16
ŚWIĘTY WOJCIECH GŁÓWNY PATRON POLSKI Św. Wojciech jest jedną z najważniejszych postaci polskiego Kościoła. Choć był Czechem, a na polskiej ziemi spędził zaledwie kilka miesięcy, wywarł olbrzymi wpływ na proces umacniania się chrześcijaństwa nad Wisłą. Nad jego grobem zapisała się jedna z najważniejszych kart historii Polski. Swoim życiem i postępowaniem zasłużył na miano patrona duchowej jedności Europy. Warto przypomnieć tę wielką postać przed przypadającym na 23 kwietnia wspomnieniem Świętego. Matka Boża Królowa Polski, św. Wojciech i św. Stanisław Biskup i Męczennik są głównymi patronami naszej Ojczyzny. Fot. Michał Grychowski Najważniejsza z polskich dróg W 966 r. książę Mieszko I wprowadził młode państwo polskie na drogę chrześcijaństwa. Odrzucił wierzenia pogańskie i otworzył swoje księstwo na światło wiary w jedynego Boga. Mądry władca wiedział, że jeżeli otrzyma chrzest z rąk duchownych niemieckich, narazi Polskę na niebezpieczeństwo ingerencji Niemiec w wewnętrzne sprawy kraju. Aby tego uniknąć, poślubił czeską księżniczkę Dąbrówkę, córkę chrześcijańskiego księcia Bolesława, i przyjął wiarę w Jezusa Chrystusa za pośrednictwem Czech. W ten sposób na zawsze związał Polskę z Kościołem rzymskim i włączył ją w krąg kultury i cywilizacji łacińskiej. Syn księcia Sławnika W 956 r. w Libicach, włościach leżących na pograniczu Czech i Polski, w rodzinie chrześcijańskiego księcia Sławnika przyszedł na świat chłopiec. Ojciec pragnął, by został rycerzem, dlatego nadano mu imię Wojciech. Znaczyło ono: "radość wojów" lub "pociecha wojska". Jednak Bóg skierował Wojciecha na inną drogę. Poświęcony Bogu Między Sławnikiem a innymi czeskimi włodarzami stosunki były napięte, dlatego libicki książę bardzo pragnął, by jego synowie - a miał ich siedmiu - wyrośli na dzielnych wojowników. Lecz losy Wojciecha potoczyły się zupełnie inaczej. Pewnego razu, będąc dzieckiem, zachorował tak poważnie, że nie dawano mu szans na przeżycie. Można było liczyć tylko na pomoc Bożą. Ojciec zaniósł chłopca do kościoła. Przy ołtarzu Najświętszej Maryi Panny złożył uroczysty ślub, że jeśli dziecko wyzdrowieje, zostanie oddane na służbę Kościołowi. Pan Bóg wysłuchał prośby i mały Wojciech jeszcze tego samego dnia powrócił do pełni sił. U mistrza Oktryka Zamiast nosić miecz i poznawać tajniki sztuki wojennej Wojciech zaczął uczyć się łaciny, śpiewać psalmy i zgłębiać nabożne księgi. Gdy młody książę skończył 16 lat, rodzice posłali go do sławnej szkoły katedralnej w Magdeburgu. Tam został

ŚWIĘTY WOJCIECH GŁÓWNY PATRON POLSKIzkiw.com.pl/sw.wojciech.pdf · ŚWIĘTY WOJCIECH GŁÓWNY PATRON POLSKI Św. Wojciech jest jedną z najważniejszych postaci polskiego Kościoła

  • Upload
    others

  • View
    17

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

ŚWIĘTY WOJCIECH GŁÓWNY PATRON POLSKI

Św. Wojciech jest jedną z najważniejszych postaci polskiego Kościoła. Choć był Czechem, a na polskiej ziemi spędził

zaledwie kilka miesięcy, wywarł olbrzymi wpływ na proces umacniania się chrześcijaństwa nad Wisłą. Nad jego grobem

zapisała się jedna z najważniejszych kart historii Polski. Swoim życiem i postępowaniem zasłużył na miano patrona

duchowej jedności Europy. Warto przypomnieć tę wielką postać przed przypadającym na 23 kwietnia wspomnieniem

Świętego.

Matka Boża Królowa Polski, św. Wojciech i św. Stanisław Biskup i Męczennik są

głównymi patronami naszej Ojczyzny.

Fot. Michał Grychowski

Najważniejsza z polskich dróg

W 966 r. książę Mieszko I wprowadził młode państwo polskie na drogę chrześcijaństwa. Odrzucił wierzenia pogańskie i

otworzył swoje księstwo na światło wiary w jedynego Boga. Mądry władca wiedział, że jeżeli otrzyma chrzest z rąk

duchownych niemieckich, narazi Polskę na niebezpieczeństwo ingerencji Niemiec w wewnętrzne sprawy kraju. Aby tego

uniknąć, poślubił czeską księżniczkę Dąbrówkę, córkę chrześcijańskiego księcia Bolesława, i przyjął wiarę w Jezusa

Chrystusa za pośrednictwem Czech. W ten sposób na zawsze związał Polskę z Kościołem rzymskim i włączył ją w krąg kultury i cywilizacji łacińskiej.

Syn księcia Sławnika

W 956 r. w Libicach, włościach leżących na pograniczu Czech i Polski, w rodzinie chrześcijańskiego księcia Sławnika

przyszedł na świat chłopiec. Ojciec pragnął, by został rycerzem, dlatego nadano mu imię Wojciech. Znaczyło ono: "radość

wojów" lub "pociecha wojska". Jednak Bóg skierował Wojciecha na inną drogę.

Poświęcony Bogu

Między Sławnikiem a innymi czeskimi włodarzami stosunki były napięte, dlatego libicki książę bardzo pragnął, by jego

synowie - a miał ich siedmiu - wyrośli na dzielnych wojowników. Lecz losy Wojciecha potoczyły się zupełnie inaczej.

Pewnego razu, będąc dzieckiem, zachorował tak poważnie, że nie dawano mu szans na przeżycie. Można było liczyć tylko na

pomoc Bożą. Ojciec zaniósł chłopca do kościoła. Przy ołtarzu Najświętszej Maryi Panny złożył uroczysty ślub, że jeśli

dziecko wyzdrowieje, zostanie oddane na służbę Kościołowi. Pan Bóg wysłuchał prośby i mały Wojciech jeszcze tego samego dnia powrócił do pełni sił.

U mistrza Oktryka

Zamiast nosić miecz i poznawać tajniki sztuki wojennej Wojciech zaczął uczyć się łaciny, śpiewać psalmy i zgłębiać nabożne

księgi. Gdy młody książę skończył 16 lat, rodzice posłali go do sławnej szkoły katedralnej w Magdeburgu. Tam został

bierzmowany przez Adalberta, pierwszego arcybiskupa Magdeburga. To właśnie jego imię Wojciech przyjął podczas

sakramentu bierzmowania (i do dziś w krajach niesłowiańskich znany jest jako św. Adalbert). Magdeburska szkoła

katedralna reprezentowała bardzo wysoki poziom. Kierował nią mistrz Oktryk - człowiek nie tylko niezwykle uczony, ale

także bardzo surowy i wymagający. W szkole Oktryka Wojciech spędził dziewięć lat. Opuścił ją jako dojrzały, 25-letni

mężczyzna, doskonale obeznany z wysoką kulturą europejską i wyposażony w rozległą wiedzę teologiczną oraz umiejętności

niezbędne do sprawowania wysokich urzędów kościelnych.

