pełen obaw. Ale o dziwo! Słabość ta przerodziła się w jeszcze większy sukces. Ubywało mu sił, więc grę musiał zastąpić jeszcze bardziej wyrafinowaną techniką. Jego pianissimo jest tak delikatne, że potrafi wywoływać największe efekty crescendo, bez stosowania siły mięśni wirtuozów nowej szkoły - pisał jeden z recenzentów.

Paryscy recenzenci zazwyczaj szukali jakiejś sensacji, pretekstu, aby skrytykować, rzucić się na artystę, nie chcieli czy też nie mieli podstaw, aby mogli tak potraktować Chopina, jego grę, jego utwory i jego samego wynoszono na piedestał, był królem epoki, w której żył. Znany krytyk Cesar Commetant: Za każdym razem, gdy pojawiał się na estradzie, by zasiąść do fortepianu, szedł prosto, nie zdradzając żadnych oznak słabości. Twarz miał bladą, lecz nie robił wrażenia poważnie chorego…

Opiniotwórcza„Revue et Gazette Musicale”: Trzeba by pióra Szekspira, by opisać grę Chopina! … Koncert Ariela fortepianu jest tak rzadkim zjawiskiem, że trudno wymagać, bo drzwi do sali, w której ma się odbyć, były otwarte dla każdego, kto chciałby być obecny, jak to się dzieje na innych koncertach. Na ten koncert wyłożono specjalną listę, ale każdy, kto na niej umieszczał swój podpis, nie był pewien, czy otrzyma cenną kartę wstępu: trzeba było szukać protekcji, by być dopuszczonym do świętego świętych i móc złożyć w nim swoją ofiarę, a wyniosła ona luidora. Czyż jednak można żałować luidora, gdy chodzi o posłuchanie gry Chopina. Z tego wszystkie jasny wniosek, że we środę najbardziej dystyngowane damy z arystokracji i najelegantsze toalety zapełniły salę Pleyela. Była również obecna elita artystyczna i przyjaciele sztuki - a wszyscy czuli się uszczęśliwieni, że mogą pochwycić w locie tego muzycznego Sylfa, który wreszcie - szczęśliwym a rzadkim przypadkiem - pozwolił zbliżyć się do siebie, oglądać się słuchać, i to przez kilka godzin. I Sylf spełnił oczekiwania - i z jakim efektem, z jakim uniesieniem! Łatwiej jest opisać przyjęcie, jakie mu zgotowano, zachwyt, jaki wywołał, niż wniknąć w tajniki sztuki, która na naszym ziemskim globie nie ma nic sobie równego. Gdybyśmy mieli na nasze usługi czarodziejskie pióro, które potrafiłoby oddać poetyczne cudowności królowej Mab, jej strojny rydwan z przejrzystym zaprzęgiem, a wszystko nie większe rozmiarami niż błyszczący agat na placu Aldermana, to i tak nie posunęlibyśmy się dalej jak do pojęcia talentu całkiem idealnego, wyzwolonego z wszelkiej materii. Zrozumieć Chopina można tylko z pomocą samego Chopina. Wszyscy obecni na środowym koncercie są równie jak my

Page 66: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

66

o tym przekonani… czar działał bez przerwy i zachował swą moc nawet po skończeniu koncertu.

Balzak pisał do swojej pani Hańskiej: Ten piękny geniusz jest raczej wrażliwą duszą niż muzykiem.

Georges Mathias: Ci, co słyszeli Chopina mogą powiedzieć, że nigdy potem nie słyszeli nic podobnego. Jego gra była jak jego muzyka; co za biegłość i co za potęga, tak, co za potęga. Ale to trwało na przestrzeni niewielu taktów… Człowiek ten drżał cały. Fortepian ożywał najintensywniejszym życiem. Instrument, który się słyszało, gdy Chopin grał, nigdy nie istniał; stawał się nim poda jego palcami.

Stephen Heller: Było to najdziwniejsze widowisko - widzieć, jak jego małe ręce rozciągały się i obejmowały trzecią część klawiatury. Podobne to było do pyska węża, który połyka królika.

Najdalej, najgłębiej poszedł Astolphe de Custine pisząc w liście do Fryderyka: Przybyło Panu cierpienia i poezji: melancholia utworów jeszcze bardziej przenika serce…Osiągnął Pan wyżyny cierpienia i poezji; melancholia Pańskich utworów przenika jeszcze głębiej do serca; człowiek czuje się wśród tłumu sam, jedynie z Panem; to już nie fortepian, to dusza, i jaka dusza! Niech Pan się zachowa dla przyjaciół; możność usłyszenia Pana od czasu do czasu jest prawdziwą pociechą; w ciężkich dniach, które nam grożą, jedynie sztuka pojęta tak, jak Pan ją pojmuje, zdoła zjednoczyć ludzi podzielonych realiami życia. Ludzie kochają się, ludzie rozumieją się poprzez Chopina; uczynił Pan z publiczności krąg przyjaciół; dorównał Pan wreszcie swemu geniuszowi, to mówi dosyć.

Trudno o bogatsze oddanie wielkości Fryderyka Chopina. Niespełna tydzień po historycznym koncercie, w Paryżu wybuchła rewolucja. Akurat wtedy Chopin rozchorował się jeszcze bardziej. Wiosna Ludów ogarniała całą Europę, zatem ożyły nadzieje Polaków. Wszyscy żyjemy na ulicy, jak starożytni Ateńczycy, pytamy o nowiny a nowin huk – pisał Bohdan Zaleski. We Włoszech tworzył legion Adam Mickiewicz. Pod dowództwem Ludwika Mierosławskiego wybuchło powstanie w Wielkim Księstwie Poznańskim. Do Wielkopolski podążali Polacy z Francji. Zachwiać Europą i odzyskać niepodległość. To były marzenia Chopina, pisał do przebywającego w Ameryce Fontany:

Zbierają się nasi w Poznaniu. Czartoryski pierwszy tam pojechał, ale Bóg wie, jaką to drogą pójdzie, żeby znowu Polska była… Ale jak się zacznie, to całe Niemcy się zajmą. Włochy już zaczęły. Mediolan wypędził Austriaków, ale siedzą jeszcze po prowincjach i będą się tłuc. Zapewne Francja pomoże, bo musi stąd pewien motłoch wypchnąć, żeby dobrze zrobić… Moskal zapewne u siebie będzie miał biedę, jak się trochę wyruszy na Prusaka. Chłopy galicyjskie dały przykład wołyńskim i podolskim, i nie obejdzie się bez strasznych rzeczy, ale na końcu tego wszystkiego jest Polska, świetna, duża, słowem: Polska. Więc mimo niecierpliwości naszej czekajmy, aż się dobrze karty pomieszają, żeby na próżno nie tracić siły, tak potrzebnej we właściwej chwili. Ta chwila blisko, ale nie dziś. Może za miesiąc, może za rok.

