40

Gazeta Uliczna 08/2006

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Gazeta Uliczna 08/2006
Page 2: Gazeta Uliczna 08/2006

PRZEKAŻ 1% na edukację i integrację BEZROBOTNYCH RODZINStowarzyszenie Szkoła Barki im. H. Ch. Kofoeda – Centrum Integracji Społecznej jest organizacją pożytku publicznego

PKO BP S.A., Plac Wolności 3 Poznań50102040270000130202949444

1% dla organizacji pożytku publicznego

PROJEKT WSPÓŁFINANSOWANY Z EUROPEJSKIEGO FUNDUSZU SPOŁECZNEGO Europejski Fundusz Społeczny

Page 3: Gazeta Uliczna 08/2006

3

200608 nu

mer

Drodzy Czytelnicy!

Kupiliście „Gazetę” na ulicy? na rynku? pod supermarketem? Dziękujemy! „Gazeta Uliczna” coraz lepiej się sprzedaje. A to oznacza więcej pieniędzy dla bezrobotnych sprzedawców. Na okładce Gerard Depardieu z Barbarą Sadowską wyrażający swoje uznanie i poparcie dla „Gazety Ulicznej”. Czy robotnicy poznańscy żądający w 1956 roku wolności i chleba mogli przy-puszczać, że wolność jest trudna i dla większości społeczeństwa oznacza bardzo ciężką pracę o chleb? A często też brak chleba? W Gazecie przeczytacie, że wolny rynek to jednak budowanie wspólnoty między ludźmi a nie tylko wytwarzanie zysku. Po-znacie ludzi, którzy nie siedzą z założonymi rękami, ale próbują zmienić swoją i innych sytuację: Pascala mówiącego: To Jezus wyciągnął mnie za włosy, Grzegorza, który twierdzi, że wspól-nota jest największym sukcesem, Krzysztofa, stosującego bar-dzo niekonwencjonalne metody w zakładzie wychowawczym. Zaprosimy Was też w wakacyjną podróż do Grecji i do kina.

(REDAKCJA)

Redaktor naczelna:Barbara Sadowska + 48 505 833 [email protected]ół redakcyjny: Dagmara Walczyk, Ewa Sadowska, Leszek Bór, Maria Sadowska, Gina Leśniak, Henryk Gutowski, Stowarzyszenie Wydawnicze [email protected]: Brygida Jałowa, Małgorzata Malak, Ewa Sadowska, Dagmara Walczyk

Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-AdamowiczSzef sprzedawców: Mirek ZaczyńskiDruk: Zakład Poligraficzny Moś-ŁuczakSkład: Daniel MajchrzakWydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKAul. Św. Wincentego 6/9 Poznań, www.barka.org.plKontakt z Redakcją: 61 872 02 86Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, [email protected]

4-5Gazeta Uliczna przywraca

ludziom głos

6-7Wspólnota jest moim sukcesem

8-9Słuchaj!

Biedny nie może czekać

10-11Wszyscy jesteśmy Chrystusami...

12-13Widziane oczami artysty

fotografika Mike Abrahamsa

14-16Jezus złapał mnie za włosy

i wyciągnął

17Odkurzacz i spadochron

18-19nasza twórczość

WIERSZE i ZDJĘCIA Małgorzaty Malak

Wydanie gazety było możliwe dzięki wsparciuLloyds TBS Foundation:

W następnym numerze m.in.:

> o wspólnocie osób bezdomnych prowadzonej przez Zakon Oblatów w Belgii

> o kolejnych powstających spółdzielniach so-cjalnych w Polsce

> historie krajów europejskich – o Szkocji > o współpracy międzynarodowej z Włochami

w projekcie Equal> o tym, jak kształceni są liderzy ekonomii spo-

łecznej w Harward Business School > o Mistrzostwach Świata Piłki Nożnej Ulicznej

w Berlinie> świadectwa osób, którym się powiodło > o wspólnotowości (komunitaryzmie) i personali-

zmie jako fundamentach dla rozwoju ekonomii społecznej

20-21Zamiast kolekcji stempli

22-23Kapitalizm jest altruizmem

24-25Pierwszeństwo człowieka

26-27Przyjaciele Gazety Ulicznej

28-29Sprzedawca jest ekspertem

30-31Chcesz posłuchać, jak mówię po polsku?

32-33GALERIA

34-37Grecja, kraj strajków i... sentymentu do komunistów

38Krzyżówka

Wydanie działu Ekonomia Społeczna było możliwe dzięki dofinansowaniu przez Europejski Fundusz Społeczny.

PROJEKT WSPÓŁFINANSOWANY Z EUROPEJSKIEGO FUNDUSZU SPOŁECZNEGO

czerwiec/lipiec/sierpieńZdjęcie z okładki

Page 4: Gazeta Uliczna 08/2006

4

Gazeta Uliczna przywraca ludziom głos

Gazeta Uliczna: Co przycią-gnęło Cię do „Gazety Ulicz-nej”?

Lisa Maclean: Kiedy by-łam na Uniwersytecie, zrozu-miałam, że nie chcę pracować w biznesie. Interesowały mnie raczej organizacje pozarządo-we, i stało się dla mnie jasne, że zwiążę się z ekonomią spo-łeczną. Gazeta Uliczna nie tyl-ko pomaga ludziom w wyjściu z bezrobocia, ale przywraca im poczucie godności. Waż-ne też, że pozwala im czuć się bezpiecznie i pewnie, jak gdy-by oddaje ich społeczeństwu. Przywraca im głos i pokazuje innym, że tego głosu należy wysłuchać.

GU: Co przez to rozumiesz?LM: Po pierwsze osoby sprze-

dające gazetę wszędzie czują się wykluczone i nie mają pewności, że kiedykolwiek wyjdą z takiej

sytuacji. I ciągle muszą przyzna-wać, że są bezrobotne, bezdom-ne, a jednocześni walczą o to, aby powiedzieć społeczeństwu: „Spójrzcie, jestem bezdomny, jestem bezrobotny, ale coś z tym robię”. Wszyscy sprzedawcy potrzebują też motywacji, aby z odwagą mówić: „Nie żebrzę, ale pracuję, jak każdy. Sprzedaję gazetę, jestem człowiekiem god-nym szacunku, człowiekiem, który stara się rozwijać.”

GU: Jesteś związana z gaze-tami ulicznymi, ale w żadnej z nich nie pracujesz. Chociaż w Szkocji prężnie działa „Big Issue” (szkocka Gazeta Ulicz-na), Ty nie współtworzysz jej…

LM: To prawda, praca w Mię-dzynarodowej Sieci Gazet Ulicz-nych jest wyjątkowa. To, co ro-bimy jest niezwykłe i ciekawe. Jestem odpowiedzialna za kilka projektów. Zajmuję się kiero-

waniem nowymi przedsięwzię-ciami, szukaniem sponsorów, organizowaniem konferencji, międzynarodowym serwisem in-ternetowym, współpracą z oso-bami zaangażowanymi w Ga-zety Uliczne na całym świecie. Lubię tę pracę, choć czasem jest stresująca. Właściwie pracujemy w izolacji. Nasze partnerstwo jest bardzo duże, i chociaż jesteśmy otwarci i znamy dobrze poszcze-gólnych partnerów, to jednak nie jesteśmy bezpośrednio związani z żadnymi sprzedawcami, z żad-ną Gazetą, dlatego ta praca cza-sem jest trudna.

GU: Odwiedzasz Gazety na całym świecie, masz możli-wość zetknięcia się z ich co-dziennymi zmaganiami. Czy są wspólne problemy, z który-mi stykają się wszystkie, bądź zdecydowana większość Ga-zet Ulicznych?

Lisa Maclean, przedstawicielka Międzynarodowej Sieci Gazet Ulicznych

(INSP) z Glasgow w Szkocji odwiedziła naszą Gazetę Uliczną. Podczas

wizyty spotkała się ze sprzedawcami oraz z zespołem redakcyjnym,

obserwowała kilku sprzedawców podczas ich pracy w różnych

miejscach Poznania oraz odwiedziła wspólnoty Barki na wsi.

Page 5: Gazeta Uliczna 08/2006

5

LM: Myślę, że problemy są rzeczywiście podob-ne na całym świecie. Oprócz tych, o których mówi-łam – związanych z wykluczeniem, są jeszcze py-tania, o to czy sprzedawcy dadzą radę sprzedać cały nakład, czy nowy numer będzie ciekawy, są kwestie finansowe i pozyskiwania reklam. Do tego wszę-dzie konieczna jest kreatywność, ciekawe pomysły i dynamiczna współpraca.

GU: Na pewno każda Gazeta jest jednak inna. Co, Twoim zdaniem wyróżnia polską Ga-zetę Uliczną?

LM: Myślę, że przede wszystkim rodzinna at-mosfera. Każdy jest traktowany bardzo indywi-dualnie, z należnym mu szacunkiem, nie obawia się dzielić się swoimi myślami, chce wiele po-wiedzieć, bo został do tego skutecznie zachęco-ny. Jest to bardzo ważne, ponieważ każdy czuje się wtedy zauważony i potrzebny, a przez to roz-wija się i przełamuje bariery. Myślę, że to jeden z najsilniejszych punktów Gazety Ulicznej.

GU: Jak podsumowujesz swoją wizytę w Po-znaniu, gdy zbliża się już ku końcowi?

LM: Moja praca związana z polską Gazetą Ulicz-ną była bardzo ciekawa. Głównym celem wizyty było podzielenie się moimi doświadczeniami z pra-

cy z Gazetami Ulicznymi z całego świata, przeka-zanie przykładów takich osiągnięć, które moim zdaniem mogą powieźć się również w Polsce. Jeśli chodzi o moje spostrzeżenia dotyczące polskiego projektu, uważam, że jest to bardzo dynamiczna grupa, kreatywna i entuzjastyczna. Największe wrażenie zrobiły na mnie rozmowy z ludźmi, któ-rzy byli niezwykle otwarci, chętni do rozmów, do opowiadania o swoich, często trudnych doświad-czeniach, a przy tym bardzo uczciwi. Myślę, że będziemy kontynuować naszą współpracę, a nasze organizacje będą działać również w przyszłości ra-zem i będziemy się razem rozwijać.

ROZMAWIAŁA

DAGMARA WALCZYK

Page 6: Gazeta Uliczna 08/2006

6

Wspólnota jest moim sukcesem„Była bieda – dzieliliśmy jedną kiełbasę na dwudziestu” –

opowiada Grzegorz Niewolny z Drezdenka. Mówi o wartości

życia razem, o pracy i o tym, że z miłością żyje się lepiej.

ŚWIADECTWA SĄ POTRZEBNE

Page 7: Gazeta Uliczna 08/2006

7

P rzyszedłem do Barki we Władysławowie jako osoba potrzebująca. Na

początku pracowałem w stolar-ni, a potem w kuchni. I tak było przez kilka lat. Gdy Tomasz i Basia Sadowscy pojechali do Poznania, aby rozwijać dzia-łalność, ja zostałem. Ze Zbysz-kiem Ścianą prowadziliśmy dom. Jakoś się układało. Była bieda - dzieliliśmy jedną kieł-basę na dwudziestu, ale ludzie zaczęli nam pomagać. Widzieli, że to, co dają jest spożytkowane. Po pewnym czasie Barka pęka-ła w szwach. Powstawały więc nowe domy.

Moją rolą było animowanie wspólnot. Gdy jakaś wspólnota powstawała, mieszkałem z nią, a potem przekazywałem prowa-dzenie jej komuś innemu. I tak przechodziłem od domu do domu, a jest ich razem około dwudziestu. Jestem typowym bezdomnym, z miejsca na miejsce.

Nazywam się Grzegorz Nie-wolny. Mam lat 58. Z zawo-du jestem kucharzem. Miałem żonę, ale nasze małżeństwo się rozpadło.

Wspólnota w Drezdenku, w której teraz jestem powstała 1 października 2000 roku. Są tu kobiety i mężczyźni, od nie-mowlęcia do starca. Teraz są czterdzieści dwie osoby i jesz-cze ludzie z zewnątrz dochodzą, którymi się opiekujemy. Każdy może przyjść, nie ma rejoniza-cji, ale trzeba przestrzegać kilku zasad. Nie wolno pić, bo głów-nie przez alkohol ludzie sobie niszczą życie. Nie wolno stoso-wać przemocy. Wszyscy muszą pracować. Już 2000 lat temu św. Paweł napisał w Liście do Tesa-loniczan: „Kto nie chce praco-wać, niech też nie je.” Pracuje więc każdy, niekoniecznie za pieniądze. Pracujemy na drewno na opał, wodę, wywóz śmieci. Sprzątamy cmentarze, chodniki, pracujemy w szpitalu. Podejmu-jemy różne zadania, aby wrócić

na rynek pracy. Integrujemy się z mieszkańcami Drezdenka, a ludzie widzą, że nie żebrze-my, ale z godnością pracujemy. Mamy tutaj ogród i zwierzęta. Choć jesteśmy w centrum mia-sta, mamy świnie, owce, kury - wszystko na własne potrzeby. Zaprawiamy wspólnie owoce na zimę. Pracujemy razem. Bur-mistrz Drezdenka stwierdził, że nasz rejon jest najbardziej za-dbany, najładniejszy. Ludzie się cieszą, kiedy są chwaleni i po-woli dochodzą do siebie.

3 lutego powołaliśmy Funda-cję „Dom Wspólnoty Barka”. Od tego dnia jesteśmy samodzielną organizacją, ale to nie znaczy, że odcinamy się od Barki. Nie sto-imy w miejscu. Jesteśmy w pro-gramie Equal, Ekonomia Spo-łeczna w Praktyce. W związku z tym programem powstaje Centrum Ekonomii Społecznej, które pomoże tworzyć miejsca pracy; mamy Klub Integracyj-ny, grupy samo-kształceniowe. Chcemy powołać szkołę dla dłu-gotrwale bezro-botnych, czyli Centrum Integra-cji Społecznej. Organizujemy też Telefon Zaufania. W nowym domu, który udało nam się uzyskać na miejsca nocle-gowe, działa od niedawna punkt interwencji kry-zysowej dla ofiar przemocy.

