Stefan Żeromski - Ludzie Bezdomni (m76)

Embed Size (px)

Citation preview

STEFAN EROMSKI Ludzie Bezdomni

WENUS Z MILOTomasz Judym wraca przez Champs Elyses z Lasku Buloskiego, dokd jedzi ze swej dzielnicy kolej obwodow. Szed wolno, noga za nog, wyczuwajc coraz wikszy wskutek upau ciar wasnej marynarki i kapelusza. Istny potop blasku sonecznego zalewa przestwr. Nad odlegym widokiem gmachw rzucajcych si w oczy od uku Tryumfalnego wisia rowy pyek, ktry ju pocz wera si niby rdza naw w liczne, jasnozielone licie wiosenne, nawet w kwiatuszki paulowni. Ze wszystkich, zdawao si, stron pyn zapach akacji. Na wirze, dokoa pniw, pod budynkami: w rynsztokach leay jej biae kwiatki z orodkiem czenwonawym, jakby skrwawionym od ukucia mierci. Py bezlitosny zasypywa je niepostrzeenie. Zbliaa si godzina spaceru wielkiego wiata i Pola drga zaczynay od ruchu karet. Na drewnianym bruku dudni jednostajny oskot jakby oddalona mowa wielkiej fabryki. Przebiegay pikne, lnice rumaki, migotaa ich uprz, puda, sprychy lekkich pojazdw - i mkny, mkny, mkny bez ustanku wiosenne stroje kobiece o barwach czystych, rozmaitych i sprawiajcych rozkoszne wraenie jakby natury dziewiczej. Kiedy niekiedy wynurzaa si z powodzi osb jadcych twarz subtelna, wydelikacona, tak nie do uwierzenia pikna, e widok jej by pieszczot dla wzroku i nerww. Wyrywa z piersi tskne westchnienie jak za szczciem - i gin unoszc je w mgnieniu oka ze sob. Judym znalaz pad oson kasztanw brzeg wolnej awy i z wielk satysfakcj usiad tam w ssiedztwie starej i wsatej niaki dwojga dzieci. Zdj kapelusz i wlepiwszy wzrok w rzek pojazdw, walc rodkiem ulicy, z wolna wystyga. Na chodnikach przybywao coraz wicej osb ubranych wykwintnie -

lnicych cylindrw, jasnych paltotw i stanikw. W pewnej chwili stare babsko z chytrymi oczami wprowadzio midzy strojny tum mode koltko z sierci jak nieg bielutk Stado dzieci postpowao za koziokiem uwielbiajc go gestami, oczyma i tysicem okrzykw. Kiedy indziej ;wielki obdartus czerwony na gbie przelecia jak fiksat, wywrzaskujc gosem ochrypym rezultat ostatniego biegu koni. I znowu spokojnie, rwno, uroczo pyna rzeka ludzka na chodnikach, a rodkiem rwa jej nurt bystry, uwieczony pian tkanin przecudnych, lekkich, w oddali niebieskawo zielonych... Kady rozpuszczony li rzuca na biay wir z okrgych kamykw wyrane odbicie swego ksztatu. Cienie te posuway si z wolna, jak maa wskazwka po biaej tarczy zegara. Na awkach byo ju peno, a tymczasem cie opuci miejsce zajte przez Judyma i ustpi je roztapiajcej kaskadzie soca. Naok innego asilum nie byo, wic doktor rad nierad wsta i powlk si dalej ku placowi Zgody. Z niecierpliwoci wyczekiwa, kiedy mona bdzie przemkn si wskro istnego odmtu karet, powozw, doroek, bicyklw i pieszych na zakrcie gwnej fali pdzcej od bulwarw w stron Pl Elizejskich. Wreszcie stan pod obeliskiem i poszed w gb ogrodu de Tuileries. Tam byo prawie pusto. Tylko nad nudnymi sadzawkami bawiy si blade dzieci i w gwnym szpalerze kilku mczyzn rozebranych do koszuli grao w tenisa. Minwszy ogrd Judym zwrci si ku rzece z zamiarem wdrowania w cieniu murw na placyk przed kocioem Saint-Germain-1Auxerrois i ogarnicia bez troski miejsca na imperialu. W owej chwili stao w jego myli puste kawalerskie mieszkanie a na Boulevard Voltaire, gdzie od roku nocowa, i mierzio go pustk swych cian, banalnoci sprztw i nieprzezwycion, cudzoziemsk nud wiejc z kadego kta. Pracowa mu si nie chciao, i do kliniki - za nic na wiecie. Znalaz si na Quai du Louvre i z uczuciem bogoci w karku i plecach zatrzyma pod cieniem pierwszego kasztana bulwaru. Ospaym wzrokiem mierzy brudn, prawie czarn wod Sekwany. Gdy tak stercza na podobiestwo latarni, zapalia si w nim myl, jakby z zewntrz wniesiona do wntrza gowy: Dlaczeg, u licha, nic miabym pj do tego Luwru?... Skrci na miejscu i wszed na wielki dziedziniec. W cieniach przytulonych do grubego muru, w ktre zanurzy si niby w gbie wody, dotar do gwnego wejcia i znalaz si w chodnych salach pierwszego pitra. Dokoa stay odwieczne posgi bogw, jedne wielkoci niezwykej, inne naturalnej, a wszystkie prawie z nosami i rkoma uszkodzonymi w sposb bezbony. Judym nie

zwraca uwagi na tych zdegradowanych wadcw wiata. Czasami zatrzymywa si przed ktrym, ale przewanie wwczas, gdy go uderzy jaki zabawny despekt boskich ksztatw. Nade wszystko interesowaa go sprawa odpoczynku w doskonaym chodzie i z dala ud wrzawy ulicy paryskiej. Szuka te nie tyle arcydzie, ile awki, na ktrej by mg usi. Zdyba j po dugiej wdrwce z sali do sali w naronym zetkniciu si dwu dugich galerii, przeznaczonym na schronienie dla Wenus z wyspy Melos. W zaktku tworzcym jakby niewielk izb, owietlon jednym oknem, stoi na niewysokim piedestale tors biaej Afrodyty. Sznur owinity czerwonym pluszem nikomu do niej przystpu nie daje. Judym, widzia ju by ten cenny posg, ale nie zwraca na uwagi, jak na wszelkie w ogle dziea sztuki. Teraz zdobywszy w cieniu pod cian wygodn aweczk j dla zabicia czasu patrze w oblicze marmurowej piknoci. Gowa jej zwrcona bya w jego stron i martwe oczy zdaway si patrze. Schylone czoo wynurzao si z mroku i, jakby dla obaczenia czego, brwi si zsuny. Judym przyglda si jej nawzajem i wtedy dopiero ujrza ma, niewidoczn fad midzy brwiami, ktra sprawia, e ta gowa, e ta brya Isamienna w istocie - myli. Z przenikliw sil spoglda w mrok dokoa lecy i rozdziera go jasnymi oczyma. Zatopia je w skrytoci ycia i do czego w nim umiech swj obraca. Wytywszy rozum nieograniczony i czysty, posiada wiadomo o wszystkim, zobaczya wieczne dnie i prace na ziemi, noce i zy, ktre w ich mroku pyn. Jeszcze z biaego czoa bogini nie zdya odej mdra o tym zaduma, a ju wielka rado dziewicza pachnie z jej ust rozmarzonych. W umiechu ich zamyka si wyraz uwielbienia. Dla mioci szczliwej. Dla uczestnictwa wolnego ducha i wolnego ciaa w yciu bezgrzesznej przyrody. Dla ostrej potgi zachwytu zmysw, ktrego nie stpiy jeszcze ani praca, ani zgryzota, siostry rodzone, siostry nieszczsne. Umiech bogini pozdrawia nadchodzcego z daleka. Oto zakochaa si w piknym miertelniku Adonisie... Cudne marzenia pierwszej mioci rozkwity w onie jej jako kwiat siedmioramienny amarylisa. Barki jej wskie, wysmuke, okrge dwigny si do gry. Dziewicze ono dry od westchnienia... Dugi szereg wiekw, ktry odtrci jej rce, ktry zrabowa jej ciao od piersi i zora przeliczne ramiona szczerbami, nie zdoa go zniweczy. Staa tak w pmroku wynurzajca si, Anadiomene, niebiaska, ktra roznieca mio. Obnaone jej wosy zwizane byy w pikny wze, krobylos. Poduna, smaga twarz tchna nieopisanym urokiem. Gdy Judym wpatrywa si coraz uwaniej w to czoo zamylone, dopiero

