179
Rozdział 1 Ale jakbyś mi kupił samochód, byłby twój, jak wyjadę na studia. Praktycznie nowy - powiedziała z zapałem Helena Hamilton. Niestety, ojciec nie był taki głupi. - Lennie, tylko dlatego że w Massachusetts uważają, że szesnastolatki mogą prowadzić. .. - zaczął Jerry. - Mam prawie siedemnaście lat - przypomniała Helena. - ...to nie znaczy, że ja się muszę z tym zgadzać. Wygrywał, ale Helena jeszcze nie przegrała. - Wiesz, że Świnka pociągnie najwyżej z rok, dwa. -Wiekowy jeep wrangler ojca spokojnie mógł parkować przed zamkiem, w którym podpisano Wielką Kartę Swobód. - A pomyśl, ile byśmy zaoszczędzili z hybrydą. Albo z czymś elektrycznym. Powiew przyszłości, tato. - Uhm. - Tylko tyle powiedział. Teraz przegrała. Jęknęła cicho i spojrzała nad balustradą promu, który wiózł ją z powrotem na Nantucket. Rozmyślała o kolejnym roku na wyspie. Znowu czeka ją jeżdżenie do szkoły na rowerze w listopadzie. A już kiedy dopada śniegu, będzie musiała żebrać, żeby ktoś ją zabrał samochodem. Albo, co najgorsze, jeździć autobusem. Koszmar. Aż się wzdrygnęła i starała się o tym nie myśleć. Część turystów - 7 korzystali ze Święta Pracy - gapiła się na nią (normalka), więc bardzo dyskretnie odwróciła twarz. Gdy spoglądała w lustro, nie widziała nic nadzwyczajnego - oczy, nos, usta - ale nieznajomi, ludzie spoza wyspy, lubili się na nią gapić, i to było naprawdę wkurzające. Na szczęście tego popołudnia większość turystów płynęła promem po to, żeby podziwiać widoki, a nie Helenę. Przed końcem lata tak bardzo chcieli się nasycić krajobrazem, wręcz bajecznym, że czuli się w obowiązku witać wszystkie cuda Atlantyku ochami i achami. Na Helenie one w ogóle nie robiły wrażenia. Odkąd tylko pamięta, dla niej dorastanie na maleńkiej wyspie było czystą męką i nie mogła się doczekać, aż wreszcie wyjedzie na studia z Nantucket, z Massachusetts, a nawet, jeśli się uda, ze Wschodniego Wybrzeża w ogóle. Nie żeby nienawidziła rodzinnego domu. Tak naprawdę z ojcem dogadywała się idealnie. Mama zostawiła ich oboje, kiedy Helena była mała, a Jerry wcześnie się nauczył, jak zapewnić córce odpowiednią dawkę uwagi. Nie trząsł się nad nią za bardzo, ale zawsze był obok, kiedy go potrzebowała. Dlatego chociaż miała do niego lekkie pretensje o samochód, wiedziała, że nie mogłaby prosić o lepszego tatę. - Cześć, Lennie! Jak leci? - krzyknął ktoś. Znajomy głos. W stronę Heleny szła Claire, jej najlepsza przyjaciółka od zawsze. Umiejętnie torowała sobie drogę łokciami między turystami, co to ledwo trzymali się na nogach. Jednodniowi wycieczkowicze - szczury lądowe -uskakiwali przed Claire, jakby była potężnym futbolistą, a nie drobniutkim elfem w sandałkach na koturnie. Bez trudu wydostała się z chaosu, który sama wywołała, i stanęła obok Heleny przy balustradzie. - Chichota! O, ty też już zrobiłaś zakupy do szkoły. -Jerry objął ramieniem Claire i jej torby. 8 Claire Aoki, vel Chichota, była prawdziwą twardziel-ką. Miała metr pięćdziesiąt siedem i delikatne azjatyckie rysy. Ale każdy, kto dałby się temu zwieść i nie dostrzegł jej zadziornej natury, ryzykował, że nieźle oberwie od niedocenionego przeciwnika. Przezwisko „Chichota", było jej osobistą porażką. Tak ją nazywali od dziecka. Na obronę przyjaciół i rodziny można powiedzieć, że nie dało się Claire tak nie nazywać. Jej chichot był bezkonkurencyjny, najlepszy we wszechświecie. Nigdy nie wymuszony, nie przeraźliwy. I zawsze zaraźliwy. - Ma się rozumieć! - Claire serdecznie uściskała Jer-ry'ego, ignorując znienawidzone przezwisko. - A teraz, panie mojej najlepszej przyjaciółki, pozwól, że zamienię słowo z twoją latoroślą. Wybacz nieuprzejmość, ale to ściśle tajne. Powiedziałabym ci...

Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Ich przeznaczeniem jest odwieczna nienawiść.Ich pragnieniem – wieczna miłość…Czy miłość zdoła przezwyciężyć przeznaczenie?Helena Hamilton przez całe swoje szesnastoletnie życie czuła się inna, choć nie chciała tego okazywać. A teraz zaczyna dręczyć ją sen... Powraca co noc. Helena wędruje przez jałową pustynię. Rano budzi się cała w pyle i krwi. A w dzień widzi trzy płaczące kobiety w bieli...A potem w liceum zjawia się Lucas, najpiękniejszy chłopak, jakiego spotkała. Wzbudza w niej, tak nieśmiałej i łagodnej,szaleńczą nienawiść. Dlaczego pierwszego dnia Helena próbuje zabić go na oczach całej szkoły?Wkrótce Lucas odkrywa przed nią, że oboje mają odegrać rolę w tragedii napisanej przez los tysiące lat temu i zsyłanej na świat przez greckie boginie zemstyCo stanie się z ich miłością?

Citation preview

Page 1: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Rozdział 1

Ale jakbyś mi kupił samochód, byłby twój, jak wyjadę na studia. Praktycznie nowy -

powiedziała z zapałem Helena Hamilton.

Niestety, ojciec nie był taki głupi.

- Lennie, tylko dlatego że w Massachusetts uważają, że szesnastolatki mogą prowadzić... -

zaczął Jerry.

- Mam prawie siedemnaście lat - przypomniała Helena.

- ...to nie znaczy, że ja się muszę z tym zgadzać. Wygrywał, ale Helena jeszcze nie przegrała.

- Wiesz, że Świnka pociągnie najwyżej z rok, dwa. -Wiekowy jeep wrangler ojca spokojnie

mógł parkować przed zamkiem, w którym podpisano Wielką Kartę Swobód. - A pomyśl, ile

byśmy zaoszczędzili z hybrydą. Albo z czymś elektrycznym. Powiew przyszłości, tato.

- Uhm. - Tylko tyle powiedział. Teraz przegrała.

Jęknęła cicho i spojrzała nad balustradą promu, który wiózł ją z powrotem na Nantucket.

Rozmyślała o kolejnym roku na wyspie. Znowu czeka ją jeżdżenie do szkoły na rowerze w

listopadzie. A już kiedy dopada śniegu, będzie musiała żebrać, żeby ktoś ją zabrał

samochodem. Albo, co najgorsze, jeździć autobusem. Koszmar. Aż się wzdrygnęła i starała

się o tym nie myśleć. Część turystów - 7

korzystali ze Święta Pracy - gapiła się na nią (normalka), więc bardzo dyskretnie odwróciła twarz.

Gdy spoglądała w lustro, nie widziała nic nadzwyczajnego - oczy, nos, usta - ale nieznajomi, ludzie

spoza wyspy, lubili się na nią gapić, i to było naprawdę wkurzające. Na szczęście tego popołudnia większość turystów płynęła promem po to, żeby podziwiać widoki, a nie

Helenę. Przed końcem lata tak bardzo chcieli się nasycić krajobrazem, wręcz bajecznym, że czuli się

w obowiązku witać wszystkie cuda Atlantyku ochami i achami. Na Helenie one w ogóle nie robiły

wrażenia. Odkąd tylko pamięta, dla niej dorastanie na maleńkiej wyspie było czystą męką i nie mogła

się doczekać, aż wreszcie wyjedzie na studia z Nantucket, z Massachusetts, a nawet, jeśli się uda, ze

Wschodniego Wybrzeża w ogóle. Nie żeby nienawidziła rodzinnego domu. Tak naprawdę z ojcem dogadywała się idealnie. Mama

zostawiła ich oboje, kiedy Helena była mała, a Jerry wcześnie się nauczył, jak zapewnić córce

odpowiednią dawkę uwagi. Nie trząsł się nad nią za bardzo, ale zawsze był obok, kiedy go

potrzebowała. Dlatego chociaż miała do niego lekkie pretensje o samochód, wiedziała, że nie mogłaby

prosić o lepszego tatę. - Cześć, Lennie! Jak leci? - krzyknął ktoś. Znajomy głos. W stronę Heleny szła Claire, jej najlepsza

przyjaciółka od zawsze. Umiejętnie torowała sobie drogę łokciami między turystami, co to ledwo

trzymali się na nogach. Jednodniowi wycieczkowicze - szczury lądowe -uskakiwali przed Claire, jakby była potężnym

futbolistą, a nie drobniutkim elfem w sandałkach na koturnie. Bez trudu wydostała się z chaosu, który

sama wywołała, i stanęła obok Heleny przy balustradzie. - Chichota! O, ty też już zrobiłaś zakupy do szkoły. -Jerry objął ramieniem Claire i jej torby. 8 Claire Aoki, vel Chichota, była prawdziwą twardziel-ką. Miała metr pięćdziesiąt siedem i delikatne

azjatyckie rysy. Ale każdy, kto dałby się temu zwieść i nie dostrzegł jej zadziornej natury, ryzykował,

że nieźle oberwie od niedocenionego przeciwnika. Przezwisko „Chichota", było jej osobistą porażką.

Tak ją nazywali od dziecka. Na obronę przyjaciół i rodziny można powiedzieć, że nie dało się Claire

tak nie nazywać. Jej chichot był bezkonkurencyjny, najlepszy we wszechświecie. Nigdy nie

wymuszony, nie przeraźliwy. I zawsze zaraźliwy. - Ma się rozumieć! - Claire serdecznie uściskała Jer-ry'ego, ignorując znienawidzone przezwisko. - A

teraz, panie mojej najlepszej przyjaciółki, pozwól, że zamienię słowo z twoją latoroślą. Wybacz

nieuprzejmość, ale to ściśle tajne. Powiedziałabym ci...

Page 2: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Ale wtedy musiałabyś mnie zabić - dokończył domyślnie Jerry i uprzejmie zmył się do sklepiku po

coś słodkiego i gazowanego, kiedy jego córka, główny inspektor żywieniowy, nie patrzy. - I co my tu mamy, królowo. - Claire złapała torby Heleny i zaczęła w nich grzebać. - Dżinsy,

rozpinany sweter, koszulka, bieli... O nie! Kupujesz bieliznę z tatą? Błe! - Tak jakbym miała jakiś wybór! - poskarżyła się Helena i wyrwała jej torbę. - Potrzebowałam

nowych staników! Kiedy je mierzyłam, tata zbunkrował się w księgarni. Ale myśl, że jest niedaleko,

kiedy kupuję bieliznę... Masakra! - Uśmiechnęła się i zaczerwieniła. - E tam, bez przesady. Przecież i tak nigdy nie kupujesz nic seksownego. O rajusa, Lennie, nie było

nic bardziej w stylu mojej babci? - Claire podniosła białe bawełniane figi.

4 Helena złapała babcine majty i wepchnęła je na dno torby, a przyjaciółka wybuchnęła swoim

obłędnym chichotem. 9

- Wiem, wiem, moje sztywniactwo jest jak wirus - odparta Helena. Jak zwykle natychmiast

zapomniała o złośliwości Claire. - Nie boisz się, że się zarazisz ode mnie nieuleczalnym

nudziarstwem? - Nie. Jestem zbyt ostra i to mnie uodparnia. Tak czy siak sztywniacy są najlepsi. Łatwo was zepsuć.

Poza tym uwielbiam, jak się czerwienisz, kiedy tylko mówię o bieliźnie. Claire musiała się przesunąć, bo jacyś pstrykacze fotek wpakowali się tuż obok niej. Po chwili

wykorzystała odpowiedni ruch pokładu, odepchnęła ich z gracją jak ninja. Polecieli na bok, śmiejąc

się, że „woda taka wzburzona". Nie mieli zielonego pojęcia, że w ogóle ich dotknęła. Helena jak

zwykle bawiła się wisiorkiem w kształcie serca, który zawsze nosiła na szyi. Teraz przy okazji

przepychanki, zgarbiła się przy barierce, żeby dopasować się do drobnej figury przyjaciółki. Na nieszczęście nieśmiała do bólu Helena przyciągała wzrok swoją sylwetką; miała metr

siedemdziesiąt pięć i dalej rosła. Modliła się do Jezusa, Buddy, Mahometa i Wisznu, żeby to się

wreszcie skończyło, ale nocą wciąż czuła w rękach i nogach gorące mrowienie - znów rosły jej

mięśnie i kości. Przyrzekła sobie, że jeśli przekroczy metr osiemdziesiąt, to już będzie wystarczająco

wysoko i wtedy wdrapie się na barierkę, i rzuci ze szczytu latarni morskiej w Siasconset. Sprzedawcy zawsze jej powtarzali, jakie ma szczęście, ale nawet oni nie potrafili znaleźć spodni, które

by na nią pasowały. Helena pogodziła się więc z tym, że jeśli chce kupić dżinsy dobrej długości, musi

wybrać kilka rozmiarów za duże. A jeżeli woli, żeby nie zjeżdżały jej z bioder, to kostki będzie

owiewał wiatr. Z pewnością sklepowe „wredne zazdrośnice" nie łaziły ze zmarzniętymi kostkami. Ani

z pośladkami na wierzchu. - Wyprostuj się - rzuciła automatycznie Claire na widok zgarbionej przyjaciółki, a Helena natychmiast

posłu- 10 chała. Claire miała fioła na punkcie odpowiedniej postawy, co jakoś wiązało się z jej superhiper

elegancką mamą Japonką i jeszcze bardziej elegancką babcią w kimonie. - Dobra, a teraz do rzeczy - oznajmiła Claire. - Znasz tę ogromną posiadłość za gazylion dolarów,

tego futboli-sty z New England Patriots? - Tę w Siasconset? Pewnie. A co? - Przed oczami stanął Helenie dom z prywatną plażą i poczuła ulgę,

że sklep jej taty nie przynosi dość pieniędzy, żeby mogli kupić dom w pobliżu wody. Kiedy była dzieckiem, o mało nie utonęła i od tego czasu skrycie wierzyła, że ocean próbuje ją zabić.

Te z lekka paranoidalne podejrzenia zachowała dla siebie... ale wciąż fatalnie pływała. No, żeby nie

było - przez kilka minut utrzymywała się na powierzchni, ale ogólnie porażka. Zawsze w końcu leciała

na dno jak kamień - i nieważne jak słony był ocean i jak mocno machała rękami. - Kupiła go w końcu jakaś duża rodzina - ciągnęła Claire. - Czy może dwie. Nie wiem dokładnie, ale

zdaje się, że jest tam dwóch ojców. Są braćmi i obaj mają dzieci... Czyli te dzieci są krewnymi, tak? -

Zmarszczyła brwi. - Nieistotne. Chodzi o to, że ktokolwiek się tam wprowadził, ma mnóstwo

dzieciaków. Wszystkie mniej więcej w tym samym wieku. I zdaje się, że dwóch chłopaków jest z tego

roku co my.

Page 3: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Czekaj, niech zgadnę - powiedziała Helena śmiertelnie poważnie. - Postawiłaś tarota i wyszło ci, że

obaj zakochają się w tobie do szaleństwa, a potem stoczą dramatyczny pojedynek na śmierć i życie. Claire kopnęła przyjaciółkę w kostkę. - Nie, idiotko. To znaczy, że jest po jednym dla każdej z nas. Helena roztarta nogę, udając, że ją zabolało. Ale nawet gdyby Claire kopnęła ją z całej siły, nie dałaby

rady zrobić siniaka. 11

- Po jednym dla każdej? Jak na ciebie za mało w tym dramatyzmu - zakpiła Helena. - Zbyt proste. Nie

kupuję tego. Co powiesz na taką wersję? Obie zakochujemy się w tym samym chłopaku. Albo w

niewłaściwym, to znaczy w tym, który nas akurat nie kocha, i to my staczamy ze sobą śmiertelny

pojedynek. - Co ty tam wygadujesz? - spytała niewinnym głosikiem Claire, że niby nic nie rozumie, i zaczęła się

przyglądać swoim paznokciom. - Boże, Claire, jesteś taka przewidywalna - roześmiała się Helena. - Co roku odkurzasz te karty, które

kupiłaś na wycieczce w Salem, i zawsze przepowiadasz, że zdarzy się coś niezwykłego. Ale za

każdym razem niezwykłe jest tylko to, że z nudów nie zapadasz w śpiączkę przed feriami. - Dlaczego z tym walczysz? - zaprotestowała Claire. - Przecież wiesz, że w końcu zdarzy się coś

nadzwyczajnego. Obie jesteśmy zbyt fantastyczne, żebyśmy miały być zwyczajne. Helena wzruszyła ramionami. - Mnie tam zwyczajność pasuje. Prawdę mówiąc, załamałabym się, gdyby dla odmiany twoja

przepowiednia miała się spełnić. Claire przechyliła głowę i spojrzała na przyjaciółkę. Helena wysunęła włosy zza uszu, żeby zasłonić

twarz. Nienawidziła, kiedy ktoś jej się przyglądał. - Wiem. Ale ty i zwyczajność? Jak dla mnie to nie styka - powiedziała Claire w zamyśleniu. Helena zmieniła temat. Zaczęły gadać o planie lekcji, biegach przełajowych i o tym, czy powinny

obciąć sobie grzywkę. Helena chciała czegoś nowego, z kolei Claire była absolutnie przeciwna, żeby

długich jasnych włosów przyjaciółki dotknęły nożyczki. W końcu zorientowały się, że za bardzo

zbliżyły się do - jak to nazywały - strefy zboczeńców, i szybko zawróciły. 12 Obie nie znosiły tej części promu, ale Helena była na nią szczególnie wyczulona. Przypominała jej

tamtego przerażającego faceta, który jednego lata wszędzie za nią łaził, aż pewnego dnia po prostu

zniknął z promu. Kiedy się więcej nie pojawił, Helena, zamiast poczuć ulgę, miała wrażenie, jakby

zrobiła coś złego. Nigdy nie wspominała o tym Claire, ale pamiętała jasny rozbłysk i ohydny zapach

palonych włosów. A potem facet po prostu wyparował. Wciąż na myśl o tym robiło się jej niedobrze,

ale łudziła się, że to jakiś kosmiczny żart. Zmusiła się do śmiechu i pozwoliła Claire zaciągnąć się w

inną część promu. Jerry dołączył do nich, gdy cumowali przy nadbrzeżu. Claire pomachała im na do widzenia i obiecała,

że następnego dnia postara się wpaść do Heleny do pracy, ale że to był ostatni dzień lata, szanse były

marne. Kilka dni w tygodniu Helena pracowała u swojego taty, współwłaściciela sklepu wielobranżowego.

Poza poranną gazetą i kubkiem świeżej kawy w News Storę można było kupić też ciągutki, landrynki i

toffi w prawdziwych szklanych słojach, a także zwoje lukrecji sprzedawanej na metry. Zawsze były

tam też świeże kwiaty i ręcznie robione karty z życzeniami, dowcipne prezenty i magiczne

przedmioty, sezonowe pamiątki dla turystów i lodówka pełna podstawowych produktów, takich jak

mleko i jajka, dla mieszkańców wyspy. Jakieś sześć lat temu News Storę poszerzyło horyzonty, otworzyło z tyłu Cukiernię Kate i od tego

momentu interes się mocno rozkręcił. A to dlatego że Kate Rogers była po prostu piekarniczym

geniuszem. Potrafiła niemal ze wszystkiego zrobić nadzienie do placka, ciastka, biszkoptu, rolady czy

babeczek. Nawet powszechnie znienawidzone warzywa, takie jak brukselka czy brokuły, ulegały woli

Kate i nadziewane nimi croissanty biły rekordy popularności. 13

Page 4: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Kate, kobieta po trzydziestce, była inteligentna i twórcza. Kiedy weszła do spółki z Jerrym, przerobiła

zaplecze News Storę i zamieniła je w istny raj dla miejscowych plastyków i pisarzy. W dodatku

jakimś cudem udało jej się uniknąć atmosfery snobizmu. Bardzo starała się, żeby każdy wielbiciel

wypieków i prawdziwej kawy - od białych kołnierzyków po poetów, od robotników z miasta po

korporacyjnych młodych wilków - mógł się odprężyć, czytając sobie gazetę przy kontuarze. Umiała

sprawić, że każdy czuł się mile widziany. Helena ją ubóstwiała. Kiedy następnego dnia Helena przyszła do pracy, Kate próbowała rozładować dostawę mąki i cukru.

Dramatyczny widok. - Lennie! Dzięki Bogu, jesteś wcześniej. Pomożesz mi...? - Wskazała na dwudziestokilogramowe

worki. - Pewnie. Nie szarp się tak, bo coś ci się stanie w kręgosłup - ostrzegła Helena i szybko powstrzymała

nieudolne wysiłki Kate. - Dlaczego Louis tego nie zrobił? Nie było go rano w pracy? - Mówiła o

jednym z pozostałych pracowników. - Przywieźli towar, kiedy wyszedł. Chciałam na ciebie poczekać, ale jeden klient o mały włos się nie

przewrócił o to, więc musiałam przynajmniej udawać, że zamierzam przesunąć to cholerstwo -

stwierdziła Kate. - Zajmę się mąką, jeśli zrobisz mi coś do jedzenia -zaproponowała przymilnie Helena. Zatrzymała się,

żeby wybrać przekąskę. - Załatwione - odparła z wdzięcznością Kate i zaczęła się krzątać z uśmiechem. Helena poczekała, aż Kate odwróci się do niej plecami, bez wysiłku zarzuciła worek na ramię,

swobodnym krokiem podeszła do blatu, otworzyła wór i przesypała trochę mąki do mniejszego

plastikowego pojemnika, z którego Kate korzystała w kuchni. Resztę sumiennie przetranspor- 14 towała do schowka. W tym czasie Kate nalała jej różowej musującej lemoniady, którą Helena tak

lubiła, tej z Francji, jednego z tych miejsc, dokąd strasznie chciała pojechać. - To wcale nie ta twoja niesamowita siła, zwłaszcza jak na kogoś tak szczupłego, mnie martwi. Tak

naprawdę wkurza mnie, że nigdy się nie zasapiesz. Nawet w tym gorącu - powiedziała Kate, krojąc

wiśnie i ser. - Zasapałam się - skłamała Helena. - Odetchnęłaś. A to duża różnica. - Mam po prostu większe płuca niż ty. - Ale skoro jesteś wyższa, potrzebujesz więcej tlenu, tak? Stuknęły się szklankami i upiły łyk lemoniady - uznały, że są kwita. Kate była trochę niższa i

pulchniejsza od Heleny, ale nie niska czy gruba. Za każdym razem, kiedy Helena na nią patrzyła,

przychodziło jej na myśl słowo „pociągająca", i to w znaczeniu „seksownie zaokrąglona". Nigdy

jednak o tym nie mówiła. Bała się, że Kate mogłaby ją źle zrozumieć. - Dziś wieczorem jest spotkanie klubu książki? - spytała. - Uhm. Ale wątpię, żeby ktokolwiek chciał rozmawiać o Kunderze. - Kate uśmiechnęła się znacząco i

po-brzękała kostkami lodu w szklance. - A co? Jakieś gorące plotki? - Skwierczące. Na wyspę sprowadziła się podobno bardzo liczna rodzina. - Do Siasconset? Kiedy Kate pokiwała głową, przewróciła oczami. - Oho! Czyżby panna przyzwoita gardziła plotkowaniem z resztą? - zażartowała Kate i pstryknęła

wodą, która osadziła się na szklance, na Helenę. Helena odegrała scenę z wrzaskami, a potem musiała zostawić na chwilę Kate, żeby podliczyć kilku

klientów. Jak tylko to zrobiła, wróciła dokończyć rozmowę. 15

- Nie. Po prostu nic w tym dziwnego, że duża rodzina kupuje dużą posiadłość. Zwłaszcza jeśli

zamierzają tu mieszkać cały rok. To bardziej normalne niż gdyby para bogatych staruszków kupiła na

letnisko tak wielki dom, że oboje gubiliby się po drodze do skrzynki na listy. - Racja - przyznała Kate. - Ale myślałam, że wykażesz większe zainteresowanie Delosami. Z

kilkorgiem będziesz chodziła do szkoły.

Page 5: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Helena zamarła, kiedy usłyszała nazwisko „Delos". Niby nic jej nie mówiło. Bo niby skąd mogła je

znać? Ale jakaś część jej mózgu wciąż jak echo powtarzała „Delos", „Delos". - Lennie? Dokąd odpłynęłaś? - spytała Kate, ale przerwali jej pierwsi członkowie klubu, którzy

przyszli wcześnie, już nieźle nakręceni dzikimi domysłami. Przypuszczenia Kate się potwierdziły. Nieznośna lekkość bytu nie mogła się równać z pojawieniem się

nowych sezonowych mieszkańców. Zwłaszcza odkąd zaczęły krążyć pogłoski, że przybyli na wyspę z

Hiszpanii. Tak naprawdę byli bostończykami, tylko że trzy lata wcześniej przenieśli się do Europy,

żeby być bliżej niezwykle licznej rodziny. Teraz jednak niespodziewanie zdecydowali się wrócić. To

właśnie ten „niespodziewany" powrót wzbudzał najwięcej dyskusji. Szkolna sekretarka dała kilku

członkom klubu do zrozumienia, że dzieci zapisano do szkoły tak późno, że rodzice w zasadzie

musieli się uciec do przekupstwa i że trzeba było organizować niezłą akcję, żeby meble udało się

dostarczyć do domu przed przyjazdem rodziny. Wyglądało to tak, jakby Delosowie opuścili Hiszpanię

w pośpiechu, i członkowie klubu zgodzili się, że między krewnymi musiało dojść do jakiejś kłótni. Z tej całej paplaniny Helena wysnuła jeden pewny wniosek: rodzina Delosów była raczej nietypowa.

W wielkiej posiadłości zamieszkali: dwaj ojcowie, którzy byli 16 braćmi, ich młodsza siostra, jedna matka (jeden z ojców był wdowcem) i pięcioro dzieci. Podobno

cała rodzina była niewiarygodnie mądra, piękna i bogata. Słysząc te plotki, które robiły z Delosów

niemal półbogów, Helena tylko przewracała oczami. Choć tak naprawdę ledwo mogła to wytrzymać. Stała za kasą i starała się nie zwracać uwagi na rozgorączkowane szepty, ale nic z tego. Za każdym

razem, gdy ktoś wymienił imię któregoś Delosa, przykuwało jej uwagę, jakby zostało wykrzyczane.

Strasznie ją to drażniło. Zostawiła kasę i podeszła do stojaka, żeby poprawić gazety tylko po to, by

zająć czymś ręce. A i tak słyszała, jak członkowie klubu gorszyli się, że trzynastoletnia Kasandra

Delos przeskoczyła klasę i w tym roku pójdzie do liceum. Była ponoć wyjątkowo zdolna, ale

klubowicze gremialnie nie pochwalali przeskakiwania klas, pewnie dlatego, że żadnemu z ich dzieci

nigdy to się nie udało. Nie chcą się rozdzielać, pomyślała Helena. Razem będą bezpieczniejsi. To dlatego Kasandra

przeskoczyła klasę. Nie miała pojęcia, skąd jej się wzięła ta myśl, ale wiedziała, że to prawda. Wiedziała też, że powinna

jak najszybciej uciec przed plotkami, bo inaczej zacznie wrzeszczeć na przyjaciół Kate. Koniecznie

musiała rzucić się w wir pracy. Wycierała więc półki i ustawiała słoje z cukierkami, a w myślach odhaczała dzieciaki Delosów.

Hektor jest rok starszy od Jazona i Ariadny, którzy są bliźniakami. Lucas i Kasandra to rodzeństwo i

krewni pozostałej trójki. Zmieniła wodę w kwiatkach, podliczyła rachunki kilkorga klientów. Hektora nie będzie pierwszego

dnia w szkole, bo wciąż jest w Hiszpanii ze swoją ciotką Pandorą, choć nikt w miasteczku nie wie

dlaczego. Naciągnęła długie do łokci gumowe rękawiczki, założyła fartuch i zabrała się za przekopywanie

śmieci 2 - Spętani przez bogów 17

w poszukiwaniu rzeczy do recyklingu. Lucas, Jazon i Ariadna będą ze mną w klasie. Jestem osaczona,

pomyślała. Wróciła do kuchni i załadowała przemysłową zmywarkę. Zmyła podłogę i zaczęła podliczać

pieniądze. Lucas to głupie imię. Nieodpowiednie. Pasuje jak pięść do oka. - Lennie? - Co?! Tato! Nie widzisz, że liczę? Walnęła rękami w ladę tak mocno, że kupka ćwierćdo- larówek aż podskoczyła. Jerry uspokajająco uniósł dłonie. - Jutro pierwszy dzień szkoły - przypomniał możliwie najbardziej rzeczowym tonem. - Pamiętam - odparła obojętnie. Nie wiedzieć czemu, wciąż była rozdrażniona. Ale nie chciała wyżywać się na ojcu. - Kochanie, już prawie jedenasta - powiedział Jerry. Z zaplecza wyłoniła się Kate, żeby sprawdzić, co

to

Page 6: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

za hałasy. - Jeszcze tu jesteś? Jerry, strasznie mi przykro - wymamrotała zakłopotana. - Heleno, mówiłam, żebyś

zamknęła i o dziewiątej poszła do domu. Oboje spojrzeli na Helenę - wszystkie monety i rachunki starannie ułożyła w kupki. - Zamyśliłam się - wyjaśniła nieprzekonująco. Kate wymieniła z Jerrym zaniepokojone spojrzenie i

sama zabrała się za liczenie drobnych, a ojcu i córce kazała już iść. Ciągle lekko oszołomiona Helena

ucałowała Kate na pożegnanie. Próbowała zrozumieć, jak to się stało, że umknęły jej ostatnie trzy

godziny. Jerry umocował rower Heleny na tyle samochodu i bez słowa uruchomił silnik. Po drodze zerknął na

córkę kilka razy, ale się nie odezwał, dopóki nie zaparkowali na podjeździe. - Jadłaś coś? - spytał miękko, unosząc brwi. - Nie... Tak? - Helena nie miała pojęcia, co ani kiedy ostatni raz jadła. Mgliście pamiętała, jak Kate

kroiła wiśnie. 18 - Już tylko dwa lata do matury. Denerwujesz się przed szkołą? - Chyba tak - mruknęła zupełnie nieobecna. Jerry zerknął na Helenę i przygryzł wargę. Wziął głęboki wdech. - Pomyślałem, że może powinnaś porozmawiać z doktorem Cunninghamem o tabletkach na tę fobię.

No wiesz, o tych, co się je bierze, kiedy człowiek źle się czuje w tłumie. Agorafobia! Tak to się

nazywa - wykrzyknął Jerry, kiedy przypomniał sobie nazwę. - Myślisz, że coś by dały? Uśmiechnęła się i przesunęła wisiorkiem po łańcuszku. - Nie sądzę, tato. Nie boję się obcych ludzi. Po prostu jestem nieśmiała. To kłamstwo. Wcale nie chodziło o nieśmiałość. Za każdym razem, kiedy zrobiła coś niezwykłego i

ściągnęła na siebie uwagę - nawet przez przypadek - brzuch bolał ją tak, jakby miała grypę żołądkową

albo naprawdę bolesny okres. Ale prędzej dałaby sobie uciąć rękę, niż powiedziała o tym tacie. - I co? To ci nie przeszkadza? Wiem, że nigdy byś o to nie poprosiła, ale może potrzebujesz pomocy.

Bo mam wrażenie, że to cię hamuje... - Jerry zaczął jedną z ich najstarszych sprzeczek. Helena ucięła dyskusję. - Nic mi nie jest! Słowo. Nie chcę rozmawiać z doktorem Cunninghamem, nie chcę leków. Chcę po

prostu wejść do domu i coś zjeść - powiedziała i szybko wysiadła z dżipa. Jerry z lekkim uśmiechem obserwował, jak córka szarpnięciem zdejmuje z bagażnika ciężki,

staromodny rower i stawia go na ziemi. Wesoło zadzwoniła dzwonkiem i uśmiechnęła się do ojca

szeroko. - Widzisz? Czuję się świetnie. 19

- Gdybyś wiedziała, jak trudno byłoby zrobić coś takiego zwykłej dziewczynie w twoim wieku,

zrozumiałabyś, o co mi chodzi. Heleno, ty nie jesteś zwyczajna. Próbujesz tylko sprawiać takie

wrażenie. Ale jesteś jak ona - powiedział cichnącym głosem. Po raz setny Helena przeklęła matkę, której nie pamiętała, za to, że złamała ojcu serce. Jak ktokolwiek

mógłby zostawić tak dobrego faceta bez pożegnania? Bez choćby jednej fotografii na pamiątkę? - Dobra, wygrałeś! Nie jestem zwyczajna. Jestem wyjątkowa. Jak wszyscy - zażartowała, żeby go

rozweselić. Odprowadzając rower do garażu, przeszła obok ojca i trąciła go biodrem. - Co mamy do

jedzenia? Umieram z głodu, a w tym tygodniu ty harujesz w kuchni.

Rozdział 2

.Następnego ranka Helena, nadal bez samochodu, musiała pojechać do szkoły rowerem. Za piętnaście

ósma zwykle na dworze było chłodno, a przy wietrze znad oceanu wręcz zimno, ale tego dnia, kiedy

tylko się obudziła, poczuła, że gorące, parne powietrze otula jej ciało jak wilgotne futro. W środku

nocy skopała z siebie kołdrę, zdjęła koszulkę i wypiła całą szklankę wody, która stała na stoliku obok

łóżka, a mimo to obudziła się wyczerpana upałem. Pogoda była bardzo niewyspiarska i Helenie w

ogóle nie chciało się wstawać i iść do szkoły.

Page 7: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Pedałowała powoli, żeby przez resztę dnia nie roztaczać wokół zapachu jak po WF-ie. Zazwyczaj nie

pociła się jakoś mocno, ale tego ranka obudziła się taka nieprzytomna, że nie mogła sobie

przypomnieć, czy użyła dezodorantu. Zamachała łokciem jak kurczak skrzydłem 20 i z ulgą wyczuła owocową nutę - bardzo delikatną, więc pewnie jeszcze z wczoraj. A Helenie zależało

jednak tylko na tym, żeby zapach utrzymał się do treningu po lekcjach. Co graniczyło z cudem, ale

trudno. Kiedy mknęła w dół Surfside Road, wiatr rozwiewał jej włosy. Kosmyki przyklejały się do policzków

i czoła. Z domu do szkoły miała niedaleko, ale w tej wilgoci fryzura, starannie ułożona na rozpoczęcie

roku, zmieniła się już w siano, zanim Helena przyczepiła zdezelowany rower do stojaka. Zapinała go z

przyzwyczajenia po sezonie turystycznym, a nie dlatego, że ktoś w szkole chciałby go zwędzić. I całe

szczęście, bo zapięcie też było zdezelowane. Rozpuściła potargane włosy, przeczesała palcami najgorsze kołtuny i związała całość na nowo, tym

razem w nudnego kucyka przy szyi. Westchnęła z rezygnacją i przewiesiła torbę z książkami przez

jedno ramię, a worek ze strojem na WF przez drugie. Spuściła głowę i zgarbiona ruszyła przed siebie. Dotarła do wejścia tuż przed Gretchen Clifford i z grzeczności przytrzymała jej drzwi. - Dzięki, dziwolągu. Postaraj się nie wyrwać ich z zawiasów - powiedziała wyniośle Gretchen,

bezceremonialnie przepychając się obok Heleny. Helena stała jak idiotka na szczycie schodów i trzymała otwarte drzwi, a dzieciaki mijały ją, jakby

była odźwiernym. Nantucket to mała wyspa i niestety wszyscy znają się aż do bólu. Helena czasami

wolałaby, żeby Gretchen wiedziała o niej trochę mniej. Do piątej klasy były najlepszymi

przyjaciółkami, ale któregoś razu, gdy bawiły się w domu Gretchen w chowanego razem z Claire,

Helena niechcący wyrwała z zawiasów drzwi do toalety, akurat kiedy siedziała tam Gretchen.

Próbowała przeprosić przyjaciółkę, ale następnego dnia Gretchen dziwnie na nią patrzyła i od tamtej

pory nazywała dziwolągiem. Stawała 21

na głowie, żeby uprzykrzyć Helenie życie. W dodatku teraz zadawała się z najpopularniejszymi

ludźmi w szkole, a Helena trzymała z kujonami. Chciała jakoś odciąć się Gretchen, powiedzieć coś błyskotliwego, jak zrobiłaby to Claire, ale słowa

utknęły jej w gardle. Zamiast tego pstryknęła blokadę w drzwiach palcem stopy i zostawiła je otwarte

dla innych. Kolejny rok wtapiania się w tło oficjalnie się rozpoczął. Wychowawcą klasy Heleny był pan Hergeshimer od literatury angielskiej, który jak na

pięćdziesięcioletniego faceta miał odlotowy styl. Latem nosił jedwabne fulary, a zimą kaszmirowe

szale w krzykliwych kolorach. I jeździł zabytkowym alfa romeo ze składanym dachem. Miał mnóstwo

pieniędzy i wcale nie musiał pracować, a mimo to uczył w liceum. Mówił, że to dlatego, że nie chce

mieć potem do czynienia z niepiśmiennymi barbarzyńcami. I choć tak się tłumaczył, Helena uważała,

że pan Hergeshimer uczy, bo uwielbia to robić. Część dzieciaków go nie trawiła. Mówiły, że pozuje

na brytyjskiego snoba. Ale zdaniem Heleny był jednym z najlepszych nauczycieli, jakich pewnie

kiedykolwiek będzie miała. - Panna Hamilton - powiedział, kiedy weszła do klasy równo z dzwonkiem. - Punktualna jak zawsze.

Z pewnością zajmie miejsce obok swojej kohorty, ale uwaga. Wystarczy drobny przejaw tego talentu,

z powodu którego jedna z was zasłużyła sobie na przydomek Chichoty, a rozdzielę obie panny. - Jasna sprawa, panie Hergie - zaszczebiotała Claire, a Helena wsunęła się na siedzenie obok. Hergie przewrócił oczami na tę oznakę umiarkowanego braku szacunku, ale tak naprawdę był

zadowolony. - Dobrze, że przynajmniej jedna z moich uczennic wie, że „przydomek" to synonim „przezwiska",

nawet jeśli świadczy o tym impertynencka odpowiedź. A teraz, 22 moi drodzy, kolejne ostrzeżenie. Ponieważ w tym roku przygotowujecie się do matury, spodziewam

się, że codziennie przedstawicie mi definicję jakiegoś nowego, fascynującego słowa. Klasa jęknęła. Tylko pan Hergeshimer mógł być tak okrutny, żeby zadać pracę domową na godzinie

wychowawczej. To wbrew naturze. - Czy „impertynencki" może być słowem na jutro? -spytał przejęty Zach Brant.

Page 8: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Zach zawsze czymś się przejmował, i tak od zerówki. Siedzący obok Matt Millis spojrzał na niego i

pokręcił głową, jakby mówił „Na twoim miejscu dałbym sobie spokój". Matt, Zach i Claire byli z tych, co wybierają większość przedmiotów na poziomie rozszerzonym.

Wszyscy się przyjaźnili, ale z czasem zaczęli zdawać sobie sprawę, że tylko jedno może zostać

najlepszym uczniem w szkole i dostać się na Harvard. Helena nie brała udziału w ich rywalizacji, a jej

sympatia do Zacha w ciągu ostatnich kilku lat zmalała. Odkąd jego ojciec został trenerem futbolu i

zaczął naciskać, żeby syn był najlepszy i w sporcie, i w nauce, ambicja Zacha stała się nieznośna. Helena trochę mu współczuła. Pewnie żałowałaby go jeszcze bardziej, gdyby nie fakt, że to ona stała

się jego ofiarą. Zach zawsze chciał być pierwszy - musiał być przewodniczącym klubu, kapitanem

drużyny, facetem, który zna wszystkie plotki - ale nigdy nie wyglądał, jakby to go cieszyło. Claire

upierała się, że Zach skrycie kocha się w Helenie, ona jednak ani przez chwilę w to nie wierzyła. W

gruncie rzeczy czasami nawet myślała, że jej nienawidzi, i to ją martwiło. W pierwszej klasie, na

przerwie dzielił się z nią ciasteczkami, a teraz tylko szukał okazji do kłótni. Kiedy wszystko zdążyło

się tak popsuć? Dlaczego nie mogli być po prostu przyjaciółmi jak w podstawówce? 23

- Panie Brant, jeśli pan chce, proszę bardzo, może pan uznać „impertynencję" za słowo na jutro, ale po

kimś o pańskich możliwościach intelektualnych spodziewałbym się czegoś więcej - oznajmił pan

Hergeshimer. -Może wypracowanie na temat przejawów impertynencji w literaturze angielskiej? -

Pokiwał głową. - Tak, poproszę pięć stron o wykorzystaniu wątku impertynencji przez Salingera w

jego kontrowersyjnej powieści Buszujący w zbożu. Na poniedziałek. Helena wyczuwała, jak dwie ławki dalej Zach zaciska dłonie w pięści. Upodobanie Hergiego do

zadawania dodatkowych prac przemądrzałym uczniom było wręcz legendarne i wyglądało na to, że

tego pierwszego dnia zamierzał wykorzystać Zacha jako przykład. Helena podziękowała swoim

szczęśliwym gwiazdom, że nauczyciel nie wybrał jej. Przedwczesna radość. Gdy tylko pan Hergeshimer rozdał plan lekcji, poprosił Helenę do biurka.

Reszcie pozwolił swobodnie rozmawiać. Podekscytowani uczniowie natychmiast zaczęli gadać.

Helena trochę się rozluźniła. Ale nie na długo. - Widzę, że w tym roku postanowiłaś nie wybierać żadnych zajęć na poziomie rozszerzonym. -

Wychowawca spojrzał na nią znad okularów w kształcie półksiężyca. - Myślę, że nie dałabym rady - wymamrotała Helena. Usiadła i wsunęła dłonie pod uda, żeby nie

drżały. - A ja myślę, że możesz dużo więcej, niż chciałabyś przyznać. - Hergie zmarszczył brwi. - Wiem, że

nie jesteś leniwa, Heleno. I wiem, że jesteś jedną z najinteligentniejszych uczennic w klasie. Dlatego

nie rozumiem, co cię powstrzymuje przed wykorzystaniem szansy, jaką stwarza system edukacji? - Muszę pracować. - Bezradnie wzruszyła ramionami. - Jeśli chcę pójść na studia, muszę zebrać

pieniądze. 24 - Gdybyś wybrała przedmioty na poziomie rozszerzonym i dobrze zdała maturę, dzięki stypendium

miałabyś większą szansę zgromadzić odpowiednią sumę. Przecież u ojca w sklepie pracujesz za

minimalną stawkę. - Tata potrzebuje mojej pomocy. Nie jesteśmy tak bogaci jak inni, ale mamy siebie - powiedziała

obronnie Helena. - I to się wam bardzo chwali - odparł poważnie Hergie. - Tylko że twoja nauka w liceum właśnie

dobiega końca i czas pomyśleć o przyszłości. - Wiem. - Helena pokiwała głową. Widziała troskę na twarzy nauczyciela. On się nią przejmował i

próbował pomóc. - Chyba uda mi się dostać całkiem dobre stypendium lekkoatletyczne. Przez lato

bardzo się podciągnęłam w bieganiu. Pan Hergeshimer spojrzał na poważną minę Heleny. Dziewczyna aż błagała, żeby dał jej spokój, więc

w końcu się poddał. - Dobrze. Ale gdybyś poczuła potrzebę intelektualnych wyzwań, będziesz zawsze mile widziana na

lekcjach angielskiego na poziomie rozszerzonym. - Dziękuję, panie Hergeshimer. Jeśli tylko poczuję, że dam radę, to do pana przyjdę - odparła

wdzięczna, że już odpuścił.

Page 9: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Wracając na miejsce, pomyślała, że za wszelką cenę trzeba trzymać Hergiego z dala od ojca. Nie

wolno dopuścić, żeby się zgadali, bo jeszcze mogliby uznać, że powinna chodzić na jakieś specjalne

zajęcia albo ubiegać się o specjalne stypendium. Już na samą myśl o tym bolał ją brzuch. Dlaczego nie

mogą jej po prostu zostawić w spokoju? W głębi ducha zawsze wiedziała, że jest inna, ale sądziła, że

całkiem dobrze to ukrywa. Tymczasem najwyraźniej podświadomie wysyłała sygnały, że w jej

wnętrzu kryje się dziwoląg. Próbowała się nie wychylać, nie wystawać z szeregu, ale ciekawe, jak to

miała zrobić, skoro 25

z każdym przeklętym dniem była coraz wyższa i wyższa. - Czego chciał? - spytała Claire, gdy przyjaciółka wróciła na miejsce. - Kolejna rozmowa motywacyjna. Hergie uważa, że się nie przykładam. - Helena siliła się na pogodny

ton. - Bo się nie przykładasz. Nigdy nie dajesz z siebie wszystkiego - powiedział Zach znacznie bardziej

urażony, niż powinien. - Zamknij się, Zach - obcięła go Claire, wojowniczo krzyżując ramiona. Odwróciła się i spojrzała na

Helenę. -Chociaż to prawda, Lennie - przyznała przepraszająco. -Nigdy nie dajesz z siebie

wszystkiego. - Tak, tak. Oboje moglibyście się zamknąć. - Helena zdławiła śmiech. Kiedy zadzwonił dzwonek, zebrała swoje rzeczy. Matt Millis uśmiechnął się do niej, ale gdy wyszli z

klasy, zaraz zniknął. Helena zorientowała się, że nie zamieniła z nim jeszcze ani słowa, i poczuła

ukłucie winy. Nie zamierzała go ignorować, zwłaszcza pierwszego dnia szkoły. Według Claire „wszyscy" wiedzieli, że Matt i Helena „powinni" być razem. Matt - inteligentny i

przystojny kapitan drużyny golfowej. Niby nadal należał do kujonów, ale odkąd Gretchen zaczęła

rozpuszczać plotki na jej temat, Helena była właściwie pariasem, więc to, że ludzie w szkole uważali,

że jest dość dobra dla kogoś takiego jak Matt, można było uznać za komplement. Niestety, Helena nic specjalnego do Matta nie czuła. Zero dreszczu. Ten jeden raz, kiedy na imprezie

zostali wepchnięci do garderoby, żeby się pomigdalić, okazał się katastrofą. Helena miała wrażenie,

jakby całowała brata, a Matt poczuł się odtrącony. Po wszystkim zachowywał się jak gdyby nigdy nic,

ale choć rzucał żarcikami na prawo i lewo, powstało między nimi dziwne napięcie. Helenie bardzo go

brakowało, ale bała się, że jeśli mu to powie, 26 źle ją zrozumie. Wszystko, co ostatnio robię, jest chyba źle rozumiane, pomyślała. Przez resztę poranka jak na autopilocie przechodziła z klasy do klasy. Nie potrafiła się na niczym

skoncentrować, a za każdym razem, gdy próbowała się skupić, czuła wyłącznie rozdrażnienie. To był kiepski dzień. Wszyscy - od ulubionych nauczycieli aż po kilkoro znajomych, na których

widok powinna się ucieszyć - wkurzali ją i co jakiś czas, kiedy przechodziła korytarzem, nagle czuła

się, jakby leciała samolotem trzy kilometry nad ziemią. Uszy jej się zatykały, dźwięki docierały

przytłumione, a twarz miała rozpaloną. Po chwili jednak dziwne uczucie znikało tak samo nie-

spodziewanie, jak się pojawiało. Ale nawet wtedy wciąż czuła napięcie. Jakby gromadziła się wokół

niej energia tak jak przed burzą, choć na niebie nie było ani jednej chmurki. Jeszcze gorzej poczuła się w porze lunchu. Rzuciła się na kanapkę, bo uznała, że ból głowy to wynik

niskiego poziomu cukru we krwi, ale się pomyliła. Jerry zapakował jej ulubiony zestaw - wędzonego

indyka, zielone jabłko i bagietkę z brie - a ona nie potrafiła się zmusić, żeby przełknąć więcej niż kęs.

Musiała wszystko wypluć. - Kolejny niewypał twojego taty? - spytała Claire. Kiedy Jerry wziął Kate na wspólniczkę, sam zaczął

eksperymentować z potrawami. Jego vegemitowo-ogórkowa Katastrofa Pierwszoroczniaka przeszła

do legendy. - Nie, nie, to stary dobry zestaw numer trzy. Po prostu nie mam ochoty. - Helena odsunęła kanapkę. Claire radośnie chwyciła resztę i zaczęła jeść. - Mmm, naprawdę dobra - powiedziała z pełnymi ustami. - O sie ało? - Kiepsko się czuję. Claire przestała przeżuwać i spojrzała na przyjaciółkę z niepokojem.

Page 10: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

27

- Nie jestem chora. Śmiało połykaj - zapewniła ją szybko. Zobaczyła zbliżającego się Matta. - Hej! -

za-szczebiotała, próbując jakoś nadrobić fatalne powitanie. Pogrążony w rozmowie z Gretchen i Zachem Matt nie odpowiedział, zmierzał jednak w stronę

swojego miejsca przy stoliku. Gretchen i Zach byli tak zaaferowani, że nawet nie zauważyli, że

zapuścili się na terytorium dziwa-deł. - Słyszałem, że w Europie byli gwiazdami filmowymi - powiedział Zach. - Od kogo? - spytał Matt z niedowierzaniem. - To śmieszne. - Co najmniej dwie osoby mówiły, że Ariadna była modelką. No, urodę to na pewno ma -

przekonywał z pasją Zach. Nie znosił nie mieć racji. Nawet jeśli chodziło o plotkę. - Błagam. A gdzie ona taka szczupła, żeby być modelką - zasyczała Gretchen, zanim zdążyła się

ugryźć w język, po czym dodała: - Nie, no oczywiście, ładna jest, jeśli ktoś lubi egzotyczną urodę i

pełne kształty. Ale to nic w porównaniu z jej bratem bliźniakiem Jazonem. Albo z tym krewnym!

Lucas jest nieziemski - stwierdziła zachwycona. Chłopcy spojrzeli po sobie znacząco, ale w milczeniu uznali, że dziewczyny mają nad nimi przewagę

liczebną, więc sobie odpuścili. - Jazon jest aż za ładny - oznajmiła poważnym tonem Claire po chwili namysłu. - Ale Lucas to

absolutne ciacho. To chyba najprzystojniejszy facet, jakiego w życiu widziałam. A Ariadna...

prawdziwy z niej kociak, Gretchen. Jesteś po prostu zazdrosna. Gretchen sapnęła ze złości i wzięła się pod boki. - A ty nie jesteś, co? - Tylko tyle mogła powiedzieć. - Pewnie, że tak. Jestem o nią zazdrosna prawie tak samo jak o Lennie. Chociaż może trochę mniej. 28 Helena wyczuła, że Claire odwróciła się, żeby sprawdzić jej reakcję. Oparła łokcie na stole i zaczęła

rozcierać sobie skronie. - Lennie? - Matt usiadł obok. - Boli cię głowa? - Wyciągnął rękę, żeby dotknąć jej ramienia. Helena zerwała się gwałtownie, wymamrotała jakieś przeprosiny i czym prędzej wybiegła. Zanim dotarła do łazienki, już się poczuła lepiej, ale na wszelki wypadek ochlapała twarz zimną wodą.

Potem przypomniała sobie, że się postarała i dziś rano pociągnęła rzęsy tuszem. Spojrzała w lustro -

na widok oczu jak u szopa pracza wybuchła śmiechem. To najgorszy początek roku szkolnego w jej

życiu. Jakoś przebrnęła przez ostatnie trzy lekcje i kiedy w końcu zadzwonił dzwonek, z przyjemnością

poszła do szatni przebrać się na trening. Trenerka Tar była mocno zapalona. Wygłosiła żenująco optymistyczną mowę o ich szansach na

zwycięstwo w tegorocznych wyścigach i powiedziała, że w nie wierzy, zarówno jako w lekkoatletki,

jak i młode kobiety. A potem zwróciła się do Heleny. - Hamilton, w tym roku biegasz z chłopcami - postawiła sprawę jasno i kazała im zaczynać trening. Helena usiadła na moment na ławce i rozważała swoje możliwości. Pozostałe dziewczyny ruszyły do

drzwi. Nie chciała robić zamieszania, ale paraliżowała ją myśl, że miałaby przekroczyć linię

płciowego podziału. Złapały ją skurcze w dole brzucha. - Idź z nią pogadać! Nie pozwól, żeby tobą dyrygowała - rzuciła przelotem oburzona Claire. Speszona Helena poczuła, że zaraz rozboli ją brzuch, więc tylko pokiwała głową i wstała. - Trenerko? Nie mogłoby zostać tak, jak jest? - zawołała. Nauczycielka zatrzymała się i odwróciła.

Nie wyglądała na zadowoloną. - Dlaczego nie mogę trenować 29

z koleżankami? Przecież jestem dziewczyną - zakończyła słabo Helena. - Uznaliśmy, że musisz zacząć dawać z siebie więcej -odparła zimno Tar. Helena zawsze odnosiła wrażenie, że nauczycielka jej nie lubi, a teraz miała już pewność.

Page 11: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Ale ja nie jestem chłopakiem. To nie fair zmuszać mnie, żebym biegała z nimi - spróbowała się

sprzeciwić. Przycisnęła dwa palce do brzucha między pępkiem a kością łonową. - Skurcze? - W głosie trenerki pojawił się cień współczucia. Helena pokiwała głową. - Trener Brant i

ja zauważyliśmy pewną ciekawą rzecz, jeśli chodzi o twoje czasy, Heleno. Bez względu na to, z kim

rywalizujesz, bez względu na to, jak szybcy albo wolni są twoi przeciwnicy, zawsze docierasz do mety

druga albo trzecia. Jak to możliwe? Potrafisz mi wyjaśnić? - Nie. Nie wiem. Po prostu biegnę. Staram się, jak mogę. - Nieprawda, wcale się nie starasz - stwierdziła surowo trenerka. - A jeśli chcesz dostać stypendium,

musisz zacząć wygrywać wyścigi. Rozmawiałam z panem Herge-shimerem. - Helena jęknęła, ale

nauczycielka ciągnęła nie-zrażona. - To mała szkoła, Hamilton, czas się do tego przyzwyczaić. Pan

Hergeshimer powiedział, że masz nadzieję na stypendium lekkoatletyczne. A jeśli tak, to najpierw

trzeba na nie zapracować. Może rywalizacja z chłopcami nauczy cię poważnie traktować własny

talent. Myśl, żeby pokazać całemu światu, jak szybko biega, wywołała całkiem fizyczna reakcję. Helena tak

bardzo się bała, że dostanie skurczy albo bólu brzucha, że aż miała objawy maniakalnej paniki. - Dobrze, będę wygrywać, tylko proszę, niech mnie pani tak nie oddziela. - Słowa w pośpiechu

wyleciały z jej ust, bo wstrzymała oddech, żeby pohamować ból. 30 Trenerka była twarda, ale nie okrutna. - Dobrze się czujesz? - Zaniepokojona Tar zaczęła rozcierać Helenie plecy. - Schyl głowę, między

kolana. - W porządku, to tylko nerwy - wysapała Helena przez zaciśnięte zęby. - Jeśli obiecam, że będę

wygrywała więcej wyścigów, pozwoli mi pani biegać z dziewczynami? - spytała, gdy udało jej się

odzyskać oddech. Trenerka uważnie popatrzyła na zdesperowaną minę Heleny i pokiwała głową lekko wstrząśnięta, że

dziewczyna aż tak panikuje. Pozwoliła Helenie dołączyć do kole-'anek, ale ostrzegła, że oczekuje

wygranych. I to więcej niż kilku. Helena biegła ze wzrokiem wbitym w ziemię. Stypendium naukowe byłoby super, ale wtedy

musiałaby rywalizować z Claire, a to nie wchodziło w grę. - Hej, Chichota. - Bez trudu dogoniła przyjaciółkę. Claire zdążyła się już zdyszeć i spocić. - Co się stało? Boże, ale gorąco! - wysapała ciężko. - Dziś chyba wszyscy nauczyciele postanowili skoczyć na mnie i sprawdzić, czy wytrzymam. - Witam w moim świecie - wyrzęziła Claire. - Japońskie dzieci... dorastają... dźwigając na plecach...

co najmniej... dwie osoby... Przyzwyczaisz się. - Przez chwilę próbowała dotrzymać kroku

przyjaciółce. - Możemy... trochę wyhamować? Nie wszyscy tutaj... są z planety Krypton. Helena zwolniła. W razie czego da gazu na ostatnim kilometrze. Na treningu rzadko się wysilała, bo

wiedziała, że jeśli zechce, przybiegnie na metę pierwsza. To ją przerażało, więc zrobiła to co zwykle,

kiedy w jej głowie pojawiała się myśl o tej zabójczej prędkości - przepędziła ją i zaczęła gadać z

Claire. Na Surfside Road, a potem dalej, gdy biegły przez wrzosowiska w stronę Miacomet Pond, Claire

ciągle nawijała o Delosach. Nie potrafiła przestać. Przynajmniej 31

trzy razy wspomniała Helenie, że po lekcjach Lucas przytrzymał jej drzwi. A to dowód, że nie tylko

jest dżentelmenem, ale też że się w niej zakochał. Jazon z kolei musiał być gejem albo snobem, bo

zerknął na Claire zaledwie raz, a potem natychmiast odwrócił wzrok. W dodatku zdaniem Claire był

lalusiowato ubrany. Jak jakiś Europejczyk albo ktoś taki. - Mieszkali w Hiszpanii ile? Trzy lata? No to jakby jest Europejczykiem. A w ogóle czy możemy w

końcu przestać o nich mówić? Proszę. Boli mnie od tego głowa. - Dlaczego tylko ciebie w całej szkole nie interesują Delosowie? Nie chciałabyś chociaż rzucić na

nich okiem?

Page 12: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Nie! Uważam, że to żałosne. Całe miasto ustawiło się dookoła i ciągle gapi się na nich jak banda

prostaków -krzyknęła Helena. Claire zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na przyjaciółkę. Kłótnia, a już zwłaszcza krzyki, to

zupełnie nie w stylu Heleny, ale najwyraźniej nie mogła nad sobą zapanować. - Śmiertelnie nudzą mnie ci Delosowie! - ciągnęła, choć zauważyła zaskoczenie Claire. - Niedobrze

mi się robi, że tak wszyscy sfiksowali na ich punkcie. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała ich

oglądać, spotykać ani oddychać tym samym powietrzem co oni! I pognała, zostawiając Claire samą na szlaku. Przybiegła na metę pierwsza, tak jak obiecała. Ale

trochę za szybko. Trenerka Tar zmierzyła czas i spojrzała na dziewczynę zaszokowana. Helena

przeleciała obok niej i jak burza wpadła do szatni. Złapała swoje rzeczy i wybiegła ze szkoły. Nawet

nie zawracała sobie głowy, żeby zmienić strój czy się pożegnać. W drodze do domu się rozpłakała. Pedałowała obok szeregu domów obłożonych szarym gontem, z

białymi i czarnymi okiennicami i starała się uspokoić. Wydawało się, że niebo wisi wyjątkowo nisko

nad spękaną ziemią, 32 jakby napierało na domy starych wielorybników, próbując je wreszcie zmiażdżyć po stuleciach

zaciekłego oporu. Helena nie miała pojęcia, dlaczego tak się wściekła ani dlaczego porzuciła najlepszą

przyjaciółkę. Potrzebowała trochę ciszy i spokoju. Na Surfside był wypadek. Jakiś ogromny SUV próbował skręcić w wąską uliczkę na nadbrzeżu i się

przewrócił. Kierowcy ani pasażerom nic się nie stało, ale samochód jak wieloryb wyrzucony na plażę

blokował ruch na całej ulicy. Rozdrażniona Helena wiedziała, że jeśli przejedzie obok tępych

przybyszów, jeszcze bardziej się wkurzy, dlatego postanowiła wrócić do domu dłuższą drogą.

Zawróciła i ruszyła w stronę centrum. Minęła kino, prom i bibliotekę. Budynek biblioteki przypominał

starożytną grecką świątynię i w czterechsetletnim purytańskim mieście pasował do reszty zabudowań

jak róża do kożucha. I może właśnie dlatego Helena tak go lubiła. Ateneum było lśniącą białą latarnią,

rozbłyskiem czegoś odmiennego w samym środku bezbarwnej nijakości, a Helena jakimś cudem

utożsamiała się i z jednym, i z drugim. Z jednej strony była na wskroś rzeczowa, tak jak całe

Nantucket, a z drugiej strony przypominała marmurowe kolumny i wspaniałe schody, które po prostu

nijak nie pasowały do otoczenia. Spojrzała na Ateneum i uśmiechnęła się. To pocieszające, że choć

odstawała, to przynajmniej nie aż tak bardzo jak biblioteka. W domu spróbowała jakoś się pozbierać. Wzięła lodowaty prysznic, potem zadzwoniła do Claire,

żeby ją przeprosić. Claire nie odebrała, więc Helena zostawiła jej wiadomość. Długo usprawiedliwiała

się, zwalając całą winę na hormony, upał, stres i co tam jeszcze przyszło jej do głowy, choć w głębi

serca wiedziała, że żadna z tych rzeczy nie miała wpływu na to, że tak wybuchła. Cały dzień chodziła

rozdrażniona. mc 3 - Spętani przez bogów JJ

Powietrze na dworze było ciężkie i nieruchome. Helena pootwierała wszystkie okna w

jednopiętrowym domu w stylu szejkerów*, ale nie wpadł nawet najmniejszy powiew. Co za

dziwaczna pogoda. W Nantucket w zasadzie nikt nie słyszał, żeby powietrze stało. Zawsze wiał wiatr

znad oceanu. Helena włożyła cienki top na ramiącz-kach i najkrótsze spodenki, jakie miała. A że za

bardzo się wstydziła, żeby gdziekolwiek wyjść tak ubrana, postanowiła zrobić obiad. Co prawda w

tym tygodniu to ojciec wciąż był kuchennym niewolnikiem i jeszcze przez kilka dni to on odpowiadał

za zakupy, gotowanie i zmywanie, ale musiała coś zrobić z rękami, bo inaczej zaczęłaby na nich

chodzić. Makarony były dla Heleny jedzeniem pocieszenia, a lasagne to już królowa makaronów Jeśli w

dodatku sama ją zrobi, będzie miała zajęcie na wiele godzin. Tego właśnie potrzebowała. Wyjęła

mąkę i jajka i zabrała się do roboty. Kiedy Jerry wrócił do domu, zwrócił uwagę na dwie rzeczy. Na fantastyczny zapach i straszliwe

gorąco. Córkę zastał przy stole w kuchni. Spoconą twarz i ramiona miała całe w mące. Dwoma

palcami zdenerwowana szarpała naszyjnik, który w dzieciństwie dostała od matki. Otworzyła szeroko

oczy i rozejrzała się dookoła. Mięśnie miała spięte. - Zrobiłam obiad - oznajmiła bezbarwnym tonem. - Coś przeskrobałem? - zagadnął ostrożnie Jerry.

Page 13: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Nie, skąd. Dlaczego pytasz? Przecież właśnie przygotowałam jedzenie. - Bo kiedy kobieta godzinami przyrządza jakąś skomplikowaną potrawę, a potem siedzi przy stole

wkurzona, to znaczy, że facet zrobił coś naprawdę głupiego - wyja- * Szejkerzy (albo szejkersi) - purytański odłam protestantyzmu w Nowej Anglii (przyp. tłum.). 34 śnił wciąż niepewnie Jerry. - Może nie wiesz, ale miałem w życiu kilka kobiet oprócz ciebie. - No to jesteś głodny czy nie? - spytała Helena z uśmiechem, próbując się otrząsnąć. Głód zwyciężył. Jerry zamknął buzię i poszedł umyć ręce. Helena nie jadła nic od śniadania, powinna

więc umierać z głodu. Ale gdy tylko wzięła pierwszy kęs, zorientowała się, że nie da rady więcej

przełknąć. Słuchała ojca, przesuwając ulubioną lasagne po talerzu, więc ostatecznie Jerry pochłonął

dwie porcje. Wypytywał córkę, jak minął dzień, żeby podwędzić trochę soli. Helena jak zwykle

udaremniła jego podchody, ale nie miała dość energii i na pytania odpowiadała tylko monosylabami. Do łóżka położyła się o dziewiątej. Ojca zostawiła przed telewizorem z Red Soksami. Ale o północy,

kiedy mecz wreszcie się skończył i Jerry poszedł do siebie, wciąż nie spała. Była tak zmęczona, że

powinna zasnąć, ale za każdym razem, gdy zaczynała odpływać, słyszała szept. Początkowo myślała, że to się dzieje naprawdę i ktoś na zewnątrz robi sobie z niej żarty. Wyszła na

taras na dachu, tuż nad oknem sypialni, i próbowała przebić wzrokiem ciemność. Panował całkowity

bezruch. Nie dało się wyczuć nawet najmniejszego podmuchu, który mógłby poruszyć gałązkami

różanych krzewów wokół domu. Usiadła na chwilę i spojrzała na czarną, tłustą plamę oceanu ponad

światłami sąsiedniego budynku. Nie przychodziła tu już od jakiegoś czasu, ale wciąż czuła dreszczyk romantyzmu na myśl o tym, jak

za dawnych lat kobiety usychały z rozpaczy na swoich „wdowich pomostach"*. Wyglądały masztów

statków, na których * Ang. widow's walk - w Ameryce Północnej tarasy w XIX wieku często budowano na szczycie domów (przyp.

tłum.). 35

ich mężowie wypłynęli w morze. Kiedy Helena była mała, często wyobrażała sobie, że jej matka jest

na takim statku i wróci, gdy tylko uwolni się z rąk piratów, kapitana Aha-ba* albo kogoś równie

wszechmocnego. Godzinami przesiadywała na tarasie i przepatrywała horyzont. Ale statek z matką na

pokładzie nigdy nie zawinął do przystani w Nantucket. Poprawiła się na niewygodnej drewnianej podłodze i nagle przypomniała sobie, że wciąż ma tutaj

swój schowek. Latami tata upierał się, że Helena spadnie z dachu i się zabije, i zabraniał jej wychodzić

na taras samej. Jednak bez względu na to, ile razy ją karał, zawsze w końcu wykradała się na górę,

żeby jeść zbożowe batoniki i śnić na jawie. Po kilku miesiącach tak nietypowego dla Heleny

nieposłuszeństwa Jerry skapitulował i pozwolił jej przesiadywać na dachu, o ile nie będzie się

wychylała przez barierkę. Nawet wstawił na taras skrzynkę, w której mogła trzymać swoje rzeczy,

żeby nie zamokły w czasie deszczu. Otworzyła wieko, wyciągnęła śpiwór i rozłożyła go na deskach. Daleko na morzu widać było łodzie;

słyszała je, choć z takiej odległości nie powinna. Zamknęła oczy i zasłuchała się w łopot płóciennych

żagli i skrzypienie teko-wego pokładu skifa wśród delikatnego plusku fal. Sama, przez nikogo

niewidziana, mogła wreszcie na chwilę się rozluźnić i być sobą. Gdy w końcu głowa zaczęła jej się

kiwać, zeszła do pokoju i położyła się do łóżka, żeby dać snom jeszcze jedną szansę. Stalą na skalistej, pagórkowatej ziemi spieczonej słońcem. Wysuszone na wiór powietrze wirowało i

drgało, jakby topniało niebo. Bladożółte skały miały ostre krawędzie, a widoczne gdzieniegdzie, nisko

przycupnięte, * Bohater powieści Moby Dick H. Melville'a (przyp. tłum.). 36 groźne zarośla pełne były cierni. Na pobliskim zboczu rosło tylko jedno poskręcane zielone drzewko.

Helena była tu sama tylko przez chwilę. Pod skartowaciałymi, powykręcanymi gałęziami drzewa

pojawiły się trzy postaci - tak szczupłe i malutkie, że w pierwszej chwili pomyślała, że to dziewczynki.

Ale gdy zobaczyła mięśnie ich pomarszczonych rąk, które oplatały kości niczym liny, zrozumiała, że

muszą być bardzo stare. Wszystkie trzy miały pochylone głowy i twarze schowane za zasłoną długich

Page 14: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

zmierzwionych czarnych włosów. Nosiły białe szaty, obszarpane i zakurzone aż po kolana. Ich stopy

obdarte do żywego mięsa były pokryte smugami błota i czerniejącej krwi. Helena poczuła strach, jasno i wyraźnie. Odruchowo 'ofnęła się - rozcięła sobie bosą stopę o skały i

poraniła korę o ciernie. Trzy odrażające postaci zrobiły krok w jej stronę, ich ramionami zaczął

wstrząsać bezgłośny szloch. Spod rozczochranych włosów na suknie skupywały krople krwi. Kobiety

płakały krwawymi łzami, szepcząc przy tym jakieś imiona. Helenę obudziło uderzenie. Policzek ją mrowił, a w lewym uchu wciąż słyszała jakiś jękliwy dźwięk.

Kilka centymetrów wyżej na zmartwionej twarzy Jerry'ego powoli zaczynało się malować poczucie

winy. Nigdy wcześniej nie uderzył córki. Musiał wziąć kilka nerwowych wdechów, żeby wydobyć z

siebie głos. Zegarek obok wskazywał trzecią szesnaście. - Krzyczałaś. Musiałem cię obudzić - wyjąkał. Helena przełknęła z bólem. Próbowała zwilżyć spuch-

nięty język i ściśnięte gardło. - W porządku. To tylko zły sen - wyszeptała, siadając. Policzki miała mokre - nie wiedziała: od potu

czy od łez. Otarła je i uśmiechnęła się do taty, żeby go uspokoić. Nie zadziałało. 37

- Lennie, do diabła, to nie było normalne - powiedział dziwnym, piskliwym głosem. - Mówiłaś przez

sen. Naprawdę okropne rzeczy. - Na przykład? - wychrypiała. Strasznie chciało jej się pić. - Głównie imiona, całą listę. A potem zaczęłaś powtarzać: „krew za krew" i „mordercy". Co ci się, u

licha, śniło? Przypomniała sobie trzy kobiety. Trzy siostry, pomyślała. Wiedziała, że nie może o tym powiedzieć

ojcu. Wzruszyła ramionami i skłamała. Przekonała Jerry'ego, że morderstwo to typowy element

koszmarów, i obiecała, że nigdy więcej nie będzie oglądała horrorów. W końcu udało jej się wyprawić

go z powrotem do łóżka. Szklanka na stoliku obok była pusta, a Helenie zaschło w ustach tak, że aż bolało. Spuściła nogi z

łóżka, żeby pójść do łazienki po wodę, i gwałtownie wciągnęła powietrze, kiedy jej stopy dotknęły

twardej drewnianej podłogi. Włączyła lampkę, żeby się im przyjrzeć, chociaż dobrze wiedziała, co

zobaczy. Podeszwy stóp miała poranione, całe w piasku i kurzu, a łydki poznaczone śladami ciernistych

krzewów.

Rozdział 3 (•Kto* '**>' .Kano, kiedy Helena obudziła się i spojrzała na stopy, rany zniknęły. Już niemal zaczęła wierzyć, że je

sobie wyobraziła, dopóki nie zauważyła na pościeli piasku i plam zaschniętej rudej krwi. Żeby sprawdzić, czy nie popada w obłęd, postanowiła nie sprzątać pościeli. Pójdzie do szkoły i

zobaczy, czy plamy wciąż będą, kiedy wróci. Gdyby były, to by znaczyło, 38 że jednak oszalała i nieświadomie włóczy się po nocy, rani sobie nogi i nanosi do łóżka piachu. Spróbowała zjeść na śniadanie miseczkę jogurtu z owocami, ale nie poszło jej najlepiej. Nie

pofatygowała się więc nawet, żeby zabrać cokolwiek do szkoły. Jeśli zgłodnieje, zawsze może kupić

sobie coś lekkiego, na przykład zupę albo sucharki. Jadąc na rowerze, zauważyła, że już drugi dzień z rzędu jest nieznośnie gorąco i wilgotno. Tylko

obracające się koła wywoływały lekki powiew. Kiedy przypięła rower do stojaka, zorientowała się, że

nie tylko powietrze stoi w miejscu, ale też nie słychać brzęczenia owadów ani śpiewu ptaków.

Wszędzie panowała nienaturalna cisza -cała wyspa przypominała statek unieruchomiony pośrodku

ogromnego oceanu. Helena dotarła do szkoły wcześniej niż poprzedniego dnia i w korytarzach był tłok. Claire zobaczyła

ją przy wejściu. Gdy tylko uśmiechnęła się szeroko, Helena wiedziała, że przyjaciółka jej przebaczyła.

Walcząc z tłumem, Claire zaczęła się przedzierać w jej stronę, żeby mogły razem pójść do klasy.

Page 15: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

I gdy tak szły do siebie, Helena nagle poczuła, jakby ugrzęzła w owsiance. Zwolniła, zatrzymała się.

Miała wrażenie, że wszyscy wokół zniknęli. W nagle opustoszałej szkole usłyszała szuranie bosych

stóp i gwałtowny szloch nieutulonego żalu. Odwróciła się i zobaczyła, jak zakurzona biała postać z opuszczonymi, drżącymi ramionami akurat

znika za rogiem. Zorientowała się, że łkająca kobieta przeszła za plecami kogoś realnego, kto stał i

spoglądał na Helenę. Skupiła wzrok. To dziewczynka o oliwkowej skórze, z długim czarnym

warkoczem przerzuconym przez ramię. Była zaskoczona. Jej naturalnie jasnoczerwone usta ułożyły

się w wielkie O. 39

Raptem powrócił dźwięk, a korytarz znów wypełnili pędzący uczniowie. Helena tkwiła nieruchomo,

blokując ruch. Gapiła się, jak lśniący warkocz podryguje na drobnych plecach dziewczynki, która

zniknęła w klasie. Drżała i chwilę jej zajęło, zanim się zorientowała dlaczego. Była wściekła. - O rany, Len! Chyba nie zemdlejesz? - spytała zaniepokojona Claire. Helena skoncentrowała wzrok na przyjaciółce i dygocząc, zaczerpnęła powietrza. Cała była zlana

zimnym potem. Otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. - Zabieram cię do pielęgniarki. - Claire złapała Helenę za rękę i pociągnęła, żeby ruszyć ją z miejsca.

- Matt -zawołała ponad ramieniem przyjaciółki. - Możesz mi pomóc? Lennie zaraz zemdleje. - Wcale nie - warknęła Helena, nagle świadoma, jak dziwnie się zachowuje. Uśmiechnęła się do obojga zawstydzona, próbując zatuszować ostre słowa. Matt objął ją w talii, a ona

poklepała go lekko, że może puścić. Spojrzał na Helenę z wahaniem. - Jesteś naprawdę blada. I masz sińce pod oczami -powiedział. - Trochę się przegrzałam na rowerze - zaczęła się tłumaczyć. - Tylko nie mów, że nic ci nie jest - ostrzegła Claire. Oczy miała pełne łez, a Matt wcale nie wyglądał

lepiej. Helena wiedziała, że nie może tego tak zostawić. Nawet jeśli traci rozum, nie wolno jej

wyżywać się na przyjaciołach. - Nie, macie rację. To może być udar słoneczny. Matt pokiwał głową. Uznał, że to logiczne wytłuma-

czenie. - Claire, zabierz ją do łazienki. Powiem Hergiemu, co się stało, żeby nie wstawiał wam spóźnienia. I

powin- 40 naś coś zjeść. Wczoraj nawet nie tknęłaś obiadu - przypomniał Helenie. Była zaskoczona, że Matt o tym pamiętał, ale on zawsze miał oko do szczegółów. Chciał studiować

prawo. Tak, kiedyś na pewno będzie w tym świetny. W łazience Claire polała przyjaciółce zimną wodą całe plecy, zamiast zmoczyć tylko kark. Stoczyły

prawdziwą bitwę morską. Claire trochę się uspokoiła. To była pierwsza normalna reakcja Heleny od

paru dni. Z kolei Helena miała wrażenie, jakby przekroczyła granicę zmęczenia i wszystko wydawało

jej się teraz zabawne. Hergie napisał im zwolnienie, więc nie spieszyły się na pierwszą lekcję. Zwolnienie od pana

Hergeshimera było jak złoty bilet Willy'ego Wonki - przez całą godzinę uczeń mógł sobie wszędzie

chodzić i robić, co mu się żywnie podoba, i żaden nauczyciel się nie czepiał W stołówce zamówiły sok pomarańczowy, żeby podnieść Helenie poziom cukru. Przy okazji

podzieliły się mufinką z czekoladą. Helena połknęła wszystko i tym cu- Idownym sposobem od razu poczuła się lepiej. A potem poszły do auli i stanęły przed dwumetrowym

wiatrakiem, żeby się ochłodzić. Na zmianę śpiewały do wirujących ostrzy i nasłuchiwały swoich

głosów pociętych na setki kawałeczków. Zaśmiewały się przy tym do rozpuku. Po dozwolonych wagarach i dawce cukru na pusty żołądek Helenie tak się zakręciło w głowie, że nie

mogła sobie przypomnieć, w której klasie ma następną lekcję. Kiedy zadzwonił dzwonek, okazało się,

że niechcący zapuściły się z Claire w nie ten korytarz. Spojrzały po sobie, wzruszyły ramionami: „No

i co z tego?", a potem wybuchnęły śmiechem. I wtedy Helena po raz pierwszy zobaczyła Lucasa. Niebiosa w końcu zdecydowały się wypuścić wiatr, który przetrzymywały od dwóch dni. Gorący,

wysuszony podmuch wdarł się przez otwarte okna do parnego 41

Page 16: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

budynku, porwał leżące luzem kartki, brzegi spódnic, rozpuszczone włosy i walające się papierki.

Wszelkie drobiazgi pofrunęły do sufitu jak birety w dzień rozdania świadectw maturalnych. Przez

chwilę Helenie wydawało się, że wszystkie te rzeczy tam zostaną, zastygną w stanie nieważkości. Lucas stał przed swoją szafką kilka metrów dalej i patrzył na Helenę, a świat czekał, aż powróci

grawitacja. Był wysoki - dobrze ponad metr osiemdziesiąt - i potężny, choć mięśnie miał raczej

smukłe, nie napakowane. Krótkie czarne włosy i ciemna opalenizna podkreślały biały uśmiech i

błękitne jak morze oczy. To spotkanie było dla Heleny jak przebudzenie. Po raz pierwszy w życiu poznała, czym jest czysta,

zatruwająca serce nienawiść. Nie zdawała sobie sprawy, że do niego biegnie. Słyszała tylko zawodzenie, wzbierający lament trzech

łkających sióstr. Widziała je za wysokim, ciemnym chłopakiem - Lucasem - i mniejszym szatynem

obok. Siostry szarpały się za włosy i wyrywały z głowy okrwawione garście. Oskar-życielsko

mierzyły palcami w obu chłopców, a przy tym wywrzaskiwały listę imion ludzi zamordowanych

dawno temu. Helena nagle zrozumiała, co musi zrobić. W ułamku sekundy pokonała odległość dzielącą ją od obu chłopców. Ten drugi rzucił się w jej stronę,

ale Lucas go powstrzymał i pchnął na szafki. Helena się zatrzymała. Wszystkie mięśnie miała napięte. - Kasandra! Stój - krzyknął Lucas ponad ramieniem Heleny, z twarzą o kilka centymetrów od jej

twarzy. - Ona jest bardzo silna. Helenę paliły ręce, a kostki w nadgarstkach niemal chrupały. Zorientowała się, że Lucas chwycił ją za

przeguby, żeby utrzymać jej dłonie z dala od swojej szyi. I tak trwali w impasie, lecz gdyby zdołała

sięgnąć palcami centymetr dalej, złapałaby go za gardło. 42 I co wtedy? - spytał głos w jej głowie. Wydusiłaby z niego życie! - odparł drugi. Boleśnie niebieskie oczy Lucasa rozszerzyły się z zaskoczenia. Helena wygrywała. Długim

paznokciem drasnęła pulsującą skórę nad tętnicą, którą chciała przebić. I raptem, zanim zdążyła się

zorientować, Lucas obrócił ją i przycisnął do siebie. Przytrzymał jej ręce przy piersi i stanął z szeroko

rozstawionymi nogami, żeby obcasem nie przyszpiliła mu stopy. Nie mogła się ruszyć. - Kim jesteś? Z jakiego Domu? - wydyszał Helenie w ucho i potrząsnął nią gwałtownie, żeby

pokazać, że nie żartuje. Tylko że do Heleny nic nie docierało. Unieruchomiona, bezradna, zaczęła wrzeszczeć z wściekłości. Ale zaraz przestała. Zaczęło do niej

docierać, że połowa nauczycieli próbuje ją odciągnąć od nieznajomego. Wszyscy się na nich gapili. Jakby nie dość było tej męczarni, nagle chwyciły ją skurcze. Wstrząsany konwulsjami Lucas puścił ją,

jakby się zamieniła w płonącą zapałkę. Upadła na podłogę. - Panno Hamilton! Panno... Heleno. Heleno, spójrz na mnie - zawołał pan Hergeshimer. Klęczał obok, a ona dyszała ciężko, próbując rozluźnić mięśnie. Spojrzała na jego spoconą twarz.

Włosy miał w nieładzie, a okulary przesunęły mu się w czasie walki na bok. Przez moment

zastanawiała się, czy to ona go uderzyła. Wybuchnęła płaczem. - Co się ze mną dzieje? - załkała. - Już dobrze. Uspokój się - polecił stanowczo pan Hergeshimer. - Cała reszta, proszę się rozejść do

klas. I to już! - zagrzmiał na tłum dzieciaków stojących wokół z otwartymi ustami. Wszyscy się rozpierzchli, kiedy pan Hergeshimer wstał i przejął dowodzenie. - Wy dwaj. -Wskazał na Lucasa i Jazona. - Idziecie ze mną do dyrektora. Pan Millis! Panna Aoki!

Zaprowadzicie 43

pannę Hamilton do pielęgniarki, a potem pójdziecie prosto do swoich klas. Zrozumiano? Matt natychmiast objął Helenę ramieniem i pomógł jej wstać. Claire złapała przyjaciółkę za rękę.

Helena zerknęła w górę - idący cicho z panem Hergeshimerem Lucas obejrzał się przez ramię. Poczuła

nową falę nienawiści i łzy znowu napłynęły jej do oczu. Matt prowadził płaczącą dziewczynę do

pielęgniarki i od czasu do czasu z zakłopotaniem poklepywał ją po włosach. Wstrząśnięta Claire szła

po drugiej stronie i w ogóle się nie odzywała. - Co on ci takiego zrobił, Lennie? - spytał ostro Matt. - N-n-nigdy w życiu g-g-go nie widziałam! - wyjąkała Helena i zaniosła się jeszcze większym

płaczem.

Page 17: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Świetny pomysł, Matt! Jeszcze ją teraz wypytuj! Możesz się zamknąć? - warknęła Claire. Z trudem

nad sobą panowała. Resztę drogi pokonali w milczeniu. Kiedy dotarli do gabinetu pielęgniarki, opowiedzieli pani Crane,

co się stało. Nie zapomnieli dodać, że rano Helena miała udar. Pani Crane kazała jej leżeć z zimnym

ręcznikiem na oczach i zadzwoniła po Jerry'ego. - Twój tata już tu jedzie, kochana. Nie, nie, nie zdejmuj tego. To ci pomoże - powiedziała, mijając

leżankę. Helena słyszała, że pielęgniarka wyszła porozmawiać z kimś na korytarz, potem wróciła i usiadła przy

biurku. Leżała tak z tym ręcznikiem, wdzięczna za odrobinę samotności i względnej prywatności. Nie była w

stanie logicznie myśleć, a co dopiero cokolwiek komuś tłumaczyć. To przerażające, ale z jakiegoś

powodu wiedziała, że to, co próbowała zrobić, było słuszne. A w każdym razie, że tego od niej

oczekiwano. Święcie wierzyła, że zabiłaby tamtego chłopaka, gdyby tylko mogła, i wcale nie czuła się

z tego powodu winna. Dopóki nie zobaczyła ojca. Wyglądał strasznie. Pani Crane opowiedziała mu o wszystkim i wyjaśniła, że dziwny wybuch Heleny

mógł 44 być spowodowany poważnym udarem, którego dostała rano. Jerry wysłuchał jej z uwagą, a potem

poprosił, żeby zostawiła go na chwilę z córką samego. Na początku nie powiedział nic, po prostu czekał. Helena siedziała na leżance i bawiła się swoim

wisiorkiem. W końcu usiadł obok niej. - Nie okłamałabyś mnie, prawda? - spytał miękko. Pokręciła głową. - Jesteś chora? Wzruszyła ramionami. - Nie czuję się dobrze... ale nie wiem, co jest nie tak -odparła szczerze. - Musimy iść do lekarza. - Tak. Uśmiechnęli się do siebie i nagle oboje odwrócili głowy - usłyszeli tupot stóp zmierzających do

gabinetu. Jerry wstał i zasłonił Helenę. W tej samej chwili do środka wpadł wysoki, niewiarygodnie

wysportowany mężczyzna trochę po czterdziestce. Helena zerwała się z leżanki i instynktownie

zaczęła szukać drugich drzwi. Ale innego wyjścia nie było. Poczuła, że jej chwile są policzone. W kącie maleńkiego gabinetu niespodziewanie pojawiła się łkająca postać. Przykucnięta, z twarzą

zasłoniętą splątanymi włosami, jękliwym głosem zaczęła wymieniać jakieś imiona. Powtarzała „krew

za krew" i raz za razem waliła głową w ścianę. Helena zasłoniła uszy rękoma. Oderwała wzrok od potwornej sceny i zebrała się na odwagę, żeby

spojrzeć na ogromnego mężczyznę. Między nimi przeskoczyła iskra rozpoznania. Co prawda Helena

nigdy wcześniej go nie spotkała, ale czuła, że powinna się bać tego człowieka. Stanowczość na twarzy

nieznajomego zniknęła. Pojawiły się szok i zmieszanie. Olbrzym przeniósł wzrok na Jerry'e-go i coś,

co mogło dać początek straszliwej walce, zostało rozbrojone przez niemal komiczny wyraz

niedowierzania. 45

- Czy pan... pan jest ojcem tej młodej damy, która zaatakowała mojego syna? - spytał łamiącym się

głosem. Jerry gwałtownie przytaknął. - Moja córka Helena. - Wskazał za siebie. - Jerry Hamilton. - Kastor Delos - odparł olbrzym. - Niestety moja żona Noel nie mogła przyjść. A matka Heleny? Jerry pokręcił głową. - Jesteśmy tylko Lennie i ja. Kastor przeskoczył wzrokiem na Helenę, potem znów na twarz Jerry'ego. Zacisnął usta, jakby przez

chwilę coś sobie usilnie układał w myślach. - Bardzo przepraszam, nie chciałem się wtrącać w osobiste sprawy. Mógłbym z panem zamienić

słówko na osobności? - Nie! -wrzasnęła Helena.

Page 18: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Rzuciła się przez leżankę i chwyciła ojca za ramię, żeby go odciągnąć od Kastora. - Co z tobą? - zawołał Jerry. Chciał strząsnąć jej rękę, ale mu się nie udało. - Proszę, nie idź z nim! - powiedziała błagalnie, a w jej oczach zakręciły się łzy. Jerry sapnął z irytacją i uspokajająco objął Helenę. - Nie czuje się najlepiej - wyjaśnił Kastorowi, który patrzył ze zrozumieniem. - Sam mam córkę - odparł łagodnie, jakby to wszystko tłumaczyło. Do gabinetu wpadli pani Crane i doktor Hoover, dyrektor. Wyglądali, jakby próbowali dogonić

Kastora. - Panie Delos - zaczął poirytowanym tonem dyrektor, ale Kastor mu przerwał. - Mam nadzieję, że pańska córka zaraz poczuje się lepiej. Sam kiedyś dostałem udaru i podobno

robiłem różne dziwne rzeczy. Słyszałem, że zdarzają się nawet halucynacje. - Nie zwracał się do

nikogo w szczególności. 46 Helena zauważyła, że zerknął na nią i rzucił okiem w kąt gabinetu - łkająca postać wciąż kołysała się

w przód i w tył. Ciekawe, czy on też ją widzi. A jeśli tak, to jak, do diabła, dwoje ludzi może mieć

takie same zwidy? - No cóż... dobrze. Czyli żadnych pretensji? - spytał Iiepewnie dyrektor, spoglądając to na Kastora, to na Jer-- Z pewnością nie z mojej strony. Ani ze

strony mo-:go syna. Bardziej niepokoję się o ciebie, młoda damo -dezwał się uprzejmie do Heleny. -

Lukę mówił, że musiał achować się trochę, hm, brutalnie. Coś ci zrobił? Wydawał się dobrze

wychowany, ale Helena mu nie fała. Uznała, że facet próbuje wybadać, jak jest silna. - Nie, nie -

powiedziała ostro. - Nawet mnie nie dotknął. Oczy Kastora rozszerzyły się lekko. Nie wiedziała, dlaczego drażni dorosłego mężczyznę, w dodatku

potężnego, w sile wieku, ale nie potrafiła się powstrzymać. A przecież nie znosi kłótni, i to tak, że nie

może oglądać nawet sznurowatych talk-show, w których wszyscy na siebie krzyczą. Tymczasem po

raz drugi w życiu, w ciągu zaledwie pół godziny, podskakiwała komuś większemu i silniejszemu od

siebie. Na szczęście w obecności Kastora nie czuła takiej żądzy mordu jak przy jego synu. Nikt nigdy

nie rozwścieczył Heleny tak jak Lucas. A mimo to miała ochotę zo-Istawić kilka sznytów na klacie

pana Kastora. Ta potrzeba mocno ją zmieszała. - Cieszę się, że wszystko w porządku - powiedział

Kastor z uśmiechem, rozładowując napięcie. Odwrócił się do dyrektora i wyjaśnił, że ani on, ani jego

rodzina nie będą się domagać ukarania Heleny. Z tego, co widzi, dziewczyna źle się czuje, dlatego

powinni zapomnieć o całej sprawie. A potem zniknął równie nagle, jak się pojawił. 47

Gdy tylko jego kroki ucichły w oddali, łkająca siostra zniknęła i szepty ustały. Helena nie czuła już

złości. Opadła na leżankę jak przekłuty balonik. - Lepiej, jeśli ją zabierzesz do domu, Jerry - zauważyła rozsądnie pani Crane i uśmiechnęła się z

otuchą. -Niech dużo pije, unika słońca i weźmie zimną kąpiel. Jasne? - Oczywiście, pani Crane. Bardzo dziękuję. - Jerry znów był nastolatkiem, jak wtedy gdy ostatni raz

odwiedzał szkolną pielęgniarkę. Helena szła na parking ze spuszczoną głową, ale czuła, że wszystkie dzieciaki się na nią gapią. Kiedy

wskoczyła na siedzenie pasażera, zauważyła, że otworzyły się drzwi do gabinetu dyrektora. Obaj

młodzi Delosowie wyszli razem z Kastorem. Lucas natychmiast popatrzył w jej stronę. Kastor

zatrzymał się, położył dłoń na plecach syna i coś do niego powiedział. W końcu Lucas oderwał oczy

od Heleny, spojrzał na ojca, potem wbił wzrok w ziemię. Zaczęło padać. Jedna, dwie, trzy wielkie krople letniego deszczu spadły z nieba i nagle powietrze

nasączyła wilgoć. Helena zatrzasnęła drzwiczki i zerknęła na ojca, który patrzył na Delosów. - Którego zaatakowałaś? - spytał, walcząc ze śmiechem. - Tego większego. - Poczuła, że sama zaczyna się uśmiechać. Jerry zagwizdał i uruchomił silnik. - Masz szczęście, że nic ci się nie stało - powiedział już na poważnie. Potulnie pokiwała głową, ale pomyślała, że to Lucas miał szczęcie. I ta myśl była tak zaskakująca, że

wystraszona Helena milczała całą drogę do domu. 48

Page 19: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Rozdział 4

Siedziała po ciemku w wannie pełnej zimnej wody, a telefon dzwonił i dzwonił. Nie wiedziała, co

miałaby komukolwiek powiedzieć. Za każdym razem, gdy przypominała sobie, jak przed całą szkołą

rzuciła się na Lucasa Delosa, wydawała z siebie jęk upokorzenia. Powinna wyjechać z kraju, a

przynajmniej z Nantucket, bo jak żyć ze świadomością, że próbowała udusić najgorętszego chłopaka

na wyspie. Jęknęła jeszcze raz i ochlapała sobie policzki, na które mimo zimna znowu wypełzł rumieniec. Teraz,

kiedy wściekłość nie doprowadzała jej już do szaleństwa i mogła myśleć o Lucasie obiektywnie,

stwierdziła, że Claire wcale nie przesadziła, że to najprzystojniejszy chłopak, jakiego kiedykolwiek

widziała. Helena musiała przyznać jej rację. Bo choć próbowała go zabić, nie była przecież ślepa.

Normalni chłopcy po prostu tak nie wyglądają. Był piękny wcale nie ze względu na wzrost, kolor skóry czy muskulaturę. Chodziło o sposób, w jaki

się porusza. Widziała go raptem dwa razy, ale już nie mogła stwierdzić, że na swój wygląd zwracał

dużo mniejszą uwagę niż wszyscy dookoła. Ślicznymi oczami raczej rozglądał się po świecie, niż

przyglądał sobie. Schowała głowę pod wodę, żeby wszystko wykrzyczeć i nie przestraszyć przy tym ojca. Kiedy się

wynurzyła, poczuła się trochę lepiej, choć wciąż była sobą mocno znie-smaczona. Koszmarnym

skutkiem ubocznym wrażenia, że skądś zna Lucasa, było to, że go idealizowała, przypisywała mu

wręcz nieludzką doskonałość. Dość krępujące, skoro wciąż miała ochotę go zabić. Palcami u stóp wyciągnęła zatyczkę i przyglądała się, jak woda powoli ścieka po ściankach wanny, aż

wreszcie całkowicie znika w odpływie. Potem siedziała naga, patrząc 4 - Spętam przez bogów 49

na białe, pomarszczone stopy, dopóki nie zaczęła jej boleć pupa. Wiedziała, że w końcu będzie

musiała wyjść z ciemnej łazienki i spróbować zachowywać się normalnie. Ubrała się, zeszła na dół, żeby sprawdzić, co u taty. Właśnie wchodził do domu. Wcześniej pobiegł po

lody, i to nie jakieś byle jakie, tylko porządne, z lodziarni, do której Helena zabroniła mu zaglądać,

kiedy lekarz kazał mu przejść na dietę. - Żeby obniżyć temperaturę - powiedział niewinnym głosem, wytrząsając wodę z włosów. - I ja mam w to uwierzyć, tak? - Oparła ręce na biodrach. - Aha. Dla mnie to dobry argument. Postanowiła mu darować. Rano będzie się martwić cholesterolem ojca. Po tylu dniach fatalnej diety zjedzenie tłustych lodów nie było najlepszym

pomysłem, ale obeszło się bez sensacji. Siedzieli w salonie na podłodze, oglądali ukochanych Red

Soksów w telewizji, podawali sobie kubełek razem z łyżeczką i klęli na Jankesów. Żadne nie odebrało

telefonu, który wciąż dzwonił, a Jerry nie nalegał, żeby Helena wyjaśniła mu, co się stało. Mama

Claire nigdy by tak łatwo nie odpuściła. Czasami dobrze być wychowywaną tylko przez ojca. Zanim się położyła spać, musiała zmienić pościel. Plamy nie zniknęły Tego wieczoru jednak miała na

głowie większe zmartwienia niż lunatykowanie. Ktoś chodził po tarasie na dachu. To był inny dźwięk

niż ten poprzedniej nocy. Tym razem rzeczywiście słyszała czyjeś kroki nad głową, a nie jakieś

nieokreślone szepty. Sama nie wiedziała, co byłoby gorsze - czy gdyby odkryła na górze bandę

intruzów, czy gdyby się okazało, że nikogo tam nie ma. Przez chwilę zastanawiała się, czy

przypadkiem nie zaczyna wariować. W końcu zdecydowała, że nie pójdzie sprawdzić. Miała dość

zjaw jak na jeden dzień. 50 Następnego ranka wybrała się do doktora Cunning-hama. Zaświecił jej kieszonkową latarką w oczy,

opukał klatkę piersiową i powiedział Jerry'emu, że nie sądzi, żeby doszło do jakichś nieodwracalnych

zmian. A potem ryknął na Helenę, że ma zbyt jasną karnację, żeby chodzić po słońcu bez nakrycia

głowy. Nie wiedzieć czemu, ale po tej jednej wizycie u lekarza jej dolegliwości zostały uznane za

efekt niedbalstwa i braku kapelusza. Przynajmniej nie musiała tego dnia iść do szkoły. W domu włączyła komputer i kilka frustrujących godzin spędziła w sieci. Szukała informacji o trzech

kobietach, które ją prześladowały. Czuła się coraz bardziej przytłoczona ilością informacji. Uznała, że

to bez sensu - nie potrafiła zawęzić kryteriów wyszukiwania, bo tie umiała podać żadnego realnego

kontekstu dla tego, o widziała. Czy te kobiety były duchami? Demonami? może uosobieniem jej

Page 20: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

szaleństwa? Całkiem możliwe, ' e wszystko sobie wyobraziła. Teraz, kiedy nie była aż tak ściekła,

zaczęła prawie wierzyć, że rzeczywiście dostała udaru. Prawie. Claire wpadła po południu i przyniosła złe nowiny. - Cała szkoła myśli, że jesteś w drodze do wariatkowa - powiedziała, ledwo usiadły w salonie. -

Powinnaś dziś przyjść. - Dlaczego? - Helena się skrzywiła. - Przecież to bez znaczenia, kiedy przyjdę. I tak nigdy tego nie

zapomną. - Fakt. To nie wyglądało najlepiej - przytaknęła Claire. Zamilkła i dodała po chwili: - Nieźle mnie

wystraszyłaś. - Przepraszam. - Helena uśmiechnęła się słabo. -A on był dziś w szkole? - Czuła, że musi to wiedzieć,

ale nie potrafiła się przełamać, żeby wypowiedzieć jego imię na głos. - Tak. Pytał o ciebie. To znaczy nie on, tylko Jazon. Tak swoją drogą, straszny palant - stwierdziła z

pasją Claire. - 51

Wyobraź sobie, podchodzi do mnie na przerwie, co nie? I zaczyna o ciebie wypytywać. Jak długo się

znamy, skąd jesteś, czy kiedykolwiek widziałam twoją mamę... - Moją mamę? Dziwne - przerwała jej Helena. - A ja mu odpowiadam ze zwykłym dla siebie wdziękiem. No wiesz, typowa błyskotliwa wymiana

zdań - wy-szczebiotała Claire odrobinę zbyt niewinnym głosem. - Czyli zaczęłaś go obrażać. - Nieważne. W każdym razie uwierzysz, że ten dupek miał czelność mówić do mnie „maleńka"?! - Daj spokój! Ty i „maleńka"! - zakpiła Helena. - No i co mu powiedziałaś? - Prawdę. Że się przyjaźnimy od urodzenia i że żadna z nas nie pamięta twojej mamy. Że nie zostało

po niej żadne zdjęcie ani nic, ale twój tata zawsze powtarza, jaka to była niewiarygodnie piękna,

inteligentna, utalentowana i bla bla bla. Nie trzeba geniusza, żeby się domyślić, że z twojej mamy

musiał być niezły kociak. Wystarczy spojrzeć na twojego tatę i na ciebie - dodała Claire ze znaczącym

błyskiem w oku. Helena skrzywiła się, słysząc komplement. - I to wszystko? A Lucas nic nie powiedział? - Zacisnęła dłonie. Trudno jej było nawet powiedzieć

jego imię, żeby nie mieć ochoty walnąć kogoś w łeb. Najwyraźniej albo wciąż odczuwała skutki

udaru, albo faktycznie zaczynała wariować. - Ani słowa. Ale słyszałam, że podobno Zach coś wygadywał na twój temat i Lucas go zjechał. - Naprawdę? - ożywiła się Helena. - Jak? - Nie pozwolił nikomu źle o tobie mówić, to wszystko. Znasz Zacha i Gretchen. Ale Lucas nie chciał

ich słuchać. Wciąż powtarzał, że wyglądałaś, jak gdybyś miała gorączkę, kiedy... kiedy zrobił tamto.

A tak swoją drogą, jak byś to nazwała? Niedźwiedzi uścisk od tylca? Helena jęknęła i ukryła twarz w dłoniach. 52 I- - W porządku. - Claire poklepała ją pocieszająco po plecach. -Wcale nie zamierza rozpowiadać, że

jesteś stuknięta, więc potraktowałaś brutalnie naprawdę miłego faceta. Helena jęknęła jeszcze głośniej i spróbowała schować się pod kanapę. Claire wybuchnęła swoim

perlistym śmiechem. Tej nocy Helenie znowu śniła się jałowa kraina. Kiedy się obudziła, była tak zmęczona i obolała, że

przez chwilę miała wrażenie, jakby faktycznie wędrowała przez wiele dni. Zawsze doskonale potrafiła

nie zwracać uwagi na dziwne rzeczy, które jej się przydarzały, więc starała się przekonać samą siebie,

że cała ta historia z łażeniem we śnie nie jest niczym niezwykłym. Ale ręce jej się trzęsły, kiedy

zabierała brudną pościel do prania. Wzięła prysznic, żeby zmyć z siebie pył, i spróbowała skupić się na szkole. Nic pocieszającego. Gdy

tylko przekroczy próg liceum, zacznie się sezon na dziwadła. I dzi-wadło dobrze o tym wiedziało.

