40

Magazyn STYLE | marzec 2011

Embed Size (px)

DESCRIPTION

"Kto klopocze sie tym co było, traci terazniejszosc i ryzykuje przyszlosc." Francisco Quevedo. Zrobilismy lifting magazynu na wiosne i wybralismy sie z wizyta do wrozki. Dokladnie w tej kolejnosci, to nie wrozka zasugerowala lifting:-) Nawet kilka wrozek odwiedzilismy. To ostatnio bardzo dobrze rozwijajaca sie branza w naszym kraju. Ciekawe dlaczego? Kto korzysta z tych uslug i ile to kosztuje? Na te i inne pytania odpowie Rafal Rogowicz w artykule „Rozowa przyszlosc”. Z kolei Edward Wieczorek odkrywa tym razem dyrektora, ktory wymarzyl sobie, aby jego robotnicy mieszkali w sielskich warunkach, w domkach z ogrodkami pelnych kwiatow. Dlaczego? ...

Citation preview

Page 1: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 3: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 5: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 6: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 7: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 8: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 9: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 10: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 11: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 13: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 14: Magazyn STYLE | marzec 2011

U Sen niemalże utopijny, ale przecież już kilka lat wcze-śniej, w 1898 roku, angielski urbanista (choć z zawodu stenograf sądowy) Ebenezer Howard wydał w Londynie niewielką książeczkę pt. „Miasta ogrody jutra”. Głosił w niej swoją ideę opuszczenia przez ludzi wielkich i nie-zdrowych metropolii na rzecz miast-ogrodów. Miały one liczyć do 30 tys. mieszkańców, obejmować poprzedziela-ne pasami zieleni dzielnice o różnych funkcjach: miesz-kalnych, produkcyjnych, kulturalnych i rekreacyjnych. Zamożni i mniej zamożni żyliby obok siebie, więc byłby to świat bez kontrastujących ze sobą obszarów luksusu i nędzy. Pierwsze miasto-ogród, Letchworth w hrabstwie Hereford, zaczęło powstawać w 1904 r., budząc – jak to często bywa z nowymi ideami – niechęć u wielu. Dopie-ro po kilkunastu latach udało się Howardowi zbudować następne – Welwyn.

W tym samym czasie, kiedy powstawało Letchworth, dy-rektorowi Antonowi Uthemannowi przyśnił się tytułowy sen, który pomogli mu zrealizować dwaj architekci – kuzy-ni Georg i Emil Zillmannowie z podberlińskiego Charlot-tenburga. Miejsce dla owego miasta-ogrodu wybrano w lesie między Mysłowicami a Janowem.

dyrektora Uthemanna

Być może było tak, że dyrektor Anton Uthemann (1862-1935), szef koncernu „Spadkobiercy Jerzego von Giesche”, miał sen. Śniło mu się, że robotnicy koncernu, którym kieruje, mieszkają w sielskich warunkach, w małych dom-kach otoczonych ogródkami pełnymi kwiatów, mają wszelkie wygody, są zdrowi, zadowoleni, a przez to – bar-dziej pracowici i wydajni.

Spełniony sen

tekst i foto: Edward Wieczorek

www.magazynstyle.pl/15/201114

odkrywanie śląska

Page 15: Magazyn STYLE | marzec 2011

Od placu koncentrycznie rozchodziły się ulice, przy których w niewielkich ogródkach stało ponad 300 domków dla 600 rodzin. Dwu- i trzyrodzinne domki dla robotników oraz jedno-rodzinne dla dozoru i urzędników budowane były w 16 typach spośród 46 zaproponowanych Uthemannowi przez Zillman-nów, którzy projektami nawiązywali do górnośląskich wiej-skich lub małomiasteczkowych chałup – z charakterystycznymi dachami naczółkowymi i przyczółkowymi (półszczytowymi). Zróżnicowane kształty domków i ich różne ustawienie wzglę-dem ulic miało chronić osiedle przed wrażeniem monotonii. Wszystkie domy posiadały elektryczność, ale – choć ideę miast-ogrodów propagowali higieniści – osiedle Giszo-wiec nie było skanalizowane. Wodę, dostarczaną z sieci wodociągowej z podziemnego ujęcia i osiedlowej wie-ży ciśnień, czerpano z ulicznych ujęć usytuowanych co 100 m, zaś fekalia w przydomowych wygódkach groma-dzone były w beczkach wywożonych nocą. Transportowa-no je do położonej na skraju lasu kompostowni, zwanej przez mieszkańców swojsko „szajshalą”, gdzie ich zawartość mie-szana była z miałem torfowym, a beczki poddawano dezynfek-cji przy pomocy sprężonej pary. Powstały kompost przekazy-wano mieszkańcom do użyźniania przydomowych ogródków.

Na osiedlu istniała centralna pralnia i łaźnia dla kobiet i dzieci (mężczyźni kąpali się na kopalni) po to, by wil-goć w czasie kąpieli czy prania nie niszczyła domków. Na osiedlu zbudowano też kilka pieców chlebowych,w któ-rych zainteresowani wypiekali chleb lub ciasta. Obok domów jedno- lub dwurodzinnych na Giszowcu zbudowano też domy noclegowe dla samotnych robotników i kadry inżynierskiej (dziś nazwalibyśmy je hotelami robotniczymi), a na jego skra-ju, przy szosie do Murcek, powstała willa dyrektora general-nego, wspomnianego już tajnego radcy górniczego Anthona Uthemanna (nota bene – w okresie okupacji hitlerowskiej była rezydencją Fritza Brachta, Gauleitera Górnego Śląska).

