52
świerzop gimnazjalne pismo internetowe Tarnów, marzec 2015, nr 2 (8) Zdziwienie, zaskoczenie to początek zrozumienia. To specyficzny i ekskluzywny sport i luksus intelektuali- stów. Cały otaczający nas świat jest dziwny i cudow- ny, jeśli nań spojrzeć szeroko otwartymi oczami. Dlatego też dla starożytnych symbolem Minerwy była sowa, ptak, którego oczy są zawsze szeroko otwarte, jak gdyby w niemym zdziwieniu. (José Ortega y Gasset ) BO SCHODY DO DZIWIENIA Arystoteles twierdził, że cała filozofia powstała ze zdziwienia. Inni myśliciele, na przykład Lew Szestow, upierali się, że człowiek zaczyna naprawdę myśleć dopiero wtedy, kiedy cierpi. A więc - filozofia z cierpienia. A ona powstała pewno i z jednego, i z drugiego; czło- wiek myśląc, stawia pytania i dziwi się, że nie ma na nie odpowiedzi. Z twórczego zdumienia wyrasta cała sztuka i poezja. Iwaszkiewicz napisał kiedyś, że być poetą, to znaczy pozo- stawać przez całe życie w swoim dzie- cięcym pokoju. Bo zdziwienie dziecka jest najprawdziwsze, najbardziej au- tentyczne i najszczersze. Poeta, który wszystko wie i nie dziwi się światu, jest poetą martwym. Czy my jeszcze umiemy się dziwić? Czymkolwiek: pięknem, brzydotą, głu- potą, podłością, schodami? TEMAT NUMERU:

świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

  • Upload
    habao

  • View
    214

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

świerzop gimnazjalne pismo internetowe Tarnów, marzec 2015, nr 2 (8)

Zdziwienie, zaskoczenie to początek zrozumienia. To

specyficzny i ekskluzywny sport i luksus intelektuali-

stów. Cały otaczający nas świat jest dziwny i cudow-

ny, jeśli nań spojrzeć szeroko otwartymi oczami.

Dlatego też dla starożytnych symbolem Minerwy

była sowa, ptak, którego oczy są zawsze szeroko

otwarte, jak gdyby w niemym zdziwieniu.

(José Ortega y Gasset )

BO SCHODY DO DZIWIENIA

Arystoteles twierdził, że cała filozofia

powstała ze zdziwienia. Inni myśliciele,

na przykład Lew Szestow, upierali się,

że człowiek zaczyna naprawdę myśleć

dopiero wtedy, kiedy cierpi. A więc -

filozofia z cierpienia. A ona powstała

pewno i z jednego, i z drugiego; czło-

wiek myśląc, stawia pytania i dziwi się,

że nie ma na nie odpowiedzi.

Z twórczego zdumienia wyrasta cała

sztuka i poezja. Iwaszkiewicz napisał

kiedyś, że być poetą, to znaczy pozo-

stawać przez całe życie w swoim dzie-

cięcym pokoju. Bo zdziwienie dziecka

jest najprawdziwsze, najbardziej au-

tentyczne i najszczersze. Poeta, który

wszystko wie i nie dziwi się światu,

jest poetą martwym.

Czy my jeszcze umiemy się dziwić?

Czymkolwiek: pięknem, brzydotą, głu-

potą, podłością, … schodami?

TEMAT NUMERU:

Page 2: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

2

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

KIEDY SIĘ DZIWIĆ PRZESTANĘ …

Kiedy się dziwić przestanę

Gdy w mym sercu wygaśnie czerwień

Swe ostatnie, niemądre pytanie

Nie zadane, w połowie przerwę

Będę znała na wszystko odpowiedź

Ubożuchna rozsądkiem maleńkim

Czasem tylko popłaczę sobie

Łzami tkliwej i głupiej piosenki

By za chwilę wszystko zapomnieć

Kiedy się dziwić przestanę

Kiedy się dziwić przestanę

Będzie po mnie

Kiedy się dziwić przestanę

Zgubię śpiewy podziemnych strumieni

Umrze we mnie co nienazwane

Co mi oczy jak róże płomieni

Dni jednakim rytmem pobiegną

Znieczulone, rozsądne, żałosne

Tylko życia straszliwe piękno

Mnie ominie nieśmiałą wiosną

Za daleko jej będzie do mnie

Kiedy się dziwić przestanę

Kiedy się dziwić przestanę

Będzie po mnie

(…)

Jonasz Kofta

W NUMERZE POLECAMY:

1. Marek Ciesielczyk, Zdziwienie w polityce, s. 4-5

2. Wanda Komorowska, Natura – zagadki i tajemni-

ce, s. 6-8.

3. Ekscentrycy, prowokatorzy, dziwolągi; oprac. red.,

s. 9– 12.

4. Filmowe schody, oprac. red., s. 17– 19.

5. Michał Kosiba, Schody do nieba, s. 20 –22.

6. Artur Oratowski, Droga na szczyt, s. 25– 26.

7. Julia Mytnik, Schody do nieba, s. 26.

8. Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28.

9. Wiktor Niemczura, Po schodach, s. 28—33.

10. Sandra Bryg, Przygoda życia, s. 33 34.

11. Adrian Potocki, Schodami z piekła, s. 34 –42.

12. Aleksandra Dziurok, Sześciostopniowe schody, s.

42—44.

13. Antoni Chudy, Żelazna skrzynia, s. 45 –46.

14. Antonina Tymczyszyn, Schody, s. 46 –52.

15. Gabriela Ślusarczyk, Ars moriendi—Sztuka umiera-

nia, s. 53.

REDAKCJA GIMNAZJALNEGO PISMA IN-

TERNETOWEGO „świerzop”:

Red. naczelny: Gabriela Ślusarczyk; zastępcy red.

nacz.: Dominika Łabno, Wiktoria Hudyka. Zespół

redakcyjny: Wiktoria Krzyszkowska, Brygida Tucka,

Sandra Bryg, Gabriela Płachno, Aleksandra Dziurok.

Opieka: Jerzy Olszewski.

Materiały prosimy przesyłać na adres:

[email protected]

Page 3: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

3

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Stan psychiczny osoby, która początkowo sądziła, że jakieś zdarzenie nie może (nie powin-

no, nie ma prawa) wystąpić, ale później stwierdziła, że ono wystąpiło. Zdziwienie może być

również udziałem psa, co widać poniżej. I nie należy się temu dziwić.

ZDZIWIENIE

M: zdziwienie

D: zdziwienia

C: zdziwieniu

B: zdziwienie

N: zdziwieniem

Ms: zdziwieniu

W: zdziwienie

Zdziwienie - na przy-

kład: bezbrzeżne, bez-

graniczne; niezmierne;

bolesne, niemiłe, nie-

przyjemne, przykre;

duże, głębokie, naj-

większe, niemałe,

ogromne, prawdziwe,

spore, wielkie, wyraź-

ne; niekłamane, nie-

skrywane; narastające,

rosnące; dziecinne;

głośne; lekkie, łagodne,

najmniejsze; radosne,

uprzejme; szczere;

niejakie, pewne; obo-

jętne; specjalne; uda-

ne; nasze; ogólne, po-

wszechne…

Zdziwienie: «stan

osoby, która się

zdziwiła»

(por. http://

sjp.pwn.pl/sjp/)

NA OKŁADCE: GRAFICZNA ALU-

ZJA DO MINISTER-

STWA DZIWNYCH

KROKÓW MONTHY

PYTHONA

Monty Python, grupa

Monty Pythona,

Pythoni - zespół

twórców i gwiazd

telewizyjnego serialu

komediowego Lata-

jący cyrk Monty Py-

thona, założony pod

koniec lat 60. XX

wieku w Anglii. W

skład grupy wchodzi-

li: Graham Chapman,

John Cleese, Terry

Gilliam

Monty Python stworzył

swój własny, niepowta-

rzalny styl, mniej lub bar-

dziej udanie naśladowany

przez kolejne pokolenia

komików na całym świe-

cie. W swoich skeczach

Pythoni brawurowo ko-

rzystaliz absurdalnych sko

jarzeń, chętnie przebierali

się za rozmaite postacie

(bardzo często - kobiece),

wykorzystywali animowa-

ne wstawki, zazwyczaj

tworzone techni-

ką kolażu ze starych

zdjęć. W ich programach

często zaburzona by-

ła chronologia, a poszcze-

gólne skecze połączone

były za pomocą nieocze-

kiwanych, nonsensownyc

hscenek. Choć wiele z ich

skeczów wydaje się być

czystym wygłupem, duża

ich część jest jednocze-

śnie kpiną z brytyjskiego

społeczeństwa.

Pracownicy Minister-

stwa Dziwnych Kro-

ków w czasie wyko-

nywania obowiązków

zawodowych

Page 4: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

4

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

ZDZIWIENIE

W POLITYCE

DR MAREK CIESIELCZYK

Marek Ciesielczyk – doktor politologii Uniwersytetu w Monachium, wykła-

dowca sowietologii w University of Illinois w Chicago, pracownik naukowy European University Institute we Flo-

rencji oraz Instytutu Studiów Sowietologicznych w Bonn, autor pierwszej książki w języku polskim na temat KGB,

b. dyrektor Centrum Polonii w Brniu, Redaktor naczelny pisma i portalu „Prawdę mówiąc”, odznaczony

na wniosek Prezesa IPN Krzyżem Wolności i Solidarności.

Analizując historię polityki (nie tylko zresztą w Polsce), można dojść do wniosku, iż nic już

nas nie powinno dziwić. Czasami jednak - odruchowo niemalże - wpadam w zdziwienie -

nie tyle z powodu działań polityków, lecz ludzi, którzy ich wybierają na prezydentów, po-

słów, radnych etc., czym wyrażają (lub nie) swą aprobatę dla działań tychże polityków.

Jak to było możliwe, iż w kraju (podobno?) katolickim

na pierwszego Prezydenta RP wybrany został (jednym

głosem przewagi) komunista, generał odpowiedzialny

za wcześniejsze zniewolenie Polski? Jak to możliwe, iż

następne wybory (w państwie środkowoeuropejskim,

pod koniec XX wieku!) wygrał człowiek (co prawda

wówczas jeszcze "legenda"), który publicznie chwalił

się, iż nie przeczytał w życiu ani jednej książki? Jak to

w końcu możliwe, iż kolejnym prezydentem został

znowu b. komunista, który publicznie (na ważnej im-

prezie państwowej) zataczał się pijany?

Czyż nie można być zdziwionym, że kilka lat temu, na

pytanie: Kogo uważasz za najwybitniejszego Polaka XX

wieku? - większość ankietowanych Polaków odpowie-

działa nie - Jan Paweł II czy też Józef Piłsudski - lecz....

Edward Gierek, odpowiedzialny m.in. za tzw. „ścieżki

zdrowia” organizowane w 70. latach dla robotników

polskich.

Potężne zdziwienie wywołać może to, iż Jerzy Buzek

najpierw przegrał z kretesem wybory, a jego formacja

polityczna rozpadła się po przeprowadzeniu fatalnych

"reform" w Polsce, a następnie (zaledwie kilka lat

później) otrzymał największą liczbę głosów w Polsce w

wyborach do Parlamentu Europejskiego. Czym to wy-

tłumaczyć?

To swego rodzaju cholesterol historyczny (za duże

spożycie masła lub jajek /sic!/). Ludzie w Polsce szyb-

ko zapominają, iż dany polityk skompromitował się

już w przeszłości i ponownie na niego głosują, a do-

kładniej mówiąc na partię, która wystawia go na ja-

kiejś liście wyborczej. To absurdalne zachowanie wy-

borców wynika także (ale to temat na inny artykuł) z

funkcjonującej w Polsce obecnie - "najgłupszej na

świecie ordynacji wyborczej" - jak ją kiedyś określił

profesor Zbigniew Brzeziński, b. doradca ds. bezpie-

czeństwa narodowego prezydenta USA Jimmy Carte-

ra. To nie my tak naprawdę wybieramy posłów, lecz

kacyk partyjny, wstawiając kandydatów na partyjną

listę wyborczą.

Jak to możliwe, iż prezydent 100-tysięcznego miasta

w środku Europy, w rzekomo "demokratycznym" pań-

stwie prawa, należącym do Unii Europejskiej głównym

historykiem tegoż grodu w czasie obchodów równej

rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości (z

udziałem Prezydenta RP) uczynił byłego oficera komu-

nistycznej Służby Bezpieczeństwa, pracującego w tym

samym wydziale SB, co mordercy księdza Popiełusz-

ki? Jak to możliwe, iż ten b. esbek może prezentować

swoje poglądy na falach diecezjalnej rozgłośni radio-

wej?

Ciąg dalszy s.5

Page 5: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

5

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Jak to możliwe, iż do dnia dzisiejszego prokuratura nie

ustaliła, kto jest odpowiedzialny personalnie za skanda-

liczny remont, a następnie remont remontu i ponowny

remont remontu remontu głównej ulicy 100-

tysięcznego miasta w Małopolsce?

Czy nie może dziwić, iż ponad 800 mieszkańców tego

miasta zagłosowało na kandydata na radnego, który

wcześniej był jego prezydentem, a teraz jest oskarżony

o korupcję i - sądząc po wyroku skazującym współo-

skarżonych - zostanie wkrótce uznany winnym? Został

wybrany radnym, a wkrótce, gdy zostanie skazany za

korupcję, straci mandat radnego, zaś 100-tysięczne

miasto ponownie stanie się "słynne" w całej Polsce tak

jak to już miało miejsce wiele razy w przeszłości (np. z

powodu unieważnienia wyborów samorządowych, wy-

dania zakazu przeklinania na ulicach czy też akcji zdra-

pywania gumy do żucia z chodników).

Jak to możliwe, że jednym z najważniejszych doradców

prezydenta tegoż miasta został mianowany człowiek,

który kilka tygodni później został zmuszony do rezygna-

cji z tego stanowiska, gdy okazało się, że może być

współodpowiedzialny za nieprawidłowości (by użyć

eufemizmu) w gminie, w której wcześniej był wójtem, a

prezydent musiał o tym przecież już wcześniej wiedzieć,

skoro wiedział np. piszący te słowa?

Zdziwienie nasze wywołują zdarzenia, zachowania poli-

tyków czy też ich wyborców, z którymi mamy do czynie-

nia ze względu na działanie wspomnianego wyżej chole-

sterolu historycznego. Jak temu zapobiec? Być może

wystarczy spożywać mniej masła i jajek...

Marek Ciesielczyk

Dziwny jest ten świat,

gdzie jeszcze wciąż

mieści się wiele zła.

I dziwne jest to,

że od tylu lat

człowiekiem gardzi człowiek.

Dziwny ten świat,

świat ludzkich spraw,

czasem aż wstyd przyznać się.

A jednak często jest,

że ktoś słowem złym

zabija tak, jak nożem.

Lecz ludzi dobrej woli jest więcej

i mocno wierzę w to,

że ten świat

nie zginie nigdy dzięki nim.

Nie! Nie! Nie!

Przyszedł już czas,

najwyższy czas,

nienawiść zniszczyć w sobie.

Protest song (pieśń protestu) – rodzaj piosenki z nurtu muzyki zaan-

gażowanej, której wymowa jest manifestem skierowanym przeciw

jakiemuś zjawisku społecznemu lub politycznemu, np. prze-

ciw wojnie lub biedzie.

Protest song jest często rodzajem muzyki tworzonej spontanicznie,

ale w ostatnich czasach wywodzi się ze wszystkich gatunków muzycz-

nych, łącznie z punkiem i rapem. Piosenki takie stają się popularne

szczególnie w czasach społecznych rozdźwięków i wśród zaniedba-

nych grup społecznych. Protestują one przeciwko niesprawiedliwości,

dyskryminacji rasowej, wojnie, globalizacji, inflacji, nierównościom

społecznym itp.

Pierwszą polską piosenką uznaną za protest song jest „Dziwny jest

ten świat” Czesława Niemena. Utwór ukazał się w pierwszym autor-

skim albumie kompozytora i poety z roku 1967

Czesław Niemen, właściwie Czesław Juliusz Niemen-Wydrzycki (ur. 16 lutego 1939 w Starych Wasiliszkach, zm. 17

stycznia 2004w Warszawie) – polski kompozytor, multiinstrumentalista, piosenkarz i autor tekstów piosenek.

Por.: wikipedia.org/wiki/Czesław_Niemen

Page 6: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

6

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Katarzyna Kozyra, Piramida zwierząt, 1993

Ciąg dalszy s.7

Czy jest jeszcze coś w przyrodzie, co może was zadziwić? Od niepamiętnych czasów ludzie starali się

dociec, dlaczego coś jest takie, jakie jest i że coś się dzieje akurat w ten sposób a nie w inny. Nasz

rozum na widok czegoś niezrozumiałego starał się znaleźć logiczną przyczynę obserwowanego zja-

wiska. Oczywiście te wyjaśnienia stawały się coraz bliższe prawdy wraz z rozwojem nauki. Ale tak

dobrze nie ma, nie wszystko zostało jak do tej pory wyjaśnione. Nawet w naszym codziennym życiu.

Dla tych, którzy kochają podróże, nasza planeta ma wiele

zadziwiających rzeczy do odkrycia. Mogą to być niesa-

mowite miejsca, takie jak: Grobla Olbrzyma w Irlandii

Północnej (ogromne masy skały wulkanicznej zastygnię-

te w formie regularnych wielościanów), The Wave w

USA (malownicze formacje piaskowców, aż żal, że

dziennie może je zobaczyć zaledwie 20 osób), Salar de

Uyuni w Boliwia (pustynia, gdzie zamiast piasku jest sól,

mają na niej hotel w który w całości wykonany jest z blo-

ków solnych), Oko Sahary (lub Oko Afryki) w Maureta-

nii (zjawisko geologiczne o średnicy aż 50 kilometrów, którego genezy nie udało się do tej

pory jednoznacznie wyjaśnić naukowcom), nawet słynne Blue Hole niedaleko Belize (lej kra-

sowy utworzony w obrębie Morza Karaibskiego. Jego średnica ma 300 metrów, głębokość -

ponad 120 metrów). Aż chciałoby się zobaczyć to na

własne oczy! A zwierzęta i rośliny? Tu też nie brakuje

dziwactw. Do takich ciekawych zwierząt zaliczę np.: ry-

ba-kleks (blobfish - podobno najsmutniejsze z ziemskich

stworzeń, jej mięśnie stanowi w znacznej mierze galare-

towata masa o gęstości niewiele mniejszej niż gęstość

wody), nosacz sundajski (małpa z wyjątkowo dużym no-

sem i wystającym brzuszkiem), palczak madagaskarski

(dość brzydka małpiatka, w dodatku jedyny współcze-

śnie żyjący przedstawiciel rodziny palczakowatych), ambystoma meksykańska (drapieżny

płaz, wygląda „kosmicznie”), i wiele, wiele innych. Wielu z nich nie chciałoby się nawet po-

głaskać, ale inne….Rośliny też bywają zadziwiające. Można tu dla przykładu wymienić choć-

by trupi kwiat(sam kwiat o średnicy około jednego metra, nie wytwarza własnych korzeni i

liści, przywabia zapylające go owady zapachem padliny), Eucalyptus deglupta (barwa kory

przypomina tęczę – żółta, brązowa, fioletowa, błękitna,

ruda, czekoladowa, pomarańczowa i zielona – jednocze-

śnie). Pierwsza ładna, ale zapach…..(fu!), a druga jakby

malarz wylał na nią paletę z farbami.

Naturalne zjawiska przyrodnicze też bywają zadziwiają-

ce, np.: w górach zobaczyć można rzadkie widmo Broc-

kenu. Zjawisko pierwszy raz zaobserwowane zostało w

niemieckich górach Harz, na szczycie Brocken (stąd na-

zwa).

NATURA - ZAGADKI I TAJEMNICE

WANDA KOMOROWSKA

Page 7: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

7

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Ciąg dalszy s.8

Powstaje, gdy stoi się na linii pomiędzy chmurami, znajdującymi się poniżej obserwatora, a

wschodzącym słońcem. Cień zostaje znacznie wydłużony i rzucony na chmury. Tęczowa otoczka

wokół postaci wytwarza się na skutek załamania promieni słonecznych w kropelkach wody wy-

stępujących w obłoku. Najdziwniejsze jest to, że widmo Brockenu może zaobserwować jedynie

osoba, której cień został rzucony na chmurę, nikt inny! Wiedzieliście, że występują księżyco-

we tęcze? Zjawisko, jak sama nazwa wskazuje, powstaje dzięki światłu odbijanemu przez po-

wierzchnię Księżyca. Jest ona bardzo trudna do dostrzeżenia ze względu na ograniczone możli-

wości widzenia człowieka w ciemnościach (aparat z długim czasem naświetlania może ją uchwy-

cić). Cała masę dziwnych rzeczy można zaobserwować podnosząc jeszcze wyżej głowę i patrząc

w nocne (bezchmurne) niebo.

Astronomia dostarcza nam całą gamę zadziwiających

obserwacji i analiz, np.: gwiazdy migoczą, ponieważ

spoglądamy na nie poprzez drgające ponad Ziemią

powietrze. Aby dotrzeć do Ziemi z najbliższej od nas

gwiazdy – Proxima Centauri – światło musi lecieć po-

nad 4 lata. Wedle współczesnych szacunków około

4% zbadanych gwiazd ma przynajmniej jedną planetę.

Wszystkie 8 planet Układu Słonecznego stanowi

mniej niż 1% masy Słońca. Największa planeta – Jo-

wisz jest tak duża, że zmieściłaby w sobie pozostałe 7 planet wraz z ich księżycami. Nie wiem

czy wiecie, ale Słońce przyciąga Księżyc z siłą 2 razy większą niż Ziemia. Dlaczego więc Księ-

życ nie spada na Słońce? Częściowym wyjaśnieniem tego faktu jest to, że Księżyc krąży wokół

Słońca poruszając się ruchem złożonym. Czy wiecie, że mimo tego, że mamy zimę jesteśmy naj-

bliżej Słońca (oczywiście jest tak tylko w przypadku półkuli północnej). To wie już na pew-

no zdecydowana większość, jednak wyjaśnię- odległość od Słońca ma niewielki wpływ na tem-

peraturę Tak to wszystko jest ciekawe, ale wracając na nasze szkolne podwórko na lek-

cjach też możemy czasem trochę być zaskoczeni. Np. na lekcji fizyki w niektórych eksperymen-

tach ze światłem fizycy zauważyli, że „światło + światło = ciemność”. Dzieje się tak w zjawisku

interferencji. Na szczęście nie spotykamy się z tym często w życiu codziennym, gdyż trzeba było

by przysłowie „najciemniej jest zawsze pod latarnią’’ zmienić na „najciemniej jest zawsze pod

dwoma latarniami”.Zjawisko to można zaobserwować tylko za pomocą światła spójnego np. lase-

rowego. Efekt ten związany jest z nakładaniem się dwóch fal światła, podczas którego dwie na-

kładające się fale wygaszają się.

Na zakończenie propozycja eksperymentu: zamarzanie cieczy.

Czy zastanawialiście się kiedyś, co szybciej zamarznie - woda zimna czy gorąca?

Zdecydowana większość was na pewno pomyśli, że trzeba by najpierw schłodzić wodę i dopiero

potem ją zamrozić. Aczkolwiek niecierpliwi, którzy będą chcieli od razu zamrozić wodę bez ich

wcześniejszego chłodzenia uzyskają szybciej

pożądany efekt. Na waszą wodę zadziała efekt

Mpemby, zgodnie z którym ciecz cieplejsza za-

marza szybciej niż ciecz chłodniejsza. Sam od-

krywca zjawiska tak opowiada o swoim odkry-

ciu: "Nazywam się Erasto B. Mpemba i chciał-

bym opowiedzieć wam o moim odkryciu. W

1963 roku, kiedy byłem w trzeciej klasie szkoły

średniej w Magambie w Tanzanii, często robi-

łem sobie lody.

Page 8: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

8

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Chłopcy w szkole robili to następująco: gotowali mleko, słodzili je, mieszali, chłodzili do

temperatury pokojowej i wstawiali do zamrażalnika lodówki.

Pewnego dnia zakupiłem mleko od miejscowej sprzedawczyni i zacząłem je gotować. Jed-

nak inny chłopiec, który też kupił mleko, obawiał się, żeby mu nie zabrakło miejsca w lo-

dówce, osłodził swoje mleko, zamieszał, szybko przelał do naczyńka i wstawił do zamra-

żarki. Ja z obawy, by nie przepadło mi ostatnie naczyńko do lodów, nie czekałem już na

wystudzenie mleka i wstawiłem je gorące do zamrażarki. Po upływie półtorej godziny wró-

ciliśmy z kolegą do lodówki i stwierdziliśmy, że moje mleko zamarzło, podczas gdy jego

było gęstą cieczą niezamrożoną. Spytałem mojego nauczyciela do fizyki, dlaczego tak się

stało, a on mi odpowiedział, że to niemożliwe. Nazwał mój eksperyment 'fizyką Mpemby'.

Po jakimś czasie powtórzyłem eksperyment. Wziąłem dwie zlewki po 50 cm3 każda, jedną

napełniłem zimną wodą z kranu, a drugą gorącą wodą z bojlera i wstawiłem obie zlewki do

zamrażalnika lodówki w pracowni. Po godzinie wróciłem, żeby zobaczyć, co się stało.

Okazało się, że nie cała woda zamarzła, ale w zlewce, w której była uprzednio gorąca wo-

da, było więcej lodu niż w tej, w której była zimna woda."

Naukowcom do dzisiaj sprawia trudność wyjaśnienie tego efektu. Może więc komuś

z nas się to uda? A z innej strony patrząc Mpemba był zaledwie w trzeciej klasie szkoły

średniej odkrył zjawisko, nad którym już ponad 50 lat łamią sobie głowy fizycy na całym

świecie. Może my zaobserwujemy coś niezwykłego? Jak widać, pomimo zaawansowanych

technologii, ery lotów kosmicznych oraz szeroko pojętego poznania otaczającego nas świa-

ta, są jeszcze zjawiska, których ludzkości nie udało się wyjaśnić.

Wanda Komorowska

dziwią się kuropatwy co chodzą parami

wszystkie na plotki schodzące się wrony

lipcowe gwiazdozbiory Rak i Lew na niebie

panny po ślubie co nie chcą być same

filozof z bzikiem bo odnalazł żonę

bekas co gwiżdże stale dwie sylaby

dziwi się księżyc sam na sam ze sobą

że Bóg jest jeden

i nigdy samotny

Ks. JAN TWARDOWSKI

ZDZIWIENIE

Świnia i niedźwiedź, nawet gdy się dziwią - gwizdać nie potrafią.

