�Poniedziałek, 5 listopada Łk 14,12-14
Jezus powiedział do pewnego przywódcy faryzeuszów, który Go zaprosił:
«Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci,
ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili,
i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych,
chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym
tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu
sprawiedliwych».
�Rozważanie
1. Radykalizm. Jezus powiedział do pewnego przywódcy faryzeuszów, który Go
zaprosił. Jezus często swoim rozmówcom daje bardzo radykalne rady: sprzedaj
wszystko, co masz; zostaw umarłym grzebanie umarłych; odetnij sobie rękę,
jeśli jest ci powodem do grzechu. Tak jest i dzisiaj. Dlaczego Jezus kieruje do
swojego gospodarza słowa, które raczej nie mieszczą się w granicach
uprzejmej pogawędki przy stole?
2. Uzdrowienie. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych,
chromych i niewidomych. Powyższa scena z Ewangelii ma miejsce w szabat.
Przywódca faryzeuszów zaprosił Jezusa do siebie na szabatowy posiłek. Na
chwilę przed opisaną rozmową Mesjasz uzdrawia człowieka chorego na wodną
puchlinę, który tu za Nim przyszedł. Swoim wrogom zaś mówi: „Któż z was,
jeśli jego syn albo wół wpadnie do studni, nie wyciągnie go zaraz, nawet
w dzień szabatu?” Być może teraz z kolei Jezus chce uzdrowić swego
gospodarza. Zna jego serce, wie na co choruje, wie z jakiego powodu
przywódca faryzeuszów czuje się nieszczęśliwy. Dlatego mówi mu „prosto
z mostu”: zapraszaj tych, którzy nie mają czym się tobie odpłacić, a będziesz
szczęśliwy!
3. Szczęście. A będziesz szczęśliwy. Teraz zastanowię się nad swoim życiem.
Czy jest coś, co mnie unieszczęśliwia, co mnie zniewala, od czego trudno mi
się wyswobodzić? Być może Jezus mi pokazuje, jak szybko i radykalnie sobie
z tym poradzić, ale boję się to zrobić? Przywódca faryzeuszów pewnie też
z oburzeniem zareagował na wskazanie Jezusa. Ale nie ma innej drogi – żeby
być szczęśliwym. Trzeba zaufać Jezusowi i dać Mu się poprowadzić.
�wtorek, 6 listopada. Łk 14,15-24
Gdy Jezus siedział przy stole, jeden ze współbiesiadników rzekł do Niego:
«Szczęśliwy ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym».
On zaś mu powiedział: «Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił
wielu. Kiedy nadeszła pora uczty, posłał swego sługę, aby powiedział
zaproszonym: „Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe”. Wtedy zaczęli się
wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: „Kupiłem
pole, muszę wyjść je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwio-
nego”. Drugi rzekł: „Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię,
uważaj mnie za usprawiedliwionego”. Jeszcze inny rzekł: „Poślubiłem żonę
i dlatego nie mogę przyjść”.
Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz
nakazał swemu słudze: „Wyjdź co prędzej na ulice i w zaułki miasta i sprowadź
tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych!” Sługa oznajmił: „Panie,
stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce”. Na to pan rzekł do sługi:
„Wyjdź na drogi i między opłotki i przynaglaj do wejścia, aby mój dom był
zapełniony.
Albowiem powiadam wam: Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie
skosztuje mojej uczty”».
�Rozważanie
1. Królestwo Boże. Szczęśliwy ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym.
Jesteśmy dalej z Jezusem na szabatowej uczcie u przywódcy faryzeuszów.
Oprócz Mistrza przy stole są też Jego oponenci, którzy Go śledzą, chcąc Go
przyłapać na niewłaściwym zachowaniu. Być może osoba, która wypowiada
powyższe słowa, jest przekonana, że – właśnie – będzie kiedyś ucztować
w królestwie niebieskim, bo jej się to należy, chociażby z racji bycia
faryzeuszem czy uczonym w Prawie. Jezus jednak mówi, jak naprawdę ma się
sprawa z królestwem Bożym – inaczej niż Jego rozmówcy sądzą.