Młody kapłan

Tytuł subdiakona, z którym Wojciech opuszczał w 981 r. Magdeburg, torował mu drogę do kapłaństwa. Niedługo po

powrocie do rodzinnych Libic Wojciech udał się do Pragi i przyjął święcenia kapłańskie. A że był synem książęcym, miał

możliwość widywania wielu dostojników Kościoła. Poznał również panującego w Czechach księcia Bolesława II - brata

Dąbrówki, którą Mieszko I pojął za żonę. Były to kontakty bardzo cenne i niewątpliwie miały wpływ na późniejszą

działalność Wojciecha. Już wtedy przyszły męczennik przekonał się, że choć Czechy były już od dłuższego czasu krajem

chrześcijańskim, do spraw religii nie przykładano tu odpowiedniej wagi, a obyczaje ciągle jeszcze były w znacznym stopniu pogańskie.

Utalentowany urwis Mały Wojciech był chłopcem żywym i skorym do zabawy. Chętnie spędzał czas z kolegami, niekiedy nawet kosztem nauki.

Uczył się jednak bardzo dobrze. Był nieprzeciętnie uzdolniony, łatwo przyswajał wszelkie wiadomości i umiał z nich

właściwie korzystać. Znana jest historia, gdy pewnego razu młody Sławnikowic samowolnie opuścił lekcję i nie nauczył się

zadanego materiału. Następnego dnia nauczyciel polecił mu przeczytać łaciński tekst i go objaśnić. Jakież było zdziwienie

nauczyciela, gdy Wojciech nie tylko poprawnie przeczytał fragment tekstu, który pierwszy raz widział na oczy, ale też prawidłowo go omówił.

Biskup Pragi w Rzymie

Wkrótce po przyjeździe Wojciecha do Pragi zachorował i zmarł pierwszy biskup praski Dytmar. Wojciech był jednym z tych,

którzy czuwali przy łożu konającego. Umierający biskup głośno wyznawał swe winy i czynił sobie gorzkie wyrzuty z

powodu niewystarczającej gorliwości w wypełnianiu swoich obowiązków i posłannictwa. Dla młodego kapłana było to

wydarzenie wstrząsające. W życiu Wojciecha przyszedł czas na głęboką refleksję, pokutę i modlitwę. Niedługo po tym

przeżyciu libicki książę z racji wysokiego wykształcenia i pozycji społecznej niespodziewanie znalazł się w centrum wydarzeń.

C

eCesarz Otton II wręcza Wojciechowi pastorał - symbol władzy biskupiej (Drzwi Gnieźnieńskie).

Drugi Biskup Pragi

Po śmierci biskupa Dytmara w 982 r. konieczne stało się jak najszybsze znalezienie jego następcy. W owym czasie, kiedy

czeski Kościół dopiero tworzył swe zręby, dominującą rolę w Pradze odgrywał kler niemiecki. Osoba Wojciecha - rodaka,

który z racji nauk otrzymanych w Magdeburgu nie ustępował w wykształceniu duchownym niemieckim - stwarzała szansę

odwrócenia tej tendencji. Bolesław II zaproponował więc na stolicę biskupią młodego Sławnikowica. Za tą kandydaturą

jednogłośnie opowiedzieli się na specjalnie zwołanym wiecu czescy wielmożowie oraz duchowieństwo i lud Pragi. Rok

później Wojciech został oficjalnie zatwierdzony jako biskup Pragi: najpierw cesarz niemiecki Otton II przekazał mu pastorał

i pierścień biskupi, a następnie arcybiskup Moguncji (której to metropolii podlegała wówczas diecezja praska) udzielił mu sakry biskupiej. Wojciech Sławnikowic miał wtedy 27 lat.

Od radości do nienawiści

Radość Czechów z powołania swojego krajana na stolicę biskupią w Pradze była ogromna. Niebawem jednak euforia

przemieniła się w niechęć, a później nawet we wrogość, jawnie okazywaną nowemu biskupowi. Dlaczego? Wojciech od

początku bardzo poważnie potraktował powierzoną mu misję. Zrezygnował z dworskiego blichtru i wiódł skromne życie,

wypełnione modlitwą, uczynkami miłosierdzia oraz skrupulatnym wykonywaniem obowiązków. Tego samego oczekiwał od

wiernych. Domagał się, by lud przestrzegał nauczania Kościoła. Tymczasem, choć od chrztu Czech upłynęło już prawie sto lat, wśród Czechów wciąż żywa była obyczajowość pogańska.

Ciągle zdarzały się przypadki wielożeństwa czy handlu niewolnikami. Nie szanowano świąt kościelnych, nagminnie łamano

przykazania. Biskup Wojciech w ostrych słowach krytykował wszelkie odstępstwa od wiary. Im częściej to czynił, tym

więcej zyskiwał sobie wrogów, szczególnie wśród wielmożów, którzy najbardziej byli przyzwyczajeni do naginania zasad do

własnych upodobań. Konflikt stał się w końcu tak poważny, że Wojciech uznał za konieczne opuszczenie Pragi i udanie się po radę do papieża. Był rok 989.

Niedoszły pielgrzym

Wyjazd do Rzymu nie oznaczał dla św. Wojciecha zrzeczenia się godności biskupiej. Również papież Jan XV, który bardzo

serdecznie przyjął gościa z Pragi, nie oczekiwał takiej decyzji. Zwierzchnik Kościoła udzielił jedynie Wojciechowi rady, by

na jakiś czas odsunął się od spraw publicznych i całkowicie oddał się modlitwie i kontemplacji. Gdzie znajdę lepsze miejsce do kontemplacji, jak nie w ojczyźnie Jezusa Chrystusa, Ziemi Świętej? - stwierdził Wojciech,

rozmyślając nad słowami papieża. Wyruszył więc w drogę z nadzieją, że niedługo będzie mógł uklęknąć u Grobu Pańskiego.

Na początku pielgrzymki Wojciech zatrzymał się w benedyktyńskim opactwie na Monte Cassino. I tam nastąpił

nieoczekiwany kres wędrówki, gdyż benedyktyni ze sławnego klasztoru przekonali go, że podróż, w którą się wybrał, jest

bardzo niebezpieczna. Wojciechowi towarzyszyły bowiem zaledwie trzy osoby (jedną z nich był jego brat Radzim - Gaudenty), a w owych czasach na drogach roiło się od zbójców napadających na pielgrzymów.

K

lKlasztor na Monte Cassino. Benedyktyni przyjęli Wojciecha z wielką życzliwością. Tutaj Wojciech po raz pierwszy miał

okazję przyjrzeć się z bliska życiu zakonnemu.

