Upload
jan-abramek
View
172
Download
10
Embed Size (px)
Citation preview
SEBASTIAN MIERNICKI
PAN SAMOCHODZIK I...
SKARB GENERAASAMSONOWA
TOM I
OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA
WSTP
Mody oficer rosyjskiej armii w mundurze ze znakami artylerii stan przed obliczem
ysego, grubego pukownika.
- Syszaem, e mocno wierzycie w Boga - powiedzia pukownik.
- Tak jest - odpowiedzia porucznik.
- To przysignijcie na Boga i wierno carowi, e dochowacie tajemnicy.
- Przysigam.
- Doskonale. Podejdcie tu.
Pukownik wskaza st. Znajdowali si w plebanii, byli sami w pokoju nalecym do
proboszcza. Na blacie leaa mapa poudniowych terenw Prus Wschodnich.
- Tu spotkacie si z dwoma kozakami - pukownik pokaza palcem miejsce nad
jeziorem. - Wasze haso: Piotrogrd, a ich odzew: Moskwa. Powinni mie ze sob dwie
niewielkie skrzynki. Zakopiecie je w dowolnym miejscu, dobrze zamaskujecie i wycofacie si
na poudnie. Macie unika naszych i niemieckich wojsk. Po naszej stronie granicy
zameldujecie si w sztabie. Tam was znajd. Jasne?
- Tak jest.
Porucznik artylerii wyszed z plebanii, wsiad na konia i wyruszy w kierunku lasu.
Byo pne popoudnie. Dookoa grzmiay armaty, wszdzie unosi si kurz wznoszony
stopami tysicy piechurw.
Zza drzwi wyszed czowiek w generalskim mundurze. By wysoki i mia brod. le
si czu, mia kopoty z sercem.
- Mona mu ufa? - zapyta genera.
- Tak - rzek pukownik. - Podjem dodatkowe rodki bezpieczestwa. Gdy tylko
podadz mi dokadne wsprzdne miejsca, gdzie zakopali skrzynie - zostan wysani na
Kaukaz. Tam atwo o oniersk mier.
Po wyjciu generaa pukownik spojrza pod st, gdzie leaa spora skrzynka. Butem
unis jej wieko. Leao tam kilkanacie woreczkw. Jeden z nich by nie do kocu zawizany
i ze rodka byszczay zote monety.
- Najlepiej ufa tylko sobie mrukn pukownik.
Po godzinie pad rozkaz, e cay sztab przenosi si na poudnie. Pukownik ukry pod
mundurem sakiewki i doczy do reszty oficerw. Doskonae zapamita map okolicy i
wiedzia, ktrdy ucieka.
Siedmiu wysokich rang oficerw jechao w eskorcie szwadronu kozakw. Wanie
wyjechali z lasu i zdali w stron widocznej z daleka wsi. Nagle z poboczy zaczy strzela
karabiny maszynowe. Ochrona podja rozpaczliw prb zdobycia pozycji wroga. Szeregi
kozakw giny w huraganowym ogniu karabinw niemieckich.
Oficerowie osaniajc generaa wycofali si do lasu. W tym czasie pukownik porzuci
swego konia i na piechot kierowa si na poudnie, co chwila patrzc na kompas. W marszu
troch przeszkadzay mu woreczki ukryte pod mundurem.
ROZDZIA PIERWSZY
KAJAKOWA WYPRAWA YN GDZIE JEST JACEK? U RDE
RZEKI KTO LUBI YCIE BUSZMENA? NIESPODZIEWANY GO
KRYJWKA HARCERZY POSTJ W ZIELONOWIE
ZNALEZISKO NA STRYCHU WZYWAM PAWA
Wiosa rwnomiernie uderzay w wod. Kajak szybko sun rozbijajc dziobem
drobne fale. Od dawna marzyem o tej podry. Udao mi si w dugi majowy weekend
wyrwa z zatoczonej Warszawy. Pawe, gdy si z nim egnaem, mwi, e witeczne dni na
pocztku maja te spdzi na onie natury. Umwi si z Olbrzymem, dziennikarzem z
Olsztyna, ktrego poznalimy w czasie odkrywania tajemnic Walkirii.
- Kiedy gdzie staniemy? - pytaa Zosia, moja siostrzenica.
- Nie po to wziem zaoganta, eby mi marudzi - strofowaem j.
Mnie te ju dawaa si we znaki egluga yn. Wiosowalimy ledwie dwie godziny,
ale nasze nieprzywyke do wysiku minie ju bolay. Postanowiem zaj dziewczyn
rozmow.
- Powiedz lepiej, gdzie jest Jacek - powiedziaem.
- Razem ze swoj druyn survivalowcw ruszyli szlakiem grupy Pomorze -
odpowiedziaa.
- Moesz powiedzie co wicej?
- Oczywicie - szybko odpowiedziaa. - Musz jednak przesta wiosowa.
- Dobrze.
Odoylimy wiosa. Bylimy na rodku niewielkiego jeziora Mae Brzeno. Pitnacie
metrw od nas na wodzie unosio si stadko krzywek.
- We wrzeniu 1944 roku w Polskim Samodzielnym Batalionie Specjalnym
wyszkolono grup spadochroniarzy zwiadowcw o kryptonimie Pomorze - Zosia zacza
opowie. Radzieckie dowdztwo 2. i 3. Frontu Biaoruskiego przygotowujc ofensyw w
Prusach Wschodnich nie miao adnych danych wywiadowczych na temat
szeciusettysicznej niemieckiej Armii rodek. Grupa polskich spadochroniarzy wysana do
Prus jako pierwsza jednostka aliancka wesza do najpilniej strzeonego obiektu Trzeciej
Rzeszy, do kwatery Hitlera.
- To ciekawe. Mw dalej.
Dziewczyna rozsiada si wygodnie. Odchyliem si lekko do tyu. Patrzyem na lasy
na brzegu i suchaem opowieci brzmicej w tle.
- Prusy Wschodnie, czyli Ostwall, wa wschodni, stanowiy ogromny kompleks
obronny zoony z kilku pasw obronnych bunkrw. Umocnienia znajdoway si. w okolicach
Lidzbarka Warmiskiego, Ostrdy, Ktrzyna. W rodku tego systemu obronnego
umieszczono kwater Hitlera w Gieroy. W nocy z 6 na 7 wrzenia 1944 roku dwunastu
spadochroniarzy z grupy Pomorze wyadowao niedaleko miejscowoci Konopaty koo
Lidzbarka.
- Tutaj w Prusach moga dziaa siatka wywiadowcza polskiego podziemia? -
zapytaem z niedowierzaniem.
- No pewnie. Chopaki i Jacek wszystko dobrze sprawdzili. Ju na pocztku
padziernika 1944 roku komandosi przesali do dowdztwa radzieckiego informacje o
wojskach koncentrowanych w Mrgowie, Ktrzynie, Szczytnie, Olsztynie, Nidzicy i Giycku
oraz o umocnieniach, polach minowych, lotniskach polowych. Na pocztku listopada leniczy
Herman Wajder po rozmowie z krewnym, onierzem Wehrmachtu, przekaza im informacj
o silnie strzeonym obiekcie niedaleko Ktrzyna. Natychmiast z dowdztwa przyszed rozkaz
dokonania rozpoznania tego miejsca. onierze ruszyli tras przez Dziadowo, Nidzic,
Szczytno, Reszel. Po kilku dniach wdrwki o zmierzchu komandosi przeszli przez pierwsz
lini ochrony. Druga strefa Wilczego Szaca bya chroniona dwiema liniami zasiekw i polem
minowym. Natknli si tam na pojedynczego wartownika, ktrego obezwadnili i przesuchali.
Jeniec zezna, e dalej nie mona ju i, bo w drugiej strefie jest znacznie wicej
wartownikw. Komandosi zabrali wartownikowi identyfikator i chwil obserwowali go
czekajc, czy nie zaalarmuje dowdztwa. Niemiec dalej patrolowa swj teren. Jeszcze tej
samej nocy spadochroniarze zaczli wycofywa si z rejonu Ktrzyna.
- Nie wierz, e Niemiec nie zaalarmowa swoich kolegw - wtrciem.
- Nie wiem. Niemcy musieli si poapa, e co jest nie tak. W okolicach Mrgowa
doszo do potyczki z niemieckim patrolem, a koo Szczytna - do kolejnej strzelaniny. Po
dwch dniach komandosi dotarli do bazy. Pod koniec listopada radzieckie samoloty
zbombardoway przebadany teren, lecz ju byo za pno. Hitler wyjecha z Gieroy 20
listopada 1944 roku.
- Wyjazd Hitlera nastpi na wie o wizycie komandosw czy w obliczu zbliajcych
si do Prus Wschodnich jednostek radzieckich? - dopytywaem si. - Armia Czerwona staa u
wrt Prus Wschodnich od sierpnia 1944, a ofensywa ruszya dopiero w styczniu 1945 roku.
Dziewczyna wzruszya ramionami w gecie niewiedzy.
- Swoj drog to ciekawa inicjatywa - stwierdziem.
- Chopaki chc odby ca tras piechot, nocujc w lesie, tak jak tamci komandosi -
powiedziaa Zosia.
Znowu chwycilimy za wiosa.
- Wujku, co to za ptak? - szepna Zosia.
Odwrciem si we wskazanym przez ni kierunku.
- Przypatrz mu si uwanie, to uraw. To co sycha, to klengor - odgosy z ich
siedlisk.
Pooyem sobie na kolanach map tej okolicy.
- Gdzie na poudniu powinien by wypyw z jeziora - mruknem.
To jedno mruknicie brzmiao mi w uszach przez nastpn godzin, gdy szukalimy
przejcia wrd trzcin. Wreszcie udao si nam. Po trzystu metrach wiosowania przez trzciny
wypynlimy na jezioro Krzy. Byo ono bliniaczo podobne do poprzedniego. Znowu
musielimy szuka przejcia wrd zaroli na poudniowo-wschodnim kracu rozlewiska.
Krt przecink popynlimy dalej.
- Wujku, jaka tu czysta woda - powiedziaa Zosia i zanurzya do. - Jaka zimna -
prawie krzykna.
W tym miejscu rzeka raz zwaa si, raz rozszerzaa. Dookoa nas byy same
trzsawiska.
- Wiosuj, bo nas ustawi w poprzek nurtu i bdziesz musiaa wysiada - postraszyem
j.
Po pgodzinie cige wiosowanie i pynicie wrd wysokich krzeww i trzcin
zaczo by mczce i monotonne. Co jaki czas musielimy wysiada, eby przej przez
drzewa lece w poprzek rzeki. Niebawem dotarlimy do rurowego przepustu na rzece.
- I co dalej? - zapytaa Zosia.
- Wracamy - powiedziaem krtko.
- To po co tyle pynlimy?
- Chciaem pyn sam, ale ty si upara.
- Bo wujek to niby tak sobie pynie, a zawsze znajduje przygod.
- Tym razem chciaem odpocz i popyn stosunkowo czysty rzek, jedenast co do
dugoci w kraju.
- Pawe to odpoczywa - mwia Zosia ocierajc pot z czoa. - Przywiz nas i kajak i
pojecha sobie do Olbrzyma na kiebaski z grilla
- Moe do nich podpyniemy, ale teraz zawracamy. Co do przygd, to nigdy ich sama
nie szukaj. One zostawiaj znaki, ktre, jeli masz oczy szeroko otwarte, znajdziesz na
pewno.
Droga powrotna upyna nam w milczeniu. Minlimy Brzeno yskie, z ktrego
wypynlimy i ruszylimy na pnoc. Pokonalimy jezioro Kiermoz May. Byo ju pne
popoudnie, wic zaczem rozglda si za dogodnym miejscem na nocleg. Widziaem, e z
zachodu gnay ku nam cikie i czarne chmury burzowe. Signem po map. Zobaczyem, e
na nastpnym jeziorze Kiermoz Wielki jest wyspa. Postanowiem, e tam zatrzymamy si na
noc. Ju z daleka wida byo wystajc, kilka metrw nad lustro wody wysepk. Chwil
szukalimy dogodnego miejsca na dobicie do brzegu.
- Kto robi kolacj? - rzeczowo spytaa Zosia.
- Ty, ja rozbij namiot - powiedziaem patrzc z niepokojem na czarne chmury.
Z daleka sycha byo pierwsze grzmoty. Zosia chciaa chyba dyskutowa, ale
spojrzaa na niebo i zacza wypakowywa nasze rzeczy. Kajak wycignlimy na brzeg i
przypilimy go acuszkiem do drzewa. Ja stawiaem namiot, a Zosia wyja kocioek i soik
z klopsikami w sosie pomidorowym.
- Z czym mamy to je? - zapytaa.
- Z chlebem.
- Jest wczorajszy.
- Bdzie ci smakowa jak prosto z pieca.
- Na czym mam je ugotowa? - dopytywaa si wskazujc klopsiki.
Wykonaem szeroki gest rki wskazujc las jako rdo opau.
Dziewczyna wstaa i ruszya w poszukiwaniu chrustu. Znosia go p godziny. Ja w
tym czasie pocieliem sobie w namiocie i rozsiadem si na trawie patrzc na jej poczynania.
Zosia przygotowaa mae palenisko, rozpalia ogie i do kocioka wrzucia nasz kolacj.
- Wujek lubi ycie buszmena - mruczaa.
- Prawdziwy buszmen nie potrzebuje takich wynalazkw jak soik klopsikw, eby si
naje - odpowiedziaem. - Wszystko oferuje mu przyroda.
