eru: studiaokiem eksperta:Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy Mamniie Chcemy kasy!
NUMER 19 (20) listopad 2009 ISSN 1644-0978 PISMO BEZPŁATNE
CZASOPISMO STUDENTÓW WYŻSZEJ SZKOŁY PRZEDSIĘBIORCZOŚCI I ADMINISTRACJI
Skoro czytacie te słowa to świeża
redakcja „Wyspy” dopięła swego. W wielkich bólach, po ciężkiej pracy kilkunastu młodych dziennikarzy
z naszej uczelni, nocnych korektach i przyglądaniu się dwa razy każdej literce - udało się,nowa „Wyspa”, którą macie przed sobą jest gotowa. Liczę, że lektura tego numeru będzie dla Was, drodzy czytelnicy, bardzo interesująca. Dlatego zachęcam do czytania od deski do deski! A co w numerze? Każdemu ze studentów poleciłbym artykuł Sylwii Mosór, z którego dowiemy się o oczekiwaniach finansowych żaków oraz jak te wymagania mają się
spis treści:2. Redakcja
3. Z Wyspy. Immatrykulacja roku akademickiego
4. Studia. Ile chcą zarabiać studenci?
5. Studia. Samochód na studencką kieszeń.
6. Studia. Praktyki w praktyce
7. Studia. Wróżenie z dłoni
8-9. Rozmowa numeru - Wywiad z Magdą Manwille.
10. Studia. Jak przetrwać sesję. Herbert Śpiewany
do rzeczywistości. Gorąco polecam także równie ciekawy tekst o praktykach studenckich - każdy, kto ma je za lub przed sobą znajdzie w nim wiele interesujących wątków.Perełką nowego numeru „Wyspy” jest rewelacyjny reportaż Gabrieli Rybińskiej, który opisuje życie jednej z wiejskich szkół. Temat współczesnej młodzieży, a w tym wypadku nastoletnich dziewcząt jest wciąż aktualny.Mam nadzieje, że nowa „Wyspa” zarówno w treści jak i w formie sprosta Waszym oczekiwaniom. Zachęcam do lektury i dyskusji na uczelnianym forum oraz kontaktu z redakcją.
Marek Szymaniakredakcja, wyspafawspa. lublin.pl
wyspaWydawca: Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości
i Administracji w Lublinie ul. Bursaki 12, 20 - 150 Lublin
Redaktor Naczelny: Marek Szymaniak
Zastępca Redaktora Naczelnego: Adam Kawiak
Sekretarz Redakcji: Gabriela Rybińska
Zespół Redakcyjny: Sylwia Mosór,Damian Izdebski, Mateusz Grzegorczyk, Ewa Pajuro, Katarzyna Krupka, Paweł Tylus
Współpraca: Dorota Chaberko, Sylwia Kuna, Wioleta Siczek, Anita Śliwka
Zdjęcia: Adam Kawiak, Piotr Kuszyk
Korekta: Marek Szymaniak, Gabriela Rybińska, Adam Kawiak
Skład i grafika: Artur Gontarz
Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów. Materiałów nie zamówionych nie zwracamy. Przedruk z gazety dozwolony jest jedynie za pisemną zgodą wydawcy. Redakcja nie odpowiada za treść reklam i ogłoszeń. Wydawca ma prawo odmówić zamieszczania ogłoszenia i reklamy, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z linią programową pisma oraz interesem wydawcy |art. 36 pkt 4 Prawa Prasowego].
reda keja. wyspa(owspa.lublin.pl
11. Samorząd Studentów
12-13. Reportaż - temat z okładki
14. Poznaj wykładowcę - Mariusz Kicia i Marcin Czapski
15. Okiem eksperta - Wyższa Szkoła Wstydu?
16. Recenzje. Wstyd nie znać
17. Recenzje. Musisz poznać!
18. Tyłem do przodu - felieton Adama Kawiaka
19. Jak dobrze być mną! - felieton Marka Szymania
20. Felieton Sportowy
21. Felieton na koniec
22. Nauka. E-booki książki przyszłości
23. Wywiad z rycerzem
I
AndrzejOlechowski na WyspiePod koniec października naszą uczelnię odwiedził polityk i ekonomista dr Andrzej Olechowski. Były minister finansów, a także kan-
Dołączyć do najlep-
Andrzćj Olechowski mówił o polskiej scenie politycznej jak o polu
bitwy, na którym rozgrywa się walka pomiędzy dwoma konkurencyjnymi obozami politycznymi i ich przywódcami, porównując ją do stołu pingpongowego, na którym przepychają się(dwaj gracze.Były minister twierdzi, że rozwiązaniem jest zaprzestanie politycznych przepychanek i rozpoczęcie współpracy między „drużynami". - Drużyny tworzy się jednak wtedy, gdy ich członkowie mają poczucie równości, wtedy nawiązuje się partnerstwo, a to jak wiadomo prowadzi do jednolitego celu -f mówił Andrzej Olechowski.
społeczeń- działania
umiejętno- odbija się
Niestety naszemu stwu brakuje planu w sytuacji kryzysowej i ści pracy zespołowej. To
Nowy
- Rok akademicki 2009/10 w WSPA uważam za otwarty - mówił, rektor prof. Zdzisław Czarnecki. Studentom podczas uroczystej immatrykulacji symbolicznie wręczono indeksy naszej uczelni.
Rektor prof. dr hab. Zdzisław Jerzy Czarnecki wita nowych studentów.
negatywnie nie tylko na polityce, ale i gospodarce w której jak wiadomo w pierwszej fazie liczy się kapitał ludzki, czyli umiejętności indywidualnych przedstawicieli społeczeństwa. Kolejna faza bardziej zaawansowana wymaga kapitału społecznego, a ten polega na umiejętności współpracy i łączenia kwalifikacji pojedynczych obywateli - twierdził gość WSPA. Rozwiązaniem dla Polski, wg Olechowskiego, byłby wybór prezydenta niezrzeszo- nego, azyli nie należącego do żadnej z kłótliwych partii, ale społeczeństwo musi być na to przygotowane.
Dorota Chaberko
Rok akademicki rozpoczęty!
ektor Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Administracji prof. Zdzisław Jerzy Czar
necki przywitał gości* honorowych, wykładowców oraz licznie zgromadzonych studentów, którzy rozpoczęli nowy rok akademicki. - Zaufaliście tej uczelni, naszej uczelni i mam nadzieję, że przybyliście tutaj pogłębiać Waszą wiedzę, nie tylko po dyplomy - mówił prof. Czarnecki, witając świeżo upieczonych żaków.W kolejnej części uroczystości podsumowano miniony rok akademicki. Przedstawiono osiągnięcia uczelni oraz statystki związane z sukcesami indywidualnymi studentów.
Podczas uroczystości wręczono dyplomy dla najlepszych wykładowców, których wybierali studenci naszej uczelni. Wyróżniono również najzdolniejszych absolwentów WSPA.Immatrykulacja pierwszoroczniaków przebiegła bez przeszkód. Cała uroczystość dopełniona została przez tradycyjny wykład, który wygłosił dr hab. Jacek Szlachta. Tytuł prezentacji to „Ewolucja polityki UE, a rozwój Lubelszczyzny". Wystąpił również chór „Kantylena" z III LO im. Unii Lubelskiej w Lublinie, który zaprezentował Hymn Polski. Rektor uczelni prof. dr hab. Zdzisław Czarnecki, dla któ-rego był to debiut, [ iczas tego typu uroczy’-stości na koniec oficjalnie ogłosił rozpoczęcie nowego roku akademickiego słowami: - Rok 2009/2010 w WSPA uważam za otwarty. Oby ten nowy był równie udany jak poprzedni.
Adam Kawiak
Komentarz
Chcemy kasy!Średnie zarobki w Lublinie według Urzędu Statystycznego kształtują się na poziomie 2800 zł czyli około 2200 zł „na rękę”. Natomiast studenci WSPA chcą zarabiać po studiach około 3-5 tysięcy złotych.
Ą Tte można dziwić li się studentom, że chcą zarabiać du żo, a nawet dużo za dużo jak na lubelskie waru nki Ml o-
Jednak żacy, mimo kryzysu i wysokiego
poziomu bezrobocia na Lubelszczyźnie, z nadzieją patrzą w przyszłość. Studenci nie chcą zarabiać tysiąca złotych na przysłowiowej kasie. Ich
wymagania finansowe są dużo wyższe. Zapytaliśmy co na ten temat twierdzą studenci „Wyspy”. - Jeżeli ktoś chce zarabiać mniej niż 3 tys. zł to znaczy, że nie ma ambicji i raczej nie będzie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek przyjemności - mówi Aneta, studentka dziennikarstwa.Zachowania studentów naszej uczelni wyjaśniają eksperci. - Następuje pewien właściwy dla młodego wieku proces. Młody człowiek początkowo coś planuje. Po pewnym czasie zachodzi pewna deklaracja - na przykład: nie chce zarabiać mniej niż 4 tys. zł. Jednak te plany i deklaracje zostają zweryfikowane przez rzeczywistość i absolwent zgadza się na niższe zarobki - mówi socjolog dr Renata Maciejewska.Według dr Maciejewskiej jest to przywilej młodego wieku, że planujemy coś nie do końca konfrontując to z rzeczywistością. Dzięki temu oczekujemy więcej od świata. Proces odwrotny byłby niewskazany, ponieważ młody człowiek nie próbowałby osiągnąć więcej i nie starałby się cały czas kształcić, żeby brać więcej z życia.
Takie zarobki nie są jedynie fanaberią studentów prywatnej uczelni. - Chcia- łabym zarabiać około 4 tysięcy zł - mówi Ola, studentka ekonomi z UMCS. Jej koleżanki z uczelni również wymieniają podobną kwotę. - Fajnie byłoby zarabiać około 3-4 tysięcy zł, być może nie będzie to możliwe od razu po studiach, ale później, czemu nie? - stwierdza Kasia, z piątego roku administracji na UMCS. Jednak niektórzy studenci WSPA uważają, że prywatna uczelnia może im pomóc w osiągnięciu wymarzonych zarobków. - Możliwe, że po „Wyspie” mamy większe szanse na dobrą prace, ponieważ wykładowcy bardziej się starają niż na państwowych uczelniach - przypuszcza Michał, student pierwszego roku dziennikarstwa.Co może się przyczynić do tego, że studenci jednak zmniejszą swoje wymagania? - Znaczna cześć studentów pochodzi ze wsi i zapewne przyj mą prace, która nie będzie do końca odpowiadała ich oczekiwaniom, szczególnie finansowym, po to by zostać w mieście - tłumaczy, dr Renata Maciejewska.Być może pokolenie dzisiejszych studentów, nie ma już takiego podejścia jak to sprzed 15-20 lat, że studia gwarantują im wysokie zarobki, lecz jak widać oczekiwania są nadal wysokie. Według dr Maciejewskiej duży wpływ na to, jakich zarobków oczekujemy po studiach, ma również prestiż przyszłego
wami. Należą do nich przede wszystkim brak doświadczenia życiowego i znajomości realiów na rynku pracy, a te w przypadku Lublina bywają nie- zwykle okrutne.Niestety, ale też na szczęście młodość to marzenia. Każdy człowiek, a już z pewnością młody, ma ich wiele. Jednym z nich jest oczywiście bogactwo i spokojne życie. Dlaczego więc absolwent ze świeżym „mgr’ przed nazwiskiem nie miałby zarabiać tyle, aby
chę zostało? Otóż dlatego, że lubelski rynek pracy za często rządzi się kompletnym brakiem zaufania do umiejętności wchodzących w dorosłe życie żaków, szukających po studiach pracy w zawodzie.Współcześnie nic nie jest już gwarancją tego, że dostaniemy wymarzoną posadę. Możemy skończyć nawet kU-
tym pracując i zdobywając doświadczenie, uczyć się języków obcych, odbyć dziesiątki kursów i szkoleń tylko po to, by usłyszeć, że nie ma dla nas miejsca.Pesymistyczna wizja? Owszem, ale także całkiem prawdopodobna. Nie dziwmy się więc, że wielu zdolnych, świetnie wykształconych lubelskich studentów wyjeżdża do Stolicy, za chlebem i marzeniami Fakt, życie z pewnością i tam je zweryfikuje, ale wielu jednak się udaje, bo i rynek pra
zawodu. Sylwia Mosór
Lu-.
O X O)
nie w specjalistycznych zawodach, które u nas stanowią absolutną niszę. Studenci, przynajmniej njektórzy, zda- je się robią wszystko, by w rywalizacji CV wypaść jak najlepiej. Dlatego zastanówmy się, jakie mamy szanse na nasze wymarzone zarobki i pracę, gdy nasze CV odpadnie już w przed biegach na biurku sekretarki zajmującej się wstępną selekcją. Co możemy zrobić, by to jednak nas doceniono i uAa- śnie nam dano szansę? Odpowiedź jest prosta - być najlepszymi.
