3
świat równoległy wyposażono w urbanistykę i architekturę do złudzenia przypominające ich rzeczywiste odpowiedniki, to oderwanie mogą przeobrazić – i czasami to robią! – w trwalszą relację. To już prosta droga do tego, co wyobrazili sobie architekci Superstu- dia: do rzeczywistości całkowicie wirtualnej, którą człowiek chłonie przez długi czas, pozostając całkowicie nieruchomy. Pierwsze z zaproponowanych przez nich na począt- ku lat siedemdziesiątych „Dwunastu miast idealnych” miało się składać z milionów nie- zależnych od siebie i ułożonych w długie pro- stopadłościany cel mieszkalnych, w których „ściana północna emituje trójwymiarowe obrazy, dźwięki i zapachy, po drugiej stronie stoi fotel, który dostosowuje się do kształtu ludzkiego ciała, [...] podłoga potrafi symulo- wać każde żywe stworzenie, a sufit reaguje na każdy impuls generowany przez mózg” 2 . Mieszkańcy, usadowieni wygodnie w fotelach zaspokajających ich wszelkie potrzeby fizjo- logiczne, mieliby trwać całe życie w wiecznej szczęśliwości, w ten sposób zupełnie tracąc poczucie materialnego świata. To miasto było podwójnie wirtualne: nie dość, że całkowicie wyobrażone w umysłach architektów i pew- nie nie do zrealizowania w odległej nawet przyszłości, to jeszcze zaprojektowane przy założeniu, że życie w nim będzie polegało wyłącznie na stymulowaniu wyobraźni. W swoim pritzkerowym wystąpieniu Kool- haas paradoksalnie nie mówi już o odległych w czasie utopiach w duchu Superstudia, ale 2 „Casabella” 1972, nr 361, s. 785. C hoć pewnie jej skomplikowanych definicji istnieje co najmniej kilka, w pierwszym, i chyba najbardziej prawidłowym, odruchu wirtualna architektura w naszych czasach jest rozu- miana jako ta, której w świecie materialnym po prostu nie ma, a która została wyobrażo- na i zwizualizowana przede wszystkim za pomocą komputerów o dużej mocy oblicze- niowej i wyrafinowanego oprogramowania. Upraszczając definicję, można by powiedzieć, że architektury tej nie ma, choć istnieje jej wyobrażenie. „W naszych czasach, po czte- rech tysiącach lat nieudanych prób – mówił Rem Koolhaas, słynny architekt holenderski, odbierając w 2000 roku Nagrodę Pritzkera i jednocześnie komentując ówczesną sytuację w architektonicznym światku – Photoshop i komputer produkują utopie w trybie natychmiastowym”. I dodawał: „Jedno jest pewne: w ciągu ostatnich kilku lat brick Roman Rutkowski użyteczność – piękno – wirtualność o architekturze, która istnieje, choć jej nie ma wistości. Wtedy, gdy komputerów w kreacji architektonicznej jeszcze nie używano, tego rodzaju architekturę pogardliwie nazywano „papierową” (czyli pozostającą wyłącznie na papierze), a jej autorów – „architektami pa- pierowymi”. Constant, japońscy metaboliści, Archigram, Archizoom i Superstudio tworzy- li scenariusze przyszłych światów, całkowicie odmiennych od istniejącego wtedy otoczenia, jednak ich wizje, choć graficznie niezwykle atrakcyjne, były bardziej karykaturą i sche- matem, niż łatwo strawną prezentacją. Teraz jest o wiele prościej: specjalne oprogra- mowanie i coraz silniej obecne w naszym ży- ciu komputery tworzą coraz większą i coraz bardziej dostosowaną do przyzwyczajeń ludz- kiego oka iluzję. Hollywoodzkie efekty spe- cjalne i Playstation pozwalają na chwilowe oderwanie się od rzeczywistości; interaktyw- ne programy sieciowe typu Second Life, gdzie and mortar zostało zastąpione przez click and mortar1 . Oczywiście to nie koniec wirtualiza- cji architektury u progu XXI wieku: można pójść jeszcze dalej i architekturę materialną brick and mortar – lub materialną dopiero w przyszłości – clik and mortar – zastąpić tworem całkowicie wirtualnym – niech to będzie: click and web portal. W architekturze, która w o g ó l e n i e istnieje i która była projektowana jako utopia z bardzo odległej przyszłości, można się teraz zanurzyć niemal bez pamięci, choć kiedyś to wcale nie było łatwe. Szczególnie przełom lat sześćdziesiątych i siedemdzie- siątych XX wieku był okresem, kiedy snuto wizje różnego typu nieistniejących, podobno możliwych do zbudowania i lepszych rzeczy- 1 http://www.pritzkerprize.com/laureates/2000/ceremo- ny_speech1.html (24.05.2009) s. sadler, ARCHIGRAM: ARCHITECTURE WITHOUT ARCHITECTURE, cambridge–massachusetts 2005, s. 39 u. s. geological survey „Walking City”, projekt miasta przyszłości stworzony w latach 60. XX w. przez grupę Archigram Poniżej: osiedle Pruitt-Igoe – w zamierzeniu przestrzeń idealna dla nowoczesnej społeczności, wysadzone w powietrze w 1972 roku autoportret 2 [27] 2009 | 52