- Nie mg wujek wzi kilku gorcych kubkw i zapakowanego dietetycznego
chlebka?
Milczaem patrzc na niebo i obserwujc ostatnie krztaniny ptakw kryjcych si
przed nadchodzc burza.
- No tak, wujek tak samo odywia si w czasie wszystkich przygd - dogryzaa mi
dziewczyna. - Te soiki to talizman przywoujcy niezwyke przeycia.
- Nie przywoasz ich, jeli wszystko przypalisz.
- Jestem wykwalifikowan pomoc detektywistyczna, a nie kucht - powiedziaa
podajc mi talerz i pokrojone kromki chleba.
O tropik namiotu zaczy uderza pierwsze grube krople deszczu. Ptora metra nad
sabym ju ogienkiem rozwiesiem wojskow paatk, a do ognia wstawiem nieduy, stary
czajnik. Po paru minutach skryci przed ulew popijalimy gorc herbat i grzalimy donie
trzymanymi kubkami.
Nage przed nami kto podnis si z ziemi. w czowiek mia na sobie kompletny
amerykaski mundur z demobilu. Z szerokiego ronda kapelusza na ponczo ciekaa woda.
Zosia a podskoczya ze strachu.
- Cze, Jacek. Co tu robisz? - zapytaem, gdy ju zorientowaem si, kto nas
odwiedzi.
- Wpadem poyczy soli - odpowiedzia umiechajc si od ucha do ucha.
- Skd si tu wzie? - zapytaa Zosia.
- Szlimy zgodnie z planem, ale stwierdzilimy, e zajdziemy do Olsztynka, zobaczy
resztki pomnika ku czci bitwy pod Tannenbergiem - odpowiedzia Jacek.
- O ile wiem, jego resztki znikny na pocztku lat osiemdziesitych - wtrciem.
Jacek kiwn gow.
- Zgadza si, ale syszaem, e do dzi poszukiwacze militariw znajduj tam rne
ciekawostki. Poza tym chcielimy te pj zbada poniemieckie lotnisko w Grylinach, skd
jak syszaem - startoway bombowce lecce nad Warszaw. Chcielimy take prbowa
wej do osawionego askiego Imperium.
- A co to takiego? - zapytaa Zosia.
- W asku utworzono orodek wypoczynkowy dla wadz Polski Ludowej -
odpowiedziaem. - Kryy o nim legendy. Teraz pewnie nie jest tak pilnie strzeony.
Proponuj, Jacku, ebycie sprbowali dotrze do wsi Zielonowo, gdzie mieszka Micha
Lengowski, czowiek zasuony dla tych ziem.
Zosia i Jacek lekko skrzywili si.
- A gdzie mieszkacie? - zapytaem Jacka.
- Mamy kryjwk na pnocnym kracu wyspy. Jeli chcecie zobaczy, jak yj
prawdziwi komandosi, to zapraszam - powiedzia Jacek
Zasznurowalimy namiot i poszlimy za chopakiem Jacek szed jak duch, nie byo go
sycha. Midzy drzewami zobaczylimy ju ksiyc odbijajcy si w wodzie, a za nami kto
nagle zawieci latark.
- Haso! - krzykn mody mski gos.
- Bawatek - szepn Jacek.
wiato zgaso. Odwrciem si i zobaczyem chopaka w mundurze z siatk
maskujca, ukrywajcego si wrd gazi. W cigu kilku sekund by znw niewidoczny.
Jacek poprowadzi nas do wierka stojcego kilka metrw od brzegu jeziora. W
powietrzu czuem lekki zapach dymu, ale nigdzie nie widziaem ogniska.
- Wykorzystalimy dziur po wiatroomie - zacz opowiada Jacek. - Poczylimy
nasze paatki i rodek powstaej w ten sposb pachty przywizalimy link do gazi. Potem
pozostao ju tylko obsypanie brzegw ziemi, zamaskowanie chrustem i wykopanie komina
oraz wejcia.
Mwic te sowa odsun na bok dwa kawaki pnia brzozy. Szybko wsun si do
rodka. Weszlimy za nim. W bazie harcerzy od razu zrobio si ciasno. Wewntrz pali si
maleki ogienek, nad ktrym buzowaa woda w czajniku. Dwch harcerzy spao zawinitych
w piwory. Jeden siedzia koo ognia i co majstrowa przy radiostacji. Z podziwem patrzyem
na porzdek panujcy dookoa.
- Po co wam radio? - zapytaa Zosi.
- Co wieczr nadajemy alfabetem Morsea meldunki o naszym pooeniu do centrali w
odzi - powiedzia Jacek
- To o nas te powiadomicie swoich? - dopytywaa si.
- Ju zameldowalimy o pojawieniu si na jeziorze tajemniczego kajaka z dwjka
tajemniczych osobnikw - zaartowa Jacek. - Wiedziaem o was, gdy tylko wpynlicie na
jezioro.
- Jest was tylko piciu? - zapytaem.
- Jest jeszcze jeden, ktry po sprawdzeniu waszego obozowiska i zameldowaniu mi o
waszym przybyciu ruszy na dalszy patrol - odpowiedzia Jacek.
- Nie boisz si o niego? W tak noc sam jeden w lesie? - nie wytrzymaem. - Troch
chyba przesadzacie z t zabaw w wojsko.
- Spokojnie - wyjania Jacek. - Ludzie z naszej chorgwi s na obozie petwonurkw
nad jeziorem Gim. Chcemy podej ich obz i zrobi im jakiego psikusa. Tam s te
chopaki z grupy survivalowej, ktrzy maj broni obozu. Niech si wujek nie boi o Maka.
To doskonay tropiciel, od maego jedzi z ojcem na polowania.
- Skd u was wiedza o budowie takich baz? - pytaem dalej.
- Pamita wujek Michaa? Tego komandosa z GROM-u, ktrego poznalimy w
Mamerkach? Na pocztku kwietnia wzi nas na tydzie do Puszczy Piskiej i da ostr szko.
Piciu chopakw z mojej ekipy odpado. Do domu wieli te nasze rzeczy, ktrych nie
mielimy ju si dalej nie. Do koca wytrwalimy tylko my. Potrafimy za to wybudowa
sobie schronienie w lesie, zrobi wygodne posanie, rozpali ogie w kadych warunkach,
robi zasadzki, organizowa patrole.
- Zosiu, czas na nas - powiedziaem.
Jacek odprowadzi nas do naszego namiotu. Do snu ukoysa nas deszcz szeleszczcy
wrd pierwszych wiosennych lici.
Obudzi mnie cichy trzask gazki. Wyjrzaem przez malekie okienko. Wrd
krzakw zobaczyem druyn Jacka idc w karnym szeregu w stron wskiego przesmyku.
Szybko zaoyem spodnie i kurtk.
- Zobaczymy, komandosi, jak si tu dostalicie - mruknem.
Cicho rozsunem suwak namiotu i wyczogaem si na zewntrz. Uznaem, e
tarzanie si po ziemi nie przystoi w moim wieku, wic dalej szedem skulony, uwaajc, eby
nie trzasna najmniejsza nawet gazka. Powoli doszedem do kilkunastometrowego
przesmyku pomidzy nasz wysp a staym ldem. Po naszej stronie brzeg wznosi si o pi
metrw wyej. Chopcy mieli przecignita nad wod lin. Wanie pierwszy harcerz koczy
przejcie. Posuwa si do przodu, podcigajc si rkoma i pomagajc sobie nogami
zarzuconymi na sznur. Przyznam, e przeprawa z gow w d, przy takiej rnicy poziomw
wymagaa elaznych nerww.
Pierwszy chopak stan ju na drugim brzegu i znikn w krzakach. Po trzech
minutach pojawi si znowu. Da znak rka i reszta grupy zacza przepraw. Przygldaem
si temu z zainteresowaniem. Przyroda powoli budzia si do ycia. Z kbkw mgy
dochodziy odgosy budzcego si ptactwa. Nagle kto pooy rk na moim ramieniu.
Prawie podskoczyem.
- Jak przejd, to wujek odwie lin - ni to zapyta, ni to poleci Jacek.
Jego twarz pokryta bya zielono-brzowym kamuflaem. Wida byo tylko oczy i
byskajce biel zby.
- Jasne, wodzu - mruknem speszony, e tak atwo daem si podej.
Gdy Jacek by ju po drugiej stronie odwizaem lin, a jeden z harcerzy pocign j i
zacz zwija.
Wrciem do naszego namiotu, gdzie Zosia spaa w najlepsze. Nie mogem ju zasn,
wic usiadem nad brzegiem i patrzyem na wstajcy wit. Na nieruchomym lustrze wody
widziaem krgi zostawiane przez ryby prbujce zapa pierwsze owady lecce tu nad wod.
Z pobliskich trzcin wypyna kaczka, odwrcia gow w moj stron i raz kwakna. Nagle
przypieszya i znikna w kolejnej kpce zaroli. Moe przestraszya si ora bielika,
majestatycznego wadcy okolicy, ktry szybowa wysoko w poszukiwaniu zdobyczy.
Z namiotu wysza przecigajc si Zosia.
- Kto robi niadanie? - zadaa pytanie.
- Majtek, nie powinna si pyta, tylko robi - odpowiedziaem.
- Nie jestem majtek.
- Wiem, jeste wyzwolon kobiet - przerwaem jej. - Sama wprosia si na rejs, wic
masz mnie sucha.
- Dokd dzi pyniemy?
Signem po map.
- Odwiedzimy jezioro Pluszne powiedziaem. - Tyle, e w Swaderkach trzeba bdzie
znale jaki transport dla naszego okrtu.
Szybko zjedlimy niadanie i zwinlimy obozowisko. Popynlimy w stron wsi
Kurki. Tu przed mostem drogowym po prawej stronie znajdowao si lejkowate ujcie rzeki
Marzki. Skrcilimy w t stron. Najblisze godziny spdzilimy na wiosowaniu pod prd i
kilku przenoskach naszego kajaka przez zastawy wykonane przez rybakw. W Swaderkach
poprosilimy lenika jadcego honkerem, by podrzuci nas do jeziora Pluszne.
- Bardzo prosz - powiedzia.
Par minut zajo nam przymocowanie kajaka do dachu i zaadowanie bagay do
wntrza samochodu. Pojechalimy asfaltow drog do wsi Koatek, gdzie wodowalimy
kajak. Serdecznie podzikowalimy miemu lenikowi. Wypynlimy na wody jeziora
Pluszne Mae, wskiej zatoki jeziora Pluszne.
- Wujku, moesz pokaza map? - zapytaa Zosia. - Gdzie jestemy?
Wskazaem na mapie nasze pooenie.
- Pluszne Mae przypomina z gry skarpetk - zauwaya siostrzenica.
Dochodzio ju poudnie i soce zaczo mocno pray. Pynlimy wzdu prawego
brzegu, bliej lasu, z dala od rozoonych po drugiej stronie orodkw wypoczynkowych i
domkw letniskowych. Okoo pitnastej dobilimy do brzegu w Zielonowie. Wysoko ponad
brzegiem stay eleganckie domki letniskowe powstae na bazie wykupionych starych domw
warmiskich. Zostawiem Zosi przy obozowisku i z kanistrem w doni ruszyem na
poszukiwanie studni. Porodku wsi znajdoway si staw i stara studnia. Widziaem, e przy
jednej z chaup przy samym wjedzie do wsi krc si jacy ludzie. Podszedem tam.
- Cze, wujek! - powita mnie Jacek nioscy narcze sprchniaych desek.
Pozostali harcerze dzielnie pracowali przy rozbirce wiekowego ju dachu. Przyglda
si im mody mczyzna stojcy przy eleganckim BMW i bawicy si telefonem
komrkowym.
- Skd si tu wzilicie i co robicie? - zapytaem.
- Mamy rozkaz odebra jutro w Olsztynku kogo z komendy hufca - odpowiedzia
Jacek. - Bdziemy go eskortowa do obozu nad jeziorem Gim. To taka zabawa strategiczna
wymylona przez naszego komendanta. Chopaki z obozowiska nad Gimem wiedzc naszym
zadaniu i sprbuj przej gocia po drodze. Zatrzymalimy si tutaj, bo chcemy zarobi na
bilety autobusowe.
- Mylaem, e macie jakie kieszonkowe. Mog ci da troch.
- Nie, dzikuj. Chcemy zmyli ich czujki i pojecha z naszym VIP-em do Olsztyna, a
stamtd ruszy na piechot. Nie bd si spodziewa naszego podejcia od pnocy. Ten pan
zapaci nam za pomoc w rozbirce dachu.
W tym czasie podszed do nas mody mczyzna.
- W czym problem? - zapyta.
- Chciaem nabra wody ze studni odpowiedziaem. - Spotkaem mojego siostrzeca.
Sam pywam po okolicy kajakiem.
- Kuba jestem - przedstawi si mczyzna.
- Tomasz - powiedziaem podajc mu rk.
- Masz sprytnego siostrzeca - mwi Kuba. - Nie do, e zarobi troch grosza, to
jeszcze zanocuj pod dachem. Jak rozbior ten daszek, to mog tu zosta na noc. Dopiero
jutro przywioz ekip remontow.
- Chcesz t chaup przerobi na domek letniskowy?
- Tak, kupiem j okazyjnie, a trzeba inwestowa w ziemi.
Zadzwoni telefon komrkowy, wic Kuba poda mi rk na poegnanie i odszed do
samochodu. Nabraem wody ze studni i wrciem na brzeg.
