24
eru: studia okiem eksperta: Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy Mamniie Chcemy kasy! NUMER 19 (20) listopad 2009 ISSN 1644-0978 PISMO BEZPŁATNE CZASOPISMO STUDENTÓW WYŻSZEJ SZKOŁY PRZEDSIĘBIORCZOŚCI I ADMINISTRACJI

okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

  • Upload
    others

  • View
    2

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

eru: studiaokiem eksperta:Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy Mamniie Chcemy kasy!

NUMER 19 (20) listopad 2009 ISSN 1644-0978 PISMO BEZPŁATNE

CZASOPISMO STUDENTÓW WYŻSZEJ SZKOŁY PRZEDSIĘBIORCZOŚCI I ADMINISTRACJI

Page 2: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

Skoro czytacie te słowa to świeża

redakcja „Wyspy” do­pięła swego. W wiel­kich bólach, po cięż­kiej pracy kilkunastu młodych dziennikarzy

z naszej uczelni, nocnych korektach i przyglądaniu się dwa razy każdej literce - udało się,nowa „Wyspa”, którą macie przed sobą jest gotowa. Liczę, że lektura tego numeru bę­dzie dla Was, drodzy czytelnicy, bardzo interesująca. Dlatego zachę­cam do czytania od deski do deski! A co w numerze? Każdemu ze stu­dentów poleciłbym artykuł Syl­wii Mosór, z którego dowiemy się o oczekiwaniach finansowych ża­ków oraz jak te wymagania mają się

spis treści:2. Redakcja

3. Z Wyspy. Immatrykulacja roku akademickiego

4. Studia. Ile chcą zarabiać studenci?

5. Studia. Samochód na studencką kieszeń.

6. Studia. Praktyki w praktyce

7. Studia. Wróżenie z dłoni

8-9. Rozmowa numeru - Wywiad z Magdą Manwille.

10. Studia. Jak przetrwać sesję. Herbert Śpiewany

do rzeczywistości. Gorąco polecam także równie ciekawy tekst o prak­tykach studenckich - każdy, kto ma je za lub przed sobą znajdzie w nim wiele interesujących wątków.Perełką nowego numeru „Wyspy” jest rewelacyjny reportaż Gabrieli Rybińskiej, który opisuje życie jed­nej z wiejskich szkół. Temat współ­czesnej młodzieży, a w tym wypad­ku nastoletnich dziewcząt jest wciąż aktualny.Mam nadzieje, że nowa „Wyspa” za­równo w treści jak i w formie spro­sta Waszym oczekiwaniom. Zachę­cam do lektury i dyskusji na uczel­nianym forum oraz kontaktu z re­dakcją.

Marek Szymaniakredakcja, wyspafawspa. lublin.pl

wyspaWydawca: Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości

i Administracji w Lublinie ul. Bursaki 12, 20 - 150 Lublin

Redaktor Naczelny: Marek Szymaniak

Zastępca Redaktora Naczelnego: Adam Kawiak

Sekretarz Redakcji: Gabriela Rybińska

Zespół Redakcyjny: Sylwia Mosór,Damian Izdebski, Mateusz Grzegorczyk, Ewa Pajuro, Katarzyna Krupka, Paweł Tylus

Współpraca: Dorota Chaberko, Sylwia Kuna, Wioleta Siczek, Anita Śliwka

Zdjęcia: Adam Kawiak, Piotr Kuszyk

Korekta: Marek Szymaniak, Gabriela Rybińska, Adam Kawiak

Skład i grafika: Artur Gontarz

Redakcja zastrzega sobie prawo do skraca­nia i adiustacji tekstów oraz zmiany ich ty­tułów. Materiałów nie zamówionych nie zwracamy. Przedruk z gazety dozwolony jest jedynie za pisemną zgodą wydawcy. Redak­cja nie odpowiada za treść reklam i ogłoszeń. Wydawca ma prawo odmówić zamieszczania ogłoszenia i reklamy, jeśli ich treść lub for­ma są sprzeczne z linią programową pisma oraz interesem wydawcy |art. 36 pkt 4 Pra­wa Prasowego].

reda keja. wyspa(owspa.lublin.pl

11. Samorząd Studentów

12-13. Reportaż - temat z okładki

14. Poznaj wykładowcę - Mariusz Kicia i Marcin Czapski

15. Okiem eksperta - Wyższa Szkoła Wstydu?

16. Recenzje. Wstyd nie znać

17. Recenzje. Musisz poznać!

18. Tyłem do przodu - felieton Adama Kawiaka

19. Jak dobrze być mną! - felieton Marka Szymania

20. Felieton Sportowy

21. Felieton na koniec

22. Nauka. E-booki książki przyszłości

23. Wywiad z rycerzem

I

Page 3: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

AndrzejOlechowski na WyspiePod koniec października naszą uczelnię odwiedził polityk i ekono­mista dr Andrzej Olechowski. By­ły minister finansów, a także kan-

Dołączyć do najlep-

Andrzćj Olechowski mówił o pol­skiej scenie politycznej jak o polu

bitwy, na którym rozgrywa się walka pomiędzy dwoma konkurencyjnymi obozami politycznymi i ich przywód­cami, porównując ją do stołu ping­pongowego, na którym przepychają się(dwaj gracze.Były minister twierdzi, że rozwiąza­niem jest zaprzestanie politycznych przepychanek i rozpoczęcie współ­pracy między „drużynami". - Druży­ny tworzy się jednak wtedy, gdy ich członkowie mają poczucie równości, wtedy nawiązuje się partnerstwo, a to jak wiadomo prowadzi do jednolitego celu -f mówił Andrzej Olechowski.

społeczeń- działania

umiejętno- odbija się

Niestety naszemu stwu brakuje planu w sytuacji kryzysowej i ści pracy zespołowej. To

Nowy

- Rok akademicki 2009/10 w WSPA uważam za otwarty - mówił, rektor prof. Zdzisław Czarnecki. Studentom podczas uroczystej immatrykulacji symbolicznie wręczono indeksy naszej uczelni.

Rektor prof. dr hab. Zdzisław Jerzy Czarnecki wita nowych studentów.

negatywnie nie tylko na polityce, ale i gospodarce w której jak wiadomo w pierwszej fazie liczy się kapitał ludzki, czyli umiejętności indywidual­nych przedstawicieli społeczeństwa. Kolejna faza bardziej zaawansowa­na wymaga kapitału społecznego, a ten polega na umiejętności współpracy i łączenia kwali­fikacji pojedynczych obywa­teli - twierdził gość WSPA. Rozwiązaniem dla Pol­ski, wg Olechowskie­go, byłby wybór pre­zydenta niezrzeszo- nego, azyli nie nale­żącego do żadnej z kłótliwych partii, ale społeczeń­stwo musi być na to przygoto­wane.

Dorota Chaberko

Rok akademicki rozpoczęty!

ektor Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Administracji prof. Zdzisław Jerzy Czar­

necki przywitał gości* honorowych, wykła­dowców oraz licznie zgromadzonych studen­tów, którzy rozpoczęli nowy rok akademic­ki. - Zaufaliście tej uczelni, naszej uczelni i mam nadzieję, że przybyliście tutaj pogłę­biać Waszą wiedzę, nie tylko po dyplomy - mówił prof. Czarnecki, witając świeżo upie­czonych żaków.W kolejnej części uroczystości podsumowa­no miniony rok akademicki. Przedstawio­no osiągnięcia uczelni oraz statystki związa­ne z sukcesami indywidualnymi studentów.

Podczas uroczystości wręczono dyplomy dla najlepszych wykładowców, których wybierali studenci naszej uczelni. Wyróżniono również najzdolniejszych absolwentów WSPA.Immatrykulacja pierwszoroczniaków przebie­gła bez przeszkód. Cała uroczystość dopełnio­na została przez tradycyjny wykład, który wy­głosił dr hab. Jacek Szlachta. Tytuł prezenta­cji to „Ewolucja polityki UE, a rozwój Lubelsz­czyzny". Wystąpił również chór „Kantylena" z III LO im. Unii Lubelskiej w Lublinie, któ­ry zaprezentował Hymn Polski. Rektor uczel­ni prof. dr hab. Zdzisław Czarnecki, dla któ-rego był to debiut, [ iczas tego typu uroczy’-stości na koniec oficjalnie ogłosił rozpoczęcie nowego roku akademickiego słowami: - Rok 2009/2010 w WSPA uważam za otwarty. Oby ten nowy był równie udany jak poprzedni.

Adam Kawiak

Page 4: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

Komentarz

Chcemy kasy!Średnie zarobki w Lublinie według Urzędu Statystycznego kształtują się na po­ziomie 2800 zł czyli około 2200 zł „na rękę”. Natomiast studenci WSPA chcą zarabiać po studiach około 3-5 tysięcy złotych.

Ą Tte można dziwić li się studentom, że chcą zarabiać du żo, a nawet dużo za dużo jak na lubel­skie waru nki Ml o-

Jednak żacy, mimo kryzysu i wysokiego

poziomu bezrobocia na Lubelszczyźnie, z nadzie­ją patrzą w przyszłość. Studenci nie chcą zara­biać tysiąca złotych na przysłowiowej kasie. Ich

wymagania finansowe są dużo wyższe. Zapytaliśmy co na ten temat twierdzą studenci „Wyspy”. - Jeżeli ktoś chce za­rabiać mniej niż 3 tys. zł to znaczy, że nie ma ambicji i raczej nie będzie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek przyjem­ności - mówi Aneta, studentka dzien­nikarstwa.Zachowania studentów naszej uczel­ni wyjaśniają eksperci. - Następuje pe­wien właściwy dla młodego wieku pro­ces. Młody człowiek początkowo coś pla­nuje. Po pewnym czasie zachodzi pewna deklaracja - na przykład: nie chce zara­biać mniej niż 4 tys. zł. Jednak te plany i deklaracje zostają zweryfikowane przez rzeczywistość i absolwent zgadza się na niższe zarobki - mówi socjolog dr Rena­ta Maciejewska.Według dr Maciejewskiej jest to przywi­lej młodego wieku, że planujemy coś nie do końca konfrontując to z rzeczywisto­ścią. Dzięki temu oczekujemy więcej od świata. Proces odwrotny byłby niewska­zany, ponieważ młody człowiek nie pró­bowałby osiągnąć więcej i nie starałby się cały czas kształcić, żeby brać wię­cej z życia.

Takie zarobki nie są jedynie fanaberią studentów prywatnej uczelni. - Chcia- łabym zarabiać około 4 tysięcy zł - mó­wi Ola, studentka ekonomi z UMCS. Jej koleżanki z uczelni również wymienia­ją podobną kwotę. - Fajnie byłoby za­rabiać około 3-4 tysięcy zł, być może nie będzie to możliwe od razu po stu­diach, ale później, czemu nie? - stwier­dza Kasia, z piątego roku administra­cji na UMCS. Jednak niektórzy studen­ci WSPA uważają, że prywatna uczelnia może im pomóc w osiągnięciu wymarzo­nych zarobków. - Możliwe, że po „Wy­spie” mamy większe szanse na dobrą prace, ponieważ wykładowcy bardziej się starają niż na państwowych uczel­niach - przypuszcza Michał, student pierwszego roku dziennikarstwa.Co może się przyczynić do tego, że stu­denci jednak zmniejszą swoje wymaga­nia? - Znaczna cześć studentów pocho­dzi ze wsi i zapewne przyj mą prace, któ­ra nie będzie do końca odpowiadała ich oczekiwaniom, szczególnie finansowym, po to by zostać w mieście - tłumaczy, dr Renata Maciejewska.Być może pokolenie dzisiejszych stu­dentów, nie ma już takiego podejścia jak to sprzed 15-20 lat, że studia gwa­rantują im wysokie zarobki, lecz jak wi­dać oczekiwania są nadal wysokie. We­dług dr Maciejewskiej duży wpływ na to, jakich zarobków oczekujemy po stu­diach, ma również prestiż przyszłego

wami. Należą do nich przede wszyst­kim brak doświadczenia życiowego i znajomości realiów na rynku pracy, a te w przypadku Lublina bywają nie- zwykle okrutne.Niestety, ale też na szczęście młodość to marzenia. Każdy człowiek, a już z pewnością młody, ma ich wiele. Jed­nym z nich jest oczywiście bogactwo i spokojne życie. Dlaczego więc absol­went ze świeżym „mgr’ przed nazwi­skiem nie miałby zarabiać tyle, aby

chę zostało? Otóż dlatego, że lubelski rynek pracy za często rządzi się kom­pletnym brakiem zaufania do umiejęt­ności wchodzących w dorosłe życie ża­ków, szukających po studiach pracy w zawodzie.Współcześnie nic nie jest już gwaran­cją tego, że dostaniemy wymarzoną posadę. Możemy skończyć nawet kU-

tym pracując i zdobywając doświad­czenie, uczyć się języków obcych, od­być dziesiątki kursów i szkoleń tylko po to, by usłyszeć, że nie ma dla nas miejsca.Pesymistyczna wizja? Owszem, ale także całkiem prawdopodobna. Nie dziwmy się więc, że wielu zdolnych, świetnie wykształconych lubelskich studentów wyjeżdża do Stolicy, za chlebem i marzeniami Fakt, życie z pewnością i tam je zweryfikuje, ale wielu jednak się udaje, bo i rynek pra­

zawodu. Sylwia Mosór

Lu-.