Marek Szymaniak
Prawko zdane!Poradnik
Chcn auto zadbane!- Nareszcie! Z dał erą za trzecim razem. Teraz muszę znaleźć sobie samochód - mówi Grzesiek, student II roku. - Najlepiej żeby był tani. Nie psuł się i oczywiście mało palił - dodaje. Taki problem ma wielu studentów, dlatego radzimy na co zwrócić uwagę wybierając auto na studencką kieszeń.
Prędzej czy później stajemy przed wyborem odpowiednie
go samochodu. Musi być szybki i błyszczący, wyposażony w klimatyzację, elektryczne szyby, wspomaganie kierownicy, centralny zamek, radio, najlepiej ze wzmacniaczem. Fotele powinny być w skórze, a deska rozdzielcza w drewnie.Jednak stan naszego konta szybko wyrwie niejednego studenta z krainy fantazji. Samochód jaki kupimy jest przecież uzależniony od zasobności naszych portfeli. Niektóre marki i modele samochodów, należy omijać szerokim lukiem, aby nie nabawić się kompleksów.Przedstawiamy Wam ranking 5- ciu najbardziej przyjaznych kieszeni studenta aut:
Miejsce 5
nie jest paliwożerny, a często wyposażony w instalację gazową. Spala ok 61. benzyny, lub 101. gazu na 100 kilometrów. Przedział cenowy to 1-6 tys. złotych.
Miejsce 4
- Renault 19 - solidny samochód w dodatku niedrogi. W komisach jest ich sporo w dodatku z instalacją gazową. Części do samochodu są łatwo dostępne, ale ich ceny często za wysokie. Samochód ma ładną linię i dobrze się go prowadzi. Spalanie benzyny to ok. 81/100km, a gazu 121/100km. Ceny ich wahają się od 2,5-8,5 tys. złotych.
Miejsce 3
- Mitsubishi Colt - mimo małego silnika, po przejażdżce tym autem będziecie pozytywnie zaskoczeni zarówno jego przyśpieszeniem jak i odgłosem. Małe gabaryty i wygodne siedzenia dają komfort jazdy. Spala ok. 71/100km. 14-let- ni colt kosztuje do 8 tys. Za 5tys. kupimy go w dobrym stanie z szy- berdachem, centralnym zamkiem, wspomaganiem kierownicy. Samochód jest dostępny w wersji trzy- drzwiowej.
Miejsce 2
- Honda Civic (hatchbag) - Jest mały, zwinny charakteryzuje się też dobrym przyśpieszeniem. Spalanie na poziomie ok. 71/100km. Niektóre modele są w 3-drzwiowej wersji, co może być niekomfortowe. Przedział cenowy od 5,5-9tys. złotych. Za 7tys. można znaleźć auto w dobrym stanie wyposażone w : ABS, centralny zamek, dwie poduszki powietrzne, immobiliser.
Miejsce 1
- VW Golf II/III jeden z najpopularniejszych modeli samochodów, co za tym idzie, części do niego nie są drogie, ani trudno dostępne. Jest to samochód oszczędny, pali ok. 81 benzyny/ lOOkm, a w wersji na ropę spala ok. 51/100.Solidna konstrukcja jest niezawodna, co sam mogę potwierdzić. Ceny tych aut wahają się od 3-10tys. Jednak już za 5tys. złotych dostać auto w dobrym stanie z centralnym zamkiem, ABS-em, elektrycznymi lusterkami, ze wspomaganiem kierownicy i z alufelgami w wersji 5-cio drzwiowej. Damian Izdebski
fot.
sxc.
hu
- Daewoo Tico - tani, mały, oszczędny. Jeśli ktoś chce kupić coś do jeżdżenia z czterema kółkami, nie koniecznie z estetycznym wyglądem - to jest właśnie Tico. Pudełkowy samochód z małym silnikiem (800cm3),
»
Praktyki w praktyceKażdy student uczelni wyższej musi odbyć praktykę zawodową, która powinna poszerzać zdobytą na studiach wiedzę oraz uczyć fachowo ją wykorzystywać.
- Oczywiście, że praktyki są potrzebne - mówi, Magda absolwentka WSPA- dzięki nim możemy zobaczyć jak będzie wyglądała nasza przyszła praca i zdobyć pierwsze doświadczenia. Moje praktyki trwały piętnaście tygodni - dodaje.- Obecnie praktyki na studiach licencjackich trwają cztery tygodnie na wszystkich kierunkach z wyjątkiem dziennikarstwa, gdzie studenci zdobywają doświadczenie przez sześć tygodni - wyjaśnia pełnomocnik rektora ds. praktyk dr inż. Jacek Poleszak - Należy je zaliczyć po zakończeniu zajęć dydaktycznych czwartego semestru. Studenci kierunków inżynierskich realizują praktykę pó szóstym semestrze. Praktyki powinny zostać odrobione w okresie miesięcy wakacyjnych. Student nie musi mieć zaliczonych wszystkich egzaminów, żeby je odbyć. Wcześniejszy system dłuższych praktyk pozwalał na lepsze poznanie miejsca pracy. Przy okresie czterech tygodni firmy nie chcą tak skwapliwie przyjmować studentów - dodaje Poleszak.Uczelnia daje żakom możliwość zorganizowania praktyk. Jednak znaczna cześć studentów robi to „na własna rękę”. Dlaczego? Tak jest wygodniej - twierdzą. Praktykant sam ustala miejsce i czas zdobywania nowych doświadczeń. - Sam załatwiłem sobie praktyki, nie miałem problemu ze znalezieniem miejsca, więc pomoc uczelni nie była mi potrzebna - opowiada Krystian, student administracji.
Uczelnia jest zmuszona narzucić terminy, które uzgodniła z pracodawcą i nie zawsze firma, którą wybierze odpowiada studentowi. Niektórzy są bardzo zdziwieni miejscami, które proponowała im uczelnia. - To śmieszne, że chcieli, żebym odbywała praktyki w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa - mówi zdziwiona studentka dziennikarstwa. - Niektórzy żacy za bardzo sugerują się nazwą. Ta osoba mogłaby pracować w jednostce PR-u bądź przy rzeczniku prasowym, a więc w działach, w których zakres obowiązków, byłby tożsamy z kierunkiem studiów - wyjaśnia Poleszak.Studenci mają jednak różne zdania na temat praktyk organizowanych przez uczelnię. Często słyszy się o załatwieniu sobie „papierka”. - Nie rozumiem tego! Po co załatwiać sobie, jakieś lewe praktyki. Przecież to szansa nauczenia się zawodu, który w przyszłości będziemy wykonywać - mówi Karolina, studentka dziennikarstwa - Sama odbyłam praktyki w jednej z lubelskich gazet. Zobaczyłam jak wygląda praca w redakcji, napisałam kilka artykułów i przekonałam się, że to zawód dla mnie.Jednak nie wszyscy myślą podobnie. Dla niektórych praktyki to przykry obowiązek i starają się je na różne sposoby unikać, pomimo kontroli ze strony uczelni. Warto jednak przyłożyć się do nich by sprawdzić, czy zawód, który sobie wybraliśmy będzie nam odpowiadał.
Sylwia Mosór
Komentarz^-
nak zdobyć świadczenie
ory odsetek studentów
praktyki traktuje jak karę, którą trzeba odsiedzieć w przysłowiowym koncie. Żeby jed- jakiekolwiek do- trzeba kilka razy
się spocić, wziąć głęboki oddech i pełną piersią (jakich roz
miarów by ona nie była jru-szyć do przodu. Nie każdy niestety ma na to ochotę. Łatwiej przecież jest znaleźć miejsce, w którym wystarczy się przedstawić , podać długopis a umowa sama się podpisze. Nie dziwią mnie też instytucje, które taką „praktykę” prowadzą. Bo po co komu majtek na statku, który jest tak naprawdę rozbitkiem.
fot.
sxc.
hu
Praktyki, to dobry sposób na sprawdzenie się w wymarzonym zawodzie.
Więcej możemy osiągnąć szukając praktyk na własną rękę, co wcale nie jest takie trudne. Umożliwia nam bowiem to nawiązanie nowych kontaktów, znajomości, które mogą przydać się nam w przyszłości, gdy będziemy szukać pracy po studiach. Będąc w wielu różnych firmach możemy porównać sobie te miejsca. Zobaczyć, jak wyglądają od wewnątrz, zapoznać się z zasadami. A terminy narzucone przez uczelnie zawsze możemy dopasować do własnego grafiku.Prawda jest taka, że to wszystko właściwie jest bardzo proste. Po co w takim razie załatwiać sobie „papierek”, skoro w naszych uczelnianych toaletach mamy go pod dostatkiem i to za darmo! Bez wysiłku!Jeśli uczelnia, za którą płacimy' blisko 4 tys. złotych rocznie daje nam możliwość odbycia praktyk, to skorzystajmy z tego przywileju przez te cztery, czy sześć tygodni. Sprawdzając się jednocześnie w zawodzie. Gabriela Rybińska
£ : Dłonie świadczą o człowiekuMuszę rozczarować na początek wszystkie panie - to nie będzie kolejny artykuł z serii jak i gdzie zrobić neonowe tipsy. Trzeba także rozczarować panów - nie nauczymy was dbać o dłonie, ale może zrobić to przecież dobra kosmetyczka! W związku niedawno minionym świętem czarów i magii, zamiast lania wosku można przecież zabawić się i powróżyć przyjaciołom z dłoni.
stud
ia
fot.
sxc.
hu
Chiromancja to jeden z najstarszych sposobów przepowiadania przyszłości. To właśnie ten spo
sób zgłębiania wiedzy o tajemnicach naszego przeznaczenia fascynował ludzi od najdawniejszycii czasów. Wróżenie z dłoni do dzisiaj budzi wiele kontrowersji. U jednych wywołuje uśmiech na twarzy, dla innych to całkiem poważny temat. Nawet sceptyczni naukowcy, genetycy i psychiatrzy wykorzystują analizę ludzkiej dłoni w przypadku diagnozowania dolegliwości psychicznych i fizycznych u swoich pacjentów.Tym, którym sprawa wydaję się banalnie prosta muszę rozczarować. Bo chiromancja nie ogranicza się jedynie do „zbadania” 3 głównych linii - głowy, serca i życia, a linia życia wcale nie oznacza (jak wydaje się większości z nas) czasu jego trwania.Po pierwsze chiromanci biorą pod uwagę dosłownie wszystko - kształt palców, ich wygięcie, ułożenie na dłoni czy rozstawienie. Liczy się także rozmiar dłoni - tu wyróżniamy 4 rodzaje, tak jak 4 żywioły - trzeba w końcu pamiętać, że wróżenie z dłoni posiada silne nacechowanie astrologią.Oprócz wspomnianych wcześniej linii głównych istnieją linie wyjątkowe, spotykane bardzo rzadko - linia intuicji, mistyczny krzyż, pierścień Saturna czy pierścień Salomona - ten spotykany jedynie u osób o bardzo wy
sokim ilorazie inteligencji, czy u wybitnych przywódców. Bardzo ważnym aspektem są także nasze paznokcie - jak wiadomo nawet lekarze zwracają na nie uwagę, gdyż dostarczają im informacji o stanie naszego zdrowia. Dodajmy jeszcze linie losu i linie słońca, a sprawa jeszcze bardziej się skomplikuje.Charakter człowieka zapisany jest także w naszych liniach papilarnych wyjątkowych i unikalnych dla każdego z osobna. Chiromanci zwracają również uwagę na przestrzeń między naszymi liniami dlatego profesjonalistą nie zostaje się z dnia na dzień. Potrzeba wielu lat praktyki, czasu i poświęceń, aby być doskonałym w swojej profesji.Analiza naszej dłoni musi zatem odbywać się na wszystkich wymienionych wyżej poziomach - nie wystarczy zbadać kształtu dłoni bez zbadania linii papilarnych, jak również nie wystarczy zbadać linii wyjątkowych bez linii głównych. Podejście całościowe to obowiązek. Nie należy także formułować jednoznacznych sądów - chiromanci nie chcą przecież wystraszyć ludzi, a przede wszystkim dać im wskazówki. Nawet oni twierdzą, że nie można przecież definitywnie określić przebiegu losu człowieka. Mimo to każdy powinien być przygotowany na mieszankę dobra i zła.