Wykarczowano tam prostokąt 800x1200 m i w latach 1906-1910 zbudowano kolonię robotniczą dla pracow-ników eksploatowanych w pobliżu nowych pokładów (Reserve) kopalni „Giesche” („Wieczorek”), tworząc z niej w 1907 r. wydzielony obszar dworski Gieschewald (Giszowiec). Na terenie osiedla pozostawiono fragmenty bukowego lasu, stanowiące część zieleni osiedlowej. Wokół centralnej części osiedla, którą wyznaczał plac Pod Lipami, zgrupowano większość obiektów użyteczności publicznej: 3 szkoły, sklep spółdzielczy, gospodę z salą restauracyjną, teatralną i kręgielnią, nadleśnictwo (w Giszowcu mieścił się zarząd lasów koncernu „Spadkobiercy Jerzego von Giesche”). Tworząc osiedle, dyrektor Uthemann plano-wał umieszczenie na środku placu pomnika kanclerza Bismarcka, ale wybuch I wojny światowej i późniejsze decyzje polityczne dotyczące Górnego Śląska, uniemoż-liwiły realizację tego planu. Środek placu akcentuje obecnie samotny buk o obwodzie 345 cm.

4

3

2

1 - Dawne nadleśnictwo, obecnie przedszkole2 - Zachowany dom osiedla Giszowiec przy ul. Mysłowickiej3 - Dom przy ul. Górniczego Stanu4 - Dawna gospoda, obecnie Miejski Dom Kultury „Szopienice-Giszowiec”

Leżący na odludziu Giszowiec połączony był z sąsiednimi osie-dlami i zakładami siecią bitych dróg oraz linią kolejki wąsko-torowej towarowo-osobowej, nazywanej przez mieszkańców „Balkanem” (zlikwidowanej z końcem 1977 r.), która od 1914 r. woziła górników i urzędników do zakładów spółki „Spadko-biercy Jerzego von Giesche” na trasie Giszowiec – Nikiszo-wiec – szyb „Wojciech”, a od połowy lat 20. – także mieszkań-ców Giszowca, Nikiszowca i Szopienic. Pociąg robił dziennie 23 pary kursów, a jazda była bezpłatna!

Pomimo niezwykłej wartości urbanistycznej i fenomenowi so-cjologicznemu osiedla, w latach siedemdziesiątych i osiem-dziesiątych ubiegłego wieku, kiedy budowano osiedle kopalni „Staszic”, pod jedenastokondygnacyjne budynki wyburzono całą zachodnią część osiedla i kwartał północno-wschodni. Ten smutny fakt stał się kanwą filmowej opowieści Kazimie-rza Kutza „Paciorki jednego różańca”. Ocalałe fragmenty osiedla górniczego Giszowiec na szczęście w 1978 r. wpisano do rejestru zabytków województwa śląskiego, dzięki czemu możemy teraz oglądać to, co być może przyśniło się dyrekto-rowi Uthemannowi.

Mieszkający na obrzeżu Giszowca Uthemann ingerował w funkcjonowanie osiedla do gra-nic absurdu. Podpisany przez niego regula-min był niezwykle rygorystyczny. Określał on m.in., jakimi roślinami należało obsadzać ogródki od frontu, jaki kształt miały mieć kratki na pnącza lub jakie drobne zwierzęta można było hodować w przydomowym chle-wiku (zabroniono np. hodowli kóz).

www.magazynstyle.pl/15/2011 15

Page 16: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 17: Magazyn STYLE | marzec 2011

CZ takiego właśnie założenia wychodzi prezes Fundacji Opera Silesia Ewa Blaut, która jest pomysłodawczynią i organizatorem lekcji teatralnych w Operze Śląskiej dla młodzieży gimnazjalnej i licealnej. Warsztaty są pro-wadzone na sali koncertowej im. Adama Didura. Duże wsparcie wykazał dyrektor Opery Tadeusz Serafin i pra-cownicy, którzy zaangażowali się w realizację projektu, biorąc czynny udział w zajęciach z młodzieżą.

Zapytana, „Skąd ten pomysł edukacji?”, Ewa Blaut odpo-wiada: Pierwszy mój wyuczony zawód to artystka baletu. Ukończyłam bytomską szkołę baletową, a potem przez 8 lat pracowałam właśnie w zespole baletowym Opery Śląskiej. Ogromny sentyment do tej instytucji pozostał mi aż do dziś. Mimo że nie jestem jej pracownikiem, od wielu lat jestem z nią związana poprzez rożne działania. W gmachu Opery prowadziłam przez wiele lat restaurację, a od 2004 mam zaszczyt być prezesem Fundacji. Wracając jednak do meritum, edukacja artystyczna młodzieży jest bardzo ważnym motorem moich działań. „Klub Młodego Melomana” to nic innego jak okazja zapoznania młodych ludzi z tym gatunkiem sztuki, tyle że bliżej, od środka, bar-dziej zrozumiałe. Bytom ma taką perełkę, jedyną na połu-dniu Polski i nie wyobrażam sobie, żeby bytomskie dzieci mogły powiedzieć „nie byłem nigdy w operze”. Rolą rodzi-ców, nauczycieli i takich instytucji, jak ta, którą prowadzę, jest wskazanie naszym podopiecznym możliwości, które są w ich zasięgu. Oni sami będą decydować w życiu do-rosłym, z czego będą korzystać, o co zabiegać, ale dzisiaj my musimy im nasączyć skorupkę, bo „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”.