W benedyktyńskim habicie

Na Monte Cassino Wojciech nie przebywał długo. Ale ten krótki pobyt we wspólnocie zakonnej, a także spotkanie z greckim

pustelnikiem św. Nilem pozwoliły mu rozsmakować się w ciszy i ascezie życia klasztornego. Ostatecznie Wojciech wrócił do Rzymu i wybrał benedyktyński klasztor świętych Bonifacego i Aleksego na Awentynie, by

tam służyć Bogu. Tak oto Wojciech został benedyktynem. Z ochotą poddał się rygorom życia zakonnego. Choć nadal był formalnie biskupem

Pragi, nie wzdragał się przed wykonywaniem najprostszych posług dla innych braci, zajmując się na przykład noszeniem

wody do kuchni. I choć życie w klasztorze było surowe, wymagające wielu poświęceń i wyrzeczeń, przyszły święty czuł się na rzymskim Awentynie bardzo szczęśliwy.

Bosy biskup Urząd biskupi Wojciech przyjął w duchu ewangelicznej pokory. Z towarzyszącego przy takich uroczystych okazjach licznego

orszaku możnowładców młody biskup wyróżniał się niezwykłą skromnością i niemal ubóstwem. Koń księcia biskupa nie był bogato

przystrojony, a uzdę miał zrobioną ze zwykłego sznura konopnego. Przed wejściem do Pragi biskup Wojciech zdjął obuwie i boso wszedł do miasta. Tym gestem chciał podkreślić chęć gorliwej posługi ludowi Bożemu.

Dar cesarzowej Teofano

Podczas pobytu w Rzymie Wojciech spotkał się z cesarzową Teofano, wdową po cesarzu niemieckim Ottonie II. Ta pobożna

niewiasta znana była z tego, że niosła pomoc ludziom będącym w potrzebie. Rozmowa z biskupem Pragi wywarła na niej wielkie

wrażenie. Cesarzowa widziała, że ma przed sobą człowieka wyjątkowo głębokiej wiary. Skoro zatem usłyszała o jego zamiarze

podróży do Ziemi Świętej, obdarowała go hojnie, by nie zabrakło mu funduszy na realizację tego zbożnego zamysłu. Wojciech

przyjął szczodry dar, ale tylko po to, by następnego dnia... rozdać go ubogim. A w daleką podróż wyruszył ze skromnym dobytkiem, który zmieścił się na grzbiecie osła.

Św. Wojciech z Wyspy Tybrowej Wśród rzymskich pamiątek po św. Wojciechu wyróżnia się studzienka, która powstała na przełomie X i XI w. na życzenie

cesarza Ottona III, wielkiego przyjaciela św. Wojciecha. Jest na niej wyrzeźbiony najstarszy wizerunek Świętego. Studzienka znajduje się w kościele św. Bartłomieja na Wyspie Tybrowej w Rzymie.

Powrót do Pragi

Podczas pobytu w Rzymie, w benedyktyńskim klasztorze na Awentynie, Wojciech najchętniej zapomniałby o całym świecie, ale

świat nie zapomniał o nim. Dzieło chrystianizacji musiało być kontynuowane i biskupstwo praskie nie mogło pozostawać bez

pasterza.

Ok

Kościół archikatedralny pw. św. Wita, św. Wacława, św. Wojciecha i św. Jana Nepomucena w Pradze

Duszpasterski trud

Arcybiskup Willigis, sprawujący z Moguncji zwierzchnictwo nad diecezją praską, zwrócił się do papieża, by Wojciech powrócił na

tron biskupi. Wojciech - posłuszny woli Ojca Świętego - opuścił ukochany klasztor i udał się do Pragi. Ludność znów, jak

poprzednim razem, witała biskupa z należnym mu szacunkiem, obiecując żyć zgodne z nakazami wiary. Wydawało się, że dawne

spory ucichły, a wola poprawy jest szczera. Wojciech mógł wznowić pracę duszpasterską. Zaczął wznosić kościoły, podjął akcję

misyjną na Węgrzech. Lecz po pewnym czasie okazało się, że ludzie tak naprawdę nie odmienili swych serc i dalej popełniali stare

grzechy. Występowali też coraz jawniej przeciwko decyzjom biskupa, szczególnie tym, które godziły w ich prywatne interesy. Decydujący wpływ na dalsze losy Wojciecha miało pewne tragiczne zdarzenie.

Dramatyczne wydarzenie

Zdarzyło się pewnego razu, że do Wojciecha przybiegła kobieta, która dopuściła się cudzołóstwa. Błagała o ratunek. Ścigał ją

rozwścieczony tłum. Dawny obyczaj nakazywał bowiem karać niewierne żony śmiercią. Biskup polecił kobiecie schronić się

w kościele przy klasztorze bernardynek na Hradczanach, a sam odważnie zastąpił drogę napastnikom. Usunięto go jednak

przemocą, a chwilę później na jego oczach zgładzono nieszczęsną grzesznicę. Zdarzenie to przelało czarę goryczy. Biskup

Wojciech znów opuścił Pragę. Udał się do Rzymu, do klasztoru na Awentynie. Kiedy Wojciech przebywał wśród przyjaznych mu i umiłowanych przez niego benedyktynów, wstrząsnęła nim wieść o

wymordowaniu niemal wszystkich członków rodziny. Ocaleli jedynie bracia Wojciecha: Sobiebor i Radzim-Gaudenty,

nieodłączny towarzysz jego wędrówek po Europie. W tej sytuacji Wojciech nie mógł wrócić do Czech. Podjął się więc

nowego wyzwania - działalności misyjnej wśród ludów pogańskich. Wyzwania, które okazało się dla niego drogą do

świętości.

Przyjaciel cesarza Wśród wielu osób, z którymi przyszło się spotykać św. Wojciechowi jako biskupowi Pragi, był cesarz niemiecki Otton III,

który został koronowany w 966 r., w wieku 16 lat. Cesarz, mimo młodego wieku, miał jasno sprecyzowaną wizję nie tylko

swego państwa, ale całej Europy. Widział przyszłość kontynentu w zjednoczeniu go pod berłem Chrystusowym. Myśl ta

bardzo podobała się Wojciechowi; odpowiadała jego własnym pragnieniom. Cesarz i biskup spędzili razem wiele godzin na rozmowach i stali się prawdziwymi przyjaciółmi.

Pielgrzymki biskupa-tułacza

Obraz w katedrze poznańskiej przedstawia św. Marcina i panoramę miasta Tours we Francji. Po opuszczeniu Pragi Wojciech odbył

wiele pielgrzymek po Europie. Udał się m.in. do Francji, gdzie nawiedził grób tegoż św. Marcina z Tours, świątobliwego biskupa,

którego kult był szczególnie żywy w tym okresie. Wojciech odwiedził też Węgry, gdzie udzielił sakramentu bierzmowania Stefanowi, przyszłemu królowi tego kraju i przyszłemu świętemu.

TRUDNA MISJA

W tym czasie (trzydzieści lat po chrzcie Polski) na naszych ziemiach panował Bolesław Chrobry. Najstarszy z braci Wojciecha,

Sobiebor, który uniknął śmierci w czeskich Libicach, został rycerzem polskiego księcia. Św. Wojciech przyjął zaproszenie Bolesława

Chrobrego, który pragnął, aby pogańskie Prusy przyjęły wiarę chrześcijańską. Praski biskup przyjechał więc do Polski, by stąd udać się z misją do nadbałtyckiego plemienia Prusów.