Roman Rutkowski, "Użyteczność - piękno - wirtualność", Przestrzenie wirtualne

Embed Size (px)

Citation preview

świat równoległy wyposażono w urbanistykę i architekturę do złudzenia przypominające ich rzeczywiste odpowiedniki, to oderwanie mogą przeobrazić – i czasami to robią! – w trwalszą relację. To już prosta droga do tego, co wyobrazili sobie architekci Superstu-dia: do rzeczywistości całkowicie wirtualnej, którą człowiek chłonie przez długi czas, pozostając całkowicie nieruchomy. Pierwsze z zaproponowanych przez nich na począt-ku lat siedemdziesiątych „Dwunastu miast idealnych” miało się składać z milionów nie-zależnych od siebie i ułożonych w długie pro-stopadłościany cel mieszkalnych, w których „ściana północna emituje trójwymiarowe obrazy, dźwięki i zapachy, po drugiej stronie stoi fotel, który dostosowuje się do kształtu ludzkiego ciała, [...] podłoga potrafi symulo-wać każde żywe stworzenie, a sufit reaguje na każdy impuls generowany przez mózg”2. Mieszkańcy, usadowieni wygodnie w fotelach zaspokajających ich wszelkie potrzeby fizjo-logiczne, mieliby trwać całe życie w wiecznej szczęśliwości, w ten sposób zupełnie tracąc poczucie materialnego świata. To miasto było podwójnie wirtualne: nie dość, że całkowicie wyobrażone w umysłach architektów i pew-nie nie do zrealizowania w odległej nawet przyszłości, to jeszcze zaprojektowane przy założeniu, że życie w nim będzie polegało wyłącznie na stymulowaniu wyobraźni.

W swoim pritzkerowym wystąpieniu Kool-haas paradoksalnie nie mówi już o odległych w czasie utopiach w duchu Superstudia, ale

2 „Casabella” 1972, nr 361, s. 785.

Choć pewnie jej skomplikowanych definicji istnieje co najmniej kilka, w pierwszym, i chyba najbardziej prawidłowym, odruchu wirtualna

architektura w naszych czasach jest rozu-miana jako ta, której w świecie materialnym po prostu nie ma, a która została wyobrażo-na i zwizualizowana przede wszystkim za pomocą komputerów o dużej mocy oblicze-niowej i wyrafinowanego oprogramowania. Upraszczając definicję, można by powiedzieć, że architektury tej nie ma, choć istnieje jej wyobrażenie. „W naszych czasach, po czte-rech tysiącach lat nieudanych prób – mówił Rem Koolhaas, słynny architekt holenderski, odbierając w 2000 roku Nagrodę Pritzkera i jednocześnie komentując ówczesną sytuację w architektonicznym światku – Photoshop i komputer produkują utopie w trybie natychmiastowym”. I dodawał: „Jedno jest pewne: w ciągu ostatnich kilku lat brick

Roman Rutkowski

użyteczność – piękno – wirtualność

o architekturze, która istnieje, choć jej nie ma

wistości. Wtedy, gdy komputerów w kreacji architektonicznej jeszcze nie używano, tego rodzaju architekturę pogardliwie nazywano „papierową” (czyli pozostającą wyłącznie na papierze), a jej autorów – „architektami pa-pierowymi”. Constant, japońscy metaboliści, Archigram, Archizoom i Superstudio tworzy-li scenariusze przyszłych światów, całkowicie odmiennych od istniejącego wtedy otoczenia, jednak ich wizje, choć graficznie niezwykle atrakcyjne, były bardziej karykaturą i sche-matem, niż łatwo strawną prezentacją.

