60
1/101/10/D Czwartkowe Obiady u Diabetyków Stąd do wieczności Zanurzeni w sieci

ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Echo Życia

Citation preview

Page 1: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

1/10

1/10

/D

Czwartkowe Obiady u Diabetyków

Stąd do wiecznościZanurzeni w sieci

Page 2: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Życie jest szansą, schwyć ją.Życie jest pięknem, podziwiaj je.Życie jest radością, próbuj ją.Życie jest snem, uczyń je prawdą.Życie jest wyzwaniem, zmierz się z nim.Życie jest obowiązkiem, wypełnij go.Życie jest grą, zagraj w nią.Życie jest cenne, doceń je.Życie jest bogactwem, strzeż go.Życie jest miłością, ciesz się nią.Życie jest tajemnicą, odkryj ją.Życie jest obietnicą, spełnij ją.Życie jest smutkiem, pokonaj go.Życie jest hymnem, wyśpiewaj go.Życie jest walką, podejmij ją.Życie jest tragedią, pojmij ją.Życie jest przygodą, rzuć się w nią. Życie jest szczęściem, zasłuż na nie.Życie jest życiem, obroń je.

Matka Teresa z Kalkuty

Życie jest...

Page 3: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

1

Zamieszczamy przedruki dla celów dydaktycznych i edukacyjnych w oparciu

o przepisy art. 25, 26, 29,3 3 i 49 ust. 2 ustawy o prawie autorskim i prawach

pokrewnych z dn. 4.02.1994 r. Dz.U z dn. 23.02.1994 r. nr 24, poz. 83) i przyjęte

zwyczaje edytorskie.

Wydawca:Polskie Stowarzyszenie DiabetykówOddział Wojewódzki w Białymstoku

Adres redakcji:ul. Warszawska 23 15-062 Białystok

tel. 85 741 57 01, tel./fax 85 732 99 74e-mail: [email protected]

www.echozycia.pl

Redaktor naczelna:Danuta Maria Roszkowska

Z redakcją współpracują:Anna DanilewiczAndrzej JaroszPaulina KubackaKrzysztof MalinowskiJustyna MałaszkiewiczLiliana Mrózekprof. med. Danuta PawłowskaMałgorzata RakowskaDominika Roszkowska-wolontariuszkaPaweł RudnickiJoanna SacharczukRenata SaniewskaDominik SołowiejEliza SzadkowskaDariusz Szada-BorzyszkowskiEwa SzarkowskaLucyna SzepielJoanna WasilewskaAnna WorowskaAgnieszka WysockaDorota WysockaPatrycjusz Zarzycki

Wydanie magazynu zostało dofinansowane przez Państwowy

Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych

Jeśli w nieszczęściu człowiek zdoła odnaleźć mądrość, może nadać nowe znaczenie nawet najboleśniejszemu cierpieniu.

Św. Katarzyna z Sieny

Zapewne każdy, my-śląc o swojej przyszłości, pragnie aby była pomyślna, spokojna i szczęśliwa. Na ogół, jeśli oczekujemy „niespo-dzianek” losu, to raczej tych dobrych. Tymczasem w życiu bywa różnie, nagle spotyka nas coś złego, czego nie życzylibyśmy nikomu, a już na pewno sobie. Takie zdarzenie – nieszczęście najczęściej burzy dotychczasowy porządek i przekreśla perspektywę szczęścia i spokoju.

Często, aby nie dać się wciągnąć w otchłań rozpaczy, wystarczy spojrzeć na to odmienione życie z innej strony. Być może wówczas zrozumiemy, że to co nas tak boleśnie dotknęło, to jeszcze nie koniec świata. Będzie to początek przekierowania naszych myśli na nowe tory, w ślad za którymi obudzi się pragnienie działania. Okaże się wtedy, że można zapanować nad nową sytuacją, a każdy następny dzień wnie-sie nowe wartości, będzie bogatszy o nowe doświadczenia i sukcesy – choćby te drobne. Warto pamiętać, że siła, która „góry przenosi” jest w każdym z nas. Ta wiara dzięki której wszystko co robimy, stanowi miarę człowieczeństwa i określa wartości życia. Również naszego.

Danuta Maria RoszkowskaNa okładce: Dominika Roszkowska i Adam Zieleniecki

Page 4: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

SPIS TREŚCIstrona 4 - Stąd do wieczności

strona 7 - Lot Igora strona 12 - Bieguny Marka Kamińskiego - czyli jak realizować marzenia strona 16 - Na ulicy

strona 19 - Pozytywne aspekty z budowania partnerstwa dla realizacji działań społecznych

strona 24 - W każdej chwili możesz liczyć na mnie

strona 27 - Zanurzeni w sieci strona 30 - Poznanie i tajemnica

strona 32 - Uwaga Dziecko

strona 34 - Zawierz słowu

2

Page 5: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

strona 39 - Coś na ząb

strona 42 - Jak pokonać stres

strona 44 - Pod górkę do zwykłej szkoły strona 48 - Uparciuchy i Pasjonaci

strona 51 - Edukacja i integracja „w raju”

3

Page 6: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Stąd do wieczności

4

Page 7: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Stąd do wieczności „Bał się tylko niedźwiedzi” – pisałem przed rokiem na łamach „Echa Życia”; „Wózkiem inwalidzkim na lodowce” o „wypra-wie z insuliną” na Spitsbergen czy „Sprawny inaczej” to wybra-ne tytuły z „Pena”, czasopisma dla osób z cukrzycą. Rejs jachtem „Down North” za koło podbiegunowe, także na wózku inwalidzkim, był ostatnim wyzwaniem LESZKA BOHLA.Niepełnosprawny sportowiec z Torunia, podróżnik, korespondent „National Geographic” zmarł 30 maja, jako jedyny podczas ewakuacji 12 członków załogi w Zatoce Pomorskiej, 20 mil morskich na północny zachód od Świnoujścia. Szkuner z polską załogą zatonął. Uratowano wszystkich z tonącego jachtu. Niestety, ten na wózku inwalidzkim przeszedł najprawdopodobniej zawał ser-ca, nie dotarł do polskiej stacji badawczej Hornsund na Spitsbergenie, skąd miał wrócić 10 października 2015 r.- Poruszając się zwykłym wózkiem już po mieszkaniu napotyka się na przeszko-dy – mówił mi przed laty Leszek Bohl. - Dla typowego wózka jest nią dywan czy przejazd przez próg. To nie są żarty. Przechylenie się do tyłu, aby podnieść przednie koła, grozi wywrotką. Dlatego uruchomił „LBMSerwis”, gdy potrzebny był mu widelec do wózka. A potem podjął współpracę z firmą „Bio Bike” Bogdana Kondeja z podto-ruńskiej wsi Grzywna, byłego kolarza, dziś jednego z najlepszych w Euro-pie producentów rowerów wyczynowych. To ta firma produkuje pojazdy z wykorzystaniem skomplikowanej technologii klejenia karbonu. Na takich wózkach-rowerach niepełnosprawni mogą pędzić w pozycji leżącej z pręd-kością niemal 80 km na godzinę, mogą wygrywać maratony w Nowym Jor-ku czy Bostonie. Wszystko napędzane jest siłą mięśni rąk. I na tych wózkach Leszek Bohl ukończył kilkanaście maratonów, na handbike’ach szosowych bił kolejne rekordy życiowe. Ciągle mu było mało, ciągle jakby na przekór nie poprawiającej się przecież ogólnej kondycji zdrowotnej; jakby nie prze-szedł przed kilkunastu laty wypadku, jakby nie doszło do tzw. stawu rzeko-mego (powikłanie gojenia złamania kości w postaci trwałego braku zro-stu między odłamami kostnymi); zapominał, że miał zaburzenia związane z wymianą i krążeniem płynu mózgowo-rdzeniowego, neuropatię cukrzycową, miażdżycę, arytmię serca i jeszcze kilka schorzeń.Niedawno odkrył swoją kolejną pasję – ekstremalne podróże; udowodnił, że można osiągnąć trudne cele wbrew niepełnosprawności, wbrew poważnym schorzeniom. Zdobył koło podbiegunowe w Finlandii, poruszając się na wózku po śniegu i lodzie. Poleciał na lodowce Spitsbergenu. Jako pierwszy człowiek skazany na wózek jeździł samodzielnie po śniegach i lodach tej najwięk-

5

Page 8: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

szej wyspy na archipelagu Svalbard. - Teraz zaliczyłem pełną Arktykę - 78. sto-pień to wielka radość dla mnie – mówił mi po tej wyprawie. - Jestem bardzo szczęśliwy. Było piekielnie ciężko. To miejsce dla twardych ludzi. Tam nie ma czasu na rozczulanie się nad ułomnymi osobami; one po prostu wypadają z gry na Spitsbergenie. Tam nie ma osób starszych i chorych - odsyłani są na ląd, do Norwegii…Niełaskawy los odesłał go z tego świata. Stąd do wieczności. Mimo cukrzycy, wielu innych schorzeń, mimo kalectwa, na przekór wszystkiemu stawiał sobie nowe, coraz trudniejsze wyzwania. I podoływał im. Aż do 30 maja, kiedy to okrutny szkwał zabrał Go na zawsze…Mam poczucie, że nie tylko mnie będzie brakowało pozytywnie zakręconego 53-letniego LESZKA. Mam wrażenie, że i naszym czytelnikom brakować będzie kolejnych relacji z Jego wypraw i wyczynów. Pokój Jego pamięci.

Andrzej Karnowski

Fot. Andrzej KarnowskiNa takich handbike’ach szosowych bił kolejne rekordy życiowe w maratonach.

6

Page 9: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Stał tak może już kwadrans, bez ruchu, jak urzeczony wpatrując się w niebo. Magiczny błękit z rozsianymi gdzieniegdzie kłębiastymi cumulusami. „Dlaczego ludzie nie umieją latać…?” – powtórzył w myślach. Jednak on przypiął do ramion skrzydła. Szczęście, które nim wówczas zawładnęło, było ogromne. I trwa do dziś. Igor miał wrażenie, że dawno już znajduje się w dro-dze, w jakimś rozpędzie, w gwałtownym parciu naprzód, którego żadna siła nie jest w stanie powstrzymać. Nic już nie zahamuje tego rozmachu, swobodnej podróży ku niebu. Pokochał ciszę. Tam, w górze był sam, wśród ciszy. Wiatr mu tylko towarzyszył, leciuchny, pieszczący delikatnie skrzydła jego szybowca, muskający kabinę, w której schronił się na czas lotu. Cisza, to brak słów, za którymi czasem tęsknił, to milczenie tych, z którymi lubił rozma-wiać. Cisza, to wyłączone radio, nieme wskaźniki wysokości i ciśnienia, to ściany białe, z któ-rych zdjęto obrazy. Cisza, to gęsta wata chmur, lepka mgła… I magia horyzontu, która urzekła go już dawno temu, gdy jeszcze jako chłopak zadzierał głowę do góry, stojąc na zielonym dywanie lotniska. „Czy potrafiłbyś zamknąć w dłoni błękit nieba?” Najpierw były książki. Gdy inni czytali o piratach i poszukiwaczach złota, on czytał o samo-lotach, o przestworzach. Później była modelarnia. Pierwsza „Jaskółka”, pieczołowicie klejona z listewek i bibuły, uniosła się w górę, a on wraz z nią, pełen marzeń, że jest tam, nad hory-zontem. I pierwsze loty „Czaplą”. Zawsze porównywał je do żeglowania. Żeglował, unoszony przez wiatr, wysoko nad chmurami, czasem pod, mając pierzastą watę na czubku głowy, krążąc w „kominie” z sokołami czy jastrzębiami, w ciszy, którą tylko szybownik może tak pokochać. A gdy pewnego razu bocian, dla odpoczynku zapewne, musnąwszy nogami po szybowcowym skrzydle zakołysał się tuż obok, dreszcz go przeszył niewysłowiony, przenikliwy, dreszcz, który w pamięci pozostanie już do końca życia. Bo któż jeszcze na ziemi przeżył tak piękną chwilę, jak on – podniebny podróżnik – i ptak, co dwa razy w roku przemierza tysiące mil, gdy na moment spojrzeli sobie w oczy w niemym porozumieniu, szczęśliwi wolnością i bezkresną przestrzenią.

Lot Igora Chciałbym rozpędzić się, rozłożyć ramiona i… polecieć…

Dlaczego ludzie nie umieją latać?

7

Page 10: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

I natychmiast odleciał, robiąc na pożegnanie krąg wokół szybowca. Chłopak chciał się puścić za nim w pogoń, na wyścigi, ale czyż mógłby się mierzyć z mistrzem przestworzy, któremu każ-de pióro sprzyjało, każdy podmuch był na jego rozkazy? Uśmiechnął się tylko do odlatującego przyjaciela i pomachał skrzydłem na pożegnanie. - Ptaków nie dogonisz, ale musisz je obserwować, podglądać – mawiał mu zawsze instruktor. – One wiedzą, gdzie silniejsze prądy, gdzie lepsze wznoszenie. Bierz z nich przykład. Ale pamię-taj, w szybownictwie najważniejsza jest prędkość. Jeśli masz prędkość, królujesz w przestwo-rzach, masz siłę nośną i sterowność. Świt rumiany od zorzy zastał go na lotnisku. A potem dzień wesoły, iskrzący słońcem po jasnym niebie i wiatr miły, co przyganiał białe, puszyste obłoki, zwiastuny trwałej pogody. Dziś znowu poleci. Znów spojrzy z przestworzy na piękną ziemię. Ileż razy zachwycał się tym widokiem, tymi łąkami kipiącymi od kwiatów, które, gdy patrzysz na nie z góry, w barwny dywan się układają i szepczą najczul-sze tchnienia w letnich porywach wiatru. I te rzeczułki, delikatnie snujące się wśród pól, tworzące latem rozlewiska, z wysoka tak niewielkie, bar-dziej kałuże przypominające, gdy patrzysz na nie spoza skrzydła. Jakież to szczęście dał mu los. Ale tym razem nie sam poleci. Jego zadanie jest inne. Usiądzie za sterami Wilgi, wyniesie w przestworza młodego pilota, który w szybowcu na holu wyczepi się do pierwszego samodzielnego lotu. Kochał takie chwile, bo pamiętał siebie, gdy jego marzenia się spełniały. Moment wyczepienia szybowca był jak skok w przepaść. Teraz tylko rozwinąć skrzydła i polecieć… I – poleciał. Tyle lat już minęło, a on wciąż z głową w obłokach, jak z uśmiechem mówią o nim przyjaciele. Prądy wznoszące, loty żaglowe, kominy ter-miczne, to jego świat wymarzony. I Diamenty, szybowcowe nagrody za przeloty, z których jest taki dumny. Teraz ktoś inny sięgnie obłoków, z jego pomocą poleci wysoko, ku swojej przygodzie życia. Kto wie, może kiedyś ten młody chłopak też zdobędzie swój pierwszy Diament?„Ma chłopak szczęście – pomyślał – pogoda znakomita, i te cumulusy w szlak uło-żone, że tylko przysiąść na nich i płynąć w bezmiar”. Z zazdrością patrzył w niebo, bo jakaś narkotyczna siła kazała mu patrzeć w górę i nawigować wśród pierzastych obłoków. Ten lot miał być szkoleniowy. Niewysoki, wyczepienie na trzystu metrach. Dwa, trzy okrążenia i powrót, lądowanie. Igor podszedł do swojej maszy- n y . Wszystko przygotowane, wyczepienie uzgodnione. Igor, jak tylko poczuje k o m i n , zamacha skrzydłami, da znak do samodzielnego lotu. Młody pilot zajął już miejsce w kabinie „Pirata”. Jeszcze chwila i rozpoczęli wznoszenie. Miarowa praca silnika i znów ten miły szum po-wietrza na zewnątrz. Jednak inny, nie jak w szybowcu. Igor spokojnie obserwował wysokościo-mierz. Wskazówka na stu, na dwustu metrach. I jeszcze nieco wyżej, ku chmurom, ku prądom. Za chwilę pozwoli koledze na wyczepienie. Wtedy młody pilot sam poleci – ku obłokom. Trzysta metrów. I nagłe szarpnięcie. Szybowiec z tyłu uniósł się nagle w górę pociągając za ogon holujący go samolot. Świadkowie lotu stojący na dole z zadartymi ku górze głowami oniemieli. Szybowiec się nie wyczepił. Pod nim pionowo w dół zawisła Wilga. Teraz dopiero lina „Pirata” zerwała się, nie wytrzymując niebywałego ob-

