40
Nr 4 (18) 2008 Dzieląc się sercem jak opłatkiem 50% Wywiad z Barbarą Wachowicz, twórcą przedstawienia „Wigilie polskie” 4-5 połowa ceny dla sprzedawcy ulicznego Ekonomia jedna, tylko bardziej uspołeczniona 22-23

Gazeta Uliczna 04/2008

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Wywiad z Barbarą Wachowicz, twórcą przedstawienia

Citation preview

Page 1: Gazeta Uliczna 04/2008

Nr 4 (18) 2008

Dzieląc się sercem jak opłatkiem

50%

Wywiad z Barbarą Wachowicz,

twórcą przedstawienia „Wigilie polskie”4-5

połowa ceny dla sprzedawcy

ulicznego

Ekonomia jedna,

tylko bardziej uspołeczniona22-23

Page 2: Gazeta Uliczna 04/2008

Stowarzyszenie Pogotowie Spoùeczne

ul. Bydgoska 6/7 61-123 Poznañ

tel/fax: (061) 870 57 70http://www.pogotowiespoleczne.org.plmail: [email protected]

Stowarzyszenie "Pogotowie Spoùeczne" posiada status Organizacji Poýytku Publicznego z numerem KRS 0000193382

Nr konta:87 1140 1124 0000 3020 7200 1002

61-003 Poznań ul. Św. Wincentego 6/9tel./fax. (061) 877-22-65www.cisszkolabarki.org.pl [email protected]

Nr konta: 50 1020 4027 0000 1302 0294 9444

Centrum Integracji SpołecznejStowarzyszenie Szkoła „Barki” im. H. Ch. Kofoeda

Przekaż 1% na organizacje pożytku publicznego w Sieci Współpracy „Barka”

Page 3: Gazeta Uliczna 04/2008

3

Redaktor naczelna: Barbara Sadowska +48 607 966 209 [email protected]

Zespół redakcyjny: Dagmara Walczyk, Ewa Sadowska, Gina Leśniak, Maria Sadowska, Dominik GórnyStowarzyszenie Wydawnicze Barki [email protected]

Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz

Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński

Druk: Zakład Poligraficzny Moś-Łuczak

Opracowanie grafi czne i skład: Qubas.pl

Wydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKA

ul. Św. Wincentego 6/9 Poznań, www.barka.org.pl

Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86

Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, [email protected]

4-6 Wywiad

z Barbarą Wachowicz

7 Normy, a współczesna

8-9 Fipińczycy – Konferencja

klimatyczna

10 Sekret

11-13 Istnienie było naszym

przestępstwem

14 Świadectwo Jurka

15-17 O tym, jak polscy

migranci podjęli pracę w Hardwicke

18-19 Nagroda, która otworzyła

nową epokę

20-21 Foto-Galeria

22-23 Ekonomia jedna, tylko bardziej uspołeczniona

24-25 Liczenie bezdomnych

26-28 Watykan

29-31 Poznań, stolica poezji

32-33 Nasza Twórczość

34-35 Agnieszka i inni

36-38 Człowiek z Kogelo wstrząsa światem

4(18) num

er

2008

Dział, związany tematycznie z polskimi migrantami, fi nasowany prze Fundusz Inicjatyw Obywatelskich

Gazeta Uliczna współfi nansowana przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, Departament Pomocy Społecznej i Integracji

Drodzy Czytelnicy „Gazety Ulicznej”,

Otaczająca nas od grudnia, świąteczna atmosfera, sprawia radość, ale nie zawsze sprzyja refl eksji… W nieustannym pośpiechu, aby ze wszystkim zdążyć do Świąt, zatracamy w pięknym okresie adwentu -czekania na Święta - tę cząstkę Świąt, która je pogłębia i zakorzenia nie tylko w świecie gwiazdorów z aniołkami, ale przede wszystkim w pokoju serca i wzajemnego poszanowania. Nie śpieszmy się – przystańmy, zatrzymajmy się, choćby na chwilę, jak nauczał i prosił Jan Paweł II. Dziękujemy naszym Czytelnikom, że byli z nami przez cały mijający rok, wspierając naszą pracę swoim zainteresowaniem dla „Gazety Ulicznej”. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia i zbliżającego się Nowego Roku życzymy Państwu wszelkiej pomyślności z nadzieją, że świąteczny czas pomoże nam dostrzec tych, którym nasze otwarte serca są najbardziej potrzebne.

Redakcja Gazety Ulicznej

Nr 4 (18) 2008

Dzieląc się sercem jak opłatkiem

50%

Wywiad z Barbarą Wachowicz,

twórcą przedstawienia „Wigilie polskie”4-5

połowa ceny dla sprzedawcyulicznego

Ekonomia jedna, tylko bardziej uspołeczniona22-23

Page 4: Gazeta Uliczna 04/2008

4

Wywiad

P odkreśla Pani wspólnotowy charakter „Wigilii polskich”. Proszę przywołać Bożo-narodzeniowe wspomnienia ze swojego

rodzinnego domu.– Wspomnijmy, iż zawsze wigilijny wieczór

otwierał odrzwia domostw dla wszystkich przy-jaciół i nieprzyjaciół! Wybaczano sobie winy, dzieląc się opłatkiem. Tylko w Polsce. Jesteśmy jedynym na świecie krajem, gdzie ów dar ofiar-ny (oblatum), chleb Boży, dzielony dłońmi – łą-czy ludzi w noc wigilijną. „Ojców to naszych obyczaj prastary/ Rodzimej niwy maluje dosta-tek/ Symbol braterstwa, miłości i wiary/ Święty opłatek... – pisał w roku 1876 Kajetan Kraszew-ski, śląc z Podlasia do Drezna opłatek bratu, autorowi „Starej baśni”. Przy stole wigilijnym mego dzieciństwa stało zawsze puste krzesło, poświęcone pamięci tych, którzy odeszli, wspo-mnieniu tych, którzy daleko... I zawsze matczy-na dłoń najpierwej przy samotnym nakryciu kładła biały opłatek z wizerunkiem Świętej Ro-dziny. W tym domu na Podlasiu, którego ślad istnienia znaczą dziś jedynie wielosetletnie drzewa, czytelny i bliski stawał się obraz z Lita-nii Cypriana Kamila Norwida „Do Najświętszej Marii Panny”, przywoływany w wigilię przed na-szą malutką szopką, którą sami skleiliśmy... „gdzie Miłość czystsza i wznioślejsza/ Między wszystkimi uciech serc miłościami/ Prócz tej Mi-łości?...Matko Najśliczniejsza/Módl się za nami!” Szczęściem było wzrastać w domu, któ-ry modlił się strofami poetów! Wszystko co naj-lepsze, temu domowi i swym Dziadom niezwy-kłym zawdzięczam. A wigilie dzieciństwa miały czar niezapomniany. Było dzielenie się opłat-kiem z braćmi mniejszymi, jak święty Franci-szek nazywał zwierzęta, była choinka która

mieni się, błyszczy, płonie... Pędzimy, by do-tknąć jej gałązek. Wysoka, strzelista, zielona, żywiczna ma siłę życia, od dotyku ta siła na człowieka przechodzi, odwraca zło, niesie bło-gosławieństwo... Było scherzo h-moll Chopina, grane przez dziada brawurowo, gdzie przeszy-wające akordy rozświetlały się z nagła nutą promienną cytatu kolędy „Lulajże, Jezuniu”. Byli chłopcy z Armii Krajowej w błyszczących oficer-kach i furażerkach z orzełkami, śpiewający pie-śni powstańcze, zanim żarliwie modlili się kolę-dą „Podnieś rękę Boże Dziecię, błogosław Oj-czyznę miłą”.

Pani przedstawienie „Wigilie polskie”, na scenie Teatru Wielkiego w Poznaniu, to opo-wieść o Bożym Narodzeniu wielkich Polaków. Na czym polega wyjątkowość ich wigilii?

– Do rangi poezji narodowej podniósł kolędy polskie w wykładach paryskich Adam Mickie-wicz. On jest głównym bohaterem naszej sce-nicznej, wigilijnej opowieści. Przeżywamy z Nim narodziny w noc wigilijną 24 grudnia roku 1798, gdy przyszedł na świat w przydrożnej, mizernej karczemce. Przeżywamy sielskie-anielskie wigi-lie w nowogródzkim domu szczęścia, w „kraju lat dziecinnych, co zawsze zostanie święty i czysty jak pierwsze kochanie”, świętujemy

Dzieląc się serceZ Barbarą Wachowicz, twórcą przedstawienia „Wigilie polskie”, rozmawia Dominik Górny

Wigilie Polskie z Barbarą Wachowicz

Page 5: Gazeta Uliczna 04/2008

5

Wywiad

„Adamowe” imieniny-urodziny w gronie „pro-mienistych” przyjaciół z wileńskiego uniwersy-tetu, których życiorys zamknie między dwoma dedykacjami „Ballad i romansów” i III części „Dziadów”, jesteśmy z nimi w celi klasztornej, zmienionej na więzienie, w wigilię roku 1823, gdzie, jak wspomni Ignacy Domeyko: „Za okna-mi była zima i grożący nam Sybir. W więzieniu panowała wiosna i nadzieja na przyszłość – choć dalekiej – Polski”. Przywołujemy wspo-mnienie wigilii wielkopolskiej z roku 1831, ostat-niej w Ojczyźnie, i pokazujemy ów – do dziś ist-niejący w miejscowości Łukowo modrzewiowy kościółek - gdzie największy poeta polski modlił się, po raz ostatni, na ojczystej ziemi. Ze wspo-mnień córeczki Mickiewicza – Misi wynika, że w Paryżu ojciec bardzo przestrzegał wigilijnego obyczaju i zewsząd przybywali doń przyjaciele - wygnańcy by podzielić się opłatkiem, dzieci składały mu w ów urodzinowo-imieninowy wie-czór życzenia „Oby Bóg zachował Ojczyznę na-szą”. A z Juliuszem Słowackim spędzamy wigi-lie w Szwajcarii, gdy zbiera kwitnące fiołki i przepisuje na gwałt poemat, który nazywa się „Kordian”, jak napisze umiłowanej matce, a także tę noc wigilijną w Betlejem, gdy wyszedł ksiądz-rodak „z mszą na intencję Kuzynki na-szej”. Zadaję zwykle młodzieży pytanie któż to

taki, owa tajemnicza Kuzynka? I oto chłopaczek podaje mi z widowni pospiesznie nabazgraną karteczkę: „Jeszcze Kuzynka nie zginęła, póki my żyjemy!” Największą radością naszych „Wi-gilii Polskich” jest młodzież! Ta na widowni, ta na scenie, kreująca promienistych filomatów, Powstańców, ta harcerska, która wbiega całymi drużynami z obu organizacji – ZHP i ZHR, by przywołać swoich rówieśników z „Kamieni na szaniec” i powstańczego Batalionu „Zośka”, a także przypomnieć postać trzynastoletniego harcerza – Romka Strzałkowskiego, który zgi-nął w Poznańskim Czerwcu roku 1956, unosząc sztandar...

Dlaczego staropolskie tradycje należy kulty-wować szczególnie dziś?

– Kiedy media usiłują nam zamiast najpięk-niejszych wartości podsuwać prymitywną sub-kulturę – brońmy tego co wielkie, piękne, po-trzebne! Oby obraz, podsuwany nam przez te-lewizję, prasę – i niestety, także już onegdaj wolne od tych fałszów, radio – nie stał się tak przemożny i sugestywny, byśmy uwierzyli we wszechmocne królowanie zła. Po spektaklu w Łazienkach Królewskich, przypisanym temu, który jako nastolatek wołał: „Miłości ziemi ro-dzinnej, miłości rodaków, miłości wszystkiego

m jak opłatkiem

Page 6: Gazeta Uliczna 04/2008

6

Wywiad

co polskie stój zawsze przy mnie!” – Stefanowi Żeromskiemu, podeszła do nas młoda dziew-czyna, by podziękować słowy: „Jakie to szczę-ście, że jednak istnieje druga, inna Polska!” I w takiej Polsce mam szczęście żyć! Polsce wspa-niałych, mądrych ludzi, Polsce wspaniałych, ofiarnych lekarzy, znakomitych pedagogów, wrażliwej, odpowiedzialnej młodzieży... Polsce szczęśliwych, kochających się rodzin. I w tej Polsce, której brak na ekranach, antenach, kar-tach brukowców – na pewno święci się ten wigi-lijny czas miłości i pojednania...

Klimat polskich Świąt Bożego Narodzenia tworzy m.in. kolędowanie i śpiewanie pastora-łek. Które z nich są Pani najbliższe?

– „Lulajże Jezuniu” i „Bóg się rodzi” – którą to majestatyczną kolędę Franciszek Karpiński napisał na moim Podlasiu... Przepiękna jest też liryczna kolęda „Gdy śliczna panna”... To Mic-kiewicz powiedział w swym wykładzie pary-skim, że „Uczucia czci Najświętszej Panny dla Boskiego Dzieciątka są tak delikatne i tak świę-te, o takiej słodyczy...”

Jakie otrzymała Pani najpiękniejsze świą-teczne życzenia, a co z okazji tegorocznych świąt i Nowego Roku, chciałaby Pani powie-dzieć naszym czytelnikom?

– Przede wszystkim list Ojca Świętego, który przywiozła nam z Rzymu na setne przedstawie-nie „Wigilii” wnuczka autora „Quo vadis”. Jan

Paweł II życzył nam by praca nasza „przynosiła dobre owoce w umysłach i sercach Rodaków”. Jak dalece to życzenie się spełnia świadczą wspaniałe listy i dary, jakie otrzymujemy od wi-dzów, którzy przybywają do nas z całej Polski! Właśnie otrzymaliśmy nagrodę Złotej Róży – od publiczności z komentarzem – „nie jest ze szczerego złota, ale jest ze szczerego serca!”. Druh Aleksander Kamiński pisał w największym piśmie podziemnej Europy – Biuletynie Informa-cyjnym, witając Gwiazdkę roku 1943: „Boże Na-rodzenie zwraca naszą myśl ku tym wszystkim << co żyli, walczyli i cierpieli z nami >>. Czu-jemy z nieomylną pewnością serca, że jesteśmy razem, że razem walczymy. Tak czują w ten wieczór wigilijny wszyscy Polacy, wyglądający gwiazdy tej samej”. Wyglądajmy tej gwiazdy ra-zem, powtarzając słowa Wyspiańskiego:

„Bożego Narodzenia ta noc jest dla nas święta./ Niech idą w zapomnienie niewoli gnu-śne pęta./ Daj nam poczucie siły i Polskę daj nam żywą,/ by słowa się spełniły nad ziemią tą szczęśliwą”.

Barbara Wachowicz – znakomita pisarka, autorka książek, wystaw, spektakli o Wielkich Polakach, z dziedziny literatury i historii, laure-atka wielu nagród – m.in. Św. Brata Alberta „Za wierność Polsce” i Orderu „Polonia Mater No-stra Est” (Polska naszą Matką) za „wyjątkowy dar przekazywania młodzieży narodowego dziedzictwa”.