Katarzyna Krupka
Wywiad
AdO
m k
ntm
nl’ /
V
Od najmłodszych lat mieszkała pani w Wielkiej Brytanii. Dlaczego właściwie pani się tam znalazła?- Moja mama tam wyjechała i wzięła mnie razem ze sobą, aby zacząć nowe życie. Przeprowadzka do Wielkiej Biyta- nii to była świetna decyzja.Tak, tańczy pani przede wszystkim balet, ale również, Jazz, Hip-Hop, a nawet stepuje. Kiedy zaczęła pani swoją przygodę z tańcem i jak to się zaczęło?- Tańczę od dziecka. Swoją przygodę z tą sztuką zaczęłam w Polsce. Jak wyjechałam to mama zapisała mnie do szkoły teatralnej, w której uczono stepowania, baletu i aktorstwa. Następnie poszłam do szkoły baletowej English National Ballete i tam uczyłam się już głównie baletu.Co z perspektywy czasu było dla pani najtrudniejsze w nauce tańca?- Z tego co pamiętam to jak zaczynałam tańczyć w pointach nie było tych gumowych wkładek, które można włożyć do tego obuwia i czasem po treningach ze stup ciekła mi krew i robiły się odciski.
Pamiętam, że zamiast tych wkładek wypychałyśmy buty watą. Ciężka była również dyscyplina, ale akurat do niej łatwiej było się przyzwyczaić, niż do bólu. Treningi były codziennie, nawet po kilka godzin, więc naprawdę był to duży wysiłek.Jest tyle zajęć jakie można robić, a które nie wymagają aż tajpch poświęceń. Dlaczego akurat taniec?- Bardzo lubię tą estetykę ciała. Prezentowanie ekspresji poprzez ruch, możliwość wyrażania swoich emocji do różnego rodzaju muzyki, różnego rodzaju układy, czy mimikę twarzy. W tańcu można również wykorzystać grę aktorską. Na przykład organizuję w najbliższym czasie spektakl pod tytułem „Taniec Wampirów”, w którym można wprowadzić dużo gry aktorskiej oraz jazzu.Wiem, że zagrała pani w siedmiu filmach...- W ośmiu (śmiech)O! to znaczy, że mój research nie był tak dokładny jak mi się zdawało. (śmiech). No więc zagrała pani
w ośmiu filmach. W jakich okolicznościach dostała się pani na plan zdjęciowy już jako aktorka?- Td wszystko stało się, gdy już skończyłam szkołę baletową. Stanęłam wtedy przed dylematem, czy kontynuować przygodę z tańcem, czy iść na studia. Tancerz ma w życiu ciężko, więc zadecydowałam, aby przerwać karierę ba- letnicy i rozpocząć studia. W tym samym czasie zaczęła się praca jako modelki, to z kolei w pewnym momencie trochę zaczęło mi się nudzić. Zaczęły się inne propozycje, w tym występy w reklamach. Grając w reklamach zaczęłam poznawać nowych ludzi, jeździć na castingi i tak zaczęła się przygoda z filmem.Jest pani doskonałym potwierdzeniem tezy, że inteligentni ludzie się nie nudzą. Zna pani 7 języków, skończyła prawo, tańczyła z Michaelem Jacksonem, grała w filmach, skończyła szkoły taneczne, kursy aktorskie w szkołach, których nazw nie jestem w stanie zapamiętać. Była pani modelką, pani twarz widniała na bil-
hordach na całym świecie. Moje pytanie jest takie - Skąd pani znalazła na to wszystko czas?- Musiałam na to poświęcić dużo czasu. Kiedy grałam w filmach, to równocześnie kończyłam studia. Zdarzało się, że jak miałam zdjęcia, to musiałam się urwać z zajęć, albo przekładać egzaminy.
»
Patrząc na tą całą listę, którą już wymieniłem, jest coś czego pani nie potrafi?- Wiele rzeczy. Na pewno lekarzem nie mogłabym być. Kompletnie nie znam się na komputerach. Nie umiem nagrywać płyt (śmiech), może jakbym się do tego przyłożyła, to bym to załapała1, ale jakoś tego nie chwytam.W jaki sposób znalazła się pani w grupie tanecznej M. Jacksona?- Przez przypadek. Byłam na castingu do produkcji z Kevinem Spacey i tam byli najlepsi tancerze z Chicago. I wtedy to choreograf tego filmu zaproponował mi, abym z nim zatańczyła i wtedy właśnie poznałam Michaela Jacksona.A wracając do tego, co pani mówiła o studiach, to co mają studia prawnicze do tańca lub aktorstwa?- W ogóle moje pierwsze studia to była literatura francuska i rosyjska, ale zauważyłam, że jak zaczęłam pracować w tych filmach, czy wcześniej w reklamach, to dobrze byłoby wiedzieć jak te wszystkie umowy, które podpisywałam, czytać, rozumieć je i konstruować oczywiście. Wtedy to właśnie doszłam do wniosku, że prawo na pewno mi się przyda. Nawet jakbym nie miała kontynuować pracy jako aktorka, to w codziennym życiu prawo bardzo się przydaje.Wiem, że pani ma w swoim, jakże interesującym, życiorysie epizody dziennikarskie, a mianowicie pracę dla magazynu „GoId”. Na czym polegała pani praca w tej gazecie?- Moja praca głównie polegała na tym, aby dać się sfotografować (śmiech), ale również przeprowadzałam wywiady, między innymi z Michaelem Jacksonem. Mój zakres obowiązków nie był duży. Przeprowadzałam wywiady z niektórymi muzykami, pisałam o swoim życiu, czy reportaż z wycieczki po Paryżu - tego typu rzeczy.Dlaczego zdecydowała się pani wrócić do Polski?- Też się nad tym czasami zastanawiam (śmiech). Głównym powodem było to, że miałam tutaj dużą nieruchomość, której
musiałam dopilnować.Nałożyły się również sprawy prywatne. Dlatego zdecydowałam się wrócić
do Polski, ale nie żałuję tego. Może nie miałam przed powrotem dużych ról, ale
grałam w głośnych filmach, m.in., w fil
mie „Monster” nominowanym do Złotego Globa. Czasem jednak zastanawiam się, czy nie wrócić do Los Angeles i kontynuować karierę aktorską. Jednak bardzo ciężko mi teraz zostawić szkołę tańca i dzieci, które teraz uczę, bo codziennie widzę ich postępy.Tęskni pani za tamtym życiem?- Czasami.Uważa się panią za bardzo ciepłą, otwartą osobę, ale również, że jest pani perfekcjonistką i bardzo dużo wymaga od swoich adeptów. Czy to prawda?- Słyszałam, że dziewczyny mówią, że na Jazzie i Balecie, czasem daje im niezły wycisk. Chwilami czuję się jakbym ich męczyła i torturowała, tylko mi takiego pejcza brakuje (śmiech).Ale z drugiej strony widzę, że przychodzą na zajęcia i lubią ćwiczyć. Ta zaawansowana grupka stała się większa i widzę naprawdę wysoki poziom.Czy ciężko było się pani przestawić z poziomu ucznia na poziom Mistrza?- Jak jestem z nimi na zajęciach czuję, że jestem w tym samym wieku co moi uczniowie i tym widzę, że to nie tylko nauka, ale również zabawa. Nie było mi aż tak ciężko się przestawić, bo kiedy jeszcze chodziłam do szkoły baletowej, to mieliśmy egzaminy polegające na szkoleniu małych dzieci, więc nie było
Cieżkie treningi - gwarancją efektownych występów.
to ciężkie, bo z nauczaniem miałam już wcześniej pewne doświadczenia.Nie tylko pani tańczy, ale również układa choreografię. Co w tworzeniu spektaklu jest takiego ekscytującego?- Uwielbiam to, bo jak znam niektóre tancerki to mogę je wstawiać w różne role. Trzeba wymyślić show, układać kroki i układ taneczny.Jakiego marzenia jeszcze pani nie zrealizowała?- Jestem osobą, która wierzy w to, że każde marzenie da się spełnić. Każdy plan jaki sobie kiedyś założyłam, to zrealizowałam. Chciałam grać w filmach w Hollywood i tego dokonałam.Może nie były to jakieś główne role, no pewnie, że chciałabym, aby była to jedna z czołowych ról. No a propos tego spektaklu, który teraz realizuję, to chciałabym zrobić duet baletowy - to byłoby dla mnie wyzwanie. Bo w pointach w duecie jeszcze nie tańczyłam.Kończąc, jakby tak pani potrafiła wyjść ze swojej skóry, spojrzeć na siebie z boku i opisać w kilku słowach osobę, którą widzi - jakie byłyby to słowa?- Perfekcjonistką, spokojna artystka, bardzo kreatywna i może to, że chciałabym z nią pogadać (śmiech), nieśmiała, ale gdy wychodzi na scenę otwiera się.
Rozmawiał: Adam Kawiak
Poradnik
Herbert śpiewanyak słyszałam .poezja spie wana’ od razu kojarzy - mi się to z całkowitą nu
dą i smętnym klimatem Więc' strasznie kręc iłam nosem jak dostałam zaproszenie na nagranie poezji śpiewanej Herberta Chciał me chciał; mu- siałam isc A tu niespodzianka bardzo miła; na scenie m.in.: Jan Nowicki, Rafał Mohr, Adam Nowak, Wojtek Waglewski, Gaba Kulka. Karpiel - Bułecka, Muniek Stasz- czyk, i mistrz ceremonii Kanm Martusrwicz ze swoim zespołem - Kanmski Club Łącznie w całym wydarzeniu wzięło udział ponad 20 osób. Był to hołd artyście w rocznicę śmieci i .spadek’ po roku herber-
towskim.Artyści wyśpiewali i wyrecytowali największe dzieła po ety Ich głosy przeplatały się z głosem samego mistrza, na wizualizacjach ukazywały się zdjęcia poety i prywatne na grania Cały występ był pełen młodzieńczej werwy pomie szanej z zapachem dymu pa pierosowego, Światła bawiły się w rytm smooth jazzowo - funkowej muzyki. Całość była genialnym i fascynującym połączeniem starego z młodym. Możecie się o tym przekonać, bo już niedługo całe wydarzenie pojawi się w telewizji publicznej, a później na płytach CD i DVD. Gorąco polecam!
ty się kończy. Nieuchronnie dla rayatkich atuden
- Ucz BK systematycznie Regular Korzystaj z własnych notatek
kich dawkach nigdy nikomu nie dów, Po pierwsze własne pismo ła
- Jeśli jednak na systematyczną na
Internecie mogą zmniej-
maczyć. że my to wszystko umiemy.
nawet najbardziej obkute osoby, które ulegają stresom mogą za po
pozbawić nas szans na zaliczenie.• Myśl logicznie. Wkuty na pamięć materiał przy ustnym egzaminie bywa zupełnie nie przydatny. Dlatego
własne notatki trzeba być na wkła dach- Jak wiemy robiąc ściągi uczymy się. dlatego warto je zrobić. Jednak
Jak przetrwać sesje?
kojarzy sie z galonami wypitej kawy
lonych warzywfżelazo i potas) oraz
pocznij. Powodzenia! MSZ
łać cuda polepszając naszą koncentracje i pamięć. Dodatkowo nie
mających mózg . Godzinny spacer dotleni nawet najbardziej oporny mózg.
- Na egzaminie nigdy nie przyznawaj się do niewiedzy. Lepiej popaść
co mówić? Radzimy skupić się na tym, co już wiemy. Jeśli na sto pytań wykładowca zapytał nas to jedno, na temat którego nie doczytaliśmy, opowiedzmy mu całą resztę. A . nóż powiemy coś sensowego?- Przed egzaminem wyśpij się i od-
fot.
sxc.
hu (2
)
mentamych pojęć, przez przykłady, aż po poszczególne trudne sytuacje. - Nie idź na egzamin kilka godzin wcześniej. Widok zestresowanych i nerwowych studentów jest równie
10
Wiola Siczek
Maciek Górski
Katarzyna Krupińska przewodniczącaBiznes woman wśród studentów. Odważna, silna, bezkompromisowa. Uparcie dąży do obranych celów. Nigdy się nie poddaje. „Gdzie diabeł nie może tam babę pośle”-
Dostanie się wszędzie i zawsze- osiągnie to, co chce. Chętnie pomaga w każdej sytuacji. Samorządowy weteran.
Katarzyna Pszczoła wiceprzewodnicząca ds. studiów zaocznych *Jak to Pszczółka: wszędzie jej pełno,(na zjazdach, jak i w ciągu tygodnia). Uśmiechnięta, trochę zabiegana, zawsze gotowa pomóc. Stu
dentka 2 roku Finansów i Rachunkowości. Jako lekarz z powołania, dziś stawia diagnozy ekonomiczne, pracując jako doradca finansowy. W samorządzie jest już drugą kadencję.
Studentka I roku Dziennikarstwa iKomunikacji Społecznej (zaoczne),działa w redakcji gazety Wyspa.Szczera, otwarta szybko zaskarbiła sobie sympatie, kolegów i koleżanek na roku.
Armine VoskanyanAmbitna, inteligentna, piękna i pomocna. Te słowa w pełni ją definiują. Ma klasę, styl i to coś w oczach. Obowiązkowa i życzliwa. Zawsze gotowa do akcji.