Na obiad zjedlimy niemiertelne klopsiki z makaronem, a potem urzdzilimy sobie
dug sjest.
- Wujku! - sodk drzemk przerwa mi krzyk Jacka.
Podniosem si.
- Chod szybko, co znalelimy
- Ja te chc pj, a nie mona zostawi obozowiska - odezwaa si Zosia.
- Przyl tu ktrego z moich chopakw - rzuci Jacek.
Poszlimy za nim do chaupy. BMW na podwrku ju nie byo. Podekscytowany Jacek
zaprowadzi nas po trzeszczcych, drewnianych schodach na strych. Nad nami byo tylko
niebo. Harcerze dokadnie wszystko zdjli. Teraz stali gromadk przy dziurze w pododze.
- Jednemu z nas noga wpada do dziury wyjania Jacek. - Gdy wyjmowa stop,
zobaczy, e co tutaj jest.
Zajrzaem do rodka. Zobaczyem jakie szmaty i resztki niemieckich gazet.
- Masz latark? - zapytaem.
Jeden z harcerzy poda mi may reflektorek. Pooyem si wciskajc gow i rami do
rodka. W powietrzu unosi si kurz, ktry krci w nosie. Rk rozgarniaem gazety.
Ujrzaem niedu, drewnian skrzyneczk. Ostronie wyjem j z dziury. Zawiasy i haczyk
zamykajcy wieko byy ju zardzewiae. Otworzyem j i moim oczom ukazaa si obita skr
oprawa. Niemiecki napis gosi: Christoph Hartknoch Stare i nowe Prusy. Dzieo wydano w
1684 roku.
- Czy to cenna ksika? - zapyta jeden z harcerzy.
- Na rynku antykwarycznym byaby wysoko ceniona odpowiedziaem. - Ma oryginalne
oprawy z epoki, wiele ilustracji i dotyczy tych terenw. Po dokadnym zbadaniu i
stwierdzeniu, czy naleaa do znanej osoby, jej cena mogaby wzrosn.
Znowu zanurzyem si w dziur i wyjem rulon niemieckich gazet zwizanych
sznurkiem. Potem wydobyem soik z przedwojennymi markami i na koniec skrzan torb
przypominajc onierski chlebak. W rodku bya lornetka polowa i dwie zote
piciorublwki z carskimi orami. Lornetka miaa znaki niemieckiej armii, a data produkcji
wskazywaa na rok 1914. Odwinem rulon gazet i okazao si, e w rodku znajduje si mapa
z nagwkiem: Manewry XVII Korpusu Armijnego, 1908. Obejmowaa obszar od Olsztyna
do Ostrdy na pnocy i do Dziadowa na poudniu. Na zgiciach spod przetartego papieru
wystawa brezent. Kto na czerwono zaznaczy jaki szlak biegncy z pnocy na poudnie.
Linia urywaa si w prawym dolnym rogu, gdzie pojawiay si ju polskie nazwy
miejscowoci.
- Macie telefon? - zapytaem harcerzy. - Musz zadzwoni po Pawa i przerwa mu
wypoczynek. Musi tu przyjecha i zawie te skarby do Warszawy. Ja zostan, eby dogada
si z wacicielem chaupy.
ROZDZIA DRUGI
AKTYWNY WYPOCZYNEK U OLBRZYMA RYBKI DO BRYDA
GOCIE OLBRZYMA WEZWANIE OD JACKA ROSYNANTEM
PRZEZ LASKIE IMPERIUM POLICJANCI PRZEBIERACY NA
SKRTY PRZEZ JEZIORO POCIG ZA BMW ZE
STARODRUKIEM DO WARSZAWY CO BYO NA MAPIE? ZOSIA
POTRZEBUJE POMOCY
Rwno ciem kawaki drewna. Staraem si jak mogem, chocia od dawna nie
miaem siekiery w doniach. Dookoa piewao ptactwo zamieszkujce wysp Olbrzyma, a
wysokie sosny chyliy swe czubki pod kolejnymi podmuchami wiatru. W powietrzu unosi si
zapach smaonych ryb, ktre rano zowilimy z dziennikarzem.
- Dobrze ci idzie - powiedzia Olbrzym stajc obok mnie.
Zza szkie okularw patrzyy na mnie umiechnite oczy. Przyjechaem do niego
wczoraj, eby wypocz, a on od samego pocztku zorganizowa mi tortury fizyczne.
Najpierw znosilimy z lasu cite pnie kilku brzzek, ktre dziennikarz dosta od gajowego.
Wieczorem wspominalimy wsplne przygody w Mamerkach i opowiada mi o swojej
wyprawie do Afryki. Dzi jeszcze przed witem zabra mnie na ryby; a potem zapdzi do
rbania drzewa.
- Pawe, dzi wieczorem na tradycyjnego pitkowego bryda przyjdzie gajowy i ssiad
prawie zza miedzy - powiedzia.
- A ten ssiad to kto? - zapytaem.
- Taki artysta, wiejski nauczyciel, mionik historii tych terenw. Wanie sprzeda
chaup po ciotce, wic dzisiaj bdziemy witowa. Mam nadziej, e umiesz gra w bryda.
- Jasne.
- Umyj si i dopilnuj ryb, a ja skocz z tymi brzzkami.
Czym prdzej pobiegem pod prysznic. Potem zszedem do kuchni i przewracaem na
patelni wyfiletowane rybki.
Okoo osiemnastej na podwrko zagrody Olbrzyma wszed gajowy.
- Marcin - powiedzia podajc mi do.
By niewysoki, mia krtkie, czarne wsiki i krtkie wosy. W jego oczach wida byo
jaki smutek. W domu Olbrzyma czu si jak u siebie: natychmiast poszed do salonu i zacz
pali w kominku.
- Trzy miesice temu, na koniec wyjtkowo srogiej zimy, odesza od niego ona -
wyjani mi na ucho Olbrzym. - Dziewczynie z miasta pocztkowo podobao si mieszka na
odludziu, na onie przyrody. Jednak zima nie wytrzymaa. Coraz czciej zacza jedzi do
miasta, niby do rodzicw. Tam poznaa jakiego bogatego faceta i sam rozumiesz.
Kiwnem ze smutkiem gow.
- Artysta si spnia? - dopytywaem si.
- No co ty, ma do przejcia pi kilometrw przez las. Jak idzie, to zawsze znajdzie
co, co go zainteresuje.
Po kwadransie pojawi si ostatni go Olbrzyma.
- Cze, jestem Rambo - przywita mnie.
- To jego przezwisko - wyjani Olbrzym.
Rambo ubrany by w spodnie dinsowe, koszul flanelow wypuszczon na wierzch i
koszulk z napisem: I love NY. Mia jasne wosy spite w kucyk i krtk, ale strasznie
popltan brod.
W salonie siedlimy do stou nakrytego zielonym suknem. Olbrzym wnis talerz z
rybami i chlebem oraz tack z mocniejszymi trunkami. Rambo i Marcin wyjli po talii kart.
Miaem gra w parze z Rambo, wic wyszlimy na taras, eby ustali strategi gry. Chwil
patrzyem na jezioro i promienie soneczne widoczne wrd drzew po zachodniej stronie
zatoki.
- Telefon do ciebie! - krzykn Olbrzym.
Zaklem w duchu spodziewajc si nagego wezwania do pracy.
Podniosem suchawk do ucha.
- Czuwaj! - zagrzmiao w suchawce.
Spojrzaem na ni ostronie.
- Czuwaj! - rwnie ryknem.
Rambo i Olbrzym zaczli si mia.
- Wiadomo od druha Jacka ze specjalnej grupy wdrownej Pomorze - powanym
tonem mwi dziewczcy gosik. - Natychmiast przyjecha do Zielonowa. Wujek Tomasz
wzywa. Zrozumia druh?
- Tak - powiedziaem nieco osupiay.
Przekazaem Olbrzymowi i gociom tre rozmowy i poegnaem si z nimi.
- Gdzie jest Zielonowo? - zapytaem.
- W bok od Grylin, nad jeziorem Pluszne - wyjani Olbrzym.
- Ja ci poprowadz - powiedzia Marcin.
- A my tu na was poczekamy - rzek Rambo zbliajc si do stolika z trunkami.
Wsiedlimy z Marcinem do Rosynanta i ostro ruszyem przez las. W szybkiej jedzie
troch przeszkadzay mi moje wasne wiata, ale nie chciaem przy Marcinie wcza
noktowizora, eby nie zdradza wszystkich tajemnic samochodu. Na szczcie gajowy zna tu
doskonale kady skrawek ziemi i uprzedza mnie, gdzie mam skrca. Gdy ju dojedalimy
do asfaltu, chciaem skrci do Olsztyna, stamtd pojecha drog na Olsztynek i skrci do
Grylin.
- Skr w lewo - powiedzia Marcin. - Pojedziemy przez las.
Jechalimy krt astaltwk w stron Butryn.
- Teraz w prawo - nagle rzucil Marcin.
Posusznie skrciem. Jechalimy len, utwardzon drog mijajc otoczone wysokim
potem modniki. Potem droga zacza ostro opada w d. Nagle wjechalimy znowu na
asfalt.
- Wspomnienie askiego Imperium - mrukn gajowy. - Dawni notable chcieli mie
cywilizacj nawet w takiej guszy. Zreszt teraz ludzie s tacy sami. Niby id do lasu
odpocz w ciszy, ale nie ucz dzieci, eby nie krzyczay ile si w gardle. Psy puszczone
luzem szczekaj wniebogosy zadowolone z wolnoci. Wszyscy cign ze sob cywilizacj
haasu.
Po prawej stronie, w dole minlimy jeziorko.
- To Jegu - powiedzia Marcin widzc moje spojrzenie.
Przy krzywce skrcilimy w prawo i jadc ostro w d dojechalimy do mostu i
doliny rzeki yny wypywajcej w tym miejscu z jeziora Ustrych. Potem znowu wspinalimy
si. Jeszcze kawaek jechalimy asfaltem i gajowy kaza mi wjecha w len cieynk.
Spojrzaem na kompas - jechalimy prawie idealnie na zachd. Resory Rosynanta skrzypiay
na wyboistej drodze, a nas czasami podrzucao do gry i uderzalimy gowami w dach. Jednak
pdziem wiedzc, e wezwanie pana Tomasza w tak nietypowej formie musiao by
wynikiem jakiego wanego wydarzenia. Po lewej stronie, midzy drzewami pobyskiwaa to
jeziora.
- To ju Pluszne - powiedzia Marcin. - Teraz pojedziemy wzdu brzegu.
W pdzie minlimy zabudowania leniczwki Stawiguda i skrcilimy na poudnie.
Bolay mnie rce od tej szalonej jazdy i trzymania wyrywajcej si na boki kierownicy. Nagle
wyjechalimy na piaszczyst ach nad wsk zatok.
- Hamuj! Jestemy na miejscu - krzykn Marcin.
Wcisnem peda. Przed mask samochodu jak spod ziemi wyrosy zamaskowane
dwie postacie. Twarz jednej z nich wydaa mi si znajoma.
- Wujku, szybko! - krzykn Jacek.
- Co si stao?
Z mroku wyszed pan Tomasz.
- Dobrze, e jeste - przywita mnie. - Na strychu jednej z chaup odnalelimy cenny
starodruk i map. Trzeba to natychmiast zawie do Warszawy.
- Pokacie mi te cuda - poprosiem.
Zosia podaa mi skarby. W wietle reflektorw nie mogem dokadnie obejrze ani
ksiki, ani mapy.
- Po co ten popiech? - zapytaem.
- Chc postawi waciciela domu przed faktem dokonanym - tumaczy mi szef. - To
mody biznesmen, ktry mgby zorientowa si co do wartoci ksigi, gdyby ja dosta do
rki. Zrobimy to troch naginajc prawo.
Patrzyem na Pana Samochodzika mocno zdziwiony. Rad nierad wziem skarby do
Rosynanta.
- Musz jeszcze podrzuci Marcina do domu - powiedziaem.
- Moe wujek podrzuci dwch moich chopakw do Grylin? - zapyta Jacek.
- Teraz, w nocy? - zapytaem zdumiony.
- Tak, pjd do Olsztynka, gdzie rano musz odebra pewnego czowieka.
- Dobra, niech si szybko pakuj.
Do Rosynanta wsiado dwch harcerzy. Jeden powiedzia, e ma na imi Maciek, a
drugi mia przezwisko Bbel.
Ruszylimy w stron Grylin. Jechalimy wyboist drog, gdy nagle z lasu wyoni si
policjant z lizakiem w doni. W krzakach sta jaki samochd nie przypominajcy radiowozu.
- Dziwne - powiedziaem hamujc.
Policjant powieci mi latark w oczy. Obok jego samochodu sta inny mczyzna.
- Dobry wieczr! Kontrola drogowa - powiedzia uprzejmym tonem.
- Chyba nie moecie tak ludzi zatrzymywa w lesie, majc nieoznakowany radiowz -
powiedziaem przez uchylone okienko.
Policjant spojrza mi w oczy, a jego rka wymownie spocza na spucie kaasznikowa
zawieszonego na ramieniu. Dopiero teraz zauwayem, e by uzbrojony.
- Mielimy doniesienie, e kto si wama do jednej z chaup w Zielonowie -
powiedzia.
- To chyba jakie nieporozumienie. - zaczem.
- W takim razie zapraszam powiedzia policjant ruchem gowy wskazujc swj
samochd.
