20
EDUARDO M NDOZA kot ņw WALKA PREMIO PLANETA NAJWI Ę KSZA HISZPA Ń SKA NAGRODA LITERACKA

Walka kotów

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Eduardo Mendoza: Walka kotów Do Madrytu na prośbę pewnego arystokraty przyjeżdża znawca historii sztuki Anthony Whitelands. Szczycący się nienagannymi manierami Anglik ma za zadanie wycenić jeden z obrazów znajdujących się w kolekcji nobliwej rodziny. Nieoczekiwanie odkrywa, że ukrywane w piwnicy dzieło to nieznany akt Velazqueza... Szybko okazuje się, że obraz kryje niejedną tajemnicę. Walka kotów to najwybitniejsza powieść uwielbianego na całym świecie hiszpańskiego pisarza Eduardo Mendozy. Książka została wyróżniona prestiżową nagrodą Premio Planeta de Novela.

Citation preview

Page 1: Walka kotów

EDUARDOMNDOZA

kot wEduardo M

endoza

WALKA Do Madrytu na prośbę pewnego arystokraty przyjeżdża znawca historii sztuki Anthony Whitelands. Szczycący się nienagannymi manierami Anglik ma za zadanie wycenić jeden z obrazów znajdujących się w kolekcji nobliwej rodziny. Nieoczekiwanie odkrywa, że ukrywane w�piwnicy dzieło to nieznany akt Velazqueza…

Szybko okazuje się, że obraz kryje niejedną tajemnicę.

P R E M I O P L A N E T ANAJWIĘKSZA HISZPAŃSK A NAGRODA LITER ACK A

P R E M I O P L A N E TA

2 0 1 0

kotw

WALK

A Walka kotów to najwybitniejsza powieść uwielbianego na całym świecie hiszpańskiego pisarza Eduardo Mendozy. Książka została wyróżniona prestiżową nagrodą PRIO PLT NOL.

Cena detal. 34,90 zł

Page 2: Walka kotów

Mendoza_Walka kotow.indd 2Mendoza_Walka kotow.indd 2 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 3: Walka kotów

tłumaczenieMarzena Chrobak

Kraków 2012

Walkakotów

MendozaEduardo

Mendoza_Walka kotow.indd 3Mendoza_Walka kotow.indd 3 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 4: Walka kotów

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I, Kraków 2012

Druk: Rzeszowskie Zakłady Grafi czne S.A., Zaczernie

Tytuł oryginału

Riña de gatos. Madrid 1936

Copyright © Eduardo Mendoza 2010

Copyright © for the translation by Marzena Chrobak 2012

Fotografi a na pierwszej stronie okładki

EFE

Projekt okładki

Sabrina Rinaldi/Departamento de Diseño, División Editorial del Grupo Planeta

Fotografi a autora na czwartej stronie okładki

© Juan Tomás

Adaptacja oryginalnego projektu okładki

Paweł Bator

Opieka redakcyjna

Anna Pasieka-Blycharz

Ewa Polańska

Adiustacja

Anna Szulczyńska

Korekta

Ewa Polańska

Opracowanie typografi czne

Jan Krzysztofi ak

Łamanie

Irena Jagocha

ISBN 978-83-240-2275-5

Mendoza_Walka kotow.indd 4Mendoza_Walka kotow.indd 4 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 5: Walka kotów

Rosa była u mego boku

i dla niej jest ta przypowieść.

Mendoza_Walka kotow.indd 5Mendoza_Walka kotow.indd 5 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 6: Walka kotów

Mendoza_Walka kotow.indd 6Mendoza_Walka kotow.indd 6 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 7: Walka kotów

Przynależy do dziwnej kondycji ludzkiej,

że każde życie mogło być inne, niż było.

José Ortega y Gasset, Velázquez

Mendoza_Walka kotow.indd 7Mendoza_Walka kotow.indd 7 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 8: Walka kotów

Mendoza_Walka kotow.indd 8Mendoza_Walka kotow.indd 8 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 9: Walka kotów

114 marca 1936 roku

Kochana Catherine,

wkrótce po przekroczeniu granicy i uporaniu się z uciąż-

liwymi formalnościami celnymi zasnąłem, ukołysany jedno-

stajnym, miarowym ruchem pociągu, gdyż noc spędziłem

bezsennie, przytłoczony warstwą problemów, lęków i udręk

wypływających z naszego burzliwego związku. Za oknem wi-

działem tylko ciemność nocy i własną twarz odbitą w szkle:

wizerunek człowieka wzburzonego i targanego niepokojem.