Św.Wojciech chrzci ludność pogańską

Trzej misjonarze

Przygotowania do wyprawy misyjnej trwały krótko. W kwietniu 997 r. Wojciech ruszył w drogę. Bolesław Chrobry przydzielił do

obrony biskupa 30 wojów. Wyprawa lądem dotarła do Gdańska. Według przekazów, Wojciech nauczał tam, odprawiał Msze św. i

chrzcił miejscową ludność. Następnie wyruszył drogą morską do Truso - rozległej nadbałtyckiej osady pogańskiego ludu Prusów,

położonej w pobliżu dzisiejszego Elbląga. Stamtąd Wojciech odesłał zbrojną eskortę. Nie chciał nawracać mieczem; pragnął

wypełnić swe zadanie w pokojowy sposób. Chciał pójść między pogan jedynie z krzyżem i Ewangelią. Został z nim tylko jego brat Gaudenty, który od lat towarzyszył mu wiernie we wszelkich wędrówkach, oraz kapłan o imieniu Bogusza-Benedykt.

Pierwsze porażki

Dziś już nie odgadniemy, czy św. Wojciech spodziewał się przywitania, jakie go spotkało czy też był zaskoczony. Gdy bowiem

trzej misjonarze po raz pierwszy spotkali Prusów na niewielkiej wyspie w pobliżu portu Truso, odczuli wyraźne oznaki niechęci.

Wypędzono ich, przy czym Święty został boleśnie uderzony wiosłem w plecy.

Następnego dnia Wojciech i jego towarzysze przybyli na wiec Prusów. Wojciech najpierw przedstawił się: "z pochodzenia jestem

Słowianinem, nazywam się Adalbert, z powołania zakonnik, niegdyś wyświęcony na biskupa, teraz z obowiązku jestem waszym

apostołem", a następnie podał misyjny cel swego przybycia. Słowa Wojciecha nie trafiły jednak do zebranych. Poganie na słowa

misjonarzy zareagowali nieufnością. Nie chcieli słuchać o nowej wierze, nie dali apostołom nawet możliwości rozpoczęcia ewangelizacji. Postanowili wypędzić przybyszy, nie czyniąc im jednak krzywdy.

Statek, który przywiózł trzech misjonarzy: Wojciecha, Gaudentego i Benedykta na ziemie Prusów, powrócił do Gdańska.

Ostatni dzień życia

Mimo wrogiego przyjęcia przez pogan misjonarze nie zrezygnowali z rozpoczętej misji. Kilka dni spędzili w bezpiecznym

miejscu, a następnie ponownie wyruszyli do Prusów. Był piątek 23 kwietnia 997 r. Na temat tego, co się wydarzyło w tym

dniu, powstało wiele hipotez. Jedno jest pewne: był to dzień narodzin dla nieba Męczennika z Czech, który oddał życie, by na pogańską ziemię padło ziarno Ewangelii.

Męczeństwo św. Wojciecha

Misjonarze przeszli pieszo około dwudziestu kilometrów, a następnie zatrzymali się na polanie, by odpocząć. Gaudenty

odprawił Mszę św., w czasie której Wojciech przyjął Komunię św. Później znużeni trudami wędrowcy zasnęli. Właśnie

wtedy zaskoczyli ich Prusowie. Byli uzbrojeni we włócznie. Od początku było jasne, że nie mają pokojowych zamiarów.

Napastnicy od razu rzucili się na Wojciecha. Niektóre przekazy podają, że pierwszym, który zadał cios Świętemu, był

pogański kapłan. Był to cios włócznią w samo serce. Potem do krwawego dzieła przystąpili pozostali oprawcy. Tradycja

mówi, że biskup został ugodzony siedmiokrotnie. Na końcu odcięto Wojciechowi głowę i wbito ją na pal, tułów zaś

pozostawiono na polanie. Pozostałym dwóm misjonarzom darowano życie. Wrócili na dwór Bolesława Chrobrego, by dać świadectwo męczeńskiej śmierci biskupa.

ŚWIĘTY GAJ

Wielu historyków wskazuje, że do tych tragicznych zdarzeń doszło w okolicach miejscowości Święty Gaj (parafia

Kwietniewo), położonej niedaleko Elbląga. Dziś znajduje się tam diecezjalne sanktuarium św. Wojciecha. W sanktuarium przechowywana jest licząca kilka tomów księga, którą zapełniły świadectwa próśb i podziękowań, wpisane przez czcicieli św. Wojciecha.

Kanonizacja u progu II tysiąclecia

Bolesław Chrobry zasmucił się wielce na wieść o śmierci św. Wojciecha. Nie żałując środków wykupił ciało biskupa, za

które - jak mówi legenda - dał tyle złota, ile ono ważyło. Doczesne szczątki Męczennika z wielkimi honorami przeniesiono do Gniezna.

Wykupienie zwłok św. Wojciecha

Wiadomość o zamordowaniu praskiego biskupa odbiła się echem po całej chrześcijańskiej Europie. Jego głęboka wiara oraz

ewangeliczne cnoty budziły podziw i szacunek. Nie ulegało wątpliwości, że zginął człowiek święty. Już w 999 r. papież

Sylwester II wyniósł Wojciecha na ołtarze. I tak u progu II tysiąclecia Kościół polski zyskał Świętego, który spoczywał na

polskiej ziemi, zyskał też siłę na trudne początki i oparcie na następne tysiąclecie.

Niebawem Gniezno zostało ustanowione stolicą metropolitalną. Przybliżyło to moment nadania polskiemu księciu korony

królewskiej, gdyż tylko metropolita miał prawo koronować władcę. Pierwszym arcybiskupem Gniezna został brat św.

Wojciecha - Gaudenty. Utworzono też trzy nowe biskupstwa: w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu.

Tak oto ofiara, jaką z własnego życia złożył św. Wojciech, przyczyniła się również do tego, że piastowski książę, który go przyjął i wsparł jego misję, zyskał powszechny szacunek jako obrońca wiary chrześcijańskiej.

TRZEMESZNO

Kościół pw. Wniebowzięcia NMP i św. Wojciecha w Trzemesznie

Większość historyków uważa, że ciało św. Wojciecha po wykupieniu od Prusów, zostało złożone najpierw w klasztorze w

Trzemesznie, a dopiero po dwóch latach przeniesiono je do Gniezna. Dziś trzemeszneński kościół obok wezwania

Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny nosi również imię św. Wojciecha. A każdy nowo wybrany arcybiskup

gnieźnieński - zgodnie z wielowiekową tradycją - właśnie w sanktuarium św. Wojciecha w Trzemesznie spędza noc poprzedzającą ingres do katedry gnieźnieńskiej

U grobu św. Wojciecha

Chrzest Polski miał miejsce za panowania Mieszka I. Jednak dopiero męczeństwo św. Wojciecha sprawiło, że ochrzczony

zaledwie 30 lat wcześniej kraj zaczął się liczyć na mapie Europy jako równoprawny partner państw należących do wspólnoty

Kościoła rzymskiego. Nikt nie mógł zaprzeczyć, że św. Wojciech wyruszył do Prusów szerzyć wiarę z poręki polskiego

władcy.