Page 21: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Wciąż padał deszcz, więc musiała się zabrać z Claire i jej matką. Położyła dłonie na brzuchu. Bała się,

że złapią ją skurcze, zanim zdąży wysiąść z samochodu. Nigdy tak naprawdę nie rozumiała, skąd się

biorą. Po prostu czasami, kiedy ludzie zaczynali się na nią gapić, przeszywał ją obezwładniający ból -

skurcze były tak silne, że musiała natychmiast przerwać to, co robiła. - Wyluzuj. - Claire otworzyła drzwi samochodu. -Musisz po prostu przetrwać dzisiejszy dzień, a

potem masz cały weekend, żeby... - Zamilkła. - Nie. Przykro mi, Len, chciałam wymyślić coś

optymistycznego, ale to dopiero pieprzony poniedziałek. Wybuchnęła śmiechem i to trochę podniosło Helenę na duchu. Dopóki nie weszły do szkoły. Było gorzej, niż sądziła. Dziewczyny z młodszych klas zrobiły na j ej widok gwałtowny wdech, zbiły

się w gromadkę 53

i zaczęły plotkować. Chłopak z fiołem na punkcie skórzanych ciuchów rzucił jej przebiegłe spojrzenie

i kiedy go mijała, nazwał ją piekielnym kociakiem. Gdy zdziwiona odwróciła się, powiedział

bezgłośnie „zadzwoń do mnie" i poszedł dalej. - Nie dam rady - wyszeptała Helena. Claire położyła przyjaciółce dłoń na plecach i pchnęła ją naprzód. Z każdym spojrzeniem, z każdym błyskiem rozpoznania w szeroko otwartych oczach, Helena była

coraz bliższa paniki. Czy będzie musiała to znosić aż do końca roku? Próbowała rozpłynąć się w

cieniu Claire, ale zorientowała się, że jeśli chce znaleźć osłonę, musi sobie poszukać jakiejś większej

koleżanki. - Przestań mi deptać po piętach - prychnęła Claire. -Idź się schować u Hergiego, a ja zabiorę twoje

rzeczy z szafki. Helena z wdzięcznością pomknęła do klasy, gdzie próbowała stopić się z ławką. Pan Hergeshimer

spytał, czy czuje się lepiej, a gdy odparła, że wszystko w porządku, całkowicie przestał zwracać na nią

uwagę. Chętnie by go za to ucałowała. Matt tylko jej pomachał i usiadł na miejscu bez słowa. Helena dobrze zgadła, że Claire kazała mu się

zachowywać jak gdyby nigdy nic. Matt jednak nie potrafił się powstrzymać, wciąż zerkał w jej stronę,

dlatego wiedziała, że chłopak naprawdę się martwi. Napotkała jego wzrok i uśmiechnęła się ciepło.

Trochę się uspokoił. Z kolei Zach, gdy tylko usiadł w ławce, odwrócił głowę i zaczął wyglądać przez

okno. Ostentacyjnie nie zwracał na Helenę uwagi. Reszta poranka upłynęła bez żadnych incydentów, dopóki nie nadeszła przerwa na lunch. Helena za

późno się zorientowała, że w drodze do stołówki będzie przechodziła obok szafki Lucasa. Już miała

zawrócić i pójść dooko- 54 ła - co było absurdalne, bo musiałaby dosłownie obejść całą szkołę - kiedy została zauważona. Gretchen i Zach obserwowali, jak niezdecydowana zatrzymała się na środku korytarza. Oboje stali

przy swoich szafkach, które - tak się złożyło - sąsiadowały z szafkami Lucasa i Jazona. Zamajaczyły

mgliste wspomnienia, skamieniałe z przerażenia twarze Gretchen i Zacha gdzieś z tyłu, kiedy

próbowała udusić Lucasa. I choć szafki po prostu były ustawione alfabetycznie - Brant, Clifford, De-

los - to Helena i tak obwiniała swoje kulawe szczęście o to, że wszystkie najpopularniejsze osoby ze

szkoły widziały jej straszliwe upokorzenie. Nie miała wyboru, po prostu musiała obok nich przejść. Gretchen i Zach nie odezwali się ani słowem,

a ich twarze pozostały bez wyrazu, kiedy minęła ich w pośpiechu z głową praktycznie wciśniętą w

ramiona. Przynajmniej nie było Lucasa, pomyślała, wpadając do stołówki. - Wyprostuj się! Bo ci się kręgosłup skrzywi - objechała ją Claire już przy stoliku. - Przepraszam. Ale właśnie przechodziłam obok jego szafki - wyjaśniła cicho. Matt prychnął z niesmakiem. - Nie martw się, Lennie. Delosowie nie przyszli dziś do szkoły. - Pewnie zrobili sobie wolne, bo przyjechali w końcu ciotka i najstarszy brat - powiedziała Claire. - No to cudownie - odparła w zamyśleniu Helena. - Jeszcze jeden.

Page 22: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Hektor. Jest w ostatniej klasie - dodała uprzejmie Claire. Skąd mogła wiedzieć, że tym jeszcze

bardziej wkurzy przyjaciółkę? - Na razie nic o nim nie słyszałem. Zach pewnie zadzwoni w weekend. - Matt wzruszył ramionami. -

Zawsze wie, kto gdzie jest i co robi. 55

Reszta dnia strasznie się Helenie wlokła, choć świadomość, że nie wpadnie na żadnego z Delosów ani

nie natknie się na zjawy, które najwyraźniej pojawiały się tam, gdzie oni, była pewnym pocieszeniem.

Podczas treningu, kiedy razem z Claire biegły przez mgłę i błotniste kałuże, zaczęła się nawet dobrze

bawić. Trenerka Tar ani słowem nie skomentowała jej żałosnego wyniku, ale Helena wiedziała, że na

dłuższą metę tak się nie da. Miała zdobyć stypendium lekkoatletyczne i nauczycielka dobrze o tym

pamiętała. Cały dzień musiała się ukrywać, więc wieczorem z ulgą przyszła do pracy. Niestety szybko się

zorientowała, że mnóstwo dzieciaków ze szkoły wpada tylko po to, żeby kupić jakiś jeden słodki

drobiazg albo puszkę napoju gazowanego. - Nie masz ochoty iść po coś na zaplecze? - Kate delikatnie poklepała Helenę po ręce. - Przestaną

przyłazić, jak zobaczą, że wyszłaś. - Jest piątek wieczór. Naprawdę nie mają nic lepszego do roboty? - spytała Helena z rozpaczą. - Na jakiej wyspie ty się wychowałaś? - odparła ironicznie Kate. Helena oparła czoło o jej ramię, kradnąc chwilę pociechy, ale zaraz się wyprostowała. - Możesz też zrobić inwentaryzację - zaproponowała Kate. - Nie musisz się spieszyć - dodała, kiedy

Helena ruszyła na zaplecze. Nie lubiła inwentaryzacji, ale ten wieczór różnił się od innych. Była tak zajęta liczeniem, że ani się

obejrzała, a już zamykały. - No więc? Co się tak naprawdę wydarzyło między tobą a tym Lucasem? - spytała Kate, nie

podnosząc wzroku znad kupki rachunków. - Sama chciałabym wiedzieć - westchnęła Helena i oparła się na kiju od szczotki. 56 - Wszyscy o was gadają. I to nie tylko w szkole - powiedziała Kate z półuśmiechem. - Co się stało? - Gdybym wiedziała, to słowo daję, wyszłabym i wykrzyczała to na ulicy. Nie mam pojęcia, dlaczego

się na niego rzuciłam. Ale najgorsze, że wcale nie to jest najgorsze. - Nie rozumiem. - Kate odłożyła pieniądze na bok. - To co jest najgorsze? Helena pokręciła głową i zaczęła machać miotłą. W jej głowie zawsze był głos, który tylko czekał, żeby podszepnąć takie słowa, jak „dziwadło",

„potwór" czy nawet „wiedźma", gdy przydarzyło jej się coś dziwnego. Choćby nie wiadomo jak

zręcznie go uciszała, i tak w końcu udawało mu się przebić. Absolutnie najgorsze, co mogła sobie wyobrazić, byłoby to, że któreś z tych określeń jest prawdziwe. - Nic takiego - odparła. Nie potrafiła podnieść wzroku. - To nie zniknie tylko dlatego, że nie będziesz o tym mówiła. Helena wiedziała, że Kate ma rację. Wiedziała też, że może jej zaufać. Poza tym bała się, że jeśli z

kimś nie porozmawia, to oszaleje. - Mam koszmary. Cały czas śni mi się to samo i w dodatku wydaje mi się, że to się dzieje naprawdę.

Jakbym w czasie snu gdzieś się przenosiła. - Gdzie? - spytała łagodnie Kate. Wyszła zza kontuaru i kazała Helenie przestać zamiatać i się skupić. Helenie stanął przed oczami nieszczęsny świat, który wciąż odwiedzała przez kilka ostatnich nocy. - To taka jałowa kraina. Wszystko tam jest wyblakłe, bez kolorów. Gdzieś daleko słychać szum

wody, chyba rzeki, ale nie mogę do niej dotrzeć. I jakbym tam czegoś szukała. To znaczy, tak mi się

wydaje. 57

Page 23: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Jałowa kraina? To dość często pojawia się w snach -stwierdziła Kate pewnym tonem. - Jest w

każdym senniku, w każdym kraju, w którym byłam. Helena przełknęła frustrację i pokiwała głową. - Tak, tylko kiedy budzę się rano, mam stopy... - Zamilkła. Sama słyszała, jak to brzmi. Jakby

oszalała. Kate przez chwilę przyglądała jej się z uwagą. - Czyżbyś lunatykowała, skarbie? O to chodzi? -Złapała Helenę za ramiona i zmusiła, żeby spojrzała

jej w oczy. Helena gwałtownie uniosła ręce i pokręciła głową. - Nie wiem, co robię. Ale, Kate, jestem taka zmęczona. - Po policzku popłynęło jej kilka łez. - Nawet

jak uda mi się zasnąć, to kiedy się budzę, czuję się, jakbym biegła i biegła. Ja chyba wariuję. -

Zaśmiała się nerwowo. Kate chwyciła ją w objęcia. Pachniała ciastem. - Już dobrze. Coś wykombinujemy - zapewniła uspokajająco. - Rozmawiałaś o tym z ojcem? - Nie. I nie chcę, żebyś mu mówiła - oznajmiła z naciskiem Helena. Cofnęła się, a Kate patrzyła na

nią badawczo. - Powiem mu w przyszłym tygodniu, jeśli wciąż będę czuła, że świruję. Ale na ten

tydzień obojgu nam wystarczy przeżyć. Kate przytaknęła. - Sama zadecydujesz, kiedy pogadać z ojcem. A ja będę obok. Moja mała locca - dodała z

uśmiechem. Helena też się uśmiechnęła. Co za szczęście, że ma Kate. Ona nie tylko umiała uważnie słuchać, ale

też w odpowiedniej chwili potrafiła zażartować. - Dobra, resztę możemy zostawić. - Jeszcze raz uścisnęła Helenę, a potem wróciła za kontuar, żeby

włożyć pieniądze do sejfu. - Idziemy? - spytała przez ramię. Helena schowała miotłę i podeszła do tylnych drzwi. Wyłączyła światło i odwróciła się, żeby zamknąć

sklep. Kate ruszyła w stronę samochodu z kluczykami w dłoni. 58 Żadna z nich nic nie słyszała. Kątem oka Helena dostrzegła tylko niewyraźną plamę i słaby rozbłysk

czegoś niebieskiego. I jeszcze ten zapach. Przyprawiający o mdłości, obezwładniająco znajomy smród

przypalanych włosów zmieszany z zapachem ozonu. A potem Kate osunęła się na ziemię jak

marionetka, której przecięto sznurki. Helena instynktownie wyciągnęła ręce, żeby ją złapać. Wtedy

napastnik wykorzystał okazję i zarzucił jej od tyłu torbę na głowę. Była zbyt zaskoczona, żeby krzyczeć. Ktoś pociągnął ją do tyłu. Oparła się o miękką pierś.

Napastnikiem okazała się kobieta. Helena zawsze wiedziała, że jest silna, i to nie tylko jak na dziewczynę, ale nawet jak na niedźwiedzia.

Ugięła nogi w kolanach i zaparła się piętami o chodnik, gotowa zafundować porywaczce szok życia.

Naprężyła plecy, żeby rozerwać uchwyt. Co dziwne - nie dała rady. Niewidoczna kobieta była tak

samo silna jak ona. Tylko że Helena miała więcej do stracenia. Podeszwy tenisówek aż się starły, kiedy zrobiła krok, potem drugi i pociągnęła kobietę za sobą.

Zrzuciła rozwalone buty. Wtedy usłyszała gwałtowny wdech i nagle wolna poleciała do przodu. Kiedy walczyła z czarną aksamitną torbą na głowie, rozległa się seria raptownych plaśnięć, głuchych

odgłosów i przyśpieszonych oddechów. Poczuła pęd powietrza, a gdy zdołała uwolnić się od torby i

odgarnąć włosy z twarzy, dobiegł ją odgłos uciekających kroków. Nad nią stał Lucas Delos. Mięśnie miał napięte, a oczy wbite w dal. Wypatrywał czegoś, czego ona

nie mogła dostrzec, leżąc na ziemi. - Nic ci nie jest? - spytał niskim, drżącym głosem. Na ustach miał krew, koszulkę rozerwaną. Ledwie

Helena zdążyła przytaknąć, usłyszała szept łkających sióstr. 59

Lucas opuścił wzrok, a kiedy jego lodowato błękitne oczy napotkały spojrzenie jej ciepłych

brązowych oczu, przeszedł ją dreszcz. Skoczyła na równe nogi, gotowa do ataku. Szepty zamieniły się

w zawodzenie. Opuszczone głowy i drżące białe ciała trzech sióstr to pojawiały się, to znów znikały.

Page 24: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Helena cofnęła się i jedynie dzięki wysiłkowi woli udało jej się zacisnąć powieki. Ogarnął ją gniew

tak straszliwy, że czuła, jakby całe jej ciało płonęło. - Lucas, odejdź, proszę - wykrztusiła. - Pomogłeś mi i wielkie dzięki. Ale wciąż naprawdę, ale to

naprawdę mam ochotę cię zabić. Przez chwilę milczał. Słyszała, jak chłopak wstrzymuje oddech. - Dla mnie to też jest trudne - odparł zduszonym głosem. Z miejsca, w którym stał, dobiegł ją zgrzytliwy odgłos podskoku i dopiero kiedy poczuła pęd

powietrza, odważyła się otworzyć oczy. Zniknął razem z nim, a dzięki Bogu, przepadły też

nieszczęsne zjawy. Przykucnęła, żeby sprawdzić, czy Kate nie krwawi. Na kolanach przepatrzyła każdy centymetr jej

ciała, ale o dziwo nigdzie nie znalazła żadnych ran, siniaków ani zadrapań. Kate oddychała miarowo,

wciąż jednak była nieprzytomna. Helena zaryzykowała i ją podniosła. Miała nadzieję, że robi dobrze,

że ją w ogóle rusza. Delikatnie ułożyła Kate na tylnym siedzeniu, potem obiegła samochód,

wybierając numer komórki ojca. Zadzwoniła i odpaliła silnik. - Tato?! Przyjedź do szpitala - zawołała, gdy tylko odebrał. - Co się stało? Czy ty... - zaczął spanikowanym głosem. - Nie. Chodzi o Kate. Wiozę ją na pogotowie i nie mogę rozmawiać. Po prostu przyjedź do szpitala. -

Rozłączyła się i rzuciła telefon na siedzenie obok. 60 Musiała teraz wymyślić naprawdę przekonujące kłamstwo, i to szybko, bo szpital był zaledwie o pięć

minut drogi od sklepu. Zatrzymała samochód przed wejściem na pogotowie i zadzwoniła na policję. Powiedziała tylko, że jej

przyjaciółka została napadnięta i teraz są w szpitalu. Przez chwilę zastanawiała się, jak

przetransportować Kate do środka. Nie chciała zostawiać jej w samochodzie, ale nie mogła przecież

wziąć jej na ręce i zdradzić się ze swoją nienaturalną siłą przed tyloma osobami. W końcu weszła

sama. - Pomocy - wymamrotała nieśmiało do dyżurnej pielęgniarki. Nie zadziałało, więc podniosła głos i

podskoczyła. - Pomocy! Tam jest moja przyjaciółka! Nieprzytomna! - I to już dało efekt. Kiedy Jerry zjawił się w szpitalu i oboje już wiedzieli, że z Kate wszystko w porządku, Helena złożyła

zeznanie policji. Powiedziała, że kobieta, której nie miała szansy zobaczyć, obezwładniła Kate czymś,

co błyskało na niebiesko. Wtedy ona, Helena, skoczyła ratować Kate i to musiało wystraszyć

napastniczkę, bo uciekła. Oczywiście ani słowem nie wspomniała o próbie porwania, zapasach ani o

tym, że nagle znikąd pojawił się Lucas Delos i pokonał nadludzko silną kobietę. Ostatnią rzeczą, jakiej

potrzebowała, były dodatkowe komplikacje i to, żeby łączono jej imię z imieniem Lucasa. A tak swoją

drogą, co on tam robił? - Co się stało z pani butami? - spytał policjant. Serce Heleny zaczęło walić jak oszalałe. Jakim cudem nie zauważyła, że jest na bosaka? - Nie miałam ich już wcześniej - wypaliła szybko, a potem dodała niepewnie: - Jeszcze wcześniej.

Podarty się... kiedy robiłam porządki na zapleczu. Więc je zdjęłam. A kiedy zobaczyłam, że coś się

stało Kate... od razu przyjechałam tutaj. 61

Najbzdurniejsze kłamstwo na świecie, pomyślała. Ale policjant pokiwał głową. - Znaleźliśmy porwane tenisówki w uliczce na tyłach - stwierdził, jakby Helena powiedziała

dokładnie to, co spodziewał się usłyszeć. Wyjaśnił, że Kate została obezwładniona paralizatorem, a że napastniczka zużyła cały ładunek,

musiała potem uciec. - Jeszcze jedno - powiedział policjant, zanim odszedł. - Jak się pani udało wsadzić ją do samochodu? Obaj z ojcem popatrzyli na nią ze zdziwieniem. - Siła woli? - odparła słabo, z nadzieją, że to kupią. - Całe szczęście, że pani tam była. Zachowała się pani bardzo dzielnie. - Policjant uśmiechnął się z

aprobatą.

Page 25: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Helena nie mogła znieść tego, że chwalą ją za kłamstwo. Spuściła wzrok na swoje gołe stopy i

przypomniała sobie, jak była głupia, że nie pomyślała o tym szczególe. Trzeba się nauczyć

ostrożności. Kiedy policjanci skończyli wypytywać Kate, Helena i Jerry weszli zobaczyć, jak się miewa. W

przeciwieństwie do Heleny, widziała napastniczkę. - Starsza kobieta, pod sześćdziesiątkę. Krótkie, szpakowate włosy. Wyglądała na całkowicie

nieszkodliwą -jęknęła żałośnie. - Co się, do diabła, stało? Odkąd to starsze panie atakują ludzi

paralizatorami? Próbowała obrócić wszystko w żart, ale Helena widziała, że Kate mocno to przeżyła. Twarz miała

bladą, oczy rozszerzone i błyszczące. Jerry postanowił spędzić z Kate noc i zdecydował, że odwiezie ją do domu, kiedy tylko zostanie

wypisana ze szpitala. Lekarze powiedzieli, że prawdopodobnie nie będzie mogła prowadzić przez

kilka dni, więc Helena zaoferowała, że weźmie jej samochód i odda go w niedzielę. Kate

podziękowała za przysługę, ale prawdę mówiąc, 62 Helena miała w tym swój cel. Musiała załatwić jeszcze jedną sprawę. Jadąc przecinającą wyspę Milestone Road w stronę posiadłości Delosów w Siasconset, miała dość

czasu, żeby się porządnie najeść strachu. Im była bliżej, tym bardziej się trzęsła, ale nie miała wyboru.

Musiała się upewnić, że Lucas nie pisnął o ataku ani słowem, bo inaczej mogła mieć poważne

kłopoty. Choć nie sądziła, żeby się wygadał. Delosowie co prawda bardzo się starali sprawiać wra-

żenie zwyczajnej rodziny, ale Helena wiedziała, że wcale tacy nie są. Żaden normalny człowiek nie

miałby dość siły, żeby przeszkodzić Helenie, jeśli postanowiła, że go udusi. Lucas był taki sam jak

ona. Żołądek podszedł jej do gardła. Jakim cudem mogła przypominać kogoś, kogo tak straszliwie

nienawidzi? Tak, musi się upewnić, że Lucas nigdy nie wspomni policji o swoim udziale, a potem

będzie go nienawidzić z jak największej odległości - takiej, jaką uda się utrzymać, nie wpadając przy

tym do oceanu. Musiała się skoncentrować, żeby przebić wzrokiem mgłę. W słabym świetle przedświtu nie widziała,

gdzie zaczyna się długa droga dojazdowa do posiadłości. Zatrzymała samochód, wysiadła i ruszyła

pieszo w stronę, skąd dobiegał szum oceanu. Ogrodzenie mogła zobaczyć tylko z plaży - próbowała

znaleźć jakiś punkt orientacyjny, który rozpoznałaby z przeciwnej strony. I wtedy usłyszała za sobą

głuchy odgłos, jakby ktoś się potknął. Odwróciła się na pięcie. Lucas szedł w jej stronę długim,

zamaszystym krokiem. - Co ty tu robisz? - na wpół warknął, na wpół wyszeptał. Cofnęła się kilka kroków. W szarym świetle widziała białe postaci trzech sióstr. Wlokły się przez

zapiaszczoną trawę, w górę łagodnego wzniesienia i zanosiły się łkaniem. 63

- Skąd się tu wziąłeś? Śledziłeś mnie? - spytała oskarżycielsko. - Tak - wypluł z siebie i wciąż się zbliżał. - Co ty, do diabła, robisz na naszym terenie? Helena za późno zorientowała się, że przekroczyła jakąś granicę. Najpierw w twarzy Lucasa widziała

niechęć. Teraz jakaś brutalność zniekształcała jego rysy i naznaczała całą postać groźbą. Wciąż

wydawał się pełen wdzięku, ale widoczne okrucieństwo sprawiało, że aż trudno było na niego patrzeć.

Dobrze, pomyślała Helena. Niech będzie, co ma być. Opuściła ramiona i skoczyła na niego. Pod wpływem siły uderzenia oboje runęli na ziemię. Helena

uniosła się i wycelowała pięścią w twarz Lucasa, ale złapał ją za rękę. Była na górze, więc powinna

dać radę go walnąć, tylko że nigdy wcześniej nikogo nie uderzyła, a on - sądząc po jego ruchach -

musiał chyba bić się całe życie. Mocno wypchnął biodra, i nagle to on był na górze. Z rękami przy-

szpilonymi nad głową mogła tylko bezsensownie szorować piętami po ziemi. Próbowała ugryźć go w

twarz, ale szybko odsunął głowę. - Leż spokojnie, bo cię zabiję - ostrzegł przez zaciśnięte zęby. Ciężko dyszał. Nie dlatego, że się

zasapał, ale że próbował nad sobą zapanować. - Po co tu przyszłaś? -spytał niemal błagalnie. Przestała walczyć i spojrzała na jego rozwścieczoną twarz. Oczy miał zamknięte. Próbował tej samej

sztuczki co ona w uliczce przy sklepie. Zamknęła więc oczy i poczuła się odrobinę lepiej.

Page 26: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Skłamałam policji. Nie powiedziałam, że tam byłeś - wystękała, bo swoim niewiarygodnym

ciężarem wyciskał z niej powietrze. - Zmiażdżysz mnie! - I dobrze - warknął, ale zmniejszył nacisk, stał się jakby lżejszy i Helena mogła znów nabrać

powietrza 64 w płuca. - Też masz zamknięte oczy. - W jego głosie brzmiała raczej ciekawość niż gniew. - Tak. To trochę pomaga - odpowiedziała cicho. - Ty też je widzisz, prawda? Te trzy kobiety? - Pewnie - odparł zdumiony. - Kto to jest? - Erynie. Furie. Naprawdę nie rozumiesz... - Zamilkł gwałtownie, gdy kobiecy głos zawołał go z

miejsca, gdzie, jak przypuszczała Helena, stał dom. - Cholera. Jeśli cię znajdą, jesteś trupem. Uciekaj! Sturlał się z niej, zerwał na równe nogi i pognał przed siebie. Oswobodzona Helena rzuciła się do ucieczki. Nie oglądała się do tyłu. Niemal czuła, jak dosięgają jej

lepkie ręce trzech sióstr, a zakrwawione palce dotykają karku. Spanikowana dopadła samochodu,

wskoczyła za kierownicę i odjechała tak szybko, jak tylko się dało. Jakiś kilometr dalej musiała zjechać na pobocze i zrobić kilka głębokich wdechów. Wciągając

powietrze, poczuła zapach Lucasa na ubraniu. Z obrzydzeniem ściągnęła koszulkę i ruszyła do domu

w samym staniku. Nikt jej nie zobaczy, a nawet jeśli, pomyślałby, że pojechała popływać o świcie.

Koszulka leżała na siedzeniu obok, ale zapach Lucasa - woń skoszonej trawy, świeżego pieczywa i

śniegu -wciąż rozchodził się w powietrzu. W napadzie złości Helena z wrzaskiem wyrzuciła koszulkę

przez okno. Kiedy dotarła do domu, była tak wykończona, że omal nie zemdlała, ale nie mogła się położyć bez

prysznica. Musiała zdrapać z siebie Lucasa, bo inaczej jego zapach prześladowałby ją we śnie. Poza

tym była brudna - łokcie i plecy miała w trawie, a stopy całe czarne. Patrzyła na brud spływający z łydek i kostek i myślała o trzech siostrach i ich wiecznym cierpieniu.

Lucas nazwał je furiami i żadne określenie nie pasowałoby lepiej. 5 - Spętani przez bogów 65

Niejasno pamiętała, że Hergie kiedyś o nich wspominał, ale za nic w świecie nie potrafiła sobie

przypomnieć, co to była za historia. Przed oczami stanęły jej zbroje i togi. Ale dlaczego? Wzięła pumeks i zanim zakręciła kran, zszorowała resztki brudu. Na koniec stanęła w parze, żeby

wetrzeć w ciało słodko pachnący balsam. Chciała, żeby się wchłonął i stłumił ostatnie ślady zapachu

Lucasa. Gdy wreszcie zwaliła się na łóżko, wciąż owinięta wilgotnym ręcznikiem, słońce stało już

wysoko. Wędrowała przez jałową krainę. Zeschnięta trawa chrzęściła przy każdym kroku. Obłoki kurzu

wznosiły się wokół jej bosych stóp i przykłejały do kropłi potu spływających po nogach, jakby piach,

przez który szła, był tak rozpaczłiwie spragniony wody, że próbował odbić się od ziemi i spić pot z jej

ciała. Nawet powietrze wydawało się tu zapiaszczone. Dookoła w suchych zarostach nie odzywały się

żadne owady ani żadne zwierzęta. Ośłepiająco jasne niebo rozświetłała niebieska poświata, ale słońca

ani śładu. Nie było też wiatru ani chmur - tytko jak okiem sięgnąć skalista, spustoszona ziemia. Serce

podpowiadało Helenie, że gdzieś w pobliżu jest rzeka, dlatego szła, szła i szła. Obudziła się kilka godzin później z ciężkimi nogami, bólem głowy i zakurzonym stopami. Zwlokła się

z łóżka, zmyła coraz lepiej jej znany nocny brud i włożyła sukienkę na ramiączkach. Potem usiadła

przy komputerze, żeby poszukać czegoś o eryniach. Kliknęła w pierwszą stronę i aż przeszedł ją dreszcz. Zobaczyła prosty rysunek na wazie. Idealnie

odzwierciedlał trzy monstra, które prześladowały ją od wielu dni. Tekst pod ilustracją dawał niemal

ścisły opis łkających sióstr, reszta jednak wprawiła ją w osłupienie. Trzy erynie, 66 Czy też furie, szlochające krwawymi łzami tak jak w jej wizjach, pochodziły z mitologii greckiej. Z

tego, co znalazła, wynikało, że ścigały i karały złoczyńców. Były materialnym przejawem gniewu

zmarłych. Tymczasem Helena, choć nie uważała się za ideał, nigdy nie zrobiła nic naprawdę złego, a

już na pewno nic, czym mogłaby sobie zasłużyć na odwiedziny tego mitycznego uosobienia zemsty.

Page 27: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Czytała dalej. Erynie po raz pierwszy pojawiły się w Orestei, cyklu sztuk Ajschylosa. Po bitych

dwóch godzinach rozszyfrowywania czegoś, co się okazało pierwszą - i najkrwawszą - operą mydlaną

w dziejach, Helena w końcu zrozumiała całą intrygę. Z grubsza chodziło o to, że biedny dzieciak o imieniu Orestes został zmuszony do zabicia matki, bo ta

zabiła jego ojca Agamemnona. Tylko że matka zabiła ojca, bo ten zabił ich córkę Ifigenię, ukochaną

siostrę Orestetsa. Żeby wszystko jeszcze bardziej skomplikować, Agamemnon zabił Ifigenię dlatego,

że to jej właśnie zażądali w ofierze bogowie w zamian za wiatr, dzięki któremu Grecy mogli się

przedostać pod Troję i rozpocząć wojnę trojańską. Związany nakazem sprawiedliwości biedny Orestes

zabił matkę i za to erynie ścigały go przez pół świata, doprowadzając na skraj szaleństwa. Ironia losu

polegała na tym, że tak naprawdę Orestes nie miał wyboru. Był przeklęty, bo zabił matkę, i byłby

przeklęty, gdyby tego nie zrobił. Ale gdy Helena uporządkowała już sobie całą tę tragedię, wciąż nie mogła zrozumieć, jaki to ma

związek z jej sytuacją. Erynie chciały, żeby zabiła Lucasa, to jasne, ale czy gdyby to zrobiła,

zaczęłyby ją ścigać za morderstwo? Wydawało jej się, że trzy siostry nie miały zielonego pojęcia o

sprawiedliwości, skoro najpierw chciały, żeby człowiek kogoś zabił, a potem go za to karały. To

jakieś straszliwe błędne koło. I dlaczego ona, Helena, została w to wciągnięta? Po prostu pewnego

dnia erynie pojawiły 67

się w jej życiu, jakby sprowadziły się na Nantucket razem z rodziną Delosów. Poczuła przypływ adrenaliny. Czy to możliwe, że De-losowie są mordercami? Jakaś jej część w to nie

wierzyła. Lucas miał kilka okazji, żeby ją zabić, a jednak tego nie zrobił. Walczył nawet, żeby ją

ocalić. Helena nie wątpiła, że chciał ją zabić, ale przecież nigdy nawet nie podniósł na nią ręki. Zresztą

gdyby w ogóle ją zranił, to tylko w samoobronie przed jej atakiem. Wyłączyła komputer i pobiegła zobaczyć się z tatą. Nie mogła go znaleźć, więc poszła do samochodu

i wzięła komórkę z siedzenia. Jerry wysłał jej sms-a, że jest u Kate. Helena sprawdziła, o której

dostała wiadomość. O trzeciej rano. Co on tam ciągle robił? Przez głowę przemknęła jej cudowna,

choć też nieco obrzydliwa myśl. Byliby fajną parą, uznała. Potrafili się nawzajem rozśmieszać, dobrze im się razem pracowało i

najwyraźniej troszczyli się o siebie. Kate, kilka lat młodsza, pewnie mogłaby mieć każdego faceta,

jakiego by chciała, ale chyba nigdy nie znalazłaby kogoś lepszego niż ojciec. A Jerry z całą pewnością

zasługiwał na nowy początek. Matka Heleny potraktowała go okropnie, a on nigdy nie przebolał jej

odejścia. To zawsze strasznie wkurzało Helenę. Potarła wisiorek palcami. Setny raz rozważyła, żeby zdjąć to cholerstwo, wiedziała jednak, że tego nie

zrobi. Za każdym razem, kiedy próbowała wyjść bez wisiorka z domu, obsesyjnie wracała do niego

myślami i nie potrafiła pozbyć się jego obrazu z głowy. W końcu się poddawała i zakładała go z

powrotem, żeby odzyskać spokój ducha. Zdawała sobie sprawę, że to prawdopodobnie znaczy, że ma

jakiś poważny problem z matką, ale w porównaniu ze wszystkimi innymi kłopotami ten wydawał się

najmniej istotny. Oczyma wyobraźni zobaczyła Lucasa - miał za- 68 ciśnięte powieki, jego twarz unosiła się nad nią w ciemnościach. Musiała znaleźć sobie jakieś zajęcie,

zanim zacznie czymś rzucać. Postanowiła pojechać po zakupy. Co prawda jej kuchenne niewolnictwo - system tygodniowych zmian zaczęli stosować z tatą, gdy

tylko dorosła na tyle, żeby móc gotować - oficjalnie zaczynało się w niedzielę rano, ale w domu nie

było nic do jedzenia. Zrobiła więc listę, wzięła pieniądze na dom ze słoika po ciastkach i samochodem

Kate pojechała do supermarketu. Na parkingu zauważyła ogromnego luksusowego SUV-a i pokręciła

głową z dezaprobatą. Na wyspie było mnóstwo obrzydliwie bogatych ludzi, którzy jeździli

samochodami o wiele za dużymi na brukowane uliczki, ale ten SUV z jakiegoś powodu wyjątkowo ją

rozzłościł. Miał napęd hybrydowy, więc nie zanieczyszczał środowiska, mimo to czuła rosnącą

irytację. Odczepiła wózek i poszła do sklepu. Kiedy machała kilkorgu znajomym ze szkoły, którzy pracowali

przy kasach, usłyszała szept erynii. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie rzucić się do ucieczki... ale i

Page 28: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

tak wszyscy w szkole mieli ją za wariatkę. Jeśli wybiegnie teraz ze sklepu, jakby zobaczyła ducha,

będzie jeszcze więcej plotek. Pchnęła wózek. Opuściła głowę, żeby uniknąć widoku erynii, ale nie była w stanie zablokować ich

głosów. Musi po prostu załatwić wszystko raz-dwa. Przez chwilę użalała się nad sobą z powodu tej

niesprawiedliwości. Niczym sobie nie zasłużyła na takie prześladowanie. To nie fair. Potem jednak

szybko ruszyła przez sklep. Po drodze złapała tylko kilka rzeczy, których będzie potrzebowała przez

następne dwa dni. Gorączkowe rozmyślania przerwały jej głosy - realne, dobiegały z sąsiedniej alejki. - Nie powinno jej tu być - powiedział ktoś młody, ale dziwnie poważny. Helena doszła do wniosku, że to Kasandra. 69

- Wiem - odparł męski głos, być może Jazona. - Musimy znaleźć sposób, żeby do niej jak najszybciej

dotrzeć. Lucas dłużej nie wytrzyma. Helena zamarła. Co to znaczy „dotrzeć do niej"? Stała tak i myślała jak na zwolnionych obrotach,

dopóki nie zorientowała się, że tamci doszli do końca alejki i zaraz stamtąd wyjdą. Chciała się

wycofać i wpadła na kogoś, kto stał tuż za nią. Lament erynii wybuchł z taką mocą, że teraz już bolał. Odwróciła się i musiała mocno zadrzeć głowę, żeby spojrzeć w twarz nad olbrzymią męską piersią.

Wwiercały się w nią jasnoniebieskie oczy widoczne pod gęstwiną złotych loków. Przemknęło jej

przez myśl, że chłopak wygląda jak jasnowłosa wersja Adama Michała Anioła z sufitu Kaplicy

Sykstyńskiej, że jakoś się uwolnił z tynku i teraz spaceruje po świecie w trzech gigantycznych

wymiarach. Nigdy w życiu nikogo tak się nie przestraszyła. Automatycznie zrobiła krok do tyłu i wleciała na wózek. Oddech boleśnie uwiązł jej w gardle, gdy się

potknęła. Ze strachu zaczęła niezdarnie wymachiwać rękami. Nagły rozbłysk jasności odrzucił

wstrząsane drgawkami ciało chłopaka. Helena poczuła przyprawiającą o mdłości mieszaninę zapachu palonych włosów i ozonu. Zawsze

wtedy myślała, że zrobiła coś złego. I kiedy tak się zastanawiała, co się stało, i przyglądała się

jasnowłosemu potworowi, przemknęło jej wspomnienie promu na Nantucket. Ogłuszony chłopak

szybko się pozbierał i pochylił w stronę Heleny ze złym uśmiechem na anielskiej twarzy. Był tak

blisko, że niemal wyczuwała ciepło jego ciała. - Hektor! - krzyknął rozkazująco znajomy głos. Helena zdążyła tylko zarejestrować, że to Lucas. Zaraz chwycił ją za rękę i odciągnął od Goliata - jak

się okazało, swojego krewnego. Zamiast się przestraszyć, Hele- 70 na natychmiast wpadła we wściekłość. Natarła na Lucasa i mu się wyrwała. - Nie dotykaj mnie - syknęła. Czuła, że kręci jej się w głowie. - Dlaczego po prostu nie możesz

trzymać się ode mnie z daleka? - Dlaczego po prostu nie możesz siedzieć w domu? -wypalił. - Nie wystarczyła ci wczorajsza zabawa? - Musiałam zrobić zakupy! Nie zamierzam tkwić w swoim pokoju do końca życia tylko dlatego, że

jakaś kobieta... - Helena zorientowała się, że zaczęła krzyczeć. Opanowała się i ściszyła głos. W

głowie zaświtała jej pewna myśl. - Wciąż mnie śledzisz? - Masz szczęście, że tylko tyle. A teraz wracaj do domu - warknął i złapał ją za rękę. - Uważaj, Lukę - ostrzegł go Hektor, ale Lucas tylko się uśmiechnął. - Jeszcze nie umie tego kontrolować - odparł. - Kontrolować czego? - wykrztusiła wściekła Helena. Jej cierpliwość była na wyczerpaniu. - Nie tutaj. Nie teraz - rzucił Jazon. Lucas kiwnął głową i zaczął popychać Helenę w stronę drzwi, ale ona znowu wyrwała się z jego uchwytu. Wcale się tym nie przejął. Złapał ją za rękę i

mocno przytrzymał. Helena miała dwa wyjścia. Mogła wdać się w bójkę na oczach całego sklepu albo

grzecznie dać się wyprowadzić najpodlejszemu chłopakowi na całym świecie. W płucach wzbierał jej

krzyk tłumionej złości, ale nie miała wyboru. Ciągnąc ją za sobą, Lucas przedefilował przed nosem

piękności o kasztanowych włosach. Helena przypuszczała, że to jego krewna - Ariadna. Dziewczyna

Page 29: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

próbowała uśmiechnąć się do Heleny ze współczuciem, choć najwyraźniej ją też, jak wszystkich

pozostałych, podjudzały erynie. Przez ułamek sekundy Helena chciała odpowiedzieć uśmiechem, ale

nie potrafiła zapanować nad sobą tak jak 71

Ariadna. Była zbyt rozwścieczona. Pomyślała, że Ariadna musi być niezwykle miła, skoro w takiej

sytuacji próbuje zdobyć się na uprzejmość. - Nawet nie patrz na moją siostrę - wycedził Jazon i brutalnie szarpnął Helenę za rękę, kiedy mijali

maleńką Kasandrę. Dziewczynka otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, a potem szybko je zamknęła i odwróciła się w

drugą stronę. - Nie mam w domu nic do jedzenia. Co niby zrobię na obiad? - warknęła Helena przez zaciśnięte

gardło. - A wyglądam, jakby mnie to obchodziło? - prychnął Lucas i wywlókł ją ze sklepu. - Nie możesz mnie tak traktować - powiedziała, kiedy prowadził ją przez parking. - Nienawidzimy

się. I dobrze. Więc może po prostu trzymajmy się od siebie z daleka? - I jak to się według ciebie do tej pory sprawdzało? -W głosie Lucasa słychać było frustrację, nie

ironię. - Przychodzisz do tego sklepu o tej samej porze co sobota czy może tak tylko, ni stąd, ni zowąd

wpadłaś dzisiaj? - Nigdy tu nie przychodzę w soboty, bo wtedy jest najwięcej ludzi. Ale dziś potrzebowałam czegoś do

jedzenia - wykrztusiła Helena. Lucas roześmiał się z niedowierzaniem i jeszcze mocniej ścisnął jej rękę. Nagle Helena zdała sobie sprawę, ile przypadkowych wydarzeń i gwałtownych impulsów miało

wpływ na decyzje, które podejmowała w ciągu ostatnich kilku dni. Kiedy się nad tym zastanowiła,

doszła do wniosku, że wyglądało to tak, jakby wcale nie ona je podejmowała. - Erynie nie pozwolą nam się unikać - powiedział zgaszonym głosem Lucas. - Możemy ułożyć grafik albo coś... - zaczęła, ale wiedziała, że to kiepski pomysł, więc się zamknęła,

zanim zdążył ją skrytykować. 72 Starożytna, ponadnaturalna siła zmuszała ją, żeby zabiła Lucasa. Pewnie nie uda się jej powstrzymać

tak przyziemnym sposobem jak działanie według rozpiski. - Moja rodzina jeszcze nie postanowiła, co z tym zrobić. Co z tobą zrobić. Ale będziemy w kontakcie -

powiedział. Dotarli do samochodu i Lucas pchnął ją na drzwiczki od strony kierowcy, jakby nie

potrafił się powstrzymać, żeby po raz ostatni nie zadać jej bólu. - A teraz spadaj do domu i stamtąd nie

wychodź - polecił i poczekał, aż Helena znajdzie kluczyki. Kiedy wyjeżdżała z parkingu, przez chwilę zastanawiała się, czy nie wcisnąć gazu i nie walnąć Lucasa

samochodem, ale nie chciała zniszczyć Kate lakieru. Łzy wściekłości zaczęły jej płynąć, gdy tylko

wyjechała na ulicę, i nie przestały, dopóki nie dotarła do domu i nie ochlapała w kuchni twarzy zimną

wodą. Czuła się upokorzona na milion najróżniejszych sposobów. Części tego upokorzenia sama była winna,

bo to ona zaatakowała Lucasa w szkole. Wydawało się jednak, że on postanowił ją lekceważyć. A

teraz w dodatku nie mogła nawet zrobić zakupów. I jak to wytłumaczy ojcu? Myśl o Jerrym dusiła w zarodku każdy plan ucieczki. Sytuacja Heleny była beznadziejna - Delosowie

mieli przewagę liczebną, a jeśli nie chciała zostawić ojca samego, musiała zaczekać, aż zdecydują, co

z nią zrobić. Oparła się o zlew i zapatrzyła na stojak z nożami. Gdyby to ona dopadła Lucasa tak jak

on ją, chwyciłaby za nóż. Nie wiedziała tylko dlaczego. Dlaczego tak bardzo się nienawidzą? I czemu

służy ten cały gniew? Przypomniała sobie nagle Hektora, to jak się do niej uśmiechał, i jak na jej rękach pojawiła się gęsia

skórka. Gdyby kiedykolwiek znalazła się z nim sam na sam, wiedziała, że by ją zabił. Nie

sterroryzował tak jak Lucas, ale naprawdę z wielką przyjemnością zabił. 73

Page 30: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Pół godziny później, kiedy ojciec w końcu dotarł do domu, wciąż stała oparta o zlew. Jerry zamarł w

pół kroku i obrzucił całą kuchnię jednym szybkim spojrzeniem. - Znowu coś przeskrobałem? - spytał z rozszerzonymi oczami. - Dlaczego ciągle mnie o to pytasz? - zjeżyła się Helena. - Bo ostatnio za każdym razem, kiedy wracam do domu, patrzysz na mnie, jakbym zapomniał o

twoich urodzinach albo zrobił coś równie niewybaczalnego. - A zrobiłeś? - Nie! Nic nie zrobiłem! Nic złego - powiedział ze szczerym wyrazem twarzy, ale zdradził go

rumieniec, który wypełzł mu na szyję. - Powinnam zapytać o Kate i o ciebie, czy to byłoby niesmaczne? - Ej, nie ma o co pytać. Jesteśmy po prostu przyjaciółmi - odparł z ponurą miną. Helena dałaby sobie rękę uciąć, że za tą decyzją wiele się kryło, ale w tej chwili naprawdę nie miała

ochoty wysłuchiwać historii ojca. - Twoja strata. - Obojętnie wzruszyła ramionami. Jerry poderwał głowę, zaszokowany

rozgoryczeniem, które usłyszał w głosie córki. - To do ciebie niepodobne, Heleno. Skrzyżowała ręce na piersi i odwróciła głowę zbyt zawstydzona, żeby spojrzeć ojcu w oczy. Mogła znieść strach przed pościgiem opętanych żądzą

zemsty duchów rodem z Hadesu, ale nie to, że zamienia się we wredną sukę. Cokolwiek postanowią

Delosowie, miała nadzieję, że zrobią to szybko. Wybąkała przeprosiny i już chciała zacząć się

tłumaczyć, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Co za wybawienie. Jerry poszedł otworzyć i po chwili

zawołał Helenę. - O co chodzi? - Wyszła z kuchni. 74 W progu stał kurier ze sklepu obładowany torbami pełnymi zakupów. - To dla ciebie. Jerry podał córce karteczkę z jej imieniem. - Ja tego nie zamawiałam - wymamrotała Helena. - Zamówienie złożyła pani Noel Delos. Miało zostać dostarczone do panny Heleny Hamilton.

Wszystko już i iplacone - wyjaśnił. Jerry dał mu napiwek i zabrał torby do kuchni. Helena przeczytała liścik. Panno Hamilton! Bardzo mi przykro z powodu okropnego zachowania mojego syna dziś w sklepie, dlatego proszę, żeby

przyjęła pani tych kilka drobiazgów, które przesyłam, nawet jeśli nie może pani przyjąć przeprosin.

Dobrze wiem, jak trudno zrobić obiad, kiedy brakuje potrzebnych produktów, choć najwyraźniej mój

Lucas nie ma o tym bladego pojęcia. Noel Delos Helena patrzyła na karteczkę dłużej, niż zajęło jej przeczytanie listu. Ten gest bardzo ją poruszył. Był

absurdalnie przyzwoity. Miała wrażenie, że Noel różni się od reszty rodziny, choć nie wiedziała, na

czym ta różnica polega. - Co to znaczy „okropne zachowanie", Lennie? - Jerry czytał jej przez ramię. Helena wyczuwała, jak

rośnie w nim oburzenie. - Co ten Lucas ci znowu zrobił? - Wszystko w porządku, tato. Ona przesadza. - Spróbowała zbagatelizować sprawę. - W takim razie nie możemy tego przyjąć - stwierdził. - Te zakupy kosztowały ponad sto dolarów. - Och, na litość boską! - jęknęła Helena i wzniosła oczy do sufitu. Zrobiła głęboki wdech, po czym

zaczęła wyjaśniać całą sytuację. - Dobra, wygrałeś. Lucas 75

i ja znowu się dziś ścięliśmy w supermarkecie. Zwykła przepychanka. Nic wielkiego. W

każdym razie w porównaniu z poprzednim razem. Nieważne. Tak czy siak, to on zaczął, a ja

nie mogłam zrobić zakupów i któreś z dzieciaków Delosów musiało o tym powiedzieć jego

Page 31: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

mamie. A ona źle to zrozumiała i przysłała te rzeczy, bo pewnie jest bardzo miła. Ale nie

chcę, żebyś jej cokolwiek mówił, i proszę, proszę, zostawmy to już, dobra?

- Co, do diabła, jest z tobą i tym Lucasem? - spytał Jerry po chwili, kompletnie osłupiały.

Nagle coś mu przyszło do głowy. - Czy wy ze sobą chodzicie? - spytał przerażony.

Helena wybuchnęła śmiechem.

- Nie, nie chodzimy. Po prostu staramy się nawzajem nie pozabijać i niezbyt nam to

wychodzi.

Uznała, że prawda jest tak niewiarygodna, że Jerry weźmie ją za żart. I się nie pomyliła.

Spojrzał na nią zbolałym wzrokiem.

- Nigdy jeszcze nie miałaś chłopaka. Czy to pora, żebyśmy porozmawiali o tym, co

mężczyźni i kobiety robią, kiedy się w sobie zakochają?

- Nie. Na pewno nie - odparła stanowczo Helena.

- To dobrze - powiedział z ulgą Jerry. Na chwilę zapadła niezręczna cisza. - No to... chyba

możemy to zjeść, prawda?

- Jasne. Helena odwróciła się na pięcie i poszła do kuchni,

a Jerry niemal pobiegł do salonu poszukać niezawodnej pociechy na kanale SportsCenter.

Przygotowując bruschettę z fantastyczną mozzarellą di bufala, świeżymi pomidorami, bazylią

i obłędnie pyszną hiszpańską oliwą przysłaną przez panią Delos, Helena myślała o ojcu i jego

błogiej nieświadomości co do sił, które rujnują jej życie. Biorąc pod uwagę wszystko, co jej

się ostatnio przydarzyło, może nie powinna się spodziewać 76 wielu kolacji z baseballem w tle. Ta myśl jednak nie zmartwiła jej aż tak bardzo, jak mogłaby

jeszcze tydzień temu. Jeśli Delosowie chcą ją dopaść, proszę bardzo, niech sobie dopadają.

Miała już dość tej ciągłej wściekłości. Walczyć i zabić albo zostać zabitą, wszystko jedno.

Dopóki może utrzymać ojca z dala od tej idiotycznej greckiej tragedii, jest gotowa stawić

czoło wszystkiemu, co stanie jej na drodze.

Rozdział 5

Następny tydzień w szkole był jedną wielką torturą. W poniedziałek Helena starała się omijać

Delosów dużym łukiem, ale wyglądało na to, że wszelkie próby unikania kontaktu prowadziły

prosto do nich. Żeby ich ubiec, przyjechała do szkoły wcześniej. I co? Czarny SUV, którego

widziała w supermarkecie, akurat zatrzymał się tuż za nią. Szybko przypięła rower i złapała

plecak, ale przez ten pośpiech weszła w drogę Jazonowi i Hektorowi. Kiedy zwolniła, żeby

ich przepuścić, natknęła się na Lucasa - pomagał młodszej siostrze wyjąć wiolonczelę z ba-

gażnika. Zdenerwowana zrobiła krok do przodu, po czym zawróciła do roweru i zaczekała, aż

wszyscy Delosowie zejdą jej z drogi.

Kiedy później dostała pozwolenie, żeby zjeść obiad na zewnątrz, na patio spotkała Kasandrę,

która ćwiczyła na wiolonczeli palcówki bez smyczka. Helena stanęła jak wryta, a gdy zaczęła

się wycofywać, wpadła na Ariadnę. Fizyczny kontakt sprawił, że Helenę przeszły tak silne

ciarki, że aż ją zabolały pory. Próbowała być uprzejma i uśmiechnęła się przepraszająco, ale

dłonie Ariadny zacisnęły się na futerale ze skrzypcami. Helena odskoczyła na bok. Obie

wymamrotały przeprosiny. 77

- Kasandra i ja możemy ćwiczyć na zewnątrz. Przez kilka najbliższych dni będziemy tu przychodziły

w porze lunchu - wyjaśniła szybko Ariadna, nie patrząc Helenie w oczy. - Dzięki - wykrztusiła z trudem Helena przez zaciśnięte zęby. Wróciła do stołówki i zagrodziła drogę Claire.

Page 32: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Nie pójdziemy zjeść na dwór? - spytała przyjaciółka i znów ruszyła do wyjścia. Zauważyła Ariadnę

i Kasandrę i odwróciła się do Heleny z niedowierzaniem. - No co ty? Przecież nie będziemy siedziały

razem z nimi. - Wiem. Ale po prostu nie chcę być nigdzie blisko -odparła obronnie Helena, bawiąc się zamknięciem

pudełka z jedzeniem. Claire przewróciła oczami. - Ej! - Podszedł do nich Matt. - Myślałem, że idziemy na patio. Jest mnóstwo wolnych stolików... -

Głos mu zamarł, kiedy zobaczył Delosówny. Starczyło mu siły woli, żeby się powstrzymać i nie zagwizdać na widok cudownego rowka między

piersiami Ariadny - naprawdę robił wrażenie, zwłaszcza że Ariadna, dziś w koszulce na ramiączkach,

akurat się pochylała. Helena wiedziała, że pozbawia Matta słodkich widoków, a Claire słońca, ale

mimo to nie była w stanie jeść na zewnątrz. - Możecie iść na patio, nie ma sprawy. - Zostawiła ich i odeszła. - Lennie! Co się dzieje? - zawołała za nią zdenerwowana Claire. - Przestań się zachowywać, jakbyś

była pępkiem świata, dobra? Głos Claire niósł się za Heleną aż za róg. Słowo „pępek" wciąż rozbrzmiewało w powietrzu, kiedy

znalazła się twarzą w twarz z Hektorem i Jazonem. Stali przy swoich szafkach i rozmawiali z

Gretchen i Amy Heart, cheer-leaderką z ostatniej klasy. Dziewczyny flirtowały z nimi 78 na całego. Spojrzały po sobie, po czym obie wbiły wzrok w Helenę, jakby była gilem na chusteczce do

nosa. Helena zaczerpnęła głęboko powietrza, próbując zignorować całe towarzystwo. - Cześć - powiedział Hektor. Głos miał jasny, a spojrzenie dziwnie pozbawione wyrazu. Leciutko

pochylił się w stronę Heleny, jakby chciał ją złapać, ale nie potrafił się powstrzymać. Jazon w żartach walnął brata w pierś z taką siłą, jakiej normalni ludzie, choćby Amy i Gretchen, nawet

sobie nie wyobrażali. - Uspokój się - przywołał Hektora do porządku. - Po prostu mówiłem Helenie cześć. Cześć, Heleno. Heleno Hamilton, cześć. Wybierasz się do

Siasconset? - zadrwił. - Nie, nie wybiera się - powiedział zza jej pleców Lucas. Helena odwróciła się i spiorunowała go

wzrokiem. -Coś bym o tym wiedział - dodał tak cicho, że zwykli śmiertelnicy nie mogli go usłyszeć. Ale ona usłyszała. I nagle poczuła, że ma dość tego zastraszania. Podjudzana przez erynie zrobiła maleńki krok w stronę

Lucasa. Zobaczyła, jak chłopak gwałtownie wciąga powietrze, i w ułamku sekundy dotarło do niej, że

pewnie spędził tyle samo czasu co ona, zmywając z siebie jej zapach po ich małej wywrotce przed

jego domem. To ją tak ucieszyło, że omal się nie roześmiała. - Przekaż swojej mamie, że nigdy w życiu nie jadłam tak pysznej oliwy jak ta, którą nam przysłała -

powiedziała Helena i uśmiechnęła się złośliwie. Zauważyła, że oczy Lucasa lekko rozszerzyły się ze

strachu. A więc słusznie przypuszczała. Jego matka różniła się od reszty rodziny. -Gdyby tylko miała

chęć spróbować mojej bruschetty, zawsze będzie mile widzianym gościem. 79

Lucas zrobił ruch w kierunku Heleny, lecz nagle Jazon znalazł się tuż obok. Helenę złapał za łokieć i

delikatnie odepchnął, a Lucasa równocześnie pociągnął w stronę szafek. Helena już zaczęła iść dalej,

ale nie potrafiła się oprzeć, żeby nie zadać ostatniego ciosu. - Pozdrów ode mnie ciotkę - sapnęła, kiedy przechodziła obok Hektora. Doskonale naśladowała przy

tym jego groźny ton. Nie zatrzymała się, żeby poczekać na odpowiedź. Idąc korytarzem, miała wrażenie, jakby wszyscy

trzej Deloso-wie wypalali jej wzrokiem dziurę w plecach. I co z tego? Niech się gapią. Była z siebie

tak zadowolona, że nawet zapomniała się zgarbić.

Page 33: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Wtorek okazał się niewiele lepszy od poprzednich dni, ale przynajmniej nie próbowała już zmieniać

grafiku, żeby uniknąć Delosów W zamian za to oni starali się schodzić jej z drogi, co rzecz jasna

sprawiło, że przez cały dzień na nich wpadała. Za każdym razem, kiedy wychodziła na korytarz,

natykała się na któreś z nich. Co gorsza, jej przyjaciele zaczęli się na nią wkurzać. Claire uznała ją za tchórza, a Matt pochmurniał,

kiedy wzdrygała się na widok Lucasa. W środę klan Delosów zmienił taktykę. Rano Helena zastała przy swojej szafce Jazona. Czekał oparty

o ścianę. Wyglądał jak posąg. Miał bardzo kocie ciało i leniwe ruchy - jakby w każdej chwili był

gotów się przeciągnąć i uciąć sobie drzemkę. Miał też więcej wdzięku niż krewny i brat. A kiedy stał

obok nich, wydawał się nieduży, choć tak jak nieduża wydaje się pantera w porównaniu z lwem albo

bykiem. Helenie, kiedy zobaczyła go samego na dość pustym korytarzu, wydał się ogromny. Zmusiła

się, żeby nie zwalniać kroku. Spojrzał na nią. W życiu nie widziała u chłopaka tak długich rzęs. - Masz chwilę? - spytał sztywno, ale grzecznie. 80 Helena widziała, że Jazon się koncentruje. Pewnie tak samo jak ona usilnie starał się ignorować

erynie. - A co? - Wbiła wzrok w podłogę. Dzieciakom, które miały szafki obok, jakoś nie spieszyło

się, żeby zabrać swoje rzeczy. Helena wolałaby, żeby sobie poszły, ale przecież nikt w szkole nie

przepuściłby okazji, żeby zostać świadkiem kolejnej zadymy. - Niektórzy z nas uważają, że dobrze by było, gdybyśmy spróbowali jakoś się dogadać - wytrajkotał

Jazon, jakby chciał załatwić całą rzecz najszybciej, jak to możliwe. Helena zastanawiała się przez

chwilę. - Niektórzy z was? To znaczy, że jeszcze nie podjęliście jednomyślnej decyzji? W mojej sprawie -

dodała z naciskiem. - Nie, przykro mi. - Jazon od razu zrozumiał, co miała na myśli. - Ale uważamy... no cóż, w każdym

razie część z nas uważa, że powinniśmy przynajmniej spróbować być dla siebie milsi. - Ja sobie tego nie wyobrażam, a ty? Wcale nie chciała być nieprzyjemna, ale nie potrafiła się

pohamować. Usłyszała, jak jedna z kręcących się w pobliżu dziewczyn prycha z dezaprobatą. - Zależy nam, żebyśmy zostali przyjaciółmi. Albo przynajmniej przestali być wrogami. Zastanów się

nad tym - powiedział Jazon i odszedł. Przez tych wszystkich ludzi, którzy stali wokół i się gapili, Helenie udało się otworzyć szafkę dopiero

za trzecim podejściem. Zużyła całą energię, żeby się powstrzymać i nie zaatakować odchodzącego

Jazona, na cierpliwość jej więc już nie starczyło. Miała ochotę zacząć krzyczeć na tych, którzy ją

osądzali. Ale to było niemożliwe. Zresztą co miałaby powiedzieć? „Wcale nie jestem suką. Po prostu

doprowadzają mnie do szału trzy żądne krwi upiory, które mnie prześladują i nie dają w nocy spać". 6 - Spętani przez bogów 81

Na przerwie na lunch z zaskoczeniem stwierdziła, że Ariadna i Kasandra siedzą przy stoliku razem z

jej przyjaciółmi. Nawet z tej odległości widziała, że Matt cały aż poczerwieniał od tłumionej burzy

hormonów. Gretchen i Zach, którzy nigdy się do nich nie przysiadali, teraz siedzieli obok i

podlizywali się popularnym krewniaczkom. Helena zawahała się. Myślała, że uda jej się wyślizgnąć,

ale Ariadna zauważyła ją i zamachała. Podczas niezwykle krępującego lunchu Ariadna z całych sił starała się być dla Heleny miła, a

Kasandra non stop się uśmiechała - nawet jeśli słabo. Mimo tej szczerej próby nawiązania

przyjacielskich stosunków Helena była tak wzburzona nieznośną obecnością erynii, które dostrzegała

kątem oka, że swoim nieprzyjemnym zachowaniem zasłużyła na kilka zaszokowanych spojrzeń Gret-

chen i zmartwionych spojrzeń Claire. Gdy tylko wyszły ze stołówki, Claire odciągnęła przyjaciółkę na

bok. - Czy grzeczność naprawdę by cię zabiła? - spytała. - Nawet nie masz pojęcia, jak się staram. - Helena zacisnęła wargi. - To postaraj się bardziej. Wychodzisz na totalną snobkę, a przecież nią nie jesteś - ciągnęła Claire,

nie zważając na protesty Heleny. - Widzę, że dzieje się coś dziwnego. Coś, o czym mi nie mówisz.

Page 34: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Nie mam o to do ciebie pretensji. Ale musisz zacząć udawać, że ich lubisz, bo inaczej tacy ludzie jak

Gretchen i Zach zmienią twoje życie w piekło i nie dadzą ci spokoju aż do matury. Helena pokornie pokiwała głową. To była dobra rada. Tylko że jej życie już i tak przypominało piekło.

A jeszcze musiałaby przymiłać się do Delosów. Mimo to następnego dnia zdobyła się na wysiłek i

spróbowała uśmiechnąć do Ariadny i Jazona, kiedy spotkała ich w korytarzu. Nie poszło jej najlepiej -

raczej wyszczerzyła zęby, niż się uśmiechnęła - ale bliźniaki dobrze przyjęły jej starania. 82 Z Hektorem była zupełnie inna sprawa. Najwyraźniej nie podzielał poglądu, że powinni żyć ze sobą w

zgodzie. Kiedy po kolejnym straszliwym dniu - podczas którego robiła wszystko, żeby się nie

wzdragać na widok Lucasa -musiała wyminąć Hektora po drodze na trening. A on, jakby pociągany

niewidocznymi sznurkami, zmienił kierunek i ruszył za nią przez boisko. Powtarzał przy tym pod

nosem jej imię, jakby sobie podśpiewywał. Helena rozejrzała się rozpaczliwie. Szukała jakiegoś

świadka, na wypadek gdyby coś się stało. Głośno odetchnęła, gdy zobaczyła, że kilka dziewczyn idzie

w jej kierunku. Widziały, jak praktycznie ucieka przed Hektorem, i patrzyły na nią, jakby miała rogi.

Większość lasek w szkole raczej biegłaby do Hektora, gdyby tak się do nich uśmiechał. Całą czwartkową noc zawodzenie erynii nie dawało jej spać, jak gdyby któreś z Delosów było w

pobliżu. W piątek musiała wstać o świcie, żeby zawieźć Kate i Jer-ry'ego na lotnisko. Wybierali się na

weekend do Bostonu na konferencję drobnych przedsiębiorców. Helena cieszyła się, że będzie miała

kilka dni dla siebie. Z braku snu w nocy i od tego prześladowania za dnia czuła się, jakby ktoś ją

wyżął i przepuścił przez maszynkę. Musiała jeszcze tylko przetrwać jeden dzień w szkole, potem

wpełznie do łóżka i zostanie tam aż do poniedziałku. Może w końcu zdoła nawet zasnąć. Niestety, to, co miało być piątkową metą, okazało się piątkową pułapką - jak linka rozciągnięta tuż

nad ziemią. Helena przekonała się o tym, gdy tylko dotarła do szkoły. Początkowo nie rozumiała,

dlaczego wciąż na kogoś wpada. Uznała, że to pewnie jakaś nowa moda, którą przeoczyła, dopóki

Claire nie zaczęła krzyczeć, żeby się wszyscy cofnęli. Wtedy Helena zaczęła słuchać, co mówią

ludzie, kiedy na nią wpadają. Osoby, z którymi nigdy dotąd nie zamieniła nawet słowa, szeptały „suka" albo „zdzira". Przez cały

dzień słyszała 83 .

wokoło same obelgi. Aż trzy razy musiała biec do damskiej toalety, żeby się schować. Co prawda

udało jej się nie spotkać żadnego z Delosów, ale w zamian znalazła się na celowniku całej reszty. Gdy

po lekcjach przebierała się na trening, nerwy miała napięte jak struny. Nie wiedziała, czy się zaraz nie

rozpłacze albo nie zwymiotuje. Wyszła z szatni i na chwiejnych nogach dopadła Claire. Na szczęście

pozostałe dziewczyny trzymały się od nich z daleka. - Co ich to wszystkich obchodzi? - wybuchnęła zdenerwowana. - Co to ma za znaczenie, czy lubię,

czy nie lubię Delosów? - Bo to nie wszystko - wyjaśniła łagodnie Claire. - Tak? A co jeszcze? - Helena rozpaczliwie potrzebowała jakiegokolwiek wytłumaczenia. - Podobno Lucas i Hektor się o ciebie pobili, więc oczywiście wszystkie dziewczyny cię teraz

nienawidzą -powiedziała Claire takim tonem, jakby miała nadzieję, że to totalne brednie, ale nie była

tego zupełnie pewna. - Jaja sobie robisz? Claire pokręciła głową. - Lucas i Hektor chyba rzeczywiście pobili się wczoraj na treningu. Dlatego nie przyszli dziś do

szkoły. Zostali zawieszeni. - Co się stało? - spytała zaskoczona Helena. - Lucas widział, jak Hektor idzie za tobą do szatni, i nie wyrobił. Zaczął wrzeszczeć, żeby Hektor się

od ciebie odwalił. Powiedział coś w rodzaju... no, że ty należysz do niego - dodała nieśmiało Claire. Helena pokręciła głową. Lucasowi chodziło o to, że to on ma ją zabić, ale nie mogła powiedzieć tego

przyjaciółce. - Wszystkie laski mnie nienawidzą, bo Lucas jest pa-ranoikiem? Przecież to nie fair. Ja go nie cierpię

- rzuciła z pasją. Potem zamilkła. W głowie zaświtała jej kolejna 84

Page 35: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

myśl. - Ale to tłumaczy, dlaczego dziewczyny mnie nienawidzą. A co z resztą? Jest coś jeszcze,

prawda? - O tak. I to dużo gorszego. Bo Delosów nie tylko zawieszono. - Claire ze zmartwienia zmarszczyła

brwi. -Zach powiedział, że Hektor i Lucas rzucili się na siebie na oczach całej drużyny futbolowej,

trenerów, wszystkich. I że to wyglądało naprawdę przerażająco. Jak pojedynek na śmierć i życie.

Jazon próbował ich powstrzymać, ale było już za późno. I... No cóż... Wyrzucili ich z drużyny. To

dlatego nienawidzi cię cała szkoła, łącznie z chłopakami - podsumowała Claire. - Przecież Delosowie

to fantastyczni, wręcz idealni sportowcy. A ty jednym strzałem załatwiłaś liceum Nantucket w

sezonie, który miał być zwycięski. - Chyba żartujesz - powiedziała powoli Helena. -Przecież to oni rujnują mi życie. - Ale nawet w

otchłani żalu nad sobą wiedziała, że ona nie pozostaje im dłużna. Byli w mieście raptem dwa tygodnie

i już wszyscy trzej zdążyli się wpakować w poważne kłopoty. Jeśli takie akcje będą się powtarzać,

dyrektor wyrzuci ich ze szkoły i co wtedy? Będą musieli co rano przeprawiać się na kontynent, bo na

wyspie jest tylko jedno liceum. A w dodatku wszystko to - bójka, zawieszenie, nienawiść ludzi w

szkole wobec Heleny - zdarzyło się po tym, jak postanowili utrzymywać dobre stosunki. Zaczęła do niej docierać straszliwa prawda. Nawet jeśli ona zapanuje nad swoją wściekłością, a

Delosowie nad swoją, erynie nie pozwolą im żyć obok siebie. Bójka między Lucasem a Hektorem

dowodziła, że Delosowie muszą prześladować albo ją, albo siebie nawzajem. Opcja w stylu „żyj i

pozwól żyć innym" nie istniała. Z jakiegoś powodu, którego Helena wciąż nie rozumiała, erynie żą-

dały krwi. I ją dostaną, nieważne, jak zostanie przelana. - Naprawdę nie widujesz się z Lucasem? - spytała ostrożnie Claire, wyrywając Helenę z ponurej

zadumy. 85

- Ja miałabym się z nim widywać? Za każdym razem, kiedy na niego patrzę, mam ochotę wy drapać

sobie oczy -odparła szczerze Helena. - O, proszę bardzo! I to jest to, czego w ogóle nie rozumiem - krzyknęła Claire. - Nigdy dotąd nikogo

tak nie nienawidziłaś. Nawet Gretchen, która zachowuje się wobec ciebie okropnie od piątej klasy. Po

prostu się od niej odsunęłaś i już, a przecież kiedyś byłaś z nią tak blisko jak ze mną. Więc co jest

między tobą a Lucasem? Przecież to cię zżera! Odkąd się tu przeprowadził, cały czas chodzisz

wściekła. Nie rozumiem tego. Najwyraźniej to prawda, co gadają ludzie. Bo to jedyne sensowne

wyjaśnienie. -Umilkła gwałtownie. - A co gadają ludzie? - Helena zatrzymała się nagle. I tak biegły bardzo powoli, ale chciała dobrze

usłyszeć szczerą odpowiedź. Zmusiła przyjaciółkę, żeby stanęła i na nią spojrzała. - No co gadają? -

spytała jeszcze raz. Claire westchnęła i postanowiła mieć to już za sobą. - Że spotkałaś Lucasa przypadkiem tuż przed rozpoczęciem roku i przespaliście się ze sobą. A potem

on cię oszukał, że przyjechał tu tylko na wakacje. Żeby nie musiał do ciebie dzwonić. Dlatego wpadłaś

w szał, kiedy go zobaczyłaś na korytarzu. Bo cię wykorzystał, a ty się w nim zakochałaś. - O rany, ale żenada - wymamrotała Helena totalnie oszołomiona. - No tak. Ale czy to prawda? - Claire popatrzyła na przyjaciółkę błagalnym wzrokiem. Helena westchnęła. Objęła przyjaciółkę ramieniem i zaczęła biec. - Przede wszystkim Lucas i ja pierwszy raz widzieliśmy się na oczy wtedy w szkole, więc to, że ze

sobą spaliśmy, nie wchodzi w grę. Po drugie, powiedziałabym ci, gdybym kiedykolwiek nawet

pocałowała chłopaka po tamtej katastrofie z Mattem w siódmej klasie. Po trzecie, 86 i chyba najważniejsze, nigdy nie byłam z Gretchen tak blisko jak z tobą. Ty jesteś moją najlepszą

przyjaciółką, ('hichota. - Uścisnęła ją i nie puściła, dopóki Claire się nie poddała i nie uśmiechnęła. -

Wiem, że ostatnio okropnie się zachowuje, i strasznie mi z tego powodu przykro. Coś dziwnego się ze

mną dzieje. Chciałabym ci wszystko opowiedzieć, ale nie mogę, bo na razie sama tego nie ogarniam.

Dlatego bardzo, ale to bardzo cię proszę: bądź po mojej stronie, nawet jeśli cały czas chodzę wściekła i ponura. - Wiesz, że zawsze trzymam twoją stronę. Ale chcesz, żebym była z tobą zupełnie szczera? - Claire

znowu się zatrzymała i odwróciła do Heleny. - Tak, powinnam teraz powiedzieć, że to nic i że

Page 36: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

wszystko się jakoś samo ułoży. Powinnam cię wesprzeć i nakarmić tymi wszystkimi bzdurami. Ale

nie potrafię. Nie sądzę, żeby wszystko się samo ułożyło, i martwię się o ciebie. Po treningu Helena poszła do sklepu ojca. Zaoferowała, że ten wieczór weźmie za Louisa, żeby swój

weekendowy maraton w pracy podczas nieobecności Kate i Jerry'ego mógł zacząć porządnie

wypoczęty. Klienci wciąż tak zabawnie na nią patrzyli, jakby wieści o jej wyczynach zdążyły dotrzeć do każdego

mieszkańca wyspy. Ale miała za dużo pracy, żeby się z tego powodu wściekać. Zanim posprzątała i

przygotowała wszystko dla Louisa na rano, minęła północ. Kiedy zamknęła sklep i szła do Świnki, w pewnym momencie coś ją zaniepokoiło. Zaczęła

nasłuchiwać, ale wszystko minęło, gdy tylko wyjechała z alejki i skierowała się w stronę domu. Była

czujna, ale nic się nie działo. Dopiero kiedy zaparkowała na podjeździe i ruszyła do domu, stało się

coś takiego, że aż podskoczyła. Najpierw poczuła wdzięczność. Delosowie przynajmniej zaczekali, aż Jerry zejdzie im z drogi, i

dopiero 87

wtedy przyszli ją zabić. Żylasta ręka owinęła się wokół szyi Heleny i pociągnęła ją do tyłu.

Pozbawiona oddechu Helena osunęła się na kolana. Nie widziała napastnika. Ciekawe, kto wygrał

spór o to, do kogo „należy". Lucas czy Hektor? Brak tlenu sprawił, że przed oczami zaczęły jej latać

białe i niebieskie plamy. I wtedy wyobraziła sobie, jak po powrocie do domu tata znajduje jej ciało na

podjeździe. Wiedziała, że nieważne, kto ją zaatakował, musi walczyć. Nie pozwoli, żeby Jerry stracił

jeszcze jedną ukochaną osobę. Bo on tego nie przeżyje. Zgarbiła się i wbiła łokieć w splot słoneczny napastnika, wykorzystując całą energię, jaka jej jeszcze

została. Usłyszała, jak ktoś z sykiem wciąga powietrze. Poczuła, że leci. Podparła się dłonią, żeby nie

upaść. Zrobiła dwa głębokie wdechy, zanim spojrzała w górę zdziwiona, że nikt do niej nie

przyskakuje. Lucas spoglądał na nią, przytrzymując Hektora prawą ręką za koszulę. Hektor jednak nie patrzył na

Helenę, tylko oglądał się przez ramię. Ledwie to zarejestrowała, a odezwał się Lucas. Ale gdy tylko

wypowiedział pierwsze słowa, za jego plecami zaczęły lamentować erynie. Helena zdziwiła się, że

tyle czasu zwlekały, zanim się pojawiły, ale nie zdążyła się nad tym zastanowić. - Jazon! Ariadna! Weźcie ją żywcem - rozkazał Lucas, kładąc nacisk na ostanie słowo. Spojrzał

znacząco na Hektora. I właśnie tę chwilę Helena wykorzystała. Zerwała się na równe nogi i rzuciła do ucieczki. Nigdy wcześniej nie próbowała rozwinąć pełnej prędkości. Zawsze wiedziała, że gdyby to zrobiła,

odkryłaby, że te wszystkie koszmarne wyobrażenia o sobie są prawdą. Potwór, dziwadło, zwierzę,

czarownica - epitety, którymi szeptem obrzucała się za każdym razem, gdy zrobiła coś

niewiarygodnego, wypłynęłyby na powierzchnię, gdyby kiedykolwiek pozwoliła sobie na odrobinę

swobody. 88 Ale kiedy usłyszała, jak Hektor z nienawiścią wypluwa jej imię, nie zastanawiała się ani chwili,

pognała co sił w nogach. Coś kazało jej biec na wrzosowiska. Ciemna równina, oświetlona pochłaniającym kolory blaskiem

księżyca, wydawała się jej bezpieczniejsza niż drogi i domy mieszkańców wyspy. Jeśli miała umrzeć,

nie chciała, żeby jacyś słabi śmiertelnicy poświęcili swoje życie, próbując ocalić biedną Helenę

Hamilton, ich sąsiadkę i przyjaciółkę. Żeby walczyć, potrzebowała rozległego nieba, przestrzeni, jaką dawały niezamieszkane rejony

Nantucket, a nie skrawka ziemi z uroczymi, krytymi gontem siedzibami wielorybników. Biegła na

zachód, przecinając północną część wyspy. Słyszała szum spokojnych wód Nantucket Sound gdzieś

po lewej i głosy Lucasa i Hektora. Wykrzykiwali jej imię za plecami. Doganiali ją. Przecięła Polpis Road i skręciła, okrążając staw Sesa-chacha. Wreszcie zobaczyła otwarty ocean - nie

spokojniejszego kuzyna Atlantyku, Nantucket Sound, ale dzikie wody na krańcu lądu. Potrzebowała

kryjówki, a tymczasem znajdowała się na równinnej, otwartej przestrzeni, powietrze zaś było czyste i

przejrzyste. Spojrzała w stronę mrocznych fal. Połyskiwały w świetle księżyca niczym atramentowa

Page 37: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

folia. Modliła się o jakąkolwiek mgłę albo opary, w których mogłaby się skryć. Cholerny ocean chyba

jest mi coś winien za to, że kiedyś omal mnie nie zabił, pomyślała histerycznie. Teraz powinien

zapłacić. Zrobiła kilka ogromnych kroków i oto jej błagania zostały cudownie wysłuchane. Dobiegła

do północnego skraju wybrzeża - nad piaszczystym krańcem wyspy unosiła się wilgotna, słona mgła. W przesiąkniętym wodą powietrzu wyraźnie słyszała odgłosy pościgu. Wiedziała, że ją samą też lepiej

słychać. Spanikowana i wyczerpana na oślep rzuciła się w mgłę, błagając ciało, żeby dało z siebie

jeszcze więcej. 89

Na krawędzi załamania poczuła, jak nagle staje się lżejsza i oddech jej się wyrównuje. Sadziła takie

gigantyczne kroki, że aż bolały ją stawy i kręgosłup. Ale ból gwałtownie ustał. Wciąż biegła, ale teraz

nie czuła już nic poza zimnem i wiatrem. Mocne podmuchy zaplątane we włosy smagały ją jak

biczem. Kiedy przedarła się przez mgłę, nie widziała nic oprócz ciemności i gwiazd wokoło. Były

wszędzie. Spojrzała w dół. Pod jej stopami migoczące światła układały się w zarys znajomego przecinka pośrodku oceanu.

Czyżby leciała samolotem? Rozejrzała się i zobaczyła, że jej ręce i nogi unoszą się w powietrzu.

Falowały, jakby były zanurzone w wodze. Jeszcze raz spojrzała w dół i zrozumiała, że ten migoczący

przecinek to była przepiękna maleńka wyspa, jej dom. Nagle pole widzenia Heleny zaczęło się

kurczyć i zamieniać w coraz węższy ciemny tunel. Nie wydała nawet najlżejszego dźwięku, straciła

przytomność i runęła z nieba, które właśnie się o nią upomniało.

Rozdział 6

W jałowej krainie panowała noc. Helena była zaskoczona, że istnieje tu coś takiego jak czas.

Zdezorientowana rozejrzała się dookoła. Nie za bardzo wiedziała, gdzie jest. Zaraz jednak uznała, że

tak, to jałowa kraina, ale tym razem górzysta dotąd okolica zamieniła w równinną i otwartą

przestrzeń. Mroczne, puste niebo wydawało się niższe i cięższe. I wtedy się obejrzała. Zajęło jej

chwilę, zanim zrozumiała, co widzi. Kilometry dalej poprzez niebo i ziemię biegła granica, za którą nocny krajobraz zamieniał się w

bardziej znajomy - górzysty i dzienny. Dwie różne strefy czasowe sąsia- 90 dowały ze sobą jak dwa obrazy w pracowni artysty - niewzruszone, niezmienne i oba równie realne.

Tutaj czas był miejscem i nigdy nie płynął. Jakimś cudem to miało sens. Ruszyła przed siebie. W nocnej części jałowej krainy było zimno. Helena szczękała zębami. Ale jak w

dziennej części nie można było uciec przed gorącem, tak tu, wiedziała, że się nie ogrzeje. I nieważne,

jak mocno będzie rozcierać ramiona. Przed sobą zauważyła jakąś przerażoną postać. Przyspieszyła kroku i po chwili rozpoznała Lucasa. Stał na czworakach i macał wokół ziemię, jakby

był ślepy - chwytając ostre kamienie, ranił sobie ręce. Bardzo się bał. Zawołała go, ale nie usłyszał.

Uklękła obok i ujęła jego twarz w dłonie. Najpierw wzdrygnął się i chciał wyrwać, ale potem z ulgą

wyciągnął na oślep rękę. Wypowiedział jej imię, tylko że z ust nie wydobył się żaden dźwięk. Pomogła

mu wstać - był tak przerażony, że kulił się na drżących nogach. Płakał i bezgłośnie błagał, żeby go

zostawiła. Za bardzo się bał, żeby się ruszyć, ale ona wiedziała, że nie wolno jej na to zwracać uwagi,

bo inaczej nigdy nie uda mu się opuścić tej mrocznej krainy. I choć krzyczał, zmusiła go, żeby wstał i szedł. Ból był straszliwy. Chciała jęknąć, ale nie miała dość siły, żeby wydobyć z siebie dźwięk. Nieopodal

słyszała ocean, nie mogła się jednak poruszyć ani otworzyć oczu, żeby zobaczyć, gdzie jest. Poczuła,

jak głowa delikatnie podskakuje jej w górę i w dół, jakby leżała na nierównej tratwie, i na jej usta

wypłynął ledwo widoczny uśmiech wdzięczności. Coś powstrzymało jej upadek i dawało delikatne

podparcie. Skupiła się na tej odrobinie szczęścia, dzieląc ból na kawałeczki, które dało się znieść.

Jeden na uderzenie serca. Po dziesięciu zaczęła liczyć do dwudziestu. Po dwudziestu zadała sobie

pytanie, czy zdoła dobrnąć do czterdziestu i tak dalej. Pod sobą usłyszała drugi 91 t

Page 38: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

równomierny rytm i po chwili bicie jej serca dopasowało się do odgłosu dochodzącego z tratwy. Dwa

serca biły w jednym tempie. Dodawały sobie nawzajem odwagi. Helena trwała w bezruchu. Wydawało się, że tkwi tak przez całe godziny. W końcu jednak udało jej się otworzyć oczy i

skoncentrować wzrok. W oślepiających rozbłyskach światła z odległej latarni morskiej zobaczyła

jedynie ściany piasku dookoła. Pod prawym policzkiem miała ciepłą koszulkę. Dopiero po chwili

zorientowała się, że T-shirt jest na czyimś ciele. Leżała na jakimś mężczyźnie. Nierówności pod

policzkiem to jego klatka piersiowa, a głowa podskakiwała jej od jego oddechu. Gwałtownie

wypuściła powietrze. Delo-sowie w końcu ją dopadli. - Heleno? - odezwał się Lucas ledwo słyszalnym, schrypniętym głosem. - Żyjesz? - wykrztusił z trudem. Nie wydawało się, że zamierza ją zabić, więc odpowiedziała. - Żyję. Nie mogę się ruszyć - wyszeptała. Każda sylaba wywoływała ból przepony. - Poczekaj. Słuchaj fal. Leż spokojnie. - Lucas zmagał się z każdym słowem, jakby pod jej ciężarem

uchodziło z niego powietrze. Helena wiedziała, że nie da rady podnieść ręki, więc zrobiła, jak kazał - odprężyła się i po prostu

patrzyła, jak świat kołysze się w górę i w dół wraz z jego oddechem. Leżeli w naprzemiennych

rozbłyskach latarni i falach mroku i słuchali, jak fale przypływu uderzają o piasek. Gdy katusze odrobinę zelżały i ból choć trochę dawał się znieść, Helena zarejestrowała więcej

szczegółów. Z tego, co widziała, kształt jej ciała w ogólnych zarysach pozostał taki sam, ale to, co

miała w środku, wydawało się brejowate, miękkie, jakby była wyjętym właśnie z mi- 92 krofalówki ciastkiem z czekoladą. Jej kości ledwo dawały oparcie mięśniom, a w szpiku czuła

swędzące ciepło. Kiedyś miała podobne odczucie. Uczyła się jeździć na skuterze i się wywaliła. Była

pewna, że złamała rękę, ale zanim zrobiła prześwietlenie, wszystko wróciło do normy. Swędzenie

oznaczało powrót do zdrowia. Jakimś cudem przeżyła upadek z nieba. Naprawdę była potworem. Dziwadłem. Może nawet wiedźmą.

Rozpłakała się. - Nie bój się. - Lucasowi udało się wypowiedzieć te słowa już za pierwszym razem. - Ból minie. - Powinnam być trupem - jęknęła cicho. Czuła, jakby szczęka jej się rozpływała. - Co jest ze mną nie

tak? - Nic nie jest nie tak. Jesteś jedną z nas - powiedział odrobinę mocniejszym głosem. Zdrowiał tak

szybko jak Helena. - To znaczy? - Nazywamy siebie Sukcesorami - wyjaśnił. - Potomkami? - wymamrotała, przypominając sobie definicję jednego ze słów dnia Hergiego. -

Czyimi? I Lucas zaczął opowiadać. Helena słuchała go, ale mało co do niej docierało. „Półbogowie"? Tego się

w ogóle nie spodziewała. Musiała się nad tym chwilę zastanowić. Była przygotowana na coś

okropnego, na jakieś przerażające zło, które sprawiło, że jest jaka jest. - Co takiego? - wypaliła tak oszołomiona, że aż przestała płakać. Nagle świat przed jej oczami się zatrząsł. Zrozumiała, że Lucas się śmieje. - Aua. Proszę, nie rozśmieszaj mnie - wystękał, a jego pierś wciąż podrygiwała. To podskakiwanie było zabawne, więc sama zaczęła się śmiać i choć tego żałowała, nie mogła się

opanować. Tak jakby cały okropny ból trzeba było zamienić w żart. - To naprawdę boli. - Lucas się już uspokoił. 93

- Przestanę, jeśli ty przestaniesz. - Jej atak też powoli przechodził. Pomiędzy nawracającymi napadami wesołości oboje próbowali po cichu radzić sobie z bólem i

czekali, aż ich pogruchotane części ciała znowu się pozrastają. Czas wpływał na nich kojąco. Helena

jednym uchem słyszała miarowe bicie serca Lucasa, drugim krzyk mew. Zbliżał się świt, a ona po raz

pierwszy od tygodni czuła się zupełnie bezpieczna. - Dlaczego już cię nie nienawidzę? - spytała. Jej kości zrosły się na tyle, że już mogła się normalnie

wysławiać.

Page 39: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Też się nad tym zastanawiam. Myślę, że erynie odeszły. - Westchnął głęboko, jakby ktoś zdjął mu z

piersi ogromny ciężar, choć Helena wiedziała, że jej głowa ciąży mu pewnie jak kula do kręgli. - Przez

chwilę się bałem, tam w górze. Bardzo trudno było nie zwrócić na siebie twojej uwagi. - W górze? Och, ty umiesz latać. - Helena nagle zrozumiała. Przypomniała sobie, że wcześniej Lucas

nagle pojawiał się i znikał, a łoskoty i zgrzyty, które słyszała, to były odgłosy jego lądowania i startu.

Nigdy nie widziała go w powietrzu, bo nigdy nie przyszło jej do głowy, żeby spojrzeć w górę. - A jak znalazłeś się pode mną? - spytała i delikatnie zmieniła pozycję. - Złapałem cię. Zobaczyłem, że zemdlałaś, i na ile mogłem, próbowałem spowolnić twój upadek.

Tylko że zdążyłem cię objąć dopiero przed uderzeniem. - Też zmienił pozycję i skrzywił się z bólu. -

Nie mogę uwierzyć, że żyjemy. - Ja też. Myślałam, że dziś wieczorem chciałeś mnie zabić, a ty mnie złapałeś - powiedziała

zdziwiona. Wciąż była oszołomiona. - Ocaliłeś mi życie. Odniosła wrażenie, jakby upadek wytrząsł z niej całą wściekłość. Nienawiść do Lucasa wyparowała.

Poczuła, 94 jak nacisk jego rąk na jej plecach delikatnie się na moment zwiększył, a potem zelżał. - Wschodzi słońce - odezwał się po chwili. - Mam nadzieję, że teraz mojej rodzinie uda się nas

znaleźć. - Prawym okiem widzę tylko twoją pierś, a lewym górę piasku. Gdzie my jesteśmy? - Na dnie krateru. Przy upadku wyryłaś niezły dół na ostatnim skrawku plaży przed latarnią Great

Point, na samym końcu wysuniętego najdalej na północ pasa wyspy. - Czyli... nie sposób nas przeoczyć - zażartowała. - Właściwie jest tak, jakbyśmy leżeli na naszym podwórku. - Lucas roześmiał się i znów skrzywił się

z bólu. Przez chwilę milczał. - Kim jesteś? - spytał w końcu. - Jestem Helena Hamilton - odparła z wahaniem, niepewna, o co mu chodzi. Żałowała, że nie może

zobaczyć jego twarzy. - Hamilton to nazwisko twojego taty, ale nie twojego Domu - powiedział Lucas i z samej jego

intonacji dało się wyczuć, że to słowo zaczyna się wielką literą. - W normalnych okolicznościach

przyjęłabyś raczej nazwisko matki Sukcesorki, nie ojca śmiertelnika. Jak się nazywała? -Wydawało

się, jakby czekał całą noc, żeby zadać jej to pytanie. - Beth Smith. - Beth Smith. Pewnie - prychnął z sarkazmem. - A co? - „Smith" to przybrane nazwisko. - Skąd wiesz? Przecież nawet jej nie widziałeś. Jak możesz mówić, że to nie jest prawdziwe

nazwisko. - Przyjęła pozycję obronną. Helena nie znała matki, a tu proszę, obcy facet twierdzi, że wie więcej niż ona. Trochę ją to zabolało,

choć musiała przyznać, że pewnie miał rację. Po raz pierwszy od wielu godzin aż za bardzo docierało

do niej, że leży na Lucasie. I chciała, żeby to się zmieniło. Spróbowała oprzeć 95

się na przedramieniu, ale nic z tego. Ręka zapłonęła bólem. Po kilku nieudolnych próbach sturlania się

z niego, Helena się poddała. Wyczuła, że Lucas się uśmiecha, a jego ramiona naprężyły się, żeby ją

przytrzymać, na wypadek gdyby była bliska sukcesu. - Wiem, że twoja matka nie mogła mieć na nazwisko Smith, bo potrafisz latać. A teraz leż spokojnie,

bo i mnie boli - przyznał otwarcie. - Przepraszam. - Helena przypomniała sobie, że podczas uderzenia to on przyjął na siebie cały jej

ciężar. Na pewno dużo bardziej ucierpiał, choć jej rany i tak były okropne. W promieniach wschodzącego słońca piasek stawał się najpierw szary, potem różowy, a wreszcie

koralowy. Helena pomyślała, że to drugi z kolei świt, jaki zdarzyło jej się oglądać w ciągu dwóch dni.

I ten dużo bardziej przypadł jej do gustu. Bo choć wszystko ją bolało, to jednak żyła i w dodatku

uwolniła się od gniewu. Nie zdawała sobie sprawy, jak ciężkie było brzemię nienawiści, dopóki się go

nie pozbyła.

Page 40: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Usłyszała głosy nawołujące Lucasa i choć wiedziała, że grozi im niebezpieczeństwo, gdy leżą tak

bezbronni w jamie, nie chciała, żeby ich odnaleziono. Bo co, jeśli erynie wrócą z resztą rodziny? - Tutaj! - zawołał słabym głosem. - Poczekaj - poprosiła Helena. - A jeśli oni zobaczą erynie, jak tylko popatrzą na mnie? Nie mogę się

bronić w takim stanie. - Nikt cię nie skrzywdzi - obiecał i lekko zacieśnił uścisk. - Hektor...-zaczęła. - Będzie musiał najpierw poradzić sobie ze mną - odparł stanowczo. - Aha - powiedziała znacząco. Nie chciała go obrazić, tylko zwrócić uwagę na rzeczy oczywiste. 96 - No tak. - Zachichotał, gdy dotarło do niego, co Helena ma na myśli. - Wiem, że w tej chwili nie

jestem może najlepszym materiałem na agenta Secret Service, ale zaufaj mi. Nikomu nie pozwolę cię

skrzywdzić. Nawet wielkiemu złemu Hektorowi. Który zresztą wcale nie jest aż taki straszny, jak ci

się wydaje. - Udało mu się przechylić głowę na tyle, żeby spojrzeć Helenie w oczy. - Mówisz tak, bo to twój krewny. - W takim razie decyzję zostawiam tobie. Nie mogę nas ukryć, ale jeśli tak wolisz, nie będę ich wołał.

- Głowa mu opadła i Helena już nie widziała jego twarzy. Leżeli, nasłuchując nieustannych nawoływań. Lucas dotrzymał słowa. Nie wydał najlżejszego

dźwięku, choć wzdrygnął się, gdy usłyszał głos wyczerpanej Kasandry -dziewczynka wydawała się

zrozpaczona i przerażona. Zresztą jak wszyscy. I to była wina Heleny. Wytrzymała jeszcze chwilę i w

końcu dała za wygraną. - Tutaj! - krzyknęła z całych sił. - Jesteśmy tutaj! - Na pewno tego chcesz? - spytał ostrożnie Lucas. - Nie. - Zaśmiała się nerwowo, a potem znów zawołała, tym razem z jego pomocą. Na plaży dało się słyszeć mnóstwo okrzyków i tupot stóp na piasku. Helena poczuła, że Lucas próbuje

obrócić głowę tak, żeby spojrzeć na kogoś, kto nad nimi stanął. - Cześć, tato - powiedział przepraszająco. Kastor wymamrotał jakieś przekleństwo - Helena nie rozpoznała tego słowa, choć jego sens był

jednoznaczny - a potem zaczął wydawać rozkazy. Ktoś pacnął obok niej. - O bogowie - szepnęła Ariadna. - Heleno? Spróbuję cię sturlać, dobrze? Ale najpierw muszę trochę

przyspieszyć zrastanie się kości. Poczujesz gorąco. To nic strasznego. Uzdrawianie to jeden z naszych

talentów. Jazona i mój. Ej, Jazon, chodź tu i zajmij się jej nogami - zawołała. 7 - Spętani przez bogów 97

Helena usłyszała kolejne pacnięcie i poczuła, jak bliźniaki delikatnie przesuwają dłońmi wzdłuż jej

rąk i nóg. Miała wrażenie, jakby jej zapłonęły kości, i pomyślała, że może lepiej by było bez tego

całego uzdrawiania. Już miała poprosić, żeby Ariadna i Jazon przestali, kiedy palący ból zniknął. Na

trzy cztery bliźniaki ostrożnie przewróciły ją na plecy, jakby była naleśnikiem. Próbowała zacho-

wywać się dzielnie, ale nie zdołała powstrzymać krzyku. Każdy mięsień, każdy centymetr skóry,

każda kosteczka w jej ciele tętniły bólem, jakby ktoś wpuścił w krwiobieg kawałki roztopionego szkła. Zacisnęła zęby i wzięła głęboki, uspokajający wdech. W końcu uznała, że panuje nad sobą na tyle,

żeby uchylić powieki. W górze zobaczyła błyszczące orzechowe oczy Ariadny. Dziewczyna miała tak

samo niewiarygodnie długie rzęsy jak Jazon. Przez chwilę spoglądała na Helenę ze współczuciem,

potem uważnie przyjrzała się jej twarzy i uśmiechnęła się zmęczona. Wyglądała na wyczerpaną, jak

gdyby to, co zrobiła dla Heleny, wiele ją kosztowało. Kształtne wargi, zwykle wiśniowe, teraz były

popielate, a kosmyki długich kasztanowych włosów przykleiły się do spoconych policzków. - Nie martw się. Twoja twarz nabiera już do normalnego kształtu. Przed zmrokiem znów będziesz

wyglądać olśniewająco. - Pogładziła Helenę po głowie. - Nie ruszaj się. Zaraz wracam. Helena rozejrzała się wokół. Po raz pierwszy zobaczyła miejsce, gdzie razem z Lucasem spędzili noc.

Chwilę jej zabrało, zanim zorientowała się, że leżeli w jamie głębokiej na półtora metra i trzy razy

szerszej. A jeszcze więcej czasu potrzebowała, żeby do niej dotarło, że to oni zrobili tę dziurę w ziemi.

Page 41: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Poczuła, że ubranie nasiąka jej wodą, która przesącza się przez wilgotny piasek. Zrozumiała, że Lucas

musiał leżeć w tej zimnej kałuży całą noc. Obróciła głowę, żeby na niego popatrzeć. 98 Na całej długości ciała miał leciutkie wgniecenie w kształcie Heleny, a pierś niemal mu się zapadła

pod ciężarem jej głowy i ramion. Twarz miał ściągniętą. Nucił coś sobie pod nosem, jakby próbował

zmusić gardło, żeby wydało dźwięk inny niż skowyt. Ojciec pochylił się nad nim, spojrzał mu w oczy

i powiedział coś miękkim głosem. Lucas lekko skinął głową, zagryzł dolną wargę, a potem zrobił

głęboki wdech i napiął mięśnie. Gdy tylko jego pierś odzyskała normalny kształt, gwałtownie wypu-

ścił powietrze z płuc i zaczął sapać, jakby właśnie pozbył się straszliwego ciężaru. W kącikach oczu

pojawiły mu się łzy i spłynęły we włosy. Ojciec powiedział mu coś pocieszającego, po czym płynnym ruchem wydostał się z jamy i zaczął

omawiać strategię działania z Hektorem. Lucas jeszcze dłuższą chwilę wyrównywał oddech, a gdy mu

się to udało, przetoczył głowę na bok i spojrzał na Helenę. - Najgorsze już chyba za nami. - Ścisnął jej dłoń. Nie zdawała sobie sprawy, że trzymają się za ręce,

ale dobrze się z tym czuła. Odwzajemniła uścisk. Lucas wyglądał koszmarnie. Dużo gorzej niż

przypuszczała. - Nie jest tak źle - stwierdziła lekko, żeby odwrócić jego uwagę od bólu. - To co planujesz na

następny piątek? - To znaczy? - Może poobijamy się nawzajem samochodami? - zaproponowała wesoło. - W to bawiliśmy się w zeszłym tygodniu z Jazonem - odparł z udawanym żalem. - No to wybierzemy się do zoo i rzucimy do klatki z lwami - wypaliła bez zastanowienia. Próbowała

wszystkiego, byle tylko zapomniał o ranach. - Banał. Rzymianie już to przerabiali. Masz coś oryginalniej szego? - Zobaczysz, coś wymyślę - ostrzegła. 99

- Nie mogę się doczekać - wydyszał i odwrócił głowę, kiedy wstrząsnęła nim kolejna fala bólu. - Ej! Może nam ktoś pomóc? - zawołała Helena. Jej glos przeszedł w krzyk, gdy zobaczyła, jak

chłopak się trzęsie. - Lucas ledwo żyje! - Ledwo, ledwo - odezwał się schrypnięty, pełen rozgoryczenia głos Kasandry gdzieś z okolicy stóp

Heleny. Helena nie zdawała sobie sprawy, że kiedy tak z Lucasem ściskali się za ręce i przerzucali żarcikami,

w jamie był ktoś jeszcze. Miała wrażenie, że Kasandrze nie spodobało się to, co zobaczyła. - Dawajcie deski, czas ich stąd zabrać - zawołała do ojca, jakby to ona tu dowodziła. Helena otworzyła szeroko oczy zaszokowana, że trzynastolatka takim tonem mówi do starszych, a

jeszcze bardziej tym, że ci jej słuchają - deski natychmiast znalazły się w jamie. Jazon i Ariadna

ostrożnie ułożyli na nich Helenę i Lucasa i kazali im się nie ruszać. Rozświetlonymi dłońmi

przejechali kilka centymetrów nad ciałem krewnego. Lucas zaciskał zęby, gdy bliźniaki przyspieszyły

proces powrotu do zdrowia. Już wydawało się, że zacznie krzyczeć, kiedy Jazon i Ariadna przestali.

Popatrzyli na siebie w milczeniu i wyczerpani pokiwali głowami. Oboje aż poszarzeli na twarzy, ale

równocześnie byli przedziwnie szczęśliwi, jak gdyby nic nie sprawiało im większej przyjemności niż

pomaganie innym. Helena chciała im podziękować, ale Ariadna powiedziała, żeby oszczędzała siły. Wyniesiono ich z krateru i załadowano, jedno obok drugiego, do tego samego olbrzymiego SUV-a,

który tak wkurzał Helenę. Teraz, kiedy służył za jej karetkę, przyrzekła sobie, że już nigdy więcej nie

będzie się wściekać na duże samochody. Za kierownicą siedział zniecierpliwiony Kastor. Chciał ruszać. Im dłużej pozostawiali na plaży i im

wyżej wznosiło się słońce, tym większe było prawdopodobieństwo, że 100 ktoś ich zauważy. Kasandra wsiadła do samochodu razem z Lucasem i Heleną, ale Jazon, Ariadna i

Hektor zostali, żeby zasypać jamę i na tyle, na ile to możliwe, przywrócić

Page 42: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

plaży normalny wygląd. - Nie moglibyśmy wrzucić do środka jakąś skałę, i że niby to asteroida? - zasugerował wyczerpany

Hektor. - Uważasz, że by się udało? - ożywił się Jazon na myśl, że za godzinę, albo nawet wcześniej,

zobaczyłby swoje łóżko. - Nie - stwierdziła stanowczo Kasandra. - Ta część wyspy to rezerwat przyrody. Wszędzie pełno

naukowców. Wiedzieliby, że skała nie jest z kosmosu. Jazon z Hektorem wydali identyczny jęk i natychmiast wrócili do pracy. I znowu nikt nie

zakwestionował tego, co powiedziała Kasandra. Helena zawsze w duchu myślała, że to Lucas jest

przywódcą dzieciaków, a Kastor, jego ojciec, głową całej rodziny. Teraz jednak doszła do wniosku, że

może w klanie Delosów rozkład sił był dużo mniej tradycyjny. Wszyscy słuchali Kasandry, łącznie z

Kastorem. I najwyraźniej dziewczynka nie potrzebowała podszeptów erynii, żeby nie lubić Heleny. Co

przypomniało jej, że... - Nie widzę erynii! - wykrzyknęła nagle na głos. - Ani żadne z nas - odparł zamyślony Kastor. Skrzypnęła skóra, kiedy się odwrócił, żeby na nich

spojrzeć. -Później się nad tym zastanowimy. Teraz oboje musicie odpocząć. Musiała się z nim zgodzić. Z trudem utrzymywała otwarte oczy. 1 gdy tylko usłyszała miarowy

warkot silnika, zasnęła ukołysana jak grymaśne dziecko. Obudziła się w dużym białym łóżku, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi. Przez okno w pokoju

widać było niebo, które wyczyniało z kolorami takie rzeczy, że wszyscy malarze na wyspie pewnie

dostawali szału. 101

Poruszyła palcami u stóp, potem oparła się na rękach i usiadła. Zsuwając nogi z łóżka, zorientowała

się, że ma na sobie cudzą koszulę nocną i nic pod nią. I choć wiedziała, że właśnie wraca do zdrowia

po tym, jak otarła się o śmierć, zarumieniła się ze wstydu. Zresztą to była raczej koszulka niż koszula

nocna - znacznie krótsza i bardziej przezroczysta niż tradycyjne. Próba postawienia kroku wystarczyła

jednak, żeby cała wstydliwość uleciała. Helena krzyknęła. W mgnieniu oka pojawiła się pomocna

dłoń. - Spokojnie. Złap się mnie - powiedziała Ariadna. -Rany, aż trudno uwierzyć, że zdrowiejesz w

takim tempie. Mimo wszystko powinnaś poleżeć trochę dłużej. Chciała położyć Helenę z powrotem do łóżka, ale ta przysiadła tylko na krawędzi i zrobiła kilka

wdechów. - Chyba nie mogę. - Spojrzała na Ariadnę z zakłopotaniem. - Chcesz do łazienki, tak? Dobra - zachichotała nerwowo Ariadna. - Przytrzymam cię. Tylko mnie nie

obsi-kaj. Helena roześmiała się z wdzięcznością. Ariadna potraktowała tę krępującą sytuację z humorem, żeby

Helena mogła się rozluźnić. Tak samo zachowałaby się Cla-ire. I mimo że wciąż czuła się

zażenowana, kilka żartów i odrobina taktu pozwoliły im obu poradzić sobie z problemem. - Pozwolisz, że sprawdzę, jak postępuje twoja regeneracja? - spytała grzecznie Ariadna, kiedy Helena

z powrotem znalazła się w łóżku. - Musiałabym położyć ci na ciele ręce, więc wolę się upewnić, że nie

masz nic przeciwko. - Właśnie widziałaś, jak sikam - odparła Helena, śmiejąc się z zakłopotaniem - więc nie, nie mam nic

przeciwko. Tylko poczekaj... Będzie bolało? - Ani trochę. Po prostu rzucę okiem. Żadnej stymulacji wzrostu komórek. Właśnie to tak bolało. Jeśli

to cię 102 pocieszy, dla mnie to też nie był relaks. Strasznie wyczerpujące. -Ariadna uśmiechnęła się i popchnęła

Helenę, żeby się położyła. - No dobra - odparła niepewnie Helena. Opadła na poduszki. Mimo optymistycznych zapewnień

Ariadny spodziewała się bólu.