Świt nie przyniósł ulgi, jaka zwykle towarzyszy zapowiedzi

nowego dnia. Niebo wciąż zasnuwały chmury, a bladość sła-

bego słońca uwydatniała pustkę i smutek pejzażu zewnętrz-

nego i pejzażu mojego własnego ducha. W takich okolicznoś-

ciach, na skraju łez, zapadłem wreszcie w sen. Gdy otworzyłem

oczy, wszystko uległo zmianie. Rozpalone słońce błyszczało

na niebie bezkresnym, intensywnie błękitnym, ledwie muś-

niętym niewielkimi obłokami barwy oślepiającej bieli. Pociąg

mknął przez pozbawioną upraw kastylijską Mesetę. Nareszcie

Hiszpania!

Mendoza_Walka kotow.indd 9Mendoza_Walka kotow.indd 9 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 10: Walka kotów

10

Och, Catherine, moja uwielbiana Catherine, gdybyś mog-

ła zobaczyć ten wspaniały spektakl, zrozumiałabyś stan du-

cha, w jakim do Ciebie piszę! Bowiem nie jest to wyłącznie

zjawisko geografi czne ani zwykła zmiana krajobrazu, lecz coś

więcej, coś wzniosłego. W Anglii, podobnie jak w północnej

Francji, przez którą właśnie przejechałem, okolica jest zielo-

na, pola są urodzajne, drzewa są wysokie, lecz niebo jest niskie,

szare i wilgotne, atmosfera jest ponura. Tu natomiast ziemia

jest jałowa, pola, suche i spękane, wydają tylko zwiędłe chasz-

cze, lecz niebo jest nieskończone, a światło – heroiczne. W na-

szym kraju chodzimy zawsze z opuszczoną głową i ze wzro-

kiem wbitym w ziemię, przygnębieni; tutaj, gdzie ziemia nic

nie oferuje w darze, ludzie kroczą z podniesioną głową, wpa-

trując się w horyzont. To ziemia przemocy, namiętności, wiel-

kich czynów jednostek. Nie takich jak my, wprzęgnięci w jarz-

mo naszej ciasnej moralności i drobiazgowych konwenansów

społecznych.

Oto jak widzę teraz nasz związek, kochana Catherine: pluga-

we cudzołóstwo usiane intrygami, wątpliwościami i wyrzutami

sumienia. Podczas jego trwania (dwa lata, może trzy?) ani ty,

ani ja nie mieliśmy ani minuty spokoju czy radości. Zanurze-

ni w małości naszego przeciętnego klimatu moralnego nie by-

liśmy w stanie tego dostrzec, wydawało nam się czymś nie do

przezwyciężenia, czymś, co musimy cierpieć, gdyż na to skazał

nas los. Lecz nadszedł moment wyzwolenia, a fakt ten objawiło

nam słońce Hiszpanii.

Żegnaj, ukochana Catherine, zwracam Ci wolność, pogodę

ducha i zdolność korzystania z życia, do której masz pełne pra-

wo z racji młodości, piękności, inteligencji. A ja także, samot-

ny, lecz pocieszony słodkim wspomnieniem naszych uścisków,

ognistych, choć niestosownych, postaram się wrócić na ścieżkę

spokoju i mądrości.

Mendoza_Walka kotow.indd 10Mendoza_Walka kotow.indd 10 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 11: Walka kotów

11

PS Nie sądzę, byś powinna zasmucać Twego męża wyzna-

niem naszej przygody. Wiem, jak bardzo zabolałaby go wieść

o zdradzie przyjaźni sięgającej szczęśliwych dni w Cambridge.

Nie mówiąc o szczerej miłości, jaką do Ciebie żywi.

Zawsze Twój

Anthony

– Inglis?