Wigilie Polskie z Barbarą Wachowicz

Page 7: Gazeta Uliczna 04/2008

7

.

Współczesna rzeczywistość tworzy nieraz fałszywy obraz zdarzeń, któ-rych jesteśmy bohaterami, albo ob-

serwatorami. Rozróżnienie na te dwie kate-gorie osób jest szczególnie ważne w przy-padku kiedy mówimy o normach. Życie pod-powiada, że zazwyczaj należymy do bohate-rów sytuacji, którzy starają się przestrzegać wzorców swojego środowiska. Przywilejem obserwatorów jest stanie z boku i ocenianie tych, którzy starają się nie naruszać granic określonych przez coraz częściej narzucane, a niekoniecznie słuszne wzorce. Która z tych postaw jest słuszna? Na pewno bycie obser-watorem jest wygodniejsze, ale czy ciekaw-sze? Zapewne nie. Nikt przecież nie chce tyl-ko przyglądać się życiu, ale czynnie w nim uczestniczyć, aby miało swój sens, a co za tym idzie również cel. Naprzeciw temu za-gadnieniu wychodzi współczesna literatura, w której jest obecne to wszystko, co można by uznać za normy. Dlaczego warto ich szu-kać nie tylko w codzienności, ale również na kartach książek? Ponieważ do przestrzega-nia norm potrzebne jest ich zrozumienie – ono zaś jest często w prosty sposób opisane w literaturze.

W życiu zazwyczaj musimy stosować się do dwóch typów norm: zachowań grupy spo-łecznej, w której żyjemy, oraz jej sposobu my-ślenia. Ma to nam zapewnić, jeśli nie wyraź-ną aprobatę, to przynajmniej akceptację „ró-wieśników przeżyć”. Obcowanie z literaturą daje nam możliwość nie tylko bycia bohate-rem norm, ale również ich obserwatorem. Współczesne dokonania piśmiennicze nie

narzucają bowiem określonego sposobu wi-dzenia świata. Jeśli nawet coś sugerują, to pozostawiają wybór czytelnikowi, który w każdej chwili może zamknąć książkę i nie przeczytać jej kolejnego rozdziału. Z naszym życiem jest zupełnie inaczej – musimy czytać jego każdy rozdział, bez względu na to, czy tego chcemy. Co więcej, spotykamy się z tym, że normy różnych sytuacji nas ograniczają, nie pozwalają być kreatywnymi. Skoro tacy nie możemy być, to właściwie nie mamy moż-liwości być już sobą. Żyjemy pośród ludzi, tak jak pomiędzy lite-

raturą a rzeczywistością. Grunt, żeby w zgieł-ku norm proponowanych i narzucanych przez czynniki zewnętrzne, znaleźć kilka wła-snych wzorców, z którymi będziemy w stanie być sobą. Obcowanie z literaturą daje możli-wość i przywilej stworzenia własnego syste-mu norm, poczucia się pełnowartościowym człowiekiem, który jest zarówno bohaterem norm, jak i obserwatorem. Dzięki temu, że patrzy z dwóch biegunów czuje się wolny i nieskrępowany, a co za tym idzie – ma po-czucie wewnętrznego szczęścia.

Wzorce środowisk, w których przebywa-my, oraz normy rozpowszechniane przez lite-raturę są ważne. Umożliwiają nam bowiem zaistnienie w życiu. Należy jednak pamiętać, że aby zaistnieć nie jako bezimienny „ktoś”, ale wartościowa osoba, należy być wiernym normom obecnym od pokoleń, które wyzna-czają szacunek dla takich wartości jak: mi-łość, uczciwość i godność.

Dominik Górny

Normy a współczesna literatura - jakich norm warto przestrzegać?

Page 8: Gazeta Uliczna 04/2008

8

Ważne wydarzenia w Poznaniu

Dagmara Walczyk. Czym zajmuje się funda-cja IBON, która jako jedna z niewielu organizacji obywatelskich, została zaproszona do udziału w Międzynarodowej Konferencji Klimatycznej w Po-znaniu?

Maitet Singsen – Ledesma. Głównym zada-niem fundacji IBON jest wsłuchiwanie się w głos Południa, w głos marginalizowanych ludzi połu-dniowej Azji i nagłaśnianie go. Szczególnie w kwestii spraw, które istotnie wpływają na ich ży-cie. Mam tu na myśli, w sposób szczególny, zmiany klimatyczne. One wpływają na budowa-nie społeczno- ekonomicznego życia ludności ubogiej z krajów trzeciego świata. Ja pochodzę z Filipin, chociaż od 25 lat mieszkam w Europie. Tu-taj pracuję, pomagając migrantom i uchodźcom, a także działając na rzecz solidarności z Filipiń-czykami.

D.W. Jak klimat wpływa na kraje trzeciego świata?

Paul L. Quintos. Globalne ocieplenie wpływa na wszystkie kraje i w pewien sposób każdy po-nosi odpowiedzialność – poprzez emisję gazów, które są produkowane przez szklarnie, poprzez konsumpcję, nasz styl życia, działania ekono-miczne. Jednak ponoszenie konsekwencji za te działania jest bardzo nierówne. Jeśli weźmiemy

pod uwagę wartość emisji gazów z upraw szklar-niowych na osobę, to okaże się, że jest ona kilka-dziesiąt razy większa w USA niż w np. w Indiach. Czy jednak przeciętny Amerykanin ponosi jakie-kolwiek konsekwencje krajowej ekonomii?

D.W. Prawdopodobnie nie... P. L.Q. Rzeczywiście. W kwestii odpowiedzial-

ności za globalne ocieplenie, zdecydowanie większą winę mają bardziej uprzemysłowione kraje właśnie z powodu dłuższej tradycji uprze-mysłowienia. Jednak w kwestii ponoszenia konse-kwencji - nie ma równego podziału.

D.W. A więc konsekwencje uprzemysłowionej ekonomii krajów bogatych ponoszą mniej rozwi-nięte kraje trzeciego świata?

P.L.Q. W przypadku silnych zmian pogodo-wych, tsunami, burz, sztormów – oczywiście ubo-gie narody są o wiele mniej zdolne do radzenia sobie z takimi sytuacjami. Na podstawie badań, przeprowadzonych przez ONZ wiemy, że blisko 50 milionów ludności afrykańskiej cierpi z powo-du wycinania lasów. Podobnie jest w przypadku krajów wyspiarskich, gdzie wyniszczane są całe narody. Filipiny to kraj położony na archipelagu z 7100 wyspami. Tam, jedną z najbardziej odczu-walnych konsekwencji emisji gazów cieplarnia-nych, jest podnoszenie się poziomu morza. Lud-

Jak ocieplenie klimatu wpływa na Filipińczyków... Dagmara Walczyk rozmawia z uczestnikami Międzynarodowej Konferencji Klimatycznej, która odbyła się w Poznaniu w dniach od 1 do 12 grudnia 2008.

Paul Quintos

Gazy cieplarniane(szklarniowe) to te składniki atmosfery ziemskiej, które dzięki swoim własnościom fizykochemicznym, mają zdolność zatrzy-mywania energii słonecznej w obrębie atmosfery ziemskiej. Niektóre spośród nich są naturalnymi składnikami atmosfery, obecnymi w niej od milionów lat. Dzięki ich obecności w atmosferze na Ziemi zaistniały warunki klimatyczne, umożliwiające powstanie i rozwój życia. Ostatnio ich stężenie w powietrzu – z powodu ludzkiej działalności - stopniowo wzrasta. Pojawiły się dodatkowo gazy nieobecne w naturalnych warunkach, wykazujące podobne właściwości - absorpcji promieniowania, emitowanego przez naszą planetę. Równocześnie obserwowany jest wzrost średniej temperatury powietrza w najniższych - przypowierzchniowych warstwach atmosfery. Te dwa zjawiska są ze sobą związane.

Page 9: Gazeta Uliczna 04/2008

9

Ważne wydarzenia w Poznaniu

ność cierpi z tego powodu, gdyż jest uzależniona od całej natury, od lasów, od morza... Tymczasem środowisko naturalne jest niszczone –masowo wycinane lasy, przekształcane są na plantacje soi pastewnej, eksportowanej na pasze dla zwie-rząt w krajach zachodniej Europy.

D.W. Jak zmiany klimatu wpłynęły na Filipiń-czyków?

Filipińczycy mówią, że kiedy ich środowisko naturalne pełne było jeszcze lasów, a poziom mo-rza utrzymywał się na naturalnym poziomie, pora mokra trwała dziewięć miesięcy, dzięki czemu można było dwa razy w ciągu roku zbierać plony ryżu. Natomiast kiedy lasy zostały wycięte, pora deszczowa skróciła się i trwa obecnie tylko trzy miesiące. Jak zmiany klimatyczne wpłynęły na tych ludzi? Bardzo konkretnie – teraz mogą zbie-rać plony już tylko raz w roku. A zbiory są i tak dużo mniejsze. I tak właśnie rezultat jest odczu-wany przez ubogich, którzy nie mają środków, żeby to przezwyciężyć.

D.W. Waszą rolą jest więc mówienie o tym pro-blemie tak, by zrozumiano publicznie i międzyna-rodowo, że jako pierwsi rezultaty zmian klima-tycznych odczuwają ubodzy.

M.S-L. Kiedy mówimy o tym problemie, musi-my pamiętać o sprawiedliwości społecznej. Ci, którzy ponoszą większą odpowiedzialność, po-winni brać na siebie częściowe rezultaty swoich działań, mówię tu o odpowiednich regulacjach prawnych i finansowych. Zaś osoby najsłabsze z najbiedniejszych części świata, powinny być do-puszczane do głosu, do uczestnictwa, do wpływa-nia na decyzje, na kreowanie prawa, szukanie

odpowiedzi na pytania typu: Jak radzić sobie z katastrofami w przypadku podnoszenia się pozio-mu morza. To są niektóre z poważniejszych rze-czy, o których należy rozmawiać.

D.W. Jakie są, waszym zdaniem, główne cele konferencji, które powinny być zrealizowane w Poznaniu?

P.Q. Ta konferencja jest pierwszym krokiem w kierunku tworzenia nowego porozumienia, które, miejmy nadzieję, odniesie się do podstawowych zagadnień, związanych z ociepleniem klimatu. Zadaniem tej konferencji jest, przez rożnych ludzi i różne kraje, zarejestrowanie żądań najuboż-szych. Jednak ostateczne porozumienie będzie ratyfikowane w Kopenhadze. Teraz mamy czas na przygotowanie, zebranie głosów i opinii, po-tem nie będzie już na to czasu.

M.S-L. Kwestia zmiany klimatu jest sprawą sprawiedliwości społecznej i solidarności i trzeba to zobaczyć w szerokim kontekście. Trzeba przy-znać, że to wpływa na całą ludzkość, więc każdy z nas powinien mieć wkład w poszukiwanie roz-wiązania. Co mamy nadzieję osiągnąć w trakcie tej konferencji? Moim zdaniem trzeba przede wszystkim zebrać wszystkie głosy i uczynić z nich wspólny – tak głośny, jak to tylko możliwe. To jest jedyny sposób, aby mieć pewność, że rządy po-traktują kwestię klimatu poważnie.

D.W. Więc uważasz, że można zebrać głosy polityków, organizacji pozarządowych, obywateli, i wspólnie mówić o konsekwencjach tych zmian?

M.S-L. Trudność polega na tym, że w trakcie oficjalnej konferencji, jest bardzo niewiele organi-zacji obywatelskich. Cieszymy się, że możemy być jedną z nich, ale byłoby lepiej gdyby takich głosów mogło być więcej. W czasie głównej czę-ści konferencji obradują przede wszystkim przed-stawiciele rządów, oni negocjują rozwiązania.

D.W. Czy Poznań dobrze przygotował tę kon-ferencję?

P.Q. Bardzo dobrze. To, co jednak widzimy już teraz, jako priorytet dla konferencji w Kopenha-dze, to otworzyć się na Duńczyków. W Poznaniu konferencja została odizolowana od miasta.

Maitet Singsen-Ledesma sadzi kwiaty na placu przed Szkołą Barki.

FilipinyFilipiny w przeważającej części położone są w strefie klimatu równikowego wybitnie wilgotnego, jedynie na północy kraju panuje klimat podrównikowy.Roczna suma opadów atmosferycznych waha się w granicach od 1000 do 4000 mm.Średnia roczna temperatura powietrza wynosi odpowiednio: 23°C - północ kraju 28°C - południe kraju 17-19°C - obszary górskie powyżej 1500 m n.p.m.

Page 10: Gazeta Uliczna 04/2008

Świadectwa są potrzebne

P amiętasz te zapachy? Tak ! W pokoju pachniało pastą do podłogi, świerkiem który wcześniej wisiał za oknem, zapach

kapusty z grzybami i smażonego karpia. Miałaś wtedy może sześć lat. Dzisiaj w dzień

Wigilii, płakałaś. Odkryłaś tajemnicę, że mama zabiła karpia, z którym się bawiłaś. Weszłaś niespodziewanie, akurat w tym najgorszym mo-mencie. Postanowiłaś nie jeść tej ryby. Zwycza-jem było, że kiedy matka krzątała się w kuchni, ty razem z ojcem, szykowałaś w pokoju drzew-ko. Nie wcześniej, tylko w ten właśnie dzień. Jak każde dziecko lubiłaś ten moment. Ojciec wyj-mował stary, ciężki, stalowy stojak, lśniący czu-bek, bombki i „żabki” w które wkładało się małe świeczki na choinkę. Przed dekorowa-niem, ojciec najpierw obcinał niepotrzebne ga-

łązki i wrzucał do rozpalonego wcześniej pieca. Ojciec, co jakiś czas, wychodził z pokoju i po-czątkowo wracał coraz to weselszy, a później rozdrażniony. „Modelował” tę choinkę zaciekle. Przyglądałaś się temu bardzo zdziwiona, bo z bujnego drzewka, pomału zostawał kikut z kil-koma gałązkami.

Matka weszła do pokoju aby rozłożyć biały obrus na stole. Wściekłość na jej twarzy mówiła wszystko. Tylko ojciec, zadowolony ze swego dzieła, położył się na tapczanie. Ułożyłaś na stole zastawę.

- Przebierajcie się ! – zawołała z kuchni matka.Co chwilę biegasz do zaszronionego okna i

chuchając na szybę, aby zrobić prześwit, pró-bujesz o dnaleźć pierwszą gwiazdkę na niebie. Kto wie, może tym razem dostaniesz coś pod choinkę? Pomarańcze, czekolada? Jest już ciemno. Na dworze śnieg, mróz, wiszące wiel-kie sople na dachach. Pięknie. Prawdziwa Gwiazdka. Wreszcie pora, aby usiąść do stołu.

- No, może byś wreszcie wstał i usiadł z nami? – mówi mama do ojca.

