Dostojewski Fiodor - Biesy

  • Upload
    izabela

  • View
    2.942

  • Download
    10

Embed Size (px)

Citation preview

FIODOR DOSTOJEWSKI DZIEA WYBRANE Tom 3 WARSZAWA 1984 PASTWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY FIODOR DOSTOJEWSKI BIESY PRZEOYLI TADEUSZ ZAGRSKI I ZBIGNIEW PODGRZEC AGODNA PRZEOY GABRIEL KARSKI SOBOWTR PRZEOY SEWERYN POLLAK WARSZAWA 1984 PASTWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY Tytuy oryginaw: "BIESY", "KROTKAJA", "DWOJNIK" Okadk i obwolut projektowa TADEUSZ PIETRZYK Opracowanie typograficzne WACAW WYSZYSKI Copyright for the Polish edition by Pastwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1958, 1972, 1962 ISBN 83-06-00889-8 BIESY POWIE W TRZECH CZCIACH Przekad TADEUSZA ZAGRSKIEGO przejrzany i poprawiony przez ZBIGNIEWA PODGRQA Rozdzia U Tichona przeoy oraz przypisy do caoci opracowa ZBIGNIEW PODGRZEC Wok mrok, cho wykol oczy, Co tu robi? Bdzie le1 Bies nas, wida, w polu toczy I kouje nami w mgle Biesy krc si szalone, Jako licie w sotny dzie Skd tch tyle? Dokd pdz, Zawodzce straszn pie? Czy to czart si eni z jdz? A Puszkin1 A bya tam dua trzoda wi, pascych si na grze Prosiy Go wic (ze duchy), zby im pozwoli wej w me I pozwoli im Wtedy ze duchy wyszy z czowieka i weszy w winie, a trzoda ruszya pdem po urwistym zboczu do jeziora i utona Na widok tego, co zaszo, pasterze uciekli i rozpowiedzieh to w miecie i po zagrodach Ludzie wyszli zobaczy, co si stao Przyszli do Jezusa i zastali czowieka, z ktrego wyszy ze duchy, ubranego i przy zdrowych zmysach, siedzcego u ng Jezusa Strach ich ogarn A ci, ktrzy widzieli, opowiedzieli im, w jaki sposb optany zosta uzdrowiony uk VIII, 32-36* CZ PIERWSZA ZAMIAST PRZEDMOWY: NIECO SZCZEGW Z YCIORYSU CZCIGODNEGO STIEPANA TROFIMOWICZA WIERCHOWIESKIEGO KSI HARRY. SWATY CUDZE GRZECHY KUTERNKA PRZEBIEGY W

ROZDZIA PIERWSZY ZAMIAST PRZEDMOWY: NIECO SZCZEGW Z YCIORYSU CZCIGODNEGO STIEPANA TROFIMOWICZA WIERCHOWIESKIEGO I Rozpoczynajc opis niedawnych, a tak dziwnych zdarze, ktrych wiadkiem byo nasze skromne i niczym dotychczas nie wsawione miasto1, nim przystpi do rzeczy, musz, e wzgldu na moj nieudolno, zacz od paru szczegw z ycia utalentowanego i czcigodnego Stiepana Trofimowi-cza Wierchowieskiego.2 Niech te szczegy bd tylko wstpem do niniejszej kroniki,3 zdarzenia za, ktre zamierzam opisa, przyjd pniej. Powiem po prostu: Stiepan Trofimowicz odgrywa wrd nas osobliw rol, e tak powiem, "obywatelsk", a rol t lubi namitnie, i to tak bardzo, e, jak mi si zdaje, nie mgby y bez niej. Nie chc bynajmniej porwnywa go do aktora z teatru: uchowaj Boe, tym bardziej e sam go przecie szanuj. Mogo to wszystko by kwesti przyzwyczajenia lub raczej staej i szlachetnej, od lat dziecinnych trwajcej skonnoci do przyjemnych marze o piknym, obywatelskim stanowisku. Niesychanie na przykad lubowa si w roli "ciganego" i, e tak powiem, "zesaca". Oba te sowa lni swego rodzaju klasycznym blaskiem, ktry go urzek raz na zawsze i wywyszajc go stale, przez dugie lata, w jego mniemaniu wprowadzi ostatecznie na piedesta wzniosoci, niezmiernie echccej jego ambicj. W pewnej angielskiej powieci satyrycznej zeszego stulecia niejaki Guliwer, powrciwszy z kraju Liliputw, ktrego mieszkacy mieli zaledwie dwa werszki* * werszek (starorosyjska miara dugoci) = 4,45 cm 11 wzrostu, tak zy si ze swoj rol olbrzyma, e na ulicach Londynu wola na widok przechodniw i pojazdw, ostrzegajc, by mu ustpowali z drogi, wci bowiem myla, e jest olbrzymem, a oni - karzekami, i e moe ich rozdepta. miano si z niego, ajano go, a ordynarni stangreci nieraz nawet mignli batem urojonego olbrzyma. Ale czy susznie? Czego bowiem nie robi przyzwyczajenie! Ono to doprowadzio prawie do takiego samego stanu Stiepana Trofimowicza, lecz objawy tego stanu byy bardziej, jeli mona tak rzec, niewinne i nieszkodliwe, by to bowiem czowiek arcypoczciwy. Myl nawet, e pod koniec wszdzie o nim zapomniano; lecz nie wynika z tego wcale, aby i przedtem go nie znano. Bd co bd, nalea ongi do znakomitego grona sawnych dziaaczy minionej doby i przez pewien czas, cilej mwic, przez krtk chwil, zbyt pochopni ludzie owej epoki wymawiali jego nazwisko omale na rwni z nazwiskami Czaadajewa, Bieliskiego, Granowskiego i Hercena,4 ktry wanie wtedy rozpoczyna za granic swoj dziaalno. Ale dziaalno Stiepana Trofimowicza skoczya si prawie w tym samym momencie, w ktrym si rozpocza, a to -7- jeli mona tak rzec - z powodu "wichru wydarze". I c si stao? Jak si okazuje, nie tylko "wichru", ale nawet "wydarze" adnych nie byo, przynajmniej w danym wypadku. Teraz dopiero, w tych dniach, ale za to z cakowicie pewnego rda, dowiedziaem si z najwyszym zdumieniem, e pobyt Stiepana Trofimowicza pord nas, w naszej guberni, wcale nie by "zesaniem", jakemy wszyscy myleli, a nawet adnej inwigilacji nigdy nie byo. Jak olbrzymia jest sia wyobrani! Przecie on szczerze, przez cae ycie wierzy niezomnie, e w pewnych sferach boj si go, e kady jego krok jest wci strzeony i notowany i e kady z trzech gubernatorw, ktrych mielimy w cigu ostatnich lat dwudziestu, jadc celem objcia stanowiska, wiz ze sob kopotliw myl o nim, o Wierchowieskim, zaszczepion przy przekazywaniu urzdu przez wysz instancj. Gdyby ktokolwiek wwczas udowodni Stiepanowi Trofimowiczowi niezbicie, e nie ma si czego obawia - on, czowiek najuczciwszy, obraziby si na pewno. By przy tym

jednak czowiekiem najrozumniejszym, najbardziej utalentowanym naukowcem, chocia zreszt, co do nauki... sowem, dla nauki zrobi nie 12 tak znowu wiele, a waciwie, zdaje si, prawie nic.5 Ale przecie u nas w Rosji zdarza si to z naukowcami na kadym kroku. Wierchowieski, wrciwszy z zagranicy, zasyn jako lektor na katedrze uniwersyteckiej pod sam koniec pitego dziesiciolecia. A waciwie zdy wygosi zaledwie kilka wykadw, jak si zdaje, o Arabach; zdy take obroni wspania dysertacj o wzrocie praw obywatelskich i znaczenia w zwizku hanzeatyckim niemieckiej mieciny Hanau6 midzy 1413 a 1428 rokiem i o tych specyficznych a nieco mtnych przyczynach, ktre sprawiy, e wzrost ten w ogle nie nastpi. Dysertacja ta zgrabnie a bolenie ugodzia w wczesnych sowianofilw i przysporzya autorowi licznych i zaartych wrd nich wrogw. Potem - nawiasem mwic, ju po utracie katedry - zdy wydrukowa (jak gdyby przez zemst i by pokaza, kogo utracono w jego osobie) w postpowym miesiczniku, w ktrym drukowano tumaczenia z Dickensa i goszono kult Gebrge Sand, pocztek niesychanie gbokiego traktatu - zdaje si, o przyczynach niezwykej szlachetnoci pewnych rycerzy w pewnej epoce czy co w tym rodzaju. W kadym razie myl przewodnia traktatu bya na pewno wzniosa i szlachetna. Mwiono potem, e dalszy cig traktatu zosta szybko wstrzymany przez cenzur i e nawet postpowy miesicznik ucierpia za wydrukowanie pierwszej poowy. Byo to bardzo moliwe, c to si bowiem nie zdarzao w owych czasach. Prawdopodob-niejszym jednak w danym wypadku jest przypuszczenie, e nic podobnego nie byo, e sam autor z powodu lenistwa nie dokoczy swego traktatu. Przerwa za wykady o Arabach dlatego, e kto (prawdopodobnie z jego reakcyjnych wrogw) w jaki sposb przyapa list Wierchowieskiego pisany do kogo, z wyuszczeniem pewnych okolicznoci, na skutek czego kto inny zada pewnych wyjanie. Nie wiem, ile w tym prawdy, twierdzono jednak, e w tym samym czasie wykryto w Petersburgu jakie olbrzymie stowarzyszenie, o dziaalnoci wymierzonej przeciw naturalnemu porzdkowi rzeczy i przeciw pastwu, skadajce si z okoo trzynastu ludzi, ktre omal nie wstrzsno posadami ustroju. Zbierano si tam podobno, aby tumaczy samego Fouriera.7 Jak na zo, przychwycono jednoczenie w Moskwie poemat Stie13 pana Trofimowicza, napisany przed szeciu laty, w zaraniu modoci, jeszcze w Berlinie. Poemat ten kry w odpisach pomidzy dwoma mionikami literatury i jednym studentem. Ley teraz i przede mn na stole; otrzymaem go nie dalej jak w zeszym roku we wasnorcznym, cakiem wieym odpisie od samego Stiepana Trofimowicza, z dedykacj, we wspaniaej czerwonej, safianowej oprawie. Utwr ten, nawiasem mwic, nie by pozbawiony poezji, a nawet pewnego talentu, nieco dziwaczny, lecz wtedy (czyli dokadniej midzy 1830 a 1840 rokiem) czsto pisywano w tym stylu. Trudno mi opowiedzie tre, bo, prawd mwic, zupenie jej nie rozumiem. Jest to jaka alegoria, o charakterze liryczno--dramatycznym, przypominajca drug cz Fausta* Akcj rozpoczyna chr kobiet, potem nastpuje chr mczyzn, potem - jakich mocy, wreszcie chr dusz, ktre jeszcze nie yy, lecz ktre bardzo pragnyby* poy. Wszystkie te chry piewaj o czym bardzo nieokrelonym, najwicej za o jakiej kltwie, a wszystko zabarwione domieszk wytwornej satyry. Znienacka zmienia si scena i rozpoczynaj si jakie "Gody ycia", na ktrych piewaj nawet owady, zjawia si w i wygasza jakie sakramentalne aciskie sowa, a nawet, jeeli mnie pami nie zawodzi, piewa jaki minera, a wic przedmiot cakiem nieywotny. Na og wszyscy piewaj bez przerwy, a jeeli czasem co powiedz, to tak jak gdyby si jako spierali, i znowu zawarty jest w tym jaki gbszy sens. Wreszcie scena znowu si zmienia i zjawia si dzika okolica, a pord ska samotnie bdzi pewien kulturalny modzieniec, zrywajc i wysysajc

jakie trawy, zapytany za przez bogink, po co ssie te trawy, odpowiada, i czuje w sobie nadmiar ycia, szuka zapomnienia i znajduje takowe w soku tych traw, gwnie jednak pragnie czym prdzej postrada rozum (pragnienie moe nawet zbyteczne). Potem zjawia si znienacka bosko pikny modzieniec na karym koniu, a za nim podaj niezliczone tumy wszystkich narodw. Modzieniec wyobraa mier, a wszystkie narody jej pragn. Wreszcie, ju w scenie ostatniej, ukazuje si nagle wiea Babel, a jacy atleci dobudowuj- j do koca, piewajc pieni nowej nadziei. A gdy doprowadzaj ju budowl do szczytu, wwczas wadca, dajmy na to Olimpu, ucieka w komiczny sposb, po czym ludzko, przejrzawszy, zajmuje 14 jego miejsce i niezwocznie rozpoczyna nowe ycie z pen wiadomoci rzeczy. Ten wanie poemat uznany by won-czas za niebezpieczny. W zeszym roku proponowaem Wier-chowieskiemu, by odda dzieo do druku, poniewa w naszych czasach byo ono najzupeniej niewinne, ale Wiercho-wieski uchyli moj propozycj z jawnym niezadowoleniem. Ukuo go zdanie o naj zupeniej szej niewinnoci poematu i przypuszczam, e tu kryje si rdo pewnego ochodzenia naszych stosunkw, ktre trwao cae dwa miesice. I c? Wanie wtedy, gdym proponowa, by wydrukowa poemat tu, drukuj go znienacka tam, to znaczy za granic, w jednym z rewolucyjnych wydawnictw i zupenie bez wiedzy autora. Wierchowieski z pocztku zlk si, popdzi do gubernatora i napisa list do Petersburga, usprawiedliwiajc si w sposb jak najbardziej szlachetny. Czyta mi ten list dwukrotnie, lecz go nie wysa, nie wiedzia bowiem, do kogo zaadresowa. Sowem, przez cay miesic by niespokojny. Jestem jednak przekonany, e w gbi duszy czu si niezwykle pochlebiony. Omale kad si do ka z nadesanym mu egzemplarzem, a na dzie chowa go pod materac i nie pozwala sucej sa ka, a chocia oczekiwa z dnia na dzie majcej skd nadej jakiej depeszy, zachowywa si wyniole. Depesza jednak nie nadesza. Wwczas Wierchowieski pogodzi si i ze mn, co wiadczy o nadzwyczajnej dobroci jego czuego i niepomnego uraz serca. II Nie twierdz bynajmniej, e Wierchowieski wcale nie ucierpia, jestem jednak cakowicie teraz przekonany, e mgby, jak dugo by mu si podobao, wykada o Arabach, zoywszy jedynie odpowiednie wyjanienia. Unis si jednak ambicj i z niezwykym popiechem sam nakaza sobie raz na zawsze uwierzy, e jego kariera jest do koca ycia zamana przez "wicher wydarze". Jeeli mamy ju mwi ca prawd, to istotn przyczyn zmiany kariery bya dawna, a teraz wznowiona, bardzo delikatna propozycja Barbary Pietrowny Sta-wrogin, maonki generaa-lejtnanta, bardzo bogatej osoby, ktra prosia go, by zaj si wychowaniem i wyksztaceniem 15 jedynego jej syna. Mia to uczyni jako wytrawny pedagog i przyjaciel, nie mwic ju o wietnym wynagrodzeniu. Propozycj t otrzyma po raz pierwszy ju w Berlinie, i to wanie gdy owdowia po raz pierwszy. Pierwsz jego maonk bya pewna lekkomylna panna z naszej guberni, z ktr si oeni w zaraniu swej nierozumnej jeszcze modoci. Zdaje si, e ta osoba, skdind pocigajca, przysporzya mu wiele zmartwie, a to z powodu braku rodkw na jej utrzymanie i z innych, po czci do delikatnych przyczyn. Umara w Paryu, ostatnie trzy lata ycia spdziwszy z dala od niego, i pozostawia mu picioletniego syna, "owoc pierwszej, radosnej i jeszcze niczym nie zamconej mioci", jak si raz wyrazi przy mnie melancholijnie usposobiony Stiepan Tro-fimowicz. Dzieci to natychmiast po urodzeniu zostao wysane do Rosji poddane na wychowanie jakim starym ciotkom gdzie na guchej prowincji. Wwczas wanie Wierchowie-ski odrzuci propozycj Barbary Pietrowny i rycho, nie doczekawszy nawet koca roku, oeni si powtrnie, i nawet bez jakiejkolwiek koniecznoci, z jak mrukliw berlisk Niemeczk. Nowe maestwo