BoB

B Bolesław Chrobry i cesarz niemiecki Otton III u grobu św. Wojciecha w Gnieźnie

Pielgrzym u wrót Gniezna

Książę Mieszko I nie mógł przewidzieć tego, co po śmierci św. Wojciecha stało się udziałem jego syna, Bolesława Chrobrego. Oto

do Gniezna - stolicy młodego państwa polskiego - przybył najwyższy świecki władca świata chrześcijańskiego, by oddać hołd

Męczennikowi. Otton III wybrał się do Gniezna, aby pomodlić się przy grobie swego przyjaciela. Doszło wtedy do zdarzenia, które w

ogromnym stopniu wpłynęły na dalsze dzieje państwa polskiego. Otton III, najbardziej przyjazny Polakom spośród wszystkich

cesarzy niemieckich w historii, był człowiekiem wielkiej pobożności. Znany był z surowych praktyk ascetycznych. W okresie

Wielkiego Postu w 999 r. pielgrzymował do sanktuarium Archanioła Michała na Monte Gargano. Znaczenie jego pielgrzymki do

Gniezna podkreśla fakt, że doszło do niej w roku 1000 - roku zamykającym pierwsze tysiąclecie chrześcijaństwa. Wydarzenie to

przeszło do historii pod nazwą Zjazdu Gnieźnieńskiego.

Swą pielgrzymkę do grobu św. Wojciecha Otton III traktował jako akt wyjątkowej wagi. Wiele miesięcy wcześniej polecił swoim

rzemieślnikom wykonać złoty ołtarz, który przed jego przybyciem został przewieziony do Gniezna. Cesarz przybył tu w okresie

Wielkiego Postu. By okazać swój głęboki szacunek dla Świętego, przed wjazdem do grodu zsiadł z konia i boso udał się do grobu Męczennika.

Książę i cesarz

O powitaniu cesarza Ottona III przez Bolesława Chrobrego tak pisze kronikarz Gall Anonim: "za jego [Bolesława] czasów cesarz

Otto przybył do [grobu] św. Wojciecha dla modlitwy i pojednania [z Bogiem], a zarazem w celu poznania sławnego Bolesława, jak o

tym można dokładniej wyczytać w księdze o męczeństwie Świętego. Bolesław przyjął go tak zaszczytnie i okazale, jak wypadło

przyjąć króla, cesarza rzymskiego i dostojnego gościa. Albowiem na przybycie cesarza przygotował przedziwne cuda; najpierw hufce

przeróżne rycerstwa, następnie dostojników rozstawił, jak chóry, na obszernej równinie, a poszczególne, z osobna stojące hufce

wyróżniała odmienna barwa strojów. A nie była to [tania] pstrokacizna byle jakich ozdób, lecz najkosztowniejsze rzeczy, jakie można znaleźć gdziekolwiek na świecie".

Cesarskie dary

Niewątpliwie Otton III był ciekawy, kim jest władca, który objął swym patronatem misję św. Wojciecha do Prusów. Bolesław

Chrobry przyjął Ottona z wielkimi honorami i przepychem. W cesarskich oczach zyskał uznanie szczególnie jako gorliwy

obrońca wiary i strażnik grobu św. Wojciecha. W dowód uznania Otton III przekazał Bolesławowi niezwykle cenne dary:

gwóźdź z Krzyża Pańskiego oraz włócznię św. Maurycego. Stanowiło to wielkie wyróżnienie. Włócznia wręczona polskiemu

księciu była co prawda repliką symbolu władzy cesarskiej, lecz zawierała cząstki drzewca pobrane z oryginału. Dziś włócznia ta znajduje się w muzealnych zbiorach katedry wawelskiej w Krakowie.

Relikwie św. Wojciecha

W czasie Zjazdu Gnieźnieńskiego cesarz Otton III otrzymał relikwie ramienia św. Wojciecha. Zawiózł je do Rzymu i złożył w

kościele na Wyspie Tybrowej. Dziewięć wieków później, w 1928 r., papież Pius XI podarował cząstkę tejże relikwii

Prymasowi Polski, kard. Augustowi Hlondowi. Dzisiaj ten fragment kości św. Wojciecha eksponowany jest w relikwiarzu w kształcie ręki, znajdującym się w skarbcu katedry gnieźnieńskiej.

KORONACJA BOLESŁAWA CHROBREGO

W trakcie Zjazdu Gnieźnieńskiego zdarzyło się coś, czego wcześniej zapewne nikt nie planował. Otton III niespodziewanie zdjął ze

swej głowy diadem cesarski i nałożył go na głowę Bolesława, mówiąc: "Nie godzi się takiego i tak wielkiego męża, jakby jednego

spośród dostojników, księciem nazywać lub hrabią, lecz [wypada] chlubnie wynieść go na tron królewski i uwieńczyć koroną". Nie

była to właściwa koronacja; tej mogła dokonać jedynie osoba duchowna. Jednak symboliczny gest Ottona III miał wielką wymowę.

Właściwa koronacja Bolesława Chrobrego miała miejsce w 1025 r. Polska stała się od tej chwili królestwem. Niewątpliwie w fakcie tym wielki udział miał św. Wojciech.

„Zjazd Gnieźnieński otworzył dla Polski drogę ku jedności z całą rodziną państw Europy. W progu drugiego tysiąclecia

naród polski zyskał prawo, by na równi z innymi narodami włączyć się w proces tworzenia nowego oblicza Europy. Jest więc

św. Wojciech wielkim patronem jednoczącego się wówczas w imię Chrystusa kontynentu. Święty Męczennik tak swoim życiem, jak i swoją śmiercią kładzie podwaliny pod europejską tożsamość i jedność”.

(Jan Paweł II, Gniezno, 3 czerwca 1997 r. )

Świątynia na wzgórzu Lecha

Katedra gnieźnieńska - charakterystyczna budowla gotycka z dwiema wieżami, usytuowana na Wzgórzu Lecha, góruje nad

historyczną stolicą Polski. Dzieje tej prastarej świątyni są tak burzliwe jak losy naszej Ojczyzny. Wnętrze katedry to nie tylko

miejsce sprawowania liturgii, ale także prawdziwa skarbnica pełna znaków tysiącletniej historii i bezcennych dzieł sztuki

Starsza od katedry wawelskiej

Wkrótce po chrzcie Polski Mieszko I wybudował pierwszy kościół w miejscu, gdzie dzisiaj stoi katedra gnieźnieńska.

Relikwie św. Wojciecha w 999 r. spoczęły już w świątyni przebudowanej przez Bolesława Chrobrego. Ten sam władca

musiał ją wznieść jeszcze raz, gdy blisko 20 lat później została strawiona przez pożar. Właśnie w tym odnowionym kościele

doszło do pierwszej koronacji królewskiej w Polsce. Po Bolesławie Chrobrym koronę otrzymali tu: Mieszko II, Bolesław

Śmiały, Przemysł II i Wacław II. W późniejszych czasach królowie byli koronowani na Wawelu. Szanując wszak starą tradycję, przybywali w stroju

koronacyjnym do metropolii pierwszych Piastów. W dzisiejszym kształcie, jako budowla gotycka, katedra powstała w XIV w., lecz przez następne stulecia była zmieniana i

rozbudowywana, szczególnie po pożarach. Wieżę północną ukończono dopiero na początku XVII w. W czasach wojen

zdarzało się, że kościół okresowo był pozbawiony funkcji sakralnych. Po wejściu wojsk francuskich w 1806 r. zamieniono go

na magazyn zboża, a w 1944 r. Niemcy urządzili tu salę koncertową. Ostatnie prace renowacyjne przeprowadzono w katedrze w związku z przygotowaniami do obchodów milenium śmierci św. Wojciecha