Teraz jest o wiele prościej: specjalne oprogra-mowanie i coraz silniej obecne w naszym ży-ciu komputery tworzą coraz większą i coraz bardziej dostosowaną do przyzwyczajeń ludz-kiego oka iluzję. Hollywoodzkie efekty spe-cjalne i Playstation pozwalają na chwilowe oderwanie się od rzeczywistości; interaktyw-ne programy sieciowe typu Second Life, gdzie

and mortar zostało zastąpione przez click and mortar”1. Oczywiście to nie koniec wirtualiza-cji architektury u progu XXI wieku: można pójść jeszcze dalej i architekturę materialną – brick and mortar – lub materialną dopiero w przyszłości – clik and mortar – zastąpić tworem całkowicie wirtualnym – niech to będzie: click and web portal.

W architekturze, która w o g ó l e n i e i s t n i e j e i która była projektowana jako utopia z bardzo odległej przyszłości, można się teraz zanurzyć niemal bez pamięci, choć kiedyś to wcale nie było łatwe. Szczególnie przełom lat sześćdziesiątych i siedemdzie-siątych XX wieku był okresem, kiedy snuto wizje różnego typu nieistniejących, podobno możliwych do zbudowania i lepszych rzeczy-

1 http://www.pritzkerprize.com/laureates/2000/ceremo-ny_speech1.html (24.05.2009)

s. s

adle

r, a

rch

igra

m: a

rch

itec

ture

wit

hou

t arc

hit

ectu

re, c

ambr

idge

–mas

sach

use

tts

2005

, s. 3

9u

. s. g

eolo

gica

l su

rvey

„Walking City”, projekt miasta przyszłości stworzony w latach 60. XX w. przez grupę Archigram

Poniżej: osiedle Pruitt-Igoe – w zamierzeniu przestrzeń idealna dla nowoczesnej społeczności, wysadzone w powietrze w 1972 roku

autoportret 2 [27] 2009 | 52

raczej tylko o wyobrażeniach nieodległej i idealnej rzeczywistości. Współczesność nie sprzyja radykalnym modernistycznym narracjom, które miały zmienić ludzkie życie w sposób totalny. To raczej bezpieczne wizje niedalekiej przyszłości, przygotowane dzięki sprawności komputerów i grafików te komputery obsługujących, skomponowane z dobrze znanych i ogólnie akceptowanych elementów, wyprodukowane w celu promocji i reklamy. Obecnie niemal każda architek-tura, zanim zostanie zbudowana, jest w ten sposób zwizualizowana. Jest architekturą, która j e s z c z e n i e i s t n i e j e.

We wszystkich współczesnych konkursach architektonicznych projektowe plansze aż błyszczą od zmysłowych, wygenerowanych we wnętrzach komputerów obrazków, każda oferta deweloperska kusi przede wszystkim zestawem sielankowych, skąpanych w słońcu

i w zieleni digitalnych wizualizacji, każda strona internetowa biura architektonicz-nego to galeria komputerowych wyobrażeń – czasem tak doskonałych, że aż trudnych do odróżnienia od zdjęć architektury zrealizo-wanej. Tej wirtualności nie można do końca wierzyć, ta wirtualność, uwypuklając pozyty-wy i eliminując negatywy, czasami po prostu mówi nieprawdę, zniekształca i oszukuje. A przecież powinna tylko przedstawić to, co już niedługo wydarzy się w świecie rzeczy-wistym.

Te dwa rodzaje wirtualności architektury – bądź nieistniejącej w ogóle, bądź jeszcze niepowstałej – są powszechne i gdyby chcieć je uogólnić, to ta pierwsza byłaby wyzwa-niem, dużym znakiem zapytania i ogrom-nym potencjałem, który może drastycznie zmienić ludzkie życie; natomiast ta druga – codziennością w projektowaniu różnych, niekoniecznie architektonicznych, obiektów, po prostu skutecznym narzędziem w czasami długotrwałym procesie negocjacji z przy-szłymi użytkownikami i właścicielami. Ta pierwsza to nadzieja na inną, być może lep-szą przyszłość, ta druga zaś to chyba przede wszystkim komercyjne narzędzie, jak by na to nie popatrzeć, mocno związane z material-ną rzeczywistością współczesnego świata.

