3

Magazyn Armia - wywiad z Norbertem Rudasiem

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Wywiad z pracownikiem Vena Art

Citation preview

Page 1: Magazyn Armia - wywiad   z Norbertem Rudasiem
Page 2: Magazyn Armia - wywiad   z Norbertem Rudasiem

WYWIADY

Na płycie dołączonej do poprzedniego numeru ARMII znalazły się nowe produkcje Vena Art związane z kampanią Narodowych Sił Rezerwowych. To kolejna kampania MON, którą obsługujecie. Vena Art specjalizuje się w produkcjach militarnych?

– Nie cała agencja, ale wydzielony zespół powołany w 2008 roku, który ma na swo-im koncie kampanie telewizyjne „Zawód żołnierz” i „NSR. Pasja i wyzwanie”, prze-wodnik po specjalnościach wojskowych oraz liczne projekty związane z promocją wyrobów polskiego przemysłu zbrojenio-wego: moździerza samobieżnego, Platformy Minowania Narzutowego, robotów Scout i Ibis, projektu TALOS. Vena Art to typo-wa agencja 360°, czyli taka, która oferuje integrację w  jednym miejscu wszystkich narzędzi komunikacji marketingowej. Woj-sko i przemysł zbrojeniowy to część naszej działalności – obsługujemy również duże marki „cywilne” i zajmujemy się marketin-giem miejsc, ale zawsze z niecierpliwością czekamy na kolejny projekt tego typu.

Co się zmieniło w Vena Art od czasu kampanii „Zawód żołnierz”?

– Przyswoiliśmy praktyczną wiedzę o spe-cyfice branży i  wyznaczyliśmy nowe cele. Chodzi o maksymalne wykorzystanie na-szych kompetencji, czyli planowania, wyko-nania i integracji różnych narzędzi marketin-gowych w ramach obsługi konkretnej firmy. Akurat w tej branży Vena Art kojarzona jest głównie z filmami, a to tylko jedno z narzę-dzi, które oferujemy. Teraz kładziemy nacisk na kompleksowość – nie zawężamy działania w obrębie jednego typu komunikacji. Tym zajmuje się wiele firm. My idziemy dalej, ofe-rujemy bardziej złożone i komplementarne rozwiązania. Po to powstał w Vena Art Dom Produkcyjny oraz rozbudowaliśmy dział IT i nowych mediów. Dysponujemy teraz wła-snym studiem filmowym z montażownią, studiem animacji i compositingu, studiem green box oraz bardzo nowoczesną techniką zdjęciową. Obecnie szykujemy się do kolejne-go etapu rozbudowy i dalszego zwiększania możliwości. Kto stoi w miejscu, ten się cofa.

Rozmowa z Norbertem Rudasiem, reżyserem, scenarzystą i menadżerem agencji reklamowej Vena Art

Inne spojrzenie na promocję obronności

Czy może Pan porównać prace nad kampanią „Zawód żołnierz” i filmami o NSR?

– Wzrastają oczekiwania i  zmieniają się zasady współpracy. Wojsko oswaja się z faktem, że musi konkurować na cywilnym rynku pracy. Dlatego zmian w stosunku do poprzedniej kampanii było bardzo dużo.

Po pierwsze, żadnych „ciał obcych”, czyli korzystania z ujęć archiwalnych. Był czas na spokojny objazd planów, ustalenie dostęp-ności konkretnego sprzętu i zasad współ-pracy. Jeżeli coś nie było w danym okresie możliwe do realizacji, nie sięgaliśmy do ar-chiwum, lecz modyfikowaliśmy scenariusz.

Po drugie – Prowadzący. Nie chciałem aktora, tylko żołnierza. Jak zrobić casting? Przecież to nie agencja aktorska, gdzie prze-glądam zdjęcia, czytam o doświadczeniu, wstępnie wybieram obsadę i dostaję próbki video z odegranymi scenkami. Tu pomógł fakt, że jestem na bieżąco z tym, co dzieje się w naszej armii. Od razu wskazałem kilka osób, w tym pewnego chorążego, o którym nie wiedziałem, jak się nazywa, ani gdzie służy. Dwa lata wcześniej, przeglądając ar-chiwalia do filmu „Siły Zbrojne RP” zoba-czyłem fragment jakiegoś wywiadu z jego udziałem. Zapytałem o ten wywiad w MON

i szybko poinformowali mnie, o kogo cho-dzi. Kilka dni później poznałem chor. Mar-cina Szuberta, rzecznika prasowego SPWL, który został Prowadzącym w filmie o NSR. Poradził sobie znakomicie, nawet z niezwy-kle trudnym dla „naturszczyka” brakiem chronologii ujęć (dni zdjęciowe, a  także poszczególne sceny nie były realizowane w takiej kolejności, jak występują w filmie).