nie byo jedynym powodem, dla ktrego odrzuci posad wychowawcy: nciy go wwczas gone sukcesy jednego z wybitnych profesorw i sam z kolei polecia na katedr, aby wyprbowa swoich orlich skrzyde. I oto teraz, gdy poamano mu te skrzyda, musia naturalnie przypomnie sobie o propozycji, ktr wtedy niechtnie odrzuci. Niespodziewana jednak mier drugiej ony, po krtkim, niespena rocznym poyciu, uprocia ostatecznie sytuacj. Mwic bez ogrdek, o wszystkim rozstrzygno gorce wspczucie Barbary Pietrowny i jej nieoceniona, klasyczna przyja, jeli wolno w ten sposb okrela przyja. Pad w objcia tej przyjani i los jego ustali si na dobre dwadziecia lat. Jeeli uyem zwrotu "pad w objcia", niech nikt bro Boe nie myli o jaki swawolach i zbytkach: objcia te naley rozumie w sensie wysoce moralnym. Najwytworniejsza, najdelikatniejsza przyja poczya na wieki te dwie tak niepowszednie istoty. Stanowisko wychowawcy przyj Wierchowieski i z tego rwnie powodu, i majteczek, ktry pozosta mu po pierwszej onie - malusieki - znajdowa si w najbliszym ssiedztwie Skworesznik, wspaniaej, podmiejskiej majtnoci 16 Stawroginw w naszej guberni. Poza tym zawsze mona byo w ciszy gabinetu, nie zajmujc si wyczerpujc prac na uniwersytecie, powici si nauce i wzbogaci literatur ojczyst najbardziej dociekliwymi badaniami. Wprawdzie bada tych nie byo, ale za to Stiepan Trofimowicz mg przez reszt ycia, przeszo lat dwadziecia, przynajmniej sta w obliczu ojczyzny jak ywy wyrzut sumienia, co wedug sw ludowego poety brzmi tak: Idealista i libera, Niby sumienia wyrzut ywy, Sta przed obliczem swej ojczyzny.8 Lecz osoba, o ktrej pisa w ludowy poeta, miaaby prawdopodobnie prawo, gdyby chciaa, przez cae ycie pozowa w ten sposb - chocia to bardzo nudne. Nasz za Stiepan Trofimowicz by, prawd mwic, tylko naladowc owych osb, a zreszt nie sta znw wci w takiej pozie, gdy atwo si mczy i czsto gsto wylegiwa si na boku. Lecz trzeba mu odda sprawiedliwo, e nawet w pozycji lecej zachowywa oblicze wcielonego wyrzutu sumienia, tym bardziej e, jak na nasz guberni, byo to do. Warto byo go widzie, gdy zasiada u nas w klubie do kart. Caa jego posta zdawaa si mwi: "Karty! Ja - siadam z wami do jeraasza! Czy to moliwe? Kto temu winien? Kto unicestwi moj prac i zamieni j w jeraasza? Ach, gi, Rosjo!" po czym statecznie wychodzi w kiery. A prawd mwic, strasznie lubi rn w karcita i z tego powodu, zwaszcza ostatnio, miewa nierzadko przykre utarczki z Barbar Pietrown, tym bardziej e stale przegrywa. Ale o tym potem. Zwrc tylko uwag, e nawet mia sumienie wraliwe (to znaczy, od czasu do czasu) i z tego te powodu czsto ogarnia go smutek. W cigu caej dwudziestoletniej przyjani z Barbar Pietrown regularnie trzy lub cztery razy do roku zapada na tak zwany przez nas "smutek obywatelski",10 jak zwyka to okrela czcigodna Barbara Pietrown. Bya to po prostu zwyka chandra. W rezultacie obok smutku obywatelskiego saboci jego sta si rwnie szampan; lecz wraliwa Barbara Pietrown przez cae ycie staraa si go ustrzec od wszelkich paskich przyzwyczaje. Istotnie, potrzebna mu n p*"" p*- 5 ~".. l;ffi;T*,2 .(tm) bya niaka, gdy czasem jego dziwactwa staway si ju niezrozumiae. Niekiedy wrd najgbszego smutku znienacka zaczyna mia si w sposb najbardziej rubaszny. Byway chwile, kiedy nawet sam o sobie zaczyna wyraa si w sposb humorystyczny. Lecz Barbara Pietrowna niczego chyba tak si nie baa, jak tego rodzaju humoru. Bya to niewiasta-klasyk, niewiasta-mecenasj zawsze dziaajca w imi wzniosych pobudek. Dwudziestoletni wpyw tej wybitnej kobiety na jej biednego

przyjaciela by niesychanie doniosy. Naleaoby pomwi o niej osobno, co te i uczyni. III Dziwne bywaj przyjanie. Obaj przyjaciele zjedliby jeden drugiego i yj tak cae ycie, a rozsta si nie mog. Rozsta im si nawet w aden sposb nie wolno: ten z przyjaci, ktry pod wpywem kaprysu pierwszy zerwie w zwizek, na pewno zachoruje, a moe i umrze. Wiem na pewno, e Stie-pan Trofimowicz niejednokrotnie, po najbardziej osobistej wymianie myli w cztery oczy z Barbar Pietrowna, po jej wyjciu zrywa si z kanapy i zaczyna wali piciami w cian. Nie ma w tym najmniejszej przesady, raz nawet odlecia kawaek tynku. Moe mnie kto zapyta, skd wiem o tak delikatnym szczegle? A co powiecie, jeeli sam bywaem tego wiadkiem? A co, jeli Stiepan Trofimowicz nieraz paka na moim ramieniu, w jaskrawych barwach malujc wszystkie swe najtajniejsze przeycia? (I o czym on wtedy nie mwi!) C jednak prawie zawsze dziao si nazajutrz po takich szlochach? Nazajutrz by ju gotw da si ukrzyowa za tak czarn niewdziczno. Wzywa mnie nagle do siebie, lub sam do mnie wpada jedynie po to, aby mi oznajmi, i Barbara Pietrowna jest "anioem delikatnoci i honoru, on za przeciwiestwem tego wszystkiego". I nie tylko przede mn tak si zwierza: niejednokrotnie wszystko to wypisywa w grnolotnych listach do Barbary Pietrowny i stwierdza wasnym podpisem, e nie dalej jak na przykad wczoraj pomawia j przed obc osob, e ona, Barbara Pietrowna, trzyma go tylko przez zwyk prno, 18 e zazdroci mu wiedzy i talentu; pomawia j, i nienawidzi go i tylko lka si ujawni sw nienawi, lka si, aby nie porzuci przyjaciki i nie zaszkodzi w ten sposb jej opinii wrd literatw. Pisa dalej, e za to wszystko gardzi sob i postanawia odebra sobie ycie; od niej za czeka ostatniego sowa, ktre rozstrzygnie o wszystkim, i tak dalej, i tak dalej, wszystko w tym samym stylu. Mona sobie wobec tego wyobrazi, do jakiej histerii dochodziy czasem ataki nerwowe tego najniewinniejszego spord pidziesicioletnich niemowlt! Sam kiedy czytaem jeden z takich listw, pisany nazajutrz po ktni o jaki drobiazg, ktry nabra potem cech jadowitych. Przeraziem si nie na arty i bagaem go, aby listu nie wysya. - Musz... tak uczciwiej... obowizek... umr, jeeli nie wyznam jej wszystkiego, wszystkiego! - odpowiedzia gorczkowo i oczywicie wysa list. Caa rnica midzy nimi na tym wanie polegaa, e Barbara Pietrowna nigdy by takiego listu nie wysaa. To inna kwestia, e Wierchowieski w ogle do pisania listw mia szczegln sabo i pisywa do Barbary Pietrowny nawet wtedy, kiedy mieszka z ni pod jednym dachem, a w napadzie histerii pisa nawet po dwa listy dziennie. Wiem na pewno, e ona zawsze jak najuwaniej odczytywaa te listy, nawet jeeli byy dwa dziennie, a po przeczytaniu skadaa do specjalnej szkatuki, segregujc je i opatrujc jakimi notatkami; poza tym skadaa je w swoim sercu. Potem, przetrzymawszy przyjaciela cay dzie bez odpowiedzi, spotykaa si z nim najspokojniej w wiecie, jak gdyby nic nie zaszo. Z czasem go tak wyszkolia, e sam ju nie omiela si wspomnie o tym, co zaszo poprzedniego dnia, i tylko przez dusz chwil patrzy jej w oczy. Ona jednak nie zapominaa o niczym, gdy on zapomina moe nawet zbyt szybko i niekiedy, zachcony jej spokojem, tego dnia mia si i figlowa przy szampanie, gdy przychodzi ktry z przyjaci. Jak zjadliwie musiaa wtedy na niego patrze! On jednak nie widzia nic. Czasem tylko, po tygodniu, po miesicu czy nawet po p roku, w jakiej szczeglnej chwili przychodzi mu do gowy pewien zwrot z wysanego listu, a nastpnie cay list wraz z okolicznociami towarzyszcymi. Wtedy pali go wstyd i tak bardzo drczy, e wreszcie koczyo si to wszystko zwykle atakiem 19 czego w rodzaju choleryny. Te osobliwe ataki, przypominajce choleryn, byy w

pewnych wypadkach normalnym rezultatem wstrzsw nerwowych i stanowiy oryginalny, waciwy jego organizmowi fenomen. Istotnie, Barbara Pietrowna -na pewno nienawidzia go do czsto; on jednak a do koca nie zauway jednego: nie zauway, e w kocu sta si dla niej synem, jej tworem, nawet, rzec mona, jak gdyby wasnym jej wynalazkiem. Sta si krwi jej krwi i wcale nie przez sam "zazdro o talent" trzymaa go przy sobie i utrzymywaa. Samo podejrzenie o to ju byo dla niej obraz! Barbara Pietrowna nosia w sobie nieznone przywizanie do tego czowieka, przeplatane nienawici, zazdroci i pogard. Chronia go przed lada pykiem, niaczya przez dwadziecia dwa lata; mogaby, stroskana, nie spa po caych nocach, gdyby chodzio o jego opini poety, uczonego czy dziaacza. Ona go wymylia i pierwsza musiaa we uwierzy. By czym w rodzaju jej marzenia... Za to jednak wymagaa od niego rzeczywicie duo, czasem nawet chciaa, aby by jej niewolnikiem. Bya niezwykle pamitliwa. Przy sposobnoci opowiem o dwch wydarzeniach. IV Kiedy, jeszcze przy pierwszych pogoskach o zniesieniu paszczyzny, gdy ca Rosj ogarna niezwyka rado i wszyscy przygotowywali si, by wstpi na drog odrodzenia, odwiedzi Barbar Pietrowna pewien bdcy w przejedzie baron z Petersburga, czowiek o olbrzymich stosunkach i stojcy blisko steru. Barbara Pietrowna niezmiernie cenia takie wizyty, gdy jej stosunki towarzyskie po mierci ma rozluniay si coraz bardziej i wreszcie przerway si zupenie. Baron siedzia ca godzin i pi herbat. Nikogo wicej nie byo, ale Barbara Pietrowna zaprosia i zaprezentowaa Stie-pana Trofimowicza. Baron co nieco sysza ju o nim albo udawa, e sysza, lecz przy herbacie rzadko si do niego zwraca. Rzecz prosta, e Stiepan Trofimowicz nie mg si zblamowa, a zreszt sposb bycia mia jak najbardziej wytworny. Chocia nie by zbyt wysoko urodzony, los zdarzy, e od dziecistwa otrzyma wychowanie w pewnym 20 arystokratycznym domu w Moskwie - by wic wychowany dobrze, a po francusku mwi jak rodowity paryanin. Tote baron powinien by od pierwszej chwili zrozumie, jakimi ludmi otacza si Barbara Pietrowna nawet tu, w zaciszu prowincjonalnym. Nie udao si to jednak. Gdy baron potwierdzi cakowicie wiee1 jeszcze wieci wielkiej reformie, Stiepan Trofimowicz nie wytrzyma nagle i zawoa: "Hura!", a nawet zrobi jaki gest, ktry mia wyraa zachwyt. Krzykn niezbyt gono i nawet z pewn dystynkcj; moe zreszt sam zachwyt by z gry uplanowany, a gest wystudiowany przed lustrem p godziny przedtem; widocznie jednak co tu si nie udao, gdy baron pozwoli sobie nawet umiechn si z lekka, chocia natychmiast bardzo uprzejmie rzuci frazes o powszechnej radoci, ktra napenia serca wszystkich Rosjan z powodu tak doniosego wydarzenia. Wkrtce potem zacz si egna, a egnajc si nie omieszka poda dwch palcw Wierchowieskiemu. Wrciwszy do salonu, Barbara Pietrowna kilka chwil milczaa, jak gdyby szukaa czego na stole. Potem jednak zwrcia si do Stiepana Trofimowicza i blada, z byskiem w oku, wycedzia szeptem: - Nigdy panu tego nie przebacz! Nazajutrz spotkaa si z przyjacielem jak zawsze i ju o tym mowy nie byo. Lecz po trzynastu latach, w pewnym tragicznym momencie, przypomniaa mu to i zblada tak samo jak przed trzynastu laty. Tylko dwa razy w yciu Wier-chowieski sysza z ust Barbary Pietrowny: "Nigdy panu tego nie przebacz!" Zdarzenie z baronem - to by ju drugi wypadek. Lecz i pierwszy jest tak charakterystyczny i takie mia znaczenie w yciu Stiepana Trofimowicza, e nie waham si go przytoczy. Dziao si to w 1855 roku na wiosn, w maju, wkrtce po nadejciu do Skworesznik wiadomoci o mierci generaa--lejtnanta Stawrogina, lekkomylnego starca, ktry zmar na chorob odka w drodze na Krym, kiedy spieszy na front. Barbara Pietrowna zostaa wdow i przywdziaa cik aob. Co prawda nie moga zbyt si