8

Page 11: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

ciążenia, a maszyna Igora runęła pionowo w dół. Pilot był bez szans. Wprawdzie zdążył jesz-cze skontrować nagły lewy skręt grożący korkociągiem, jednak Wildzie zabrakło już miejsca na spłaszczenie lotu. Na lotnisku ktoś podniósł krzyk, ktoś zakrył twarz, by nie widzieć zderzenia z ziemią. Igor już tego nie spostrzegł próbując walczyć z wysokością. Silne pociągnięcie za stery nie zdołało ustawić samolotu w poziomie. Maszyną szarpnęło tylko, dziób z wielkim tru-dem uniósł się nieznacznie. Igora ogarnęło przerażenie. Wiedział, że jest za nisko, by wypro-wadzić Wilgę na prostą. Sosny błyskawicznie rosły mu w oczach, rozróżniał już pojedyncze drzewa. Nie próbował się zastanawiać, dlaczego szybowiec poderwał mu ogon. Domyślał się, że musiał dostać od spodu powietrzną bańkę, która wyniosła go w górę. Młody pilot nie zdą-żył wyczepić linę. Strach nie mieścił się już w sercu, dusił za gardło, kazał wołać chrapliwie jakieś słowa bez związku. „Wyłączyć iskrownik, wyłączyć iskrownik” – powtarzał jak mantrę. Pamiętał, czego się uczył na szkoleniach. Przed uderzeniem w ziemię wyłączyć iskrownik. Miał świeżo zatankowany samolot, pracujący iskrownik to pewna śmierć w płomieniach. Gardło ponownie ścisnął mu strach, w ustach poczuł słodki smak. Przed oczami miał biegnącą ku nie-

mu ziemię. Czy tak ma wyglądać koniec? Śmierć zabiera człowieka na koniec życia; on runął w śmierć, choć żył jeszcze. Ale już poczuł szarpanie śmierci. Siła odśrodkowa wcisnęła go w fotel, świat przed oczami zmętniał. „Wyłączyć iskrownik”. Jeszcze jedna zuchwała decyzja

i ważącą chyba ze sto kilo rękę Igor wysunął ku iskrownikom. Palce tylko musnęły kokpit i na krótki czas zapadła ciemność, jakby cztery strony świata sta-

nowił czarny aksamit. Maszyna ścinała już skrzydłami wierzchołki drzew, przebijała się przez gęste ga-

łęzie, by opaść z hukiem na ziemię. Jakże chciał wtedy żyć. Nie wiedział, czy stracił przytomność

i na jak długo. Zdziwił się, że jeszcze oddycha, że jeszcze potrzebu-je powietrza. Upadek nastąpił niedaleko lotniska, pomoc mogła na-

dejść szybko. Ale nawet najszybsza pomoc nie uchroni go przed ogniem. „Żyję!” – pomyślał. - „Palę się?” – zapytał sam siebie.

Bał się śmierci w płomieniach. Dymu jednak nie poczuł. Le-żał, odwlekając moment jakiegokolwiek ruchu, oddycha-

jąc nieregularnie. Serce dudniło mu głucho. Poczuł się zmęczony, chciał odpocząć, jak po długim biegu.

Przymknął oczy, natychmiast je jednak otwo-rzył. „Nie mogę zasnąć, muszę się ratować”

– znowu pomyślał o ogniu. Ledwie się p o r u - szył, gdy zawył z bólu. Dłonie zaczęły p o w o l i obmacywać ciało. Szukał złamań, krwi. I nagle – przeraził się. Prawej nogi nie czuł, a wręcz od- nalazł ją niemiłosiernie wy-kręconą i spoczywają- cą mu na brzuchu. Usły-szał zgrzyt rozbitej maszyny, ona wciąż jeszcze łamała się. To porozrywane blachy i drewno wydawały te dziwne dźwięki. Igor poczuł, że po twarzy spływa mu krew. Miał ją już w ustach, zalewała mu oczy.

9

Page 12: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Przetarł dłonią czoło. Zorientował się, że nie da rady opuścić kabiny. Potwornie poła-mana noga i ciało bezwładnie uwięzione w pasach. „Dlaczego jeszcze nie ma ognia?” – pomyślał. – „Czy zdążą przed pożarem?” Z ogromnym wysiłkiem odpiął pasy i opadł plecami na sufit maszyny. Ponownie zaczął badać obrażenia. - Lewa noga w porządku – już głośno rzekł sam do siebie. Pomyślał, że tak będzie le-piej, mówić głośno, by siebie słyszeć. Skupił się na prawej nodze. Obrócona o 180 stop-ni, przyciśnięta zerwanym silnikiem. Dotknął jej i ponownie zawył z bólu. Szarpnął się, próbując uwolnić nogę. Nagle przyszła mu do głowy myśl o lisie, co odgryza łapę, by uwolnić się z potrzasku. Zrobiłby to samo, gdyby tylko mógł. Lada chwila mogą pojawić się płomienie. Przez rozbitą kabinę spojrzał na drzewa. Jakże pięknie zaświeciło słoń-ce. Przedzierało się przez połamane gałęzie, by dotrzeć do jego twarzy. Czyżby na do widzenia? Dojrzał chmury, gdzieś tam wysoko między nimi szybowiec. A może to tylko wyobraźnia płatała mu figle, bo czyż mógł cokolwiek dostrzec leżąc w rozbitej kabinie Wilgi? Poczuł muchy łażące mu po twarzy. „To dobrze, to znaczy, że się nie palę” – po-wiedział. Ponownie otarł ręką twarz, ale to nie muchy znalazł na niej, tylko krew sączącą się z porozcinanej skóry. Dowiedział się później, że na pomoc czekał piętnaście minut. - Tylko tyle? Myślałem, że kilka godzin. Dla niego to była wieczność. Przybiegli piloci, na skraju lasu czekała już karetka. Wspólnymi siłami wydostali Igora z kabiny, z ogromnej sterty powyginanego żelastwa. Wcześniej pokryli pianą z gaśnic szczątki samolotu. Na szczęście ognia nie było. Drogę do szpitala pamiętał doskonale. Może dlatego, że lekarz w karetce otrzeźwił go słowami, że pewnie nie zdołają uratować nogi.- Nie stracę nogi – odparł zbolałym głosem. – Ja muszę latać.

10

Page 13: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Operacja trwała wiele godzin. Otwarte złamanie z przemieszczeniem kości, wielokrotne złamanie kości uda, poszarpane mięśnie, rozbite kolano – czy to da się naprawić. Nawet nie wiedział, że lewa noga również jest złamana. - Ja muszę latać – powtarzał chirurgowi. – O amputacji nie ma mowy. Potem zapadł w długi sen.Poskładali go, naprawili. - Kiedy będę mógł latać? – zapytał zaraz po przebudzeniu. Chirurg uśmiechnął się tylko. Potem miesiąc na wyciągu, w gipsie po pas, bez ruchu. Młody, zdrowy organizm walczył. Pewnego dnia na salę położyli leśnika. Spadł z kłód drewna, ustawionych na wysokości metra. Doznał poważnego uszkodzenia kręgów szyjnych, miał szynami unieruchomioną głowę. - Z ilu metrów spadł? – dopytywał Igor. – Z jednego metra? Ja spadłem z trzystu. Oczywiście nikt mu nie uwierzył. Dwa lata szpitali, sanatoriów, rehabilitacji, chodzenia o kulach. Igor się uparł. „Będę latać” – powtarzał. Triumfował, gdy pozytywnie przeszedł lotnicze badania lekarskie. Znowu wzniósł się ku chmurom. Od tamtego zdarzenia minęło wiele lat. I oto Igor pewnego ranka stanął na zielonym kobiercu lotniska i spojrzał w niebo. Ale tym razem nie był sam. Towarzyszyły mu dwie młode dziewczyny. Młodsza z nich pokochała spadochroniarstwo, starsza, jak on, lata na szybowcach. Pełnymi miłości oczyma spojrzały na ojca i uścisnęły jego dłoń. Przytulił je do siebie. - Zamknęliśmy w dłoniach nasz błękit nieba – rzekł cicho.Doskonale go zrozumiały.

Andrzej Jarosz

11

Page 14: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Marek Kamiński – podróżnik, który w 1995 roku zdobył biegun północy i południo-wy – od marca 2015 roku bierze udział w kolejnym przedsięwzięciu: pokonuje pieszo drogę z Kaliningradu do Santiago de Compostela (ponad 4 tysiące kilometrów). Ta wyprawa to dowód na to, że Kamiński nie może żyć bez realizowania marzeń. Wśród nich jest także prowadzenie fundacji, założonej po to, by pomagać ludziom cierpiącym m. in. z powodu choroby. Do beneficjentów fundacji należy Jan Mela, który na skutek tragicznego wypadku stracił lewe podudzie i prawe przedramię. Dzięki Markowi Kamińskiemu Mela udowodnił, że niepełnosprawność nie przeszka-dza w realizowaniu najbardziej nieprawdopodobnych planów: w 2004 roku razem z Kamińskim zdobył biegun północny i południowy.

Dziś Fundacja Marka Kamińskiego to instytucja z prawdziwego zdarzenia, prowadzona przez kogoś, kto wie, jak pomagać innym. Kamiński pracuje bowiem według stworzonej przez siebie Metody Biegun, opartej na osobistych przemyśleniach i doświadczeniach. Podróżnik pokazuje dzięki niej „jak ważne są dla współczesnego młodego człowieka marzenia o pozytywnej przyszłości wspierane i budowane przez mentora, autorytet, który prowadzi i motywuje do działania, do zmiany”. Kamiński sugeruje, by „[...] otwo-rzyć się na marzenia, wypowiedzieć je, a potem zaplanować swoją podróż. Pomyśleć, co ze sobą zabrać, co będzie nam potrzebne, jak przezwyciężyć przeciwności losu, kogo zabrać ze sobą, aby dojść dalej i szybciej”. To banał, ale warto o nim pamiętać: podró- żowanie jest jednym z najważniejszych i najciekawszych ludzkich doświadczeń. Dzięki niemu nie tylko odkrywamy bogactwo świata i piękno mieszkających w nim ludzi, aledowiadujemy się wiele o sobie, bo każdy spotkany na drodze człowiek, każdy podziwia-

_

Bieguny

KamińskiegoMarka

12

Page 15: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

ny o zachodzie słońca krajobraz skłania nas do uważnego przyjrzenia się sobie. Kim jestem? Dlaczego właśnie tak reaguję na nowo poznanego człowieka? Dlaczego za-chwyca mnie ten budynek, pejzaż, zachód słońca? Każda podróż stawia przed nami ta-kie pytania. Pozostaje tylko wsłuchać się w nie i udzielić właściwych odpowiedzi. Tego właśnie uczy nas Marek Kamiński. Czy jego metodę możemy zastosować w każdej ży-ciowej sytuacji? Okazuje się, że tak! To idealna propozycja dla każdego, kto chce zmie-nić „na plus” swoje życie. Oto Metoda Biegun w telegraficznym skrócie. Na początku Marek Kamiński sugeruje, by zastanowić się, co jest naszym biegunem. To mogą być niezrealizowane marzenia i plany, „wszystko to, co wprawia nas w ruch, jest czymś, co nosimy w sobie, co czujemy, że powinniśmy odkryć. To cel, który wymaga pracy, zmiany samego siebie, ale jest też wielką wartością, czymś, do czego warto zmierzać”. Aby znaleźć swój biegun, trzeba poznać samego siebie, skupić się nad tym, co jest dla nas naprawdę ważne, co jest dla nas prawdziwe. Prawda, że brzmi ciekawie? Tylko jak się za to zabrać? Kamiński radzi, by stworzyć sobie mapę myśli, na której zaznaczymy owiadujemy się wiele o sobie, bo każdy spotkany na drodze człowiek, każdy podziwiany o zachodzie słońca krajobraz skłania nas do uważnego przyjrzenia się sobie. Kim jestem? Dlaczego właśnie tak reaguję na nowo poznanego człowieka? Dla-czego za drogę, którą postanawiamy przejść. Mapa nie powinna zawierać żad-nych ograniczeń. „Marząc o czymś, od razu zastanów się krok po kroku, jak to osiągnąć” - pisze Kamiński. A później mówi: „Najlepszą praktyką jest dobra teoria”. I sugeruje, by – planując wyprawę – zdobyć wszystkie możliwe informacje. Ich źró-dłem może być internet, książki oraz osoby, które wcześniej zrealizowały

_ czyli jak realizować marzenia...Kamińskiego13

Page 16: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

podobne do naszych plany. Następnym krokiem jest wyjście poza sche-mat. Kamiński radzi, by po przeanalizowaniu dostępnych informacji, zejść z utartych dróg myślenia i poszukać własnych rozwiązań, bo dzięki temu zdo-bywanie bieguna stanie się wyłącznie naszą wyprawą i wiele powie nam o nas samych. Krok piąty może być zaskoczeniem: „Wizualizacja jako metoda przygotowań”. Teraz musimy wyobrazić sobie, jak realizujemy nasz plan krok po korku, wizualizując również sytuacje trudne, ekstremalne i nieprzyjemne. Dzięki temu przygotujemy się emocjonalnie na kryzys, który może nas spotkać podczas wędrówki na biegun. Ważne jest także to, że pozytywnie programuje-my wtedy naszą podświadomość, a ona ma istotny wpływ na nasze emocje i spo-sób doświadczania świata. Kolejny krok to start, a później uświadomienie sobie, że droga jest ważniejsza niż cel! Idąc na nasz biegun pamiętajmy również, że każ-da podróż może zakończyć się porażką. Ale nie ryzykuje tylko ten, kto nic nie robi. Kamiński pisze: „Ryzykując to, co dla nas cenne czy nawet najcenniejsze, może-my przekonać się o wartości swojego życia i odkryć, jacy jesteśmy, i uwolnić się od bojaźni oraz wyolbrzymionych lęków o nieraz wyimaginowane stany lub rze-

czy”. Kamiński mówi również, że nawet wtedy, gdy popełniamy błędy, zdobywamy doświadczenie. Bo najważniejsze jest, by każ-da porażka była dla nas lekcją. I na koniec dwie cenne sugestie polskiego podróżnika: „Nie osiedlaj się na biegunie” i „Poznaj samego siebie”. Dlaczego mamy nie osiedlać się na biegunie? Przecież zawsze marzyliśmy, by tam dotrzeć. No tak, ale zdo-bycie bieguna nie musi wiązać się ze stagnacją. Warto prze-cież śmiało spoglądać w przyszłość i stawiać sobie nowe cele i wyzwania. Najnieszczęśliwszy jest chyba ten człowiek, który zrealizował wszystkie swoje plany i przestał marzyć. Dlatego po zdobyciu bieguna chwytajmy za mapę i planujmy kolejną podróż. A co chodzi w ostatnim, dziesiątym kroku? Kamiński sugeruje, byśmy poznali samych siebie, a przecież robiliśmy to od początku naszej podróży, jeszcze wtedy, gdy planowali-śmy drogę. Odpowiedź jest prosta: po zdobyciu bieguna trzeba prze-śledzić w myślach i wspomnieniach całą trasę, krok po kroku. Chodzi o to, by „[...] wrócić myślami do tej chwili, kiedy odkryliśmy biegun, a może jeszcze wcześniej, kiedy zaczęliśmy podróż w głąb siebie, aby go odkryć. Przypomnieć sobie chwile, kiedy nieraz wbrew sobie i naszej przeszłości potrafiliśmy przekroczyć schematy i ograniczenia, z których może nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę”. Dzięki temu możemy lepiej zapamiętać ścieżkę naszego sukcesu i później realizo-

14

Page 17: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

wać ją w życiu, zdobywając kolejne bieguny. Pamiętajmy, że Metoda Biegun Marka Kamińskiego nie dotyczy wyłącznie podróży geograficznych. To całościowy i bardzo spójny system realizacji różnych celów. Wśród nich może być zdobycie nowej pracy, uzyskanie certyfikatu pilota albo przewodnika turystycznego. Oczywiście metodę Kamińskiego możemy z sukcesem stosować w naszych wędrówkach po świecie, pla-nując podróż do dziwnych, ekstremalnych, niebanalnych miejsc. Każdy, kto ma trochę pieniędzy, może kupić bilet lotniczy do odległego miejsca na kuli ziemskiej i znaleźć się tam w przeciągu kilkunastu godzin. Tylko czy wtedy będzie miał prawdziwą satys-fakcję z podróży? Chyba nie do końca. Metoda Biegun jest bowiem dla tych, którzy nie chcą dróg na skróty, bo bardziej cenią podróżowanie niż docieranie do celu.

Źródło informacji i cytatów:

Marek Kamiński, Odkryj, że biegun nosisz w sobie, Warszawa 2014.