Monika StefaniukZnana jako Czarna. Zdecydowana, bezkompromisowa, piękna i towarzyska. Mistrzyni ciętej riposty.Bez problemu załatwi każdą nawetnajtrudniejszą sprawę.
rian KasperskiStudent I roku dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Młody, ambitny, otwarty na ludzi.Chętnie angażuje się we wszelką pracę samorządową. Wszędzie go pełno od Lublina po Amsterdam, gdzie pracuje w każde wakacje.
Grzegorz Wierzchowski wiceprzewodniczącyOd urodzenia skazany na sukces. Połowę życia przetańczył w zespole pieśni i tańca. Interesuje się jeździectwem, polityką i starymi samochodami. Łatwo nawiązuje kon
takty i chętnie pomaga każdemu. W samorządzie jest już drugą kadencję.
tr
Wojciech Wypych sekretarzW wąskim gronie znany jako Tukan. Dusza towarzystwa i rozrywki. Obdarzony dużym poczuciem humoru i dystansem do siebie. W wolnych chwilach gra na saksofonie.
Krzysztof Pągowski (skarbnik)Młody, ambitny, ale czasem także gniewny. Bez problemu dogada się z każdym.Samorządowy spec od imprez studenckich oraz wewnętrzny minister finansów.
Joanna BrzozowskaStudentka III roku dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Zawsze uśmiechnięta i tryskająca energią. Potrafi rozluźnić nawet najbardziej napiętą sytuacje. Uśmiechem zarazi nawet największego smutasa.
—L
Agnieszka KocjanSamorządowy Bałagan. Porywcza, właścicielka ostrego temperamentu. W samorządzie drugą kadencję. Zawsze opanowana i trzeźwo myśląca. Towarzyska, otwarta na ludzi, stara się pomóc w każdej,
nawet najtrudniejszej sytuacji.
(Sołtys) Wesoły uśmiechnięty chłopak, student I roku Finansów i Rachunkowości(zaoczne). W Samorządzie Studentów WSPA, jest dopiero od tego roku, ale już przejawia zdolności przywódcze, gdyż sam prowadzi dwie rodzinne firmy.
repo
rtaż
Na zegarze wybiła ósma i dzwonek zadzwonił... Zebrały się pod szkołą, ale nie miały zamiaru do niej wejść. Dziś poniedziałek, 22 października. Tego dnia dziewczyny, jak co dzień rano, przeliczały drobne na ‘szlugi’.W przeświadczeniu rodziców ich grzeczne córeczki siedzą spokojnie przed klasą i czekają na lekcje.
Ale czternastolatki z Gimnazjum nr 1 w Ulhówku - Gośka, Baś
ka i Anka, a raczej ‘Spinka’, ‘Czarna’ i ‘Eli’ nie czekają na lekcje. Swój powszedni dzień zaczynają zupełnie inaczej niż ich grzeczne koleżanki. W domu używają swoich imion, w szkole tworzą niezniszczalną grupę; można powiedzieć - niezniszczalna grupę... przestępczą. Dla nich jest to powód do dumy. Same tak się określają. Dziewczyny poszukują pretekstu, by udowodnić sobie i innym, że są już dorosłe. Wystarczy, że któraś z koleżanek ze szkoły ‘krzywo’ na nie spojrzy, albo ma ładniejszy plecak lub buty.- Kiedyś jedna z nich uderzyła mnie
w twarz (już nie pamiętam która...), bo lepiej grałam w piłkę na wuefie. Już nie chodzę na te zajęcia. Poprosiłam mamę o zwolnienie - żali się jedna z koleżanek z klasy. - Trudno jest być niezauważonym przez ich bandę. Wszystkich się czepiają! Dobrze, że chociaż pozwalają korzystać mi z szatni - pociesza się dziewczyna.Gośka, a raczej Spinka, ma dwoje rodzeństwa, jest najmłodsza. *Odkąd pamięta, jej matka faworyzowała starszą siostrę, natomiast mała Gosia schodziła na plan dalszy. Teraz, gdy jest już w gimnazjum - do którego codziennie dojeżdża blisko 10 kilometrów autobusem - nie musi obawiać się wizyty mamy w szkole. Spinka swoje dzieciństwo spędziła na podwórku, bawiąc się z kolegami.- Wychowałam się w Tamoszynie, gdzie jedyną atrakcją jest sklep u Łysego, albo u Żyda. Zawsze się tam spotykałam z chłopakami. Dopiero później zaczęłam łazić z dziewczynami. Jestem samodzielna - chwali się dziewczyna.
- W końcu mogę robić to, co chcę! Dorosłam już do tego.Rodzice Spinki nie wymagają od niej zbyt wiele. Zależy im tylko na tym, by córka skończyła gimnazjum, a potem jakąś zawodówkę albo technikum, bo przecież ktoś musi zostać na gospodarce. Dziewczynie nawet to odpowiada. Dla niej i jej koleżanek z grupy najważniejsza jest akceptacja. Żeby ją zdobyć, trzeba walczyć!- Ulhówek jest lepszy niż to zadupie - chwali się dziewczyna. - Co środę przyjeżdżają ruskie na targ i mamy co robić.
- Nas się tu wszyscy boją! - doda- je Czarna z dumą. - To my rządzimy tu i w tej szkole!Dziewczyna pochodzi z dobrego, jak na
miejscowe standardy, domu. Jej mama pracuje na poczcie, a tata prowadzi' sklep spożywczy. Basi nigdy niczego nie brakowało. Poza tym, że od zawsze była sama, a Spinka i Eli ‘doceniły’ją dopiero wówczas, gdy dziewczyna zaczęła wynosić z domu pieniądze na alkohol i papie- rosy. I tak narodziła się przyjaźń.- Jeszcze tego by brakowało, żeby matka jakiegoś bachora do domu sprowadziła i kazała mi go bawić. Nie ma mowy! Wystarczy, że mi kasę daje - wykrzykuje ze złością Czarna. -Gimnazjum w Ulhówku nie jest uwa
żane za najlepsze. Plusem jest to, że ten popegeerowski budynek mieści wszystkie dzieci z sąsiednich wsi. Dawniej cały Ulhówek był jednym z większych PGR-ów w Polsce. Dziś, kiedy PGR-y nie funkcjonują Ulhówek zamieszkują utrzymujący się z zasiłków bezrobotni. Przykrego obrazu dopełniają szare zaniedbane blokowiska i niszczejące budynki gospodarcze.
- Pani szanowna, wszyscy żeśmy tu robotę mieli. Ile ja miał braci. Tak każdy miał co robići nie musiał się martwić, za co, rodzinę utrzymać. Takie kiedyś czasy byli. Wy nie wiecie, • boście młode i głupie. Wszyscy teraz tylko aby za pieniędzmi za te zagranicę jeżdżą. A tu w kraju i tak wszystkiego brak. Nic się teraz młodym nie opłaca - żali się jeden z mieszkańców.Do gimnazjum dzieci dojeżdżają ze wszystkich wsi w obrębie dwudziestu kilometrów. Zajmuje im to czasem nawet po dwie, trzy godziny.- Słuchaj pani i dobrze tam se zapisz. Ja to z Oserdowa jestem. Żeby dzieci ra- no na autobus zebrać, to muszę prawie o piątej wstawać! Czasem jeszcze, jak i ja na targ się zbieram razem z dziećmi, to i wcześniej wstać trzeba.Co druga uczennica tego gimnazjum ma do czynienia z przemocą. Dziewczyny stają się coraz bardziej przebiegłe, okrutne i nieufne. Nie od razu chcia- ły ze mną rozmawiać. Najbardziej podejrzliwa była Eli. Wzięła mnie za kogoś z kuratorium. Nie powiedziała ani słowa na temat swojej rodziny. Jej koleżanki podpowiadały mi tylko, że to właśnie Eli jest najbardziej Twarda’ z ich paczki, co miało oznaczać, że bez skrupułów krzywdzi innych. To wzbudzało szacunek wśród kolegów i koleżanek. Dziewczyny były bardzo zdziwione, że jestem studentką. Spodziewały się, że jak większość osób, które z nimi rozmawiają, będę prawić im morały i straszyć popraw
12
plecaczku..
czakiem. - Nie jesteśmy naiwne - deklaruje ze złością Eli.Dziewczyny przyznały się, że były zatrzymywane przez policję. Tak jak wiele z ich koleżanek, często noszą przy sobie noże, paralizatory. Wiele razy brały udział w bójkach, mają na koncie kilka drobnych kradzieży. Z roku na rok, z miesiąca na miesiąc, wyczyny dziewcząt
przybierają coraz bardziej brutalną, nasyconą okrucieństwem formę. Strój i makijaż tych nastolatek jest wyzywający.- Czarna jest dobrze zbudowana - śmieją się dziewczyny, wska
zując na biust koleżanki.Rzeczywiście nietrudno
to zauważyć, bo bluzka dziewczyny ledwo zakrywa jej dekolt. Czerwona ko
ronka wystającego zza bluzki stanika przy
ciąga uwagę. Króciutkie spodenki i czarne kabaret- ki uwydatniają kształty tej czternastolatki.
Mocny makijaż i czerwony lakier
na paznokciach to już dla niej i jej
koleżanek obowiązek. Na szyi dziewczyny jest
nie tylko puder z wczorajszej imprezy, ale także ‘malin
ki’ pozostawione przez jej przypadkowych adoratorów. Spinka i Eli nie odróżniają się zbytnio od swojej koleżanki.- To my tu wyznaczamy nowe
trendy. Jak się komuś nie podoba, to niech się nie gapi. A nauczy
cieli mamy daleko w dupie!My nie mówimy im, w co mają się ubierać, chociaż ich ciuchy są beznadziejne - oceniają i odgrażają się dziewczyny.Żadna miejscowa dyskoteka nie może odbyć się bez ich hałaśliwego udziału.Zwykle na takiej imprezie upijają się do nieprzytomności tanim alkoholem,
by później wylądować na tylnym siedzeniu samochodu jakiegoś nieznajomego. - Teraz na imprezach dziewczyny piją więcej alkoholu niż chłopacy. Mi tam się to podoba, zwłaszcza że nic mnie to nie kosztuje, bo oni stawiają - wyznaje z zadowoleniem Czarna, sięgając po kolejnego papierosa.
Nauczyciele widzą problem, ale nie bardzo wiedzą, jak się z nim uporać. - Strasznie się nam popsuły dziewczyny, strasznie. Próbuję z nimi rozmawiać na lekcjach wychowawczych, proponuję rozmowę ze szkolnym psychologiem, ale dziewczyny raczej nie są skłonne do współpracy. Często na próby pomocy reagują złością lub śmiechem. Wzywanie rodziców do szkoły też na ogół nic nie daje - bezradnie rozkłada ręce wychowawczyni gimnazjali- stek. - Nauczyciele nie mogą zastąpić rodziców w wychowaniu dzieci. Rodzice często sami potrzebują pomocy. Chociaż trudno jest im się do tego przyznać.Spinka, Czarna i Eli uważają, że wszystko jest w porządku. W środowisku rówieśniczym ich zuchwałe zachowanie wzbudza podziw i szacunek.- To my wyznaczamy tu zasady, do których wszyscy się podporządkowują. Jesteśmy już dorosłe i same decydujemy o swoim losie - powtarza z powagą w głosie Eli, zamykając swój kolorowy plecaczek. - Już dość późno - zauważa Spinka, wskazując na zegarek.- Czy będziemy w telewizji? - pyta
drwiąco Eli, a jej koleżanki wybuchają śmiechem, dając do zrozumienia, że przestałam je bawić i interesować. Na tym się kończy moja rola... Dziewczyny odeszły, pozostawiając za sobą papierosowy dym. Gabriela Rybińska
Mariusz KiciaDoktor Mariusz Kicia znany jest studentom jako wykładowca na WSPA i UMCS. Ekonomista, człowiek interesu - ale czy to wszystko czym zajmuje się łubia
ny przez żaków dydaktyk? Otóż nie! Pod maską ekonomisty kryje się osoba z duszą. Człowiek o niezwykłych zamiłowaniach, jakimi są podróże oraz kolekcjonowanie motyli. Pasjonat odkrywania świata, innych krajów, ich kultury, religii oraz miejsc wypełnionych magią i pięknem krajobrazu.
Wszyscy postrzegają Pana jako mentora przyszłych biznesmenów, a czy posiada Pan jakąś inną pasję?- Oczywiście, że tak. Z pasją podróżuję po świecie. Mam sentyment do egzotycznych miejsc nie wydeptanych ludzkimi stopami. Podróże łączę z moją drugą pasją jaką są motyle. Często wybieram miejsca, w których mogę spotkać nietypowe okazy. Szczególny sentyment mam do Azji Południowo-Wschodniej.