Pytanie sprawiło, że się wzdrygnął. Pogrążony w redakcji listu

nie zwracał uwagi na obecność innych podróżnych w przedzia-

le. Od Calais jedynym jego kompanem był lakoniczny francu-

ski dżentelmen, z którym zamienił kilka słów powitania na po-

czątku podróży i kilka pożegnania, gdy ów wysiadał w Bilbao;

resztę podróży Francuz przespał twardo jak suseł, a po jego

odejściu Anglik poszedł w jego ślady. Nowi pasażerowie wsia-

dali na kolejnych stacjach. Obok Anthony’ego, niczym próbka

garstki podróżnych z komedii obyczajowej, siedzieli teraz ramię

w ramię: wiejski ksiądz w podeszłym wieku, młoda dziewoja

o hożym, plebejskim wyglądzie oraz osobnik, który zagadnął

Anthony’ego, mężczyzna nieokreślonego wieku i stanu, z wy-

goloną głową i gęstym, republikańskim wąsem. Ksiądz miał

z sobą drewnianą walizkę średniej wielkości, dziewoja – pę-

katy tobół, a ostatni pasażer – dwie pokaźne walizy z czarnej

skóry.

– Ja nie mówię po angielsku, wie pan? – ciągnął ów, uznając,

że współpasażer odpowiedział twierdząco na pierwsze pyta-

nie. – Ja no Inglis. Ja Hispanis. Pan Inglis, ja Hispanis. Hiszpa-

nia bardzo inna od Anglia. Diff erent. Hiszpania słońce, byki,

gitary, wino. Everibodi olé. Anglia no słońce, no byki, no we-

soło. Everibodi kaput.

Zamilkł na chwilkę, by dać Anglikowi czas na przyswojenie

swej teorii socjologicznej, po czym dodał:

Mendoza_Walka kotow.indd 11Mendoza_Walka kotow.indd 11 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 12: Walka kotów

12

– W Anglii król. W Hiszpanii no król. Kiedyś król. Alfons XIII.

Teraz nie ma króla. Skończyło się. Teraz republika. Prezydent:

Niceto Alcalá Zamora. Wybory. Rządził Lerroux, teraz Azaña.

Partie polityczne, ile dusza zapragnie, wszystkie do niczego.

Politycy, za grosz wstydu. Everibodi łajdaki.

Anglik zdjął okulary, wytarł je chusteczką, której rąbek wy-

stawał z górnej kieszonki marynarki, i skorzystał z pauzy, by

wyjrzeć przez okno. Na ziemi koloru ochry ciągnącej się, do-

kąd wzrok sięgał, nie rosło ani jedno drzewo. W dali zobaczył

muła, którego dosiadał po kobiecemu chłop w kapocie i kape-

luszu z rondem podniesionym z jednej strony. Bóg jeden wie,

skąd i dokąd podąża, pomyślał, po czym odwrócił się do swego

rozmówcy z surową miną, przybierając wyraz twarzy wskazu-

jący na brak ochoty na pogawędkę.

– Śledzę na bieżąco zmiany zachodzące w hiszpańskiej po-

lityce – powiedział zimno. – Jednakże jako cudzoziemiec nie

czuję się uprawniony do tego, by wtrącać się w wewnętrz-

ne sprawy pańskiego kraju ani też by wydawać opinie w tym

względzie.

– Tu nikt się nikogo nie czepia, señor – stwierdził gadatliwy

podróżny, nieco rozczarowany poziomem znajomości kastylij-

skiego, jaki zaprezentował Anglik. – Tego by jeszcze brakowa-

ło. Ja tylko chciałem wprowadzić pana trochę w temat. Nawet

jak ktoś jest gdzieś przejazdem, nie zaszkodzi wiedzieć, z kim

się ma do czynienia, jakby doszło co do czego. Weźmy na ten

przykład: przyjechałem do Anglii po coś tam i zachciało mi się

obrazić króla. I co się dzieje? Pakują mnie do ciupy. Normal-

ne. A tu to samo, tyle że na odwrót. Bo wszystko się zmieniło.

Nie widać tego, pomyślał Anglik. Nie wypowiedział jednak

swej myśli na głos, chciał jak najszybciej zakończyć tę czczą

gadaninę. Sprytnie skierował wzrok na księdza, który przy-

słuchiwał się perorze republikanina z mieszaniną pobłażania

Mendoza_Walka kotow.indd 12Mendoza_Walka kotow.indd 12 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 13: Walka kotów

13

i dezaprobaty. Manewr osiągnął zamierzony cel. Republikanin

wymierzył w księdza palec i oznajmił:

– O tu, żeby daleko nie szukać, ma pan przykład tego, o czym

mówię. Jeszcze cztery dni temu rządzili się jak szare gęsi. Dziś

są na cudzym garnuszku, a jak się który rozzuchwali, to łoimy

mu skórę i fora ze dwora. Źle mówię, proszę księdza?

Ksiądz skrzyżował dłonie na podołku i zmierzył współpasa-

żera wzrokiem od stóp do głów.

– Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni – odrzekł bez śladu

przestrachu.

Anglik pozwolił im wdać się w pojedynek na powiedzenia

i parafrazy. Mozolnie i monotonnie pociąg podążał swoją dro-

gą przez pustą równinę, pozostawiając gruby słup dymu w czy-

stym, kryształowym powietrzu kastylijskiej zimy. Przed zapad-

nięciem w sen usłyszał jeszcze argument republikanina:

– Niech no ksiądz posłucha, ludzie nie palą kościołów i klasz-

torów ni z gruszki, ni z pietruszki. Nigdy nie spalili gospo-

dy, szpitala czy areny do walki byków. Jeśli w całej Hiszpanii

lud postanowił, że puści kościoły z dymem, a sporo się trze-

ba namordować, żeby je ogień chwycił, to coś musi być na

rzeczy.

Obudził go silny wstrząs. Pociąg stanął na ważnej stacji. Po

peronie szedł szybkim krokiem kolejarz w pelerynie, szaliku

i okrągłej czapce z daszkiem. W ręce okrytej rękawiczką koły-

sał się zgaszony kaganek.

– Venta de Baños! Przesiadka dla pasażerów udających się

do Madrytu! Ekspres za dwadzieścia minut!

Anglik zdjął z półki walizkę, pożegnał współpasażerów i wy-

szedł na korytarz. Nogi ugięły się pod nim, zdrętwiałe przez

tyle godzin w bezruchu. Mimo słabości zeskoczył na peron,

gdzie powitał go podmuch lodowatego powietrza, od które-

go zaparło mu dech w piersi, i rozejrzał się za kolejarzem; bez

Mendoza_Walka kotow.indd 13Mendoza_Walka kotow.indd 13 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 14: Walka kotów

14

skutku, gdyż ów, wypełniwszy obowiązek, powrócił bezzwłocz-

nie do biura. Zegar dworcowy najwyraźniej stanął, ponieważ

pokazywał nieprawdopodobną godzinę. Z drzewca zwisała po-

darta trójkolorowa fl aga. Anglik rozważył w myśli poszukanie

schronienia w ekspresie, lecz zamiast tego ruszył w kierunku

wyjścia ze stacji. Zatrzymał się przed szklanymi drzwiami po-

krytymi szronem i sadzą, z tabliczką z napisem: BUFET. We-

wnątrz żeliwna koza dawała odrobinę ciepła, a powietrze było

gęste od dymu. Anglik zdjął zaparowane okulary i wytarł je kra-

watem. Jedyny klient bufetu, oparty łokciami o kontuar, popi-

jał z kieliszka biały płyn i palił cygaro. Przyglądał mu się mło-

dziutki kelner z butelką anyżówki w ręce. Anglik zwrócił się

do niego.

– Dzień dobry. Muszę pilnie wysłać list. Być może mieliby

państwo znaczki. W przeciwnym razie będę zobowiązany za

informację, czy na dworcu znajduje się biuro pocztowe.

Kelner zastygł, wpatrując się w przybysza z otwartymi ustami.

Po dłuższej chwili wymamrotał:

– Nie wiem.

Samotny klient wtrącił się, nie podnosząc wzroku znad kie-

liszka z anyżówką.

– Nie zachowujże się jak tłuk, leche. Co sobie pomyśli o nas

ten dżentelmen? – A zwracając się do Anglika, dodał: – Proszę

wybaczyć chłopcu. Nie zrozumiał ani słowa z pańskiej wypo-

wiedzi. W holu dworca znajdzie pan kiosk, gdzie można ku-

pić znaczki, i skrzynkę pocztową. Ale najpierw proszę wypić

kieliszeczek.

– Nie, dziękuję bardzo.

– Niech pan nie odrzuca zaproszenia, ja stawiam. Sądząc po

pańskim wyglądzie, potrzebuje pan czegoś na wzmocnienie.

– Nie przewidywałem, że będzie tak zimno. Gdy zobaczy-

łem słońce…

Mendoza_Walka kotow.indd 14Mendoza_Walka kotow.indd 14 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 15: Walka kotów

15

– To nie Malaga, proszę pana. To Venta de Baños, prowin-

cja Palencia. Tu jak mróz ściśnie, to ściśnie. Pan nietutejszy,

jak widać.