O X O)

nie w specjalistycznych zawodach, które u nas stanowią absolutną niszę. Studenci, przynajmniej njektórzy, zda- je się robią wszystko, by w rywalizacji CV wypaść jak najlepiej. Dlatego za­stanówmy się, jakie mamy szanse na nasze wymarzone zarobki i pracę, gdy nasze CV odpadnie już w przed bie­gach na biurku sekretarki zajmującej się wstępną selekcją. Co możemy zro­bić, by to jednak nas doceniono i uAa- śnie nam dano szansę? Odpowiedź jest prosta - być najlepszymi.

Marek Szymaniak

Page 5: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

Prawko zdane!Poradnik

Chcn auto zadbane!- Nareszcie! Z dał erą za trzecim razem. Teraz muszę znaleźć sobie samochód - mówi Grze­siek, student II roku. - Najle­piej żeby był tani. Nie psuł się i oczywiście mało palił - dodaje. Taki problem ma wielu studen­tów, dlatego radzimy na co zwró­cić uwagę wybierając auto na studencką kieszeń.

Prędzej czy później stajemy przed wyborem odpowiednie­

go samochodu. Musi być szybki i błyszczący, wyposażony w klima­tyzację, elektryczne szyby, wspo­maganie kierownicy, centralny za­mek, radio, najlepiej ze wzmacnia­czem. Fotele powinny być w skó­rze, a deska rozdzielcza w drew­nie.Jednak stan naszego konta szybko wyrwie niejednego studenta z kra­iny fantazji. Samochód jaki kupi­my jest przecież uzależniony od za­sobności naszych portfeli. Niektóre marki i modele samochodów, nale­ży omijać szerokim lukiem, aby nie nabawić się kompleksów.Przedstawiamy Wam ranking 5- ciu najbardziej przyjaznych kie­szeni studenta aut:

Miejsce 5

nie jest paliwożerny, a często wy­posażony w instalację gazową. Spala ok 61. benzyny, lub 101. ga­zu na 100 kilometrów. Przedział cenowy to 1-6 tys. złotych.

Miejsce 4

- Renault 19 - solidny samochód w dodatku niedrogi. W komisach jest ich sporo w dodatku z instalacją gazową. Części do samochodu są łatwo dostępne, ale ich ceny często za wysokie. Samochód ma ładną linię i dobrze się go prowadzi. Spa­lanie benzyny to ok. 81/100km, a gazu 121/100km. Ceny ich wahają się od 2,5-8,5 tys. złotych.

Miejsce 3

- Mitsubishi Colt - mimo małego silnika, po przejażdżce tym autem będziecie pozytywnie zaskoczeni zarówno jego przyśpieszeniem jak i odgłosem. Małe gabaryty i wy­godne siedzenia dają komfort jaz­dy. Spala ok. 71/100km. 14-let- ni colt kosztuje do 8 tys. Za 5tys. kupimy go w dobrym stanie z szy- berdachem, centralnym zamkiem, wspomaganiem kierownicy. Samo­chód jest dostępny w wersji trzy- drzwiowej.

Miejsce 2

- Honda Civic (hatchbag) - Jest ma­ły, zwinny charakteryzuje się też dobrym przyśpieszeniem. Spalanie na poziomie ok. 71/100km. Niektó­re modele są w 3-drzwiowej wersji, co może być niekomfortowe. Prze­dział cenowy od 5,5-9tys. złotych. Za 7tys. można znaleźć auto w do­brym stanie wyposażone w : ABS, centralny zamek, dwie poduszki po­wietrzne, immobiliser.

Miejsce 1

- VW Golf II/III jeden z najpopu­larniejszych modeli samochodów, co za tym idzie, części do niego nie są drogie, ani trudno dostępne. Jest to samochód oszczędny, pali ok. 81 benzyny/ lOOkm, a w wersji na ropę spala ok. 51/100.Solidna konstrukcja jest niezawod­na, co sam mogę potwierdzić. Ceny tych aut wahają się od 3-10tys. Jed­nak już za 5tys. złotych dostać auto w dobrym stanie z centralnym zam­kiem, ABS-em, elektrycznymi lu­sterkami, ze wspomaganiem kie­rownicy i z alufelgami w wersji 5-cio drzwiowej. Damian Izdebski

fot.

sxc.

hu

- Daewoo Tico - tani, mały, oszczędny. Jeśli ktoś chce kupić coś do jeżdżenia z czterema kółka­mi, nie koniecznie z estetycznym wyglądem - to jest właśnie Tico. Pudełkowy samochód z małym silnikiem (800cm3),

Page 6: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

»

Praktyki w praktyceKażdy student uczelni wyższej musi odbyć praktykę zawodową, która powinna poszerzać zdobytą na studiach wiedzę oraz uczyć fachowo ją wykorzystywać.

- Oczywiście, że praktyki są potrzebne - mówi, Magda absolwentka WSPA- dzię­ki nim możemy zobaczyć jak będzie wy­glądała nasza przyszła praca i zdobyć pierwsze doświadczenia. Moje praktyki trwały piętnaście tygodni - dodaje.- Obecnie praktyki na studiach licen­cjackich trwają cztery tygodnie na wszystkich kierunkach z wyjątkiem dziennikarstwa, gdzie studenci zdoby­wają doświadczenie przez sześć tygo­dni - wyjaśnia pełnomocnik rektora ds. praktyk dr inż. Jacek Poleszak - Nale­ży je zaliczyć po zakończeniu zajęć dy­daktycznych czwartego semestru. Stu­denci kierunków inżynierskich realizu­ją praktykę pó szóstym semestrze. Prak­tyki powinny zostać odrobione w okre­sie miesięcy wakacyjnych. Student nie musi mieć zaliczonych wszystkich egza­minów, żeby je odbyć. Wcześniejszy sys­tem dłuższych praktyk pozwalał na lep­sze poznanie miejsca pracy. Przy okre­sie czterech tygodni firmy nie chcą tak skwapliwie przyjmować studentów - do­daje Poleszak.Uczelnia daje żakom możliwość zor­ganizowania praktyk. Jednak znacz­na cześć studentów robi to „na własna rękę”. Dlaczego? Tak jest wygodniej - twierdzą. Praktykant sam ustala miej­sce i czas zdobywania nowych doświad­czeń. - Sam załatwiłem sobie praktyki, nie miałem problemu ze znalezieniem miejsca, więc pomoc uczelni nie była mi potrzebna - opowiada Krystian, student administracji.

Uczelnia jest zmuszona narzucić ter­miny, które uzgodniła z pracodawcą i nie zawsze firma, którą wybierze odpo­wiada studentowi. Niektórzy są bardzo zdziwieni miejscami, które proponowa­ła im uczelnia. - To śmieszne, że chcieli, żebym odbywała praktyki w Agencji Re­strukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa - mówi zdziwiona studentka dziennikar­stwa. - Niektórzy żacy za bardzo sugeru­ją się nazwą. Ta osoba mogłaby praco­wać w jednostce PR-u bądź przy rzecz­niku prasowym, a więc w działach, w których zakres obowiązków, byłby toż­samy z kierunkiem studiów - wyjaśnia Poleszak.Studenci mają jednak różne zdania na temat praktyk organizowanych przez uczelnię. Często słyszy się o załatwie­niu sobie „papierka”. - Nie rozumiem tego! Po co załatwiać sobie, jakieś lewe praktyki. Przecież to szansa nauczenia się zawodu, który w przyszłości będzie­my wykonywać - mówi Karolina, stu­dentka dziennikarstwa - Sama odbyłam praktyki w jednej z lubelskich gazet. Zo­baczyłam jak wygląda praca w redakcji, napisałam kilka artykułów i przekona­łam się, że to zawód dla mnie.Jednak nie wszyscy myślą podobnie. Dla niektórych praktyki to przykry obo­wiązek i starają się je na różne sposo­by unikać, pomimo kontroli ze strony uczelni. Warto jednak przyłożyć się do nich by sprawdzić, czy zawód, który so­bie wybraliśmy będzie nam odpowiadał.

Sylwia Mosór

Komentarz^-

nak zdobyć świadczenie

ory odsetek studentów

praktyki traktu­je jak karę, któ­rą trzeba odsie­dzieć w przy­słowiowym kon­cie. Żeby jed- jakiekolwiek do- trzeba kilka razy

się spocić, wziąć głęboki od­dech i pełną piersią (jakich roz­

miarów by ona nie była jru-szyć do przodu. Nie każdy nie­stety ma na to ochotę. Łatwiej przecież jest znaleźć miejsce, w którym wystarczy się przed­stawić , podać długopis a umo­wa sama się podpisze. Nie dzi­wią mnie też instytucje, które taką „praktykę” prowadzą. Bo po co komu majtek na statku, który jest tak naprawdę roz­bitkiem.

fot.

sxc.

hu

Praktyki, to dobry sposób na sprawdzenie się w wymarzonym zawodzie.

Więcej możemy osiągnąć szu­kając praktyk na własną rękę, co wcale nie jest takie trudne. Umożliwia nam bowiem to na­wiązanie nowych kontaktów, znajomości, które mogą przy­dać się nam w przyszłości, gdy będziemy szukać pracy po stu­diach. Będąc w wielu różnych firmach możemy porównać so­bie te miejsca. Zobaczyć, jak wyglądają od wewnątrz, za­poznać się z zasadami. A ter­miny narzucone przez uczelnie zawsze możemy dopasować do własnego grafiku.Prawda jest taka, że to wszyst­ko właściwie jest bardzo pro­ste. Po co w takim razie zała­twiać sobie „papierek”, skoro w naszych uczelnianych toaletach mamy go pod dostatkiem i to za darmo! Bez wysiłku!Jeśli uczelnia, za którą płaci­my' blisko 4 tys. złotych rocz­nie daje nam możliwość odby­cia praktyk, to skorzystajmy z tego przywileju przez te czte­ry, czy sześć tygodni. Spraw­dzając się jednocześnie w za­wodzie. Gabriela Rybińska

Page 7: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

£ : Dłonie świadczą o człowiekuMuszę rozczarować na początek wszystkie panie - to nie będzie kolejny artykuł z serii jak i gdzie zro­bić neonowe tipsy. Trzeba także rozczarować panów - nie nauczymy was dbać o dłonie, ale może zrobić to przecież dobra kosmetyczka! W związku niedawno minionym świętem czarów i magii, zamiast lania wosku można przecież zabawić się i powróżyć przyjaciołom z dłoni.

stud

ia

fot.

sxc.

hu

Chiromancja to jeden z najstarszych sposobów przepowiadania przyszłości. To właśnie ten spo­

sób zgłębiania wiedzy o tajemnicach naszego przezna­czenia fascynował ludzi od najdawniejszycii czasów. Wróżenie z dłoni do dzisiaj budzi wiele kontrowersji. U jednych wywołuje uśmiech na twarzy, dla innych to całkiem poważny temat. Nawet sceptyczni naukow­cy, genetycy i psychiatrzy wykorzystują analizę ludz­kiej dłoni w przypadku diagnozowania dolegliwości psy­chicznych i fizycznych u swoich pacjentów.Tym, którym sprawa wydaję się banalnie prosta muszę rozczarować. Bo chiromancja nie ogranicza się jedynie do „zbadania” 3 głównych linii - głowy, serca i życia, a linia życia wcale nie oznacza (jak wydaje się większo­ści z nas) czasu jego trwania.Po pierwsze chiromanci biorą pod uwagę dosłownie wszystko - kształt palców, ich wygięcie, ułożenie na dłoni czy rozstawienie. Liczy się także rozmiar dłoni - tu wyróżniamy 4 rodzaje, tak jak 4 żywioły - trzeba w koń­cu pamiętać, że wróżenie z dłoni posiada silne nacecho­wanie astrologią.Oprócz wspomnianych wcześniej linii głównych istnie­ją linie wyjątkowe, spotykane bardzo rzadko - linia in­tuicji, mistyczny krzyż, pierścień Saturna czy pierścień Salomona - ten spotykany jedynie u osób o bardzo wy­

sokim ilorazie inteligencji, czy u wybitnych przywódców. Bardzo ważnym aspektem są także nasze paznokcie - jak wiadomo nawet lekarze zwracają na nie uwagę, gdyż dostarczają im informacji o stanie naszego zdro­wia. Dodajmy jeszcze linie losu i linie słońca, a sprawa jeszcze bardziej się skomplikuje.Charakter człowieka zapisany jest także w naszych li­niach papilarnych wyjątkowych i unikalnych dla każ­dego z osobna. Chiromanci zwracają również uwagę na przestrzeń między naszymi liniami dlatego profesjo­nalistą nie zostaje się z dnia na dzień. Potrzeba wie­lu lat praktyki, czasu i poświęceń, aby być doskonałym w swojej profesji.Analiza naszej dłoni musi zatem odbywać się na wszyst­kich wymienionych wyżej poziomach - nie wystar­czy zbadać kształtu dłoni bez zbadania linii papilar­nych, jak również nie wystarczy zbadać linii wyjątko­wych bez linii głównych. Podejście całościowe to obo­wiązek. Nie należy także formułować jednoznacz­nych sądów - chiromanci nie chcą przecież wystra­szyć ludzi, a przede wszystkim dać im wskazówki. Nawet oni twierdzą, że nie można przecież definitywnie określić przebiegu losu człowieka. Mimo to każdy powi­nien być przygotowany na mieszankę dobra i zła.