Jest to zupełnie inny świat, inna kultura. Poza tym, wyprawa w te miejsca jest jeszcze dość tania. Jadąc do takich krajów widać to co my mamy, a czego potrzebują inni.A skąd zainteresowanie motylami?- Wzięło się jeszcze z dzieciństwa. Za czasów podstawówki, kiedy wraz z kolegami biegaliśmy po działkach i łapaliśmy motyle. Potem je suszyliśmy na specjalnych paskach i przypinaliśmy na szpilkach. Wymienialiśmy się tymi kolekcjami i tak już zostało. Kiedyś nawet je hodowałem. Byłem świadkiem jak na mojej dłoni poczwarka przeobraża się w motyla, jak prostuje skrzydełka. Później je wypuszczałem. To było niesamowite przeżycie. Choć teraz nie mam już czasu, aby za nimi biegać, to nadal je zbieram, a niektóre nawet wieszam na ścianie. Szczególnie te, które przywożę z podróży. Byłem też kilkakrotnie na farmie motyli w Indonezji i dwa razy w Tajlandii - to niezwykłe miejsca. W Polsce również jest taka farma, mieści się w ZOO w Poznaniu choć jest jeszcze mało rozwinięta. W przyszłym roku wybieram się w takie miejsce do Malezji.
Jest Pan w trakcie pisania książki. Może dowiemy się czegoś więcej?- Owszem, pracuje nad tym. Myślę, że powinna zostać wydana do końca tego roku akademickiego. Będzie to podręcz
nik do makroekonomii.Jak Pan radzi sobie z godzeniem pracy zawodowej z życiem prywatnym? Bo zapewne dużo czasu i energii pochłania praca, w dodatku na dwóch uczelniach.- Staram się to godzić jak mogę. Jest to problem większości wykładowców uczelni prywatnych, bo bazują one na pracownikach naukowych uczelni publicznych. Są to problemy organizacyjne, jak np. przekładanie planów tak, aby zajęcia się nie nakładały. Wszystkie jednak problemy SĄ do rozwiązania. Jeśli chodzi o życie prywatne, to staram się jak najwięcej czasu poświęcać mojej rodzinie. To nie jest tak, że wracam do domu i dziwię się jak urósł mój syn i żona się zmieniła. Staram się wszystko tak organizować, żeby mięć czas dla rodziny.
Sylwia Kuna, Wioleta Siczek
Marcin CzapskiJakie ma pan zainteresowania, pasje poza dziennikarstwem?- Chyba największą pasją jest sport. Nie
uprawiałem niczego zawodowo, ale amatorsko - jak najbardziej. Poza tym na początku zaczynałem swoja przygodę z dziennikarstwem od pracy w redakcji sportowej. Pracowałem jako reporter. Później współprowadziłem autorski program, który stworzyłem na antenie radia. Mogłem dzięki temu poznać wielu ciekawych ludzi, których ogląda się na boisku, a później się jest z nim na „ty”. Rozmawia się z nimi, zaprasza do studia, to niesamowite uczucie.Na pewno w ten sposób udało się poznać panu kogoś wyjątkowo ciekawego?- Udało mi się przeprowadzić wywiad ze ś. p. Kamilą Skolimowską, kiedyś była na zawodach lekkoatletycznych w Lublinie. Tutaj się przygotowy
wała przed wyjazdem do Spały. To jest osoba, która najbardziej mi utkwiła w pamięci...A jak to się stało, że jest pan wykładowcą?- Dostałem taką propozycję, nie do odrzucenia, żeby po prostu tutaj spróbować swoich sił. Nie tylko na Wyspie, ale i na UMCS-ie.Potrzebowano kogoś, kto poprowadziłby specjalizację z pracy w takim konkretnym medium. Zgodziłem się. Przyszedłem. Pouczyłem i jak na razie uczę dalej.Trudno jest pogodzić pracę w telewizji z uczelnią?- Dosyć trudno. Kiedy mieszkałem w Lublinie, dosyć łatwo dogadałem się z kierownikiem, że w pewne dni jestem obsadzany w grafiku, a w inne już nie. Teraz jak pracuje w telewizji w Warszawie, mam spory problem. Tam jest taki rygor czasowy, że pracuje się pięć dni w tygodniu, a dwa dni ma się wolne. Tak naprawdę te dwa dni musiał- bym poświęcać na pracę na uczelniach, jednej i drugiej.
Jakie są plusy pracy w telewizji?- O same plusy jest trudno, minusów za to jest całe mnóstwo (śmiech). Minusem jest to, że pracuje się bardzo dużo czasu. To, że nie ma pracy od 7 do 15. Tylko jest praca odkąd się przyjdzie, dokąd się nie wyjdzie z redakcji. Często przychodząc na siódmą rano, wychodzi się bardzo późno w nocy. Oczywiście w międzyczasie dzieje się coś, co nie pozwala popaść w rutynę, to jest ewidentnym plusem.Często zatem towarzyszy panu zmęczenie i stres. Jakie ma pan metody na walkę z nimi?- Motywujące dla mnie jest to, że robie to, co lubię. Że idąc do mojej pracy wiem, że coś fajnego może się tam zdarzyć, że nie będę siedział 8 godzin przy biurku. Być może poja- dę w fajne miejsca, ktoś zadzwoni, że jest jakaś ciekawa akcja. W zasadzie ciężko nudzić się w takiej pracy. Najgorsza jest monotonia. Jeżeli codziennie robiło by się to samo,
to było by to wykańczające. Tutaj się tak nie da.Jakie ma pan cele?- Mieć satysfakcję z pracy, z tego co robię. Zórówno w mediach jak i na uczelni. W tej chwili mi się to podoba i sprawia mi przyjemność i satysfakcję. Nie ma nic gorszego niż wypalić się zawodowo i tkwić w tym z założenia, „bo sobie kiedyś wymyśliłem, że będę to robił do końca życia*. Dlatego też postanowiłem sprawdzić się ucząc studentów. Kiedyś zakładałem, że będę to robił na starość jak już będę starym siwym dziadkiem z brodą i bez zębów (śmiech), i będę już bardzo mądry i z dużym doświadczeniem, to wtedy będę mógł się tym podzielić. Okazja natrafiła się wcześniej i postanowiłem spróbować. Myślę jednak, że mogę moich studentów wiele nauczyć.
RozmawiałMarek Szymaniak
Opracowanie Anita Śliwka i Mateusz
Grzegorczyk
Wyższa Szkoła Wstydu?Ponownie przez polskie media przetoczyła się dyskusja o szkolnictwie wyższym. Który to już raz? Nie pierwszy i zapewne nie ostatni. Debatujemy w III RP o szkolnictwie różnych stopni od 20 lat i niewiele z tych debat wynika. Mamy za sobą reformę szkolnictwa podstawowego i średniego, przejście w wyższym na system boloński 3+2+4, który ma na celu lepszą koordynację kształcenia w Europie, polepszenie standardu nauki i konkurencyjności europejskiego rynku pracyna świecie. I mamy ciągle narzekania na obniżający się poziom nauczania.
Ostatnią dyskusję sprowokowała „Gazeta Wybor
cza”, która w ramach cyklu „Wyższa Szkoła Wstydu” założyła fikcyjną uczelnię, obiecującą tanie studia magisterskie w dwa lata. Kilkaset osób odpowiedziało na anons
Po tygodniu uczelnią zaczęli się interesować profesorowie z Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego, którzy zgłosili podejrzaną inicjatywę minister Barbarze Kudryckiej i zażądali kontroli. Dziennikarze „Wyborczej” z dumą ogłosili sukces swojej akcji, którą jakoby udowodnili fatalny stan szkolnictwa wyższego, handel dyplomami, niski poziom oferty nauczania.Pomysł kolegów skrytykował Jacek Żakowski. W felietonie pt. „Seks za pracę i tekst za kasę” ( GW 26.10.2009) napisał m.in.: „Pomysł był inteligentny i dobry jako sposób na obnażenie ludzkiej naiwności, myślenia magicznego, utylitarnego
stosunku do wiedzy, a zwłaszcza do dyplomów. Brawo. Problem polega na tym, że żart „Gazety” został przez nią samą potraktowany niesłychanie poważnie. Na pytanie: „Po co to wszystko?”, odpowiedź redakcji brzmi: „By pokazać, jaką fikcją bywają wyższe studia w Polsce”. A to jest teza wątpliwa. I to z kilku powodów. Po pierwsze: gdyby tak wyglądały studia w Polsce, „Gazeta” nie musiałaby tworzyć lipnej uczelni. Mogłaby ją opisać. By pokazać zło, dziennikarze sami musieli je stworzyć.” Żakowski przytoczył jeszcze parę argumentów, za które następnego dnia został ostro skrytykowany i oskarżony o wypisywanie nonsensów, a autor polemiki, Marcin Kącki, przyrównał swoją prowokację do takich akcji, jak zatrudnienie się niemieckiego reportera w Hildzie”, by zdemaskować brukowce, czy zareklamowanie nieistniejącego supermarketu przez czeskich młodych doku
mentalistów.W tym sporze przyznaję rację J. Żakowskiemu, a M. Kącki porównał nieporównywalne prowokacje. Przypomnę, że pierwszy przykład odwołuje się do słynnej historii zdemaskowania ‘ systemu pracy „Bilda” przez Guntera Wallraffa, który nie mógł uczynić tego inaczej, niż zatrudniając się pod fikcyjnym nazwiskiem w tabloidzie. Drugi zaś nawiązuje do filmu „Czeski sen”, w którym dwaj studenci praskiej szkoły filmowej pokazali jak nakłonili kilka tysięcy prażan do przyjścia na otwarcie supermarketu, którego nie było i udowodnili potęgę reklamy, czyli coś o czym wiemy bez ich, skądinąd dobrego i zabawnego filmu.Niestety prowokacja „Gazety Wyborczej” przypomina tę drugą, a tym samym upraszcza i sprowadza do wymiaru groteski poważny temat. Doprawdy nie trzeba tworzyć fikcyjnej uczelni, by udowodnić, że polskie szkolnictwo, nie tylko
wyższe, ma na swoim sumieniu wiele grzechów. Są przecież szkoły, które nie uczą, tylko „sprzedają” dyplomy, które prowadzą nielegalne filie, byle tylko więcej zarobić, byle tylko wygrać z konkurencją. Są też ludzie, którym zależy tylko na dyplomie, bo wymaga tego na przykład pracodawca (swoją drogą warto by go zapytać, co zmienią w pracy dobrego, doświadczonego urzędnika w gminie trzy magiczne literki mgr). I warto o tych patologiach pisać, pamiętając jednak, że nie one obrazują prawdziwy stan polskiego szkolnictwa. Po dwudziestu latach od odzyskania wolności potrzebna jest nam autentyczna debata nad przyszłością szkolnictwa. Z pełną świadomością konsekwencji, nawet tak ważkich, jak zmiana konstytucji. Ale żeby ją rozpocząć i zakończyć potrzeba chęci i odwagi - ze strony środowisk akademickich i ze strony polityków.
dr Beata Romiszewska
fot.
Piot
r Kus
zyk
Być jak Henry Chinaski Książka
Przezorne mamusie powinny przestrzegać swoje cnotliwe córki przed znajomościa
mi z facetami pokroju Chinaskiego. To pijak, dziwkarz i włóczęga. Nic mu w życiu nie wychodzi. Przemierza Stany Zjednoczone w poszukiwaniu pracy, a gdy ją w końcu znajduje robi wszystko, żeby w kilka dni, wylecieć na bruk. Jest cyniczny i wulgarny. Nie wierzy w miłość, a własne towarzystwo ceni ponad każde inne. Pije do upadłego, wierząc, że tylko wtedy świat, choć na chwilę zdejmuje mu nogę z gardła. Od czasu do czasu pi- sze książkę i słucha muzyki poważnej. To tyle. Po co więc, sięgać po tę książkę? Są dwa powody: jest - autentyczna i kultowa. Autentyczna, bo główny bohater, to alter ego Bukowskiego. Kultowa z tego samego powodu. Losy autora nie różniły się specjalnie od życia bohaterów jego książek. Pisarz klepał biedę, imał się różnych zajęć, a zarobione pieniądze przepijał.
