26

O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

  • Upload
    muza-sa

  • View
    229

  • Download
    0

Embed Size (px)

DESCRIPTION

W roku 1982 Haruki Murakami sprzedał jazzowy bar i poświęcił się pisaniu, a chcąc utrzymać się w formie, zaczął biegać. Po roku treningów przebiegł samodzielnie z Aten do Maratonu. Od tamtej pory zaliczył dziesiątki maratonów i kilka triatlonów, piszą między wyczynami kilkanaście cieszących się ogromnym uznaniem książek. W O czym mówię… rozważa wpływ biegania na swoje życie i przede wszystkim na pisarstwo. Książka ta jest po części rejestrem treningów, dziennikiem intymnym, pamiętnikiem z podróży, a po części wspomnieniami. Obejmuje czteromiesięczny okres przygotowań do Maratonu Nowojorskiego z roku 2005. Świat Murakamiego oglądany przez soczewkę biegania jest na zmianę zabawny i otrzeźwiający, radosny i filozoficznie zadumany, ale nade wszystko odkrywczy - zarówno dla tych, którzy biegają i nie czytają książek, jak i dla tych, którzy czytają i nie biegają.

Citation preview

Page 1: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu
Page 2: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

2

Page 3: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

Haruki MurakamiO czym mówiê, kiedy mówiê o bieganiu

pamiêtnik

3

Page 4: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

Tytu³ orygina³u japoñskiego:

Hashiru koto-ni tsuite katarutoki-ni boku-no kataru koto

Tytu³ przek³adu angielskiego: What I Talk About When I TalkAbout Running. A Memoir

Projekt serii: Agnieszka Spyrka

Projekt ok³adki: Anna Pol

Redaktor prowadz¹cy: Ma³gorzata Burakiewicz

Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz

Korekta: Katarzyna Szajowska

Autor zdjêcia na ok³adce: Pawe³ Kruk

Autorzy zdjêæ zamieszczonych na wk³adce:Eizo Matsumara, Masao Kageyama, Naonori Kohira

Copyright 2007 by Haruki Murakami. All rights reserved

for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2010, 2014

for the Polish translation by Jêdrzej Polak

ISBN 978-83-7495-806-6

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Warszawa 2014

4

走ることについて語るときに僕の語ること

Page 5: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

Przedmowa

Cierpienie jest wyborem

Jest takie m¹dre powiedzenie, które brzmi: „Praw-dziwy d¿entelmen nigdy nie rozmawia o kobietach,z którymi zerwa³, ani o wysokoœci zap³aconych po-

datków”. Mówi¹c szczerze, to wierutne k³amstwo. W³aœnie

je wymyœli³em. Wybaczcie! Ale gdyby naprawdê by³o takiepowiedzenie, s¹dzê, ¿e kolejnym warunkiem bycia d¿entel-menem by³oby zachowanie dyskrecji na temat tego, conale¿y robiæ, ¿eby mieæ dobr¹ kondycjê. D¿entelmen niepowinien opowiadaæ na prawo i lewo, jak dba o formê.

Takie przynajmniej jest moje zdanie.Wszyscy wiedz¹, ¿e nie jestem d¿entelmenem, wiêc

mo¿e w ogóle nie powinienem siê takimi rzeczami przej-mowaæ, ale trochê mi wstyd pisaæ tê ksi¹¿kê. Byæ mo¿e to,co teraz powiem, zabrzmi jak unik, ale ta ksi¹¿ka mówi

o bieganiu i nie jest traktatem o tym, jak zachowaæ zdro-wie. Nie mam zamiaru dawaæ w niej rad w rodzaju: „Po-s³uchajcie mnie wszyscy – jeœli chcecie zachowaæ zdrowie,biegajcie ka¿dego dnia!”. Zamiast tego chcê przedstawiæ

5

Page 6: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

w niej zebrane przeze mnie przemyœlenia, dotycz¹ce tego,czym dla mnie, jako cz³owieka, jest bieganie. To ksi¹¿ka,w której tylko rozwa¿am ró¿ne sprawy i g³oœno myœlê.

Somerset Maugham napisa³ kiedyœ, ¿e ka¿de golenie

jest filozofi¹. Trudno siê z nim nie zgodziæ. Bez wzglêdu nato, jak przyziemna wydaje nam siê jakaœ czynnoœæ, jeœlizajmuje nas wystarczaj¹co d³ugo, staje siê aktem kontemp-lacyjnym, a nawet medytacyjnym. Zatem jako pisarz i ja-ko biegacz uwa¿am, ¿e napisanie i opublikowanie ksi¹¿ki

z osobistymi przemyœleniami o bieganiu nie sprowadza mniena manowce. Byæ mo¿e nale¿ê do ludzi nazbyt drobiazgo-wych, ale nie potrafiê niczego poj¹æ dog³êbnie bez przelaniamyœli na papier, wiêc musia³em czymœ zaj¹æ rêce i zapisaæte s³owa. W przeciwnym razie nigdy bym siê nie dowie-

dzia³, czym jest dla mnie bieganie.Le¿a³em sobie kiedyœ w pokoju hotelowym w Pary¿u

i czytaj¹c „International Herald Tribune”, natkn¹³em siê nadu¿y artyku³ o maratonie. By³y w nim rozmowy ze s³ynnymimaratoñczykami, którym zadano pytanie, jak¹ mantrê po-

wtarzaj¹ w g³owach, ¿eby siê zmobilizowaæ podczas biegu.To by³o bardzo ciekawe. Du¿e wra¿enie zrobi³y na mnienajró¿niejsze myœli kryj¹ce siê w g³owach biegaczy pokonu-j¹cych dystans 42 kilometrów i 195 metrów. Myœli dowo-dz¹ce, jak prawdziwie wyczerpuj¹cym przedsiêwziêciem

jest taki bieg. Jeœli nie powtarza siê w g³owie jakiejœ man-try, nie da siê go przetrwaæ.