zrozumia, e ma przed sob wizerunek bogini. Bya to Afrodite, ona sama, ktra si bya pocza z piany morskiej. I mimo woli przychodzia na myl nieskromna legenda o przyczynie onej piany wd za spraw Uranosa. A przecie nie bya to Pandemos , nie bya nawet ona Hefajstowa ani kochanka Anchizesa tylko jasny i dobry symbol ycia, crka nieba i dnia... Judym zaton w mylach i nie zwraca uwagi na osoby, ktre si obok niego przesuway. Byo ich zreszt mao. Ockn si dopiero wwczas, gdy usysza w ssiedniej sali kilka zda wyrzeczonych po polsku. Zwrci gow z yw niechci w stron tego dwiku, pewny; e zblia si kto z kolonii kto, co sidzie przy nim i zabierze na wasno minuty rozmylania o piknej Wenus. Zdziwi si mile, zobaczywszy osoby pozaparyskie. Byo ich cztery. Na przedzie szy dwie panienki - podlotlki, z ktrych starsza moga mie lat siedemnacie, a druga bya o jakie dwa lata modsza. Za nimi ciko toczya si dama niemaej wagi, wiekowa, z siwymi wosami i du a jeszcze pikn twarz. Obok tej matrony sza panna dwudziestokikuletnia, ciemna brunetka z niebieskimi oczami, przeliczna i zgrabna. Wszystkie stany przed posgiem i w milczeniu go rozpatryway. Sycha byo tylko cikie, przytumione sapanie starej damy, szelest jedwabiu odzywajcy si za kadym ruchem podlotkw i chrzst kart Bdeckera , ktre przewracaa starsza panna. - Wszystko to piknie, moje serce - rzeka matrona do ostatniej - ale ja musz usi. Ani kroku! Zreszt warto popatrze na t imo. Tak... jest tu nawet aweczka. Judym wsta ze swego miejsca i wolno odszed kilka krokw na bok, jak gdyby dla obejrzenia biustu z innej strony. Te panie spojrzay sobie w oczy z wyrazem pytania i przyciszyy rozmow. Tylko najstarsza z panien, zajta Bdeckerem, nie widziaa Judyma Otya babcia energicznie usiada na awce, wycigna nogi ile si dao, i na jakie szepty modych towarzyszek odpowiadaa rwnie szeptem waciwym starym paniom, ktry ma t wasno, e w razie potrzeby moe zastpi telefonowanie na pewn odlego: - A, Polak nie Polak, Francuz nie Francuz, Hiszpan czy Turek, to mi jest wszystko jedno. Niech mu Bg da zdrowie za to, e std wylaz. Nogi mi odjo z kretesem... A teraz patrz jedna z drug na t, bo to przecie nie byle co. Ju j czowiek raz widzia dawnymi czasy. Jako mi si wtedy inna wydaa... - A bo to pewno inna... - rzeka modsza z turystek. - Nie myl no o tym, czy inna, czy nie inna, tylko si przypatrz. Spytaj

pniej w salonie o tak rzecz, a ty ni be, ni me... Druga panienka bez zachty obserwowaa Wenus w sposb zadziwiajcy. Bya to niada blondynka z twarz o cerze mtnej, smagawej. Czoo miaa do wskie, nosek prosty, wargi cienkie i zawarte. Nie mona byo okreli, czy jest adna, czy brzydka. Wywieraa wraenie nicej czy rozmarzonej, bo powieki miaa prawie przymknite. Judyma zaciekawia ta twarz, wic stan i nie znacznie j ledzi. Patrzaa na marmurowe bstwo od niechcenia, a jednak z takim wyrazem, jakby go si uczya na pami, jakby je spod oka wzrokiem chona. Kiedy niekiedy wskie i paskie jej nozdrza rozszerzay si lekko od szybkiego westchnienia. W pewnej chwili Judym zauway, e powieki spuszczone z naboestwem i dziewicz skromnoci dwigny si ociale i renice dotd zakryte widz nie tylko Wenus, ale i jego samego. Zanim wszake zdy zobaczy barw tych oczu, ju si skryy pod rzsami. Tymczasem najstarsza z panien odczytaa cay rozdzia o historii posgu i zbliya si do pluszowego sznura. Oparszy na nim rce zacza przyglda si rzebie z ciekawoci, entuzjazmem i oddaniem si, waciwym tylko niewiastom. Mona by powiedzie, e w owej chwili przystpowaa do zobaczenia Wenus z Milo. Oczy jej nie byy w stanie nic prcz posgu zauway, pragny i usioway zliczy wszystkie piknoci, wszystkie cechy duta Skopasa... o ktrych mwi Bdecker, spamita je i uoy w gowie systematycznie jak czyst bielizn w kufrze podrnym. Byy to oczy szczere a do naiwnoci. Zarwno jak caa twarz odzwierciedlay subtelne cienie myli przechodzcych, oddaway niby wierne echo kady dwik duszy i wszystko mwiy bez wzgldu na to, czy kto widzi lub nie ich wyraz. Judym po kilkuminutowej obserwacji tej twarzy nabra przekonania, e gdyby pikna panna pragna szczerze zatai otrzymane wraenie, mowa oczu natychmiast je wyda. Sta w cieniu i przyglda si grze uczu przesuwajcych si po jasnej twarzy. Oto mao wiedzca ciekawo... Oto pierwszy promyczek wraenia sunie si po brwiach, przyciska rzsy i zmierza ku wargom, aeby je zgi do miego umiechu. Te same uczucia, ktre Judym przed chwil mia w sobie, widzia teraz na licach nieznajomej. Sprawiao mu to szczer przyjemno. Rad by by zapyta, czy si nie myli, i usysza z piknych ust wynurzenie wrae. Nigdy jeszcze w yciu nie dowiadcza takiej chci rozmawiania o sztuce i suchania z pilnoci, co sdzi o ulatujcych wraeniach drugi czowiek...

Tymczasem w drugi czowiek, zajty statu, na ledztwo ani na badacza adnej uwagi nie zwraca. - Pamitam - rzeka dama w wieku - inn grup z marmuru. Bya to jaka scena mitologiczna. Geniusz czy amorek ze skrzydami cauje liczne dziewcztko. Jest to moe cokolwiek niewaciwe dla was, moje sroki, ale tak pikne, tak urocze, tak agrable, tak sensible. Najstarsza z panien podniosa gow i, wysuchawszy caego zdania z uwag, rzeka przerzucajc kartki : - Co tu zauwayam... LAmour et Psych... Antoine Canova . Czy to nie to? - A moe i Psyche. Tylko e waham si, czy wam to pokaza - dodaa ciszej. - W Paryu! Jestemy teraz w Paryu! Musimy umoczy wargi w pucharze rozpusty... - szepna brunetka do starej damy w sekrecie przed modszymi towarzyszkami. - A co mi tam ty obchodzisz! Ty sobie oczy wypatruj na wszelkie Amory malowane i rzebione, ale te oto... - Babcia myli, e my rozumiemy cokolwiek...- rzeka z przepyszn min najmodsza. - Nie wiem tylko, po co tyle czasu traci na ogldanie tych rozmaitych korytarzy z obrazami, kiedy na ulicach jest tak bosko, taki Pary!

- Ale, Wando... - jkna brunetka- No, pani to rozumie, a ja zupenie nic! Co w tym jest ciekawego? Wszelkie te muzea i zbiory zawsze maj w sobie co z trupiarni, tylko e s jeszcze nudniejsze. Na przykad... Cluny . Jakie doy, pieczary, kawaki odrapanych murw, cegy, nogi, rce, gnaty. . . - C ty mwisz? - No wic nie? Wemy Carnavalet . Piszczele, paskudne, zakurzone truposze, stare rupiecie spod kociow. W dodatku trzeba koo tego chodzi z min uroczyst, nadt, obok kadej rzeczy sta kwadrans, udajc, e si patrzy. Albo i tutaj: obrazy, obrazy i obrazy bez koca. No i te figury... - Moje dziecko - wtrcia babka - s to arcydziea, e tak powiem. - Wiem, wiem... arcydziea. Ale przecie wszystkie obrazy s do siebie podobne jak dwie krople wody: wylakierowane drzewa i goe panny z takimi tutaj... - Wando! - krzykny wszystkie trzy towarzyszki z przestrachem, ogldajc si dokoa. Judym nie wiedzia, co czyni ze swoj osob. Rozumia, e naleaoby wyj, aby nie sucha mowy osb, ktre nie wiedz, e jest Polakiem, ale al mu byo. Czu w sobie nie tylko ch, ale nawet odwag wmieszania si do

tej rozmowy. Sta bezradnie, wytrzeszczonymi oczyma patrzc przed siebie. - No to chodmy do tego Amora Psyche... - rzeka stara dama dwigajc si z aweczki. - Tylko gdzie to jest - wbij zby w cian... - Niech babcia nie zapomina, e dzi jeszcze raz miaymy by w tamtym prawdziwym Luwrze . - Cicho mi bd! Czekajcie no... Gdzie jest w Canova? Pamitam, bylimy tam z Januarym... Szo si jako... Zaraz... - Jeeli panie pozwol, to wska im najblisz drog do Amora... to jest... Antoniego Canovy...- rzek dr Tomasz zdejmujc kapelusz i zbliajc si wrd ukonw. Na dwik mowy polskiej w jego ustach wszystkie trzy dziewice odruchowo zbliyy si do starej damy, jakby si przed zbjc chroniy pod jej skrzyda. - Aa... - odezwaa si babka wznoszc gow i mierzc modego czowieka okiem do niechtnym. - Dzikuj, bardzo dzikuj... - Panie daruj, e gdy si syszy... W Paryu tak rzeczywicie... bardzo, bardzo rzadko plt Judym tracc pewno ng i jzyka. - Pan stale w Paryu? - spytaa ostro. - Tak. Mieszkam tu od roku. Wicej ni od roku, bo jakie pitnacie miesicy... Nazywam si... Judym Jako lekarz studiuj tutaj pewne... To jest waciwie... - Wic mwi pan, e jako lekarz?... - Tak jest - mwi dr Tomasz, oburcz chwytajc si wtka rozmowy, pomimo e wycigaa na wierzch kwestie tyczce si jego osoby, ktrych nie znosi. Skoczyem medycyn w Warszawie, a obecnie pracuj tutaj w klinikach, w dziedzinie chirurgii: - Mio mi pozna pana doktora... - cedzia dama do ozible. - My wojaujemy, jak pan widzi, we czwrk, z kta w kt. Niewadzka... To moje dwie wnuczki, sieroty, Orszeskie, a to ich i moja najmilsza przyjacika, panna Joanna Podborska. Judym kania si jeszcze z wrodzonym pltaniem si ng, gdy pani Niewadzka rzeka z akcentem ywego interesu w tonie mowy: - Znaam, tak nie myl si, kogo tego nazwiska, pana Judyma czy pann Judymwn, na Woyniu bodaj... zdaje si, e to tak, na Woyniu... A pan z jakich okolic? Dr Tomasz rad by by udawa, e nie syszy tego pytania. Gdy jednak

