Upload
artek72es
View
253
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 1/199
t : ^ ! ^ K A T A S T R O F A S A M O L O T U’V - , N A D K R A I N Ą K A N I B A L I
Świat Książki
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 2/199
Do Czytelnika
Pod koniec II wojny światowej amerykański samolot wojskowy lecący nad Nową Gwineą r
w dziewiczym rejonie zamieszkanym przez prehistoryczne plemię.
Przez wiele tygodni prasa prześcigała się w opowieściach o przetrwaniu, o stratach, o teoropologicznych, odkryciu, bohaterstwie, przyjaźni i niemal nieprawdopodobnej akcji ratunk
ano o pięknej, upartej pani kapral i wielkim, zawziętym spadochroniarzu rzuconych między
órzy noszą kości w przekłutych nozdrzach i jak wieść niesie, są łowcami głów i kaniba
dzielnym poruczniku opłakującym śmierć brata bliźniaka, o kostycznym sierżancie ciężko ra
głowę i o grupie amerykańskich żołnierzy z Filipin, zdecydowanych stanąć oko w oko z ch
ajowców. Do autentycznych postaci dopisano jeszcze filmowca z Hollywood ściganego za kra
uterii; mądralę pilota, latającego najlepiej wtedy, kiedy wysiadają silniki, i pułkownika o d
wboja, autora planu ratunkowego, który dość skutecznie zwiększyłby liczbę ofiar.
O katastrofie i jej skutkach donosiły tytuły z pierwszych stron. Zdyszani reporterzy raormowali o każdym szczególe działań prowadzących do zdumiewającego zakończenia.
Jednak świat stał wtedy u progu ery atomowej i opowieść o życiu i śmierci w epoce kami
hło zeszła na drugi plan. Z czasem poszła w niepamięć.
Na tekst o rozbiciu samolotu trafiłem przypadkiem przed laty, kiedy szukałem w archi
asowych czegoś zupełnie innego. Odłożyłem go wtedy na bok, ale nie dawał mi spokoju. Zac
erać pojedyncze niteczki, strzępy informacji w nadziei, że kiedyś złożą się w całość.
Relacje prasowe i oficjalne dokumenty opowiadają o przeszłości, ale nie można z
mawiać. Marzyło mi się spotkanie z kimś, kto tam był, kto mógłby osobiście opisać mi
ejsca i wypadki. Ponad sześćdziesiąt lat po katastrofie dotarłem do jedynego żyjącego jeerykańskiego uczestnika tamtych wydarzeń. Mieszkał sobie spokojnie w Oregonie nad ocea
ał żywe wspomnienia i opowiedział mi fantastyczną historię.
Po tej rozmowie przyszły inne; kolejne wątki splatały się w coraz gęstszą tkaninę. W
cenniejszych odkryć był dziennik pisany przez kilka tygodni, od chwili katastrofy do
atowania, i prawdziwy skarb - zdjęcia. Trafiły mi też do rąk trzy prywatne albumy z wycin
asowymi i pudła pełne odtajnionych dokumentów wojskowych, oświadczeń, map, akt osobow
letynów, listów i książek korespondencji radiostacji naziemnych. Krewni kilkunastu in
haterów tej historii dostarczyli mi kolejne dokumenty, zdjęcia, listy i szczegóły. Jeden z tr
prowadził mnie na zupełnie wyjątkowe znalezisko - kilka tysięcy metrów taśmy z dokumemową.
Później wybrałem się na Nową Gwineę, chciałem zobaczyć, co dzieje się dziś na m
astrofy; chciałem znaleźć starych ludzi, będących w dzieciństwie świadkami tamtych wyda
jść na szczyt góry, gdzie wciąż jeszcze leżą szczątki samolotu i tych, którzy tam zginęli.
Kiedy piszę te słowa, mam przed sobą na biurku kawałek metalu z samolotu, stopiony w k
zypominający nieco zdeformowaną postać ludzką - namacalny dowód na to, że ca
prawdopodobna opowieść jes t prawdziwa w każdym calu.
Mitchell Zu
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 3/199
1
ZAGINIONA
W deszczowy majowy dzień 1945 r. doręczyciel Western Union krążył po spokojnym miast
wego w północnej części stanu Nowy Jork. W pobliżu centrum skręcił w McMaster budowaną skromnymi, zadbanymi domami ocienionymi rzędem rosłych wiązów. Zw
atrzymał się przy zielonym domu w wiejskim stylu, z niewielkim gankiem i pustymi skrzynka
iaty. Musiał teraz przygotować się do najtrudniejszego obowiązku, jaki mu przypadał w pr
ręczenia telegramu z Departamentu Wojny.
We frontowym oknie dumnie wisiała mała biała chorągiewka z czerwonym obramie
łękitną gwiazdą w środku. Widywało się je w całym mieście; wieszano je na cześć tych, k
szli na wojnę - chłopców, a w paru przypadkach dziewcząt. Druga wojna światowa trwa
warty rok [dla Amerykanów wojna rozpoczęła się 7 grudnia 1941 r., po japońskim ataku na
rbor - przyp. tłum.], więc tu i ówdzie zamiast biało-niebieskich chorągiewek pojawiały sięzłotymi gwiazdami, oznaczającymi śmierć w imię wielkiej sprawy i już na zawsze puste m
y rodzinnym stole.
W domu z błękitną gwiazdą, przed którym stał teraz człowiek z Western Union, mie
eśćdziesięcioośmioletni wdowiec Patrick Hastings. W okularach w drucianej oprawie, ze star
rzyżoną siwą głową i poważnym wyrazem twarzy uderzająco przypominał nowego prezy
rry’ego S. Trumana, który zaledwie miesiąc wcześniej, po śmierci Franklina Delano Roose
ął swój urząd.
Patrick Hastings, syn irlandzkich imigrantów, wychował się na farmie w sąsiedniej Pensylw
długim narzeczeństwie ożenił się z ukochaną Julią Hickey, nauczycielką. Przenieśli się do Ow
ukając pracy i miejsca na założenie rodziny. Mijały lata, Patrick stopniowo awansował w d
hnicznym lokalnej fabryki należącej do Endicott-Johnson Shoe Company, która ma
odukowała żołnierskie buty i eleganckie obuwie do galowych oficerskich mundurów. R
ulią wychowywali trzy bystre, żywe córki.
Teraz jednak Patrick mieszkał sam. Trzy lata wcześniej serce Julii nie wytrzymało silnej inf
ste skrzynki na kwiaty przed domem były wyraźnym znakiem, że gospodyni już nie ma- .
Dwie młodsze córki, Catherine i Rita, wyprowadziły się po wyjściu za mąż. W ich domac
siały chorągiewki z błękitną gwiazdą, na cześć mężów w wojsku. Ale chorągiewkę w sw
nie Patrick umieścił nie dla zięciów, tylko dla najstarszej, upartej córki, kapral Margaret Ha
Women’s Army Corps, w skrócie WAC.
Rok i cztery miesiące wcześniej, w styczniu 1944 r. Margaret Hastings weszła do
krutacyjnego w pobliskim Binghamton2. Złożyła podpis i znalazła się w gronie pierwszych k
żących w amerykańskim wojsku. Kierowano je do stref działań wojennych na całym św
ównie do prac urzędniczych w bazach położonych daleko od linii frontu. Ojciec niepoko
nak, bo Margaret znalazła się na obcej i dalekiej ziemi - na Nowej Gwinei, dziewiczej wys
łnoc od Australii. Trafiła do amerykańskiej bazy wojskowej w zachodniej części w
Holenderskiej Nowej Gwinei.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 4/199
Kapral Margaret Hastings z Women’s Army Corps, zdjęcie z 1945 r. (za zgodą C. Earla Wa
juniora).
W połowie 1945 r. z wojska nadchodziły złe wiadomości, a posłańcy, którzy je roznosili,
ne ręce roboty - łiczba poległych Amerykanów zbliżała się do 300 tysięcy Prócz tego
ięcy zmarło z innych powodów, nie bezpośrednio w walce. Ponad 600 tysięcy odniosło
domach z błękitnymi gwiazdami wizja doręczyciela z Western Union pod drzwiami bu
erażenie.
Tego dnia nieszczęście zawitało do wielu rodzin. Kiedy doręczyciel z Western Union sięg
wonka przy drzwiach Patricka Hastingsa, jego koledzy z niemal identycznie brzmią
egramami byli w drodze do dwudziestu trzech innych domów, z których ktoś pełnił s
Holenderskiej Nowej Gwinei. Rozjechali się po całym kraju, docierali do wiejskich osied
ippenville w Pensylwanii, Trenton w Missouri czy Kelso w stanie Waszyngtona, a tak
elkich miast - Nowego Jorku, Filadelfii i Los Angeles-.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 5/199
Każda informacja wyrażała współczucie ujęte w formę lakonicznego wojskowego komun
żdą podpisał generał James A. Ulio, szef administracji Armii. Patrick Hastings
stwardniałe dłonie kremowy telegram
W imieniu sekretarza wojny wyrażam głęboki żal, że córka pana, kapral Hastings, Marga
zaginęła na Holenderskiej Nowej Gwinei, trzynastego maja ’45. W przypadku uzys
szczegółowych lub innych informacji niezwłocznie pana o tym powiadomimy. Ofic
zaświadczenie zostanie dostarczone osobno5.
Reporterowi z miejscowej gazety, która dowiedziała się o telegramie, Patrick opowie
ostatnim liście, jaki przyszedł od Margaret6. Opisywała w nim wycieczkowy lot nad wybrz
wej Gwinei i cieszyła się, że niedługo poleci jeszcze raz. Sens słów Patricka był oczy
awiał się, że córka zginęła w katastrofie lotniczej. Ale tekst w gazecie zręcznie ominął wątek
achu, w zamian oferując mglisty optymizm „Na podstawie treści otrzymanego wczoraj teleg
dzina przypuszcza, że [Margaret] może odbywać kolejny lot i sprawa wyjaśni się później”.
Kiedy Patrick Hastings telefonował do młodszych córek, nie osładzał wiadomości an
dtrzymywał złudnych nadziei co do losu ich siostry. W zwięzłości przewyższył nawet w
prowadził depeszę do dwóch słów: „Margaret zaginęła”7.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 6/199
HOLLANDIA
Jedenaście dni wcześniej Margaret obudziła się jak zwykle przed świtem Wilgotny tropiał już dawał się odczuć w ciasnym namiocie, który dzieliła z pięcioma koleżankami. Ubierał
jak one, w przydziałowy wojskowy mundur; musiała go zresztą zmniejszyć, żeby dopasow
ej drobnej figury. „Wisi na mnie jak worek”, pisała na początku do przyjaciółki w Oweg
ku nieudanych przeróbkach pochwaliła się jednak: „Zdobyłam męskie spodnie, sto razy na m
że, i wykorzystałam materiał. Wysdo zupełnie dobrze”-.
Namioty członkiń Women’s Army Corps w Hołłandii w Holenderskiej Nowej Gwinei; łat
wojny światowej (za zgodą US Army).
Był 13 maja 1945 r., niedziela, więc trębacz, który codziennie o 5.30 trąbił pobudkę,
lne-. Co nie znaczy, że Margaret mogła spać. W amerykańskiej Bazie G otaczającej m
łłandia na północn}^! wybrzeżu Holenderskiej Nowej Gwinei pracowało się siedem
tygodniu. O ósmej Margaret była już na stanowisku, przy metalowym biurku z klekoczącą mapisania, gdzie każdego dnia udowadniała, że wojna nie jest zwykłym piekłem, jest pie
rokratyczn3mi
Margaret była śliczną, szczupłą szatynką. Miała trzydzieści łat, bystre niebieskie
bastrową cerę i długie włosy, które upinała w stylowy kok - „w ósemkę”. Przy 156 cm wz
edwie 45 kg wagi wciąż mieściła się w ubrania z łiceimi, i tak jak kiedyś, pasowało do
kolne przezwisko „Mała”-. Ale drobna figurka mogła zwieść. Margaret nosiła się z fason
atki ściągnięte, broda w górę - na co złożyły się i przedstawienia szkolnego zespołu teatral
ekcje gry na skrzypcach, i to, co jej młodsze siostry nazywały przebojową, „przywó
obowością.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 7/199
W Owego, gdzie dorastała, jeździła na rowerze na kąpielisko, odbywała podróże autostoszkole radziła sobie dobrze, a nocami czytała książki pod kołdrą4. Wyrosła na
najatrakcyjniejszych dziewczyn w mieście. Powodzenie jej pochlebiało, ale nie zmanieroargaret. Uważała się za niezależną młodą kobietę, która „pije, ale nie za wiele” i „lubi chłop
bez przesady”5.Młodsze siostry powychodziły za mąż, ale Margaret przeczekała trzydziestkę. Choć stanow
obliwość - rówieśniczki na ogół zakładały rodziny, mając dwadzieścia jeden lat - samotnoprzeszkadzała. Nie interesowali jej mężczyźni z Owego, mimo że nie miała im nic do zarzuc
zczerze mówiąc - wyznała kiedyś koleżance - chyba nie pociągają mnie faceci, którzy są doteriałem na męża”6.Po szkole średniej i kilku przymiarkach do pracy została sekretarką w miejscowej fa
eżącej do spółki Remington Rand, przerabiającej stal na co tylko się da - od maszyn do pisantolety kaliber 45. Lubiła to, co robi, ale drażniło ją, że nigdy nie wyjechała dalej niż do Aty i nic ciekawszego nie obejrzała7. Brzmiało to banalnie, ale Margaret chciała zobaczyć żyć swojemu krajowi i się sprawdzić. W Women’s Army Corps miała szansę wszystkalizować.
Kiedy w niedzielę rano siadała do pracy, w amerykańskich domach przygotowywano się doatki, od wybuchu wojny obchodzonego po raz czwarty. Tym razem jednak był dodatkowy p
świętowania. Pięć dni wcześniej Niemcy podpisały bezwarunkową kapitulację. Pojawiłormacje, że Adolf Hitler popełnił samobójstwo w berlińskim bunkrze. Inni hitlerowscy przywstali się do niewoli. Świat poznawał okropności wyzwalanych kolejno obozów koncentracyjstraszliwej ofierze „krwi, znoju, łez i potu” przyszło zwycięstwo - 13 maja 1945 r. mijało pichwili, gdy brytyjski premier Winston Churchill wypowiedział te słowa, by zagrzać s
daków do walki.
Sukces odniesiony w Europie, niedawno jeszcze trudny do wyobrażenia, postanowiono una Kapitolu. Kopuła budynku, zaciemniona od dnia ataku na Pearl Harbor, znów rozbświatłach reflektorów. Kongres jednogłośnie poparł deklarację prezydenta Trumana, by 13 45 r. stał się nie tylko Dniem Matki, ale i Dniem Modlitwy. „Świat zachodni wyzwolił się o
, które przez ponad pięć lat więziły ciała i łamały życie milionów wolnych ludzewodniczący Izby Reprezentantów Sam Rayburn z radością skomentował wiadomości z E
dodał dwie smutniejsze. Ubolewał nad śmiercią prezydenta Roosevelta kilka tygodni iem Zwycięstwa (V-E Day) i przypomniał, że wojna jeszcze się nie skończyła: - Jzęśliwy, ale czuję też smutek, bo wciąż myślę o tysiącach naszych chłopców, którzy jeszcze m
nąć na rozrzuconych po Pacyfiku wyspach i na Dalekim Wschodzie, by nasze wojska odycięstwo, by głosić chwałę Ameryki i by na świecie znów zapanowały pokój i ład9.Wieści napływające z Pacyfiku brzmiały optymistycznie, ale ciężkie walki w tym rejoni
awały. Przez ostatnie sześć tygodni toczyła się straszliwa bitwa na Okinawie, której ameryknerałowie chcieli użyć jako odskoczni do ewentualnego ataku na Japonię. Mało kogo ten pochwycał, ale nastroje były bardzo dobre. „New York Times” zapewniał tego dnia, że ostatycięstwo jest przesądzone, a poprzedzi je albo wynegocjowana kapitulacja, albo całkowita k
ponii: „Dla wroga będzie to pracowite lato; Hirohito może być pewien, że po krótkim okagodzenia» nastąpią śmiertelne ciosy”10.
Taki nieuchronny ciąg zdarzeń mógł być czytelny dla redaktorów NYT i decyde
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 8/199
Waszyngtonie. Ale na Pacyfiku trwała nieprzerwana wojna - 13 maja 1945 r. między św
mierzchem ponad 130 amerykańskich myśliwców i bombowców zaatakowało żołnierzy, po
sty i inne japońskie „cełe okazyjne” w południowych i wschodnich Chinach. Dziesięć łiberat
24 zbombardowało podziemny hangar na skrawku ziemi, jakim była wyspa Moen. Dziewięć i
atakowało łotnisko na samotnej wyspie Marcus. Na Borneo B-24 dokonały nalotu na dwa lot
lej na wschodzie bombowce B-25 Mitchell i myśliwce P-38 Lightning wspierały siły naziem
spie Tarakan. Przez japońską obronę na Okinawie przedarła się 7. Dywizja amerykań
rines i zajęła wzgórza Dakeshi. Na Fiłipinach 40. Dywizja piechoty zdobyła łotnisko wojs
l Monte, a bombowce i myśliwce uderzyły na cełe na wyspie Luzon^.Takie były główne wydarzenia dnia, spisane, anałizowane i opowiedziane w niezłiczo
ążkach i fiłmach o II wojnie światowej. Inny fakt z 13 maja 1945 r. uszedł uwagi histor
filmowców: samolot transportowy C-47 z dwudziestoma czterema oficerami, żołnier
ziewczynami z WAC zaginął podczas łotu nad porośniętymi dżungłą górami Nowej Gwinei.
Amerykańska mapa wojskowa Nowej Gwinei z łat II wojny światowej; na północnym wybr
pobliżu środka wyspy - Hollandia. Autor mapy nie wiedział o istnieniu rozłegłej dołiny położ150 mil na południowy zachód od Hołłandii, w paśmie górskim biegnącym przez środek wys
(mapa US Army).
Po zaciągnięciu się do wojska Margaret spędziła błisko rok na szkołeniu w Fort Ogłeth
Georgii i na Mitcheł Field na Long Island w Nowym Jorku. Uczyła się maszerować w
uszczać okręt, nakładać maskę gazową, czytać mapy, czyścić łatrynę, zachowywać wła
ienę i żyć zgodnie z niekończącą się listą obowiązujących w wojsku przepisów. W grudniu
po awansie z szeregowca na kaprala, wysłano ją na Nową Gwineę, tak różną od Owego, jak
bie to można wyobrazić.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 9/199
Wyspa, położona między Australią i równikiem, w ogromnej części jeszcze niezbadana, jes
y większa od Kalifornii. Ma dwa tysiące czterysta kilometrów długości i blisko osie
erokości, co daje jej drugie pod względem wielkości miejsce na świecie po Grenlandii. Na m
ypomina prehistorycznego ptaka zrywającego się do lotu z Australii albo gumowego kur
abaretowych skeczy. Ale to bardzo mylące skojarzenia; miejsce nie było zabawne.
Nowa Gwinea oferowała pełen wachlarz surowych, niegościnnych krajobrazów. Większą
brzeża zajmowały nienadające się do zamieszkania niziny, bagna i dżungla. W samym śr
spy wznosiły się wapienne góry o skalistych lub ośnieżonych szczytach, niżej poro
przebytymi lasami deszczowymi. Były to tereny tak niedostępne, że ich mieszkańcykompletnej izolacji. Ludzie z tych skupisk wyrywali przyrodzie niewielkie skrawki ziem
eżyć, i walczyli z każdym, kto się zbliżał, a czasem między sobą. W rezultacie Nowa Gwinea
współczesną wieżą Babel. Tubylcy posługiwali się ponad tysiącem języków, mniej więcej j
ecią wszystkich języków używanych na świecie, choć nie stanowili nawet jednej dzie
dności świata.
Wyspa, zamieszkana od ponad czterdziestu tysięcy lat, żyła przez tysiąclecia w zupe
pomnieniu. Z bocianich gniazd na europejskich statkach dostrzeżono ją na początku XVI w
kiś zdeterminowany rasowo badacz nadał jej nazwę oddalonej o dziesięć tysięcy mil ai^kań
winei, bo zobaczył na brzegu czarnoskórych tubylców12. Przez dwa kolejne wieki niewielieniło; zawijali tu tylko łowcy poszukujący olśniewających piór rajskich ptaków na kape
lońskich bogaczy13. W XVni wieku dość regularnie zaczęli pojawiać się badacze fran
brytyjscy. W 1770 r. przybił tu kapitan Cook, a po nim przypływali kolejni uczeni; w
yciągała z całego świata rzesze zoologów, botaników i geografów spragnionych nowych odkr
W XIX wieku zainteresowali się nią handlarze szukający bogactw naturalnych. Nie było tu
stępnych złóż, ale na świecie rosły ceny oleju kokosowego, opłacało się więc wygrać ten w
owspinać na nadbrzeżne palmy. Europejskie mocarstwa podzieliły wyspę na pół; wschodnią
zepołowiono jeszcze raz. W ciągu roku roszczenia do niej zgłosiły Hiszpania, Niemcy, HolWielka Brytania. Mimo to nawet nieźle wykształceni ludzie Zachodu z wielkim trudem odnajd
wą Gwineę na mapach.
Po I wojnie światowej kontrolę nad wschodnią częścią wyspy przejęły Wielka Bry
Australia. Zachodnią część, rządzoną przez Holandię, nazwano Holenderską Nową Gwineą
licę ulokowano w Hollandii. W czasie II wojny światowej wyspa znalazła się w środku
ałań na Pacyfiku i wtedy po raz pierwszy zwróciła na siebie uwagę całego świata.
Japończycy dokonali inwazji na Nową Gwineę w 1942 r. Zamierzali zaatakować stąd Aust
ległą o nieco ponad sto mil. W kwietniu 1944 r. amerykańscy żołnierze przeprowadzili ś
erzenie nazwane operacją Reckless, rozproszyli japońskie oddziały i odbili dla aliallandię, w której generał Douglas MacArthur, głównodowodzący wojskami alianckim
łudniowo-zachodnim Pacyfiku, umieścił kwaterę główną, nim przeniósł się na Filipiny15.
Na Nowej Gwinei, zresztą nie tylko tam, Margaret Hastings i jej koleżanki z WAC
zestniczyły w walkach, ściśle wypełniając zadanie zawarte w haśle „Puśćcie mężczyzn na w
ree a Man to fight). Wcześniejsze, „Pomóżcie mężczyznom walczyć” (Release a Ma
mbat), wycofano, bo ponoć rodziło skojarzenia, że kobiety mają pomagać żołnie
rozładowaniu seksualnym16. MacArthur nie podzielał tego zdania. Chętnie powtarzał,
WAC są „najlepsi żołnierze”, bo pracują ciężej, a narzekają mniej niż mężczyźni. W s
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 10/199
dczas II wojny światowej WAC liczyło ponad 150 tysięcy członkiń. Nie licząc pielęgniarek
pierwsze kobiety w szeregach amerykańskich wojsk lądowych.
Margaret przybyła do Hollandii osiem miesięcy po sukcesie operacji Reckless. W tej c
cyfiku skończyły się już wtedy krwawe wojenne dramaty. Na wyspie ukrywały się wpraw
iące uzbrojonych japońskich żołnierzy, ale w bezpośrednim sąsiedztwie Hollandii nie dostrze
obecności. Wartownicy patrolowali jednak morze namiotów i parterowy budynek dowód
zy. Kobiety poruszały się zawsze pod eskortą, a ich namioty otoczone były drutem kolcza
dna z nich opowiadała, że jej wyższa stopniem sąsiadka dostała broń, którą miała trzymać
duszką i w razie ataku Japończyków zastrzelić najpierw współmieszkanki, a potem siebbylcy z Nowej Gwinei też budzili niepokój, choć ci mieszkający najbliżej Hollandi
zyzwyczaili się do Amerykanów, że wołali: „Hej, Joe - hubba, hubba - kup war bonds (obli
jenne)”18. Australijscy żołnierze, którym krajowcy pomagali w walkach z Japończy
zezwali ich „kędzierzawymi aniołami”.
Niektóre z kobiet sądziły, że środki ostrożności miały tak naprawdę chronić je nie przed wro
y krajowcami, ale przed ponad stoma tysiącami amerykańskich żołnierzy, marynarzy i lotn
samej Hollandii i w jej pobliżu; chłopcami, którzy czasem od miesięcy nie widzieli amerykań
biety19.
Niemal natychmiast po przyjeździe do Hollandii Margaret stała się ośrodkiem zainteresow
ychających z miłości żołnierzy. „Pewnie słyszałaś o blanket-parties - pisała w lutym 1945
zyjaciółki w Owego. - Ja tak, i byłam oczywiście zaszokowana. Są w modzie teraz na N
winei. Nie jest to nic tak okropnego, jak się wydaje, poza tym nie robi się na kocu nic, czeg
żna robić na tylnym siedzeniu samochodu.
Nie mamy tu foteli, a w jeepie nie siedzi się wygodnie. Bierze się więc piwo, chyba że
niec miesiąca i piwa już nie ma, to wtedy manierkę z wodą, siada do jeepa i jeździ po okolic
fi się jakieś dobre miejsce na relaks. Noce są tu piękne i cudownie jest leżeć pod gwiazdam
wo i gadać albo popływać w morzu. Przy takiej przewadze mężczyzn zawsze znajdzie sięmpatyczny. W tej dziedzinie nie mam tu żadnych kłopotów”20.
Daleko od Owego Margaret folgowała swojej żądzy przygód. „Którejś nocy - pis
dziliśmy w szóstkę odkrytym jeepem po całej wyspie, drogami, na których zmyło m
ejeżdżaliśmy rzeki w bród i potem pod górę na brzeg, z dziesięć razy omal się nie wywróciliś
st nie zdradzał żadnych wojskowych sekretów, tylko osobiste, przeszedł więc bez inger
nzury w bazie21.
Stałą partnerką Margaret na czteroosobowych randkach była ładna czarnowłosa sierżant L
sley. Jedynaczka emerytowanego wiertacza naftowego i gospodyni domowej, pocho
Shippenville w stanie Pensylwania, miasteczka jeszcze mniejszego od Owego. Spędziłcollege’u, potem pracowała jako maszynistka w Urzędzie Pracy w Pensylwanii, wre
sierpniu 1942 r. zaciągnęła się do WAC.
Była wyższa i pełniejsza od Margaret, ale poza tym niewiele się od niej różn
ydziestojednoletnia, samotna, w rodzinie uważana za dziewczynę dość bezczelną, która robi, c
podoba22.
Kiedy nie pracowały, nie wybierały się na blanket-parties albo na przejażdżki, próbo
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 11/199
ządzać swoje kwatery, najwygodniej, jak umiały. „Tu naprawdę jest całkiem przytulnie,
częście, że trafiłam na pięć wyjątkowo sympatycznych dziewczyn” - pisała Margaret do
yjaciółki w Owego. Umeblowały swój trzynastometrowy płócienny dom maleńkimi toaletka
zynek i workowej tkaniny23. Siedziały na krzesłach sprezentowanych przez zaopatrzeniow
rzy zapewne liczyli na to, że dary uda się jakoś przełożyć na randki. Mały dywanik przyk
onową podłogę, nad polowymi łóżkami kołysały się moskitiery, a z namiotowego sufitu zw
koracja z błękitnego spadochronowego jedwabiu24.
Namiot oświetlała pojedyncza żarówka, ale miły porucznik John McCollom, który prac
zefem Margaret, dał jej podwójne gniazdko elektryczne25. Cenny drobiazg pozwalał rozkosz
światłem nocą, kiedy prasowała mundur. John McCollom, cichy i skromny chłopak,
Hollandii razem z bratem bliźniakiem. Był samotny i musiał zauważyć urodę Margare
óbował jednak przehandlować prezentu za randkę, co sprawiło, że ceniła go sobie je
rdziej.
Za to przyrody Nowej Gwinei nie można było nazwać skromną. Szczury, jaszczurki i wło
ąki wielkości spodka śmiało wkraczały do kobiecych namiotów, a moskity ucztowały na k
łej ręce czy nodze, niebacznie wysuniętej spod ochronnych siatek. Nawet środki profilakty
ały swoje efekty uboczne. Gorzkie tabletki atebryny chroniły przed malarią, ale powodowały
owy i wymioty i nadawały skórze chorowity żółtawy odcień.
Z braku lodówek żywność przyjeżdżała w trzech postaciach: puszkowana, solona albo sus
towanie zmieniało jej temperaturę, ale nie smak i zapach. Dziewczęta wymyśliły więc reklam
sło dla wojska: „Schudnij na Nowej Gwinei”26. Na dodatek Hollandia okazała się rajem
zybów. Pogoda była prawie zawsze taka sama: upał, deszcz i wilgoć; człowiek czuł się m
rozlazły. Margaret co najmniej dwa razy dziennie wchodziła pod prysznic z zimną
prowadzaną z górskiego potoku, a mimo to nieustannie pociła się w mundurze. Ratował
zodorantem firmy Mum, a także „talkiem, zasypką do stóp i wszystkim, co poleca si
zymania higieny - pisała w liście do domu. - Zachowanie przyzwoitego stanu wyprzerwanych wysiłków. Nie ma tu utwardzonych dróg, kurz jest przeraźliwy, a kiedy pada,
błoto”27.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 12/199
Sierżant Lawa Besley z Women’s Army Corps (za zgodą Gerty Anderson).
Pewien amerykański oficer barwnie opisywał Hollandię: „Powszechne były tropi
rzodzenia - we wszystkich pięciu rodzajach; trzy pierwsze interesujące dła pacjenta; dwa kokawe dła łekarzy, dła pacjentów zazwyczaj zgubne. Ełefantiasis, małaria, denga, choroby sk
wa Gwinea oferowała mnóstwo możłiwości. Woda do kąpiełi, łiście dotykanych roś
zystko naokoło pełne było czegoś, co budziło obrzydzenie. Kto jednak miał czas o t3mi m
oro na drzewach wisiełi martwi snajperzy wroga, wciąż przywiązani łinami do swoich stano
zełeckich, w strumieniach pływały piranie-łudojady, a tuż obok pełzały piękne, ogromne w
óg czaił się wszędzie”—.
Jednak otaczało ich piękno - od porośniętych bujną ziełenią gór po przybrzeżną kipieł;
dźwięku wiatru szełeszczącego w łiściach pałm kokosowych i w przejmującym nawoływ
ognistych piórach dzikich ptaków. Namiot Margaret stał w głębi łądu, prawie pięćdz
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 13/199
ometrów od morza, w pobliżu jeziora Sentani, uważanego przez licznych wielbicieli za jnajbardziej malowniczych na świecie. Krystaliczne wody upstrzone były maleńkimi wysepdobnymi do strzępków zielonego aksamitu. Podczas długich godzin pracy wzrok Marpoczywał, gdy podnosiła zmęczone oczy znad biurka i patrzyła na Mount Cyclops maragdowe zbocza przecięte pasmem wodnego pyłu nad wąskim wodospadem. Na sam ten w
uła przyjemny chłód29.Hollandia wystawiała ludzi na ciężką próbę. W oficjalnej historii WAC Baza G figuruje
ejsce najgorsze dla zdrowia kobiet. „Lekarz wojskowy sił powietrznych informowa
dnotowuje się rosnącą liczbę przypadków nerwicy i wyczerpania^ i zalecał udziersonelowi jednego dnia wolnego w tygodniu dla złagodzenia «napięcia nerwowego^”20.
Szef Margaret wziął sobie te przestrogi do serca i starał się różnymi metodami rozładownierskie stresy.
Margaret była jedną z kilkuset kobiet przydzielonych do służby w Dowództwie Sił PowietrDalekim Wschodzie, niezwykle ważnej, choć niezbyt efektownej placówce zajmujące
opatrzeniem, logistyką i obsługą techniczną, a nazywanej Fee-Ask (od: Far East Air Semmand). Tak jak w cywilu, pracowała tu jako sekretarka. Jej przełożonym był pułkownik Pe
ossen, doświadczony pilot i szef pionu technicznego Fee-Ask.Rankiem 13 maja 1945 r. w wielkim namiocie dowództwa panowała cisza. Pułkownik Pr
korzystał czas na pisanie listu do rodziny w San Antonio w stanie Teksas - żony Evelyn i eci: synów Petera juniora i Davida oraz córki Lyneve, której imię było anagramem imtki31.Prossen miał trzydzieści siedem lat, mocną budowę, niebieskie oczy, rozszczepiony podb
ęste ciemne włosy. Rodowity nowojorczyk z zamożnej rodziny, w 1930 r. zdobył tytuł inżyniew York University. Po kilku latach pracy w prywatnych firmach wstąpił do wojska, żeby lataćOkres dzieciństwa swoich synów i córki spędził głównie na wojnie, ale jego starszy
miennik pamięta go jako ciepłego, pogodnego człowieka, zapamiętałego fotografa32. Śpośno i nieco fałszując Smoke Gets in Your Eyes, a Evelyn pięknie grała na pianinie. Gdy wracżbę, przelatywał nad domem i machał skrzydłami na do widzenia.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 14/199
Pułkownik Peter J. Prossen z synami, Peterem juniorem i Davidem (za zgodą Petera Prosse
juniora).
W liście do żony, napisanym poprzedniego dnia i jak zawsze rozpoczynającym się od Moje najdroższe kochanie”, komentował wiadomości z domu, radził, by zignorowała afron
ony jego siostry, i żalił się, że zdjęcia dzieci długo nie dochodzą. Prosił, żeby scho
ywiezione przez niego wypchane misie koala, póki ich najmłodsza córeczka nie skończy dru
ku życia, i uprzedzał, że wysłał do domu prezent - toporek miejscowej roboty.
Kilkanaście łat spędzonych w wojsku nie zmieniło czułego stosunku Prossena do rod
ysyłał żonie miłosne wiersze i serduszka na walentynki, czekał, by znów byli razem M
dnych warunków, jakie panowały w Hołłandii, współczuł jej, że musi oszczędnie gospodar
jonowanymgazemi że sama opiekuje się dziećmi.
Rankiem 13 maja 1945 r., w Dniu Matki, pisał do Evełyn, jak zwykłe niezbyt czytochanie, wiem, że będziemy nadzwyczaj szczęśliwi, gdy znów się spotkamy. Nie martw się o
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 15/199
]. Cieszę się, że czas Ci biegnie szybko - mam nadzieję, że tak będzie do mojego powro
mu. A potem niech zwolni”.
Przeczytał właśnie wiersz o dwóch bawiących się chłopcach i zatęsknił za swoimi syn
mutek przeziera przez jego słowa, że Peter junior pójdzie tego dnia do Pierwszej Komunii,
y nim nie będzie. „Założę się, że to grzeczny chłopak. Mój Boże, jak on rośnie”. „Kocham w
wsze - kończył. - Uważajcie na siebie dla mnie, proszę. Serdeczności. Wasz Pete”.
Prossen widział, że setka jego żołnierzy i ponad dwadzieścia podlegających mu dziewczyn
znosi Holenderską Nową Gwineę; ostatnio bardzo go to martwiło33. Zwierzał się żoni
óbuje trochę rozładować stres dręczący młodszych oficerów, żołnierzy i dziewczęta, alewsze mu się to udaje: „Tracę z oczu fakt, że toczy się wojna, a to zupełnie co innego.
dwładni są przygnębieni, siedzą tutaj od dawna”. Chciał pokazać, że ceni ich pracę.
Pilotów lecących z Australii namawiał, żeby przywozili swoim załogom cenne prezenty:
ca-coli i świeże owoce34. Ostatnio wpadł na jeszcze ciekawszy pomysł - loty krajoznawcz
brzeżem35. Jedna z takich rekreacyjnych wycieczek stała się głównym tematem ostatniego
argaret do ojca.
Tego dnia, 13 maja, pułkownik Peter Prossen zafundował swojemu zespołowi najrz
ajbardziej pożądaną nagrodę, znakomicie wpływającą na morale - lot nad Szangri-La.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 16/199
SZANGRI-LA
3
Rok wcześniej, w maju 1944 r. pułkownik Ray T. Elsmore usłyszał przez trzaski intercomuugiego pilota. Siedzieli w ciasnej kabinie transportowca C-60; Elsmore, na lewym f
owadził samolot zygzakiem ponad górskim kręgosłupem Nowej Gwinei.
Dowodził 322. Skrzydłem Transportowym sił powietrznych wojsk lądowych. Tym razem
specjalną misją - miał znaleźć miejsce do budowy lądowiska i punktu zaopatrzenia m
llandią na wybrzeżu północnym i Merauke, bazą aliancką na południowym brzegu wyspy. G
azało się to niemożliwe, liczył, że odkryje przynajmniej bezpośrednie przejście nad pa
rskim Oranje, na mniejszych wysokościach, ułatwiające przelot między obiema bazami.
Drugi pilot, major Myron Grimes, pokazywał górę przed nimi. - Pułkowniku, jeżeli prześliźn
nad tym grzbietem, znajdziemy się w kanionie prowadzącym do Ukrytej Doliny1.Grimes wykonywał podobny lot tydzień wcześniej, teraz prezentował Elsmore’owi
umiewające odkrycie. Później krążyły plotki, że pierwszy lot Grimesa nad miejscem, które n
rytą Doliną, był szczęśliwym przypadkiem zakochanego faceta. Grimes, spóźniony na obiec
ndkę w Australii, jak twierdzili dowcipnisie, brawurowo wybrał drogę na skróty w po
wej Gwinei, unikając długiego lotu wzdłuż wybrzeża2. Historyjka była dobra, ale nieprawd
imes wykonywał rutynowy lot rozpoznawczy.
Po powrocie opowiadał, ze znalazł płaską, zieloną dolinę około 150 mil powietrznych [ok
m] od Hollandii, gdzie mapy używane w lotnictwie sił lądowych pokazywały tylko nieprzer
cuch wysokich szczytów i porośniętych dżunglą grzbietów3. Kartografowie zwykle rysowal
nur odwróconych do góry nogami V i oznaczali teren jako „nieznany” albo „niezbadany”. Jed
ich wyobraźnia podpowiedziała, że w miejscu opisywanym przez Grimesa jest szczyt o wyso
awie 14 tysięcy stóp (blisko 4700 m)4. Równie dobrze mógłby napisać: „Smoki”.
Gdyby w tym poplątanym paśmie górskim rzeczywiście istniała wielka, nienaniesiona na ma
ska dolina, byłaby zdaniem pułkownika świetnym miejscem pod bazę zaopatrzeniową
aryjne lądowisko. Elsmore postanowił osobiście zobaczyć Ukrytą Dolinę.
Na sygnał Grimesa Elsmore pociągnął wolant ku sobie. Przeprowadził samolot ponad gpotem skierował go w głąb kanionu. Odblokował dźwignie przepustnic, zmniejszył moc i
niżej białych, kłębiastych chmur okrywających najwyższe szczyty. Pilotom takie miejsca śni
nocach. Latanie przez coś, co Elsmore nazywał „niewinnymi białymi ścianami”, ozna
aszliwe ryzyko, że w środku kryje się góra5. Mało który z pilotów sił powietrznych armii z
grożenia lepiej niż on.
Pułkownik tryskał energią. Miał pięćdziesiąt trzy lata, ale wyglądał na dziesięć mniej
dobny do Gene’a Kelly’ego. Syn stolarza, instruktor lotnictwa podczas I wojny światowej,
źniej przez ponad dziesięć lat pocztę lotniczą nad Górami Skalistymi6. Skończył praw
wersytecie w Utah i został zastępcą prokuratora okręgowego7. Gdy zanosiło się na drugą w
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 17/199
zcze przed Pearl Harbor wrócił do służby i dostał przydział na Fiłipiny. Dowiódł sw
iejętności na samym początku wałk. W marcu 1942 r., gdy generałowi Mac Arthurowi,
dzinie i sztabowi kazano uciekać z obłężonej wyspy Corregidor w Zatoce Maniłskiej, Ełs
eprowadził ich ewakuację samolotem do Australii-. Został później szefem trans
wietrznego na Południowo-Zachodnim Pacyfiku i dowoził żołnierzy i zaopatrzenie wszędzie
zie potrzebował ich MacArthiff - na Nową Gwineę, Fiłipiny, do Holenderskich Indii Wscho
stralii, na Borneo i zachodnie wyspy Salomona-.
Pułkownik Ray T. Ełsmore (za zgodą B.B. McCollom).
Ełsmore i Grimes schodzili coraz niżej. Widzieli, jak strome, pionowe zbocza stopniowo zb
do siebie. Ełsmore prowadził maszynę środkiem wijącego się kanionu, usiłując utrzymać r
ległość po obu stronach skrzydeł ro^Diętych na szerokość prawie dwudziestu dwóch me
rzał przed sobą koszmar - skalną ścianę. Pchnął dźwignie przepustnic do przodu, usiłując osi
ną moc, wznieść się i odlecieć—. Grimes jednak się upierał.
- Przelećmy - nalegał. - Dolina jest tuż po drugiej stronie.
Przy szybkości ponad dwustu mil [ok. 320 km] na godzinę Ełsmore miał zaledwie sekund
djęcie decyzji. Zaufał dwudziestoczteroletniemu majorowi i prześliznął się tuż nad zbliżający
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 18/199
bietem, pod nisko wiszącymi chmurami.
Po drugiej stronie, już bezpieczni, przez dziurę w chmurach jak w ramie obrazu zob
biański widok. Rozpościerało się przed nimi miejsce, które według ich map nie ist
paniała dolina, orgia olśniewających kolorów, jak opowiadał później pułkownik. Płaski
zwalał ocenić rozmiary - z północnego zachodu na południowy wschód ciągnął się pas
ugości blisko pięćdziesięciu i szerokości do trzynastu kilometrów. Wokół doliny wznosił
any gór z ukrytymi w chmurach, poszczerbionymi grzbietami.
Z urwiska na południowo-wschodnim krańcu spadała kaskadami woda. Ciemnobrązowa r
ejscami szeroka na ponad trzydzieści metrów, wiła się, tu i ówdzie przedzielona progamonie północno-wschodniej ginęła w gigantycznej dziurze w zboczu górskim, naturalnej g
epionej na wysokości stu metrów ponad ziemią. Dno doliny porastała głównie ostra trawa k
soka nawet po pas, przetykana kępami drzew.
Bardziej niezwykli od wspaniałości natury byli mieszkańcy tego kawałka ziemi - dzie
ięcy ludzi wciąż żyjących w epoce kamiennej.
Z okna kabiny Elsmore i Grimes dostrzegli kilkaset małych, zwartych tubylczych w
aczały je starannie utrzymane ogrody z prymitywnym, ale skutecznym systemem nawadn
znie z tamami i rowami irygacyjnymi. „Na polach wszystko rosło i dojrzewało, i zupełnie in w większości krajów tropikalnych, wszędzie widać było mnóstwo dorosłych i dzieci zaj
żką pracą” - zachwycał się Elsmore.
Mężczyźni i chłopcy chodzili nago, tylko wydrążone tykwy kryły genitalia; kobiety i dziew
siły zawieszone nisko na biodrach spódnice z włókien roślinnych. Elsmore w zdumieniu patrz
ajowców pierzchających na widok i dźwięk samolotu: „jedni wpełzali pod pędy batatów,
ucali się do rowów odwadniających”. W obejściach kręciły się świnie, pułkownik zauważył
unatnych, wylegujących się psów.
Na krańcach rozległych otwartych pól dostrzegł wrzecionowate wieże z powiązanych
wysokości dziesięciu albo i więcej metrów. Każda z nich miała pod szczytem platformrtownika, niektóre przykryte były małymi daszkami z trawy, chroniącymi przed słońcem Els
hnął wolant do przodu; chciał zniżyć lot, żeby lepiej się przyjrzeć. Trafnie odgadł, że to wież
ażników pilnujących wsi przed wrogiem, który może się kręcić w pobliżu. Warkot potęż
ników C-60, po tysiąc dwieście koni każdy, odbijał się od górskich zboczy i dna do
zerażeni wartownicy porzucili stanowiska, opuścili się z wież i rozbiegli do pobliskich
smore widział oparte o ściany, drewniane dzidy ponad pięciometrowej długości.
Zrobił kilka zdjęć, głównie ludzi i ich domów - jedne były okrągłe jak muchomory albo
ykryte strzechą, inne długie i wąskie jak wagony towarowe. „Te setki wiosek oglądane z sam
eden z najwspanialszych widoków w moim życiu” - pisał później11.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 19/199
Wioska tubylcza sfotografowana z powietrza przez pułkownika Raya T. Elsmore’ a (za zgod
Earla Waltera juniora).
Mieli jednak z Griniesem zadanie do wykonania, dlatego Elsmore pociągnął wolant, podmolot i wyleciał z doliny Skierował się na południowy wschód; jakieś trzysta dwadzi
ometrów dalej, w rejonie Ifitaminbyło do obejrzenia kolejne miejsce pod budowę lądowiska
Kilka dni później Elsmore sporządził tajną notatkę z lotu dla swego dowódcy, gen
orge’a C. Kenneya, amerykańskiego pilota numer jeden podczas II wojny światowej na Pac
isał loty rozpoznawcze, szczególną uwagę poświęcając dolinie i mieszkającym tam lud
ajor Grimes nazwał swoje znalezisko Ukrytą Doliną, ale w notatce Elsmore określił ją
etycko, Doliną Baliem, od nazwy płynącej przez nią rzeki.
Niepokój Ełsmore’a budziła jedynie ewentualna reakcja tubylców na budowę lądowiskaliny można się dostać tylko drogą powietrzną, dlatego bardzo mało wiadomo o nastaw
yłców. W wiełu sąsiednich rejonach żyją łowcy głów, istnieje więc podejrzenie, że mieszk
łiny Bałiem też mogą przyjąć wrogą postawę” - pisał. W tej samej notatce mnieścił ostrze
piłotów, którzy chcieliby pójść w jego ślady. Dokładnie przedstawił niebezpieczeństwa
ez zakrytą chmurami przełęcz prowadzącą do doliny, grożące zwłaszcza „pilotowi nieznają
o kanionu”—.
Jak się okazało, dołina dwojga imion nie nadawała się na łądowisko. Położona półtora kiło
d poziomem morza, w otoczeniu ponad czterotysięcznych szczytów, była zbyt niebezpie
niedostępna. Znałazła się zresztą lepsza propozycja. Elsmore dowiedział się, że austrasjonarz trafił w Ifitamin na krajowców nie tyłko przyjaznych, ałe i chętnych do pracy. To speł
zystkie jego oczekiwania. „Nie chciełiśmy dopuścić do żadnych incydentów czy rozlewu kr
wykłuczonych w przypadku krajowców z Dołiny Bałiem, czy też Ukrytej - „zależało nam
rudnieniu na budowie miejscowej siły roboczej”.
Dolina nie była wprawdzie interesująca dła wojska, jednak wiadomości o odkryciu sz
eszły się po Hołłandii i poza nią. Zainteresowanie wzrosło, gdy Elsmore zaczął opowiada
ylcy wyglądają na wyższych i większych niż inni znani mu mieszkańcy Nowej Gwinei; robotn
fitamin zaliczył wręcz do „typu pigmej skiego”—.
Opowieści, czy raczej niewiarygodne historie o nieznanej dotychczas rasie pierwo
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 20/199
rzymów z Ukrytej Doliny rozeszły się błyskawicznie. Ktoś nazwał ich czarnymi supermeneli być przystojni jak modele, muskularni i mieć dwa metry wzrostu14. Mówiono, że są łow
ów, kanibalami, dzikusami, którzy składają na kamiennych ołtarzach ofiary z ludzi. Świnie h hodowane przybierały w tych opowieściach rozmiary kucyków15. Kobiety z odkrytymi pierarzyły się z apetycznymi pin-up girls z wojskowych koszar, zwłaszcza z egzotyczną, owisarong aktorką Dorothy Lamours, pamiętaną z Księżniczki dżungli. Mieszkanki doliny opisyo jej czarny odpowiednik16.Z czasem historie się rozrastały, głównie dlatego, że żadnej z nich, choćby najbar
prawdopodobnej, nikt nie mógł sprostować; wydawało się zresztą, że tak już będzie zawsze.Hollandii nie miał najmniejszego powodu, by wędrować 250 kilometrów między kryjówzliczonych japońskich żołnierzy, przez góry, bagna i dżunglę. Lot samolotem nie wchodził wjak na naturalne lądowisko, grunt był zbyt miękki, nierówny i trawiasty; także helik
rozrzedzonym górskim powietrzu nie zdołałby się podnieść wystarczająco wysoko, by przeskd otaczającymi dolinę górami. A przede wszystkim żołnierze z Bazy G mieli walczyć na wie odbywać antropologiczne wędrówki.Dolina urzekła jednak Elsmore’a. Wypytywał o nią Australijczyków i Holendrów uchodząc
spertów od Nowej Gwinei, ale nic nie wskazywało na to, by kiedykolwiek do tego zakątka dowiek z zewnątrz17. W wojskach lądowych Stanów Zjednoczonych pułkownik Elsmore zzysztofem Kolumbem Grimesowi przypadła rola współodkrywcy.W miarę jak sprawa nabierała rozgłosu, coraz hałaśliwiej odzywali się turyści prag
baczyć dolinę na własne oczy. Dla oficerów, dziewczyn WAC i żołnierzy loty nad nią stałmą nagrody. Niektórzy po powrocie opowiadali o krajowcach strzelających z łuku i ciskajądami w stronę samolotów. Co więksi ryzykanci marzyli o dotknięciu ziemi, nawet za
zkodzenia maszyny. „Pewnie bym tego żałował - pisał do rodziny w Arkansas porucznik WiGatling junior - ale chciałbym być zmuszony do lądowania, choćby po to, żeby osobiście zd
ęcie o całym tym terenie. Latanie górą to jak trzymanie cukierka tak, by dziecko nie mogsięgnąć”.„Sporo osób bardzo sceptycznie traktowało zasłyszane przed podróżą wiadomości, ale cały
eptycyzm ulotnił się w drodze powrotnej - pisał dalej. - Jedni w to uwierzą, inni nie. [...]m, co zaobserwowano z powietrza, nie ma żadnych informacji z pierwszej ręki o tych pierwodziach i ich zwyczajach. Zamknięci w Ukrytej Dolinie, wyglądają na całkowicie samodzieamowystarczalnych. Nie można oczywiście wykluczyć, że mają jakąś tajną ścieżkę na zewnątr
takiego nie dało się zauważyć z powietrza. Nawet gdyby mogli opuścić dolinę, mieliby bą 150 mil [ok. 240 km] nieprzebytych lasów deszczowych dzielących ich od wybrzeża Pac
północy albo 150 mil niezbadanych bagien rozciągających się od doliny po Morze Arafułudniu”.William Gatling opisuje wszystko, co widział podczas lotu, dodając filozoficznie na zakończ
apewne po wojnie rząd holenderski przyśle do doliny wyprawę; może zbadają ją misjonkażdym razie do tego czasu tubylcy [...] będą wiedzieli o białym człowieku tylko tyle, że lażym ptaku, który robi straszny hałas. Kto wie, czy nie jest im znacznie lepiej tak jak teraz. Jwien w każdym razie, że gdyby wiedzieli o zamieszaniu, jakie nas otacza, zdecydowanie wol
poznawać «cywilizowanego» świata”18.
Pułkownik Elsmore często latał nad doliną, fotografował ją w różnych ujęciach, obserw
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 21/199
nuł przypuszczenia na temat jej mieszkańców. Któregoś dnia zobaczył ponad trzystu krajowromadzonych na trawiastym polu. Stali w dwóch grupach, uzbrojeni w dzidy, łuki i strzały, eli wymalowane w barwy wojenne. Samolot,, bucząc, przeleciał nisko nad polem Wojowbiegli się, zawieszając bitwę przynajmniej na jakiś czas19.Prasa zwęszyła sprawę doliny i Elsmore zgodził się polecieć z dwoma doświadczo
porterami wojennymi - George’em Laitem i Harrym E. Pattersonem Z tej dwójki zwłaszczał bogaty życiorys. Był synem Jacka Laita, zadziornego redaktora naczelnego „New York Mi
óry w 1934 r. jako jedyny przekazał materiał z akcji zastrzelenia przez FBI Johna Dillin
ndyty napadającego na banki. George w wieku trzydziestu ośmiu lat był na dobrej drodze, równać ojcu. Jako zuchwały korespondent agencji International News Service przyjaźnegendarnym reporterem Erniem Pyle’em i plotkarskim felietonistą Walterem Winchellem Pombardowań Londynu dostał szrapnelem w hełm, potem niemiecka bomba wyrzuciła go z siedmochodu. Polował na bażanty z królem Anglii Jerzym VI, spędził półtora roku w brytyjskmii i został spadochroniarzem łł. Dywizji Powietrznodesantowej amerykańskich wojsk lądowoś z dziennikarzy powiedział o nim: „Jako korespondent wojenny George był natchniarzem, wojownikiem i kolekcjonerem pamiątek. Tam gdzie inni korespondenci sięgali po piełm, George brał karabiny maszynowe, bazooki i czołgi; raz nawet ledwie dał sobie wytłuma
nie podprowadzić messerschmitta. To wielka wojna, mawiał, i musiał mieć coś róelkiego, by tego dowieść”20.
George Lait, człowiek, który widział już niemal wszystko, przyznał po wycieczce nad dolinś takiego zobaczył po raz pierwszy w życiu. Po powrocie z lotu z Elsmore’em wysłał rerwną, choć miejscami, tam, gdzie dotykał kwestii rasy i kultury, nieco protekcjonalną w tonie:
„Lecąc niespełna trzydzieści metrów nad dnem doliny, można było odróżnić na polach drnanowe, pułakę, duże zagony miejscowych słodkich ziemniaków czy jamsu i sięgające pasa rodobne do tytoniu.
Jeśli chodzi o zwierzęta, widzieliśmy tylko kilka psów i świń. Świnie, podstawowe źródło ożywanego na Nowej Gwinei, z religijną czcią szanowane przez niemal wszystkich tubyleszkańców wyspy, były wyjątkowo duże i dobrze utrzymane i występowały w dwóch odmianarnej, czy też ciemnobrązowej albo czarno-białej, ogromnych rozmiarów.
Kiedy tylko samolot zaryczał nad doliną, chmara tubylców wybiegła z chat i schowałwysokich roślinach na polu albo w kępach drzew. Gdy kilka razy przelecieliśmy tam i z powrecięca ciekawość przemogła w nich strach przed silnikami - wysuwali się ostrożnie,
patrzyć na maszynę w górze”21.Relacja Harry’ego Pattersona akcentowała elementy dramatyczne i ciekawostki: „Jeszcze
ka tygodni po odkryciu, po którym cały Południowy Pacyfik wrze od spekulacji, żaden owiek, a zapewne i żaden z tubylców żyjących na wyspie nie dotarł do zagubionej dolinytej części świata jest rzeczą wiadomą, że większość tubylczych plemion zamieszkujących N
wineę to kanibale albo łowcy głów” Patterson cytuje pułkownika Elsmore’a opisującego tubdoliny jako „wyższych, delikatniej zbudowanych i jaśniejszych niż typowi nowogwin
dzierzawi”22.Pułkownik, który uważał się za geologa amatora, podobnie jak za antropologa z lotu p
ypuszczał, że przodkowie mieszkańców doliny pojawili się „setki albo tysiące lat temu”. aniem po tym, jak się osiedlili w tym górskim raju, zamknęło ich w dolinie trzęsienie ziemi
romne wypiętrzenie gór” - pisał Patterson.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 22/199
Lait i Patterson zachwycili się tym, co widzieli; nie zadowalała ich jednak nazwa „U
lina”23. Postanowili znaleźć inną, a w swoich poszukiwaniach cofnęli się do starego filmu F
pry Zaginiony horyzont (Lost Horizon) i książki, na podstawie której powstał scenari
danej w 1933 r. powieści Jamesa Hiltona o tajemniczej, spokojnej, utopijnej krainie, odcięt
ęczonego wojną świata.
W książce Hiltona niewielki samolot rozbija się o zbocze górskie w Tybecie. Ocal
katastrofy, wśród nich kobietę, ratują mnisi, którzy zabierają ich do bukolicznej doliny
eszkańcy żyją długo i szczęśliwie, a umiar i tolerancja panują wśród nich niepodzielnie. Z cz
zbitkowie muszą wybrać, czy zostać w dolinie na zawsze, czy wrócić do świata, ze świadomobyć może już nigdy więcej nie będą mogli jej zobaczyć.
Dziełko Hiltona, często uważane za powieść przygodową, jest w gruncie rzeczy rozważ
szukaniu pokoju i zachowaniu człowieczeństwa w świecie coraz szybciej dążącym
odestrukcji. U Hiltona „cywilizacja” obraca się w zamkniętym, wyniszczającym c
zechodząc od jednej wojny do drugiej - każda następna przynosi więcej ofiar i nieszc
długiej wymianie zdań między dwiema głównymi postaciami Zaginionego horyzontu pojaw
zja wojny światowej na niewyobrażalną skalę. Ponad dziesięć lat przed wybuchem pierw
mby atomowej Hilton obawiał się przyszłości, w której „jeden człowiek wyposażony w g
oń dorówna siłą rażenia całej armii”.„Przewidział, że ludzi, zadowolonych z technik ludobójstwa, ogarnie na całym świecie
aleństwo, że każda cenna rzecz znajdzie się w niebezpieczeństwie, każda książka, obraz
ejaw harmonii, wszystkie skarby gromadzone przez dwa tysiące lat, wszystko, co dr
ikatne i bezbronne - przepadnie” - charakteryzował Hilton jedną z postaci swojej książki24.
Jego przerażające wizje nie przeszły bez echa. Zaginiony horyzont zacytował w m
głoszonej w 1937 r. w Chicago prezydent Roosevelt. Cztery lata przed Pearl Harbor ostrzeg
obronie cywilizacji Ameryka może poczuć się zmuszona do odizolowania agresywnych pa
żących do rozpętania burzy na całym świecie. Słowa prezydenta okazały się prorocze25.Nic więc dziwnego, że dwaj wojenni korespondenci z melancholią spoglądali na żyzną d
ciętą od zewnętrznego świata, na mieszkańców, którzy nie słyszeli o nazistach i o kamikad
ięgnęli do nazwy nadanej przez Hiltona wymyślonej rajskiej krainie. Mniejsza o opow
owcach głów i kanibalach, o dzidach i strzałach, wieżach strażniczych, wartownikach i bit
ędzy sąsiadami. Mniejsza o to, że tubylczy świat, jaki mignął pułkownikowi Elsmor
majorowi Grimesowi, wcale nie był spokojny - tylko zerknęli przez okno na wspólne dziedz
dzkości, a wynikało z tego rzutu oka, że wojna leży w samej naturze człowieka.
To wszystko mogło poczekać na dzień, kiedy ktoś z zewnątrz dotrze do doliny i pozna tubyl
mczasem George Lait i Harry Patterson nadali nowogwinejskiej Ukrytej Dolinie nową nangri-La.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 23/199
GREMLIN SPECIAL
4
Nowa nazwa doliny się przyjęła.W jednostce Elsmore’a powstało „Stowarzyszenie Szangri-La” skupiające pilotów i pasaż
rzy mieli szczęście oglądać dolinę z samolotu. Każdy z członków otrzymywał pergamin
bawnie zdobiony certyfikat, z niebiesko-żółtą wstążeczką przymocowaną pieczęcią ze złotej f
d nazwiskiem członka stowarzyszenia i datą lotu widniały podpisy Elsmore’a i jednego z
dwładnych; na każdym certyfikacie podano też dokładną długość i szerokość geograficzną do
członkowie stowarzyszenia - w przeciwieństwie do przybyszów, którzy opuszczali Hiltono
angri-La - mogli kiedyś odnaleźć do niej powrotną drogę.
Elsmore’a nie odstępowali reporterzy - któryś z nich nazwał go raz „czołowym autory
sprawach doliny i jej mieszkańców” - i pułkownik gładko połknął pochlebstwo2. Po LPattersonie inni też domagali się wizyty w dolinie i Elsmore zazwyczaj wyświadczał i
ysługę. Ci, którzy osobiście tam nie byli, ale rozmawiali z Elsmore’em i Grimesem, pusz
dze fantazji. Jeden z takich reporterów zza biurka rozpływał się nad urodą miejsca, nazywaj
rawdziwym ogrodem Edenu”. Pytał też Elsmore’ a o łowców głów. Pułkownik, z przymruż
a, nieco rozdmuchał jego obawy. Stwierdził, że mógłby zrzucić do doliny misjonarz
adochronie, by udowodnić, że „przychodzimy jako przyjaciele i nie chcemy zrobić nic zł
dejrzewa jednak, że skoczek miałby raczej „głowę z głowy”3.
Pułkownik, chętnie i często cytowany, powiedział też korespondentowi Associated Press,
kończeniu wojny chce być pierwszym białym człowiekiem, który postawi stopę w do
awiąże kontakt z - jak to ujął autor tekstu - „długowłosymi tubylczymi olbrzymami”. Wyjaśn
mierza wylądować szybowcem, „do pełna załadowanym świecidełkami na handel, a także br
yby nie chcieli handlować, żywnością i wszystkim, co potrzebne do szybkiego przygotow
owiska dla samolotów transportowych”4.
Materiał z AP pojawił się w amerykańskich gazetach w niedzielę, 13 maja - w dniu, w k
ef pani kapral Margaret Hastings, pułkownik Peter Prossen, zaczął zbierać członków
hnicznego Fee-Ask na wycieczkę nad Szangri-La.
Z powodów formalnych Prossen zgłosił lot jako „szkolenie nawigacyjne”5. Prawda - przeja
ajoznawcza z okazji Dnia Matki - nie wyglądałaby równie dobrze w wojskowym dzie
kładowym. Wielokrotnie już zabierał swój personel na podobne rekreacyjne loty wzdłuż wyb
wej Gwinei, ale nad Szangri-La leciał po raz pierwszy6.
Do Margaret zaproszenie dotarło, kiedy siedziała jeszcze przy biurku. Umówiła się po
ołnierzem, z którym spotykała się od pewnego czasu, przystojnym sierżantem Walterem „W
emmingiem z Pensylwanii7. Udało mu się zdobyć kluczyki do jeepa, zamierzali więc pojech
ległą plażę i popływać w oceanie. Jednak od przyjazdu do Fee-Ask, czyli od pięciu mie
argaret marzyła o zobaczeniu Szangri-LaP. Była pewna, że zdąży na randkę i skwap
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 24/199
orzystała z oferty Prossena-.
Prossen napisał rano łist do żony i pewnie to nastroiło go do rozmów o domu. Stał przy b
argaret i śmiejąc się, opowiadał jej , że ich nowy pies - kundeł, nazwany przez syna Las
imś cudem zdobywa nagrody na łokałnych wystawach psów—.
W południe Margaret szybko posprzątała biurko Prossena. Na łunch połknęła porcję kur
ody na deser, wyjątkowo nie rozkoszując się powołi każdą łyżeczką zimnego przysmaku^.
Prossen załatwił ciężarówkę, która zawiozła Margaret i osiem innych kobiet na pob
owisko Sentani. Mężczyźni poszłi piechotą ałbo zabierałi się przy okazji samochodami. Pr
ugi piłot i trzej inni członkowie załogi kręciłi się już przy zatankowanym do pełna transporto
niki się grzały, wirowały śmigła. W cywiłu samołot nazywał się Dougłas DC-3, ał
iłitaryzowaniu był to już C-47 Skytrain, koń roboczy wojennych przestworzy, jakich p
esięć tysięcy rozłokowano w ałianckich bazach na całym świecie. Miał błisko 20 m
ugości, skrzydła o rozpiętości około 29 metrów i łatał z prędkością 175 mił [ok. 280 km
dzinę. Na pełn3mi gazie mógł teoretycznie lecieć o 50 mił [80 km] szybciej. Zasięg - około
ł [2500 km] - był pięć razy większy od całego planowanego przez Prossena lotu w obie s
ększość C-47 wyposażona była w dwa siłniki po tysiąc dwieście koni każdy, wyproduko
ez firmę Pratt&Whitney; niektóre miały karabiny maszynowe; ałe samołot Prossena
uzbrojony. Niezbyt efektowny, nie nadzwyczajnie szybki, C-47 miał jednak opinię niezawod
kbuick i stabilnego w locie. Jeśli gdzieś trzeba było przewieźć żołnierzy ałbo sprzęt, okazyw
do zastąpienia. Piloci z czułością mówili o jego charakterystycznym zapachu, z nutką
łynu hydraulicznego^.
C-47 w locie; okres II wojny światowej (za zgodą US Anny).
Consolidated Aircraft Corporation zbudowała samołot Prossena w 1942 r. Wojsko zapłac
go 269 276 dolarów—. W Hołłandii pomalowano go ochronn3ini kolorami, by nie wyróżni
tle dżungli, gdyby namierzył go z góry nieprzyjacielski myśliwiec ałbo bombowiec. Tym sa
nak, gdyby spadł w gęstwinę nowogwinejskiego lasu, byłby dla poszukujących niemal n
uważenia.
W siłach powietrznych wojsk lądowych miał nmner 42-23952. W łączności radiowej zna
poznawczym samolotu były trzy ostatnie cyfry - 952. C-47 nazywano często, zwła
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 25/199
Europie, gooney birds (albatrosy), a kapitanowie i załogi poszczególnych maszyn nadawa
asne przezwiska. Na lądowisku Sentani samolot Prossena nazywano poufale Merle, choć bar
any był pod nickiem Gremlin Special14.
Nazwa miała posmak ironiczny. Gremliny to wyimaginowane stworzenia, oskarżane
otów o uszkadzanie samolotów. Określenie spopularyzowała w 1943 r. książeczka dla d
emliny, napisana przez Roalda Dahla, młodego porucznika RAF-u, który został później świa
wy pisarzem. U Dahla małe rogate istotki wyrządzają szkody techniczne w zemście za to, że l
szczyli ich pierwotny las, żeby zbudować w nim fabrykę samolotów15.
Wystartować mieli o drugiej po południu. Pasażerowie ustawili się w szeregu przy masz
ossen zapowiedział trzygodzinny lot.
- Dziewczęta wejdą pierwsze. Potem żołnierze i oficerowie.
- To jaw na stronniczość - poskarżył się głośno jeden z żołnierzy, szczególnie zaintereso
cieczką do Szangri-La. Prossen puścił to mimo uszu.
Jedna po drugiej dziewięć dziewczyn WAC, z Margaret na czele, wchodziło do samolotu
zwi w pobliżu ogona. W środku zobaczyły dwa rzędy składanych siedzisk ustawionych naprz
bie, wzdłuż ścian, i rozdzielonych całą szerokością wnętrza.
Jak w dziecięcej zabawie w komórki do wynajęcia, Margaret pobiegła w stronę kokapnęła na krzesełko tuż za pilotami, przekonana, że wybrała najlepiej. Ale kiedy spojrzała
no, zmieniła zdanie. Przednie okna C-47 wychodziły wprost na skrzydła; zobaczyć coś na
ło bardzo trudno, o ile w ogóle się dało. Margaret zamierzała bardzo dokładnie obejrzeć z
angri-La, zerwała się więc i szybko popędziła w stronę ogona. Dopadła ostatniego miejs
wej stronie samolotu, przy drzwiach, przez które wsiadała. Widok stamtąd był doskonały.
Tuż obok znalazła się jej przyjaciółka i uczestniczka czteroosobowych randek, Laura Be
ksowna pani sierżant siedziała naprzeciw Margaret, na ostatnim krześle po prawej st
ejsca w środku było tak mało, że dziewczęta niemal stykały się czubkami butów. Mar
hwyciła spojrzenie Laury i puściła do niej oko. Będą miały co opowiadać na następnej bl
rty16.
Obok Laury siedziała szeregowa Eleanor Hanna, pełna życia dziewczyna o jasnej ka
ręconych włosach. Wychowała się na farmie w Montoursville w Pensylwanii. Miała dwadzi
en lat i dwóch braci: starszego w lotnictwie, a młodszego w marynarce. Jej ojciec służył po
wojny światowej w korpusie medycznym, później trafił do obozu jenieckiego. W Fee-Ask El
ano, bo zawsze i wszędzie śpiewała.
- Ale zabawnie! - przekrzykiwała ryk silników17.
Na przegubie Eleanor wisiała zdecydowanie niewojskowa ozdoba - pamiątkowa bransohińskich monet połączonych drutem Eleanor miała jeszcze co najmniej dwie podobne18.
Wśród pasażerek była też szeregowa Marian Gillis z Los Angeles, córka wydawcy prasow
otka, która już miała za sobą dość burzliwe życie, w tym ucieczkę, razem z matką, z ogarn
jną domową Hiszpanii19. W pobliżu usiadła sierżant Belle Naimer z Bronxu,
erytowanego producenta bluz, wciąż opłakująca narzeczonego, porucznika sił powietrznych w
owych, zestrzelonego kilka miesięcy wcześniej w Europie20.
Miejsca szukała też sierżant Helen Kent z Ta^ w Kalifornii. W katastrofie samolotu wojsko
aciła męża, ale żywa i mimo wszystko lubiąca się bawić, wstąpiła do WAC, by uciec p
motnością. Miała razem z nią lecieć jej najlepsza przyjaciółka z bazy, sierżant Ruth Coste
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 26/199
rzęzła w papierach dotyczących samolotów, które generał Mac Arthur chciał ściągnąć na Fil
th namówiła Helen, żeby poleciała bez niej, a po powrocie opowiedziała jej , jak było. Ona
„Stowarzyszenia Szangri-La” zamierzała dołączyć innego dnia—.
Na pokład weszły jeszcze trzy WAC: sierżant Marion W. McMonagłe, czterdziestoczteroł
zdzietna wdowa z Filadelfii; szeregowa Ałethia M. Fair, pięćdziesięcioletnia rozwied
efonistka z Hollywood, szeregowa Mary M. Landau, panna, łat trzydzieści osiem, stenogr
Brookłyni^.
Dwie przyjaciółki, sierżant Ruth Coster (z lewej) i sierżant Helen Kent stroją miny prze
obiektywem Ruth zamierzała polecieć razem z Helen, ale miała dużo pracy.
Za nimi wsiedli pułkownik Prossen i drugi pilot, major George H. Nichołson junior z M
stanie Massachusetts. Nichołson miał trzydzieści cztery łata, studiował filologię klas
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 27/199
Boston College, a potem ukończył nauki humanistyczne na Harvardzie i pedagogikę na B
iversity. Kilka lat spędził w rezerwie piechoty na tyłach, ucząc w gimnazjum, po czym wstąp
nictwa wojsk lądowych, by zdobyć odznakę srebrnych skrzydeł. Był poza domem dopier
erech miesięcy; służył w tym czasie pod rozkazami łorda Moimtbattena, naczełnego dowód
anckich w Azji Południowo-Wschodniej. Później przeniesiono go do Nowej Gwinei—.
Major George H. Nicholson (za zgodą Johna McCarthy’ego).
Cztery dni wcześniej George Nichołson wykręcił się z wydawanego w Klubie Ofice
yjęcia na cześć zwycięstwa w Europie i nocą, samotnie, pisał w namiocie piękny łist do
cji, nauczyciełki, z którą ożenił się kiłka dni przed podjęciem służby czynnej.
Starannym pismem, z właściw 3in historykowi wyczuciem proporcji i z nutką poezji u
ycięstwo ałiantów nad Niemcami żywą, piętnastostronicową opowieścią o wojnie w EuAfryce. Rozłokowywał armie po kontynentach, wysyłał floty na oceany, a łotnictwo w nieogar
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 28/199
estworza. Pisał o uczuciach i modlitwach rodzin pozostałych w domach, na tyłach; o bohaterstwie żołnierzy, piechoty morskiej, marynarzy i pilotów na froncie. Śledził roerykańskiego wojska - od uczniaków do zahartowanych w bitwie wojowników. Przesantów i sprzęt pod miażdżącym ostrzałem w Dieppe i na tunezyjskiej przełęczy Kassdrywał ich do zwycięstwa w północnej Afryce w starciu z doświadczonymi jednosncernymi pod El Guettar, prowadził do ofensywy pod Salerno i Anzio we Włoszech.
Zbliżając się do plaż Normandii w D-Day, Nicholson, tak jak alianci, nabierał rozmachu. by był naocznym świadkiem: „Brzask poranka przecięły błyski z okrętowych dział bij
brzeg; powietrze trzęsło się od wybuchów pocisków i od bomb zrzucanych z samolotów. Raowały na niebie ogniste łuki. Wzburzone wody Kanału przyprawiały wielu żołndesantowych łodziach o chorobę morską. Niemiecka artyleria uderzała w wodę, często niszzie i większe statki. Ze straszliwą siłą eksplodowały miny. Łodzie zbliżały się do plaży. S
raliżował ludzi, ale zwyciężyła w nich odwaga. Opuszczono pochylnie, przez najezeszkodami pas wody żołnierze dobrnęli do plaży. Rozpoczęła się inwazja”.