Jeden z maratoñczyków powiedzia³ o mantrze, którejnauczy³ go starszy brat – równie¿ biegacz – i któr¹ ów

6

Page 7: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

d³ugodystansowiec powtarza³, odk¹d tylko zacz¹³ bie-gaæ. Brzmia³a ona tak: „Ból jest nieunikniony. Cierpieniejest wyborem”. Powiedzmy, ¿e biegniesz i myœlisz sobie:„Cholera, tak mnie boli, ¿e d³u¿ej nie wytrzymam”. Frag-

ment z „boli” jest nieuniknion¹ rzeczywistoœci¹, ale to, czysiê wytrzyma, czy nie, zale¿y tylko i wy³¹cznie od biega-cza. Ta myœl podsumowuje z grubsza najwa¿niejszy aspektbiegu maratoñskiego.

Pomys³ na ksi¹¿kê o bieganiu przyszed³ mi po raz

pierwszy do g³owy jakieœ dziesiêæ lat temu; mija³ rok zarokiem, próbowa³em raz takiego podejœcia, raz innego,i nie zabiera³em siê w zasadzie za pisanie. Zacznijmy odtego, ¿e „bieganie” jest dosyæ mglistym pojêciem i nie³atwoby³o mi zdecydowaæ, co powinienem o nim powiedzieæ.

Ale w pewnym momencie doszed³em do wniosku, ¿emuszê napisaæ uczciwie o tym, co myœlê i czujê w zwi¹z-ku z bieganiem, trzymaj¹c siê przy tym w³asnego stylu.Przysz³o mi do g³owy, ¿e to jedyny sposób na rozpoczê-cie pracy, i zacz¹³em pisaæ tê ksi¹¿kê kawa³ek po kawa³-

ku latem 2005 roku, koñcz¹c j¹ jesieni¹ roku 2006. Po-za kilkoma fragmentami, w których cytujê wczeœniejszeartyku³y i notatki, wiêkszoœæ tej ksi¹¿ki jest zapisem moichprzemyœleñ i odczuæ w czasie rzeczywistym. Zauwa¿y³em,¿e uczciwe pisanie o bieganiu i uczciwe pisanie o samym

sobie jest niemal jednym i tym samym. Myœlê wiêc, ¿e nicnie stoi na przeszkodzie, aby czytaæ tê ksi¹¿kê jako swe-go rodzaju wspomnienia obracaj¹ce siê wokó³ czynnoœcibiegania.

7

Page 8: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

Choæ nie nazwa³bym tego „filozofi¹” per se, w ksi¹¿cetej jest nieco tak zwanych „¿yciowych nauk”. Nie s¹ oneniczym wielkim – to lekcje, które odebra³em, wprawia-j¹c w³asne cia³o w ruch i przekonuj¹c siê dziêki temu, ¿e

cierpienie jest wyborem. Byæ mo¿e nauk tych nie da siêuogólniæ, a jeœli tak, to dlatego, ¿e przedstawiam tutajsiebie, takiego, jakim jestem.

sierpieñ 2007

8

Page 9: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

Rozdzia³ pierwszy

5 SIERPNIA 2005 – KAUAI, HAWAJE

Czy ktoœ siê wyœmiewa z Micka Jaggera?

Dzisiaj, w pi¹tek 5 sierpnia 2005 roku, jestem nawyspie Kauai na Hawajach. Dzieñ jest niewiary-

godnie przejrzysty i s³oneczny, ani jednego ob³ocz-ka na niebie. Jakby w ogóle nie istnia³o pojêcie chmur.Przyjecha³em tu pod koniec lipca i jak zwykle wynajêliœmydomek. Rano, kiedy jest ch³odno, siadam przy biurku i piszênajrozmaitsze rzeczy. Jak teraz: piszê coœ tam o bieganiu

i mogê temu czemuœ nadaæ z grubsza tak¹ formê, jaka mi siênajbardziej podoba. Mamy lato, wiêc naturaln¹ kolej¹ rze-czy jest gor¹co. Hawaje okreœla siê mianem wysp wiecz-nego lata, ale poniewa¿ le¿¹ na pó³kuli pó³nocnej, s¹ tumo¿liwe cztery pory roku. Lato jest nieco gorêtsze od zimy.

Spêdzam du¿o czasu w Cambridge w Massachusetts i w po-równaniu z Cambridge – parnym i gor¹cym, zbudowanymz cegie³ i betonu, jakby dla zadawania tortur – lato na Ha-wajach jest prawdziwym rajem. Nie potrzeba tu klimatyzacji

9

Page 10: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

– wystarczy otworzyæ okno i wpuœciæ do œrodka rzeœk¹bryzê. Mieszkañcy Cambridge zawsze siê dziwi¹, kiedys³ysz¹, ¿e spêdzam sierpieñ na Hawajach. „Dlaczego chceci siê spêdzaæ lato w tak gor¹cym miejscu?” – pytaj¹ nie-

odmiennie. Nie wiedz¹, jak tutaj jest. Nie wiedz¹, ¿e wie-j¹ce nieustannie z pó³nocnego wschodu pasaty sprawiaj¹,¿e lato jest ch³odne. Nie wiedz¹, jak dobrze siê tutaj ¿yje,jak mo¿na siê cieszyæ leniuchowaniem, czytaniem ksi¹¿-ki w cieniu drzew lub tym, ¿e jeœli tylko przyjdzie nam

ochota, mo¿emy zejœæ, tak jak stoimy, nad morze i wyk¹-paæ siê w zatoczce.