Artystów najtrafniej odczytują artyści, mistrzowie pióra muzycznych geniuszy. Iwaszkiewicz:

Świat wydawał mu się kaźnią, jak umierającemu Hamletowi, ale jednocześnie wierzył w przyszłość ojczyzny. Znał na pewno tajemnicę źródeł jej mocy i „częściowo” umiał tę moc zakląć w swoje dzieła, wiedział, gdzie się znajduje

Page 67: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

67

najcenniejsza warstwa naszej ziemi. Od wyjazdu z Nohant przez ostatnie lata życia nie komponował prawie wcale. Ale kiedy nocami przeliczał własne bogactwa i wszystko to, co ojczystej sztuce ofiarował, musiała spływać pogodna jasność na jego czoło. Oddech się uspakajał, stawał się dłuższy, i sen schodził na zmęczone, strudzone, zabiedzone i tak straszliwie osamotnione ciało „polskiego sieroty”. Dzieło jego – a na pewno miał całkowitą świadomość jego wartości – stanowiło jego największą pociechę. Jeżeli chcemy być ściśli, to musimy powiedzieć: ”mogło” być pociechą. Bo przecież wiemy, że każdy prawdziwy artysta niemal wszystkie swoje dokonane dzieła lekceważy i rzadko jest zadowolony z tego, co zrobił. Dzieła minione rażą go niedoskonałością formy i olbrzymią szczeliną ziejącą pomiędzy zamierzeniem a zrealizowaniem.

Rewolucja 1848 zamknęła w Paryżu salony. Chopin przestał udzielać lekcji. Zaczęło brakować mu środków do życia. Stan jego zdrowia był zły. Wyjazd do Anglii nie miał związku z rewolucją w Paryżu, Chopin nie uciekał przed nią, pobyt na wyspach był zaplanował wcześniej. Liczył nie tylko na większe zarobki, chciał coś zmienić, ogarniał go niepokój, podniecenie, zniecierpliwienie, nie krył obaw.

Decyzja o wyjeździe do Anglii i Szkocji była nieprzemyślana. Wierzyński podróż do Anglii nazwał szaleństwem: Chorował ostatnio dwa razy, w maju 1847 roku na to, co nazywał astmą, i w lutym 1848 roku na to, co nazywał newralgią. Organizm jego, trawiony już przez gruźlicę, musiał się obejść drugi rok bez wypoczynku i dobroczynnego wpływu Nohant. Wyjeżdżał do Anglii, by koncertować, to znaczy zmuszać się do nadmiernego wysiłku i jak najskuteczniej wyczerpywać wątłe siły. Londyn ze swoim klimatem był zaprzeczeniem wszystkiego, czego potrzebował dla ochrony zagrożonego życia. Dziwne, że na te niebezpieczeństwa nie zwrócił uwagi nikt z otoczenia Chopina.

Iwaszkiewicz pisał, że na wyspach wszystko tutaj było dla Chopina zabójcze: i klimat, i tryb życia, i dalekie podróże na Północ, i brak, oprócz “Szkotek”, jakiegokolwiek bliższego człowieka na tej pustynie, jaką była dla niego Anglia.

“Szkotki” to: Jane Wilhelmine Stirling i jej siostra, Katherine Erskine. Jane Stirling była jego uczennicą od 1844 roku, podkreślała, że nie jest Angielką a Szkotką i wyszukiwała wspólne cechy między Polakami a Szkotami, wszystko dlatego, że po prostu była „bez pamięci” zakochana w Fryderyku. Była to miłość kobiety dojrzałej (starsza od niego sześć lat). Organizowała mu koncerty, wspierała finansowo, o czym nie wiedział, a o czym wiadomo z listów pisanych przez nią do siostry Chopina, Ludwiki. Nie wiedziała, że Chopin był śmiertelnie chory. Opiekowała się nim w ostatnich latach życia, potem zajęła się troskliwie jego spuścizną.

Chopin aż do znudzenia odczuwał dobroć sióstr – Szkotek. Reagował żartobliwie: One mnie przez dobroć zaduszą, a ja im tego przez grzeczność nie odmówię. Gdy rozeszła się plotka, że się żeni z Jane Stirling, w liście do Grzymały napisał: Mówią, że żenię się z panną Stirling, a chyba prędzej ze śmiercią się ożenię.

Chopin pierwszy raz w Londynie był w 1837 roku. Pojechał wówczas z Camillem Pleyelem na dwa tygodnie, wrażeniami podzielił się w liście do Juliana Fontany, jak miał w zwyczaju, żartobliwie i dosadnie: Ale Angielki, ale konie, ale pałace, ale powozy, ale bogactwo, ale przepych, ale wszystko począwszy od mydła a skończywszy na brzytwach, wszystko nadzwyczajne – wszystko jednakowe, wyedukowane, wszystko umyte, a czarne

jak szlachecka d…! Teraz był przeszło dziesięć lat starszy. Do Londynu – przebywszy kanał bez choroby wielkiej – przyjechał w Wielki Czwartek, 20 kwietnia 1848 roku.

Page 68: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

68

Nie był jedynym z muzyków, którzy opuścili kontynent podczas Wiosny Ludów. O atmosferze panującej w środowisku muzycznym Hector Berlioz w „Pamiętnikach”:

Czasu jest mało. Gdy to piszę, Juggernaut republikanizmu przetacza się przez Europę. Sztuka muzyczna, od dawna umierająca, teraz zupełnie zmarła. Właśnie miano ją pogrzebać albo raczej wyrzucić na gnojowisko…Ale teraz, za pierwszym drżeniem kontynentu, tłumy przestraszonych artystów przybywają w pośpiechu ze wszystkich stron, szukając schronienia, jak ptaki morskie lecące ku lądowi przed potężnym sztormem. Czy zdoła brytyjska stolica utrzymać tak wielu uchodźców?