Marek Kamiński, Warto podążać za marzeniami. Moja podróż przez życie, Warszawa 2012..

Marek Kamiński, Razem na bieguny, Gdańsk 2008.

Dominik Sołowiej

15

Page 18: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

jome. Gdy tylko mnie spostrzegły, zaczęły wyjątkowo ożywioną rozmowę i, zbliżając się do mnie, udawały że mnie nie widzą. Przeszły obok, jak gdybym w ogóle nie ist-niał. Zrobiło mi się nieprzyjemnie. Czułem z tyłu jakieś świdrujące spojrzenia. Od-wróciłem się i zdążyłem jeszcze podchwy-cić zmieszanie w ich jakby przyłapanych oczach. Co za gęsi, pomyślałem. Tymcza-sem doszedłem do najbardziej newral-gicznego i ruchliwego skrzyżowania ulic w moim mieście. Kiedy zapaliło się zielone światło, z niepokojem ruszyłem na jezdnię wraz z całą grupą przechodniów. Wkrótce prawie wszyscy przeszli już na drugą stro-nę, a ja, osamotniony wśród zgrzytają-cych hamulców ciężarówek, dzwoniących tramwajów i po pędzających mnie samo-chodów osobowych, spocony, z ciarkami na plecach i z jeżem na głowie, utykałem jeszcze mniej więcej na środku jezdni. Gdy wreszcie dotarłem z walącym sercem do przeciwległego chodnika, zwróciłem uwagę na stojącego na narożniku przed kościołem Klarysek mężczyznę w śred-nim wieku, podpierającego się dwiema

Było słoneczne, ciepłe przedpołudnie. Czułem się dość dobrze i w wesołym nastroju zszedłem z pierwszego piętra. Otworzyłem drzwi wyjściowe i zamierzałem „poraczkować” do pracy. Po paru krokach spojrzałem na pobliską bramę fabryczną. Zauważyłem w niej znowu tego samego starego strażnika, który prawie zawsze, gdy tylko przechodziłem koło niego, wlepial we mnie swój ciekawski wzrok, który tak długo czułem na swoich nogach, dopóki nie zniknąłem za za-krętem. Te spojrzenia, przylepione do moich kończyn, nadzwyczaj utrudniało mi już i tak bardzo męczące chodzenie. Dalej szedłem już w kiepskim humorze, potykając się i hacząc o każdą nie-równość chodnika, aż do najbliższej poprzecznej uliczki. Tutaj rozejrzałem się i nerwowo prze-szedłem przez jezdnię. Następnie bokiem próbowalem wejść na chodnik. Lecz nagle poczułem, że ktoś z tylu delikatnie i miękko bierze mnie pod ramię. Błyskawicznie odwrócilem głowę i spostrzegłem kobiecinę usiłującą pomóc mi wejść na chodnik. Energicznie wyzwolilem swoją rękę z jej uchwytu, wybąkałem „dziękuję, nie trzeba” i sam stanąłem na chodniku.Nie jestem jednak pewien, czy postąpiłbym tak samo, gdyby pod rękę ujęła mnie na przykład Kasia Figura. Wtedy w moich oczach nie byłoby piorunów, ale cała gamamieszanych uczuć: od wdzięczności i męskiej dumy począwszy, po rozpacz i żal, że, ach, nie dla mnie te rozkosze... Ruszyłem dalej. Podchodząc z trudem pod nie co wznoszący się most, zauważyłem przed sobą dwie moje zna-

ulicyNa

16

Page 19: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

„szwedkami”. Obserwował mnie prawdopodobnie już w czasie mojego przejścia przez ulicę, bo ledwo wlazłem bokiem na chodnik, z dużym wysiłkiem wyszedł mi naprzeciw i z miejsca odezwał się w te słowa: „Panie, pan ma to samo co ja!”. Powiedział to takim tonem, jakby kamień spadł mu z serca, że nie tylko jego spotkało nieszczęście. W jego oczach ujrzałem coś w rodzaju prymitywnej ulgi. Podobne wrażenie odnosiłem także w zetknięciu się z innymi kalekimi ludźmi. Postanowiłem go jednak trochę rozczarować. Za-pytałem: - To samo, dlaczego?- No, panie, przecież z bólu ledwo łażę i dlatego wspieram się na ,szwedkach”, a pan także ...- Ach, z bólu. A czy pan wie, dlaczego ja tak chodzę? - No, pana również nieźle pokręciło.- Usztywniło - odpowiedziałem - i to w stawach biodrowych. Został mi strasznie mały kro-czek i dlatego chodzę mniej więcej tak jak kobieta w bardzo wąskiej spódnicy. Nie z bólu, ostatnio bólu prawie nie odczuwam.- Ach, to tak.

ulicy17

Page 20: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

- A tak. A w ogóle co to pana obchodzi. Niech pan się zajmie własnym losem, a mnie zosta-wi w spokoju. Żegnam. Poszedłem dalej. Trochę zdenerwowany takim wścibstwem kolegi „po nieszczęściu”, zbliżałem się pomału do opery. Rzuciłem okiem na najbliższe cztery schody i chciałem się właśnie psychicznie przygotować do wejścia na nie, lecz raptem znieruchomiałem. Z boku niespodzianie, jak grom z jasnego nieba, dobiegły mnie słowa:- Ach biedaku, jak mi ciebie żal. I co, coraz gorzej? Odwróciłem głowę i omal nie zemdlałem z wra-żenia. Mój znajomy po prostu rozpływał się w nadmiarze tragicznej litości. Niewiele brakowało, a rozpłakałbym się na jego widok. Lecz nagle ogarnęła mnie złość. Oburzyłem się na tego współ-czesnego samarytanina. Pomyślałem, że nie będę jeszcze i jemu tłumaczył co, jak i dlaczego. Od-wróciłem się i zacząłem wchodzić po schodach.- Nic musisz się zaraz obrażać - dodał mój znajomy. - Jesteś taki młody, dlatego bardzo ci współ-czuję. Mój kochany, taki młody to znowu nie jestem. A przy okazji zechciej wiedzieć, że małe dzieci również chorują na reumatyzm. Wiek nie ma tu nic do rzeczy. A to twoje wspaniałomyślne współ-czucie możesz sobie zostawić na inne okazje.Nie zwracając więcej na niego uwagi, pokonałem te cztery stopnie i wszedłem do portierni.- Dlaczego nie wziął pan dzisiaj laski? - spytała portierka.- Przecież nigdy z laska nie chodziłem!- Jak to nie? Widziałam pana już kilka razy z laską.Przypomniałem sobie, że poprzednia portierka też mnie rzekomo widziała z laską i że jesz-cze ktoś mi ją doradzał. Uważali mnie za ciemniaka, który nigdy o istnieniu lasek nie słyszał, i chyba dlatego prześcigali się w uświadamianiu mnie, w zwracaniu mojej ograniczonej, ich zdaniem, uwagi na laskę jako „conditio sine qua non”. Wzruszyłem tylko ramionami i opuści-łem portiernię. Za chwilę miałem rozpocząć pracę, a tymczasem byłem całkowicie wytrącony z równowagi i bardzo daleki od dobrego nastroju w jakim opuściłem swoje mieszkanie. Szybko jednak zagarnęła mnie atmosfera teatralna, koledzy, ich sprawy, różne problemy zawodowe, sło-wem to wszystko, co w niczym nie przypominało mi moich „przyjaciół” z ulicy. Poczułem się zno-wu jak u siebie w domu, i znowu odniosłem wrażenie, że jestem człowiekiem, który myśli, czuje i przeżywa jak wszyscy inni. Toteż gdy moje kilkugodzinne zajęcia szybko dobiegły końca, z dużą niechęcią myślałem o drodze powrotnej. A gdy uświadomiłem sobie, że za chwilę spotkam praw-dopodobnie niejednego przechodnia z gatunku litościwych lub jaskiniowych, ogarnął mnie jakiś wewnętrzny niepokój, coś w rodzaju lęku przed zaszczuciem. Zdecydowałem się wracać do domu taksówką.. Gdy pochłonięty swoimi myślami, ze wzrokiem skierowanym ku ziemi, zbliżałem się do taksówki, usłyszałem: Ty, dzisiaj spotykam samych połamańców”. Zacisnąłem zęby, szarpną-łem drzwi samochodu i wsiadając tyłem, rzuciłem tylko gniewnym okiem na autora tej wypowie-dzi, który oglądając się jeszcze za mną, szedł obok swego kumpla. Obaj w sumie nie mieli więcej jak trzydzieści lat! Ostatni odcinek drogi do domu przemierzałem pieszo. Wkrótce znalazłem się niedaleko mojej „przystani”. I wtedy kilkanaście kroków przed sobą spostrzegłem jakąś starszą, przytęgawą kobietę, ubraną od stóp do głów na czarno, wyraźnie mną zainteresowana. Udawa-łem, że jej nie widzę. W miarę jak zbliżaliśmy się do siebie, zauważyłem, że koniecznie chce mnie zaczepić. Jej trochę rozszerzone, zgorzkniałe oczy ani przez moment nie odrywały się ode mnie. Gdy dzieliło nas zaledwie półtora metra, a ja w dalszym ciągu szedłem nie patrząc na nią, bezczel-nie ruszyła prosto na mnie. Chciałem wyminąć ją i wejść wreszcie do domu, lecz było za późno. Stanęła przede mną, szybko oddychając i nerwowo wykrztusila:- Ojej, na co pan choruje? Moja córka też tak chorowała ... i umarła!- Dziękuję za tę wzruszającą przepowiednię - ledwo odpowiedziałem.Zdruzgotany wszedłem do domu. Stefan Kosiński „Terapia Wicemistrza

Oprac. Ireneusz Gesinowski18

Page 21: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

z budowania partnerstwa dla realizacji działań społecznych

d r E l i z a S z a d k o w s k a /Peter Drucker/

Na czym obecnie polega realizacja potrzeb społecznych?

Przyszłość rozwoju społeczności lokalnych w Polsce i realizacja lokalnych strategii rozwiazywania problemów społecznych uzależniona jest od powszechnego stosowania part-nerstwa na poziomie gmin, powiatów i województw. Chodzi tutaj o aktywne, możliwie szero-kie i przejrzyste włączenie organizacji społecznych do uczestnictwa w programach rozwiązy-wania problemów społecznych realizowanych przez samorządy, w tym zwłaszcza w realizację programów finansowanych z funduszy europejskich. Sam przypływ środków publicznych z Unii Europejskiej nie jest gwarancją rozwiązania problemów, które dotyczą społeczności lo-kalnych. Konieczna jest współpraca partnerska wielu podmiotów i instytucji. Warto więc przy-bliżyć ideę partnerstwa oraz podać kilka wskazówek do realizacji przedsięwzięć w tej formie.

Instytucje państwowe i rynek nie są w stanie skutecznie zaspokoić wszystkich potrzeb społecznych. Dotyczy to przede wszystkim rozwijających się społeczeństw i gospodarek rynkowych. Takim państwem jest Polska, która dodatkowo uczestniczy w integracji w ramach Unii Europejskiej. Globalny rynek i tzw. społeczeństwo informacyjne powodują nie tylko rozwój ale także powstawa-nie wielu nowych problemów społecznych. Mamy tu na myśli, także zaspakajanie podstawowych potrzeb społecznych, tj. równego dostępu do opieki zdrowotnej, integracji społecznej oraz wspar-cie so cjalne osób wykluczonych. Wiąże się to z narastającym problemem chorób cywilizacyjnych, starzejącym się społeczeństwem i powstawaniem różnego rodzaju niepełnosprawności. Właściwe zdiagnozowanie potrzeb społecznych i dotarcie do potrzebujących jest kluczowe. Takie zadanie wykonać mogą tylko instytucje najbliżej obywatela, czyli organizacje społeczne, wyspecjalizowa-ne w realizacji określonych celów statutowych. Coraz więcej podmiotów tego typu na lokalnym rynku to grono ekspertów w dziedzinach społecznych. Z tej perspektywy np. ważnym partnerem są podmioty ekonomii społecznej, które posiadając rozległą, specjalistyczną wiedzę, przejrzyste procedury działania są bardzo pożądane w działaniach na rzecz chociażby osób wykluczonychspołecznie lub tym wy kluczeniem zagrożonych. Dlatego działaniom społecznym przyświeca idea: „myśl globalnie, działaj lokalnie”. Obywatel, który znajdzie się w potrzebie musi wiedzieć, że obok instytucji państwowych mogą mu udzielić wsparcia wyspecjalizowane organizacje spo-łeczne. Obywatel ten może także sam uczestniczyć w procesie rozwiązywania problemówspo-łecznych w swojej gminie, tj. może stać się członkiem bądź wolontariuszem organizacji i poma-gać innym, przy tym prowadząc aktywny tryb życia.

„Dokonania, które widzi społeczeństwo są osta-tecznym testem dla każdej instytucji...ale w orga-nizacji non profit ważne są nie tylko dokonania, ale także proces, który doprowadza do nich”

Pozytywne aspekty

19

Page 22: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Jak powinniśmy postrzegać organizacje społeczne? Dlaczego należy zwiększać udział organizacji pozarządowych w rozwiązywaniu problemów społecznych na poziomie lokalnym?

Organizacje pozarządowe stały się partnerami administracji publicznej w realizacji zadań pu-blicznych. Po 25 latach budowania demokracji lokalnej, tj. samorządu i instytucji społeczeństwa obywatelskiego w Polsce podmioty non-profit, typu: stowarzyszenia, fundacje, spółdzielnie socjalne, itp. nie są klientami administracji lecz współrealizatorami jej zadań. Polega to na zle-ceniu realizowanych zadań do wykonania w trybie ustawy o pożytku publicznym i o wolontariacie lub kooperacyjne rozwiązywanie problemów społecznych w trybie porozumień (umów) partnerskich. O ile pierwsza forma jest po-wszechnie realizowana na poziomie samorządu, to druga mimo wielu korzyści dla społeczności, jest ciągle stosowana marginalnie. Nie-mniej jednak aby skutecznie wykorzystać fundusze europejskie w obecnej perspektywie niezbędne będzie stosowanie part-nerstwa w realizacji projektów finansowanych z funduszy europejskich. To powoduje konieczność przełamania barier współpracy między sektorami (publicznym i prywatnym) na poziomie lokalnym.

Co to jest partnerstwo? Dlaczego w naszym najbliższym otoczeniu potrzebujemy współpracy wielu środowisk aby skutecznie rozwiązywać problemy społeczne?

„Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!” - /D’Artagnan/

Partnerstwo polega na połączeniu sił, tj. potencjałów co naj-mniej dwóch stron, które dobrowolnie podejmują się realiza-cji wspólnego przedsięwzięcia. Na przykład, urząd gminy czy też jego instytucja, np. ośrodek pomocy społecznej przekazuje potencjał w postaci środków finansowych, infrastruktury (miej-sca) i administracji, natomiast organizacja pozarządowa wno-si poten cjał osobowy w postaci fachowej obsługi realizacji danej usługi, np. prowadzenia placówki na rzecz osób niepełnosprawnych. Zlecenie prowadzenia takiej placówki podmiotowi na wolnym rynku, np. firmie, wiązałoby się z większymi kosztami finansowymi realizacji ta-kiego zadania. Ponadto, korzyścią obu stron jest też to, że w przypadku poro-zumienia partnerskiego obie strony wspólnie ustalają wysokie standardy realizacji usług i ponoszą wspólną odpowiedzialność za wykonanie zadania. Budowanie długofalo-wej współpracy między lokalnymi instytucjami, organizacjami oraz mieszkańcami, w celu ich wspólnego działania na rzecz rozwiązania okre ślonego problemu danejspołeczności lokalnej, nie jest prostym zadaniem, ale też wiąże się z edukacją, zdobywaniem doświadczenia przez jej uczestników. Współpraca z organizacjamipozarządowymi oraz liderami środowisk lokalnych jest w chwili obecnej najważniejszym elementem rozwoju regionalnego. Sprawne działanie społeczne oparte jest na wieloaspektowym myśleniu rozwiązywaniu problemów i rozwoju w małych lokalnych „ojczyznach”.

20

Page 23: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Jak pozyskać partnerów do realizacji naszych planów i przedsięwzięć?

