24
magazine pierwszy dla outsourcingu i korporacji Numer 10 | Luty 2016 | www.whatsupmagazine.pl | nakład 25 tys. | egzemplarz bezcenny miłość od kuchni magia afrodyzjaków #bestjobever walka o wizerunek papierosy w korporacji palący problem biznes w krakowie dobry klimat, złe powietrze

dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

  • Upload
    others

  • View
    2

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

m a g a z i n e

p i e r w s z y d l a o u t s o u r c i n g u i k o r p o r a c j i

Num

er 1

0 | L

uty

2016

| w

ww

.wha

tsup

mag

azin

e.pl

| na

kład

25

tys.

| eg

zem

plar

z be

zcen

ny

miłość od kuchni magia afrodyzjaków

#bestjobeverwalka o wizerunek

papierosy w korporacji

palący problem

biznes w krakowiedobry klimat, złe powietrze

Page 2: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

www.whatsupmagazine.pl2 what’s up?

what’s up magazinepierwszy dla outsourcingu i korporacjiwww.whatsupmagazine.pl

redaktor naczelny Rafał Romanowski

zastępcaMagda Wójcik

wydawcaFundacja Aktywnych Obywateli im. Józefa Dietla

dyrektor artystyczny & ilustracjeJoanna Sowula

fotografiePiotr Banasik

editor (english)Łukasz Cioch

korektaAgata Malczewska

reklamaAnna Gł[email protected]+ 48 503 920 670

kreacja i marketingAgencja Kreatywna Lemon Media

facebookWhatsupmagazine.pl

twitter@WhatsUpKrakow

kontakt+48 501 480 [email protected]

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów, nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam i ogłoszeń.

spis treści temat numeru 3 Na dymku w pracy

rozmowa numeru 6 Elżbieta Koterba o biznesie w Krakowie

hr 8 Pod lupą TESTu: Potrzeba feedbacku9 Magiczne słowo: zaangażowanie

przedstawiamy10 Dokąd latać wiosną i latem?11 Ness | Kodyrabatowe.pl

nieruchomości 13 Mieszkać na wschód od Krakowa14 Prezentacja: Excellent

siesta17 Na krynickim deptaku18 Kryminalne zagadki Krakowa

mały what’s up19 Tropiciele tajemnic

wokół stołu20 Walentynki w kuchni21 Prezentacja: 7 smakowitych chwil

siedem uciech głównych 22 Kulturalny luty

EnterEnter

Aby złapać ów moment „bez precedensu” w historii miasta, re-gionu czy kraju, wystarczy rzut oka na zmieniającą się dookoła rzeczywistość. Za każdym razem gdy piszemy o miliardach wpom-powanych w Kraków przez międzynarodowych gigantów i masowo dostępnych ofertach pracy w tutejszych korporacjach, trudno nam uwierzyć. Wtedy... szczypiemy się w ucho.Z zaniedbanego miasta bez perspektyw na pracę Kraków zmienił się w kosmopolityczną metropolię, w której to pracodawcy tłoczą się w poszukiwaniu pracowników, a nie odwrotnie. Stopniowo zaczyna brakować wykwalifikowanych kadr i nie są to nadmuchane perspektywy czy życzeniowe myślenie, ale po prostu fakty. Brakuje już nie – mówiąc potocznie – „rąk do pracy”, ale umysłów ścisłych: ekonomicznych, inżynierskich, informatycznych. Głód na rynku jest zauważalny: korporacje kuszą, kandydaci z dobrym CV przebie-rają w ofertach. Na ostatnich targach Career EXPO w ICE Kraków słychać było już głośne narzekania: chcemy dać ludziom pracę a oni grymaszą... Czy słusznie?Nasza mała stabilizacja to moment, w którym nie musisz martwić się o pracę. A miasto, w którym budzisz się jako dorosły człowiek, daje Ci dobre wykształcenie, komfort mieszkania i poruszania się, komplet atrakcji w czasie wolnym plus satysfakcjonujące zadania do wykonania. A to wszystko za całkiem przyzwoite pieniądze,

których jeszcze do niedawna młodzi Polacy szukaliby w Irlandii, Holandii czy Wielkiej Brytanii, żyjąc w przekonaniu, że „w Polsce nic się nie da”.Tymczasem bez precedensu są sytuacje, gdy firma dba o Ciebie, szkoląc, jak skutecznie odrzucić lepszą przez moment propozycję finansową od konkurencji, bo tak zależy im na Twoich umiejętno-ściach. Bez precedensu są oferty pracy dla ściąganych z zachodniej Europy czy USA polskich menadżerów, którzy w Krakowie nad Wisłą dostają lepsze warunki, niż w wiodących gospodarczo krajach globu. Bez precedensu wreszcie jest moment, gdy w krajowej poli-tyce trwa nawałnica a politycy huczą o #DobraZmiana – a w Krako-wie korporacyjne życie toczy się, jak toczyło: deweloperzy budują, firmy się sprowadzają, zatrudnia się ludzi, wypłaca im pieniądze, wspólnie pracuje na sukces...Kraków to w tym momencie wyspa. Wyspa #DobraPraca, miejmy nadzieję odporna na zawirowania. Bezprecedensowa stabilizacja, jakiej doświadczamy przy swoich biurkach, niech nas jednak nie uśpi. Bo kiedy wszyscy poczujemy się zbyt komfortowo, bardzo prawdopodobne, że obudzimy się z ręką gdzie...?...może znów przy szczypanym uchu? Owocnej lektury.

Redakcja

„Żyjemy w czasach bez precedensu” – powtarzał uparcie jeden z bohaterów dramatu „Nasza Mała Stabilizacja” Tadeusza Różewicza. Kilkadziesiąt lat później, tworząc kolejne numery „What’s Up Magazine”, miewamy podobne wrażenie.

As days become longer and nights shorter, it’s perhaps a little hard to believe February 2016 is already upon us, especially following the period of turbulent change in Polish political tectonics, and its resulting uncertainties. One may almost feel tempted to focus instead on the the kinds of dobra zmiana that are far less objectionable and polarizing in both style and content, like the prospect of warmer, longer days ahead and ever more sun in the sky.Guided by such positive-minded instincts in the choices we’ve made for our February edition of “What’s Up Magazine”, we have put together an interesting array of topics for your enjoyment. We start by talking to smokers and about smokers, in our feature story, which takes a closer look at various aspects of corporate smoking, including the influence smoking has on some of the social and behavioural patterns. We also talk to Elżbieta Koter-ba, Kraków’s deputy mayor in charge of development, about the city’s prospects and plans, also in the context of its offer for the SSC/IT/BPO sector. As we pose our questions and bring you the answers, much is revealed between the lines.Whether in culture, business or education, to thrive and be suc-cessful, cities have no choice but to forge a clear sense of direc-tion for themselves, the kind that can literally be ‘experienced’ and attached a label (to) as you enter the city walls. And so, here’s some food for thought: Does Kraków have a clear sense of direc-tion? How high does it raise the bar for itself and what does this bar stand for – let’s just leave it to your judgment.

Speaking of judgments, we also look into how companies con-duct their annual assessment programmes for employees, based on the recently-released Test HR study. And yes, sadly you were wrong thinking that once you’ve passed your final university exam, you would no longer be exposed to formal assessments and progress reviews. The much-dreaded SOOPs (systemy ocen okresowych pracowników) have had quite a history of their own in companies – very much worth investigating for our editors.In the start-up section, we cover two interesting brands. The first is called NESS and is essentially an idea for a water-free car-wash (implying the word ‘wash’ may no longer be as relevant as it used to). The other’s name is KodyRabatowe.pl. You might ask ‘How self-explanatory is that?’In our travel section, we invite you to re-discover the quaint charms of Krynica, which, together with our section on mystery novels should put you in the right mood for a quick trip to the mountains before the snows of this land melt.Last but not least, we go to Kraków’s eastern borders to see what kind of change is in the air and how this part of the city relates to Kraków’s real-estate map. Enjoy reading and feel free to share your thoughts with us via www.whatsupmagazine.pl.

Łukasz Cioch

The Winter of Our Discontent

Page 3: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

Luty 2016 3temat numeru

fot.

Piot

r Ban

asik

Poznacie ich „na fajce”: Ada, Joanna, Weronika, Marcin, Łukasz, Mateusz. Trzy korpodziewczyny i trzech korpochłopaków, prosto sprzed komputerów. Palą biernie (Łukasz, Weronika) i czynnie (Ada, Joanna, Mateusz). Marcin chodzi „na fajkę” razem z nimi, choć zazwyczaj zaciąga się modnym e-papierosem. Na oko dacie im po 26–28 lat. Biura ich korporacji mieszczą się na 5 i 6 piętrze wysokiego budynku w zachodniej części Krakowa. Znają się od kilkunastu miesięcy, trafili za biurka podczas naboru wczesną jesienią 2014. Firma chciała gwałtownie rozwijać się na rynkach IT w Austrii i Niemczech. Przeszli kilka trybów rekrutacji, roz-

wiązali skomplikowane zadania w języku Goethego i Schillera i... oto są. Kiedy przyjmowano ich do pracy, nikt nie pytał czy palą papierosy. Nadal nie pyta, choć kilka razy dziennie zbiegają w grupie za szklane drzwi na parterze, odpalają od płomienia zapalniczki tytoniowe pałeczki, rozmawiają, dmuchają chmurą dymu. Ogniem częstuje Mateusz. Gdyby czekał na to, aż palą-ce towarzyszki wyciągną z torebek czy kieszeni współczesne krzesiwa, zaraz musieliby wracać. Na górę: windą, nie schodami. Winda jedzie 15 sekund, wystarczająco aby palacze spryskali usta małym dezodorantem (kto akurat ma go przy sobie – nieważne),

Palących jest coraz mniej, ale wciąż to oni nadają ton nieformal-nym kontaktom w bardzo sformalizowanych korporacjach. Nie palisz – nie wiesz, co w firmowej trawie piszczy. Ale i to się zmie-nia: coraz mocniej wszczepiony w naszą codzienność korporacyj-ny rys zakłada zdrowy styl życia. I jak tu palić, skoro dbających o siebie jest coraz więcej, a my nie chcemy pozostawać ani w tyle, ani w... dymie?

Na przekreślonym dymku

Page 4: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

www.whatsupmagazine.pl4 temat numeru

75%

a niepalący wzięli głęboki oddech. Wyjście „na fajkę” zaliczone. Następne – za godzinę i 54 minuty.– Lubimy to. Na fajce można się zrelaksować, porozmawiać, wymienić plotkami. Mamy fajną pracę, ale nawet najciekawsze zajęcie przez 8 godzin może się znudzić – tłumaczy Joanna, kiedy pytam, czy palenie w korporacjach to zwyczajny przerywnik, rytuał, nałóg, moda czy przyzwyczajenie. – I to, i to – mówi filozo-ficznie Mateusz wypuszczając kłąb sinego dymu. W paląco-niepa-lącej grupce przyjaciół pełni rolę „przewodnika stada”. Z pomocą smartfonowego komunikatora zwołuje grupę na określoną porę: zawsze 5 minut po dźwięku aplikacji, w korytarzu u wyjścia, na start ledwie 10-minutowej przerwy. Mają prawo do takich dwóch, zanim nie zabrzmi „gong” wzywający na obiad o godz. 13. Paląca część grupy pali „odkąd pamięta”. Niepalący od dawna już nie upominają się o zdrowe płuca koleżanek i kolegów. – I tak nic by to nie dało. Palą i kropka. A my im asystujemy, bo porozmawiać w czasie pracy najfajniej jest tutaj. Jakoś tak się złożyło, że przy-chodzimy tu z nimi z przyzwyczajenia. Choć oczywiście wiemy, że palenie jest „be” i że to trucizna – uśmiecha się Weronika. Doszło do tego, że od jakiegoś czasu – nie paląc (sic!) nosi z sobą napoczętą paczkę kremowych „Davidoffów” w wersji slim. – Jakby komuś zabrakło... – spuszcza wzrok. Za plusy wychodzenia „na fajkę” uważa: bycie na bieżąco, perspektywę poznania nowych lu-dzi, skracanie dystansu, możliwość bardziej swobodnej rozmowy z pracownikami ustawionymi wyżej w korporacyjnej hierarchii.

Break na dymkaPalenie w korporacjach. Temat-rzeka, choć analizując stosunek pracodawców do pozostających w tytoniowym nałogu pracow-ników, można śmiało stwierdzić, że zdecydowana większość firm nie ma (a może nie chce mieć?) żadnego pomysłu na obecność palaczy na swoim pokładzie. – Na pewno nie zabraniamy. Ale też nie zachęcamy lokując palarnię z dala od głównego hallu. Trzeba

się nabiedzić, żeby tam dotrzeć w ciągu kilkuminutowej przerwy – zdradza „What’s Up Magazine” menadżer jednej z globalnych firm ulokowanych w kompleksie Kraków Business Park. Potwier-dza jednak, że firma w żaden sposób nie piętnuje palących bądź nie wynagradza niepalących pracowników. – Dla nas to kwestia, o której nie wypowiadamy się na zewnątrz. W rozmowach o pra-cę czy ocenach okresowych aspekt palenia papierosów nie ma żadnego znaczenia. Wszystkich zatrudnionych obowiązują te same przerwy i ich indywidualną kwestią jest, jak je wykorzystają. Jednym wystarczają do zaparzenia sobie herbaty w pracowniczej kuchni, inni wolą pobiec w tym czasie do palarni. To stały obraz naszej pracy – ocenia.Krzysztof Puchalski z Krajowego Centrum Promocji Zdrowia w  Pracy przy Insty-tucie Medycyny Pra-cy im. Prof. J. Nofera w Łodzi od wielu lat bada preferencje pa-laczy w firmach i za-kładach pracy. Wg jego badań Polska sytuuje się obecnie mniej więcej w poło-wie stawki najbardziej „rozpalonych” krajów świata. – Oceniam, że obecnie proporcje kształtują się następująco: wciąż palący stanowią istotną, blisko 30-proc. grupę wśród pracowników, również centrów usług glo-balnych korporacji, ale liczba ta z roku na rok topnieje.Potwierdza to Magdalena Petryniak z partnerstwa Polska Bez Dymu i Stowarzyszenia Manko, przez kilka lat współtworząca głośną akcję „Lokal bez papierosa”, która przygotowywała w Pol-sce grunt pod wprowadzenie ustawy o zakazie palenia w pubach, klubach i restauracjach. – Światowy trend to obecnie: mniej palić. Globalne kampanie prozdrowotne, jakie realizowane są w świe-cie, skutkują coraz mniejszą liczbą uzależnionych osób, choć wciąż problem palenia tytoniu pozostaje zauważalny – ocenia Petryniak. Podkreśla też, że w polskich firmach, w tym oddziałach zagranicznych korporacji, istnieje coraz większa świadomość problemu i wyraźna chęć na stawienie mu czoła. – Spotykam

się z tym zagadnieniem podczas prowadzonych przeze mnie szkoleń czy spotkań, np. na śniadaniach biznesowych. Przedsta-wiciele korporacji mają coraz więcej namacalnych dowodów, że ich pracodawcy dbają o ich zdrowie – podsumowuje. Z naszych informacji wynika, że np. firma Shell swego czasu wprowadzała specjalny program dla zatrudnionych, gdzie obok zdrowia psy-chicznego, sportu czy optymalnego żywienia znalazło się też miejsce na walkę z uzależnieniem od tytoniu. Shell jednak nie chce się na ten temat wypowiadać: – Taką mamy wewnętrzną politykę firmy – ucinają rozmowę.Podobne wnioski płyną z badań Krzysztofa Puchalskiego. Wyni-ka z nich, że choć 70 proc. pracodawców nie zajmuje się na co dzień „walką z dymkiem” wśród swych „owieczek”, pozostali sta-

rają się coś z tym zrobić. Mniej więcej 15 proc. stara się na rozmaite sposoby ograniczać bądź utrudniać możliwość palenia tytoniu na terenie firmy i  w  jej najbliższym sąsiedztwie, a to wydłużając drogę do palarni, a to aranżując ją w taki sposób, aby pale-nie w niej było logistycz-

nym problemem. Zaledwie 1 proc. całkowicie zakazuje palenia na swym obszarze, rozmaicie obchodząc obowiązującą ustawę, która nakłada obowiązek zapewnienia palaczom miejsca, gdzie mogą swobodnie oddać się nałogowi. Pozostali pracodawcy... promują e-papierosy, jako optymalne remedium na uzależnienie od nikotyny. – Trafiłem nawet na firmę, która postanowiła wy-posażyć pracowników w odgórnie wybrany model e-papierosów, co najprawdopodobniej wliczyła sobie w koszty jako działania zapobiegające nałogowi – mówi Puchalski.

POlSKA SyTUUje SIę OBecNIe MNIej WIęcej W POłOWIe STAWKI NAjBARDzIej „ROzPA-lONych” KRAjóW śWIATA. PAlący STA-NOWIą ISTOTNą, BlISKO 30-PROc. gRUPę WśRóD PRAcOWNIKóW, Ale lIczBA TA z ROKU NA ROK TOPNIeje

Anika Paliszewska, kierownik działu edukacji społeczeństwa klinki antynikotynowej Free Forever. Inicjatorka kampanii „Firma bez papierosa”

Dni puszczone z dymemChoć liczba palących w firmach sukcesywnie się zmniejsza, papierosy to nadal spory pro-blem dla pracodawców. Mniejsza wydajność zatrudnionych, mniejsza odporność na stres, statystycznie o 3 dni więcej zwolnienia lekar-skiego w ciągu roku, więcej problemów zdro-wotnych. Ponadto palacze spędzają średnio na paleniu nawet 40 minut dziennie, co daje ponad 20 dni w roku puszczonych z dymem. Muszą odejść od stanowiska pracy, wypalić pa-pierosa, wrócić, często jeszcze np. umyć ręce. Dochodzą do tego konflikty z niepalącymi, którzy pracują wówczas normalnie albo muszą zastąpić palacza w obowiązkach.

Trend wśród palących tradycyjne papierosy jest spadkowy, wynosi obecnie około 26%, ale jednocześnie niepokojąco rośnie odsetek kon-sumentów e-papierosów. Tym bardziej jest to groźne, że wpływ e-papierosów na zdrowie jest wciąż niezbadany. Nie ma w nich sub-stancji smolistych dymu, ale są inne szkodliwe substancje chemiczne i nikotyna. E-papierosy można palić praktycznie wszędzie, a ludzie uzależniają się od nich jeszcze mocniej; nie-którzy wręcz nie rozstają się z nimi i wieszają sobie na szyi. Pamiętajmy, że cel jest ten sam czyli utrzymywanie palaczy cały czas w nałogu nikotynowym.