Zauwayem, e z Rosynanta nie wiem jakim cudem zniknli harcerze. Wysiadem i
ruszyem w stron samochodu stojcego w mroku. Zdziwio mnie, e policjanci jed
nowiutkim BMW.
- To przebieracy! - usyszaem krzyk Maka.
Policjant skierowa bro w stron, skd dobiega krzyk. Mczyzna stojcy przy BMW
zawieci tam latark. Jedyne co zobaczylimy to las. Chopcy przepadli jak kamie w wod.
Policjant wycelowa we mnie.
- Dawaj t ksik - sykn.
Posusznie podszedem do Rosynanta. Widziaem, e Marcin wanie odkada na
miejsce telefon komrkowy i mruga do mnie. Wiedziaem, e wezwa policj, miaem
nadziej - prawdziw. Zwlekaem jak mogem otwierajc baganik i skrzynk do przewoenia
cennych dzie sztuki.
- Uciekamy! - nagle krzykn drugi napastnik. - Policja tu jedzie!
Ten gos wyda mi si znajomy.
Faszywy policjant wyrwa mi z rak ksik z map w rodku i pobieg do BMW. W
ostatniej chwili wystrzeli seri w opony Rosynanta. Byskawicznie wsiad za kierownic i
ostro ruszy w las. Podbiegli do nas harcerze.
- Oni jad na Kurki! - rzuci Bbel.
- Skd wiesz? - zapytaem.
- Ten w kominiarce mia wczony skaner na czstotliwoci radiowej policji. Z
Olsztynka jad radiowozy. Ten przebieraniec powiedzia, e jedyna droga to ucieka na Kurki
- zameldowa Maciek.
- Mona tam dojecha krtsz drog? - spytaem Marcina.
- Nie, tylko tdy albo przez jezioro - odpowiedzia ze smutkiem patrzc na
przestrzelone opony.
- No to przez jezioro - podjem decyzj.
- My zasuwamy do Olsztynka - powiedzia Maciek.
Harcerze w jednej chwili zniknli w lesie.
Wczyem pompowanie k i zawrciem do Zielonowa. Wczyem skaner
czstotliwoci policyjnej. Niestety, wskutek trzaskw niewiele mogem zrozumie.
Usyszaem jedynie, e Olsztynek ju obstawiony. Marcin wzi do rki telefon komrkowy,
ktry nagle wywietli komunikat, e chwilowo nie jestemy w zasigu. Strzaka
prdkociomierza powoli przesuwaa si w prawo. Marcin dyskretnie zapia pasy.
Przejechaem przez wie w dzikim pdzie i nie zatrzymujc si przy obozowisku pana
Tomasza wjechaem do wody. Widziaem, e szef ze zdumienia wypuci z rki kubek.
Marcin zamkn oczy.
- Marcin! W ktr stron? - krzyknem do gajowego.
- W prawo - powiedzia z zacinitymi ustami.
Skrciem, jednoczenie dodajc gazu. Tpy dzib samochodu nie nadawa si do
szybkiego pywania, jednak mielimy bardzo dobre tempo. Wczyem szperacze na dachu i
powierzchnia wody w zimnym wietle reflektorw zamienia si w pomarszczon pustyni
niczym lodowata powierzchnia Arktyki. Na lewym brzegu zobaczyem wiata jakich
zabudowa. Skrciem w tamt stron i po chwili wyjedaem na piaszczysty brzeg. Po
kilkudziesiciu metrach jazdy przez k wtoczylimy si na szutrow drog. Skrciem w
prawo i pdziem na zamanie karku. Tu przed tym, jak wjechaem na asfaltow szos, przed
naszym nosem przemkno BMW.
Dodaem gazu i zaczem pocig. Prdko wzrastaa, a drzewa zleway si w cian
zieleni. Kierowca BMW jecha tak, eby zagradza nam drog.
Marcin co chwila prbowa dodzwoni si na policj. W kocu udao mu si.
- Cze, Heniu! - mwi do telefonu. - Tak, to mnie napadli. Jedziemy w stron
Swaderek. Wysyacie radiowozy? wietnie.
Pomylaem, e rzeczywicie dobrze, gdy BMW miao lepsze przypieszenie i mogo
jecha szybciej od Rosynanta o trzydzieci kilometrw na godzin. W ciemnociach migna
tablica z napisem: Swaderki i znowu pdzilimy szos przez las. BMW nie zostawiao
miejsca do wyprzedzenia. Tu przed Kurkami we wstecznym lusterku zobaczyem migajce
wiata radiowozw. Przepuciem policjantw i teraz jechaem za nimi.
We wsi cala kolumna samochodw niemal przeskoczya przez most na ynie.
Kierowca BMW zacz wykonywa nerwowe ruchy, a jego samochd zatacza si z jednego
pobocza na drugie. Widziaem, e odsuny si drzwi pierwszego policyjnego volkswagena
transportera. Na stopniu przyklkn policjant z karabinem w doni. Wystrzeli krtka seri w
powietrze i potem wycelowa w BMW. Uciekajce auto znowu wykonao kilka skrtw i
nagle zjechao na prawo wprost do malekiego stawku. Trysna fontanna wody.
Zahamowaem. Miaem lepsze hamulce od policyjnych wozw. Byem pierwszy na
brzegu. Kierowca BMW w stroju policjanta sta po kolana w wodzie. Jego auto powoli
zanurzao si w wodzie.
- Stj, policja! - na brzegu trzech stry prawa celowao w uciekiniera.
Skoczyem w stron toncego auta. Zanurzyem si w cuchncej obornikiem wodzie.
Na tylnym fotelu zobaczyem ksik. Z trudem otworzyem drzwiczki i signem po skarb.
Wyszedem na brzeg, a Marcin poda mi koc. Natychmiast zaniosem ksik do
Rosynanta i do koca odkrciem ogrzewanie. W tym czasie dojecha do nas dowodzcy akcj
policjant.
- Witaj, Heniu - przywita si z nim Marcin. - To mj kuzyn, czwarty do naszych
partyjek bryda u Olbrzyma. - wyjani mi.
Ucisnem do policjanta. By niewysoki, mia lekki brzuszek i twarz
umiechnitego satyra.
- Dzikuj - powiedziaem.
- Nie ma sprawy - odpowiedzia. - Od dawna szukalimy przebieracw napadajcych
w naszej okolicy na TIR-y. Moe ten ptaszek to bdzie nasz lad.
- Byo ich dwch - zauwayem.
- Wiem, oni najpierw pojechali w stron Olsztynka, ale tam bya nasza blokada, wic
szybko uciekli. Ten drugi musia gdzie wysi. Zaraz powiadomi chopcw. Sam pan
jednak rozumie, e noc, w lesie uciekinier ma due szanse. Czy zgino co cennego?
- Prawd mwic nie wiem - przyznaem si. - Ksik odzyskalimy, nie ma mapy.
Moe jest ukryta w aucie.
- Jutro wydobdziemy BMW i bdziemy wiedzie zapowiedzia Henio. - Czy bya
cenna?
- Pochodzia z 1908 roku.
- No to bya stara, a wic cenna - orzek policjant.
Poegnalimy si z policjantami. Odwiozem Marcina do domu Podjechaem do
Olbrzyma, eby przebra si. Dziennikarz siedzia sam i czyta ksik.
- A to si dziao. - stwierdzi patrzc na mnie.
Kiwnem gow i poszedem zmieni odzie. Gdy zszedem do niego, by zajty
ogldaniem starodruku.
- Pozwolisz, e sobie zeskanuj obrazki? - zapyta.
Spojrzaem na zegarek. Byo ju po pnocy. Czekaa mnie jeszcze podr do
Warszawy, zostawienie w laboratorium ksiki i powrt do szefa. Kiwnem gow i
pooyem si na kanapie, a Olbrzym zacz skanowa kolejne karty ksigi. Po dwch
godzinach obudzi mnie, stawiajc na stoliku filiank mocnej kawy i talerz z kanapkami.
- Jeli chcesz, to pojad z tob - powiedzia. - Rosynanta zostawisz tutaj. Marcin kupi
nowe opony i po powrocie wymienimy je. Wemiemy mojego forda.
Zmczony zgodziem si. Po godzinie jechalimy ju trasa E-7 do Warszawy. W
wygodnym wntrzu forda zasnem. W tle syszaem spokojna muzyk zespou Era.
- Gust ci si zmieni? - spytaem. - Ostatnio suchae starych rocknrolli.
- Tylko krowa nie zmienia pogldw - odpowiedzia z powanym wyrazem twarzy. -
Muzyk trzeba dostosowa do potrzeb chwili. Te kawaki idealnie nadaj si do podry,
kiedy suniesz ciemn drog jak eglarz-odkrywca, prawie na olep.
Okoo czwartej rano bylimy przed Ministerstwem Kultury i Sztuki. Swoim
przybyciem zaskoczyem stra nocnego. Poszedem do laboratorium i woyem starodruk do
specjalnej gabloty utrzymujcej sta temperatur i wilgotno. Wrciem do Olbrzyma.
- Dlaczego zeskanowae sobie t ksik? - zapytaem.
- To dzieo jest podstaw dla wszystkich mionikw historii Prus. Obrazki przydadz
mi si do artykuw.
- Moe pojedziemy gdzie na kaw zaproponowaem.
- O tej porze wszystko jeszcze pi - zauway Olbrzym.
- To jedmy do mnie.
Szybko wypilimy u mnie kaw, zjedlimy skromne niadanie i jeszcze przed
porannym szczytem wyjechalimy z Warszawy. W drodze powrotnej Olbrzym wczy kaset
z rockowymi piosenkami Billy Idola.
Przed Olsztynkiem zauwaylimy zwikszon liczb radiowozw. Po drodze
opowiedziaem Olbrzymowi o naszych nocnych przejciach. Potem przez Gryliny
dojechalimy do obozowiska szefa nad jeziorem Pluszne. Przy jego namiocie ju sta
radiowz. Pan Tomasz i Henio siedzieli popijajc kaw.
- Mapy nie odzyskalimy - zakomunikowa szef.
- Szukalimy tego drugiego przebieraca ca noc - poinformowa mnie policjant. -
Zapad si jak kamie w wod.
- Szkoda mapy, ale pan z pewnoci pamita, co na niej byo - zwrciem si do pana
Tomasza.
- Niby tak - mrukn. - Nie przygldaem si jej dokadnie.
- Trzeba bdzie gdzie znale podobn i co si panu przypomni - zauway Olbrzym.
- Co z tym faszywym policjantem? - zwrci si do Henia.
Henio poprawi si i z dum pogadzi po mundurze.
- Odnielimy sukces - powiedzia. Ten czowiek, ktrego pan Tomasz pozna wczoraj
jako Kub, dziaa tu od dawna. Szajka przebrana za policjantw zatrzymywaa TIR-y z
cennym adunkiem, na przykad elektronik, i zabieraa cae kontenery. Jednak po numerach
rejestracyjnych BMW dotarlimy do waciciela auta. By nim przyboczny szefa jednego z
warszawskich gangw. W jego domu i garau koledzy ze stolicy odnaleli cay magazyn
skradzionych przedmiotw. Sprawa jest, jak to u nas mwi, rozwojowa i wiem, e chopaki z
warszawskiej policji teraz ostro pracuj, zatrzymujc kolejnych czonkw gangu.
Na pla wjecha Rosynant z wymienionymi ju oponami. Za jego kierownic siedzia
Marcin.
- To ten lenik, ktry przewiz wczoraj nas i kajak - powiedziaa Zosia.
Marcin wysiad i odda mi kluczyki. Serdecznie podzikowaem mu za przysug.
Policjant poegna si z nami i odjecha.
Wsplnie postanowilimy, e najpierw odwioz pana Tomasza, Zosi i ich kajak do
Kurek, skd wyrusza dalej na spyw, a potem wrc do Olbrzyma.
W Kurkach pan Tomasz wodowa kajak i z Zosi popynli yn na Jezioro askie.
Korzystalimy z Olbrzymem z adnej pogody i na tarasie zajadalimy usmaone
wczoraj rybki. Przy tej czynnoci zasta nas Rambo.
- Co si stao? - zapyta na wstpie.
Opowiedziaem mu ca histori, a jego mina stawaa si coraz bardziej pospna.
- Ten Kuba kupi chaup mojej ciotki - powiedzia. - Bardzo mu zaleao na kupnie.
Ucieszy si, e na podwrku staa ogromna stodoa. Mwi co o gospodarstwie
agroturystycznym.
- Raczej chcia tam ukrywa kradzione TIR-y - zauway Olbrzym. - Szkoda, e sam
nie zbadaem tej chaupy przed sprzeda - cign Rambo. - Najgorsze, e facet zapaci mi, a
umow mielimy podpisa u mojego znajomego notariusza dzisiaj. Co mam teraz robi?
- Masz kas i dom, czego mona chcie wicej - rzeki Olbrzym oblizujc palce po
rybach. - Ten Kuba pewnie nieprdko wyjdzie z wizienia.
- Nie pozostaje ci nic innego jak pj na policj - powiedziaem.
Rambo przytakn i poszed do swojego domu.
Nastpne dwa dni, przed powrotem do zatoczonej i zakurzonej Warszawy,
planowaem spdzi na leniuchowaniu. Olbrzym siad do komputera, napisa tekst o nocnym
pocigu i przesa go poczt elektroniczn do swojej redakcji. Potem doczy do mnie.
Wanie dyskutowalimy na temat sosw do mis, gdy zadzwoni mj telefon komrkowy.