Musimy przekonać społeczność, że to co robimy, nie robimy tylko dla projektu lecz dla miesz-kańców danego terytorium. Ponadto współpraca partnerów sprawia, że osiągane korzyści dla uczestników partnerstwa, jak i społeczeństwa są dużo wyższe niż indywidualne zyski. Korzyścią partnerstwa oprócz efektu synergii jest zwykle lepsza koordynacja działań różnych służb oraz

możliwość finansowania większych i bardziej kompleksowych przedsięwzięć. Pro-blemy istniejące w środowisku lokalnym powinnyśmy ujmować całościowo, a

do tego niezbędna jest współpraca między osobami i organizacjami o róż-norodnych zakresach działań. Łącząc doświadczenia lokalnych partne-

rów możemy wykorzystać istniejące zasoby ludzkie nie tylko w celu zwiększenia efektywności działania, ale także po to aby uaktyw-

niać ludzi, pokazywać im, że korzystając ze specjalistycznego wsparcia mogą zdobywać wiedzę, umiejętności. Przy współ-działaniu wielu podmiotów i instytucji jest szansa na uzupeł-nienie się oddziaływań wobec różnych grup zagrożonych

wykluczeniem społecznym, a jeśli włączy się beneficjen-tów w proces decyzyjności mamy gwarancje że wypraco-wane rozwiązania będą długofalowe i skuteczne. Anali-zując sens podejmowania działań w partnerstwie należy stwierdzić, że spełnia ono także funkcję edukacyjną dla

społeczności lokalnych, które aktualnie dopiero uczą się postaw prospołecznych i zaangażowania w życie publiczne.

Z powyższych rozważań wynika oczywista refleksja, iż do-piero po upowszechnieniu partnerstwa w Polsce mogą do-konać się dalsze zmiany w rzeczywistości społecznej, a także

w samej świadomości publicznej, m.in. rozbudzenie aktywno-ści obywatelskiej, powstanie silniejszych więzi między ludźmi, a

przez to wzmacnianie poczucia przynależności i identyfikacji z lokal-ną „małą ojczyzną”. Przy współdziałaniu wielu podmiotów i instytucji

jest szansa na uzupełnienie się oddziaływań wobec różnych grup zagro-żonych wykluczeniem społecznym, a jeśli włączy się beneficjentów w proces

decyzyjności mamy gwarancje że wypracowane rozwiązania będą długofalowe i skuteczne. Analizując sens podejmowania działań w partnerstwie należy stwierdzić, że

spełnia ono także funkcję edukacyjną dla społeczności lokalnych, które aktualnie dopiero uczą się postaw prospołecznych i zaangażowania w życie publiczne. Z powyższych rozważań wynika oczywista refleksja, iż dopiero po upowszechnieniu partner-stwa w Polsce mogą dokonać się dalsze zmiany w rzeczywistości społecznej, a także w samej świadomości publicznej, m.in. rozbudzenie aktywności obywatelskiej, powstanie silniejszych więzi między ludźmi, a przez to wzmacnianie poczucia przynależności i identyfikacji z lokalną „małą ojczyzną”.

„Jeśli chcesz pozyskać innego człowieka dla swojej sprawy, zacznij od przekonania go, że jesteś jego prawdziwym przyjacielem.” /Abraham Lincoln/

21

Page 24: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Notka o autorze: dr Eliza Szadkowska – prawniczka specjalizująca się w problematyce partnerstwa międzysektorowego i organizacji międzynarodowych. Pełni funkcję Pełnomocnika Zarządu Województwa Podlaskiego ds. współ-pracy z organizacjami pozarządowymi oraz Sekretarza Podlaskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego. Realizatorka wielu projektów społecznych, m.in. finansowanych z funduszy europejskich i międzynarodo-wych. Wykładowca, trenerka, autorka analiz, artykułów i wystąpień z zakresu prawa, polityki regionalnej, społeczeństwa obywatelskiego i współpracy ponadnarodowej.

W państwach o rozwiniętych gospodarkach rynkowych system rozwiązywania problemów społecznych w formie partnerstwa jest powszechny, funkcjonuje bowiem w różnych formach już od lat siedemdziesiątych. Zacznijmy od pokazania przykładu ze Stanów Zjednoczonych. W 1961 roku władze Nowego Jorku nie mogły sobie poradzić z narastającym problemem powrotu byłych skazańców do społeczeństwa. Władze przekazywały wysokie środki na instytucje peni-tencjarne. System nie przynosił efektów. W mieście narastał problem recydywy przestępczej. Wówczas powstała Fundacja VERA - Instytut Sprawiedliwości (www.vera.org). Przedstawiciele organizacji przekonali władze i mieszkańców oraz swoich beneficjentów do zawarcia kontraktu na rzecz realizacji lokalnego programu zwalczania przestępczości, w ramach którego młodo-ciani przestępcy otrzymali porady, szkolenia, pomoc w poszukiwaniu pracy, wsparcie psycholo-giczne. Fundacja opracowała innowacyjny program oparty na zbadaniu potrzeb społeczeństwa i kierowaniu pomocy indywidualnej do każdego beneficjenta, w zależności od jego sytuacji życiowej. Partnerstwo to funkcjonuje do dzisiaj. Władze są reprezentowane przez Departament Nadzoru Kuratorskiego Miasta, który przekazuje środki finansowe i zapewnia obsługę admi-nistracyjną programu. Fundacja VERA jest wykonawcą wszystkich usług w ramach programu. Dobre praktyki z tego partnerstwa zostały rozpowszechnione we wszystkich stanach USA.Inny przykład realizacji porozumienia partnerskiego pochodzi z Wielkiej Brytanii. Jest to Ośro-dek i Szkoła Perkins’a dla Niewidomych (www.perkins.org). Od wielu lat działania placówki oparte są na porozumieniu władz z fundacją na rzecz wdrażania wieloletniej strategii, obecnie na lata 2010-2015. Realizowany jest plan opieki i nauczania niewidomych dzieci w oparciu o nowoczesne technologie. Obecnie organizacja posiada ośrodki w kilkudziesięciu miejscach na całym świecie. Usługi oferowane przez placówki szkoły są w całości realizowane przez człon-ków i wolontariuszy fundacji. Władze przekazały na cel szkoły nieruchomości oraz zapewniają obsługę administracyjną realizacji przedsięwzięcia. Trzeci przykład to realizacja usług ekonomii społecznej w Szwecji. w Sztokholmie utworzono Partnerstwo na rzecz Promocji Ekonomii Spo-łecznej (www.eurocities-nlao.eu). Praktycznie we wszystkich gminach realizowane są partner-stwa dotyczące tworzenia spółdzielni socjalnych we współpracy wielu instytucji, np. bibliotek, szkół, placówek kultury, organizacji społecznych itd. Inicjatywa jest zarządzana przez Forum, gdzie każdy w równym stopniu decyduje o realizowanym programie. Opracowano specjalny system audytu realizowanych usług jako gwarant prawidłowości realizacji działań. Inicjatywa otrzymała wieloletnią dotację z Europejskiego Funduszu Społecznego. Doszło też do zawarcia porozumienia ponadnarodowego z Hiszpanią, Finlandią, Włochami, Grecją i Holandią, którego celem jest promocja ekonomii społecznej w tych krajach. W ramach Sztokholmskiego Progra-mu Ekonomii Społecznej trwają prace nad programami opieki nad osobami starszymi. Opra-cowuje się też zasady zapewnienia podstawowej infrastruktury na rzecz spółdzielni w ramach służb pomocy społecznej.

Jak wygląda partnerstwo w praktyce, w państwach demokratycznych i wysoko rozwiniętych? Na jakich przykładach możemy się uczyć?

22

dr Eliza Szadkowska

Page 25: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

dr Eliza Szadkowska

Page 26: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

W każdej chwili

Przyjaźnie, zaufanie bliskich, uczucia, nadają sens naszemu życiu, pomagają niejednokrotnie przełamać świadomość ograniczeń, barier ułomności, określić dokąd chcemy zmierzać.

- Miałem wiele dziewczyn. Ostatnią z nich była Eliza. Wiedziałem od samego początku, że między nami się nie układa. Nie chciała żadnej pomocy z mojej strony, która jest nor-malna w każdym związku. Za każdym razem dawała mi do zrozumienia, że sama da so-bie radę, żebym się nie przejmował jej problemami, że wszystko jest w porządku - a tak wcale nie było. Wyjeżdżając do Zakopanego na obóz zanosiło się, że będzie OK, i że wię-cej czasu spędzimy razem. Nie posłuchała mnie i innych, nosiła ciężkie stoły na stołówce. O 6 nad ranem pogotowie zabrało ją do szpitala. Poczułem się bardzo źle, zadawałem sobie pytanie: dlaczego tak się stało, a nie inaczej? Zależało mi na niej i bałem się, że ją stracę. Przez ten czas, kiedy była w szpitalu, nie mogłem znaleźć sobie miejsca, z nikim nie chciałem rozmawiać. Był to koniec naszej miłości. Nie wytrzymałem już jej manipulo-wania mną, oszukiwania, okłamywania - tego nie toleruję. Czułem się bardzo źle, winny i przez parę miesięcy nie mogłem do siebie dojść, a na jej widok robiło mi się słabo. I wtedy myślałem, że już nikogo nie spotkam. Wszystko zaczęło się od wakacji w tym roku. Marta przyjeżdżała na Równą pomagać pani Iwonce i Ani. Z dnia na dzień bu-dowała się między nami przyjaźń. Pracowała na komputerze, a ja odbierałem telefony i jeździłem załatwiać sprawy. Od razu znalazłem z nią wspólny język. Codziennie witaliśmy się i zabieraliśmy od razu do pracy. Pracowało nam się super. Nikt tak nie działa na mnie jak ona: działa jak lek uspakajający. Podziwiam w niej walkę z chorobą, że ma kłopoty z chodze-niem, a mimo tego, że czasami ją bolą nogi, idzie śmiało. Nie poddaje się, walczy. Podziwiam ją, że na wszystko znajdzie czas i sposób, i nie odmówi nikomu pomocy. Za to ją kocham. Nie przeszkadza mi, że ma taką chorobę, i że nie ma włosów, tylko akceptuję ją taką, jaka jest na-

Roman:

24

Page 27: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

możesz liczyć na mnie

prawdę. Wyjechaliśmy na obóz trzytygodniowy. Zawsze, gdy kończyłem pracę na sto-łówce, i obojętnie czy Marteczka spała czy nie, przychodziłem powiedzieć jej dobranoc. Co dzień rano ona przychodziła do mojego pokoju mnie budzić i robiła mi kawę. Pod ko-niec obozu zapytałem ją, czy chciałaby ze mną być, bo bardzo ją kocham. Odpowiedziała, że tak. Jest inna niż wszystkie dziewczyny. Kocham ją za to, że ma do mnie podejście, jest prawdomówna, odpowiedzialna, uczciwa. Znalazłem z nią wspólny język. Umie wysłu-chać, doradzić. Jest troskliwa, opiekuńcza, wrażliwa, sama umie zapytać jak widzi, że jest coś nie tak, co się stało? Mamy do siebie zaufanie, mogę z nią porozmawiać o wszystkim. Za nią bym w ogień wskoczył. Po prostu jest kochana. Kocham ją nad życie i żyję miłością do niej. Jestem szczęśliwy i zadowolony. O takiej dziewczynie marzyłem i znalazłem. Bar-dzo bym chciał, żeby wszystko nam się udało. Nie chciałbym jej stracić. Będę wierny i uczci-wy, nie zawiodę jej. To uczucie jest najpiękniejszą rzeczą, jaka dotychczas przytrafiła się w moim życiu.

- Zacznę od tego, że nigdy w przeszłości nie przeżywałam żadnych miłości, przyjaźni. Wie-le tylko słyszałam o nich, ale nigdy ich nie doświadczałam na sobie. Czułam się samotna, nie miałam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać, myślałam, że już nigdy nikt mnie nie polubi i nie pokocha. Bardzo z tego powodu cierpiałam, że nie mam do kogo otworzyć ust i wyżalić się. Ze wszystkim musiałam radzić sobie sama. Wszystko wydawało mi się obce, nie wiedziałam jaką wartość w życiu człowieka ma przyjaźń i miłość. Czułam się źle, nie-potrzebna nikomu, odtrącana przez rówieśników. Teraz wszystko się odwróciło, inaczej patrzę i czuję. Zobaczyłam, co tak naprawdę liczy się w życiu i co jest najważniejsze. Jest to przyjaźń z pewną osobą, która trwa już dwa lata, opiera się na wzajemnym zaufaniu, uczciwości, wspólnych rozmowach, wzajemnej pomocy i mam nadzieję, że tak będzie do końca. Dzięki niej mogę realizować swoje marzenia. Bywa też, że mamy ciężkie dni, ale

Marta:

25

Page 28: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Oprac. reg

w moim sercu nie ma miejsca i czasu na konflikty, bo życie jest krótkie i chcę ten czas wy- korzystać jak najlepiej. Bardzo tę osobę szanuję i kocham za to, że pomogła mi pokonać wszelkie przeszkody związane z moją chorobą i dojść do tego etapu, na którym jestem teraz. Również za to, że zaakceptowała mnie taką, jaką jestem, że znalazła miejsce na moją przyjaźń z nią. Dzięki niej mam do siebie zaufanie, nabrałam wiary we własną wartość w siebie i pogodziłam się ze swoją chorobą i z tym, że nie mam włosów, bo to właśnie ona mi pokazała pierwsza, że można z tą chorobą wspaniale żyć. A gdy ona ma jakieś proble-my, to ja bardziej to przeżywam. Czuję się odpowiedzialna za siebie i moją przyjaźń, bo znaleźć było mi trudno, a stracić mogłabym szybko. Również nie wiedziałam, że spotkam tak wspaniałego przyjaciela, któremu nie przeszkadza, że jestem chora i nie mam włosów. Wszystko zaczęło się od wakacji w tym roku. Przez całe wakacje widywaliśmy się i praco-waliśmy razem. Gdy mnie widział, to na jego buzi pojawiał się uśmiech i zadowolenie. Mam na niego ogromny wpływ. On twierdzi, że ode mnie bije taki spokój. Widziałam i czułam, że on coś do mnie czuje, ale nie wiedział, jak mi to powiedzieć. Wyjechaliśmy razem na obóz nad morze. Przez trzy tygodnie rozmawialiśmy ze sobą, nawet na trudne tematy. Z dnia na dzień nawiązywała się między nami przyjaźń. Po powrocie zapytał, czy chcę z nim być? Powiedziałam, że muszę sobie to przemyśleć. Zgodziłam się. Lubię z nim rozmawiać - zna-lazłam z nim wspólny język. Lubię spędzać z nim czas, a gdy czuję, że ma jakiś problem, to pytam się, czy chce porozmawiać - siadamy i rozmawiamy. Mam do niego zaufanie, po-dziwiam go za to, że zawsze z uwagą mnie wysłucha, zrozumie, bo wie, że zawsze chcę dla niego jak najlepiej. Jest on dla mnie bardzo ważny i czuję się szczęśliwa, gdy mogę mu po-móc nawet rozmową. Jest on wartościowym człowiekiem - odpowiedzialnym, pracowitym, tolerancyjnym. Umie wybierać między dobrem a złem. Szanuję go za to, że jest uczciwy wobec mnie, mówi to, co czuje i to, co myśli, i ma swoje zdanie. Kocham go takim, jaki jest. Nigdy wcześniej nie pisał żadnych listów, a teraz mnie zaskakuje, jak potrafi pisać i wszyst-ko zrobi, gdy mu na kimś zależy. Mam nadzieję, że uda nam się. Widzę i czuję, że naprawdę mu na mnie zależy, i czuję, że go kocham, bo pokazał mi, że jak się kocha, to nieważny jest wygląd, tylko co ma się w środku. On nie patrzy na to, że jestem chora, tylko jaka jestem. Niezależnie co będzie dalej, to zawsze zostanie moim przyjacielem i będę gotowa mu po-móc. Jest to chyba najpiękniejsze moje uczucie, które będę pielęgnować.