martwi, gdy ostatnie cztery lata bya z mem w separacji z powodu niezgodnoci charakterw i wypacaa mu pensj. (Genera mia tylko sto pidziesit dusz i pobory subowe, poza tym nazwisko i sto21 sunki; cay majtek za wraz ze Skworesznikami nalea do Barbary Pietrowny, jedynej crki pewnego bogatego propi-natora!) Niemniej bya wstrznita nieoczekiwan wieci i pogrya si w samotnoci. Rzecz prosta, e Stiepan Trofimowicz nie odstpowa jej na krok. Maj by w penym rozkwicie. Wieczory - cudowne. Zakwity czeremchy. Przyjaciele spotykali si co wieczr w ogrodzie i do pnej nocy przesiadywali w altanie, zwierzajc sobie wzajemnie myli i uczucia. Byway chwile pene poezji. Barbara Pietrowna, pod wpywem zmiany losu, mwia wicej ni zwykle. Lgna, zdawao si, sercem do przyjaciela. Trwao to przez kilka wieczorw. Raptem Wierchowieskiego olnia dziwna myl: czy ta niepocieszona wdowa nie liczy przypadkiem na niego i czy nie spodziewa si owiadczyn, gdy upynie rok aoby? Bya to myl cyniczna, lecz ludzie o duszach wzniosych czasem nawet maj tendencje do myli cynicznych, chociaby tylko dziki wszechstronnoci swego rozwoju. Zacz obserwowa, sprawdza i zdawao mu si, e tak jest w istocie. Zamyli si: "Majtek olbrzymi, to prawda, ale..." Istotnie Barbara Pietrowna nie moga uchodzi za pikno. Bya to niewiasta wysoka, ta, kocista, o nadmiernie wyduonej, nieco koskiej twarzy. Coraz wyraniej waha si Stiepan Trofimowicz, drczyy go wtpliwoci, nawet rozpaka si par razy wobec trudnoci decyzji (paka w ogle do czsto). Wieczorami jednak, to znaczy w altanie, twarz jego mimo woli zacza zdradza co kaprynego i artobliwego, jak kokieteri, a jednoczenie wynioso. Dzieje si to zwykle wbrew woli, ale im szlachetniejszy czowiek, tym bardziej jest to widoczne. Bg jeden wie, co o tym sdzi, lecz prawdopodobnie w sercu Barbary Pietrowny nie kiekowao nic takiego, co mogoby usprawiedliwia podejrzenia Stiepana Trofimowicza. A zreszt czy zgodziaby si zmieni nazwisko Stawrogin na jego nazwisko, choby nawet tak synne? Moe w tym byo troch kobiecej gry, jaki przejaw niewiadomych pragnie kobiecych, tak naturalnych w pewnych niezwykych okolicznociach. Nie mog zreszt zarczy. Do dzi nikt nie zbada gbi kobiecego serca. Lecz idmy dalej. Naley przypuszcza, e Barbara Pietrowna wkrtce zrozumiaa ten dziwny wyraz twarzy przyjaciela; byka wrali22 wa i domylna, on za czasami - zbyt naiwny. Lecz wieczory upyway jak dawniej, a rozmowy wci byy poetyczne i zajmujce. I oto pewnego razu, gdy noc ju zapada, po bardzo oywionej i poetycznej rozmowie rozstali si po przyjacielsku, gorco ucisnwszy sobie donie przy wejciu do oficyny, gdzie mieszka Stiepan Trofimowicz. Zawsze przenosi si na lato z ogromnego dworu Stawroginw do tej oficynki, stojcej ju prawie w ogrodzie. Wanie zdy wej do swego pokoju i w zakopotanej zadumie wzi cygaro, wanie chcia je zapali i sta, zmczony, nieruchomy, przed otwartym oknem wpatrujc si w lekkie jak puch oboczki przemykajce wok jasnego ksiyca, gdy rozleg si cichy szmer. Stiepan Trofimowicz drgn i odwrci si. Staa przed nim znowu Barbara Pietrowna, z ktr poegna si przed czterema minutami. Jej ta twarz bya prawie sina, usta zacinite i drce w kcikach. Przez cae dziesi sekund milczc patrzya mu w oczy twardym, nieubaganym wzrokiem i nagle szybko powiedziaa: - Nigdy panu tego nie przebacz! Gdy w dziesi lat potem Stiepan Trofimowicz opowiada mi t smutn histori, a opowiada j szeptem, starannie zamknwszy przedtem drzwi - przysiga, e tak si wtedy przerazi i tak osupia, i nie sysza i nie widzia, kiedy Barbara Pietrowna wysza. Poniewa za ona nigdy potem nie wspomniaa o tym zdarzeniu, a wszystko

szo dalej normalnie, Wierchowieski do koca ycia skania si nawet ku przypuszczeniu, e bya to tylko halucynacja przed chorob, tym bardziej e istotnie teje nocy zachorowa i naprawd przelea cae dwa tygodnie. Choroba ta przerwaa dalsze spotkania w altanie. Wmawiajc w siebie, e bya to halucynacja, Stiepan Trofimowicz z dnia na dzie, przez cae ycie, oczekiwa dalszego cigu i, e tak powiem, rozwikania tej sprawy. Nie wierzy, aby na tym miao si skoczy. A jeli tak byo, jake dziwnym wzrokiem musia spoglda czasem na swoj przyjacik! 23 Barbara Pietrowna wynalaza dla Wierchowieskiego nawet strj, w ktrym te chodzi przez cae ycie. By to ubir wytworny i oryginalny: dugi, czarny surdut, zapity do samej gry, lecy szykownie; mikki kapelusz (latem somkowy) o szerokim rondzie; halsztuk biay, batystowy, z szerok kokard o zwisajcych kocach; laska ze srebrn gak; do tego wosy dugie, spadajce na ramiona. By ciemnym szatynem i dopiero w ostatnich latach zacz siwie. Brod i wsy goli. Podobno w modoci by bardzo pikny. Twierdz jednak, e i w starszym wieku by wyjtkowo interesujcy. Zreszt c to za staro w pidziesitym trzecim roku ycia? Przez pewn stateczn kokieteri nie tylko nie stara si odmadza, lecz nawet podkrela powag swego wieku. Wysoki, szczupy, o dugich wosach, w oryginalnym stroju, przypomina patriarch, a jeszcze bardziej - pYtret poety Kukol-nika,11 umieszczony przed laty w jakim wydawnictwie, zwaszcza gdy siedzia latem w ogrodzie, na awce, pod krzakiem kwitncego bzu, oparty o lask, z ksik lec obok, poetycznie zadumany nad zachodem soca. Co do ksiek, trzeba przyzna, e pod koniec je zaniedbywa. Ale to ju pod sam koniec. Dzienniki i czasopisma, prenumerowane prze. Barbar Pietrown w duej iloci, czytywa stale. Zdradza zawsze zainteresowanie rosyjsk literatur, dba jednak, by nie uroni przy tym odrobiny wasnej godnoci. W pewnym okresi zacz studiowa z zapaem zasady naszej polityki wewntrznej i zagranicznej, wkrtce jednak machn rk i da temu spokj. Bywao i tak, e bra ze sob do ogrodu Tocquevillea, a w kieszeni nis schowanego Paul de Kocka.12 S to zreszt drobiazgi. Jeszcze swko wtrc o portrecie Kukolnika: trafi on do rk Barbary Pietrowny po raz pierwszy, gdy jako dziewczynka bya jeszcze na pensji dla panien z dobrych domw w Moskwie. Zakochaa si w tym portrecie od razu, zwyczajem wszystkich pensjonarek, zakochujcych si atwo, bez wyboru, zwaszcza w nauczycielach, przewanie w profesorach kaligrafii i rysunku. Nie chodzio tu o cechy wsplne wszystkin, podlotkom, lecz o to, e nawet w pidziesitym roku ycia Barbara Pietrowna przechowywaa ten portrecik jako jedn. 24 z najcenniejszych pamitek i moe dlatego tylko stworzya dla Stiepana Trofimowicza strj przypominajcy strj z portretu. Zreszt i o tym oczywicie nie warto mwi. W pierwszych latach, a raczej w pierwszym okresie pobytu u Barbary Pietrowny, Wierchowieski wci jeszcze myla o jakim traktacie i co dzie powanie zabiera si do pisania. Lecz pniej wywietrzao mu to wszystko z gowy. Coraz czciej mawia do nas: "Zdaje si, e jestem dostatecznie przygotowany, materiay mam zebrane, ale jako nie idzie mi robota! Wcale nie idzie!" - i melancholijnie opuszcza gow. Niewtpliwie powinno to byo otoczy go w naszych oczach aureol mczestwa dla wiedzy. Jemu jednak chodzio o co innego. "Zapomnieli o mnie, nikomu nie jestem potrzebny!" - wybucha nieraz. Ta spotgowana melancholia ogarna go zwaszcza okoo roku 1850. Barbara Pietrowna zrozumiaa w kocu, e sprawa przedstawia si powanie. Sama te nie moga pogodzi si z myl, e jej przyjaciel jest zapomniany i niepotrzebny. Aby rozerwa przyjaciela, a take aby przypomnie o nim wspczesnoci, zawioza go do Moskwy, gdzie miaa wiele znajomoci w wiecie literackim i naukowym; jednak i Moskwa nie pomoga. Dziwne

to byy czasy; szo co nowego, niepodobnego zupenie do uprzedniej ciszy, co niezrozumiaego, co dawao wyczuwa wszdzie, nawet w Skworesznikach. Rozchodziy si rne wieci. Zdarzenia byy mniej lub wicej znane, ale prcz nich zjawiay si towarzyszce im idee, a zjawiay si w iloci nadmiernej. To wanie budzio wtpliwoci. Trudno byo dostosowa si i cile dowiedzie, co znacz te idee. Barbara Pietrowna, dziki kobiecym waciwociom umysu, usilnie dopatrywaa si w tym wszystkim jakiego sekretu. Zacza studiowa dzienniki, czasopisma, zagraniczne zakazane wydawnictwa, nawet proklamacje, ktre wtedy wanie zaczy si ukazywa (dostarczano jej tego wszystkiego); ale od tej lektury jeszcze bardziej zamcio si jej w gowie Zzacza pisywa listy; rzadko jej odpowiadano, a im dalej, tym odpowiedzi staway si mniej zrozumiae. Prosia Stiepana Trofimowicza, by wytumaczy jej raz na zawsze te wszystkie idee; lecz otrzymane wyjanienia stanowczo nie byy zadowalajce. Pogldy Stiepana Trofimowicza na cay ten ruch byy naiwnie wyniose; wszystko sprowadzao si do myli, e jest 25 zapomniany i niepotrzebny. Wreszcie jednak przypomniano sobie o nim, z pocztku w wydawnictwach zagranicznych, e to niby ofiara przeladowa i wygnaniec, a wkrtce potem w Petersburgu, jako o byej gwiedzie w okrelonej konstelacji; porwnano go nawet, nie wiadomo dlaczego, z Ra-diszczewem. Potem kto wydrukowa, e Wierchowieski umar, i zapowiedzia umieszczenie nekrologu. Stiepan Trofimowicz od razu zmartwychwsta i wyprostowa ramiona. Caa wynioso spojrzenia, ktrym mierzy wspczesnych, znika natychmiast, a w sercu zakwito marzenie: przyczy si do nowego ruchu i pokaza swe siy. Barbara Pietrowna momentalnie uwierzya w niego na nowo i zacza gorliwie si krzta. Postanowiono jecha do Petersburga nie zwlekajc ani chwili, tam na miejscu dowiedzie si o wszystkim gruntownie, zbada osobicie i w miar moliwoci cakowicie i niepodzielnie pogry si w nowej dziaalnoci. Barbara Pietrowna, nawiasem mwic, oznajmia", e gotowa zaoy pismo i powici mu cakowicie reszt ycia. Widzc, jak daleko sprawa zasza, Stiepan Trofimowicz zhardzia, a w drodze zacz traktowa przyjacik niemal protekcjonalnie. Barbara Pietrowna nie omieszkaa natychmiast zanotowa tego w swoim sercu. Trzeba doda, e miaa inny, take nie mniej wany powd do wyjazdu; ch wznowienia dawnych stosunkw w wyszych sferach. Naleao przypomnie wiatu o sobie, a w kadym razie sprbowa to uczyni. Oficjalnym za pretekstem do podry bya ch odwiedzenia jedynaka, ktry koczy nauki w liceum petersburskim. VI Cay sezon zimowy spdzili w Petersburgu. Przed wielkim postem wszystko pko jak tczowa baka mydlana. Rozwiay si marzenia, a zamt w gowie nie tylko nie znik, lecz przeciwnie - spotwornia jeszcze. Po pierwsze, e stosunkw w wyszych sferach nic prawie nie wyszo, chyba w rozmiarach cakiem mikroskopijnych i to kosztem poniajcych wysikw. Obraona Barbara Pietrowna oddaa si tedy bez reszty "nowym ideom" i zacza urzdza u siebie wieczory. Zaprosia literatw i tych sprowadzono do niej 26 natychmiast cae zastpy. Potem ju przychodzili sami, bez zaprosze; jeden przyprowadza drugiego. Nigdy jeszcze nie widywaa takich literatw. Byli zarozumiali niemoliwie, ale tak otwarcie, jak gdyby z poczucia obowizku. Niektrzy (nie wszyscy zreszt) zjawiali si nawet pijani, upatrujc w tym niby osobliwe, wczoraj zaledwie odkryte pikno. Kady jako dziwnie chepi si czym. Na ich twarzach mona byo wyczyta, e wanie przed chwil odkryli jak niesychanie wan tajemnic. Wymylali sobie wzajemnie, upatrujc w tym punkt honoru. Do trudno byo dowiedzie si, co waciwie napisa kady z nich, lecz byli tam krytycy,