Page 43: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Ariadna położyła jej ręce na żebrach i skoncentrowała się. Helena poczuła lekkie wibracje, jakby

znalazła się na wprost olbrzymiego wzmacniacza, ale zgodnie z obietnicą nic jej nie zabolało. Po

chwili Ariadna zabrała ręce i spojrzała na Helenę. - Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszego pacjenta -powiedziała z promiennym uśmiechem. - Jak

zobaczyłam, w jakim jesteście stanie, trochę zwątpiłam. Ale wszystko będzie dobrze. - Dziękuję - powiedziała szczerze Helena. - Za leczenie i pomoc przy... - A ja dziękuję, że mnie nie obsikałaś. - Ariadna wy-buchnęła śmiechem i w tej samej chwili

przepiękna kobieta elf około trzydziestki wetknęła głowę przez uchylone drzwi. - Coś za dużo tu zabawy jak na izbę chorych - zauważyła z figlarnym błyskiem w żółtawych kocich

oczach. Helena wyczuła, że w tych oczach zwykle płoną takie psotne ogniki, i natychmiast polubiła

nieznajomą. Przypominała jej Kate. Weszła do pokoju, pobrzękując jak torba pełna drobniaków.

Włosy miała krótkie, nastroszone. Nadgarstki ginęły w masie połyskliwych bransoletek. Helena nie

widziała kostek kobiety, ale z tego, co słyszała, one też musiały być przyozdobione biżuterią. - Heleno, to moja ciotka Pandora. Doro, oto... -Ariadna zastukała palcami w ramę łóżka, jak w werbel

-słynna Helena Hamilton! - Ta-dam - zawtórowała jej słabo Helena. Pandora przysiadła na łóżku. 103

- Zachwycająca! Teraz już wiem, skąd u Luke'a te nerwy. - Uśmiechnęła się bezczelnie. - Nie! To minęło! Nie słyszeliśmy erynii od czasu, kiedy się obudziliśmy na plaży - wyjaśniła szybko

Helena. Kiedy Pandora spojrzała na nią zdziwiona, Helena poczuła, że musi dokończyć. - Nie

zamierzam nikogo z was zabić. To tak dla porządku. - To dobrze, bo słyszałam, że masz niezły arsenał -powiedziała Pandora, jakby to był wielki

komplement. Helena nie miała pojęcia, o co jej chodzi, więc zmieniła temat. - Jak Lucas? - spytała ostrożnie. Wciąż się dziwiła, że może wypowiedzieć jego imię i nie wpaść przy

tym we wściekłość. Pandora i Ariadna spojrzały po sobie. - Wydobrzeje - odparła stanowczo Pandora. Potrząsnęła nadgarstkami, wywołując kaskadę błysków i brzęków, jakby wierzyła, że ten radosny

spektakl przegoni wszystkie czarne myśli. - Niewiele brakowało, ale wraca do siebie - dodała Ariadna z optymistycznym uśmiechem. Helena nie była w stanie spojrzeć żadnej z nich w oczy. Nagle zaczęło jej głośno burczeć w brzuchu.

To rozładowało napięcie. - Cóż, jesteś głodna - stwierdziła sucho Pandora. -Myślę, że z naszą pomocą dasz radę zejść do kuchni. Ariadna przyniosła swój długi szlafrok frotte z logo popularnej hiszpańskiej drużyny piłkarskiej. Dwie

nowe opiekunki ubrały w niego Helenę i pozwoliły sobie na kilka żarcików, że przydałoby jej się

nabrać trochę ciała. Potem sprowadziły ją na dół. W kuchni powitał je niebiański zapach unoszący się znad kuchenki. Żołądek Heleny znowu się

odezwał. Hektor usłyszał ten odgłos i uniósł brew, kiedy Helena została delikatnie posadzona przy

stole. Powiedział coś do ko- 104 biety, która przygotowywała obiad, a ona odwróciła się i spojrzała na Helenę. - Nie wiedziałam, że do nas dołączysz. - Na twarzy kobiety malowało się zaskoczenie. - Bardzo się

cieszę. - Ja też. I jeszcze raz dziękuję za rzeczy, które nam pani przysłała - odparła Helena. Od razu wiedziała, że to Noel Delos, i od razu też mogła stwierdzić, że Noel jest zwyczajną kobietą,

bez grama półboskiej mocy. W piersi Heleny wezbrał ocean poczucia winy. Dla tej delikatnej ludzkiej

istoty była zagrożeniem -tak jak dla jej syna i bratanków. Noel uśmiechnęła się ze zrozumieniem na

widok skruszonej miny Heleny.

Page 44: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Bardzo proszę. Ale po kolei. Jak mogę się skontaktować z twoim ojcem, żeby dać mu znać, że nic ci

się nie stało? - Wolałabym trzymać go od tego z daleka - odparła nerwowo Helena. - Nie było cię w domu całą noc i cały dzień. Nie sądzisz, że będzie się martwił? - Wyjechał na weekend do Bostonu. Wraca dopiero jutro wieczorem. - W porządku, to twoja sprawa, ale wiedz, że moim zdaniem powinnaś z nim o tym wszystkim

porozmawiać. -Noel popatrzyła na nią przenikliwie. A potem odwróciła się na pięcie i zajęła obiadem.

Helena miała wrażenie, jakby właśnie zawieszono jej wykonanie wyroku śmierci, ale jeszcze nie

darowano kary. - Głodna? - spytała Noel, krzątając się po kuchni. - Jak nigdy w życiu - odparła zgodnie z prawdą Helena. - To przez gojenie - stwierdziła Noel i uśmiechnęła się do swoich myśli. Postawiła przed Heleną

chleb, sól i oliwę. Nalała jej szklankę mleka i niecierpliwie machnęła ręką. - Jedz, Heleno, to nie czas,

żeby się krępować. Musisz odzyskać siły. 105

Helena zaczęła pałaszować chleb jak średniowieczny żarłok z niskim poziomem cukru. Noel znów się

uśmiechnęła i poprosiła Hektora, żeby wyjął z lodówki żółty ser. Niechętnie zrobił, o co prosiła.

Stawiając ser przed Heleną, zażartował, że boi się o swoje palce. - I kto to mówi? - mruknęła Pandora. - Jeszcze dwa tygodnie temu musiałam przeliczać sztućce po

każdym posiłku, żeby sprawdzić, czy któregoś nie połknąłeś. - Ty też się zrastałeś? - spytała Helena i przypomniała sobie, że Pandora z Hektorem zjawili się

później niż reszta rodziny. Tyle się wydarzyło w ciągu zaledwie kilku tygodni, że Helena miała wrażenie, jakby każdy dzień

rozciągnął się w tydzień. Nie mogła się nadziwić, jak bardzo zmieniło się jej życie. Nagle zauważyła,

że w kuchni zapadła cisza. Najwyraźniej dotknęła jakiegoś drażliwego tematu, bo wszyscy zaczęli

wymieniać nad jej głową nerwowe spojrzenia. - Przepraszam, nie chciałam się wtrącać - wycofała się szybko. - Nic się nie stało. Po prostu rekonwalescencja Hektora to część czegoś dużo większego - powiedziała

Noel. - A teraz już jedz. Początkowo Helena próbowała zachować powściągliwość, jak na gościa przystało, leczy gdy tylko

stanął przed nią gulasz z soczewicy, niemal rzuciła się na jedzenie. Pochłonięta pałaszowaniem

niejasno uświadamiała sobie, że dookoła ludzie przysuwają krzesła do stołu, przystają koło kuchenki,

żeby spróbować tego czy owego, biorą talerze albo tylko rozmawiają. Na stole wciąż pojawiały się

nowe dania, a Noel dbała, żeby Helena miała pełno na talerzu. Helena zauważyła, że Kasandra kilka

razy kursowała na górę z tacami, ale nie dotarło do niej, że to dla Lucasa. W końcu zaczęła zasypiać

nad jakimś słodkim ciastem z orzechami. 106 - Masz jeszcze miejsce na lody? - spytała Noel. W roztargnieniu odgarniała grube włosy Heleny na

plecy, żeby nie wpadały jej do talerza. - Chyba zaraz pęknę. - Helena nie mogła już dalej ani przeżuwać, ani przełykać. Nawet nic przed sobą

nie widziała. - Nareszcie - westchnęła Noel i opadła na krzesło na wprost gościa. Wyglądała na tak samo zmęczoną

jak Helena. - Jazon, zaniesiesz ją? - Pewnie. - Podniósł Helenę z krzesła. Helena nagle zupełnie się rozbudziła. - Mogę chodzić! Naprawdę. Nie musisz mnie nieść. -Wierciła się w jego objęciach. - Jasne. A teraz się nie ruszaj, bo cię upuszczę - odparł, uśmiechając się przyjaźnie. Nie miała wyboru. Dała za wygraną i pozwoliła się zanieść na górę.

Page 45: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Na piętrze zobaczyli Kasandrę z tacą wyładowaną brudnymi naczyniami. Wychodziła z jednego z

wielu pokoi i Helenie udało się dostrzec Lucasa leżącego w łóżku. Cała aż się naprężyła, żeby unieść

głowę nad ramieniem Jazona i przyjrzeć się lepiej, ale Kasandra zamknęła drzwi. - Naprawdę wydobrzeje? - spytała Jazona, kiedy dotarli do pokoju gościnnego. - Naprawdę - odparł, ale nie spojrzał jej w oczy. Zmusił się do uśmiechu. - Po prostu wykorzystuje

Kasandrę. Nic mu nie będzie - dodał. Położył ją i ruszył do wyjścia. - Strasznie mi przykro - zawołała, gdy był już przy drzwiach. Zatrzymał się niepewnie i odwrócił,

żeby wysłuchać, jak rozgorączkowana Helena zrzuca z siebie ciężar ostatnich przeżyć. - Okropnie się

bałam, a potem wbiegłam we mgłę i nagle poczułam się lekko i... dobrze. A kiedy spojrzałam w dół i

zobaczyłam, że lecę, 107

zemdlałam. Zawsze wiedziałam, że jestem silna i jakaś... inna, ale nie miałam pojęcia... - Zamilkła.

Jazon wrócił i dotknął jej ramienia. - Nikt cię nie wini - powiedział, ale Helena machnęła lekceważąco ręką. - Akurat. Wszyscy mnie winicie. Bo to ja zaczęłam tę całą awanturę. To ja zaatakowałam Lucasa

wtedy w szkole. - Ty tego nie zaczęłaś - odparł stanowczo Jazon. - Ta wojna wybuchła tysiące lat temu - wyjaśnił i

tylko pokręcił głową, zanim zdenerwowana Helena zdążyła o cokolwiek spytać. - Prześpij się i nie

martw o Lucasa. Nawet w porównaniu z innymi synami Apolla jest naprawdę twardy. Wychodząc, wyłączył światło, ale drzwi zostawił uchylone, na wypadek gdyby w nocy chciała

zawołać o pomoc. Ułożyła się w łóżku i otuliła kołdrą. Próbowała się odprężyć, ale była zbyt

roztrzęsiona, wyczerpana i przytłoczona. Obcy pokój, obcy dom. I jeszcze to latanie. Potrafiła latać -

teraz już nie mogła temu zaprzeczyć. Nie była jedynie utalentowaną lekkoatletką, która paranoicznie

bała się, że padła ofiarą jakiegoś eksperymentu genetycznego. Umiała łatać, do cholery, co dla homo

sapiens jest anatomiczną niemożliwością. Musiała więc być czymś innym. Nie człowiekiem. Jedynym wyjaśnieniem było to, co powiedział Lucas, choć ono też nie miało większego sensu. Greccy

bogowie to mit, uosobienie sił natury, a nie postacie historyczne, które miałyby potomków. Tak w

każdym razie uczono ją w szkole. Teraz jednak nie była już pewna. Przypomniała sobie, jak to jest

latać, kiedy powietrze staje się czymś namacalnym, czymś plastycznym. I zrozumiała, że w głębi serca

rozstrzygnęła już ten problem. Jakimś cudem była półboginią i musiała to po prostu zaakceptować. Obudziła się wcześnie rano przestraszona i rozejrzała w ciemnościach po nieznanym pokoju. Śniło jej

się, że 108 lata, co było cudowne, dopóki nie zdała sobie sprawy, że nie ma pojęcia, jak wylądować. Pierwszą

rzeczą, o jakiej pomyślała tuż po obudzeniu, to że musi poprosić Lucasa, żeby ją tego nauczył. A

potem przyszło jej do głowy, że może on już nigdy nie będzie w stanie latać. I choć Delosowie twierdzili, że ma się dobrze, Helena wiedziała, że nie zaśnie, jeśli nie przekona się o

tym na własne oczy. Musiała zobaczyć jego twarz, opaloną i normalną, a nie pobladłą i przerażoną tak

jak wtedy, w jałowej krainie. Na próbę postawiła stopy na podłodze i powoli zaczęła zwiększać nacisk, aż upewniła się, że może

wstać. Chwiejnym krokiem ruszyła do pokoju Lucasa. Nigdy nie miała nogi w gipsie, nigdy dotąd też

nie zdarzyła jej się żadna kontuzja, ale skradając się korytarzem, wyobraziła sobie, że to pewnie takie,

jeśli nie gorsze, uczucie. Mięśnie wydawały się sztywne, stawy opuchnięte i rozognione. Gdy dotarła

do pokoju Lucasa i po cichu pchnęła drzwi, cała była pokryta cienką warstwą lepkiego potu. Lucas

leżał na plecach i patrzył na księżyc. Kiedy stanęła w drzwiach, odwrócił głowę. Minęła chwila. - Cześć - szepnął. - Cześć - odszepnęła. - Mogę wejść? - Tak, ale cicho. - Wskazał głową w drugi koniec pokoju, gdzie na kanapie spała Kasandra. - Dwa dni

non stop była na nogach.

Page 46: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Helena weszła do środka przygarbiona jak stara kobieta, krzywiąc się przy każdym kroku. Czuła się

jak jakaś wiedźma z bajki i cichutko zaśmiała się na myśl, że miałaby przepędzić dzieciaki z

piernikowego trawnika. - Nie powinnaś tu przychodzić sama. Za bardzo się forsujesz - upomniał ją łagodnie Lucas. - Jeszcze przed chwilą świetnie się czułam. Ale okazało się, że twój pokój jest dalej, niż myślałam.

Ogromny ten dom - wyszeptała i podeszła do krzesła przy łóżku. 109

- Nie siadaj - powiedział i odsunął kołdrę. - Lepiej się połóż. Helena niepewnie spojrzała na łóżko. Całą poprzednią noc spędziła z Lucasem, ale to co innego. Jeśli

teraz położy się obok niego, to będzie jej wybór. Zobaczyła krzywy uśmiech na jego twarzy. No tak,

zachowywała się głupio. Kolana uginały się pod nią z wysiłku. Spróbowała usiąść ostrożnie, żeby go

nie urazić, ale w ostatniej chwili nogi odmówiły jej posłuszeństwa i praktycznie zwaliła się na łóżko. - Przepraszam - wyszeptała i przykryła ich oboje kołdrą. - Nic się nie stało. Uważaj na palce u stóp, bo mam unieruchomione nogi - ostrzegł. Helena zajrzała pod kołdrę i zobaczyła, że dolna część ciała Lucasa jest cała w gipsie. - Widzisz? - Wyszczerzył zęby w ciemności. - Nic ci z mojej strony nie grozi. Odpowiedziała uśmiechem, który zaraz zbladł, gdy tylko przypomniała sobie powód, dla którego

podjęła tę wyczerpującą wędrówkę. - Jest bardzo kiepsko? Jesteś już w stanie powiedzieć? - spytała poważnym tonem. Oparła się na

łokciu, żeby patrzeć mu w twarz i móc wykryć ewentualne kłamstwa. Nawet w słabym świetle

księżyca widać było intensywny błękit jego oczu. - Zagoi się - powiedział tak miękko, że jego usta ledwie się poruszyły. - Całkowicie? Będziesz mógł wciąż... no wiesz... chodzić i biegać, i... latać, i w ogóle? - Tak - wyszeptał, zanim skończyła. - Niedługo będę jak nowo narodzony. Helena pomyślała, że teraz powinna go pocałować. Wydawało jej się to tak naturalne i właściwe, że

już się nad nim pochylała, ale w ostatniej chwili powstrzymała 110 się i cofnęła zaskoczona brakiem samokontroli. Zobaczyła, że Lucas z trudem przełyka ślinę. - Połóż się, Heleno - powiedział. Natychmiast usłuchała, chcąc pokryć swoje zmieszanie. Przez kilka minut oboje oddychali dużo szybciej niż normalnie. Po chwili Lucas odprężył się i wziął

Helenę za rękę. Popatrzyła na jego pierś - unosiła się w górę i w dół, jak wtedy. Uśmiechnęła się do

siebie i zasnęła.

Rozdział 7

Bo nie chciałam budzić Lucasa! - syknął ktoś poirytowanym głosem.

Helena nie miała pojęcia, jakim cudem Ariadnie udało się przytaskać stolik na szczyt mostu Golden

Gate. Przecież nie potrafiła latać. - Dlaczego się ze mną spierasz? - spytała cicho Kasandra. Niemożliwe, żeby Helena znajdowała się na szczycie Golden Gate, a zatem musiała być w łóżku.

Tylko że co tu z nią robi Kasandra? Może gdyby zdołała otworzyć oczy... - Nie twierdzę, że nie masz racji. Ale co poradzimy? - spytała Noel. - Powinniśmy wyjechać. Spakować się i wrócić do Europy. - Przesadzasz - sapnęła Ariadna. Nawet nie próbowała szeptać. - Dwie noce z rzędu, Ari. Jedli to samo jedzenie. Spali pod jednym dachem, w jednym łóżku, a teraz

w dodatku mają świadków! - powiedziała równie głośno Kasandra. 111

Page 47: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Ale nie zrobili najważniejszego - krzyknęła Ariadna. - Dziewczynki! Choć wciąż czuła potworne zmęczenie i miała wrażenie, jakby była przyklejona do materaca, krzyk

sprawił, że otworzyła oczy. Przy jej łóżku stały Ariadna, Kasan-dra i Noel. Nie, wróć. Przy łóżku

Lucasa. W którym leżała. Gwałtownie otworzyła oczy i obróciła głowę, żeby spojrzeć na Lucasa.

Marszczył brwi, próbując się obudzić, i wydał z siebie charkotliwy odgłos. - Idźcie się kłócić gdzie indziej - jęknął. Przytulił się do Heleny, niezgrabnie walcząc z gipsem, i

schował twarz w jej szyi. Szturchnęła go i spojrzała na Noel, Ariadnę i rozwścieczoną Kasandrę. - Przyszłam zobaczyć, jak się czuje, i nie dałam rady wrócić do łóżka - zaczęła się tłumaczyć,

śmiertelnie zawstydzona. Sapnęła mimowolnie, gdy ręka Lucasa przesunęła się po jej udzie i biodrze, zatrzymała się na tali i

zamknęła się w uścisku. Poczuła, jak Lucas cały tężeje, jakby właśnie zdał sobie sprawę, że poduszki

nie mają kształtu klepsydry. Poderwał głowę i rozejrzał się dookoła, gotów do walki. - A tak. - Teraz już sobie przypominał wszystko. Oczy znowu przesłoniła mu mgiełka snu.

Uśmiechnął się do rodziny, przeciągnął i skrzywił, a potem potarł obolałą pierś i jego dobry nastrój

prysł. - To już nie można mieć nawet odrobiny prywatności? - spytał. Jego matka, siostra i krewna skrzyżowały ręce na piersi albo podparły się pod boki. Upokorzona

Helena próbowała w miarę dyskretnie wyplątać się z pościeli i wydostać z łóżka. Kasandra okręciła

się na pięcie i wściekła wyma-szerowała z pokoju. - Ari, pomóż naszemu gościowi - poleciła łagodnie Noel, widząc wysiłki Heleny. A potem odwróciła

się 112 i krzyknęła ze złością w stronę korytarza: - Hektor! Chodź tu pomóc siostrze! - Dam sobie radę - zaprotestowała Helena i stanęła na miękkich nogach. Ariadna pomogła jej utrzymać równowagę. Helena zorientowała się, że ma na sobie wyłącznie ten

absurdalny kawałeczek jedwabiu, który Ariadna nazywała koszulą nocną. Choć szczegół ten umknął

jej wczorajszej nocy, kiedy to postanowiła wybrać się na przechadzkę. - O rany! To... ciekawe - powiedział Hektor na widok Heleny. - Co jest ciekawe? - spytał przechodzący korytarzem Jazon. Wsunął głowę do pokoju i zobaczył, na

co patrzy jego brat. - O, do diabła! Obaj przyglądali się, jak przyłapana na gorącym uczynku na wpół naga Helena gramoli się z łóżka

Lucasa. Spojrzeli po sobie, odrzucili głowy do tyłu i jednocześnie wybuchnęli śmiechem. - Dobra, dobra. Wystarczy - powiedział Lucas obronnym tonem. - Helena się o mnie martwiła i

przyszła sprawdzić, jak się czuję. Ale ledwo trzymała się na nogach. Nie chciałem budzić Kasandry,

żeby ją odprowadziła, więc zaproponowałem, żeby się położyła obok mnie. No i zasnęliśmy. A teraz

bardzo proszę, kobiety wychodzą. Ty, mamo, też. Hektor i Jazon mogą zostać. Muszę wziąć prysznic. W drodze do pokoju gościnnego Helena możliwie najmniej korzystała z pomocy. Była tak

zawstydzona, że miała ochotę uciec od Delosów z krzykiem. Ale najpierw musiała dowieść, że jest

zdrowa. - Nie, dziękuję, poradzę sobie - odpowiedziała, kiedy Ariadna spytała, czy pomóc jej się umyć. - W porządku. Po prostu wołaj, gdybyś mnie potrzebowała - odparła Ariadna, mrużąc oczy. Dwa razy Helena musiała usiąść w brodziku, żeby odpocząć, ale w końcu udało jej się wypłukać z

włosów 8 - Spętani przez bogów 113

cały swędzący piasek i wytrzeć się bez niczyjej pomocy. Dziesięć minut zajęła jej walka ze

świeżo wypranym ubraniem, ale było warto. Chciała już tylko podziękować i jak najszybciej

się ulotnić.

Page 48: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Kiedy zeszła na dół, cała rodzina, łącznie z Lucasem, była w kuchni. Na jej widok twarz

Lucasa rozjaśniła się jak Las Vegas. Helena odruchowo podeszła do niego i usiadła obok. No

i cały plan cichej ucieczki wziął w łeb. Nie zamierzała zostawać na śniadaniu, ale było tak,

jakby musiała być w pobliżu Lucasa.

- Już mieliśmy kogo wysłać na górę, żeby sprawdził, czy przypadkiem nie spłynęłaś razem z

wodą - zażartowała Noel.

- Helena jest bardzo wstydliwa. Chciała się ubrać sama. - Ariadna nalała trochę miodu do

owsianki i postawiła miskę przed Heleną.

- Wstydliwa? Jasne - mruknął sarkastycznie Hektor i podał Lucasowi bekon.

- To była koszula nocna twojej siostry, prawda? - zauważył bez mrugnięcia okiem Lucas,

obsługując siebie i Helenę.

Hektor mądrze powstrzymał się od komentarza.

- Owszem - odpowiedziała za niego Ariadna. Nie rozumiała, o co chodzi. - Bardzo wygodna!

No co? Z czego się śmiejecie?

- Z niczego, Ari. Zostawmy to - odparł Jazon zbolałym głosem, przysłaniając ręką oczy.

Śmiali się wszyscy, razem z Kastorem i Noel.

Helena była rozdarta. Nie chciała brać udziału w tej ogólnej wesołości, bo częściowo bawili

się jej kosztem, ale nie potrafiła się całkiem powstrzymać. Zdusiła chichot i spojrzała w dół

na pełny talerz. Po takim śniadaniu, pewnie zrobi się senna, tymczasem z całego serca

pragnęła zniknąć. Pomyślała, że może sobie daruje jedzenie i w ten sposób szybciej się stąd

wydostanie. 114 - Wiem, że jesteś głodna - powiedział Lucas tak cicho, że mogła go usłyszeć tylko ona. - O

co chodzi?

- Powinnam wracać do domu. Już wystarczająco długo siedzę wam na głowie... - Zamilkła,

kiedy Lucas pokręcił głową.

- To nie jest powód - stwierdził stanowczo. - O co

chodzi?

- Czuję się jak idiotka! Praktycznie naga obudziłam się w twoim łóżku w obecności połowy

twojej rodziny! To nic przyjemnego - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Na jej twarz wypełzł

rumieniec.

Lucas uśmiechnął się powoli, patrząc na jej zaczerwienione policzki.

- A gdyby nie to, chciałabyś zostać? - Nagle spoważniał i spoglądał jej prosto w oczy.

Spuściła wzrok i przytaknęła, wciąż zarumieniona. - Dlaczego? - nie odpuszczał.

- Mam kilka pytań - odparła i zaryzykowała spojrzenie.

Patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Tylko dlatego? - wyszeptał.

- Dość już tych pogaduszek. Jedzcie - zawołała Noel

przez stół.

Helena podskoczyła, a Lucas zachichotał. Oboje zabrali się za jedzenie z zawziętością ludzi,

którym przyszło odbudować ciało dosłownie komórka po komórce. Gdy w końcu po godzinie

niestrudzonego przeżuwania Helena podniosła wzrok, wszyscy zdążyli już skończyć. Ale

siedzieli przy stole, popijali kawę i puszczali w obieg poszczególne strony gazety. Wyglądało to tak, jakby zawsze pół niedzieli spędzali przy solidnym śniadaniu, a potem kręcili się po

kuchni w oczekiwaniu na obiad. Helena z zaskoczeniem odkryła, że całkiem fajna ta cała

krzątanina.

Lucas wciąż siedział pochylony nad talerzem, więc wzięła dział sportowy od Hektora i

zaczęła czytać o swoich 115

Page 49: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

ukochanych Red Soksach, którzy we wrześniu dzielnie walczyli. Musiała mruczeć coś do siebie na

głos, bo kiedy w końcu odłożyła gazetę, przyglądali jej się wszyscy mężczyźni przy stole. - „Tym rzutem wygrają mistrzostwo", tak? - Kastor uśmiechał się z zachwytem. - „Za dużo kontuzji", co? - powtórzył za Heleną Jazon i spojrzał na Lucasa. - No dobra, twoje na

wierzchu -stwierdził tajemniczo. - Dziękuję - odparł Lucas, uśmiechając się niepewnie. Odchylił się do tyłu i zamknął oczy. Czoło

zrosiły mu krople potu. Helena dotknęła jego głowy, żeby sprawdzić, czy nie ma gorączki. - Zajmę się nim. - Jazon zerwał się na nogi i już okrążał stół. Chciał podnieść Lucasa, ale ten nie

pozwolił. - Tylko do schodów, dobrze? - Zarzucił krewniakowi ramię na szyję i wsparł się na nim. Byli sobie

tak bliscy, że rozumieli się bez słów. Helena zauważyła, że zdenerwowana Noel załamuje ręce. - Pozwól mu to zrobić po swojemu - powiedział łagodnie Kastor do żony. Przytaknęła, jakby to było coś, co omawiali milion razy, i zajęła się resztkami po śniadaniu. - Hektor! Twoja kolej na sprzątanie ze stołu! Noel musiała odreagować gniew, wykrzyczeć złość, ale nie mogła wydrzeć się na Lucasa, bo był osłabiony, ani na Jazona, bo pomagał Lucasowi. Dlatego

dopadła pierwszego chłopaka, jaki jej się napatoczył. To samo zrobiła rano, kiedy Helena się obudziła

- do niej mówiła miękko, a na Hektora nakrzyczała. Wyglądało na to, że na biednym Hektorze

skrupiała się jej irytacja. Wymknął się z kuchni, kręcąc głową. Najwyraźniej jemu przypadła rola

chłopca 116 do bicia, po tym jak Lucas został ranny. Przez chwilę Helenie było żal Hektora, ale gdy zobaczyła, jak

Noel zmartwionym wzrokiem spogląda na syna, kiedy ten skrzywił się, wychodząc z kuchni,

pomyślała, że nie może jej winić. Lucas zatrzymał się na moment. - Tato? - Odwrócił się lekko. - Helena ma kilka pytań. Kastor, który wciąż siedział u szczytu stołu, pokiwał głową, zamyślił się na moment, po czym wstał. - Tak przypuszczałem. - Uśmiechnął się miło do Heleny. - Pójdziesz ze mną do gabinetu? Zabrał ją w zaciszny koniec dużego domu do na wpół urządzonego pomieszczenia z niesamowitym

widokiem na ocean. Obite skórą krzesła i pudła pełne książek w kilkunastu językach walczyły o

miejsce ze zwiniętymi dywanami i stojącymi na podłodze obrazami. W dwóch przeciwnych rogach

pokoju stały dwa ogromne biurka zawalone najrozmaitszymi papierami, kopertami i paczkami. Wzdłuż tylnej ściany ciągnęły się rozsuwane szklane drzwi, które otwierały się na graniczące z plażą

patio. Przed nimi były ustawione na wprost siebie dwie sofy i duży fotel. W przepastnym fotelu siedziała Kasandra i czytała książkę. Odłożyła ją na bok, kiedy Helena i Kastor

weszli do gabinetu. Helena spodziewała się, że dziewczynka wyjdzie albo przynajmniej zostanie o to

poproszona, ale po chwili stało się jasne, że czekała tutaj na nich i na tę rozmowę. Helena nie miała

pojęcia, skąd Kasandra wiedziała, że przyjdą tu porozmawiać, ale Kastor nie wydawał się zaskoczony. Zaprosił Helenę na sofę, a sam usiadł na drugiej. Zerknął na Kasandrę - w ogromnym fotelu

przypominała małego skrzata. - Jak dobrze znasz grecką mitologię? - zaczął. 117

- Ma pan na myśli Iliadę Homera i te sprawy? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Gdy Kastor

przytaknął, wzruszyła ramionami. - Znam fragmenty. Miałam ją przeczytać, ale była klasówka z

chemii... Kasandra przerwała jej usprawiedliwienia i podała książkę, którą czytała. Iliada i Odyseja w jednym

tomie. - Możesz ją zatrzymać. Mamy mnóstwo egzemplarzy. - Dziewczynka uśmiechnęła się cierpko. Zresztą zrobiła to po raz pierwszy, więc Helena zmusiła się, żeby odwzajemnić uśmiech.

Page 50: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Mój syn pewnie już ci powiedział, że jesteśmy potomkami istot znanych jako greccy bogowie -

podjął Kastor. Kiedy Helena się skrzywiła, pokiwał głową z humorem. - Wyobrażam sobie, że trudno

w to uwierzyć, ale wiedz, że Homer był historykiem, a Iliada i Odyseja to relacje z wojny, do której

rzeczywiście doszło tysiące lat temu. Większość starożytnych mitów i wielkich dramatów opowiada o

prawdziwych postaciach. Herkules i Per-seusz, Edyp i Medea naprawdę istnieli, a my jesteśmy ich

potomkami. Ich Sukcesorami. - No dobrze... - Helena zaśmiała się nerwowo. - Powiedzmy, że panu wierzę i to wszystko faktycznie

się wydarzyło. Bogowie mieli dzieci z ludźmi? Świetnie. Ale czy ta cała magia, boskość czy

cokolwiek nie powinna do dziś zaniknąć? W końcu to się wydarzyło naprawdę strasznie dawno temu. - Zdolności nie osłabły - wtrąciła się Kasandra. -Niektórzy Sukcesorzy są silniejsi niż inni, a inni z

kolei mają więcej zdolności, lecz ich moc nie zależy od tego, jak potężni byli ich rodzice. Kastor pokiwał głową. - Moja żona jest na przykład śmiertelniczką - wyjaśnił. - Ale nasze dzieci, i to oboje, są silniejsze niż

ja. A ja jestem bardzo silny - powiedział bez przechwałki. -Uważamy, że ta ciągłość ma coś

wspólnego z faktem, że 118 bogowie są nieśmiertelni. Nigdy nie przemijają i tak samo dzieje się z ich darami, nieważne, ile

minęło pokoleń. W rzeczywistości... - Przerwał i spojrzał na Kasandrę. - Stajemy się coraz silniejsi i każde kolejne pokolenie Sukcesorów okazuje się bardziej utalentowane

niż rodzice. Wciąż jednak trwają spory, dlaczego tak się dzieje -dokończyła dziewczynka. - No dobrze - mruknęła Helena głównie do siebie. -Wiedziałam, że nie jestem w stu procentach

człowiekiem. Ale mogę zadać jeszcze jedno pytanie? Czym są erynie? 1 dlaczego przestały nas

dręczyć? Zapadła długa chwila milczenia. Kasandra i Kastor spojrzeli sobie w oczy, jakby próbowali odczytać

swoje myśli. - Nie mamy pewności, dlaczego zniknęły - odezwała się w końcu dziewczynka. - Chodzą słuchy, że w

przeszłości zdarzały się pary Sukcesorów, zwykle mężczyzna i kobieta, które były ze sobą i nie

widziały erynii, ale to nigdy nie zostało udowodnione. Z tego, co wiemy na pewno, tobie i Lucasowi

jako pierwszym udało się tego dokonać. To chyba jakoś wiąże się z ocaleniem życia. Jakimś cudem

udało się wam ocalić sobie nawzajem życie i w ten sposób wyzwoliliście się z koła zemsty. Ale nie

mam co do tego pewności. Helenie przemknął przed oczami obraz Lucasa w jałowej krainie - ślepego, zagubionego, słabego -

szybko go jednak od siebie odepchnęła. - Zemsty? - spytała. Kastor zauważył jej dezorientację. - Wojna trojańska trwała bardzo długo i pochłonęła wiele ofiar. Wtedy to była najstraszniejsza wojna,

jaką widział świat. Od niej też zaczął się spór o krew. Początkowo dotyczył tylko jednej rodziny, ale

lata mijały i rozprzestrzenił się na wszystkie Cztery Wielkie Domy. I w rezultacie wystąpiły

przeciwko sobie. 119

- Domami nazywamy różne linie Sukcesorów - dodała Kasandra, gdy zobaczyła, jak Helena marszczy

brew. ■ W starożytnej Grecji to były rody królewskie. - Erynie są naszym przekleństwem, naszą karą - powiedział cicho Kastor. - Zmuszają przedstawicieli wrogich Domów, by zabijali się nawzajem, żeby spłacić dług krwi wobec

przodków. Zaklęty krąg nienawiści. Krew za krew i jeszcze więcej krwi - wyszeptała Kasandra. Helena zadrżała, widząc blask w jej pustych oczach. - Tę część znam. Orestes musiał zabić matkę, bo zabiła ojca, który zabił ich córkę - wyrecytowała. -

Ale czytałam te tragedie i wiem, że ostatecznie Apollo nakłonił erynie, żeby wybaczyły Orestesowi. - To akurat czysta fikcja - stwierdził Kastor. - Erynie nigdy nie wybaczają i nigdy nie zapominają.

Page 51: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Czyli w skrócie: nasze rodziny mordują się od czasów wojny trojańskiej? - spytała Helena. - No to

nie mogło nas zostać zbyt wielu. - I nie zostało. Nasza rodzina należy do Domu Tebań-skiego. Myśleliśmy, że został tylko on... dopóki

erynie nie doprowadziły nas do ciebie, rzecz jasna - odparł Kastor. - A ja z jakiego Domu jestem? - Tego nie będziemy wiedzieć, dopóki się nie dowiemy, kim była twoja matka - wyjaśniła Kasandra. - Nazywała się Beth Smith. Helena liczyła na to, że Lucas się mylił i że Kastor pamięta jej matkę. Niestety pokręcił głową. - Kimkolwiek była, najwyraźniej podała tobie i twojemu ojcu fałszywe dane, żeby cię chronić. Z całą

pewnością wyglądasz jak ktoś, kogo znałem, ale Sukcesorzy nie zawsze dziedziczą cechy fizyczne tak

jak śmiertelnicy -powiedział z wahaniem, poprawiając się na krześle. - Lucas na przykład w ogóle nie

jest do mnie podobny ani nie przypomina typowego syna Apolla tak jak mój brat czy ja. 120 My, Sukcesorzy, jesteśmy w połowie ludźmi, a w połowie archetypami i co jakiś czas któreś z nas

bardziej wygląda juk dana postać historyczna, której życie Los przeznaczył mu za wzór, niż jak jego

rodzice. - No to kogo ja przypominam? - spytała Helena. - Nie chcemy wyciągać pochopnych wniosków. Może masz jakieś zdjęcia matki albo filmy? Dzięki

temu moglibyśmy potwierdzić, kim była - odparł Kastor z przejęciem, jakby byli o krok od

rozwiązania dręczącej ich zagadki. - Nie mam nic. Żadnych zdjęć - odparła bezbarwnym głosem Helena. Kasandra gwałtownie wypuściła powietrze i pokiwała głową, jakby potwierdziła jakąś

niewypowiedzianą myśl. - Prawdopodobnie w ten sposób chciała cię chronić. Zerwała z tobą wszelkie kontakty i zostawiła cię

na małej wyspie w zamkniętej grupce przyjaciół. To stwarzało większe szanse, że nie odkryje cię

wrogi Dom - podsumowała Kasandra, jakby była detektywem, który zebrał razem wszystkie

wskazówki. - Najwyraźniej to się nie udało - zauważyła szyderczo Helena. - Przez długi czas działało. Tylko że erynie nie mogły dopuścić, żeby coś takiego trwało wiecznie -

odparł cicho Kastor. Helena przejechała wisiorkiem po łańcuszku i pokazała go Delosom. - To wszystko, co mi po niej zostało. Ten wisiorek. I co wy na to? - spytała głosem nabrzmiałym od

emocji. W głębi duszy miała nadzieję, że wisiorek jest ważny, że któregoś dnia pomoże znaleźć odpowiedź na

wszystkie jej pytania. W najbardziej szalonych marzeniach wyobrażała sobie, że to talizman, który

kiedyś zaprowadzi ją do matki. Kasandra i Kastor z uwagą przyjrzeli się wisiorkowi w kształcie serca,

ale nie zobaczyli w nim nic szczególnego. 121

- Bardzo ładny - powiedziała uprzejmie Kasandra. - Prawda? Ale nie od Tiffany'ego, więc pewnie są takich tysiące. Po prostu tylko to mam. - Słowa

zaczęły sic wylewać z Heleny niekontrolowanym potokiem. - Taln mówi, że musiała planować swoje

odejście od dłuższego czasu, bo kiedy odkrył, że nas opuściła, okazało się, że zniknęły wszystkie jej

zdjęcia. Co do jednego. Nawet te, o których sądził, że nie wiedziała. Wstała raptownie i zaczęła się przechadzać po gabinecie. Przeszła w najdalszy koniec biblioteki.

Spoglądała na wszystkie książki zgromadzone przez Delosów, na wszystkie antyki, które

prawdopodobnie przekazywano sobie z pokolenia na pokolenie. Takiej rodzinnej spuścizny Helenie

odmówiono - miała poczucie straty: nie wiedziała, ani gdzie podziewa się jej matka, ani skąd po-

chodzi. Wyczuwała jednak, że w tej niewiedzy kryje się pewna możliwość. - Wasza rodzina jest ze sobą bardzo blisko, to widać. Zawsze wiecie, gdzie ktoś jest. Tymczasem moja

matka zrobiła coś drastycznego, prawda? Uciekła. - Przez chwilę zmagała się z myślami i w końcu

Page 52: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

zdecydowała, że najlepiej zapytać. - Dlaczego sądzicie, że pozostał tylko Dom Tebański? Skąd ta

pewność? - Bacznie obserwujemy naszych, Heleno - odparła Kasandra. - No tak, ale skąd macie pewność? - To barbarzyństwo. - Kastor pokręcił głową. Helena gestem nakazała, żeby mówił dalej. - Kiedy

jeden z półbogów zabije kogoś z wrogiego Domu, odbywa się święto na cześć zwycięzcy. Cały ród

triumfuje. - Ale to nie znaczy, że moja matka nie żyje. Może po prostu zaginęła. Nawet nie wiecie, kim jest! -

Łzy zawisły jej na koniuszkach rzęs i spadły na koszulkę. - Skoro ty żyjesz, to wszystko możliwe - powiedziała Kasandra. Nie potrafiła jednak spojrzeć Helenie

w oczy. 122 - Mniej więcej w tym czasie, kiedy się urodziłaś, między Domami trwały zażarte walki. Uważano, że

to była ostateczna konfrontacja. Bardzo wielu wtedy zginęło. -Kastor popatrzył na swoje ręce. Helena odwróciła się do Delosów plecami i próbowała zaczerpnąć powietrza przez łzy. Dobrą chwilę

trwało, zanim się upewniła, że nie zacznie szlochać. Nie rozumiała, skąd bierze się ten smutek.

Zawsze myślała, że nienawidzi matki. - Heleno, rozumiemy, że potrzebujesz czasu, zanim przejdziemy dalej. Zostało jeszcze mnóstwo

rzeczy do omówienia, nigdzie się jednak nie wybieramy i możemy dokończyć tę rozmowę, gdy

będziesz gotowa. Ale wiedz, proszę, że naprawdę chcemy ci pomóc - powiedział łagodnie Kastor z

drugiego końca pokoju. Helena słyszała, że oboje wychodzą, ale nie potrafiła się zmusić, żeby się z nimi pożegnać. Gdy

zniknęli, wyszła na patio. Widok nieskazitelnej plaży i rozkołysanej błękitnej wody stępił ostre kanty

jej uczuć i zanim się zorientowała, już brodziła stopami w piasku. - Wszystko w porządku? - dobiegł ją zza pleców glos Lucasa. Tylko pokiwała głową. Wcale nie zdziwiła się jego obecnością. Oboje spojrzeli w dal, na ogromnego

kudłatego psa, który radośnie skakał przez fale. Po chwili Lucas podszedł i stanął obok. - Ulżyło mi. - Helena odwróciła głowę i spojrzała na niego. - Całe życie myślałam, że matka

nienawidziła mnie tak bardzo, że nie chciała nawet, żebym wiedziała, jak wygląda. - Bolesny cień

przemknął przez twarz Lucasa, ale Helena ciągnęła dalej, zanim zdążył jej przerwać: - Nie twierdzę,

że starożytny spór o krew jest czymś dobrym, ale przynajmniej istniał jakiś powód, dla którego mnie

zostawiła. Bo wcześniej nie znałam żadnego. 123

- Ona może wciąż żyć - powiedział z mocą Lucas. -Bez względu na to, co myślą Kasandra i

mój ojciec.

- Sama nie wiem, co czuję - wyznała szczerze Helena. - Dla mnie matką była bardziej Kate

niż Beth... czy jak tam się ona nazywała. Pewnie dojdę ze sobą do ładu dopiero, kiedy

poznam prawdę. Całą prawdę.

- W porządku - zgodził się Lucas. Z uśmiechem spoglądał na wodę. Po chwili jednak

przyszło mu do głowy coś, co sprawiło, że uśmiech na jego twarzy zgasł. - Przynajmniej na

razie.

Ścisnął ją za palce. Helena popatrzyła w dół znów zaskoczona, że już od jakiegoś czasu

trzymają się za ręce. Nie miała pojęcia, kto zapoczątkował ten zwyczaj, ale wiedziała, że

trudno byłoby się z tego wycofać. Nigdy wcześniej nie trzymała żadnego chłopca za rękę,

więc powinna poczuć się zawstydzona, ale tak nie było. Bo miała wrażenie, że dotyk Lucasa to najnaturalniejsza rzecz pod słońcem. Ze zdumieniem pokręciła głową. Podniosła wzrok -

Lucas też zerkał na ich dłonie i prawdopodobnie myślał to samo.

- Chcesz na chwilę usiąść? - Nagle przypomniała sobie, że jeszcze nie tak dawno nie mógł

chodzić bez pomocy Jazona.

- Nie. Ale nie miałbym nic przeciwko temu, żeby coś zjeść. - Obejrzał się przez ramię w

stronę domu.

Page 53: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Ja też. O rany, ale ze mnie żarłok! - wykrzyknęła zaskoczona swoim zachowaniem.

- Przecież kiedy dochodziłaś do siebie, strasznie długo nie jadłaś. - Odciągnął ją od brzegu. -

Co to zresztą za rozmowa?

- Wiesz co, gdyby nie straszliwy ból, to ta cała rekonwalescencja nawet by mi się podobała.

Wszyscy wciąż wokół ciebie skaczą i cały czas cię karmią. Jakbyś był niemowlakiem, tylko

że na tyle dużym, żeby to docenić. 124 - Ale przestaje być zabawnie, kiedy trzeba iść do to-

ł- O tak! Zwłaszcza wśród obcych. - Spodziewała się, Lucas się roześmieje albo powie coś

dowcipnego, ale I się nie doczekała.

- Nie jesteśmy obcy - odparł cicho. Zwolnił kroku, i żeby spojrzeć jej w oczy.

- Już nie - przyznała.

Na policzki wypłynął jej rumieniec. Spuściła wzrok. Jeśli nadal patrzyłaby w te jego szczere

niebieskie oczy, zatonęłaby w nich na zawsze.

Ruszyli z powrotem, trzymając się za ręce. Gdy zbliżyli się do domu, Helena zauważyła, że z

balkonu na piętrze spogląda na nich Kasandra. Dziewczynka nie wyglądała na zadowoloną.

Weszli do kuchni. Noel szalała przy garnkach i rondlach, ale postawiła przed nimi

opakowanie lodów, ciastka, orzechy i sos karmelowy. Powiedziała jednak, że już chyba na

tyle odzyskali siły, że sami mogą sobie zrobić przeklęty deser. Potem wróciła do warczenia na

pieczeń wielkości wołu, którą próbowała wepchnąć do piecyka. Po tej dekadenckiej

przekąsce, która zwabiła do kuchni resztę domowników, żeby zepsuć im apetyt, Noel stwier-

dziła, że właściwie mogą nie ruszać się od stołu, bo obiad będzie gotowy za dwadzieścia

minut.

- Muszę już iść do domu - powiedziała z rozgoryczeniem Helena, popychając kilka

rozmiękłych orzechów pe-kanowych na dnie miski.

- To śmieszne. Nigdzie nie pójdziesz - sprzeciwił się

Lucas.

- Nie, naprawdę muszę wrócić, wziąć dżipa i odebrać Kate i tatę z lotniska.

- Któreś z nas może po nich pojechać. - Ariadna podniosła się ze swojego miejsca na ławie

obok Heleny. 125

- Siadaj, Ari, wciąż jesteś wycieńczona po uzdrawianiu. I nawet nie myśl, że mnie zwiedziesz tym

rumieńcem. - Pandora z błyskiem w oku pogroziła bratanicy palcem, pobrzękując roztańczonymi

bransoletkami. - Chętnie pojadę i poznam twojego tatę, Heleno. - Nie, nie! - zaprotestowała trochę zbyt gwałtownie Helena, po czym już spokojniej dokończyła: -

Mój tata nie ma o tym wszystkim pojęcia. Proszę. To bardzo miłe z twojej strony, ale gdybyś mnie po

prostu podrzuciła do domu, byłabym ci bardzo wdzięczna. Nie podniosła wzroku, ale wiedziała, że teraz wszyscy wymieniają nad jej głową znaczące spojrzenia.

Ariadna dotknęła ręki Heleny i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale ubiegł ją Lucas. - Ja cię odwiozę. - Wysunął się ze swojego miejsca na ławie i złapał Helenę za rękę. - Chodźmy. - Nie jesteś jeszcze w formie. - Noel pokręciła głową. Lucas podszedł do niej i uśmiechnął się

łobuzersko. - Odwiozę, a nie polecę. - Chwycił matkę i przesadnie głośno cmoknął ją w czubek głowy. Może nie było to szczególnie krzepiące, ale na tyle zabawne, że Noel ze śmiechem przyznała, że syn

da radę prowadzić. Helena chciała wszystkim serdecznie podziękować, ale Lucas żachnął się, złapał ją za rękę i

pociągnął. - Dobra, dobra. I tak jutro tu wrócisz. - Co takiego? - spytała oszołomiona, gdy wyciągnął ją z kuchni i zaprowadził do olbrzymiego garażu

zastawionego luksusowymi samochodami.

Page 54: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Zapakował ją do małego mercedesa kabrioletu, trzasnął drzwiczkami i uruchomił silnik. - Przyjdziesz do nas jutro po południu - powiedział w końcu, gdy opuścili posiadłość i skierowali się

na Mile-stone Road. - Nie mogę. Mam biegi - odparła Helena. 126 - A ja futbol. Przywiozę cię, jak oboje skończymy trening. I jeśli chcesz, wpadnę po ciebie w drodze

do szkoły. - Myślałam, że nie wolno wam grać. - Ta sprawa jest już właściwie załatwiona. - Uśmiechnął się szeroko. - Widziałem waszą drużynę

futbolową. 1 wierz mi, naprawdę potrzebuje moich braci i mnie. - Pewnie powinnam poczuć się urażona, ale ja też ją widziałam. - Helena zrobiła taką samą minę jak

Lucas. -Mimo to nie będę mogła przyjechać do was jutro. W poniedziałki pracuję wieczorami. - No to we wtorek. - Nie, muszę przygotować tacie kolację - odpowiedziała szybko. - On też może wpaść. Mama chce go poznać. - Lucas mówił coraz mniej pewnym głosem. Zerknął na

Helenę. -Nie chcesz przyjść? - To nie tak. - Czuła się, jakby ją postawiono pod ścianą, i nie wiedzieć czemu, była zdenerwowana. -

Tata mi nie pozwoli. Popatrzyła przez okno na pole golfowe. Lucas wziął ją za rękę i delikatnie potrząsnął, żeby na niego

spojrzała. - Jeśli nie będziesz chciała, nikt o niczym nie powie twojemu tacie - zapewnił. Spoglądał to na

Helenę, to na drogę. - Nie o to chodzi. Tata nie lubi, jak wychodzę wieczorami, kiedy mam szkołę. Zerknęła na Lucasa, ale on patrzył na jezdnię, marszcząc brwi. Minuty mijały w milczeniu. Helena

czuła, że jego nastrój coraz bardziej się pogarsza. - Nie, tak być nie może - stwierdził nagle. Szarpnął za hamulec, zatrzymał samochód na poboczu i

odwrócił się do Heleny. Gdy zobaczył jej zaskoczoną twarz, zrobił głęboki wdech, żeby się uspokoić.

- Nie wiem, czy mój tata ci to wyjaśnił, ale członkowie różnych Domów pochodzą od różnych bogów

- zaczął. 127

- Tak, mówił coś w tym stylu - przyznała cicho Ho-leną. Czuta się jak na dywaniku u dyrektora, choć nie mialn pojęcia dlaczego. Lucas próbował się do niej

uśmiechnąć, ale szybko się poddał. - Członkowie mojej rodziny, Domu Tebańskiego, są potomkami Apolla, który jest przede wszystkim

bogiem światła, a także muzyki, uzdrawiania i prawdy. Wykrywacze kłamstwa, Sukcesorzy, którzy

wyczuwają fałsz, należą do rzadkości. Ale tak się składa, że ja jestem jednym z nich. Rozpoznaję

kłamstwo, gdy tylko je usłyszę, a jeśli kłamie ktoś mi bliski, nie potrafię tego znieść. Więc nie

okłamuj mnie, Heleno. Nigdy. Jeśli nie chcesz mi powiedzieć prawdy, proszę, ze względu na mnie nie

mów nic. - To cię boli? - spytała zaciekawiona. - Próbowałem to wyjaśnić Jazonowi, ale nie potrafiłem. To takie uczucie, jakbyś zgubiła coś ważnego

i nie mogła tego znaleźć. Tylko dużo gorsze. Im dłużej trwa kłamstwo, tym usilniej staram się odkryć

prawdę. I drążę, drążę... - Po prostu potrzebuję czasu, żeby się przyzwyczaić - wyjaśniła pośpiesznie Helena. - Jeszcze nie

jestem gotowa, żeby powiedzieć tacie o sobie i mamie. Nie wiem, jak by to na niego podziałało.

Szczerze mówiąc, wątpię, czy kiedykolwiek mu powiem. Ale tak czy siak, potrzebuję czasu, żeby do

tego wszystkiego przywyknąć. Przynajmniej kilka dni. Lucas wypuścił z płuc wstrzymywane powietrze. Jego twarz natychmiast się rozluźniła. - Dlaczego mi od razu tego nie powiedziałaś? - Bo to... zbyt... - Zamilkła. Dlaczego tak trudno jej idzie?

Page 55: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Bo za bardzo byś się odkryła. Jakbyś była naga - odpowiedział za nią. Helena przytaknęła. - No cóż,

przepraszam. Ale przy mnie musisz albo mówić prawdę, albo 128 milczeć. - Zwolnił hamulec, wrzucił bieg i włączył się do ruchu. Gdy tylko przestał zmieniać biegi, złapał Helenę za rękę i położył sobie na udzie. A kiedy w gasnącym

świetle dnia musiał włączyć reflektory, wolał puścić kierownicę niż jej dłoń. Zaparkował na podjeździe za Świnką, zgasił światła i silnik. - Zaczekaj tu chwilę. - Wyskoczył z wozu i zniknął na tyłach domu. Helena wyciągała szyję, ale niczego nie usłyszała, nawet jego kroków. Poirytowana, że tak przepadł,

wysiadła z samochodu i podeszła do Świnki, żeby mieć lepszy widok. Na ziemi obok przedniego koła

zauważyła swoją torebkę. No nie! Podniosła ją i wyłowiła telefon. Kilkanaście nieodebranych

połączeń. Przypomniała sobie, że torebka wylądowała na ziemi w czasie wczorajszej szamotaniny. I nagle

zorientowała się, że nie zaatakował jej ani Hektor ani Lucas, jak sądziła I ubiegłej nocy. Teraz, kiedy nie było erynii, które wypaczały jej osąd, doszła do wniosku, że to ktoś inny musiał na

nią czekać pod domem. Ktoś o żylastych ramionach - kobieta, pomyślała Helena, bo przypomniała

sobie zapach kosmetyków. Napastnik zaszedł ją od tyłu, ale przybyli Delosowie i to go wystraszyło.

Lucas wysłał Ariadnę i Jazona w pogoń za agresywnym intruzem, lecz najwyraźniej kobieta uciekła,

bo nikt o niej potem nie wspomniał. A Helena, w szoku przez ostatnie dwa dni, zupełnie o całym

zajściu zapomniała. - Lucas? - zawołała i ruszyła w stronę cienia z boku domu. Coś za długo go nie było. Za plecami

usłyszała stłumiony odgłos. - Prosiłem, żebyś została w samochodzie. To dla twojego bezpieczeństwa, Heleno - powiedział

poirytowany. 9 - Spętani przez bogów 129

Odwróciła się na pięcie, stanęła z nim twarzą w twarz i zaczęła gwałtownie wymachiwać ręką z

komórką. - Ta kobieta! Szukałeś tej kobiety, która napadła na Kate i na mnie! - krzyknęła, kiedy nareszcie

wszystko do niej dotarło. - Ona też jest Sukcesorką. Musi być! - No pewnie... - przerwał jej. - Ale posłuchaj. Są dwie. Czatują na ciebie dwie różne kobiety, a nam na

razie nie udało się dopaść żadnej. Jakieś reflektory omiotły dom i po chwili na podjeździe zatrzymał się samochód. Lucas stał przed

Heleną i bez problemu patrzył w światło, które ją całkowicie oślepiało. Nie widziała ludzi w środku. - To twój ojciec - powiedział. - Heleno? Tu jesteś! Gdzie ty się, do diabła, podzie-wałaś? - wrzasnął Jerry. Wyskoczył z taksówki,

zanim kierowca zdążył się na dobre zatrzymać. Od lat nie widziała, żeby był taki wściekły. - W kółko

do ciebie wydzwaniałem! Nigdy się tak nie zachowujesz! Myślałem, że coś ci się stało! - Skąd się tu wziąłeś? - pisnęła. - Złapaliśmy wcześniejszy samolot. Nie dostałaś ode mnie wiadomości? - Ja... - Zamilkła i głupio podniosła telefon. Musiała coś wymyślić, ale wiedziała, że nie potrafi kłamać. Zaczęła panikować. Lucas wyjął komórkę z jej dłoni. Usłyszała niemal nieuchwytny chrzęst. - Telefon jej się zepsuł. - Lucas podał komórkę Jer-ry'emu, żeby ten sam zobaczył. W ręku ojca

Heleny została kupka plastiku. - Przyjechałem sprawdzić, dlaczego nie odbiera, a ona właśnie

wychodziła, żeby pojechać po pana na lotnisko. Helena gapiła się na Lucasa z otwartymi ustami. Dziwiła się, że ktoś, kto domaga się od wszystkich

wokół uczciwości, może być takim urodzonym kłamcą. 130

Page 56: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Jak ty to zrobiłaś, Len? - Jerry z przerażeniem przyglądał się rozgniecionej kanapce z plastiku i

mikroukładów. - Przecież to całkiem nowy telefon. - Wiem! - powiedziała Helena może ze zbyt dużym naciskiem. - Dziadostwo, no nie? Strasznie mi

przykro, tato. Nie miałam pojęcia, że będziesz wcześniej. Naprawdę. - Och, już dobrze - odparł Jerry. Teraz, kiedy przestał się martwić, poczuł się trochę zakłopotany. Uśmiechnęli się do siebie z Heleną i

wszystko zostało wybaczone. Jerry odwrócił się do Lucasa. - Wyglądasz znajomo - powiedział podejrzliwie, jakby dopiero teraz dostrzegł jego obecność, i

natychmiast zjeżył się nieufnie. Przez chwilę Helena widziała to, co zobaczył Jerry -oszałamiająco przystojnego młodego mężczyznę,

który był zbyt dobrze zbudowany, zbyt dobrze ubrany i jeździł zbyt luksusowym samochodem, żeby

czyjkolwiek ojciec mógł go polubić. - Lucas Delos - przedstawił się, wyciągając rękę. - Czy to nie ten chłopak, którego nienawidzisz? -spytał otwarcie Jerry Helenę. Uścisnął chłopakowi

dłoń. Lucas roześmiał się tak szczerze i spontanicznie, że aż udzieliło się Jerry'emu. - Ten problem już rozpracowaliśmy - odparła Helena. - To dobrze - powiedział Jerry. Ale kiedy wracał do taksówki, żeby zapłacić i zabrać bagaże, i minął

bajerancki kabriolet Lucasa, zmienił zdanie: - Albo i nie. Helena wykorzystała ten moment - przewróciła oczami i wskazała Lucasowi komórkę. - I co z tą kobietą? Jak chcesz mi teraz o niej opowiedzieć? - wyszeptała w rozgorączkowaniu. - Jeśli

zadzwonię z kuchni, tata usłyszy. - Przepraszam - odszepnął Lucas, oczy mu się śmiały. - Nie potrafiłem wymyślić nic innego. 131

- Jutro chcę usłyszeć całą historię - ostrzegła Helena. - Wpadnę po ciebie pół godziny przed szkołą. Pójdziemy na kawę - obiecał Lucas. - Co się dzieje? - spytał podejrzliwie Jerry, podchodząc do nich. - Lucas musi wracać na kolację - odparła Helena. Zobaczyła, że skrzywił się na to kłamstwo, ale

załapał aluzję. - Miło było pana poznać, panie Hamilton. - Lucas pomachał im na pożegnanie i wycofał się do

swojego samochodu. - Do licha, naprawdę wolałbym, żebyś miał pryszcze. Albo problemy z tarczycą - stwierdził Jerry. - Tato! - fuknęła zawstydzona Helena. - Dobranoc, Lucas - powiedziała przepraszająco. - Dobranoc, Heleno - odparł miękko, oczy mu błyszczały. - No dobrze, dość już tego. Do domu, Heleno. - Jerry uśmiechnął się nerwowo, obrócił córkę i pchnął

ją lekko w stronę drzwi. - Wiesz co? Może lepiej znów go zacznij nienawidzić? Helena usłyszała, jak Lucas śmieje się do siebie. Zapuścił silnik. Ten ciepły dźwięk sprawił, że ona też

się uśmiechnęła. Wracając do domu na drugim końcu wyspy, Lucas się nie spieszył. Potrzebował czasu, żeby odzyskać

nad sobą panowanie, zanim stawi czoło rodzinie. Choć w sumie niewiele mu to mogło dać. Kasandra i

Jazon zawsze potrafili odgadnąć jego emocje, a teraz oboje byli bardzo wyczuleni na to, co się z nim

dzieje. Od tamtego zajścia z Heleną w szkole martwili się o Lucasa. Ich obawy mogły się tylko

pogłębić. Właściwie to już się pogłębiły. Jazon pewnie będzie próbował namówić go na długą nocną

rozmowę, a na to Lucas nie miał ochoty. Nie potrzebował 132 niczyjego współczucia, chciał, żeby dano mu święty spokój. Wjechał do garażu i przez kilka minut siedział przy zgaszonym silniku. Próbował zepchnąć uczucia w

najdalszy zakamarek umysłu, tam gdzie ich miejsce. Przez ostatnich kilka dni miał wrażenie, że jego

emocje są tak napięte, że gdyby tylko je uwolnił, wystrzeliłyby jak konfetti z noworocznej tuby. Nie

ma dość sił na spotkanie z Kasandra, w każdym razie nie w tej chwili, a ona prawdopodobnie na niego

czeka. Wysiadł więc z samochodu, wyszedł na zewnątrz i pofrunął do okna, żeby schować się przed

siostrą.

Page 57: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Tylko że ona oczywiście o tym wiedziała. Uśmiechnął się ponuro i otworzył okno. Powinien się tego

spodziewać. - Nie chcę o tym rozmawiać, Kassie. - Miał nadzieję, że jego głos brzmi stanowczo i nie słychać w

nim zniecierpliwienia. - Nie do ciebie należy wybór - odparła smutno Kasandra. - Wiem. Jesteśmy Sukcesorami. Rzadko kiedy możemy o czymś decydować, prawda? - powiedział

gorzko, wlatując przez okno. Jego ciało poddało się sile ciążenia, stopami dotknął podłogi i w jednej chwili z lotu przeszedł do

spaceru. - Długo cię nie było - zauważyła Kasandra znaczącym tonem. - Zatrzymałem się w pobliżu jej domu. Szukałem śladów którejś z tych kobiet - wyjaśnił spokojnie.

Nie kłamał. - Mówiłam ci, że nie ma powodu do obaw. Jest bezpieczna. Przynajmniej jeszcze przez kilka dni. -

Kasandra pokręciła głową. - To o ciebie się martwię. - Nie dotknąłem jej. - Ale też nie potrafisz trzymać się od niej z daleka. 133

Nie potrafił. Już nawet wtedy, gdy w obecności Heleny pojawiały się erynie, nie potrafił jej unikać.

Nie wiedział, jak to opisać - to było tak, jakby w ich rozdzieleniu było coś złego, niewłaściwego. - Spokojnie. Nie tknę jej. - To nie jedyna rzecz, na jakiej mi zależy - zaczęła ostrzegawczo. Przerwał jej, zmęczony aluzjami. - Tak, jasne. Ale i tobie, i wszystkim pozostałym na tym zależy najbardziej, Kassie. Zdjął zegarek i ostrożnie położył go przy łóżku. Nie mógł na siostrę patrzeć. Wiedział, że to okrutne,

ale nie umiał się zmusić. - Wcale nie. Wiesz o tym, prawda? - spytała i nagle była tylko jego młodszą siostrzyczką. Spojrzał na nią i serce mu zmiękło. Wiedział, że jej brzemię jest cięższe niż jego. I choć czasami

gorycz brała górę, wierzył, że Kasandra ma świadomość, że ją kocha i nie przestanie jej kochać, nawet

jeśli każe mu porzucić tę jedną rzecz, której pragnął najbardziej na świecie. To nie ułatwiało sprawy,

ale też nikt nigdy nie pytał ich, czego sami by sobie życzyli. - Czy to ma znaczenie, co ktokolwiek z nas czuje? -mruknął pod nosem. - Jeśli połączę się z Heleną,

znowu wybuchnie wojna. I żadne pragnienia tego nie zmienią. - Tego nie wiem - odparła Kasandra z wahaniem. -Nie jestem jeszcze dość silna. - Ale podejrzewasz. - Lucas usiadł na krawędzi łóżka. Nagle poczuł się, jakby się dostał w pole

przyciągania dwóch planet. -1 nie udawaj, że nie, bo nawet ty nie jesteś w stanie mnie oszukać. 134

Rozdział 8

Kilka następnych godzin Helena na przemian wysłuchiwała szczegółów ojcowskiej podróży i

zaprzeczała, że 1 Lucas jest jej chłopakiem. Szybko odkryła, że jedynym sposobem, żeby powstrzymać Jerry'ego

przed pytaniami o Lucasa, jest wypytywanie go o Kate. A poza tym naprawdę chciała wiedzieć, co jest

między nimi. Jerry twierdził, że są tylko przyjaciółmi, niczym więcej. Rozczarowa- I na, że ojciec najwyraźniej wciąż liże rany zadane przez jej matkę, chciała uciec do swojej sypialni,

żeby móc pomyśleć w spokoju, ale musiała poczekać, aż skończą kolację. A kiedy już skończyli jeść,

kłócić się o to, ile soli wolno Jerry'emu użyć, i rozmawiać na tematy sklepowe, Helena była tak

wyczerpana, że omal nie zasnęła na krawędzi wanny podczas mycia zębów. Następnego ranka darowała sobie śniadanie. Spakowała jedzenie do pudełka, krzyknęła ojcu „do

widzenia!", i już jej nie było, zanim zdążył w ogóle zejść na dół. Zawołał za nią, gdy wskakiwała do

mercedesa, ale udała, że nie słyszy.

Page 58: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

t- Nie powinniśmy zaczekać, żeby sprawdzić, czego chce? - spytał Lucas. - Nie. Jedziemy - rzuciła

trochę za szybko. Wzruszył ramionami i odjechał w chwili, gdy Jerry dopadł frontowych drzwi.

Helena pomachała mu, ale wiedziała, że później jej się dostanie. - No dobra, wciąż jestem tu nowy, więc nie znam żadnych kawiarni. Gdzie po tej stronie wyspy

można znaleźć jakieś fajne miejsce? - zagadnął Lucas. - Och! News Storę? Choć nie sądzę, żeby tam nam się udało pogadać. - A co powiesz na to? - Zatrzymał się przed sieciową restauracją popularną wśród turystów. 135

Helena niechętnie, ale się zgodziła. Były inne miejsca - lokalne, rodzinne - tylko że znała wszystkich,

którzy tam pracują. A potrzebowała odrobiny prywatności. W milczeniu stanęli w kolejce - zaczną rozmawiać dopiero, jak usiądą. Helena starała się nie patrzeć

na Lucasa, ale to było trudne. Zdumiewające, jak dobrze się czuł w każdym miejscu, w jakim się

znalazł. Wydawało się, że cały świat jest dla niego jak własny pokój. Obserwowała Lucasa kątem oka. Próbowała go przyłapać, że się wierci albo przestępuje z nogi na

nogę, tak jak ona w miejscach publicznych. Nic z tego. Naprawdę nie obchodziło go, czy ludzie na

niego patrzą. Nie przepraszał świata za to, że żyje - nie garbił się, nie kulił ramion, nie bawił się

kluczykami. Działało jej na nerwy, że tak po prostu sobie stał. Choć była to też pewna inspiracja.

Dlaczego ona ma się wstydzić, że zajmuje więcej miejsca niż większość osób? Wyprostowała się

lekko. - Masz już dość? - spytał, śmiejąc się z jej bezwstydnego podziwu. - Jeszcze nie. - Bliźniaczy uśmiech przemknął jej przez twarz. - To dobrze. Gdy tylko usiedli, Lucas zapytał, co chciałaby wiedzieć. Wahała się przez chwilę. Musiała się zastano-

wić. - Przede wszystkim: kto zaatakował Kate - powiedziała w końcu, choć bała się tego, co usłyszy. - Nie mamy pojęcia - odparł szczerze. Helena straciła cały zapał. Wiedziała, że choć Lucas nie znosi kłamstwa, sam nieźle buja. - To bez sensu - zaczęła ostrożnie. - Twój ojciec powiedział, że jestem jedyną osobą... naszego

rodzaju... która nie należy do waszego Domu. Jak możecie nie wiedzieć, kim są napastniczki, skoro

logicznie rzecz biorąc muszą być z wami spokrewnione? 136 Lucas pokiwał głową, jakby rozumiał, dlaczego Helena wątpi w prawdziwość jego słów. - Dom Tebański jest bardzo duży. Nasza najbliższa rodzina, ci, którzy przeprowadzili się z powrotem

do Stanów, to tylko maleńki odłamek. Główna część Domu, znacznie liczniejsza, nazywa się Stu

Kuzynów, choć dziś jest ich dużo więcej. Dość luźno przewodzi mu mój wuj Tantal. - Patrzył na

swoją kawę nieobecnym wzrokiem. -Mam wielu dalekich krewnych, o których nigdy nie słyszałem, a

co dopiero mówić, żebym ich widział. - Skoro twój wuj jest przywódcą, nie możecie po prostu do niego zadzwonić i zapytać, który z twoich

krewnych próbuje mnie zabić? - Może to właśnie Tantal wysłał te kobiety - odparł ponuro Lucas. - Ale na razie nie wiemy tego na

pewno. Mój wuj Polideukes, ojciec Hektora, Jazona i Ariadny, wrócił do Europy po tym, jak cię

napadnięto po raz pierwszy, żeby sprawdzić, ile Tantal wie. Helena przez moment bacznie obserwowała twarz Lucasa. Rysy mu się wyostrzyły, a niebieskie oczy

rzucały iskry. - To znaczy, że pojechał szpiegować? - spytała zaskoczona. Lucas pokiwał głową. - Ale dlaczego

twoja rodzina tyle dla mnie robi? Jestem wdzięczna, ale mimo wszystko. Czego mi jeszcze nie

powiedziałeś? Jakiś czas szarpał swojego croissanta, po czym gwałtownie wypuścił powietrze. - Stu Kuzynów to rodzaj sekty. Wierzą w coś, w co moja rodzina nie wierzy, i w dodatku są

fanatykami gotowymi zabić w imię swoich przekonań. Dlatego wyjechaliśmy z Hiszpanii. Hektor... -

Page 59: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Zamilkł i pokręcił głową, jakby próbował rozjaśnić myśli, a potem znowu skoncentrował się na

Helenie. - Rzecz w tym, że grozi ci poważne niebezpieczeństwo. Chodziłem za tobą od naszego

pierwszego spotkania, ale nie mogę cię chronić non stop. Jeśli 137

któraś z tych kobiet cię znajdzie, a mnie przy tobie nic będzie, spróbują cię zabić, a ty na razie nie

potrafisz się bronić. - Wiesz, dotąd nigdy nie musiałam się bronić - powiedziała bezradnie Helena. - To w końcu

Nantucket. Tacie i mnie częściej zdarza się zapomnieć zamknąć drzwi na klucz niż je zamknąć! - Jesteś dla nas bardzo ważna. Dużo ważniejsza niż przypuszczasz, ale nie mogę ci na razie tego

wyjaśnić. -Pochylił się i ujął jej ręce. - Mówiłaś, że potrzebujesz kilku dni, żeby to przetrawić, dlatego

nie zamierzam cię zarzucać szczegółami, żebyś się nie wystraszyła, ale musisz jak najszybciej zacząć

z nami trenować. Moja rodzina nauczy cię walczyć. - Masz na myśli dżudo i takie tam? - Coś w tym rodzaju - powiedział pokrzepiająco. -Nie rób takiej zmartwionej miny. Z twoimi

talentami ani się obejrzysz, a będziesz w stanie każdemu skopać tyłek. - Z jakimi talentami? - spytała z powątpiewaniem Helena. - Naprawdę nie wiesz? - zdziwił się Lucas. - Hej, Lukę, jak leci? - Do kawiarni wszedł Zach. Uśmiechał się, ale jego uśmiech zgasł, gdy tylko

zobaczył, z kim Lucas siedzi. Za plecami Zacha stało kilku chłopaków z drużyny futbolowej. Wszyscy z otwartymi ustami gapili się

na niezwykłą parę. - Cześć, Zach. Wpadliśmy na kawę, a wy? - Lucas zupełnie się nie przejmował ich reakcją. Helena

uśmiechnęła się niemrawo i wypuściła włosy zza uszu, żeby schować twarz, ale on sięgnął przez stolik

i odsunął je na ramiona. - My też - wymamrotał Zach. Omal się nie przewrócił, gdy się wycofywał, gapiąc na Lucasa i Helenę

z niedowierzaniem. - Do zobaczenia - zawołał i wrócił do kolegów. 138

I Helena przygryzła wargę, wbiła wzrok w kubek z ka- I wą i jak najdyskretniej pomasowała pod stołem brzuch. Proszę, tylko nie skurcze, pomyślała. - Co się stało? - Lucas przyglądał się jej uważnie. - Nic. Możemy już iść? - jęknęła błagalnie. Rozpaczliwie chciała zmienić temat, uciec, a najlepiej

umrzeć. - Pewnie. - Lucas wstał i spojrzał na nią z niepokojem. - Wiem, że nie „nic", Heleno, i wolałbym,

żebyś powiedziała mi prawdę, jakakolwiek ona jest. Ariadna lata temu urządziła nam trzem lekcję

poglądową na temat kobiecych przypadłości. I mówiąc „lekcja", mam na myśli niezłe lanie. - No to jestem jej wdzięczna, ale to nie to. - Złapała go za rękę i pociągnęła do drzwi. Po drodze Lucas pomachał Zachowi, a ten mu odma-chał, choć wciąż był jakiś naburmuszony. - Obawiam się, że przeze mnie spadłeś do niższej ligi. Przykro mi - mruknęła Helena, kiedy wsiedli

do małego srebrnego mercedesa. - O czym ty mówisz? - spytał Lucas, wycofując samochód. - No wiesz, Zach i tamci... widzieli nas razem - odparła Helena, jakby to wszystko tłumaczyło. - I? - Zach i Gretchen nie są moimi fanami, więc w szkole jestem kimś w rodzaju popularnościowej

antymaterii -wyjaśniła z zakłopotaniem. Lucas uśmiechnął się szeroko. Złapał Helenę za rękę, ale zaraz musiał ją puścić, żeby zmienić biegi. - Chyba będę się musiał przestawić na automat -mruknął pod nosem, po czym głośno powiedział: -

Myślisz, że jesteś niepopularna? Nie minęła godzina odkąd wylądowałem na wyspie, i już zdążyłem

usłyszeć o pięknej, doskonałej, wręcz niebiańskiej Helenie Hamilton. Wiesz, że tak właśnie nazywają

cię chłopcy? Niebiańska Helena? 139

Page 60: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Zrobiła unik przed jego dłonią, ale i tak w końcu odnalazł jej rękę i ścisnął mocno. - Przestań. Dla mnie to wcale nie jest zabawne. I o co chodzi z tym? - Uniosła ich złączone dłonie. - Nie wiem. - Przechylił z zainteresowaniem głowę. -Ale wydaje się w porządku, prawda? Słuchaj,

dlaczego mi nie powiesz, co tak naprawdę ci przeszkadza w tym, że widziano nas razem? Boisz się

plotek? - I tak, i nie. Nie rozumiesz, bo za krótko tu mieszkasz, ale popularni ludzie w szkole mają coś

przeciwko mnie i niektórzy robią wszystko, żeby mi dokuczyć. Nigdy do nich nie pasowałam. - I nigdy nie będziesz - powiedział poważnie. - Dokądkolwiek pójdziesz, Heleno, wszędzie będziesz

się wyróżniać. Czas się do tego przyzwyczaić. - Już się przyzwyczaiłam! Miałam całe życie, żeby się przyzwyczaić! - krzyknęła, gdy wjeżdżali na

szkolny parking. - To dobrze. A teraz przestań się wkurzać i posłuchaj mnie przez chwilę. Ci goście tam nie gapili się

na nas dlatego, że cię nienawidzą. Gapili się, bo nie mogli zrozumieć, jakim cudem udało mi się

namówić dziewczynę, która w zeszłym tygodniu próbowała mnie udusić, żeby wsiadła ze mną do

samochodu i pojechała na kawę. - No tak, zapomniałam - mruknęła Helena. Wysiadła z samochodu i zarzuciła torbę na ramię. - A ja chciałbym wrócić do tego zapominania. Gdybyśmy już nigdy nie wspominali o tym, że

próbowaliśmy się pozabijać, to dla mnie byłoby super - powiedział cicho Lucas. Stanowczo złapał ją

za rękę i przyciągnął, tak że idąc do szkoły, stykali się ramionami. Wszyscy się gapili. Na korytarzu widać było osłupiałe miny i opuszczone szczęki. Rozmowy urywały

się i wybuchały ze zdwojoną siłą, kiedy Helena i Lucas przechodzili obok. Helena próbowała się

wyrwać Lucasowi, ale on 140 mocno ją trzymał. Puścił, dopiero kiedy się zorientował, że nie chodzi o wstyd. Helena była bliska

paniki. - Lennie - zawołała niepewnie Claire. Helena uśmiechnęła się przelotnie do Lucasa i zwróciła do przyjaciółki. - Gdzieś ty się podziewała cały weekend? - Claire obrzuciła Lucasa podejrzliwym spojrzeniem. - Próbowałaś się do mnie dodzwonić? - zapytała Helena wdzięczna, że może oderwać się od Lucasa i

przy odrobinie szczęścia także od gapiów. - Z pięć razy. Co się z tobą działo? - Telefon mi się rozwalił - wyjaśniła Helena przepraszająco. Odwróciła się do Lucasa. - Muszę lecieć.

Dzięki za podwiezienie. - Nie ma sprawy. Do zobaczenia po lekcjach - odparł, przyjmując tę odprawę z całym wdziękiem, na

jaki się potrafił zdobyć. Zdążył odejść nie więcej niż trzy kroki, kiedy Claire złapała Helenę za ramię i pociągnęła w stronę

szafki. - Co to, do jasnej anielki, było? - niemal wykrzyczała. Helena uciszyła ją i zaczęła majstrować przy zamku. - Odbyliśmy długą rozmowę - powiedziała szybko. -Już się nie nienawidzimy. - Rozmowę? Akurat. No, wasze języki z pewnością brały w tym udział, ale jakoś mi się nie wydaje,

żebyście dużo gadali. - Claire sprawiała wrażenie wkurzonej, ale Helena rozzłościła się jeszcze

bardziej. - Przestań! Mówię serio! Mam za sobą naprawdę ciężki weekend. Przepraszam, że nie zadzwoniłam

do ciebie wczoraj wieczorem, ale mój ojciec był na mnie strasznie wściekły, że nie odebrałam go z

lotniska. - No to opowiedz mi wszystko teraz! - odparła obronnie Claire. - Choć w sumie nie musisz nic

mówić. Wszyscy widzą, że jesteście z Lucasem parą. 141

Page 61: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Nie wiem, czym jesteśmy, ale na pewno nie czymś, do czego tak łatwo można by przykleić

etykietkę „para", jasne? - Zdenerwowana Helena przerzuciła książki i zorientowała się, że nie odrobiła

żadnej pracy domowej. - Dlaczego nie możesz być ze mną szczera? Spałaś z nim - powiedziała oskarżycielskim tonem Claire.

Wyglądała na zranioną. Helena wiedziała, że nie może jej tak całkiem spławić. - Szczerze? Spałam. Dwa razy. Ale nie tak, jak myślisz - Obróciła przyjaciółkę i skierowała w stronę

klasy Hergiego. - Nawet się nie pocałowaliśmy. - Bzdura! - stwierdziła Claire i zatrzymała się na środku korytarza. - Sama go zapytaj. Będziesz miała dziś z nim lekcje -powiedziała zupełnie poważnie Helena. Zadzwonił dzwonek i obie kilka ostatnich kroków pokonały biegiem. Wpadły do klasy tuż, zanim

Hergie zamknął drzwi. Helena miała koszmarny ranek. Kilkoro nauczycieli chciało ją zostawić za karę po lekcjach za to, że

nie odrobiła pracy domowej, a wszystkie panny w szkole wściekały się na nią, bo przyjechała z

Lucasem. Jej stosunki z dziewczynami w klasie zawsze były napięte. Przez lata robiła, co mogła, żeby

być dla nich miła, ale w końcu się poddała. Zauważyła, że jeśli nie będzie się wychylać i odzywać,

zejdzie z linii strzału. Teraz jednak, kiedy wszystkie widziały, że przyjechała do szkoły z Lucasem, sytuacja się zmieniła.

Helena przekroczyła jakąś niewidzialną granicę, złamała warunki ro-zejmu, który zawarła, wycofując

się z rywalizacji. No to wypowiedziały jej wojnę. Przez cały dzień, gdy tylko podniosła wzrok znad

ławki, odkrywała wycelowane w siebie nienawistne spojrzenia. Jakby tego było mało, Gretchen

zaczęła rozpuszczać okrutne plotki na jej temat, a Claire wciąż chodziła nabuzowana. 142 Helena nie mogła się więc powstrzymać od uśmiechu, kiedy przed lunchem zobaczyła Lucasa, który

stał obok swojej szafki. Zdawał się jedyną osobą w szkole, gotową odwzajemnić jej uśmiech. - A więc znowu cieszę się twoimi względami? - powiedział, kiedy do niego podeszła. - Ty też? - jęknęła. - Czy ja mam na plecach napisane „kopnij mnie"? - To tylko głupie gadanie, Heleno. Nie może nas zranić. - Rozsądnie zdecydował się jej nie drażnić. - Może ciebie - mruknęła Helena. Położyła dłoń na brzuchu. Lucas zauważył to i już miał zapytać, co się dzieje, kiedy dołączyli do nich

Hector i Jazon. - Przyszła twoja mama - poinformował Jazon. Lucas kiwnął głową, jakby się tego spodziewał. - Co się stało? - zapytała Helena. - Nic. Mamy się spotkać z dyrektorem. Moja mama chce go poprosić, żeby nas przyjęto z powrotem

do drużyny - wyjaśnił Lucas. - „Proszę, niech się pan zlituje nad biedną kobietą, która musi wychowywać trzy okropne

chłopaczyska". Będzie go błagała, żeby pozwolił nam się bić z dzieciakami z innej szkoły zamiast

między sobą. A wszystko to, rzecz jasna, z pożytkiem dla liceum Nantucket. - Jazon wyszczerzył się. -

Ta metoda zawsze działa. Jeśli chodzi o wzbudzanie poczucia winy, ona jest Einsteinem. - Ale czy wy powinniście grać? - Helena zmarszczyła brwi z dezaprobatą. - Przecież z taką przewagą

to nie fair. - I kto to mówi? Gwiazda biegów przełajowych - odparł kwaśno Hektor. - Helena biega, bo potrzebuje stypendium, żeby się dostać do college'u. - Lucas rzucił Hektorowi

ostrzegawcze spojrzenie. - My uprawiamy sporty, bo tego się od nas 143

oczekuje. Jasne, to irytujące, bo musimy udawać, że jesteśmy okropnie słabi i powolni. - I ciągle uważać, żeby nikomu się nie stalą krzywda - dodał Jazon, uśmiechając się smutno. - Tak

naprawdę wolelibyśmy spuszczać lanie sobie nawzajem niż udawać, że się bijemy ze śmiertelnikami,

ale to nie wyglądałoby normalnie. - No to powodzenia w tej całej normalności - odparła dziarsko Helena i odsunęła się, żeby przepuścić

Jazona i Hektora. - Znajdę cię po szkole - obiecał Lucas i ruszył za krewniakami.

Page 62: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Rzucił jej przez ramię zaniepokojone spojrzenie. Próbowała się do niego uśmiechnąć, ale to wyszło

tak sztucznie, że pomyślała, że pewnie wyczuł kłamstwo. Zgarbiona weszła do stołówki. Miała nadzieję, że uda jej się przemknąć, nie zwracając na siebie

zbytniej uwagi. Zobaczyła, że Gretchen mówi coś do Amy Heart, i cały stół cheerleaderek wybucha

szyderczym śmiechem. Helena nie zdążyła po tym dojść szybko do siebie, więc zanim się

zorientowała, gapiła się już na nią cała stołówka. Popędziła do stolika, przy którym zwykle siadała z

Mattem i Claire. Czuła nadchodzące skurcze. - Możesz się wyprostować?! - warknęła przyjaciółka. - Cholera, nie ma nic bardziej żałosnego niż

widok, jak próbujesz się rozpłynąć w powietrzu. I słowo daję, jeśli jeszcze raz cię na tym przyłapię, to

oszaleję. Tego było już za wiele. Helena odwróciła się na pięcie i wybiegła ze stołówki. Próbowała zjeść lunch

w toalecie. Usiadła na zlewie, ale w takim miejscu zdołała przełknąć zaledwie kilka gryzów. Przebrnęła przez ostatnie trzy lekcje i gdy w końcu zadzwonił dzwonek, praktycznie popędziła do

damskiej przebieralni. Tam czekała już na nią Claire. 144 - Przepraszam, że na ciebie nawrzeszczałam - powiedziała nieśmiało. Zrobiła przy tym tak słodką

minę, że Helena nie mogła się dłużej gniewać. - Och, zapomnij o tym. Zachowywałam się jak ostatnie dziwadło i na twoim miejscu też bym się

wściekła. -Zarzuciła Claire rękę na ramię i razem wyszły na zewnątrz. - Jeszcze jedna rzecz i zostawię cię w spokoju, dopóki sama nie zechcesz mi wszystkiego

opowiedzieć - odezwała się Claire, kiedy przechodziły przez boisko. Helena miała dość pytań. - Nawet się nie pocałowaliśmy, Chichota - powiedziała, zamykając Claire usta. - Naprawdę? - Claire w zasadzie wykrzyczała to pytanie. Helena pokiwała głową i trąciła przyjaciółkę biodrem. - Naprawdę, naprawdę. Raz go omal nie pocałowałam, ale powiedział, żebym szła spać. - Nie wierzę! Helena złapała ją i przycisnęła jej dłoń do ust. - On jest tam. - Wskazała brodą na Lucasa. - Zresztą powiedziałabym ci, gdyby do czegoś doszło. Nie

chcę mieć przed tobą tajemnic. Claire uśmiechnęła się znacząco. - Zawsze miałaś tajemnice. Ale w porządku. Powiesz mi, kiedy będziesz gotowa - odparła cierpliwie. A potem rzuciła się na Helenę, żeby ją powalić. Helena nie miała nic przeciwko. Od tego udawania, że

drobna dziewczyna pokonała olbrzymkę, obie dostały ataku śmiechu. Ich wesołość jednak trwała tylko

chwilę. - Ej, zróbcie nam miejsce - zawołał ktoś rozbawionym głosem. - Chciałbyś - odparła Claire. - Chwileczkę. Jakim cudem znaleźliście się tu tak szybko? 10 - Spętani przez bogów 145

Helena przeturlała się na plecy, zdmuchnęła splątane włosy z twarzy i zobaczyła pochylonych nad

nimi Lucasa i Jazona. - Widzieliśmy, że upadłyście, więc przybiegliśmy sprawdzić, co się stało - odparł Lucas. Pytanie

Claire puścił mimo uszu. - Dzięki. To dzikuska - powiedziała Helena i pozwoliła, żeby Claire przewróciła ją jeszcze raz, zanim

Lucas pomógł jej wstać. - Metr sześćdziesiąt czystej grozy - pochwaliła się Claire i wyciągnęła rękę. Spodziewała się, że Jazon

jej pomoże. Ale on rozmyślnie skrzyżował ręce na piersi. - Tyle masz wzrostu bez tych absurdalnych butów? -spytał z drwiną. - Zdaje się, że ja przy urodzeniu

miałem więcej. - Założę się, że tak. Metr głowy i sześćdziesiąt centymetrów tyłka - mruknęła Claire, podnosząc się z

ziemi. - Claire! - krzyknęła zaszokowana Helena. Lucas cały aż zatrząsł się ze śmiechu. Jazon udawał, że żart go rozbawił, Helena jednak podejrzewała,

że poczuł się dotknięty.

Page 63: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Zdusiła śmiech i za karę uszczypnęła przyjaciółkę. Claire wydała okrzyk protestu. Przypomniała, że

szczypanie jest zakazane, odkąd skończyły dziesięć lat. Chciała coś jeszcze powiedzieć Jazonowi i

Lucasowi, ale trener zawołał obu Delosów. Helena patrzyła, jak Lucas biegnie z powrotem na boisko. W świetle słońca ten widok wydał się jej

najpiękniejszy na świecie. - Choroba, jesteśmy spóźnione - cmoknęła Claire i obie przyspieszyły kroku, żeby dogonić resztę

grupy. Podbiegły do linii startu. Trenerka Tar zdążyła już od-gwizdać początek biegu, więc Helena i Claire,

nie zwalniając, minęły ją i wykrzyknęły swoje imiona. Nauczycielka pokręciła głową i zapisała ich

czasy. 146 - Jesteś mi winna pełną minutę za ostatnie spóźnienie, Hamilton! - krzyknęła za nimi. - Jasne! - odkrzyknęła Helena, a potem wyszeptała do Claire: - Dlaczego tak mu przygadałaś? -

Wciąż było jej przykro z powodu Jazona. - Bo mu się wydaje, że jest taki wspaniały. - W głosie Claire nie było słychać ani cienia żalu. - Lubię Jazona - powiedziała Helena i nagle zdała sobie sprawę, że to prawda. Zawsze był wobec niej

życzliwy i wydawał się rozsądny. - To naprawdę fajny facet, a ty byłaś dla niego okropna. - No pewnie, że lubisz Jazona, bo dla każdego jest bardzo miły. Dla każdego oprócz mnie. Nie masz z

nami lekcji, więc nie widziałaś go w akcji, ale za każdym razem, kiedy dyskutujemy, próbuje mnie

przegadać i zawsze się ze mną spiera. Nawet jeśli w rzeczywistości ma takie samo zdanie jak ja,

odgrywa rolę adwokata diabła. - A jak myślisz, dlaczego się tak zachowuje? - spytała Helena z uśmiechem. - Zapytałam go i wiesz, co powiedział? - zaperzyła się Claire. - Że poza nim wszyscy w szkole boją

się ze mną dyskutować i że dobrze mi zrobi, jeśli choć raz w życiu trochę się wysilę! - Jak on śmiał zasugerować, że powinnaś jeszcze więcej myśleć - Helena udawała, że jest przerażona. - Wierz mi, to żadna przysługa. Po prostu próbuje udowodnić, że jest ode mnie mądrzejszy. - A jest? - Och, sama nie wiem. Może. Lucas to największy bystrzak, więc pewnie to on skończy szkołę z

najlepszym świadectwem. No i jest jeszcze Ariadna. Też niegłupia dziewczyna, ale myślę, że

mogłabym ją pokonać. Zobaczymy. - Claire przygryzła wargę. Przejmowała się tą rywalizacją, a Helena do tej pory nie spytała, jak jej idzie. Wydawało się, że Claire

w zasadzie 147

porzuciła swoje odwieczne marzenie, żeby skończyć szkołę z najlepszym wynikiem, a Helena nawet

nie zauważyła, kiedy to się stało. - Ostatnio byłam okropną przyjaciółką, prawda? -Nagle poczuła do siebie niesmak. - No, może nie aż tak bardzo okropną - Claire uśmiechnęła się złośliwie. - Ale mogłabyś mi się jakoś

zrewanżować. - Co tylko zechcesz - zgodziła się natychmiast Helena. - Gdyby ci się udało jakoś zająć Lucasa w noc przed egzaminami... - powiedziała Claire i zasłoniła

rękami pupę, żeby się obronić przed klapsem. - Nie wiem, dlaczego tak z tym walczysz, Len. Po

pierwsze, on jest cholernie przystojny. Po drugie, jest tak przystojny, że trzeba to powiedzieć jeszcze

raz. A po trzecie, zobaczył, że upadłaś, i natychmiast przyleciał sprawdzić, czy nic ci się nie stało. To

chyba prawdziwe oddanie. Helena nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie mogła wytłumaczyć przyjaciółce, że Lucas tak

zareagował, bo kilku jego krewnych próbuje ją zabić. Przed oczami stanął jej obraz Kate, jak leży

nieprzytomna w brudnej uliczce, i żołądek fiknął jej koziołka. Claire, tak jak Kate, groziło

niebezpieczeństwo tylko dlatego, że była obok. - Muszę przyspieszyć - powiedziała, a Claire pokiwała głową. - Pokaż Lucasowi, że te nogi nie tylko ładnie wyglądają, i zadzwoń do mnie później - zdążyła

zażartować, zanim Helena pognała przed siebie.

Page 64: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Gdy Claire zniknęła jej z oczu, Helena westchnęła, próbując zwalczyć falę poczucia winy. Nie miała

pojęcia, co by zrobiła, gdyby ktoś kiedykolwiek skrzywdził Claire. Ta myśl tak ją zdekoncentrowała,

że przestała kontrolować krok i o mały włos, a pojawiłaby się w polu widzenia trenerki Tar o wiele za

wcześnie. W ostatniej chwili oprzy- 148 tomniała, zanurkowała za krzaki, odczekała kilka minut i dopiero wtedy pokonała pędem ostatnich

kilka metrów. Rzecz jasna i tak dobiegła pierwsza. Potem czekała jeszcze pół godziny, aż Lucas

skończy trening. Jeśli wciąż będzie ją podwoził rano do szkoły, to ona musi znaleźć jakiś sposób, żeby

po zajęciach dostać się do pracy. Gdy tylko przestąpiła próg News Storę, natychmiast doskoczyła do niej oniemiała Kate. - Rany! - wykrztusiła w końcu. - On jest jak... Rany! Mogłabym trafić do więzienia za samo myślenie

o tym, o czym myślę. - Kate! - Helena rzuciła w nią zwiniętą serwetką. - Myślałam, że jesteś feministką! - A co to ma do rzeczy? - Zawsze powtarzasz, że nie może być mowy o równości, dopóki mężczyźni i kobiety traktują się

nawzajem przedmiotowo, prawda? - No tak, ale do diabła! - Kate machnęła ręką. - Kiedy byłam w twoim wieku, wszyscy faceci

próbowali udowodnić, jacy to z nich wywrotowcy, i starali się wyglądać jak najbrzydziej. Czuję, że mi

coś umknęło! - Mów tak dalej, a powiem tacie, że ma konkurencję - zażartowała Helena, ale jej słowa nie odniosły

spodziewanego efektu. Z oczu Kate natychmiast zniknęła cała radość, a uśmiech na jej twarzy zbladł, - Nie sądzę, żeby to miało dla niego jakiekolwiek znaczenie - powiedziała i gwałtownie zmieniła

temat. - Ale nie rozmawiamy o mnie. Rozmawiamy o tobie, Lucasie i o tym, jak ważne są

prezerwatywy. Po kilku rundach zaprzeczeń i paru przerwach, żeby obsłużyć klientów, Kate w końcu przyjęła do

wiadomości, że Helena wciąż pozostawała czysta jak świeży śnieg. - Może on jest gejem? - spytała Kate. - To znaczy wiesz, spójrz na siebie, Len. 149

- Nie pytałam, ale prawie na pewno jest hetero - odparła Helena i westchnęła. - Naprawdę nie wiem, o

co chodzi. - Nie ma się co spieszyć. Tylko nie pozwól nikomu, żeby sprawił, że będziesz się czuła źle dlatego, że

wolisz zaczekać. Tak zresztą jest fajniej - Kate uśmiechnęła się ciepło i skończyła temat na widok

zakłopotania Heleny. Kate nie miała żadnych wątpliwości, że Lucas i Helena wyjdą poza etap niewinnego trzymania się za

ręce. Helena jednak wcale nie była tego taka pewna. Raz jeden chciała go pocałować. No to

powiedział, żeby szła spać. Mimo całej tej gadaniny byli tylko przyjaciółmi. Lucas mógł mieć każdą

dziewczynę. A biorąc pod uwagę reakcję Kate, nawet kobietę, która już dawno skończyła liceum. To nie dodawało Helenie pewności. Owszem, zdawała sobie sprawę, że Lucas ją lubi - widziała, jak

się jej przygląda, i słyszała, jak bije jego serce, kiedy leżeli obok siebie - ale z jakiegoś powodu nie

zamierzał nic z tym robić. Czy związki zawsze tak wyglądają na początku, czy może nieświadomie

robiła coś odpychającego? Nigdy nie miała chłopaka i naprawdę nie wiedziała, co w takiej sytuacji

jest „normą". Po pracy wróciła do domu i zmusiła się, żeby przed pójściem do łóżka odrobić wszystkie lekcje. W

efekcie zgasiła światło dopiero po drugiej. Czuła się totalnie wyczerpana, ale nie mogła zasnąć. Miała

wrażenie, jakby coś jej umknęło albo może coś źle zrozumiała. Lucas najwyraźniej ją lubił i był

wobec niej opiekuńczy, ale to wcale nie znaczyło, że mu się podoba. Może nie jest w jego typie? A

może ma dziewczynę w Hiszpanii? Wyobraziła sobie, jak jakaś syrena z długimi czarnymi kręconymi

włosami, oliwkową skórą i seksownym hiszpańskim akcentem czeka na jego powrót do Europy. Odwróciła się na drugi bok, przełożyła poduszkę i obiecała sobie, że nie będzie żałosną nieudacznicą

uga-

Page 65: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

150 niającą się za chłopakiem, którego nie może mieć. Musi się dowiedzieć czegoś więcej o Lucasie, a że

był w szkole nowy i nikt nic nie wiedział o jego miłosnych podbojach, postanowiła dyskretnie

wyciągnąć coś od Ariadny.

Rozdział 9

U alej tak wystawiaj brodę, to ci ją przetrącę - wrzasnął Hektor. Przez ostatnie półtorej godziny sporo

wrzeszczał. Helena posłusznie cofnęła brodę i uniosła pięści, żeby osłonić twarz. Środek ciężkości

trzymała nisko, poruszała się zakolami. Nie odrywała stóp od ziemi, na wypadek gdyby pojawiła się

jakaś przeszkoda. Okrążała Hektora, obserwując jego biodra, żeby przewidzieć, kiedy wystrzeli, by

przewrócić ją na matę. Robiła wszystko, co kazał. Hektor uśmiechnął się krzywo i wyprowadził cios

w twarz, ruch jego rąk był jak rozmyta plama. Już dziesiąty raz upadła na pupę i dopiero po chwili

spojrzała w górę zdrowiejącym natychmiast okiem. - To znowu był twój lewy, tak? - spytała miękko. - Co się, u diabła, z tobą dzieje? - Hektor mówił takim tonem jak pan Hergeshimer. - Przecież jesteś

ode mnie szybsza. Dlaczego po prostu nie uskoczysz? Wzruszyła ramionami, wstała i znów przyjęła pozycję obronną. Hektor błyskawicznie walnął ją w

brzuch. Osunęła się na kolana. - Wystarczy! - krzyknął Lucas napiętym głosem. Helena podniosła rękę, dając mu znak, że wszystko w porządku, i wstała. Znowu. Nie chciała, żeby Lucas się wtrącał. Z jakiegoś powodu jej pierwszy prawdziwy sparing zamienił się

w osobistą rozgrywkę Hektora. Uznała jednak, że woli, żeby 151

chłopak przeprowadził tę walkę do końca - bez względu na to, jaki ten koniec miał być - bo tylko tak

uda mu się z siebie wszystko wyrzucić. Dawał jej niezły wycisk, ale to i tak było lepsze niż skurcze,

więc mogła to znieść. Gdy tylko podniosła się z ziemi, Hektor ją podciął i po raz kolejny zwalił z nóg. - Spokojnie! - zawołał Jazon. - Przecież ona nigdy wcześniej nie walczyła, kretynie! Helena spojrzała w górę i zobaczyła, jak Jazon kładzie rękę na ramieniu Lucasa, nie pozwalając mu

wskoczyć do klatki. - Chłopaki, nic mi nie jest. Nie martwcie się - zawołała tak wesoło, jak tylko mogła. Hektorowi nie podobał się jej ton. - Dlaczego nie traktujesz tego poważnie? - wrzasnął na Helenę, a kiedy pochyliła się, żeby wypluć

krew, walnął ją w głowę z półobrotu. - Przestań! - krzyknęła Kasandra gdzieś zza pleców Heleny. - Może nie jest urodzoną wojowniczką,

jasne? Kiedy to w końcu dotrze do twojego zakutego łba? Helena czuła się okropnie - wiedziała, że musi wyglądać jak siedem nieszczęść, skoro nawet ktoś, kto

jej nie lubi, jest tak zmartwiony. Zanim zdołała podźwignąć się na kolana, Kasandra zdążyła już wyjść z sali ćwiczeń. Helena

przełknęła ślinę zmieszaną z krwią i natychmiast tego pożałowała - za-krztusiła się własnym zębem. - Mogę trochę wody? - spytała Ariadnę, która czekała nieopodal z wilgotnym ręcznikiem. Po drugiej stronie klatki między Lucasem a Hektorem zauważyła Jazona. Koszulkę miał rozdartą, a z

rany na głowie ciekła mu krew, wciąż jednak udawało mu się powstrzymać dwóch większych od

siebie Delosów, żeby nie rozerwali się na strzępy. Hektor krzyczał na Lucasa, broniąc swojego

stanowiska. 152

Page 66: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

I

- Ona jest w stanie znieść wszystko. Wszystko! Uderzyłem ją mocniej niż kiedykolwiek kogokolwiek

innego. I co? Zaraz się podniosła! Ale nie chce oddać ciosu! -darł się Hektor głosem zachrypniętym z

furii. Zobaczył, I że Helena na niego spogląda, i oskarżycielsko wymierzył I w nią palec. - Myślisz, że

możesz tak sobie stać i pozwo-I lić, żeby Lukę się za ciebie bił? Jesteś silniejsza niż my razem wzięci,

ale za dobra, żeby walczyć, tak, księżniczko? Jazon przytrzymał wierzgającego Hektora. - Wcale się nie nadstawiam! - wysepleniła Helena przez połamane zęby, które szybko odrastały. Ariadna objęła Helenę, kiedy ta spiorunowała wzrokiem jej olbrzymiego brata. - Hektor, jak śmiesz? Ona od małego nie rzucała się każdemu do gardła jak my. Nie ma tego w sobie -

zgromiła go. Wyglądało na to, że jej słowa podziałały na Hektora, bo w końcu przestał się wyrywać Jazonowi. Na

moment osunął się na brata, a potem gwałtownie go odepchnął. Jednym swobodnym skokiem pokonał

czterometrową siatkę wokół maty i wylądował po drugiej stronie z celowo głośnym plaśnięciem. - To niech się lepiej o to postara. Bo nie chcę, żeby któreś z was, ludzi, których kocham, zginęło w

obronie jej leniwego tyłka - wychrypiał. Gdy wyszedł z sali, Lucas podbiegł do Heleny. - Tak mi przykro. - Wyciągnął ją z objęć Ariadny. -Już nigdy nie będziesz z nim walczyła. - Dlaczego nie? - spytała Helena, odpychając go. Od tych wszystkich ciosów w głowę wciąż lekko

bełkotała. -Może i nie jestem urodzoną wojowniczką, ale on ma rację. Muszę się nauczyć walczyć, bo

inaczej komuś stanie się krzywda. Komuś takiemu jak mój ojciec albo Claire, albo Kate... Tamte

kobiety wciąż na mnie polują. I mogą skrzywdzić każdego, na kim mi zależy. 153

Zaczęła się osuwać. Lucas złapał ją i wyniósł na zaplecze, które służyło za przebieralnię i gabinet

pierwszej pomocy. Centymetr po centymetrze obejrzał jej potłuczoną twarz. Posadził Helenę na stole ze stali nierdzewnej i zostawił ją na moment, żeby wziąć gazę, miskę z wodą

i, o dziwo, kartonik soku i słoik miodu. Nie powiedział ani słowa, ale gestem kazał jej otworzyć usta,

a potem skropił jej język miodem. Gdy wyczuła oleistą, słoneczną słodycz, od razu zrozumiała, że

miód to dla półbogów idealny pokarm leczniczy. Ogarnęło ją dzikie pragnienie - obiema rękami

przytrzymała dłonie Lucasa i nie puściła, dopóki nie wylizała słoika do czysta. Gdy miód zniknął, nareszcie odetchnęła. Spojrzała w górę. Napotkała czujny wzrok Lucasa i pokiwała

głową, że już lepiej. Lucas bez słowa wetknął rurkę w kartonik i podał sok Helenie. Potem wziął gazę

i wodę i zajął się jej ranami. Helena z trudem łapała ostrość. Wszystko wydawało się rozmyte, nie potrafiła skupić wzroku na

Lucasie, jakby był zbyt śliski, żeby mogła zatrzymać na nim spojrzenie. Przedziwne. Jego postać się

rozjeżdżała. Helena próbowała zajrzeć mu w twarz, gdy opatrywał jej rany, ale to okazało się

niemożliwe. Z czasem jednak, kiedy jej stan się poprawił, sylwetka Lucasa stawała się coraz

wyraźniejsza. W końcu Helena zobaczyła, że zmarszczki zmartwienia na jego czole wygładzają się i

znikają. Wytarł ostatnie ślady krwi i westchnął. - Dlaczego nie schodziłaś Hektorowi z drogi? - spytał miękko, przerywając ciszę. - Dlaczego nie

blokowałaś ciosów? - Jest ode mnie szybszy - odparła, ale oboje wiedzieli, że to nie cała prawda. Widząc jego sceptyczną

minę, dodała: - Gdybym go zaczęła blokować, rozzłościłby się jeszcze bardziej, a wtedy nie miałabym

wyboru i rąbnęłabym go tak mocno, że nie mógłby mi oddać. 154 - Właśnie na tym polega walka. - Po twarzy Lucasa przemknął cień uśmiechu. - Więc nie chcę brać w niej udziału - odpowiedziała poważnie Helena. - Nie chcę ranić ludzi. Nie

możecie mnie nauczyć czegoś innego? - To znaczy czego? - Nie bardzo rozumiał.