Istnieje jednak trzeci rodzaj – tym razem nostalgiczny – wirtualnej architektury, której również jako obiektu materialnego nie ma i o której mamy wyobrażenie: architek-tura, która j u ż n i e i s t n i e j e. Przez wieki była to jedyna forma architektonicznej wirtualności: budynki powstawały, trwały, a potem powoli lub nagle znikały, burzone siłami natury bądź ludzką ręką; pozostawały natomiast przechowywane w pamięci. Różny

zasięg miała ta wirtualność: od pamięci małego domu utrwalonego w umysłach członków rodziny, aż do pamięci wielkich budowli, które stały się wartością zapisaną przez kronikarzy dla wielu kolejnych poko-leń. Przykładów można tu podać mnóstwo, zaczynając od tak dużych obiektów, jak wieża Babel – zwizualizowana raczej dzięki wyobraźni opartej na opisach niż dzięki ob-razom – a kończąc na architekturze czasów nam współczesnych.

„Architektura modernistyczna zmarła w St. Louis, w stanie Missouri 15 lipca 1972 roku o godzinie 15.32, kiedy to niesławne osiedle Pruitt-Igoe, a raczej kilka z jego pudeł-kowatych bloków, otrzymało za pomocą paru lasek dynamitu swój coup de grâce. [...] Bum, bum, bum”3 – tak, w niezwykle pompatyczny sposób, napisał o końcu architektonicznego

3 Ch. Jencks, The Language of Post-modern Architecture, New York 1987, s. 9.

modernizmu znany krytyk Charles Jencks. Osiedle Pruitt-Igoe – autorstwa amerykań-skiego architekta Minoru Yamasakiego – miało być ideałem nowoczesnej społeczności, miało zrealizować marzenia o słońcu, zieleni i przestrzeni w życiu każdego człowieka, o strefowaniu osiedlowych funkcji i o wyra-finowanej elegancji. Stało się tego wszystkie-go przeciwieństwem – siedliskiem strachu i różnych patologii. Teraz osiedla już nie ma, jedyne, co pozostało, to powszechnie znany obraz walących się, wzbijających chmury kurzu prostopadłościennych budynków, pew-nie szczególnie bolesny dla autora założenia. Również w 1972 roku oddano do użytku zapro-jektowane także przez Yamasakiego nowo-jorskie wieże World Trade Center: wysmukłe bliźniaki, które po 29 latach skończyły swój żywot zaatakowane przez światowy terro-ryzm. Przez wiele lat najwyższe na świecie, uwiecznione w wielu publikacjach, w naszej pamięci oraz wielu filmach, pozostały symbo-lami amerykańskiej potęgi i architektonicz-

nego umysłu, obleczone elegancką, srebrzystą elewacją i górujące niemalże nad całym Manhattanem. I teraz chyba dla niektórych Amerykanów stały się też, jeśli weźmiemy pod uwagę nie do końca przekonującą propo-zycję nowej zabudowy wokół WTC, rodzajem niespełnionego snu o architekturze zdecydo-wanej i jednoznacznej.

Być może nadal najsłynniejszą budowlą Berlina jest mur berliński – struktura przez dekady sztucznie dzieląca miasto na dwie niezależne od siebie części, od 20 lat już nieistniejąca i na całym świecie utoż-samiana z upadkiem socjalizmu w Europie Wschodniej. Dziś muru nie ma, jest za to jego muzeum, trochę pozostałości, fragmen-ty sprzedawane jako cząstki coraz bardziej odległej historii i pewnie wciąż duża świa-domość jego jeszcze niedawnej obecności. O ile niewiele osób tęskni za murem i chyba nikt się nie sprzeciwiał jego demontażowi, o tyle najnowsza historia zlokalizowanego w samym centrum Berlina Pałacu Republi-ki jest w znacznej części przeciwieństwem historii związanej z murem. Ostatecznie zburzony przed kilkoma laty, przez długi czas był obiektem społecznej kampanii, która pro-mowała jego zachowanie jako znakomitego przykładu niezwykle brutalnego stylu archi-tektonicznego późnej NRD i jego gruntowne przekształcenie dzięki nowej funkcji związa-nej z kulturą. Budynku nie udało się ocalić, ziejąca pustką dziura w środku Berlina czeka teraz na pretensjonalną rekonstrukcję obiek-tu stojącego w tym miejscu wcześniej, a ar-tystowskiej i architektonicznej społeczności

u. s

. geo

logi

cal

surv

ey

flic

kr,

cc

bad

logi

k (

1.06

.200

9)

flic

kr,

cc

the

shif

ted

lib

rari

an (

1.06

.200

9)

flic

kr,

cc

tolk

a ro

ver

(1.