(Władysław Grzeszczyk)

WISŁAWA SZYMBORSKA

TRZY SŁOWA

NAJDZIWNIEJSZE

Kiedy wymawiam słowo Przyszłość,

pierwsza sylaba odchodzi już do przeszłości.

Kiedy wymawiam słowo Cisza,

niszczę ją.

Kiedy wymawiam słowo Nic,

stwarzam coś, co nie mieści się w żadnym nie-

bycie.

Page 9: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

9

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Czasopismo „The Guardian” sporządziło listę najdziwniejszych dzieł sztuki. Weszło do niej 10 najbar-

dziej nietypowych, szokujących i najczęściej surrealistycznych prac różnych artystów, subiektywnie

wybrane przez redaktorów brytyjskiego dziennika.

Surrealiści w latach 1920-1930 uważali, że rewolucje za-

czynają się w snach. Inspirowani pracami ojca psychoa-

nalizy Zygmunta Freuda, starali się oni tworzyć sztukę

wychodzącą z nieświadomości. „Telefon-homar” Dalego

jest charakterystycznym przykładem sztuki surrealistycz-

nej. Jest to klasyczny obiekt „ready-made”, wykonany

przez połączenie elementów normalnie nie związanych ze

sobą, co powoduje nieoczekiwany efekt. Dali wierzył, że

takie obiekty mogą ujawnić sekretne nieświadome pra-

gnienia. Homary i telefony miały silne konotacje seksual-

ne dla Dalego, a za pomocą „Telefonu-homara” zdaniem

artysty można „zadzwonić do marzenia” . Salvador Dali, Telefon-homar, źródło: Tate

1.Salvador Dalí. Telefon-homar (1936)

2. Damien Hirst, Fizyczna niemożliwość śmierci w umyśle istoty żyjącej

Damien Hirst, Fizyczna niemożliwość śmierci w

umyśle istoty żyjącej, źródło: Saatchi

Instalacja brytyjskiego artysty współczesnego Da-

miena Hirsta przedstawia martwego rekina zatopio-

nego w dużym akwarium (ponad 4 m), wypełnionym

formaliną. W przestrzeni galerii ta praca rodzi pewny

efekt surrealistyczny: przez perspektywę refrakcji na

szklanej gablocie, pojawia się złudzenie ruchu, rekin

wydaje się gapić i przesuwać się ku widzom.

3. Colossus Konstantyna (ok. IV wiek)

Gigantyczne szczątki posągu cesarza Konstantyna, zachowane w Muzeum Ka-

pitolińskim w Rzymie, od wieków wzbudzają podziw, zainteresowanie, a nawet

przerażenie nie tylko widzów, ale też artystów. W XVIII wieku Henry Fuse-

li namalował portret artysty, „przytłoczonego” ogromem marmurowej ręki Kon-

stantyna. A w 1950 roku artysta Robert Rauschenberg sfotografował swojego

towarzysza Cy Twombly stojącego przed olbrzymią relikwią.

Ciąg dalszy s.10

EKSCENTRYCY, PROWOKATORZY, DZIWO-

LĄGI ...

Page 10: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

10

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

4. Joan Miró. Object (1936)

Joan Miró. Object, źródło: Moma

Kataloński wizjoner Joan Miró stworzył kwintesencję

obiektu surrealistycznego, kiedy połączył dziwaczne

„skarby pirata”, wśród których znaleźli się papuga,

noga kobiety w pończochach, mapa, kapelusz i wa-

hadło. Ta niewątpliwie surrealistyczna praca jest peł-

na magii i tajemnicy, które zmuszają do otwarcia

umysłu i przyjęcia rzeczy niezwykłych.

5. Robert Rauschen-berg. Monogram (1955/59)

Robert Rauschenberg, Monogram, źródło:

Moderna Museet

Kiedy Robert Rauschenberg w trakcie chodzenia po antykwariatach Nowego Yorku znalazł wypcha-

nego kozła, artysta nie mógł zignorować mitologicznych skojarzeń: w starożytnej Grecji satyry z no-

gami kozła gonili nimfy wzdłuż brzegów; a w sztuce chrześcijańskiej sam diabeł jest często przedsta-

wiony jako mający cechy kozła (najczęściej rogi). Rausenberg skończył tę pracę wepchnąwszy kozła

w oponę, jak w jakimś kosmicznym akcie seksualnym. W wyniku tego wyszło dzieło, uważane za

jeden z najdziwniejszych ready-madów wszechczasów.

6. Meret Oppenheim. Moja pielęgniar-ka (1936)

Meret Oppenheim w pełni wykorzystywała idee surrealizmu (m.in.

łączenie absurdu z zaskoczeniem). Na przykład, artystka znako-

micie przedstawiła filiżankę, spodek i łyżkę pokryte futrem jako

symbol przyjemności. Podobnie seks i jedzenie połączyły się w

pracy Oppenheim pt „Moja pielęgniarka”. Oppenheim przedstawia

parę białych butów na wysokim obcasie, podane na srebrnej tacy

jako pyszny posiłek dla fetyszysty.

Ciąg dalszy s.11

Page 11: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

11

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

7. Giorgio de Chirico, Pieśń miłosna (1914)

De Chirico Pieśń miłosna, źródło: Mo-

ma

Prawdopodobnie pierwsze surrealistyczne obiekty pojawiły

się w obrazach melancholijnych nowoczesnych pomieszczeń

i tajemniczych zabytków Giorgia de Chirico, które zostały

stworzone jeszcze przed pierwszą wojną światową. W

„Pieśni miłosnej”, czerwona rękawica gumowa wisi bezsen-

sownie obok głowy antycznego posągu z marmuru. Zderza-

nie i konfrontowanie przedmiotów znanych z potocznego

doświadczenia w takie zbijające z tropu sąsiedztwa wydają

się służyć przedstawieniu czegoś, co sam de Chirico określał

jako „metafizyczny” świat.

8. Max Klinger. Rękawiczka (1881-1898)

W serii akwafort Klinger opowiada o marzeniach sennych młodego artysty, zakochanego w nieznajo-

mej kobiecie. Głównym motywem narracji jest zagubiona rękawiczka tejże kobiety, a odnaleziona

przez nieszczęśliwie zakochanego artystę. Rękawiczka staje się atrybutem niezaspokojonego pożąda-

nia i niewytłumaczonego lęku. Dzieła Klingera udowadniają, że wiele pomysłów surrealizmu, w tym kult

obsesyjnych obiektów, pojawiało się jeszcze w epoce fin de siècle.

9. Robert Mapplethorpe, Louise Bourgeois (1982)

Na tym zdjęciu uśmiechająca się rzeźbiarka Louisa Bo-

urgeois trzyma w rękach prawdziwie surrealistyczny

obiekt – prowokacyjnie cielesną rzeźbę, której falliczna

forma jest wyraźnie podkreślona na czarno-białej foto-

grafii Mapplethorpa. W swojej twórczości Bourgeois

bezpośrednio powiązała surrealizm z współczesnością,

dlatego ta fotografia najwidoczniej świadczy o charakte-

rze kobiety i jej pracach.

Robert Mapplethorpe, Louise Bourgeois, źródło: Tate

Ciąg dalszy s.12

Page 12: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

12

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

10. Marcel Duchamp. Przewidywane złamanie ręki (1915)

Marcel Duchamp, Przewidywane

złamanie ręki, źródło: MoMa

Jeszcze przed tym jak surrealiści zaczęli fascynować

się możliwością posiadania przedmiotów znalezionych

na targach staroci, Marcel Duchamp „wybierał” swoje

ready-made. Różnica między ready-made Duchampa a

surrealistycznymi obiektami jest, można powiedzieć,

różnicą między chytrą lekką ironią Duchampa i eksta-

tyczną obsesją Dalego. Obiekty Duchampa jednak wy-

wołują te same irracjonalne siły, które były ważne dla

surrealizmu. Praca z 1915 roku składa się z łopaty do

zbierania śniegu i tytułu, który ostrzega o zbliżającej się

kontuzji i wywołuje pytania: Czyje ramię ma być złama-

ne? Czy to moje? Ta praca w humorystyczny sposób

przedstawia swego rodzaju zapowiedź wydarzenia z

przyszłości, odwołuje się do czegoś niewiadomego i

nieznanego.

Kobieta, która maluje wymiotami

Millie Brown nie tylko wykorzystuje

wymioty do malowania, ona maluje

wymiotując. Przed przystąpieniem

do prac nad danym dziełem sztuki

Millie przygotowuje pojemniki z bar-

wionym mlekiem. Następnie wypija

ciecz o określonym kolorze i zmu-

sza się do zwrócenia jej wprost na

płótno malarskie. Prace artystki nie

są może najbardziej poszukiwanymi

dziełami na rynku, ale przykładowy

obraz - "Nexus Vomitus" został

sprzedany za 2400 dolarów. Cał-

kiem imponująca cena jak za coś,

co zostało zwymiotowane.

______________________________________;

- Wieloryb

_____________/__________________/

______; - Pocięty Wieloryb

NAJDZIWNIEJSZY EMOTIKON

Page 13: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

13

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

1. Zabernism - the abuse of military power or authority. After Zabern, German name for Saverne, a village in Alsace, France. In 1912, in that village, a German military officer killed a lame cobbler who smiled at him. Słowo to oznacza nadużycie siły militarnej lub władzy. Pochodzi ono od słowa Zabern, niemieckiej nazwy Saverne, wioski we Francji. W 1912 roku niemiecki oficer zamordował tam kulawego szewca, który się do niego uśmiechnął. 2. Tyrotoxism - to be poisoned by cheese or milk. Okazuje się, że zatrucie serem lub mlekiem ma swoją nazwę w języku angielskim. 3. Pronk - a weak or foolish person. Pośród wielu znaczeń jest również i to podane powyżej – oznaczające słabą lub głupią osobę. Więcej zna-czeń tutaj: The Urban Dictionary - Pronk. 4. Nihilarian - a person who deals with things lacking importance (pronounce the ‘h’ like a ‘k’). Nie jest to synonim słowa nihilista; oznacza osobę, która zajmuje się sprawami nieważnymi, bez znaczenia. „H” w tym słowie wymawiamy jak „k”. 5. Nudiustertian - the day before yesterday. Przymiotnik ten oznacza słowo przedwczorajszy. Łatwiej chyba powiedzieć jednak of the day before yester-day. 6. Logorrhea - an excessive flow of words, prolixity. Nadmiar, potok słów; słówko trochę podobne do diarrhoea (lub diarrhea), słowa oznaczającego biegunkę. 7. Winklepicker - usually refers to a style of shoe or boot worn in the 1950s onward by both male and fe-male British rock and roll fans. Reminiscent of medieval footwear worn by jesters and today by pop stars, the feature which gives both the boot and shoe their name is the very sharp and quite long pointed toe. Choć winkle to ślimak, ceniony przez kucharzy, a picker może oznaczać zbieracza (od to pick – zbierać, wybierać), to jednak słowo winklepicker oznacza rodzaj butów lub kozaczków, noszonych od lat 1950-tych przez brytyjskich fanów rock and rolla. Buty te charakteryzują się szpiczastym noskiem. 8. Cruciverbalism - the art of crossword compilation or being a fan of crossword puzzles. Sztuka układania krzyżówek lub też zamiłowanie do krzyżówek. 9. Wallydrag - a completely useless person. Osoba kompletnie bezużyteczna lub beznadziejna. 10. Selcouth - unfamiliar, rare, strange, marvelous, wonderful. Nieznany, rzadki, dziwny, ale także cudowny i wspaniały. 11. Widdiful - someone who deserves to be hanged. Osoba, która zasługuje na śmierć przez powieszenie. 12. Onychotillomaniac - someone who constantly picks his or her nails. Osoba, która bez przerwy obgryza paznokcie. 13. Pulveratricious – covered with dust. Pokryty kurzem. 14. Eldritch - weird, eerie, ghastly. Dziwny, przerażający, upiorny. 15. Nelipot - someone going barefoot. Osoba, która chodzi boso. Propozycja polskiego tłumaczenia: „bosak”. 16. Killick – a small anchor. Słowo to oznacza małą kotwicę. 17. Mesonoxian - pertaining to midnight. Odnoszący się do północy, związany z północą (jako porą nocy, nie kierunkiem geograficznym). 18. Phenakism - deception or trickery. Słowo określające oszustwo, podstęp. 19. Lamprophony - loudness and clarity of voice. Głośność i wyrazistość głosu. 20. Erinaceous - like a hedgehog. Podobny do jeża, jeżowy. Polecamy również: - [url=http://phrontistery.info/ ]Słownik dziwnych słów The Phrontistery[/url] - [url=http://obsoleteword.blogspot.com/ ]Blog Obsolete Word of a Day[/url]Źródła:http://listverse.com/2007/09/22/20-weird-english-wordshttp://www.squidoo.com/weird_words#module8153612http://www.faqs.org/shareranks/392,Twenty-Really-Weird-English-Words

[url=http://www.brucevanpatter.com/weird_words.html ]http://www.brucevanpatter.com/

20 NAJDZIWNIEJSZYCH SŁÓW W JĘZYKU ANGIELSKIM

Page 14: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

14

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

świerzopa

Biała droga przez ośnieżony

Las o zmroku

Świetlne refleksy migające

Przed oczami

Hafty szronu oplatające

Drzewa i krzewy

To dziwi mnie

Dotyk natury

TAK WYGLĄDA ZDZIWIENIE

W PASTISZU I W FOTOGRAFII

ZDJĘCIE WYKONANE BEZ PHOTOSHOPA

Justyna Stych

Artur Oratowski

PYTANIE: co łączy dwie fotografie zestawione poni-

żej? Odpowiedź: OCZY MINERWY! Wyrażają to samo bez-

graniczne zdumienie: Bowman, bohater Odysei kosmicz-

nej 2001 (film amerykańsko-brytyjski z 1968 roku w reży-

serii Stanleya Kubricka) wypowiada właśnie kultową kwe-

stię: „mój Boże, ileż tu gwiazd!” ("My God, it's full of

stars")Obraz Kubricka w filozoficzny sposób opowiada o

powstaniu człowieka i kontakcie z tajemniczym monoli-

tem.

Bohaterka najbardziej znienawidzonej reklamy telewizyj-

nej również doświadcza marketingowego zadziwienia: oto

włączyli niskie ceny! Aż tak niskie?!

Page 15: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

15

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Schody mogą zdumiewać. Są wszechobecne, chociaż ich obecność nie-

rzadko ma charakter dyskretny. Głównie służą do przemieszczania się

pomiędzy poziomami, piętrami; ich atrakcyjność wyraźnie jednak spada

w budynku zaopatrzonym w windę. Czasami klatka schodowa może się

stać dziełem sztuki - jak choćby projekt Stanisława Wyspiańskiego wy-

konany dla Towarzystwa Lekarskiego w Krakowie - zdecydowanie czę-

ściej jest po prostu brudna i pełna łuszczącej się farby olejnej upstrzo-

nej wulgaryzmami przez osiedlowych grafficiarzy.

Schody potrafią się uwikłać w legendę i symbol. A

nawet w język. Na schodach Brutus zamordował

Juliusza Cezara, na szczycie schodów mistrzowie

malarstwa umiejscawiają litostrotos - miejsce, w

którym Piłat umył ręce, na schodach rozgrywają się

kultowe sceny filmów: Pancernika Patiomkina,

Przeminęło z wiatrem, Nietykalnych, Harrego Po-

ttera… Każdy słownik frazeologiczny połączy po-

wiedzenie „zaczynają się schody” z jakimiś trudno-

ściami, problemami, a każdy sennik będzie w nich

widział wróżbę … dobrą lub złą.

W jeszcze szerszym sen-

sie schody są częścią labi-

ryntu, a drabina z nimi

kojarzona śniła się biblij-

nemu Jakubowi; schodzi-

ły po niej anioły. I jeszcze:

L’esprit de l’esca-

lier (fr. myśl, pomysł,

dowcip na schodach) –

doświadczenie, kiedy

niezwykle błyskotliwa

riposta (odpowiedź na

inteligentne, śmieszne

czy obraźliwe uwagi lub

komentarze) przychodzi

danej osobie do głowy

zbyt późno ("na scho-

dach", po wyjściu z miej-

sca dyskusji), wtedy gdy

jest już bezużyteczna, co

zazwyczaj łączy się z

uczuciem zawodu.

ZACZYNAJĄ SIĘ SCHODY

Page 16: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

16

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Ciąg dalszy s.17

FILMOWE SCHODY

Pancernik Potiomkin (ros. Броненосец «Потёмкин», Bro-

nienosiec Potiomkin) – radziecki film niemy nakręcony w

1925 roku przez Siergieja Eisensteina. Jest drugą częścią

trylogii filmowej: pierwszą jest film z 1924 roku Strajk,

trzecią zaś Październik: 10 dni, które wstrząsnęły światem

z 1928 roku. Film oparty jest na autentycznym zdarzeniu,

jakim było powstanie załogi rosyjskiego czarnomorskiego

pancernika Potiomkin (Kniaź Potiomkin Tawriczeskij)

przeciw carskiemu dowództwu w czasie rewolucji 1905

roku. Pancernik Potiomkin był w założeniu filmem propa-

gandowym, gloryfikującym rewolucyjny zryw marynarzy,

lecz dzięki użytym środkom wyrazu artystycznego, szcze-

gólnie nowatorskiemu montażowi, przez wielu uznawany

jest za jeden z najbardziej znaczących filmów w historii

kina. Podczas panelu krytyków filmowych i historyków

kina przy okazji wystawy światowej w Brukseli w 1958,

większość głosujących uznała go za największe arcydzieło

sztuki filmowej do tamtej pory. Film jest czarno-biały,

jednakże na poszczególnych kopiach ręcznie koloryzowa-

no czerwony sztandar. Najsłynniejszą sceną, wielokrotnie

cytowaną, jest wymyślona przez reżysera masakra ludno-

ści na odeskich schodach

przez rytmicznie maszeru-

jącą kompanię żołnierzy

carskich, a zwłaszcza zjeż-

dżający w dół schodów

wózek z dzieckiem. Do

owej sceny odwoływano

się wielokrotnie w później-

szych filmach, m.in. w Déjà

vu Juliusza Machulskiego

(bezpośrednio), Steps Zbi-

gniewa Rybczyńskiego

(bezpośrednio) i Nietykalni

Briana De Palmy

(nawiązanie).

W historii kina bez trudu można odnaleźć sceny,

które przeszły do legendy i były wielokrotnie

reinterpretowane.

Page 17: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

17

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Rok 1930, Chicago. Trwa prohibicja,

wprowadzona w czasach Wielkiego

Kryzysu (1929-32). Al Capone (Robert

De Niro) trzęsie Chicago. Rozprowa-

dza alkohol z przemytu, a przede

wszystkim rządzi miastem żelazną

ręką, wykańczając fizycznie swoich

przeciwników. Korumpuje polityków,

sędziów i policjantów. Popełnia jeden

błąd ... nie płaci podatków od swych

lewych interesów, więc zaczyna się

nim interesować Departament Skarbu

w osobie niejakiego Eliota Nessa

(Kevin Costner). Dopowiem tylko tyle,

że w USA przestępstwa podatkowe to

sprawa tak poważna, jak morderstwo.

Ness rozpoczyna walkę z wszechmoc-

nym Capone, tworząc tytułowy zespół

"Nietykalnych", których nie da się

przekupić. Wojna niesie za sobą kolej-

ne ofiary - giną ludzie, ale Ness, mimo

kilku wpadek zyskuje poparcie spo-

łeczne. Następnie ginie Oscar Wallace.

Wściekły Ness kłóci się z Capone, wy-

zywając go publicznie "skur...nem". W

ostatniej chwili Malone ratuje sytua-

cję. Ale nadchodzi moment, w którym

to stary Irlandczyk ginie z rąk Nittiego.

Gdy Ness i Stone przybywają do umie-

rającego towarzysza, ten wyjawia im

swoje odkrycie. W nocy z dworca ko-

lejowego w Chicago ma odjechać księ-

gowy Capone (Jack Kehoe) ze swoimi

księgami. Ness i Stone idą go areszto-

wać. Scena strzelaniny, w której de

Palma oddał hołd "Pancernikowi Po-

tiomkinowi" Siergieja Eisensteina -

dziecko jadące w wózku ze schodów,

jako żywo przypomina ujęcia z Ode-

ssy ... jeden strzał i gangster z obsta-

wy ginie, a dziecku nic się nie staje - to

zasługa Stone'a.

Nietykalni – amerykański film z

1986 roku, w reżyserii Briana De

Palmy. Sean Connery za rolę w tym

filmie otrzymał Oscara za najlepszą

rolę drugoplanową.

Andy Garcia jako George Stone w scenie na dworcu

Ciąg dalszy s.18

Page 18: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

18

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

PRZEMINĘŁO Z WIATREM

(ang. Gone With the Wind) –

klasyka amerykańskiego fil-

mu melodramatycznego z 1939 w reżyse-

rii Victora Fleminga. Jeden z najsławniej-

szych melodramatów stawiany za wzór

produkcji hollywoodzkich z I. połowy XX

wieku. Scenariusz filmu został oparty na

podstawie powieści "Przeminęło z wia-

trem" Margaret Mitchell. Fabuła filmu

jest osadzona w czasach wojny secesyj-

nej i jest przedstawiana z pozycji pięknej

Scarlett O'Hary, córki plantatora z Połu-

dnia, Geralda O'Hary. Przegrana wojna z

Jankesami doprowadza do wyzwolenia

Murzynów, którzy z nagłym ogromnym

poczuciem własnej wartości paradują

między innymi po Atlancie, gdzie Scarlett

zamieszkała. Z Północy nadchodzą ludzie

o innych poglądach, kulturze i mentalno-

ści. Na tym tle rozgrywa się historia wiel-

kiej miłości Rhetta Butlera do pięknej

Scarlett. Kilka dramatycznych scen filmu

rozgrywa się właśnie na schodach.

Z dziennikarskiego obowiązku warto jeszcze zauważyć nieobliczalne schody z Hogwartu w filmie o Harrym Potterze,

zjawiskowo reprezentacyjne schody z Upiora w operze, stanowiące tło

dla zbiorowej sceny musicalu

Upiór w operze (ang. The Phantom of the Opera) to musical stworzony

w 1986 przez Andrew Lloyd Webbera (muzyka) oraz Charlesa Har-

ta i Richarda Stilgoe (libretto). Fabuła musicalu jest osnuta na kan-

wie powieści Gastona Leroux z 1911 roku i koncentruje się na losach

młodej sopranistki Christine Daaé, która staje się obsesją tajemniczego

zdeformowanego geniusza muzycznego, znanego jako Upiór Opery.

oraz schody z filmowej baśni o Kopciusz-

ku; to na ich stopniach znaleziono przecież

zgubiony pantofelek.

Kopciuszek – amerykański film w reżyse-

rii Kennetha Branagha ze scenariu-

szem Chrisa Weitza z 2015 roku.

Page 19: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

19

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Led Zeppelin to brytyjski zespół muzyczny założony w 1968 roku w Londynie z inicjatywy Jimmy’e-

go Page. Początki jego działalności sięgają bluesowo-rockowej grupy The Yardbirds, dlatego część osób

dopatruje się tam korzeni Led Zeppelin. Z powodu niedokończonego tournee i zobowiązań koncertowych

tej blues-rockowej grupy Jimmy Page wraz z wokalistą Robertem Plantem, basistą, Johnem Paul Johnes’em

i perkusistą Johnem Bonhamem zagrali ostatnie koncerty zaplanowane przez The Yardbirds jako The New

Yardbirds. Po powrocie do kraju zmienili nazwę na Led Zeppelin i podpisali kontrakt płytowy.

Kariera Led Zeppelin zaczęła się chyba w najlepszy możliwy sposób. Wydając takie albumy jak Led Zeppelin

I czy Led Zeppelin II z utworami:

“God Times, Bad Times”, “Dazed and Confused”, ( w którym Jimmy Page gra na gitarze smyczkiem) i

“Whole Lotta Love” grupa zyskała spory rozgłos. Na kolejnym albumie – „Led Zeppelin III” stworzyli arcy-

dzieło, rockowy blues wszech czasów –

„Since I’ve Been Loving You” wykonany z największą ekspresją i histerią w historii grupy. Rok 1971 przy-

niósł najbardziej znaną płytę „Led Zeppelin IV” (nazwa nie jest jasna, ponieważ na okładce nie został

umieszczony żaden napis, dlatego nazwano ja jako IV z powodu, iż jest to czwarta pozycja w dyskografii

grupy) z takimi utworami jak „Black Dog”, „Rock and Roll” i jedna z największych kompozycji muzyki roz-

rywkowej „Stairway to Heaven”. To wszystko potwierdziło status, jaki zdobyli muzycy prze 3 lata twórczo-

ści. W kolejnych latach muzyka zespołu uległa jeszcze większym wpływom nurtu hard rock. Płyta „ Physical

Grafitti” przyniosła kolejny wielki utwór „Kasmir „, który nasycony orientalna aurą i wzbogacony brzmie-

niem instrumentalno- smyczkowym zyskał niepowtarzalny klimat. Następne płyty Presense i In Throught

the Out Door nie przyniosły już tak wielkich kompozycji jak pierwsze krążki. W tym czasie wydano również

koncertowy album The Songs Romains the Same nagrany podczas występów w Madison Square Garden w

Nowym Jorku. Zawierał on znane wcześniej utwory, lecz rozbudowane i wydłużone przez improwizacje

muzyków. Kariera Led Zeppelin skończyła się niespodziewanie 25 września 1980, kiedy to John Bonham

zmarł na skutek przedawkowania alkoholu. Na początku krążyły pogłoski, że pozostali członkowie szukają

nowego perkusisty, ale 4 grudnia 1980 wydali oświadczenie, że już więcej nie będą koncertować ani nagry-

wać.

Ciąg dalszy s.20

SCHODY DO NIEBA MICHAŁ KOSIBA

Page 20: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

20

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Jest taka dama, która jest pewna, że wszystko co się świeci jest złotem.

I kupuje schody do nieba.

Kiedy tam dociera, wtedy wie, że jeśli wszystkie sklepy są zamknięte,

Wystarczy jej słowo, by dostała to, po co przyszła.

Ooo, Ooo, i kupuje schody do nieba.

Mimo znaków na ścianie, ona chce mieć pewność.

Bo wiesz, że czasem słowa są dwuznaczne.

Na drzewie przy strumyku, siedzi ptak, który śpiewa.

Czasem nasze myśli pełne są obaw.

Ooo, to mnie zastanawia. x2

Budzi się we mnie pewne uczucie, gdy spoglądam na zachód,

I moja dusza płacze za ucieczką.

W myślach, ukazały mi się smugi dymu snującego się wśród drzew,

I słyszałem głosy tych, co wciąż stali, obserwując.