Mam nadzieję, że koncerny produkujące te uzależniacze zostaną zmuszone do podob-nych działań, jak tytoniowi giganci w Stanach Zjednoczonych. W zeszłym roku, po 14 latach procesu, wiodące koncerny musiały przyznać, że produkują papierosy w ten sposób, aby były jak najmocniej uzależniające i że nikotyna to trująca neurotoksyna. Opublikowano na ich koszt dosadne komunikaty w prasie, Inter-necie, telewizji. Wreszcie oficjalnie poinfor-mowano ludzi, że wersje light czy slim są tak samo szkodliwe, jak inne papierosy. Koncerny wiedzą to od ponad 50 lat i do tej pory cały czas świadomie oszukiwały ludzi. W Polsce eduka-cja na ten temat jeszcze kuleje – duży odsetek ludzi w dalszym ciągu wpada w pułapkę niko-tynową na kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat. Staramy się to zmienić.

silna wola wystarczy75% badanych palą-cych jest zdania, że aby rzucić palenie, wystarczy silna wola

Page 5: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

Luty 2016 5temat numeru

Dym w świecie– Pracowałem w kilku krajach i w rozmaitych branżach. Polska nie odbiega specjalnie od standardów palenia w świecie, choć z pew-nością w naszym kraju nie ma wciąż wykształconych zwyczajów u pracodawców, że inwestowanie w zdrowie pracowników mo-głoby być dobrze postrzegane wizerunkowo czy wręcz opłacalne – mówi Mateusz. Dziś z przyjaciółmi pali już czwartego papierosa (jeden przed pracą, pozostałe na przerwach), a temat palenia, jakim zarzucam spowite dymem towarzystwo, wywołuje żywą dyskusję. I znów powołujemy się na badania, m.in. Światowej Organizacji Zdrowia, które głoszą, że w krajach takich jak Niemcy (mocno rozwinięty sektor ubezpieczeń), gdzie firmy w zamian za walkę z papierosami mogą liczyć na bardziej korzystne stawki ubezpieczeń dla pracowników czy USA (subsydiowane w dużej części przez państwo koszty opieki zdrowotnej), gdzie fir-mom po prostu może się to opłacać, taktyka pracodawców różni się od sytuacji w Polsce już na starcie. – Tradycja walki z  nałogiem w  krajach rozwiniętych jest też dłuższa, niż w tych, które dopiero są na dorobku. Idzie za tym większa świadomość problemu – potwierdza Magdalena Petryniak. A nasi rozmówcy z Krajowego Centrum Promocji Zdrowia w Pracy dodają, że obec-nie zauważalny jest trend relokowania biznesów przez wielkich graczy tytoniowego przemysłu (British Tobacco, American Tobac-co) z krajów o wysokim PKB i świadomym ryzyka społeczeństwie, w kierunku obszarów kuli ziemskiej, gdzie wciąż w modzie jest palenie papierosów, a nie rzucanie nałogu, jak w Europie czy USA.Ada, drobna brunetka paląca niemal paczkę Marlboro Light dzien-nie, jest zdania, że promowanie przez korporacje z zachodniego kręgu tzw. zdrowego stylu życia czy idei work-life balance, nie zadziała na wszystkich palaczy. – Zawsze znajdą się ci, którzy za przyjemność zaciągnięcia się dymem będą w stanie popracować o pół godziny dłużej, albo nawet uwędzić się w ciasnej palarni. To element kultury naszego rejonu świata – ocenia Ada. Sama rzucała palenie już trzykrotnie. W końcu zrezygnowała z walki z nałogiem. Na papierosy wydaje miesięcznie nawet kilkaset złotych. Zarabia na tyle dobrze, że – jak twierdzi – „to ułamek jej budżetu”.

Poruszony przez Adę aspekt zgody niektórych pracowników kor-poracji na wydłużanie czasu pracy w zamian za nieskrępowane korzystanie z przerw na palenie, znajduje potwierdzenie w obser-wacjach „What’s Up Magazine”. W kilku wiodących globalnych firmach ulokowanych w Krakowie takie aneksy do umów o pracę są na porządku dziennym. – Dwójka moich palących znajomych pracujących w sąsiednim budynku podpisała bez zmrużenia oka takie aneksy – zdradza Joanna i od razu dodaje, że gdyby w firmie, w której obecnie pracuje stosowane byłyby takie rozwiązania, z pewnością byłaby nimi zainteresowana. Marcin (amator e-pa-pierosa) dodaje, że choć „wychodzenie na dymka” jest bardzo ważnym elementem pejzażu korporacyjnego życia, ciągle jest to jednak temat bardziej tabu, niż powszechnie dyskutowana kwestia. Być może powodem są tu konflikty, jakie wybuchają na-

wet w 20 proc. przebadanych przez zespół naukowców z  Krajowego Centrum Promocji Zdrowia w Pracy miejscach pracy. – Z reguły dotyczą one banalnych kwestii, jak to, że nie-palący nie życzą sobie przebywania w miejscach, gdzie narażeni są na dym tytoniowy i z roku na rok co-raz bardziej otwarcie o tym mówią. Zdecydowanie to palący muszą się wówczas dostosować, co powoduje

rozmaite niesnaski i nieporozumienia – ocenia Krzysztof Puchalski.Firmy wolą więc nie upubliczniać tego rodzaju sporów i na co dzień bardzo niechętnie mówią o nikotynowych zagadnieniach. Mimo wielu pozytywnych przykładów ograniczania możliwości nieskrępowanego palenia papierosów na swym terenie czy np. prowadzeniu specjalistycznych szkoleń, żadna firma nie chciała udostępnić nam szczegółowych danych na ten temat. Eksperci z Krajowego Centrum Promocji Zdrowia w Pracy sugerują, że może to mieć również związek z... dbałością firm o wizerunek. – Paradoksalnie firma, która ponosi jakieś nakłady na promocję zdrowia czy walkę z uzależnieniami wśród pracowników, może być postrzegana przez klientów jako ta z... droższą ofertą, niż ta, która nie ponosi takich kosztów – śmieją się nasi rozmówcy.

Remedium?Osobnym zagadnieniem są np. kabiny dla palaczy instalowane co-raz częściej w krakowskich, i nie tylko, biurowcach. – Jeśli palarnie mają znaczenie tzw. społeczne, to co dopiero powiedzieć o ka-binach – pyta retorycznie Wojciech Krawczyk, właściciel KASO Group – kabinydlapalaczy.eu, która od kilku lat dostarcza pro-fesjonalne oprzyrządowanie do walki z tytoniowym dymem nie tylko do krakowskich korporacji, hoteli, sądów, urzędów, lotnisk i przedsiębiorstw. Jego zdaniem to właśnie kabiny integrują ludzi jeszcze mocniej, bo same w sobie stanowią też „technologiczną atrakcję”. – Dym pochłaniany jest przez system specjalnych fil-

trów w taki sposób, że nie ma prawa wydostać się na zewnątrz. Podobne rozwiązania stosuje się m.in. na salach operacyjnych w szpitalach czy w przemyśle spożywczym, gdzie powietrze musi być oczyszczane niemal w 100 proc. – mówi w rozmowie z „What’s Up Magazine”. Kabinę można zainstalować w dowolnym miej-scu. – Jest niemal w całości szklana, więc nie ingeruje w żaden sposób w otoczenie. Pobiera tyle prądu co komputer, jest łatwa w instalacji. Gotową kabinę możemy sprzedać, wyleasingować albo wypożyczyć – słyszymy w KASO Group. Choć tego typu rozwiązanie wydaje się dla palaczy wręcz idealne, ma wśród nich również przeciwników. – Paląc w kabinie czułabym się jak wędzone zwierzątko wystawione na pokaz w szklanej klat-ce. To upokarzające przeżycie, zamykać się w klaustrofobicznym pomieszczeniu, aby wypalić w ciągu kilku minut legalnego prze-cież papierosa – zżyma się Joanna. Nie zgadza się z tym Wojciech Krawczyk. – Szklane ściany kabiny nie wywołują poczucia izolacji. Jesteśmy jakby wyodrębnieni w tym samym pomieszczeniu, co wcześniej – tłumaczy.Może więc kabiny, a może reklamowane szeroko e-papierosy to tytoniowa przyszłość? Bezwonne, praktycznie niezauważalne. Do tego zdrowsze: wg badań koncernu Lorillard, producenta zarówno tradycyjnych, jak i e-papierosów, w dymie z żarzącego się tyto-niu znajduje się około 1500 razy więcej szkodliwych składników. – To wszystko biznes. Już teraz koncerny tytoniowe inwestują miliony w produkcję e-papierosów. Liczą na to że uzależnieni od nikotyny konsumenci zaakceptują ten sposób dawkowania uzależniającej substancji. Ale wszystko zweryfikuje postęp tech-nologiczny. Może za kilka lat palić się będzie zupełnie coś innego i cała dyskusja obierze zupełnie inne kierunki – zastanawia się Krzysztof Puchalski.Jednak już teraz brakuje konkretnych przepisów regulujących rynek e-papierosów. – Prawo nie zabrania używania e-papierosów w pracy. Oczywiście podlega to odrębnym ustaleniom między szefem a pracownikami, bo spotykane są sytuacje kiedy nawet zastępniki są po prostu źle widziane – ocenia Magdalena Petry-niak. Zdaniem naszych rozmówców, zaciągających się realnym i „udawanym” dymem, e-papierosy to jednak wymarzony pro-dukt obliczony właśnie pod parametry pracy biurowej. – Nikogo nie truję, nie śmierdzę. Chyba lepiej popalać coś bezwonnego bezustannie pracując, niż marnować czas na wyskakiwanie „na dymka” – Marcin po raz kolejny próbuje przekonać swych palą-cych znajomych. Bezskutecznie.Tymczasem wg danych firmy usługowej Work Service za 2014 rok regularne przerwy w pracy na wypalenie tytoniowego papierosa z realnym dymem to koszt dla polskich pracodawców ponad 22,5 mln zł dziennie.

Rafał Romanowski

15 PROc. PRAcODAWcóW STA-RA SIę NA ROzMAITe SPOSOBy OgRANIczAć BąDź UTRUDNIAć MOŻlIWOść PAleNIA TyTONIU NA TeReNIe FIRMy I W jej NAj-BlIŻSzyM SąSIeDzTWIe

30% vs. 70%30% palących pra-cowników firm kontra 70% niepalących

30%

70%

Page 6: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

www.whatsupmagazine.pl6 rozmowa numeru

elżbieta koterba: Będziecie mnie atakować?

what’s up magazine: Skąd taka myśl?Dziennikarze zawsze coś znajdą. Na przykład zapytają…

…dlaczego tak słabo promujemy gospodarczy sukces Krakowa na zewnątrz?Właśnie (śmiech). Jest bardzo dobrze, ale zawsze może być jesz-cze lepiej, dlatego nie możemy pozwolić sobie na bycie pasyw-nymi. Mam świadomość tego, że cały czas należy o tym głośno mówić. Musimy pracować nad coraz lepszymi efektami. Kraków jest najbardziej atrakcyjnym miastem w Europie dla inwestorów z branż BPO/SSC/IT/R&D i chcemy, aby na czołowej pozycji po-został i rozwijał się.

My czyli… władze miasta? To oficjalna deklaracji wzmocnienia polityki gminy wobec biznesu?Tak, to nasze zadanie numer jeden, nie tylko na ten rok. To jest polityka długofalowa. Chcemy utrzymać wysoką atrakcyjność Krakowa na inwestycyjnym i deweloperskim rynku, promować miasto i pracować nad jeszcze lepszymi wynikami na tutejszym rynku pracy.

Promując się. W jaki sposób? Promuje się każdy, miasto musi znaleźć jakąś oryginalną metodę, która będzie się wyróżniać. Dziś najbardziej liczy się pomysł. jak w kampanii bilbordowej „łódź pozdrawia”, gdzie „Otwartość na biznes z łodzi pozdra-wiał open space z Krakowa”? Niestandardowe metody promocji biznesowej oferty bywają atrakcyjne medialnie, ale nie zawsze przekładają się na efekt biz-nesowy. Uderzając zbyt szeroko, można nie dotrzeć do właściwej grupy. Dlatego stosujemy sprawdzone metody, które od dawna przynoszą nam mierzalne efekty. Poza szerokimi rozwiązaniami, jak bilbordy, citylighty, kampanie internetowe, radiowe, telewizyj-ne czy obecność w mediach społecznościowych, mocno stawiamy na targi i konferencje branżowe. Prezentowanie tam oferty Krako-wa ma charakter bezpośredni i skonkretyzowany; mówiąc wprost, daje gwarancję, że nasza oferta dotrze do kogo trzeba i być może przekona do zainwestowania kolejnych środków, rozszerzenia re-krutacji, przeniesienia część biznesu właśnie do Krakowa.

Powtarza Pani jednak, że najlepszą skutecznością w ściąganiu do miasta kolejnych inwestorów wykazują się ci, których już tu ściągnięto. Nazywacie ich ambasadorami. czy to bazowa-

nie na samospełniającej się przepowiedni w pewnym sensie nie jest pójście na łatwiznę?Przedsiębiorcy, którzy z sukcesem rozwijają swój biznes w Kra-kowie, to naturalni ambasadorzy na zewnętrznych, bizneso-wych rynkach. Oni muszą poczuć się w Krakowie odpowied-nio obsłużeni i te elementy wsparcia biznesu będziemy rozwi-jać. Szefowie firm, które już tu są, nie szczędzą komplementów na nasz temat, a to najlepsza re-komendacja. Musimy dbać, aby to się nie zmieniło. Przychylna opinia przedsiębiorców to nasz największy kapitał, wiarygod-ny w oczach innych inwestorów i – z tego co zauważyłam – naj-skuteczniejszy, bo ściąga do Kra-kowa kolejne firmy. Poklask me-diów za dostrzegalny publicznie marketing nie zawsze przekłada się na sukces miasta w biznesie. To dzieje się w kuluarach, w bezpośrednich rozmowach, poprzez marketing „szeptany”. I to się dzieje na co dzień, ale o tym nie rozpisują się media. Tymczasem ja, szczerze mówiąc, nie trafiłam na nikogo, kto byłby inwestowaniem w Krakowie rozczarowany. Nie musimy tego przecież sprawdzać, takie sygnały docierają do nas bardzo często.

Andrew hallam, guru organizacji Aspire, zrzeszającej zna-komitą większość zagranicznych korporacji, centrów usług, graczy z globalnych branż BPO/SSc/IT/R&D powiedział w jed-

nym z ostatnich wywiadów, że tego typu, głównie outsourcin-gowy, biznes w Krakowie rozwija się siłą rozpędu. Sam, niemal bez aktywności czy pomocy miasta. Że współpraca z miastem na tym etapie gwałtownego wciąż rozwoju nie jest konieczna, aby osiągać coraz lepsze rezultaty.Nie zgodzę się. Miasto musi tworzyć dobre warunki dla biznesu, dbając o poprawę rozwiązań i stale szukając ułatwień dla prowa-dzenia tu działalności gospodarczej. Nawet najlepiej sterowana i zarządzana firma bez odpowiedniego wsparcia ze strony mia-sta poległaby szybko. Bez sprawnej komunikacji, bez prężnego rozwoju oferty mieszkalnej czy usługowej, bez dobrych uczelni dostarczających im kadry – nie byłoby tak pięknie. Miasto na bie-żąco przypatruje się potrzebom międzynarodowych firm i ich kadr i nie szczędzi wysiłków, żeby je realizować.

Słyszymy, że w magistracie zapadła niedawno decyzja, aby wreszcie zacząć promować miasto poprzez sektor outsourcin-gowy. Podobno chcecie pokazywać, jak świetnie czuje się on w Krakowie, że się rozwija i ma coraz bardziej wyspecjalizo-wany charakter. Nie za późno? z czołowych miejsc zestawień Tholons patrzymy z góry na konkurencyjne ośrodki jak Dublin, Praga, Budapeszt, Warszawa, już od kilku lat.Właśnie dlatego, że nasza pozycja staje się coraz bardziej ugrun-towana, będziemy promować miasto w ścisłej współpracy z fir-

mami z tego sektora. Trze-ba mieć się czym pochwalić, żeby się chwalić. Nie składa-my deklaracji bez pokrycia, jak robią to niektóre konku-rencyjne miasta. Bazujemy na twardych danych. Chce-my pokazywać korzyści, jakie firmy zyskują na obecności na naszym rynku. Mamy wy-

liczenia, dane, korzystne dla miasta opinie ze strony przedsiębior-ców, które wykorzystamy w celach promocyjnych. Opieramy się przede wszystkim na naszych obserwacjach, z których wynika, że żaden inwestor nie czuje się w Krakowie pominięty.

czy aby na pewno? Byliśmy niedawno na kilku uroczysto-ściach. Podpisaniu przez firmę ABB umowy na długoletni wy-najem rekordowo dużej, jak na Kraków, powierzchni biurowej we wznoszonym właśnie budynku Axis przy Rondzie Mogil-skim oraz na hucznym otwarciu nowej siedziby lowcosttravel-group – międzynarodowego giganta w sprzedaży pakietów

Po sukcesie turystycznym i kulturalnym, czas na biznesowy. Kra-ków staje się coraz bardziej liczącym się gospodarczo miastem na świecie. Mamy twarde dane, korzystne dla miasta opinie ze strony przedsiębiorców i nie zawahamy się wykorzystać ich promocyjnie. Ten rok to start nowych kampanii, nie rezygnujemy jednak ze sprawdzonych metod.

Biznes w Krakowie dobry klimat, złe powietrze

PRzeDSIęBIORcy, KTóRzy z SUKce-SeM ROzWijAją SWój BIzNeS W KRAKOWIe, TO NATURAlNI AM-BASADORzy NA zeWNęTRzNych, BIzNeSOWych RyNKAch

fot.

Piot

r Ban

asik

Page 7: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

Luty 2016 7rozmowa numeru

wycieczek i wyjazdów rekreacyjnych. W obu przypadkach na oficjalne zaproszenie nie zareagowali przedstawiciele miasta.Przy takiej dynamice nie jesteśmy w stanie być wszędzie, ale zapewniam, że reagujemy na większość zaproszeń i wszędzie tam wyrażamy chęć współpracy oraz gotowość do spotykania się czy dyskutowania. Ten sektor w Krakowie po prostu galopuje i czasem mam wrażenie, że same firmy nakręcają tak ogromne tempo. Proszę pamiętać, że mówimy o potężnej branży i garst-ce urzędników. Robimy, co możemy. Problemem byłoby, gdyby urzędnicy nie brali udziału w procesie wspierania potencjalnych inwestorów i nie angażowali się w ich obsługę. Uroczystości otwarcia są zwieńczeniem wcześniejszych działań i mają charak-ter stricte promocyjny. Świadczą o tym, że Kraków został przez firmę wybrany ze względu na swoją atrakcyjną ofertę i pozytywne nastawienie do inwestorów.