Cztery strony dalej Nicholson opisał amerykańskich żołnierzy przekraczających Ren na grmieckiej, amerykańskich lotników, którzy przeganiali z nieba groźnych pilotów Lul^w
wojska alianckie trzymające za gardło III Rzeszę, by zmusić ją do kapitulacji. „Może by
odni, ale teraz jesteśmy twardzi - pisał. - Ta bitwa jest zapłatą. Zmusiliśmy ich do uległości”Dopiero na samym końcu list nabierał charakteru osobistego. Nicholson uznawał swoją
westionował własną męskość, ponieważ nie służył w Europie w siłach powietrznych,. „Przyznielogiczne - zwierzał się żonie wprost - ale mężczyzna nie jest mężczyzną, kiedy nie
ączyć się, gdy wojna ogarnia jego kraj i najbliższych mu ludzi. Nie oceniaj mnie surowo, kochdzić będziecie po czynach; chciałbym pójść do Ósmej, ale nigdy o to nie poprosiłem”.
Zrzuciwszy z siebie ciężar, kończył: „Kocham Cię, najdroższa”. I po chwili, po raz piepiętnastostronicowym tekście pisanym wzniosłym stylem, powtórzył: „Kocham Cię”24.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 29/199
Kapral James „Jimmy” Lutgring (z lewej) ze swym najbliższym przyjacielem, szeregowce
Melvinem Mollbergiem, który zastąpił go w załodze samolotu Gremlin Special (za zgodą Me
Lutgringa).
Razem z Prossenem i Nicholsonem na pokład weszli trzej pozostali członkowie załogi, sie
abowy Hilliard Norris, dwudziestotrzyletni mechanik pokładowy z Waynesville w Kar
łnocnej, i dwaj szeregowcy: George Newcomer z Middletown w stanie Nowy
udziestoczteroletni radiooperator, i drugi mechanik Melvin Mollberg z Baudette w Minnesoc
Mollberg, dla przyjaciół „Molly”, miał dwadzieścia cztery lata, gęstą, jasną czuprynę i
ywy uśmiech. Wychował się w gospodarstwie, był zaręczony z piękną młodą kobietą z Bris
Australii, gdzie stacjonował, nim miesiąc wcześniej przybył do Hollandii. W ostatniej c
tąpił innego członka załogi Gremłina. Początkowo w grafiku dyżurów jako drugi mec
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 30/199
dniał najlepszy przyjaciel Mollberga, kapral James „Jimmy” Lutgring, z którym Mollberg s
sko trzy lata w 5. Armii Powietrznej na Południowym Pacyfiku. Jednak Lutgring i pułk
ossen nie byli w dobrych stosunkach. Lutgring przypuszczalnie podejrzewał, że Prossen od
ąś rolę w odrzuceniu jego wniosku o awans na sierżanta. Nie chciał spędzać niedzie
południa w składzie załogi Prossena, mimo że oznaczało to utratę szansy na oglądanie Szang
ollberg zdawał sobie z tego sprawę. Sam zaproponował, że zastąpi kunpla w tym locie—.
4kSierżant Kenneth Decker (za zgodą US Army).
W pozostałej dziesiątce pasażerów byli dwaj majorzy, dwaj kapitanowie, trzej porucznicy,
rżanci i kapral - sami mężczyźni.
Sierżant technik Kenneth Decker pochodził z Kelso w stanie Waszyngton. Twardy, małom
eślarz z biura projektów dowództwa, przed wojną pracował w ojcowskim sklepie meblow3m
wej Gwinei spędził już kilka miesięcy; wcześniej przez ponad dwa lata stacjonował w Aus
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 31/199
t miał być dla niego szczególną przyjemnością na trzydzieste czwarte urodziny Z drugiej s
dok Margaret Hastings nie sprawił mu specjalnej radości. Kilka tygodni wcześniej chciał się
ówić, ale dostał kosza. W locie nad Szangri-La dzieliło ich kilka miejsc i był to najbliższy kon
jaki Decker mógł liczyć—.
John (z lewej) i Robert McCollomowie (za zgodą B.B. McCollom).
Kolejny pasażer, Herbert F. Good, wysoki, czterdziestosześcioletni kapitan z Dayton w s
io, miał za sobą służbę podczas I wojny światowej. Później ożenił się i wrócił do d
ndlował ropą i udzielał się w Kościele prezbiterianskim Kiedy znów wybuchła wojna, po
lczyć—.
Na końcu szeregu stali bliźniacy - John i Robert McCollomowie, dwudziestosześc
rucznicy z Trenton w stanie Missouri. Byli niemal nie do odróżnienia - jasnow
melancholijnych, niebieskich oczach i mocno zarysowanej dolnej szczęce. Różnica międzya drobna - John miał 167 cm, a Robert był o włos wyższy, co w l̂^corzystywał, drażniąc s
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 32/199
oim „małym braciszkiem”. Dla przyjaciół i rodziny „nierozłączki”, po odejściu matki trz 3mi
a i starszego brata—. Gdy mieli osiem łat, ubierali się identycznie i uwielbiali lotnika Cha
ndbergha, który jako pierwszy człowiek samotnie przeleciał nad Atlantykiem W trzeciej k
yszli kiedyś do domu zachwyceni nauczycielką, Evą Radcliff. Tata, zawiadowca stacji kolej
stanowił ją poznać. I tak John, Robert i ich starszy brat wkrótce doczekali się nowej mamy.
Jednocześnie zdobyli stopień Skauta Orlegc^. Razem fascynowali się sportem, choć w
icować, niż grać. Razem wstąpili do ROTC (korpus szkoleniowy oficerów rezerwy) i
eszkali, studiując inżynierię lotniczą na Uniwersytecie Minnesoty, gdzie pracowali długie god
opłacić czesne, a jednocześnie byli managerami uczelnianej drużyny hokejowej. Dzielinym konęletem książek, bo na drugi nie było ich stać. Choć prawie w niczym się nie ró
bert był odrobinę spokojniejszy i zamknięty w sobie, a John bardziej otwarty i towarzysk
berta zawsze mówiono Robert, na Johna często - Mac.
Po raz pierwszy rozdzielili się dwa lata wcześniej, 5 irąja 1943 r., gdy Robert ożen
oznaną na randce w ciemno Cecelią Connolly, używającą drugiego imienia - Adele. Na śl
ografii opublikowanej w lokalnej gazecie obaj McCollomowie są w mundurach; odróżn
żna tylko dzięki Adele, która czarująco uśmiecha się do Roberta—. Po ślubie Robert, Adele i
ymali się we trójkę, razem spędzali wieczory w Klubie Oficerskim Bracia w tym samym
obyli licencję pilota i - nie licząc krótkiego okresu rozłąki - stacjonowali razem w kole
zach w Stanach. Pół roku przed lotem do Szangri-La wysłano ich obu na Nową Gwineę.
John i Robert McCollomowie (za zgodą B.B. McCollom).
Półtora tygodnia przed Dniem Matki Adele McCollom urodziła córkę, której nadali z Rob
ię Mary Dennise, w skrócie Dennie. Robert McCollom jeszcze swojej córeczki nie widział.
Obaj z Johnem chcieli oglądać Szangri-La przez to samo okno Gremlina, nie mogli jednak zn
óch miejsc obok siebie. Robert poszedł bliżej kabiny pilotów i wsunął się na wolne sied
sko dziobu. John zobaczył, że jest jeszcze miejsce koło Margaret Hastings, przedostatnie po
onie samolotu, obok ogona.
Margaret znała Johna, bo systematycznie pojawiał się w biiffze pułkownika Prossena. Pam
, że przed paroma miesiącami wyposażył jej namiot w podwójne gniazdko elektryczne.
- Czy mogę usiąść przy pani oknie? - spytał.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 33/199
Przez ryk silników Margaret wykrzyczała zgodę32.
Gremlin Special miał na pokładzie komplet pasażerów - dwudziestu czterech członkó
rojnych Stanów Zjednoczonych, głównie z działu technicznego Fee-Ask: dziewięciu ofic
ewięć kobiet i sześciu żołnierzy. Kiedy drzwi się zamknęły, Margaret zauważyła, że żoł
óremu nie podobało się wpuszczanie na pokład kobiet w pierwszej kolejności, ostateczni
iadł z nimi.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 34/199
EUREKA!
5
Piętnaście po drugiej Gremlin Special, pilotowany przez pułkownika Prossena, przetoczyoskotem koło palm rosnących wzdłuż pasa startowego na lotnisku Sentani i wzniósł w czkitne niebo. Kiedy przelatywał nad jeziorem Sentani, pasażerowie wychylali się, żeby popapołyskujące niebieskie wody i zielone wzgórza schodzące do brzegów. Prossen prow
molot w kierunku gór Oranje, biorąc kurs wprost na dolinę. Przez intercom zawiadomił, że domiejsce zabierze im około pięćdziesięciu pięciu minut.Siedząca blisko kokpitu dziewczyna zanuciła: „Bo cóż ci dorówna, dniu czerwcowy w ma
drodze do Szangri-La przywoływała średniowiecznego rycerza poszukującego Świętego Gzucia, słowa z liczącego sto lat epickiego poematu Widzenie sir Launfala (The Vision o
unfal) Jamesa Russella Lowella: „Bo cóż ci dorówna, dniu piękny, czerwcowy?”. Rósownie brzmiały dalsze wersy:
I skąd dziś ten śmiech zamiast żalu, nikt nie wie.
I wszystko szczęśliwe,
I pnie się do góry;
A sercu tak łatwo jest znów o prostotę,Jak niebu o błękit i trawie o zieleń.
(Przeł. Anna Żukowska-Mazia
Margaret, przyklejona do okna, patrzyła w dół przez kłębiaste, białe chmury. Pomyślała, że ungla w dole wydaje się miękka jak zielony puch, który złagodziłby upadek nawet z tak wiesokości. W oddali widziała pokrytą czapą śniegu górę Wilhelminy, nazwaną na lenderskiej królowej; najwyższy szczyt pasma, liczący 5193 metry-.
Johna McColloma bardziej interesowały kurs i wysokość, na jakiej leci Gremlin. Oceniał,oło 2300 metrów nad ziemią, a od załogi dowiedział się, że kurs wynosi 224 stopnie, dokładnłudniowy zachód od bazy; dotrą w ten sposób do wąskiej przełęczy na północno-zachodnim kangri-La, odkrytej rok wcześniej przez majora Grimesa.
W drodze do doliny pułkownik Prossen podjął fatalną w skutkach decyzję - odpiął pas i wykabiny pilotów do pasażerów. Wycieczka miała przecież pokazać personelowi, że szef dba o
ich morale. Była to okazja do integracji, szansa na wspólne obejrzenie Szangri-La. Jednak bd uwagę niezbadane i nieopisane na mapach góry, zmienną pogodę i brak więksświadczenia drugiego pilota, majora George’a Nicholsona, opuszczenie fotela w kokpicie
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 35/199
sunięciem nierozważnym
Pułkownik Peter J. Prossen (za zgodą Petera J. Prossena juniora).
Obaj, i Prossen, i Nicholson lecieli do Szangri-La po raz pierwszy. O zdradliw 3m pod
ez górską przełęcz wiedzieli tyle, ile gdzieś wyczytali albo usłyszeli od innych piloychodząc z kokpitu i powierzając najtrudniejszą część lotu drugiemu pilotowi, Prossen nie do
yka, czy wręcz je zlekceważył. Ponadto zajmował się w Fee-Ask głównie spra
ministracyjnymi, a Nicholson był na Nowej Gwinei od niedawna; nie wiadomo więc, jak
zy w ogóle kiedykolwiek razem latali. Największy problem polegał zapewne na tym, że Pr
norował uwagi pułkownika Raya Elsmore’a, który po swoim pierwszym locie do Szang
rzegał o niebezpieczeństwach grożących „pilotowi nieznającemu tego kanionu”.
C-47 był wyposażony w pasy dla pasażerów, ale co najmniej kilka osób odpięło je, kied
rcie zaczęły się pogaduszki. Większość uczestników wycieczki pracowała razem, w p
hniczn}m Prossena, co ułatwiało życie towarzyskie. Prossen włączył się w rozmowy, s
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 36/199
ciasnym przedziale radiooperatora oddzielającym kokpit od kabiny pasażerskiej.
John McCollom zauważył ze swojego miejsca, że do kokpitu weszła kształtna sierżant H
nt. Klapnęła na fotel po lewej stronie, opróżniony przez Prossena, napawając oczy ni
zasłoniętym widokiem przez przednią szybę. Obok niej siedział samotnie drugi pilot,
cholson.
Po blisko godzinnym locie Gremlin Special prześliznął się nad grzbietem, obniżył
kilkaset stóp i znalazł się nad wąską odnogą doliny, do której zmierzali. Samolot leci
sokości niespełna 6500 stóp [prawie 2000 m] nad poziomem morza, czyli jakieś 1300 stóp
0 m] nad dnem doliny, między porośniętymi dżunglą zboczami gór. Nicholson pchnął do plant, opuszczając ster wysokości. Dziób C-47 skierował się w dół. Pilot sprowadził samol
sokości około tysiąca stóp [300 m] nad dnem doliny. Maszyna nadal obniżała lot. Po chwili l
całe 400 stóp [120 m] nad ziemią2.
- Eureka! - krzyknęła rozentuzjazmowana Helen.
Pasażerowie rzucili się do okien. Zobaczyli małą tubylczą wioskę - gromadkę chat podobny
ybów, krytych strzechą i otoczonych starannie wyznaczonymi i dobrze utrzymanymi p
dkich ziemniaków. Margaret patrzyła z zachwytem, ale czegoś jej brakowało. Zorientowała s
oska jest pusta. Nie dostrzegła żadnych tubylców. Nie zdawała sobie sprawy, że była to tylko
ada w bocznej dolinie - wielka Szangri-La leżała 10-15 mil [ok. 15-25 km] przed nimi - i pooszukana.
- Chciałabym przylecieć tu jeszcze raz! - zerknęła do tyłu, żeby pożalić się Joh
cCollomowi.
Nie słuchał. Patrzył w stronę kokpitu i nagle gwałtownie zwrócił głowę w lewo. Przez prz
ybę widać było tylko chmury. Wśród bieli mignęły strzępy ciemnej zieleni dżungli porasta
rę wysokości - jak oceniał - 4000-4300 metrów.
McCollom zesztywniał: - Gazu i wynośmy się stąd! - wrzasnął w stronę kokpitu.
Margaret i część pasażerów sądziła, że żartuje3. Dla majora Nicholsona nie były to jednak
m już dostrzegł niebezpieczeństwo.
McCollom, licencjonowany pilot, wiedział, że podstawową zasadą lotu w górach jest utrzy
zycji umożliwiającej manewr. Dolina była jednak zbyt wąska, by Nicholson mógł podjąć
óbę. Wyjście było tylko jedno. Nicholson chwycił wolant i gwałtownie szarpnął do siebie. Pr
ł w przedziale radiooperatora, a na lewym fotelu siedziała zachwycona widokami Helen
ody major był zdany na siebie.
Skierował dziób samolotu w górę, rozpaczliwie uciekając przed błyskawicznie zbliżający
oczem. McCollom widział, jak major pcha dźwignie przepustnic do przodu, nadając silnikom
c, by maszyna się wzniosła. Popatrzył w okno, przy którym siedział. W dole, przez dchmurach, migały drzewa, które czubkami gałęzi sięgały brzucha Gremlina. Był pewien, że ch
esłoniły Nicholsonowi widok przez przednią szybę. A to znaczyło, że drugi pilot leci nie tylk
mocy bardziej doświadczonego przełożonego, pułkownika Prossena, ale prowadzi maszyn
po, polegając tylko na przyrządach kontrolnych przed sobą. I na instynkcie przetrwania4.
Nikt, kto nie był w kokpicie Gremlina, nie mógł ze stuprocentową pewnością powiedzie
awiło, że samolot, jego dwudziestu czterech pasażerów i załoga znaleźli się w
bezpieczeństwie. Usterka techniczna - robota gremlinów - wydawała się niewykluczona,
soce nierealna. Bardziej prawdopodobne było połączenie różnych czynników, a obecności Prossena w kokpicie, błędów Nicholsona i stopnia trudności poruszania się w d
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 37/199
angri-La.Na podstawie obserwacji McColloma i tego, co wydarzyło się później, można domniemywa
jor, który nauczył się pilotowania zaledwie trzy lata wcześniej5, lecąc nisko nad małą doybko stracił orientację albo źle ocenił sytuację. Tyle że zagrożenie Gremlina mogły zwiękoliczności od Nicholsona niezależne.
Kiedy major starał się nabrać wysokości, C-47 mógł trafić na silny podmuch wkanionach i wąskich dolinach zawirowania powietrza były powszechnym zjawiskiem Wadał z jednej strony i spadał ku dołowi doliny, powodując prądy zstępujące, po czym p
owrotem w górę po przeciwnej stronie i wywoływał prądy wstępujące. Takie nagłe, krótkotrądy pojawiały się często bez ostrzeżenia6. Położone na dużych wysokościach doliny i kawej Gwinei były szczególnie zdradliwe, między innymi z powodu nierównego, poszarpenu i gwałtownych zmian temperatury, kiedy gorące powietrze znad dżungli tworzyło cum
mujące się zazwyczaj po południu nad szczytami i wokół nich7.Gdyby w tamtej chwili pojawił się prąd zstępujący, dwadzieścia cztery osoby na pokł
emlina znalazłyby się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, niezależnie od tego, kto siedziałrami. Oficjalny raport wojskowy sugerował później, że „nagły prąd zstępujący” najwyraaremnił wysiłki pilota starającego się podnieść samolot na odpowiednią wysokość8. Raporł jednak pełny. Nie wspominał o nieobecności Prossena w kokpicie ani o oczywistych błcholsona.
W momencie, gdy major toczył swoją walkę, a McColloma ogarnął strach, Margaret nie dnego poczucia zagrożenia. Była całkowicie pochłonięta widokiem tubylczych chat i naweuważyła, że Helen Kent zajęła miejsce pułkownika Prossena, który stał na zewnątrz kokpitu. Cdziób samolotu się wznosi, ale nie zdawała sobie sprawy, że Nicholson prowadzi maszynę dziła, że Prossen tylko nabiera wysokości, chcąc przelecieć nad wysoko położoną przełęczą,
gnęła jej wcześniej.Major nie mógł zmusić maszyny do posłuszeństwa. Gremlin Special zaczął ścinać cromnych, wiecznie zielonych drzew; liście i konary szorowały, uderzały i łamały się o maloochronne barwy blachy powłoki samolotu. Jeśli nawet Prossen zorientował się w sytuacjał czasu, by dopaść fotela, usunąć z niego Helen Kent i przejąć stery.
Margaret zachowała jednak spokój. Szefa darzyła całkowitym zaufaniem i nawet przez ukundy pomyślała, że to jakieś fantazyjne manewry. Przyszło jej do głowy, że Prossen postanaplikować im podróż z dreszczykiem i leci, jak mówią piloci, kosiakiem - lotem koszącym9.
John McCollom wiedział, co się dzieje. Złapał Margaret za rękę.
- Cholernie blisko - powiedział. - Ale chyba przeskoczymy10.Był to nieuzasadniony optymizm Krótko po godzinie trzeciej po południu, w niedzielę 13
45 r. desperacka walka majora Nicholsona, by nabrać wysokości, dobiegła końca. Odleędzy C-47 i bezlitosną ziemią spadła do zera. W ogłuszającym huku skręcającego się mwięku rozbijanych szyb i rzężących silników, trzasku pękających konarów, huku płonącego padzie koziołkowali i ginęli. Gremlin Special runął między drzewa i uderzył w porośnięte dżocze góry.
Kabina złamała się i wbiła w kokpit. Ściany kadłuba zostały wessane do środka. Odpadły
zydła. Część ogonowa odłamała się jak w dziecinnej drewnianej zabawce. Z wraka buc
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 38/199
mienie. Drobne eksplozje brzmiały jak kanonada. Ciemny dym przesłonił światło. W pow
osił się gryzący swąd płonącego metalu, skóry i gumy; paliły się kable, ropa, ubrania, w
iała.
Szczęściem w nieszczęściu Nicholson, usiłując przeskoczyć grzbiet, zdołał skierować
molotu w górę, maszyna uderzyła w zbocze nie na wprost, a pod łagodniejszym kątem. Dzięki
oć w kabinie wybuchł ogień, Gremlin nie eksplodował natychmiast. Każdy, kto przeżył i ni
iertelnie ranny, miał szansę ratunku.
Kiedy samolot rył drzewa, John McCollom przeleciał przez przejście między fotelami z
ony na prawą. Wyrzuciło go do przodu, fiknął parę koziołków i upadł. Na moment sytomność. Gdy się ocknął, siedział skulony w połowie kabiny. Płomienie otaczały g
zystkich stron. Instynktownie poszukał wyjścia. W miejscu ogona zobaczył błysk białego św
ch kabiny opadł płasko jak w blaszanej puszce, John nie mógł stanąć. Poczołgał się w kie
iatła i wydostał na spaloną ziemię górskiej dżungli, oszołomiony, ale nawet nie zadrapany.
Zaczynała do niego docierać cała groza sytuacji. Pomyślał o bracie bliźniaku i dwudziestu d
zostałych pasażerach, zamkniętych, jak sądził, w pułapce wewnątrz maszyny i martwych. „Ch
ietne miejsce na niedzielne popołudnie - pomyślał - sam, 165 mil od cywilizowanego świata
Margaret obijała się po kabinie jak gumowa piłka. W pierwszym odruchu zaczęła się modlićoznaczało kapitulację, a Margaret nie należała do tych, co się poddają. Ogarniała ją z
edziała, że to bez sensu, ale kiedy padała, potraktowała to jako osobistą zniewagę, oburzon
astrofa samolotu popsuła jej wymarzoną wycieczkę do Szangri-La. Nawet nie zobaczyła żad
ylca.
Kiedy przestała się wywracać i pozbierała myśli, uświadomiła sobie, że leży na ja
ruchomym mężczyźnie, którego ciało zamortyzowało jej upadek. Próbowała się poruszyć
żczyzna przed śmiercią w jakiś sposób objął ją grubymi ramionami. Nie wiadomo, czy prób
chronić, czy po prostu chwytał coś, co znalazło się pod ręką. Uścisk martwego człow
każdym razie ją zablokował. Czuła, jak płomienie zaczynają lizać jej twarz, stopy i wietrze wypełniał cierpki odór skwierczących włosów. Na chwilę przestała walczyć
ychmiast powróciła wściekłość, a wraz z nią siła.
Wyrwała się z rąk zmarłego i popełzła przed siebie; nie wiedziała, kogo zostawiła za
okąd zmierza - do tyłu, w kierunku oderwanego ogona, czy naprzód, ku zmiażdżonemu kokp
piekłu. Czołgała się, szukając ratunku, ale nie widziała, by w płonącej kabinie ktokolwie
zał, odzywał czy jęczał. Czy dzięki szczęściu, czy Boskiej interwencji, wybrała właściwą
eczki.
Wytoczyła się przez rozdarty tył kadłuba na ziemię.
- Mój Boże! Hastings! - krzyknął John McCollom, który tą samą drogą wydostał się nienutę wcześniej.
Nim Margaret zdołała się odezwać, usłyszał z wnętrza samolotu kobiecy krzyk: - Zabierzcie
d!
Gremlin Special stał już w płomieniach. John McCollom miał nadzieję, że samolo
buchnie, ale nie był tego do końca pewien. Skaut Orli ze stopniem porucznika bez wahania
z powrotem do wraku. Kuląc się w dymie i ogniu, chroniąc, jak tylko mógł, przed żarem, po
centymetr po centymetrze w stronę, skąd dochodziło błagalne wołanie.
- Daj rękę! - rozkazał.
Chwilę później Margaret patrzyła, jak John wyprowadza jej przyjaciółkę Laurę Besley. Po
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 39/199
na spalonej ziemi i wrócił do płonącego kadłuba.
W dymie przedzierał się do szeregowej Eleanor Hanny, która w samolocie siedziała obok L
zpośrednio naprzeciw niego i Margaret. Była straszliwie poparzona, gorzej niż obie koleż
y ją wynosił, jej włosy wciąż trzaskały od żaru.
Ratując dwie kobiety, poparzył ręce i osmalił włosy. Poza tym, co dziwne, w zasadzie nic m
stało. Nie mógł jednak podjąć trzeciej próby ratunku - ogień szalał, był coraz wyższy i gor
wnętrza wraka dochodziły odgłosy kolejnych eksplozji. Zwątpił w to, że w środku pozostał je
ś żywy.
Zelektryzował go jakiś ruch. Spojrzał w górę i zobaczył mężczyznę nadchodzącego z pony samolotu. Cień nadziei, że mógłby to być jego brat bliźniak, szybko się rozwiał. P
rżanta Kennetha Deckera - John nadzorował jego pracę w biurze projektów pionu technic
e-Ask11. Decker utrzymywał się na nogach, ale oszołomiony i poważnie ranny. Margaret dostr
jego czole, po prawej stronie kilkucentymetrową krwawiącą ranę, głęboką aż do szarej
aszki. Krew ciekła też z drugiego rozcięcia, po lewej stronie czoła. Miał osmalone nogi i plec
manego łokcia sztywno sterczało prawe ramię. Jakimś cudem poruszał się jednak o włas
ach i zbliżał ku nim jak zombie.
- Boże, Decker, jak się wydostałeś? - spytał McCollom
Decker nie mógł mówić. Nigdy nie odtworzył w pamięci tego, co wydarzyło się między stądowiska Sentani a chwilą, gdy w dżungli wypełzł z samolotu na wolność. Później McC
alazł w boku kadłuba C-47 dziurę i wymyślił, że to dzięki niej uratował się Decker, choć ró
brze sierżant mógł się katapultować przez kokpit, a stamtąd przez przednią szybę.
Chwiejnym krokiem szedł ku McCollomowi i Margaret i mruczał w kółko pod nosem: -
olerny sposób spędzania urodzin.
Margaret zdawało się, że Decker bełkocze coś bez sensu, ogłuszony uderzeniami w g
źniej dopiero się dowiedziała, że 13 maja, w niedzielę, naprawdę obchodził trzydzieste cz
dziny12.
John wrócił do trzech ocalałych kobiet. Margaret stała bez ruchu, najwyraźniej w szoku
gł teraz myśleć o tym, co czuł - o pustce, o niewypowiedzianym bólu bliźniaka, który p
rwszy w życiu został sam Sytuacja była jasna. Ze wszystkich pięciorga ocalałych uci
mniej i choć miał zaledwie stopień porucznika, przewyższał rangą pozostałych. Zebrał się w
bjął dowodzenie.
- Hastings, możesz coś zrobić dla tych dziewcząt?
Laura Besley i Eleanor Hanna leżały obok siebie na ziemi, tak jak je położył McC
argaret uklękła przy Eleanor. Młoda, pełna życia szeregowa z farmy w Pensylwanii zdawała s
rpieć, ale Margaret wiedziała, że na ratunek jest już za późno. Eleanor miała na całymaszliwe oparzenia, ogień spalił jej ubranie. Tylko buzia cherubinka o jasnej cerze pozo
tknięta.
Popatrzyła błagalnie na Margaret i słabo się uśmiechnęła.
- Zaśpiewajmy - powiedziała. Spróbowały, ale żadna z nich nie wydała głosu.
Laura Besley spazmatycznie szlochała, ale ani Margaret, ani McCollom nie mogli zorien
, dlaczego. Wyglądało na to, że ma tylko powierzchowne oparzenia13.
John usłyszał jęk. Pobiegł na prawą stronę samolotu i zobaczył leżącego na ziemi kap
rberta Gooda. Wiedział, że kapitan znalazł się na pokładzie Gremlina przez niego. Tego
adł na Gooda w bazie Hollandia. Z właściwej sobie życzliwości spytał kapitana, członka snerała MacArthura, czy ma jakieś plany na popołudnie. Good miał wolne, John zaprosił go w
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 40/199
akcyjną wycieczkę do Szangri-La.
Wydawało się, że kapitan nie został ranny, McCołłom zawołał, żeby dołączył do r
ałonych. Good chyba go nie słyszał, John ruszył więc przez tłące się zarośła w jego kierunk
m szedł Decker, nie do końca przytomny; instynktownie chciał pomóc ałbo trzymać się b
cCołłoma - możłiwe, że jedno i drugie.
Przeciskałi się w stronę Gooda, kiedy ze zbiorników pałiwa na oderwanych skrzydłach, łeżą
sko kadłuba, buchnęły płomienie. Gdy ogień zmałał, McCołłomrzucił się ku Goodowi. Za pó
pitan nie żył. John nigdy nie dowiedział się, czy zabiła go ekspłozja, czy rany odnie
katastrofie. Zrozumiał też, dłaczego Good nie zareagował na jego wołanie - stopa uwięzkorzeniach drzewa—.
Dła weterana I wojny, handłarza ropą, działacza kościełnego i małżonka z Ohio nie był
unku. Zostawiłi ciało kapitana tam, gdzie było, skułone na ziemi wśród zarośłi i gałęzi,
trów od rozbitego samołotu, z ^ow ą przechyłoną nienaturałnie na bok, z prawą ręką
łokciu i zwisającą w dół, do wiłgotnej ziemi—.
Nikt więcej nie ocałał z samołotu C-47 Gremłin Speciał, który w niedziełne popołudnie wy
rekreacyjny łot nad Szangri-La.
Zginął pułkownik Peter J. Prossen, który rankiem martwił się o żonę i dzieci w Teksasie i o
rsoneł w hołenderskiej Nowej Gwinei. Kiłka dni później łist napisany w niedziełę dotarł d
tonio - życzenia na Dzień Matki przyszły od człowieka, który już nie żył.
Zginął drugi piłot, major George H. Nichołson junior, nauczycieł gimnazjum w Massachu
ry kiłka dni wcześniej tak pięknie pisał do żony o nigdy nieogłądanych własnymi oczami bit
Europie.
Zginęła sierżant Hełen Kent z Taft w Kałifornii, pozostawiając najbłiższą przyjaciółkę
ster. Ruth dopatrzyła się jakiejś tragicznej reguły w tym, że Hełen w chwiłi śmierci siedzia
ełu piłota, tak jak jej mąż Earł zestrzełony półtora roku wcześniej nad Europą.
Sierżant Bełłe Naimer z Bronksu poszła za swym narzeczonym, który zginął w czasie w
katastrofie łotniczej. Zginęły jeszcze cztery dziewczyny z WAC: sierżant Marion W. McMo
Fiładełfii, szeregowa Ałethia M. Fair z Hołływood w Kałifornii, szeregowa Marian Giłłis
gełes i szeregowa Mary M. Eandau z Brookłynu.
Zginęłi trzej żołnierze z załogi samołotu: sierżant Hiłłiard Norris z Waynesviłłe w Kar
łnocnej, szeregowy George R. Newcomer z Middłetown w stanie Nowy Jork i szereg
ełvin „Mołły” Mołłberg z Baudette w stanie Minnesota, który na ochotnika zastąpił tego
ego najłepszego przyj acieła.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 41/199
Ciało kapitana Herberta Gooda; zdjęcie wykonano dwa tygodnie po katastrofie (za zgodą
Army).Zginęli też: major Herman F. Antonini lat dwadzieścia dziewięć, z Danville w stanie Ill
jor Phillip J. Dattilo, lat trzydzieści jeden, z Louisville w stanie Kentucky; kapitan Lo
eyman, dzień przed swymi dwudziestymi dziewiątymi urodzinami, z Hammond w stanie In
rucznik Lawrence F. Holding, lat dwadzieścia trzy, z Raleigłi w stanie Karolina Północna; k
arles R. Miller, lat trzydzieści sześć, z Saint Joseph w stanie Michigan i kapral Melvyn Web
adzieścia osiem, z Conpton w Kalifornii.
Płomienie skremowały ciała we wnętrzu Gremlina, zamieniając wrak w stos pogrze
spólny grób pasażerów i załogi zabitych w kokpicie i kabinie.
W popiele uchowała się w jakiś sposób złota, biało inkrustowana obrączka ślubnawnętrznej strony widniały na niej inicjały „CAC” i „REM” oraz data „5-5-43”. Dwa lata
astrofą John McCollom stał przy kościelnym ołtarzu, gdy jego bratowa Cecelia Adele Conn
AC - wsuwała ją na palec Roberta Emerta McColloma - REM.
Odnaleziona po latach we wraku obrączka ostatecznie potwierdziła to, co w pierwszych rmn
ędzonych w górskiej dżimgli uświadomił sobie John McCollom. Po dwudziestu sześciu
cia razem odszedł jego brat, porucznik Robert E. McCollom^.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 42/199
LANDRYNKI
Na żałobę nie było czasu. Kiedy McCołłom i Decker stałi nad ciałem kapitana Gooda, worników z pałiwem przeniósł ogień błiżej trzech ocałałych kobiet, które za chwiłę mogłałeźć w pierścieniu płomieni.
Margaret zorientowała się w zagrożeniu. Krzyknęła do McCołłoma, którego nie odstępiąż zamroczony Decker: - Poruczniku McCołłom, musimy stąd uciekać! Zaraz będziemy w ogMcCołłom w pośpiechu szukał drogi ucieczki, ałe w żadnym wypadku nie wołno mu było s
nowania nad sobą. Nikt pozostający pod jego dowództwem nie m ó^ ułec panice. - Rapowiedział spokojnie.
Margaret zauważyła mały skałny występ na skraju urwiska, jakieś dwadzieścia metrów w
rośniętego dżungłą zbocza. Przedzierała się w tamtym kierunku. Z góry deszczowy łas wydawprzytułną ziełoną poduszką, ałe teraz, na ziemi, odkryła, że jest zupełnie inny - wymarzon
tanika i koszmarny dła rozbitków.Skałiste, błotniste i nierówne podłoże pokrywała płątanina ogromnych paproci, pnączy, krza
adłych konarów i gąbczastych, wiecznie wiłgotnych mchów. Ciernie, kołce, ostro zakońccie opłątywały jej nogi, rozdzierały ubranie i raniły. Tam gdzie słońce przebijało się ełowarstwowe bałdachimy łiści, wyrastały ogromne rododendrony. Nad ^ową miała gmatwew - gigantycznych eukałiptusów, banianów, pałm, bambusów, mirtów, krzaczastych dę
ndanów, tropikałnych kasztanów, strzełistych araukarii, wiecznie ziełonych kazuaryn i setek in
unków - niektóre bujnie rozrastały się na dużych wysokościach, inne niżej; najwyższe siniebo na ponad trzydzieści metrów.
Guzowate sieci grubych zdrewniałych łian, ciężkie brody porostów, długie wiotkie pnącza isiciełki o wyjątkowo trafnej nazwie spłatały ze sobą drzewa i zwisały z konarów jak strzępłony. Dookoła rosły orchidee, w setkach gatunków, o jaskrawych kołorach i dziwtycznych kształtach. Bujne rośłiny tworzyły przebogaty bukiet; dżungła powtarzała kończący się cykł narodzin, wzrostu, rozkładu, śmierci i ponownych narodzin.Na niebie i na drzewach żyły jastrzębie, sowy, papugi, chruściełe, muchołówki, gajówki i b
bardziej zdumiewające, pstrokate rajskie ptaki o mocnych, nasyconych barwach. W dżung
ło drapieżnych ssaków, ałe w zarośłach śmigały gryzonie i małe torbacze. Świat gprezentowały sałamandry, jaszczurki i węże godne raju, zwłaszcza pytony dorastające do cztół metra.Wiełu z tych cudów przyrody nie widział nigdy nikt poza tubyłcami. Margaret na wyciągn
ki miała gatunki czekające na odkrycie. Ałe w dzienniku, który zaczęła prowadzić krótkastrofie, przyznała, że była zbyt zajęta, by podziwiać widoki. „Wszystko, co żyło w dżungłi, cki - pisała - a mnie pochłaniała wałka z nimi i nie miałam czasu na zachwyty”.
Wdrapywała się na gruby pień zwałony przez samołot i w tym momencie uświadomiła sob
ma butów - najwyraźniej spadły jej z nóg ałbo się spałiły. Zatrzymała się, usiad
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 43/199
szczerbionym kikucie drzewa i ściągnęła krótkie skarpetki, żeby obejrzeć stopy. Prawa, paskraniona, krwawiła. Ku zdziwieniu Margaret, na łewej skarpetce nie było żadnego śładu, ałsiał przejść przez tkaninę i poparzył podeszwę. Poparzone były też obie łydki i pokałeczon
wi prawa ręka. Po łewej stronie twarzy czuła pęcherze od ognia.Ściągnęła mundurową koszułę i bawełniany stanik. Przez moment siedziała topłess, jak tub
biety, które chciała zobaczyć. Włożyła koszułę z powrotem, zapięła ją do samej góry jak pekcją podczas szkołenia w Forcie Ogłethorpe. Rozerwała stanik na dwie części i spróbo
bandażować nogi, choć nie na wiełe się to zdało. Rozpięła spodnie, zsunęła z oparzonych
odłożyła na bok. Nachyłiła się i ściągnęła majtki w brązowym maskującym kołorze, bęndardowym wyposażeniem WAC - biała biełizna była w wojsku zabroniona, ponieważ suna sznurkach w dżungłi mo^aby zwracać uwagę nieprzyjaciełskich bombowców. Wcią
powrotem spodnie na gołe ciało. Z uszytych ze sztucznego jedwabiu majtek zamierzała zndaże dła siebie i reszty ocałałych^.
Ubrała się i zobaczyła, że John McCołłom schodzi ku niej w dół, niosąc na piecach Ełeanranie spłonęło, ałe chińska bransołetka jakimś cudem wciąż trzymała się na przegubie-. W pewmencie John stracił równowagę, pośłiznął się i ciężko wyłądował na niewiełkim drzdniósł się, otrzepał i znów wziął Ełeanor na płecy. Wyszedł z katastrofy cało, ałe teraz poczu
złamane żebro. Nikomu o tym nie powiedział.Ken Decker i Eaura Besłey włekłi się tuż za nim Byłi już wszyscy razem, ałe Margaret nad
^a pozbierać myśłi. Zdjęła biełiznę, żeby zrobić z niej bandaż i natychmiast o tym zapomnprosiła McCołłoma o chusteczkę i ciasno, powstrzymując krwawienie, zawinęła poranioną rę
Szłi w dół; Decker próbował pomóc McCołłomowi nieść Ełeanor. Gdy dotarłi do skałnej órą widziała wcześniej Margaret, usiedłi, łapiąc oddech i starając się dojść do siebie. Mtym, co się zdarzyło - im, ich przyjaciołom, a w przypadku McCołłoma - ukochaźniakowi-. Znajdowałi się mniej więcej 2700 metrów nad poziomem morza; późnym popołud
biło się coraz chłodniej. Na dodatek spadł deszcz i zrozumiełi, dłaczego dżungłę nazywa się szczowym Niewysokie drzewa dawały im nieco schronienia, ałe rychło przemokłi do szczętumiar złego zmarźłi-.
Po chwiłi odpoczynku John i Decker zostawiłi dziewczęta i wspięłi się z powrotem do wMcCołłomie odezwał się instynkt skauta. Miał nadzieję, że znajdzie coś, z czego można b
udować schronienie; spodziewał się poza tym odszukać żywność, ubranie i broń. Miał przy pałniczkę i mały scyzoryk, z którym się nie rozstawał, ałe nie na wiełe by się to zdało, gdyby togromnych tubyłców uzbrojonych w dzidy, których miełi ogłądać tyłko z powietrza.
John przypomniał sobie, że jeden z członków załogi samołotu miał pistołet kałibru 45-. Pam
, że w samołocie były koce, zbiorniki z wodą i pudełka z racjami żywnościowymi K. Mwierać przekąski - ser i szynkę ałbo wołowinę i wieprzowinę; suchary ałbo krakersy, kłionu, kawę rozpuszczałną, sproszkowany napój cytrynowy, czekoładę odporną na topnwysokich temperaturach, łandryny, a także małe paczki papierosów, zapałki i gumę do żniektórych racjach trafiał się też jeden z najbardziej łuksusowych towarów w wojsku - p
łetowy-.Nic jednak nie ocałało. Kiedy McCołłom i Decker wróciłi do samołotu, kokpit i część k
iąż płonęły. Ogień zasiłany pałiwem łotniczym pałił się do południa następnego dnia. Unicezystko, czego nie zniszczyła seria wybuchów, do jakiej doszło po uderzeniu maszyny łe
szybkością 200 mił [320 km] na godzinę w porośniętą drzewami górę. Ogłądając m
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 44/199
astrofy, John uprzytomnił sobie, że w pewnym sensie mieli szczęście. Szczątki maszyny
ok ogromnego, blisko pięciometrowego ^azu; gdyby uderzyli w skałę czołowo, nikt b
eżył-.
Była i druga dobra wiadomość - część ogonowa Gremłina, która odłamała się przy uderzeni
buchła i nie zapaliła się. Ogon leżał w wąwozie pod dziwnym kątem, wbity w pień dr
opłątany lianami, nad brzegiem stromego urwiska. Wyszczerbiony otwór oderwanej c
rócony był w niebo jak otwarty dziób godnego pisklaka.
John wdrapał się na krawędź i wpełzł do środka. Znalazł marynarski worek z jaskrawo
mopompującą tratwą ratunkową, dwie ciężkie plandeki przeznaczone na pokrycie tratwy i tdstawowych zapasów. Wyrzucił wszystko na zewnątrz, wyskoczył, napompował tratwę i prz
wartość worka: kilka małych puszek z wodą, apteczka z bandażami, fiołki z morfiną, witam
as borny do przemywania ran i tabletki sulfatiazolu zwalczającego infekcję. Do jedzenia
ko landrynki z cukru i syropu kukurydzianego, podstawowy składnik wojskowych racji. Traf
lusterko sygnalizacyjne i, co ważniejsze, pistolet sygnałowy, którym mogli dawać znaki ek
unkowym Pozostawał tylko jeden problem - brakowało rac-.
Razem z Deckerem przeciągnęli tratwę i zapasy na skalną półkę, ale po drodze zahaczyli
rego i z tratwy uszło powietrze. Wrócili do dziewcząt, oczyścili i zabandażowali im rany i p
dę do popicia tabletek przeciwdziałających infekcji. John ułożył Laurę i Ełeanor na pła
twie i przykrył je plandeką. Ełeanor uśmiechnęła się. - Pośpiewajmy - poprosiła jeszcze raz
dał jej morfinę w nadziei, że to pomoże jej zasnąć-.
Skalny występ był za mały, by ułożyła się na nim cała piątka; Margaret i dwaj mężczyźni prz
ęc na sąsiedni. Wyczerpani, otulili się drugą plandeką. W kieszeni Johna uchowała się p
pierosów; błysnął zapalniczką i w ciszy każde z nich pociągnęło kilka razy. W ciemności,
isające liany i gęste listowie widzieli, że samolot wciąż się pali. Wtuleni w siebie, stara
etrwać zimną, wilgotną noc—.
Kilka razy tej pierwszej nocy w dżungli słyszeli nad Rowami samolot i dostrzegali śwgnalizacyjnych rac. Nie mogli jednak dać znaku poszukującym, że żyją pod gęstym ziel
dachimem Margaret nie miała nawet pewności, czy to, co widziała, nie było błyskawi
nadzieją mówili o ratunku. John McCollom zaczął się nawet po cichu zastanawiać, czy nie
usieli przewędrować tych z górą 150 mil z powrotemdo Hollandii—.
Od czasu do czasu w atramentowej czerni nocy dżungla rozbrzmiewała fo sam i, które brz
ich uszach jak ujadanie i szczekanie dzikich psów—.
Następnego ranka, w poniedziałek 14 maja John wstał pierwszy i poszedł sprawdzić, co d
z Eaurą i Ełeanor. Gdy ukląkł przy rannych, nie zaskoczyło go to, co zobaczył. Wstał, wrócalny występ, gdzie przespał noc obok Margaret Hastings i Kena Deckera.
- Ełeanor nie żyje - powiedział cicho.
Zawrócił. Ostrożnie owinął ciało plandeką. Nie mieli żadnych narzędzi, by pochować Ełe
nawet siły, by podjąć taką próbę, położyli więc ją u stóp pobliskiego drzewa.
Ciszę przerwała Eaura Besłey, która w samolocie siedziała obok Ełeanor i spała całą no
ło niej. - Wciąż dygoczę i nie mogę przestać—.
Margaret i Decker, ranni, zszokowani, zmarznięci i zmoknięci, ^odni i spragnieni, o
męczeni, poczuli, że też się trzęsą.
Nie mogli nic zrobić dla Ełeanor i niewiele dla siebie samych. John McCollom posta
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 45/199
zczędzać wodę, każdy popił więc kilka łyków z tabletką witaminową i zjadł parę landryne
dtrzymania sił. Dreszcze nie ustawały.
Po marnym śniadaniu McCołłom i Decker wrócili do samolotu W części ogonowej zn
zcze dwa łóżka połowę, drugą tratwę ratunkową, dwie duże żółte plandeki i jedną małą,
mpasy, gruby bawełniany kombinezon lotniczy, apteczki, lusterko sygnalizacyjne i siedemn
szek z wodą, o pojemności jednej filiżanki każda. Decker wyciągnął z pojemnika z narzęd
kę czarnej taśmy izolacyjnej i kombinerki. Zabrali tę zdobycz na skalną półkę.
Laura wciąż płakała i dygotała, choć nie skarżyła się na żadne bóle. John dal jej c
mbinezon i kazał położyć się na jednym z połowych łóżek. Była spragniona, prosiła o wodzystko, co wypiła, po chwili wypluwała. Wyglądała nieźle, miała tylko powierzchowne oparz
hn obawiał się wewnętrznych obrażeń.
Margaret odkryła na obu łydkach obręcze spalonej skóry, szerokości ośmiu do pię
ntymetrów. Ze zdziwieniem stwierdziła, że nie bolą. Inaczej było z zabandażowanymi stop
żdy krok po podłożu dżungli przynosił ból. Obawiała się, że na poparzonych stopach zawini
bawełniane bandaże daleko nie zajdzie. Pożyczyła na razie buty od leżącej na łóżku Laury.
W dzienniku stenografowanym na skrawkach papieru i kartonu z zapasów Margaret wyzna
chciała oddawać butów przyjaciółce. Później, przepisując i rozszerzając tekst dzien
pisała: „Po cichu zastanawiałam się, czy bez butów zdołam dotrzymać kroku pozostusiałabym oddać buty Laurze, zanim zaczęliśmy schodzić z góry. Z przerażeniem myślałam, ż
m sobie rady w dżungli, mając na stopach tylko krótkie skarpetki i bandaż”—.
Cała czwórka była pewna, że rozpoznawcze samoloty zostały wysłane z bazy natychmiast
rientowano się, że Gremłin Speciał nie wrócił w terminie na lądowisko Sentani. Utwierdzi
tym przekonaniu poprzedniej nocy, gdy gdzieś nad Rowami słyszeli buczenie silników.
cCołłom wiedział jednak, że tu, gdzie są, nikt ich nie zauważy. Samolot był tylko zniszczoną
ochronnej barwie, plamką w gęstwinie drzew i pnączy. Na oderwanej części ogonowej w
doczna była biała pięcioramienna gwiazda - oznaka wojskowego samolotu St
ednoczonych. Ale przez gęste liście widać ją było tylko z niewielkiej odłe^ości—. Z
owietrza wyglądała jak płatek kwiatu na oceanie.
Dym z płonącego wraku m ó^ pomóc w zlokalizowaniu ocalałych, ale tylko dopóki nie z
omienie. Sprawę dodatkowo komplikowało to, że wprawdzie celem lotu Prossena była Szang
Gremłin Speciał rozbił się o zbocze góry odleje o kilka mil od przełęczy prowadząc
liny. W Hołłandii nikt o tym nie wiedział. Nichołson, sam za sterami, zaabsorbowany nabiera
sokości, nie nadał sygnału Mayday - komunikatu o bezpośrednim zagrożeniu życia. Zresz
wili, gdy Prossen wystartował z lądowiska Sentani, nie było żadnej wymiany infor
diowych między samolotem i kontrolą naziemną w bazie—.Zegarek Deckera był w lepszej kondycji niż jego ^ow a, dlatego rozbitkowie wie
zynajmniej, jak wolno biegnie czas. Koło jedenastej, w poniedziałkowy poranek, nies
adzieścia cztery godziny po katastrofie, usłyszeli wyraźny dźwięk silnika samolotu
cCołłom chwycił lusterko sygnalizacyjne znalezione w tratwie ratunkowej i gwałtownie
posyłał w niebo promienie słońca. Bez rezultatu Samolot oddalał się, huk silnika stopn
cichał.
John uznał to jednak za dobry znak. - Nie martwcie się - pocieszał współtowarzyszy - nie
, ale jakoś nas stąd wydostaną—.
Po południu nad górami zawisła m ^a i zaczął padać deszcz. Rozmawiali o rodzinach; Ma
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 46/199
żała na myśl, jak w Owego ojciec przyjmie wiadomość o jej zaginięciu i katastrofie samo
sała w dzienniku o uldze, jaką daje jej świadomość, że lęk o najstarszą córkę, która prze
zieś w Holenderskiej Nowej Gwinei, oszczędzony został matce. Po raz pierwszy pogodzi
ej śmiercią.
Drugie imię - Juliaher - Margaret nosiła po matce. Zdaniem najmłodszej siostry to Margare
ochaną córeczką mamy. W szkolnym wypracowaniu pisała o niej: „najsłodsza, najm
ajukochańsza kobietka pod słońcem W naszym domu, gdzie mieszkaliśmy w piątkę: mama, o
ie moje młodsze siostry i ja, to ona stanowiła centrum wszechświata. W wieku pięćdziesciu łat zachowała drobną figurę, miała srebrzyste włosy, białoróżową cerę, delikatne rysy i
żo ładniejsza od swoich córek”.
Margaret pisała, jak dowiedziała się od lekarza, że mama jest poważnie chora i cze
wyżej rok życia. „Nagłe, na moje ramiona, tak nienawykłe do odpowiedzialności, zrzucono c
cyzji, w jaki sposób stawić czoło tej strasznej sytuacji. Czy mam powiedzieć o wszystkim
strom i rodzeństwu mamy? Całymi dniami rozpatrywałam wszystkie za i przeciw, i w k
stanowiłam postąpić tak, by Mama jak najmniej na tym ucierpiała. Byłam pewna, że nie
mierać - po raz pierwszy w życiu spotykało ją tyle radości. Nie byłam pewna, czy mogę uf
stry będą zachowywały się normalnie, wiedząc, jaka jest prawda, dlatego powiedziałam u. Do dziś nie wiem, czy miałam rację, ale to ja musiałam podjąć decyzję i zrobiłam t
ażałam za najlepsze”.
Mama umarła trzy miesiące później—.
Około trzeciej po południu czwórka rozbitków, wycieńczona ranami, brakiem żywności
przedniej nocy, rozstawiła dwa połowę łóżka.
Margaret i Laura ułożyły się razem, okryły plandeką i mocno objęły, żeby nie spaść. Maóbowała zasnąć, jednocześnie nasłuchując od^osu poszukujących ich samolotów. Laura w
ała drgawki, John podał jej morfinę i starannie ją owinął. Margaret oczy piekły ze zmęcz
rdzo chciała zasnąć, ale nie zmrużyła oka, bo Laura nie przestawała dygotać nawet po morfinie
W uszach wciąż miała pytanie, zadane przez Laurę McCołłomowi, kiedy układał ją na łóż
zyscy zginęli, a my jesteśmy zupełnie sami, prawda?
W końcu zapadła w płytki sen. Obudziła się koło północy. Było zupełnie spokojnie. Laura ju
żała. Wciśnięta w Margaret, wydawała się zbyt spokojna. Margaret położyła dłoń na jej piers
poczuła. Wymacała szyję, żeby sprawdzić puls. Znowu nic.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 47/199
Margaret Hastings; zdjęcie wykonane po ręki Larury. Na próżno sziicał katastrofie Gremlina
zgodą B.B. McCollom).
- McCollom, Laura mnarła! Chodź tutaj! - krz^dmęła.
John, zerwany z tak potrzebnego snu, podejrzewał, że Margaret histeryzuje. Laura rzeczyw
a ranna, a to, że nie mogła przełknąć wody, źle wróżyło. Nie przypuszczał jednak, by
ewcz3^y zagrażały jej życiu. Był tego zupełnie pewien i nie ukrywał irytacji:- Nie bądź idiotką. Nic jej nie jest.
Podszedł do łóżka i dotknął ręki Laury. Na próżno szukał pulsu. Margaret miała rację.
Bez słowa podniósł ciało. Zawinął je w jedną z plandek i położył obok Ełeanor u stóp drzew
W poczuciu głębokiego żalu i Margaret, i John zdawali sobie sprawę, jak wiele mieli szcz
argaret zmieniła miejsce w samolocie, żeby lepiej widzieć, a John wsiadł zbyt późno, żeby
el obok brata. Oboje znaleźli się na dwóch miejscach na samym końcu samolotu, po lewej st
zeżyli. Laura Besłey i Ełeanor Ełanna, siedzące naprzeciw nich, zginęły.
„Powinnam była płakać - zapisała Margaret w dzienniku. - Powinnam była czuć straszliw
stracie przyjaciółki. Ale tylko siedziałam na łóżku i dygotałam Nie potrafiłam nawet m
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 48/199
tym, że Laura nie żyje. Siedziałam, trzęsłam się i myślałam tylko o jednym; «Teraz buje»”—.Liczba ofiar wzrosła do dwudziestu jeden. Ze wszystkich pasażerów i załogi Gremłina o
y osoby; John McCołłom, spokojny, opanowany dwudziestosześcioletni porucznik ze Środkochodu, który w katastrofie stracił brata bliźniaka, Kenneth Decker, sierżant technik z Północchodu, obchodzący w dniu tragicznego lotu trzydzieste czwarte urodziny, i Margaret Hasydziestoletnia kapral WAC z Północnego Wschodu, kochająca przygody do tego stopniyzykowała utratę randki i kąpieli w oceanie. John McCołłom był najmłodszy, ale najw
pniem z całej trójki; najmniej też ucierpiał w katastrofie, co w połączeniu z opanowaonpetencjami czyniło go w naturalny sposób szefem grupki.
John McCołłom; zdjęcie wykonane po katastrofie (za zgodą B.B. McCołłom).
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 49/199
Kenneth Decker; zdjęcie wykonane po katastrofie Gremlina (za zgodą B.B. McCollom)
Wszyscy troje przelotnie znali się z bazy, ale nie byli zaprzyjaźnieni. Leżąc w sąsied
nącego samolotu, uważali się za współtowarzyszy i znajomych, których połączył straszliwy
razie stosowali się do wojskowego protokółu i zwracali do siebie oficjalnie; „sierżan
ecker” albo „sierżancie Decker”, ale nie; „Ken” czy „Kenneth”.
Kobieta w wojsku wciąż była jednak zjawiskiem nowym i mówienie do niej po nazwiskwsze brzmiało naturalnie. „Kapral Hastings” rychło stała się więc „Maggie”, chyba że McC
dawał jej polecenie służbowe albo Decker się z nią drażnił. Prawdę mówiąc, wolałaby f
Margaret” , bo zdrobnienia „Maggie” nie znosiłaś. Nigdy jednak się nie poskarżyła ani nie zw
na to uwagi.
McCollom owinął ciało Lam*y Besley i wrócił do Margaret, znieruchomiałej na polowym
dał jej zapalonego papierosa. Usiedli obok siebie, zaciągając się na zmianę. „Nigdy ju
eżyję tak długiej nocy” - napisała potem w dzienniku^.
Mijały godziny, John zapałał kolejne papierosy, tlący się pomarańczowy czubek wędr
ędzy nimi w ciemności tam i z powrotem. Przesiedzieli tak do świtu. Nie odezwali się do s
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 50/199
słowem.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 51/199
TARZAN
Przy okazji kolejnej wędrówki z półki skalnej do wraku John wspiął się na drzewo i rozejrzolicy-. W odle^ości kilku kilometrów zobaczył coś, co wyglądało na polanę. Za pomocą kom
alezionego w odłamanym ogonie samolotu ustalił kurs, jaki powinni przyjąć, by tam dot
ważywszy na ropiejące rany współtowarzyszy, odrobinę wody, jaką mieli i landrynki służą
yne pożywienie, powinni wyruszyć, gdy tylko Margaret i Decker poczują się wystarczająco
maszerować.
Uważa się, że ludzie, którzy ocaleli z katastrofy lotniczej, powinni trzymać się blisko wrak
ten sposób rosną szanse odnalezienia ich przez ekipy ratunkowe. Tyle że powszechnie prz
ady na ogół nie sprawdzają się na Nowej Gwinei. John McCollom doszedł do wniosku, że
zostaną tu, gdzie są, ukryci pod baldachimem dżungli, czeka ich pewna śmierć. Nawet gtarli do polany, prawdopodobieństwo ratunku wydawało się niewielkie.
Dżungle Nowej Gwinei były ogromnym cmentarzyskiem, pełnym nieznanych żołnierskich gro
kwietniu 1944 r., gdy żona jednego z zaginionych pilotów sił lądowych prosiła o inform
zansach odnalezienia męża, jakiś urzędnik odpisał jej z rzadko spotykaną szczerością: „Przy o
aktycznie każdego lotu nad wyspą trzeba przeciąć pasmo wysokich gór. Gęsta roślinność dż
ga szczytów; pod jej listowiem mo^aby bez śladu zniknąć cała eskadra. Niezależnie od tego
kładnie prowadzi się poszukiwania, prawdopodobieństwo zlokalizowania samolotu jest
kłe. Mieliśmy w przeszłości wiele tego rodzaju przypadków i nigdy nie odnaleźliśmy żad
du po załogach i samolotach. Pogoda i warunki terenowe powodują większe straty niż
wietrzne’-.
Od początku wojny na wyspie rozbiło się ponad sześćset amerykańskich samolotów: j
trzelone w walkach; inne - liczne - z powodu złej pogody, usterek technicznych, błędu pilo
rytych w chmurach gór, których nie naniesiono na mapy, albo z kilku przyczyn jednocześnie-.
wą Gwineą spadały też setki maszyn japońskich, australijskich, brytyjskich, nowozeland
holenderskich. Tylko niektóre odnaleziono; wiele z nich skryły szmaragdowe lasy deszcz
1945 r. na Nowej Gwinei zaginęło więcej samolotów niż w jakimkolwiek innym kraięcie-.
Dwa i pół roku wcześniej, w listopadzie 1942 r. silny prąd zstępujący uderzył w amerykańs
przewożący żołnierzy i zaopatrzenie do innej części wyspy. Maszyna rozbiła się o gó
sokości około 3000 metrów, niemal identycznie jak Gremlin Special. Samoloty poszuk
zbitków startowały jeden po drugim, ale nie natrafiły na żaden ślad C-47 nazywanego Lataj
lendrem
Z dwudziestu trzech ludzi na pokładzie katastrofę przeżyło siedemnastu, choć niektórzy od
żkie obrażenia. Kiedy okazało się, że ratunek nie przybywa, ósemka, w najlepszej fo
stanowiła spróbować wędrówki. Podzielili się na dwie czteroosobowe grupy. Piątego dnia mna z grup dotarła do wąskiego kanionu, którego dnem płynęła bystra rzeka. Nie mog
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 52/199
zekroczyć, zdecydowali więc popłynąć na kłodach drzew. Dwoje rozbitków utonęło. zostali natknęli się wreszcie na przyjaźnie nastawionych tubylców, którzy przeprowadzawioski do wioski. Po trzydziestu dwóch trudnych dniach dotarli do alianckiej bazy. Drugiej gszło łatwiej. Ich wędrówka trwała dziesięć dni; później pomocy udzielili im tubylcy, esiącu cała czwórka wydostała się z dżungli.
Powrót ocalonych z Latającego Holendra uruchomił kolejną falę poszukiwań rannych, kzostali przy wraku. I znów loty nie przyniosły rezultatu. Sięgnięto wtedy po ostatni spoiecano nagrodę każdemu tubylcowi, który odnajdzie szczątki maszyny. Ponad dwa miesiąc
astrofie grupa krajowców natrafiła na kilkanaście rozkładających się ciał i jedynego ocalapelana wojskowego „oślepłego z niedożywienia i wychudzonego, lekkiego niczym dzieckoano w jednej z relacji. Wokół niego było gołe półkole ziemi - do końca męczarni żywrskim mchem, jaki miał w zasięgu ręki. Tubylcy dali mu pieczonego banana, ale ksiądz zma rękach. Zostawili jego ciało, zabrali tylko Pismo Święte na dowód, że odnaleźli Latajlendra.Dużo później ekipy ratunkowe dotarły do wraka i znalazły tylne drzwi luku bagażoweg
órych rozbitkowie pisali węglem drzewnym coś w rodzaju dziennika. Pierwsze wpisy były króldunkami w żołnierskim stylu. Każdy składał się z kilku słów - kiedy doszło do katastrofy;
eszły dwie grupy najmocniejszych; jak ci, co pozostali, próbowali wypuścić balon, by daćszukującym; co znaleźli dojedzenia. Jedna tabliczka czekolady i jedna puszka soku pomidorousiały, jak wynikało z zapisów, wystarczyć każdemu na pięć dni.
Po pewnym czasie, gdy skończyła się żywność, sok pomidorowy i papierosy, wpisy na drzwybrały charakter bardziej osobisty, ujawniając nadzieję, strach, a od czasu do czasu przeb
arnego humoru. Zapis z piątku 27 listopada 1942 r., siedemnaście dni po katastrofie, brzWiadra pełne wody tego ran... pomocy nam trzymać fason”. Dwa dni później: „Rany, słabnie
e autor dodał: „Jeszcze nie tracimy nadziei”. Następnego dnia: „Nabieramy sił dzięki wymyśsiłkom”. W poniedziałek 7 grudnia, w rocznicę ataku na Pearl Harbor: „Rok temu zaczę
jna. Rany, nie myśleliśmy wtedy o tym”. Dwa dni później, miesiąc po katastrofie: „Już trzydi. Możemy to znieść, ale byłoby miło, gdyby ktoś się pojawił”. Po tygodniu, z myślą o Brodzeniu: „Kończą nam się wyimaginowane potrawy. Chłopcy powinni niedługo przybyć - je
eść dni zakupów”. Sześć dni później: „Dziś Wigilia. Niech Bóg da im szczęście w domueściu kolejnych dniach: „Dzisiaj umarł Johnnie”.
Zapisy kończą się dwa dni później, siedem tygodni od dnia katastrofy. Ostatni mówi o Wzej jeszcze żyjący podpisali się: Pat, Mart i Ted. Kiedy tubylcy znaleźli wrak, zmarł ostaepły, zalodzony, do ostatniego tchu żywiący się mchem kapłan - kapitan Theodore B
zywany Tedenfy.
We wtorek 15 maja 1945 r., o świcie, dwa dni po rozbiciu się Gremlina, John McCnformował, że zmienił zdanie. Nie mogą czekać, aż Margaret i Decker wzmocnią się na tylruszyć na polanę, którą widział z drzewa.Patrząc na brudne i przemoczone bandaże na oparzeniach obojga, John obawiał się, że stan
warzyszy raczej się pogorszy, niż poprawi. Poruszali się wolno, jakby brnęli przez coś lepkł to uboczny efekt obrażeń, braku snu, pustych żołądków i rozrzedzonego powietrza na wysonad półtora tysiąca metrów nad poziomem morza. Tubylec uznałby zapewne las deszczowntynę po brzegi wypełnioną owocami, korzeniami, ptactwem i drobnymi ssakami, albitków było to równie tajemnicze jak chińskie menu. Jedynym pożywieniem, jakiemu ufali,
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 53/199
arde landryny.
Większość zapasów John złożył w jednej z płandek. Mniejszą zapakował dła Deckera, Ma
wiadro znałezione w ogonie samołotu. Grzechotały w nim jej dzienne racje: dwie puszki z
iłka zawiniętych w cełofan cukierków.
John wrócił do ciała Laury; miał do zrobienia coś makabrycznego, ale niezbędnego. Od
ndekę i zdjął z dziewczyny lotniczy kombinezon, który dał jej, by się ogrzała. Jak Margaret
przybyciu do Hołlandii skróciła swój wojskowy kombinezon, tak teraz John, żeby mogła ch
potykając się o własne nogi, obciął scyzorykiem nogawki o jakieś ćwierć metra.
Margaret wiedziała, że John zdjął kombinezon z ciała jej przyjaciółki i partnerki od randeworo. Ucieszył ją jednak, tak jak buty Laury, oznaczające życie. Wciąż miała na sobie bie
rą ściągnęła po katastrofie, by zrobić z niej bandaże. Teraz rozerwała majtki na pół i ow
arzenia na nogach, by szorstki kombinezon nie ocierał zwęglonej skóry.
Później napisała w dzienniku, że zanim odeszli z miejsca tragedii, powinni byli pomodli
stawić krzyż albo jakiś znak dła dwudziestu jeden przyjaciół, kolegów i brata Johna. Ch
wila milczenia pozwoliłaby jej spokojniej pomyśleć o ich opuszczeniu. Wtedy jednak mieli
en ceł - dotrzeć tam, gdzie dostrzeżono by ich z powietrza.
- Ruszamy - rozkazał McCołlom swemu dwuosobowemu plutonowi. Szedł pierwszy, Ma
za nim; Decker zamykał pochód-.Najpierw musieli wspiąć się ze skalnej półki, na której spędzili dwie ostatnie noce i pr
ok wraku. Roślinność była tak gęsta, że większą część odcinka pokonywali, pełzną
worakach^. Nieostrożny krok groził upadkiem do skalistego wąwozu albo stoczeniem
rwiska. Przejście dwudziestu paru metrów obok samolotu zajęło im mordercze pół godziny.
Margaret usiłowała związać włosy opadające jej do połowy pleców, nic to jednak nie
epiały się po drodze pnączy i gałęzi. Kiłka razy musieli się zatrzymywać, żeby je wyp
zpuściła je zdesperowana. - Proszę je obciąć, McCołlom-powiedziała.
Oderwana część ogonowa Gremłina (za zgodą US Army).
Porucznik wyjął scyzoryk. Gęste, zasupłane włosy Margaret spadały na ziemię.
inodełował jej na głowie „żałosnego pierzastego boba na trzy cale”. Ruszyli przed siebie
ungla wciąż ją szarpała.- Na litość Boską, McCołlom, muszę się pozbyć tych włosów!
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 54/199
John przyciął je jeszcze krócej-.Oparzenia sprawiały, że każdy krok przysparzał Margaret bółu. Decker, w gorszym niż
nie, wciąż niepewny w ruchach po urazie głowy, posuwał się sztywno, ałe nie narzekał—.Przedzierając się przez błoto i zarośła na najniższym piętrze dżungłi, natknęłi się na co
argaret uznała za cud - wyschnięte łożysko potoku, czy też żłeb tworzący wąską ścieżkę wocza. Nazwanie jej cudem świadczyło raczej o trudnościach drogi, którą właśnie przebyłi.hodził stromo w dół, miejscami zjeżdżałi ałbo zeskakiwałi ze skałistego zbocza. Nawet na płacinkach ścieżki, gdy kamienie usuwały się spod stóp, z trudem utrzymywałi równowag
wdzie musiełi wdrapywać się na wiełkie ^azy i pnie powałonych drzew. Był to jednakak.„Nie wyrąbałibyśmy sobie przecież drogi przez gęstą, opłątującą dżungłę, mając do dyspo
ynie scyzoryk - pisała Margaret w dzienniku. - Żłeb obiecywał dwie rzeczy: oparcie dłaoćby niepewne, i być może wodę”.
Nawet idąc dnem wyschniętego potoku, musiełi co pół godziny zatrzymywać się na odpoczdwóch przerwach zauważyłi strużki łodowatej wody spływające do żłebu z małych gór
toczków. Na początku wpadłi w zachwyt. Margaret i Decker, straszłiwie spragpowiedziełi, że zamierzają napić się do syta, gdy tyłko woda będzie wystarczająco ^ęboka, b
brać. McCołłom ostrzegał, że żyjące w wodzie bakterie mogą zaatakować ich jełita. Byłidnieceni, by go słuchać. Dopływy się zwiększały i wody przybywało szybciej, niżby chęgała im już powyżej butów i wciąż wiewała się do żłebu, a bystry prąd groził zmdrowców w dół zbocza.Wzburzone miejsca pokonywałi, zjeżdżając na siedzeniach, przemoczeni do cna. Na bar
omych odcinkach woda spadała kaskadami nawet kiłkumetrowej wysokości. Dżungła porsto oba brzegi żłebu; na wodospadach łeżały więc miejscami zwał one kłody. Kiedy tyłko bżłiwe, używałi ich do zejścia jako drabiny ałbo podpór. Jeśłi nie było pni, McCołłom sze
ełe, przy wodospadzie opuszczał się na dół, czepiając, czego się dało; stawał pod spadającą wMargaret mo^a się na nim wesprzeć. Gdy zjeżdżała w jego ramiona, sprowadzał j
zpiecznej płytkiej wody poniżej kaskady i wracał, by pomóc Deckerowi.Dotarłi wreszcie do błisko czterometrowego wodospadu, zbyt wysokiego, by wykorz
uczkę ze stawaniem na barkach Johna. Gdy Margaret i Decker odpoczywałi na brzegu pcCołłomposzedł szukać obejścia przez dżungłę. Zarośła były tak gęste, że wrócił, ałe wpadł mw y pewien pomysł.Chwycił grubą łianę zwisającą z drzewa, które rosło tuż przy wodospadzie. Wypróbował
zyma jego ciężar, po czym mocno ją chwycił, rozpędził się, skoczył i pofrunął nad wnajdałszym punkcie, za wodospadem, puścił łianę i opadł w dół. Rzucił ją z powrotem i krzpozostałej dwójki, by zrobiła tak jak on.Margaret się nie wahała. Chwyciła łianę i skoczyła w przestrzeń. John złapał ją, gdy opada
dospadem Tą samą drogą pokonał przeszkodę Decker. - Chołera, nigdy nie myśłałem, żebłerem Johnny’ego Weismułłera - powiedział śmiertełnie poważnym tonem, ze swym zachocentem Margaret uśmiechnęła się na wspomnienie słynnego aktora w rołi Tarzana, kołyszącegłianie, choć przeoczyła pewien nieodłączny aspekt: jej przypadałaby roła Jane.Z trudem posuwałi się do przodu. Margaret z każdym krokiem czuła się gorzej. Była zmarz
zemoczona i wyczerpana. Bołało ją całe ciało. Oczy miała pełne łez, ałe za punkt honoru prz
nie będzie płakać—.Czasami słyszełi nad Rowami huk samołotów. Gdy dźwięk siłników narastał, McC
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 55/199
zpaczliwie nadawał sygnały lusterkiem Wiedział jednak, że liściasty baldachim udare
zelkie jego wysiłki. Niemniej sam dźwięk przywracał im pewność, że lotnictwo nie zrezy
oszukiwań
John zakładał, że będą szli do wczesnego popołudnia, a potem, gdy napłynie codzienna
ozpada się deszcz, rozbiją obóz. Ale dżungla okalająca potok była bezwzględna; nie znaleź
egu wystarczająco dużego kawałka ziemi, żeby rozłożyć się na noc. Szli dalej, aż ust
ęczenia i zatrzymali się w miejscu dalekim od ideału.
Na nasiąkniętym wodą gruncie John rozciągnął jedną plandekę, a drugą zawiesił jako os
edli kilka landrynek i wtulili się w siebie, by grzać się nawzajem w nocy. John wsunął się margaret i Deckera; chciał czuwać nad nimi w razie potrzeby. Decker uznał to za przejaw insty
rej kwoki, ale docenił gest i zmilczał—.
Obozowisko opadało ostro ku potokowi; nocą kilkakrotnie cała trójka staczała się z brzeg
dowatej wody. Za każdym razem wyciągali plandeki, wyłazili przemoczeni i znów próbo
nąć.
Jednakich sen zakłócało coś jeszcze; coś, co widzieli w ciągu dnia. Idąc dnem potoku, zauw
omylny znak, że nie są sami - odciśnięty w błocie świeży ślad ludzkiej stopy—. Gdy zbi
kupkę pod plandekami, usłyszeli kolejne dowody obecności tubylców - dobiegające z d
wne szczekanie—.
Zdawało im się, że są pierwszymi przybyszami przemierzającymi tę część górskich l
szczowych na Nowej Gwinei. Byli jednak w błędzie. Zaszczyt ten przypadł bog
erykańskiemu zoologowi, który siedem lat wcześniej, w 1938 r. prowadził na wyspie wyp
szukującą nieznanych gatunków flory i fauny.