Coś bełkocze, jest pijany. Matka zaczyna płakać i z krzykiem wściekłości i goryczy, prze-wraca choinkę. A ty? Jesteś przerażona. Kiedy matka się uspokaja, drżącą ręką, podaje tobie do przełamania opłatek. Zapamiętałaś trzask. Czy to trzask przełamywanego opłatka czy pęk-nięcia w twoim małym serduszku? Widać zmę-czenie, łzy i wielki smutek twojej matki. A miało być tak pięknie. Wtedy wiedziałaś już, że nie chcesz więcej takich świąt. Matka zawsze tobie powtarzała:

- Co się dzieje w domu, nie mówi się nikomu. Pamiętaj, to jest nasz sekret.

Dziś w Wigilijny wieczór, w chwili gdy przy-wołują nas wspomnienia, zdradzasz ten sekret. A jest ich jeszcze wiele. I sekretem było to, że Wigilia będzie znienawidzonym dniem. Zniena-widzony pusty talerz, głupia choinka, łamanie opłatka i składanie życzeń, osobom nie zawsze lubianym. Kolędy, przy których się wzruszasz i rodziny przy stołach, którym zazdrościsz. I tak, pozostaniesz jeszcze wielkim sekretem, dla sie-bie i innych.

Iwona Lenartowska

10

Sekret„Dopóki kryjemy się z naszymi sekretami pozostajemy chorzy.”

Page 11: Gazeta Uliczna 04/2008

11

Wywiad

Olaf Neuman: Przetrwałeś nazistowski re-żim jako Niemiec, żydowskiego pochodzenia. Jak udało ci się znieść poniżenia, prześlado-wania i zagrożenie śmiercią?

Ralph Giordano: Sam często zadaję sobie to pytanie. Dziś nie byłbym w stanie znieść 10% tego, przez co przeszliśmy, ale wtedy byli-śmy młodzi i nie mieliśmy wyboru. Już przynaj-mniej od „nocy kryształowej” w 1938 roku, na-sze życie zdominowane było strachem przed śmiercią, która mogła nadejść w każdej chwili („noc kryształowa” – pogrom ludności żydow-skiej w całych Niemczech, dokonany w nocy z

9 na 10 listopada 1938 r. – G.U.). I to nie dlate-go, że jawnie, na ulicach, protestowaliśmy przeciwko Hitlerowi, ale dlatego, że nasze ist-nienie było naszym przestępstwem.

O.N. Dlaczego twoja rodzina nie wyjechała z Niemiec?

R.G. Nigdy nie braliśmy pod uwagę możli-wości opuszczenia kraju, byliśmy na to zbyt biedni, a także nie mieliśmy odpowiednich zna-jomości. Pamiętam natomiast przypadek gdy w 1938 roku jedno dziecko zostało samotnie wy-słane do Anglii. Tylko bardzo dalekowzroczni rodzice, z właściwą oceną ówczesnej sytuacji,

Istnienie było naszym PRZESTĘPSTWEM

My, którzy przeżyliśmy Holocaust, już nigdy nie staniemy do walki bezbronni

Urodzony w 1923 w Hamburgu, Ralph Giordano, pracuje jako publicysta, głównie w zakresie tematyki, związanej z narodowym socjalizmem. Informacje, dotyczące prześladowań jego rodziny przez nazistów, zostały wykorzystane w powieści „Die Bertinis”, opublikowanej w 1982r. , a jego autobiografię wydano w 2007 r. Giordano otrzymał w 1990 r. Order Zasługi Republiki Federalnej Niemiec. W 2003 r. Światowy Związek Żydowski przyznał mu Nagrodę Leo Baecka.

Page 12: Gazeta Uliczna 04/2008

12

mogli zdobyć się na coś takiego. Jednak nie miało to miejsca w przypadku mojej rodziny.

O.N. Kiedy twoi rodzice zaczęli wyczuwać zagrożenie?

R.G. W 1941 r. dowiedzieliśmy się o maso-wym morderstwie Żydów. Nie zginęli w obo-zach śmierci, jak Oświęcim czy Treblinka, ale w wyniku ludobójstwa, które było przeprowa-dzone przez tak zwane Grupy Operacyjne A, B, C i D za wschodnim frontem. Jedynym zada-niem tych grup była eksterminacja Żydów przy pomocy Wermachtu. Do tamtej pory nikt nawet nie wyobrażał sobie, że dziesiątki tysięcy ludzi mogą być zwyczajnie zmiecione z powierzchni ziemi.

O.N. W 1940 r. musiałeś odejść ze szkoły, zostałeś uwięziony i poddany torturom. Dla-czego cię uwolniono?

R.G. Byłem trzykrotnie przesłuchiwany przez gestapo: we wrześniu 1939, listopadzie 1941 i w sierpniu 1944 roku. Próbowano mnie

zmusić do podpisania zeznania mówiącego, że wrogie treści moich publikacji były prowo-kowane przez moją matkę, Żydówkę. Pomi-mo potwornych tortur odmówiłem współpra-cy. Myślę, że to moja niezachwiana lojalność ocaliła mi życie - gestapowcy najwyraźniej odczuli niezamierzony szacunek.

O.N. Twoja matka otrzymała nakaz depor-tacji. Kiedy to się stało?

R.G. Było to 7 lutego 1945 r. Matka miała być deportowana w tydzień później. Już wcześniej zdawałem sobie sprawę z ryzyka i znalazłem kryjówkę w suterenie, na północy Hamburga. Ukrywaliśmy się tam aż do na-dejścia aliantów, bez jedzenia, przez cztery tygodnie. Jeśli Brytyjczycy przybyliby choćby tydzień później, umarlibyśmy z głodu.

O.N. Przeżyłeś także dzięki odważnym lu-dziom. Kto udzielił ci pomocy?

R.G. To była kobieta, która mieszkała z nami w jednym budynku, dopóki budynek nie został zbombardowany w 1943 r. Ona była na wskroś antynazistką. Spotkałem ją potem

przypadkowo w 1944 r. Mieszkała w kuchni, w suterenie na północy Hamburga. Mogliśmy schować się w śmietniku pełnym szczurów. Dziś zastanawiam się, w jaki sposób udało nam się to wytrzymać. Pamiętam jak szczury próbowały obgryzać moje udo i twarz moje-go ojca. Gdy zostaliśmy uwolnieni, 4 maja 1945 r., ci, którzy przetrwali, czołgający się w kierunku brytyjskich żołnierzy, w niczym nie przypominali ludzkich istot.

O.N. Dlaczego, pomimo tych wszystkich złych wspomnień, pozostałeś w Niemczech?

R.G. Przed uwolnieniem byłem pewien, że jeśli nadarzy się okazja, wyjadę z Niemiec. Jed-nak później pojawiły się dobre powody by tego nie robić. Hitler został pokonany na froncie, jed-nak nie w ludzkich głowach. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, nie mogłem wyjechać, nie mo-głem zdezerterować gdy nadal trwała walka, tylko w innych warunkach. Nie potrafiłem rów-nież wyobrazić sobie życia bez języka niemiec-kiego. Późniejsze spostrzeżenie, że miliony

Niemców właściwie dzielą moje zdanie na te-mat fundamentalnych problemów demokracji, także przyczyniło się do mojej decyzji.

O.N. W 1992 r. wysłałeś „List otwarty” do ówczesnego kanclerza, Helmuta Kohla, mó-wiący, że odpowiedzią na militarny ekstre-mizm prawicy, może być równie dobrze zbroj-na samo-obrona.

R.G. Główny fragment mówił: „ My, którzy przeżyliśmy Holocaust, już nigdy więcej nie staniemy do walki bezbronni”. To był krzyk o pomoc po tym, jak otrzymałem w listopadzie 1992 r., 221-szy list z pogróżkami. Wkrótce, po zburzeniu „muru berlińskiego”, pojawiła się ciemna chmura prawicowego ekstremizmu, jednak Ministerstwo Spraw Wewnętrznych nie zrobiło nic z tym problemem.

O.N. W jaki sposób ten problem jest rozwią-zywany dziś?

R.G. Świadomość społeczeństwa uległa zmianie, jednak działalność przeciwko polity-ce prawicy jest wciąż żadna. Agencja narodo-

Wywiad

Hitler został pokonany na froncie, jednak nie w ludzkich głowach. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, nie mogłem wyjechać, nie mogłem zdezerterować gdy nadal trwała walka, tylko w innych warunkach.

Page 13: Gazeta Uliczna 04/2008

13

wego bezpieczeństwa jest ślepa, a nasze sądy wydają żałosne wyroki.

O.N. Jakie jest twoje wytłumaczenie tej sytu-acji?

R.G. Niemcy nie rozliczyły się jeszcze ze swoją przeszłością. Dlaczego te problemy są nadal tak żywe po 60-ciu latach? Oczywiście niebezpieczeństwo ze strony prawicy jest nie-docenione, wciąż znajdujemy prawicowe po-mysły w dzisiejszym społeczeństwie i to stano-wi prawdziwe zagrożenie.

O.N. Co myślisz o projekcie likwidacji Naro-dowodemokratycznej Partii Niemiec?

R.G. Istnienie NPD powinno być zakazane od samego początku, gdyż jej program był sprzeczny z naszą konstytucją. Każdy inny kraj rozwiązałby to w ten sposób. Jednak w Niem-czech znajdziesz płyty CD takie jak „Alkoholo-kaust”, które naśmiewają się z Holocaustu i chociaż ich sprzedaż może być zakazana, to i tak nie ma to istotnego znaczenia.

O.N. Jak sobie z tym radzisz?R.G. To budzi we mnie instynkt ucieczki. Ja

nazywam to wtórnym poczuciem winy - wypar-cie pierwszego poczucia winy i fakt, że po 1945 r., naziści mogli kontynuować swoje nor-malne życie. Jako jeden z tych, którzy prze-trwali, nie mogę się z tym pogodzić.

O.N. W niedawnym wywiadzie dla magazy-nu „Der Spiegel” przytoczyłeś dane, mówiące że 18% Niemców nie chciałoby mieć sąsiada, który byłby Żydem, a 30% ma ambiwalentny stosunek do antysemityzmu.

R.G. To są wiarygodne dane, opublikowane przez Instytut Badan do Spraw Antysemityzmu w Berlinie. Z 80 milionów mieszkańców Niemiec 18 % nie chciałoby mieć sąsiada pochodzenia żydowskiego. W jaki sposób mogą mówić coś takiego, gdy tylko 100 tys. Żydów mieszka w Niemczech? Prawdopodobieństwo, że w ogóle znają jakiegokolwiek Żyda jest nikłe.

Dodatkowo 14 % Niemców ma skrajnie pra-wicowy światopogląd. Ten fakt był już znany po badaniach Sinusa, przeprowadzonych we wczesnych latach 80-tych. Było to znakiem, że Hitler nie został jeszcze pokonany na poziomie intelektualnym.

O.N. Jerozolima nie rozumie międzynarodo-wego sprzeciwu wobec zbrojnego ataku na Li-ban. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?

R.G. Winą za te straszliwe wydarzenia jest obciążany wyłącznie Izrael, jednak prawdzi-wymi winowajcami są muzułmanie i Iran. Na wszystko przygotowani Niemcy myślą, że wie-dzą lepiej niż Izraelskie Biuro Obrony, w jaki sposób zapewnić obywatelom bezpieczeń-stwo. W ostatnich trzech latach w arabskich zamachach zginęło ponad 2 tys. Izraelczyków. Gdyby przenieść skalę problemu Izraela do kraju rozmiaru Niemiec, od 2003 r. zginęłoby 30 tys. ludzi, a 140 tys. zostałoby rannych. Na-sza demokracja nie przetrwałaby tego.

O.N. W jaki sposób Niemcy mogłyby przy-czynić się do utrwalenia pokoju na Bliskim Wschodzie?

R.G. Niemcy mogłyby pomóc chronić Izrael przed jednostronnym przypisaniem mu winy, niestety tak się nie dzieje. Jednakże nie chciał-bym by Izrael znalazł się „pod ochroną”, istot-ne jest by krytykować Izrael w odpowiedni sposób.

O.N. Jak niemiecki rząd powinien reagować na zagrożenie terroryzmem? Więcej interwen-cji ze strony państwa? Więcej policji i kontroli?

R.G. Islam rozpościera się nad zachodem jak ciemna chmura i jesteśmy wobec tego bez-radni. Co możesz zrobić z ludźmi, którzy mó-wią: „ty kochasz życie, my kochamy śmierć’’? To tylko szczęśliwy zbieg okoliczności, że wy-padki w Kolonii i Konstancji nie obróciły się w katastrofę. Niemcy nie pozostaną pustym punktem na mapie terroryzmu. Bomba zegaro-wa tyka. Osobiście nie składam generalnych przeprosin muzułmańskiemu społeczeństwu. Jeśli oni nie popierają terroryzmu, będą musie-li się zdeklarować.

Tłumaczenie z angielskiego, Aleksandra Pawluk

Oryginalnie opublikowane w „Asphalt”.Tłumaczenie z niemieckiego na angielski Naemi Prahm, wolontariuszka INSP

(Międzynarodowa Sieć Gazet Ulicznych) © Street News Service: www.street-papers.org

Wywiad

Ralph Giordano

Page 14: Gazeta Uliczna 04/2008

14

Polscy migranci w Wielkiej Brytanii

Sposób, w jaki zostaliśmy przyjęci, pozwolił mi sądzić, że byliśmy gośćmi, na których czekano. Zostaliśmy przedstawieni wszyst-

kim pracownikom posiadłości i po wskazaniu nam, odnowionego na nasz przyjazd mieszkania, z marszu rozpoczęliśmy nasz dwumiesięczny trud. Naszym prawdziwym opiekunem był Tim. Piszę opiekunem, ponieważ on naprawdę bardziej się nami opiekował niż rządził. Widząc taką postawę swojego szefa pracowaliśmy jak umieliśmy najle-piej. Na skutki naszych działań długo nie czekano. To, myślę, utwierdziło naszych brytyjskich przyja-ciół, że mają do czynienia z poważnymi ludźmi. Dzięki temu Tim oddał nam do dyspozycji wszyst-kie maszyny, sobie pozostawiając jedynie ręczną piłę motorową.

Pracę zaczynaliśmy o 8 rano poranną, krótką pogawędką przy „polowej” kawie i herbacie, pa-rzonej wodą, gotowaną w szczególnego rodzaju polowym samowarze. Praca przy maszynach le-śnych jest bardzo szybka i intensywna, wliczając w to 100 - kilogramowe kloce, które jeden po dru-gim trzeba było w pojedynkę, ręcznie transporto-wać pod rozłupywarkę, dlatego też Tim, z precy-zją anioła, zarządzał „tea time” (przerwa na her-batkę). O 16.00 wracaliśmy do naszego mieszka-nia, a tam cieplutko, czyściutko i przyjemnie. Trze-ba jedynie pamiętać o tym, że czas wolny jest oso-bistą własnością każdego człowieka pracy i uwa-żać bardzo, aby niczym nie zatruć kolegom tych

chwil. Uważam, że sposób w jaki spędzamy swój wolny czas, jest ważniejszy od samej pracy.