powiecio-pisarze, satyrycy, komediopisarze, pamflecici. Stiepan Tro-fimowicz dotar do samych szczytw, skd kierowano caym ruchem. Do tych sternikw dostp by niewiarygodnie trudny, lecz Stiepan Trofimowicz przyjty zosta yczliwie, aczkolwiek nie syszano tam o nim nic wicej ponad to, i jest "reprezentantem idei". Tak manewrowa, e udao mu si cign par razy tych olimpijczykw do salonu Barbary Pietrowny. Byli bardzo powani i bardzo uprzejmi. Zachowywali si przyzwoicie. Reszta baa si ich. Wida byo jednak, e nie maj czasu na wizyty. Zjawio si te kilka dawnych znakomitoci literackich, obecnych chwilowo w Petersburgu, z ktrymi Barbara Pietrowna od dawna podtrzymywaa znajomo. Zdziwio j jednak, e te sawy istotne i niewtpliwe zachowyway si cicho, skromnie, a niektrzy spord nich zaczli lgn do caej tej nowej zgrai i paszczy si przed ni haniebnie. Stiepan Trofimowicz mia na razie powodzenie. Zaczto wysuwa go na publicznych zebraniach literackich. Gdy wyszed po raz pierwszy na estrad na wieczorze literackim jako jeden z uczestnikw, rozlegy si frenetyczne oklaski, ktre nie milky chyba z pi minut. Po dziewiciu latach wspomnia o tym ze zami w oczach, nawiasem mwic, raczej dziki swej artystycznej naturze ni przez wdziczno. "Przysigam panu i nawet gotw jestem si zaoy - mwi mi sam (powiedzia tylko mnie, i to w sekrecie) - e nikt z tej publicznoci nie wiedzia o mnie absolutnie nic." Ciekawe wyznanie: mia widocznie bystry umys, jeeli ju wtedy, na estradzie, tak jasno zdawa sobie spraw ze swej roli, pomimo upojenia saw; z drugiej strony, widocznie nie mia bystrego umysu, jeeli nawet po dziewiciu latach nie mg myle o tym bez 27 poczucia krzywdy. Kazano mu zoy podpis pod paru zbiorowymi protestami (przeciw czemu - nie wiedzia dokadnie). Podpis zoy. Barbarze Pietrownie take dano do podpisu co o jakim "haniebnym czynie". Podpisaa. Zreszt wikszo tych nowych ludzi, odwiedzajc Barbar Pietrown, uwaaa za swj obowizek traktowa j z pogard, a nawet z nie ukrywanym szyderstwem. Stiepan Trofimowicz w przystpie goryczy dawa mi potem do zrozumienia, e wtedy wanie zacza mu zazdroci. Rozumiaa dobrze, e nie powinna wcale obcowa z tymi ludmi, mimo to podejmowaa ich zapamitale, z niecierpliwoci prawdziwie kobiec, a zwaszcza cigle si czego spodziewaa. W czasie przyj mwia mao, chocia mogaby mwi; wolaa sucha. Mwiono tu o zniesieniu cenzury i "twardego znaku", o zamianie Jiter rosyjskich na aciskie, o onegdajszym zesaniu pewnej osoby, o jakim skandalu w Pasau, o korzyciach, jakie wynikn z podziau Rosji na narodowoci i stworzenia wolnego zwizku federacyjnego, o likwidacji armii i floty, o odbudowie Polski po Dniepr, o reformie wociaskiej i proklamacjach, o skasowaniu spadkobrania rodzin, dzieci i duchowiestwa, o prawach kobiet, o domu Krajewskiego,13 ktrego to domu nikt nigdy nie mg panu Krajewskiemu wybaczy, itp., itd. Byo a nadto jasne, e wrd tej zbieraniny nowych ludzi jest sporo oszustw, niezawodnie jednak byy i jednostki uczciwe, a nawet, pomimo wielu rysw dziwacznych, bardzo pocigajce. Ludzi uczciwych trudniej byo zrozumie nibrutalnych oszustw, lecz nie wiadomo byo, kto kogo ma w rku. Gdy Barbara Pietrowna zdradzia ch wydawania pisma, zaroio si jeszcze wicej osb wok niej, lecz jednoczenie rzucono jej w oczy oskarenie, e jest kapitalistk i eksploatuje cudz prac. Oskarenia te byy zarwno bezceremonialne, jak nieoczekiwane. Stary genera Iwan Iwanowicz Drozdw, dawny przyjaciel i towarzysz broni zmarego generaa Stawrogina, czowiek godny (w swoim rodzaju), ktrego tu wszyscy dobrze znamy, czowiek niesychanie obraliwy i uparty, lubicy strasznie duo je i panicznie bojcy si ateizmu, posprzecza si kiedy na jednym z wieczorw u Barbary Pietrowny z pewnym znakomitym modziecem. A ten mu zaraz odpali: "Skoro pan tak mwi - jest pan generaem." A powiedzia to w tym sensie, jak gdyby nie mg znale obelgi gorszej nad sowo "genera". 28

Drozdw oburzy si strasznie: "Tak, mj panie, jestem generaem, generalemlejtnantem, i mojemu cesarzowi suyem, a ty, panie, jeste chystkiem i bezbonikiem!" Wybuch skandal niedopuszczalny. Nazajutrz to zdarzenie przedostao si do prasy i zaczto zbiera podpisy pod protestem przeciwko "haniebnemu czynowi" Barbary Pietrowny, ktra nie zechciaa wtedy od razu wyprosi generaa za drzwi. W pimie ilustrowanym ukazaa si karykatura, zjadliwie przedstawiajca Drozdowa, Wierchowieskiego i Barbar Pietrown jako trjc reakcyjnych przyjaci; u dou by wierszyk okolicznociowy, napisany przez jednego ze wspczesnych poetw. Dodam tu od siebie, e istotnie wiele osb w szlifach generalskich ma zabawny zwyczaj mwienia: "suyem mojemu cesarzowi" - jak gdyby ich cesarz by inny ni ten nasz, cesarz zwykych poddanych, e niby ich cesarz jest jaki specjalny, ich wasny. Rozumie si, e nie mogo ju by mowy o dalszym pozostawaniu w Petersburgu, tym bardziej e Stiepana Trofi-mowicza spotkao ostatecznie fiasko. Nie wytrzyma i zacz broni praw sztuki, lecz coraz goniej go wymiewano. W czasie ostatniej dyskusji literackiej usiowa podziaa na zebranych wymow obywatelsk, mylc, e poruszy ich serca, i liczc na szacunek dla "wygnaca". Bez protestu zgodzi si, e sowo "ojczyzna" jest niepotrzebne i komiczne, zgodzi si take, e religia jest rzecz szkodliw, lecz gono i mocno owiadczy, e buty z cholewami s mniej warte ni Puszkin, i to znacznie mniej.14 Wygwizdano go nielitociwie, tak e rozpaka si publicznie, jeszcze na estradzie. By ledwo ywy, gdy go Barbara Pietrowna przywioza do domu. "On ma traite comme im vieux bonnet de coton."* - bekota nieprzytomny. Barbara Pietrowna pielgnowaa go ca noc, aplikowaa krople laurowe i powtarzaa do witu: "Jest pan jeszcze potrzebny; przyjdzie czas, oceni pana... gdzie indziej." Nazajutrz wczesnym rankiem zjawio si u Barbary Pietrowny piciu literatw, w tej liczbie trzech zupenie nie znanych, ktrych nigdy przedtem nawet nie widziaa. Surowo owiadczyli jej, e rozwayli spraw jej pisma i powzili co do tego decyzj. Barbara Pietrowna jako ywo nigdy nikomu * Potraktowano mnie iak starego niedog! 29 nie polecaa ani rozwaania czegokolwiek, co dotyczyo jej pisma, ani decydowania. Decyzja polegaa na tym, e Barbara Pietrowna, jako wacicielka pisma, ma odda je wraz z kapitaami im, jako spce, sama za ma niezwocznie wyjecha do Skworesznik, nie zapominajc zabra ze sob Stiepana Trofimowicza, "ktry si ju zestarza!". Przez delikatno zgadzali si uzna jej prawo wasnoci i posya co roku szst cz zyskw. Najbardziej rozczulajce byo to, e spord tych piciu ludzi czterech na pewno nie kierowao si przy tym adnymi wzgldami materialnymi, lecz dziaali jedynie w imi "wsplnej sprawy". - Wyjedalimy jak zaczadzeni - opowiada Stiepan Trofimowicz - nic nie rozumiaem i pamitani tylko, e w takt stuku wagonu powtarzaem jakie bezsensowne wyrazy: Wiek i Wiek i Lew Kambek, Lew Kambek i Wiek i Wiek...15 i diabli wiedz co jeszcze, i tak a do samej Moskwy. Dopiero w Moskwie opamitaem si, jakbym rzeczywicie mg tu znale co innego. "O, przyjaciele! - woa czasem jak w natchnieniu - nie moecie wyobrazi sobie, jaki smutek i gniew ogarniaj dusz, gdy wielk ide, wicie przez was z dawna czczon, porw ludzie nieudolni i rzuc j na ulic takim samym gupcom jak oni - i nagle ujrzycie j na rynku, zmienion nie do poznania, utarzan w bocie, ustawion gupio, niezdarnie, bez zachowania proporcji, harmonii, jako zabawk dla gupich dzieci! Nie! Inaczej byo za naszych czasw i nie do tegomy dyli. O nie, wcale nie do tego! Niczego nie poznaj... Lecz przyjdzie nasza godzina i wszystko, co chwiejne, co dzisiejsze, wyjdzie na prosty szlak... Bo gdyby miao by inaczej - c z tego bdzie?..."

VII Natychmiast po powrocie z Petersburga Barbara Pietrowna wyprawia przyjaciela za granic, "by odpocz"; a zreszt czua, e powinni si rozsta na jaki czas. Stiepan Trofimowicz wyjecha z radoci. "Odrodz si tam! - woa. 30 Tam wreszcie wezm si do pracy naukowej." Ale pierwsze ju listy z Berlina dwiczay t sam star nut: "Serce mi pka - pisa do Barbary Pietrowny - nie mog zapomnie o niczym! Tu w Berlinie wszystko przypomina mi moj przeszo, moje pierwsze uniesienia i pierwsze mczarnie. Gdzie ona teraz? Gdzie one obie? Gdzie jestecie dwa anioy, ktrych nie byem godzien? Gdzie mj syn, mj ukochany jedynak? Gdzie wreszcie ja sam, dawny ja, o mocy elaznej i jak skaa nieugity, jeeli teraz jaki tam Andrejeff, un prawosawny brodaty bazen, peut briser ma existence en deux..."* itd., itd. Syna za swego Stiepan Trofimowicz widzia w ogle tylko dwa razy w yciu, pierwszy raz po urodzeniu, drugi raz niedawno w Petersburgu, gdzie modzieniec mia wanie wstpi na uniwersytet. Jak ju mwilimy, chopiec przez cae ycie wychowywa si u ciotek w o-skiej guberni (na koszt Barbary Pietrowny), o siedemset wiorst od Skworesznik. Co si tyczy owego Andrejeff, czyli Andriejewa, by to po prostu zwyky tutejszy kupiec, sklepikarz, wielki dziwak, archeolog-samouk, namitny zbieracz staroytnoci rosyjskich, ktry nieraz do-cina Wierchowieskiemu podkrelajc swoj wiedz, a zwaszcza przekonania. Ten szanowny kupiec, siwobrody, w duych srebrnych okularach, nie dopaci Stiepanowi Trofimowiczowi czterystu rubli za nabyte w jego majtku (obok Skworesznik) kilka dziesicin lasu na wyrb. Wprawdzie Barbara Pietrowna sowicie zaopatrzya przyjaciela w gotwk, wyprawiajc go do Berlina, jednak na tych czterystu rublach specjalnie zaleao mu przed wyjazdem, prawdopodobnie przeznacza je na wydatki intymne. Prawie paka, gdy Andriejew poprosi o odroczenie terminu na miesic, majc zreszt cakowite prawo do prolongaty, gdy na skutek specjalnych wczesnych nalega Stiepana Trofimowicza uprzednie raty wypaci jakie sze miesicy przed terminem. Barbara Pietrowna chciwie przeczytaa ten pierwszy list, podkrelia owkiem sowa: "Gdzie one obie?", opatrzya dat i zamkna do szkatuki. Wierchowieski, ma si rozumie, wspomina swoje ony nieboszczki. W drugim licie, pisanym z Berlina, brzmiaa ju nuta odmienna: "Pracuj po dwanacie godzin na dob (eby cho po jedenacie - mrukna Barbara Pietrow* moe zama moj egzystencj na), szperam w bibliotekach, sprawdzam, notuj, szukam; byem u profesorw. Wznowiem znajomo ze znakomit rodzin Dundasoww. Jaka zachwycajca jest Nadieda Ni-koajewna jeszcze dzisiaj! Kazaa si Pani kania. Jej mody m i wszyscy trzej siostrzecy s w Berlinie. Wieczorami gwarzymy z modzie do witu, urzdzamy wieczory prawdziwie ateskie, oczywicie tylko pod wzgldem smaku i elegancji; wszystko szlachetne. Duo muzyki, motywy hiszpaskie, marzenia o odrodzeniu ludzkoci, idea wiecznego pikna, Madonna Sykstyska, wiato przeplatane cieniem, bo i na socu s plamy! Dusz ca jestem z Pani. Tylko z Pani zawsze, en tout pays, chociaby nawet dans le pays de Makar et de ses veaux,* o ktrym, pamita Pani, tak czsto mwilimy z trwog w Petersburgu przed wyjazdem. Z umiechem dzi przypominam to sobie. Przejechawszy przez granic, poczuem si bezpiecznym. Dziwne tg uczucie, nowe, po raz pierwszy po tylu latach..." itd., itd. - No, to wszystko gupstwa! - zdecydowaa Barbara Pietrowna chowajc i ten list. Jeeli wieczory ateskie trwaj do witu, nie mona przecie po dwanacie godzin na dob lcze nad ksikami. Czy pisa pijany? Jak mie ta Dundasowa posya mi ukony? A zreszt niech on tam robi, co chce... Zdanie ,flans k pays de Makar et de ses veaux" miao znaczy: "tam gdzie Makar cielt nie gania".16 Stiepan Trofi-mowicz umylnie w najgupszy sposb lubi