Dostojni pątnicy

Choć w 1253 r. kanonizacja św. Stanisława dała Polsce drugiego patrona, a dwór królewski już wcześniej przeniósł się do

Krakowa, grób św. Wojciecha nadal był celem pielgrzymek książąt i królów. Po bitwie pod Grunwaldem pieszo do katedry

gnieźnieńskiej - i to aż z Trzemeszna - przybył Władysław Jagiełło, wypełniając tym samym złożony wcześniej ślub. W

podzięce za zwycięstwo król złożył przy grobie Świętego jedno z wojennych trofeów - ołtarzyk polowy wielkiego mistrza

krzyżackiego Ulryka von Jungingena. Do świętych relikwii pielgrzymowali też królowie Jan Olbracht oraz Zygmunt III

Waza ze swoją rodziną. Wśród dostojnych pątników szczególnie godzien wspomnienia jest hetman Jan Zamojski, który w katedrze gnieźnieńskiej

zawiesił 95 chorągwi zdobytych w bitwie z Wołochami w 1600 r. Zwycięstwo uważał bowiem za skutek wsparcia

udzielonego mu przez św. Wojciecha. U grobu Męczennika prosił Boga o błogosławieństwo także hetman Stefan Czarniecki,

który później pokonał Szwedów. Zwycięstwem obdarowany został też gen. Henryk Dąbrowski, który przybył do Gniezna na

rok przed trzecim rozbiorem Polski. A już w Polsce wolnej od jarzma zaborów u grobu św. Wojciecha zebrał się w 1919 r. polski Episkopat na swym pierwszym posiedzeniu.

Życie Świętego w 18 obrazach

Szczególnym zabytkiem katedry w Gnieźnie, który zyskał samoistną sławę, są Drzwi Gnieźnieńskie. Te pradawne podwoje strzegą dziś południowego wejścia do świątyni. Wrota ozdobiono płaskorzeźbami, będącymi ilustrowaną opowieścią o życiu św. Wojciecha.

Odlewane i lutowane

Drzwi Gnieźnieńskie wykonano z brązu. Dwa skrzydła liczą grubo ponad trzy metry wysokości. Nie widać wprawdzie tego

na pierwszy rzut oka, ale skrzydła różnią się wielkością. Lewe jest o pięć centymetrów wyższe i o trzy centymetry szersze od

prawego. Dopiero w efekcie szczegółowych badań stwierdzono, że każde ze skrzydeł wykonano inną techniką. Lewe odlano

w całości z jednej formy. Prawe natomiast - to nieco mniejsze - złożono z aż 24 elementów przylutowanych do siebie. Kto

był fundatorem Drzwi Gnieźnieńskich - tego, niestety, nie wiemy.

W czasach, kiedy powstały Drzwi Gnieźnieńskie - pod koniec XII wieku - umiejętność pisania i czytania ciągle jeszcze

była sztuką znaną nielicznym. Drzwi Gnieźnieńskie były więc nie tylko dziełem sztuki, ale pełniły też rolę dzisiejszej

książki. Miały charakter zwięzłej biografii. Spoglądając na owe podwoje rzesze wiernych mogły zapoznać się z historią

życia św. Wojciecha od jego narodzin aż po śmierć z ręki pogan i złożenie ciała do grobu.

Całą historię życia św. Wojciecha przedstawiono na 18 prostokątnych polach. Oglądać je należy począwszy od dołu

lewego skrzydła, a skończywszy u dołu skrzydła prawego. Na pierwszych dziewięciu polach zawarte zostały wydarzenia

poprzedzające przybycie biskupa praskiego na dwór Bolesława Chrobrego. Pozostałe dziewięć płaskorzeźb przedstawia

dzieje misji św. Wojciecha i początki kultu jego osoby związane z przeniesieniem zwłok do Gniezna. Autor tej jedynej w swoim rodzaju opowieści połączył w niej zdarzenia historyczne z cudami, które towarzyszyły Świętemu.

Uratowane relikwie

Koleje losów gnieźnieńskich relikwii św. Wojciecha są bardzo burzliwe. W minionym tysiącleciu kilkakrotnie doszło do ich

profanacji. Również w bliższych nam czasach, w XX wieku, naruszano spokój Świętego. Sprawców kradzieży relikwii

głowy św. Wojciecha dokonanej w 1923 r. nigdy nie wykryto. Udało się natomiast schwytać złodziei, którzy w 1986 r.

zrabowali rzeźby z relikwiarza. Niezwykle ciekawa jest historia ocalenia świętych szczątków podczas II wojny światowej

przez niemieckiego żołnierza.

Relikwiarz św. Wojciecha

Dzieje stosunków Polski i Niemiec często znaczył szczęk oręża. Jednak postać św. Wojciecha jednoczyła Polaków i

Niemców, przypominając im, że należą do tej samej wspólnoty Chrystusowej. Rozumiał to pewien niemiecki żołnierz Urban

Thelen, który ocalił szczególnie bliskie Polakom relikwie.

Na początku okupacji niemieckiej pieczę nad grobem św. Wojciecha sprawował Wikariusz Generalny Archidiecezji

Gnieźnieńskiej,

ks. Edward van Blericq. W lipcu 1941 r. Niemcy polecili mu opuścić Gniezno, grożąc, że w razie nieposłuszeństwa zostanie

wysłany do obozu koncentracyjnego w Dachau. Katedrę miało zająć gestapo. Nad spoczywającymi tu relikwiami zawisło

wielkie niebezpieczeństwo.

Ks. van Blericq natychmiast porozumiał się z ks. Paulem Mattauschem z Inowrocławia, prosząc o pilne zabranie świętych

szczątków z Gniezna. Zadania tego podjął się sierżant Wehrmachtu Urban Thelen, katolik. Natychmiast pojechał do Gniezna,

gdzie odebrał od Wikariusza Generalnego zawiniętą dla niepoznaki w papier drewnianą skrzynkę, w której zostały złożone

relikwie. Jako podoficer armii niemieckiej bez kłopotu przewiózł bezcenny pakunek do Inowrocławia. Tu relikwie -

zamurowane przez ks. Mattauscha pod posadzką kościoła św. Michała - przetrwały bezpiecznie do końca wojny, mimo że Niemcy usilnie ich poszukiwali.

W 1986 r. złodzieje zrabowali rzeźby z relikwiarza św. Wojciecha. Młodzi rabusie wykorzystali trwający w katedrze

gnieźnieńskiej remont, by niepostrzeżenie oderwać z wieka trumienki postać św. Wojciecha oraz figury aniołów - wszystkie

wykonane ze srebra. Zanim ujęto złodziei, przetopili srebrne blachy, lecz nie zdążyli pozbyć się łupu. Srebro odzyskano, a

dzięki szczegółowej dokumentacji cennego zabytku udało się wiernie odtworzyć zniszczone elementy sarkofagu. Dziś wygląda on znów dokładnie tak jak ponad trzysta lat temu, gdy wyszedł spod ręki gdańskiego złotnika.