Już w pierwszych dniach pobytu Chopina w Londynie zaproponowano mu koncert w Towarzystwie Filharmonicznym, które cieszyło się renomą, było przepustką do dalszych występów. Jednak artysta odmówił. Odrzucił niewątpliwy – na warunki londyńskie – zaszczyt, gdyż uznał, że orkiestra, z którą z miał koncertować – jak pisał do Grzymały – była jak ich rozbif albo i zupa żółwiowa, mocna, tęga, ale tylko to.

Na wyspach czuł się źle z kilku powodów: choroba śmiertelnie się nasiliła, koncertował na fortepianach nie zawsze będących w dobrym stanie, płacono mu niskie honoraria i nade wszystko męczyła go nostalgia. Do rodziny pisał: jedną nogą jestem u was, drugą w Paryżu a w Londynie nie jestem. Nie odpowiadał mu poziom kultury muzycznej na wyspach, świat biznesu, goniący za zyskiem – to nie należało do jego świata. Skoro trudno go było skłonić do koncertowania w Paryżu, gdzie publiczność znała się na muzyce, łatwo sobie wyobrazić, co przeżywał grając przed widownią, dla której wielki artysta to był jakiś tam grajek, tyle, że znany. Na niektórych koncertach, często w zimnych salach, zachowywano się jak na pikniku. Wybierał koncertowanie w salonach. Chopin łatwo rozszyfrował Anglików, ich stosunek do muzyki. Traktowali ją jak każdą inną imprezę towarzyską. Do Grzymały: Jeżeli powiesz: artysta, tak ci Anglik myśli, że malarz, architekt albo snycerz…żadnego muzyka artystą nikt nie nazwie ani wydrukuje, bo to jest w ich języku i obyczajach co innego jak sztuka, to jest profesja.

Prawie wszystko zniechęcało go do Anglii, ale był moment, że rozważał pozostanie na dłużej na wyspach. Wszak był tu otaczany opieką i uznaniem, otrzymywał coraz więcej zaproszeń, jednocześnie wiadomości nadchodzące z Polski i Francji były coraz bardziej niepokojące. Nie miał jednak już sił na zaczynanie, na budowanie czegoś nowego, pisał do Grzymały: Cierpię na jakąś tęsknotę głupią i mimo całej rezygnacji mojej nie wiem, ale niespokojny jestem, co z sobą zrobię… 20 lat w Polsce, 17 w Paryżu, nie dziw, że mi tu nie raźno…ja już się smucić ani cieszyć nie umiem – wyczułem się zupełnie – tylko wegetuję i czekam, że się prędzej skończyło.

15 maja 1848 roku zagrał w słynnym Stafford Mouse w obecności królowej Wiktorii i jej męża księcia Alberta. Składał wizyty i grał u książąt i markizów. 23 czerwca dał koncert w domu słynnej śpiewaczki Adelajdy Sartoris. Kilka krytycznych recenzji zostało przyćmionych przez głosy zachwytu i pewnej refleksji, po jednym z koncertów „Daily News” pisał: W rozmaitych utworach ukazał bardzo frapująco swój niezwykły geniusz kompozytorski i przechodzącą wszelkie granice moc odtwórczą. Muzyka jego posiada tak indywidualne piętno jak u żadnego mistrza wszechczasów. Jest wysoce dopracowana, nowa w harmonice, pełna zręcznych kontrapunktów i pomysłowych kombinacji; a jednak nie słyszeliśmy muzyki, która by w takim stopniu robiła wrażenie nie obmyślanej z góry. Wykonawca zdaje się ulegać porywom fantazji i uczucia, zatapiać w marzeniach i wylewać jakby nieświadomie myśli i emocje przenikające jego umysł.

Page 69: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

69

Żył intensywnie, co w połączeniu z londyńskim klimatem natychmiast odbijało się na zdrowiu. Pisał do Paryża: Życie wśród wizyt, obiadów i wieczorów towarzyskich bardzo mi ciąży. W ostatnich dniach plułem krwią – leczyłem się jedynie cytryną i lodami – co mi dobrze zrobiło.

Z listów do Grzymały: Nudzą mnie ludzie swoimi zbytnimi opiekami. I odetchnąć nie mogę, i pracować nie mogę. Czuję się sam, sam, sam, chociaż otoczony…

Filharmonię mi ofiarowano, żeby grać, ale nie chcę, bo to z orkiestrą. Byłem tam, obserwowałem… Orkiestra ich jak rozbif albo i zupa żółwiowa, mocna, tęga, ale tylko to… Tutaj wszystkie nowiny najsroższe wiem o Księstwie Poznańskim przez Koźmiana Stanisława i Karola Franciszka Szulczewskiego, do którego mi Zalewski dał słowo. Bieda i bieda…

Stara Rothschildowa pytała mi się ile kosztuję… więc odpowiedziałem, że 20 gw. Ona poczciwa, dobra widać, na to mi odpowiada, że bardzo pięknie gram, to prawda, ale ona radzi ,aby mniej wziąć, bo tej season trzeba więcej modereszon…

Żebym od kilku dni krwią nie pluł, żebym był młodszy, żebym nie był zwalony na łeb od przywiązania, tak jak jestem, tobym może mógł nowe życie zacząć…

Zebranego grosza może będę miał wszystkiego, straciwszy mieszkanie, powozy, ze 200 gwinei ( do 5000 franków). We Włoszech można żyć rok, ale tu ani pół… mam rozigrane nerwy; cierpię na jakąś tęsknotę głupią i mimo całej rezygnacji mojej, nie wiem…co z sobą zrobię.