Po trzecie, konwencja filmu promocyjne-go. Z jednej strony Prowadzący, z drugiej różne specjalności, wiele z nich teoretycz-nie „mało filmowych”. Łatwo jest pokazać w atrakcyjny sposób pilota F-16 czy koman-dosa, ale dla nas wyzwaniem były specjal-ności, które nie są tak widowiskowe, a są bardzo potrzebne w  NSR np. mechanik, piekarz, strażak. Wiele zależało od naszego pomysłu i samych żołnierzy. Zauważyłem, że np. mechanicy czy piekarze mieli sporo satysfakcji, że mogą pokazać swoją pracę, że tym razem to oni byli w centrum uwa-gi. I to przyniosło efekt. Poza tym wszędzie prosiłem o przygotowanie 1-2 specjalności więcej niż było to faktycznie potrzebne. Zakładałem, że po drugiej stronie kamery staną osoby, które nie miały wcześniej takich doświadczeń. Jeżeli kogoś chwyta przed ka-

reklAmA

14 www.armia24.pl

Page 3: Magazyn Armia - wywiad   z Norbertem Rudasiem

WYWIADY reklAmA

merą zbyt duży stres, nic z tego nie będzie. Miałem ten komfort, że mogłem podzięko-wać za starania i po prostu wziąć inną scenę.

Po czwarte, większa otwartość wojska. Spot powstawał na podstawie storyboardu (wersji obrazkowej scenariusza przedstawia-jącej każde ujęcie), ale w przypadku filmu mieliśmy więcej swobody i nie ogranicza-liśmy się ciasną formułą. Często wykorzy-stywaliśmy możliwości, które pojawiały się nagle i wzbogacały scenariusz. Dlatego pozwoliliśmy sobie na łamanie schematów i np. pokazywanie członków ekipy w środku ujęcia lub wykorzystywanie ich w charak-terze statystów (np. „intruz” na lotnisku w Powidzu to jeden z naszych techników). Żołnierze rozmawiają z Prowadzącym jak koledzy – formalna rozmowa wyglądałaby bardzo „sztywno” i efekt filmowy byłby po prostu fatalny. Myślę, że takie rozwiązania jeszcze kilka lat temu byłyby niemożliwe.

Po piąte, technika zdjęciowa. Dyrektor zdjęć i operatorzy mieli do dyspozycji czte-ry kamery (dodatkowe kamery podwodne ostatecznie nie zostały użyte). Jeżeli zama-rzyło się nam ustawiać jazdę (szyny, na któ-rych porusza się wózek z kamerą) w środku pola, biegać ze steadycam po lesie, lub in-scenizować powódź i ulewny deszcz w oko-licach twierdzy Modlin, tak robiliśmy nie patrząc na sprzęt, który po poligonowym pyle musiał pojechać do serwisu w USA. Trudno. Liczy się efekt.

Czy w realizacji wystąpiły jakieś problemy? – Największym wrogiem był upał, któ-

ry np. w trakcie zdjęć w Bydgoszczy prze-kraczał 35 stopni. Scena ochrony konwoju w 1. BLog była pod tym względem najtrud-niejsza. Zadanie wykonywane przez żołnie-rzy w kilka minut zostało podzielone na ka-wałki i realizowane na cztery kamery przez ok. pięć godzin. Wszyscy dostali wtedy moc-no w kość, ale jest to jedna z najlepszych scen w całym filmie. Obawialiśmy się też zmian w przepisach dotyczących NSR, czyli czegoś, na co zupełnie nie mieliśmy wpływu.

Nowe pomysły na film?– Mamy kilka gotowych pomysłów, z któ-

rymi od pewnego czasu pukamy do różnych drzwi. W Polsce wciąż jest za mało progra-mów pokazujących wojsko i możliwości ro-dzimego przemysłu zbrojeniowego. Polacy oglądają stare odcinki „Future Weapons” i powtórki „Elitarnych Służb Specjalnych”, szczególnie ten kręcony w Polsce z udzia-łem BOA. To bardzo dobre programy, ale nieco „wyeksploatowane”, poza tym budują pozytywny PR, z nielicznymi wyjątkami, nie naszym żołnierzom i nie naszym pro-duktom.