2. Lekceważenie. Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe. Zaproszeni goście
wykręcają się z udziału w uczcie, bo im nie zależy na gospodarzu. Pewnie nie
traktują go jak przyjaciela, nie jest dla nich kimś ważnym, nie tęsknią do
spotkania z nim. Lekceważą go. Może myślę w tej chwili: ja bym tak nigdy nie
zrobił, nie zignorowałbym zaproszenia – od samego Boga. A jednak, kiedy
przychodzę na Eucharystię, na której „wszystko jest gotowe” – Pan sam
przygotował dla mnie ucztę z własnego Ciała i Krwi, to czy w niej uczestniczę
całym sobą? Czy z utęsknieniem czekam na to spotkanie i, kiedy już przyjdę,
cała moja uwaga skupia się na Gospodarzu, który dla mnie wszystko
przygotował? Czy może raczej odbiegam myślami do tysiąca innych spraw, tak
naprawdę lekceważąc mojego Boga?
3. Cierpienie. Wyjdź co prędzej na ulice i w zaułki miasta i sprowadź tu
ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych! Ile osób, słysząc te słowa,
pomyśli sobie: to ja już wolę być jednym z tych pierwszych, którzy
�zignorowali zaproszenie niż ułomnym czy ubogim. Może boję się cierpienia
w życiu, może nawet panicznie, i robię wszystko, by tylko uniknąć choroby
czy ubóstwa. A jednak miłosierny Ojciec szczególnie pamięta o tych
najmniejszych, najbardziej cierpiących, nie pozostawia ich samym sobie.
Trzeba mi o tym pamiętać, jeśli się tak zdarzy, że mnie dotknie wielki ból – że
nie jestem w nim sam, że to nie koniec, że jest nadzieja.
�Środa, 7 listopada Łk 14,25-33
Wielkie tłumy szły z Jezusem. On odwrócił się i rzekł do nich: «Jeśli ktoś
przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci,
braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie
dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.
Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza
wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby położył fundament, a nie
zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: „Ten
człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”.
Albo jaki król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie
usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło
temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie,
wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.
Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może
być moim uczniem».
�Rozważanie
1. Krzyż. Wielkie tłumy szły z Jezusem. Za Jezusem chodziły wielkie tłumy –
kiedy nauczał, uzdrawiał, wyrzucał złe duchy. Swoją osobowością, sposobem
bycia przyciągał innych do siebie. Dlaczego więc nie było przy Nim nikogo,
kiedy konał na krzyżu? Ja też chodzę za Jezusem, szukam Go. Wyobrażę sobie
teraz, że On odwraca się do mnie, patrzy mi prosto w oczy, tym swoim
przenikliwym wzrokiem, i mówi: Jeśli przychodzisz do Mnie, a nie wyrzekasz
się wszystkiego, co posiadasz, nie możesz być moim uczniem. Jaka jest moja
reakcja na te słowa?
2. Wytrwałość. Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć. Dlaczego
Jezus tak bardzo nalega – mówi to wielokrotnie – by wszystkiego się wyrzec,
zostawić, idąc za Nim nie oglądać się wstecz? Jego droga jest trudną drogą.
Odkrywanie Jezusa i nawracanie się do Niego jest też procesem poznawania
samego siebie i uzdrawiania własnego człowieczeństwa. A to często bardzo
boli, kiedy odkrywam fakty o sobie, które chciałbym głęboko pogrzebać, które
bolą, których się wstydzę. Dlatego, idąc za Jezusem, trzeba Mu oddać
wszystko bez wyjątku, powierzyć Mu się w całości, na sto procent, pozwolić
się poprowadzić bez najmniejszych zastrzeżeń. On wie, że na końcu tej drogi
jest zwycięstwo, ale wie też, że wiedzie ona przez bardzo trudne etapy, przez
które tylko On sam jest w stanie bezpiecznie mnie przeprowadzić. Jezus jest
tutaj „zero-jedynkowy”: albo zdajesz się na Mnie całkowicie, albo nie dasz
rady być moim uczniem – nie wytrwasz do końca. Czy dzisiaj jestem w stanie
oddać Mu wszystko, zaufać Mu, powierzyć moje życie bez reszty w Jego ręce?
�czwartek, 8 listopada Łk 15,1-10
W owym czasie przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go
słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: «Ten przyjmuje
grzeszników i jada z nimi».
Opowiedział im wtedy następującą przypowieść:
«Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia
dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją
znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu;
sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem
owcę, która mi zginęła”.
Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego
grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu
sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.
Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie
zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie?
A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: „Cieszcie się ze mną, bo
znalazłam drachmę, którą zgubiłam”.
Tak samo, powiadam wam, radość nastaje wśród aniołów Bożych z powodu
jednego grzesznika, który się nawraca».
�Rozważanie
1. Słuchanie. W owym czasie przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy
i grzesznicy, aby Go słuchać. Zaraz na początku dzisiejszej Ewangelii widzimy
kontrast, dwie różne postawy: celnicy i grzesznicy – słuchają Jezusa.
Faryzeusze i uczeni w Piśmie z kolei – szemrają. Jeśli ktoś szemra, to nie dość,
że nie słucha uszami, ale też – przede wszystkim – swoim sercem nie słyszy, co
do niego mówi jego Bóg. Kiedy ja przybliżam się do Jezusa, to czy słucham
Jego słów, czy raczej sam mówię? Czy w ogóle czasem słucham, co do mnie
mówi mój Bóg?
2. Radość. Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika,
który się nawraca. Wydaje się, że Jezusowe przypowieści są przesadzone. Kto
by zostawił stado owiec na pustyni – bez opieki, żeby znaleźć jedną zgubioną?
Czy jedna owca, która na dodatek sprawia problemy, jest tego warta? Albo kto
by marnował światło – w tamtych czasach pewnie oliwę do lampy, by znaleźć
jedną monetę, w końcu nie aż tak drogocenną? I czy opłaca się tracić czas na
jej szukanie, jeśli można zająć się czymś innym i zarobić o wiele większą
kwotę? A przecież Jezus jest jeszcze bardziej „szalony” w swoim
postępowaniu: wydaje się na niewyobrażalne cierpienie i śmierć w mę-
czarniach. Za kogo? Za grzeszników, i to takich, którzy dla innych mogą nie
być warci nawet jednego spojrzenia. Bóg zrobi wszystko, by każdy człowiek
miał szansę Go odnaleźć. Czy ja z Nim współpracuję? Czy pozwalam, by
przeze mnie, przez to, jaki jestem dla innych, Bóg mógł szukać swoich
zagubionych owiec? W ten sposób i ja będę miał udział w niebieskiej radości
z nawrócenia grzeszników.
�piątek, 9 listopada - rocznica poświęcenia Bazyliki Laterańskiej J 2,13–22
Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni
napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie, oraz siedzących za
stołami bankierów.
Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze
świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły
powywracał.
Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie
z domu mego Ojca targowiska». Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że
napisano: «Gorliwość o dom Twój pożera Mnie».
W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się
wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?»
Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach
wzniosę ją na nowo».
Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię,
a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?» On zaś mówił o świątyni swego
Ciała.
Gdy zatem zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to
powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.
�Rozważanie
1. Bicz. Gorliwość o dom Twój pożera Mnie. Łatwo sobie wyobrazić dzisiejszą
scenę z Ewangelii. Oto Jezus, na co dzień cierpliwy i łagodny, nagle wpada
w gniew. Wypędza ludzi i zwierzęta z dziedzińca świątynnego i, mało tego,
przewraca stoły i rozrzuca pieniądze. Wyobrażę sobie, że stoję z boku i na to
wszystko patrzę. Oto Jezus, jakiego wcześniej nie znałem. Czy ta scena trochę
nie budzi we mnie lęku? Mój Bóg jest Bogiem pełnym pasji. Dzisiejsze
zdarzenie w świątyni, przed Paschą żydowską, jest zapowiedzią Paschy Jezusa
– Jego męki, śmierci i zmartwychwstania.
2. Świątynia. Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię. Za czasów Jezusa
Świątynia Jerozolimska był bardzo okazała i piękna. Żydzi mogli być niej
dumni. Stanowiła też jedyne miejsce kultu i modlitwy. Nie była jedną z wielu,
ale jedyną świątynią narodu wybranego, domem Boga. Być może w pewnym
momencie budowla stała się dla nich ważniejsza od samego Boga. Może
dlatego ją utracili. Bo nie poznali Boga, kiedy stanął pośrodku nich. To
wciąż jest aktualne niebezpieczeństwo: że moja religijność stanie się dla mnie
ważniejsza od samego Boga, i nie poznam Go, kiedy do mnie przyjdzie, w taki
sposób, w jaki On zechce przyjść a nie jak ja bym to przyjście mógł sobie
wyobrażać.