pani Niewadzka zwrcia ku niemu wejrzenie, mwi: - Ja pochodz z Warszawy, z samej Warszawy. I z bardzo byle jakich Judymw... - Dlaczeg to? - Ojciec mj by szewcem, a w dodatku lichym szewcem na Ciepej ulicy. Na Ciepej ulicy... - powtrzy z kujc satysfakcj. Unikn wreszcie chwiejnego gruntu i grzecznych delikatnoci, w czym nie by mocny i czego si w przesadny sposb obawia. Panie umilky i posuway si z wolna, rwnolegle, szeleszczc sukniami. - Bardzo si ciesz, bardzo... - mwia spokojnie pani Niewadzka - e miaam sposobno zawarcia tak miej znajomoci. Wic pan zbada tutaj wszelkie dziea sztuki? Zapewne, mieszkajc stale, w Paryu... Jestemy bardzo obowizane... - Amor i Psyche bdzie chyba w innym gmachu - rzeka panna Podborska. - Tak, w innym... Wyjdziemy na dziedziniec. Gdy tam stanli, pani Niewadzka zwrcia si do Judyma i z imitacj uprzejmoci rzeka: - Tak ostro pan wymieni zatrudnienie swego ojca, e czuj si prawdziwie upokorzon. Zechce mi pan wierzy, e nie znaam intencji pytaniem o jakie tam koligacje sprawi mu przykroci. Po prostu nag starej baby, ktra dugo ya i duo ludzi na wiecie widziaa. Mio jest, to prawda, zetkn si z czowiekiem, ktrego osoba mwi o dawnych rzeczach, ludziach, stosunkach, ale o ile przyjemniej, o ile...przyjemniej... - Ojciec pana, ten szewc, robi damskie obuwie czy mskie kamasze? - zapytaa przymruajc oczy modsza z panien Orszeskich. - Trzewiki, gwnie trzewiki, w do odlegych jedna od drugiej chwilach przytomnoci, najczciej bowiem robi po pijanemu awantury, gdzie si dao. - No, to ju zupenie w gowie mi si nie mieci, jakim cudem pan zosta lekarzem, i do tego - w Paryu! Panna Podborska cisna na mwic spojrzenie pene rozpaczliwego wstydu. - W tym, co nam pan o sobie wyzna - rzeka stara jejmo - widz duo, duo odwagi. Doprawdy, e po raz pierwszy zdarzyo mi si sysze tak mow. Prosz pana doktora, jestem stara i rnych ludzi widziaam. Ile razy zdarzyo mi si obcowa z... indywiduami nie nalecymi do towarzystwa, z osobami... jednym sowem, z ludmi pochodzcymi ze stanw zwanych - susznie czy niesusznie, w to nie wchodz - gminem, to zawsze ci panowie usiowali starannie omin kwesti

swego rodowodu. Znaam co prawda i takich - mwia jakby z pewnym zadumaniem ktrzy w jakim okresie ycia, zwykle w modoci, przyznawali si z emfaz do swego stanu kmiecego czy tam do czego, a pniej nie tylko e ta ich demokratycznie-chepliwa prawdomwno sza sobie na bory, na lasy, ale prcz tego miejsce jej zajmoway jakie herby przylepione do drzwiczek karety, jeli j fortuna postawia przede drzwiami mieszkania. Judym umiechn si szyderczo, kilka krokw szed w milczeniu, a pniej zwrci si do panny Podborskiej z pytaniem: - Jakie wraenie zrobia na pani Wenus z Milo ? - Wenus... - rzeka brunetka, jakby j bo pytanie zbudzio ze snu przykrego. Twarz jej obla rumieniec, wnet znik i skupi si w przelicznych ustach, ktre nieznacznie drgay. - Ma calutekie plecy poszarpane, jakby j kto przez cztery dni z rzdu pra ekonomskim batem... rzeka kategorycznie panna Wanda. - Przeliczna... - pgosem wymwia panna Natalia, zwracajc w stron Judyma swe matowe oczy. Drugi raz doktor mia mono spojrze w te oczy i znowu krtko gocio we wszystkich wadzach jego duszy nieuchwytne zatrwoenie. We wzroku tej dziewczyny byo co, jakby zimny, niepoyskujcy blask ksiyca, kiedy nad senn ziemi tarcza jego we mgach si kryje. Panna Podborska oywia si i zaraz twarz jej ukazaa wewntrzne wzruszenie. - Jaka ona pikna! jaka prawdziwa! Gdybym w Paryu mieszkaa, przychodziabym do niej... no, milion nie milion, ale co tydzie, eby si napatrze. Grecy w ogle stworzyli wiat bogw tak cudowny... Goethe... Usyszawszy wyraz Goethe Judym dozna niesmaku, czyta bowiem z tego poety co, a nadto niegdy. Los zdarzy, e stara dama zatrzymaa si w przedsionku prowadzcym do sali Amora i Psyche i niemym makiem w duych bladych oczach pytaa Judyma o drog. Kiedy si znaleziono w obliczu wygaskanej grupy, owego malowida w biaym marmurze, wszyscy umilkli. Judym ze smutkiem myla, e waciwie rola jego ju si skoczya. Czu, e wyrwawszy si z wiadomoci o papie z Ciepej nie moe towarzyszy tym paniom i szuka ich znajomoci. Znowu w umyle jego przesun si pokj na Wolterze i stara, wstrtna ona conciergea ze swymi wiekuistymi pytaniami bez sensu. W chwili kiedy najbardziej nie wiedzia, co czyni, i nie by pewny, w jaki sposb wypada si rozsta, pani Niewadzka jakby

zgadujc, o czym myli, rzeka: - Wybieramy si do Wersalu . Chciaybymy zobaczy okolice, by po drodze w Svres , w Saint-Clolzd... Te wartogowy pdziyby z miejsca na miejsce dzie i noc, a ja formalnie upadam. Czy jedzie pan do Wersalu? Jak wygodniej? Kolej? Pisz tu o jakim tramwaju pneumatycznym. Czy to co lepszego ni pocig? - W Wersalu byem dwa razy tym wanie tramwajem, ktry wyda mi si bardzo dogodny. Idzie wprawdzie wolno, pewnie dwa razy wolniej ni wagon kolejowy, ale za to daje mono obserwowania okolicy i Sekwany. - A wic jedziemy tramwajem! - zawyrokowaa panna Wanda. - O ktreje godzinie wychodzi std ten c z u p i r a k? - Nie pamitam, prosz pani, ale to tak atwo si dowiedzie. Stacja gwna mieci si tu obok Luwru. Jeeli panie pozwol... - O! czyli miaybymy pana trudzi... - Ale dowie si pan, co to szkodzi, moja babciu. Pan tutejszy, paryanin... deklamowaa panna Wanda odrobin parodiujc ton mowy Judyma. Tomasz kaniajc si odszed i zadowolony, jakby mu si przytrafio co niesychanie pomylnego, bieg pdem ku stacji tramwajowej na Quai du Louvre. W mgnieniu oka wyszuka konduktora, wbi sobie w gow wszystkie godziny oraz minuty i wraca prostujc si co chwila i poprawiajc krawat... Kiedy zawiadamia te panie o terminie odjazdu i udziela im wskazwek, jak si kierowa w Wersalu, panna Wanda wypalia: - A wic jedziemy do Wersalu. Bagatela! Do samego Wersalu... Jedziemy tramwajem jakim tam a pan z nami. Zanim Judym zdoa zebra myli, dodaa: - Ju babcia orzeka, e malgr tout moe pan jecha... - Wanda! - z rozpacz prawie zgrzytna pani Niewadzka rumienic si jak dziewcztko Po chwili zwrcia si do Judyma i usiowaa wywoa przyjazny umiech na drce jeszcze wargi: - Widzi pan, co to za diabe czubaty, cho ju dopomina si o dug sukni... - Czy istotnie pozwoliyby panie towarzyszy sobie do Wersalu? - Nie miaabym prosi pana, bo to moe przerwie zajcia, ale byoby nam bardzo przyjemnie. - Bynajmniej... Bybym wielce szczliwy... Tak dawno... - bka Judym - Panie, o dziesitej! - rzeka do niego panna Wanda z palcem wzniesionym do gry i wykonywujc oczami cay szereg plastycznych znakw porozumienia. Doktor ju lubi t dziewczyn zupenie jak dobrego kolek, z