Jesteśmy w zdecydowanej większości alkoholikami, na czele ze mną. Wszyscy uczest-niczymy w spotkaniach Ano-nimowych Alkoholików. Nie wiem skąd ludzie przychodzą i jak się o nas dowiadują. Przy-chodzą potrzebujący, zranieni, a każdy jest inny. Jeżeli osoby z dużym bagażem doświadczeń,

problemów psychicznych, obaw i barier zasiadają przy stole i wspólnie rozmawiają to jest duży sukces.

Są cztery osoby, które miesz-kają od początku, pozostali się usamodzielniają, mieszkają w Drezdenku, lub w pobliżu, pracują, wynajmują mieszkania, układają sobie życie. Nie za-wsze jest łatwo. Wierzę jednak, że kto jest doświadczany, ten jest szczęśliwy. W rodzinnym domu, kiedy kogoś coś boli, to wie, że jest ktoś, do kogo można się zwrócić. Tak samo tu. Czło-wiek człowiekowi musi poma-gać. Codziennie wieczorem po kolacji siadamy, rozmawiamy i wyjaśniamy wszystkie spory dnia. Tak trzeba żyć żeby dojść do prawdy o sobie.

Moim największym sukcesem jest to, że mam dobry kontakt z ludźmi. Uczyłem się od Basi i Tomka Sadowskich i od mojej mamy, która była społecznikiem.

Najważniejsze, żeby wszystkim okazać serce, bo każdy dorosły człowiek potrzebuje miłości, tak samo jak dziecko. Z miłością żyje się lepiej. Wspólnota jest moim sukcesem. Pomagając in-nym cały czas pomagam sobie.

GRZEGORZ NIEWOLNY

NOTOWAŁA DAGMARA WALCZYK

Wspólnota jest moim sukcesem

Przychodzą potrzebujący, zranieni, a każdy jest inny

ŚWIADECTWA SĄ POTRZEBNE

Page 8: Gazeta Uliczna 08/2006

8

Na jednym z plakatów sfotografowany był młody chłopak z wielką tubą i ustami zaklejonymi taśmą. A nad nim napis:

Słuchaj! Biedny nie może czekać

K ażdy z nas czuł na sobie odpowiedzial-ność, a jednocześnie

satysfakcję z otrzymania głosu, który jest słuchany i traktowany poważnie. Andrzej, który jest al-koholikiem i mieszka w ośrodku dla bezdomnych mówił o sytuacji własnej, a jednocześnie wszyst-

kich osób uzależnionych i bez-domnych. Podobnie Elżbieta, która zmagała się z problemem alkoholowym i z samotnym wy-

chowywaniem dzieci, Grzegorz, który zamieszkał z bezrobotny-mi i uzależnionymi, Kazik, który nie ma stałej pracy, i mieszka-niec Domu Brata Alberta, wszy-scy opowiadali historie swojego codziennego życia, czując, że mówią głosem całego środowi-ska i są wysłuchiwani z należną

uwagą. Przyjechaliśmy do Bruk-

seli na Europejskie Spotka-nie Osób Doświadczających Ubóstwa, zorganizowane przez EAPN – Europej-ską Sieć Przeciwdziałania Ubóstwu, w którym uczest-niczyło 120 przedstawicieli 27 krajów.

Na pierwszym spotka-niu każda delegacja przed-stawiła plakat o ubogich w swoim kraju. Już wtedy zauważyliśmy, jak wielkie są różnice między wszyst-kimi delegacjami. Nasz plakat przygotowaliśmy własnoręcznie ze zdjęć wy-ciętych z Gazety Ulicznej. Przedstawiał proces wycho-dzenia człowieka z trudnej sytuacji, podkreślający jak wiele czynników jest do tego niezbędnych i ile osób musi się zaangażować, aby nie dopuścić do po-

wrotu. Chcieliśmy przekazać, że, mimo wielkiego upadku człowieka, skrajnego ubóstwa, jakiego może doświadczyć, ist-

nieją takie sytuacje, które stwa-rzają warunki do rozpoczęcia godnego życia. Ale to był jeden z niewielu, tak optymistycz-nych plakatów. Ku naszemu zdziwieniu - w zdecydowanej większości plakaty, wykonane komputerowo i profesjonalnie, przedstawiały głównie obrazki z dworców i śmietników.

Kolejne spotkania , aby ułatwić dyskusje, odbywa-ły się w mniejszych grupach. Polska znalazła się w grupie z Grecją i Szwecją. Nasze roz-mowy dotyczyły kilku tema-tów. Po pierwsze dzieliliśmy się tym, jak sobie radzimy w codziennym życiu. Każdy przyjechał z dużym bagażem doświadczeń, ze zranieniami i ze zmęczeniem codzienną walką z ubóstwem. To zmę-czenie dało się słyszeć w wy-powiedziach tak Polaków, jak Szwedów i Greków. Delegacja szwedzka składała się z osób dotkniętych chorobami psy-chicznymi, którzy z tego po-wodu doświadczają wyklucze-nia i trudności w znalezieniu pracy. Grecję reprezentowały samotne matki, również emi-grantka z Rosji, dla których największym kłopotem była sytuacja mieszkaniowa i wy-sokość zasiłku rodzinnego dla osób bezrobotnych. Problemy dnia codziennego dotykają wszystkich, i nic w tym dziw-

„Słuchaj! Biedny nie może czekać”

Page 9: Gazeta Uliczna 08/2006

9

nego, że każdy opisał, z czym musi się zmagać. Różnice, dla nas zaskakujące, pojawiły się w związku z rozmową na te-mat dobrych praktyk. Andrzej, który jest jednym z członków spółdzielni socjalnej „Przy-stań” opowiadał o idei spół-dzielni, o roli jaką odgrywają w życiu osób długotrwale bez-robotnych. Elżbieta i Grzegorz mówili o edukacji dorosłych, która jest potrzebna osobom bezrobotnym, podając przy-kład Centrum Integracji Spo-łecznej, gdzie można zdobyć zawód, praktykę, a dzięki temu docelowo – zatrudnienie. Kazik zaś, sprzedawca Gaze-ty Ulicznej, który co miesiąc zmaga się ze wszystkimi opła-tami, chciał udowodnić, że człowiek odpowiada za siebie, i musi znaleźć rozwiązanie na-wet trudnej sytuacji. Nie roz-kładaliśmy bezradnie rąk, choć były wśród nas osoby bezdom-ne i bezrobotne. Oburzyły nas postawy Greków i Szwedów, którzy nie chcieli dostrzec żadnych rozwiązań w walce z ubóstwem. Siridonoi z Gre-cji podkreślała, że jedynym rozwiązaniem będzie podnie-sienie wysokości zasiłków, zaś Ludmila zdecydowanie sprze-ciwiła się idei uniwersytetów ludowych i kształcenia usta-wicznego, argumentując tym,

że w wieku pięćdziesięciu lat nikt nie ma ochoty na naukę. Zaś Ami ze Szwecji uznała, że rząd powinien organizować obywatelom ich czas wolny. Byliśmy zdumieni i poruszeni. Nauczyliśmy się dostrzegać różnice między naszymi kra-jami, między ludźmi i szano-wać ich sposób zmagania się z wykluczeniem. Wierzymy, jak wszyscy z którymi spotka-liśmy się w Brukseli, że nasze zaangażowanie przyniesie rezultaty. Sporządzono pro-tokół, biorąc pod uwagę pra-cę wszystkich grup warsz-tatowych i wymieniono w nim poruszane kwestie, tak by przedstawić je Par-lamentowi Europejskiemu. Za najistotniejsze proble-my uznano niewystarczają-ce możliwości znalezienia pracy, rasizm społeczny, wykluczanie samotnych matek, szczególnie emi-grantek, zbyt trudny dostęp do godnego mieszkania, do możliwości kształcenia się i rozwoju przedsiębiorczo-ści społecznej, a także do rozwoju indywidualnego.

Coroczne spotkania polity-ków europejskich z osobami doświadczającymi ubóstwa zdzierają taśmę z ust i są okazją do wysłuchania głosu ubogich.

DAGMARA WALCZYKRada Europejska na szczycie w Lizbonie

w 2000 roku postanowiła włączyć do

strategii unijnej działania mające na

celu zwalczenie ubóstwa w krajach

Unii do końca 2010 roku. Jednym

z podstawowych założeń tego planu

było zmobilizowanie wszystkich, którzy

stykają się z tym problemem: instytucje

i organizacje pozarządowe, a przede

wszystkim ludzi doświadczających

ubóstwa. Zgodnie z tym postanowieniem,

każdego roku, począwszy od 2001,

organizowane są w Brukseli spotkania,

których celem jest wymiana wzajemnej

wiedzy na temat doświadczeń

poszczególnych krajów, a także

stworzenie możliwości wpływania

na politykę europejską osobom

żyjącym w ubóstwie i na marginesie

społeczeństwa.

„Projekt Unii Europejskiej musi wiązać się

z realiami życia wszystkich jej obywateli

i mieszkańców, także tych, którzy

doświadczają ubóstwa i wykluczenia

społecznego” powiedziała, otwierając

Spotkanie Urszula Haubner, Federalny

Minister Bezpieczeństwa Społecznego

i Ochrony Konsumentów z Austrii.

Nasz plakat przygotowaliśmy własnoręcznie ze zdjęć wyciętych z Gazety Ulicznej

Od lewej: Andrzej, Dagmara, Elżbieta, Grzegorz, Kazik

Page 10: Gazeta Uliczna 08/2006

10

Wszyscy jesteśmy Chrystusami...

X MUZA

M ieszkanie w polskim blokowisku. Pokój. Niewielki stół. Przy stole dwóch męż-czyzn: ojciec i syn. Między nimi nie-

zrozumienie, dystans, przepaść, krzywda. I pytanie ojca: „Czy naprawdę nie pamiętasz nic dobrego?”.

Niestety. To, co pozostało w pamięci syna to nadszarpnięte życie, łzy, nerwy, późne powro-ty ojca. To ucieczki z domu, kłótnie i przemoc w święta Bożego Narodzenia. To przejmowanie winy, nadodpowiedzialność, nadkontrola. To za-męt i nauka, że na dorosłych nie wolno się opie-rać, że nie wolno mówić i odczuwać. To także smród wódki i strugi, strugi alkoholu.

I oto ten ojciec słyszy od swojego syna: „ży-czyłem ci śmierci, tato”. Ale to nie wszystko. Syn także ma koronę cierniową. W ojcu nieświado-mie znalazł wzór do naśladowania (bo skąd miał wziąć inny?) i sam jest uzależniony – od narko-tyków.

Główny bohater najnowszego filmu Marka Koterskiego „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” – Adam Miauczyński, prowadzi nas od samego początku: od narodzin swojego nałogu, poprzez narodziny syna aż do narodzin rozpadu i upadku. Kiedy pomiędzy kolejnym kieliszkiem wypitym z kolegami gdzieś w podrzędnym barze, spoglą-da w lustro widzi siebie – polskiego inteligenta, który totalnie przegrał swoje życie. Stracił żonę, stracił syna, stracił siebie. Atmosfera staje się tak zagęszczona, że można ją krajać nożem. On sam jest w pułapce – nie panuje nad sobą, nad swoimi myślami. Czy bezpowrotnie? Ma przecież jesz-cze szanse... Trzeba jednak spaść na samo dno, by ją zobaczyć. Niektórzy w takiej szansie zo-stają sami, pozbawieni wszystkiego, pozbawieni każdego. Miauczyński ma szczęście. Jest syn, który czuje się odpowiedzialny i za siebie, i za ojca. Chce mu pomóc, wylewając do zlewu ko-lejne butelki z wódką. Ale czy naprawdę poma-

ga? Czy jest w ogóle w stanie pomóc? Pozwala przecież na to, by zachowanie ojca wpływało na niego destrukcyjnie.

Cały fenomen filmu „Wszyscy jesteśmy Chry-stusami” polega na tym, że wcale nie trzeba być pijakiem, by go zrozumieć. Wystarczy mieć żonę, dzieci, by poczuć się grzesznikiem, od-powiedzialnym nie tylko za siebie, ale i za ży-cie innych. Wystarczy przejrzeć się w lustrze i odpowiedzieć sobie na pytanie: Jakim jestem mężem/żoną? Co daję swoim dzieciom? I wte-dy na początku szokujące filmowe zestawienie i porównanie Pasji z życiem głównego bohate-ra – alkoholika, przestaje nas szokować. Bo czy nie jesteśmy dla siebie nawzajem katem i ofiarą? Czyż nie krzyżujemy na co dzień jedni drugich? Czyż nie ranimy się i nie sprawiamy sobie bólu zachowaniem, gestem, słowem? Dlatego twarz Chrystusa w koronie cierniowej mają wszyscy: Miauczyński, jego żony, matka, syn, wreszcie – my sami.

Najnowszy film Marka Koterskiego boli. Przeraża swoją dosłownością. Irytuje, drażni, ale i przekonuje szczerością i prawdą. Obnaża człowieka w jego nałogu. Nie wstydzi się głodu alkoholowego, wymiocin, fizjologii. Wszystko po to, by pokazać, jak nisko możemy upaść i się upodlić. A przecież my sami odpowiadamy za swoje życie. Mało tego – odpowiadamy też za innych. I tylko od nas samych zależy, co z nim zrobimy, jakich dokonamy wyborów, czy skorzy-stamy z szansy i jak je przeżyjemy...

MARCIN WOJCIECHOWSKI

Page 11: Gazeta Uliczna 08/2006

11

X MUZA

fot.