Odk¹d przyjecha³em na Hawaje, biegam codziennieoko³o godziny przez szeœæ dni w tygodniu. Minê³o ju¿dwa i pó³ miesi¹ca od czasu, gdy wróci³em do starego stylu

¿ycia, wymagaj¹cego ode mnie – o ile tylko siê da – co-dziennego biegania. Dzisiaj biega³em przez godzinê i dzie-siêæ minut, s³uchaj¹c w walkmanie dwóch albumów Lovin’Spoonful – Daydream i Hums of the Lovin’ Spoonful – którenagra³em tak¿e na minidysku.

W tej chwili moim celem jest zwiêkszenie odleg³oœci,jak¹ przebiegam, wiêc szybkoœæ nie jest najwa¿niejsza. Jeœlitylko zdo³am przebiec pewien dystans, nie martwiê siêniczym innym. Czasem – kiedy mam tak¹ ochotê – biegnêszybko, ale jeœli przyspieszam kroku, skracam czas biega-

nia, bo chodzi o to, ¿eby radoœæ, jak¹ odczuwam na koñcuka¿dego biegu, przetrwa³a do dnia nastêpnego. Tê sam¹taktykê stosujê, gdy piszê powieœæ. Ka¿dego dnia przery-wam w miejscu, w którym wiem, ¿e móg³bym pisaæ dalej.

10

Page 11: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

Spróbujcie tego, a praca pójdzie wam kolejnego dnia zaska-kuj¹co ³atwo. Wydaje mi siê, ¿e Ernest Hemingway robi³coœ takiego. ¯eby wytrwaæ w czymkolwiek, trzeba utrzymaærytm. To wa¿ne przy d³ugoterminowych przedsiêwziêciach.

Kiedy ustali siê tempo, reszta pójdzie jak z p³atka. Problempolega na tym, by ko³o zamachowe obraca³o siê z wyz-naczon¹ prêdkoœci¹, a dotarcie do takiego punktu wymagaca³ej naszej uwagi i wysi³ku.

Kiedy bieg³em, przez jakiœ czas pada³o, ale by³ to

orzeŸwiaj¹cy deszczyk, który dobrze siê znosi. Znad ocea-nu nadp³ynê³a tu¿ nad moj¹ g³owê ciê¿ka chmura i przezchwilê kropi³o z niej delikatnie, a potem chmura œmig-nê³a gdzie indziej, nie ogl¹daj¹c siê za siebie, jakby przy-pomniawszy sobie, ¿e ma coœ wa¿nego do za³atwienia.

Wróci³o s³oñce, bezlitoœnie przypiekaj¹c ziemiê. To ³atwydo ogarniêcia wzorzec pogodowy. Nie ma w nim ¿adnychzawi³oœci ani niejasnoœci, ani krzty metafory czy symboli-zmu. Po drodze min¹³em kilku biegaczy – mniej wiêcejtyle samo mê¿czyzn, co kobiet. ¯ywio³owi biegacze pêdzili

drog¹, przecinaj¹c powietrze, jakby ich goniono. Inni, ciz nadwag¹, pocili siê i dyszeli z przymkniêtymi powiekami,opuszczonymi ramionami, jakby wcale nie chcieli robiætego, co robili. Wygl¹dali jak ludzie, którym przed tygo-dniem powiedziano, ¿e maj¹ cukrzycê, i zalecono upra-

wianie sportu. Jestem gdzieœ w po³owie drogi miêdzypierwszymi a drugimi.

Uwielbiam s³uchaæ Lovin’ Spoonful. Ich niewymuszo-na muzyka nigdy nie jest pretensjonalna. S³uchanie takiej

11

Page 12: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

koj¹cej muzyki przywodzi na myœl mnóstwo wspomnieñz lat szeœædziesi¹tych. Zreszt¹ nic naprawdê wyj¹tko-wego. Gdyby ktoœ chcia³ nakrêciæ film o moim ¿yciu (ju¿sama myœl o tym napawa mnie przera¿eniem), wspo-

mnienia te zosta³yby na pod³odze w pokoju monta¿ysty.„Ten epizod trzeba wyci¹æ”, t³umaczy³by monta¿ysta. „Niejest z³y, tylko ca³kiem zwyk³y i niewiele wnosi”. Takie to s¹wspomnienia – bezpretensjonalne i zwyk³e. Ale dla mnies¹ wa¿ne i cenne. Kiedy po kolei przelatuj¹ mi przez g³o-

wê, z pewnoœci¹ uœmiecham siê nieœwiadomie albo mar-szczê lekko brwi. Mo¿e s¹ i zwyk³e, ale ich nagroma-dzenie przynios³o pewien rezultat: mnie. Mnie tu i teraz,na pó³nocnym wybrze¿u Kauai. Czasem, kiedy myœlêo ¿yciu, czujê siê jak kawa³ek drewna wyrzucony przez

morze na brzeg.Kiedy biegnê, pasaty wiej¹ce od latarni morskiej szu-

mi¹ w liœciach eukaliptusów nad moj¹ g³ow¹.

Zamieszka³em w Cambridge w stanie Massachusetts pod

koniec maja tego roku i od tamtej pory bieganie sta³o siêpodstaw¹ mojego codziennego rozk³adu dnia. Teraz trak-tujê bieganie ca³kiem powa¿nie. Mówi¹c o „powa¿nymbieganiu”, mam na myœli szeœædziesi¹t kilometrów tygod-niowo. Innymi s³owy, dziesiêæ kilometrów dziennie przez

szeœæ dni w tygodniu. By³oby lepiej, gdybym biega³ przezsiedem dni, ale muszê braæ pod uwagê dni deszczowei dni, podczas których jestem zbyt zajêty prac¹. Mówi¹cszczerze, zdarzaj¹ siê równie¿ i takie dni, kiedy jestem