Współpracujecie z firmami obecnymi już na krakowskim ryn-ku, a co czeka inwestorów, którzy po raz pierwszy trafiają do miasta z ofertą współpracy?Sprawnie działa Centrum Obsługi Inwestora, mamy specjalną informację dla inwestorów korporacyjnych. Przygotowujemy właśnie informator w języku angielskim, w którym inwestorzy zagraniczni znajdą wszelkie przydatne informacje. Przede wszyst-kim znakomicie sprawdza się nasze „Obserwatorium”, czyli inter-netowe kompendium wiedzy o terenach inwestycyjnych: mapy, charakterystyka obszarów, historia działek, zestawienia szacun-kowych kwot za transakcje, ich charakter, sąsiedztwo, obecność na ich terenie np. obiektów zabytkowych czy rozmaitych ograni-czeń czy utrudnień, wydane pozwolenia, WZ-ki. Od pewnego cza-su nie musimy udzielać tzw. informacji publicznych, wyręcza nas w tym właśnie ta platforma internetowa. Dzięki temu potencjalni inwestorzy dysponują kompletem informacji do tworzenia m.in. wymaganego ustawą deweloperską tzw. prospektu informacyjne-go. Z tego, co wiem, bardzo chwalą sobie nasz system, co mnie, jako pomysłodawczynię tego narzędzia, niezwykle cieszy. Jestem architektem i wiem, jakie informacje są dla inwestora niezbędne do sprawnego zarządzania swoim kapitałem.

Owszem, biznes komplementuje, że sporo poprawiło się w  mieście jeśli chodzi o  obsługę inwestorów. Nadal jed-nak tzw. pierwsze wrażenie bywa różne. Np. w oficjalnym miejskim serwisie internetowym, w zakładkach dla bizne-su, wciąż widnieją nieaktualne dane z 2012 roku o 36 fir-mach zagranicznych (w istocie już ponad 150) działających w Krakowie oraz dobroduszne slogany w stylu: miasto rozwija gospodarkę opartą na wiedzy i tym podobne okrągłe zdania na temat Smart city. czemu nie chwalimy się tym, co napraw-dę osiągnęliśmy, konkretnymi rozwiązaniami, inteligentnymi systemami sterowania ruchem itp.?Pokazujemy technologiczne rozwiązania zgodne z duchem smart, np. stosowaną coraz częściej aplikację do płacenia za parkowa-nie, lokalizator wolnych miejsca na parkingach czy też rozmaite inwestycje w coraz lepszą komunikację, choćby tablice świetlne o ruchu drogowym czy elementy systemu inteligentnego stero-

wania ruchem. Takich działań będzie coraz więcej. Ten rok będzie przełomowy, jeśli chodzi o unaocznianie odbiorcom, co do tej pory zrobiliśmy i nad czym aktualnie pracujemy.

Dobry moment, bo przed Krakowem wielkie wyzwania rekru-tacyjne. Firmy masowo zwiększają zatrudnienie, jest to już kilka tysięcy ofert rocznie. Sam tylko brytyjski gigant inży-nieryjny ch2M do końca 2016 roku zatrudnić ma w Krakowie aż 800 nowych pracowników. jest to największa kampania rekrutacyjna w mieście od czasu przekształceń huty im. Tade-usza Sendzimira. Wiele firm skarży się nam, że rynek jest już tak przebrany, że czasem nawet na dobrze płatne stanowiska brakuje kandy-datów. jak miasto zamierza wspierać rynek pracy? Pro-mować Kraków w  innych ośrodkach akademickich? lepiej współpracować z tu-tejszymi uczelniami?Wszystko, co panowie wymieniliście, jest w  na-szych najbliższych planach. Na pewno w tym roku po-przez kampanie reklamowe, wizerunkowe i kompetencyjne bę-dziemy wspierać rekrutację do tych sektorów, w których zapo-trzebowanie jest największe. Na pewno musimy zrobić dużą kampanię promocyjną na temat rynku pracy w Krakowie.

Bilbordy?W tym wypadku nie chodzi o bilbordy. Pracujemy nad radykalny-mi rozwiązaniami w ramach tzw. ustawy krajobrazowej, co po-winno spowodować drastyczne ograniczenie liczby bilboardów w mieście. Ten nośnik jest skuteczny, ale nie jest dobrze postrze-gany przez mieszkańców jako degradujący przestrzeń publiczną, musimy więc wykorzystać wszelkie inne kanały dystrybucji treści reklamowych, tak, aby pozytywny komunikat przedarł się do szer-szego grona odbiorców.

Pytamy o bilbordy w innych miastach, kampanie reklamowe za granicą, itp.Z pewnością w innych miastach kraju, a czy za granicą – tam raczej na specjalistycznych targach i w miejscach, gdzie można skutecznie zaprezentować ofertę Krakowa i precyzyjnie dotrzeć do przedsiębiorców.

Ale to również mocne ośrodki akademickie w sąsiedztwie Kra-kowa: w Bratysławie, Pradze, Budapeszcie, stolicach państw nadbałtyckich, wschodniej części Niemiec…Tam skupimy się na punktowych działaniach promocyjnych w branżowych mediach. Nie mogę zdradzić całej strategii, ale za-pewniam, że niebawem usłyszycie panowie na ten temat więcej.

czyli obiecujemy: sektor outsourcing może liczyć ze strony władz miasta na mocny akcent promocyjny i wsparcie w za-kresie rekrutacji.Zdecydowanie tak.

Przed Krakowem spore wyzwanie logistyczne, ale i szansa na ogólnoświatową promocję w mediach z okazji światowych Dni Młodzieży w lipcu. Obiektywy kamer będą skierowane nie tylko na milionowe rzesze pielgrzymów, ale i lokalną go-spodarkę oraz ekonomiczną siłę aglomeracji i regionu. jak układa się współpraca z Kurią w tym zakresie?Zdajemy sobie sprawę, że to wielka szansa promocyjna dla Kra-kowa i będziemy starali się wykorzystać także niekonwencjonal-ne narzędzia przekazu skierowane do mieszkańców chętnych do współpracy z miastem w tych ważnych dniach. Promocja przed ŚDM dopiero się rozpędza i zrobimy wszystko, aby w niej aktywnie uczestniczyć.

Na razie jednak aktywnie staracie się działać m.in. w bran-ży startupów. Powstaje centrum B7, przygotowane z myślą o startupowym środowisku oraz mające aktywizować Nową hutę. To nie nowość, że startupy ożywiają światowe miasta, ale czy myślicie o mocnym postawieniu na tego „konia” rów-nież w Krakowie?Startupy muszą mieć jeszcze jedną siedzibę w centrum. I obie-cuję, że taka będzie. Bierzemy pod uwagę kilka lokalizacji. O tym też już niebawem poinformujemy.

Sukces takich inicjatyw jak BASe czy wejście do Krakowa największego startupu świata – Uber – wymaga od miasta również zdecydowanych działań w zakresie wydarzeń kiero-wanych do tego sektora. co dzieje się na tym polu?W zeszłym roku uczestniczyliśmy w organizacji pierwszego Kra-kowskiego Tygodnia Startupów. Zainteresowanie tym wydarze-nie firm z branży przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Jestem pewna, że tegoroczna edycja, na którą w budżecie miasta zarezer-wowaliśmy większe środki, sprawi, że środowisko twórców star-tupów będzie jeszcze bardziej widoczne, a pozycja Krakowa na tle

innych miast będzie się umacniała.

Na pewno bez trudu wskaże nam Pani również słabsze obszary, w któ-rych w Krakowie jest jeszcze sporo do zrobienia.Z całą pewnością jest to powietrze. Jego zła jakość i  nieustanna walka o poprawę tej sytuacji. Ze smutkiem konstatuję, że kiedy Kraków wygasi już wszystkie toksyczne paleniska, za-nieczyszczenia będą do nas dochodzić z okolicznych gmin. Chciałabym też

jeszcze lepszej komunikacji, np. sprawnej kolei aglomeracyjnej oraz inwestycji w metro. Nie mam wątpliwości, że bez tego środka transportu zbiorowego tak dynamicznie rozwijająca się metro-polia nie może sprawnie i wydajnie funkcjonować. I oczywiście parkingów, zarówno podziemnych w terenach zurbanizowanych służących okolicznym mieszkańcom, jak również lokalizowanych na obrzeżach miasta P&R. Musimy przekonać mieszkańców mia-sta, że to inwestycje niezbędne, dzięki którym będzie im się ży-ło znacznie lepiej. To zakrojone na lata działania, dzięki którym za kolejną dekadę Kraków ma być coraz bardziej liczącym się w świecie miastem. Po sukcesie turystycznym i kulturalnym przy-szedł czas dla biznesu. Chcemy, żeby tak ogromna rzesza ludzi pracujących w perspektywicznych rozwojowo branżach, czuła się tu dobrze. To nasz cel na kolejne lata.

Rozmawiali: Dawid Hajok i Rafał Romanowski

Biznes w Krakowie dobry klimat, złe powietrze

PO SUKceSIe TURySTyczNyM I KUlTURAlNyM PRzySzeDł czAS DlA BIzNeSU. chceMy, ŻeBy TAK OgROMNA RzeSzA lUDzI PRAcU-jących W PeRSPeKTyWIczNych ROzWOjOWO BRANŻAch, czUłA SIę TU DOBRze

fot.

Piot

r Ban

asik

Page 8: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

www.whatsupmagazine.pl8 HR

hr pod lupą testu

Choć systemy ocen okresowych pracowników (SOOP) mają dość długą tradycję, w wielu firmach w dalszym ciągu budzą lęk wśród pracowników i wątpliwości pracodawców. Nawet wtedy, gdy na co dzień pracownicy wywiązują się ze swoich obowiązków, a re-alizacja kolejnych celów przebiega bez większych przeszkód, ich obawy wobec ocen to dość częste zjawisko. Dlaczego?– Systemy oceny pracowników często nie funkcjonują dobrze, są bardzo formalne i nie zawsze profesjonalnie przeprowadzane. Bierze się to stąd, że menadżerowie nie są dostatecznie przy-gotowani do przeprowadzania ocen, brakuje im umiejętności coachingowych, pojawiają się też różnice w podejściu do pracy wśród pracowników różnych pokoleń i wiążąca się z tym nieumie-jętność wypracowania skutecznych metod komunikacji – wyja-śnia Agnieszka Flis, dyrektor merytoryczny w Advisory Group TEST Human Resources.W głowach niektórych pracowników rodzi się więc pytanie o sens okresowej ewaluacji ich pracy, którą często uważają za dodatko-

wy, zupełnie niepotrzebny stres. A przecież odpowiednio prze-prowadzona ocena okresowa może przynieść wiele korzyści, zarówno czysto rozwojowych, jak i tych bardziej mierzalnych – jak choćby awans.– W firmach oceny okresowe pełnią różne funkcje. Są SOOP skon-centrowane na ocenie wyników pracownika w kontekście rozwo-ju osobistego. Są też SOOP, które są bezpośrednim narzędziem do motywowania płacowego – wiążą wyniki pracy z systemem wynagrodzeń – tłumaczy Agnieszka Flis. – Ocena roczna służy do weryfikacji dotychczasowych postępów, wyznaczania kolejnych celów, jest też okazją do wytypowania odpowiednich osób do szkolenia czy awansu – dodaje. To także okazja dla szefa, by sam zastanowił się, co może zrobić, żeby podwładni chcieli z nim pracować, jak inspirować swoich pracowników, jak stwarzać im mobilizujące do rozwoju warunki pracy. Nie zmienia to faktu, że ocena okresowa wiąże się ze stresem, szczególnie gdy przeprowadzana jest tylko raz w roku, a pra-cownicy nie otrzymują regularnego feedbacku. Rozmowa z prze-łożonym raz na dwanaście miesięcy to za mało, zwłaszcza dla młodszych pracowników, którzy nie tylko nie lubią zbytnio sformalizowanych form kontaktu, ale też oczekują częstszych informacji zwrotnych od przełożonego. – Młodsze pokolenie

cechuje większa otwartość i chęć skrócenia dystansu. Oczekują też częstszych informacji o swoich postępach w pracy, zaopie-kowania się nimi oraz podwyżek, gdy ocena ich pracy wypada pozytywnie – potwierdza Agnieszka Flis.Między innymi dlatego narzędzia i metody przeprowadzania ocen okresowych są stale udoskonalane. W zależności od po-trzeb konkretnej organizacji, można zaprojektować SOOP oparty o kompetencje, zarządzanie przez cele powiązane z wynagradza-niem i premiowaniem, polityką awansowania, szkolenia i rozwoju pracowników. Ocena pracowników może odbywać się w sposób tradycyjny (system oceny 180°) lub nowoczesnym modelu wie-lostronnej oceny 360°.W systemie oceny 180° pracownik otrzymuje informację zwrotną wyłącznie od przełożonego. Przeprowadzenie tego typu oceny nie nastręcza większych trudności organizacyjnych, a jej efek-tywność w dużej mierze zależy od coachingowych i mentorskich umiejętności oceniającego menadżera. Bardziej wszechstronna, ale też trudniejsza do przeprowadzenia, jest ocena typu 360°.– Gdy feedback pochodzi nie tylko od bezpośredniego przeło-żonego, ale też od innych współpracowników, ocena staje się bardziej emocjonalna i trudna do zignorowania. To sprawia, że ocena 360° daje silniejszy impuls do rozwoju. Jest to zdecydowa-nie bardziej holistyczny sposób ewaluacji pracowników, dlatego, choć metoda ta początkowo wydaje się trudna do opanowania, warta jest jednak włożonego w nią trudu – mówi Agnieszka Flis.Niezależnie od wybranej metody, niezwykle istotne jest pielę-gnowanie dobrych praktyk, takich jak nieustające kształcenie menadżerów, dbanie o jak najlepszą komunikację i odpowiednie zbalansowanie podejścia do pracy i jej oceny przez pracowników rożnych pokoleń. Czy jednak w czasie, gdy coraz więcej osób oczekuje informacji zwrotnych częściej niż raz w roku, można mówić o zmierzchu oceny okresowej?– Pracodawcy nie mogą zupełnie zrezygnować z ocen okreso-wych. O ile w kilkuosobowym przedsiębiorstwie pracodawca wie, jak radzą sobie poszczególni pracownicy, o tyle w dużej firmie bez ocen okresowych trudno byłoby wskazać najlepszych pracowni-ków, kandydatów do awansu czy osoby, które można wysłać na dodatkowe szkolenia – wyjaśnia Flis.Jak zatem usprawnić SOOP? Chociażby poprzez wprowadzenie rocznej oceny 360° i odbywających się co kwartał, krótszych spo-tkań z menadżerem, które zapewnią pracownikom regularny fe-edback, zakończony opracowaniem planu rozwoju osobistego.

Karolina Kociołek

Mogłoby się wydawać, że gdy szkoła i studia za nami, w końcu skończy się okres, gdy poddawani jesteśmy nieustannym ocenom. Nic bardziej mylnego. Także w pracy przychodzi ten dzień, gdy przełożony wystawia nam ocenę okresową i chce o niej podysku-tować. czy naprawdę jest się czego bać?

Potrzeba feedbacku

Agnieszka Flis – dyrektor merytoryczny w Advisory Group TEST Human Resources

Mobile – konfaluty pod znakiem konferencji mobile: w Mię-dzynarodowym centrum Targowo-Kongreso-wym eXPO Kraków przy galicyjskiej 9 odbę-dzie się najważniejsze wydarzenie w branży mobile na południu Polski.

W dniach 17–19 lutego będzie to Mobile Trends Conference & Awards, a 18–19 lutego – Targi Rozwiązań IT, E-commerce i Urządzeń Mobil-nych Mobile-IT. Targi mają na celu zaprezen-towanie możliwości wykorzystania mobilnych technologii zarówno w sektorze publicznym, jak i prywatnym. To również impreza skupia-jąca wszystkich tych, którzy z uwagą śledzą nowości pojawiające się na rynku mobile. Szczegóły dotyczące programu towarzyszące-go można zaleźć na stronie: http://mobile-it.com.pl/program.

Waszym zdaniemW poprzednim numerze „What’s Up Maga-zine” wraz z Advisory group TeST human Resources prosiliśmy Was o podzielenie się z nami Waszymi doświadczeniami w pracy w zespołach wirtualnych. Interesowało nas, czy spotkaliście się z tzw. killerami zespołów. Poniżej kilka wybranych komentarzy. Dzię-kujemy za maile i zachęcamy do żywego ko-mentowania na naszym fanpage’u na FB oraz pod adresem [email protected]

Od kilku miesięcy pracuję w zespole wirtual-nym i szczerze muszę przyznać, że to ciężki kawałek chleba, ale nie taki, z którym człowiek nie jest w stanie sobie poradzić. Grunt to po-zytywne nastawienie i samodyscyplina. Dużym i chyba podstawowym problemem jest brak kontaktu face to face. Można to przeskoczyć – na początku (przez około miesiąc) komuni-kowaliśmy się bardzo intensywnie wszystkimi

dostępnymi środkami w celu lepszego pozna-nia się, znalezienia wspólnych cech i upodo-bań oraz jasnego określenia zadań i celów. Po tym etapie intensywnej wymiany informacji kontaktujemy się regularnie 2 razy w tygodniu (chyba, że sytuacja wymaga inaczej), wyłącz-nie przez Skype’a (...). W naszym zespole, poza Polakami, mamy: trzech Azjatów, trzech Angli-ków, jednego Niemca oraz dwóch Portugalczy-ków – spora mieszanka kulturowa.Ania

W styczniowym „What’s Up” najbardziej po-dobał się mi artykuł o zespołach wirtualnych, ponieważ sama jestem członkiem jednego z nich, a w naszej firmie tego typu zespoły to powszechna praktyka. Nie da się złożonego projektu realizować bez konkretnych specjali-stów, którzy są porozrzucani po całym świecie. Osobiście zazdroszczę osobom, które pracują w jednym pokoju, mają dużo znajomych z pracy, z którymi później mogą wyjść na piwo.Edyta

Witam, z  miłą chęcią przeczytałem artykuł „Realne vs. Wirtualne” w styczniowym wyda-niu magazynu, bo od niecałego roku pracuję w międzynarodowym zespole, gdzie głównym sposobem komunikacji są właśnie telekonfe-rencje. I mimo, że nie mam prywatnych relacji z ludźmi z mojego teamu, bo rozmawiamy jedy-nie przez telefon, piszemy maile, łączymy się na callach, wszyscy jednak dla siebie są mili i nigdy nie traktujemy tej drugiej strony jak „robota”. Poza tym są też inne działy w firmie i mimo, że z tymi ludzmi razem raczej nie pracuję to jednak bardzo się lubimy i to właśnie o nich mówię, że to moi koledzy z pracy. Do takie-go systemu pracy przyzwyczaiłem się i  jakoś bardzo mi to nie przeszkadza. Czasem fajnie byłoby popracować nad projektem w  więk-szym gronie na żywo, ale wydaje mi się też, że tak pracuje się dużo szybciej i sprawniej. Jurek

Page 9: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

Luty 2016 9HR

Na pewno zauważyłeś, że twoi znajomi z Capgemini swoje posty w mediach społecznościowych oznaczali niedawno hasztagiem #poczujmiete. Zdjęcia doniczek z miętą, imprez przy mojito czy pikników z orzeźwiającą lemoniadą w dłoni były częścią kam-panii marketingowej firmy, a zarazem zabawą przeznaczoną dla pracowników. – Wewnętrzny konkurs, w który zaangażowało się ponad 100 pracowników, zaowocował wyraźnym wzrostem zain-teresowania naszym profilem na Facebooku (+1500 fanów) i In-stagramie (+150 fanów). Z tego powodu staramy się, by większość naszych wewnętrznych akcji została udostępniona na zewnątrz. Pracownicy firmy są naszymi najlepszymi ambasadorami – wyja-śnia Magda Dorożyńska, Employer Branding Lead w Capgemini. Z nasionek mięty posadzonych przez Capgemini wyrosły więc obfite plony: zjednali sobie wielu nowych sympatyków zarówno w firmie, jak i na zewnątrz.Takie akcje sprawiają, że pracownicy czują się bardziej zaanga-żowani w swoją firmę, a to właśnie zaangażowanie uplasowało się na pierwszym miejscu raportu „Trendy HR 2015. Nowy świat pracy” przygotowanym przez Deloitte Polska – aż 87 proc. firm uznało je za ważne wyzwanie współczesnego HR-u. Nic dziwnego, za pośrednictwem nowych mediów pracownicy mogą obnażyć wszystkie niedoskonałości swojej firmy, ale także kierować pod jej adresem komplementy. – Zaangażowany pracownik to ten, który działa według zasa-dy „say, stay, strive”: mówi pozytywnie o swojej firmie, wiąże z nią swoją zawodową przyszłość i działa na jej rzecz bardziej, niż wynika to z jego obowiązków – wyjaśnia Olga Leszczyńska, menedżer Programu Najlepsi Pracodawcy 2016 Aon Hewitt. Nie-stety, jak wskazuje Instytut Gallupa, tylko 13 proc. zatrudnionych to osoby wysoce zaangażowane, za to połowa badanych nie poleciłaby swojego pracodawcy znajomym. Korporacje wiedzą, że czas na zmiany i aż 66 proc. specjalistów HR deklaruje, że ich firma wdraża właśnie nowe strategie w tym zakresie.