Page 67: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Na przykład tego, co zrobiłeś wtedy na korytarzu w szkole, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy.

Wtedy, kiedy mnie obróciłeś i tak stanąłeś, że nie mogłam cię dosięgnąć. Nie pobiłeś mnie, a mimo to

pokonałeś. Albo wtedy w nocy na trawniku, pamiętasz? Byłam na górze, a ty tak jakoś poruszyłeś

biodrami... - mówiła z rosnącą nadzieją. Lucas pokiwał głową i uciekł wzrokiem. - To dżudżitsu. Metoda walki wręcz. Wolałbym jednak, żebyś nigdy nie dopuściła przeciwnika tak

blisko siebie. Ale mogę cię tego nauczyć, jeśli chcesz - zakończył cicho. Helena podniosła wzrok. Przed oczami wciąż latały jej plamy. Objęła się w pasie, żeby zebrać siły. A

kiedy plamy zniknęły, zauważyła, że policzki Lucasa poczerwieniały. Poczuła ciepło bijące od jego

ciała. Jego zapach sprawił, że ucichła, znieruchomiała i zrobiła się niemal senna. - I latania - dorzuciła, nagle otrząsając się z ospało-[ ści. - Musisz mnie nauczyć latać. A wtedy będę

mogła odlecieć napastnikom sprzed nosa. - Nauczę cię - odparł miękko, kiwając głową i spoglądając w dół. Helena chciała spojrzeć mu w oczy, ale Lucas na nią nie patrzył. Przejechała dłonią po twarzy - na

palcach została jej krew. - Naprawdę jestem taką paskudą? - Odsunęła się od niego, nagle świadoma swojego wyglądu. Ku jej

zaskoczeniu nie odpowiedział, tylko przyciągnął ją do siebie i przytrzymał w objęciach. 155

- Obiecaj mi coś - wymamrota! jej we włosy. Zaczekał, aż pokiwa głową, i dopiero wtedy dokończył:

- Obiecaj, że następnym razem, kiedy będziesz walczyć, nie staniesz i nie pozwolisz, żeby przeciwnik

bił cię, póki nie zmęczy się tak, że już nie da rady podnieść ręki. - Jeśli nie uda mi się tego uniknąć, to wierz mi, że nie pozwolę - roześmiała się Helena, ale Lucas

odsunął się, żeby zajrzeć jej w oczy. - Nie będę znowu na to patrzeć, zrozumiano? - powiedział surowo. Powoli przytaknęła. Napięcie na twarzy Lucasa trochę zelżało. Nadal jednak był taki poważny, że

szybko rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś innego tematu do rozmowy. - Twoja koszula. - Wskazała na krwawe odbicie swojej twarzy na jego piersi. - Swój strój do treningu,

ten od Ariadny, też zniszczyłam. Powinnam się przebrać w drugi, czy to koniec na dziś? - Koniec. Umyj się i możesz włożyć swoje zwykłe ubranie - powiedział energicznie, jakby próbował

ode-gnać ponure myśli. Ujął jej twarz w ręce, żeby ostatni raz przyjrzeć się ranom, i puścił po chwili. -

Szybko wracasz do zdrowia. Ale zostało ci jeszcze kilka niezłych siniaków, więc na twoim miejscu

unikałbym dziś wieczorem ojca. - Powiem mu, że się nade mną znęcałeś. - Wzruszyła ramionami i zeskoczyła ze stołu. - A ja mu powiem, że ci się to podobało - powiedział powoli głębokim głosem. Spojrzała na niego i znów poczuła senność. Przez chwilę dzieliła ich tylko odległość oddechu, Lucas

jednak się cofnął. Wychodząc z przebieralni, ściągnął zakrwawioną koszulę i wrzucił do śmieci. Wzrok Heleny

ustabilizował się znowu na tyle, że mogła zobaczyć jego znikające nagie 156 plecy. Gdy resztki mgiełki się rozwiały, doszła do wniosku, że jeśli Lucas jest gejem, to ona chyba

zmieni płeć. Był tego wart. Kiedy się myła, miała okazję zajrzeć sobie w usta. Lewa jedynka wciąż odrastała. Helena wybuchnęła

śmiechem. Jakim cudem Lucasowi udało się zachować powagę, kiedy na nią patrzył. Wyglądała jak

szczerbata wyrośnięta sześciolatka. Pewnie tyle razy miał przed oczami podobny widok, że już nie

zwracał na coś takiego uwagi. Przypomniało jej się, co powiedziała Ariadna - że od dzieciństwa

„skakali sobie do gardeł". Jakby przywołana jej myślami dziewczyna wetknęła głowę do przebieralni. - Potrzebna ci pomoc uzdrawiacza? - spytała nieśmiało. - Nie, ale wejdź - odparła Helena. Może uda jej się dowiedzieć, czy Lucas ma dziewczynę. - Jak się

miewa Kasandra?

Page 68: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Jest nadwrażliwa, ale nic jej nie będzie. To tobie Hektor spuścił lanie. Dobrze wiem, jak to jest, więc

mów szczerze, czy nie zostało jeszcze jakieś złamanie. - Ariadna wślizgnęła się do środka. - Wszystkie kości całe. To znaczy: już całe - odparła Helena. Ariadna była tak kobieca, okrągła i

urocza, że trudno było sobie wyobrazić, żeby ktoś mógł chcieć ją uderzyć. - Często to robicie? Mam

na myśli walkę. Pokręciła głową, jeszcze zanim Helena skończyła mówić. - Nie. Trenujemy razem, żeby się utrzymać w formie, ale tylko chłopcy tak naprawdę się biją. I to

tylko wtedy, kiedy muszą odreagować. Oczywiście najczęściej Lucas i Hektor. - Nie układa się między nimi najlepiej, prawda? - I tak, i nie - powiedziała ostrożnie Ariadna. - Hektor w ogóle jest bardzo dumny, zwłaszcza z naszej

rodziny i dziedzictwa. Nie podoba mu się, że się odłączyliśmy od 157

Domu. Nie zrozum mnie źle, nie wierzy w te wszystkie bzdury Stu Kuzynów, ale nie może znieść, że

Dom jest po« dzielony. A Lucas czuje się w obowiązku go kontrolować, bo, no cóż, tylko on jest w

stanie. - Musi być wam ciężko z dala od reszty rodziny - powiedziała Helena ze współczuciem. - Nie mieliśmy wyboru. - Ariadna uśmiechnęła się kwaśno. - To przez tę sektę? - zagadnęła nieśmiało Helena. -Lucas nie zdążył mi wyjaśnić... - Tantal i Stu Kuzynów wierzą, że jeśli zostanie tylko jeden Dom, powróci Atlantyda. To dlatego

nasza rodzina osiedla się nad wodą. Boston, Nantucket, Kadyks... Zawsze nad Atlantykiem w nadziei

na miejsca w pierwszym rzędzie. - To szaleństwo! -wypaliła Helena, zanim zdążyła się zorientować, że Ariadna mówi serio. - No

wiesz, w końcu Atlantyda to mit, prawda? Myśl o tym, że gdzieś głęboko pod mrocznymi falami oceanu znajduje się jakaś kraina, wywołała w

niej mimowolny dreszcz. Helena pociągnęła łyk soku z kartonika, żeby ukryć swoją gwałtowną

reakcję, i zaczekała, aż Ariadna podejmie opowieść. - A czy Olimp nie jest mitem? Albo raj? Wszystko zależy od tego, w co wierzysz, a większość

Sukcesorów wierzy, że Atlantyda istnieje. Problem w tym, że nie możemy się na nią dostać, dopóki

nie spełnimy kilku warunków. Widzisz, zaraz po zakończeniu wojny trojańskiej zostało wygłoszone

proroctwo. Kasandra z Troi przepowiedziała, że jeśli pozostanie tylko jeden Dom Sukcesorów, uda

nam się odzyskać Atlantydę i już na zawsze pozostanie naszym krajem. Według Stu Kuzynów znaczy

to, że jeśli nam, półbogom, uda się dostać na Atlantydę, staniemy się nieśmiertelni jak bogowie

olimpijscy. - O rany - mruknęła Helena. - Kto by nie chciał? 158 - Kuszące, co? Niestety, jeśli wszystkie cztery Domy się sprzymierzą albo jeśli zostanie tylko jeden

zjednoczony Dom, to zostaną złamane warunki rozejmu. - Jakiego rozejmu? - Tego, który zakończył wojnę trojańską. - Myślałam, że Grecy wygrali. Nie zabili wszystkich Trojan i nie spalili miasta do gołej ziemi? - O, z całą pewnością. - No to skoro tak, z kim zawarli rozejm? - Z bogami. Ariadna wyjaśniła, że wojna trojańska była najbardziej wyniszczającą wojną starożytności. Starła z

powierzchni ziemi większość zachodniego świata, niemal kładąc kres znanej cywilizacji. Jej skutki

były fatalne zarówno dla ludzi, jak i dla mieszkańców Olimpu. Bogowie od samego początku dużo w

nią zainwestowali. Wybrali strony - opowiedzieli się albo za półludzkimi dziećmi, albo za ulubionymi

herosami. Niektórzy nawet zeszli z Olimpu, żeby wziąć w niej udział. Apollo powoził rydwanem

Hektora, Atena biła się razem z Achillesem, a Posejdon walczył po obu stronach, zmienny jak pływy

fal. Nawet Afrodyta, bogini miłości, sfrunęła raz na pole bitwy, żeby ochronić Parysa. A gdy go

złapała, żeby unieść przed pewną śmiercią, greckie ostrze zraniło ją w rękę.

Page 69: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Kiedy jej ojciec Zeus zobaczył, że jest ranna, zabronił jej wracać do Troi. Oczywiście wcale go nie

posłuchała. Zeus się wściekł, ale nie dał się sprowokować i nie zaangażował się w konflikt. Dopiero

kiedy Atena i Ares, jego dzieci, omal nie strącili się nawzajem do Tartaru, piekielnego miejsca, z

którego dla nieśmiertelnych nie ma powrotu, uznał, że musi działać. Ludzka wojna dzieliła jego

rodzinę i zagrażała władzy nad bogami. Omal się nie spóźnił ze swoją interwencją. Wojna trwała już dziesięć lat i olimpijczycy byli tak w nią

uwikłani, że jedynym sposobem, by ich powstrzymać, było skłonienie 159

Sukcesorów, żeby przestali walczyć. Zeus musiał się więi dogadać ze śmiertelnikami. Musiał im coś

zaproponować. Dziesięć długich lat bóstwa mieszały się w sprawy ludzi, nieustannie przeciągały

wojnę i pogarszały sytuację, wice Grecy i Trojanie pragnęli tylko jednego - żeby bogowie dali im

spokój. Śmiertelnicy, Sukcesorzy, chcieli, żeby bo gowie wrócili na Olimp i tam zostali. W zamian

zgodzili się zakończyć wojnę. Zeus przystał na tę propozycję. Jeżeli Sukcesorzy zakończą wojnę, przyrzekł na Styks, że bogowie

wrócą na Olimp i nie będą się mieszać w losy świata. Zanim jednak przypieczętował swoją przysięgę,

zażądał gwarancji, że podobna wojna nigdy nie zagrozi olimpijczykom. Z jego perspektywy

zjednoczone Domy Sukcesorów walczących z Trojanami niemal rozniosły Olimp. Dlatego chciał,

żeby do podobnej unii nigdy więcej nie doszło. Kiedy przypie-czętowywał rozejm, złożył niezłomną

przysięgę, że olimpijczycy zostawią ziemię śmiertelnikom. Ale przyrzekł też, że wróci i dokończy

wojnę, jeżeli Domy Sukcesorów jeszcze kiedyś się zjednoczą. - To tak jak po zakończeniu drugiej wojny światowej. Alianci podzielili Niemcy, żeby uniknąć

kolejnej wojny -zauważyła Helena. - Rzeczywiście, to bardzo podobne - zgodziła się Ariadna. - Mojry mają obsesję cykliczności i ciągle

te same wzory powtarzają na całym świecie. Zwłaszcza jeśli chodzi o wielką trójcę: wojnę, miłość i

rodzinę. - Zamilkła na chwilę, myśląc o czymś ponurym. - W każdym razie Troja została zdradzona

przez swoich i spalona do gołej ziemi. Po kilku miesiącach zamieszania, różnych wybiegów i

rewanżów, z czego większość została opisana w Odysei, olimpijczycy w końcu opuścili świat. Ale

gdyby Domy kiedykolwiek znowu się zjednoczyły, wojna trojańska rozpoczęłaby się od tego samego

momentu, w którym została przerwana. 160 - A została przerwana o krok od całkowitej zagłady cywilizacji. - Helena próbowała sobie wyobrazić,

co koniec cywilizacji oznaczałby dziś. - Skoro wtedy wojna miała tak niszczycielskie skutki, gdy

walczono na miecze i strzały, co by się stało, gdyby wykorzystano dzisiejszą broń? - Właśnie. Też nam to przyszło do głowy. - Ariadna spuściła wzrok. - Dlatego moja rodzina: ojciec,

wuj Ka- IStor i ciotka Pandora, oddzieliła się od reszty Domu Te-bańskiego. Nawet jeśli Tantal ma rację,

nawet jeśli zjednoczenie to klucz do nieśmiertelności, nie sądzimy, żeby warto było w tym celu

doprowadzać do zagłady świata. - Wyrzec się czegoś takiego... Oczywiście to bardzo słuszne, ale

nieśmiertelność... - Helena pokręciła głową. -1 Tantal i Stu Kuzynów pozwolili wam tak po prostu

odejść? - spytała z niedowierzaniem. - A jaki mieli wybór? Nie mogli nas zabić, bo jesteśmy rodziną. Ale ostatnio, próbując przywołać nas

do porządku, zaczęli nam grozić. I niektórzy z nas, no dobra, Hektor nie chciał puścić tego płazem.

Szukał okazji do bójki i dał się podpuścić, kiedy zaczęli go nazywać tchórzem, bo nie chce walczyć z

bogami. W naszej tradycji zabicie krewnego to najgorszy grzech, jaki można sobie wyobrazić. A

Hektor był bardzo blisko, Heleno. Moja rodzina wyjechała z Hiszpanii, bo wdał się w straszliwą bójkę

i omal nie zginął. Co gorsza, omal nie zabił swojego krewnego. A dla zabójcy krewnego nie ma

przebaczenia -dokończyła Ariadna ściszonym głosem. - Przecież wasz Dom nie jest ostatni. Jest jeszcze mój. - Do Heleny powoli zaczynała docierać

prawda. - Nikt o tobie nie wie. Mniej więcej dwadzieścia lat temu między Domami doszło do Ostatecznego

Starcia. Wszystkie cztery Domy wystąpiły przeciwko sobie i każdy próbował zlikwidować pozostałe.

Dom Tebański zwyciężył i myślano, że pozostałe trzy: Dom Atrydzki, Dom 11 - Spętani przez bogów 161

Page 70: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Ateński i Dom Rzymski, zostały starte na proch. Ale choć sądzono, że wszyscy ich przedstawiciele

zginęli, Atlantyda się nie pojawiła, a bogowie nie powrócili. Mój ojciec, ciotka i wuj przypuszczali, że

to nasza odmowa dołączenia do Tantala i jego sekty sprawiła, że wojna nie wybuchła na nowo.

Byliśmy pewni, że to przez nas, bo niby nikt inny nie przetrwał. - Ariadna zrobiła głęboki wdecli i

spojrzała na Helenę. - Tymczasem tu chodziło o ciebie. Jakimś cudem twojej matce udało się ukryć

cię tutaj, ocalić twój Dom, wszystko jedno który, i powstrzymać wybuch wojny. To ona... ty

uniemożliwiłaś Tantalowi realizację marzenia o Atlantydzie. Przez chwilę Helena siedziała w milczeniu. Zrozumiała, ilu niewiarygodnie potężnym półbogom

zależy na jej śmierci. Stu Kuzynów wierzyło, że jeśli Dom Tebański się zjednoczy i jako jedyny

pozostanie na świecie, staną się nieśmiertelni jak bogowie. Helena była jedyną przeszkodą na ich

drodze. Tylko ona także powstrzymywała olimpijczyków przed powrotem na ziemię i rozpoczęciem

ostatecznej wojny. Tak więc Delosowie musieli ją chronić, choćby mieli przy tym zginąć co do

jednego. Tymczasem ona, proszę bardzo, nie chce się nauczyć walczyć. Nic dziwnego, że Hektor jej

nienawidzi. - Przepraszam - powiedziała w końcu, tak przytłoczona swoim samolubstwem, że w jej głosie niemal

nie słychać było żadnych emocji. - Twoja rodzina stanęła po mojej stronie przeciwko swoim

krewnym. - Twoje brzemię jest jeszcze cięższe - zauważyła Ariadna i wzięła Helenę za rękę. Chciała jeszcze coś

dodać, ale do przebieralni wpadła Pandora. - Hej, trzeba zabrać kogoś do szpitala? - spytała pół-żartem. - Ale tam krwi! - Nie, nic jej nie jest - odparła ze śmiechem Ariadna. Coś jednak wciąż niepokoiło Helenę. W

opowieści Ariadny widziała pewną nieścisłość. 162 - Kto zdradził? - spytała nagle, spoglądając na zdziwioną twarz Ariadny. - Nas uczono, że to

Odyseusz wywiódł w pole Trojan. Wszyscy słyszeli o koniu trojańskim. Ale ty mówiłaś, że ktoś ich

zdradził. I nie sądzę, żebyś się przejęzyczyła. - Miałam nadzieję, że nie zauważysz. - Ariadna wyglądała tak, jakby właśnie wymierzyła sobie

mentalnego kopniaka. - Nie było żadnego drewnianego konia. To zgrabna bajeczka, nic więcej.

Owszem, Odyseusz maczał w tym palce. Ale tylko przekonał Helenę, żeby wykorzystała swoją urodę,

oczarowała strażników i skłoniła ich, by nocą otwarli bramy. Tak to wyglądało naprawdę. I dlatego

my, Sukcesorzy, nigdy nie nadajemy dzieciom jej imienia. Dla nas nazwanie córki Heleną to tak jak

dla chrześcijan nazwanie dziecka Judaszem. Po powrocie do domu Helena pędem minęła ojca i pobiegła na górę, wołając, że chce wcześnie iść

spać. Odrobiła pracę domową i położyła się do łóżka, ale nie mogła zasnąć. Jej mózg przesiewał

wszystko, co usłyszała dziś po południu. Głównie koncentrowała się na sekcie Stu Kuzynów. Żeby

przestać myśleć o tym, ile osób pragnie jej śmierci, by móc żyć wiecznie, wstała i postanowiła po-

ćwiczyć latanie. Starała się, żeby jej myśli płynęły lekko, a potem wysoko. Próbowała nawet wziąć się na sposób i

chodzić lekkim krokiem, ale wszystko sprowadzało się do jakichś głupich podskoków, aż w końcu

ojciec krzyknął z dołu, żeby przestała wariować. W nadziei, że odrobina starożytnej historii ją uśpi, wzięła Iliadę, tę od Kasandry, i zaczęła czytać. Na

każdej stronie mnóstwo bogów mieszało się w sprawy ludzi. Rozumiała już teraz, dlaczego jej

przodkowie uznali w końcu, że modlitwa o boską interwencję to wcale nie jest dobry pomysł. 163

Właśnie dotarła do części, w której Achilles - jej zdaniem najsłynniejszy psychopata na świecie -

zaczai w swoim namiocie dąsać się na dziewczynę, gdy usłyszała nad głową czyjeś wyraźne kroki. A

potem znowu. Od zawsze wiedziała, że ma superczuły słuch, ale dopiero niedawno pozwoliła sobie

robić z niego użytek. Skupiła się więc na ojcu i przez chwilę nasłuchiwała, jak jego pierś porusza się

Page 71: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

w rytm oddechu. Oglądał wieczorne wiadomości na dole. Nic złego mu się nie działo. Na tarasie nad

nią panowała za to podejrzana cisza. Helena wymknęła się z łóżka i chwyciła z szafy stary kij baseballowy. Trzymając go w pogotowiu,

wyślizgnęła się bokiem z sypialni i przekradła na schody na taras. Zastygła na podeście między

piętrem a dachem, i znów nasłuchiwała, co porabia ojciec. Po kilku chwilach pełnego napięcia

niezdecydowania usłyszała, jak Jerry mlaska na widok błazeństw kongresmanki, która za wszelką

cenę chciała ściągnąć na siebie uwagę mediów. Helena odsapnęła. Ktokolwiek łaził na górze, nie

zdążył jeszcze dotrzeć na dół. I dobrze. Wspięła się na stopnie prowadzące na taras. Gdy tylko znalazła się na zewnątrz, chłodne jesienne powietrze przeniknęło przez cienką bawełnę.

Koszula nocna stała się zupełnie bezużyteczna wobec potęgi żywiołów. W świetle gwiazd kątem oka

dostrzegła cień. Zamachnęła się, ale coś powstrzymało koniec kija, zanim zdążyła zatoczyć pełny łuk.

Usłyszała głuche pacnięcie drewna na skórze. - Do diabła, to ja! - wyszeptał ostro Hektor. Stał w cieniu i potrząsał prawą ręką, jakby go coś ukąsiło. - Co, u licha? Hektor, to ty? - wysyczała. Podszedł bliżej, żeby mogła mu się przyjrzeć, omijając

ciemną plamę na podłodze. Helena przyjrzała się plamie uważniej i rozpoznała swój śpiwór, który

trzymała w skrzynce. - Co ty tu robisz?! 164 - A jak myślisz? - warknął rozdrażniony, wciąż próbując strząsnąć nieprzyjemne uczucie z ręki. - Biwakujesz? - odpowiedziała sarkastycznie. I wtedy do niej dotarło. Wszystkie te nocne odgłosy,

dźwięki, które słyszała w nocy, odgłosy, które, jak sądziła, wydawały erynie, miały dużo bardziej

przyziemne źródło. - Przychodzisz tu co noc, prawda? - Prawie. Któreś z nas zawsze cię pilnuje. - Złapał Helenę za rękę, gdy odwróciła się, nagle

skrępowana. -Zwykle Lucas, bo tylko on potrafi latać - dodał. Jakby to miało polepszyć sprawę. - I nigdy nie przyszło wam do głowy, żeby zapytać, czy chcę, żebyście tu siedzieli i podsłuchiwali

tatę i mnie? -spytała rozwścieczona. Hektor stłumił uśmiech. - Jasne. Bo te wszystkie wasze rozmowy o polityce i baseballu są takie... intymne. - Przewrócił

oczami. - Zostajecie tu przez całą noc? Kiedy śpię? - Nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. Nagle zrozumiał, dlaczego jest taka zdenerwowana, i jego uśmiech natychmiast zgasł. - Od jakiegoś czasu nie masz koszmarów... - Idź do domu, Hektor - przerwała mu i odwróciła się do wyjścia. - Nie. - Natychmiast wyciągnął rękę i zatarasował jej drzwi. - Nic mnie nie obchodzi twoje

skrępowanie. Mam w nosie, czy chcesz, żebyśmy tu byli. Mnóstwo ludzi dybie na twoje życie,

księżniczko, i niestety moja rodzina nie może cię zostawić bez ochrony, dopóki nie stwierdzę, że

obronisz się sama. - Dlaczego to ty masz decydować, czy jestem już gotowa? - Skrzyżowała ręce i potarła zziębnięte

ramiona. Znad oceanu wiał przenikliwy wiatr. - Bo tylko ja nie będę się z tobą pieścił. I żebyś wiedziała, że nie zamierzam przepraszać za to, że

dbam, żeby 165

cię nie porwała któraś z tych stukniętych kobiet - uprzedził. Kiedy zaszczekała zębami i zatrzęsła się z

zimna, spojrzał na nią tak, że Helena mogłaby przysiąc, że jednak czuł się winny. Odwrócił wzrok i

zaklął pod nosem. - Ale może powinniśmy ci powiedzieć, że tu śpimy - przyznał w końcu. - Myślisz? Słuchaj, ja rozumiem. Wiem, że jestem w niebezpieczeństwie. Ale trzeba mnie było o tym

wszystkim uprzedzić. - Dobra, jasne! - niemal warknął z irytacji. - Tak czy siak, nie zostawimy cię z ojcem bez ochrony w

nocy. I raptem Helena zorientowała się, że jej złość się ulotniła. Tak naprawdę świadomość, że Hektor i jego

rodzina wzięli pod swoje skrzydła nie tylko ją, ale i jej ojca, sprawiała, że poczuła się absurdalnie

wdzięczna. Stała przez chwilę, uśmiechając się do niego.

Page 72: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Dziękuję - powiedziała cicho. Zamarł w połowie oddechu i spojrzał na nią zdziwiony, że tak szybko zmienił jej się nastrój. - I to tyle? Koniec kłótni? - spytał z powątpiewaniem. - A co? Chcesz... - zaczęła, ale przerwał jej głos ojca. - Lennie? - zawołał Jerry z korytarza przed jej sypialnią. Przez tę rozmowę z Hektorem tak się zdekoncentrowała, że zapomniała nasłuchiwać, co się dzieje na

dole. - Tutaj! - odkrzyknęła, machając rozpaczliwie, żeby Hektor odsunął się od drzwi. W ostatniej chwili

zdążyła się zamienić z nim miejscami. - Znowu śpisz na górze? - spytał Jerry, kiedy zamykała drzwi na dach. - Jest już za zimno. - Wiesz, która godzina? Idź spać - zrugała go, mijając w pędzie. - Wiem, już się kładę... Ej! To ty idź spać! - Poniewczasie przypomniał sobie, kto tu jest rodzicem. 166 Helena wskoczyła do łóżka i zakopała się w pościeli. Mogłaby przysiąc, że słyszy, jak Hektor na

tarasie śmieje się sam do siebie.

ROZDZIAŁ 10 Majorka, Hiszpania Jvreon przez pięć minut obserwował reporterkę, zanim zdecydował się wyjść z cienia. Wyłonił się z

mroku za jej plecami, ledwo o krok od kobiety. Odwróciła się na pięcie i tak gwałtownie wciągnęła

powietrze, że zabrzmiało to niemal jak szloch. W widoku przestraszonej kobiety, szczególnie takiej

aroganckiej suki jak ta, jest coś rozkosznego, pomyślał Kreon. Odrobina strachu nie jest zła -

przypomina śmiertelnikom, gdzie ich miejsce. A Kreonowi zależało na tym, żeby zwłaszcza ta

śmiertelniczka pamiętała, że nie ona jest panią sytuacji, mimo że zdołała wymusić to spotkanie.

Zagroziła, że inaczej naśle na nich policję. To dlatego wybrał doki nocą. Chciał sprawdzić, jak dużo już napisała o jego rodzinie. Fakt, że się z

nim tu spotkała, dowodził, że nawet jeśli nie ma rozumu, to ma kręgosłup. Zasługiwała więc, żeby

poświęcił jej chwilę cennego czasu. Poza tym wydawała taki przyjemny odgłos, kiedy się wystraszyła.

Może jeszcze będzie miał szansę go usłyszeć. Uśmiechnął się niewinnie, jakby dawał jej do zrozumienia, że to tylko taka mała sztuczka. Spojrzała

mu w oczy, ale cofnęła się o krok - znak, że jest odważna, a mimo to się boi. - Znowu to samo. Prosiłam o ojca, a dostałam syna -powiedziała po angielsku z akcentem. 167

- Świetnie mówię po hiszpańsku - odparł Kreon w jej ojczystym języku, wciąż się uśmiechając. - Wie

pani, że mój ojciec nie spotyka się z reporterami. - Pański ojciec nie spotyka się z nikim. Właśnie dlatego tu jestem - uparcie ciągnęła po angielsku.

Kreon wzruszył ramionami, nie dał się sprowokować. Skrzyżowała ręce na piersi i przyjrzała mu się

uważnie. - Nikt nie widział Tantala Delosa od prawie dwudziestu lat. Dziwne, prawda? - Lubi prywatność. - Kreon wciąż szczerzył zęby, choć jego uśmiech stawał się coraz bardziej

napięty. - Prywatność to luksus, na który arystokrata miliarder nie może sobie pozwolić. Słyszał pan pogłoski

na temat swojego ojca, prawda? - To wszystko kłamstwa - odparł tak gładko, jak tylko dał radę, ale w jej spojrzeniu było tyle

niedowierzania, że omal się nie zająknął. Jak ona śmie? - pomyślał. Przez lata tabloidy drukowały mnóstwo historii o Tantalu - że został kaleką, że stracił rozum w

wyniku zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych tak jak Howard Hughes, albo że umarł. Kreon wiedział

przynajmniej, że ojciec żyje, i za każdym razem zawzięcie zaprzeczał wszelkim plotkom. Prawda

jednak była taka, że sam nie widział ojca ani z nim nie rozmawiał od dziewiętnastu lat. Nikt nie

widział Tantala poza Mildred Delos, matką Kreona. Matka uparcie utrzymywała, że Tantal ukrywa się, by zapewnić bezpieczeństwo sobie i całemu

Domowi Tebań-skiemu. Nie potrafiła jednak wyjaśnić Kreonowi, dlaczego ojciec nie może z nim

porozmawiać choćby przez telefon. Wydawałoby się, że to przecież drobiazg.

Page 73: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Wszystko kłamstwa? Jest pan pewien? - naciskała reporterka, widząc, że Kreon bije się z myślami.

Wciąż mówiła po angielsku, jakby z niego szydziła. - Od lat pan, pańska matka, cała wasza rodzina,

wszyscy twierdzicie, że to kłamstwa. Ale skąd ta pewność? Niech mi pan po- 168 wie, kiedy ostatni raz widział pan ojca? Nie było go, gdy wręczano panu dyplom ukończenia studiów.

Kreon zacisnął zęby. - Mój ojciec jest bardzo skryty. On... - Akurat! - prychnęła drwiąco i przerwała Kreonowi władczym machnięciem ręki. Nie powinna tego

robić. - To żadna skrytość, to obłęd! Czyżby prywatność aż tyle dla niego znaczyła, że wolał porzucić

jedynego syna, byle tylko nie znaleźć się na czołówkach gazet? Dłoń Kreona wystrzeliła i złapała ją za gardło. Kobieta zdążyła nawet podnieść rękę, żeby

zaprotestować. Miała taką cienką szyję, taką smukłą i delikatną. Kreon poczuł się, jakby trzymał w

dłoni małego kociaka. W jej oczach pojawił się strach. Źrenice rozszerzyły się i odbiły blask łez, które

zbierały się na ciemnej powierzchni niczym rosa. Była cudowna w tym swoim przerażeniu - idealna

błagalna maska alabastrowo białej skóry i ogromne oczy. Ale najlepsze ze wszystkiego były usta -

otwarty owal czerwonego zdziwienia. Jakby czekała na pocałunek. Kreon miałby ochotę trzymać ją

tak całe dnie, ale po rozkoszy trwającej ułamek sekundy usłyszał trzask. Jakby ktoś wyłączył telewizor, światło w jej oczach zbiegło się w punkcik i zapadła nieprzenikniona

ciemność. Kreon wrzucił ciało reporterki do wody i pobiegł do cytadeli z taką prędkością, że żaden normalny

człowiek, nawet gdyby stał tuż obok, nie mógłby go zobaczyć. Wciąż drżąc od chorobliwych emocji, poszedł prosto do swojego pokoju. Kiedy otworzył drzwi,

zamarł. Czekała na niego matka. Siedziała przy spakowanej walizce. W wąskich, zadbanych dłoniach

złożonych na udach coś trzymała. Przechyliła głowę. Wystarczyło jedno spojrzenie, a wiedziała, że

spotkanie, które zaaranżowała, które miało być jedynie miłym gestem, zakończyło się wybuchem

przemocy. 169

- Musiałeś ją zabić? - spytała poważnym tonem, ale bez wyrzutów. Mildred była przede wszystkim

praktyczna, - Sprowokowała mnie. - Kreon wyminął matkę i chwy cił rączkę walizki. - Poza tym dobrze wiesz, że

tak jest lepiej. Mildred spuściła oczy i pokiwała głową. Racja. Prze/ te wszystkie lata „zniknęła" nie tylko ta jedna

reporterka. - Biorąc pod uwagę sytuację, popieram pomysł, żebyś na jakiś czas wyjechał z kraju. - Wyjęła z

kieszeni walizki bilet i pomachała nim, zanim syn zdążył uciec z pokoju. Kreon zamarł. Matka go

przejrzała. - To, czego nie popieram, to wybór miejsca - ciągnęła. - Co zmierzasz osiągnąć, lecąc tam?

Twój ojciec zabronił Stu zbliżać się do Nantucket. Zaczerpnął głęboko powietrza, żeby się uspokoić. Nie zadziałało. - To ich wina, że nie mamy tego, co nam się należy, co zgodnie z prawem powinno być nasze!

Przecież inne Domy już nie istnieją! Muszę wiedzieć, jak mogą żyć, skoro resztę naszej rodziny

skazali na nieuniknioną śmierć. Nieśmiertelność to prawo, które przysługuje mi z racji urodzenia, i bez

względu na zakaz ojca nie będę siedział bezczynnie, kiedy oni mi go odmawiają! Zarzucił torbę na ramię, wyrwał matce bilet z dłoni i wypadł z pokoju. Szybko zbiegł po starych

kamiennych stopniach na tyłach cytadeli. Serce wciąż waliło mu z podniecenia. Na zewnątrz czekał już na niego nierzucający się w oczy czarny sedan. Za kierownicą siedział szofer

matki, gotów natychmiast ruszyć na lotnisko. Kreon zrozumiał, że Mildred od początku wiedziała, że

on zabije tę kobietę. Prawdopodobnie od chwili, kiedy zorganizowała spotkanie. - Synu? - zawołała z łukowatej bramy. - Zabiłeś ją tylko po to, żeby mieć powód do ucieczki? 170 Odwrócił się i spojrzał na matkę. Zmusił się, żeby zachować spokój. - Wysłałaś mnie tam po to, żebym ją zabił?

Page 74: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Uśmiechnęła się, ale spojrzenie miała nieobecne, jakby przez głowę przebiegło jej naraz zbyt wiele

myśli. Podeszła do niego powoli - kazała mu czekać, choć doskonale /.dawała sobie sprawę, że

adrenalina aż kipi w jego ciele. Zatrzymała się tuż obok i spojrzała mu w oczy. Kształtne usta miała

teraz ściągnięte ostrzegawczo w cieniutką linię. - Trzymaj się z dala od Hektora. W czwartek rano Helena wręcz pognała do Lucasa, który czekał na nią w samochodzie. Wybiegła z

domu, zanim Jerry'emu przyszło do głowy, żeby „porozmawiać z tym młodym człowiekiem", jak

wcześniej groził. Nie miała pewności, czy ojciec mówił serio, czy też po prostu próbował ją zirytować,

ale wolała nie ryzykować. To nie fair, żeby Lucas musiał przechodzić przez typowe rodzicielskie

śledztwo, skoro wcale ze sobą nie chodzili. - Gotowy? - rzuciła pośpiesznie. Chciała jakoś odwrócić jego uwagę. - Nie powinniśmy zaczekać? - zapytał Lucas, gdy zobaczył Terry'ego w drzwiach. - Nie, po prostu jedź. Gazu! Nie chcę wiedzieć, czy naprawdę zamierza to zrobić - odparła desperacko

i pomachała ojcu na do widzenia. - Zrobić co? - zdziwił się Lucas i wyjechał na ulicę. - Porozmawiać z tobą jak mężczyzna z mężczyzną -odparła Helena z ulgą. - Cóż, w takim razie... - Wcisnął hamulec i wrzucił wsteczny. - Co ty wyprawiasz? - Chwyciła jego dłoń, żeby go powstrzymać. 171

- Zamierzam iść i pogadać z twoim tatą. Nie chcę, żeby myślał, że nie może mi powierzyć swojej

córki. - Lucas, przysięgam na dowolnego boga, którego uważasz za świętego, że wysiądę z tego samochodu

i pójdę do szkoły na piechotę, jeśli wrócisz, żeby porozmawiać z moim tatą. Uśmiechnął się, przerzucił bieg na jedynkę i odjechał. - Kto ci powiedział, że bogowie byli święci? - spytał z ponurym błyskiem w oku. Helena walnęła go w ramię. - Zrobiłeś to, żeby mnie nastraszyć, tak? - krzyknęła z oburzeniem. - Ej, to ty się wstydzisz ojca. Poza tym jesteś taka słodka, kiedy wpadasz w panikę. - Uśmiechnął się

szeroko. Helena też chciała się uśmiechnąć, ale kiepsko jej to wyszło. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Słowo

„słodka" podsycało jej nadzieje i wprawiało ją w zachwyt. Każdy, kto tylko rozpoznał ich na ulicy, uderzał w klakson i machał z promiennym uśmiechem na

twarzy. Na wyspie zawsze trąbiło się do znajomych, Helena była przyzwyczajona do tego od dziecka,

ale tego ranka wydawało jej się, jakby wszyscy wyjątkowo długo trzymali rękę na klaksonie. - Słuchaj... - W jego głosie pojawiły się poważniejsze tony. - Podobno odkryłaś, że Hektor śpi na

dachu. - Tak. - Helena zsunęła się na siedzeniu, żeby nikt jej nie mógł zobaczyć. - I jeśli o to chodzi... - Chciałem ci wytłumaczyć, dlaczego nie powiedzieliśmy ci o tym wcześniej. Prosiłem, żeby

zostawili to mnie, i naprawdę zamierzałem ci wszystko wyjaśnić. - Zerknął na nią, żeby sprawdzić, jak

to przyjmuje. - Po prostu nie zdążyłem wymyślić, jak to zrobić. Nie chciałem, żebyś pomyślała, że

jestem jakimś zboczeńcem, który po ciemku chowa się na twoim dachu. 172 - Nie zamierzam cię okłamywać. Zresztą i tak bym nie mogła, prawda? - odparła z uśmiechem Helena.

- Byłam trochę podminowana, ale już mi przeszło. Jeśli twoja rodzina ma ochotę mnie chronić, myślę,

że dam radę znieść kilka zboczonych akcji. Musiała przerwać, bo ktoś natarczywie zatrąbił kawałek Shave and a Haircut. Miała ochotę

powiedzieć, żeby spadał, ale okazało się, że to sąsiad. Musiała być miła. Co prawda jeszcze nie

złapały ją skurcze, ale spodziewała się, że lada chwila to nastąpi. Przytknęła pięści do brzucha. - Co się dzieje? - spytał czujnie Lucas. - Widziałem, jak to robiłaś już wcześniej. Boli cię?

Page 75: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Nie, ale pewnie niedługo zacznie. Nie przejmuj się, nic na to nie poradzisz. Choć w sumie nie,

mógłbyś się nigdy więcej ze mną nie pokazywać. - Nie ma mowy. - Uniósł brew. - Ale w ogóle o co chodzi? Masz na mnie uczulenie czy co? - Nie - roześmiała się Helena. - Zdaje się, że jestem uczulona na ludzką uwagę. A kiedy prowadzamy

się ra- I zem, to ją przyciągamy. - Ale to nie przeze mnie, prawda? Boli cię, nawet kiedy mnie nie ma obok? - Mhm. Mam tak od zawsze. Nie wiem, skąd to się bierze, ale czasami, kiedy ludzie się na mnie

gapią, strasznie mnie zaczyna boleć brzuch. - Uczulenie na uwagę - powiedział Lucas do siebie Ii w roztargnieniu ujął Helenę za rękę. Musiał ją puścić, gdy zmieniał biegi na parkingu przed szkołą,

ale kiedy tylko wysiedli, znowu owinął jej palce swoimi. Helena przyglądała mu się, kiedy stali razem przy jej szafce. Był jakiś nieobecny. Czoło miał

zmarszczone, wzrok zwrócony w głąb siebie. Ale najbardziej niepokoiło ją to, że wydawał się

nieostry. - Co to jest? To, co robisz? Boli mnie od tego głowa -poskarżyła się cicho, otwierając szyfrowy

zamek. 173

- Przepraszam - odparł, a jego postać się wyostrzy la. - Załamuję światło. Czasami mi się to zdarza,

kiedy się na czymś mocno skupiam. Helena pamiętała, że Apollo był bogiem światła, a to, co ze światłem wyprawiał Lucas, przypominało

prawdziwie nieziemskie sztuczki. Coś podobnego robił już wcześniej, w przebieralni, ale wtedy tyle

razy dostała po głowie, że myślała, że to wzrok jej szwankuje. - Nie boisz się, że ktoś zauważy? - Korzystam z tego tylko, kiedy potrzebuję trochę spokoju, żeby pomyśleć, i chcę, żeby na mnie nie

zwracano uwagi. Ludziom trudno patrzeć na coś, czego nie mogą zobaczyć wyraźnie, albo na rzeczy,

które nie powinny być możliwe. - Bo im się wzrok zaraz ześlizguje - wtrąciła Helena. Przypomniała sobie, jak twarz Lucasa ciągle jej

wtedy umykała z pola widzenia. A naprawdę starała się na nim skoncentrować. - Właśnie. Jeśli wydaje się, że jestem za daleko albo trudno na mnie skupić wzrok, większość ludzi po

prostu nie dopuszcza mojej obecności do świadomości. -Uśmiechnął się do niej znacząco. - Ty się

garbisz, żeby ludzie na ciebie się nie gapili, a ja się rozmazuję. To się przydaje też w walce, choć

niemal nie sposób uzyskać odpowiedni efekt, kiedy człowiek się szybko porusza. - Zamierzasz mi zdradzić wszystkie swoje sztuczki? - spytała zawadiacko. Włożyła książki do torby i

zamknęła szafkę. - Niezbyt mądrze, Houdini. - Naprawę? No to spróbuj mnie dosięgnąć, Elek-tryczko. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu, wycofując

się. Elektryczko? - pomyślała zdziwiona. Ale Lucas zdążył już przejść przez podwójne drzwi na końcu

korytarza, a ona musiała iść do klasy. Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę na lunch, wybiegła tak szybko, jak się dało. Zamierzała

wydobyć od 174 Lucasa odpowiedzi na kilka pytań. Kiedy jednak dotarła do stołówki, przy stoliku kujonów siedziała

już Ariadna w otoczeniu wielbicieli. Heleny nie powinno dziwić, że Ariadna przysiadła się do ich stolika, skoro chodziła wyłącznie na

zajęcia na poziomie rozszerzonym. Na nieszczęście dla Matta jej obecność zwykle przyciągała tabuny

chłopców. Helena próbowała przebić się do środka i już niemal się poddała, kiedy Ariadna ją

zauważyła. - Zach? Zrób miejsce dla Heleny, dobra? - poprosiła, uśmiechając się olśniewająco. - Spoko, Zach, Helena może usiąść na moim miejscu - powiedziała zjadliwie pogodnym głosem

Claire i zwolniła siedzenie obok Ariadny.

Page 76: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Odchodząc, Claire otarła się o Helenę i szepnęła coś o tym, że „starzy przyjaciele" przestają być dość

fajni, żeby z nimi siedzieć, kiedy ktoś nagle ma popularnego chłopaka. Ale zanim Helena zdążyła się o

to pokłócić, Ariadna pociągnęła ją do siebie, żeby jeden z otumanionych hormonami chłopców nie

mógł przysunąć się bliżej. Przed końcem przerwy wszyscy normalni przyjaciele Heleny zostali wysiudani ze swoich miejsc przy

stoliku, przy którym siedzieli od pierwszej klasy. Smutne spojrzenie Matta sprawiło, że Helena

zaczęła się zastanawiać, ile czasu minęło, odkąd zamienili ze sobą słowo. Zdaje się całe miesiące. Claire nie czekała na nią i sama zaczęła trening. Niezbyt sprytny sposób, żeby uniknąć przyjaciółki.

Wiadomo, że Helena na każdym etapie doścignęłaby Claire, ale intencje były jasne. Kiedy Helena

dogoniła przyjaciółkę, ta nawet się nie odwróciła. - Biegnij, Hamilton. Nie mam teraz nastroju, żeby z tobą gadać. - Odbiegła i podniosła rękę, żeby

powstrzymać jakiekolwiek słowa. 175

Helena z doświadczenia wiedziała, że Claire musi \t\ ukarać, zanim jej przejdzie. Potem porozmawiają

prze/ telefon, pogodzą się i następnego dnia wszystko wróci do normy. Tylko że tym razem Helenie

bardzo zależało mi tym, żeby się pogodziły od razu, zwłaszcza że nic przecież nie zrobiła. Ale co

mogła poradzić? Posłusznie wyminęln przyjaciółkę. Po kilku minutach samotnego biegu znudził ją krok śmiertelników. Zerknęła na zegarek, żeby

policzyć, ile czasu jeszcze musi zabić, zanim będzie mogła dobiec do mety. Odbiła we wrzosowiska,

przyspieszając do nieprawdopodobnej prędkości. Myślała o Lucasie. Umiał po prostu wzbić się w

powietrze i pofrunąć. Ale jak dotąd ta metoda w jej wypadku się nie sprawdzała. Może trzeba się

rozpędzić? Jak samolot. Teraz miała okazję to sprawdzić. Gdy zbiegła ze szlaku i pognała przez bagnisty teren wokół stawu Miacomet, pojawiła się lekkość,

którą kojarzyła z lataniem. Poczuła motylki w brzuchu i nieokiełznaną dzikość - wzięła to za oznakę

mocy Sukcesorów. Miała wrażenie, jakby po jej skórze przebiegały ładunki elektryczne. Tak jakby

potarła o siebie balonem, a potem go odsunęła i utworzyła pole elektryczne. Zrobiła próbny skok. Poszybowała. Przez chwilę sądziła, że się udało i leci. Szybko jednak

zrozumiała, że dotarła do szczytowego punktu ogromnego łuku i zaczyna spadać. Po prostu zdołała

skoczyć wyżej niż zwykle. Za wysoko. Była przekonana, że kiedy rąbnie na ziemię, rozbije się i

umrze. Spróbowała złapać powietrze i choć gdzieś w głębi wiedziała, co zrobić, żeby się go przytrzymać, za

bardzo się bała - albo może nie bała się dość - żeby zdążyć z tą sztuczką na czas. Uderzyła w ziemię

pod takim kątem, że wpadła w poślizg i wyryła w błocie dwie koleiny. 176 Oczywiście nic jej się nie stało, ale to był wstrząs. Kolana jej dygotały i musiała wybuchnąć

śmiechem, żeby dać upust temu szalonemu uczuciu, od którego serce trzepo-tało jej się w piersi.

Kiedy się już trochę uspokoiła, dźwignęła się z pośladków, wyciągnęła nogi z błota i ruszyła I

powrotem w stronę szkoły. Czuła się jak idiotka. Aż do pasa cała była uwalana cuchnącym szlamem.

Wyobraziła sobie, jak to wyglądało, gdy opadała, młócąc rękami jak jakaś postać z kreskówki. Rozejrzała się, żeby sprawdzić, czy nikt jej nie przyłapał w chwili głupoty, ale tak naprawdę nie

spodziewała się żadnego świadka. Serce więc jej podskoczyło, gdy zobaczyła, jak ciemna plama

przybiera postać mężczyzny. Zatrzymał się nagle tuż przy pobliskim wzniesieniu i zmienił kierunek

marszu. A więc widział, jak podniosła się i odeszła ze śmiechem po upadku z wysokości piętnastu me-

trów. Co gorsza, dziwnie się poruszał. O wiele za szybko jak na człowieka. Całe ciało Heleny instynktownie się napięło. Nie zastanawiając się ani chwili, pognała za ciemnym

kształtem. Kimkolwiek był, szedł w stronę szkoły - w stronę dyszącej i sapiącej Claire, małego

powolnego człowieka. Przed oczami przemknął Helenie obraz Kate, jak leży nieprzytomna na ulicy.

Jeszcze przyspieszyła. Błyskawicznie pokonała spory dystans, śmiało przeskakując nad pagórkami i

kępami żurawiny. Myślała tylko o tym, żeby go doścignąć. Zauważyła, że trudno jej wypatrzyć nieznajomego, bo otaczało go dziwne, mętne światło. Gdy jednak

się do niego zbliżyła, ciemność, która gromadziła się wokół, odrobinę ustąpiła. Teraz Helena mogła

Page 77: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

dokładnie określić, gdzie facet się znajduje. Wyglądało to tak, jakby wysysał światło z atmosfery.

Mroczne cienie rozchodziły się od niego jak jakaś złowroga łuna. Helena aż dostała gęsiej skórki. 12 - Spętani przez bogów 177

Mężczyzna z całą pewnością potrafił panować nad światłem. A to znaczy, że należy do potomków

Apolla - jc.sl jednym ze Stu Kuzynów, członkiem Domu Tebańskie^o. zagrożeniem. Z tego, co mogła dostrzec, mroczny mężczyzna by I kilka lat od niej starszy. Pewnie jeszcze niedawno

też na stolatek. Gdy dzieliło ich już tylko kilka kroków, zauwa żyła, że nieznajomy ma jasne włosy i

jasną skórę. Przyspieszyła i wyciągnęła rękę, żeby go złapać. Szarpnęła za koszulę. A wtedy w końcu

pozwolił, żeby słońce, które zapłonęło na jego nagich ramionach, rozproszyło otaczający go mrok. Z

bliska wyglądał zupełnie jak Hektor: ta sama budowa, ta sama karnacja - mogliby być bliźniakami. Zanim zdążyła to przetrawić, złapał ją straszliwy skurcz. Złożyła się jak origami i z krzykiem upadła

na ziemię. Zwinęła się w kłębek. Nie mogła się ruszyć ani nawet zaczerpnąć oddechu. Przez długie

pióra traw, które częściowo przesłaniały jej widok, zobaczyła, jak jasnowłosy, półnagi Kuzyn

podbiega do niej ze skupieniem na twarzy. - Ciekawe. - Uśmiechnął się z ogromną pewnością siebie. -

Do zobaczenia wkrótce, preciosa - dodał i odbiegł, zbierając mroczną, złowieszczą mgłę, żeby się w

niej ukryć. Helena próbowała coś krzyknąć za nim ostro, ironicznie, ale z jej ust wydobył się tylko żałosny jęk.

Nieznajomy zniknął w mgnieniu oka, a ona została sama. Musiała leżeć, dopóki ktoś jej nie zauważy

albo dopóki nie poczuje się na tyle dobrze, żeby wstać. Wreszcie usłyszała czyjeś kroki. - Heleno? - spytał znajomy głos. - O nie! To naprawdę ty. - Matt - wystękała. - Sprowadź Lucasa. Obszedł ją, tak że znalazł się w jej polu widzenia, i uklęknął. - Może lepiej wezwać pielęgniarkę? Albo karetkę? 178 - Błagam. Lucasa. Szybko. Westchnął, niezręczne pogładził ją po plecach, potem Wstał i pobiegł. Helena, gdy tylko zdołała zapanować nad oddechem, rozejrzała się i zorientowała, że

leży na szkolnym parkingu - była dużo bliżej budynku, niż się spodziewała. Wciąż skulona jak

embrion, walnęła czołem o kolana. Nie do wiary! Jak mogła być tak głupia? Ucho miała przytknięte

do ziemi, więc usłyszała zbliżające się kroki. Trochę za ciężkie i za szybkie, żeby stawiał je ktoś

normalny. Uśmiechnęła się z ulgą, choć wciąż czuła straszliwy ból. - Dzięki, Matt - usłyszała głos Lucasa za plecami. -Co cię boli? - Stanął przed nią razem z Jazonem. Wskazała na brzuch i spojrzała znacząco. Zrozumiał. Pokiwał głową i rozejrzał się zdezorientowany. - Widziałeś, co się stało? - zwrócił się do Matta. - Chyba za kimś biegła. Ale nie jestem pewien - odparł sceptycznie Matt. - Gretchen mówiła, że

Helena goniła jakiegoś faceta, a potem wrzasnęła i upadła. - To prawda? - spytał Lucas z napięciem w głosie. Przytaknęła, a on się uśmiechnął. Już nie miał tak zatroskanego wzroku. Odsunął kosmyk włosów z jej

spoconego czoła i obejrzał się przez ramię. - Ja się tym zajmę - powiedział Jazon na tyle cicho, żeby jego słowa nie dotarły do uszu żadnego

śmiertelnika, i Helena usłyszała odgłos szybko oddalających się kroków. - Powinienem iść z nim - odezwał się głos Hektora z miejsca, którego Helena nie mogła dostrzec. - Nie, nie powinieneś - powiedział ostro Lucas. - Musisz się zająć dziewczynami. Jeśli złapały tę

samą chorobę co Helena, możesz im być teraz potrzebny, jasne? - Jasne. W głosie Hektora nie brzmiała ani nuta goryczy. W jednej chwili zrozumiał, o co chodziło Lucasowi. Ka-sandra i Ariadna nie miały pojęcia o całym

zajściu, więc 179

Page 78: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

były najbardziej narażone na atak. Hektor zniknął tali bezszelestnie, że Helena nie dosłyszała nawet

najlżejsze go odgłosu stóp na trawie. Nic nie mogła poradzić, ale In jego umiejętność nie tylko zrobiła

na niej wrażenie, ale też trochę ją przestraszyła. - Matt, pomożesz mi ją podnieść? Gdybyś ją wziął zn nogi... - powiedział przepraszająco Lucas. - Pewnie, nie ma sprawy. - Matt wsunął ręce pod kolana Heleny. - Jezu, Len, co za okropny zapach!

Taplałaś się w żurawinowym bagnie czy co? Helena wydała z siebie stłumiony śmiech, ale bolało ją tak bardzo, że zaraz zamilkła. Początkowo dziwiło ją, że Lucas poprosił Matta o pomoc, skoro jej nie potrzebował, ale gdy

posłuchała ich rozmowy, kiedy nieśli ją do SUV-a, doszła do wniosku, że Lucas jest najsprytniejszym

człowiekiem na świecie. Nie tylko nie zdradził się ze swoją nadnormalną mocą, ale także sprawił, że

Matt poczuł się potrzebny. Potraktował go jak partnera, a co ważniejsze - jak mężczyznę. Helena

wiedziała, że gdyby kiedykolwiek Lucas potrzebował lojalności Matta, ten prosty gest pomógłby mu

ją zapewnić. Nagle dostała tak silnego ataku, że aż nad górną wargą wystąpiły jej krople potu. Powoli

wypuściła powietrze. Próbowała jakoś przetrzymać skurcze. - Jeśli Helenie się pogorszy, nie będę na nich czekał, tylko zabiorę ją do szpitala. Byłoby super,

gdybyś tu został, żeby im o tym powiedzieć. To nie potrwa długo - poprosił Matta Lucas. - Zostanę, ile trzeba - odparł Matt jak zwykle uprzejmie. - Do diabła, Matt, nie masz już dość ratowania mojego chorego tyłka? - spytała Helena z

półuśmiechem. - Mam, żebyś wiedziała. - Uśmiechnął się, ale szybko spochmurniał. - To już drugi raz w tym roku. A

przecież ty nigdy nie chorowałaś, Len! Nawet wtedy, w czwartej 180 klasie, kiedy po urodzinach Gretchen wszyscy złapali grypę żołądkową. Przez dwa dni

wymiotowaliśmy, jakbyśmy mieli wyrzygać sobie mózgi, a ty nic. - O tak, to było obrzydliwe! Ej, ale przynajmniej przynosiłam ci gatorade i sucharki, pamiętasz? -

odparła żartobliwie. Próbowała poprawić wszystkim nastrój, ale wciąż ją bolało. Znów przycisnęła rękami brzuch. Matt

zmarszczył brwi. Martwił się, ona zresztą też. Jej skurcze nigdy tyle nie trwały. - Może powinnaś zrezygnować z biegów - zasugerował nagle. - Matt ma rację - poparł go zdziwiony, ale zadowolony z tej sugestii Lucas. - Najwyraźniej ci nie

służą. Rzuć to. Helena była zbyt osłupiała, żeby odpowiedzieć. Gapiła się na Lucasa z otwartymi ustami, dopóki nie

pojawili się Hektor, Kasandra i Ariadna. Na tym skończył się temat. Dziewczyny wsiadły do SUV-a

razem z Lucasem i Heleną. Hektor wziął kluczyki do mercedesa. Miał poczekać na Jazona. Ariadna

swoim najbardziej uroczym głosem zaproponowała Mattowi, że podrzucą go do domu, on jednak

odmówił. Lucas zamienił z Hektorem kilka słów po cichu, po czym usiadł za kierownicą i zawiózł

wszystkie trzy dziewczyny do posiadłości Delosów. Ani na chwilę nie zwalniał. Po drodze Kasandra

przeniosła się na tył, do Heleny. Jej opanowanie zupełnie nie pasowało do tak młodego wieku. - Dobrze mu się przyjrzałaś? - spytała spokojnym, dziwnie dorosłym głosem. - Tak - odparła Helena. - Jeśli ci pokażę kilka zdjęć, to go rozpoznasz? - Tak jak na policji? Nie ma sprawy. Nie sądzę, żeby po świecie chodziło wielu facetów, którzy

wyglądają jak większa i jaśniejsza wersja Hektora. 181

Wyczuła, że nastrój w SUV-ie się zmienił. - Kreon - wyszeptała Kasandra. - Jesteś pewna? - Lucas zerknął we wstecznym lusterku na siostrę. - Tak - odparła z sennym wyrazem twarzy. - A wuj Polideukes przyjechał za nim z Europy. Jest w

domu.

Page 79: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Lucas najwyraźniej nie potrzebował więcej informacji. Wyciągnął komórkę z dżinsów i wcisnął guzik

szybkiego wybierania. - Jazon, wracaj. Kassie go widzi - rzucił wystraszonym głosem. Słuchał przez chwilę, po czym

odpowiedział: - Kiedy wszyscy będziemy w domu. Twój ojciec na nas czeka. Helena miała wrażenie, jakby coś istotnego jej umknęło. - Kto to jest Kreon? - spytała Kasandrę, gdy tylko zdołała usiąść. - Nasz krewny. - Odpowiedź dziewczynki nie była zbyt pomocna. - To on zaatakował Hektora w Kadyksie - wyjaśniła Ariadna, głos jej zadrżał. Zerknęła na Lucasa,

który właśnie zamierzał jej przerwać, i się poprawiła: - No dobra, obaj się na siebie rzucili. Kreon to

fanatyk. Szuka zadymy z każdym, kto ma umiarkowane poglądy, nie tylko z nami. Ale w

rzeczywistości chodzi mu o Hektora. To prawda, Lukę. Nawet ty nie możesz zaprzeczyć. Helena objęła brzuch dłońmi i poczuła, że prawa ręka jej zesztywniała. Poruszyła nią. Ze zwiniętej w

pięść dłoni wypadł kawałek materiału. - Co to? - spytała Kasandra. - Eee, to Kreona. Jak go dogoniłam i chciałam złapać, to... eee... rozdarłam mu koszulę - odparła

przepraszająco Helena. - Ścigałaś go, dogoniłaś i podeszłaś na tyle blisko, żeby mu rozerwać koszulę? - spytała Ariadna z

niedo- 182 wierzaniem. Najwyraźniej Kreon był szybki nawet jak na Sukcesora. - Próbowałam latać. - Helena wyczuwała, że zrobiła coś bardzo złego. - Nie wiedziałam, kto tam stoi.

Po prostu widział, jak wyskoczyłam na wysokość piątego piętra, i musiałam go dopaść, zanim zniknie. - No świetnie - odparła cierpko Kasandra. - Przyjechał sprawdzić, co u nas słychać, i może wdać się

w bójkę z Hektorem. Ale teraz, kiedy ty się ujawniłaś, wszystko się zmieniło. - Biegł prosto do szkoły - próbowała się bronić Helena. - I co z tego? - krzyknęła nagle rozwścieczona Kasandra. - Zamierzał rzucić się na żałosnych

śmiertelników? Rusz głową, Heleno! Te dwie kobiety, które cię zaatakowały, nie wspomniały Stu

Kuzynom o twoim istnieniu. Pewnie dlatego, że same chcą cię zabić i marzy im się triumf. Może

Kreonowi też o to chodzi. A jeśli nie, to na pewno powie Tantalowi. A to by znaczyło, że w ciągu

kilku dni zjawi się tu połowa naszej rodziny. A ty co? Nawet nie potrafisz utrzymać miecza w dłoni! - Odwal się, Kassie! - powiedział gwałtownie Lucas. - My wiemy to wszystko od dziecka, a Helena?

Miała tydzień, żeby się przyzwyczaić? Stanowczym wzrokiem spojrzał w lusterko. Kasandra z rezygnacją podniosła ręce. - Masz rację, Kasandro. Nie pomyślałam - zgodziła się Helena, rozcierając brzuch. - Może byśmy z

nim porozmawiali? Ariadna sapnęła. - No co? Dlaczego wszyscy się go tak boicie? - spytała Helena. - Jest Panem Cienia - wyjaśniła złowieszczym tonem Ariadna z przedniego siedzenia. - Umie

ujarzmić światło. To wbrew naturze. 183

Helena pomyślała o ciemności, która otaczała Kreon.i, i zrozumiała, co Ariadna miała na myśli. Nie

oświetlało go słońce. Jasne, od razu wyczuła, że coś z tym jest nie tak. - Panowie Cienia należą do rzadkości. - Lucas starał się mówić spokojnie, ale Helena wciąż

wychwytywała w jego głosie strach. - W historii naszego Domu nie było ich zbyt wielu, ale wszyscy,

o których słyszeliśmy, okazali się, hm... źli. Minęło kilka pełnych napięcia minut, kiedy Kasandra, z rękami na oczach, zamarła w głębokiej

koncentracji. Wreszcie spojrzała na Helenę i jej uśmiech rozproszył ponury nastrój.

Page 80: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Na razie jesteś bezpieczna. Nie widzę żadnych bezpośrednich zagrożeń - oznajmiła uspokajająco.

Przyglądała się, jak Helena obejmuje wciąż napięty brzuch. -Wiesz, którzy śmiertelnicy widzieli, jak

goniłaś Kreona? - Gretchen. Ale nie martw się, nikt jej nie uwierzy. Ona zawsze wygaduje o mnie niestworzone

rzeczy. Ej, ale chwileczkę. Skąd wiesz, że ktoś mnie widział? - Te skurcze. To klątwa. Twoja mama rzuciła na ciebie klątwę, żebyś za każdym razem, kiedy

będziesz korzystała z mocy Sukcesorów w obecności śmiertelników, czuła potworny ból. Taki prawie

nie do zniesienia. - Kasandra wzruszyła ramionami. - Więc o to chodzi! Cały tydzień doprowadzało mnie to do szału - zawołał Lucas. Skręcił w długą

dróżkę wiodącą do posiadłości Delosów. - Nic dziwnego, że nie mogłeś ich rozpoznać. Jesteś chłopakiem - wtrąciła Ariadna. - Klątwa skurczy

to prawdziwy sadyzm. Od wieków nikt z niej nie korzystał. - Moja matka rzuciła na mnie klątwę? - powtórzyła Helena, a Kasandra smutno pokiwała głową. - W przeszłości, setki lat temu, uważano, że to jedyny sposób, żeby kobiety z linii Sukcesorów nie

różniły się od 184 reszty społeczeństwa. Matki rzucały tę klątwę na córki, żeby te nie zwracały na siebie zbytniej uwagi.

Bo w tamtych czasach kobietom nie wypadało się wyróżniać, zdradzać z inteligencją albo jakimiś

szczególnymi talentami. -Kasandra zmarszczyła nos, jakby słowa, które wyszły z jej ust, wyjątkowo

brzydko pachniały. Helena przez klika sekund mamrotała coś do siebie bez sensu. Nie była w stanie przyjąć do

wiadomości tego, co właśnie usłyszała. Kasandra wzięła ją za rękę i uśmiechnęła się przyjaźnie. - Jeśli to cię pocieszy, to prawdopodobnie ta klątwa pozwoliła ci tyle lat pozostać w ukryciu. - To straszne, ale muszę przyznać, że ta barbarzyńska metoda mogła być pożyteczna - zgodziła się

Ariadna. Otworzyła drzwiczki i wysiadła z samochodu. - Gdyby nie klątwa, pomyśl, przez co

musiałby przechodzić twój śmiertelny ojciec. Z dzieckiem obdarzonym taką mocą? Chciałby cię

ukarać, a ty byś go wyrzuciła przez okno. Kazałby ci iść spać, a ty byś mu urządziła krwawą łaźnię. - No cóż, skoro tak to ujmujesz - powiedziała Helena. Wygramoliła się z samochodu, przyjmując pomocną dłoń Lucasa. A gdy ramię w ramię razem z

Ariadną i Kasandra ruszyli w stronę domu, nagle wybuchnęła śmiechem. - Co się stało? - spytał Lucas. - Zawsze wiedziałam, że moja matka mnie nienawidziła, a teraz okazało się, że dosłownie mnie

przeklęła. -Jej głos brzmiał obojętnie: - Chyba nigdy w życiu nie słyszałam niczego, co byłoby tak

logiczne. - Twoja matka próbowała cię chronić - sprzeciwił się rozsądnie Lucas. - Jasne, łatwo ci mówić, bo jesteś chłopakiem! Nigdy nie miałeś skurczy - mruknęła Helena. ' Zatrzymali się na podeście. 185

- Wiesz co? Zdejmij buty. - Lucas popatrzył na nogi Heleny. Aż do pasa cała była w zaschniętym

czarnym szlamie z bagien. - Może raczej wezmę szlauch - zaoponowała ze śmiechem. - Mam lepszy pomysł. - Wyszczerzył zęby, złapał j;| za rękę i pociągnął w stronę basenu. - W naszej

rodzinie prysznice na zewnątrz to podstawa. Zaprowadził ją do kabiny i tam zostawił, a sam poszedł do altany po ręczniki i ubrania na zmianę.

Dopiero kiedy zupełnie zniknął z horyzontu, Helena nieśmiało się rozebrała. Wspaniałe tekowe ściany

kabiny prysznicowej tworzyły spiralę, która zasłaniała strategiczne partie ciała, ale stopy i czubek

głowy wciąż były widoczne. Helena milion razy brała taki plażowy prysznic, nigdy jednak bez kostiumu. Umyła się najszybciej,

jak się dało, i niemal skończyła, kiedy wrócił Lucas.

Page 81: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Ta koszulka z całą pewnością jest moja, ale nie mam pojęcia, czyje są spodnie od dresu. Nie martw

się, nikt nie będzie miał nic przeciwko. - Przerzucił ubranie i ogromny plażowy ręcznik nad ścianką, a

na ziemi położył plastikową torbę. - To na twoje rzeczy. - Dzięki - zawołała Helena boleśnie świadoma, jak niewiele dzieli go od jej nagiego ciała. To naprawdę głupie. Przecież każdy jest nagi pod cieniutką warstwą ubrania. Ale mimo wszystko to

co innego. Coś niebezpiecznego. W szparze u dołu kabiny widziała stopy Lucasa - zawrócił, wahał się

przez chwilę, a potem zniknął w pośpiechu. Wypuściła gwałtownie powietrze. Nawet nie zdawała

sobie sprawy, że wstrzymuje oddech. Ubrania, które zostawił Lucas, były ogromne, ale miękkie i wygodne. Pachniały czystą pościelą.

Wytarła się, włożyła koszulkę i spodnie i wyszła spod prysznica. W ręku niosła torbę wypchaną

brudnymi rzeczami. 186 W domu Jazon i Hektor siedzieli przy stole w kuch-i przyglądali się, jak Kasandra i Ariadna obsypują

czu-ściami jakiegoś mężczyznę. Lucas przedstawił Helenę sam wyściskał wuja. Polideukes Delos był potężnym, tryskającym zdrowiem i młodością blondynem, choć skronie zdążyła

mu już przyprószyć siwizna. Tak jak Hektor miał pełen rezerwy uśmiech i przenikliwe spojrzenie, ale

w całej jego postaci było więcej charakterystycznego dla Jazona i Ariadny uroku niż szorstkiej

męskości najstarszego syna. Grzecznie przywitał Helenę, lecz jego zaciekawiony wzrok podążał za nią

jeszcze długo po prezentacji, przez co czuła się niezręcznie. Zastanawiała się, czy to reakcja na jej

imię tabu, czy też może słyszał o niej coś niepochlebnego od któregoś z członków rodziny. Jego

spojrzenie działało jej na nerwy, próbowała więc schować się za Lucasa. - A teraz proszę, żeby wszyscy wyszli, bo muszę się zająć obiadem - zażądała Noel. Zamachała

rękami, wyganiając ich za drzwi. Lucas pociągnął Helenę do tylnego wyjścia. - Mojej mamie lepiej zejść z drogi, kiedy się tak zachowuje, bo inaczej każe siekać warzywa przez

najbliższą godzinę. - Poprowadził ją na trawnik między kortem tenisowym a basenem. - Nie mam nic przeciwko, żeby jej pomóc. - Helena odwróciła głowę w stronę domu. - Ale ja mam. - Lucas uśmiechnął się chytrze i pociągnął ją za rękę. - Poza tym myślałem, że chcesz

się nauczyć latać. Zdaje się, że to stąd to dzisiejsze zamieszanie. Helena wyczuwała, że jest zdenerwowany, choć próbował to ukryć. - Coś w tym stylu - przytaknęła i skrzywiła się, bo było jej głupio. 187

- No tak, kiepsko to wykombinowałaś. A to wszystko moja wina. Powinienem zacząć cię uczyć, zaraz

jak tyl-ko wyzdrowieliśmy, ale nie miałem zaufania... - Przerwał i z żalem pokręcił głową. -

Nieważne. Kiedy ja odkryłem, że umiem latać, nie potrafiłem myśleć o niczym innym, niż żeby

znowu znaleźć się w powietrzu. Nie mogłem spać, nie mogłem jeść. A ja, idiota, sądziłem, że ty ze-

chcesz poczekać. - Ile miałeś wtedy lat? - Może z dziesięć. Chwilę jednak trwało, zanim zrozumiałem, na czym to polega - odparł, jakby

chciał ją na coś przygotować. - Sukcesorzy rodzą się z talentami, ale dopiero po jakimś czasie

odkrywają, jak z nich korzystać. Zwłaszcza jeśli nie mają nauczyciela. - A ty miałeś? - Nie. Nie znam nikogo poza tobą, kto umiałby latać. Ale korzystałem z książek, no i rodzina mnie

wspierała. -Zatrzymał się i stanął przed Heleną. - Ty nie miałaś żadnej pomocy, więc tobie może być

trochę trudniej. - Jestem dobra w pokonywaniu trudności. Nie ufam niczemu, co łatwo przychodzi - zapewniła

szybko, ale Lucas spojrzał na nią tak, jakby czegoś nie zrozumiała. - Nie chcę, żebyś się zniechęciła. Dlatego zanim zaczniemy, wyjaśnię kilka rzeczy - powiedział nagle

rzeczowo. - Nadnaturalna siła, prędkość, zwinność, wyjątkowo czuły słuch i świetny wzrok, zdolność

samouzdrawiania i wybitna inteligencja, choć ta ostatnia jest kwestią sporną, to cechy, które posiada

Page 82: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

prawie każdy Sukcesor. Żeby z nich korzystać, nie potrzebujemy szkolenia. Istnieje jednak inna grupa

darów, rzadkich, nad którymi trzeba popracować. Do nich właśnie należy latanie. I w dodatku właśnie

tę umiejętność najtrudniej opanować. - To dla mnie naprawdę bez znaczenia. Nieważne, czy będę musiała poświęcić na to lata. Po prostu

umieram 188 i, chęci, żeby spróbować jeszcze raz! - Helena zakołysała się na stopach z niecierpliwością. - Dobra, dobra! Przede wszystkim musisz stać nieruchomo. Na skakanie przyjdzie pora później, gdy

zechcesz przyspieszyć - powiedział ze śmiechem i oparł dłonie na jej talii. Ten niespodziewany dotyk sprawił, że lekko westchnęła. Starała się nie ruszać, tak jak kazał, ale to nie

było łatwe. Przez kilka chwil stali, patrząc na siebie. - Zamknij oczy - wyszeptał. Serce Heleny przyspieszyło i miała wrażenie, że Lucas to usłyszał. - Uspokój się. - Uśmiechnął się z zamkniętymi oczami. - Spróbuj spowolnić tętno. - Próbuję. Musisz stać tak blisko? - pisnęła drżącym głosem. - Tak. Nie chcę, żebyś mi uciekła - odparł śmiertelnie poważnie, cały skoncentrowany. Minęło kilka sekund. Kiedy odezwał się znowu, wydawał się niezwykle spokojny i oddalony. - A teraz skup się na swoim ciele. Weź głęboki wdech i podążaj za nim, jakby twój umysł łagodnie

unosił się w powietrzu, które wdychasz. Zaczekał chwilę. Helena musiała zrobić kilka wdechów, zanim w końcu się udało. Lucas od razu

wiedział, że jest gotowa. - Dobrze. Teraz weszłaś w głąb siebie - oznajmił triumfalnie. - Czujesz swój ciężar? Czujesz, jak

wszystko jest ze sobą powiązane? Rzeczywiście czuła. Wyczuwała, jak skóra pokrywa mięśnie, a te z kolei otaczają kości - wszystko ze

sobą połączone. Cała składała się z milionów drobinek - maszerowały obok siebie jak żołnierze,

poruszały się zgodnie z różnymi, ale w sumie spójnymi rozkazami. Zrozumiała, 189

że to są jej komórki. Zachichotała. Jakie to dziwne, że choć składa się na nią taka olbrzymia armia,

nigdy wcześniej nie zdawała sobie sprawy z jej obecności. Usłyszała, że Lucas też się śmieje. A więc

był w jej wnętrzu razem z nią, doświadczał tego co ona. - A teraz chciałbym, żebyś zrobiła coś naprawdę trudnego - odezwał się jasnym, zaciekawionym,

niemal dziecinnym głosem. - Zostań w środku, ale równocześnie wyjrzyj na zewnątrz. Nie bój się.

Jestem z tobą. Helena wykonała polecenie, ale wrażenie okazało się zbyt intensywne. Kiedyś zdarzyło jej się, że zgubiła okulary przeciwsłoneczne. Szukała ich wszędzie - w kuchni,

salonie, na górze w sypialni - i nigdzie nie mogła znaleźć. To ją drażniło. Przed chwilą miała je w

ręce, a zaraz potem nie mogła sobie przypomnieć, co z nimi zrobiła. I wtedy tata powiedział, że ma je

na czubku głowy. Zrozumiała wtedy, że posłużyła się nie tym zmysłem, co trzeba. Szukała wzrokiem, zamiast poczuć.

Pomacała głowę i wyczuła okulary ręką, ale równocześnie też czaszką. A potem zorientowała się, że

czuła je przez cały czas. Po prostu tak bardzo pochłonęło ją patrzenie, że nie pomyślała o dotyku. Teraz było podobnie. Znowu zdała sobie sprawę, że istnieje wiele sposobów doświadczania świata.

Wciąż miała świadomość milionów komórek tworzących jej ciało, pojawiło się jednak też nowe

doznanie. Czuła, jak spada, leci w dół, na coś olbrzymiego, i wiedziała, że ma też inny zmysł, który

może powstrzymać to spadanie. Szaleńczo przestraszona instynktownie uruchomiła ten nowy zmysł. Potrzebowała czegoś, co

pozwoliłoby jej zachować dystans między maleńką armią komórek a wielkim, tłustym potworem, w

Page 83: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

którego kierunku leciała. Potworem, na którego - z czego nagle zdała sobie sprawę -spadała w każdej

sekundzie swojego życia. 190 Chwilę za późno, żeby się zatrzymać, zorientowała nię, że ten potwór to ziemia, a uczucie spadania to

grawitacja, i że jej zadanie polegało na tym, żeby tę grawitację wyłączyć. Zakręciło jej się w głowie i

to wytrąciło ją i równowagi. Chwyciła się Lucasa, rozpaczliwie chowając twarz w jego piersi. Był

jedyną stałą rzeczą w całym wszechświecie i gdyby go puściła, wirowałaby tak w kosmosie przez

wieczność. - Wszystko w porządku - szepnął jej do ucha. Ciepły oddech, uspokajający głos. - Nie pozwolę ci

odlecieć, Heleno. Obiecuję. Ufasz mi? Temperatura spadła i porywiste podmuchy wiatru szarpały jej splątanymi włosami. Trzymała twarz

wciśniętą w zagłębienie między ramieniem i szyją Lucasa. Powtarzała sobie, że na tym właśnie polega

„trudność", o której mówiła z taką nonszalancją. Twierdziła, że woli ją od „tego, co łatwo

przychodzi". - Tak - wyszeptała. Zimne, gęste powietrze wdzierało się jej pod ubranie, porywało z jej ust dźwięki

w tej samej chwili, kiedy je wypowiadała. - Więc to udowodnij - odszepnął. - Otwórz oczy. Zostali w powietrzu, dopóki niebo niemal zupełnie nie pociemniało, a Helenie nie zrobiło się tak

zimno, że nie mogła przestać się trząść. Tylu rzeczy musiała się nauczyć. Opieranie się grawitacji było

już co prawda pewnym zwycięstwem, ale to dopiero połowa sztuki latania. Druga połowa w

mniejszym stopniu dotyczyła umysłu, za to była dużo trudniejsza. Helena dowiedziała się, że aby

przemieszczać się w powietrzu, wcale nie trzeba machać rękami ani wierzgać. Trzeba manipulować

powietrzem wokół siebie. Lucas zdążył jej pokazać, co zrobić, żeby powietrze z jednej strony stało się

gęstsze, a z drugiej rzadsze, żeby mogła stworzyć wokół siebie mały prąd. Gdy to demonstrował,

wyglądał tak, jakby się unosił pod 191

wodą. Jemu wiatr nie rozwiewał włosów ani nie smagał ubrania, tylko go opływał i albo łagodnie

podtrzymywał, albo gwałtownie popychał, zależnie od tego, jak szybko Lucas chciał się

przemieszczać. Przez większą część pierwszej lekcji Lucas po prosi u unosił się przed Heleną, jak gdyby pływał w

oceanie. Poruszał długimi kończynami, wzbudzając kręte prądy, rozczapierzonymi palcami odsuwał

przypadkowe wiry. Ręce trzymał wyciągnięte, gotów złapać ją, gdyby wystrzeliła za szybko lub

gdyby wysunęła się z niestabilnego prądu i wpadła w korkociąg. Latanie było skomplikowane, a He-

lena jeszcze nie wyczuwała wszystkich niuansów. Przypominało to trochę naukę jazdy samochodem i

strzelania za jednym zamachem. Wymagało zarazem lekkości i pełnej koncentracji. Lucas nauczył ją kilku przydatnych sztuczek, jeśli nie chciała, żeby zauważyły ją „grawitacyjne

kaleki", jak nazywał uwiązanych do ziemi biedaków, na których spoglądali z góry. Helena ze

zdziwieniem dowiedziała się, że w zasadzie najbardziej niebezpiecznie jest latać wczesnym

wieczorem. Ludzie patrzą wtedy w górę, żeby podziwiać kolory zachodu słońca. A na Nantucket w

dodatku połowa mieszkańców zarabiała na życie, robiąc zdjęcia albo produkując akwarele. Kilka razy Lucas musiał łapać Helenę i odlatywać nad ocean, żeby nikt ich nie spostrzegł. Ogólnie

latanie było niebezpieczne, ale jeśli trzymała się odpowiednio wysoko, ludzie mogliby ją uznać za

ptaka. Noc, rzecz jasna, to najlepsza pora - wtedy można latać tuż nad ziemią, a Lucas zapewniał, że to

prawdziwa frajda. Dla Heleny jednak wszystko było niezwykle emocjonujące, dlatego kiedy w końcu

powiedział, że czas wracać, jęknęła i poprosiła, żeby polatali jeszcze chwilę. Tylko się roześmiał. - Wierz mi, że dobrze wiem, co czujesz, ale ja zamarzam. 192 Odepchnęła Lucasa, zmrużyła oczy i uśmiechnęła się lukko. Zanurkowała ponad jego ramieniem.

Okrążając go, delikatnie ocierała się o niego. - Jutro? - zapytała. Czuła przypływ nieśmiałości i mocy zarazem. " Przekoziołkował z wdziękiem i złapał ją za rękę, zanim zdążyła odpłynąć.

Page 84: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Jutro. Obiecuję - odparł cicho, okręcił ją i przyciągnął do siebie. - Ale teraz jest już prawie noc i

moja rodzina będzie się martwić, jeśli zostaniemy tu dłużej. Z tym nie mogła dyskutować, pozwoliła więc Lucasowi przytrzymać się za ramiona i pokierować w

dół, ku miękkiemu trawnikowi, z którego wystartowali. Zawisła nad swoim nauczycielem, gdy z

gracją przeszedł w stan grawitacyjny. - Co mam zrobić? - spytała, nagle znowu przerażona. - Wszystko w porządku. Wiem, że lądowanie może się wydawać straszne, ale jestem obok - odparł

cierpliwie. Stanął na ziemi i wyciągnął ręce, żeby złapać ją za dłonie. - Zdaje się, że widziałam taki obraz. - Helenie ze strachu zakręciło się w głowie. - Tylko że kobieta

miała skrzydła. - Półbogowie i bogowie, jeśli już o to chodzi, zawsze pociągali artystów, którzy czasami nas

malowali. Skrzydła to oczywiście totalna bzdura, ale ładnie wyglądają - powiedział lekko. Wiedziała, że Lucas gra na zwłokę, żeby mogła się uspokoić. - No dobra, co mam robić? - Starała się zachować zimną krew. - Spraw, żeby świat wrócił na swoje miejsce - odparł. - Co to znaczy: żeby wrócił na swoje miejsce? - Skoncentruj się. Zaraz zrozumiesz. Dasz radę. Musisz mi tylko zaufać. - Ufam - powtórzyła Helena po raz setny dzisiaj. 193 13-Spętani przez bogów

Tym razem jednak popatrzyła mu w oczy, a on odpowiedział spojrzeniem, w którym widać

było wiarę w jej możliwości. Cała twarz Lucasa aż od niej jaśniała. Helenie wszystko

wydawało się możliwe, skoro Lucas w nia wierzy. Dlatego sprawiła, że świat wrócił na swoje

miejsce i... poczuła się jak ktoś, kto próbował spacerować w powietrzu dwa metry nad ziemią.

Oczywiście Lucas wiedział, czego się spodziewać, i z łatwością ją złapał i opuścił powoli, aż

w końcu dotknęła stopami trawy.

Po tak długim czasie w stanie nieważkości Helena nie mogła ustać stabilnie. Świat wirował

jej przed oczami, zarzuciła więc Lucasowi ręce na szyję i się na nim oparła. Trzymała go tak

w objęciach jeszcze przez chwilę po tym, jak przestało jej się kręcić w głowie. Łudziła się, że

wyczuje coś w rodzaju zachęty i zaproszenia, ale on odsunął się i zmusił do śmiechu.

- Widzisz? Bułka z masłem. Następnym razem po prostu podkul lekko nogi, kiedy będziesz

zmieniała stany, i gotowe - powiedział pogodnie i skierował się w stronę domu. - Idzie ci

dużo szybciej niż mnie, wiesz?

- Tak, pewnie. Walnęłabym w ziemię jak kamień, gdybyś mnie nie złapał. - Odepchnęła go i

śmiała się razem z nim, choć serce ściskało jej się z żalu.

To nie tak, że spodziewała się pocałunku, ale z pewnością miała nadzieję. Nagle poczuła się

idiotycznie, jakby palnęła straszną głupotę, próbując pocałować kogoś o tyle mądrzejszego,

bardziej pewnego siebie i światowego niż ona. Skrzyżowała ręce na piersi i przyspieszyła

kroku, ale Lucas nie pozwolił się wyprzedzić. Rozplótł jej ręce i ujął za dłoń. Helena miała

dość dumy, żeby poczuć się urażona, że nalegał, by trzymać ją za rękę po tym, jak nie chciał

jej pocałować.

- Widzą nas - szepnął tak cicho, że ledwie go usłyszała. Brodą wskazał dom. 194 Spojrzała tam - na ciemnym tarasie przed gabinetem siedzieli Polideukes i Kastor. Pewnie

wyszli porozmawiać na osobności, a przedłużające się lądowanie Heleny im przeszkodziło. I

chyba widzieli też, jak się przymila do Lucasa. Ta myśl była tak straszna, że Helena musiała

natychmiast ją od siebie odepchnąć, bo inaczej zapadłaby się pod ziemię ze wstydu.

Page 85: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Szybko się uczy, prawda, tato? - zawołał Lucas.

- Dużo lepiej niż za pierwszym razem - pochwalił Kastor i zwrócił się do Heleny: - Cieszę

się, że w końcu znudziła ci się zabawa w kometę.

- Aha. Postanowiłam od tej pory lądować bezwypadkowe Zaoszczędzi się na jedzeniu. - Całe

szczęście, że w ciemności nie mogli zobaczyć, jak się czerwieni. Uśmiechnęła się do

Polideukesa, on jednak się nie roześmiał ani nie odwzajemnił uśmiechu. Po prostu patrzył.

- Bardzo sprytnie - powiedział Kastor. - A ty, Lucas, nie planuj już żadnych wycieczek -

dodał ostrzegawczo. -Mama prawie skończyła i nie jest dziś w nastroju, żeby

czekać z kolacją.

- Zrozumiano. Dzięki za pocieszenie - rzucił Lucas i poprowadził Helenę do domu z takim

pośpiechem, jakby celowo unikał ojca i wuja. Albo jakby próbował trzymać dziewczynę od

nich z daleka.

- Dobra, o co chodzi? - spytała Helena, gdy tylko znaleźli się w ciemnym garażu i zamknęły

się za nimi drzwi. - Twój wuj dziwnie mnie traktuje. Co takiego odkrył w Europie?

- Nikt tam o tobie nie słyszał. A w każdym razie nikt o tobie nie mówi. Polideukes przyjechał

tu za Kreonem, ale z tego, co wiemy, Kreon pojawił się w Stanach bez porozumienia się ze

swoją rodziną. Sądzimy, że po prostu chce mieć nas na oku. To znaczy przede wszystkim

Hektora. - Spochmurnial. 195

- A czy twój wuj dowiedział się czegoś o tamtych dwóch kobietach? Tych, które mnie zaatakowały? -

wyszeptała z napięciem. - Nie, to tajemnicza sprawa. Żaden z kontaktów wuja nic o nich nie wie. Podejrzewamy, że Tantal

wciąż nit-ma pojęcia, że istniejesz, ale nikt nie widział go od lat, więc trudno stwierdzić na pewno. - Nikt nie widział Tantala? - spytała zaskoczona. - To jak on rządzi Domem? - Za pośrednictwem żony. To ona od prawie dziewiętnastu lat przekazuje rozkazy Stu Kuzynom. - Dlaczego? - To długa historia. - Lucas zmarszczył brwi i spuścił oczy. Helena domyśliła się, że ta historia jest ważna. - Takie lubię najbardziej - odparła i przechyliła głowę, żeby uchwycić jego wzrok. Uśmiechem

nakłaniała go do mówienia. W końcu poddał się, z roztargnieniem ujął dłoń Heleny i zaczął się bawić jej palcami. - Mój ojciec miał jeszcze jednego brata, najmłodszego. I ten był ulubieńcem wszystkich. Nawet

Tantal jego właśnie kochał najbardziej. - Skrzywił się, jakby trudno mu było uwierzyć, że Tantal mógł

kogoś naprawdę kochać. - Miał na imię Ajaks. - Co się z nim stało? Nie żyje? - spytała ostrożnie Helena. Lucas pokiwał głową. - Zamordował go ktoś, od kogo nie potrafił się trzymać z daleka - wyjaśnił szybko. Zdenerwowany

przejechał dłonią po twarzy. - W każdym razie po tym, jak go zabito, Tantal ukrył się w trosce o swoje

bezpieczeństwo. Jako głowa Domu bał się, że zostanie obalony. Od tego czasu nikt go nie widział.

Wszystkie rozkazy przekazuje na piśmie swojej żonie Mildred, a ona puszcza je dalej. 196 - Mildred? To nie jest greckie imię. - Oczywiście. Jest śmiertelniczką. - Lucas uniósł brew. - Sukcesorzy z innych Domów budzą w nas

śmiertelny gniew, nie pamiętasz? To nie pomaga w zawieraniu małżeństw. Można więc tylko brać

ślub z kuzynami. Nie I ma innej opcji. - Ach, no tak. Zapomniałam o eryniach. Ale skoro został tylko jeden Dom, wszyscy Sukcesorzy są z

wami spokrewnieni. Okropne. - Helena przewróciła oczami zła na siebie, że przegapiła taką

oczywistość. - Ty nie jesteś ze mną spokrewniona. - Lucas deli-

Page 86: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Ikatnie przysunął ją do siebie. A potem nagle odwrócił się i pociągnął ją za sobą przez garaż. Mogli

pójść prosto pod ścianami, ale Lucas wybrał zawiłą drogę między samochodami. Tuż pod drzwiami do

kuchni zwolnił i odwrócił się do Heleny z uśmiechem. Słyszała, że jego oddech przyspieszył, a ręka w

jej dłoni nagle zrobiła się lekka. Podszedł bliżej, jakby chciał przywrzeć do jej piersi i pochylić się nad

jej ustami, ale w ostatniej chwili się wycofał i powiódł ją do domu, jak gdyby nic się nie stało. I może faktycznie tak było. Helena czuła się zupełnie zdezorientowana. Lecz gdy tylko znaleźli się w

kuchni, natychmiast pojawiły się inne powody do zmartwień. Na przykład hałas. Od razu zrozumiała,

dlaczego Kastor i Polideukes musieli wyjść na dwór, żeby porozmawiać. Tu panował naprawdę niezły

harmider. Podczas gdy Noel odprawiała swoje czary przy kuchence, reszta rodziny gromadziła się wokół niej jak

woda spływająca z góry. Wszystkie krzesła były zajęte, a przy blacie ciągle ktoś się przemieszczał,

kiedy Noel lawirowała, torując sobie drogę w tłumie. Całe towarzystwo gadało, śmiało się i kłóciło

naraz. Helena nie była w stanie wyłowić ani słowa, ale wyglądało na to, że reszta świetnie się rozumie.

Oto symfonia Delosów i Noel dyrygent. 197

Jako osoba z zewnątrz Helena widziała, kim Noel jcsl naprawdę - centrum rodziny, bijącym sercem,

które karmi te wszystkie mięśnie wokół. Uosobieniem domowego ogniska, otwartych drzwi - chętne

przygarniała takie zabłąkane dusze jak Helena, ba, wręcz spodziewała się, że zajrzą i posilą się jej

smakołykami. - O, jesteś - powiedziała, nie odrywając wzroku od kuchenki. - Zadzwoniłam do twojego ojca i

zaprosiłam go na kolację. Pomyślałam, że będziesz zbyt wykończona, żeby cokolwiek przygotować. Przerzuciła warzywa, które smażyła, jednym zwinnym ruchem nadgarstka jak słynni mistrzowie

kuchni. Helena widziała tę sztuczkę w telewizji i zawsze chciała się jej nauczyć, więc na moment

kuchenne czary odwróciły jej uwagę. Po chwili jednak zorientowała się, że Noel mówiła do niej. - Zaprosiła pani mojego ojca? - spytała ostro. - Oczywiście. Polideukes wreszcie wrócił do domu, a skoro będziesz u nas trenować i spędzać dużo

czasu, uznałam, że przyszła pora, żeby nasze rodziny się poznały. Poprosiłam, żeby przyprowadził

Kate, ale okazało się, że ona dziś wieczorem pracuje, więc to musi zaczekać. Będzie pewnie za jakieś

piętnaście minut, więc jeśli musisz się uczesać albo umyć... - w końcu się odwróciła i przyjrzała

stojącej przed nią potarganej dziewczynie w koszulce i spodniach ze cztery rozmiary za dużych - to na

twoim miejscu bym się pospieszyła - dokończyła, uśmiechając się znacząco. Helena spojrzała na swoje ubrudzone trawą stopy. Przejechała dłonią po włosach i jęknęła z bólu,

kiedy przy karku wyrwała sobie kępkę włosów. Ariadna wybuchnęła śmiechem. - Wyglądasz, jakbyś się przedzierała przez zarośla. Zaraz coś na to poradzimy. - Wyciągnęła palce

dziewczyny z uścisku Lucasa i wywlokła ją z kuchni. 198 Helena nie mogła uwierzyć, ile kołtunów miała na głowie, ale Ariadnie udało się je wszystkie

rozplatać z pomocą odpowiedniego płynu i grzebienia. Związała włosy w kucyk, umyła nogi, włożyła

japonki Ariadny i popędziła lia dół tak szybko, że dopiero w połowie schodów zorientowała się, że

klapki są za duże i zaraz sobie skręci kark. - W co ty się, do licha, ubrałaś? - spytał Jerry na jej widok. Helena wybuchnęła śmiechem. Częściowo dlatego, że spodziewała się, że ojciec to właśnie powie, a

częściowo z powodu idiotycznego wyrazu jego twarzy. - To pożyczone. Mój strój do biegania był cały prze-pocony. Ej, no dobra, to ubranie jest za duże, ale

przynajmniej czyste. -Wskazała na workowatą koszulkę i podwinięte spodnie. - Ach, no tak. Jesteś taka... na luzie? - Następnym razem włożę balową suknię - obiecała Helena. Wciąż śmiejąc się z ojca, odwróciła się i zobaczyła, że połowa Delosów obserwuje ich z rozbawieniem.

Page 87: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Już rozumiem, co miałeś na myśli - powiedział Kastor do Lucasa i obaj wymienili spojrzenie,

którego Helena nie rozumiała. Kastor uśmiechnął się ciepło do Jerry'ego. - Miło pana znowu widzieć.

- Podszedł i wyciągnął rękę. - Mnie również. Sam zamierzałem zaproponować wspólną kolację, ale pańska żona mnie uprzedziła -

odparł uprzejmie ojciec Heleny. - Witam w moim świecie. - Kastor uśmiechnął się przelotnie. Obaj już dobrze się czuli w swoim

towarzystwie. Prezentacja była możliwie krótka, biorąc pod uwagę liczbę osób, ale Jerry poradził sobie

profesjonalnie. Prowadził miejscowy sklep już prawie dwadzieścia lat, więc przywykł zapamiętywać

imiona. Umiał też się dostosować 199

do największych dziwaków. Helena obserwowała, jak ojciec się wita, u jednych wywołując uśmiech,

u innych kaskadę śmiechu, a u jeszcze innych krótką refleksję. Była dumna z niego nie dlatego, że był

bystry i dowcipny, ale dlatego że wiedział, kiedy przestać. Pomocne okazało się także to, że rodzina Lucasa miała podobny gust, zarówno jeśli chodzi o tematy

do rozmów, jak i o jedzenie. Jerry pochłaniał wszystko jak odkurzacz. Delikatnie wypytywał przy tym

Noel, dopóki nie zdradziła, że lata temu w czasach panieńskich, kiedy mieszkała we Francji, była

szefem kuchni. Przyznała, że zrobiła kilka potajemnych wypadów do News Storę. Wspaniałomyślnie

przyznała, że croissanty Kate z solą, rozmarynem i świeżą tłustą śmietaną są dziełem szalonego

geniusza. Jerry promieniał, jakby Kate była skarbem, który miał szczęście wykopać. Helena trąciła go

łokciem. - Widziałam, jak się czerwienisz - szepnęła mu na ucho. - Tak, a ty nie. Dlaczego? - spytał. - Bo nie mam powodu - odparła, ale zdradziecki rumieniec wypełzł jej na policzki. - Uhm. - Nic a nic jej nie wierzył. - Czy to jest ten moment, kiedy powinienem odegrać rolę

zaniepokojonego rodzica i zapytać, co dokładnie łączy cię z tym tam panem Superfantastystycznym? - Nie. To jest ten moment, kiedy powinieneś pilnować swojego nosa i jeść kolację - odparła Helena

tonem matki. - Świetnie! Kolejna rafa ominięta - powiedział Jerry z uśmiechem i poprosił o dokładkę ziemniaków

au gratin. Reszta wieczoru upłynęła tak miło, jak Helena mogła sobie tylko wymarzyć. Gadała z Jazonem,

żartowała z Ariadną. Nawet wymieniła kilka zdań z Polideuke-sem. Okazało się, że wuj Lucasa

pracuje jako kurator w muzeum. Sprawiał wrażenie chłodnego, a wręcz wrogo usposobionego wobec

Heleny, ale gdy zaczęli dysku- 200 tować o malarstwie, trochę się otworzył. Helena nie była co prawda znawczynią, ale wiedziała na

temat sztuki dość, żeby rozmowa okazała się interesująca. Oboje z zaskoczeniem odkryli, że podobają

im się podobne rzeczy, i przeżyli chwilę wzajemnego zachwytu, kiedy wzięli na tapetę jednego ze

swoich ulubionych malarzy. Helena pomyślała, że w sumie mogliby się z Polideukesem zaprzyjaźnić,

lecz po rozmowie odszedł, marszcząc brwi z nieufnością. Usłyszała wesołe pobrzękiwanie i odwróciła się, gdy ktoś dotknął jej ramienia. - Nie bierz sobie tego do serca - powiedziała pocieszająco Pandora. - Kocham obu swoich braci, ale

czasami zachowują się jak osły. Zwłaszcza Polideukes. - Po prostu chciałabym wiedzieć, co takiego zrobiłam - odparła zrezygnowana Helena. - Och, w ogóle nie w tym rzecz. Ty nic nie zrobiłaś. Cała ta sukcesorska afera ciągnie się dłużej, niż

myślisz. - Od zarania dziejów, tak? - spróbowała zażartować Helena, choć wciąż bolało ją zachowanie

Polideukesa. - Tak. I to dosłownie. Ale mi chodzi o coś, co wydarzyło się w tej rodzinie niedługo przed twoim

urodzeniem i po czym wszystko zaczęło się walić.

Page 88: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Ku zdumieniu Heleny Pandora wzięła ją za rękę i zaprowadziła w kąt, gdzie mogły usiąść w spokoju,

z dala od ogólnego rozgardiaszu. Najwyraźniej chciała, aby to co powie, zostało tylko między nimi. Ród Delosów był dość duży, żeby wytworzyły się w nim kliki. A gdyby Helena miała przełożyć

relacje w obrębie tej rodziny na realia szkolne, Pandora była tą arty-stowską, tajemniczą dziewczyną, z

którą każdy chciał się kolegować, ale tylko niewielu udawało się z nią rzeczywiście zaprzyjaźnić. - Zacznę od tego, że Polideukesowi jest najtrudniej, bo stracił więcej niż ktokolwiek z nas -

powiedziała 201

smutno Pandora, po czym wyprostowała się i uśmiechnęła przepraszająco. - To znaczy, wciąż

uważam, że traktuje cię idiotycznie, ałe może zrozumiesz go lepiej, jeśli sobie uświadomisz, że twoje

pojawienie się w naszym życiu było taką samą bombą jak nasze w twoim. Wiesz, jak Sukcesorzy

dziedziczą swój wygląd? Helena skrzywiła się z zakłopotania, co wyglądało, jakby odpowiadała, że twarz zmienia się o sto

osiemdziesiąt stopni. - Tak jakby - odparła. - Kastor mówił coś na temat archetypów, a potem Kasandra dodała, że

przypominamy tych, którzy walczyli w wojnie trojańskiej, czy coś w tym stylu. - Wszyscy mamy twarze z odzysku. I nie zawsze jesteśmy podobni do swoich rodziców ani nawet do

Sukcesorów z własnego Domu, tylko odzwierciedlamy postacie, których podobno jesteśmy

wcieleniami. - Tak to zrozumiałam. - A ponieważ Sukcesorzy mają skłonność szaleńczo zakochiwać się w osobach sobie

„przeznaczonych", a potem płodzą setki dzieciaków, zdarza się, że starszemu pokoleniu przypada

wątpliwy zaszczyt oglądania twarzy ludzi, których dawniej znali. A co jeszcze gorsze, w przed-

stawicielach nowej generacji, czasami nawet we własnych dzieciach albo wybrankach dzieci, widzą

ludzi, z którymi kiedyś walczyli. - Och! Niedobrze. - Helena poczuła narastający strach. - Polideukes nienawidzi mnie od pierwszego

wejrzenia. Kogo mu przypominam? Pandora westchnęła i ujęła dłoń Heleny. Zabrzęczały bransoletki. - Kiepska sprawa - powiedziała przepraszająco. -Wyglądasz dokładnie jak Dafne Atryda, która

dwadzieścia jeden lat temu zabiła Ajaksa. 202 Helena zauważyła, że Pandorze zadrżał głos, gdy wymawiała imię brata. Przez chwilę myślała, że ta

zwykle lak pogodna kobieta zaraz się rozpłacze. - Ale ja tego nie zrobiłam! Nie zabiłam waszego brała. - Mocno poruszona głębią uczuć, które

dostrzegła, aż zniżyła głos do szeptu. Widząc ten niepokój, Pandora otrząsnęła się z ponurych myśli i ścisnęła dłoń Heleny. - Wiem! - wykrzyknęła. - To szaleństwo winić ciebie. I większość z nas nie ma do ciebie żadnego

żalu. W każdym razie ja na pewno. Przecież nie możemy nawet sprawdzić, czy w ogóle jesteś z jej

Domu. - Ale Polideukes mnie wini. - Helena nareszcie zrozumiała, skąd ta jego niechęć. - Kiedy zginął Ajaks, to było tak, jakbyśmy stracili najlepszego z nas. - Pandora spuściła wzrok i

przygryzła na moment wargi. - Ajaks był... najlepszy. Szkoda, że go nie widziałaś. Chociaż... zaraz. Zdjęła bransoletki. Na samym spodzie miała obręcz, a przy niej jakiś medalion. Helena nigdy

wcześniej niczego podobnego nie widziała. Pandora otworzyła owalne puzderko. W środku było

zdjęcie kogoś, kogo w pierwszej chwili Helena wzięła za Hektora. Chłopak łaskotał dziewczynkę z

krótkimi ciemnymi włosami. - To mój brat Ajaks - powiedziała z tęsknotą. - Zawsze miał dla mnie czas, a w takiej wielkiej

rodzinie jak nasza to naprawdę coś. Łatwo się zgubić w tłumie, zwłaszcza jeśli jest się najmniejszym.