W następnych comiesięcznych spotkaniach Ewa Blaut wraz z Krystyną Jankowiak i Grażyną Konieczną popro-wadzą warsztaty z reżyserii, scenografii, technik teatral-nych, jak światło, dźwięk. Młodzież będzie mogła zajrzeć za kulisy, do sal, magazynów, pracowni malarskich, kra-wieckich i fryzjerskich. Każda lekcja kończy się zaprosze-niem przez Fundację jednej klasy na wybrany spektakl. Od początku projektu uczestniczyło już w spektaklach około 200 uczniów. Realizacja tego przedsięwzięcia jest możliwa dzięki wielkiemu zaangażowaniu Katarzyny Mi-chalskiej, koordynatorki, metodyka, nauczycielki - to ona jest „mostem” pomiędzy Fundacją, a Młodymi Meloma-nami.

Inicjatywa skierowana jest do młodzieży w wieku gimna-zjalnym i licealnym. Osoby zainteresowane bezpłat-nym uczestnictwem w lekcjach teatralnych, zarówno klasy jak i osoby indywidualne proszone są o kon-takt pod nr telefonu 32 282 55 97 od poniedziałku do piątku w godz. od 9:00 do 16:00 (zajęcia odbywają w godzinach pozalekcyjnych).

CZYM SKORUPKA ZA MLODU...

Młodzież miała okazję z bliska zobaczyć tańczący duet z Romea i Julii

www.magazynstyle.pl/15/2011 17

lokalnie zapaleni

Page 18: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 20: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 22: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 25: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 26: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 28: Magazyn STYLE | marzec 2011

Kleczenia

kolorem

tekst: Wojciech Kozłowskifoto: Paweł Wach, Maciej Kot

Jesteśmy w izbie przyjęć. Łukasz coraz bardziej boli ta złamana ręka. Nie wiem, po co słoń ma trąbę.

Nie wiem, dlaczego jest na tej ścianie. Kochanie, pan doktor pyta, czy coś jeszcze cię boli!

Kolorowa krucjata rozpoczęła się w 2000 roku. Wtedy po raz pierwszy Maciej Kot podniósł rękę na szarą lamperię i zamienił szpitalną salę w krainę baśni. Rozpoczęta z Funda-cją Jolanty Kwaśniewskiej „Porozumienie bez barier” akcja „Motylkowe szpitale” odmieniła dziecięce oddziały. Odmie-niła też Macieja Kota. Przekonywał kolejnych dyrektorów szpitali, że wśród kolorowych ścian ból jest mniejszy, a Ci pozwalali mu na wiele. Swój „ślad” zostawił już w 105 szpi-talach, gdzie – w co głęboko wierzy – dzieci cierpią mniej i łatwiej znoszą trudy choroby.

Nie martw się, zrobimy zdjęcie. Ale musisz stać nieruchomo, jak ten krokodyl z poczekalni.

Pamiętasz? widzieliśmy takiego w ZOO.

Hipokrates twierdził, że uśmierzenie bólu jest rzeczą boską. Maciej Kot wykorzystuje do tego farby. I wykorzystuje też in-nych. Na oddziałach dziecięcych, które zamieniane są w baj-kowe krainy, co rusz zjawiają się ciekawi goście. W ramach projektu „Ultradźwięki barw” zapraszani są muzycy, którzy nadają przedsięwzięciom pozytywne brzmienie. Z Maciejem współpracowały już takie muzyczne tuzy, jak Maleńczuk, Jo-pek czy Przemyk. Był też Panasewicz, Kasa i zespół Negatyw. Malowali też z nim polscy aktorzy i kabareciarze. Teraz ma-rzy mu się artystyczna współpraca z gwiazdami światowego formatu. Bo paszport już ma i nawet zrobił z niego użytek. Już Paryż staje się bardziej kolorowy. Jego projekty spotkały się również z dużym zainteresowaniem fundacji kierowanej przez Bernadette Chirac - Fondation Hopitaux de Paris - Ho-pitaux de France.

Kolejny zastrzyk, ko-lejny gorzki lek, koleje dni spędzone w łóżku – to codzienność wielu małych pacjentów, któ-rym dzieciństwo, za- miast na zabawie, mija w szpitalnych salach. A my, dorośli, tak bez-silni wobec ich choroby. Bo co można zrobić, jak

pocieszyć? Ale zdaje się, że ktoś zna-lazł odpowiedź na to pytanie. I choć pewnie to jedna z wielu odpowiedzi, to warta jest naszej uwagi.

Sztuka

www.magazynstyle.pl/15/201128

miejsca i ludzie

Page 29: Magazyn STYLE | marzec 2011

Świnki, myszki, a przede wszystkim koty – to arcy-dzieła ścienne, które każ-dego dnia, walczą z tym wielkim i tym mniejszym bólem, z grymasem na twarzy i smutkiem wielu polskich dzieci.

SztukaKot to nie tylko malarz „ścienny”. Nie jest mu obce malowanie „na poważnie”. Niegdysiejsze kobiety, ro-dem z lat 30. i 40 XX w. zerkają z portretów, pod którymi nie brak pochleb-nych komentarzy.

Gips nie wystarczy. Potrzebna jest operacja. Zobacz, ta żyrafa ma bandaż na nodze!

Chyba też się przewróciła.