3 x

VIS

ION

Page 12: Gazeta Uliczna 08/2006

12

Widziane oczami artysty fotografikaMike Abrahamsa

FOTOwiara na zdjęciu

„Pasjonują mnie kraje i społeczności, w których wciąż obecne są elementy prostej wiary. W miejscach gdzie byt ludzki wciąż zależy od wiatru, wody i żniw, istnieje większa ufność w cud”

W Galerii Biura Wystaw Artystycznych w Pile, 2 czerwca 2006 r. odbył się wernisaż wystawy fotografii MIKE ABRAHAMS pt. WIARA.

Wiara, to opowieść o Chrześcijaństwie w różnych zakątkach świata, to reportaż opublikowany w formie książkowej w 2000 r. W tym samym roku został nagrodzony w konkursie World Press Photo, w kategorii „Życie co-dzienne”. Abrahams podróżował m.in. do Izraela, Gwatemali, na Filipiny, do Bośni, Polski, Portugalii, Grecji, Włoch, Etiopii, Meksyku i Hiszpanii. Zdjęcia przedstawiają pielgrzymów, święte miejsca i ośrodki religijne, ob-rzędy i święta, krótko mówiąc – różne oblicza chrześcijaństwa.

Mike Abrahams urodził się w Wielkiej Brytanii w 1952 roku. W 1975 roku ukończył studia w zakresie sztuk fotograficznych i politechnicznych w Londynie. Jako fotograf prasowy dokumentował wydarzenia społeczne i polityczne w Anglii, co zaowocowało książką wydaną w 1977 – The Alie-nated. W 1989 roku wydał następną książkę Still War o konflikcie w Ir-landii Północnej. Jego reportaże na temat m.in.: migracji ludności Lesotho i Afryki Południowej, ortodoksach w Izraelu, sytuacji w Palestynie i stre-fie Gazy podczas, i po Intifadzie, społeczności żydowskich w Damaszku, upadku komunizmu w Europie Wschodniej – były i są publikowane w naj-ważniejszych tytułach prasy światowej. Szeroko i szczegółowo opraco-wywane, przez wiele lat owocują bardzo dobrą dokumentacją wydarzeń, zachodzących zmian społecznych, ekonomicznych i politycznych.

W 1981 Mike wraz z grupą kolegów – fotografów założył agencję Ne-twork Photographers w Londynie. Zdjęcia Mike’a Abrahamsa wystawiane były m.in. w: Half Moon Gallery oraz Photographers Gallery w Londynie, Zelda Chatle Gallery, National Museum of Photography w Bradford.

Wystawa została zorganizowana przez Stowarzyszenie EFFATA z Piły, Biuro Wystaw Artystycznych w Pile, EKPICTURES Photo Agency w War-szawie oraz Agencje ZEGART z Bydgoszczy.

Zachęcamy do odwiedzenia strony internetowej: www.mikeabrahams.com

Artur Łazowyprezes SIS EFFATA

Page 13: Gazeta Uliczna 08/2006

13

Page 14: Gazeta Uliczna 08/2006

14

Zafascynowany przez pewien czas komunizmem, jeden z liderów marca 68 we Francji, Pascal Pingault doświadczył życia na ulicy,

alkoholu i narkotyków. Po nawróceniu założył wspólnotę „Chleb Życia” działającą dziś w 30 krajach, również w Polsce.

Jezus złapał mnie za włosy

i wyciągnąłGazeta Uliczna: Kim jest dla

Ciebie Jezus Chrystus?Pascal Pingault: Dla mnie

to jest ktoś, kto pozwolił mi przejść ze śmierci do ży-cia, i to ze śmierci fizycz-nej, ponieważ moje życie było zagrożone. Wielu moich przyjaciół umarło. Żyłem na ulicy, doświad-czyłem przemocy, alko-holu i narkotyków. Jezus mnie z tego wyciągnął. Miałem bardzo długie włosy (śmiech) – złapał

mnie za nie i wyciągnął.GU: To był jakiś decydu-

jący moment? Spotkanie z kimś? Niezwykłe zdarzenie?

PP: Tak, to było świadectwo dwojga młodych ludzi, którzy byli w moim wieku, którzy przeżyli to, co ja, przeszli po-dobną drogę – polityka, ko-munizm, narkotyki. Oni opo-wiedzieli mnie i mojej żonie o swoim spotkaniu z Chrystu-sem. Początkowo kpiłem sobie z nich, pytałem, gdzie go spo-tkali: w kawiarni? na zabawie, gdzie? Oni odpowiedzieli, że w Biblii. To wydało mi się od

razu odpowiedzią bardzo po-ważną.

Miałem wiele książek, zna-lazłem starą, zakurzoną Biblię. Zacząłem czytać i natychmiast otrzymałem odpowiedź na wszystkie pytania, które sobie zadawałem. Zastanawiałem się dlaczego istnieje bieda i odkryłem, że odpowiedzią jest zaproszenie do dzielenia się, które Chrystus nam rzuca. Je-śli wszyscy ludzie robiliby to, o co Chrystus prosi, to byłaby to rewolucja dużo większa niż rewolucja francuska.

Po moim nawróceniu zebra-łem grupę ludzi, którzy chcieli żyć dzieleniem się, żyć, mając wszystko wspólne. Pytanie o to, jak będziemy się utrzymywać i pomagać biednym, wydawa-ło mi się bezzasadne. Byłem artystą malarzem, skończy-łem Akademię Sztuk Pięknych w Paryżu, mogłem zarabiać kupę pieniędzy i rozdawać je; ale szybko zrozumiałem, że Jezus prosi mnie, żebym zrezy-gnował z tego, co mam, i zaufał Jego opiece. Druga sprawa, któ-ra mnie poruszała, to sposób,

w jaki ubodzy są traktowani przez społeczeństwo - spychani na margines i lekceważeni. To wszystko sprawiło, że zacząłem dzielić ich życie i postanowiłem razem z nimi zmienić świat.

GU: Byłeś ateistą – jak stałeś się katolikiem?

PP: Przeżyłem doświadcze-nie mistyczne - jedyne w moim życiu, zapewniam, i nie pro-szę o więcej, bo to, które mia-łem mi wystarczy . Zadało mi mnóstwo pracy (śmiech). To właśnie wydarzenie sprawiło, że stałem się katolikiem, a nie miałem rzeczywiście żadnej praktyki religijnej, żadnego do-świadczenia z katolicyzmem, nie miałem wiary w Najświęt-szy Sakrament.

Pewnego dnia, gdy jechałem, żeby pomóc komuś w potrzebie, znalazłem się w kaplicy zgro-madzenia zakonnego – Małych Braci Jezusa. Właśnie adoro-wali Najświętszy Sakrament – wtedy jeszcze nie wiedzia-łem, co to jest. Zaprosili mnie, żebym pomodlił się z nimi. Zobaczyłem, że to są zakonni-cy, którzy pracują jak robotni-

Pascal Pingault,założyciel wspólnoty„Chleb Życia”

Page 15: Gazeta Uliczna 08/2006

15

cy i żyją z biednymi. Pierwszy raz zobaczyłem zakonników tak bliskich zwykłym ludziom. Poszedłem modlić się z nimi i zobaczyłem księdza, który położył coś okrągłego na ołta-rzu, w czymś, co było złocone – nie wiedziałem, co to jest. Wtedy otrzymałem wizję ob-licza Chrystusa – było bardzo zbliżone do twarzy z Całunu Turyńskiego, którego wówczas nie znałem. W tym momencie zostałem katolikiem.

I w tej wizji usłyszałem prośbę, żeby iść i opowiedzieć wszystko biskupowi, a mu-szę powiedzieć, że przedtem nigdy nie widziałem biskupa. Zadzwoniłem i powiedziałem: proszę przyjechać, bo mam coś do powiedzenia. Nie wiedzia-łem, że to samemu trzeba pójść do biskupa. Ale biskup przy-szedł. To był początek mojego życia w Kościele, w służbie Eucharystii, w służbie ubogim, w ubogim życiu.

GU: Niezwykły biskup, skoro przyszedł do nieznajomego po jednej rozmowie telefonicznej?

PP: To był kardynał Honoré. Nasze spotkanie było bardzo ciekawe. Miałem włosy do łokci, strój trochę artystyczny, nie wiedziałem, kto to jest bi-skup, ale domyślałem się, że to ktoś ważny; zastanawiałem się, gdzie go posadzę, i miejsce, które wydało mi się najbardziej godne, to była moja pracownia malarska. Tam go zaprosiłem. Okazało się, że ten człowiek był estetą, znał się dobrze na malarstwie. Najpierw rozma-wialiśmy o obrazach, a później zapytał mnie o to doświadcze-nie wizji. W trzeciej godzinie naszego spotkania prorokował – zastanawiałem się nawet, czy on przypadkiem nie brał narko-tyków? Mówił mi: tak, otrzy-mał pan wezwanie ze strony Boga, będzie pan głosił ewan-gelię na świecie. Pomyślałem,

że ma coś nie tak z głową. Póź-niej zrozumiałem, że to było proroctwo.

GU: Nie próbowałeś nama-lować tej wizji?

PP: Nie, ponieważ byłem przekonany, że zdeformuję

to, co widziałem, mimo całej techniki malarskiej, jaką po-siadałem. Taki był mój wybór od początku. Co było ciekawe – przez długie lata mogłem po-wracać do tej wizji, jako pamię-ci obrazu, a teraz już nie.

GU: Malujesz wciąż?

PP: Przestałem malować 30 lat temu. Teraz jednak, kiedy mam mniej obowiązków, po-nieważ wiele rzeczy przejęli inni, poważnie myślę, żeby znów malować. Ale to nie jest pewne – jest jeszcze mnóstwo

do zrobienia. W zeszłym tygo-dniu wysprzątałem moją pra-cownię, jak ktoś, kto zamie-rza coś zmienić, jak kobieta sprzątająca mieszkanie przed urodzinami dziecka. Myślę o tym, żeby znów wziąć pę-dzel w dłonie.

Kościół jest bardzo różny w różnych krajach i wszędzie musi

on samego siebie reformować w duchu ewangelii

Z żoną Marie

Page 16: Gazeta Uliczna 08/2006

16

GU: Mieszkasz cały czas w jednej ze wspólnot?

PP: Oczywiście. To jest wspólnota, która składa się z rodzin – na przykład ja mam dużą rodzinę – siedmio-ro dzieci i jestem dziadkiem siedmiorga wnucząt. Jest też dużo innych rodzin, młodych ludzi z wielu krajów, osób żyjących w celibacie, księży – wszystkie powołania. Żyje-my wspólnie w jednym miej-scu, z ubogimi, w modlitwie z ubogimi. Ubodzy we Fran-cji – to podobnie jak w Polsce – ludzie z ulicy, alkoholicy, narkomani. W Afryce, w Ni-grze, pracuję z ludźmi trę-dowatymi, mieszkam w ich wiosce, żyję razem z nimi. Pod-czas wojny domowej pracowa-liśmy i żyliśmy w obozach dla uchodźców, zawsze dzieląc ży-cie najuboższych, żeby wspól-nie zastanawiać się, co można polepszyć.

GU: Czy twoja żona jest z tobą w tym, co robisz?

PP: Tak, cały czas to była i jest moja prawa ręka, można powiedzieć moje obie ręce. We wspólnocie kładziemy nacisk, żeby cała rodzina zgadzała się co do sposobu życia, jaki wy-biera. W przeciwnym wypadku byłoby to źródłem napięć.

GU: W jakim kierunku zmie-rza Kościół, jak powinien się zmieniać?

PP: Kościół jest bardzo różny w różnych krajach i wszędzie musi on samego siebie refor-mować w duchu ewangelii. Na przykład we Francji struktury Kościoła, księża zrobili bar-dzo dużo, żeby uprościć swoje życie. Księża francuscy to są ludzie ubodzy. Zrobili ogrom-

ny krok naprzód, jeśli chodzi o prostotę życia i ubóstwo. Ale jest wiele miejsc, gdzie cała dynamika wiary upadła. Mamy wizję Kościoła jako wielkiej aktywności. Z tym się też zga-dzam. Ale pierwszą rzeczą jest zakorzenienie w modlitwie i w życiu sakramentalnym. Nie

ma działań, które trwają bez zakorzenienia w modlitwie. W Afryce na przykład, mamy Kościół bardzo młody, bardzo żywy, ale życie moralne, relacja do pieniędzy i władzy wymaga prawdziwej przemiany. Nie ma jednego kierunku, w którym Kościół powinien iść. Kościół jest cały czas w drodze i wszy-scy powinniśmy powracać do ewangelii. To jest kwestia głębi ewangelizacji, o którą powinni-śmy się starać.

GU: Co to znaczy kochać drugiego człowieka?

PP: Kochać drugiego, to móc z nim żyć. Bardzo często mamy wizję miłości. Usiłujemy na-rzucać innym nasz sposób ży-cia i kochania, twierdząc, że to właśnie jest ewangelizacja. Bar-dzo często ewangelizator głosi coś albo wykonuje jakąś pracę dla ubogich, a potem odchodzi. Dla mnie miłość – ze wszystki-mi oczywiście ograniczeniami – to głosić coś i żyć tym dzień w dzień z innymi ludźmi. Nie ma przepaści między tym, co głoszę, a czym staram się żyć. To po-winno się sprawdzać w codzien-nym życiu. Mieszkamy z tymi, którym pomagamy – z ludźmi z ulicy, trędowatymi w Nigerii. Kochać to znaczy żyć tym, co się głosi drugiemu człowieko-wi i żyć tym w jego obecności, z naszymi słabościami i ograni-czeniami. Jeśli twierdzę, że ko-cham ubogich a nigdy nie jestem w ich domu, w ich dzielnicy to jest tylko teoretyczne. Podobnie Jezus Chrystus mógł nas kochać z wysokości swojego nieba, ale zdecydował się zejść, przyjąć nasze ciało i żyć razem z nami.