ktrym mona papla bez miary o wszystkich rzeczach i niektrych innych. Trzy osoby starsze od panny Wandy zachowyway niezgrabne milczenie. Judym czu, e wtargn do towarzystwa tych pa. Rozumia sw niszo spoeczn i to, e jest w tej samej chwili szewskim synem tudzie aspirantem do towarzystwa. Odrnia w sobie te obydwie substancje i do krwi gryz doln warg. Po obejrzeniu medalionw Davida dAngers, z ktrych kilka wnioso do serc obecnych co jak gdyby modlitw, wycofano si z muzeum na dziedziniec, a stamtd na ulic. Stara pani przywoaa fiakra i owiadczya swoim pannom, e jad do sklepw Judym poegna je z elegancj, ktrej w tym wanie momencie pierwszy raz w yciu zaywa - i oddali si. Na pitrze omnibusu dcego w stron Vincennes wpad w gbokie i misterne rozmylania. Byo to w jego yciu zdarzenie kapitalne, co w rodzaju otrzymania patentu albo fabrykacji pierwszej samoistnej recepty. Nigdy jeszcze nie zblia si do takich kobiet. Mija je tylko nieraz na ulicy, widywa czasem w powozach i marzy o nich z nieugaszon tsknot, w skrytoci ducha, do ktrej nie ma przystpu myl kontrolujca. Jake czsto, bdc uczniem i studentem, zazdroci lokajom ich prawa przypatrywania si tym istotom cielesnym, a przecie tak podobnym do cudnych kwiatw zamknitych w czarownym ogrodzie. Zarazem przyszy mu na myl jego kobiety: krewne, znajome, kochanki... Kada mniej lub wicej podobna do mczyzny z ruchw, z ordynarnoci, z instynktw. Myl o tym bya tak wstrtn, e przymkn oczy i z najgbsz radoci sucha szelestu sukien, ktrego jeszcze uszy jego byy pene. Kady bystry ruch nogi wysmukych panien by jak drgnienie muzyczne. Poyski licznych mantylek, rkawiczek, lekkich krez otaczajcych szyje, rozniecay w nim jakie szczeglne, nie tyle namitne, ile estetyczne wzruszenie. Nazajutrz wsta wczeniej ni zwykle i z wielkim krytycyzmem zbada sw garderob we wszystkich jej postaciach. Okoo dziewitej wyszed z domu, a e czasu byo jeszcze a nadto, postanowi i piechot. Przeciskajc si wrd tumu rozmyla o dyskursie, jakim bawi bdzie te panie, ukada w myli cae dialogi nad wyraz wdziczne, a nawet flirtowa w imaginacji, co a do owej chwili poczytywa by za plugastwo. Przy stacji tramwajw byo pusto. Judym zatrzyma si pod jednym z drzew i peen nie pokoju oczekiwa przybycia wczorajszych znajomych. Co chwila rozlega si ryk statkw nurzajcych si w falach Sekwany, wrza turkot omnibusw na mostach i

przylegych ulicach. Po tamtej stronie rzeki wybia gdzie czystym dwikiem godzina dziesita. Judym sucha tego gosu jakby uroczystego sowa zapewnienia, e pikne istoty nie przyjd, e nie przyjd, e nie przyjd dlatego mianowicie, e on ich oczekuje. On, Tomasz Judym, Tomek Judym z Ciepej ulicy. Sta tak, patrzc na szar, cik wod i szepta do siebie: - Ulica Ciepa, ulica Ciepa... Byo mu nad wszelki wyraz gupio, jako niesmacznie i gorzko. W dalekim kracu przelotnego wspomnienia snu si obraz brudnej kamienicy... Podnis gow i otrzsn si. Obok niego przesuwali si ludzie wszelkiego typu, a midzy innymi wdrowny herold Intransigeanta dwigajcy na wysokim drgu tre ostatniego numeru tej gazety przyklejon do poprzecznej deski. W owej chwili roznosiciel spuci ogoszenie na d, wspar si na jego kiju i gawdzi ze znajomym. Tytu gazety skojarzy si w umyle Judyma z przernymi mylami, ,w ktrych szeregu bkao si uprzykrzone, niemie, bolesne prawie pojcie: ulica Ciepa, ulica Ciepa... O rodzinie swej, o warunkach, w jakich ywot jej upywa, myla w owej chwili niby o czym niezmiernie obcym, niby o typie pewnej familii maomieszczaskiej, ktra ndzn egzystencj swoj pdzia za panowania krla Jana Kazimierza. Te damy, ktre zobaczy dnia poprzedniego, stay si dla tak szybko istotami bliskimi, siostrzanymi, przez wykwintno swych cia, sukien, ruchw i mowy. al mu byo, e nie przychodz, i prawie nieznoni na sam myl, e mog nie przyj wcale. Jeeli tak bdzie, to dlatego, e z tych szewcw wiedzie swj rodowd. Postanowi jecha do Wersalu, ukoni si im z daleka i wymin... C go mog obchodzi jakie panny z arystokracji czy tam z czego? Chciaby tylko zobaczy raz jeszcze, przyjrze si, jak toto chodzi, jak patrzy na byle obraz ciekawymi oczami... Juci - myla gapic si na wod - juci jestem cham, to nie ma co..: Czyli umiem si bawi, czym kiedy pomyla o tym, jak naley si bawi? Grek poow ycia przepdza na umiejtnej zabawie. Woch redniowieczny udoskonali sztuk prnowania, to samo takie kobiety... Ja bym si zabawi na wycieczce, ale z kim? Z kobietami mego stanu, z jakimi, przypuszczam, pannami , ze studentkami, z biaogowami jednym sowem, co si nazywa. Ale z tymi! To jest tak jakby wiek dziewitnasty, podczas kiedy ja yj jeszcze z prapradziadkami na pocztku osiemnastego. Nie posiadam sztuki rozmawiania,

zupenie jakby pisarz prowentowy chcia ukada dialogi la Lukian dlatego, e umie pisa pirem... Nie bawibym si, tylko bym dba, eby nie zrobi czego z szewska. Moe to i lepiej... Ach, jak to dziwnie... Kada z tych bab tak jako ywo interesuje czowieka, kada; nawet ta stara; to istota nowoczesna, wyobrazicielka tego, co tytuujemy kultur. A ja, c ja... szewczyna... - Nie powiedziaam, e doktorek bdzie ju na nas czeka! - zawoaa tu za nim panna Wanda. Judym odwrci si prdko i ujrza przed sob wszystkie cztery znajome. Twarze ich byy wesoe. Wrd miej rozmowy panie wdrapay si na imperial, Judym z precyzj windowa tam babci. Gdy si znalazy tak wysoko, przed oczyma ich ukazaa si ruchliwa to Sekwany. Pdzia midzy granitowymi brzegi zdyszana, udrczona, jakby w ostatnim wysiku robia bokami. Nieczysta, zgstniaa, bura, prawie ciemna woda, w ktrej chlupay parostatki ryczc co chwila, sprawiaa smutne wraenie, jak niewolnica, ktrej szczupe rce obracaj cikie arna. - Jaka maa, jaka wska... - mwia panna Joanna - Phi!... wyglda jak wnuczka Wisy! - Zupena karykatura Izary... - rzeka panna Natalia. To prawda! Panno Netko, pamita pani Izark, Izuni, nasz jasnozielon, czyst jak za... - unosia si panna Wanda. - Ech, jak za... - wtrci Judym - Co, nie wierzy pan! Babciu, ten pan formalnie wyzna, e nie wierzy w czysto Izary. - Rzeczywicie, jaka to okropna woda! - mwia wiekowa dama usiujc zamaza co prdzej ostatnie sowa panny Wandy, ktre nie wiedzie czemu wywoay rumieniec jak przelotny oboczek na twarzy panny Netki. W chwili kiedy Judym zamierza speni co statystycznie- uczonego o wodzie Sekwany, tramwaj bekn przecigle i wyginajc swe wagony na zwrotnicach, niby czonki dugiego cielska, posun si wzdu brzegu czarnej rzeki. Gazie kasztanw z dugimi limi koysay si tu obok twarzy jadcych. Sadza i ostre pyy miejskie wary si ju w jasn zielono mikkich powierzchni i obczyy je z wolna jak gdyby w nied rudaw. Dzie by chmurny. Co chwila przemykay si nad okolic ju to gbokie cienie obokw, ju popielate wiato zaspionego przedpoudnia. Ale nikt na to uwagi nie zwraca, gdy przycigay wszystk domki z rowego kamienia na przedmiejskich ulicach. - C to za kamienie? Co za kamienie, panie, panie? - nastawaa panna Wanda.

Zanim jednak zdy zebra myli, ju mu daa pokj, z umiechem zwracajc gow w przeciwn stron. Nad ogrodami, ktre ze wzgrza zbiegay tam ku rzece, unosi si i wypenia cae powietrze zapach r upajajcy, rozkoszny... Gdzieniegdzie midzy drzewami wida byo ogromne rabaty przebijajce si na zewntrz zielonej zasony pomieniem psowej i tej barwy. Judym obserwowa twarze swych pa. Wszystkie nie wyczajc staruszki byy jakby natchnione. Zwracay si mimo chci w kierunku rda przelicznej woni i z przymknitymi powiekami, z umiechem na wargach wcigay j nozdrzami. Szczeglniej twarz panny Natalii przykuwaa w owej chwili jego uwag. Ta istota, pochonita przez zapach rany, zdawaa si by niby jasny motyl, dla ktrego ten kwiat zosta stworzony i ktry sam jeden ma do niego tajemnicze prawo. Spomidzy ogrodw wydzieray si tu i wdzie sczerniae mury i kominy fabryk, podobne do wstrtnego kaduba i obmierzych czonkw jakiego pasoyta, ktry z brudu si rodzi i nim yje. Nad wod i daleko wzdu brzegu wloky si domy przedmiecia biedne, ordynarne i mae. W pewnym miejscu otworzy si przed wzrokiem, jak czelu, skad wgla roztrzsajcy na ssiednie ciany, drzwi i okna swj czarny oddech. Daleko w przestrzeni wida byo przymglony las Meudon. - C pani si najbardziej podobao w Paryu?- rzek Judym do panny Natalii, ktra obok niego siedziaa. Byo to jedno z zapyta przygotowanych jeszcze wczoraj, jak lekcja. - W Paryu? - mwia rozcigajc ten wyraz z umiechem na licznych wargach. Podoba mi si, to jest sprawia mi przyjemno, wszystko... Ruch, ycie... Jest to jak burza! Na przykad w okolicy Gare Saint-Lazare - nie wiem, jak si ta ulica nazywa gdy si jedzie w powozie i gdy si widzi tych ludzi pdzcych trotuarami, te fale, fale... Huczca powd... Raz widziaam powd okropn u stryja, w grach. Woda nagle wezbraa... Wtedy chciao si woa na ni: wyej, prdzej, le! Tu to samo... - A pani? - zapyta Judym pann Wand. - Mnie... to samo... - mwia prdko - a oprcz tego Louvre. Tylko nie ten malowany. Fe!.. Wa pan, tamten. Teraz, rozumie si, skieruje pan swoje pytanie do ciotki Joasi, chocia od nie trzeba byo zacz, bo ona jest nauczycielk i kochaneczk. Widzi jegomo - maa rzecz, a wstyd. Ot ja panu powiem. Pannie Joasi podoba si primo Rybak secundo Myl, trzecio Wenus, czwarto... Zreszt nam si wszystkim ogromnie podoba i Rybak i Myl... Babci... - C to za myl?