Świnki, myszki, a przede wszystkim koty – to arcydzieła ścienne, które każdego dnia, walczą z tym wielkim i tym mniejszym bólem, z grymasem na twarzy i smutkiem wielu polskich dzieci. Ale są też obrazy, które mimo że są wysta-wione w największej galerii świata – na Facebooku – takiej popularności jeszcze nie zyskały. Bo Kot to nie tylko malarz „ścienny”. Nie jest mu obce malowanie „na poważnie”. Nie-gdysiejsze kobiety, rodem z lat 30. i 40 XX w. zerkają z portre-tów, pod którymi nie brak pochlebnych komentarzy. Artysta zarzeka się, że niebawem tej sztuki dorosłej będzie więcej. I będzie wystawiana nie tylko w wirtualnych galeriach.

Napij się. Po operacji zawsze trochę boli. Lekarz mówi, że jest dobrze. Która rybka podoba

Ci się bardziej, ta różowa czy ta niebieska?

Maciej Kot czasami odkłada pędzel, zdejmuje zaplamione farbą ubranie i... działa. Teraz jest rzecznikiem prasowym w Szpital Dziecięcy im. prof. dr. med. Jana Bogdanowicza w Warszawie i konsultantem do spraw kreatywności i kultu-ry organizacyjnej. W tym roku kończy studia podyplomowe z coachingu. Co jeszcze dorzuci do bogatej - jak na rocznik 76 - biografii? Nagrodami mógłby obdzielić wielu. Odznaczony został m.in. Złotą Honorową Odznaką Zasłużonych dla Wo-jewództwa Śląskiego, jest Przyjacielem Fundacji „Uśmiech Dzieciom”. Inicjuje różnorodne akcje i pracuje nad kolekcją mody dziecięcej, o której jednak nie chce mówić, bo twier-dzi, że to tajemnica.

Hura, wychodzę do domu! Mamo, zróbmy zdjęcie tym świnkom!

Mówi, że uprawia sztukę leczenia kolorem. I choć brzmi to może nieracjonalnie, to w środowisku medycznym aktyw-ność twórczą Macieja doceniają wszyscy. Lekarze i pielę-gniarki w kontakcie z małym pacjentem chętnie odwołują się do bajkowych postaci, które zdobią ściany szpitalnych pokoi. To czasami doskonały pretekst, by nawiązać pierwszy kontakt z dzieckiem, skierować jego uwagę na coś pozytyw-nego, ale i odwrócić uwagę, gdy trzeba przeprowadzić bole-sną czynność. Maciej Kot to już marka. Tylko jak przyczepić myszy metkę „Kot”? Na szczęście Maciej jest też specjalistą PR-u kreatywnego, więc pewnie coś wymyśli.

www.magazynstyle.pl/15/2011 29

Page 30: Magazyn STYLE | marzec 2011

FRallye Automobile Monte Carlo odbywał się w styczniu. Przez lata stosowano formułę zlotu gwiaździstego. Uczest-nicy prestiżowej imprezy dojeżdżali na trasę rajdu z wybra-nego przez siebie punktu Europy. Holenderska załoga zie-lonego Fiata 500 A Topolino numer startowy 107 wybrała Tallinn. 17 stycznia 1939 roku o 19.41 kierowca Cornelis Kruyit i dziennikarz Anthony van Kampen wystartowali z za-śnieżonej stolicy Estonii. Na kołach zamontowano łańcuchy, które polepszyły trakcję. Termos z gorącą kawą i ciepła odzież pełniła rolę „ogrzewania”, które wówczas było rzadkością nawet w ekskluzywnych limuzynach. Mróz sięgał -15 stopni. O zimowym płynie do spryskiwaczy nikt wówczas nie słyszał. Pilot musiał własnoręcznie przecierać zamarzającą szybę. W nocy padał śnieg, który przysypał wąską i słabo oznaczoną szosę. 18 stycznia rano Holendrzy osiągnęli Rygę. Siedem godzin później byli już w Kownie, by wieczorem przekroczyć granicę III Rzeszy w okolicach Królewca. Do zaśnieżonej Warszawy wjechali 19 stycznia 1939 roku. Skrupulatny sędzia rajdowy zanotował, że nastąpiło to o godzinie 6.17. Dalsza trasa wiodła przez niemieckie autostrady koło Berlina, Unna, holenderskie Venlo, Onhaye w Belgii i Francję - Dijon, Grenoble, Gap, Le-vens. Gdy w regulaminowym czasie, po sześciu dniach jazdy, przekroczyli linię mety, Monte Carlo przywitało ich słońcem, temperaturą powyżej 10 stopni i szumem Morza Śródziem-nego. Najwyższe podium należało ex aequo do francuskich załóg Trevoux/Lesurque (Hotchkiss) oraz Paul/Contet (Dela-haye). Wyczyn Holendrów wzbudził sensację wśród innych kierowców oraz dziennikarzy i stał się słynny w całej Euro-pie. Przed startem niewiele osób dawało im szanse na dojazd do Monte Carlo. Nie po raz pierwszy okazało się jednak, że siła woli i duch walki są ważniejsze od dużej mocy i doskona-łych osiągów. Przejazd fi ata zgasił złośliwe uśmiechy na twa-rzach sceptyków. Znacznie większe auta odpadły z powodów

myszka, która zadziwiła świat!

FIAT TOPOLINOawarii technicznych. Najmniejszy ówczesny fi at świetnie zdał trudny egzamin osiągając metę bez najmniejszej usterki. Anthony van Kampen utrwalił rajdowe emocje na kartach powieści-reportażu Het groote Rally avovtuur, która stała się bestsellerem w Holandii i kilku innych krajach.

Trasa z 1939 roku (ok. 6000 kilometrów, warunki zimowe, temperatury od -15 do 10 stopni) 17-23 styczeń 1939 roku. Talllin-Królewiec-Warszawa-Poznań-Berlin-Unna-Venlo -Onhaye-Dijon-Lyon-Grenoble-Monte Carlo.