Kultura na widokuPodstawą do budowania zaangażowania pracowników musi być kultura organizacji. I nie chodzi tu o trzy magiczne słowa: „proszę, dziękuję, przepraszam”, ale o system wartości, norm i znaczeń, który określa relacje wewnątrz firmy. To on w dużej mierze de-cyduje o tym czy zatrudnieni czują się ważnym narządem kor-poracyjnego organizmu czy może mają wrażenie bycia jedynie trybikiem wielkiej maszyny.Konkurs na zaangażowanie wygrywają te przedsiębiorstwa, któ-re nakierowane są na jednostkę, jak na przykład amerykańska CH2M, w której 90 proc. akcji firmy należy do pracowników. Dzięki temu działania organizacji są transparentne, a zatrudnieni mają wpływ na decyzje swoich przełożonych. Równie dobrze radzą sobie te firmy, które stawiają na relacje między pracowni-

kami. Capgemini opiera swoją kulturę na siedmiu wartościach: szczerości, odwadze, zaufaniu, zabawie, pracy zespołowej, wol-ności i skromności. – Wszystkie te wartości są bardzo istotne, ale ponieważ nasi pracownicy to głównie młodzi ludzie to nie ukrywamy, że „fun” jest jedną z ważniejszych. Ludzie chcą mieć satysfakcję z pracy – tak było zawsze, ale dziś jest to najważniej-sza motywacja do pracy – tłumaczy Magda Dorożyńska.Ciągle jednak mamy sporo firm, w których człowiek został spro-wadzony do roli robota wykonującego swoje obowiązki. – W Ser-co liczyła się tylko ilość obsłużonych klientów i sprzedanych ofert. Rozliczana byłam z każdej minuty, nawet tej spędzonej w toalecie – mówi Joanna, która szybko przeniosła się do innej korporacji.

Narzekanie na ekranieNiezaangażowani pracownicy to nie najlepsza wizytówka dla firmy, szczególnie w czasach nowych mediów, które stały się dodatkowym wentylem uwalniania swojej niechęci. Według raportu Instytutu Monitorowania Mediów w opublikowanego w grudniu 2015 roku, Polacy najczęściej wykorzystują do tego Twittera (prawie 50 proc.), a także Facebooka oraz fora portali Gazeta.pl i Kafeteria.pl. Marudzenie w sieci zostawia trwały ślad i według raportu każdy negatywny komentarz wywołuje średnio 18 interakcji, a łączny zasięg tego typu wpisów w ubiegłym roku wyniósł prawie 7,5 miliona osób!Siła nowych mediów jest tak wielka, że jeden niezadowolo-ny pracownik może skutecznie wpłynąć na wizerunek całej kor-poracji. Wystarczy przypomnieć sobie ubiegłoroczny wpis blo-gera zatrudnionego w  salonie Empik. Jego narzekanie na niską pensję, nadgodziny, niekompe-tentnych menadżerów i wyma-gania wykraczające poza możliwości szybko podchwycone zostały przez inne portale. Gdy dołożono do tego kilka ideologicznych kwestii, w mediach społecznościowych zaroiło się od akcji wzy-wających do bojkotu całej sieci.

Baw i angażujKorporacje nie są w stanie monitorować treści tworzonych przez pracowników we wszystkich kanałach społecznościowych, mogą za to dostarczać zatrudnionym szereg pozytywnych doświadczeń związanych z firmą, by to nimi dzielili się publicznie. Jednym z nich jest inicjatywa Global Inclusion zaproponowana przez State Street, czyli idea globalnej integracji społecznej pra-cowników. – Ta inicjatywa ma na celu sprawić, by każdy pracownik czuł się zaangażowany i szanowany poprzez docenienie jego wyjątkowych talentów, a także osobistego wkładu w działalność

naszej firmy – wyjaśnia Renata Szostak, Dyrektor Personalna State Street Bank Polska. W ramach tego programu działa sześć klubów pracowniczych m.in. sportowy, społeczno-kulturalny czy pracujących rodziców, które integrują pracowników wokół wspól-nych celów i zainteresowań.Wspólne wyjścia na karaoke, gra w planszówki czy sportowe rozgrywki sprawiają, że ludzie przywiązują się nie tylko do siebie, ale także do swojej firmy. Pracownicy IBM Softare Lab razem zdobywają słowackie Tatry i spływają smoczą łodzią po Wiśle, a ci z Capgemini „po godzinach” zabawiają się w aktorów przy-gotowując charytatywny spektakl „Historia jednego przedmiotu”.Wiele firm stawia na grywalizację: w Arvato na początku grudnia ruszył projekt Misja FOKA. Każdego dnia pracownicy zapoznają się z bazą wiedzy o klientach i nowymi informacjami, odpowia-dają na pytania, rywalizują ze sobą i zdobywają nagrody. Do in-teraktywnej zabawy zaprosiło też Cisco organizując Battle IT – wirtualną bitwę na wiedzę, której zwycięzca pojedzie na Cisco Live do Berlina.

Korposekta Angażować pracowników trzeba jednak z umiarem, bo bardzo łatwo jest przesadzić. – W pracy czuję się czasami jak u Orwella, co jakiś czas mamy spotkania z coachem, który próbuje zrobić nam pranie mózgu. Przez to czuję dystans do firmy i pewnie szybko stąd ucieknę – opowiada Agnieszka, pracująca w jednej z korporacji z siedzibą przy ul. Armii Krajowej. – My dostaliśmy od pracodawców krokomierze i mamy zapisywać na tablicy prze-byte dziennie kroki. Chcą nam chyba przekazać, że w zdrowym ciele, zdrowy duch, ale nikogo z teamu ta rywalizacja nie intere-suje – dodaje Tomasz. Według specjalistów z Aon Hewitt, firmy zajmującej się m.in. badaniem zależności między zaangażowaniem pracowników a wynikami biznesowymi, kluczową kwestią powinien być tutaj

zdrowy rozsądek. – Czasami organizacje po zobaczeniu niskich wskaźników zaanga-żowania wprowadzają zbyt szybko bądź zbyt dużo dzia-łań naprawczych, co przyno-si odwrotny efekt. Najlepiej budowanie zaangażowania spokojnie zaplanować, oprzeć na sprawdzonych sposobach oraz skorzystać z rad fachow-

ców – dodaje ekspert z Aon Hewitt.Korporacje na swój wizerunek pracują latami i podkreślają, że nie da się zbudować relacji jedną akcją. - Komunikowanie działań firmy w mediach społecznościowych jest tylko raportem post factum z podejmowanych inicjatyw i nie jest celem samym w sobie, choć bez wątpienia wpływa na budowanie wizerunku Sta-te Street jako zaangażowanego pracodawcy. To wszystko musi jednak być prawdziwe – inaczej szybko znajda się hejterzy, którzy wyłapią naciągane informacje i skrytykują je na forum – tłumaczy Magdalena Mardosz, która w firmie odpowiada za komunikację zewnętrzną.Od kultury organizacji i umiejętnego budowania zaangażowania zależy, czy dodając posty o firmie jej pracownicy będą używać hasztagów #bestjobever czy może #hatemyjob.

Dagmara Marcinek

W Krakowie działa już ponad sto korporacji, co sprawia, że każdy account czy IT specialist może dowolnie przebierać w ofertach pracy. Nie zawsze kartą przetargową jest wynagrodzenie. Bene-fity takie jak Multisport, opieka medyczna czy system szkoleń to już powoli standard. Kluczowy staje się wizerunek firmy, a ten tworzą przede wszystkim zaangażowani pracownicy.

czASAMI ORgANIzAcje PO zOBA-czeNIU NISKIch WSKAźNIKóW zAANgAŻOWANIA WPROWADzA-ją zByT SzyBKO BąDź zByT DUŻO DzIAłAń NAPRAWczych, cO PRzy-NOSI ODWROTNy eFeKT

Page 10: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

www.whatsupmagazine.pl10 przedstawiamy

Fotofelietonczwartek | godz. 14:02

Pan Paweł od blisko pięciu lat pracuje jako dźwigowy.

W trzypiętrowym budynku wykonuje blisko sto kursów

każdego dnia.

fot.

Piot

r Ban

asik

Zimno, smutno, szaro, smog. Luty w Krakowie nie należy do najprzyjemniejszych miesięcy, choć niektórzy po świąteczno-styczniowym spowolnieniu właśnie teraz nabierają energii do pracy. My chcemy Was przekonać do wydania paru groszy na bilety lotnicze. Właśnie teraz, bo ani się nie obejrzycie, a nadejdą cieplejsze dni i o promocyjnych cenach biletów bę-dzie można zapomnieć. Wybraliśmy siedem ofert, każda warta grzechu konsumpcji.Amsterdam (KLM) – wiemy, wiemy... dzielnica czerwonych latarni to przereklamowana nuda. Znacznie ciekawiej Am-sterdam wygląda od strony nadrzecznych knajpek, portowej architektury, imponujących muzeów (m.in fantastyczne Rijksmu-seum) oraz uroczego Zaanse Schans – podmiejskiego skansenu pełnego wiatraków, tulipanów i drewnianych chodaków, czyli tego co w Holandii kochamy najbardziej. Na główne lotnisko Amsterdamu – Schiphol – zabierze nas codziennie samolot flagowej holenderskiej linii KLM, od końca marca nawet dwa razy dziennie... Aha, Schiphol to miejsce na fantastyczne prze-siadki, więc jeśli marzą się Wam Kuba czy Karaiby – KLM są w tym specjalistami.

Belfast (easyJet) – polityczno-religijny konflikt między proirlandzkimi katolikami, a lojalnymi wobec brytyjskiej królowej protestantami nieco przygasł i dobrze, bo Belfast w Irlandii Północ-nej to jedno z najciekawszych socjologicznie miejsc współczesnej Europy. Skomplikowana historia miasta to jedno, lecz są jeszcze surowe krajobrazy północnej części Zielonej Wyspy, kolejny z magnesów, jakie powinny Was tam przyciągnąć. Lecąc tam, koniecznie zabierzcie

książkę „99 ścian pokoju” Aleksandry Łojek. To dobry sposób, aby zrozumieć to szalenie skomplikowane miejsce.Berlin (Air Berlin) – Nie, nie Ibiza, właśnie Berlin. Najgorętszą stolica Europy Środkowej, do której porównują się inni, ściga-jąc się w tym, kto jest bardziej „berliński”. W ostatnich latach bardzo popularne miejsce na weekendowe wypady z Polski, również z Krakowa. Kluby, knajpki, galerie, muzea, flomarkty – a wszystko w leniwym rytmie, chyba najbardziej wyluzowanego miasta naszych zachodnich sąsiadów. Dla tych, którzy nie chcą zwiedzać niziny środkowoeuropejskiej, jadąc przez 8 godzin autobusem albo mknąć 6 godzin autostradą z gazem wciśniętym w podłogę, Air Berlin ma dobrą ofertę. Loty codziennie, nawet 3 razy w ciągu dnia. hamburg (easyJet) – wiedzieliście, że Hamburg (a nie Frankfurt czy Monachium) to drugie największe miasto Niemiec? Blisko dwumilionowy, położony w delcie, portowy, pełen spektakular-nych graffiti, a przede wszystkim najbardziej lewicowy i rewo-lucyjny w Europie. Słynna dzielnica uciech i rozrywki St. Pauli to

tygiel kultur i obyczajów dziesięć razy gorętszy niż „kontrower-syjny” Amsterdam. Idźcie w piątkowy wieczór w okolice ulicy Reeperbahn, a  zwłaszcza maleńkiej, rozświetlonej Grosse Freiheit, a traficie na otwarte do rana dzikie bary, szaleńcze ka-raoke, tłumy w klubach i wyuzdanych dyskotekach, bokserskie ringi, dźwięki basowego techno, ostre riffy rocka plus tyrolskie śpiewy. A rano świeża rybka w bułce na Fischmarkt. W ham-burskie zapomnienie zabierze was easyJet, 3 razy w tygodniu. helsinki (Finnair) – nie tylko zakochani w Krakowie Finowie podróżują do Polski, również amatorzy skandynawskiego kli-matu coraz częściej lądują w Helsinkach. Fińską stolicę poko-chać można jednak nie tylko za wspaniałe „białe noce” na prze-łomie czerwca i lipca (słońce gaśnie po 1 w nocy a wstaje przed 3) ale też za letnie wieczory nad zatoką, intrygującą dzielnicę Ruoholahti, muzeum sztuki nowoczesnej Kiasma i sąsiadujące z portem kawiarnie i restauracje. Plus idealna na spacery wyspa Suomenlinna... Kupuj bilet w Finnair i ląduj w wybranym dniu tygodnia na podhelsińskim lotnisku Vantaa.Kopenhaga (Norwegian) – podobno aktualna stolica hipster-skiej mody. Elegancka, intrygująca, portowa. Nieco skandynaw-ska, nieco niemiecka i droga. Trochę jak Hamburg, ale szykiem, bogactwem i komfortem daleko z przodu. Szalenie modna w ostatnich latach kuchnia nordycka to kolejny argument za Kopenhagą. Do stolicy Danii dotrzeć można również samocho-dem, ale na tej zasadzie drogą lądową można dojechać nawet do Korei – jeśli więc macie do dyspozycji tylko dłuższy week-end, a nie tygodnie wolnego, zajrzyjcie na strony Norwegian. Drogie bilety? A skąd! Może kiedyś. Loty do Kopenhagi (cztery razy w tygodniu) mogą kosztować nawet... 61 zł.Olsztyn (Sprintair) – czasy, gdy kolejowa podróż do Olsztyna trwała nawet 9 godzin, odchodzą do lamusa. Podróż kolejowa wprawdzie nadal tyle trwa, ale stolica Warmii ma od niedawna nowoczesne lotnisko obsługujące głównie ruch turystyczny na Mazury. Za zimno? Niekoniecznie. Okolice Olsztyna to nie tylko łódki, jeziora i spływy. Na bardzo wiele atrakcji można trafić również chłodniejszą porą. Na weekendowy wypad na Warmię i Mazury zaprasza was polska linia Sprintair. Loty moż-na ułożyć tak, aby spędzić na cichej i zdrowej północy kraju niemal cały weekend – wylecieć po pracy w piątek, a wrócić spokojnie w niedzielę.

Rafał Romanowski

Reeperbahn, Ruoholahti czy Olsztyn? Przeleć się na wiosnęBookować czy bukować? Na pewno warto buszować w poszukiwaniu lotni-czych ofert. Podpowiadamy siedem in-teresujących bezpośrednich kierunków z Kraków Airport na wiosnę i lato 2016.

Page 11: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

reklama

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

Page 12: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

www.whatsupmagazine.pl12 przedstawiamy

za nami styczeń – miesiąc, w którym każdy sklep przyciągał nas do siebie wielkimi napisem „promocja”. czy nie przyjem-niej byłoby jednak kupować taniej nie tylko w czasie posezo-nowych wyprzedaży?Z takiego założenia wyszedł krakowski startup Kodyrabatowe.pl i włączył niskie ceny dla wszystkich przez cały rok. Ci, którzy korzystają z jego usług, zmniejszają swoje codzienne wydatki, a firma dzięki temu nieustannie rośnie na wartości – niedawno została wyceniona na 20 milionów złotych.W Stanach Zjednoczonych gospodynie domowe skrupulatnie wy-cinają dołączane do gazet kupony, które umożliwiają im oszczęd-ne zakupy: w środę dostaną dwie paczki płatków kukurydzianych w cenie jednej, w czwartek za pastę do zębów zapłacą 30 proc. mniej. W Polsce pokazywanie przy kasie karteczek przez długi czas u wielu budziło niemiłe wspomnienia, wreszcie jednak ku-pony pojawiły się w czasopismach modowych, a także zaczęły być rozsyłane do stałych klientów. A sześć lat temu Kodyrabatowe.pl postanowiły nauczyć korzystać Polaków z systemów rabato-wych, dając im promocje za pośrednictwem strony internetowej, a potem mobilnej aplikacji.Gdy startowali w 2010 roku, byli pionierami na rynku i to im zawdzięczamy obecny boom na strony z kuponami rabatowymi. To oni wyedukowali zarówno sklepy, jak i użytkowników. Sami do-świadczenie zdobyli za granicą. – Jeden z naszych współpracow-

ników stworzył taki serwis w Norwegii. Postano-wiliśmy spróbować uruchomić coś podobnego w Polsce, a gdy zobaczyliśmy potencjał, rozpo-częliśmy ekspansję na kolejne kraje – mówi Szy-mon Dobosz, CEO International Coupons. Sama firma International Coupons powstała w 2013 roku, po sukcesie Kodowrabatowych.pl, i szybko wyruszyła na podbój świata. Dziś ich kuponów rabatowych można szukać w 26 krajach, m.in. Wielkiej Brytanii, Czechach i Hiszpanii, ale także Indonezji, Pakistanie czy Nigerii.Tworzenie kolejnych odsłon serwisu nie jest takie proste. Pierwszą barierą staje się oczy-wiście język, gdyż często trudno znaleźć jest ludzi posługujących się biegle tak egzotycznymi językami jak wietnamski czy malajski. Szymon Dobosz zaznacza również, że odmienny alfabet jest przede wszystkim wyzwaniem dla teamu analitycznego. Istotne przy uruchamianiu ko-lejnych wersji portalu są również różnice kul-

turowe, zauważalne głównie w komunikacji z użytkownikami portalu, a także partnerami.Wygląd i zasady funkcjonowania strony są jednak w każdym kraju niemal identyczne. W centralnym miejscu wyeksponowana jest wyszukiwarka, gdzie wystarczy wpisać nazwę sklepu bądź produktu, który chcielibyśmy dziś kupić taniej. Kodyrabatowe.pl to także idealne miejsce dla łowców okazji, polujących na wszel-kie promocje. Tu można skorzystać ze spisu najnowszych bądź najpopularniejszych rabatów. Kilka miesięcy temu firma urucho-miła także własną aplikację, która ułatwia zarządzanie kupona-mi, wyszukiwanie ich po kategorii, a także odnalezienie sklepu w pobliżu, gdzie znalezione 20 proc. zniżki można natychmiast wykorzystać.International Coupons był jednym z niewielu startupów, który przynosił zyski niemal od początku istnienia. Ambitne plany założycieli wymagają jednak kolejnych nakładów finansowych, o to jednak twórcy nie muszą się martwić. We wrześniu w firmę zainwestował fundusz Innovation Nest, a cała spółka została wyceniona na 20 milionów złotych. Kodyrabatowe.pl chciałyby stworzyć kompleksowe narzędzie do robienia oszczędnych zakupów, bez względu na to czy kupujemy szykowną sukienkę czy najprostszego hamburgera. Obecnie 3,5 milionów użytkowników portalu może przebierać w ofertach ponad 2500 sklepów. I, jak pokazują wskaźniki, ich koszyki (także te wirtualne) są zawsze pełne, bo tylko w ciągu ostatniego roku wartość transakcji dokonywanych przy użyciu kodów zamiesz-czonych na portalu wyniosła 200 milionów złotych.