- To pan tego nawet nie wie! A wiecie co... Myl wymalowana, w nowym ratuszu. Z zamknitymi oczami, chuda, moda dla mnie osobicie wcale nieadna. - Ach, w ratuszu... - W ratuszu, ach... Teraz Rybak w galerii jakiej to?.. - Wanie ciekawi jestemy, w jakiej? O to nam tylko chodzi.. w jakiej... wtrcia babka. - Zaraz... Myli babunia, e takiego gupstwa nie wiem. O, przeprasza si delikatnie szanown publiczno: za Sekwan, w tym ogrodzie, gdzie to woda i te kaczki z czubami... - Luksemburskim... - szepna panna Natalia: - W Ogrodzie Luksemburskim! - Zna pan Rybaka Puvis de Chavannesa?- rzeka panna Podborska. - Rybaka? nie przypominam sobie... - Taki z pana znawca i paryanin - drwia panna Wanda wydymajc wargi ze - Albo to ja jestem znawca i paryanin? Ja jestem pospolity chirurg... Kiedy to mwi, ukaza mu si obraz, o ktrym bya mowa. Widzia go przed rokiem i uderzony niewypowiedzian si tego arcydziea zachowa je w pamici. Z czasem wszystko, co stanowi samo malowido, szczegln rozwiewno barw, rysunek figur i pejzau, prostot rodkw i ca jakby fabu utworu, przywaliy inne rzeczy i zostao tylko czujce wiedzenie o czym nad wszelki wyraz bolesnym. Wspomnienie owo byo jak mtne echo czyjej krzywdy, jakiej haby bezprzykadnej, ktrej nie bylimy winni, a ktra przecie zdaje si woa na nas z ziemi dlatego tylko, e bylimy jej wiadkami. Panna Joanna, ktra rzucia pytanie o Rybaka, siedziaa na kocu awki za obydwiema panienkami i babci. Czekajc odpowiedzi wychylia si troch i uwanie przygldaa Judymowi. Ten, z koniecznoci, patrzc w te oczy jasne, prawdziwie jasne, podniecony ich wynurzeniem zachwytu, ktre zastpowao w zupenoci tysic sw opisu ptna Puvis de Chavannesa, zacz przypomina sobie nawet barwy, nawet pejza. Uniesienie tych oczu zdawao si przytacza mu obraz, podpowiada dawno zatarte wraenie. Tak, pamita... Chudy czowiek, a waciwie nie czowiek, lecz antropoid z przedmiecia wielkiej stolicy, obrosy kakami, w koszuli, ktra si na nim ze staroci rozlaza, w portkach wiszcych na spiczastych kociach bioder, sta znowu przed nim ze sw podrywk zanurzon w wod. Oczy jego spoczywaj niby to na pakach trzymajcych siatk, a jednak widz kadego czowieka, ktry przechodzi. Nie szukaj wspczucia, ktrego nie ma. Ani si

al, ani pacz. Oto jest poytek wasz ze wszystkich si moich, z ducha mojego... - mwi doy jego oczu zapadych. Stoi tam ten wyobraziciel kultury wiata, przeraajcy produkt ludzkoci. Judym przypomnia sobie nawet uczucie zdumienia, jakie go zdjo, gdy sysza i widzia wraenie innych osb przed tym obrazem. Skupiay si tam tumy wielkich dam, strojnych i pachncych dziewic, mczyzn w mikkie szaty odzianych. I tum ten wzdycha. zy ciche pyny z oczu tych, ktrzy tam przyszli obarczeni upami. Posuszni rozkazowi niemiertelnej sztuki przez chwil czuli, jak yj i co stwarzaj na ziemi. - Tak - rzek Judym - prawda, widziaem ten obraz Puvis de Chavannesa w Galerii Luksemburskiej. Panna Joanna cofna si za rami pani Niewadzkiej. Doktor ujrza tylko jej biae czoo otoczone ciemnymi wosami. - Jak tam panna Netka beczaa... Jak beczaa!... szepna Judymowi panna Wanda prawie do ucha.- Zreszt my wszystkie... Mnie samej leciay z oczu zy takie ogromne jak groch z kapust. - Ja nie mam zwyczaju... - umiechna si panna Natalia. - Nie? - spyta doktor, leniwie mierzc j wzrokiem. - Bardzo mi al byo tego czowieka, szczeglniej tych jego dzieci, ony... Wszystko to takie chude, jakby wystrugane z patykw, podobne do suchych witek chrustu na pastwisku... - mwia rumienic si a jednoczenie z umiechem przymykajc oczy. - Ten Rybak zupenie podobny jest do Pana Jezusa, ale to jak dwie krople wody. Niech babcia powie... - Rybak? A tak, podobny, istotnie... - mwia stara pani, zajta rozpatrywaniem krajobrazu. Tramwaj wjecha w ulic miasteczka Svres i zatrzyma si przed pitrowym domem. Podrni z imperialu mogli zajrze wprost do numerw austerii. Nie by to widok dla panien. Pijany onierz, w kepi na bakier, obejmowa wp wstrtn dziewczyn i para ta wychyliwszy si z okna robia do jadcych mapie miny. Na szczcie tramwaj puci si w dalsz drog. Ledwie wydosta si za ostatnie domy mieciny, na pust i smutn przestrze w szczerym polu, ciemnio si raptem. Zerwa si ostry wiatr. Las najbliszy oblk si w jak szar ciemno i wkrtce gsty, gruby deszcz sypn jak ziarno. W wagonach powstaa panika. Smugi deszczu, wdzieray si pod daszek tnc z boku i zaleway awki. Wszystkie panie zbiy si w gromadk i w miejscu najbardziej zasonitym otuliy

si sukniami, ile mogy. Judym po rycersku osania je od deszczu swoj figur. Gdy tak sta, plecami wsparty o porcz, zauway wysunit z gbi mnstwa skupionych sukien czyj nk. Stopa w pytkim lakierowanym pantofelku na wysokim obcasie wspieraa si o elazny prt balustrady, a wysmuka noga w czarnej, jedwabnej poczosze odsonita bya daleko. Judym przemyliwa, komu naley przypisa ten uroczy widok. Poczytywa go za wynik trafu i nieuwagi, tote lka si wznie oczy i tylko z cienia rzs spenia zodziejstwo z wamaniem si i premedytacj. Pocig wszed w olbrzymi alej wersalsk. Rozrose, odwieczne drzewa zasoniy nieco podrnych od deszczu Panie staray si jako tako otrzsn i wygadzi swe szaty. liczna nka nie znikaa. Krople deszczu pryskay na byszczc skr strcajc niby uderzeniami palcw lekki py z krtkiej przyszwy i giny w mikkim jedwabiu. Judym wiedzia ju teraz, czyja to wasno. Podnis oczy na twarz panny Natalii i uczu, jak zatapiaj si w nim zimne ky rozkoszy. Panienka miaa, jak zwykle, oczy spuszczone Czasami tylko jej brwi, dwie linijki nieznacznie zgite, unosiy si nieco wyej, niby dwie dwignie cignce do gry uparte powieki. Na wargach, z ktrych dolna bya leciutko odchylona, sta umiech nieopisany, umiech peen jadu i swawoli. Ach, tak... - myla Judym przypatrujc si tej twarzy szczeglnej Panna Natalia wyczua wzrok jego. Barwa jej policzkw przesza w blado, ktra, zdawao si, roztopia w sobie umieli otaczajcy usta. Wwczas jeszcze bardziej modrymi stay si cienie dokoa zamknitych oczu i ostrzejsz linia chrzstkowatego nosa. Tramwaj zajecha do szybko na plac przed paacem wersalskim i podrni spiesznie opucili jego obmok grn platform. Doktor zdoby i utorowa dla swych towarzyszek miejsce w maej budce stacyjnej, gdzie wbio si tyle osb, e literalnie trudno byo poruszy rk. Zdarzyo si, e doktor Tomasz sta za plecami panien Joanny i Natalii. Reszta pasaerw tramwaju toczc si do budyneczku w rejteradzie przed deszczem wprost zoya ciao ostatniej z tych panien na piersiach Judyma. Twarz jej znajdowaa si tu obok jego wsw. Rozstrzpione przez mod i deszcz powe wosy panny Natalii snuy si po jego twarzy, ustach, oczach, wywoujc wstrzsajce dreszcze. W caym zgromadzeniu panowao milczenie. Przerywa je tylko ciki oddech jakiego astmatycznego grubasa. Deszcz nieprzerwanymi strugami, z chlupaniem cieka z daszka i zasania otwarte drzwi jakby ciemn kotar. W pewnej chwili panna Natalia usiowaa poruszy si, ale tylko