Ooo, to mnie zastanawia,

Ooo, to bardzo mnie zastanawia.

Szepnęło mi, że wkrótce, jeśli tylko zaśpiewamy melodię,

Grajek poprowadzi nas ku rozsądkowi,

I wstanie nowy dzień dla tych, którzy długo stali,

A przez lasy przemknie echo śmiechu.

Jeśli spostrzeżesz zgiełk w swoim żywopłocie, nie obawiaj się.

To tylko wiosenne sprzątanie dla Królowej Maja.

Są dwie ścieżki, którymi możesz pójść, ale na dłuższa metę

Jest jeszcze czas do zmiany drogi, którą dążysz.

I to mnie zastanawia.

Ooo…

W głowie czujesz zamęt, lecz nie pozbędziesz się go, jakbyś nie wiedziała.

Grajek wzywa Cię, byś się do niego przyłączyła.

Droga damo, czyż nie słyszysz jak wiatr wieje, i czy wiedziałaś,

Że Twoje schody wspierają się na szepcącym wietrze?

I gdy z wiatrem zbiegamy wzdłuż drogi,

Nasze cienie stają się wyższe od dusz.

Tam idzie dama, którą już znamy.

Lśni białym światłem i chce nam pokazać,

Jak wszystko zmienia się w złoto.

A jeśli posłuchasz bardzo uważnie,

Melodia w końcu do Ciebie przyjdzie.

Gdy wszystko będzie jednością, a jedność wszystkim.

Być skałą, lecz nie staczać się.

I ona kupuje schody do nieba…

Ciąg dalszy s.21

Page 21: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

21

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Stairway to Heaven to jeden z najbardziej znanych utworów muzyki rockowej, jaki kiedykolwiek powstał.

Przez wielu uważany za ideał, za coś nie do przebicia, za rockowy hymn wszech czasów. Przyjrzyjmy się mu

trochę z bliższa.

„Schody do Nieba” pochodzą z albumu wydanego w 1971 roku – Led Zeppelin IV. Co ciekawe, nie zostały

nigdy wydane na singlu, ponieważ muzycy twierdzili, że ludzie, którzy będą chcieć posiadać ten utwór, będą

zmuszeni kupić płytę, co znacznie wpłynie na zarobki muzyków.

Mimo to że kompozycję usłyszano w 1971 r. utwór ten został nagrany w 1970 roku ( producentem był Jimmy

Page), natomiast jego początki powstały już przy sesji do Led Zeppelin III. Jimmy Page mówił, że posiadał kilka

gitarowych partii i pragnął je ze sobą połączyć. Chciał również, aby utwór przyspieszał. I tak, „Stairway to

Heaven” jesteśmy w stanie podzielić na trzy części. Pierwsza akustyczno- folkowa część przechodzi powoli w

niezbyt szybką elektryczną. Ta znowu połączona jest z trzecią już mocno hardrockową, wspaniałym gitaro-

wym solem Jimmy’ego Page’a. Warstwa tekstowa jest już nieco bardziej skomplikowana. Istnieje wiele inter-

pretacji tego utworu. Jedni twierdzą, że traktuje on o dokonywaniu właściwych wyborów w życiu. Natomiast

innym tekst nasuwa myśli na temat wieczności i raju. Dlatego interpretacje tekstu pozostawię każdemu z

osobna. Sam Robert Plant podczas konferencji po premierze filmu Celebration Day, (który jest udokumento-

waniem okazjonalnego koncertu grupy z Londynu w 2007 r.) tak mówił o tym tekście „Nadal próbuję roz-

gryźć, o co mi chodziło, kiedy pisałem Stairway to Heaven.”. Mimo tych pewych nieścisłości z interpretacją

tekstu, „Schody do Nieba” to prawdopodobnie największy utwór muzyki rozrywkowej, jaki kiedykolwiek po-

wstał, i patrząc na dzisiejszych artystów, prawdopodobnie większy nigdy nie powstanie. Chyba, że Robert

Plant, Jimmy Page i John Paul Jones połączą siły i ponownie wejdą do studia, co jest jednak mało prawdopo-

dobne. Niedawno muzykom została zaproponowana suma 500 milionów funtów za reaktywacje Led Zeppe-

lin. Mimo tego że Page i Johnes podpisali umowę, Robert Plant podarł ją na oczach kolegów.

A czy usłyszymy jeszcze kiedyś „Stairway to Heaven” na żywo? Raczej nie. Ostatni raz utwór ten został wy-

konany na żywo na pamiętnym koncercie w 2007 r. Robert Plant nigdy nie wykonuje go na swoich koncer-

tach, a Jimmy Page nie koncertuje.

Za wielkością „Schodów do Nieba” przemawiają również liczby. Robert Plant jest 1 na liście najlepszych wo-

kalistów wszech czasów, więc czy ktoś mógł to zaśpiewać lepiej? Solo ze „Stairway to Heaven” znajduje się

na szczycie gitarowych solówek wszech czasów. „Schody do Nieba” siedmiokrotnie znalazły się na szczycie

Top Wszech Czasów w Trójce. Utwór ten znajduje się na 31 miejscu według magazynu The Rolling Stone, ( ale

to pismo jest raczej mało obiektywne).

Michał Kosiba

Truman Show - jak w kinie zbudowano schody do nieba?

- Na pierwszy rzut oka "Truman Show" to film bardzo skromny. Opowiada historię

faceta, który od urodzenia jest bohaterem reality show, tylko kompletnie o tym

nie wie - mówi Bartosz Sztybor. - Taka fabuła narzuciła producentom pewne

wymogi realizacyjne. Skoro główny bohater żyje w czymś na kształt "Big Brothe-

ra", to plan filmowy powinien przypominać wielkie telewizyjne studio. Całe więc

miasteczko, w którym mieszka Truman Burbank jest schowane pod wielką kopu-

łą. Ta zaś dla głównego bohatera imituje niebo. - Seaheaven powstało na bazie

rzeczywistego miasta. Był to komputerowo przetworzony widok Seaside. Dodano

do niego budynki, zakrzywiono linie horyzontu, zdeformowano chmury - opowia-

da ekspert "Czwartego wymiaru". - Ciekawe jest to, że dekoracje wyższych bu-

dynków skonstruowano tylko do ok. 10 metra. Reszta powstała jako grafika 3D.

Jedną z najpiękniejszych wizualnie scen filmu jest ta, w której Truman podpływa

łodzią do krawędzi kopuły i próbuje się z niej wydostać. - Bliskość horyzontu w

tych scenach była najzupełniej celowa, gdyż niebo było namalowane na cyklora-

mie, rozpiętej na części krawędzi basenu - wyjaśnia krytyk filmowy - Sekwencję

kręcono w filmowym basenie Universalu i dla niektórych są to najbardziej za-

chwycające kadry w historii kina.

Truman Show -

tragikomedia produkcji amerykańskiej z 1998 roku w

reżyserii Petera Weira.

(por.: http://www.filmweb.pl/Truman.Show)

Page 22: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

22

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

KONKURS LITERACKI „ŚWIERZOPA”

W związku z wiodącym tematem niniejszego numeru „świerzopa” ogłosiliśmy konkurs na

opowiadanie, w którym wystąpi motyw schodów - rozumianych dosłownie lub metaforycz-

nie. Nadesłane teksty publikujemy poniżej. O wynikach konkursu zdecydują Czytelnicy.

W konkursie wzięli udział uczniowie gimnazjum i liceum. Wszystkie nadesłane do

naszej redakcji teksty przekazujemy Czytelnikom. Rozstrzygnięcie konkursu na zasa-

dzie zwyczajnego werdyktu jury wydawało się zbyt … schematyczne. To Czytelnicy

zdecydują o przyznaniu trzech kolejnych miejsc, a wyniki ogłosimy w najbliższym

numerze gazetki. Głosy na poszczególne teksty będą zbierać przedstawiciele naszej

redakcji. Zachęcamy do lektury.

MINI-CZYTELNIA „POD SCHODAMI”

Niewątpliwie jednym z najdziwniejszych nurtów poetyckich

w baroku jest marinizm: programowo błahy, niefrasobliwy,

banalny, zawsze prowokujący czytelników niezwykłością

konceptów.

Pastisz jest próbą wiernego naślado-

wania literackiego pierwowzoru,

punktu odniesienia.

Przedstawiamy

obok przykład

zainspirowany

twórczością J.A.

Morsztyna.:

Czarne są stare filmy, przynajmniej w połowie,

Czarne są moje myśli, gdy myślę o sobie,

Czarny jest ekran monitora, kiedy nie ma prądu,

Czarne są ławy i ławnicy po pożarze sądu,

Czarny jest asfalt, przynajmniej do zimy,

Czarne jest niebo, gdy w większości śpimy,

Ale czarniejsza od tego wszystkiego

Jest przyszłość ludzi z humana

I nierozerwalnie z nią powiązana

Niewiadoma: a może frytki do tego?

Maciek Kamiński

***

Page 23: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

23

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Nigdy nie zapomnę dnia, gdy poszedłem na rozmowę o

pracę. Budynek był wysoki, cholernie wysoki. W duchu

modliłem się, żeby rozmowa kwalifikacyjna przebiegała na

parterze. Ubrany byłem elegancko, jednak bałem się, że z

nerwów zacznę się pocić i cały efekt runie. Wiedziałem

zaś, że wchodzenie na górę mogłoby tylko pogorszyć tę

sytuację. Otworzyłem drzwi.

„Trzeba zrobić dobre pierwsze wrażenie” – pomyślałem i

wszedłem do środka.

Już przy wejściu powitał mnie ochroniarz.

- Czy wie pan, gdzie odbywają się rozmowy kwalifikacyjne?

– spytałem, gdyż wiedziałem, że ochroniarze i sprzątaczki z

reguły najlepiej wiedzą o tym, gdzie co jest w firmie.

- Na czwartym piętrze. – odparł ochroniarz.

- Nosz kur…czę! – krzyknąłem, ledwie powstrzymując się

od przekleństwa. Nie chciałem bowiem, żeby choćby jed-

no słowo skreśliło moje szanse dostania wymarzonej pra-

cy. Co z tego, że to był tylko ochroniarz? Mógł przecież

donieść szefowi… A krzyknąłem, gdyż wiedziałem, co się

szykuje. Schody albo winda. Nienawidziłem wind od dzie-

ciństwa. Naoglądałem się chyba za dużo filmów. Zawsze

zdawało mi się, że akurat właśnie ta winda, którą ja jadę,

zaraz przestanie działać albo runie w dół. Pozostały więc

tylko schody… na czwarte piętro.

„Kto normalny organizuje rozmowę o pracę na czwartym

piętrze?” – pomyślałem. Marynarka, silne emocje spowo-

dowane stresem i obawą przed upokorzeniem oraz wy-

czerpujące fizycznie wchodzenie na czwarte piętro. Po

prostu wiedziałem, że się spocę, koszula (na szczęście

ukryta pod marynarką) będzie mokra, a fryzura zniszczona.

„No to zrobię dobre pierwsze wrażenie…” – pomyślałem

wchodząc na schody. Schody, jak i drabina, zawsze koja-

rzyły mi się z dążeniem do szczytu, osiąganiem kariery, itp.

Toteż zacząłem przypominać sobie swoją drogę, dzięki

której się tu znalazłem. Na pierwszych schodkach zobaczy-

łem „przed oczyma duszy” beztroskie dzieciństwo. Ach, co

za czasy, ile bym dał, żeby móc do nich jeszcze wrócić.

Następnie zacząłem przypominać sobie coraz to późniejsze

lata. Zabawy, początki szkoły a przede wszystkim godziny

spędzone przed telewizorem. Kreskówki, filmy animowane

czy też seriale. Już wtedy zapałałem do tego miłością,

wówczas jedynie jako widz. Po paru latach, które zacząłem

wspominać na następnych schodkach, zainteresowałem

się tymi gatunkami filmowymi w innym znaczeniu – zacie-

kawiło mnie jak to jest robione. Za pomocą Internetu za-

cząłem szukać cennych informacji. Lata poszukiwań uczy-

niły ze mnie „mistrza-amatora”. Po maturze, którą wspo-

minałem na półmetku mojej drogi na czwarte piętro, zało-

żyłem bloga, na którym dzieliłem się zdobytymi informa-

cjami z innymi zaciekawionymi tym tematem ludźmi. Pisa-

łem też własne scenariusze do kreskówek, filmów i seriali.

Na trzecim piętrze wspominałem kluczowy moment moje-

go życia - pewna wytwórnia zainteresowała się mną, za-

częli do mnie pisać, zaciekawieni moimi pomysłami, aż w

końcu zaproponowali mi pracę. Oczywiście, że się zgodzi-

łem, było to przecież moje marzenie od dzieciństwa. Aż w

końcu znalazłem się tu – czwarte piętro i rozmowa kwalifi-

kacyjna. Już prawie miałem tę pracę. Dzięki miłym wspo-

mnieniom czas upłynął o wiele przyjemniej, a ja zmęczy-

łem się jakby mniej niż przewidywałem, choć nie uchroniło

mnie to jednak od spocenia się.

- Następny! – krzyknął ktoś ze środka. Domyśliłem się, że

musiał to być szef. Najgorsze było to, iż jego głos nie

brzmiał przyjaźnie. Obok mnie przeszedł zasmucony męż-

czyzna, który zapewne nie dostał swojej wymarzonej pra-

cy. Z jednej strony mnie to ucieszyło – większe szanse dla

mnie. Z drugiej zaś zasmuciło. Nie tylko z powodu współ-

czucia, ale również niepewności wobec moich losów. „Czy

mam jakąkolwiek szansę? Skoro inni zostali odrzuceni…” –

rozmyślałem wchodząc do gabinetu dyrektora.

- Ach, toż to pan <nazwisko> - rzekł dyrektor. - Muszę

przyznać, że w pana przypadku rozmowa kwalifikacyjna

będzie jedynie formalnością. Pańskie pomysły spodobały

nam się tak bardzo, że od razu postanowiliśmy pana przy-

jąć, dlatego bezzwłocznie odrzucaliśmy pozostałych. Po

pańskich projektach od razu wiedzieliśmy, iż jest pan ideal-

ną osobą do pracy w tym miejscu. Ma pan taką osobo-

wość, jakiej potrzebujemy na tym stanowisku. Wkrótce

zacznie pan więc tworzyć nowe kreskówki, filmy i seriale,

kreując tym samym przyszłość naszej telewizji.

Muszę przyznać, że rozmowa o pracę była bardzo

ARTUR ORATOWSKI

DROGA NA SZCZYT

Ciąg dalszy s.24

Page 24: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

24

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

przyjemna, atmosfera nadzwyczaj miła, a szef życzliwy.

Sam nie wiem, czego się tak bardzo bałem. Wiedziałem

natomiast, że miałem dużo szczęścia, żeby się tu zna-

leźć i dostać wymarzoną posadę. Wiedziałem również,

iż od tej pory, chodząc po tych schodach, będę wspomi-

nał nie tylko drogę, którą przebyłem, aby się tu znaleźć,

lecz również każdy etap mojej kariery. Niedawno po-

stanowiłem, że kiedy (o ile) zostanę dyrektorem, to

rozmowy kwalifikacyjne będę przeprowadzał na parte-

rze.

Artur Oratowski

JULIA MYTNIK

SCHODY DO NIEBA

Był leniwy lutowy poranek, czas ferii. Obudziłam się i

poczułam miłe uczucie melancholii. Zastanawiałam się,

skąd takie głębokie uczucie, ogarniające mnie tak wcze-

sną porą. Wtedy przypomniałam sobie sen, który przy-

śnił mi się właśnie tej nocy…

Miałam wrażenie, jakbym spędziła piękny, bardzo real-

ny dzień z moją babcią, która niestety już dawno ode-

szła.

Był piękny letni poranek, wokół zieleń traw i zapach

kwiatów, siedziałam na ławce, wystawiając buzię do

słońca i nagle poczułam, jakby ktoś na mnie patrzył,

spojrzałam przed siebie, zasłaniając ręką słońce i wtedy

ujrzałam długie, bardzo długie schody, po których z dala

zbliżała się postać, próbowałam odgadnąć, któż to się

zbliża w mym kierunku i nagle ujrzałam moją kochaną

babcię Józefę.

Wpadłam w jej ramiona i czułam się tak bardzo szczęśli-

wa.

Siedziałyśmy z babcią na ławce, w końcu mogłam opo-

wiedzieć jej o swoich radościach, smutkach, rozterkach.

Babcia jak zawsze słuchała z cierpliwością i rozwiewała

wszelkie moje wątpliwości.

Zauważyłam, że w tym czasie schody jakby zniknęły,

widziałam jedynie ich zarys.

Rozmawiałyśmy nie tylko jak wnuczka z babcią, lecz

raczej jak przyjaciółki. Babcia niewiele mówiła, zapewni-

ła jedynie, że jest szczęśliwa i spokojna i że modli się za

nas wszystkich. Nasza rozmowa dotyczyła również całej

naszej rodziny. Pytała o Mamę, Tatę, Marka, Nikodema,

Zosię i Emilkę.

Szłyśmy łąką, podziwiając przyrodę, wdychając zapach

traw i kwiatów. Trzymałyśmy się za ręce.

Czułam spokój i nieopisaną radość wewnętrzną. Wszyst-

ko wokół wydawało się piękne, a problemy o wiele ła-

twiejsze do pokonania.

Kiedy usiadłyśmy ponownie na ławce, nagle

schody znów zrobiły się wyraźne, wiedziałam wtedy, że

nasz wspólny czas się kończy, schody do nieba znów

zabiorą moją babcię.

Patrzyłam zupełnie spokojna, jak odchodzi i jak schody

zachodzą mgłą a potem całkiem znikają i wtedy obudzi-

łam się…

Moja kochana babcia czuła, że jej potrzebuję, że

ona najlepiej potrafi odpowiedzieć na trudne, nurtują-

ce mnie pytania. Było to bardzo silne, niemal prawdzi-

we przeżycie.

Lecz tego właśnie potrzebowałam, jakby moja podświa-

domość przyciągnęła babcię we śnie.

Opowiedziałam mamie sen. Była taka szczęśliwa, cie-

szyła się, że babcia pięknie mi się śniła.

Od tej pory, kiedy widzę schody, zawsze kojarzą

mi się one z tym pięknym snem i babcią. Czasem nawet

mam wrażenie, że je widzę… gdy siedzę w ogródku,

patrzę przez okno…

Schody dla mnie to symbol rozstań i powrotów, symbol

tego, że coś się zaczyna, a coś się kończy, jedni się ro-

dzą, inni umierają. Już zawsze, kiedy zobaczę schody,

będę czuła radość i spokój. Nieważne, gdzie i kiedy…

Będę myślała o radości…

Julia Mytnik

Page 25: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

25

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Odłamki stłuczonego szkła raniły jej bose stopy, sprawia-

jąc, że z każdym krokiem na białym śniegu zostawał krwa-

wy ślad. Sine usta drżały na trupiobladej twarzy, ciało nie-

przyzwyczajone do zimnej temperatury drżało, a jej kasz-

tanowe włosy opadały na ramiona, ich blask schowany

pod warstwami kurzu. Obróciła głowę, aby po raz ostatni

spojrzeć na to, co kiedyś nazywała domem. Gdzieś tam,

pod gruzami, leżała jej martwa córka. Patrzyła, jak życie

powoli z niej uchodziło i nie była w stanie nic zrobić. Gorą-

ce łzy spłynęły po jej twarzy. Otarła je szybkim ruchem

ręki i ruszyła przed siebie. Stawiała niepewne, chwiejne

kroki. W pobliżu nikogo nie było, ale w oddali dostrzegła

jasne światła. Tam właśnie poszuka pomocy. Śmierć córki

nie oznacza, że może się ona poddać.

Jej oddech był urwany, co chwile potykała się i upadała na

brudną, zakurzoną ulice. Niegdyś czyste, schludne ubrania

wyglądały jak by wygrzebała je ze śmietnika. Kiedyś biała

koszulka, teraz wyglądała niczym rekwizyt z horroru, prze-

siąknięta krwią. Z każdym kolejnym krokiem czuła, jak

opuszczaj ją energia. Mięśnie drżały z wysiłku, kolana ugi-

nały się pod nią, tak jakby nie mogły utrzymać ciężaru cia-

ła. Jedyne, czego w tej chwili chciała to położyć się w ja-

kimś zacisznym miejscu i dołączyć do swojej córki.

Kiedy pukała do pierwszych drzwi, mężczyzna, który jej

otworzył obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem, rzucił w jej

stronę parę obelg, i widząc, że nie reaguje popchnął ją,

sprawiając, że straciła równowagę i upadła na ziemie, po

czym trzasnął drzwiami. Huk był tak głośny, że ptaki sie-

dzące na pobliskich drzewach wbiły się do lotu, uciekając

od hałasu. Minęła chwila, zanim zmusiła swoje obolałe

mięśnie do jakiegokolwiek ruchu. Uniosła się na łokciach, i

wstała lekko się przy tym zataczając. Kiedy była pewna, że

nie straci równowagi, ruszyła przed siebie. Z trudem do-

tarła do następnego mieszkania i zapukała lekko w drew-

niane drzwi. Ku jej zaskoczeniu, otworzył je mały chłop-

czyk. Musiał być mniej więcej w wieku jej córki, jej małej

Amelki. Na myśl o swoim małym skarbie uroniła kilka łez,

jednakże wytarła je szybkim ruchem ręki i spojrzała na

chłopca. Dołączyła do niego młoda dziewczyna, najpraw-

dopodobniej jego siostra. Ta spojrzała na nią z mieszanką

strachu i zdziwienia, po czym zamknęła drzwi. Zapukała do

kilku jeszcze domów, zanim stanęła przed wysokim budyn-

kiem mieszkalnym. Nadzieja narodziła się w niej, kiedy

pomyślała, że w tym właśnie kompleksie mieszka jej znajo-

ma z pracy. Kiedyś, zanim wszyscy ją porzucili, przyjaźniły

się i pracowały razem. Potem, w skutek gróźb od ojca jej

dziecka ich kontakt się urwał. W ten sposób straciła

wszystkich znajomych, nawet jej własna rodzina odwróciła

się od niej wierząc, że znęcała się ona nad własnym dziec-

kiem, mimo, że nie mogło to być dalsze od prawdy. Budy-

nek był wysoki, co najmniej dwanaście pięter, a na jej nie-

szczęście jej znajoma mieszkała na dziesiątym piętrze. Nie

mogła wziąć windy, odkąd była dzieckiem bała się małych

przestrzeni, więc zostały jej schody. Każdy krok sprawiał,

że jej mięsnie wrzeszczały z bólu. Idąc zastanawiała się,

czy jej stara przyjaciółka pomoże jej, czy może dalej będzie

wierzyła w kłamstwa, które jej były chłopak naopowiadał

wszystkim do około. Wiedziała, że miała niezbity dowód,

w końcu była tutaj, cała pokryta siniakami i zadrapaniami,

a domu leżało ciało jej małego aniołka. W końcu doszła

przed mieszkanie swojej przyjaciółki. Podniosła rękę, i z

wahaniem nacisnęła dzwonek. To była ostatnia nadzieja.

Drzwi otworzyły się już po paru sekundach od naciśnięcia

dzwonka. Widok znajomej twarzy podniósł ją na duchu,

mimo że nic nie było jeszcze przesądzone. W pierwszej

chwili zaskoczona kobieta nie odezwała się, chłonąc oczy-

ma widok przed nią. Na jej twarzy widoczne było wahanie.

Już miała coś powiedzieć, gdy zza jej pleców wyłonił się

rosły mężczyzna.

-Kto to? – Zapytał, obejmując kobietę w talii i przyciągając

ją do siebie. – Znasz ją? – Dodał, kiedy nie uzyskał żadnej

odpowiedzi.

- Nie. – Odparzała po chwili wahania. – Nie znam jej, to

jakaś przybłęda.

Chciała coś powiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle. Błagal-

ne spojrzenia nic nie dały. Dawna przyjaciółka unikała jej

wzroku, była zażenowana, a mężczyzna zupełnie nie czuły

na ludzką krzywdę obrzucił ją złośliwym spojrzeniem.

-Wynoś się. – Rzucił w jej stronę. Nie zareagowała. – Wy-

noś się! Słyszysz?! Nikt cię tu nie chce!

JAGODA BOBROWSKA

OBUDŹ SIĘ (Tytuł nawiązuje do cytatu „Życie jest snem, a śmierć przebudzeniem.” Pe-

dro Calderón de la Barca)

Ciąg dalszy s.26

Page 26: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

26

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Ale ona nadal stała przed ich drzwiami, oniemiała. Zde-

nerwowany, popchnął ją w stronę klatki schodowej.

Kolejny raz wylądowała sama, na zimnej, betonowej

podłodze. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa, a ból,

jaki panował w jej sercu po stracie córki odbierał możli-

wość mowy. Zacisnęła oczy, nie pozwalając łzą spłynąć

po jej twarzy. Zrezygnowana, podniosła się na łokciach

i doczołgała do klatki schodowej. Jeszcze tylko dwa

piętra i zajdzie się na dachu budynku. Dwa piętra, i

będzie mogła zakończyć to, co ojciec Amelii zaczął.

Gdy dotarła do schodów, uniosła się, używając barierki

jako podparcia i powoli zaczęła wspinać się na dach.

Wiedziała, że to już jej koniec. Teraz, kiedy się z tym

pogodziła, śmierć wydawała się jedynym rozsądnym

rozwiązaniem. Była czymś, czego pragnęła, była zba-

wieniem. Żałowała tylko, że nie dane jej było umrzeć

koło córki. Gdyby wcześniej wiedziała, jak to się skoń-

czy nie ruszyłaby się od niej na krok. Ale teraz było już

za późno żeby coś zrobić. Była zbyt wycieńczona żeby

wrócić, nie była by wstanie znów przebyć tak długiej

drogi. Ledwo, co dotarła tutaj. Jednak, jakie to miał

znaczenie, skoro zaraz zobaczy ją po drugiej stronie?

Jeszcze chwila, i znów będą razem. Z nowo znalezioną

determinacją wspięła się na ostatnie stopnie i wyszła

na dach. Na drżących nogach podeszła do krańca da-

chu, i spojrzała w dół. Przeszła przez barierkę, która

oddzielała ją od jej córki, zamknęła oczy i odepchnęła

się od niej. Wszystko, co się dla niej liczyło, przestało

mieć znaczenie. Chłód i ból zniknęły, z oddali słyszała

już beztroski śmiech swojej córki.

Jagoda Bobrowska

Bożena wpadła do rzeki. Z całą pewnością jej ciało było

obmywane przez zimny nurt. Rozmokła sukienka przy-

lgnęła do sporych piersi i dużego brzucha. Różowy pan-

tofelek zrobiony z plastiku opierał się działaniu wody.