ROZMAWIAŁ KRZYSZTOF KRZYWANIA

Mali Bracia Jezusa – zgromadzenie zakonne prowadzące życie kontemplacyjne jak Jezus w Naza-

recie. Bracia mieszkają w małych wspólnotach, w biednych dzielnicach lub wioskach, bez klaszto-

rów i klauzury, zarabiają na swoje utrzymanie pracą fizyczną.

s. Małgorzata Chmielewska założyła polską Wspólnotę Chleb Życia

Dla mnie miłość – ze wszystkimi oczywiście ograniczeniami

– to głosić coś i żyć tym dzień w dzień z innymi ludźmi. Nie

ma przepaści między tym, co głoszę, a czym staram się żyć.

Page 17: Gazeta Uliczna 08/2006

17

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Odkurzacz i spadochronW czasie sprzątania lepiej nie bujać w chmurach, ale po pracy,

dlaczego nie? Od kiedy skończyła pięćdziesiąt lat, ma zwyczaj zmieniać

szmatki na spadochron, a odkurzacz na samolot.

„To był prezent od syna na moje pięćdziesiąte urodziny. Każdemu życzę takiej niespodzianki, i takiego syna”- mówi Grażyna Dratwa, która od trzech lat skacze na spadochronie, a na co dzień jest instruktorem w Centrum Integracji Społecznej w Poznaniu, gdzie prowa-dzi warsztat konserwacji powierzchni płaskich. Rze-czywistość ludzi biednych, pełnych goryczy i barier zmienia ją, tak samo, jak ona zmienia tę rzeczywi-stość. Przez pierwsze tygo-dnie obserwuje ich zakło-potane twarze, zamknięte usta i skrzyżowane ra-miona. A wkrótce potem siadają razem na ławce i nie przestają rozmawiać. „Jest jakaś niezwykła siła w grupie. Kiedy są razem, to stają się silni.” – podkre-śla. Ludzie, którzy uczą się profesjonalnego sprząta-nia pod jej okiem, zyskują przyjaciela. Ona zaś patrzy na ich przemiany, czując, że miała na nie wpływ.

A latanie? Uczy patrzenia na wszystko nie – z góry, ale z lotu ptaka. Nie oddala od kłopo-tów, ale pozwala spojrzeć na nie z innej perspek-tywy. Problemy uczestników warsztatu, z jakimi wspólnie się mierzą, są ogromne. Przede wszyst-kim brak pracy, a jeszcze nierzadko samotność, bijący ojciec albo mąż, alkoholizm, bezdomność. Nikt o tym nie zapomina, trzeba wzajemnie się wspierać, dodawać sobie otuchy i odwagi. „Przez tydzień po skoku noszę w sobie emocje, i dzielę się nimi z uczniami.” – dodaje.

Mówi o sobie, że jest szczęśliwym człowie-kiem. Mówi, i daje dobry przykład – odważnych skoków i dobrego sprzątania – pasji i zaangażo-wania.

DAGMARA WALCZYK

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Europejski Fundusz Społeczny

Grażynaz synem

Grażyna(w środku)podczasskoku

Page 18: Gazeta Uliczna 08/2006

18

nasza twórczośćWIERSZE i ZDJĘCIA: Małgorzata Malak

18

I Światło, i morze

Grecja to przede wszystkim światło i morze. Wsłuchiwanie się oraz… pisanie nad brzegiem tak jednego, jak i drugiego:

Opadła?

Nie boję siębo leżę na rozgrzanejZiemiktóra jeszczez siłjak liśćjesieniąnie

– słyszę morze.

* * *

W każdym ludzkim kroku na kamieniachsłyszę echo twoich stóp.Otoczyłeś mnie.Tak jak otacza się ramieniem psa, który przycupnął na pisakui patrzy na ptaki.Przylepiłeś się jak zapach truskawekdo opuchniętych palców mojego dziadka.Idę ogrodem z tobąwe włosach.

Słowa zahaczam na uszachjak czereśnie.

Rysowane na siatkówce

Lubię odjeżdżać na rowerzeznikać na plażyodszukiwać twój kształtw liniach krajobrazułańcuchach słów, zdarzeń, płotów,w słonecznych splotachmyśli, lin i włosów.Dorysowywać niebieskie kreskii czerwone kropkito tu to tamjak promyki słońcaz dziecięcego obrazka.I patrzeć.

Ciągle mam na rzęsach mgłę, którą tkaliśmyjak pajęczynępomiędzy rąbkiem księżycaa kątem oka.

Bóg otwiera mniejak drzwi do świątyni.

Cisza, mrok, kadzidło ogniska.

Niedługo nauczymy się kochać.

Świat pachnie i istnieje

Jesteśmy jak małe dzieci,którym dano do rączek drogie kamienie.Podajemy je sobie drżącymi dłońmijak schwytanego na łące pasikonika.Zamiast elementarza dano nam Biblię.W Ciszy przesuwamy palce po linijkachjak niewidomi.

Na twoich plecach Bóg narysował drzewo.W jego konarach ćwierkają ptaki,milczą języki świata.

Page 19: Gazeta Uliczna 08/2006

19

Szyfr wszechświata

Zadzwoń do mnie pomilczeć.Weź odrobinę wiatru w dłonie.Powąchaj.Wyślij w koperciena północ.Nasze spojrzenia spotkają się o zmrokuw jednym punkciedwie proste jak nóżki cyrkla,którego wierzchołkiem jest gwiazda polarna.Twoja wyspa wbija się igłąw tkaninę morza.Ja rysuję koła.Motyl kwiat planeta lekcja.Karuzela. Rozsiewamuśmiechy i kruche niepokoje.

nasza twórczość

19

I światło, i morze...

Page 20: Gazeta Uliczna 08/2006

20

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Europejski Fundusz Społeczny

Zamiast kolekcji stempli

„Sam Blask” to powstająca właśnie spółdzielnia socjalna, której głównym

zajęciem będą usługi porządkowe. Choć spółdzielnia jeszcze nie jest

zarejestrowana ma już pierwsze zlecenia a jej członkowie cieszą się

perspektywą pracy.

Grupa założycielska spółdzielni socjalnej Sam Blask

Page 21: Gazeta Uliczna 08/2006

21

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Europejski Fundusz Społeczny

J eszcze kilka miesięcy temu nawet się nie zna-li, a dziś mówią, że mają

do siebie całkowite zaufanie. Jeszcze niedawno nie wycho-dzili z domu, a dziś nie boją się rozmawiać o swoich emocjach i o przeszłości. I jeszcze kilka miesięcy temu byli przekonani, że niczego nie potrafią, a dziś są pewni, że mają doskonałe przy-gotowanie zawodowe i mnóstwo zapału do pracy.

Ania ma 56 lat, w lipcu mi-nie rok od rozpoczęcia nauki w Centrum Integracji Społecz-nej w Poznaniu, dokąd trafiła po długim czasie życia tylko z za-siłku. „400 zł starczało zaled-wie na podstawowe opłaty. Tak nie można żyć”- mówi. Ania przez całe życie pisze pamięt-nik. Dzięki niemu może przy-pomnieć sobie przeszłość, od-kryć jak bardzo zmienia się jej życie. „Żałuję, że pięć lat temu w pożarze mieszkania spło-nęły wszystkie zapiski. Mam tylko to, co pisałam po poża-rze.”- podkreśla z żalem. Iwona – odważna, pewna siebie, by-stra i młoda kobieta, mieszka-ła po rozwodzie w ośrodku dla ofiar przemocy. Teraz mieszka w jednym z hosteli „Barki”, ale wierzy, że już niedługo będzie mogła zarobić na samodzielne mieszkanie. „W Szkole Barki nauczyłam się systematyczno-ści. Niewielu jest takich miesz-kańców ośrodka, którzy wsta-ją rano, bo muszą zdążyć na zajęcia o godzinie ósmej. A ja wstaję.” – dodaje z dumą. „Co mogłam robić przed CIS-em? Nie miałam innego wyjścia, byłam na bezrobociu, więc zbierałam stemple!” – mówi Monika, najmłodsza z nich. „To proste – trzeba było iść do wszystkich zakładów pracy po kolei, a oni już nawet nie pyta-li. Wystarczyło wyciągnąć kar-tę i sami stemplowali.” Dzisiaj jest inaczej. Monika, nauczona

przykładem mamy, która też nie ma pracy, i doświadczona własnymi porażkami, nie biega już za stemplami, ale podej-muje się wysiłku współpracy i współodpowiedzialności. Jest jeszcze Agnieszka, Ewa, Hania i Robert. Wszyscy spotkali się w warsztacie konserwacji po-wierzchni płaskich w Centrum Integracji Społecznej, by teraz wspólnie stworzyć spółdziel-nię socjalną. Mają już statut, nazwę, logo, strategię i pierw-sze zlecenia. „Przede wszyst-kim będziemy zajmować się sprzątaniem, ale możemy też zająć się dzieckiem, czy osobą starszą” – dodaje Ewa, która w Centrum skończyła też kurs opieki nad dziećmi i osobami starszymi. Grażyna Dratwa, instruktorka warsztatu kon-serwacji powierzchni płaskich zapewnia, że kiedy wezmą się do pracy, na pewno nie zrezy-gnują. A Agnieszka, samotna matka, która nigdy do tej pory nie miała stałej pracy, dziś wie, że spółdzielnia socjalna stawia przed nią nowe możliwości, szansę na odrodzenie się ze smutnej codzienności, bezrad-ności i uwikłania w problemy.

Na wszystkich twarzach ma-luje się entuzjazm.

DAGMARA WALCZYK

Osobom, które myślą o założeniu własnej spółdzielni socjalnej, przypomi-

namy podstawowe zasady:

• zbieramy 5 bezrobotnych osób chętnych do działania

• zapewniamy sobie współpracę z właściwym Urzędem Pracy

• podejmujemy decyzję dotyczącą charakteru spółdzielni (produkcyjna,

usługowa itp.)

• mamy pomysł na działalność

• przygotowujemy biznes plan

• piszemy statut

• wybieramy władze spółdzielni

• składamy wniosek o zarejestrowanie spółdzielni do Krajowego Rejestru

Sądowego.

Page 22: Gazeta Uliczna 08/2006

22

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Kapitalizm jest altruizmemWolny rynek nie polega na bezwzględnej walce o byt. Polega

na budowaniu wspólnoty i altruizmie. Ekonomia społeczna jest najbardziej

pełnym i wyrazistym obrazem kapitalizmu.

G eorge Gilder w swo-jej znakomitej książce „Bogactwo i ubóstwo”

pisał: „Kapitalizm zaczyna się od dawania. Korzyści handlowe nie płyną ani z chciwości, ani ze skąpstwa, ani z miłości własnej, lecz z powodów bardzo bliskich altruizmowi: z troski o potrzeby

innych, z życzliwego, otwartego i odważnego usposobienia. Tak uniwersalny motyw jak interes własny – całkowicie dominują-cy w każdym socjalistycznym ustroju czy w zaułkach biurokra-cji, jak i w królestwie wielkiego przedsiębiorstwa nie zdoła ujaw-

nić żadnego z nielicznych źródeł bogactwa w społeczeństwie ludz-kim. To nie branie i konsumpcja, ale dawanie, podejmowanie ryzy-ka, tworzenie są typowymi dzia-łaniami kapitalisty”. Warto było przytoczyć ów cytat pochodzący z książki uważanej powszechnie za „Biblię” myślenia liberalnego

i będącej swoistym „podręczni-kiem”, na postawie którego ame-rykański prezydent Ronald Re-gan przeprowadził swoje słynne reformy. O co tu w ogóle chodzi? Na jakiej postawie kapitalizm może kojarzyć się z altruizmem?

Wiadomo powszechnie każ-

demu, kto w sposób poważny zajmował się jakąkolwiek pra-cą, że warunkiem prawdziwe-go zaangażowania a co za tym idzie osiągnięcia sukcesu nie jest myślenie o spodziewanym zysku, ale satysfakcja wynika-jąca z samego działania. Jest na ten temat bardzo znane po-wiedzenie mówiące: „Rób to, co kochasz, a pieniądze same przyjdą”, oraz drugie przypi-sywane powszechnie Konfu-cjuszowi: „Rób, co kochasz, a nigdy w życiu nie będziesz musiał pracować”. Nie zna-czy to oczywiście, że kapitali-sta nie myśli w ogóle o zysku i prowadzi swoje interesy tak, żeby przynosiły straty. W takim przypadku bardzo szybko by przestał być kapitalistą. Chodzi jedynie o to, że po zrobieniu wstępnego bilansu spodziewa-nych strat i zysków otwiera się przede wszystkim na potrze-

Kapitalizm zaczyna się od dawania. Korzyści handlowe

nie płyną ani z chciwości, ani ze skąpstwa, ani z miłości

własnej, lecz z powodów bardzo bliskich altruizmowi: z troski

o potrzeby innych, z życzliwego, otwartego i odważnego

usposobienia

Page 23: Gazeta Uliczna 08/2006

23

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

by swoich klientów, dokłada wszelkich starań żeby byli zadowoleni, nawiązuje ciepłe i życzliwe stosunki. Maks Weber twierdził, że największym kapitałem, jaki może być obecny na rynku jest zaufanie innych. Nikt samodzielnie nie zdoła nig-dy zgromadzić takiej ilości środków, jaka

może być udziałem licznych ufających mu ludzi. To samo dotyczy kontaktów z klientami: życzliwy i przyjazny klient przekonany, że w naszym sklepie będzie zawsze mile obsłużony oraz dostanie do-bry i tani towar, jest najlepszą inwestycją, na którą zresztą trzeba pracować przez lata, ale która może przynosić profity przez dziesiątki lat. Poza tym pisząc o kapitalizmie, zbyt często zwracamy uwa-gę na bezwzględną walkę z konkurencją a zbyt rzadko na konieczność współdzia-łania z naszymi partnerami w biznesie, wspólnikami, kontrahentami, urzędnikami a także własnym pracowni-kiem, który jest o wiele bardziej wydaj-ny, gdy nie traktuje konieczności przy-chodzenia do pracy jak zło konieczne i gdy tylko będzie taka możliwość opuści nasze przedsiębiorstwo w poszukiwaniu czegoś lepszego. Gdy przyjrzymy się dokładnie sytuacji stanie się jasnym, że liczba osób z którymi musimy współżyć i współpracować jest na wolnym rynku o wiele większa od tych, z którymi kon-kurujemy i którym we własnym interesie powinniśmy życzyć bankructwa.