lewym ramieniem opara si na barku Judyma. Wwczas jeszcze wyraniej zarysowa si przed jego rozmarzonymi oczyma profil jej twarzy. Chciaa o czym mwi, ale tylko umiechna si prdko... W pewnej chwili uniosa wiecznie spuszczonych powiek i przez moment czasu miao, badawczo, upajajco patrzaa mu w oczy. Tu obok drzwi staa pani Niewadzka. Miaa najwicej ze wszystkich powietrza, a mimo to dech jej by ciki, a twarz mocno czerwona. - Wiecie wy, moje pannice - rzeka swym szeptem dononym - e wolaabym mokn na deszczu, ni yka oddechy tych m a r s z a n d e w e n w. - Skde babcia wie, e to s marchands de vin ? - Bagatela! - rzeka staruszka byskajc wypukymi oczyma. - Dm mi wprost na twarz dwie skwaniae piwnice i jeszcze si bdzie pytaa, skd wiem... Mwia to do panny Wandy, ale Judym sysza ich rozmow. Co do niego, to nie mia wcale zamiaru przekada deszczu nad cisk w lokalu tramwajowym, Rzek jednak do pani Niewadzkiej po polsku: - Moglibymy rzeczywicie prdko przeby plac. To blisko.., Ale panie zmokn... Nie mamy nawet parasola... Mwic te sowa poda si nieco naprzd, jak gdyby mia zamiar wyprowadzi starsz pani z tumu. Wtedy cae jego ciao zetkno si z ciaem panny Natalii, odzianym w delikatne, wiotkie suknie. Rozpomienionymi oczyma wpatrywa si w blade, zimne, kamienne rysy twarzy o spuszczonych powiekach. Deszcz z wolna ustawa i tylko z rynny ssiedniego domu zlewaa si z nieustajcym gonym szelestem struga wady. Kilku mczyzn uzbrojonych w parasole wysuno si z domku. Wolnego miejsca przybyo, a mimo to panna Natalia przez zachwycajc chwil nie zmieniaa swej sytuacji. Wreszcie i ona posuna si ku drzwiom w lad za modsz siostr, ktra ju przez wyciganie rk na zewntrz drzwi badaa, czy deszcz jeszcze pada. Nim usta zupenie, zawieci na chwil wesoy blask soca. Kamienie pochyego placu migotay jakby obsypane szkem tuczonym, a widok ten wywabi wszystkich z ciasnej nory. Judym poda rami babci i cae towarzystwo szybko podyo ku paacowi. W dugich i wielkich salach, wobec cian zawieszonych historycznymi malowidami, jednolita gromadka jak gdyby si rozdzielia. Kada z osb przypatrywaa si na swoj mod lichym ptnom niszego pitra. Wkrtce te malunki poczy nuy. Judym szed jak gdyby przez dugie, dugie strzyone aleje i martwi si bezwiednie, e koca ich ani ladu. By ju zreszt w Wersalu, wic ani komnaty krlewskie, ani sala lustrzana nie zaciekawiay go bardzo. Stpa wolno po prawicy starej damy, ktra

stawaa co kilka krokw i przykadajc do oczu lornetk na dugiej rczce szylkretowej niby to obserwowaa malowida. Szereg bitw Napoleoskich, tumy wojska, teatralne twarze i gesty wodzw, dzikie spienione rumaki - przesuway si w oczach doktora jakby szeregi odlegych, modzieczych roje. Gdzie daleko zatrzymano si przed biaym, marmurowym posgiem umierajcego Korsykanina. Kiedy cae towarzystwo wracao z tamtej okolicy paacu i kiedy znowu mijano sale pene batalii, stara pani uja wp pann Joann i rzeka: - Jestemy daleko std, w wiecie bohaterw... Marzymy, marzymy. Panna Joanna zarumienia si, a raczej sczerwienia si, i zmieszana bkaa: - Nie... ale gdzie tam!... co znowu!... Ja tylko tak sobie... Od tej chwili, pomimo e Judym bardzo niewidocznie j ledzi, trzymaa si na wodzy i usiowaa spdzi z twarzy histori doznanych wrae. Szczegowo zwiedzono apartamenty krlewskie. Gdy ju pani Niewadzka z min bardzo uroczyst wysuchaa wszystkiego, co jej rozpowiada z nadzwyczaj plastycznymi ruchami oprowadzajcy szwajcar, i gdy obszedszy mae saloniki skierowaa swe towarzystwo ku wyjciu, panna Wanda obejrzaa si poza siebie i sykna: - Panno Netko, idziemy! Judym poszed za wzrokiem najmodszej z dziewic i przypatrzy si pannie Joannie. Staa oparta o jedno z niewielkich krzese, kryte nikym bkitnawym adamaszkiem, i patrzya w okno. Wyraz twarzy jej by tak dziwny, e Judym wstrzyma si mimo woli. Pniej zbliy si do niej i rzek nawizujc myl do tego, co portier mwi przed chwil: - Myli pani o Marii Antoninie ? Spojrzaa na niego z zakopotaniem, jak osoba ujta na gorcym uczynku, i wahajcym si gosem mwia: - Wida std, przez to okno, wielki dziedziniec i bram. Tamtdy... Tamtdy wdar si motoch. Pijane kobiety, mczyni uzbrojeni w noe. Maria Antonina widziaa z tego okna! Doznaam tak dziwnego wraenia... Cay ten straszny tum krzycza: mier Austriaczce! I tdy, tymi drzwiami ucieka tdy ucieka... - Panno Joasiu... - nawoywano. - Ale wspomniaa pani o wraeniu. - Wspomniaam o wraeniu... - mwia spuszczajc oczy i blednc jeszcze bardziej. - My, prosz pana, jestemy bardzo tchrzliwe. Boimy si nie tylko na

jawie, ale i w tak zwanych marzeniach. Ja zlkam si bardzo tego motochu, o ktrym wanie mylaam. - Motochu? - mwi Judym - Tak... To jest krzyku ich. Zlkam si, sama nie wiem, czego takiego... Podniosa oczy niewinne, o przedziwnym jakim wyrazie strachu czy boleci. Jeszcze raz rzucia na mae izdebki wejrzenie pene serdecznego alu i posza prdko za towarzyszkami. W powrocie z Wersalu do Parya kolej zatrzymano si w Saint-Cloud. Stanwszy na wzgrzu, tu za dworcem kolejowym, panny wyday okrzyk. U ng ich leaa, cignc si w gb kraju i gubic w rudych mgach, pustynia kamienna: Pary. Barwa jej bya czerwonawa, rya, tu i wdzie rozdarta przez dziwaczny znak ciemny, przez uk Tryumfalny, wiee kocioa Notre-Dame albo wie Eiffla. Z kracw niedocigych dla oka mgy zabarwiay si bkitnawymi smugi. Stamtd pyny dymy fabryczne snujc si z kominw podobnych w dali do grubych biczysk. Te baty pdz rozrost pustyni. Odgos jej ycia tam nie dochodzi. Wydawao si, e skonaa i zastyga w swej kamiennej, chropawej formie. Jakie dziwne wzruszenie garno przybyych, wzruszenie takie, jakiego dowiadcza si tylko na widok wielkich zjawisk przyrody: w grach, pord lodowcw albo nad morzem. Judym siedzia obok panny Tali, ale nawet a tym ssiedztwie zapomnia. Ton oczyma w Paryu. W gowie jego przegryzay si myli bez zwizku, wasne, niepodzielne, niej wiadomoci stojce postrzeenia, z ktrych si zwierzy czowiek nie jest w monoci. Wtem zada sobie wyrane pytanie: Dlaczeg tamta powiedziaa, e si zlka wyjrzawszy oknem z sypialni Marii Antoniny? Oderwa oczy od widoku miasta i chcia znowu przypatrze si pannie Joasi. Teraz dopiero lepiej zauway, jaki jest jej profil Broda miaa ksztat czysto sarmacki czy kaukaski . Wysuwaa si nieco, a w taki sposb, e midzy ni i doln lini nosa tworzya si jakby przeliczna parabola, w gbi ktrej kwity rowe usta. Gdy tylko rysy twarzy rozwidnia blask wraenia, w mgnieniu oka wargi staway si ywym ogniskiem. Wyraz ich zmienia si, potnia albo przygasa, ale zawsze mia w sobie jak szczegln si prawdziwej ekspresji. Patrzcemu przychodzia do gowy myl uparta, e nawet impuls zbrodniczy odzwierciedliby si w tej twarzy z tak sam szczeroci jak rado na widok rozkwitych irysw, wesoych barw krajobrazu, dziwnych fantazji malarskich, a rwnie na widok pospolitych przedmiotw. Wida byo, e kada rzecz staje wobec tych oczu jako zjawisko naturalne i dobre. Czasami jednak przebijaa si m nich

zmczona niech i umiech zabity. Ale i w tym byo co dziecicego: szczero, szybko i potga. Jak wyraz twarzy, tak samo ruchy panny Joanny miay w sobie co... niepodobnego... Jeeli chciaa odda sowami to, co czua, bardzo ywo, prdko, na mgnienie oka wznosia rce, a przynajmniej brwi, jakby uciszaa wszystko zdolne zaguszy ow melodi jej myli, wyrazw, umiechw i porusze ciaa. Kogo ona przypomina? - myla doktor, od niechcenia patrzc na jej czoo i oczy. - Czym jej nie widzia gdzie w Warszawie? I oto przyszo mu do gowy mie a nielogiczne notabene, e j przecie widzia wczorajszego dnia przed tym biaym umiechnitym posgiem... Na dworcu Saint Lazare rozsta si z turystkami: Stara pani zawiadomia go, e nazajutrz wyjeda ze sw band do Trouville, a stamtd do Anglii. Judym poegna je ostentacyjnie i wrci troch znuony do swojej klety.