Tylko jeden, bo drugi płynął już w kierunku morza, zgu-

biony przy upadku. Nieliczne ryby i ptaki, które wróciły

już z ciepłych krajów, podziwiały niecodzienny widok,

jaki prezentowała sobą zmarła, gdy leżała z wytrzesz-

czem oczu. Kilka metrów wyżej, na ścieżce prowadzącej

obok rzeki, toczyła się ożywiona konwersacja.

- Przecież to jest za małe! - mówił potężny męż-

czyzna z jasną brodą, w sile wieku.

- A czego się spodziewałeś? - odpowiedziała mu

niska, wątła brunetka.

- Nie pomieścimy się we trójkę w tym mieszka-

niu.

- Jeżeli będziesz jęczał o własny pokój, własną

łazienkę i salon, żeby zapraszać kumpli, to na pewno. Ja

nie mam tego problemu. Wszystko możemy mieć

wspólne.

- Jak sobie wyobrażasz wspólną łazienkę z moją

narzeczoną? Umawialiśmy się przecież, że każde z nas

będzie miało odpowiednią ilość przestrzeni dla siebie.

- Tylko że odpowiednia przestrzeń według two-

jej definicji wystarczyłaby dla czterech osób według

definicji normalnego człowieka. - Dziewczyna rozpuści-

ła swoje długie, ciemne włosy, ściągając z nich frotkę.

- Ale Julia, ja już obiecałem Ewie, że będzie mia-

ła miejsce na wszystkie swoje bibeloty. W takiej ciasno-

cie to nie wyjdzie. Młodzi ludzie nie zdawali sobie spra-

wy z dramatu Bożeny, który rozegrał się kilkadziesiąt

godzin wcześniej, ale przecież wciąż trwał. Słońce także

go ignorowało, świecąc na łąkę, niebezpieczny most i

rzekę. Artur i Julia przyjechali do rodzinnego miasta na

Podkarpaciu, bo dostali wiadomość o zaginięciu matki.

Byli jednak zajęci wybieraniem swojego nowego miesz-

kania w Szczecinie. Julia tam mieszkała i pracowała w

sklepie, a Artur przeprowadzał się tam ze swoją narze-

czoną, Ewą, aby zamieszkać w mniejszym zgiełku i po-

myśleć o dzieciach. Chwilowo nie kupowali domu dla

siebie, lecz wynająć małą kawalerkę razem z Julią, bo

cała trójka chciała przez rok skupić się na intensywnej

pracy. Julia miała dość pracy w sklepie i rozwijała się w

kierunku artystycznym - chodziła na kurs rysunku. Po-

stanowiła wyprowadzić się na pewien czas od męża i

dzieci, aby mieć czas i przestrzeń na rozwój. Miała na-

dzieję, że w przyszłości rysunki pozwolą jej trochę do-

robić do skromnej pensji swojej i męża. Artur i Ewa

WIKTOR NIEMCZURA

PO SCHODACH

Ciąg dalszy s.27

Page 27: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

27

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

natomiast, jako prawnicy, postanowili, że w Szczecinie

również będą mogli prowadzić swoje kariery, a jeśli zaro-

bią więcej przez pewien czas pracy tam, będzie ich stać

na ładniejszy dom. Oboje mieli serdecznie dość Warsza-

wy.

- Posłuchaj, Artur. Ja naprawdę nie mam pienię-

dzy, więc nie mogę płacić za twoje widzimisię. To jest

najlepsza oferta, jaką znalazłam, już zresztą oglądałam to

mieszkanie. Wszystko jest w porządku, zapłacimy czynsz

i możemy się wprowadzać. Nie wymagaj zbyt wiele od

kawalerki. - Westchnęła. - Zresztą, jesteś starszy, to ja

powinnam tutaj jęczeć i marudzić.

Starszy. Artur poczuł na sobie ciężar odpo-

wiedzialności, który spoczął na nim po śmierci ojca.

- Niech będzie. Może być to mieszkanie.

Kilka dni wcześniej

Bożena jęknęła, patrząc na rozbitą bombkę. To

była najlepsza sztuka z czerwonego kompletu. Zeszła z

taboretu i usiadła na nim. Popatrzyła chwilę na płomień

czerwonej świeczki zapachowej, a gdy jej się znudziło,

zamknęła w twarz dłoniach. Dzwonek komórki uparcie

nie chciał brzmieć, więc ciszę w mieszkaniu przerywał

tylko jej płacz.

Przez duże okno wpadało światło marcowego

słońca, zatrzymując się na wciąż nierozebranej choince.

W promieniach widać było unoszące się drobinki kurzu,

opadające na stare meble po babci. Dostała je w spadku,

tak jak cały dom, którego nie cierpiała. Chciała mieć

mieszkanie nowoczesne, minimalistyczne, takie jak w

katalogach, które przeglądała przy kawie, a domek na

przedmieściach był nieznośnie staroświecki. Od kiedy

dzieci się wyprowadziły, był także niezmiernie pusty.

Miał osiem wielkich, pustych pomieszczeń i stare, skrzy-

piące schody. Bożena musiała wchodzić i schodzić po

nich codziennie, bo łazienka i sypialnie znajdowały się na

górze, podczas gdy kuchnia, a obok niej hol i absurdalnie

duży salon, zagracony teraz jodłą, leżały na dole.

Sama nie wiedziała, po co właściwie ubiera choin-

kę. Ostatnimi powodami, jakie jej zostały, były tradycja i

przyzwyczajenie, niosące ze sobą marną motywację. Nie

mieszkała już z dziećmi od lat, więc nie robiła tego dla

nich. Nawet jej nie odwiedziały. Żaneta, mieszkający w

Warszawie Artur, mały Tomek, Julia i ten, który sprawiał

najwięcej kłopotów - kochany urwis, Jurek. Tak jak serce

każdej matki, serce Bożeny uciekało do nieba za każdym

razem, gdy myślała o swoich dzieciach. Dlatego tak chęt-

nie przyjeżdżała do nich wtedy, kiedy prosili. Którekol-

wiek z nich, nawet Julia, która wyprowadziła się na drugi

koniec Polski, do Szczecina. Tak chętnie przywoziła im

własnoręcznie ugotowane potrawy, pomagała im w

opiekowaniu się małymi dziećmi i sprzątała ich mieszka-

nia.

Czy wymagała za dużo, oczekując, że czasem

wpadną do starej matki i się nią zaopiekują?Zawsze po-

cieszała ją myśl, że wychowała odpowiedzialnych, doro-

słych ludzi. Odkąd skończyli roczek, brała ich wszystkich

ze sobą do kościoła i uczyła pacierza. Gdy jeszcze żył jej

mąż, kochany Jacek, wszystko było takie piękne...

Wszystko było w porządku. Ale potem się zepsuło. Jacek

umarł na zawał serca, spowodowany nadciśnieniem tęt-

niczym, a Bożena została sama z prawie dorosłymi po-

tomkami, którzy wkrótce rozeszli się własnymi drogami,

zostawiając ją całkowicie samotną. Ach, gdyby był z nią

Jacek...

Oprócz samotności miała też jeszcze jeden powód

do zmartwień - najmłodszego syna, Tomka. Chłopak

wpadł niedawno w złe towarzystwo i zaczął pić. On wy-

prowadził się najpóźniej, na dodatek nigdzie daleko -

podobnie jak matka, ciągle mieszkał na przedmieściach

niewielkiego miasta na Podkarpaciu. To jednak nie po-

magało mu wcale w regularnym odwiedzaniu matki.

Przeciwnie, Bożena miała wrażenie, że interesuje się nią

najmniej z całej piątki. Miał dwadzieścia lat, więc wiek

najgorszych pokus powinien u niego już minąć, ale kobie-

ta bała się o niego tak samo jak wtedy, gdy miał lat pięt-

naście. Nie widziała jeszcze nawet jego nowego mieszka-

nia, bo nie chciał podać jej adresu. Bała się, że to może

jakaś melina, a nie porządny dom. Nie miała jak tego

sprawdzić. Próbowała wypytywać znajomych, z którymi

się trzymał, gdy chodził do szkoły, ale ci nie byli szczegól-

nie pomocni. Zazwyczaj zresztą byli pijani.

Tomek był taki bezbronny wobec losu, dlatego

martwiła się o niego najbardziej. Chłopak ledwo skonczył

liceum, nie chciał iść na studia i był dziecinny jak nastola-

tek. Nie myślał wcale o przyszłości, nie miał pieniędzy ani

perspektyw. Stara kobieta codziennie odmawiała pięć

różańców, za wszystkie swoje dzieci, ale Tomkowi po-

święcała najwięcej uwagi.Ostatnimi czasy coraz częściej

zdawała sobie sprawę, że może zawsze tak było. Czy to

możliwe, aby skupiała zbyt dużo uwagi na najmłodszym

synu, zaniedbując pozostałe dzieci? Gdy tylko ta myśl się

pojawiała, Bożena ją odsuwała, bo była to myśl całkowi-

cie niedorzeczna. Kochała przecież wszystkie swoje lato-

rośle. Na początku zresztą poświęcanie uwagi Tomkowi

było prawie niemożliwe, bo kłopoty sprawiał Jurek, ten

urwis. Nie chciał się uczyć i całe dnie spędzał, grając z

kolegami w piłkę. Całe szczęście, że się zmienił, ustatko-

wał, i teraz mieszkał w niedalekim Rzeszowie, w tym

samym mieście, co Żanetka.

Ciąg dalszy s.28

Page 28: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

28

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Oboje byli dla niej dumą - Jerzy jako ginekolog, a Żane-

ta nawet bardziej, jako prawdziwa gospodyni domo-

wa, opiekująca się dwojgiem dzieci, ulubionymi wnu-

kami Bożeny. Dwójka to nie to samo, co piątka, pomy-

ślała Bożena, schlebiając sobie.

Z całą pewnością nie zaniedbywała też pozosta-

łych dzieci. Najstarszy Artur, rosły blondyn, robił

ogromną karierę adwokata w Warszawie. Marwiło ją

trochę, że nie miał rodziny, ale myślała, że wkrótce to

się zmieni. Artur był błyskotliwy i szlachetny. Był już

całkiem dorosły, gdy umarł ojciec, więc przez całe

dzieciństwo był pod jego dobroczynnym wpływem.

Jacek był złotym człowiekiem, a Artur odziedziczył jego

najlepsze cechy - uczynność i zaradność. To, jak dobrze

poradził sobie w życiu, było dowodem, że nie miał

złego dzieciństwa.

Złego dzieciństwa nie miała też Julia. Obecnie

pracowała w Szczecinie, była sprzedawczynią w skle-

pie. Nie robiła studiów, chociaż teraz miała na to naj-

lepszy czas. Bożena nie miała pojęcia, dlaczego. Nie

miała też pojęcia, dlaczego Julia wyprowadziła się tak

daleko. Nie martwiła się o nią jednak, bo Julia często

dzwoniła i dawała jej porozmawiać z wnukiem, małym

Antosiem. To wynagradzało wszelkie smutki, a Julia

była dobrą matką.

Nie, pomyślała Bożena, na pewno żadne dziec-

ko nie mogło czuć się pozbawione jej uwagi czy troski.

Jako matka spełniła się doskonale.

Bożena przerwała rozmyślania, wstała z tabore-

tu i skierowała kroki do kuchni, aby zaparzyć sobie

herbatę. Gdy spojrzała na zegarek, zobaczyła dziewią-

tą. Na nieudanym ubieraniu choinki zeszło jej sporo

czasu. Po drodze minęła stare schody. Spojrzała na nie

i poczuła w kościach coś dziwnego.

Nieznośny, przeszywający na wskroś dźwięk

budzika obudził Marysię. Marysia miała pięć lat i

mieszkała w Rzeszowie razem z mamą i swoim bracisz-

kiem. Zawsze miała kłopoty ze wstawaniem. Lubiła

wprawdzie przedszkole i swoją panią, i wszystkie dzieci

w przedszkolu, z wyjątkiem małej Magdy, która brała

jej zabawki, ale nie chciała rano wychodzić z domu.

Musiała się myć, jeść śniadanie... W jej domu było

brudno, na dodatek był on mały i pełen bałaganu zro-

bionego przez tatę. Marysia kochała swojego tatę, ale

chciałaby mieć dom taki jak Magda. Dom Magdy wi-

działa na jej urodzinach, na które każdy z ich grupy w

przedszkolu został zaproszony. Dom Magdy był duży,

piękny i posprzątany. Dom Marysi taki nie był. Dziew-

czynka patrzyła w sufit swojego małego pokoiku. Na

chwilę wstała, potem znowu się położyła i jeszcze raz

wstała. Nasłuchiwała kroków matki.

Żaneta także miała dość bałaganu robionego

przez tatę Marysi, a swojego męża, Andrzeja. Nie o

tym marzyła, gdy kilka lat wcześniej brała z nim ślub.

Chciała robić karierę zawodową i jednocześnie wycho-

wywać dzieci, być prawdziwą kobietą i mieć kochają-

cego męża. Nie chciała stać się taka, jak matka, zapa-

trzona w męża jak w obrazek i nie widząca jego wad.

Ojciec Żanety, Jacek, interesował się tylko jednym

swoim dzieckiem, najstarszym Arturem, a resztę igno-

rował, bezczelnie twierdząc, że opiekuje się nimi i Bo-

żeną. Bożena kochała go bardziej niż siebie samą i tak

samo, jak wszystkie dzieci razem wzięte. Była mu bez-

granicznie podporządkowana, a po jego śmierci całą

swoją miłość przelała na piątkę dzieci, co było zdecy-

dowanie lepszym rozwiązaniem. Jacek nie pił, nie krzy-

czał ani nie bił, nie, on robił gorsze rzeczy. Takie, które

powoli niszczyły psychikę Bożeny i jej czwórki dzieci.

Czwórki, bo Artur zawsze był przez ojca szanowany, w

odróżnieniu od reszty rodziny. Żaneta często jednak

miała wrażenie, że tylko ona to zauważała.

Nie będę jak matka, nie będę jak matka, nie

będę jak matka... Tę mantrę powtarzała sobie przez

całe życie. Niewiele jej to jednak dało, bo zamiast ro-

bić karierę zawodową, siezdiała w domu i sprzątała po

dzieciach oraz Andrzeju, który był ogromnym bałaga-

niarzem. Stała się drugą, młodszą wersją Bożeny. Mo-

że dlatego przestała kochać matkę - bo miała dość

tego, że matka ciągle siedziała wniej? Gdy dostała

wieść o zaginięciu Bożent, nie poczuła żadnych emocji.

Mała Marysia stała, opierając się o komodę.

- Pospiesz się, bo się spóźnisz do przedszkola! -

W drzwiach stanęła jej matka z potarganymi włosami,

w poplamionej piżamie. - Nigdy nie możesz wstać od

razu, naprawdę muszę tu przychodzić?

- Nie musisz wcale tu przychodzić!

- Przecież nie mogę krzyczeć, bo dziadek się

obudzi! - odpowiedziała Żaneta podniesionym gło-

sem.Przez chwilę milczały wspólnie, a matka patrzyła

na Marysię wyczekującym wzrokiem.

- No błagam, wstań - jęknęła w końcu. - Muszę

jeszcze pomóc twojemu bratu się umyć. Śniadanie

czeka na stole, idź do łazienki i się umyj

- Nie chcę!

- Bo?

- Bo tata tam jest i nachlapał wszędzie!Żaneta

westchnęła.

- To chodź, razem wytrzemy podłogę i poprosi-

my tatusia, żeby sobie poszedł.

Mała zastanowiała się przez chwilę nad propo-

zycją matki.

- No dobrze - powiedziała.

Ciąg dalszy s.29

Page 29: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

29

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Obie poszły w kierunku łazienki.

Miasto, w którym mieszkali Bożena i Tomek, koń-

czyło się gwałtownie zaledwie kilkaset metrów od ścisłe-

go centrum. Dalej rozciągały się brudne, nieprzyjemne

i rozwlekłe przedmieścia, pełne kościołów i blokowisk. Na

samym końcu największego z blokowisk, osiedla Poma-

rańczowego, już nawet poza przedmieściami, stał duży,

opuszczony blok z czterema piętrami. Cały pomazany był

pseudograffiti i sprawiał nieprzyjemne wrażenie, pogłę-

biane jeszcze faktem, że często zbierali się tam młodzi,

negatywnie nastawieni do świata ludzie.

Bożena siedziała na brudnej klatce schodowej,

opierając się głową o poręcz i czekając na najwyższym

stopniu schodów na wchodzących ludzi. Papierosa trzy-

mała między palcem wskazującym a środkowym, jak

prawdziwa dama. Wesoła gromadka wspinająca się po-

woli po schodach składała się z trzech mężczyzn i dwóch

młodych dziewczyn, ledwie czternastoletnich. Dobrze ich

znała, słyszała te głosy, gdy mieli po kilka lat. Często się

nimi opiekowała, bo byli przyjaciółmi jej najmłodszego

syna. Tego, który okazał się sprawiać jeszcze więcej kło-

potów niż niesforny Jacuś.

Jeszcze jej nie widzieli, ale Bożena wiedziała już, że

są trzeźwi. W przeciwnym razie cały opuszczony budynek

rozbrzmiewałby kakofonią dźwięków, których nie chciała

słyszeć. Zamiast tego w powietrzu rozchodziła się rozmo-

wa, niezbyt głośna, choć gwałtowna. Zbliżali się coraz

szybciej, więc kobieta wstała i przybrała dumny wyraz

twarzy.

- Kaśka, nie rób scen! - Bożena słyszała młodych

ludzi coraz wyraźniej.

- Możesz sobie odgryźć to swoje nadmuchane ego,

nie pójdę! - odpowiedziała mu dziewczyna.

- Nie no, Kaśka! - tym razem męski głos był inny.

Bożena bez trudu rozpoznała w nim Macieja z sąsiedniej

wioski. - Nie graj takiej świętej. Jeśli się zgodzisz, to sta-

wiamy ci skrzynkę piwa.

- Nie ma mowy, nie zgodzę się! Ile razy muszę

wam to jeszcze powtórzyć?! Nie zamierzam spełniać wa-

szych zachcianek.

O co się tak spierali, dlaczego dziewczyna była

zirytowana - tego Bożena nie wiedziała. Nie obchodziło ją

to. Popołudniu, gdy dzielnie skończyła zbierać choinkę,

postanowiła, że wybierze się do opuszczonego bloku.

Ubrałą się w ładną sukienkę. Miała tylko jeden cel. Chcia-

ła usłyszeć Tomka, który nie odbierał telefonu. Wybrała

się więc tam, gdzie podświadomie spodziewała się go

zastać, chociaż jej świadomość tej myśli nie dopuszczała.

- Kaśka strzela focha, uwaga, uwaga!

Jest! Jest! To on! Bożena nasłuchiwała uważnie.

Następny jednak odezwał się znowu Maciej.

- No, Tomuś, lepiej ty ją przekonaj, w końcu to

twoja była dziewczyna.

Poklepał Tomka po plecach, czego Bożena nie wi-

działa. Kobieta jednak przekonała się, słysząc ten głos, że

ktoś w towarzystwie jednak jest pod wpływem alkoholu.

- Oszukały mnie święta. Jak co roku - opowiadała

Żaneta podczas spotkania z bratem, który mieszkał w tym

samym wojewódzkim mieście.

- Stało się coś?

- Przecież wiesz.

- Nie, musisz mi powiedzieć.

- Najpierw ty opowiedz o swoich kłopotach, bła-

gam. Będzie mi lżej.

- W porządku. - Jurek usiadł wygodniej na restau-

racyjnym krześle i zaczął mówić. - Słyszałaś, że Artur i

Julia przeprowadzają się do jednego mieszkania?

- Nie. A po kiego grzyba?

- Chcą mieć więcej przestrzeni.

Żaneta prychnęła.

- Jak ja bym chciała mieć więcej przestrzeni... A

gdzie to mieszkanie?

- W Szczecinie. To znaczy, jeszcze nie znaleźli, ale

szukają.

- No co ty? Arturek, najlepsze dziecko na świecie,

opuści największe miasto w naszym kraju? Nie wierzę!-

Jesteś do niego uprzedzona. Nie lubisz go tylko dlatego,

że miał sympatię ojca.

- Mam prawo go nie lubić. Wielki blondas, a

tchórzliwy jak nie wiem co. Ojciec uważał go za siódmy

cud świata, a nas olewał. Julii też nie lubię, chociaż to nie

jej wina. Po prostu przez cały czas rywalizowałyśmy o

uwagę ojca. Co za chora atmosfera!

- Ja... Też tak uważam, ale trochę lubię Artura. Nie

był dla mnie taki zły. Lepszy od ojca. Do Julii nic nie mam.

- Dobra, mów o swoich problemach, bo kończę już

piwo.

- Chodzi o to, że też bym chciał tak, jak oni. Niena-

widzę swojej pracy.

- To wszyscy wiedzą. Chciałbyś się przeprowadzić z

Julią i Arturem?

- Tak. Robię to tylko dla pieniędzy. A teraz słuchaj

- ostatnio zostawiłem pacjentkę na fotelu i wybiegłem z

przychodni, bo zobaczyłem na zewnątrz piękną kobietę.

- Kobietę?

- Poznałem ją dzień wcześniej w klubie.- Ha! Tego

bym się po tobie nie spodziewała. Marzyłeś, żeby ją sobie

sprowadzić do mieszkania z rodziną Julii, Arturem i jego

narzeczoną? Trochę by wam było ciasno!

Żaneta zachichotała, a później westchnęła.

Ciąg dalszy s.30

Page 30: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

30

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

- Nie jesteś idealny. Za to cię lubię. Zawsze przysparza-

łeś najwięcej kłopotów. - Obydwoje z Jurkiem się za-

śmiali, chociaż ten drugi ciszej. - Dzięki, że mi opowie-

działeś, ale nie przyszłam tu, żeby się spowiadać.

- A powinnaś.

- Co?

- Wyspowiadać się. Naprawdę, w kościele. Nie-

długo pogrzeb matki, o ile ją znajdą.

Tym razem zaśmiała się tylko Żaneta. Upiła łyk

ze szklanki z piwem

- Daj mi spokój. Mam dość tego wszystkiego.

Zaraz po pogrzebie wsiadam do pierwszego pociągu.

Jestem wściekła i zmęczona.

- Wracając do świąt, o co ci chodzi?

- Jak to, o co? - Upiła kolejny łyk. - Przez dwa

tygodnie przygotowywałam dom i jedzenie. Miały być

piękne, rodzinne święta. Nie jestem idealna, tak samo,

jak ty, ale wywiązałam się z obowiązków doskonale!

Nawet kaczkę zrobiłam na wigilię, kaczkę, rozumiesz?

- Przecież ty nie umiesz gotować.

- Właśnie! Właśnie, właśnie. A jednak zrobiłam -

powiedziała kobieta, a w jej głosie słychać było nad-

chodzące łzy. - Tylko co z tego, że wszystko było czy-

ściutkie i pyszne, skoro mój kochany mąż postanowiła

wyjechać sobie do Anglii!?

- Spokojnie, spokojnie. - Jerzy wstał i podszedł

do krzesła, na którym siedziała Żaneta. - Andrzej wy-

jeżdża do Anglii?

- Tak! Nie będę spokojna! On będzie balował w

Londynie, a ja zostanę w tym brudnym Rzeszowie z

durnymi dziećmi!

- Nie, no, Żaneta, przesadziłaś. Nie mów tak o

dzieciach.

Kobieta płakała już głośno, a łzy spływały jej po

twarzy.

- Masz rację, przesadziłam. Ale, kurwa, jestem

wściekła! Wściekła! Dlaczego ja mam zawsze pod gór-

kę, tak po schodach?

- Tak ci się wydaje? To teraz ja ci coś powiem.

- Jeszcze więcej? O Jeeezu...

- Nie dość, że nie lubię swojej pracy, to przez

całe życie chodzę z traumą z dzieciństwa.

- Każdy z nas ma traumę z dzieciństwa, może z

wyjątkiem Artura, chociaż też nie jestem pewna - po-

wiedziała cicho i nieco bełkotliwie Żaneta, zmęczona

od nadmiaru alkoholu.

- To całe: zawsze sprawiałeś najwięcej kłopotów

nie jest przyjemne, rozumiesz? Matka mi to ciągle po-

wtarza w żartach, dlatego do niej nie dzwoniłem ostat-

nio! Ja się nie znam żartach. Wszystko, całe wchodze-

nie po schodach życia, traktuję poważnie. A ojciec mó-

wił, że jestem niepoważny i tylko gram w piłkę. Matka

zresztą też. Miałem kompleksy zarówno przez Artura,

który był idealny, jak i przez Tomka, który jest śmie-

ciem, mimo że to mnie wszyscy uważali za najgorsze-

go. Chciałem zostać piłkarzem, a nie ginekologiem!

Chciałem wygrywać turnieje! - Mężczyzna na chwilę

przestał mówić i odetchnął głęboko. - Myślę o samo-

bójstwie.

- Przestań. Nawet tak nie mów.

Obydwoje dokończyli picie piwa.

- Swoją drogą, to naprawdę fascynujące, jak

toksyczne dzieciństwo niszczy człowieka. - zaczęła Ża-

neta.

- Prawda? Jak złe wspomnienia pozbawiają nas

miłości i zrozumienia dla drugiego człowieka. Ja już

teraz w ogóle nie współczuję matce.

- Skoro zeszliśmy na temat matki - Żaneta nagle

się ożywiła, choć pewnie sama nie wiedziała, dlaczego.

- Myślisz, że ją znajdą w tym tygodniu? Nie chciałabym

pogrzebu bez ciała. Poza tym, ktoś musi pojechać do

domu i wszystko uporządkować. Kto ma to zrobić?

- Nie wiem - odpowiedział cicho Jerzy. - Nie

obchodzi mnie to.

W salonie smutnego, opuszczonego domu na

Podkarpaciu stała samotna kobieta. W holu niespokoj-

nie kręciła się dwójka dzieci.

- Mamo, mamo, wracajmy do domu! - krzyczała

mała Marysia.- Uspokój się, dziecko, zaraz stąd wyj-

dziemy, tylko coś muszę sprawdzić.

Żaneta przeszła cały, staroświecko urządzony

dom i podeszła do drewnianej komody. Zręcznym ru-

chem otworzyła górną szufladę. Stary mebel zacinał się

tak samo, jak wiele lat wcześniej. To samo znajdowało

się też w szufladzie. Ogromna liczba opakowań świec.

Zapachowe świece w wielu kolorach: czerwone o zapa-

chu poziomek, żółte o zapachu wanilii, zielone o zapa-

chu jabłkowym. Matka uwielbiała je palić. Żaneta tak-

że. Często brała po kryjomu jedną świeczuszkę i zapałki

do swojej małej sypialni, aby popatrzeć w płomień.