W duchowej więzi z męczennikiem

Wyrazem czci, jaką Polska od tysiąca lat otacza św. Wojciecha, są liczne miejsca jego kultu w całym kraju, których nie

sposób przedstawić w tak krótkim opracowaniu. Oprócz Gniezna, również wiele innych ośrodków życia religijnego łączy

duchowa więź z biskupem, który kiedyś przybył do nas z Pragi. Podróż św. Wojciecha do Polski miała bowiem wyjątkowy

charakter. Była początkiem jego pracy misyjnej. Przejeżdżając przez większe miejscowości biskup zatrzymywał się, by

głosić ludziom słowo Boże, a także udzielać sakramentów chrztu i bierzmowania. W pamiętnym 997 r. droga św. Wojciecha

ku ziemiom pogan prowadziła przez Gdańsk, gdzie misjonarz zatrzymał się na jakiś czas, by spotkać się z mieszkańcami

osady. Postępowała chrystianizacja ziem, które z perspektywy Rzymu czy nawet Pragi wydawały się wtedy jeszcze słabo

nasiąknięte nową wiarą. Dla ówczesnych gdańszczan spotkanie ze świętym mężem było z pewnością wielkim przeżyciem.

Dziś pamięć o tamtych zdarzeniach kultywowana jest m.in. w dwóch gdańskich sanktuariach.

GDAŃSK - ŚWIĘTY WOJCIECH

Sanktuarium stoi u stóp wzgórza, w miejscu - jak głosi tradycja - związanym z obecnością św. Wojciecha. Z gotycko -

barokowego kościoła na szczyt wzgórza prowadzi tzw. Wojciechowa Milenijna Droga Krzyżowa. Na szczycie wzgórza, w

miejscu, z którym tradycja wiąże pierwszy pochówek Świętego, wybudowano kaplicę.

Wnętrze sanktuarium św. Wojciecha w Gdańsku. Obraz w ołtarzu głównym

przedstawia Patrona śpiewającego Bogurodzicę. Dawna tradycja głosi, że to św. Wojciech napisał tę najstarszą polską pieśń

religijną.

ŚW. WOJCIECH NA KRAKOWSKIM RYNKU

Na Rynku Głównym w Krakowie stoi bardzo stary kościółek, noszący wezwanie św. Wojciecha. Tradycja mówi, że został on

wzniesiony w miejscu, gdzie praski biskup głosił kazanie do krakowskiego ludu. Według przekazu Jana Długosza, Kraków

był pierwszym miastem, w którym św. Wojciech zatrzymał się przybywszy do Polski. W

uroczystościach z okazji 1000. rocznicy śmierci św. Wojciecha uczestniczyły rzesze mieszkańców miasta. Na zdjęciu:

procesja z relikwiarzem Męczennika udaje się do bazyliki Mariackiej na krakowskim Rynku.

MILENIJNE SANKTUARIUM CHRZCICIELA GDAŃSKA

Drugie gdańskie sanktuarium św. Wojciecha znajduje się w dzielnicy Gdańska zwanej Świbno. To wotum za tysiąclecie chrztu,

którego udzielił gdańszczanom św. Wojciech w Wielką Sobotę 27 marca 997 r. Powierzchnia sanktuarium liczy 1000 metrów

kwadratowych - każdy metr jest podzięką za jeden rok, który upłynął od misji Świętego w Gdańsku.

1000 lat później

Postać św. Wojciecha w oczywisty sposób była związana z wielkimi milenijnymi jubileuszami, z których pierwszym było

tysiąclecie Chrztu Polski. Ponad trzydzieści lat później dane nam było obchodzić tysięczną rocznicę męczeńskiej śmierci

jednego z głównych patronów Polski. Następnie dzieliły nas już tylko trzy lata od jubileuszu Zjazdu Gnieźnieńskiego -

wydarzenia, które przed tysiącem lat wprowadziło naszą Ojczyznę na drogę jedności z chrześcijańską Europą.

Gniezno, uroczystości milenium śmierci św. Wojciecha. Ojciec Święty całuje trumienkę z relikwiami Męczennika.

Święto polskiego Kościoła

Św. Wojciech w sposób szczególny patronował gnieźnieńskim obchodom milenium Chrztu Polski przypadającego na rok 1966.

Wszak to jego męczeństwo stało się posiewem wiary i legło u podstaw tworzącego się na ziemiach polskich Kościoła i państwa.

Trudno się zatem dziwić, że właśnie w Gnieźnie - grodzie pierwszych Piastów i pierwszej polskiej metropolii kościelnej -

zainaugurowano uroczystości jubileuszu tysiąclecia przyjęcia przez naszą Ojczyznę wiary Chrystusowej. Rozpoczęły się one Mszą

św. u grobu św. Wojciecha w katedrze gnieźnieńskiej 14 kwietnia 1966 r., dokładnie 1000 lat od dnia, w którym Mieszko I w imieniu Polski przyjął chrzest. Główne obchody milenijne odbyły się 3 maja na Jasnej Górze.

Wojciechowe milenium

3 czerwca 1997 r. do Gniezna przybył cały Episkopat Polski, a także przedstawiciele konferencji episkopatów z wielu krajów

Europy oraz duchowni innych Kościołów. Wydarzeniem bez precedensu była obecność prezydentów siedmiu krajów,

których dzieje splotły się z życiem św. Wojciecha. W Gnieźnie spotkały się głowy państw z Polski, Czech, Niemiec, Węgier,

Słowacji, Litwy i Ukrainy. Jednak oczy wiernych zgromadzonych w Gnieźnie były skierowane przede wszystkim na najważniejszego gościa ceremonii -

Ojca Świętego Jana Pawła II. W związku z tak wyjątkowym jubileuszem Papież Polak osobiście przybył do grobu

Męczennika. W dniu głównych uroczystości z samego rana modlił się przy relikwiach Świętego. Następnie na placu św.

Wojciecha przewodniczył Eucharystii, w której oprócz wspomnianych wyżej dostojników wzięli udział pielgrzymi z Polski i

różnych stron świata. W sumie hołd Świętemu oddało 300 tys. ludzi. Ten wielki jubileusz odbił się szerokim echem również poza granicami kraju. Okazał się wydarzeniem niosącym zaskakująco aktualne przesłanie dla współczesnej Europy

Jeszcze raz Gniezno

W roku 2000 minęło tysiąc lat od dnia, w którym cesarz Otton III, najpotężniejszy władca ówczesnej Europy, boso przyszedł

do grobu św. Wojciecha. Cesarz spotkał się wówczas z Bolesławem Chrobrym oraz legatem papieża Sylwestra II. To właśnie

wtedy po raz pierwszy pojawiła się idea zjednoczenia Europy w duchu chrześcijańskim. Tysiąc lat później św. Wojciech

znów skupił w Gnieźnie przywódców państw i hierarchów Kościoła. 12 marca 2000 r., w rocznicę Zjazdu Gnieźnieńskiego,

spotkali się w Gnieźnie prezydenci i premierzy Polski, Słowacji, Litwy, Węgier i Niemiec. Obecny był legat papieski kard.