Z listów pisanych do „Ksiegi Zaklęć”, wydanej przez „Stowarzyszenie Otwarte Drzwi”

Oprac. Ireneusz Gesinowski

26

Page 29: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Zanurzeniw sieci

Współcześni badacze, zgłębiający uniwersalne starożytne teksty traktujące o duchowych tradycjach, znajdują w nich potwierdzenie, że wszystko w naszym świecie jest swoistą jednością połączoną na sposoby, które dopiero teraz, dzięki naukowym odkryciom, zaczynamy rozumieć. Zachodni naukowcy opisują subtelne pole energii jako siatkę lub sieć, która tworzy to, co nazywają podszewką podtrzy-mującą „płótno” całego stworzenia. Tak określają inteligentne pole energii, które istnieje od zawsze i od zawsze odpowiada na ludzkie emocje. Okazuje się, że każdy moment naszego życia jest częścią swoistej konwersacji, dialogu we wszechświecie trwającego wokół nas. nie od funkcji biochemicznych związa-

nych z produkcją białka, DNA jest skom-plikowanym elektronicznym biochipem, który utrzymuje komunikację ze swo-im otoczeniem. Czyli my, ludzie, mamy w każdej celi naszego ciała urządzenie o wysokiej wydajności: mikrochip (czyt. mi-kroczip) ze zdolnością gromadzenia, ma-gazynowania, o pojemności 3 GB (gigabaj- tów), który może przyjmować, gromadzić

Rosnąca ilość dowodów naukowych sugeruje, że wszystko co się zdarza w na-szym życiu, w każdym momencie jest od-biciem tej inteligencji, tego pola żywej energii. Pod koniec XX wieku profesoro-wie Nimtz i Chiao w trakcie eksperymen-tu efektu tunelowego, dowiedzieli się, że ludzkie DNA może gromadzić i oddawać światło, ale, przede wszystkim, jest rów-nież magazynem informacji. Że niezależ-

27

Page 30: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

i najprawdopodobniej w zmienionej for-mie przekazywać dalej elektromagne-tyczne informacje z otoczenia. Dlatego, między innymi, uczeni sugerują, że nie możemy nadal myśleć o świecie jako o czymś stworzonym już „raz na zawsze”. Jest on bowiem rezultatem tego co robi-my, o czym myślimy i... co mówimy. Lin-gwistyka, nauka o strukturze i budowie języków, bada nie tylko języki naturalne, które rozwinęły się w poszczególnych krajach i kulturach, ale również sztuczne języki, wykorzystywane np. do progra-mowania komputerów. Lingwiści badają

z każdym egzystującym ludzkim języ-kiem. Pomiędzy latami 1993 i 2000 prze-prowadzono eksperymenty, podczas których badano związek ludzkiego DNA z fotonami – małymi pakietami energii – podstawowym „budulcem” naszego świata. Okazało się, że DNA komunikuje się z tymi pakietami – fotonami poprzez pole, które długo pozostawało nieroz-poznane. Grupa naukowców: fizycy, biofizycy, biolodzy molekularni, genety-cy, embriolodzy i lingwiści opublikowali udowodnione eksperymentalnie, zadzi-wiające wnioski. Stwierdzili, że substan-

w danym języku zasady budowa-nia słów i liter, podstawy gramatyki, jak również semantykę, czyli znacze-nie treści i form wyrażeń językowych. Okazało się, że te naukowe rozpo-znania, zastosowane do kodu genetycz-nego, pozwalają rozpoznać, że jest on uformowany na tych samych zasadach co ludzki język. A to znaczy, że budowę kodu genetycznego można powiązać

cja DNA – wżywej tkance – reaguje na modulowany językowo promień laserowy, nawet na fale radiowe, jeżeli utrzymane będą w paśmie częstotliwości rezonan-sowych. A to znaczy, że ludzkie DNA jest w stanie reagować bez-pośrednio namówione słowo! Po-nadto DNA funkcjonuje nie tylko jako antena , czy l i j a ko o d b i o r n i k .

28

Page 31: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

oprac. Irena Lus Źródło: „Sieć inteligencji”

G.Fosar, F. Bludorf

ale również jako nadajnik. Ma więc również funkcję przenoszenia infor-macji genetycznych. Jak dowiedziono, funkcjonuje to nawet w przypadku komórek różnych gatunków. I jeszcze jedno, rozszyfrowano techniczne dane naszego DNA. Jest anteną – oscyla-torem, czyli przyrządem do rozsyła-nia fal elektromagnetycznych. Wia-domo też, że ta cząsteczka, gdyby została rozciągnięta, miałaby oko-

ło dwóch metrów długości. W tensposób ma swoją własną częstotliwość 150 MHz (megaherców). Zadziwiająca zbieżność tej liczby polega na tym, że taka właśnie częstotliwość znajduje się dokładnie w paśmie częstotliwości urządzeń tech-nicznych jak radar, mikrofalówki i urzą-dzenia telekomunikacyjne. My, ludzie, również wykorzystujemy to pasmo czę-stotliwości do celów komunikacyjnych i lokalizacji miejsca. Czy to przypadek?

29

Page 32: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Poznanie i tajemnica Żyjemy w poznaniu i tajemnicy. Do końca poza jednym i drugim. Poznanie ogranicza nas najmniejszą cząstką tajemnicy. Tajemnica tra-ci odrobinę siebie wciąż nowymi możliwościa-mi poznania. Pozostają otwarte i my otwieramy się na nie istotą życia. Każdy odkrywa siebie w licznych aspektach bycia człowiekiem, w in-nych, otaczającym go świecie w najróżniejszych postaciach życia. Blask i mrok, dobro i zło, moc i słabość przepływają wciąż arteriami ciała i droga-mi, bezdrożami otaczajacego świata. Chłoniemy życie wolą i bezwolnością, wiedzą i nieświadomo-ścią, wiarą i zwątpieniem. Światło, słońce zdają się przydawać naszemu człowieczeństwu świa-domości i woli, podobnie jak mrok w ich przeni-kaniu się wzajemnym, ponieważ często szukamy jednego w drugim. Z nadmiernego, długotrwa-łego nasłonecznienia szukamy kryjówki cienia, a w nim pragniemy, staramy się znaleźć jakieś cho-ciażby nikłe światło. Nic nie jest bezwzględnym poznaniem ani czystą tajemnicą. Światło jednak uwidacznia całą widzialność materii, fizyczności czlowieka, świata. Eksponuje mankamenty, wady, piekno i brzydotę. Skłania swą naturalną radością do podróży, rozwoju, odnajdywania i zauważania piękna, naprawy tego, co może być lepsze i war-tościowsze, co jej wymaga. Samo jest podróżą, mostem, pięknem, uśmiechem świata, przysta-nią. Wydobywa możliwość uszlachetnia wszyst-ko spektrum poznania i głębią tajemnicy. Spły-wa lśnień kroplami w kryształowych kaskadach, nawet łzami, w perlisty muślin, spowija wszystkie istoty o nieśmiertelnych duszach. Człowiek chory otwiera oczy i wie, że pomimo choroby jest sobą, jego słabość kryje się w mocy otwierającej niebo, mimo niewiedzy wie to, co ważne, ewidentnośc jego samot-ności staje w niepewności świata. Jego przefiltrowa-na przez ludzkie sprawy niedoskonałość matowi

zwierciadło, rzuca w górę siwy pył, potrze-buje cienia i mroku. Jest doświadczeniem i słabością. Mrok, zło i słabość ograniczają w poznaniu tego, co pragniemy poznać, absor-bują fizyczność i psychikę sobą, bez niedo-sytu. Ogarniają nie pozostawiając styczności z niczym innym. A jednak gdy kochamy, gdy tego pragniemy - dostrzegamy i odczuwamy miejsce w sobie, na zewnątrz,w nagłym podmuchu wiatru. Wystarczy jedno spojrzenie, moment, oddech, by pojąć, zobaczyć czlowieka i tłum, koniec skoń-czoności i poczatek nieskończenia. To tajemnica poznania przed poznaniem tajemnicy. Ci, któ-rych spowalnia choroba wiedzą, co znaczy biec, ci których zamyka na całe barwne, wolne spek-trum życia potrafią wyprowadzić z niego sens, dostrzec w nim radość okruchów. Z ciemnością, cierpieniem, chorobą w cyklu przeżywanej wciąż na nowo codzienności, jesteśmy niczym ziemski glob we wszechświecie życia. Poznajemy siebie także niedostatecznie, czasem poprzez zaprzecze-nie sobie w konkretnej sytuacji, w niedoznaniu pełni życiowych możliwości, w ograniczeniach chociażby materialnych, zdrowotnych, w rezy-gnacjach, decyzjach, czy inercji. Czasem jed-nostka staje wobec siebie zdumiona, zaskoczo-na, obezwładniona złem świata, innych, własna udręką lecz niezależnie od wszystkiego pozostaje sobą. W świecie człowiek nie może być pewien niczego, ani siebie w ograniczonym stopniu po-znawczym własnego umysłu i ducha. Gdy duch zawiera się w ciele nie mogąc funkcjonować au-tonomicznie, a sama fizyczność podlega degra-dującym procesom aż do samego końca siebie. Nieprzenikniona pozostaje dla niego, żyjącego w świecie ta symbiotyczność dualizmu, doskona-łości, w nieuświadomieniu , czy pominięciu, za-kwestionowaniu niedowiarą. Poznajemy innych

30

Page 33: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

dlatego, że żyjemy wśród nich. Są obok, łączą nas z nimi różnarakie więzi. Świat człowieka jest bardzo dynamiczny, naznaczo-ny miazmatami. Asymiluje się w danym miejscu na ziemi, oswaja-jąc je, uznaje pewne osoby za sobie bliskie i najbliż-sze. Jednak odmienność, obcość, samotność mimo pozornej bliskości, wrażenie braku miłości w sobie, czy wokół siebie, uwarunkowania, więzi poza wybo-rem, osobiste dramaty zdają się pozbawiać wszystko sensu. Nie wyczerpują wszakże istoty czlowieka... Coś nieokreślonego we wnętrzu dopomina się o jego trwanie i aktywność w nadziei, w dążeniu do sloń-ca wschodzącego nad każdym, do nastepujących po każdej nocy na świecie wschodów, do przyciągającej po deszczach, burzach tęczy. Co decyduje o człowie-ku – jego losie, przeznaczeniu oprócz niego samego? To aktualne wciąż nurtujące ludzkość pytanie istnieje od zawsze. Coś, co kończy się nim jeszcze się zaczę-ło, młode życie gasnące niczym iskra przedwcześnie, inne - trwające aż do samozaprzeczenia i niechęci so-bie. Co stale się dzieje w negacji wszelkich praw fizycznych i moralnych?

Co tłumaczy początki i zakończenie, czy w nich kryje się sens? Nie wiemy. Wierzymy, mamy na-dzieję by móc... dalej żyć. Czyj jest świat w swych założeniach z odległym lub nie końcem? Stop-niowanie, wirowanie, przenikanie, filtracja czasu w nas i wokół odkąd i dopóki zyjemy, zmieniają-ce się pod wpływem przeżyć obrazy. Czy ludzka możliwość i zdolność doświadczenia, wiedzy jest zupełną potrzebą? Nie... ponieważ życie każdego jest po części snem, lękiem, niepewnością, tchnie-niami jak wiatr nieodgadnionymi. Pragniemy wierzyć, że mimo skończoności jest coś, co mimo nas nam znanych, naszą duszę unieśmiertelni, to, co kochamy i co nam bliskie kiedyś gdzieś odnaj-dziemy. Zło przeminie na dobre jak czas na nasze ziemskie życie. Wierząc w wyższy sens łatwiej żyć, zachować dystans do siebie, swego życia, umiej-scawiać sytuacje w bezmiarze prawdy. Życie daje prawo do pytania bez odpowiedzi. Gdy kocha-my otwiera w nas czystą, absolutną miłość, gdy zachwycamy się znów jak pierwszy raz, rozpala w nas światło, którym się stajemy, rozpościera tęczę, i ogrody. Odpowiedź spinająca nasze życie w nas samych jest niewidoczna, niepoznana i nie-wiarygodna, ukryta w rewersach twarzy. W du-aliżmie natury naszego życia jesteśmy zamknię-ci tajemnicą i otwarci poznaniem. Odchodzimy w zamknięciu punktem wzajemnego przenika-nia się poznania i tajemnicy – poza wyznaczony każdemu czas. Możemy dosyć by poznawać, pra-gniemy wystarczająco aby wierzyć...

Życiebliskie na otwarcie oczui dalekie na dłoni wyciągnięciemapy wschodów słońcaw gęstej krwizachodzące za rozmokłym widnokręgiem.

Lila

31

Page 34: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Pierwsze lata życia są kluczowym etapem w rozwoju człowieka – to wtedy kształtu-ją się nasze funkcje psychiczne, niezbęd-

ne do dalszego życia. Dzieci mają ogromną cieka-wość, chęć poznawania i odkrywania świata. Nie potrafią jednak dokonać prawidłowej oceny ryzy-ka, które może nieść za sobą podejmowanie okre-ślonych działań. Dlatego też rolą dorosłych jest zapewnienie dzieciom bezpiecznych warunków do prawidłowego rozwoju. Tymczasem, jak wska-zują statystyki, wypadki wśród dzieci nie zawsze są zdarzeniami czysto losowymi. Ich główną przy-czyną są zaniedbania i brak odpowiedniej opieki ze strony dorosłych. Wśród przyczyn obrażeń ciała u dzieci do 3. roku życia dominują upadki z wyso-kości. Natomiast u dzieci powyżej 3 lat dominują wypadki drogowe. Drugim miejscem pod wzglę-dem częstości występowania wypadków są miejsca

związane z zabawą i aktywnością ruchową dziecka: podwórka, place zabaw, boiska oraz dom. Urazy są jedną z głównych przyczyn śmierci i niepełnosprawności u dzieci i mło-dzieży w Polsce i w całej Europie. Organizm dziecka jest bardzo podatny na obrażenia. Każdy uraz jest ogromnym zagrożeniem dla zdrowia i życia dziecka, powodującym mniej-sze lub większe ograniczenie sprawności fizycz-nej lub umysłowej. Uraz trwający kilka sekund może skutkować nieraz kilkutygodniowym lub dłuższym powrotem do prawidłowego sta-nu zdrowia, bądź też spowodować trwałą nie-pełnosprawność. Należy zauważyć, że inaczej funkcjonuje dziecko niepełnosprawne od uro-dzenia, dla którego jego własne ograniczenia stały się normą i nauczyło się z nimi żyć, a ina-czej dziecko, które doznało niepełnosprawności

Dziecko

U W A G A

32

Page 35: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

nagle (np. w wyniku urazu). W tym ostatnim przypadku, niespodziewana zmiana sytuacji ży-ciowej, spowodowana niepełnosprawnością dla wielu dzieci jest ogromnym przeżyciem emocjo-nalnym, powodującym całkowitą dezorganizację dotychczasowego życia. Dzieci nagle dotknięte niepełnosprawnością mają trudności z opano-waniem umiejętności i zachowań niezbędnych w życiu społecznym. Ciężko jest im przystoso-wać się do życia w społeczeństwie ludzi spraw-nych. Pojawiają się bowiem nie tylko ogranicze-nia ruchowe, z którymi po jakimś czasie młode osoby potrafią sobie poradzić. Dzieci zmagają się przede wszystkim z obawą przed brakiem akceptacji ze strony rówieśników i otoczenia. Zdaniem psychologów dzieci realizują swoje potrzeby w dwóch środowiskach: rodzinnym i rówieśniczym. Od pozycji w tych środowiskach w znacznym stopniu zależy to, jak ukształtują się oczekiwania dziecka wobec innych, przyszły obraz samego siebie i ludzi. Dzieci mają silną potrzebę kontaktu emocjonalnego z rówieśni-kami, który jest rozumiany jako wchodzenie w życie społeczne. Tymczasem pojawienie się niepełnosprawności zaburza ten proces. Dzieci niepełnosprawne często budzą zainteresowanie swoją odmiennością, są odrzucane przez grupę, wyśmiewane, co zaburza czasowo lub trwale ich zachowanie. Może to powodować zaburzenia psychiczne, z którymi dziecko wchodzi następnie w dorosłe życie. Zdaniem psychologów, najtrud-niej pogodzić się z nabytym kalectwem w okresie dorastania. Wówczas młoda osoba ma już świa-domość skutków swojej niepełnosprawności i jej konsekwencji. Z drugiej strony jest jeszcze zbyt niedojrzała, żeby móc zauważyć obok swojego kalectwa inne możliwości życiowe, które są dla niej dostępne mimo niepełnosprawności. Nie-pełnosprawność, której dziecko doznaje nagle, zdaniem psychologów może powodować rów-nież m.in.: wstrząs psychiczny, przejawiający się w zaburzeniami w zachowaniu, poczucie mo-notonni życia i osamotnienia, czy objawy ner-

wowości (poczucie mniejszej wartości, skłon-ność do przeżywania smutku, zniechęcenia). Jeśli w tej sytuacji dziecko nie otrzyma odpowiedniego wsparcia fizycznego i psychicznego, może mieć to swoje skutki w życiu dorosłym, w postaci braku pewności siebie, gniewu, obawy przed kontaktem z innymi ludźmi, agresją wobec okazywanej po-mocy, depresji. Poniżej kilka przykładów tego, co mówią o swoim codziennym życiu dzieci i młodzież niepełnosprawna:Ola (18 lat): „Ja ciągle siedziałam w domu, na wsi. Nie wierzę, że coś mi się w życiu jeszcze uda. Cieszę się, że jestem wśród ludzi, bo jak mia-łam nauczanie indywidualne to ich prawie nie widziałam”.Dawid (15 lat): „Najgorsze jest to, że osoby spraw-ne nie chcą się z nami przyjaźnić, uważają nas za gorszych”.Ewa (13 lat): „Jak na mnie patrzą na ulicy, czy w autobusie to jest bardzo niemiłe, nie wiem co z sobą wtedy zrobić”.Gosia (11 lat): „Ja się dobrze czuję w szkole, gdy mam koleżanki i kolegów, razem się bawimy”.Beata (18 lat): „Przyjaciół mam tylko do towarzystwa w domu, ale oni nigdzie ze mną nie wyjdą, bo czują się mną skrępowani”.Nasze społeczeństwo wciąż niewiele wie na temat niepełnosprawności. Osoby niepełnosprawne często są postrzegane przez pryzmat ich ogra-niczeń, jako wymagające nieustannej pomocy i opieki. Rodziny, podobnie jak szkoły nie są na nią przygotowane, a to właśnie od nich ocze-kuje się, że przygotują dziecko do godnego życia z niepełnosprawnością i akceptacji niepełno-sprawności u innych. To, czy dziecko dotknięte niepełnosprawnością nauczy się właściwie funk-cjonować w dalszym życiu, w dużej mierze zależy od postaw osób, które je otaczają. Widząc akcep-tację z zewnątrz, dziecku łatwiej będzie pogodzić się ze swoimi ograniczeniami i odważnie wkraczać w dorosłe życie.