A przecież można zrobić całą serię pro-gramów o nowym polskim uzbrojeniu, czy o konkretnych jednostkach, specjalistycz-nych szkoleniach i kursach, które przecho-dzą polscy żołnierze. Byłoby to znakomite wsparcie tradycyjnych narzędzi marketin-gowych, a zyskałby na tym i MON i prze-mysł zbrojeniowy. Łatwo sobie wyobrazić wieloodcinkowy program w stylu produkcji Discovery, prezentujący polskie i robione w kooperacji z innymi państwami uzbro-jenie. Nie chodzi o  film promocyjny, ale o angażujący widza serial z udziałem Pro-wadzącego, użytkowników i konstruktorów. Od razu rodzą się pomysły na serię odcin-ków, od nowych systemów broni strzeleckiej i programu „żołnierza przyszłości”, samo-chodów opancerzonych, środków bezpiloto-wych, robotów, broni pancernej czy artylerii po „Tarczę dla Polski”, czy system TALOS. To kopalnia znakomitych materiałów, a po-wiązanie naszego przemysłu z zagraniczny-mi partnerami w sposób oczywisty wska-zuje, że takie produkcje nie byłyby robione tylko dla polskich telewidzów.

Kolejna zachodnia propozycja – „Morder-czy poligon” pokazująca szkolenie elitarnych oddziałów, też otwiera oczy na to, jak można promować wojsko w Polsce. Ze znalezieniem odpowiednich tematów nie byłoby żadnego problemu: selekcje do elitarnych oddziałów, specjalistyczne kursy (np. strzelców wybo-rowych, SERE, itp.), miałyby swoją wierną widownię. Proszę zwrócić uwagę, jak dużą popularnością cieszą się w Internecie proste filmiki robione przez żołnierzy lub pasjona-tów. I jak dobry efekt przynoszą w budowa-niu wizerunku armii.

A jest to bardzo potrzebne, ponieważ od kilku lat wojsko boryka się z problemem wi-zerunku i etosu służby, nie jest szanowane przez media i polityków, a to się przekłada na

społeczeństwo. Ilość czarnego PR jest przy-tłaczająca, a prowadzone działania mają zbyt mały zasięg i intensywność, żeby zniwelować negatywny przekaz. Nie chodzi o „malowane chaty” i propagandę, ale skończenie z tren-dem „chłopca do bicia”. Wojsko w mediach nie może być „dobre” tylko w czasie powodzi albo WOŚP, które są przerwą w lawinie nega-tywnego przekazu. Bo w końcu sami uwie-rzymy, że jesteśmy we wszystkim najgorsi i niczego nie potrafimy zrobić.

Oczywiście wskazane programy to przy-kłady, nie chodzi o kopiowanie, ale wycią-ganie wniosków i inspirację do tego, co i jak można robić na naszym podwórku. I  jaki można osiągnąć cel. To nie jest też remedium na wszelkie bolączki. To po prostu rzecz, któ-rej ewidentnie w Polsce brakuje. Mamy już gotowe scenariusze i to chcemy robić.

Stacje telewizyjne na razie nie inwestują w tego typu przedsięwzięcia. Sądzę, że to się zmieni, może jest to kwestia zbudowania partnerstwa zainteresowanych stron. Dlate-go Vena Art cały czas pracuje nad nowymi treatmentami i rozwijaniem już istniejących pomysłów, rozbudowujemy też otoczenie partnerskie. Co ciekawe, ludzie z różnych jednostek sami „chwytają” temat i  kiedy wstępnie przedstawiam pomysł piszą do mnie, że chcieliby, żeby zrobić taki program o ich jednostce czy pododdziale, bo mają wiele ciekawego do pokazania.

Oczywiście to, o czym mówię to trochę prowokacja, takie rzucenie rękawicy na stół i  odkrywanie kart. Za chwilę może znaleźć się jakiś „pomysłodawca”. Ale takie pomysły nie powinny leżeć w szufladach. A ja publicznie „sprzedaję” tylko okruszki koncepcji.� n

Dziękuję za rozmowę

reD.

ARMIA • 3 (34) MARZEC 2011 15