Dagmara Marcinek

Parkujesz rano samochód przed biurem, kluczyki zostawiasz na recepcji, a gdy wychodzisz popołudniu z pracy twoje auto lśni, tak, jakby dopiero wyjechało z salonu. Marzenie? Startup Ness sprawił, że teraz stało się realne w Kraków Business Park. Nie martw się jednak, jeśli nie pracujesz w zabierzo-wie – ekipa Ness i tak cię znajdzie i wypucuje na błysk twój samochód. Mogą to zrobić wszędzie, bo jako jedyni do mycia nie potrzebują wody.Dawid Chmielarz i Ivan Kosarovych znają się jeszcze z czasów liceum, natomiast z Mateuszem Patrzałkiem powiązało Dawida wspólne hobby – żeglarstwo. Pasją łączącą całą trójkę znajomych jest jednak biznes, dlatego też razem postanowili ruszyć z wła-snym startupem. Pomysł zrodził się w październiku 2014 roku, a już pół roku później przyjaciele wystartowali z firmą. – Zauważyliśmy, że w dzisiejszych czasach największym proble-mem ludzi jest właśnie brak czasu. Nie chcą grzęznąć w korkach, stać w kolejkach do kasy w sklepie czy myjni samochodowej– tłumaczy Dawid. Jeśli więc klient nie ma czasu, by przyjechać do myjni, to myjnia może przyjechać do niego. Do tej pory takie rozwiązanie wydawało się prawie niemożliwe, głównymi utrud-nieniami były trudne do przewiezienia maszyny oraz hektolitry wody potrzebne do czyszczenia. Ness poradził sobie z tymi pro-blemami, oferując pierwszą mobilną myjnie bezwodną.Innowacyjność technologii proponowanej przez Ness polega na wykorzystaniu specjalnych kosmetyków, które oddzielają cząsteczki brudu od samochodu, a następnie ścierane są przy po-mocy materiału z mikrofibry. Gwarancją jakości przy tej metodzie

jest jednak nie sam sprzęt, ale przede wszystkim profesjonalna obsługa, pielęgnująca karoserię każdego samochodu tak, jak gdyby był to najnowszy model Bugatti. Założyciele Ness chwalą się, że za każdym razem do ich usługi można przypiąć odznakę „hand made”, a na ścieżkę automatyzacji nie mają zamiaru na ra-zie wkroczyć.Ness ciągle podnosi poprzeczkę względem samego siebie, bo konkurencyjne firmy właściwie nie istnieją na polskim rynku. – Są myjnie parowe, które reklamują się jako bezwodne, zużywają one jednak około 5–6 litrów wody. My potrzebujemy zaledwie 0,5 litra wody, dzięki temu nie generujemy żadnych ścieków i samochody możemy myć nie tylko w prywatnych garażach, ale również na ulicy w samym centrum miasta czy na parkingu pod biurowcem – dodaje Ivan.Firma rozwijana była pod skrzydłami Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości, co umożliwiło twórcom swobodne przetesto-wanie i znalezienie odpowiedniego modelu biznesowego. Dodat-kowo praca w startupowym środowisku pozwoliła spojrzeć z innej

perspektywy na rozwój firmy i ograniczyć początkowe wydatki. Dała też szansę na zaistnienie podczas branżowych eventów i konkursów, takich jak Kraków Business Starter, w którym Ness zwyciężył, pokonując ponad 100 innych projektów.Obecnie Ness działa na terenie Krakowa i okolic, prowadzone są jednak rozmowy z innymi miastami w Polsce, w których mia-łaby ruszyć usługa. Twórcy chcą także stworzyć więcej stacjonar-nych punktów w obrębie Krakowa, takich, jak ten uruchomiony już w zabierzowskim Business Parku. Od niedawna Ness można znaleźć na parkingu Tytoniowe Młyny przy ul. Dolnych Mły-nów 10 w centrum Krakowa, który od samego początku celuje w klientów z metką „premium”, oferując wiele niestandardowych usług. – Ness ujęło nas oryginalnym pomysłem, szybkością pracy i jakością oferty. Dzięki nim nasi klienci po powrocie z pracy czy zakupów mogą odjechać do domu czystym samochodem – za-chwala Piotr Dębowski, menadżer parkingu Tytoniowe Młyny.– Chcielibyśmy być obecni w większości kompleksów biuro-wych – nie ukrywa Dawid. Dzięki temu pracownicy korporacji nie musieliby nawet planować wizyty w myjni, a ekipa gotowa do „odpicowania ich bryki” byłaby w dostępna w ich miejscu pra-cy każdego dnia. Stałe punkty, zlokalizowane w kilku dzielnicach, miałyby także służyć jako bazy wypadowe dla zespołu, co skróci czas dojazdu do klienta. Bo dla Ness to właśnie zadowolenie właścicieli samochodów jest wskaźnikiem sukcesu i motywacją do dalszych działań.

Dagmara Marcinek

zostaw samochód u Ness

mycie bez wodypolega na wykorzystaniu specjalnych kosmety-ków, które oddzielają cząsteczki brudu od samochodu, a następnie ścierane są przy pomocy materiału z mikrofibry

Wyprzedaże bez końca

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

Page 13: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

Luty 2016 13nieruchomości

gmina Kocmyrzów-luborzycaKocmyrzów-Luborzyca to gmina rozpostarta na północny wschód od Krakowa. Upodobali ją sobie zwłaszcza ludzie związani z Nową Hutą – dojazd do tej część Krakowa jest naprawdę szybki, a oko-lice malownicze. Nie ma tam dużych zakładów przemysłowych, nie ma wielkich osiedli jednorodzinnych, jest cicho i spokojnie, a przede wszystkim... jest czym oddychać, bo tereny gminy leżą na wzniesieniach. Łagodnie pofałdowany teren sprzyja nie tylko przewiewaniu przez wiatry, ale również rolnictwu. Jeśli ktoś marzy o domu otoczonym polami zbóż, a nie przeszkadzają mu terko-czące od czasu o czasu za oknem traktory i kombajny, to okolice Kocmyrzowa są idealnym miejscem. Zdecydowana większość terenów gminy to pola rolnicze, co sprzyja założeniu przydo-mowego ogródka, a nawet małego gospodarstwa. Nie ma dziś chyba nic bardziej hipsterskiego od własnoręcznie wyhodowanej marchewki, pietruszki czy pomidorów – dzięki własnemu ogród-kowi naprawdę wiesz, co jesz. Na terenie gminy działa 10 szkół podstawowych, poranne wstawanie i odwożenie dzieci można więc wykreślić z listy obowiązków. Nie trzeba się również martwić o lekarza – w promieniu najdalej kilkunastu minut jazdy autem znajdzie się jeden z trzech ośrodków zdrowia. Dojazd do Krako-wa samochodem w okolice Dworca Głównego zajmuje 30–45 minut. Ta sama trasa komunikacją miejską – 20 minut dłużej. Jednak w rejon placu Centralnego dojazd autem nie powinien zająć więcej niż 20 minut.Cały teren gminy posiada aktualny plan zagospodarowania prze-strzennego, a ceny działek, w porównaniu do terenów na połu-dnie i zachód od Krakowa, są bardzo atrakcyjne. Za ar gruntu trzeba zapłacić od 7 do 10 tys. zł. Miejscowości, które cieszą się największym zainteresowaniem, to Kocmyrzów, Luborzyca i Wilków.

wschódniedoceniony

Wschodnia część podkrakowskiego „obwarzanka” nie cie-szy się szaloną popularnością wśród nabywców nierucho-mości. czy to bliskość nowohuckiego kombinatu, czy inne powody? zaglądamy do Kocmyrzowa-luborzycy, Niepoło-mic i Igołomii-Wawrzeńczyc.

gmina NiepołomiceNa wschód od stolicy Małopolski leży miejscowość i gmina koja-rzona z Coca-Colą i fabryką ciężarówek: Niepołomice. Do jednej z największych zalet gminy zalicza się Puszczę Niepołomicką – idealne miejsce na wyprawy piesze lub rowerowe z całą rodziną, z dala od jakiegokolwiek miejskiego. To jedyna gmina w naszym lutowym zestawieniu, w której można trafić na inwestycje de-weloperskie. Za cenę mieszkania o powierzchni około 50 m kw. w centrum Krakowa można tu kupić dom o dwukrotnie większym metrażu. Różnica jest więc zauważalna. Dodatkowym atutem są prężnie działające władze Niepołomic. Ich działania przycią-gnęły liczne inwestycje przemysłowe, które wypełniły szczelnie specjalną strefę ekonomiczną. Na terenie gminy znajduje się niezbędna infrastruktura. Poza szkołami i ośrodkiem zdrowia znaleźć można krytą pływalnię, siłownie, ale też pole golfowe a nawet... planetarium. Amatorów rybołówstwa ucieszy z pew-nością łowisko sportowe, gdzie do woli można oddawać się temu relaksującemu hobby. Podróż samochodem do centrum Krakowa zajmie ok. 35 minut, a dostać można się tam trzema drogami: autostradą A4, boczny-mi drogami wzdłuż Wisły oraz ulicą Igołomską i przez Nową Hutę. Pośrednią opcją są busy, których akurat w tym podkrakowskim rejonie nie brakuje. Można też wybrać wariant mieszany i do Krakowa wjechać przez Rybitwy i Płaszów, zostawiając samochód przy pętli tramwajowej. Większość terenów gminy posiada plan zagospodarowania przestrzennego. Wyjątkiem są miejscowości Wola Batorska, Wola Zabierzowska, Zabierzów Bocheński i Chobot. Trzeba przygotować się na ceny w przedziale od 7 do 18 tys. zł za ar. Najdrożej jest w samych Niepołomicach, gdzie za ar trzeba zapłacić od 13 do 18 tys. zł. W po-zostałych miejscowościach ceny wahają się od 7 do 11 tys. zł/ar.

gmina Igołomia-Wawrzeńczyce Położona na wschód od Krakowa gmina nie cieszy się zaintere-sowaniem deweloperów. Spowodowane jest to wysokim zagro-żeniem powodziowym gminy. Jej południową granicę stanowi Wisła, a zerwanie choćby fragmentu z ponad 16 km wałów grozi zalaniem całej doliny Wisły, która stanowi 40 procent terenu gmi-ny. Dlatego też Igołomia-Wawrzeńczyce zaliczana jest do jednych z najbardziej zagrożonych powodzą gmin w powiecie krakowskim.Jednak nie cały teren narażony jest na niebezpieczeństwo powo-dzi. Północną część stanowią pagórki wznoszące się nawet 50 metrów ponad dolinę Wisły. Podobnie jak w przypadku Kocmy-rzowa–Luborzycy i tu ponad 80 proc. powierzchni stanowią pola uprawne, rozciągające się po horyzont zaorane pola i tunele fo-liowe są więc dominującym elementem krajobrazu. Jesienią na trasie prowadzącej w kierunku Sandomierza niemal przy każdym domu można natknąć się na stragany warzywne. Warto wybrać się do gospodarstwa „JeDynie” gdzie uprawianych jest kilkadzie-siąt odmian dyni oraz papryk (w tym te najostrzejsze). W czasie organizowanego w Igołomi Święta Warzyw warto spróbować zupy z miejscowych dyń, których sława wykracza znacznie poza granice regionu.Droga samochodem do centrum miasta może zająć nawet godzi-nę. Z pewnością codzienny dojazd do pracy może być problema-tyczny, chyba że pracujemy w Nowej Hucie. Podróż komunikacją miejską zajmie jeszcze więcej, bo z Igołomii i Wawrzeńczyc do Krakowa nie jeżdżą niebieskie autobusy. Najdalej autobusem zajedziemy do zachodniej granicy gminy, w okolice Pobiednika Wielkiego oraz na osiedle Wróżenice wchodzące w skład Nowej Huty. Stamtąd do Igołomii trzeba przespacerować się jeszcze prawie 4 kilometry. Jedynym rozsądnym środkiem transportu jest więc samochód lub bus.Jeśli chodzi o ceny gruntów w gminie, to wahają się one w prze-dziale od 6,5 do 11 tys. zł/ar. Najwięcej trzeba zapłacić w Igołomi, od 8 do 11 tys. zł/ar. Najbliżej położone Krakowa miejscowości to Pobiednik Mały i Pobiednik Wielki. Tam za ar gruntu zapłacimy od 6,5 do 10 tys. zł.

Wojciech Antonik

Od kawalerki po domBogatą ofertę nieruchomości w Niepołomi-cach przygotowało WlW Development.Osiedle domów szeregowych w niepołomic-kiej dzielnicy Boryczów graniczy z  Puszczą Niepołomicką. Domy o powierzchni 90 m kw. i powierzchni działki ok. 300 m kw. kosztują ok. 354 tys. zł. Najdroższy w ofercie jest czte-ropokojowy dom narożny, do którego należy działka o powierzchni blisko 710 m kw.: kosztuje on 459 tys. zł. WLW Development oferuje również mieszka-nia w apartamentowcach przy ul. Podlasie. Za kawalerkę o powierzchni 25 m. kw trzeba tu zapłacić 117 tys. zł, a za trzypokojowe mieszkanie o powierzchni 54 m. kw 237 tys. zł. Osoby poszu-kujące domów wolnostojących muszą liczyć się z wydatkiem minimum 645 tys. zł – tyle kosztuje najtańszy pięciopokojowy dom, który postawić można na powstającym właśnie osiedlu „7 nie-bo”. Szczegóły tych i innych ofert można znaleźć na stronie dewelopera.www.wlw-development.pl

Dom szyty na miaręDomy jednorodzinne zlokalizowane w Niepo-łomicach przy ul. Słonecznej, tuż obok Pusz-czy Niepołomickiej, znajdziemy w ofercie DomyNiepolomice.pl.Ekonomiczny i wygodny dom o prostej kon-strukcji i zwartej bryle przeznaczony jest dla niedużej rodziny. Za lokum w stanie surowym otwartym o powierzchni użytkowej ok. 90 m kw. z dodatkowym garażem zapłacić trzeba od 270 tys. zł. Deweloper oferuje domy także w stanie surowym zamkniętym bądź deweloperskim. – Proponujemy sprzedaż gotowych domów, jak również realizację budowy pod indywidualne potrzeby klienta z możliwością wyboru projektu i działki – zachęca deweloper.www.domyniepolomice.pl fo

t. Pi

otr B

anas

ik

Page 14: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

www.whatsupmagazine.pl14 nieruchomości

W Polsce, podobnie jak w całej Europie Środkowo-Wschodniej, nadal około 80-90 proc. mieszkań i domów to nieruchomości własnościowe. I właśnie to zdecydowanie różni nas od Euro-py Zachodniej. Tam bowiem zdecydowaną większość stanowią mieszkania wynajmowane. Powoli, ale konsekwentnie również u nas zmienia się struktura własnościowa. Trend ten jest coraz wyraźniej zauważalny w Krakowie. Tutejszy rynek – za sprawą pracowników branży outsourcingowej – znacznie szybciej adap-tuje zachodnioeuropejskie trendy. Dostrzegają to firmy z branży wykończenia wnętrz, dostosowując swoją ofertę do zmieniają-cych się nawyków konsumenckich.Jednym z nich jest home staging – profesjonalne wykończenia mieszkań przeznaczonych pod wynajem lub na sprzedaż. Trend obecny już od jakiegoś czasu w Warszawie dotarł również pod Wawel. Jako pierwszy z propozycją gotowych pakietów kom-pleksowego wykończenia mieszkań pod wynajem wszedł na kra-kowski rynek producent i dystrybutor produktów wnętrzarskich, firma Excellent S.A. Oferta dostępna jest w trzech wariantach cenowych już od ok. 850 zł/m kw. (mieszkanie 55 m kw. z jedną łazienką). – Program specjalnie skomponowanych zestawów opracowaliśmy w odpo-wiedzi na potrzeby naszych klientów, którzy dziś mogą wybierać spośród wystandaryzowanych wariantów. W ten sposób inwe-storzy, a także indywidualni właściciele domów i mieszkań mają możliwość wykończenia wnętrz pod klucz, mieszcząc się w z góry określonym czasie i budżecie – podkreśla Jacek Mirek, drektor ds.

inwestycji Excellent S.A. Średni czas realizacji mieszkania, od mo-mentu podpisania umowy do oddania wysprzątanego i gotowego na sprzedaż lub na wynajem lokalu, to 6 tygodni.Badania na rynku amerykańskim, skąd wywodzi się home staging, wskazują skuteczność tego modelu w skróceniu czasu sprzedaży lub najmu przeciętnie o 40 proc. Przekłada się to również na re-alny wzrost wartości nieruchomości. Z badań Barbary Schwarz, światowej pionierki home stagingu, wynika również, że po jego zastosowaniu oferowana cena zakupu lub najmu rośnie prze-ciętnie o 10 proc.Dotąd jednak home staging występował głównie w ofercie indy-widualnej, proponowanej jako usługa projektantów wnętrz, przez co dla części klientów mogło wydawać się to zbyt kosztowne. Inwestorzy nie zawsze godzą się, aby ponosić wysokie nakłady projektowe, materiałowe i wykończeniowe. Od początku tego roku mają wybór, bowiem firma Excellent, która od przeszło 25 lat współtworzy wartość dla klienta na rynku wnętrzarskim, za-proponowała rozwiązanie alternatywne. Dzięki pomocy branżowych fachowców oraz szerokiej gamie własnych produktów i współpracy z dostawcami towarów wy-kończeniowych z całego świata, każdy inwestor może liczyć na oszczędność czasu. Firma udziela swoim klientom dwuletniej gwarancji na wykonane prace i dostarczone materiały (chyba, że okres gwarancyjny wskazany przez producenta jest inny).– Cieknący kran czy pęknięta płytka nie stanowią dla klienta problemu, gdyż zawierają się w obsłudze gwarancyjnej. Mówiąc wprost, klienci mogą nas nadużywać – stwierdza z uśmiechem dyr. Mirek i dodaje: – Współpraca z producentem, dystrybuto-rem i wykonawcą w jednym ułatwia również sezonowe remonty konserwacyjne. Mając stały dostęp do materiałów, możemy przy- Oferta specjalna dla Czytelników

„What’s Up Magazine”. Planujesz wynajem lub sprzedaż mieszkania? Kupiłeś mieszkanie i chcesz w nim szybko zamieszkać? Chcesz dowiedzieć się, ile będzie kosztować home staging Twojego mieszkania? Napisz na adres: [email protected]. Opra-cujemy dla Ciebie bezpłatną wyce-nę w jednym z trzech wariantów.