Jednym z niefortunnych skutków tej ekspedycji były akt przemocy i śmierć. Powstawało
tanie, czy tamta spuścizna nie zagrozi trzem rozbitkom z Gremlina.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 56/199
DŻENTELMEN W DŻUNGLI
8
Pułkownik Ray Elsmore pławił się w głorii odkrywcy dołiny. Ani on sam, ani nikt inny w wwiedział, że spotkał go przypadek Roberta Fałcona Scotta. Scott był pewien, że po
zbadane terytoria i pierwszy dotarł do bieguna południowego, łecz jak się okazało wyprzedz
wał - Roałd Amundsen. Innymi słowy: Ełsmore był drugim, a łicząc majora Myrona Grim
ecim przybyłym z zewnątrz odkrywcą Szangri-Ea.
Prawdziwy odkrywca z Zachodu nazywał się Richard Archbołd i był młodym człowiekiem,
ał szczęście urodzić się w niezwykłe bogatej rodzinie. I w przeciwieństwie do Ełsmor
imesa obejrzał dołinę z ziemi.
Majątek odziedziczył po dziadku Johnie D. Archbołdzie, prezesie Standard Oił i partnerze
Rockefełłera. Rodzinne miłiony gwarantowały Richardowi, że nigdy nie będzie musiał imadycyjnych zajęć. Było to o tyłe dogodne, że raczej nie nałeżał do studentów w tradycy
umieniu tego słowa-. Był chudy, nieśmiały, miał przenikliwy wzrok i szorstkie maniery; wie
awiał kłopoty, dłatego przenoszono go z jednej prywatnej szkoły do drugiej i w ten sposób
ędzy innymi do Arizony, gdzie jego ułubionym przedmiotem stało się biwakowanie. Chodz
ęcia w Hamiłton Cołłege w północnej części stanu Nowy Jork i na Cołumbia Univers
anhattanie, nigdzie jednak nie zagrzał miejsca wystarczająco długo, by skończyć studia.
Tak naprawdę interesowało go tyłko jedno - wiełkie podróże. W \929 r. ojciec, w nadzie
chard zajmie się czymś produktywnym, zgodził się współfinansować współną brytyjsko-franc
erykańską ekspedycję na Madagaskar. Papa Archbołd postawił tyłko jeden warunek:
pieniędzmi do wyprawy dołączy jego dwudziestodwuletni, nie spełniający ojcowskich oczek
n. Organizatorzy przedsięwzięcia, choć zachwyceni wsparciem, nie bardzo wiedziełi, co z
ym wysokim, szczupłym, dość przystojnym młodzieńcem z burzą czarnych włosów, sumi
semi nieodłączną muszką pod szyją.
Początkowo zamierzano zatrudnić go jako fotografa, ałe jeden z prowadzących wyp
proponował, by młody człowiek zajął się kołekcjonowaniemssaków. Tak też się stało.
Praktykę w tej dziedzinie - czyłi coś w rodzaju wiełkiego połowania w zoo przed prawdz
ari - Richard odbył w rodzinnym majątku w Georgii i tam uczył się na własnych błędac
adagaskarze jednak ze stoickim spokojem znosił ukąszenia wiełkich pijawek i moskitów
złiczone niewygody obozowego życia na pustkowiu i godził się z piętnem bogatego smark
óry dła kaprysu wybrał się na wycieczkę w towarzystwie poważnych naukowców. Wtedy wł
krył w sobie powołanie biołoga badacza.
Po powrocie z Madagaskaru dowiedział się, że ojciec nie żyje. Przejął nałeżny mu sp
wraz z nim apartament na Manhattanie, po zachodniej stronie Centrał Parku. Zatrudnił się
acownik badawczy niskiego szczebła - niedałeko, w działe ssaków Amerykańskiego Mu
storii Naturałnej, którego wiełkim dobroczyńcą był jego dziadek.
Na tym samym czwartym piętrze, po drugiej stronie korytarza, miał gabinet mody orn
Niemiec Ernst Mayr, później łegenda biołogii ewołucyjnej. Nowy znajomy zachęcił Archbołd
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 57/199
nteresował się dzikimi obszarami Nowej Gwinei, gdzie on sam miesiącami badał życie pta
chbołd wykorzystał odziedziczony majątek i - pod patronatem muzeum - zorganiz
nansował, a w końcu poprowadził kiłka wiełkich wypraw na Nową Gwine^. Jego pła
czątku zakładał „wszechstronny biołogiczny przegłąd wyspy”-. Dła osiągnięcia tego ambi
u zgromadził - w przeciwieństwie do Mayra, który prowadził prace w małych gru
ukowców - prawdziwą armię poszukiwawczą.
Dwie pierwsze wyprawy na Nową Gwineę - jedna rozpoczęta w roku ł933, druga w ł9
kończyły się sukcesem. Wraz z hojnie finansowanymi zespołami Archbołd dotarł wted
zbadanych wcześniej terytoriów i zaopatrzył nowojorskie muzeum w łiczne nowe gatunki zwierząt. Irytowały go jednak łogistyczne wyzwania, jakie rzucała ogromna wyspa, ch
gościnny teren i brak miejscowych zwierząt jucznych-. Napołeon mawiał, że armia maszeru
uchu i to samo można powiedzieć o wiełkich naukowych ekspedycjach do egzotycznych kr
dróże na Nową Gwineę uzałeżnione były od sprawnych łinii zaopatrzenia, co znaczyło, że kt
ś musi przenieść tony zapasów dła badaczy i pomocników miesiącami odciętych od cywiłizac
Z braku koni, mułów, wołów i wiełbłądów, gdy na bezdrożach interioru nie można było
żarówek, jedynym wyjściem byłi miejscowi tragarze. Archbołd wiedział jednak, ż
wogwinejskichtubyłcachnie można połegać, między innymi dłatego, że bałi się nie tyłe obcyc
bie nawzajem. Niezłiczone płemiona i kłany wyspy prowadziły między sobą wieczne wojny
ęc tubyłczy tragarz opuszczał ojczyste terytorium, miał powód, by łękać się śmierci z rąk sąsia
Archbołd doszedł do wniosku, że nauka pomoże mu pokonać Nową Gwineę. Postan
korzystać transport łotniczy. Został piłotem, po czym zaczął kupować samołoty. Na początku
nabył największy na święcie, jaki był wtedy w prywatnych rękach - pierwszą komercyjną w
mbowca patrołowego amerykańskiej marynarki wojennej nazwanego PBY. Maszyna o p
ydziestometrowej rozpiętości skrzydeł, przepastnym łuku bagażowym i zasięgu przekraczaj
00 mił [ponad 6500 km] w pełni odpowiadała potrzebom Archbołda. Co najważni
projektowano ją jako „łódź łatającą”. Dzięki wyposażeniu w pływaki mogła startować i łądpowierzchni wody, także na położonych na dużych wysokościach jeziorach i rzekach N
winei. Archbołd dodał jeszcze specjałistyczny sprzęt nawigacyjny i łącznościowy i nazwał sam
uba”, czyłi w języku krajowców - potężna burza. Dysponując Gubą, mógł w dowołne m
starczać zaopatrzenie, łudzi i znałezione okazy. Trzecia, najbardziej ambitna wyprawa na N
wineę stała się zatem możłiwa.
Zgody i wsparcia udziełił mu rząd hołenderski, który sprawował władzę na terenie
zyszłych badań. Ekspedycja miała przynieść władzom w Hołandii obszerną wiedzę o ko
tym nie tyłko o interesujących Archbołda florze i faunie, ałe także o mieszkańcach i o bogact
urałnych kryjących się w ^ębi wyspy.W kwietniu ł938 r. zespół Archbołda założył w Hołłandii bazę dła błisko dwustu osób: bad
Amerykańskiego Muzeum Historii Naturałnej, siedemdziesięciu dwóch członków płemienia D
zywiezionych z sąsiedniego Borneo jako tragarze, dwóch kucharzy, drugiego piłota, nawig
diooperatora i dwóch mechaników-. Rząd hołenderski przysłał błisko sześćdziesięciu żołn
ród nich kapitana i trzech poruczników. Pod ręką, dzięki uprzejmości Hołendrów, znałazło s
ydziestu więźniów połitycznych - gównie działaczy ruchów antykołoniałnych - zmuszony
acy jako tragarze-.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 58/199
Richard Archbold w 1938 r., na Gubię, po wodowaniu na Challenger Bay w Hollandii (za zArchbold Biological Station).
Ekspedycja zajmowała się gromadzeniem okazów ssaków, ptaków, roślin i owadów żyjącycnych wysokościach - od poziomu morza po jałow e, czterotysięczne szczyty w najmniej z
r
ęści Nowej Gwinei, na północnych zboczach Gór Śnieżnych, jednego z kilku górskich głębi wyspy-. Dzięki Gubię, tragarzom z Borneo i skazańcom dź\vigającym zapasy żywchbołd i jego zespół zgromadziłi nieocenione okazy, wśród nich kangury wspinające szewach, błisko metrowej długości szczury i nieznanego dotychczas ptaka śpiewającego z dzi
chołówki. Najbardziej zdumiało ich jednak to, co ujrzełi rankiem 23 czerwca 1938 r.-.
Guba wracała do Hołłandii z łotu rozpoznawczego. Gdy samołot wynurzył się z gęstych cczających łiczącą ponad 4500 metrów górę, nazwaną od imienia hołenderskiej krółowej łhełminy, piłotujący go Archbołd zobaczył przed sobą szeroką, płaską i gęsto załudnioną dorej nie było na mapach, znaną chyba tyłko swym mieszkańcom Na oko miała około 40 mił [64
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 59/199
ugości i dziesięciu [ponad 15 km] szerokości. Później, z wielkopańską nonszalancją zbagatelizrwsze, ogromne wrażenie i używając obiektywnego języka naukowego, nazwał ją spodzianką”. Zaakceptował nazwę Groote Yallei (Wielka Dolina), wymyśloną przez pasby, holenderskiego żołnierza-.Ludność doliny ocenił na sześćdziesiąt tysięcy, choć licząc mieszkańców okalających
ylców było bodaj dwa razy więcej. Ale nawet na podstawie szacunków Archbolda możnanać dolinę za najgęściej zaludniony obszar Nowej Gwinei. Coś podobnego spotkałoby botary szukając trzmieli na amerykańskim Środkowym Wschodzie, natknąłby się na Kansas City—
Wyglądało to wprost niewiarygodnie. Nowa Gwinea była odlewa, ale względnie znana. Baenetrowali ogromne obszary interioru, zdobyte zostały najwyższe szczyty. Kolejne ekspeoku 1907 r., z początku lat dwudziestych i z 1926 nigdy jednak nie natrafiły na dolinę, choć do
jej pobliże i nawiązały kontakt z koczowniczymi tubylcami—. Ekspedycja Kremera z 19szła nawet do pobliskiej Swart Yalley. Antropolog Denise 0 ’Brien badająca Swart Yerdzieści lat później pisała, że przy pierwszym spotkaniu grupy Kremera tubylcy „byli zdumczego ludzie o jasnej skórze, którzy zapewne są duchami lub widmami, nie mają przy sobie ktatecznie doszli do wniosku, że kobiety duchów znajdowały się w pojemnikach, używanych chy także do noszenia i przyrządzania jedzenia. Czasami kobiety-duchy wydostawałypojemników i w oczach tubylców wyglądały jak węże wijące się po ziemi, ale dla mężczchów były kobietami”. Ogólnie, jak pisała 0 ’Brien, tubylcy reagowali strachem, otęgowała epidemia dyzenterii, jaka wybuchła po odejściu badaczy—.
Jeśli nawet dolinę przeoczyli rozbitkowie wędrujący lądem, obszar około 300 mil [780 ketkami wsi, zamieszkany przez dziesiątki tysięcy dorosłych i dzieci - nie wspominając o świ
musiał zauważyć któryś z pilotów wojskowych lub cywilnych. A jednak nie dostrzegli go nnicy zaliczani wówczas do światowej czołówki. W lipcu 1937 r., na rok przed odkrychbolda, nad częścią Nowej Gwinei przeleciała Amelia Earhart, która samolotem okrążała
raz ostatni widziano ją na lądowisku w Eae na wschodnim krańcu Nowej Gwinei; późnimolot zaginął nad Pacyfikiem Ale i ona nie wypatrzyła Wielkiej Doliny.Pod koniec lat trzydziestych większość antropologów uważała, że każde znaczące sku
dności na świecie zostało już odkryte, naniesione na mapy i - na ogół - dzięki misjonapitalistom, kolonizatorom lub łącznej działalności ich wszystkich, do pewnego stowocześnione. Nikt nie miał wątpliwości, że w deszczowych lasach Amazonii i nie tylko iszcze nisze, w których nikt nie zakłóca spokoju przenoszącym się z miejsca na miejsce tubyeszkańcy odkrytej przez Archbolda Wielkiej Doliny byli jednak osiadłymi rolnikjownikami; żyli w zwykłych wioskach, na otwartej przestrzeni, tylko pod osłoną chmur
ięcy ludzi na widoku. Sześćdziesiąt lat później Tim Flannery, autorytet w dziedzinie naturadowiska Nowej Gwinei, stwierdził, że odkrycie Archbolda było „ostatnim w dziejach nnety przypadkiem, gdy tak wielka i nieznana do tamtej pory cywilizacja zetknęła się ze św
chodu”—.Zapewne z różnych powodów, i to w szczególnym połączeniu, dolina nie pojawiła się wcze
mapach. Gdy Archbold przedstawiał swoje odkrycie w „National Geographic”, redaktor nacgazynu, próbując zrozumieć i wyjaśnić to wydarzenie, pisał: „Eesistość jest tak intensyeren tak nieprzystępny, że wcześniej podróżnicy wędrowali pieszo w odle^ości zaledwie l od najgęściej zaludnionego terenu, nie podejrzewając istnienia tam cywilizacji”—. Dużą
egrały też otaczające dolinę góry, zniechęcające do przelotów i do wypraw lądem W ja
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 60/199
pniu przyczynił się do tej izolacji sam tryb życia mieszkańców doliny. W przeciwieństw
wców i zbieraczy albo handlarzy, którzy odbywali dalekie wędrówki w poszukiwaniu żyw
potrzebnych im dóbr, byli samowystarczalnymi rolnikami. Skłonność do trzymania się b
mów wzmacniało w nich nieustanne zagrożenie wojną - większość spędzała więc całe
bezpiecznym sąsiedztwie własnych chat.
Kiedy Archbold po raz pierwszy zobaczył dolinę, pogoda była marna i nie pozwoliła na zm
rsu ani zejście niżej dla lepszego widoku. Jednak w następnych tygodniach, podczas
zpoznawczych lotów, fotografował dolinę, rozbiegające się świnie, a także ich właścicieli, kukali schronienia, podobnie jak sześć lat później, gdy oglądał ich pułkownik Elsmore.
Główny botanik Archbolda, L.J. Brass opisywał, co widać było z góry: „Ludzie mie
zwartych, porządnie utrzymanych, czystych wioskach, ogrodzonych płotem, murem albo pali
zących od trzech czy czterech do pięćdziesięciu domów. Zabudowania były dwojakiego rod
zystkie wzniesione z podwójnych ścian z drzew rozłupanych wzdłuż na połowy, pokryte tr
z podłóg. Chaty mężczyzn, okrążę, miały średnicę trzech do czterech i pól metra i kopu
ykrycia; chaty kobiet były wąskie, długie i prostokątne w rzucie. Codzienny strój mężczyzn sk
z tykwy chroniącej penis i chyba z siatki na włosy, splecionej ze sznurka. Kobiety nosiły kr
ódniczki ze zwisających sznurków, zakładane poniżej pośladków, albo owijały uda sznurkzystkie miały jedną albo dwie pojemne siatki zaczepione na czole i zwisające na plecy. Za
arzędzia służyły im luki, strzały w kilku rodzajach, dzidy, kamienne topory i siekiery’—.
Archbolda ludzie interesowali w umiarkowanym stopniu; fascynowały go za to ich m
raw. W przeciwieństwie do innych znanych plemion z Nowej Gwinei tubylcy z doliny s
dkie ziemniaki - podstawowy pokarm - na wyraźnie wyznaczonych kawałkach ziemi, z pląt
wów nawadniających i murem dookoła. Archbaldowi przypominało to wiejskie gospodar
óre oglądał podczas wakacji w środkowej Europie.
Ekipa Archbolda rozbiła obóz około 15 mil [24 km] na zachód od doliny nad zbiorn
dnym nazywanym jeziorem Habbema, gdzie Guba m o^a usiąść i wystartować. Pewnegoed przybyszami pojawili się dwaj tubylcy. „Jeden z nich był najwyraźniej kimś ważnym - za
chbold. - Drugi, młodszy, być może ochroniarz, cały czas zachowywał czujność. Usiedli w
cami w stronę, z której przyszli, trzymając pod ręką luki i strzały; my siedzieliśmy od s
ozu”.
Archbold dal mężczyznom skorupki porcelanek, podobne do koralików - nieduże, perłowo
adkie muszelki powszechnie używane jako waluta i biżuteria w Afryce i poza nią. Dodał do
kier, papierosy i suszone ryby. Mężczyźni przyjęli dary, ale odczekawszy uprzejmie chwilę, o
z powrotem, co Archbold zinterpretował jako „oznakę niezależności”. Zauważył jednak, że s
mężczyzn zaciągnął się kilka razy cygarem jednego z uczestniczących w ekspedycji Holend
pitana C. G. Teerinka. Po kwadransie tubylcy zakończyli wizytę i opuścili obóz badaczy.
Później Archbold wysłał na poszukiwania dwa zespoły. W skład każdego z nich wcho
lenderscy żołnierze, tragarze-skazańcy i ludzie z plemienia Dayak wyszkoleni w zbieraniu ok
uny i flory. Jedną z grup dowodził kapitan Teerink, drugą porucznik J.E. M. Van Arcken. M
ruszyć do doliny z przeciw le^ych jej krańców i spotkać się mniej więcej w środku—.
W sierpniu 1938 r., maszerując przez wysokie trawy, podróżnicy mijali kolejne wioski. G
li mieszkańcami innej części doliny, witano by ich zapewne strzałami i dzidami. Ale biali bad
ch tragarze stanowili zjawisko tak dziwne i egzotyczne, tak dalekie od codziennych wędzyplemiennych, że budzili tylko zaciekawienie mężczyzn i nieśmiałość kobiet i d
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 61/199
dróżnicy znajdywali ślady świadczące o praktykowaniu kanibalizmu, ale znakomicie uzbr
nierze armii holenderskiej nie obawiali się niczego—.
Czasami, starając się zniechęcić członków wyprawy do dalszego marszu, tubylcy układali p
ścieżce, odgrywali sceny strzelania z luku albo ustawiali się w poprzek drogi w charakterze ż
kady. Z powodu bariery językowej kapitan Teerink ani porucznik Van Arcken nie mogli uz
nich pełnych wyjaśnień, ale gesty wydawały się kapitanowi raczej opiekuńcze niż wr
bylcy najwyraźniej nie chcieli, by ich nowych znajomych skrzywdzili wrogowie mieszk
sąsiedniej wsi—.
Schemat taki powtarzał się aż do incydentu, w którym jedną stroną stali się tubylcy, a drdzie porucznika Van Arckena.
Gdy 9 sierpnia 1938 r. ekipa Van Arckena zbliżała się do rzeki Baliem w środku doliny, nat
na „bardzo licznych” tubylców uzbrojonych w dzidy, luki i strzały—.
„Najwyraźniej nie budziliśmy zaufania, ponieważ nadeszliśmy od strony terytorium wro
ał w dzienniku wyprawy Van Arcken. Rozładował sytuację kilkoma muszlami porcelanek. W
obozie pojawili się czterej miejscowi, którzy chcieli spać obok żołnierzy. „Dżentelmenów
zbyliśmy się strzałem w powietrze na postrach” - zanotował porucznik.
Następnego dnia okazało się, że trasa patrolu została „zablokowana gałęziami, za którymi
młodzi ludzie uzbrojeni w dzidy”. Uciekli, gdy żołnierze Van Arckena zaczęli wymach
onią. Posuwającą się naprzód kolumnę zamykało dwóch żołnierzy; jednym z nich był k
ttisina. Van Arcken napisał, że dwaj tubylcy schwytali Pattisinę, a gdy towarzysz ruszył m
moc, jeden z tubylców „chciał przebić kaprala swoją dzidą, w związku z czym rzeczony tu
stał zastrzelony przez kaprala”. Krótko mówiąc, raport Van Arckena ujawniał, że Pattisina
ylca; jak Rosiła oficjalna wersja - w obronie w łasnej.
Kapitana Teerinka, najwyższego stopniem holenderskiego oficera uczestniczącego w eksped
zadowoliło takie wyjaśnienie. Teerink, dowodzący drugim patrolem, sporządził kryty
upełnienie do raportu Van Arckena, świadczące o bardziej ludzkim stosunku do tubylców: „Maniem ten śmiertelny strzał był czynem godnym pożałowania. Kapral Pattisina powinien
pierw oddać strzał ostrzegawczy. Z mojego doświadczenia wynika, że w przypadku podob
mion taki strzał okazuje się zwykle wystarczający. Bardzo proszę o wydanie instrukcji w
rawie swoim ludziom”.
Jeszcze przed powrotemdo Stanów Zjednoczonych Archbold opublikował artykuły o wyp
„New York Times” i w innych czasopismach. W marcu 1941 r. napisał długi tekst dła „Nat
ographic Magazine”. Przedstawił w nim spotkania z tubyłcami, w większości przyjazne,
asem podszyte napięciem Największe zdziwienie budziłi w nim mieszkańcy wiosek, którzracałi specjałnej uwagi na wyprawę przechodzącą obok ich domów: „Traktowałi naszą
pełnie zwyczajnie. Jedni przygłądałi się długiej kołumnie tragarzy; inni, zajęci w ogro
paniem w żyznej, czarnej ziemi, nawet nie podnosiłi wzroku”—.
W żadnej z rełacji Archbołd nie wspomniał jednak o tym, co dła miejscowych musiało
straszniej szym wydarzeniem związanym z pobytem j ego ekspedycj i—.
Cztery łata po tym incydencie, w czerwcu ł942 r. przyznał w końcu, że tamtego dnia w po
ki doszło do zajścia między tubyłcami i patrołem Van Arckena. Sposób, w jaki je o
periodyk, który do tego wybrał, gwarantowały jednak, że znaczenie tego faktu zos
inimałizowane. W „Biułetynie Amerykańskiego Muzeum Historii Naturałnej” wspomniał,
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 62/199
rpnia patrol Van Arckena natknął się na barykadę z gałęzi i na mężczyzn uzbrojonych w dył to jedyny podczas całej wyprawy przypadek, kiedy okazało się, że sama demonstracja siłstarczy’ Nie zatrzymując się, by wyjaśnić, co miał na myśli, a tym bardziej by przyznszło do zastrzelenia tubylca, i omówić rzecz dokładniej, Archbold przeszedł do relacji o tymrol dotarł do rzeki, i precyzyjnie podał szerokość terenu zalewowego.Świadomie mylną informację umieścił też Van Arcken, opracowując pierwszą znaną
iny. Punkt na szlaku, gdzie doszło do incydentu z 10 sierpnia 1938 r., zaznaczył strzałką i dał
Miejsce, w którym w wyniku ataku dzidą zginął jeden z tubylców”—. Ktoś, kto oglądał map
ając detali, mó^ odnieść wrażenie, że członkowie ekspedycji byli świadkami walki dylców i śmierci jednego z nich.W innej części raportu sporządzonego dla muzeum, gdzie Archbold przedstawił ogólny
ych poglądów na kwestię tubylców, całkowicie zatuszował sprawę fatalnego strzału. „Wkracnieznany teren, nie można przewidzieć reakcji tubylców. Jest rzeczą pewną, że na ogół skłon
rdziej przyjaźnie odnosić się do dużych i dobrze uzbrojonych grup niż do małych i słabych. Npy należały zwykle do pierwszej z tych kategorii, w kontaktach z ludźmi nie doszło wię
dnego znaczącego nieprzyjemnego incydentu”—.Archbold najwyraźniej nie był zainteresowany ustaleniem, czy pierwszy śmiertelny
Grand Yalley tubylcy uznali za „nieprzyjemny” lub „znaczący incydenf’.
Pułkownik Elsmore nie słyszał o wyprawie Archbołda ani o jego tekstach. Informację oa dotarła do niego już po katastrofie Gremłina, odrzucił, przekonany, że jego Ukryta Dangri-La nie jest tożsama z Wiełką Dołiną - Grand Yałłey - Archbołda. Nowa Gwinea
zecież ogromna i niezbadana; któż mógł wiedzieć, iłe jeszcze takich odciętych od śieodkrytych dołin tam istnieje?
A jednak Grand Yałłey i Szangri-La oznaczały to samo. I pierwszy znany kontakt jej mieszkaświatem zewnętrznym został naznaczony krwią.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 63/199
WINA I CIERPIENIE
Noc po natknięciu się na ślad stopy tubylca, „bolesną i przykrą”, jak zapisała Margaret, talonych spędziła na pochyłym i błotnistym brzegu górskiego potoku. Przemoczeni i wycze
ą^ ym zsuwaniem do zimnej wody, obudzili się, gdy było jeszcze ciemno, przed świtem w śro
ja, i podjęli wędrówkę w kierunku leżącej gdzieś w dole polany, którą dostrzel z dr
cCollom
Margaret usiłowała stanąć i poczuła ból przeszywający całe ciało. Ogarnął ją strach. Po
ała zesztywniałe stawy, a spałona skóra na nogach była bołeśnie napięta. Oparzenia hamo
epływ krwi, która nie dochodziła do zdrowych partii skóry. Sama myśł o marszu i zjeżd
dół potoku była bołesna. Margaret nie mo^a się wyprostować. „Nogi miałam tak sztywne,
m ich widok robiło się niedobrze”.Wystarczał rzut oka, by zorientować się, że doszło do infekcji. W dzienniku Ma
gatełizowała drastyczne szczegóły - sączącą się ropę, granatowoczarny kołor martwej tka
ała jednak przerażającą świadomość przyczyn i zagrożenia, jakie niosły „wiełkie, śmierd
opiejące rany”.
Na Nowej Gwinei roiło się od bakterii; mikroskopijne organizmy żywiły się zasty^ą krw
atrzonych ran. Połączenie spałonego ciała, braku ełementarnej higieny i mrowiących się ba
arantowało rozwój gangreny. Bez odpowiedniej kuracji w tak strasznych warunkach oznacza
umarcie uszkodzonej części ciała, a w efekcie śmierć. Gangrena występuje w dwóch posta
chej i wiłgotnej. Obie są straszne, ałe gorsza jest mokra. Sucha pojawia się zazwyczaj stopnest skutkiem zabłokowania krążenia krwi w tętnicach. Kiłkadziesiąt łat pałenia papierosów
prowadzić do gangreny suchej i stopniowego obumarcia stóp pałacza. W przypadku Margaret
czej. Jej zainfekowane rany mo^y stać się źródłem szybko postępującej i błyskawi
bijającej gangreny wiłgotnej. Im później zaczęłoby się właściwe łeczenie, tym większe było ry
putacji nóg. Nie koniec na tym Wiłgotna gangrena może wywołać zakażenie krwi, czyłi s
dżungłi sepsa oznacza śmierć. Pytanie tyłko, czy zabierze swoją ofiarę w ciągu kiłku godzin
.
Margaret zebrała się w sobie i z trudem stanęła na schorowanych stopach. Z ogromnym b
óbowała przejść kiłka kroków tam i z powrotem po nachyłonym brzegu, rozłuźnić
mobiłizować się do dałszej wędrówki. Spojrzała na Beckera, który cierpiał co najmniej ta
a. Był imponująco opanowany.
John McCołłom przygłądał się współtowarzyszom Czuł się za nich odpowiedziałny, ałe p
nich z szacunkiem i coraz większym podziwem A także z sympatią. Przez cały czas,
żdżając w dół, znosząc wszystkie niewygody, Decker ani razu nie poskarżył się na zi
^ ow ie ranę ani na inne obrażenia. A drobna pani kaprał - John w myśłach ze wzrusze
zywał ją Maggie - okazała się dużo twardsza, niż przypuszczał. Nie tyłko dziełnie maszerow
asznymi ranami na ręce i nogach; pociemniały jej na dodatek oparzenia na łewej stronie tw
wiadomił sobie, że inne dziewczyny z WAC, które znał, a i wiełu mężczyzn nie wytrzym
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 64/199
łowy tego, przez co już przeszła-.
John widział jednak, że w miarę jak zaogniały się rany i wdawała się w nie infekcja,
warzysze zaczynałi opadać z sił. Był pewien, że zaatakowała ich już wiłgotna gangrena, i ba
jeśłi samołoty szybko ichnie znajdą, zostanie sarr^.
Nie zdradził tego ani Margaret, ani Beckerowi; starał się opanować strach. „Byłiśmy na zie
nawanych za terytorium łowców ^ów, nie miełiśmy środków medycznych ani schroni
afiłiśmy na odłudzie. Mój brat błiźniak zginął we wraku. Musiałem zaopiekować się tamtą dw
e chciałem myśłeć o tym, że miałbym tam zostać zupełnie sam, dłatego robiłem, co modern, w
mym stopniu dła nich, co dła siebie”-.
Był zdecydowany ratować Margaret i Beckera, ałe podjął osobistą decyzję: jeśłi
unkowe zaniechają poszukiwań, musi w jakiś sposób dotrzeć do spławnej rzeki i zbud
twę, ałbo jeśłi będzie to konieczne, wędrować na piechotę. Popłynie ałbo pójdzie aż do oc
oćby i ł50 mił-. Wróci do Hołłandii, a potem do rodziny. Nie mó^ uratować brata
stanowił, że ocałi siebie i zaopiekuje się małeńką siostrzenicą.
Zrobi wszystko co w jego mocy, by ratować Beckera i Margaret. Jeżełi jednak pokon
ngrena, wróci sam
Na śniadanie była woda i łandrynki, wciąż, trzeciego dnia po katastrofie, jedyne ich pożyw
dziełiłi je według kołorów, jedłi najpierw czerwone, a kiedy miełi ich dość, przerzucałi s
te i tak w kółko-. Becker żartował, że to dobry sposób na zmianę diety Miełi papierosy
pałniczka Johna wyschła, a zapałki zmokły. Kiedy szykowałi się do marszu i zawijałi swoje z
żółte płandeki, powędrowałi myśłami ku kawie.
- Cudownie byłoby siedzieć znów w kantynie nad tym paskudztwem - westchnął Becker.
- Och, tak - Margaret nie wiedziała czemu, ałe nie czuła szczegółnego ^odu, mimo że n
ła od ostatniego łunchu z kurczaka i łodów przed trzema dniami.
Brzeg potoku opadał teraz zbyt stromo, a przedzieranie się przez zarośła dżungłi możłiwe. Ostrożnie zsunęłi się z dwuipółmetrowej skarpy do górskiego strumienia i ruszyłi
zed siebie. Znów wdrapywałi się na zwał one kłody i zjeżdżałi na siedzeniach w dół wodospa
argaret ze łzami w oczach starała się wytrzymać. Stopy rwały ją przy każdym kroku. Becker
razem z nią. McCołłom parł naprzód, by jak najszybciej dotrzeć do połany. Wysforował s
eko, że straciłi go z oczu.
Margaret była na skraju paniki.
- Zostawił nas i poszedł, i wziął ze sobą całe jedzenie - krzyczała. - Umrzemy z ̂ odu. - U
wodę. Po raz pierwszy od chwiłi, gdy w płonącym samołocie przemknęło jej to przez ^
myśłała o poddaniu się.Becker, zwykłe najspokojniejszy z całej trójki, miał tego dość. Obrócił się na pięcie, czer
sierżant prowadzący musztrę. Margaret nie zacytowała w dzienniku całej jego tyrady
akłopotaniem przyznała, ze nazwał ją „wałkoniem” i „kapitułantem”. Czy był to z jego
osób, by ją zmobiłizować, czy przejaw autentycznej wściekłości, słowa dobrał właś
kutecznie.
„Wkurzył mnie tak, że chętnie bym go zabiła - napisała. - Wstałam jednak i pokuśtykałam w
umienia jeszcze raz. Rychło dogoniłiśmy McCołłoma”.
Margaret niełatwo przyznawała się do błędu, ałe niemał natychmiast poczuła wyrzuty sum
hn był siłny i niezawodny; prowadził ich i pomagał, choć tłumił w sobie rozpacz po śmierci
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 65/199
ć może bardziej bolesną od jej oparzeń. „Wstydzę się do ^ębi, że choć przez chwilę w n
ątpiłam, nawet w napadzie histerii” - notowała-.
Wiadomość, że Gremlin Special nie wrócił w przewidzianym czasie na lądowisko Se
trząsnęła dowództwem Fee-Ask w Hollandii. Nieobecność samolotu i brak łączności rad
mal na pewno oznaczały katastrofę, czyli konieczność poszukiwań. W bazie od poc
kładano, że ludzie przeżyli i należy ich znaleźć, nastawiano się więc na misję ratowniczą, a n
szukanie szczątków i oddanie ich rodzinom
Fee-Ask, należąca do wielkiej bazy lotniczej, mo^a niemal bez ograniczenia dysponotami i samolotami. Fakt, że członkowie załogi i pasażerowie zaginionego samolotubyli kole
yjaciółmi i podwładnymi szefów, dawał gwarancję, że organizatorzy akcji poszukiwaw
staną wszystko, czego zażądają. Stawkę podnosiły jeszcze szczególne okoliczności - dzie
ewczyn WAC na pokładzie.
Nie ma żadnych powodów, by sądzić, że pułkownik Ray Elsmore i inni oficerowie Fe
ałaliby z mniejszą determinacją, gdyby Gremlinem lecieli wyłącznie mężczyźni. Sam
nsportowe rozbijały się w czasie wojny, nie zwracając specjałnej uwagi prasy. Ełsmore, zn
tody działania dziennikarzy, wiedział jednak, że kobiety na pokładzie Gremłina wzb
czegółne zainteresowanie.Podczas II wojny światowej zginęło kiłkaset amerykańskich kobiet, choć dokładną łiczbę t
ałić, po części dłatego że obejmowała ona także osoby cywiłne pracujące dła Czerwonego K
nnych organizacji humanitarnych oraz zmarłe podczas transportu do stref wojny łub w w
padków na terenie USA. Traciły życie nie w boju, ałe pełniąc funkcje wojskowe, p
zystkim piełęgniarki; niektóre z nich wcześniej otrzymywały odznaczenia za bohaterską pos
porucznik Ałeda Eutz pracująca w łotnictwie wojsk łądowych i mająca na swym koncie b
ieście akcji. W łistopadzie 1944 r. była na pokładzie szpitałnego samołotu C-47 ewakuują
nnych żołnierzy z poła wałki we Włoszech. Do katastrofy doszło w bardzo trudnych warun
godowych; zginęłi wszyscy pasażerowie i załoga. W gronie trzydziestu ośmiu kobiet, niosły śmierć, służąc w amerykańskim wojsku, były członkinie Women’s Auxiłiary Fer
uadron (kobiecej pomocniczej eskadry transportowej), tzw. WAFS, i Women Airforce Se
ots (kobiecej służby piłotów sił powietrznych), czyłi WASP. Piłotowały samołoty wojs
uczestniczące w wałkach, uwałniając od takich zadań piłotów-mężczyzn biorących u
wojnie w powietrzu.
Każda śmierć kobiety podczas II wojny światowej budziła zainteresowanie, ałe najcz
nęła jedna łub dwie osoby. Do wyjątków natężała śmierć sześciu piełęgniarek zabityc
ombardowanym i ostrzełanym przez Niemców terenie szpitała w bitwie pod Anzio. A załe
a tygodnie przed katastrofą Gremłina sześć piełęgniarek zginęło wraz z
udziestoośmioosobową załogą szpitałnego okrętu amerykańskiego „Comforf’, zaatakowa
ez japońskiego kamikadze w pobłiżu wyspy Eeyte, między Guam i Okinawą-.
W bazie w Hołłandii śmierć poniosła do tamtej pory tyłko jedna kobieta z WAC. W łutym ł9
onęła w Pacyfiku szeregowa z Zachodniej Wirginii. W przeddzień pogrzebu zrozpac
yjaciółki postanowiły oddać jej honory flagą WAC z zielonego i złotego atłasu, ok
dzłami, z profitem greckiej bogini wojny Pałłas Ateny w środku. Na całej Nowej Gwinei
gi nie było. Materiał do jej uszycia był w Hołłandii „równie nieosiągałny jak sopłe łodu”. M
grupka kobiet do czwartej rano szyła flagę z australijskich prześcieradeł barwionych roztwtych tabłetek przeciwmałarycznej atabryny i czerwonej antyseptycznej maści Merth
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 66/199
dkradzionych z izby chorych. Wizerunek Pallas Ateny wymalowały zielonym tuszem z
ojektów. Na frędzle użyły starych sznurków spadochronowych. Z zapuchni
aczerwienionymi oczami, skończyły flagę na czas. Nie liczył się nierówny kolor, nieprzepi
miar, frędzle ze sznurka ani nierówne brzegi; dumnie salutowały, gdy w ciepłej nadmor
yzie powiewała dla ich zmarłej przyjaciółki-.
Tak zareagowano w Hollandii na śmierć w oceanie jednej z kobiet służących w WAC.
dzikim interiorze wyspy zaginęło, a być może zginęło dziewięć.
Gdy Gremłin Special nie wrócił do bazy w planowanym terminie, rozdzwoniły się telefonanckich lotniskach w regionie. Był cień nadziei, że pułkownik Prossen i major Nich
lądowali niespodziewanie na którymś z nich. Nigdzie, niestety, o nich nie słyszano, płaniści z
k wyciągnęłi więc swoje, prawdę mówiąc marne, mapy i podziełiłi wyspę na sektory, w któ
oci mogłi przeprowadzić coś, co eufemistycznie nazywano „przymusowym łądowaniem”.
W utrudniającym poszukiwania, nieustającym deszczu przez trzy dni przeczesywano z pow
zystkie sektory. W akcji uczestniczyły w sumie dwadzieścia cztery samołoty - eskadra
nsportowiec C-60 i grupa ciężkich bombowców, w tym łiberatory B-24, mitchełłe B-25 i łat
tece B-ł7-. Na ochotnika znosił się do jednej z załóg kaprał James Lutgring, w złudnej nadz
że uda mu się uratować przyj acieła, Mełvina Mołłberga, który zamiast niego wsiadł na p
emłina—.
Akcję ratunkową nadzorował pułkownik Ełsmore, który rejon wokół dołiny Szangri-La
iej niż ktokołwiek inny w wojsku Stanów Zjednoczonych.
Koło godziny jedenastej, w środę łó maja, po pięciu godzinach brnięcia w potoku, McCo
piął się na wysoki, dwuipółmetrowy brzeg.
- Chodźcie - zawołał - to tutaj.Decker wdrapał się na górę, ciągnąc za sobą Margaret. Na płaskim skrawku brzegu u
arzą do ziemi. Nie była zdołna zrobić kroku dałej. Pełzła na czworakach, gdy Decker i McC
zyłi naprzód. W ciągu pół godziny pokonała odłe^ość niespełna pięćdziesięciu metrów
umienia do miejsca, gdzie obaj łeżełi, dysząc. Upadła koło nich, z trudem łapała oddech. Po
pło promieni słońca i uświadomiła sobie, że po raz pierwszy od kiłku dni widzi nad sobą ot
bo—. Byłi u cełu, na połanie w deszczowym łesie, na szczycie niedużej wyniosłości.
Kiłka minut później usłyszełi ryk czterech potężnych siłników. Wysoko nad głowami, n
kitnego nieba zobaczyłi wyraźną, charakterystyczną syłwetkę bombowca B-ł7. Ma
wzięcie, by zwrócić na siebie uwagę, ałe piłot łatającej fortecy nie dostrzel ich i odłec
łożyłi się i zjedłi coś, co miało być łunchem, zawiedzeni, że ominął ich ratunek, ałe podbudo
dokiem samołotu.
Godzinę później ten sam łub podobny B-ł7 znów pojawił się nad połaną. Tym razem McCo
ryzykował. Zerwał się na równe nogi.
- Płandeki! - krzyknął.
Obaj z Deckerem rzuciłi się do rozwiązywania bagażu i rozłożyłi żółte płandeki wynie
ratw ratunkowych Gremłina. B -ł7 piłotowany przez kapitana Wiłłiama D. Bakera łeciał na
sokości nad dżungłą. Do jego załogi dołączył w tym łocie niecodzienny w bombowcu pasajor Cornełius Wałdo, katołicki kapełanz bazy Hołłandia.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 67/199
Margaret bała się, że pilot znów ich przeoczy i uzna ten sektor gór za sprawdzony w całośc
du wraku ani łudzi. Błagała Johna i Beckera, by się pospieszyli.
W momencie, gdy trójce rozbitków wydawało się, że B-17 zamierza odlecieć, kapitan B
oczył luk i wrócił nad polanę. Nie dawał jednak żadnego umownego znaku, że ich dostrze^.
- Zniżaj się - wołał w niebo McCołłom - Zniżaj się i zdław silniki! Zdław silniki i zam
zydłami!
- Wiem, że nas widzą - wtrąciła Margaret. - Wiem na pewno.
- Zobaczyli nas. - Decker wlał w nich nieco optymizmu^.
Nawet z dużej wysokości Baker nie mó^ wziąć rozbitków za tubylców. Przede wszystkimrani. Jednak prawdziwym darem losu okazała się plandeka. Niespełna pięć minut po tym
baczyli B-17, samolot odpowiedział. Baker zwiększył obroty silnika. Pochylił skrzydła.
Odnaleźli ich.
McCołłom miał rację, gdy zadecydował, że trzeba opuścić miejsce katastrofy i zejść w
dowatym strumieniem Samolot wpadający w gąszcz drzew robi bardzo małą wyrwę w bezkre
rzu zieleni, twierdzą piloci doświadczeni w przeszukiwaniach dżungli—. Wyprowadzając
jkę na polanę i rozkładając jaskrawe żółte plandeki, McCołłom zwiększył ich szanse.
Później przyszła mu do ^owy zabawna myśl: w samym środku dżungli ocaliły ich tratwy ra
cie na oceanie—.
Nie zdawali sobie sprawy, że nie są sami. W pobliżu, w dżungli, była grupa mężczyzn i chło
niedalekiej wioski, a wśród nich młody Hełenma Wandik. - Obserwowałem ich - wspo
źniej. - Widziałem, jak machali na polanie—.
Skakali, choć jeszcze przed chwilą nie mieli sił podnieść się z ziemi. Tańczyli, krzy
wymachiwali obolałymi rękami. Po raz pierwszy od chwili, gdy wsiedli do Gremłina, śmieli s
Baker jeszcze raz pochylił skrzydła B-17, żeby upewnić się, że go widzieli. Zapisał współrz
czym zarządził zrzucenie dwóch tratw ratunkowych jako znaków orientacyjnych, jak najb
lany. Nadchodziła potężna burza i wiadomo było, że przynajmniej do rana żaden samolo
dzie m ó^ tu przylecieć. Gdy maszyna znikała z oczu rozbitków, kierując się ku północ
brzeżu wyspy, Baker nadał radiowy komunikat na lotnisko Sentani: zlokalizowano trzy
mundurach, machające rękami, na małej polanie na szczycie jednego ze wzgórz zalesio
bietu górskiego, około 10 mil [16 km] od doliny—.
- W niedzielę pewnie będziemy w Hollandii - powiedział Decker, który z powrotem opa
mię.
- Hołłandio, j estem - zawtórowała mu Margaret.W dzienniku zapisała, że chce wrócić do wystawionego do wiatru sierżanta Waltera Flem
którym umawiała się na randkę i kąpiel w oceanie. W marzeniach Wałły siedział z podz
oczach przy jej szpitalnym łóżku i trzymając ją za rękę, mówił, jak bardzo była dzielna. N a w
padek, w obawie przed drwinkami, nie opowiadała o tym McCołłomowi ani Beckerowi.
Decker zresztą sam podkpiwał: - Uważam, że jeden z nas będzie musiał ożenić się z Mar
by cała ta historia miała romantyczne zakończenie - oświadczył ponuro.
John podjął zabawę. Otaksował wzrokiem poranioną, wyczerpaną i zmęczoną dziewczynę,
obejrzał z góry na dół. - Musiałaby nabrać trochę ciała, żebym się zainteresował - stwierdził
Margaret nastroszyła się i postanowiła bronić swej zranionej dumy. - Nie wyszłabym za cwet gdybyś był jedynym facetem na święcie. Wyjdę za Beckera!
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 68/199
Decker, odrzucony przez Margaret kilka tygodni przed katastrofą, nie mó^ pozwolić, by
atnie słowo. - Gówno prawda! - pałnął, zbity z tropu gwałtownym zwrotem sytuacji.
Usiedłi obok siebie, odprężeni, zastanawiając się, kiedy przyłecą następne samołoty z zapa
argaret chciała przede wszystkimnormałnie zjeść i wyrzucić wszystkie „chołerne łandrynki”—
Rozłożyłi się, gawędząc, na połanie i Margaret przyszło nagłe do głowy, że poręba w dżung
wstała tak sama z siebie. Ktoś z mozołem wyciął drzewa i usunął zarośła. Leżełi po pros
rskim połetku słodkich ziemniaków, camote, poprzerastanych dzikim rabarbarem.
Właścicieł, czy też właściciełe upraw w końcu przyjdą tu zadbać o nie ałbo zebrać płony
że oznaczać kłopoty. Jednak powrót do strumienia nie wchodził w grę, podobnie jak opuszcejsca, w którym namierzył ich B-ł7. Przykucną i będą się modłić. Może rołnicy mieszkają d
rzadka zagłądają na to połetko. Nie ma innego wyjścia, trzeba czekać i mieć nadzieję.
Nie czekał i długo.
Godzinę po zniknięciu B-ł7 dżungła ożyła. Usłyszełi coś, co brzmiało jak dałekie szcze
jadanie sfory psów—.
- Słyszycie coś zabawnego? - spytał Decker.
Dźwięki przybłiżały się. Wydawałi je łudzić.
Trójka rozbitków nie miała pojęcia, jak pokonać dzikie psy. Wołełi jednak tę wizj
umetrowych łudożerczych łowców ^ów, składających ofiary z łudzi. Miełi ich przecież og
ynie z powietrza, przez okna Gremłina.
Ich siły i uzbrojenie składały się z chudego sierżanta z bołesnymi oparzeniami i otwartą
wy, drobnej dziewczyny z początkami gangreny i godnego porucznika ze złamanym że
nką. Wałka nie trwałaby długo.
Margaret wydawało się, że do dziwnego chóru dołączyły nowe ^osy. Pocieszałi się nawz
piskłiwe ujadanie było zabawą tubyłczych dzieci ałbo że łudzić, którzy te dźwięki wydają,
i pójdą dżungłą swoją drogą. Margaret obawiała się jednak, że głosów było coraz więce
ozeszła się wiadomość o pysznym obiedzie czekającym nacamote’’"—.
Nadał jednak nikogo nie było widać, choć wrzawa rozbrzmiewała całkiem błisko. Teraz je
chodziła już nie ze wszystkich kierunków, łecz z odłe^ego krańca zagospodarowanej po
rugiej strony rowu odłe^ego o dwadzieścia parę metrów.
Dżungła szełeściła i drżała. Rozbitkowie bezradnie wpatrywałi się w jedną stronę i nagł
awy przybrały kształt łudzi: z gęstwiny łiści wynurzyło się kiłkudziesięciu niemał n
arnoskórych, z błyszczącymi oczami i ciałami łśniącymi od sadzy i świńskiego łoju; w r
ymałi topory zrobione z drewna i zaostrzonych kamieni—.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 69/199
EARL WALTER, JUNIOR I SENIOR
10
Dobre wieści szybko rozeszły się w całym Fee-Ask.Wiadomość o tym, że kapitan Baker złokałizował rozbitków w dżungłi, w pobłiżu dołiny Sza
postawiła na nogi pułkownika Ełsmore’a i jego sztab. Baker tyłko zobaczył na połanie trzy o
mundurach, ałe jego B-ł7 spędził tam załedwie kiłka minut, i to łecąc na dużej wysokości
ó^ nawiązać kontaktu z łudźmi na ziemi, nie d ostrzel też żadnego wraku. To budziło nad
oro żyje trójka, to może ocałełi wszyscy?
Może pułkownikowi Prossenowi udało się jakoś łądowanie awaryjne? Może trójka zauw
zez Bakera to czołówka, a pozostałi pasażerowie C-47, ranni, ałe żywi, czekają na mi
astrofy? A może podziełiłi się tak jak rozbitkowie z Latającego Hołendra i wyruszyłi w
ony szukać ratunku?Nadzieje te znałazły ujście w postaci zapasów zgromadzonych przez ekipę Ełsmore’a w i
óra - zdaniem jednego z obserwatorów - wystarczyłaby na zapełnienie magazynów niewieł
ństewka. Specjałne spadochrony do zrzutu towarów mocowano do pak załadowanych zesta
wnościowymi złożonymi z dziesięciu składników, kocami, namiotami, apteczkami, radiostac
łączności dwukierunkowej, akumułatorami i butami. A ponieważ jedną z postaci na połanie
sądzono, kobieta, dorzucono też mniej konwencjonałne przedmioty pierwszej potrzeby w dż
ród nich szminkę i spinki do włosów. Nie wiedząc, iłu pasażerów i członków załogi prze
brano wszystko, co potrzebne do wyżywienia, ubrania i tymczasowego schronienia dła dwud
erech osób-.
Na chłodno Ełsmore i jego sztab zdawałi sobie sprawę, że stoją w obłiczu poważnego prob
miełi pojęcia, jak dotrzeć do ocałonych, a co gorsza, jak przetransportować ich z powrote
łłandii. Gdyby istniała szansa wyłądowania w Szangri-La i ponownego startu, Eł
pewnością już by to zrobił. Zapewne zabrałby ze sobą reporterów, by uwieczniłi chwiłę
skramia tubyłców łub zawiera z nimi przyjaźń, a być może jedno i drugie; wbija flagę z rodo
rbem i o^asza dołinę swoim suwerennym terytorium
Władze hołenderskie i austrałijskie, które przez cały czas poszukiwań pozostawały w kont
Ełsmore’em, oferowały pomoc w zorganizowaniu wyprawy łądem i specjałistyczne wyposaże
mysł upadł, kiedy stało się jasne, że do ekspedycji tego rodzaju natężałoby zatr
kudziesięciu tubyłczych tragarzy i wojskową eskortę chroniącą przed wrogo nastawio
mionami oraz tysiącami japońskich żołnierzy kryjących się w dżungłi między połaną i Hołła
nakładów na łudzi i sprzęt ważniejszy był czas - dotarcie do dołiny zajęłoby piechurom
odni, a ocałonym groziła śmierć z ran ałbo z rąk krajowców łub wroga. Nawet gdyby docz
ybycia ekipy, mogłoby im zbraknąć sił na miesięczną wędrówkę przez góry, dżungłe i bagna.
Koncepcja użycia śmigłowców pojawiła się na chwiłę i natychmiast została odrzucona. Z
wiedziełi specjałiści z Fee-Ask, hełikoptery nie mo^y łatać na tak dużych wysokościac
głędu na powietrze, zbyt rzadkie, by wirniki wytworzyły ciąg wystarczający do przełotubietem gór Oranje.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 70/199
Rozważano jeszcze pomysł wodowania na rzece Baliem ratunkowego hydroplanu należącegerykańskiej floty. Inne propozycje, godne Verne’a, obejmowały wykorzystanie lekkich samolołych sterowców, szybowców oraz operujących na płytkich wodach ścigaczy torpedowych, ^yby dotrzeć do wnętrza wyspy rzeką. Gdyby choć w nikłym stopniu użyteczny okazał się
dwodny, ktoś w ekipie Ełsmore’ a niewątpliwie wysunąłby i taką propozycję.Każda z tych koncepcji miała swoje wady, czasem bardzo poważne, dlatego plan ratun
usiał poczekać. Przede wszystkim należało pomóc ocalonym Zakładano, że mogą wśród nichnni wymagający opieki medycznej. Biorąc pod uwagę opowieści o tubylcach - równie p
daniem stała się ochrona rozbitków W grę mo^o wchodzić między innymi zrzucenie grupy dbrojonychkomandosów i sanitariuszy, których nie zniechęciłaby- a przynajmniej nie przestraogromna przewaga liczebna miejscowych „dzikich”, i to przypuszczalnie kanibali.
Wyzwaniem było już samo znalezienie ochotników na taką wyprawę. Problem polegał na tymandosi walczyli na froncie. W pobliżu Hollandii o nikim takim nie słyszano.
W rejonie południowo-zachodniego Pacyfiku stacjonowały dwie słynne jednostki - wietrzno-desantowe 503. i 511. Oba odegrały ogromną rolę w wojnie na Pacyfiku, bohatłcząc przede wszystkim na Filipinach Trzy miesiące wcześniej, w lutym 1945 r. pułk 503.
spę Corregidor i pomó^ generałowi Mac Arthurowi spełnić obietnicę powrotu na Fili
tym samym miesiącu pułk 511. przeprowadził błyskawiczny atak na wyspie Fuzon, dwadzery miłe za linią nieprzyjaciela, uwalniając ponad dwa tysiące cywilów z Ameryki i pa
uszniczych, w tym mężczyzn, kobiety i dzieci z obozu internowania Fos Banos-.Oba pułki nadał wałczyły na Filipinach; zwycięstwo w wojnie było zresztą ważniejsz
owadzania grupki ocalałych uczestników fatalnego turystycznego lotu nad nowogwinejską dżuKiedy wydawało się, że wszystkie możliwości znalezienia komandosów już wyczer
wnemu młodemu, bystremu oficerowi, Johnowi Babcockowi z ekipy Ełsmore’a, przyszew y pewien pomysł.Przed wojną Babcock był nauczycielem biologii i członkiem kierownictwa prywatnej s
jskowej w Fos Angeles-. Gdy w grudniu 1941 r. Ameryka przystąpiła do wojny, zamienił krepień podpułkownika w wojskach lądowych Z racji wykształcenia mianowany został oficj sk chemicznych w Fee-Ask.Kilka tygodni przed katastrofą usłyszał, że w Hollandii jest jeden z jego dawnych uczniów
rł Walter junior. Wiedział o nim dwie rzeczy: po pierwsze, wyrzucono go ze szkoły, bo sprapoty, a po drugie, był komandosem, ale właśnie tkwił bezczynnie w Hollandii, mocnoustrowany.
Wiek chłopięcy C. Earła Waltera juniora upływał przy boku ojca, C. Earła Waltera seneszkali na Filipinach, dokąd Walter ojciec przeprowadził się z Oregonu, wraz z aczkującym synem, objąwszy stanowisko szefa firmy handlującej tarcicą. Młody Walter niezcze dziewięciu łat, gdy matka zachorowała na malarię. Popłynęła do Stanów Zjednoczonyzenie, ale z tęsknoty za mężem i synem wróciła najbliższym statkiem na Filipiny. Zmarła esięcy później.
Senior i junior zostali sami. Żaden z nich nie chciał imienia Cccii, obaj używali drugiego - samym środku Wielkiego Kryzysu ojciec i syn mieszkali w wielkim domu na Mind
łudniowej wyspie archipelagu, zatrudniali na stałe kucharza i dwóch miejscowych służą
rzy dbali o wszystkie ich potrzeby. Młody Earł Walter miał własnego konika, małą mnóstwo przyjaciół w sąsiedztwie. Był bystry, ale ponieważ atrakcyjnych zajęć mu nie brako
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 71/199
jca pochłaniała praca, szkoła znalazła się w jego hierarchii spraw bardzo daleko. Tak dalek
ez dwa lata Earl junior w ogóle do niej nie chodził. Wolał wyprawy z ojcem w dzikie o
spy na inspekcję wyrębów. Jedną z takich ekspedycji zawsze chętnie wspominał:
Kapitan C. Earl Walter jimior (za zgodą C. Earla Waltera juniora).
„Wędrowaliśmy cały dzień. Znaleźliśmy w lesie polankę z małym strmnykiem rozlewający
sadzawkę. Zdjęliśmy ubrania, weszliśmy do wody i pluskaliśmy się, by zmyć z siebie pot.
iśmy nadzy, więc gdy wyszliśmy na brzeg, zrobiło się zabawnie, bo wokół sadzawki stali tub
dwóch czy trzech rzędach. Tata spytał przewodnika, o co chodzi, na co usłyszał; - Są ciekaw
teście biali wszędzie” .
W wieku lat czternastu wysoki, przystojny biały chłopak z falistą ciemną czię>
aroniebieskimi oczami i bogat3in ojcem stal się obiektem zainteresowania zwłaszcza miejsco
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 72/199
ewcząt. I vice versa. - W tym wieku człowieka już ciekawią kobiety - tłumaczy
stanawiasz się, jak to jest.
Earł senior zorientował się, w jakim kierunku sprawy zmierzają, i wcałe mu się to nie spodo
artwiły go przede wszystkim braki w edukacji jedynaka. Starszy Earł powtórnie ożenił s
ierci pierwszej żony. Jego nowa teściowa, mieszkająca w Oregonie, gotowa była zająć się E
niorem Prócz innych korzyści przeprowadzka do Stanów pozwołiłaby młodemu człowie
drobić szkołne załegłości w stosunku do amerykańskich rówieśników. Nie można też wykłuczy
rł senior miał na uwadze coś więcej. Jeszcze przed atakiem na Pearł Harbor bał się japoń
wazji. „Kiedy dorastałem u taty - wspominał junior - mawiał często: - Postawię jeden kaszynowy tam, drugi tam, i jak przyjdą Japońce, będziemy przygotowani”.
Earł młodszy wrócił do Stanów najpierw do przyszywanej babci, a potem pod opiekę matki
óra robiła co mo^a, żeby go zepsuć. Ojciec zdecydował więc, że potrzebna jest siłniejsza ręk
ta chyba czuł, że muszę pójść do szkoły wojskowej i to mnie może naprostuje-.
Earł junior powędrował więc do Błack-Foxe Miłitary Institute w Eos Angełes, dobrze noto
ywatnej uczełni z własną drużyną poło. Szkoła łeżała między Wiłshire Country Cłub i k
isowym, świetnie pełniła więc funkcję przechowałni krnąbrnych synów gwiazd fiłmow
różnych łatach grono słuchaczy zaszczycałi synowie Bustera Keatona, Binga Crosby’ego,
vis i Charłiego Chapłin#. Sydney Chapłin okreśłił kiedyś szkołę jako „internat dła sy
łływoodzkich bogaczy”-.
Młody Earł miał już metr dziewięćdziesiąt wzrostu; znałazł się w czołówce amerykań
ywaków; był w składzie bijącej rekordy sztafety styłem grzbietowym Jego ułubionymprzedm
ła biołogia, co oznaczało, ze opuszczał ją rzadziej niż inne łekcje. A uczył jej prz
dpułkownik John Babcock.
Płan Earła seniora, żeby trzymać syna krótko, właściwie nie wypałił. Junior nie był
stołatkiem, ałe wynajdywał nieskończone sposoby unikania nauki: „Wcałe mnie to
prostowało. Tak naprawdę nabrałem tam więcej złych zwyczaj ów niż gdziekołwiek indziej”.By ułatwić Earł owi miękkie łądowanie w nowej szkołę, ma-cocha wyznaczyła mu
szonkowe. Popełniła błąd. Kierownictwo Błack-Foxe kontrołowało wydatki, ałe Earł z
osty sposób ominięcia tej przeszkody. Duże sumy przeznaczał na zeszyty i inne zakupy w szko
epie, po czym sprzedawał wszystko kołegomza pół ceny, ałe w gotówce. „Miałem tyłe pieni
nie wiedziałem, co z nimi zrobić” - wspominał.
„W jakie kłopoty się wpakowałem? Zawsze szukałem towarzystwa kobiet. Miałem do
mpła nazwiskiem Miłłer;jeździłiśmy autostopemdo centrum Eos Angełes, do barów. Jak się w
ało pieniądze i odpowiedni wzrost, podawałi ałkohoł. Zawsze dostawałem dwa drinki z g
ło takie miejsce w E.A., gdzie pokazywałi burłeski ze striptizem Eubiłiśmy ogłądać gołe koęc tamjeździłiśmy”.
W Błack-Foxe uznano, że młody Earł ma „zły wpływ” na innych chłopców i go wyłano. W
babci i skończył łiceum w Portłand. Miał błisko dwudziestkę. „Podobno co poniektórzy ro
załi córkom trzymać się z dała od Earła Wałtera, bo, do diabła, byłem na tyłe dorosły,
aniać się za kobietami i łubiłemto”.
Któraś z jego dziewczyn poznała go z Sałły Hołden. Matka Sałły nie była zachwycona E
rka - wprost przeciwnie. „To była piękna dziewczyna. Zakochałiśmy się. Kiedy zaczęłiśm
bą chodzić, wszystkie inne przestały mnie interesować”-.
Earł spędził dwa semestry na University of Oregon, po czym w sierpniu 1942 r., gdy
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 73/199
adzieścia jeden lat, dostał powołanie do wojska. Wstąpił do szkoły oficerskiej i prze
kolenie spadochronowe w Fort Benning w Georgii. Miał trafić na front do Eiffopy, ale tuż
jazdem młodszy oficer piechoty, porucznik wojsk lądowych C. Earł Walter jimior otrz
spodziewaną wiadomość o ojcu. Ostatni łist od niego dostał w 194ł r., niedługo przed atakie
arł Harbor. Ojciec pisał, że gdyby wybuchła wojna, najprawdopodobniej zostanie na wyspach
Fiłipiny, jako terytorium amerykańskie, miały w Wasz3^gtonie swojego pełnomo
rezentującego ich interesy - bez prawa głosu - w Kongresie. Funkcję tę pełnił w tym c
aąuin Migueł „Mikę” Ełizałde, członek jednej z najbogatszych fiłipińskich rodzin, prowad
eresy ze spółką drzewną, której szefem był Earł Walter starszy. Mikę Ełizałde dowiedział srł senior zreałizował swój płan pozostania na Filipinach w razie wybuchu wojny. Nie podda
knął internowania i śmierci, nie próbował uciec do Austrałii ani do Stanów Zjednoczo
knął za to w dżungłi na Mindanao. Stanął tam na czełe oddziału fiłipińskich partyzantów. M
wałeczność przyniosły mu chwałę, medałe i stopień majora, a potem podpułkownika w
owych Stanów Zjednoczonych^ł.
C. Earł Walter senior i junior (za zgodą C. Earła Waltera juniora).
W książce o innym przywódcy partyzantki na Filipinach Walter senior został przedstawiony
wardy, rzeczowy wojownik”, „szorstki mężczyzna po pięćdziesiątce [...] skory do pięśc
znaczony za odwagę na polu walki podczas I wojny światowej, po wybuchu II wojny
wycił za broń. Wraz ze swoimi partyzantami atakował z błiska, wywoływał be^Dośrednie stądzał zasadzki na japońskich żołnierzy na drogach wzdłuż wybrzeża i patrołował nocą ułice m
których ułokowano japońskie garnizony.
Mikę Ełizałde, pełnomocnik Fiłipin w Waszyngtonie, dał znać ndodemu Wałterowi, że
iec jest cały i zdrów i wałczy z Japończykami. Wałter powiedział wtedy podpułkownik
zięki temu przestałem się o niego bać; byłem dumny z tego, co robi” .
Wiadomość ta miała jeszcze jeden skutek - C. Earl Wałter junior stracił zainteresowanie w
Niemcami i Włochami w Eiffopie. W sporządzonym wówczas raporcie podpułkownik przyt
wa Wałtera, który, jak przyznawał, nie znał zbyt wiełu szczegółów partyzanckich działań ojc
co wiedział, wystarczało, „by zazdrościć mu tego rodzaju akcji”.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 74/199
z pomocą Elizaldego porucznik Walter znosił się do specjalnej jednostki komandosów,
alionu rozpoznawczego, złożonego niemal wyłącznie z amerykańskich ochotników filipińs
chodzenia. Wysyłano ich okrętami podwodnymi lub drogą powietrzną na wyspy archipelagu z
ez Japończyków, z założeniem, że natychmiast roztopią się w tłumie miejscowych cyw
pokierują operacjami partyzanckimi oraz zrzutami zaopatrzenia dla oddziałów ruchu oporu
rla Waltera juniora był to pomysł wymarzony.
Wychowany na Filipinach, znał kulturę kraju i język visaya; dla 5217. batalionu stał się
zcennym nabytkiem Jako doświadczony spadochroniarz miał najlepsze kwalifikacje do szko
skokach w tzw. Obozie X pod Brisbane w Australii. A co najważniejsze, na Filipinachlczyć razem z ojcem Taki przynajmniej był plan.
Po ślubie z Sally, na początku 1944 r. Waltera wysłano do Australii, by tam z żołnierzy 5
alionu zrobił wyszkolonych spadochroniarzy. Bywało to dość zabawne, bo wojsko uży
żych spadochronów, a wielu filipińskich żołnierzy ważyło mniej niż sześćdziesiąt kilo. Po s
osiły ich prądy powietrzne. Jeden z nich długo wołał z góry: „Poruczniku, nie spadam!”, dl
źniej któryś z sierżantów zaopatrzył najlżejszych żołnierzy w obciążone pasy amunicyjn
ybciej opadali na ziemię.
W lipcu 1944 r., po przybyciu na Południowy Pacyfik, Walter wypełnił kwestionariusz służ
oficerów. Natychmiast wystąpił o przydział do „specjalnej misji” na Filipinach odziewaną inwazją aliantów. Bardziej wyczerpująco przedstawił swoje powody w długiej no
żbowej przeznaczonej dla dowódcy. Pisał w niej o latach młodości spędzonych na wys
swojej wiedzy i znajomości języków, wspomniał też o działalności ojca i własnych plan
rótko mówiąc, szczerze nienawidzę Japońców i przybyłem tutaj w nadziei, że wstępują
nostki powietrzno-desantowej, przyczynię się do ich wytępienia” .
Nieco dalej deklarował, że gotów jest służyć wszystkimi swoimi talentami także w opera
wiadowczych i propagandowych, ale tylko gdyby odmówiono mu udziału w walkach. Cho
ał jeszcze okazji uczestniczyć w działaniach wojennych, wiedział, jak zareaguje w róż
olicznościach. Mimo dyscypliny i wyszkolenia, pisał, może się okazać, że naciśnie spust, konując zadania niezwiązane z walką. „Pragnę tylko jednego - robić coś, co da mi szan
ntakt z wrogiem, bo boję się, że moje zamiłowanie do walki z Japońcami może w razie nałożo
ograniczeń wymknąć się spod kontroli”—.
Oddział Waltera nie wziął jednak udziału w inwazji na Filipiny i powrocie Mac Arthu
spy w październiku 1944 r., co nastąpiło mniej więcej trzy miesiące po tej deklaracji. Wpraw
wa o Filipiny trwała, ale Walter i jego ludzie wciąż nie mieli zajęcia. Zaczynali czu
swojo.
Zabijając frustrację i czas oczekiwania na poważne zadanie, młody C. Earl dołączył do żoł
zerzucanych okrętami podwodnymi w misjach wywiadowczych na wyspy. W ten właśnie sp
płynął na Mindanao. Na brzegu czekała go niespodzianka. Po siedmiu latach po raz pie
baczył ojca. Był zachwycony; ostatni raz widzieli się, gdy wysyłano go do szkoły średniej d
Filipin, do Stanów Zjednoczonych.
Radość trwała jednak krótko. Walter senior zapowiedział, że nie życzy sobie, by syn wyr
tajne misje, czy to na pokładzie okrętu podwodnego, czy innymi środkami transportu. Zamierz
zekazać swoje życzenia dowództwu. Zdaniem C. Earla Waltera seniora alianci musieli w
jnę bez pomocy C. Earla Waltera młodszego.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 75/199
11
UWAMBO
Gdy kapitan Baker i załoga jego B-17 meldowali o trzech rozbitkach dostrzeżonych na podżungli, nie wspomnieli o żadnych tubylcach Gdyby nawet zauważyli grupę zbliżającą sargaret, McColloma i Beckera, nic nie mogliby w tej sprawie zrobić. Strzelać nie zamiować nie mogli, nie mieli też skoczków ani broni, którą mogliby zrzucić czekającej na jce.
Rozbitkowie z Gremlina zdani byli na siebie i właśnie czekało ich pierwsze spotkanie z luzangri-La.
O święcie, w którym rozbił się Gremlin Special, czas nie zapomniał. Czas nigdy o nim
edział-.Ludzie z tzw. Szangri-La podążali w odosobnieniu własną drogą. Ujarzmili ogień, al
naleźli koła. Oblepiali ciało gliną na znak żałoby, ale nie znali ceramiki. Momplikowanymi językami - „uderzyć” albo „zabić” potrafili wyrażać na ponad dwa tyosobów - ale czas i miejsce określali jednym tylko słowem: 0-. Używali tylko trzech liczb: ja i trzy; wszystko powyżej trzech było „dużo”. W święcie skąpanym w kolorach rozróżniali li oznaczało czernie, kasztanowe i ciemne brązy, zielenie i błękity; mola - biel, czerwień, oć, jasny brąz i szkarłat-.Stroili się w naszyjniki i pióra, ale nie stworzyli żadnych trwałych dzieł sztuki. Wierzy
ężyc jest mężczyzną, a słońce jego żoną, ale zupełnie pomijali gwiazdy nisko zawieszoncnym niebie-. Czterysta lat po odkryciu Kopernika, że Ziemia obraca się wokół Słońca, lDolinie Baliem i okolicy uważali, że Słońce kręci się wokół nich. W dzień przemierza nieboędza w świętym domu, a potem przechodzi pod ziemią na miejsce, w którym wyłania się o świężyc miał swój własny domBali się duchów przodków, ale nie czcili żadnych bogów. Dzieci traktowali łagodnie
ewczętom odcinali palce, by oddać cześć zmarłym krewnym Świnie uważali za członków row razie potrzeby kobiety karmiły piersią małe prosiątka - ale zarzynali je bez mrugnięcia o
dowali dziesięciometrowe wieże strażnicze, ale jedynym znanym im meblem było krzesłowanego zmarłego. Uprawiali mocny tytoń, ale nigdy nie destylowali roślin, żeby otrzohol. Praktykowali poligamię, ale kobiety i mężczyźni zwykle sypiali osobno. Cenili zręcznie ciekawość. Szczególne znaczenie miało poczucie lojalności. Na powitanie bliskich przy
krewnych mówili Hal-loak-nak, „Pozwól mi zjeść twój kał”, co znaczyło: „Zrobię dla cczy niewyobrażalne”.Około sześćdziesięciu tysięcy tubylców z Równej doliny i dziesiątki tysięcy mieszka
olicznych terenów żyło we wspólnotach składających się z małych, ogrodzonych większość z nich liczyła trzydzieści do pięćdziesięciu osób mieszkających wspólnie w ch
rupowanych wokół centralnego placu, choć w większych wsiach mo^o ich być nawet kilkaęcej. Mężczyźni sypiali zwykle razem, w okrą^ej chacie, na ogół niedostępnej dla kobiet,
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 76/199
em z dziećmi zajmowały inne okrążę chaty i pracowały razem w długim, owałnym budchni. Świnie też mieszkały w chatach, by nie włóczyły się po nocy i by chronić je dziejami.
Tubyłcy z dołiny mówiłi o sobie ahkuni, łudzić. Wrogów nazywałi diii-. Czasem okreśłałi szwą okołicy ałbo kłanu czy imieniem wiełkiego człowieka, kain, sprawującego władzęjskową konfederacją, do której natężała ich okołica. Identyfikowałi się też przez odniesienki wijącej się przez dołinę: Nit ahkuni Balim-mege, „My łudzić z Bałiem”. Nałeżełi do płłi ałbo Dani, ałe przypisanie do płemienia miało mniejsze znaczenie niż więzi sąsiedzkie, kła
sojusznicze. Kłany czy okołice nałeżące do tego samego płemienia bywały wrogami, a łłi i Dani zwykłe pomijałi różnice płemienne, wałcząc ze współnym wrogiemMieszkańcy wioski mogłi w ciągu kiłku minut - do godziny - dotrzeć do dziesięci
kunastu podobnych osiedłi tworzących współnotę. Kitka wałczących razem współnot łączyłcoś w rodzaju federacji, a kitka federacji - w przymierze łiczące cztery do pięciu tysięcy ojny płemienne, wim, toczyły się między sojuszami. Mimo współnego języka, tożsamości etniuł tury sojusze żywiły do siebie ^ęboką, zadawnioną wrogość, której prawdziwych źródeł cznano. Wrogami byłi od zawsze, pozostawałi więc w nieprzyjaźni nadał.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 77/199
Członkowie plemienia Dani; fotografował Earł Walter jimior, 1945 r. (za zgodą B.B. McColWrogość między sojuszami była istotą życia tubylców. Gdyby całą dolinę przykryć szkl
chem, stałaby się terrarium międzyludzkich konfliktów, ekosystemem zasilanym świnecznym, wodą z rzeki, mięsem świń, słodkimi ziemniakami i wojną z sąsiadami.Przodkowie nauczyli ich, że prowadzenie wojny jest moralnym obowiązkiem i potrzebą życ
eśli nie będzie wojny, umrzemy” - twierdzili mężczyźni. Stan permanentnej wojny znalazł nbicie w języku. Określenie „nasza wojna” formułowali tak, jak mówi się o niepodważakcie. Jeżeli mieli na myśli posiadanie czegoś, „naszego lasu” na przykład, używali zupełnie in
ęści mowy^. Różnica była oczywista: własność lasu mogła ulec zmianie, ale wojna wiskiem stal3miW porównaniu z przycz3^ m i II wojny światowej motywy wojen plemiennych wydawa
owiekowi z zewnątrz trudne do uchwycenia. Tubylcy nie walczyli o ziemię, majątek czy wł
dna ze stron nie chciała odeprzeć ani pokonać obcych, chronić własnego sposobu życia czy zoga do zmiany przekonań, wspólnych przecież obu stronom. Żadna też nie uważała wojny z
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 78/199
nieczne, klęskę dyplomacji czy zakłócenie tak pożądanego pokoju. Na końcu wojny nie ckój. Końca wojny nie było. Wojna w dołinie przechodziła różne fazy, przypływy i odpływydy się nie kończyła. Trwała przez całe życie, przekazywana w dziedzictwie każdemu dzchwiłi narodzin.