Katarzyna Krupka

Page 8: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

Wywiad

AdO

m k

ntm

nl’ /

V

Od najmłodszych lat mieszkała pani w Wielkiej Brytanii. Dlaczego właści­wie pani się tam znalazła?- Moja mama tam wyjechała i wzięła mnie razem ze sobą, aby zacząć nowe życie. Przeprowadzka do Wielkiej Biyta- nii to była świetna decyzja.Tak, tańczy pani przede wszystkim balet, ale również, Jazz, Hip-Hop, a nawet stepuje. Kiedy zaczęła pani swoją przygodę z tańcem i jak to się zaczęło?- Tańczę od dziecka. Swoją przygodę z tą sztuką zaczęłam w Polsce. Jak wyje­chałam to mama zapisała mnie do szko­ły teatralnej, w której uczono stepowa­nia, baletu i aktorstwa. Następnie po­szłam do szkoły baletowej English Na­tional Ballete i tam uczyłam się już głównie baletu.Co z perspektywy czasu było dla pani najtrudniejsze w nauce tańca?- Z tego co pamiętam to jak zaczynałam tańczyć w pointach nie było tych gumo­wych wkładek, które można włożyć do tego obuwia i czasem po treningach ze stup ciekła mi krew i robiły się odciski.

Pamiętam, że zamiast tych wkładek wy­pychałyśmy buty watą. Ciężka była rów­nież dyscyplina, ale akurat do niej ła­twiej było się przyzwyczaić, niż do bó­lu. Treningi były codziennie, nawet po kilka godzin, więc naprawdę był to du­ży wysiłek.Jest tyle zajęć jakie można robić, a które nie wymagają aż tajpch po­święceń. Dlaczego akurat taniec?- Bardzo lubię tą estetykę ciała. Prezen­towanie ekspresji poprzez ruch, możli­wość wyrażania swoich emocji do róż­nego rodzaju muzyki, różnego rodza­ju układy, czy mimikę twarzy. W tań­cu można również wykorzystać grę ak­torską. Na przykład organizuję w naj­bliższym czasie spektakl pod tytułem „Taniec Wampirów”, w którym można wprowadzić dużo gry aktorskiej oraz jazzu.Wiem, że zagrała pani w siedmiu fil­mach...- W ośmiu (śmiech)O! to znaczy, że mój research nie był tak dokładny jak mi się zdawa­ło. (śmiech). No więc zagrała pani

w ośmiu filmach. W jakich okoliczno­ściach dostała się pani na plan zdję­ciowy już jako aktorka?- Td wszystko stało się, gdy już skoń­czyłam szkołę baletową. Stanęłam wte­dy przed dylematem, czy kontynuować przygodę z tańcem, czy iść na studia. Tancerz ma w życiu ciężko, więc zade­cydowałam, aby przerwać karierę ba- letnicy i rozpocząć studia. W tym sa­mym czasie zaczęła się praca jako mo­delki, to z kolei w pewnym momencie trochę zaczęło mi się nudzić. Zaczę­ły się inne propozycje, w tym występy w reklamach. Grając w reklamach za­częłam poznawać nowych ludzi, jeździć na castingi i tak zaczęła się przygoda z filmem.Jest pani doskonałym potwierdze­niem tezy, że inteligentni ludzie się nie nudzą. Zna pani 7 języków, skoń­czyła prawo, tańczyła z Michaelem Jacksonem, grała w filmach, skoń­czyła szkoły taneczne, kursy aktor­skie w szkołach, których nazw nie je­stem w stanie zapamiętać. Była pani modelką, pani twarz widniała na bil-

Page 9: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

hordach na całym świecie. Moje pyta­nie jest takie - Skąd pani znalazła na to wszystko czas?- Musiałam na to poświęcić dużo cza­su. Kiedy grałam w filmach, to równo­cześnie kończyłam studia. Zdarzało się, że jak miałam zdjęcia, to musiałam się urwać z zajęć, albo przekładać egzami­ny.

»

Patrząc na tą całą listę, którą już wy­mieniłem, jest coś czego pani nie po­trafi?- Wiele rzeczy. Na pewno lekarzem nie mogłabym być. Kompletnie nie znam się na komputerach. Nie umiem nagrywać płyt (śmiech), może jakbym się do tego przyłożyła, to bym to załapała1, ale jakoś tego nie chwytam.W jaki sposób znalazła się pani w gru­pie tanecznej M. Jacksona?- Przez przypadek. Byłam na castingu do produkcji z Kevinem Spacey i tam byli najlepsi tancerze z Chicago. I wtedy to choreograf tego filmu zaproponował mi, abym z nim zatańczyła i wtedy wła­śnie poznałam Michaela Jacksona.A wracając do tego, co pani mówiła o studiach, to co mają studia prawni­cze do tańca lub aktorstwa?- W ogóle moje pierwsze studia to by­ła literatura francuska i rosyjska, ale zauważyłam, że jak zaczęłam pra­cować w tych filmach, czy wcześniej w reklamach, to dobrze byłoby wiedzieć jak te wszystkie umowy, które podpisy­wałam, czytać, rozumieć je i konstru­ować oczywiście. Wtedy to właśnie do­szłam do wniosku, że prawo na pewno mi się przyda. Nawet jakbym nie mia­ła kontynuować pracy jako aktorka, to w codziennym życiu prawo bardzo się przydaje.Wiem, że pani ma w swoim, jakże interesującym, życiorysie epizody dziennikarskie, a mianowicie pracę dla magazynu „GoId”. Na czym pole­gała pani praca w tej gazecie?- Moja praca głównie polegała na tym, aby dać się sfotografować (śmiech), ale również przeprowadzałam wywia­dy, między innymi z Michaelem Jack­sonem. Mój zakres obowiązków nie był duży. Przeprowadzałam wywiady z nie­którymi muzykami, pisałam o swoim ży­ciu, czy reportaż z wycieczki po Paryżu - tego typu rzeczy.Dlaczego zdecydowała się pani wró­cić do Polski?- Też się nad tym czasami zastanawiam (śmiech). Głównym powodem było to, że miałam tutaj dużą nieruchomość, której

musiałam dopilnować.Nałożyły się również sprawy prywat­ne. Dlatego zdecydowałam się wrócić

do Polski, ale nie żałuję tego. Może nie miałam przed powrotem dużych ról, ale

grałam w głośnych filmach, m.in., w fil­

mie „Monster” nominowanym do Złote­go Globa. Czasem jednak zastanawiam się, czy nie wrócić do Los Angeles i kon­tynuować karierę aktorską. Jednak bar­dzo ciężko mi teraz zostawić szkołę tań­ca i dzieci, które teraz uczę, bo codzien­nie widzę ich postępy.Tęskni pani za tamtym życiem?- Czasami.Uważa się panią za bardzo ciepłą, otwartą osobę, ale również, że jest pani perfekcjonistką i bardzo dużo wymaga od swoich adeptów. Czy to prawda?- Słyszałam, że dziewczyny mówią, że na Jazzie i Balecie, czasem daje im niezły wycisk. Chwilami czuję się jakbym ich męczyła i torturowała, tylko mi takiego pejcza brakuje (śmiech).Ale z drugiej strony widzę, że przycho­dzą na zajęcia i lubią ćwiczyć. Ta za­awansowana grupka stała się większa i widzę naprawdę wysoki poziom.Czy ciężko było się pani przestawić z poziomu ucznia na poziom Mi­strza?- Jak jestem z nimi na zajęciach czu­ję, że jestem w tym samym wieku co moi uczniowie i tym widzę, że to nie tyl­ko nauka, ale również zabawa. Nie było mi aż tak ciężko się przestawić, bo kie­dy jeszcze chodziłam do szkoły baleto­wej, to mieliśmy egzaminy polegające na szkoleniu małych dzieci, więc nie było

Cieżkie treningi - gwarancją efektownych występów.

to ciężkie, bo z nauczaniem miałam już wcześniej pewne doświadczenia.Nie tylko pani tańczy, ale również układa choreografię. Co w tworze­niu spektaklu jest takiego ekscytu­jącego?- Uwielbiam to, bo jak znam niektó­re tancerki to mogę je wstawiać w róż­ne role. Trzeba wymyślić show, układać kroki i układ taneczny.Jakiego marzenia jeszcze pani nie zrealizowała?- Jestem osobą, która wierzy w to, że każde marzenie da się spełnić. Każdy plan jaki sobie kiedyś założyłam, to zre­alizowałam. Chciałam grać w filmach w Hollywood i tego dokonałam.Może nie były to jakieś główne role, no pewnie, że chciałabym, aby była to jedna z czołowych ról. No a propos te­go spektaklu, który teraz realizuję, to chciałabym zrobić duet baletowy - to by­łoby dla mnie wyzwanie. Bo w pointach w duecie jeszcze nie tańczyłam.Kończąc, jakby tak pani potrafiła wyjść ze swojej skóry, spojrzeć na siebie z boku i opisać w kilku sło­wach osobę, którą widzi - jakie były­by to słowa?- Perfekcjonistką, spokojna artystka, bardzo kreatywna i może to, że chciała­bym z nią pogadać (śmiech), nieśmiała, ale gdy wychodzi na scenę otwiera się.

Rozmawiał: Adam Kawiak

Page 10: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

Poradnik

Herbert śpiewanyak słyszałam .poezja spie wana’ od razu kojarzy - mi się to z całkowitą nu­

dą i smętnym klimatem Więc' strasznie kręc iłam nosem jak dostałam zaproszenie na na­granie poezji śpiewanej Her­berta Chciał me chciał; mu- siałam isc A tu niespodzian­ka bardzo miła; na scenie m.in.: Jan Nowicki, Rafał Mohr, Adam Nowak, Wojtek Waglewski, Gaba Kulka. Kar­piel - Bułecka, Muniek Stasz- czyk, i mistrz ceremonii Kanm Martusrwicz ze swoim zespo­łem - Kanmski Club Łącznie w całym wydarzeniu wzięło udział ponad 20 osób. Był to hołd artyście w rocznicę śmie­ci i .spadek’ po roku herber-

towskim.Artyści wyśpiewali i wyrecy­towali największe dzieła po ety Ich głosy przeplatały się z głosem samego mistrza, na wizualizacjach ukazywały się zdjęcia poety i prywatne na grania Cały występ był pełen młodzieńczej werwy pomie szanej z zapachem dymu pa pierosowego, Światła bawiły się w rytm smooth jazzowo - funkowej muzyki. Całość była genialnym i fascynującym po­łączeniem starego z młodym. Możecie się o tym przekonać, bo już niedługo całe wydarze­nie pojawi się w telewizji pu­blicznej, a później na płytach CD i DVD. Gorąco polecam!

ty się kończy. Nieuchronnie dla rayatkich atuden

- Ucz BK systematycznie Regular Korzystaj z własnych notatek

kich dawkach nigdy nikomu nie dów, Po pierwsze własne pismo ła

- Jeśli jednak na systematyczną na

Internecie mogą zmniej-

maczyć. że my to wszystko umiemy.

nawet najbardziej obkute osoby, które ulegają stresom mogą za po

pozbawić nas szans na zaliczenie.• Myśl logicznie. Wkuty na pamięć materiał przy ustnym egzaminie by­wa zupełnie nie przydatny. Dlatego

własne notatki trzeba być na wkła dach- Jak wiemy robiąc ściągi uczymy się. dlatego warto je zrobić. Jednak

Jak przetrwać sesje?

kojarzy sie z galonami wypitej kawy

lonych warzywfżelazo i potas) oraz

pocznij. Powodzenia! MSZ

łać cuda polepszając naszą kon­centracje i pamięć. Dodatkowo nie

mających mózg . Godzinny spa­cer dotleni nawet najbardziej opor­ny mózg.

- Na egzaminie nigdy nie przyzna­waj się do niewiedzy. Lepiej popaść

co mówić? Radzimy skupić się na tym, co już wiemy. Jeśli na sto py­tań wykładowca zapytał nas to jed­no, na temat którego nie doczytali­śmy, opowiedzmy mu całą resztę. A . nóż powiemy coś sensowego?- Przed egzaminem wyśpij się i od-

fot.

sxc.

hu (2

)

mentamych pojęć, przez przykłady, aż po poszczególne trudne sytuacje. - Nie idź na egzamin kilka godzin wcześniej. Widok zestresowanych i nerwowych studentów jest równie

10

Page 11: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

Wiola Siczek

Maciek Górski

Katarzyna Krupińska przewodniczącaBiznes woman wśród studentów. Odważna, silna, bezkompromiso­wa. Uparcie dąży do obranych ce­lów. Nigdy się nie poddaje. „Gdzie diabeł nie może tam babę pośle”-

Dostanie się wszędzie i zawsze- osiągnie to, co chce. Chętnie pomaga w każdej sytuacji. Samo­rządowy weteran.

Katarzyna Pszczoła wiceprzewodnicząca ds. studiów zaocznych *Jak to Pszczółka: wszędzie jej peł­no,(na zjazdach, jak i w ciągu tygo­dnia). Uśmiechnięta, trochę zabie­gana, zawsze gotowa pomóc. Stu­

dentka 2 roku Finansów i Rachunkowości. Jako lekarz z powołania, dziś stawia diagnozy ekono­miczne, pracując jako doradca finansowy. W sa­morządzie jest już drugą kadencję.

Studentka I roku Dziennikarstwa iKomunikacji Społecznej (zaoczne),działa w redakcji gazety Wyspa.Szczera, otwarta szybko zaskarbi­ła sobie sympatie, kolegów i kole­żanek na roku.

Armine VoskanyanAmbitna, inteligentna, piękna i pomocna. Te słowa w pełni ją de­finiują. Ma klasę, styl i to coś w oczach. Obowiązkowa i życzliwa. Zawsze gotowa do akcji.