Mogła tak siedzieć przez cały wieczór. Paląca się świe-

ca była dla niej bez wątpienia jedną z najpiękniejszych

rzeczy na świecie.

Nagle zdała sobie sprawę, jak mało wiedziała o

swojej matce. Całkowita obojętność Jerzego nią

wstrząsnęła, ale sama nie była lepsza. Skąd wzięła się

pasja matki do palenia świec? Czy moja mama kiedyś

myślała o życiu, o śmierci, o tym jak wygląda nasze

dzieciństwo? Czy chociaż przez sekundę ujrzała, jak

złym człowiekiem był ojciec, w którym zakochała się

bez granic? Jak wyglądało jej życie, kiedy wstawała

codziennie rano, gotowała, czytała głupie książki i prze-

glądała przy kawie katalogi meblowe?

Ciąg dalszy s.31

Page 31: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

31

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Przeraziła się, gdy uświadomiła sobie, że na te pytania

nigdy nie pozna już odpowiedzi.

- MAAAMOO!

Żaneta sama miałaby ochotę tak zawołać.

- Już idę, już idę! - odpowiedziała. Dla swoich

dzieci chciała być dobrą matką, nawet jeśli czasem miała

wszystkiego dość.

Przeszła szybko przez dom w kierunku drzwi wyj-

ściowych. Zatrzymała się jednak przy dużych schodach.

Nie mogła się powstrzymać.

Na próbę postawiła lewą nogę na drugim stopniu.

Schody skrzypiały, tak jak zawsze. Ten dźwięk kojarzył się

z dzieciństwem. Z jakiegoś powodu chciała, aby jej dzieci

same to usłyszały.

- Marysia, Mateuszek, chodźcie tutaj!

Usiadła na schodach i poczekała, aż dzieci przybie-

gną.

Po kilku sekundach chłopiec i dziewczynka wesoło

wbiegali już na górę. Żaneta tymczasem włożyła głowę

między kolana, myśląc o tym, że pomimo wszystko jest

jednak szczęśliwa. Na podłodze pod schodami zobaczyła

coś, czego ani trochę nie spodziewała się ujrzeć. Sporą,

ale słabo widoczną czerwoną plamę. Gdy przytknęła nos

do podłogi, nie miała wątpliwości, że to krew.

- Proszę natychmiast przestać! Nie życzę sobie

takiego zachowania, ty gówniarzu!

Bożena krzyczała na próżno. Pijany Maciej z są-

siedniej wioski wlókł ją do domu. Zaczynało już się

ściemniać.

- No, to teraz się zabawimy. TOOOMUUUUŚ!

Patrz, co zrobię z twoją starą!

- TOOOMEEEEK! - Bożena potrafiła krzyczeć gło-

śniej niż młody mężczyzna, ale była od niego wyraźnie

słabsza. Próbowała się wyrywać, lecz nic jej to nie dało. -

Tomek! Tomek! Pomocy!

Skandowała imię swojego syna, ale na opuszczo-

nych przedmieściach nikt jej nie słyszał.

- Skończysz w rzece, ty stara dziwko!

Alkohol tylko wzmocnił pewność siebie dryblasa,

który całe dnie spędzał na dworze ze swoimi kolegami.

Być może starej kobiecie udałoby się wyjść z kory-

ta rzeki i przeżyć, gdyby została tam po prostu wrzucona.

W jej synu jednak odezwało się sumienie.

- Maaaciek! Maaamoooo! Chodźmy do dooo-

mu!!! - jęczał bełkotliwie.

- Do domu? Niech będzie, do domu! - Maciej się

zaśmiał. - Słyszałem, że masz w tej swojej willi schody,

które głośno skrzypią.

Ciągle wlókł jej ciało po ziemi. Bożena przestała

już się wyrywać. Była za słaba.

- Moi rodzice nie mieli nigdy takiego domu ani

takich schodów, wieeesz? Zobaczymy, jak szybko bę-

dziesz z nich spadać. A potem i tak skończysz w rzece.

Krzyki słychać było w całej okolicy.

Wiktor Niemczura

SANDRA BRYG

PRZYGODA ŻYCIA

Ciąg dalszy s.32

Schody Hiszpańskie należą do miejsc tłumnie odwiedzanych

przez turystów. Odbywają się na nich coroczne pokazy mody

a wiosną zdobi je kwiatowa dekoracja ustawiana z okazji festi-

walu kwiatów. Zimą, w okresie Bożego Narodzenia, na tarasie

schodów ustawiana jest szopka. Mają 138 stopni. To jedne z

najdłuższych i najszerszych schodów w Europie (ustępują pod

tym względem Schodom Potiomkinowskim w Odessie).

Istnieje przesąd, zgodnie z którym na tych schodach nie nale-

ży jeść.

Page 32: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

32

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Jest piękny, słoneczny dzień, ale już po zmroku schody

staną się miejscem corocznych pokazów mody. W tym

roku – 2015 – będzie to ostatni pokaz przed zaplano-

wanym na co najmniej 2 lata remontem schodów –

symbolu Wiecznego Miasta. Jako jedna z licznych mo-

delek z całego świata będę uczestniczyła w tym święcie

mody.

Jak do tego doszło? Sama nie mogę w to

uwierzyć! Przybyłyśmy na miejsce i doznałam szoku, bo

wokół kłębił się tłum młodych, pięknych dziewcząt. W

pierwszym odruchu chciałam stamtąd uciec, uznałam

całą rzecz za niezbyt poważną. Moja przyjaciółka była

jednak zdeterminowana. I takim oto sposobem, po

kilku godzinach, została już tylko niewielka grupka wy-

branych. A ja wśród nich!

Po pierwszych niezbyt znaczących poka-

zach mody zainteresowała się moją osobą profesjonal-

na agencja modelek. Po jednych z pokazów okazało się,

że wśród obserwatorów była właścicielka agencji z Me-

diolanu. To odmieniło mój los – zostałam zauważona i

znalazłam się wśród grona znanych top modelek. Nie

było łatwo – moje życie zostało przewrócone do góry

nogami. Oczywiście coś za coś! Biorąc pod uwagę na-

tłok obowiązków związanych z modelingiem oraz czę-

ste wyjazdy musiałam wziąć urlop dziekański i na jakiś

czas odłożyć naukę i plany szybkiego zdobycia dyplomu

ukończeniu studiów.

Myślę, że było warto. Zwiedziłam cały

świat, byłam w takich stolicach mody jak Paryż, Nowy

Jork, Mediolan i Rzym. Mówię biegle nie tylko w języku

angielskim, ale też francuskim i włoskim. Porozumiem

się też z mówiącymi po hiszpańsku.

I właśnie z całą grupą światowej sławy top

modelek jesteśmy w Rzymie. Nocą czeka nas pokaz

mody, który odbędzie się w najbardziej rozpoznawal-

nym i charakterystycznym miejscu w zabytkowej części

Rzymu – na słynnych Schodach Hiszpańskich.

Po tylu pokazach, w których uczestniczy-

łam, z łatwością potrafię sobie wyobrazić wspaniałość

tego przedsięwzięcia. Cudowne bogactwo strojów,

odpowiednie oświetlenie i urok tego miejsca – to bę-

dzie niezapominane przeżycie.

Sandra Bryg

ADRIAN POTOCKI

SCHODAMI Z PIEKŁA

Wybiegł ze szkoły, bo spieszył się na autobus.

,,Ten, kto układał rozkład, był totalnym idiotą"- pomy-

ślał, biegnąc w kierunku przystanku.

Skrzyżowanie, jeszcze dwieście metrów, autobus..?

Spojrzał na zegarek.

,,Przecież mam jeszcze dwie minuty!!!"- wrzeszczała

jego podświadomość. Dobiegł. Za późno, autobus odje-

chał. Westchnął i usiadł na ławce obok przystanku.

Następny autobus za godzinę. Wiedział to, ale do domu,

gdyby musiał iść, szedłby dwie... No cóż, nie pozostaje

nic, tylko czekać. Jack założył słuchawki i zagłębił się w

odmętach muzyki rockowej. Jack mieszkał z matką, któ-

ra nie pracowała, bo alimenty od ojca wystarczyły na

opłacenie rachunków i nędzne wyżywienie dla obojga.

Chłopiec nigdy nie poznał ,,idioty, który nie zasłużył na

moją miłość", bo tak mówiła o ojcu matka. Obecnie Jack

uczęszczał do pierwszej klasy liceum, które cieszyło się

bardzo dobrą renomą.

Ciąg dalszy s.33

Page 33: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

33

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Jack był niskiego wzrostu, ale za to nadrabiał to musku-

laturą. Miał ciemnoniebieskie oczy, krótki nos i wąskie

usta. Jednak najbardziej nie lubił swoich rudych włosów

("Kiedyś, jak miałeś 5 lat, wziąłeś czarną farbę i wylałeś

ją sobie na głowę."- czasami wspominała jego

matka, Lucy). Na szczęście w szkole nie zwracali uwagi

na kolor włosów, więc nikt z niego się nie śmiał.

"I've been up in the air".... I nagle cisza w słuchawkach.

Zdjął je.

"To już trzecie w tym miesiącu"- schował zepsuty sprzęt

do plecaka. Podniósł głowę, bo coś wydało mu się dziw-

ne. Po drugiej stronie ulicy stał wysoki mężczyzna i pa-

trzył na niego. Nosił czarny płaszcz ("nic dziwnego!! ma-

my jesień"- pomyślał Jack ). Włosy miał długie i

czarne. A twarz nie zdradzała jakichkolwiek uczyć, jed-

nak kiedy chłopiec na niego spojrzał, mężczyzna

uśmiechnął się i rozpłynął się w powietrzu. Jack zamru-

gał oczami ze zdziwienia, ale nie przejmował się tym.

"Coś musiało mi się przywidzieć" - tłumaczył sobie.

Kolejny autobus przyjechał spóźniony... Cóż za ironia...

Jack wysiadł na ostatnim przystanku i ruszył do domu.

Spieszył się, bo powiedział matce, że będzie wcześniej, a

telefon rozładował mu się w szkole. Pewnie kiedy wróci i

go włączy, będzie miał tysiąc wiadomości na poczcie

głosowej. Westchnął na samą myśl o kazaniu, jakie go

czeka po powrocie...

Przed drzwiami wyjął klucze i otworzy sobie drzwi

(matka zawsze bała się zostawać sama, więc zamykała

się). Wszedł i coś wydało mu się dziwne. Zawsze czuł

zapach gotowanego posiłku, jednak dziś- nic. Nie, jed-

nak... Co to za dziwny zapach... Potem wszystko działo

się zaskakująco szybko. Lucy wyszła z jadalni z zapalnicz-

ką w ręce, stanęła w drzwiach i wyszeptała -

,,Przepraszam". Jack próbował coś zrobić, ale kiedy zo-

baczył zapalniczkę (i ten dziwny zapach!!) wszystko połą-

czyło się w logiczną całość. Próbował powstrzymać ją,

ale Lucy wskrzesała iskrę, która podpaliła gaz.

Najpierw Jack poczuł ciepło, a potem ogromna siła ci-

snęła nim przez korytarz i wybiła nim drzwi na zewnątrz.

Zanim zemdlał, zobaczył jak dom zaczyna płonąć i tego

dziwnego mężczyznę z przystanku.

***

" Wybuch gazu na przedmieściach.

Jedna osoba nie żyje, druga znajduje się w szpitalu.

Dnia 21.03. 2010 r. na przedmieściach Nowego Orleanu

w domu państwa Relish doszło do wybuchu gazu. Lucy

Relish (34lat) mieszkała razem ze swoim synem Jackiem

Relishem (16 lat). Z ustaleń policji wynika, że do zdarze-

nia doszło około godziny 16:30, zaraz po tym, jak chło-

piec wrócił do domu po szkole. Według ekspertyz wy-

buch został spowodowany podpaleniem metanu. Kobie-

ta zginęła na miejscu. Jack miał więcej szczęścia. Wy-

buch cisnął nim przez drzwi wejściowe (kiedy go znale-

ziono, leżał na nich). Obecnie znajduje się w szpitalu, a

jego stan określa się na tragiczny. "Na szczęście nie ma

poparzonych dróg oddechowych." - mówi doktor Philips,

specjalista w leczeniu oparzeń -"Jeśli kolejne operacje

się powiodą i uda nam się go obudzić ze śpiączki, powi-

nien żyć [...] Niech Bóg ma go w swojej opiece".

Z naszych ustaleń wynika, że matka miała problemy fi-

nansowe, spowodowane śmiercią byłego męża około

dwóch miesięcy temu. [...]"

***

- Wstań w końcu!- odezwało się coś w głowie Jacka i na

pewno nie był to przyjemny głos. Coś mu mówiło, że

będą kłopoty.

Otworzył oczy i zobaczył twarz Mężczyzny z Przystanku.

- No, nareszcie!- wykrzyknął i pomógł chłopcu wstać.

- Kim... kim jesteś?- rozejrzał się dookoła- I gdzie ja je-

stem?!

Stał nigdzie, a jednak gdzieś. Wszędzie było oślepiająco

jasno. Biel i nic więcej. Było tak, jakby cały świat pokryła

wielometrowa warstwa śniegu. Jednak powierzchnia

była twarda jak stal i nie czuć było zimna. Jack przeraził

się trochę tą bezgranicznością bieli.

- Jesteśmy w twoim umyśle.- odpowiedział dziwny męż-

czyzna - A ja jestem Śmierć.

Na oczach chłopca mężczyzna zaczął się zmieniać. Stał

się wyższy i chudszy. Jego skóra zmieniła kolor na ciem-

ny fiolet, a włosy stały się białe jak bezmiar, w którym

się znajdowali.

Ciąg dalszy s.36 Ciąg dalszy s.34

Page 34: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

34

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

. Płaszcz zniknął, został zastąpiony przez obszerne białe

szaty, zakrywające cały tors i nogi Śmierci. Najdziwniej-

sze były jego ramiona i ręce. Te pokrywały różnego

rodzaju znaki wypisane czymś czerwonym ("Oby nie

krew." pomyślał Jack), a wokół prawego nadgarstka

miał owinięte czerwone koraliki. Twarz również mu się

zmieniła. Stała się wąska i pociągła. Białka oczu stały

się czarne, a źrenice stanowiły czerwone punkty. Nos

miał orli. W szpiczastych, ostrych zębach trzymał rytu-

alny, bogato zdobiony nóż.

Jack cofnął się przerażony. "To ma być Śmierć!? Wyglą-

da raczej na demona z piekieł!"- pomyślał.

- Jak udowodnisz mi, że faktycznie nazywasz się

Śmierć? - zapytał przerażony Jack.

-NIE MUSZĘ NIC CI UDOWADNIAĆ NĘDZNY ŚMIERTEL-

NIKU! JAM JEST ŚMIERĆ,

TEN KTÓRY BĘDZIE TRWAŁ PO WIEKI. JAM JEST TEN,

KTÓRY NARODZIŁ SIĘ

PIERWSZY. NIC ANI NIKT NIE UKRYJE SIĘ PRZEDE MNĄ!

NIC MNIE NIE POWSTRZYMA KIEDY IDĘ PO KOLEJĄ

DUSZĘ!- metaliczny głos Śmierci sprawił, że Jacka roz-

bolała głowa.

- Dobra, powiedzmy, że ci wierzę. Tylko proszę więcej

nie krzycz, dobrze?- Śmierć kiwnął głową na znak, że,

chyba, więcej nie zamierza działać destruktywnie na

stan chłopca. - Teraz powiedz mi, dlaczego znajdujemy

się tutaj?

- To proste, umierasz.- Śmierć powiedział to bez żad-

nych emocji. Po prostu kolejny bezwzględny wyrok.

(BAM! Umierasz Jack'o. W jakim innym wypadku

Śmierć zaszczyciłby cię swoją obecnością?- odezwał się

głos w głowie chłopca, który należał do jego koleżanki

z klasy Jennifer). "A to mnie pocieszyłaś, Jen."- pomy-

ślał.

- Jednak mogę dać ci szansę. Jako mój syn dostaniesz

drugie życie. Jednak są

warunki, które musisz spełnić.

(ŁUP!! Jesteś synem śmierci Jack'o.) Próbował zagłu-

szyć głos Jen, ale ta ciągle mówiła dwa słowa "Syn

Śmierci".

- Zaraz! Czegoś tu nie rozumiem. Jestem TWOIM sy-

nem?

- Tak. Twoja matka była wyjątkową kobietą, wiesz.

Zabiła swoich rodziców w wieku siedmiu lat, a potem

spaliła ich w kominku, bo miała taki kaprys. To mnie

uwiodło… Od tego czasu zacząłem się jej przyglądać.

Kiedy miała 18 lat przyzwała mnie. To był jej pierwszy

raz i wtedy począłeś się ty, Jack...

- Wcześniej wspomniałeś o jakiś warunkach. Jakie one

są?- wyszeptał zagubiony chłopiec.

- Oh, to proste. Życie za życie. Jeśli będziesz ciężko

ranny, zabij kogoś, od razu zostaniesz uleczony. Poza

tym po przebudzeniu musisz oddać mi pięć dusz. Najle-

piej kobiet.- powiedział to tak beztrosko, że Jackiem

wstrząsnęło.

- Dobrze. Zrobię to, tylko pozwól mi wstać.

- Podejdź, jeszcze muszę ci coś dać.

Jack podszedł, a jego ojciec przechylił mu głowę na bok

i dotknął jego szyi, a potem ramienia. Kiedy chłopiec

spojrzał na rękę, zobaczył takie same znaki, jakie nosił

Śmierć. Chciał spojrzeć na szyję, ale nie mógł. - Te zna-

ki pozwolą ci kontrolować duchy i dusze innych ludzi,

dzięki nim będziesz mógł zmuszać innych do wykony-

wania twoich rozkazów. Ale uważaj, jesteś tylko czło-

wiekiem, wiec będzie kosztować cię to dużo energii.

Na szyi masz pentagram. Mój symbol. Nie masz się

czego bać, zniknie, ale znaki na ręce pozostaną. A teraz

idź i spełnij moją wolę.

Śmierć klasnął w dłonie i przed Jackiem pojawiły się

drzwi. W tej samej chwili Śmierć zmienił się w dobrze

znaną postać szkieletu w czarnym płaszczu i z kosą.

Jack otworzył drzwi, a za nimi znajdowały się schody

ciągnące się wysoko w górę.

"Nikt nie powiedział, że powrót do życia będzie pro-

sty"- westchnął i ruszył na górę, do życia, do Jennifer.

***

Obudził się 21.03. 2012 roku. Rozglądnął się i odpiął od

aparatury monitorującej jego funkcje życiowe.

Ciąg dalszy s.35

Page 35: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

35

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Ciąg dalszy s.36

Wstał spojrzał na stolik i zobaczył bransoletkę ze złota,

którą zaraz założył na rękę. Kiedy znalazła się na jego nad-

garstku, głos ojca wyszeptał w jego głowie: "W razie

potrzeby uderz w nią dwa razy". Nie wiedział, co to może

znaczyć. Sprawdzi to, kiedy "będzie potrzeba".

Od razu przy jego łóżku pojawiło się grono pielęgniarek i

lekarzy. Pytali o jego "zdrowie". Kazali mu się położyć i

czekać, ale on wcale nie zamierzał ich słuchać. Przecież

sam Śmierć powiedział mu, że wszystko będzie w porząd-

ku.

- Musisz odpoczywać. Twój organizm nie jest jeszcze goto-

wy do takiego wysiłku.- powiedział jeden z lekarzy.

- Wychodzę na własne żądanie i to ze skutkiem natychmia-

stowym.

- Nie zgadzam się.- sprzeciwił się ordynator oddziału.- Po-

zostanie tutaj jest w twoim interesie. Poza tym musimy

wykonać kilka badań kontrolnych.

"Chcą ze mnie zrobić królika doświadczalnego! Tego już za

wiele!"- myślał gorączkowo.

"W razie potrzeby uderz dwa razy"- przypomniał sobie

słowa ojca. Dotknął bransolety dwa razy, a ta zmieniła się

w wykonaną ze złota kosę. Miała dwa metry długości, a

ostrze około metra. Na brzeszczocie były takie same sym-

bole, jak na ramieniu Jacka.

Lekarze próbowali uciekać, ale drzwi zostały zamknięte w

tej samej chwili, kiedy w ręku Jacka pojawiła się kosa.

Chłopak się uśmiechnął. "Czas spłacić ojcu dług".

Zamachnął się na najbliższego lekarza, i o dziwo, kosa

przeszła przez jego ciało, nie uszkadzając go w ogóle. Jack

jednak poczuł, że dusza opuściła swe naczynie, by udać się

w zaświaty.

W pokoju było około ośmiu lekarzy i pielęgniarek, którzy

teraz leżeli bezwładnie na podłodze, a Jack z zadowole-

niem patrzył na to, co się wydarzyło. "Jakoś samo tak wy-

szło. Musiałem to zrobić. Za wszelką cenę chcę żyć!"- tak

myślał- "Wydaje się to brutalne... I takie jest, ale czego się

nie robi by żyć..."

Znów dotknął kosy dwukrotnie, a ta powróciła do formy

bransolety. Jack wyszedł na korytarz, a potem udał się do

wyjścia. Czuł się świetnie. Był pełen energii i "życia". Nikt

go nie powstrzymywał, kiedy wyszedł poza szpital i udał

się na przystanek autobusowy. W chwili, gdy dotarł na

miejsce, autobus przyjechał. Jack wsiadł. "Teraz muszę

tego użyć."- pomyślał i próbował nakłonić kierowcę, żeby

wziął go mimo braku pieniędzy. Ostatecznie starszy męż-

czyzna zgodził się, by Jack mógł jechać.

Wysiadł na ostatnim przystanku, jak dawniej... Ruszył do

domu. Kiedy zobaczył miejsce, w którym żył przez tyle lat,

przeraził się. Dom był całkowicie zniszczony. Okien, drzwi i

dachu nie było. Na ścianach widniało graffiti, najróżniejsze

teksty po obraźliwe rysunki. Dopiero kiedy wszedł do

środka, uświadomił sobie, że jego dawne życie przeminę-

ło. Ściany były czarne, meble spłonęły. W kącie leżało kilka

rozbitych butelek i strzykawek, co wskazywało na obec-

ność narkomanów..."Nie mogę tu zostać. Jeśli zacznie pa-

dać, przemoknę do suchej nitki. Ale równie dobrze mogę

spać na ulicy. Przecież nie mam gdzie iść. Matka nie miała

rodzeństwa... Szlag..."

Zdecydował, że wróci do miasta i tam poszuka pomocy.

***

"Tragiczny wypadek w szpitalu 21.03. 2012 roku; w Szpita-

lu Stanowym Kindred New Orleans miała miejsce masowa

śmierć ośmiu pracowników medycznych i personelu.

"Sekcja zwłok nie wskazuje na morderstwo, ale co naj-

dziwniejsze, nie można stwierdzić na co zmarli. Wszyscy

byli w sile wieku (ich wiek wahał się od 25- 35 lat) i nic nie

zapowiadało na i ich tak nagłą śmierć"- podaje patolog

sądowy James Barred.

Nadal nie ustalono, co stało się z chłopcem, który równo

dwa lata temu prawie zginął od wybuchu metanu. Jeśli

ktoś widział Jacka Relisha, proszę o kontakt z policją. Ist-

nieje możliwość, że wie coś o tym zdarzeniu. Ma około

170 centymetrów wzrostu, rude włosy [...]"

***

Około godziny 19 Jack stanął przed drzwiami domu

Glitter'ów. Zapukał i czekał, żeby ktoś mu otworzył. Naj-

pierw drzwi się uchyliły i zobaczył parę błękitnych oczu i

masę blond loków spoglądających przez szparę.

- Jack!? Jack Relish?! To naprawdę ty!?- wykrzyknęła,

otwierając drzwi na oścież i wciągając zakłopotanego

chłopca do środka. - Jezu, Jack, kiedy ostatnio cię widzia-

łam, byłeś cały w bandażach wyglądałeś jak mumia. -

chłopak opuścił głowę- Wybacz, nie chciałam... Co cię do

mnie sprowadza?

- Jenn, powiem otwarcie. Nie mam gdzie spać. Możesz

mnie przenocować..?

- Och Jack, jak tyś się zmienił.- na scenę wkroczyła matka

Jennifer, Susan.- Coś się stało, prawda, Jack?

-Tak, proszę pani…

-Mamo, Jack nie ma gdzie się podziać. Może u nas zostać?-

Jennifer przejęła inicjatywę.

- To prawda, Jack? Chłopak przytaknął.

Page 36: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

36

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

- Oh, w takim razie czuj się u nas jak u siebie.- po tych

słowach poszła do kuchni, zostawiając ich samych.

- Mam prośbę..

- Dawaj, Jack'o.

- Mogę wziąć prysznic?

- Oczywiście. Przecież wiesz, gdzie jest łazienka.

Jackowi ogromną ulgę przyniósł zwykły prysznic...

Czuł się jak nowonarodzony.

Pukanie do drzwi łazienki...

- Jack, przygotowałam dla ciebie nowe ubranie.- to

Jennifer!!- Mogę wejść?

(ŁUP!! Jack'o przecież wiesz, że tego chcesz...)

- Poczekaj, już wychodzę więc sam je odbiorę.

Jenn weszła w chwili, gdy Jack owinął się ręcznikiem.

Jennifer zrobiła urażoną minę i podała mu poskłada-

ne rzeczy. W tej samej chwili zobaczyła znaki na ra-

mieniu i dłoni Jacka.

- Ciekawy tatuaż. Kiedy go sobie zrobiłeś?

"No wiesz, Jenn jestem synem Śmierci, tego Śmierci.

Zabiłem 8 osób, by zyskać drugie życie. A te znaki dał

mi ojciec bym mógł kontrolować ludzi. Fajnie, nie?"-

przemknęło przez głowę Jacka.

- Chodźcie, kolacja gotowa!- głos Susan z kuchni.

Jenn wyszła niezadowolona z nie otrzymania informa-

cji. Jack ubrał się szybko i zszedł na dół. Zjedli wy-

śmienitą kolację (dla Jacka była to pierwsza od dwóch

lat), a potem poszedł na górę, by porozmawiać z Jen-

nifer.-Nic się nie zmieniłaś, wiesz dalej jesteś tak wy-

jątkowa, jak wtedy...

- Oh, przestań... Za to ty się zmieniłeś. Stałeś się bar-

dziej biały, wiesz i oczy zostały się ciemniejsze.- spoj-

rzał w lustro służące Jenn do misternego nakładania

makijażu, który nadawał jej twarzy wyglądu bogini.

- Faktycznie.- Jack uśmiechnął się promiennie.