Wszędzie się za nim włóczyłam i błagałam, żeby mi znalazł jakieś zajęcie. Zaczął mnie nazywać

swoim giermkiem. Bardzo to lubiłam. Helena popatrzyła na rozbawioną dziewczynkę, która wiła się pod ogromną ręką starszego brata.

Podniosła wzrok i spojrzała w lśniące oczy Pandory.

Page 89: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Nawet po tym zdjęciu widać, że bardzo cię kochał. 203

- To prawda. I ja też go kochałam. Udawałam, że jesl wspaniałym rycerzem, a ja jego jedynym

zaufanym pomocnikiem, i on bawił się w to ze mną. Był taki cierpliwy. Wymyślał mi różne

niebezpieczne zadania, kazał znaleźć kluczyki do samochodu albo ściągnąć windę. Miałam siedem lat,

kiedy zginął. Nie powinnam iść za nim tamtej nocy, ale poszłam. Widziałam, jak go zamordowano. Helena już miała powiedzieć coś pokrzepiającego, ale Pandora nagle zmieniła ton. - Istny Apollo - stwierdziła z pogodnym, choć trochę wymuszonym uśmiechem. - Pod wieloma

względami by) taki jak Hektor... tylko miły, a nie zrzędliwy. Nie zrozum mnie źle, kocham swojego

siostrzeńca, ale do diabła! Potrafi być dupkiem. Obie potrzebowały tego wybuchu śmiechu, na jaki sobie pozwoliły kosztem Hektora. - Chciałabym go poznać. To znaczy twojego brata - powiedziała Helena i z zaskoczeniem odkryła, że

to prawda. Ajaks musiał być rzeczywiście wyjątkowy, skoro w młodszej siostrze wzbudził miłość,

która przetrwała tyle czasu. - Żadne z nas nie pogodziło się z jego stratą, choć każde pamięta go inaczej. - Pandora wzruszyła

ramionami, jakby zabrakło jej już wyjaśnień. - Ale tylko Polideu-kes nie może na ciebie patrzeć i

przyjąć do wiadomości, że nie jesteś Dafne Atrydą. - Rozumiem. To nie fair, ale przynajmniej już wiem, dlaczego mnie nienawidzi. - Nie przejmuj się. W końcu to przetrawi. W głębi duszy wie, że to nie ty wybrałaś sobie twarz, tylko

Moj-ry. - Uśmiechnęła się figlarnie. -1 do diabła, dziewczyno! Masz bardzo ładną twarz! - Ty też! - odparła Helena z mocą, bo naprawdę tak uważała. - E tam. - Pandora przewróciła oczami i potrząsnęła brzęczącymi nadgarstkami. - Biorąc pod uwagę

moje 204 szczęście do facetów, pewnie odziedziczyłam twarz jakiejś głupiej służącej albo którejś z trojańskich

westalek. Helena wybuchnęła śmiechem, ale mimo to nie potrafiła pozbyć się dziwnego podejrzenia.

W końcu zdecydowała się zapytać: - A kogo ja przypominam? - O nie, nic z tego! - Pandora wstała. - Obiecałam. Wszyscy obiecaliśmy. O tym musisz porozmawiać

z Lucasem. Przykro mi, ale nagadałam ci dość, żebyś miała o czym myśleć przez całą noc. Pobrzękując i połyskując bransoletkami, oznajmiła, że chce napić się wina, i zniknęła w tłumie

krewnych. Helena się skrzywiła. Wiedziała, że Pandora naprawdę się przed nią otworzyła i w zaufaniu

powierzyła jej aż gęsty od emocji kawałek rodzinnej historii, a mimo to czuła niedosyt. Chciała

wiedzieć, jaką rolę przeznaczyły jej Moj-ry. Postanowiła, że spyta o to Lucasa, gdy tylko zdoła go przydybać. Zaczęła wypatrywać go w gromadzie ludzi. Cały wieczór miała wrażenie, że ją obserwuje. Dotyk jego

wzroku był jak krzepiąca dłoń na plecach. Nie musiała garbić się ani udawać, że jest słabsza czy mniej

bystra niż w rzeczywistości. Po prostu tu pasowała. Zorientowała się, że ta łatwość bycia sobą wiązała

się po części z tym, że pierwszy raz w życiu otaczali ją tacy sami odmieńcy jak ona... ale przede

wszystkim to była zasługa Lucasa. Co prawda nie stał obok, ale wciąż łączyło ich zaufanie, które naro-

dziło się podczas lotu. Jego spojrzenie tak dobrze na nią działało, że czuła się wytrącona z równowagi,

gdy tylko spuścił z niej wzrok. Znów się rozejrzała i zobaczyła, że Lucas rozmawia z Polideukesem. Helena uważała, że to nie w porządku korzystać z arcyczułego słuchu, bo w ten sposób narusza się

czyjąś prywatność - o to właśnie pokłóciła się z Hektorem, że podsłuchiwał na dachu. Teraz jednak

nie potrafiła się 205

powstrzymać. Usłyszała, że Polideukes wypowiada jej imię, więc domyśliła się, że rozmawiają o niej. - Nie zamierzam kłamać, Helena zwróciła moją uwagę - powiedział ściszonym głosem Lucas. - Ale

nic się nie dzieje.

Page 90: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Wszyscy tak mówią. - Polideukes w zamyśleniu potarł dolną wargę. - Nie martwi mnie to, co jest

teraz, tylko co się stanie za miesiąc, może dwa wspólnego latania. Tylko wy dwoje... Lukę, wiesz, że

do niczego między wami nie może dojść. - I nie dojdzie - odparł chłodno Lucas. - Uczę ją latać i pilnuję, żeby się nie zabiła. Ale nie ma mowy,

żebym ją tknął. Zaufaj mi. Helena przestała nasłuchiwać. Zrobiło jej się niedobrze. Potykając się w pożyczonych klapkach,

podeszła do ojca. Rozmawiał z Pandorą, więc stanęła obok i intensywnie wpatrywała się w niego, aż

w końcu na nią spojrzał. - O co chodzi? - spytał opryskliwie, ale kiedy jej się przyjrzał, zaniepokoił się. - Dobrze się czujesz,

Len? - Możemy już iść? Mam jeszcze mnóstwo roboty. Muszę przygotować się do szkoły i zrobić parę

rzeczy w domu. A jestem wykończona. - Dobierała wymówki na chybił trafił, dopóki nie zareagował,

jak chciała. Nienawidziła urządzać scen, ale nie mogła zostać tu ani chwili dłużej, grzecznie paplając o

bzdurach. Jerry spojrzał na zegarek. - Jasne. Zrobiło się późno. Trochę się zagapiłem, prawda? - spytał skruszony. - Nie, jeszcze jest w miarę wcześnie. Po prostu... muszę ogarnąć parę rzeczy - odparła Helena, po

czym natychmiast zaczęła dziękować, żegnać się i robić wszystkie te głupoty, które miała wielką

ochotę pominąć. Ariadna popatrzyła na nią zmartwiona, ale Helena wcale się tym nie przejęła. Nie obchodziły jej ani

cudze uczucia, ani to, że wszyscy pomyślą, że jest stuknięta, nie- 206 grzeczna albo jedno i drugie. To bez znaczenia. Musiała stąd wyjść, zanim znowu zobaczy Lucasa, bo

inaczej oszaleje. I choć było to chamskie i dziwne, złapała ojca i pociągnęła do wyjścia, zanim

zatopieni w rozmowie Lucas i Polideukes zdążyli podnieść wzrok ze swojego kąta w kuchni.

Rozdział 11

Następnego ranka Helena pojechała do szkoły rowerem. Przedtem poinstruowała ojca, żeby przekazał

Lucasowi, że miała kilka rzeczy do załatwienia. Jerry trochę się uniósł, że sama nie zadzwoni i nie

wyjaśni, ale naprawdę nie potrafiła się zmusić. Za nic nie chciała usłyszeć głosu Lucasa. - Czy wczoraj przy kolacji coś się wydarzyło? - spytał Jerry. Wybiegła na dwór i odjechała, zanim udało mu się wydobyć od niej jasną odpowiedź. Chłodny jesienny wiatr dobrze jej zrobił. Po na wpół przepłakanej nocy miała opuchniętą całą twarz.

To nie był prawdziwy płacz - po prostu ciekło jej z oczu - więc nie poczuła ulgi, jaką przynosi stary

dobry szloch. Leżała w łóżku zbyt roztrzęsiona, żeby łkać. Czuła się jak idiotka. Wiedziała, że na

świecie zdarzają się gorsze rzeczy niż odrzucenie przez chłopaka marzeń, ale w tej chwili nic równie

strasznego jej nie przychodziło do głowy. Kate, Claire a nawet jej tata wciąż wypytywali, co jest między nią a Lucasem, jakby wszyscy się

spodziewali, że w końcu on i ona zaczną ze sobą chodzić. Ale nikt nigdy nie spytał o to Lucasa. Teraz

Helena wiedziała już na pewno, że „nie ma mowy, żeby ją tknął". Te słowa wciąż 207

do niej wracały. Zresztą nie tylko słowa, ale też to, z jaką pasją je wypowiedział. Mówił tak, jakby na

samą myśl o tym, że miałby ją pocałować, robiło mu się niedobrze. Helena czuła się na równi

zdezorientowana i zraniona. Dlaczego wciąż chciał trzymać ją za rękę, skoro uważał, że jest taka

odrażająca? Dojechała do szkoły, przyczepiła rower i poszła do swojej szafki naokoło. Nadłoży drogi, ale

przynajmniej nie spotka żadnego z Delosów, więc warto. I tak dotarła do klasy przed wszystkimi. Claire, gdy tylko się pojawiła, natychmiast zauważyła, w jak fatalnym stanie jest Helena. Jak na dobrą

przyjaciółkę przystało, zapomniała o całej kłótni i zarzuciła Helenę lawiną pytań o jej czerwoną twarz

i potargane włosy, jeszcze zanim odłożyła torbę. Helena wymyśliła jakieś kłamstwo, ale powiedziała

je bez przekonania i gdyby nie wsparcie Matta, który wyjaśnił, że się wczoraj pochorowała, łatwo by

Page 91: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

się nie wykręciła. Za to szydercze prych-nięcia Zacha nie pomagały, gdy próbowała zbyć Claire. Jak

zwykle go zignorowała, ale czuła, że ją obserwuje z kpiącym uśmiechem przylepionym do twarzy. Przez cały dzień starała się nie wychylać i robić swoje. Przy tej okazji odkryła, że przestała się

przejmować tym, czy ściąga na siebie uwagę, a w efekcie nie dopadły jej też skurcze. Po drodze na

obiad zastanawiała się, czy nie upozorować bólu brzucha, byle tylko nie spotkać Lucasa. Nie chciała

iść do stołówki, gdzieś jednak musiała usiąść, a drzwi do auli były tuż obok. Zostawiono je uchylone,

więc po prostu pchnęła je i weszła do środka. A nie powinna. Uczniom nie wolno było przebywać w

salach, w których nie ma nauczycieli. To jednak jej nie powstrzymało. Naprawdę miała w nosie, czy ją

ktoś przyłapie. Potrzebowała chwili samotności. W auli świeciło się tylko przyćmione światło na scenie i było bardzo cicho, a właśnie tego Helena

szukała. 208 Usiadła na proscenium i otworzyła pudełko z jedzeniem. Przeżuwała i przyglądała się nowym

dekoracjom. Dopiero je budowano - szkolny teatr wystawiał co roku dwa spektakle: zimą jakiś

dramat, a na wiosnę musical. Ciekawe, co pokażą w tym roku. Zauważyła scenariusz za kulisami. Sen nocy letniej. Otworzyła i

zaczęła czytać: „Scena 1. Ateny. Pałac Tezeusza". Przewróciła oczami i rzuciła skrypt. Miała

wrażenie, jakby ktoś ją wrabiał. Może naprawdę to Mojry pociągały za wszystkie sznurki. Udało jej się przebrnąć przez ostatnie trzy lekcje, ale szczęście nie mogło trwać cały dzień. Kiedy

zadzwonił ostatni dzwonek, pognała do szafki, żeby jak najszybciej zostawić rzeczy i pobiec na

trening. Lucas przewidział jej i ruchy. - Hej! - zawołał przez pół korytarza. Kiedy szedł do niej, wydawał się potężny i

niebezpieczny. Młodsi uczniowie uskakiwali mu z drogi. - Gdzie się podziewałaś cały dzień? - Byłam

zajęta. Nie mogę się znowu spóźnić na trening - odparła krótko. Wyciągając rzeczy z szafki, unikała

jego wzroku. - Wpadnę potem po ciebie. - Próbował się jej przyjrzeć. Spuściła głowę, twarz ukryła we

włosach i nic nie odpowiedziała. Kroczyli obok siebie, dziś jednak czuła się przy Lucasie bardziej

samotna, niż gdy była sama. - Dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie rano? Mógłbym przyjechać

wcześniej, jeśli chciałaś gdzieś wpaść po drodze - odezwał się, gdy cisza między nimi stała się nie do

zniesienia. - Słuchaj, Lucas, to bardzo miłe z twojej strony, że mnie podwozisz, ale wygodniej mi

korzystać z roweru. Więc dajmy sobie z tym spokój, dobra? - Nie chcesz, żebym po ciebie

przyjeżdżał? - spytał chłodno. 14 - Spętani przez bogów ^"^

- Nie, nie chcę. Dotarli już prawie do końca korytarza prowadzącego do szatni. Helena w końcu odwróciła się i spojrzała na Lucasa. Nie powinna tego robić. Wyglądał na

zranionego. - No dobra - powiedział głosem tylko trochę głośniejszym od szeptu. - Wyjaśnisz mi, co takiego

zrobiłem, czy mam zgadywać? - Nic nie zrobiłeś. Obserwował ją chwilę, żeby sprawdzić, czy kłamie, ale niczego nie wyczuł. Światło wokół niego na

moment się rozproszyło. - Dasz radę sama do nas dotrzeć? - Rozejrzał się. Był tak zdezorientowany, że nie wiedział ani co

powiedzieć, ani gdzie patrzeć. - Co do... - Helena próbowała wykombinować jakąś wiarygodną wymówkę. - Przyjedziesz. Wciąż nie znaleźliśmy tych dwóch kobiet, a teraz jeszcze przyplątał się Kreon. Musisz

nauczyć się bronić i to jest ważniejsze od tego, co zrobiłem albo czego nie zrobiłem, żeby cię wkurzyć

- odparł nagle zły. Helena pokiwała głową. Głupotą byłaby choćby sugestia, że zamierza zrezygnować z treningów.

Ledwo dostrzegała Lucasa poprzez obrazy, które tworzył, załamując wokół siebie światło. Przez

moment widziała trzech wirujących Lucasów, jakby patrzyła na niego przez kalejdoskop. Spuściła

nisko głowę i stała tak z oczami przesłoniętymi włosami, dopóki obraz Lucasa się nie ustabilizował.

Dopiero wtedy mogła spoglądać na niego bez bólu głowy. - Chcesz, żebym trzymał się z daleka przez resztę dnia? - Starannie kontrolował głos.

Page 92: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Nie! - pomyślała. I tak. Obie odpowiedzi były prawdziwe. Nie zdołałaby go oszukać, ale nagle prawda

stała się rzeczą względną. - Myślę, że tak będzie najlepiej - wymamrotała. 210 Nic nie odpowiedział. Po prostu odwrócił się na pięcie i odszedł. - Cześć, Lukę... i do widzenia - rzuciła Claire, która właśnie się pojawiła. Spojrzała to na jedno, to na

drugie. - Kłótnia? Helena wzruszyła ramionami, wzięła przyjaciółkę pod rękę i poprowadziła do szatni. - Nic mnie to nie obchodzi. - Tylko tyle z siebie wydusiła. Podczas biegu spytała Claire, jak minął jej dzień. Potem opowiedziała o tym, co odkryła w auli, i

poprosiła, żeby Chichota przekazała informację Mattowi. Claire dziwnie na nią popatrzyła, ale już nie

wnikała w szczegóły. Helena miała wrażenie, jakby wszystko wokół było jedną wielką pointą. Niby na nią czekała, ale gdy

już ją poznała, poczuła się urażona. Gdyby należała do trupy teatralnej, mogłaby wstać i wyjść,

tymczasem musiała iść do domu komediantów i dać sobie spuścić lanie. Po treningu posłusznie pojechała na rowerze do posiadłości Delosów i zjawiła się na miejscu przed

chłopcami. Poszła na kort tenisowy, który właśnie zamieniono w prawdziwą, wysypaną piaskiem

arenę do walki. Rozejrzała się. Na ziemi leżał miecz. Podniosła go i machnęła, żeby zobaczyć, jak to

jest. Zrobiło jej się piekielnie głupio. Doszła do wniosku, że się do tego nie nadaje. - Hektor chyba chce, żebyś najpierw nauczyła się walczyć włócznią. Taka jest tradycja - odezwała się

za jej plecami Kasandra. - A przecież nie będę mieszała w tradycji - zauważyła z sarkazmem Helena. Wbiła miecz w piach, tak

że stercząca z ziemi rękojeść tworzyła teraz krzyż. - Owszem, będziesz. Prawdę mówiąc, właśnie taki cel miała twoja matka - powiedziała Kasandra

dalekim, budzącym grozę głosem, który pojawiał się zawsze, gdy 211

mówiła coś ważnego. - Tylko że imię nadano ci w przeszłości, a ja widzę jedynie przyszłość. - Jesteś wyrocznią! - zawołała zaskoczona Helena. Już dawno powinna się domyślić. Nagle poczuła, że nie wie, czy chce stać tu z Kasandrą sama. Coś było nie tak z jej wzrokiem. Zaczęła

dużym lukiem okrążać dziewczynkę i równocześnie dyskretnie przemieszczać się w kierunku wyjścia. - Delfy, Delos. Wyrocznia w Delfach. Ulubiony kapłan Apolla - ciągnęła możliwie spokojnie, żeby

odwrócić uwagę Kasandry. - Blisko. Wyrocznią zawsze był ktoś z Domu Apolla. Tylko że nie kapłan, ale kapłanka. Dziewczyna

- odparła gorzko Kasandrą. - Wyrocznią delficką zostaje żeński potomek Apolla i trzech Mojr. - Jestem prawie pewna, że tego nie widziałam w książce, którą mi dałaś - odparła nieprzekonana

Helena. Kasandrą wyciągnęła z ziemi miecz, zamyślona zważyła go w dłoni i postąpiła kilka kroków w

kierunku Heleny. - Żaden starożytny historyk nie wiedział, choć to było oczywiste, że to Apollo syn Zeusa, a nie jeden

z naj-pierwszych bogów. Należał do drugiego pokolenia, był jakby takim gloryfikowanym

Sukcesorem i tak jak my miał w końcu umrzeć. Podeszła do Heleny z mieczem w dłoni. - To dlaczego tak się nie stało? - spytała ostrożnie Helena. Starała się nie prowokować dziewczynki. Zakręciła i ruszyła w drugą stronę, nie spuszczając wzroku z błyszczącego brązowego ostrza, które

Kasandrą to podnosiła, to znowu opuszczała, jakby nie potrafiła podjąć decyzji. - Apollo zawarł układ z Mojrami - powiedziała, częściowo rozproszona przez ponure myśli. -

Zaproponował im coś, czego nie mogłyby mieć bez niego. Córkę. Klnąc 212

Page 93: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

ę na Styks, przysiągł, że da im dziecko, a one w zamian obiecały, że nigdy nie przetną linii jego życia.

Apollo zyskał nieśmiertelność i od tego czasu w każdym pokoleniu jedna Sukcesorka z jego Domu

należy do Mojr. Jest ich duchową córką i zdarza się, że widzi, co szykują światu jej matki. Helena zorientowała się, że Kasandrą gra na zwłokę. Cokolwiek dziewczynka zamierzała, nie była do

tego przekonana, ale mimo to podchodziła coraz bliżej. Na jej skórze zaczęło tańczyć światło, oczy i

zęby zalśniły fioletowym odblaskiem mrocznej poświaty. Helena zdawała sobie sprawę, że jest

starsza, większa i silniejsza, ale czuta, że to ona jest w niebezpieczeństwie. Kasandrą była nie tylko

istotą zamkniętą w małym ciele, lecz także nawiedzaną, a może nawet kontrolowaną przez Mojry. Patrzyła, jak dziewczynka odcina jej drogę ucieczki. Oczywiście zawsze mogła odlecieć, skoro już to

potrafiła, nie miała jednak pewności, czy uda jej się zapanować nad lotem. I czy zdoła wylądować bez

Lucasa, który by przytrzymał ją za rękę. Bardziej jednak niż upadku z wysokiego nieba bała się

wyroczni z mieczem w dłoni. Dlatego miała już wystartować, kiedy zachowanie Kasandry nagle się

zmieniło. Z mrocznego, płomiennego posłannika Mojr z powrotem stała się bezbronnym dzieckiem. - Widziałam coś, Heleno. - W jej głosie brzmiała rozpacz. - A potem znowu i znowu. Tak strasznie się

wstydziłam i bałam komukolwiek o tym powiedzieć. I tak mi przykro, jeśli się mylę. Ze względu na

nas wszystkich. Ale muszę to zrobić... bo... właśnie to ma być następne. Jej oczy wypełniły się łzami. Sprawiała wrażenie tak udręczonej, że Helena była gotowa zrobić

wszystko, żeby tylko dziewczynka poczuła się lepiej. Uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Kasandrą

próbowała zapanować nad spazmatycznym oddechem. Pokiwała głową i oburącz ścisnęła rękojeść

miecza. Zamachnęła się i oparła ostrze na ramieniu. Czekała, aż Helena będzie gotowa. 213

Helena zdławiła okrzyk, który próbował wydrzeć jej się z ust. Skoro Kasandra, wyrocznia delficka, przewidziała jej śmierć, czy walka z nią miała jakikolwiek sens?

Czy Helena naprawdę mogła dokonać wyboru? Myśl o tym, że nie ona jest panią swojego przeznaczenia, obudziła w niej gniew. I to wystarczyło,

żeby podniosła głowę i podjęła jedyną możliwą w tej chwili decyzję, nawet jeśli to była ostatnia

decyzja. - Co prawda mogłabym odlecieć, ale jak powiedziano w Królu Edypie: człowiek spotka swój los na

drodze, którą przed nim ucieka. Więc dalej, zrób, co musisz. To mój wybór. Chcę mieć to z głowy -

oznajmiła Helena najspokojniej, jak umiała, choć cała trzęsła się ze strachu. Kasandra zamachnęła się mieczem. W ułamku sekundy Helena zrozumiała, że miała dobre życie, bo

nagle okazało się, że kocha je tak bardzo, że mogłaby się rozpłakać z wdzięczności. Niesamowici

przyjaciele, najlepszy ojciec pod słońcem, silne, zdrowe ciało. Doświadczyła nawet radości latania. I

raz, tylko raz tamtej nocy omal nie pocałowała jedynego chłopaka, jakiego kiedykolwiek pragnęła... Poczuła przedziwne, wibrujące łaskotki, jakby ktoś przyłożył jej fujarkę do szyi i mocno zadął.

Zobaczyła rozszerzające się oczy Kasandry. Dziewczynka odsunęła miecz i spojrzała na ostrze. Było zmiażdżone, zmięte pośrodku jak kawałek cyn-folii. Przez chwilę Kasandra zszokowana

spoglądała na Helenę. Po jej policzkach spływały łzy ulgi. - Miałam rację. - Upuściła miecz i chwyciła Helenę w objęcia. Zaczęła skakać, zmuszając do tego

samego Helenę. -Ty żyjesz! To... Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię nie zabiłam! - zapiszczała. - Ja też - odparła oszołomiona Helena. Żyła. - Poczekaj. Musimy to sprawdzić. - Podekscytowana Kasandra pobiegła do stojącej w rogu kortu

skrzyni z bro- 214 nią. Otworzyła wieko i wyciągnęła łuk. Szczerząc zęby w uśmiechu, wycelowała i strzeliła Helenie w

pierś. Gdzieś za plecami Helena usłyszała krzyk Ariadny. Ktoś z półboską prędkością rzucił się, żeby złapać

strzałę. Za późno. Grot uderzył Helenę i odbił się od jej piersi z lekkim brzękiem. Jazon nie zdążył już

wyhamować. Wpadł na Helenę od tyłu i przewrócił ją na ziemię. Przeturlali się razem kawałek, a gdy

się zatrzymali, oparł się na łokciach i spojrzał na jej pierś z niedowierzaniem. - Widziałem, że cię trafiła - powiedział, jakby przysięgał przed sądem. - Bo trafiłam - potwierdziła Kasandra z drugiego

Page 94: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

krańca kortu, promieniejąc z radości. - Zdaje się, że w końcu oszalała - szepnął Hektor do Ariadny ze smutkiem, ale bez zdziwienia. - Wcale nie - zaprotestowała Kasandra z uśmiechem od ucha do ucha. - Heleny nie może zranić żadna

broń. Sam spróbuj. -Wyciągnęła ze skrzyni miecz. - Kasandro, odłóż to. - Ariadna uspokajająco uniosła dłoń. - Porozmawiajmy. - Nie jestem stuknięta! - krzyknęła dziewczynka w przypływie nagłej wściekłości. - Zgadza się - potwierdziła z przekonaniem Helena. Odsunęła Jazona i wstała. - Dalej, Kass. Strzelaj. Kasandra założyła kolejną strzałę i wycelowała, tym razem w głowę. Ariadna znów krzyknęła, ale

słabiej, bo przecież widzieli, jak odbija się od Heleny. Na moment zapadła cisza. - Kurczę, niemożliwe! - zawołał Hektor. Zazdrość sprawiła, że w jego głosie pojawił się cień gniewu. - Czy to boli? - spytał z niedowierzaniem Jazon. - Może trochę... - odparła Helena, ale on był zbyt podekscytowany, żeby słuchać. Pobiegł do skrzyni, wyciągnął oszczep i rzucił w Helenę. Broń natychmiast się od niej odbiła. 215

- No dobra, to już zabolało - powiedziała z uśmiechem. Uniosła ręce, na znak, że ma dość, ale Hektor już zdążył złapać miecz i właśnie zmierzał w jej stronę. - Przestanę, kiedy zaczniesz krwawić - oznajmił beztrosko i zaczął rąbać. Po czterech uderzeniach

całkowicie zniszczył ostrze. Helena cofnęła się, potknęła i upadła. Nie była ranna, ale instynkt kazał jej się bronić, a atakujący

Hektor wyglądał przerażająco. Grad ciosów ustał gwałtownie, gdy miecz się rozpadł. Helena

próbowała wstać, ale coś natychmiast znów zwaliło ją z nóg. Nadleciało z nieba i ze wściekłością

wylądowało na Hektorze. Lucas staranował kuzyna z góry, wbił go na pół metra w ziemię, po czym

ukląkł, żeby zadać cios. - Lucas, przestań! - krzyknęła Helena unisono z Ka-sandrą i Ariadną. Jazon nie krzyknął, bo jak zwykle skoczył na walczących, żeby ich rozdzielić. Zaślepiony furią Lucas

uderzył go niechcący. Teraz leżał u podnóża góry piachu cały w pyle, z dłońmi obronnie uniesionymi,

a Jazon, któremu z ust ciekła krew, napierał na Lucasa, żeby go powstrzymać. Lucas mrugnął i

spojrzał na Helenę. - Próbował cię zabić. - Opuścił uniesioną pięść i zmusił się, żeby skupić wzrok na Hektorze. Głos mu

się załamywał jak dziecku. - Widziałem. Miałeś miecz. - Nic mi nie jest. Popatrz. Żadnej krwi - powiedziała łagodnie Helena i podeszła do koleiny. Położyła Lucasowi ręce na ramionach. Chciała, żeby się odsunął od przestraszonych krewniaków.

Zawstydzony potulnie pozwolił odprowadzić się na bok. Kasandra szybko wyjaśniła bratu, że Heleny nie zrani żadna broń. Tymczasem reszta wyciągnęła

Hektora z koleiny. Był poturbowany - niezbyt poważnie, ale nie mógł iść sam, więc Ariadna i Jazon

go podtrzymywali. Hektor 216 to kulejąc, to powłócząc nogą, szedł przez trawnik. Na ten widok Lucas aż przysiadł na piasku. Trzy postaci wybiegły z domu, żeby sprawdzić, co się stało. Polideukes zatrzymał się przy dzieciach,

żeby im pomóc, a Kastor i Pandora po krótkiej wymianie zdań /. Ariadną ruszyli w stronę kortu. - Dlaczego mnie nie ostrzegłaś, Kassie? - spytał płaczliwie Lucas, gdy Kastor i Pandora weszli na kort,

żądając wyjaśnień. Kasandra wzruszyła ramionami. Nie patrzyła nikomu w oczy. - Bała się. - Helena stanęła w obronie dziewczynki i ucięła pytania Kastora. Wzięła Kasandrę za rękę i

przyciągnęła do siebie zła, że próbują zrzucić na małą winę za to, co zrobił Lucas. - Miała wizję.

Widziała, jak celuje we mnie mieczem, i sądziła, że mnie zabije. Myślała, że musi mnie zabić. Na jej

miejscu powiedzielibyście o tym komuś?

Page 95: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Pandora spojrzała na Helenę. Wzrokiem pytała, czy wszystko z nią w porządku. Helena uśmiechnęła

się do niej niepewnie. Ulżyło jej, że Pandora, jak zwykle delikatna, nie wypowiedziała swoich

wątpliwości na głos. Potem obie popatrywały na Lucasa. Wciąż był w szoku. - Jeśli się bałaś, to dlaczego nie pisnęłaś mi o tym ani słowem, Kassie? Przecież wiesz, że możesz mi

wszystko powiedzieć. Dziewczynka pokręciła głową. - Żadne z was nie może być dłużej moim powiernikiem. Tylko do mnie należy decyzja, co ujawnić, a

co utrzymać w sekrecie - odparła łagodnie. Odsunęła się i wyprostowała. Wyglądało to tak, jakby tym bolesnym gestem strząsała z siebie

dzieciństwo. Westchnęła smutno i odwróciła się do Heleny. - W życiu nie widziałam kogoś tak bardzo odważnego - oznajmiła ta nowa, starsza i odrobinę bardziej 217

melancholijna Kasandra. - Po prostu stałaś i czekałaś, aż zetnę ci głowę. To dlatego, że nie widziałaś siebie, pomyślała Helena. Dziewczynka spojrzała na Lucasa. Jeszcze nie wyszedł z szoku. Położyła mu dłonie na ramionach i

potrząsnęła, aż w końcu na nią popatrzył. - Chodźmy sprawdzić, jak się miewa Hektor. - Pomogła bratu podnieść się z klęczek. Helena nadal drżała od adrenaliny. Szła do domu obok Lucasa. Chciałaby, żeby jak zwykle wziął ją za

rękę, ale zaraz objechała się za ten pomysł. Przyspieszyła kroku i wyprzedziła Lucasa, żeby się nad

nim nie litować. Usiedli wszyscy przy kuchennym stole, żeby jakoś wytłumaczyć to nowe odkrycie, ale nikt nie miał

żadnych pomysłów. Pytali Helenę, czy przypomina sobie, żeby się kiedyś zraniła. Ale jej dzieciństwo

było wyjątkowo spokojne, zwłaszcza jak na Sukcesorkę. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek

przydarzyło jej się coś poważniejszego niż to, że skaleczyła się papierem. I wtedy zaczęła się

filozoficzna dyskusja, co można uznać za broń - skoro włócznia jej nie zraniła, a papier zranił, to czy

włócznia z papieru by ją zabiła? - Widelec jest bronią? - spytał Jazon, wskazując sztu-ciec na blacie. Ariadna wzruszyła ramionami i dźgnęła Helenę w ramię. Widelec zgniótł się jak rożek roztopionych

lodów. - Wygląda na to, że tak - odparła. - Może łyżka? -Odwróciła się, żeby jakiejś poszukać. - Moglibyście przestać? - Lucas się skrzywił. -W końcu znajdziemy coś, co ją naprawdę pochlasta.

Albo zabije. Nie powinniśmy eksperymentować, dopóki nie odkryjemy, o co chodzi. - Zgadzam się - ostrożnie poparł syna Kastor. - A im szybciej to zrobimy, tym lepiej. - To nie może być nic dziedzicznego, bo inaczej słyszelibyśmy o tym wcześniej. - Polideukes

przyglądał się 218 I lelenie, jak jakiemuś rzadkiemu owadowi, na którego natknął się pod kłodą. - Kąpiel w Styksie? -

Rzucił, jakby lo było najlogiczniejsze wytłumaczenie. - Nie wygląda jak zombie, ale może Achilles

też nie wyglądał. - Nie. Założę się, że ta dziewczyna wciąż ma duszę. -Kastor pokręcił głową. - No i jak by tam trafiła? Od tysiącleci nie było żadnego Podziemnego Wędrowca - dodała z

powątpiewaniem Kasandra. Podziemnego Wędrowca? - zdziwiła się Helena. - A może coś bardziej typowego, na przykład pistolet? - zasugerował Jazon. Wciąż próbował ogarnąć

umysłem niewiarygodny talent Heleny. - Odkąd to kule są na tyle szybkie, żeby dosięgnąć Sukcesora? Przecież dlatego wciąż używamy

mieczy, kretynie. - Ariadna uśmiechnęła się z wyższością. - Tylko my poruszamy się na tyle szybko,

żeby móc się pozabijać. - No tak, ale gdybyśmy przytrzymali ją i strzelili kilka razy? Teoretycznie, kule mogą nas zabić, jeśli

będzie ich dostatecznie dużo - odparł.

Page 96: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Nieważne, ile razy ją postrzelisz. Możesz na nią zrzucić bombę, a jej i tak nic się nie stanie. -

Kasandra była już tym zmęczona. - To nie jest umiejętność - wtrącił Polideukes, wciąż badając wzrokiem Helenę. - Musi istnieć coś, co

ją chroni. Poszperam i przygotuję listę możliwych rozwiązań. - Pomogę ci, tato. - W drzwiach stanął Hektor. Przy-kuśtykał do kuchni z włosami jeszcze

wilgotnymi od prysznica. - Umieram z ciekawości, jak nasza Elektryczka robi tę swoją sztuczkę z

nietykalnością. - Próbowałam go zmusić, żeby się położył, ale mnie nie posłuchał - dobiegło utyskiwanie Pandory z

korytarza. Hektor podszedł prosto do Lucasa. - Jak się czujesz? - spytał Lucas z miną winowajcy. 219

Hektor uścisnął mu dłoń. - Nic się nie stało, brachu. Też bym się tak zachował na twoim miejscu. - Przez twarz przemknął mu

złośliwy uśmieszek. - Tylko że ja walnąłbym mocniej. Poklepali się po plecach i od razu zapomnieli o całym zajściu. Ariadna zaczęła pytać o coś Pandorę,

ale Helena nie wytrzymała. - Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, dlaczego nazywacie mnie Elektryczką? - wypaliła. - I jeszcze raz ktoś

mnie dźgnie, to oszaleję! - Odwróciła się do Jazona, który skradał się za jej plecami ze zszywaczem w

dłoni. - Lucas, nie powiedziałeś jej? - spytała z niedowierzaniem Kasandra. - Już dawno powinieneś to

zrobić. - Zamierzałem dziś, ale nie miałem szansy. - Wbił wzrok w podłogę. Rzeczywiście, dopadł ją po szkole, jakby miał jakiś ważny interes, a ona nie chciała go widzieć. Ale to

jego wina, pocieszyła się Helena w duchu. To przecież on się zmusza, żeby ją uczyć latać i walczyć,

prawda? - No to mów teraz. Lucas spojrzał na nią ostro. W jego oczach malowała się złość. - Potrafisz wytwarzać błyskawice. Elektryczność. Nie wiem, jak duży ładunek, ale z tego, co czułem i

co poczuł w supermarkecie Hektor, podejrzewam, że duży. - Błyskawice? - powtórzyła z niedowierzaniem Helena. Przypomniała sobie, jak Hektor dostał drgawek, kiedy dotknął jej w sklepie, i jak Lucas nagle

wypuścił ją wtedy na korytarzu, gdy spotkali się po raz pierwszy. Tak bardzo bała się ich obu, tak

rozpaczliwie próbowała się bronić... Czy to możliwe, że nieświadomie potrafiła wyzwolić taką moc?

Wytworzyć błyskawice? Gdzieś z tyłu głowy przemknęło jej wspomnienie błękitnego rozbłysku i tego, jak Kate upada na

ziemię. Za- 220 Świtała jej przerażająca myśl. Próbowała odepchnąć ją, luk jak zawsze, tym razem jednak myśl nie

chciała znik- liąć. - Podejrzewamy, że jesteś potomkinią Zeusa - powiedziała Kasandra. - Ale wciąż nie mamy pewności,

do któ-rego Domu należysz. Bo aż trzy założył albo Zeus, albo jego dzieci, Afrodyta i Apollo. Tylko

czwarty Dom, Ateński, to dom Posejdona, więc możemy go wykluczyć. To znaczy, tak sądzimy. - Mój Dom? - Helena wciąż była tak zatopiona w myślach, że ledwo rozumiała, co się do niej mówi. Błękitny rozbłysk, na promie, i przerażający mężczyzna, który najpierw próbował dotknąć jej włosów,

a potem wyleciał przez burtę, woń spalenizny... Przetarła dłonią twarz, próbując odpędzić tamto

wspomnienie. Święcie wierzyła, że nie mogła być tego wszystkiego przyczyną. Ale co gorsza, czy to

znaczyło, że też skrzywdziła Kate?

Page 97: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Kiedy mówimy „Dom", mamy na myśli twoje dziedzictwo, Heleno - wyjaśnił łagodnie Kastor,

widząc jej zaniepokojenie. - Zeus miał mnóstwo dzieci, w tym także naszego ojca Apolla, więc nie

możemy wskazać twojego Domu z całkowitą pewnością. Ale nie martw się, wciąż staramy się to odkryć. - Dzięki - wymamrotała przytłoczona Helena. - Nie potrafisz kontrolować błyskawic, więc jak gdyby wymykają ci się, kiedy jesteś zdenerwowana -

odezwał się Lucas po dłuższym milczeniu. Dziwnie się jej przyglądał. - To coś w rodzaju paralizatora? - spytała z niepokojem, gdy nagle ocknęła się z transu. - Tak. - Hektor przez chwilę porównywał oba doznania w myślach. - Tylko mocniejsze. - Naprawdę mogę wyrządzić tym komuś krzywdę? -Helena poczuła, że robi jej się niedobrze. 221

- Tak myślę. - Hektor lekceważąco wzruszył ramionami. - Gdybyś się przyłożyła do ćwiczeń, pewnie

niedługo potrafiłabyś wygenerować śmiertelny ładunek. - Bez przesady. - Helena zerwała się na równe nogi. Jego sugestia była przerażająca. Ona sama była

przerażająca. - Poczekaj, Heleno, to się może przydać - odparł Jazon. - Nauczyłabyś się, jak używać piorunów,

zamiast walczyć. - Nie musiałabyś zabijać ludzi. Wystarczyłoby pozbawić ich przytomności - wtrącił się Lucas.

Próbował wynagrodzić jej swoje wcześniejsze zachowanie, bo widział, że coś ją dręczy. Skąd mógł wiedzieć, że to, co powiedział, żeby ją pocieszyć, tylko pogarsza sprawę? Helena

przypomniała sobie, jak okropnie wyglądało drgające w konwulsjach ciało Kate, jak jej głowa opadła

w tył, a usta otworzyły się, kiedy podniosła ją z ziemi. Nie potrafiła pozbyć się tych straszliwych

obrazów, zaczęła więc chodzić w kółko i wykręcać sobie palce. Każdy się jej przyglądał. Spojrzała w

dół. Pandora patrzyła na nią bardzo zmartwiona jej dziwną reakcją. - Zostawmy to do jutra, co? - zwróciła się do całego towarzystwa. - Hektor musi się najeść, a całej

reszcie przyda się prysznic. Bez obrazy, ludzie, ale cuchniecie. Jej słowa wywołały kilka parsknięć, ale co ważniejsze, odwróciły uwagę od Heleny, która była

gotowa Pandorę za to ucałować. - Wszystko w porządku? - szepnęła Ariadna do ucha Helenie, kiedy spotkanie rodzinne dobiegło

końca. Helena uścisnęła jej rękę i spróbowała się uśmiechnąć, ale nie wiedziała, co powiedzieć. Ruszyła do

drzwi. - Odwiozę cię - zawołał przez ramię Lucas, kończąc rozmowę z ojcem i wujem. - Dzisiaj moja kolej - zauważył przepraszająco Jazon. 222 - Poza tym przyjechałam rowerem - dodała Helena. Nie mogła znieść myśli, że miałaby zostać z

Lucasem sam na sam. - No i co z tego? - Lucas przez chwilę patrzył na Jazona znacząco, a potem odwrócił się do Hektora. -

Potrzebny mi twój samochód - rzucił. Z trudem hamował wściekłość. Hektor pokiwał głową z pewnym współczuciem, zerkając to na dziewczynę, to na krewniaka. Lucas wyprowadził Helenę z kuchni. Załadował jej rower na tył SUV-a, przytrzymał drzwiczki, żeby

mogła wsiąść, i bez słowa wyjechał z garażu. A gdy znaleźli się poza terenem posiadłości Delosów,

zatrzymał samochód w jednym z malowniczych punktów widokowych. - O co chodzi? - spytał zły, zdenerwowany i wystraszony zarazem. Nie odpowiedziała. - Może mi w końcu wyjaśnisz, co takiego zrobiłem? - Już ci mówiłam: nic nie zrobiłeś. - Helena nie podnosiła wzroku. - To dlaczego mnie tak traktujesz? Spójrz na mnie - poprosił, biorąc ją za rękę. Popatrzyła na ich złączone dłonie, jakby widziała je po raz pierwszy.

Page 98: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Hej, nie pozwalaj sobie. - Wyrwała dłoń z niesmakiem. - Wiesz co? Cofam to, co powiedziałam.

Owszem, zrobiłeś coś. Wykołowałeś mnie. Twarz mu się skurczyła. Po tym, co Helena usłyszała minionego wieczoru, nie miała żadnych

podstaw, żeby żywić jakąkolwiek nadzieję, ale z jakiegoś powodu wciąż tliła się w niej iskierka, że

może jakimś cudem coś źle zrozumiała. Albo że Lucas zmieni zdanie. I ta iskierka całkiem zgasła w

chwili, kiedy pokiwał głową. - Masz rację. - Zacisnął dłonie na kierownicy tak mocno, że omal jej nie wyrwał. Głos miał szorstki,

prawie 223

warczał. - Ty i ja nie możemy być razem, więc lepiej o tym zapomnij i postaraj się żyć dalej. Odpięła pas i wysiadła z samochodu. - Poczekaj, proszę - zaczął z bólem, ale mu przerwała. - Mam czekać? Na co? Żebyś mi powiedział, że jestem naprawdę bardzo fajną dziewczyną, ale nigdy

mnie nie tkniesz? Dzięki. Już to słyszałam. A teraz otwórz bagażnik. Chcę zabrać rower - wypluła z

siebie. Jej głos brzmiał obco, ociekał taką goryczą i sarkazmem, że sprawiał wrażenie cudzego. - Obiecuję, że przez resztę drogi nie odezwę się ani słowem. Tylko pozwól, żebym cię odwiózł do

domu - odezwał się spokojnie Lucas. Nienawidziła tego jego spokoju. - Otwórz ten cholerny bagażnik albo wyrwę klapę -wrzasnęła. Wiedziała, że wściekając się tak na środku drogi, robi z siebie idiotkę, ale nie potrafiła się opanować.

Upokorzenie wyciekało z niej wszystkimi porami - musiała jak najszybciej znaleźć się z daleka od

Lucasa. Nie zamierzała nic mu zostawić. A w każdym razie nic, po co musiałaby potem wrócić. Stała z tylu samochodu ze spuszczoną głową i ramionami założonymi na piersi, nad zranionym

sercem. Patrzył na nią we wstecznym lusterku, więc ustawiła się tak, żeby jej nie widział. W końcu

otworzył jej tył. Zabrała rower i odjechała. Kiedy dotarła do domu, zwaliła się do łóżka w ubraniu. Słyszała, jak Jazon na dachu mości sobie

miejsce na noc, ale nie czuła się winna, że go tam zostawia samego. Marzyła tylko o jednym - żeby

uciec od rodziny Delosów najszybciej, jak się da. Znajdowała się na skraju jałowej krainy, w nowym miejscu, które wcześniej widziała z oddali, ale

nigdy nie 224 sądziła, że uda jej się do niego dotrzeć. Tu także teren był skalisty, ale poprzecinany kępkami ostrej

jak brzytwa trawy. Wśród nich bryły rzeźbionego marmuru, tysiące rozrzuconych, godnych Partenonu

kolumn. Obszar królestwa. Które nie przetrwało. Delikatny wiatr niósł z oddali obietnicę rzeki. Helena nie potrafiła stwierdzić, czy raczej ją słyszy, czy

też wyczuwa miliony kropelek wilgoci w powietrzu. Wiedziała jednak, że nieopodal jest woda. Czuła

się straszliwie pusta i wyschnięta. Gdzie ta rzeka? Wyruszyła na poszukiwanie, przyglądając się ruinom. Na zwalonych kawałkach marmuru widniały

napisy. Grakchus kocha Lucyndę. Ethan kocha Sarah. Michael kocha Erin. Wodziła palcami po

imionach wyrytych w przetrąconych kościach upadłych miłości. Okrążała zwalone słupy

niedotrzymanych obietnic. Ścierała kurz z nagrobków na tym cmentarzu miłości. W jałowej krainie

każda śmierć znajdowała miejsce wiecznego odpoczynku. Helena szła, dopóki nie zaczęły jej krwawić stopy. Obudziła się w pokoju wypełnionym smutnym niebieskim światłem. Chciała się przewrócić na drugi

bok, ale poczuła, że jest przywiązana do materaca - jakby była Guliwerem, którego w środku nocy

dopadli lilipuci. Jakimś cudem w czasie snu zrzuciła koszulkę i buty, ale dżinsy tak jej się zaplątały w

pościel, że musiała zsunąć się z łóżka i siłą wydostać z kokonu. To była nieprzyjemna walka,

zwłaszcza że Helena wciąż była cała w kurzu z koleiny, którą Lucas wyżłobił ciałem Hektora, i

szarym pyle z jałowej krainy. A na poranionych stopach miała zaschniętą krew. Oczywiście stopy już

się zagoiły, ale na poszewce i prześcieradle zostały krwawe ślady. Trzeba kupić nową pościel,

pomyślała. Na szczęcie tata był zbyt pruderyjny, żeby zadawać pytania. 15 - Spętani przez bogów 225

Page 99: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Po drodze do łazienki ściągnęła z siebie spodnie. Weszła pod prysznic, jeszcze zanim woda zdążyła

się nagrzać. Otworzyła usta i zaczęła chciwie spijać krople. Czuła straszliwą suchość w ustach. Całe

ciało miała obolałe od wędrówki - setki kilometrów w zabójczym słońcu. Zimna woda była jak

błogosławieństwo, mimo że przyprawiała ją o dreszcze. Helena patrzyła, jak strugi spływają pomiędzy

nastroszonymi włoskami na jej skórze i tworzą rwące strumyki. Pomyślała o rzece, którą widziała w

oddali tuż przed przebudzeniem. Nie mogła jej sobie przypomnieć. Wiedziała tylko, że poczuła ogromną ulgę, którą w jałowej krainie

mogło jej przynieść tylko jedno. Woda. Ale poza tym - biała plama. Jak mogła tak nie pamiętać rzeki?

To nie do pomyślenia! Więc przestała o tym myśleć. Niepokoiło ją takie zachowanie mózgu, dlatego nawet się nie wytarła, tylko od razu spod prysznica

poszła nago do toaletki w sypialni. Wzięła starą, jadowicie zieloną kredkę do oczu, którą Claire

zostawiła po ostatnim nocowaniu, i napisała na lustrze „Rzeka, której nie mogę sobie przypomnieć".

To na wypadek gdyby znowu o niej zapomniała. A potem się ubrała. Na dworze zrobiło się chłodno, a powietrze było wilgotne od mgły. Helena zasunęła kurtkę aż po

szyję i pożałowała, że nie wzięła rękawiczek. Po drodze do szkoły musiała trzymać na zmianę jedną

rękę na kierownicy, a drugą w kieszeni, żeby ogrzać tę, która zbyt zdrętwiała, by prowadzić. Kiedy

dotarła na miejsce, Lucas czekał na parkingu. Opierał się o audi, które zauważyła w garażu Delosów,

ale nigdy wcześniej nie widziała, żeby je prowadził. To jej przypomniało, jak głupio sądziła, że

zamierzał ją pocałować tamtej nocy. Opuściła głowę i pędem ruszyła do drzwi. Nawet mu nie

pomachała. Zrobił krok w jej stronę i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się

powstrzymał. 226 Tuż przy wejściu Helena usłyszała, że woła ją Claire, zaczekała więc na przyjaciółkę. - Jesteście pokłóceni? - Claire spoglądała na przygarbionego Lucasa. A kiedy zobaczyła, jak

koszmarnie wygląda Helena, wykrzyknęła: - Do diabła! Co się stało? - Kiepsko spałam - wymamrotała Helena. - Masz ogromne sińce pod oczami, Len. Jakbyś nie spała od tygodni - odparła Claire poważnie

zaniepokojona. - Płakałaś całą noc? - Nie, w ogóle. - Nie skłamała. Owszem, była smutna, ale w chwilach przygnębienia nigdy nie chciało

jej się płakać. Czuła się śpiąca. - Możesz mi powiedzieć, o co się pokłóciliście? - spytała ostrożnie Claire. - Wcale się nie pokłóciliśmy. Naprawdę. Lucas po prostu nie chce ze mną być. - Helena wcisnęła

zwinięte w pięści ręce do kieszeni. Odkryła, że jeśli napnie mięśnie, da radę iść dalej. - Nie wierzę - stwierdziła z powątpiewaniem Claire. - Walnął Hektora w twarz tylko za to, że ten z

tobą rozmawiał. Tym samym praktycznie ogłosił całej szkole, że jesteś jego dziewczyną. - No to w takim razie już zmienił zdanie. - Helena wzruszyła ramionami. Nie miała siły się spierać. Ledwie starczyło jej energii, żeby otworzyć szafkę. Była wykończona

nocnym marszem, który jak się zdawało, trwa tygodnie. Ale w końcu to tylko sen, prawda? Jak mogła

być fizycznie wyczerpana czymś, co się działo wyłącznie w jej umyśle? - Ty mówisz poważnie, tak? - Claire przyglądała się przygarbionej Helenie. - Uhm. On mnie nie chce, Chichota. Sam mi to powiedział. Zostawmy to, dobrze? Jestem strasznie

zmęczona. - Jasne. Nie ma sprawy. 227

Claire pogładziła Helenę po plecach, a ta oparła się o przyjaciółkę. - Choroba. Zabiję go - warknęła Claire. Helena próbowała się roześmiać, ale dźwięk, który wydobył się z jej gardła, przypominał raczej suchy

kaszel. - Dzięki, nie trzeba. Wcale nie chcę jego śmierci. -Helena powlokła się za Claire do klasy. Pan Hergeshimer spytał o jej zdrowie, gdy tylko zauważył, jak fatalnie wygląda. Helena zapewniła, że

czuje się dobrze, ale on jeszcze przez chwilę sceptycznie przyglądał się jej twarzy. Potem poddał się i

Page 100: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

zaczął zadręczać Zacha wypytywaniem o słowo dnia. Matt szeptem spytał Helenę, czy już jej nie boli

brzuch, i powtórzył, że powinna zrezygnować z biegów. - Za lekko się ubierasz - dodał. Bardzo przy tym przypominał jej ojca. Reszta poranka upłynęła podobnie. Nauczyciele pytali, czy nie chce przypadkiem iść do pielęgniarki,

a wszyscy znajomi martwili się, że wciąż nie wydobrzała po „ataku", który jej się przydarzył w czasie

biegu. Wszyscy poza Zachem. - Nie wiedziałem, że jesteś taka prędka, Hamilton -powiedział, gdy udało mu się dogonić ją na

korytarzu. - No, jestem dość szybka. - Starała się, żeby to zabrzmiało obojętnie. - Zanim upadłaś, widziałem, jak dopędziłaś tego gościa. Kurczę, tyle lat byłem w błędzie. Zawsze

myślałem, że to ty, taka flirciara i w ogóle, chcesz, żeby za tobą ganiano. - Uśmiechnął się kpiąco. -

Ale teraz trudno uwierzyć, żeby jakikolwiek facet mógł cię dogonić. W życiu nie widziałem, żeby ktoś

tak szybko biegł. - Poczekaj, to ty powiedziałeś Gretchen? - Helenie zrobiło się niedobrze. - Myślałam, że było

odwrotnie. - No, no. Kiedy chcesz, potrafisz poruszać się tak szybko, że to aż nieludzkie - zaszydził. - A nie,

przepra- 228 Bzam. Raz widziałem kogoś równie szybkiego. W czasie treningu, kiedy jeden z Delosów odegrał

bohatera i poleciał na drugi koniec boiska, bo pierwszoroczniak upadł i... Przerwał mu nauczyciel historii. Gestem przynaglił Helenę, żeby weszła do klasy. Była uratowana, ale Zach tak się jej przyglądał, że zrozumiała, że to nie koniec problemu. Próbowała

wyrzucić całą tę historię z głowy. Powtarzała sobie: niech gada, ile chce, a i tak wszyscy stwierdzą, że

przesadza. Zach lubił plotki i choć ludzie zwykle go słuchali, prędkość, jaką rozwijali Sukcesorzy,

była czymś, co trzeba zobaczyć, żeby w to uwierzyć. Po drodze do auli, gdzie czekali na nią Claire i Matt, spotkała Kasandrę i Ariadnę. Spytały Helenę,

dokąd idzie. Nie chciała ich oszukiwać, więc zabrała je ze sobą. Gdy tylko droga była wolna, przekradły się do auli drzwiami przeciwpożarowymi od strony kulis.

Matt i Claire siedzieli na proscenium, a przed nimi na serwetkach leżały kanapki. - Dobrze, że je zaprosiłaś. - Matt z zadowoleniem pokiwał głową, kiedy zobaczył, że Helena nie jest

sama. -Ale nie przyprowadzaj nikogo więcej, bo nas przyłapią. - I tak nas pewnie przyłapią - powiedziała Claire z uśmieszkiem. - Ale co z tego. Gdzie znaleźlibyśmy

taki klimat? - Wskazała na przepiękne błyszczące dekoracje, które wciąż się rozrastały kawałek po

kawałku. Kasandra i Ariadna rozejrzały się z zachwytem. Siedzieli akurat w „pałacu Tezeusza", więc

uśmiechnęły się porozumiewawczo do Heleny. Z trudem przywołała na twarz coś w rodzaju

półuśmiechu. Baśniowa część dekoracji do Snu nocy letniej bardzo jej się podobała, grecka natomiast

budziła niepokój. Pomalowane do połowy do-ryckie kolumny leżały na ziemi, jakby je zwalono, i

przypominały Helenie o mozolnej nocnej wędrówce. 229

Nie chciała wracać do jałowej krainy, ale gdyby udało jej się odnaleźć tę rzekę... Zaraz, zaraz, jaką

rzekę? - spytała samą siebie w myślach. Odwróciła się plecami do kolumn, usiadła obok Claire i

zaczęła jeść kanapki. Robiła, co mogła, żeby włączyć się w rozmowę, ale ledwie miała siłę przeżuwać, a co dopiero śmiać

się czy żartować. Po reakcji Kasandry i Ariadny zorientowała się, że uznały jej przyjaciół za bystrych i

dowcipnych. Wszyscy dobrze się bawili, ale jej z trudem udawało się nie zasnąć. Wciąż myślała o lataniu. To znaczy tak naprawdę wciąż przyłapywała się na tym, że myśli o Lucasie,

ale gdy tylko w jej umyśle pojawił się na ten bolesny temat, natychmiast przestawiała wyobraźnię na

latanie. Postanowiła, że może później spróbuje sama wzbić się w powietrze. Tyle że w domu, żeby za

Page 101: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

daleko nie odlecieć. Choć prawdę mówiąc, perspektywa pofrunięcia z wiatrem wydawała jej się w tej

chwili całkiem kusząca. - Lennie! Dzwonek - zawołała Claire z torbą na ramieniu. Helena zerwała się, żeby pozbierać rzeczy. Przyjaciele wymienili między sobą spojrzenia za jej

plecami. Claire próbowała porozmawiać z Heleną podczas biegu, ale w końcu dała za wygraną, bo ta wciąż

zmieniała temat, dopytując się, co u niej. Helena nie potrzebowała współczucia i nie miała ochoty

rozmawiać o sobie. Chciała po prostu wyłączyć umysł i odpłynąć. Claire wreszcie zrozumiała aluzję i zaczęła mówić o imprezie przy ognisku, która tego wieczoru miała

się odbyć na plaży. Nie potrafiła się zdecydować, czy jechać z Ariadną, czy nie. - Z jednej strony chciałabym ją lepiej poznać, ale to by znaczyło, że musiałabym iść też z Jazonem, a

on zawsze znajdzie sposób, żeby się ze mną pokłócić. Kurczę, 230 naprawdę nie uda ci się wziąć dziś wolnego? Mogłybyśmy zabrać się razem z Mattem - powiedziała z

nadzieją. - Wiesz, że nie mogę. §- Gdybyś poprosiła Kate, na pewno by cię puściła -próbowała namówić przyjaciółkę. - Chichota, nie

mam ochoty siedzieć cały wieczór na zimnym piasku i przyglądać się, jak wszyscy dookoła się

obściskują - oznajmiła stanowczo Helena. - Ale ty powinnaś jechać i dobrze się bawić. Kto wie? Może

w końcu zaprzyjaźnisz się z Jazonem? Claire zaczęła wygłaszać tyradę o tym, jak irytujący jest Jazon, bo cały czas się z nią nie zgadza.

Helena słuchała tego jednym uchem i zręcznie omijała prądy powietrza, praktycznie frunąc przy

włączonej grawitacji. Nie mogła się doczekać, aż wróci po pracy do domu i sobie poćwiczy. Ukryty za wydmą Kreon odliczał minuty, które jego kuzyni, Hektor i Jazon, spędzali pod wodą. Nie

wiedział o tej ich umiejętności i był zadowolony, że udało mu się ją odkryć. Lucasa stracił z oczu

wcześniej. To często mu się zdarzało, bo jego mały kuzynek potrafił latać. Musiał więc się zadowolić

obserwowaniem Jazona i Hektora na tej śmiesznej imprezie na plaży. Patrząc, jak wyłaniają się z

wody i z łatwością pokonują olbrzymie fale, aż zagotował się z żalu. Wszystkie te talenty

zmarnowane. Tchórze za bardzo boją się bogów, żeby rzucić im wyzwanie, i są zbyt pochłonięci

przyjemnościami, żeby rozważyć konsekwencje, jakie ich flirty ze śmiertelniczkami mogą mieć dla

całego Domu. Jazon przez większość wieczoru rozmawiał z małą Ja-poneczką. Wyglądało na to, że potrafi panować

nad sobą w towarzystwie kobiet. Ale z Hektorem było zupełnie inaczej. Jeszcze nie minęła północ, a

Kreon już miał okazję widzieć, jak olbrzym baraszkuje na piasku z dwiema 231

różnymi dziewczynami. Czyżby nie wiedział, jak łatwo Sukcesorom zapłodnić kobietę? Czy ten idiota

naprawdę chciał, żeby jego pierworodny potomek pochodził z łona jakiejś małolaty bez charakteru?

Najwyraźniej Hektor nie dbał o ich Dom, bo inaczej nie traciłby czasu na głupiutkie dziewczyny. Tak

to zabolało Kreona, że aż odwrócił wzrok i zagryzł zęby. Tylko jedna dziewczyna na tej wyspie była

im równa. Tylko jedna była warta jego uwagi. Helena. Ale Lucas ani na moment nie spuszczał jej z oka, więc Kreon musiał się trzymać od niej z

daleka. Nie mógł sobie pozwolić na bezpośrednią konfrontację z kuzynem, bo jego misja wyszłaby na

jaw, ale i tak kilka razy brał to pod uwagę. Wciąż miał przed oczami jej twarz. Kolejny raz

przypomniał sobie ich spotkanie na wrzosowisku. Kiedy go dogoniła, w oczach miała strach i złość -

emocje tak płomienne, że niemal nie potrafił się im oprzeć. Była niezwykle potężna, a przy tym tak

nieświadoma swojej mocy, że aż prawie bezsilna. Ręce mu zadrżały na myśl, że mógłby ją pokonać.

Trzeba jednak zachować cierpliwość. Matka prosiła, żeby poczekał, dopóki się po cichu nie rozpyta i nie dowie, czy przypadkiem ktoś z

rodziny nie zostawił w Massachusetts swojego bękarta. Kreon niechętnie zgodził się zaczekać tydzień

na odpowiedź, ale dobrze wiedział, jak będzie brzmiała. Co prawda ich pierwszemu spotkaniu nie

towarzyszyły erynie, ale nie miał wątpliwości, że Helena nie jest jego krewną. Krążyły słuchy, że w przeszłości kilkorgu Suckesorom udało się obejść gniew erynii, i Kreon uważał,

że to dotyczy też Heleny. Jego matka twierdziła, że to niemożliwe, że wszystkie pozostałe Domy

Page 102: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

zostały zniszczone, ale Kreon przypuszczał, że jest inaczej. I nie chodziło tylko o przeczucie. Zdrajcy

pilnowali Heleny, jakby była ostatnią wrogą Sukcesorką, a jej brak wyszkolenia i świadomości tego,

kim i czym jest, stanowiły dla Kreona oczywisty 232 znak, że celowo ukryto ją przed wszystkimi Domami, nawet jej własnym. Ale poza tym wszystkim to

ciało podpowiadało mu, że Helena nie jest z nim spokrewniona. Poznał dziesiątki swoich

krewniaczek, jedna w drugą pięknych jak przystało na córy Apolla, ale dopiero Helena sprawiła, że

nie mógł w nocy spać. Wiedział, że ona należy do innego Domu. Obowiązek wobec rodziny kazał mu patrzeć i wstrzymywać się jeszcze kilka dni, żeby spełnić

obietnicę daną matce. Ale już niedługo przyjdzie pora się wykazać. Chciał podjąć to wyzwanie i choć

do zjednoczenia Domów można było doprowadzić nie tylko poprzez walkę, Kreon nakazał sobie nie

myśleć o alternatywie, bez względu na to jak wydawała się kusząca. Nadarzała się jedyna szansa, by

okrył się chwałą, na jaką zasługiwał, ostatnia taka dla Sukcesorów. Został już tylko jeden triumf i w

głębi serca Kreon wiedział, że właśnie on otworzy przed Sukcesorami wrota Atlantydy. To jego przeznaczenie - zapewnić swojej rodzinie nieśmiertelność. Za coś takiego ojciec wywyższy go

ponad wszystkich.

Rozdział 12

Helena usłyszała coś na dachu. Pobiegła schodami na taras i najszybciej, jak mogła, rzuciła się do

drzwi. Ale na zewnątrz było pusto. Odetchnęła z ulgą. Nie chciała, żeby Delosowie dłużej tu spali. A

przede wszystkim nie chciała, żeby Lucas nasłuchiwał, kiedy jej śnią się koszmary. Rozejrzała się po

dachu. Czuła się opuszczona i samotna, ule nie wiedziała, czy to z powodu snu, czy tego, co się dzieje

na j;iwie. 233

Wróciła do sypialni i zmusiła się, żeby spojrzeć na napis na lustrze. Zieloną kredką przyjaciółki

dopisała „Widziałam ją znowu" i nakazała sobie przyjrzeć się tym słowom. Już drugą noc z rzędu

widziała rzekę, której nie mogła zapamiętać. Zadręczała mózg, próbując ją sobie przypomnieć, ale

umysł wciąż odwracał wzrok. Nagle spostrzegła swoje odbicie w lustrze i gwałtownie wypuściła

powietrze. Policzki miała zapadnięte, koszulę nocną porozcią-ganą, a ręce i nogi pokryte ohydnym czarnym

szlamem. Rzecznym szlamem. Widziała rzekę - szarą, z czarnymi brzegami. Pamiętała pragnienie i to, że nie mogła się napić. Ale

dlaczego musiała tak walczyć, żeby odtworzyć to, co się wydarzyło? Skoncentrowała się, żeby

przywołać wspomnienia. Pragnienie było nieznośne, więc zeszła do rzeki. Pochyliła się nad obrzydliwym, błotnisty brzegiem i

zobaczyła blade, kalekie ryby. Podskakiwały niezdarnie, jakby zapomniały, jak się pływa. Cofnęła się.

Nie napije się tej wody, choćby miała umrzeć z pragnienia. Uszy wypełniał jej szum nurtu... Pobiegła do łazienki i wskoczyła pod prysznic, żeby zmyć z siebie szlam i przepłukać usta. Czuła się

skalana. Tarła skórę, dopóki ta nie zrobiła się czerwona, a oczy nie zaczęły piec od wody. Gdy wyszła spod prysznica, pościel i koszulę nocną wrzuciła do pralki. Tym razem nie było na nich

krwi, ale wątpiła, czy uda się sprać rzeczny szlam. Dodała pół miarki wybielacza i ustawiła wysoką

temperaturę w nadziei, że cokolwiek ocali. Potem wróciła na górę, żeby wytrzeć ślady zakurzonych

stóp. Był wczesny sobotni ranek. Zazwyczaj ojciec Heleny był o tej porze w domu, bo w soboty pracował

wieczorami, ale tym razem wziął dwie zmiany, żeby Kate mogła sobie 234 /.robić wolne. Helena odnosiła wrażenie, że ojciec i Kale się unikają. Poprzedniego wieczoru

próbowała z Kate o lym porozmawiać, ale nie miała siły, żeby ją przycisnąć. Wszystko wydawało jej

się mdłe, nijakie, jakby emocje zostały w magazynie, zakopane pod górą paczkowanych fi- staszków. Weszła do swojego pokoju, wyłączyła grawitację i zaczęła to podfruwać, to znów opadać z łoskotem.

W końcu odkryła, jak kołysać nogami, żeby wylądować na czubkach palców, a nie zwalać się, gdzie

popadnie. Poćwiczyła też trochę z prądami powietrza, ale zdołała jedynie wypracować bardziej

Page 103: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

finezyjną pozycję podczas lotu, bo gdyby chciała zrobić coś więcej, rozniosłaby pokój w drzazgi. Po

kilku godzinach dzwoniący wciąż telefon wygonił ją z domu. Delosowie chcieli wiedzieć, dlaczego

nie przyszła na trening, i nie zamierzali odpuścić. Helena przemyślała sprawę. Nie widziała powodu, dla którego miałaby wywijać mieczem, skoro i tak

nie zrani jej żadna broń. Poza tym nie musiała walczyć, po prostu mogła odlecieć. Zdawała sobie

sprawę, że prędzej czy później Hektor albo Jazon przyjdą szukać jej w domu, więc wyruszyła przed

siebie bez celu. Wierzyła, że odrobina pędu rozjaśni jej w głowie. Miała na sobie dżinsy i sweter -

strój nie za bardzo odpowiedni do biegania, ale to bez znaczenia. Gdy tylko opuściła centrum miasta,

skierowała się Polpis Road na wschód. Nie obchodziło jej, dokąd dotrze, byle trzymać się z dala od

ludzi. Biegnąc, zorientowała się, że już raz pokonała tę drogę. I choć nie chciała myśleć o swoim

pierwszym locie i wszystkim, co po nim nastąpiło, wiedziała, że to znakomite miejsce, żeby znaleźć

samotność, której potrzebowała. Słońce chyliło się ku zachodowi i Helena była wdzięczna za otępienie, które pozwoliło jej

doświadczyć czegoś tak pięknego bez chmury ponurych rozważań. Rozejrzała 235

się i zobaczyła znajomą latarnię morską. Spojrzała na piasek pod stopami. Ciekawe, czy to ten sam,

który utulił ich razem z Lucasem, kiedy leżeli po upadku ledwo żywi z bólu. Kiedy przez chwilę byli

martwi. Tak, to prawda. Tamtej nocy to nie było tylko cierpienie. Zaczęli przeprawiać się na drugi brzeg. W

każdym razie Lucas, a ona podążyła za nim, żeby go zatrzymać. I rzeka... Zaraz, jaka rzeka? - Ej, co ty sobie, do diabla, wyobrażasz! - zawołał Hektor. Był wściekły. Maszerował w jej stronę po plaży. Z każdym krokiem pokonywał odległość większą,

niż mógłby to zrobić jakikolwiek człowiek. - Jak mnie tu znalazłeś? - wyrzuciła z siebie Helena. - Nietrudno przewidzieć twoje posunięcia - powiedział szyderczo. - A teraz bierz tyłek w troki i

maszeruj do nas do domu. - Nie mam zamiaru więcej trenować - odwróciła się na pięcie. - To bez sensu - zawołała przez ramię.

- Chcę zostać sama. - Tak? Chcesz zostać sama, księżniczko? Przykro mi, ale nic z tego. - Złapał ją za ramię i obrócił do

siebie. To ją zupełnie wytrąciło z równowagi. Roześmiała się histerycznie - miała do wyboru to albo zacząć

płakać. Odepchnęła Hektora. Mocno. - I co teraz? No co? Pobijesz mnie na śmierć? Nie uda ci się. Nie jesteś dość silny - krzyczała.

Uderzyła go raz za razem w ramię i próbowała sprowokować do walki. -Weź miecz. No dalej, śmiało.

A nie, zaraz, zapomniałam. Mieczem też nic nie wskórasz. Więc co zamierzasz zrobić, byczku? Czego

chcesz mnie nauczyć? - Pokory - odparł cicho. Poruszał się szybko, ale też załamywał przy tym światło jak Lucas. Za wszelką cenę starała się skupić

na nim 236 wzrok. Była zła, że nie wzięła pod uwagę, że Hektor też może mieć podobny dar. Nagle złapał ją,

przerzucił sobie przez ramię i ruszył w kierunku wody. Rozjuszona Helena po raz pierwszy użyła przeciwko I niemu całej siły. Nie obchodziło jej, jak bardzo go zrani. Szalała, dopóki nie uwolniła się z uchwytu.

Usłyszała, jak chrupnęło ramię Hektora, i natychmiast zmieniła stan, gotując się do lotu. Gdy jednak

wzywała wiatr, Hektor złapał ją drugą ręką. Sprawniejszą. Trochę za późno Helena zdała sobie

sprawę, że pozwolił zwichnąć sobie lewą, żeby przestawiła się na nieważkość, bo to przez chwilę

oznaczało też słabość. Zanim zdołała się zorientować w jego zamiarach i przestawić z powrotem na

grawitację, żeby znaleźć punkt oparcia, bez trudu zaciągnął ją do wody. Tu już nie czuł jej ciężaru. Z mozołem zaczął się przedzierać przez fale coraz głębiej i głębiej, aż w końcu oboje zanurzyli się

zupełnie. Helena miała wrażenie, jakby nad nimi były całe sążnie mrocznego oceanu. Walczyła, ale

Page 104: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

bezskutecznie. Woda była żywiołem Hektora i miał nad nią całkowitą kontrolę. Mógł nawet mówić

pod powierzchnią. - Nie tylko ty masz różne talenty, księżniczko. Z jego ust nie unosiły się bąbelki - wydobywały się z

nich wyłącznie czyste dźwięki. Na dnie oceanu potrafił oddychać i mówić tak samo, jakby się

znajdował na lądzie. Helena wreszcie zrozumiała, dlaczego tak ją przerażał. Był istotą morską, a ona

bała się oceanu. Od czasu, kiedy omal nie utonęła jako dziecko, podejrzewała, że ocean jest jej wrogiem. Nigdy jednak

nikomu ^B o tym nie powiedziała. Ludzie na pewno uznaliby to za szaleństwo. Teraz, niemal dziesięć

lat później, gdy spoglądała w puste błękitne oczy Hektora, wiedziała, że miała rację. Zaczęła wić się i

wierzgać w jego niesłabnącym uścisku. Wypuściła z płuc strumień bąbelków, kiedy spanikowana

wrzasnęła bezgłośnie. Przejechała Hektorowi 237

paznokciami po twarzy, kopnęła go w stopę, ale on nic puścił. Tonęła. W jej żyłach buzował kwas. Krawędzie pola widzenia rozmazały się, kiedy zaczęła tracić

przytomność. Zamykając oczy, poczuła, że Hektor łapie ją za nogi i holuje z powrotem na brzeg.

Wyciągnął ją z wody za kostkę, zamachnął się nad głową, jakby była młotem, i mocno rzucił na

piasek. Wypluła palącą słoną wodę i zaczęła kaszleć, dopóki krew nie zadudniła jej w uszach. - Gdybyś przyszła dziś na trening, dowiedziałabyś się, że pod wodą możesz używać piorunów -

oznajmił i szarpnięciem nastawił sobie ramię. Rozległ się przyprawiający o mdłości chrzęst. Hektor

krzyknął i upadł na kolana. Przez chwilę dyszał, po czym dokończył przez zaciśnięte zęby: - Ale nie

przyszłaś. Siedzieli obok siebie na piasku, oboje zbyt poranieni, żeby się ruszyć. A w czasie, kiedy ich ciała się

leczyły, zachodzące słońce zdążyło machnąć ręką na dzień i skoczyło na główkę do wody. Niebo

pociemniało. - Myślałam, że jesteś potomkiem Apolla - wychrypiała Helena. Gardło wciąż miała zdarte, ale i tak nie musiała nic więcej mówić. Hektor wprawdzie nie odstawa! od

reszty tak jak najinteligentniejszy członek klanu Delosów, ale Helena zaczęła podejrzewać, że nawet

jeśli nie spędzał tyle czasu nad książkami co Kasandra, był w każdym calu tak samo bystry jak cała

jego rodzina. - Gdzieś po drodze z naszym Domem połączyła się jakaś nereida, jedna z morskich boginek. Wciąż

kręci się po świecie mnóstwo pomniejszych bóstw i duchów wody albo lasu i w ciągu tysiącleci

zdarzały się różne historie. W żadnym Domu nie udało się zachować czystości linii, a kolejne

pokolenia Sukcesorów mają więcej talentów niż ich rodzicie - odparł. - Dlaczego tak się dzieje? 238 F - Według Kasandry chodzi o to, że Mojry chcą, żeby Sukcesorzy zgromadzili jak najwięcej

zdolności i stali się dość potężni, by władać Atlantydą. Ale ja podejrzewam, *>,c nie w tym rzecz. Po

prostu wszyscy jesteśmy mutantami. Mój praprapradziadek przespał się z nimfą i ja potrafię chodzić

pod wodą. Nie potrzeba Mojr, żeby to sobie wytłumaczyć. - To dlatego wiedziałeś, że mogę utonąć? Bo masz wtadzę nad wodą? - Tak mi podpowiadał rozsądek. I nie mam władzy nad wodą, tylko czuję się w niej jak w domu -

odparł Hektor. Odwrócił się i spojrzał jej w oczy. Kiedy odezwał się znowu, brzmiał zupełnie jak

Lucas, kiedy ją uczył latać. To zabolało. - Wciąż nie myślisz jak wojownik. Masz niesamowite

umiejętności. Większość Sukcesorów oddałaby za nie połowę życia, ale ty nie umiesz ich

wykorzystać, bo nie myślisz taktycznie. Zatrzymaj się na chwilę i rusz głową. Ocean nie jest bronią,

ale może cię zabić. Powietrze nie jest bronią, ale gdybym cię go pozbawił, to byś umarła. Ziemia nie

jest bronią... - ciągnął. - Ale gdybym uderzyła w nią z odpowiednią siłą... Już załapałam. - Z trudem przełknęła, spoglądając

na bezlitosne fale. - Woda to twoja pięta achillesowa. Boisz się jej, bo to jedyny żywioł, którego nie potrafisz kontrolować.

Page 105: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Helena nie wiedziała, jakim cudem na to wpadł. Ale miał rację. Nawet jeszcze wtedy, kiedy nie

zdawała sobie sprawy ze swoich talentów, gdzieś w głębi, podświadomie, dużo mniej obawiała się

pozostałych trzech żywiołów. Potrafiła rozkazywać powietrzu, przyzywać wiatr, umiała manipulować

siłą przyciągania i bez trudu znosiła żar ognia, bo jako ktoś, kto wytwarzał błyskawice, była w stanie

wytrzymać dużo wyższą temperaturę. Ale woda... wobec tego żywiołu Helena czuła się zupełnie bez-

silna. W końcu zrozumiała, skąd bierze się też jej źródło 239

strachu, mimo że nie była ani trochę bliższa tego, żeby gc pokonać.

- Skąd to wiesz? - spytała z pewnym podziwem.

- Bo od urodzenia uczono mnie myśleć taktycznie i wyszukiwać słabości przeciwnika. Ciebie

nikt tego nie uczył. Istnieje wiele sposobów, żeby kogoś zabić, Heleno. Myślisz, że jesteś

bezpieczna, bo udało ci się przejść próbę miecza Kasandry? To się mylisz - odparł Hektor

głosem schrypniętym z frustracji i zmartwienia. - Wiem, że jeszcze nie wyszłaś z szoku, ale

nie mamy czasu. Nie możemy czekać, aż się pogodzisz z tym, czym jesteś. Przyjdą po ciebie.

Musisz dorosnąć, i to natychmiast, bo inaczej zginie mnóstwo ludzi. Więc idź do domu. Zjedz

coś i odpocznij. Kiepsko wyglądasz, i nie chciałbym, żeby Lukę obwiniał o to mnie. Ale jutro

przyjdź na trening. I żadnych wymówek.

Nie czekał na odpowiedź. Wstał i zostawił Helenę samą na ciemnej plaży. Siedziała tak

zawstydzona i przesuwała zawieszką w kształcie serca po wargach. Ubranie miała ciężkie od

wody, ale go nie zdjęła i nie wykręciła. Czuła, że zasłużyła, by jeszcze trochę pomarznąć w

mokrych ciuchach.

Oczywiście, że wróci do treningów z Hektorem. Ale to oznaczało wizyty w domu Delosów. I

spotkania z Lucasem, a tego by nie zniosła. Bez względu na to, ile nad tym myślała, żal

ściskał jej gardło, a Lucas zmuszałby się, żeby być dla niej miły, i prawdopodobnie

okazywałby jej współczucie. Wciąż nie potrafiła zrozumieć, jak mogła się tak co do niego

pomylić. To tkwiło w niej jak drzazga. Nie spodziewała się, że chłopak padnie do jej stóp ani

nic w tym rodzaju, ale żeby tak przejść od chodzenia z nią wszędzie za rękę do stwierdzenia,

że nigdy jej nie tknie? Jak to możliwe?

Nie wytrzymała już dłużej. Poderwała się i wystartowała z okrzykiem. Pozwoliła, by

wschodni wiatr uniósł ją znad wody Przez kilka uderzeń serca wisiała w ciszy, otu- 240 lona powietrzem. Patrzyła, jak zapalają się gwiazdy. Roz-puczliwie wchłaniała piękno chwili,

jakby to był środek uspokajający.

Kiedy się trochę wyciszyła, zatoczyła koło i poszybowała wyżej. Złapała stały zachodni prąd,

który zaniósł ją /, powrotem nad wyspę. Wciąż nie potrafiła latać z wdziękiem - prawdę

mówiąc, jej lot był ledwo zadowalający -ale jeśli za bardzo się na tym nie skupiała, wiedziała,

co zrobić, żeby poruszać się naprzód. Nie miała jasnego pomysłu, dokąd się wybiera. Nagle

jednak zrobiło jej się okropnie zimno i zapragnęła, żeby ktoś ją pocieszył. Podświadomie

podjęła decyzję i minutę później zorientowała się, że szybuje w kierunku domu Claire.

Opadła na trawnik przed domem przyjaciółki. Ale w takim stanie nie mogła po prostu podejść

i nacisnąć dzwonka. Cała była przemoczona i strasznie się trzęsła. Gdyby państwo Aoki to

zobaczyli, natychmiast zadzwoniliby do jej ojca.

Okrążając dom na piechotę, Helena zaglądała w okna, żeby wypatrzyć Claire. Wyciągnęła

komórkę z dżinsów, ale walnęła się w czoło na widok zniszczonego, ledwo dwudniowego

aparatu. Nagle usłyszała, że Claire wrzeszczy na swoją matkę po japońsku i gwałtownie

tupiąc, biegnie na górę. W jej pokoju zapaliło się światło i trzasnęły zamykane drzwi.

To był koszmarny sposób, żeby się ujawnić. Helena mgliście uświadomiła to sobie, gdy

podfrunęła do okna i zobaczyła swoją najlepszą przyjaciółkę na łóżku z szeroko otwartymi

ustami. Poczekała na okrzyk, ale kiedy ten się nie wydobył, zbliżyła się do szyby.

Page 106: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Wpuść mnie - poprosiła z naciskiem, szczękając zębami.

- O do diabła. Czyli jesteś wampirem - powiedziała Claire. Na jej twarzy nie było śladu

zdziwienia, tylko rozczarowanie. 16 - Spętani przez bogów 241

- Co takiego? Nie! Po prostu otwórz okno, Chichota. Zamarzam! - wyszczekała Helena.

Claire zwlokła się z łóżka i ze spuszczonymi ramionami i ponurą miną podeszła do szyby.

- Wiem, że to modne i w ogóle, ale naprawdę nie chcę, żebyś mi wysysała krew. To takie

niehigieniczne! -jęknęła żałośnie.

Osłoniła szyję rękami, ale mimo to otworzyła okno i ten gest przyjaźni nie umknął Helenie.

- Och, na litość boską, nie jestem żadnym cholernym wampirem, Chichota! Widzisz? Nie

mam żadnych długich kłów. Ani szaleństwa w oczach.

Podniosła górną wargę, żeby pokazać przyjaciółce zupełnie normalne siekacze, i otworzyła

szeroko oczy, żeby Claire mogła się przekonać, że nie czai się w nich żądza krwi.

- No dobra! Ale mogłam mieć takie podejrzenie, biorąc pod uwagę okoliczności! -

powiedziała obronnym tonem Claire.

Helena wleciała do środka i tuż przed nosem przyjaciółki przełączyła się na grawitację.

- Zgoda! Istnieją pewne podstawy do obaw - przyznała. Coś się jednak nie zgadzało. -

Właśnie wleciałam przez okno. Dlaczego nie jesteś bardziej zaskoczona?

- Od dziecka wiem, że umiesz latać. Raz nawet zepchnęłam cię z dachu, żeby się upewnić.

Przepraszam za to tak przy okazji - odparła zakłopotana.

- Rzeczywiście mnie zepchnęłaś! - wyszeptała Helena. Nagle przypomniała sobie całe

wydarzenie.

Miały może siedem lat i wygłupiały się na tarasie na dachu. Helena spadla, ale nie rąbnęła o

ziemię, tylko w pewnym sensie wylądowała. Jak liść opadający z drzewa. Claire przysięgała

na wszystkie świętości, że Helena się poślizgnęła, ona jednak nie pamiętała, żeby straciła

równowagę. Potem przez kilka tygodni przyjaciółka 242 ilziwnie się jej przyglądała. Helena uznała, że coś jest nie tuk, ale w końcu wyrzuciła całą

historię z pamięci. Teraz wszystko nabrało sensu. Stała i gapiła się na Claire oniemiała.

- No co? Nie wierzyłam, że coś ci się stanie ani że się zabijesz. Dzień wcześniej widziałam,

jak nie spadłaś ze schodów w moim domu, kiedy naprawdę się poślizgnęłaś, więc musiałam

sprawdzić swoją teorię - odparła Claire, jakby takie myślenie było zupełnie logiczne.

- I dlatego zepchnęłaś mnie z dachu?

- Nie masz pojęcia, jaka byłam na ciebie zła, że trzymasz to przede mną w tajemnicy!

Umiesz latać i nigdy mi o tym nie powiedziałaś, Lennie! - Claire przeszła do ataku.

Helena jej na to pozwoliła, bo przyjaciółka wydawała się bardzo dotknięta.

- Odkryłam to dopiero kilka tygodni temu! - oznajmiła z naciskiem.

- Ale z ciebie kłamczucha! - Claire uderzyła pięścią

w biodro.

- Naprawdę! Moja mama rzuciła na mnie klątwę, więc nie mogłam używać swoich...

Choroba! Byłoby łatwiej, gdybym jednak okazała się wampirem. Wtedy byś załapała! -

sapnęła poirytowana.

Czuła, że Claire jej nie rozumie. Zrobiła kilka kroków i przejechała palcami po splątanych

włosach, zanim pozbierała myśli.

- Hergie omawiał z wami Iliadę, prawda? Pamiętasz tych wszystkich herosów z nadludzką

siłą, co mogli wyprawiać niesamowite rzeczy? - spytała.

- Tak. Bo byli półbogami. Ale to przecież niepraw-I da - powiedziała Claire, jakby to było

oczywiste. I nagle

ją olśniło. - O mój...

Page 107: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Jestem jednym z potomków tych herosów. Nazywamy się Sukcesorami i mamy różne

talenty. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie. Ale nie miałam o tym pojęcia. 243

Dowiedziałam się dopiero niedawno. Chciałabym ci wszystko opowiedzieć, ale nie wiem, co mogę.

Proszę, Chichota. Jasne, ta cała historia brzmi idiotycznie, ale nigdy cię nie oszukałam. Musisz mi

uwierzyć. - W porządku. - Claire pokiwała głową i popatrzyła Helenie w oczy, jakby w końcu poczuła, że

przyjaciółka okazała jej należyty szacunek. - Większości już się domyśliłam. Odkryłaś, że jesteś

półbogiem, kiedy pojawili się Delosowie... tak swoją drogą, to super, nie? Oni są tacy jak ty.

Wiedziałam to, gdy tylko ich zobaczyłam. Po prostu nie ogarniałam, kim jesteście. - Widzisz? - Helena uśmiechnęła się nerwowo. -Właśnie dlatego musiałam ci powiedzieć. Potrzebuję

twojej pomocy, żeby to wszystko rozgryźć. Tylko na razie nie mów o niczym Delosom. - To bez znaczenia. Mogę coś zmyślić. Albo udawać, że sama na to wpadłam. W końcu w pewnym

sensie tak było - odparła Claire z zadowoleniem. Nagle coś przyszło jej do głowy i całkiem serio

spytała: - A tak w ogóle, gdzieś ty się włóczyła? I dlaczego jesteś w takim stanie? Helena już miała jej wyjaśnić, co zaszło między nią a Hektorem, kiedy zabrzęczała komórka

przyjaciółki. Claire przeczytała wiadomość i zaczęła wystukiwać odpowiedź. - To Jazon. Muszę mu powiedzieć, że tu jesteś, bo szukał cię cały dzień - wyjaśniła. Telefon znów się odezwał. - To on. - Rzuciła okiem na sms-a. - Chce, żebym cię tu zatrzymała. Już jedzie. - Nie! Nie jestem jeszcze gotowa, żeby z nimi rozmawiać! -wykrzyknęła Helena, cofając się. - Len, on się naprawdę o ciebie martwi. Zresztą tak samo jak wszyscy. - Muszę się stąd wydostać - wyjąkała Helena. Przetarła dłonią twarz i odwróciła się do okna. 244 - A ty dokąd? - Claire zablokowała jej drogę ręką. -Jeśli chcesz, powiem mu, żeby sobie poszedł, ale

muszę wiedzieć, że z tobą wszystko w porządku. - Po prostu wracam do domu. Obiecaj, że mu nie pozwolisz za mną jechać, dobra? Claire obiecała i przytuliła przyjaciółkę. Helena wyskoczyła przez okno, w jednej chwili przechodząc

w stan nieważkości. Kiedy odlatywała, słyszała, jak Claire gwałtownie wciąga powietrze. Minutę

później wylądowała na trawniku przed swoim domem i od razu ruszyła w stronę schodów, żeby wziąć

prysznic i się ogrzać. Czekał na Helenę tuż za drzwiami. Zwalił ją z nóg, zanim zdążyły trzasnąć. Wszystko wokół skrywał

mrok ciemniejszy niż noc. Nic nie widziała, jakby miała opaskę na oczach. Dezorientująca ciemność,

która przyprawiała o zawroty głowy, skutecznie odcinała ją od reszty świata. Helena nie potrafiła

sobie nawet przypomnieć rozkładu własnego domu. Gdzie schody? Meble? Nie miała pojęcia. Jakby

wpadła w czarną dziurę. Była tak zaszokowana, że nie zdążyła się nawet od-turlać. Leżała przygnieciona ciałem ogromnego

mężczyzny. Chwycił jej głowę i szarpnął w bok. Próbował skręcić Helenie kark. Złapała go za

nadgarstki, żeby rozluźnić chwyt. Nie dała rady. Mięśnie na karku napięły się jej "o granic

możliwości, kiedy wierzgając, walczyła z napastnikiem. Drugi raz w ciągu godziny zaczęła wpadać w

panikę. Ale właśnie to, że niedawno otarła się o śmierć, przyniosło jej rozwiązanie. Na myśl, że ma

użyć błyskawicy, wywrócił jej się żołądek. Wiedziała jednak, że nie ma wyboru. Poczuła, że w jej brzuchu wzbiera elektryczność. Wystarczy tylko ją uwolnić. Niewprawnie wypuściła

ładunek. Pudło. Pobiegł w dół po nogach, przyprawiając ją o drgawki. W rozpaczy ostatnich kilka

woltów skierowała w górę i prąd przeskoczył po jej rękach na nadgarstki mężczyzny. 245

Na moment błękitny rozbłysk oświetlił pokój i Helenć zobaczyła oczy napastnika rozszerzone ze

zdziwienia. Je go ciało zaczęło drgać. Krzyknął porażony prądem.

Page 108: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Zapach włosów i ozonu - najmroczniejszy element z dziecięcych koszmarów. Miała wrażenie, że z jej

ciała wyciekła połowa energii, i siły miała tyle co kot napłakał. Ciężar leżącego na niej olbrzyma

stawał się nieznośny. Wiedziała, że musi się wydostać, zanim facet się ocknie, bo inaczej jej sytuacja

nie będzie ani odrobinę lepsza, niż gdy trzymał ją za głowę. Wciąż wstrząsały nim konwulsje, dzięki

czemu Helenie udało się zrzucić część jego ciężaru. Do pomieszczenia zakradło się odrobinę światła,

więc mogła w końcu przyjrzeć się mężczyźnie. Lśniące blond loki i silne ciało przypominały Hektora i Helena przestraszyła się, że może zabiła

właśnie jego. Pochyliła się nisko, żeby sprawdzić, czy napastnik oddycha. Kiedy rozpoznała, że to

Kreon, było już za późno. Otworzył oczy i przyciągnął ją do piersi w niedźwiedzim uścisku. Krzyknęła i zaczęła walczyć. Poszukała w sobie elektryczności, ale została jej zaledwie odrobina

słabego prądu. Wystrzeliła cały ładunek zgromadzony w mięśniach. Była słaba i bezbronna. Nie miała

siły w rękach ani nogach i kolejny atak zmiął ją jak papierową torebkę. Kreon opadł na nią, przyszpilił

do ziemi i wyciągnął zza pasa nóż z brązu. - Jaka szkoda, preciosa. Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem. Niemal zbyt

doskonałą, żeby zginąć - wycharczał jej do ucha. - Ale Atlantyda... Drżąc z odrazy, szarpnęła głową, żeby uciec od jego ust. Odepchnął się od niej i wzniósł nóż wysoko

nad głowę. Zamarł i przez krótką chwilę Helena myślała, że tego nie zrobi. W końcu jednak jego

wzrok stwardniał. Opuścił ostrze, celując jej prosto w serce. 246 Nóż rozpadł się z brzękiem, a odłamki odbiły się od skóry Heleny. Kreon miał zaledwie chwilę, żeby

zarejestrować, co się stało, bo nagle ktoś kopniakiem odrzucił go od Heleny. Lucas skoczył na kuzyna, warcząc wściekle. Obaj zaczęli wymieniać ciosy z taką prędkością, że

Helena ledwo odróżniała ich ręce. Okładali się pięściami i próbowali pochwycić nawzajem.

Błyskawicznie przeskakiwali od boksu do czegoś w rodzaju zapasów - każdy starał się wygiąć stawy

przeciwnika w drugą stronę. Zanim Helena zdążyła podciągnąć się na kolana, walka dobiegła końca.

Przyparty do muru i wciąż osłabiony po porażeniu Kreon okrył się swoim niesamowitym cieniem i

gdy tylko udało mu się odsunąć na kilka centymetrów od Lucasa, natychmiast wybiegł z domu. Lucas

rzucił się za nim w pogoń, ale w połowie trawnika zawrócił do domu. - Nic ci nie jest? - niemal wrzasnął. - Nic, po prostu nie mogę... - Helena usiłowała się podnieść, ale zwaliła się na podłogę z głuchym

łomotem. - Co on ci zrobił? - spytał piskliwie Lucas. Podtrzymał ją, żeby mogła stanąć. - Masz połamane nogi?

- Przyjął na siebie cały jej ciężar, rozpaczliwie usiłując ocenić, jak bardzo jest poturbowana. - Nie, po prostu... Hektor powiedział, żebym korzystała w walce z błyskawic. No to go posłuchałam,

ale zdaje się, że coś poszło nie tak - wymamrotała. W głowie miała mętlik, przed oczami latały jej

mroczki. - Dlaczego nie możesz stać? - Lucas znowu spróbował ustawić ją w pionie. Widok jego pięknej twarzy, zapach i dotyk rąk przyprawiał Helenę o ból serca. Mgliście wiedziała,

gdzie jest ziemia, ale reszta świata wciąż wirowała. Była straszliwie zmęczona. Po prostu nie mogła

wytrzymać dłużej. Musiała się zdrzemnąć. 247

Następną rzeczą, jaka do niej dotarła, to smak czegoś słodkiego na języku. Miód. Otworzyła szeroko

oczy i zobaczyła, że siedzi na blacie w kuchni, a Lucas stoi między jej nogami, trzyma jej głowę lekko

odchyloną do tyłu i wlewa jej w usta miód z plastikowego misia. - No, witam. - Odetchnął z uśmiechem, kiedy na niego spojrzała. W jego wzroku było tyle czułości, że Helena musiała aż się napomnieć, że tak naprawdę wcale nie jest

nią zainteresowany. Po raz tysięczny zaczęła się zastanawiać, co takiego się stało, że ją odepchnął. - Cześć - wychrypiała, jakby się właśnie obudziła z głębokiego snu. - Skąd się tutaj wziąłeś? - Kassie miała wizję. Widziała atak Kreona, ale nie wiedziała, gdzie nastąpi, bo wokół panowała

ciemność. Zgadłem. - Odsunął jej włosy z twarzy i założył długi pukiel za ramię. - Przepraszam, że się

spóźniłem.

Page 109: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Spoko - wymamrotała głosem wciąż drżącym ze strachu. Wzięła głęboki wdech, żeby się opanować

i pozbierać do kupy. - Nieźle mu przyłożyłaś. Nigdy nie widziałem, żeby Kreon tak zwiewał z pola bitwy - powiedział z

podziwem Lucas. - Trochę go dla ciebie zmiękczyłam. - Nie mogła się powstrzymać i uśmiechnęła się do niego, choć

wiedziała, że potem długie godziny będzie to sobie wyrzucać. - Coś mi umknęło, kiedy odpłynęłam? - Tylko podróż stamtąd tutaj. - Wskazał głową przez ramię, a potem na blat. - I szybki telefon do

Jazona po wsparcie. - Lennie! - wrzasnęła Claire, wparowując przez drzwi. Gwałtownie wypuściła powietrze na widok

porozbijanych mebli w holu. 248 - Tutaj. I nie wariuj, nic mi nie jest - zawołała Helena. Napotkała pytające spojrzenie Lucasa. -W

porządku, część rzeczy wie - powiedziała. Odsunęła go, żeby zeskoczyć z blatu. Claire wpadła do kuchni pierwsza, a za nią Jazon - wyglądał,

jakby miał ogromną chęć ją udusić. - Przykro mi, Lukę. Szukałem Heleny i byłem u Claire, kiedy zadzwoniłeś. Chciałem przyjechać sam,

ale Metr Sześćdziesiąt uczepiła się mnie i nie puszczała, więc musiałem ją zabrać - warknął Jazon,

szarpiąc włosy z irytacji. - Że co? Przecież to moja najlepsza przyjaciółka. Wiedziałam, że coś nie gra - odburknęła Claire. -

Jak to się stało? Przecież wyleciałaś ode mnie góra dwie sekundy temu. - Złapała Helenę w objęcia. - To ty wiesz o... tym? - spytał zaskoczony Jazon. - Powiedziałam jej - przyznała Helena. Oswobodziła się z objęć rozentuzjazmowanej Claire i zaczęła

rozcierać obolałą szyję. - Ale ja zawsze w pewnym sensie wiedziałam. Po prostu myślałam, że jest nieumarłą albo kimś w

tym stylu. -Claire lekceważąco machnęła ręką. - Wierzcie mi, cieszę się, że jesteście półbogami, a nie

jakimiś obrzydliwymi półstworzeniami w rodzaju nietoperzy, wilków albo komarów. Jazon i Lucas wymienili spojrzenia nad głową Claire. Helena szybko wyjaśniła, co zaszło, a Lucas

zabrał krewniaka na zewnątrz, żeby odszukać ślad Kreona. Ale było za późno, żeby podążyć jego

tropem. Z ponurymi minami wrócili do środka. Dziewczyny już zapaliły światła i oceniały rozmiar

zniszczeń. - Czy to są kawałki noża? - spytała Claire. - Tak. Chyba chciał mnie dźgnąć w serce - odparła Helena z wahaniem. Nie wiedziała, jak

przyjaciółka zareaguje. 249

- Wciąż umiesz to robić? Powstrzymywać ostrza? -spytała Claire. Ani trochę nie była zdziwiona. -A

co z błyskawicami? Też nadal potrafisz je wytwarzać? - Skąd ty to wszystko...? Claire westchnęła. - Po tym, jak zepchnęłam cię z dachu... - zaczęła. - Po tym, jak co zrobiłaś? - wrzasnął Lucas. - Miałyśmy siedem lat! I nic jej się nie stało! - odkrzyknęła. - Nieważne. Wiem o nożach, no bo, eee,

sama parę razy próbowałam cię dziabnąć - dokończyła zawstydzona. - Ale już wcześniej się

skapowałam. Po tej historii z nożyczkami Gretchen w drugiej klasie. Pamiętasz? Helena się skrzywiła. - No jasne! Gretchen i jej nożyczki! Ona naprawdę próbowała mnie zabić, co nie? - Uhm. Oszalała z zazdrości. Ale ja nigdy nie chciałam cię zabić. Po prostu musiałam się upewnić, że

nie zwariowałam. To było przerażające - odparła przepraszająco Claire. Helena się uśmiechnęła. Natychmiast wybaczyła przyjaciółce. - Chyba nie mogę mieć do ciebie pretensji. A skąd wiesz o błyskawicach? - Pamiętasz, jak miałyśmy dziewięć lat i popłynęłyśmy promem, żeby zobaczyć akwarium w

Bostonie? I tego strasznego faceta z ogromnym brzuchem, który nas zagadywał? Pamiętasz, jak cały

czas cię „przypadkowo" trącał i gładził po włosach?