06.2

009)

Osiedle Pruitt-Igoe, widok z lotu ptaka

Panorama Manhattanu

Pozostałości po murze berlińskim

autoportret 2 [27] 2009 | 55

stolicy Niemiec po DDR Palast pozostały już tylko historyczne, utrzymane w ponurych NRD-owskich brązach fotografie.

Również architektura najnowsza, niemalże wciąż pachnąca świeżo ukończoną budową, może nagle się stać wirtualna. W 2006 roku ukończono długo oczekiwaną Villę NM, autor-stwa znanego holenderskiego architekta Bena van Berkela. Zaprojektowany dla nowojor-skiego konesera sztuki dom o niezwykłym, choć matematycznie wyznaczalnym kształcie i jeszcze bardziej niezwykłym wnętrzu, został uznany przez „Wall Street Journal” za jeden z pięciu najważniejszych domów dekady4. Właściciel budynku nie miał jednak możliwo-ści długo cieszyć się jego „płynną przestrze-nią”. Wskutek pożaru dom przestał istnieć w marcu 2008 roku, a fakt ten wywołał u wielu architektów rodzaj zawodowej zadumy. Na

4 http://online.wsj.com/article/SB123016782844333635.html (24.05.2009).

krawędzi znalazł się po tegorocznym zimowym pożarze inny obiekt – realizowane w Pekinie, również długo oczekiwane, zaprojektowane przez jeszcze słynniejszego Holendra, wspo-mnianego już tutaj Rema Koolhaasa, hotel i centrum kongresowe TVCC, usytuowane tuż obok głównej siedziby chińskiej telewizji CCTV autorstwa tego samego architekta. Praktycznie ukończone, ale jeszcze nieoddane do użytku, padło ofiarą nie do końca kontrolowanego świętowania fajerwerkami chińskiego nowego roku. Przyszłość obydwu budowli jest niejasna: być może Villa NM zostanie odbudowana, być może, pomimo pożaru, TVCC uda się urato-wać. Na razie żyją w medialnych publikacjach i w Internecie pod dwiema postaciami: tej dawnej i skończonej oraz tej obecnej i znisz-czonej, a dostępne w sieci filmy pokazujące pekiński kataklizm stanowią swoiste architek-toniczne memento mori i lekcję pokory.

Czy budynek może stracić ten specyficzny rodzaj wirtualności – gdy istniał i nagle

przestał istnieć? Oczywiście że tak, a przy-kłady są nie mniej liczne. Od wspomnianej już powyżej, planowanej w nieokreślonej przyszłości odbudowy budynku w Berlinie, poprzez chociażby odbudowę Zamku Królew-skiego w Warszawie, aż do bardzo znanego w środowisku architektonicznym przykładu pawilonu niemieckiego na wystawę światową w Barcelonie. Pawilon ten, zaprojektowany przez jednego z najważniejszych architektów XX wieku, Ludwiga Miesa van der Rohe, zo-stał zbudowany w 1929 roku i zdemontowany w 1930. Będąc na owe czasy dziełem wyjątko-wym i ciągle takim pozostając pod koniec XX

wieku, doczekał się uznania u władz stolicy Katalonii i pełnej, dopracowanej do najdrob-niejszego szczegółu na podstawie zachowanej dokumentacji projektowej rekonstrukcji w 1986 roku. Pojawił się, znikł i znowu się pojawił, ciągle balansując między material-nością i wirtualnością.