W Dołinie Bałiem niewyczerpanym pałiwem napędzającym wojnę była potrzeba zadowo
u c h ó w Ż y j ą c y wznosiłi dła nich chaty, by duchy miały gdzie odpoczywać i pałić ymyśłałi też na ich cześć obrzędy, wierząc, że mogat są w stanie pomóc ałbo zaszkodzić, łęc wprawiać je w dobry nastrój. Kiedy ktoś ginął na wojnie, przyjaciełe i rodzina stara
godzić jego łub jej ducha. Wymagało to zabicia kogoś ze znienawidzonych wrogów - wojowbiety, starca, a nawet dziecka. Mogło do tego dojść w wałce ałbo podczas napadu na połę słomniaków. Wierzyłi, że dopóki nie zadowołą ducha, dopóty ich dusze nie odzyskają równo
mogat zmarłego spuści na nich kołejne nieszczęścia. Gdy tyłko wyrównywałi rachunki, czccami i ucztowaniem. Czasami w ramach tych obrzędów gotowałi i jedłi ciało wrogów-. Ałe ycięscy wojownicy i ich rodziny świętowałi, wrogowie pałiłi zwłoki swojego zabitego, odby
ompłikowane żałobne rytuały i zaczynałi płanować ciąg dałszy. A jako że wierzeniałczących stron były takie same, jedna łub druga zawsze miała jakąś śmierć do pomszczwetowe zabójstwo do zapłanowania i ducha, którego trzeba było udobruchać. Oko za
nieskończoność.Zjednywanie sobie duchów było Równym, ałe nie jedynym powodem wojny. W odosobn
łinie, gdzie łudzić cieszyłi się na ogół dobrym zdrowiem, miełi pod dostatkiem wody i żywnmiejscu o umiarkowanym kłimacie, bez zmieniających się pór roku, gdzie nie zmieniał
aściwie nic, wojna budowała poczucie współnoty i wiązała ze sobą łudzi. Zaspokdstawową łudzką potrzebę świętowania. Śmierć na wojnie i następujący po niej pochorzyły sieć długów i zobowiązań, współnych wrogów i współne wspomnienia. Czasami wwodowała zmianę sojuszów, co odświeżało scenę, na dobre ałbo na złe. Niektórym przynosinkretne korzyści - śmierć wojowników oznaczała, że mężczyzn było mniej, a więc ci, kzeżyłi, mogłi brać wicie żon i w wioskach nie było już niezadowołonych kawałerów.
Praktyka prowadzenia wojen w dołinie była równie osobłiwa jak ich reguły. Do bitwy wzyoga okrzykami ponad ziemią niczyją. Jeśłi wróg odmawiał, wszyscy wracałi do domu. Wałcko w dzień, by do akcji nie wtrącały się złośłiwe nocne duchy. Kiedy psuła się pogoda, woływano, bo deszcz rozmazywał wojenne barwy. Zawołaniem wałczących nie był apieżnika, ałe pohukiwanie kasztanówki. Wojownicy nosiłi pióra we włosach, ałe nie moco do strzał, które łeciały nierównym torem, jak ptaki. Robiłi przerwy w bitwach; wyłegiwa
edy, śpiewałi i płotkowałi. Znałi w szczegółach życie swoich wrogów, przerzucałi się więc
ię frontu obełgami. Złośłiwa uwaga na temat żony przeciwnika budziła gromki śmiech obu czym wszyscy chwytałi dzidy i usiłnie starałi się nawzajem pozabijać-.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 79/199
Członkowie plemienia Dani; zdjęcie C. Earla Waltera z 1945 r. (za zgodą B.B. McCollom
Zwycięstwo w wojnie uważano za rzecz niezbędną dla pomyślności wspólnoty, dl
żczyźni, którzy odnieśli sukces w bitwie, zdobywali wysoką pozycję społeczną—. D
jownicy mieli szansę na większą liczbę żon. Miało to szczególne znaczenie w kulturze, w k
ry małżeńskie zwykle powstrz3miywały się od seksu nawet przez pięć lat po narodzinach dzi
ędembyłoby jednak wyolbrzymiać związek między wojną, poligamią i abstynencją seksualną
elu mężczyzn wojna sama w sobie była nagrodą, źródłem przyjemności i rozrywki, okazmożonych emocji i poczucia koleżeństwa - czymś w rodzaju udanego sportu ekstremal
dużym prawdopodobieństwie zranienia lub śmierci. Paradoksalnie, gdy mieszkańcy wsi nie to
jny, życie biegło pogodnie, znaczone tylko czasem jakimś konfliktem wywołań}^!! kradzieżą
y małżeńską kłótnią. Wśród przyjaciół i w rodzinach zatarg kończył się na ogół nie przemoc
ego rodzaju un ikiem - jedna ze stron po prostu odchodziła—.
Niewiele widocznych korzyści przynosiła wojna kobietom. Banda wroga mogła je napa
żdym razem, gdy mężczyźni z rodziny wyruszali w drogę albo gdy kobieta z córkami szła do og
do słonych sadzawek po sól.
Na dzieciach wojna wyciskała swe piętno od najwcześniejszych lat. Chłopcy uczyli się i b
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 80/199
śladując walki i napady dorosłych mężczyzn. Używali małych łuków ze strzałami zrobio
bambusa lub długich traw. Często się zdarzało, że w zabawie któryś z nich dostawał taką s
oko, ale nawet na pół ślepy za wszelką cenę starał się wyrosnąć na wojownika—. Dla dzie
jna oznaczała, że kiedy zginie ktoś z bliskiej rodziny, stracą kawałek jednego lub dwóch pa
ułagodzenia ducha zmarłej osoby. Bywało, że dziewczyna dochodząca wieku odpowiednieg
warcia małżeństwa miała już dziesięć kikutów. Jeden z antropołogów, który po łatach dota
łiny śładem rozbitków, tak opisuje ten rytuał: „Wczesnym rankiem następnego dnia na mi
chówku przyprowadza się kiłka dziewcząt. Czeka tam na nie specjałista» od tych czyn
jpierw ciasno przewiązuje sznurkiem ramię dziewczyny powyżej łokcia. Później mocno ukciem o kamień ałbo deskę, by uszkodzić wyrostek łokciowy i znieczułić nerwy w pałcach.
oba przytrzymuje później rękę dziewczyny na desce, a «specjałista» bierze kamienny
dnym ciosem odcina jeden łub dwa pałce na wysokości pierwszego stawu”.
Prócz wojowania i zjednywania sobie duchów tubyłcy oddawałi się też innym zaję
dowałi chaty i wieże strażnicze, uprawiałi słodkie ziemniaki i inne warzywa, hodowałi św
chowywałi dzieci i gotowałi posiłki. Większość ciężkich robót spadała na barki ko
ężczyźni wznosiłi domy i wieże, pracowałi na połach; pozostawało im jednak jeszcze
łnego czasu i energii, które poświęcałi wojnie - płanowałi ją, prowadziłi, święt
ycięstwa, opłakiwałi połegłych i płanowałi następną. A przy każdej okazji rozmawiałi o rzyłi broń, przebijałi sobie nozdrza, by wcisnąć w nie świńskie kły nadające groźny w
wij ałi wokół strzał tłuste włókna orchidei, które miały wywołać infekcję, gdyby rany z
ogowi nie okazały się śmiertełne—. Dużo czasu spędzałi też, obserwując ruchy wroga z
dowanych na skraju ziemi niczyjej, oddziełającej ich domy i ogrody od identycznych do
grodów przeciwnika.
W życiu łudzi z Dołiny Bałiem antropołog Margaret Mead dostrzega związek między „o
eszłością i przyszłością, ku której zmierza człowiek”. „To bezspornie łudzie tacy jak my, uwi
straszny modeł życia, w którym wroga nie można unicestwić, pokonać ani zasymiłować, bo
trzebny, by następowała wymiana ofiar, której jedynym możliwym następstwem jest kolejna o
dzie wpisują się w wiele takich błędnych kół, a królestwa i imperia upadają, bo nie zna
nego wyjścia, jak ukorzyć się przed najeźdźcą, który nie uwiązł w takiej pułapce. Tu, w g
wej Gwinei od tysięcy łat nie było innego modelu, jak pielęgnować uprawy i wychow
eci, które zostaną z^adzone”—.
Przywołując nazwę raju z Zaginionego horyzontu, dwaj korespondenci wojenni - George
Harry E. Patterson - pozwolili sobie na rozmyślne fantazje. Po codziennej porcji wiado
wojnie ich czytelnicy tęsknili za Szangri-La. Trudno jednak było wykoncypować nazwę ró
lecą od rzeczywistości. Dolina Bałiem była miejscem pięknym i niezwykłym, ale na pewnem na ziemi.
Pominąwszy domysły pułkownika Ełsmore’ a o trzęsieniach ziemi, nikt nie wiedział, w
osób łudzie pojawili się w dolinie i od jak dawna w niej żyli. Według jednej z koncepcj
tomkami mieszkańców wybrzeża, zepchniętych w głąb lądu przez kolejnych przybyszó
jemnica otaczała też źródła ich wierzeń i zachowań.
Klucza do przeszłości można było szukać w ustnych podaniach przekazywanych przy ognis
plemieniu Dani pierwsze zdania mitu o stworzeniu brzmiały: „Na początku była Jama. Z
szli mężczyźni Dani. Osiedlili się na żyznych ziemiach wokół Jamy. Potem przyszły świnie
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 81/199
ięli je sobie i udomowili. Po nich przyszły kobiety i Dani wzięli kobiety’—. Ludzie ż
pobliżu miejsca, gdzie, jak powszechnie uważano, była Jama, mówili o sobie iniatek, pierwsi
Inny mit opowiada o tym, jak po opuszczeniu Jamy ludzie oddzielili się od innych stw
ących w dolinie. Na początku wyszli z Jamy razem z ptakami, nietoperzami, owadami, ga
eśnymi ssakami. Zgromadzone zwierzęta poprosiły pierwszego człowieka, którego imię brz
kmatugi, by je między sobą rozróżnił. Podzielił je więc według rodzajów i każdemu
samość. Najpierw ptaki umieścił razem z ludźmi. Ptakom się to nie spodobało, odle
ostawiły swoich braci na ziemi.
Wątek wiary tubylców w pradawną więź łączącą ptaki i ludzi często powracał. Mit o Wężu opisuje ich spór o śmierć, nieśmiertelność i los ludzkości. Wąż upierał się, że czło
winien wracać po śmierci, tak jak wąż potrafi zrzucać skórę i rodzić się na nowo. Ptak u
nak, że ludzie winni zostać martwi, ja k opadłe na ziemię ptaki, by inne ptaki mogły wysmar
błotem i ich opłakiwać. Spór postanowiono rozstrzygnąć w wyścigu. Zwyciężył ptak i d
dzie, tak jak ptaki, muszą umierać—. Ludzie wzięli sobie tę opowieść do serca. Na znak ż
biety smarowały ciała błotem, a broń, ozdoby i inne trofea zdobyte na zabitym przeciw
zywano „martwymi ptakami”—.
W mitach tubylców początki życia ludzi w dolinie w niczym nie przypominały ogrodów E
wałtowna śmierć i napastnicze sojusze wywodziły się z najdawniejszych czasów. Według jed
mitów, kiedy ludzie wynurzyli się z Jamy, wybuchła walka i doszło do zabójstw. Rodziny
łączyły siły i orzekły: „Razem zemścimy się na wrogu”—. Tak też się stało, więc gdy z
eciwnicy wzięłi odwet, cykł wojen ruszył i nigdy się już nie zatrzymał.
Ludzie z dołiny miełi też swoje proroctwo zwane Ułuayek. Mówiło ono o duchach mieszkaj
niebie nad dołiną i o łianie, która zwieszała się aż do ziemi. Dawno temu mieszkańcy d
uchy z nieba wędrowałi po łianie w górę i w dół i nawzajem się odwiedzałi. Mówiono, że d
ją długie włosy, jasną skórę i oczy. Niektórzy twierdziłi też, że ich ramiona są owłosione, dł
przykrywają. Nikt nie wiedział tego na pewno, bo kiedy duchy ukradły świnie i koeszkańcy dołiny ścięłi łianę i wszełkie kontakty ustały. Legenda Ułuayek twierdzi jedna
wnego dnia duchy z nieba spuszczą nową łianę i znów zejdą w dół.
Powrót duchów będzie zapowiadał Koniec Dni—.
Grupka chat, którą pasażerowie Gremłina dostrzegłi tuż przed katastrofą, tworzyła w
zywaną w języku tubyłców Uwambo. Kiedy samołot po raz pierwszy z rykiem przemknął w
eszkańcy wsi, nałeżący do płemienia Yałi, zajmowałi się codziennymi sprawami. Na dźwięk
ącej maszyny rzuciłi się szukać schronienia na połach słodkich ziemniaków ałbo w pobłi
ungłi, dłatego w pobłiżu chat Margaret nikogo nie zauważyła.Ludzie z Uwambo widywałi już wcześniej samołoty, zwłaszcza w ciągu ostatniego roku
łkownik Ełsmore i inni piłoci odbywałi regułarne łoty nad ich domami. Wciąż jednak nie rozu
o, co się nad nimi dzieje. Przybysze z Zachodu przypuszczał i, że tubyłcy uważają je za ogr
ki, ałe mieszkańcy Uwambo znałi szybowanie ptaków, wiedziełi, jak robią zwrot w
migają pod niebem cicho, chyba że śpiewają łub krzyczą. Samołoty ani nie wygłądały, an
ruszały się i nie brzmiały jak ptaki. Dzieci sądziły czasem, że to wiełcy mężczyźni o rozposta
mionach. Mało kto, być może nikt nie wyobrażał sobie, że w środku mogą przenosić łudzi.
Z pewnością tubyłcy znałi za to dźwięk wydawany przez samołoty. Okreśłałi go swoim sło
naczającym hałas ane, dodając przyrostki - woo ałbo kuku - przypominające buczenie siłn
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 82/199
moloty weszły więc do języka tubylców jako anewoo albo anekuku.
Kiedy pasażerowie Gremlina wypatrywali tubylców przez okna, z ukrycia w dżungli obserwewoo Helenma Wandik, chłopiec z plemienia Yali. Na zawsze zapamiętał, że ten właśnie an
iał wyjątkowo nisko nad ziemią. Jego nastoletnia kuzynka, Yunggukwe Wandik, która niedstała swoją pierwszą w życiu świnię, zobaczyła samolot, gdy pracowała na polu słomniaków. Przerażona padła na ziemię i chwyciła za nogi pracującą obok kobietę.Helenma i Yunggukwe wspominali, że anewoo dwa razy zawrócił nad małą doliną, a p
erował się ku miejscu, które nazywali grzbietem Ogi, w pobliżu górskiego potoku Mundi. Ż
nich nie widziało, jak wrył się w drzewa, ale Helenma zastanawiał się, dlaczego w taki peń usłyszał grzmot—.
Kiedy zapadła noc po katastrofie, w Uwambo dostrzeżono płomienie wydobywającgrzbietu Ogi, gdzie zniknął anewoo. Szef wioski, Yaralok Wandik przekradł się przez dżdłuż grani, żeby sprawdzić, co się dzieje. Z daleka poczuł dziwny zapach. Gdy dotarł na miryty na skraju dżungłi, zobaczył stworzenia, jakich nigdy dotąd nie widział. Przypominały łudzały jasne twarze i proste włosy. Dziwna wydała mu się skóra ich ciał. Miełi stopy, ałeców. Później dopiero dowiedział się, że na skórze miełi okrycia nazywane ubraniem, a
owałi w butach.Yarałok odszedł niezauważony. Po powrocie do Uwambo nikomu nie powiedział o tym
baczył. To samo jednak zrobiłi inni mężczyźni. Byłi wśród nich Nałarik Wandik, którego pierię znaczy „Gubiący się” oraz Inggimarłek Mabeł, czyłi „Niemający nic w rękach”. Wszedł nPugułik Sambom i to on był chyba najbardziej zaniepokojony tym, co ujrzał. Początkowo je
den z nich nie roz^aszał o istotach, które najwyraźniej wyszły z rozbitego anewoo.
To miłczenie wiązało się z pewną kułturową osobłiwością płemienia Yałi: ten, kto przynosadomości, ryzykował, że będzie za nie odpowiadał. Dłatego ci, którzy coś ogłądałi, wołełi o rozpowiadać. Razem z resztą przerażonych mieszkańców wioski zebrałi na wpół dojrzałe sł
mniaki i uciełdi do dżungłi.Następnego dnia Yarałok wrócił na miejsce katastrofy. Zobaczył, jak mu się wydawało, t
żczyzn i jedną kobietę, choć z racji ich dziwnych okryć nie był tego do końca pewien. mężczyzn - przypuszczałnie Decker - miał na ^ow ie coś, co przypominało Yarałokowi erzenie ptaków. Widział, jak przenoszą ciało dał ej od szczątków anewoo. Słyszał wys
dźwięki niezbyt siłnych wybuchów. Chwiłę przygłądał się wszystkiemu, a później wymknowrotem, przekonany, że trafił na duchy z nieba.Dła żyjącego w Uwambo rołnika-wojownika z płemienia Yałi było to ideałne wyjaśnienie
opięcych łat znał łegendę Ułuayek i zapowiedź powrotu duchów, którym odcięto łianę służą
hodzenia na ziemię. Istoty z d o k ł a d n i e odpowiadały opisowi z łegendy - miały órę, długie włosy, jasne oczy i okryte ramiona, ^mnanewoo też pasował do tej interpretacji. S
było łiany, duchy znałazły inny sposób zejścia do dołiny. Yarałokowi nie spieszyło się jednaajemniczać kogokołwiekw swoje spostrzeżenia.
„Działo się coś dramatycznego - tłumaczył jego bratanek Hełenma. - Yarałok nie woływać paniki ani znałeźć się w rołi winnego. To były duchy. Legenda mówiła, że z ybędą istoty o długich włosach. Ludzie byłi przerażeni. To mó^ być Czas Końca. Coś, o wiłi i słyszełi od pokołeń”.Kiedy i inni mieszkańcy wioski zaczęłi wspominać o płomieniach w dżungłi, Yarałok prze
łczenie. Ku jego wiełkiej ułdze, nikt go o nic nie obwiniał. Wszyscy niepokoiłi się co w
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 83/199
zyta takich przybyszów. Jeden z wioskowych przywódców, Wimayuk Wandik, „Bojący
ojny”, szczególnie uważnie przysłuchiwał się opowieści Yaraloka—.
Ludzie z Uwambo mieli teraz do wyboru dwie możliwości. Mogli powitać i przyjąć duchy,
ich przybycie oznaczało koniec znanego świata.
Mogli też, zgodnie z naturą wojowników, je zabić.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 84/199
WIMAYUK WANDIK ALIAS „SZEF
PETE”
12
Mieszkańcy Uwambo i okolicznych wiosek, którzy właśnie zbliżali się do rozbitków, śm
oga zawsze czcili tańcem Boleli, gdy na wojnie tracili bliskich i przyjaciół. Niektórzy od
ny, ale też zadawali je przeciwnikom, odbierali życie jednemu albo kilku z nich Każdy z tuby
trafił opowiedzieć, gdzie mu się to zdarzyło, i podać imiona zabitych wrogów. W grom
łaniającej się z dżungli byli pewnie i tacy, którzy rąbali ich ciała i zjadali jako łup zwycięzcy
„Kiedy kogoś zabijaliśmy, wykonywaliśmy taniec zwycięstwa” - mówił Helenma Wandik,
tamtych czasach był chłopcem Wrogiemu klanowi Landikma zarzucił zjadanie całych ciał
wy i uważał to za barbarzyństwo. Jego lud zjadał tylko ręce wrogów, odcinane po śmieczone w dołach z gorącymi kamieniami.
Zła wiadomość dla Margaret, McColloma i Beckera była więc taka, że przynajmniej niektó
asznych opowieści, jakie słyszeli o tubylcach, były prawdziwe. Niemal nadzy mężcz
oporami w rękach, którzy wynurzyli się z dżungli, zabijali bez skrupułów. I mieli powod
nać, że powinni uderzyć pierwsi.
Tubylcy dzielili ludzi na trzy poręczne kategorie: swoich, sprzymierzeńców i wrogów. Mies
o współdziałali z dwiema pierwszymi grupami. Rutynowo usiłowali zabić członków trz
niknąć śmierci z ich rąk-. Margaret, McCołłom i Decker w oczywisty sposób nie nałeże
óch pierwszych kategorii. Jednak nie byłi też podobni do znanych dotychczas wrogów
awałi sobie z tego naturałnie sprawy, ałe najtępiej byłoby dła nich, gdyby łudzić z Uwambo
ażałi ich za duchy.
Na szczęście dła całej trójki mieszkańcy wioski nigdy nie zetknęłi się z wyprawą Archbo
e musiełi spłacać żadnego długu, by udobruchać ducha człowieka zastrzełonego przed siedmiu
Rozdziełeni rowem i dziesięcioma tysiącami łat tego, co powszechnie uznaje się za po
bitkowie i tubyłcy stałi na zagonie słodkich ziemniaków i czekałi, kto wykona pierwszy ruch.
Tubyłcy miełi przewagę pod każdym wzgłędem Byłi ponad dziesięć razy łiczniejsi, zobrze odżywieni. Nikt z nich nie doznał oparzeń ani ran ^owy; nikt nie miał gangreny an
eżył trzech ostatnich bezsennych dni na paru łykach wody i łandrynkach. Przy ich os
miennych toporach finka McCołłoma wygłądała śmiesznie.
Gdzie indziej, poza dołiną sprawy toczyły się zupełnie inaczej.
Według tradycyjnych standardów zamożności, wykształcenia, stanu medycyny i osiągnięć tec
iat reprezentowany przez Margaret, McCołłoma i Beckera znacznie przewyższał tubyłcze Sz
Jednak z drugiej strony, cywiłizacja rozbitków nie odeszła tak bardzo dałeko od k
jowników epoki kamiennej noszących ochronne tykwy na penisach. Ludzie, którzy o
katastrofy, stanowiłi ełement wojennej machiny zaangażowanej w największą i najbarrderczą wojnę w dziejach, która niedługo miała zresztą przynieść jeszcze większą, przeraż
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 85/199
zbę ofiar.W tym samym czasie, gdy ocaleni stali oko w oko z tubylcami, polityczni przywódcy Am
ważali użycie nowej wspaniałej broni, bomby znoszącej całe miasto z powierzchni ofającej tych, którzy przeżyją atak, do epoki pierwotnej. Twórcy bomby wciąż nie mieli pewny ich wynalazek się sprawdzi, ale gdyby tak się stało, w przerażający sposób spełniłabzepowiednia z Zagubionego horyzontu, o tym, że „jeden człowiek wyposażony w groźną
równa siłą rażenia całej armii’-.Albert Einstein powiedział kiedyś: „Nie wiem, jakiej broni używać się będzie w III w
iatowej, ale IV wojna toczyć się będzie na kije i kamienie”-. Z tego punktu widzenia wojowzangri-La reprezentowali najbardziej zaawansowaną w rozwoju cywilizację.W tej chwili Margaret nie myślała jednak o moralnej i praktycznej względności nowocze
adycyjnego sposobu prowadzenia wojny. Patrzyła na ludzi z toporami z drewna i kamienia, nmną skórę lśniącą od świńskiego tłuszczu. Czekała na polecenia McColloma i wtedy przez g
emknęła jej myśl: co za okropność przeżyć katastrofę samolotu, żeby skończyć w tubylczym k
Kiedy B-17 zamachał skrzydłami i odleciał, McCollom odprężył się po raz pierwszy od castrofy. Teraz, na widok przybliżających się tubylców, znów się spiął i rzucał roz
półtowarzyszom- Nie mamy broni - powiedział, słusznie pomijając swój nożyk. - Możemy tylko zachow
przyjaźnie. Uśmiechajcie się jak jeszcze nigdy w życiu i proście Boga, żeby to podziałało-.Kazał im wyciągnąć ręce z resztką landryn - prawdę mówiąc, robiło się im już od
dobrze. Do śmiesznie małej oferty pokojowej dodał swój nóż.- Wstawajcie - zakomenderował. - I uśmiechajcie się.Przez ostatnią godzinę, od chwili, gdy dostrzeżono ich z samolotu, Margaret i Decker siedzi
mi. Margaret, wycieńczona i obolała, nie była pewna, czy w ogóle stanie na nogach. Ale na r
cColloma oboje podnieśli się z trudemMcCollom obserwował, jak tubylcy zaczynają ustawiać się w szeregu za zwalonym drze
oło 25 jardów [nieco ponad 20 m] od niego. Widział tylko ich ^owy-. Na oko było ich męcej czterdziestu, samych dorosłych mężczyzn. Margaret, zapewne z przerażenia, przes
eniała ich liczbę na stu-. Na ramionach trzymali, jak to określiła, „groźnie wyglądające kamkiery”. Co najmniej jeden niósł długą dzidę.Poczuła, że ręce jej drżą, a landryny grzechoczą jak kości do gry. „Żołądek podszedł mi do g
zapisała w dzienniku. - Zza drzew zaczęły wyskakiwać czarne ^owy. - Uśmiechajcie siołery - chrypiał McCołłom Uśmiechałiśmy się. Och, uśmiechałiśmy się jak jasny
miechałiśmy się, żeby żyć. Uśmiechałiśmy się, trzymałiśmy cukierki i finkę i czekałiśmy, dchodziłi”.
McCołłom usłyszał wisiełczą uwagę kogoś z pozostałej dwójki: „Może przynajmniej
karmią, zanim zabiją”. Nie pamiętał, kto to powiedział, ałe wszystko wskazywało na Deckera—Dźwięki, które dła uszu rozbitków podobne były do ujadania psów, ustały. Po krótkiej prz
stąpiła, jak to okreśłiła Margaret, „pełna podniecenia, gorączkowa papłanina, której towarzyrazista gestykułacja. Nie potrafiłiśmy ocenić, czy był to dła nas dobry, czy zły znak. Mogko jeszcze bardziej się szczerzyć”.
Rów oddziełał tę część połany, na której stałi, od wzgórka na skraju dżungłi, gdzie pojawi
yłcy. Za most służyło długie, zwałone drzewo. Z grupy na wzniesieniu wystąpił stary mężcz
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 86/199
skularny, czujny, nagi - poza naszyjnikiem z zawieszonym na piersi wąskim kawałkiem m
rostą tykwą kryjącą penis, sterczącą w górę i długą na jakieś 30 centymetrów—. McCołłom ójka uznali, że jest wodzemKiwnął na nich, żeby podeszli do zwalonego pnia. Nikt się nie ruszył. Ponownie przywoł
hem ręki, tym razem bardziej stanowczo.- Chyba musimy podejść - powiedział McCołłom - Lepiej ich ugłaskać.Margaret nie drgnęła. Stopy i nogi bolały ją tak strasznie, że ledwo stała. Była pewna, że sp
śliskiego pnia. Ale nie był to jedyny powód. Rozpaczą napełniała ją myśl, że przeżyła kata
ejście z góry, a teraz, chwilę po tym, jak odnalazł ich samolot, każą jej oddać się w ręce dzo gorsza, kanibalom- Szczerze, McCołłom, nie mogę się ruszyć. Naprawdę nie mogę.- Wiem, Maggie - John przez chwilę rozważał sytuację. - Niech oni przyjdą do nas.Rękami pełnymi cukierków zachęcali tubylców, by do nich podeszli. Wódz, po krótkiej dys
oddziałem, sam wszedł na most. McCołłom pomyślał, że dobrze byłoby spotkać się z nim w
ogi, jeden na jednego—. Jeśli nawet się bał, nigdy się do tego nie przyznał. Podchodząc cal popnia, zawołał jeszcze do Margaret i Beckera, by wciąż się uśmiechali.Tubylcy na drugim brzegu rowu rozmawiali, przyglądali się rozbitkom, a potem znów uc
a cisza wydawała się tysiąc razy bardziej złowieszcza i groźna niż ich ujadanie i trajkot” - ptem Margaret. Oboje z Beckerem wyciągali przed siebie ręce, z jeszcze większą pokorą ofeoje dary.Bwaj wodzowie byli coraz bliżej siebie. Kiedy spotkali się na środku mostu, McC
ciągnął rękę i chwycił dłoń tubylca. Potrząsał nią jak polityk, diler samochodowy i widziany krewny razem wzięci.- Witam Miło pana poznać - powtarzał.Według Margaret to tubylec pierwszy wyciągnął rękę, a McCołłom, „osłabły z ulgi, chwy
ciskał”.Tak czy inaczej, John zwrócił uwagę wodza na uśmiechniętą dwójkę z cukierkami w dłonia
zedstawiam kapral Hastings i sierżanta Beckera.Niezależnie od tego, kto pierwszy wyciągnął rękę, napięcie zniknęło. Wszyscy teraz uśmiedo siebie. Wódz tubylców uściskał dłonie Margaret i Beckera i natychmiast w ślad za nim p
zostali. „Tam na pagórku - pisała Margaret - przyjęto nas jak u pani Yanderbiłt. Czarny człory nigdy nie widział białego, i biały, który nigdy wcześniej nie spotkał dzikiego na jego ter
ozumieli się nawzajem Bzięki uśmiechom”.Kiedy minął strach, Margaret wyczuła, że tubylcy nie są agresywni. Wydawali się nieś
że nawet nieco wystraszeni obecnością trójki brudnych i przemoczonych intruzów. Spckera, czy nie odnosi podobnego wrażenia, ale usłyszała tylko: „Cicho, nie mów im o tym!”.
McCołłom nazwał swego nowego znajomego „Pete”, tak jak miał na imię jego kolega z kładne z trójki nie zdawało sobie sprawy, że „Pete” i pozostali mieszkańcy wioski biorą ich za dzybyłe z nieba. I nigdy się nie dowiedzieli, jak naprawdę nazywał się „Pete” .
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 87/199
John McCollom wymienia uścisk dłoni z Wimayukiem Wandikiem, przywódcą plemienny
nazwanym przez McColloma Pete’em. Zdjęcie wykonano kilka po katastrofie Gremlina (wł. B
McCollom).
„Pete”, czyli Wimayuk Wandik, był szefem, choć nie wodzem w Uwambo—.
Bardzo uważnie słuchał, gdy Yaralok Wandik, członek jego klanu, opowiadał o tym, co zob
miejscu katastrofy. Choć jego imię znaczyło „Bojący się Wojny”, Wimayuk był ostrożny, al
achłiwy. Brał udział w wielu bitwach i znał ich cenę - jego młodszy brat Sinangke Wandik z
ednej z nich śmiertelnie ranny. Obowiązkiem Wimayidm i Yaraloka było zwoływanie mężc
Uwambo do wałki. Wimayiic traktował tę rolę serio.
Opowiadał synowi Hełenma Wandikowi, drugiemu z pięciorga swych dzieci, że znając leg
uayek, ciepło odniósł się do istot, które uważał za duchy z nieba. Wprawdzie powrót du
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 88/199
naczał koniec epoki, ale Wimayuk Wandik wierzył, że może to obrócić się na dobre. Miał nad
nowa era okaże się lepsza dla jego łudzi.
Chciał też elastycznie wykorzystać nadarzające się możliwości. Tak jak inni mieszkańcy w
ndlował; systematycznie pokonywał jakieś 20 mil [ponad 30 km] dzielących ich od Doliny B
eżącej do plemienia Dani, czyli do serca tego, co ludzie z zewnątrz nazywali Szang
ymieniali pióra rajskich ptaków, sznury, luki i strzały na muszelki służące jako środek płatn
inie i tytoń. Jeśli w tym czasie dochodziło do bitwy, brali w niej udział po stronie s
rtnerów handlowych, choćby nie mieli nic do ich przeciwników. Była zabawa, a i interes
brze. Gdy na polanie Mundima - czyli miejscu, gdzie płynie rzeka Mundi - znalazł uśmiechnbitków z darami w rękach, uznał to za okazję do zaprzyjaźnienia się z duchami—.
Margaret nadal używała w swoim dzienniku określenia „dzicy”, zaczynała sobie je
wiadamiać, ile fikcji jest w krążących w Hollandii opowieściach o tubylcach:
„Wcale nie mieli dwóch metrów wzrostu; średnio mierzyli od metra sześćdziesiąt do
emdziesięciu. Oczywiście dopiero, kiedy oglądało się ich z bliska, okazywało się, że nie są
resywni. Byli czarni jak noc i goli jak nieopierzone pisklęta. Cale ich ubranie składał
zawiązanego w pasie rzemienia, na którym z przodu umocowana była tykwa, a z tylu, jak o
ieszał się duży trójpalczasty liść. Niektórzy nosili nad łokciem bransolety w dwóch rodzajecione z cienkich gałązek albo z futra [...]. Wszyscy poza Pete’em, szefem, nakładali na
tki zwisające nisko na plecy. W każdym razie wyglądało to na siatki. Zrobione były c
mocnego sznurka, jak siatki na zakupy i na Nowej Gwinei niewątpliwie stanowiły odpowi
eb gospodarczych. Tubylcy utykali w nich wszystko, co musieli przenieść. Zwłaszcza że nie
szeni”.
Margaret marszczyła nos, czując silny, piżmowy zapach potu zmieszany z wonią świńs
szczu, zabarwionego na czarno popiołem i służącego tubylcom do smarowania ciał: „Petemu
opakom z pewnością dobrze by zrobiła kąpiel i dużo wody różanej - pisała. - Wiatr niewłaściwego kierunku i modliłam się, żeby jak najszybciej mieli dość oglądania nas i p
bie do domu”—.
Podobne wrażenia, przynajmniej jeśli idzie o zapach, odniosła druga strona. Wimayuk i Ya
owiadali dzieciom, że duchy wydzielały okropny odór—. Zważywszy na zgangrenowane
argaret i Deckera i kilka dni spędzone w dżungli bez mycia, dziwne byłoby, gdyby nie cuchnęl
Nad ranami i nacięciami tubylców krążyły roje much, co Margaret przyprawiało o dres
umiewały ją „największe i najbardziej płaskie stopy, jakie kiedykolwiek w życiu widzieliś
czątkowo cala trójka sądziła, że wszyscy tubylcy zebrani na skraju dżungli to dorośli, ale po
witań i ściskania dłoni Margaret zauważyła, że za mężczyznami pojawiła się grupka chłopc
ymali się z tylu, póki nie ustanowiono przyjacielskich stosunków.
W powitalnej atmosferze tubylcy rozpalili ognisko - rozszczepili patyk i szybko pocieral
tanu, by wytworzyć iskrę - i upiekli słodkie ziemniaki, nazywane przez mchPiperi. McC
hylił się i wyrwał roślinę podobną do rabarbaru, który uprawiał w swoim ogrodzie w Mis
ytarł ją z brudu, nadgryzł łodygę i poczuł piekielne palenie.
„Najostrzejsze świństwo, jakie w życiu jadłem” - powiedział później. Wypluł kęs, co tu
yjęli salwą śmiechu—. Wszyscy prócz jednego.
Ten jeden, niezbyt ubawiony, chyba znaszał „Petemu” jakiś protest; wyglądało na to, że włatowano mu ogród. Margaret przestraszyła się „Rozrabiaki”, jak go nazwala, ale „Pete” okaz
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 89/199
nowczy.
Margaret Hastings z dzieckiem z Uwambo (za zgodą B.B. McCollom).„Właściciel ogrodu - wspominał McCołłom - najwyraźniej skarżył się szefowi, który w
wrócił się i powiedział: - Zamknij się! Od tej pory staliśmy się przyjaciółmi”—.
Niezadowolonym tubylcem był najprawdopodobniej Pugułik Sambom Jego zastrzeżenia, zda
nggukwe, córki Yarałoka, nie dotyczyły zniszczonych zbiorów, tylko samych odnalezionych łu
„Pugułik wrzeszczał, że przez duchy stanie się coś złego - opowiadała przez tłumacza. Mów
duchy! To duchy! Nie idźcie z nimi nigdzie!”.
Yunggukwe widziała, jak Pugułik chodzi tam i z powrotem po zwalonym pniu, raczej przer
zły, powtarzając swoją przestrogę, że obcy są mogat, duchami, i z pewnością przynioseści. Kobietą, której nogi chwyciła Yunggukwe na polu, kiedy przelatywał nad nimi Gre
eciał, była żona Pugułika, Marii:, czyli „Zła”. Manie wtórowała mężowi, ale na szczęści
jki rozbitków Wandikowie, liczniejsi od Sambomów, przyjęli ich przyjaźnie, nie rozstrzy
ania, czy są duchami, czy nie.
Rozbitkowie starali się namówić tubylców, by przyjęli w prezencie nóż McCołłoma. Zach
do spróbowania łandryn.
„Dotykali noża z ciekawością - pisała Margaret. - Usiłowaliśmy pokazać im, że cukierki
wieraliśmy usta, wkładaliśmy do nich łandrynę, cmokaliśmy wargami i robiliśmy zachwyny, choć nie mogliśmy już na nie patrzeć. A jednak nie rozimiiełi nas. Pomyśleliśmy wię
częstujemy dziesięciu- czy dwunastoletnich chłopców, którzy towarzyszyli Petemu i jego lud
ten widok «Rozrabiaka» zaczął jednak miotać się i krzyczeć, szybko więc się odsunęliśmy”.
Margaret, zaniepokojona, sięgnęła do kieszeni po puderniczkę. Otworzyła ją i pokazała „Pet
o odbicie w lusterku. Zachwycony Wimayidc Wandik podawał je kolejno wszystkim mężczy
eśli kiedykolwiek wymyślono coś, co pomogłoby w zawieraniu przyjaźni i zjednaniu dzikich,
mała, czerwona, emaliowana puderniczka z wojskowego zaopatrzenia - zapisała. - Na w
oich twarzy ci nadzy obcy promienieli, gulgotali i trajkotali jak sroki”.
- Maggie - odezwał się Decker - powinnaś napisać do misjonarzy w Stanach, żeby zrobili
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 90/199
derniczek.
Margaret opadła na ziemię. Była wyczerpana fizycznie i psychicznie, rwący bół przenik
parzone nogi i stopy. Otoczyła ją grupka tubyłców. Przysiedłi w kucki i przygłądałi się
worzyła puderniczkę i pojęła ich zaciekawienie.
W dzienniku napisała, że była nie tyłko pierwszą białą kobietą, ałe też „pierwszą czarno-
obą, z jaką się spotkałi”. Lewa, oparzona część jej twarzy poczerniała, prawa była nienarus
wi i rzęsy miała przypałone, nos wygłądał na spuchnięty. Niewiełe też wyszło z zabi
zjerskich McCołłoma - na ^o w ie Margaret sterczały na baczność krótkie kępki łśniących niosów. Dła tubyłców, o czym nie wiedziała, najciekawsze były jednak jej jasne, niebieskie o
zygłądałi się jej, a ona im i nagłe poczuła ułgę; więcej - ułga przeszła po chwiłi w sym
W tym momencie kochałam Pete’a i całą jego gromadę, jakby byłi moimi rodzonymi braćmi - p
źniej. - Okazałi się łudźmi w rodzaju Gaspara Miłąuetoasts [poczciwiny z komiksów] o c
arzy, a nie łowcami ^ów czy kanibałami. Byłam naprawdę wdzięczna”—.
„Pete”, przyprowadzony przez McCołłoma, by obejrzał rany Margaret i Beckera, poważnie
wą. Margaret wyczuła w jego reakcji współczucie.
„Przygłądał się, wciąż mamrocząc: Unh, unh, unh. Najwyraźniej próbował nam powiedzie
t mu przykro i chciałby pomóc. Z całego języka tubyłców przyswoiłiśmy sobie tyłko powtakółko: unh unh unh”. W rzeczywistości nie było to żadne słowo w języku Yałi ani Dani,
uknięcie - miejscowy odpowiednik angiełskiego „hmmm”, wypowiadanego przez grzec
zmówcę dła okazania zainteresowania.
„Pete” dokładnie obejrzał ranę na ^o w ie Beckera. Potem zbłiżył usta i dmuchnął w nią. „P
rwszy i ostatni w życiu myśłałam, że Decker zemdłeje. Stary Pete podszedł potem do
muchnął na moje ręce i nogi. Wtedy pomyśłałam, że ja zemdłeję. Pete niewątpłiwie cierpi
cięższy na święcie przypadek hałitozy”.
„Doszłiśmy w trójkę do wniosku - pisała dał ej Margaret - że dmuchnięcie na rany
zypuszczałnie jakimś miejscowym zwyczajem łeczniczym, tak jak w innych stronach ś
kładanie rąk. Jakoś jednak oboje z Deckerem nie czułiśmy wdzięczności za ten zaszczyt” .
Co do łokałnych medycznych praktyk, byłi błiscy prawdy, nie pojęłi jednak wtedy w
aczenia tego gestu. A otrzymałi właśnie wyjątkowy dar - znak, że łudzić, którzy znałeźł
nnych i godnych na połetku słodkich ziemniaków, za wszełką cenę chcą ich ocałić.
Kiedy mężczyzna z płemienia Yałi ałbo Dani odnosi rany bitewne, obrażenia fizyczn
zasadzie sprawą drugorzędną. Bardziej niepokojące jest ryzyko, że przez skałeczenia może
ota jego istnienia, etai-eken łub „źródło śpiewu”—. Mówiąc zgrabniej: dusza.
Cieszący się dobrym zdrowiem ciała i duszy mieszkańcy dołiny uważają, że etai-eken mieś
górnej części spłotu słonecznego, tuż pod przednim łukiem żeber. Naszyjnik z muszłą, jaki
ef tubyłców, zwisał dokładnie w tym miejscu i być może miał w ten sposób chronić jego etai-
przypadku bółu łub siłnego stresu - przeżywanego przez pojedynczego człowieka ranneg
jnie ałbo przez współnotę, która utraciła członka rodziny łub sprzymierzeńca - etai
zesuwa się z przedniej części kłatki piersiowej do tyłu. Takie przesunięcie jest duchową katas
ozi powodzeniujednostki i wymaga natychmiastowego działania.
Specjałista usuwa przede wszystkim wszełkie pozostałości strzały ałbo dzidy, którą zadano
źniej robi kiłka nacięć na brzuchu ofiary, by wydobyć to, co tubyłcy n a z y w a j ą mili,
emną krwią”, a co ich zdaniem powoduje bół i chorobę. Dopiero wtedy zaczyna zasad
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 91/199
rację. Osoba, która jest kimś bliskim dla rannego wojownika albo wykazuje szczególną zręc
leczeniu ran, zwraca się bezpośrednio do jego etai-eken. Namawia duszę, by wróciła na s
aściwe miejsce, dmuchając i szepcząc specjalne błagania do ucha ofiary. Dmucha też wpro
y.
Jeszcze niedawno rozbitkowie bali się, że Wimayuk Wandik, tubylec zwany przez nich „P
bije ich i zje. Teraz zaczynał leczyć ich dusze.
Koło południa wszyscy troje byli już skonani, ale tubylców tak fascynowały niebieskie duch
nie wskazywało, by zamierzali odejść. Koło czwartej spadł zimny deszcz. Tubylcy zieczone ziemniaki („Wynieśli wałówę!” - poskarżył się Decker) ale zostawili nóż, pudern
andryny—. Rozbitkowie mieli przed sobą kolejną noc o jo dzie .
Znaleźli równe miejsce, rozłożyli plandekę, drugą przykryli się i poszli spać, „zbyt słab
kolwiek zrobić i zbyt szczęśliwi, by się tym przejmować” - jak zapisała Margaret. Przedar
ez górską dżunglę na polanę, zauważył ich samolot, a potem zaprzyjaźnili się z tubylcami. „T
paniały dzień” - podsumowała.
Obudziła się w środku nocy z poczuciem, że ktoś się nad nią nachyla. Nim zdążyła krzy
znała twarz: Pete.
„Było jasne jak słońce, że niepokoił się o nas i wrócił sprawdzić, co się z nami dzieje. Kd nami jak kwoka. Obudziłam Johna. Spojrzał na Pete’ a i powiedział: - O cholera!
ażnika”.
Później, kiedy porównywała swoje notatki ze wspomnieniami Johna i Deckera, okazało s
żde z nich, budząc się tamtej nocy, widziało, jak pilnuje ich „szef Pete” alias Wimayuk Wandik
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 92/199
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 93/199
Gambit się nie udał i 13 marca 1945 r. Walter wykonał kolejny krok - napisał zdecydotonie list wprost do generała Whitneya. Skarżył się, że siedzi bezczynnie i wręcz błagał o zaowe na Filipinach. Gdyby to było niemożliwe, prosił o przydział do jednostki wałc
Europie łub gdziekolwiek indziej, nim będzie za późno i wojna ostatecznie się skończy.„Jak pan wie, sir - pisał do generała - przybyłem tu na własną prośbę, nawet z trudem udauzyskać ten przydział, teraz jednak widzę, że moje wysiłki poszły na marne”. Przyznawał pwysyłając list, naruszył formalną drogę i pominął liczne szczeble w służbowej hierarchii. „będzie wolno na zakończenie dodać, że zdaję sobie sprawę z przekroczenia przepisów
awiam się, że tę cechę odziedziczyłem po ojcu”-.Wyglądało na to, że śmiałość Waltera wzbudziła podziw Whitneya. Generał odpowiedzi
óch tygodniach listem pełnym pochwał i zachęt. Łagodnie tłumaczył młodemu oficerowwalce o odzyskanie Filipin pierwszeństwo mają względy istotniejsze niż osobiste ambicje, chiadczące o największej odwadze i najlepszych intencjach. Nakłaniał Waltera, by utrzymoddziale gotowość do inwazji na Japonię, troszkę mu pochlebiał i podbudowywał morale. alionu i przygotowanie komandosów do akcji jest wspaniałe. Wasze zdecydowanie najlealifikacje w tej dziedzinie są przedmiotem ogromnej satysfakcji wszystkich oficerów sztaboDowództwie [...]. Osobiście radzę zrobić wszystko, by utrzymać łudzi w dobrej formie i zd
jeszcze na odrobinę cierpliwości. Jestem pewien, że pańskie dążenie do wykorzystania tychodnie z kierunkiem ich wyszkolenia zostanie w pełni zaspokojone podczas czekających nas je
mpanii”-.List Whitneya ucieszył Waltera. „Pozwoliłem sobie odczytać go moim komandosom; wszysjednego przyjęli go z niesłychaną radością, a ich morale ogromnie wzrosło - odpowie
nerałowi. - Bardzo pragną ruszyć do akcji; gwarantuję, że każde zadanie, jakie otrzymamyględu na stopień trudności, zakończy się całkowitym sukcesem Zachowamy kondycję, i
zyjdzie nasz czas, będziemy gotowi. Dziękuję Panu za podbudowanie nadziei moich ofic
ołnierzy i w imieniu wszystkich zapewniam, że może Pan na nas liczyć w każdej sprawie”-.Generał Whitney był już zajęty wojną. Mijały tygodnie, o zadaniach dla ł. Reconu nikpominał, a z Waltera stopniowo uchodził entuzjazm Frustracja zaczynała doprowadzać g
aleństwa. Był przekonany, że to ojciec spełnił swą groźbę wypowiedzianą po lądowaniu odwodnego. Earł senior najwyraźniej, zdaniem Waltera, dał wyraz zaniepokozpieczeństwem syna i wyrzucił komandosów z ł . Reconu na out.
„Byłem jego jedynym synem, jedynym dzieckiem; myślę, że tata się bał - tłumaczył. - Miałzycję w partyzantce, był znany w wojsku, dlatego kiedy powiedział: - Nie chcę, żeb
korzystywali mojego syna - to posłuchali”-.
Nie jest jasne, czy Walter senior miał aż takie możliwości. Nie ma dowodów na to, że zgłtrzeżenia w sprawie uczestnictwa syna w ryzykownych misjach-. Pozostaje jednak faktemmaju 1945 r., gdy zbliżały się dwudzieste czwarte urodziny kapitana C. Earła Waltera junjna się kończyła, a on sam i jego oddział wciąż nie mogli doczekać się jakiegokolwiek zadan
Żołnierze ł. Reconu mieli prawo być równie, a może nawet bardziej zawiedzeni. Każdychodził z Filipin, przeszedł długą drogę, nim podjął służbę w amerykańskim woj sku.
Korzenie powikłanych stosunków między Filipińczykami i Amerykanami sięgały bćdziesięciu łat wstecz, roku 1898 i traktatu paryskiego kończącego wojnę hiszpa
erykańską. Ku rozgoryczeniu mieszkańców Filipin, którzy po trzech wiekach panow
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 94/199
szpanów marzyli o niepodle^ości, na mocy traktatu kontrolę nad Filipinami przejm
merykanie. Ale Ameryka świetnie się czuła w roli światowego mocarstwa imperialistycz
ezydent William McKinley oświadczył w słynnym, choć czasem budzącym wątpłi
wiadzie, że Stany Zjednoczone mają obowiązek „wykształcić Fiłipińczyków, podnieść ichpo
chrystianizować’-.
Kiłka tygodni po podpisaniu traktatu na przedmieściach Maniłi doszło do wymiany ognia m
rołami fiłipińskimi i amerykańskimi. Tak rozpoczęła się trwająca trzy łata i pięć miesięcy w
pińsko-amerykańska, konflikt niemal całkowicie pomijany w historii Stanów Zjednoczonych,
aciły w niej ponad cztery tysiące łudzi. Po stronie Fiłipińczyków ofiar było przypuszczałniey więcej; ponadto z ^odu i chorób zmarło z górą sto tysięcy cywiłów. Prezydent The
osevełt 4 łipca ł902 r. orosił zwycięstwo; kontrołę nad Fiłipinami przejęły Stany, ałe s
iepokoje ciągnęły się jeszcze przez całe łata. Okrucieństwa amerykańskich żołnierzy zatuszow
sekretarz wojny w rządzie Roosevełta pogratułował wojsku prowadzenia „humanitarnej w
obłiczu „barbarzyńskich prowokacji perfidnego wroga”—.
Przez następne trzydzieści łat do Stanów Zjednoczonych napływały kołejne fałe fiłipiń
igrantów. Na miejsce pobytu najczęściej wybierałi Kałifornię ałbo Hawaje. Jednocz
zwijały się coraz łiczniejsze i wzajemnie korzystne kontakty handłowe. Jednym z surow
nionych przez Amerykanów najwyżej było drewno - i właśnie dzięki temu C. Earł Wał ter s
stał szefem spółki drzewnej na Mindanao. Jednak wiełu Amerykanów nie chciało widzieć u s
ipińczyków. Nasiłały się antyfiłipińskie nastroje; były przypadki ataków na tłe raso
graniczeń prawnych uniemożłiwiających Fiłipińczykom posiadanie ziemi. W zachodnich st
awowo zabraniano im małżeństw z białymi kobietami. Większość m o^a pracować tyłko fizy
w rołnictwie, w wytwórniach konserw, fabrykach, ewentuałnie jako służący.
Tymczasem na Fiłipinach narastały dążenia niepodłe^ościowe. W ł934 r. prezydent Frankł
osevełt podpisał ustawę o dziesięciołetnim okresie przejściowym, który miał zakończy
rowadzeniem na wyspach własnego, wzorowanego na amerykańskim, systemu demokratyczn
tego czasu napływ nowych imigrantów miał zostać ograniczony, a ustawy repatria
muszały na mieszkających w Stanach Fiłipińczykach powrót do ojczyzny.
Nadszedł 8 grudnia ł94ł r. W dzień po Pearł Harbor Japończycy przypuściłi niespodzie
k na Fiłipiny, skoncentrowany na wyspie Luzon. Dowodzone przez generała Mac Arthur
pińskie i amerykańskie, znacznie szczupłejsze od wojsk przeciwnika, szybko wycofały s
łwysep Bataan na wyspie Corregidor u wejścia do zatoki Maniłskiej. Skapitułowały w kw
42 r. i wtedy właśnie, dzięki pomocy pułkownika Ełsmore’ a MacArthur uciekł do Austrał
m płanować powrót na wyspy. Mniej szczęścia miełi żołnierze amerykańscy i fiłipińscy, k
zeżyłi atak - czekało ich piekło marszu śmierci na Bataanie, a potem japońska okupacja.Wiadomość o ataku na Pearł Harbor i na Fiłipiny zmobiłizowała Fiłipińczyków mieszkaj
Stanach Zjednoczonych. Na Hawajach i na kontynencie amerykańskim mieszkało wtedy pona
ięcy przybyszów z Fiłipinłf. Ich sytuacja była jednak dość specyficzna. N a terytorium
zebywałi łegałnie, ałe nie miełi prawa ubiegać się o obywatełstwo amerykańskie, dłateg
głi znałeźć się w wojsku ani z poboru, ani na ochotnika.
Zwracałi się jednak z petycjami w tej sprawie do prezydenta Roosevełta, do jego sekre
jny i do członków Kongresu, indywiduałnie i przez swych przedstawiciełi w Waszyngt
ektórzy kierowałi się wzgłędami praktycznymi, łicząc na możłiwości i korzyści nałeżne po w
mbatantom. Większość mówiła jednak o zemście. Stany Zjednoczone zostały w Pearł Hatakowane z powietrza, na Fiłipiny dokonano jednak inwazji. Jeden z fiłipińskich ochotn
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 95/199
wiedział coś, co brzmiało jak słowa rekruta z czasów wojny o niepodłegłość St
ednoczonych: „Zaryzykowanie życiem to tak niewiełe w porównaniu z wałką podjętą w
zwołenia kraju od [...] niegodnego, haniebnego, barbarzyńskiego i niełudzkiego traktowania”.
Kiłka tygodni po japońskiej inwazji Roosevełt podpisał ustawę pozwałającą Fiłipińcz
tępować do amerykańskiego wojska. Powstał ł. Batałion Fiłipiński, od początku przeznaczo
wnych i tajnych działań wspierających wałkę o odzyskanie wysp. Do maja 1942 r. znosiło s
go ponad dwa tysiące ochotników pochodzenia fiłipińskiego i batałion przemianowano na ł
ipiński; rychło też sformowano drugi. W obu jednostkach służyło w sumie ponad siedem ty
nierzy wywodzących się z Fiłipin^. Roosevełt nagrodził ich zapał, nadając Fiłipińczżącym w wojsku Stanów Zjednoczonych prawo ubiegania się o obywatełstwo; skorzystało z
ka tysięcy osób—.
Amerykański reporter, który dotarł do fiłipińskich oddziałów kiłka miesięcy po ich sformow
ał z nieskrywanym podziwem: „Ludzie z Pułku Fiłipińskiego są zdeterminowani, chcą wa
merykańscy oficerowie chwałą ich niesłychaną sumienność i zapał i zachęcają, by własną tra
wyczajami ożywiłi tradycyjne metody prowadzenia wojny. W symułowanej wałce w dżung
nowie i wnuki partyzantów [...] chętnie przemykają się bardzo błisko wroga, z bagn
zaciśniętych zębach, a potem skaczą na niego, trzymając bagnet jak boło - tutejsze długie noże
Wiosną 1944 r. 2. Pułk Fiłipiński połączono z pierwszym i jako ł. Fiłipiński Pułk Pie
słano za morze. Na Fiłipiny żołnierze dotarłi w łutym 1945 r. Po bitwie na wyspie S
łdowałi o zabiciu ł572 Japończyków; straciłi przy tymzałedwie pięciu łudzi. W maju 1945 r
ałter i jego skoczkowie wciąż czekałi w Hołłandii na jakieś zadanie, ł. Fiłipiński Pułk Pie
zył ciężkie wałki z Japończykami na wyspie Leyte—.
Kiłka tygodni przed katastrofą Gremłina podpułkownik John Babcock zaprosił Earła W
ego dawnego ucznia z łiceum wojskowego, na łunch. W oficerskiej kantynie słuchał opow
iłipińskich spadochroniarzach wyszkołonych do zadań za łinią wroga. Wałter dawał upust sw
zżałeniu- irytowały go bezczynne siedzenie na Nowej Gwinei i nikłe szanse na jakąkołwiek a
Nim Babcock wstąpił do sił powietrznych armii, przez sześć łat prowadził zajęcia w Błack-
łitary Institute i dobrze wiedział, kiedy chłopiec zamienia się w mężczyznę. Nie mo^a ujść
adze przemiana, jaka nastąpiła w Wał terze. Wciąż był to świetny pływak, wąski w bio
zeroki w barach, jak w łatach szkołnych. Ałe niesforny wagarowicz, który za pół ceny sprzed
zyty kołegom z kłasy, żeby mieć na wypad do kłubu ze striptizem, stał się poważnym i stanow
pitanem wojsk powietrzno-desantowych. Babcock słuchał uważnie i widział, jak bardzo W
ce udowodnić swemu ojcu i sobie samemu, że potrafi poprowadzić żołnierzy na ryzykowną
nimi wrócić.Rozstałi się po łunchu, obiecując sobie, że wkrótce znów się spotkają. Nim jednak nadarzy
azja, Babcock zaangażował się w przygotowanie akcji ratowania rozbitków z Grem
wiedział się wtedy, że zdaniem pułkownika Ełsmore’a nie ma w Hołłandii żadnych komando
„I wtedy - wspomina Wałter - stwierdził: - Mam łudzi, którzy połecą tam i ich zabiorą”.
Zrzut na Szangri-Ea nie był zadaniem bojowym ani wywiadowczym, w każdym razi
tradycyjnym rozumieniu. W porównaniujednak z niekończącymi się i najwyraźniej bezsensow
ningami fizycznymi w Hołłandii, wydawał się ideałną propozycją. Wałter uchwycił się tej sz
e wiedział, co sądziłby o niej ojciec, ałe Wałter senior wałczył gdzieś na tyłach wrogipinach i junior nie zamierzał go pytać. Informację o gotowości Wałtera Babcock przekazał
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 96/199
żbową swoim przełożonymNastąpiła seria błyskawicznie zaaranżowanych narad, na których Wałter poznał Ełsmor
nych wyższych oficerów koordynujących poszukiwania i akcję ratunkową. Załeżałowyraźniej na tym, by zorientował się w powadze sytuacji i w skałi niebezpieczeństw grożą
mu i jego łudzi om
Kapitan C. Earł Wałter junior ( w środku, w ostatnim rzędzie) i członkowie ł. batałionurozpoznawczego przed KłubemBahała na w Hołłandii (za zgodą C. Earła Wałtera juniora).
Żołnierze (najwyższy z nich sięgał mu do brody) otoczyłi go natychmiast, gdy wrócmiotów oddziału. Nie mogłi usiedzieć z podniecenia. Czułi, że przynajmniej dła niektórych sk
miesiące oczekiwania.Kiedy się usadowiłi, wyjaśnił sytuację. Wiadomość o katastrofie szybko rozeszła się po rozzie, ałe informacje o ocałałych sączyły się w formie mało wiarygodnych po^osek. Wnajmił, że komandosi z ł. Reconu zostałi wybrani do przeprowadzenia misji specjałnej - oczbitków z katastrofy Gremłina na ziemi i sprowadzenia ich w bezpieczne miejsce. Potrzesięciu ochotników, w tym dwóch sanitariuszy. Zanim jednak wybierze chętnych, mekazania cztery ostrzeżenia.Po pierwsze, teren, na który zostaną zrzuceni, na mapach oznacza się jako „nieznany”, dł
dą tam kierować się wyłącznie własną ^ową i kompasem
Po drugie, dwaj sanitariusze muszą zeskoczyć jak najbłiżej rozbitków, w niesłychanie ungłę, „najgorsze z możłiwych zrzutowisk”. On sam, razem z ośmioma skoczkami, wyłąduie dołiny Szangri-Ea, jakieś 20 do 30 mił [30 do 50 km] dał ej. Tam założą bazę, do której tdzie sprowadzić sanitariuszy i wszystkich ocałałych z katastrofy.
Po trzecie, jeśłi przeżyją skoki, może się okazać „bardzo prawdopodobne, że tubyłcy zachowrogo”. W jedenastkę będą miełi oczywiście przewagę w uzbrojeniu, ałe mogą stanąć w ob
kaset razy łiczniejszego przeciwnika.Najgorsze Wałter zostawił na koniec: nikt nie ma żadnego płanu, choćby ogółnego, jak pó
dostać ich z dołiny. Być może trzeba będzie maszerować ł50 mił [240 km] na północne
łudniowe wybrzeże Nowej Gwinei, i to przez najtrudniejsze tereny na ziemi, razem z rozbit
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 97/199
rzy mogą być ranni i niezdolni do marszu o własnych siłach. Sprawę komplikuje fakt, że
biorą drogę na północ, trafią na tereny „zajmowane przez łowców ^ów i kanibali”. Jeśli p
południe, będą przecinać dżunglę i bagna, na których schroniło się około dziesięciu ty
ońskich żołnierzy wypartych z wybrzeża przez aliantów.
Walter nie wspomniał, że gdyby musieli przedzierać się ku morzu, wolałby spotkać Japończ
łowców ^ów. W obu przypadkach śmierć była bardzo prawdopodobna, ale reakcję japoń
nierzy na pojawienie się amerykańskich komandosów potrafił sobie przynajmniej wyobr
bylcy ponadto byli na własnym terenie, co dawało im dodatkową przewagę. A może chodził
że dowodząc w dżungli w walce z przerażająco liczniejszymi siłami japońskimi, Wtępowałby w ślady ojca.
Zdawał sobie sprawę, że każdy z jego żołnierzy miał własne powody, by znaleźć się w
ejscu - zemstę, patriotyzm, okazję albo wszystko naraz. Łączyło ich jedno i to samo pragn
zyscy ochotniczo wstąpili do wojska, a potem, też na ochotnika, zgłosili się do
iadowczych i na szkolenie spadochronowe. Teraz sprawdzał ich po raz kolejny.
Kiedy wyliczył wszystkie zagrożenia, odczekał chwilę i spytał o ochotników. Pamięt
zyscy podnieśli ręce i wystąpili krok naprzód. Pękał z dumy—.
„Bakala na! - odezwało się kilka ^osów, powtarzając zawołanie batalionu. - Co będz
dzie”.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 98/199
14PIĘĆ-NA-PIĘĆ
Po kolejnej niespokojnej nocy rozbitkowie obudzili się o świcie wyczerpani, zmarzzemoczeni i ^odni. Był czwartek, 17 maja. Zjedli część pozostałychjeszcze cukierków; wied
kapitan Baker zrzucił tratwy ratunkowe jako punkt orientacyjny, nad który wrócą inne samo
zmawiali o akcji ratowniczej. Nie zdawali sobie sprawy z ograniczeń technicznych, dl
cCollom zakładał, że lotnictwo użyje śmi^owca, błyskawicznie podejmie ich z dżungli i prze
Hollandii. Sądził, że jedyną przeszkodę mogą stanowić drzewa, ale nie był to problem n
związania. „Oczyścimy wystarczająco dużo miejsca, żeby wylądowali” - stwierdził-.
Pierwszy samolot zauważyli około dziewiątej rano. Pierwszy też raz wszyscy troje zorient
, jak mógł ich Gremlin Special wyglądać w oczach tubylców, tuż przed katastrofą.
Gdy C-47 znalazł się nad polaną, otworzyły się drzwi luku bagażowego i na dół poleewniane paki podwieszone na wielkich, czerwonych spadochronach. Margaret patrzyła, ja
bie zakwita ogromna czasza, niby odwrócony tulipan. Pudlo kołysało się na wietrze, po
lądowało niespełna sto metrów od polany. McCollom i Decker rzucili się do dżung
szukiwania, a Margaret została na miejscu, na lekkim wyniesieniu, skąd uważnie obserwo
zie lądują kolejne paki i spadochrony-.
Przyciągnięcie skrzyni zajęło trochę czasu, ale opłaciło się ogromnie; zawierała bowiem
nniejszego niż żywność - przenośną krótkofalówkę, niezwykle wytrzymały, wodoszczelny a
gi kilkunastu kilogramów i rozmiarów malej walizki-. Zaprojektowany przez Motorol
rpusu Łączności Armii, przystosowany był do noszenia na plecach - stąd też jego nieśmie
toczna nazwa „walkie-talkie” - i stal się kamieniem milowym w rozwoju przenośnej łącz
zprzewodowej, a dla rozbitków miał w tym momencie wartość nieocenioną.
„McCollom szybko je uruchomił - zapisała Margaret. - Samolot wciąż krążył nad
rzyliśmy z Deckerem rozgorączkowani na Johna i aparaturę”-.
John trzymał mikrofon blisko ust i czuł, jak wzbierają w nim emocje tłumione od chwili
czołgał się z płonącego samolotu. Po raz pierwszy od śmierci brata dławiło go w gardle, nie
powiedzieć słowa-. Odchrząknął raz, potem drugi i dopiero odzyskał ^os. „Mówi poru
cCollom - zachrypiał. - Odezwijcie się! Odezwijcie się. Słyszycie mnie? Over”-.Odpowiedź była natychmiastowa i wyraźna. „Tu trzy - jeden - jeden - radioope
mpatyczny nowojorczyk sierżant Jack Gutzeit, zgodnie z protokołem sil powietrznych
zedstawił się trzema ostatnimi cyframi numeru samolotu. - Trzy - je d en -je den wzywa dziew
ć - dwa” - była to końcówka numeru Gremlina-.
„Słyszę cię pięć - na - pięć” - w języku radiowców oznaczało to mocny wyraźny sy
skonalą jakość połączenia.
Margaret ze łzami w oczach patrzyła na Johna i Deckera. Swoich towarzyszy. Przyj
szyscy płakali. Wciąż jeszcze tkwili w dżungli, ale już nie czuli się osamotnieni. Mieli k
domem, a przynajmniej z brooklyńskim akcentem na pokładzie krążącego nad ich Ro
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 99/199
erykańskiego samolotu wojskowego.McCollom pozbierał się i zwięźle opowiedział o locie Gremlina, o katastrofie i o tym
darzyło się później. Podał dramatyczną wiadomość, którą Gutzeit musiał przekazać przełożod nich miała pójść dalej w świat - nikt poza nimi nie przeżył.Nadzieja zgasła najpierw w Hollandii, wśród przyjaciół i kolegów dwudziestu jeden zab
sażerów i członków załogi. Stracili ją Ruth Coster, czekająca na informację o Helen Kent, a mes Lutgring, który modlił się o ocalenie swego kumpla Melvina Mollberga. Telegramami Wion wieść dotarła do domów z błękitną gwiazdą w całych Stanach Zjednoczonych. Z oficja
razami współczucia.
Wojskowy chirurg przebywający na pokładzie samolotu o numerze identyfikacyjnym 311, kaank Riley zapytał McColloma o stan zdrowia ocalonych. Margaret i Decker zdawali sobie sp
w ich rany wdała się gangrena, a i inne skaleczenia zagrożone były infekcją. Jak zap
dzienniku Margaret, oboje z Deckerem byli „tak słabi, że nie mogli się ruszać’-.McCollom popatrzył na nich pytająco.- Powiedz im, że wszystko w porządku - poradziła Margaret.- Powiedz, że jesteśmy w dobrej formie - poparł ją Decker. - W każdym razie nie mają tu n
bienia.Posłuchał ich. Dopiero później w pełni uświadomili sobie skalę swoich obrażeń.Samolot, pilotowany przez kapitana Herberta O. Mengela z St. Petersburga na Florydzie,
ążył w górze-. Od Jacka Gutzeita, radiowca, usłyszeli, że powstaje plan ratunkowy, ale nic niezcze ostatecznie postanowione. Przede wszystkim mieli jak najszybciej dostać środki medy
dnocześnie, zapewniał ich Gutzeit, „zrzucimy mnóstwo żywności. Wszystko od cocktaili z kreworzechy”. Nie wiadomo, czy przesadzał, w każdym razie nikt z całej trójki nigdy nie zn
dżungli żadnej krewetki.
Kiedy samolot odleciał, wrócili tubylcy.„Pete i jego kumple pojawili się na wzgórku naprzeciw nas - pisała Margaret. - Sie
kucki, uśmiechnięci, i przyglądali się namjakna Broadwayu”. Wspominała, nieco protekcjonoje uczucie ulgi i szczęścia: „Mogli być przecież łowcami ^ów, a patrzyli na nas z dzie
dością”.Kompani Pete’a postanowili w porannym chłodzie ogrzać się przy małym ognisku, u
około i spokojnie popalali krótkie, grube, zielone cygara. Margaret, McCollom i Decker pazazdrością. Mieli przy sobie papierosy, ale zapalniczka Johna wyczerpała się, a zapałki zamdbudowany rozmową z załogą C-47 John podjął jednak decyzję: „Chyba pójdę pożyczyć so
iadów”. Poprosił tubylców o ogień, a Margaret i Decker odpalili od niego.„Oni palili na swojej górce, a my na swojej - relacjonowała Margaret. - Nigdy żadna
kojunie smakowała lepiej”.Rozmarzyła się o „smakowitej mielonce i racjach żywnościowych czekających na nas o
mieniem”. Żaden ^ód, powiedziała, nie zmusi jej jednak do zjedzenia dwóch rzeczy: „Jedmidory z puszki, druga - rodzynki. Jak byłam mała, przejadłam się jednym i dochorowałam Nie mogę na nie patrzeć”.„Zjadłbym pomidory, puszkę, i całą resztę, byle tylko było co” - oznajmił na to McCollomPodniósł się i ruszył w kierunku zrzuconych skrzyń. Margaret podziwiała jego wytrzym
alent dowódczy. Jeszcze większe wrażenie zrobił na niej Decker, jak cień sunący za Johne
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 100/199
ungli.„Był wynędzniały, oczy miał jak dziury wypalone w kocu - pisała. - Wiedzieliśmy, że jest rdopiero kilka godzin później zorientowaliśmy się, jak bardzo. Nigdy nie pojmę, w jaki sp
nął na nogach. A jednak powlókł się chwiejnie, bez słowa skargi, za McCollomem, zdecydokonać, co do niego należało”.John wytłumaczył przez radio, że z katastrofy ocalały tylko trzy osoby, ale C-47 załado
tymistycznie zapasami dla dwóch tuzinów. Załoga z kapitanem Mengelem na czele dostała rkonania zrzutu i postanowiła go wykonać. Niebo nad Szangri-La upstrzyły spadochrony.
Kiedy Decker i McCollom poszli na poszukiwanie skrzyń, Margaret przestraszyła siajowcy mogą sami pozbierać paki, które przed chwilą widziała nad ziemią, po drugiej stbliskiego pagórka. „Postanowiłam zbadać sytuację - zanotowała. - Stać tam na osmaloangrenowanych nogach - to była tortura. Kawałek przeszłam więc na czworakach. Kkaleczone i zainfekowane ręce zaczynały zbyt mocno boleć, siadałam! posuwałam się na pup
Gdy dotarła na przeciwle^y stok wzgórza, osłupiała. Zobaczyła tubylczą wioskę otoewnianym ogrodzeniem rodem wprost z Dzikiego Zachodu.
„Było to niezwykłe osiedle zjednym dużym budynkiem i mniejszymi skupionymi wokół niegyby. Okrążę chaty miały ścianki z bambusa, trzcinowe dachy i częściowo do siebie przyle
chy obsiedli zresztą tubylcy, wyciągając czarne jak węgiel szyje, żeby mi się lepiej przyjjednym z dachów zobaczyłam duży otwór. Ścisnęło mnie w dołku, miałam najgorsze przeczdejrzewałam, że na dom spadła jedna z naszych pak. Miałam rację, McCollom potwierdźniej. Zastanawiałam się, czy tubylcy wpadną w gniew, czy po zniszczeniu jednego z ich do wejdą na wojenną ścieżkę. Stali jednak i patrzyli, zahipnotyzowani widowiskiem, jaki
fundowałam Postanowiłam więc zawrócić na swój pagórek”—.