Page 110: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Helena pamiętała, mimo że mnóstwo czasu poświęciła na to, żeby zapomnieć. Ten koszmarny swąd

palonych włosów i pustka w jego oczach. Pokiwała głową, wzdragając się na to wspomnienie. Bała się

tego, dokąd zmierza opowieść Claire. - Pamiętasz, jak nagle zniknął, zanim dobiłyśmy do brzegu? No cóż, nie zniknął. Próbował cię

chwycić, Len- 250 i uc, i widziałam, jak przeskoczyła z ciebie na niego iskra elektryczna. Wyglądała jak błyskawica,

tylko że pochodziła od ciebie. Gościa aż wyrzuciło z pokładu. - Myślę, że go zabiłam - wyszeptała Helena. W końcu musiała się przyznać. - I bardzo dobrze! Pieprzony pedofil! Powinnaś jeszcze dostać medal - stwierdziła z mocą Claire. Helena spojrzała na poważną twarz przyjaciółki. Ten mężczyzna prawdopodobnie zamierzał zrobić

coś okropnego, ale czy to usprawiedliwiało fakt, że go usmażyła? - Po pierwsze, nie wiesz, czy go zabiłaś. Po drugie, to ył odruch. Nieistotne, czy zasługiwał na śmierć,

czy nie. ie powinnaś czuć się winna. Działałaś w samoobronie. -ucas dotknął ramienia Heleny. Odsunęła się,

niepewna, co czuje. Na szczęście Jazon zmienił temat. - Więc zawsze wiedziałaś, że Helena nie do końca jest złowiekiem? - Uśmiechnął się kpiąco do

Claire. - I to ci ie przeszkadzało? - Trochę się martwiłam, że kiedyś mnie zaciągnie do iekła i wyssie całą moją esencję, ale doszłam do

wnio-ku, że lepsze to niż przyjaźń z Gretchen. - Jej szcze-ość wywołała salwę śmiechu. - No i pewnie

zauważyliście, że na tej wyspie mieszkają głównie biali. To nie najlepsze warunki dorastania dla

Japonki. A z Lennie u boku wiedziałam, że nieważne, jak dziwna się będę wydawała, ona zawsze

będzie dziwniejsza. I to mi się podobało. - I nigdy nikomu nie powiedziałaś? Przez te wszystkie lata? Nawet przypadkowo? Jak byłaś mała? -

dopytywał Lucas z powątpiewaniem. - Daj spokój. Nie jestem głupia! Oglądałam E.T. I wiem, co ludzie w białych fartuchach zrobili jemu i

Elliotowi - odparła z niesmakiem. - Nigdy się o Lennie nie wygadałam. Ani o tobie, jeśli już przy tym

jesteśmy. 251

- Dzięki - odparł Lucas trochę zmieszany porównaniem z kosmitą. Wymienili z Jazonem spojrzenia i tym razem w ich wzroku widniał prawdziwy podziw. - Wiecie, czego nie rozumiem? - Helena zmieniła temat. - Dlaczego ona może być przy tym, jak

używam mocy, i to nie ma na mnie żadnego wpływu? Tyle razy widziała, jak wykorzystuję swoje

umiejętności, a ja nie pamiętam, żeby choć raz bolał mnie przy tym brzuch. Nikt nie potrafi! odpowiedzieć na to pytanie. Zaczęli więc sprzątać, żeby zdążyć, zanim Jerry wróci do

domu. Claire zaproponowała, że zostanie u Heleny na noc, na wypadek gdyby ta bała się spać sama,

ale Jazon natychmiast się sprzeciwił. - I co zrobisz, jeśli Kreon znowu się pojawi? Rzucisz w niego książką i powiesz mu parę słów do

słuchu? - Pokręcił głową. - E-e. Wiem, że wy dwie jesteście jak siostry, ale nie zostaniesz tutaj. - Ja zostanę. Ty odwieź Claire. - Lucas po cichu przejął kontrolę nad sytuacją i nie dopuścił do

kolejnej sprzeczki między Claire i Jazonem. - Daj znać, jeśli zobaczysz coś podejrzanego w pobliżu jej

domu. - Jasne. - Jazon przytaknął i poprowadził Claire do drzwi. Nie wydawał się zdziwiony, że przy domu Claire może się czaić niebezpieczeństwo, natomiast obie

przyjaciółki były zaskoczone. Nagle znowu przerażona Helena podniosła rękę, żeby ich powstrzymać.

Na zewnątrz, w każdym nocnym cieniu mógł się kryć Kreon. Lucas wyczuł jej strach, złapał ją za

ramię i przytrzymał mocno. - Jazon da sobie radę - oznajmił z przekonaniem. - Poczekaj, mówisz o moim domu? Tam są moi rodzice - powiedziała Claire wyraźnie zaniepokojona.

- Myślisz, że facet, który to zrobił...

Page 111: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

252 - Nie martw się - odezwał się Jazon z delikatnością, którą zwykle rezerwował dla wszystkich oprócz

Claire. -Nie pozwolę, żeby cokolwiek stało się tobie albo im. - Dziękuję - odparła powoli, zdziwiona, że miała powód, żeby wypowiedzieć to słowo pod jego

adresem. Odwróciła się i pomachała Helenie, która pomyślała, że właśnie zdarzyło się coś niemożliwego - jej

przyjaciółce w końcu wyczerpał się repertuar docinków. Gdy wyszli, zamknęła drzwi i głęboko

zaczerpnęła powietrza. A potem obejrzała się na Lucasa i poprosiła cały panteon greckich bóstw, żeby

któregoś dnia patrzenie na niego przestało jej sprawiać taką trudność. - Wyglądasz na zmęczonego. - Po prostu stwierdziła fakt. - Ty też. Słyszałem, że miałaś koszmary. - Zupełnie nie wstydził się przyznać, że wypytywał o nią

krewnych. - A jakie to ma dla ciebie za znaczenie? Proszę, Lucas, po prostu idź już sobie. - Potarła twarz rękami. - Nie mogę. Nie zrobię tego. - Zbliżył się do niej i zamknął ją w swoich ramionach. Helena zbyt kiepsko się czuła, żeby z nim walczyć. Przytuliła się do jego piersi i przez chwilę tak

odpoczywała. - Dlaczego pachniesz oceanem? - spytał nagle i odsunął się, żeby lepiej jej się przyjrzeć. Obrzucił

wzrokiem wilgotne, zapiaszczone ubranie. - Co ci się jeszcze dziś przydarzyło poza spotkaniem z

Kreonem? - spytał podejrzliwie. - To nie fair. - Odepchnęła go i uśmiechnęła się gorzko. - Jeśli skłamię, będziesz wiedział, a jeśli nic

nie powiem, założysz najgorsze. - To po prostu powiedz tyle, ile chcesz - odparł cicho. Cofnął się, żeby dać jej trochę przestrzeni. -

Tylko powiedz cokolwiek. Co się stało? 253

- Nie poszłam na trening, bo nie chciałam... nie mogłam cię widzieć. Hektor znalazł mnie na

plaży, więc mu przyłożyłam w twarz, a on omal mnie nie utopił, żeby dać mi lekcję pokory -

wypaliła. W jej oczach zalśniły łzy. -Potem poszłam do Claire, żeby się jej wypłakać w

mankiel i przyznać się, że jestem półboginią. Później poleciałam do domu. A tu Kreon

próbował mi skręcić kark i dźgnąć nożem w serce. Resztę już znasz. A teraz chcę po prostu

wziąć gorący prysznic i położyć się do łóżka, bo zamarzam i wszystko mnie swędzi. I nie

sądzę, żebym dała radę dziś znieść więcej.

- W porządku. Idź pod prysznic. - Lucas gwałtownie pokiwał głową i usunął się z drogi. -

Zaczekam w twoim pokoju.

Słaniając się na nogach, Helena wdrapała się na górę. Weszła pod prysznic i zaczęła płakać.

Siedziała w brodziku, a po ciele spływała jej woda. Nie potrafiła dłużej powstrzymywać łez.

Starała się płakać możliwie cicho w nadziei, że hałas strumienia zagłuszy szloch.

W końcu wytarła się, włożyła słodko pachnącą koszulkę na ramiączkach i spodnie od dresu

prosto z prania i w zaparowanej łazience dokończyła wieczorną toaletę. Czyszcząc zęby,

usłyszała, że tata wrócił do domu i włączył telewizję w salonie. Stanęła na szczycie schodów i

krzyknęła mu „dobranoc". Odmruknął „dobranoc", ale był zbyt zaabsorbowany poczynaniami

Red Soksów, żeby porozmawiać, więc Helena poczłapała do swojej sypialni. Lucas leżał na

kołdrze - całkowicie ubrany, tylko bez butów. Helena zatrzymała się w drzwiach. Jej łóżko

było dla niego za małe, a mimo to wyglądał, jakby był na swoim miejscu. Przez chwilę patrzył na nią, po czym przełknął z trudem, podniósł kołdrę i wskazał, żeby wskakiwała.

Zawahała się. Z jednej strony chciała mu powiedzieć, że w każdej chwili może wejść tata, a z

drugiej strony prosić, żeby się rozebrał. 254

Page 112: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Moja silna wola jest na wyczerpaniu - ponaglił Helenę. -A ponieważ najwyraźniej lubisz

spać w najbardziej przezroczystej koszulce świata, błagam, schowaj się pod kołdrę, zanim

zrobię coś głupiego.

Helena poczuła, jak krew uderza jej do twarzy. Natychmiast skrzyżowała ręce, żeby zakryć

piersi, i dała susa pod przykrycie. Lucas tylko się roześmiał. Otulił ją kołdrą, jakby to była

nieprzekraczalna bariera, która w magiczny sposób mogła ich powstrzymać przed zrobieniem

„czegoś głupiego". Gdy tylko umościła się w łóżku, otoczył ją ramieniem i wtulił twarz w jej

kark.

- Nie ma się czego wstydzić. Po tym, jak widziałem cię w koszulce mojej krewniaczki, nie

zostało ci już nic do ukrycia. Ale dlaczego płakałaś pod prysznicem? - wymruczał jej we

włosy.

Jego usta przesuwały się po jej włosach, biodra dotykały ją przez kołdrę, ale ramiona były

nieustępliwe jak pręty klatki. Próbowała się do niego odwrócić, zaprosić go do siebie, ale nie

pozwolił.

- Płakałam z frustracji! Dlaczego to robisz? -wyszeptała w poduszkę.

- Nie możemy, Heleno - tylko tyle powiedział. Pocałował ją w kark. Wciąż powtarzał, że

przeprasza,

ale choćby nie wiadomo jak próbowała, nie pozwoli jej się odwrócić. Zaczęła podejrzewać, że

ją wykorzystuje.

- Proszę, bądź cierpliwa. - Przytrzymał rękę, którą sięgnęła, żeby go dotknąć.

Chciała usiąść, wypchnąć go z łóżka, bo leżenie z kimś, kto tak okropnie z nią pogrywał,

sprawiało jej ból. Przez chwilę się mocowali, ale Lucas nie dawał Helenie szans. Wydawał się

nawet jakiś cięższy. Z łatwością blokował wszystkie jej próby oplatania go rękami i nogami, a

nawet dosięgnięcia ustami.

- Czy ty w ogóle mnie chcesz, czy po prostu uważasz, że to zabawne, tak się ze mną drażnić?

- spytała. Czuła 255

się odrzucona i upokorzona. - Nawet mnie nie pocałujesz? W końcu udało jej się przekręcić na plecy. Teraz mogła przynajmniej zobaczyć jego twarz. - Gdybym cię pocałował, nie mógłbym przestać - wyszeptał rozpaczliwie. Oparł się na łokciach, żeby

popatrzeć jej w oczy. Ona też spojrzała na niego i tak naprawdę tej nocy zobaczyła go po raz pierwszy. Na jego twarzy

malowały się bezbronność i niepewność. Usta miał nabrzmiałe od pragnienia. Drżał i był niepokojąco

spocony. Helena westchnęła. Z jakiegoś powodu, który najwyraźniej nie miał nic wspólnego z

pożądaniem, Lucas nie mógł sobie pozwolić, żeby z nią być. - Nie naśmiewasz się ze mnie, prawda? - spytała na wszelki wypadek. - Nie. W tym nie ma nic śmiesznego - odparł. Przesunął się znad niej i położył obok na plecach, ciężko oddychając. - Ale między tobą a mną do niczego nigdy nie dojdzie - stwierdziła Helena. - Nigdy nie mów nigdy - powiedział z naciskiem i przeturlał się na nią z powrotem, wykorzystując

całą swoją nadnaturalną masę, żeby wepchnąć ją głębiej w kokon. - Bogowie uwielbiają bawić się

ludźmi, którzy używają wielkich słów. Powiódł ustami po jej szyi i pozwolił, żeby mu zarzuciła ręce na szyję, ale to wszystko. Trzymał ją

przyszpilo-ną pod kołdrą, zmumifikowaną w nieszczęsnej czystości, i nie dał się mocniej objąć. - Zależy ci na mnie? Nie tylko dlatego, że moje życie liczy się w grze o to, żeby nie dopuścić do

wojny z bogami? - spytała zuchwale. Wiedziała, że na pewnym poziomie ona sama jest nieistotna, ale musiała wiedzieć, co Lucas do niej

czuje. 256 Uniósł się lekko, żeby móc się przyjrzeć Helenie i żeby ona mogła go widzieć.

Page 113: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Oczywiście, że mi na tobie zależy - odparł z mocą. -|cdyna rzecz, jakiej bym nie mógł zrobić, żeby

być z tobą, to stać się przyczyną śmierci niewinnych ludzi. Nic wię-i ej. - Znowu się położył na

plecach i przejechał dłonią po włosach. - Ale, jak widać, to wystarczy. Helena zrozumiała, że za tym, co powiedział, kryje się więcej. Nie potrafiła jednak się zmusić, żeby

zadać pytanie, na które mogłaby dostać jakąś straszliwą odpowiedź. Dość miała okropności jak na

jeden dzień. Przeturlała się na Lucasa i wtuliła w to miejsce na jego piersi, gdzie -była tego pewna -

wciąż miał wgniecenie w jej kształcie. - Wiesz co? Tak dla jasności. Mnie też na tobie zależy. A jeśli ten uścisk to wszystko, co mogę mieć,

to wolę go niż wszystko, co mogłabym dostać od kogoś innego. - To dlatego, że nigdy nie byłaś z mężczyzną - odparł i pocałował ją w czoło, tuż przy włosach. - A

teraz pora spać - zarządził. Helena chętnie by się sprzeciwiła, ale totalnie wyczerpana tylko mrugnęła przekornie. Splecione ręce

Lucasa były jak bezpieczny koszyk dla jej zdrowiejącego serca. Zupełnie się rozluźniła. Nasłuchując

pewnego szczególnego pogłosu w jego oddechu, dźwięku, który zdążyła już tak dobrze poznać,

zapadła w głęboki sen. Tym razem nie miała koszmarów.

Rozdział 13

Okryty czarnym cieniem Kreon czaił się na zewnątrz domu Heleny z oczami przyklejonymi do okna

jej sypialni. Słyszał, jak cztery domy dalej Hektor prześlizguje się 17 - Spętani przez bogów 257

przez trawnik sąsiadów, szukając jego śladu. Ale chłopak był bez szans. Nikt nie mógł nocą

znaleźć Kreona, jeśli ten nie chciał być znaleziony.

Jego mały kuzynek Lucas leżał na górze, w łóżku z Heleną, w objęciach. Kreon zatrząsł się

od stóp do głów, powstrzymując niemal niepohamowaną chęć, żeby skoczyć, rozbić szybę i

walczyć z kuzynem o życie dziewczyny. Albo może po prostu o nią. Teraz już nie był taki

pewny, co by zrobił, i ta nowo odkryta niepewność wcale mu się nie podobała. Zacisnął zęby

i zmusił się, żeby nad sobą zapanować. Gdyby rzucił wyzwanie Lucasowi, stoczyliby tę

walkę na śmierć i życie. Kreon nie miał wątpliwości, że to on by zwyciężył, ale wraz z tym

zwycięstwem straciłby wszystko. Stałby się Wygnańcem, a Atlantyda przepadłaby na zawsze.

Wybór był oczywisty: nieśmiertelność albo Helena. Dlaczego więc aż się spocił z wysiłku,

żeby się opanować? Słyszał, jak Helena wzdycha przez sen, a Lucas wsuwa się pod nią i

przyciąga ją jeszcze bliżej. Nogi Kreona wyprostowały się, jakby miały własną wolę. Zrobił

dwa kroki w kierunku okna, jego głowę spowiła czerwona mgiełka żądzy krwi.

Telefon w kieszeni zawibrował.

Hektor, zwietrzył niebezpieczeństwo. Zerwał się i ruszył prosto w stronę cichutkiego

dźwięku. Kreon musiał uciekać. Nie dałby rady dwóm kuzynom i Helenie. Wróci tu kiedy

indziej.

Dziesięć minut trwało, zanim zgubił Hektora w centrum wyspy. Kuzyn był uparty, ale w

końcu duszący mrok na tyle go zdezorientował, że Kreonowi udało się wymknąć.

Pędząc plażą wzdłuż zachodniego brzegu, wreszcie sprawdził, kto do niego dzwonił i ocalił

go przed popełnieniem straszliwego błędu. Bez zdziwienia odkrył, że to matka. Może i nie

była Sukcesorką, ale miała niesamowite 258 wyczucie czasu. Oddzwonił do niej i opowiedział, co takiego znalazł na maleńkiej wyspie.

Początkowo mu nie uwierzyła. Ale po tym, jak starannie dobierała słowa, Kreon domyślił się,

że nie tyle wątpiła w jego opowieść, ile w to, żeby Helena potrafiła wywołać zjawisko,

Page 114: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

którego był świadkiem. Jakimś cudem widziała już Sukcesora lub Sukcesorkę, których skóra

niszczyła ostrza, albo o kimś takim słyszała. Kreon nalegał, żeby mu powiedziała kto to.

Zamiast tego Mildred poprosiła, żeby opisał jej Helenę. Tak też zrobił.

- No cóż, zdaje się, że miałeś kiepski nóż. Bo sądząc po twoim opisie, to nie może być ona ani

jej córka -

stwierdziła szybko.

Kreon wciąż naciskał matkę, ale ona, coraz bardziej poirytowana, podniosła głos i nawet

wymknęło jej się kilka przekleństw. Takie prostackie zachowanie zaszokowało Kreona.

Przecież dama nigdy nie zniża się do tego, żeby bluzgać. Aż do tej pory nie przyszłoby mu do

głowy, że jego matka mogłaby kląć. Grzecznie zapytał, dlaczego przypuszcza, że to wina jego

noża.

- Bo gdyby tej dziewczyny rzeczywiście nie imała się broń, to musiałbyś też wspomnieć, że

nigdy w życiu nie widziałeś równie pięknej twarzy. Za nic nie pominąłbyś tego faktu. Masz to

we krwi - odparła z rozdrażnieniem.

- A jeżeli ona ma najpiękniejszą twarz, jaką widziałem? To co wtedy? - spytał spokojnie

Kreon, choć przypływ adrenaliny przyprawił go o dreszcz.

Przez chwilę na linii panowała cisza.

- Wracaj. Natychmiast. Trzeba o tym powiedzieć ojcu. To znacznie poważniejsze niż sądzisz

- wykrztusiła w końcu Mildred i się rozłączyła.

Następnego ranka Helena obudziła się nagle. Jej ciało w mgnieniu oka przeskoczyło ze stanu

snu w stan czujnej gotowości. Ręka poszybowała do tego miejsca na piersi, 259

gdzie pękło ostrze Kreona. Helena aż musiała przycisnąć palce do kości, żeby się przekonać, że nie ma

tam żadnej dziury. Z drugiego końca pokoju dobiegł ją cień szeptu. Usiadła i zobaczyła, że Lucas stoi w oknie i rozmawia

z kimś na zewnątrz tak cicho, że nie mógłby go usłyszeć żaden człowiek. Zegarek obok łóżka

wskazywał piątą dwadzieścia pięć i niebo ledwo zdążyło poszarzeć. - Jest bezpieczna, tylko to się liczy - powiedział Lucas. - Nie tylko to - wyszeptał ktoś w odpowiedzi. Wstała i podeszła do okna. Popatrzyła w dół. Na skraju trawnika stał Hektor. Spoglądał to na nią, to na

Lucasa, a na jego twarzy malowało się oburzenie. - Wszystko w porządku? - spytał szorstko Helenę. - Tak. Ale ty nie wyglądasz najlepiej - odparła. Nawet z tej wysokości mogła dostrzec, że chłopak ma przekrwione oczy - ze zmartwienia i zmęczenia. Skrzywił się ironicznie na widok jej współczującego

spojrzenia i zwrócił do Lucasa. - Zostańcie w górze, dopóki nie będziemy pewni. W powietrzu jest bezpieczniejsza. Odbiegł tak szybko, że Helena zobaczyła tylko rozmytą plamę. Lucas zamknął okno i oparł się o

szybę. Oczy miał szeroko otwarte, spojrzenie nieruchome. - O co chodziło? - spytała Helena niemal niedosłyszalnym głosem. Z sypialni obok dobiegał głęboki oddech ojca. Na szczęście Jerry wciąż spał. - Moja rodzina zeszłej nocy szukała Kreona - odparł Lucas ze spuszczonym wzrokiem. - Myślimy, że

odleciał z wyspy czarterem, ale jeszcze nie mamy pewności. - Odleciał? - powtórzyła Helena z nadzieją. - Być może. Ale jeśli tak, to nie na zawsze. 260 Lucas patrzył na nią z takim napięciem, że musiała |o dotknąć, żeby je jakoś przełamać. Położyła mu

rękę na piersi. Cały się trząsł. Nagle wyprostował się i ruszył do drzwi. i - Załóż coś ciepłego. - Dlaczego? Dokąd się wybieramy?

Page 115: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Do góry. Gdy tylko znaleźli się w powietrzu, Lucas trochę się rozluźnił. Helena poprosiła, żeby z nią poćwiczył

po części dlatego, że chciała się uczyć, ale przede wszystkim zamierzała odwrócić jego uwagę od

ponurych myśli. Ponad C.odzinę zajmowali się problemem kontroli ciśnienia, zanim w końcu odezwał

się telefon. Kastor dzwonił z lotniska. Potwierdził, że tak jak podejrzewali, Kreon opuścił wyspę

wynajętym samolotem, więc Lucas może bezpiecznie sprowadzić Helenę na ziemię. Zadzwonił też Hektor. Nalegał, żeby natychmiast lecieli do posiadłości Delosów. Chciał, by jeszcze

tego ranka Helena wróciła do treningów. Wdał się z Lucasem w gwałtowną sprzeczkę. W końcu Lucas

zgodził się wylądować, ale wydawał się obrażony. - Co się dzieje? - spytała zdezorientowana Helena. Lucas wcale nie sprawiał wrażenia

uszczęśliwionego tym, że Kreon zawinął się z wyspy. - Hektor wyobraża sobie, że my tutaj... Nie trzymam cię przecież w górze, żebyśmy mogli... Do

diabła, przecież musisz się nauczyć latać! -warknął, przejeżdżając dłonią po włosach. - Wolałbym,

żebyś potrafiła uciec przed kłopotami, zamiast walczyć. - Ja też - odparła entuzjastycznie i złapała go za ramię, żeby nie odlecieć. - Zadzwoń do Hektora i

powiedz, że jeszcze nie skończyliśmy. Nie chcę, żeby wyciskał ze mnie siódme poty. Chętniej sobie

polatam z tobą. Lucas spojrzał na nią z bólem. 261

- Lepiej wracajmy - powiedział w końcu stanowczo, twarz mu spochmurniała. - Musisz się nauczyć i

tego, i tego. Helena wiedziała, że Lucas się martwi, ale poranek w stanie nieważkości wprawił ją w upojenie.

Złapała Lucasa za ręce i pociągnęła dookoła, tak że zaczęli spadać. Wirowali w powietrzu, jak na

kolejce górskiej. Krzyknęła, bo żołądek fiknął jej koziołka, ale zadziałało. Lucas wyszczerzył zęby w

uśmiechu i połknął haczyk. Uczepił się jej rąk i porwał w dół tak, że zaczęła wrzeszczeć jak oszalała. W ostatniej chwili pociągnął

ją w górę, przytrzymał w ramionach i dopiero potem pozwolił, by poszybowała u jego boku. Przez

moment wisieli nad trawnikiem Delosów, śmiejąc się histerycznie. Nie zauważyli zaniepokojonych

spojrzeń, które reszta rodziny rzucała im ze środka domu. - A teraz, zanim wylądujesz, nauczę cię jeszcze jednego. - Lucas zakręcił nad jej ramieniem i objął ją

od tyłu. - Pokażę ci, jak zwiększyć swój ciężar i podkręcić grawitację. Najłatwiej to zrobić podczas

lądowania. - Chodzi ci o coś takiego, jak wtedy na korcie, kiedy runąłeś na Hektora? - spytała Helena. - I

ostatniej nocy, tak? Pomyślała o jego ciężkim ciele, gdy się tak mocowali w łóżku. Zagryzła wargi, żeby się nie

roześmiać. - Właśnie - powiedział jej do ucha, muskając wargą skórę. - To dla latających trzeci stan ciężkości. W

czasie walki może ci ocalić życie. Lucas objął Helenę w pasie i unosił się z nią trzy metry nad ziemią. Pokazał, jak można odkształcić

siłę przyciągania ziemskiego. Chodziło o to, żeby odwrócić impuls, który wprowadza w stan

nieważkości, i wyobrazić sobie, że ciało staje się cięższe. Helena od razu załapała podstawy i kiedy

Lucas kazał jej wylądować, ruszyła na trawnik z hukiem, aż wyrwała dwa wielkie kawały darni. Była 262 '/. siebie dumna. Spojrzała na Lucasa, szukając aprobaty, ule najwyraźniej wciąż jeszcze dużo musiała

się nauczyć. - To przyjdzie z czasem - pocieszył ją, ślizgiem żłobiąc dwie głębokie koleiny. - Szpaner! - zawołała z uśmiechem. - Ej, muszę robić na tobie wrażenie, dopóki mogę. Niedługo to ty będziesz zataczać koła wokół mnie.

-Wziął ją za rękę, przyciągnął do siebie i ruszył w stronę domu. - Nie sądzę. - Helena pokręciła głową. Lucas latał z taką gracją! Nie ma mowy, żeby kiedykolwiek mu dorównała.

Page 116: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Jesteś silniejsza ode mnie - powiedział bez śladu zawiści, po prostu stwierdził fakt. - Kiedy tylko

zdasz sobie Z tego sprawę, będziesz robić rzeczy, o jakich mi się nawet nie śniło. - Skoro jestem taka silna, to dlaczego ty zawsze musisz ratować mój biedny tyłek? - spytała

ironicznie. - Bo walka to coś więcej niż siłowanie się - odparł poważnie. -1 całe szczęście, bo inaczej Hektor

wciąż spuszczałby mi straszne lanie. - I tak wciąż ci spuszczam straszne lanie - krzyknął Hektor z domu. Lucas uśmiechnął się znacząco do Heleny i kręcąc głową, wmaszerował razem z nią do kuchni. Nie

zaszli za daleko. - Tylko nie po mojej czystej podłodze! - Noel wskazała na ich buty i nagle dotarło do niej, dlaczego

są całe w błocie. - Dzikusy, co wyście zrobili z moim trawnikiem? - jęknęła. - Nie miałem wyjścia, mamo. Helena musi się nauczyć. Lucas posłusznie wyszedł na zewnątrz i zdjął buty. Helena też. - Helenko, pewnie jesteś głodna. Zjedz coś, zanim pójdziesz - powiedziała życzliwie Noel i zaraz

przestawiła 263

się na tryb awantury. - A co do trawnika, to znasz zasady, Lukę. - „Napraw, co zepsułeś", tak, tak. Przecież wiesz, że zawsze naprawiam - odparł z szelmowskim

uśmiechem. Zaczął gonić matkę po kuchni, grożąc jej łaskotkami, a ona próbowała smagać go ścierką, ale była bez

szans. Pobiegł na górę, żeby zmienić ubranie. Helena pomyślała, że jest szczęśliwy. Ona też była.

Owszem, wciąż groziło jej niebezpieczeństwo, ale na widok Lucasa przeskakującego po trzy stopnie

mogła tylko czuć przyprawiającą o zawrót głowy, musującą radość. Wciąż nie miała pojęcia, co jest

między nimi, mimo to jednak była szczęśliwa. Najwyraźniej nie tylko ona. Pandora weszła do kuchni rozświetlona po jodze. Nuciła coś pod nosem.

Nie miała swoich bransoletek, tylko łańcuszki przy kostkach u stóp i jeden ozdobny na brzuchu.

Pobrzękiwały wesoło przy każdym kroku i ruchu bioder. - O bogowie, jakie cudne! - Dotknęła zawieszki, którą Helena nosiła na szyi. - Zawsze mówię, że jeśli

coś nie jest wysadzane diamentami, to tak naprawdę nie biżuteria. - Co takiego? - Helena zdziwiona spojrzała w dół. Pandora akurat przystawiła do ust butelkę, którą

wyjęła z lodówki, więc jej nie usłyszała. - Sala do ćwiczeń jest twoja - rzuciła przez ramię do Hektora. Helena przejechała palcami po serduszku. Ciekawe, dlaczego Pandora wspomniała o diamentach.

Przecież na jej wisiorku ich nie było. - Gotowa na łomot, księżniczko? - spytał Hektor, gdy tylko jego ciotka tanecznym krokiem opuściła

kuchnię. - Musisz mnie tak nazywać? - sapnęła z niechęcią. Czy bycie palantem to część jego strategii, czy po

prostu cecha osobowości, zastanawiała się. 264 - No cóż, teraz już tak - uśmiechnął się krzywo, zadowolony, że udało mu się zagrać jej na nerwach. - No to chodźmy, zanim powycieram w kuchni kąty Iwoją wielką głupią gębą. - To się nazywa duch walki. Helena musiała się roześmiać. Potrafił być całkiem uroczy, kiedy nie próbował jej zabić. Hektor z Lucasem uznali, że najlepiej, jeśli zacznie od podstaw, czyli od worka treningowego. Ale ona

tego nie łapała. Próbowała wyprowadzać uderzenie z biodra, tak jak jej kazali, tylko że wciąż w

ostatniej chwili jakoś dziwnie się ustawiała i traciła cały impet. Po prostu nie lubiła w nic walić. Nie

przychodziło jej to naturalnie. Hektor nie mógł na nią patrzeć.

Page 117: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Masz w sobie tyle morderczego instynktu co roślina doniczkowa - jęknął, zasłaniając twarz. - Może powinniśmy przejść do zapasów. To i tak będzie pewnie dla niej bardziej użyteczne, skoro

zawsze atakowano ją z bliska - zasugerował Lucas. Helena chętnie się na to zgodziła. Biła się koszmarnie, ale nawet Hektor nie mógł narzekać, że się nie

starała. Chłopcy pokrótce zapoznali ją z etykietą dojo, po czym weszła na ring z ukłonem, tak jak

przykazali. Spodziewała się, że nauczycielem będzie Lucas, on jednak został z tyłu i pozwolił, żeby to

Hektor dołączył do niej na macie. - Myślałam, że to twoja specjalność - zwróciła się niepewnie do Lucasa. - No, Lucas jest w tym dużo lepszy niż ja - odparł zamiast niego Hektor, uśmiechając się szeroko. - A

teraz oprzyj się na rękach i na kolanach. No wiesz, stań jak pies. Mimo że Hektor próbował ją sprowokować, Helena zachowała spokój i skupiła się na poleceniach.

Dżudżitsu po części opierało się na działaniach fizycznych, dość zabawnych, ale głównie - i to

stanowiło prawdziwe wyzwanie - było rozgrywką umysłową. Helena czuła się, jakby 265

rozwiązywała zagadkę, próbując rozplatać precla, w jakiego zawiązał ją Hektor. Kilka razy wkurzyła

go, bo chichotała i wzbraniała przed przyjęciem dwuznacznych, kojarzących się z seksem pozycji. Ale

on postanowił zacisnąć zęby i wytrwać, byle tylko Lucas nie przejął roli nauczyciela. - Nie! - krzyknął, gdy Lucas próbował wejść na ring. - Wynocha. - Nie tłumaczysz jej tego krok po kroku, Hektor! -zawołał Lucas. Nie mógł wejść na matę, bo

złamałby zasady dojo, ale wciąż mógł wrzeszczeć z boku. - Nie wie podstawowej rzeczy o zrywaniu

gardy! - No cóż, trudno. - Hektor podniósł się spomiędzy kolan Heleny. - Nie ma mowy, brachu, żebym ci

pozwolił tu wejść, więc daj sobie na wstrzymanie. Znacząco wskazał na jej wygięte ciało i rozrzucone nogi, unosząc brew. Helena wybuchnęła

histerycznym śmiechem. - Nie masz się czego obawiać, Hektor - wykrztusiła z trudem. - Zaufaj mi! Lucas się zarumienił. Helena usłyszała znajomy śmiech. - Chichota? To ty? - Podparła się i zepchnęła z siebie Hektora. - Tak, to ja. I muszę przyznać, Len, myślałam, że trudniej się dostać między twoje nogi. A tu proszę,

Hektor najwyraźniej nie miał z tym kłopotów - zakpiła Claire. - Co ty tu robisz? - spytała zdziwiona Helena. - Próbowałem ją powstrzymać, ale ona po prostu się wepchnęła i... - zaczął Jazon głosem łamiącym

się z irytacji. - Chciałam zobaczyć, jak wyczyniasz te różne boskie rzeczy - przerwała mu Claire. - Nigdy wcześniej

nie widziałam, żebyś robiła takie sztuczki świadomie. - Sztuczki? Nie jesteśmy tresowanymi kucykami, Claire! - wrzasnął Jazon. 266 Helena spojrzała na Hektora i wzruszyła ramionami, mczasem Claire i Jazon kłócili się dalej w

najlepsze. - Wiesz co? Myślę, że oni to lubią - stwierdziła Helena. - To twoja przyjaciółka - odparł Hektor. - A to twój brat - odparowała. Trzasnęły drzwi. To Lucas wyszedł z sali. Helena wsta- i zawołała za nim, ale nie mogła opuścić ringu, dopóki I lektor, jej mistrz dojo, nie pozwolił jej odejść.

Odwróciła się i spojrzała na niego błagalnie. - Dziś może i jesteś bezpieczna, ale jutro... Wiem, że ~o nie znosisz, ale musisz trenować. A poza tym

lepiej, li pozwolisz, żeby zaczął cię nienawidzić już teraz, He-no - powiedział twardo Hektor. - O czym ty gadasz? - spytała zaskoczona, że może ć tak nieczuły.

Page 118: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- No to goń za nim, jeśli już nie wytrzymasz - odarł, uciekając wzrokiem. Helena skłoniła się i wysko-

czyła z ringu. - Ale w ten sposób będzie tylko trudniej -ostrzegł, kiedy odwróciła się, żeby zamknąć

drzwi. Zatrzasnęła je w odpowiedzi, choć nie do końca wiedziała dlaczego. Wybiegła na zewnątrz i usłyszała głuchy odgłos dochodzący z kortu. Rzuciła się pędem, po czym

uświadomiła sobie, że przecież może polecieć. Wzbiła się w górę i zobaczyła, że na zamienionym w

arenę korcie Lucas rzuca włóczniami do celu. Zauważył ją i wystartował, żeby spotkać się z nią w

powietrzu. - Chodź. - Wziął ją za rękę. Spojrzał w dół na parę śmiertelników na niemal opustoszałej plaży pod

nimi. -Ktoś może nas zobaczyć. Poszybowali wysoko i skierowali się na północ, w stronę latarni Great Point. Tam mogli być sami.

Lucas milczał, więc Helena postanowiła zacząć pierwsza. - Wiesz, że tylko żartowaliśmy, prawda? Nie chciałam cię zranić. Przepraszam, jeśli to zrobiłam.

- Wcale mnie nie zraniłaś. - Lucas pokręcił głowi| i zacisnął ręce w pięści. - To dużo

prostsze. Dużo bardziej prymitywne. Nie mogę patrzeć, kiedy Hektor leży na tobie. Jestem

zazdrosny, Heleno.

- No to ty mnie ucz - powiedziała z nadzieją, a on zatrzymał się i odwrócił od niej z jękiem. -

Czekaj, dlaczego nie? - spytała z uporem.

- Jestem półbogiem, a nie świętym - odparł z ironicznym uśmiechem.

- No to zdecyduj, co wolisz, i wybierz tę lepszą dla ciebie opcję. Wtedy zawsze będziesz

mógł się pocieszyć, że przynajmniej uniknąłeś czegoś gorszego - powiedziała logicznie.

Lucas zerknął na nią z ukosa.

- To całkiem dobra rada, wiesz?

- Może tak, a może nie. Mam w tym swój cel - odparła z figlarnym uśmiechem.

- Zakładasz, że będę wolał trenować z tobą, tak? -spytał Lucas. W jego piersi wzbierał

śmiech.

- Na to liczę.

Szli obok siebie, uśmiechając się do własnych myśli. Helena wyczuwała, że Lucas zmaga się

ze sobą i postanowiła się nie wtrącać. W końcu doszedł do jakiegoś wniosku i wziął głęboki

wdech.

- Bliźniaki będą cię uczyły strzelać z łuku i rzucać włócznią. Hektor bierze boks i miecz. Ale

ja przejmuję walkę wręcz. Tylko ostrzegam, że mój ojciec i wuj mogą zawetować tę decyzję.

- A moje zdanie się tu nie liczy? - spytała Helena trochę rozdrażniona. - Nie mogą tylko

wszystkiego mi nakazywać. Jeśli chcesz mnie uczyć, dlaczego nie miałoby być tak, jak ja

chcę?

- Eee... moją rodzinę zostaw mnie - odparł pogodnie Lucas i Helena postanowiła porzucić ten

temat. - Chodź, 268 musimy wracać. Nie chcę, żebyś zbyt długo zostawała na olwartej przestrzeni.

- Wszystko jest tak blisko - zauważyła Helena, kiedy zawiśli nad trawnikiem w posiadłości

Delosów. Wciąż nie potrafiła wyjść z podziwu, jak szybko i łatwo może teraz dostać się z

jednego końca wyspy na drugi. - Nie masz dość tego ciągłego siedzenia w Nantucket?

- Miałbym, gdybym siedział - odparł, gdy wylądowali na podwórku na tyłach domu. - Ale

zaledwie parę dni temu byłem w Nowym Jorku.

- Naprawdę?! Po co?

- Po bajgle. Jest takie miejsce na Brooklynie, które uwielbiam. To tylko dziesięć minut w

ponaddźwiękowej

stąd.

Helena zamarła, kiedy do niej dotarło, co właśnie powiedział.

Page 119: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- To znaczy, że obojętnie kiedy możemy po prostu polecieć sobie ze szkoły do Bostonu, zjeść

obiad na Harvard Sąuare i zdążyć z powrotem na piątą lekcję?

- Pewnie. - Wzruszył ramionami. - Chciałbym, żebyś najpierw nabrała doświadczenia, ale już

za kilka tygodni będziesz dość silna, żeby polecieć w dowolne miejsce.

- Chcę zobaczyć posągi na Wyspach Wielkanocnych! I Machu Piechu! I Wielki Mur w

Chinach! - zawołała Helena w ekstazie.

Szła w stronę domu, podskakując. Lucas złapał ją za

rękę.

- Musimy trochę poczekać z tą wyprawą za morze. Ledwo utrzymujesz się w powietrzu, a

jeśli nie ma się punktu odniesienia, trudno jest nawigować. No i prądy nad oceanem czasami

są prawdziwym koszmarem.

- Ale przecież będę z tobą, a ty już to wszystko umiesz! - Zatrzymała się gwałtownie i

przycisnęła jego 269

dłoń do piersi. - Jestem już dostatecznie silna, przyrzekam! Proszę? Zawsze marzyłam, żeby

podróżować! Lucas, nie masz pojęcia! Całe życie chciałam wyrwać się z tej wyspy.

- Wiem. I niedługo się wyrwiesz! Przyczepimy mapę do tarczy i polecimy tam, gdzie trafimy

strzałką. Na Fidżi, do Finlandii, Florencji, wszędzie! - odparł z pobłażliwością w głosie.

Przyciągnął ją do siebie, żeby nie wyskoczyła w górę i nie odleciała bez niego. - Będziemy

jeść cfl wieczór sushi w Tokio, aż nam się nie znudzi. Będziemy robili, co tylko zechcemy,

Heleno. Kiedy tylko nauczysz się lepiej latać.

- Serio? - zapytała zdyszana. Zauważyła, że Lucas mówił „my". Raptem przyszła jej do

głowy mniej przyjemna myśl. - Robiłeś to już, prawda? Uciekałeś na inne kontynenty?

- Tak.

- Zawsze sam?

- Jeśli musimy, zabieramy ludzi na krótkie dystanse, ale majstrowanie przy cudzej grawitacji

jest okropnie wyczerpujące. Lepiej po prostu pójść gdzieś na piechotę.

Starał się, żeby to zabrzmiało beztrosko, ale twarz mu przygasła. Helena spojrzała na niego z

ukosa. Próbowała sobie wyobrazić, jak to jest móc polecieć do Luwru, żeby obejrzeć Mona

Lisę zamiast kopii w albumie, ale tylko w pojedynkę. Lucas musiał czuć się bardzo samotny.

Do tej pory nie spotkał żadnego Sukcesora, który umiał latać. Ona jest pierwsza.

- Mamy mnóstwo czasu, żeby zobaczyć świat, ale na razie lepiej zostać na miejscu. A

ponieważ nie mogę cię prosić, żebyś nie robiła czegoś, co sam bym robił, obiecuję, że nie

opuszczę wyspy bez ciebie - powiedział Lucas.

- Tak, jasne - roześmiała się Helena. Chciała zabrać rękę, ale ją przytrzymał. 270 - Poważnie. - Przyciągnął ją do siebie tak, że prawie uła mu na stopach. - Jest jeszcze jeden

powód, dla któ-go chciałbym, żebyś nie ruszała się z wyspy, zwłaszcza ze mnie. Moja rodzina

cię nie ochroni, jeśli znikniesz |ej z oczu. Nie zapominaj, że wciąż polują na ciebie te kolnęły.

No i Kreon wróci...

Na dźwięk imienia Kreona napłynęły do niej falą wspomnienia. Zamierzał ją zabić i mało

brakowało, a by mu się to udało. Przyprawiający o zawroty głowy mrok lam w sobie był

straszny, ale Kreon zmusił ją, żeby posłużyła się przeciwko niemu piorunem, a to wyzwoliło

pamięć o innym koszmarze.

- Heleno? - Lucas dotknął jej twarzy i zmusił, żeby na niego popatrzyła. - Przepraszam, że ci

o tym przypomniałem, ale musiałem.

- Wiem, nie o to chodzi - zaczęła i zamilkła. Potrzebowała chwili, żeby się pozbierać. -

Uważasz, że moje błyskawice są niebezpieczne?

Page 120: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Bardzo - odparł poważnie. - Ale tylko jeśli nauczysz się je wykorzystywać.

- Nie chcę ich wykorzystywać! Chcę o nich zapomnieć!

- Heleno, już nie uciekaj - spojrzał z gniewem w ziemię. - Słuchaj, to częściowo moja wina.

Powinienem ci powiedzieć o tym wcześniej, ale widziałem, że unikasz tego tematu, może

nawet coś w sobie tłumisz. A mnie zależało przede wszystkim, żebyś sama odkryła tę swoją

umiejętność i zapragnęła ją udoskonalić. Żeby było tak jak z lataniem.

- Lucas, ja... - Pokręciła głową. - Prawdopodobnie zabiłam kogoś piorunem. I nawet jeśli ten

człowiek próbował mnie skrzywdzić, to wciąż uważam, że to

straszne.

- Nie możesz dłużej obawiać się swojej mocy, Heleno - powiedział łagodnie. - Jesteś z nas

wszystkich 271

najsilniejsza. Ale to na nic się nie przyda, jeśli nie zapa nu jesz nad swoimi mocami.

- Ale ja całe życie śmiertelnie bałam się z nich korzystać - odparła zduszonym głosem.

Pomyślała o skurczach, jakie ciągle ją łapały.

- Wiem, że proszę, żebyś zapomniała o całych latach innego życia, i z pewnością nie jest to

sprawa jednej nocy, ale tak czy owak musi do tego dojść i to ty masz postanowić, że tak się

stanie. - Przejechał dłonią po włosach i pokręcił głową. - To oczywiste, że nie możesz

zobaczyć siebie tak, jak ja cię widzę, ale gdybyś mogła, to byś oniemiała. Czas, żebyś

przestała obawiać się tego, co potrafisz, i najwyższy czas, żebyś zaczęła korzystać ze swoich

talentów podczas treningów. Zwłaszcza z błyskawic.

- Ale jak to zrobić, żeby nikogo nie usmażyć? Nie sądzę, żebyście mieli w garażu dość

odgromników - spróbowała zażartować. Fakt, że Lucas uważał ją za tak potężną, a co

ważniejsze, że to mu się w niej podobało, wytrącił ją z równowagi.

- Jeszcze nie zaplanowałem wszystkiego. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Ale na pewno

coś wymyślę.

Weszli do domu akurat na kolację. Helena ucieszyła się na widok Claire. Przyjaciółka

siedziała przy stole i czekała na jedzenie razem z resztą rodziny. Trajkotała w najlepsze z

bliźniakami na temat pracy, którą mieli napisać na jutro na swoje zajęcia dla mózgowców.

Przerwała tylko na chwilę, żeby z ożywieniem pomachać Helenie, gdy razem z Lucasem

pojawili się w kuchni.

Jak zwykle panował tu ogromny tłok. Polideukes i Ka-stor głodni pochylali się nad kuchenką

i wkładali palce do garnka, żeby spróbować którejś z potraw Noel. Za każdym razem się

parzyli, ale to ich nie powstrzymywało. Pandora i Hektor wygłupiali się przy zlewie. Co

chwila wybuchali 272 Identycznym śmiechem, gdy próbowali udowodnić, które jest lepsze w wypluwaniu i łapaniu

winogron w usta. Hicdna Noel nie mogła się ruszyć, żeby się nie potknąć » któreś ze swoich

dzieci, gościa, męża, szwagra, bratanka albo bratanicę, a mimo to nikt nie zamierzał jej w

niczym

pomóc.

- Słuchaj, potrafię gotować. Może powinnam zaproponować twojej mamie pomoc? - spytała

Lucasa zakłopotana Helena.

- Żartujesz? Mama to uwielbia. Czasami myślę, że tylko czeka, żebyśmy się pożenili i

wyprowadzili, żeby mogła otworzyć własną restaurację. - A widząc powątpiewanie na twarzy

Heleny, wykrzyknął: - Słowo! Niedawno mówiła tacie, że zamierza wydać uroczysty obiad i

zaprosić połowę wyspy. Ona jest szalona.

Page 121: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Tu jesteś, Helenko. - Noel uniosła wzrok. Wyglądała, jakby naprawdę niepokoiła się tym,

gdzie się podzie-wała Helena. A potem znów odwróciła się do garnków i zaczęła mamrotać

do siebie: - To dziecko potrzebuje czegoś ekstra. Taka się nagle zrobiła chudzina... Ojciec

wciąż nie wie najważniejszego, więc nie karmi jej odpowiednio, a Kate tak się martwi! Ale

zaraz, gdzie Kassie?

Noel mruczała pod nosem, ale na tyle głośno, że Helena ją słyszała. Nie wiedziała, czy matka

Lucasa odchodzi od zmysłów ze stresu, czy zazwyczaj rozmawia ze sobą w tłumie ludzi, czy

też może chodzi jej o to, żeby Helena poznała jej myśli. W każdym razie zaczerpnęła głęboko

powietrza i zawołała Kasandrę.

Na górze dał się słyszeć głuchy huk i dziewczynka odkrzyknęła z oddali:

- Zaczynajcie beze mnie, jestem zajęta!

Helena i Claire spojrzały na siebie szeroko otwartymi

oczami i rozpłynęły się w ciepłym uśmiechu. Obie były

jedynaczkami i obu nigdy nie pozwolono podnosić głosu.

Zawsze marzyły, żeby mieć dużą rodzinę i dom, w którym 18- Spętani przez bogów 273

ciągle coś by się działo. Teraz to ich dziecięce marzenie się spełniało. Wrzaski co prawda trochę

działały im nti nerwy, ale po części właśnie dzięki nim czuły się u Delo-sów naprawdę cudownie. - Hektor, Jazon, Kastor, Lucas! - wystrzeliła Noel, Patrzyła na syna i nie mogła sobie przypomnieć,

jak też on ma na imię. - Idź i ściągnij swoją siostrę. Dziś wieczorem mamy gości. Lucas zrobił, o co prosiła, i wrócił ze skrzywioną Ka-sandrą na ramieniu. - Ale przecież widuję je codziennie! - jęknęła Kasan-dra, gdy brat pochylił się i postawił ją obok

Heleny. - Mama kazała. - Lucas przepraszająco wzruszył ramionami. Najwyraźniej z tym argumentem nie było dyskusji, bo Kasandra przewróciła oczami i usiadła przy

stole bez słowa. - Cześć - odezwała się do Heleny lekko urażona. -Jesz dużo czosnku? - Nie. A dlaczego pytasz? Mam śmierdzący oddech? -odparła niepewnie Helena, czerwieniąc się na

myśl o tym, że cały dzień zatruwała Lucasa smoczymi wyziewami. - Nie, po prostu staram się odkryć, dlaczego jesteś niepodatna na działanie broni. - Dziewczynka

podniosła książkę, którą ściskała w objęciach, i pomachała nią w kierunku pleców matki. - Próbuję

rozgryźć pewien problem. Szukam rozwiązania - powiedziała jeszcze głośniej, ale Noel nie przerwała

gotowania. - Ja też szukałem - wtrącił Hektor. Z rękami założonymi za głową wyglądał na kogoś, kto nie

poświęcił tej sprawie ani chwili. - Ty się lepiej martw, jak ją nauczyć samoobrony. Poszukiwania zostaw mnie. - Kasandra zaczęła

kartkować książkę, a Hektor uśmiechnął się, najwyraźniej zadowolony, że ma problem z głowy. 274 Kastor, Polideukes i Kasandra wypytywali Helenę o jej Bwyczaje - o to, co jadła, co zwykle robiła,

nawet o modlitwy, których mogła nauczyć ją matka. Niczego jednak nie mlkryli, porzucili więc temat,

gdy tylko na stole pojawiła lic kolacja. Wszystko było pyszne. Naprawdę pyszne. Helena ja-illu, jakby nie miała nic w ustach od tygodni.

Szklanka-I mi piła też wodę. Totalnie odwodniona czuła, jak chłodna ciecz rozchodzi się po

organizmie, a tkanki wchłaniają ją |ak gąbka. W pewnej chwili zrobiło się Helenie głupio, że lak

wszystko pożera, i zmusiła się, żeby odłożyć sztućce, Noel popatrzyła na nią ostro i spytała, czy jej nie

smakuje. I lelena wymamrotała przeprosiny i zadowolona znów zabrała się za pałaszowanie. Po kolacji Lucas odwiózł ją do domu i choć teraz to było marnotrawstwo czasu i paliwa, musieli

trzymać się lego zwyczaju, żeby Jerry nie nabrał podejrzeń. - Nie chcę cię zostawiać samej. - Lucas zerkał nerwowo na cienie na trawniku. - Nic mi się nie stanie - skłamała. Prawdę mówiąc teraz, po zapadnięciu zmroku, nie

Page 122: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

chciała, żeby Lucas odchodził od niej dalej niż na kilka centymetrów, ale w domu siedział tata, więc

musieli się rozdzielić. - Wrócę za jakąś godzinę - powiedział, kiedy wysiadła z samochodu. Zamknęła drzwiczki, ale

przytrzymała klamkę, spoglądając na niego niepewnie przez otwarte okno. - O co chodzi? - spytał. - Czuję się okropnie, Lucas! Już jesień, a ty i twoi krewniacy śpicie na zewnątrz. Tak nie może być. - Nie mamy wyboru. Nie zostawimy cię samej, dopóki nie nauczysz się walczyć. - Nie. Nie zgadzam się. - Założyła włosy za uszy i skrzyżowała ramiona na piersi. - Będziesz spał w

moim pokoju. 275

- Bo to naprawdę bardzo odprężające - odparł z delikatnym sarkazmem. - Ostatniej nocy prawie nie

zmrużyłem oka. Wierz mi, lepiej się wyśpię na dachu. - Nie - powtórzyła z uporem, mimo że na myśl o tym, że znowu miałby spędzić noc w jej sypialni,

zrobiło jej się gorąco. - Albo będziesz spał u mnie, albo nigdzie. Lucas popatrzył na nią. - Wymyślimy coś, jak wrócę, dobra? Zgodziła się niechętnie i poszła do domu, żeby zobaczyć się z tatą. Ziewając na potęgę, dopytywał, jak

minął jej weekend, ale po podwójnej zmianie dwa dni z rzędu ledwie patrzył na oczy. Helena wysłała

go do łóżka i obiecała, że rano przygotuje śniadanie. Zanim zdążyła umyć zęby, Jerry już chrapał.

Dokończyła wieczorną toaletę, włożyła szerokie bokserki i powyciąganą koszulkę w serek w nadziei,

że Lucas doceni tę próbę ukrycia wdzięków. Potem poszła poszukać dmuchanego materaca. Wydawa-

ło jej się, że Jerry dostał jeden kilka lat temu na urodziny. Na dnie szafy znalazła zakurzony

nieużywany zestaw i zaniosła go do swojego pokoju. Usiadła na podłodze, otworzyła pudło i

wyciągnęła części. Właśnie szukała instrukcji po angielsku, gdy usłyszała stukanie. Uśmiechnęła się

mimowolnie i gestem zaprosiła Lucasa, żeby wszedł przez uchylone okno. Zachwycało ją, jak

cudownie wyglądał, unosząc się w powietrzu. Wiedziała, że sama nigdy tak nie wygląda podczas

latania. - To dla mnie to łóżko fakira? - wyszeptał i z uśmiechem wskazał materac. - Ej, jeśli ci się nie podoba, z rozkoszą zapraszam do siebie - odszepnęła, udając, że zamyka pudło. - Nie, jest wspaniałe. - Złapał ją za ręce i przyciągnął do siebie. Trzymał Helenę w ramionach, jakby nie widział jej czterdzieści dni, a nie czterdzieści minut, po czym

wyszczerzył zęby w uśmiechu i potarł twarzą o jej policzek. 276 - Weź ty się ogól! - uciekła przed jego drapiącą brodą. Zaśmiał się złośliwie i spojrzał na materac. - Zamierzałem spać na kanapie na dole - powiedział niepewnie. Wciąż zastanawiał się, co lepsze. V - Mój tata... - Zwiałbym, zanim zdążyłby zejść po schodach. - A gdybyś go nie usłyszał i nie zniknął na czas? Ciekawe, jak bym mu to wytłumaczyła? -

sprzeciwiła się Helena. - A ciekawe, jak ja mam przy tobie odpocząć. - Wziął materac. - Słuchaj, Heleno, całkiem dobrze mi na dachu. Naprawdę wolałbym nie spać tutaj z tobą.

Myślę, że to byłby błąd. Nieważne, jak winna się czuła, wiedziała, że nie wygra. Zaciągnęli materac na taras i w końcu udało

im się go napompować. Wcześniej Lucas musiał przeczytać instrukcję po hiszpańsku, bo angielska

brzmiała jak jakiś bełkot. To było przezabawne. - „Włożyć usta w zamiar nadmuchania" - zacytowała szeptem Helena, przykrywając napompowany

materac prześcieradłem. - „Wypuścić płuca w rurę dmuchacza" - odszepnął Lucas i włożył poduszkę w czystą poszewkę. - To

chyba musi boleć.

Page 123: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Próby zduszenia chichotu tylko go jeszcze wzmogły. Oboje pokładali się ze śmiechu, próbując stłumić

odgłosy wesołości. Od czasu do czasu udawało im się nad sobą zapanować, ale gdy tylko któreś

napotkało wzrok drugiego, natychmiast parskało i przyciskało ręce do ust. Trwało to, dopóki od

powstrzymywania dźwięku nie zaczęły ich piec gardła. W końcu, wyczerpani tą dawką śmiechu,

zalegli na plecach, oddychając ciężko. Helena poczuła, że Lucas bierze ją za rękę i potrząsa głową w

kierunku nocnego nieba. - Co ja wyprawiam? - wyszeptał do siebie, wsuwając drugą dłoń we włosy. 277

- No co ty? To nie wolno nam już się nawet razem pośmiać? - odszepnęła Helena. Cień

rozbawienia wciął błąkał się wokół jej ust.

- Nie o to chodzi - odparł z czułością i odwrócił się do niej. - Po prostu nie powinienem czuć

się w twoim towarzystwie aż tak dobrze, żeby jakieś głupie dmuchanie materaca sprawiało mi

wielką frajdę. To niezdrowe. A kiedy już wydaje mi się, że odzyskałem kontrolę, ty zaraz

mnie rozśmieszasz albo mówisz coś takiego, że czuję, jakbym tracił cząstkę siebie. Myślałem,

że jestem na to przygotowany, ale jest dużo trudniej, niż przypuszczałem.

- „To", czyli co, Lucasie? Dlaczego śpisz na moim dachu, a nie w moim łóżku? - spytała

Helena.

Przekręciła się na bok, żeby na niego patrzeć. Sięgnęła ręką, by przebiec palcami po

wgłębieniu w kształcie litery „u" pod jego szyją.

- Idź na dół. - Desperacko odepchnął jej dłoń, zanim dotknęła jego skóry. - Proszę, Heleno.

Idź już do łóżka.

Gdzieś w głębi duszy Helena dobrze wiedziała, jak uwieść Lucasa, czy tego chciał, czy nie, i

to ją tak wystraszyło, że wstała i na trzęsących się nogach poszła do sypialni. Zaszokowało ją,

że potrafiła być tak agresywna, tak obojętna na jego pragnienia, że w ogóle brała pod uwagę

myśl, że mogłaby mu się narzucić.

Moszcząc się pod kołdrą, słyszała, jak Lucas kręci się na materacu. W pewnej chwili wstał,

gwałtownie wciągnął powietrze i podszedł do drzwi prowadzących do domu.

Serce Heleny zaczęło walić z radości, gdy usłyszała, jak Lucas ujmuje i przekręca klamkę.

Usiadła, nasłuchując, jak on nasłuchuje jej.

Słyszeli nawzajem swój oddech i galopującą pod skórą krew. I przez chwilę Helena była

gotowa przysiąc, że czuje ciepło jego ciała. W końcu jednak wygrał wewnętrzną walkę i

zmusił się, żeby wrócić na materac. 278

Helena też się położyła. A gdy tylko udało jej się odzy-|tać kontrolę nad łomoczącym sercem,

zapadła w pozbawiony snów sen, którego dobrodziejstwami cieszyła się zwykle wtedy, kiedy

to Lucas pełnił straż na dachu.

Rozdział 14

luż przed świtem Lucas dotknął policzka Heleny, żeby ją obudzić. Gdy otworzyła oczy,

pocałował ją w czoło i powiedział, że niedługo wróci i zabierze ją do szkoły. A potem

wyskoczył przez okno i odleciał. Helena uznała, że już na pewno nie zaśnie, więc wstała i

zrobiła ojcu ogromne, niezwykle wymyślne śniadanie.

- Dobrze się czujesz? - spytał Jerry między kęsami

naleśnika, syropu i bekonu.

- A co? Fantastycznie - odparła szczerze, popijając

kawę.

- A jak sprawy między tobą a Lucasem? - zagadnął

ostrożnie.

Page 124: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Dziwnie jak diabli - powiedziała z uśmiechem. Wzruszyła ramionami i roześmiała się na

głos. - Ale co

poradzić?

- Co poradzić? - powtórzył ojciec i zaczął wolniej przeżuwać, gdy nagle jakaś myśl

pochłonęła całą jego

uwagę.

Helena wiedziała, że pewnie chodzi o Kate, ale instynkt podpowiedział jej, żeby nie drążyć

tematu. Ojciec potrzebował czasu. Kiedy będzie gotowy, przyjdzie i jej

o wszystkim powie.

Lucas zabrał ją zgodnie z planem. Oboje rozjaśnili się na swój widok i zaczerwienili. Helena

miała tak dobry nastrój, że gdy usłyszała w radiu jedną ze swoich ulubionych 279

piosenek, zaczęła podrygiwać na siedzeniu i jakimś cu dem zdołała przekonać Lucasa, żeby zaśpiewał

razei z nią. Mógł sobie później zaprzeczać, ale naprawdę cln się wkręcić. Helena zamilkła, słuchając

go z otwartymi ustami. - Co takiego? - spytał zaskoczony, gdy zorientownl się, że sam wyśpiewuje refren. - Co za głos! Przepiękny. Czy jest coś, co ci kiepski wychodzi? - Pacnęła go żartobliwie w ramię. - Tak się składa, że Apollo to też bóg muzyki. A to-raz przestań się nabijać i śpiewaj ze mną. -

Podkręcił glo śność, aż od basów zadrżały szyby. Głos Heleny nawet w przybliżeniu nie był tak dobry jak jego, ale brak talentu nadrabiała szczerym

entuzja-zmem. Skończyli piosenkę razem i nawet zostali w samochodzie chwilę po zaparkowaniu,

żeby odegrać instrumentalne zakończenie - Lucasowi za perkusję posłużyhi kierownica, a Helena

udawała, że szarpie struny gitary. - Rany, ale daliśmy czadu! Moja solówka była natchniona! - zawołała z zachwytem i wyskoczyła z

auta. - Powinniśmy wybrać się na tournee - przyznał Lucas. Wziął ją za rękę i poprowadził do szkoły. Gapili się na nich, ale Helena nic sobie z tego nie robiła. Już nie czuła skurczy. Teraz, kiedy wiedziała,

że klątwn sprowadzi ból, tylko jeśli skorzysta ze swoich mocy, a nic w każdej sytuacji, gdy ktoś

zwróci na nią uwagę, mogła sic odprężyć. Zaczęła się zastanawiać, ile epizodów z przeszłości było

prawdziwych, a ile to wyłącznie efekt lęku przed skurczami. Świadomość, że może nad nimi zapano-

wać, przynosiła prawdziwą ulgę i po raz pierwszy w życiu Helena poczuła, że właściwie całkiem

fajnie trochę różnić się od innych. - Wciąż jesteśmy na pierwszych stronach? - spytała przebiegle Lucasa. Oczy jej błyszczały. 280 - Nie wiem. Poczekaj, sprawdzę CNN. - Wyciągnął komórkę i udawał, że otwiera przeglądarkę. Helena zatrzymała się nagle, sapnęła gwałtownie i za- iryła dłonią usta. - O nie, mój telefon! Zapomniałam powiedzieć tacie, znowu jest zepsuty! - Przypomniała sobie, jak

Hektor ądził jej kąpiel. - Hektor kupi ci nowy. Lepszy - stwierdził Lucas i pocałował ją w czoło. - Już ja tego dopilnuję. - To nie brzmi najlepiej - jęknęła Helena, ale zadzwoni! dzwonek i musiała biec, żeby nie narazić się

na gniew I Icrgiego. Reszta dnia upłynęła tak idealnie, jak to możliwe w szkole. Helena czuła, że rozpiera ją energia. Claire

wyglądała jak czterdziestokilogramowy promień słońca. A Ariadna wydawała się w znakomitym

nastroju, kiedy w porze lunchu Matt pokazał jej w auli, jak się robi zamach golfowy. Był kapitanem

drużyny golfowej, a Ariadna zastanawiała się, czy do niej nie dołączyć. Ale najpierw musiała się

nauczyć grać. - Nie, wciąż za mocno ściskasz kijek - poprawił ją delikatnie Matt. - Wyobraź sobie, że to rapier, a nie

topór. -Nieświadomie użył wyjątkowo trafnej metafory. Natychmiast lepiej się zamachnęła.

Page 125: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Kassie, dlaczego nie odłożysz tej książki i nie przyjdziesz pouczyć się golfa? - zawołała Ariadna. Kasandra otworzyła kolejną książkę. - Czego tak szukasz? - krzyknął Matt. - Talizmanów albo zaklęć, które w mitach greckich chroniły przed ranami. - Przejechała ręką po

twarzy. Ten gest przypomniał Helenie Lucasa. Jeśli nawet ta odpowiedź wydała się Mattowi dziwna, szybko przeszedł nad nią do porządku

dziennego i skoncentrował się na Ariadnie i jej „postawie". - Jak myślicie, kiedy nas przyłapią? - spytała Claire. 281

- A kogo to obchodzi? To najlepszy pomysł, jaki kiedykolwiek przyszedł Lennie do głowy.

Powinniśmy cle* szyć się chwilą, póki trwa, a nie martwić, że kiedyś pr/o» minie - odparł pogodnie

Matt. Claire spojrzała na Helenę i obie pokiwały głowami, zaskoczone tym mądrym przemyśleniem. - W hołdzie Mattowi Millisowi. Przyjacielowi. Filozofowi. Zawodowemu graczowi w golfa -

zawołała Helena, wznosząc termos. - Tak, tak. - Claire leniwie uniosła dłoń z mlekiem sojowym. Matt skłonił się z godnością i zaczerwienił, kiedy Ariadna się do niego uśmiechnęła. - Ej, Len? Masz nowy wisiorek? - Claire wyciągnęła rękę, żeby dotknąć łańcuszka przyjaciółki. - Nie, ten sam co zwykle. Stary. Znowu ci odbija, Chichota? - odparła Helena i przyjrzała się

wisiorkowi. - Wygląda jak truskawka, a nie jak serce. A może po prostu jest bardziej lśniący. Tak, pewnie mi

odbija. Następnych kilka dni upłynęło szczęśliwie i Helena czuła spokój, jakiego nie zaznała od przybycia

Delosów na wyspę. Było tak, jakby ktoś rozpuścił w wodzie kantarydynę* i prozac razem wzięte.

Popołudniami nadal chodziła na treningi, a kiedy dni mijały bez śladu Kreona, powoli zaczęła

zapominać o niebezpieczeństwie. Tylko Zach wydawał się odporny na dobry nastrój unoszący się w

powietrzu. Wciąż próbował porozmawiać z Heleną na osobności, ale ona go unikała, co nie było

trudne, skoro chroniła ją rodzina półbogów. Mimo to za każdym razem, kiedy udawało jej się przed

nim umknąć, czuła, że jego niechęć rośnie. * Wydzielina chrząszczy oleicowatych wykorzystywana- jako afrodyzjak (przyp. tłum.). 282 Grała na zwłokę. Miała nadzieję, że z czasem wszy-icy zapomną o jej upadku podczas pogoni za

półnagim nieznajomym. I liczyła, że Zach odpuści. Tymczasem je-i" wysiłki tylko przybierały na sile.

Helena bała się, że l ucas się o tym dowie i zrobi z całej sprawy problem. Po Incydencie ze

zniszczonym telefonem z rozkoszą spuścił krewniakowi lanie na nowo wykończonej arenie i godzi-nr

później bezzębny Hektor podarował Helenie nową komórkę, która miała tyle funkcji, że pewnie

można by nią iciować satelitę. Ale Zach nie pozwalał się chronić. Im bardziej próbował przyprzeć Helenę do muru, tym bardziej

Lucas stawał •i<; podejrzliwy. Aż w końcu doszło do nieuniknionego. W środę po szkole, kiedy Lucas

odprowadzał Helenę na iiening, zobaczył, jak Zach kręci się nieopodal. Gdy Zach /a u ważył Lucasa,

skręcił i wszedł do męskiej przebieralni, ile jego podejrzane zachowania zostało dostrzeżone. - Czyżby Zach się za tobą uganiał? - spytał Lucas i, rozszerzonymi oczami. - Och, nie. Zdaje się, że chce ze mną o czymś porozmawiać - wyjaśniła Helena możliwie lekkim

tonem i zamilkła, żeby nie powiedzieć za dużo. - O tak, pewnie. - Lucas uśmiechnął się szyderczo, jego błękitne oczy pociemniały, gdy wyczuł

kłamstwo. -(7.y istnieje jakaś przyczyna, dla której Zach mógłby sądzić, że jesteś wolna? - Nie! Co? Poczekaj! - zająknęła się Helena. Nie rozumiała, dlaczego Lucas się wścieka. - Powiedziałaś mu, że tak naprawdę nie jesteśmy parą, bo nie... - Przejechał dłonią po włosach i

zaczął chodzić w kółko. - Co mówiłaś o nas ludziom? Lucas ze wzburzenia zaczął rozpraszać wokół siebie światło. Zarys jego sylwetki się rozmazał. - Nic nikomu nie powiedziałam! - Głos Heleny osiągnął nienaturalnie wysoki rejestr. 283

Page 126: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Próbujesz wzbudzić we mnie zazdrość czy też zdołowałaś, że zaczęłaś się rozglądać za kimś innym,

kimś, kto ci ulegnie? Teraz Helena już z trudem mogła dojrzeć jego rozm postać. No i też się wściekła. - Nie rozglądam się za nikim innym! - ryknęła. Lucas mimowolnie cofnął się, widząc błękitną p światę trzaskającą wokół jej głowy i rąk. Błyskawice 11 leny nie poddawały się władzy Lucasa nad

światłem, wi gdy odkształcenie, które stworzył, uległo metalicznei blaskowi Heleny, musiał osłonić

oczy. - O kurczę - zachichotała nerwowo Helena. Czu się, jakby wjeżdżała właśnie na szczyt kolejki

górskiej i I chwilę miała polecieć w dół. Wyrzuciła ramiona na boki, żeby nad sobą zapaim wać. Lucas zrobił krok do przodu, by pochwycić

Helenę, ale rozważnie powstrzymał się i nie dotknął jej, żeby K" nie poraziło. Po chwili błękitne

światło zgasło, jakby kto4 przekręcił wyłącznik, i Helena klapnęła na ziemię jak m wpół upieczony

suflet. - Czuję się okropnie - wymamrotała oszołomiona. - Czy już się... uziemiłaś? - Lucas cały drżał z nic pokoju. , Spojrzała na podłogę i zaśmiała się szaleńczo, gdy elektryczność przepływająca przez jej ciało

połaskotała ji| w mózg. - Nie. To linoleum. - Uderzyła dłonią w nieprzewodzą cą wykładzinę. Zaczęło jej szumieć w uszach. -

Masz rrni-cję. Powinnam się naaauczyć, jak tego uuużywać. - Musiała pozbyć się ładunku. - Lukkk.

Uciekkkaj - wysapała. Szczęka kłapała jej od energii, która domagała się uwolnienia. Za długo ją powstrzymywała. Lucas nie chciał jej zostawić, a ona wiedziała, że go zabije, jeśli nie pozbędzie się pioruna w

odpowiedni sposób. Zmusiła wypełniony elektrycznością mózg do pra- 284 { na szczęście przypomniała sobie coś z lekcji fizyki, cąc pozbyć się potwora, którego sama

przywołała, pod-Iła na kolanach do drzwi w końcu korytarza i walnęła nic barkiem. Gdy tylko jej ciało weszło w kontakt z metalową szta-i"i biegnącą przez całą szerokość, sztaba

rozjarzyła się na pomarańczowo i zaczęła topić. Helenie ledwo udało się ją Iwolnić, nim całe drzwi

zamieniły się w bryłę tlącego się ■talu. Lecąc ze schodów, pchnęła się naprzód i opadała Itu ręce.

Westchnęła z ulgą, rozbrajając ładunek w jedyny llzpieczny sposób - wypuszczając go w ziemię. Kilka sekund później poczuła, że ktoś unosi ją z wiel- dusznej gleby. - Jesteś ranna? - spytał z niepokojem Lucas. - Tylko pioruńsko zmęczona - westchnęła zdziwiona, użyła takiego słowa. Ale była zbyt

wypompowana, żeby ę tym przejmować. - Puść mnie, naprawdę - zażądała, 'y nie odpowiadał. Lucas zatrzymał się i postawił ją na chwiejnych no-ch. Przejechała językiem po zębach i mlasnęła. - Rany, ale chce mi się pić! I chyba wiem dlaczego! W końcu to jest wyładowanie, tak? A to znaczy,

że wytwarzając elekty... to znaczy erlekty... to znaczy prąd, pozbawiam ciało wody! To ma sens. -

Sama dla siebie brzmiała jak cheerleaderka, która nagle odkryła, z czego /robione są jej pompony. - Heleno? Przerażasz mnie. Usiądź, proszę. Potrzebujesz czegoś? - Lucas zmusił ją, żeby na niego

popatrzyła. Wciąż jeszcze iskrzyła. - Tak, potrzebuję. - Z całych sił próbowała odzyskać kontrolę nad językiem i rozbieganym umysłem. -

Chcę ci powiedzieć, o co chodzi, żebyśmy się przez przypadek nie pozabijali z powodu głupiego

nieporozumienia. I chcę, żebyś mi obiecał, że jeśli ci powiem, nikomu nie stanie się krzywda. 285

- Nie podoba mi się ten układ - stwierdził podejrzliwie Lucas.

- Trudno.

Pokiwał głową na znak zgody. Rozejrzała się i posła-nowiła usiąść na schodach, zanim się

przewróci.

Page 127: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- To Zach widział mnie, jak ścigam Kreona. Kilka dra temu zrobił kilka nieprzyjemnych

aluzji. Na mój i twój temat. Że jesteśmy nienormalnie szybcy i silni. A teraz próbuje

porozmawiać ze mną na osobności. Pewnie będzie mnie chciał zaszantażować albo coś w tym

stylu. Unikałam go, jak długo się dało, bo...

- Im dłużej byś zwlekała, tym większa istniałaby szansa, że cała historia będzie sprawiać

wrażenie bujdy wyssanej z palca i nikt mu nie uwierzy - dokończył za nia, Lucas, kiwając ze

zrozumieniem głową.

- Tak. Ale z ciebie bystrzak - mruknęła z udawanym podziwem.

- A tobie przypiekło mózg - odparł Lucas z uśmiechem. Zaraz jednak ten uśmiech zgasł. -

Przeze mnie. Ale ze mnie idiota. - Spuścił wzrok na palce, które sobie wykręcał.

- Poprawka: zazdrosny idiota. I to się musi natychmiast zmienić - oznajmiła poważnie

Helena. Wciąż kręciło jej się w głowie, ale próbowała nad tym zapanować. -Nie masz

powodu do zazdrości. Mówiłam ci, że nie chcę nikogo innego. Tylko ciebie.

- Całe życie spędziłaś na tej wyspie i jeszcze nie wiesz, co znaczą „inni" - westchnął Lucas. -

I nie masz pojęcia, jak... „Atrakcyjna" to nie jest odpowiednie słowo, bo nie opisuje w pełni

wrażenia, jakie robisz na mężczyznach. Na mnie. Słuchaj, Heleno, wcale nie jestem

zazdrośnikiem. Naprawdę. Te wszystkie dziewczyny, z którymi się umawiałem... - Przerwał,

wziął oddech i uporządkował myśli, zanim zaczął znowu. - Wiesz, nigdy nie wierzyłem w

całą tę gadaninę o „twarzy, która wysłała w morze ty- 286 okrętów". Nie znosiłem tej części Iliady. Nawet się niej śmiałem - powiedział. Przerwał i z

żalem pokręcił ■ową. Na chwilę wzniósł oczy ku niebu, jakby dawał sobie mentalnego

kopniaka. - To śmieszne, kiedy człowiek

0 lym myśli. Dziesięć lat wojny, bo jakiś samolubny tchórz III iekł z niewierną kobietą?

Zawsze mnie to wkurzało

1 nienawidziłem Parysa i Heleny za to, że okazali się tacy llubi. A potem zrobiłem coś

bardzo, bardzo głupiego. Poprzysiągłem sobie, że nigdy nie dokonam takiego wyboru |nk oni,

że będę silniejszy. I dwa tygodnie później po raz pin wszy zobaczyłem twoją twarz.

- Poczekaj. - Helena zamrugała z pragnienia, zmę-I Monia i szoku. - Nie jestem Heleną

trojańską. Jestem Helena Hamilton z Nantucket i nikt nigdy się po mnie nie wyprawiał.

Myślę, że coś ci się pomieszało.

- Chciałbym - odparł z rozpaczą.

- Hamilton! - krzyknęła trenerka Tar. Kurczowo obejmując swoją tabliczkę, maszerowała w

ich stronę z wyli/eszczonymi oczami. - Czy ty się palisz?!

Helena spojrzała w miejsce, które wskazała nauczy-i lelka, i zorientowała się, że ziemia

wokół niej jest cała wypalona i poczerniała. Drzwi do budynku wyglądały jak żywcem wyjęte

z obrazu Salvadora Dali.

Całe szczęście, że Lucas potrafił tak fantastycznie kłamać. Gdy kilkoro nauczycieli

przybiegło im na pomoc, wyjaśnił, że nad drzwiami pojawiło się jakieś iskrzenie.

Zasugerował, że może doszło do zwarcia w skrzynce, więc on z Heleną wybiegli na zewnątrz,

żeby zadeptać iskry, które poleciały na trawę. Mówił niezwykle szczerze i przekonująco.

Helena kiwała głową za każdym razem, kiedy na nią spoglądał. Wiedziała, że musi trzymać

buzię na kłódkę, bo inaczej wszystko zepsuje. A ponieważ ogień ewidentnie pochodził od

iskry elektrycznej, a jedynym możliwym źródłem wydawała się skrzynka nad drzwiami, cała

opowieść sprawiała wrażenie wiarygodnej. 287

Helena i Lucas uparcie twierdzili, że nic im się nie stało, ale na wszelki wypadek kazano im pójść do

pielęgniarki na szybkie badanie. Zanim jednak tam dotarli, Helena zauważyła w tłumie Zacha.

Page 128: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Spoglądał na nich z przerażeniem i niechęcią. Wiedział, że pożar to ich sprawka. Helena dotknęła

Lucasa i wskazała na Zacha. Pokiwał głową, że rozumie. - To tyle, jeśli chodzi o uciszanie plotek - mruknęła żałośnie. - Przedyskutuję to z rodziną dziś wieczorem. Kassie będzie wiedziała, co zrobić - szepnął. Jedną ręką ujął jej osmaloną dłoń, drugą pisał sms-a do krewnych, gdy pod eskortą zmierzali do

gabinetu pielęgniarki. Pani Crane przebadała ich oboje. Z niedowierzaniem pokręciła głową i oznajmiła, że nic im nie jest i

mogą iść do domu albo wracać na trening, jeśli chcą. Wygłosiła również bezsensowny wykład na

temat kręcenia się w pobliżu śmiertelnie niebezpiecznych elektrycznych pułapek. Na koniec spojrzała na wisiorek Heleny i uśmiechnęła się miło. - Uwielbiam motyle. - Dotknęła ozdoby, po czym wygoniła ich z gabinetu w typowy dla siebie

surowy, choć grzeczny sposób. Helena i Lucas pierwsi zjawili się w posiadłości Delo-sów i uznali, że należy im się chwila

odpoczynku, zanim zabiorą się za trening na superbohatera - jak go w myślach nazwała Helena.

Wpadli do kuchni, żeby mogła wziąć sobie kolejną butelkę wody, a potem wyszli trochę polatać. - Jazon i Hektor zadzwonią, jak wrócą do domu. Mamy pewnie jakąś godzinkę - stwierdził, gdy

wylądowali na wydmach. Zeszli na wilgotny piasek, świetny na przechadzkę. 288 - W przyszły weekend są pierwsze zawody przełajowe - powiedziała nagle Helena i przygryzła

wargę. - Nie wiem, czy trenerka pozwoli mi wziąć udział, skoro opuściłam tyle treningów. - A no tak - westchnął Lucas. Zatrzymał ją i obrócił BO siebie twarzą. - Musisz zrezygnować z

biegów. Spoglądała na niego przez chwilę. - Zrezygnować z biegów? Oszalałeś? A jak inaczej mam zdobyć stypendium? - To już bez znaczenia. - Pokręcił głową. - Bez znaczenia? Lucas, ty mówisz o moim życiu. - Właśnie. Ile razy cię ostatnio atakowano? Wciąż nie wiemy, kim są te kobiety. I nie sądzę, żebyś

zdawała sobie sprawę, jakie zagrożenie stanowi Kreon, nawet jeśli ja jestem obok, a co dopiero

gdybyś sama biegła przez wyspę. Właśnie o twoim życiu mówimy, a nie tylko o stypendium -

podkreślił spokojnie. - Chcę, żebyś się wycofała. W każdym razie na jakiś czas. - Żartujesz - odparła ze śmiertelną powagą. - Nie żartuję. Zostaw biegi. Dopóki nie wymyślimy, jak sobie poradzić z Kreonem, to zbyt

niebezpieczne. - Ciekawe, co by było, gdybym to ja przyszła do ciebie i kazała ci zrezygnować z futbolu? - spytała z

ironią. - Nie ma sprawy. - Wyciągnął ręce, jakby chciał ją udobruchać. - Powiedziałem ci kiedyś, i mówiłem

serio, że nigdy nie poprosiłbym cię o coś, czego nie zrobiłbym sam. Oboje w tym tkwimy. - Jesteś... To jest... Nie wierzę, że zwalasz to na mnie! - krzyknęła, celując w niego palcem. Zaczęła

kręcić się, tupać i kopać piasek, choć nie rozumiała, dlaczego tak się wścieka. - Wcale nie zwalam! Od dawna siedzimy w tym po uszy! Oboje! To właśnie próbuję ci

zakomunikować - odparł podniesionym głosem. 19 - Spętani przez bogów 289

- Zawsze czułam, że utknęłam na tej wyspie, i zawsze myślałam, że biegi przełajowe to moja jedyna

szansa, żeby się stąd wydostać. A teraz ty mi mówisz, żebym porzuciła wszystkie swoje plany, jakby

to była najprostsza rzecz pod słońcem! - Lepiej to, niż miałabyś umrzeć! -wrzasnął, ale w jego głosie pobrzmiewała nuta rozbawienia, a usta

drgały mu w uśmiechu. - I nie wiem, czy zwróciłaś uwagę, ale potrafisz latać. Już nigdy nigdzie nie

utkniesz! Helena nie chciała się śmiać i naprawdę robiła wszystko, co w jej mocy, żeby zachować przenildiwe

spojrzenie, ale choć straszliwie się starała, nie udało jej się utrzymać powagi. Wydała z siebie

straszliwy, chrumkający dźwięk, a Lucas zgiął się wpół i zaczął śmiać tak mocno, że aż musiał oprzeć

Page 129: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

ręce na kolanach. A kiedy Helena zakryła twarz dłońmi i sama wybuchnęła śmiechem, poczuła, że ją

obejmuje. I gdy stali tak, oparci o siebie nawzajem, Helena nagle zrozumiała, jak to jest z nią i Lucasem. Musieli

przejść przez to wszystko razem i dzielić po równo ogromne brzemię, które na nich nałożono, bo

inaczej jego ciężar by ich zmiażdżył. Lucas przybliżył usta do policzka Heleny, przesunął dłońmi wzdłuż jej kręgosłupa i pogładził kark.

Poczuła, jak mięśnie na jego piersi się napinają i... nagle wepchnął jej kolano między uda. Gwałtownie

wypuściła powietrze. Nie mogła zdecydować, czy ma go pociągnąć na siebie, tak jak ona tego chciała,

czy też odepchnąć, tak jak on chciał. Nie miała jednak szansy nic zrobić, bo równie nagle Lucas

zmienił zdanie. Oderwał się od niej ze smutnym uśmiechem i zerwał do lotu. - Wiesz, że wcale nie potrzebujesz biegów, żeby się dostać do dobrej szkoły. Wystarczy matura -

zawołał wesoło, choć głos wciąż leciuteńko mu drgał. - Tak uważa Hergie - odparła Helena. Nadal czuła się oszołomiona i rozedrgana. Dołączyła do niego

w górze 290 i dokończyła myśl, gdy wreszcie zdołała ją złapać. - Po prostu nie chcę być taką dziewczyną,

rozumiesz? Taką, Mora robi wszystko, co każe jej chłopak, bo woli, żeby ktoś za nią podejmował

decyzje. - Nie znoszę takich dziewczyn - Lucas zmarszczył nos, gdy ramię przy ramieniu lecieli z powrotem

do domu. - Nikt ich nie lubi. Dlatego nie mogę automatycznie robić tego, co mi powiesz, nawet jeśli się z tobą

zgadzam. Mam swoją dumę - powiedziała w żartach, gdy wylądowali na trawniku. Ale Lucas się nie

roześmiał, tylko ścisnął jej dłoń. - O co chodzi? - Duma to dla Sukcesorów niebezpieczna rzecz. Mamy do niej skłonność i zwykle prowadzi nas do

katastrofy. Wiem, że żartowałaś, ale uważaj, dobrze? - dodał łagodnie. - A tak, hybris starożytnych Greków. - Pokiwała mądrze głową. Lucas spojrzał na nią zaskoczony. -

No co? Odrobiłam pracę domową z mitologii. Choć w sumie to raczej praca domowa z historii rodu,

co nie? - Tak. Historia rodu - odparł i przyciągnął ją bliżej. Objęci poszli do sali ćwiczeń, a potem rozdzielili

się, przebrali i spotkali na macie. Helena spodziewała się, że po „gafie" na Great Point między nią a Lucasem będzie lekkie napięcie, ale

okazało się, że chwilowa utrata panowania posłużyła mu jedynie do tego, żeby jeszcze bardziej

skoncentrować się na treningu. Czasami zdarzało się, że któreś z nich zdawało sobie sprawę z

intymnego charakteru pozycji, jakie przyjmowali, gdy Helena uczyła się podstaw dżudżitsu, ale tego

popołudnia było inaczej. Lucas skupiał się wyłącznie na nauce. - Właśnie się zorientowałam, że cały dzień dzisiaj walczymy. - Helena usiłowała już chyba dziesiąty

raz przełamać jego blokadę. - I nie odniosłam żadnego zwycięstwa. 291

- He czasu minęło? - spytał nagle zaciekawiony Lucas, ale nie za bardzo zrozumiała, o co mu chodzi.

Wyciągnął szyję i spojrzał na zegar na ścianie, a potem im Helenę. - Możesz znowu cisnąć gromem? Spróbowała przywołać to dziwne uczucie w dole brzucha i poczuła iskierkę. Pokiwała głową, lekko

zaskoczona, a on złapał ją za rękę i pociągnął do góry. - No to chodź, zobaczymy. - Z uśmiechem wyprowadził ją z sali. - Poczekaj. - Wyciągnęła rękę, żeby go powstrzymać. - Moja błyskawica omal cię nie zabiła. - Bo nie umiesz nad nią zapanować. - Odwrócił sic i położył jej dłonie na ramionach. - Musisz

zaakceptować to, że potrafisz ciskać gromami. Wiem, że cię to przeraża, ale jakkolwiek ostro to

zabrzmi, musisz przezwyciężyć swój strach. Heleno, taka jesteś. A ja nie boję się ani ciebie, ani

twoich błyskawic. Więc ty też nie powinnaś. Popatrzyła na niego i w jego oczach znalazła tylko pewność i akceptację. - Wiesz co? - Wyprostowała się. - Chcę się nauczyć nad nimi panować.

Page 130: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Pewnie! I się nauczysz! - zawołał. Na zewnątrz zobaczyli samochód Hektora i wysypujących się z

niego Delosów. - Idziemy wypróbować jej pioruny! - krzyknął do nich Lucas. Jazon i Hektor spojrzeli na siebie rozszerzonymi oczami i puścili się biegiem w ich stronę. - Ile czasu minęło? - zawołał w pędzie Hektor podniecony jak pierwszoklasista. - Godzina i czterdzieści pięć minut. Mniej więcej -poinformował Lucas. - Wypiła około ośmiu litrów

wody. - I ciągle chce mi się pić - przyznała Helena. - No to przynieś jej jeszcze, Lucas! - zdecydowała Kasandra, kiedy dogoniły ich razem z Ariadną. 292 - Dobra! - odparł nieprzytomnie. Podskoczył, pole-ftł do domu i za dwadzieścia sekund był z

powrotem. -laczego mi nie powiedziałaś? - Wręczył Helenie ogrom- butelkę prosto z lodówki. - Nie wiem. Zdaje się, że powinnam zacząć na to racać większą uwagę - wymamrotała zakłopotana. - Musisz zwracać uwagę na wszystko, co sprawia, że ajesz się potężniejsza. A pioruny to przecież

olbrzymia oc - powiedział Hektor z kocim uśmiechem na twarzy. Helena przechyliła butelkę i zaczęła pić. i

1 - Ta akcja z drzwiami... niezły czad! - wykrzyknął Jazon i

potarł twarz ręką w geście, który jak zauważyła Helena, był charakterystyczny dla wszystkich

Delosów. -kbyś je potraktowała spawarką. - Jak myślisz, ile woltów masz teraz w zapasie? - za-dnęła Kasandra. Weszli na arenę. - A bo ja wiem? - Helena wzruszyła ramionami. Wyczuła ładunek i spróbowała go zmierzyć, ale nie

potrafi-la. - To uczucie, a nie odczyt cyfrowy, Kass.

- Och, to poczekaj! - Kasandra podniosła ręce. - Mo-"e uda mi się wymyślić, jak to zmierzyć. - Kassie, komputer później! Teraz wszyscy umierają chęci, żeby to zobaczyć - jęknął Hektor. - Dobra, dobra! Przepraszam, Heleno. Kiedy tylko będziesz gotowa - zgodziła się niechętnie. Delosowie stanęli za Heleną, żeby miała dość miejsca, by wycelować błyskawicę w nieprzewodzący

prądu piasek. Uniosła prawą rękę. Tą ręką pisała, ale odniosła wrażenie, że tutaj to się nie sprawdza,

zmieniła więc na lewą. A potem przywołała błyskawicę - po raz pierwszy z rozmysłem. Z jej dłoni wystrzelił piorun. Nie jakaś tam statyczna, żałosna iskierka, ale najprawdziwszy grom.

Poleciał do przodu, przybierając kształt jaskrawej, rozmazanej gałęzi. 293

A przy tym trzaskał tak, jakby rozbrzmiewała orkiestra skórzanych biczów. W jednej sekundzie

oślepiające, lodowato błękitne światło wypełniło powietrze, a drugą polo wę areny pokryła gruba

warstwa przydymionego, bursztynowego szkła. Przez chwilę nikt się nie odzywał. - O kurde - zaklął cicho Hektor. Helena mlasnęła i zatoczyła się w kierunku butelki z wodą, którą automatycznie wyciągnął w jej

stronę Lucas. Wypiła litr w pięciu łykach. - Może trochę za mocno. - Oparła się o Lucasa. - Mogłabyś usmażyć z pięćdziesiąt osób - wymamrotała nieprzytomnie Ariadna, spoglądając to na

Helenę, to na pofalowaną taflę szkła. - Nie chcę smażyć pięćdziesięciu osób. Pięćdziesiąt frytek, owszem. Kto by nie chciał pięćdziesięciu

frytek? Pycha. - Helena czuła, że się idiotycznie szczerzy. - Wyładowania elektryczne trochę ją dezorientują -wyjaśnił rodzeństwu zażenowany Lucas. - Mam

nadzieję, że to jej nie szkodzi. - Nie wyładowania, Lucas, tylko poważne odwodnienie - poprawiła go Kasandra. - Jej organizm

świetnie sobie radzi z prądem. Dezorientacja bierze się stąd, że jej tkanki są pozbawione wody. A

ponieważ to nie jest trwałe uszkodzenie, więc wyluzuj.

Page 131: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

W kuchni Helena przystawiła usta do kranu. Wszyscy czekali cierpliwie, aż się napije, ale wiedziała,

że za jej plecami wymieniają między sobą spojrzenia. Wyczuwała ich strach. Właśnie dlatego stłumiła

swoją moc. Bo była tak potężna, tak niszczycielska. Kto by takiej zaufał? Zakręciła wodę i odwróciła się do Delosów. - Czyżbym właśnie wszystkich śmiertelnie wystraszyła? - Tak - przyznał Lucas z kamienną twarzą. 294 Gardło jej się ścisnęło, zamarła. Ze wzrokiem wbitym w Lucasa czekała, aż któreś z nich objedzie ją

za to, że po-limęła się za daleko. Lucas spojrzał jej w oczy i uśmiech-nąl się... jakby był z niej dumny! - Ale to nasz problem, nie twój - dodał stanowczo. -W tym, co umiesz zrobić, nie ma nic złego. Nic

złego nie ma w tobie. - Iw dodatku założę się, że nieźle ci wychodzą dania z grilla - stwierdziła Ariadna. - Tylko pytanie, czy potrafi je odpowiednio przysmażyć - powiedział Jazon, jakby był jakimś

grillowym Kuru. Helena popatrzyła po twarzach rodzeństwa i aż serce zakłuło ją z wdzięczności, że w ich oczach

dostrzegła wyłącznie akceptację i współczucie. Po tej całej gadaninie na temat frytek i grilla wszyscy nabrali ochoty na śmieciowe jedzenie, więc

ruszyli do budki z burgerami przy plaży. Kiedy Helena i Lucas podeszli do lady, kasjerka na widok

wisiorka na szyi Heleny zawołała z zachwytem: - Konik morski! Uwielbiam koniki morskie! Helena uniosła rękę, żeby dotknąć naszyjnika, i opuściła

ją zawstydzona. Podziękowała za miłe słowo, bo nie chciała być niegrzeczna, i złożyła zamówienie,

ale gdy razem z Lucasem usiedli w boksie, popatrzyli na siebie zdziwieni. - Twój wisiorek jest w kształcie serca, nie konika morskiego - sprzeciwił się Lucas. - Co ty gadasz, Lukę? - prychnął pogardliwie Hektor. - Ma kształt muszli. I zawsze miał, choć

zauważyłem to dopiero dziś. Dziwne. - Zmarszczył brwi skonsternowany. - Nie-e - skrzywił się Jazon. - To truskawka. Właśnie przyglądałem mu się dziś rano. - Serce - upierał się Lucas. 295

- Czy wyście powariowali? Przecież to złoty kluczyk wysadzany rubinami - oznajmiła Ariadna. -

Swoją drogą uważam, że jest cudny. Wciąż trochę skołowana z powodu odwodnienia Helena wstała i podeszła do pary nieznajomych w

boksie obok. Uśmiechnęła się do dwóch zaskoczonych turystów, wskazała na łańcuszek i spytała

mężczyznę, który siedział bliżej, jaki kształt ma jej wisiorek - To oczywiście róża - odparł z uśmiechem. Jego przyjaciel wychylił się, żeby się przyjrzeć, jakby coś go przyciągało. - Medalion - stwierdził i zapatrzył się w dal. - Taki jak nosiła moja matka. - Dzięki.- Helena wróciła na miejsce i wzruszyła ramionami. - Mylicie się wszyscy oprócz Lucasa.

Mama dała mi ten wisiorek, kiedy byłam bardzo mała. To serce. Nigdy niczego innego nie nosiłam. - To właśnie i ja widzę! - powiedziała Kasandra, jakby nagle rozwiązała zagadkę. - Zastanawiałam

się, co tu jest grane! Helena usiadła obok Lucasa. - Myślę, że każdy widzi to, co chce zobaczyć. Kasandrze opadła szczęka. - O bogowie! Ona jest jak projektor! To dlatego wszyscy są tacy radośni i ni stąd, ni zowąd zaczynają

na siebie wskakiwać, jakby to była pora godowa w zoo. - Dziewczynka spojrzała szeroko otwartymi

oczami na Hektora. -Muszę natychmiast wracać do domu. - Ale... nasze burgery - jęknął żałośnie Hektor. Wiedział, że i tak zrobi to, co mu każe Kasandra.

Page 132: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Chcielibyśmy wziąć to na wynos - powiedziała Kasandra kelnerowi. Odwróciła się do Heleny. -

Myślę, że już wiem, o co chodzi, ale muszę to sprawdzić. Gazem wrócili do posiadłości i ku irytacji Kastora i Polideukesa hałaśliwą gromadą wpadli do

biblioteki. Ka- 296 sandra przytaskała drabinkę pod wysoki regał, poleciła Lucasowi przytrzymać nóżki i wdrapała się na

górę. Jeszcze poprosiła ojca i wuja, żeby przyjrzeli się wisiorkowi Heleny i powiedzieli, co widzą. - Wygląda jak... To niemożliwe - wymamrotał Po-lideukes. Spojrzenie mu stwardniało, cofnął się

mimowolnie. - Co widzisz? - spytał ostrożnie Kastor. - Dałem to Aileen. - Polideukes wskazał na wisiorek, jakby oskarżał Helenę o kradzież. - Kass? - zawołał zaniepokojony Lucas. - Jej wisiorek wygląda jak coś, co przyciągnie osobę, która na niego patrzy. Taka zdolność wiąże się

tylko z jedną boginią i jednym reliktem - krzyknęła Kasandra, wciąż czegoś szukając. - Z pasem

Afrodyty. - Nie, wykluczone. - Polideukes pokręcił głową. -Równie dobrze moglibyśmy twierdzić, że ma egidę.

Albo że to potwór z Loch Ness. To legenda, nic podobnego nie istnieje. - Co to takiego ten pas Afrodyty? - spytała cicho Helena, żeby reszta mogła udać, że jej nie słyszy,

gdyby się okazało, że to głupie pytanie. - Mityczny talizman, który sprawia, że ten, kto go nosi, jest nietykalny dla wszelkich rodzajów broni -

wyrecytował Lucas. Popatrzył najpierw na Kasandrę, potem na Kastora, a w końcu na Helenę. - I nie sposób mu się oprzeć. - Kastor spojrzał zmartwionym wzrokiem na syna. - I niby ja to mam na sobie? No cóż, niechętnie, ale zdradzę wam, że nie posiadam żadnego

mitycznego pasa. - Helena wybuchła ironicznym śmiechem, ale nikt się nie przyłączył. - Pozwól, że obejrzę wisiorek, który dała ci matka. -Kasandra zeszła z drabiny z książką pod pachą.

Wyciągnęła rękę. 297

- Na jak długo będziesz go potrzebowała? - Helena niespokojnie przesuwała naszyjnik.

Wcale nie chciała go zdejmować. Żaden powód, nawel tak ważny jak ten, który podała

Kasandra, nie wydawał się jej wystarczający.

- Zaraz ci go oddam. Obiecuję. - Dziewczynka wbiła wzrok w Helenę.

- Oczywiście.

Helenie zrobiło się głupio, że się tak opiera. Zwalczyła czystą panikę, która pojawiła się wraz

z myślą, że musi zdjąć łańcuszek. Posłusznie ściągnęła go i wręczyła Ka-sandrze. Gdy tylko

wisiorek spoczął na wyciągniętej ręce dziewczynki, Helena poczuła pieczenie w

przedramieniu.

- Kass, oszalałaś? - wrzasnął Lucas i wyciągnął małe ostrze z dłoni siostry.

Ktoś stanął za plecami Heleny i dotknął jej ramienia, żeby ją wspierać i chronić. Po wielkości

dłoni Helena domyśliła się, że to Hektor.

- Przepraszam, Heleno, ale to był jedyny sposób, żeby się przekonać. - Kasandra zagryzła

wargę.

- Nie ma sprawy - wymamrotała Helena. Jeszcze do niej nie dotarło, co się stało.

Wszyscy gapili się na jej rękę. Spojrzała w dół i zobaczyła małą czerwoną rankę, z której na

dywan kapała krew.

- Przecież to tylko naszyjnik - powiedziała, przesuwając wisiorkiem po łańcuszku. Nie

spuszczała wzroku z ręki. Zranienie zdążyło się już zagoić.

- Może stać się wszystkim, czego potrzebujesz. To część jego... magii. - Kasandra w

zdenerwowaniu szukała odpowiednich słów. - Na tej samej zasadzie dla każdego wygląda

Page 133: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

inaczej. Bo nie ma czegoś takiego jak najpiękniejszy wzór czy w ogóle najpiękniejsze...

cokolwiek. Jakby to wytłumaczyć? 298 - Ja uważam za piękne zupełnie inne rzeczy niż Jazon, choć jesteśmy bliźniakami. To

dlatego, że wszyscy się różnimy - wyjaśniła po swojemu Ariadna.

- Właśnie - zgodziła się Kasandra.

- Ale dlaczego pas? - dopytywała Helena.

- Musisz wiedzieć, że kilka tysięcy lat temu pasy uważano za coś bardzo atrakcyjnego,

pełniły również funkcje ochronne. Niektóre nawet wzmacniano kościanymi albo brązowymi

płytkami i były czymś w rodzaju lekkiej zbroi -wyjaśnił Kastor. Wydawał się odległy, a nie

dobroduszny jak zwykle. - Ale pas Afrodyty składał się z dwóch części: samego pasa i

zdobienia. To właśnie zdobienie sprawiało, że bogini nie potrafił się oprzeć nikt, kogo chciała

uwieść, i mogło się zmieniać zgodnie z upodobaniami tego, kto na nie patrzył. Z czasem pasy

wyszły z mody, ale transformacyjna magia pasa Afrodyty się nie wyczerpała. Może stać się

wszystkim, czego potrzebujesz, żeby się wydawać bardziej atrakcyjna, Heleno. I tobie dotąd

potrzebny był tylko naszyjnik.

- Zawsze mi się bardzo podobał - przyznał miękko Lucas. - I sposób, w jaki opadał w to

miejsce. - Musnął ręką zagłębienie w jej szyi.

Helena dostrzegła rumieniec zabarwiający jego policzki. Lucas nie podniósł wzroku.

Wiedział, że wszyscy patrzą na nich, z niepokojem marszcząc brwi. Zwłaszcza Kastor

sprawiał wrażenie tak zbolałego, jakby brał udział

w pogrzebie.

- Nie rozumiem tylko, dlaczego zaczęliśmy go dostrzegać właśnie teraz. Tak jakby w ciągu

ostatnich kilku dni naładował się miłosną energią - zdziwił się Jazon. Coś mu raptem

zaświtało w głowie i natychmiast przeniósł wzrok na Helenę i Lucasa.

- Tak jakby się nagle po prostu włączył. - Ariadna wodziła wzrokiem od Heleny do Lucasa. 299

- A co, jeśli specjalnie zrobię tak, żeby wyglądał inaczej? - spytała Helena. Nie zwracała uwagi na

dziwne spojrzenia, którymi wszyscy zaczęli ją obrzucać. Kasandra wzruszyła ramionami. - Nie wiem. Może spróbuj - zaproponowała podekscytowana. - Ale najpierw go zdejmij! Nigdy nic

nie wiadomo - dodała szybko. Helena rozpięła łańcuszek. Starała się przy tym myśleć o czymś wyjątkowo seksownym, ale nic jej nie

przychodziło do głowy. Po chwili zorientowała się, że nie liczy się to, co ona myśli, tylko to, co myślą

inni. Potrzebowała królika doświadczalnego. Popatrzyła na Hektora. Skupiła się tylko na nim i

poczuła, że wisiorek w jej dłoni zmienił kształt. - Heleno! - krzyknął Hektor. Spojrzała na swoją dłoń. W ręku trzymała maleńki skrawek koronki, który przypominał raczej

inkrustowaną diamentami nić dentystyczną niż bieliznę. Wszyscy wy-buchnęli śmiechem i wskazując

na Hektora, zaczęli robić sobie żarty z jego niewybrednych upodobań. Helena przeniosła wzrok na

Lucasa, skoncentrowała się i... znowu miała na dłoni swój stary naszyjnik. Lucas wyszczerzył zęby w

uśmiechu. - Mówiłem ci, że mi się podoba - powiedział otwarcie. Jego spojrzenie było tak gorące, że Helena

poczuła, że musi zrobić coś, żeby odwrócić uwagę całej reszty. Rozejrzała się po pokoju, ostentacyjnie szukając

nowej ofiary. Wszyscy rozsądnie postanowili się rozproszyć. - Nawet o tym nie myśl - wrzasnęła Ariadna i wybiegli z pokoju. - Daj spokój! To nie fair! - jęknął Jazon. Odsunął się, zakrywając na przemian to oczy, żeby jej nie widzieć, to twarz, żeby ona nie widziała

jego.