KONIEC ROZDZIAU26

W POCIE CZOAPo upywie roku, jednego z ostatnich dni czerwca Judym zbudzi si w Warszawie. Bya godzina dziesita rano. Przez uchylone okna wamywa si do pokoju oskot ulicy Widok, starodawny, znajomy oskot d r y n d tukcych si o kamienie wielkoci buki chleba. Z dou, z wskiego dziedzica, na ktry wychodzia wikszo okien chambres garnies, gdzie si w przeddzie zatrzyma, wloky si ju w gr na skrzydach ciepa rozpraone wapory. Judym zerwa si, zbliy do okna i przez szpary midzy jego poowami oglda figur stra z mosin blach na czapie, ktry z rodzimym grubiastwem tumaczy co starej damie w czarnej mantylce. Modo kipiaa w yach doktora. Czu w sobie upion si jak czowiek, ktry jest u podna wielkiej gry, stawia krok pierwszy, eby wstpi na jej szczyt daleki - i wie, e wejdzie. Nie strzsn ze siebie dotd znuenia po drodze Pary-Warszawa, jednym tchem odbytej, ale w przeddzie dozna tylu miych uczu, e kazay mu w zupenoci zapomnie o sadzy wgla, ktr by przesik. Gdy z okien wagonu widzia krajobraz, wioski z ich biaymi chatami, bezbrzene pola, zboa dojrzae - nie wyczuwa wielkiej rnicy midzy tym krajem a ziemi francusk. Tu i wdzie sterczay dziwne ksztaty fabryk i wskro jasnego nieba szy dymy. Do wagonu wsiadali wieniacy bynajmniej nie gupsi od francuskich, czasami tak mdrzy, e a mio, rzemielnicy i robotnicy - tacy sami jak francuscy. Suchajc ich rozmw mwi do siebie co chwila: A bo to prawda, e jestemy barbarzycami, pazjatami? - Nieprawda! Tacymy sami jak kady inny... Walimy naprzd i kwita! eby tu wsadzi jednego z drugim, to widziaoby si, czyby i tak potrafili, wycackani przez ich parszywe konstytucje... To mie, optymistyczne wraenie Judym przywiz w sobie do miasta jakby ywy i sodki zapach pl rodzinnych. Wyspa si setnie, a teraz pierwszym rzutem oka wita star bud, Warszaw. Wraz z tym spojrzeniem - przyszli mu na myl krewni. Czu konieczno odwiedzenia ich nie tylko z obowizku, ale take dla samego widoku swoich twarzy. Wyszed z hotelu i posuwajc si noga za nog zgin w tumie, ktry przepywa chodnikiem ulicy Marszakowskiej. Cieszyy go bruki drewniane, rozrost drzewek, ktre ju pewien cie rzucay, nowe domy powstae na miejscu

dawnych ruder. Minwszy ogrd i plac za elazn Bram, by u siebie i przywita najcilejsz ojczyzn swoj. Wskimi przejciami, pord kramw, straganw i sklepikw wszed na Krochmaln. ar soneczny zalewa ten rynsztok w ksztacie ulicy. Z wskiej szyi midzy Ciep i placem wydziela si fetor jak z cmentarza. Po dawnemu roio si tam mrowisko ydowskie. Jak dawniej siedziaa na trotuarze stara, schorzaa ydwka sprzedajca gotowany bb, fasol, groch i ziarna dyni. Tu i wdzie wczyli si roznosiciele wody sodowej z naczyniami u boku i szklankami w rkach. Sam widok takiej szklanki oblepionej zaschym syropem, ktr brudny ndzarz trzyma w rce, mg wywoa torsje. Jedna z roznosicielek wody staa pod murem. Bya prawie do naga obdarta. Twarz miaa zk i martw. Czekaa w socu, to ludzi tamtdy idcy najbardziej mogli by spragnieni. W rce trzymaa dwie butelki z czerwon ciecz, prawdopodobnie z jakim sokiem. Siwe jej wargi co szeptay. Moe sowa zachty do picia, ;moe imi Jego, Adonai, ktry nie moe by przez miertelnych nazywany, moe w ndzy i brudzie jak robak wylge - przeklestwo na soce i na ycie... Z prawej i lewej strony stay otworem sklepiki, instytucje koczce si niedaleko od proga - jak szuflady wyklejone papierem. Na drewnianych pkach leao w takim magazynie za jakie trzy ruble papierosw, a bliej drzwi nciy przechodnia gotowane jaja, wdzone ledzie, czekolada w tabliczkach i w pontnej formie cukierkw, krajanki sera, biaa marchew, czosnek, cebula, ciastka, rzodkiew, groch w strczkach, kuby z koszernymi serdelkami i soje z sokiem malinowym do wody. W kadym z takich sklepw czerniaa na pododze kupa bota, ktra nawet w upale zachowuje waciw jej przyjemn wilgotno Po tym gnoju pezay dzieci okryte brudnymi achmany i same brudne nad wyraz. Kada taka jama bya siedliskiem kilku osb, ktre pdziy tam ywot na szwargotaniu i prniactwie. W gbi siedzia zazwyczaj jaki ojciec rodziny; zielonkowaty melancholik, ktry od witu do nocy nie rusza si z miejsca i patrzc w ulic trawi czas na marzeniu o szwindlach. O krok dalej rozwarte okna daway widzie wntrza pracowni, gdzie pod niskimi sufitami skracaj swj ywot schyleni mczyni albo zgite kobiety. Tu wida byo warsztat szewski, ciemn pieczar, z ktrej wywala si smrd namacalny, a zaraz obok fabryk peruk, jakich uywaj pobone ydwki. Byo takich zakadw fryzjerskich kilkanacie z rzdu. Blade, te, obumare

dziewczyny, same nie czesane ani myte, pracowicie rozdzielay kaki... Z dziedzicw, drzwi, nawet ze starych dachw krytych blach lub ceg, gdzie szeregiem tkwiy okna facjatek, wychylay si twarze chore, chude, dugonose, zielone, morgowate i patrzay oczy krwawe, cieknce albo zobojtniae na wszystko w niedoli, oczy, ktre w smutku wiecznym ni o mierci. Przy pewnej bramie Judym zetkn si z kupcow dwigajc n obu rkach cikie kosze z jarzyn. Bya cakiem rozmamana. Peruk zsuna w ty niby kaszkiet i ogolone jej ciemi bielio si jak ysina starca. Wypuke oczy patrzay przed siebie z wyrazem mczarni, ktra przeistoczya si w spokj - bez adnego ycia, jakby byy skorupami jaj, w nabrzmiaych wenach czoa i szyi krew zdawaa si gono stuka. Na progu jednego ze sklepw siedzia stary, zgarbiony yd- tragarz. Zostawi wrd ulicy dwie szafy zwizane sznurem, ktre a do tego miejsca przydwiga na piecach i jad surowy ogrek zagryzajc ten obiad kawakiem chleba. Judym szed prdko, mruczc co do siebie. Mury o kolorze zakurzonego grynszpanu albo jakiej zrudziaej czerwonoci, niby pstre, ubocone gagany, nasuny mu si przed oczy. Ciepa... Chodniki byy jak niegdy zdruzgotane, bruk peen wdow: Nie byo tu ju ani jednego przechodnia w cylindrze, rzadko trafiaa si dama w kapeluszu. Og idcych podobny by do murw tej ulicy. Szli ludzie w ubraniach do pracy fizycznej, najczciej bez konierzykw: Przejedajca doroka zwracaa uwag wszystkich Z dal ju dostrzeg Judym bram rodzinnej kamienicy i zbliy si do niej z niemiym uczuciem tak zwanego faszywego wstydu. Trza byo wita osoby niskiej kondycji. Teraz, gdy wrci z zagranicy, byo mu to przykro; bardziej ni kiedykolwiek. Wszed co tchu w bram z nieuwiadomionym planem: unika obcych... Dziedziniec rozchodzi si w trzy strony wiata. Nad jedn jego szyj wznosia si jaka haaliwa fabryczka, ktra bya dla Judyma nowoci, drug po dawnemu zajmowa skad wgla, a trzecia prowadzia do kilkopitrowej oficyny. Tam wanie Judym skierowa swe kroki. Gdy stan w sieni brudnej jak apartament Lucypera, usysza w suterenie szczk znajomy: to ssiad Dbrowski, lusarz, ci swoj sztuk. Judym zeszed po schodach i zajrza w sionk, ktra prowadzia na lewo od drzwi lusarza. Wida tam byo czelu otwart, prowadzc do rodzinnej sutereny. Kwany chd przystpi do Judyma i odepchn go stamtd. Z warsztatu lusarza wyszed may umorusany chopak i zacz si przyglda gociowi. Judym szybko pobieg na gr. Min pierwsze pitro, drugie i dopiero