Kelner podał kieliszek anyżówki, którą Anglik wychylił jed-

nym haustem. Jako że był na czczo, alkohol oparzył mu prze-

łyk i  rozpalił żołądek, lecz po ciele rozlało się przyjemne

ciepło.

– Jestem Anglikiem – powiedział. – I muszę się pośpieszyć,

jeśli nie chcę spóźnić się na ekspres do Madrytu. Jeśli to nie

kłopot, zostawię tu walizkę, żeby nie dźwigać jej do kiosku.

Odstawił kieliszek na ladę i wyszedł bocznymi drzwiami pro-

wadzącymi do holu. Okrążył go kilkakrotnie, nie dostrzegając

żadnego kiosku, aż bagażowy pokazał mu zamknięte okien-

ko. Zastukał w nie. Uchyliło się po chwili i pojawiła się głowa

łysego mężczyzny z zaspaną twarzą. Gdy Anglik przedstawił

swą prośbę, mężczyzna zamknął oczy i poruszył wargami, jak-

by się modlił. Potem pochylił się, a powracając do pozycji wy-

prostowanej, położył na półce pod oknem opasłą księgę. Prze-

kartkował ją, wczytując się w tekst, wstał, wyszedł i powrócił

z podręczną wagą. Anglik wręczył mu list, który urzędnik pocz-

towy zważył starannie. Następnie ponownie zajrzał do księgi

i obliczył wysokość opłaty. Anglik uiścił ją i wrócił biegiem do

bufetu. Kelner wpatrywał się w sufi t, ściskając w ręce brudną

ścierkę. Na pytanie Anglika odparł, że rachunek został uregu-

lowany przez pierwszego klienta, zgodnie z umową. Walizka

stała w kącie. Anglik chwycił ją, podziękował i wybiegł na pe-

ron. Ekspres madrycki ruszał ociężale w drogę, spowity chmu-

rami białej pary i kłębami dymu. W kilku susach Anglik dogo-

nił ostatni wagon i wskoczył na schodki.

Przeszedłszy kilka wagonów, w których nie było ani jed-

nego wolnego przedziału, postanowił pozostać na korytarzu

mimo powiewu zimnego powietrza. Bieg rozgrzał go, a ulga

Mendoza_Walka kotow.indd 15Mendoza_Walka kotow.indd 15 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 16: Walka kotów

16

towarzysząca wysłaniu listu zrekompensowała wysiłek. Teraz

nie miał już odwrotu. Do diaska z kobietami!, pomyślał.

Chciał być sam, by nacieszyć się odzyskaną wolnością i napa-

wać pejzażem, lecz wkrótce ujrzał u wylotu korytarza zatacza-

jącego się lekko osobnika, który postawił mu anyżówkę w bufe-

cie. Pozdrowił go, a ów przystanął koło niego. Był niski, suchy,

miał około pięćdziesięciu lat, twarz pobrużdżoną zmarszczka-

mi, podkrążone oczy i niespokojny wzrok.

– Udało się panu wysłać list?

– Tak. Gdy wróciłem do bufetu, pana już nie było. Nie mia-

łem możliwości podziękować panu za uprzejmość. Podróżuje

pan drugą klasą?

– Podróżuję tą klasą, na którą przyjdzie mi ochota. Jestem

policjantem. Tylko niech pan nie robi takiej miny: dzięki temu

nikt nie ukradł panu walizki. W Hiszpanii nie można tak ufać

ludziom. Zostaje pan w Madrycie, czy jedzie pan dalej?

– Jadę do Madrytu.

– Czy mogę zapytać o cel pańskiej podróży? Pytam całkiem

prywatnie, rzecz jasna. Nie musi pan odpowiadać, jeśli pan

nie chce.

– Nie widzę żadnych przeszkód. Jestem znawcą sztuki, a ściś-

le rzecz biorąc, malarstwa hiszpańskiego. Nie kupuję, nie sprze-

daję. Piszę artykuły, nauczam, współpracuję z kilkoma gale-

riami. Gdy tylko mogę, jeśli nadarzy się okazja lub bez okazji,

jeżdżę do Madrytu. Muzeum Prado to mój drugi dom. A może

powinienem powiedzieć: pierwszy. W żadnym innym miejscu

nie czuję się tak szczęśliwy.

– Cóż, wygląda to na ładny zawód. Nigdy bym nie zgadł –

skomentował policjant. – I z tego pan żyje, jeśli to nie jest zbyt

niedyskretne pytanie?

– Z tego byłoby trudno – przyznał Anglik. – Pobieram też

skromną rentę.