Page 134: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- W porządku, koniec paniki! - Helena założyła z powrotem łańcuszek na szyję i wybuchnęła

śmiechem, ale 300 w bibliotece poza Lucasem i Kasandra nie pozostał żaden świadek jej miłosierdzia. - Ja sama

najbardziej lubię, jak wygląda właśnie tak. - I dobrze - powiedział Lucas. Odwrócił wzrok. Próbował udawać, że wcale nie jest speszony. - A ty dlaczego nie uciekasz? - spytała wesoło Kasan-drę, ale kiedy zobaczyła zachmurzoną twarz

dziewczynki, zrozumiała, że palnęła głupstwo. - Na mnie to nie działa - odparła Kasandra ponuro. Wyminęła Helenę. - Przepraszam - powiedziała Helena do Lucasa, kiedy Kass wymaszerowała z pokoju. Położyła mu

rękę na ramieniu i zmusiła, żeby na nią spojrzał. - Nie rozumiem. Co ja takiego jej zrobiłam? - Moc Afrodyty działa tylko na dorosłych, na osoby dojrzałe płciowo - wychrypiał, jakby zaschło mu

w gardle. - Aha, nie wiedziałam. Ale przecież nie ma się czego wstydzić. Kass skończyła przecież raptem

trzynaście lat. Dopiero wchodzi w okres dojrzewania... - Moja siostra nigdy nie dojrzeje - przerwał jej Lucas. - Należy do Mojr. - Co to znaczy? - To znaczy, że nawet gdyby chciała, nawet gdyby czuła to, co inne kobiety, nigdy się nie zakocha ani

nie urodzi dzieci. Nie będzie nawet w stanie pozwolić sobie na takie niefrasobliwe relacje, jakie

Hektor nawiązuje praktycznie co tydzień - odparł Lucas. - Została poświęcona Mojrom, a one nie

zamierzają dzielić się swoją córką. - Ale jeśli poczuje to, co kobieta, dlaczego nie miałaby zachowywać się jak kobieta? Kogo obchodzi,

co powiedzą trzy zramolałe stare panny? - spytała z mocą Helena. Lucas zasmucił się jeszcze bardziej. - Nie rozumiesz. Mówimy o Mojrach, a nie parze nadopiekuńczych rodziców z obsesją dziewictwa.

Przed Mojrami nie uciekniesz ani ich nie oszukasz. Kasandra 301

nie wyślizgnie się z domu przez okno, żeby uprawiać seks z jakimś przystojniakiem poznanym na

imprezie - tłumaczył, chodząc w kółko. - Nawet gdyby to był mężczyzna, którego by naprawdę

szanowała i mogła pokochać, Mojry ich rozdzielą. Zresztą już one zadbają, żeby moja siostra nigdy

nikogo takiego nie spotkała. - Co za okrucieństwo! - zawołała przerażona Helena. - A któregoś dnia rozdzielą ją z nami, jej własną rodziną. Teraz może tego nie widać, ale kiedyś

byliśmy z Ka-sandrą bardzo blisko. Zawsze, gdy gdzieś szliśmy razem, brała mnie za rękę. Ale

przestała. - Głos łamał mu się z emocji. - Była najsłodszą siostrzyczką świata, przysięgam. Ogromne,

gorące serce i wspaniały, bystry umysł w takim drobnym ciele. A teraz powoli staje się taka jak one.

Zimna, drobiazgowa, nieubłagana. Helena położyła mu ręce na biodrach i czekała w milczeniu, dopóki nie będzie gotów przytulić jej i

odprężyć się w jej objęciach. Trzymała go tak ledwie kilka minut, gdy do biblioteki weszła Ariadna i

powiedziała Helenie, że ma przyjść do kuchni. - O co chodzi? - spytał Lucas. - Twoja mama dowiedziała się o pasie Afrodyty i chyba wpadła w szał - przyznała Ariadna z ciężkim

sercem. Jej łagodne oczy spoglądały na nich ze współczuciem. -Ciotka Noel chciałaby zamienić słowo

z Heleną. Wydawało się, jakby z pokoju wypompowano całe powietrze, przy czym większość wciągnął w płuca

Lucas. Ariadna odwróciła się na pięcie, a Lucas wziął Helenę za rękę. - Czy to źle? - spytała bez tchu, kiedy szli za Ariadną przez dom. - Tak - szepnął. - Słuchaj, obiecasz mi coś? - Co takiego? - Przysięgnij, że bez względu na to, co powie moja matka, to nie jest ostatni raz, kiedy ze sobą

rozmawia- 302

Page 135: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

my. - Zatrzymał ją i zmusił, żeby spojrzała mu w oczy. Położył dłonie na jej zesztywniałych

ramionach i przyłożył usta do czoła. - Obiecaj, że jeszcze ze mną porozmawiasz. Nawet gdyby to miał

być ostatni raz. - Obiecuję - wyjąkała niepewna, czy to się dzieje naprawdę, czy to może jakiś dziwaczny sen. Weszli z Lucasem do kuchni. Trzymali się za ręce tak mocno, jakby ich palce już nigdy nie miały się

spleść. Noel spojrzała na Kastora i wskazała na nich - żywy dowód potwierdzający jej oskarżenia. - Lukę, idź na górę - polecił Kastor. Nie był w stanie spojrzeć synowi w oczy. - Myślę, że też mam prawo to usłyszeć - odparł spokojnie. Kurczowo ściskając jego dłoń, Helena spojrzała po poważnych twarzach. Coś było nie tak. Zaczęła szybko oddychać. Bała się, że za chwilę po raz pierwszy w życiu zemdleje

od nadmiaru tlenu. - Chcę, żebyście wszyscy wyszli. To moje ognisko domowe i święte prawo przyznane mi przez Hestię

- oznajmiła stanowczo Noel, jakby powoływała się na jakiś stary rytuał. - Teraz to sprawa między

Heleną a mną. Po krótkim milczeniu pierwszy poruszył się Jazon. Widząc wyraz twarzy Noel, podszedł do Lucasa i

zabrał jego dłoń z dłoni Heleny. Gdyby to zrobił ktoś inny, Helena była pewna, że Lucas zacząłby się

bić, ale Jazonowi pozwolił zaprowadzić się na górę. Pozostali opuścili kuchnię ze smutnymi minami.

Wszyscy oprócz Polideukesa. Helena zauważyła, że wuj Lucasa wydaje się usatysfakcjonowany.

Wręcz zadowolony. - Usiądź. - Noel wysunęła sobie krzesło i usiadła na wprost Heleny. - Nie masz pojęcia, co się dzieje,

prawda? Helena pokręciła głową i przełknęła ślinę. - Ariadna mówiła ci o rozejmie? 303

- Powiedziała, że Domy muszą pozostać rozdzielone, bo inaczej wrócą bogowie i zaczną wojnę

trojańską na nowo - wychrypiała Helena przez ściśnięte gardło. - Właśnie. Co to znaczy? Jak najprościej sprawić, żeby został tylko jeden Dom? - spytała ostro Noel.

Helena znowu pokręciła głową, oniemiała z przerażenia. - Istnieją dwa oczywiste sposoby. Albo jeden

Dom zniszczy pozostałe, albo dojdzie do połączenia Domów w wyniku małżeństwa. Zazwyczaj ta

druga metoda jest dla Sukcesorów niedostępna, bo erynie podtrzymują nienawiść między rodzinami.

Ale w wypadku twoim i Lucasa to nie stanowi problemu. Helena z ulgą wypuściła ogromną porcję powietrza z płuc. - Aha. Ale tutaj nikt się z nikim nie żeni! Jesteśmy z Lucasem o wiele za młodzi! I nie aż tak głupi. Noel pokręciła głową, jakby Helena nic nie zrozumiała. - Wiesz, jak wyglądało zawieranie małżeństw w starożytnej Grecji? - spytała już spokojniej. - Bardzo

prosto. Kobieta, dziewica, wchodziła do domu mężczyzny w obecności jego rodziny, a potem dzieliła

z nim ogień, posiłek i łoże. Jeśli następnego ranka nie była już dziewicą, parę uznawano za

małżeństwo. I tyle. Tylko tyle trzeba. Ty jeszcze jesteś dziewicą, prawda? Wściekła Helena zaczerwieniła się. - Tak, ale to wyłącznie moja sprawa! - Z całą pewnością jest to też nasza sprawa. Bo ty i Lucas dzieliliście już wszystko z tej listy. Zostało

wam tylko skonsumowanie związku. Jeśli do tego dojdzie, to w oczach bogów będziesz jego żoną. A

jeśli zostaniesz jego żoną, ostatnie dwa Domy się połączą. Wiesz, co to oznacza. - Wojnę - powiedziała Helena zupełnie ogłuszona. Jej mózg gorączkowo szperał w poszukiwaniu luki

w wywodzie Noel, tej jednej rzeczy, która by sprawiła, że wszystko 304 okazałoby się nieprawdą. Ale niczego takiego nie znala-|ła. - To niemożliwe. - Nie, to się nazywa ironia. Pierwsza wojna trojańska wybuchła, bo dwoje nastolatków zakochało się

w sobie i uciekło razem, a teraz ty i Lucas jesteście gotowi popełnić dokładnie ten sam błąd. - Przez

gniew Noel zaczęła

Page 136: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

przebijać litość. - I Lucas o tym wszystkim wiedział? Od samego początku? - Helena czuła się przedziwnie

odrętwiała. - Od chwili, kiedy cię zobaczył. - To wiele tłumaczy - wyszeptała Helena. Układała sobie w głowie poszczególne kawałki łamigłówki.

- A ja myślałam, że po prostu jest staroświecki czy coś w tym stylu. - Lucas? Nie. - Noel ze śmiechem pokręciła głową. -Ale jest honorowy, więc mu zaufałam.

Pozwoliłam, żeby to trwało, bo wierzyłam, że będzie się kontrolował i nie zrobi nic, czego świat

mógłby żałować. Ale pas Afrodyty wszystko zmienia. - Dlaczego? - spytała Helena z nagłym ożywieniem. -Zawsze go nosiłam, a Lucas jakoś nie stracił nad

sobą kontroli. I to mimo że ja mu tego za bardzo nie ułatwiałam - dodała z żalem. - Ale teraz już

przestanę go naciskać i wciąż będziemy mogli być razem, prawda? - A co potem? - spytała łagodnie Noel. Cały jej gniew wyparował, gdy zobaczyła, jak bardzo Helenie

zależało na Lucasie. - Oboje możecie dotrzymać słowa i nigdy się nie dotknąć. Ale jak sądzisz, jak to

się z czasem odbije na waszym związku? Jak to się odbije na Lucasie? - Przerwała i spojrzała na swoje

splecione dłonie. - Będzie ciężko, ale zdajemy sobie sprawę, jaka jest stawka... - zaczęła Helena. Próbowała się

targować. - Już wiem, że stracę córkę, która popadnie w obłęd. Nie mogę stracić jeszcze syna - przerwała Noel z

oczami rozszerzonymi strachem. - Proszę cię, Heleno. Błagam. 20 - Spętani przez bogów 305

Trzymaj się od Lucasa z daleka. Jeśli uda wam się do siebie nie zbliżać, może pozwoli ci

odejść, zanim będzie za późno.

- Mówi pani tak, jakbym go zamierzała doprowadzić do szaleństwa - zdenerwowała się

Helena.

Noel spojrzała na nią przenikliwie, jakby ostrzegała, żeby Helena nie lekceważyła sytuacji.

- Pas Afrodyty to nie jakiś tam głupi napój miłosny, który możesz kupić na jarmarku. Należał

do samej bogini miłości i jeśli nie wierzysz, żeby miłość mogła kogoś doprowadzić do

szaleństwa, to dlatego, że jeszcze jej tak naprawdę nie zaznałaś.

- No to go zdejmę...

- Tego nie zrobisz - powiedziała stanowczo Noel. -Ten pas ocalił cię pewnie więcej razy, niż

jesteś tego świadoma. Naprawdę muszę ci przypominać, jak ważne jest twoje życie?

Spoglądały na siebie przez chwilę, a Helena biła się z myślami. Czytała Iliadę i nie znosiła

Parysa i Heleny tak samo jak Lucas. Uważała ich za samolubnych. Tak samolubnych, że

woleli patrzeć na zagładę miasta, niż się rozstać. Ale czy Helena Hamilton była lepsza od

Heleny Trojańskiej, skoro wbrew konieczności nie chciała zostawić mężczyzny, którego

pragnęła?

- Dlaczego nikt mi o tym wcześniej nie powiedział? -wybuchnęła.

- Lucas zakazał. Chciał trochę czasu i odrobiny prywatności, i nikt go za to nie winił. W

końcu związki to prywatna sprawa.

- Ale przecież nam nie wolno się wiązać? - Łzy próbowały zamienić jej oczy w gorące

kałuże. - To nie fair.

- Wiem. - Noel założyła Helenie włosy na plecy, żeby zobaczyć jej twarz.

- I nikt z nas nie może wybrać inaczej? - Helena pomyślała o Kasandrze i o tym, co ją czeka.

Całe jej ciało aż 306 epiło się od nerwowego potu. Zaczęła się trząść. Jak ma ię trzymać z dala od Lucasa? Prędzej

ręka jej uschnie odpadnie, niż jej się to uda.

Page 137: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Kastor i ja próbowaliśmy - powiedziała smutno No-',. - Uciekliśmy tuż przed narodzinami

Lucasa. Tak bar-

"zo chcieliśmy zacząć wszystko od nowa, że nawet nie aliśmy mu tradycyjnego imienia.

- I co się stało? - Helena chciała, żeby Noel mówiła 'alej, bo może dzięki temu dowie się

czegoś, co mogłoby 'ać jej podstawy do nadziei.

- To, co zawsze. - Noel uśmiechnęła się znacząco. -

Rodzina.

Helena siedziała przez chwilę nieruchomo. Bała się, że jeśli wstanie, będzie to koniec

rozmowy i koniec jej wizyt w tym domu. Na własne oczy widziała, jak wszyscy bez

szemrania usłuchali rozkazu Noel, i wiedziała, że słowa matki Lucasa stanowią prawo dla

całej rodziny. Zawsze myślała, że Noel jest słaba i potrzebuje ochrony, teraz jednak zaczęła

sobie uświadamiać, że ta kobieta dysponuje własną mocą. Kiedy w grę wchodziło to, kto

zostanie przyjęty do rodziny, a komu odmówi się gościny, do Noel należało ostatnie słowo.

Nawet Lucas nie mógł od tego uciec, jeśli nie chciał opuścić swoich. Noel odmówiła swojego

błogosławieństwa Helenie i to koniec pieśni.

W końcu udało jej się podnieść. Podeszła do drzwi, ale zatrzymała się na moment.

- Mogę zadać jeszcze jedno pytanie? - wypaliła pod wpływem impulsu. Grzecznie zaczekała,

aż Noel pokiwa głową, zanim dokończyła: - Jak miał się nazywać Lucas?

- Zgodnie z tradycją, tak jak ojciec Kastora. - Twarz Noel była bez wyrazu.

- To znaczy? - zapytała Helena, choć już się domyślała, jakie imię nosiłby Lucas, gdyby jego

rodzice postąpili zgodnie z tradycją.

- Parys. - Noel nie mogła spojrzeć Helenie w oczy. 307

Rozdział 15

j

Łąka ciągnęła się bez końca. Rósł tutaj tylko jeden rodzaj roślin - maleńkie kwiatki tak blade, że

niemal przezroczyste. Nie brzęczały wokół nich żadne pszczoły, nic też nie zakłócało ich równego

szeregu, dopóki Helena się o nie nie otarła. Okazało się, że są jałowe, nie mają zapachu i swoim

nektarem nie podtrzymują żadnego życia. Nigdy nie wydadzą owoców. Teren, przez który się wlokła, nie był już górzysty ani w inny sposób uciążliwy, temperatura nie była

ani za wysoka, ani za niska i żadne ostre kamienie ani cierniste krzewy nie raniły jej stóp. A mimo to

Helena ledwo tu wytrzymywała. Równie dobrze mogła stać w jednym miejscu tygodniami i

spoglądałaby ciągle na te same bezbarwne kwiaty i wdychała to samo zatęchłe powietrze. Niezmienna,

powtarzalna i jałowa kraina. A im dłużej w niej pozostawała, w tym większe popadała odrętwienie. To była łąka udręki. Helena obudziła się i nie potrafiła powiedzieć, jaki jest dzień. Zresztą, czy to miało jakiekolwiek

znaczenie? Choć gdyby to była sobota, nie musiałaby iść do szkoły. A to by oznaczało, że nie

musiałaby wysłuchiwać kłopotliwych pytań, które przejęte dziewczyny zadawały jej, żeby się

dowiedzieć, czy wciąż umawia się z Lucasem. Jak sępy krążyły wokół, malując usta albo eksponując

wdzięki w nadziei, że to właśnie im uda się jako pierwszym wylądować obok jednego lub drugiego

trupa. Gdyby to była sobota, Helenie nie groziłoby, że Lucas mignie jej w oddali, przechodząc z klasy do

klasy. Nie musiałaby oglądać pełnego gracji zarysu jego ramion ani ciekawie przechylonej głowy

ponad tłumem nijakich postaci. Gdyby to była sobota, mogłaby iść do domu Delosów na 308 trening, wiedząc, że zastanie tam Lucasa. Lecz gdyby to była sobota, to przez następnych szesnaście

albo siedemnaście godzin przyszłoby jej przerzucać całkiem inną kupę łajna - musiałaby spędzić cały

dzień w miejscu, gdzie nie ma Lucasa.

Page 138: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Odwróciła się, żeby spojrzeć na zegarek. Rzeczywiście dziś sobota. Minęło już dziewięć i pół dnia,

odkąd Noel zakazała jej spotkań z Lucasem, i Helena wciąż czekała, aż coś poczuje. Tymczasem czuła

jedynie odrętwienie. Usłyszała, że Ariadna zsuwa się z łóżka i spogląda w dół, gdzie na dmuchanym

materacu leżała Helena. - Cześć - powiedziała z uśmiechem. - Jak ci się spało? Helena odkryła kołdrę, żeby pokazać nietknięte dzwoneczki, które miała oplatane wokół kostek.

Tkwiły w tym samym miejscu co wieczorem, kiedy kładła się spać, ale stopy Heleny były całe

zakurzone, opuchnięte i zaczerwienione, jakby wędrowała tygodniami. - Znowu? - spytała z przerażeniem Ariadna. - No to chyba wyfrunęłaś przez okno, bo przysięgam, że

nic nie słyszałam, a prawie nie zmrużyłam oka! - To nie twoja wina. - Helena pokręciła głową i odwiązała bezużyteczne dzwonki. Przez chwilę myślała, żeby opowiedzieć Ariadnie o swoich koszmarach. Wszyscy wiedzieli, że je

miała, ale oprócz Kate nikomu nie mówiła, co jej się śniło. Zrobiła wdech i już zamierzała zwierzyć

się Ariadnie, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. A jeśli Ari dojdzie do wniosku, że Helena traci

rozum tak jak Kasandra? Uznała, że lepiej trzymać buzię na kłódkę. - Wiesz co? To naprawdę bez sensu, żebyś spała tu co noc, skoro wylatuję przez okno, gdy tylko

zaśniesz. - Nawet nie zaczynaj. Nie ma mowy - odparła poirytowana Ariadna. Odrzuciła kołdrę i wstała. -

Lucas i tak mnie pewnie za to zabije - mruknęła, idąc do łazienki. 309

- Och, cześć! Przepraszam - wymamrotał zaskoczony Jerry na widok skąpo ubranej Ariadny w

korytarzu. - Cześć - warknęła i zatrzasnęła za sobą drzwi. Helena wrzuciła głupie dzwoneczki pod łóżko i zerk-

nęła na tatę, który nieśmiało zajrzał przez drzwi. - Nie wiedziałem, że Ariadna tu jest. Znowu - dodał. - Tak - odparła Helena, jakby to było oczywiste. - W porządku. - Stanął niezdecydowanie w progu. -I rozumiem, że spędzisz u niej cały dzień. Wciąż

pracujecie nad tym projektem do szkoły? - Tak. - W porządku. - Zmarszczył brwi skonsternowany. -Eee... Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin? - Dzięki. - Helena pokiwała głową i patrzyła za nim, dopóki nie zniknął. - Czy twój tata mówił coś o urodzinach? - spytała Ariadna po powrocie. - Aha - przytaknęła Helena. - Tylko nikomu ani słowa. Chcę po prostu potrenować, a potem wrócić

do domu i iść spać. - Nie! Powinnyśmy coś zrobić! - zaprotestowała Ariadna. - Na przykład wziąć sobie wolne i wybrać

się na zakupy, a potem gdzieś na kolację! - Przykro mi, Ari, ale nie dam rady. Dopiero co się obudziłam, a już jestem wykończona - odparła

Helena ściszonym głosem. - Trening, a potem do łóżka. Tylko tyle mi trzeba na urodziny. Ariadna smutno pokręciła głową. Przyglądała się, jak Helena spuszcza powietrze z materaca, na

którym uparła się spać co noc. Helena widziała, że Ari ma ochotę się sprzeciwić, nalegać, żeby

przynajmniej spróbowała miło spędzić czas w urodziny, ale na szczęście odpuściła. Helena ledwo patrzyła na oczy i umierała z głodu. Ciekawe, czy faktycznie wędrowała tygodniami,

tak jak jej się śniło, czy też umysł jej fiksował. Prześladowały ją słowa 310 Noel o tym, że miłość może człowieka doprowadzić do szaleństwa. Czyżby te aż nazbyt realne sny

właśnie o tym świadczyły? A z drugiej strony, czy w tej chwili obłęd nie byłby dla niej akurat

pociechą? Kreon zszedł z pokładu prywatnego jachtu, który ojciec przeznaczył dla niego i jego ekipy. Podróż

przez Atlantyk z Hiszpanii do Nantucket była długa i uciążliwa, ale konieczna. Niezbędne narzędzia

nigdy nie przeszłyby przez odprawę celną, nawet gdyby przylecieli prywatnym samolotem. A poza

tym i tak nie udałoby im się przetransportować ich zwierzyny drogą powietrzną. To byłaby głupota.

Page 139: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Zdobycz, która tu na nich czekała, wymagała odpowiednich środków bezpieczeństwa, i nieważne,

jakie niedogodności oznaczało to dla Kreona i jego ludzi. Ojciec wszystko mu wyjaśnił - jak lata temu miał szansę ją zabić, ale poddał się urokowi jej twarzy...

tej twarzy. Kreona zaskoczyło to, że ojciec okazał się słabszy od niego, ale to może też znak bliskiego

nadejścia Atlantydy. Sukcesorom pisane było, by z każdym kolejnym pokoleniem stawali się coraz

silniejsi, by rodzili się z coraz liczniejszymi talentami, aż w końcu zjawi się generacja, która zdoła

pokonać bogów. Nieszczęsny moment słabości ojca miał jednak także swoje dobre strony. Tantal od-

krył jej lęk przed wodą. Ta, którą ścigał Kreon, bała się i nienawidziła oceanu, co Stu Kuzynom

dawało nad nią przewagę. Na jachcie praktycznie pozostanie uwięziona przez żywioł, którego nie

może kontrolować, a biorąc pod uwagę jej moc, potrzebowali więzienia o najgrubszych murach. Kreon wyszedł na brzeg, odwrócił się i kazał załodze zostać na jachcie do jego powrotu. Chciał, żeby

kuzyni nie mieli wątpliwości, kto tu dowodzi, i w tym celu zamierzał trzymać ich z dala od wszelkich

działań. Każdy z nich mógłby ulec pokusie, by zapisać się w annałach 311

sukcesorskiej historii, kradnąc jego triumf. Nie wolno do tego dopuścić nawet przez przypadek. Po

całym tym ryzyku, jakie podjął, po długim czasie cierpliwego oczekiwania, to w końcu on zapewni

swojemu rodowi chwałę, na jaką Dom Tebański zasługiwał. Jego przeznaczeniem było dorównać

herosom z przeszłości, takim jak Herakles czy Perseusz. A może nawet ich prześcignąć, bo przecież

dokona więcej niż zabicie hydry czy gorgony. Znacznie więcej. Podaruje nieśmiertelność swojej

rodzinie i swojemu ojcu. Stała mu na drodze tylko jedna osoba i tę osobę Tantalowi, głowie Domu Tebańskiego, przyszłemu

władcy Atlantydy, dostarczy Kreon, jego syn i dziedzic, któremu przypadł zaszczyt jej pojmania. A

może przy okazji wpadnie mu w ręce zniewalająco piękna zasłużona nagroda -córka kobiety, którą

ścigał. W drodze do posiadłości Delosów Ariadna i Helena milczały. Gdy na światłach w mieście zatrzymały

się za Mattem, Ariadna pomachała. Obie zauważyły ściągnięte brwi i zmartwione spojrzenie, jakim

we wstecznym lusterku Matt obrzucił Helenę. - Wiem, że jesteś smutna, ale nie powinnaś go tak ignorować - powiedziała z żarem Ariadna. - To

jeden z najlepszych facetów, jakich znam, a ty go ranisz. - Masz rację. Zachowuję się samolubnie - odparła Helena. Czuła się pusta w środku. - Wiem o tym i

nienawidzę się za to, ale po prostu nie potrafię się zmusić. - Nie o to mi chodzi - wyjąkała przepraszająco Ariadna i skupiła wzrok na drodze. - Zdaję sobie

sprawę, co poświęciłaś i dlaczego. Ale wiesz co? Myślę, że przydałoby się, gdybyś sobie popłakała.

Choć raz. Może to by ci odrobinę ulżyło i poczułabyś się lepiej. Helena próbowała płakać, ale łzy nie przychodziły. Wypełniało ją tylko przyprawiające o gęsią skórkę

wielkie 312 llic. Oczywiście, że powinna liczyć się z uczuciami Matta, ale była w takim stanie, że nie dbała nawet

o to, co sama czuje, i to także wtedy, gdy walczyła z Hektorem. Ich licningi stały się krótki i brutalne.

Teraz, gdy Helena nie miała już emocjonalnych oporów, żeby używać błyskawic, nauczyła się nad

nimi panować i wypuszczać je po trochu. Tylko ktoś, kto nie miałby nic przeciwko temu, żeby go

przypiekła, mógł walczyć z nią wręcz. W połączeniu z mocą pasa Afrodyty, dzięki któremu nie mogła

jej zranić żadna broń, Helena stała się niemal nie do pokonania. Kiedy pod koniec treningu Hektor próbował zablokować ją kimurą, trzeci raz poraziła go prądem.

Nieprzytomny runął na matę. Podeszła i trąciła go stopą. - Skończyliśmy? - Uniosła brew, gdy trochę oprzytomniał. - Wciąż nie umiesz walczyć - wymamrotał, ocierając usta z krwi. - Przygryzłeś sobie język - zauważyła beznamiętnie. - Powinieneś zrobić sobie przerwę.

Page 140: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Podeszła do narożnika, żeby napić się wody. Zobaczyła, że Claire, Jazon, Kasandra i Ariadna

przyglądają jej się zza klatki. Pierwszy poruszył się Jazon. Zrobił dwa długie kroki, płynnie

przeskoczył metalowe ogrodzenie i wylądował obok podrygującego brata. - Wystarczy - zdecydował. - Ona nie potrzebuje więcej ćwiczeń. - Nie umie nawet wyprowadzić ciosu! - zaprotestował bełkotliwie Hektor. - Nic nie szkodzi - odparła stanowczo Kasandra. -Nie musi się uczyć, jak zadawać ciosy, trzymać

miecz czy strzelać z łuku, żeby się obronić. Hektor, ona już i tak jest dziesięć razy niebezpieczniejsza

niż ty. A jeśli wciąż będziesz kombinował, jak ją pokonać, skończysz z uszkodzonym mózgiem.

Koniec ćwiczeń. Wstała i wyszła z sali. 313

- Wciąż jest bezbronna! - krzyknął w ślad za znikającą Kasandrą Hektor. - Można ją pokonać

na milion sposobów. Wystarczy, że ktoś się nauczy, jak obejść jej pioruny!

- Dość - powiedział łagodnie Jazon. - Kasandrą ma rację. Odkryj jej słabe punkty i pokaż, jak

powinna sobie z nimi radzić, ale koniec treningów na macie. Walki wręcz nigdy nie będzie się

musiała obawiać.

- Czyli koniec dyżurów? - Helena podniosła wzrok znad pustej butelki.

Bracia spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami.

- Zdaje się, że tak - odparł w końcu Hektor. - W każdym razie dopóki Kasandrą nie przewidzi

zagrożenia. Bo wtedy bez względu na to, jak niebezpieczna jesteś, któreś z nas znowu będzie

siedziało z tobą non stop.

- A tymczasem mogę już iść? - spytała Helena i grzecznie czekała na pozwolenie Hektora.

Pokiwał głową. Ukłoniła mu się i zerwała się do lotu.

- Poczekaj, Lennie! - krzyknęła Claire. - Przygotowaliśmy dla ciebie przyjęcie. Kate upiekła

ciasto!

Helena widziała, jak zmartwiona jest Claire, ale nie mogła zrobić tego, czego oczekiwała od

niej przyjaciółka. Nie potrafiła udawać, że się cieszy, zdobyć się na wesołość. Nie na czas

trwającego kilka godzin przyjęcia ani nawet nie na pół godziny, żeby przynajmniej zaśpiewali

Happy Brithday i zjedli ciasto. I wreszcie nie na pięć minut, żeby wytłumaczyć Claire,

dlaczego nie jest w stanie znieść żadnej z tych rzeczy.

- Kocham cię - zawołała do swojej najlepszej przyjaciółki i odleciała. Wydawało jej się, że

słyszy, jak Jazon mówi „Lucas zachowuje się tak samo", ale może to sobie tylko wyobraziła.

Nie miała pojęcia, dokąd leci, nie ograniczał jej też czas. Wiedziała jedynie, że nie wolno jej

opuścić wyspy. Dała Lucasowi słowo i nie zamierzała złamać przysięgi. Rozpaczliwie

pragnęła, żeby ich obietnice pozostały 314 w mocy, i sama nie miała ochoty żadnej z nich złamać, nawet gdyby to miało przynieść jej

pociechę. Może nigdy nie wybierze się do Patagonii z Lucasem, ale przynajmniej dotrzyma

słowa, że nie przekroczy oceanu, dopóki on nie zwolni jej z przyrzeczenia.

Mogła natomiast polecieć na skraj wyspy. Przez ostatnich kilka tygodni unikała Great Point -

bała się nie tego, że jeśli tam dotrze, załamie się i rozpłacze, tylko że właśnie tego nie zrobi.

Zaczęła się obawiać, że już nigdy nic nie poczuje. Że stanie się tak samo jałowa i pozbawiona

życia jak te blade kwiaty, które widziała podczas nocnych wędrówek. Miała dość rozsądku,

żeby zadać sobie pytanie, dlaczego tak się zachowuje, ale nie starczyło jej jasności umysłu,

żeby poznać odpowiedź. Dopóki nie zobaczyła Lucasa siedzącego na szczycie latarni.

Przycupnął na skraju balkonu otaczającego szklaną kopułę i patrzył na resztki dnia

chowającego się za horyzont. Nad oceanem zbierało się na sztorm - przywodzące na myśl

poncz kolory zachodu słońca próbowały utorować sobie drogę przez deszczowe chmury.

Skórę Lucasa pokrywały plamy gasnącego światła. Wyglądał jak zawsze przepięknie. I

Page 141: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

właśnie wtedy Helena zrozumiała, co to za tama sprawiała, że powstrzymywała w sobie

wszystko, zamiast pozwolić, by łzy popłynęły jak wodospad. Nie była smutna. Była wściekła.

Zobaczył ją, gdy frunęła w jego stronę. Wstał. Nie wylądowała na balkonie. Unosiła się przed

Lucasem, zagarniając powietrze. Przez chwilę spoglądali na siebie zbyt poruszeni, by

przerwać milczenie.

- Co ty tu robisz? - odezwał się w końcu Lucas. Zapadnięte oczy miał szeroko otwarte,

spragnione jej

widoku. Helena zignorowała to głupie pytanie i powiedziała pierwszą rzecz, jaka jej przyszła

do głowy.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - wycedziła ze złością, zraniona i niepewna, co chce

usłyszeć. - Zaraz na 315

początku. Mogłeś mi przynajmniej wytłumaczyć, z jakiego powodu nie możemy być razem. - Skoro chciałaś wiedzieć, to dlaczego nie odebrałaś któregoś z tysięcy moich telefonów? - odparł tak

samo zły i zraniony. - Przestań! Przestań zadawać pytania, skoro tylko ty znasz odpowiedzi! - ryknęła. Nareszcie poczuła

płacz wzbierający w gardle. Tama już pękała. Helena wiedziała, że zaraz jej twarz stanie się brzydka, czerwona od szlochu.

Musiała uciec od Lucasa, najdalej jak się da. Przywołała niespokojny, sztormowy wiatr, by zabrał jej

ciało daleko, ale Lucas zorientował się w jej lekkomyślnych zamiarach. Wzbił się w powietrze i

chwycił Helenę, zanim połknął ją sztorm. A gdy tylko znów bezpieczna znalazła się w jego ramio-

nach, złamał się i ją pocałował. Helena była tak zaskoczona, że przestała płakać, zanim na dobre zdążyła zacząć, i omal nie spadła z

nieba. Lucas, wciąż lepszy lotnik, złapał ją i kołysani wiatrem, trzymając się w objęciach i całując,

wylądowali na balkonie. A kiedy ich stopy dotknęły podłogi, światło w latarni włączyło się i

wyświetliło ich cień na spienionych falach oceanu. - Nie mogę cię stracić - wysapał Lucas, odrywając usta od jej ust. - Dlatego nie powiedziałem ci całej

prawdy. Myślałem, że gdybyś wiedziała, jak kiepsko to wygląda, to byś ode mnie uciekła. Chciałem,

żebyś miała nadzieję. Nie zniosę, jeśli z nas zrezygnujesz. - Nie chcę rezygnować - zawołała. - Tylko że nigdy nie będzie żadnych nas. Powinieneś mi o tym

powiedzieć. - Nigdy nie mów nigdy - przypomniał. Potarł twarzą jej szyję. Już jej nie całował, ale nie mógł

zupełnie jej puścić. - Nic nie trwa wiecznie i nic nie jest absolutne. Znajdziemy sposób. 316 - Lucas. - Helena zmarszczyła brwi i lekko go odepchnęła. Usiadła na balkonie i pociągnęła go w dół,

żeby usiadł obok. Musiała porozmawiać. - Ja znienawidzę siebie, ty siebie. A w końcu też

znienawidzimy się nawzajem. - Wiem! - Podniósł głos w rozpaczy. - Nie mówię, że mielibyśmy uciec albo zrobić to, co chcemy! - No to o czym? - spytała miękko, próbując go uspokoić. - Co powinniśmy zrobić? - Nie mam pojęcia - przyznał. Oparł się plecami 0 szklaną ścianę latarni i przyciągnął Helenę do piersi. -Ale nie przeżyję jeszcze jednego takiego

tygodnia jak ostatni. - Ja też - powiedziała Helena. Przytuliła się do niego i pierwszy raz od wielu dni całkowicie się

odprężyła. - 1 nic mnie nie obchodzi, jak trudne miałoby być nasze życie. Nie ma nic gorszego od rozdzielenia. - Co mi kiedyś mówiłaś? Żebym się zastanowił, co trudniej znieść, i wybrał to drugie? - spytał

rozbawionym głosem i przycisnął usta do jej czoła. - Przynajmniej wiemy, że nie możemy być z dala

od siebie. - To było jak śmierć - powiedziała z lękiem, jakby samo wspomnienie odrętwienia mogło ją

sprowadzić.

Page 142: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Dla mnie też - odparł dziwnym, zduszonym głosem. - A co z twoją matką? Nie pozwoli nam być razem. - Musimy z nią porozmawiać. Musimy porozmawiać z całą moją rodziną. - A jeśli wciąż będą chcieli nas rozdzielić? - To uciekniemy - powiedział cicho, spokojnie. Przez chwilę żadne z nich nic nie mówiło. Po prostu patrzyli na światło latarni błyskające na spienionych falach wzburzonego oceanu. Helena słyszała, jak

wali serce Lucasa. Przycisnął ją do siebie mocniej, jakby szykował się do walki. - Będą nas ścigać - wyszeptała. - Pomyślą, że wywołamy wojnę. 317

- Mhm - mruknął Lucas w zamyśleniu. - Ale nie wywołamy. Dotrzymamy warunków

rozejmu, choćby nie wierzyli, że nam się uda.

- Nie możemy popełnić tego samego błędu co tamci -odparła wyzywająco Helena. - Wkurza

mnie, że wszyscy zakładają, że postąpimy tak samo głupio, chociaż wiemy, co by się stało.

Lucas roześmiał się, ale w jego głosie nie było wesołości.

- To tak, jakbyśmy wcale nie musieli przeżyć życia ani czuć tego, co czujemy, bo ktoś już

nam powiedział, jak się to wszystko skończy - stwierdził gorzko. Cały aż się spinał z

oburzenia, dopóki jakaś nowa myśl nie sprawiła, że zamarł. - Naprawdę jesteś gotowa to

zrobić? Przecież musiałabyś zostawić ojca.

- Tak, jestem gotowa - odparła. Zdawała sobie sprawę, że zrani Jerry'ego dużo bardziej niż

matka. Dla Lucasa jednak zrobiłaby wszystko. Dla nich obojga.

- Zrozumiem, jeśli nie dasz rady... - zaczął, ale mu przerwała.

- Jeśli nie pozwolą nam być razem, nie pozostawią nam wyboru. Będziemy musieli uciec.

- Nie na zawsze - powiedział, żeby pocieszyć i ją, i siebie. - Tylko dopóki nie wymyślimy,

jak objeść problem. A wymyślimy. Na pewno istnieje jakiś sposób.

- Myślałam o czymś... - Helena znieruchomiała. Wyczuwała napięcie Lucasa.

- Chyba się domyślam, do czego zmierzasz, i raczej wolałbym tego nie usłyszeć - stwierdził

niepewnie.

- A co, gdybym nie była dziewicą? - spytała szybko, żeby mieć to już za sobą.

- Nie zamierzam się tobą dzielić, Heleno - odparł natychmiast. - Poza tym to nie zadziała.

- Mówię serio. Proszę, rozważmy ten pomysł - nalegała, walcząc, żeby rozluźnił uścisk na

tyle, by mogła 318 lię odchylić i na niego spojrzeć. - Powiedz prawdę. Czy przestałbyś mnie pragnąć, gdybym

spała z kimś wcześniej?

- Oczywiście, że nie. - Uśmiechnął się do niej z czułością. - I to nie tak, że ja ciebie tylko

pragnę, Heleno. Ja cię kocham. A to duża różnica.

- Dobra, słuchaj. Robi mi się słabo na samą myśl, ale zrobię to - oznajmiła Helena. Lucas

gwałtownie pokręcił głową. - Ja też cię kocham i nie cofnę się przed niczym, żebyśmy mogli

być razem. Co? Dlaczego kręcisz głową? Nie tylko ty tutaj podejmujesz decyzje.

- Takie sztuczki są nieskuteczne. No chyba że po prostu zależy ci wyłącznie na fizycznym

zbliżeniu. Tego tylko ode mnie chcesz? Seksu? - droczył się z nią.

- Pewnie, że nie, dobrze wiesz! - odparła zdenerwowana Helena, odpychając go od siebie. -

Właśnie powiedziałam, że cię kocham!

- I dlatego to nie zadziała. - Lucas wziął ją za rękę i przyciągnął do siebie. - Gdybyśmy ty i ja

mieli być razem tak, jak tego chcemy, a w każdym razie jak ja tego chcę... - zaczął niepewnie.

- A czego ty chcesz? - przerwała mu Helena.

- Wszystkiego. Absolutnie wszystkiego. Chcę, żebyśmy chodzili do szkoły, uczyli się

dziesiątków języków, podróżowali po całym świecie. Ale najbardziej chcę, żebyśmy byli

razem.

Page 143: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- I ja też! - zawołała Helena podekscytowana, jakby znalazła idealne rozwiązanie. -1 to

wszystko możemy robić bez ślubu!

- Dzielilibyśmy wszystko. - Pokręcił głową, jakby Helena go nie rozumiała. - I dlatego w

oczach bogów uchodzilibyśmy za małżeństwo bez względu na to, komu oddałabyś swoje

dziewictwo. Chcę dzielić z tobą całe życie, a ponieważ tego chcę, byłabyś moją żoną. Nie

umiem nawet udawać, że zadowoliłoby mnie mniej. 319

- Mówisz, że w oczach bogów liczyłoby się nasze wzajemne oddanie, a nie biała sukienka i obrączka?

- spytała Helena, choć znała odpowiedź. - Właśnie - potwierdził Lucas. Jakaś myśl sprawiła, że nagle się roześmiał. - Poza tym trudno byłoby

nam być razem, gdybym siedział w więzieniu. - O czym ty mówisz? - spytała zaniepokojona. - Dlaczego miałbyś siedzieć w więzieniu? - Bo zabiłbym faceta, który zabrałby twoje dziewictwo. Tobie bym wybaczył. Ale jemu? Nigdy. Już

jest trupem. Helena uśmiechnęła się z niedowierzaniem, ale rozsądnie postanowiła nie kwestionować jego

szczerości. - To jaki jest plan? - Westchnęła i znów się do niego przytuliła. - Nie możemy być razem i z całą

pewnością nie możemy się rozstać. - Będziemy trzymać się razem i postępować zgodnie z regułami, dopóki ich nie zmienimy.

Znajdziemy sposób, żeby to zrobić, obiecuję. - Czy to nie hybris? - Uniosła brwi. - Myśleć, że uda nam się wygrać z Mojrami? - Nic mnie to nie obchodzi. Muszę mieć nadzieję -odparł, a potem pozwolił sobie na pocałunek. Helena przywarła do niego i tym razem, inaczej niż wcześniej, kiedy nieoczekiwanemu pocałunkowi

towarzyszył szok, była w stanie cieszyć się dotykiem jego warg. Teraz mogła się skupić, poczuć, jak

na nią reaguje. Dużo szybciej, niżby sobie tego życzyła, Lucas z bólem odsunął się, zacisnął powieki i

delikatnie odepchnął jej ręce. - Przestań. - Zmusił się do śmiechu. - Przepraszam. Jeszcze nie wiem, co robię. - Helena czuła mrowienie w ustach. - Akurat - wymamrotał. Ujął ją za ręce i pociągnął za sobą. - Myślę, że odrobina świeżego powietrza

dobrze nam zrobi. 320 - To dokąd? Do Wenecji? - spytała z zuchwałym uśmiechem. - Jasne, bo tego, czego nam trzeba, to jeszcze bardziej romantyczna sceneria - odparł sarkastycznie. -

Przykro mi, Elektryczko, ale zamierzam zabrać cię do twojego domu, zanim rozpętam wojnę. Skoczył w górę i obrócił się, wyciągając rękę, jak gdyby grali w starym filmie i zapraszał ją do tańca.

Jęknęła zachwycona i dołączyła do Lucasa z uśmiechem. Ujęła jego dłoń i dała się porwać

swawolnym wirom, które dla niej tworzył. Chwilę później wylądowali na trawniku przed jej domem. Podeszli do drzwi i Helena już miała wejść

do środka, kiedy ją zatrzymał. - Pewnie myślałaś, że nie wiem, co? - spytał z niedowierzaniem. - Wszystkiego najlepszego z okazji

urodzin. - Zupełnie zapomniałam! - wykrzyknęła zakłopotana. - A ja nie. - Pocałował ją i spojrzał w górę na rozświetlony dom. Przez chwilę oboje słuchali

ostrzegawczego komunikatu o pogodzie, który leciał w telewizji. - Tata na ciebie czeka. Lepiej już idź. - Tak. Kate upiekła ciasto. - Helena skrzywiła się na myśl o tym, jak okropnie traktowała swoją

rodzinę przez ostatni tydzień. - Wrócę po ciebie jutro - obiecał Lucas, delikatnie muskając ustami jej wargi. - Pojedziemy do mnie

do domu i powiemy mojej rodzinie. Razem. - Jasne. Musimy bronić naszej sprawy - przytaknęła. Obejmowali się i całowali jeszcze chwilę.

Próbowali

Page 144: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

zyskać na czasie, ale burza była nieubłagana. W końcu Lucas się odsunął. Podejrzliwym wzrokiem

obrzucił cienie dookoła i kazał Helenie wejść do domu. Na dworze zrobiło się ciemno. Nie chciał,

żeby choć przez chwilę pozostawała bez ochrony. Helena wbiegła do środka, zamknęła 21 - Spętani przez bogów 321

za sobą drzwi i wyjrzała przez okno akurat w chwili, gdy Lucas odlatywał. Idąc do salonu,

zawołała ojca.

- Jerry'ego tu nie ma, Heleno - odezwał się kobiecy głos za jej plecami.

Odwróciła się, przywołując błyskawicę, ale kobieta złapała ją za nadgarstek i pokręciła

głową.

- Na mnie to nie działa.

Na jej nieskazitelnej twarzy tańczyły iskry, naelektry-zowane długie jasne włosy trzeszczały,

a źrenice brązowych oczu zamieniły się w małe kropeczki.

- O rany... - Helena spoglądała na wisiorek w kształcie serca, który spoczywał w zagłębieniu

u nasady szyi napastniczki.

Jedną ręką kobieta zerwała naszyjnik Heleny, a drugą wbiła jej w szyję igłę. Helena poczuła,

jak mięśnie jej wiotczeją i odmawiają posłuszeństwa. Świat spowiła jasnoszara mgiełka i choć

wciąż próbowała przebić się przez nią wzrokiem, jej oczy mogły dostrzec jedynie jaskrawe

zygzaki pod powiekami. Bardzo szybko traciła przytomność. Zorientowała się, że to musiał

być naprawdę silny narkotyk. Może nawet śmiertelny. Ostatnie, co poczuła, to delikatne

objęcia napastniczki, gdy ta składała jej ciało na podłodze. Helena nic nie widziała, nie mogła

się poruszyć, ale jeszcze przez chwilę słyszała.

- Moja słodka dziewczynka - wyszeptała kobieta. A potem nie było już nic, nawet

koszmarów.

Lucas był dopiero w pół drogi do domu, gdy wiatr, spróbował rzucić nim o ziemię, a niebo

zaczęły rozświetlać pierwsze błyskawice. Natychmiast wylądował i resztę drogi pokonał na

piechotę, by uniknąć porażenia lub zmiażdżenia. Zastanawiał się, czy Helena potrafiłaby

przelecieć przez błyskawicę i czy gdyby potrafiła ją kontrolować, to w razie potrzeby

mogłaby razem z nią lecieć przez burzę. To byłoby piękne, pomyślał, wchodząc przez 322 |araż do kuchni. Tak sobie lecieć przez rozświetlane piorunami chmury.

Gdy tylko otworzył drzwi, zatrzymał się. Wyczuł, że

coś jest nie tak.

- Nie przyprowadziłeś Heleny? - spytała nerwowo Ka-sandra. - Mogłabym przysiąc, że

widziałam was dziś razem.

Lucas rozejrzał się po kuchni i zobaczył Jerry'ego, Ka-te, obiecane ciasto najeżone

świeczkami i Claire, która stała obok Jazona z wytrzeszczonymi oczami.

- Zostawiłem ją właśnie przed domem, w którym mieliście być wy dwoje. - Wskazał na

Jerry'ego i Kate.

Poczuł przypływ paniki i niemal ugięły się pod nim kolana. Wybiegł z kuchni, wyminął

samochody w garażu, wyrwał drzwi z zawiasów i skoczył w rozwścieczone niebo. Jazon

wybił się na wysokość sześciu metrów, zablokował mu w powietrzu drogę i ściągnął go w

dół. Natychmiast przygwoździł nieważkie ciało Lucasa do ziemi.

- Przykro mi, brachu, ale burza jest zbyt gwałtowna. Pojedziemy - powiedział.

- Ktoś na nią czekał w domu! - wrzasnął Lucas. Wrócił do swojego ciężaru i zrzucił z siebie

Jazona.

- Wiemy, idioto! Po południu, kiedy miałeś wyciszony telefon, Kassie widziała Kreona.

Wrócił na wyspę. - Jazon uczepił się Lucasa, żeby mieć pewność, że ten nie odleci. - Ale to

nie on był w jej domu.

Page 145: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Więc kto? - Lucas trochę się uspokoił. Wstali obaj i zaczekali, aż Hektor wyprowadzi

samochód.

- Kasandra cały dzień odbierała jakieś obrazki, ale ich nie rozumiała. W jednej wizji Kreona

śledziła kobieta, która ciągle wsuwała włosy za ucho małym palcem - zaczął Jazon.

Kiedy samochód wyjechał z garażu, wskoczyli do środka i rozsiedli się wygodnie. SUV

pomknął poprzez wichurę i deszcz. 323

- Kass mówiła, że cały czas widziała różne kobiety ciągnął Jazon. - Nie wiedziała jednak, dlaczego są

razem ani co je łączy. Chwilę jej zajęło, zanim spostrzegła, że wszystkie mają coś w rodzaju

nerwowego tiku: tak samo zakładały włosy za ucho. I właśnie dzięki temu Kass załapała, że to wciąż

ta sama osoba. Ale w najbardziej uporczywej wizji kobieta czekała na Helenę w jej domu, jakby tam

mieszkała. - Otworzyła drzwi własnym kluczem, i włączyła telewizor, jakby to robiła milion razy, więc

początkowo nie wydawało się, że stanowi zagrożenie. Kass myślała, że to może jakaś krewna, o której

Helena nigdy nie wspomniała, nie? - przerwał bratu Hektor. - I dopiero na chwilę przed tym, zanim się

pojawiłeś, złożyła wszystko do kupy i zrozumiała, że cały dzień widziała napastniczkę Heleny.

Próbowaliśmy się do ciebie dodzwonić... - Ale ja miałem wyłączony dźwięk - dokończył Lucas i zaklął. - Jak wyglądała ta kobieta? - spytał,

próbując sobie stworzyć obraz zagrożenia. - Jak tamta brunetka? Czy jak ta starsza, która zaatakowała

Kate? - Ani tak, ani tak. Według Kasandry była niewiarygodnie piękna. Tak jak Helena - odparł Jazon. - Nie piękna tak jak Helena, kretynie - przerwał mu Hektor. Jak szaleniec lawirował wśród pojazdów

na drodze, przemykał na czerwonym świetle i niezgodnie z przepisami wyprzedzał inne auta. - Kassie

powiedziała, że ta kobieta wyglądała prawie dokładnie tak jak Helena. Ale ktokolwiek to jest, nie stoi

po stronie Kreona. Kass nie ma co do tego wątpliwości. On nawet nie wie, że go śledziła. Co może,

albo i nie, być dla nas dobrą wiadomością. - Dlaczego, do diabła, nikt nie pilnował jej domu? -wykrzyknął Lucas. Był zbyt zdenerwowany, żeby

się zastanowić nad tym, co znaczyła wizja Kasandry. - To moja wina - odparł Hektor. I zanim brat się sprzeciwił, dodał: - Zamknij się, Jazon. To ja

pozwoliłem 324 I lelenie iść samej po treningu. Do mnie należała decyzja i to ja ją podjąłem, choć czułem, że robię źle. Lucas miał ochotę zdzielić Hektora w twarz za to, że bierze na siebie winę, choć przecież wiadomo,

kto tak naprawdę dał ciała. Powinien sprawdzić telefon, powinien sprawdzić dom, powinien zwracać

większą uwagę na bezpieczeństwo Heleny, a nie na jej delikatne ręce i gorącą skórę. Potarł dłońmi

twarz i zrobił kilka głębokich wdechów. Musi zaufać Hektorowi, że dowiezie ich na miejsce, a potem

skoncentrować się i przygotować na to, co ich tam czekało. Jeśli chce się na coś przydać, musi się

zamknąć i uspokoić. Gdy dotarli do domu Hamiltonów, telewizor i światła były wyłączone, a frontowe drzwi zamknięte na

klucz. Lucas poleciał do okna w sypialni, bo wiedział, że Helena zawsze zapomina zamknąć je na

zasuwkę. Wemknął się do środka, zszedł na parter i otworzył drzwi wejściowe reszcie. Z domu nic nie

zniknęło, wszystko wyglądało jak zawsze. Jakby Helena wcale się nie broniła. - Musiała znać tę kobietę i pójść z nią dobrowolnie. -Hektor rozłożył ręce. - To jedyne

wytłumaczenie, dlaczego nic tutaj nie jest stopione. - Chyba że porywaczka była aż tak dobra - zauważył Jazon. - Co ty gadasz? - prychnął drwiąco Hektor. - Z tymi swoimi piorunami Helena to prawdziwy potwór.

Nie obchodzi mnie, kim jest ta zła bliźniaczka. Nikt nie może być aż tak dobry. - Bliźniaczka - powtórzył z namysłem Lucas. - To może być właśnie to. Też potrafiłaby władać

błyskawicami, byłaby równie silna i miała dużo większe doświadczenie.

Page 146: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Bracia patrzyli, jak opada na kolana i bada podłogę. Zanurkował pod stół i wyłonił się z pustą

strzykawką. - To wyklucza, że Helena poszła z własnej woli. Kimkolwiek jest ta włamywaczka, zjawiła się

przygotowana. 325

I musiała wiedzieć o pasie Afrodyty, bo inaczej nigdy nil udałoby jej się wkłuć Helenie w skórę -

dedukował Lucas. Głos załamał mu się lekko tylko na jej imieniu. Wręczył strzykawkę Jazonowi i jeszcze raz na czworakach zaczął sprawdzać, czy niczego nie

przeoczył. Gdy się upewnił, że nic tam nie ma, wstał pogrążony w myślach i spojrzał na krewnych

nieobecnym wzrokiem. Podszedł do okna obok drzwi i spojrzał na szalejącą wichurę. Rzeka błota

rozlewała się na podjeździe przed domem i wylewała na ulicę. Wszelki ślad, jaki Helena mogła po

sobie zostawić, zaraz zniknie. - Czy w wizji Kasandry było coś jeszcze? - spytał z nadzieją. - Powiedziała tylko, że jej zdaniem jutro rano Helena wciąż jeszcze będzie bezpieczna - odparł Jazon,

kręcąc z powątpiewaniem głową. - Miała wrażenie, że przez chwilę widziała ją w oknie hotelu w

Nantucket, ale głowy by nie dała. - Może zobaczyła coś jeszcze. - Hektor starał się nadać swojemu głosowi możliwie optymistyczne

brzmienie. Otworzył klapkę telefonu i wystukał numer, ale na ekranie pojawił się komunikat „brak

sygnału". - Sprawdźcie u siebie - polecił bratu i krewniakowi. Ich komórki też nie działały. Lucas sprawdził telefon stacjonarny w kuchni. Też głucho. Gdy wrócił do przedpokoju, w całym

domu wysiadła elektryczność. Jazon rozejrzał się przez okno po okolicy. - Wszędzie ciemno - poinformował. - A w dodatku nadciąga potężna burza. Zdaje się, że utknęliśmy

tu na trochę. - Wy dwaj zostańcie, na wypadek gdyby Helenie udało się uwolnić i wrócić - rozkazał Lucas i

podszedł do drzwi. - A ty dokąd? - Hektor złapał go za ramię i usiłował obrócić. 326 - Puszczaj - syknął Lucas. Patrzyli na siebie przez chwilę. W końcu Hektor cofnął się i zabrał rękę. - Tylko nie próbuj latać - ostrzegł. - Martwy jej nie pomożesz. Lucas bez słowa wymaszerował z domu. Wkurzało go, że nie może latać i nie potrafi wymyślić, od

czego zacząć poszukiwania. Gdyby wzbił się w niebo, mógłby się rozejrzeć, zorientować w sytuacji i

może zobaczyłby coś podejrzanego. Tymczasem sztorm zupełnie go uziemił. Nagle wpadło mu do

głowy, że gdyby to właśnie on odurzył narkotykami dziewczynę, którą znała z widzenia większość

mieszkańców maleńkiej wyspy, chciałby opuścić tę wyspę najszybciej, jak to tylko możliwie. A skoro

Lucas był uziemiony, to niemal na pewno odwołano wszystkie loty. Istniał więc tylko jeden sposób,

żeby wywieźć Helenę z wyspy. Łodzią. A to także wiązało się z ogromnym ryzykiem. Wypuścić się w

morze w taką pogodę to samobójstwo. Pobiegł na nabrzeże, gdzie dowiedział się, że ostatni prom odpłynął godzinę temu i że wraz z

nastaniem sztormu straż wybrzeża oficjalnie zawiesiła wszystkie morskie i lotnicze połączenia z

Nantucket. Tej nocy stary dobry północnowschodniak szykował Nowej Anglii porządne lanie i ta

nieżeglowna pogoda prawdopodobnie utrzyma się aż do jutra. Na wieść o tym Lucas trochę się rozluź-

nił. Rozstali się mniej niż godzinę temu, już po tym, jak ostatni prom odbił od brzegu, więc była duża

szansa, że Helena wciąż nie opuściła wyspy. Miał nadzieję, że siedzi w jakimś hotelu, a więc miejscu

w miarę bezpiecznym. Zmarnował kilka godzin, zaglądając do wszystkich moteli i zajazdów nieopodal przystani. Pytał o

dwie kobiety, które zameldowałyby się tego wieczoru. Niestety, choć z powodu pogody wiele osób

utknęło na wyspie, żadna nie pasowała do opisu Heleny. Lucas wiedział, że na darmo się wysila.

Żaden Sukcesor nie byłby aż tak głupi, 327

Page 147: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

żeby wkroczyć do hotelu z nieprzytomną dziewczyną na ramieniu. Ktokolwiek porwał

Helenę, mógł włamać się gdzieś albo nawet przekupić recepcjonistę, ale na pewno nie

zamierzał się afiszować. Lucas kręcił się w kółko, ale mimo to nie potrafił się poddać. Zajrzał

do domu, wypytał Kasandrę o szczegóły wizji i wybiegł na deszcz, zanim ojciec zdążył się

sprzeciwić.

Potężny wiatr wyrywał drzewa i demolował stateczną architekturę Nantucket. Nawet Lucas,

choć tak silny, musiał się przestawić na stan superciężkości, żeby utrzymać się przy ziemi.

Dookoła po ulicach fruwały fragmenty domów. Twarz smagały mu wirujące przedmioty, a

boczny wiatr wdzierał mu się do oczu. Całą noc Lucas łaził wokół hoteli, moteli i zajazdów.

Zaglądał w okna swoimi kocimi oczami w nadziei, że gdzieś dostrzeże Helenę.

Wiedział, że to nie ma sensu. Kasandra powiedziała, że Helena stanie w hotelowym oknie

dopiero jutro rano, ale mimo to nie mógł odpuścić. Bo gdyby jakimś cudem naprawdę ją

znalazł, uwolnił i przyprowadził do domu, dowiódłby, że Kasandra może się mylić.

Wszystko, czego potrzebował, to choć raz pokonać Los. Wtedy wiedziałby, że jest panem

samego siebie - nie jakąś dawno temu napisaną historią, odczytywaną wciąż i wciąż ku

uciesze kosmosu, lecz prawdziwie białą kartą, którą mógł zapisać zgodnie z własną wolą.

Gdyby tej nocy udało mu się odnaleźć Helenę i przyprowadzić ją do domu, wiedziałby, że

pewnego dnia zwyciężą przeznaczenie i będą mogli być razem.

Dlatego krążył po Nantucket całą noc.

Helenę łupało w głowie, a w ustach miała cierpki, kredowy smak, jakby rozgryzła aspirynę i

jej nie popiła. Czuła, że oczy ma opuchnięte, a twarz lepką i rozgrzaną, ale nie była

odwodniona jak zwykle po wizycie w jałowej krainie. Tym razem było inaczej. Została

porwana - przy- 328 pomniała sobie nagle. Przez kobietę. Która wyglądała dokładnie tak jak ona, tylko starszą.

- Napij się - odezwał się jakiś głos.

Ktoś wcisnął jej słomkę w usta. Otworzyła oczy i znowu zobaczyła tę kobietę - pochylała się

nad nią ze szklanką wody w dłoni.

- Kim pani jest? - wychrypiała.

Odsunęła usta od podejrzanej cieczy, a gdy naprężyła ręce, poczuła, że jest przywiązana do

łóżka. Wciąż była nieznośnie słaba od narkotyku. Na pewno minie jeszcze trochę czasu,

zanim wzmocni się na tyle, żeby się uwolnić. Rozejrzała się gorączkowo. Oświetlony

świecami hotelowy pokój. Na zewnątrz wciąż noc. Wiatr i deszcz zacinający w okno.

- Spójrz na mnie, Heleno! Jak myślisz, kim jestem? -spytała nieznajoma z taką mocą, że

Helena natychmiast przestała panikować. - Wiem, że potrzebujesz dowodu. Sama bym

potrzebowała.

Wyjęła kopertę pełną fotografii. A na nich nieznajoma z czasów późnej nastoletniości. Na

jednej z nich trzyma niemowlę. Na innym rozmawia z młodą panią Aoki, podczas gdy dwie

dziewczynki, blondynka i brunetka, bawią się na podłodze. Na jeszcze innym Jerry całuje jej

ogromny ciążowy brzuch.

- Beth - wyszeptała Helena. Przebiegła wzrokiem zdjęcia, których szukała całe dzieciństwo.

- Naprawdę nazywam się Dafne. Dafne Atryda. Podejrzewam, że to za wiele chcieć, żebyś

mnie nazywała „mamą", co? - powiedziała z kpiącym uśmiechem.

Helena wskazała na skrępowane nadgarstki.

- Słusznie podejrzewasz. - Wzbierała w niej wściekłość. - Możesz mi powiedzieć, dlaczego

mnie uśpiłaś

i związałaś?

- Bo nie mamy czasu. A gdybym była na twoim miejscu, nienawidziłabym swojej matki tak

bardzo, że nie 329

Page 148: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

dałabym jej nawet sekundy na wyjaśnienia. - Dafne popatrzyła na nią z uczuciem. - Chyba że najpierw

zostałabym uśpiona i związana. Helena obrzuciła ją gniewnym spojrzeniem, wciąż otumaniona narkotykiem. - Czego ode mnie chcesz? Twarz i ciało Dafne zaczęły się zmieniać. I nie chodziło o zmianę wyrazu, tylko kształtu. W jednej

chwili Helena widziała starszą wersję samej siebie, a w następnej patrzyła na szpakowatą

sześćdziesięciolatkę. Zanim jednak zdążyła wypuścić powietrze, zaniedbana staruszka zniknęła, a jej

miejsce zajęła brunetka pod czterdziestkę. Po chwili jednak również ta kobieta zniknęła i Helenie

znów pojawiła się matka, która w jednej ręce trzymała wisiorek Heleny, a drugą dotykała

identycznego na swojej szyi. - Mam ci wiele do powiedzenia. Na temat tego, kim jesteś i skąd pochodzisz. Będzie bolało -

oznajmiła Dafne bezpośrednio, niemal brutalnie. - Ale nie mam wyboru. Kreon wrócił na wyspę i

przybył tu po ciebie.

Rozdział 16

Około ósmej rano Lucas w końcu pogodził się z faktem, że czas jego poszukiwań dobiegł końca.

Wzeszło słońce, a wraz z nim nadszedł nowy dzień i Helena prawdopodobnie stała już w hotelowym

oknie, żeby mogła się dopełnić przepowiednia Kasandry. Wiedział, że najlepiej by zrobił, gdyby się

poddał, wrócił do domu i zaczekał, aż jego siostra zobaczy coś jeszcze, choć przyznanie się do tego

było niemal jak śmierć. Znowu nie udało mu się wygrać z Losem. Zobaczył Świnkę zaparkowaną

przed domem, więc nie pozostało mu nic innego, jak niepostrzeżenie zakraść się 330 do środka. Wyglądało na to, że Jerry, Kate i Claire zostali zmuszeni przeczekać wichurę w

posiadłości, co oznaczało, że Jerry i Kate wciąż nie wiedzieli, że Helena zniknęła. Sądzili, że jest

bezpieczna w domu i że utknęła tam razem /. trzema Delosami. Lucas wiedział, że prawda niedługo

wyjdzie na jaw, ale wolał, żeby ktoś inny wymyślił jakąś wiarygodną historyjkę dla Jerry'ego. On sam

nie panował nad emocjami na tyle, by kogokolwiek przekonać, że Helenie nie grozi

niebezpieczeństwo, a zwłaszcza nie jej ojca. Wleciał przez okno do swojego pokoju i krążył po nim przez godzinę. Zdawał sobie sprawę, że

powinien coś zjeść, odpocząć i się wysuszyć, ale nie potrafił przestać myśleć o ukochanej. Kass

przecież wiedziałaby, gdyby ktoś skrzywdził Helenę, prawda? Goście obudzili się i zeszli do kuchni. Lucas usłyszał wibrowanie komórki Claire, wiedział więc, że

znowu działają telefony. Ze swojego pokoju nasłuchiwał przez chwilę, jak Jerry i Kate próbują się

dodzwonić do Heleny. Gdy nie odbierała ani komórki, ani stacjonarnego, oboje zaczęli się martwić i

postanowili natychmiast wrócić do domu, żeby sprawdzić, czy tam na nich czeka. Drogi były ledwo

przejezdne, ale nawet gdyby to ich spowolniło, Lucas miał góra kilka godzin, żeby znaleźć Helenę,

zanim Jerry zorientuje się, że zniknęła, i wezwie policję. Gdy tylko odjechali, wpadł na schodach na

Hektora i Jazona -wszyscy trzej równocześnie wyszli ze swoich kryjówek. - Brachu, włóż przynajmniej czystą koszulę! - powiedział Hektor na widok Lucasa. - Odwal się - wymamrotał Lucas. Próbował wyminąć krewniaków, ale Jazon zastąpił mu drogę. - Nie sądzisz, że twoja mama ma dość zmartwień? Najpierw idź i się umyj - szepnął. To była kwestia poczucia winy, ale mimo to Jazon miał rację. Lucas przytaknął i po drodze do łazienki

ściągnął 331

koszulę. Wziął prysznic, ubrał się i zszedł do rodziny zebranej w kuchni. I tak wszyscy się na niego

gapili, kiedy wszedł, a matka sprawiała wrażenie, jakby zobaczyła ducha. Lucas popatrzył po sobie i

zrozumiał, że się rozmywa na krawędziach. Noel zawsze to martwiło, bo wiedziała, że to oznacza, że

Lucas jest przygnębiony. Z wysiłkiem skupił się i przestał załamywać światło. Usiadł w rogu, wbił

wzrok w Kasandrę. Nagle usłyszał odgłosy kłótni i zorientował się, że Claire wciąż tu jest.

Page 149: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Co ty tu jeszcze robisz? - spytał Jazon. - Dlaczego nie pojechałaś z nimi? - Nigdzie się stąd nie ruszę, dopóki nie znajdziemy Lennie - odparła z oburzeniem Claire. - My? - wypalił, ale władczo podniosła rękę i wyciągnęła z kieszeni wibrujący telefon. - Ej, ludzie! - zawołała, kiedy spojrzała na numer. -To Helena. - Daj, ja z nią porozmawiam - zażądał Lucas. Zerwał się z krzesła i wyciągnął rękę po komórkę. - Dzwoni do mnie, nie do ciebie - powiedziała łagodnie Claire. Odebrała i natychmiast zarzuciła

Helenę gradem pytań. A potem zamilkła na moment. Włączyła głośnik. -Dobra, Len, wszyscy cię

słyszymy. O co chodzi? - Rozejrzała się po Delosach, unikając wzroku Lucasa. - Jestem ze swoją matką Dafne. Nie przetrzymuje nas żadna osoba, rodzina ani Dom - oznajmiła

Helena tak płynnie, jakby to było nagranie. - Zamierzamy opuścić wyspę i prosimy, żebyście

pozwolili nam to zrobić bez przeszkód. Nie grozi mi żadne fizyczne niebezpieczeństwo. Wiecie, że to

wszystko prawda, bo Kłamstwowidzą-cy może to poznać po moim głosie. Żegnajcie. Będę za wami

tęskniła. Na linii zapadła cisza. Lucas spoglądał na telefon, kiedy Claire przełączyła go na tryb słuchawkowy,

przyłożyła do ucha i kilka razy powtórzyła imię Heleny. 332 - To nie ona - stwierdził stanowczo, kręcąc głową. Wyczuwał, że coś jest nie tak. Jakby gdzieś czaiło

się kłamstwo. Helena by go nie zostawiła. Przenigdy. - W życiu nie nazwałaby mnie

Kłamstwowidzącym. - Lucas, to ona. - Claire w końcu spojrzała mu smutno w oczy. - Jasne, brzmiała naprawdę dziwnie,

ale to była Helena. Wiesz o tym. - Kłamała? - spytał Kastor. - Nie - wychrypiał Lucas, tak jakby głos nie mógł przekazać tego, w co nie wierzyła reszta ciała. -W

jej słowach nie słyszałem kłamstwa. - A więc Dafne żyje - wyszeptał zaszokowany Poli-deukes. Oczy miał rozszerzone i puste. - Wciąż nie wiemy, czy „Dafne" to Dafne Atryda - odparł Kastor. Nie pozwalał bratu wyjść z kuchni. - Wystarczy, Kastorze - powiedział Polideukes z nutą znużenia. - Przecież jak zobaczyłem Helenę po

raz pierwszy, myślałem, że to ta atrydzka dziwka! - A Hektor wygląda, jakby skórę zdjął z Kreona! A Lucas jak jedno z dzieci Posejdona z Domu

Ateńskiego! - wykrzyknął Kastor, tracąc cierpliwość. - Nasz wygląd najczęściej nie ma nic wspólnego

z tym, kim są nasi rodzice. Wiesz o tym tak samo dobrze jak inni! Matka Heleny mogłaby być

dowolną z pięciu Dafne, które zginęły w masakrze osiemnaście lat temu. - Zrobiłbyś wszystko, byle utrzymać pokój, prawda? Pozwoliłbyś nawet, żeby ta kobieta uciekła. -

Polideukes przepchnął się obok Kastora i strącił dłoń Hektora z ramienia. Lucas automatycznie ruszył naprzód, żeby powstrzymać krewniaka. Hektor z łatwością obezwładniłby

ojca, gdyby musiał, ale Lucas nie chciał, żeby się bili. Bójka opóźniłaby poszukiwania Heleny, a on

musiał ją zobaczyć. Nie wolno im się było rozdzielić, a Lucas nie potrafił się pozbyć

wszechogarniającego wrażenia, że niedługo wydarzy się coś bardzo złego. 333

- Dokąd się wybierasz, tato? - spytał z rezygnacją Hektor, wycofując się z fizycznej konfrontacji. - Znaleźć kobietę, która zamordowała mojego brata -wycedził przez zaciśnięte zęby Polideukes i dalej

szedł do drzwi. - Nigdzie nie pójdziesz - powstrzymała go Kasandra. Wszyscy w kuchni zamarli. Głos dziewczynki pobrzmiewał echem, jak gdyby w tym samym czasie

mówiła więcej niż jedna osoba. Był równocześnie stary i młody, w każdym wieku, lecz przy tym

płynął bardzo harmonijnie. Lucas zauważył, że przerażona Claire instynktownie cofnęła się do Jazona.

Usta Kasandry żarzyły się, a włosy wiły wokół twarzy jak węże. - Tylko Lucas, syn słońca, może zobaczyć twarz, której szuka - wieszczyła dalej Kasandra. -

Odnajdzie córkę Zeusa, tę, którą upodobała sobie Afrodyta, i da jej schronienie w królewskim Domu

Teb. Och! Uwaga! Zdrada... - Przerwała niepewnie. Światło ją opuściło i zaczęła się trząść. Wyglądała

na wystraszoną, ale nawet Lucas nie chciał do niej podejść. - Nic ci nie jest? - spytał cicho z drugiego końca kuchni, przerywając nienaturalne milczenie. Pokręciła głową i potarła dłońmi ramiona. Nagle wydała się mniejsza niż zwykle.

Page 150: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Będziesz musiał wziąć ze sobą Hektora i bliźniaki -powiedziała. - Myślę, że szykuje się walka. - Ja też pójdę - zawołał Kastor. Kasandra pokręciła głową. - Jeśli Dafne zobaczy ciebie albo Polideukesa, ucieknie. - Wzruszyła ramionami. - Nasze dzieci mają jej stawić czoło same? Nie ma mowy. Dafne jest zbyt niebezpieczna. Nie

możemy pozwolić, żeby się do niej zbliżyły - sprzeciwił się Polideukes. Jego gniew ustąpił miejsca

obawie. - Przecież ona uwiodła Ajaksa i go zamordowała! 334 - Nie wiemy tego! - wykrzyknął zdenerwowany Kastor. Przez chwilę wydawało się, że zamierza uderzyć brata, ale Hektor wcisnął się między nich. Lucas

omal nie zawył z frustracji. Zastanawiał się, jakim cudem Sukcesorom udało się przetrwać. Wciąż

rzucali się sobie do gardeł, a żadna z tych sprzeczek nie zbliżała go do Heleny. - Uspokójcie się! Wuju. Tato - powiedział Hektor. - Poradzimy sobie. Wtem dał się słyszeć histeryczny śmiech, przenikliwy odgłos, który przyciągnął uwagę wszystkich.

Gdy Lucas spojrzał w kierunku źródła dźwięku, zobaczył Pandorę z dłonią przy ustach. Oczy miała

pełne łez. Popatrzyła czule na Hektora. - Wyglądasz tak jak on, wiesz? - powiedziała z dziwnym uśmiechem, nie odsuwając ręki. - Jak Ajaks.

Tak jakby zaczął się nowy cykl. - Jaki tam cykl, ciociu Doro. Nic mi nie będzie - odparł Hektor z pewnością siebie. - Wrócimy za

kilka godzin z Heleną i Dafne cali i zdrowi. - Gdzie ona jest? - spytał Lucas z ulgą, że nareszcie zaczną działać. - Gdzieś w pobliżu przystani promowej razem z matką. Przemieszczają się, więc nie widzę dokładnie

- odparła Kasandra. Lucas odwrócił się i ruszył do drzwi. Wyczuwał, że jego krewniacy stają za nim szeregiem. - Poczekajcie! Idę z wami - krzyknęła Claire, próbując dopędzić szybkich jak wiatr Sukcesorów. -

Lennie mnie potrzebuje. - Ty naprawdę jesteś stuknięta - wypalił Jazon, ale Lucas słyszał podziw kryjący się za udawanym

gniewem. - Zostaniesz tutaj. - Ale ja będę umiała do niej zagadać. Mnie posłucha -przekonywała Claire. Przycisnęła ręce do piersi

Jazona 335

i spojrzała błagalnie na Lucasa, ale on nie mógł się zgodzić. - Nigdzie nie idziesz, Metr Sześćdziesiąt - uciął dyskusję Hektor. - Jeśli dojdzie do walki, staniesz się

celem, a ja nie chcę, żeby komuś stała się krzywda, kiedy będzie próbował cię osłonić. - Spojrzał

znacząco na brata. - Nie martw się, sprowadzę ją - zapewnił Lucas i wskoczył za krewniakami do samochodu. - Tylko

proszę, zostań. Tutaj będziesz bezpieczna. - Dobrze - odparła Claire z taką pokorą, że Lucas nie musiał być Kłamstwowidzącym, żeby wiedzieć,

że dziewczyna oszukuje. Miał tylko nadzieję, że Claire nie zrobi nic bardzo głupiego, ale nie mógł się zatrzymać, żeby

sprawdzić, co takiego ta mała knuje. Helena niedługo odpłynie z wyspy. Lucas nie podejrzewał, by

posiadał choć ślad talentu siostry, wiedział jednak, że jeśli teraz Helena go opuści, może stracić ją na

zawsze.

Rozdział 17

o powity cieniem Kreon stał nieopodal ogrodzenia i czekał, aż czarny SUV jego kuzynów się

rozpędzi, zanim puścił się za nimi w pogoń. Nadążanie za samochodem nie sprawiało mu trudności, a

dzięki ponurej pogodzie mroczna chmura, w którą się spowił, idealnie go ukrywała. Od setek lat nie

Page 151: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

było Sukcesora, który potrafiłby tak panować nad światłem jak Kreon, a w pochmurny dzień nawet

synowie Apolla nie mogli go dostrzec. Rankiem przybył do posiadłości Delosów w ślad za Hektorem i Jazonem spod domu Heleny. Nie miał

żadnego innego punktu zaczepienia, dlatego zdecydował, 336 że najlepiej, jeśli podsłucha, co zamierzają odszczepień-cy. Ojciec powiedział mu, że pas Afrodyty

daje jego właścicielce moc zmieniania postaci. Wiedział więc, że nie ma wyboru - musi poczekać, aż

jego zwierzyna sama się ujawni. Podejrzewał, że Helena skontaktuje się ze zdrajcami, i się nie mylił.

Teraz zostało mu już tylko ich śledzić i wierzyć, że w końcu go do niej doprowadzą. Helena wyjrzała przez okno. Na ulicy było prawie pusto. Ani śladu Lucasa. Miała nadzieję, że

zobaczy go ostatni raz przed wyjazdem, nawet jeśli sama miałaby dla niego pozostać niewidoczna.

Naprawdę chciała niewiele, ale najwyraźniej i tego było aż nadto. Sztorm się skończył i niedługo

razem z matką odpłyną pierwszym promem z wyspy. A Lucasa nigdzie nie było widać. - Heleno - zawołała za jej plecami Dafne. - Masz własną twarz. Musisz się postarać, bo inaczej nas

odkryją. Helena odwróciła się i skoncentrowała na wizerunku słodkiej brunetki, w którą zgodnie z planem

miała się wcielić podczas ucieczki. - Dużo lepiej. - Dafne pokiwała głową z zadowoleniem. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że nigdy nie

wpadłaś na to sama. Helena nic nie odpowiedziała. Zbyt poruszona tą nowo odkrytą mocą i spotkaniem z matką nie

potrafiła zdecydować, czy to był komplement, czy zniewaga. Podeszła do toaletki w sypialni i

spojrzała na nieznajomą w lustrze. Dzięki pasowi Afrodyty mogła wyglądać jak każda kobieta na

świecie, jaką by sobie wybrała. Ale miała tylko kilka godzin, żeby poćwiczyć tę umiejętność. Matka

obiecała, że nauczy ją, jak zamienić się w osobę w dowolnym wieku, dowolnej rasy i płci. Na razie

jednak, żeby nikt jej nie rozpoznał, wystarczyła zupełnie prosta przemiana. Trzeba tylko pamiętać,

żeby podtrzymywać iluzję. 22 - Spętani przez bogów 337

- Wiesz, że twój wisiorek wcale nie musi mieć kształtu serca. - Matka stanęła za plecami

Heleny i spojrzała na nią w lustrze.

- Tak. Tyle przynajmniej udało mi się odkryć samej -odparła Helena głosem nieznajomej.

Ona nosiła właściwy pas Afrodyty, jego ochronną połowę, dzięki której nie mogła jej

dosięgnąć żadna broń. Połowa Dafne była zdobieniem i choć nie zapewniała nietykalności,

miała jeszcze bardziej przerażającą moc. Dafne nie mógł oprzeć się nikt, kogo postanowiła

oczarować.

- Ja w każdym razie się cieszę, że to serce. Tak jak zawsze moja połówka. Po cichu liczyłam,

że twoja jest taka sama - powiedziała nieśmiało. - Pewnie myślisz, że nie miałam prawa za

tobą tęsknić. Ale tęskniłam. - Dotknęła dłonią wisiorka i otworzyła usta, żeby jeszcze coś

dodać, ale powstrzymała się i weszła do drugiego pokoju, żeby już chyba dziesiąty raz

przejrzeć rzeczy.

Helena z jednej strony chciała pobiec za matką i powiedzieć, że ona też miała nadzieję, że jej

naszyjnik to coś w rodzaju łączącego je ogniwa. Ale z drugiej strony z dużą ochotą zerwałaby

ozdobę z szyi i rzuciła matce w pożyczoną twarz.

Nie wiedziała, jak daleko zdążyła już sięgnąć moc perswazji Dafne. Ta siła przekonywania

pochodziła jednak z pasa Afrodyty, więc może nieodparty urok matki działał wyłącznie w

sferze erotycznej. Tak czy inaczej Helena była boleśnie świadoma, jak szybko zgodziła się

opuścić dom i bliskich sobie ludzi. Podążała za kobietą, której nie pamiętała, w miejsce,

którego nigdy nie widziała, i tę decyzję podjęła w niecałą godzinę. Przemyślała wszystko,

czego się dowiedziała. Szukała śladu tego, że matka nią jakoś steruje. Ale gdy złożyła

poszczególne elementy układanki, zrozumiała, że wcale nie potrzebowała prania mózgu, by

chcieć uciec.

Page 152: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

338 Po tym, co powiedziała jej Dafne, Helena czuła do siebie taki wstręt, że zwiałaby niezależnie

od wszystkiego.

- Jesteś głodna? - spytała matka.

Helena odskoczyła od okna i opuściła zasłonę z poczuciem winy. Nawet nie zdawała sobie z

tego nawet sprawy, że znów wypatruje Lucasa.

- Nie - odparła ze wzrokiem wbitym w dywan.

- No cóż, musisz jeść, a poza tym powinnyśmy wypróbować swoje nowe twarze. - Dafne się

skrzywiła. -Przed tą cholerną przeprawą pójdziemy na śniadanie.

Helena próbowała się sprzeciwić. Mówiła, że to głupie wypróbowywać jej umiejętności,

skoro miała tak mało czasu na ćwiczenia. Ale Dafne tylko wzruszyła ramionami i

powiedziała, że łatwiej je przetestować na lądzie. Helena odniosła wrażenie, że lęk przed

oceanem jest dziedziczny. Dafne nienawidziła wody, a sądząc po tym, co Hektor powiedział

Helenie - że jej strach bierze się stąd, że nie może kontrolować oceanu - uznała, że jej matka

musi mieć fioła na punkcie kontroli, skoro jej nienawiść jest aż tak gwałtowna.

Dafne sprawdziła szybko, czy żadna z nich nie ma na sobie nic, po czym można by je

rozpoznać, i wyciągnęła córkę na ulicę. Obiecała „dobrą zabawę".

Sztorm zgniótł na miazgę opadłe jesienne liście i zamienił je w czerwonobrązową maź, która

pokrywała teraz brukowane ulice i zapychała rynsztoki. Deszcz powoli przestawał padać, a

wiatr cichł, ale chmury wciąż miały kolor rozmazanego tuszu do rzęs, a woda chodnikami

zamienionymi w prowizoryczne koryta potoków spływała do morza. Gdzieniegdzie widać

było poprzewracane ławki, nagie gałęzie, konary zwalonych drzew i poznaczone białymi

drzazgami pnie, które sterczały jak wykałaczki. Helena czuła w powietrzu zapach drzewnych

soków, jakby tych kilka drzew na wyspie wykrwawiało się po przegranej bitwie z wichurą.

Niepokojący obraz martwych 339

drewnianych żołnierzy i ogromnych drewnianych koni zupełnie odbierał jej apetyt. - Wszystko będzie zamknięte - zaprotestowała, ale wiedziała, że to nieprawda. - Ja też tu kiedyś mieszkałam, pamiętasz? I nauczyłam się przynajmniej jednego... - Dafne pewnym

krokiem minęła witryny zabite deskami przez nerwowych handlarzy dziełami sztuki i skierowała się

do budynku, przed którym barierka odgradzała ogródkową część Overeasy Cafe. - Że dobry sztorm to

jest to, co wielorybnicy lubią najbardziej - dokończyła radośnie. Miała rację. Mieszkańcy Nantucket byli dumni z tego, że są w stanie przetrwać wszystko, co im

zgotuje matka natura. Trochę to zalatywało maczyzmem, ale z drugiej strony dawało też wyspiarzom

okazję do podtrzymywania więzi. Razem mogli pośmiać się z wyjącej wichury, lodu, śniegu i deszczu,

szukając spanikowanych kotów i odzyskując ozdoby ogrodowe, które żywioł wrzucił do cudzego

salonu. W restauracji nie było prądu i pracownicy wciąż zmiatali szkło z rozbitych okien. Mimo to

siedzieli tam goście. Heleny w ogóle to nie zdziwiło. Prawdę mówiąc, wiedziała, że właśnie w tej

chwili jej ojciec i Kate sześć budynków dalej pewnie oceniają skalę zniszczeń w News Storę. Wie-

działa też, że jeśli wokół zaczną się kręcić głodni ludzie, Jerry i Kate otworzą lokal. Z powodu braku

prądu łatwo psujące się produkty trzeba było albo zjeść, albo wyrzucić, a Kate wolałaby rozdać

jedzenie sąsiadom niż patrzeć, jak się psuje. Przez moment Helena myślała, że powinna być tam teraz z nimi, zaraz jednak dostrzegła swoje

odbicie w ocalałym oknie Overeasy Cafe. Patrzyła na nią nie Helena, tylko śliczna brunetka z

kontynentu, która razem ze swoją pospolicie wyglądającą matką o końskiej twarzy spędzała urlop na

Nantucket. Te dwie turystki nie miały tu wobec nikogo żadnych zobowiązań. 340 Usiadła więc, położyła serwetkę na kolanach i zamówiła coś, co można było przyrządzić na kuchence

gazowej - jajecznicę na bekonie i kawę po francusku. Kiedy przesuwała jajecznicę po talerzu, do

Page 153: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

restauracji wszedł Matt. Oczy jej się rozszerzyły, gdy spojrzał prosto na nią, i z przyzwyczajenia

chciała go zawołać, ale on już patrzył gdzie indziej. Oczywiste było, że Matt jej szuka. Jęknęła i potarła zmęczone oczy. Na pewno słyszał od Claire, że

zniknęła. Ciekawe, ile wiedział. Znając jego inteligencję, Helena nie wątpiła, że tak jak Claire sam

pewnie odkrył część jej tajemnicy. Przez chwilę chciała, żeby ją odnalazł, on jednak rozglądał się za jasnymi włosami. Gdy ich nie

zobaczył, poddał się. Helena miała ochotę rzucić w niego serwetką i krzyknąć, że przecież siedzi tu,

trzy metry od niego. Głupotą byłoby obwiniać Matta, że jej nie rozpoznał, a jednak to ją zabolało. Nie

poznał jej facet, z którym przyjaźniła się od piaskownicy. Patrząc, jak Matt wychodzi z kawiarni,

czuła się bezimienna, opuszczona, niematerialna jak duch. - Tak jest dla niego lepiej - powiedziała pocieszająco Dafne. Sięgnęła przez stół, żeby ująć rękę

Heleny. -Śmiertelnicy, którzy nas kochają, nie żyją długo, bo Sukcesorzy przyciągają tragedie. Będzie

dla nich bezpieczniej, jeśli odejdziemy, zanim zaczną się kłopoty. To dlatego nie dałam Jerry'emu

więcej czasu... - Nigdy nie kochałaś mojego ojca, to znaczy Jerry'e-go - przerwała jej gorzko Helena. Wyciągnęła

dłoń spod ręki matki. - Nie, nie kochałam. Nie zamierzam kłamać, żeby się wydawać sympatyczniejsza. - Dafne podniosła

odrzuconą dłoń do policzka. - Ale też nigdy nie chciałam, żeby spotkało go coś złego. Pamiętaj, że to

jedyna osoba, której powierzyłam swoją córkę. Nienawidzisz mnie za to, że 341

nie kochałam Jerry'ego? W porządku. Ale uszanuj to, że dostrzegłam jego niezwykłość i dzięki temu

mogłaś o nim myśleć jako o ojcu. - Jerry jest moim ojcem w każdym sensie, który się liczy. - Helena gwałtownie zerwała się z siedzenia. Czekała odwrócona tyłem, aż Dafne zostawi pieniądze na stole. Gdy wracały do hotelu po rzeczy,

zauważyła Hektora. Spojrzał na nią, a potem przeszedł obok zupełnie tak jak Matt. Były z nim

bliźniaki - kręciły się nieopodal promu. Helena słyszała, jak Ariadna woła Matta, zdziwiona, że go tu

widzi, ale Dafne wciągnęła córkę do hotelu, zanim ta zdążyła usłyszeć dalszy ciąg rozmowy.

Wyłowiła jeszcze tylko imię Claire, zanim zamknęły się za nią drzwi. Nawet jej superczuły słuch nie

potrafił pokonać tej przeszkody. W holu stał Lucas. Helena nie widziała jego twarzy, ale wcale nie musiała. Nawet gdyby tylko jej

mignął, znikając kilkaset metrów dalej za rogiem, na pewno by go rozpoznała. Odwróciła głowę. Jeśli

będzie na niego patrzeć, to się zdekoncentruje i jej maska zniknie. Gdy za matką szybko wchodziła po

schodach, miała nadzieję i jednocześnie bała się, że Lucas wykrzyknie jej imię, ale oczywiście tak się

nie stało. Na górze Helena złapała tych kilka swoich rzeczy i zaniosła je do drzwi, żeby ukryć przed matką

pełne łez oczy i czerwony nos. Próbowała schować twarz za ciemnymi włosami nieznajomej, ale

niestety dziewczyna miała krótką grzywkę. Kiedy Dafne po raz ostatni przed wyjściem przejrzała

pokój, Helena wybuchnęła absurdalnym śmiechem. Nagle przypomniała sobie ostatnią podróż

promem. To wtedy Claire powiedziała jej o nowej rodzinie, która sprowadziła się na wyspę.

Przyjaciółka święcie wierzyła, że w wielkiej posiadłości w Siasconset zamieszkali chłopcy jak

marzenie, którzy się w nich zakochają, a Helena 342 uznała to za absurd i zmieniła temat. Zaczęła się wtedy zastanawiać, czy nie ściąć grzywki. - No cóż, Claire miała rację - powiedziała do siebie, śmiejąc się przez łzy. - Rzeczywiście nie znoszę

grzywki. Z oddechem wciąż urywanym od na wpół szalonego śmiechu Helena szarpnięciem otworzyła drzwi i

wybiegła prosto na Lucasa. W ułamku sekundy zauważył lśniące w jej oczach łzy i zaskoczoną minę

obcej kobiety obok. Złapał Helenę za rękę, odciągnął od nieznajomej i stanął między nimi.

Page 154: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Co jej zrobiłaś? - warknął groźnie. - A ty kto? - spytała Dafne z południowym akcentem. Lucas zdezorientowany popatrzył na porywaczkę, a potem spojrzał na Helenę. - Heleno, kim jest ta kobieta? - Wejdź - poleciła Dafne. Już darowała sobie fałszywy akcent. - Chodź, Heleno. Zostałyśmy odkryte.

On widzi twoją prawdziwą twarz. - Jakim cudem? - zdziwiła się Helena. Weszła za Lucasem do pokoju, spoglądając na ręce, które nie

były jej rękami, i ciało, które nie było jej ciałem. - Bo cię kocha. - Dafne zamknęła za nimi drzwi. -Pas nie może ukryć twarzy ukochanej osoby. Może

ją tylko ukazać. Zawsze będziesz dla niego tylko sobą, bo kocha cię właśnie taką, jaka jesteś. - Potarła

skronie zirytowana tym nowym odkryciem. Odwróciła się do Lucasa, pozbywając się maski. Z sykiem

wypuścił powietrze. - To ty jesteś tymi wszystkimi kobietami - powiedział, pamiętając, co widziała Kasandra. - Heleno, to

ta kobieta, która cię zaatakowała. To nie jest jej prawdziwa twarz... - Wiem. I to ona obezwładniła Kate wtedy w uliczce -Helena przełknęła z bólem. - A ja myślałam, że

to moja wina. Że to ja przez przypadek poraziłam Kate. 343

- Nie wolno ci się obwiniać - rzuciła Dafne rozdrażniona samym tym pomysłem. - Porwała mnie, żeby twoja rodzina nie odkryła, kim naprawdę jestem - ciągnęła Helena, ignorując

Dafne. -Wiedziała, że jej nie zaufam, więc mnie związała, dosłownie. Chciała, żebym jej wysłuchała.

Ale to moja prawdziwa matka i to jej prawdziwa twarz. Nasza twarz. - Niemożliwe. - Lucas wodził wzrokiem od Heleny do Dafne i z powrotem. - Między Sukcesorami

nie ma aż takiego podobieństwa. - Nosicielki pasa Afrodyty zawsze wyglądają tak jak jego pierwsza właścicielka - oznajmiła Dafne. - Helena Trojańska - wymamrotał cicho. Helena pokiwała głową, a potem, patrząc na matkę wyjaśniła: - Afrodyta i Helena były przyrodnimi siostrami i bardzo się kochały. Kiedy zaczęło się oblężenie

Troi, Afrodyta podarowała Helenie pas, żeby ją chronił. Od tego czasu przechodzi z matki na córkę

razem z Twarzą. - Twarzą? - Która wysłała w morze tysiące okrętów - powiedziała automatycznie Dafne. - To nasze

przekleństwo. - Helena Trojańska należała do Domu Atrydzkiego. -Lucas osunął się na krzesło stojące przy

drzwiach. - A to znaczy, że Polideukes miał rację. Ty jesteś Dafne Atryda. - Przynajmniej raz się nie pomylił - wypaliła Dafne, zanim zdążyła się powstrzymać. Złagodziła ton. -

Wiem, że to twój wuj, ale mamy za sobą skomplikowaną historię. Twój ojciec był inny. Zawsze

bardzo dla mnie miły. W każdym razie się starał. Erynie sprawiają, że grzeczność staje się rzeczą

względną. - Erynie - powtórzył Lucas, gdy uderzyła go pewna myśl. - Dlaczego ich nie widzę, kiedy jesteś w

pobliżu? - Z tego samego powodu, dla którego twoja rodzina nie widzi ich w obecności Heleny.

Zaryzykowaliście ży- 344 cie, żeby ocalić się nawzajem, i to zwalnia was z długu krwi. Dawno temu podobna historia przytrafiła

się mnie i innemu członkowi Domu Tebańskiego. Ale nie mam teraz czasu, by ci o tym opowiadać -

powiedziała nie przez nieuprzejmość. - Musimy opuścić z Heleną wyspę, i to natychmiast. - Nie. - Lucas spojrzał na Helenę. - Jedźcie ze mną. Obie. Moja rodzina... - Twoja rodzina chce mojej śmierci - stwierdziła zimno Dafne. - A Kreon przybył tu po Helenę.

Muszę ją stąd zabrać. I jeśli kochasz ją tak, jak myślę, to mi w tym pomożesz. - Mogę ochronić Helenę przed Kreonem - powiedział wyzywająco Lucas. Wciąż czekał, żeby Helena na niego popatrzyła, ale ona nie chciała. - Jak? Jesteś gotów zabić krewnego? Zostać Wygnań-em? - spytała szorstko Dafne.

Page 155: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Słysząc te straszliwe słowa, Lucas szarpnął głową i spojrzał na Dafne. Przez chwilę jej nienawidził,

ale tylko dlatego, że miała rację. - Nie uda ci się obronić Heleny przed własną rodziną. Nie możesz walczyć na śmierć i życie. Tylko ja

jestem w stanie ją teraz chronić - ciągnęła Dafne tonem, który wskazywał na to, że naprawdę

współczuje Lucasowi. - A najłatwiej będzie mi to zrobić, jeśli zabiorę ją daleko od Kreona. - Nie pozwolę, żeby się do niej zbliżył. Mam gdzieś, kim się stanę - odparł Lucas zmartwiony, że

Helena wciąż unika jego wzroku. Wziął ją za rękę. - Pozwól mi odejść - poprosiła i zabrała dłoń. Nie odezwał się. Wyczuwał, że za chwilę zdarzy się coś bardzo złego. Znowu. - Pozwól mi odejść - powtórzyła Helena. - Jeśli mnie kochasz. Kochasz mnie? - Jej głos był tak

cieniutki i papierowy, że aż szeleścił. 345

- Wiesz, że tak - odparł speszony. - Jeśli się boisz, ucieknij ze mną, tak jak planowaliśmy. Przecież

musimy być razem. Wiem, że czujesz to tak jak ja. - Chcę, żebyś pozwolił mi odejść. - W końcu podniosła wzrok i wytrzymała jego spojrzenie. Nie widziała, jak twarz Lucasa zapadła się pod ciężarem zaskoczenia i smutku. Wyobraziła sobie za

to, że jej serce jest gigantyczną wanną pełną wody. Wszystko, co kiedykolwiek czuła - czy dobre, czy

złe - unosiło się w tej wodzie niczym kolorowe wstęgi. I cały ten przepiękny kalejdoskop, wirując,

znikał właśnie w czeluściach odpływu. Wystarczyło, że zaczeka jeszcze kilka sekund, a wanna będzie

pusta. - Słyszysz, że nie kłamię, prawda? - ciągnęła bezlitośnie. - Chcę, żebyś pozwolił mi odejść. Lucas wstrzymał oddech i stał tak przez chwilę. Tak, Helena mówiła prawdę. W końcu pokiwał głową

i wypuścił powietrze. Twarz miał obojętną. - Wierzę, że chcesz ode mnie odejść właśnie w tej chwili, ale wiem też, co się stanie, bez względu na

to, czego chce którekolwiek z nas - powiedział. - Wyrocznia! - wykrzyknęła Dafne. Zrozumiała, co chłopak ma na myśli. - Przeżyła swoją pierwszą

przepowiednię? Wciąż jest przy zdrowych zmysłach? - spytała bez tchu. Sztywno pokiwał głową w odpowiedzi na tak nietaktowne pytania. Dafne zaczęła chodzić nerwowo, jakby tysiące myśli tłoczyło jej się w głowie. Nagle zatrzymała się i

spojrzała na Lucasa. - Co powiedziała o nas? - Że ta, którą upodobała sobie Afrodyta, znajdzie schronienie w Domu Teb - odparł beznamiętnie. -

Sama pani widzi, że Helena pójdzie ze mną. - Oczywiście. - Dafne podniosła dłonie na znak uległości. - Dziecko, weź swoje rzeczy. 346 Dziewczyna otworzyła usta i popatrzyła na matkę z niedowierzaniem. Po tym wszystkim, co Dafne

powiedziała, żeby ją przekonać do ucieczki, ta nagła zmiana planów nie miała sensu. - Ale ucieknie nam prom - wyjąkała nieprzekonana. - Wyrocznia przemówiła - odparła Dafne, zarzucając torbę na ramię. W jej oczach zapłonęła

zachłanność. Helena nawet się nie domyślała, co zamierza Dafne, ale że nie przychodziło jej do głowy nic, co

pozwoliłoby się sprzeciwić, nie miała wyboru i musiała posłuchać matki. Obie wróciły do swoich fałszywych postaci i we troje zeszli do hotelowego holu. Lucas poprosił, żeby

zaczekały, wyciągnął telefon i zadzwonił do Hektora. Umówili się, że Hektor podjedzie samochodem

przed wejście. - Zostańcie tutaj - nakazał stanowczo. - Muszę sprawdzić ulicę. Hektor mówił, że Kreon zmierza w

naszym kierunku. - Spokojnie. Dopóki będziesz się trzymał od nas z daleka, nikt nas nie rozpozna - odparła z

przekonaniem Dafne i wyszła przed budynek ze swoją fikuśną skórzaną walizką na kółkach. Patrząc za matką, Helena przypadkiem spojrzała na drugą stronę ulicy. Stał tam Kreon i wzrokiem,

którym potrafił przeniknąć przez przyciemnione szyby, zaglądał w okna hotelu. Spojrzał na Dafne,

potem na jej walizkę i koncentrując się, zmrużył oczy.

Page 156: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Na widok Kreona zmysły przypomniały Helenie ostatnie z nim spotkanie. Poczuła wilgotny oddech na

karku, gdy szeptał jej do ucha: preciosa. Większość wspomnień tonęła w duszącej ciemności, która

pozostawiła uczucie zagubienia i całkowitej bezradności. Echo minionego przerażenia sprawiło, że na

moment zapomniała, że chronią je z matką cudze kształty. - Mamo! Stój! - zawołała instynktownie i wyciągnęła rękę, żeby wciągnąć Dafne do holu. 347

W tym samym momencie Kreon spojrzał Helenie w oczy. Zobaczył, jak Lucas podchodzi do

nieznajomej dziewczyny i bierze ją w ramiona. Spoglądając to na słodką brunetkę, to na krewniaka,

zauważył, że oboje troskliwie się obejmują. Przeniósł wzrok z powrotem na wulgarną kobietę z drogą

walizką i się uśmiechnął. Z opuszczoną głową, przygarbiony rzucił się jak byk przez ulicę. - Dafne! On wie! - wrzasnął Lucas. Popchnął za siebie Helenę i wystartował z niewiarygodną

prędkością, żeby powstrzymać Kreona. Wpadli na siebie pośrodku jezdni i obaj wykorzystali siłę rozpędu, żeby wzmocnić pierwsze

uderzenie. Ale Lucas potrafił zrobić coś, czego Kreon się nie spodziewał. Wykorzystał grawitację, by

w ostatniej chwili przydać sobie ciężaru, i pchnął zaskoczonego przeciwnika z taką siłą, że aż asfalt

popękał. Ułamek sekundy później spojrzał w górę i zobaczył przerażoną twarz Matta za kierownicą

samochodu. Matt wdepnął hamulec. Za późno. Walnął dwie postaci, które - zdawać by się mogło -

wyłoniły się z powietrza na środku ulicy. Samochód złożył się w harmonijkę, jakby przydzwonił w

mur. - Lucas! - krzyknęła Helena. Próbowała wyminąć matkę. Dafne złapała ją za rękę i zatrzymała akurat w chwili, gdy ogromny SUV zahamował tuż przed ich

nosem, blokując Helenie drogę. Jeszcze zanim Hektor zdążył zupełnie się zatrzymać, z auta

wyskoczyła Ariadna i pomknęła na miejsce wypadku. - Do środka! - ryknął Hektor na Dafne. Okrążył wóz i pomaszerował w kierunku dymiącej maski

samochodu Matta. Helena szamotała się, żeby zobaczyć, co się dzieje. Wciąż wykrzykiwała imię Lucasa, gdy Jazon i

matka pakowali ją na tył SUV-a. 348 - Nic mu nie jest! - wycedził Jazon przez zaciśnięte zęby. - Heleno, proszę! Już i tak narobiliśmy tu

niezłej zadymy. Helena przypomniała sobie, gdzie jest, i zmusiła się, by zachować spokój. Przysunęła się do

przyciemnianego okna i westchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że Lucas stoi przed maską zniszczonego

samochodu Matta. Nic mu nie było. Przytrzymywał Hektora, żeby ten nie rzucił się w pościg. Pewnie

za Kreonem. Przez chwilę wydawało się, że Lucas uderzy krewniaka, ale po chwili szepnął coś, co

trafiło Hektorowi do przekonania, bo nagle olbrzym uspokoił się i pokiwał głową. - Wykapany Ajaks - szepnęła za plecami Heleny Dafne ze wzrokiem przyklejonym do Hektora. Helena zerknęła na matkę, po czym całą uwagę skupiła na rozbitym aucie. Ariadna pomagała Mattowi

wydostać się ze środka. Zataczał się i krew leciała mu z głowy, był kredowo biały, a oczy otwierał ze

zdumienia szeroko jak sowa, ale nie wyglądał na poważnie rannego. - Powinniśmy zabrać cię do szpitala - powiedziała stanowczo Kasandra, przyglądając się

asymetrycznym źrenicom chłopaka. , - Nie - gwałtownie sprzeciwił się Matt. - Nie ma szansy, żebym mógł to wyjaśnić. Normalni ludzie

nie wstają i nie odchodzą spokojnie, kiedy potrąci ich samochód. Wszyscy przyznali mu rację. Mimo wstrząśnienia mózgu myślał jasno. - Uderzyłeś się w głowę - zauważył Jazon i wymienił z Delosami niepewne spojrzenia. - I tak wiem, co widziałem. Słuchajcie, nie przejmujcie się mną, nigdy nie wydałbym przyjaciół, ale

musicie już iść - powiedział z naciskiem. - Zanim zjawi się policja. - Ari? - Jazon popatrzył siostrze szczerze w oczy. -Czy jego życiu coś zagraża? 349

Page 157: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Ariadna przesunęła rękami tuż nad głową Matta, z jej dłoni wydobył się delikatny blask. - Nic mu nie będzie - odparła po chwili. Ruszyła z chłopakiem do auta Hektora, on jednak zachichotał i zatrzymał się jak wryty. - Rany! Co ty mi zrobiłaś? - Uśmiechnął się do niej głupkowato. - Uleczyłam cię. Mam taki dar. - Uśmiechnęła się w odpowiedzi, ale nagle zaczęła sprawiać wrażenie

wyczerpanej. - Dzięki. - Matt pozwolił zaprowadzić się do SUV-a. -Poczekajcie. A gdzie Claire? Helena wystrzeliła z wozu i przyskoczyła do Matta, zanim matka zdążyła ją zatrzymać. - Co to znaczy „gdzie Claire"? - krzyknęła i zaciskała pięści tak mocno, że aż trzęsły się jej ramiona. -

Gdzie ją ostatni raz widziałeś? - Na przednim siedzeniu - odparł słabo Matt, wskazując rozbity samochód. Jazon zesztywniał. Wystartował tak szybko, że wydawał się tylko plamą. Dopadł SUV-a i jedną ręką

wyrwał drzwiczki, a drugą delikatnie podniósł Claire z podłogi. Leżała tam nieprzytomna. Krwawiła.