„Faktotum” to jedna z wielu książek, w których Bukowski pisze po prostu o sobie. Szydzi ze stylu życia współczesnych mu amerykanów, którzy osiągnęli mistrzostwo świata w imitowaniu szczęścia. Drwi z kobiet, z którymi noc kosztuje go kilka obiecanek i nic nieznaczących słów w stylu: kocham cię. W głębi duszy, natomiast czuje wszechogarniające przerażenie, przed życiem i tym wszystkim, co człowiek musi robić, żeby starczyło na jakiś kąt, strawę i odzienie. Autor dopiero pod koniec życia mógł zapomnieć o tych problemach. Przyszła sława, a za nią pieniądze. Bukowski zmarł w 1994 r. Na swoim grobie kazał napisać nietypowe epitafium: „Don’t try” (Nie próbuj). Co ma znaczyć: „Jeżeli spędzasz cały czas próbując, wtedy wszystko corobisz to tylko próbowanie. Więc nie pró-buj. Po prostu rób”. Ewa Pajuro
Eek A Mouse - Most Wanted Imta
Eek A Mouse - jest jednym z najbardziej oryginalnych sing-jayów -
przede wszystkim ze względu na unikalny i jeden z najbardziej rozpoznawalnych głosów w świecie muzyki reggae. Jest legendą. Wydał ponad 10
longplayów, mnóstwo siedmio i dwu- nastocalowych winyli. Można go usłyszeć na niezliczonej liczbie płyt innych artystów, a także zobaczyć - gdyż wciąż koncertuje po całym świecie.Po licznych sukcesach jakie w ostatnich latach odniosły reedycje albumów z Greensleeves Records zatytułowane „Most Wanted” takich artystów z Jamajki jak Wailing Souls, Yellowman i Ranking Dread przyszła pora na płytę od Eek A Mouse.Płyta zawiera 12 najbardziej znanych utworów artysty w tym 9 tzw. exten- der, czyli rozszerzonych o wersję instrumentalną /dubową. Są to przede wszystkim piosenki, które ukazały się w latach 80 tylko na dwunasto-
calowych płytach winylowych i wcześniej niepublikowane na płycie GD. Wszystkie utwory na płycie zostały wyprodukowane przez Henriego „Jun- jo” Lawesa oraz piosenkarza Linvala Thompsona - kiedy Eek A Mouse był u szczytu swojej kariery. Stroną instrumentalną zajęły się dwa najbardziej rozchwytywane w latach 80 bandy - The Roots Radics oraz The Hi Times Band. Płyta cd zawiera również książeczkę z biografią artysty oraz nieopubliko- wane nigdzie wcześniej archiwalne zdjęcia, co czyni ją jeszcze bardziej unikatową. To obowiązkowa pozycja, którą miłośnik muzyki reggae powinien mieć w swojej kolekcji.
Katarzyna Krupka
Kino marzeń! Film I
Nie wiele jest filmów, na których bądź co bądź dorosły facet płacze jak bóbr. Ob
raz Giuseppe Tomatore widziałem kilkanaście razy i za każdym razem nie umiem powstrzymać łez. Idąc za klasyką Jak chłop płacze to święto musi być!”. A „Cinema Para- diso” to święto globalne sztuki filmowej.Znany włoski reżyser Salvatore powraca do rodzinnego miasteczka na Sycylii. Wspomnienia, które odnajduje odwiedzając ludzi i miejsca, które opuścił przed laty, są okazją do wzruszeń. Reżyser wraca do chwil, kiedy Alfredo, operator miejscowego kina, pokazał mu magię filmu.„Cinema Paradiso” nie da się opisać w kilku słowach. Ten film to klasyka, którą trzeba zobaczyć i usłyszeć. Muzykę Ennio Mor- ricone słyszało wielu z nas. Niewielu jednak wie, że pochodzi ona właśnie z „Cinema Paradiso”. Obraz o miłości do kina, sile przy
jaźni, powrotach i miejscu sztuki filmowej w naszym życiu powinien poznać każdy ki- nomąn.Miejsce lokalnego kina Paradiso w społeczeństwie małego włoskiego miasteczka jest ogromne. Jednoczy, daje poczucie wspólnoty - bawiąc i skłaniając do refleksji. Dziś, po ponad 20 latach od premiery tego dzieła przekaz jest wciąż aktualny - zastanówmy się, jaka forma sztuki łączy dziś wszystkie pokolenia? Czy nadal jest nią film?Film opowiada też o powrotach i związanych z nimi emocjami. Czy strach przed zburzeniem wyidealizowanej krainy z naszych wspomnień jest na tyle silny, aby nigdy nie wrócić? Czy uczucia, które zostawiliśmy wyjeżdżając wciąż w nas żyją? Te uniwersalne pytania w duchu może, zadać każdy. Zachęcam do sprawdzenia, jak poradził sobie z nimi bohater filmu. Marek Szymaniak
G
.1 WIPSNM
'WlELklF FILMY WIELO RFZY1H CWtfS
CMPWDISOKIWO ŚWIAT
16ł
Mocny krążek po latach Fm
Nowy, dziewiąty już album grunge- ’owej grupy z Seatle został okrzyk
nięty wielkim wydarzeniem. Nowa płyta, na którą trzeba było czekać trzy lata nie należy do najdłuższych. Tnya zaledwie 36 minut. Jest to zaś jedyna wa
da nowego krążka. „Backspacer” to dawka solidnego rock*n'roiła. Wierni fani na pewno nie będą zawiedzeni. Album jest bardzo energetyczny oraz w starym dobrym stylu.Singlem promującym płytę jest utwór The Fixer. Na płycie znajduje się 11 kawałków.Większość z nich to krótkie, zwarte kompozycje, które szybko wpadają w ucho. Nie należą one jednak do tych, które będzie się nuciło podczas spacerów lub pod prysznicem. Na pewno „Backspacer” nie jest jedną z tych płyt, które często będą puszczane przez komercyjne stacje ra- » diowe. Jest to bardziej dzieło dla niszy, która zna dobrze ten gatunek muzyczny i wie czego się po nim spodziewać.
Widać, że panowie z PJ dobrze się bawili przy tworzeniu tego albumu. Wiele prostych treści, w których gdzieniegdzie pojawia się nutka optymizmu. Co generalnie jest zaprzeczeniem stylu, który nazywa się grunge, a którego kanony wyznaczyła grupa „Nirvana”. Czyli smutni, żyjący bezsensem świata, muzycy w po- rozciąganych swetrach, którzy w dobitny sposób przedstawiają swoje podejście do świata tym, co tworzą.Nowy album „Pearl Jam”, to pozycja warta przesłuchania. Zaręczam, że nie będzie to stracony czas. Słuchając utworów PJ łatwo się zrelaksować i mieć pewną odskocznie od tego co prezentują nam radia i telewizje komercyjne.
Adam Kawiak
isz Doz
nać!
Przeszłość nie zapominaSzukanie w kinie uniwersalnych prawd -
taki cel wyznaczył sobie Niels Oplev, reżyser filmu „Milenium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”. Nawet jeśli okaże się, że odkryte wskazówki dobrze już znamy, obraz warto obejrzeć, aby nigdy o nich nie zapomnieć.Ekranizacja kryminału Stiega Larssona przetłumaczonego na 35 języków i sprzedanego w blisko 14 min egzemplarzy, rozpoczyna się, gdy znany dziennikarz Mikael Blo- mqvist przegrywa proces o zniesławienie miliardera i rezygnuje z pracy w gazecie. Bohater dostaje nietypowe zlecenie. Musi rozwiązać zagadkę morderstwa sprzed 40 lat.Długi, bo blisko 2.5 godzinny film nie jest typowym przedstawicielem gatunku. Widzowie nie uświadczą strzelanin, pościgów, mordobicia z klasycznymi dźwiękami, ani
genialnych detektywów, którzy rozwiązanie śledztwa znają od samego początku. Intrygującą zagadkę odkrywa bowiem dziennikarz, który solidnie wykonuje swoją robotę. A więc chodzi, słucha, gada, obserwuje i dopiero wtedy wyciąga odpowiednie wnioski odnajdując kolejne puzzle układanki. Ten reżyserski chwyt nie tworzy skoków emocjonalnych, a umiejętnie kreuje napięcie, które towarzyszy nam przez cały seans. Szwecja, w której rozgrywa się akcja filmu, kojarzy nam się z dobrobytem. Na wielkie brawa zasłużył reżyser, który miał odwagę pokazać społeczne tło oraz to, że rzeczywistość bywa inna niż byśmy tego chcieli. Idealna kraina, którą znamy od lat, zmaga się z historycznym ciężarem i żelaznymi normami doprowadzającymi do obłędu.
Marek Szymaniak
Pokalanie popkultury [ Książkaisowe, pełne
śmiechu przez łzy podsumowanie pierwszego
pokolenia popkultury. W „Pokalaniu” sięgamy wstecz do pamiętnego
11 września 2001 r. Widzimy warszawską re
dakcję, jakiegoś kolorowego magazynu w której
wszyscy, albo prawie wszyscy, dwoją się
i troją, żeby zarobić na tragedii z Nowego Yorku. Jest tam
też nasz bohater, dobiegający trzydziestki dzienni
karz, którego bardziej niż obrazki walących się wież, inte
resują długie nogi redakcyjnej koleżanki. Ta książka, jak zapowiada w prologu autor opowiada o miłości. Zawiodą się jednak ci, którzy szukają lekkiej historyjki z hollywoodzkim happy endem.
Bohater nie ma złudzeń, że zdobędzie obiekt swych westchnień, podobnie nie wierzy już, że zawojuje świat i spełni młodzieńcze marzenia. „Pokalanie” to podsumowanie doświadczeń życiowych współczesnych trzydziestolatków. Nie trzeba mieć jednak dokładnie tyle lat, by się w niej odnaleźć. Autor stara się prowadzić z czytelnikiem długą rozmowę. Tłumaczy, że to ma być książ
ka towarzyska. „Żeby wystarczyła za kolegę, a może nawet dziewczynę. Dziś są takie trudne czasy, że mało kogo stać na kolegów i dziewczyny. Kupno książki albo butelki wódki jest o wiele tańsze”. „Pokalanie” to debiut Piotra Czerwińskiego. Wkrótce po ukazaniu się powieści, autor wyjechała do Dublina. Doświadczenie zarobkowej emigracji zaowocowało kolejną książką. „Przebiegum Życiae” leży teraz w księgarniach na półkach z napisem „nowość”. Przy okazji pojawiło się też wznowione „Pokalanie”. I to chyba ono zasługuje wciąż na większą uwagę.
Ewa Pajuro
17
yłem
do
przo
dumoim zdaniem
Mój ulubiony filozof Fryderyk Nietzsche, powiedział: „Jeżeli ktoś żyje z tego, że zwalcza wroga, jest zainteresowany tym, aby wróg pozostał przy życiu”.
Podążając za tą myślą zastanawiałem
się co lub kto jest moim wrogiem. Ciężka sprawa. Stworzyłem katalog wszystkiego czego nie lubię oraz osób, za który
mi specjalnie nie przepadam. Wśród tych materii nieożywionych znalazły się między innymi: makaron, zima, papierosy, muzyka techno, disco, pop, polityka, matematyka, szpinak, globalizacja, organizacje feministyczne, ciasne pomieszczenia, w tym windy - mógłbym tak wymieniać bez końca. Jednakże to była czołówka. Wśród ludzi zaś - no cóż - tutaj pozostawię lukę i pewne niedopowiedzenie. W tym podpunkcie jest kilka przykładów. Z materii ożywionej nie lubię kotów, feministek (tutaj już w formie jednostkowej), ale również szowinistów. Wychodzi na to, że to wszystko. A skoro nie będę wymieniać nazwisk ludzi to zakończmy na tym. Wnioski jakie wyciągnąłem z tej listy? No cóż, były różne. Udało mi się skonstruować pewien uproszczony model swojej osobowości. Wychodzi na to, że jestem osobą nie do końca tolerancyjną. Wybredną, która ma swoje fochy, gusta i gu- ściki. Ściśle zamkniętą w sowich przekonaniach i co najważniejsze ignorancką, co do nauk ścisłych. Modelem mojej osobowości jest zatem... tak i tu jestem w martwym punkcie. Ponieważ jestem rozdarty pomiędzy tym, co uważam za fajne i tym, co jest według mojego punktu widzenia nie fajne.Z jednej strony nie dam sobie wmówić, że to w co wierzę, lubię i to co jest dla mnie pewnym ważnym wzorcem zachowań, jest „nie fajne”. Z drugiej zaś strony jestem w pełni otwarty na nowe doświadczenia. Niektóre z tych pragnień, mają charakter pewnego wyzwania. Tak jak zwalczenie swojego największego lęku przed ciasnymi pomieszczeniami dajmy na to (klaustrofobia). Niestety jeszcze mi się to nie udało...Można powiedzieć, że to pewna schizofrenia osobowości, która nie pozwala mi na jednoznaczne określenie samego siebie. A może to rzeczywistość mi na to nie pozwala. Ciężko ocenić. W moim postrzeganiu świata jest wiele sprzeczności. Dajmy na to, interesuję się polityką, a jednoczenie bardzo jej nie lubię i nie ufam politykom.Nieważne czy to Lech, Donald, Roman.
Polityk to polityk i niemożna mu ufać. Co do feministek, kilka znam. I szczerze mówiąc nie pałam co do nich sympatią. Denerwują mnie ich poglądy. Złości mnie to, że często nie da się z nimi przeprowadzić zwykłej rozmowy.Nie potrafią się śmiać same z siebie. Nie mówię tu o poglądach, chociaż i te często bywają dla mnie niezrozumiałe. Może za mało ich w życiu spotkałem, choć każda miała dziwnie pod kopułą... Nie umiem nazwać jednoznacznie
swojej osobowości. Kiedyś może posiedzę nad tym dłużej. Dziś jednak, jest za dużo rzeczy do nienawidzeniai do uwielbiania. Mam nadzieję, że tych rzeczy do uwielbiania będzie coraz więcej, a tych drugich mniej. Mówi się, że w życiu proporcje powinny być wyważone. Dlatego chciałbym, aby mój „wróg” nie tyle umarł, co przekształcił się w coś lepszego. Może „coś” co z czasem zamieni się w sojusznika.