3. Powątpiewanie. Jakim znakiem wykażesz się wobec nas? Żydzi
żądają znaku, bo nie wierzą w bóstwo Jezusa i to, że dla Niego nie ma nic
niemożliwego. Za każdym razem, kiedy ja też w to powątpiewam,
bezpowrotnie coś tracę w moim życiu. Jeśli cokolwiek ogranicza Bożą
wszechmoc, to jest tym moja niewiara.
�sobota, 10 listopada Łk 16,9-15
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się
skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków.
Kto w bardzo małej sprawie jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto
w bardzo małej sprawie jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie.
Jeśli więc w zarządzaniu niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, to kto
wam prawdziwe dobro powierzy? Jeśli w zarządzaniu cudzym dobrem nie
okazaliście się wierni, to któż wam da wasze?
Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie
nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym
wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie!»
Słuchali tego wszystkiego chciwi na grosz faryzeusze i podrwiwali sobie
z Niego.
Powiedział więc do nich: «To wy właśnie wobec ludzi udajecie
sprawiedliwych, ale Bóg zna wasze serca. To bowiem, co za wielkie uchodzi
między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych».
�Rozważanie
1. Uczciwość. Kto w bardzo małej sprawie jest wierny, ten i w wielkiej będzie
wierny. Muszę być uczciwy przede wszystkim wobec samego siebie. Nie mogę
oszukiwać własnego sumienia, nawet w bardzo drobnych sprawach. Grzech
nigdy nie zaczyna się od wielkiego przestępstwa. Nie pójdę przecież i nie
obrabuję od razu banku. Ale może zapomnę o drobnej kwocie, którą jestem
komuś winien. Nie pójdę i nie zabiję od razu osoby, której nie lubię. Ale może
będę ją obgadywał ze znajomymi, albo jakoś inaczej uprzykrzał jej życie.
Pierwszy grzech też nie był jakiś spektakularny: poszło tylko o jabłko. A do jak
wielkiego zła to doprowadziło – już w następnym pokoleniu doszło do
bratobójstwa. W pierwszej kolejności muszę być całkowicie i na wskroś
uczciwy wobec siebie i własnego sumienia.
2. Talenty. Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Pamiętam przypowieść
o talentach, które można mnożyć, albo zakopać je w ziemi ze strachu. Tak
należy traktować to wszystko, co posiadam – dobra materialne i duchowe. Jako
talenty, które mi zostały powierzone do dobrego wykorzystania. Nie do tego,
bym je posiadał, ale bym ich używał, pamiętając, że moim pierwszym
obowiązkiem jest miłość Boga i bliźniego. W ten sposób uniknę sytuacji,
w której stanę się niewolnikiem „mamony”. Jezus mnie dziś przestrzega dla
mojego własnego dobra, bym nie dał się zniewolić „chciwości na grosz”, bo
stanę się bardzo nieszczęśliwy. Życie i szczęście jest tylko w Bogu. On zna
moje serce. Wie, czego mi potrzeba i współpracuje ze mną we wszystkim – dla
mojego dobra i dobra tych, których kocham.
Powiem dzisiaj Jezusowi: Tylko Ty jesteś Panem mego serca i tylko Tobie
pragnę służyć.
�niedziela, 11 listopada Mk 12,38-44
Jezus, nauczając rzesze, mówił:
«Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłó-
czystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach
i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają
długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok».
Potem, usiadłszy naprzeciw skarbony, przypatrywał się, jak tłum wrzucał
drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też
jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz.
Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam:
Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony.
Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego
niedostatku wrzuciła wszystko, co miała na swe utrzymanie».
�komentarz
Kontekst: Akcja dzisiejszego fragmentu Ewangelii toczy się w Świątyni. Po
tym jak Pan Jezus wjechał do Jerozolimy, przywitany uroczyście przez cały
lud, zaczyna narastać wrogość względem Niego. Przeradza się ona wręcz
w szukanie sposobności do zabicia Jezusa, po wyrzuceniu kupców
i handlujących ze Świątyni. To wszystko prowokuje Jezusa do konfrontacji,
mającej na celu ukazanie hipokryzji arcykapłanów, uczonych w Piśmie
i starszych spośród ludu.