tumaczy rosyjskie przysowia i charakterystyczne powiedzenia na jzyk francuski, chocia niewtpliwie rozumia je dobrze i potrafiby lepiej przetumaczy. Widzia w tym pewien szyk i uwaa to za dowcipne. Bawi si jednak niedugo. Nie wytrzyma nawet czterech miesicy i lotem strzay powrci do Skworesznik. Ostatnie listy wypenione byy cakowicie wylewami najtkliwszego przywizania do nieobecnej przyjaciki i literalnie skropione zami rozki. S ludzie, ktrzy niesychanie zywaj si z domem, jak pieski pokojowe. Spotkanie przyjaci pene byo uniesie. Na trzeci dzie wszystko weszo w zwyke tryby i moe nawet byo nudniejsze ni dawniej. "Mj przy* wszdzie (...) w krainie Makara i jego wow jacielu - mwi Stiepan Trofimowicz w dwa tygodnie potem pod najwikszym sekretem - przyjacielu, odkryem rzecz now dla mnie, a... straszn: "suis najpowszedniejszy rezydent et rien de plus! Mais r-r-rien de plus!"* VIII Potem ucicho wszystko i cisza ta trwaa przez cae ostatnie dziewi lat. Histeryczne wybuchy i szlochy na moim ramieniu, powtarzajce si regularnie, bynajmniej nie mciy oglnego spokoju. Dziwi si, e Stiepan Trofimowicz nie uty przez ten czas. Nieco mu tylko nos poczerwienia i przybyo dobrodusznoci. Stopniowo ustalio si kko naszych przyjaci, stale zreszt niewielkie. Barbara Pietrowna mao si nam udzielaa, lecz wszyscy uznawalimy jej patronat. Po nauczce petersburskiej zamieszkaa u nas ju na zawsze; zim spdzaa w swym domu w miecie, lato - w majtku podmiejskim. Nigdy nie posiadaa tyle wpywu i powagi jak w cigu ostatnich siedmiu lat, czyli cile, do chwili mianowania naszego obecnego gubernatora. Nasz uprzedni gubernator, agodny, niezapomniany Iwan Osipowicz, by blisko z ni spokrewniony, a nawet duo jej zawdzicza. Maonka jego draa na myl, e w czymkolwiek nie dogodzi Barbarze Pietrownie, a czoobitno gubernialnego wiata tak wzrosa, e wydawaa si niemal grzechem. Czu si wic dobrze i Stiepan Trofimowicz. By czonkiem klubu, elegancko przegrywa i zyska oglny szacunek, cho wielu widziao w nim tylko "uczonego". Pniej, gdy Barbara Pietrowna pozwolia mu zamieszka w innym domu, poczulimy jeszcze wiksz swobod. Zbieralimy si u niego ze dwa razy na tydzie; byo wesoo, zwaszcza gdy gospodarz nie skpi szampana. Wino dostarcza tene sam Andriejew, a rachunek regulowaa co p roku Barbara Pietrowna. Dzie pacenia by prawie zawsze dniem choleryny. Najstarszym czonkiem naszego kka by Liputin,17 urzdnik gubernialny, czowiek ju niemody, wielki libera, syncy w miecie jako ateista. Oeni si po raz drugi z mod * jestem (...) i nic wicej! Ale to nic wicej! i adn osbk, wzi posag, a mia prcz tego trzy dorastajce crki. Ca rodzin trzyma w ryzach i w zamkniciu, by niesychanie skpy i swojej posadzie zawdzicza posiadanie domku i kapitau. By czowiekiem niespokojnym, a przy tym niewysokiej rangi; w miecie niezbyt go szanowano, a w wyszych sferach nie by przyjmowany. Mia poza tym zdecydowan opini plotkarza, nieraz ju za szerzenie plotek by karany, i to bolenie, raz przez jakiego oficera, drugi raz przez powanego ojca rodziny, ziemianina. Lubilimy go jednak za bystro umysu, za dz wiedzy, za specyficzn zjadliw wesoo. Barbara Pietrowna nie lubia go, on jednak zawsze umia sobie z ni poradzi. Nie lubia take Szalowa18, ktry dopiero w zeszym roku wszed do naszego kka. Szatow by przedtem studentem. Po jakiej awanturze akademickiej wyrzucono go z uniwersytetu. W dziecistwie by uczniem Stiepana Trofimowicza, a urodzi si jako poddany Barbary Pietrowny, syn jej zmarego kamerdynera, Pawa Fiodorowa - i wszystko jej zawdzicza. Nie lubia go za hardo i brak wdzicznoci i adn miar nie moga mu przebaczy, e po wypdzeniu z uniwersytetu natychmiast nie stawi si u niej; przeciwnie, nie odpowiedzia nawet na specjalnie wysany do niego list i

wola zaprzeda si jakiemu cywilizowanemu kupcowi i uczy jego dzieci. Z rodzin tego kupca wyjeda za granic jako piastun raczej ni nauczyciel; mia wtedy wielk ochot wyjecha za granic. Przy dzieciach kupca bya take nauczycielka, energiczna panna, Rosjanka, przyjta przed samym wyjazdem gwnie przez wzgld na skromne warunki wynagrodzenia. Po paru miesicach kupiec wypdzi j za "wolnomylicielstwo". Powlk si za ni i Szatow i wkrtce polubi j gdzie w Genewie. Byli ze sob ze trzy tygodnie, po czym, jako ludzie wolni, rozstali si. Oczywicie przyczyni si do tego brak rodkw do ycia. Dugo potem Szatow bka si sam po Europie yjc nie wiadomo z czego; podobno czyci gdzie buty na ulicach, potem by tragarzem w jakim porcie. Wreszcie przed rokiem powrci do nas, do ojczystego gniazda, i zamieszka ze staruszk ciotk, ktr w miesic potem pochowa. Bardzo rzadko i z daleka obcowa ze swoj siostr Dasz, take wychowank Barbary Pietrowny, obecnie jej faworytk, mieszkajc u niej na prawach osoby rwnego pochodzenia. 34 W naszym gronie Szatow by zawsze ponury i milczcy i czasem tylko, gdy zadranito jego przekonania, chorobliwie oywia si i nie umia hamowa sw. "Szalowa naley zwiza i wtedy dopiero mona z nim dyskutowa" - artowa czasem Stiepan Trofimowicz, lecz lubi go. Za granic Szatow zmieni radykalnie swe dawne pogldy socjalistyczne i wpad w ich kracow przeciwno. Bya to jedna z tych istot typowo rosyjskich, ktre zwykle znienacka olniewa jaka wielka idea i wnet przytacza je sob, czasem nawet bezpowrotnie. Ci ludzie nie mog nigdy poradzi sobie z ide, a wierz namitnie; cae ich ycie podobne jest do ostatnich drgawek pod toczcym ich bezlitonie kamieniem, ktry ju na wp ich zdusi. Wygld Szatowa odpowiada cakowicie jego przekonaniom: by to niezgrabny blondyn, obronity, niskiego wzrostu, szeroki w ramionach, o grubych wargach i jasnych, bardzo gstych, zwisajcych brwiach; czoo mia zawsze zachmurzone, a wzrok nieyczliwy, wbity gdzie tpo, jak gdyby zawstydzony. Na gowie mia zawsze wicherek, ktry nie dawa si zaczesa i stercza do gry. Szatow mia lat dwadziecia siedem lub dwadziecia osiem. "Nie dziwi si, e go ona porzucia" - zauwaya raz Barbara Pietrowna, uparcie wpatrujc si w niego. Nosi si schludnie, pomimo nadzwyczajnego ubstwa. Do Barbary Pietrowny znw si nie zwrci o pomoc, a y na asce boej, pracowa u kupcw. W pewnym okresie siedzia w sklepie, potem jako pomocnik sprzedawcy mia ju wyjecha, parostatkiem z towarami, lecz przed samym wyjazdem zachorowa. Trudno wyobrazi sobie, jak straszn ndz umia znosi nawet nie mylc o tym. Gdy wyzdrowia, Barbara Pietrowna posaa mu w sekrecie, anonimowo, sto rubli. Dowiedzia si jednak, skd te pienidze, pomyla, przyj je i poszed podzikowa Barbarze Pietrownie. Przyjty zosta bardzo ciepo, lecz natychmiast zawid oczekiwania: przesiedzia zaledwie pi minut, w milczeniu, tpo wpatrzony w podog i gupio umiechnity, i raptem, faie dosuchawszy koca ciekawej rozmowy, wsta, ukoni si jako bokiem, niedwiedziowato, zawstydzi si okropnie, przy sposobnoci potrci, zwali na podog i strzaska cenny skadany stolik do robt rcznych i wyszed, ledwo ywy ze wstydu. Liputin zarzuca mu potem, e nie odrzuci wtedy z pogard tych stu rubli, 35 pochodzcych od despotki obszarniczki, i nie tylko je przyj, lecz jeszcze powlk si podzikowa. Szatow mieszka samotnie na kracu miasta i nie lubi, gdy go ktokolwiek odwiedza,- nawet spord nas. Do Stiepana Trofimowicza, na nasze zebrania, przychodzi regularnie i bra tu do czytania ksiki i pisma. Zjawia si na tych zebraniach jeszcze jeden mody czowiek, niejaki Wirgiski, miejscowy urzdnik, ktry nieco przypomina Szatowa, ale w gruncie rzeczy by zupenie inny; by to take czowiek "rodzinny". Nieszczliwy i bardzo spokojny modzieniec, zbliajcy si ju zreszt do trzydziestki, o znacznym wyksztaceniu,

chocia samouk. By biedny, onaty, piastowa jaki tam urzd i mia na utrzymaniu ciotk i siostr ony. Maonka jego, jak zreszt wszystkie te panie, miaa pogldy najnowoczeniejsze, lecz wychodzio to u nich wszystkich jako ordynarnie; bya to wanie "idea, ktra trafia na ulic", jak kiedy z innego powodu wyrazi si Stiepan Trofimowicz. Wszystko czerpay z ksiek i gotowe byy, na pierwsz guch wie ze stoecznych postpowych zaktkw, wyrzuca wszystko za okno, o ile tam tak doradzono. Mme Wirgiska pracowaa w naszym miecie jako akuszerka; bdc pann mieszkaa do dugo w Petersburgu. Sam Wirgiski by czowiekiem wyjtkowo uczciwym; rzadko zdarzao mi si spotka tak szczere, gorce serce. "Nigdy, nigdy nie rozstan si z t jasn nadziej" - mwi mi nieraz, a oczy mu byszczay. O "jasnej nadziei" mwi zawsze cicho, radonie, pszeptem, jakby w tajemnicy. By do wysokiego wzrostu, lecz niesychanie chudy i wski w ramionach, a wosy mia niezwykle rzadkie, rudawe. Przyjmowa agodnie wszystkie pogardliwe szyderstwa Stiepana Trofimowicza z powodu niektrych jego pogldw, replikowa za zawsze powanie i czsto tak trafnie, e Stiepan Trofimowicz nie mg znale odpowiedzi. Wierchowieski obchodzi si z nim serdecznie, a zreszt wszystkich nas traktowa take po ojcowsku. - Wy wszyscy jestecie "niedonoszeni" - mwi artobliwie do Wirgiskiego - wszyscy, chocia w panu nie zauwayem tej ograniczonoci, ktr spotykaem w Petersburgu chez les seminanstes*,la Ale jestecie "niedonoszeni". * u seminarzystw 36 Szatow na przykad chtnie byby "donis si" do koca, a jednak i on jest "niedonoszony". - A ja? - pyta Liputin. - Pan? Pan jest zotym rodkiem, ktry dostosuje si wszdzie... na wasny sposb. Liputin obraa si. Opowiadano o Wirgiskim, i niestety nie bez powodu, e jego maonka, -nie przeywszy z nim nawet roku, owiadczya, i udziela mu dymisji i woli Lebiadkina.20 w Le-biadkin, jaka przyjezdna osoba, okaza si bardzo podejrzan figur, a nawet nie by wcale sztabskapitanem, jak siebie zazwyczaj tytuowa. Umia tylko podkrca wsa, pi i gada najrozmaitsze gupstwa, przechodzce najhojniejsz wyobrani. W sposb najbardziej niedelikatny przeprowadzi si do Wirgiskich, zadowolony z cudzego wiktu, jad u nich i spa, i wreszcie zacz traktowa z gry samego gospodarza. Zapewniano, e Wirgiski, po owiadczeniu ony, mia jej powiedzie: "Moja droga, dotychczas tylko ciebie kochaem, a teraz szanuj"21 - wtpliwe jednak, czy tak klasyczne rzymskie powiedzenie istotnie zostao wygoszone; podobno wprost przeciwnie, Wirgiski paka rzewnymi zami. Pewnego razu, w par tygodni po dymisji, wyruszono ca "rodzin" wraz ze znajomymi za miasto, do lasu. Wirgiski by jako nerwowo wes i nawet bra udzia w tacach, znienacka jednak, bez uprzedniej ktni, chwyci za wosy olbrzyma Lebiadkina, ktry wanie solo taczy kankana, nachyli go do ziemi i zacz tarza z piskiem, krzykiem i zami. Olbrzym tak si przestraszy, e nawet si nie broni i przez cay czas szarpaniny zachowa milczenie; potem jednak obrazi si z caym zapaem, jak przystoi czowiekowi honoru. Wirgiski przez ca noc baga on na kolanach o przebaczenie, nie przebaga jednak, gdy mimo wszystko nie zgodzi si przeprosi Lebiadkina; na domiar zego oskarony zosta o ubstwo myli i o gupot, a to z tej racji, e klcza przed kobiet. Sztabskapitan wkrtce znik i wrci do naszego miasta dopiero niedawno, razem z siostr, noszc si z nowymi ju zamiarami. Lecz o tym we waciwym czasie. Nic dziwnego, e nieszczliwy maonek szuka w naszym towarzystwie ukojenia i chtnie z nami przestawa. O swoich sprawach rodzinnych nigdy nie opowiada. Raz tylko, wracajc ze mn od Stie37