Monika StefaniukZnana jako Czarna. Zdecydowana, bezkompromisowa, piękna i towa­rzyska. Mistrzyni ciętej riposty.Bez problemu załatwi każdą nawetnajtrudniejszą sprawę.

rian KasperskiStudent I roku dziennikarstwa i komunikacji spo­łecznej. Młody, ambitny, otwarty na ludzi.Chętnie angażuje się we wszelką pracę samorzą­dową. Wszędzie go pełno od Lublina po Amster­dam, gdzie pracuje w każde wakacje.

Grzegorz Wierzchowski wiceprzewodniczącyOd urodzenia skazany na sukces. Połowę życia przetańczył w zespo­le pieśni i tańca. Interesuje się jeź­dziectwem, polityką i starymi sa­mochodami. Łatwo nawiązuje kon­

takty i chętnie pomaga każdemu. W samorządzie jest już drugą kadencję.

tr

Wojciech Wypych sekretarzW wąskim gronie znany jako Tu­kan. Dusza towarzystwa i rozrywki. Obdarzony dużym poczuciem hu­moru i dystansem do siebie. W wol­nych chwilach gra na saksofonie.

Krzysztof Pągowski (skarbnik)Młody, ambitny, ale czasem także gniewny. Bez problemu dogada się z każdym.Samorządowy spec od imprez stu­denckich oraz wewnętrzny mini­ster finansów.

Joanna BrzozowskaStudentka III roku dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Zawsze uśmiechnięta i tryskająca energią. Potrafi rozluźnić nawet najbardziej napiętą sytuacje. Uśmiechem za­razi nawet największego smutasa.

—L

Agnieszka KocjanSamorządowy Bałagan. Porywcza, właścicielka ostrego temperamen­tu. W samorządzie drugą kaden­cję. Zawsze opanowana i trzeźwo myśląca. Towarzyska, otwarta na ludzi, stara się pomóc w każdej,

nawet najtrudniejszej sytuacji.

(Sołtys) Wesoły uśmiechnięty chłopak, student I roku Finansów i Rachunkowości(zaoczne). W Sa­morządzie Studentów WSPA, jest dopiero od te­go roku, ale już przejawia zdolności przywódcze, gdyż sam prowadzi dwie rodzinne firmy.

Page 12: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

repo

rtaż

Na zegarze wybiła ósma i dzwonek zadzwonił... Zebrały się pod szkołą, ale nie miały zamiaru do niej wejść. Dziś poniedziałek, 22 października. Tego dnia dziewczyny, jak co dzień rano, przeliczały drobne na ‘szlugi’.W przeświadczeniu rodziców ich grzeczne córeczki siedzą spokojnie przed klasą i czekają na lekcje.

Ale czternastolatki z Gimnazjum nr 1 w Ulhówku - Gośka, Baś­

ka i Anka, a raczej ‘Spinka’, ‘Czarna’ i ‘Eli’ nie czekają na lekcje. Swój po­wszedni dzień zaczynają zupełnie ina­czej niż ich grzeczne koleżanki. W do­mu używają swoich imion, w szkole two­rzą niezniszczalną grupę; można powie­dzieć - niezniszczalna grupę... przestęp­czą. Dla nich jest to powód do dumy. Same tak się określają. Dziewczyny po­szukują pretekstu, by udowodnić sobie i innym, że są już dorosłe. Wystarczy, że któraś z koleżanek ze szkoły ‘krzywo’ na nie spojrzy, albo ma ładniejszy ple­cak lub buty.- Kiedyś jedna z nich uderzyła mnie

w twarz (już nie pamiętam która...), bo lepiej grałam w piłkę na wuefie. Już nie chodzę na te zajęcia. Poprosiłam ma­mę o zwolnienie - żali się jedna z kole­żanek z klasy. - Trudno jest być niezau­ważonym przez ich bandę. Wszystkich się czepiają! Dobrze, że chociaż pozwa­lają korzystać mi z szatni - pociesza się dziewczyna.Gośka, a raczej Spinka, ma dwoje ro­dzeństwa, jest najmłodsza. *Odkąd pamięta, jej matka faworyzowa­ła starszą siostrę, natomiast mała Go­sia schodziła na plan dalszy. Teraz, gdy jest już w gimnazjum - do którego co­dziennie dojeżdża blisko 10 kilometrów autobusem - nie musi obawiać się wi­zyty mamy w szkole. Spinka swoje dzie­ciństwo spędziła na podwórku, bawiąc się z kolegami.- Wychowałam się w Tamoszynie, gdzie jedyną atrakcją jest sklep u Łysego, al­bo u Żyda. Zawsze się tam spotyka­łam z chłopakami. Dopiero później za­częłam łazić z dziewczynami. Jestem samodzielna - chwali się dziewczyna.

- W końcu mogę robić to, co chcę! Doro­słam już do tego.Rodzice Spinki nie wymagają od niej zbyt wiele. Zależy im tylko na tym, by córka skończyła gimnazjum, a potem jakąś zawodówkę albo technikum, bo przecież ktoś musi zostać na gospodar­ce. Dziewczynie nawet to odpowiada. Dla niej i jej koleżanek z grupy najważ­niejsza jest akceptacja. Żeby ją zdobyć, trzeba walczyć!- Ulhówek jest lepszy niż to zadupie - chwali się dziewczyna. - Co środę przy­jeżdżają ruskie na targ i mamy co ro­bić.

- Nas się tu wszyscy boją! - doda- je Czarna z dumą. - To my rządzimy tu i w tej szkole!Dziewczyna pochodzi z dobrego, jak na

miejscowe standardy, domu. Jej ma­ma pracuje na poczcie, a tata prowadzi' sklep spożywczy. Basi nigdy niczego nie brakowało. Poza tym, że od zawsze była sama, a Spinka i Eli ‘doceniły’ją dopiero wówczas, gdy dziewczyna zaczęła wyno­sić z domu pieniądze na alkohol i papie- rosy. I tak narodziła się przyjaźń.- Jeszcze tego by brakowało, żeby matka jakiegoś bachora do domu sprowadziła i kazała mi go bawić. Nie ma mowy! Wy­starczy, że mi kasę daje - wykrzykuje ze złością Czarna. -Gimnazjum w Ulhówku nie jest uwa­

żane za najlepsze. Plusem jest to, że ten popegeerowski budynek mieści wszyst­kie dzieci z sąsiednich wsi. Dawniej cały Ulhówek był jednym z większych PGR-ów w Polsce. Dziś, kiedy PGR-y nie funkcjonują Ulhówek zamieszkują utrzymujący się z zasiłków bezrobotni. Przykrego obrazu dopełniają szare za­niedbane blokowiska i niszczejące bu­dynki gospodarcze.

- Pani szanowna, wszyscy żeśmy tu ro­botę mieli. Ile ja miał braci. Tak każ­dy miał co robići nie musiał się mar­twić, za co, rodzinę utrzymać. Ta­kie kiedyś czasy byli. Wy nie wiecie, • boście młode i głupie. Wszy­scy teraz tylko aby za pieniędz­mi za te zagranicę jeżdżą. A tu w kraju i tak wszystkiego brak. Nic się teraz młodym nie opłaca - żali się jeden z mieszkańców.Do gimnazjum dzieci dojeżdżają ze wszystkich wsi w obrębie dwudziestu kilometrów. Zajmuje im to czasem na­wet po dwie, trzy godziny.- Słuchaj pani i dobrze tam se zapisz. Ja to z Oserdowa jestem. Żeby dzieci ra- no na autobus zebrać, to muszę prawie o piątej wstawać! Czasem jeszcze, jak i ja na targ się zbieram razem z dziećmi, to i wcześniej wstać trzeba.Co druga uczennica tego gimnazjum ma do czynienia z przemocą. Dziewczy­ny stają się coraz bardziej przebiegłe, okrutne i nieufne. Nie od razu chcia- ły ze mną rozmawiać. Najbardziej po­dejrzliwa była Eli. Wzięła mnie za kogoś z kuratorium. Nie powiedziała ani sło­wa na temat swojej rodziny. Jej koleżan­ki podpowiadały mi tylko, że to właśnie Eli jest najbardziej Twarda’ z ich pacz­ki, co miało oznaczać, że bez skrupułów krzywdzi innych. To wzbudzało szacu­nek wśród kolegów i koleżanek. Dziew­czyny były bardzo zdziwione, że jestem studentką. Spodziewały się, że jak więk­szość osób, które z nimi rozmawiają, bę­dę prawić im morały i straszyć popraw

12

Page 13: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

plecaczku..

czakiem. - Nie jesteśmy naiwne - dekla­ruje ze złością Eli.Dziewczyny przyznały się, że były za­trzymywane przez policję. Tak jak wie­le z ich koleżanek, często noszą przy so­bie noże, paralizatory. Wiele razy brały udział w bójkach, mają na koncie kil­ka drobnych kradzieży. Z roku na rok, z miesiąca na miesiąc, wyczyny dziewcząt

przybierają coraz bardziej brutalną, nasyconą okrucieństwem formę. Strój i makijaż tych nastolatek jest wyzywający.- Czarna jest dobrze zbudowana - śmieją się dziewczyny, wska­

zując na biust koleżanki.Rzeczywiście nietrudno

to zauważyć, bo bluzka dziewczyny ledwo zakrywa jej dekolt. Czerwona ko­

ronka wystającego zza bluzki stanika przy­

ciąga uwagę. Kró­ciutkie spodenki i czarne kabaret- ki uwydatnia­ją kształty tej czternastolatki.

Mocny makijaż i czerwony lakier

na paznokciach to już dla niej i jej

koleżanek obowiązek. Na szyi dziewczyny jest

nie tylko puder z wczoraj­szej imprezy, ale także ‘malin­

ki’ pozostawione przez jej przy­padkowych adoratorów. Spinka i Eli nie odróżniają się zbytnio od swojej koleżanki.- To my tu wyznaczamy nowe

trendy. Jak się komuś nie podo­ba, to niech się nie gapi. A nauczy­

cieli mamy daleko w dupie!My nie mówimy im, w co mają się ubierać, chociaż ich ciuchy są bez­nadziejne - oceniają i odgrażają się dziewczyny.Żadna miejscowa dyskoteka nie może odbyć się bez ich hałaśliwego udzia­łu.Zwykle na takiej imprezie upijają się do nieprzytomności tanim alkoholem,

by później wylądować na tylnym sie­dzeniu samochodu jakiegoś nieznajo­mego. - Teraz na imprezach dziew­czyny piją więcej alkoholu niż chłopa­cy. Mi tam się to podoba, zwłaszcza że nic mnie to nie kosztuje, bo oni sta­wiają - wyznaje z zadowoleniem Czar­na, sięgając po kolejnego papierosa.

Nauczyciele widzą problem, ale nie bardzo wiedzą, jak się z nim upo­rać. - Strasznie się nam po­psuły dziewczyny, strasznie. Próbu­ję z nimi rozmawiać na lekcjach wy­chowawczych, proponuję rozmo­wę ze szkolnym psychologiem, ale dziewczyny raczej nie są skłonne do współpracy. Często na próby po­mocy reagują złością lub śmiechem. Wzywanie rodziców do szkoły też na ogół nic nie daje - bezradnie rozkła­da ręce wychowawczyni gimnazjali- stek. - Nauczyciele nie mogą zastą­pić rodziców w wychowaniu dzieci. Rodzice często sami potrzebują pomo­cy. Chociaż trudno jest im się do te­go przyznać.Spinka, Czarna i Eli uważają, że wszystko jest w porządku. W środowi­sku rówieśniczym ich zuchwałe zacho­wanie wzbudza podziw i szacunek.- To my wyznaczamy tu zasady, do któ­rych wszyscy się podporządkowują. Je­steśmy już dorosłe i same decydujemy o swoim losie - powtarza z powagą w głosie Eli, zamykając swój kolorowy plecaczek. - Już dość późno - zauwa­ża Spinka, wskazując na zegarek.- Czy będziemy w telewizji? - pyta

drwiąco Eli, a jej koleżanki wybucha­ją śmiechem, dając do zrozumienia, że przestałam je bawić i interesować. Na tym się kończy moja rola... Dziewczy­ny odeszły, pozostawiając za sobą pa­pierosowy dym. Gabriela Rybińska

Page 14: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

Mariusz KiciaDoktor Mariusz Kicia znany jest studentom jako wykładowca na WSPA i UMCS. Ekono­mista, człowiek intere­su - ale czy to wszystko czym zajmuje się łubia­

ny przez żaków dydaktyk? Otóż nie! Pod maską ekonomisty kryje się oso­ba z duszą. Człowiek o niezwykłych zamiłowaniach, jakimi są podróże oraz kolekcjonowanie motyli. Pasjo­nat odkrywania świata, innych kra­jów, ich kultury, religii oraz miejsc wypełnionych magią i pięknem kra­jobrazu.

Wszyscy postrzegają Pana jako men­tora przyszłych biznesmenów, a czy posiada Pan jakąś inną pasję?- Oczywiście, że tak. Z pasją podróżu­ję po świecie. Mam sentyment do egzo­tycznych miejsc nie wydeptanych ludz­kimi stopami. Podróże łączę z moją dru­gą pasją jaką są motyle. Często wybie­ram miejsca, w których mogę spotkać nietypowe okazy. Szczególny sentyment mam do Azji Południowo-Wschodniej.