- Czuwaj! - tym razem w suchawce usyszaem rzeki gos jakiego modzieca. -
Druh Pawe?
- Tak.
- Czytam wiadomo od druha Jacka. Mamy map. Dzi przyniesiemy do domu
Olbrzyma. Czuwaj!
- Czekaj! - krzyknem. - Nie odkadaj suchawki! Powiedz mi, jak Jacek przesya te
wiadomoci.
- To druh Pawe nie wie? Grupa druha Jacka ma radiostacj, nadaje meldunki do
komendy hufca, a my dzwonimy. Czuwaj!
Usyszaem trzask odkadanej suchawki.
- Bdziesz mia dzi goci - powiedziaem do Olbrzyma.
- Przyjdzie Jacek ze swoimi komandosami zapyta. - To wietnie, zrobi sobie o nich
fajny tekst ucieszy si.
Zacz planowa, co poda w czasie wieczornego ogniska.
- Powiedz, gdzie teraz moe by pan Tomasz? - poprosiem. - Trzeba go tu cign.
Olbrzym poszed po map.- Teraz powinni by gdzie w okolicach jeziora Ustrych - powiedzia patrzc na
zegarek. - Przez askie mogli szybko przepyn; myl, e w rzdowym orodku
wypoczynkowym te nie powinni mie problemw. Moe zapiemy ich przy wypywie yny z
Ustrychu.
Wsiedlimy do Rosynanta i ponownie przejechaem cz nocnej trasy. Na mocie
przy jeziorze Ustrych sta wdkarz.
- Przepywa tdy jaki kajak? - zapytaem go.
- Jakie p godziny temu - odpowiedzia.
Z rozpacz patrzyem na rzek i ciemny br. Nigdzie nie byo wida cieki wzdu
nurtu.
- Pobiegn - powiedziaem do Olbrzyma.
- Jak chcesz, ale nic lepiej zapa ich we wsi Ru? - zapyta.
- A jeli zatrzymaj si gdzie po drodze na nocleg? - odpowiedziaem pytaniem.
Biegem pitnacie minut przez prawie dziewiczy, wysokopienny sosnowo-wierkowy
br. Widziaem, e yn, co jaki czas przegradzay zwalone pnie drzew lub gazowiska.
Miaem nadziej, e te przeszkody zatrzymyway pana Tomasza i ju niedugo ich dogoni.
- Pomocy! - nagle usyszaem krzyk Zosi.
ROZDZIA TRZECI
WYWRCONY KAJAK W NURTACH YNY KTO MIESZKA W
ZIELONOWIE? OGLDAMY MAP CO TO JEST SKARB
SAMSONOWA? PRZECHYTRZY ZODZIEJA TAJEMNICZE
SPOTKANIE ODKRYCIE W JEZIORZE GIM SKRADAMY SI DO
OBOZU UDANY SZTURM
By to krzyk mrocy krew w yach. Przypieszyem przeskakujc przez zwalone
drzewa i przedzierajc si przez krzaki. Za zakrtem zobaczyem przewrcony kajak i Zosi
po szyj w wodzie, trzymajc si jakiej cienkiej gazki. yna w tym miejscu przypominaa
grsk rzek, byo mnstwo podwodnych gazw, a prd by bystry.
Pan Tomasz by przywalony do jednego z gazw kajakiem lecym w poprzek nurtu.
Masy wody pitrzyy si nad nim i zaleway jego gow. Nie baczc na nic skoczyem do
wody. Rzeka w tym miejscu bya wyjtkowo gboka. Znalazem si pod wod. Gdy
wynurzyem gow, prd natychmiast zacz mnie znosi na gazy. Od rozbitkw dzielio
mnie zaledwie kilka metrw, lecz pokonanie ich zajo mi par minut. Najpierw odsunem
kajak.
- Pommy Zosi! - wycharcza przez sine usta Pan Samochodzik.
Posuwalimy si w stron dziewczyny pomagajc sobie nawzajem. Wsplnie
wypchnlimy Zosi na brzeg. Pi metrw nad nami, na szczycie stromej skarpy zatrzyma
si Rosynant, z ktrego wyskoczy Olbrzym. Rzuci nam koce i z lin na ramieniu zsun si
w d. Okry zmarznitych Zosi i pana Tomasza.
- Trzeba ratowa kajak! - powiedzia patrzc na rzek.
We dwch weszlimy do wody. Przywizalimy lin do kajaka. Olbrzym stojc na
brzegu cign go, a ja w wodzie popychaem.
- Co si stao? - zapytaem siadajc pod drzewem. Olbrzym przezornie zostawi na
brzegu kurtk.
- Do tej pory dobrze nam szo - jkna Zosia.
- Ten przeom yny to bardzo trudny odcinek - powiedzia pan Tomasz. - Czasami
musielimy przepycha kajak pomidzy zwalonymi drzewami albo zatrzymywa si przed
podwodnymi gazami. Tutaj mylelimy, e rozpadem jako przepyniemy. Niestety,
uderzylimy dziobem w kamienie. Przechylio nas, a Zosia przestraszya si i chciaa
wysiada.
- Woda tutaj taka czysta. Mylaam e jest pytko - powiedziaa tumic pacz.
- Reszty si domylacie doda szef.
- Do gadania i rozpaczania - odezwa si Olbrzym wstajc. - Musimy jecha do mnie
ogrza si. Trzeba te zaata dzib kajaka.
- Nigdy wicej do niego nie wsid - kaa Zosia.
- Nie mazgaj si! - prawie krzykn pan Tomasz - Trzeba zabra nasze rzeczy do
Rosynanta.
Powoli wspinajc si po skarpie znielimy do samochodu plecaki, piwory i namiot
rozbitkw. Potem wycigark Rosynanta wcignlimy do gry kajak.
W ponurych nastrojach jechalimy do domu Olbrzyma. Po przebraniu si w ubrania
poyczone od dziennikarza zasiedlimy przed kominkiem w jego salonie. Nad jeziorem
powieway na wietrze nasze mokre ciuchy.
- Dlaczego nas szukae? - zapyta mnie pan Tomasz.
- Dzi wieczorem przyjdzie tu Jarek z nasz map - powiedziaem popijajc herbat z
odrobin rumu.
- Co? - szef a podskoczy. - Skd j ma?
- Pewnie nam o tym opowie. Sam jestem ciekaw. Nic nie wiem. Ten chopak
porozumiewa si ze mn uywajc bardzo lakonicznych meldunkw.
Pan Tomasz usiad.
- Jacek zmieni si nie do poznania - powiedzia
Olbrzym do wieczora zabawia nas rozmow. Polem przygotowalimy nad wod
ognisko i czekalimy na przybycie goci.
Pierwszy przyszed do nas Rambo. Mia smutn min. Przywita si z panem
Tomaszem i Zosi.
- Musiaem anulowa transakcj z tym Kub - powiedzia na wstpie. - Jednak nie ma
tego zego, co by na dobre nie wyszo. Mj adwokat zaproponowa jego prawnikowi, eby
uzna, e poowa tej sumy to odszkodowanie za rozebrany dach i zadouczynienie za
odstpienie od kupna.
- Udao ci si - odezwa si Olbrzym. - Facet ma wiksze problemy na gowie.
- Jutro pjd uwanie obejrze dom, moe s tam jeszcze jakie skrytki - rzek Rambo.
- Moe pjdziecie ze mn? - zapyta.
Kiwnlimy gowami, e si zgadzamy.
- Nie wiesz, skd w twoim domu mogy znale si ta ksika i mapa? - spyta pan
Tomasz.
- Nie mam pojcia - odpowiedzia Rambo. - Mj ojciec przyjecha w te strony ju w
czerwcu 1945 roku. W czasie wojny by w Armii Krajowej. Uciekajc przed
przeladowaniami nowej wadzy skry si tutaj. Podobno odwiedzali go oficerowie Urzdu
Bezpieczestwa, ale w kocu dali mu spokj. Zielonowo byo wtedy puste. Wybra sobie
chaup z najwikszym obejciem i zacz prac w lesie. Kierowa prac robotnikw lenych.
Zmar pitnacie lat temu.
- A nie wiesz, kto mieszka w tym domu przed wojn? - dopytywaem si.
- Kiedy przyjechaa jaka wycieczka niemieckich turystw. Mwili, e mieszka tam
oficer niemieckiej kawalerii zasuony w czasie bitwy pod Tannenbergiem w 1914 roku.
Osiad w tych stronach, bo twierdzi, ze wie, gdzie jest skarb generaa Samsonowa.
Co we mnie drgno. Pan Tomasz unis brwi.
- Mapa! - nagle, rwnoczenie krzyknlimy Zosia, Olbrzym i ja.
- Spokojnie - ostudzi nas szef. - Jeszcze jej nie widzielimy.
- Prosz bardzo - z ciemnoci wok krgu wiata od ogniska wyszli Jacek i Maciek.
Jacek poda nam map. Pan Tomasz chwyci j i pobieg do domu Olbrzyma, eby j
uwanie obejrze przy dobrym wietle. Ruszylimy za nim. Chopcy natomiast zasiedli do
ogniska i z powag nabijali kawaki kiebasek na kijki.
Pan Tomasz rozoy map na stole w salonie Olbrzyma. Bya to niemiecka sztabwka
w skali 1:100 000. Wida byo na niej dwie linie, czarn i czerwon. Pierwsza biega wzdu
zachodniego brzegu jeziora Pluszne w stron Kurek. Druga cigna si z Grylin na pnoc,
zakrcaa na wschd obchodzc jeziora i potem na poudnie, a do wsi Przedzik Wielki na
trasie Nidzica-Wielbark.
- Powiedzcie mi, co to jest skarb generaa Samsonowa? - odezwaa si Zosia.
- Kasa armijna w betonowej skrzyni - wyjani jej Rambo. - Okoo stu kilogramw
zotych rubli.
- I nikt tego do tej pory nie odnalaz? - dopytywaa si.
- Jeli tak, to bardzo skrztnie to ukry - odpowiedzia jej Olbrzym. - W kocu gdzie
kiedy, kto
- Do rozmw o skarbie wrcimy jutro - powiedzia pan Tomasz. - Mam pewn teori
na temat tych linii. Teraz chciabym dowiedzie si, jak nasi komandosi odzyskali t map.
Ruszylimy wic w stron ogniska, Jacek i Maciek wanie oblizywali palce z tuszczu
i resztek musztardy.
- Dobra, kozacy, powiedzcie, skd macie to cudo? - zwrci si do nich Pan
Samochodzik.
Oni spojrzeli po sobie i umiechnli si.
- Mw - Jacek trci okciem koleg.
- Po tym jak poegnalimy pani Pawa - zacz opowie Maciek - ruszylimy w stron
Olsztynka kierujc si najpierw na niemieckie lotnisko w Grylinach. Zauwaylimy, e kto
si skrada przez las. Facet wyglda nam znajomo, przypomina tego drugiego faszywego
policjanta. W pewnym momencie tu przed resztkami pasa startowego ten czowiek pooy
si w trawie Obok siebie pooy map. Zacz ja oglda przy sabym wietle latarki, latarki.
Podczogalimy si do niego bardzo blisko. Musia by bardzo zajty ogldzinami, skoro nas
nie zauway. Potem Bbel zawieci mu naszym halogenem w oczy i krzykn: Stj,
policja!, a ja wykorzystaem chwil nieuwagi tego czowieka i buchnem map. Trzeba
przyzna, e goni nas dwa kilometry. Mia kondych - powiedzia z uznaniem Maciek.
- To jest zodziejstwo - powiedzia oburzony pan Tomasz.
- Przechytrzylimy zodzieja - odpowiedzia Jacek.
- Stanowczo przesadzacie z tymi zabawami w komandosw - mrukn szef.
- Maciek, mgby opisa tego czowieka? - zapytaem.
- Ju dawno go o to poprosiem - wtrci Jacek. - Z opisu wynika, e to by Batura.
- Masz absolutn pewno? - spyta pan Tomasz.
- Nie, byo ciemno. - tumaczy Maciek.
- Trudno - rzek szef. - Nie uda si powiza Batury z tym Kuba.
- Wiemy za to, e zna map - odezwaem si. - Jeli domyla si, o co chodzi, to moe
jest o krok od skarbu Samsonowa.
- Przyjd jutro rano - powiedzia Rambo. - Przejrz skrzynie, ktre wywiozem z domu
ciotki. Moe znajd co ciekawego, a moe dom w Zielonowie nadal kryje jakie zagadki? -
rzek odchodzc w mrok.
Pan Tomasz wsta i zamylony poszed wzdu brzegu wyspy. Harcerze take chcieli
si poegna.
- Gdzie ten wasz VIP? - zapytaem ich.
- W lenej bazie - odpowiedzieli.
- obuzy z was, sami jedlicie kiebaski, a szych z hufca karmicie korzonkami z lasu
- artowa z nich Olbrzym.
Z Olbrzymem zgasilimy ognisko i poszlimy spa. Widziaem, e Zosia jeszcze dugo
siedziaa w salonie patrzc na map.
W nocy zachciao mi si pi. Zszedem do kuchni i przechodziem przez salon, gdy
zobaczyem, e kanapa, na ktrej mia spa Pan Samochodzik, jest pusta. Wyjrzaem przez
okno na podwrko. W szopie palio si wiato. Ubraem si i poszedem na dwr. W rodku
warsztaciku nad rozbitym dziobem kajaka klczeli pan Tomasz i Olbrzym.