Adam Kawiak
18
Parytet życiowyZaciekawiła mnie ostatnia dyskusja o parytetach. Dzielne kobitki walczą o podział 50:50 list wyborczych. I tak się zastanawiam co, to ma wspólnego z równouprawnieniem, którego jestem gorącym zwolennikiem, szczególnie przy pytaniu: kto dziś przepcha sedes? - to nie wiem.
Popiera je prezydent wszystkich (wszech-
Jpolaków - wg ostatnich sondaży to 28%. A sceptyczny jest premier „by żyło się lepiej 49 procentom”. Załóżmy, że pary
tet jest słuszny i w sejmie są 233 kobiety. Czy to dobrze? Czy źle? Zależy jakie kobiety. Bo jeśli będą to 233 Renaty Beger - a wiemy, że nasi wyborcy są do tego zdolni szczególnie gdy stawiają na „kompetencje” a nie na wygląd - to jestem przeciwnikiem. Jeśli będą to 233 nowe, pięknie, błyszczące Joanny Muchy to jestem ZA. Niestety znając polskie realia Begerowych będzie 230, a nowych „muszek” kilka. I co wtedy? Wyobrażacie sobie 230 posłanek z kurwikami w oczach? Taka energia może nawet nawrócić papieża na Islam.. Kilka miesięcy temu rozmawiałem z księdzem. A właściwie kolegą, który księdzem będzie. Zapytałem co myśli o tym, aby kobiety mogły przywdziać sutannę. Opowiedział, że to nie możliwe, bo kobiety są zbyt emocjonalne. A do tego rządzą się emocjami i raz w miesiącu przez kilka dni są nieprzewidywalne. Absolutnie się z nim nie zgadzałem. Dzięki Bogu, zawsze otaczały
jak wiemy jest błogosławieństwem. Zawsze można się przygotować lub ewakuować a i życie generalnie jest mniej stresujące. Ale jako stary liberał i asertywny człowiek przemilczałem te słowa, robiąc tylko dziwną minę. Dziś możemy marzyć czy koszmarzyć i przyjąć rozumowanie mojego znajomego prawie księdza. Wyobraźmy sobie, ze nagle pół sejmu przechodzi te ciężkie dni. Państwo staje, rządowe koalicje pękają, zmieniamy walutę na ruble i bierzemy kredyt w kartoflach u Ukraińców, wypisujemy się z NATO i UE, rząd wprowadza ustawę antyface- to\yą i kastruje wszystkie noworodki płci męskiej. By po kilku dniach nic nie pamiętać, wyprzeć się wszystkiego i zrzucić winę na bogu winnych facetów. Realne? Pozwolę sobie pójść dalej niż parytet wyborczy. Jestem za parytetem w skali życiowej! Wyobraźmy sobie tylko miejskie autobusy, w których połowa siedzeń należy się facetom! A to tylko jeden przykład! Bez sensu, prawda? Więc może lepiej zostawić wszystko wyborcom, którzy przecież wiedzą najlepiej i żadne odgórne nakazy nie są im potrzebne. Czy nasze rodzime feministki są aż tak krótkowzroczne? Co jeśli Partia Kobiet będzie chciała wystawić więcej niż połowę kobiet na listach wyborczych? Czy
jak
dobr
ze b
yć m
ną!
tią transwestytów? Nie wiem. Co więcej? Osobiście znam więcej mądrych kobiet niż mężczyzn. Kobiet pełnych ambicji i umiejętności. Po co więc z góry zakładać, że kobiety są gorsze i mają mniejsze szanse? Idea demokracji daje równe szanse wszystkim obywatelom i tego strzeżmy. Nikt nie zabrania kobietom pracować w kopalni czy na budowie. A feminizm i tak kończy się, gdy na czwarte piętro trzeba wnieść dębową
mnie kobiety z regularnym okresem, co dalej będzie partią kobiet? Czy już par- szafę.
Zakamuflowane kalesonyMarek Szymaniak
Mnim zdaniemJest taka część garderoby, do której facet nie może się przyznać. Choćby wiało lodem, choćby mróz sięgał samego dna termometru, nogi faceta pod spodniami pozostają nagie.
Przy większych mro
zach warkocze na naszych łydkach skrzętnie plecione od okresu dorastania
zamieniają się w sople. Marzniemy, dygoczemy, drętwiejemy z zimna a nasz błędnie pojmowany honor nie pozwala nam ich włożyć przed emeryturą. Tak! Dobrze się domyślacie! Chodzi o kalesony i to przez wielkie K. Za wszystkim stoi trauma jaką przeżyło wielu chłopców w podstawówce, kiedy uparte mamy wciskały nam na nogi wstręt
ne barchanowe, bawełniane czy dzianinowe kalesony. Ileż z tym było walki? Ileż wysiłku! A to dopiero początek horroru. Bo ten zaczynał się w szkole. Pod żadnym pozorem nie można było przyznać się do noszenia owych ocieplaczy. Każdy wystający skrawek mógł z szybkością błyskawicy zostać dostrzeżony! Zdemaskowani traciliśmy w pozycji społecznej. Ba! Byliśmy wykreśleni z życia społeczno-klasowego. Nic więc dziwnego, że fakt posiadania na sobie kalesonów był skrzętnie ukrywany pod karą społecznego wykluczenia. Śmierci wręcz. Kale
sony trafiły więc na wieki tam, gdzie ich nie widać. Gdzie nie musielibyśmy się za nie wstydzić, a wiec w najgłębsze zakamarki szafy. Podłoże kulturowe, które ukształtowała pokoleniowa zmora kalesonów nie pozwala nam nawet dziś w XXI wieku, gdzie nie dziwią nas największe dziwactwa, przyznać się do ich noszenia. A więc nie nosimy. Albo jak za czasów szkolnych nosimy, ale się nie przyznajemy.Osobiście nie nosiłem kalesonów od 4 klasy podstawówki, kiedy przed lekcją WF-u zostałem zdemaskowany i wystawiony na publiczną kom
promitację. Wszystko za cenę wygody, zdrowia i ciepła! Dlatego dziś apeluje - Uwol- nijmy Kalesony! Niech wyjdą z szafy!Spójrzmy na przykład kobiet, które z pończoch (damskich kalesonów) zrobiły nie tylko modną ale i dla niektórych seksowną część garderoby. Pytam więc, dlaczego My faceci mamy być gorsi!? Dlaczego musimy marznąć? Dlaczego projektanci mody tak dyskryminują kalesony? I kto za to odpowiada?! Zachęcam do zdrowej promocji kalesonów!
Marek SzymaniakŹródło:
marekszymaniak.blox.pl
< 19
że być jeszcze gorzej? Mówi si
narodo
tysfakcji
Zmiana ponium
Mimo w domości
ia zawsze umiera nadzieją na
piłki kopanej jest
smutnej rzeczywistości. Czy r
Walka o sport narodowyJak wielu ludzi w naszym kraju i na całym świecie jestem kibicem. W mojej hierarchii od lat na pierwszym miejscu stoi piłka nożna. Sport, w którym 22 facetów ugania się za kawałkiem materiału,
1jowyn jednak
utbolbył i
dyscypliną jeden na
zawsze będzie numer
ś wiecie.Piłka to. coś więcej niż tylko sport,
pasja, ucieczka i. Na naszym kra-
wórku rośnie mupoważny konkurent.
Siatkówka już od kilku lat ściga się popularnością z piłką nożną i w naszej kibicowskiej hierarchii zajmuje miejsce numer dwa. Tylko czy słusznie?Po tym, co ostatnimi czasy fundują nam nasi kopacze, leśne dziadki z PZPN-u, a także patrząc na klimat, jaki wytworzył się w Pol-
wokół piłki nożnej z cienia wysuwa się jakże piękny siatkarski obraz. To zawodnicy spod siatki sprawili nam tyle radości wygrywając mistrzostwo Europy. To nasz siatkarz został uznany najlepszym graczem tegoż turnieju. W końcu to ich witały tysiące
ludzi po przylocie do kraju. To oni byli na ustach całej Europy. Wyczyn ten pomógł chociaż na chwilę zapomnieć o kolejnych aferach, zatrzymaniach i bojkotach towarzyszących polskiemu futbolowi.Siatkówka już bardzo mocno depcze po piętach piłce nożnej w walce o miano sportu numer jeden w kraju. Sukcesy reprezentacji w znacznym stopniu przekładają się na sukcesy
świadkami rozczarowań i kompromitacji. Nasze drużyna nie potrafi wygrać ze słabeuszami. Reprezentacja w kompromitującym stylu przegrywa eliminacje, a kibice odwracają się od piłkarzy i nieudolnych działaczy. Polska spada coraz niżej w rankingu FIFA, a ligowa szarość jest tylko znakomitym dopełnieniem tej
klubowe. Wystarczy wspomnieć, że
z Turcji gra w rodzimej lidze.Co więcej występują w niuj lakze ROgwiazdy światowego formatu, lau- reaci wielu siatkarskich turniejów. Kibice tydzień po tygodniu wypełniają hale po brzegi, mając zapewnione emocje na wysokim poziomie. Ponadto, kilka drużyn gra w europejskich pucharach i nie przez przypadek nasza liga uważana jest za druga najsilniejszą na świecie.W futbolu raz po raz jesteśmy
emocji,
to futbol w ś olaków na
sportem on
on jest, i nieprzewidywalny. Za to1 tak bardzo wszyscy go 1
Upadek Andrju [Nowy KróliSą tacy, którzy powiedzą, że Gołota wielkim bokserem był. Jego fani na wszelakich forach internetowych bronią go na każdym kroku i wymyślają co rusz nowe teorie przegranej. A to, że nie był dobrze przygotowany, a to, że walka była ustawiona, a to, że tak musiało się stać, by Adamek dobrze wszedł do królewskiej wagi. Każdy, kto widział tę walkę i ma choć trochę zdrowego rozsądku powie, że Andrew był po prostu dużo słabszy.
Nie raz i nie dwa pokazał nam, że w najważniejszych momentach staje się kolosem na
glinianych nogach. Pokazał, że był tylko zwykłym bokserem, jednym z wielu.Uważam, iż walka reklamowana ,w Polsce, jako walka stulecia stała się jednocześnie upadkiem stulecia, kresem jakiejś epoki, końcem Andrzeja
Gołoty. Końcem człowieka, który tyle razy zawodził nas w najważniejszych momentach, że pewnie długo nie znajdzie się odważny, który zechce pobić ten niechlubny rekord. Ale któż z nas nie emocjonował się tymi wszystkimi pojedynkami. Ileż było takich, którzy o wczesnych godzinach porannych wyrywali się z głębokiego snu, byle tylko obejrzeć Andrzeja w akcji? Przyprawiał nas o szybsze bicie serca i równie szybko kazał smucić się z kolejnego rozczarowania.Przyznam szczerze, że nie pamiętam, by ktoś otrzymał w swoim życiu tak wiele szans, aby być
najlepszym i jednocześnie wszystkie je zmarnował. W dodatku marnował je w spektakularnym stylu. Do historii przejdzie ucieczka z ringu podczas walki z Tysonem, dwie dyskwalifikacje w pojedynkach z Riddickiem Bowe, gdy z nieznanych bliżej powodów Gołota chciał pozbawić rywala męskości oraz kolejne dwie walki, których powtórki jak to dobitnie powiedział jeden z sdtyryków można było obejrzeć w wTeIeexpresie". Oczywiście nie chcę go tylko krytykować, bo w końcu to on przez wiele lat był naszą nadzieją na sukces w wadze ciężkiej. Jednak kra
jobraz, jaki po sobie pozostawia nie zasługuje na zbyt wysoką ocenę.
Obraz, jaki przedstawiam może jest przekoloryzowany i zapewne nie każdy się z nim zgodzi, ale przynajmniej
trudno mi oprzeć się wrażeniu, że Gołota dostał takie pożegnanie, na jakie zasłużył. Spektakularne poraż
ki, spektakularny koniec. Wszystko to na oczach milionów widzów w walce o tytuł niekorono- wanego króla polskiego boksu. Zawstydzony
i zhańbiony odchodzi. Życie jednak nie znosi próżni. Odszedł król, niech żyje król, nasza nowa nadzieja - Tomasz Adamek.