Jest to zupełnie inny świat, inna kultu­ra. Poza tym, wyprawa w te miejsca jest jeszcze dość tania. Jadąc do takich kra­jów widać to co my mamy, a czego po­trzebują inni.A skąd zainteresowanie motylami?- Wzięło się jeszcze z dzieciństwa. Za czasów podstawówki, kiedy wraz z ko­legami biegaliśmy po działkach i łapa­liśmy motyle. Potem je suszyliśmy na specjalnych paskach i przypinaliśmy na szpilkach. Wymienialiśmy się tymi ko­lekcjami i tak już zostało. Kiedyś nawet je hodowałem. Byłem świadkiem jak na mojej dłoni poczwarka przeobraża się w motyla, jak prostuje skrzydełka. Póź­niej je wypuszczałem. To było niesamo­wite przeżycie. Choć teraz nie mam już czasu, aby za nimi biegać, to nadal je zbieram, a niektóre nawet wieszam na ścianie. Szczególnie te, które przywo­żę z podróży. Byłem też kilkakrotnie na farmie motyli w Indonezji i dwa razy w Tajlandii - to niezwykłe miejsca. W Polsce również jest taka farma, mieści się w ZOO w Poznaniu choć jest jeszcze mało rozwinięta. W przyszłym roku wy­bieram się w takie miejsce do Malezji.

Jest Pan w trakcie pisania książki. Może dowiemy się czegoś więcej?- Owszem, pracuje nad tym. Myślę, że powinna zostać wydana do końca tego roku akademickiego. Będzie to podręcz­

nik do makroekonomii.Jak Pan radzi sobie z godzeniem pra­cy zawodowej z życiem prywatnym? Bo zapewne dużo czasu i energii po­chłania praca, w dodatku na dwóch uczelniach.- Staram się to godzić jak mogę. Jest to problem większości wykładowców uczel­ni prywatnych, bo bazują one na pra­cownikach naukowych uczelni publicz­nych. Są to problemy organizacyjne, jak np. przekładanie planów tak, aby zaję­cia się nie nakładały. Wszystkie jednak problemy SĄ do rozwiązania. Jeśli cho­dzi o życie prywatne, to staram się jak najwięcej czasu poświęcać mojej rodzi­nie. To nie jest tak, że wracam do domu i dziwię się jak urósł mój syn i żona się zmieniła. Staram się wszystko tak orga­nizować, żeby mięć czas dla rodziny.

Sylwia Kuna, Wioleta Siczek

Marcin CzapskiJakie ma pan zainteresowa­nia, pasje po­za dziennikar­stwem?- Chyba naj­większą pasją jest sport. Nie

uprawiałem niczego zawodo­wo, ale amatorsko - jak naj­bardziej. Poza tym na począt­ku zaczynałem swoja przygo­dę z dziennikarstwem od pra­cy w redakcji sportowej. Pra­cowałem jako reporter. Póź­niej współprowadziłem autor­ski program, który stworzy­łem na antenie radia. Mogłem dzięki temu poznać wielu cie­kawych ludzi, których ogląda się na boisku, a później się jest z nim na „ty”. Rozmawia się z nimi, zaprasza do studia, to niesamowite uczucie.Na pewno w ten sposób uda­ło się poznać panu kogoś wyjątkowo ciekawego?- Udało mi się przeprowadzić wywiad ze ś. p. Kamilą Skoli­mowską, kiedyś była na zawo­dach lekkoatletycznych w Lu­blinie. Tutaj się przygotowy­

wała przed wyjazdem do Spa­ły. To jest osoba, która najbar­dziej mi utkwiła w pamięci...A jak to się stało, że jest pan wykładowcą?- Dostałem taką propozycję, nie do odrzucenia, żeby po prostu tutaj spróbować swo­ich sił. Nie tylko na Wyspie, ale i na UMCS-ie.Potrzebowano kogoś, kto po­prowadziłby specjalizację z pracy w takim konkretnym medium. Zgodziłem się. Przy­szedłem. Pouczyłem i jak na razie uczę dalej.Trudno jest pogodzić pracę w telewizji z uczelnią?- Dosyć trudno. Kiedy miesz­kałem w Lublinie, dosyć ła­two dogadałem się z kierow­nikiem, że w pewne dni je­stem obsadzany w grafiku, a w inne już nie. Teraz jak pra­cuje w telewizji w Warszawie, mam spory problem. Tam jest taki rygor czasowy, że pracu­je się pięć dni w tygodniu, a dwa dni ma się wolne. Tak naprawdę te dwa dni musiał- bym poświęcać na pracę na uczelniach, jednej i drugiej.

Jakie są plusy pracy w te­lewizji?- O same plusy jest trudno, minusów za to jest całe mnó­stwo (śmiech). Minusem jest to, że pracuje się bardzo du­żo czasu. To, że nie ma pra­cy od 7 do 15. Tylko jest praca odkąd się przyjdzie, dokąd się nie wyjdzie z redakcji. Często przychodząc na siódmą ra­no, wychodzi się bardzo póź­no w nocy. Oczywiście w mię­dzyczasie dzieje się coś, co nie pozwala popaść w rutynę, to jest ewidentnym plusem.Często zatem towarzyszy panu zmęczenie i stres. Ja­kie ma pan metody na wal­kę z nimi?- Motywujące dla mnie jest to, że robie to, co lubię. Że idąc do mojej pracy wiem, że coś fajnego może się tam zdarzyć, że nie będę siedział 8 godzin przy biurku. Być może poja- dę w fajne miejsca, ktoś za­dzwoni, że jest jakaś ciekawa akcja. W zasadzie ciężko nu­dzić się w takiej pracy. Najgor­sza jest monotonia. Jeżeli co­dziennie robiło by się to samo,

to było by to wykańczające. Tutaj się tak nie da.Jakie ma pan cele?- Mieć satysfakcję z pracy, z tego co robię. Zórówno w mediach jak i na uczelni. W tej chwili mi się to podo­ba i sprawia mi przyjemność i satysfakcję. Nie ma nic gor­szego niż wypalić się zawodo­wo i tkwić w tym z założenia, „bo sobie kiedyś wymyśliłem, że będę to robił do końca ży­cia*. Dlatego też postanowi­łem sprawdzić się ucząc stu­dentów. Kiedyś zakładałem, że będę to robił na starość jak już będę starym siwym dziadkiem z brodą i bez zę­bów (śmiech), i będę już bar­dzo mądry i z dużym doświad­czeniem, to wtedy będę mógł się tym podzielić. Okazja na­trafiła się wcześniej i postano­wiłem spróbować. Myślę jed­nak, że mogę moich studen­tów wiele nauczyć.

RozmawiałMarek Szymaniak

Opracowanie Anita Śliwka i Mateusz

Grzegorczyk

Page 15: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

Wyższa Szkoła Wstydu?Ponownie przez polskie media przetoczyła się dyskusja o szkolnictwie wyższym. Który to już raz? Nie pierwszy i zapew­ne nie ostatni. Debatujemy w III RP o szkolnictwie różnych stopni od 20 lat i niewiele z tych debat wynika. Mamy za sobą reformę szkolnictwa podstawowego i średniego, przejście w wyższym na system boloński 3+2+4, który ma na celu lepszą koordynację kształcenia w Europie, polepszenie standardu nauki i konkurencyjności europejskiego rynku pracyna świecie. I mamy ciągle narzekania na obniżający się poziom nauczania.

Ostatnią dyskusję sprowo­kowała „Gazeta Wybor­

cza”, która w ramach cyklu „Wyższa Szkoła Wstydu” za­łożyła fikcyjną uczelnię, obie­cującą tanie studia magi­sterskie w dwa lata. Kilkaset osób odpowiedziało na anons

Po tygodniu uczelnią zaczę­li się interesować profesoro­wie z Rady Głównej Szkolnic­twa Wyższego, którzy zgłosili podejrzaną inicjatywę minister Barbarze Kudryckiej i zażąda­li kontroli. Dziennikarze „Wy­borczej” z dumą ogłosili suk­ces swojej akcji, którą jakoby udowodnili fatalny stan szkol­nictwa wyższego, handel dy­plomami, niski poziom oferty nauczania.Pomysł kolegów skrytykował Jacek Żakowski. W felietonie pt. „Seks za pracę i tekst za ka­sę” ( GW 26.10.2009) napisał m.in.: „Pomysł był inteligentny i dobry jako sposób na obnaże­nie ludzkiej naiwności, myśle­nia magicznego, utylitarnego

stosunku do wiedzy, a zwłasz­cza do dyplomów. Brawo. Pro­blem polega na tym, że żart „Gazety” został przez nią sa­mą potraktowany niesłychanie poważnie. Na pytanie: „Po co to wszystko?”, odpowiedź re­dakcji brzmi: „By pokazać, ja­ką fikcją bywają wyższe studia w Polsce”. A to jest teza wąt­pliwa. I to z kilku powodów. Po pierwsze: gdyby tak wyglą­dały studia w Polsce, „Gaze­ta” nie musiałaby tworzyć lip­nej uczelni. Mogłaby ją opisać. By pokazać zło, dziennikarze sami musieli je stworzyć.” Ża­kowski przytoczył jeszcze parę argumentów, za które następ­nego dnia został ostro skryty­kowany i oskarżony o wypisy­wanie nonsensów, a autor po­lemiki, Marcin Kącki, przyrów­nał swoją prowokację do ta­kich akcji, jak zatrudnienie się niemieckiego reportera w Hil­dzie”, by zdemaskować bru­kowce, czy zareklamowanie nieistniejącego supermarketu przez czeskich młodych doku­

mentalistów.W tym sporze przyznaję rację J. Żakowskiemu, a M. Kąc­ki porównał nieporównywal­ne prowokacje. Przypomnę, że pierwszy przykład odwołuje się do słynnej historii zdemasko­wania ‘ systemu pracy „Bilda” przez Guntera Wallraffa, który nie mógł uczynić tego inaczej, niż zatrudniając się pod fikcyj­nym nazwiskiem w tabloidzie. Drugi zaś nawiązuje do filmu „Czeski sen”, w którym dwaj studenci praskiej szkoły filmo­wej pokazali jak nakłonili kilka tysięcy prażan do przyjścia na otwarcie supermarketu, które­go nie było i udowodnili potęgę reklamy, czyli coś o czym wie­my bez ich, skądinąd dobrego i zabawnego filmu.Niestety prowokacja „Gazety Wyborczej” przypomina tę dru­gą, a tym samym upraszcza i sprowadza do wymiaru gro­teski poważny temat. Dopraw­dy nie trzeba tworzyć fikcyj­nej uczelni, by udowodnić, że polskie szkolnictwo, nie tylko

wyższe, ma na swoim sumie­niu wiele grzechów. Są prze­cież szkoły, które nie uczą, tyl­ko „sprzedają” dyplomy, które prowadzą nielegalne filie, byle tylko więcej zarobić, byle tyl­ko wygrać z konkurencją. Są też ludzie, którym zależy tyl­ko na dyplomie, bo wymaga tego na przykład pracodawca (swoją drogą warto by go za­pytać, co zmienią w pracy do­brego, doświadczonego urzęd­nika w gminie trzy magiczne li­terki mgr). I warto o tych pato­logiach pisać, pamiętając jed­nak, że nie one obrazują praw­dziwy stan polskiego szkolnic­twa. Po dwudziestu latach od odzyskania wolności potrzebna jest nam autentyczna debata nad przyszłością szkolnictwa. Z pełną świadomością konse­kwencji, nawet tak ważkich, jak zmiana konstytucji. Ale że­by ją rozpocząć i zakończyć po­trzeba chęci i odwagi - ze stro­ny środowisk akademickich i ze strony polityków.

dr Beata Romiszewska

fot.

Piot

r Kus

zyk

Page 16: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

Być jak Henry Chinaski Książka

Przezorne mamusie powinny przestrzegać swoje cnotliwe córki przed znajomościa­

mi z facetami pokroju Chinaskiego. To pijak, dziwkarz i włóczęga. Nic mu w życiu nie wy­chodzi. Przemierza Stany Zjednoczone w po­szukiwaniu pracy, a gdy ją w końcu znajdu­je robi wszystko, żeby w kilka dni, wylecieć na bruk. Jest cyniczny i wulgarny. Nie wie­rzy w miłość, a własne towarzystwo ceni po­nad każde inne. Pije do upadłego, wierząc, że tylko wtedy świat, choć na chwilę zdejmu­je mu nogę z gardła. Od czasu do czasu pi- sze książkę i słucha muzyki poważnej. To tyle. Po co więc, sięgać po tę książkę? Są dwa po­wody: jest - autentyczna i kultowa. Autentycz­na, bo główny bohater, to alter ego Bukowskie­go. Kultowa z tego samego powodu. Losy au­tora nie różniły się specjalnie od życia bohate­rów jego książek. Pisarz klepał biedę, imał się różnych zajęć, a zarobione pieniądze przepijał.