12

Page 13: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

zbyt zmêczony, ¿eby biegaæ. Bior¹c to wszystko pod uwa-gê, robiê sobie w tygodniu jeden dzieñ wolny od biegania.Przy szeœædziesiêciu kilometrach tygodniowo pokonujêka¿dego miesi¹ca 240 kilometrów, co jest moim standar-

dem „powa¿nego biegania”.W czerwcu wykona³em dok³adnie ten plan, przebie-

gaj¹c ni mniej, ni wiêcej tylko 240 kilometrów. W lipcupoprawi³em wynik i przebieg³em blisko 300 kilometrów.Pozosta³em przy œredniej dziesiêciu kilometrów dziennie,

ale biega³em ka¿dego dnia bez dni wolnych. Nie jest tak,¿e codziennie przebiegam dok³adnie dziesiêæ kilomet-rów. Jeœli któregoœ dnia zdarzy mi siê przebiec piêtnaœciekilometrów, nastêpnego dnia biegnê tylko piêæ. (Bieg-n¹c truchtem, jestem zazwyczaj w stanie pokonaæ dziesiêæ

kilometrów przez godzinê). Moim zdaniem jest to z ca³¹pewnoœci¹ bieganie w powa¿nym wymiarze. A odk¹d przy-jecha³em na Hawaje, utrzymujê ten rytm, bo stwierdzi³em,¿e minê³o stanowczo zbyt du¿o czasu od chwili, kiedy ostat-nio by³em w stanie pokonywaæ takie odleg³oœci i utrzymaæ

tego rodzaju sta³y rozk³ad.Istnieje kilka powodów, dla których w pewnym mo-

mencie ¿ycia przesta³em biegaæ powa¿nie. Przede wszyst-kim przyby³o mi obowi¹zków i coraz bardziej zaczê³o mibrakowaæ wolnego czasu. Kiedy by³em m³odszy, wcale nie

mia³em tyle wolnego czasu, ile bym sobie ¿yczy³, ale nie mu-sia³em zajmowaæ siê tyloma drobiazgami, którymi zaj-mujê siê teraz. Nie wiem dlaczego, ale im starszy cz³owieksiê staje, tym wiêcej przybywa mu obowi¹zków.

13

Page 14: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

Innym powodem jest to, ¿e bardziej od maratonówzainteresowa³em siê triatlonem. Triatlon, rzecz jasna, obej-muje, oprócz biegania, p³ywanie i jazdê na rowerze. Biega-nie nie stanowi dla mnie problemu, ale chc¹c opanowaæ

dwie pozosta³e dyscypliny, musia³em poœwiêciæ wiêcejczasu na trenowanie p³ywania i kolarstwa. P³ywanie zaczy-na³em od pocz¹tku, ucz¹c siê odpowiedniego stylu, podob-nie by³o z jazd¹ na rowerze – musia³em opanowaæ technikêi wytrenowaæ w³aœciwe miêœnie. Wszystko to wymaga³o

czasu i wysi³ku, wiêc w rezultacie pozosta³o mi mniej czasuna bieganie.

Wszelako g³ównym powodem by³o zapewne to, ¿ew pewnym wieku najzwyczajniej zmêczy³em siê biega-niem. Zacz¹³em biegaæ jesieni¹ 1982 roku i od tamtej pory

biega³em przez blisko dwadzieœcia trzy lata. W tym czasietruchta³em niemal ka¿dego dnia, bra³em udzia³ w przy-najmniej jednym maratonie w ci¹gu roku – do tej poryw dwudziestu trzech – i uczestniczy³em w tylu d³ugodys-tansowych biegach na ca³ym œwiecie, ¿e nie chce mi siê

ich liczyæ. Biegi d³ugodystansowe odpowiadaj¹ mojemutypowi osobowoœci i muszê przyznaæ, ¿e ze wszystkichnawyków, jakich nabra³em przez ca³e ¿ycie, ten okaza³ siênajbardziej pomocny i najbardziej sensowny. Bieganie bezprzerwy przez ponad dwie dekady uczyni³o mnie silniej-

szym – zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie.Chodzi o to, ¿e nie nadajê siê za bardzo do sportów

zespo³owych. Taki ju¿ jestem. Zawsze kiedy gram w pi³kêno¿n¹ albo baseball – a w zasadzie odk¹d doros³em, nie

14

Page 15: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

grywam ani w jedno, ani w drugie prawie wcale – czujêsiê nieswojo. Byæ mo¿e przyczyn¹ jest to, ¿e nie mia³embraci, ale nie potrafiê siê przekonaæ do sportów uprawia-nych z innymi. Nie jestem te¿ dobry w dyscyplinach jeden

na jednego, takich jak tenis. Lubiê squasha, ale gdy przy-chodzi mi graæ z przeciwnikiem, rywalizacja wywo³uje wemnie skrêpowanie. A jeœli chodzi o sztuki walki, zupe³niesiê w nich nie liczê.

Nie zrozumcie mnie Ÿle – nie jestem ca³kiem pozba-

wiony zmys³u rywalizacji. Problem polega na tym, ¿ez jakiejœ przyczyny nigdy nie dba³em specjalnie o to, czypokonam innych, czy raczej oni pokonaj¹ mnie. To prze-œwiadczenie nie zmieni³o siê, odk¹d doros³em. Niewa¿ne,o jakiej dziedzinie mówimy – wygrywanie z innymi po

prostu mi nie odpowiada. Znacznie bardziej interesujemnie to, czy zdo³am osi¹gn¹æ cele, które sobie wyznaczam,zatem pod tym wzglêdem biegi d³ugodystansowe nadaj¹siê idealnie dla takiej mentalnoœci jak moja.