pana Trofimowicza, zagada co o swojej sytuacji, lecz natychmiast chwyci mnie za rk i z arem zawoa): - Ale to nic; to tylko osobista sprawa; takie rzeczy w niczym nie mog zaszkodzi "wsplnej sprawie".. Zjawiali si w naszym kku i przygodni gocie. Zaglda ydek Lamszyn, kapitan Kartuzw. Bywa przez pewien czas jaki ciekawy staruszek, lecz umar. Kiedy Liputin przyprowadzi bdcego na wygnaniu ksidza Socewskiego, ktregomy przez czas pewien przyjmowali dla zasady - lecz wkrtce przestalimy przyjmowa. IX Mwiono w miecie, e nasze kko jest ogniskiem wolno-mylicielstwa, bezbonoci i rozpusty. Stale podtrzymywano t opini. W rzeczywistoci za uprawialimy najniewinniej-sz, mi, tak bardzo rosyjsk, weso liberaln gadanin. "Szlachetny liberalizm" i "szlachetny libera", czyli "libera" bez konkretnego celu, moliwe s tylko w Rosji. Stiepan Trofimowicz, jak kady zreszt czowiek dowcipny, potrzebowa suchaczy, potrzebowa prcz tego wiadomoci, e spenia szczytny obowizek propagandy ideowej. Trzeba byo przecie w kocu wypi z kim szampana i przy dobrym winie wymieni wiadome, wesoe myli o Rosji i o "duszy rosyjskiej", o Bogu w ogle i o "rosyjskim Bogu"22 w szczeglnoci; powtrzy po raz setny znane wszystkim i przez wszystkich zapamitane rosyjskie skandaliczne anegdoty. Ploteczki miejskie take nie byy nam obce, przy czym czsto ferowalimy wysoce moralne wyroki. Poruszalimy take i sprawy oglnoludzkie, powanie rozprawialimy o przyszych losach Europy i ludzkoci; przepowiadalimy arbitralnie, e Francja po okresie cezaryzmu spadnie do roli drugorzdnego pastwa, a mielimy najzupeniejsz pewno, e stanie si to strasznie szybko i atwo. Papieowi od dawna przepowiadalimy rol zwykego metropolity zjednoczonych Woch i bylimy wicie przekonani, e w naszym wieku humanitaryzmu, przemysu, kolei elaznych wszystkie te tysicletnie zagadnienia s fraszk. Ale "szlachetny liberalizm rosyjski" inaczej tych rzeczy przecie nie traktowa. Stiepan 38 Trofimowicz rozmawia czsto o sztuce, mwi bardzo adnie, lecz nieco abstrakcyjnie. Wspomina nieraz przyjaci z lat modzieczych, przewanie ludzi, ktrzy odznaczali si czym w historii kultury rosyjskiej; mwi o nich z zachwytem i czci, a jednoczenie jakby z zazdroci. Gdy ju robio si bardzo nudno, ydek Lamszyn (skromny urzdniczy na pocztowy), dobry pianista, siada do fortepianu, a w antraktach udawa wini, burz, pord z pierwszym krzykiem dziecka itp., itp.; po to tylko by zapraszany. Gdymy wypili zbyt wiele - co si niekiedy zdarzao wpadalimy w stan zachwytu i raz nawet, przy akompaniamencie Lamszyna, piewalimy chrem Mar-syliank, nie wiem tylko, czy to dobrze wypado. Wielki dzie 19 lutego23 powitalimy triumfalnie, na dugo przedtem z tej okazji wysuszajc kielichy. Byo to bardzo dawno. Nie bywa wtedy u nas ani Szatow, ani Wirgiski, a i Stiepan Trofimowicz mieszka jeszcze razem z Barbar Pietrown. Na krtko przed tym wielkim dniem Stiepan Trofimowicz zacz nuci pod nosem znany, troch sztuczny wiersz, napisany przez jakiego liberalnego ziemianina: Id chopi i nios siekiery, Straszne si rzeczy gotuj...24 czy co w tym rodzaju, dokadnie nie pamitani. Barbara Pietrown podsuchaa kiedy, zawoaa: "Co za gupstwa, co za gupstwa!", i wysza rozgniewana. Liputin, obecny przy tym, zjadliwie odezwa si do Stiepana Trofimowicza: - A przykro bdzie, jeli byli poddani, podnieceni radoci, naprawd wyrzdz drobn nieprzyjemno panom obszarnikom. Wskazujcym palcem przesun po szyi. - Cher ami* - dobrodusznie zauway Stiepan Trofimowicz - niech mi pan wierzy, e to (tu powtrzy gest Liputina) adnej korzyci nie przyniosoby ani obszarnikom, ani w ogle nam. Wprawdzie gowy przede wszystkim przeszkadzaj nam rozumie cokolwiek, lecz i bez gw nie zdobdziemy si na to, by cokolwiek urzdzi jak

naley. * Drogi przyjacielu 39 Trzeba zaznaczy, e wielu spord nas oczekiwao w dniu manifestu czego niezwykego, czego takiego, o czym wspomina Liputin; myleli w ten sposb nawet tak zwani znawcy ludu i spraw pastwowych. Stiepan Trofimowicz, zdaje si, podziela te przypuszczenia do tego stopnia nawet, e w przeddzie wielkiego dnia zacz nagle prosi Barbar Pietrown, by go wysaa za granic; sowem, zaniepokoi si. Min jednak historyczny dzie, mino jeszcze troch czasu i znw na twarzy Stiepana Trofimowicza zjawi si dumny umiech. Wypowiedzia w naszej obecnoci kilka cennych uwag o charakterze Rosjanina w ogle i chopka rosyjskiego w szczeglnoci. - My, ludzie nazbyt gwatowni, zanadto popieszylimy si z naszymi chopkami zamyka Stiepan Trofimowicz szereg nieocenionych myli. - Wprowadzilimy ich w mod, a cay odam literatury od kilku lafrz rzdu cacka si z nimi jak z odkrytym wanie skarbem. Wkadalimy wiece laurowe na zawszone gowy. Wsi za rosyjskiej od tysica lat zawdziczamy tylko kamaryskiego.25 Znakomity poeta rosyjski, nie pozbawiony dowcipu, gdy zobaczy po raz pierwszy na scenie wielk Rachel,26 zawoa w zachwycie: "Nie oddabym Rachel za rosyjskiego chopa!" Ja jestem gotw pj dalej: wszystkich chopw, razem wzitych, oddabym za jedn Rachel. Czas wreszcie spojrze na rzeczy nieco trzewiej, i nie plta ojczystego dziegciu z bouuet de 1imperatce* .l Liputin natychmiast z tym si zgodzi, lecz zauway, e w swoim czasie ze wzgldw taktycznych trzeba byo, acz nieszczerze, wychwala chopw; e nawet panie z najlepszego towarzystwa zaleway si zami czytajc Antona Nieboraka, i niektre z nich pisyway nawet z Parya do swoich administratorw, aby na przyszo obchodzili si z chopami jak najbardziej po ludzku. Zdarzyo si, i jak na zo zaraz po gadkach o Antenie Pietrowie,29 e w naszej guberni, i nie dalej jak o pitnacie wiorst od Skworesznik, zaszo jakie nieporozumienie, tak e w zapale posano tam oddzia wojska. Tym razem Stiepan Trofimowicz tak si zaniepokoi, e nawet nas nastraszy. Wykrzykiwa w klubie, e za mao wojska tam posano, e * bukiet cesarzowej 40 trzeba telegraficznie wezwa pomoc z ssiedniej guberni; biega do gubernatora, by go przekona, e on, Wierchowieski, nie ma z tym nic wsplnego; baga, aby z powodu jego przeszoci nie wpltano go w t histori, i prosi, aby jego owiadczenie zostao natychmiast zakomunikowane komu naley w Petersburgu. Chwaa Bogu, e wszystko to szybko przeszo i skoczyo si na niczym. Wyznam jednak, e Stiepan Tro-fimowicz zdziwi mnie wtedy. W trzy lata pniej, jak wiadomo, zaczto mwi o kwestii narodowej i narodzia si "opinia publiczna". Stiepan Trofimowicz szczerze si mia. - Moi drodzy - poucza nas - kwestia narodowa, jeeli istotnie "narodzia si", jak zapewniaj gazety, to siedzi dotychczas w szkole, w jakiej niemieckiej Peterschule,30 nad ksik niemieck i wykuwa sw odwieczn niemieck lekcj, a nauczyciel Niemiec rzuca j na kolana w razie potrzeby. Pochwalam tego Niemca nauczyciela. Lecz prawdopodobnie nic si nie narodzio, a wszystko idzie po staremu, to znaczy, wedug woli boej. Myl, e to powinno wystarczy Rosji, pour notre sainte Russie*. Poza tym te wszystkie pansla-wizmy i kwestie narodowe - to wszystko rzeczy zbyt stare, aby mogy uchodzi za nowe. Poczucie narodowe, jeli chcecie, panowie, nigdy nie powstao u nas inaczej, jak w postaci wielkopaskich pomysw klubowych, zwaszcza moskiewskich. Nie mwi oczywicie o czasach kniazia Igora. Wszystko to w kocu z prniactwa. U nas wszystko z prniactwa, i dobre, i ze.

Wszystko z wielkopaskiego, miegOj uksztaco-nego, samowolnego prniactwa! Powtarzam to od trzydziestu tysicy lat. Nie umiemy y z pracy wasnej. A oni tam roz-haasowali si wok jakiej "nowo narodzonej" opinii publicznej! Przysza znikd? Z nieba spada? Czy nie rozumiej, e dla wytworzenia opinii niezbdna jest przede wszystkim praca, wasna praca, wasna inicjatywa, wasne, dowiadczenie? Darmo nic nie przychodzi. Jeeli bdziemy pracowali, wytworzymy sobie i opini wasn. Poniewa jednak nigdy pracowa nie bdziemy, wiec i "pogldy bd wytwarzali za nas ci, ktrzy za nas dotychczas pracowali, to znaczy, wci ta sama Europa, wci ten sam Niemiec, dwuwiekowi nasi nauczyciele. Poza * nasze] wite) Rosji 41 tym zbyt wielkim nieporozumieniem jest sama Rosja, abymy sami mogli je rozstrzygn bez pomocy Niemca i bez pracy. Oto od lat dwudziestu ju bij na alarm i nawouj do pracy! ycie cae powiciem temu woaniu i sam, szalony, wierzyem! A teraz ju nie wierz, lecz alarmuj i bd alarmowa do koca, do grobu; bd targa za sznur, a zadzwoni nad moj mogi. Tak, niestety! Moglimy tylko potwierdza. Przyklaskiwalimy naszemu mistrzowi, i to z jakim zapaem! Powiedzcie jednak, panowie, czy i teraz nie rozlega si wszdzie taka sama mia, mdra, liberalna, stara rosyjska paplanina? Mistrz nasz wierzy w Boga. "Nie rozumiem, dlaczego maj mnie tu wszyscy za ateusza? - mawia czasem. - W Boga wierz, mais distinguons*, wierz jako w Istot we mnie si uwiadamiajc. Nie mog przecie wierzy, tak jak moja Nastasja (suca) albo jakie panisko, wierzce "na wszelki wypadek", czy te jak kochany Szatow. Zreszt Szatow si nie liczy. Szatow wierzy na si, jako sowianofil moskiewski. Co si za tyczy chrystianizmu, to pomimo caego mego szacunku chrzecijaninem .nie jestem. Jestem raczej poganinem jak wielki Goethe lub jak staroytny Grek. Wystarczy, e chrystia-nizm nie rozumia kobiety, jak to wietnie wyoya George Sand w jednej ze swych genialnych powieci31. Co za do praktyk, postw i innych rzeczy, nie rozumiem, co to kogo obchodzi. Niech si staraj jak chc nasi konfidenci, lecz jezuit nie zostan. W roku 1847 Bieliski,32 bdc za granic, napisa do Go-gola znany list, w ktrym zarzuca mu w gorcych sowach wiar w "jakiego tam Boga". Entre nous soit dit,** nie mog wyobrazi sobie nic komiczniej szego ni chwil, gdy Gogol (wczesny Gogol!) przeczyta ten zwrot i... cay list! Odrzuciwszy jednak mieszno sytuacji i poniewa zgadzam si z istot rzeczy, powiem i podkrel: to byli ludzie! Umieli przecie kocha swj lud, cierpie za, zoy mu wszystko w ofierze i jednoczenie umieli nie zgadza si z nim, gdy trzeba byo, nie schlebia mu w pewnych kwestiach. Nie mg przecie Bieliski szuka zbawienia w oleju lub rzodkwi z grochem! Tu wtrci si Szatow. * ale rozrniajmy ** Mwic midzy nami 42 - Nigdy ci pascy ludzie nie kochali ludu, nie cierpieli za lud i adnych ofiar nie zoyli, chociaby pan to sobie nie wiem jak przedstawia na wasn pociech! - mrukn ponuro, z wbitym w podog wzrokiem, niecierpliwie krcc si na krzele. - Co? Oni nie kochali ludu? - zawoa Stiepan Trofimo-wicz. - Ale jak kochali Rosj! - Ani Rosji, ani ludu! - rykn Szatow byskajc oczyma. - Nie mona kocha tego, czego si nie zna, oni za nie mieli pojcia o ludzie rosyjskim. Oni wszyscy - i pan razem z nimi - nie dostrzegli ludu rosyjskiego, a zwaszcza Bieliski, wida to przecie z jego listu do Gogola. Bieliski, jak w Ciekawy w bajce Kryowa, nie dostrzeg sonia w kunstkamerze, a ca uwag zwrci na francuskie uczki socjalne;33 na nich te poprzesta. A przecie on by z was wszystkich moe najmdrzejszy! Nie tylko nie zauwaylicie ludu, lecz odwracalicie si od niego ze wstrtem, choby dlatego, e za nard uwaalicie jedynie Francuzw, i to te wycznie paryan, i wstydzilicie si,