„Faktotum” to jedna z wielu książek, w któ­rych Bukowski pisze po prostu o sobie. Szy­dzi ze stylu życia współczesnych mu amery­kanów, którzy osiągnęli mistrzostwo świa­ta w imitowaniu szczęścia. Drwi z kobiet, z którymi noc kosztuje go kilka obiecanek i nic nieznaczących słów w stylu: kocham cię. W głębi duszy, natomiast czuje wszech­ogarniające przerażenie, przed życiem i tym wszystkim, co człowiek musi robić, żeby starczyło na jakiś kąt, strawę i odzienie. Au­tor dopiero pod koniec życia mógł zapomnieć o tych problemach. Przyszła sława, a za nią pieniądze. Bukowski zmarł w 1994 r. Na swoim grobie kazał napisać nie­typowe epitafium: „Don’t try” (Nie pró­buj). Co ma znaczyć: „Jeżeli spędzasz cały czas próbując, wtedy wszystko corobisz to tylko próbowanie. Więc nie pró-buj. Po prostu rób”. Ewa Pajuro

Eek A Mouse - Most Wanted Imta

Eek A Mouse - jest jednym z naj­bardziej oryginalnych sing-jayów -

przede wszystkim ze względu na uni­kalny i jeden z najbardziej rozpozna­walnych głosów w świecie muzyki reg­gae. Jest legendą. Wydał ponad 10

longplayów, mnóstwo siedmio i dwu- nastocalowych winyli. Można go usły­szeć na niezliczonej liczbie płyt innych artystów, a także zobaczyć - gdyż wciąż koncertuje po całym świecie.Po licznych sukcesach jakie w ostat­nich latach odniosły reedycje albu­mów z Greensleeves Records zatytuło­wane „Most Wanted” takich artystów z Jamajki jak Wailing Souls, Yellowman i Ranking Dread przyszła pora na pły­tę od Eek A Mouse.Płyta zawiera 12 najbardziej znanych utworów artysty w tym 9 tzw. exten- der, czyli rozszerzonych o wersję in­strumentalną /dubową. Są to przede wszystkim piosenki, które ukazały się w latach 80 tylko na dwunasto-

calowych płytach winylowych i wcze­śniej niepublikowane na płycie GD. Wszystkie utwory na płycie zostały wy­produkowane przez Henriego „Jun- jo” Lawesa oraz piosenkarza Linvala Thompsona - kiedy Eek A Mouse był u szczytu swojej kariery. Stroną instru­mentalną zajęły się dwa najbardziej roz­chwytywane w latach 80 bandy - The Roots Radics oraz The Hi Times Band. Płyta cd zawiera również książeczkę z biografią artysty oraz nieopubliko- wane nigdzie wcześniej archiwalne zdjęcia, co czyni ją jeszcze bardziej unikatową. To obowiązkowa pozycja, którą miłośnik muzyki reggae powi­nien mieć w swojej kolekcji.

Katarzyna Krupka

Kino marzeń! Film I

Nie wiele jest filmów, na których bądź co bądź dorosły facet płacze jak bóbr. Ob­

raz Giuseppe Tomatore widziałem kilkana­ście razy i za każdym razem nie umiem po­wstrzymać łez. Idąc za klasyką Jak chłop płacze to święto musi być!”. A „Cinema Para- diso” to święto globalne sztuki filmowej.Znany włoski reżyser Salvatore powraca do rodzinnego miasteczka na Sycylii. Wspo­mnienia, które odnajduje odwiedzając ludzi i miejsca, które opuścił przed laty, są okazją do wzruszeń. Reżyser wraca do chwil, kiedy Alfredo, operator miejscowego kina, pokazał mu magię filmu.„Cinema Paradiso” nie da się opisać w kil­ku słowach. Ten film to klasyka, którą trze­ba zobaczyć i usłyszeć. Muzykę Ennio Mor- ricone słyszało wielu z nas. Niewielu jednak wie, że pochodzi ona właśnie z „Cinema Pa­radiso”. Obraz o miłości do kina, sile przy­

jaźni, powrotach i miejscu sztuki filmowej w naszym życiu powinien poznać każdy ki- nomąn.Miejsce lokalnego kina Paradiso w społe­czeństwie małego włoskiego miasteczka jest ogromne. Jednoczy, daje poczucie wspólnoty - bawiąc i skłaniając do refleksji. Dziś, po po­nad 20 latach od premiery tego dzieła prze­kaz jest wciąż aktualny - zastanówmy się, jaka forma sztuki łączy dziś wszystkie poko­lenia? Czy nadal jest nią film?Film opowiada też o powrotach i związanych z nimi emocjami. Czy strach przed zbu­rzeniem wyidealizowanej krainy z naszych wspomnień jest na tyle silny, aby nigdy nie wrócić? Czy uczucia, które zostawiliśmy wy­jeżdżając wciąż w nas żyją? Te uniwersalne pytania w duchu może, zadać każdy. Zachę­cam do sprawdzenia, jak poradził sobie z ni­mi bohater filmu. Marek Szymaniak

G

.1 WIPSNM

'WlELklF FILMY WIELO RFZY1H CWtfS

CMPWDISOKIWO ŚWIAT

16ł

Page 17: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

Mocny krążek po latach Fm

Nowy, dziewiąty już album grunge- ’owej grupy z Seatle został okrzyk­

nięty wielkim wydarzeniem. Nowa pły­ta, na którą trzeba było czekać trzy la­ta nie należy do najdłuższych. Tnya za­ledwie 36 minut. Jest to zaś jedyna wa­

da nowego krążka. „Backspacer” to daw­ka solidnego rock*n'roiła. Wierni fani na pewno nie będą zawiedzeni. Album jest bardzo energetyczny oraz w starym do­brym stylu.Singlem promującym płytę jest utwór The Fixer. Na płycie znajduje się 11 ka­wałków.Większość z nich to krótkie, zwarte kom­pozycje, które szybko wpadają w ucho. Nie należą one jednak do tych, które bę­dzie się nuciło podczas spacerów lub pod prysznicem. Na pewno „Backspacer” nie jest jedną z tych płyt, które często będą puszczane przez komercyjne stacje ra- » diowe. Jest to bardziej dzieło dla niszy, która zna dobrze ten gatunek muzyczny i wie czego się po nim spodziewać.

Widać, że panowie z PJ dobrze się bawili przy tworzeniu tego albumu. Wiele pro­stych treści, w których gdzieniegdzie po­jawia się nutka optymizmu. Co general­nie jest zaprzeczeniem stylu, który na­zywa się grunge, a którego kanony wy­znaczyła grupa „Nirvana”. Czyli smutni, żyjący bezsensem świata, muzycy w po- rozciąganych swetrach, którzy w dobit­ny sposób przedstawiają swoje podejście do świata tym, co tworzą.Nowy album „Pearl Jam”, to pozycja warta przesłuchania. Zaręczam, że nie będzie to stracony czas. Słuchając utwo­rów PJ łatwo się zrelaksować i mieć pewną odskocznie od tego co prezentują nam radia i telewizje komercyjne.

Adam Kawiak

isz Doz

nać!

Przeszłość nie zapominaSzukanie w kinie uniwersalnych prawd -

taki cel wyznaczył sobie Niels Oplev, re­żyser filmu „Milenium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”. Nawet jeśli okaże się, że odkryte wskazówki dobrze już znamy, ob­raz warto obejrzeć, aby nigdy o nich nie za­pomnieć.Ekranizacja kryminału Stiega Larssona przetłumaczonego na 35 języków i sprzeda­nego w blisko 14 min egzemplarzy, rozpoczy­na się, gdy znany dziennikarz Mikael Blo- mqvist przegrywa proces o zniesławienie mi­liardera i rezygnuje z pracy w gazecie. Boha­ter dostaje nietypowe zlecenie. Musi rozwią­zać zagadkę morderstwa sprzed 40 lat.Długi, bo blisko 2.5 godzinny film nie jest typowym przedstawicielem gatunku. Wi­dzowie nie uświadczą strzelanin, pościgów, mordobicia z klasycznymi dźwiękami, ani

genialnych detektywów, którzy rozwiązanie śledztwa znają od samego początku. Intry­gującą zagadkę odkrywa bowiem dzienni­karz, który solidnie wykonuje swoją robo­tę. A więc chodzi, słucha, gada, obserwuje i dopiero wtedy wyciąga odpowiednie wnio­ski odnajdując kolejne puzzle układanki. Ten reżyserski chwyt nie tworzy skoków emocjonalnych, a umiejętnie kreuje napię­cie, które towarzyszy nam przez cały seans. Szwecja, w której rozgrywa się akcja filmu, kojarzy nam się z dobrobytem. Na wielkie brawa zasłużył reżyser, który miał odwagę pokazać społeczne tło oraz to, że rzeczywi­stość bywa inna niż byśmy tego chcieli. Ide­alna kraina, którą znamy od lat, zmaga się z historycznym ciężarem i żelaznymi norma­mi doprowadzającymi do obłędu.

Marek Szymaniak

Pokalanie popkultury [ Książkaisowe, pełne

śmiechu przez łzy pod­sumowanie pierwszego

pokolenia popkultury. W „Pokalaniu” sięgamy wstecz do pamiętnego

11 września 2001 r. Wi­dzimy warszawską re­

dakcję, jakiegoś koloro­wego magazynu w której

wszyscy, albo prawie wszyscy, dwoją się

i troją, żeby zarobić na tragedii z Nowe­go Yorku. Jest tam

też nasz bohater, dobie­gający trzydziestki dzienni­

karz, którego bardziej niż ob­razki walących się wież, inte­

resują długie nogi redakcyjnej koleżanki. Ta książka, jak za­powiada w prologu autor opo­wiada o miłości. Zawiodą się jednak ci, którzy szukają lek­kiej historyjki z hollywoodzkim happy endem.

Bohater nie ma złudzeń, że zdobędzie obiekt swych wes­tchnień, podobnie nie wierzy już, że zawojuje świat i speł­ni młodzieńcze marzenia. „Po­kalanie” to podsumowanie do­świadczeń życiowych współ­czesnych trzydziestolatków. Nie trzeba mieć jednak dokład­nie tyle lat, by się w niej odna­leźć. Autor stara się prowadzić z czytelnikiem długą rozmowę. Tłumaczy, że to ma być książ­

ka towarzyska. „Żeby wystar­czyła za kolegę, a może nawet dziewczynę. Dziś są takie trud­ne czasy, że mało kogo stać na kolegów i dziewczyny. Kupno książki albo butelki wódki jest o wiele tańsze”. „Pokalanie” to debiut Piotra Czerwińskiego. Wkrótce po ukazaniu się po­wieści, autor wyjechała do Du­blina. Doświadczenie zarobko­wej emigracji zaowocowało ko­lejną książką. „Przebiegum Życiae” leży teraz w księgar­niach na półkach z napisem „nowość”. Przy okazji pojawiło się też wznowione „Pokalanie”. I to chyba ono zasługuje wciąż na większą uwagę.

Ewa Pajuro

17

Page 18: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

yłem

do

przo

dumoim zdaniem

Mój ulubiony filozof Fryderyk Nietzsche, powiedział: „Jeżeli ktoś żyje z tego, że zwalcza wroga, jest zainteresowany tym, aby wróg pozostał przy życiu”.

Podążając za tą my­ślą zastanawiałem

się co lub kto jest moim wrogiem. Ciężka spra­wa. Stworzyłem katalog wszystkiego czego nie lu­bię oraz osób, za który­

mi specjalnie nie przepadam. Wśród tych materii nieożywionych znalazły się między innymi: makaron, zima, papie­rosy, muzyka techno, disco, pop, poli­tyka, matematyka, szpinak, globaliza­cja, organizacje feministyczne, ciasne pomieszczenia, w tym windy - mógłbym tak wymieniać bez końca. Jednakże to była czołówka. Wśród ludzi zaś - no cóż - tutaj pozostawię lukę i pewne niedo­powiedzenie. W tym podpunkcie jest kilka przykładów. Z materii ożywionej nie lubię kotów, feministek (tutaj już w formie jednostkowej), ale również szo­winistów. Wychodzi na to, że to wszystko. A skoro nie będę wymieniać nazwisk lu­dzi to zakończmy na tym. Wnioski ja­kie wyciągnąłem z tej listy? No cóż, by­ły różne. Udało mi się skonstruować pe­wien uproszczony model swojej osobo­wości. Wychodzi na to, że jestem oso­bą nie do końca tolerancyjną. Wybred­ną, która ma swoje fochy, gusta i gu- ściki. Ściśle zamkniętą w sowich prze­konaniach i co najważniejsze ignoranc­ką, co do nauk ścisłych. Modelem mojej osobowości jest zatem... tak i tu jestem w martwym punkcie. Ponieważ jestem rozdarty pomiędzy tym, co uważam za fajne i tym, co jest według mojego punktu widzenia nie fajne.Z jednej strony nie dam sobie wmówić, że to w co wierzę, lubię i to co jest dla mnie pewnym ważnym wzorcem zacho­wań, jest „nie fajne”. Z drugiej zaś stro­ny jestem w pełni otwarty na nowe do­świadczenia. Niektóre z tych pragnień, mają charakter pewnego wyzwania. Tak jak zwalczenie swojego najwięk­szego lęku przed ciasnymi pomieszcze­niami dajmy na to (klaustrofobia). Nie­stety jeszcze mi się to nie udało...Można powiedzieć, że to pewna schizo­frenia osobowości, która nie pozwala mi na jednoznaczne określenie samego siebie. A może to rzeczywistość mi na to nie pozwala. Ciężko ocenić. W moim postrzeganiu świata jest wiele sprzecz­ności. Dajmy na to, interesuję się poli­tyką, a jednoczenie bardzo jej nie lubię i nie ufam politykom.Nieważne czy to Lech, Donald, Roman.

Polityk to polityk i niemożna mu ufać. Co do feministek, kilka znam. I szcze­rze mówiąc nie pałam co do nich sym­patią. Denerwują mnie ich poglądy. Złości mnie to, że często nie da się z ni­mi przeprowadzić zwykłej rozmowy.Nie potrafią się śmiać same z siebie. Nie mówię tu o poglądach, chociaż i te często bywają dla mnie niezrozumiałe. Może za mało ich w życiu spotkałem, choć każda miała dziwnie pod kopu­łą... Nie umiem nazwać jednoznacznie

swojej osobowości. Kiedyś może posie­dzę nad tym dłużej. Dziś jednak, jest za dużo rzeczy do nienawidzeniai do uwielbiania. Mam nadzieję, że tych rzeczy do uwielbiania będzie coraz wię­cej, a tych drugich mniej. Mówi się, że w życiu proporcje powinny być wy­ważone. Dlatego chciałbym, aby mój „wróg” nie tyle umarł, co przekształcił się w coś lepszego. Może „coś” co z czasem zamieni się w sojusznika.