Co jakiś czas przychodziły wieści z fundacji „Barka”- z Chudobczyc czy Poznania. Było wów-czas więcej tematów do rozmów. Zdarzyły się nam odwiedziny przyjaciół „Barki”, mieszkających w Holandii i Francji. Lecz najprzyjemniej było, gdy odwiedzała nas Ewa, nasza angielska koordyna-torka. Przywoziła nam wiadomości „z pierwszej ręki” oraz wypłacała, zarobione przez nas pienią-dze, co dawało dużo radości. W końcu nadszedł czas zakończenia naszej pracy - misji. Ewa była świadkiem pozytywnych opinii, które wypowiada-no na nasz temat. Tim, wręczając nam prezenty pożegnalne, powiedział „Trudno uwierzyć, że w poniedziałek już nie spotkam chłopaków z Polski przy naszym czajniku”. Sir Julian podziękował bardzo za pracę, pochwalił postępy w naszym an-gielskim, a spod jego pióra wyszła świetna reko-mendacja.

W samolocie do Poznania, wracając do Chu-dobczyc i do, mieszkającej na Śląsku, mamy, z którą kontakty bardzo się poprawiły …byłem, rzec można, człowiekiem szczęśliwym. Zaufanie dla człowieka, który odbudowuje swoje życie, jest po-ważnym zobowiązaniem. Kto nie zawiedzie tego zaufania ma prawo czuć się tak, jak ja w owej chwili pod lazurowym niebem, w promieniach słońca i ponad chmurami.

Jerzy Tymczak

Świadectwo JurkaPo wielu miesiącach starań i zabiegów we wrześniu tego roku doszło do wyjazdu trzech osób (wcześniej powrócili z Londynu, po nieudanej próbie znalezienia pracy) - w tym mnie - w celu podjęcia legalnej pracy na terenie Wielkiej Brytanii w posiadłości sir Juliana Rose’a.

Praca w towarzystwie angielskiego drwala wiele nauczyła.

Page 15: Gazeta Uliczna 04/2008

P rojekt zatrudnienia polskich migrantów, po rehabilitacji w fundacji „Barka”, podjął sir Julian Rose, właściciel posiadłości w

Hardwicke, leżącej w przepięknej okolicy, około 60 mil od Londynu. Trzech emigrantów, w ra-

mach projektu pilotażowego, otrzymało zatrud-nienie przy wyrębie drzewa w lesie oraz przy pracach na farmie. Sir Julian Rose, należący do czołowych przedstawicieli organizacji ekolo-gicznych w Wielkiej Brytanii, współpracujący z

Polscy migranci w Wielkiej Brytanii

O tym, jak polscy O tym, jak polscy migranci podjęli migranci podjęli pracę w Hardwicke, w posiadłości sir Juliana Rose’a

Posiadłość sir Juliana w malowniczej okolicy nad Tamizą.

ło zatrud-az przy

ależący do i ekolo-acujący z

lkiej Brytanii

15

Page 16: Gazeta Uliczna 04/2008

Polscy migranci w Wielkiej BrytaniiPolscy migra

16

Polką, Jadwigą Łopatą, walczącą o ogranicze-nie produkcji żywności modyfikowanej gene-tycznie (GMO) oraz o ochronę małych farm przed dużymi korporacjami, byli zainteresowa-ni współpracą z farmami ekologicznymi, pro-wadzonymi przez spółdzielnie socjalne w Wiel-kopolsce. Po wizycie w „Barce”, w czerwcu tego roku, sir Julian wyraził również zainteresowanie współpracą w zatrudnianiu Polaków, którzy wy-jechali do pracy w Anglii, gdzie napotkali trud-ności: czasem oszukani, czasem nieprzygoto-wani językowo, czasem z powodu uzależnień – znaleźli się na ulicy.

Pilotażowy program ponownego zatrudnie-nia zakończył się sukcesem i zaowocował zwiększeniem liczby osób zatrudnionych. Na wiosnę 2009 r. kolejna grupa pojedzie do pracy, nie tylko na farmę sir Juliana, ale również do in-nych angielskich farmerów z okolicy.

Zbigniew Ściana, Roman Księżopolski i Je-rzy Tymczak powrócili do Polski po dwóch mie-siącach intensywnej pracy w tartaku, ogrodach, stolarni i lesie. 21 listopada odbyło się podsu-mowanie i uroczyste zakończenie projektu oraz zaproszenie na następny rok.

Ewa Sadowska

sir Julian Rose (w środku) z Jurkiem, Zbyszkiem i Romkiem.

Roman przy wyrębie drzewa.

Page 17: Gazeta Uliczna 04/2008

Polscy migranci w Wielkiej Brytaniilkiej Brytanii

17

Zbyszek przy pracy w Hardwicke.

Page 18: Gazeta Uliczna 04/2008

18

.

O 10.00 informację przekazał jeden z za-granicznych dziennikarzy, zgromadzo-nych na podwórzu ochroniarza Wałęsy.

On nadal nie wierzył. O 11.00 wiadomość poda-ła niemiecka rozgłośnia: Laureatem Pokojowej Nagrody Nobla został Lech Wałęsa. Uwierzył.

Polskie radio podało suchą informację do-piero o czwartej popołudniu. W tym czasie pod oknem Wałęsy zebrały się tłumy, do których wy-głosił krótkie przemówienie - To jest nasza wspólna nagroda, uznanie dla nas wszystkich, którzy chcemy iść do prawdy pokojową drogą, przez porozumienie. Uważam, że skoro rozumie-ją nas mądrzejsi od nas, o czym świadczy choć-by ich gospodarka, poziom życia (śmiech, bra-wa), to zostaniemy też uznani, wcześniej czy później, i we własnym kraju. Wierzę, że zasią-dziemy do stołu i porozumiemy się dla dobra Polski, ponieważ jesteśmy skazani na porozu-mienie. Innej drogi nie ma. Wierzę, że Nagroda Nobla pomoże nam osiągnąć ten cel. I dodał - Nagrodę rozumiem jako skierowaną do całego polskiego świata robotniczego, którego jestem reprezentantem. Za chęć i wysiłek przebudowy rzeczywistości w duchu prawdy i sprawiedliwo-ści, jakie podjął. A także do całego społeczeń-stwa polskiego, bo polscy robotnicy nie działają w próżni, wszystkie grupy brały udział w formu-łowaniu najpierw postulatów, potem programu”1.

Nie pojechał odebrać nagrody osobiście. Obawiał się, że władze nie pozwolą mu wrócić. Mówił wtedy też - Czy moi koledzy, którzy sie-dzą w więzieniu lub są pozbawieni pracy, mo-gliby mi towarzyszyć w tym dniu? Jeśli nie - to znaczy, że nie nadszedł jeszcze dla mnie czas świętowania nagród, nawet tak wspaniałych2. Do Oslo pojechała Danuta Wałęsa wraz z naj-starszym synem, Bogdanem.

Czym była nagroda dla Polaków w tamtym czasie? Władysław Frasyniuk mówi, że miała znaczenie nie tylko polityczne, ale przede wszystkim psychologiczne. Przez dwa lata, od wprowadzenia stanu wojennego, widać było wykrwawianie się „Solidarności”. Przyznanie

1 Zob. „Droga Nadziei”, Znak, Kraków,1989 oraz „Mała ency-klopedia stanu wojennego”, Gazeta Wyborcza 20062 Jak wyżej

nagrody było wielkim zastrzykiem energii dla tych, którzy zaczęli tracić nadzieję. Nagroda miała duże znaczenie dla tych, którzy siedzieli w więzieniach, zwiększała wiarę w szybsze wyj-ście na wolność. „Można było obserwować roz-luźnienie wśród więziennych klawiszy, ponie-waż ludzie, przez nich pilnowani, pochodzili z tego samego środowiska, co laureat Nagrody Nobla”3. Dla władz PRL był to duży cios – przy-znanie Nagrody oznaczało, że przy zwalczaniu opozycji trzeba liczyć się z międzynarodową opinią publiczną.

3 Zob. „25 lat Pokojowej Nagrody Nobla dla Lecha Wałęsy”, Super Ekspres, 30.09.2008

Wałęsa - To nagroda, któO tym, że został laureatem nagrody Nobla, Lech Wałęsa usłyszał po raz pierwszy od Krzysztofa i odłożył słuchawkę. Nie uwierzył, bo rok wcześniej wszyscy na to czekali i nie udało się.

To jest nasza wspólna nagroda, uznanie dla nas wszystkich, którzy chcemy iść do prawdy pokojową drogą, przez porozumienie.

Danuta Wałęsa odbiera Nagrodę Nobla, grudzień 1983

Page 19: Gazeta Uliczna 04/2008

19

.

„Świat nas nie zostawił” - powiedział An-drzej Wajda z okazji 25 rocznicy tamtego wy-darzenia. W ramach obchodów rocznicy, w Gdańsku odbyła się dwudniowa konferencja Solidarność dla przyszłości, podczas której ponad kilkuset gości dyskutowało na temat pokoju i sprawiedliwości. W intencji organiza-torów konferencja miała być okazją do rozmo-wy na temat nowych wyzwań i zagrożeń, przed którymi staje międzynarodowa społecz-ność oraz okazją do uświadomienia wszyst-kim konieczności powrotu do tych wartości, które legły u podstaw ruchu „Solidarność”. Znakomici goście z całego świata, wzruszają-ce przemówienia i - co chwilę - huragan okla-sków. Wszystko na cześć Lecha Wałęsy. Gość-mi Wałęsy było między innymi kilku laureatów Pokojowego Nobla, w tym: duchowy i politycz-ny przywódca Tybetańczyków, Dalajlama, były prezydent RPA, Frederik Willem de Klerk, pre-zydent Timoru Wschodniego, Jose Ramos Hor-ta i prawniczka irańska, Szirin Ebadi. Irańska laureatka zaapelowała by uczyć młodych lu-dzi, żeby zamiast „lżenia cywilizacji, myśleli o dialogu cywilizacji”. Były prezydent RPA, F. W. de Klerk zaznaczył, że przyjął zaproszenie do Gdańska, ponieważ chciał złożyć hołd osią-

gnięciom „Solidarności” i temu, w jaki sposób wydarzenia w Polsce, przyczyniły się do póź-niejszych wydarzeń w RPA”. Dalajlama pod-kreślał, że wszyscy ludzie są tacy sami, są członkami tej samej ludzkiej rodziny, globalnej gospodarki i globalnych problemów. Dlatego - przekonywał - „Musimy działać jako jedna społeczność”.

Jednym z ważniejszych tematów, porusza-nych na konferencji, była polityka Chin wobec Tybetu. Lech Wałęsa podkreślał, że „Spotka-nia z Dalajlamą będą zmierzać do poszukiwa-nia rozwiązań, które będą do przyjęcia w Chi-nach. Nie możemy popadać w konflikt z Chi-nami, ale zachęcać je do zmiany niektórych swoich reguł. Takich, jak wolność przemiesz-czania się”. Wydaje się jednak, że Chiny cią-gle nie są gotowe na takie rozmowy. Spotka-nie, obecnego na konferencji, prezydenta Francji, Nicolasa Sarkozy’ego z Dalajlamą, wywołało oburzenie chińskich władz, które przestrzegły, że może mieć ono negatywne konsekwencje dla stosunków politycznych i gospodarczych z Chinami. Sarkozy nie ugiął się, chociaż w samej UE podniosły się głosy, że konflikt z Chinami może pogłębić i tak już dotkliwy kryzys gospodarczy.

Podczas konferencji została po raz pierw-szy wręczona nagroda im. Lecha Wałęsy. Na-groda ma honorować ludzi, działających na rzecz porozumienia i solidarnej współpracy narodów, wolności i promocji wartości, które stanowiły podstawę ruchu „Solidarnośc”. W skład kapituły, oprócz Lecha Wałęsy, weszli między innymi: były prezydent Czech Vaclav Havel, prof. Władysław Bartoszewski oraz białoruski opozycjonista, Stanisław Szuszkie-wicz. Nagrodę, nieoczekiwanie, przyznano królowi Arabii Saudyjskiej Abdullahowi bin Abdulaziz Al Saud, m.in. za zasługi na rzecz dialogu między-religijnego.

Lidia Węsierska

ra otworzyła nową epokę Wyszkowskiego, o drugiej w nocy, 5 października 1983r. „Dobra, dobra” - odpowiedział zaspany

Okolicznościowy znaczek prasy podziemnej.

Lech Wałęsa i Dalajlama.

Page 20: Gazeta Uliczna 04/2008

20

Foto Galeria

M ediolan to jedno z najbardziej stylowych miejsc na świecie, to miasto żyjące swoim życiem, połączenie zabytków i nowocze-

sności, stolica światowej mody i dobrego smaku. Na każdym kroku spotkać można butiki z ubraniami znanych projektantów oraz stylowo ubranych Wło-chów. Moda jest dla Mediolańczyków pasją, sposo-

Fotoreportaż Paulina Zglińska

Page 21: Gazeta Uliczna 04/2008

21

.

bem na życie oraz przemysłem o miliardowych obrotach. Życie upływa tam bardzo szybko w myśl zasady – czas to pieniądz.

Dla mnie jednak wędrówka po Mediolanie to cu-downe, zabytkowe uliczki, którymi można wędrować nie śpiesząc się, swobodnie oddychając atmosferą miasta, obserwując z boku jego szalone tempo.

Page 22: Gazeta Uliczna 04/2008

22

Ekonomia społeczna - nowe wyzwania

Moim zdaniem ekonomia jest jedna, tylko mniej lub bardziej uspołeczniona. Tą bar-dziej uspołecznioną część ekonomii na-

zywamy dzisiaj ekonomią społeczną, ekonomią solidarności, przedsiębiorczością społeczną, w której charakterystyce na pierwsze miejsce wysu-wa się zasada stawiania człowieka przed zyskiem i pracy przed kapitałem. Oznacza to, że instytucje, organizacje, spółdzielnie, przedsiebiorstwa, firmy potrafią ograniczyć w jakimś stopniu chęć zysku dla spraw wspólnych, związanych z odpowiedzial-nością za zrównoważonony rozwój. Nie ma zna-czenia czy reprezentują sektor publiczny, prywat-ny czy non – profit. Troska o rozwój wspólnoty lo-kalnej spoczywa na wszystkich partnerach.