e lud rosyjski nie jest taki sam! Oto naga prawda! Kto jednak nie zna ludu, nie zna Boga! Wiedzcie, e niewtpliwie wszyscy, ktrzy przestaj rozumie swj nard i trac zwizek z nim, natychmiast, w miar jak trac wiar ojczyst, staj si ateuszami lub obojtnymi. Mam racj! To fakt sprawdzony. Dlatego i wy wszyscy, i my wszyscy teraz jestemy albo gnu-nymi ateistami, albo obojtnym, rozpustnym bydem, i niczym wicej! I pan take, Stiepanie Trofimowiczu, nie czyni dla pana wyjtku, nawet wanie o panu mwiem, niech pan o tym wie. Zwykle, wyrzuciwszy z siebie taki monolog (a to mu si czsto zdarzao), Szatow chwyta czapk i kierowa si do drzwi w cakowitym przekonaniu, e teraz ju wszystko skoczone i e przyja ze Stiepanem Trofimowiczem jest zerwana na zawsze. Jednak Wierchowieski umia go za kadym razem powstrzyma w por. - A moe bymy si tak z panem pogodzili po tych miych swkach? - mawia, dobrodusznie wycigajc do. Niezgrabny, wstydliwy Szatow nie lubi czuoci. By pozornie grubianinem, jednak w istocie odznacza si wielk delikatnoci uczu. Traci czsto rwnowag, lecz pierwszy cierpia nad tym. Po wezwaniu Stiepana Trofimowicza, po43 mruczawszy pod nosem i podreptawszy w miejscu jak niedwied, umiecha si niespodzianie, rzuca na bok czapk i siada na dawnym miejscu, uparcie wpatrujc si w podog. Przynoszono, rzecz prosta, wina i Stiepan Trofimowicz wygasza jaki odpowiedni toast, na przykad na cze ktrego z dziaaczy minionej epoki. ROZDZIA DRUGI KSI HARRY SWATY I Istniaa na wiecie jeszcze jedna istota, do ktrej Barbara Pie-trowna przywizana bya nie mniej ni do Stiepana Trofimo-wicza. By to jej jedynak, Mikoaj Wsiewoodowicz Stawrogin.1 Do niego w swoim czasie zaangaowany zosta Wierchowieski w charakterze wychowawcy. Malec mia wtedy osiem lat, a lekkomylny genera Stawrogin, jego ojciec, ju nie y z on, wic malec wyrasta tylko pod opiek matki. Musimy odda sprawiedliwo Stiepanowi Trofimowiczowi, e umia przywiza do siebie pupila. Cay sekret polega na tym, e Stiepan Trofimowicz te waciwie by dzieckiem. Nie znaem jeszcze wtedy Wierchowieskiego, on za cigle szuka prawdziwego przyjaciela. Nie waha si uczyni nim tej maej istotki, gdy tylko odrobin podrosa. Tak si jako stao, e nie byo midzy nimi adnego dystansu. Nauczyciel budzi nieraz w nocy swego dziesicio- czy jedenastoletniego przyjaciela po to tylko, aby we zach wyla przed nim swe uraone uczucia lub zwierzy mu jaki sekrecik domowy, co byo ju zupenie niedopuszczalne. Rzucali si sobie w objcia i pakali. Malec wiedzia, e matka bardzo go kocha, ale on jej chyba nie kocha. Rzadko rozmawiaa z nim, niczego prawie mu nie odmawiaa, lecz dziecko zawsze bolenie odczuwao na sobie jej przenikliwe, badawcze spojrzenie. Cay ciar wychowania i wyksztacenia matka ufnie zoya w rce Stiepana Trofimowicza. Wwczas jeszcze bardzo w njego wierzya. Mona przypuszcza, e pedagog musia nadszarpn troch nerwy wychowanka. Gdy ten mia szesnasty rok, zawieziono go do liceum. By wtedy wty, blady, 45 dziwnie spokojny i zamylony. (Pniej wyrnia si wyjtkow si fizyczn.) Prawdopodobnie zreszt nie tylko drobne przygody domowe byway przyczyn wsplnych nocnych ez obu przyjaci. Stiepan Trofimowicz zdoa poruszy w sercu pupila najgbsze struny i wznieci w nim pierwszy, nieokrelony nastrj wieczystej, witej tsknoty, ktrej zaznawszy niejedna dusza wybrana nie odda ju za adne tanie uciechy. (S nawet tacy, ktrzy wyej ceni tsknot ni najpeniejsz rozkosz, nawet gdyby taka rozkosz bya moliwa). Dobrze si stao w kadym razie, e

wreszcie, moe troch za pno, odczono wychowanka od mistrza. Modzieniec przez dwa lata przyjeda z liceum na wakacje. W czasie pobytu Barbary Pietrowny i Stiepana Trofimowicza w Petersburgu mody Stawrogin obecny by nieraz na wieczorach literackich w domu matki. Sucha i obserwowa. Mwi mao, a by cichy i niemiay jak dawniej. Wobec Stiepana Trofimowicza zachowywa si wci serdecznie i yczliwie, lecz ju z pewn rezerw. Kwestii podniosych i wspomnie dziecistwa unika w rozmowie. Po skoczeniu liceum wstpi na danie matki do wojska i wkrtce zosta przyjty do jednego z najwietniejszych pukw gwardii konnej. Nie zjawi si u matki, aby si jej pokaza w mundurze, i rzadko pisywa z Petersburga. Barbara Pietrowna nie aowaa mu pienidzy, chocia po zniesieniu poddastwa dochody z majtkw znacznie spady i w pierwszych latach nie wynosiy nawet poowy poprzednich dochodw. Miaa spory kapitalik, uciuany w cigu dugich lat. Bardzo interesowao j powodzenie syna w wyszych sferach stolicy. Czego sama nie moga osign, atwo zdoby mody oficer, bogaty i rokujcy nadzieje. Wznowi takie znajomoci, o ktrych sama nawet marzy nie moga, i wszdzie przyjmowano go bardzo chtnie. Wkrtce jednak doszy do Barbary Pietrowny do dziwne wieci: modzieniec ni std, ni zowd zacz hula. Ani pi duo, ani gra; opowiadano o jakich niesamowitych szalestwach, o ludziach przejechanych przez rysaki, o dzikim wybryku z pewn dam z towarzystwa, z ktr by w bliskich stosunkach, a potem znieway j publicznie. Zbyt brudny cynizm ujawni si w tej sprawie. Nazywano Stawrogina zbirem, mwiono, e zniewaa ludzi dla samej przyjemnoci zniewaania. Barbara Pietrowna niepokoia si i martwia. Stiepan Trofimowicz uspokaja j, e to s pierwsze bu46 rzliwe wybryki zbyt bujnej natury, e morze powrci w swoje brzegi i e to wszystko przypomina mu modo ksicia Harry, ktry w dramacie Szekspira hula z Falstaffem, Poinsem i Mrs Quickly.2 Tym razem Barbara Pietrowna nie krzyczaa: "Co za gupstwa, co za gupstwa!", jak zwyka bya ostatnimi czasy odzywa si do Stiepana Trofimowicza, przeciwnie, suchaa uwanie, kazaa .sobie dokadnie wszystko opowiedzie, nawet sama wzia do rk Szekspira i najdokadniej odczytaa to niemiertelne dzieo. Nie uspokoio to jej jednak, a zreszt i podobiestwa si nie doszukaa. Nerwowo oczekiwaa odpowiedzi na kilka swoich listw. Odpowiedzi wkrtce nadeszy, a wrd nich fatalna wiadomo, e ksi Harry mia naraz a dwa pojedynki, obydwa z wasnej winy, zabi na miejscu jednego ze swych przeciwnikw, drugiego porani, i za te czyny oddany zosta pod sd. Sprawa skoczya si degradacj, pozbawieniem praw i oddaniem winowajcy w stopniu szeregowca do jednego z pukw piechoty. Tak agodny wyrok zawdzicza Stawrogin specjalnym wzgldom. W roku 1863 zdoa si jako odznaczy; udekorowano go krzyem i mianowano podoficerem, a wkrtce potem oficerem.3 W tym okresie Barbara Pietrowna wysaa do stolicy przynajmniej setk bagalnych listw. Narazia si nawet, w tak niezwykych okolicznociach, na pewne ponienia. Po odzyskaniu rangi modzieniec nagle poda si do dymisji, lecz do Skwo-resznik znw nie przyjecha, a do matki zupenie przesta pisywa. Dowiedziano si wreszcie od osb trzecich, e wrci do Petersburga, lecz w dawnym towarzystwie ju go nie widywano. Znik jak kamie w wod. Odszukano go w kocu w jakim dziwnym otoczeniu. Przylgn do szumowin petersburskich, obcowa z jakimi urzdniczynami bez butw, z eks-wojskowy-mi szlachetnie wypraszajcymi jamun, z pijakami; odwiedza ich brudne rodziny, spdza dni i noce w tajnych spelunkach i Bg wie jakich norach; opuci si, chodzi w achmanach. Widocznie zasmakowa w takim yciu. Matki nie prosi o pienidze. Mia wasny majteczek, wiosk generaa Stawrogina, ktra dawaa jaki tam skromny dochodzik, a ktr wydzierawi pewnemu Niemcowi, rodem z Saksonii. Udao si matce ubaga go, by przyjecha; wtedy ksi Harry zjawi si w naszym miecie. Poznaem go wwczas dopiero, gdy przedtem nie widziaem go nigdy.

47 By to czowiek bardzo przystojny, lat chyba dwudziestu piciu. Przyznam si, e mocno mnie zdziwi. Mylaem, e zobacz brudnego, zapijaczonego oberwaca cuchncego wdk. Tymczasem by to najwytworniejszy z dentelmenw, jakich kiedykolwiek widywaem. By ubrany elegancko, a zachowywa si z finezj czowieka wychowanego po wielkopasku. Wraz ze mn dziwili si wszyscy inni, gdy cae miasto znao biografi Stawrogina, a nawet najdrobniejsze jej szczegy. Dziwi si wprost naley, skd o tym wszystkim wiedziano, zwaszcza e przynajmniej poowa opowieci okazaa si prawd. Wszystkie nasze panie od razu potraciy gowy. Wyranie podzieliy si na dwie grupy: pierwsza ubstwiaa go, druga nienawidzia zapamitale; ale szalestwo ogarno wszystkie. Niektre pocigao to, e Stawrogin kryje na pewno w duszy jak straszn tajemnic; innym podobao si, e jest zabjc. Okazao si wkrtce, e posiada niepolednie wyksztacenie, a nawet spory zasb wiedzy. Tak znw duo tej wiedzy nie trzeba byo, aby nam zaimponowa; mg jednak mwi i na tematy powszednie, o interesujcych kwestiach ycia codziennego, i co byoit najcenniejsze, sd mia zawsze wyjtkowo trafny. Dziwne to, lecz od pierwszego dnia wszyscy uznali, e jest czowiekiem bardzo statecznym. Nie by zbyt rozmowny, uprzejmo jego pozbawiona bya sztucznoci, niezwykle skromny, a jednoczenie miay i pewny siebie jak nikt. Nasi eleganci patrzyli na niego z zawici i bledli wobec niego. Zdziwia mnie take jego twarz: wosy mia jak gdyby zanadto czarne, jasne oczy jako zanadto spokojne i wietliste, cer zanadto delikatn, rumieniec zbyt czysty i silny, zby jak pery, wargi koralowe. Chopiec jak malowanie, a jednoczenie dziwnie jako odraajcy. Mwiono, e twarz jego przypomina mask; tyle zreszt mwiono o nim i o jego niesychanej sile fizycznej! Wzrostu by redniego. Barbara Pietrowna patrzya na niego z dum, a jednoczenie z niepokojem. Spdzi u nas p roku - spokojnie, na p martwo, do ponuro; bywa w towarzystwie i bardzo sumiennie przestrzega przepisw naszej etykiety prowincjonalnej. By po ojcu krewnym gubernatora i w jego domu traktowano go jak bliskiego czowieka. Lecz po kilku miesicach zwierz pokaza pazury. Dodani tu w nawiasie, e przezacny, mikki Iwan Osipowicz, nasz byy gubernator, przypomina troch star bab, lecz 48 pochodzi z dobrej rodziny, mia stosunki. Tym si te tumaczy, e przesiedzia u nas tyle lat stale odegnujc si od wszelkiej odpowiedzialnoci. Sdzc po wylewnoci i gocinnoci, mgby by raczej marszakiem szlachty za dawnych dobrych czasw, nie za gubernatorem w naszej frasobliwej, niespokojnej epoce. Mwiono wszdzie, e rzdzi guberni nie on, lecz Barbara Pietrowna. Byo to zjadliwe, lecz zupenie niesuszne. Czy mao zreszt wysilano na ten temat dowcipu? A Barbara Pietrowna, wanie w ostatnich latach, wiadomie uchylaa si od powaniejszej roli, pomimo olbrzymiego szacunku, jaki miao dla niej spoeczestwo, i dobrowolnie zakrelia granic wasnej dziaalnoci. Zamiast sprawom publicznym, powicia si nagle gospodarstwu i w cigu paru lat zdya przywrci majtkom uprzedni rentowno. Zapomniawszy o dawnych aspiracjach (wyjazd do Petersburga, zamiar wydawania pisma inne), zacza gromadzi dobra doczesne i oszczdzaa na szystkim. Odsuna od siebie nawet Stiepana Trofimowicza, pozwoliwszy mu wynaj mieszkanie gdzie indziej (o co ju drwno j molestowa pod rozmaitymi pretekstami). Stopniowo Stiepan Trofimowicz zacz j nazywa kobiet prozaiczn lub, artobliwie, "swym prozaicznym przyjacielem". Nie potrzebuj dodawa, e pozwala sobie na takie arty jedynie w sposb peen szacunku i tylko w bardzo odpowiednich chwilach. My, ludzie bliscy, rozumielimy dobrze - a Stiepan Trofimowicz najlepiej z nas wszystkich - e dla Barbary Pie-trowny syn jest uosobieniem jakby nowej nadziei i nowego marzenia. Namitne przywizanie do syna datowao si od okresu jego powodze wiatowych, lecz wzroso gwatownie od dnia otrzymania wiadomoci o