Znane z literatury marksistowskiej zjawisko bezwzględnej walki o byt i wy-obcowanego - stojącego na szczycie dra-biny społecznej - kapitalisty (wyobcowa-nego zarówno od własnych pracowników sprowadzonych do bezdusznego wymia-ru „środków produkcji” jak i od klientów – to ostatnie widzimy zwłaszcza w super-

marketach) może występować tylko przy dużej koncentracji kapitału a co za tym idzie przy ściśle wytyczonych podziałach na tych, co posiadają i tych, co pracują, a więc w społeczeństwie bardziej przy-pominającym feudalizm niż gospodarkę wolnorynkową. Na prawdziwym wolnym

rynku zawsze będą liczyły się więzi międzyludzkie, zaufanie, dobre funkcjo-nowanie we wspólnocie, zdolność do zrzeszania się i wspólnego podejmowa-nia ryzyka.

W świetle tego wszyst-kiego ekonomii społecznej nie należy pod żadnym po-zorem kojarzyć z socjali-zmem oraz towarzyszącą

mu zawsze biurokracją. Ekonomia spo-łeczna wiąże się ze zjawiskami, które były obecne na wolnym rynku od samego po-czątku i które zdaniem George’a Gildera stały się prawdziwym źródłem bogactwa we współczesnym świecie zachodnim. Przeciwnie, to brak myślenia społeczne-go w ekonomii i w polityce może dopro-

wadzić do rozrostu biurokracji a co za tym idzie ograniczenia wolnego rynku i zmarnowania dużej ilości potencjału ludzkiego a więc znacznego ogra-niczenia bogactwa. Nie ma wol-ności ani prawdziwego wolnego rynku bez ekonomii społecznej.

BARTEK POLCYN

Bartek Polcyn jest filozofem, dziennikarzem, wykładowcą oraz animatorem społecznym, nauczy-cielem etyki w Szkole Barki – Centrum Integracji Społecznej.

George Gilder urodzony w 1939 roku wybitny amerykański pisarz, ekonomista, publicysta i nauczy-ciel akademicki. Działacz partii konserwatywnej. Jego książka Bogactwo i ubóstwo wielokrotnie cytowana przez Ronalda Regana jest powszechnie uważana za „biblię” amerykańskiej myśli kon-serwatywno-liberalnej.

Na prawdziwym wolnym rynku zawsze

będą liczyły się więzi międzyludzkie,

zaufanie, dobre funkcjonowanie we

wspólnocie, zdolność do zrzeszania się

i wspólnego podejmowania ryzyka

To nie branie i konsumpcja, ale dawanie,

podejmowanie ryzyka, tworzenie są typowymi

działaniami kapitalisty

George Gilder, Bogactwo i ubóstwo.

Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2001.

Page 24: Gazeta Uliczna 08/2006

24

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Pierwszeństwo człowieka

Celem przedsiębiorstwa nie może być tylko wytwarzanie zysku. Praca

ma też charakter więziotwórczy i rozwojowy. Nie musi być wiecznym

jarzmem. O pracy w nauczaniu Jana Pawła II pisze Barbara Sadowska.

Wraz z rozwojem prze-mysłu ujawnił się trwa-jący do dzisiaj konflikt

pomiędzy wąską, ale bardzo wpły-wową grupą właścicieli posiadają-cych kapitał, a szeroką rzeszą ludzi pozbawionych jakiejkolwiek wła-sności, uczestniczących w procesie produkcji wyłącznie przez pracę. Robotnicy oddawali swoje siły do dyspozycji grupy przedsiębiorców, a ci kierując się zasadą najwyż-

szego zysku, usiłowali ustanowić najniższe wynagrodzenie za pracę wykonywaną przez robotników.

Perspektywa historyczna

Jan Paweł II patrzy na ten pro-blem z perspektywy historycznej. Za wspólny błąd, zarówno socja-lizmu jak i kapitalizmu uważa uznanie prymatu kapitału nad pracą, co prowadziło do kon-fliktów pracowniczych, a nawet przelewu krwi. W obu systemach społeczno-gospodarczych do-chodzi do degradacji godności

człowieka pracującego. Praco-dawcy najczęściej nie doceniają pracownika jako podmiotu, kapi-tał stawiają przed osobą ludzką, koncentrują się na zyskach, pracę traktują jak towar, pomijają jej duchowe aspekty. Papież podkre-śla, że w procesie produkcji wy-stępuje wzajemne przenikanie się pracy i kapitału. Ich związek tzn. pracy człowieka oraz środków produkcji, w każdym produkcie

jest nierozerwalny. „Trzeba uznać i podkreślać pierwszeństwo czło-wieka i jego rozwoju przed ka-pitałem i wąsko rozumianym zyskiem w procesie produkcji”. Środki produkcji ( kapitał) to tyl-ko zespół narzędzi podporządko-wanych pracy człowieka.

Pracownik – współgospodarz

Jan Paweł II apeluje, aby kształ-tować taki ustrój, który przezwy-cięża przeciwstawianie pracy kapi-tałowi. Papież wymienia konkretne

propozycje mówiące o współwła-sności środków produkcji, o real-nym udziale pracowników w za-rządach firmy i zyskach przedsię-biorstwa. Jednocześnie zwraca uwagę, że należy dokonać rewizji stanowiska „sztywnego kapitali-zmu” uznającego tylko własność prywatną za jedynie korzystną dla rozwoju gospodarczego. Spo-sobów przezwyciężenia konfliktu pomiędzy pracą a kapitałem na-leży poszukiwać w „połączeniu pracy z własnością kapitału”. Wte-dy pracownicy stają się współwła-ścicielami jakiejś części środków produkcji. Istotne dla ich zaanga-żowania jest poczucie, że pracują „na swoim” i mogą się uważać za współgospodarzy warsztatu pracy. Papież sugeruje, że drogą do osią-gnięcia takiego celu jest „powoła-nie do życia w szerokim zakresie organizmów pośrednich o celach gospodarczych, społecznych, kul-turalnych, które cieszyłyby się rzeczywistą autonomią w stosun-ku do władz publicznych”. Wska-zuje na możliwości samo-orga-nizacji obywateli, którzy mogą powoływać różnorodne instytucje obywatelskie (stowarzyszenia, fundacje, spółdzielnie, przedsię-biorstwa społeczne, kluby, ruchy) spełniające wyżej wymienione cechy, zachowujące formę „żywej wspólnoty” a jednocześnie pod-porządkowujące się wymogom wspólnego dobra.

Wzrasta wszystko dookoła dzięki pracy człowieka, ale on sam

pomnażając dobrobyt materialny, często kierowany zasadą

konkurencji, odgradza się od innego człowieka. Ma to

miejsce tam, gdzie organizacja pracy jest nastawiona tylko

na maksymalizację produkcji i zysku, pomija zaś to, w jakim

stopniu pracownik przez pracę realizuje się jako człowiek.

Page 25: Gazeta Uliczna 08/2006

25

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Gdy wzrasta tylko zysk...

Papież pokazuje też jakie pro-blemy powstają, gdy człowiek w zakładzie pracy traktowany jest przedmiotowo. Jednym z nich jest osłabienie więzi międzyludzkich w związku z wykonywaniem pra-cy. „Wzrasta wszystko dookoła dzięki pracy człowieka, ale on sam pomnażając dobrobyt materialny, często kierowany zasadą kon-kurencji, odgradza się od innego człowieka. Ma to miejsce tam, gdzie organizacja pracy jest nasta-wiona tylko na maksymalizację produkcji i zysku, pomija zaś to, w jakim stopniu pracownik przez pracę realizuje się jako człowiek”. Bardzo często układ stosunków w pracy zdeterminowany jest przez bezwzględną rywalizację i wyobcowanie, gdzie pracownik jest traktowany jedynie jako śro-dek, a nie jako cel. Papież podkre-śla, że tam, gdzie praca wykony-wana jest w sposób podmiotowy i twórczy, tam następuje wiązanie człowieka z człowiekiem, tam po-wstają różnorodne grupy społecz-ne, kształtuje się międzyludzka so-lidarność, buduje się wspólnota. To we wspólnocie muszą się jakoś do-gadać i połączyć ci, którzy pracują, jak i ci, którzy posiadają środki produkcji, bo celem przedsiębior-stwa nie może być tylko wytwa-rzanie zysku. Zysk nie może też być jedynym regulatorem życia przedsiębiorstwa. Pracujący w nim ludzie powinni tworzyć wspólnotę i stanowić szczególną grupę, która służy całemu społeczeństwu.

Efektem rozdziału pracy i ka-pitału jest ukształtowanie się nie-sprawiedliwego porządku spo-łecznego i pogarszająca się sy-tuacja coraz liczniejszych grup społecznych. Pogłębiają się prze-paści społeczne, w których jedni mają bardzo dużo a innym nie starcza na najskromniejsze życie. Papież mówi: „wykroczenie sta-nowi fakt, że bardzo wielu ludzi nie ma wystarczająco dużo, by żyć w warunkach odpowiadających

godności osoby ludzkiej”. Jan Pa-weł II nie proponuje redystrybucji bogactwa od bogatych do ubogich lecz włączenie ubogich do „kręgu wymiany dóbr i usług” wytwarza-jącego bogactwa oraz kształtowa-nie kultury, która pomnaża wiarę

w ludzkie możliwości człowieka ubogiego, w zdolność do polep-szenia jego sytuacji przez pracę.

Czy praca jest jarzmem?

Papież odcina się od stanowisk zdecydowanie odrywających pracę i jej wytwory od człowieka. Nie akceptuje podziałów, które funkcjonują w obecnych porząd-kach społeczno- gospodarczych, na prace twórcze i nietwórcze, szlachetne i hańbiące, na wyzwo-lone i niewolnicze, na kulturalne i niekulturalne.

Już w starożytności greckiej i rzymskiej pracę łączono z uciąż-liwością, wysiłkiem, monotonią, szarością życia i przyziemnością, a twórczość – z pięknem, swo-bodą, szlachetnością, wyższością i boskością. Ideałem stało się uwolnienie od pracy. W konse-kwencji oddzielenia twórczości od pracy wytworzyły się war-stwy próżniacze, a ciężar prac mozolnych i „brudnych”, wyma-gających wysiłku spadł na war-stwy niższe. Najciężej pracowali niewolnicy. Dzisiaj takie prace wykonują w bogatych krajach obcokrajowcy i bezrobotni.

Chrześcijaństwo nie zdołało przełamać takiego spojrzenia na pracę, mimo że głosiło jedność pracy i twórczości (człowiek stworzony na obraz i podobień-stwo Boga uczestniczy przez pra-cę w dziele stworzenia). Praca jest

wciąż widziana jako jarzmo czło-wieka, jako droga do zdobycia środków do życia i powiększenia stanu swego posiadania. Widzia-na jest w aspektach wytworów, bez ścisłego wiązania jej z czło-wiekiem i jego twórczością.

Stawać się pełniej człowiekiem

Jan Paweł II podkreśla, że nie można pomijać, że przez pracę czło-wiek pomnaża stan swojego posia-dania. „Jest on ważny, ale głębokie-go sensu nabiera dopiero wówczas, jeżeli dzięki niemu sam posiadacz - osoba ludzka - staje się bogatszy, jeżeli człowiek może stawać się pełniej człowiekiem we wszystkich wymiarach swego życia”.

Ocenianie człowieka – pracow-nika według tego, co on wytwarza, jest degradacją człowieka. Sprawia, że nadaje się człowiekowi godność w zależności od miejsca i rodzaju pracy. Ludzie oceniają siebie nie według tego kim w istocie są, lecz według tego, gdzie pracują, co pro-dukują, ile zarabiają. Kształtują się krzywdzące nierówności społecz-ne, życie staje się mniej ludzkie, a osoby przedmiotowo traktujące pracę łatwo stają się przedmiotem manipulacji. Dając lepiej płatną, prestiżową pracę, można człowieka „kupić”, nakłonić do pracy niego-dziwej, biologicznie czy psychicz-nie szkodliwej. A przecież praca po-winna doskonalić samego człowie-ka, dopomagać mu, aby stawał się lepszym, duchowo dojrzalszym.

BARBARA SADOWSKA

Bibliografia: Encykliki Jana Pawła II: La-borem Exercens (1981), Centesimus Annus (1991).

Stan posiadania jest ważny, ale głębokiego sensu nabiera

dopiero wówczas, jeżeli dzięki niemu sam posiadacz – osoba

ludzka – staje się bogatszy, jeżeli człowiek może stawać się

pełniej człowiekiem we wszystkich wymiarach swego życia.

Page 26: Gazeta Uliczna 08/2006

26

Przyjaciele Gazety Ulicznej

Przeprowadzone badania pokazują, że niecałe 50% Poznaniaków zna

ideę Gazety Ulicznej. Kto popiera ideę Gazety Ulicznej i czy Poznaniacy

ją lubią czytać? O tym w artykule Barbary Sadowskiej.

G azeta Uliczna powoli wpisuje się w krajobraz Poznania. Minęło już

ponad półtora roku od czasu, gdy pokazali się pierwsi sprzedawcy Gazety. Ma ona swoich stałych czytelników i swoich przyjaciół.