- Te nie moesz spa? - zapyta szef.
- Zainteresowao mnie to wiato - wyjaniem.
- Rozmawiamy o skarbie Samsonowa - powiedzia Olbrzym. - Zastanawiamy si, czy
nie powinno czy si jego mierci z zaginiciem armijnej kasy. Ciekawe, czemu popeni
samobjstwo dopiero dziesi kilometrw przed granic.
- Moe uwaa, e jako dowdca armii powinien wyprowadzi j z okrenia? -
zasugerowaem.
- Dobra, dzib musi do jutra podeschn - odezwa si Pan Samochodzik wstajc i
otrzepujc rce.
- Chce pan nim jeszcze gdzie pyn? - zapytaem z niedowierzaniem.
- Tak, rozdzielimy nasze siy - odpowiedzia tajemniczo. - Jutro wam powiem, co
wymyliem.
Zabrzcza telefon komrkowy Olbrzyma. Podnis go do ucha i odda mi.
- To do ciebie, druhu - powiedzia umiechajc si.
- Druh Pawe? - tym razem pyta mski gos. - Wyczye swj telefon, a ten podano
jako drugi do kontaktw.
- Wiadomo od Jacka. Natychmiast spotkanie, punkt triangulacyjny 153,6 przed
Now Kaletk. Pilne.
- Piknie dzikuj.
- Co Jacek wymyli? - zapyta pan Tomasz.
- Tym razem by bardzo tajemnic - odpowiedziaem. - Musz zaraz jecha.
- Jecha z tob? - jednoczenie spytali Olbrzym i szef.
- Dam sobie rad.
Poszedem do domu ubra si i wyjechaem na drog z Olsztyna. Skrciem w lewo.
Pust szos jechaem szybko. Na mapie sprawdziem, gdzie jest w punkt triangulacyjny i
wprowadziem jego pozycj do samochodowego GPS-u. Po kilkunastu minutach jazdy
musiaem skrci w prawo, w las. Lena drog jechaem z wczonym noktowizorem.
Trzydzieci metrw przed punktem spotkania zobaczyem, e w krzakach czai si jaka
posta. Zatrzymaem wic samochd, otworzyem boczne okienko i krzyknem w las.
- Moe druh komandos chce, eby go podwie?!
- Nie, dzikuj - dobiego mnie z krzakw ciche mrukniecie.
Pojechaem dalej, Po chwili zatrzymaem samochd midzy drzewami i czekaem.
- Cze! - z mroku wyszed Jacek w penym rynsztunku.
Wysiadem z Rosynanta.
- Co si stao? - zapytaem. - Po co ta konspiracja?
- Mwiem wujkowi, e druyna przeciwna czuwa i chce przej naszego VIP-a -
powiedzia z wyrzutem Jacek.
- Powiedz lepiej, co si stao?
- Jeden z moich ludzi w czasie zwiadu podsucha, ze petwonurkowie z naszego hufca
widzieli pod wod w jeziorze Gim zaprzg konny od artylerii polowej i znaleli amunicj do
rosyjskich karabinw.
- Moe z drugiej wojny wiatowej - zasugerowaem. - Przecie przez Now Kaletk
przechodzia cz jednostek radzieckich szturmujcych Olsztyn w styczniu 1945 roku.
- A myli wujek, e onierze radzieccy korzystaliby wtedy z nabojw
wyprodukowanych w 1913 roku? - retorycznie zapyta Jacek.
Przyznaem mu racj.
- Proponuj, eby wujek poszed z nami - kontynuowa Jacek. - Dzi wchodzimy do
obozu. Jeli nam si uda, to komendant zrobi wszystkim nocny apel. Wtedy bdzie mona
odpyta nurkw. Opowiedz wszystko, a bd woleli rozmawia, ni sta na dworze.
Spojrzaem na zegarek. Bya pierwsza w nocy - za pno, eby ka si spa i
porzdnie wyspa. Przyznam, e byem ciekaw, z jakiej metody skorzystaj komandosi Jacka,
aby wej ze swoim VIP-em do obozu.
- Zgoda - powiedziaem.
Jacek i harcerz, ktry sta na warcie wsiedli do Rosynanta i pooyli si tak, eby ich
nie byo wida.
- Wystawili czujki w Nowej Kaletce - wyjani Jacek. - Pojedziemy przez wie, teren
domkw letniskowych i wzdu jeziora za obozowisko harcerzy.
Zrobiem, jak kaza. Rzeczywicie co jaki czas widziaem dwu- i trzyosobowe patrole
harcerzy w takich mundurach, jakie mieli chopcy Jacka. Na kolonii domkw letniskowych na
wschodnim kracu jeziora Gim Jacek kaza mi si zatrzyma. Wysiedlimy i zamknem
Rosynanta. Poszlimy w las nad oczko wodne o pidziesiciometrowej rednicy. Po drodze
natknlimy si na czujk grupy Jacka i po chwili ju siedzielimy pod paatkami
rozwieszonymi midzy drzewami.
- Andrzej - przedstawi si VIP z komendy hufca.
By niewysoki i szczupy. Mia szpakowate wosy i wsik. Nosi okulary.
- Jak si panu podoba wrd komandosw? - zagadnem go.
- wietnie - odpowiedzia. - Mam chyba za duy plecak na takie wyprawy. Chopcy
niele przegonili mnie przez lasy.
- Mj wujek suy w czerwonych beretach - powiedzia o mnie z dum Jacek.
Andrzej z uznaniem pokiwa gow. Wyjaniem mu, co mnie sprowadzio do
obozowiska Jacka.
- Kiedy czytaem o tym skarbie, ale nie wierz, e gdzie jeszcze mona co znale -
stwierdzi. - Ludzka dociekliwo musi zawsze doprowadzi do odnalezienia skarbw, a
znalazca wcale si tym nie chwali.
- I tak bywa - przyznaem.
Chopcy Jacka w tym czasie malowali twarze specjalnymi szminkami i sprawdzali,
czy adna cz oporzdzenia nie brzczy przy podskokach. Moj i Andrzeja twarze take
pokryli kamuflaem. VIP-owi nawet zamalowali siwe wosy. Po piciu minutach zatarli
wszystkie lady po bazie.
- Pjdziemy gsiego - dyrygowa Jacek. - Maciek i Babel na szpicy, potem ja i wujek.
Dwch ubezpiecza VIP-a, a jeden pilnuje tyw.
- Tak jest - chrem odpowiedzieli harcerze.
Najpierw szlimy ciek. Zatrzymywalimy si co pi minut. Przykucalimy i
wsuchiwalimy si w odgosy lasu. Przed domkami letniskowymi skrcilimy w las.
Widziaem, e Maciek i Bbel skradali si jak zawodowcy, wedug najlepszych sposobw
amerykaskich rangersw. Przez las posuwali si na lekko zgitych nogach stawiajc due i
szerokie kroki. Wygldao to moe komicznie, ale pozwalao im bada nogami grunt w
poszukiwaniu zdradliwych, amicych si gazek. Mogli te atwo obserwowa teren. W
pewnej chwili zobaczyem, e Maciek macha rk nakazujc, abymy pooyli si.
Natychmiast padlimy. Pod Andrzejem trzasna gazka.
- Co to byo? - usyszaem czyj zaniepokojony gos.
Nad krzakami zobaczyem gwki picioosobowej grupy harcerzy. Leaem metr od
cieynki, ktr szli. Ostatni postanowi wej w las za potrzeb. Wgniotem si w ziemi, a
ten chopak szed prosto na mnie. Czuem, jak Jacek szybko zasypuje mi plecy cik i potem
znika. Patrolujcy harcerz zatrzyma si p metra ode mnie. Rozpi rozporek i zacz siusia.
Ciepa ciecz spywaa mi po plecach. W duchu klem pomys ze skradaniem si. Chopak
westchn z ulg i pobieg za kolegami.
- Jak si wujek wykpie, to go przyjmiemy do ekipy usyszaem nad uchem chichot
Jacka.
Spojrzaem na niego gronie.
Po chwili szlimy dalej. W okolicach kempingu jaki niespokojny pies wyczu nas i
zacz szczeka. Musielimy odskoczy w gb lasu. Jacek znalaz duy kawaek brzozowej
kory i na ciemnej stronie rysowa fosforyzujcym mazakiem plan wejcia do obozu.
- Maciek i Gustlik - wskaza na wysokiego chopaka - cigniecie patrol do toalety.
Potem ich zaatwicie i sami pjdziecie tras patrolu.
- Co to znaczy zaatwicie? - zapytalimy jednoczenie ja i Andrzej .
- Indianie od zabicia przeciwnika bardziej cenili dotknicie go specjaln maczug -
wyjania Jacek. - My i oni mamy takie kijki, ich dotknicie oznacza zaatwienie. I kiedy
ruszycie tras patrolu, odwrcicie uwag jedne go z wartownikw. My w tym czasie
wejdziemy pomidzy namioty, a Bbel odpali petard.
Wszyscy harcerze skinli gowami. Maciek z Gustlikiem przedzierali si w stron
toalet. Chwil obserwowali tras dwuosobowego patrolu. Potem zaczli si skrada. W
pewnej chwili w sanitariacie zapalio si wiato.
- Ju s w rodku - szepn Jacek.
Patrol natychmiast ruszy w stron wiata. Dwch harcerzy weszo do rodka. Po
minucie wyszli stamtd gaszc arwki Maciek z Gustlikiem. Ruszyli tras patrolu.
Przechodzc koo wartownika stojcego najbliej nas nagle zawiecili mu w oczy.
- Haso! - rykn na niego Maciek.
- Astrakan - odpowiedzia przestraszony wartownik.
- Widziae tam w krzakach? - zapyta go Gustlik wskazujc zarola na lewo od nas.
- Nie - odpowiedzia zdziwiony harcerz.
- To na co czekasz? Id i sprawd - rozkaza mu Maciek. - My ci powiecimy.
- Co si stao? - przybiegli dwaj ssiedni wartownicy.
- Tam kto jest - mrukn Gustlik.
Caa trjka wartownikw ruszya we wskazanym kierunku.
- Przez tak dziur w linii wart mona ca armi wprowadzi - stwierdzi Bbel.
- Za dobrze nam idzie - cicho powiedzia Jacek. - Trzeba wej do jednego z
namiotw, zaatwi wszystkich we nie i chwil odczeka.
Szybko poczogalimy si do najbliszego namiotu. Chopcy dotknli pakami
wszystkich picych. Na zewntrz syszaem, e Maciek i Gustlik poegnali si z
wartownikami i poszli dalej. Po dziesiciu minutach weszli do naszego namiotu.
- Musielimy zdj jednego wcibskiego, ktry poszed do toalety - zameldowa
Maciek. - Mg zobaczy zlikwidowany patrol. Trzeba jednak dziaa szybko, bo mog si
zorientowa, e kogo brakuje.
- To atakujemy - zadecydowa Jacek. - Maciek, zdejmiecie poczet sztandarowy, a ja z
Andrzejem pjd obudzi komendanta. Reszta wybiega na plac apelowy i robi raban. Wujek,
bdziesz dowodzi grup szturmow.
Spojrzaem na niego zdziwiony.
Maciek i Gustlik podeszli do warty przy maszcie z flag. Szybko rozprawili si z
czuwajcymi. Jacek i Andrzej skradali si do namiotu komendanta obozu. Ja wyprowadziem
reszt na plac. Bbel odpali lont petardy. Maciek zdejmowa flag, a z namiotu szefa obozu
dobieg mnie pisk gwizdka. Z wielkim hukiem wybucha petarda, a Maciek unis do gry
flag obozu i macha ni na wszystkie strony. Komandosi Jacka darli si wniebogosy
zadowoleni ze zwycistwa. Z namiotu wyszed zaspany i lekko przestraszony komendant.
- Nie spodziewaem si was tak szybko - mwi do Jacka. - Zwycistwo macie pene i
wysoko punktowane,
Jacek przedstawi mnie swojemu szefowi i wyjani, po co przyszedem. W tym czasie
druynowi wyganiali z ek zaspanych harcerzy na nocny apel i wiczenia, ktre byy kar za
sromotn klsk.
Przede mn w rzdzie stano omiu harcerzy.
- To oni wczoraj nurkowali i znaleli ten zaprzg - powiedzia Jacek.
ROZDZIA CZWARTY
ROZMOWA Z NURKAMI PO CO BYY MANEWRY Z VIP-EM?
PYNIEMY NA NURKOWANIE GRANAT POD WOD KTO
CHCIA NAS NASTRASZY? POLOWANIE NA TAJEMNICZEGO
NURKA SKRZYNKA Z JEZIORA DO ORLEGO GNIAZDA
Uwanie patrzyem na zaspane twarze nurkw. Spogldali na mnie z ciekawoci.
- Moecie pokaza mi swoje znaleziska? - zapytaem.
- Oczywicie - odpowiedzia najstarszy z nich.
Poszed w stron swojego namiotu i po chwili wrci. Poda mi lekturowe pudeko z
nabojami. Karton ledwo trzyma si w caoci, ale na spodzie opakowania wida byo piecz
z dwugowym orem carw uraz dat: 1913. Na mj gust byy to naboje do rosyjskich
karabinw marki mosin.
- Duo tego odkrylicie? - pytaem.
- Na dnie by cay zaprzg jednego dziaa polowego i masa takich gadetw -
odpowiedzia druynowy nurkw. - Nie mielimy jeszcze czasu dokadnie spenetrowa caego
obszaru poszukiwa.