Historia Fiata 500 TopolinoDwuosobowy Fiat 500 był produkowany w latach 1936-54 z wojenną przerwą. Kolejne wersje oznaczono literami A, B i C. Ze względu na małe rozmiary i popularny wówczas sza-ry kolor zyskał sympatyczny przydomek Topolino (myszka). Pojazd ważył poniżej 400 kilogramów. Wbrew ofi cjalnej na-zwie czterocylindrowy silnik chłodzony cieczą, dzieło inży-niera Dante Giacosa, miał pojemność 569 ccm. 13-konny silnik rozpędzał niewielkie auto do 85 km/h. Przed woj-ną licencję na „pięćsetkę” zakupiła francuska Simca jako Simca Fiat 5 oraz niemieckie NSU. Montowano je także w zakładach Austro-Fiat. Poza standardowym nadwoziem w drezdeńskiej fi rmie Glaeser budowano dwie odmiany nad-wozi kabriolet, Weinsberg wyprodukował niewielką ilość stylowych nadwozi Spider. Już w 1936 roku pierwsze egzem-plarze trafi ły do salonów Polskiego Fiata, zdobywając dużą popularność. W Polskich Zakładach Inżynierii w Warszawie powstała krótka seria Fiata 500 A. Po wojnie kontynuowano produkcję we Francji i Włoszech. U schyłku lat 40. nadwozie „pięćsetki” zmodernizowano jeszcze dwukrotnie. Pod koniec lat 40. do klientów trafi ły praktyczne odmiany: Giardiniera i oklejone drewnianym ozdobami w stylu amerykańskich woody wagon - Belvedere. Były to pierwsze prawdziwe kom-bi produkcji turyńskiego koncernu. Produkcję modelu 500 C zakończono w 1954 roku. Topolino miał dwóch następców: Fiat 600 (1955) i 500 Nuova (1957). Obydwa pojazdy mocno zmotoryzowały Włochy, a przy okazji wiele innych krajów Europy.

Dziś Fiat Topolino jest wdzięcznym klasykiem. W niewielkiej Holandii Topolino Club Nederland liczy ponad 250 członków. W Polsce ilość jeżdżących Topolino szacuje się na kilkana-ście sztuk.

...........................................................

Krótka historia Rajdu Monte Carlo17-23 styczeń 1939 rokuF

Źródło: Fiat Auto Poland

www.magazynstyle.pl/15/201130

motoryzacja

Page 32: Magazyn STYLE | marzec 2011

“MMMA, czyli Mixed Martial Arts – to dyscyplina sportowa, w której zawodnicy wykorzystują elementy różnych sztuk i sportów walki w ramach ściśle określonych reguł. Pod-stawą jest boks (także kick-boxing i boks tajski), połączony z grapplingiem (zapasy, sambo, judo, jiu-jitsu oraz jego bra-zylijska odmiana BJJ). Czasem stosuje się elementy karate kyokushin lub taekwondo. Walki MMA odbywają się na zwykłym ringu bokserskim lub w „klatkach” – tak potocz-nie nazywa się ringi różnych kształtów, otoczone siatką. – Jeśli ktoś twierdzi, że MMA jest walką bez zasad, to nie ma o tym najmniejszego pojęcia. To sędzia decyduje, kie-dy przerwać pojedynek, nawet jeśli zawodnik nie chce się poddać – mówi Sławomir Szamota z tyskiego klubu Bastion, wielokrotny mistrz Polski BJJ. Podobnie uważa Przemysław Matyjaszek, trzykrotny medalista mistrzostw Europy w judo, uczestnik Igrzysk Olimpijskich w Pekinie.

nie wszystkiechwyty

dozwolone!

MMA tekst: Anna Cichowskafoto: www.kswfoto.com, www.mmac.pl

– Ta dyscyplina może sprawiać wrażenie brutalnej, ale taka nie jest, a kontuzje zdarzają się w każdym sporcie, w judo także – mówi zawodnik Czarnych Bytom. – Zresztą krążą pogłoski, że grappling, który jest elementem mieszanych sportów walki, ma być pokazową dyscypliną na igrzyskach olimpijskich – dodaje.

Historia MMA związana jest z rodziną Gracie – twórcami brazylijskiego jiu-jitsu (BJJ). Od lat 20. XX wieku Gracie niepodzielnie królowali w tej dyscyplinie. Stosując dźwi-gnie i duszenia zwyciężali wszystkich – bokserów, judoków czy zapaśników. W latach 90. MMA dotarło do USA. Wraz z powstaniem organizacji UFC (Ultimate Fighting Championship) nastąpiła zmiana zasad pojedynków. Z czasem wprowadzono coraz większe ograniczenia, a walki stały się bezpieczniejsze. Niektóre organiza-cje MMA zaczęły promować także walki kobiet.

W Polsce ta dyscyplina jest coraz bardziej popularna. W wie- lu klubach sportów walki powstają sekcje MMA. Istnieje Polskie Zrzeszenie Amatorskiego MMA, które skupia 12 klu- bów z całej Polski. Ich celem jest zarejestrowanie miesza-nych sportów walki w spisie dyscyplin Ministerstwa Spor-tu i Turystyki, a w przyszłości przekształcenie się w zwią- zek. Dawałoby to, między innymi, możliwość ubiegania się o stypendia sportowe dla utalentowanych zawodników.