Sympatię wzbudził Henryk Flower Broadwood, syn znanego producenta fortepianów. W liście do rodziny: Był dla mnie najlepszym i najprawdziwszym przyjacielem. Jest to bardzo bogaty i pięknie wychowany człowiek, któremu ojciec majątek i fabrykę zostawił a sam się na wieś usunął. Żeby dać wyobrażenie o angielskiej jego grzeczności: rano raz mnie odwiedził, byłem zmęczony i powiedziałem mu, żem nie dobrze spal. Wieczorem wracam od księżny Sommerset, zostaję nowe materace elastyczne, poduszko w łóżku. Po wielkich kwestiach mój poczciwy Daniel powiedział mi, że pan Broadwood przysłał i prosił, żeby nic nie mówić.

Górę jednak brała nostalgia, poczucie obcości. Do rodziny: Żeby ten Londyn nie był taki czarny, ludzie nie tacy ciężcy i odoru węglowego ani mgły nie było, to bym już i po angielsku się nauczył. Ale ci Anglicy tacy różni od Francuzów, do których jak do swoich przylgnąłem; tak wszystko na funty biorą, sztuki dlatego lubią, że to lux; poczciwe serca, ale takie oryginały, że rozumiem, jak można samemu zesztywnieć albo się w machinę obrócić. - Żebym był młodszy, to bym się może i na machinę puścił, dawałbym koncerta po wszystkich kątach i wygrywał najbezgustowniejsze awantury ( byle za pieniądze!), ale teraz…

W Londynie spędził trzy miesiące. Trzy miesiące przygnębienia, osamotnienia, obaw. Kilkutygodniowy pobyt w Szkocji tylko pogorszył ten stan. Był troskliwie goszczony przez rodzinę panny Stirling. Nie polepszało to ani jego samopoczucia, ani zdrowia, nieustannie kasłał, pluł i pluł krwią. Pisał do wiolonczelisty Franchomme‘a: Słucham ślicznych pieśni szkockich…czuję się jak np. osioł na balu maskowym albo struna skrzypcowa E naciągnięta na basetli- zdziwiony, zbity z pantałyku, oszołomiony.

Jak bardzo był przygnębiony, widać z listu do Fontany. Wołał w nim dramatycznie:

Jesteśmy stare cymbały, na których czas i okoliczności swoje tryliki nieszczęsne powygrywały… Nie umiemy tonów nowych wydawać pod kiepskimi rękami i

Page 70: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

70

dusimy w sobie wszystko, czego dla braku lutnisty już z nas nikt nie wydobędzie. Ja już ledwo dyszę… a Ty łysiejesz zapewne i zostaniesz jeszcze nad moim kamieniem jak te wierzby nasze, pamiętasz? - co to goły łeb pokazują… Wegetuję, czekam zimy cierpliwie. Marzę to o domu, to o Rzymie, to o szczęściu, to o biedzie.

Ożywiał się, gdy tylko znalazł się w rodzimym gronie. W Edynburgu gościł w rodzinie doktora Adama Łyszczyńskiego, został przyjęty przez księcia Aleksandra Czartoryskiego, co odnotował z radością: odżyłem cokolwiek pod ich polskim dachem. Zadowolony był z koncertu w Manchesterze dla 1200 osób, bilety były 60 gwinei. W Szkocji grał głównie dla arystokracji. Jednak mimo wystawnych przyjęć na jego cześć, mimo adoracji zewsząd, było mu ciężko i smutno, choć w liście do kochanego Grzymały- potrafił ironicznie się uśmiechnąć:

Niedługo i po polsku zapomnę - po francusku z angielska mówić będę - a po angielsku nauczę się ze szkocka i wyjdę na starego Jaworka, co 5 - cioma językami mówił naraz… Całe rano np. aż do 2 -ej jestem teraz do niczego - a potem, jak się ubiorę, wszystko mnie żenuje i tak dyszę aż do obiadu, po którym dwie godziny trzeba siedzieć z mężczyznami u stołu i patrzeć co mówią i słuchać jak piją. Znudzony na śmierć (myśląc o czym innym jak oni)… idę do salonu, gdzie trzeba siły całej duszy, żeby siebie trochę ożywić - bo wtenczas zwykle ciekawi mnie słyszeć - potem odnosi mię po schodach mój poczciwy Daniel do sypialnego pokoju … Rozbiera, kładzie, zostawia świecę i wolno mi dyszeć i marzyć aż do rana, póki się znów to samo nie zacznie.

W Paryżu nadal plotkowano, że Chopin myśli o ożenku z panną Stirling. Kompozytor w liście do Grzymały dowcipnie je dementował, ale i z goryczą pisał o stanie ducha:

Żebym się mógł nawet zakochać w czymciś , co by mnie także kochało, jakbym sobie życzył, to bym się jeszcze nie żenił, bobyśmy nie mieli co jeść i gdzie siedzieć… Biedę klepać samemu wolno, ale we dwoje to największe nieszczęście… Zresztą niepotrzebnie Ci to wszystko piszę… A więc o żonie nie myślę wcale, ale o domu, o Matce, o Siostrach… Tymczasem moja sztuka gdzie się podziała? A moje serce gdziem zmarnował? Ledwie że jeszcze pamiętam, jak w kraju śpiewają. Świat mi ten jakoś mija, zapominam się, nie mam siły…Rodzaj porządku z moimi gratami do zrobienia w przypadku gdybym gdzieś…

31 października 1848 roku wrócił ze Szkocji do Londynu. Nadeszły ciężkie dni, jeszcze nigdy dotąd tak nie cierpiał. W Londynie przebywała jego uczennica i przyjaciółka, wierna opiekunka, księżna Marcelina Czartoryska. Do Grzymały: Taka dla mnie dobra, że nieledwie co dzień jak do szpitala przychodzi. Dlaczegóż P. Bóg tak robi, że mnie od razu nie zabija, tylko pomału. Mam prócz zwyczajnych rzeczy newralgię i zapuchły jestem.