Angelo Sodano, który przypomniał, że wspólny dom europejski potrzebuje silnego fundamentu, jakim jest Jezus Chrystus i

Jego Ewangelia. Kard. Sodano podkreślił także, że "w wielkim dziele budowy europejskiej wspólnoty ducha chce być

czynnie obecny Kościół". Do Gniezna zjechała także europejska młodzież, by obradować pod hasłem "Gniezno 2000 -

tradycja i przyszłość". To niezwykłe spotkanie miało na celu przypomnienie wspólnych korzeni religijnych i cywilizacyjnych Europy oraz zastanowienie się nad wspólną przyszłością.

„Stajemy dziś przy grobie św. Wojciecha w Gnieźnie. W ten sposób znajdujemy się w centrum Wojciechowego milenium.

Przed miesiącem ów szlak Wojciechowy rozpocząłem w Pradze oraz Libicach, stamtąd bowiem pochodził Wojciech. A

dzisiaj jesteśmy w Gnieźnie - rzec można, w tym miejscu, gdzie dokończył on swego ziemskiego pielgrzymowania. Dziękuję

Trójjedynemu Bogu, że u schyłku tego tysiąclecia dane jest mi znów modlić się przy relikwiach św. Wojciecha, które są

największym skarbem narodu.

Ziarno, które obumrze, przynosi plon obfity. Jakże dosłownie spełniły się te słowa w życiu i śmierci św. Wojciecha. Jego

męczeńska krew, zmieszana z krwią innych polskich męczenników leży u fundamentów Kościoła i Państwa na ziemiach

polskich”. (Ojciec Święty Jan Paweł II, Gniezno 1997 r.)

„Święty Wojciech jest ciągle z nami. Pozostał w piastowskim Gnieźnie i w powszechnym Kościele otoczony chwałą

męczeństwa. I z perspektywy tysiąclecia zdaje się dzisiaj przemawiać do nas słowami św. Pawła: "Tylko sprawujcie się w

sposób godny Ewangelii Chrystusowej, abym ja - czy to gdy przybędę i ujrzę was, czy też będąc z daleka - mógł usłyszeć o

was, że trwacie mocno w jednym duchu, jednym sercem walcząc wspólnie o wiarę w Ewangelię, i w niczym nie dajcie się

zastraszyć przeciwnikom" (Flp 1, 27-28).

Świadectwo św. Wojciecha jest nieprzemijające, gdyż cechuje je przede wszystkim umiejętność harmonijnego łączenia

różnych kultur. Jako człowiek Kościoła zawsze zachowywał niezależność w niestrudzonej obronie ludzkiej godności i

podnoszenia poziomu życia społecznego. Z duchową głębią życia monastycznego podejmował służbę ubogim. Wszystkie te

przymioty osobowości św. Wojciecha sprawiają, że jest on natchnieniem dla tych, którzy dziś pracują nad zbudowaniem

nowej Europy, z uwzględnieniem jej korzeni kulturowych i religijnych”. (Ojciec Święty Jan Paweł II, Gniezno 1997 r.)

Z Chrystusem w III tysiąclecie

Corocznie tysięczne rzesze młodych Polaków spotykają się na wspólnej modlitwie na polach Lednicy, nieopodal jeziora,

które w czasach Mieszka I było chrzcielnicą Polski. Lednica to też najstarsza siedziba piastowskiego rodu. Tradycja podaje,

że tutaj przyszedł na świat Bolesław Chrobry. Niewykluczone, że tędy wiódł szlak Ottona III udającego się z pielgrzymką do Gniezna.

PP

Przejście przez Bramę-Rybę jest symbolicznym wkroczeniem z Chrystusem w trzecie tysiąclecie.

Lednicka ryba

Spotkania lednickie zainicjował dominikanin o. Jan Góra w okresie przygotowań Kościoła do obchodów Roku

Jubileuszowego 2000. Szukał miejsca, gdzie mógłby zorganizować modlitewne spotkania dla poznańskich studentów.

Zwrócił uwagę na ziemię nad Jeziorem Lednickim pozostałą po dawnym terenie należącym do PGR. Teren okazał się

wymarzony dla celu, któremu miał służyć: wszak tu dokonał się Chrzest Polski (z tego czasu zachowała się pradawna

chrzcielnica). O. Jan - zainspirowany słowami Ojca Świętego mówiącymi o Chrystusie jako bramie, przez którą musimy

wkroczyć w trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa - wymyślił Bramę-Rybę. Po grecku "ryba" to "ichthys". Wyraz ten tworzą

pierwsze litery słów: Jezus Chrystus, Boży Syn, Zbawiciel. Na lednickich polach powstała zatem niezwykła konstrukcja o

kształcie ryby.

Radosna modlitwa

Młodzież po raz pierwszy spotkała się w Lednicy w roku 1997 - roku milenium śmierci św. Wojciecha. Już wtedy było

wiadomo, że lednickie spotkania nie ograniczą się tylko do poznańskich studentów. Zjechała tutaj młodzież - akademicka i ze

szkół średnich - z całej Polski. Okazało się, że bardzo wielu młodych poszukuje głębokiego przeżycia religijnego i chce

doświadczyć wspólnoty w Chrystusie. Trzeba tylko znaleźć język wiary, który mógłby do nich dotrzeć. I "Lednica" taki

język znalazła: przemówiła do młodzieży entuzjazmem, śpiewem, tańcem, obrazami oraz światłem. To miejsce promieniuje

modlitwą i radością. Z roku na rok na lednickie pola przyjeżdża coraz więcej wiernych.

Litania do św. Wojciecha

Kyrie, elejson. Chryste, elejson. Kyrie, elejson.

Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.

Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.

Synu Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.

Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.

Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.

Święta Maryjo, módl się za nami.

Święty Wojciechu, patronie nasz, módl się za nami.

Święty Wojciechu, męczenniku i wyznawco,

Święty Wojciechu, urodzony na czeskiej ziemi,

Wszelkimi cnotami ozdobiony,

Mężu według Serca Bożego,

Dobrym przykładem owocom swoim przyświecający,

Pasterzu gorliwie o zbawienie dusz Twojej owczarni dbający,

Złe obyczaje wykorzeniający,

Nad występkami ubolewający,

Wierny naśladowco Chrystusa Pana,

Węgrom, Prusom i Polakom światło wiary niosący,

U pogan wobec śmierci nieustraszony,

Wiarę Chrystusową męczeństwem potwierdzający,

Za słowo Chrystusa śmierć ponoszący,

Patronie i Opiekunie Ojczyzny naszej,

Patronie uciśnionych i ubogich ludzi,

Dobry Pasterzu,

Chwało i ozdobo Ojczyzny naszej,

Wzorze duchowieństwa,

Drogo do życia wiecznego,

Abyśmy z grzechów powstali, módl się za nami.

Abyśmy do stałości w wierze świętej powrócili,

Abyśmy otrzymali miłosierdzie za Twoją przyczyną,

Abyśmy żyjąc według przykazań Bożych, żywot wieczny otrzymali,

Abyśmy razem z Tobą Boga chwalili,

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

Przez zasługi świętego Wojciecha, Chryste, wysłuchaj nas.

Módlmy się: Boże, Ty umocniłeś nasz naród w wyznawaniu Twego imienia przez nauczanie i chwalebne męczeństwo świętego

Wojciecha, biskupa. Spraw, prosimy, aby ten, który na ziemi głosił naszym przodkom wiarę, wstawiał się za nami w niebie. Przez

Chrystusa, Pana naszego, Amen.