degradacji. Jednoczenie jednak baa si syna, czua si jego niewolnic. atwo byo spostrzec, e obawia si czego nieokrelonego, tajemniczego, czego sama nie zdoaaby nazwa, i czsto uwanie wpatrywaa si w swojego Nicolas, zastanawiajc si nad czym i przemy-liwujc... i oto zwierz nagle wysun pazury. II Nasz ksi raptem ni z tego, ni z owego dopuci si kilku niesychanie zuchwaych wybrykw. Rzecz gwna polegaa na 49 tym wanie, e wybryki te byy zupenie niesychane, do niczego niepodobne, nie takie, jakie dotd si zdarzay, cakiem sztubackie i gupie, i niczym si, do licha, nie dajce wytumaczy. Jeden z najbardziej szanowanych czonkw naszego klubu, Piotr Pawowicz Gaganow, czowiek starszy ju, a nawet zasuony, mia niewinny zwyczaj stale i dobitnie powtarza: "Co do mnie, nie dam si za nos wodzi!" Niechby tam sobie mwi. Lecz raz w klubie, gdy w trakcie oywionej dyskusji powtrzy to swoje powiedzonko w gronie goci (a wszystko to byli ludzie powani), Mikoaj Wsiewoodowicz, ktry sta na uboczu i do ktrego nikt si nie zwraca, podszed raptem do Piotra Pawowicza, znienacka chwyci go mocno za nos dwoma palcami i pocign za sob wzdu sali kilka krokw. Gniewu do Gaganowa nie mg czu. Pomylaby kto, e to typowe sztubactwo, oczywicie zupenie niedopuszczalne. A jednak opowiadano potem, e w trakcie tej operacji Stawrogin by zamylony, "jak gdyby nienormalny" - lecz przypomniano to sobie znacznie pniej. Z pocztku, na gorco, pamitano tylko drugi moment, g"dy winowajca na pewno zdawa sobie spraw ze wszystkiego i nie tylko nie by zaenowany, lecz, przeciwnie, umiecha si zoliwie i wesoo, bez cienia skruchy. Podnis si najokropniejszy haas; otoczono go. Mikoaj Wsiewoodowicz krci si na miejscu, nie odpowiada nikomu, lecz wpatrywa si ciekawie w twarze krzyczcych. Potem nagle znw si jak gdyby zamyli (tak powtarzano przynajmniej), zachmurzy, podszed twardym krokiem do zniewaonego Piotra Pawowicza i szybko, z widocznym gniewem wymamrota: - Pan, rzecz prosta, zechce mi wybaczy... Naprawd nie wiem, skd mi strzelio do gowy... To gupstwo... Lekcewacy ton przeprosin mona byo zrozumie jako ponown obraz. Haas wzrs. Mikoaj Wsiewoodowicz wzruszy ramionami i wyszed. Wszystko to byo bardzo gupie, nie mwic ju, e wybryk, wiadomy i przemylany, jak si to na razie wydawao, by zuchwa obraz caego naszego towarzystwa. Tak to pojli wszyscy. Zaczto od tego, e niezwocznie i jednogonie skrelono Stawrogina z listy czonkw klubu; potem postanowiono zwrci si w imieniu klubu do gubernatora z prob, aby niezwocznie, nie czekajc na rozpraw sdow, zastosowa 50 rodki w celu poskromienia szkodliwego awanturnika, "stoecznego zbira", i korzystajc z powierzonej mu wadzy administracyjnej "zechcia uchroni spokj porzdnych ludzi naszego miasta od dalszych niebezpiecznych zamachw". Dodawano przy tym z niewinn zjadliwoci, e moe "znajdzie si jakie prawo i na pana Stawrogina". Frazesem tym chciano dotkn gubernatora... za Barbar Pietrown. Wypisywano to wszystko z rozkosz. Lecz gubernator, jakby umylnie, by nieobecny; pojecha gdzie w okolic chrzci dziecko pewnej miej modej wdwki, ktr m pozostawi w bogosawionym stanie; oczekiwano jednak rychego powrotu pana gubernatora. Nie tracc czasu urzdzono prawdziw owacj szanownemu a pokrzywdzonemu Piotrowi Pawowiczowi: ciskano go i caowano; cae miasto skadao mu wizyty. Zamierzano nawet wyda obiad skadkowy na jego cze i tylko na jego wasn, usiln prob zaniechano tej myli - zrozumiawszy moe, e bd co bd czowieka tego cignito za nos, nie ma wic powodu do zbytniego entuzjazmu. Jak si to jednak stao? Jak sta si mogo? Znamienna jest okoliczno, e w caym

miecie nikt nie tumaczy zdarzenia obdem. To znaczy, e od Mikoaja Wsiewoodowicza, nawet w stanie normalnym, oczekiwano tego rodzaju wybrykw. Co do mnie, do dzi tego nie rozumiem, pomimo i wkrtce nastpio zdarzenie, ktre na pozr wytumaczyo wszystko i uspokoio opini. Dodam te, e po czterech latach, na moje dyskretne pytanie o wypadek w klubie, Mikoaj Wsiewoodo-wicz odpowiedzia zachmurzony: "Tak, byem wtedy niezupenie zdrw." Lecz wrmy do tematu. Zaciekawi mnie wwczas ten powszechny wybuch nienawici do "gwatownika i stoecznego zbira". Chciano koniecznie dopatrze si zuchwalstwa i wyrachowanego zamiaru obraenia caego towarzystwa. Wida byo, e czowiek ten nikomu nie dogodzi i wszystkich przeciw sobie nastawi. Dlaczego jednak? A do tej chwili nie kci si z nikim, nikomu nie ubliy, a by uprzejmy jak chevalier* z modnego obrazu, gdyby ten mg przemwi. Sdz, e nie cierpiano go za dum. Nawet nasze panie, ktre zaczy od ubstwiania, rozhaasowa-y si obecnie gorzej ni mczyni. * galant 4" 51 Barbara Pietrowna bya ogromnie przeraona. Przyznaa si potem Stiepanowi Trofimowiczowi, e dawno przeczuwaa co podobnego, e od p roku co dzie oczekiwaa czego "wanie w tym rodzaju". W ustach matki byo to zastanawiajce wyznanie. "Zaczyna si!" - pomylaa z niepokojem. Nazajutrz po tym fatalnym wieczorze w klubie ostronie, lecz stanowczo zadaa od syna wyjanie i pomimo stanowczoci w gosie caa si trzsa, biedaczka. Nie spaa w nocy, rano za chodzia nawet naradzi si ze Stiepanem Trofimowiczem i pakaa u niego, czego nigdy nie czynia przy ludziach. Zaleao jej na tym, by Nicolas powiedzia je) przynajmniej cokolwiek, aby przed ni raczy si wytumaczy. Nicolas, zawsze tak uprzejmy i peen szacunku wobec matki, sucha czas jaki zaspiony, bardzo powany; potem wsta, nie powiedzia ani sowa, pocaowa j w rk i wyszed. I tego samego dnia wieczorem zrobi nowy skandal, wprawdzie zwyklejszy i pow-szedniejszy, ktry jednak w zwizku z nastrojem powszechnym doda koloru miejskim plotkom i gadaninom. Nawin si nasz przyjaciel Liputin. Natychmiast po tamtych wyjanieniach z Barbar Pietrowna zjawi si u Stawro-gina i usilnie go prosi Oprzybycie do niego wieczorem z okazji urodzin ony. Barbara Pietrowna ju od dawna z trwog w sercu patrzya na tak niewaciwy-wybr znajomoci, lecz nie odwaaa si robi synowi uwag. Poza Liputinem zawar on ju wiele innych znajomoci w tych trzeciorzdnych warstwach naszego spoeczestwa, a moe jeszcze niej - tak ju mia skonno. W domu Liputina nigdy jeszcze nie by, lecz z nim si spotyka. Zrozumia, e Liputin zaprasza go z powodu wczorajszego skandalu w klubie i e jako miejscowy postpowiec zachwycony jest tym skandalem, w cakowitym przewiadczeniu, i tak wanie naley obchodzi si z gospodarzami klubw i e to jest bardzo dobrze. Mikoaj Wsiewoodo-wicz rozemia si i obieca, e przyjdzie. Goci byo bez liku; byli to ludzie nieznaczni, lecz pewni siebie. Liputin, ambitny i samolubny, tylko dwa razy do roku zaprasza goci, lecz wtedy ju kosztw nie szczdzi. Najbardziej honorowy go, Stiepan Trofimowicz, nie stawi si z powodu choroby. Dawano herbat, ustawione byy liczne zakski i wdka. Grano w karty przy trzech stolikach, a modzie, w oczekiwaniu kolacji, urzdzia tace przy fortepianie. Miko52 aj Wsiewoodowicz zaprosi pani Liputin, bardzo ladniutk kobietk, okropnie oniemielon, zrobi z ni dwie tury, po czym siad obok niej, rozmawia z ni, mwic co zabawnego. Zauwaywszy w kocu, jaka jest liczna, gdy si mieje, znienacka, przy wszystkich, wzi j wp i pocaowa w usta, trzy razy z rzdu, soczycie. Wystraszona niewiasta zemdlaa. Mikoaj Wsiewoodowicz wzi kapelusz, podszed do ma, ktry zupenie straci gow wrd oglnego tumultu, spojrza na, burkn)

szybko: "Niech si pan nie gniewa", i wyszed. Liputin wybieg za nim do przedpokoju, wasnorcznie poda mu futro i w ukonach sprowadzi ze schodw. Nazajutrz za nastpio zabawne uzupenienie tej caej historii, w istocie niewinnej, uzupenienie, ktre waciwie mwic przysporzyo nawet odtd pewnego zaszczytu Liputinowi. Nie omieszka potem tego zaszczytu wykorzysta. O dziesitej rano w domu pani Stawrogin zjawia si suca Liputina, Agafia, rumiana babina lat trzydziestu, niezmiernie miaa i pewna siebie. Przysano j z poleceniem do Mikoaja Wsiewoodowicza i koniecznie chciaa go "widzie osobicie". Gowa go bolaa, lecz wyszed. Barbarze Pietrownie udao si by obecn przy rozmowie. - Siergiej Wasiliewicz, to znaczy Liputin - zatrajkotaa rezolutnie Agafia - kaza najpierw piknie si kania i o zdrowie pyta, jak Mikoaj Wsiewoodowicz spa, i jak zdrowie po wczorajszym. Mikoaj Wsiewoodowicz umiechn si. - Kaniaj si i podzikuj, a powiedz twemu panu ode mnie, Agafio, e jest najrozumniejszym czowiekiem w miecie. - A pan mj na to kaza powiedzie - jeszcze rezolutniej odpara Agafia - e i sam to wie, i panu tego samego yczy. - Jak to? Jake twj pan mg wiedzie, co ja ci powiem? - Jakim sposobem, tego ja ju nie wiem, prosz pana, ale gdy wyszam, a ju ca ulic przeszam, sysz, dopdza mnie pan, tak, bez czapki, prosz pana, i mwi: "Ty, mwi, Agafia, jeeli do tego dojdzie i rozka ci: "Powiedz swojemu panu, znaczy si, e jest najrozumniejszy w miecie* - to ty na to zaraz odpowiadaj: "Mj pan bardzo dobrze o tym wie i panu tego samego yczy."" 53 III Doszo wreszcie do rozmowy z gubernatorem. Dobroduszny, zacny nasz Iwan Osipowicz wanie powrci i ledwie zdy wysucha gorcej skargi czonkw klubu. Niewtpliwie trzeba byo co przedsiwzi, lecz trudno im byo powzi decyzj. Nasz gocinny staruszek take ba si jak gdyby troch swego modego krewniaka. Postanowi jednak skoni go, aby przeprosi zarzd klubu i obraonego, i to w sposb zadowalajcy, a nawet, w razie dania, na pimie; potem za namwi go uprzejmie, aby nas opuci, wyjecha na przykad w celach krajoznawczych do Woch i w ogle gdzie za granice. W salonie, gdzie tym razem mia przyj Mikoaja Wsiewoodowicza (ktry zwykle na prawach krewnego swobodnie azi po caym mieszkaniu), siedzia w kcie Alosza Tielatnikow, dobrze uoony urzdnik, a jednoczenie domownik gubernatora, i otwiera przy stole korespondencj urzdow; w ssiednim za pokoju, przy oknie obok salonu, ulokowa si pewien gruby i rosy pukownik, przyjaciel i byy kolega subowy Iwana Osipowicza. Czyta "Gos",4 nie zwracajc, ma si rozumie, najmniejszej uwagi na to, co si dzieje w salonie, i nawet odwrci si plecami. Jwan Osipowicz zacz mwi pszeptem, kluczc wok tematu; wci plta si. Nicolas patrzy spode ba bardzo nieuprzejmie, cakiem nie jak krewniak, by blady; siedzia nieruchomo ze wzrokiem wbitym w ziemi, zmarszczywszy brwi, jak gdyby mocowa si z silnym blem. - Serce masz zacne, Nicolas, i szlachetne - mwi w cigu rozmowy gubernator jeste czowiekiem wyksztaconym, obracae si w najlepszym towarzystwie, i tu zreszt zachowywae si na razie przykadnie, ku radoci drogiej naszym sercom twojej matki... A oto teraz jakie dziwne i niebezpieczne wiato pada na wszystko! Mwi to jako przyjaciel waszej rodziny, mwi jako czowiek starszy, twj krewny, szczerze do ciebie przywizany, na ktrego nie moesz si obraa... Powiedz, co ciebie skania do tak nieposkromionych uczynkw, gwaccych przyjte obyczaje i przekraczajcych wszelk miar? Co znacz te gorczkowe, nieprzytomne wybryki? Nicolas sucha niecierpliwie i niechtnie. Znienacka w oczach jego zatliio si co chytrego i szyderczego. - Jeeli o to chodzi, mgbym waciwie powiedzie, co

54 mn powoduje - rzeki ponuro obejrzawszy si wokoo i schyli si do ucha Iwana Osipowicza. Dobrze wychowany Alosza Tielatnikow zrobi jeszcze trzy kroki w stron okna, a pukownik zakaszla, ukryty za "Gosem". Biedny Iwan Osipowicz ufnie, z popiechem, nadstawi ucha, by chorobliwie ciekawy. I wtedy staa si rzecz ju zupenie niesychana, a jednak pod pewnym wzgldem wiele wyjaniajca. Staruszek poczu nagle, e Nicolas zamiast wyszepta mu do ucha jak ciekaw tajemnic, chwyci zbami i mocno cisn nimi grn cz ucha gubernatora. Staruszek zadra, zabrako mu tchu. - Nicolas, co to za arty?! - jkn mimo woli, zmienionym gosem. Alosza i pukownik nie rozumieli jeszcze, o co chodzi, a z daleka nie mogli nic dojrze; wci im si zdawao, e tamci co sobie szepcz, niepokoi ich jednake rozpaczliwy wyraz twarzy gubernatora. Patrzyli jeden na drugiego wytrzeszczonymi oczami, nie wiedzc, czy czas ju pieszy na pomoc, jak to byo na wszelki wypadek umwione, czy te jeszcze poczeka. Nicolas zauway to prawdopodobnie i cisn ucho jeszcze boleniej. - Nicolas! Nicolas! - jkna znowu of