Instytucje ekonomii społecznej są jednak na razie na tyle nieliczne i w niewielkim stopniu roz-poznane (mimo doświadczeń w realizacji projek-tów Equal), że wyodrębnia się tę grupę instytucji od ekonomii, kierującej się zasadą maksymaliza-cji zysku. Uznanie stanu, że istnieje ekonomia spo-łeczna i ekonomia, za niezmienny, może prowa-dzić do zaniechania wywierania nacisku na tę

część ekonomii w Polsce, która powinna być bar-dziej społeczna. W okresie transformacji, budo-wania demokracji i wolnego rynku, mamy do czy-nienia z odbudowywaniem sektora prywatnego i pierwszym pokoleniem ludzi bogacących się, na-stawionych na generownie zysku. Oceniając ten okres, wielu badaczy, filozofów, teologów nazywa go okresem „dzikiego kapitalizmu”, w którym bez skrupułów następowało bogacenie się jednych, gdy inni w tym czasie pozostawieni zostali na marginesie życia społeczno-ekonomicznego. Biz-nes oderwał się od społeczeństwa, a interes go-spodarczy nie pokrywa się z interesem społecz-nym. Samo pojęcie przedsiębiorczości, w wyniku zachowania niektórych zachłannych czy wręcz nieuczciwych działań biznesowych, uległo dys-kredytacji. U podstaw swobody rozwoju gospo-darczego leży jednak potrzeba posiadania, która kształtuje stosunki międzyludzkie i systemy spo-łeczno-polityczne, generujące de facto dyspropor-cje i podziały. W świecie zaczyna się jednak coraz wyraźniej mówić o kształtowaniu sektora biznesu w kierunku większej odpowiedzialności społecz-

Ekonomia jedna, tylko bardziej uspołecznionaW ostatnim czasie trwa ożywiona dyskusja na temat ekonomii w ogóle, a w szczególności ekonomii społecznej, co wiąże się z podsumowywaniem projektów, realizowanych w Polsce w ramach Inicjatywy Wspólnotowej Equal. Chodziło o pokazanie, że na rynku pracy jest też miejsce dla osób długotrwale bezrobotnych, mniej zaradnych i słabiej wykształconych, także dla niepełnosprawnych.

Biznes oderwał się od społeczeństwa, a interes gospodarczy nie pokrywa się z interesem społecznym. Samo pojęcie przedsiębiorczości, w wyniku zachowania niektórych zachłannych wręcz nieuczciwych działań biznesowych, uległo dyskredytacji.

Page 23: Gazeta Uliczna 04/2008

23

Ekonomia społeczna - nowe wyzwania

nej, a więc poskromnienia chęci osiągania mak-symalnego zysku ( często kosztem innych) i po-dejmowania świadomego trudu niwelowania przepaści pomiędzy tymi, którzy mają dostęp do kapitału i własności a tymi, którzy są go pozba-wieni. Pojawiają się różne formy pośrednie współ-własności i udziału pracowników w podziale zy-sków np. akcjonariat pracowniczy, spółdzielczość, ubezpieczenia wzajemne, stowarzyszenia itp.

Klaus Schwab, twórca Światowego Forum Ekonomicznego, w wywiadzie dla GU (Poznań, maj/czerwiec 2005), mówi, że świat woła dziś o ka-pitalizm z „ludzką twarzą”. - „Potrzebujemy syste-mu globalnej wrażliwości. Aby powstrzymać falę nastrojów niekorzystnych dla przedsiębiorczości biznes, w sposób przekonywający, musi zademon-strować ludziom, że jest integralną częścią społe-czeństwa, a to oznacza, że musi dorosnąć do no-wego sposobu myślenia, który nazwałbym pro- społecznym. Chodzi o to, by nie tylko maksymali-zować zyski akcjonariuszy, ale również służyć społeczeństwu jako takiemu. Odpowiedzialne za-rządzanie powinno uwzględniać spodziewane długoterminowe korzyści, płynące z przyczyniania się do budowy silnych społeczeństw i co za tym idzie, dynamicznych gospodarek. Zwiększenie atrakcyjności biznesu wymaga zmiany podejścia do realizacji celów przedsiębiorstwa. Biznes powi-nien rządzić się nie tylko określonymi regułami, ale również wartościami. Liderzy przedsiębiorczo-ści dopiero wówczas odzyskają zaufanie społecz-ne, gdy ich działania będą oparte na systemach zasad moralnych. Istotne jest też ukierunkowanie

biznesu na szukanie praktycznych rozwiązań naj-większych problemów naszych czasów. Przedsię-biorcy winni pracować ramię w ramię z przedsta-wicielami rządów i społeczeństw obywatelskich, walcząc z ubóstwem, AIDS oraz innymi globalny-mi problemami, które uderzają w godność czło-wieka i zagrażają ludzkiej egzystencji. I kwestia ostatnia. Przedstawiciele biznesu oraz władz po-winni wspierać rozwój przedsiębiorstw społecz-nych, które w swych lokalnych społecznościach włączają się do walki z problemami o znaczeniu globalnym, takimi jak bieda czy wykluczenie spo-łeczne. Na świecie są już tysiące takich przedsię-biorstw (patrz: www.schwabfbund.org . Najwyż-szy czas, by zacząć mówić o bardziej oświeconej gospodarce, otwartej na człowieka i zacząć wcie-lać w życie jej założenia. Jeśli znajdziemy siłę do takiego działania, wszyscy możemy mieć widoki na lepszą przyszłość”.

Dzisiaj sektor biznesu i sektor ekonomii spo-łecznej dzieli ciągle duża odległość. Z jednej strony mamy do czynienia z ekonomią, jako na-rzędziem do integracji społeczno-zawodowej i spójności społecznej we wspólnocie lokalnej, z drugiej strony – z ekonomią, jako źródłem indywi-dualnego bogactwa i dobrobytu, czesto osiągane-go bez odpowiedzialności za szerszy rozwój spo-łeczny. Taki stan rzeczy nie musi być prawidłowo-ścią. Budowanie nowych zasad i koncepcji wyma-ga przemiany dotychczasowych poglądów, przy-zwyczajeń, postaw. Pomocne może być szukanie nowych form współpracy w środowisku lokalnym, opartych o partnerstwo sektora publicznego, spo-łecznego i prywatnego w rozwiązywaniu proble-mów społecznych. Ułatwi to rozwój w kierunku bardziej uspołecznionych form ekonomii bliższych wspólnotowości, odbudowie kapitału społeczne-go, spójności lokalnej.

Mam wrażenie, że zbliża się w Polsce czas, kiedy w wyniku, coraz wyraźniej uświadamianej koncepcji społecznej odpowiedzialności biznesu, nastąpi zmiana w kierunku zbliżenia do społe-czeństwa, na co wskazują inicjatywy prospołecz-ne, podejmowane przez sektor biznesu w różnych częściach Europy i świata, a które realizowane są z udziałem społeczności lokalnej i grup defawory-zowanych. Tomasz Sadowski

Tomasz Sadowski uważany jest za prekursora ekonomii społecznej w Polsce. Od 1989 roku utworzył system instytucji i organizacji takich jak: centra integracji spo-

łecznej, centra ekonomii społecznej, spółdzielnie socjalne, spółki z o.o. o cechach non-profit, prowadzone przez stowa-rzyszenia i fundacje. W wyniku tych działań, osoby z grup wykluczonych, włączone zostały w system wzajemnych powiązań społecznych i ekonomicznych we wspólnotach lokalnych. (red)

Page 24: Gazeta Uliczna 04/2008

24

Ekonomia społeczna - nowe wyzwania

Organizatorami seminarium byli: Uni-wersytet Dundee ze Szkocji, RIS z Wielkiej Brytanii, GISS z Niemiec

oraz belgijska FEANTSA (Europejska Federa-cja Organizacji Pracujących z Ludźmi Bez-domnymi) oraz polskie organizacje człon-kowskie FEANTSA - Pomorskie Forum na Rzecz Wychodzenia z Bezdomności, Towa-rzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta, funda-cja „Barka”, Stowarzyszenie „Monar”, „Cari-tas” Diecezji Kieleckiej.

Celem seminarium było upowszechnianie opracowania pn. „Jak zwiększyć wiedzę o bezdomności na poziomie regionalnym, kra-jowym i europejskim”, który stanowi podsu-mowanie, opublikowanego w 2007 r. przez Komisję Europejską, raportu „Mierzenie bez-domności na poziomie UE”. Seminarium miało także pomóc w zebraniu doświadczeń specjalistów z różnych dziedzin, zajmujących się zbieraniem i badaniem danych o proble-mie bezdomności i wykluczenia mieszkanio-wego oraz zwiększyć jakość i dostępność da-nych o bezdomności, poprzez tworzenie stra-tegii zbierania danych o bezdomności.

Odpowiedź na pytanie, po co zwiększać wiedzę o bezdomności, jest prosta: Ma to słu-żyć poprawie jakości systemu świadczenia usług, a co za tym idzie - zdaniem autorów opracowania - lepszemu zapobieganiu i li-kwidowaniu bezdomności. Opracowanie, po-święcone głównie zagadnieniu mierzenia skali zjawiska bezdomności, zdaje się jednak świadczyć o tym, że autorzy sprowadzają wiedzę o bezdomności do… liczb.

Zarówno opracowanie jak i seminarium, były poświęcone przede wszystkim rozwa-żaniom, jakimi metodami liczyć bezdomnych i kto miałby to robić. Brzmi to trochę absur-dalnie, ale zastanówmy się jednak czy usta-lenie liczby bezdomnych jest rzeczywiście niezbędne do zapobiegania i likwidowania bezdomności. Pierwsza odpowiedź, jaka się nasuwa, to tak – musimy policzyć, żeby wie-dzieć jaka powinna być skala niezbędnych działań. Za pomoc osobom bezdomnym od-powiedzialne są samorządy i to one powinny

być najbardziej zainteresowane określeniem liczby bezdomnych na swoim terenie. Po-mocne okazują się tu statystyki ośrodków po-mocy społecznej. W większych miastach sto-suje się też tzw. metodę ekspercką, zbierając dane od instytucji i organizacji, pracujących z osobami bezdomnymi - odrzuca się wielko-ści skrajne i uśrednia. W Poznaniu - opiera-jąc się na tej metodzie - podaje się liczbę 2,5 tys. osób bezdomnych. Tylko, czy tak okre-ślone dane są wiarygodne? Nasuwa się na-stępne pytanie, czy do realizacji celu, jakim jest zapobieganie i likwidowanie bezdomno-ści, potrzebne są dokładne dane? Tym ra-zem moja odpowiedź brzmi – nie. Dane takie nie są nawet potrzebne do poprawy jakości świadczenia usług na rzecz osób bezdom-nych - instytucje i organizacje, świadczące

Liczenie bezdomNa początku grudnia tego roku odbyło się w Warszawie seminarium, poświęcone problematyce badania bezdomności.

Page 25: Gazeta Uliczna 04/2008

25

Ekonomia społeczna - nowe wyzwania

takie usługi, wiedzą, czy zapotrzebowanie na nie rośnie, czy maleje, i przekazują infor-macje samorządom. Odpowiedzialne podej-ście do problemu bezdomności wymaga zbadania przyczyn tego zjawiska, a nie li-czenia bezdomnych. Słowo „przyczyna” po-jawia się we wspomnianym opracowaniu je-dynie we wzorze formularza, który powinny wypełniać osoby bezdomne i dotyczy przy-czyny, określanej jako „ostatni epizod bez-domności”. Przyczyną „ostatniego epizodu” może być np. eksmisja i wystarczy wpisać to w odpowiednią rubryczkę, bez zagłębiania się, jaki był powód eksmisji. To zdecydowa-nie za mało, żeby zdiagnozować problem, bo przecież przyczyną może być, i często jest, dramat człowieka - długotrwałe bezro-bocie, ubóstwo. Brak określenia przyczyny

ma swoje negatywne skutki. Samorządy, zmniejszając zjawisko bezdomności, kon-centrują się na zapewnieniu ludziom dachu nad głową, budując osiedla mieszkań socjal-nych. Ograniczają się do postawienia lub wyremontowania, mniej lub bardziej, nada-jących się do mieszkania lokali, nie realizu-jąc dla mieszkańców żadnych programów terapeutycznych, integracyjnych czy eduka-cyjnych. W konsekwencji powstają getta lu-dzi z głębokimi problemami i wylęgarnie patologii społecznych.

Jeden z uczestników seminarium, Volker Busch-Geertsema z Niemiec, przedstawił w trakcie swojej prezentacji sugestywny obra-zek: Z kranu napływają osoby bezdomne, wanna to usługi dla tych osób, a odpływ - to ich powrót do bezpieczeństwa mieszkanio-wego. Volker stwierdził, że należy tak działać, żeby strumień, płynący z kranu, był jak naj-mniejszy, a odpływ z wanny jak największy. I miał rację. W tej historyjce brakuje jednak świadomości, że kran jest podłączony do wielkiego jeziora. To jezioro to „wykluczenie społeczne”.

Powinniśmy skoncentrować się na „osu-szeniu” jeziora, a nie na liczeniu kropel, które spływają do wanny, w przeciwnym razie pra-ca w wannie będzie syzyfowa, a dopływ za-wsze większy niż odpływ. Wyzwanie jest ogromne. Zagrożone wykluczeniem są nie tylko osoby bezdomne, uzależnione, opusz-czające zakłady karne, długotrwale bezro-botne, niepełnosprawne, z problemami psy-chicznymi, ale również wszystkie te, których dochody nie pozwalają na jakiekolwiek oszczędności. Wystarczy utrata pracy, choro-ba czy inne nieszczęście, żeby znaleźć się na bruku. Szacuje się, że w Polsce w trudnej sytuacji znajduje się około 60% społeczeń-stwa. Przy tak dużej skali zjawiska potrzebne jest podejście strategiczne i międzysektoro-we. Samo liczenie nie wystarczy, a liczby nie wskażą kierunku działania. Sytuacja wyma-ga opracowania kompleksowej strategii przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu, którego jedną z konsekwencji jest bezdom-ność. Potrzebne są konsultacje społeczne, seminaria, podnoszenie świadomości społe-czeństwa, związanej z zagrożeniami, ale przede wszystkim potrzebne jest działanie. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że rząd, parla-ment i organizacje pozarządowe dostrzegą to zagrożenie i wspólnie wypracują komplek-sowy, spójny system działań, który „osuszy jezioro”. Tylko wówczas wanna przestanie się napełniać i nie będzie czego liczyć.

Lidia Węsierska

nych…Jeden z uczestników seminarium, Volker Busch-Geertsema z Niemiec, przedstawił w trakcie swojej prezentacji sugestywny obrazek: Z kranu napływają osoby bezdomne, wanna to usługi dla tych osób, a odpływ - to ich powrót do bezpieczeństwa mieszkaniowego. Volker stwierdził, że należy tak działać, żeby strumień, płynący z kranu, był jak najmniejszy, a odpływ z wanny jak największy. I miał rację. W tej historyjce brakuje jednak świadomości, że kran jest podłączony do wielkiego jeziora. To jezioro to „wykluczenie społeczne”.

Page 26: Gazeta Uliczna 04/2008

26

Historie krajów europejskich

W I wieku do pogańskiego Rzymu zawi-tali apostołowie nowopowstałej religii chrześcijańskiej – najpierw Piotr, a po-

tem Paweł. Obecność św. Piotra w Rzymie nie jest dostatecznie potwierdzona, jednak, według tradycji chrześcijańskiej, właśnie tutaj, Piotr po-niósł męczeńską śmierć przez ukrzyżowanie. W miejscu jego stracenia, na Placu św. Piotra w Watykanie, stoi dziś bazylika, drugi co do wiel-kości kościół na świecie i jedno z najwspanial-szych osiągnięć architektonicznych Europy.