- Gdzie on si znajduje?
- W zachodniej czci jeziora s dwie zatoki, a to jest w tej wikszej.
- Mog jutro z wami popyn na nurkowanie?
- Pewnie.
Umwiem si z harcerzami, e przyjad okoo dziewitej rano. Poegnaem si z
Jackiem, Andrzejem i komendantem obozu. Maciek odprowadzi mnie do Rosynanta i
wrciem do domu Olbrzyma.
Bya czwarta rano, pora najlepszego snu. Czuem w oczach straszny piasek. Nawet nie
prbowaem wraca do ka, tylko w ubraniu pooyem si na rozkadanych fotelach
Rosynanta.
Rano nie spaem dugo. Przed sm obudzi mnie Olbrzym.
- niadanie - woa pukajc w szyb.
Przecignem si i ruszyem do azienki. Gdy zasiadaem do stou, wszystkie oczy
byy zwrcone na mnie. W kuchni a byo czu nieme pytanie. Paaszowaem jajecznic i
milczaem jak grb.
- To opowiadaj - nie wytrzyma szef.
- Nurkowie znaleli w jeziorze Gim resztki rosyjskiej artylerii - powiedziaem.
- Dlaczego w jeziorze? - zapytaa Zosia
- Zapewne osiemdziesit lat temu to, co teraz jest dnem jeziora, byo podmoka k
albo bagnem - stwierdziem.
- Z ki wszystko by pozbierano - zauway pan Tomasz. - Gorzej, jeli zaprzg uton
w bagnie. Zreszt zaraz mona to sprawdzi. Masz aktualn map okolicy, najlepiej w tej
samej skali co ta stara? - spyta Olbrzyma.
- Jasne - odpowiedzia sigajc na pk.
Poda nam nie jedna, a plik map w rnej skali. Wybralimy dwie: jedn w skali 1:100
000 i drug w skali l : 25 000. Najpierw porwnalimy dwie setki, star i now.
- W zachodniej czci jeziora dawniej byy dwie wskie zatoczki, teraz ta poudniowa
jest znacznie wiksza - powiedziaa Zosia.
Na dokadniejszej mapie zobaczylimy, e ksztat dna jeziora w tym miejscu
odpowiada temu, co widzielimy na starej mapie jako ld.
- No to jestemy w domu - mrukn Olbrzym. - Rosyjscy artylerzyci z jakich
powodw zjechali z gwnej drogi. Najprawdopodobniej uciekali. Chcieli pojecha na skrty i
wjechali w bagno.
- Pawe, jed do nurkw - rozkaza szef. - Zobaczysz, co tam jest i spotkamy si w
domu ciotki Rambo, ktry powinien chyba ju przyj.
Wszyscy spojrzelimy na zegarki. Byo wp do dziewitej.
Czym prdzej ubraem si, powiedziaem wszystkim: Cze! i wsiadem do
Rosynanta. Punkt dziewita zameldowaem si w obozie harcerzy. Ju wszyscy ochonli po
nocnej akcji komandosw Jacka. Teraz harcerki posyay w ich stron zalotne spojrzenia i
wida byo, e bardzo chc pozna tych twardzieli. Druyna, ktra przegraa te specyficzne
podchody, snua si po obozie ze smtnymi minami.
Zapytaem Maka, gdzie mieszka instruktor obozu nurkw.
- W tamtym namiocie - wskaza mi kierunek noem, ktrym kroi chleb.
Podszedem do charakterystycznego, pokrgego wojskowego namiotu.
- Dzie dobry, mona wej? - zapytaem stajc przed opuszczonymi poami.
- Wal miao - dobiego ze rodka.
U wejcia stan Andrzej i zarzuci poy na dach.
- Szukam szefa instruktorw nurkowania - powiedziaem.
- No to znalaze - odpowiedzia. - To ja. Siadaj. Chopaki jeszcze szykuj sprzt.
Wyruszamy za p godziny. Moe napijesz si kawy?
- Chtnie.
- Nurkowae kiedy? - zapyta mnie stawiajc czajnik na maej kuchence gazowej.
- Troch, jak byem w czerwonych beretach - powiedziaem skromnie.
- To i tak jeste lepszy od tych chopakw.
Popatrzy na mnie uwanie.
- Mam tu gdzie piank, ktra powinna by na ciebie dobra - rzek szukajc wrd
ubiorw rozwieszonych na sporym stojaku. - Jacek duo mi opowiada o twojej pracy. Ciesz
si, e bd mg ci pomc.
W kocu znalaz kombinezon i poda mi go. Przebraem si w kcie namiotu.
Po kilku minutach rozmowy o mojej pracy poszlimy w stron przystani.
- Wikszo harcerzy dzi wraca do domu - wyjani Andrzej widzc moje
zainteresowanie krztanin w obozie. - Na tydzie duej zostaj nurkowie i survivalowcy. Ci
ostatni po dzisiejszej nocy chyba bd mieli bardzo cikie dni - doda umiechajc si.
- Powiedz, czemu miaa suy ta akcja z przemycaniem ciebie do obozu? - zapytaem.
- W hufcu zastanawiano si nad sensem istnienia takiej samodzielnej grupy jak ta
Jacka - opowiada. - Wreszcie kto z samej gry uzna, ze trzeba sprawdzi, co oni waciwie
robi i jaki bdzie z tego poytek dla naszej organizacji. Musz przyzna, ze druyna Jacka
jest wietna. Jeszcze dzisiejszej nocy z komendantem obozu napisalimy raport. Osobicie
zaproponowaem, eby Jacek zaj si organizowaniem wikszej takiej grupy. Z rozmw z
jego chopakami wynika, e poowa z nich to fenomenalni kandydaci na oficerw sub
mundurowych.
Przy pomocie w ksztacie litery L stay dwie plastykowe odzie wiosowe z
doczepionymi silnikami oraz trzy szecioosobowe pontony. Jeden z nich by markowym
Zodiakiem uywanym przez wszystkie najlepsze jednostki specjalne wiata. odzie miay
holowa cz mostu pontonowego, na ktrym rozoono sprzt.
- To nasza baza, a pontony su do przewiezienia ludzi - wyjani mi Andrzej.
Wsiedlimy do jednej z odzi holujcych. May konwj wypyn na jezioro. Tego
niedzielnego poranka woda i niebo miay kolor stali. Na powierzchni jeziora widziaem
drobne fale znaczce przejcia szkwaw. Gdy powia wiatr, czuem na twarzy przenikliwe
zimno. Dobrze, e chronia mnie pianka. Pynlimy na zachd patrzc na jeszcze puste plae
letnisk i domw wypoczynkowych na pnocnym brzegu jeziora.
Holujce odzie i obcione pontony pyny do wolno. Nasz rejs trwa prawie
godzin. Potem harcerze zakotwiczyli przso mostu pontonowego.
- W bazie mog by tylko instruktorzy i sprzt nurkujcy - rozkaza Andrzej. - Reszta
niech siedzi w pontonach.
Poda mi pas balastowy, petwy, mask i butl. Sprawdziem cinienie i wszystkie
zawory, przeczyciem mask. Potem upewniem si, czy ustnik jest sprawny. Widziaem, e
wszyscy, e wszyscy, czyli szeciu harcerzy i Andrzej, ktrzy mieli nurkowa w tej turze,
robili to samo. Andrzej jeszcze raz obejrza nasze przyrzdy i pierwsza dwjka zesza do
wody.
- No to chlup! - krzykn Andrzej.
Zanurzylimy si pod wod. W tym miejscu byo zaledwie pi metrw gbokoci.
Znalelimy si w innym wiecie. Nurkowanie zawsze przypominao mi swobodny lot
ptakw. Jeden z harcerzy poprowadzi nas do miejsca, gdzie mia znajdowa si zaprzg.
Mimo e pynlimy przy dnie, byo coraz pycej. Wok panoway ciemnoci od muu, ktry
unosi si z dna. wiata naszych reflektorw rozcinay mrok jak promienie laserw, jednak
zaledwie na odlego ptora metra.
Pynem jako drugi, wic przed wszystkimi zauwayem resztki powozu. Z dna
wystaway obrcze k. Zobaczyem te resztki zaprzgu, jakie sprzczki i ruby.
Prowadzcy harcerz z dum pokaza mi pudeko z nabojami. Przypieszyem, eby opyn
duym krgiem teren naszych podwodnych poszukiwa. Chciaem w spokoju obejrze
wszystko, zanim reszta nurkujcych rozpierzchnie si na boki i petwami podniesie w gr
kolejne warstwy muu
Bardzo powoli zataczaem krg. Widziaem wystajce z dna koci koni, a nawet
daszek oficerskiej czapki. Potem odkryem sprzczk paska. Gdy za ni pocignem, mym
oczom ukazaa si skrzana torba, a waciwe jej ndzne resztki. W rodku znajdoway si
maleki grzebyk, brzytwa, monokl i naboje do rewolweru. Wziem brzytw i jeden pocisk.
Zawrciem do grupy.
Wanie Andrzej sprawdza butle jednego z harcerzy, gdy ktem oka zauwayem, jak
ktry z nurkw pociga za wystajce z muu malekie druciane keczko. Zawieciem w
tamta stron. Chopak zdziwiony przyglda si zawleczce granatu. Przed oczami stan mi
koszmarny obraz, naszych rozerwanych podwodnym wybuchem cia, porozbijanych
bbenkw w uszach. Pchnem szybko petwami. Znalazca zawleczki przestraszy si i zrobi
ruch, jakby chcia uciec. Zapaem go i wyrwaem mu z rak kko. Pchnem go w gr, w
stron powierzchni wody. Po omacku szukaem po dnie. Mu stworzy cian ciemnoci. Moje
palce trafiy na co twardego. To by granat zaczepny o jajowatej skorupie. Wsadziem
zawleczk na miejsce i zaczem ucieka od grupy majc nadziej, ze caa sia wybuchu skupi
si na mnie. Pynem tak w oszoomieniu kilkanacie sekund i nic. Mam szczcie -
pomylaem. Nagle na ramieniu poczuem czyj silny ucisk. Obrciem si przestraszony. To
by Andrzej. Z przeraeniem patrzy na granat w mojej doni. Pokaza mi doni, e
wypywamy. Szybko skierowalimy si ku powierzchni.
- Co ty znalaz? - krzykn wypluwajc wod.
- Granat wiczebny - powiedziaem przygldajc si znalezisku.
- A, panowie saperzy? Szukacie tutaj bomb? Powinnicie uprzedzi ludzi - zagrzmia
nam nad uszami czyj gos.
W paskodennej deczce siedzia staruszek. Zza burty wystaway trzy ogromne
wdziska.
- Dzisiaj rano nurkowa tu taki jeden - kontynuowa wdkarz. - Pywa i pywa. Raz
zaczepi si o mj haczyk. Potem widziaem, jak na tamten brzeg wynosi ma, metalow
skrzyneczk.
To mwic wskaza rk pobliski, poudniowy brzeg Gimu.
Upewnilimy dziadka, e nie ma niebezpieczestwa i podzikowalimy mu za
informacj. Z daleka widzielimy, jak petwonurkowie wchodz do pywajcej bazy.
Popynlimy w ich stron. Gdy ju zasiedlimy w odzi, Andrzej usiad tak, eby nikt nie
widzia znaleziska.
- Co to za diabelstwo? - pyta zdumiony ogldajc granat.
- Granat wiczebny, bez zapalnika i adunku wybuchowego - wyjaniem. - Uywany
do wiczenia rzutw granatem.
- Po co Ruskim co takiego?
- To nie rosyjskie, lecz nasze i wspczesne.
- Jest tam tego wicej?
- Nie wiem i o to chodzio naszemu tajemniczemu nurkowi - tumaczyem. -
Podejrzewam, e to mj przeciwnik podrzuci to cudo. Teraz na wszelki wypadek musisz
wezwa saperw i skoczy nurkowanie w tym rejonie. O to mu wanie chodzi. Chce mnie tu
zatrzyma. Wiemy za to, e on co znalaz.
- Jasny gwint, masz racj - przyzna Andrzej. - Musz przerwa nurkowanie i wezwa
specjalistw. Obiecuj, e bd nurkowa z nimi i jeli co znajdziemy, to ci, zawiadomi, a
ty moesz ciga tego gocia. Powiedz tylko, skd wiedzia, gdzie nurkowa.
- Twoi nurkowie byli bardzo gadatliwi. Przecie o ich odkryciu dowiedzieli si
chopcy Jacka, ktrzy byli tu na patrolu przed szturmem na obz. Mj wrg pewnie gdzie tu
wynajmuje domek albo ma namiot. Plotki w takiej wiosce roznosz si bardzo szybko...
Andrzej skin gow i zamyli
- Mam do ciebie prob - powiedzia. - Ja tu zostan, a ty wezwij saperw.
- Mog potem poyczy Zodiaka?
- Jasne.
Andrzej wyda rozkazy i zosta z jednym instruktorem na pywajcym przle. Nasze
pontony ruszyy z pen prdkoci do obozu.
Na miejscu poszedem do namiotu komendanta. Opowiedziaem mu ca histori.
- Pech, po prostu pech - zmartwi si. - Sam pan jednak rozumie, e nie moemy
ryzykowa. Jeli tam co jeszcze jest i wybuchnie?
- Rozumiem to doskonale - powiedziaem.
Potem zadzwoniem do saperw, ktrzy obiecali przyjecha w cigu dwch godzin.
Zdjem piank i przebraem si w swoje ubranie. Poszedem szuka druyny Jacka.