Maratoñczycy zrozumiej¹, o co mi chodzi. Nie dba-

my specjalnie o to, czy pokonamy jakiegoœ konkretnegoprzeciwnika. Biegacze klasy œwiatowej chc¹ rzecz jasnawyprzedziæ najwiêkszych rywali, ale przeciêtny, zwyk³ymaratoñczyk nie bierze pod uwagê indywidualnego wspó³-zawodnictwa. Jestem pewien, ¿e s¹ niedzielni biegacze,

dla których pragnienie pokonania konkretnego przeciw-nika staje siê motywacj¹ do ciê¿szych treningów. Ale co siêstanie, jeœli rywal – obojêtnie z jakiej przyczyny – wyco-fa siê z konkurencji? Ich motywacja do biegania zniknie,

15

Page 16: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

a przynajmniej siê zmniejszy, i nie wytrwaj¹ d³ugo w bie-gach.

Dla wiêkszoœci zwyk³ych biegaczy najsilniejsz¹ moty-wacj¹ jest pokonywanie wyznaczonego czasu. Jeœli bie-

gacz temu podo³a, bêdzie czu³, ¿e wype³ni³ to, co sobieza³o¿y³, a jeœli nie, bêdzie mia³ poczucie, ¿e nie wype³-ni³ postawionego przed sob¹ zadania. Lecz nawet jeœli niepobije rekordu, jaki przed sob¹ postawi³, a czerpie satys-fakcjê z tego, ¿e bardzo siê stara³ – odkrywszy mo¿e po

drodze coœ wa¿nego na swój temat – wówczas ju¿ samo tojest osi¹gniêciem nios¹cym pozytywne emocje, które prze-chowa w sobie do nastêpnego biegu.

To samo da siê powiedzieæ o zawodzie, który upra-wiam. Wœród powieœciopisarzy nie ma, moim zdaniem,

zwyciêzców ani przegranych. Istniej¹ zewnêtrzne ozna-ki literackich osi¹gniêæ, choæby liczba sprzedanych eg-zemplarzy ksi¹¿ki, zdobyte nagrody, dobre czy z³e re-cenzje, ale ¿adna z nich w istocie siê nie liczy. Liczy siêtylko to, czy pisarstwo spe³nia standardy, jakie sobie

wyznaczamy. Niepowodzenia w przeskoczeniu poprzecz-ki na zaplanowanej wysokoœci nie da siê tak ³atwowyt³umaczyæ. Jeœli chodzi o innych, zawsze mo¿na zna-leŸæ sensowne usprawiedliwienie, ale samego siebie nieda siê oszukaæ. Pod tym wzglêdem pisanie powieœci

i bieganie pe³nego maratonu s¹ bardzo do siebie podob-ne. Pisarz kieruje siê zazwyczaj cich¹ wewnêtrzn¹ mo-tywacj¹ i nie szuka potwierdzenia w tym, co widaæ nazewn¹trz.

16

Page 17: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

Bieganie jest dla mnie po¿ytecznym æwiczeniem, a jed-noczeœnie po¿yteczn¹ metafor¹. Biegaj¹c dzieñ po dniu,bior¹c udzia³ w kolejnych wyœcigach, stawiam sobie po-przeczkê coraz wy¿ej, a ¿eby j¹ przeskoczyæ, muszê nad

sob¹ pracowaæ, sam siebie ulepszyæ. Przynajmniej po towysilam siê ka¿dego dnia: by podnieœæ wymagania wzglê-dem siebie. Nie jestem w ¿adnym razie doskona³ym bie-gaczem. Znajdujê siê na zwyk³ym, mo¿e nawet bardzoprzeciêtnym, poziomie. Ale nie o to chodzi. Chodzi o to,

czy by³em, czy nie by³em lepszy ni¿ wczoraj. W biegachd³ugodystansowych jedynym przeciwnikiem, jakiego masiê do pokonania, jesteœmy my sami i to, jacy byliœmywczoraj.

Jednak odk¹d przesta³em byæ czterdziestolatkiem,

ten system samooceny ulega stopniowej zmianie. Mówi¹cwprost, nie jestem ju¿ w stanie pobiæ w³asnych rekordów.To chyba nieuniknione, gdy ma siê tyle lat co ja. W pew-nym wieku ka¿dy osi¹ga szczyt mo¿liwoœci fizycznych.S¹ jakieœ ró¿nice indywidualne, ale wiêkszoœæ p³ywaków

trafia na tê barierê w wieku dwudziestu paru lat, bokserzyprzed trzydziestk¹, a baseballiœci przed czterdziestk¹. Ka¿-dy musi przez to przejœæ. Kiedyœ zapyta³em okulistê, czys³ysza³ o kimœ, kto unikn¹³ na staroœæ nadwzrocznoœci.Rozeœmia³ siê i odpowiedzia³: „Jeszcze takiego nie spotka-

³em”. To zupe³nie to samo. (Na szczêœcie szczyt si³ twór-czych objawia siê w ró¿nym wieku. Dostojewski, na przy-k³ad, napisa³ dwie najwa¿niejsze powieœci – Biesy i BraciKaramazow – w ostatnich latach ¿ycia, a zmar³, maj¹c

17

Page 18: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

szeœædziesi¹t lat. Domenico Scarlatti skomponowa³ przezca³e ¿ycie 555 sonat fortepianowych, ale wiêkszoœæ z nichnapisa³ miêdzy piêædziesi¹tym siódmym a szeœædziesi¹tymdrugim rokiem ¿ycia).