W ramach Konfrontacji Sztuk Walki, największej w Pol-sce organizacji promującej walki MMA, współpracuje ze sobą kilka klubów. Między innymi są to Andrenalina Fight Częstochowa, którego założycielem jest Krzysztof Kułak, Silesian Cage Club Katowice, gdzie trenerem jest pionier jiu-jitsu na Śląsku, Tomasz Bronder, czy Bastion Tychy, jeden z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce.

............................................................

Wbrew powszechnie panującej opi-nii wyłupywanie oczu, gryzienie lub plucie na przeciwnika, uderzenia w krocze, celowe wkładanie palców w otwory ciała, ciosy w kręgosłup czy uderzenia w gardło to przykłady wy-kroczeń, za które sędzia może odjąć punkty. Mało tego. Jeśli sędzia uzna faul za szczególnie rażący, zawodnik zostaje zdyskwalifikowany. Dlaczego więc MMA cieszy się złą sławą? Być może nie wszystko wiemy o tej dys-cyplinie sportu, która zdobywa coraz większą popularność.

Jan Błachowicz - mistrz świata w Muay Thai

www.magazynstyle.pl/15/201132

sportowy charakter

Page 33: Magazyn STYLE | marzec 2011

“– MMA to widowisko. W Spodku Krzysiek Kułak wjechał na scenę wozem bojowym. Ludzie chcą zobaczyć coś nowego, zaskakującego. W ten sposób organizatorzy przyciągają klientów. A sport to także marketing – dodaje judoka.

Swoich sił w MMA próbują najczęściej zawodnicy doświad-czeni już w innych stylach. Bywa jednak, że do klubów zgłasza się młodzież, zafascynowana skutecznością tych walk oraz ich widowiskowością. – Trudno powiedzieć, czy popularność MMA może być za-grożeniem dla młodzieży. To zależy od sposobu prowadze-nia treningu. Jeśli do klubu przyjmowani są już 13-latko-wie lub młodsi, a trenerzy stosują techniki uderzeniowe, to głupota – mówi Przemysław Matyjaszek. – Dzieci nie mają jeszcze wyobraźni, można je wtedy okaleczyć. Takie techniki powinno się stosować dopiero na treningach ze starszą młodzieżą – dodaje olimpijczyk.– W każdym systemie walki zasady są podstawą. Trenu-jemy, aby poprawić kondycję, walczymy jedynie na zawo-dach, nie na ulicy. Nawet tym agresywnym, po naprawdę ciężkich treningach, odechciewa się bijatyk – dodaje Sła-womir Szamota, trener tyskiego klubu Bastion.

Czy mieszane sztuki walki są krwawym sportem w klatkach, czy nową dyscypliną popularyzującą zdro-wego ducha, zasady fair play i szacunek do przeciw-nika? A może to wielki sportowy biznes, gdzie liczy się tylko poziom emocji, adrenaliny i ogromne pie-niądze? Kierunek rozwoju wszechstylowej walki wręcz w Polsce i na świecie pokaże, ile prawdy jest w starym powiedzeniu chińskiego mistrza, Tung Tsung Ni: Najlepiej jest wygry-wać sercem, gorzej zdobywać twierdzę, a najgorzej jest wygrywać przez przemoc.

Historia MMA związana jest z rodziną Gracie – twórcami brazylijskiego jiu-jitsu (BJJ). Od lat 20. XX wieku Gracie niepodziel-nie królowali w tej dyscy-plinie. Stosując dźwignie i duszenia zwyciężali wszystkich - bokserów, judoków czy zapaśników.

............................................................

............................................................Krzysztof Kułak vs. Daniel Dowda MMA Challengers. Bartosz „Alex” Różycki podczas przerwy

KSW stworzyła pierwszą kontraktową zawodową grupę pro-motorską – KSW Team. Walczą w niej najlepsi: Jan Błacho-wicz – pierwszy polski mistrz świata Muay Thai (boks tajski), Antoni Chmielewski – członek kadry olimpijskiej w judo, Maciej Górski – pierwszy zawodowy mistrz świata karate full contact, Krzysztof Kułak – medalista mistrzostw Brazylii w BJJ, czy Daniel Dowda – medalista grapplingowych zawo-dów w Europie.

Fani MMA coraz częściej mogą oglądać gale i zawody na żywo, także na Śląsku. W katowickim Spodku tur-niej KSW, z czołowymi europejskimi zawodnikami, przyciągnął 12 tysięcy widzów. Mniejszej rangi gale i tur-nieje w naszym regionie odbywały się w bytomskiej Elektro-ciepłowni Szombierki (gala MMA Challengers), gościnnie w klubie Czarni Bytom (turniej Hadaka Waza), oraz w Spodku (KSW, MMA Challengers, Irigumi – Go).– Można powiedzieć, że powstają nowe firmy, czy przed-sięwzięcia sportowe na wielką skalę – mówi olimpijczyk Przemek Matyjaszek.

www.magazynstyle.pl/15/2011 33

Page 34: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 35: Magazyn STYLE | marzec 2011

04.03.

Operetka jest niczym most przerzucony nad rwącą rzeką, która dzieli radykałów krzyczących „Tylko teatr!”, „Tylko opera!”. Teraz szykuje się wyśmienita okazja, by porzucić jedynie słuszne poglądy, bo na gliwickiej scenie królować będzie „Wesoła wdówka”. W nowej inscenizacji, którą reżyseruje Maria Sartova, zo-baczymy i usłyszymy Grażynę Brodzińską. Można już sobie nucić „Usta milczą, dusza śpiewa…”

Wesoła wdówka – premiera Gliwicki Teatr Muzyczny, godz. 19.00

04.03.