Wśród nich są znane i cieszące się autorytetem osoby z naszego regionu oraz znane osobistości w kraju i zagranicą. Idea Gazety, dzięki której osoby bezrobotne mogą pozyskać środki na swoje życie, ma cechy przedsięwzięcia społeczno-ekonomicznego i kul-turalnego. Osoby, które znalazły się w trudnych sytuacjach życio-wych sprzedając Gazetę zara-biają 50% z jej ceny. Tworzą też

razem z zespołem redakcyjnym wspólnotę: organizują wspól-ne spotkania, prowadzą grupy samo-edukacyjne, uczestniczą w posiedzeniach zespołu redak-cyjnego, wspierają się wzajem-nie. Jak każde przedsięwzięcie,

którego celem nie jest zysk, ale stworzenie możliwości poprawy sytuacji osób bezrobotnych, wy-maga dużej promocji.

Kiedy przygotowywaliśmy się do wydania pierwszego nu-meru Gazety Ulicznej (pod ko-niec 2004 roku) kibicował nam gorąco ówczesny wicepremier Jerzy Hausner, który spotkał się z zespołem redakcyjnym i pierwszymi sprzedawcami.

Inauguracja Gazety połączona była z otwarciem Szkoły Barki dla długotrwale bezrobotnych. Rozegrany został wówczas mecz, w którym z jednej strony grali przedstawiciele minister-stwa pracy i polityki społecz-nej z wicepremierem na czele, a z drugiej przedstawiciele piłki nożnej ulicznej drużyn bezro-botnych i bezdomnych. Mini-sterstwo regularnie zakupuje kolejne numery Gazety Ulicz-nej w ilości 100 sztuk. Swoją przyjaźń dla idei Gazety Ulicz-nej zadeklarował Ambasador Stanów Zjednoczonych Victor Asie, który odwiedził Gazetę z okazji 227 rocznicy prokla-mowania Stanów Zjednoczo-nych we wrześniu ubiegłego roku. Zakupił on dużą ilość Ga-zet i zamawia kolejne numery.

Gazetę wspierają też znane osobistości ze świata kultu-ry, mediów i polityki, które udzielają wywiadów, użyczają „swojej twarzy” dla promocji Gazety. Do osób takich nale-żą: dziennikarz Tomasz Lis, piosenkarka Eleni, aktorka Krystyna Feldman oraz były Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Andrzej Zoll. Gazeta zna-lazła też poparcie wśród akto-rów o międzynarodowej sławie. Jest wśród nich aktor francuski

GAZETA ZNALAZŁA TEŻ POPARCIE WŚRÓD AKTORÓW

O MIĘDZYNARODOWEJ SŁAWIE. JEST WŚRÓD NICH AKTOR FRANCUSKI

GERARD DEPARDIEU (NA OKŁADCE), KTÓRY ZAGRAŁ SŁYNNE ROLE

KOLUMBA, DANTONA, HRABIEGO MONTE CHRISTO, CZY W ASTERIX

I OBELIX. DEPARDIEU POZNAŁ PROGRAMY BARKI PODCZAS

ŚWIATOWEGO FORUM EKONOMICZNEGO W DAVOS W STYCZNIU BR.

POPROSZONY O ZDJĘCIE NA OKŁADKĘ DO GAZETY ULICZNEJ Z CHĘCIĄ

WYRAZIŁ ZGODĘ: „JESTEM TU, W DAVOS, PONIEWAŻ POPIERAM

PRZEDSIĘBIORCÓW SPOŁECZNYCH. LUDZI, KTÓRZY NIE CZEKAJĄ

Z ZAŁOŻONYMI RĘKAMI, MAJĄ POMYSŁY, JAK ROZWIĄZYWAĆ TRUDNE

PROBLEMY UBÓSTWA, GŁODU, BEZROBOCIA I WPROWADZAJĄ JE

W ŻYCIE” – POWIEDZIAŁ.

Page 27: Gazeta Uliczna 08/2006

27

Gerard Depardieu (na okład-ce), który zagrał słynne role Kolumba, Dantona, Hrabiego Monte Christo, czy w Asterix i Obelix. Depardieu poznał pro-gramy Barki podczas Świato-wego Forum Ekonomicznego w Davos w styczniu tego roku. Poproszony o zdjęcie na okład-kę do Gazety Ulicznej z chę-cią wyraził zgodę: „Jestem tu, w Davos, ponieważ popieram przedsiębiorców społecznych. Ludzi, którzy nie czekają z za-łożonymi rękami, mają pomy-sły, jak rozwiązywać trudne problemy ubóstwa, głodu, bez-robocia i wprowadzają je w ży-cie” – powiedział.

Gazecie Ulicznej można też pomóc zamawiając reklamę na jej stronach. Wszystkie funk-cjonujące w 49 krajach świata gazety uliczne, współpracują z firmami i przedsiębiorstwami komercyjnymi. Reklama w ga-zecie ulicznej podnosi prestiż firmy i świadczy o społecznej odpowiedzialności biznesu.

Przeprowadzone na przeło-mie grudnia i stycznia 2006 r. badania na losowo wybranej grupie 500 Poznaniaków, poka-zały, że niecałe 50 % mieszkań-

ców miasta zna Gazetę Uliczną. Cieszy natomiast fakt, że spo-śród osób, które znają Gazetę aż 46% kupuje ją zawsze, kiedy ją widzi i tylko 8% zadeklarowało, że po pierwszym kupieniu Ga-zety, nie kupi jej nigdy więcej. Przyczyny, które skłaniają do kupna Gazety to przede wszyst-kim zainteresowanie ekonomią społeczną i ideą wspierania bezrobotnych. Wśród opinii na temat ceny Gazety przeważa ocena pozytywna. Poznaniacy zdają sobie sprawę, że połowa ceny jest przekazywana sprze-dawcy, a druga to koszty druku. Z przeprowadzonych badań wynika też, że zainteresowanie Gazetą Uliczną wzrasta wraz z wiekiem i wykształceniem osób, natomiast ani dochód, ani wykonywany zawód nie mają większego wpływu na kupowa-nie Gazety.

Im więcej osób będzie ją kupować, tym większa liczba bezrobotnych uzyska środki potrzebne do życia.

Dziękujemy Państwu za zain-teresowanie naszą Gazetą.

BARBARA SADOWSKA

REDAKTOR NACZELNA

Stowarzyszenie Wydawnicze Barki ogłasza nabór osób bezrobotnych z Poznania i okolic do udziału w zajęciach Klubu Integracyjnego. W klubie można bezpłatnie skorzystać

z komputera i Internetu, uzyskać pomoc w napisaniu CV i listu motywacyjnego, uczestniczyć w grupach samokształceniowych i zajęciach aktywizujących oraz poznać

sprzedawców i redakcję Gazety Ulicznej

Możesz uczestniczyć w zajęciach:• Centrum Ekonomii Społecznej (pomoc w znalezieniu zatrudnienia)• grup samokształceniowych i samopomocowych (edukacja dla rozwoju)• dotyczących zakładania spółdzielni socjalnych (osoby bezrobotne zakładają swoje własne firmy)

Możesz też zostać SPRZEDAWCĄ Gazety Ulicznej!

ZAPRASZAMYul. Św. Wincentego 6/9, Poznańtel. 61 872 02 86Klub jest czynny od poniedziałku do piątku w godz. 14.00 – 18.00

W soboty i niedziele w godz. 10.00 – 14.00

Projekt wspólfinansowany przez Inicjatywę Wspólnotową Equal

Page 28: Gazeta Uliczna 08/2006

28

Sprzedawca jest ekspertem

Gazety uliczne stają wobec pytań, które rodzą się z sytuacji wolnego

rynku: czy gazeta może zamieszczać reklamę alkoholu? Czy w Brazylii

młodzi między 16 a 18 rokiem życia mogą sprzedawać gazetę? To jest

potępiane przez ONZ, ale czy nie lepsze niż bezczynność i nuda ulicy?

C zy uczestniczysz w konferencji gazet ulicznych po raz pierw-

szy, jak Miku Kishi z japońskie-go „Big Issue”, czy też po raz dziesiąty, jak Arkady Bernigov z Syberii – redaktor naczelny „The Journey Home”, czujesz się potrzebny, a twoja gazeta doce-niona. Polska „Gazeta Uliczna”, która choć od niedawna na rynku

i od niedawna w szeregach Sieci Gazet Ulicznych, pierwsza zo-stała poproszona o podzielenie się z innymi swoimi sukcesami. „Nasi sprzedawcy są w trakcie zakładania wydawniczej spół-dzielni socjalnej, utrzymują trzeźwość i walczą o uczciwe życie. Niektórzy mogą się utrzy-mać dzięki sprzedaży gazety. Zapraszani są przez Europejską Sieć Przeciwdziałania Ubóstwu do Brukseli. Ostatnio w lokalnej telewizji emitowanych było wie-le programów o „Gazecie Ulicz-nej” i o jej sprzedawcach, więcej niż o innej prasie alternatyw-nej”– powiedziałam, czując na barkach odpowiedzialność am-basadora. „Poznaniacy otworzyli się na naszą inicjatywę i chcemy zrobić to samo w innych mia-stach”. Posypały się gromkie brawa. Przedstawiciele innych gazet dzielili się radością z faktu znalezienia przez sprzedawców stałej pracy i wynajęcia miesz-kania, opowiadali o warsztatach kreatywnego pisania dla sprze-dawców, o szkoleniach na temat rasizmu, sztukach teatralnych i wydarzeniach sportowych z ich udziałem, a nawet wspólnych

wyjazdach na wakacje. O zbu-dowaniu systemu nagradzania sprzedawców, wpłynięciu na re-zolucję rządową, czy otrzymaniu rządowej dotacji.

Rozmawialiśmy o trudno-ściach i problemach etycznych, z jakimi borykają się gazety. Na przykład, trudna sytuacja finan-sowa czeskiej gazety ulicznej zmusiła zespół redakcyjny do zgody na opublikowanie na jej łamach ogłoszenia rekla-mującego krajową sieć hur-towni napojów alkoholowych. Ważna dyskusja nawiązała się pomiędzy przedstawicielami gazet z Ameryki Północnej i Południowej. Gazety te mają zupełnie różne misje i zadania. Sytuacja na północy jest nie-porównywalna z sytuacją ubó-stwa na południu, gdzie bezro-bocie sięga 70%, podczas gdy w USA czy Kanadzie ludzie po prostu często nie chcą praco-wać. Poważnym tematem była kwestia gazet ulicznych zatrud-niających dzieci powyżej 16 lat. Czy te gazety mogą zostać członkami Międzynarodowej Sieci Gazet Ulicznych? Wielu delegatów uznało, że to niedo-

Gazety Uliczne z Polski i Japonii rozpoczną wymianę artykułów

Page 29: Gazeta Uliczna 08/2006

29

rzeczność i narażenie dobrego imienia Sieci Gazet Ulicznych na powszechną krytykę, rów-nież ze strony Organizacji Na-rodów Zjednoczonych. Inni – jak przedstawiciele Brazylii

– uważali, że umożliwienie dzieciom powyżej 16 lat sprze-daży gazety ulicznej jest ratun-kiem dla nich i ich rodzin. Spę-dzają pożytecznie czas, zamiast włóczyć się bez celu po ulicach – mówili.

Niezwykłym przykładem jest Egeeza z Liberii w Afryce, zmuszony do opuszczenia ro-dzinnego kraju z powodu woj-ny domowej. Obecnie mieszka w Pensylwanii (USA). Targany zobowiązaniem odbudowywa-nia swojej ojczyzny zamierza w przyszłym miesiącu wrócić do Liberii i założyć tam gaze-tę uliczną. „W kraju, w którym bezrobocie sięga 70%, nie mu-szę martwić się o znalezienie sprzedawców” – mówi. Ema-nuje od niego nieskrępowana energia, która zwykle towarzy-szy tworzeniu. Już w drugim

dniu spotkania, polska „Gazeta Uliczna”, japońska „Big Issue” i przyszła liberyjska gazeta za-wiązały partnerstwo. Miku, re-prezentująca gazetę japońską, jest zainteresowana wymienia-

niem się artykułami z polską ga-zetą uliczną, a Egeeza chciałby przysłać swoich sprzedawców do Polski na kilkutygodniowy staż w redakcji „Gazety Ulicz-nej”, który opierałby się głów-nie na rozmowach i uczeniu się od naszych sprzedawców. Taka

wymiana miałaby poważne znaczenie również dla Między-narodowej Sieci Gazet Ulicz-nych, która chce rozwijać ideę gazet ulicznych w Afryce.

Najciekawsze są rozmo-wy w kuluarach. Przy okazji

przerw w programie, między warsztatami i w czasie kolacji, wsłuchuję się w słowa Mela Younga, założyciela Sieci Ga-zet Ulicznych i inicjatora Mi-strzostw Świata w Piłce Noż-

nej Ulicznej, który barwnie opowiada o pierwszych latach swojej gazety. Przypomina, że „sprzedawca i jego rozwój są na pierwszym miejscu”. To sprze-dawca jest ekspertem i pierw-szym rynkiem zbytu – to przez jego ręce gazety trafiają do

czytelników. I jeszcze to ważne zdanie: „Prasa musi mieć swo-bodę mówienia wszystkiego, by niektórzy nie mieli swobody robienia wszystkiego”.

EWA SADOWSKA

Na XI Międzynarodowy Zlot Gazet Ulicznych w Montrealu

przybyło 74 reprezentantów gazet ulicznych ze wszystkich

kontynentów świata. Gospodarzem spotkania była

kanadyjska gazeta uliczna „L’itineraire”.

Ciekawe jest poznawanie indywidualnych historii przedstawicieli gazet o różnym doświadczeniu i stażu pracy

Page 30: Gazeta Uliczna 08/2006

30

Chcesz posłuchać, jak mówię po polsku?Loraine w 1980 roku płynęła statkiem do Polski, gdy kazano jej przerwać

podróż z powodu protestów robotniczych w kraju. Nie udało jej się

odwiedzić ojczyzny jej dziadków. Ale wciąż tęskni za krajem, którego

nigdy nie widziała. O niezwykłym spotkaniu w Montrealu opowiada Ewa

Sadowska.