Szczyt moich mo¿liwoœci jako biegacza przypad³ przedpiêædziesi¹tk¹. Wczeœniej moim celem by³o przebiegniê-cie pe³nego maratonu w trzy i pó³ godziny, co daje tempodok³adnie jednego kilometra w piêæ minut albo jednej miliw osiem. Czasem udawa³o mi siê pokonaæ czas trzech

godzin i trzydziestu minut, a czasem nie (znacznie czêœ-ciej). Tak czy inaczej, by³em w stanie regularnie przebiegaæmaraton w mniej wiêcej takim czasie. Chocia¿ niekiedywydawa³o mi siê, ¿e biegnê znacznie poni¿ej swoich mo¿-liwoœci, mieœci³em siê w trzech godzinach i czterdziestu

minutach. Nawet wtedy, kiedy nie trenowa³em za du¿oalbo nie by³em w najlepszej formie, przekroczenie czterechgodzin by³o nie do pomyœlenia. Moje osi¹gniêcia utrzymy-wa³y siê na równomiernie wysokim poziomie przez pewienokres, ale wkrótce zaczê³y siê zmieniaæ. Trenowa³em tyle

samo co przedtem, ale coraz czêœciej nie potrafi³em pobiætrzech godzin i czterdziestu minut. Przebiegniêcie jedne-go kilometra zajmowa³o mi piêæ i pó³ minuty, i zbli¿a³emsiê do granicy czterech godzin w pokonywaniu maratonu.Mówi¹c szczerze, prze¿y³em ma³y wstrz¹s. Co siê sta³o? Nie

bra³em pod uwagê tego, ¿e jestem coraz starszy. Na codzieñ nie czu³em siê fizycznie s³abszy. Ale bez wzglêdu nato, jak bardzo wypiera³em czy ignorowa³em czynnik wieku,moje wyniki pogarsza³y siê stopniowo.

18

Page 19: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

Poza tym, jak ju¿ wspomnia³em, zainteresowa³emsiê innymi dyscyplinami, takimi jak triatlon czy squash.Doszed³em do wniosku, ¿e samo bieganie mi nie wystar-cza, i postanowi³em, ¿e urozmaicê zwyk³¹ rutynê, rozpo-

czynaj¹c bardziej wszechstronny trening fizyczny. Zatrud-ni³em prywatn¹ trenerkê p³ywania, która nauczy³a mniepodstaw, dziêki czemu zacz¹³em p³ywaæ szybciej i z wiêk-sz¹ ³atwoœci¹ ni¿ poprzednio. Moje miêœnie zareagowa-³y na nowe œrodowisko, a mój wygl¹d uleg³ zauwa¿alnej

zmianie. Jednoczeœnie maratoñskie wyniki, jakie osi¹ga-³em, by³y z wolna, acz nieuchronnie – jak odp³yw – corazgorsze. Przekona³em siê, ¿e bieganie nie sprawia mi ju¿takiej radoœci jak kiedyœ. Miêdzy mn¹ a samym pojêciembiegania wyrasta³o regularne zmêczenie. Czu³em rozcza-

rowanie tym, ¿e moja ciê¿ka praca nie przynosi efektów,¿e coœ mi w niej przeszkadza, jakby ktoœ zatrzasn¹³ miprzed nosem drzwi, które by³y zazwyczaj otwarte. Nazwa-³em ten stan „bluesem biegacza”. Opiszê szczegó³owopóŸniej, jakiego rodzaju by³ to blues.

Minê³o dziesiêæ lat od mojego poprzedniego pobytuw Cambridge (gdzie mieszka³em od roku 1993 do 1995,kiedy prezydentem by³ Bill Clinton). Gdy ponownie ujrza-³em rzekê Charles, poczu³em chêæ biegania. Rzeki – o ile nie

zajd¹ w nich jakieœ wstrz¹saj¹ce zmiany – wygl¹daj¹zazwyczaj mniej wiêcej tak samo, a rzeka Charles wygl¹da-³a zupe³nie tak samo jak przedtem. Up³ywa³ czas, pojawialisiê i znikali studenci, postarza³em siê o dziesiêæ lat, a pod

19

Page 20: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

mostem ca³kiem dos³ownie up³ynê³o wiele wody. Ale rzekapozosta³a niezmieniona. Wci¹¿ p³ynie wartko i cicho kuBoston Harbor. Woda oblewa brzegi, od czego latem gêst-niej¹ trawy, a wodne ptactwo ma co jeœæ; p³ynie ospale, bez

wytchnienia pod starymi mostami, odbijaj¹c w lecie chmu-ry, ko³ysz¹c kr¹ w zimie, i zmierza milcz¹co do oceanu.

Kiedy wszystko rozpakowa³em, upora³em siê z biuro-kracj¹ zwi¹zan¹ z przyjazdem i osiad³em na dobre w Cam-bridge, znów zabra³em siê za powa¿ne bieganie. Oddycha-

j¹c rzeœkim, odœwie¿aj¹cym wczesnoporannym powietrzem,znów czu³em radoœæ z biegania w znanej okolicy. Odg³osymoich kroków, oddechu, bij¹cego serca zlewa³y siê w jed-n¹, wyj¹tkow¹ polirytmiê. Rzeka Charles jest uœwiêconymtradycj¹ torem wioœlarskich regat i zawsze ktoœ po niej

wios³uje. Lubiê œcigaæ siê z wioœlarzami. Najczêœciej, rzeczjasna, ³odzie s¹ szybsze. Ale kiedy po rzece sunie leniwieskif, potrafiê daæ mu wycisk.

W Cambridge – mo¿e dlatego, ¿e odbywa siê w nimmaraton bostoñski – jest pe³no biegaczy. Œcie¿ka do jog-

gingu wzd³u¿ rzeki Charles ci¹gnie siê w nieskoñczonoœæi jeœli ma siê na to ochotê, mo¿na biec godzinami. Problempolega na tym, ¿e je¿d¿¹ po niej tak¿e rowerzyœci, wiêctrzeba uwa¿aæ, bo rozpêdzeni potrafi¹ wyjechaæ ze œwistemzza pleców. W ró¿nych miejscach s¹ te¿ pêkniêcia w na-

wierzchni, o które ³atwo siê potkn¹æ, oraz d³ugo niezmie-niaj¹ce siê œwiat³a na przejœciach dla pieszych, a jeœli siêprzy nich utknie, ³atwo wypaœæ z rytmu. Pomin¹wszy teniedogodnoœci, œcie¿ka do joggingu jest cudowna.