Adam Kawiak

18

Page 19: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

Parytet życiowyZaciekawiła mnie ostatnia dyskusja o parytetach. Dzielne kobitki walczą o podział 50:50 list wyborczych. I tak się zastanawiam co, to ma wspólnego z równouprawnieniem, którego jestem gorącym zwolennikiem, szczególnie przy pytaniu: kto dziś przepcha sedes? - to nie wiem.

Popiera je prezydent wszystkich (wszech-

Jpolaków - wg ostatnich sondaży to 28%. A scep­tyczny jest premier „by żyło się lepiej 49 procen­tom”. Załóżmy, że pary­

tet jest słuszny i w sejmie są 233 ko­biety. Czy to dobrze? Czy źle? Zależy jakie kobiety. Bo jeśli będą to 233 Re­naty Beger - a wiemy, że nasi wyborcy są do tego zdolni szczególnie gdy sta­wiają na „kompetencje” a nie na wy­gląd - to jestem przeciwnikiem. Jeśli będą to 233 nowe, pięknie, błyszczą­ce Joanny Muchy to jestem ZA. Nieste­ty znając polskie realia Begerowych bę­dzie 230, a nowych „muszek” kilka. I co wtedy? Wyobrażacie sobie 230 posłanek z kurwikami w oczach? Taka energia może nawet nawrócić papieża na Islam.. Kilka miesięcy temu rozmawiałem z księdzem. A właściwie kolegą, któ­ry księdzem będzie. Zapytałem co my­śli o tym, aby kobiety mogły przywdziać sutannę. Opowiedział, że to nie moż­liwe, bo kobiety są zbyt emocjonal­ne. A do tego rządzą się emocjami i raz w miesiącu przez kilka dni są nieprzewi­dywalne. Absolutnie się z nim nie zga­dzałem. Dzięki Bogu, zawsze otaczały

jak wiemy jest błogosławieństwem. Za­wsze można się przygotować lub ewaku­ować a i życie generalnie jest mniej stre­sujące. Ale jako stary liberał i asertywny człowiek przemilczałem te słowa, robiąc tylko dziwną minę. Dziś możemy marzyć czy koszmarzyć i przyjąć rozumowanie mojego znajomego prawie księdza. Wy­obraźmy sobie, ze nagle pół sejmu prze­chodzi te ciężkie dni. Państwo staje, rzą­dowe koalicje pękają, zmieniamy walutę na ruble i bierzemy kredyt w kartoflach u Ukraińców, wypisujemy się z NATO i UE, rząd wprowadza ustawę antyface- to\yą i kastruje wszystkie noworodki płci męskiej. By po kilku dniach nic nie pa­miętać, wyprzeć się wszystkiego i zrzucić winę na bogu winnych facetów. Realne? Pozwolę sobie pójść dalej niż parytet wy­borczy. Jestem za parytetem w skali ży­ciowej! Wyobraźmy sobie tylko miejskie autobusy, w których połowa siedzeń na­leży się facetom! A to tylko jeden przy­kład! Bez sensu, prawda? Więc może le­piej zostawić wszystko wyborcom, któ­rzy przecież wiedzą najlepiej i żadne od­górne nakazy nie są im potrzebne. Czy nasze rodzime feministki są aż tak krót­kowzroczne? Co jeśli Partia Kobiet bę­dzie chciała wystawić więcej niż poło­wę kobiet na listach wyborczych? Czy

jak

dobr

ze b

yć m

ną!

tią transwestytów? Nie wiem. Co więcej? Osobiście znam więcej mądrych kobiet niż mężczyzn. Kobiet pełnych ambicji i umiejętności. Po co więc z góry zakła­dać, że kobiety są gorsze i mają mniej­sze szanse? Idea demokracji daje rów­ne szanse wszystkim obywatelom i te­go strzeżmy. Nikt nie zabrania kobietom pracować w kopalni czy na budowie. A feminizm i tak kończy się, gdy na czwarte piętro trzeba wnieść dębową

mnie kobiety z regularnym okresem, co dalej będzie partią kobiet? Czy już par- szafę.

Zakamuflowane kalesonyMarek Szymaniak

Mnim zdaniemJest taka część garderoby, do której facet nie może się przyznać. Choćby wiało lodem, choćby mróz sięgał samego dna termometru, nogi faceta pod spodniami pozostają nagie.

Przy więk­szych mro­

zach warko­cze na na­szych łydkach skrzętnie ple­cione od okre­su dorastania

zamieniają się w sople. Mar­zniemy, dygoczemy, drętwie­jemy z zimna a nasz błędnie pojmowany honor nie pozwa­la nam ich włożyć przed eme­ryturą. Tak! Dobrze się do­myślacie! Chodzi o kalesony i to przez wielkie K. Za wszyst­kim stoi trauma jaką przeży­ło wielu chłopców w podsta­wówce, kiedy uparte mamy wciskały nam na nogi wstręt­

ne barchanowe, bawełniane czy dzianinowe kalesony. Ileż z tym było walki? Ileż wysiłku! A to dopiero początek hor­roru. Bo ten zaczynał się w szkole. Pod żadnym po­zorem nie można było przy­znać się do noszenia owych ocieplaczy. Każdy wystający skrawek mógł z szybkością błyskawicy zostać dostrzeżo­ny! Zdemaskowani traciliśmy w pozycji społecznej. Ba! By­liśmy wykreśleni z życia spo­łeczno-klasowego. Nic więc dziwnego, że fakt posiada­nia na sobie kalesonów był skrzętnie ukrywany pod ka­rą społecznego wyklucze­nia. Śmierci wręcz. Kale­

sony trafiły więc na wie­ki tam, gdzie ich nie wi­dać. Gdzie nie musielibyśmy się za nie wstydzić, a wiec w najgłębsze zakamarki sza­fy. Podłoże kulturowe, które ukształtowała pokoleniowa zmora kalesonów nie pozwa­la nam nawet dziś w XXI wie­ku, gdzie nie dziwią nas naj­większe dziwactwa, przyznać się do ich noszenia. A więc nie nosimy. Albo jak za cza­sów szkolnych nosimy, ale się nie przyznajemy.Osobiście nie nosiłem kaleso­nów od 4 klasy podstawówki, kiedy przed lekcją WF-u zo­stałem zdemaskowany i wy­stawiony na publiczną kom­

promitację. Wszystko za ce­nę wygody, zdrowia i ciepła! Dlatego dziś apeluje - Uwol- nijmy Kalesony! Niech wyj­dą z szafy!Spójrzmy na przykład kobiet, które z pończoch (damskich kalesonów) zrobiły nie tylko modną ale i dla niektórych seksowną część garderoby. Pytam więc, dlaczego My fa­ceci mamy być gorsi!? Dlacze­go musimy marznąć? Dlacze­go projektanci mody tak dys­kryminują kalesony? I kto za to odpowiada?! Zachęcam do zdrowej promocji kalesonów!

Marek SzymaniakŹródło:

marekszymaniak.blox.pl

< 19

Page 20: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

że być jeszcze gorzej? Mówi si

narodo

tysfakcji

Zmiana ponium

Mimo w domości

ia zawsze umiera nadzieją na

piłki kopanej jest

smutnej rzeczywistości. Czy r

Walka o sport narodowyJak wielu ludzi w naszym kraju i na całym świecie jestem kibicem. W mojej hierarchii od lat na pierwszym miejscu stoi piłka nożna. Sport, w którym 22 facetów ugania się za kawałkiem materiału,

1jowyn jednak

utbolbył i

dyscypliną jeden na

zawsze będzie numer

ś wiecie.Piłka to. coś wię­cej niż tylko sport,

pasja, ucieczka i. Na naszym kra-

wórku rośnie mupoważny konkurent.

Siatkówka już od kilku lat ści­ga się popularnością z piłką noż­ną i w naszej kibicowskiej hierar­chii zajmuje miejsce numer dwa. Tylko czy słusznie?Po tym, co ostatnimi czasy fundu­ją nam nasi kopacze, leśne dziad­ki z PZPN-u, a także patrząc na klimat, jaki wytworzył się w Pol-

wokół piłki nożnej z cienia wy­suwa się jakże piękny siatkarski obraz. To zawodnicy spod siat­ki sprawili nam tyle radości wy­grywając mistrzostwo Europy. To nasz siatkarz został uznany najlepszym graczem tegoż turnie­ju. W końcu to ich witały tysiące

ludzi po przylocie do kraju. To oni byli na ustach całej Europy. Wy­czyn ten pomógł chociaż na chwi­lę zapomnieć o kolejnych aferach, zatrzymaniach i bojkotach towa­rzyszących polskiemu futbolowi.Siatkówka już bardzo moc­no depcze po piętach piłce noż­nej w walce o miano sportu nu­mer jeden w kraju. Sukcesy re­prezentacji w znacznym stop­niu przekładają się na sukcesy

świadkami rozczarowań i kom­promitacji. Nasze drużyna nie po­trafi wygrać ze słabeuszami. Re­prezentacja w kompromitują­cym stylu przegrywa eliminacje, a kibice odwracają się od piłka­rzy i nieudolnych działaczy. Pol­ska spada coraz niżej w rankin­gu FIFA, a ligowa szarość jest tyl­ko znakomitym dopełnieniem tej

klubowe. Wystarczy wspomnieć, że

z Turcji gra w rodzimej lidze.Co więcej występują w niuj lakze ROgwiazdy światowego formatu, lau- reaci wielu siatkarskich turnie­jów. Kibice tydzień po tygodniu wypełniają hale po brzegi, mając zapewnione emocje na wysokim poziomie. Ponadto, kilka dru­żyn gra w europejskich pucha­rach i nie przez przypadek nasza liga uważana jest za druga najsil­niejszą na świecie.W futbolu raz po raz jesteśmy

emocji,

to futbol w ś olaków na

sportem on

on jest, i nieprzewidywalny. Za to1 tak bardzo wszyscy go 1

Upadek Andrju [Nowy KróliSą tacy, którzy powiedzą, że Gołota wielkim bokserem był. Jego fani na wszelakich forach internetowych bronią go na każdym kroku i wymyślają co rusz nowe teorie przegranej. A to, że nie był dobrze przygotowany, a to, że walka była usta­wiona, a to, że tak musiało się stać, by Adamek dobrze wszedł do królewskiej wagi. Każdy, kto widział tę walkę i ma choć trochę zdrowego rozsądku powie, że Andrew był po prostu dużo słabszy.

Nie raz i nie dwa pokazał nam, że w najważ­niejszych momentach staje się kolosem na

glinianych nogach. Pokazał, że był tylko zwykłym bokserem, jednym z wielu.Uważam, iż walka reklamowana ,w Polsce, jako walka stulecia stała się jednocześnie upadkiem stulecia, kresem jakiejś epoki, końcem Andrzeja

Gołoty. Końcem człowieka, który tyle razy zawodził nas w naj­ważniejszych momentach, że pewnie długo nie znajdzie się od­ważny, który zechce pobić ten niechlubny rekord. Ale któż z nas nie emocjonował się tymi wszystkimi pojedynkami. Ileż było takich, którzy o wczesnych godzi­nach porannych wyrywali się z głębo­kiego snu, byle tylko obejrzeć Andrze­ja w akcji? Przyprawiał nas o szyb­sze bicie serca i równie szybko kazał smucić się z kolejnego rozczarowania.Przyznam szczerze, że nie pamiętam, by ktoś otrzy­mał w swoim życiu tak wiele szans, aby być

najlepszym i jednocześnie wszystkie je zmarnował. W dodat­ku marnował je w spektakularnym stylu. Do historii przejdzie ucieczka z ringu podczas walki z Tysonem, dwie dyskwalifika­cje w pojedynkach z Riddickiem Bowe, gdy z nieznanych bliżej powodów Gołota chciał pozbawić rywala męskości oraz kolej­ne dwie walki, których powtórki jak to dobitnie powiedział je­den z sdtyryków można było obejrzeć w wTeIeexpresie". Oczywi­ście nie chcę go tylko krytykować, bo w końcu to on przez wiele lat był naszą nadzieją na sukces w wadze ciężkiej. Jednak kra­

jobraz, jaki po sobie pozostawia nie zasługuje na zbyt wyso­ką ocenę.

Obraz, jaki przedstawiam może jest przekoloryzowany i zapewne nie każdy się z nim zgodzi, ale przynajmniej

trudno mi oprzeć się wrażeniu, że Gołota dostał takie pożegnanie, na jakie zasłużył. Spektakularne poraż­

ki, spektakularny koniec. Wszystko to na oczach milionów widzów w walce o tytuł niekorono- wanego króla polskiego boksu. Zawstydzony

i zhańbiony odchodzi. Życie jednak nie zno­si próżni. Odszedł król, niech żyje król, na­sza nowa nadzieja - Tomasz Adamek.