Marta Borowik33

Page 36: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Zawierz W Słowniku Współczesnego Języ-ka Polskiego znajdujemy wyjaśnienie czym jest… słowo. Jest to, między inny-mi, wyrażenie myśli za pomocą znaków językowych. Słowo jest także znakiem językowym nazywającym czynności lub stany. O tym, że uczucia i pragnie-nia serca zawarte w słowach mogą być modlitwą, przekonany jest Gregg Bra-den, autorytet w dziedzinie łączenia mądrości pochodzącej z przeszłości z nauką, medycyną i pokojem w przy-szłości. Jego zdaniem, starożytne trady-cje przypominają, że otaczająca nas rze-czywistość stanowi lustrzane odbicie tego, czym staliśmy się w efekcie tego,

co czujemy w relacji z samym sobą, z innymi ludźmi i jak je wyrażamy. Współczesna nauka dostarcza dowo-dów potwierdzających, że wszystko co odczuwamy w swoim ciele, zostaje przeniesione do świata zewnętrzne-go. To słowa, niczym komenda kom-puterowa, ułożone w osobistą man-trę – modlitwę, mają moc wywołania uczucia w człowieku, pod warunkiem, że zostanie im nadane jakieś znacze-nie. Dzięki takim pragnieniom mo-dlitewnym możemy np. poczuć się bezpiecznie. Podobno Dalajlama, kiedy udawał się na wygnanie powie-dział: „Widzę bezpieczną podróż i bez-

34

Page 37: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

pieczny powrót.” Miał przed sobą zdra-dliwą drogę wiodącą przez dzikie góry oddzielające Tybet od Indii. Jak otacza-jący nas świat reaguje na wypowiada-ne „od serca pragnienia”, przekonuje się od kilku lat pewien człowiek, który za każdym razem wsiadając do samo-chodu wypowiada ułożoną przez siebie modlitwę: „Wszystkie stworzenia, duże i małe, są dzisiaj bezpieczne.” Twierdzi, że odkąd tak zaczyna swoją podróż do pracy i w drodze powrotnej do domu, nigdy nie miał wypadku z dzikimi zwie-rzętami, choć widzi je bardzo często wychodzące na szosę w brzasku lub o zmierzchu. Inni użytkownicy tej drogi

takiego szczęścia nie mają. Podobnie postępuje kobieta, która intencję bez-piecznej podróży, z odczuciem, że już się odbyła, zamyka w zdaniu: „Dziękuję za bezpieczną podróż i bezpieczny powrót.” I wzmacnia je wyobrażeniem, że wyjmu-je zakupy z bagażnika, co będzie mogła uczynić dopiero po powrocie ze sklepu, bo właśnie to był cel jej podróży. O mocy „słowa” przekonała się inna kobieta, Te-resa. – Wyobraziłam sobie bardzo do-kładnie jak urządzam swoje mieszkanie – mówi – choć od dawna w nim nie byłam. Liczyłam, że wrócę tam po rozwodzie. Ale były mąż nie chciał go opuścić. Proceso-wał się o moją własność przez kilka lat,

35

Page 38: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

a tyle skutecznie, że był już bliski wy-granej. I nie zamierzał się zeń wyprowa-dzić. Znajomi i bliscy radzili Teresie, by pogodziła się ze stratą. Ale ona zaczęła od ułożonej przez siebie mantry: „Wró-ciłam do swojego mieszkania i pięknie je urządziłam.” Następnie wzmocniła swoją intencję działaniem; pożyczyła pieniądze, za które kupiła nowe firanki i zasłony. Potem zaczęła się szykować do przeprowadzki, z pobliskiego skle-pu dostała pudła i kartony, do których

postanowiła spakować dobytek. W tym czasie trwała właśnie kolejna decydują-ca rozprawa w sądzie. Ku zaskoczeniu wszystkich, a przede wszystkim byłego męża, sąd uznał Teresę za prawowitą i jedyną właścicielkę lokalu. Dla niej sprawa jest oczywista; odzyskała swoją

własność dzięki temu, że uczucie klęski i krzywdy przepracowała w sobie na sprawiedliwe rozstrzygnięcie i podkre-śla, że receptę na swój sukces wyczy-tała w książce Florence Scovel Shinn (1871 – 1940) „Gra Życia”. Po prostu „użyła słowa” zgodnie z sugestią au-torki. Przez wiele lat Florence Scovel Shinn wykładała w Nowym Jorku pod-stawowe zasady metafizyki. Spotkania, które organizowała, cieszyły się dużym zainteresowaniem, a jej książki osiąga-

ły spore nakłady nie tylko w Ameryce. Osoby, które zwracały się do niej o po-moc czy poradę w zazwyczaj trudnych sytuacjach traktowała bardzo rzeczowo. Nauczała poprzez praktyczne i codzien-ne przykłady z życia. Wcześniej była ilu-stratorką książek. Pozostawiła po sobie

36

Page 39: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

zbiór notatek i memorandów, które stanowią treść książki „Gra Życia i Jak w Nią Grać”, adresowanej przede wszystkim do kobiet, ale nie tylko. - Większość ludzi uznaje życie za bitwę, ale to nie bitwa, to gra – uważała F. Sco-vel Shinn. Twierdziła, iż warunkiem aby grać w Grę Życia i odnosić sukcesy, po-trzebne jest szkolenie wyobraźni. Oso-ba z wyćwiczoną wyobraźnią na dobro, może w swoje życie wnieść „każde słusz-ne pragnienie serca” – zdrowie, bogac-two, miłość, przyjaźń, samorealizację i swoje najwyższe ideały. Ale wcześniej powinna poznać siebie, choćby po to, by wiedzieć jak z wyobraźnią współpracuje umysł w obszarach podświadomości, świadomości i nadświadomości. Ten ostatni obszar, czyli nadświadomość jest, według autorki, dziedziną dosko-nałych idei. W nim bowiem istnieje do-skonały obraz, którego odbicie w świa-domości jawi się jako nieosiągalny ideał: „coś, co jest zbyt piękne, aby było praw-dziwe”. - W rzeczywistości jest to twój prawdziwy cel – mówiła – emanujący z Nieskończonej Inteligencji, który znaj-duje się w twoim prawdziwym wnętrzu. I przestrzegła swoich słuchaczy przed negatywnym myśleniem, „karmieniem” wyobraźni perspektywą nieszczęść, a także „używaniem jałowych słów”.Przykładów takich postaw dostarcza to samo życie; jedna ze znajomych pani Scovel Shinn od dziecka miała „silne przekonanie”, że jest wdową. Kiedy do-rosła, wyszła za mąż za kochanego męż-czyznę, który wkrótce po ślubie zmarł. Obraz wdowy, zdaniem autorki, był tak głęboko odciśnięty w jej pod świado-

mym umyśle, że stał się przyczyną nie-szczęścia. Inna kobieta, kiedy miała dom i otaczała się pięknymi przedmio-tami, które jej nie cieszyły, powtarzała: „Jestem chora i znudzona tym, co mnie otacza. Chciałabym nie mieć nic.” I tak się stało. Wtedy stwierdziła: „Dziś nie posiadam nic.” Mówiła o swojej biedzie, ale nie traktowała tego poważnie.- Ludzie w takich sytuacjach często żartu-ją, ale nie wiedzą jednego, że podświa-domy umysł pozbawiony jest poczucia humoru – podkreślała nauczycielka gry życia Florence i przytaczała opowieść o innej zamożnej damie. Ta zaś, kiedy była bardzo bogata, powtarzała stale w żartach, że powinna przygotowywać się do życia w przytułku. W ciągu kilku lat, odciskając w swojej podświadomo-ści obraz niedostatku i nieszczęścia, została prawie całkowicie pozbawiona środków do życia. Według pani Floren-ce, prawo to działa w obie strony, więc bieda może być również zamieniona w bogactwo. Trzeba tylko użyć „właści-wego słowa” i… kierować się intuicją. Tak właśnie postąpiła kobieta, która zjawiła się u Florence z zapytaniem jak zaradzić nękającym ją niepowodzeniom i niedostatkowi. Jej cały majątek wyno-sił wtedy osiem dolarów. Zachęcona do podjęcia decyzji zgodnie z intuicją, nauczyła się „przekazanych słów”, nie-ustannie je powtarzała i – choć mogła spróbować znalezienia jakiejś pracy w Nowym Jorku – wyjechała do rodzin-nego miasta. Spotkała tam starego przy-jaciela rodziny. Dzięki temu spotkaniu w najcudowniejszy z możliwych sposo-bów otrzymała kilka tysięcy dolarów.

37

Page 40: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Irena Lus

i wymazywanie wszelkich mentalnych obrazów zła, powtarzała swoim słu-chaczom Florence Scorel Shinn. Moż-na tego dokonać przez wywieranie nacisku na podświadomy umysł i two-rzenie w nim realnego obrazu dobra. Ale każdy, kto pragnie zmienić swoją sytuację, aby dobro mogło zamanife-stować się w jego życiu, powinien znać moc, jaką niesie słowo.

Po latach często prosiła, aby Florance opowiadała innym o niej, kobiecie, która pomnożyła swoje osiem dolarów wypo-wiadając słowa: „Nieskończony Duchu, stwórz drogę wielkiej obfitości dla (tu wymienione było jej imię). Jest ona ma-gnesem dla wszystkiego, co należy do niej z mocy Boskiego Prawa.” Celem Gry Życia jest wyraźne postrzeganie dobra

38

Page 41: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

39

Irena Lus

Coś na ząb U większości ludzi podczas trawienia pożywienia wytwarzana jest glukoza, która prze-nika do krwi. Poziom glukozy we krwi kontroluje hormon trzustki – insulina, wspo-magająca przejęcie i wykorzystanie glukozy przez komórki. Organizm osoby chorej na cukrzycę nie wytwarza wystarczających ilości insuliny, albo też nie jest zdolny do efek-tywnego jej wykorzystania. Dlatego niezbędna jest prawidłowa dieta, sprzyjająca zacho-waniu równowagi glukozy we krwi, zapewniająca jednocześnie pełną dostawę składni-ków odżywczych. Zarówno dietetycy jak i lekarze oraz chorzy wiedzą, że przemyślana i konsekwentnie stosowa-na, skonsultowana z lekarzem i dietetykiem, dieta może wydatnie wspomagać leczenie, a w konse-kwencji łagodzenie skutków cukrzycy. Nie wyma-ga specjalnego tłumaczenia zalecenie, aby w ciągu dnia, zamiast trzech większych posiłków oddzielo-nych długimi przerwami, jeść regularnie pięć – sześć razy, za to w niewielkich porcjach. Wpraw-

dzie każda osoba z cukrzycą wie jak nierozsąd-ne jest podjadanie na pusty żołądek czekolady, cukierków i kolorowych, gazowanych napojów, co w konsekwencji powoduje niebezpieczny, gwałtowny wzrost poziomu glukozy we krwi, ale w życiu, czyli w praktyce bywa różnie. Nie jest prawdą, że diabetyk nie ma prawa sięgnąć po słodkości. Może, na przykład od czasu do czasu zjeść trzy śliwki w gorzkiej czekoladzie. Może też pozwolić

Page 42: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

40

sobie na niewielką porcję czegoś słodkiego, ale na deser, po posiłku bogatym w błonnik i za-wierającym tłuszcz. Wtedy poziom glukozy wzra-sta wolniej, gdyż błonnik i tłuszcz spowalnia pro-ces jej uwalniania. Drobna przekąska, cos na ząb pomiędzy głównymi posiłkami będą pomocne w utrzymaniu stałego poziomu glukozy we krwi

w ciągu dnia. Warto więc mieć „pod ręką” – za-miast ciasteczek – owoce i warzywne przysmaki, po które sięgniemy, gdy poczujemy głód. Przy-gotowana wcześniej drobna przekąska czy sa-łatka z warzyw albo owoców smakuje wtedy jak wykwintne danie. Potwierdzi to każdy rozsądny diabetyk.

Oprac. Irena Lus

Przepisy

Sałatka z ciecierzycy i papryki

Składniki: łyżka oliwy z oliwek, 2 czerwone papryki –

pokrojone w szerokie paski, 400 g ciecierzycy odsączo-

nej i wypłukanej, 4 łyżki drobno pokrojonych, świeżych

ziół – bazylii, oregano i natki pietruszki.

Wykonanie: Na rozgrzaną patelnię z oliwą włożyć pa-

prykę, smażyć mieszając 12 – 15 minut aż zmięknie.

Odstawić, aby lekko ostygła, potem pokroić w kawałki.

Położyć do salaterki paprykę, ciecierzycę i zioła, wymie-

szać. Przygotować sos z 3 łyżek oliwy z oliwek, 1 łyżki

octu balsamicznego, soli i pieprzu do smaku. Zmieszać

składniki sosu i zalać nimi sałatką. Potrząsnąć kilka

razy salaterkę, aby dobrze rozprowadzić sos w salaterce.

Makaron z oliwkami i bazylią

Składniki: 350 g makaronu muszelki, 1 łyżka oliwy z oli-

wek, 2 ząbki czosnku, zmiażdżone, 1 duża cebula, drobno

pokrojona, 1 zielona papryka, pokrojona w kostkę, 425 g

czerwonej fasoli (może być z puszki) odsączonej, 2 łyżeczki

suszonego oregano, 15 listków bazylii, porwanych na ka-

wałki, 100 g czarnych oliwek bez pestek, sól, czarny pieprz,

100 g pomidorków koktajlowych przeciętych na pół i kilka

listków bazylii do przybrania. Wykonanie: Ugotować ma-

karon w lekko osolonej wodzie (przepis na opakowaniu).

Rozgrzać oliwę na dużej patelni, dodać czosnek, cebulę

i zieloną paprykę. Smażyć 5-7 minut, aż zmiękną. Dodać

fasolę, oregano i bazylię, i oliwki; podgrzewać mieszając

przez kilka minut. Dodać ugotowany makaron, zmieszać,

doprawić. Podawać na gorąco, przybrać pomidorkami

i listkami bazylii.

Kawior z bakłażana

Dwa całe bakłażany upiec w pie-

karniku. Po upieczeniu obrać je ze

skórki, zmiksować z czosnkiem,

sokiem z cytryny i oliwą z oliwek.

Doprawić do smaku solą, odrobi-

ną pieprzu i natką pietruszki.

Sałatka fasolowaSkładniki: po pół szklanki kilka ro-

dzajów ugotowanej fasoli, cebula

dymka – posiekana, świeża kolen-

dra, sól, pieprz, oliwa z oliwek, sok

z cytryny. Wykonanie: Zmieszać

fasolę z dymką i kolendrą. Dopra-

wić solą, pieprzem, oliwą i sokiem

z cytryny.

Page 43: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

41

Indyk w potrawce

Składniki: 700 g piersi indyka bez skóry, łyżka mąki pszennej,

łyżka oleju rzepakowego, średnia cebula – drobno pokrojona,

2 ząbki czosnku – zmiażdżone, sól, pieprz czarny, 250 ml domo-

wego rosołu z drobiu lub bulionu warzywnego, 4 marchewki –

pokrojone w kostkę, 280 g mrożonego groszku, zielona papryka

– pokrojona w kostkę, 115 g chudego jogurtu, 4 łyżki posiekanej

natki pietruszki. Wykonanie: Mięso pokroić na małe kawałki

i obtoczyć w mące z przyprawami. Rozgrzać olej na patelni.