20

Page 21: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

Biegn¹c, czasem s³ucham jazzu, ale najczêœciej rocka,poniewa¿ jego rytm jest najlepszym akompaniamentem dlarytmu biegu. Lubiê Red Hot Chili Peppers, Gorillaz, Beckaoraz starocie, jak Creedence Clearwater Revival i Beach

Boys – muzykê o jak najmniej skomplikowanym ryt-mie. Wielu biegaczy u¿ywa teraz iPodów, ale ja wolêodtwarzacz MD, do którego siê przyzwyczai³em. Jest trochêwiêkszy od iPoda i nie mieœci siê w nim a¿ tyle nagrañ, aledla mnie jest w sam raz. W tej chwili nie lubiê mieszaæ

muzyki z komputerami. Nic dobrego nie wychodzi nigdyz mieszania przyjaŸni z prac¹ i seksem.

Jak ju¿ wspomnia³em, w lipcu przebieg³em 300 kilo-metrów. Przez dwa dni lipca pada³o i dwa dni spêdzi³em

w drodze. Pojawi³o siê te¿ ca³kiem sporo dni, podczasktórych by³o zbyt parno i gor¹co, ¿eby biegaæ. Summasummarum, ten wynik nie by³ z³y. Wcale nie by³ z³y. Jeœ-li przyj¹æ, ¿e przebiegniêcie 240 kilometrów miesiêczniemo¿na uznaæ za powa¿ne bieganie, to 300 kilometrów jest

pewnie bieganiem rygorystycznym. Im dalej biega³em,tym wiêcej traci³em na wadze. Przez dwa i pó³ miesi¹castraci³em prawie trzy kilogramy, a odrobina t³uszczu, któ-r¹ zauwa¿y³em wokó³ brzucha, zniknê³a. WyobraŸciesobie, ¿e idziecie do rzeŸnika, kupujecie trzy kilo miêsa

i niesiecie je do domu. Wiecie, o co mi chodzi. Mia³emmieszane uczucia, nosz¹c na sobie ka¿dego dnia dodatko-wy ciê¿ar. Kiedy mieszka siê w Bostonie, cz³owiek pijepiwo beczkowe Samuel Adams (Summer Ale) i je ci¹gle

21

Page 22: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

Dunkin’ Donuts. Ku swemu zadowoleniu przekona³emsiê, ¿e nawet takie s³abostki mo¿na zniwelowaæ, wytrwaletrenuj¹c.

Byæ mo¿e w ustach osoby w moim wieku zabrzmi to

trochê g³upio, ale chcê, ¿eby wszystko by³o jasne: nale¿êdo ludzi, którzy lubi¹ byæ sami. Podkreœlê to raz jeszcze:jestem osob¹, która nie cierpi z powodu samotnoœci. Go-dzina lub dwie codziennego samotnego biegania, podczasktórego z nikim nie rozmawiam, oraz kolejne cztery czy

piêæ godzin samotnego siedzenia za biurkiem nie s¹ dlamnie ani trudne, ani nu¿¹ce. Mam tak¹ sk³onnoœæ od naj-wczeœniejszych lat, kiedy – maj¹c wybór – znacznie bar-dziej wola³em czytaæ samotnie ksi¹¿ki albo s³uchaæ w sku-pieniu muzyki, ni¿ spotykaæ siê z innymi. Zawsze mam

mnóstwo pomys³ów na to, co mogê robiæ sam.Mimo to, kiedy siê o¿eni³em we wczesnej m³odoœci

(mia³em dwadzieœcia dwa lata), stopniowo przyzwyczaja³emsiê do ¿ycia z kimœ innym. Po studiach prowadzi³em bari dowiedzia³em siê, jak wa¿ne jest bycie z innymi, przeko-

na³em siê o czymœ oczywistym, ¿e nie da siê przetrwaæsamemu. Krok po kroku – i zapewne we w³asnym tempie– odkry³em dziêki osobistym doœwiadczeniom, jak byætowarzyskim. Kiedy wspominam teraz tamte czasy, widzê,jak bardzo zmieni³ siê mój ogl¹d œwiata po dwudziestym

roku ¿ycia – jak dojrza³em. Nabijaj¹c sobie ró¿ne bolesneguzy, nauczy³em siê praktycznych tricków, jak prze¿yæ. Beztych trudnych dziesiêciu lat nie zosta³bym powieœciopisa-rzem, nie by³bym w stanie pisaæ ksi¹¿ek, nawet gdybym

22

Page 23: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

bardzo chcia³. Nie znaczy to, ¿e osobowoœæ ka¿dego cz³o-wieka ulega tak dramatycznej przemianie. Ale moja potrze-ba samotnoœci pozosta³a niezmienna. Z tego powodu tagodzina czy wiêcej, któr¹ poœwiêcam na bieganie, pielêgno-

wanie pozbawionego s³ów czasu dla siebie, jest wa¿na dlautrzymania przeze mnie dobrego mentalnego samopoczu-cia. Kiedy biegnê, nie muszê z nikim rozmawiaæ ani nikogos³uchaæ. Jedyne, co muszê, to przygl¹daæ siê mijanej oko-licy. Nie by³bym w stanie obejœæ siê bez tej czêœci dnia.

O czym myœlê, biegn¹c? Zazwyczaj zadaj¹ mi to pyta-nie ludzie, którzy nigdy nie biegali na d³ugich dystansach.Zawsze zastanawiam siê nad nim g³êboko. O czym do-k³adnie myœlê, kiedy biegnê? Nie mam zielonego pojêcia.

Kiedy jest zimno, chyba myœlê o tym, ¿e jest mi zimno.