Paweł Tylus

20

Page 21: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

Naczelny Czarnowidz •Jedno jest pewne. Niż demograficzny właśnie wkroczył do akcji. I na nic zdadzą nam się świetne wyniki w światowej statystyce wskaźni­ka scholaryzacji. W Polsce studiuje ponad połowa maturzystów. Mamy najwięcej uczelni w Europie. Pozornie same powody do dumy. Tylko czy kraina nad Wisłą za kilka lat nie będzie liderem TOP listy zamyka­nych uczelni? Wiele na to wskazuje, bo nad uczelniami wyższymi zbie­rają się czarne chmury.

T iczbaJ—/tów

absolwen- szkół śred­

nich z maturą w kie­szeni spadnie diame­tralnie i to nie tvlko wze względu na obo­wiązkową matematy­

kę, ale na wspomniany niż demo­graficzny.Indeksy wyższych uczelni ma dziś 2 min na 3.6 min Polaków w wie­ku studenckim. Wg prognoz GUS-u w obecnym roku akademickim po­tencjalnych maturzystów jest mniej i to o całe 300 tys., a w następ­nych latach ma być jeszcze gorzej. W 2015r. liczba ta spadnie poniżej 3 min osób. Dla osłody dodam, ze obecnie mamy 460 uczelni, z cze­go 134 to uczelnie publiczne, a 326 to szkoły prywatne. O ile uczelnie państwowe powinny przetrwać, to prywatnym grozi prawdziwy Arma­gedon. A w wypadku Naszej „Wy­spy” potop.Gorsze czasy czekają też wykładow­ców. Nie tylko, ze względu na niż, ale też ministerialne reformy. Po burzliwych dwóch latach kłótni z naukowcami rząd wprowadził zmia­ny. Jedną z najważniejszych dla na­uczycieli akademickich jest ta, któ­ra mówi o ograniczeniu wieloeta- towości na uczelniach. Gdy zmia­

ny wejdą w życie wykładowcy bę­dą mogli uczyć tylko na dwóch eta­tach. Biorąc pod uwagę niż demo­graficzny, który oznacza mniejszą liczbę żaków, grup zajęciowych, licz­bę wypracowanych godzin i to, że w wyniku konkurencji uczelni czesne prawdopodobnie spadnie, a wraz z nim dochody szkół wyższych, a w konsekwencji i samych naukow­ców. Portfele tych ostatnich czeka­ją naprawdę chude lata.Czy istnieje Arka Noego dla naszej uczelni? Z pewnością. W końcu ma­my się czym pochwalić i mamy też możliwości inwestycyjne. Aby po­top nie pochłonął „Wyspy” władze uczelni już teraz muszą myśleć o nowych, popularnych kierunkach, także na studiach magisterskich. Walka o studenta to też dobra oka­zja do podniesienia jakości kształ­cenia. Wysoka zawsze przyciągnie chętnych. Wykładowcy powinni być realnie rozliczani z tego jak prowa­dzą zajęcia, bo semestralna ankieta, nawet w wersji online, nic nie roz­wiązuje. Wykłady czytane z kartki i przez mikrofon to wciąż codzien­ność. Student musi być pewny swo­jej decyzji, tak by nie żałował tego, że jego stopa stanęła na „Wyspie”.

Marek Szymaniak

Page 22: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

spowodował niesamowi* te przyspieszenie proce­su powstawania książ­ki, nic nie było w stanie nam jej zastąpić. Czy te­raz się coś zmieni?

Książki przyszłości- Uważam, że mimo wszystko e-booki nigdy nie staną sie tak popu­larne jak książki. Prze­cież to sama przyjem­ność pójść do bibliote­ki czy empiku, wybrać

książkę lub postarać się o nią, a nie wpisać w google, ściągnąć, i mieć je od razu - mówi Ola, studentka histo­rii na UMCS. E-booki - elektronicz­ne książki, które można kupić w in­ternetowej księgarni budzą miesza­ne uczucia.Można je czytać na ekranie kompu­tera czy specjalnego urządzenia. Po­siadając czytnik e-booków, których na rynku pojawia się coraz więcej, nie trzeba martwić się torbą ważą­cą parę ładnych kilogramów. W ta­kim niepozornym urządzeniu mie­ści się, w zależności od formatu w jakim zapisane są teksty, od kilku­dziesięciu do nawet kilkuset książek. - E-booki to bez wątpienia prostsze rozwiązanie niż tradycyjne książki, wygodna jest szybkość dostępu, niż­szym kosztem można pozyskać in­formacje. Postęp techniczny likwidu­je z każdym rokiem wady e-booków - stwierdza Anna, studentka kulturo- znawstwa. Następnym plusem takie­go rozwiązania jest dostęp do niesa­mowitej ilości książek, które w tra­dycyjnych księgarniach są nieosią­galne, z powodu na przykład małe­

go nakładu. Nie trzeba zwiedzać ca­łego miasta w poszukiwaniu konkret­nej książki. W Polsce najbardziej zna­ną e-księgarnią jest Virtualo.pl, jeśli chodzi o portale zagraniczne to moż­na zajrzeć na Diesel e-Books lub Bo- oks On Board. Pisząc o zaletach e- booków należy wspomnieć również o cenie - książki elektroniczne są tań­sze od tych papierowych, jednak jeże­li chcemy książkę czytać na czytniku a nie ekranie komputera musimy przeznaczyć sporą kwotę na kupno takiego urządzenia. •Ceny nowego sprzętu kształtują się na poziomie od około 700 złotych wzwyż, zależnie od firmy i pojem­ności.Na pierwszy rzut oka e-książ- ki mają same plusy, jednak czytel­nicy nie do końca potrafią ^się prze­konać do tej nowej formy. Dlacze­go? Być może, wbrew pozorom, jedną z większych zalet tradycyjnej książ­ki jest właśnie jej materialność, cię­żar, zapach, wygląd sprawiają, że się do niej przywiązujemy. - Nie jestem zwolennikiem e-booków z tego wzglę­du, że prawdziwa książka po prostu lepiej wygląda, co też wpływa w ja­kimś stopniu na czytanie. Nie sądzę również aby czytniki wyparły klasycz­ne książki, tak samo mówiło się o pły­tach i kasetach a jednak cały czas się do nich wraca a co ciekawsze do łask wracają płyty winylowe. Tak samo za­pewne będzie z książką. Dlaczego? Bo

książka ma swój charakter- stwier­dza Maciej student informatyki. Może za kilka lat czytanie e-booków będzie dużo powszechniejsze a tradycyjna książka stanie się jedynie formą sno­bizmu? Ludzie będą kupować książki dla ich pięknego wydania i zapełnie­nia półek w mieszkaniu.Wiele osób zarzuca, że czytanie e-bp- oków jest szkodliwe dla oczu. - Jeże­li ktoś chce sobie psuć wzrok wpa­trując się w ciekłokrystaliczny ekran komputera, to proszę bardzo. Ja nie mam takiego zamiaru - mówi Krzysz­tof student administracji na UMCS. Jednak postęp technologiczny w znacznym stopniu wyeliminował już ten problem.W nowych czytnikach stosowana jest technologia e-atramentu, który w od­różnieniu od ekranów ciekłokrysta­licznych, znanych z telefonów komór­kowych i komputerów przenośnych, nie męczy tak wzroku. Ekran wyko­rzystujący e-atrament nie świeci, lecz przypomina kartkę papieru z nadru­kowaną treścią. Dzięki tej technologii czytniki są również energooszczędne. Czy e-booki zastąpią stare, dobre, papierowe książki? Trudno powie­dzieć. Jednak jedno warto zazna­czyć, czy to elektroniczna, czy tra­dycyjna książka powinna mieć swo­je miejsce w życiu każdego człowieka. Homo legens górą!

Sylwia Mosór

fot.

sxc.

hu

22

Page 23: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

Pozna] ich!

Kiedy to, rycerz służy pomoce...Rozmowa z Pawłem Sochą - organizatorem i członkiem grupy rekonstrukcji historycznych „Rekonstrukto”.

- Moja pasja, zainteresowa­nie średnio­wieczem po­jawiło się już w dzieciń­stwie. Odkąd

tylko pamiętam interesowa­łem się walkami rycerzy, wal­kami na broń białą, wystrza­łami z armat, katapultami i innymi dziwnymi zabawka­mi... Z czasem pojawiła się druga pasja, czyli zarabianie pieniędzy (śmiech).Kiedy postanowiłeś to po­łączyć?- Sam pomysł przyszedł w nietypowych, dla większo­ść! z nas, okolicznościach. Kiedyś, gdy moja była dziew­czyna organizowała wie­czór mikołajkowy zatrudni­ła mnie jako Świętego Miko­łaja. Zrobiłem fajne show dla

dzieciaków. Zrozumiałem, że sprawdzam się w takich rze­czach. Siedząc później z kole­gą, rozmawiając o niewiado­mo czym, wpadł mi do gło­wy pomysł stworzenia poka­zów historycznych. Przez pół roku organizowałem sprzęt, zbierałem materiały^ na sce­nariusz. Od 20 październi­ka ubiegłego roku zaczęliśmy już na poważnie. Zebrałem grupę znajomych, studen­tów, którzy w większości stu­diują zaocznie albo wieczoro­wo. Chodzi o to, aby byli do­stępni do szesnastej.Na czym polega rola twoich współpracowników?- W tym momencie współpra­cuję z dwudziestoma osoba­mi: osiem dziewczyn i dwu­nastu rycerzy. Dziewki odpo­wiedzialne są za tańce daw­ne, również strzelanie z łu-

ku, a rycerze za walki, bicie monety i wystrzały z armat. Przedstawiamy modę i oby­czaje średniowiecza, prawo czyli dyby. Robimy taki dość śmieszny pokaz historyczny- (śmiech).Jak przedstawiały się wa­sze początki, skąd broń i zbroje?- Oczywiście było ciężko... Część trzeba było kupić, a część (miecze) dostałem od zaprzyjaźnionego kowala. Te­raz większość rzeczy wyko­nujemy sami. Mam już kilka zbroi na swoim koncie. Chcę niedługo unowocześnić swo­ją kuźnię, żeby móc samemu klepać miecze. Wszystko po to, aby stale powiększać ba­zę rekwizytów.(Paweł trzyma świetnie przy­ozdobiony, jak na własno­ręczną produkcję, miecz o około metrowej długości.) Jak powstał ten miecz?- Robiłem go w garażu przez dwa wieczory, no i pół popo­łudnia. Wiadomo, najpierw materiały, czyli płaskowni­ki, później dotoczyć końców­ki jelca i końcówkę rękojeści, troszkę oszlifować, pospa- wać, sprawdzić w walce...Tutaj obok jest równie im­ponująca tarcza. Również twojej roboty?- Tak, tak, ją również sam zrobiłem. Przepis: arkusz blachy, troszeczkę pomy­słu i wyobraźni, kilka wol­nych wieczorów, wiertarka,

szlifierka, nożyce, troszecz­kę farby i parę nitów. Póź­

niej to wszystko połączyć... i jest tarcza! Poza tym naj­trudniej robi się naramienni­ki i karwasze. Bo wiesz, gdy na początku patrzy się na bezkształtną blachę, a po ja­kimś czasie coś już z tego po- wstaje, to jest to niesamowi­te uczucie...Jakieś plany na przy­szłość?- Owszem, chcemy poszerzyć repertuar. Jesteśmy w ostat­niej fazie przygotowań do Rzeczpospolitej Szlacheckiej. Na wiosnę planujemy Antyk - Rzym, Grecja, może trosz­kę Egiptu. Na przyszłe waka­cje powinny być dopracowa­ne walki konne.Jesteś osobą na prawdę ak­tywną zawodowo, bo pomi­mo, że studiujesz prawo i historię na KUL-u, dodat­kowo zaocznie zarządzanie na Wyspie, potrafisz prowa­dzić swoją firmę i nazwijmy to - kadrę pracowników. Jak udaje ci się utrzymać to wszystko w ryzach?- Kiedy ma się tyle na gło­wie, coś musi stracić czasem na rzecz innej powinności. W ten sposób opuściłem się w studiowaniu Zarządzania. Ale postaram się to wszyst­ko z czasem nadrobić. Tym, którzy chcą robić w życiu coś ciekawego mogę powiedzieć tylko tyle, że aby do czegoś

dojść, trzeba się poświęcić. Trzeba być przedsiębiorczym, myślę, że mi się to udaje.

Rozmawiał Mateusz Grzegorczyk fo

t. A

rchi

wum

Page 24: okiem eksperta: eru: studia Szkoła wstydu Zwierzenia Magdy

Wyższa SzkołaPrzedsiębiorczości i Administracji

WSPA w Lublinie

S P \

Studia I stopnia - licencjackie• Administracja• Dziennikarstwo i komunikacja społeczna• Finanse i rachunkowość• Politologia• Socjologia• Stosunki międzynarodowe• Zarządzanie /Studia I stopnia - inżynierskie• Informatyka• Transport

Studia II stopnia - magisterskie• Socjologia

Studia podyplomowe• Ponad 35 kierunków

Lokalna Akademia CISCO• Kursy CCNA i CCNP

Biuro Rekrutacji ul. Bursaki 12, 20-150 Lublin tel. 081 740 84 73, 087 740 84 11 [email protected] www.wspa.pl

4 / ublin*

kierunek WySPA

Nasze atuty: wykwalifikowana kadra dydaktyczna • wysokie stypendia - już od pierwszego semestru studiów • krajowe i zagraniczne staże i praktyki • certyfikaty językowe TOEIC, LCCI • certyfikat ECDL • certyfikat wewnętrznego audytora jakości BVQI • możliwość rozwoju własnych zainteresowań w kołach naukowych

przyjazna atmosfera studiów nowoczesny, własny budynek dydaktyczny • doskonale wyposażona biblioteka