W starych dzielnicach dostrzegam polskie szyldy nad restau-

racjami prowadzonymi przez polskie rodziny, w książkach telefonicznych znajduję polskie nazwiska.

Pierwszego dnia podczas kolacji podchodzi do mnie przysadzista kobieta w śred-nim wieku w upiętym do góry klasycznym koku. „Słyszałam, że pani z Polski…”? – pyta po angielsku. Odpowiadam skinie-niem głowy. Kobieta nieśmiało wyjmuje wyświechtany no-tatnik z pożółkłymi kartkami. W milczeniu przewraca stronę po stronie, wskazując polskie odmiany przypadków, przysło-wia i trudne słówka z „rz”. „Je-stem Loraine Krupa.” – mówi wzruszona uprzedzając moje pytanie. „Loraine to region we Francji… po polsku Lotaryn-gia”. Przysiada się do mojego stolika. Siedzący obok Serge, redaktor L’itinerie, przedstawia

Loraine jako kuchmistrzynię L’itineraie Café, gdzie stołują się sprzedawcy i osoby o ni-skich dochodach. „Więc Pani uczy się polskiego..?” „To jest moim największym marze-niem...” przerywa. „Moi dziad-kowie przyjechali tu z Polski na statku w 1915 roku. Dziadek Paweł Krupa, nie mogąc zna-leźć pracy w Polsce, zdecydo-wał szukać jej w Kanadzie. Na statku poślubił świeżo poznaną Urszulę, pochodzącą z małej miejscowości na granicy pol-sko-białoruskiej. Wiedział, że żonatemu mężczyźnie łatwiej będzie pozostać w Kanadzie na dłużej. Najpierw pracował na roli w Ontario, a później bu-dował linie kolejowe łączące Ocean Atlantycki z Pacyfikiem wspólnie z chińskimi imigran-tami. To jest coś, co po sobie pozostawił – te linie istnieją po dziś dzień.

Dziadek był wielkim patrio-tą, choć w czasie wojny bez-

pośrednio nie walczył na fron-cie. Był kierowcą wozów pan-cernych dowożących na front żywność i amunicję. Mieli z babcią ośmioro dzieci. Wśród nich był mój ojciec, który dość szybko ożenił się z Francuzką z Lotaryngii, stąd moje imię”. Marszczy czoło, jak gdyby z wysiłkiem szukała czegoś w pamięci. „Chcesz posłuchać jak mówię po polsku?” I nie czekając mówi z akcentem: „Jeden…dwa…trzy…cztery… nie… rozumiem po polsku ... A jak babcia?” – mówi jakby do siebie. „Była niezwykłą ko-bietą, spokojną i pogodną. Bar-dzo ją kochałam. Spędzałyśmy ze sobą dużo czasu. Polska była dla niej jak zdrowie. Dużo mi opowiadała, także o Mickie-wiczu…, uczyła robić pierogi i śpiewać polskie przyśpiew-ki ludowe. Jednak nie zdołała nauczyć wnuczki po polsku...zbyt szybko zmarła. Dzięki niej zachowałam Polskę w sercu

Page 31: Gazeta Uliczna 08/2006

31

i jestem dumna z moich pol-skich korzeni. Smutne, że nig-dy w Polsce nie byłam.

Raz udało mi się otrzymać stypendium rządu kanadyjskie-go na roczną naukę na Uniwer-sytecie Warszawskim. Był rok 1980. Nigdy niczym bardziej się nie cieszyłam. W drodze, na statku dowiedziałam się, że w Polsce jest niebezpiecznie, że są zamieszki, że robotnicy pod przywództwem Lecha Wa-łęsy zbuntowali się przeciwko władzy ludowej. Kazano mi natychmiast wrócić do Ka-nady”. W Europie była tylko raz, w 1973 w Londynie, gdzie wzięła udział w marszu prze-

ciwko wojnie w Wietnamie obok Erica Claptona i Geor-ga Harrisona. Kanadyjczycy masowo wyjeżdżali wtedy do Londynu, by zaznaczyć swoją obecność. Miało to duże zna-czenie symboliczne. Mówi, że nie ma rodziny. Raz spotkała swoją miłość, ale była zbyt nie-śmiała by mu o tym powiedzieć. Dziś pracuje w L’itineraire Café dla osób o niskich dochodach. Wcześniej była kuchmistrzynią w hotelach takich jak Sheraton czy Ibis, czy renomowanych restauracjach. Z dumą mówi, że zna wszystkie kuchnie świata.

Tego wieczoru Loraine Kru-pa zabiera mnie do urokliwej

kafejki w starej części miasta gdzie podobno często stołuje się urodzona kilka metrów stąd Celine Dion, pokazuje mi pol-ski kościół. Później idziemy do polskiej restauracji na polski rosół. „Nie przypomina sma-kiem tego, co było tu kiedyś. Kiedyś jadałam tu prawdziwy polski rosół – taki jaki robiła babunia”.

Następnego dnia odprowa-dza mnie na lotnisko. Żegnamy się przy odprawie bagażowej. Płacze. Wsiadam do samolotu. Czuję, że kolejny raz oddalała się od niej kawałek Polski.

EWA SADOWSKA

CHŁODNIK LITEWSKIWedług przepisu Teresy Gajdy

Dokładnie oczyszczoną, umytą botwinę pokroić na niewielkie kawałki, zalać gorącą wodą z dodatkiem cukru i kwasku cytrynowego. Gotować pod przykryciem, aż będzie miękka, odstawić do wychłodzenia. Zsiadłe mleko roztrzepać, ubić ze śmietaną, dodać rozdrobniony koperek, obrany i pokrojony w paski świeży ogórek, rozdrobnioną na grubych oczkach tarki rzodkiewkę. Jajka ugotować na twardo, wystudzić, obrać, pokroić na cząstki. Wszystkie rozdrobnione składniki oraz wystudzoną botwinę połączyć z roztrzepanym zsiadłym mlekiem, doprawić do smaku solą, cukrem i pieprzem. Schłodzić w lodówce, podawać z kawiorkiem lub bułką.

TANIE GOTOWANIE

• 1 litr zsiadłego mleka

lub kefiru

• Szklanka kwaśnej

śmietany

• Pęczek świeżej botwinki

• 2 kopiaste łyżki

posiekanego kopru

• Świeży ogórek

• Pęczek rzodkiewki

• 2 jajka ugotowane

na twardo

• Sól

• Cukier

• Pieprz

• Kwasek cytrynowy

Porcja na 8 osób. Koszt jednej bulionówki – 1zł.

Page 32: Gazeta Uliczna 08/2006

32

GALERIAWYTWORY PRODUKOWANE W WARSZTATACH STOWARZYSZENIA SZKOŁA BARKI – CENTRUM INTEGRACJI SPOŁECZNEJUL. ŚW. WINCENTEGO 6/761-003 POZNAŃ

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Europejski Fundusz Społeczny

UCZESTNICY CENTRUM INTEGRACJI SPOŁECZNEJ UCZĄ SIĘ ROBIĆ FRYWOLITKI, BIŻUTERIĘ ORAZ HAFTUJĄ I SZYJĄ SERWETY

Page 33: Gazeta Uliczna 08/2006

33Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej

w ramach Europejskiego Funduszu SpołecznegoEuropejski Fundusz Społeczny

Ubranka dla psów zainteresowały przedstawiciela szkockiej organizacjinon-profit i zamówił na próbę.....

Budy służą bezdomnym psom w schronisku miejskim dla zwierząt

Kompostowniki przydadzą się w ekologicznym ogrodzie

Page 34: Gazeta Uliczna 08/2006

34

HISTORIE Z KRAJÓW EUROPEJSKICH...

Grecja, kraj strajków i... sentymentu do komunistówMyślę, że chociaż trochę uda mi się wprowadzić Was w atmosferę dni spędzonych na Rodos, gdzie miałam przyjemność przez rok studiować i w potach, po części wywołanych wysokimi temperaturami powietrza, a po części trudami języka, poznawać kulturę grecką.

Jacy są?

Grecy jako ludzie są niezbyt zorganizowani, ale bywają pra-cowici. Prawie zawsze pogodni tak jak tamtejsze niebo. Życie na uniwersytecie biegnie w ryt-mie znacznie wolniejszym niż

w Polsce. Studenci mają świet-ne warunki. Na wielu uczel-niach za darmo otrzymują po-kój w akademiku oraz posiłki w stołówce, a nawet podręcz-niki. Obecności nie sprawdza się, w wyniku czego na zajęcia uczęszczają tylko ci najbar-dziej zainteresowani. Pozostali

pojawiają się kilka dni przed rozpoczęciem sesji. Często nie warto wybierać się na zajęcia, gdyż chlebem powszednim są strajki. Strajki studentów, pro-fesorów, albo pracowników uczelnianej administracji w po-łączeniu z nieprawdopodobną liczbą świąt narodowych i re-ligijnych sprawiają, że co naj-mniej 1/3 zajęć w ciągu roku się nie odbywa. Jednak gmach uniwersytetu nie świeci pustka-mi. Wręcz przeciwnie. Prawie każdy student należy do jakiejś grupy: kółka radiowego, filmo-wego, muzycznego, taneczne-go, drużyny sportowej lub partii politycznej. Partie biorą udział w wyborach do samorządów studenckich i przeprowadzają kampanie wyborcze z praw-dziwego zdarzenia. Korytarze oblepione są wtedy plakatami w trzech barwach: niebieskiej (nowa Demokracja), zielonej (PASOK – Panhelleńska Partia Socjalistyczna) oraz czerwonej (KKE – Partia Komunistyczna Grecji). Członkowie tej ostat-niej formacji urozmaicają prze-rwy pomiędzy wykładami sta-rymi pieśniami rewolucyjnymi, w których słowa wsłuchują się sącząc chłodne Rappe (grecka

kawa mrożona). W tym miejscu warto wyjaśnić, że Grecy żywią pewien sentyment do ideolo-gii komunistycznej. Wynika to z faktu, że podczas dyktatury pułkowników przedstawicie-le właśnie tej opcji politycznej walczyli o swobody obywatel-skie. A dyktatura stosowała bru-talne metody wobec opozycji. Niestety mocarstwa zachodnie przymykały oko na prześlado-wania z obawy przed rozszerze-niem się komunistycznego bloku wschodniego. Kiedy zobaczy-łam studentów obchodzących rocznicę zamieszek na Politech-nice Ateńskiej, maszerujących po ulicach Rodos z czerwonymi flagami w dłoniach, powiem szczerze, osłupiałam. Zamiast przyłączyć się do pochodu, do czego próbowały mnie nakłonić liczne okrzyki kolegów, udałam się czym prędzej do biblioteki, żeby dowiedzieć się co oznacza cała ta maskarada.

Przewrót „czarnych pułkowników”

Rankiem 21 kwietnia 1967 roku doszło do przewrotu „czar-nych pułkowników” (Georgios Papadopulos, Stilianos Pattakos,

Page 35: Gazeta Uliczna 08/2006

35

HISTORIE Z KRAJÓW EUROPEJSKICH...

Nikolaos Makarezos). W Ate-nach kadeci szkoły wojsk pan-cernych otoczyli budynki radia, parlamentu, Pałacu Sprawiedli-wości i zajęli lotnisko. W nocy z 21 na 22 kwietnia przepro-wadzili aresztowania najważ-niejszych polityków, intelektu-alistów i dziennikarzy. Główni przywódcy spisku byli nieznany-mi pułkownikami, a ich „teorety-kiem” Georgios Papadopoulos, nacjonalista i antykomunista, ofi-cer greckiego wywiadu współ-pracujący z CIA. Pułkownicy zdecydowali się na pucz chcąc zapobiec zwycięstwu lewicowej Unii Centrum w wyborach do parlamentu. W dniu zamachu zawiesili 11 artykułów konstytu-cji i ogłosili w kraju stan wyjąt-kowy. Zamach był całkowitym zaskoczeniem, a zmęczone cią-gnącymi się od zakończenia dru-giej wojny światowej walkami o władzę społeczeństwo, zare-agowało raczej apatycznie. Król Konstantyn II, popierany przez premiera Kolliasa, podjął próbę obalenia spiskowców. Udał się na północ kraju, gdzie spodzie-wał się poparcia armii i ludności cywilnej, lecz wojsko pozostało wierne pułkownikom. Król wraz z rodziną i premierem udali się do Rzymu. Pułkownicy detroni-zowali Konstantyna i ustanowili gen. Georgiosa Zoitakisa regen-

tem. Hunta (dyktatura pułkow-

ników) wyróżniała się szcze-gólnie brutalnymi metodami działania, represjami i niekom-petencją w rządzeniu krajem. Obowiązywał zakaz prowadze-nia jakiejkolwiek aktywności politycznej, represjonowano i więziono działaczy o orienta-

cji lewicowej. Wprowadzono dekret o karze śmierci za prze-stępstwa polityczne. W Ate-nach i Salonikach ustanowiono sądy wojskowe, a na wyspach Jaros i Leros założono obozy odosobnienia. Dochodziło do stosowania wyrafinowanych

tortur. Wszechobecna była tajna policja pod kontrolą gen. Ian-nidesa. Zawieszono swobody obywatelskie. Cenzura objęła prasę i literaturę. Zakazano na-wet wykonywania niektórych gatunków muzyki. Szczególnie szykanowane było rembetiko (rodzaj muzyki granej na tra-dycyjnej greckiej gitarze) i gra w karty - kumkana, uważane za rozrywki „zdegenerowane”. Obowiązywał zakaz noszenia długich włosów przez mężczyzn i krótkich spódniczek przez kobiety. Wszystko co miało z związek z komunizmem, ate-izmem, bądź kulturą popularną było wrogiem systemu. Promo-wano nacjonalizm i „moralność chrześcijańską”.