Paweł Tylus
20
Naczelny Czarnowidz •Jedno jest pewne. Niż demograficzny właśnie wkroczył do akcji. I na nic zdadzą nam się świetne wyniki w światowej statystyce wskaźnika scholaryzacji. W Polsce studiuje ponad połowa maturzystów. Mamy najwięcej uczelni w Europie. Pozornie same powody do dumy. Tylko czy kraina nad Wisłą za kilka lat nie będzie liderem TOP listy zamykanych uczelni? Wiele na to wskazuje, bo nad uczelniami wyższymi zbierają się czarne chmury.
T iczbaJ—/tów
absolwen- szkół śred
nich z maturą w kieszeni spadnie diametralnie i to nie tvlko wze względu na obowiązkową matematy
kę, ale na wspomniany niż demograficzny.Indeksy wyższych uczelni ma dziś 2 min na 3.6 min Polaków w wieku studenckim. Wg prognoz GUS-u w obecnym roku akademickim potencjalnych maturzystów jest mniej i to o całe 300 tys., a w następnych latach ma być jeszcze gorzej. W 2015r. liczba ta spadnie poniżej 3 min osób. Dla osłody dodam, ze obecnie mamy 460 uczelni, z czego 134 to uczelnie publiczne, a 326 to szkoły prywatne. O ile uczelnie państwowe powinny przetrwać, to prywatnym grozi prawdziwy Armagedon. A w wypadku Naszej „Wyspy” potop.Gorsze czasy czekają też wykładowców. Nie tylko, ze względu na niż, ale też ministerialne reformy. Po burzliwych dwóch latach kłótni z naukowcami rząd wprowadził zmiany. Jedną z najważniejszych dla nauczycieli akademickich jest ta, która mówi o ograniczeniu wieloeta- towości na uczelniach. Gdy zmia
ny wejdą w życie wykładowcy będą mogli uczyć tylko na dwóch etatach. Biorąc pod uwagę niż demograficzny, który oznacza mniejszą liczbę żaków, grup zajęciowych, liczbę wypracowanych godzin i to, że w wyniku konkurencji uczelni czesne prawdopodobnie spadnie, a wraz z nim dochody szkół wyższych, a w konsekwencji i samych naukowców. Portfele tych ostatnich czekają naprawdę chude lata.Czy istnieje Arka Noego dla naszej uczelni? Z pewnością. W końcu mamy się czym pochwalić i mamy też możliwości inwestycyjne. Aby potop nie pochłonął „Wyspy” władze uczelni już teraz muszą myśleć o nowych, popularnych kierunkach, także na studiach magisterskich. Walka o studenta to też dobra okazja do podniesienia jakości kształcenia. Wysoka zawsze przyciągnie chętnych. Wykładowcy powinni być realnie rozliczani z tego jak prowadzą zajęcia, bo semestralna ankieta, nawet w wersji online, nic nie rozwiązuje. Wykłady czytane z kartki i przez mikrofon to wciąż codzienność. Student musi być pewny swojej decyzji, tak by nie żałował tego, że jego stopa stanęła na „Wyspie”.
Marek Szymaniak
spowodował niesamowi* te przyspieszenie procesu powstawania książki, nic nie było w stanie nam jej zastąpić. Czy teraz się coś zmieni?
Książki przyszłości- Uważam, że mimo wszystko e-booki nigdy nie staną sie tak popularne jak książki. Przecież to sama przyjemność pójść do biblioteki czy empiku, wybrać
książkę lub postarać się o nią, a nie wpisać w google, ściągnąć, i mieć je od razu - mówi Ola, studentka historii na UMCS. E-booki - elektroniczne książki, które można kupić w internetowej księgarni budzą mieszane uczucia.Można je czytać na ekranie komputera czy specjalnego urządzenia. Posiadając czytnik e-booków, których na rynku pojawia się coraz więcej, nie trzeba martwić się torbą ważącą parę ładnych kilogramów. W takim niepozornym urządzeniu mieści się, w zależności od formatu w jakim zapisane są teksty, od kilkudziesięciu do nawet kilkuset książek. - E-booki to bez wątpienia prostsze rozwiązanie niż tradycyjne książki, wygodna jest szybkość dostępu, niższym kosztem można pozyskać informacje. Postęp techniczny likwiduje z każdym rokiem wady e-booków - stwierdza Anna, studentka kulturo- znawstwa. Następnym plusem takiego rozwiązania jest dostęp do niesamowitej ilości książek, które w tradycyjnych księgarniach są nieosiągalne, z powodu na przykład małe
go nakładu. Nie trzeba zwiedzać całego miasta w poszukiwaniu konkretnej książki. W Polsce najbardziej znaną e-księgarnią jest Virtualo.pl, jeśli chodzi o portale zagraniczne to można zajrzeć na Diesel e-Books lub Bo- oks On Board. Pisząc o zaletach e- booków należy wspomnieć również o cenie - książki elektroniczne są tańsze od tych papierowych, jednak jeżeli chcemy książkę czytać na czytniku a nie ekranie komputera musimy przeznaczyć sporą kwotę na kupno takiego urządzenia. •Ceny nowego sprzętu kształtują się na poziomie od około 700 złotych wzwyż, zależnie od firmy i pojemności.Na pierwszy rzut oka e-książ- ki mają same plusy, jednak czytelnicy nie do końca potrafią ^się przekonać do tej nowej formy. Dlaczego? Być może, wbrew pozorom, jedną z większych zalet tradycyjnej książki jest właśnie jej materialność, ciężar, zapach, wygląd sprawiają, że się do niej przywiązujemy. - Nie jestem zwolennikiem e-booków z tego względu, że prawdziwa książka po prostu lepiej wygląda, co też wpływa w jakimś stopniu na czytanie. Nie sądzę również aby czytniki wyparły klasyczne książki, tak samo mówiło się o płytach i kasetach a jednak cały czas się do nich wraca a co ciekawsze do łask wracają płyty winylowe. Tak samo zapewne będzie z książką. Dlaczego? Bo
książka ma swój charakter- stwierdza Maciej student informatyki. Może za kilka lat czytanie e-booków będzie dużo powszechniejsze a tradycyjna książka stanie się jedynie formą snobizmu? Ludzie będą kupować książki dla ich pięknego wydania i zapełnienia półek w mieszkaniu.Wiele osób zarzuca, że czytanie e-bp- oków jest szkodliwe dla oczu. - Jeżeli ktoś chce sobie psuć wzrok wpatrując się w ciekłokrystaliczny ekran komputera, to proszę bardzo. Ja nie mam takiego zamiaru - mówi Krzysztof student administracji na UMCS. Jednak postęp technologiczny w znacznym stopniu wyeliminował już ten problem.W nowych czytnikach stosowana jest technologia e-atramentu, który w odróżnieniu od ekranów ciekłokrystalicznych, znanych z telefonów komórkowych i komputerów przenośnych, nie męczy tak wzroku. Ekran wykorzystujący e-atrament nie świeci, lecz przypomina kartkę papieru z nadrukowaną treścią. Dzięki tej technologii czytniki są również energooszczędne. Czy e-booki zastąpią stare, dobre, papierowe książki? Trudno powiedzieć. Jednak jedno warto zaznaczyć, czy to elektroniczna, czy tradycyjna książka powinna mieć swoje miejsce w życiu każdego człowieka. Homo legens górą!
Sylwia Mosór
fot.
sxc.
hu
22
Pozna] ich!
Kiedy to, rycerz służy pomoce...Rozmowa z Pawłem Sochą - organizatorem i członkiem grupy rekonstrukcji historycznych „Rekonstrukto”.
- Moja pasja, zainteresowanie średniowieczem pojawiło się już w dzieciństwie. Odkąd
tylko pamiętam interesowałem się walkami rycerzy, walkami na broń białą, wystrzałami z armat, katapultami i innymi dziwnymi zabawkami... Z czasem pojawiła się druga pasja, czyli zarabianie pieniędzy (śmiech).Kiedy postanowiłeś to połączyć?- Sam pomysł przyszedł w nietypowych, dla większość! z nas, okolicznościach. Kiedyś, gdy moja była dziewczyna organizowała wieczór mikołajkowy zatrudniła mnie jako Świętego Mikołaja. Zrobiłem fajne show dla
dzieciaków. Zrozumiałem, że sprawdzam się w takich rzeczach. Siedząc później z kolegą, rozmawiając o niewiadomo czym, wpadł mi do głowy pomysł stworzenia pokazów historycznych. Przez pół roku organizowałem sprzęt, zbierałem materiały^ na scenariusz. Od 20 października ubiegłego roku zaczęliśmy już na poważnie. Zebrałem grupę znajomych, studentów, którzy w większości studiują zaocznie albo wieczorowo. Chodzi o to, aby byli dostępni do szesnastej.Na czym polega rola twoich współpracowników?- W tym momencie współpracuję z dwudziestoma osobami: osiem dziewczyn i dwunastu rycerzy. Dziewki odpowiedzialne są za tańce dawne, również strzelanie z łu-
ku, a rycerze za walki, bicie monety i wystrzały z armat. Przedstawiamy modę i obyczaje średniowiecza, prawo czyli dyby. Robimy taki dość śmieszny pokaz historyczny- (śmiech).Jak przedstawiały się wasze początki, skąd broń i zbroje?- Oczywiście było ciężko... Część trzeba było kupić, a część (miecze) dostałem od zaprzyjaźnionego kowala. Teraz większość rzeczy wykonujemy sami. Mam już kilka zbroi na swoim koncie. Chcę niedługo unowocześnić swoją kuźnię, żeby móc samemu klepać miecze. Wszystko po to, aby stale powiększać bazę rekwizytów.(Paweł trzyma świetnie przyozdobiony, jak na własnoręczną produkcję, miecz o około metrowej długości.) Jak powstał ten miecz?- Robiłem go w garażu przez dwa wieczory, no i pół popołudnia. Wiadomo, najpierw materiały, czyli płaskowniki, później dotoczyć końcówki jelca i końcówkę rękojeści, troszkę oszlifować, pospa- wać, sprawdzić w walce...Tutaj obok jest równie imponująca tarcza. Również twojej roboty?- Tak, tak, ją również sam zrobiłem. Przepis: arkusz blachy, troszeczkę pomysłu i wyobraźni, kilka wolnych wieczorów, wiertarka,
szlifierka, nożyce, troszeczkę farby i parę nitów. Póź
niej to wszystko połączyć... i jest tarcza! Poza tym najtrudniej robi się naramienniki i karwasze. Bo wiesz, gdy na początku patrzy się na bezkształtną blachę, a po jakimś czasie coś już z tego po- wstaje, to jest to niesamowite uczucie...Jakieś plany na przyszłość?- Owszem, chcemy poszerzyć repertuar. Jesteśmy w ostatniej fazie przygotowań do Rzeczpospolitej Szlacheckiej. Na wiosnę planujemy Antyk - Rzym, Grecja, może troszkę Egiptu. Na przyszłe wakacje powinny być dopracowane walki konne.Jesteś osobą na prawdę aktywną zawodowo, bo pomimo, że studiujesz prawo i historię na KUL-u, dodatkowo zaocznie zarządzanie na Wyspie, potrafisz prowadzić swoją firmę i nazwijmy to - kadrę pracowników. Jak udaje ci się utrzymać to wszystko w ryzach?- Kiedy ma się tyle na głowie, coś musi stracić czasem na rzecz innej powinności. W ten sposób opuściłem się w studiowaniu Zarządzania. Ale postaram się to wszystko z czasem nadrobić. Tym, którzy chcą robić w życiu coś ciekawego mogę powiedzieć tylko tyle, że aby do czegoś
dojść, trzeba się poświęcić. Trzeba być przedsiębiorczym, myślę, że mi się to udaje.
Rozmawiał Mateusz Grzegorczyk fo
t. A
rchi
wum
Wyższa SzkołaPrzedsiębiorczości i Administracji
WSPA w Lublinie
S P \
Studia I stopnia - licencjackie• Administracja• Dziennikarstwo i komunikacja społeczna• Finanse i rachunkowość• Politologia• Socjologia• Stosunki międzynarodowe• Zarządzanie /Studia I stopnia - inżynierskie• Informatyka• Transport
Studia II stopnia - magisterskie• Socjologia
Studia podyplomowe• Ponad 35 kierunków
Lokalna Akademia CISCO• Kursy CCNA i CCNP
Biuro Rekrutacji ul. Bursaki 12, 20-150 Lublin tel. 081 740 84 73, 087 740 84 11 [email protected] www.wspa.pl
4 / ublin*
kierunek WySPA
Nasze atuty: wykwalifikowana kadra dydaktyczna • wysokie stypendia - już od pierwszego semestru studiów • krajowe i zagraniczne staże i praktyki • certyfikaty językowe TOEIC, LCCI • certyfikat ECDL • certyfikat wewnętrznego audytora jakości BVQI • możliwość rozwoju własnych zainteresowań w kołach naukowych
przyjazna atmosfera studiów nowoczesny, własny budynek dydaktyczny • doskonale wyposażona biblioteka