W XXI wieku, dzięki wielu różnorodnym środkom przekazu i przechowywania infor-macji, znamy świat w stopniu gigantycznie większym niż nasi dziadkowie. Wiemy nie tylko to, co się dzieje w naszym bezpośrednim sąsiedztwie, ale znacznie więcej (a czasem dochodzi nawet do sytuacji ekstremalnej, w której o najbliższym otoczeniu nie wiemy praktycznie nic). Niektóre budynki, szczegól-nie te najsławniejsze, żyją bardzo bogatym życiem medialnym, zajmując szczególne miejsce już nie tylko w historii architektury, ale i w ogólnie rozumianej świadomości kultu-rowej. W erze globalizacji stają się obiektami powszechnie znanymi, wręcz ikonami, wzor-cami naśladowanymi potem przez wielu ar-chitektów obdarzonych mniejszym talentem. Dzięki nowoczesnym, interaktywnym mediom dostęp do informacji o nich mamy wszędzie i w dowolnym czasie. I o ile te wszystkie budynki mogą zniknąć i stać się wirtualne w sensie powszechnym, o tyle dla architektów mogą się stać takimi w dużo głębszym sensie – znane nie tylko jako zestaw kilku charak-terystycznych ujęć fotograficznych, ale także jako pewna historia, jako istotna część życia ich sławnych twórców, jako pełnobranżowa dokumentacja techniczna, w każdej chwili możliwa do ponownego wykorzystania.

Współczesność coraz częściej produkuje rzeczy ulotne, nietrwałe i tymczasowe, obliczone tylko na krótkotrwały efekt. Ta cecha jest obecna również we współczesnej architekturze: używane materiały coraz mniej mają wspólnego z solidnością budow-li sprzed wieków. Na pewno boli to wielu architektów, zainteresowanych przecież jak najdłuższym trwaniem swoich prac. Znika-jące budynki przypominają, że w czasach, gdy z wirtuwiańskiej triady użyteczność – piękno – trwałość to ostatnie coraz bardziej traci na znaczeniu, o architektoniczną wirtualność wcale nie jest tak trudno. Gdy znikną, czasem znaczą więcej niż wtedy, gdy istniały. Pamiętamy o nich, bo zaznaczają lub symbolizują istotne momenty w naszym życiu, bo nie pozwalają zapomnieć o znaczą-cej historii, bo wreszcie one same w sobie – także dzięki mediom – stały się ważne, wyniesione chociażby na fali ogólnodostęp-nej popkultury. W ich perypetiach czasem od zniknięcia istotniejszy jest fakt, że dany budynek po prostu istniał – jak w wypadku Pałacu Republiki, czasem ważniejsze jest to, że przestał istnieć – jak mur berliński w sen-sie pozytywnym i jak wieże WTC w Nowym Jorku w sensie negatywnym. W niektórych

przypadkach – choćby Villi NM – z biegiem czasu nasza pamięć o nich będzie słabnąć, w innych – chociażby muru i WTC – będzie chyba cały czas żywa. Czasem, jak w odnie-sieniu do osiedla Pruitt-Igoe, będzie ograni-czona tylko do wąskiego kręgu architektów i historyków.

Jeszcze jedno jest godne uwagi: Villę NM i TVCC ja sam znam tylko z publikacji architektonicznych i przekazów telewi-zyjnych, Pałac Republiki i mur berliński właściwie tylko z artykułów prasowych i internetowych oraz bardzo mglistych wspomnień z dziecięcych kolonii. O Pru-itt-Igoe czytałem i oglądałem kilka czarno-białych zdjęć tego osiedla, jedynie wieże World Trade Center miałem okazję zobaczyć na własne oczy, wraz z pamięt-ną chwilą, gdy obie runęły, zaatakowane przez al-Kaidę. Z wyjątkiem tego ostat-niego przypadku, wszystkie przytoczone przeze mnie obiekty były i w dalszym ciągu są dla mnie wirtualne, wyobrażone nie przez mój własny umysł, ale przez media. A co potrafią media i nowoczesna techni-ka, pokazali już Orson Wells i Peter Weir, reżyser filmu Truman Show...

flic

kr,

cc

istv

an (

1.06

.200

9)

flic

kr,

cc

mod

rob

(1.0

6.20

09)

flic

kr,

cc

andy

fiel

d, h

ubm

edia

(1.

06.2

009)

Pawilon niemiecki na wystawę światową, zaprojekto-wany przez Ludwiga Miesa van der Rohe, rozebrany w 1930 roku i zrekonstruowany w 1986

U góry: Pałac Republiki w Berlinie, 1977

Po prawej: makieta centrum Pekinu z CCTV – siedzibą telewizji chińskiej, obok której znajduje się pozosta-łość po spalonym centrum kongresowym.

autoportret 2 [27] 2009 | 57