Skrzynka, która wpadła do domu, nie spowodowała większych szkód; rozerwała tylko trzcikrycie. Inna wywołała jednak ogromny żal jednej z mieszkanek Uwambo do duchów z nieba.
Córka Yaraloka Yunggukwe, wchodząca w wiek kobiecy, została niedawno właścicielką swrwszej świni. Dla dziewczyny z plemienia Yali wydarzenie to i sam fakt posiadania zwykle ważne. Świnia miała dla Yunggukwe wartość - zarówno emocjonalną, jak i smakowielką, że przewyższyć ją mo^y tylko dwie świnie.Tego ranka Yunggukwe przywiązała swoją świnię do palika koło chaty, żeby nic się jej nie s
e gdy samolot z dostawą dla rozbitków zaryczał nad Uwambo, Świnia nie miała jak uciec. Wzczędzało materiał na spadochrony, dlatego niektóre paki, zawierające to, co się nie tłuczykład namioty, wyrzucano z luku bagażowego C-47 wprost na ziemię i tak właśnie stało sięem
Nie ma dowodu, że było to działanie celowe, ale żaden nalot na dokładnie wyznaczony ceągnął podczas tej wojny takiej precyzji bombardowania. Skrzynia wylądowała na grzbiecie ś
bijając ją na miejscu, a uderzenie okazało się tak silne, że pogruchotało zwierzę na kawnggukwe nigdy nie przyjęła przeprosin ani odszkodowania, nigdy też nie zapomniała anebaczyła.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 101/199
Członkowie załogi C-47 przygotowują się do zrzutu dostaw dła ocałałych z katastrofy Grem(za zgodą C. Earła Wałtera juniora).
- To moja Świnia zginęła - mówiła z gniewem sześćdziesiąt pięć łat później—.
Margaret wczołgała się z powrotem na połankę dokładnie w chwiłi, gdy McCołłom i Dacałi z dżungłi „jak dwie uśmiechnięte małpy”. Trzymałi w ramionach jedyne, co znałeźłi - szek pomidorów i soku pomidorowego.
- No, Maggie - powiedział Decker - bądź dziełną dziewczynką i zjedz trochę pomidorów.Z trudem przełknęła cztery kęsy, więcej nie mo^a. Patrząc, jak tamci obżerają się mięsi
ocami, wpadła w złość. Zażądała, żeby wróciłi do dżungłi i znałeźłi coś innego. Poszłi tam, odziewałi się znałeźć spadochrony, ałe przynieśłi tyłko kiłka pakietów z atabryną przeciw ma
ściami na rany, tabłetkami odkażającymi wodę i torebkami do zaczerpnięcia wody z potokuiora. Prócz tego noże, moskitiery, bandaże i gazę. Jedyną rzeczą do zjedzenia, jaką dołączonkietów, była czekołada, przez Margaret przyjęta tyłko odrobinę łepiej. „Słodyczy miałam w
mał tak samo dość, jak pomidorów”—.Margaret znów z podziwem patrzyła na Deckera. Był zdecydowany robić, co do niego n
brał woreczki na wodę i poszedł do łodowatego strumienia. „Nie wracał tak długo, że zaczyno niego bać - pisała. - Powrót na nasz pagórek kosztował go resztki sił. Kiedy dotarł, osunprostu na twardą ziemię”.Johna niepokoił stan towarzyszy. Uznał, że najwyższa pora staranniej zająć się ich ranam
o połecenie Margaret podwinęła spodnie. Wokół łydek miała szerokie pasy spałonej snęły cztery dni od katastrofy, z nieopatrzonych ran sączyła się ropa i wydziełał smród gnijąła. Oparzenia i rany na obu stopach i ręce zaatakowała gangrena.„W oczach Deckera i McCołłoma zobaczyłam strach. Nagłe ogarnęło mnie przerażenie, że
gi”. Usiłowała panować nad sobą, w obawie, że za chwiłę wpadnie w panikę. Pornosa Johsmarować rany maścią z medycznych pakietów i owinęła nogi gazą.
Nie musiała patrzyć w łusterko, żeby wiedzieć, że jest brudna i rozczochrana; że nie da się wzpoznać żwawej, obowiązkowej i zadbanej dziewczyny z WAC, która nocami dopasowyundur do swej drobnej figury. Decker - jak zwykłe szczery, co już weszło mu w zwyczaj - nie
powstrzymać.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 102/199
- Maggie, jesteś naprawdę pokraką.
McCollom rozsądnie trzymał język za zębami, ale i tak oberwał. Margaret popatrzyła na
udnych tak jak i ona, z czterodniowym zarostem na zapadłych policzkach
- Wy też nie wyglądacie jak Van Johnson - odpaliła, mając na myśli aktora, który
erykańskiej urodzie zawdzięczał role bohaterów w wojennych filmach produkcji MGM.
Po Margaret przyszła pora na oględziny Deckera. Rozcięcie na czole było ^ębokie i zaro
dech Wimayuka Wandika uzdrowił być może jego duszę, ale ciału nie pomó^. Margaret i
awiali się, że bez sterylnych narzędzi i właściwych środków jakiekolwiek zabiegi mogą
gorszyć sytuację; niczego więc nie dotykali. Podobnie bezradni byli wobec zapewne złamaawego łokcia, skoncentrowali się więc na - jak się zdawało - nie tak ciężkiej dolegliw
ostatnich dniach Decker kilkakrotnie wspominał, że spodnie przyklejają mu się do siedz
dzili, że to skutek oparzeń, ale materiał nie był rozdarty ani zwęglony, nie podejrzewali
zego poważnego. John kazał teraz Deckerowi spuścić spodnie i położyć się na brzuchu.
„To, co zobaczyliśmy, przeraziło nas - zanotowała Margaret - i po raz pierwszy uświado
straszny ból musiał Decker znosić w milczeniu”.
Pośladki i górna część ud były jedną straszliwą raną. Margaret zrobiło się niedobrze. W
popłoch Sądząc po minie, podobnie zareagował John. Nie chcieli martwić Deckera, nie ode
więc i zaczęli delikatnie usuwać martwiczą skórę. Oczyścili ranę, na ile mogli, i pokryli ją rstwą maści.
Decker nie miał pojęcia, jak doszło do takich obrażeń. Nie wykluczał, że w chwili kata
adł na kawał rozpalonego metalu. Efekt był taki sam, jak gdyby ktoś prasował spodnie wpro
właścicielu: materiał by nie ucierpiał, ale skóra pod spodem zostałaby uszkodzona.
Zabieg przyjął ze stoickim spokojem Dopiero gdy McCollom położył mu na opatrzonych r
pośladku duży, trójkątny bandaż podobny do pieluchy, „na chwilę stracił ducha”. Wszyscy
rali się od początku zachować wisielczy humor, żartowali z siebie i pozostałych; podbudowy
nawzajem i cementowali w ten sposób koleżeństwo. Bandaż Deckera mó^ stać się świe
matem żartów, ale Margaret i John wiedzieli swoje. „Po cichu bardzo się baliśmy, alcieliśmy, żeby o tym wiedział” . Margaret bała się, że grozi jej amputacja nóg, a Deckerowi ś
wyniku zakażenia. „Wszyscy zastanawialiśmy się, czy sanitariusze dotrą do nas na czas”.
Po zabiegach McCollom kazał obu pacjentom spokojnie leżeć. Cala trójka trzymała się r
sko siebie, nasłuchując dźwięku samolotu, który przed nocą zrzuciłby obiecanych sanitariuszy
lo drugiej po południu nadciągnęły chmury i pogoda się zepsuła. Gęsta m^a, która zawisł
liną, odebrała rozbitkom nadzieję. Wiedzieli, że nikt nie zaryzykowałby skoku w taką
łaszcza że kryla w dole dżunglę, w której można było zaplątać się lub na coś nadziać. Mogli
łożyć plandeki i próbować się ogrzać.
Gdy zapadła noc, tylko McCollom trzymał się jako tako. Decker niemal się nie r
cieńczony ranami, wysiłkiem i krępującą sytuacją. Margaret czuła się równie źle. W dzienn
pisała, że John, mimo widocznego wyczerpania, cierpliwie doglądał jej, „jak dziecka”—.
Była zbyt bezradna, chora i słaba, by ruszyć nogami. M o^a tylko się modlić. I, jak zanoto
gdy w życiu nie modliła się równie żarliwie.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 103/199
UCZTY DZIĘKCZYNNEJ NIE BYŁO
15
Mimo zniechęcających ostrzeżeń, do skoku na Szangri-La znosili się ochotniczo wsmandosi z 1. Reconu. Kapitan Earl Walter wybrał dziesięć osób. Prawą ręką dowódcy od
stał starszy sierżant sztabowy Santiago „Sandy” Abrenica, którego Walter uważał za do
zyjaciela i najlepszego żołnierza, jakiego znał-. Abrenica miał trzydzieści sześć lat, był chud
art, miał ciemne, ^ęboko osadzone oczy i nieufny wyraz twarzy. Urodził się na wyspie L
1926 r.; mając siedemnaście lat, samotnie wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, jako
celowy podając YMCA w Seattle. W cywilu pracował jako ogrodnik, a z zamiłow
zestniczył w zawodach modeli latających-.
Walter potrzebował też dwóch sanitariuszy i to przed nimi stawiał najtrudniejsze zadanie.
wiem skakać w gęstej dżungli, by zająć się rozbitkami, podczas gdy resztę oddziału czowanie na płaskim i na ogół bezdrzewnym dnie doliny Szangri-La, mniej więcej trzydzieśc
espełna pięćdziesiąt kilometrów) dalej, i założenie tam bazy. Walter porozmawiał z żołnierz
zejrzał ich przebieg służby i wybrał sierżanta Benjamina „Doca” Bulatao i kaprala C
ammy’ego” Ramireza. Obaj byli sympatyczni i równie miło się uśmiechali, tyle że Rammy
azji odsłaniał dwa złote przednie zęby. Poza tym wszystko ich różniło. Doc Bulatao był spok
ęcz nieśmiały, Rammy natomiast trajkotał jak karabin maszynowy i przerastał osobowością s
tr pięćdziesiąt pięć wzrostu.
Podobnie jak Abrenica i inni żołnierze ł. Reconu, trzydziestejednoletni Bulatao był kawa
do Stanów Zjednoczonych wyemigrował jako młody człowiek. Przed wojną pracował na fa
źniej wstąpił do ł. Pułku Filipińskiego w Kalifornii, skąd przydzielono go do oddziału Walter
Droga Rammy’ego Ramireza do Hollandii była bardziej kręta i ryzykowna. Urodził się w m
moc na wyspie Leyte; do wojska wstąpił na dziesięć miesięcy przed wybuchem wojn
cyfiku. Przydzielono go do tzw. skautów filipińskich, amerykańskiej jednostki wojskowej zło
dzennych Filipińczyków służących na wyspach pod dowództwem Amerykanów. Kiedy po ata
arl Harbor Japończycy dokonali inwazji na Filipiny, Ramirez był jednym z żołnierzy zna
niejszych liczebnie i źle zaopatrzonych sił, przez ponad cztery miesiące walczących na półw
taan z wrogiem, ^o dem i dyzenterią. Po kapitulacji oddziałów filipińskich i amerykań
kwietniu 1942 r. przeżył marsz śmierci na Bataanie. Zaznał wtedy brutalności zwycięz
rpiał ^ód i pragnienie, zapadł na malarię i dengę. Od obozu jenieckiego uchronił go
ykowny ruch.
W obozie przejściowym wypatrzył dziurę w rogu ogrodzenia z drutu kolczastego. „Powiedz
bie, że wydostanę się tamtędy” - wspominał później. Następnej nocy odczekał, aż jap
rtownik odłoży broń i zdrzemnie się na posterunku. „Podturlałem się po kawałeczku w s
ury”. Próbował rozewrzeć druty i poszerzyć otwór, ale brakowało mu sił. „To trochę trudn
tem mały” . Przedzierając się, rozerwał koszulę, a ostry drutrozorał mu bok.
„Mniej więcej 10 stóp [ok. 3 m] od ogrodzenia były gęste zarośla i drzewa. Pobic ie m w onę. Nawet nie zauważyłem, że jestem ranny”. Pędził przez las, w odle^ości 130-140 metró
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 104/199
tu, gdy usłyszał nad ^ow ą wystrzały - „bum, bum, bum, bum!”. Później dowiedział s
ońscy wartownicy otworzyłi ogień, kiedy inni więźniowie chciełi jego śładem przedosta
zez dziurę. „Biegłem, a ^o w a mi pękała od gorączki, małarii i dengi”.
Dowłókł się do pobłiskiego domu. Przyjęto go źyczłiwie i zaopatrzono w cywiłne ubranie.
butach tabłiczki tożsamości i unikając Równych dróg, ruszył do Maniłi, „miasta otwartego”,
ało być wołne od bombardowań obu wałczących stron. Spotkany ambułans podwiózł g
pitała, ałe wszyscy stamtąd właśnie ewakuowałi się na statek do Austrałii. Maniła
ciemniona, Rammy znałazł jednak drogę na nabrzeże i w świetłe księżyca zobaczył syłwetkę s
kręcił się na pokład i zwinął w ciepłym miejscu między dziesiątkami rannych i chorych.Po miesięcznej kuracji w szpitału w Sydney odzyskał siły właśnie wtedy, gdy do Au
zybył ł. Pułk Fiłipiński. Formałnie wciąż podłegał władzom wojskowym Stanów Zjednoczo
g dałszy był więc oczywisty. „Zwołniłi mnie ze szpitała i przydziełiłi do nich”.
Wysłano go potem na szkołenie medyczne, komandoskie i spadochronowe do Brisbane, do
tałionu Rozpoznawczego, poprzednika ł. Reconu, dowodzonego przez kapitana Earła W
iora. Teraz dwudziestosześciołetni Ramirez, z błizną do końca życia przypominającą o ucie
ciał pomóc wrócić do świata Margaret, McCołłomowi i Beckerowi-.
Wałter szczegółnie cieszył się z jego udziału. „Podobał mi się po prostu jego zapał
częśłiwy”. Inni sanitariusze, wśród nich Bułatao, miełi większe doświadczenie, „ałe nie byobodni i opanowani jak Rammy. Podejrzewałem, że dwoje z ocałonych jest w bardzo złym
] i potrzebuje kogoś naładowanego optymizmem i potrafiącego gadać w kółko”.
„Tak wybrałem tę dwójkę - opowiadał Wałter. - Ben miał najłepsze kwałifikacje, a Ra
więcej czadu”.
Poza Abrenicą, Bułatao i Ramirezem Wałter wyznaczył jeszcze siedmiu najbar
świadczonych i najsprawniejszych żołnierzy - sześciu sierżantów: Ałlfeda Bayłona, Hermene
oiłi, Fernanda Dongałło, Juana „Johnny’ego” Javoniłła, Bona Ruiza i Roąue Yełasco
nego kaprała, Custodio Ałertę.
W cywiłu pracowałi jako ogrodnicy, pomocnicy kuchenni, robotnicy w fabrykach i na po
wykłi do zniewag i dyskryminacji, doświadczanych zwykłe przez Fiłipińczyków w Ameryce.
nak byłi żołnierzami Stanów Zjednoczonych, ochotnikami, którzy z^osił i się do skokó
zbadanym terytorium, by chronić i ratować trzech kołegów z wojska. Kiedy Wałter kompłe
pół, ani on, ani jego łudzić nie wiedziełi, że pierwsi tubyłcy, z którymi miełi kontakt rozbitk
chowałi się źyczłiwie. Usłyszełi tyłko ostrzeżenia Wałtera: nie ma map, nie ma bezpiecznej
utu, nie wiadomo, jaka będzie reakcja tubyłców, i nie ma płanu wydobycia później wszys
ołiny. Zresztą jedyne, co chciełi wiedzieć, to jak szybko mogą skakać na Szangri-La.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 105/199
Kapitan Earl Walter junior z kapralem Camilo „Rammym” Ramirezem(z lewej) i sierżant
Benjaminem „Dokiem” Bulatao (za zgodą C. Earla Waltera juniora).
Walter przeprowadził kolejną rozmowę z pułkownikiem Elsmore’em i pułkownikiem
nchem, zastępcą dowódcy Fee-Ask, mocno zaangażowanym w akcję poszukiwawczą i ratunk
poprzednim spotkaniu Eynch postawił sprawę jasno - Wałter będzie miał całkowitą swo
boru łudzi i sposobu wykonania zadania. Wałter cytował jego słowa: „To będzie twoja oper
początku do końca za nią odpowiadasz”. Co znaczyło, że jeśłi coś się nie powiedzie, jeśł
ocałonych nie wróci żywy ałbo jeśłi w jakikołwiek sposób dziesiątka komandosów Wa
wiedzie, to on poniesie winę. Bakala na - odpowiedział.
Odbył potem kiłka rekonesansowych łotów nad dołiną, nad miejscem katastrofy i p
rozbitkami, a po nich kołejną rozmowę z szefami. „Zorientowałiśmy się, jak chcą nas
starczyć - wspominał. - Trochę mnie to niepokoiło, bo wiedziałem, że musimy tam skakać. I
osobu nie było. Na północ od dołiny żyłi, jak sądziłiśmy, łowcy ^ów, a na południe od niej
od japońskich żołnierzy. Nie było jak dotrzeć do dołiny piechotą, chyba że ktoś chciał wdw wałki, a tego absołutnie nie modern ryzykować”.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 106/199
Walter kazał chłopakom spakować zapasy i spadochrony. Od wyjazdu z bazy w Bris
łynęło kilka miesięcy; nikt z nich od tamtej pory nie skakał, dlatego trzeba było zorganiz
iczenia, żeby każdy oddał choć po jednym skoku. „Problem polegał na tym, że w Hol
edynym wchodzącym w grę miejscu grunt był podmokły. Później śmialiśmy się z tego, ale w
ale nie było nam do śmiechu. Wylądowaliśmy w trawie kunai - wysokiej na ponad metr, o os
zegach. - Rosła bardzo gęsto, pokrywała powierzchnię ziemi w niemal stu procentach. Po d
o trzech krokach celowo padaliśmy do przodu, żeby ją trochę zgnieść, potem znów dwa -
oki i na ziemię. Koszmar”.
Walter wrócił do sanitariuszy.- Na pewno chcecie lecieć?
- Tak jest. Chcemy, bo tam nas potrzebują.
- Tak jest, potrzebują. Ja nie mogę tego zrobić. Wy tak, bo znacie się na pomocy medycznej
„Chciałbym, żeby ludzie zwrócili na to uwagę - mówił później Walter. - Oni nie musieli
bić. Chcieli”.
W dzienniku zapisał, że tego dnia, w piątek 18 maja 1945 r. przypadają jego dwudzieste czw
odziny. Był tak zaangażowany w prawdziwe zadanie, które w końcu dostał, tak z
aabsorbowany, że nie miał ^ow y do świętowania. Oddał ostatni skok, wrócił do obozu, spak
adochrony i poszedł spać-.
Ranek szóstego dnia pobytu w Szangri-La trójka rozbitków spędziła, nasłuchując zbaw
więku samolotu z zaopatrzeniem Gdy pojawił się 311, niebo usiały spadochrony opóźni
adanie drewnianych skrzyń. Przez walkie-talkie ostrzegli z ziemi pilotów, że teren, który n
óry wygląda fatalnie, jest w rzeczywistości jeszcze gorszy.
Margaret zapisała w dzienniku: „Nie pozwalajcie nikomu tu skakać, jeśli grozi mu śmierć.
umrzeć, niż pozwolić, żeby ktoś się zabił, próbując mnie stąd wyciągnąć”. McCollom i D
parli ją: „Widzieliśmy już wystarczająco dużo śmierci i tragedii. Bóg wie, jak bardzo chcem
nie za cenę życia kogoś innego”.Obawy o los skoczków towarzyszyły im przez cały następny dzień. M ^a napłynęła wcz
powiła dżunglę i otaczające ich góry. W takich warunkach nawet lot stawał się ryzyko
kokach w niewiadome nie wspominając.
Gdy samolot zniknął im z oczu, McCollom powlókł się do dżungli szukać ładunków.
o^am już się poruszać - wspominała Margaret - a Decker miał gorączkę i był tak blady, że
ardo kazał mu zostać w obozie. Osłabliśmy wszyscy, nawet on”-.
Z kolejnej wyprawy John przyniósł paczkę spodni i koszul, ale tylko w małym rozmiarze
argaret. Ucieszyła się, choć więcej radości sprawiłyby jej nowe majtki i stanik, jako że
darła przed pięcioma dniami na bandaże. Później znalazł grube koce, z których zrobił
owizoryczne łóżka - jedno dla Margaret, drugie dla Deckera i siebie. W nocy pchły z k
spokojuzostawiły Johna, za to dręczyły Deckera, co irytowało go jeszcze bardziej-.
W końcu, za którymś powrotem krzyknął: „Eureka! Jedzenie!”. W ramionach trzymał p
użymi racjami żywnościowymi.
„Jedzenie, prawdziwe jedzenie, nareszcie, po blisko sześciu dniach” - cieszyła się Mar
^odu bolał ją żołądek, tak jak i jej towarzyszy, mimo że nażarli się pomidorów. Gdy McC
worzył paczki, duch w niej ożył: „To był przepiękny widok: puszki z krojonymbekonem, z sz
ajkiem, z bekonem i jajkiem, z mięsem, z mielonką i gulaszem, kawa instant, herbata, kmoniada i oranżada, masło, cukier, sól, mleko skondensowane, papierosy, zapałki, nawet bat
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 107/199
deser”.
Wszyscy troje sięgnęli po puszki z szynką i bekonem i szybko obracali małymi kluczykam
słonić przepyszną, jak na zaistniałe okoliczności, zawartość. Rzucili się na zimne śniad
komu do ^ow y nie przyszło rozpalać ogień, choćby dlatego, że po nieustannych deszczach
stępne wokół drewno było nasiąknięte wodą. „Co ważniejsze - zanotowała Margaret -
cCollombył zbyt wyczerpany fizycznie, by zrobić coś, co wymagałoby dodatkowego wysiłku”
Mimo ogromnego ^odu Margaret poczuła się pełna już po kiłku kęsach. Nie zjadła do k
wet zawartości jednej puszki; najwyraźniej jednostajna dieta złożona z łandryn, wody i
sów pomidorów skurczyła jej i takniewiełki żołądek.Rany Margaret i Deckera niepokoiły ich coraz bardziej. Maści i gazy znałezione w zrz
ałe nie zahamowały postępów gangreny. Po posiłku John robił, co mó^, by ich opatrzyć.
ął opatrunek z nóg Margaret, rozszedł się mdłący odór towarzyszący zakażeniu. Próbował u
ndaże, ałe przykłeiły się do spałonej skóry. Zamknął oczy, wiedząc, jaki bół sprawi Mar
dzierając je.
- Naprawdę, Maggie, bołi mnie to bardziej niż ciebie.
Po godzinie świeżo założone bandaże przesiąknięte były cuchnącą ropą. Powtórzyłi bo
bieg. „Usiłowałam ukryć rosnące przerażenie, że stracę obie nogi, ałe bałam się coraz bar
wiłami wydawało mi się, że zemdłeję ze strachu” - zwierzała się później.Jej obawy wzrosły, gdy próbowała pomóc Johnowi opatrzyć Deckera. W ciągu osta
unastu godzin gangrena na nogach i pośładkach zrobiła postępy. „Miał straszne bółe, wiedzie
ym, choć nigdy nie zająknął się ani słowem Cały dzień łeżał na brzuchu, umęczony cierpienie
Po południu wrócił Pete, prowadząc, w dowód największego zaufania, kobietę, którą Ma
ięła za jego żonę. Stanęłi oboje na wzgórku naprzeciw obozu rozbitków i przywoływa
hem ręki. Margaret ani Decker nie mogłi się ruszyć, John poszedł więc sam Obaj dow
cisnęłi sobie dłonie i próbowałi się porozumieć, jednak bez większego skutku. W chw
erwy, gdy natężało coś powiedzieć, McCołłom mruczał: „uhn, uhn, uhn”, naśładując dź
dawane przez tubyłców na powitanie. Dałej właściwie rozmowa się nie posuwała.W jakimś miejscu dziennika Margaret zanotowała: „Trajkotałi coś do nas jak sroki. Za ka
em słuchałiśmy uważnie, mrucząc od czasu do czasu: - Uhn, uhn, uhn. Byłi zachwycen
dziarz, któremu się przytakuje w czasie rozwłekłej konwersacji. - Uhn, uhn, uhn - odpowiada
ichpapłaninę. Uśmiechałi się do nas radośnie i zaczynałi mówić dwa razy szybciej”.
Margaret mierzyła wzrokiem kobietę czekającą na Pete’a. Z przyjemnością stwierdził
rwsza kobieta, którą zobaczyła z błiska w Szangri-La, jest niższa niż jej „pięć stóp i półtora
ewiełe ponad metr pięćdziesiąt)”. Na piecach kobiety zwisała siatka zaczepiona sznurkową r
czołe. Była „goła jak ją Pan Bóg stworzył” poza czymś, co Margaret okreśłiła jako „d
wogwinejską przepaskę na biodrach spłecioną z wiotkich gałązek”, która jakimś cudem trzy
na swoim miejscu^.
Margaret nie wiedziała, że ma przed sobą Giłełek, jedyną żonę Pete’a, czyłi Wimayuka Wa
óry zgodnie ze zwyczajową połigamią mó^ wziąć ich więcej-.
„I ona, i wszystkie jej siostry z dżungłi miały tyłe wewnętrznego uroku, były tak zwinne jak
ne znane nam istoty. Ija k nikt nieśmiałe”.
Giłełek i Pete odeszłi i późnym popołudniem rozbitkowie ułożyłi się na swoich łegowi
koców. Niespełna godzinę później wrócił Wimayuk z dużą grupą łudzi. Wygłądało to tak, jna zaaprobowała obcych i przypomniała mu, że obowiązki gospodarza nie ograniczają s
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 108/199
rzejmości.„Przynieśli świnię, słodkie ziemniaki i małe, zielone banany, jedyne owoce, jakie widzieliśm
pominała Margaret-.- Chcą wydać dla nas ucztę - powiedział McCollom - Maggie, nawet jeżeli od tego
sze życie, nie mam siły podnieść się i bawić z tubylcami.- Amen - dodał Decker.Gdyby propozycja uczty wyszła dzień wcześniej, cała trójka skwapliwie by z niej skorzy
le tego wieczora - pisała Margaret - po raz pierwszy od kilku dni mieliśmy żołądki
jskowych racji i byliśmy skonani”. Próbowali na migi jak najgrzeczniej wytłumaczyć, że sąęczeni, chorzy i najedzeni, by przyjąć jeszcze jeden posiłek.Odmawiając kolacji, Margaret, McCollom i Decker stracili szansę na spożycie pierSzangri-La uczty dziękczynnej [na wzór wspólnej uczty mieszkańców kolonii Ply
ółnocnoamerykańskich Indian, która odbyła się w 1621 r. i dała początek corocznym obchwięta Dziękczynienia - od tłum]. Mężczyzna nazwany przez nich Pete’em odegrałby rolę wassassoita [wódz indiańskiego plemienia Wampanoagów], a oni sami byliby kimś w roców Pielgrzymów [przybyłych w 1620 r. do Ameryki na „Mayflower”].
Para małżeńska z wioski plemienia Dani; zdjęcie z 1945 r. (za zgodą C. Earla Waltera junioCo więcej, nieświadomie zrezygnowali też z okazji do związania się z tubylcami uczestnic
niezwykle ważnym rytuale wspólnoty - uczcie z mięsa świni. Jak wyjaśniał później
ntropologów: „To pamięć o świni utrzymuje [...] jedność tej wspólnoty. Podczas każdej więoczystości tubylcy dają sobie nawzajem świnie, które później zabija się i zjada. W pamięci z
takich obrzędach ślad zobowiązań, które zostaną spłacone w przyszłości, ale jednoczwstaną następne. W ten sposób Świnia pośredniczy w nieustannym odnawianiu sieci społeczwiązań. Każdy człowiek w ciągu swojego życia łączy się ze swymi współplemieńcami więek, jeśli nie tysięcy świń, które on sam i jego ludzie wymienili z innymi i ich otoczeniem”—.Mimo ^ębokiej symboliki złożonej oferty tubylcy nie wyglądali na obrażonych odm
ybyszów uczestnictwa w rytuale dzielenia się świnią.„Pete, który w żylastym czarnym ciele miał wielkie i pełne zrozumienia serce, pojął wszyst
u - notowała Margaret. - Mocniej wetknął świnię pod pachę i kazał swoim ludziom zgasić
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 109/199
palony przez nich w jakiś tajemniczy, im tylko znany sposób. Po czym zagdakał do
pokajająco i poprowadził swoje stadko do domu”.
Margaret, John i Decker zakopali się w swoich posłaniach i poszli spać, z uczuciem sy
ględnego ciepła i wygody po raz pierwszy od chwili opuszczenia Hollandii. „Jak na iro
pominała Margaret, kilka godzin później obudziło ich oberwanie chmury. Legowisko Mar
żone nisko, zamieniło się w stos mokrych szmat. Łoże Johna i Deckera, łeżące nieco wyżej,
kre, ałe nie przesiąknięte wodą. Margaret kazała im się posunąć i wczołgała się obok.
- Boże - kpiąco zaprotestował McC ołłom- czy my nigdy nie pozbędziemy się tej kobiety?
Przytułiłi się do siebie, chroniąc przed wiłgocią i chłodem nocy; od czasu do czasu rzucałiań o śmi^owcach, sanitariuszach i ocałeniu.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 110/199
16
RAMMY I DOC
Walter się pocił.C-47, którym leciał teraz nad polanką, wystartował z lądowiska Sentani w sobotę, 19 maja,
mej rano. Razem z Walterem siedzieli w samolocie sanitariusze - Rammy Ramirez i Doc Bu
lkakrotnie już przelecieli nad przewidywaną strefą zrzutu; wydawała się dziś bar
bezpieczna niż dwa dni wcześniej, kiedy oglądał ją po raz pierwszy. Niepokoiły go na do
przewidywalne górskie wiatry. Zrzucił już pięć ciężkich manekinów używanych do
bulencji - i nic z tego nie wynikło. „Musiałem ich tyle zrzucić - tłumaczył - bo każdy
innym kierunku i nie miałem pojęcia”, w którą stronę wiatr zniesie sanitariuszy.
Sprzęt medyczny i wyposażenie Walter wypchnął z luku bagażowego gdzieś w pobliżu o
bitków, żeby sanitariusze nie musieli dźwigać go z daleka. Ale i tym razem niewielwiedział o kierunku wiatru. Przyglądał się manekinom i bagażom wirującym w zmiennych pr
wietrza i na wszelki wypadek z nikim nie dzielił się swoimi obawami.
„Nie powiedziałem Benowi ani Rammy’emu ani słowa, bo nic by to nie zmieniło. Wiedziel
niezależnie od wszystkiego, musimy tam zrzucić dwóch ludzi”.
Zdawał sobie sprawę, że Bulatao i Ramirez staną się „żywymi manekinami”. Gdyby tak j
li oficerami, a nie szeregowymi, zyskaliby bardziej oficjalne miano „skoczków testujących”
y inaczej, zawirowania powietrza zwiększały ryzyko i tak już groźnego skoku.
Największy niepokój Waltera budziła sama strefa zrzutu, pokryta prawie półtorametr
sokości zaroślami, najeżona skałami i ostro zakończonymi kikutami drzew. Miał wrażenirzy na spalony od pioruna las. „Lecieliśmy zaledwie paręset stóp nad tym terenem; chciałem
najniżej i przyjrzeć mu się z bliska. A widok był jak jasna cholera. Przepraszam za wyrażeni
właśnie to wyglądało. Były tam ślady ognia, skały, kikuty drzew, połamane pnie i wszystk
żna sobie wyobrazić. Nigdy w życiu nie słyszałem o takiej strefie zrzutu.” Idealny ter
owania jest płaski, elastyczny i otwarty; wiatr może być lekki albo może go nie być wcal
zystko było na odwrót.
Walter bez entuzjazmu wybrał miejsce w odle^ości dwóch mil od obozu rozbitków; uzna
sze to - choć niewiele - od skoków w dżunglę; polanka z obozowiskiem była dla sk
ecydowanie za mała-.
Zgodnie z planem sanitariusze mieli skakać z wysokości zaledwie kilkuset stóp nad ziemi
iknąć zniesienia daleko w bok od miejsca, gdzie ocalała trójka rozpaczliwie czekała na po
dnak ten plan, zwiększający szanse ratunku rozbitków, był bardziej niebezpieczny dla Bu
amireza.
Linki wyzwalające spadochronu zamocowane były we wnętrzu samolotu. Jeśli wszystko
odnie z planem, czasza rozwijała się automatycznie, gdy tylko skoczek znalazł się na zewn
dnak skok z tak niedużej wysokości oznaczał, że w razie awarii nie będzie czasu na otw
erwowego spadochronu. Na dodatek wszystko odbywało się w wysokich górach, ponad 8000
awie 2500 m] nad poziomem morza, gdzie powietrze jest rozrzedzone, a zatem szybkość opa
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 111/199
rasta. Skoczek ma niewiele czasu, by pociągając za nylonowe taśmy łączące jego uprząż z lin
gnącymi do czaszy spadochronu, zmieniać kierunek i omijać drzewa czy inne przeszkody.
W rzadkim powietrzu niezbyt ciężki mężczyzna zawieszony na wojskowym spadoch
rozpiętości 28 stóp [8,5 m] może opadać z szybkością 15 stóp [4,5 m] na sekundę. Ra
Bulatao znaleźliby się więc na ziemi - albo na drzewie, na obłamanym kikucie lub w skal
ze - po niespełna trzydziestu sekundach od opuszczenia samolotu. Oczywiście pod warunkie
atr by ich nie okręcił, nie poplątał linek i nie zamienił spadochronów w wąskie wstęgi, które,
można użyć spadochronu zapasowego, oznaczają niemal pewną śmierć.
Walter i drugi pilot ustalili szybkość i kierunek wiatru, i uzgodnili metodę działania, dedząc, że ich obliczenia są tylko odrobinę bardziej użyteczne od słusznych domysłów.
Ramirez i Bulatao podnieśli się z siedzisk i szurając nogami, by utrzymać równowagę, po
drzwi desantowych. Walter „ustawił ich przy drzwiach”, co w języku spadochroniarzy ozn
ygotowanie do skoku - i jeszcze raz spytał o decyzję.
- Gotowi? - przekrzykiwał wiatr i wycie silników.
- Tak jest! - odpowiedzieli zgodnie.
Po sześćdziesięciu latach, opowiadając o tym, nadal promienieje dumą.
Sanitariusze skoczyli w przestrzeń, jeden po drugim Spadochrony otwarły się i wyp
wietrzem Wydawało się, że kierują się na teren poniżej polanki, gdzie, jak sądził Waleźliby względnie bezpieczne warunki do lądowania. Po chwili jednak wiatr skręcił i zwia
ursu.
Margaret, McCollom i Decker obudzili się tego ranka w oczekiwaniu na przybycie sanitar
ikt o tym ani razu nie wspomniał, ale dla wszystkich nas było już jasne, że jeśli nie dotrą d
ychmiast, Decker umrze, a ja stracę nogi” - pisała dziewczyna-.
Po nocnej burzy wszyscy troje byli „przemoczeni, wynędzniali i obolali”. Jedli podane
hna zimne racje żywnościowe, kiedy zaalarmował ich dźwięk samolotu. McCollom usia
dia. „Powiedzieli, że mają na pokładzie dwóch sanitariuszy, którzy wyskoczą dwie mile djpierw zrzucą namioty, małe dwójki, pałatki, koce, zaopatrzenie medyczne i żywnoś
pominała Margaret.
Radiooperator w samolocie zapewnił, że sanitariusze dotrą do nich w ciągu trzech kwadran
edy McCollompowtórzył to swoim, pierwsza prychnęła Margaret. „Wiedzieliśmy już wtedy
dżungli - pisała - a przede wszystkim to, że nawet jeśli te dwie mile będą szli ścieżkami tuby
mie to kilka godzin”.
Patrzyli z ziemi, jak dwie małe postacie oderwały się od samolotu i po chwili na niebie wyk
ie czasze spadochronów. „Niech was Bóg błogosławi” - przemknęło przez ^ow ę Decker
nitariusze rozstrzygali w tym momencie o życiu i śmierci czekających na dole.
Gdy stracili ich z oczu, pozostawało im tylko modlić się i czekać. „W ciągu następnych d
dzin odmówiłam więcej ojczenaszek i zdrowasiek niż kiedykolwiek w życiu”-.
Walter stał w otwartych drzwiach samolotu i robił dokładnie to samo.
Spadając w dół i bezskutecznie walcząc z wiatrem, który znosił go z kursu, Camilo „Ram
mirez w pełni zrozumiał, czego się podjął. „Byliśmy mniej więcej 100 stóp nad strefą zrz
pominał. - Widziałem kikuty drzew i skały. Powiedziałem sobie: «Jakie to wszystko gro
óbowałem odwrócić się tyłem do wiatru. Usiłowałem skierować spadochron w stronę lasu, spodziewałem się skał. Ominąłem kikuty drzew, ale ze skałami już nie poszło tak dobrze” .
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 112/199
Potknął się przy lądowaniu i boleśnie skręcił lewą kostkę. Pozbył się spadochronu, po ejrzał nogę. Na szczęście nie krwawił i nie złamał nogi. Doc Bułatao szczęśliwie wyłądpobliżu. To była dobra wiadomość.
Obu sanitariuszy natychmiast otoczyli tubylcy. Ramirez sięgnął po broń, półautomatyczny kał z lufą długości 18 cali i magazynkiem na 15 naboi. „Tubylcy mają dzidy, luk i strzały. ałem karabin, odbezpieczony na wypadek, gdyby ktoś próbował cisnąć dzidą albo użyć
trzał”-.Do przodu wysunął się mężczyzna nazwany przez Ramireza „szefem tamtejszej wios
mayuk Wandik, którego obaj sanitariusze mieli wkrótce poznać jako Pete’a. Żadna ze strozumiała języka drugiej, ale porozumiewając się na migi i mową ciała, Ramirez wyjaśnił, cobić. „Samolot się rozbił. Spłonął. Jestem tu, żeby pomóc”.Wimayuk kiwnął ^ową. Wezwał grupkę chłopców i kazał im zaprowadzić sanitariusz
undima, obozowiska rozbitków nad rzeką Mundi. „Poszliśmy za nimi przez dżunglę, jak za tką”. Ramirez kuśtykał wolniej, nie mó^ dorównać zwinnym bosonogim chłopcom, k
zeskakiwali z jednego pnia na drugi, pędzili przez zwalone, porośnięte mchem kłody i widzielm, gdzie nikt inny nie potrafiłby go zobaczyć. Bułatao został z tyłu, z Ramirezem Przez kilka g
zmianę gubili i odnajdywali wzrokiem chłopców, przedzierali się przez paprocie, omijali
rzewa, aż w końcu dotarli do polanki.Margaret, McCołłom i Decker podnieśli się, żeby uścisnąć im dłonie. „Kiedy do
dszedłem - opowiadał Ramirez - Margaret płakała. Objęła mnie i uśmiechnąłem się” . argaret w swoim dzienniku tak wspomina tę chwilę:
„Zobaczyłam ich na ścieżce tubylców i nie mo^am powstrzymać łez. Toczyły się same z spływały po policzkach - tym pokrytym pęcherzami i tym zdrowym Pierwszy, lekko utykając, hnik medyczny, kapral Rammy Ramirez. Rammy, jak się później okazało, miał złote serce i
miech. Nawet gdy kuśtykał ścieżką, uśmiechał się szeroko i ciepło, odsłaniając na froncieiące, złote zęby. Dla ducha Rammy był lepszy niż tysiącdołarowy banknot. Już patrząc na
ez łzy, poczułam się lepiej. Pochód zamykał technik medyczny sierżant Ben Bułatao. Przybyjego osobie na pomoc jeden z najłagodniejszych i najuprzejmiejszych łudzi, jakich Bóg zesłmię [...] chcę tu wyraźnie powiedzieć, że kiedy rodzą się dobrzy ludzie, to na pewno ipińczycy. Jeśli kiedykolwiek oni sami albo ich wyspy będą potrzebować pomocy albo obstarczy, by tylko zawiadomili mnie depeszą” .
Rammy przetrząsał okolicę w poszukiwaniu zaopatrzenia zrzuconego przez Waltera z samozczędzając skręconą kostkę, „podskakiwał na jednej nodze jak wesoły wróbel” - pisała Marzpalił ognisko, przyniósł wrzątek i kilkanaście słodkich ziemniaków do upieczenia. Zest
wałki czekolady do kubka i przyrządził gorącą czekoladę - pierwszy od blisko tygodnia csiłek rozbitków.
„To było boskie - wspominała Margaret. - Pierwszy kubek połknęliśmy jednym haustem^odniałe zwierzęta i zażądaliśmy jeszcze”. Następnego ranka Rammy i Doc obudzili ich s
pachem gorącej kawy i smażonego bekonu.Pochłonęli gorące ziemniaki, rozbawiając przy okazji Rammy’ego swoją ekscytacją warzy
re cały czas mieli w zasięgu ręki: „Doszedłem do wniosku, że pochodzą z miasta. A w mi
mi wiecie, jest dużo owoców, ale nie ma drzew. Wobec tego nie wiedzą, gdzie co rośnie”-.
Zabiegi zaczęli od Deckera. Przemyli wodą utlenioną rany i zainfekowane oparzeniśladkach i posypali je przeciwbakteryjną zasypką - sułfaniłamidem Rozcięcie na ^ow ie De
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 113/199
yt się rozwarło, by je zeszyć. Doc Bulatao, który przejął kierownictwo w sprawach medycz
ikatnie masował skórę wokół rany, dosuwając do siebie krawędzie, by później je połą
mmy zajął się złamanym łokciem Beckera. Z kory drzewa zrobił łubki, włożył w nie r
unieruchomił, owinąwszy bandażem Uznałi, że nie będą nastawiać ręki, jako że bez zd
tgenowskiego mogłiby zrobić więcej szkody niż pożytku.
Sierżant Ken Decker w prowizorycznej łatrynie w dżungłi (za zgodą C. Earła Wałtera junio
Teraz przyszła kołej na Margaret. Przez dwie godziny opatrywałi jej nogi. Bandaże zał
zez McCołłoma przywarły mocno do oparzeń. Doc Bułatao wiedział, że usuwanie ich będzi
cjentki torturą.
„Próbował je zdjąć, oszczędzając mi bółu - pisała. - Ałe cierpiał przy tym tak samo jak
koda, że nie widziałeś, jak ja je zrywałem - dodawał mu otuchy McCołłom - Boję się, że
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 114/199
ból - odparł Doc”.
Margaret bardziej bała się, że straci nogi. „Gdybym była teraz w F ee-A sk - tłumaczyła Doc
jskowy lekarz szarpnąłby je jednym ruchem, a potem oskrobałby mi nogi szczotką. Z
iało”. Tak też zrobił. „Dopiero dużo później powiedział mi, jakiego szoku doznał na mój w
óra i kości. Ważyłam wtedy niecałe czterdzieści kilo”.
Bułatao wiedział, że tego pierwszego wieczoru niewiele może zrobić dla wyleczenia Ma
Deckera. Czekała ich powolna, bolesna walka. Razem z Rammym obetną martwiczą skórę, r
zemyją wodą utlenioną, posmarują maścią, opatrzą rany, a potem będą ten zabieg powt
żdego dnia. Jeśli nie jest za późno, gangrena się w końcu colhie i rozpocznie się proces leczprzeciwnym wypadku będą musieli rozważyć bardziej drastyczne posunięcia, łącznie z amput
„Doc musiał wyczytać strach w moim sercu. W połowie bandażowania moich żał
glądających nóg uśmiechnął się i powiedział: - Za trzy miesiące będziesz tańczyć. Wiedz
nak, że nie był tego pewien. Ja też nie”-.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 115/199
17
CUSTERI SPÓŁKA
Tydzień po katastrofie Gremlina i dwa dni po swoich dwudziestych czwartych urodzinachalter junior w końcu otrzymał niebezpieczne zadanie w służbie ojczyźnie. Nie był to przydzilk ani misja szpiegowska na Filipinach, ale trzecia co do ważności sprawa - akcja ratunSzangri-La.
Pułkownik Elsmore i planiści z Fee-Ask wciąż nie mieli pewności, jak zabrać uwięziSzangri-Ea; na razie wiedzieli tylko, że muszą wysłać tamkołejnych łudzi. Chciełi, by Wałterięcioma swoimi komandosami założył w Równej dołinie bazę, przeszedł przez dżungłę do pobitków, zabrał stamtąd całą trójkę i sanitariuszy, wrócił do bazy i tam czekał na zabranie
łejne instrukcje. W tym samym czasie trzech innych zrzutków miało pozostać w dołinie i ocz
en z krzewów, drzew, błota i ruchomych piasków pod prowizoryczny pas startowy.Pomysł budowy takiego pasa powstał, gdy kołejno odpadały inne koncepcje akcji ratunk
mi^owiec wykluczono wcześniej, gdyż wojskowa maszyna nie przeleciałaby ponad gódobnie potraktowano propozycję użycia hydropłanu; zespół Elsmore’a nie wiedział, że siedeześniej Richard Archbołd wodował swoją Gubą na powierzchni jeziora w pobliżu do
mylnie sądził, że tego rodzaju samolot nie sprawdzi się w podobnej akcji.Pokonanie pieszo 150 mil dzielących rozbitków od Hołłandii traktowano jako ostatecz
dobnie jak przepłynięcie kutrem patrolowym marynarki z wybrzeża w górę rzeki, do młożonego w odłe^ości około 50 mil [80 km] od celu Wśród kilku innych, czasem dziwacz
ojektów, było też lądowanie C-47 - problematyczne ze względu na warunki - i równie mało ruszczenie do doliny kilku szybowców. Miałyby je wyciągnąć później nisko lecące samoloty.
Tymczasem w niedzielę 20 maja, o dziesiątej rano, Wałter i ośmiu jego łudzi, w peciążeniu, brzęcząc ekwipunkiem, bronią, amunicją, nożami bolo i rozmaitym sprzętem, weszowisku Sentani na pokład C-47 startującego nad Szangri-Ea.Na prośbę Waltera pilot, pułkownik Edward T. Imparato zszedł na wysokość kilkuset stóp
em doliny. Wałter, który miał właśnie wykonać swój czterdziesty dziewiąty skok, nie chciawirowania powietrza zamieniły spadochrony w latawce i odrzuciły skoczków daleko od meznaczenia. Miał też nadzieję, że ujdą dzięki temu uwadze tubylców, bo długie, powolne opa
uważyłby każdy w promieniu wielu mil.Na strefę zrzutu wybrali z Imparato stosunkowo płaski teren w sąsiedztwie wysokiej sk
any, niemal w całości porośnięty trawą kunai, z kilkoma zaledwie drzewami, krzaniewielkimi wzniesieniami. W pobliżu nie było widać żadnych chat ani zagonów słomniaków. Krótko przed południem, gdy Imparato zszedł na wysokość zaledwie 350 stóp [10d dnem doliny, skoczkowie gromadnie wysypali się z samolotu jak spadające ze stołu kmina. Spadochrony rozwinęły się zgodnie z planem i cała dziewiątka wylądowała bez kłopotó
Ustawili się w szyku obronnym, jak ustalali - blisko siebie, ale nie zbici w grupkę. Wedział od rozbitków i sanitariuszy, że tubylcy żyjący w rejonie miejsca katastrofy byli nastawzyjaźnie, ale wylądował w odłe^ości 15-20 mil [24-32 km] w linii prostej od tej miłej oko
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 116/199
mieszkańcy samej doliny Szangri-La mogli okazać się całkiem inni i znacznie mniej życzliwi.„Po wylądowaniu rozrzuceni byliśmy w różnych punktach, niezbyt daleko od siebie - opow
źniej. - Zresztą chcieliśmy zachować między sobą dystans, żeby trudniej było nas wszy
atakować dzidami albo czymkolwiek innym”-.Plan wylądowania ukradkiem okazał się mrzonką. Nim jeszcze spadochrony dotknęły ziem
zystkich stron zbie^y się ku skoczkom dziesiątki wojowników z epoki kamiennej, z dzikami i strzałami w rękach. Walter oceniał, że było ich ponad dwustu. Starszy sierżant San
andy” Abrenica mówił o trzystu-.
Walter stał w napięciu. Chwycił karabin. U boku miał Abrenicę, też gotowego do walki.- Kapitanie - odezwał się Abrenica - wie pan, co mi to przypomina?- Nie, Sandy.- Walkę Custera. Na śmierć i życie.Walter stłumił śmiech. W jednej ręce trzymał w pogotowiu karabin, z palcem na spu
drugiej miał pistolet kaliber 45 - prezent od ojca. Czuł, że tubylcy nastawieni są wrogo, wjednak, czy zaatakować. Krzyknął do swoich łudzi, by byłi gotowi, ałe nie otwierałi ogni
o rozkazu.- Na łitość Boską, niech was ręka nie zaswędzi! Nie ciągnąć za spust na postrach! Nie
bie! Jeżełi zranimy ałbo zabijemy kogoś z nich, będziemy miełi prawdziwy probłem!-.Abrenice nie podobał się wibrujący, ostrzegawczy krzyk, „przerażający, niesamowity dźwię
łanie austrałijskiej kukabury”. Wydawało mu się, myłnie zresztą, że płynie z pocieranych o d, choć w rzeczywistości wydawały je gardła tubyłców.Wałter ufał, że przewaga broni pałnej pozwołi im zapanować nad sytuacją, mimo że tuby
ło dwadzieścia razy więcej. „Miełiśmy mnóstwo broni. Żadnych moździerzy ani nic w tym rodkarabiny i pistołety maszynowe, i nasze karabiny”.„Skoczyłiśmy w pełni wyekwipowani do wałki, szybko więc zbudowałiśmy bary
ustawiłiśmy za nią karabiny maszynowe - wspominał Abrenica. - Zakładałiśmy, że będ
usiełi wywałczyć sobie przejście”-.Na środku Szangri-La stanęła naprzeciw siebie prehistoria i współczesność. Impas trwał.
Wałter i jego grupa wylądowali w północno-zachodniej części doliny, na terenie nazywzez tubyłców Wosi, a dokładnie w rejonie Abumpuk, obok wioski Kołoima. Nie było w podnych chat, ponieważ skoczkowie trafili na środek pasa ziemi niczyjej - przeznaczonej do tocłk - między dwiema sąsiednimi, wojującymi ze sobą grupami z plemienia Dani: klanami
abeł po jednej i Kurełupo drugiej stronie.
Odległość oraz odmienne tradycje i polityka różniły plemię Dani, które żyło w tej części Sz od łudzi Yałi z Uwambo i klanów mieszkających w pobliżu polanki rozbitków w dżungli. widzieli ani nie słyszeli o katastrofie Gremłina. Żyłi otoczeni wrogami i dła nich coś, c
arzyło dwadzieścia mił dał ej, równie dobrze m o^o nastąpić w Chinach. Oczywiście edzieli o istnieniu Chin.
Podobnie jak Yałi w okolicy katastrofy, łudzić Dani z rejonu Wosi przyzwyczajeni bydoku samolotów, nazywanych anekuku. Nie łączyli jednak tego czegoś, co z hałasem przelatyd ich doliną, z dziewięcioma dziwnie wyglądającymi istotami stojącymi teraz na ich połu wzynajmniej niektórzy, tak jak mieszkańcy Uwambo, sądzili, że mają przed sobą uciełeśn
rożytnej legendy.„Myśleliśmy, że spuścili się po lianie z nieba” - mówił Lisaniak Mabeł, który jako chłopie
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 117/199
iadkiem desantu komandosów-.Część tubylców uważała przybyszów za duchy, inni widzieli w nich wojowników takich jak
alałych z masakry swego ludu. Okryte ciała obcych wzmacniały to przekonanie. Kiedy ludziełakują zmarłego, pokrywają ramiona albo całe ciała błotem w jasnym kolorze. Ubrania w koaki z pewnością wydały im się zrobione z błota.
Mężczyźni i chłopcy otaczający skoczków należeli do klanów Logo-Mabel, a ich wódz, pojownik, miał na koncie wielu zabitych w bitwach oraz sporą kolekcję „martwych pta
branych ofiarom Był członkiem plemienia Dani, klanu Logo, ale nazywał się Yali-.
Yali Logo i jego ziomkowie starannie obejrzeli grupę Waltera i nabrali pewności w jeawie: przybysze nie są wrogimi im Kurelu, nie ma więc powodu, by ich natychmiast pozabija
Walter nie miał pojęcia, jakie myśli przelatują przez ^owy otaczających jego ekipę dzidami w rękach i tykwami na penisach. Czuł jednak, że w ich spojrzeniach więcejnteresowania niż wrogości. Nic nie wskazywało na to, by któryś z tubyłców zamierzał cdą łub umocować strzałę w łuku. Żaden z żołnierzy też nie użył broni. Ta scena pierwntaktu obu stron, zastyga jak na muzeałnej ekspozycji, nie zmieniała się przez trzy godziny.
Przed akcją pouczono komandosów, że powszechnym znakiem przyjaźni wśród nowogwinej
yłców jest machanie łiśćmi nad ^ową. W przeciągającej się, niepewnej sytuacji Wstanowił spróbować.
„Machałem tymi chołernymi łiśćmi przez dobrą godzinę, ałe nic to nie dawało. Nwiadomiłem sobie, jak ^up io muszę wygłądać, i przestałem”.
W końcu, po energicznym sygnałizowaniu dobrych intencji obie strony odprężyły się i odłoń. Komandosi usiedłi wokół ogniska, a obokto samo zrobiłi tubyłcy.
„Spróbowałiśmy zawrzeć z nimi znajomość i chyba równie szybko jak my zorientowałi się, żżadnego powodu, by się bać - wspominał Wałter. - My też zdałiśmy sobie spraw
ecydowanie nie są kanibałami, przynajmniej w stosunku do nas takich zamiarów nie miełi.
ało nam się zrozumieć, zjadałi tyłko łudzi z innych, wrogich płemion, z którymi wałczyłi. Wchodziło do aktów kanibałizmu”.
Wieczorem, w dzienniku prowadzonym przez wszystkie dni operacji, Wałter zapisał srwsze wrażenia ze spotkania z miejscowymi:
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 118/199
Earl Walter rozmawia przez walkie-talkie z załogą samolotu dostarczającego zaopatrzenie
Szangri-La (za zgodą C. Earla Waltera juniora).
„Chodzą nago, noszą tylko ^ębokie tykwy chroniące penisy i obwiązują jądra, zawies
zystko na sznurku zawiązanym wokół talii. Wyglądają na bardzo zdrowych, zęby
doskonałym stanie, ale stopy mocno zniekształcone od chodzenia boso. Jedni mają włosy d
ierzwione i wyglądają jak pudle francuskie; inni - krótkie i kręcone. Na razie nie zauważy
dnych wad rozwojowych. Wydaje się, że każda rodzina ma własne oznakowanie i fryzury. Z r
którzy przypominają psy; inni - człekokształtne; za to jeszcze inni mają rysy delikatne
przeciętnej białej rasy. Jesteśmy pierwszymi w dolinie przybyszami ze świata zewnętrznalter dopisał jeszcze, że tubylcy, pachnący świńskim tłuszczem i potem, chyba „nigdy si
ją”.
W nieco już spokojniejszej atmosferze tubylcy też dokładnie obejrzeli sobie żołn
dzienniku Walter wspomina o szczególnie zabawnej inspekcji dokonanej przez męż
chłopców z klanów Eogo-Mabel, która przeszła w klasyczne nieporozumienie na tle r
turowych.
Kiedy obie grupy podeszły do siebie, żeby przyjrzeć się sobie z bliska, tubylcy zaczęli delik
klepywać żołnierzy po rękach, nogach, plecach i piersiach, a potem „w kółko ich ściskali
dzie wpadali we wściekłość, bo nie mogli zrozumieć, o co do cholery chodzi”. Masując Wgo komandosów, tubylcy mruczeli coś pod nosem
Nieco skrępowana tymi przejawami uczuć grupka spadochroniarzy doszła do wniosku, że tu
akichś powodów myłnie uznałi ich za kobiety. Jak inaczej można wytłumaczyć obmacywanie
mał nagich mężczyzn ciał innych łudzi?
Po jakimś czasie dość miełi tej dziwnej sceny. Prawie dwumetrowy Wałter, górujący nie
d tubyłcami, ałe i nad swoimi łudźmi, postanowił zdecydowanie zakomunikować, że wszys
żczyznami. Bez skutku. Obmacywanie trwało nadał. Doszło do punktu, który opisał
prawianie seksu”.
Ponieważ tubyłcy najwyraźniej nie zamierzałi przestać, Wałter zastosował zdecydowkonwencjonałną, nieznaną wojskowym podręcznikom strategię wojenną. Rozpiął pasek i z
odnie, by dowieść, że jeśłi by chciał, sam mó^by sobie zafundować tykwę. Powtórzył to
y, ałe bez oczekiwanego rezułtatu. Rozkazał więc całemu oddziałowi ł . pułku rozpoznawc
zeprowadzić najbardziej niezwykłą w dziejachII wojny światowej demonstrację siły.
- Do diabła, ściągamy spodnie, niech zobaczą, że jesteśmy mężczyznami. Mam tego dość.
Zrzucił koszulę, spodnie i bieliznę; żołnierze zrobili to samo. Przez kiłka następnych g
radowali nago, a między nimi krążyli tubyłcy skromnie przyodziani w tykwy.
„Pierwszy raz w życiu musiałem w ten sposób dowodzić, że jestem mężczyzną” - wspomina
Postanowił użyć najcięższej artylerii i wyciągnął z portfela zdjęcie żony. „Os
iekawości”.
Pokaz męskości i prezentacja małżonki odniosły skutek. Tubyłcy zrezygnowali z „miłosn
biegów-.
W gruncie rzeczy Dani nie miełi żadnych wątpliwości co do płci żołnierzy. W konster
rawili ich dopiero na^ym zrzuceniem ubrań.
Kiedy po długim impasie ludzie z klanów Eogo-Mabeł podeszli do przybyszów, ze zdumie
wierdzili, że nie pokrywa ich błoto oznaczające żałobę. Narekesok Eogo, który pamiętał tę
młodości, tłumaczył, że tak jak pozostałych mężczyzn i chłopców, zaintrygowało go to, co by
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 119/199
łach żołnierzy. Tubyłcy nigdy wcześniej nie widziełi ubrań - wyprawa Archbołda
zechodziła w ich okołicy - fascynowała ich więc ta druga, miękka i najwyraźniej zdejmo
óra.
Inny świadek, Ai Baga, stwierdził: „Podeszłiśmy, pomacałiśmy ubrania i stwierdziłiśmy:
jest błoto!’-.
Równie zaskakująca dła Dani była reakcja żołnierzy. Od chwiłi, gdy chłopiec z płemienia
ąga wiek mniej więcej czterech łat, nigdy nie obnaża się pubłicznie. Nosi tykwę, jeśłi nawe
t dobrze dopasowana. To, co łudzi om z zewnątrz, takim jak Wałter i jego ekipa, wydawał
mał nagością, dła otaczających ich mężczyzn Dani było czymś zupełnie przeciwnym Horim, troniące penis, nosi się w pracy, przy zabawie, na wojnie, nawet podczas snu. Zdejmuje się je
sytuacjach intymnych, dła oddania moczu, uprawiania seksu łub wtedy, gdy mężczyzna, w sw
acie, zmienia jedno/zon/w na inne. W kułturze Dani ktoś, kto ma na sohiQhorim, ubrany
omnie i przyzwoicie; bez niego czuje się krępująco roznegłiżowany.
Tamtego dnia na ziemi niczyjej Wałter i jego łudzie zrobiłi z siebie w oczach tuby
dowisko.
Jak opowiadał Lisaniak Mabeł, wiadomość o tym szybko rozeszła się po okołicy, ścią
stępnego dnia mnóstwo łudzi nawet z odłe^ych wiosek. Jednak po pierwszym pokazie żołn
nie zrzucałi ubrań i spóźniałscy wróciłi do domów zawiedzeni. Ci, którzy widziełi nmandosów, opowiadałi o tym ze śmiechem do końca życia.
Już ubrani, chłopcy Wałtera rozbiłi obóz, spenetrowałi okołicę i zebrałi sprzęt i zaopatr
ucone z Queen - samołotu pułkownika Imparato .̂ Musiełi jeszcze znałeźć wodę. Łyknęłi t
manierek i wyłałi kiłka kropeł na ziemię, by pokazać, o co im chodzi. Tubyłcy zaprowadziłi i
błiskiego źródła. Wałter i przystojny sierżant Don Ruiz podeszłi do jednej z wiosek
eszkańcy przegoniłi ich, dając do zrozumienia, że obcy nie są miłe widziani wewnątrz ogrod
czającego chaty i podwórze—.
Po kołacji i kiłku łucky strike’ach przy ognisku Wałter próbował przepędzić roje atakuj
skitów. Na wszełki wypadek wyznaczył też warty zmieniające się co dwie godziny. „Ni
iadczy o wrogości, ałe nadał nie chcę ryzykować” - zapisał w dzienniku. Od wiełu miesięc
uł się tak dobrze; sam mógłby czuwać przez całą noc. „Zbyt jestem podekscytowany. Kosz
pełnie nie mogę zasnąć”.
Tego samego dnia w obozie rozbitków Doc Bułatao zajął się po śniadaniu Deckerem Ma
opisała to w dzienniku: „Przez sześć godzin wyłuskiwał zaskorupienia z zakażonych ra
arzeniach. Był to żmudny i bołesny zabieg. Mimo niezwykłej dełikatności Doc nie mó^ oszcz
ki sierżantowi. Decker łeżał sztywno na swoim łegowisku. Był bardzo chory, ałe ani razu, ża
rzywieniem ani jękiem nie zdradził, jakie tortury przechodzi. [...] Nie było żadnych śro
eczułających, nawet niczego mocnego, żadnej whisky, która mo^aby złagodzić jego
argaret ze zdumieniem, a może z odrobiną rozczarowania odnotowała, że nic nie wskazywało
tubyłcy nauczyłi się pędzić wódkę z uprawianych przez siebie rośłin—.
McCołłom z trudem wytrzymywał katusze Deckera. Siłąc się na żart, podpowiedział, żeby
w ^ow ę i na kiłka godzin uwołnić od cierpień”. Margaret zauważyła, że porucznik był
tem tak jak Decker i Doc od samego ogłądania straszłiwej udręki pacjenta.
Zainteresowanie wykazywał też Wimayuk Wandik, czyłi Pete, który razem ze swą „byłców” - okreśłenie Margaret - jak urzeczony patrzył na to, co się dzieje.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 120/199
Mieszkańcy Uwambo coraz wyraźniej oswajali się z obecnością rozbitków i sanitari
każdym dniem też przyzwyczajali się do nisko lecących samolotów zrzucających zaopatrz
zed którymi początkowo uciekali do dżungli. Przeczesywali ją teraz w poszukiwaniu s
padochronów, a potem przyciągali je do obozu^.
Jeden z młodzieńców wykazał się nawet przesadną odwagą.
„Do obozu w bie^ nagle tubylec, niesłychanie zdenerwowany i zmartwiony - opisywa
arzenie Margaret. - Rozpaczliwie kiwał na mężczyzn, by biegli za nim; zdawaliśmy sobie sp
stało się coś poważnego. Nasi chłopcy popędzili na skraj dżungli. Tubylec, przerażony, ws
szczyt wysokiego na piętnaście metrów drzewa. Siedział tam młody chłopak z otwadochronem, najwyraźniej szykując się do skoku w dół”.
Upadek mó^ być śmiertelny, a winę zrzucono by na rozbitków i medyków. Dopiero po dł
zaskach i negocjacjach na migi młodzieniec ustąpił. Zrezygnował z marzeń o locie i z
rzewa—.
Tego dnia radiooperator samolotu z zaopatrzeniem poinformował rozbitków i sanitariusz
alter wraz z ośmioma komandosami wylądował w samej dolinie. Pilot zaniżył odle^ość; m
zaledwie dziesięciu milach. Później McCollom obliczył, że baza znajdowała się o p
ydzieści mil od nich w linii prostej; Walter oceniał dystans na dwadzieścia mil. powiedział, że Walter z pięcioma skoczkami wkrótce wyruszy przez dżunglę do obozu rozbitk
- Będą u was przed nocą - obiecał.
Cała trójka uznała to za przejaw idiotycznego wojskowego optymizmu.
Margaret podbudował inny komunikat przekazany przez radio, o Walterze „Wallym” Flem
rżancie, z którym umówiła się na randkę na plaży w dniu lotu nad Szangri-La. „Mój ch
ally [...] był tak nieprzytomny, że nie potrafił składnie mówić o katastrofie, nawet gdy dowie
, że cudem ocałałam Do tej pory wciąż niepokoiłam się, że Wałły będzie straszłiwie zmartw
pierwsze, samym wypadkiem, a po drugie, moją obecną trudną sytuacją”. Po komuni
diowym zmieniła ton. „Kiedy tyłko dowiedziałam się, że jest półżywy ze zmartwienia, b
łam zadowołona”—.
Cykł menstruacyjny u kobiet służących w Hołłandii notorycznie ułegał zakłóceniom wywoł
pikałnym kłimatem, utratą wagi, stresem i wiełoma innymi czynnikami. Czasem okres zdarz
a ałbo więcej razy w miesiącu, kiedy indziej nie pojawiał się miesiącami. Gdy się okazał
ród rozbitków jest kobieta, przez radiooperatora rozkazano McCołłomowi, by spytał Mar
dy ostatnio miała miesiączkę. Usłyszawszy, że przed paroma miesiącami, John po
opatrzenie o paczkę podpasek, na wszełki wypadek. To, co nastąpiło później, przypom
baret.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 121/199
J —y >
- 'y t / d
j
j O .
y f A
L ' : ^ ^ ^ . . >^ z
V fV t
: ̂ J / J r .Strona ze stenografowanego dziennika Margaret Hastings. W tekście m in : „Doc to
ajdelikatniejszy człowiek, jakiego spotkałam, zwłaszcza jako lekarz. Pierwszego dnia przysze
mnie dopiero późnym wieczorem, po opatrzeniu Deckera. Usunął mi z nóg bandaże, a pod spo
yło coś strasznego. Nogi bardzo krwawiły, bandaże przykleiły się więc i nie wiadomo było, g
t spalona skóra, a gdzie opatrunek. Odrywał je bardzo delikatnie i wciąż powtarzał: «Tak się
że będzie bolało»”.
Po powrocie do bazy radiooperator Jack Gutzeit poszedł do biura dowódcy WAC jak
słany do apteki w niezręcznej misji.
- Maggie prosi o parę paczek podpasek - poinformował najwyższą rangą dowódcę WAC.
Spławiła go, pouczając, że medyczne zaopatrzenie rozbitków należy do kompetencji komen
pitala. Powlókł się do szpitala, skąd komendant odesłał go do dowódcy WAC. „Idź do niej. O
winni zajmować wszystkimi babskimi sprawami”.Po kilku wędrówkach tam i z powrotem Gutzeit miał tej zabawy po uszy. Wrócił na lot
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 122/199
ntani i poprosił telefonistę o połączenie z dowódcą WAC i komendantem szpitala. Z
ookłyńską bezczelnością powiedział obojgu:
- Samolot odlatuje za godzinę i jeżeli nie dostanę od was, dziatki, podpasek, dzwon
wództwa Sił Powietrznych na Dalekim Wschodzie, do generała Clementa!
Tego dnia w ładunku zrzuconym z samolotu znalazło się pól tuzina paczek z podpask
następnych dniach dostawy wzrosły dwu-, a potem trzykrotnie.
„Założę się, że przychodziło tego codziennie ze dwadzieścia paczek” - twierdził McC ołłon
Tego ranka w zrzutach znalazły się także dowody troski o duchowe potrzeby rozbitków. Mrnełius Wał do, katolicki kapelan z Indianapolis, był na pokładzie B-17, który poszukiw
dnalazł - ocalałych z katastrofy. Teraz przygotował paczkę z Biblią, modlitewnikami i róża
argaret. Religijne pomoce przydały się, gdy Doc i Rammy zajęli się ranami Margaret.
„To był taki sam zabieg jak u Deckera. Po pięciu minutach ściskałam różaniec i zaciskałam
isała. - To była kwestia dumy! Postanowiłam dorównać Deckerowi. Przez cztery niekończą
dziny Doc obskubywał moje nogi, stopy i rękę. Nie płakałam i nie wydałam z siebie ^osu
środku bez przerwy darłam się wniebo^osy” .
Rammy zapamiętał to inaczej. „Musieliśmy ciąć, po odrobinie, ciąć i ciąć, aż pokaże się k
] Płakała cały czas. Płacze, płacze i płacze. To bolało, kiedy ciąłem, ale chyba chciała to ulało. Mnie bardzo bolało”—.
Zabiegi wyczerpały sanitariuszy, a Margaret i Deckera przykuły do legowisk. Margaret by
olała, że musiała leżeć na plecach, z podkurczonymi nogami, by ubranie nie ocierało i nie dra
. Mimo cierpień zaczynała wierzyć, że Doc ją uratuje.
Przed snem zawołała jeszcze do całej czwórki: „Jak cudownie jest iść spać ze świadomośc
zystko zmierza ku zdrowiu, a nie katastrofie”.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 123/199
18
KĄPIEL YUGWE
Margaret obudziła się następnego ranka zdecydowana pozbyć się tygodniowego potu, zostałości po zabiegach i brudu z dżungłi.
Z wdzięcznością przyjęła szczoteczkę do zębów, którą Doc Bułatao wcisnął do kieszeni
okiem O pomoc w kąpiełi poprosiła Rammy’ego Ramireza. Obiecał z radością, pozosta
nak pytanie, gdzie ma się to odbyć. McCołłomi sanitariusze myłi się w zimnym potoku, nies
metrów od wzniesienia, na którym Rammy i Doc postawiłi niewiełką wojskową wioskę: n
chenny i magazyn z odpowiednio poskładanych spadochronów oraz małe dwuosobowe nam
ykopałi też i osłoniłi łatrynę. Niepokoił ich jednak pomysł samotnej kąpiełi Margaret w po
ie chciełi naruszać jej prywatności, kręcąc się w pobłiżu.
Rammy rozwiązał probłem za pomocą powszechnie stosowanej żołnierskiej wanny, asnego hełmu Kuśtykając na kuł ach zrobionych z gałęzi, by ułżyć obołałej kostce, znała
zeciwnej stronie wzniesienia nieco osłonięte miejsce, napełnił hełm wodą nagrzaną nad ognis
yniósł mydło, ręczniki, myjkę i mały wojskowy mundur zrzucony w którymś z ładunków spec
Margaret.
Z pomocą McCołłoma sanitariusze zanieśłi Margaret do prowizorycznej łazienki i zostaw
m, jak sądziłi, w całkowitym odosobnieniu. Kiedy jednak ściągnęła brudną koszułę i obsza
odnie, i naga namydłiła myjkę, zabierając się do szorowania, niemał natychmiast poczuła na
yj ś wzrok.
Od łewej: kaprał Camiło „Rammy” Ramirez, kaprał Margaret Hastings i sierżant Benjam
„Doc” Bułatao (za zgodą C. Earła Wał tera juniora).
„Rozejrzałam się i zobaczyłam tubyłców. Stałi na sąsiednim pagórku. Nigdy nie miałam jasn
y wytrzeszczają oczy ze zdziwienia rytuałem, który właśnie odprawiałam, czy skórą, tak różn
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 124/199
h własnej”.
McCollom też ich zauważył: „Uśmiechałi się od ucha do ucha”.
Nie mogąc ich przegonić, Margaret dziełnie dokończyła mycie. Wytarła się, naciągnęła
ranie i przywołała swych tragarzy, którzy zanieśłi ją z powrotem do namiotu. Codzienna k
ła się odtąd rytuałem - dła niej, a także dła mężczyzn i chłopców z Uwambo-.
Już podczas pierwszego spotkania tubyłców zafascynowały proste jasne włosy McCoł
pieł Margaret okazała się jeszcze ciekawsza. Jednym z jej stałych widzów był młody He
andik.„Zobaczyłiśmy, że ma piersi, wiedziełiśmy więc, że jest kobietą - opowiadał. - Odgania
hem ręki, ałe było to ciekawe, więc czekałiśmy, aż skończy”.
Kiedy upewniłi się, że Margaret to kobieta, wyciągnęłi stosowne wnioski. Wciąż
rawdzie przybyszów za duchy, uznałi jednak, że mają do czynienia z „kobietą, mężczyzną i m
biety”-. „Mężem” miał być ich zdaniem „Meakałe”, jak wymawiałi nazwisko McCołłoma.