Dodać cebulę, czosnek, smażyć 3-4 minuty aż zmiękną. Wło-

żyć mięso i smażyć 20-25 minut na złoty kolor. Jeżeli przywiera

do patelni, dolać nieco rosołu. Dodać marchewkę, groszek i do-

dać pozostały bulion. Przykryć, gotować na małym ogniu 5-10

minut. Dodać paprykę, doprowadzić całość do wrzenia, przy-

kryć i gotować jeszcze 5 minut. Domieszać jogurt i pietruszkę.

Doprawić solą i pieprzem. Podawać z gotowanym na sypko ry-

żem.

Krem z cukiniiSkładniki: Cukinia – pokrojona w kostkę, cebula

pokrojona w kostkę, ząbek czosnku – rozgnieciony,

2 łyżki oliwy z oliwek, czubata łyżka śmietany, bulion

warzywny, sól, pieprz, świeża bazylia, pestki dyni.

Wykonanie: Do garnka wlej oliwę, podsmaż cebulę,

czosnek, dodaj cukinię. Dodaj bulion, gotuj 20 mi-

nut. Dodaj śmietanę, sól, pieprz, zmiksuj wszystko.

Przed podaniem posypać w miseczkach krem list-

kami bazylii i uprażonymi nasionami dyni. Krem

z cukinii można również jeść na zimno jako przeką-

skę – małe porcje.

Pieczone nadziewane jabłka

Wykonanie: 4 jabłka bez gniazd na-

siennych ułożyć w żaroodpornym

naczyniu i dolać nieco wody. Środek

każdego jabłka napełnić rodzynka-

mi albo konfiturą z czarnej porzecz-

ki. Piec ok. 40 minut, aż będą mięk-

kie. Pyszne również na zimno.

HummusPuszkę ciecierzycy odsączyć. Zmikso-

wać: ciecierzycę, kilka ząbków czosn-

ku, czerwoną paprykę, pastę sezamową

z sokiem z cytryny, oliwą z oliwek. Do-

dać sól i pieprz oraz natkę pietruszki.

Smakuje z chlebkiem pita, grzankami

albo z surową marchewką lub ogórkiem

pokrojonym w słupki.

Page 44: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

42

Jak pokonać stres

Życiepełne stresów

Nad stresem ciężko nieraz zapanować, ale nie jest to niemożliwe. Musimy zdać sobie sprawę, co powoduje w nas sytuacje streso-we i w miarę możliwości starać się unikać narastania napięcia. Jest to trudne, gdyż w sytuacji stresowej jesteśmy zaabsorbowani realia-mi, które powodują napięcie (przed publicznym występem, ważnym spotkaniem, daleką podróżą, w sytuacji konfliktowej itd.). Dobrze jednak jest nauczyć się wsłuchiwać w głos naszego organizmu. Często nieświadomie obgryzamy paznokcie, pstrykamy długopisem,

Kilka ogólnych zasad, które powinniśmy znać i starać się stosować na co dzień

Po pierwsze – kontrola bodźców i umiejętność relaksu

Page 45: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

43

stresów

Po drugie – nie lecz stresu słodyczami, kawą, alkoholem

Po trzecie - odpowiednia dieta, dużo magnezu

Oprac. Ireneusz Gesinowski

machamy nogą. Gdy sobie zdamy z tego sprawę, łatwiej nam będzie zapanować nad tymi odruchami. Pierwszym krokiem powinno być rozluźnienie mięśni i oddechu. Jeśli to możliwe, dobrze jest wstać, przejść się parę kroków, wyko-nać kilka głębokich oddechów,wsłuchując się w oddychanie, obmyć twarz w chłodnej wodzie. Najlepiej rozładować napię-cie lekkim biegiem, wysiłkiem, ćwiczeniami fizycznymi. Można, a wręcz trzeba odpoczywać aktywnie: na spacerach, wycieczkach rowerowych, na działce, przy grach sportowych.

U wielu osób stres wyzwala odczucie głodu. Każdy stres „leczą” słodką przyjemnością – czekoladkami, cukierkami. Puste kalorie odkładają się w postaci tłuszczu. Nasza coraz okrąglejsza sylwetka powoduje kolejne stresy i koło się zamyka. Częsta kawa, mocna herbata, energetyzujące drinki – to także błąd. Pobudzają centralny układ nerwowy, co potęguje uczu-cie niepokoju. Również alkohol. To tylko chwilowe, pozorne rozluźnienie. Stres powraca potem z jeszcze większą siłą.

Odżywianie powinno być dobrze zbilansowane i co szczególnie ważne – dostarczać dużo magnezu, który działa uspokajająco i rozluźniająco. Niedobór magnezu powoduje, że jesteśmy bardziej nerwowi, nadpobudliwi, zmęczeni. Wydzielająca się w sytuacjach stresowych adrenalina jest w większych stęże-niach toksyczna, a przy niedoborze magnezu toksyczność ta jeszcze się zwiększa. Udowodniono, że magnez chroni nas przed stresem. Organizm zużywa dzienną dawkę tego pierwiastka już po kilkunastu minutach większego napięcia. W dodatku jego zapasy topnieją, gdy pijemy kawę, alkohol.

Page 46: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Nadal zdaje się dominowac w świadomości społecznej pogląd, że uczniowie niepełnosprawni powinni kształcic się w odrębnym nurcie . Tymczasem w dobiegającym końca roku szkolnym mi-nister Joanna Kluzik-Rostkowska w głównych kierunkach poli-tyki oświatowej państwa wyznaczyła m.in . edukację włączającą uczniów z niepełnosprawnościami .

Czym jest tzw. edukacja włączająca? Dzieci, młodzież z rozmaitymi niepełnosprawnościami mogą być włączani w zwyczajny nurt kształcenia. Nie wszystkie niedomagania uczniów wymagają nauczania w placówkach specjalnych.„Wedle definicji zawartych w licznych doku-mentach UNESCO, włączanie postrzegane jest jako proces wychodzenia naprzeciw różnorod-nym potrzebom wszystkich dzieci, młodzieży i dorosłych poprzez zwiększanie ich uczestnic-twa w nauce, kulturze i życiu społecznym oraz eliminację wszelkich form wykluczania w edu-kacji. Wymaga to zmian i modyfikacji treści, podejść, struktur i strategii nauczania, stero-

wanych wspólną wizją obejmującą wszystkie dzieci oraz przekonaniem, że to właśnie ogólny system powszechnej – a nie specjalnej – edukacji jest odpowiedzialny za ich kształcenie” – twier-dzi prof. dr hab. Anna Firkowska-Mankiewicz, kierownik Katedry Socjologii Ogólnej i Badań Interdyscyplinarnych Akademii Pedagogiki Spe-cjalnej w Warszawie. Polska realizuje postanowie-nia Konwencji Praw Osób Niepełnosprawnych. - W szczególności w odniesieniu do artykułu 24. Konwencji, który zobowiązuje państwa ją raty-fikujące do zapewnienia edukacji włączającej na wszystkich szczeblach kształcenia – zapewnia Justyna Sadlak z Biura Prasowego Minister-

, ,

44

Page 47: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

stwa Edukacji Narodowej.Uczeń niepełnosprawnyKto to jest uczeń niepełnosprawny? Uczniem nie-pełnosprawnym jest ten, który posiada orzecze-nie o potrzebie kształcenia specjalnego wydane przez zespół orzekający działający w publicznej poradni psychologiczno-pedagogicznej, w tym publicznej poradni specjalistycznej, z uwagi na jeden z rodzajów niepełnosprawności określony w przepisach prawa (rozporządzeniach Ministra Edukacji Narodowej z 17 listopada 2010 r.) – in-formuje MEN.- Diagnozy potrzeb rozwojowych i edukacyj-nych oraz możliwości psychofizycznych ucznia niepełnosprawnego, w tym ucznia niesłyszące-go albo słabosłyszącego, dokonują specjaliści w poradni psychologiczno-pedagogicznej, któ-rzy wskazując w orzeczeniu o potrzebie kształ-cenia specjalnego zalecane formy kształcenia, wspierają rodziców w wyborze szkoły najbardziej odpowiedniej dla ich dziecka. Natomiast decyzję o wyborze formy i miejsca kształcenia podejmu-ją rodzice (opiekunowie prawni) dziecka, którzy zgodnie z Konstytucją Rzeczpospolitej Polskiej mają wyłączne prawo do decydowania o swoim dziecku, o ile prawo to nie zostanie im ograni-czone lub nie zostaną go pozbawieni – mówi Justyna Sadlak. Liczby rosnąW ostatnich latach liczba uczniów niepełno-sprawnych (posiadających orzeczenie o potrze-bie kształcenia specjalnego z uwagi na niepeł-nosprawność) w szkołach ogólnodostępnych systematycznie wzrasta. Według danych udo-stępnionych na naszą prośbę przez Departament Zwiększania Szans Edukacyjnych Ministerstwa Edukacji Narodowej, odsetek ich w stosunku do ogólnej liczby uczniów niepełnosprawnych (wg stanu na 30 września każdego roku) wynosił: w roku 2010 – 43,80%, w 2011 – 44,47%, w 2012 – 46,31%, w 2013 – 48,70%, w 2014 – 50,45%. Tak więc w szkołach masowych udział dzieci niepeł-nosprawnych procentowo do ich ogółu nieznacz-

nie, ale z każdym rokiem systematycznie rośnie.Jak sobie zwykłe szkoły radzą w rozwiązywa-niu problemów edukacyjno-wychowawczych uczniów niepełnosprawnych? No z pewnością nie tak dobrze jak ta z w Łajskach.Jedna z trzech wybranychZespół Szkół w Łajskach współpracuje z Europej-ską Agencją ds. Edukacji Włączającej i Edukacji ze Specjalnymi Potrzebami (European Agen-cy for Special Needs and Inclusive Education). Uczestniczy w projekcie, który zakłada aktyw-ne i bezpośrednie badanie edukacji włączającej w konkretnej szkole i społeczności uczącej się.- Jesteśmy dumni, że spośród 29 krajów bę-dących członkami Agencji, wśród trzech wy-branych szkół znalazła się nasza – podkreśla Marek Tarwacki, dyrektor Zespołu Szkół w Łaj-skach, oprócz Calderglen Learning Community w Szkocji i Instituto Comprensivo Antonio Ro-smini we Włoszech. A więc jest to jedyna polska placówka, która jest szczegółowo monitorowana. W maju br. kolejnym etapem projektu będzie wi-zyta 20 ekspertów europejskich zajmujących się edukacją włączającą.- Od 13 lat prowadzimy edukację włączającą w naszej szkole - dodaje dyrektor tej placówki na Mazowszu. - Chodzi o przeciwdziałanie wy-kluczeniu społecznemu i edukacyjnemu dzieci i młodzieży z różnymi dysfunkcjami, o alter-natywną ścieżką edukacji specjalnej. Uczą się w normalnych klasach, tylko że mają asysten-tów, a program nauczania dostosowany jest do indywidualnych potrzeb i możliwości. W szkole korzystamy z pomocy, z konsultacji z psycholo-gami, pedagogami, logopedami i innymi specja-listami. Mamy 24 uczniów niepełnosprawnych, m.in. niedosłyszących, niedowidzących, z pa-daczką, cukrzycą, autyzmem…Uczniów im ubywa- Coraz więcej uczniów nam ubywa – nie kryje dyrektor Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 2 w Bydgoszczy Ryszard Bielecki. – Nasza placów-ka na etapie złożeń projektowych to miała być

45

Page 48: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

tylko szkoła podstawowa. A z tej podstawówki obecnie jest niewiele dzieci, bodajże trzydziest-ka. Więcej mamy uczniów na poziomie szkół po-nadgimnazjalnych, czyli szkoła zawodowa, tech-nikum policealne. Jest to niepokojące.Dyrektor nie dopuszcza myśli o stopniowej likwi-dacji szkół w OSW. I jakby dla samouspokojenia dodaje: - Tutaj trafiają również dzieci z dodatko-wymi schorzeniami. Oprócz przykładowo nie-dosłuchu mają również porażenie, inne choroby. I takie dziecko wymaga już specjalnej opieki. Nie może trafić do zwykłej szkoły. Myślę, że tego typu placówki jak nasza będą istniały, ale w okrojonej formie, z minimalną liczbą uczniów. Kiedy w naszej rozmowie cytuję ocenę Najwyż-szej Izby Kontroli sprzed dwóch lat, która uznała system kształcenia uczniów z niepełnospraw- nościami w szkołach ogólnodostępnych za zły, uważając, iż nie jest on przygotowany do realiza-

cji Konwencji o prawach osób niepełnospraw-nych, słyszę: - Te przypadki, opinie, które zauwa-żamy w naszej szkole są tego przykładem. Ja sam się dziwię, dlaczego ci młodzi ludzie nie mogą funkcjonować w szkole masowej. Ktoś ich poka-zuje palcem, ktoś wyzywa, nauczyciel nie ma cza-su, żeby spokojnie uczniowi niepełnosprawnemu wytłumaczyć jakiś problem…Źle ich traktowanoPotwierdzenie tego znajduję w rozmowie z wy-branymi gimnazjalistami z tej placówki:- Przyszedłem tutaj w zeszłym roku – opowiada Kacper z Koronowa. - W szkole masowej mi do-kuczali. Było dużo osób. Siedziałam z ławce z tyłu. Prosiłem nauczycieli, żeby powtarzali, to mówili, że dla mnie jednego nie będą wszystkiego powta-rzać. Koledzy się śmieli z tego, że nie dosłyszę. Jak coś mówili trochę ciszej, to nic nie słyszałem. - Każdy mi dokuczał, wyzywał. Popychali mnie.

W Ośrodku Szkolno-Wychowawczym nr 2 w Bydgoszczy zajęcia lekcyjne odbywają się w niewiel-kich grupach. Liczba uczniów w oddziale szkoły specjalnej oraz w oddziale specjalnym w szkole ogólnodostępnej powinna wynosić od 6 do 8.

Fot. Andrzej Karnowski

46

Page 49: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Andrzej Karnowski

Nikt mnie nie lubił; prawie cała szkoła. Jak wracałam do domu, to rzucali we mnie ka-mieniami – skarży się Patrycja z Głogowa k. Torunia.- Przeszedłem do tej szkoły trzy lata temu. W normalnej szkole byłem przez sześć lat. Do-kuczano mi, byłem krytykowany, wyśmiewa-no. No i był wyższy poziom nauki. Tutaj po-ziom jest dostosowany do naszych możliwości, tych słabosłyszących i niesłyszących - zapew-nia Tomek z podbydgoskiego Borówna.Nie ma odwrotu- Rodzice niekiedy boją się takich szkół jak na-sza - mówi dyrektor Ryszard Bielecki. - Jest to szkoła specjalna, więc sugerują, naciskają na poradnie psychologiczno-pedagogiczne, aby na przykład dziecko z dużym niedosłuchem,

innymi jeszcze schorzeniami trafiło do szkoły integracyjnej. No i bywa, że po roku przycho-dzi do nas, bo sobie w tamtej placówce kom-pletnie nie radziło. Zdarza się, że kończy trze-cią klasę i nie umie pisać, bardzo źle czyta… I wreszcie rodzice dostrzegają, że coś jest nie tak. W końcu dziecko trafia do nas…Około 2 lata temu wiceminister edukacji naro-dowej Tadeusz Sławecki na posiedzeniu sejmo-wej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży zapew-niał, że nie ma odwrotu od edukacji włączającej. Oby jednak prowadzono ją z rozsądkiem, nie tracąc z pola widzenia dobra dziecka. Na tym samym spotkaniu z posłami uznał, że proces ten nie wpłynie na likwidację szkół specjalnych. I w to już trudniej uwierzyć.