Księżna Marcelina postawiła na nogi londyńskie sławy medyczne, czołowego homeopatę i nadwornego lekarza królowej Wiktorii. Rada była jedna. Jak najszybciej wyjeżdżać z deszczowego, wilgotnego Londynu. Jednak stan Chopina był tak ciężki, że należało poczekać aż zdrowie nieco się poprawi. Mimo to zdecydował się danie koncertu. Uroczystość miała charakter wyjątkowy. Dochód z koncertu miał być przeznaczony dla weteranów – uczestników powstania listopadowego. Koncert odbył się w Guild Hall, jego organizatorem było Towarzystwo Przyjaciół Polski, z ramienia Hôtelu Lambert uroczystość przygotowała Marcelina Czartoryska. „Times” uznał imprezę za szkodliwą politycznie, stwierdził, że dążenia wolnościowe Polaków powodowały poważne zagrożenie dla pokoju w Europie. Księżna w liście do Adama Czartoryskiego: Koncert udał się bardzo dobrze, Chopin grał jak anioł, o wiele za

Page 71: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

71

dobrze jak dla mieszkańców tego miasta, których edukacja artystyczna jest trochę problematyczna.

Jednak Chopin był już tak zmęczony, tak chory, że marzył jedynie o opuszczeniu tego psiego Londynu – jak pisał. W liście do Stanisława Koźmiana, który był już pojechał w Poznańskie, aby wziąć udział w rewolucji, kompozytor wołał: Skończyłem swój zawód publiczny. Wszakżesz macie we wsi kościółek, dajcie mi na resztę dni moich kawałek łaskawego chleba, a ja wam za to wygrywać będę na organach na cześć Królowej Korony Polskiej.

23 listopada opuścił Londyn, podróżował koleją żelazną i promem. Zdążył wysłać do Grzymały list z ważnym poleceniem: Każ w piątek bukiet fiołkowy kupić, ażeby w salonie pachniało, niech mam jeszcze trochę poezji u siebie, wracając, przechodząc przez pokój do sypialnego, gdzie pewno położę się na długo.

Page 72: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

72

6. U KRESU ŻYCIA

Chopin wrócił do Paryża 24 listopada 1848 roku, był piątek, w tym samym dniu umarł jego stały paryski lekarz Jean Molin. Opiekę przejęli trzej inni wybitni lekarze. Nie wiele mu ulżyli w chorobie, co sam ocenił pisząc w jednym z listów: szukają po omacku, ale nie przynoszą mi ulgi, wszyscy są zgodni co do klimatu, spokoju i odpoczynku. Odpoczynek znajdę pewnego dnia i bez nich.

Odwiedził go Mickiewicz, wstał, zasiadł do fortepianu i improwizował. Wiedział, że jego gra przenosi Wieszcza do tych pól malowanych zbożem rozmaitym. Kiedy indziej pozował do portretu fotograficznego, który jest najdokładniejszym jego wizerunkiem. Chopin ukazuje się na nim w pozycji siedzącej, prawa dłoń jest założona na lewą, w tle po lewej stronie artysty stoi sekretarzyk, w tyle półka z książkami. Kompozytor ubrany we frak z kamizelką z narzuconym szarym płaszczem. Twarz jest wyraźnie znużona, szara, zmęczona, cienie pod oczami, widać, że artysta był śmiertelnie trapiony chorobą i cierpieniem. Gdy Chopin pozował do portretu fotograficznego miał 39 lat. Na portrecie widać postać o wiele starszą. 3 kwietnia 1849 roku umarł Juliusz Słowacki. Obaj nie przepadali za sobą. Poeta o twórczości Fryderyka w liście do matki: Widziałaś że Ty, aby kto nazajutrz po rozczuleniu się wielkiem, przez Chopina muzykę sprawionem, stał się lepszym, piękniejszym, litośniejszym – wyrósł na bohatera? Kompozytor o Słowackim w liście do Delfiny Potockiej: Mówiono mi, że Słowacki mię pawiem nazywa i gdzie może, ta szkaluje. Nigdy mu żadnego gburstwa nie zrobiłem, zawsze się trzymając z daleka, nie rozumiem, czego ten cymbał chce ode mnie. Może się też w tobie kocha?

Dzięki dyskretnej finansowej pomocy rosyjskiej księżny Natalii Obrieskow, wczesne lato 1849 roku spędził na przedmieściach Paryża, w Chaillot, wtedy była to prawie wieś (obecnie w tym mniej więcej miejscu znajduje się pałac Chaillot, na wzgórzu Trocadero nad Sekwaną, naprzeciwko Wieży Eiffla). W Paryżu akurat wybuchła epidemii cholery. Świeże, czyste powietrze na wsi korzystnie wpłynęło na Chopina. Prawdopodobnie w Chaillot powstał jego ostatni utwór. W kraju wakacje często spędzał na Mazowszu, na Kujawach, tam nasłuchał się mazurków. W Chaillot naszkicował Mazurka f - moll, zapis nutowy był już niewyraźny. Iwaszkiewicz w biografii Chopina dotyka sedna sprawy, gdy pisze, że utwór ten był zakończeniem długiego szeregu mazurków, które Chopin komponował przez całe życie - od wczesnej młodości po ostatnie dnie krótkiego żywota. W mazurkach skupiły się i skondensowały najbardziej, najmocniej te elementy muzyki ludowej, które wywiózł z kraju. To wszystko, co potrafił wytworzyć z tych elementów, jak potrafił je przeanielić, opromienić swym uśmiechem, umalować swoją wielką wiedzą muzyczną i okrasić swoją skromnością.

Czekał na przyjazd siostry Ludwiki.W ostatnim do kraju liście zawarł cały swój kunszt. I tęsknotę, i smutek przed zbliżajacą się śmiercią i humor, który go nie opuszczał:

Moje Życie, jeżeli możecie, to przyjedźcie. Słaby jestem i żadne doktory mi tak, jak Wy, nie pomogą. Jeżeli pieniędzy Wam brak, to pożyczcie; jeżeli będę lepiej, to łatwo zarobię i oddam temu, kto Wam pożyczy, ale teraz za goły jestem, żeby Wam posyłać. Moje mieszkanie tutaj w Chaillot jest dosyć duże, żeby Was choć z 2 dziećmi przyjąć. Ludka mała by sprofitowała z wszech względów. Kalasanty ojciec biegałby cały dzień, wystawa płodów obok, słowem, miałby więcej jak dawniej wolnego dla siebie czasu, bom słabszy i więcej z Ludwiką w domu siedzieć będę. Moi przyjaciele i dobrze życzące mnie osoby znajdują najlepszym dla mnie lekarstwem przybycie