Rozbitkowie i sanitariusze nie nauczyłi się imion tubyłców, za to mieszkańcy Uwambo prób
zumieć, jak nazywają się ich goście. Słyszełi, jak McCołłom zwracał się do Margaret: „Ma
dła ich uszu brzmiało to jak „Yugwe” i tak też ją nazwałi. W dzienniku zapisała, że „szczerz
osiła” zdrobnienia „Maggie”, ałe podobało jej się, „w jaki sposób wymawiają je tubówiła, że dełikatnie połykałi syłaby. Ostatecznie to, co słyszała, przypominało jej nie „Yug
Mah-gy”-.
Tubyłcy nigdy nie zaobserwowałi stosunków seksuałnych ani przejawów błiższej zaży
Meakałe” i „Yugwe-Mah-gy”. Jak opowiadał Hełenma Wandik, okreśłiłi ich rełacje na pods
asnych doświadczeń. W zdominowanych przez mężczyzn społecznościach Dani i Yałi zd
bieta, która osiągnęła dojrzałość płciową, nie pozostawała samotna. Ludzie z Uwambo
edziełi, że Margaret skończyła trzydziestkę, ałe wystarczył rzut oka na jej nagie ciał
rientować się, że ma więcej niż trzynaście łat. Meakałe-McCołłoma uznałi za przywódcę g
tego sądziłi, że jest jego żoną.
Na śniadanie pierwszego ranka w dołinie Earł Wałter z ł. Pułku Rozpoznawczego oraz
o żołnierzy zjedłi racje żywnościowe, po czym Wałter zabrał starszego sierżanta Sand
renicę i dwóch sierżantów: Hermenegiłdo Caoiłi i Juana „Johnny’ego” Javoniłła na -
reśłił - „krótki rekonesans”, czyłi ośmiomiłowy obchód dołiny. Napotkałi ścieżki tuby
pustoszałe wioski, zobaczyłi też obok szłaku „szkiełet z rozkładającym się ciałem”, a przy
maną dzidę. „Przyczyna śmierci nieznana” - zapisał Wałter w dzienniku. Podejrzewał jedna
łoki świadczą o częstych bitwach i o atakach wroga na pas ziemi niczyjej, gdzie poprzed
ia wyłądowałi.
Tego dnia Wałter po raz pierwszy zobaczył tubyłczą kobietę. Z zapisu w dzienniku prz
owa ocena człowieka Zachodu: „Bardzo nieładna fryzura, zapuszczone włosy; zresztą
dsze niż u mężczyzn. Wokół krocza i intymnych części ciała nosiła łuźną i skąpą opaskę -
nadto. Wygłądała, jakby była w ciąży”.
Tymczasem żołnierze pozostałi w obozie skonstruowałi ze spadochronu namiot chroniący s
zed deszczem „Cyrk przyjechał” - skomentował to Wałter po powrocie. Po południu C-47 z
dę, zaopatrzenie i co najważniejsze, pakiet łistów z domu. Wałter, wciąż podekscyto
zygodą, zapisał: „Wszyscy są w dobrym nastroju [...]. Zanosi się na jedno z najciekawdarzeń w naszym życiu”.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 125/199
Komandosów urządzających obozowisko cały czas obserwowała gromada łudzi z rejonu W
skość, bezustanne dotykanie, zapach coraz bardziej irytowały żołnierzy. Wałter wyceł
rabin w powietrze.
„Oddałem kiłka strzałów, żeby zobaczyć, jakie wrażenie wywrze to na tubyłcach. Więk
nich uciekała pędem, aż znikła nam z oczu”. W śłady dowódcy poszła reszta; ktoś wypałił n
hompsona, słynnego „tomigana”. Tubyłcy gnałi jak oparzeni, jak to ujął Wałter, dorośłi mężc
ptałi po młodszych chłopcach. Niektórych żołnierzy to bawiło, ałe Wałter przerwał strzeła
Wałiłi z broni tak sobie, dła jaj, żeby pogonić tamtych, żeby wrzeszczełi i takie tam” - opowiad
Huk przeraził tubyłców, którzy jednak, jak zanotował Wałter, „nie zdawałi sobie sprawy zenia nowoczesnej broni”. Bardziej bałi się, gdy żołnierze brałi do rąk patyki ałbo g
ypominające dzidy.
Nieco później Ałfred Bayłon, zwałisty sierżant, miłośnik cygar i dypłomowany medyk, po
oczony grupą ciekawskich, nad rzekę Bałiem i tam ustrzełił z karabinu kaczkę z przełatuj
dka. Znałeźłi ją tubyłcy, a Bayłon przyniósł do obozu. W notatce z tego dnia Wałter ch
oskonałą kołację z pieczoną kaczką”. O miejscowych napisał: „Teraz, jak przypuszczam, wi
nasza broń potrafi zabijać”-.
Ponad sześćdziesiąt łat później ostrzegawcze strzały oddane przez komandosów i kaczka, ołował Bayłon - przez tubyłców nazywany „Weyłonem” - wciąż tkwiły w pamięci st
żczyzn, wówczas chłopców ogłądającychto widowisko na własne oczy.
„Pewien mężczyzna o imieniu Mageam poszedł do obozu białych łudzi - opowiadał Lis
abeł. - Znałazł się zbyt błisko i białi się rozzłościłi, strzełałi, żeby go odpędzić. Nie znałiśm
więku, więc uciekłiśmy [...]. Potem Weyłon zabił kaczkę. Zrozumiełiśmy wtedy, że zrob
roni”-.
Kiłku tubyłców pamiętało też wędrówki Wał tera po terenach Wosi. Kiedyś zatrzyma
miejscu zwanym Pika, niemał na skraju ziemi niczyjej i terytorium wroga. Uznałi wtedy, że ce
nął tam na straży. Potraktowałi to jako akt odwagi i ostrzeżenie dła przeciwnika. W hołdzi
o wyjątkowej dzietności nazwałi go „Pika”.
„Pika dużo strzełał, żeby wróg wiedział, że nie ma po co przychodzić - wspominał Ai Ba
dobało nam się, kiedy Pika tam szedł. Mówiłiśmy mu, żeby tam został, bo wtedy wrogowie n
atakują”-.
Narekesok Logo, o żyłastym ciełe ze starymi błiznami od strzał, zapamiętał pobyt komand
o czas pokoju. „Pika i Weyłon stałi z bronią, więc wrogowie nas nie napadałi”-.
Równie pamiętna dła tubyłców okazała się budowa łatryny - dołu osłoniętego nami
ejscowe obyczaje wymagały, by czynności fizjołogiczne załatwiać dyskretnie, w dżungłiwysokiej trawie. Wstręt, z jakim tubyłcy patrzyłi na dom z inalugu - stosem odchodów w śr
ł niewątpłiwie dużo większy niż obrzydzenie, jakie budził w żołnierzach stan higieny w
onach^.
Następny dzień, wtorek 22 maja, Wałter rozpoczął od śniadania złożonego z szynki, j
rbatników i marmołady popitych gorącą czekoładą. W piątce żołnierzy, z którą wyruszał w d
obozu rozbitków, znałeźłi się kaprał Custodio Ałerta oraz czterej sierżanci: Hermenegiłdo C
rnando Dongałło, Juan „Johnny” Javoniłło i Don Ruiz. W bazie pozostawałi: sierżant szta
ndy Abrenica, sierżant Ałfred Bayłon i sierżant Roąue Yełasco.Wałter zwerbował grupę Dani jako tragarzy i przewodników. Upewnił się, że zrozumiełi, d
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 126/199
ce dotrzeć, i z całą ekipą dziarsko wymaszerował z bazy.
Po trzech godzinach nieprzerwanej wspinaczki po zboczu zrobili przerwę na lunch W
ciągnął dziennik. „Bóg jeden wie, dlaczego góry są tak wysokie - zapisał. - Teraz będziemy
hodzić na dół. Minęliśmy kilka tubylczych wiosek, przy każdej z nich musieliśmy się zatrzym
by ludzie mogli się zebrać i zaspokoić swoją ciekawość”. Grupki przewodników pojawiał
nikały, „jako że najwyraźniej nie oddalają się zbytnio od swoich wiosek”.
Rozbili obóz na noc po przejściu mniej więcej - jak oceniali na oko, bez map - siedmiu
alter instynktownie czuł, że ze strony tubylców nic im nie grozi - w dzienniku przel
pomniał o ich dzidach i strzałach; „jedyne ich narzędzia tnące to kamienne topory” - zanotmandosi potrzebowali wypoczynku przed zaplanowaną na następny dzień drogą, dlatego, k
dze, Walter zapowiedział, że nie będą tej nocy wystawiać wart.
Decyzja o rezygnacji z wart okazała się słuszna; noc minęła spokojnie, choć nie tylko dlateg
zapisał Walter, „tubylcy byli nastawieni bardzo przyjaźnie” -. Nie wiedział, że szefowie ple
ących na trasie z bazy w rejonie Wosi do grzbietu Ogi, gdzie rozbił się samolot, zawiesili na
przejścia wrogie działania, by szóstce wędrowców zapewnić bezpieczeństwo.
„Ogłosili oświadczenie, z w a n e ż e nikt ich nie zaatakuje - opowiadała Yungg
andik, córka Yaraloka Wandika, szefa wioski Uwambo. - Powiedziane było: - Nie zabijajciesą duchy. Nie zabijajcie ich. To nie są ludzie”. Gdyby nie maga, setki uzbrojonych w
jowników, których miejscowy wódz mó^ wezwać w każdej chwili, otoczyłyby i zmasakro
eściu śpiących żołnierzy.
Nie wszyscy zaakceptowali maga. Ludzie z doliny mieli silnie zakorzenione poczucie włas
ytorium, oznaczonego wyraźnymi granicami, dlatego nie każdemu odpowiadała wizja ob
óczących się po okolicy „Niektórzy uważali, że zabicie ich to dobry pomysł” - opowi
nggukwe Wandik. Gdyby nie kolor skóry - i to raczej białego Waltera niż ciemniej
ipińczyków z Ameryki - m a g a mogłaby nie wystarczyć. „Myślicie, że widzieliśmy wcze
ałą skórę? Ludzie się tego bali”—.
P o m i m o g r u p i e Waltera zdarzało się spotkać z wyraźną niechęcią mieszkańców mij
osek. „Parę razy po prostu wyszli na ścieżkę i zatrzymali nas - opowiadał. - Nie chcieli, b
hodzili do ich wsi”. Przypisywał tę obronną postawę obawom o żony, których było zbyt m
azem z Sandym Abrenicą doszliśmy później do wniosku, że bali się, byśmy im nie ukradli k
się zdarzało w tamtych stronach. Między plemionami dochodziło do takich kradzieży”.
Tubylcy blokujący ścieżkę, o których opowiada Walter, przywodzą na myśl konflikt zakońc
załami i śmiercią podczas wcześniejszej o siedem lat wyprawy Archbolda. Nie wiadomo
alter i jego ludzie mijali te same wioski, ale komandosi nigdy nie znaleźli się w sytuacji, gdy
femistycznie określał strzelaninę Archbold - „demonstracja siły nie wystarczała”, a spot
zez nich tubylcy albo nie słyszeli o tamtych wydarzeniach, albo z jakichś nieznanych pow
stanowili się nie mścić.
Walter nie wiedział o ekspedycji Archbolda i nie znal legendy Uluayek o duchach z nieba i
adającej do doliny, nie zdawał sobie więc sprawy, że tubylcy mają powody, by podejrzewa
przemoc, kradzież świń i porywanie kobiet. Wolał, o ile to w ogóle było możliwe, u
sowania siły. Co do świń, nie było czasu na pieczenie. A tubylczych kobiet nie chcieli w
resztą trzymały się z daleka. Poza tym zapowiedziałem chłopakom, że absolutnie nie ma m
ądinąd nie wydaje mi się, żeby którakolwiek z nich m o^a się im spodobać” .
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 127/199
Walter, zmachany, spał ^ęboko Następnego ranka, po śniadaniu, wszyscy wypatrywali samzaopatrzeniem, w nadziei, że zostaną namierzeni i odbiorą nowe dostawy. W przekonaniu, edwie o krok od obozu rozbitków, zaczęli dzień w doskonałych nastrojach. Jednak samoloyleciał, a ostatnia grupa tragarzy na nic się nie przydała. „Póki co więcej przysparzają kłop korzyści”, pisał, „bo nie chcą nosić”.Zwinęli obóz i ruszyli dalej, pewni, że udało im się wytłumaczyć ostatniej grupie przewodn
kąd zmierzają. Jednak po dwunastu milach trudnej drogi wrócili do punktu wyjścia. Optymisty zapisów w dzienniku Waltera gdzieś się ulotnił. „Nie zrozumieli, że chcemy dotrzeć do w
nie z powrotem do obozu. Jesteśmy, najdelikatniej mówiąc, lekko zniechęceni. Za późnrzymaliśmy i złapał nas deszcz, przemokliśmy do suchej nitki. Rozbiliśmy obóz i zjedlację. Cholerny pech”.
Trzeciego dnia wędrówki obudzili się zmarznięci, przesiąknięci wodą i zmęczeni. Skończywność, obliczona na jeden do dwóch dni drogi. Wciąż nie wiedzieli, gdzie się właściwie znaji, kierując się szóstym zmysłem Waltera i nawigacją zliczeni ową, która pozwala ustalić połopodstawie drogi przebytej od ostatniej znanej pozycji, w tym przypadku obozu-bazy. Zmi
stronę obniżenia między dwoma grzbietami, „siodła” , jak mówił Walter.„Źle to wygląda - zanotował. - Zjedliśmy ostatnie racje i wciąż jesteśmy daleko od
winęliśmy obóz, cały czas idziemy w górę, w kierunku siodła, które jest gdzieś na szczycienionu”. Wreszcie przed południem nawiązał kontakt z samolotemi zażądał zaopatrzenia. Nadazed siebie, bez jedzenia. Najczęściej wycinali sobie drogę, brnąc przez krzewy i wysokie trótka kąpiel w zimnym potoku odrobinę ich odświeżyła, ale nie na długo. Mimo wyczerpaniazed siebie, cały czas w górę i w górę”.
Późnym popołudniem zaczęło padać. Koło piątej niedoszli ratownicy, przemoczeni, zmarzodni rozbili obóz. Wyciągnęli śpiwory i poszli spać bez kolacji.
„Bóg jeden wie, gdzie jest ostatni grzbiet - zapisał tego wieczora Walter. - Wytrzymamy wrunkach jeszcze parę dni, ale do cholery, chciałbym wiedzieć, gdzie jesteśmy. Nie podoba m
łażenie w kółko bez mapy”—.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 128/199
SHOO, SHOO BABY
19
Obudzili się wcześnie, z burczeniem w pustych brzuchach, ale na śniadanie musiał
starczyć gorąca woda i nadzieja. Najpilniejsze było teraz odebranie zrzutu z rawnościowymi. Walter próbował przez walkie-talkie przywołać przelatujący w pobliżu C-47,
awiał się, że z góry trudno będzie dostrzec ich obozowisko na skraju dżungli. Gdyby powędr
stronę polanki rozbitków, las skryłby ich jeszcze szczelniej. Zostali więc na miejscu, rozma
zekali.
„W końcu nas dostrzegli - zapisał Walter w dzienniku w piątek, 25 maja; po raz pierwsz
óch dni z nutką optymizmu. - Zrzucili żywność. Dawno nie spotkało mnie nic równie m
naleźliśmy zrzuty; dowiedziałem się też, że jesteśmy 2 mile [ponad 3 km] na zachód od wraku
Walter, wyrodniały, objadł się w nadmiarze. Odchorował obżarstwo, gdy zwinęli o
ierwsza godzina była okropna. Za dużo zjadłem”. Konsekwentnie parł jednak do celu, lniej niż zwykle i z przerwami. Po kilku godzinach dotarli do grani i zaczęli zejście w
erzyli, że cel jes t blisko-.
Radiooperator z samolotu 311 zawiadomił rozbitków, że komandosi są niedaleko: „Earl nie
was dotrze, usłyszycie go”-.
Późnym popołudniem rozle^o się - jak napisała Margaret - „charakterystyczne uja
ylców”. W miarę jak hałas się przybliżał, na pierwszy plan wybijał się niepowtar
erykański ^os:
Shoo, shoo my baby, Shoo.
Goodbye baby, don ’tyou ery no morę.
Your big tali papa ’s o ff to the seven seas.
Walter z werwą kroczył w stronę obozowiska; wymachując nożem bolo, torował sobie d
piewał najnowszy przebój sióstr Andrew Shoo, Shoo Baby.
Pierwsze zapisane w dzienniku Margaret wrażenie ze spotkania z Walterem granizauroczeniem: „Jak olbrzym nadchodził ścieżką na czele swych filipińskich chłopców i es
zędobylskich tubylców. Przybywał jak świeży, silny powiew bryzy. Był nie tylko świet
rawnym oficerem, ale człowiekiem-orkiestrą. W dwie minuty po jego wejściu cały obó
ruchu”-.
Doc i Rammy wybiegli z namiotów na powitanie kolegów. Walter cieszył się, że zn
zbitków, a widok sanitariuszy go uszczęśliwił. „Wiedziałem, że są cali i zdrowi, ale chciałem
baczyć i jeszcze raz pogratulować, po pierwsze skoku, a po drugie dobrej roboty, jaką wyko
o prostu znów być razem Wszyscy czuliśmy to samo. Wszyscy się o nich martwiliśmy”-.
Margaret obserwowała, jak Walter i dwaj sanitariusze obejmują się, radośnie poklepu
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 129/199
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 130/199
nalazczym, stanowiła mieszankę dżokerów i szans graczy na ułożenie możliwie najlepszej
wykorzystaniem piętnastu kart.
- Maggie, nie umiesz grać w karty-.
- Właśnie że umiem!
- Może potrafisz grać w brydża; ja nie. Gramy w pokera, więc jest tu jedna para, trójka
lor i tak dale j.
Zdaniem Waltera Margaret nigdy nie zdołała zapamiętać rankingu rąk w pokerze, od najle
najgorszej. „Wiecznie się kłóciliśmy, boja wiedziałem, do czego dobierałem, a ona nie”.
Według Margaret Walter złościł się, bo pozował na macho. „Kapitan grał tak zażarcie, jodziło o prawdziwe pieniądze - zanotowała - a kiedy wybłefowałam go z dużej puli, wpad
ciekłość”.
Po kartach komandosi, rozbitkowie i część tubylców oddawali się wieczornym rozryw
argaret śpiewała piosenki kobiecego korpusu, a komandosi prezentowali swoje talenty wo
pieśniach miłosnych z Filipin Tubylcy grali na jedynych instrumentach widywanych i słysz
Szangri-La: prostych drumlach, których dźwięk brzmiał dla łudzi z zewnątrz jak mono
wodzenie pogrzebowe. Ale gwiazdą numer jeden był zawsze komendant obozu.
„Walter jest zupełnie niepowtarzalny - pisała Margaret. - Często po kolacji d
zedstawienie - oglądaliśmy wtedy teatr jednego aktora. Potrafił wspaniałe naśladosenkarza radiowego albo wykonawcę z nocnego klubu. Potem śpiewał popularne przeboje,
dzieliśmy urzeczeni - wszyscy, łącznie z tubylcami. Najbardziej lubił Shoo, Shoo B
ntastycznie działał na morale grupy. W jego obecności przygnębienie mijało każdemu”—.
W miarę jak Margaret odzyskiwała zdrowie, wracał jej też wszelkiego rodzaju apetyt. W
hło zaczął odnosić silne wrażenie, że pociąga ją seksualnie. Odbierał sygnały, że Mar
zekuje z jego strony jakichś kroków i szuka okazji do spędzania z nim czasu. Niewykluczon
chę go to kusiło, ale, jak zdecydowanie twierdził, nigdy do niczego nie doszło. Pow
ktował zarówno swoje małżeństwo, jak i rolę dowódcy operacji. Nigdy nie rozmawiał o
Margaret, która jednak najwyraźniej sama wyczuła sytuację.
Jak później opowiadał, nie połknął haczyka i Margaret przeniosła zainteresowanie na jed
ego żołnierzy - sierżanta Dona Ruiza.
Walter nie był pruderyjny - niewiele łat wcześniej, w liceum w Los Angeles, uciekał z lekc
cnych klubów ze striptizem- i nie obchodziło go, co szeregowi żołnierze robią w wolnym cz
uł się jednak odpowiedzialny za wszystko, co działo się pod jego okiem w Szangri-La. Wie
nie ma tam żadnych środków antykoncepcyjnych i nie życzył sobie niespodzianek.
Nie bardzo wiedząc, jak postąpić, zasięgnął rady McCołłoma.
„Liczyłem na to, że powie Margaret, by zostawiła chłopaków w spokoju. Jeden z lepszych podoficerów, Don Ruiz, był najprzystojniejszym facetem w oddziale i nie tylko. M
chę zagięła na niego parol i parę razy próbowała go uwodzić”.
Ruiz, rozdarty między zainteresowaniem Margaret i szacunkiem dla kapitana, znalazł chw
zmowę z Walterem w cztery oczy.
- Kapitanie, co mam robić?
- Zostaw ją do cholery w spokoju. Odsuń się, po prostu się odsuń.
Flirt trwał, ale o ile Walter mó^ się zorientować, pozostał nieskonsumowany.
Po rozmowie z Ruizem Walter zebrał wszystkich i jasno zapowiedział: „Jeśli ktoko
róbuje się do niej dobierać, jak mi Bóg miły, będzie z miejsca zdegradowany do szeregowca”„Musiałem parę razy przypomnieć swoim chłopakom, że absolutnie nie zamierzam wywozić
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 131/199
żarnej kobiety. [...] Zepsułoby mi to opinię na amen W tej sprawie musiałem być twardy”.
Nazajutrz po przybyciu na połankę Wałter przygłądał się, jak Doc i Rammy wyłuskują i odctki martwiczej skóry z ran Margaret i Deckera. Z podziwem pisał w dzienniku o
nitariuszy: „obaj zasłużyłi na najwyższe uznanie”. Jednak wystarczył rzut oka na obrażeniąć, że nadzieja na szybki powrót do bazy w dużej dołinie była płonna. Wałter zakładał, że sppołance tydzień, może trochę więcej, a i tak będą zapewne musiełi nieść oboje pacjentów k
ogi, przynajmniej przez dżungłę i w dół stromego górskiego stoku.
Tego dnia, tuż przed porą łunchu, samołot dostarczył im zwykłą porcję zapasów, a także kszasopisma - dła zabicia czasu. W zrzucie komandosi znałeźłi też wszystko, czego potrzebowakonania kołejnego zadania - ceremonii pogrzebowej: dwadzieścia jeden świeżo wybbrnych tabłiczek tożsamości, dwadzieścia drewnianych krzyży i jedną gwiazdę Dawida. W
nych wojska wśród ofiar katastrofy było szesnaście osób wyznania protestanckiego, czwołików i jedna Żydówka, sierżant Bełłe Naimer z Bronxu. Znacznie później okazało się, że
iazdę nałeżało zrzucić dła sierżant Mary Landau z Brookłynu—.Z pokładu samołotu 3 łł tego dnia wypychała zrzuty sierżant Ruth Coster. Obowiązk
zwołiły jej uczestniczyć w łocie Gremłina i w katastrofie straciła najłepszą przyjaciółkę, sie
łen Kent. Tyłko w ten sposób mo^a jeszcze coś zrobić dła Hełen; od tej chwiłi pozostawałącznie piełęgnowanie pamięci—.W niedziełę 27 maja, dwa tygodnie po ostatnim łocie Gremłina, Wałter obudził się o sió
no, zjadł sołidne śniadanie i razem z pięcioma sierżantami: Bułatao, Caoiłi, Dongałło, JavoRuizem wyruszył na miejsce tragedii. Kierując się szczegółowymi instrukcjami McCołóbowałi przejść szłakiemrozbitków w przeciwną stronę. Podchodziłi w górę, trzymając się ktoku; nie miełi jednak pewności, który z jego dopływów uznać za właściwy. Zostawiłi sozostałe bagaże w łatwym do odnałezienia punkcie i rozdziełiłi się - Wałter i Ruiz poszłi jreszta drugą drogą. Wędrowanie przez dżungłę okazało się niemożłiwe, zwłaszcza że nik
edział, w którą stronę zmierzają. Po kiłku godzinach wróciłi wyczerpani do obozu. Co gałter naciągnął podczas wspinaczki mięśnie w pachwinie.
Następnego dnia wysłał Caoiłi i Javoniłła na poszukiwanie miejsca katastrofy, ałe i oni wniczym Wiedział, że potrzebny jest mu ktoś, kto już tam był. W końcu na czełe gszukiwawczej stanął McCołłom. Szedł, kierując się korytem rzeki i charakterystycznymi punky spostrzeż pasma włosów zapłątane w łiany i krzewy, zorientował się, że są błisko. Pamięt
ugie włosy Margaret czepiały się rośłin, kiedy wyruszałi w stronę połanki, i że ostrzy^ dziewcym scyzorykiem. Idąc tym śładem, dotarłi wprost do spałonych i zmiażdżonych szczą
emłina—.John zatrzymał się w miejscu, gdzie samołot zaczął kosić drzewa i wydarł ogromną dziełonym dachu dżungłi. „To tam” - pokazał komandosom Sam nie chciał już patrzyć; nie cdzieć szczątków brata, dowódcy, pułkownika Petera Prossena ani swoich przyjaciół, koł
współpasażerów—.Wieczorem tego dnia opisywał sytuację Wałterowi na podstawie rełacji komandosów, k
byłi wędrówkę razem z nim. „Informacja porucznika Maca o wraku brzmi bardzo przygnębiadentyfikować można tyłko trzy ciała - kapitana Gooda, sierżant Besłey i szeregowej HannyWAC). Pozostałe ciała są spał one i nie do rozróżnienia. N a razie nie ma dałszych decyzji”.
i później Wałter otrzymał przez wałkie-tałkie rozkaz: wrócić na miejsce katastrofy i pochary.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 132/199
Wyruszyli zaraz po wschodzie słońca, do szczątków Gremlina dotarli przed połud
alterowi towarzyszyło pięciu komandosów, z którymi przeszedł z dużej doliny. McCollom
ciał dołączać do grupy pogrzebowej, a Margaret i Beckerowi nie pozwalał na to stan zdr
mo instrukcji McColloma w gęstej dżungli minęli Gremlina w odległości kilkunastu m
awet go nie zauważyli.
Pochowali Laurę Besley i Eleanor Hannę obok siebie, na „cmentarzu”. „Potem pogrzeba
pitana Gooda i wykopaliśmy wspólny grób dla osiemnastu niezidentyfikowanych osób” - za
alter—.
Relacja z wydarzeń tego dnia różniła się tonem od dotychczasowych zapisów w dzienakali do Szangri-La w poszukiwaniu przygody i w misji ratunkowej. Teraz, w trakcie smu
owiązków, odczuli ogromtragedii:
„Osiemnaście ciał tworzyło masę nie do rozróżnienia; większość z nich została całko
remowana przez ogień i temperaturę. W tych okolicznościach była to najlepsza forma pogr
usieliśmy założyć maski, bo odór był straszliwy. Nie robią na mnie wrażenia martwe kobiety
gie martwe kobiety to zupełnie inna sprawa. Poza tym ciała leżały tam blisko miesią
chówku zrobiłem kilka zdjęć wraku i grobów. Jeden Bóg wie, jak można było w ogóle pr
wydostać się z samolotu. Nigdy w życiu, ani przedtem, ani potem, nie widziałem tak zniszc
szyny”.
Jeden z krzyży ustawionych przez ekipę dokonującą pochówku w pobliżu wraka Gremlina
zgodą C. Earla Waltera juniora).
Zasypali groby, wbili w wilgotną ziemię krzyże i gwiazdę Dawida, i umieścili na nich tabl
ntyfikacyjne. Zrobiło się późne popołudnie, słońce już zachodziło, a jego ostatnie prom
wietlały zbocza gór. Na dżunglę opadła nocna m^a.
Przez cały czas, gdy pracowali, krążył nad nimi wojskowy samolot z dwoma duchownym
kładzie. Jednym był pułkownik August Gearhard, katolicki ksiądz z Milwaukee, bohater I w
iatowej, odznaczony Distinguished Service Cross, najwyższym po Medal of Honor odznacz
armii amerykańskiej. Razem z nim leciał podpułkownik Carł Mełłberg z Dayton w stanie
óry odprawił nabożeństwo protestanckie. Któryś z nich odmówił też żydowskie modłitwy za
imer i - nie wiedząc o tym - za Mary Eandau^.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 133/199
„z ^ębokości wołam do Ciebie, Panie” - modlił się ksiądz Gearhard, a jego słowa łkie-tałkie docierały na cmentarzyk przy wraku i do obozu rozbitków. Kapelan Cornełius W
óry w jednym z pierwszych zrzutów dostarczył ocalałym Pismo Święte i modlitewniki, m
źniej, że nigdy więcej nie był świadkiem „sceny tak pełnej spokoju, piękna i życia”—.A oto zapis w dzienniku Margaret: „Nigdy żadne uroczystości pogrzebowe nie były tak sm
ie wywarły na mnie takiego wrażenia jak te, przekazywane przez radio z samolotu. Gdy kem z pastorem i rabinem odprawiali żałobne nabożeństwo za tych, którzy zginęli na szczycie dzieliśmy wokół odbiornika, w ciszy i wielkiej pokorze. W pokorze, bo ocaleliśmy, podcza
u innych zginęło. Porucznik McCołłom, ze zwieszoną ^ową, był jak zawsze opanowanyrżant Decker i ja współczuliśmy mu całym sercem Na jednym z tych białych krzyży, tamrutnej górze, przybito tabliczkę identyfikacyjną jego brata bliźniaka, porucznika Rober
cCołłoma, z którym tylko śmierć mo^a go rozłączyć”—.Grupa dokonująca pochówku zeszła do obozu, stając po drodze na chwilę, by się wyk
potoku, ale bez porządnego mydła i gorącej wody nie mogli zmyć z mundurów odoru śmźniej Walter poprosił zaopatrzenie o nowe mundury; te, w których pracowali na cmenrzucili. Po kąpieli żołnierze zjedli późny lunch; Walter, zamyślony, zrezygnował z posiłku.Tego wieczora w obozie McCołłom trzymał się na uboczu. Walter, Margaret i Decker wda
„długą dyskusję o święcie, na którym toczy się wojna”. Decker po jakimś czasie dał sobie sposzedł do namiotu, ale Walter i Margaret spierali się do późnej nocy na temat polityki i wohyba uwzięła się na wojsko i nie słucha żadnych racjonalnych argumentów - pisał. - Bożea jest uparta”.
Czuł jednak do niej szacunek. „Margaret to naprawdę równa dziewczyna - mówił późnała dobrze w ^owie i była odważna. Możliwe, że jako jedyna kobieta w otoczeniu tak żczyzn nie mogła się poddawać. Nigdy jednak nie słuchała nikogo, kto próbował jewiedzieć!”.
Głośna sprzeczka nie dawała innym zasnąć. Dyskusja trwała, dopóki Rammy nie krzyknnęła północ. „Skończyło się na niczym i poszliśmy spać” - zanotował Walter—.
Mieszkańcy Uwambo obserwowali, jak istoty, które brali za duchy, odbywały kolejne wędrszczyt grzbietu Ogi. Tubylcy palili swych zmarłych i nie rozumieli rytuału chowania w ziemeli żadnych własnych symboli religijnych, nie pojmowali więc znaczenia krzyży i gwwida.„Kiedy wspinali się na górę, sądziliśmy, że chcą sprawdzić, czy widać stamtąd ich dom
pominała Yunggukwe Wandik—.
Zanim na Nowej Gwinei dopełniono obrzędów pogrzebowych. Departament Wojny Stednoczonych wysłał dwadzieścia cztery telegramy do najbliższych załogi i pasażerów Gremszystkie - poza trzema - zaczynały się od standardowo stosowanego w wojsku zawiadommierci: „Sekretarz Wojny z ^ębokim żalem zawiadamia...”. W dwudziestu jeden rodzinach,
nadzieją wywiesiły w oknach flagę z błękitną gwiazdą, zapanowała żałoba, a zamiast błękawiła się gwiazda złota.Margaret Nichołson z Medford w stanie Massachusetts, matka majora George’a Nicho
zymała listy kondolencyjne od trzech najwyższych rangą amerykańskich generałów: Dou
ac Arthura, Cłementsa McMułłena i H.H. „Hapa” Arnolda. W grę m ó^ wprawdzie wchodziota, ale rola Nichołsona w katastrofie nie była do końca znana. Nawet gdy wyszło na ja
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 134/199
pojedynkę pilotował samolot, Siły Powietrzne nigdy nie ustaliły ostatecznie, kto był w
astrofy. Rozmowy o śledztwie ucichły, a w oficjalnych dokumentach niejasno sugerowano, ż
yczyną były na^e prądy zstępujące.
Hap Arnold, generał Sił Powietrznych US Army, napisał w liście do matki majora Nicholson
syn zginął, „lecąc w służbie dla Kraju”. „Może być Pani dumna z roli, jaką syn Pani od
realizacji zadań swojej jednostki” - te słowa skierował do pani Nicholson dowódca Fee
cMułlen. „Niech pociechą dla Pani będzie fakt, że zginął w służbie dla naszego kraju, dla sp
óra w chwili zwycięstwa uwolni od ucisku wszystkie narody” - tak brzmiał list od gen
acArthura—.Oficjalne zawiadomienia skierowane do rodziny McCollomów podkreślały rozdzielenie
źniaków. Telegram z kondolencjami otrzymała młoda żona Roberta. Zupełnie inny list dosta
ciowie, jako najbliżsi Johna. Był spełnieniem ich marzeń, podobnie jak wiadomości przek
dzicom Kena Beckera w Kelso w stanie Waszyngton i owdowiałemu ojcu Margaret, Patric
stingsowi w Owego w stanie Nowy Jork.
27 maja 1945 r., po trzech długich dniach od chwili, gdy przyszedł pierwszy tele
zaginięciu Margaret, Patrick Hastings otworzył list z wojska, informujący o „otrzy
twierdzonego zawiadomienia wskazującego na to, że Pańska córka nie zaginęła, jak pierw
noszono, ale została ranna w katastrofie lotniczej [...] i znajduje się w bezpiecznym miejscu”
powiadał aktualne komunikaty o akcji ratunkowej i stanie zdrowia Margaret—.
Ciąg dalszy nastąpił dwanaście dni później, kiedy Patrick Hastings otrzymał już bardzi
dzku sformułowany list od kapelana Corneliusa Waldo z Hollandii. „Dotarła już do
adomość, że Pana ukochana córka Margaret w cudowny sposób ocałała z katastrofy samo
ważywszy, że uratowani znajdują się w niedostępnym miejscu, upłynie trochę czasu, nim wró
zy i będzie m o^a sama do Pana napisać. Rozmawiałem z nią przez radio w dniu, kiedy zrzuci
opatrzenie i komandosów. Mimo strasznych przeżyć czuje się zupełnie dobrze”—.
Kapełan nie wspomniał o oparzeniach, ranach i gangrenie ani o tym, że wojsko wciąedziało, jak sprowadzić Margaret, jej współtowarzyszy i ratowników z powrotem do Hołłand
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 135/199
20
HEJ, MARTO!
Po uroczystym pochówku w obozie rekonwalescentów nastąpiły dni rutynowych zabiesiłków, lektury, kart i dyskusji, wyznaczane regularnymi zrzutami zaopatrzenia i spotkan
ubylcami. Walter chciał jak najszybciej wrócić do wielkiej doliny i o tym rozmawiał przez
majorem George’em Gardnerem, nadzorującym dostawy z pokładu 311. Liczył na tran
i^owcem, co oszczędziłoby im niesienia Margaret i Beckera, czy też czekania, aż stan zdr
zwoli tej dwójce na marsz o własnych siłach.
Nadzieje na śmi^owiec można było uznać za pobożne życzenia, skutek zmęczenia W
raków w wiedzy o lotnictwie albo za wszystko naraz. Gdyby śmi^owiec mó^ przelecieć p
czającymi ich górami, żeby przewieźć rozbitków i komandosów do obozu w dużej do
pewne m ó^by też zabrać ich z dżungli, choćby po jednej lub dwie osoby. Gdyby takie rozwiąhodziło w grę, pułkownik Elsmore i inni członkowie sztabu ratunkowego w Hollandi
trzebowaliby pomocy Waltera, sanitariuszy i całej grupy komandosów.
Zapewne przyczyną ponawianych przez Waltera próśb o helikopter - ujawnioną kilka
dzienniku - była nadzieja na jak najszybszy powrót do Hollandii. Walter liczył, że uda m
ekuć sukces z Szangri-La na przydział na front, i chciał niezwłocznie użyć tej karty w rozm
owództwem
Coraz bardziej niecierpliwie czekał więc na odpowiedź Gardnera w sprawie śmi^owca
cyzję sanitariuszy, kiedy pozwolą ruszyć pacjentów; dziennik wyraźnie odbija jego nastroje:
m
Namiot „dowództwa” na polance w dżungli; od lew ej: John McCollom, Ken Decker, Ben Bu
i Camilo Ramirez (za zgodą C. Earla Waltera juniora).
„29 maja 1945. Postanowiłem zrobić porządek w kuchni, zabraliśmy się za to we dw
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 136/199
Donem [Ruizem], a potem czekaliśmy na samolot. Nadleciał w końcu; nowa maszyna i nowa z]. Zrzuciłi jedną pakę, mniej więcej dwie miłe od nas, dałeko. Pewnie sądziłi, że siedzimdwieczorku. Wściekłem się, a samołot zawrócił do Hołłandii. [...] Same ubrania dła Hastingcałą wyprawę śłubną. Żadnych medykamentów. Co za burdeł [...]. Cała nadzieja w śmi^owc30 maja ł945. Czekałiśmy na samołot, ałe nie przyłeciał. Mamy mnóstwo jedzenia, ałe ko
m się zapasy medyczne. [...] Popołudnie spędziłem na wyrku, czytając i papłając. Co zardzo bym chciał, żeby odpowiedziełi w sprawie śmi^owca. Ałbo żeby przynajmniej okazałpacjenci mogą wyruszyć w drogę. [...] Wcześnie zaczęło padać, więc wszyscy się pok
ększość chłopaków czyta. Nastroje dobre, czekamy tyłko na coś atrakcyjnego do roboty [...]en wie, co się dzieje tam na święcie.3ł maja ł945. Wstałem dziś trochę później, bo nie ma nic do roboty. Po śniadaniu wys
oiłi i Ałertę na poszukiwanie krótszej trasy do dołiny [...]. Samołot przyłeciał wcześnie rani^owiec nie wchodzi w grę, no i tyłe, będziemy szłi piechotą. Mam nadzieję, że nasza trójka doła.
ł czerwca ł945. Naprawdę można zwariować, siedząc tak i czekając, żeby się stąd wyd]. Czekam tyłko na poprawę stanu zdrowia pacjentów.2 czerwca ł945. O wpół do jedenastej samołot zrzucił zaopatrzenie i pocztę. B
trzebowałiśmy środków medycznych, odebrałem osiem łistów mocno podnoszących nie najgrałe. Dostałiśmy zwięzłe podsumowanie wiadomości ze świata, bardzo optymistycznychchu czytSL\QmBedside Esąuire, a potem szykowałiśmy się do kołacji. [...] Mam nadziej
konwałescencja chorych nieco przyspieszy.3 czerwca ł945. Co za ranek. Spałem do łł.30, pierwszy raz w życiu tak długo, nie będą
cu, przynajmniej w niedziełę. Zjadłem trochę płatków i czekałem na łunch. [...] Męznadzieja, ałe nic nie mogę zrobić, dopóki nie będę miał pewności, że wyprawa do bazzkodzi pacjentom No, w końcu jest to miły odpoczynek.4 czerwca ł945. Rano puściłem kiłka serii z karabinu. Świetny sposób zabicia czasu. T
tem wyczyścić broń, co też zajmuje jakiś czas. Kołacja była dziś wyjątkowa. Przygotowngałło i Bułatao. Zapiekanka z bekonu, wołowiny, słodkich ziemniaków i groszku, z rzcze brzoskwinie na deser. Pogoda wciąż zła, samołotunie było. Nastroje doskonałe.7 czerwca ł945. Siedziełiśmy dziś i gadałiśmy o domach.8 czerwca ł945. Rok temu żegnałem się z Sał, moją żoną. Wydaje się, że to było cho
wno. Tęsknię tu za nią bardziej niż kiedykołwiek. Rano obudził mnie Don [Ruiz], powiedzit samołot. [...] Byłi w nim dwaj korespondenci wojenni, wyobrażam więc sobie, jaki biono w Stanach z tego, co się tu dzieje. Ciężko tu pracowałi, więc łiczę na ten show, bo możw przychyłniej spojrzy na moje płany. Ci dwaj to Simmons z «Chicago Tribuno) i Morton z A
„Show”, czyłi rozgłos wokół katastrofy, ocałonych, tubyłców i misji ratunkowej w Szangczywiście trwał i w Stanach, i poza nimi. Po błisko trzytygodniowej błokadzie inforłkownik Ełsmore ujawnił prasie, że w sercu Nowej Gwinei dzieje się coś niezwykłego. Przpało kiłku reporterów, ałe najwięcej zapału wykazała dwójka wspomniana przez Wadzienniku.
Wałter Simmons z „Chicago Tribune” miał trzydzieści siedem łat. Pochodził z Fargo w Półn
kocie, gdzie jego ojciec miał drogerię. Po dwóch łatach cołłege’u Simmons zatrudnił się
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 137/199
porter w „Daily Argus-Leader” wychodzącym w SiouxFalls w Południowej Dakocie. Dziesźniej, w 1942 r., zdobył pozycję publikowanymi w „Tribune” relacjami z wojny na Południocyfiku. Pod szorstką powierzchownością posiwiałego korespondenta wojennego krył dowania barwnych obrazów i trafnych określeń. „Świt nadchodzi każdego ranka, jak grzzpoczynał opowieść o codziennym życiu amerykańskich żołnierzy na wyspie Leyte. - Nagle ro
dźwięk - jakby olbrzym trzepał dywan. «Łup, łup, łup». To bateria 40-milimetrowych asza alarm przeciwlotniczy. Żołnierze i cywile wyskakują z łóżek’
Zanim znalazł się na pokładzie samolotu zrzucającego zaopatrzenie nad Szangri-La, c
odniami dostarczał świeży, krwisty towar czytelnikom „Tribune”. W maju 1945 r., podrózez Filipiny z oddziałem Illinois National Guard, pisał teksty, których temat, zawsze tendoczny był już w tytułach: Chłopcy z Midwestu wydostają się z zasadzki Japońców, ŻołChicago załatwia Japońca scyzorykiem. Amerykańskie żniwa na połu ryżowym - 19 Japoy Chłopcy z Midwestu atakiem zdobywają wzgórze Japońców. Opowieści Simmonsa poja
w „Tribune”, rozpowszechniały je też agencja informacyjna Chicago Tribune, która dostaradomości ponad sześćdziesięciu gazetom, i brytyjska agencja Reutera-.
Rałph Morton z Associated Press, rówieśnik, kołega i rywał Simmonsa, zyskał jeszcze szono odbiorców. Po łatach pisania dła mniejszych redakcji przebił się do pierwszej łigi. Poch
Nowej Szkocji. Był reporterem „Hałifax Herałd”, agencji informacyjnej Canadian rotestant Diges#. W roku ł943 podjął pracę w nowojorskiej AP, a na początku ł945 awanskorespondenta wojennego i szefa austrałijskiego oddziału serwisu radiowego. W łatach II wiatowej AP obsługiwała ponad tysiąc czterysta gazet, a serwis radiowy dostarczał wiadom
z^ośniom w całym kraju. Dzięki ogromnemu zasięgowi radia głos Mortona docierał do ty
biorców-.Rełacje Simmonsa i Martina z przełotu nad obozowiskiem postawiły na nogi red
ormacyjne na całym święcie. Każdy naczełny z prawdziwego zdarzenia miał świadomoś
ójka korespondentów trafiła na fantastyczną historię, w środowisku okreśłaną mianem arto!”. Nazwa wzięła się z wyimaginowanej rozmowy między starym i nie zawsze zgołżeństwem Mąż, nazwijmy go Harołdem, zazębiony w fotełu, odpoczywa z nosem w gaz
zeczytawszy coś szczegółnie ciekawego i zaskakującego, przerywa panującą zwykłe ciszę i ^ła do cierpiącej w miłczeniużony: „Hej, Marto, posłuchaj no!”.Teksty Wałtera Simmonsa i Rałpha Mortona opowiadały o tych samych faktach: wojs
mołot rozbił się w Hołenderskiej Nowej Gwinei, w pobłiżu odłe^ej dołiny zamieszkanej mię łudożerców z epoki kamiennej. Z dwudziestu czterech osób na pokładzie przeżyły trzy.
nich jest piękna kobieta służąca w WAC. Drugi z ocałałych stracił w katastrofie brata błiźn
zeci jest poważnie ranny w ^owę. Pomocy i ochrony w tym niebezpiecznym terenie udziełuceni na spadochronach komandosi z wyborowej jednostki. Pełne napięcia spotkanie z tubyerodziło się w międzykułturowe porozumienie, a nawet przyjaźń. Na razie nie ma akuacji.Rełacja Simmonsa zaczynała się od słów: „ W ukrytej dołinie, ł30 mił [ok. 200 km
łudniowy zachód od Hołłandii, czekają na ratunek kobieta służąca w WAC i dwaj łotnicy. Pren z najbardziej nieprawdopodobnych dramatów tej wojny. Nim ł3 maja o 3.15 po południ
m odciętym od świata rajem pojawił się transportowiec C-47, nie stanęła tu nigdy stopa biowieka”. W następnym akapicie autor ujawniał, że uczestnicy łotu zamierzałi „obe
obłiwych, nagich łudzi, którzy ciskałi dzidami w kierunku samołotów”.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 138/199
Simmons stopniował napięcie, przypominając, że wojsko wciąż nie ma pomysłu, jak wyd
oich łudzi z odłe^ej dołiny: „Od trzech tygodni drobna sekretarka z WAC i dwaj mężc
optymizmem wypatrują ratunku, ałe wciąż nie dopracowano się ostatecznego płanu
ysuwano różne propozycje - autożyro (poprzednik śmi^owca), hydropłan, który m
łądować na tafli jeziora położonego 30 mił [błisko 50 km] od dołiny, wyciągarka szybow
małe samołoty obserwacyjne, zabierające za każdym razem po jednej osobie” . Simmons wy
zystkie przeciwwskazania do kołejnych pomysłów, zaznaczając, że „istnieje też możłi
drówki łądem, ałe trwałaby ona kiłka tygodni”-.
Informacje Associated Press, oparte na doniesieniach Mortona, koncentrowały się raczyłcach: „Katastrofa wojskowego transportowca w nowogwinejskiej dżungłi ujawniła tajem
rskiego «Szangri-La», gdzie panuje epoka barbarzyńskiego feudałizmu, a w otoczonych m
astach żyją wysocy na 6 stóp [ł80 cm] tubyłcy”-. W agencyjnych rełacjach dramatyzm sytuacj
az z górami, jako że samołot miał uderzyć w szczyt wysokości 5ł00 metrów, a więc o 600 m
ższy od najwyższej góry Nowej Gwinei.
Wszystkie amerykańskie gazety, łącznie z „New York Timesem”, podawały informacje z Sza
na pierwszych stronach. Wojna wciąż zajmowała serca i umysły Amerykanów - od d
esięcy trwała zażarta bitwa o Okinawę, która pochłonęła już tysiące ofiar. Jednak dramaty
owieść o katastrofie wojskowego samołotu w „prawdziwym” Szangri-La, o trójce ocał
rzy znałeźłi się wśród tubyłców z epoki kamiennej, o grupie odważnych komando
uentowana wiadomością, że nie ma płanu ewakuacji, stanowiła w wojennych doniesieniach
kscytującą odmianę-.
Powszechne entuzjastyczne przyjęcie pierwszych korespondencji potwierdziło, że - jak Sim
orton i ich szefowie niewątpłiwie przewidziełi - historia z Szangri-La była strzałem w dzies
dodatku akcja wciąż się rozwijała, co wróżyło kołejne materiały na pierwszą stronę.
Rełacje Simmonsa i Mortona wywołały ogromne zainteresowanie. Miejsc w samo
aopatrzeniem żądałi inni korespondenci, chętni do przedstawienia własnej wersji tematu „Ko
WAC w Szangri-La”. Pułkownik Ełsmore, zawsze wrażłiwy na uznanie prasy, z radośc
zysługę wyświadczał. Połecił nawet kaprał Marie Gałłagher łatać na pokładzie
enografować prowadzone przez wałkie-tałkie rozmowy samołotu z obozem w dołinie.
Któregoś dnia radiooperator przekazał Margaret wiadomość od jednej z jej współłoka
namiotu w Hołłandii, szeregowej Esther „Ack Ack” Aąuiłio. Esther z niepokojem pytał
argaret się czuje i czy jest bezpieczna. Odpowiedź brzmiała: „Powiedzcie jej, żeby przesta
rtwić, a zaczęła modłić!”. Prasa rzuciła się na to z zachwytem.
W innej rozmowie Wałter nazwał Margaret „krółową dołiny”. Opowiedział reporteromrnie idzie jemu i jego łudzi om handeł z tubyłcami i jakie sukcesy odnosi na tym połu Mar
óra zebrała już całą kołekcję płecionych rattanowych bransołet i dostaje „od tubyłców ni
zystko, czego sobie zażyczy”. Dła dziennikarzy była to kołejna gratka. Obwołałi Ma
rółową Szangri-Ea”. Major Gardner przyjął tę konwencję i w codziennych rozmowach
łkie-tałkie z Wałterem pytał: „Jak dziś się czuje krółową?”. Próbował też namówi
zpośredniej rozmowy z nim i z korespondentami samą Margaret, ałe bez powodzenia-.
Wałter i McCołłom zmieniałi się przy aparaturze na ziemi, a z pokładu samołotu rozma
imi Gardner, radiooperator sierżant Jack Gutzeit i Rałph Morton z AP. Morton był szczęśłiw
gdy, że mó^ osobiście uczestniczyć w wydarzeniach. Zaczął nawet przyjmować z omówienia na konkretne dostawy. W jednym ze swych materiałów, zatytułowanym „Szang
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 139/199
zymuje najnowsze wiadomości od Associated Press”, opowiadał, jak niemal bez tchu czytał
dio komandosomi trójce ocalonych skrót informacji ze świata i z frontów wojny—.
Nie chcąc pozostać w tyle, Simmons zaczął opatrywać swoje teksty na^ówkiem „Z po
nsportowca nad Ukrytą Doliną”. Kilka dni później „Tribune” zaoferowała Mar
cCołłomowi i Deckerowi po tysiąc dolarów za wyłączność na relacje po powrocie do bazy. K
tanawiali się nad tą propozycją, Walter poczuł lekkie ukłucie zazdrości—.
Któregoś dnia samolot przywiózł nad dolinę kuzynkę Deckera, szeregową Thelmę D
WAC. Thelma miała powiedzieć kilka słów otuchy, ale kiedy wstała, by podejść do k
diowca, sparaliżował ją atak choroby komunikacyjnej; czuła się zbyt źle, by przemówić—.
Innym razem Jack Gutzeit zabrał ze sobą gramofon i płyty Benny’ego Goodmana i Harr
mesa. Walter dowcipkował coś o potańcówkach w Szangri-La, ale odbiór muzyki na dol
rny.
Gutzeit tymczasem zadurzył się na odle^ość w Margaret. Któregoś wolnego dnia zabr
molotem lecącym do Australii, do Brisbane, kupił tam pudlo czekoladek i zrzucił j
adochronie nad doliną—. Kilka dni później, kiedy Walter przekazał prośbę Margaret o „ko
rania - koszulę, podkoszulkę, spodnie i stanik”, zareagował dość bezczelnie. „Powiedzcie j
potrzebuje tego tam na dole. Niech przyjmie obyczaje tamtej szych kobief’—.Zrzuty zaopatrzenia weszły w zwyczaj; załoga 311 zaczęła traktować je jak poranne rozwo
eka. Jeden z lotów jednak omal nie skończył się tragicznie. Kiedy dowódca sierżant
bransky i kontroler ładunków sierżant James Kirchanski otworzyli tylny luk bagażowy,
arpnął drzwiami i wyrwał je z zawiasów. Dobranski i Kirchanski omal nie zostali wyssa
wnątrz. Na szczęście, jak donosił Walter Simmons z „Tribune”, „wczepili się w alumin
mugę i pomagając sobie nawzajem, jakoś utrzymali się na pokładzie”. Pechowe drzwi ude
ogonową część samolotu, ale nie spowodowały większych szkód. Dwaj sierżanci, nieco
drapani i posiniaczeni, polecieli nad dolinę następnym kursem
Kiedy indziej Ralph Morton z AP zastanawiał się, czy dolina nie kryje jakichś bouralnych. Spytał Waltera, czy komandosi nie próbowali wypłukiwać złota z rzeki B
powiedź odbierała im nadzieję - w rzece nie było ani ryb, ani żadnych szlachetnych metali—.
Radiowe rozmowy prowadzili gów nie Walter i McCollom Gawędzili z reporterami, z ma
rdnerem, Jackiem Gutzeitem i nowym pilotem, kapitanem Hugh Arthurem Od czasu do
mawiali coś konkretnego albo prosili o muszelki służące jako waluta w handlu z tubyl
miarę upływu czasu na liście zamówień zaczęło pojawiać się piwo, co znaczyło, że p
rwszy w historii w Szangri-La znalazł się alkohol.
Samoloty dostarczały też regularnie pocztę od rodzin. Margaret dostawała listy od sióstr, „
erdziły, że ojciec jest zbyt wstrząśnięty, by pisać” —. Do McColloma i Deckera przych
respondencja od rodziców, do Waltera od żony, a do komandosów - od przyjaciół, ukocha
odzin. Zrzuty poczty nasunęły redakcji „Chicago Tribune” pomysł, by Walter Simmons dost
obiste wiadomości od rodzin ocalałej trójki—. Wprawdzie rodziny mo^y z równym sku
bić to w listach, ale przyjęły ofertę gazety.
„W domu wszystko w porządku, czekamy na Twój przyjazd, oby jak najszybszy - pisał P
stings. - Mam nadzieję i modlę się, żebyś była cala i zdrowa. Siostry Cię pozdrawiają.
nną córkę to duża rzecz. Zobaczysz, co piszą gazety. Dziękuję «Chicago Tribuno) za przeka
tych paru słów. To dla mnie wielka przyjemność. Mamy nadzieję, że wkrótce Cię zobacz
ciski, tata”.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 140/199
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 141/199
w innych obserwacjach zdawał się, niestety, na niekompletne dane i wychodził z błęd
ożeń. Mężczyznom odwiedzającym obóz rzadko towarzyszyły kobiety; Walter wysnuł
iosek, że tubylczych kobiet jest po prostu zbyt mało. Nie zauważył też, by w Uwambo ja
ęso świń, dlatego uznał, że mieszkańcy wioski są zdeklarowanymi wegetarianami. W je
zapisów dziennika powiela kulturowe stereotypy o tubylcach „dziecinnych we wszystkim
wią i robią” . Poniektóre jego spostrzeżenia trącą humorem z akademika:
„Dziś pokazaliśmy jednemu z tubylców 7ń]^cmpin-up girls. Natychmiast zorientował się,
biety, i porozumiewawczo postukal w tykwę chroniącą genitalia. Chłopcy zaczęli go t
owokować i rychło się okazało, że tykwa nie może ukryć jego rosnącego podniecjwyraźniej z braku seksu z kobietami rozkosz seksualna je st u nich rzadkim doznaniem. W
ekł pędem, kiedy stwierdził, że tykwa już nie chroni go przed ujawnieniem stanu, w jakim
alazł. Najdelikatniej mówiąc, był naprawdę szczerze zakłopotany”.
Rozbawił też Waltera widok małego chłopaczka, może sześcioletniego, dla którego tykwa
ła jeszcze za duża. Zwisała z boku, eksponując jego niezbyt okazałą męskość.
Z ciekawości Walter przeprowadził eksperyment. Na kartce papieru zrobił prosty ry
ówkiem. Pokazał to temu samemu mężczyźnie, który oglądał 7ń]^cmpin-up girls, a potem wr
u papier i ołówek. „Rysował faliste linie, podobnie jak dziecko, które pierwszy raz dostaje do
edkę. Był bardzo dumny ze swojego dzieła i pokazał mi je z szerokim uśmiechem. Sądzę, że yć właściwych metod, tubylcy uczyliby się łatwo i szybko”—.
W wywiadzie udzielonym przez wałkie-tałkie Walterowi Simmonsowi z „Tribune” W
isywał fizyczne cechy tubylców i „doskonały stan” ich zębów, z detalami opowiada
wioskach w dolinie. Był zdumiony, że mimo widocznej siły i zręczności miejscowi nie są dob
garzami. Znalazł nawet własne rozwiązanie tej zagadki - „przywykli do tego, że chodzą
iczego nie noszą” . W innym wywiadzie stwierdził: „tubylcy traktują nas jak białych bogów, k
adli z nieba”—. Po czym rzucił: „To chyba najszczęśliwsi ludzie, jakich w życiu spotk
wsze świetnie się bawią”—.
Dwaj tubylcy; zdjęcie z 1945 r. (za zgodą C. Earła Waltera juniora).
Później rozwinął tę myśl: „Wiodło im się dobrze, jedli, co chcieli, mieli swoje miejsce na
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 142/199
tanowili szczęśliwe grono. Był to rajski ogród, w którym nikt im nie przeszkadzał. Waędzy sobą, ale nie mieli żadnych konfliktów ze światem zewnętrznym [...] Na całym śwalała wojna, a tu, w tej małej dolinie, żyliśmy w całkowitym szczęściu i pokoju. Świat zewnęnie dotarł”.W jednej sprawie tubylcy byli wobec przybyszów nieustępliwi. „Nadal nie chcą, żeb
hodzili do ich wiosek i w tym są konsekwentni przez cały czas. [...] Stale też nas przestrześmy nie przebywali w pobliżu ich kobiet i jak tylko mogą, trzymają nas dala od swoich pomote [słodkich ziemniaków]”. Spotkaną młodą dziewczynę Walter ocenił przychylniej
rwszą tubylczą kobietę, jaką oglądał. „Ta była jaśniejsza od innych i jak na miejsewczęta, wyglądała całkiem atrakcyjnie. Piersi miała ładne i duże, ale proporcjonalne. wątpliwie najładniejszą dziewczyną, jaką widzieliśmy podczas pobytu w dolinie”—.
Walter notował w dzienniku to, co myślał i czego doświadczał. Nie znał języka tubyakowało mu szerszego spojrzenia, jego refleksje siłą rzeczy nie mo^y wykraczać poza panice. Nie wiedział, że zdaniem mieszkańców Uwambo Amerykanie są duchami przybyłymi z e pojawiając się, wypełnili proroctwa legendy Uluayek.
Powrót duchów był zapowiadany, dlatego skądinąd wojowniczo nastawieni tubylcy przyj
witali rozbitków i komandosów. Była jednak i druga strona - w dawnych czasach, opisywalegendach, duchy spuszczały się z nieba i kradły kobiety i świnie.
Gdyby Walter znał Uluayek, nie dziwiłby się, że tubylcy tak, a nie inaczej reagują, gdy pow pobliżu ich kobiet.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 143/199
ZIEMIA OBIECANA
21
W miarę upływu czasu Walter sam zaczął podsycać zainteresowanie prasy, w nadziei, że po to zrealizować własne plany. „Obaj korespondenci byli dziś znowu; zdaje się, że to, co
eje, trafia na pierwsze strony gazet na całym świecie - zanotował w dzienniku. - Jedyne,
zę, to że dzięki temu może dostaniemy zadanie bojowe”. „Jeśli to wszystko rzeczywiście ma
klamę, jak się zdaje, jestem pewien, że moje modlitwy co do przyszłości zostaną wysłucha
ał innego dnia.
Kilka dni później okazało się, że miał rację, przynajmniej do pewnego stopnia. Nie jest jasn
asa odegrała w tym jakąś rolę, ale przez wałkie-tałkie usłyszał, że jego oddział otrzymał r
ruszenia na Filipiny, oczywiście kiedy tylko wróci do Hołłandii. Na wyspach Japończycy by
scy kapitulacji - opór na Mindanao wygasał, a generał Mac Arthur szykował się do oroszenipiny zostały zdobyte. Walter jednak wciąż rwał się do wałki partyzanckiej u boku
ostatnich wiadomości wynikało, że tata jest zdrów i cały, ale nadał gdzieś w akcji” - zapisa
tarła do niego informacja o rozkazach.
Kiedy ochłonął z podniecenia, wpadł w rozpacz, że powolny powrót pacjentów do zd
raca się przeciw niemu. Dwa razy, gdy Doc Bułatao stwierdzał, że Margaret i Decker n
towi do trudnej wędrówki, przesuwał datę planowanego marszu do bazy w dolinie. W dzie
m analizował dręczący go konflikt między poczuciem odpowiedzialności i pragnieniami:
mierzam ryzykować kolejnych zakażeń, które mo^yby się skończyć amputacją”. I natych
dawał: „Wszyscy są trochę zniechęceni zwłoką, zwłaszcza moi chłopcy i ja, bo dostaliśmy rojazdu na PI [Philippines Islands, Filipiny]. Tam się toczy wojna, męczy nas to odstawien
czny tor”.
W piątek 15 czerwca, trzydzieści trzy dni po katastrofie, Doc Bułatao bardzo dokładnie z
argaret i Deckera, by mieć pewność, że ich rany się zagoiły, po czym oznajmił, że pacjenci
ruszyć w drogę. Oboje, zwłaszcza Decker, wymagali jeszcze dalszego leczenia, ale zdaniem
zpośrednie niebezpieczeństwo minęło i - oczywiście z pewną pomocą - mogą podjąć wędr
wielkiej doliny.
Walter nie m ó^ się doczekać zwinięcia obozu i wymarszu, zwlekał jednak jeszcze do połuekając na zrzut dodatkowych rac i zapasowego aparatu wałkie-tałkie, który mó^ okaza
trzebny w razie jakichś problemów po drodze-.
Transportowiec z Ralphem Mortonem z AP w roli reportera i radiooperatora na pokładzie zr
unek i nawiązał kontakt z obozowiskiem w dżungli. Po paru zdaniach i informacji o szczeg
nowanej wyprawy do doliny stało się jasne, że głównym obiektem zainteresowania Morton
argaret. John McCołłom starał się wprawdzie odwrócić jego uwagę, ale Morton nie odstę
ojej ofiary.
Ralph Morton: Jak się dziś czuje kapral Hastings?
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 144/199
Porucznik McCollom: Całkiem dobrze. W zasadzie wszyscy czują się dobrze. Chcielibyśm
stąd się wydostać. My we trójkę siedzimy tu grubo ponad miesiąc i naprawdę ch
wrócilibyśmy do roboty w Hollandii. A komandosi są już mniej więcej trzy tygodnie.
Ralph Morton: Czy Margaret może coś nieść?
Porucznik McCollom: Kapral Hastings niesie nieduży bagaż - chyba z 15 funtów [około
wagi. Pozostali mają po 50-75 funtów [20-30 kg]. To nie będzie łatwa droga, chyb
znajdziemy jakichś tubylców [jako tragarzy].
Ralph Morton: Dla dziewczyny, która waży 98 funtów [niecałe 40 kilo], to całkiem sporo...
Nawet pracując z dala od linii frontu, korespondenci wojenni skrupulatnie zapisywali, a p
blikowali nazwiska bohaterów swoich reportaży i nazwy miejscowości, z których pocho
ięki temu najbliżsi i przyjaciele w rodzinnych stronach mogli z dumą czytać o ich odw
ławić się w odbitym świetle sławy znajomego uczestnika wojny. „Nazwisko to news” -
ennikarskie powiedzenie. Wydawcy popierali ten zwyczaj z powodów komercy
zawodowych - podanie nazwiska kogoś z miejscowych zjednywało wierność czytelnkłaniało do kupna większej liczby egzemplarzy na pamiątkę.
Reporterzy piszący o katastrofie Gremlina stosowali tę praktykę konsekwentnie, z je
raźnym i rażącym wyjątkiem Publikowali nazwiska i nazwy rodzinnych miast rozbitków,
astrofy, kapelanów, którzy byli na pokładzie samolotu nad doliną podczas pochówku, ze
nistów w Hollandii i członków załogi transportowca 311, i to nie tylko pilota, drugiego p
adiooperatora, ale i mechanika lotniczego, sierżanta Ansona Macy’ego z Jacksonville na Flor
az członków ekipy zrzucającej ładunki.
I jak mieli obsesję na punkcie Margaret, tak całkowicie pomijali komandosów filipińs
chodzenia, mimo że - z wyjątkiem Rammy’ego Ramireza - wszyscy byli mieszkańcami Sednoczonych i pełnoprawnymi żołnierzami US Army. Rozmawiając z dziennikarzami przez w
kie, Walter i McCollom wielokrotnie usiłowali zainteresować ich komandosami, zwła
haterskim skokiem Bulatao i Ramireza na śmiertelnie niebezpieczny teren i ich staraniami,
atowały życie i zdrowie Margaret i Deckera.
A jednak w żadnej z relacji ani sanitariusze, ani pozostali skoczkowie nie doczekal
eżytego uznania. Od czasu do czasu pojawiali się anonimowo, tak jak w typowej wzmi
rzucono też dwóch filipińskich sanitariuszy z zaopatrzeniem medycznym”.
Trzeba jednak oddać sprawiedliwość Ralphowi Mortonowi z Associated Press, który w
święcił nieco miejsca żołnierzom z 1. Batalionu Rozpoznawczego; Walter Simmons z „Triboncentrował się z kolei na sierżancie Alfredzie Baylonie, może dlatego, że ten „krępy mił
gar” mieszkał w Chicago i pracował wcześniej jako sanitariusz w tamtejszym Garfield
mmunity Hospital-.
Walter z irytacją czytał zrzucane razem z zaopatrzeniem wycinki prasowe z tek
wydarzeniach w Szangri-La. Gniewał go brak uznania dla swych żołnierzy. „Tak nie
ennikarzy docenia zasługi moich ludzi; zawsze przypisują je komuś innemu. Mam nadziej
dy się stąd wydostanę, będę mó^ oddać sprawiedliwość tym, którym się ona należy, także
nierzom, bo to dzięki nim możliwe było uratowanie rozbitków. Skok nad niezbadaną k
górska wspinaczka najgorszymi trasami, jakie w życiu widziałem, to naprawdę nie jest
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 145/199
masłem Bez narzekań, jak kto może, po prostu każdy robi swoje”-.Jako dowódca skoczków Walter doczekał się w prasie pochlebnych wzmianek. Nazwan
efem ratowników - określenie Ralpha Mortona - zapewne, by odróżnić go od szefów plemienle że przez cały czas dziennikarze używali jego pierwszego imienia „Cccii”, którego nie onsekwentnie dodawali mu do nazwiska „s”, przerabiając Waltera na Waltersa.
Przed wymarszem do bazy w dolinie rozbitkowie i komandosi starannie przejrzeli cały dobzdecydować, co zabrać, a co zostawić na miejscu. Upychając zapasy w plecaku, McC
alazł nieotwierane paczki podpasek zrzucanych dla Margaret. Urodzonemu mechanikowi przy^ow y pewien pomysł.- Maggie - spytał - będzie ci to potrzebne?Odpowiedziała żartem; McCollom rozerwał więc opakowania. Wręczył białe pod
zystkim żołnierzom, żeby podkładali je na ramiona, pod szelki ciężkich plecaków. „Swietnie się do tego nadają” - stwierdził później, wspominając swój wkład w techno
nstrukcji ochraniaczy dla piechoty-.Margaret pakowała się, myśląc o tubylcach. „Chcieliśmy pożegnać się z Pete’em i inny
pisała. - Słowo «dzicy» nie pasuje do tych miłych, przyjaznych i gościnnych ludzi. Nigd
zumieliśmy nawzajem swojej mowy. Zawsze jednak pojmowaliśmy swoje uczucia i intejwiększym cudem, jaki spotkał McColloma, Beckera i mnie, poza tym, że uniknęliśmy śmkatastrofie, było to, że tubylcy okazali się ludźmi dobrymi i łagodnymi”.
Walter spieszył się do bazy i - jak zanotował - opuszczając obóz, nie widział tubylców. Jeargaret przed wymarszem odszukała Wimayuka Wandika, którego nazywali Pete. Płakał, a zem inni mieszkańcy Uwambo, widząc, że przybysze zbierają się do odejścia.„Niektórzy z nas też pewnie popłakiwali” - napisała w dzienniku-.Ani ona, ani nikt inny z całej grupy nie wiedział, że tubylcy przygotowali im pożegnalny pre
edy zorientowali się, że goście zamierzają iść przez dżunglę w stronę doliny, skontaktowali symi sprzymierzeńcami i po raz drugi orosili maga - decyzję o bezpiecznym przejściu - nanowanej trasie-.Margaret stanęła w kolumnie i obejrzała się na obozowisko. Ostatni raz patrzyła na po
dkich ziemniaków, gdzie wraz z McCollomem i Beckerem znaleźli ratunek po katastrofie i uważył ich kapitan Baker z B-17, na połowy „szpital” w dżungli, w którym Boc Bulatao i Cammy” Ramirez wyleczyli jej rany i uratowali nogi, i na koniec - na piramidę naowiewającą nad nim amerykańską flagę-.
W ciągu miesiąca spędzonego w niewielkim obozie nad rzeką Mundi rozbitkowie i komaelokrotnie proponowali tubylcom swoją żywność. Żaden z nich jednak ani jej nie przyjął, ansmakował. McCollom próbował wszystkiego: podsuwał ryż, konserwę wolową, czekoamaliśmy tabliczkę i wkładaliśmy do ust, ale jej nie tknęli”-.
Kiedy przybysze zwinęli obóz, tubylcy zebrali pozostawiony prowiant i zanieśli do jaskini. wiedział, co to jest - wspominał Tomas Wandik. - Ludzie się tego bali, dlatego złożyli wszem, jako rzeczy święte. Zabito świnie i pokropiono to ich krwią dla oczyszczenia”. By zazngiczny charakter miejsca, w pobliżu wejścia do jaskini tubylcy posadzili drzewo podobn
mbusa. Ceremonię pokropienia krwią przeprowadzili też na całym szlaku, którym „du
hodziły w dół zbocza.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 146/199
Wimayuk Wandik nie ruszył wprawdzie ich jedzenia, przyjął jednak w prezencie od J
czetę ze sznurem przewłeczonym przez otwór w rękojeści. Rąbanie drewna było codzien
asochłonnymzajęciem, a cenne ostrze - wszystko wskazuje na to, że pierwsze metałowe narzę
akim zetknęłi się tubyłcy - przecinało drzewo szybciej niż kamienny topór. Początkowo Wim
racał prezent co rano i każdego dnia dowiadywał się, że ma go sobie zatrzymać na stałe. Uzn
swoją własność, dopiero gdy McCołłomodszedł.
Nie wszyscy w Uwambo martwiłi się odejściem duchów, takjak Wimayuk i Yarałok. „Niek
łi wściekłi na Wimayuka, bo za bardzo spoufałał się z duchami - opowiadał jego syn Hełen
abierz tę maczetę)), mówiłi”. Niewykłuczone, że gniewałi się, bo komandosi postawiłi mioty na środku ogrodu nałeżącego do całej współnoty. „Zniszczyłi uprawę słodkich ziemni
aro”—.
Podtrzymywaniu pokojowych stosunków służyły też papierosy. „Uwiełbiałi je - pisała Ma
łe zawsze przerażały ich zapałki i zapałniczki. Przypałałiśmy więc papierosy od naszych i do
edy wręczałiśmy Petemu i jego łudzi om”. Pete, jak zanotowała, stał się entuzjastą marki Rałei
Po odejściu „duchów” Wimayuk wspiął się na grzbiet Ogi. Za pomocą maczety podarow
zez McCołłoma pociął resztki wraku Gremłina na narzędzia i materiał budowłany.
łementów wzmocnił ogrodzenie wioski i tak służył ponad sześćdziesiąt łat—.
W następnych miesiącach mieszkańcy Uwambo wróciłi do dawnego rytmu życia i odwiecz
yczajów. Hodowałi świnie, uprawiałi słodkie ziemniaki, dbałi o swoje wioski i rodziny i
zyłi wojny. Z tą jedną różnicą, że kiedy opowiadałi dzieciom łegendę Ułayek, dod
owieści o Yugwe, Meakałe, Mumu, Mua, Pingkongu, Babikamie i innych „duchach” przyb
ieba.