Religia chrześcijańska, powstała w I wieku n.e. na Bliskim Wschodzie, bardzo szybko za-częła poszerzać krąg swoich wyznawców, do-cierając do najdalszych zakątków ówczesnego świata. W szerzeniu zasad tej religii ogromną rolę odegrały, powstające w różnych miejsco-wościach, tzw. gminy chrześcijańskie, czyli ośrodki wyznawców. Chrześcijaństwo, począt-kowo nieuznawane i bezwzględnie prześlado-wane w Cesarstwie Rzymskim, także tutaj mia-ło coraz większe rzesze żarliwych orędowni-ków. W 313 r. cesarz Konstantyn, syn chrześci-janki Heleny, późniejszej świętej, ogłosił edykt mediolański, który kończył okres prześlado-wań chrześcijan i dawał im pełną swobodę wy-znania. Według legendy do wydania edyktu przyczynił się sen, który przyśnił się cesarzowi w przeddzień bitwy z jego konkurentem do wła-dzy, Maksencjuszem. Konstantyn zobaczył we śnie płonący krzyż z napisem „W tym znaku zwyciężysz”, co po wygranej bitwie, uznał za znak proroczy. Helena sprowadziła do Rzymu z Jerozolimy słynne „Święte Schody” z pałacu Poncjusza Piłata, po których wchodził Jezus z

Nazaretu na swój sąd. Utrwalenie chrześcijań-stwa dokonało się ostatecznie w IV wieku, za panowania cesarza Teodozjusza Wielkiego, który rygorystycznie zakazał wyznawania reli-gii innych niż chrześcijaństwo, podnosząc je w ten sposób do rangi religii państwowej.

Za pierwszego biskupa Rzymu i zwierzchni-ka kościoła chrześcijańskiego, uznano apostoła Piotra, a po nim, każdy biskup Rzymu, nazwany później papieżem, obejmował zwierzchnictwo nad całym kościołem chrześcijańskim. Prymatu biskupa Rzymu nie uznał kościół chrześcijań-ski na wschodzie, co doprowadziło w 1054 r. do rozłamu, który podzielił chrześcijaństwo na ka-tolicyzm i prawosławie. Aż do XIV w. siedzibą biskupa Rzymu, był zespół pałacowo-kościelny na Lateranie, ofiarowany kościołowi przez ce-sarza Konstantyna. Wzgórze Watykańskie było wówczas jedynie miejscem pielgrzymek do gro-bu św. Piotra. W 1377 r. papież Grzegorz XI przeniósł ostatecznie siedzibę papiestwa do Watykanu.

Od IV w. zaczęto zwoływać w kościele chrześcijańskim sobory powszechne - spotka-nia biskupów całego kościoła, celem ustano-wienia praw kościelnych i uregulowania kwe-stii, związanych z doktryną wiary i moralności. Idea soborów nawiązywała do spotkania apo-stołów w Jerozolimie w latach 49 -50 n.e. Począt-kowo sobory były zwoływane przez cesarza, później – przez papieża. Dotąd odbyło się dwadzieścia jeden soborów – od pierwszego w Nicei w 325 r. do ostatniego, w Watykanie w la-tach 1962-1965. Pierwszy sobór sformułował

URBI ET ORBI W antycznym Rzymie, na jednym z jego wielu wzgórz - Wzgórzu Watykańskim, znajdowało się funkcję przepowiadania przyszłości. To od nich wzgórze przyjęło swoją nazwę.*

Giovanni Bernini, autoportret

Donato Bramante

Page 27: Gazeta Uliczna 04/2008

27

chrześcijańskie wyznanie wiary i uroczyście po-twierdził dogmat o Bóstwie Chrystusa. Sobór Laterański II z 1139 r. można uznać za pierwszą w Europie konwencję, dotyczącą zasad prowa-dzenia wojny – chrześcijanie mieli wyrzec się stosowania w walkach między sobą śmiercio-nośnej kuszy. Sobór Laterański III określił, obo-wiązujący do dzisiaj, sposób wybierania papie-ża. Zwołany w latach 1545-1563 sobór w Try-dencie zapisał się w niechlubnie w historii

ogłoszeniem tzw. Indeksu ksiąg zakazanych. In-deks przestał obowiązywać dopiero w 1966 r., ale nie został formalnie odwołany. Poza Kalwi-nem i Lutrem, uznanych za heretyków, w Indek-sie znalazły się także nazwiska wspaniałych lu-minarzy kultury europejskiej, m.in. A.F. Mo-drzewskiego, M.Kopernika, J.J.Rousseau, H.Bal-zaca, A. Mickiewicza, G.Flauberta. Sobór Waty-kański I (1868-1870) ogłosił dogmat o nieomyl-ności papieża w sprawach wiary. Wielkim wy-

Architektoniczną perłą Watykanu jest Plac św. Piotra, z monumentalną bazyliką pod wezwaniem pierwszego apostoła, zaprojektowaną w XV w. przez mistrza, Donato Bramantego. Budowa bazyliki, zlecona przez papieża Juliusza II, trwała 120 lat, od 1506 do 1626 r., a projekt Bramantego był kontynuowany, ale też zasadniczo zmieniony, przez jego następców – Rafaela i Michała Anioła.

- WATYKANmiejsce, na którym wróżbici pełnili ważną, dla państwa i jego obywateli,

Page 28: Gazeta Uliczna 04/2008

28

Historie krajów europejskich

darzeniem był Sobór Watykański II, który zapo-czątkował słynne aggiornamento (uwspółcze-śnienie) kościoła katolickiego. Po ponad dzie-więciu wiekach odwołane zostały ekskomuniki, którymi wzajemnie obłożyli się w 1054 r. zwierzchnicy kościoła zachodniego-rzymskiego i wschodniego-konstantynopolitańskiego. So-bór dokonał reformy kościoła, otwierając się na kontakty z innymi wyznaniami (dialog ekume-niczny). Od tego soboru liturgia w czasie Mszy św.- do tej pory odprawiana w języku łacińskim - została zastąpiona przez języki narodowe.

Obecny Watykan, z powierzchnią liczącą zaledwie 0,44 km2, jest najmniejszym pań-stwem na świecie, a jednak nie można wyobra-zić sobie historii świata bez tego mikroskopij-nego państewka. Specyfika Watykanu i jego rola w dziejach, związana jest z usytuowaniem na jego obszarze Stolicy Apostolskiej, siedziby papieży. Stolica Apostolska sprawuje zwierzch-nictwo oraz suwerenną jurysdykcję nad Waty-kanem, którego jest właścicielem i z którym po-łączona jest unią personalną i funkcjonalną. Stolicę tworzy papież wraz z podlegającymi mu urzędami kurialnymi. Suwerenne istnienie Watykanu i Stolicy Apostolskiej było w przeszło-ści nie raz zagrożone, dopiero zawarte w 1929 r., między Stolicą Apostolską a Włochami, tzw. traktaty laterańskie, zagwarantowały niezawi-słe istnienie państwa watykańskiego w obrębie pałaców i ogrodów.

Watykan i Stolica Apostolska są równorzęd-nymi podmiotami w prawie międzynarodowym, jednakże to Stolica Apostolska podpisuje poro-zumienia bilateralne z innymi państwami (kon-kordaty) i ona najczęściej reprezentuje oficjal-ne stanowisko Watykanu w sprawach religij-nych bądź politycznych. Watykan ma prawo bi-cia monety, posiada własny organ prasowy, ra-dio i telewizję. Jego mieszkańcami są dygnita-rze kościelni, księża, siostry zakonne i członko-wie papieskiej Gwardii Szwajcarskiej. W Waty-kanie zatrudnionych jest około trzech tysięcy mieszkańców Rzymu do pracy w instytucjach świeckich, niezbędnych do funkcjonowania

państwa. Obywatelstwo watykańskie jest tym-czasowe, otrzymują je, na czas pobytu w Rzy-mie, kardynałowie.

Watykan, to dzisiaj jeden z najwspanial-szych ośrodków kultury w Europie, zawdzięcza-jący swoją pozycję w kulturze papieżom, z któ-rych wielu było prawdziwymi znawcami i mece-nasami sztuki. Słynne Muzea Watykańskie, otwarte dla zwiedzających już w 1787 r., stano-wią najbogatszą na świecie kolekcję dzieł sztu-ki, obejmującą dzieła największych mistrzów od czasów starożytnych po współczesność. Począ-tek kolekcji dały zbiory rzeźb i obrazów dwóch papieży – Sykstusa IV i Juliusza II. Architekto-niczną perłą Watykanu jest Plac św. Piotra, z monumentalną bazyliką pod wezwaniem pierwszego apostoła, zaprojektowaną w XV w. przez mistrza, Donato Bramantego. Budowa bazyliki, zlecona przez papieża Juliusza II, trwała 120 lat, od 1506 do 1626 r., a projekt Bra-mantego był kontynuowany, ale też zasadniczo zmieniony, przez jego następców – Rafaela i Michała Anioła. Pośrodku Placu stoi staroegip-ski obelisk, który swego czasu ozdabiał cyrk Nerona i, wedle chrześcijańskiej tradycji, był niemym świadkiem ukrzyżowania apostoła Pio-tra. Cały plac otoczony jest imponującą ko-lumnadą Giovanniego Berniniego, która sym-bolizuje wyciągnięte ku wszystkim ręce Kościo-ła. Kolumnadę, zwieńczoną attyką, zdobią po-stacie 140 świętych, wśród których jest także polski dominikanin, św. Jacek.

W XV w. Sykstus IV ufundował w Pałacu Wa-tykańskim, kaplicę, nazwaną od jego imienia – Sykstyńską. Papież Juliusz II zlecił ozdobienie sklepienia Sykstyny Michałowi Aniołowi. Bu-onarotti malował swoje freski cztery lata, leżąc na rusztowaniu z umocowaną na czole świeczką, jedynym źródłem światła pod wyso-kim sklepieniem kaplicy. Jego praca przyniosła w efekcie jedno z najwspanialszych arcydzieł sztuki malarskiej w dziejach.

W biograficznej książce Irvinga Stone’a o Michale Aniele, amerykański pisarz przytacza opowieść o Bogu, który odpoczywając w siód-mym dniu po stworzeniu świata, zachwycił się własnym dziełem. Zafrasowany jednak w oba-wie, czy ludzie zdołają pojąć ogrom piękna Jego stworzenia, postanowił stworzyć całkiem odrębny rodzaj ludzi, którzy potrafili by innym pomóc zrozumieć i dostrzec piękno świata i ży-cia …Stworzył artystów. Watykan, miejsce od prawie dwóch tysiącleci, nasycone duchowo-ścią i wspaniałą sztuką, zdaje się być jednym z najpiękniejszych uzasadnień tej opowieści.

Gina Leśniak

( *vaticinius – z łac. proroczy, wróżebny – G.U).

Juliusz II

Page 29: Gazeta Uliczna 04/2008

Kultura

Wtedy, gdy sercem słów staje się prawda, a różnorodność poglądów i przekonań uczy szacunku – taka myśl była impul-

sem XXXI Międzynarodowego Listopada Poetyc-kiego, który odbył się w Poznaniu w dniach od 4 do 7 listopada br. Inicjatorem i organizatorem fe-stiwalu był Związek Literatów Polskich, Oddział w Poznaniu. O finansowe i organizacyjne wspar-

cie zadbały władze Poznania i miast goszczą-cych poetów, oraz placówki oświatowo – kultural-ne. Honorowy patronat objął m.in. Minister Kultu-ry i Dziedzictwa Narodowego.

Tegoroczny Listopad wpisał się wiecznym pió-rem w kulturalny krajobraz Polski. Kałamarz festi-walowych zdarzeń wypełniły po brzegi spotkania i biesiady literackie. Siłą wielkich festiwali jest

XXXI Międzynarodowy Listopad Poetycki

Poznań, stolicą poezji

Kultura

oszczą-– kultural-ster Kultu-

cznym pió-marz festi-spotkania

wali jest

29

Poezją w codziennym przekonaniu nazywamy wiersze, które z mniejszą odwagą, bądź większym entuzjazmem, opowiadają o naszych emocjach. Prawdziwa liryka rodzi się jednak w spotkaniu z drugim człowiekiem.

Kolacja literacka u Aleksandra Tecława.

Logo festiwalowe

Page 30: Gazeta Uliczna 04/2008

30

dążenie do popularyzowania własnych tradycji. Jak co roku przyznano Literacką Nagrodę festi-walu oraz nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny. Najlepszą książką poetycką „Listopada” uznano jednogłośnie „Ja, Faust” Leszka Żulińskiego. Mit „faustyzmu” udzielił się kolejnym dniom festiwa-lu. Nastrój większości spotkań sugerował jakby były nakreślone tuszem Fausta. Uwidoczniło się to szczególnie w zakulisowych rozmowach, w których poeci zdawali się być dla siebie pyta-niem o istotę przemijania, zagadkę nadziei oraz sekret niespełnionych miłości. Odpowiedź na ich wątpliwości starał się przekazać prof. Stanisław Kowalik, który na inauguracji wygłosił wykład pt. „Kontury poezji w poświacie współczesnej psy-chologii”. „Osobisty wymiar poety” pomiędzy „wiecznym złem a rzadkim dobrem” podkreślił referat Żulińskiego.

Zaproszenie do wiersza

Listopadowego klimatu nie byłoby, gdyby nie lekcje poetyckie, które od wielu lat są złotymi li-śćmi w kalendarzu festiwalowych zdarzeń. Bez wątpienia były „lekcjami otwartości na słowo”, z którego można zbierać plon literatury. Spotkania z młodzieżą odbyły się w miejscowościach po-wiatu poznańskiego i województwa wielkopol-skiego: Lesznie, Koninie, Kaliszu, Śremie, Sza-motułach, Nowym Tomyślu, Poznaniu i innych. Zainteresowanie „jasnym słowem” młodych ludzi uwidoczniło się podczas „Turnieju Jednego Wier-sza”, przeznaczonego specjalnie dla adeptów poezji przed debiutem książkowym. W tym roku połączono go z warsztatami literackimi, na które zaproszono do liceum nr 2, na ul. Matejki.

Poeci mieli możliwość uczestnictwa w dwóch, niespotykanych dotąd na festiwalu, wydarze-niach. Należały do nich „Wieczór prozy i muzyki klasycznej” w Sali Białej Urzędu Miasta, oraz wy-jazd do Cichowa. Pierwszy raz na „Listopadzie” zaprezentowano prozę w aktorskiej interpretacji Aleksandra Machalicy. Tego wieczoru struny wrażliwości rozpalali również filharmonicy po-znańscy. Niezapomnianym pozostanie „Najazd poetów na Soplicowo”, kiedy późnym wieczorem zjechali się do dworku w Cichowie. To właśnie tu-taj, jak nigdy przedtem, uwidoczniły się ich sar-mackie nastroje, gdy prowadzili potyczki szabla-mi słów. Każdy z nich musiał powiedzieć przynaj-mniej jedną fraszkę lub wiersz. Mickiewiczowski duch opanował „Soplicowo przeżyć”, gdy w fina-le odtańczyli poloneza z „Pana Tadeusza”. Zda-wało się, że każda z poetek, staje się w tym mo-mencie wybranką wieszcza, a niekiedy ukocha-ną tytułowego bohatera książki. Dopełnieniem emocji, o smaku wytrawnego wina, była kolacja u Aleksandra Tecława, na którą zaprosił do „Markietanki”. Zanim księżyc złożył swój auto-

graf na policzku nocy, dokonały się ostatnie wy-miany poglądów i tomików. Puchary trosk się przechyliły, kiedy wszyscy wznieśli toast za zdro-wie „już ponad trzydziestoletniego, dobrego Li-stopada”.