Page 73: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

73

tutaj Ludwiki, jak to z listu p. Obreskow zapewne Ludwika się dowie. Więc starajcie się o paszport. Jak mi dziś osoby , jedna z kaprys ypółnocy, druga z południa, mówiła, osoby, które Ludwiki nie znają – powiedziały, że to nie tylko mnie zdrowo, ale siostrze być zdrowo powinno. Więc przywieźcie, matko Ludwiko i córko Ludwiko, naparstek i druty, dam wam chustki do znaczenia i pończochy do robienia i spędzicie tu na świeżym powietrzu parę miesięcy ze starym bratem i wujem. Teraz też podróż łatwiejsza. Dużo pakietów nie trzeba. Tutaj się, jak będziemy mogli, tanio obywali. Mieszkanie i jedzenie znajdziecie. Nawet jeżeli czasem Kalasantemu z Elizejskich Pól daleko do miasta, będzie mógł w Squrte d‘Orleans, w mojem stać mieszkaniu. Omnibusy chodzą do samego Squaru, aż do samych drzwi tutaj. Nie wiem sam dlaczego tak mi się Ludwiki chce, ale to tak, jak żebym była przy nadziei. Zaręczam, że dla niej także to dobrze będzie. Mam nadzieję, że konsylium familijne mi ją przyśle; kto wie, czy jej nie odprowadzę jeżeli pozdrowieję. Dopierośmy się wszyscy uścisnęli, tak to już pisałem, tylko jeszcze bez peruk i z zębami. Zawsze to żona mężowi posłuszeństwo winna, więc to męża trzeba prosić o to, żeby żonę przywiózł. Więc ja go o to bardzo proszę, a jeżeli rozważa, to pewnie ani jej, ani mnie większej nie zrobi przyjemności i użyteczności, nawet dzieciom, jeżeli które przywiezie (o córeczce nie wątpię). Pieniądze się ekspensują, to prawda, ale nie można lepiej użyć, ani też taniej wojażować. Raz na miejscu, znajdzie się dach. Napiszcie mi słowo wkrótce…

Cholera już bardzo ustaje, rpawie już nie ma. Dziś piękna pogoda, siedzę w salonie i admiruję mój widok na cały Paryż: wieżę, Tullerje, Izbę, St-Germain l‘Auxerrois, St.-Etienne du Mont, Notre Dame, Panteon, St.-Sulpice, Val-de-Grace, Inwalidy, z 5-ciu okien i same ogrody między nami. Zobaczycie, jak przyjedziecie. Teraz o paszport i o pieniądze ruszcie się prędko a powoli. Napiszcie mi zaraz słowo. Wszakże i cyprysy mają swe kaprysy: mój kaprys dziś jest Was tu widzieć. Może Pan Bóg pozwoli, że będzie dobrze, a jeżeli Pan Bóg nie da, to przynajmniej róbcie, jak żeby Pan Bóg miał przyzwolić. Dobrej nadziei jestem, bo rzadko wiele żądam i od tego byłbym się wstrzymał, gdybym nie był pusowany przez wszystkich, którzy mnie dobrze życzą. Rusz się, panie Kalasanty, to Ci dam doskonałe cygaro duże za to; znam kogoś co sławne pali, np. w ogrodzie. Mam nadzieję, że mój list na imieniny Mameczki doszedł i mnie nie brakowało. Nie chce mi się myśleć o tem wszystkiem, bo to aż gorączka bierze; a nie mam gorączki z łaski Pana Boga, co wszystkich zwyczajnych doktorów i gniewa.

Chopin miał w sobie wielką siłę ducha. Ciało wyniszczone śmiertelną chorobą odmawiało posłuszeństwa, a on jeszcze, gdzieś do ostatnich dni sierpnia 1849 roku, dwa miesiące przed śmiercią, udzielał lekcji. Planował wyjazd do Ostendy, aby tam spotkać się z najbliższym przyjacielem czasów młodości, Tytusem Woyciechowskim. W końcu września zamieszkał przy Place Vendôme 12. Przyjaciele znaleźli mu na antresoli piękne, słoneczne, kilkupokojowe mieszkanie. Spędził w nim ostatnie trzy tygodnie życia. Ten czas wypełniały nieustanne wizyty polskich i francuskich przyjaciół.

Gdy w Paryżu rozeszła się wieść, że Chopin umiera, przed domem, w którym mieszkał zbierały się tłumy.Czuwała przy nim siostra Ludwika, księżna Marcelina Czartoryska, Delfina Potocka, baronowa Charlotte Rothschild, panna Sterling, Maria Kalergis, księżna Obrieskow, Marie de Rozières. Jak zauważyła z kobiecą złośliwością, jedna z paryskich pań, wszystkie wielki damy paryskie uważały za swój obowiązek zemdleć w jego pokoju. Czuwały przy nim najbliższe osoby. Była wśród nich Solange - córka George Sand, ta była zajęta sobą. Zerwali co prawda z sobą, jednka nie odwiedziła

Page 74: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

74

umierającego ani razu. Wojciech Grzymała po śmierci Chopina w liście do Augusta Léo pisał: Pani Sand zatruła całe jego istnienie.

Chopin polecił spalić niedokończone i niewydane utwory. Znajduje się wiele utworów, w większym lub mniejszym stopniu niegodnych mnie; w imię przywiązania, które dla mnie żywicie, proszę o spalenie ich wszystkich z wyjątkiem niedokończonej Metody ( w „Methode des Methodes” Chopin zawarł teoretyczne zasady pedagogiki fortepianowej –JK)… Reszta bez żadnego wyjątku ma być strawiona przez ogień, mam bowiem dla publiczności zbyt wielki szacunek i nie chcę, by na moją odpowiedzialność i pod moim nazwiskiem rozchodziły się utwory niegodne publiczności.