- I te znaki na ręce. Skąd je masz? Jeśli to coś poważ-

nego, możesz mi zaufać i dobrze o tym wiesz Jack'o.

Gdyby nie ten wypadek... Straciliśmy dwa lata. Ale ja

czekałam Jack'o.

Czekałam i liczyłam na to, że kiedyś się obudzisz. I

nareszcie się doczekałam.

- To, co teraz powiem, ma zastać między nami. Przy-

rzeknij!- ostatnie słowo powiedział z naciskiem wska-

zującym na powagę sytuacji.

- Obiecuję.

- Wiesz, że miałem "wypadek", a potem wpadłem w

śpiączkę. Będzie ciężko to wytłumaczyć, ale spotka-

łem Śmierć.- Jenn chciała coś powiedzieć, ale Jack

uciszył ją gestem- Powiedział, że jestem jego synem i

mogę wrócić do życia. Jednak był jeden warunek.

Musiałem oddać mu pięć istnień ludzkich.- dotknął

dwa razy bransolety, która zmieniła się w kosę. - To

jest Kosa Śmierci. Wydziera duszę z ofiary, nie czyniąc

szkody ciału. Posłuchaj, sam nie wiem, jak to wytłu-

maczyć, ale...

- Oddałeś mu te pięć istnień?

- Tak.

Zapadła cisza.

- Jednak dalej nie odpowiedziałeś mi, co z tym wszyst-

kim mają te znaki.- zdenerwowała się Jennifer.

- Ciekawość cię zżera, co? No więc, identyczne miał

Śmierć. Dzięki nim mogę kontrolować dusze, a co za

tym idzie, zachowanie człowieka.- schował kosę.-

Wierzysz mi?

- Tak i cieszę się, że ze mną jesteś.- zbliżyła się, by go

przytulić.

- Potrzebujesz Księżniczki Ciemności co, Jack?- zapytał

Śmierć, który nagle pojawił się w pokoju.

- Jenn to Śmierć, Śmierć to Jennifer Glitter...

-Tak, wiem, kim ona jest. Będziesz żyć jeszcze 80 lat,

no chyba, że zostaniesz z moim synem…- Tato, prze-

stań, proszę! To chyba NIEodpowiedni moment na

mówienie o umieraniu. Poza tym, czego ode mnie

chcesz?

- Spłaciłeś dług, ale musisz wiedzieć coś jeszcze, coś, o

czym zapomniałem.

- Streszczaj się, bo nie mamy całego wieczoru. Chcę

spędzić trochę czasu z moją dziewczyną, której nie

widziałem przez dwa lata!!

- No już, już.- westchnął- Co jakiś czas będziesz miał

wizje tego, co się stanie. Wiesz, katastrofy, wybuchy

atomowe, tsunami i tak dalej, ale nie możesz się w

nie mieszać, bo ci ludzie, którzy wtedy zginą, zasłużyli

na to, albo ich czas się dopełnił. Jeśli będziesz ingero-

wał, zabiorę to, co dałem i wiele więcej, mimo spłaco-

nego długu. Nawiasem mówiąc, te dusze, które mi

dałeś, były strasznymi grzesznikami. - uśmiechnął się i

oblizał wargi.

- Mam moc, ale nie jestem tak głupi, by mieszać się w

twoje plany.

Ciąg dalszy s.37

Page 37: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

37

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Ciąg dalszy s.38

-Powtarzam, nie wolno ci!- po tych słowach Śmierć znik-

nął w obłokach czarnego dymu.

Jenn popatrzyła na Jacka z zainteresowaniem.

- TO jest twój ojciec!?

- Tak trochę dziwny, ale da się przyzwyczaić.

(Co z tego, że poznałeś go dzisiaj, Jack'o.)

Resztę wieczoru spędzili, rozmawiając o tym, co działo się

w Nowym Orleanie, gdy Jack spał.

W nocy Jack nie mógł spać. Faktycznie widział przyszłość.

Postanowił jednak, że to zignoruje. Wstał, kiedy panował

jeszcze zmrok, a do jutrzenki było jeszcze daleko. Zszedł

na dół do kuchni. Okazało się, że pani Glitter też nie mogła

spać i siedziała sama z głową zawieszoną nad obłokami

pary, sączącej się znad kubka kawy.

-Witaj, Jack.- szczery, ciepły, acz zmęczony wszystkim

uśmiech- Dlaczego nie śpisz? Przecież jest dopiero czwar-

ta.

- Obudziłem się i nie mogłem zasnąć, więc postanowiłem

przygotować śniadanie. Jednak jest za wcześnie na posi-

łek...

- Nie spałeś całą noc?- zdziwiła się Susan. - Musisz być

zmęczony. Chcesz kawy?

Jack jednak nie czuł zmęczenia. Usiadł na krześle i poprosił

o kawę, która pojawiła się przed nim w kilka sekund. Jack

podziękował i upił łyk. Czarny płyn był przepyszny.

- No więc, mów, co cię gryzie. - zaczęła Susan, która przy-

sunęła się bliżej Jacka.

Jack postanowił, że opowie jej o tym, co się działo. Susan

wysłuchała jego wersji w skupieniu i od czasu do czasu

kiwała głową. Kiedy Jack skończył, Susan wstała i podeszła

do okna.

- Nie kłamiesz. To jest pewne. Ale nie sądzę, żebyś był

Synem Śmierci. Według mnie jesteś tylko jego narzę-

dziem. (BAM! Ta kobieta wie o Śmierci, Jack'o, ale skąd?)

- Skąd pani wie o...

- O Śmierci? Mieszkamy w Nowym Orleanie, skarbie. Kie-

dy byłam mała, moja matka zajmowała się Voodoo. Opo-

wiadała mi jak kiedyś, gdy ona sama była mała, jej matka

przyzwała Śmierć, by zlecić mu zadanie. Oczywiście nie

uwierzyłam, ale gdy ty opowiedziałeś tą historię z takim

przejęciem...

- Czyli wierzy mi pani?

- Tak, ale wolałabym, żeby nie było to prawdą.

- Dlaczego?- zapytał Jack.

- Kiedy Śmierć wykonał swe zadanie zabrał również duszę

mojej babki. Powiedział wtedy: "Żeby coś otrzymać, trze-

ba coś stracić." Ceną za wykonanie zadania była śmierć

zleceniodawcy.

- Mnie powiedział, że ceną za moje uzdrowienie będzie

śmierć jakiejkolwiek osoby. Wydaje mi się, że to prawda,

bo kiedy zabiłem trzech ludzi więcej niż wynosił mój dług,

poczułem dziwną moc.- wypił ostatnie krople kawy i po-

stawił kubek na szafce.- Sam zaczynam się w tym gubić. I

kwestia wizji, które pojawiły się zaraz po odejściu Śmierci

wczoraj wieczorem... Nie wiem co o tym sądzić.

- Musisz trzymać się wytycznych, które otrzymałeś. Śmierć

nie jest siłą, której możesz się sprzeciwiać. Kiedy Jenn do-

wiedziała się o wypadku, załamała się. Płakała przez trzy

dni, nic nie jadła i nie wychodziła z pokoju. Nie wiem jakby

zniosła stratę człowieka, którego tak kocha.

- Wiem, ale co pani by zrobiła, gdyby wiedziała pani, że za

dwie minuty rozbije się samolot ze 176 osobami na pokła-

dzie?

- Jezu, Jack to prawda.

-Ta, ale ten samolot już zaczął spadać i nic nie da się zro-

bić. Ojciec powiedział: "ci ludzie, którzy wtedy zginą zasłu-

żyli na to, albo ich czas się dopełnił". Może to prawda?

Może faktycznie oni muszą zginąć? Sam nie wiem. Wiem

jednak jedno. Stałem się innym człowiekiem. Moje sumie-

nie zaczyna jakby wygasać. Granica między dobrem a złem

zaciera się. Słychać kroki na górze, a potem delikatne

skrzypienie schodów.

- Czy wy już do końca powariowaliście!? Dopiero szósta, a

wy już nie śpicie. No super i już zdążyliście wypić kawę...

Hej, cos się stało, bo macie grobowe miny?- na twarzy

Jennifer malował się strach i zaniepokojenie.

- Nie, nic. To co, może ja już pójdę po te zakupy?- Jack

ruszył do wyjścia.

- A pieniądze?- zapytała Susan.

- Nie będą potrzebne.- chłopak uśmiechnął się i wyszedł w

blask poranku. Zapowiadał się bardzo dobry dzień...

Po śniadaniu wyszli razem z Jennifer do szkoły. Liceum, do

którego uczęszczał Jack nie zmieniło się ani trochę. (Przez

ten wypadek jesteś dwa lata do tył, Jack'o. I czy tego

chcesz czy nie musisz je nadrobić).

Wszedł do pokoju dyrektora Pride'a i zajął miejsce naprze-

ciw jego biurka.

- Dobrze, że jesteś Jack. Wiedziałem, że dla tak utalento-

wanego ucznia jak ty szkoła jest ważna...

Page 38: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

38

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

- Panie dyrektorze, nie będę owijał w bawełnę, chcę

wrócić do mojej klasy. Nie mam zamiaru powtarzać

tych dwóch straconych lat.

- Rozumiem, Jack, ale nie możesz tak po prostu wró-

cić. Nie byłoby to fair wobec innych uczniów.

"Czas zabawić się z jego duchem"- Jack uśmiechnął

się na samą myśl o tym, a znaki na jego rękach stały

się jeszcze bardziej czarne niż wcześniej.

- Przywróci mnie pan na listę uczniów ze skutkiem

natychmiastowym, prawda?

- Tak. Już się za to zabieram. Twoja klasa ma obecnie

chemię. Idź do nich. Ja się wszystkim zajmę.

- Dziękuję za współpracę.- Jack wyszedł i udał się na

lekcje.

Wszedł do sali, przywitał się ze starym panem

Wrath'em i usiadł obok Jennifer. Pan Wrath jak zwy-

kle prowadził zajęcia według dokładnie ułożonego

planu. Pytanie przez dwadzieścia minut (w tym czasie

udawało mu się przepytać dwie, w porywach do

trzech osób).

- No więc skoro pan Relish zaszczycił nas swoją obec-

nością, to może powie nam coś o fosforanach?-

zwrócił się do Jacka Wrath.

(Spałeś przez dwa lata, Jack'o, na pewno nic nie pa-

miętasz).

I nagle wszystko stało się jasne. Jack wiedział. Zaczął

mówić to, co przyszło mu do głowy. Spokojne powie-

dział, co miał do powiedzenia, a Wrath patrzył na

niego z niedowierzaniem.

- Proszę pana, ale fosforany będą dopiero za dwie

lekcje.- powiedziała Sherri, kiedy Jack skończył.

Znaki na ręce Jacka zaczęły robić się fioletowe. Wrath

zrobił taką minę, jakby zobaczył ducha. "Skąd on u

licha wie tyle na ten temat! Przecież te wiadomości

dotyczą poziomu rozszerzonego, a niektóre przez

niego podane wchodzą w zakres studiów..."- myślał

gorączkowo Wrath.

Jack usiadł. Nauczyciel dopiero po chwili zaczął dalej

prowadzić lekcję.

Dzwonek, pięć minut przerwy, angielski, dzwonek,

dziesięć minut, fizyka... Nareszcie po czwartej lekcji

półtorej godziny przerwy na lunch. Kiedy Jack wszedł

na stołówkę, wszyscy patrzył na niego jak na dziwa-

dło. Podszedł do lady pani Gluttony i zabrał to, co mu

się należało. Jennifer siedziała ze swoimi koleżanka-

mi w środkowej części sali. Nie było szans do niej

dotrzeć, więc usiadł na uboczu, jak zawsze... W pew-

nym momencie podniósł wzrok znad posiłku i zoba-

czył Śmierć stojącego nad jednym z uczniów z jego

klasy. Tym razem pokazał się w postaci, którą po raz

pierwszy zobaczył Jack. Śmierć trzymał swój nóż w

ręce i był gotowy do zadania ciosu. Jack zareagował

natychmiast, tym bardziej, że osobą, która miała

zginąć, był jego kolega sprzed wypadku. Rzucił się do

wyścigu po życie chłopaka, który siedział parę stoli-

ków dalej. W biegu zmienił bransoletę w kosę, a kie-

dy to zrobił, ludzie zaczęli uciekać. Jednak czas wokół

ofiary Śmierci jakby stanął w miejscu. Ktoś próbował

powstrzymać Jacka, jednak ten odepchnął go na bok

siłą woli i pomknął dalej. Jack zdążył.

W ostatniej chwili jego kosa i nóż Śmierci skrzyżowa-

ły się, a chłopak jakby otrząsnął się z letargu. Nagle

wszyscy stanęli i utkwili swe spojrzenia w Śmierci,

którego obecność została ujawniona.

- Co ty robisz, Jack. Mówiłem ci, żebyś się nie mieszał

w moje sprawy!

- Nie pozwolę na zabijanie osób w moim otoczeniu!-

chłopak odbił nóż na bok i ciął kosą od dołu. Znaki na

ręce Jacka stały się krwistoczerwone. Jennifer próbo-

wała przedrzeć się przez tłum gapiów, ale nie dała

rady. Kiedy kosa Jacka miała przeciąć materiał, w

który był odziany Śmierć, ten nagle zniknął. Jacka

zaczęła piec lewa ręka, plecy i tors. Podciągnął

koszulkę i zobaczył, że cały brzuch i klatkę piersiową

pokrywają czerwone znaki. W tym samym momencie

poczuł ogromny ból w okolicy łopatek, jakby coś

chciało przebić się z jego organizmu na zewnątrz.

Poczuł, że coś przebija mu skórę i wychodzi na ze-

wnątrz. Upadł na kolana. Poczuł spływającą po ple-

cach ciepłą ciecz. Poczuł... Właściwie nie wiedział co.

Ból ograniczał jego zdolności myślenia. Jednak wie-

dział, że Śmierć ciągle tu jest. Nagle ból ustał

równie szybko i niespodziewanie, jak się pojawił. Jack

wstał i poczuł, że coś dotyka jego pleców. Sięgnął

lewą ręką do pleców, ale zamiast skóry poczuł pióra.

Wyrwał jedno z nich, było czarne i bardzo twarde, a

zarazem lekkie. Kiedy to zrobił odczuł jakby ktoś wbi-

jał mu igłę w... Sam nie wiedział w co, ale to coś było

częścią niego. Postanowił tym poruszyć, a kiedy to

zrobił, usłyszał trzepotanie skrzydeł. (Jack'o, jesteś

rudowłosym aniołkiem z czarnymi skrzydłami! Jak

słodko!).

"Wcale nie!"- pomyślał Jack- "Jestem Aniołem Śmier-

ci, jestem Śmiercią, jestem Mścicielem"

Nagle aura Śmierci zniknęła. Jack poczuł ulgę. Jenni-

fer przebiła się przez masę ludzi i objęła Jacka.

Ciąg dalszy s.39

Page 39: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

39

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Ciąg dalszy s.40

- Co to do cholery było!? Miałeś się nie mieszać w jego

sprawy! I co to za skrzydła?!

- Może później, co? Nie przy wszystkich?- Jack przytulił ją

mocniej.

Nagle, jakby z podziemi, pojawił się dyrektor Pride.

- Jenn, muszę to zrobić. Zamknij oczy i załóż słuchawki.

Kiwnęła głową na znak, że zrozumiała i odsunęła się od

niego.

Jack wzbił się w powietrze i w tym samym momencie

wszystkie wyjścia zostały zamknięte.

-SŁUCHAJCIE!- krzyknął z całych sił- Nic, co tu zobaczyli-

ście , nie wydarzyło się naprawdę. Była to fantazja wasze-

go mózgu. Macie o tym ZAPOMNIEĆ.- stanął na jednym ze

stołów i poczuł, że skrzydła zniknęły. Dotknął kosy, a ta

wróciła do swojej niewinnej postaci. Zszedł ze stołu i zła-

pał Jennifer za rękę i od razu pociągnął ją w stronę drzwi.

Jenn szybko wyjęła słuchawki.

- Co ty robisz?- zapytała.

- Musimy stąd iść. On może w każdej chwili wrócić. Nie

pozwolę, żeby cię skrzywdził.- machnął ręką i drzwi przed

nimi otworzyły się z hukiem. Wyszli na ulicę i ruszyli do

domu. Dotarli bez większych problemów, nie niepokojeni

przez nikogo. Weszli do domu państwa Glitter.

- Mamo, już jesteśmy.- krzyknęła z korytarza Jenn.

Cisza... Jack od razu przemienił kosę.

- Coś tu jest nie w porządku.- stwierdził- Idę się rozejrzeć.

Zostań tutaj.

- A jeśli to Śmierć? On może chcieć nas rozdzielić, zemścić

się na tobie?

- W takim razie, chodź.

Przeszukali parter, nikogo. Poszli na piętro, to samo. Zo-

stała piwnica. Schody prowadzące w dół strasznie skrzy-

piały, a drzwi wrzeszczały, żeby je naoliwić. W podzie-

miach było cicho, zimno, wilgotno i śmierdziało stęchlizną.

Zaczęli poruszać się w głąb, gdy nagle wszystko wokół

nich się zmieniło. Stali w piekle. Wszędzie wiły się w pło-

mieniach dusze grzeszników, a ich krzyk niósł się w każ-

dym kierunku. Kiedy zobaczyły Jacka i Jennifer, zaczęły

wskazywać jeden kierunek. Para ruszyła powoli, niepew-

nie, bo nie wiedzieli czego oczekiwać. Ze sklepienia zwisa-

ły olbrzymie łańcuchy, między które wpleciono kolejne

dusze, dusze osób, które odebrały sobie życie przez po-

wieszenie. Na ścianach wisiały pochodnie zrobione z dusz,

które podpaliły domy razem z ludźmi w środku. Krajobraz

dopełniły drzewa, do których przybito dusze i rzeka płyn-

nego ognia. Po kilku minutach marszu ukazał się im

zamek z kości. Wielkie baszty górowały nad murami, a

płonąca fosa oddzielała go od reszty piekła. Stanęli nad

skrajem ognistej rzeki, w miejscu, gdzie na drogę powi-

nien opadać zwodzony most. Po kilku sekundach usłyszeli

skrzypienie korby i olbrzymi most zaczął opadać, wpusz-

czając ich za mury.

W twierdzy było cicho...

- Musimy się rozdzielić i przeszukać tą cytadelę.- zapropo-

nowała Jenn.

- Nie. Idziemy razem. Nie wolno nam się rozdzielać. Tym

bardziej tu.

Wybrali jeden z korytarzy prowadzących do wnętrza zam-

ku i zatopili się w ciemności.

Schody do góry potem w dół, kolejne i kolejne... Tracili już

nadzieję, gdy usłyszeli krzyk dobiegający z podziemi. Za-

częli biec. Jack pierwszy z wyciągniętą przed siebie kosą

przeskakiwał po dwa schody naraz. Tuż za nim Jennifer,

która wiedziała, że to krzyk jej matki, krzyk pełen bólu i

cierpienia. Schody się skończyły... Weszli do olbrzymiej

sali, którą oświetlało wiele świec i pochodni. Na końcu

sali, powieszona za ręce wisiała Susan, a przed nią stał

Śmierć w postaci Mężczyzny z Przystanku, trzymając swój

nóż, który teraz ociekał krwią.

- Czasami zadanie bólu jest jedynym wyjściem i karą,

wiesz, Jack. Musiałem cię tu sprowadzić, ale nie sądziłem,

że Księżniczka Ciemności również przybędzie.- uśmiechnął

się i oblizał nóż.

- MAMO! - wrzasnęła Jennifer na jej widok i zaczęła biec w

jej kierunku. W ostatniej chwili została zatrzymana przez

Jacka, bo w miejscu, w którym by się znalazła, pojawiła się

dziura buchająca ogniem.

- Nie możesz tak po prostu się na niego rzucić! To jest

Śmierć. Nie zapominaj o tym!- krzyczał na nią Jack. Nieste-

ty Jenn nie posłuchała. Wyrwała się z uścisku Jacka i po-

biegła na ratunek matce. Był to olbrzymi błąd, bo gdy zna-

lazła się poza zasięgiem chłopaka, Śmierć użył swej czarnej

mgły i przyszpilił ją do ściany.

- Ostrzegałem cię, Jack. Miałeś nie mieszać się w moje

plany... Mówiłem, że zabiorę ci wszystko i wiele więcej.

Ale ty MUSIAŁEŚ się sprzeciwić. Musiałeś uratować nędz-

ną duszę, która nie zasłużyła na życie. Teraz za to zapła-

cisz. Zapłacisz ty I twoi bliscy.- podszedł do Jennifer i wbił

jej nóż w ramię. - Przestań! To mnie chcesz ukarać! Za-

bierz mnie, a je zostaw w spokoju. - Żeby coś zyskać, trze-

ba coś stracić. Życie za życie. Możesz uratować jedną z

nich.

Page 40: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

40

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

-Wybór należy do ciebie.- Śmierć zaczął się śmiać.

- Jack, musisz ocalić Jennifer. Ona musi przeżyć!- krzy-

czała Susan.

- Nie, Jack, ratuj Susan.- mówiła przez łzy Jennifer.

- Głupia, ja już wystarczająco długo żyję! To ty musisz

stąd wyjść.- odkrzyknęła płacząca matka.

- Podjąłem decyzję.-zaczął Jack- Jennifer ma opuścić

to miejsce...

- Nie. Jack... Nie możesz oddać za mnie życia.

Mgła zniknęła, a za plecami Jennifer pojawił się kory-

tarz i dalej schody na górę, do świata.

- Idź i nie oglądaj się. - powiedział Śmierć, podcinając

Susan gardło.

- Jenn, idź! Ratuj się! JUŻ!- wrzasnął Jack.

- Jack, dziękuję... I kocham cię.

- Idź już!

Zaczęła iść tunelem, a kiedy się obejrzała, zobaczyła

Jacka, który wisi w powietrzu, Śmierć, który lewą ręką

trzyma go za głowę, a w prawej dzierży kosę, widziała,

jak ostrze kosy wędruje do szyi chłopaka i jak przecina

mięśnie, żyły, ścięgna i kręgosłup. Potem ciało Jacka

opadło bezwładnie na ziemię, a jego głowa spłonęła.

Odwróciła głowę i zaczęła biec, a łzy płynęły z jej oczu

strumieniami, wycinając bruzdy w jej ubrudzonej twa-

rzy. Gdyby popatrzyła jeszcze chwilę, zobaczyłaby

samotną łzę, spływającą po policzku Śmierci.

Adrian Potocki

ALEKSANDRA DZIUROK

SZEŚCIOSTOPNIOWE SCHODY

Siedziałem na pierwszym stopniu sześciostopniowych

schodów. Próbowałem przypomnieć sobie wcześniej-

sze wydarzenia. Pamiętałem tylko, że wróciłem do do-

mu ze złą wiadomością, straciłem pracę, moja żona nie

była zadowolona. Zawsze lubiła wygodny styl życia.

Pamiętałem cały monolog wygłaszany na temat moje-

go nieudacznictwa, każde jej słowo raniło moje serce

jak pocisk z karabinu maszynowego. Wreszcie skończy-

ła. Na końcu oświadczyła, że mam 10 minut na wypro-

wadzkę. Właśnie w ten sposób moje wieloletnie mał-

żeństwo legło w gruzach. Mam pustkę w głowie. Nie

wiem, co robić. Rozsądek podpowiada mi, abym zaczął

szukać nowej pracy. Niestety nie podpowiedział mi, co

mam zrobić z brakiem mieszkania. Nagle moje ciche

użalanie przerwał głos, który dochodził z wnętrza scho-

dów. - Dlaczego siedzisz na moich schodach?- za-

grzmiał tubalny głos.

-Od kiedy to są twoje schody?- spytałem nieco ziryto-

wany.

- Rozumiem, że tym pytaniem próbujesz podważyć

moje prawo własności do tych właśnie schodów -

odparł mocno podenerwowany głos.- Posłuchaj, nie

rozumiem, czemu tak się denerwujesz, ale szczerze

powiedziawszy, mało mnie to obchodzi, przed chwilą

straciłem pracę, żona mnie z domu wyrzuciła, więc

jakbyś był tak uprzejmy, przestać mi zawracać głowę

jakimiś schodami –odparłem mocno zirytowany.

Ciąg dalszy s.41

Page 41: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

41

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Ciąg dalszy s.42

- Cóż, twoja sytuacja nie przedstawia się za dobrze, ale

chyba wiem jak ci pomóc –powiedział już bardziej przy-

jaźnie.

- I co? Załatwisz mi mieszkanie i nową pra-

cę; przekonasz moją żonę, że pieniądze to nie wszystko?-

spytałem z powątpiewaniem.

-Nie, ale pomogę ci.

-Jak?

-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła

synku. Przyjdź tu jutro o tej samej godzinie . Wiem, że nie

masz gdzie przenocować, dlatego weź tą kartkę; mówiąc

to, ze szczeliny stopnia wysunęła się kartka z zapisanym

adresem. Pomyślałem, że to dziwne, w jednej chwili stra-

ciłem najważniejsze rzeczy w moim życiu: żonę i pracę, a

rozmawiam ze schodami, które obiecują mi pomoc.

Uznałem, że dziś już nic nie wymyślę, z braku więc pomy-

słu udałem się pod wyznaczony adres.

* * *

Następnego dnia rano zjawiłem się o wyznaczonej godzi-

nie na Schodach. To był akt mojej ciężkiej desperacji,

straciłem to co nadawało mojemu życiu sens, więc odda-

jąc swój los w „ ręce schodów” mogę co najwyżej stracić

resztki zdrowego rozsądku i resztki szacunku do samego

siebie. Gdy zjawiłem się na miejscu „Duch schodów”

powitał mnie i kazał zająć miejsce na pierwszym stopniu,

co zresztą szczególnie wyartykułował:

- Usiądź na Pierwszym stopniu

-Dlaczego na pierwszym stopniu? Czy to ma jakieś zna-

czenie?

-Spokojnie, od początku. Pierwszy stopień to początek

twojej wędrówki, wędrówki ku poznaniu samego siebie i

uleczeniu słabości. Jak mniemam, masz ich niemało,

skoro twoja własna żona postanowiła urządzić sobie

dłuższe wakacje.

-Wyczułem w tym sporą dozę sarkazmu. Poczułem się

poirytowany i przynaglony do wyjaśnień.

-Po pierwsze, moja żona opuściła mnie nie dlatego, że

mam wiele wad, choć to pewnie też była przyczyna jej

nagłej ucieczki, lecz jej głównym powodem było to, że

utraciłem pracę.

-Dobrze, zacznijmy zatem. Aby znaleźć źródło problemu,

przez który twoje życie się posypało, musimy sięgnąć do

źródeł twojej egzystencji.