Eric-Emmanuel Schmitt – trzeba przyznać – potrafi pisać bestsellery. Po „Oskarze i Pani Róży” uznanie czytelników zyskały „Małe zbrodnie małżeń-skie”. To zabawna i pełna zaskakujących zwrotów akcji opowieść o kochających się niegdyś ludzi. Niegdyś, bo po 15 latach małżeństwa już tak różowo nie jest. Reżyserem spektaklu w Teatrze Śląskim jest Grzegorz Kempinsky, a w roli niegdyś zakochanych Ewa Kutynia i Marcin Szafarz.

Małe zbrodnie małżeńskie – premieraTeatr Śląski, Katowice, godz. 18.30

06.03.

Transmisje z największych światowych scen weszły już chyba na stałe do repertuaru katowickich instytucji kultury. Po transmisjach z Metropolitan Opera w Nowym Jorku, czas na przekaz z Teatru Bolszoj. Jeden z najwy-bitniejszych zespołów baletowych na świecie zaprezentuje „Don Kichota”. Zabawne przygody błędnego rycerza i jego dzielnego giermka przedsta-wione są w licznych obrazach przybierających postać wariacji solowych, duetów i tańców zespołowych.

Don Kichot – Transmisja Teatru BolszojKinoteatr „Rialto”, Katowice, godz. 17.00

11.03.

[Ja]3 czyli dwa do jednego Tomasza Jachimka to przezabawny i mądry spektakl komediowo- kabaretowy. Przygotowany na scenie Teatru Konsekwentnego przez Trzech Najlepszych: Tomasza Jachimka, Jerzego Jana Połońskiego i Adama Sajnuka. Historia jest prosta – 34-letni mężczyzna po zawale serca dowiaduje się w zwięzłych słowach od swego lekarza, iż życie teraz to już kompletnie inna rzeczywistość: koniec beztroski, koniec ze spontanicznością, z przyzwoleniem na słabości i rozrywki. Mimo że temat poważny – uśmiać można się do łez. Warto zarezerwować miejsce w chorzowskiej Sztygarce!

[Ja]3 czyli dwa do jednegoChorzów, Sztygarka, godz. 19.00

08.03.

W takich muzycznych okolicznościach, jakie szykuje nam Ewa Uryga i Brian Fentress z USA, może zdarzyć się wszystko, bo kiedy zabrzmi „When I fall in love” Luisa Armstronga, mogą obudzić się uśpione emocje. W romantycznym nastroju utrzymywać nas będą utwory z najnowszej płyty Ewy Urygi „Jedno spojrzenie”. Po tym koncercie bez wątpienia będziemy gotowi na miłosne unie-sienia, których – jak co roku – spodziewamy się przecież na wiosnę.

Koncert Ewy Urygi WHEN I FALL IN LOVE - Kiedy się zakochamOpera Śląska, Bytom, godz. 19.00

www.magazynstyle.pl/15/2011 35

zapowiedzi

Page 36: Magazyn STYLE | marzec 2011

11.03.

Dawno na Śląsku nie było Afro Kolektywu. Ten założony w 1994 roku był pierw-szym zespołem w Polsce grającym Organiczny Hip-Hop (tworzony bez użycia sampli). Ich płyty cieszyły się dużym powodzeniem, a gości na nich było co nie miara. Z Afro Kolektywem nagrywali muzycy znani z takich zespołów jak: Muchy, Kapela Ze Wsi Warszawa czy Grupa MoCarta, Furia Futrzaków oraz doskonali muzycy jazzowi – m.in. Marcin Masecki czy Łukasz Poprawski. Ale to już historia. W tym roku ukaże się nowa płyta tego kolektywu, a koncert będzie dobrą okazją, by zapoznać się z nowymi muzycznymi pomysłami tej grupy.

Afro Kolektyw – koncertOko Miasta, Katowice, godz. 20.00

18.03.

Czy Śląsk to kraina umarłych? Czy ciężka, fizyczna praca górników i hutników to kara za narażenie się bogom? Takie skojarzenia serwuje nam Tomasz Tomaszewski tytułując swoją wystawę „Hades?”. Niezwykle barwne fotografie, które zobaczymy, a które powstały w ramach projektu „Cześć Pracy”, nie przenoszą nas jednak na Pola Elizejskie – do tej „dobrej” części Hadesu. Cóż, na szczęście zobaczymy piekielnie dobre zdjęcia.

Wernisaż fotografii Tomasza Tomaszewskiego „Hades?”Skansen Górniczy „Królowa Luiza”, Zabrze, godz. 18.00

18.03.

To dość osobliwy film, bo reżyser wziął na warsztat obraz Pietera Bruegla pt. „Droga krzyżowa” i odczytuje go dzięki najnowszej technice filmowej. W produkcji wykorzystano bowiem technologię CGI (wykorzystana m.in. w „Awatarze”) oraz 3D. Majewski wybrał 12 spośród około 500 postaci, które znajdują się na obrazie i śledzi ich losy. W rolach głównych: Rutger Hauer, który wcielił się w postać Bruegla, Michael York zagrał kolekcjonera obrazów, oraz Charlotte Rampling jako Maria.

Na ekrany wchodzi „Młyn i krzyż” w reżyserii Lecha Majewskiego

18-20.03.

Co wrażliwsi na wdzięki szczekających czworonogów muszą zarezerwować sobie czas, bo do Spodka zjeżdżają psy z najlepszych polskich i europejskich hodowli. Będzie więc można podzi-wiać pieskich arystokratów, na sukces których pracuje cały sztab ludzi: fryzjerzy, manicurzyści, a także masażyści. Oślepieni psim blaskiem nie zapomnijmy o naszych podopiecznych i kupmy im podczas wystawy jakiś przysmak. Na pewno swojsko pomachają do nas ogonem.