Dialog literatury z kulturą

XXXI Międzynarodowy Listopad Poetycki był prawdziwie „międzynarodowy”. Dyskurs kulturo-wy uwidocznił się w dużej mierze podczas Mara-tonu Poetyckiego, który odbywał się w pierwszym dniu imprezy. A działo się to tak – uroczysta inau-guracja „Listopada” otworzyła krąg poezji w Sali Lubrańskiego Auli UAM. Szczęście trzepotało za oknem, kiedy w środowy poranek na dachach naszych domów rozsiadły się gołębie poezji. Każdy z nich miał kolor wspomnienia, któremu udało się zatrzymać mirtową gałązkę piękna. Tańcem skrzydeł przyspieszał moment recytacji, podczas której na scenie przeżyć wystąpiło około pięćdziesięciu literatów z całego świata. Żaden z nich nie przyszedł w pojedynkę – towarzyszyła mu jego, bo pełna indywidualizmu poezja.

Strofy, które przyjechały z Krakowa wiedziały, że „choć nie dopada ich piekło, ani raj”, wszyst-ko jest dla nich: „jest świt i noc/ jest pełny gwar dnia/ i uśmiech jest i łza” – ważne, by odnaleźć siebie. Na szlaku literackich tropów znalazły się też wiersze z Wietnamu, które chciały zdążyć „zestawić bilans zysków i strat”, zanim „skamie-nieje im serce”. Poezja niemiecka okazała się być „strażniczką milczenia”, która listopadową publiczność zachęcała do „szukania słowa”. Ro-zumiały ją strofy etiopskie, które nie bały się przypomnieć, że „świat milczy”, chociaż „gdzieś w dalekiej Afryce, nad zabitymi dziećmi bezrad-nie płaczą kobiety”. Tymczasem w Wilnie „nad

Kultura

Najazd poetów na Soplicowo.

Page 31: Gazeta Uliczna 04/2008

31

zgiełk” broni się tego, by brzmiała tam „tylko jed-na, niezależna mowa”. Poezja z Iraku zadała py-tanie, czy skoro każdy choć raz przeżył „ślepe potknięcie przed zachodem słońca”, to „najwyż-szą formą życia jest umieranie?”. Pierwszy raz zabrała głos poezja z Gwatemali, która przyzna-ła się, że najbardziej jej brakuje „koloru twojej obecności”.

Piękną duszą podzieliły się także utwory lite-rackie z innych ośrodków twórczych. Niektóre podsycały radość, w innych pękniętą czarą prze-lewał się smutek. Jedno jest pewne – każdy wiersz nie bał się być autentycznym. Szczerość dialogu strof pokazała jak powinni porozumiewać się lu-dzie. Uświadomiła, że różnorodność należy trak-tować jak okazję do wzbudzenia wzajemnej fa-scynacji, a nie rozpalania buntu i nienawiści.

W poezji skrywa się tradycja

Międzynarodowy Listopad Poetycki przez wie-lu jest uważany za głównego twórcę myśli, iż „Po-znań, wbrew opinii surowego i bez fantazji mia-sta, da się lubić, szczególnie przez poetów”. Dzieje się tak, ponieważ spotkania z poezją uczą szacunku do tradycji. Pokazują, że tylko ten, kto potrafi smakować poezję, umie się karmić pięk-nem życia. Zupełnie tak, jak to miało miejsce po-nad pół wieku, gdy w 1957 roku odbył się pierw-szy Listopad Poetycki. Był inicjatywą grupy literac-kiej „Wierzbak”, której przewodzili m.in. Ryszard Danecki i Marian Grześczak. „Wierzbakowcy” pamiętają, kiedy „poezja była chlebem powsze-dnim” – jak głosiło jedno z haseł „Listopada”.

Ogólnopolski Festiwal Młodej Poezji – bo takie miano nosiła kiedyś ta impreza, był ukoronowa-niem życia kulturalnego Polski. Wspomnienia nie

kłamią – do Poznania przyjeżdżali najwięksi twórcy: Kazimiera Iłłakowiczówna, Andrzej Bur-sa, Anatol Stern, Tadeusz Śliwiak. Uczestniczono w wielu spotkaniach nie tylko w ośrodkach koja-rzonych z „wyższą kulturą”. Poezja rozsiadła się w studenckich klubach, szklanki codzienności tłukła np. w klubie SARP. Innym razem zakładała błękitną suknię i w wieczorowym nastroju szła do Teatru Polskiego, gdzie wsłuchiwała się w recyta-cję Zofii Rysiówny i Adama Hanuszkiewicza. To była „szalona atmosfera tamtych lat”, która z każdą chwilą jej wspomnienia przechodzi do le-gendy.

Później, po sześciu edycjach, z powodu trudności politycznych i finansowych, imprezę przerwano. Ponad dwadzieścia lat później reaktywował ją Nikos Chadzinikolau, który pozwolił jej być „międzynarodową”. W murach Kórnickiego Zamku do dziś unosi się echo jego słów: „Przywróćmy znowu Poznańskie Listo-pady”. Odrodzony Festiwal, co podkreślił Ryszard Danecki, „nawiązywał zarówno numeracją, jak i formami działania do pier-wszego po wojnie ogólnopolskiego zjazdu poet-ów”. Idea tej myśli pobrzmiewa do dziś.

Poznański Festiwal przekonuje, że prawdziwe jest stwierdzenie, iż „listopad – miesiąc zadumy, refleksji i skupienia, stwarza niepowtarzalną aurę, mosty ze słów i duchowe misterium piękna”. Oznacza to, że Międzynarodowy Listo-pad Poetycki jest drogowskazem do poznania krajobrazu własnej duszy – pejzażu, który najpiękniej, a zarazem najtrudniej można odkryć przez ukochanie poezji – „pierwszego przywileju człowieka”.

Dominik Górny

Kultura

Najazd poetów na Soplicowo-I biesiada literacka w Cichowie.

Page 32: Gazeta Uliczna 04/2008

Nasza TwórczośćNasza Twórc

32

Marcin Marcin KnoppekKnoppek

Ostatnia podróż

Wrócił chwytający dzieńZ powrotem przywiodły go fale.Dobił do granicy mórzDo brzegu, którego nie poznał.

Tylko morze śpiewało swój hymn,Wtórował temu wiatr grający na żaglach.

Port był jego ItakąPomnikiem twardszym niż ze spiżuAle żeglarz nie był synemOdysa, lecz tym z przypowieści.

Nagle morze skończyło swój śpiew,To wiatr ostatnią nutę zagrał na żaglach.

Usłyszał jakby swój głos:Nie poznasz na nowo przeszłości.Teraz gdy okręt tonieOpuść go lub bądź kapitanem.

Morze nie umiało już śpiewać,Wiatr był tylko wiatrem, a żagle żaglami.

Dawno już skończył się dzień.Coś zimnego poczuł na skroni.Poczuł piasek ojczyzny.Nadszedł czas ostatniej podróży.

Ujrzał znajomą postać

I odszedł przez otwartą bramę…

Page 33: Gazeta Uliczna 04/2008

Płomień

Chcemy być WamiWy znowu Nami Ironia! dla człowiekaPłomień poranka wschodzi Tylko razAż utonie

O Tęsknocie

WróciłTo dla mnie? Pamiętał Tylko ja zapomniałem dlaczegoW końcu nic dla mnie nie znaczyPójdę jużMogłeś nie wracać

O Strachu

Inny światInne zasady

Zamykam oczyDuma zuchwałychI pierwotny lęk

Czekam przez wieczność Na oddech duchaOstatni dotyk

W ciemności nachodzi mnie Tylko spokójJestem już duży

O Przyjaźni

On nie żyjeNie może

Żyje! Sam mu je dałem

Życie?To zwykły pluszak

Już nie zwykły To mój przyjaciel

O Miłości

Poznałem ją o świcie I zrozumiałem Że do zmroku tak daleko A ja nic nie wiem O kolorze płatkówO połysku liściO zapachu łąk

Odszedłem cierpliwyMądrzejszyŻaden kwiat Nie rozkwita o świcie

Świat

Monotonny hałas przyszłości Metal i metal Zza gazet wyglądają straceni Zapowiedź zguby Zdejmijcie maski póki żyjecieTeraźniejszością Jesteście zwierzyną Świat to las Czas to myśliwy

Wiersze Poranka

Nasza Twórczośćza Twórczość

33

Page 34: Gazeta Uliczna 04/2008

.

Świat wielkich kontrastów społecznych ist-nieje i tutaj, jest wiele ludzi, którzy żyją w biedzie, chaosie, zaniedbaniu, pogardzie.

W pewnym sensie są pozostawieni samym sobie – państwo ma dla nich niewystarczające środki i rozwiązania. Byłoby tragicznie, gdyby nie ludzie, którzy widzą, czują i współczują. Znam ten region nie od dziś, a przez ostatnie trzy lata poznaję go dokładnie, „od podszewki”. Sprawia mi to wielką satysfakcję i wzbogaca moje życie, tak jak tylko autentyczne zbliżenie się do ludzi, do ich życio-wych problemów, może człowieka wzbogacić. Zafascynowała mnie bardzo pewna kobieta –

pani Agnieszka Englert, mieszkanka wsi Łubowo. Piękna, energiczna, matka dzieciom, gospodyni domowa, dzielna żona, prowadząca ze swoim małżonkiem gospodarstwo rolne i przedsiębior-stwo transportowe. Sama pochodzi z wielodziet-niej, kujawskiej rodziny – jest najstarsza z ośmior-ga rodzeństwa - wie co to życie, bieda, ciężka praca.

Agnieszce dobrze się wiedzie. Dom nowocze-sny, zadbany, dzieci się uczą, jest czas na wyjaz-dy, chociaż krótkie, spotkania z przyjaciółmi. Nic, tylko zamknąć się we własnym szczęściu i cieszyć życiem. Radość życia rzeczywiście aż bije z pani Agnieszki, ale ta kobieta musi się swoim powo-dzeniem dzielić z innymi. Chyba nie potrafi ina-czej. Pomimo, naprawdę napiętego, tempa pracy we własnym gospodarstwie i w biurze męża, ja-kimś cudem znajduje jeszcze czas dla innych lu-dzi. Dla tych najbardziej potrzebujących, a jest ich bardzo wielu. W okolicznych wioskach, w sąsiedz-twie – rozbite rodziny alkoholików, zaniedbane dzieci, bezradne kobiety, samotni staruszkowie. Parę lat temu, ot tak, na zawołanie, zeszły się dwie, trzy przyjaciólki, gdy trzeba było komuś „na gwałt” pomóc. Od tego czasu, spontanicznie za-wiązana grupa pomocy charytatywnej, działa wy-trwale. Udziela się w niej także ksiądz proboszcz, dyrekcja gimnazjum i jeszcze inne osoby, ale mo-torem jest pani Agnieszka. Nie wszyscy dysponu-

Agnieszka i inni…Gmina Łubowo w powiecie gnieźnieńskim – jedna z najlepiej zagospodarowanych w tym powiecie. Wspaniała infrastruktura, w zasobach kulturalnych - Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy z Ostrowem Lednickim, oraz jednym z najlepszych w Polsce, Parkiem Etnograficznym. Pięć szkół podstawowych, gimnazjum, ośrodek zdrowia, mały biznes, agroturystyka itp. itd. – po prostu wspaniała gmina! Wszystko dobrze, a jednak…

Agnieszka Englert.

.

wiat niejebied

W pewnympaństwo mrozwiązaniktórzy widznie od dziśdokładnie,satysfakcjęautentycznwych problZafascyno

Gmina Łuw tym poPierwszyw Polsce,zdrowia,dobrze, a

Agnieszka

34

Page 35: Gazeta Uliczna 04/2008

.

ją w danym momencie czasem, a ona – zawsze. Idą ludzie do pomocy społecznej, a tam terminy, czekanie, kolejka, bezwład, a tu przecież sprawy do rozwiązania niecierpiące zwłoki – wyłączony prąd, który trzeba opłacić, brak opału na zimę, ktoś nie ma butów, komuś innemu potrzebne są dokumenty, zmarł mąż alkoholik i została kobieta z czwórką dzieci bez pieniędzy, bez perspektyw. - Pani Agnieszko, co ja mam zrobić ? - Jestem! Słu-cham! Jak mogę pomóc? – Dobrze, jedziemy, zała-twimy. Niech się pani nie martwi, będzie dobrze. A gdy trzeba - sięga do swojego portfela, płaci, fun-duje, zawozi własnym samochodem, nie mówiąc już o poświęconym czasie. Tego się nie zapisuje, nie ma na te darowizny rachunków, żadnej bu-chalterii. Traktuje innych jak swoją rodzinę. Rodzi-na o tym wie i to akceptuje. Tak wychowuje się w tym domu dzieci.

„Podopieczni” grupy charytatywnej, pod wo-dzą pani Agnieszki, to około 70-80 osób z pięciu wiosek w gminie Łubowo. W tym - pięćdziesiąt dzieci z dwunastu rodzin, osoby samotne i chore, starsze małżeństwa. A skąd fundusze? Zaczyna się od Odpustowego Festynu Parafialnego, z któ-

rego połowa zysku przeznaczona jest na cele ko-ścielne, a druga połowa - ok. 7.000,-zł., przezna-czana jest zazwyczaj dla grupy charytatywnej. Na początku roku szkolnego, w ramach „Akcja wrze-sień”, robi się 40-złotowe talony na przybory szkol-ne dla dzieci potrzebujących. 1 listopada sprzeda-wane są znicze ( w tym roku zarobiono 850 zł.), a z „andrzejków”, organizowanych w parafii, część pięniędzy dostaje grupa charytatywna. Na święta przygotowywane są paczki, latem i zimą, dzieci wyjeżdżają nad morze i w góry do, zaprzyjaźnio-nych z parafią, ośrodków. Wśród tych wszystkich inicjatyw nie może zabraknąć środków na pomoc doraźną – lekarstwa, opłacenie prądu, buty… Wszytkie dni są pełne pracy, zabiegania, rozmów, łez, radości, podnoszenia na duchu i przede wszystkim ekspresowego działania i zapobiega-nia.

Pomoc jest bardzo skuteczna i bardzo potrzeb-na, ale niewystarczająca, a potrzeby - ogromne. Jednak nikt tu nie traci ducha. Przyjedźcie i zo-baczcie!

Hanna Billert

na cele ko-przezna-tywnej. Na kcja wrze-bory szkol-a sprzeda-850 zł.), a z ii, część Na święta ą, dzieci zyjaźnio-szystkich na pomoc buty… a, rozmów,zede pobiega-

zo potrzeb-ogromne. ie i zo-

Hanna Billert

.

35

Page 36: Gazeta Uliczna 04/2008

.

Ja Kogelo yiengo pinyJa Kogelo .