Rynek nieruchomości w Krakowie przechodzi głębokie przeobrażenia. Klienci oczekują nowych rozwiązań, a lo-kalne firmy wychodzą im naprzeciw. jednym z najnowszych produktów w ofercie jest „Wykończenie pod wynajem”, któ-re jako pierwsza wprowadziła firma excellent S.A.

wrócić lokale do stanu sprzed okresu najmu, bez konieczności angażowania klienta czy żmudnych poszukiwań uszkodzonych płytek, paneli itp.Jeśli jednak z szerokiej gamy produktów dostępnych w zestawie-niu trzech wariantów nie znajdą się produkty, które w pełni odpo-wiadają naszym oczekiwaniom, istnieje możliwość opracowania projektu w ramach oferty specjalnej tzw. „Wariantu Individual”. W każdej z tych propozycji w doborze mebli wypoczynkowych, wyposażenia kuchennego, dekoracji, oświetlenia i dodatków oraz wszystkiego, co pozwoli w pełni wyposażyć mieszkanie, pomogą projektanci i koordynatorzy ds. inwestycji, przygotowując, „szytą na miarę” ofertę cenową. Wszystko można załatwić w jednym miejscu.

Dawid Hajok

home stagingczyli profesjonalne wykoń-czenie mieszkań przezna-czonych pod wynajem lub na sprzedaż odmienia ry-nek mieszkań w Krakowie

Excellenciod wynajmu

prezentacja

Page 15: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

reklama

EKSKLUZYWNIE WYPOSAŻONE APARTAMENTY W DOSKONAŁEJ LOKALIZACJI.

Aparthotel Vanilla to nowoczesny ekskluzywnie wyposażony obiekt, znajdujący się w najbardziej rozwijającej się dzielnicy Krakowa - os. Ruczaj. Świetna lokalizacja, bliskie sąsiedztwo nowoczesnego Campusu Uniwersytetu Jagiellońskiego,

Centrum Kongresowego ICE Kraków, zabytkowej dzielnicy Kazimierz oraz niedalekiej odległości od Rynku Głównego, 15 min. tramwajem.

Noclegi

Polecamy komfortowe Apartamenty Classic 30m2 oraz Modern 60m2

o podwyższonym standardzie, wszystkie są wspaniale zaprojektowane. Luksusowe spełnią potrzeby gości podróżujących zarówno w celach biznesowych jak i wypoczynkowych. Są wyposażone w aneks kuchenny z płytą elektryczną, lodówką, kuchenką mikrofalową, TV, telefon, Wi-Fi, łazienka z prysznicem oraz wanną z hydromasażem w Apartamentach Modern.

Apartamenty polecamy na pobyty krótkoterminowe oraz pobyty długoterminowe 3-4 miesięczne, rok i więcej.

Sala konferencyjno - bankietowa Organizujemy konferencje, spotkania biznesowe, szkolenia, bankiety. Sala jest klimatyzowana, wyposażona w sprzęt multimedialny z pięknym widokowym tarasem.

Sala umożliwia organizację wszelkich imprez okolicznościowych; kameralne przyjęcia ślubne, imieniny, chrzciny, przyjęcia komunijne, imprezy firmowe.

ul. Bobrzyńskiego 33, 30-348 Krakówrecepcja tel. 48 12 354 01 50

[email protected]

Page 16: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

www.whatsupmagazine.pl16 dbamy o ciebie

Trening kontrolowanygdy przez lata jest się z ćwiczeniami na bakier, trudno zmo-tywować się do regularnej aktywności fizycznej. co robić? zapytać o radę trenera i skonsultować z nim optymalny dla nas zestaw ćwiczeń, który nie zniechęci nas do częstszych wizyt na siłowni.Wbrew stereotypom, na siłowni nie spotkamy wyłącznie ro-słych mężczyzn wyciskających po 200 kg na klatę. To miejsce, jak żadne inne, sprzyja spotkaniom z zarówno profesjonalnymi sportowcami, jak i osobami, które dopiero zaczynają pracę nad swoją kondycją fizyczną. Choć początki na siłowni bywają róż-ne, to – pamiętając o kilku podstawowych zasadach – zamiast odpadać w przedbiegach, można polepszyć kondycję, poprawić samopoczucie i wyrzeźbić mięśnie. A to wszystko w stosunkowo krótkim czasie.– Po pierwsze, należy dostosować trening na siłowni do własnych potrzeb i kondycji fizycznej. Osoby, które dopiero rozpoczyna-ją swoją przygodę z siłownią i nie wiedzą, jak sobie poradzić z różnymi przyrządami i ćwiczeniami, mogą skonsultować się z instruktorem, który dobierze odpowiedni stopień zaawanso-wania. Ważny jest nie tylko wybór ćwiczeń, ale też optymalna ilość powtórzeń i długość treningu – wyjaśnia Krzysztof Wróbel, trener personalny w klubie Fitness Platinium.Z ćwiczeniami na siłowni jest trochę tak jak z bieganiem. Jeśli od razu wystartujemy z impetem i porwiemy się na długi i inten-sywny trening, szybko zrezygnujemy. O ile przygodę z bieganiem

najlepiej rozpocząć od marszobiegów, o tyle pierwszy trening na siłowni powinien składać się z niezbyt forsownych ćwiczeń wskazanych przez instruktora.– Jeśli chcemy, żeby trening był efektywny, mu-simy powoli przyzwyczajać ciało do obciążeń mięśni, stawów i więzadeł. Przed każdą sesją na siłowni nieodzowna jest także prawidłowa rozgrzewka, najlepiej pod okiem trenera, który zadba o bezpieczny i optymalny dobór ćwiczeń – dodaje Krzysztof Wróbel.Gdy już postanowimy rozgrzać nasze mięśnie, wskoczyć na bieżnię lub stepper, a następnie przenieść się na klatki CrossFitowe albo Drabinę Jakuba, na pewno przemknie nam przez głowę pytanie o to, jak długo przyjdzie nam czekać na efekty naszych ćwiczeń. Jeśli chodzi o popra-wę samopoczucia i redukcję stresu, pozytywne zmiany zauważymy już po pierwszym treningu. A co z lepszą kondycją, utratą nadprogramo-wych kilogramów czy rzeźbą?

– Wraz z kolejnymi treningami możemy wykonywać coraz więcej ćwiczeń z większymi obciążeniami i przez dłuższy czas, dzięki czemu każda cecha motoryczna naszego organizmu ulegnie stop-niowej poprawie – tłumaczy Wróbel. – Na początku, zwłaszcza u osób z wyraźnym nadmiarem kilogramów, bardzo szybko widać pierwsze efekty. Mięśnie i układ sercowo-naczyniowy szybko adaptują się do nowych bodźców, dzięki czemu u osób z nadwagą możliwy jest drastyczny ubytek masy ciała – dodaje trener.Po pierwszej fazie, w której następuje najszybsza utrata wagi, przychodzi spowolnienie. Ciało nie zmienia się już w tak zawrot-nym tempie, jak na początku, co nie znaczy, że praca nad nim nie przyniesie już żadnych widocznych efektów. Gdy do zamierzo-nego celu jeszcze daleko, a zmiany zachodzą wolniej, z pomocą przyjdzie trener personalny, który ponownie dostosuje trening do naszych zmieniających się potrzeb.Ćwiczenia na siłowni są doskonałą formą aktywności zarówno dla początkujących, jak i dla wytrwałych sportowców. Jednak, podobnie jak każdy inny trening, powinny być dopasowane do naszego stanu zdrowia. O ile poważne urazy i kontuzje nie są sprzymierzeńcami ćwiczeń, o tyle znaczna nadwaga lub inne dolegliwości zdrowotne nie stanowią przeszkody do rozpoczęcia regularnych wizyt na siłowni. Wystarczy przed treningiem poin-formować o nich trenera, który dopasuje ćwiczenia do naszych indywidualnych potrzeb. W końcu na siłowni można nie tylko budować masę lub rzeźbę, ale też wykonywać ćwiczenia z zakresu rehabilitacji ruchowej.Pozostaje tylko pytanie: jak często odwiedzać siłownię? – Na po-czątku wystarczy jeden trening siłowy w tygodniu plus dodatko-we 2–3 dni z ćwiczeniami cardio. Później, dla lepszych efektów, warto zwiększyć częstotliwość wizyt na siłowni. W przypadku wyczynowych sportowców możliwe są treningi nawet przez 7 dni w tygodniu, co wiąże się oczywiście ze stałą opieką instruk-tora, odpowiednią dietą, suplementacją i regeneracją, chociażby poprzez masaże – odpowiada Krzysztof.Co jeśli nie jesteśmy wyczynowymi sportowcami, a mimo wszyst-ko chcemy dostarczyć naszemu organizmowi codzienną dawkę endorfin? Zamiast kolejnego intensywnego treningu, możemy przez kilkadziesiąt minut pomaszerować po bieżni lub w szybkim tempie przespacerować się po osiedlu. To w końcu też pewna forma treningu, która jednak nie będzie kolidować z potrzebą regeneracji naszego organizmu.

Karolina Kociołek

fot.

Piot

r Ban

asik

Biała Droga to miejsce spotkań, spontaniczny dom kultury i przestrzeń warsztatów rozwoju osobistego. Od momentu powstania przycią-ga ciekawych ludzi, którzy chcą podzielić się swoją wiedzą i umiejętnościami.Na początku była Kopuła. Oktagonalny pokój mieścił się pod zielonkawą kopułą, na ostatnim piętrze stuletniej kamienicy Ohrensteina na rogu ul. Dietla i Stradom. Zasady były proste: kto miał jakiś pomysł, mógł przyjść i zorgani-zować warsztat, spotkanie, wernisaż, projek-cje filmowe. Miejsce tętniło życiem przez całą dobę, a drzwi właściwie stały się niepotrzebne. Sąsiedzi byli źli. Kopuła znalazła nowe miejsce w domu przy ul. Biała Droga 4.Biała Droga to niezwykłe miejsce, w którym za-wsze coś się dzieje, można tu wymienić ciuchy,

Dom na Białej Drodzenauczyć się masażu tajskiego i  jammm, albo zrobić na warsztatach „Wykonywania Magicz-nych Lalek Białoruskich spełniających życzenia” własną żądanicę. Obok zajęć i warsztatów regu-larnie odbywają się tu kolektywne obiady lub kolacje z filmem. Przyjść może każdy, kto uiści opłatę w wysokości 12 zł albo przyniesie ze sobą coś do jedzenia. Posiłki są wegańskie, a spo-tkanie ma na celu posiedzenie, porozmawianie i poznanie nowych osób. Ci, którzy gotować jeszcze nie potrafią, mogą uczestniczyć w kur-sach kulinarnych, podczas których odkrywa się lecznicze właściwości ziół i poznaje przepisy na wegańskie posiłki. W środy o godz. 20 swe po-dwoje otwiera Kino Biała Madonna. Puszczane są stare i nowe filmy, animacje i dokumenty. To-czą się dyskusje przy kubkach z herbatą i kawą. Obowiązuje niepisany zwyczaj, że widzowie płacą symboliczne kwoty na poczet gorących

napojów lub zimnej lemoniady.Otaczający willę ogród w ciepłe dni zachęca do ćwiczeń fizycz-nych i medytacji. Mamy więc jogę śmiechu, jogę na trawie, czy „AcroYoga Jam”, reklamowaną jako „ćwiczenie bez rywalizacji, braku presji na sukces”. Osobną, różnorodną grupę spotkań stanowią warsztaty rozwojowe poświęcone głosowi czy cia-łu. Można też zatroszczyć się o swoje wnętrze i wziąć udział w warsztatach na temat empatii, emocji, relacji międzyludzkich, samoświadomości. Z kolei „Kręgi Kobiet” to rozmowy z kobieta-mi, które znalazły sposób na nietuzinkowe życie, dzięki czemu mogą stać się inspiracją dla innych. Tej zimy spotkania odbywają się w piątki o godz. 19. Trzeba zabrać tylko ciepłe skarpety, bo w pokoju chodzi się bez butów. Na deser warsztaty dla mężczyzn „Ścieżka Serca”, czyli Męski Krąg, w trakcie których, jak piszą organizatorzy, „będziesz miał możliwość przyjrzeć się temu, czym dla ciebie jest doświadczenie bycia mężczyzną i spotkać się z innymi mężczyznami w szczery, otwarty i niecodzienny sposób”. Brzmi obiecująco.– Jeżeli pieniądze to dla Ciebie jedyna przeszkoda, żeby wziąć udział w spotkaniu, napisz do nas, coś wymyślimy – zapraszają opiekunowie miejsca. Informacje o aktualnych warsztatach: www.facebook.com/BialaDroga/.

Katarzyna Pilitowska

ul. Biała Drogama zaledwie 230 m dłu-gości. Obecną nazwę nosi od 1951 roku. Pochodzi ona prawdopodobnie od białego koloru tłucznia wa-piennego wydobywanego w pobliskim kamieniołomie Skałki Twardowskiego

Page 17: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

Luty 2016 17siesta

Istna bajka. Taka o Królowej Śniegu, która dzieje się właśnie tu, właśnie teraz. Sypie skrzypiącym pod nogami puchem, na drze-wach puchną śnieżne poduchy. Jesteśmy w Krynicy, perle wśród górskich uzdrowisk południa Polski, kilkusetletnim miasteczku słynnym z mineralnych źródeł, spacerów po deptaku, eleganckich willi m.in. z okresu międzywojnia. Zimą jest tu chyba najpiękniej, choć zakochani w zdrojowej aurze lgną do Krynicy we wszystkie pory roku. Obok Zakopanego, to właśnie Krynica dzierży palmę pierwszeństwa w rankingach najlepszych turystycznych miejsco-wości tej części kraju. Zasłużenie.Z Krakowa 140-kilometrową trasą dojeżdżamy do Krynicy w rów-no dwie godziny. Całkiem szybko, jak na zimowe warunki. Mijamy słynną karczmę Cichy Kącik z regionalnym jedzeniem i wjeżdżamy łagodnym łukiem do miasta. Układu Krynicy można nauczyć się szybko: główną oś stanowi tu ciąg ulic Piłsudskiego, Zdrojowej i Kraszewskiego (droga wojewódzka nr 971), wokół których wyrosły liczne domy, pensjonaty, hotele, restauracje i budynki użyteczności publicznej. Często imponujące, bowiem przez wiele dekad miasto wyposażano w spektakularną architekturę „kuracyjną” w odpo-wiedzi na frekwencyjny sukces uzdrowiska. O tym, że i dziś cała Krynica-Zdrój (oficjalna nazwa) jest „użyteczna” mieszkańcom i przyjezdnym, nie trzeba nikogo przekonywać. Nadal mało gdzie w Polsce da się spędzić równie urocze dni popijając wody lecznicze tryskające spod tutejszych gór, wdychając świeże, górskie powie-trze, spacerując, wsłuchując się w szemrzący potok Kryniczanka.Osią w osi jest słynny krynicki deptak, zwany również Bulwara-mi Dietla. Tam możesz spotkać osobistości z całej Polski, które regularnie nawiedzają tutejsze zdroje, miejscowych notabli, ku-

dojazdopcja 1Autokarem firmy Szwagropol z kra-kowskiego dworca RDA bezpośred-nio do Krynicy. Kursuje kilkanaście połączeń dziennie. Czas jazdy: około 3 godz., cena biletu normalnego: 22 zł (są zniżki dla studentów).opcja 2Samochodem z Krakowa autostradą A4 w kierunku na Tarnów, na węźle w Brzesku zjeżdżamy do miasta i kie-rujemy się na wylotową drogę krajo-wą nr 75. Po 45 km osiągamy Nowy Sącz i jedziemy dalej drogą nr 75. 30 km za Nowym Sączem, za znakami na Krynicę w przysiółku Krzyżówka, skręcamy w prawo na drogę woje-

wódzką 971. Krynica-Zdrój zacznie się po 3 kilometrach. Dystans – 140 km. Czas jazdy: około 2 godz. Cena paliwa: ok 40 zł w jedną stronę (spa-lanie 7 l/100 km, cena benzyny 95 ok. 4 zł).opcja 3Pociągiem, bardzo malowniczą trasą, choć na podziwianiu jej spędzimy nawet 5 h. Trasa kolejowa prowadzi przez Tarnów, potem ładnym trak-tem przez Nowy Sącz, następnie wije się nad brzegiem rzeki Poprad przez Rytro, Piwniczną, Żegiestów, Wierchomlę, Muszynę, aż po Kryni-cę. Kilka połączeń dziennie. Koszt biletu: między 20 a 30 zł.

Depcząc deptak

W czasach największej świetności – latach międzywojnia – w Kry-nicy wybudowano wiele charakterystycznych obiektów, m.in. Nowe Łazienki Mineralne, pensjonat Lwigród czy Nowy Dom Zdrojowy. Dla rozkochanych w górach otwarto też schronisko na pobliskiej Jaworzynie Krynickiej oraz kolejkę na Górę Parkową, stadion zimowy i tor saneczkowy. W tamtych czasach Krynica-Zdrój stawała się znanym ośrodkiem sportów zimowych (m.in. Mistrzostwa Europy w saneczkarstwie i Mistrzostwa Świata w hokeju na lodzie), dziś na miejscowym lodowisku gra hoke-jowa drużyna KTH Krynica. Ale, spacerując krynickimi alejkami, zobaczymy też mnóstwo nowszej zabudowy, powstałej po II wojnie światowej, kiedy miasto znów przeżyło budowlany boom, by sprostać wymaganiom rosnącej liczby kuracjuszy: kolejne sanatoria, zakład przyrodoleczniczy, wspomniana już Pijalnia Główna z salą koncertową, korty tenisowe.W Krynicy najbardziej „klimatycznie” jest wynająć pokój w jed-nym z starszych, drewnianych pensjonatów. Oko cieszą m.in. sta-re wille Romanówka, monumentalna Witoldówka czy elegancki pensjonat Wisła, ale piękne są też murowana Patria (z balkonu której śpiewał zachwyconej publiczności Kiepura) czy klasyczna Małopolanka. Włócząc się po bardziej wiejskiej części Krynicy i okolicznych miejscowościach, zauważymy mocne związki re-gionu z Łemkowszczyzną: łemkowskie chaty, cmentarze, nazwy wsi. A okoliczne zalesione wzgórza ucieszą nas fantastycznymi widokami. Również zimą. A może przede wszystkim zimą. O tej porze roku najbardziej zadowoli Was szklanka winnego grzańca i pyszny sernik w jednej z krynickich kawiarni. A, niezależnie od pogody i temperatury, kubek tutejszej wody mineralnej. Czuć, jak wracają nam siły.