Przypominała zupełnie wiotką szmacianą lalkę. - Nie - wyszeptał Jazon. - Miałaś trzymać się od tego z daleka. Zatrzymał usta na grubość włosa od jej warg i zamarł. - Co z nią? - spytała Ariadna. - Oddycha - odparł po chwili łamiącym się głosem. Uniósł głowę i popatrzył na siostrę. - No dobrze, ale możesz jej pomóc czy nie? - spytała spokojnie, jak gdyby byli z bratem na to

przygotowani. Zacisnął szczękę i pokiwał głową, ale nie odezwał się ani słowem. Zaniósł Claire na tył SUV-a i

ostrożnie uło- 350 żył ją sobie na kolanach. Reszta tymczasem ustalała plan działania. - Ja się zajmę samochodem Matta. Spotkamy się w domu - powiedział Lucas Hektorowi. Załamał

światło wokół rozbitego auta i zamazał jego obraz. - Poczekaj - powstrzymała go Dafne. Uniosła rękę, jakby wzywała taksówkę, i zamknęła oczy. -

Dzięki temu nie będziesz tak przyciągał uwagi. Gęste kłęby perłowoszarej mgły zaczęły unosić się nad wodą i ulicą i długimi pasmami zmierzać w

kierunku lekko zgiętych palców Dafne. - Na Zeusa! Pani Mgieł - wybąkał Hektor, gdy miejsce wypadku spowił opar. Odwrócił się do

Lucasa. - Gdzie chcesz schować samochód? - W oceanie. Zabierzemy go stamtąd po zmroku. -Lucas dał nura w gęstą mgłę, żeby zepchnąć z

nabrzeża bryłę poskręcanego metalu i wyciekających chemikaliów. Pozostali ścisnęli się w samochodzie Hektora. Całe zajście, począwszy od ataku Kreona, trwało

zaledwie kilka minut, więc gdy dobiegły ich pierwsze głosy syren, byli zaledwie cztery domy dalej. Jechali do Siasconset w zupełnym milczeniu, nie przekraczając dozwolonej prędkości, wszyscy

pogrążeni we własnych myślach, szoku i zmartwieniu. Helena nie potrafiła oderwać wzroku od Jazona

i Claire. Jazon zaczął przesuwać rękami kilka centymetrów nad ciałem jej przyjaciółki, a dłonie

świeciły mu przy tym tak jak Ariadnie, kiedy uzdrawiała Matta. Szeptał coś Claire do ucha. Mie-

niącym się oddechem dmuchał jej w zamknięte oczy, jakby wydychał energię i wsączał ją prosto w

nieprzytomny sen dziewczyny. Cokolwiek to było, pomagało Claire, ale Jazonowi sprawiało nieznośny ból. Gruba, lepka warstwa

potu perliła się na jego poszarzałej skórze, choć wydawało się, że 351

Claire już nie tak sztywno leży w jego ramionach, a na jej policzki wróciły kolory. Gdy

dotarli do domu Delo-sów, Jazon był tak wyczerpany, że Helena nawet nie zapytała, tylko

zabrała Claire z jego kolan i wniosła ją do środka.

- Mój pokój. Szybko - wychrypiał, gdy znaleźli się w zatłoczonej kuchni.

Page 158: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Wymijając przestraszonych Delosów, Helena przytuliła Claire do piersi, by osłonić ją przed

wścibskimi spojrzeniami, gdy razem z Jazonem torowali sobie drogę. W połowie schodów

poczuła, że Jazon kładzie jej rękę na ramieniu, żeby się wesprzeć. Ledwo powłóczył nogami.

W końcu jednak udało mu się pokonać ostatni odcinek.

- Jak mogę ci pomóc? - Helena położyła Claire na łóżku.

- Nie możesz - odparł i wyciągnął się obok przyjaciółki. - Dokonałem wyboru. Jesteśmy ze

sobą związani, dopóki nie wyzdrowieje. To coś w rodzaju ostatniego szańca Uzdrowiciela.

Teraz albo razem przejedziemy przez to pustkowie, albo nie wróci żadne z nas.

- To dobrze - westchnęła Helena. W końcu poczuła przypływ nadziei. - Claire nigdy nie

pozwoli, żeby ktoś, na kim jej zależy, tak po prostu zginął, a już na pewno nie żeby ocalić jej

życie.

Widziała, że Jazon uśmiecha się i kiwa głową, jakby przypomniał sobie, że przecież związał

swoje życie z prawdziwie legendarną wojowniczką.

- Robiłem wszystko, żeby trzymać ją od tego z daleka i chronić przed naszym rodzajem -

wyszeptał, gdy napotkał wzrok Heleny.

- Ach tak, te wasze kłótnie... Choć przecież było widać, że się lubicie. - Czuła się winna.

Jazon chronił Claire, a Helena tego nie robiła. - Teraz rozumiem.

- Miałaś inne sprawy na głowie. - Oczy zaczęły mu się zamykać. - Idź. Przeprowadzę ją

przez to. 352 - Gdybyś zgubił drogę, zejdę za wami - obiecała Helena. Czuła, jak suche powietrze jałowej

krainy wysysa całą wilgoć wokół.

I nagle odkryła, czym jest to pustkowie i dlaczego zawsze tak bardzo się bała poznać prawdę.

Kraina, po której wędrowała podczas snu, ziemia, którą musiał teraz przemierzyć Jazon, żeby

ocalić Claire, była królestwem śmierci. Przez króciutką chwilę widziała, jak Claire, zdez-

orientowana i przerażona, bezgłośnie woła Jazona. Odepchnęła ten straszliwy obraz.

- Znam drogę przez ruiny - szepnęła Jazonowi do ucha. - Przyrzekam, że jeśli ci się nie uda,

zejdę i sprowadzę was oboje.

Gwałtownie otworzył oczy, ale jego duch już podążał za duchem Claire i choć próbował

walczyć, powieki zamknęły mu się znowu i zapadł w głęboki, przypominający śpiączkę sen.

Helena wyszła, powierzając mu troskę o zdrowie przyjaciółki. Myślami już włączała się w

bitwę, którą będzie musiała stoczyć w salonie.

Kiedy schodziła po schodach, słyszała podniesiony głos matki. To niesamowite, jak znajomy

jej się wydawał, mimo że znała przecież tę kobietę zaledwie od kilku godzin. Głos Dafne był

taki sam jak jej, jakby słuchała siebie nagranej na jakąś kiepską automatyczną sekretarkę.

Nienawidziła go - nie samego dźwięku, ale wrażenia, jakie w niej budził. Czuła, jak gdyby

ugrzęzła w czyichś błędach, jakby była skazana na to, by przejąć najgorsze cechy ludzi,

których powinna kochać najbardziej.

Zatrzymała się na chwilę, żeby zebrać siły, i dopiero wtedy weszła do salonu. W ciągu tych

kilku minut, które spędziła na górze, tu rozpętała się prawdziwa burza.

- Moja wina?! - wrzasnęła Dafne na Polideukesa w odpowiedzi na coś, co właśnie powiedział.

- Gdybyście zostali w Kadyksie, z dala od Heleny, do niczego by nie doszło! 23 - Spętani przez bogów 353

- To moja wina - przyznał Hektor, próbując uspokoić pozostałych. - Musieliśmy wyjechać, bo omal

nie zabiłem krewnego. - Nie ty pierwszy - mruknęła Dafne. - A to co niby miało znaczyć? - spytał z oburzeniem Polideukes. - Może byśmy w końcu porozmawiali o tym, co wszyscy tu usiłują przemilczeć - zaproponowała z

goryczą Dafne. - To nie ja zabiłam Ajaksa, tylko Tantal.

Page 159: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Kłamiesz! - krzyknął Polideukes i zrobił krok w jej kierunku. - To jakim cudem żyję? Tantal przecież twierdzi, że mnie zabił, prawda? Polideukes spogląda! na nią z wściekłością. - Wystarczy, że odpowiesz na jedno pytanie. Skoro zabiłam twojego brata, to dlaczego tu nie ma

erynii? -Dafne wyrzuciła ręce na bok, jakby chciała pokazać, że nigdzie ich nie ukrywa. Wszyscy popatrzyli po sobie, jak gdyby się spodziewali, że któreś z nich zdoła wytłumaczyć to

zjawisko. - Polideukesie, pamiętasz, jak się z Ajaksem nienawidziliśmy? To nie była tylko sprawka erynii. A

równocześnie nie potrafiliśmy trzymać się od siebie z daleka. Pamiętasz, jak wciąż się szukaliśmy,

jakbyśmy nie mogli znieść nawet chwili rozłąki? - spytała łagodniej Dafne. - Miał obsesję na twoim punkcie - odparł ponuro Polideukes, zerkając na Lucasa. - A ja na jego. W końcu doszło między nami do walki. Byliśmy gotowi się pozabijać, ale zamiast tego

w ostatniej chwili zdarzył się straszliwy wypadek i w efekcie ocaliliśmy sobie nawzajem życie. Tym

samym ja spłaciłam swój dług wobec Domu Tebańskiego, a on wobec Domu Atrydzkiego. Od tego

czasu mogliśmy przebywać w towarzystwie swoich rodzin i nie widzieć przy tym erynii. Jak inaczej

mogłabym stać tu przed wami? - Dafne wskazała 354 na Helenę i Lucasa. - Sami widzieliście coś podobnego i wiecie, jaki jest rezultat. Gdy erynie

zniknęły, Ajaks i ja zakochaliśmy się w sobie. - Kłamiesz! - syknęła Pandora. - Nie. - Lucas pokręcił głową. Wzrok miał niemal przerażony. - Mówi prawdę. - Dotykałam go! Własnymi rękami! - krzyknęła Pandora. Łzy sprawiły, że jej śliczna twarzyczka

chochlika zacisnęła się w supeł. - On nie żył! - Myślę, że przez kilka chwil oboje byliśmy martwi -powiedziała Dafne ze współczuciem. Próbowała

skłonić Pandorę, żeby jej wysłuchała, ale na próżno. Pandora kręciła głową na każde jej słowo. - Nie

rozumieliśmy, co się stało, ale przysięgam, że ja go nie zabiłam. Pandora odsunęła się i odwróciła tyłem do Dafne, wciąż kręcąc głową. Ariadna podeszła do niej i

ujęła jej dłoń, ale Pandora nie chciała żadnej pociechy. Zabrała rękę i tak ciasno skrzyżowała ramiona,

jakby bolały ją wnętrzności; lewą dłonią przykryła medalion na nadgarstku prawej. - Och, jakie to typowe! Dom Tebański myśli, że wie wszystko, bo jest Domem Wyroczni - odezwała

się niemal błagalnie Dafne do odwróconej plecami Pandory. - Tymczasem jak na ironię właśnie

dlatego, że myślicie, że wiecie wszystko, innym Domom udało się przed wami ukryć mnóstwo rzeczy.

Jak choćby pas Afrodyty. Albo sam fakt naszego istnienia. Myśleliście, że linia atrydzka wygasła, ale

oto zjawiam się ja! Otwórzcie oczy! Chcesz w to wierzyć czy nie, Ajaks i ja ocaliliśmy sobie

nawzajem życie tamtej nocy, Pandoro, i szaleńczo się w sobie zakochaliśmy. - I uciekliście razem? - Kastor zaskoczył zebranych pełnym współczucia tonem. - Nie mieliśmy wyboru. Bo choć spłaciłam swój dług wobec Domu Tebańskiego i mogłam przebywać

w waszym 355

towarzystwie, nie wzbudzając gniewu erynii, wy wciąż pragnęliście mojej śmierci. - Dafne wzruszyła

ramionami. - Ajaks twierdził, że jeśli wytłumaczymy wszystko Tantalowi, ten stanie po naszej stronie.

Wierzył, że wasz brat nam pomoże. Był taki młody, miał zaledwie siedemnaście lat. - Ogarnęły ją

uczucia tak silne, że nagle zacisnęła zęby i zacisnęła dłonie w pięści, jakby próbowała powstrzymać

płacz. - Dokończ - poprosił spokojnie Lucas. - Zamieszkaliśmy z Ajaksem na morzu na żaglówce. Tantal musiał wziąć łódź, żeby się do nas

dostać, bo za bardzo baliśmy się zasadzki, żeby przybić do brzegu. Gdy tylko jednak zobaczył moją

twarz, ogarnęło go szaleństwo. Walczyli z Ajaksem na jego łodzi. Nie umiem pływać, przysięgam, i

nie mogłam się do nich przedostać. Ajaks zginął. - Dafne patrzyła Lucasowi prosto w oczy. -Tantal

mówi, że mnie zabił, ale to oczywiste kłamstwo. Od tamtej pory mnie ściga. Może chce mnie dla

Page 160: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

siebie, a może zamierza mnie zamordować własnymi rękami, żeby zasłużyć na triumf. Już sama nie

wiem, o co mu chodzi. - Nie wierzę w to, Lucasie, bez względu na to, co ty sądzisz. - Polideukes pokręcił głową. - Tantal

kochał Ajaksa. - Tak, kochał. Kochał swojego brata, a potem go zabił - prychnęła zirytowana Dafne. - A teraz jako

morderca krewnego jest Wygnańcem i nie może się kontaktować z nikim z Domu Tebańskiego, bo

erynie wyjawią wam jego grzech. - Polideukesie - odezwał się łagodnie Kastor. - Nie dziwiło cię nigdy, że nasz brat wciąż się ukrywa,

choć nie przetrwał żaden inny Dom? - Ale przecież przetrwały. I nadal istnieją! - wykrzyknął Polideukes, wskazując na Helenę i jej matkę.

- Musiał wiedzieć, że ona wciąż żyje i może nakłonić każdego, nawet nas, żeby pomógł jej się do

niego dostać. 356 - Nie wykorzystałam mocy pasa, Polideukesie, nawet żeby sprawić, byś mi uwierzył - powiedziała

zmęczonym głosem Dafne. - Chcę, żebyście w głębi serca wiedzieli, kto zabił Ajaksa. Chcę, żebyście

uwierzyli, że to nie ja zabiłam swojego męża. - To wszystko prawda. - Lucas popatrzył Helenie w oczy. - Nie musiała posługiwać się pasem. I to

prawda, że byli z Ajaksem małżeństwem. Helena odwróciła głowę, wciąż jednak czuła, że Lucas jej się przygląda. - Mojry robiły tak już nieraz - zaintonowała Kasan-dra, gdy na moment rzuciła okiem za Woal. W jej

spojrzeniu i głosie znać było cień Wyroczni. - Kochankowie Sprzeciwiający się Wyrokom Gwiazd to

wątek i osnowa wzoru, który moje matki muszą powtarzać wciąż na nowo. Trzeba zachować symetrię,

bo inaczej tkanina wszechświata ulegnie zniszczeniu. W ten sposób udało się ocalić wszystkie cztery

Domy. - Wszystkie cztery? - powtórzył Lucas. W jego sercu zapłonęła iskierka nadziei. Próbował pochwycić

wzrok Heleny, lecz zamiast echa własnej radości znalazł na jej twarzy tylko pustkę i bladość. Patrzyła

w bok. - Cztery Domy w Trojgu Dziedzicach - zaśpiewały wieszcze głosy. - Kochankowie Sprzeciwiający

się Wyrokom Gwiazd ocalili starożytne rody. I tych Troje podniesie Atlantydę. W pokoju zaległa przedziwna cisza. Jakby pauza między oślepiającym błyskiem pioruna a grzmotem,

który nieodłącznie miał po nim nastąpić. - Sybillo! - odezwała się nagle Dafne, nazywając Ka-sandrę imieniem najstarszej Wyroczni. -

Błagam, odpowiedz! Jak Sukcesorzy mogą się pozbyć erynii? - Ona nie potrafi ich jeszcze kontrolować! - sapnął Kastor. 357

Na twarzy Dafne malowała się zachłanność i desperacja. Helena przypomniała sobie, jak nagle jej

matka zgodziła się przyjechać do domu Delosów, i zrozumiała, że cały czas Dafne czekała na tę

chwilę. Kastor złapał Dafne za rękę, żeby odciągnąć ją od swojej córki. Za późno. Trzy Mojry już zostały

przywołane do ciała Wyroczni, by odpowiedzieć na bezpośrednio zadane pytanie, i nie można ich było

powstrzymać. Usta Kasan-dry zalśniły, włosy zaczęły się wić, a głowa opadła na plecy. Oczy pokryło

bielmo, a skóra się pomarszczyła. Stara kobieta siłą torowała sobie drogę przez ciało dziewczynki -

przedzierała się przez nie, jakby to był papier. W konwulsjach zamieniła się w jeszcze jedną kobietę, a

potem w jeszcze jedną i trzy głosy odezwały się ustami Wyroczni. - Podziemny Wędrowiec musi zejść po tych, którzy nie mogą wybaczyć ani zapomnieć. Kiedy

Podziemny Wędrowiec i jego Tarcza uwolnią Troje, wyzwolą Domy z błędnego koła zemsty -

powiedziały i zamilkły. Głowa Kasandry wyprostowała się. Zmarszczki się wygładziły, a z oczu zeszła zaćma, ale cień

niesamowitej obecności wciąż się utrzymywał. Dafne oderwała się od Kastora i podeszła do Wyroczni

ze skrzyżowanymi ramionami i dłońmi przyciśniętymi do piersi na znak szacunku.

Page 161: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Dom Atrydzki zaciągnął dług wobec ciebie, Sybil-lo. - Skłoniła się nisko, by dopełnić rytuału. - I spłaci go, gdy tego zażądam - odparła Wyrocznia, zanim blask zgasł całkowicie, a Kasandra

wróciła do siebie, szybko mrugając i robiąc gwałtowne wdechy. - Przepraszam, ale musiałam - odezwała się Dafne głosem tylko trochę głośniejszym niż szept. - Mogłaś ją zabić. - Lucas zacisnął pięści. - Jest jeszcze za młoda. - Jeśli koło zemsty nie zostanie przerwane, i tak nie czeka ją żadna przyszłość. Ani nikogo z nas -

mruknęła Dafne, ale nie spojrzała mu w oczy. 358 Kilka osób zaczęło się sprzeciwiać. - Ona ma rację - przerwała Kasandra wszystkim. -Czeka nas zmiana. Przepowiednia została

wygłoszona i czy to się wam podoba, czy nie, jestem Wyrocznią. Nie mogę tego dłużej ukrywać. - Może i nie - odparł ponuro Kastor. - Ale następnym razem wspólnie zdecydujemy, jakie pytanie

zadać i kiedy. - Odwrócił się i wycelował palec w Dafne. - Jeszcze jedna taka sztuczka, a postaram się,

żebyś nie dożyła odpowiedzi Sybilli. Dafne pokiwała głową z miną, która ułagodziła Kastora, ale nie Lucasa. Wiedział, że Dafne udaje.

Zerknął na Helenę. Ona zauważyła to samo. Oboje spojrzeli po sobie z niepokojem. Kasandra powiedziała, że jest zmęczona, więc Pandora zabrała ją na górę, żeby się na chwilę położyła.

Ariadna poszła do kuchni sprawdzić, jak się miewa Matt. Z guzami i siniakami obłożonymi lodem

przechodził właśnie pod okiem Noel intensywny kurs z zakresu wiedzy o półbogach. Lucas wskazał Helenie, żeby wyszli. Pokręciła głową, ale on zdążył się już odwrócić i ruszył do

drzwi. Musiała iść za nim. Poprowadził ją do skrzydła, w którym nigdy nie była. Gdy szli pustym korytarzem, mijając

nieużywane pokoje, zauważyła, że lekko przechylił głowę, świadomy jej obecności. Trzymała się zaledwie kilka kroków z tyłu, widziała więc, jak sztywnieją mu ramiona, a oddech

przyspiesza. Obserwowała ciepłą skórę na plecach, mięśnie poruszające się pod koszulą w rytm

oddechu i musiała aż potrzeć pięścią o pięść, żeby się powstrzymać i go nie dotknąć. W końcu Lucas

wszedł do pustego przeszklonego pokoju w najdalej na wschód wysuniętej części domu i się odwrócił.

Helena miała zaledwie sekundę, żeby otworzyć usta 359

i zaprotestować, gdy zamknął je pocałunkiem. W następnej sekundzie poczuła, jak delikatnie

popycha ją na podłogę. Sekundę później omal mu nie uległa.

Fala nudności podpłynęła jej do gardła. Helena zacisnęła usta i odwróciła głowę. Lucas

ostrożnie się wycofał. Myślał, że może w jakiś sposób ją zranił. Oparła łokcie na marmurowej

podłodze i odepchnęła jego pierś.

- Przestań - poprosiła.

Zsunął się z niej natychmiast i uspokajająco wyciągnął ręce. Gdy wstali i stanęli na wprost

siebie, sprawiał wrażenie tak zdezorientowanego i zranionego, że Helenie zaczęły płynąć łzy,

mimo że poprzedniej nocy obiecała sobie, że już nigdy więcej nie będzie płakać.

- Co się stało? - spytał z bólem.

- Nie możemy tego zrobić. - Gwałtownie pokręciła głową.

- Co ty wygadujesz? - Chciał, żeby na niego popatrzyła, i sięgnął po jej ręce. - Heleno,

jesteśmy wolni. Przetrwały dwa Domy i to wystarczy, żeby utrzymać ro-zejm. Wreszcie

możemy być razem.

- Nie możemy tego zrobić - powtórzyła i zacisnęła dłonie w pięści, żeby nie mógł spleść z nią

palców.

- Dlaczego? - spytał zdławionym głosem. Wyczuwał, że jest z nim szczera, ale wciąż nie

rozumiał. - Czyżby w ciągu jednej nocy twoje uczucia wobec mnie się zmieniły? Przestałaś

mnie pragnąć?

Page 162: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- To nie tak - odparła z wyraźną udręką. - Chciałabym cię nie pragnąć.

- Jak możesz tak mówić? - spytał. Ulżyło mu, że Helena przynajmniej wciąż czuje do niego

to samo. - Wiem, że dużo dziś przeszłaś, i pewnie to nie jest odpowiedni moment. Nie ma

sprawy, zaczekamy, aż będziesz gotowa... - Chciał wziąć Helenę w ramiona, tylko żeby ją

przytulić, ale odepchnęła go i odwróciła twarz. 360 - Jesteśmy stryjecznym rodzeństwem! - krzyknęła z rozpaczą, jej ramionami zaczął wstrząsać

niekontrolowany szloch. - Lucas, Jerry nie jest moim ojcem. Tylko

Ajaks.

Lucas znieruchomiał z przerażenia. Zapadła cisza. Jedynym dźwiękiem, jaki docierał do uszu

Heleny, było bębnienie deszczu o szklany sufit.

- To niemożliwe - wyszeptał, choć wiedział, że Helena nie kłamie. Pokręcił głową. - Nie.

Widzieliśmy erynie. Nie możemy być spokrewnieni.

- Możemy. - Wytarła najpierw jeden policzek, potem drugi, a potem znów pierwszy.

Wydawało się, że tego potoku łez nic nie powstrzyma. - O dzieci z mieszanych związków

może się upomnieć tylko jeden Dom, a o mnie upomniał się Atrydzki. Takie przypadki

zdarzały się zawsze, od samego początku.

- Od początku? - Lucas przypomniał sobie, co powiedziała Wyrocznia. - Kochankowie

Sprzeciwiający się Gwiazdom to stale powtarzalny wzór. Ciekawe, ilu Sukcesorów z

mieszanych małżeństw wciąż pozostaje w ukryciu?

Helena pociągnęła nosem i popatrzyła na niego z wątłym uśmiechem. Był taki uważny, tak

szybko wyłapywał wszystkie szczegóły, że nie potrafiła go nie uwielbiać. Istniało

nieskończenie wiele powodów, żeby go podziwiać, i tym samym nieskończenie wiele

sposobności, by raz za razem się w nim zakochiwać. Zrozumiała, że nie wystarczy, jeśli teraz

z nim zerwie. Będzie musiała rezygnować z niego na tysiące różnych sposobów - tak jak go

pokochała - od dziś każdego dnia. Ciężar tych przyszłych miłosnych zawodów przygniótł ją z

ogromną siłą. Opuściła głowę. Nie mogła patrzeć mu w oczy, odpowiadając na to

pytanie.

- Dafne nazywa nas Tułaczami i owszem, jest nas kilkoro - zaczęła cicho. - Nikt nie wie ilu,

ale mojej matce udało się zlokalizować przynajmniej dwudziestu. 361

- Więc jeśli dzieci mogą należeć do jednego Domu, a ich rodzice pochodzą z wrogich rodów, to część

rodziny... - Wpada w furię i na nie poluje. Dafne powiedziała, że chęć zabicia noworodka jest prawie tak samo

nieodparta jak chęć zabicia Wygnańca. Jedno z rodziców musi walczyć ze swoją rodziną, żeby ocalić

dziecko. I zwykle to się kończy tak, że ta osoba ginie z ręki własnych rodziców lub rodzeństwa albo

oni giną z jej ręki. - To okropne - wyszeptał Lucas. Helena pokiwała głową. - Okropne. Dług krwi nie powinien obejmować niemowląt. To jest złe. Dafne poprzysięgła, że

pozbędzie się erynii, żeby dzieci Tułacze mogły żyć w zgodzie z obiema swoimi rodzinami i żeby już

nikt nigdy nie musiał wybierać, czy chronić dziecko i walczyć z rodzeństwem lub rodzicami, czy na

odwrót. Prawdę mówiąc, zrobiła z tego swoją misję: chce na zawsze uwolnić Sukcesorów od

przekleństwa erynii. Lucas w końcu zrozumiał. Zaczął chodzić po pokoju, jakby ani na ułamek sekundy nie mógł ustać w

miejscu, tyle myśli tłoczyło mu się w głowie. - Co zrobimy? Nie potrafimy żyć z dala od siebie. -Zatrzymał się i spojrzał na Helenę, która wciąż

siedziała na podłodze. - Wiem, ale nie potrafimy też żyć obok siebie. - Wstała i westchnęła wyczerpana. Lucas jęknął i zakrył twarz. Żadne z nich nie mogło spojrzeć na drugie, ale po omacku wyciągnęli ręce

i objęli się mocno. Kołysali się w przód i w tył, próbując się pocieszyć.

Page 163: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Zamierzałyśmy dziś odpłynąć - wyszeptała Helena. - Nie opuszczaj mnie. - Lucas objął ją jeszcze mocniej. 362 - Co my zrobimy? - wymamrotała z rozpaczą. Wiedziała, że on też nie ma na to pytanie odpowiedzi. Stali tak wczepieni w siebie w tym pustym pokoju, a w szklane ściany uderzały krople deszczu. W

końcu usłyszeli zmartwione głosy wykrzykujące w korytarzach ich imiona. - Nie dam rady. - Helena odsunęła się od niego i odgarnęła włosy z rozpalonego czoła. - Nie jestem w

stanie powiedzieć o tym jeszcze raz. - Ja się tym zajmę. - Lucas instynktownie sięgnął po jej dłoń, lecz nagle zatrzymał się i cofnął rękę. Hektor dotarł do drzwi akurat w chwili, kiedy Lucas je otworzył. Jego twarz wyglądała jak maska

niepokoju, a pierś poruszała mu się w rytm przyspieszonego oddechu. Kilka razy obrzucił wzrokiem

ich zdruzgotane twarze, zanim wreszcie dotarło do niego, że żyją. - Jesteście... cali i zdrowi. To dobrze - sapnął z ulgą. - Powinniśmy wracać. - Lucas z pustym wzrokiem ruszył sztywno na korytarz, zostawiając Hektora z

Heleną. - Dafne nam powiedziała - poinformował bez ogródek Hektor. Helena nie wiedziała, czy uda jej się wydobyć głos, pokiwała więc głową i poszła za Lucasem. Ku jej

zdziwieniu Hektor dogonił ją i objął ramieniem. Przez chwilę przyciskał ją mocno, a potem pocałował

w czubek głowy. Gdy dotarli do zamieszkanej części domu, Helena nagle zdała sobie sprawę, jak

bardzo się na nim wspierała. 363

Rozdział 18

1 omysł, żeby zaczekać w cieniu pod domem Hamiltonów był ryzykowny, ale Kreon nie miał wyjścia.

Już odkrył karty i zepchnął Delosów na pozycje obronne, więc nie mógł zbliżyć się do ich posiadłości

na mniej niż kilometr. A był blisko, tak blisko. Ale nie docenił Lucasa i to go drogo kosztowało. Nie

przypuszczał, że kuzynek okazał się tak silny. I choć wiedział, że nigdy nie powtórzy tego błędu, być

może ten jeden raz wystarczył, żeby wybawca stał się jedynie powodem zażenowania. Teraz, gdy jego cel był pod ochroną jego własnej rodziny, nie pozostawało mu nic innego do wyboru.

Musiał zaczekać, żeby się przekonać, czy okaże się na tyle głupia, żeby wyjść z ukrycia sama. Miał

nadzieję, że jeśli ta kobieta się dokądś wybierze, to do miejsca, które kiedyś nazywała domem. Wiedział, że szanse są marne. Ale co poradzić? Nie wróci przecież na jacht z pustymi rękami. Musi

zdobyć coś - wskazówkę, możliwość, cokolwiek - zanim poprosi o pomoc któregokolwiek ze Stu. Bez

względu na to, jak potoczą się sprawy, jego ojciec nie mógł się dowiedzieć o porażce przed hotelem.

Sama myśl o tym była zbyt poniżająca. Tantal w końcu zdradził Kreonowi prawdę i po raz pierwszy od przeszło dziewiętnastu lat syn

wreszcie usłyszał głos ojca. Nie wolno mu było wejść do pokoju Tan-tala ani zobaczyć jego twarzy,

bo ta kobieta zdeformowała ją tak straszliwie, że spoglądanie na ojca równało się śmierci. Ale

Kreonowi nareszcie pozwolono porozmawiać z Tantalem. I w końcu dowiedział się o brzemieniu,

jakie przyszło dźwigać głowie rodu. Ojciec pochwalił go za to, że przez wszystkie te lata był silny i oddany. A potem opowiedział, co

naprawdę 364 zaszło na łodzi, jak to jego myśli i wola zostały wypaczone do tego stopnia, aż popełnił grzech, który

naznaczył go na zawsze - tak jak Meduzę. Tantal przyznał się do błędów, wyraził skruchę i wyznał

synowi, że zaraz potem próbował je naprawić. Poprzysiągł, że uwolni świat od wcielonego zła, jakim

są właścicielki pasa Afrodyty, by wszyscy mężczyźni, zarówno Sukcesorzy jak i śmiertelnicy, mogli

wreszcie kontrolować swoje żądze. I powierzył Kreonowi tę samą świętą misję. A Kreon zawiódł. Poczuł, jak komórka już piąty raz wibruje mu w kieszeni. Jakiś czas nie zwracał na nią uwagi. Nie

chciał wiedzieć, kto próbuje się z nim skontaktować, ale w końcu poddał się, wyciągnął telefon i

spojrzał na ekran. Matka. Przez chwilę zastanawiał się, czy odebrać, ale w końcu się zdecydował. - Gdzie jesteś? - spytała przyciszonym głosem Mil- dred.

Page 164: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Na polowaniu - odparł wymijająco. Wyczuł, że matka jest obserwowana, może nawet

podsłuchiwana. Takie rzeczy już się zdarzały. - Zadzwoniła do mnie jedna z rodziny odszczepień-ców - wyszeptała. - Opowiedziała mi o twojej

porażce przed hotelem. Chce przejść na naszą stronę. Chce uwolnić swoich mężczyzn od czaru pasa... Usłyszał trzask, jakby matka szybko chowała telefon do kieszeni albo pod sweter. Przez kilka sekund

dochodził tylko odgłos rytmicznego tarcia materiału o głośnik, gdy matka gdzieś się przemieszczała. - Jesteś tam? - spytała w końcu, gdy uznała, że zagrożenie minęło. - Tak. Co się dzieje? - Ćśś. Po prostu słuchaj. Stu zaczęło w ciebie wątpić. Nie mogą się dowiedzieć, że się kontaktujemy -

wyszeptała 365

z naciskiem. - Gdzie jesteś? Ona musi się z tobą natychmiast spotkać, żebyście ułożyli plan.

Helena przez piętnaście minut próbowała uspokoić ojca przez telefon. Był gotów iść już na

policję i domagał się, żeby mu powiedziała, gdzie się podziewała całą noc. Nie miała gotowej

odpowiedzi. Jerry wkurzał się jak nigdy. Żądał, żeby natychmiast wróciła do domu. Nawet

nawrzeszczał na nią, co nie zdarzyło się od czasu, kiedy była dzieckiem. Helena co prawda

nie przywykła do nieposłuszeństwa, ale powiedziała, że jest bezpieczna i że teraz jeszcze nie

wróci do domu. Rozłączyła się, choć ojciec nie przestał grzmieć.

Wiedziała, że postąpiła nie fair, ale co innego mogłaby zrobić. Nie zdecydowała jeszcze, czy

powiedzieć Jer-ry'emu, że Dafne wróciła i teraz razem odchodzą, czy też lepiej po prostu

zniknąć. Dafne upierała się, że kategoryczne zerwanie kontaktu będzie dla wszystkich, także

dla Jerry'ego, najlepszym rozwiązaniem, ale Helena nie potrafiła się zmusić, żeby przyjąć to

do wiadomości. Może i fizycznie Jerry byłby dzięki temu bezpieczny, ale psychicznie to by

go zniszczyło. Przemyślała oba scenariusze i żaden jej się nie podobał. W obu wypadkach jej

ojciec, osoba, która najmniej zasługiwała na cierpienie, cierpiałby najbardziej. Te ponure

rozważania przerwała Noel. Przyszła powiedzieć, że Claire i Jazon w końcu się obudzili.

Helena poszła na górę do pokoju Jazona i otworzyła drzwi ze skrzypnięciem. Na skraju łóżka

siedziała Dafne. Trzymała Claire za rękę i spoglądała na nią z czułością. Poprzedniej nocy

wyjaśniła Helenie, że kochała Claire, kiedy ta była dzieckiem, i zawsze martwiła się o jej bez-

pieczeństwo u boku Sukcesorki. Jeszcze w hotelu zdjęła z Heleny klątwę i wytłumaczyła, że

Claire była wyłączona spod jej działania, na wypadek gdyby Helena musiała 366 bronić przyjaciółki. Helena podziękowała za to matce. To jedna z niewielu rzeczy tamtej

nocy, za które mogła być

jej wdzięczna.

- Rozmawiałaś z Lucasem? - spytała, gdy córka weszła do pokoju.

Helena wzdrygnęła się, słysząc jego imię, pokiwała szybko głową i skoncentrowała się na

Claire.

- Hej, Chichota. Nieźle mnie wystraszyłaś. - Stanęła

przy łóżku.

- Sama się wystraszyłam - odparła Claire i wskazała, żeby Helena usiadła. A potem

zobaczyła zapuchniętą twarz przyjaciółki. - Co się stało?

- Nic ważnego. - Helena przysiadła obok matki. - Jak

się macie?

- Wcale nie było tak trudno, jak myślałem - odparł Jazon. - Nie dotarliśmy do ruin,

musieliśmy się tylko wspiąć

na wzgórza.

- I dobrze. - Helena uśmiechnęła się z ulgą. - To daleko od rzeki.

Page 165: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Jakiej rzeki? Co za ruiny? - Dafne spoglądała to na Jazona, to na Helenę. Ale niecierpliwość

Claire wygrała.

- To się działo naprawdę? - wykrzyknęła z oczami pociemniałymi i rozszerzonymi ze

strachu.

- Tak i nie - odparł miękko Jazon. Muskał ustami czoło Claire, usiadł z trudem i delikatnie

podciągnął ją w górę. - To miejsce jest prawdziwe, ale były tam tylko nasze

dusze.

- A mi tak strasznie chciało się jeść. I pić - wyszeptała przerażona Claire.

Z ufnością przytuliła twarz do szyi Jazona, a on objął ją mocno. Więź, która wytworzyła się

między nimi w jałowej krainie, wciąż jeszcze ich ze sobą trzymała. I Jazon najwyraźniej z

niechęcią myślał o tym, że miałaby zniknąć.

- Nie bój się, byliśmy tylko na samym skraju. Nie przekroczyliśmy rzeki ani nawet do niej nie

weszliśmy. Tej 367

drogi w obie strony nie pokonałby nawet najlepszy Uzdrowiciel. - Wzrokiem poprosił Helenę o

pomoc. - To miejsce leży tuż za krainą twoich snów Nie powinnaś się go bać. - Helena pocieszająco położyła

Claire dłoń na plecach. - Łatwiej ci będzie, jeśli uznasz, że to świat z głębin snu. Bo w sumie tak

właśnie wygląda. - Chyba raczej z koszmaru. - Claire odsunęła twarz od piersi Jazona i próbowała się pozbierać. - No wiesz, omal nie umarłaś. - Helena wzruszyła ramionami. - To nie żarty. - Heleno? - wtrąciła się Dafne, która wreszcie zrozumiała. - Ile razy tam byłaś? - Straciłam rachubę. - Helena pokręciła głową. Dafne spojrzała na nią surowo. Rozległo się pukanie i zakłopotany Matt wsunął głowę w szparę w drzwiach. - Przepraszam, że przeszkadzam - wymamrotał, krzywiąc się lekko. - Hej, Claire, jak się masz? - Właź. - Claire chciała usiąść prosto i wyciągnęła rękę do Heleny, żeby ją podtrzymała. - Całe

szczęście, że jesteś w jednym kawałku. - W jej głosie brzmiała wdzięczność. - Ja też się cieszę - przytaknął z ulgą Matt. - Tylko że jest pewien problem. Kilka osób widziało, że...

eee... - Potrąciliście Luke'a? - dokończył Jazon z błyskiem rozbawienia w oku. - Właśnie. Dlatego muszę iść się tym zająć. Zanim to się wymknie spod kontroli - powiedział Matt. -

Im dłużej tu siedzę, tym większe prawdopodobieństwo, że ludzie zaczną gadać. A jak się pojawię cały

i zdrów i powiem, że nie było żadnego wypadku, bo przecież nic mi się nie stało... - To cała historia umrze śmiercią naturalną - dokończyła Dafne. - Naprawdę jesteś gotów kłamać

swoim, żeby nas chronić? - spytała zimno. - Nie ma żadnych nas i was. Są tylko przyjaciele, którzy potrzebują pomocy. - Matt zmrużył oczy i

zerknął nie- 368 pewnie na Helenę, jakby pytał, czy ufa tej swojej nowo zdobytej matce. - Zawiozę cię, gdzie chcesz. - Helena wstała. - I tak muszę porozmawiać z tatą. Podrzucę cię po

drodze. - Nigdzie nie pojedziesz! - Dafne była zaskoczona, że Helena mogła coś takiego w ogóle

zasugerować. - To zbyt niebezpieczne. - Nie zostawię go - odparła Helena. - I tak już całe życie musiałam sprzątać bałagan po tobie. I nie

chcę powtarzać twoich błędów. Ani teraz, ani nigdy. - No cóż, nie mogę związywać cię za każdym razem, kiedy się nie zgadzamy, ale mogę przynajmniej

powiedzieć, żebyś była ostrożna, Heleno. Zwłaszcza gdy mówisz „nigdy" - dodała Dafne miękko, ze

zrozumieniem. - Tylko bogowie wiedzą, co znaczy wieczność, a oni uwielbiają bawić się

śmiertelnikami, którzy używają wielkich

Page 166: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

słów. Helena odwróciła się i zatoczyła w stronę drzwi. Echo słów Lucasa tak ją zaskoczyło, że na moment

straciła poczucie własnego ciała. - Trzymam cię - szepnął jej do ucha Matt. Wziął ją za ramię i pokierował tak, żeby nie zawadziła

ramieniem o framugę. - Twoja mama jest naprawdę trudna - powiedział z cieniem lęku, kiedy wyszli

na zewnątrz, a drzwi się za nimi zamknęły. - Jeszcze się nie zdecydowałam, czy ma rację we wszystkich ważnych sprawach, czy to po prostu zła

kobieta - odparła szczerze Helena. - Wszyscy mają ten sam problem z matkami - powiedział z uśmiechem Matt i przewrócił oczami. -

Chodzi o to, że żadna mama nie jest tylko taka albo taka. Helena uśmiechnęła się do przyjaciela z nadzieją w oczach. Weszli do kuchni w poszukiwaniu kogoś,

kto pożyczyłby im samochód, ale zastali Pandorę. Właśnie wróciła z garażu. 24 - Spętam przez bogów 369

- Heleno - zawołała zaskoczona. - Chyba nigdzie się nie wybierasz? - Matt musi wracać do domu, a ja... Pandora pokręciła głową. - Nie wolno ci opuścić posiadłości, przecież wiesz -zauważyła z mocą. - To może ty byś go zawiozła? - Przykro mi, teraz nie dam rady. - Spojrzała na nagie ręce. - Dlaczego nie poprosisz Ariadny? Jest w

bibliotece. Uśmiechnęła się przelotnie do obojga i pośpieszyła do sali ćwiczeń. Helenie chwilę zajęło, zanim

uświadomiła sobie, czego jej brakowało. Po raz pierwszy, odkąd sięgała pamięcią, Pandora nie miała

na sobie żadnej biżuterii. Helena zaprowadziła Matta do biblioteki, gdzie Ka-stor, Polideukes, Hektor, Ariadna, Kasandra i

Lucas rozmawiali zgromadzeni wokół krzesła dziewczynki. Przerwali, gdy zobaczyli Helenę. - Ktoś musi zwieźć Matta do domu - oznajmiła nerwowo. Próbowała nie patrzeć na Lucasa, ale jej

wzrok cały czas biegł w jego stronę. - Ja to zrobię - zaoferowała się Ariadna. Wstała natychmiast i gestem nakazała Helenie i Mattowi,

żeby wyszli. - Co się dzieje? - spytała Helena. Ariadna wzięła ją za rękę i pociągnęła w głąb korytarza. - Próbujemy rozgryźć, co planuje Kreon - odpowiedziała, gdy odeszli od biblioteki. - Dlaczego mnie z tego wyłączyliście? - Helena poczuła się urażona. - Daj spokój - zgromiła ją Ariadna. - Lucas nie może znieść twojej obecności. A bez obrazy, on jest

lepszym wojownikiem niż ty. Potrzebujemy go, i to w pełni skoncentrowanego. 370 Matt spojrzał na nią zdziwiony, ale na szczęście o nic nie zapytał. Za kilka godzin to i tak nie będzie

miało żadnego znaczenia. Helena odpłynie z wyspy i nigdy więcej nie zobaczy ani jego, ani żadnego z

nich. A potem wpełznie do jakiegoś łóżka w obcym kraju i będzie jej wszystko jedno, czy

kiedykolwiek się z niego podniesie. Tylko że teraz nie wolno jej o tym myśleć. Musi najpierw zadbać

o tych, których kocha. W kuchni Ariadna wzięła z krzesła torebkę i zaczęła w niej grzebać w poszukiwaniu kluczy.

Rozglądała się przy tym, jakby coś się nie zgadzało. Zajrzała do garażu, policzyła samochody i kiedy

wróciła do domu, szepnęła: „To ona wróciła?" Zanim Helena zdążyła zapytać, o co chodzi, Ariadna

pożegnała się i pośpieszyła z Mattem do samochodu. Helena odczekała chwilę, dopóki małe auto Ariadny nie zniknęło, a potem wykradła się na trawnik.

Co prawda nie zapadł jeszcze wieczór, ale miała wrażenie, jakby spod krzaków wyciągały się mroczne

ręce, żeby ją chwycić. Gdy tylko straciła z oczu dom, zerwała się do lotu. Rozpaczliwie chciała

dosięgnąć nieba, jedynego miejsca, gdzie Kreon nie mógł jej znaleźć. W górze trochę się uspokoiła.

Poleciała do domu i przez jakiś czas krążyła, obserwując okolicę, zanim szybko zapikowała w dół,

żeby umknąć przed niepowołanym wzrokiem. Wylądowała na podwórku i przez chwilę nasłuchiwała

jakichś niezwykłych odgłosów. Usłyszała tylko, że Jerry nie jest sam. Była z nim Kate.

Page 167: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Rozmawiali, co jakiś czas wybuchali śmiechem albo popadali w milczenie, gdy jedno lub drugie

zbierało myśli, żeby się upewnić, że wypowie odpowiednie słowa. Helena zajrzała przez okno i

zobaczyła ich razem na kanapie przy wyłączonym telewizorze, pogrążonych - jak się zdawało -w

naprawdę ważnej dyskusji. Pewnie mogłaby usłyszeć, o czym mówią, ale nie zamierzała zakłócać

prywatności 371

dwóch osób, które najwyraźniej właśnie się w sobie zakochiwały. Dotknęła swojego wisiorka i pomyślała, że chciałaby, żeby byli szczęśliwi. Nie miała pewności, czy

pas na nich podziała, ale zależało jej, żeby Jerry miał kogoś, kto się o niego zatroszczy, kiedy jej już

nie będzie. Zrozumiała, że jeśli nie spotka się teraz z ojcem i odejdzie, a on nigdy się nie dowie, że

Dafne wróciła, jego rana pozostanie zabliźniona i to kruche porozumienie między nim a Kate będzie

miało szansę okrzepnąć. Stała przez chwilę w oknie, próbując podjąć decyzję, aż gwałtowny spadek temperatury i

pomarańczowa barwa chmur powiedziały jej, że czas dobiega końca. Podfrunęła do swojego pokoju,

usiadła przy biurku i zaczęła pisać. Napisała ojcu, że go kocha, że jest bezpieczna i nigdy nie wróci.

Chciała, żeby list był krótki, tak, żeby nie musiała kłamać. Uważała, że Jerry to wspaniały ojciec, i

skoro nie może być z nim zupełnie szczera, przynajmniej postara się uniknąć nieprawdy. Gdy tylko skończyła pisać, poleciała do posiadłości Delosów. Pocieszała się, że kiedy nocą będzie się

wymykać z wyspy, ojciec jeszcze nie zajrzy do jej pokoju. Dopiero rano znajdzie list, ale wtedy na

szczęście będzie przy nim Kate. Myśląc o tym, Helena leciała na wschód przez pogrążającą się w

mroku wyspę, już niemal spokojna. Ale zanim zdążyła dotknąć ziemi, z domu Delosów wybiegł Kastor. Machał rękami, jakby przynaglał

ją do pośpiechu. Wykrzykiwał coś o jej matce. Dafne mogła zakraść się do biblioteki, dopiero kiedy mała narada wojenna dobiegła końca.

Potrzebowała tylko adresu zwrotnego z kilku ostatnich listów, które Tantal wysłał do tutejszego

odłamu Domu Tebańskiego. Dzięki temu po latach nareszcie rozgryzie, według jakiego schematu on

się przemieszcza. 372 Brakowało jej już zaledwie ułamka danych. Wystarczy, że pozna nazwę miasta, a będzie wiedziała,

dokąd się udać. A wtedy dopadnie Tantala i zabije go dokładnie tak, jak on zabił jej ukochanego

Ajaksa. Wyobrażała to sobie milion razy. Podejdzie do drzwi i odrąbie mu głowę na oczach żony. A

jeśli się na nim zemści, to może kiedy Atropos przetnie nić jej życia, Ajaks będzie czekał na nią po

drugiej stronie rzeki. Tylko że zanim do tego dojdzie, wciąż miała mnóstwo do zrobienia. Najpierw

potrzebowała nazwy miasta. Zaczęła przeglądać znaczki na listach leżących na biurku Kastora, ale szybki rzut oka i już wiedziała,

że tego, czego szuka, tutaj nie ma. Znała pismo Tantala jak własne, nigdzie jednak go nie dostrzegała.

I wtedy zrozumiała, że choć Kastor to najbystrzejszy i najdzielniejszy z Delosów, byłby ostatnią

osobą, z którą Tantal chciałby się skontaktować. Przeszła na drugą stronę biblioteki przeszukać biurko

jego brata. Pod blatem zauważyła sejf. Położyła dłoń na pokrętle w nadziei, że sejfu nie zaprojektował Sukcesor.

Uklękła i zaczęła nasłuchiwać trzasku zapadki. Po chwili jednak jej poszukiwania nagle dobiegły

końca. Poczuła ukłucie gorącej igły na szyi. Wypuściła powietrze. Rozpoznała mieszaninę

narkotyków, których sama używała przeciwko innym Sukcesorom. Mgliście przypomniała sobie, że

po tym, jak uśpiła Helenę, została jej w torebce pełna strzykawka. Tak na wszelki wypadek. Kilka

sekund później przed oczami miała już tylko ciemność. Gdy się obudziła, ręce miała skute jakimś metalem. Z trudem skupiła wzrok - leżała na ciemnej plaży.

Gdy podniosła dłonie, usłyszała brzęk łańcucha i zobaczyła kajdanki na nadgarstkach. Na obu

przedramionach głębokie poziome cięcia wciąż mocno krwawiły, mimo że proces uzdrawiania już się

rozpoczął. Z upływu krwi Dafne 373

Page 168: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

strasznie chciało się pić, ale stłumiła łaknienie i wezwała błyskawicę. Kajdanki rozgrzały się, a potem zaświeciły, że aż musiała odwrócić wzrok, żeby nie oślepnąć. Jasność

była prawie nie do wytrzymania i choć Dafne zużyła zapasy energii do ostatniego wolta, metal się nie

stopił. Przy normalnym ciśnieniu atmosferycznym tylko kilka substancji nie poddawało się tak

wysokiej temperaturze i nie zmieniało w ciecz albo gaz. - Wolfram - szepnęła wyschniętymi, spękanymi ustami zła, że zabrała się do dzieła, zamiast najpierw

pomyśleć. Rozgrzane do białości ogniwa niemal nieroztapialne-go metalu prowadziły do odgromnika wbitego w

ziemię jak palik. Dafne nie tylko była unieruchomiona, ale też wszelkie próby rzucenia piorunem

skończyłyby się uziemieniem. - Nie sądziłam, że ci jeszcze zostały jakieś błyskawice - dobiegł znad wody kobiecy głos. Jakaś postać

podniosła się z kucek i podeszła do Dafne. - Spuściłam ci sporo krwi, żebyś się odwodniła. W każdym

razie tak myślałam. - Dlaczego to robisz? - spytała miękko Dafne. - Nie jesteś morderczynią, Pandoro. - Tak. - Upokorzona Pandora pokiwała głową. - Próbowałam cię zabić, kiedy byłaś nieprzytomna, ale

nie potrafiłam. - Więc mnie wypuść. - Dafne uśmiechnęła się smutno. - Wiem, dlaczego to robisz. Zaprzeczanie ma

potężną moc, a gorycz nawet dobrego człowieka może zamienić w złego. - Dźwignęła się na kolana. -

Ale czemu mi nie wierzysz? A jeśli nie mnie, to swojemu bratankowi Lucasowi? W końcu jest

Kłamstwowidzącym. - Lucas ma wszelkie powody, żeby chcieć, by twoja historia okazała się prawdą - syknęła Pandora.

Kopnęła piasek i zaczęła się przechadzać dookoła. - Zaślepia go 374 miłość do Heleny i jest gotów na wszystko, żeby ją tylko przy sobie zatrzymać. Może nawet skłamać

własnej rodzinie. - Przede wszystkim Lucas nigdy nie połączy się z Heleną - odparła ponuro Dafne. - A po drugie,

istnieje prostszy sposób, żeby się przekonać, czy mówiłam prawdę o tym, kto zabił Ajaksa, a potem

mnie porwał. Pytałaś kiedyś Tantala, dlaczego wciąż się ukrywa? - Pewnie dlatego, że możesz wyglądać i brzmieć jak każdy! - wykrzyknęła z wściekłością Pandora. -

Nie potrafisz naśladować tylko charakteru pisma. Więc komunikuje się ze wszystkimi wyłącznie

listownie. Żeby się chronić, bo chcesz jego śmierci! - A dlaczego miałabym chcieć właśnie jego śmierci? -Dafne też zaczęła tracić nerwy. - Gdyby mi

zależało na triumfie, dlaczego nie zabiłam żadnego z was, tebańskich szczurów, zaraz jak się

spotkaliśmy. Dlaczego chodziło mi tylko o Tantala, jeśli nie dlatego, że odebrał mi mój skarb? -

spytała łamiącym się głosem. Pandora patrzyła, jak Dafne sadowi się na piasku tyłem do przerażającego oceanu i spogląda na swoje

stopy. Odsunęła się, skrzyżowała ramiona i wystawiła twarz na wiatr. Oddychała ciężko, wodząc

wzrokiem po horyzoncie, jakby próbowała coś z niego wyczytać. Nagle ocknęła się gwałtownie. - Ty żmijo. - Odwróciła się do Dafne z wściekłym podziwem. - Kreon ostrzegał, że jesteś przebiegła,

ale to zupełnie nowa jakość. Ty naprawdę wierzysz, w to, co mówisz! To dlatego Lucas nie dopatrzył

się w twoich słowach kłamstwa. Przez wiele lat ukrywałaś się za twarzami innych i teraz jesteś już

tylko jednym wielkim kłamstwem. Nie pozwolę więc, żebyś się zbliżyła do Kastora, Polideu-kesa i

wszystkich, których kocham. Moje serce wie, że wykorzystałaś pas, żeby zwieść mojego brata. Nigdy

go nie kochałaś, a on nigdy nie mógłby pokochać ciebie. - 375

Słowa Pandory byty ostre, ale do jej głosu zaczęło zakradać się zwątpienie. - Ajaks był zbyt dobry,

zbyt czysty... - Zbyt honorowy, czuły, szlachetny i dzielny. - Dafne podniosła ton, żeby przekrzyczeć Pandorę.

Wciąż mrugała, ale wyschnięte oczy nie przyniosły żadnych łez. Całe jej ciało łkało, a brak wilgoci

sprawił, że szloch bolał bardziej niż zwykle. - Od czasu, kiedy dziewiętnaście lat temu Ajaks opuścił

ten świat, nie zaznałam niczego dobrego - wyszeptała.

Page 169: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- A Helena? Ona jest dobrem. I ostatnią cząstką Ajaksa... - Pandora zamilkła, gdy Dafne wwierciła się

w nią wzrokiem. - Wczoraj były jej urodziny. Siedemnaste urodziny - dodała wstrząśnięta. - Ale

dlaczego? Dlaczego chciałaś, żeby myślała, że Lucas jest jej krewnym? Odwróciła wzrok i pokręciła z żalem głową. Nie potrafiła zrozumieć, jak Dafne, jak jakakolwiek

matka mogłaby tak zranić własną córkę. Nie miały czasu. Na plaży, za plecami Pandory, pojawił się

Kreon. Dafne starała się przekonać siostrę Ajaksa, miała szczerą nadzieję, że uda się ją oszczędzić, ale

tak naprawdę nie widziała żadnej szansy. Mogła się tylko modlić, by Ajaks w Podziemnym Świecie

jej to wybaczył. - Racja, Pandoro, Helena nie jest jego dzieckiem. Nic mi nie zostało po Ajaksie i dlatego nic na tym

świecie nie ma dla mnie żadnej wartości. Nawet ty - siostrzyczka, którą tak kochał, którą obiecał

chronić - zostałaś skażona i nie ma już dla ciebie nadziei. Wiesz, że gdyby to zobaczył, to by go

zabiło? - Nie waż się mówić, co czułby mój brat! - krzyknęła Pandora, jakby coś w niej pękło. I tak jak się

tego spodziewała Dafne, przyskoczyła do niej z palcami zagiętymi w szpony, gotowa wy drapać jej

oczy. Dafne skuliła się, próbując ochronić się mimo więzów. Wiedziała, że potrzebuje tylko chwili. 376 - Nie dotykaj jej, bo może mieć jeszcze błyskawice! -wrzasnął Kreon. Złapał Pandorę od tyłu i

odciągnął od więźnia. Kiedy się tak mocowali, Dafne odwróciła się, ukryła twarz w dłoniach, przybrała krótkie ciemne

włosy i udała, że się kuli. - Ajaks nigdy by się w niej nie zakochał! - wrzasnęła Pandora. Z żalu odchodziła od zmysłów. -

Gardziłby nią tak jak ja! Napięła mięśnie, żeby wyrwać się z objęć Kreona, ale on udaremnił jej wysiłki. Dafne nie mogłaby

sobie wymarzyć lepszej sposobności, żeby odwrócić ich uwagę. - Nie pozwól, żeby ci zamąciła w głowie, Pandoro! To wybranka Afrodyty i nie trzeba być

mężczyzną, żeby poczuć jej wpływ. Samym spojrzeniem potrafi odmienić człowiekowi serce -

powiedział, gdy w końcu udało mu się odciągnąć krewniaczkę. Odprowadził ją dalej od cennego łupu, cały czas do niej przemawiając. Odeszli na tyle, że Dafne

mogła wreszcie dokonać pełnej transformacji i przybrać postać Pandory. Walnęła się w oko i usta.

Zaczęła jęczeć. - Kreonie! - zawołała schrypniętym głosem. - Co ty wyprawiasz? Zostaw ją. To Dafne! Mami nas!

Nie słuchaj jej! Krzyczała i ryczała, póki Kreon się nie zawahał. Chwycił szorstko Pandorę za rękę i pociągnął z

powrotem w miejsce, gdzie Dafne siedziała przybita do ziemi. - Kiedy się mocowałyśmy - załkała Dafne, wycelowała palcem w Pandorę i wykorzystała moc pasa -

zdjęła kajdanki i mnie zakuła! Jest strasznie silna. - Ona kłamie - wyjąkała Pandora. Próbowała wyrwać się z uścisku Kreona, ale bezskutecznie.

Spoglądała to na Kreona, to na Dafne tak zaskoczona, że nie wiedziała, co robić. 377

- Nie wierz jej! - Dafne spojrzała Kreonowi w oczy. Nagięła jego wolę, jakby to była bibułka, a potem

wsunęła do tylnej kieszeni jego umysłu. - Chce, żebyś ją zabrał do ojca jako Pandorę. Chce się do

niego dostać, żeby go zabić! Planowała to od początku, a ja byłam tylko marionetką w jej rękach!

Przepraszam. Nie miałam pojęcia, jaka jest przebiegła! Kreon popatrzył na Pandorę z czystą nienawiścią. Wyszarpnął jej ramię ze stawu, a ona, krzycząc,

upadła na kolana. Z pustymi oczami wyciągnął zza pasa sztylet z brązu i chlasnął nim szyję Pandory

tak głęboko, że prawie odciął jej głowę. Zanim krew zdążyła wsiąknąć w piasek, Pandora leżała

martwa. Helena leciała jakieś piętnaście metrów nad Hektorem, który wybiegł z posiadłości Delosów i zaczął

okrążać wyspę. Było zimno i ciemno, niewiarygodnie ciemno, zwłaszcza że w części Nantucket wciąż

Page 170: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

nie działało zasilanie, i zimno. Wszyscy na wyspie powinni siedzieć teraz w swoich domach, stłoczeni

wokół ognia albo awaryjnego generatora. Reszta Delosów była przekonana, że Kreon wykorzystał

puste ulice, żeby wywieźć matkę Heleny z wyspy. Wyczerpana Kasandra miała pustkę w głowie,

dlatego musieli sami wymyślić, jak mógłby to zrobić. Po długiej naradzie uznali, że wynająłby

helikopter albo prywatny samolot. Lucas poleciał razem z Kastorem i Polideuke-sem, którzy pilnowali

lotniska na zachodzie, a Ariadna obserwowała przystań promową na północy, na wypadek gdyby

jednak próbował uprowadzić Dafne łodzią. Hektor natomiast zrobił coś nieoczekiwanego. Postanowił

obiec pogrążone w ciemności północno-wschodnie wybrzeże, co mogło się wydawać głupotą. Ale Helena od razu poleciała razem z nim. Przez kilka krótkich tygodni wspólnych treningów

nauczyła się jednego - że Hektor potrafi przejrzeć zamiary przeciwnika 378 i przewidzieć jego następny ruch. Nieważne, jak logiczną strategię miała reszta Delosów, Helena

bardziej wierzyła w instynkt Hektora niż w jakikolwiek starannie przygotowany plan. Wywiązała się

gorąca dyskusja, czy w ogóle powinna opuszczać teren posiadłości, ale koniec końców nikt z Domu

Tebańskiego nie mógł odmówić dziedziczce prawa do poszukiwania matki, głowy Domu Atrydz-

kiego. Pomocne okazało się też to, że wszyscy sądzili, że Helena będzie latała w ciemności nad

Hektorem, bezpieczna i zupełnie nieprzydatna, po niewłaściwej stronie wyspy. Kilka razy widziała, jak Hektor uderza fale. Spoglądała wtedy na niego ze zdumieniem. Za każdym

razem zatrzymywał się, rozkładał ręce, rozgarniając wodę, a potem łączył je znowu; sprawiał przy tym

wrażenie zawiedzionego. Wiedziała, że jego umiejętności są jakoś związane z wodą, a ze sposobu, w

jaki drażnił się z falami, niemal się z nimi komunikował, wywnioskowała, że szuka czegoś w

mrocznych odmętach. Nagle zrozumiała, dlaczego wybrał tę opuszczoną przez bogów trasę -

rzeczywiście liczył, że znajdzie coś w wodzie, prawdopodobnie motorówkę. Po co się przejmować

listami pasażerów samolotu czy promu? Żeby się przemieszczać między wyspą a kontynentem, nie

zwracając na siebie uwagi władz, wystarczy ciemna noc, łódź i jakiś mały stateczek zakotwiczony na

głębinie. W ten sposób można łatwo przetransportować porwaną kobietę. Helenie podskoczyło serce i gorączkowo zaczęła prze-patrywać czarne fale w poszukiwaniu śladu

łodzi. Nie potrafiła wyrzucić z głowy wspomnienia zwierzęcego wzroku Kreona, gdy opuszczał

sztylet, celując w jej serce. Nie kochała matki - ledwo ją znała - ale nie chciała, żeby ktokolwiek

kiedykolwiek musiał się bać tak jak ona. W Kreonie czaiło się zło, a to, co Helena widziała, stanowiło

tylko ułamek tego, do czego był zdolny. 379

Raptem Hektor pędem rzucił się przed siebie. W nikłym świetle wzrok Heleny nie dorównywał jego

wzrokowi, więc musiała zmrużyć oczy, żeby zobaczyć to co on. Ale gdy zobaczyła, zrobiło jej się

słabo i omal nie spadła z nieba. Ciemnych kształtów na plaży nic nie oświetlało - żaden ogień, żadna latarka - dlatego trudno było

powiedzieć, ile tam jest osób. Helena przyspieszyła, wyprzedziła Hektora i zauważyła, jak mężczyzna

rzuca na kolana kobietę. Usłyszała jej krzyk, który zamienił się w bulgot, a potem nagle umilkł.

Zapikowała i zbliżyła się na tyle, by dostrzec, że jedna Pandora leży nieżywa u stóp Kreona, a druga,

przykuta do palika za jego plecami, zamienia się w Dafne. Sekundę później zwierzęcy ryk wydobył się z gardła Hektora, gdy zobaczył ciało spoczywające na

piasku. Cały aż się zatrząsł z nienaturalnego bólu i gniewu, kiedy erynie wzięły go we władanie. Ze

wzrokiem wbitym w kuzyna, który właśnie odwrócił się i spoglądał na Dafne, Hektor rzucił się przez

mokry piasek. Ściskając w dłoni zakrwawiony sztylet Kreon ruszył do matki Heleny. - Cofnij się! - wrzasnęła Helena i opadła na piasek obok skutej Dafne. Jej dłonie rozjarzyły się lodowatym niebieskim blaskiem. Kreon zdawał sobie sprawę z przewagi

napastników. W jednej chwili odwrócił się i pobiegł w głąb wyspy. Sekundę później Hektor, który już

dosięgał swojej ofiary, warknął, zmienił kierunek i ruszył w pogoń za kuzynem. - Hektor, zaczekaj! Nie goń go sam! - zawołała Helena. Nie mogła zostawić skrępowanej, rannej

matki. Ale on nie posłuchał. Widziała, jak pędzą obaj, tak podobni, że mogliby być bliźniakami, i miała

wrażenie, jakby Hektor ścigał mroczną wersję samego siebie.

Page 171: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Odwróciła się do Dafne i rozerwała pęta gołymi rękami. 380 - Mamo, co ty narobiłaś? - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - To nie ja! - wysapała Dafne, wskazując na martwą Pandorę. - Widziałam, że miałaś jej postać! - krzyknęła Helena. Włożyła ręce we włosy i zdenerwowana

zaczęła chodzić dookoła. - Chciałam zdezorientować Kreona. Nie podejrzewałam, że ją zabije! - I nie użyłaś pasa, żeby na niego wpłynąć? - spytała z powątpiewaniem Helena. - Nie nakłaniałam go do morderstwa! - zapewniła gorąco Dafne. Podniosła się z kolan i stanęła przed

Heleną. - Chciałam zyskać na czasie, przeciągnąć to najdłużej, jak się da. Nie sądziłam, że do tego

dojdzie! - Dobra. Nieważne. - Helena gwałtownie ucięła rozmowę. Zdjęła kurtkę i przykryła zwłoki. „Zwłoki

Pandory", pomyślała z żalem, a potem odwróciła się do matki. - Jesteś ranna. - Nic mi nie będzie. Musisz powstrzymać Hektora -odparła Dafne, cały czas się zmieniając. - Idź. Ja

zaniosę Pandorę rodzinie. A potem cię znajdę. Helena pokiwała głową. Wiedziała, że matka nie powiedziała jej wszystkiego, ale ta sprawa musiała

zaczekać. Wzbiła się w powietrze i ruszyła na zachód. Trzymała się blisko ziemi, żeby nie przeoczyć

Hektora i Kreona, którzy biegli przez niewiarygodnie ciemną część wyspy. Nie potrafiła manipulować

światłem tak jak dzieci Apolla. Żałowała, że nie ma z nią Lucasa. On by widział wrzosowiska nawet w

gęstym mroku. Wiedziałby też, gdzie szukać kuzynów, bo był lepszym strategiem. Przede wszystkim

jednak żałowała, że nie ma go z nią, bo nie chciała stawiać czoło Hektorowi i Kreonowi w pojedynkę. Odsunęła na bok tę myśl i przeleciała z jednego krańca wyspy na drugi, ale nigdzie nie dostrzegła ich

śladu. 381

Cofnęła się - Kreon przecież nie jest na tyle głupi, żeby zapędzić się wprost do oceanu. Dopóki nie

uda mu się dotrzeć w miejsce, z którego mógłby opuścić wyspę, tkwił uwięziony na Nantucket.

Zakręciła ostro i poleciała na północ, w kierunku przystani. Było późno, zbyt późno, żeby złapać ostatni prom, ale może Kreon o tym nie wiedział. Sekundę

później znalazła się nad bardziej zaludnioną okolicą, nieopodal centrum miasta, dlatego musiała wzbić

się wysoko albo wylądować i resztę drogi przejść na piechotę. Postanowiła sfrunąć na ziemię, póki

nikt jej nie widzi, i pokłusowała w stronę promu. Po drodze rozglądała się i nasłuchiwała. Gdy mijała

India Street, usłyszała odgłosy czegoś, co przypominało potężną bójkę. Jej kroki zadudniły na jezdni,

gdy rzuciła się ku hałasowi. Wiedziała, dokąd zmierza, wiedziała, jaką scenerię wybrały Mojry. Biegła

do Ateneum. Skręciła za róg - mroczna chmura spowijała cały kraniec ulicy. Nawet w ciemnym pokoju można

wyczuć wokół przedmioty, tymczasem cień Kreona był tak nieprzenikniony, że pozbawił Helenę nie

tylko wzroku, ale też zakorzenienia w świecie - wytrącił wszystkie jej zmysły z równowagi. Teraz

Helena zrozumiała, dlaczego nazywali go Panem Cienia. Kreon nie tylko usunął światło, lecz stworzył

coś, co czai się pod schodami do piwnicy albo na tyłach szafy - tę absolutną ciemność, którą mózg

człowieka natychmiast zaludnia seryjnymi mordercami i potworami. Helena omal nie krzyknęła na

sam widok tych ciemności. Gdzieś w straszliwej czarnej dziurze słyszała, jak zaślepieni gniewem

Kreon i Hektor okładają się nawzajem. Co robić? Tak bardzo bała się dezorientującej nicości, że nie

potrafiła się zmusić, żeby w nią wejść. Zawołała Hektora i zacisnęła pięści. Jej dłonie zaczęły świecić

czystą, błękitnobiałą elektrycznością. I wtedy coś przyszło jej do głowy. 382 Gdy walczyła z Kreonem w swoim domu, jej piorun rozświetlił mrok i mogła zobaczyć napastnika.

Kreon co prawda potrafi kontrolować światło, ale jej gromy mają inną naturę. W jednej chwili

wyciągnęła więc ręce i przywołała jasną iskrę. Elektryczność zatańczyła między jej dłońmi i oświetliła

miejsce walki.

Page 172: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Hektor leżał na plecach, a Kreon raz za razem walił jego głową w marmurowe schody biblioteki. Z

dłoni Heleny wystrzelił z trzaskiem błękitny promień, który po drodze przybrał na sile. Hektor

odwrócił w jej stronę opuchnięte oczy i się uśmiechnął. Teraz, kiedy obezwładniająca ciemność już się

rozproszyła, mógł wyswobodzić się z uścisku Kreona i stawić mu czoło. Natarli na siebie, zanim

Helena zdążyła zrobić krok. Zwarli się, próbując rozkwasić sobie twarze o marmurowe schody.

Zaczęli ciskać się nawzajem o doryckie kolumny, szarpać tak, jakby chcieli się rozerwać na strzępy.

Helena rzuciła się do biegu, wrzeszcząc, żeby przestali. Za późno. Nagle Hektorowi udało się zajść

Kreona od tyłu i jedno szarpnięcie wystarczyło, by skręcił mu kark. Helena zamarła na środku ulicy z otwartymi ustami, gdy ciało Kreona stoczyło się ze schodów. Hektor

spojrzał na zwłoki, potem na Helenę i w jednej chwili erynie go odstąpiły. Został sam ze swoimi

emocjami. W ułamku sekundy zrozumiał, co się stało. Zrobił rzecz nie do pomyślenia. Zabił

krewnego. Ciemna kometa spadła z nieba i niespodziewanie uderzyła w Hektora. Rzuciła nim przez trzy kolumny

i wbiła aż w fundamenty podrabianej świątyni. - Lucas, przestań! - krzyknęła Helena łamiącym się głosem. Ale zaślepiony Lucas nic nie słyszał. W uszach dźwięczał mu tylko głos erynii. Walił Hektora bez

opamiętania. Chciał go zabić. 383

Na wpół frunąc, na wpół biegnąc, Helena pokonała ostatnie metry, które dzieliły ją od walczących.

Wystrzeliła w powietrze i zwaliła się na nich całym ciężarem, jaki zdołała zgromadzić. Pchnęła obu na

zrujnowane stopnie biblioteki, uniosła ręce nad głową i przywołała błyskawice. Zanim zdążyli ją

powstrzymać, wycelowała w nich gromy i strzeliła. Runęli nieprzytomni. Za plecami usłyszała tupot

stóp. Nadciągali kolejni Delosowie. - Cofnijcie się - zawołała zdartym głosem. Z przeciwnych końców ulicy nadbiegli Polideukes i

Ariadna. Hektor, choć nieprzytomny, wciąż wzbudzał wściekłość w rodzinie. Jego zbrodnia była tak świeża, że

impuls, by go zabić, okazał się nie do odparcia nawet dla tych, którzy kochali go najbardziej. Helena

co prawda zawarła pokój z Domem Tebańskim, ale do niego nie należała, dlatego szczęśliwie nie

ogarnęła jej ślepa żądza, by zamordować Hektora, który stał się teraz Wyrzutkiem. Sięgnęła w głąb

ciała - została jej tylko maleńka iskierka. Od wielu godzin nic nie piła. Obejrzała się na Hektora i Lucasa. Kiedy się upewniła, że oddychają, wstała i wyszła na ulicę, żeby

odgrodzić bezbronnego Wyrzutka od rozwścieczonej rodziny. - Nie podchodźcie bliżej - rozkazała, a resztki elektryczności wystrzeliły z jej palców w

pozorowanym pokazie mocy. Wyciągnęła świecące lodowato błękitnym światłem ręce i schodząc po zdemolowanych schodach,

spoglądała to w przebiegłe oczy Ariadny, to na wyszczerzone zęby Poli-deukesa. Żadne z nich nie

było sobą, tylko ślepym narzędziem w rękach erynii. Stanęła na jezdni i ostrzegawczo uniosła

rozżarzone dłonie. Ariadna i Polideukes zrobili krok do tyłu, lecz gdy mieli się już zupełnie wycofać,

zza rogu wyłonił się Kastor. Delosowie mieli przewagę liczebną. Helena nie wiedziała, jak daleko będzie się musiała posunąć,

żeby chro- 384 nić Hektora przed własną rodziną. Nie potrafiłaby zabić żadnego z nich, ale nie mogła też pozwolić,

żeby oni zabili. Gdyby nie dali się nabrać na jej blef, nie miała nic innego w zanadrzu. Nigdy w życiu

nie czuła się tak samotna. - Heleno, mam Hektora! Stój tam, dopóki go nie zabiorę - zwołała Dafne za

jej plecami. - Nie pozwól, żeby go zobaczyli, bo inaczej przegramy. Helena westchnęła, słysząc głos matki. Poczuła taką ulgę, że ktoś jest po jej stronie, że znalazła w

sobie dość siły, by podjąć jedyną możliwą decyzję. Nieważne, że pozbawi się resztek wody z ciała. Liczyło się tylko to, by powstrzymać koło zemsty,

zanim zmiażdży ono jej ukochaną rodzinę. Wyrzuciła ręce szeroko i ostatkiem sił sprawiła, że

roztańczona błyskawica otoczyła ją kręgiem oślepiającego blasku. Ariadna, Polideukes i Kastor

musieli osłonić oczy przed jedynym światłem, jakiego nie potrafili kontrolować.

Page 173: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Aureola Heleny była gorętsza niż słońce. Stopiła chodnik pod jej stopami. Powietrze wokół zaczęło

trzeszczeć. Delosowie odskoczyli przed nieznośnym blaskiem i gorącem, a co ważniejsze, przed

Dafne, która unosiła w ciemność nieprzytomnego Hektora. Ból był nie do zniesienia. Helenie nie udało się utrzymać kuli elektryczności dłużej niż kilka sekund.

Gdy tylko usłyszała, że kroki Dafne cichną w oddali, zgasła jak przepalona żarówka i osunęła się w

kałużę stopionego, rozżarzonego do białości asfaltu. Parzył ją i dławił trującym wyziewem. Na

czworakach podeszła do Ariadny, Kastora i Polideukesa. Ich twarze zastygły w maski cierpienia, gdy

zorientowali się, do czego omal nie doszło. Ale Helena nie mogła pozwolić, żeby się załamali. - Lucas potrzebuje pomocy! - wychrypiała i wskazała kupę gruzu przed Ateneum. - Ariadno - powiedział łamiącym się głosem Kastor. -Idź po niego. Heleno, możesz chodzić? 25 - Spętani przez bogów 385

- Nie. - Pokręciła głową.

- Zaraz tu będą śmiertelnicy. - Kastor podniósł Helenę i ruszył przed siebie, ale zatrzymał się,

gdy zauważył, że brat ani drgnął. - Polideukesie! Musimy iść!

- Mój syn - wyszeptał Polideukes. Nie mógł się ruszyć.

- Tato, tutaj! Trzeba się zająć ciałem Kreona! - syknęła Ariadna ze schodów. Zarzuciła sobie

Lucasa na plecy i rozejrzała się gorączkowo w poszukiwaniu świadków.

Głos córki wyrwał nieszczęsnego ojca z odrętwienia. Polideukes chwycił Kreona i podążył za

Kastorem na wrzosowiska.

Rozdział 19

Jhłelena gapiła się na szklankę wody. Krople gromadzące się na ściankach skapywały na

kuchenny stół. Zdążyła wypić już chyba wannę i nie była spragniona, ale trzymała się tej

ostatniej szklanki, żeby patrzeć na coś innego niż zdruzgotane twarze wokół.

- Ta rodzina, ten Dom to całe jego życie - powiedziała Ariadna. Oczy miała zaczerwienione,

otwarte szeroko jak ktoś, kto za dużo czasu spędził na lotniskach w zbyt wielu różnych

strefach czasowych. Wszyscy wyglądali podobnie. Jakby nagle obudzili się po niewłaściwej

stronie planety. - Jak to możliwe, że właśnie Hektor został Wy-gnańcem z Domu

Tebańskiego?

- Mogłem go powstrzymać - powiedział Jazon z ponurą pewnością.

- Ledwo siedzisz, Jaze. -Ariadna pokręciła głową. Jazon jeszcze nie wy dobrzał po

uzdrawianiu Claire. Nie mogła pozwolić bratu, żeby brał na siebie odpowiedzialność 386 za coś, czego nawet na oczy nie widział. - Ja tam byłam. I to ja powinnam go powstrzymać.

- Nie było cię na India Street, jak Hektor zabił Kreona, Ari - wtrąciła Helena ze wzrokiem

wciąż utkwionym w szklance z wodą. - Ja byłam.

- Daj spokój, Heleno - powiedział Lucas. - Razem z matką ocaliłyście naszą rodzinę. A w

każdym razie ty ocaliłaś to, co z niej zostało.

W oczach zebranych znów pojawiły się łzy. Przez kilka minut po cichu opłakiwali Pandorę, a

każdy myślał to samo - że gdyby tego dnia postąpił inaczej, nie byłoby powodu do płaczu. Co

prawda Kasandra twierdziła, że nie mogli wiedzieć, co się stanie, ale w ten sposób brała cię-

żar winy na siebie. Wyglądało, jakby nie potrafiła przestać myśleć, że to właśnie ona powinna

ochronić rodzinę.

- Zadzwoń do matki - powiedziała nagle Noel do Heleny. - Tylko ja mogę być teraz z

Hektorem i chcę go zobaczyć. Jestem mu potrzebna.

Helena pokiwała głową i wyciągnęła komórkę - tę samą, którą Hektor wręczył jej z

bezzębnym uśmiechem, kiedy Lucas go pobił. Szybko odepchnęła od siebie tę myśl i wybrała

numer matki. Czekając na połączenie, wstała i poszła na front domu, bo tam zwykle było

spokojniej.

Page 174: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Usłyszała dwa sygnały równocześnie - jeden we własnym uchu, a drugi gdzieś w głębi domu.

Rozejrzała się i znalazła torebkę matki na wieszaku w holu. Zjechała się w duchu za

bezmyślność. Dafne została uprowadzona i to oczywiste, że jej rzeczy zostały w domu.

Wcisnęła guzik kończący rozmowę i telefon matki zamilkł. Spojrzała na jej torebkę. Miała

nieprzepartą ochotę, żeby zajrzeć do środka. Gdy po nią sięgała, ktoś zapukał do drzwi wej-

ściowych.

Helena szybko otworzyła torebkę i wyciągnęła telefon. Od strony kuchni rozległ się odgłos

kroków. Gazem przewinęła listę ostatnich połączeń i zanim wrzuciła komórkę 387

z powrotem do torebki, zdążyła zauważyć na błyszczącym wyświetlaczu kilka numerów spoza książki

wśród rozmów przychodzących i tylko jedną rozmowę wychodzącą do kogoś o imieniu Dedal. Do holu wkroczyła Ariadna, która przyszła otworzyć drzwi, a zaraz za nią pojawili się Kastor i

Polideukes. Byli spięci - pewnie spodziewali się policji albo któregoś ze Stu Kuzynów. Po sekundzie

wahania skinęli głową, dając Ariadnie znać, że może otwierać. W progu stanęła Dafne. - Dom Atrydzki prosi Dom Tebański o spotkanie -oznajmiła. Skrzyżowała ręce na piersi i lekko się

pochyliła w czymś na kształt ukłonu. I Kastor i Polideukes spojrzeli po sobie. Obaj wiedzie- li, że nieważne, jak bardzo nie lubią Dafne, teraz muszą odłożyć niechęć na bok. Polideukes z trudem

przełknął ślinę i w końcu kiwnął głową. i - Witaj w naszym domu i bądź nam gościem - odparł oficjalnie Kastor. Skłonił się i cofnął, żeby przepuścić Dafne przez próg. Spotkanie między Domami odbyło się w bibliotece. Wszyscy zgromadzili się wokół fotela Kasandry.

Helena usiadła na kanapie obok matki i starała się nie patrzeć na Lucasa, choć siedział na wprost niej. - Przede wszystkim chciałbym jakoś ci wynagrodzić to, że twoje bezpieczeństwo jako gościa tego

domu zostało naruszone - zaczął pokornie Kastor, ale Dafne przerwała, zanim zdążył dokończyć. - Przez Pandorę przemawiała rozpacz. Ją i Ajaksa łączyła szczególna więź, więc nie mam pretensji, że

chciała go pomścić. Zwłaszcza że nie ma jej już wśród nas. -Machnęła ręką, jakby próbowała odegnać

tę myśl. - Jeśli o mnie chodzi, prawa gościnności nie zostały pogwałcone. Helena zauważyła, że przy tych słowach Lucas omiótł spojrzeniem Dafne. Wyczuł kłamstwo, ale

postanowił I przymknąć na nie oko w imię wyższego dobra. 388 - Zwołałam to spotkanie, żeby omówić dwie ważne sprawy, które dotyczą naszych Domów - ciągnęła

gładko Dafne. - Po pierwsze, sprawę Hektora i jego przyszłości, a po drugie, sprawę mojej córki i jej

roli w przepowiedni. Helena odwróciła się do matki. - Mojej co? - spytała zdziwiona. Nie tylko ona w

tym pokoju nie rozumiała, o co chodzi. Kastor i Polideukes rozglądali się zdezorientowani i nawet

Kasandra wzruszyła ramionami, jakby przyznawała, że nie ma pojęcia, o czym mowa. Jazon wstał i zrobił sztywny krok naprzód. - Helena jest Podziemnym Wędrowcem, o którym

wspomniała Wyrocznia. Zgodnie z przepowiednią Podziemny Wędrowiec wyzwoli Domy z koła

zemsty - powiedział ze swojego miejsca za siedzeniem ojca. - Zorientowałem się dopiero dziś po

południu. Tak dokładnie opisała jałową krainę, że wiedziałem, że musiała ją widzieć. Zdziwiłem się,

bo przecież nie jest Uzdrowicielką. Ale potem powiedziała, że zejdzie tam po nas z Claire, jeśli nie

będę w stanie wrócić. Widać było, że wie, co mówi, więc pomyślałem, że musiała być tam fizycznie, i

to nie raz. - Kurz na twoich stopach! - wykrzyknęła Ariadna. Przypomniała sobie zakurzone nogi Heleny i

tajemnicę milczących dzwoneczków. - Co z nim? - Helena spoglądała na nieruchome twarze dookoła. - Podziemny Wędrowiec nie śni o Podziemnym Świecie, tylko dosłownie schodzi do niego w swojej

cielesnej postaci. - Ariadna była wstrząśnięta. - Czy to znaczy, że co noc wędrowałaś do piekła? - Twoje koszmary... - Lucas popatrzył na Helenę, jakby w końcu zrozumiał.

Page 175: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

- Byłeś tam raz ze mną - odparła zmieszana. - Tej nocy, kiedy spadliśmy. Zanim obudziliśmy się na

plaży, zeszłam 389

tam po ciebie, pamiętasz? Byłeś zagubiony i ślepy, a ja kazałam ci wstać i iść. Kazałam ci iść za

mną... Przerwała. Zmuszanie Lucasa, żeby wędrował przez Podziemny Świat, przypominało operowanie

zwierzęcia bez środków znieczulających. Nie rozumiał, że Helenie chodziło o jego dobro. Wiedział

tylko, że go rani. - To się działo naprawdę? - wyszeptał. Helena pokiwała głową i wyciągnęła dłoń. Chciała go dotknąć, żeby się upewnić, że się jej nie boi, ale

Dafne przytrzymała jej rękę w powietrzu i cofnęła ją, z dezaprobatą kręcąc głową. - Wiedziałaś. - Lucas odwrócił się do Dafne. - Tak jak Jazon odkryłam talent Heleny dziś po południu - odparła. - To jeden z powodów, dla

których zwołałam to spotkanie. - A jakie są pozostałe? - spytała zimno Kasandra, gdy przebłyski aury Wyroczni zaczęły rozjaśniać

zarys jej twarzy. Dafne skłoniła głowę z szacunkiem wobec tej zwielokrotnionej obecności. - Tak jak Eneasz w Podziemnym Świecie moja córka będzie potrzebowała pomocy Sybilli -

oznajmiła oficjalnym tonem. - Proszę, by Dom Tebański zatroszczył się o swoją krewniaczkę Helenę,

dziedziczkę Domu Atrydz-kiego, gdy będzie wypełniała swoje przeznaczenie w Podziemnym Świecie.

W zamian ja, Dafne, głowa Domu Atrydzkiego, udzielę schronienia i otoczę opieką Hektora Delosa,

Wygnańca z Domu Tebańskiego. Wszyscy zaczęli spoglądać po sobie zaskoczeni i prośbą, i propozycją Dafne. W pokoju zapadła cisza. I - Dlaczego miałabyś to zrobić dla mojego syna? - Po- lideukes na wpół podniósł się ze swojego miejsca, rozdarty między wdzięcznością a oburzeniem. 1 - Bo to jeden z najsilniejszych Sukcesorów, jakich wi- działam. Ale też jeden z najdumniejszych. Wykluczenie

1 390

z własnego Domu bardzo go zmieni i bez kogoś, kto nim pokieruje, może stać się niebezpieczny dla

nas wszystkich. Widziałam już takie wypadki - odparła spokojnie Dafne, po czym odwróciła się do

Lucasa i spojrzała mu w oczy, żeby mógł potwierdzić, że to prawda. - Jesteśmy rodziną i czas,

żebyśmy tak się zaczęli zachowywać. - W jej słowach nie ma kłamstwa - powiedział Lucas i spojrzał na Polideukesa, który pokiwał głową z

ulgą. Ale sam Lucas wydawał się zdruzgotany. Dafne mówiła prawdę - Helena jest członkiem jego rodziny. Kastor i Polideukes popatrzyli po sobie, gotowi wyrazić zgodę, po czym zerknęli na Kasandrę, by

zyskać ostateczną aprobatę. Dziewczynka kiwnęła głową raz, a potem wstała i wyszła bez słowa. - Jeszcze jedno... - Dafne taktownie przemilczała niegrzeczne zachowanie Kasandry. - Hektor chce

wiedzieć, co się stało z ciałem Kreona. - Mildred po nie przyleci - odparł Kastor i spuścił wzrok na swoje dłonie. - Zamierza zabrać je do

ojca, żeby wyprawić pogrzeb. - Oczywiście - przytaknęła Dafne ze smutkiem. - Dacie mi znać, kiedy się zjawi? Hektor wspominał

coś, że pragnąłby się z nią spotkać i prosić o wybaczenie... - Zamilkła, jakby nie była pewna, czy

powinien to robić. - Zadzwonię do ciebie - zapewnił chłodno Polideukes i szybko opuścił pokój. Dafne została jeszcze jakąś chwilę, żeby zapewnić resztę rodziny, że Hektor wydobrzeje. Szczerze

jednak przyznała, że emocjonalnie był w kiepskim stanie. Obiecała, że przekaże mu pozdrowienia i

zapewnienia o ich miłości. Pośpiesznie zaczęła się zbierać, mówiąc, że woli nie zostawiać go samego

tak długo. Helena odprowadziła ją do wyjścia. - Hektor widział, że byłaś Pandorą na plaży? - spytała cicho matkę, gdy dotarły do drzwi.

Page 176: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

391

- Nie. I nigdy się o tym nie dowie. - Dafne popatrzyła Helenie głęboko w oczy. - Ty i ja jesteśmy

teraz jedyną rodziną, jaką ma, i powinien mi ufać. Oboje powinniście. Helena wiedziała, że matka ryzykowała życie, pomagając Hektorowi, ale uważała, że na zaufanie

trzeba zasłużyć, a nie się go domagać. Nawet jeśli tym, kto się go domaga, jest własna matka. - Będziemy w kontakcie. Dam ci znać, jak wygląda plan - obiecała Dafne, zdjęła torebkę z wieszaka i

sięgnęła do klamki. - Jeszcze jedno. - Helena przytrzymała drzwi. - Nie powiem, co widziałam na plaży, jeżeli uwolnisz

Jerry'e-go od wpływu pasa Afrodyty. Ty nigdy go nie kochałaś, ale Kate go kocha i chyba czas, żebyś

pozwoliła komuś w swoim życiu na trochę szczęścia, nie sądzisz? Dafne spojrzała na Helenę zaskoczona, że jej dotąd tak posłuszna córka wreszcie wyraziła własne

zdanie, po czym nieprzytomnie popatrzyła w bok, jakby nasłuchiwała jakiegoś dalekiego odgłosu. - Zgoda. - Otrząsnęła się z chwilowego transu. - Nie mogę obiecać, że im wyjdzie z Kate, ale serce

Jerry'ego należy teraz wyłącznie do niego i może nim rozporządzać, jak mu się żywnie podoba. - Czas najwyższy - odparła chłodno Helena. - Cały ten ból zadałam tylko po to, żeby cię chronić. I to się udało. Dlatego niczego nie żałuję. -

Uśmiechnęła się smutno, a potem odwróciła się i odeszła. Helena zamknęła drzwi i zamyślona wróciła do salonu. Lucas pokazał, żeby do niego podeszła. Choć

wiedziała, że to ostatnia rzecz, jaką powinna zrobić, tego jednego właśnie chciała. - Muszę lecieć do domu - powiedziała. Z całych sił starała się za bardzo nie dygotać. - Zostawiłam

pożegnalny list na biurku, kiedy myślałam... - Zamilkła, że- 392 by wziąć oddech. - W każdym razie muszę zniszczyć ten list, zanim ojciec go znajdzie. Tata już i tak

dość przeszedł. Lucas zwinął prawą dłoń w pięść i wsunął ją do kieszeni. Helena nigdy wcześniej nie widziała, żeby

robił coś takiego. Zorientowała się, że w ten sposób powstrzymuje się, żeby nie wziąć jej za rękę. - No to chodźmy. - Odwrócił od niej twarz. - Ale myślałam, że mamy się do siebie nie zbliżać - wypaliła. Lucas stanowczo pokręcił głową. - Kreon kazał Pandorze zaciągnąć Dafne na plażę, bo chciał wywieźć twoją matkę z wyspy łodzią. A

to znaczy, że gdzieś na morzu ktoś na niego czeka - powiedział twardo. - Jak się zorientują, że nie

wraca, przyjdą go szukać, a kiedy nie znajdą, zaczną szukać Dafne... i ciebie. Jesteś teraz w jeszcze

większym niebezpieczeństwie i nie zamierzam cię spuszczać z oczu ani na chwilę. Nie obchodzi mnie,

że to będzie trudne. - To co mamy robić? - omal nie krzyknęła, z rezygnacją wyrzucając w górę ramiona. Była na granicy

emocjonalnego i fizycznego wyczerpania. - Chodź. - Lucas złapał ją za rękę i wyciągnął z pokoju. Reszta Delosów spojrzała na nich, ale byli zbyt przybici, żeby się przejmować wybuchem Heleny. - Zabieram ją do domu i zostanę, żeby jej pilnować -warknął Lucas do Ariadny, która łkała cicho na

krześle. Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, razem wzbili się w niebo. Zimne powietrze smagało ich jak

wymierzony policzek. Helena natychmiast otrzeźwiała. Zrozumiała, że nieważne, ile dziś przeszła,

Lucasowi było ciężej. Czas, by przestała użalać się nad sobą i zajęła się nim. Chwilę później wylądowali na tarasie. Lucas odwrócił się do Heleny z twarzą bez wyrazu i puścił jej

dłoń. 393

- Idź. Ja tu sobie dam radę - wyszeptał. Helena zrobiła krok w jego stronę, ale on tylko pokręcił

głową. - Nie mogę wejść - szepnął łamiącym się głosem. - Za dużo dziś straciłem. Nie dam rady. - Wiem. - Tak mi przykro.

Page 177: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Objęła Lucasa, ale tylko tak, żeby go pocieszyć, i przytrzymała, dopóki nie zebrał się w sobie.

Odsunął się od Heleny i uśmiechnął do niej słabo na znak, że mu lepiej. - Poczekaj. Muszę powiedzieć tacie, że jestem w domu. - Nigdzie się nie wybieram. Helena sfrunęła na trawnik przed domem. Zauważyła, że samochód Kate wciąż stoi na podjeździe.

Podeszła do drzwi. Nie wiedziała, co powiedzieć, jak się zachować. Ojciec spał na kanapie w salonie.

Usiadła obok i delikatnie nim potrząsnęła, żeby się obudził. Przez jakieś dwie sekundy Jerry wyglądał,

jakby mu ulżyło, ale potem usiadł i westchnął zawiedziony. - Wiesz, przez co przeszedłem? - spytał. Helena czuła się tak winna, że nie potrafiła spojrzeć mu w

oczy, więc tylko przytaknęła. - Więc lepiej się wytłumacz. Helena pomyślała, ilu ludzi już wie, kim ona jest, i przez chwilę zastanawiała się, czy nie opowiedzieć

o wszystkim ojcu. Ale gdyby to zrobiła, musiałaby też wyjaśnić, że Dafne wróciła, a tego nie potrafiła

zrobić. Nie po tym, jak w końcu udało jej się nakłonić matkę, żeby uwolniła Jerry'ego od tego

nienaturalnego przywiązania. Po raz pierwszy od prawie dwudziestu lat jej ojciec miał szansę

zbudować sobie życie z kobietą, która go naprawdę kocha. Helena nie pozwoliłaby, żeby cokolwiek

zagroziło tej szansie. - Nie mogę, tato. W każdym razie nie teraz. Pewnie wykombinowałabym jakąś wymówkę, ale to by

było kłamstwo - powiedziała bezradnie, przejeżdżając dłońmi po twarzy i obolałej czaszce. 394 - To teraz tak ma być między nami? Żadnego zaufania, porozumiewania się, szacunku? - Nie, nawet tak nie mów - odparła zmęczonym głosem, kręcąc głową. Podniosła oczy i napotkała

jego wzrok. - Już kiedyś przez to przechodziłem, wiesz? - powiedział cicho. - Spędziłem wiele nocy na tej

kanapie, czekając, aż ktoś wróci do domu. Ale ten ktoś nigdy się nie pojawił. Nie pozwolę, żeby to się

powtórzyło, Heleno. - I dobrze - odparła. Dostrzegła w ojcu iskrę, której nigdy wcześniej nie widziała. - Nie chcę, żebyś

stracił ani jednej sekundy więcej na czekanie. Na kogokolwiek. Nawet na mnie. Teraz moje życie jest

strasznie zakręcone i nie obiecam, że znowu nie zniknę, ale przyrzekam, że zawsze będę do ciebie

wracała. Ja cię nie zostawię, tato. Nigdy. - Wiem - powiedział Jerry tak, jakby właśnie zrozumiał, że to prawda. Zrobił głęboki wdech i przez

chwilę rozmyślał w milczeniu. - No cóż, zawsze wiedziałem, że jesteś inna, i wiedziałem, że któregoś

dnia zdasz sobie z tego sprawę. To pewnie na razie musi mi wystarczyć, tak? - Na razie - podkreśliła Helena i uśmiechnęła się ciepło do człowieka, który był najlepszym ojcem

pod słońcem. - Myślisz, że szlaban coś by dał? - spytał Jerry z błyskiem humoru w oku. Wstał i się przeciągnął. - Raczej nie - roześmiała się. Objęła ojca. Odwzajemnił jej uścisk i w tym geście było więcej niż wybaczenie - mówił, że akceptuje

ją taką, jaka jest, i wszystkie bezsenne noce, które się z tym wiążą. I kiedy tak szli przytuleni w stronę

schodów, Helenie przyszło coś do głowy. - Idziesz do łóżka? - Spojrzała na niego przebiegle. Pokiwał głową. - Widziałam znajomy samochód

przed domem. Kate jest u ciebie? 395

- Tak. - Zmrużył oczy i zacisnął usta. - Dlatego spałem na kanapie. - Ale już tam nie śpisz - zauważyła niewinnym głosikiem Helena. Jerry zatrzymał się przed drzwiami swojej sypialni i odwrócił do córki. - Nie będzie ci to przeszkadzać? - spytał poważnie. Gdyby powiedziała, że będzie przeszkadzało, na

pewno zawróciłby i spędził resztę nocy sam. - Tato, nigdy w życiu nic nie przeszkadzałoby mi mniej - odparła szczerze.

Page 178: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Weszła do swojego pokoju i głośno zamknęła drzwi, żeby wiedział, że chce mu dać odrobinę

prywatności. Usłyszała, jak ojciec budzi Kate, żeby wiedziała, że wszystko w porządku. Odwróciła się i podarła list,

który zostawiła na biurku. Wyfrunęła przez okno do Lucasa. - Słyszałeś całą rozmowę? - spytała, gdy zobaczyła jego współczującą minę. - A nie chciałaś? - Wyciągnął śpiwór ze skrzynki i rozłożył na deskach, żeby mogli na nim usiąść. - Nie, nie. - Pokręciła głową. - I tak bym ci powiedziała. Mam wrażenie, jakby wszystko, co mi się

przytrafia, nie było prawdą, dopóki ci o tym nie powiem. - Wiem, co masz na myśli - wyszeptał. Siedzieli obok siebie na skraju tarasu z nogami wetkniętymi między pręty balustradki. Stopy zwisały

im z dachu. - Poniedziałek. Za kilka godzin trzeba iść do szkoły -zagadnęła Helena. - Pewnie gdybyśmy wszyscy

zostali w domu, to by wyglądało podejrzanie, co? - Bardzo - przyznał Lucas. - Poza tym w miejscach publicznych jesteś bezpieczniejsza. Stu nie

zaatakuje na oczach śmiertelników. - A co z tobą? - spytała, patrząc na dłonie. - Stu nie będzie teraz ścigało ciebie i twojej rodziny? 396 - Nie mam pojęcia - odparł Lucas zmęczonym głosem i pokręcił głową. - Ale cokolwiek zamierzają,

wiedzą, że gdyby zabili któregoś ze swoich krewnych, staną się Wygnańcami. A im więcej

Wygnańców, tym bardziej oddala się perspektywa odzyskania Atlantydy. Myślę, że wszystkie ich

wysiłki skupią się na Dafne i Hektorze. I na tobie. Helena przytaknęła. Zastanawiała się, czy wolno jej zadać jeszcze kilka pytań. - A jutro? Co powinnam mówić, jak ktoś zapyta o Hektora? Albo o Pandorę? - spytała łagodnie. Ich

imiona za każdym razem sprawiały Lucasowi większy ból. - Pandora wróciła do Europy studiować sztukę w Paryżu - wyjaśnił ściszonym głosem. - A Hektor

złapał paskudną grypę i przez kilka dni zostanie w domu. Dopóki nie ustalimy, co dalej z twoją matką. - Nie ufam jej. - Helena spojrzała na wschodzące słońce. - Kasandra też. - Lucas nie patrzył na nią. - Uważa, że Dafne coś ukrywa. - Myślisz, że jest niebezpieczna? - Helena odwróciła do Lucasa zmartwioną twarz. - Myślę, że jest całkowicie oddana misji wyzwolenia Tułaczy i Wygnańców. - Starannie dobierał

słowa. - Dopóki będziemy o tym pamiętać, nie ma powodu, żeby jej nie ufać. Nie kłamała. Helena pokiwała głową, akceptując jego punkt widzenia. - Nie potrafię obiektywnie o niej myśleć. Za dużo wydarzyło się między nami. - To właśnie jest zabawne w byciu Sukcesorem. - Lucas uśmiechnął się na widok brzasku w kolorze

płatków róż. - Nasze walki pustoszą świat, a dla nas to tylko rodzinne wojny. I nikt nie jest

obiektywny, jeśli chodzi o jego rodzinę. 397

Helena uśmiechnęła się, znów zadziwiona jego przenikliwością. Ale kiedy się na tym przyłapała,

natychmiast przypomniała sobie, że ma trzymać się od niego na odległość. Odwróciła głowę i zmusiła

się, żeby wstać. - Dasz sobie radę? - spytała. Nie odpowiedział, ale uśmiechnął się do niej i pokiwał głową, po czym spojrzał na horyzont. - Do widzenia, Lucasie - powiedziała miękko i smutno, odchodząc. - Do widzenia, Heleno. - Nie pozwolił sobie odwrócić się i spojrzeć, jak go opuszcza. I kiedy Helena, ulubienica bogini miłości, zeszła do sypialni i wślizgnęła się do pustego łóżka, Lucas,

syn słońca, podparł się na łokciach i patrzył, jak promienie jego boskiego ojca powoli oświetlają

surowe deski jej „wdowiego pomostu"

Page 179: Angelini Josephine - Spętani Przez Bogów

Dodała: szulikmnia

Podziękowania Chciałabym podziękować Robyn Shwer, mojej najdroższej przyjaciółce i aniołowi stróżowi, za to, że

już ponad dziesięć lat mogę liczyć na jej uścisk i niezłomną wiarę. Stokrotne dzięki należą się mojej

menedżerce Rachel Miller, która właściwie zasługuje na złoty medal w konkurencji trzymania za rękę,

podobnie jak jej partner Jesse Wara. Ponadto chciałabym podziękować swojej fantastycznej agentce

Mollie Glick, a także Hannah Gordon i całej reszcie z Foundry; Tarze „Dope Show" Kole, mojej

redaktorce Laurze Arnold i wszystkim z HarperTeen. Dzięki ich pomocy ta opowieść stawała się

lepsza po każdej kolejnej przeróbce. Szczególne podziękowania za wsparcie należą się doktor Rey

„Cookie" Perez, Stephanie Aoki i Liz York. I na koniec wyrazy miłości i wdzięczności dla mojego męża

Juana Alberta i całej ogromnej, zwariowanej, fantastycznej rodziny.