36

Page 37: Gazeta Uliczna 04/2008

37

.

Ameryka urządziła pochód z serpentyna-mi i konfetti dla świeżo upieczonego prezydenta-elekta Baracka Obamy, ale

w Kenii ludzie okazują uczucia w zupełnie inny sposób. Na ulicach rozległy się śpiewy i niepo-hamowane okrzyki radości, ludzie zaczęli tań-czyć. W wiosce Nyangoma-Kogelo zarżnięto byka i ogłoszono fetę na cześć człowieka, który został wybrany przywódcą wolnego świata, a którego ojciec, ekonomista, urodził się właśnie tutaj.

Babka Obamy, 86-letnia Sarah, była gościem honorowym tej uroczystości. Zaraz po podliczeniu głosów i potwierdzeniu, że jej wnuk został następ-cą George’a W. Busha, wszystko uległo zmianie. Natychmiast znalazła się w kręgu policjantów, za-pewniających jej ochronę i stała się praktycznie niedostępna. Dziennikarzom, którzy wcześniej przychodzili do niej na pogawędki, teraz trudno jest umówić się na spotkanie. Na wizytę do Sarah można bowiem umówić się jedynie za pośrednic-twem przyrodniej siostry zwycięskiego bohatera, dr Aumy Obamy, która wprowadziła system uma-wiania spotkań. Sarah powiedziała mi, że nie chciała być szczególnie traktowana w dniu wybo-rów, co nie zostało wysłuchane. Podczas rozmowy oświadczyła jednak, że jest bardzo dumna ze swojego wnuka, który osiągnął zwycięstwo, dzięki ciężkiej pracy i elokwencji. Sarah jest przekona-na, że konsekwencje tego zwycięstwa dotrą z dru-giego końca Atlantyku również do Kenii, kraju sparaliżowanego korupcją i przemocą. „Mimo że Barack pochodzi z Kenii, jest prezydentem Sta-nów Zjednoczonych. Wierzymy, że jego zwycię-stwo przyniesie korzyści również Kenii” – powie-działa. Ujawniając w dniu wyborów, że wkrótce

pojedzie w odwiedziny do wnuka do Stanów Zjed-noczonych, Sarah otoczona była rodziną. Przyje-chali z zagranicy i większych miast w Kenii, aby z Kogelo obserwować przebieg amerykańskiego widowiska.

Przyrodni brat Obamy, Abongo Obama, nie krył radości, entuzjastycznie oświadczając: „Wie-rzę, że to co wydarzyło się dzisiaj, zmieni świat”.Tak samo jak w domu Sarah, świętowano w całym kraju, który zjednoczył się w całonocnym czuwa-niu. Tysiące osób wpatrywały się w ekrany telewi-zorów. Dla mieszkańców rodzinnej wioski zmarłe-go Obamy seniora, w prowincji Nyanza (dzielnica Siaya) było to szczególnie wzruszające oczekiwa-nie.

Po ogłoszeniu sukcesu, tłumy ludzi wyszły na zakurzone ulice, machając gałązkami i miniaturo-wymi amerykańskimi flagami, śpiewając gospel i tradycyjne pieśni. „ Ja Kogelo yiengo piny” – co w języku Dholuo oznacza „Człowiek z Kogelo wstrząsa światem”. Świętujące masy dosłownie opróżniły wszystko do dna – w niektórych barach zabrakło piwa. Trudno się dziwić Kenijczykom, że skorzystali z okazji, aby uczcić historyczne zwycię-stwo demokracji, która po raz pierwszy ujrzała czarnoskórego człowieka, wybranego na najpo-tężniejsze stanowisko na świecie.

W grudniu zeszłego roku w Kenii, po wyborach prezydenckich, doszło do krwawych zamieszek. W wyborach tych brał udział obecny prezydent Mwai Kibaki oraz przywódca opozycji, Raila Odin-ga. Obydwoje rościli sobie prawo do zwycięstwa, ale to Kibaki przejął władzę i ogłosił się zwycięz-cą, co wywołało zamieszki. Spór spowodował

Ja Kogelo yiengo pinyyiengo piny- Człowiek z Kogelo wstrząsa światem

Kiedy ogłoszono, że Barack Obama został przywódcą wolnego świata, na ulicach Kenii pojawił się nowy duch optymizmu. Zachary Ochieng z wydawnictwa The Big Issue w Kenii (kenijskiej gazety ulicznej), udał się do rodzinnej wioski Obamy, aby uczestniczyć w świętowaniu tego zwycięstwa.

Page 38: Gazeta Uliczna 04/2008

38

.

śmierć ponad tysiąca osób, a liczbę wysiedlonych szacuje się na 300 do 600 tysięcy. Problem został w końcu rozwiązany po wynegocjowaniu podziału władzy w kwietniu b.r. Odinga został zaprzysiężo-ny jako premier. Pozostały jednak urazy i to dlate-go, zwycięstwo Obamy w Stanach Zjednoczonych widziane jest jako zwiastun nadziei na przyszłość. „W zeszłym roku skradziono zwycięstwo naszemu synowi Raili Odindze, ale zaledwie kilka miesięcy później Bóg nam to wynagrodził. Jako społecz-ność jesteśmy bardzo dumni z osiągnięcia Oba-my” – powiedziała Mary Otieno, businesswoman z Nairobi, pochodząca z Kisumu – jednego z większych miast, popierających premiera Odingę.

Członkowie grupy etnicznej Luo, posługującej się językiem Nilo-Hamitic, z której pochodzi ojciec

Obamy, chodzili uradowani z wysoko podniesio-nymi głowami. Społeczność ta znana jest ze swo-jej dumy i jest prawdopodobnie najlepiej wykształ-coną grupą w kraju. Luo mówią o sobie, że są je-dyną grupą, z której pochodzi prezydent zarówno Kenii jak i Stanów Zjednoczonych. Przewodniczą-cy rady starszych ludu Luo jest pełen uznania dla Obamy, którego poznał w 2006 roku podczas jego wizyty w Kenii. - „Jego zwycięstwo jest zwycię-stwem nie tylko dla społeczności Luo, ale dla całej Kenii. Jesteśmy z niego bardzo dumni”. Optymistyczny duch, towarzyszący zwycięstwu, dotarł nawet do najuboższych, zapuszczonych za-kątków Kenii - „Obama jest naszym synem, tak samo jak Raila. Jesteśmy nie do pobicia” – powie-dział starszy członek społeczności Luo z Kibery – dzielnicy slumsów w Nairobi, kiedy tłumy wyszły na ulicę. Prezydent Mwai Kibaki ogłosił 6 listopa-da dniem świątecznym – prawdopodobnie roz-sądnie, biorąc pod uwagę radosne upojenie, któ-re doprowadziło do wyczerpania zapasów piwa.

Nie obyło się jednak bez, zakłócających rado-sną harmonię, sprzeciwów. Wicemarszałek Zgro-madzenia Narodowego Kenii, Farah Maalim, od-mówił odroczenia obrad parlamentu w celu umożliwienia posłom świętowania. Kiedy ministro-wie zażądali przestrzegania dnia świątecznego odpowiedział - „Nie jest to sprawa wagi narodo-wej dla Kenii. Należy podchodzić do niej bardzo ostrożnie, ponieważ jesteśmy obywatelami suwe-rennej Republiki Kenii”.

„To wielki dzień nie tylko dla historii Stanów Zjednoczonych, ale także dla Kenii” – powiedział prezydent Kenijczykom w państwowej telewizji.- „Zwycięstwo senatora Obamy jest naszym zwy-cięstwem, bo to w Kenii są jego korzenie. Dlatego przepełnia nas ogromna duma”. Były prezydent, Daniel arap Moi, również pogratulował Obamie. - „Kenijczycy z radością przyjęli Pańskie godne uznania wystąpienia, niewątpliwe zdolności i dżentelmeńskie maniery. Pańskie zwycięstwo jest znaczącym punktem zwrotnym w polityce i sto-sunkach rasowych Stanów Zjednoczonych” – po-wiedział Moi. Premier Raila Amollo Odinga powie-dział, że zwycięstwo Obamy przyniesie ożywienie handlu pomiędzy Afryką a Stanami Zjednoczony-mi, a on sam stanie się symbolem dla obywateli przyszłości – „Wybór Afroamerykanina z kenijski-

mi korzeniami na prezydenta Stanów Zjednoczo-nych da młodym ludziom nadzieję, że wszystko jest możliwe”.

Imiona Barack i Michelle (na cześć nowej Pierwszej Damy) stały się w Kenii najpopularniej-szymi imionami dla noworodków.

W rezydencji ambasadora Stanów Zjednoczo-nych, Michaela Rannebergera, wino lało się stru-mieniami, podczas gdy setki osób zebrały się tam, aby świętować wygraną Obamy. Ranneberger po-dał kenijskim politykom za przykład kandydata re-publikanów, Johna McCaina, który potrafił przy-znać się do porażki. Ambasador zapowiedział również, że Stany Zjednoczone będą obserwować Kenię z nadzieją ujrzenia „fundamentalnych, de-mokratycznych reform”. Po zakończeniu święto-wania Kenia musi zająć się poważnymi kwestiami.

Wybór Obamy jest sygnałem dla kenijskich przywódców, że należy walczyć z korupcją. Wice-prezydent Kalonzo Musyoka ostrzegł swoich kole-gów, że jeśli oczekują pomocy od amerykańskie-go prezydenta-elekta nie mogą mieć sobie nic do zarzucenia.

Przedrukowano ze szkockiego tygodnika The Big Issue in Scotland

© Street News Service: www.street-papers.org

Wierzę, że to, co wydarzyło się dzisiaj, zmieni świat

Page 39: Gazeta Uliczna 04/2008

Partnerstwo, zbudowane przez Fundację Pomocy Wzajemnej „Barka” wraz z trzema partnerami:

Stowarzyszeniem Szkoła Barki im. H. Ch. Kofoeda – Centrum Ekonomii Społecznej, Stowarzyszeniem

Pogotowie Społeczne oraz Stowarzyszeniem ETAP, rozpoczęło realizację projektu

„Centrum Ekonomii Społecznej w Poznaniu”. Projekt jest współfinansowany przez Unię Europejską

w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego (Program Operacyjny Kapitał Ludzki, działanie 7.2.2)

i będzie realizowany od 1 października 2008r. do 30 września 2010r.

Celem ogólnym projektu jest rozwijanie sektora ekonomii społecznej poprzez wzmacnianie instytucji

wspierających i realizujących usługi wobec podmiotów ekonomii społecznej oraz budowanie otoczenia

sprzyjającego ich rozwojowi.

Cele szczegółowe:

▪ Wzrost liczby podmiotów ekonomii społecznej, funkcjonujących w regionie Wielkopolski

▪ Wzmocnienie kondycji podmiotów ekonomii społecznej poprzez doradztwo i szkolenia

▪ Wzmocnienie podmiotów ekonomii społecznej poprzez utworzenie przyjaznego otoczenia

w postaci partnerstwa lokalnego

▪ Wzrost świadomości na temat ekonomii społecznej i zatrudnienia w tym sektorze wśród pracowników

instytucji i organizacji pracujących z osobami zagrożonymi wykluczeniem społecznym.

Wsparcie jest skierowane do:

▪ 150 osób zagrożonych wykluczeniem społecznym w zakresie doradztwa i szkoleń na temat zakładania i

prowadzenia działalności w sektorze ekonomii społecznej,

▪ 10 grup inicjatywnych spółdzielni socjalnych,

▪ 25 organizacji pozarządowych zarejestrowanych na terenie woj. wielkopolskiego, zamierzających

prowadzić przedsiębiorstwo społeczne (50 przedstawicieli),

▪ 5 partnerstw lokalnych zawiązanych w Poznaniu (Śródka, Darzybór, Os. Jana III Sobieskiego) oraz w

gminie Kwilcz i Lwówek Wlk.

▪ Działania, promujące ekonomię społeczną i zatrudnienie w tym sektorze, są skierowane do 300

pracowników urzędów pracy, ośrodków pomocy społecznej, Centrów Integracji Społecznej, Klubów

Integracji Społecznej oraz organizacji, działających w polu wykluczenia społecznego na terenie

województwa wielkopolskiego.

W ramach projektu zostało utworzone „Centrum Ekonomii Społecznej”, którego głównym zadaniem jest

prowadzenie doradztwa dla podmiotów ekonomii społecznej w zakresie: zakładanie i prowadzenie działalności;

marketing; księgowość; aspekty prawne.

W wyniku realizacji projektu powstanie 10 spółdzielni socjalnych oraz 25 przedsiębiorstw społecznych. Zostanie

wzmocnionych 5 partnerstw lokalnych. Ponadto w ramach zadania promocja ekonomii społecznej zostaną

zorganizowane trzy konferencje, cztery spotkania informacyjne i cztery wizyty studyjne.

Osoby zainteresowane udziałem w projekcie prosimy o kontakt z biurem CES w godz. od 8.00 do 16.00.

Centrum Ekonomii Społecznej w Poznaniu

Siedziba główna:

ul. Św. Wincentego 6/9, 61-003 Poznań

e-mail: [email protected],

tel. (061) 872 02 86

Filia Darzybór:

ul. Borówki 4

61-123 Poznań

Filia Os. Jana III Sobieskiego:

Os. Jana III Sobieskiego 105

60-688 Poznań

Projekt współfinansowany

przez Unię Europejską

w ramach Europejskiego

Funduszu Społecznego

Page 40: Gazeta Uliczna 04/2008

Ty, Panie, tyle czasu maszMieszkanie w chmurach i błękicie,A ja na głowie tyle sprawI na to wszystko jedno życieA skoro wszystko lepiej wieszBo patrzysz na nas z lotu ptaka,To powiedz czemu tak mi jest,Że czasem tylko siąść i płakaćJa się nie skarżę na swój losPotulna jestem jak baranekI tylko czasem mam nadzieję, że,Że chyba wiesz, co robisz, Panie.

Ile mam grzechów, któż to wieA do liczenia nie mam głowyWszystkie darujesz mi i takNie jesteś przecież drobiazgowyLecz czemu mnie do niebios bramProwadzisz drogą taką krętąI czemu wciąż doświadczasz takJak gdybyś chciał uczynić świętą.Nie chcę się skarżyć na swój losNie proszę więcej niż dać możeszI ciągle mam nadzieję, że,Że chyba wiesz, co robisz, Boże.

To życie minie jak zły senJak tragifarsa, komediodramatA gdy się wzbudzę, westchnę, cóżTo wszystko było chyba zamiast.Lecz póki co w zamęcie trwamLiczę na palcach lata szareI tylko czasem przemknie myślPrzecież nie jestem tu za karęDziś czuję się jak mrówka gdyJakiś but tratuje jej mrowiskoCzemu mi dałeś wiarę w cudA potem odebrałeś wszystko.Nie chcę się skarżyć na swój losChoć wiem jak będzie jutro ranoTyle powiedzieć chciałam CiZamiast pacierza na dobranoc.

Piosenka uliczna„Zamiast” - Edyta Geppert, słowa - Magda Czapińska