Najczęściej w godzinach południowych odwiedzał przyjaciela Delacroix, gdy chory czuł się nieco lepiej, zabierał go na przejażdżkę powozem. Z ”Dziennika” malarza: Poszedłem odwiedzić Chopina; zostałem u niego aż do dziesiątej. Drogi człowiek! Mówiliśmy o pani Sand, o tym dziwacznym istnieniu, o tej mieszaninie zalet i wad… Cierpienie nie pozwala mu niczym się interesować, a już najmniej pracą… Widziałem wieczorem u Chopina czarodziejską panią Potocką. Słyszałem ją dwa razy; chyba nie słyszałem rzeczy doskonalszej… Widziałem panią Kalergis. Grała nie bardzo sympatycznie; ale za to jest bardzo piękna, gdy grając podnosi oczy w górę na podobieństwo Magdaleny Guida Reniego lub Rubensa… Znowu widziałem panią Potocką u Chopina. Znowu ten zachwycający głos zrobił na mnie wrażenieWieczorem u Chopina. Znalazłem go bardzo osłabionego, ledwie dyszącego. Po pewnym czasie moja wizyta go ożywiła. Mówił mi, że nuda jest jego najsroższą męką, udręką. Zapytałem, czy nie znał przedtem uczucia owej nieznośnej pustki, które odczuwam czasami. Odpowiedział mi, że dawniej zawsze potrafił zająć się byle czym. Najbłahsze zajęcie zajmuje czas i oddala, rozprasza wapory. Co innego zmartwienia, zgryzoty… Po kolacji byłem u Chopina, człowieka równie doskonałego serca, a nie muszę mówić, że i umysłu. Opowiadał mi o naszych wspólnych znajomych, pani Kalergis itd.. Z niemałym trudem wybrał się na pierwsze przedstawienie „Proroka”… Wniebowstąpienie. Wychodząc z kościoła, wstąpiłem do Chopina; jest mu naprawdę nieco lepiej.

Nie zapominał o przyjacielu wiolonczelista Franchomme, który przejął zarządzanie finansami artysty. Odwiedzał kompozytora Norwid. Cyprian Norwid w „Czarnych kwiatach”:

Zastałem go ubranego, ale do pół leżącego w łóżku, z nabrzmiałymi nogami, co, że w pończochy i trzewiki ubrane były, od razu poznać można było. Siostra artysty siedziała przy nim, dziwnie z profilu doń podobna… On, w cieniu głębokiego łóżka z firankami, na poduszkach oparty i okręcony szalem, piękny był bardzo, tak jak zawsze w najpowszedniejszego życia poruszeniach mając coś skończonego, coś monumentalnie zarysowanego…coś, co albo arystokracja ateńska za religię sobie uważać mogła była w najpiękniejszej epoce cywilizacji greckiej… Owóż – przerywanym głosem, dla kaszlu i dławienia, wyrzucać mi począł, że tak dawno go nie widziałem – potem żartował coś i prześladować mię chciał najniewinniej o mistyczne kierunki, co, że mu przyjemność robiło, dozwalałem – potem z siostrą jego mówiłem – potem były przerwy kaszlu, potem moment nadszedł, że należało go spokojnym zostawić, więc żegnałem go, a on ścisnąwszy mię za rękę, odrzucił sobie włosy z czoła i rzekł: „ Wynoszę się!” – i zaczął kasłać, co ja, jako mówił, usłyszawszy, a wiedząc, iż nerwom jego dobrze się robiło silnie coś czasem przecząc, użyłem onego sztucznego tonu i całując go w ramię rzekłem, jak się mówi do osoby silnej i męstwo mającej: „Wynosisz się tak co rok…a przecież, chwała Bogu,

Page 75: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

75

oglądamy cię przy życiu”. A Chopin na to, kończąc przerwane mu kaszlem słowa, rzekł:” Mówię ci, że wynoszę się z mieszkania tego na plac Vendôme”.

Cierpiał, ale nawet w śmiertelnej męce zdobył się na żart, gdy skarżąc się księżnej Marcelinie na ból powiedział na koniec: Na co komu się przyda, że tak się męczę. Umieram tak nędznie w łóżku. Żeby to było w bitwie, to bym rozumiał!

Grono przyjaciół Norwid, Zaleski, księżna Sapieżyna zastanawiali nad tym, jak przygotować kompozytora na śmierć. Odrzucił sugestię spowiedzi. Prosił, aby się za niego modlili. Bohdan Zaleski w liście do Koźmiana: Ma się źle. Nogi i brzuch zaczynają puchnąc. Zaniedbany bardzo w religii, ale może Bóg da, że się opamięta. Prosi o modlitwy i słucha pobożnie litanii.

Zjawił się u Chopina dawny przyjaciel, powstaniec, teraz ksiądz Aleksander Jełowicki. Z jego inicjatywy powstały obrazy olejne i akwarele Teofila Kwiatkowskiego. W mini – cyklu obrazów malarz oddał ostatnie chwile kompozytora. Ukazał chorego w pozycji siedzącej, na łóżku pod baldachimem, wspartego o poduszki. Powstał jeszcze jeden obraz przedstawiający ostatnie dni Fryderyka. Felix-Joseph Barrias namalował obraz olejny, zatytułowany „Śmierć Chopina”. Delfina Potocka śpiewa przy łożu umierającego, u wezgłowia - siostra kompozytora Ludwika, stoją Grzymała i Kwiatkowski, siostra zakonna tuli Solange Clésinger, przy pianinie klęczy A. Jełowicki. Kapłan-powstaniec przyszedł do przyjaciela, aby go wyspowiadać. Usłyszał stanowcze nie. Nie było to nie przeciwko Bogu, lecz przeciwko spowiedzi jako sakramentowi. Zgodził się zwierzyć Jełowickiemu nie jako księdzu, lecz jako przyjacielowi. Potem zmienił zdanie. Nie reagował nawet na prośby siostry Ludwiki. Nie zabraknie głosów, że Chopina zmuszano do spowiedzi, Iwaszkiewicz uznał wersję spowiedzi jako nieprawdopodobną. Ostatecznie do spowiedzi doszło.