I o tym, ¿e jest mi gor¹co w gor¹ce dni. Kiedy jestemsmutny, myœlê trochê o smutku. Kiedy jestem wesó³, myœlêtrochê o radoœci. Jak ju¿ wspomnia³em wczeœniej, wracaj¹te¿ do mnie przypadkowe wspomnienia. A bardzo rzadko– tak rzadko, ¿e szkoda o tym mówiæ – wpadam na pomys³,

który wykorzystujê w powieœci. Mówi¹c szczerze, kiedybiegnê, nie myœlê o niczym wartym zapamiêtania.

Biegn¹c, nic nie robiê, tylko biegnê. Zasadniczo biegnêw pustce. Innymi s³owy, biegnê po to, ¿eby osi¹gn¹æ pust-kê. Ale jak mo¿na siê spodziewaæ, w takiej pustce myœli

kryj¹ siê naturalnie. To oczywiste. W ludzkim umyœle niemo¿e istnieæ ca³kowita pustka. Emocje ludzkie nie s¹wystarczaj¹co silne ani zintegrowane, ¿eby daæ sobie radêz prawdziw¹ nicoœci¹. Chodzi mi o to, ¿e myœli i idee,

23

Page 24: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

które wp³ywaj¹ na moje emocje, gdy biegnê, s¹ podporz¹d-kowane pustce. Poniewa¿ brakuje im treœci, s¹ przypad-kowymi myœlami gromadz¹cymi siê wokó³ pustki znaj-duj¹cej siê w œrodku.

Myœli, które przychodz¹ mi do g³owy, kiedy biegnê, s¹jak chmury na niebie. Chmury o najrozmaitszych kszta³-tach. Przychodz¹ i odchodz¹, a niebo pozostaje zawsze takiesamo. Chmury s¹ tylko goœæmi na niebie, przep³ywaj¹ przeznie i znikaj¹ na zawsze, zostawiaj¹c za sob¹ niebo. Niebo

jednoczeœnie istnieje i nie istnieje. Jest namacalne i nie jest.A my akceptujemy ten wielki ogrom i ch³oniemy go.

Zbli¿am siê teraz do szeœædziesi¹tki. Kiedy by³em m³o-dy, nie mog³em sobie wyobraziæ, ¿e wiek XXI nadejdzienaprawdê i ¿e – ¿arty na bok – skoñczê kiedykolwiek

piêædziesi¹t lat. Teoretycznie, rzecz jasna, by³o oczywiste, ¿epewnego dnia – jeœli nic innego siê nie wydarzy – ogarnienas wiek XXI, a ja skoñczê piêædziesi¹t lat. Kiedy by³emm³ody, próby wyobra¿enia sobie siebie w wieku piêædzie-siêciu lat by³y tak trudne jak próby konkretnego wyob-

ra¿enia sobie œwiata po œmierci. Mick Jagger powiedzia³kiedyœ che³pliwe: „Wola³bym umrzeæ, ni¿ œpiewaæ Satisfac-tion w wieku czterdziestu piêciu lat”. Teraz jest ju¿ poszeœædziesi¹tce i ci¹gle œpiewa Satisfaction. Niektórzy mog¹uznaæ to za zabawne, ale nie ja. W m³odoœci Mick Jagger

nie potrafi³ wyobraziæ sobie siebie w wieku czterdziestupiêciu lat. Kiedy by³em m³ody, równie¿ tego nie potrafi³em.Czy mogê siê z niego wyœmiewaæ? W ¿adnym razie. Tak siêz³o¿y³o, ¿e nigdy nie by³em m³odym rockmanem. Wiêc nikt

24

Page 25: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu

nie pamiêta g³upstw, jakie wtedy opowiada³em i nikt miich teraz nie wypomni. To jedyna ró¿nica.

Ale oto ¿yjê teraz w tym niewyobra¿alnym œwiecie. Czujêsiê w nim naprawdê dziwnie i nie potrafiê powiedzieæ, czy

mam szczêœcie, czy nie. Mo¿e to bez znaczenia. Jest to dlamnie – i prawdopodobnie dla wielu innych – pierwszedoœwiadczenie staroœci, a uczucia, jakie mnie ogarniaj¹,pojawiaj¹ siê równie¿ po raz pierwszy. Gdybym doœwiadcza³tego wczeœniej, potrafi³bym to lepiej zrozumieæ, ale ponie-

wa¿ nie doœwiadcza³em, nie potrafiê. Jedyne, co mogê terazzrobiæ, to od³o¿yæ szczegó³owy os¹d na póŸniej i braæ rzeczytakimi, jakie s¹. W taki sam sposób, w jaki przyjmujê nie-bo, chmury i rzekê. Jest w tym te¿ coœ komicznego, z czegotrudno mimo wieku zrezygnowaæ.

Jak ju¿ mówi³em, rywalizacja z innymi ludŸmi – ju¿ to naco dzieñ, ju¿ to w dziedzinie, jak¹ siê zajmujê – nie jeststylem ¿ycia, który by mi odpowiada³. Wybaczcie, ¿epowiem rzecz oczywist¹, ale œwiat sk³ada siê z najró¿niej-

szych ludzi. Inni ludzie maj¹ swoje w³asne wartoœci, który-mi kieruj¹ siê w ¿yciu, tak jak i ja mam w³asne. Ró¿nice tewywo³uj¹ nieporozumienia, a nawarstwienie tych niepo-rozumieñ mo¿e tworzyæ coraz to wiêksze antagonizmy.W rezultacie tych antagonizmów niektórzy ludzie bywaj¹

niesprawiedliwie krytykowani. To siê rozumie samo przezsiê. Bycie niezrozumianym i krytykowanym nie jest wcalezabawne, jest natomiast dosyæ bolesnym doœwiadczeniem,które g³êboko ka¿dego z nas rani.

25

Page 26: O czym mowie, kiedy mówię o bieganiu