1. Długie, sięgające do ziemi szaty, wykonane z białego lnu, uniemożliwiały
pracę, ukazując jednocześnie status materialny tego, kto w ten sposób się
ubierał. Również pozdrowienia wyrażające najwyższy szacunek dla uczonych
w Piśmie, których uważano za mędrców i autorytety, podkreślały godność tych,
których pozdrawiano. To wszystko mogło wbijać w pychę i samozadowolenie,
prowadząc jednocześnie do hipokryzji (słowo to pochodzi się od nazwy maski
na twarz, używanej przez aktorów, jako formy charakteryzacji). Pan Jezus
uczula na niebezpieczeństwo posiadania „podwójnego oblicza”, które może
dotknąć szczególnie ludzi religijnych. Wtedy zamiast świętości objawia się
świętoszkowatość, która odbiera chwałę Bogu, a przyznaje ją człowiekowi.
2. Wdowy oprócz cudzoziemców i sierot, należały w czasach starożytnych do
najbardziej potrzebujących pomocy. Były one pozbawione praw dziedziczenia.
Pozostawione często bez środków do życia, narażone były na pogardę
i wyzysk. Dlatego często w Starym Testamencie Bóg ukazany jest jako ten, kto
�troszczy się o wdowę i sierotę. W dzisiejszym fragmencie Jezus ukazuje postać
ubogiej wdowy, jako przykład całkowitego zdania się na Boga.
3. Po napomnieniu uczonych w Piśmie, Jezus przechodzi z dziedzińca pogan,
gdzie mogli przebywać wszyscy przychodzący do Świątyni, na dziedziniec
kobiet, gdzie znajdowały się skarbony. Przy każdej z nich stał kapłan, który
przyjmował ofiarę, a następnie wrzucał ją do skarbony. Wysokość złożonej
ofiara nie była więc tajemnicą. Wartość wdowiego grosza nie polegała na
wielkości sumy, bo ta była znikoma, ale na całkowitym zdaniu się na Bożą
Opatrzność. Wdowa nie przelicza, nie kombinuje, ale wrzuca wszystko, „co
miała na swoje utrzymanie”. Czyn ten staje się niemym okrzykiem do Boga,
obrońcy wdów i sierot, aby przyszedł jej z pomocą.
Dziedziniec Kobiet
�Rozważanie
1. Hipokryzja. Ci tym surowszy dostaną wyrok. Być może jestem dla kogoś
autorytetem w kwestii wiary. Wtedy tym bardziej powinienem wziąć sobie do
serca słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii. Jeśli jestem rodzicem,
nauczycielem, duchownym, moderatorem wspólnoty, to w jakiś sposób osoby,
za które jestem odpowiedzialny, patrząc na mnie, wyrabiają sobie zdanie
o Bogu. Jeśli moja postawa religijna będzie dwulicowa, to zniechęcę innych do
Boga. Przyczynię się do tego, że inni będą mieli fałszywy obraz Boga. Zadam
sobie pytanie – czy zdarza się, że moja religijność jest „dla pozoru”? Jeśli tak,
to muszę mieć świadomość, jak bardzo to niebezpieczne. Dosłownie – może
prowadzić do śmierci. Po części to przecież hipokryzja uczonych w Piśmie
zaprowadziła Jezusa na krzyż.
2. Grosz. Potem, usiadłszy naprzeciw skarbony, przypatrywał się. Jezus wie
doskonale, gdzie usiąść, żeby obserwować ludzi. Skarbona to idealne miejsce,
przy którym można zobaczyć, czy ktoś szczerym sercem miłuje Boga, czy
przychodzi do świątyni tylko „dla pozoru”. Pewna wdowa wrzuciła grosz.
Może ona symbolizuje w tej chwili mój duchowy stan: nie mam nic i wiem, że
nic nie mogę. Nie mam co przynieść Bogu w ofierze. A jednak przychodzę, bo
wiem, że bez Niego nie dam rady. Że Go potrzebuję. Przychodzę do Boga z
moim niedostatkiem. I ufam Mu bezgranicznie, że mnie nie odrzuci.
Apostołowie mówili: Panie, do kogóż pójdziemy, Ty masz słowa życia
wiecznego. Do kogo innego mogę przyjść z całym moim ubóstwem, jak nie do
Boga?