witamy z powrotem w szkole

47

Page 50: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Uparciuchy i PasjonaciZ bardzo wczesnego dzieciństwa pamiętam niedzielną audycję radiową: „Podwieczorek przy mikrofonie”. W jednym z odcinków Sołtys Kierdziołek, znany z powiedzonka „cie choroba”, przekonywał słuchaczy, że raj był na Kujawach. Wszystko za sprawą licznych tam miejscowości o nazwach kończących się na: „ewo”: Służewo, Broniewo, Połajewo…. Sołtys Kierdziołek zna-lazł nawet uzasadnienie dla Ciechocinka, bo podobno kiedy nasza pramatka Ewa uspokajała krzykliwego synka o imieniu Kainek, to wołała doń: „ciecho synek”. Szczerze mówiąc ucieszyły mnie te sołtysowe rozważania, tym bardziej, że sam pochodzę z Kujaw. W przekonaniu o raj-skim pochodzeniu rodzimych Kujaw, żyłem przez wiele lat, a wątpić zacząłem dopiero po tym jak znalazłem się na Podlasiu. Wzruszała i do dziś wzrusza mnie śpiewność mowy, nagminna życzliwość i otwartość mieszkańców i coś coraz rzadziej spotykane w innych regionach kraju: niespieszność i autentyczny bliskich kontakt z przyrodą i tym wszystkim co nas otacza. Oczywiście daleki jestem od idealizowania i generalizowania sytuacji. Podlasie, podobnie jak cała Polska i Świat, również się zmienia ale sądzę, że autentyczne bogactwo naturalnej przyro-dy Podlasia i fakt, że jednak czas tutaj wolniej płynie sprawia, że można tu często spotkać ludzi z prawdziwą pasją. Ludzi, którzy swój czas i miejsce na ziemi traktują spolegliwie wobec natury i innych ludzi. Ludzie którzy swojego życiowego spełnienia szukają w tym co jest im najbliższe i autentyczne. Wystarczy przejechać raptem kilka kilometrów od Białegostoku, aby w miejscowości Ku-riany spotkać znawcę i miłośnika zdrowego odżywiania Jana Skibickiego, który zanim poświęcił swój czas, energię i wiedzę na opracowanie suplementów diety na bazie ja-błek odmiany Gold Milenium, zdążył postudiować na kilku uczelniach, wygrać kilka kon-kursów naukowo badawczych, by wreszcie poświęcić się ekologicznemu sadownictwu. A historia preparatów wymyślonych przez tego podlaskiego sadownika wydaje się być banal-na: Przed paroma laty stwierdził on, że ta rzadko spotykana odmiana jabłek przypadła do gustu przedszkolakom, jest przy tym smaczna i odporna na choroby. Zaczął więc badać właściwości odżywcze tej odmiany jabłek i stwierdził, że posiadają one najwięcej ze wszystkich jabłek

48

Page 51: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Uparciuchy i Pasjonaci przeciwutleniaczy i czterokrotnie więcej pektyn niż jabłka innych gatunków. A że jego sady już wtedy były uprawiane ekologicznie więc jabłka były nie tylko smaczne ale i zdrowe. Część zbiorów suszył i przypadkiem „nakarmił” jabłkowy susz prozdrowotnymi bakteriami. Po tym eksperymencie, okazało się, że owe bakterie zdecydowanie podwyższyły zawartość polifenoli czyli związków zbawiennych przy eliminacji wirusów grypy. Z czasem potwierdziło się, że w preparatach wynalazcy z Podlasia znajdują się związki wzmacniające system immunologiczny, co porządane jest w walce z chorobami jak: łuszcyca, sarkoidoza, nowotwory, grzybice. Pan Jan opatentował swoje preparaty, odwiedzają go specjaliści z prestiżowych zagranicznych ośrod-ków medycznych, proponując solidne sumy za odsprzedanie patentów a on się uparł żeby jego specyfiki produkowane były w Polsce i służyły przede wszystkim nam. Uparł się człowiek, ktoś powie, że to wbrew logice…Nie mniejszym podlaskim Uparciuchem jest Andrzej Chilicki, który w okolicach biebrzań-skich rozlewisk hoduje aronię, trzeba przyznać, że u nas traktowaną, delikatnie mówiąc, po macoszemu. A te cierpkie jagody które przywędrowały do nas w latach siedemdziesią-tych ubiegłego wieku są panaceum na wiele cywilizacyjnych dolegliwości. Aroniowy pa-radoks polega na tym, ze jesteśmy światowym potentatem w jej produkcji ale niestety 80% owoców trafia na półki ze zdrową żywnością w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Ja-ponii i Europie Zachodniej. Skromny aroniowy sadownik ze Sztabina ogania się od zagra-nicznych kontrahentów, prezentuje ekologiczne aroniowe soki na polskich targach zdro-wej żywności, sympozjonach i konferencjach. Poddaje aronię wyszukanym badaniom naukowym w najpoważniejszych polskich instytutach i wciąż wierzy, że naturalne zdrowe produkty z aronii zastąpią w naszej diecie syntetycznie preparowane i przesłodzone napoje. Gdyby nie przewody elektryczne i słyszalny niekiedy warkot silników miałoby się wrażenie, że znajdujemy się w dobrze prosperującym majątku zarządzanym przez Bogumiła Niechcica, bo-hatera powieści Marii Dąbrowskiej „Noce i Dni”. Malownicze, dobrze i ze smakiem utrzymane większe i mniejsze gospodarskie zabudowania rodem z tej powieści, swobodnie „wałęsające się” rozliczne domowe ptactwo i inny gospodarski inwentarz. Paradna brama z wieżą i zwień-czającym ją kurem a za nią ziołowy raj. To jedyny w Polsce i jeden z niewielu na świecie zioło-

49

Page 52: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

wych ogrodów botanicznych. Na piętnastu hektarach rośnie przeszło tysiąc skatalogowanych i solidnie opisanych roślin zielarskich z całego świata. Niespiesznie krzątający się ludzie przy swoich zajęciach, ma się wrażenie, że każdy bardzo dobrze zna swoje obowiązki i nie zwraca uwagi na licznych „miastowych” podziwiających ten cud natury starannie okiełzany ludzką ręką.To ziołowe królestwo Mirosława Angielczyka w malowniczych Korycinach w gminie Grodzisk siemiatyckiego powiatu. I to wszystko, podobnie jak w przypadku Jana Skibickiego i Andrze-ja Chilickiego zrodziło się z wielkiej pasji i uporu gospodarza, z którym co prawda trudno się umówić na spotkanie, bo cały czas jest czymś zajęty albo udziela porad amatorom zielarstwa. Jeśli jednak zobaczy się na horyzoncie owczarka z czerwoną obrożą, o wdzięcznym imieniu Rosa, to znak, że niebawem pojawi się sam Mirosław Angielczyk. Ma się wrażenie, że gospo-darz „Ziołowego Zakątku”, wie wszystko o każdej roślince rosnącej w jego wielkim zielniku, ale i o tych, które większość z nas traktuje jako bezużyteczne chwasty. Angielczyk również chce i potrafi swą pasją i szacunkiem do natury dzielić się z innymi. Pełno więc dziecięcego gwaru w różnych zakątkach gospodarstwa, a na stylowo zaaranżowanym parkingu coraz więcej aut z rejestracjami z całego kraju i Europy. W klimatycznej chacie jest sklepik z ziołowymi wyrobami firmowanymi przez Mirosława Angielczyka i jego firmę „Dary Natury”. To marka coraz bardziej rozpoznawalna w Polsce i zagranicą. Powstała z wiedzy, pasji i uporu. I choć mój elektroniczny podpowiadacz trasy nie zdołał zlokalizować tego ziołowego królestwa, intuicyjnie i szczęśliwie dotarłem tam i wierzcie mi, bardzo mi się stamtąd nie chciało wracać. No bo komu chciałoby się wracać z raju.

Dariusz Szada-Borzyszkowski

50

Page 53: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Paulina Kubacka

W tym raju spotkaliśmy się po raz kolejny… na Czwartkowym Obiedzie u Diabetyków. Ponad dwustu gości, głównie osad wsi i małych miasteczek, wśród szumu lasu i woni ziół, po raz 53. zdobywało wiedzę w duchu dobrej zabawy. Ponieważ edukacja jest głównym przesłaniem Czwartkowych Obiadów u Diabetyków, nie zabrakło wykładu prof. Danuty Pawłowskiej na te-mat: „Ziołolecznictwo jako profilaktyka w cukrzycy”. Ten deser edukacyjny doskonale wkompo-nował się w otaczający nas krajobraz i zainteresował gości tematyką jakże bliską gospodarzowi Ziołowego Zakątka, Mirosławowi Angielczykowi. Być może nawet któryś z gości „zaraził” się jego pasją… a z pewnością każdy z uczestników spotkania, nabył świadomość o tym, jak ważne są zioła w naszej diecie.Czwartkowe Obiady u Diabetyków to edukacja, dobra zabawa i… smaczne, zdro-we jedzenie. Nie mogło zabraknąć zupy pokrzywowej, którą uwarzyli dla nas specjalni goście. Na to popołudnie w role nadwornych kucharzy wcielili się: Marszałek Wo-jewództwa Podlaskiego Mieczysław Kazimierz Baszko, Członek Zarządu Województwa Pod-laskiego Jerzy Leszczyński, Burmistrz Sokółki Ewa Kulikowska, której towarzyszyli Przewod-niczący Rady Miejskiej w Sokółce Daniel Supronik i Przewodniczący Komisji Marek Awdziej; Komendant Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej Pułkownik Andrzej Rytwiński. Serwowano wykwintnego królika w ziołach z kaszą jaglaną i sałatkę z dzikimi ziołami, surówkę wiosenną ze szpinakiem z olejem z lnianki i dzikiej róży czy surówkę z kapusty białej i czerwonej z olejem z wiesiołka. Nad wszystkimi potrawami czuwała Danuta Bagińska - Prezes Stowarzyszenia Bardzo Aktywna Wieś „Barwa”. Ponad to stoły suto zastawione były chlebem razowym na za-kwasie, a do niego olej z dzikiej róży, z pestek dyni, z wiesiołka i olej lniany. Te i inne smaki, takie jak ciasteczka z mąki żołędziowej, szarlotka cez cukru i tradycyjne truskawki w gorzkiej czekoladzie cieszyły podniebienia biesiadników.Zamiast wina, do obiadu podano sok z aronii. Ten wartościowy owoc, choć w Polsce zwykle niedoceniany, przez nas został wyróżniony i tak, smak nad biebrzańskich rozlewisk, bo tam Andrzej Chilicki, producent soku, hoduje aronię, zmieszał się z otaczającą nas zewsząd ziołową krainą.Zdrowie przede wszystkim – zaplecze medyczne nie zawiodło nas. Każdy gość mógł zbadać ciśnienie tętnicze i poziom cukru we krwi.Było także coś dla ucha… dźwięk skrzypiec przełamany nutą gitary i akordeonu unosił się pod niebo i porywał nas do tańca. Tak przygrywała nam Kapela Jankiela.Edukacja, integracja, rehabilitacja społeczna i dobra zabawa to wartości na Czwartkowych Obiadach u Diabetyków organizowanych przez redakcję Cukrzyca a Zdrowie. Po raz kolejny udowodniliśmy, że można przekazywać wiedzę w duchu wspaniałej zabawy i wykwintnych smaków, opierając się na tradycji jakże „rozumnych” obiadów czwartkowych u króla Stasia.

Edukacja i integrac ja „w ra ju”

51

Page 54: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

XVII wiek – barok i obiady czwartkowe

u króla Stanisława Augusta Poniatow-

skiego. XXI wiek i Czwartkowe Obiady

u Diabetyków. Redakcja magazynu

„Cukrzyca a Zdrowie” nie zapomina o tra-

dycji i w duchu dobrej zabawy edukuje

i integruje na wzór rozumnych obiadów

u króla Stasia.

Od lewej: prof. Andrzej Pawlak z Uniwersytetu Stanforda i Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley,

Danuta Kaszyńska - Prezeska Podlaskiego Stowarzyszenia Właścicielek FirmKlub Kobiet Biznesu52

Adam Zieleniecki

Dariusz Szada-Borzyszkowski

Page 55: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Siedemnastowieczne obiady czwartkowe słynne były z wytwornego jedzenia. Było ono jednak tylko pretekstem do spotkania, cała uwaga biesiadników skupiona była na rozmowie. My też rozmawiamy o rze-czach najważniejszych, czyli o zdrowiu, a smaczne zdrowe jedzenie, które gości na naszych stołach jest tylko miłym dodatkiem do wiedzy jaką przekazujemy.

Bożena Grotowicz - Dyrektor Szpitala w Bielsku Podlaskim

prof. Danuta Pawłowska

53Paulina Sołowiej - ratownik medyczny

Od lewej: Mieczysław Kazimierz Baszko - Marszałek Województwa Podlaskiego, Daniel Supronik - Przewodniczący Rady Miejskiej w Sokółce, Ewa Kulikowska - Burmistrz Sokółki, Marek Awdziej - Radny Sokółki

Page 56: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Król Stanisław August Poniatowski na swoich ucztach przywiązywał ogromną wagę, by serwowa-ne jedzenie było nie tylko smaczne, ale też zdrowe. Na stołach gościły regionalne potrawy z warzyw i ziół wprost z królewskiego ogrodu. Wówczas wiedza na temat zdrowej diety dopiero raczko-wała. Dziś natomiast, gdy dietetyka jako nauka została dogłębnie poznana, stosując jej zasady, na-dal (za Królem Stasiem) bazujemy na jak najbardziej naturalnych, zdrowych produktach, a uważone dania zachwycają podniebienia biesiadników.

Grażyna Bogdańska - Kierownik z PFRON w Białymstoku

54

Od lewej: Elżbieta Szarkowska - Prez. Stow. Uniwersytetu III wieku w Sokółce, mjr Katarzyna Zdanowicz - Rzecznik Prasowy Straży Granicznej w Białymstoku,

płk Andrzej Rytwiński - Komendant Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej

Burmistrz Supraśla - Radosław Dobrowolski z zespołem „Cygańskie Serca”

Page 57: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Kult zdrowia i szczupłej sylwetki to nie tylko domena współ-czesności, już w baroku, także na obiadach czwartkowych u króla Stasia, społeczeństwo znało zgubne skutki nadmiaru jedzenia i spożywania alkoholu. Dbający o zdrowie i mod-ną, szczupłą talię biesiadnicy jadali niewiele. Dla nas zdro-wie to nie tylko moda, to styl życia, który promujemy wśród naszych czytelników. To dla nas sprawa priorytetowa.

Grażyna Bogdańska - Kierownik z PFRON w Białymstoku

Od lewej: Janusz Piechociński - Wicepremier, Minister Gospodarki, Ewa Kulikowska - Burmistrz Sokółki, Pani Halina Piechocińska, Adam Zieleniecki, Dariusz Szada-Borzyszkowski Przemysław Fangrat - Dyrektor ds. marketingu POLFY Tarchomin

Poniżej: Elżbieta Korczyńska - dziennikarka Radiowej Trójki

55Burmistrz Supraśla - Radosław Dobrowolski

z zespołem „Cygańskie Serca”

Page 58: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

56

Urszula Pasławska - Poseł na Sejm RP

Od prawej: Jerzy Leszczyński - członek Zarządu Województwa Podlaskiego

Dominik Sołowiej demonstruje ćwiczenia na koncentrację

Kapela Jankiela

Sztuka była doceniona na spotkaniach u króla, który

zapraszał na swoje obiady czwartkowe wielu artystów.

Nasza redakcja, kontynuując tę tradycję, także raczy gości

deserem artystycznym. Wspaniała, klimatyczna muzyka,

bawi i rozwesela biesiadników, nie brakuje tańców i śpiewów.

Page 59: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Król Stanisław August kończył obiady

czwartkowe podając gościom śliwki. Na na-

szych spotkaniach, na pożegnanie serwujemy

biesiadnikom śliwki w gorzkiej czekoladzie.

To uwieńczenie Czwartkowych Obiadów

u Diabetyków jest nieco „osłodzoną” konty-

nuacją siedemnastowiecznej tradycji spotkań

u króla Stasia.

Od prawej: Jerzy Leszczyński - członek Zarządu Województwa Podlaskiego

Page 60: ECHO ŻYCIA 1/101/10/D

Słowa: Dariusz Szada – BorzyszkowskiWykonanie: Zespół DePe

Kierownictwo i opracowanie muzyczne: Grzegorz Perkowski

Chociaż częstonam w życiu pod górkę

chociaż rzadko nam w plecy wieje wiatrwciąż wierzymy

że wszystko przed namii że razem zdołamy pokonać

goryczy smakbo jest dzień

w którym jest lżejw którym jest milej

kiedy życienam wtedy słodsze wydaje się

to Czwartkowe Obiady u Diabetykówkiedy wspólnie uczymy i bawimy się

troski preczsmutki preczradości czasnadziei czas

kiedy znów nasza brać cieszy się

bo w tym sensby wciąż żyćby razem byćby kochać się

by cenić to czym los obdarzył nas

tak jak w przyrodzienie ma złej pogody

tak w naszych sercachnadzieja ta wciąż się tli

bo jest dzieńw którym jest lżejw którym jest milej

kiedy życienam wtedy słodsze wydaje się

to Czwartkowe Obiady u Diabetyków

Hymn Czwartkowych Obiadów u Diabetyków