-Dlaczego ja się na to godzę- jęknąłem.

- Może dlatego, że nie masz wyjścia- odpowiedział po-

słusznie głos.-Zacznijmy wreszcie, opowiedz mi o swoim

dzieciństwie-chciałbym wiedzieć, czy twój problem sięga

dzieciństwa-dodał dla usprawiedliwienia swojego wścib-

stwa.

Opowiedziałem mu dokładnie o swoim dzieciństwie, na-

stępnie głos począł rozprawiać nad każdym szczegółem

mojej opowieści, początkowo denerwowało mnie to, ale

później sam zacząłem z nim dyskutować. Tak upłynął

nam cały dzień. Stwierdziłem, że rozmowa z nim wiele

wniosła do mojego dotychczasowego życia, zacząłem się

zastanawiać nad dalszymi etapami w moim życiu i dosze-

dłem do wniosku, że nie zawsze byłem takim nieudaczni-

kiem (wiele trudu mnie kosztowało, abym przyznał się

przed samym sobą, że rzeczywiście jestem nieudaczni-

kiem). Noc spędziłem w miejscu, które polecił mi głos.

* * *

Następnego dnia, gdy zjawiłem się na schodach, głos

kazał mi usiąść na drugim już stopniu, co pozwalało mi

sądzić, że robię postępy w wędrówce po niezgłębionych

zakamarkach mojej podświadomości. Gdy zająłem miej-

sce, głos wyraził nadzieję, że po naszej rozmowie zasta-

nawiałem się nad moim późniejszym życiem. Zdziwiło

mnie to, bo o niczym takim nie wspominał, ale byłem

zadowolony, mogąc mu odpowiedzieć, że rzeczywiście

zastanawiałem się. Głos nie okazywał zadowolenia, lecz

zaczął opowiadać mi o pewnym człowieku, który porzu-

cił wszystko, by z ukrycia pomagać ludziom w wyjściu z

ich życiowych kłopotów. Zaczęło mi coś świtać w głowie,

podświadomość wysyłała mi chyba jakieś znaki, ale je

zignorowałem. Głos kontynuował swoją opowieść, gdy

skończył, powiedział, że dziś będą ,,zajęcia praktyczne”,

gdy zacząłem się śmiać, oświadczył, że mam iść do domu

spokojnej starości i odwiedzić jedną starszą osobę, nie

powiedział jaką, mam z nią porozmawiać, spytać ją o

historię jej życia. Nie wiedziałem, czemu ma to służyć, ale

zaryzykowałem. Spędziłem tam cały dzień, wsłuchując się

w historię życia człowieka, która wydawała mi się znajo-

mą. Opowiadał o wojnie i miłości swego życia. Nie mogli

być razem, bo w jej oczach był życiowym nieudacznikiem.

Wojna się skończyła, a ich, wydawać by się mogło,

„nierealna miłość” przybrała realnych kształtów. Ta hi-

storia poruszyła mnie do tego stopnia, że postanowiłem

porozmawiać z nim tak, jak Duch Schodów dzień wcze-

śniej rozmawiał ze mną. Starszy mężczyzna wydawał się

poruszony, że ktokolwiek zainteresował się jego historią.

Pod koniec dnia pożegnałem się z nim i udałem się na

spoczynek, w celu przemyślenia tego wszystkiego jeszcze

raz.

* * *

Page 42: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

42

TE

MA

T N

UM

ERU

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Następnego dnia zdałem szczegółową relację memu

niewidzialnemu Przyjacielowi z wykonanego „ zada-

nia domowego”. Duch Schodów pogratulował mi,

szybkich postępów, i zaprosił na swój „trzeci sto-

pień”.

-Od dzisiaj będziesz starał się naprawić całe zło, które

uczyniłeś. Jeżeli uznasz, że rzeczywiście posunąłeś się

w swojej pracy na tyle, aby przesiąść się na następny

stopień, uczyń to. Ja nie jestem ci już potrzebny.

Uczyniłem wszystko co mogłem, teraz to od ciebie

zależy, co z tym zrobisz. Kiedy już będziesz na 6 stop-

niu, odwiedź swoją żonę. Na pewno do ciebie wróci,

ale nie wróci do tego samego męża-„nieudacznika”,

ale do męża, który docenia małe rzeczy, szanuje ludzi

i wreszcie ma swoje własne zdanie, potrafi się posta-

wić, jeśli coś mu się nie podoba. To wszystko bę-

dziesz w stanie zrobić, jeśli zaczniesz patrzeć na

wszystko przez potrójne okulary: zrozumienia, sza-

cunku i miłości- może ci się wydać to zabawne, ale to

właśnie te okulary powinieneś zakładać najczęściej i

jako pierwsze. To „okulary miłości” są w życiu naj-

ważniejsze i to one nadają mu sens. Zastanów się

nad tym raz jeszcze, przemyśl moje słowa, i przywo-

łuj je zawsze, ilekroć nurtować Cię będą wątpliwości,

w nich znajdziesz odpowiedź.

* * *

Gdy upłynęło wystarczająco dużo czasu, wróciłem do

żony, a właściwie to ona wróciła do mnie. Odtąd żyli-

śmy, jak wszyscy się już spodziewają, długo i szczęśli-

wie, choć nadal byłem bez pracy. Ale niedługo miało

się to zmienić, choć wtedy ani ja, ani moja żona o

tym nie wiedzieliśmy.

Podczas mojego codziennego spaceru (tak poradził

mi mój metafizyczny Przyjaciel, aby łatwiej było mi

porządkować nagromadzone myśli) ujrzałem siedzą-

cego na ławce człowieka, który nie przyciągał ani swą

powierzchownością i nie zachęcał do nawiązania

bliższych relacji – bezdomny, włóczęga, topiący

smutki w alkoholu. Przypomniałem sobie błyskawicz-

nie słowa Ducha Schodów:,, patrz przez 3 pary okula-

rów:(…)szacunku, miłości i zrozumienia”. Postanowi-

łem podejść i zapytać, czy nie ma przypadkiem ocho-

ty na gorący obiad. Bezdomny nie odmówił i powie-

dział, że odwdzięczy mi się. Nie liczyłem na wzajem-

ność, nie powiedziałem mu jednak tego. Kiedy na-

pełnił swój żołądek, jakby od niechcenia zapytał

mnie, czy przypadkiem nie szukam pracy. Odpowie-

działem „tak”, pomyślałem jednak, że chyba bardziej

jemu przydałaby się praca, ale przemilczałem tę kwe-

stię. Późniejsze wydarzenia potoczyły się błyskawicz-

nie, okazało się, że „mój bezdomny” był szefem pre-

stiżowej firmy i że właśnie w tak nietypowej

„charakteryzacji ”- przeprowadza rekrutację do swo-

jej firmy. Szukał osób o wyjątkowych, niespotykanych

dziś cechach osobowości; empatii, wyrozumiałości,

bezinteresowności i poświęcenia. Jego rekrutacja nie

była nachalna, jak on sam, wzbudzał raczej niechęć

niż zainteresowanie.. Dlaczego do pracy w tak presti-

żowej firmie nie ustawiała się kolejka potencjalnych

super wykształconych kandydatów? Czego brakowa-

ło młodym przebojowym, z dyplomami zagranicznych

uczelni i doświadczeniem w zagranicznych korpora-

cjach? Dlaczego to właśnie ja, ”nieudacznik” zosta-

łem wybrany?. Dostrzegł we mnie kogoś wyjątkowe-

go, dostrzegł pożądane umiejętności, których właśnie

nauczył mnie mój nowy Przyjaciel –Duch Schodów.

Takie zwyczajne proste, chyba każde dziecko je po-

siada. No właśnie takie „ ludzkie”, które w świecie

ludzi są coraz rzadsze. Ludzie zatrącają to, co stanowi

o ich człowieczeństwie, nie potrafią prawdziwie ko-

chać, nie mają do siebie szacunku i przestają siebie

rozumieć. Nie mogłem uwierzyć w moje szczęście.

Dziś wiem , że musiałem najpierw spaść na dno prze-

paści, by wyjść z niej jako zupełnie ktoś inny, a raczej

żeby powrócić do stanu pierwotnego ludzkiego au-

tentyzmu. Dziś jestem najszczęśliwszym człowiekiem,

mężem i pracownikiem.

Ta banalna a wręcz baśniowa historia może przyda-

rzyć się każdemu z nas, warto zauważać małe rzeczy

na przykład takie jak schody, wsłuchiwać się w same-

go siebie, żeby nasze życie było piękne i szczęśliwe.

Aleksandra Dziurok

Page 43: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

43

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

Ciąg dalszy s.44

W bogatej dzielnicy Warszawy mieszkała szanowana i

uczciwa rodzina. Nagły wypadek spowodował jednak, że

ich życie uległo ogromnej przemianie. Rodzina ta mieszka-

ła w luksusowym domu na peryferiach stolicy. Rodzice:

Marcelina i Mariusz Masłowscy byli dobrymi, mądrymi i

pracowitymi ludźmi. Byli zamożni, mieli dobrze płatną pra-

cę, co roku wyjeżdżali na wakacje w różne części świata.

Mieli dwójkę dzieci: Filipa i Konrada w wieku 12 i 10 lat.

Któregoś dnia jednak okazało się, że pan Mariusz choruje

na ciężką i trudną do wyleczenia chorobę. Wszystkich

bardzo poruszyła i zmartwiła ta przykra wiadomość. Jego

żona - pani Masłowska, zaczęła szukać szpitali, w których

mógłby on przejść trudne leczenie i powrócić do zdrowia.

Okazało się, że jedyna placówka, która oferuje taką po-

moc, znajduje się za granicą w Szwajcarii, a koszty leczenia

przewyższają możliwości finansowe rodziny. Pomimo to

pani Marcelina nie zniechęciła się i od razu zapisała tam

swojego męża myśląc, że coś wspólnie uda im się wymy-

śleć, aby zdobyć pieniądze na leczenie.

Masłowscy zdecydowali się sprzedać swoją luksuso-

wą willę w Warszawie i przenieść się do starego drewnia-

nego domu kilkanaście kilometrów poza miastem. Nieru-

chomość tą kupili za stosunkowo niską cenę od Gminy,

gdyż jej jedyny właściciel zmarł niedawno i cała posiadłość

została prawnie przejęta przez państwo. W ten sposób

zdobyli oni potrzebną sumę pieniędzy, która wystarczyła

na pokrycie kosztów leczenia .

Po kilku miesiącach terapii pan Mariusz wyleczył się z

choroby i powrócił do swojej rodziny. Leczenie okazało się

krótsze niż przypuszczano, stąd też zostało im jeszcze tro-

chę pieniędzy. Rodzina postanowiła więc za tą kwotę wy-

remontować swój niewielki, kupiony przed chorobą dom

poza miastem.

Budynek Masłowskich był stary, wybudowany został z

drewna, w jego wnętrzu również można było zobaczyć

wiele drewnianych przedmiotów i ozdób. Jedyną rzeczą,

która nie pasowała do całej architektury domu były duże,

wykonane z betonu schody prowadzące na poddasze. Po-

czątkowo nikomu one nie przeszkadzały, nikt również nie

zwracał na nie szczególnej uwagi. Dopiero gdy rodzina

rozpoczęła remont, uświadomiła sobie, że stare schody

należy zburzyć i zbudować w tym miejscu nowe - drewnia-

ne. Do tego zadania zatrudnili kilku fachowców.

Podczas rozbiórki schodów robotnicy zauważyli, że w

ich wnętrzu schowana jest mała żelazna skrzynia. Pan

Mariusz zdecydował się ją otworzyć. Nie było to takie pro-

ste, jednak gdy to uczynił, wszyscy zobaczyli, że znajduje

się w niej pokaźna ilość papierowych banknotów pienięż-

nych. Wszyscy byli ogromnie zaskoczeni. Po przeliczeniu

okazało się, że znaleźli oni około 400 tysięcy złotych.

Rodzina Masłowskich zawiadomiła o tym policję i

gminę, od której kupili nieruchomość. Postanowili, że

przekażą im znalezione w schodach pieniądze. Tamtejszy

Urząd i policja stwierdzili jednak, że wszystko co znajduje

się na terenie zakupionego domu, należy prawnie do pań-

stwa Masłowskich. Okazało się bowiem, że wcześniejszy

właściciel tej nieruchomości miał jeszcze jedną dużą posia-

dłość, którą kiedyś sprzedał i najprawdopodobniej stąd

pochodziły pieniądze schowane w schodach. Nie miał on

żadnych spadkobierców, ani rodziny, stąd też wszystko

należało obecnie do rodziny Masłowskich. Pana Ma-

riusza i panią Marcelinę oraz ich dzieci ogarnęła wielka

radość. Byli bardzo szczęśliwi, ponieważ nie spodziewali

się tak nietypowej niespodzianki znalezionej jeszcze w tak

dziwny sposób. Postanowili powrócić do Warszawy i za

znalezione pieniądze kupić większy i nowszy dom. Decyzję

taką podjęli, gdyż z obecnej miejscowości, w której miesz-

kali, mieli daleko do pracy- pracowali w stolicy, a dzieci

miały daleko do najbliższej szkoły podstawowej i gimna-

zjum. Również w Warszawie mieli bardzo dużo bliskich

znajomych, a chłopcy swoich kolegów. Poza tym pan Ma-

riusz często przez jakiś czas musiał jeszcze jeździć do szpi-

tala na kontrole po przebytym leczeniu i z obecnego miej-

sca zamieszkania było daleko. Po paru tygodniach rodzina

Masłowskich kupiła więc nowoczesny i duży dom na pery-

feriach stolicy, niedaleko pierwszego miejsca zamieszka-

nia. Przeprowadziła się tam, a stary drewniany dom na wsi

został sprzedany. Wszystkim trudno było jednak rozstać

się ze starym mieszkaniem. Spotkało ich tam bowiem wie-

le szczęścia i radości .

ANTONI CHUDY

ŻELAZNA SKRZYNIA

Page 44: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

44

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

TEM

AT

NU

MER

U

Pan Masłowski przeszedł ciężka chorobę i wyleczył się z

niej, a w nietypowych betonowych schodach znalezio-

no pieniądze, które pozwoliły im na nowo powrócić do

wcześniejszego życia. Z sentymentem więc pożegnali

się z nim wszyscy.

Cała rodzina zamieszkała już w nowym domu.

Powoli zaczęli oni myśleć o jego urządzaniu. Jakaż była

dla nich niespodzianka, gdy okazało się, że po wykoń-

czeniu go, zostało im jeszcze dość dużo pieniędzy. W

dowód wdzięczności losowi za wszystko postanowili

więc całą pozostałą kwotę przeznaczyć na cele charyta-

tywne.

Państwo Masłowscy wraz z dziećmi mieszkali

długo w spokoju i radości w nowej posiadłości. Cieszyli

się zdrowiem, nie spotkały ich już żadne nieszczęścia

ani zmartwienia. Zaprzyjaźnili się również z właścicie-

lem drewnianego domu na wsi. Często odwiedzali go, z

sentymentem wspominając nietypowe betonowe scho-

dy.

Tak oto kończy się historia państwa Masłow-

skich z Warszawy, która mówi nam, że w chwilach trud-

nych zawsze trzeba wierzyć, że będzie dobrze oraz, że

w życiu czasami zdarzają się takie sytuacje, o których

nawet nikt by nie marzył.

Chudy Antoni

ANTONINA TYMCZYSZYN

SCHODY Noc była ciemna jak trzynastowieczny chłop. To zna-

czy, dosyć ciemna, ale nie tak bardzo jak uczeń trzyna-

stego gimnazjum. Choć jej (nocy, bo kogo innego)

umiejętności w dziedzinie czytania i pisania były raczej

porównywalne. Na szczęście Klemens posiadł obie te

umiejętności w stopniu zadowalającym, co niewątpli-

wie pomogło mu w zapisywaniu ilości błysków wysyła-

nych z okna pobliskiej kamienicy.

- Klemciu, możesz mi przypomnieć, czemu to robię? –

zapytał Olek głosem pełnym zmęczenia i zrezygnowa-

nia.

Mięśnie nóg zaczynały go boleć od kucania pod zimną

ceglaną ścianą, a kurtka okazała się jednak za cienka

jak na obecne zimowe mrozy, więc powoli zaczynał

dygotać. Od początku powtarzał sobie, że to zły po-

mysł, wiedział, że to zły pomysł. Wbrew zdrowemu

rozsądkowi zgodził się, która to decyzja została przez

niego zaklasyfikowana jako jedna z najgorszych, jakie

dotychczas podjął. Ale teraz nie było już wyjścia.- Bo

jesteś idiotą – odpowiedział Klemens w sposób, w jaki

mówi się „cztery” po usłyszeniu „Ile jest dwa razy

dwa?”. Co zabawne, riposta Klemensa na to konkretne

pytanie zwykle zaczynała się od „zasadniczo” potem

brnęła przez skomplikowane działania matematyczne,

toteż po piątym zdaniu słuchacz odchodził bez słowa.

Rzadziej występowało popularne (naiwne, powiedział-

by Klemens) „cztery”. – I nie nazywaj mnie Klemciem –

dokończył rysując kolejną kropkę w notesie. Wokół nie

przewijało się zbyt wiele osób. Większość z nich nawet

nie zauważała dwóch chłopaków, siedzących nieszko-

dliwie przed kamienicą. Dobrze, że nic nie wiedzieli.

Dorośli zwykle tylko przeszkadzali w takich sytuacjach.

Naprawdę trudno byłoby im wytłumaczyć, jaka była

rola tych szesnastolatków z zeszytem. Dlatego dwaj

przyjaciele starali się nie dopuszczać do takiej ewentu-

alności. - No tak, Klemciu, to chyba jedyna rzecz, którą

umiesz o mnie powiedzieć. Gdyby tylko Schody mnie

o to nie poprosił, to siedziałbym teraz przed jakąś cie-

kawą książką, otulony w koc, z kakałkiem w ręce – roz-

marzył się Olek, wsuwając dłonie głębiej w rękawy.

- Możesz być cicho przez jedną chwilę? Albo mówić

coś, co nie będzie mnie rozpraszać? - Jak widać drugi

organ ich duo nie podzielał entuzjazmu pierwszego.

Może to i dobrze, bo potrzebna była choć jedna osoba,

która robiła to, po co właściwie przyszli. Ręka Klemen-

sa, niewzruszona przez chłód, uparcie kreśliła kolejne

koła. Jego nogawka coraz mocniej nasiąkała wodą na

prawym kolanie, na którym przyklękał. Miał dosyć tej

zabawy. I tak przedmiotem ich obserwacji była naj-

prawdopodobniej rozmowa prowadzona Morse’em

przez jakąś parkę głupich nastolatków, którzy myśleli,

że tak będzie romantycznie, „suodko”, w ogóle historia

godna statusu „w związku” na Facebooku.

Ciąg dalszy s.45

Page 45: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

45

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

- No nie wiem, może być Inwokacja? – zapytał kompan

strony pracującej.

Muzyka dobiegająca z mieszkania nad nimi porządnie

denerwowała Klemensa, więc Olek mógł pomóc chociaż

samym przymknięciem się. Zawsze miał z tym problemy.

Jego gadulstwo wynikało pewnie z maniakalnej miłości,

jaką darzył języki wszelakie.

Tragedią „Klemcia”, ścisłowca z krwi, kości i tych wszyst-

kich związków oraz tkanek, które umiał wymienić o każ-

dej porze dnia i nocy, była jego przyjaźń z Aleksandrem

Saneckim, który choć obdarzony cudowną osobowością,

był specjalistą od przedmiotów humanistycznych. Pomi-

mo tych ogromnych różnic w zainteresowaniach trzymali

się razem właściwie od przedszkola. Obok siebie na każ-

dym zdjęciu klasowym: niższy, chudszy Klemens z zielon-

kawymi oczami otoczonymi wachlarzem kruczoczarnych

rzęs, z burzą loków w tym samym kolorze i nieodłącznym

grobowym wyrazem twarzy, po jego lewej Olek, wyższy,

szerszy w barach ciemnooki blondyn, uśmiechnięty od

ucha do ucha. Mówi się, że przeciwieństwa się przyciąga-

ją; ci dwaj byli świetnym dowodem potwierdzającym tę

tezę.

- Cokolwiek, byle nie twoje ględzenie.

- Krzywdzisz mnie, ale niech będzie. „Litwo, Ojczyzno mo-

ja, Ty jesteś jak zdrowie, ile Cię trzeba cenić ten się tylko

dowie, kto Cię stracił” – recytował cicho Olek, ugniatając

w rękach kulkę ze śniegu. Niełatwo poddawała się mode-

lowaniu w obecnych czterech stopniach poniżej zera. –

„Dziś piękność Twą w całej ozdobie widzę i opisuję, bo

tęsknię po Tobie”.

Fan Mickiewicza nie zdążył dojść do świerzopu, kiedy

światełko z okna przestało błyskać.

- Koniec – stwierdził Klemens, próbując jeszcze raz prze-

czytać serię kropek i kresek w słabym świetle latarni. Po

chwili jednak spisał swoje starania na straty.

- Nareszcie – odetchnął Olek z ulgą. – Już się bałem, że

zostaniemy tu całą noc. Wszystkie knajpy z kebabami są

zamknięte o tej godzinie, prawda? Mam ochotę na kebab

– kontynuował, gdy przyjaciel podciągnął go na nogi. Ru-

szyli w drogę powrotną, do domów z ogrzewaniem, za

które przepłacali ich rodzice.

***

Mama Klemensa tłukła kotlety na kolejny dzień, kiedy jej

najstarszy syn przekraczał próg. Robiła to, jak zwykle

zresztą, z niezwykłą zaciętością i siłą godną stada bawo-

łów. Miarowe stuk – stuk rozchodziło się po mieszkaniu,

irytując wszystkich domowników. Mąż Doroty, tłuczyciel-

ki kotletów, siedział na piętrze przed komputerem. Praco-

wał nad kolejnym projektem jego firmy. Tym razem spra-

wa była poważna, bo o stworzenie strony internetowej

poprosiła niemała spółka z dużymi możliwościami. Bracia

Klemensa, bliźniacy, odrabiali razem zadanie domowe z

matematyki i przyrody przy kuchennym stole, a on sam

przywitał się krótko:

- Cześć.

Bliźniacy pomachali mu, po czym wrócili do wypełniania

grafów. Dorota odwróciła się, nie przerywając

spłaszczania mięsa, by zlustrować swojego pierworodne-

go.

- Jak tam, młody, gdzie byłeś? – zainteresowała

się.

- Z Olkiem. – Chłopak starał się nie używać dużej

ilości słów.

- Randka?

- Mamo, proszę – jęknął Klemens. Żarty jego mamy lubiły

skupiać się na domniemanym związku jego i humanisty.

Sam Olek również lubił drążyć ten temat, więc pomiędzy

nim oraz panią Dorocią, jak nazywał Dorotę, powstała

metafizyczna Koalicja Dręczenia Klemcia W Taki Czy Inny

Sposób, Wolę Inny, Jest Bardziej Złośliwy.

- Jasne, jasne. Weź sobie kolację, jak zgłodniejesz.

Są gołąbki od babci. I nie zapomnij podlać kwiatków w

swoim pokoju, już usychają. Kiedy masz spotkanie do

bierzmowania?

- Już było, w poprzedni czwartek. Dzieci z trzynast-

ki jak zwykle nie pozwalały usłyszeć księdza, a podczas

czytania Ewangelii jakiś chłopak szturchał mnie w ramię.

Rodzicielka pokrzywdzonego zmarszczyła brwi.

- Spojrzałeś na niego tym swoim beznamiętnym

wzrokiem, żeby się odczepił, prawda?

- Co innego miałem zrobić, to przynajmniej działa

– odpowiedział wzruszając ramionami, na co jego mama

pokiwała głową. – Idę do siebie, krzycz, jeśli będę po-

trzebny – powiedział i udał się na górę.

Pokój Klemensa nie był duży. Jednoosobowe łóżko

stało pod oknem z zasłoniętymi żaluzjami, naprzeciwko

znajdowało się uporządkowane białe biurko i obrotowe

krzesło, a po lewej miała swoje miejsce szafa na ubrania

oraz regał wypełniony książkami o fizyce, kosmosie, zbio-

rami zadań z matematyki i chemii. Na najwyższej półce

wyeksponowany był model szkieletu brachiozaura. Rośli-

ny doniczkowe pokrywały parapety, natomiast ścianę, w

której znajdowały się drzwi, przysłonięto ogromną mapą

świata. Obok lampy stojącej leżał laptop Acer’a, podłą-

czony w tej chwili do ładowania.

Ciąg dalszy s.46

Page 46: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

46

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

TEM

AT

NU

MER

U Wraz z postawieniem pierwszego kroku na swoich

panelach, ich właściciel dostał wiadomość od niezna-

nego numeru:

Zakończone?

- Schody

Natychmiast odpisał:

Tak.

Spojrzał na stronę zeszytu pokrytą kodem. Od

początku zakładał, że to alfabet Morse’a, więc rozróż-

nił długie znaki od krótkich, tradycyjnie rozdzielając je

na odpowiednio kreski i kropki. Zaczął odczytywać

sekwencje według schematu. Trzy kropki – S, dwie

kropki, dalej kreska - U , trzy kreski – O. Kolejne litery

miały coraz mniej sensu po próbie złożenia ich w sło-

wa.

Klemens już wyciągał rękę do kieszeni, w któ-

rej miał telefon, kiedy ten wydał z siebie pierwsze

dźwięki Marszu Imperialnego. Chłopak odebrał bez

sprawdzenia kto dzwoni.

- To nie Morse – oznajmił chóralnie z Olkiem.

- Stary, ta wiadomość jest całkowicie pomylo-

na. Nic się tutaj nie zgadza. - Wiem, wiem, też to zau-

ważyłem. – Nastała chwilowa cisza. – Ale w takim

razie co to jest? Może po odczytaniu Morse’em znaki

tworzą kolejny kod? – zasugerował Klemens niepew-

nie. Usłyszał w słuchawce westchnienie i nie wiedział,

czy ma się za nie obrazić, czy nie.

- W paru miejscach sam nie byłeś pewien jak

zapisać dane mignięcie; jako kropkę czy kreskę, nie? –

Olkowi odpowiedziało tylko niewyraźne „Mhm”. –

Skoro znaki nie zachowywały stałych długości, to chy-

ba każdy miałby problem z ich rozróżnieniem, a,

szczerze mówiąc, wydaje mi się, że gdybym chciał

wysłać podwójnie kodowaną wiadomość, nie pozwo-

liłbym na takie błędy. – Rozmówca niewerbalnie przy-

znał mu racę po swojej stronie połączenia przez kilku-

krotnie skinienie głową. – Myślę, że możemy całkowi-

cie wykluczyć ten wariant. Chodźmy z tym jutro do

Arcia, powinien coś mieć w tej swojej informatycznej

jaskini.