Musiało minąć jeszcze kiłka łat, by tak jak przepowiadała łegenda, powrót „duc
czywiście stał się początkiem końca życia, jakie od zawsze znałi.
Z ciężkimi płecakami i podkładkami z podpasek na ramionach, nie wiedząc dokładnie, kt
, rozbitkowie i komandosi wyruszyłi w niebezpieczną drogę z obozowiska w dżungłi do
dołinie.
„Wciąż przed siebie, od jednej skałnej szczełiny do drugiej - wspominał Wałter. - Musie
ekraczać górski potok płynący sobie w dał. Przechodziłiśmy go kiłka razy, bo tyłko w ten sp
entowałiśmy się, gdzie jesteśmy i dokąd do chołery zmierzamy”—.
Margaret rozpoczynała marsz mocna i całkowicie pewna. Gdy szłi jeden za drugim przez
deszczu dżungłę, czuła się żołnierzem, ta k ja k inni. Takjak wszyscy przełaziła przez zw
ody na skraju urwiska „opadającego w wąwóz bez dna” i przeskakiwała z pniaka na pniak. Je
pół godzinie z trudem łapała oddech. Przemknęło jej przez ^o w ę koszmarne wspomnwędrówki po katastrofie, gdy po kawałeczku pełzła w dół zbocza i w nurcie strumienia.
„Myśłałam, że jestem siłna i zdrowa, znacznie zdrowsza od sierżanta Beckera, który
głądał choro i mizernie - zapisała. - Miarowy, rytmiczny krok piechura narzucony
mandosów okazał się dła mnie za trudny”, stwierdziła jednak.
- Zatrzymajmy się - zawołała do Wałtera. - Muszę odpocząć.
- Ja też - odezwał się, ku jej ułdze, Decker. Była pewna, że gdyby nie poprosiła o p
cker maszerowałby cicho i spokojnie, aż wreszcie by padł—.
Wałter zanotował w dzienniku, że z braku tragarzy i z powodu stanu „dwójki pacjentów” te
rszu było wołniejsze, niżby chciał. Dodał jednak: „Czapki z ^ó w przed sierżantem Deck
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 147/199
apral Hastings. Oboje wykazali wielki bart ducha”.
Pierwszego dnia wędrówki zatrzymali się na noc po trzech godzinach. Pora była wcz
iknęli więc wieczornego deszczu, a sanitariusze mieli czas na opatrzenie ran Margaret i Bec
ybko stanął niewiełki obóz - Margaret dostała własną dwójkę, McCołłom i Decker zajęłi
trzeciej stłoczyło się kiłku komandosów; reszta zawiesiła na drzewach hamaki.
Następnego ranka wstałi wcześnie i krótko po ósmej już byłi w drodze, tego dnia „b
równej, prowadzącej prosto w górę i w dół” - jak notował Wałter. Margaret miała bołesne k
prawym udzie - „kaprał Hastings naprawdę dziś cierpiała” - dłatego znów zwołniłi—.
Kiedy nadłeciał transportowiec i nawiązano kontakt radiowy, Wałter powiedział majordnerowi, że nie ma tubyłców, których można byłoby zatrudnić jako tragarzy. Przypuszcza
ejscowi nie łubią obcych przechodzących błisko ich wiosek.
- Czy są nastawieni wrogo? - spytał Gardner.
- Nie sądzę - brzmiała odpowiedź Wałtera. - Jesteśmy jednak przygotowani i na to
rtwcie się. Mamy mnóstwo amunicji, ałe niczego się nie spodziewamy. Są bardzo spo
yczłiwi. Jeśłi będziemy się trzymać z dała od ich kobiet i od połetek camote, nic nam nie groz
Jeszcze tego samego dnia kiłku tubyłców z wioski na trasie wędrówki zgodziło się po
słania i śpiwory. Gdy po południu rozbij ałi obóz, założony przez Wałtera ceł - dziesię
ennie - został osiągnięty. „Głównym probłemem jest woda - pisał Wałter. - Wszędzie jej p
Bóg jeden wie, gdzie ją można znałeźć w tej dżungłi”—.
Wałter nie chciał, by ktokołwiek wiedział, że skręcił łewą kostkę, skacząc z kamienia na kam
y przechodziłi przez górski potok. „Zajmowałem się przede wszystkim Maggie i pozostałą dw
ałonych, Kenem Deckerem i McCołłomem - wspominał. - Nie uważałem więc i stanął
mień obrośnięty mchem Fatałnie się pośłiznąłem i długi czas po tym czułem skutki skrę
stki”. Noga spuchła tak, że była dwa razy grubsza niż zwykłe, Wałter poprosił więc Doca Bu
mocno mu ją zabandażował. „Gdyby nie to, nigdy bym się stamtąd nie wydostał”. Bół nie
Wałter m ó^ przynajmniej stawiać stopę na ziemi. „Idzie nam zbyt dobrze, by wstrzymywać m
a mnie - notował. - A więc, Bakala na. Jakoś wytrzymam”—.
; - , I'
••
Ocałeni, komandosi i tubyłcy - odpoczynek w drodze z dżungłi do bazy w dołinie (za zgod
Earła Wałtera juniora).
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 148/199
Margaret z każdym dniem czuła się lepiej, pulsujący ból w nodze zelżał. W niedzielę 17 cze
trzecim dniu wędrówki, Walter pochwalił ją, że ma wszelkie zadatki na pierwszorzęd
chura. „Czapki z ^ów przed kapral Hastings, sierżantem Deckerem i porucznikiem McCollo
elki hart ducha, są wspaniali. Kapral Hastings bezwarunkowo zasługuje na wielkie uznanie”.
Margaret odnotowała w dzienniku zmianę; napisała, że czuje się znakomicie. Teraz jednak
óciły jej siły, pojawił się kolejny problem - niepożądani wielbiciele.
„Jednego z tubylców natychmiast nazwaliśmy «Bob Hope». Miał taki sam nos. Niestety, nas
aszliwie się we mnie zadurzył. Jego pomysł na zaloty polegał na tym, że plątał się godzinami
ie, rzucając mi pożądliwe spojrzenia”. Margaret czuła się skrępowana tymi względami, amandosi zaczęli podkpiwać z jej nowego obiektu uczuć, wpadła w irytację. Sytuacja tylk
gorszyła.
„Dość niespodziewanie Bobowi przybył rywal - zanotowała. - Uczucie dopadło też mł
opca, wręcz nastolatka. Jego koncepcja uwodzenia dziewczyny sprowadzała się do rzucania
ykami. Najwyraźniej czekał, że będę je odrzucać. Zachowywał się jak szczeniak”. W k
kochani tubylcy zostawili ją w spokoju i grupa maszerowała dalej—.
W poniedziałek 18 czerwca rano, zmęczeni, dotarli do przełęczy między dwiema górami,
alter nazywał siodłem Szli krętą ścieżką wzdłuż błotnistej rzeki Pac, po drodze zrobili przerw
ch; dwie godziny później Sandy Abrenica, Roąue Yelasco i Alfred Baylon - trzej komazostali w głównym obozie - zobaczyli ich i rzucili się na spotkanie. Walter promieniał, patrz
oich, jak sam mówił, „najlepszych żołnierzy na święcie”—.
Gdy w górze pojawił się transportowiec zapowiadający ich przybycie do doliny, trójka ocal
częła podskakiwać i machać—. Za sterami samolotu siedział sam szef operacji, pułko
more, z Ralphem Mortonem z AP u boku—.
Pięć tygodni po opuszczeniu Hollandii Margaret, McCollom i Decker wreszcie na własne
zeli dolinę Szangri-La.
„Kiedy ludzie idący za Mojżeszem doszli do Ziemi Obiecanej, musieli zobaczyć taki włkny widok - napisała Margaret w dzienniku. - Była to prześliczna, urodzajna ziemia, ok
romnymi szczytami gór Oranje. Przez całą zieloną dolinę wiły się miedziane wody rzeki. To
sza Ziemia Obiecana”—.
Gdy ochłonęli, dowiedzieli się, że Elsmore ma dla nich niespodziankę.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 149/199
22
HOLLYWOOD
Margaret była pewna, że niespodzianką będzie kilka skrzynek piwa, przygotowanych przeelbicieli z transportowca na przyjęcie z okazji dotarcia do Szangri-La. W pewnym stopniu ję. Piwo rzeczywiście zrzucono, tyle że na opuszczone już obozowisko w dżungli. „Leży tasiaj - napisała w dzienniku. - Dwie skrzynki amerykańskiego piwa czekają na Robinsona Co «Tradera» Horna [podróżnik i handlarz kością słoniową z przełomu XIX i XX w. -
m], który się na nie natknie. Tubylcy nigdy go nie ruszą”-.Niespodzianka miała jednak jakiś związek z alkoholem
Walter przeprowadził krótki przegląd bazy i niedługo potem usłyszał, że ktoś wola go do wa
kie. Radiooperator z 311 zawiadomił go, że na pokładzie samolotu jest filmowiec, który zambić film dokumentalny o życiu, śmierci, tubylcach i działaniach ratunkowych. Właśnie za
rząż spadochronową i szykuje się do skoku.- Facet skakał kiedykolwiek w życiu? - spytał Walter.- Nie.Walter był pełen obaw. Okazało się, że w Hollandii jeden z komandosów z jego oddziału z
mowcowi półgodzinny wykład, jak skacząc, uniknąć pewnej śmierci.- Na litość Boską, przywiążcie mu linę do linki wyzwalającej! - zawołał. - Jeśli
powietrzu znieruchomieje ze strachu, spadochron się otworzy i da mu przynajmniej jakąś szan
Wszyscy zebrani na dole patrzyli, jak samolot nurkuje nad doliną, ale w otwartych drzwiacło żadnego ruchu. Maszyna zawróciła i znów nikt się nie pojawił. Wreszcie, za trzecim rabaczyli, jak wielka, lekko chwiejąca się postać z kamerą przymocowaną do ciała wypadwnątrz i leci w dół i jak za chwilę rozkwita nad nią biały, wydęty baldachim
Od razu się zorientowali, że coś jest nie w porządku. Skoczek był dziwnie bezwładny.Margaret sama przyznawała, że o skakaniu nie wie prawie nic. Ale i ona zdawała sobie sp
mają do czynienia z kompletnym ignorantem„Kołysał się wahadłowym ruchem po wielkim luku od jednego krańca spadochronu do drugi
notowała. - Przeraziliśmy się, że zatoczy wielkie kolo, wypchnie powietrze spod spadoc
unie na ziemię”.Walter i jego ludzie nerwowo wykrzykiwali w stronę żywego metronomu bujającego na
wami:- Złącz nogi!- Stabilizuj pozycję!- Podciągnij kolana!Żadnej odpowiedzi.Margaret przyłączyła się do chóru, wrzeszczała razem z nim, powtarzając rady specjalistó
oków, całkowicie lekceważone przez dyndającego człowieka, sprawiającego wrażenie nieżywJakimś cudem powietrze nie uciekło spod czaszy spadochronu. Skoczek wylądował na ple
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 150/199
ozrzuconymi rękami i nogami, na kępie wysokich, ciernistych krzewów nieopodal obozu. M ó
rtwy albo ciężko ranny; kilku komandosów rzuciło się więc przez ogromne trawy porast
linę, by go ratować. Pierwszy dobieg na miejsce sierżant Juan „Johnny” Javonillo.
Rzucił okiem i natychmiast wyskoczył spomiędzy krzewów. „Wyglądał jakby zobaczył duch
ała potem Margaret. Zawołał Waltera.
- Kapitanie! Ten facet jes t pijany!
Zaraz za nim wpadł McCollom. Powiedział to samo: „Pijany w trupa”.
Gdy wyciągnęli go z gęstwiny, Walter sam dokonał oględzin. Potwierdził opinię o skoku w
ojenia alkoholowego i nadał przez radio sarkastyczny komunikat do odlatującego transportoolina zamienia się w Hollywood - i to szybko”-.
Nawet nie wiedział, że trafił w sedno.
Zamroczony człowiek, leżący plackiem w zaroślach, nazywał się Alexander Cann. K
zygody, miał czterdzieści dwa lata, a za sobą niezwykłą drogę, która doprowadziła go od wys
zycji społecznej do Szangri-La.
Urodził się w Nowej Szkocji jako najstarsze z dzieci poważanego bankiera H.V Canna
ny Mabel Ross Cann, córki członka kanadyjskiej Izby Gmin. Mabel Cann zmarła, kiedy Ale
eckiem. Gdy miał siedem lat, ojciec przeprowadził się z rodziną na Manhattan, gdzie w 19półuczestniczył w zakładaniu nowojorskiego Banku Rezerwy Federalnej. Po siedmiu
ędzonych w Stanach Zjednoczonych, kiedy H.V Cann wszedł w skład ścisłego kierownictwa
Ottawa, wrócili do Kanady.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 151/199
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 152/199
Rychło zaczął grać drobne rołe. W ł936 r. pracował już w kiłku studiach fiłmowych; występędzy innymi jako strażnik w fiłmie Jestem niewinny {Fury) ze Spencerem Trący, w reżyserii nga; był detektywem w Smart Blonde z Głendą Farrełł i członkiem załogi Orzeł leci do
hina Clipper) z udziałem kumpła od kiełiszka, Humphreya Bogarta. Rok później grał kłaZbieg z San Quentin(San Quentin), znów z Bogartem Piął się w górę hołływoodzkiego łańkarmowego, załapując się na większe rołe, w tymBułła Cłantona w w e s t e r n i e fo r Tomb
937 r. Gdy otrzymał rołę szwarccharakteru, Błack Jacka Carsona w serii fiłmów o Hopssidy, z udziałem Wiłłiama Boy da i Gabby Hayes, jego notowania wciąż szły w górę-.
O iłe jednak aktor Ałexander Cross osiągał sukcesy, o tyłe prawdziwy Ałexander Cann dowstare hołływoodzkie powiedzonko: „Dobrze czy źłe, byłe o nas mówiłi” - nie zawsz
rawdza.28 marca ł937 r. „Los Angełes Times” opubłikował na pierwszej stronie hit numeru: A
zyznaje się do kradzieży klejnotów w Palm Springs. Z tekstu wynikało, że „aktor fiłmozedstawiony przez połicję jako Ałexander Howard Cross Cann, przyznał się, że ukradł bryłanansołetkę i wysadzany drogimi kamieniami pierścionek Ałmie Wałker Hearst, pięknej byłej asowego magnata Wiłłiama Randołpha Hearsta juniora. Była to opowieść o bodaj najgpłanowanym rabunku w historii.
Cann łubił kobiety, a byłą panią Hearst poznał miesiąc wcześniej w Sun Yałłey w stanie Idziesięć dni przed pubłikacją w „Timesie” uczestniczył w niewiełkimprzyjęciu w jej posiadPałm Springs. Późnym wieczorem towarzystwo przeniosło się do łokału w centrum rwszej w nocy Cann wrócił do rezydencji i ukradł kł ej noty warte ponad 6000 dołarów.
mego dnia wszedł do łombardu w Hołływood i sprzedał je za 350 dołarów. Interes był znadziejny.
„W swoim zeznaniu - pisano w „Timesie” - Cann [...] powiedział, że grubo przegrścigach i miał poważne kłopoty finansowe. Przyznał się też, że tego dnia pił”.Gdy Ałma Hearst zorientowała się, że zginęła jej biżuteria, dostarczyła połicji łistę s
ości. Śłedczy szybko zainteresowałi się Cannem, a zastępca szeryfa zadzwonił do niego do dtor tełefonicznie przyznał się do kradzieży i powiedział, gdzie są klejnoty. Odzyskanombardu i zwrócono właściciełce. Cann przyjechał do Pałm Springs i oddał się w ręce p
yłądował w areszcie, oskarżony o kradzież z włamaniemAłma Hearst doszła jednak do wniosku, że dość ma roz^osu, a także Ałexa Canna Nastę
ia w „Timesie” pojawiła się informacja, że zarzuty przeciw Cannowi zostaną wycofane, jeśłiniądze, a 350 dołarów nie było wiełkim zyskiem i stosunkowo łatwo przyszło Cannowi je sp„Nikt nie łubi oskarżać przyjaciół. Ałe jeśłi ktoś robi takie rzeczy jak ta, musi za to zapłac
cytowała połicja słowa Ałmy.Zanim cała historia - ze swym bohaterem - zniknęła z horyzontu, żerowały na niej wsz
enniki radiowe. Gazety wydawane dałeko od Hołływood drukowały tytuły w rodzaju: Kle
spodyni ukradzione przez aktora. Nawet „New York Times” nie odmówił sobie opowieści oarst i o rabunku^.Cann jako Ałexander Cross pojawił się w ł939 r. w jeszcze jednym fiłmie epoki kryzysu
mań Bomb. Roła tytułowego anonimowego bombiarza okazała się stosownym zamknięciemłływoodzkiej ery; aresztowanie okazało się miną, która wysadziła w powietrze jego fiłmrierę i rozbiła ją w drobny mak.
Cann otrząsnął się, jak umiał. Gdy wybuchła II wojna światowa, miał za sobą już trzy małżerzy rozwody; nie doczekał się jednak dzieci-. Nie mając żony, błiskich ani żadnych widokó
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 153/199
bliższą przyszłość, wrócił do korzeni i wstąpił do kanadyjskiej marynarki. Pech go jedna
uszczał.
Transportowiec wojenny, którym płynął na Południowy Pacyfik, został trafiony japońską tor
nn przeżył, ale uraz krzyża przysparzał mu bólów do końca życia-. W 1943 r. w Australii,
chodził do zdrowia, regularnie upijał się w nocnych klubach. Był towarzyski, lubił pić i po
owiadać, snuł więc wspomnienia o hollywoodzkich latach. „Zdołał przekonać wiełu łudz
obieniu fiłmów wie więcej niż w rzeczywistości” - twierdziła jego córka-.
Dzięki znajomościom z nocnych kłubów dowiedział się, że urzędujący w Londynie hołend
d emigracyjny szuka korespondentów i fiłmowców dła nowej agencji informacyjnej w Inłenderskich, której działania miały stać się przeciwwagą dła propagandy hitłerowski
ędzynarodowej scenie, zgodnie z interesami Hołandii-. Opierając się na mocno przesadzo
pewnieniach o doświadczeniu fiłmowym, a także, jak można przypuszczać, nie widząc specja
jskowych korzyści z czterdziestoczterołetniego marynarza z przetrąconym krzyżem, Can
vy „wypożyczyła” Canna powstałemu w Mełbourne austrałijskiemu oddziałowi Nether
ormation Service. Z tytułem „wojennego korespondenta i operatora fiłmowego” i przydzia
merą 35 mm Cann użył swego wdzięku i kanadyjskiego akcentu, by wyżebrać od amerykań
jsk łączności trudną do zdobycia taśmę fiłmową-.
Bez reszty pochłonięty nową rołą, nieustraszenie fiłmował wałki na Fiłipinach i kampan
rneo. W ł944 r., podczas październikowej inwazji ałiantów na wyspę Leyte w archip
pińskim, znałazł się na pokładzie ciężkiego krążownika HMAS Austrałia zaatakowanego
oński bombowiec nurkujący nazywany przez ałiantów „Betty” . Japończyk uderzył w Aus
zabił ałbo śmiertełnie ranił kapitana, nawigatora i dwadzieścia osiem innych osób.
wszechne jest przekonanie, że był to pierwszy w łatach wojny udany atak kamikadze. Jednak
o naoczny ocałały świadek, kwestionował tę opinię. Tydzień później mówił reporte
sociated Press, że gdy samołot wbił się w okręt, piłot już nie żył. „Japoniec był pod strasz
niem zaporowym, nad samołotem nikt nie panował, poza tym maszyna już dymiła”—.Cann zdążył więc do tej chwiłi przepuścić spadek, rozwieść się trzy razy, wyłądować w are
o złodziej kłejnotów, uszkodzić krzyż podczas ataku torpedowego i ujść z życiem z o
atakowanego przez japoński samołot. Natym tłe niekontrołowany skok po pijanemu nad Szang
dawał się posunięciem dość naturałnym
Kiedy Wał ter Simmons, Rałph Morton i inni reporterzy donieśłi o Szangri La, o rozbi
mandosach i płemieniu z epoki kamiennej, Ałex Cann postanowił jeszcze raz spróbować szcz
ł7 czerwca połeciał z Mełbourne do Hołłandii—. Następnego ranka zabrał się na przeło
ejscem katastrofy Gremłina, a po powrocie na łądowisko Sentani poprosił o spadochron. D
ka wskazówek od kapitana Isaaca Unciano z 1. Batalionu Rozpoznawczego, ale wszwitował żartami. Unciano zapamiętał gównie, że Cann obiecał „sześć kwart whisky i impr
łi uda mu się szczęśłiwie wrócić—.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 154/199
Alexander Cann kręci f\\mSzangri-La (za zgodą B.B. McCollom).
„Wiedział, że to bardzo niebezpieczne - opowiadała Ałexandra Cann, która pracuje w Lon
o agent łiteracki. - Chciał jednak tam dotrzeć, dłatego się zdecydował. Nigdy wcześnie
akał. Zaproponowałi mu szkołenie, ałe powiedział: - Nie, dziękuję, skoczę tyłko ten jedeybym nie chciał, wypchnijcie mnie’—.
Choć niewiełe brakowało, Cann nigdy osobiście nie potwierdził historii o skoku po pijan
rełacji nadanej przez Associated Press pisał: „Nie wiem, czy skoczyłem, czy na sygnał
stałem wypchnięty, ałe gdy spadochron się otworzył, piłnie fiłmowałem skok. Wyłądowałem
wanku, na płask, na płecach w jakichś krzakach”—.
Rozpłątany przez Javoniłła i innych, Cann znacznie uszczupłił obozowy zapas aspiryny, po
stał usadzony przy obiedzie złożonym z fiłipińskiego czau mein i smażonych ziemniaków.
trzeźwiał na tyłe, że można z nim było rozmawiać, Wałter spytał go, czym znieczułił się
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 155/199
okiem w dolinę.- Wypiłem trzy czwarte litra holenderskiego dżinu - odpowiedział ponoć.- Po co?- Żeby się nie zawahać.Walter pomyślał chwilę. - Powinieneś być spadochroniarzem - oznajmił.Później major Gardner spytał Waltera przez walkie-talkie, czy Cann ma kaca. „Mówi, że ntego nie zrobi - przynajmniej dopóki nie pojawi się kolejny temat”.Gdy Cann odzyskał przytomność umysłu, po raz pierwszy przyjrzał się dobrze Margaret Has
warde lądowanie nie zmniejszyło jego zamiłowania do pięknych kobiet. Poprosił Walterzekazał wiadomość korespondentowi AP, Ralphowi Mortonowi: „Kapral Hastingswspanialszym rozbitkiem, jakiego w życiu widziałem”. I dodał: „Chłopcy z ekipy ratown
zywają ją królową Szangri-La”. Margaret, zapytana o królewski tytuł, odparła: „Jestem gotow
ogi i w każdej chwiłi mogę złożyć koronę”—.
Młodzi wojownicy z dwóch różnych światów. Fiłipino-amerykańscy żołnierze to (od łeweCamiło Ramirez, Custodio Ałerta, Don Ruiz i Juan „Johnny” Javoniłło.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 156/199
Walter i Cann bardzo się zaprzyjaźnili. Kapitan chłonął mądrości i nauki, jakie Cann nabył dak to określał Walter - „doświadczeniu i mocnym ciosom”. Godzinami rozmawiali, pokera, pływali w rzece, wędrowali po dolinie i kłócili się o wyniki sportowe i o poljska. Cann uważał, że wojsko nie powinno cenzurować dziennikarskich relacji ze strefy dzjennych. Walter gorąco się sprzeciwiał. „Lubię, jak taki ktoś jak on się wścieka - zadzienniku - bo naprawdę mogę się wtedy czegoś nauczyć”. Największym komplem
darował Canna, gdy nazwał go „naprawdę fajnym kolesiem”—.W chwili przybycia Canna obóz, któremu Walter nadał nową nazwę - Placówka US
Szangri-La, D.N.G. Pu tch New Guinea - Holenderska Nowa Gwinea] - w skrócie „angri-La” - osiągnęła pełny i ostateczny piętnastoosobowy skład: dowódca - kapitan Calter junior, dziesięciu komandosów; troje ocalałych rozbitków i pochodzący z Kanady inżyor, złodziej brylantów, marynarz i korespondent wojenny w jednej osobie.Roztasowali się - według określenia Waltera - „w ślicznym małym miasteczku”, rozłoż
stóp zbocza góry, na dość płaskim terenie. Trzej sierżanci, którzy cały czas byli w bygotowali daszki z płacht i namioty, w tym czerwony, przeznaczony na magazyn, i różowy, słuo kantyna.Z grubo ociosanych bali zbudowali też prowizoryczny chlew, w którym znalazło się siedem
upionych” od tubylców przez Abrenicę, Baylona i Yelasco za dostarczone samolotem musdną z nich, najsłabszą, „niesłychanie bystrą” - jak pisała Margaret, sierżanci nazwali na jej ggy.
„Peggy najwyraźniej sądziła, że jest psem Chodziła za wszystkimi, a kiedy tylko ktokonas siadał, wskakiwała mu na kolana. Komandosi szorowali ją codziennie do połysknotowała Margaret.
Najokazalej prezentował się namiot w kształcie piramidy - kwatera dla VIP-ów i oficczęści wydzielonej wyłącznie dla Margaret stanęło ogromne łoże z wysuszonych, złocistych
branych w dolinie; nad nim zawisł baldachim z żółtej tkaniny spadochronowej. Królews
stroju dopełniała artystycznie udrapowana moskitiera. Aby Margaret nie stąpała bosą stopmi, za dywanik przy łóżku służyły jej puste pokrowce po spadochronach.„Ze wzruszenia chciało mi się płakać - napisała w dzienniku. - Cały obóz był luksusowy, łą
łazienką! Z pustych, wodoodpornych kartonów po racjach żywnościowych trzej sierudowali wannę. W pobliżu wykopali studnię, napełnianie wanny było więc bardzo proste” .
McCollomi Walter, jako oficerowie, dostali prycze w męskiej części wielkiego namiotu. Warł się jednak, że odda swoją Beckerowi, by szybciej wracał do zdrowia; sam, tak jaknierze, rozpiął hamak między drzewami. Widok ogromnego kapitana wciskającego si
zwieszonego wora bardzo Margaret rozbawił—.Pierwszy dzień w całości spędzony przez całą piętnastkę w bazie komandosi uczcili lechon - dwóch pieczonych prosiąt, wolno obracanych na rożnach, póki nie nacistobrązowego koloru. Margaret upewniła się, że Peggy oszczędzono tego zaszczytu. Walt
zypomniało się dzieciństwo; nie jadł lechon od blisko dziesięciu lat. „Sam najadłem się jak Śieprzowiną), po czym zataczając się, poszedłem do magazynu i padłem wykończony - notowprawdę świetni kucharze z tych chłopaków”.Następnego dnia rozbitkowie i komandosi pozwolili Alexowi Cannowi wykazać się w
órcy filmowego. Cann miał wprawdzie nakręcić materiał dokumentalny, nie odmówił jednak
robiny hollywoodzkiej inscenizacji. Ominęła go scena wejścia ocalonej trójki do obozu w dotrzebna mu do filmu jako element akcji. Namówił więc wszystkich do odtworzenia ostatnich
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 157/199
drówki. Nikt nie zamierzał dźwigać trzydziestokilogramowych plecaków, wypchano je
stymi opakowaniami po racjach żywności. Wyglądały imponująco, ale nic nie ważyły—.
Z podpasek tym razem zrezygnowali.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 158/199
23
SZYBOWCE?
Kiedy euforia po odnalezieniu rozbitków przygasła, w sztabie pułkownika Elsmore’a w Fezgorzała dyskusja nad najłepszym sposobem wydobycia amerykańskiego personełu - a teraz
mowca pracującego dła hołenderskiego rządu - z dołiny Szangri-La.
Najważniejszym kryterium oceny kołejnych projektów było bezpieczeństwo. Od decyzji ze
eżało życie piętnastu łudzi. A właściwie nie tyłko ich, biorąc pod uwagę ryzyko,
dejmowałi piłoci, załoga i każdy, kto miał brać udział w operacji. Pianiści w Hołłandii musie
bie zdawać sprawę, że sukces ałbo fiasko działań wpłynie na ich własne życie, i to zar
obiste, jak i zawodowe. Rozbitkowie i komandosi byłi dła nich nie tyłko żołnierzami
onkretnymi osobami. Do troski o nich doszła jeszcze odpowiedziałność za Ałexa Canna. Wie
dodatek, jak funkcjonuje wojsko: jeśłi szeroko na^ośniona historia o Szangri-La skończgicznie z powoduźłe zapłanowanej łub przeprowadzonej akcji ewakuacyjnej, drogo za to zap
Ekipa Ełsmore’a przedyskutowała łiczne propozycje, odrzucając kołejno jedną po drugiej
reałne, bezsensowne, niewykonałne łub po prostu skazane na niepowodzenie. Skreśłiła po
ycia sterowca, śmi^owca, hydropłanu, kutra patrołowego i wędrówki łądem do Hołłandii. K
mówiła możłiwość zrzucenia do dołiny żołnierzy batałionu budowłanego marynarki - „Seabe
rzy za pomocą małych spychaczy przygotowałiby łądowisko. Płan upadł, gdy Ełsmore uzn
owanie C-47 na tak wiełkiej wysokości, na krótkim, prowizorycznym pasie, a potem pon
rt nad otaczającymi dołinę górami niesie zbyt duże ryzyko powtórzenia historii Gremłina-.
Następnie pod dyskusję poddano propozycję wykorzystania małego, uniwersałnego samołot
ntineł, pieszczotłiwie nazywanego łatającym jeepem Samołoty tego typu, służące podczas w
zadań rozpoznawczych i jako frontowe ambułanse powietrzne, charakteryzowały się - mó
ykiem wojskowym - „zdołnością do krótkiego startu i łądowania”. Oznaczało to, że mo^yb
rawdzić na nierównym podłożu i nie wymagałyby budowy pasa startowego. Miały jednak s
dy.
Na łot z Hołłandii do dołiny sentineł potrzebowałby bowiem około trzech godzin i całego z
iwa. Zbiorniki z pałiwem na drogę powrotną natężałoby więc zrzucać na spadochronach.
m w samołocie było miejsce tyłko dła piłota i jednego pasażera, co oznaczałoby piętnaście ku
każdym razem połączonych z tym samym dużym ryzykiem Wariant z użyciem sentineła był je
iąż brany pod uwagę-.
Zastanawiając się nad załetami i wadami takiego rozwiązania, Ełsmore zwrócił się po rad
ecjałisty - Henry’ego E. Pałmera, trzydziestejednołetniego porucznika z Baton Rouge w Lui
łmer, chudy wiejski chłopak o przezwisku „Red”, miał ogromne doświadczenie w ła
ntinełami i innymi małymi samołotami. Stacjonował niedałeko, na łądowiskuna tropikałnej w
ak, na północ od wybrzeży Nowej Gwinei-.
Ełsmore załatwił mu przełot nisko nad dołiną bombowcem B-25, by sam ocenił sytuację. P
pierwszego rzutu oka wiedział, że sentineł nie jest właściwym samołotem do takiego zadzyszedł mu do ^ow y pomysł użycia statku powietrznego całkiem innego typu, choć tak jak sen
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 159/199
projektowanego z myślą o lądowaniu na ograniczonej przestrzeni i nierównym terenie, tanak, który jego zdaniem dawał większe szanse bezpiecznego przelotu nad górami z pasażeramkładzie. Nie zużywając przy tym ani kropli paliwa.
Po powrocie do Hollandii Palmer poszedł do dowództwa planistów i stanął przy tabusząc kredę, narysował coś, co wyglądało jak dziecięcy obrazek dużego i małego samołączonych ze sobą jak mama z dzieckiem pępowiną.
Jest to - wyjaśniał - samolot bez silnika, ciągnięty po niebie przez dwusilnikowy salujący. W ten sposób porucznik Henry E. Palmer zaprezentował i uzasadnił zadanie, ja
historii szybownictwa wojskowego jeszcze nie było. W tak osobliwej misji, i to na tsokościach, żaden szybowiec nigdy dotąd nie latał.
Pierwszy wolny lot przypisuje się Ikarowi, którego podróż skończyła się jednak roztopierzydeł i śmiercią w morzu. Piloci szybowców wojskowych, odznaczający się cierpkim poczumoru, przyjęli Ikara za swoją maskotkę. Awaryjne lądowanie zdawało się wpisane w lostków powietrznych. Generał William Westmoreland mówił o nich: „To jedyni piloci II wiatowej, którzy nie mieli silników, spadochronów ani drugiej szansy”.Bracia Wright i inni pionierzy lotnictwa zaczynali od eksperymentów z szybowcami, al
em były samoloty silnikowe. Po sukcesie pod Kitty Hawk o szybowcach, dalekich krewmolotów, prawie zapomniano. W pierwszym dwudziestoleciu XX wieku używali ich góuzjaści sportów szybowcowych, chełpiący się kolejnymi rekordami przelotów. Miło
ybowców budowali jednak coraz większe i bardziej skomplikowane konstrukcje, zdolne pomielu pasażerów i - po wyciągnięciu w górę przez samoloty z silnikiem - pokonywać le^ości.W latach trzydziestych XX wieku liderem w tej dziedzinie stały się Niemcy, przede wszy
tego, że po I wojnie światowej zabroniono im posiadania lotnictwa wojskowego. Hekroczył ten zakaz w 1935 r., ale nie zapomniał o niemieckich pilotach szybowcow
neralicja rozważała możliwości wykorzystania ich w wojnie; niemieccy inżynieprojektowali szybowce podobne do niewielkich samolotów bez silników, zdolne zabrać pziewięciu żołnierzy albo tonę sprzętu. W przeciwieństwie do samolotów, którym potrzebnybrze utrzymany pas startowy, potrafiły lądować na wyboistych polach w środku strefy dzjennych. Dla Niemców szybowiec z załogą miał jeszcze jedną zaletę - można było go odczep
molotu wiele mil od miejsca przeznaczenia; zwolniony z uwięzi leciał, nie wydając żadwięku.
Okazję do przetestowania tych cichych urządzeń znaleźli Niemcy w maju 1940 r. ednoczone miały przystąpić do wojny dopiero za rok i siedem miesięcy. Polska była już poko
tler chciał teraz przedostać się przez Belgię do Francji. Między nim i Paryżem, na niemigijskiej granicy stał jednak potężny fort Eben-Emael. Głęboko wkopana w ziemię grupa waromocniona półtorametrową warstwą betonu, uchodziła za twierdzę nie do zdobycia. Tradyk zająłby parę tygodni, nie gwarantując sukcesu. Nawet gdyby ostatecznie belgijski fort u
uga i kosztowna walka zniweczyłaby niemieckie nadzieje m.Blitzkrieg, zaskakującą przeciwjnę błyskawiczną. Śmi^owce przyspieszyłyby operację, ale ich nieustanny warkot zaalarmowrońców na długo przed pojawieniem się niemieckich żołnierzy. To samo dotyczyło samoloaczących z nich komandosów można byłoby powystrzelać jak kaczki.
Szybowce zapewniały realizację planów ukradkiem - 10 maja 1940 r. samoloty Euft
ciągnęły niewielką eskadrę w niebo, w kierunku Belgii. Szybowce, każdy z dziewięc
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 160/199
nierzami piechoty w pełnym uzbrojeniu, płynęły cicho w ciemnościach przedświtu; dzie
ich wyłądowało na „dachu” podziemnego fortu - trawiastej równinie o długości dziesięciu
bołowych Niemieccy żołnierze natychmiast ruszyłi do ataku. Choć znacznie mniej łiczn
rony, obezwładniłi osłupiałych Bełgów, rozmieściłi ładunki wybuchowe, które miały znis
żkie działa i tego samego dnia zajęłi fort. Kołumny niemieckich czołgów minęły go, jadą
łnocnej Francji-.
Stany Zjednoczone nie brały jeszcze udziału w wojnie, łos Eben-Emaeł był jednak dła
gnałem ałarmowym Oznaczał, że szybowce mogą w przyszłości odegrać w niej ważną
merykański program szybownictwa wojskowego zaczął się na dobre natychmiast po Pearł Hagłe trzeba było wyszkołić tysiąc piłotów; w kołejnych miesiącach łiczba ich wzrosła do sz
ięcy. Projekty wojskowych szybowców powstawały w ośrodku Wright Fiełd w Ohio; tam wł
zydziełono dwóch młodych mechaników pokładowych, poruczników Johna i Ro
cCołłomów. Nie uczestniczyłi bezpośrednio w programie szybowcowym, ałe z zainteresowa
dziłi jego postępy.
Amerykański przemysł łotniczy pracował wtedy pełną parą, by odpowiedzieć na ro
potrzebowanie wojska. W rezułtacie w programie szybowcowym większej wagi nabrał cz
zedsiębiorczości, a rządowe przetargi na bezsiłnikowe wojenne i transportowe statki powie
grywałi przedziwni oferenci w rodzaju producenta łodówek, firmy mebłarskiej i wytwmien. Ostatecznie wojsko zdecydowało się na czwartą wersję szybowca transporto
odukowanego przez Waco Aircraft Company z Ohio, nazwaną Waco CG-4A, w skrócie W
ymawiane „Wah-coh”)-.
Szybowiec Waco CG-A4 w łocie (za zgodą Si3 Powietrznych U. S.)
Były to raczej kury niż sokoły - ociężałe, nieuzbrojone furgony ze skłejki i metałowych
ytych płótnem. Rozpiętość ich skrzydeł wynosiła 25,48 m, wysokość - ponad 3,6 m, a dł
nad ł4,5 m. Waco ważył około ł500 kg, ałe mó^ zabrać ponad drugie tyłe ładunku w łud
przęcie - trzynastu żołnierzy z pełnym wyposażeniem, ćwierćtonową ciężarówkę łub po
ubicę kałibru 75 mm z zapasem amunicji i dwoma artyłerzystami-. W kabinie było miejsc
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 161/199
óch pilotów. Wyciągały je zwykle samoloty C-47, czasem C-46, na nieco ponad stumetro
onowym holu.
Wojsko amerykańskie otrzymało w latach wojny blisko 14 tysięcy takich szybowców. Ja
nię, Równym dostawcą bezsilnikowych samolotów, po 15 tysięcy dolarów za sztukę, była
otor Company. Za cenę jednego szybowca rząd mó^ kupić od Forda siedemnaście luksuso
miocylindrowych samochodów-.
Waco przeszły chrzest bojowy w lipcu 1943 r., podczas inwazji na Sycylię. Rok pó
zewoziły żołnierzy do Normandii w D-Day, choć wiele z nich padło ofiarą trzymetro
ewnianych pali wbijanych z rozkazu marszałka Rommla na polach, gdzie spodziewano siowania. Uczestniczyły też w operacji Dragoon w południowej Francji i operacji Y
Niemczech. Dowoziły zaopatrzenie w czasie bitwy o Ardeny i wykonywały różne inne za
owe w Europie. Służyły też na azjatyckim teatrze wojennym - w Chinach, Birmie i In
akże na filipińskiej wyspie Luzon.
Jako środki przewozu żołnierzy szybowce Waco miały wielką zaletę - jeśli pilot mocno ham
y lądowaniu, m ó^ zatrzymać się szybko, bo mniej więcej 200 jardów [około 180 m] od m
zyziemienia, i to na nierównym podłożu. Nierzadko jednak lądowały z nosem wbitym w z
gonem w górze, czasem wywracały się i koziołkowały. Takie lądowanie można jednak i tak u
udane. Wiele szybowców nie trafiało do strefy lądowania z powodu złej pogody, zerwanlowniczych, błędu pilota czy innych niefortunnych wypadków. A nawet jeśli wszystko praco
alnie, waco stanowiły duży, powolny cel dla dział przeciwlotniczych.
Krótko mówiąc, nazywano je przynętą dla artylerii przeciwlotniczej, bombowcami z bam
latającymi trumnami. Piloci szybowcowi, czyli „dżokeje samobójcy”, przeprowa
ontrolowane lądowania awaryjne”, co samo w sobie brzmiało jak oksymoron. Kiedy zbiera
drinka, wznosili sarkastyczny toast „za szybowników - poczętych przez pomyłkę, cierpi
ugie męki w łonie matki, a w końcu urodzonych w niewłaściwym czasie i niewłaściwym miej
We wrześniu 1944 r. Walter Cronkite, młody reporter londyńskiej United Press miał pol
ybowcem Waco w ramach prowadzonej w Holandii operacji Market Garden. „Oma
mówiłem, co oznaczałoby okrycie się hańbą”. Ostatecznie zgodził się tylko dla ratowania tw
zed kolegami. „Widziałem już szybowce, które lądowały w Normandii - setki wr
rzuconych po polach”. Wylądował szczęśliwie, ale nigdy nie zapomniał tych przeżyć: „Po
rost: jeśli musicie wyruszać na wojnę, to nie szybowcem Piechotą, czołgając się
adochronie, wpław, łódką - wszystko jedno. Byle nie szybowcem!”-.
We wczesnym okresie wojny traktowano szybowce jako produkt jednorazowego użytku
owaniu i wyładunku żołnierzy i zaopatrzenia pozostawiano je swojemu losowi. Ale w miar
ły koszty, podjęto próby odzyskania tych przynajmniej, z których zostało coś więcej niż maopał. Najczęściej jednak w miejscach, gdzie się znajdowały, nie mó^ lądować żaden sam
óry mógłby je wyciągnąć. Rozwiązaniem stał się specjalnie opracowany system Samolot ho
hodził bardzo nisko, bo zaledwie sześć metrów nad ziemię i przelatując obok szybowca, „chw
i wyciągał w górę.
Z pól bitewnych Francji, Birmy, Holandii i Niemiec odzyskano w ten sposób blisko p
ybowców. Niemal zawsze siedzieli w nich tylko piloci. Jednak w marcu 1945 r. na po
pobliżu Remagen w Niemczech wylądowały dwa waco przystosowane do ewakuacji ran
ładowano na nie dwudziestu pięciu żołnierzy amerykańskich i niemieckich. C-47 chwyci
zelatując nad ziemią, i rychło oba szybowce szczęśliwie wylądowały w szpitalu wojskowym
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 162/199
ancji—.
Od tej udanej operacji minęły trzy miesiące. Teraz porucznik Henry Palmer chciał ją powtó
mrazemjednakzadanie było znacznie trudniejsze.
Pałmer wymyśłił płan, który mó^ się spodobać tyłko wojsku ałbo Hołływood. Na szczęści
go w Szangri-La miał do czynienia z jednym i drugim.
Operacja miała zacząć się w Hołłandii. Płan zakładał, że samołot C-46 wyciągnie szybo
górę i będzie go hołował sto pięćdziesiąt mił, aż nad dołinę. Gdy przełecą nad przełęczą,
łączy się od samołotu, wyłąduje w dołinie i tam weźmie pasażerów. Na takiej wysokoścmniej miłę nad poziomem morza, szybowiec nie udźwignie pełnego ładunku. Za każdym r
bierze tyłko pięć osób, w pierwszej kołejności ocałonych z katastrofy. Po czympiłot i pasażer
ygotują się do startu.
C-47 przełeci nad szybowcem i za pomocą haka umocowanego do kadłuba „chwyci
ociągnie w powietrze. Razem przeskoczą nad górami i skierują się ku Hołłandii. Po rozdzi
aj piłoci szczęśłiwie wyłądują, uroczyście witani, serpentyny miłe widziane.
Tak to wygłądało na rysunku Pałmera. W praktyce mo^o dojść do dziesiątków awarii i błęd
ybowce spadłyby swobodnie jak łatawce, samołoty zamieniłyby się w kułe ognia,
sażerowie zginęłiby na miejscu. Prócz zwykłego ryzyka pojawiało się mnóstwo dodatkogrożeń, jakie niosło płanowane podchwycenie waco.
Nigdy jeszcze nie podchwytywano szybowca wojskowego miłę (półtora kiłometra)
ziomem morza. Nawet gdyby manewr się udał, istniało niebezpieczeństwo, że na dużej wyso
rozrzedzonym powietrzu ciężar szybowca tak spowołni łot C-47, że mogą zgasnąć siłniki samo
łeżnie od wysokości, na jakiej C-47 znajdzie się w tym momencie, szybowiec może zachow
ogromny papierowy samołot łecący z pełną szybkością kursem kołizyjnym ku ziemi. Ten sa
oziłby C-47.
Nikt też nie wiedział, czy - gdyby nawet siłniki nie zgasły - C-47 ciągnącemu w rozrzedz
wietrzu załadowany szybowiec wystarczy mocy, by szybko osiągnąć wysokość około dzieięcy stóp pozwałającą przełecieć nad przełęczą. Piłotów czekały ponadto nisko wiszące ch
mienne wiatry mocno utrudniające drogę do dołiny i z powrotem. Wprawdzie codzienne
aopatrzeniem dła Szangri-La miały już charakter rutynowy, jednak żaden z uczestniczących
sji piłotów nie zapominał, że błąd Gremłina kosztował życie dwudziestu jeden łudzi.
Wreszcie, jeśłi pierwsza operacja się uda, ekipa ratownicza będzie musiała powtórzy
czyn jeszcze dwukrotnie, za każdym razem tak samo ryzykując.
W rozważaniach pułkownika Ełsmore’a na korzyść tej propozycji przemawiały trzy wzgłęd
rwsze, nie wymyśłono żadnego łepszego ani bezpieczniejszego rozwiązania. Po drugie, zau
dził fakt, że Pałmer znosił się na ochotnika do piłotowania pierwszego szybowca. Po tr
smore był kowbojemprzestworzy z zacięciem teatrałnym.
Gdyby się udało, mogłiby łiczyć na uściski Margaret, przyjaciełskie męskie pokłepywania, t
pierwszych stronach gazet, rołe w fiłmie Canna i ewentuałnie medałe. Być może on sam zdo
wtórzyć manewr i odbyć własną, długo oczekiwaną podróż do dołiny. Z drugiej strony, g
stąpiła katastrofa, Pałmer zapewne nie mó^by już ponieść odpowiedziałności i cała
adłaby na pułkownika.
Po konsułtacjach ze współpracownikami i rozważeniu zysków i strat pułkownik Ray T. Ełs
najmił, że piętnastka tymczasowych mieszkańców dołiny Szangri-Ea zostanie stamtąd sprowad
ybowcami Waco CG-4.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 163/199
Decyzja Elsmore’a uruchomiła gorączkowe poszukiwania pilotów i wykwalifikowa
onków załogi samolotu holującego. Potrzebnych było też kilku pilotów szybowcowych do
Palmerem, różnego rodzaju personel techniczny i trudny do znalezienia sprzęt. W rejonie Pac
dziej korzystano z szybowców niż w Europie, specjalistyczne urządzenia znajdowały się
różnych miejscach, od Melbourne po Clark Field na Filipinach^.
Szczęśliwie dla wszystkich zainteresowanych wiadomość o planowanej operacji podchwy
tarła do majora Williama J. Samuelsa, dowódcy 33 rd Troop Carrier Sąuadron w Nichols
Manili. Samuels, dwudziestodziewięcioletni były „skaut orli” z Decatur w stanie Illinois,
jną latał jako pilot w United Airlines. Co ważniejsze, był instruktorem „podchwytywybowców” w Bergstrom Field w Austin w Teksasie i - jeśli się nie mylił - najba
świadczonym w tej dziedzinie pilotem na całym południowozachodnim Pacyfiku. Kiedy zno
nadzorowania przygotowań sprzętu i szkolenia załogi, a także do pilotowania sam
dchwytującego, Elsmore z radości oddał mu do dyspozycji własną kwaterę.
Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, Samuels miał przeprowadzić pierwszy ma
rzechwycenia” z kabiny C-47 nazywanego „Fuizą” . Samolot - „stare ptaszysko”, jak go okre
pożyczono z jednostki, która najwyraźniej pozbyła się go bez żalu. W drodze z Manili na N
wineę silnik Fuizy wysiadł i major musiał lądować awaryjnie, by dokonać naprawy. Przec
szynę na Mokrą Fuizę, bo rozchlapywała olej z silników na skrzydła.Na miejsce ćwiczeń Elsmore wybrał małą wysepkę Wakde, skrawek lądu o wymiarach dw
y mile, 100 mil [160 km] od wybrzeży Hollandii. Największą zaletą Wakde był pas sta
gnący przez niemal całą jej długość; drugą - odosobnienie i brak świadków. Gdyby szybo
adł, istniały duże szanse, że obyłoby się bez roz^osu.
Dni mijały i nie przynosiły wiele nowego. Całe przedsięwzięcie opóźniało się z powodu
ałtownych deszczów, a to braków w sprzęcie albo trzydniowego ataku czerwonki, jaki do
muelsa—. Henry Palmer miał więc mnóstwo czasu na rozmyślania nad tym, w co się
końcu nazwał swój szybowiec Podpałką bez Wiatraka, nie z pogardy, tylko dlatego, że nie
nika i kojarzył się z luźnym pękiem patyków—.
Samuels i drugi pilot, kapitan William G. McKenzie z Fa Crosse w stanie Wisconsi
stanowili lepiej zorientować się, co ich czeka. Polecieli nad dolinę wybrać miejsce lądow
ybowca i pas startu. Szangri-Fa nie wzbudziła w nich zachwytu.
- Co o tym myślisz. Mac? - spytał Samuels.
- Nie dowiemy się, póki nie spróbujemy. Bill - brzmiała odpowiedź.
Samuels obejrzał się na załogę. Patrzyli z powątpiewaniem przez okna i oceniali szanse ope
rzeżyciu nie wspominając—.
Prace na Wakde wolno się posuwały, a tymczasem trzej sierżanci, którzy budowali
dolinie - Abrenica, Baylon i Yelasco - przygotowali, zgodnie z wymaganiami Sam
owisko dla szybowca. Na stosunkowo płaskim terenie o długości około 400 i szerokośc
dów [360x90 m] wycięli i wypalili krzewy do wysokości mniej więcej pół metra. Czerwo
adochronami, na których zrzucano zaopatrzenie, okolili lądowisko; z białych, należącyc
mandosów, ułożyli linię wyznaczającą środek pasa startowego. Stosownie do prowizorycz
arakteru całego przedsięwzięcia ogromne strzałki kierujące pilotów na lądowisko ułożyli z pa
letowego.
Na Wakde koncentrowano się przede wszystkim na najbardziej niebezpiecznej części opedchwyceniu. Kiedy na wyspę dotarł już cały sprzęt, załoga zamontowała w Mokrej Fuizie co
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 164/199
ypominało wielki kołowrotek z liną i hakiem. Była to przyśrubowana do podłogi kabiny ogrciągarka - ważące ponad 300 kilogramów urządzenie rozmiarów pralki. Jeden z członków zał z jej pomocą zwalniać łub ściągać półcałową stalową linę nawiniętą na bęben, długą na p [300 m]. Lina zakończona była stalowym hakiem długości 6 cali [15 cm].W chwili podchwycenia załoga Mokrej Luizy miała rozwinąć linę z hakiem - najpierw w
ewnianego ramienia - bomu, wystającego pod kadłubem C-47. Hak umieszczony był na mienia, by zachował stabilne położenie.
Plan zakładał, że inny samolot dohołowuje szybowiec do Szangri-La. Po zwolnieniu z
ądowaniu w dolinie załoga szybowca ustawi dwie tyczki wysokości około trzech i pół mdalone od siebie o 6 metrów. Między szczytami tyczek rozwiesi się część pętli o długośtrów, sporządzonej z nylonowej liny o przekrój u jednego cała [2,54 cm]. Będzie to wyglądał
ocznia do skoku o tyczce, w której poprzeczkę stanowi część nylonowej pętli; jej rieszająca się z tyczek, zostanie ułożona starannie na ziemi. Do leżącej części pętli b
mocowana druga nylonowa lina, długości około 225 stóp [67,5 m], której przeciwłe^y kłączy się z dziobem szybowca, stojącego 50-100 stóp [150-300 m] za linią tyczek.
Żeby operacja się udała, C-47 musi zanurkować nisko nad miejscem podchwycenia. Stalowykońcu ramienia zahaczy o nylonową pętlę łączącą wierzchołki tyczek. C-47 poleci dalej, a
da gazu, by - pokonując dodatkowy opór stawiany przez szybowiec - osiągnąć potrsokość. Operator wyciągarki, włączając hamowanie bębna na pokładzie C-47, uwzgdkość, wagę szybowca i inne czynniki, i zdecyduje, ile stalowej liny trzeba rozw
kołowrotka, by nylonowa lina nie pękła. Jeśli się pomyli, lina zerwie się z dzioba szybszkodzi skrzydła. Piloci szybowców opowiadali, że w chwili podchwycenia czuli się tak, wystrzelono z gigantycznej procy.Nabierając wysokości, C-47 w ciągu trzech sekund szarpnięciem wyciągnie szybowiec w ciągu siedmiu sekund od podchwycenia osiągnie wysokość 60 stóp [18 m] i prędkość pona
l na godzinę. Już w powietrzu operator wyciągarki w C-47 zwinie linę, by przyciągnąć szybo
samolotu holującego na odle^ość około 350 stóp [100 m]. Oba statki powietrzne polecą rej, połączone nylonowo-stalowymi więzami. Zbliżając się do Hollandii, pilot szybowca od
od samolotu! samodzielnie bezpiecznie wyląduje—.Tak to wyglądało w planach. W praktyce pierwsze próby podchwycenia Podpałki przez M
izę na wyspie Wakde kończyły się obrażeniami załogi i zniszczeniem sprzętu. Rosłytpliwości co do sensu użycia szybowców w ewakuacji z Szangri-La.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 165/199
24
DWIE KRÓLOWE
Kończył się czerwiec 1945 r., dobiegała końca wojna.Po najkrwawszej z bitew na Pacyfiku, w której zginęło dwanaście tysięcy Amerykanów i ptysięcy Japończyków, 2ł czerwca alianci zdobyli Okinawę. Zyskali lotnisko tranzytowe i
powy do ataku z lądu i powietrza na ^ów ne wyspy japońskie - oczywiście w razie gdyby crohito nie dał się nakłonić do kapitulacji. Amerykańscy przywódcy sądzili, że nowa tajna mba o niewyobrażalnej sile rażenia, pozwoli osiągnąć cel bez wysyłania żołnierzy do Tóby miały się odbyć w ciągu najbliższych tygodni; gdyby okazały się udane, prezydent Trumadjąć decyzję o ewentualnym jej użyciu. Wiele krajów świata myślało już jednak w kategowojennych. Gdy w Szangri-La czekano na ewakuację, przedstawiciele czterdziestu cz
ństw zbierali się w San Francisco, by podpisać dokument powołujący Organizację Narednoczonych.
Załogi szybowców pracowały pełną parą, a obóz w Szangri-La się bawił. Na oczach wiżonej z tubylców Decker zgolił sześciotygodniowy zarost. Za to Walter i ostrzyżony przez latao McCollom zachowali nieregulaminowe baczki. „Jakoś trzeba pokazać, że coś przeszljuż się stąd wydostaniemy” - tłumaczył Walter załodze 311-. Razem jedli posiłki, zwie
linę, pozowali Alexowi Cannowi, rozmawiali o rodzinach, czytali książki, czasopisma iucane z zaopatrzeniem Któregoś dnia dostali książkę o technikach przetrwania w dż
awiła się tak późno, że rozbitkowie uznali ten prezent za żart.Jeden z tubylców, nazywany przez komandosów Joe, nadzorował codzienny handel sw
mków z przybyszami. Kiedy rynek prosperował, pięć muszelek cowrie można było wymienmienny toporek, najbardziej pożądaną pamiątkę. Walter ustalił obowiązującą stawkę na ejscową broń, kiedy za osiemnaście muszelek dostał sześćdziesiąt dwie strzały i trzy czątkowo Świnia „kosztowała” zaledwie dwie do czterech muszelek, ale w wyniku inflacjirosła do piętnastu. Koszty się zwiększyły, gdy chlew zbudowany przez komandosów runął i ostych świń, po piętnaście muszelek sztuka, pokłusowalo w góry. W obiegu było tak dużo musz
McCollom obawiał się, czy komandosi i rozbitkowie nie zrujnują lokalnej gospodarki-.Muszelki używane przez Amerykanów jako swego rodzaju waluta były rzeczywiście pierw
śmiałym krokiem tubylców w kierunku gospodarki opartej na pieniądzu. Wprawdzie od dmieniali je z ludźmi z innych wiosek na szpagat, pióra i inne trudniej dostępne towary, al
ywali ich w wymianie między sobą. W ich wspólnotach nie było niczego, co mogliby od swzajem kupować. Muszelki i naszyjniki z muszli służyły przede wszystkim do cementowania ołecznych. Podczas uroczystości pogrzebowych na przykład żałobnicy składali naszyjnikłokach jako dary. W kulminacyjnym punkcie ceremonii szef wioski rozdawał je, tworząc w
osób nową sieć zobowiązań wobec siebie i upamiętniając poprzedniego właściciela-.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 166/199
Tubylec z plemienia Dani przymierza mundur (za zgodl C. Earla Waltera juniora).
Zagrożenie dla lokalnej gospodarki, jakie dostrzegał McCollom, nie wyczerpywało prob
afując muszelkami, jakby jedyną ich wartością była rola środka płatniczego, przybysze m
dważyć spójność wspólnoty.
Większość tubylców skłonna była wprawdzie dostarczać za muszelki świnie, topory,
trzały, niektórzy jednak bali się tych transakcji. „Nigdy nie widzieliśmy tylu muszelek. Ro
wili, byśmy byli ostrożni i ich nie brali” - opowiadał Lisaniak Mabel. On i jego przyj
słuchali ostrzeżenia. „Biali byli zdenerwowani, że odrzucamy muszelki, które nam oferowali”
Któregoś dnia miejscowy handlarz, nazywany przez komandosów Joe, przyprowadził do o
y kobiety. Alex Cann, początkowo zdezorientowany, pojął, że mogą je dostać za muszelki.
- Walt, uważaj - powiedział Walterowi - on chce ci sprzedać kobiety.
- Cholera, mało mam kłopotów. Nie będą mi się tu pętać żadne baby!
Komandosi ryknęli śmiechem
„[Joe] jest strasznie łasy na pieniądze, a sądząc po twarzach kobiet, nie robiliśmy na
ecjalnego wrażenia - pisał Walter w dzienniku. Brak entuzjazmu był obustronn
trzebowałbym kilku lat i przekonania, że nigdy się stąd nie wydostaniemy, tony mydła na dod
by w ogóle na nie spojrzeć”. Oferty nie przyjął-.
Człowiekiem nazywanym przez przybyszów Joe był Gerlagam Logo, syn szefa Yali L
hodzący za groźnego wojownika. Wiele lat później członkowie plemienia wspominal
rlagam był w przyjacielskich stosunkach z Amerykanami. Wątpili jednak, by próbow
zedać kobiety. Miał żonę i dwie córki; nie wykluczali, że chciał je przedstawić swoim no
ajomym^.
Codziennie, gdy przylatywał 311, Walter i McCollom składali zamówienie na żywność i
pasy. Sierżant Ozzie S. George, reporter wojskowego pisma „Yank”, który relacjon
darzenia razem z cywilnymi dziennikarzami, chętnie analizował zawartość zrzucanych ładunśród wymienionych przez niego rzeczy znalazły się: dwadzieścia par butów, trzysta funtów
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 167/199
artykułów medycznych, czternaście pistoletów kaliber 45 i trzy tysiące sztuk amunicji,
toletów maszynowych Thompson, noże, maczety, namioty, łóżka połowę, ubrania dla rozbit
demdziesiąt pięć koców, piecyki połowę, benzyna, menażki, woda, siedemdziesiąt pięć skrz
dziesięcioczęściowymi zestawami żywnościowymi, ryż, sól, kawa, bekon, sok pomidorowy
anasowy oraz „jajka, które wylądowały w całości”. George twierdził, że Margaret otrzy
mskie figi, choć według samej zainteresowanej bielizna nigdy nie nadeszła-.
Walter nadał bawił się w antropołoga-amatora. Bezskutecznie szukał oznak jakiegoś
Wierzą w ludzkość i to bodaj ich jedyna rełigia” - powiedział przez wałkie-tałkie majo
rdnerowi.Podczas jednej z wędrówek z grupą komandosów i tubylców zorganizował wyścigi w
zegu rzeki B ałiem Wcześniej z rozczarowaniem pisał o przydatności miejscowych jako trag
arżył się nawet, że męczą się szybciej niż Filipińczycy, których pamiętał z dzieciństwa. Po wy
o opinia nie była lepsza. „Tubylcy niezbyt szybcy - pisał - prześcignęliśmy ich, bi
kwipunkiem”. Nie zanotował, czy ludzie Dani nie byli rozbawieni, zmieszani albo jedno i dr
mysłem biegania z pełną szybkością, skoro nie ścigali uciekającej świni ani nie uciekali
iertelnym wrogiem
Innym razem Walter i rozbitkowie natknęli się na zwłoki zabitych w niedawnej wojnie. „Jed
wojowników strzała przeszyła serce - pisała Margaret. - Inny zginął od ciosu dzidą w ^ oedy indziej Walter i McCołłom znaleźli szkielet mężczyzny, który ich zdaniem musiał mieć po
p [180 cm] wzrostu i ważyć ponad 200 funtów [80 kg]. Jedyny raz otarli się w
olbrzymów”, o których tyle słyszeli.
Po wycieczce w towarzystwie Ałexa Canna Walter oszacował ludność doliny na pięć ty
oszedł do wniosku, że tubylcy należą do „wymierającej rasy”. Oparł się na obserwacjach kil
eci i zarośniętych pól słodkich ziemniaków. W rzeczywistości w dolinie żyło dziesię
udziestu razy więcej ludzi, a część pól celowo zostawiano odłogiem, by odzyskały żyzność. C
eci, miał trochę racji. Kobiety Dani powstrzymywały się od kontaktów seksualnych nawet
ć lat po wydaniu na świat dziecka, dlatego mieli stosunkowo niski wskaźnik urodzeń-.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 168/199
Kapitan C. Earl Walter junior i porucznik John McCollom oglądają znalezioną kość żuchwyzgodą C. Earla Waltera juniora).
Tubylcy też powzięli mylne przekonanie co do gości, nie tylko dlatego, że uznali ich za dlkadziesiąt lat później kilku starców, którzy w czerwcu 1945 r. byli chłopcami lub nastolatkzysięgało, że widzieli osobliwy cud. Jak opisywali, kiedy przybysze oddawali kał po zjedęsa świni, zwierzę pojawiało się całe i zdrowe. Na „nowo narodzonych” „widać było miejs
ciach”, twierdził Narekesok Eogo-.
W czasie tygodni spędzonych w bazie Alfred Baylon - dla tubylców „Weylon” - systematybił medyczny obchód sąsiednich wiosek. Zdobył zaufanie tubylców, lecząc drobniejsze ąszenia świń i przeróżne dolegliwości skórne, łącznie ze „stopą atlety” i łupieżem „W wwi się, że trzeba wykorzystywać wszystko, co jest pod ręką - opowiadał jednemu z dziennik
Smarowałem więc im ^ow y płynem przeciw moskitom Zdumiewająco dobrze działał” . bieta z infekcją piersi po kilku dniach kuracji poczuła się lepiej, Baylon stał się ułubiemienia. Odwzajemniał to uczucie. „To wspaniałi, beztroscy łudzić. Żyją w stronach, gdzie peczne łato, i dłatego nigdy nie martwią się, co będą jeść”.
Wałter zachęcał sierżanta, choć do pewnych granic. Kiedy jedna z miejscowych kobiet za
dzić, tubyłcy przybiegłi po Bayłona. „Kapitan jednak na to nie pozwołił - zapisała Margobawie, że jeśłi coś stanie się matce ałbo dziecku, krajowcy zwrócą się przeciw
zystkim”—.Nim komandosi z rozbitkami pojawiłi się w dołinie, Bayłon odwiedzał wioski sam
towarzystwie sierżanta Yełasco, który całkiem nieźłe opanował miejscowy język. Teraz dorżantów dołączyłi Ałex Cann, Wałter i trójka rozbitków. Kiedy jednak zbłiżałi się do najbłioski, zastąpił im drogę stary mężczyzna.
„Zachowywał się godnie i władczo - pisała Margaret. - Znał i łubił sierżanta Yełasco i Baie było w jego postawie ani złej wołi, ani groźby. Dał jednak całkowicie jasno do zrozumien
życzy sobie, by wciąż nachodzono jego wieś”.Kiedy zawiodły pertraktacje na migi, Margaret postanowiła użyć swego wdzięku: „Nadąnajładniej, jak umiałam, i zatrzepotałam kikucikami rzęs, które zaczynały mi odrastać na mi
ałonych w katastrofie”.- Szefie, nie bądź taki srogi - poprosiła.Ze śmiechem wspominała to w dzienniku: „Wałter, McCołłom, Decker i sierżanci gapiłi s
nie, jakbym postradała zmysły. Ałe podziałało. Na naszych oczach szef zmiękł”.Jednak tyłko do pewnych rozsądnych granic. Wpuścił do wioski dwóch sierżantów, Ma
Ałexa Canna, ałe zawrócił Wałtera, McCołłoma i Deckera. Żeby nie ryzykować incydentu,jka wróciła do obozu.Tego dnia Margaret spotkała w wiosce kobietę „o krółewskich manierach”. Przekonana, że m
ynienia z żoną łub przynajmniej jedną z żon szefa wioski, nazwała ją „krółową”.
Spotkanie i to, co po nim nastąpiło, ujawniły głęboką zmianę, jaka zaszła w Margaret od castrofy. Eeciała Gremłinem w nadziei, że obejrzy osobłiwe, „prymitywne”, jak pisała, isdczas pobytu na połanie w dżungłi zaczęła dostrzegać w nich łudzi. Od chwiłi dotarcia dodołinie jeszcze wyraźniej zmieniała swoje nastawienie. Nie pisała już w dzienniku o dzikicecinnych tubyłcach, a znajomość z „krółową” spowodowała wiełki skok w ewołucj
głądów. Zniknęły ostatnie śłady poczucia wyższości. Zastąpił je szacunek.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 169/199
„Polubiłyśmy się z królową natychmiast” - zanotowała. Spędzały razem dużo czaamerykańskiego punktu widzenia brakowało nam jedynie frontowego ganku i dwóch bujaeli”. „Był to przypadek porozumienia serc, gdyż żadna z nas nigdy nie potrafiła zrozumienego słowa z języka drugiej” - pisała o tych kontaktach.Kobieta zaprosiła Margaret do podłużnej chaty, w której kobiety gotowały posiłki dla całej
częstowała ją gorącymi słodkimi ziemniakami, ale nie przyjęła przyniesionego przez nią margaret też się wahała, czy zrezygnować ze swych zwyczajów. „Królowa” usiłowała ją nam
rozebrała się do „stringów ze splecionych gałązek, jakie nosiła ona sama i jej damy dw
iewczyna z WAC odmówiła i jeszcze ciaśniej zapięła mundur. „Królowa” zupełnie sizejęła.
Po kilku dniach kobieta tak wyczekiwała wizyty Margaret, że spotkała ją w pół drogi mozem i wioską. „Miejscami droga była nierówna albo musiałyśmy przechodzić po niepewdkach z pni przez strumyki”. Kiedy Margaret bała się, że spadnie, prosiła idącą lekkim kro
rólową” o pomoc. „Zawsze wiedziała, o co mi chodzi. Brała mnie za rękę i prowadziła dalej”Gdy sierżanci podkpiwali z Margaret, że opóźnia ich marsz do wioski, „królowa” wyczuła w
nie drwinę z przyjaciółki. „Odwróciła się do nich i niewątpłiwie udziełiła im krółewprymendy za niewłaściwe zachowanie w stosunku do jej gościa”. Tak samo zbesztana zo
upka dziewcząt i młodych kobiet zajętych pracą w ogrodach i chichoczących, gdy obie z Marechodziły obok.
Kobieta nazywana przez Margaret „krółową” witają przed swoją chatą (za zgodą B.B.McCołłom).
Wałter zauważył zbłiżenie Margaret z tubyłcami. Z mieszaniną zazdrości i podziwu modze transportowca: „Od niej wezmą wszystko; od nas - nic”.Im bardziej doceniała tubyłców, tym bardziej podziwiała ich za to, że odmawiają przyjmow
egokołwiek od komandosów. „Ludzie z Szangri-La są mądrzy. Żyją szczęśłiwie. Zdają awę, że dobrze się im powodzi. Są bystrzy i nie pozwołą, by kiłku przypadkowych przyby
Marsa zmieniło odwieczny rytm ich życia”—.
Wałter tymczasem usiłnie próbował zamienić maczety, noże i inne nowoczesne urządzen
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 170/199
dobny naszyjnik z małych muszelek nanizanych na rzemyki pionowo zwisające z szyi na
nego z wojowników. I za każdym razem odchodził z niczym
Naszyjnik należał do mężczyzny imieniem Keaugi Wałeła. Po łatach Keaugi został szefem i
esięć żon Kiedy umarł, naszyjnik odziedziczył jego syn Dagadigik. Pewnego dnia, podczas b
szyjnik spadł mu z szyi. Zabrał go wojownik wroga jako łup wojenny, w mowie Dani „m
k”—.
Rychło jednak Walterowi przybył poważniejszy problem Przez wałkie-tałkie dowiadywa
przebiegają próby podchwycenia szybowca. Doniesienia brzmiały ponuro.Po zainstalowaniu w Mokrej Luizie odpowiedniego wyposażenia pilot major William Sam
ugi pilot kapitan William McKenzie, pilot szybowca porucznik Henry Pałmer i drugi pilot k
Reynolds Allen ustalili w miarę jasny plan. Najpierw przeprowadzą kilka manewrów na w
akde, by wypróbować sprzęt, zsynchronizować działania i idealnie zgrać załogi sam
zybowca. Później Mokra Luiza zaholuje Podpałkę na środek Nowej Gwinei, nad górę H
wielką, dostępną dolinę leżącą na tej samej wysokości nad poziomem morza co Szangri-La. D
mu pierwsza w historii operacja podchwycenia szybowca Waco na dużej wysokości obejdzi
z rozbitków w roli królików doświadczalnych i bez udziału prasy.
r * . J f £ i♦
Keaugi Walela w naszyjniku, którego nie udało się Walterowi zdobyć (za zgodą C. Earla W juniora).
Plan niemal natychmiast spalił na panewce. Przy pierwszej próbie na Wakde Samuels sprow
okrą Luizę zbyt nisko. Nikt nie odniósł obrażeń, ale podchwycenie się nie udało. Co gorsza,
47 przecięły nylonową linę holowniczą, utrącona też została antena radiokompasu zamoco
d kadłubem samolotu. Wszystko naprawiono i Samuels spróbował ponownie. Tym razem
lowa lina holownicza, która uszkodziła wyciągarkę. Rannych nie było, ale wymiana wyposa
naczała kolejną zwlokę—. I wtedy nastąpiła katastrofa.
Walter Simmons z „Tribune” poleciał na Wakde przyglądać się przygotowaniom M
grożenia znosił się na ochotnika jako jeden z ośmiu pasażerów Podpałki w trzeciej próbie. Tu
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 171/199
dchwyceniu, gdy załoga usiłowała przyciągnąć szybowiec, stałowa łina wewnątrz Mokrej
ów pękła. „Wyciągarka po prostu wyłeciała w powietrze” - opowiadał drugi piłot Wi
cKenzie.
Zerwana łina owinęła się wokół kabiny C-47 jak rozwścieczony wąż i przebiła ścianę przed
wigatora. Cięła w ^ow ę operatora wyciągarki, starszego sierżanta Winstona Howełła. Załe
ka dni wcześniej Howełł mówił Rałphowi Mortonowi z AP, że jest pewien powodzenia ope
nny w płecy został też radiooperator sierżant Harry Baron.
„Kokpit wypełnił się dymem, zasypało go ałuminium, drewno i szkło - pisał Sa
wydanych przez siebie wspomnieniach. - Obejrzałem się, żeby spytać, czy schowanobędziemy mogłi wyłądować. Zobaczyłem tyłko, że wszyscy łeżą i wszędzie jest pełno k
rażenia, jakich doznał i Howełł i Baron, nie zagroziły ich życiu, ałe obaj trafiłi do szpitała.
Nim druga część pękniętej łiny dosięga Podpałki, Pałmer i Ałłen odczepiłi
przeprowadziłi awaryjne łądowanie. Wałter Simmons, pozostałi pasażerowie i załoga wy
trząśnięci, ałe całi. Później winę za wypadek Ałłen złożył na pospiesznie wyszukiwany sprzę
ku łat nieużywany i przeżarty rdzą”—.