Mendoza_Walka kotow.indd 16Mendoza_Walka kotow.indd 16 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 17: Walka kotów

17

– Niektórzy to mają szczęście – powiedział policjant, jakby

do siebie. Następnie dodał: – Skoro odwiedza pan tak często

Hiszpanię i mówi tak dobrze naszym językiem, musi pan mieć

wielu przyjaciół w naszym kraju.

– Przyjaciół jako takich nie. Nigdy nie mieszkałem w Ma-

drycie przez dłuższy czas, a my, Anglicy, jak panu wiadomo,

jesteśmy raczej zamknięci.

– W takim razie moje pytania zabrzmią w pańskich uszach

jak przesłuchanie. Proszę nie brać mi tego za złe, to skrzywie-

nie zawodowe. Obserwuję ludzi i staram się odgadnąć ich za-

wód, stan cywilny, a gdy tylko mogę, nawet ich intencje. Moja

praca polega na zapobieganiu, nie na represjonowaniu. Należę

do służby bezpieczeństwa państwa, a czasy są burzliwe. Natu-

ralnie nie mam na myśli pana; interesować się daną osobą nie

znaczy od razu podejrzewać ją. Człowiek o najpospolitszym

wyglądzie może okazać się anarchistą, agentem w służbie obce-

go mocarstwa, handlarzem żywym towarem. Jak odróżnić ich

od uczciwych ludzi? Nikt nie nosi na szyi tabliczki z informa-

cją, kim jest. A przecież każdy posiada jakąś tajemnicę. Choć-

by pan, by nie szukać daleko, skąd ten pośpiech, by wysłać list,

który mógł pan nadać z Madrytu całkiem spokojnie za kilka

godzin? Proszę nic nie mówić, jestem pewien, że wszystko ma

proste wyjaśnienie. Podałem tylko przykład. Moja misja pole-

ga właśnie na tym, ni mniej, ni więcej: odkryć prawdziwe ob-

licze ukryte pod maską.

– Zimno tu – powiedział Anglik po chwili. – A ja nie jestem

ubrany tak ciepło, jak powinienem. Za pozwoleniem, poszu-

kam przedziału z odrobiną ogrzewania.

– Tak, oczywiście, nie zatrzymuję pana dłużej. Ja udam się

do wagonu restauracyjnego, zjem coś i pogawędzę z obsługą.

Często jeżdżę na tej trasie i znam personel. Każdy kelner to

niezwykle cenne źródło informacji, zwłaszcza w kraju, gdzie

Mendoza_Walka kotow.indd 17Mendoza_Walka kotow.indd 17 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 18: Walka kotów

wszyscy drą się na całe gardło. Życzę panu pomyślnej podróży

i szczęśliwego pobytu w Madrycie. Z pewnością nie zobaczymy

się więcej, lecz zostawię panu wizytówkę, tak na wszelki wy-

padek. Podpułkownik Gumersindo Marranón, do usług. Gdy-

by potrzebował pan czegoś, proszę pytać o mnie w Głównym

Urzędzie Bezpieczeństwa.

– Anthony Whitelands – powiedział Anglik, chowając wizy-

tówkę do kieszeni marynarki. – Również do usług.

Mendoza_Walka kotow.indd 18Mendoza_Walka kotow.indd 18 2012-08-21 15:55:462012-08-21 15:55:46

Page 19: Walka kotów
Page 20: Walka kotów

EDUARDOMNDOZA

kot w

Eduardo Mendoza

WALKA Do Madrytu na prośbę pewnego arystokraty przyjeżdża znawca historii sztuki Anthony Whitelands. Szczycący się nienagannymi manierami Anglik ma za zadanie wycenić jeden z obrazów znajdujących się w kolekcji nobliwej rodziny. Nieoczekiwanie odkrywa, że ukrywane w�piwnicy dzieło to nieznany akt Velazqueza…

Szybko okazuje się, że obraz kryje niejedną tajemnicę.

P R E M I O P L A N E T ANAJWIĘKSZA HISZPAŃSK A NAGRODA LITER ACK A

P R E M I O P L A N E TA

2 0 1 0

kotw

WALK

A

Walka kotów to najwybitniejsza powieść uwielbianego na całym świecie hiszpańskiego pisarza Eduardo Mendozy. Książka została wyróżniona prestiżową nagrodą PRIO PLT NOL.

Cena detal. 34,90 zł