Tym razem to Klemens westchnął.

- Masz rację, dostaniemy opinię z zewnątrz.

Zmieniając temat, idziemy jutro na kebab? Tak z oka-

zji walentynek? – Pomiędzy dwoma przyjaciółmi ist-

niała ważna niepisana zasada – kto proponuje wyj-

ście, ten płaci. Zwykle Olkowa ekstrawertyczność

chroniła Klemensa od wydawania pieniędzy, ponie-

waż nie zależało mu tak bardzo na wychodzeniu z

domu. Teraz uznał jednak, iż może się poświęcić na tę

okazję.

Walentynki były świetnym dniem na uprzy-

krzanie życia gimnazjalnym parom, które lubiły okazy-

wać sobie swoją kocham-cię-nad-życie-nigdy-się-nie-

rozstaniemy miłość w dość obsceniczny sposób, zwy-

kle na ławce przy często uczęszczanej alejce w parku,

na środku ulicy, lub w McDonaldzie, KFC, tudzież Star-

bucksie, Subway’u itp. Olek i Klemens, w podobnym

stopniu cyniczni, lubili okazywać swoje zniechęcenie

zachowaniem danej „parki” do momentu, gdy ciała

zainteresowane wymieniały między sobą kilka zdań

przyciszonym głosem, aż w końcu wychodziły, rzuca-

jąc chłopakom dziwne spojrzenia. - Oczywiście,

Klemciu, z wielką chęcią – zaśmiał się humanista. –

Dobranoc.

- Do jutra, cześć.

***

Liczne płatki śniegu tańczyły wesoło w powietrzu,

niczym nauczyciel fizyki tuż przed zrobieniem nieza-

powiedzianej kartkówki. Drogi, drzewa, domy i gene-

ralnie wszystkie powierzchnie płaskie, czasem nawet

pionowe oraz pochyłe, pokryte były cienką warstwą

białego puchu, który i tak stopnieje po kilku dniach,

bo w miastach niskie temperatury niestety nie utrzy-

mują się długo.

Klemens kichnął potężnie, niemal wywracając

się w trakcie.

- Masz chusteczki? – zapytał nieco zachrypnię-

tym głosem.Humanista idący obok niego wetknął

ręce w kieszenie w poszukiwaniu potrzebnego przed-

miotu (lub nawet całej paczki, jak się bawić to się

bawić). Długie palce przebierały między kluczami ma-

ści wszelakiej, telefonem, gumą do żucia i paragona-

mi na dobra zakupione przez właściciela.

- Mieczów ci u nas dostatek, ale z chusteczka-

mi gorzej – oznajmił Olek przepraszająco. – Przeziębi-

łeś się po wczoraj, co?

Pytany poprawił szalik pod brodą, po czym

skinął tylko głową na wyraz potwierdzenia. Olek swo-

ją pokręcił.- Właśnie, Klemusiu, zapomniałem się

wczoraj zapytać, co oznaczają te podwójne kreski

między znakami? - Dłuższą przerwę w nadawaniu –

wychrypiał Klemens w odpowiedzi. – Pomyślałem, że

to się – tu odkaszlnął, zasłaniając usta lewym przed-

ramieniem – może przydać.

Ciąg dalszy s.47

Page 47: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

47

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

. Co prawda… – zaczął jeszcze, lecz jego przyjaciel zatrzy-

mał go ruchem dłoni.

- Nie mów, rozchorujesz się bardziej, a tego nie

chcemy. Pogadamy o tym z Arturem po gorącej herbacie.

Chodnik zapobiegawczo posypany piaskiem wciąż

był śliski. Dziecko idące przed chłopakami o mało nie po-

ciągnęło swojej mamy za sobą na ziemię. Zamiast tego

wylądowało na pupie i przejechało jeszcze kawałek, nim

wytraciło prędkość.

Siła tarcia, przemknęło Olkowi przez myśl. Nie był

pewien z czym połączyć to zestawienie, a jedynymi skoja-

rzeniami były terminy czasem luźniej, czasem mocniej

związane z fizyką, która w najmniejszym nawet stopniu

nie była jego dziedziną. Nigdy nie musiał się tym przejmo-

wać ze względu na symbiozę powstałą pomiędzy nim i

Klemensem, który przecież umiał fizykę za nich dwóch.

Po podniesieniu się z lodu, dziecko dostało upo-

mnienie słowne w wysokiej tonacji, tymczasem Ulica Ko-

ściuszki stawała się coraz bliższa dwóm „agentom” Scho-

dów.

Postać ich „pracodawcy” była w ogóle trudnym orzechem

do zgryzienia dla Aleksandra. Schodów nie znał nikt i jed-

nocześnie znali wszyscy. Był… Właśnie, nie wiadomo na-

wet, czy Schody był, czy może raczej była. Niezależnie od

płci czasem nazywano go/ją Wielkim Gatsby’m Trzeciego

Z.S.O. Niektórzy uważali nawet, że taka osoba po prostu

nie istnieje; może jako zorganizowana grupa, ale nie indy-

widuum. Kwestie te często poruszano na forum uczniow-

skim, co zapewniało temu niepospolitemu stowarzyszeniu

reklamę. Każda klasa gimnazjum i liceum posiadała swo-

ich „agentów”, do których można było zgłosić się ze spra-

wą do Schodów. Informacje weryfikowano, a następnie

problem starano się rozwiązać. System działał zadziwiają-

co sprawnie, jak na dzieło zwykłych dzieciaków.

Olek jeszcze raz zanurkował dłonią do kieszeni. Wyciągnął

nieduży różowy blankiecik z czarnym nadrukiem, posypa-

nym srebrnym brokatem. Tekst w foncie Traditional Ara-

bic głosił:

Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek!

- Schody

Na ten widok chłopak uśmiechnął się. Jego wargi rozsze-

rzyły się jeszcze bardziej, gdy wyłowił prostą czarno – bia-

łą kartkę wyciętą w kształt serca. Zawierała ona również

krótką, ale bardziej pomysłową wiadomość, a mianowi-

cie:

Miłość nie istnieje natomiast matematyka jest na

wieki.

Sam dopisał wcześniej przecinek przed

„natomiast”. Klemens zawsze miał problemy z interpunk-

cją, jednak sama treść była dla Olka mistrzostwem.

***

- Bardzo dziękujemy za herbatę. – Olek uśmiechnął

się do mamy Artura, ich informatycznie uzdolnionego

kolegi z klasy.

- Ależ proszę, proszę – odpowiedziała kobieta. –

Możecie iść tam do niego na górę, pewnie siedzi przy

komputerze i coś programuje.

Pokój Artura był… zadziwiający, jak ocenił Kle-

mens. Z pewnością oddawał jego duszę poświęconą sztu-

ce japońskiej, grom komputerowym i muzyce. Jedna ścia-

na wyklejona była plakatami. Klemens rozpoznał kilka

anime, z których pochodziły owe afisze, jednakowoż duża

ich część nadal pozostawała dla niego zagadką. W kącie

stała gitara elektryczna, obok niej telewizor z podłączo-

nym PS4, a na nim kurzyła się sterta płyt. Łóżko stanowił

właściwie ciemny materac, teraz nie pościelony. Na pod-

łodze panował artystyczny nieład, jak ekosystem nienaru-

szony przez człowieka. Centrum tego wszystkiego było

narożne biurko, pod którym figurowały dwa komputery.

Nad nimi postawiono odpowiednio parę monitorów oraz

laptopa. Miejsce dookoła zajmowały dziwnie świecące

klawiatury. Zwieńczeniem całej kompozycji był router

stojący na podwyższeniu w rogu. Fotel przy tymże biurku

okupował Artur. Białe słuchawki leżały po jego prawej,

nieużywane prawdopodobnie dlatego, że muzykę pusz-

czono z kolumny. Wykonawca piosenki śpiewał po japoń-

sku. A przynajmniej tak założył Klemens.

- Cześć, Artuś! - przywitał się promiennie Olek. –

Jak spędzasz walentynki?Chłopak zmrużył niebieskie oczy,

świdrując przybyłych wzrokiem. Musiał być teraz trochę

podirytowany pytaniem kolegi, ponieważ zaledwie jede-

nastego lutego rzuciła go dziewczyna, o czym Aleksander

dobrze wiedział.

- Z „One Piece”, a ty, jak widzę, wolałeś wyjście z

chłopakiem. Wy dwaj przynajmniej jesteście szczęśliwi.

Klemens i Olek wymienili skonsternowane spojrze-

nia. Sytuacja była zła.

- No to… Może przejdźmy do rzeczy.

Artur odpowiedział jedynie wzrokiem zdechłej

ryby.

Ciąg dalszy s.48

Page 48: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

48

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

TEM

AT

NU

MER

U - W środę zadzwoniła do nas koleżanka z prośbą o zba-

danie dziwnych błysków, najprawdopodobniej nieprzy-

padkowych, wysyłanych z okna kamienicy po drugiej

stronie ulicy – tłumaczył Olek. – O, zrymowało mi się –

dodał, najwyraźniej zadowolony z siebie. – Wracając,

byliśmy tam wczoraj z Klemusiem i taką oto rzecz spi-

saliśmy.

Rzucony wziął podaną mu kartkę z kodem.

Oglądnął ją parę razy, poprzekręcał na różne strony i w

końcu oddał.

- No, Morse – wzruszył ramionami.

Klemens przewrócił oczami, jak zwykle, gdy

druga strona nie nadążała za jego tokiem myślenia.

Rzadko był to Artur, który miał głowę w dobrym miej-

scu, więc ta sytuacja niewątpliwie była wyjątkiem. Ści-

słowiec odkaszlnął z niemałym trudem, nieco zdekon-

centrowany przez dźwięki dochodzące z głośników

ustawionych po obu stronach biurka. Nie było to The

Doors, którego słuchał pasjami, ani Led Zeppelin, lub

Bob Dylan i jego irytująca harmonijka.

Pamiętał piosenkę z wczoraj, kiedy spisywali

kod. Poprawka, on spisywał. Maryla Rodowicz, wiado-

mo. Tak od pięćdziesięciu lat wiadomo. Coś o tym ca-

łym pociągu i zielonym kamieniu, ale co dokładnie, to

było dla niego raczej mgliste wspomnienie, pomimo,

że jest to hit absolutnie każdego wesela oraz każdej

imprezy pokrewnej.

Zmarszczył brwi.

- Nie, to nie Morse, zdecydowanie.

Jego głos poprawił się po kilku łykach herbaty z

domowym sokiem malinowym.

- A co innego? – zaoponował Artur, kuląc się na

fotelu. – Sam to w ten sposób zaznaczyłeś.

I wsiąść do pociągu byle jakiego,

- Kolego, jesteśmy tego pewni jak pewna była

mono brew Marka Winicjusza.

Nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet,

- Kocham twoje porównania, Olek. Mam wam

w takim razie przeszukać jakieś bazy danych?

Ściskając w ręku kamyk zielony,

- Jasne, zawsze jakaś pomoc.

Patrzeć jak wszystko zostaje w tyle.

Wnętrze dłoni Klemensa spotkało się nagle z

jego czołem, wydając przy tym głośne plaśnięcie, na co

pozostali zwrócili wzrok w jego stronę.

- Tekst, tekst tej głupiej piosenki Rodowicz.

Włączcie go.

- Myślisz, że to ma jakiś związek? – zapytał Olek,

raczej sceptycznie nastawiony do tej teorii. - Skoro o

tym wspominam, to raczej tak, do chu…

- Kolego, uspokój się, mama Arturka może usły-

szeć – zganił go od razu Olek.

- …uolery jasnej – dokończył Klemens na tyle

poprawnie politycznie, na ile umiał.

Wyrwał kartkę z rąk humanisty, pospieszając

Artura.- Te dłuższe przerwy – wyjaśnił w końcu, kiedy

tekst pojawił się na ekranie komputera, po kilku szyb-

kich stuknięciach w klawiaturę. – Wydaje mi się, że

mają związek z tym całym szyfrem. Nawet, jeśli nie, to

nie zaszkodzi spróbować.

Chłopaki porównali tekst „Remedium” z ich

wczorajszą notą.

- „Świata”, „pociągu”, „bagaż”, „zielony” – wy-

czytał Artur według nowo odnalezionego schematu.

Grupa popatrzyła po sobie nawzajem.

- Czyli zielony bagaż, w pociągu i… mają jechać

dookoła świata? W świat? Dosyć niejasne.

- Może słowo „świat” też oznacza coś innego? –

zaproponował Olek. – No wiecie, niektóre wyrazy za-

stępują inne w konkretnych środowiskach. Taka, na

przykład, „wiksa” za „imprezę” – zrobił cudzysłów w

powietrzu, dodając do tego, co powiedział znaczącą

szczyptę pogardy. Nie lubił tego typu neologizmów.

Artur po raz kolejny zwrócił się w stronę moni-

tora, tym razem w celu odnalezienia ewentualnych

znaczeń „świata”.

- Jest, mam coś. Kilkanaście lat temu działał u

nas gang narkotykowy. Policja odnotowała, że używali

takich zamienników na nazwy narkotyków. „Świat” to

kokaina, „miłość” to heroina, i tak dalej.

Ponownie nastąpiło chwilowe skonfundowanie.

- Wrócili?- Nie, to było zbyt dawno, może jacyś

ich następcy? Albo to zwyczajny zbieg okoliczności i

nie ma się czym przejmować – uznał Klemens, znów

chrypiąc. – Szanse, ze to gang narkotykowy są pięć-

dziesiąt na pięćdziesiąt – są albo nie.

- Zbadacie ten cały pociąg? I bagaż? – zapytał

Artur. – De facto nie ma nawet podanej godziny, kom-

pletnie nic – zauważył.

Ciąg dalszy s.49

Page 49: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

49

TEM

AT

NU

MER

U

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

- Nie, godzina musi być. Jeśli to faktycznie dostawa, to

jest to przekazane w jakiś sposób. Nie wiem, ilość słów w

zwrotce, liter w konkretnej linijce. Nie ma tu, co prawda,

żadnej wskazówki odnośnie tej kwestii – zastanawiał się

Olek.

Klemensa zaczynało boleć gardło od mówienia.

- Co ma każda piosenka? Artur uniósł ciemne brwi.

- Czas – powiedział. – Każda piosenka trwa przez

określony czas. Ta konkretna cztery minuty, dwadzieścia

cztery sekundy.

- No, niegłupi pomysł – przyznał Klemens. – Czwar-

ta dwadzieścia cztery. Raczej popołudniu, więcej ludzi na

dworcu, nikt nie zwraca na nikogo uwagi. W nocy byliby

materiałem do przyglądnięcia się – spojrzał na zegarek. –

Informację nadano wczoraj, więc, jeśli mamy szczęście,

paczka przyjedzie, lub odjedzie dzisiaj. Sprawdzimy to.

- Ale dopiero po kebabie.

***

Artur siedział oszołomiony w tym samym punkcie,

co wcześniej, już po wyjściu poszukiwawczego duo.

- Niemożliwe – powiedział sam do siebie.

Otworzył jeszcze raz zeskanowaną kartkę z rzeko-

mym kodem. Przygryzł wargę.

Właściwie dlaczego błyski? Dlaczego nie po prostu

telefon, e – mail, cokolwiek? Zadawał sobie pytania coraz

bardziej niszcząc wnętrze ust zębami. Podsłuchy? Możli-

we, że właśnie o to się bali. Poza tym, wszystko raz zapi-

sane w dowolnym komputerze można odzyskać, co też

byłoby jakimś ryzykiem. Dobra, ktoś wyskakujący z taką

akcją musi mieć dobre powody.

Kiwnął głową.

Narkotyki to raczej dobry powód, myślał dalej.

Niezły patent, muzyka, ludzie są do tego przyzwyczajeni.

Szczególnie kawałki jak te Rodowicz. Nikomu nie prze-

szkadza, nie wzbudza zainteresowania… Kod dosyć oczy-

wisty, ale dopiero po złączeniu faktów. Dopiero ten czas…

Zakręcił się na krześle.

Czas jest najsłabszym punktem całej tej dedukcji.

Może to ustalili wcześniej, oznaczyli w inny sposób? Ilość

zwrotek, choćby nawet, słów w jednym wierszu.

Ta część męczyła go najbardziej. Naciągane, bar-

dzo naciągane.Artur wrócił do przeglądania danych poli-

cyjnych. Sprawa z dilerami najwidoczniej nieźle wstrzą-

snęła miastem te kilkanaście lat temu. Złapali ich, ale do-

piero po tym, jak jakiś nastolatek zmarł po dawce heroi-

ny. Przykra sprawa.

Jedno zdanie w aktach szczególnie przykuło uwagę

informatyka:„Dilerzy używali tytułów znanych utworów

muzycznych jako pseudonimów”.

Chłopak postanowił poszukać osobnych kart tych-

że osób. Nie miał z tym wiele pracy, ponieważ grupa oka-

zała się niewielka – zaledwie trzy osoby. Żaneta Janina

„Remedium” Kowalik.

Artur wstrzymał chwilowo oddech. Po co komu

dziewczyna, kiedy szuka się kryminalistów.

Ciekawe, czy to faktycznie wypali. Byłoby interesu-

jąco, uznał.

Ponownie skulił się na siedzeniu, mając przed

oczami obraz martwych ciał Olka i Klemensa. Lepiej, żeby

ta cała zgadywanka okazała się tylko jakimś żartem.

***

Siedzieli pomiędzy peronami, przyglądając się każ-

dej mniej i bardziej podejrzanie wyglądającej osobie.

Śnieg przestał już sypać, ale Klemens wyglądał, jakby z

każdą chwilą coraz bardziej wtulał się w swój szalik. -

Pachniesz kurczakiem, walentynko – oświadczył Olek,

krzyżując pod sobą nogi na peronowej ławce.

- Podoba ci się? – Klemens był już zbyt zmęczony,

więc po prostu popłynął z nurtem.

- Bardzo – odpowiedział Olek z zadowoleniem,

nieco jednak zdziwiony reakcją przyjaciela, który zwykle

miał jeszcze na tyle siły, by rzucić jakąś ciętą ripostę. Spoj-

rzał na ekran swojego Samsunga. Na zegarku wyświetliła

się czwarta dwadzieścia. Cztery minuty, jeśli ich teoria

była prawidłowa.

- Dwie minuty, tak? Znaczy według rozkładu jazdy,

bo z PKP nigdy nie wiadomo.

- Mhm – przytaknął Klemens.

Znaleźli peron, na który dojeżdżał pociąg najbliżej

ich przewidywanego czasu. Teraz pozostawało tylko cze-

kać.Ku zaskoczeniu obu „agentów” ujrzeli wkrótce na

horyzoncie front niesławnego na całą Polskę Pendolino.

Gdy ekskluzywny pociąg wyhamował, Olek i Klemens pod-

nieśli się z ociąganiem z wygrzanych siedzeń. Postanowili

przyjrzeć się wagonom z bliska w celu odnalezienia zielo-

nej paczki.

Ciąg dalszy s.50

Page 50: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

50

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

TEM

AT

NU

MER

U Przez głośniki rozbrzmiał stłumiony, niezrozumiały beł-

kot, znany szerzej jako terminarz odjazdów i przyjaz-

dów. Jedynym słowem wyłapanym przez Aleksandra,

wiernego fana modernizacji wszelakiej w Polsce, było

„Pendolino”.

- Jest, jest! – szepnął Olek, chwytając kolegę za

ramię. Wycofali się nieco, by nie zwracać na siebie

uwagi.

Idealnie o czwartej dwadzieścia cztery z wagonu

wyszedł bliżej nieokreślony mężczyzna, niosący nieduży

zielony (Boże na szczęście, pomyślał Klemens), paku-

nek. Inna postać, niefortunnie zwrócona do chłopaków

tyłem, podeszła do niego, po czym odebrała „bagaż”.

Nie zamienili między sobą ani jednego słowa, a ubrani

byli w najzwyklejszą odzież zimową.

- Śledzimy ją? - zadał pytanie Olek, kiedy, wia-

domo już, że kobieta, schowała paczkę do swojej ob-

szernej torby i weszła do przejścia podziemnego.

- No raczej.

***

Teraz „agenci” kucali prawie dokładnie w tym samym

miejscu, w którym spisywali kod pierwszej nocy. W tym

czasie sprawa zrobiła się naprawdę dziwna, bo, jak na

razie, wszystko się zgadzało. Dla Klemensa było to nie

do pojęcia, przecież takie rzeczy zdarzają się w książ-

kach, grach, filmach, ale nie w prawdziwym życiu.

Przy drzwiach kamienicy stał ogolony na zero

osobnik płci męskiej, dumnie odziany w dres i

„najacze”. Wprowadził kobietę do środka.

- I co, dzwonimy na policję?

- Zadajesz mnóstwo pytań.

- Chcę być pewien.

Dla Olka gang narkotykowy to było troszkę za

dużo. Czuł, że spuchły mu opuszki palców, co oznaczało

podniesienie się jego ciśnienia krwi. Zaraz powinna

zacząć go boleć głowa.

- Na kebabie skontaktowałem się ze Schodami.

Miał odtąd prowadzić dochodzenie też od swojej stro-

ny. Napiszmy do niego, a później zdecydujemy, co zro-

bić.

***

Olek miał ból głowy, jak nigdy wcześniej. Na

komendzie dali jemu i Klemensowi melisy, tak na uspo-

kojenie. Widział z góry swoją klatkę piersiową unoszącą

się i opadającą w zastraszająco szybkim tempie.

Jeszcze pod kamienicą Klemciu dostał wiado-

mość zwrotną od Schodów. Zapomniał niestety, że ma

włączony głos, więc telefon odezwał się, gdy SMS przy-

szedł. Pani od bagażu akurat wychodziła z tym całym

koksem, przez co usłyszeli nas, układał w głowie zdarze-

nia Olek. Dresowi od razu włączył się pajęczy zmysł, a

potem pamiętam tylko, jak biegłem „na policję”, bo

chyba to akurat krzyczał Klemuś, który zachował dużo

więcej zimnej krwi. Za niedługo miała pojawić się po-

moc medyczna. Klemens, po ich spektakularnym wej-

ściu, a raczej wskoku, wyjaśnił całą sprawę nieco zszo-

kowanym policjantom. Od tego momentu poszło gład-

ko.

Jakby nie patrzyć, gabinet był ciepły, przyjemny,

mieli meliskę, kocyki i traumatyczne przeżycia. Nie było

w cale tak źle. Przecież mogliby być obaj martwi. Ale

nie byli, i właśnie w ten sposób Aleksander starał się

poprawić swój humor.

- Schody wie, rodzice będą za niedługo – ode-

zwał się Klemens z krzesła obok. Chrypa zostawiła kolej-

ne ślady w jego głosie. Bieg jeszcze pogorszył sprawę

przeziębienia, więc najwyraźniej czekały go domowe

ferie. – Mamy szczęście, że nasza sprawa pokryła się z

tym, co mieli tutaj. Inaczej każdy dostałby szlaban i

opieprz. – Uśmiechnął się blado.Olek oddał gest, po

czym przytulił przyjaciela.

- Stary, Schody jest nam winien jakiś milion ke-

babów – powiedział jeszcze, śmiejąc się.

Antonina Tymczyszyn

Page 51: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

51

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

W dniu 2 marca 2015 r. odwiedziłam Tarnowskie BWA, gdzie miała miejsce wystawa zatytułowana „ARS MORIENDI ~

Sztuka Umierania”. Artystami przedstawiającymi swoje prace byli : Przemysław Branas, Justyna Górowska, Aneta

Grzeszykowska, Magda Hueckel, Honorata Martin, Zbigniew Libera i Paweł Susid. Możemy również podziwiać doku-

menty i obiekty sztuki dawnej z osobistej kolekcji Bogdana Steinhoffa.

Ekspozycja należy do wyjątkowych i z pewnością na długo pozostanie w pamięci wszystkich osób, które postanowią ją

odwiedzić. Głównym celem projektu jest przedstawienie śmierci w niecodziennym świetle.

Pokazuje, że w dzisiejszym świecie ludzie uznali umieranie za coś wstydliwego, niewygodnego i niezasłużonego. Lęk

przed rozpadem i przemijaniem jest spychany poza granice zainteresowania i staje się tematem tabu. Wystawa poka-

zuje, że śmierć jest nieunikniona i należy się z nią oswoić. Ekspozycja jest szokująca i z pewnością nie spodoba się

wszystkim. Przekracza granice ludzkiego lęku i ukazuje go w niezwykle realny i wręcz namacalny sposób. Jest tym sa-

mym piękna i bardzo ciekawa. Artyści w trakcie wernisażu przyznali, że decydując się na realizację tego projektu wie-

dzieli, że spotkają się z wieloma negatywnymi komentarzami. Przedstawili sztukę, którą aby zrozumieć trzeba odebrać

w odpowiedni sposób.

Wystawę można podziwiać do 3 maja 2015r. Serdecznie polecam ją każdej osobie otwartej na odmienność i ciekawej

świata. Mam nadzieję na odwiedzenie tej ekspozycji ponownie. Jest to z pewnością jedyna w swoim rodzaju wystawa,

która nieprędko powróci na ściany Tarnowskiego BWA.

„Krótko mówiąc, to dla ciebie jedyną może być nadzieją

i pociechą

Jeśli ochotnie przyjmiesz to, czego uniknąć nie możesz” – (Piotr Diesthemius)

Gabriela Ślusarczyk

GABRIELA ŚLUSARCZYK

ARS MORIENDI - SZTUKA UMIERANIA

Page 52: świerzop - Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 2 w ... · Jagoda Bobrowska, Obudź się, s. 27– 28. 9. Wiktor ... nienawiść zniszczyć w sobie. Protest song ... mowite

52

świerzop gimnazjalne pismo internetowe

„JEZUS CHRYSTUS, ŻYŁ, UMARŁ I ZMARTWYCHWSTAŁ,

ALE WY I TAK W TO NIE WIERZYCIE. AMEN”

Tak brzmiało najdziwniejsze i niewątpliwie najkrótsze kazanie rezurekcyjne wygłoszone niegdyś

na KUL-u przez ks. Mieczysława Malińskiego. Zaledwie kilkanaście sekund. Wierni przeżyli szok.

Niektórzy twierdzą, że żadne inne kazanie nie zrobiło na nich takiego wrażenia, nie zmusiło do

refleksji, nie przebudziło różnych uczuć. Nie przesadzając, nie tylko w Święto Zmartwychwstania

z ilością pochłanianych jajek, co zalecał na początku numeru p. M. Ciesielczyk, znajdźmy też czas

na … chwilę zadziwienia. Życzymy tego wszystkim Czytelnikom „świerzopa”. REDAKCJA