XVI Międzynarodowa Wystawa Psów RasowychSpodek, Katowice

19.03.

To będzie noc w „krainie łagodności”, a rano nie będzie nam smutno, że to był tylko sen! Bo to będzie bezsenna noc, podczas której na scenie pojawią się m.in. Renata Przemyk, Beata Stępniak-Wilk i Stanisław Soyka. Tej nocy odbę-dzie się również ogólnopolska premiera tomiku wierszy i piosenek lirycznych Marleny Zynger „Czas śpiewu kobiety. Odsłona pierwsza”, której towarzyszyć będzie spektakl. Po takiej mieszance muzyczno-poetycko-teatralnej powinniśmy być już dobrze nastrojeni do stojącej za progiem wiosny.

Festiwal „Nastroje” Centrum Kultury Katowice, godz. 20.00-05.00

www.magazynstyle.pl/15/201136

zapowiedzi

Page 37: Magazyn STYLE | marzec 2011

Wernisaż fotografii Tomasza Tomaszewskiego „Hades?”

21-27.03.

7 spektakli w 7 dni! To nie próba bicia rekordu, ale propozycja dla najmłodszych, którzy kochają bajki. „Czerwonego kapturka”, „Podróży Guliwera”, „Tajemniczego ogrodu” czy „Ani z Zielonego Wzgórza” nie trzeba szczególnie polecać, bo to zawsze mile widziane historie, ale na gliwickiej scenie gościć także będą „Szałaputki”, czyli niesforne kurczaki i ich podwórkowe perypetie. Będzie też „Malutka czarownica”, która potrafi wykorzystać magiczne zaklęcia i trzy pingwiny, które zostały uratowane z potopu. Ale o tym w spektaklu pt. „Na Arce o ósmej”.

XVII Dziecięce Spotkania TeatralneGliwicki Teatr Muzyczny/Kino Amok, Gliwice

26.03.

BRAZILIAN - POLISH CONNECTION - to zespół na którego koncercie usłyszeć można gorące, połu-dniowe rytmy, takie jak: samba, rumba, reagge, bossa nova... Podstawą tego projektu jest pocho-dzący z Brazylii artysta Guil Guimaraes, który przybliża polskiej publiczności swoje muzyczne korzenie, prezentuje własne kompozycje, jak również interpretuje znane standardy latino – jazzu. Skład: Guil Guimaraes – gitara basowa / wokal, Tomasz Mucha - skrzypce, Tomasz Bura – piano, Przemysław Smaczny - perkusja. Bilety po 10 i 15 zł!

Koncert BRAZILIAN - POLISH CONNECTIONBCK, Jazz Club FANTOM, Bytom, godz. 19.00

29.03.

Spektakl opowiada historię jednego wieczoru z życia szóstki bohaterów. Pozornie zwykłe spotkanie nasycone jest absurdem i groteską. Dialogi między znajomymi gubią się w niejasnej konwencji i formie, co w ostateczności odsłania niemoc porozumienia między bliskimi sobie osobami. Irracjonalność zachowań w banalnych okolicznościach prowadzi do sytuacji komicznych i tragicznych zarazem.

„Łysa śpiewaczka” w wykonaniu grupy teatralnej A(p) OVO Teatr Korez, Katowice, godz. 18.00

26.03.

Spektakl oparty na motywach autentycznego wydarzenia. Autor Artur Pałyga, reżyseria Łukasz Wit Michałowski. 16 sierpnia 2007 roku żołnierze z 18 batalionu powietrzno-desantowego z Bielska-Białej, służący na misji w Afgani-stanie, ostrzelali zabudowania w pobliżu wioski Nangar Khel. Śmierć poniosło sześć osób, trzy zostały ciężko ranne. Wśród poszkodowanych znajdowały się kobiety i dzieci. Ciężko rannych przewieziono później na leczenie do Polski, a rodzinom zabitych wypłacono odszkodowania. Uczestniczący w zdarzeniu bielscy komandosi stanęli przed sądem pod zarzutem ataku na niebroniony obiekt cywilny. W poszukiwaniu teatralnej prawdy twórcy przedstawienia korzystali z konsultacji mieszkającej w Polsce Afganki, rozmawiali również z uczestniczącymi w zdarzeniu żołnierzami.

Bitwa o Nangar Khel – PREMIERA!Teatr Polski , Bielsko – Biała, godz. 18:00

26.03.

Klasztor Shaolin to mekka Kung-fu. Ten hermetyczny jeszcze nie tak dawno świat mnichów staje się dla nas dostępny. Podczas 2-godzinnego widowiska przeniesiemy się w czasie i przestrzeni, do starożytnych Chin sprzed 1500 lat, a mistrzowie zaprezentu-ją mrożące krew w żyłach sceny walk, do których używają rozmaitych rodzajów broni np. włócznie, halabardy, potrójne cepy, łańcuchy. Co odważniejsi widzowie będą mogli sprawdzić swoje umiejętności na scenie.

Dom Muzyki i Tańca, Zabrze, godz. 18.00

28.03. Teatra Rozrywki, Chorzów, godz. 18.00

Legend Of Shaolin

www.magazynstyle.pl/15/2011 37

zapowiedzi

Page 38: Magazyn STYLE | marzec 2011
Page 39: Magazyn STYLE | marzec 2011