Miaem szczcie, bo wanie si pakowali.
- Potrzebuj waszej pomocy - powiedziaem.
Caa szstka stana na baczno.
- Rozkazuj, wodzu! - zaartowa Jacek.
- Dwch z was musi pj do Nowej Kaletki i na letnisku poszuka samochodu z
warszawsk rejestracj. Moe to by alfa romeo. Popytajcie te, kto we wsi wynajmuje pokoje
turystom. Reszta popynie ze mn - dyrygowaem.
- Bra cay ekwipunek? - zapyta Maciek.
- Tak, bdzie wam ciej, ale nie bd was dugo zatrzymywa - odpowiedziaem.
Na przeszpiegi do wsi poszli dwaj harcerze: Bbel i Arnie. Z pozosta czwrk
wsiadem do pontonu. Ostro ruszyem w stron bazy Andrzeja. Lekko podskakiwalimy na
falach, ktre obryzgiway nas kroplami wody. Na szczcie zrobio si cieplej i zza chmur
niekiedy wychodzio soce.
Po kilkunastu minutach byem przy Andrzeju.
- Saperzy bd za godzin - powiedziaem.
Daem mu te krtkofalwk od komendanta obozu oraz suchy prowiant
przygotowany przez kucharzy.
- Czeka ci dugi dzie - powiedziaem na poegnanie.
Pomacha nam, gdy prulimy w stron poudniowego brzegu.
Przy maym cypelku skierowaem si do brzegu. Po chwili sztywne dno pontonu
zaszorowao o przybrzeny piasek. Czapla dotd spokojnie siedzca na resztkach pomostu
wdkarskiego leniwie uniosa si w powietrze.
- Wiemy, e nurek, zapewne Batura, wyldowa gdzie w tym rejonie - mwiem
chopakom. - Z mapy wynika, e brzeg tu jest bagnisty, a on pewnie przyjecha samochodem.
Musia wic utorowa sobie ciek w zarolach. Tacy tropiciele jak wy z pewnoci znajd
kilkugodzinne lady. Maciek, ty wyldujesz tutaj i ruszysz na wschd, wzdu brzegu. Jeli
co znajdziesz, zagwidesz. Jacka podwioz ptora kilometra dalej i on ruszy na zachd,
spotkacie si wic przy tym maym strumyku - wskazaem im palcem na mapie.
Obaj skinli gowami na znak, e zrozumieli.
Maciek szybko wyskoczy na brzeg. Po trzech minutach to samo zrobi Jacek. Z
dwjk harcerzy podpynem do strumienia. Jeden, nazywano go Lunia, zosta przy
pontonie, a Gustlik poszed ze mn wzdu strumyka.
Nagle Gustlik, ktry szed ze mn, schyli si, a potem zszed do strumienia. Po chwili
trzyma w doniach maleki, zardzewiay element zawiasu.
- Lea na wierzchu, zauwayem go dziki socu, ktre dobrze owietlio piaszczyste
dno potoku - powiedzia.
- Mylisz, e szed tdy? - zapytaem go.
- Jeli tak, to nurt skutecznie zatar wszystkie lady. Niech pan zobaczy, e brzegi
zarastaj chaszcze, przez ktre dawno nikt nie szed.
Z tyu usyszaem tupot. To biegli Jacek i Maciek.
- Nic - powiedzieli chrem.
- Idziemy dalej - zdecydowaem.
Po piciu minutach doszlimy do polnej drogi biegncej prostopadle do strumyka.
- Tu sta samochd - powiedzia Maciek pokazujc spory kawaek wygniecionej ziemi.
- Przeszukamy teren dookoa - rzuci Jacek i zacz kry w trawach po pas.
- Szeroki samochd, z niskim zawieszeniem - orzek Maciek przygldajc si ladom
opon na drodze.
- Moe masz racj, o ile kto tdy pniej nie przejeda - zauwayem.
- Rozstaw k na drodze odpowiada tym wgnieceniom trawy.
Przyjrzaem si uwanie i musiaem przyzna, e chopak mia racj.
Nasz debat przerwa gwizd Jacka. Macha do nas rk. Przedarlimy si do niego. W
trawie leaa paska metalowi skrzyneczka z wyamanym zamkiem Brakowao jej te jednego
zawiasu, ktry lea obok. Rzecz jasna bya pusta. W rodku by tylko skrawek brezentu z
naklejon na niego map. Nie miao to adnej wartoci, bo wida tam byo jedynie symbole
zabudowa i napis cyrylic: Warszawa.
- By szybszy - skomentowa Jacek.
- Nic tu ju nie wymylimy. Wracamy do pontonu - rozkazaem.
Po kilkunastu minutach wiozem chopakw Jacka do Nowej Kaletki. Widzielimy, e
w miejscu naszych odkry podwodnych ju byli saperzy, ktrzy wanie schodzili pod wod.
Zatrzymaem si przy pomocie we wsi. Jacek i jego harcerze wysiedli.
- Spotkamy si przy sklepie za p godziny - powiedziaem.
Wrciem do obozu i wsiadem do Rosynanta. Przez las pojechaem do wsi. Jacek i
Bbel ju stali przy sklepie.
- Wiemy, gdzie nocowa Batura - obwieci Jacek.
- Od jednej z kobiet dowiedzielimy si, e jej ssiadka przyja wczoraj jakiego
letnika - zameldowa Bbel. - adnego samochodu na podwrku nic ma. Maciek i chopaki
obserwuj gospodarstwo.
Poszlimy za Bblem do wsi. Podejrzane gospodarstwo znajdowao si najbliej
osiedla domkw letniskowych. Podwrko byo puste. Widzielimy tylko kury grzebice w
piachu i kota leniwie idcego do szopy.
- Id tam - powiedziaem.
Jacek spojrza na mnie zdziwiony.
- Nie mam nic do ukrycia - stwierdziem.
Otworzyem elazn furtk i wszedem na podwrze. Prawic natychmiast w drzwiach
domu z pruskiej, czerwonej cegy stana kobieta koo pidziesitki.
- Panowie pewnie z policji? - pytaa i stwierdzaa zarazem. - Teraz ju takich modych
chopakw werbujecie do szpiegowania ludzi.
- Ale, prosz pani. - prbowaem wytumaczy.
- Ja swoje wiem. Znowu moja yczliwa ssiadka doniosa, e niby przyjmuj ludzi bez
meldunku. Ja mam wszystkie dokumenty w porzdku. Temu, co dzi wyjecha, powiedziaam
wprost, e jaki dziwny. Po prawdzie to nawet uczciwie zapaci.
- Wyjecha? - zapytaem zdenerwowany, e znowu Batura mi si wymyka. - Dokd
pojecha?
- Ju mwi, jaz wadza nie chc zadziera. Niech pan wejdzie, po co mamy na
dworze jzyk strzpi, eby ssiedzi suchali.
Wszedem za kobiet do domu. W rodku wida byo przepych. Podogi pachniay
past, a z kuchni dolatyway smakowite zapachy.
- Pan siada - powiedziaa prowadzc mnie do salonu.
Ca jedn cian zajmowaa ogromna kanapa. Obok staa misternie rzebiona
etaerka. St i fotele ju byy zaledwie stylizowane na stare meble.
- T szafk jeden Niemiec chcia kupi ode mnie za due pienidze - tumaczya
widzc moje zainteresowanie meblami. - Mogabym za to kupi malucha. T kanap to jaki
konserwator nawet wpisa do rejestru zabytkw, bo niby pochodzi z paacu w Sztynorcie.
- Niech pani powie, jak wyglda ten czowiek? - spytaem przybierajc urzdowy ton.
Pomylaem, e jako str prawa wycign od niej wicej informacji.
- No, taki blondyn. - i dokadnie opisaa Jerzego Batur, szczegy jego garderoby oraz
wyposaenie, kolor i numery rejestracyjne jego samochodu.
- Kiedy tu przyjecha?
- No, wczoraj.
- Co robi?
- Pyta, czy kto we wsi nie znalaz przypadkiem starych rosyjskich rzeczy. U nas nikt
nie lubi Ruskw za masakr, jak urzdzili tu w czerwcu 1945 roku. Wtedy mj m
powiedzia, e harcerze wyowili z jeziora jakie rosyjskie naboje. On, znaczy ten pan, wsiad
do samochodu i szybko gdzie pojecha. Wrci pnym wieczorem, a dzi rano tez gdzie
wyjecha. Godzin temu jaki taki mokry przyszed, zabra rzeczy i zapaci za spanie.
- Nie wie pani, dokd pojecha?
- Pyta, czy wiem, ktra wie po niemiecku nazywaa si Adlershorst. Znam troch
niemiecki i wiem, ze to znaczy orle gniazdo, wic od razu pomylaam, e Orowo.
- Dzikuj, bardzo nam pani pomoga.
- A to grony przestpca?
- Bardzo grony - nastraszyem kobiet.
- Nie powie pan nikomu? - zapytaa mnie tajemniczo.
- Oczywicie.
- Dzisiaj rano, jak wyjecha, sprztaam w jego pokoju. Na stole zostawi jak mokr
ksik. Widziaam zapiski po rosyjsku. Kto tam pisa: Nasza misja ma skoczy si w
Adlershorst, gdzie genera ma odebra przesyk. Tyle zdyam przeczyta, bo syszaam
jak wjeda na podwrko.
Te sowa zelektryzoway mnie. Wybiegem na dwr.
- Chopaki, dzikuj wam za pomoc - powiedziaem do harcerzy Jacka. - Idcie do
Gieroy. Sam musz rozprawi si z Batur!.
- Murzyn zrobi swoje, Murzyn moe odej - mrukn Jacek.
- Suchajcie, komandosi, odwalilicie kawa dobrej roboty. Macie swoje zadanie do
wykonania. Naprawd przyszed czas na poegnanie.
Spucili gowy. al mi ich byo, ale nie mogem zabra harcerzy ze sob. Kadego z
nich serdecznie uciskaem i wsiadem do Rosynanta.
Na monitorze pokadowego komputera wywietliem map okolicy. Szybko znalazem
Orowo. Pojechaem przez Zgnioch w stron Jedwabna. Skrciem w prawo na Jabonk i po
dziesiciu kilometrach, na skrzyowaniu, jeszcze raz w prawo. Po drodze zmieniem barw
Rosynanta i jego numery rejestracyjne. Przez wie Orowo przejechaem bardzo wolno
wypatrujc alfy romeo Batury. Tak dojechaem do mostku na ynie. Tu musiaem zawrci.
Zatrzymaem si na skraju lasu. Ukryem w krzakach samochd i wziem lornetk.
Wszedem na spory kasztan i obserwowaem okolic. Po dwch godzinach siedzenia
zauwayem wyjedajca ze wsi alf romeo. Szybko zszedem z drzewa. Batura skrci kilka
metrw dalej w len przesiek. Odczekaem minut i pojechaem za nim. Widziaem wiee
lady opon jego auta. Jechaem przez las okoo p godziny, eby wyjecha na szos niedaleko
Jabonki. Zobaczyem, e Batura pojecha prosto w las, w stron rezerwatu Koniuszka II.
Ruszyem w tym samym kierunku. Batura kierowa si krt, len droga na pnoc. Jak
wynikao z mapy - do brzegw jeziora Omulew. Zwolniem spodziewajc si zasadzki. Gdy
ujrzaem kraniec lasu i byski soca na jeziorze, zjechaem w las, pomidzy drzewa. Dalej
poszedem pieszo.
Widziaem tylko jakie walce si zabudowania. Skradaem si w wysokich trawach.
Wok panowaa cisza. Najpierw dyskretnie zajrzaem do domu. Przez brudne okna
widziaem jedynie puste pokoje, zakradem si do szopy. Palio si tam wiato i pracowa
agregat prdotwrczy. Na dugim stole suszyy si jakie dokumenty. Rozejrzaem si na boki,
ale zanim zobaczyem cokolwiek, poczuem silne uderzenie w ty gowy.
ROZDZIA PITY
PAMITNIK NIEMIECKIEGO PORUCZNIKA ZASADZKA W
NOWEJ KALETCE LEGALNE WAGARY POSZUKIWANIA W
DOMU PUKOWNIKA VON BRECSKOVA MAPA ZE ZOT
ARMAD OGLDAMY WIZIENIE PAWA SZTURM NA MELIN
BANDZIORW
Pawe pojecha do harcerzy, a My czekalimy na przyjcie Rambo. Wreszcie okoo
dziesitej zobaczylimy go wchodzcego na podwrko Olbrzyma. Na ramieniu mia
wypchan torb.
- Dzie dobry, przepraszam za spnienie - powiedzia na wstpie. - Do pna
czytaem te papierzyska - to mwic waln rk w torb.
Przeszlimy do salonu, gdzie Rambo zacz wykada na stolik rne ksiki.
- Najwaniejsze jest to - rzek wyjmujc zeszyt w grubych tekturowych oprawach.
Wziem kajet do rki. Na okadce kto starannie napisa drukowanymi literami po
niemiecku: Diariusz Thomasa Raubego, porucznika kawalerii korpusu gen. Mackensena.
- Najciekawsze zaoyem t karteczk - podpowiedzia Rambo.
Zaczem gono czyta:
- Mj puk nalea do XVII Korpusu. Od pocztku wojny walczylimy tylko raz z
Rosjanami z III Korpusu. Po dwch tygodniach przerzucono nas na pnoc od Olsztyna. Nasi
dowdcy doskonale znali zamiary