Żeby zjednać sobie poparcie chociaż części społeczeństwa, Papadopoulos poświęcał wię-cej uwagi rozwojowi wsi, któ-ry dotychczas znajdował się na marginesie greckiej polityki go-

spodarczej. Biedni, konserwa-tywni, religijni rolnicy wspiera-li go, gdyż widzieli w nim jed-nego spośród siebie. Pochodził on bowiem z ubogiej rodziny, jego jedynym wykształceniem była akademia wojskowa, jego przemowy były proste i dobit-

Page 36: Gazeta Uliczna 08/2006

36

ne, a jego nazwisko brzmi dla greckiego ucha tak jak dla nas „Kowalski”.

Na emigracji powstał ruch opozycyjny. Działacze komu-nistyczni powołali Patriotyczny Ruch Antydyktatorski. Stany Zjednoczone świeżo po zama-chu wycofały swoją pomoc dla

Grecji, ale potem porozumiały się z Papadopoulosem. Najbar-dziej krytyczne wobec zaistnia-łej sytuacji były kraje skandy-nawskie i Holandia. Dzięki nim wysłano do Grecji komisje Rady Europy i Europejskiej Komisji Praw Człowieka, które stwier-dziły represyjny, antydemokra-tyczny i autorytarny charakter rządów. W konsekwencji Grecja wystąpiła z Rady Europy. Z dru-giej strony ZSRR, NRD, Polska, Rumunia i Bułgaria podpisa-ły z Grecją umowy handlowe. W 1972 nawiązano stosunki z Chińską Republiką Ludową.

Czołgi wkraczające na teren Politechniki

Ateńskiej

Z czasem rządy Papadopo-ulosa stawały się coraz bardziej dyktatorskie. Pozbawił on waż-nych stanowisk nawet swoich najbliższych współpracowni-ków, z którymi przeprowadzał zamach. Jego portrety znajdo-

wały się we wszystkich miej-scach publicznych. Pojawiały się jednak coraz poważniejsze trud-ności gospodarcze i coraz gwał-towniejsze protesty społeczne. 1 kwietnia 1973 Papadopoulos w przemówieniu radiowym ogłosił, że znosi monarchię i po-dejmuje obowiązki tymczasowe-go prezydenta. 3 listopada 1973 roku w Atenach przy okazji uro-czystości żałobnych w rocznicę śmierci Papandreu doszło do starć studentów z policją. Kilka osób aresztowano, co stało się bezpośrednim bodźcem dla pro-testów na Politechnice Ateńskiej. W dniach 16-18 listopada około 5 tysięcy osób zabarykadowało się na uczelni. Z radiostacji stu-denci apelowali do mieszkańców miasta o zorganizowanie strajku powszechnego i obalenie dykta-tury. 17 listopada przywrócono w kraju stan wyjątkowy. Oddzia-ły szturmowe i czołgi ruszyły na Politechnikę.

Dowódcy armii uznali, że wy-stąpienia te były konsekwencją „słabości” rządów Papadopo-ulosa i, w nocy z 23 na 24 listo-pada 1973, doszło do zamachu, zorganizowanego przez szefa tajnej policji Dimitriosa Ioanni-desa. Papadopoulos został aresz-towany. Mianowano premiera i prezydenta, ale rzeczywista władza spoczywała w rękach despotycznego i bezwzględne-go Ioannidesa. Nastąpił okres jeszcze brutalniejszych represji.

Do upadku dyktatury, oprócz protestów społecznych, przy-czyniła się nowa faza konflik-tu cypryjskiego. Pułkownicy, a ściślej mówiąc, Ioannides, chciał przyłączyć Cypr do Gre-cji, czemu był przeciwny pre-zydent republiki, arcybiskup Makarios. Ioannides oskarżył Makariosa o zdradę interesów greckich i postanowił go usu-nąć. Arcybiskup cudem unik-nął śmierci, gdy zamachowcy zaatakowali jego pałac 15 lipca

1976 roku. Prezydent udał się do bazy brytyjskiej na Cyprze, a następnie uciekł do Londynu, skąd w apelu radiowym zwrócił się do Cypryjczyków i wielkich mocarstw o pomoc. Następnie pojechał do Nowego Jorku, do siedziby ONZ. Zamachowcy przejęli władzę na Cyprze, na co natychmiast zareagowała Turcja, rozpoczynając inwazję z morza i z powietrza. Wkrótce na żądanie Rady Bezpieczeń-stwa ONZ Grecja i Turcja za-wiesiły broń. ONZ zapewniło powrót Makariosa na wyspę, a winą za incydenty obciążono rząd grecki, który podał się do dymisji. Nowy rząd utworzony został przez Konstantinosa Ka-ramanlisa, przywódcę prawico-wej partii Nowa Demokracja. W wyniku referendum (1974) Grecja przestała być monarchią i stała się republiką. W roku 1981 została przyjęta do EWG. W 1981 władza przeszła w ręce opozycji - Panhelleńskiego Ru-chu Socjalistycznego (PASOK) Andreasa Papandreu. Z krótką przerwą na rzecz rządów pra-wicy (1990-1993) socjaliści rządzili Grecją do roku 2004. Obecnie partią rzadzącą jest Nowa Demokracja.

O tym, jak szukałam pracy w Grecji

Po raz pierwszy szukałam jej wraz ze znajomymi pod-czas wakacji po drugim roku studiów, kiedy to za radą swo-jego nauczyciela wybrałam się w okolice Salonik, aby zbierać brzoskwinie. Odszukaliśmy ku-zynów mojego profesora, lecz ku naszemu zdumieniu, nie byli oni, zgodnie z zapowiedziami, posiadaczami plantacji prze-pysznych, soczystych owoców, lecz stacji benzynowej. Dal-sze poszukiwania były równie pełne niespodzianek. Wszyscy

Page 37: Gazeta Uliczna 08/2006

37

rolnicy mieli dla nas pracę „na dzień dobry”, ale zmieniali zda-nie po piątej, czy szóstej kawie lub ouzo (grecka wódka z ryżu), kiedy zaczynaliśmy coraz bar-dziej naciskać, zniecierpliwieni upływem czasu oraz gotówki. Tak z północy Grecji zawędro-waliśmy aż do Aten gdzie dwie staruszki, mieszkające w domu spokojnej starości na przedmie-ściach i zajmujące się pośred-nictwem pracy, wysłały nas na Samos. Licząc na to, że los się odmieni, wydaliśmy ostatnie pieniądze na prom. Problemy za-częły się już w porcie. Pan, który miał nas stamtąd odebrać odmó-wił zabrania ze sobą całej piątki, twierdząc, że jego szefowa, De-spina, wspominała tylko o trzech osobach. Cóż, postanowiliśmy zaryzykować. Ja wraz z kolegą zostaliśmy w porcie i rozpoczę-liśmy poszukiwania na własną rękę, a reszta pojechała poznać panią Despinę, która zaoferowa-ła im pensję o połowę niższą niż ta, o której wspominały staruszki w Atenach i wymagała kilkuna-stogodzinnej pracy 7 dni w tygo-dniu. Niektórzy zdecydowali się zostać i uciułać parę groszy na powrót do kraju, a inni protesto-wali przeciwko jej rozkazom, co zaowocowało ich zwolnieniem po 4 dniach. Resztę lata spędzi-li koczując na plaży i zajadając arbuzy niewiadomego pocho-dzenia. Ja znalazłam ostatecz-nie dość dobrą pracę w dużym ośrodku hotelowym i byłam w stanie wspomóc trochę przy-jaciół, którzy zbierali przez jakiś czas oliwki, a kiedy tylko było już ich na to stać, czym prędzej czmychnęli do Polski.

Te przygody nie zniechęciły mnie. Kiedy skończyłam studia, pomyślałam, że całkiem do-brym pomysłem na zarobienie jakichś pieniędzy mogłoby być wykonywanie pracy rezydenta. Udałam się na targi turystyczne w Poznaniu i rozdałam swoje

CV na stoiskach ofe-rujących wycieczki do słonecznej Hellady. Kilka miesięcy póź-niej otrzymałam ma-ila o treści: jeżeli jest pani zainteresowana pracą w Grecji, pro-szę o pilny kontakt. Tydzień później wsia-dałam do samochodu pana Millera, szefa biu-ra turystycznego, aby wyruszyć w podróż na południe. Pan Miller opowia-dał mi podczas drogi o swoim życiu zawodowym i osobistym i nie pozwolił zmrużyć oka ani na sekundę. Kiedy dotarliśmy pod Olimp i odbyliśmy kilka sennych rozmów z właścicie-lami hoteli, mój przyszły (?) szef zaproponował obiad oraz kolejną szklaneczkę wina, a po-tem odsłonił karty. Otóż… jego metoda pracy polega na tym, że wiąże ze sobą rezydenta rów-nież prywatnie. Jeżeli nie wiem co to znaczy wiązać kogoś ze sobą prywatnie, to tym lepiej, jego zdaniem. Jedno jego oko zwężało się gwałtownie a z dru-giego padały błyskawice, kiedy próbował mnie przekonać, że ta metoda, choć niekonwencjonal-na, jest słuszna i sprawdza się od wielu lat, gdyż gwarantuje zaufanie pomiędzy nim, a jego najważniejszym pracownikiem.. Cóż, ja pozwoliłam rozwiać so-bie tylko złudzenia i czym prę-dzej ruszyłam stopem do Aten a stamtąd do Patry.

Po druzgocącym szoku jaki spotkał mnie podczas dysku-sji z panem Millerem, ogląda-łam świat bardzo podejrzliwym okiem. Kiedy wspinałam się na wzgórze w Patrze, aby zobaczyć z bliska stojący na nim zamek i spostrzegłam chroniącego się pod drzewkiem polskiego góra-la, doprawdy nie miałam pojęcia, czy to moja percepcja została zachwiana do tego stopnia, czy

zaiste świat stanął na głowie. Nierówno ostrzyżony chłopak o niebieskich, szeroko otwartych oczach i słowiańskich rysach, przyodziany w lniane spodnie, ka-pelusz góralski i kierpce siedział na plecaku turystycznym, a obok trzymał jasną torbę wypchaną przeróżnymi piszczałkami. Ode-zwał się po polsku i okazało się, że nie zwariowałam. Droga po-trafi zaskakiwać na wiele spo-sobów. Młodzieniec podróżuje po Europie i zarabia, grając na uli-cy, od 50 do 150 euro dziennie. Zbiera na swoją wymarzoną po-dróż do Azji oraz go-spodarstwo agrotury-styczne, które chciałby kiedyś założyć. Takie są jego plany, ale… „Bóg wszystko wery-fikuje”, więc daje się prowadzić. Po tym przecudnym spotkaniu wsiadłam na prom i popłynęłam do Włoch, gdzie przed odlotem zdążyłam jeszcze pospacerować po Forum Roma-num i znaleźć ukojenie na sło-necznym, dosłownie skąpanym w jasności placu św.Piotra oraz zatrzymać się nad grobem nie-dawno zmarłego Jana Pawła. Po raz kolejny wróciłam do domu pełna świeżej energii.

MAŁGORZATA MALAK

Autorka jest absolwentką etnolingwistyki na UAM w Poznaniu, tłumaczką języka greckiego, anima-torką w Szkole Liderów Ekonomii Społecznej.

Page 38: Gazeta Uliczna 08/2006

38

1. wyspa2. dom pszczół 3. miara cieczy4. Urząd Pracy5. kod do bankomatu6. państwo w Azji7. raj8. klaun9. zachcianka10. nowe życie11. zimozielony krzew12. między Poznaniem a Opolem13. północna wyspa14. stary czołg 15. państwo na Bałkanach 16. → wstyd16. ↓ kwitnący krzew17. przemarsz wojsk18. → może być wiklinowy18. ↓ harcerskie lóżko19. → list więźniarki19. ↓ wspólnota20. japoński żołnierz 21. Bohdan 22. „Aida”23. pełna obaw24. państwo Ameryki Południowej25. samochód dostawczy

26. moda kobieta27. żeńskie imię28. horyzont29. nazwisko aktorki amerykańskiej30. głos żeński31. chorwacka wyspa32. oleiste ziele33. we włosach dziewczynki34. kompozytor35. jaja ryb36. np. Czerwone37. brud38. rodzaj gleby39. wiecznie kwitnąca roślina40. przy sankach41. np. indiański42. czapka francuskiego policjanta43. pies Stasia i Nel44. tłuszcz roślinny45. … Nowak 46. insekt47. mnóstwo48. Największa pustynia świata49. wyspa japońska 50. → …, secundo50. ↓ Film Pasikowskiego51. w … Macieju52. miasto, w którym produkowano autosany

53. gaz54. → srebrna czerń54. ↓ biały55. drzewo Anglika56. kana wspak57. nie Anglika58. szwedzki zespół59. palisada60. poznański informator kulturalny61. egipski bóg62. praca63. pierwiastek64. Cyganka z „Chaty za wsią”65. hinduistyczna bogini66. część czapki67. pajac68. obóz pracy69. na Mazurach70. rzeka w Wenezueli71. po winie72. nokaut73. państwo na Morzu Karaibskim74. miejsce odnowy biologicznej75. spółka akcyjna76. domena internetowa z Irlandii77. dźwięk w gamie78. funkcja matematyczna79. Uniwersytet w Stanach Zjednoczonych

Krzyżówkę opracowała: Teresa Wojtkowiak – sprzedawca „Gazety Ulicznej”

Krzyżówka

>> Prawidłowo rozwiązaną krzyżówkę prosimy przysłać do 20 sierpnia br. na adres redakcji. Zwycięzca losowania otrzyma ciekawą nagrodę.

Page 39: Gazeta Uliczna 08/2006
Page 40: Gazeta Uliczna 08/2006

POZNAŃ POZNAŃ POZNAŃ POZNAŃ POZNAŃ POZNAŃ POZNAŃ

POZNAŃ ,56

„Żądamy chleba”

„Chcemy wolności”

„Precz z komunizmem! Precz z Rosją!”

„Zakończyło się wasze panowanie! Pracujemy na was darmozjady!”

„Chcemy Polski katolickiej, a nie bolszewickiej!”

„Żądamy wolnych wyborów!”