Rafał Romanowski

fot.

And

rzej

Klim

kow

skiKrynica znaczy szyk, elegancja,

maniery wszczepione prosto z europejskich salonów w pol-skie góry. A do tego zdrowe po-wietrze, lecznicze wody… Trafisz tu z Krakowa w dwie godziny. I nie pożałujesz.

racjuszy z różnych stron kontynentu. A raz do roku, we wrześniu, postaci z pierwszych stron polityczno-gospodarczych gazet, In-ternetu i telewizji. Odbywające się jesienią kolejne edycje Forum Ekonomicznego sprawiają, że na kilka dni Krynica staje się naj-ważniejszym punktem na gospodarczej mapie Polski. Krynickie kawiarnie, parki, skwery wypełniają się tłumem dziennikarzy, kamerzystów, rozemocjonowanych polityków. „Polskie Davos” – jak na wzór szwajcarskiej matrycy tego typu spotkań zwykło się mówić o Krynicy – otwiera serwisy informacyjne wszystkich wiodących mediów, potwierdzając, że to małopolskie uzdrowisko sroce spod ogona nie wypadło.Jak spędzimy czas w Krynicy? Odwiedzając m.in. Pijalnię Główną (otwarta codziennie od godz. 6:30 do 18:00), charakterystyczną budowlę ze szkła opartą o stalowy szkielet i obudowaną alu-minium. Wewnątrz, wśród imponującej oranżerii pełnej palm, daktylowców, osobliwych krzewów i ozdobnych roślin, wypijemy krynickie wody: słynnego „Jana” i „Tadeusza”, kontrowersyjnego „Zubera” (czuć w nim sporo siarkowodoru) oraz delikatną „Sło-twinkę”. Przez cały rok w Pijalni Głównej gra koncerty urocza Orkiestra Zdrojowa, wykorzystując salę na 350 miejsc, organi-zuje się tu rozmaite targi, kongresy, wystawy oraz prowadzone, jak dotąd, przez zmarłego niedawno Bogusława Kaczyńskiego wakacyjne koncerty Festiwalu im. Jana Kiepury. Słynny śpiewak, który swój los związał właśnie z Krynicą, to jedna z wielu postaci, którym miasto to nie było obce; obok niego kurortem zachwycali się m.in. Reymont, Tuwim, Gałczyński, krynickie pejzaże malował pochodzący stąd słynny malarz-prymitywista Nikifor.

fot.

And

rzej

Klim

kow

ski

Page 18: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

www.whatsupmagazine.pl18 siesta

W magicznym Krakowie z folderu reklamowego tradycja spotyka się z nowoczesnością. Kraków kryminalny chętnie wykorzystuje te dwie rzeczywistości, wpisując historie wykreowanych przez siebie bohaterów w przełomowe dla miasta wydarzenia. Przy okazji zaś (a może przede wszystkim?) pokazując życie Krakowa i jego mieszkańców.W poważnym błędzie są ci, którzy uważają kryminał za czytadło do tramwaju lub pociągu, czyli – jak mawiał Witkacy – powieść „sensacyjno-wagonową”. Przepaść między literaturą popularną, a literaturą artystyczną zasypywana jest już od kilku dekad. Jako-ściowy przeskok zaczął się w Skandynawii, gdzie wątki sensacyjne zgrabnie łączono ze sprawami społecznymi, a nazwiska Henninga Mankella czy Stiega Larssona znają dziś miłośnicy kryminałów na całym świecie. Krakowscy autorzy starają się dotrzymać im kroku. I robią to w coraz lepszym stylu.Mamy więc w rodzimej literaturze kryminalnej królewskiego in-westygatora Kacpra Ryksa, który rozwiązuje zagadki na dworze Zygmunta Starego, i Profesorową Szczupaczyńską, prowadzącą śledztwo w otwartym właśnie Domu Helclów. Dekadę temu swój detektywistyczny talent (czy raczej jego brak) wykazuje niejaki Mistrz, a całkiem współcześnie śledzimy losy Profesora i Julii Do-browolskiej – pierwszej feministki w polskim kryminale. Mało? Po drodze jest jeszcze nazistowski szpieg Michaił Romanow, eksdo-minikanin Józef Maria Dyduch czy antropolożka kultury Anka Se-rafin – a i to jeszcze nie wszyscy bohaterowie związani z miastem.W krakowskich kryminałach najlepiej sprzedaje się to, co krakow-skie – wie o tym Marcin Świetlicki, który swoje poetyckie frazy wplata w słowa Mistrza. Ten wprawdzie „utył, spuchł i posiwiał”, ale wciąż jeszcze może rozwiązać jakąś zagadkę. I to nie byle jaką, bo w oniryczno-alkoholowych widach pojawia się nawet historia „Wampira z Krakowa”, jak prasa nazywała Karola Kota, który na początku lat 60. ubiegłego wieku terroryzował miasto.Mistrz mieszka więc na Małym Rynku, krąży między Pięknym Psem a Dymem, odwiedza Kazimierz i (już wtedy nieczynny) hotel Forum oraz przeżywa śmierć papieża (czyli „to wydarzenie”). Tro-chę znudzony, a trochę poirytowany patrzy na „wycieczki krajowe i zagraniczne, robiące sobie zdjęcia z rzeźbą tajemniczego krasno-luda siedzącego przy wyrzeźbionym stoliczku przed Zwisem” (to o Piotrze Skrzyneckim i barze Vis-à-Vis) i narzeka na tych, którzy

Kryminalne zagadki Krakowa

Kraków to niewątpliwie dobre miejsce i dobry klimat na akcję kryminału – i mowa tutaj nie tylko o wiszącej nad miastem czapie smogu, która przydaje mu złowieszczy wygląd i ukrywa to, co ma pozostać tajemnicą.

Planty nazywają Parkiem, a Wawel – Zamkiem. Z Rynku na peryferia przenosi akcję swojego kryminału Gaja Grzegorzewska. Tytułowy „Beto-nowy Pałac” i okoliczne blokowiska to siedziba patologii, jakiej – miejmy nadzieję – próżno szu-kać w rzeczywistym Krakowie (a już na pewno

nie widać jej zza korpobiurek i strzeżonych apartamentowców). Nagromadzenie wszelkiej maści wynaturzeń w jednym tomie: od pedofilów i tresowanych ćpunów aż po kazirodczy związek głównego bohatera, przyprawia o gęsią skórkę i gwarantuje, że przez pewien czas z obawą będziemy przejeżdżać przez każde Osiedle, rozglądając się za jego Opiekunem.Powieść Grzegorzewskiej spodobać się powinna fanom Tarantino, bo choć mroczna i krwawa, to niepozbawiona humoru. Lektura to też niepozbawiona gorzkich konstatacji, choćby o tym, że „miasto tak bardzo chciało być kulturalne i światowe, jednak napisy na ścianach zdradzały, że mieszkają tu same chamidła”. A to nieprawda. No, może trochę.Dużo bardziej kulturalnie jest u Maryli Szy-miczkowej (pod takim pseudonimem tworzy duet Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński), bo i fin de siècle wymaga większej ogłady. Profe-sorowa Szczupaczyńska rozwiązuje krymi-nalne zagadki domu Helclów z właściwym sobie wścibstwem, niechętnie opuszczając kamienicę Sub Pavone przy Świętego Jana. Niczym Aniela Dulska sama musi przecież wszystkiego dopilnować: i zakupów, i sprzą-tania, i załatwienia biletów do nowo otwar-tego Teatru Miejskiego, bo służba radzi sobie średnio… A do tego te morderstwa w domu (nie) spokojnej starości... Wszystko na jej biednej głowie.Choć „Tajemnica domu Helclów” jest pas-tiszem powieści z epoki, to Kraków schył-ku wieku dziewiętnastego odgrywa w niej równie ważną rolę jak kreacje bohaterów. Mamy więc otwarcie Teatru Miejskiego (kor-ki w dzień premiery tym się różnią od współ-czesnych, że dorożki nie kopcą) czy śmierć wielkiego Matejki (miasto ma chyba szczęście do wystawnych uroczystości pogrzebowych aż do dziś). Wszystkie zdarzenia i postaci zo-stały odmalowane z kronikarską starannością. Nie inaczej jest u Mariusza Wollnego, którego

szesnastowieczny Kraków jest tłem mrocznych rozgrywek poli-tycznych na najwyższym szczeblu, a obok fikcyjnych bohaterów pojawiają się ważne postacie historyczne.Wrocław ma swojego Marka Krajewskiego, Lublin – Mariusza Wrońskiego, a Warszawa pewnie tuziny piewców jej mrocznych historii. Kryminalny Kraków rodzi się od niedawna, choć jego tradycje literackie są niewątpliwie największe. W którą stronę pójdzie? Epok historycznych wystarczy dla wszystkich chętnych, jednak dużo ciekawszy – i bardziej skomplikowany – wydaje się Kraków współczesny. Nietrudno sobie wyobrazić taką historię: na tarasie widokowym świeżo dokończonego Szkieletora zostają znalezione zwłoki pra-cującej dwadzieścia pięter niżej pracownicy dużej amerykańskiej korporacji. Na co dzień była szarą myszką (czy raczej korposzczu-rem), spotykającą się ze współpracownikami jedynie w kuchni i palarni. Śledztwo przyspiesza, gdy okazuje się, że w każdy week-end dorabiała w lokalu z czerwonymi oknami na początku Traktu Królewskiego, a jednym z jej klientów był CEO amerykańskiego oddziału firmy. Sytuacja komplikuje się, gdy detektywi znajdują na komputerze ofiary miłosne listy od account managera z drugiego końca open space’u. Miłość? Zazdrość? Strach przed ujawnieniem prawdy? Może to pora na pierwszy krakowski korpokryminał? Pod warunkiem, że literatura ze świeżo dokończonym Szkieletorem nie znajdzie się na półce z fantastyką.

Piotr Banasik

fot.

Piot

r Ban

asik

Page 19: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

Luty 2016 19mały what’s up

łamanie szyfrów, poszukiwanie wskazówek i  łączenie śladów to zadanie nie tylko dla Sherlocka holmesa czy In-spektora gadżeta. Misja uratowania świata staje się teraz wyzwaniem dla wszystkich młodych pasjonatów zagadek, którzy w krakowskich bibliotekach mogą wcielić się w Trop-icieli Tajemnic.Zanim jeszcze najpopularniejszą rozrywką dla dzieci stały się kre-skówki oglądane na tabletach, to właśnie w książkach drzemały naj-piękniejsze historie, niesamowite przygody i intrygujące zagadki. Edukacyjna gra Tropiciele Tajemnic, która niedawno zadomowiła się w czterech filiach bibliotek w Krakowie, zabierze wasze pocie-chy w podróż w świat wyobraźni ukryty między regałami.– W moim dzieciństwie książki były nieustannie obecne, a biblio-teka była fascynującym miejscem. Z każdą książką odkrywałam coś nowego. Dziś, gdy dzieci czytają mniej, trzeba je do tego zachęcić, a tym, co je pociąga, jest właśnie tajemnica – mówi Zuzanna Wollny, autorka pomysłu. Zadaniem Małych Detektywów biorących udział w zabawie jest rozwikłanie tajemnicy: dedukując, główkując i łącząc ze sobą kolejno odnajdywane wskazówki. W każdej z bibliotek przygoto-wanych jest aż 12 scenariuszy gry – każdy z nich to wiele książek, w których schowane są podpowiedzi i zaszyfrowane wiadomości. Misje mają trzy poziomy trudności i dotyczą różnorodnej tematy-ki: od zoologii, przez matematykę, aż po rozgrywki historyczne, dlatego elementami gry są zarówno klasyczne bajki, najnowsze bestsellery, jak i stare mapy czy albumy ze zwierzętami.Tropiciele Tajemnic przypominają ostatnio popularne gry typu escape room, tyle, że tu nie trzeba przed niczym uciekać, choć też walczy się z czasem. Drugą różnicą jest to, że przestrzeni za-bawy nie trzeba specjalnie aranżować, bo wykorzystane zostały do tego labirynty tworzone przez biblioteczne półki, archiwa

i katalogi książkowe. Dzięki temu dzieci przy okazji zaprzyjaźniają się z zasadami funkcjonowania tradycyjnej wypożyczalni książek. Gra przeznaczona jest dla Tropicieli od 10 do 14 roku życia, jednak tak naprawdę dolną granicę stanowi wiek, w którym dziecko nabiera umiejętności czytania ze zrozumieniem. Młodsze dzieci mogą jednak przeistoczyć się w Pana Samochodzika w towarzy-stwie swoich starszych kolegów, a zagadki można rozwiązywać indywidualnie bądź grupowo.– Pomysł Tropicieli Tajemnic powstał jako element mojej pracy dyplomowej na ASP we Wrocławiu. Potem w tym mieście szuka-łam grantów na dalszy rozwój projektu. Niespodziewanie zwró-ciło się do mnie Krakowskie Biuro Festiwalowe i zaproponowało współpracę – opowiada Zuzanna Wollny.

W tym roku nie było jeszcze zbyt wielu okazji do zaśpiewania „hu, hu, ha, nasza zima zła”. Być może to właśnie luty będzie szansą na za-bawę z Dziadkiem Mrozem i Królową śniegu.Luty to ostatni miesiąc, w którym można wasze elfy zabrać do Parku św. Mikołaja w Zatorze. Aż trudno uwierzyć, że Laponia znajduje się zale-dwie 50 kilometrów od Krakowa! Wizyta tam to okazja nie tylko do pobuszowania po domku pełnym prezentów, ale także spotkania bajko-wych postaci: są tu 3 świnki, 7 krasnoludków i 101 dalmatyńczyków, jest Złota Rybka i Czer-wony Kapturek, Zła Królowa i Wesołe Małpki. W tym roku w miasteczku pojawiła się także dodatkowa atrakcja: Diabelski Młyn. Ci, którzy kochają magię, będą mogli zobaczyć niewia-rygodne sztuczki podczas pokazów na żywo w wykonaniu profesjonalnego iluzjonisty. A ci, którzy jednak wolą magię kina, niech zasiądą w fotelach kina 360 3D, gdzie ekran otoczy ich ze wszystkich stron. W parku warto poczekać do zmroku, ponieważ oświetla go ponad 3 miliony maleńkich lampek!

Zimowe igraszki to również zjazdy na sankach z górki na pazurki, bitwy na śnieżki i oczywiście lepienie bałwana. A co stałoby się, gdyby nasz biały przyjaciel oprócz marchewkowego nosa i garnka na głowie otrzymał bijące, czerwone serduszko? O tym już 24 lutego opowie Teatr Lalek Rabcio, który do Nowohuckiego Cen-trum Kultury przyjedzie prosto z Rabki-Zdroju. W spektaklu „Zimowa przygoda” na bałwanka czeka worek zabawnych przygód: wycieczka na targ warzywny w poszukiwaniu nowego nosa, a także wizyta w szkole muzycznej i u lekarza. Doktor sprawdzi jego zdrowie i serduszko, a to okaże się tak dobre, że śnieżny ludek posta-nowi oddać je łobuzowi z podwórka. Co dalej? Zobaczcie koniecznie.

Jeśli jednak są tacy, których zima zdążyła już poszczypać w  nos i  mają jej po uszy, mogą wyruszyć w podróż w kierunku lata. A będzie to wycieczka na łajbie w towarzystwie rozśpi-ewanych marynarzy. 27 lutego w Klubie Stu-dio w ramach festiwalu Shanties odbędzie się widowisko dla dzieci „Zejmanowa szkoła pod żaglami”. To koncert połączony z przedstawie-niem, konkursami, wspólnymi tańcami i nauką piosenek. Każdy więc będzie mógł znaleźć się na pokładzie w roli bosmana i zaśpiewać: Hej ho, żagle staw, ciągnij linę i się baw!

Dagmara Marcinek

Na tropie tajemnic

Na razie grać można w bibliotekach na ulicy Królewskiej, Po-wroźniczej, osiedlu Bohaterów Września i Alei Pokoju. W każdej z nich można rozwiązać dwanaście innych zagadek, więc łącznie Gród Kraka skrywa 48 tajemnic. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wkrótce lista bibliotek poszerzy się (także poza granice miasta), a zabawa także trafi do małych księgarń.

Dagmara Marcinek

Elfy, szanty i bałwanek

Zimowa przygodaśroda, 24. lutego, godz. 10, Scena NCK cena biletu: 18 zł rezerwacje: tel. 12 644 02 66 wew. 55 e-mail: [email protected]

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

Page 20: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

www.whatsupmagazine.pl20 wokół stołu

Zdrowo przekąsićgdy nie możesz się oderwać od komputera, a w brzuchu burczy z głodu, sięgnij po prze-kąskę, która jest smaczna, syci, a nie tuczy. Fanom zup proponujemy kubek Feat – alterna-tywę dla zwykłych zupek instant, pozbawioną sztucznych dodatków. Wolisz polskie smaki – wybierz pomidorową, gdy masz chęć na egzo-tykę – spróbuj tajskiej z mleczkiem kokosowym! Amatorom chrupania do gustu przypadną Puf-finsy – suszone owoce bez dodatku cukru. Gwa-rantujemy, że będziesz zaskoczony truskawką i ananasem.Nie możesz się obyć bez mięsa? Sięgnij po su-szoną wołowinę – odkryj swój ulubiony smak i ciesz się nim, gdzie tylko chcesz. Kowboje wiedzieli, co robią, mając przy sobie zapas tego przysmaku: zaspokaja uczucie głodu, a przy tym jest nieziemsko pyszny. Jeśli dbasz o linię, spodoba Ci się, że ma minimalną zawartość tłuszczu i wysoką kaloryczność. Jeśli jesteś na diecie, zapomnij o nudnych, mdłych błonnikach. Spróbuj Biofiteo – będziesz zachwycony!

Zapraszamy na www.natureway.pl – naturalnie z przyjemnością.

Afrodyzjaki na festiwaluPierwszy tegoroczny festiwal Najedzeni Fest! odbędzie się w Walentynki i poświęcony zo-stanie afrodyzjakom.Które z domniemanych afrodyzjaków pojawią się na festiwalu? Na pewno trufle, czekolada i chilli. Ale to nie wszystko. Wygłodniałych gości nakarmi w końcu ponad 70 wystawców, wśród nich kilku debiutantów i  szereg dobrze już znanych i lubianych przez bywalców festiwalu inicjatyw kulinarnych, producentów dobrego jedzenia czy restauratorów. Podczas imprezy będzie można wziąć udział w warsztatach ku-linarnych: o chwastach jadalnych opowie Anna Rumińska. A dzień wcześniej, 13 lutego o godz. 13 w Kinie Pod Baranami, odbędzie się pokaz filmu „Smak curry”. Widzowie spróbują curry i znakomitych cydrów Slow Flow Group.