Zawiadomiony o zdarzeniu pułkownik Ełsmore zamówił tełefonicznie kołejną wycią
połeciał na Wakde sprawować osobisty nadzór. Powiedział Wałterowi Simmonsowi, że
jawią się nowe probłemy, całkowicie zrezygnuje z pomysłu użycia szybowca—. W tym s
asie po cichu odkurzył pomysł budowy w dołinie pasa startowego. Zadanie miełiby wyk
abees; trwałoby to dłużej niż operacja podchwycenia i rodziło osobne probłemy
zczędziłoby mu kłopotów z wyłatującymi w powietrze wyciągarkami, pękającymi łinami i in
bezpieczeństwami, jakie niosły ze sobą „łatające trumny”—.
Pomysł wyprawy szybowcem niepokoił Wał tera i komandosów jeszcze przed wypad
erwaną łiną. Skok z samołotu nie robił na nich wrażenia. Szybowce były jednak czymś zu
ym, a waco dorobiły się już stosownej reputacji. W codziennych rozmowach radiowych
ałter prosił płanistów, by nie działałi w pośpiechu: „nie chciełibyśmy żadnych ryzykownychakuacji [...], jesteśmy całkowicie zdecydowani czekać, aż wszystko będzie przygotowane [...
cemy ryzykować ponagłania w sprawie wywiezienia nas, póki piłoci samołotu i szybowc
dą gotowi”. Po wiadomości o wypadku i rannych Wałter usiłnie powtarzał te prośby.
Niepokoił się tym bardziej, że zabranie z dołiny wszystkich piętnastu osób wym
kakrotnego powtórzenia operacji. „Za każdym razem ryzyko wypadku, kłopotów itp. b
ększe” - uważał. Rozmawiał na osobności z sierżantem Sandym Abrenicą o ewentu
drówce i o tym, „czy nie powinni myśłeć nad innymi sposobami wydostania się stąd, g
dchwycenie szybowca się nie udało”. Nic nie mówiąc Ełsmore’owi, Wałter i Abrenicą prób
łiczyć, iłu łudzi potrzeba, by podjąć marsz, podczas którego groziłiby im łowcy ^ów, ukrywżołnierze japońscy ałbo jedni i drudzy.
Margaret zaczęła się modłić. Wieczorem tego dnia, gdy usłyszała o zerwanej łinie, przycu
swoim kącie dużego namiotu. „Powtarzałam w kółko różaniec, prosząc Boga, by nikomu
dzie nas ratował, nic się nie stało”. Major Samuełs wpadł na ten sam pomysł. Później m
argaret, że poszedł w niedziełę na mszę i poprosił kapełana o modłitwę w intencji ich misji—.
Nad przyjaźnią z „krółową” niebezpieczeństwo zawisło po raz pierwszy tego dnia,
argaret wyciągnęła grzebień i odruchowo przejechała nim po włosach. Kobieta patrzył
hipnotyzowana: „Nigdy w życiu nie widziała grzebienia ani nikogo, kto robiłby takie dziwne rwłosami. Innych tubyłców też zachwyciła nowa zabawka. Zebrało się pół wsi, a ja się czesała
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 172/199
zbolała mnie ręka”.
Margaret podała grzebień przyjaciółce, która jednak nie sięgnęła do własnej ^owy, ale star
zesała jej włosy na twarz. Kiedy skończyła stylizację, Margaret uśmiechnęła się, po
czesała włosy po swojemu, do tyłu. Królowa wzięła grzebień i znów przykleiła Margaret wło
arzy. Alex Cann uwiecznił tę komiczną przepychankę na filmie. Włączył się jednak mąż ko
tedy przestało być zabawnie.
Margaret zaczesuje do tyłu włosy po zabiegu fryzjerskim wykonanym przez „królową” (za z
B.B. McCollom).
„Sierżant Yelasco zamierzał właśnie zakończyć te fryzjerskie zabiegi, kiedy do gry wszedł
pisała Margaret. - Zaczął przejeżdżać dłońmi po moich włosach. Był to życzliwy gest, od k
wnętrznie się skurczyłam. N ie chciałam jednak obrazić ani jego, ani jego ludzi. Siedziałamwilę bez ruchu i w odstępach, które wydawały mi się stosowne w rozmowie, powtarzałam:
h, unh”.
Yelasco nie spuszczał z oka przyjaciółki Margaret. Kobieta zaczęła mówić podniesionym to
ej głosie wyczuł narastającą zazdrość.
- Zmywamy się - rzucił i oboje wybiegli z wioski.
- Chyba mo^aś zostać królową. Ale podejrzewam też, że mo^aś zginąć. Nie sądzę,
ecnej królowej się to spodobało - powiedział w drodze powrotnej do obozu.
Margaret obawiała się, że jej przyjaźń z tubylczą kobietą le^a w gruzach. Ale przy o
stępnej wizyty w wiosce zastała ją jak zawsze uprzejmą. Królowa na migi pokazała, by Ma
eniosła się z obozu do chaty kobiet. „Zdaniem Yelasco i Baylona najwyraźniej chciała
optować. Nie sądzę jednak, aby mojemu ojcu w Owego szczególnie to odpowiadało” - nap
zecznie podziękowała.
Kiedy indziej, gdy odwiedzała wioskę w towarzystwie Beckera i McColloma, podeszło do
ka kobiet i pokazywały jej, że ma podnieść prawą rękę. „Kiedy to zrobiłam, jedna z kobiet un
mienny topór. Byłam tak zdumiona tym pierwszym przejawem przemocy ze strony tubylcó
marłam”.
McCollom zrozumiał, co się święci, i odciągnął ją na bok.
Później wyjaśniał, na co jego zdaniem się zanosiło: „Kiedy dziewczyna osiąga wiek, w k
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 173/199
że wyjść za mąż, obcinają jej koniuszki wszystkich palców prawej ręki. To jest chyba delizja, że powinnaś przygruchać sobie któregoś z naszych przystojniaków’—.John słyszał, że dzwonią, ale nie wiedział, w którym kościele. Zauważył, że niemal wszy
biety w wiosce, które osiągnęły seksualną dojrzałość, nie mają kilku palców, sądził więc, że jzwiązek z drugim
W rzeczywistości ludzie Dani z Koloima próbowali pomóc Margaret w żałobie.O ile tubylcy żyjący w rejonie obozowiska w dżungli wiedzieli o katastrofie samolotu, o
eszkańcy doliny nie mieli o niej pojęcia; wiadomość o czymś, co wydarzyło się tak dasiałaby pokonać terytorium wroga, z którym komunikowano się zwykle na długość dzidy. Uęc, że Margaret i pozostali goście uciekli przed jakimiś strasznymi wypadkami w ich święcieym tak ^ęboko przekonani, że nazwali Margaret Nuarauke, co znaczy „uciekająca” .
Logika i doświadczenie podpowiadały im, że skoro Margaret musiała szukać schrondolinie, na pewno miało to jakiś związek ze śmiercią. Zakładali, że aby uszanować i ułagarłych, zechce poświęcić pałce. Gdy odmówiła, nie czułi się urażeni; zemsty na niej miał dokiat duchów, nie oni.Margaret pomyłiła się też, sądząc, że wódz tubyłców chciał ją wziąć za żonę. Wprost przeci
tubyłcy odnieśłi wrażenie, że dwoje ocałałych mężczyzn i komandosi chcą wydać ją za ich ieniem Sikman Piri. „Biały człowiek powiedział mu: - Śpij z tą kobietą - opowiadał Hugia
óry w tamtych czasach był nastołatkiem - Ona mówiła: - Śpij ze mną. Ałe Sikman Piri powieNie, boję się. I nie wziął jej za żonę”.
Nie tyłko Margaret-Nuarauke doczekała się imienia w miejscowym języku. Sierżanta yłcy nazwałi Kełabi - było to zniekształcone brzmienie jego nazwiska, które w języku Dani n
aczyło. Inni otrzymałi imiona Bpik, Pisek, Araum, Mamage i Suarem, choć czas zatarł pare z nich do kogo natężało. Ałexa Canna niektórzy nazywałi Onggałiok, ałe inni mówiłi o
abutMułuk, w języku Dani „wiełki brzuch”—.
Kiedy Wał ter wraz z trójką rozbitków przybył do obozu w dołinie, ucieszył się na widokłoima. „Wszyscy tubyłcy przyjmują naszą pomoc, tak jak my ich” - zapisał wtedy w dzien
dnak trzy dni później odczuł napięcie graniczące z wrogością. Zmiana była łedwie wyczuwiej uśmiechów, mniej gości kręcących się po obozie.Tamtej nocy usłyszał gniewne krzyki dochodzące z wioski. O ro sił ałarm w obozie i p
rwszy od tygodni wystawił nocną wartę. „Trzeba być przygotowanym - zapisał. - W ostaiach tubyłcy byłi mniej przyjaźnie nastawieni. Mamy taką broń, że możemy czuć się bezpiezygotowujemy się więc do pierwszej niespokojnej nocy od chwiłi, gdy się tupojawiłiśmy”.
Noc minęła bez incydentów, ałe Wałter nakazał swoim łudziom czujność. Wołał też mieć nbitków, dłatego zarządził, by nie oddałałi się od obozu—.Ostrożność, jaką wykazał, nie wynikała z podszeptów wyobraźni. Tubyłcy przyjm
dyczną opiekę i łubiłi Margaret, ałe obecność obcych zakłócała ich tryb życia, a zwłaszcza woNa ziemi niczyjej, której środek zajmowała teraz baza, tubyłcy zwykłi toczyć swoje b
póki siedziełi tam przybysze, łud Dani z Kołoima nie mó^ zaspokoić swego pragnienia spotwrogiem w otwartej wałce. Na dodatek niektórym z miejscowych wodzów nie podobało siałter i jego łudzić garściami rozdają muszełki, strzełają z przerażającej broni i chodzą, gdzie i
doba. Przez wiełe łat przywódca tubyłców imieniem Yałi Logo był miejscowym „bigmanraz przybysze zachowywałi się jak on, a to mu się nie podobało.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 174/199
Bigman Yali Logo (w środku) (za zgodą C. Earla Waltera juniora).
Nie wiedząc o przygotowaniach do opuszczenia doliny, Yali zaczął na swój sposób szyk
ejście obcych. Codziennie składał wizytę w obozie, gdzie Walter fotografował go, stoją
okojnie, choć bez uśmiechu, w towarzystwie współplemieńców. Jednak, jak wspominali oni cą wysyłał posłańca do Kurelu, swego zaprzysię^ego wroga i wielokrotnego przeciwnika na
wy, otoczonego legendą „bigmana” sąsiedniego terytorium.
„Nocą wrogowie rozmawiali ze sobą - opowiadał Ai Baga, wówczas nastolatek. - Yali c
stamtąd wyrzucić i oczekiwał pomocy od Kurelu. Ale Kurelu powiedział: nie”.
Niewykluczone, jak twierdzili mężczyźni z plemienia Dani, którzy pamiętali tamte wydarzen
relu z zadowoleniem patrzył, jak obcy podważają autorytet Yali, dlatego nie miał motywac
im konspirować—.
Mijały kolejne dni. Szybowce nie przylatywały. Yali knuł, a Walter co noc wystawiał warty.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 175/199
25
PODCHWYCENIE
Po przylocie na Wakde pułkownik Elsmore zrezygnował z płanu prób na górze Hagen Uzneży się skoncentrować na okreśłeniu probłemów i rozwiązaniu ich na miejscu, na poziomie m
zrekompensować różnicę wysokości między Wakde i Szangri-La, postanowiono zwię
ciążenie szybowca. Miał teraz zabierać dziewięć osób i 300 funtów [ł20 kg] worków z piask
Ełsmore wyznawał zasadę, że dowódca nie może żądać od swoich żołnierzy niczego, czego
nie potrafił zrobić. Podczas trzech ostatnich testów siadał na fotełu drugiego piłota. Nie jest j
y bezpośredni udział pułkownika świadczył o jego przekonaniu, że wszystko musi pójść do
y o powracających obawach, że może być wprost przeciwnie. Tak czy inaczej próby pos^y ^
more był zadowołony i ostatecznie zaakceptował pomysł użycia szybowca.
By wywieźć z dołiny całą piętnastkę, trzeba było trzy razy łądować w Szangri-Ea i trzyzeprowadzić operację podchwycenia. Załogi szybowca i samołotuhołującego czekały w Hołła
zła pogoda spowodowała kiłka kołejnych dni zwłoki. W dołinie też panowało nerwowe nap
tymczasowym jej mieszkańcom kazano na razie „rozejść się”, aż ustąpią chmury-.
Wiełki dzień nadszedł 28 czerwca ł945 r. Gdy około szóstej rano wszyscy w obozie w Sza
się obudziłi, niebo było niemał czyste, z pasemkami chmur, które Wałter Simmons porówn
mug dymu z cygara”.
Pierwszy przyłeciał 3 11.
- Czy krółowa chciałaby się stąd dziś wydostać? - odezwał się przez wałkie-tałkie rdner.
- Czeka na to od tygodnia - brzmiała odpowiedź Wałtera.
- Myśłę, że wszyscy inni też-.
Major zawiadomił Wałtera, że pułkownik Ełsmore będzie osobiście - z kokpitu sw
mbowca B-25, który od imienia siedemnastołetniego syna nazwał „Ray junior” - nadzo
łizację zadania. Zamiast bomb Ełsmore wyładował samołot reporterami, siebie obsadzając w
nferansjera mediałnego cyrku. Po tej informacji major przekazał Wałterowi komu
pewnością wprost od dbającego o popułarność pułkownika: „Bardzo byśmy chciełi,
pierwszej turze na pokładzie szybowca znałeźłi się: ty. Mac, Maggie i Decker”.
Wałter wiedział, że gdyby wyszedł z pierwszego szybowca jako dowódca ratowników, r
rójką ocałonych, stałby się bohaterem i wzbudził ogromne zainteresowanie. Załedwie kiłka ty
ześniej parę razy podkreśłał w dzienniku, jak ważna jest dła niego taka popułarność: „Je
zystko rzeczywiście ma taką rekłamę, jak się zdaje, jestem pewien, że moje modłitwy o przys
staną wysłuchane”. Gdyby gazety całego świata opubłikowały na pierwszych stronach zd
ałtera z Margaret, McCołłomem i Beckerem - może nawet z pułkownikiem Ełsmo
kłepującym go po płecach ałbo przypinającym mu medał na piersi - dowództwo nie mo^ob
norować jego próśb o skierowanie do wałki. Co równie ważne, pokazałby po wojnie art
otografie swemu bohaterskiemu ojcu. Wiedział też, że to jego jedyna szansa, by pławi
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 176/199
blasku chwały; zanim nastąpi drugi i trzeci akt operacji, mogą minąć dni i medialny cyrk przen
gdzie indziej.
Nic z tych rzeczy nie miało już takiego znaczenia jak kiedyś. Walter nie był tym sa
owiekiem, który przed sześcioma tygodniami skoczył do doliny, spragniony działania i z
ynie własną karierą. Pozostał zapaleńcem, ale dojrzał - po raz pierwszy od dnia powołan
jska pokazał, na co go stać. Nie tylko szefom, nie tylko swoim ludziom czy widzi
wyobraźni oczom ojca, ale samemu sobie. Pojął, co znaczy być dowódcą; wyrywanie s
rwszego rzędu nie miało żadnego sensu.
„Nie będzie mnie w pierwszym szybowcu - odpowiedział, jak zanotowano w zapisie rozmmolotu z ziemią. - Wyślę trójkę rozbitków i jednego albo dwóch swoich ludzi. Ja wyruszę os
em ze starszym sierżantem i paroma sierżantami”.
Major Gardner mó^ wydać mu rozkaz wejścia na pokład pierwszego szybowca, ale teg
obił. Zmienił temat, rozmawiali teraz o prędkości wiatru na dnie doliny. Walter zapewniał, ż
nimalna. Była to ostatnia dyskusja o tym, kiedy Walter opuści dolinę-.
Kilka minut później radio w 311 zatrzeszczało z informacją, że Podpałka jest w drodz
angri-La; ciągnie ją na linie C-46. Do rozmowy włączył się Elsmore; z kokpitu swego
wiadomił, że szybowiec będzie na czas. Skorygował kurs samolotu holującego, który po nutach pokonał ostatni łańcuch górski i dotarł nad dolinę z szybowcem na końcu długiej na kil
p nylonowej smyczy.
Gdy porucznik Henry Palmer zobaczył rozpostartą w dole Szangri-La, chwycił dźw
mocowaną nad ^ową, pociągnął w dół i uwolnił Podpałkę z liny holowniczej.
W ciągu kilku sekund szybowiec zmniejszył prędkość z ponad stu mil na godzinę do nies
emdziesięciu. C-46 odleciał, ucichł huk silników. Palmer i G. Reynolds Allen słyszeli
atru, gdy łagodnymi ślizgami wytracali szybkość Podpałki. Ustawili dziób szybowca m
erwonymi spadochronami wyznaczającymi prowizoryczne lądowisko i przyziemili. K
alniali, ogon uniósł się jak grzbiet wieloryba, a potem łagodnie wrócił na miejsce. Lądowło idealne. Alex Cann zarejestrował ten moment dla potomności.
„Wszyscy byliśmy na lądowisku, skakaliśmy ze szczęścia” - pisała Margaret w dzien
lkudziesięciu zgromadzonych tubylców wrzeszczało z zachwytu. „Pierwszy raz mieli o
baczyć z bliska jednego z powietrznych potworów, które tak ich początkowo przerażały. T
rzyli na niego tak jak my, bez najmniejszego strachu”-.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 177/199
Pilot szybowca porucznik Henry E. Palmer, który wylądował w dolinie, ogląda tubylczy top
(za zgodą B.B McCollom).Henry Palmer wiedział, że major Samuels, któremu wystarczy paliwa tylko na kilka okrąże
liną, próbę podchwycenia musi przeprowadzić szybko. Niepokojąco wyglądał też wał ch
óry pojawił się nad górami. „Mamy niewiele paliwa i czasu” - ostrzej przez radio Samuels.
ważne obawy. Aby zmniejszyć obciążenie, przed startem z Hollandii cała załoga C-46 wyrz
żkie buty, broń osobistą, thompsona stanowiącego wyposażenie samolotu i wszystko, co nie
zbędne na pokładzie.
Chmury gęstniały i Samuels wyraził wątpliwości, czy operacja będzie tego dnia możliwa.
okazać, że załoga szybowca musi spędzić noc w obozie i spróbować manewru następnego r
le pogoda na to pozwoli.Pułkownik Elsmore nie chciał o tym słyszeć. „Moim zdaniem dzień jest chołernie dob
wierdził.
Samuełs ustąpił i Mokra Euiza zaczęła przygotowania do podchwycenia. Przez radio zawiad
chce zrobić parę próbnych przełotów - zanurkować nisko, nie zaczepiając na razie szybo
smore ponownie zaprotestował.
„Daj sobie spokój - rozkazał. - Masz mało pałiwa, nie marnuj czasu. Uda ci się bez tego”-.
Kiedy Samuełs spierał się w górze z pułkownikiem, porucznik Pałmer wyskoczył z szyb
otowi do drogi? - zawołał do rozbitków. - Ekspres odchodzi zgodnie z rozkładem z
dziny”.
„Za pół godziny? - Margaret była zdumiona. - Nawet się nie spakowałam”. Nie zdąży
akować się McCołłom, Decker i dwaj komandosi wyznaczeni przez Wałtera do pierw
ybowca: sierżanci Fernando Dongałło i Ben Bułatao. Wysyłając Doca pierwszym kursem, W
ciał zwrócić uwagę na sanitariuszy, którzy ryzykowałi życiem, skacząc do dżungłi.
Kiedy cała piątka w pośpiechu zbierała bagaże i pamiątki, piłoci szybowca przystąpi
awiania słupów. Ałex Cann, fiłmujący gorączkowe przygotowania w obozie, zarejestr
amienną scenę: co najmniej dwudziestu tubyłców włączyło się do pomocy Wał te
komandosom w ustawianiu Podpałki we właściwej pozycji. Pochyłeni, z rękami wpa
tkaninę pokrywającą szybowiec, wojownicy z dwóch epok - kamiennej i współczesnej -
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 178/199
ramię pchali waco na odpowiednie miejsce na ziemi niczyjej, która była lądowiskiem i p
ewnym jednocześnie.
Czas płynął, paliwa ubywało, Palmer przynaglał swoich pasażerów. Margaret uświad
bie, że nie pożegnała się z tubylcami. „Wiedzieli, że ich opuszczamy” - pisała. Był
czególnie przykro, że nie złożyła pożegnalnej wizyty „królowej”.
Szefa tubylców Yałi Logo nie martwiło rozstanie, ale Margaret była pewna, że wielu in
zpaczało. „Po czarnych twarzach spływały łzy. Czuli, że odchodzą ich przyjaciele, a i ja zdaw
bie sprawę, że opuszczam bodaj najlepszych i najbardziej życzliwych łudzi, jakich kiedyko
otkałam. Dość ^ośno wytarłam nos i zobaczyłam, że McCołłomi Decker robią to samo”.
Tubylcy pomagają ustawić Podpałkę na miejscu startu (za zgodą C. Earła Waltera juniora
Niewykluczone, że tubylcy płakali, ze smutkiem patrząc, jak Margaret wchodzi na poożliwe też, że ich łzy odzwierciedlały bardziej złożone emocje łudzi z Kołoima.
Szybowiec fascynował ich, ale - co potwierdza kilkoro świadków - dopiero później poję
nowi znajomi zamierzają odlecieć na zawsze. Sądzili, że jego przybycie jest kolejnym zn
iązanym z legendą Ułuayek. Przerażeni zwrócili się do swych przodków.
„Odbyliśmy ceremonię opłakiwania - mówił Binalok, syn Yali Logo. - Chcieliśmy powied
ęboko to odczuwamy. Płakaliśmy i wymienialiśmy imiona naszych zmarłych przod
yśleliśmy, że wrócimy do ich sposobu życia”.
Przez całe pokolenia nic nie zmieniało się w dolinie, gdzie ludzie żyli, gospodarowali i wa
jak ich przodkowie. Zmieniał się tylko fason tykw noszonych na penisach i kobiecych spódnceremonii opłakiwania mężczyźni z Koloima nie przechowywali dłużej tytoniu na tyk
roniących penis i wrócili do dawnych praktyk. Kobiety inaczej, bardziej tradycyjnie owijał
az spódniczkami z trawy. Komuś z zewnątrz takie zmiany mogły się wydawać nikłe, inaczej je
rzyli na nie ludzie Dani. Nie potrafili wyobrazić sobie, jak będzie wyglądała nowa era an
ałtownie wpłynie na ich życie; mieli nadzieję, że wstrząs będzie stosunkowo niewielki
kroczy poza powrót do dawnej mody w noszeniu tykw i spódniczek-.
Okazało się, że rację mieli co do legendy Uluayek, ale mylnie ocenili skutki ostatnich wyda
dość krótkim czasie do Szangri-La zawitał świat. Nigdy nie potrafiliby sobie wyobrazić
rdzo zmieni się ich dolina.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 179/199
w szybowcu Palmer wyrwał Margaret z rozmyślań o tubylcach na^ym ostrzeżeniem: ziwcie się, jeśli hol pęknie przy pierwszej próbie”.
- Co wtedy? - zapytał McCollom- He he, wojsko ubezpieczyło mnie na dziesięć tysięcy dolarów - Palmer mówił
wyraźnym akcentem z Luizj any.Margaret nie roześmiała się. Ściskając różaniec, rozglądała się po kabinie, nęporównaniu z samolotem, którym przyleciała nad dolinę przed siedmioma tygodn
astanawiałam się - pisała później - czy po to przeżyliśmy koszmarną katastrofę i znieśliśm
rpień, chorób i bólu, by zginąć, gdy ratunek był tak blisko”.Palmer pomó^ im zapiąć pasy i pokazał, czego mają się trzymać, by złagodzić skutki szarpny zbliżała się Mokra Luiza, mocno zacisnęli dłonie.Major Samuels krążył na wysokości 1500 stóp [450 m]. Załoga sprawdziła, czy ramię wy
od brzucha samolotu tak, by zaczepiło nylonową pętlę. Major patrzył jednak na horyzont zasnumurami, które gromadziły się nad Szangri-La.
„Dziś chyba tego nie zrobię” - odezwał się przez radio do Elsmore’a siedzącego w Rayuogi 311.Elsmore, korzystając ze swej pozycji i doświadczenia zdobytego w ciągu roku latania nad d
ecydował inaczej: „To najlepsza pogoda, jaką tu kiedykolwiek widziałem Możesz zaczynać. odnieś szybowiec. Eepszej pogody nigdy tu nie będzie”. Dalsza dyskusja była zbędna.W pewnej chwili podczas rozmowy Samuels odwrócił się od radia i spytał drugiego p
pitana Williama McKenzie:- Denerwujesz się. Mac?- Jak cholera. A ty?- Można to tak określić.Major wykręcił szyję i spojrzał w głąb kabiny.- Gotowi, chłopaki? - Załoga podniosła kciuki do góry.
- OK, jazda. Opuśćcie bom^.Samuels pociągnął dźwignię przepustnicy, zmniejszając prędkość samolotu do zaledwie 13
k. 220 km] na godzinę. Pchnął do przodu wolant, zszedł na wysokość 20 stóp [6 m] nad liny i skierował się w stronę tyczek z nylonową pętlą.
O godz. 9.47 stalowy hak zaczepił o pętlę. Samuels pchnął dźwignie przepustnic do przodiększyć moc silników, i przyciągnął wolant, nabierając wysokości.Pasażerowie i załoga szybowca poczuli w kręgach szyjnych potworne szarpnięcie.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 180/199
Mokra Luiza pilotowana przez majora Williama S. Samuelsa nadlatuje nad Podpałkę, któr
chwilę podchwyci (za zgodą C. Earla Waltera juniora).
Z wysokości 6000 stóp [1800 m] pułkownik Elsmore w B-25 mechanicznie powtarzał
dio jak litanię: - O rany. O rany. Orany. Orany. Orany!
Opór szybowca spowolnił Mokrą Euizę do niebezpiecznej prędkości 105 mil [ok. 170 km
dzinę, niewiele ponad wartość, przy której silniki musiały stanąć, co mo^o się skończyć
eden sposób.
Co gorsza, tuż przed wzniesieniem się w powietrze „Podpałka” zaczepiła lewym kołem o
spadochronów ułożonych na środku lądowiska. Biała tkanina wydęła się i uderzała w
ybowca usiłującego nabrać wysokości na końcu hołu. Ponury żart sierżanta Pa
ubezpieczeniu na życie nabierał teraz nowego znaczenia i przestawał bawić. Gdyby n
aryjne łądowanie było możłiwe, wymknęłoby się spod kontrołi i przyjęło obrót najgmożłiwycb
Kiedy szybowiec na niebezpiecznie małej wysokości łeciał w stronę porośniętych dżungłą
argaret modłiła się rozpaczłiwie. W Mokrej Euizie odwinęło się z wyciągarki 700 stóp [2ł
łowej łiny. Razem z łiczącą 300 stóp [90 m] i nyłonową łiną od pętłi odłe^ość Podpałki od
nosiła około łOOO stóp [ok 300 m], o kiłkaset stóp więcej, niż powinna. Ten zwiększony dy
naczał, że maszyna usiłująca nabrać wysokości hołuje szybowiec zbyt nisko. Samuełs je
cniej przyciągnął wołant i pchnął manetki na pełną moc. A jednak łina tarła o gałęzie, cią
co i siedmiu łudzi na jego pokładzie po wierzchołkach drzew.
Gdy Podpałka zaczęła szorować o konary, Margaret zmartwiała ze strachu. Natychmiast wrpomnienie podobnego drapania o metałowy kadłub Gremłina tuż przed katastrofą.
Mokra Euiza nabierała wysokości, pięła się w górę i wyciągała uszkodzoną Podpałkę na ot
zestrzeń. „Kiedy szybowiec znałazł się na łinii naszego wzroku - rełacjonował Samu
baczyłiśmy trzepoczące na wietrze kawałki materiału”.
Drzewa nie były ostatnią przeszkodą. Samuełs miał dłonie mokre od potu. Wałczy
prowadzić samołot na wysokość łO 000 stóp [3000 m], konieczną do przekroczenia gór
zbietów okałającychdołinę. Oba siłniki Mokrej Euizy gotowały się tak jak on. C-47 zaczynał
sokość.
„Pcham, iłe mogę” - podawał przez radio. Zawiadomił, że zamierza odłączyć szybowie
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 181/199
przeciwnym wypadku silniki staną i wszyscy zginą.
7 -
W ^ '
Kiedy Podpałka ruszyła przed siebie ciągnięta na nylonowej linie, o jej koło zaczepił się jed
spadochronów, które ułożono dla wyznaczenia lądowiska, (za zgodą C. Earla Waltera juniora
Elsmore nie wyraził zgody. Obserwował operację z B-25 i był przekonany, że Mokra Euiz
starczająco wysoko, by pokonać przełęcz. „Niech się gotują. Eeć dał e j!” - rozkazał przez rad
Chmury przesłoniły najwyższe pasma gór, ograniczając widoczność-.
W Podpałce piątka pasażerów odetchnęła z ułgą, kiedy okazało się, że łina hołow
trzymała łot po wierzchołkach drzew Gdy gratułowałi sobie ocałenia, usłyszełi dobiegające
mołotu kłapanie spadochronu, który zaczepił o koło podczas startu. Jakby mało było szkó
orowania po gałęziach, spadochron, uderzając w spód szybowca, wybił dziurę w pokrytej tk
dłodze. Pasażerowie, przypięci na swoich miejscach, patrzyłi przez postrzępione pęknięc
ungłę łeżącą kiłka tysięcy stóp pod nimi. Spadochron trzaskał, materiał się darł, dziury rozw
coraz szerzej.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 182/199
Margaret, bliska paniki, próbowała nie patrzeć, ale nie mo^a się powstrzymać. Przypomina
s łódką o szklanym dnie, tyle że bez dna.
John McCollom, który dwa razy wchodził do płonącego Gremłina i zwalczył rozpacz po śm
źniaczego brata, by sprowadzić Margaret i Deckera spod szczytu góry, a potem przesze
dzie na spotkanie z uzbrojonymi w topory tubylcami, miał jeszcze jedno zadanie do wykonani
Odpiął pas i uklęknął. Poczołgał się w kierunku ogona szybowca, pod wiatr siekący w t
zytrzymując się, by nie runąć w dół, sięgnął przez dziurę i chwycił w garść tkaninę spadoch
ciągnął ją do środka, potem następny kawałek, i jeszcze jeden, aż cały spadochron znalaz
wnątrz-.
W kokpicie samolotu Samuels nie zaprzestawał walki. Posłuchał rozkazu Elsmore’a i nie uw
ybowca, nawet gdy wskaźnik temperatury na desce rozdzielczej ostrzegał, że ^owice cylin
u silników są przegrzane.
Z pomocą drugiego pilota, Williama McKenzie wykonywał na ogromnej wysokości tani
ie, w którym ważyło się życie dwunastu ludzi w dwóch statkach powietrznych. Przym
epustnice na tyle, by nie zdławić silników, utrzymując wysokość pozwalającą Mokrej L
odpałce przemknąć między zboczami gór.
„Zeszliśmy na osiem tysięcy stóp - opowiadał - i praktycznie jechaliśmy brzuchamczytach”. Samolotjednaknie zawiódł. Utrzymał się w powietrzu razem z szybowcem.
Gdy pokonywali ostatnią górską przełęcz prowadzącą z doliny, przegrzana Luiza i uszkod
dpałka przeleciały nad zwęglonym wrakiem Gremłina.
Nawet przez szeroką na kilkadziesiąt centymetrów dziurę w podłodze Margaret, McC
Decker nie mogli wypatrzyć miejsca katastrofy. Wiedzieli jednak, że gdzieś pod dachem dżu
wilgotnej ziemi dwadzieścia białych drewnianych krzyży i jedna gwiazda Dawida w
amiętniają odejście przyjaciół, kolegów i krewnych pozostawionych w Szangri-La—.
Zdjęcie zrobione z pokładu Podpałki holowanej przez Mokrą Luizę z Szangri-La do Holland
zgodą B.B. McCollom).
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 183/199
EPILOG:
PO SZANGRI-LA
Zgodnie z przepowiednią pułkownika Elsmore’a, reszta dziewięćdziesięciominutowegozebiega bez niespodzianek, z jednym drobnym wyjątkiem Grupa generałów, VIP-ów i repor
ekała na ocałonych w Hołłandii, na łądowisku Cycłops, ałe Podpałka wyłądowała ćwierć
ej, na Sentani, zamykając pętłę, którą siedem tygodni wcześniej rozpoczął Gremłin Sp
mitet powitałny popędził na Sentani, gdzie uratowani pozowałi do zdjęć z załogami sam
łującego i szybowca. Później wzięłi udział w konferencji prasowej. Zdjęcia z tego dnia trafi
ołówki gazet na całym święcie. Na pytanie, co chcą teraz robić, odpowiadałi żartem:
- Ostrzyc się, ogołić i połecieć do Maniłi - McCołłom
- Dła mnie strzyżenie i prysznic - Decker.
- Prysznic i trwała - Margaret-.Podpałka była tak zniszczona, że nie można było użyć jej drugi raz, dłatego dzień później wy
ny szybowiec, którym wróciłi Ałex Cann i pięciu komandosów: kaprał Custodio Ałerta
rżanci Ałfred Bayłon, Juan Javoniłło, Camiło Ramirez i Don Ruiz. Dwa dni później, ł łipca
dołinę opuściła trzecia i ostatnia grupa - „czterej muszkieterowie”, jak mówił Wał ter - sier
ntiago Abrenica, Hermenegiłdo Caoiłi i Roąue Yełasco oraz sam Wałter. Zabrałi ze sob
miątkę łuki, strzały i topory, a m grand entree ozdobiłi czapki piórami i świńskimi k
stawiłi namioty i niemał wszystkie zapasy, wzięłi jednak broń.
Próbowałi - bez powodzenia - namówić kiłku tubyłczych chłopców, by weszłi na p
ybowca. „Byłiśmy zachwyceni - opowiadał Lisaniak Mabeł. - Mówiłiśmy: - Chodźm
dzice powiedziełi: - Nie chcemy was stracić”.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 184/199
Trójka ocalałych z katastrofy Gremlina; zdjęcie wykonane w Hollandii, tuż po powrocie
z Szangri-La (za zgodą B.B. McCollom).
Więcej szczęścia mieli Amerykanie ze świnką imieniem Peggy. Kwiczące i wyrywającierzątko wywieziono ostatnim kursem szybowcowym do Hollandii. Dalszy los Peggy
znany-.
Cztery miesiące później oficjalnie przyznano, że Szangri-La i Wielka Dolina odkryta w 19
zez Richarda Archbolda to jedno i to samo. Jak donosiło pismo „Science”, „d
entyfikowano, porównując fotografie zrobione przez wojsko tuż przed ewakuacją ocalony
ęciami lotniczymi, które wykonano podczas wyprawy Archbolda. Identyczność potwie
jsko, a przede wszystkim pułkownik Ray T. Elsmore kierujący niedawną operacją ratunkową
Archbold nigdy więcej nie wrócił do Nowej Gwinei, nigdy się nie ożenił ani nie uczestżadnej egzotycznej wyprawie. Resztę życia i znacznego majątku poświęcił przedsięwzięciu,
zwał Archbołd Biołogicał Station - założonemu na pięciu tysiącach akrów [2000 ha] prywat
erwatowi w pobłiżu Lakę Płacid na Fłorydzie, gdzie prowadzi się badania nad ochroną przy
marł w ł976 r. w wieku sześćdziesięciu dziewięciu łat.
Tak jak przepowiadała łegenda Ułuayek, po powrocie duchów z nieba nastąpiła nowa
ciągu kiłkudziesięciu następnych łat w dołinie zaszły gwałtowne zmiany - czy na łepsze
estią do dyskusji.
Częściowo pod wpływem opowieści o tubyłcach, jakie przynosiła prasa rełacjonująca hiemłina, w pierwszym dziesięciołeciu po wojnie pojawiłi się w dołinie chrześcijańscy misjon
zybywałi nowymi hydropłanami, które mo^y łądować i startować z prostych odcinków
łiem. Początkowo traktowano ich wrogo, z czasem jednak większość tubyłczych rodzin prz
rześcijaństwo. Kiłkanaście dużych kościołów wyrosło w Wamena, jedynym mieście do
wnej hołenderskiej płacówce rządowej. Nieciekawe miasteczko o brudnych ułicach łiczy dzi
ięcy mieszkańców i nadał się rozrasta; ma też niewiełki dworzec łotniczy, jako że sam
zostaje tu jedynym środkiem komunikacji. Jednak dzięki regułarnym połączeniom dołina ni
tak odosobniona jak kiedyś.
Po misjonarzach, w łatach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, gdy zachodnia część N
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 185/199
winei przestała być kolonią holenderską, przybyli indonezyjscy żołnierze. Holenderska N
winea jest teraz prowincją Indonezji i nazywa się Papua. (Wschodnia część wyspy sta
dzielne państwo o nazwie, żeby było trudniej, Papua Nowa Gwinea). Hollandię przechrzczo
yapura, a Szangri-La to dziś Dolina Baliem.
Mieszkańcy doliny zachowali tożsamość plemienną, ale wszystkich tubylców w prow
reśla się mianem Papuasów. Pojawił się też niezbyt aktywny ruch niepodległościowy żąd
olnej Papui”. Ale setki mil od Doliny Baliem spółki górnicze eksploatują ogromne złoża
miedzi. Indonezyjski rząd nie zamierza przekazywać nikomu kontroli nad Papuą i jej bogact
uralnymi.Po latach nauk misjonarzy i interwencji władz indonezyjskich ustały odwieczne wojny,
ześniej charakteryzowały życie tubylców w Dolinie Baliem Zabrakło jednak s
zywódców, a pokój nie zapewnił dobrobytu. Wskaźnik ubóstwa i zachorowań na AIDS j
wyższy w Indonezji. Opieka zdrowotna niemal nie istnieje, a - jak mówią pracownicy po
ołecznej - do szkoły chodzi tu niewiele dzieci. Indonezyjski rząd udziela finansowego wsp
pieniądze trafiają najczęściej do rąk obcych, imigrantów, którzy praktycznie zdomin
zelką działalność biznesową w Wamena.
Starsi mężczyźni w kotekach chodzą po mieście, żebrząc o drobne albo o papierosa. Niek
abiają parę groszy, pozując do zdjęć, wtykają na taką okazję kły knura w otwór w przegrsowej, żeby wyglądać groźniej. Częściej jednak sprawiają wrażenie zagubionych.
Jedna z wiosek w pobliżu Wamena robi interesy, pokazując mumię któregoś z przod
licznym turystom, mającym specjalne zezwolenia na wizytę w dolinie. Młodsi na ogół rezy
kotek i plecionych spódniczek. Noszą używane szorty z Zachodu i T-shirty z obcymi zna
obrazkami. W lutym 2010 r. pewien młody człowiek szedł do swojej wioski w kos
wizerunkiem Baracka Obamy. Na pytanie, czy wie, czyj portret ma na sobie, uśmiechn
śmiało i powiedział, że nie.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 186/199
Mężczyzna z plemienia Dani; zdjęcie wykonane w Wamena w Dolinie Baliem w 2010 r. (
zgodą C. Earla Waltera juniora).
Robert Gardner, dokumentalista, który pierwszy odwiedził dolinę w 1961 r., by zarejestrcie ludzi z plemienia Dani, z rozpaczą mówi o zmianach, jakie zaszły w ciągu ostat
łwiecza: „Byli wojownikami i ludźmi wolnymi. Teraz są niewolnikami we własnym kr
ektórzy jednak uważają, że przejście do nowoczesności, choć trudne, ostatecznie doprowad
prawy warunków i standardu życia.
Poza Wamena ogromne obszary pozostały nienaruszone od czasów, gdy fotografował je
alter i filmował Alex Cann. Rodziny nadal mieszkają w krytych trzciną chatach, uprawiają sł
mniaki i inne warzywa korzeniowe, a swój majątek wciąż mierzą liczbą posiadanych świń.
Spółki zajmujące się pozyskiwaniem drewna ogołociły z drzew niektóre z okolicznych gór
oczy, ale nie tknęły pasma Ogi, gdzie rozbił się Gremlin Special. Jeszcze dziś można tam zn
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 187/199
że fragmenty wraku, ale trzeba odbyć męczącą wspinaczkę na zbocze, przechodzić po obrośnihem kłodach nad niewielkimi jarami, przebijać się przez gęste liany i strzec się ostrożnym krokiem, który może pociągnąć w przepaść. Na miejscu, w błotnistym groboktórym spoczywa wrak, widać jeszcze guziki, zapięcia pasów i kawałki ludzkich kości. Niwno pewien chłopiec wykopał tam wraz z kolegami srebrny identyfikator. Było na nim nazwres i numer sierżant Marion McMonagłe, wdowy z Filadelfii. Marion nie miała dzieci,dzice zmarli wcześniej.
Opowieści o katastrofie samolotu i o duchach z nieba do dziś snują ci, którzy to zdar
miętają. Jest ich jednak coraz mniej. W 1945 r. zrzucony z samolotu bagaż zabił świnię Yungguandik. Kiedy na początku 2010 r. byłem w dolinie, Yunggukwe przez blisko godzinę odmawzmowy; ustąpiła dopiero wtedy, gdy w imieniu moich rodaków przeprosiłem ją za tamten epe wspominała o pieniądzach, ale po rozmowie przyjęła kilka dolarów jako od dawna nakompensatę za swoją pierwszą świnię.
Tubylcy z ciekawością oglądali kopie zdjęć robionych kiedyś przez Earla Waltera. Klenma Wandik zobaczył fotografię Wimayuka Wandika, nazwanego przez rozbitków Pete, mioczach. Przyłożył ją do twarzy, a potem Radził długimi szczupłymi palcami. „To mój ojciwiedział w języku Dani, przytulając zdjęcie do piersi. Przyjął je w prezencie, a w zamian d
polerowany kamień.
Po wojnie wojsko próbowało sprowadzić z Szangri-La szczątki ofiar katastrofy. Plan 1947 r., kiedy tajfun uszkodził dwa hydropłany, które miały wziąć udział w misji. Nikt nie z
nny. W liście do rodzin ofiar wojsko oświadczało, że „wielorakie, skrajne niebezpieczeńiązane z tym planem niosły ogromne zagrożenie życia uczestników proponowanej wypraała załogi i pasażerów Gremłina uznano za „niemożliwe do odzyskania”, a miejscu ich wspóchówku nadano oficjalną nazwę „USAF Cemetery, Hidden Yałłey, No 1”, 139° 1’ dl. wscho5ł’ szer. południowej.
Jednak dziesięć łat później holenderska ekipa poszukująca w dżungli wraku samolotu misjoknęła się na Gremłina. Wiadomość tę podała AP, zapowiadając specjalną ekspedycję U.S. Agrudniu 1958 r., dzięki szczegółowym wskazówkom Johna McCołłoma i Earla Waltera wkalizowało szczątki maszyny. Zidentyfikowano i ekshumowano ciała sierżant Eaury B
pitana Herberta Gooda i szeregowej Eleanor Hanny. Co do pozostałych, według oficera, wiadamiał bliskich ofiar, „identyfikacja była niemożliwa”. Żołnierze zebrali tyle
rzedmiotów, ile tylko zdołali, i powędrowali z powroterrd.Herbert Good został pochowany w Arłington, Eleanor Hanna na komunalnym cmen
Pensylwanii. Chińską bransoletkę z monet i dwie inne, podobne, które zostawiła w nam
dano rodzinie.Drugi pogrzeb Eaury Besley odbył się 13 maja 1959 r., w czternastą rocznicę katastrof
tional Memoriał Cemetery of the Pacific na Hawajach. Trumnę niosły kolejno wszystkie kniące wtedy służbę na wyspach. Kilka tygodni później jedna z nich przyjechała, by sprawdzić
ób został właściwie oznaczony. Ku swemu zdumieniu zobaczyła na płycie girlandę ze storczy
gdy nie dowiedziała się, kto ją tam położył-.Pozostałe osiemnaście ciał pochowano razem 29 czerwca 1959 r. na Jefferson Barracks Na
metery w St. Eouis. Spoczywają pod wielkim blokiem granitu, na którym umieszczon
zwiska, stopnie, daty urodzenia i nazwy rodzinnych stanów. Wśród uczestników żałoboczystości byli dwaj synowie pułkownika Petera Prossena, Peter junior i David. John McC
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 188/199
iął udział w ceremonii u boku wdowy po swym bracie, Adełe i czternastołetniej bratanicy De
Znałeziona we wraku obrączka Roberta McCołłoma wróciła do wdow^. Adełe nie w
nownie za mąż. Po jej śmierci obrączkę odziedziczyła córka, która nosiła ją na pamiątkę rodz
radziono ją z jej domu w ł9 9ł r., ałe Dennie wciąż ma nadzieję, że pamiątkę odzyska.
James Lutgring, zastąpiony w załodze Gremłina przez Mełvina „Mołły’ego” Mołłberga, nigd
pomniał o swym najłepszym przyj aciełu. Wiedział, że kiłka miesięcy przed śmiercią Mołłber
wodzenia starał się wstąpić do jednostki myśłiwców P-47 Thunderbołt. Lutgringowi i grupcezyjaciół udała się akcja nadania P-47 potocznej nazwy „Mołły”. Fotografowałi się przy dz
śłiwca z zamaszyście wypisanym imieniem Imię przyjacieła nosi też syn Jamesa, choć nigd
dowiedział, dłaczego rodzice zastąpiłi „i” łiterą „y”. Mełvyn Lutgring służył jako mec
kładowy śmi^owca w Wietnamie-.
Za piłotowanie Podpałki porucznik Henry E. Pałmer otrzymał Air Medał for Merit
hievement („za chwałebny wyczyn dokonany w trakcie łotu”). Po wojnie wrócił do Luiz
enił się, miał cztery córki i został urzędnikiem czuwającym nad łistami wyborców w
łiciana. Na tym stanowisku odegrał drobną rołę w dużo większym historycznym wydarzdztwie w sprawie zabójstwa prezydenta Johna F. Kennedy’ego. W ł967 r. Jim Garr
okurator okręgowy w Nowym Orłeanie oskarżył biznesmena Cłaya Shawa o spiskowanie
rveyem Oswałdem, mające na cełu zabicie prezydenta. Podczas procesu Shawa, gdy oskar
rało się ustałić związki między nim i Oswałdem, Henry Pałmer musiał złożyć zeznania. Zd
iadków Oswałd chciał się zarejestrować w biurze Pałmera w dniu, gdy Shaw przeb
pobłiżu. Shawa uniewinniono, ałe Henry Pałmer do końca życia usiłował uzyskać odpowie
awców zagadnienia. Zmarł w ł99ł r. w wieku siedemdziesięciu siedmiu łat-.
Piłot Mokrej Euizy, major Wiłłiam J. Samuełs otrzymał Distinguished Fłying Cross, przyzna
„heroizm łub niezwykłe osiągnięcie w łocie”. Niedługo po tym dano mu wybór: awan
dpułkownika i wyjazd na Okinawę ałbo powrót do domu. Wybrał dom i przez następne trzyd
y łata łatał jako piłot w United Airłines. Zmarł w 2006 r. Miał dziewięćdziesiąt jeden łat-.
Pułkownik Ray T. Ełsmore został po wojnie współzałożyciełem Transocean Air Eines, firm
wobogackich, stworzonej przez łotnicze indywiduałności, a obsługującej trasy poza rozkładem
órych inni przewoźnicy z takich czy innych powodów nie łatałi. W łatach ł946-ł952
ceprezesem zarządu i dyrektorem Transocean; później objął stanowisko prezesa Western
dustries w Hayward w Kałifornii. Wśród łicznych odznaczeń, jakie otrzymał, były: Eegi
erit, Distinguished Service Medał, Commendation Award i sześciokrotnie przyznany Presidit Citation.
W nekrołogu opubłikowanym w „New York Times” przypomniano, że Ełsmore organizow
nerała Mac Arthura z Fiłipin i „kierował dramatyczną akcją ratowania członkini WAC i d
nierzy z dzikich terenów dołiny Szangri-Ea w hołenderskiej Nowej Gwinei”. Pułkownik
ł957 r., mając sześćdziesiąt sześć łat. Brak dowodów, by kiedykołwiek był w dołinie—.
Rok później w „Timesie” ukazał się nekrołog George’a Eaita, jednego z reporterów, k
ł944 r towarzyszyłi Ełsmore’owi w łocie nad dołinę i nazwałi ją Szangri-Ea. Po wojnie
ałazł się w Hołływood i zasłynął jako jeden z czołowych komentatorów świata fiłmu. Z
wieku pięćdziesięciu jeden łat—.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 189/199
Ralph Morton do 1948 r. był szefem biura Associated Press w Australii; później prac
redakcji zagranicznej AP w Nowym Jorku i wykładał na wydziale dziennikarstwa Colu
iversity. W 1954 r. razem z żoną założył w Nowej Szkocji tygodnik „Dartmouth Free P
marł w 1988 r. Miał osiemdziesiąt lat—.
Walter Simmons z „Chicago Tribune” pozostał na Dalekim Wschodzie jeszcze przez dziesię
pisał jedną z pierwszych relacji o północnokoreańskich żołnierzach przekraczającyc
wnoleżnik na początku wojny koreańskiej. Do Chicago wrócił w 1955 r., został redaktorem d
ortażu, potem wydania niedzielnego i magazynu niedzielnego. Na emeryturę odszedł w 19
marł w 2006 r., mając dziewięćdziesiąt osiem lat—.Alexander Cann zmontował z nakręconego materiału jedenastominutowy paradokumentalny
ratowani z Szangri-La Otwierają go widoki nieprzebytych gór okrytych chmurami. „Wy
górach Holenderskiej Nowej Gwinei, pod tymi chmurami, rozbił się jakiś czas temu ameryk
molot wojskowy” - zaczyna swą opowieść Cann. Kulminacyjnym punktem filmu jest
dchwycenia szybowca.
Po wojnie Cann ożenił się po raz czwarty i ostatni, miał dwóch synów i córkę i nadal
Australii filmy dokumentalne. Jego żona, agentka teatralna June (Dunlop) Cann, opowi
nemu z reporterów, że „zrobił sobie dwunastoletnią przerwę na alkoholizm”, odeszła
przemysłu filmowego, by wychowywać dzieci. Pod koniec życia Cann ustatkował się, wróc
ania, dostał role w telewizyjnym s e r i a l u o bohaterskim kangurze i w filmie
970 r., z Mickiem Jaggerem Dożył siedemdziesięciu czterech lat, zmarł w 1977 r.—.
Dzięki staraniom Earla Waltera medale otrzymała cała dziesiątka komandosów z 1.
zpoznawczego: Santiago Abrenica, Custodio Alerta, Alfred Baylon, Ben „Doc” Bu
rmenegildo „Superman” Caoili, Fernando Dongallo, Juan „Johnny” Javonillo, Camilo „Ra
mirez, Don Ruiz i Roąue Yelasco. Wszyscy poza Bulatao i Ramirezem dostali Brązową Gw
wóm sanitariuszom za narażanie życia dla ratowania trójki rozbitków przyznano Soldier’s M
wyższe odznaczenie wojskowe za czyny dokonane poza polem walki. Niewiele wiadomo wojennych losach. We wrześniu 1945 r. Ramirez był w Kełso w stanie Waszyngton i spotka
Kenem Deckerem Rodzice Kena wydałi wtedy wesełne przyjęcie dła Ramireza i Luciłłe Mo
Teksasu, z którą Camiło korespondował przez kiłka łat. W krótkiej informacji prasowej o ś
zedstawiono ją jako „dwudziestoośmiołetnią artystkę występującą w nocnych kłuba
ałżeństwo nie przetrwało. Ramirez zmarł w 2005 r. w wieku osiemdziesięciu siedmiu łat
łatao ożenił się w roku ł968 w Reno w stanie Nevada i rozwiódł w Kałifornii w ł984. Zma
źniej. Miał siedemdziesiąt jeden łat.
Po akcji ratunkowej Earł Wał ter i jego chłopcy z ł. Batałionu Rozpoznawczego wreszcie z
słani na Fiłipiny. N a wyspach wojna już się skończyła. Sześć dni po zrzuceniu bomby atom
Nagasaki, ł5 sierpnia ł945 r. Japończycy skapitułowałi. Tego samego dnia generał MacA
związał ł. Batałioni w łiście podziękował jego członkomza służbę—.
Wałter zrobił łicencjat na University of Oregon. Przez trzydzieści siedem łat prac
pniowo awansując, w działe sprzedaży Maił-Wełł Envełope Company. Został majorem rez
em z żoną Sałły wychował trzy córki i dwóch synów. Sałły zmarła na zawał serca w ł9
ałter wrócił do ułubionego pływania, wygrywał mistrzostwa Stanów Zjednoczonych i zdobdałe, będąc już po osiemdziesiątce.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 190/199
Podobnie jak dwaj sanitariusze, otrzymał Soldier’s Medal. Pokazał mi go w 2009 r., odni po osiemdziesiątych ósmych urodzinach Miał własne mieszkanie w domu se
Oregonie, niedaleko wybrzeża oceanu. Ośmioboczny medal rozmiarów półdołarówki z Kennwieszony był na spłowiałej czerwono-biało-niebieskiej wstążce. Na ścianie wisiał oprawionchwalny, mówiący o „wyjątkowej odwadze i zdolnościach przywódczych”. Opis misji w Sza
kończył się słowami: „Bohaterska postawa kapitana Waltera, osobiście dowodzącego owniczą, umożliwiła bezpieczny powrót trojga ocalałych rozbitków”.
Od lewej: John Mc Coli om, Ken Decker i Earł Walter junior; zdjęcie z 1995 r. (za zgodą C. Waltera juniora)
Po wojnie Walter pokazał medal ojcu. - Zasłużyłeś na niego? - spytał senior. C. Earł W
ior bez wahania odpowiedział: - Tak, tato. ZasłużyłemOstatni wpis w dzienniku Waltera pochodzi z 3 łipca 1945 r.: „I tak na razie kończymy opoplacówce U.S. Army w Szangri-Ea, w Holenderskiej Nowej Gwinei, z nadzieją, że w przyszrząc wstecz, będziemy mogli powiedzieć, że dobrze wykonaliśmy zadanie i już”.Na początku 2010 r. powiedziałem Walterowi, że starzy tubylcy z Nowej Gwinei pamiętają
ego chłopców. Wzruszenie odebrało mu ^os. Po długiej chwili odchrząknął. „To
ważniejsze wydarzenie w moim życiu”—.
Wiosną 1995 r., w pięćdziesiątą rocznicę katastrofy, Walter spotkał się z Johnem McCollo
Kenem Deckerem w restauracji w Seattle. Pozowali do zdjęć, trzymając w rękach zroSzangri-Ea fotografie sprzed pól wieku. Śmiali się, wspominali, podpowiadali sobie zapomale. Osiemdziesięcioczteroletni Decker flirtował z kelnerką. Wznosili toasty za siebie nawzkomandosów z 1 Batalionu i za „królową Szangri-Ea”, która nie m o^a im towarzyszyć.
Po operacji w dolinie Ken Decker spędził kilka miesięcy w szpitalu. Wyzdrowiał, zapisał siversity of Washington i ukończył inżynierię lądową. Pracował w Korpusie Inżynieryjnym A
anów Zjednoczonych; później przeniósł się do Boeing Company, gdzie doczekał emerytury w
Ożenił się dość późno, nie miał dzieci. Rzadko wypowiadał się publicznie na temat katastrof
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 191/199
ęści dlatego, że nigdy nie przypomniał sobie, co zdarzyło się między startem Gremłina i ch
y potykając się, wyszedł z wraku samolotu.
John Mccollomz bratanicą. Dennie McCollom Scott; zdjęcie z 1998 r. (za zgodą B.B.
McCollom).
Co roku 13 maja, w dzień swoich urodzin i rocznicę katastrofy, odbierał telefon. Dzwonił
ry przyjaciel John McCollom^. Ken Decker zmarł w 2000 r., w wieku osiemdziesięciu ośmiu
John McCollom do końca życia miał łzy w oczach, kiedy wspominał kapitana B
chylającego skrzydła B-17.
Odszedł ze służby w 1946 r., ale dostał ponowne wezwanie podczas wojny koreańskiej.
ydzieści siedem lat był cywilnym pracownikiem w bazie lotniczej Wright-Patterson w Ohi
zejściu na emeryturę pracował jako konsultant do spraw lotnictwa w Piper Aircraft Company.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 192/199
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 193/199
wytem reklamowym było zaaranżowanie mocno zale^ej randki Margaret z sierżantem Wal
Wallym” Flemingiem Zamiast kąpieli w oceanie była kolacja w znanej nowojorskiej resta
ots Shor. Spotkali się jeszcze potem raz czy dwa i na tym się skończyło.
Na stacji kolejowej w Owego trzy tysiące ludzi - właściwie cale miasteczko - cz
morderczym upale na przyjazd Margaret. Kiedy wpadła w ramiona ojca, orkiestra Owego
ademy zagrała porywającego marsza. Prezes Izby Handlowej orosił ją honorowym obywa
asta. Dziennikarze żądni byli każdego szczegółu: „Opalona, ze świeżo ułożoną, krótką fry
argaret miała na sobie twarzowy letni mundur uszyty z jedw abiu i pantofle z krokodylej sk
zedstawiciel nowojorskiej agencji talentów ujawnił, że Margaret przebiera w liczopozycjach filmowych. Jak donosiły plotkarskie media, o jej rolę miała ubiegać się hollywoo
kność Loretta Young, inni przypuszczali, że Margaret zagra samą siebie. Mieszkańcy O
zedzierali się przez kordon policji po autografy i pozdrawiali swoją sąsiadkę jadącą otwa
mochodem, w towarzystwie ojca i sióstr, do rodzinnego domu na McMaster Street. W pa
mocniej utkwiły jej dwie siedzące na ganku starsze panie, które machały chusteczkami i płaka
Margaret Hastings w towarzystwie sióstr, Catherine i Rity podczas uroczystego przejazdu
powrocie do rodzinnego Owego (za zgodą B.B. McCollom).
W wojsku zadecydowano, że po trzydziestodniowej przepustce Margaret nie wróci na N
wineę. Wysłano ją w objazd kraju ze sprzedażą obligacji wojennych Yictory Bonds. W
eściotygodniowej podróży przez czternaście stanów przemawiała ponad dwieście razy. Wsz
wtarzała krótką opowieść o swoich przeżyciach, pozowała do zdjęć z lokalnymi osobistośenerałami, łącznie z Dwightem Eisenhowerem Jej skrzynka pocztowa pękała od tysięcy li
erszy, próśb o autograf i oświadczyn nieznanych konkurentów, w tym pewnego mło
owieka, który chwalił się, że jest mistrzem swojego miasta w pluciu na odle^ość. Przysze
t od sierżanta Dona Ruiza, komandosa, którego, według Waltera, Margaret próbowała uwieść
ł niewinny, z wiadomościami o komandosach i opisem zdjęć zrobionych przez Waltera w dol
Wyglądasz elegancko, stojąc przy swoim łożu z materacem ze złocistej trawy i w namiociku na
mniaków”. Ruiz delikatnie otarł się o flirt, pisząc o pięknych kobietach, z którymi tańcz
yjęciu. „Niech żyje królowa Szangri-La” - zakończył swój list—.
Nie każdemu odpowiadały honory, jakie spłynęły na Margaret. Matka George’a Nicho
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 194/199
ugiego pilota Gremlina, złożyła skargę do wojska. „Czuła dużą niechęć do Margaret Hast
wił John McCarthy, jeden z dałszych kuzynów George’a. Margaret Nichołson najwyraźniej
, że jej syn zostanie obwiniony o spowodowanie katastrofy. W odpowiedzi na któryś z jej ł
łkownik z wydziału pubłic rełations Departamentu Wojny napisał: „Głęboko współczuję
racji bołesnej straty i doskonałe rozumiem troskę, by żadna pubłikacja nie umniej
święcenia, jakim wykazał się Pani mężny syn. Zapewniam, że żadna tego rodzaju informacj
stanie zaaprobowana do opubłikowania”. Ałice Nichołson, żona George’a, chciała osob
rozmawiać z Margaret, która jednak nie wyraziła zgody. „Moja cioteczna babka Ałice - wyja
hn McCarthy - spytała: - Czy nie chce się pani spotkać z żoną swego dowódcy? - Nie chotkać z wdową po moim dowódcy - odpowiedziała Margaret Hastings”—.
Ocałeni rozbitkowie, piłoci, komandosi. Na kołanach Margaret - świnka Peggy po powrozangri-La. Na zdjęciu nie ma Kena Deckera, który w tym czasie przebywał w szpitału (za zgo
Earła Wał tera juniora).
Margaret była coraz bardziej rozczarowana sławą; krytyczne uwagi tyłko wzmo^y
echęcenie. Nie uważała się za bohaterkę, miała po prostu szczęście, że przeżyła; tęskni
wnym, zwyczajnym życiem Jej marzenie się spełniło, gdy upadły płany fiłmowe. „Wojn
ończyła i wszyscy miełi po uszy wojennych historii - mówiła Rita Całłahan, siostra Marga
ciełi zrobić fiłm kłasy B, a na to by nie pozwołiła”—.
Rok po akcji ratowniczej reporter z „Los Angełes Times” odwiedził Margaret. Prowa
okojne życie na McMaster Street. „Niemał każdego ranka, w wypłowiałych wojsko
odniach i podkoszułce, zamiata i odkurza ziełony drewniany dom rodzinny, w którym mi
jcem - pisał. - Nie pisze książki o swoich przeżyciach. Nie rekłamuje konserw, papierosó
rzętu campingowego. W tej chwiłi najważniejsze w jej życiu są płany - Margaret chce studi
Syracuse University”.
Spędziła na uniwersytecie ponad dwa łata, ałe nie ukończyła studiów. Wyszła za mąż za Ro
kinsona, którego Rita opisuje jako bobsłeistę, byłego ołimpijczyka, później a
ezpieczeniowego. Urodził się im syn, potem się rozwiedłi, gdy Margaret zaszła w ciążę p
ugi. Syna i córkę wychowywała sama, w Romę w stanie Nowy Jork, gdzie praco
administracji Griffith Air Lorce Base (bazy łotniczej Griffith). Od czasu do czasu, z
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 195/199
rocznicę katastrofy, odszukiwali ją dziennikarze. Znosili się także, gdy Michael Rockefeller
bernatora Nowego Jorku i potomek słynnej rodziny, zaginął na Nowej Gwinei. „Jeśłi nie u
wszełkie szanse przeżycia” - powiedziała irrP-.
Jako „krółowa Szangri-La” po raz ostatni pojawiła się pubłicznie w ł974 r., kiedy r
Beckerem i McCołłomem otrzymałi honorowe członkostwo stowarzyszenia piłotów szybowco
zestniczących w II wojnie światowej. Trzydzieści łat po wydarzeniach na Nowej Gwinei
ałałych uścisnęła się, śmiała i wspominała minione czasy na zjeździć członków stowarzysz
argaret krótko opowiedziała o nauce, jaką wyniosła z dołiny. „Strach jest czymś, czego czło
doświadcza, póki ma jakiś wybór. Jeśłi masz wybór, nie boisz się. A kiedy nie ma wyboru, cżna się bać? Po prostu robisz to, co trzeba”.
Ktoś spytał Margaret, czy chciałaby wrócić na Nową Gwineę. „Jasne” - odpowiedzia
hania—.
Nigdy tego nie zrobiła. Cztery łata później zdiagnozowano u niej raka macicy. „Wałczyła dz
opowiadała jej siostra. - Nigdy nie rozczułała się nad sobą. Kiedy uświadomiła sobie, ż
gra, zrezygnowała z kuracji i wróciła do domu”.
Margaret Hastings zmarła w łistopadzie ł978 r. Miała sześćdziesiąt cztery łata. Pocho
stała obok rodziców, na niewiełkim cmentarzyku pełnym amerykańskich flag, niedałeko McM
eet—.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 196/199
BOHATEROWIE OPOWIEŚCI
ANTIAGO „SAND Y” ABRENICA - starszy sierżant w 1. (Specjalnym) Ba
zpoznawczym US Army. Prawa ręka kapitana C. Earla Waltera juniora.
USTODIO AEERTA - kapral w 1. (Specjalnym) Batalionie Rozpoznawczym US Arm
astrofie Gremlina ochotniczo znosił się do akcji ratunkowej.
REYNOEDS AEEEN - kapitan Sił Powietrznych US Army, pilot szybowca Waco, który
dpałkę.
CHARD ARCHBOED - biolog, badacz; w 1938 r. sfinansował i zorganizował wyprawę
kryła na Nowej Gwinei dolinę, nazwaną później Szangri-Ea.
EEIAM D. BA KER - kapitan Sił Powietrznych US Army, pilot poszukiwawczego samolot
ry zauważył rozbitków na polanie w dżungli.
EFRED BAYEON - sierżant w 1. (Specjalnym) Batalionie Rozpoznawczym US Arm
astrofie Gremlina zgłosił się do akcji ratunkowej.
AURA BESEEY - sierżant w Women’s Army Corps. Pochodziła z Shippenville w Pensy
ciała na pokładzie Gremlina. Bliska przyjaciółka Margaret Hastings.
ENJAMIN „DOC” BUEATAO - sierżant w 1. (Specjalnym) Batalionie Rozpoznawczym USówny sanitariusz ochotniczej akcji ratunkowej podjętej po katastrofie Gremlina.
EEXANDER CANN - Kanadyjczyk z pochodzenia, przygotowywał materiały filmow
enderskiej agencji informacyjnej Netherlands Indies Government Information Service.
lywoodzki aktor, przyłapany na kradzieży brylantów.
ERM ENEGIEDO CAOIEI - sierżant w 1. (Specjalnym) Batalionie Rozpoznawczym US A
astrofie Gremlina zgłosił się do akcji ratunkowej.
ENNETH DEC KER - sierżant z Kelso w stanie Waszyngton; pracował jako kreślarz w w
ynieryjnym Dowództwa Sił Powietrznych na Dalekim Wschodzie. Jeden z pasażerów Gremlin
RNAN DO DONGAEEO - sierżant w 1. (Specjalnym) Batalionie Rozpoznawczym US A
astrofie Gremlina zgłosił się do akcji ratunkowej.
AY T. EESMORE - pułkownik, dowódca 322. Skrzydła Transportowego Sił Powietrzny
my. Potwierdził informacje majora Myrona Grimesa o wiełkiej dołinie w centrałnej części N
winei; później stał się w wojsku najwyższym autorytetem w sprawach regionu. Kieałaniami ratunkowymi po katastrofie Gremłina.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 197/199
ALTER „WALLY” FLEM ING - sierżant, stacjonował w Hollandii na Nowej Gwinei. Prze
as spotykał się z Margaret Hastings.
EORGE GA RDNER - major Sił Powietrznych US Army. Nadzorował zaopatrzenie roz
Gremłina.
ERBERT F. GOOD - kapitan US Army; pochodził z Dayton w stanie Ohio. Jeden z pas
emłina.
YRON GRIMES - major w Siłach Powietrznych US Army; pierwszy wojskowy piłot amery
ry „odkrył” na Nowej Gwinei dołinę nazwaną później Szangri-La.
CK GUTZEIT - sierżant, radiooperator samołotu C-47 nazywanego 3 łł , który posz
zbitków z Gremłina, a potem dostarczał im zaopatrzenie.
EANOR HANNA - szeregowa Women’s Army Corps; pochodziła z Montou
Pensyłwanii. Jedna z pasażerek Gremłina.
ARGARET HASTINGS - kaprał Women’s Army Corps. Pochodziła z Owego w stanie Nowy
kretarka pułkownika Petera Prossena, błiska przyjaciółka Laury Besłey. Jedna z pasa
emłina.
ATRICK HASTINGS - wdowiec, ojciec Margaret. Brygadzista w fabryce obuwia w
stanie Nowy Jork.
DWARD T. IMPARATO - pułkownik Sił Powietrznych US Army; piłot samołotu, z którego
Szangri-La oddział komandosów dowodzony przez C. Earła Wał tera juniora.
AN „JOHN NY” JAYONILLO - sierżant w ł. (Specjałnym) Batałionie Rozpoznawczym U
katastrofie Gremłina znosił się do akcji ratunkowej.
ELEN KENT - sierżant Women’s Army Corps; pochodziła z Taft w Kałifornii. Jedna z pas
emłina.
EORGE LAIT I HARRY E. PATTERSON - korespondenci wojenni, którzy połeciełi nad
ułkownikiemRayem T. Ełsmore’em i ukułi dłaniej nazwę „Szangri-La”.
ALI LOGO - wódz kłanu Logo-Mabeł, zamierzał zamordować rozbitków ocałałych z kat
emłina.
HN I ROBERT M CCOLLOMOWIE - bracia błiźniacy z Trenton w Missouri, porucznicy
hnicznym Dowództwa Sił Powietrznych na Dałekim Wschodzie. Pasażerowie Gremłina.
LLIAM M CKENZIE - kapitan Sił Powietrznych US Army; pochodził z La Crosse w
sconsin. Drugi piłot (z majorem Wiłłiamem J. Samuełsem) samołotu „podchwytują
ybowiec.
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 198/199
ERBERT O. MENGEE - kapitan Sił Powietrznych US Army; pochodził z St. Petersb
orydzie; piłot transportowca 3 11.
EEYIN MOEEBERG - szeregowiec Sił Powietrznych US Army; pochodził z B
Minnesocie. Drugi mechanik na pokładzie Gremłina. Wszedł w skład załogi na p
błiższego przyj acieła, kaprała Jamesa „Jimmy’ego” Eutgringa, który nie chciał
ułkownikiem Peterem Prossenem
AEPH MORTON - korespondent wojenny Associated Press; pisał o katastrofie Gremłina.
EORGE H. NICHOESON JUNIOR - major Sił Powietrznych US Army; pochodził z
stanie Massachusetts. Drugi piłot samołotu Gremłin Speciał.
ENRY E. PAEMER - porucznik Sił Powietrznych US Army; pochodził z Baton Rouge w Eu
ot szybowca nazywanego Podpałką.
TER J. PRO SSEN - pułkownik Sił Powietrznych US Army; pochodził z San Antonio w T
ef działu technicznego Dowództwa Sił Powietrznych na Dałekim Wschodzie w Hołł
Hołenderskiej Nowej Gwinei. Piłot samołotu Gremłin Speciał.
AMIEO „RAMMY” RAMIREZ - kaprał w ł. (Specjałnym) Batałionie Rozpoznawczym U
katastrofie Gremłina znosił się jako sanitariusz do akcji ratunkowej.
ON RUIZ - sierżant w ł. (Specjałnym) Batałionie Rozpoznawczym US Army. Po kata
emłina znosił się do akcji ratunkowej.
EEIAM J. SAMUEES - major Sił Powietrznych US Army, dowódca 33 eskadry transpo
chodził z Decatur w stanie Iłłinois. Amerykański piłot o największym na Południowym Paświadczeniu w operacjach „podchwycenia” szybowca.
AETER SIMMONS - korespondent wojenny „Chicago Tribune”; autor cykłu tekstów o kata
emłina.
OQUE YEEASCO - sierżant w ł. (Specjałnym) Batałionie Rozpoznawczym US Arm
astrofie Gremłina zgłosił się do akcji ratunkowej.
EARE WAETER JUNIO R - kapitan w I. (Specjałnym) Batałionie Rozpoznawczym USchodził z Portłand w Oregonie. Czekając wraz ze swym oddziałem fiłipińsko-amerykań
mandosów na zadanie bojowe, znosił się na ochotnika do poprowadzenia akcji ratunk
Szangri-Ea.
MAYUK WANDDC - nazwany przez rozbitków Pete, szef tubyłczej wioski Uwambo.
Eista pozostałych pasażerów i członków załogi, którzy zginęłi w katastrofie samołotu Gremł
Speciał ł3 maja ł945 r.:
ajor Herman F. Antonini z Danviłłe w stanie Iłłinois, major Phiłłip J. Dattiło z Eoui
8/18/2019 Zuckoff M. - Uwięzieni w Raju 2
http://slidepdf.com/reader/full/zuckoff-m-uwiezieni-w-raju-2 199/199
Kentucky, szeregowiec Alethia M. Fair z Hollywood w Kalifornii, kapitan Louis E. Fr
Hammond w Indianie, szeregowiec Marian Gillis z Los Angeles, porucznik Lawrence F. Ho
Raleigh w Karolinie Północnej, szeregowiec Mary M. Landau z Brooklynu w Nowym
rżant Marion W. McMonagle z Filadelfii, kapral Charles R. Miller z Saint Joseph w
chigan, sierżant Belle Naimer z Bronxu w Nowym Jorku, szeregowiec George R. New
Middletown w stanie Nowy Jork, sierżant Hilliard Norris z Waynesville w Karolinie Półn
apral Melvyn Weber z Compton w Kalifornii.