Delfina Potocka przyjechała, gdy tylko dowiedziała się, że Fryderyk umiera. Wcześniej bawiła w Nicei. Uradowany jej widokiem zawołał: To dlatego, abym mógł panią jeszcze zobaczyć, Pan Bóg opóźnił moje wezwanie! Na jego prośbę śpiewała mu tym swoim niezwykłym sopranem. Zaśpiewała Hymn do Matki Boskiej Stradelliego i Psalm Marcelego. Córka pani Sand zanotowała, że gdy Delfina śpiewała z rozdartym sercem głosem pełnym łez, obecni padli na kolana, tłumiąc szloch. Polski kapłan ( ks. Jełowicki) zbliżył się do łóżka i udzielił sakramentów w należnej, posępnej ciszy. Księżna Marcelina Czartoryska z wiolonczelistą Franchomme‘m zagrali Mozarta, potem Sonatę na fortepian i wiolonczelę Chopina. Fryderyk umierał żegnany muzyką. Charles Gavard: Cały wieczór szesnastego upłynął na odmawianiu litanii, myśmy odpowiadali, a Chopin pozostał milczący. Tylko po ciężkim oddechu można było sądzić, że jeszcze żyje. Tego wieczora badało go dwóch lekarzy. Jeden z nich, doktor Cruveilhier, wziął świecę i trzymając ją przy twarzy Chopina, która wprost pociemniała z duszności, rzekł do nas, że jego zmysły przestały reagować. Ale gdy zapytał Chopina, czy cierpi, usłyszeliśmy zupełnie wyraźną odpowiedź: „Już nie!”

Tego dnia – 16 października 1849 r.- kompozytor wydał kilka poleceń. Poprosił obecnych , aby uprawiali tylko d o b r ą m u z y k ę. Siostrze Ludwice wyznał, że pragnie, aby serce jego spoczęło w Warszawie. Chciałby, aby na pogrzebie zabrzmiało mozartowskie Requiem i aby do grobu wsypano ziemię ojczystą, którą Ludwika przywiozła z kraju. Kazimierz Wierzyński cytuje, że jego ostatnie słowa, przerywane kaszlem brzmiały:

Matka, moja biedna matka!

Umarł podtrzymywany przez Solance Clésinger, gdy podawała mu wodę do picia. Była druga po północy,17 października 1849 roku. Tego dnia wykonana została maska

Page 76: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

76

pośmiertna i odlew lewej ręki Chopina. Zgodnie z życzeniem kompozytora, lekarz Jean Cruveiller przeprowadził autopsję, jego serce było w gorszym stanie niż płuca. Ciało Chopina zostało zabalsamowane.

Uroczystość żałobna odbyła się w największej świątyni Paryża, kościele św. Magdaleny, w samym centrum miasta, niedaleko Placu Concorde. Artysta zlecając wykonanie Requiem Mozarta nie wiedział, że kobietom nie wolno było śpiewać w kościołach parafialnych. Konieczne było uzyskanie dyspensy przez arcybiskupa Paryża. Postanowiono warunek, że śpiewaczki pozostaną w ukryciu. Główną solistką była przyjaciółka artysty, słynna mezzosopran Pauline Viardot.

Pogrzeb odbył się 30 października. Monumentalna, neoklasyczna świątynia została udekorowana czarnym aksamitem z wyhaftowanymi inicjałami FC. Przybyły tłumy, zajęły ogromne plac przez kościołem. Do wewnątrz wpuszczano za zaproszeniami. Przeważał świat muzyczny, arystokratyczny i rodacy. Uroczystość żałobną rozpoczął marsz żałobny z Sonaty b-moll. Teofil Gautier w „La Prese”: Dreszcz śmierci przebiegł zebranych. Mnie samemu wydało się, jakby słońce przybladło, a złocenia kopuły przybrały zielonkawy, złowieszczy odcień.

Wystąpiła najlepsza w Europie orkiestra i chór Konserwatorium Paryskiego, pod dyrekcją Narcise Gerarda. Viardot zaśpiewała „Te decet hymnus, Deus”, w partiach tenorowych i sopranowych również wystąpili wybitni soliści. Organista Lois James Lefébure-Wély zagrał Preludia e-moll i h-moll Chopina.

Kondukt żałobny podążył na cmentarz Pere Lachaise. Pochód otwierali Czartoryscy, książę Adam – twórca Hôtelu Lambert i Aleksander – mąż uczennicy artysty Marceliny, wraz z nimi malarz Delaroix, producent fortepianów - na których grał Chopin – Pleyel, wiolonczelista Franchomme i kompozytor Meyerbeer. Na życzenie Chopina mów nad grobem nie wygłaszano. Został pochowany w ciszy. „Revue et Gazette Musicale” w nocie pogrzebowej:

Nie powiemy więc Chopinowi, temu wielkiemu artyście, frazesu starożytnego

i święconego: Niech Ci ziemia lekka będzie! I tylu innych komunałow wyrażających niepotrzebne współczucie, gdyż wszyscy mamy przekonanie, że jest się szczęśliwszym tam, gdzie on przebywa, niż tu na ziemi. Zresztą czyż nie żyje on zawsze wśrod nas?

Page 77: Jerzy Klechta: W świecie Fryderyka Chopina

77

Literatura wykorzystana w tej książce:

1. Fryderyk Chopin, Wybór listów, Wrocław 2004 2. Korespondencja Fryderyka Chopina, t. I, Warszawa 2009 3. Jarosław Iwaszkiewicz, Chopin, Kraków 1983 4. Aleksander Jełowicki, Listy duchowe, Berlin 1874 5. Jean-Jacoques Eigeldinger, Fryderyk Chopin, Warszawa 2008 6. Elżbieta Eisler, Pogrzeb Chopina, Kraków 2005 7. Andre Gide, Notatki o Chopinie, Kraków 2007 8. Jerzy Klechta, Serce Chopina, Paryż 2010 9. Jerzy Klechta, Duchowość Chopina, Katowice 2010 10. Elżbieta Pierożyńska, Miłość i przyjaźń w życiu Chopina, Warszawa 2005 11. Ryszard Przybylski, Cień jaskółki. Esej o myślach Chopina, Kraków 2009 12. Mieczysław Tomaszewski, Chopin, Kraków 2005 13. Mieczysław Tomaszewski, Chopin i George Sand, Kraków 2003 14. Kazimierz Wierzyński, Życie Chopina, Nowy York 1953 15. Bożena Weber, Chopin, Wrocław 2003 16. Jacqueline Willemetz, Chopin łowca dusz, Warszawa 2000 17. Adam Zamoyski, Chopin, Warszawa 1990