Najedzeni Fest! – Forum Przestrzenie, ul. Ko-nopnickiej 28, 14 lutego, godz. 11-18. Wstęp wol-ny. Szczegóły: najedzenifest.pl.

Walentynki w Białej RóżyNa kolację walentynkową zaprasza łukasz cichy, szef kuchni w restauracji Biała Róża. Szczęśliwcy na przystawkę zjedzą połączenie dorsza, krewetek, szafranu i cydru lub koziego sera, bakłażana i truskawek. Wśród dań głów-nych do wyboru mamy zestaw wegetariański i mięsny: udziec cielęcy, jesiotr lub gnocchi z kasztanami. Kolacja kosztuje 110 zł od oso-by. Rezerwacje: [email protected], tel. 12 421 51 90.

Miłość od kuchni

Próba wymienienia wszystkich produktów uznanych za afro-dyzjak uśpiłaby Was szybciej niż suta kolacja podlana winem. Na listę trafiłyby m.in. rośliny, w których magiczne właściwości wierzono ze względu na podobieństwo do narządów płciowych (ostrygi, korzeń żeń szenia, korzeń mandragory, owoce awoka-do). Za nimi pojawiłyby się organy płciowe zwierząt: od jąder byków (odkąd panuje moda na piątą ćwiartkę, trafiły do kart restauracji prowadzonych m.in. przez Aleksandra Barona czy Adama Chrząstowskiego), po tygrysie penisy pożądane w wielu azjatyckich krajach. Następnie zioła, czekolada, ostra papryka i wszelkie inne pokarmy, których składniki wpływają na poziom hormonów, działają pobudzająco bądź uspokajająco, powodują rozszerzenie naczyń krwionośnych... na tym skończymy, bo to nie opowieść o męskiej hydraulice. Każda kultura ma swoje pomysły na temat tego, co pobudza zmysły. W elżbietańskiej Anglii skojarzenia takie budziły na przy-kład podduszane śliwki, którymi częstowano bywalców domów publicznych (przede wszyst-kim wierzono, że działają one profilaktycznie na choroby weneryczne). Obyczaj zresztą trafił nawet na karty szekspirowskiego „Henryka IV”. U Szekspira znajdujemy jeszcze jedną frapującą informację. Zamierzający zbałamucić panią Ford

Falstaff, bohater szekspirowskich „Wesołych kumoszek z Wind-soru”, obok marcepanów i śliwek w cukrze, sięga po... kartofle, które w ówczesnej Anglii były kulinarną nowinką i produktem szalenie ekskluzywnym.Na długą listę potencjalnych afrodyzjaków trafiły też trufle. W ich siłę wierzył Napoleon, a Anthelme Brillat-Savarin wspomina o ko-biecie, którą faszerowany truflami drób „usposobił przychylnie do przyjemności intymnej natury”. Nauka tłumaczy ten fakt na-stępująco: w czarnych truflach znajduje się androstenol, hormon uznawany za męski feromon. To dzięki niemu świnie odnajdują schowane pod ziemią grzyby.Afrodyzjaki świetnie sprawdzają się przede wszystkim we wzwo-dzeniu słupków sprzedaży. Na połowę lutego z utęsknieniem

Walentynki. Skomercjalizowane do bólu święto miłości. jeden z najlepszych dni w roku dla restauracji. Szefowie kuchni oraz spece od PR-u dwoją się i troją, by odrobina pikanterii wdarła się nie tylko na talerz, ale i w dalszą część wieczoru. cukierni-cy wsuwają do rozgrzanych piekarników blachy wypełnione ciastkami w kształcie serc. Prześcigając się w pomysłach na miłosne menu, niejedna osoba sięgnie przy tym po walentyn-kowe słowo-klucz: afrodyzjaki.

czeka ostrygowy biznes – w modnych restauracjach na całym świecie coraz częściej walentynkowa kolacja rozpoczyna się wła-śnie od ostryg. Ich „erotyczna” sława sięga starożytnego Rzymu, a ugruntował ją Casanova, który na śniadanie zjadać miał nawet kilkadziesiąt żywych mięczaków. Na szczęście popijanie po takiej rozpuście naparu z mięty nie zostałoby odczytane jako słabość. Ona również trafiła na listę afrodyzjaków.Temperaturę podniesie pewnie fakt, że z wieloma afrodyzjakami wiąże się niebezpieczeństwo: substancje te często są również truciznami. Weźmy słynną hiszpańską muchę, a właściwie chrzą-szcza o sympatycznej skądinąd nazwie pryszczel lekarski. Ten niewielki zielony owad produkuje kantarydynę, substancję, która wzmacnia ukrwienie narządów układu moczowo płciowego. Mar-kiz de Sade dodawał ją podobno do lukrecjowych pastylek, które wręczał uczestniczącym w orgiach prostytutkom. Kantarydyna jest przy tym śmiertelną trucizną.W poszukiwaniu afrodyzjaków na walentynkową kolację nie za-pędzajcie się za daleko. Jedzenie ma przede wszystkim sprawić nam przyjemność. I o cóż innego, jeżeli nie o nią, w całym tym ambarasie chodzi.

Magda Wójcik

Page 21: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

Luty 2016 21prezentacja

czwartkowy wieczór. zbliża się godz. 19. W przytulnej restauracji hotelu hilton garden Inn powoli zapełniają się stoliki. Dwie przyjaciółki rozmawiają o zakupach. Spora grupa znajomych wesoło dyskutuje przy wspólnym stole. z narożnego stolika salę obserwuje małżeństwo 60-latków.

Kelnerzy prowadzą na swoje miejsca kolejnych gości, którym – zaraz gdy tylko wygodnie usiądą – krótkie oczekiwanie umili aperitif. Dziś jest to Black Infusion: gin, czarna porzeczka, martini extra dry ozdobione gałązką rozmarynu. W sam raz, by pobudzić zmysły przed nadchodzącą kolacją.W kuchni wszystko dopięte na ostatni guzik. Załoga pod przy-wództwem Piotra Pabisiaka wykańcza właśnie talerze pierw-szej z przystawek. Na stoliki zaraz trafi delikatnie opieczona, rozpływająca się w ustach jagnięcina w musztardzie owocowej i płatkach owsianych. Jej smakowite kawałki nabierają dodatko-wego wymiaru dzięki aromatycznemu sosowi z czerwonego wina. Chwilę później kuchnię opuszcza torcik z buraka i koziego sera, którego smak zręcznie złamany został cytrynowo-truflową pianką i pudrem z oliwy. Przystawki cieszą nie tylko kubki smakowe, ale

Menu jest międzynarodowe, bez wyraźnych polskich inklinacji. Sam Pabisiak mówi, że największą frajdę sprawiają mu połączenia obecne w kuchni azjatyckiej. – Nigdzie tak ciekawie nie miesza się smaków – wyjaśnia i dodaje, że inspiracje znajduje zarów-no podczas wakacji (właśnie planuje podróż do Wietnamu), jak i pracy w innych hotelach sieci Hilton. Kolejnej dawki pomysłów dostarczają inni członkowie jego zespołu. – Najważniejsze to mieć otwartą głowę. To tak rodzą się najciekawsze połączenia, jak choćby kaszanka, topinambur i glazurowana wiśnia, która

podczas jednej z kolacji podbiła żołądki gości.Nas uwodzi zupa rybna podana z ka-wałkami łososia, dorady i  krewetką. Szczęścia dopełniają drugie dania: tuńczyk w pieprzu, którego ostrość ła-godzi glazurowane mango i delikatny mus podkręcony odrobiną wasabi oraz polędwica z jelenia podana na ciekawej marmoladzie z czerwonej kapusty. Wie-

czór wieńczą wysmakowane – także wizualnie – desery: torcik jabłkowy z płatkiem karmelu i czekoladowy złamany pudrem z pistacji. Wrócimy na pewno!

What’s Up Magazine

i oko. Po pierwszych daniach na salę wkra-cza człowiek, który odpowiedzialny jest za dzisiejszą rozpustę. Szef kuchni Hotelu Hil-ton Garden Inn Piotr Pabisiak, łobuzersko uśmiechnięty brunet. Podchodzi do stoli-ków, pyta gości o pierwsze wrażenia. Nie pozostajemy mu dłużni i wypytujemy o to, skąd czerpie inspiracje dla cotygodniowych kolacji „7 chwil”. W końcu co czwartek ser-wuje zupełnie nową siedmio-dniową kombi-

nację. Pabisiak w kuchni spędził już grubo ponad 20 lat, za kuchnię w Hiltonie odpowiada od blisko trzech. Życie hotelowej restauracji zna od pod-szewki. Na pomysł cyklicznych kola-cji „7 chwil” wpadł, bo w jego głowie kłębi się masa kulinarnych pomysłów, a hotelowa codzienność nie zawsze pozwala na ich realizację. Poza tym dzięki czwartkowym kolacjom jego zespół doskonali różne techniki, rozwija swoje umiejętności. Ot, poligon doświadczalny. – Nad menu „7 chwil” cały zespół myśli około tygodnia. W końcu zbieramy pomysły i decydujemy o finalnym kształcie kolacji – mówi Pabisiak.

NAD MeNU „7 chWIl” zeSPół PIOTRA PABI-SIAKA MyślI OKOłO TygODNIA

smakowitych chwil

Page 22: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

www.whatsupmagazine.pl22 siedem uciech głównych

20–21 lutego

Rodzina AddamsówUpiorna Morticia, sadystka Wednesday i cał-kiem zabawny Wujek Fester – to tylko niektó-rzy z członków zupełnie zwariowanej Rodziny Addamsów, którzy 20 i 21 lutego będą próbo-wali wystraszyć i rozśmieszyć was nas śmierć.Addamsowie z komiksu publikowanego w „The New Yorker” szybko trafili na szklany ekran i stali się bohaterami filmów, seriali i telewizyj-nych kreskówek. Stamtąd śpiewająco wyruszyli najpierw na Broadway, a potem do Gliwickie-go Teatru Muzycznego. Aż wreszcie na chwilę zawitają do Krakowa. W musicalu, który zoba-czymy w ICE Kraków, miłośniczka tortur, czerni i mroku Wednesday zakocha się w typowym amerykańskim nastolatku. Czy będzie to miłość do grobowej deski? Być może, ale tylko jeśli rodzice chłopca przeżyją spotkanie z rodziną Addamsów. A więc, raz kozie śmierć!www.icekrakow.pl

Książka na luty

Diabli nadali StryjeńskąMasz dość ubogiej polszczyzny raportów i sprawozdań? Tęsknisz za soczystym języ-kiem, w  którym złożenia słów przynoszą przyjemność lektury? Sięgnij po propozycję wydawnictwa czarne.Czego w tej książce nie ma... Jest wypełniony głosem kupców i barwnymi osobowościami ar-tystycznego światka Kraków z początku ubie-głego wieku, mieszczańska rodzina, kronika to-warzyska bohemy, wojna, opowieść o trudnej miłości, a w końcu – ona, Zofia Stryjeńska – naj-ważniejsza bohaterka książki „Stryjeńska. Diabli nadali”, którą wydało niedawno wydawnictwo Czarne. – Staremu nudziarzowi o sobie pisać zabraniam. Nie zamierzam błąkać się w nudzie i  szarzyźnie nawet po mej dematerializacji. Niech będzie w tym pisaniu tempo, ruch, bar-wa, energia. Niech mi na nowo w żyłach zacznie pulsować! – pisała w 1969 roku Zofia Stryjeń-ska do swojej siostry Maryli. Autorka biografii malarki, Angelika Kuźniak, oddaje więc często głos samej Stryjeńskiej, która – szczęśliwie – od dzieciństwa zapisywała kapitalną polszczyzną swoje, nierzadko jadowicie złośliwe, obserwa-cje. Pędźcie więc do księgarni i dajcie się porwać wartkiej opowieści o wybitnej malarce i nieba-nalnej kobiecie. Cena e-booka to 36,90 zł, książki tradycyjnej – 49,90 zł.czarne.com.pl

Ronda Bautista o cyklu obra-zów „Szrot”

Czy posiadasz różowe niebo? Pustą ulicę? Nie zwracającą uwagi fasadę czy zapomnianą ścianę? Czy zauważyłeś długi, długi kabel rozciągnięty przez cały świat? Brudne piękne kolory podniszczo-nej architektury czy inne fragmenty, które tworzą twoje krajobrazy? Twój własny obraz miasta, które przemierzasz codziennie w drodze do pracy? Zapra-szam na mój mały szrot!

Spotkanie z artystką odbędzie się 18 lutego (czwartek), godz. 18 w Czarnej Galerii NCK

Angelika Kuźniakdziennikarka, autorka opo-wieści reporterskich „Marle-ne” (Czarne 2009) i „Papusza” (Czarne 2013). Trzykrotnie uhonorowana nagrodą Grand Press, kilkakrotnie nomino-wana do Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej

12 lutego

Chcemy oddychaćz niepokojem śledzimy każdego dnia poziom stężenia smogu w powietrzu. choć raz słup-ki są wyższe, a raz niższe, prawie za każdym razem norma jest przekroczona. Artyści po-stanowili więc wystąpić z apelem: chcemy oddychać!Już 12 lutego w Klubie Rotunda odbędzie się kon-cert, na którym zagrają Świetliki, Paradygmat, Stonerror, Suzi Wang i oczywiście Bzyk, lider zespołu Wu-Hae, jeden z wykonawców nagranej dwa lata temu piosenki „Pozwól mi oddychać”. Tym razem artyści przygotowali własną wersję hitu Deep Purple „Smoke on the water” – „Smog nad Krakowem”. Gwiazdy pojawią się jednak nie tylko na scenie, ale i w multimedialnym pokazie. Z telebimów z mgłą przemysłową będzie wal-czyć m.in. Kazik Staszewski, Tymon Tymański czy gwiazda Cracovii, Mateusz Cetnarski. Za-miast więc czekać na wiatr, co rozgoni ciemne, skłębione zasłony, warto przyjść do Rotundy i dołączyć się do apelu.www.rotunda.pl

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

Page 23: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

Luty 2016 23siedem uciech głównych

25–28 lutego

Shanties„Kiedy rum zaszumi w głowie, cały świat na-biera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści…”. A  jeszcze chętniej o nich śpiewa. Najlepiej na festiwalu Shanties 2016.

Choć od Krakowa do morza daleko, to właśnie tutaj odbywa się jeden z najważniejszych fes-tiwali piosenki żeglarskiej w Europie: 14 kon-certów na trzech scenach, a do tego warsztaty, wystawy i premiery. W Klubie Studio, Starym Porcie, CK Rotunda oraz Kościele św. Katarzy-ny wystąpią zespoły, których nazwy niewiele mówią większości mieszkańców miasta: Banana Boat, Stare Dzwony, Ryczące Dwudziestki czy Majtki Bosmana. Wydarzenie jest atrakcją nie tylko dla wilków morskich. Szanty są rytmiczne i energiczne, bo to właśnie one nadawały tempa pracy na statku. Pełno w nich dwuznaczności, bo tęskniący na morzu marynarze nazwy ele-mentów łajby zamieniali na imiona kobiet cze-kających na nich w porcie. Dlatego też szanty porwą do zabawy nawet największego szczura lądowego.www.shanties.pl

9 lutego – 3 marca

3 x sztuka w NCKhiszpania, Rumunia i  Niemcy – w  lutym w trzech galeriach Nowohuckiego centrum Kultury spotka się malarstwo z trzech różnych europejskich krajów. Ronda Bautista to hiszpańska artystka, która wielokrotnie odwiedzała Polskę, w tym także Kraków. Efekty tych wizyt pokazuje w  swo-ich obrazach, dokumentując to, na co na co dzień nie zwracamy uwagi – odrapane ściany budynków, ciągnące się kable, wyblakłe szyldy z napisem „Zapiekanki”. W jej malarstwie kró-luje minimalizm i realizm, chociaż niebo nad Polską jest ciągle bladoróżowe. Kontrastem do stonowanych barw Rondy i jej odwzorowania rzeczywistości są malowane żywymi kolorami abstrakcyjne obrazy Cristiana Ruţă-Fulgera. Ab-solwent Akademii Sztuk Pięknych w Bukaresz-cie, w Krakowie zaprezentuje dwadzieścia swo-ich najnowszych dzieł. Malarski trójkąt w NCK zamknie Siegfried Horst, który, posługując się barwnymi plamami i wyrazistą kreską, deformu-je otaczającą nas rzeczywistość.www.nck.krakow.pl

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

Poleca Marynia gierat

And the Oscar goes to... luty to miesiąc Oscarów. W USA w najlepsze trwają kampanie mające zachęcić członków Akademii do głosowania, a w Polsce dystrybu-torzy wprowadzają nominowane filmy do kin. Od końca stycznia na ekranach obecne są między innymi nominowana w 12 kategoriach „Zjawa” Alejandro Gonzáleza Iñárritu (czy Leo DiCaprio dostanie wreszcie statuetkę?), „Dziewczyna z portretu” (cztery szanse na na-grodę) z nominowanymi Eddiem Redmaynem i Alicią Vikander oraz zrealizowana w technice poklatkowej animacja dla dorosłych „Anomali-sa” Charliego Kaufmana. W lutym w Kinie Pod Baranami zobaczymy także ważny „Spotlight” (sześć nominacji), w niezwykle wyważony spo-sób podejmujący temat pedofilii w Kościele ka-tolickim; stylowy „Brooklyn” (trzy nominacje), o irlandzkiej emigrantce w Nowym Jorku lat 50. i „Pokój” (cztery nominacje) – afirmująca życie opowieść o przetrwaniu, sile woli i bezgranicz-nej miłości. Czekamy jeszcze na „Carol” Todda Haynesa (sześć nominacji), historię zakazanej miłości z Cate Blanchett i Rooney Marą w rolach głównych – premiera w marcu. A 29 lutego, po nocy wręczenia nagród, wszyscy pójdziemy do pracy niewyspani...kinopodbaranami.pl

26 lutego

1976: A Space Odyssey efekty jednej z najbardziej niespodziewanych muzycznych kolaboracji ubiegłego roku zoba-czymy 26 lutego na scenie Ice Kraków. Zbigniew Wodecki w 1976 roku nagrał płytę zatytułowaną po prostu „Zbigniew Wodecki”. Niestety żadnej z wyśpiewanych tam piosenek nie udało się osiągnąć takiej rozpoznawalności jak późniejszej „Pszczółce Mai” czy „Chałupy welcome to”. Do czasu. W 2015 roku warszawscy przedstawiciele muzycznej alternatywy, Mitch & Mitch, tchnęli w stare utwory zupełnie nowe ży-cie. Wspólna aranżacja „Rzuć to wszystko co złe” szybko stała się hitem rozgłośni radiowych, a dokumentująca koncert Mitchów i Wodeckie-go płyta rozjaśni każdy zimowy wieczór. Podczas koncertu „1976: A Space Odyssey” Zbigniew Wodecki pojawi się nie tylko z ekipą Mitchów, ale także w towarzystwie chóru i orkiestry.www.galicja.net

oprac. Dagmara Marcinek, mnd

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

fot.

mat

eria

ły p

raso

we

Page 24: dobry klimat, złe powietrze miłość od kuchni

reklama