na wysokoci strychu zwolni kroku. Mia przed sob okienko bez szyb, pewien rodzaj strzelnicy w murze. Cega, zamykajca ten otwr z dou, bya tak wylizgana przez dzieci, ktre si tam bawiy, e przybraa ksztat owalny. Ile to razy on sam, Judym, wyazi przez ten otwr na zewntrz muru i wisia w powietrzu! W kcie czernia wodocig oglny, rozprowadzajcy wilgo na ca cian. Nad nim a do sufitu sigaa plama kopciu z lampy naftowej. ciany byy pene cienia i smutku, jak deski skadajce trumn. Ostatnia kondygnacja schodkw prowadzia do mrocznej sieni, ktra przecinaa wzdu poddasze. Judym stan przede drzwiami w gbi i zastuka raz, drugi, trzeci. Nikt mu nie odpowiedzia. Gdy jeszcze raz koata klamk, z drzwi ssiednich wysuna si dziewczyna lat trzynastu i zmierzya go wzrokiem dojrzaej kokietki. Nie pytana rzeka: - A kogo to pan szuka? - Tu jest mieszkanie Wiktora Judyma? - Tutaj. - Nie wie panienka, czy jest kto w domu? - Dopiero bya ciotka, musi by... A moe i zesza na podwrze z dzieciami. Mwic to wychylia si jeszcze bardziej i zagldaa Judymowi w oczy ze miaoci wielkomiejsk. W tej chwili w gbi mieszkania rozleg si straszny wrzask, jaki potok wyrazw zorzeczcych, kltw ordynarnych bez zwizku, zlewajcych si jakby w ryk bydlcia. Judym zdziwiony nastawi ucha, a potem cicho spyta si dziewczyny, co to znaczy. Umiechna si filuternie i rzeka: - To tam moja babka, wariatka. - Wariatka? Trzymacie j w domu? - A w domu. Gdzie mamy trzyma? Odsun dziewczyn na bok i zajrza do wntrza. W kcie, pod piecem, siedziao widmo czowiecze, za rce i nogi przywizane do haka wystajcego z ziemi. Siwe kudy nakryway gow i ramiona tej istoty, a jakie stargane achmany reszt ciaa. Czasem spod wosw ukazyway si straszliwe oczy jak dwa byskajce pomienne miecze, kiedy niekiedy usta ciskay adunek okropnych wyrazw. Judym instynktownym ruchem cofn si do sionki i zacz wypytywa dziewczyn: - Czemu jej nie oddacie do szpitala? - A ja wiem czemu! To dobre! Nie mona odda. - Dlaczego nie mona? - Bo nie ma miejsca. A po drugie, skde my wemiemy pienidzy na to, eby za

ni paci. - Czemu j tak przykuwacie? - A ba! Czemu? Bo zapie siekier, n, tasak i pozabija dzieci, ojca, mamuni. To taka szelma za, e prosz siada ! - Dawno ju chora? - Abo ona chora? Wariatka, nie chora. ebym ja takie zdrowie miaa jak ta. Przyjdzie j ojcu wiza, to si tak utargaj oboje, e no! Ojciec to samo nie uomek, a ledwo t psiakrew ujedzi... Judym machn rk i uciek po schodach. Gdy stan na dziedzicu, dostrzeg w jego szyi pod murem fabryki mnstwo dzieci skaczcych, biegajcych, rozbawionych. Na kupie opalonych belek siedziaa ciotka Pelagia, kobieta stara, askawy chleb od lat wielu jedzca u siostrzeca a brata Judymowego, Wiktora. Bya to jejmo chuda, chorowita i zrzdna. Rzadko kto sysza od niej dobre sowo, a dzieci nabray si tyle szturchacw ile wlezie. Judym szed ku niej wolno, krzywic si pod wsem i mocujc ze sob. Przykro mu byo wita si na placu, wobec lokatorw i gapiw. Dowiadcza nieprzyjemnego uczucia podrazy, zbudzonej i wydobytej na jaw przez szczeglne politowanie, stanowice rdze uczu familijnych Ciotka Pelagia odwrcia gow i spostrzega go, ale nie ruszaa si z miejsca. Gdy przyszed i dotkn nosem jej zabrudzonego rkawa w okolicach doni, schylia si prdko i cmokna go z dala we wosy. - Kiedy T o m c i u przyjecha? Nic my nie wiedzieli... - rzeka z waciw jej oschoci. - Wczoraj wieczorem dopiero. Jake zdrowie ciotki? - Ej... jakie to moje zdrowie... Tak kipi. Teraz ciepo, to siedz tutaj we dnie, a przyjdzie zima, to si moe nareszcie skoczy. - Ech, nie lubi te tych wszelkich... - A wiem... - Ciotka niele wyglda. C sycha u Wiktorw? Jake on? - A c... Jak to Wiktor. - No? - Jest ta w tej fabryce. - U Milera? - Gdzie za! W elaznej, ale przy stalowni: - Przy stalowni! - zdziwi si Judym - A w stalowni - Dlaczego to? - Przerzuci si. Mwi, e woli. No i atwiej mu bdzie... te... Ale to Tomciu winien, nie kto inny... - rzeka obojtnie, prostujc fady spdnicy. - Ja winien jestem, e si Wiktor przerzuci?

- e si przerzuca, to temu Tomciu winien. Jak by gupim drgalem, to robi, co wlazo. Wzie Tomciu ka mu w gow mdroci i teraz mu si odechciao roboty. Zabra si do nie swoich rzeczy. Ksiki czyta. A jake... To uczony czowiek!- umiechna si szyderczo, pokazujc biae zby. Judym sucha obojtnie. Pniej zapyta: - Duo zarabia? - Nie, nieduo. Ona musiaa stan do roboty, bo przysza bieda. - Gdzie ona? - W fabryce cygar. Rozchodz si rano, a ja musz dzieci pilnowa, straw gotowa, dom cay obrzdzi. Gdzie T o m c i u bdzie mieszka, niby na stae? Tutaj czy gdzie we wiecie? - zapytaa z udan obojtnoci. - Jeszcze nie wiem, dopierom wrci. Rozmowa si urwaa. Judym patrza spod oka na skrawek asfaltu zabkany w tym miejscu i lecy tam wrd bry kamiennych jak gdyby wskutek czyjego roztargnienia, na drzewko wyrastajce wprost z asfaltowej skorupy. W ssiedztwie pniaka leaa krata cieku podtrzymujca przerne odpadki. Soce dogrzewao. W cieniu wysokiego muru fabryki bawio si stado dzieci. Jedne z nich byy mizerne tak bardzo, e dawaa si widzie w tych przeroczystych twarzach sie y bkitnych; inne opaliy na socu nie tylko swe buziaki, rce i szyje, ale take skr kolan wyacych obszernymi dziurami. Pord wierzgajcej gromady pezao jakie mae, rachityczne, ze sromotnie krzywymi nogami i ze ladami ospy na goych, mizernych gnatach. Caa ta banda sprawia wraenie mieci z podwrza czy zeschych lici, ktre wiatr miota z miejsca na miejsce. Rej wodzi midzy ca haasujc czered chopak omioletni, wysmuky, bez czapki, ubrany w ojcowskie ineksprymable i matczyne trzewiki. Kawaler ten dar si wniebogosy, do czego uprawomocniaa go komenda nad reszt w prowadzeniu jakiej batalii. Kiedy przebiega jak jele, dc ku rodkowi dziedzica, Judym go pozna: - Przecie to Franek! - A Franek... - rzeka ciotka. Dr Tomasz zatrzyma siostrzeca i wywoa tym na jego f i z y s oznak szczerego niezadowolenia. Z tumu posuna si naprzd dziewczyna modsza od Franka i zbliya si do ciotki. Bya to Karolina, siostrzenica Judymowa. Oczy miaa due, w szarej, zndzniaej twarzy palce si jak wgle spod grzywy, ktra zakrywaa jej brwi i koczya si na nosie. To dziecko miao fizjonomi star i chytr, spojrzenie uparte i badawcze, jak czowiek, ktry ju przey

gorycz setki zawodw i ktrego ju nie okamuj zudzenia. Judym przycign Karol do siebie i ucaowa. Nie bronia mu tego. Wpatrywaa si tylko w jego oczy swym cikim wzrokiem, jakby z zapytaniem, co jej z tego przyj moe. Franek paln wujka w mankiet i bknwszy co mdego na kilka pyta, wydali si w kierunku kupy kolegw. Dyskurs z ciotk nie klei si, a natomiast, jak to czsto w takich razach bywa, przychodziy Judymowi do gowy myli wasne, nowe, nie nadajce si wcale do zuytkowania ich w tej rozmowie. Te dzieci biegajce w ciasnym zauku, ogrodzonym przez nagie i niezmierne mury, przypominay, nie wiadomo czemu, stado wiewirek zamknitych w klatce. Gwatowne ich ruchy, nieustanne skoki domagay si szerokiego placu, drzew, trawy, wody... - T o m c i u by si chcia pewnie zobaczy jak najprdzej z Wiktorem? - rzeka ciotka nie lubica nigdy udawa szczeroci uczu, ktrych nie ywia. - Ano, rozumie si. - Z nim trudno si t e r a zetkn. Czasem to i trzy dni, trzy noce w domu go nie ma. - A gdzie on bywa? - Ba, wie to kto? Moe zreszt dzi akurat przyjdzie... - To ja tu wpadn wieczorkiem, a teraz chciabym si z bratow przywita. Mona do niej zaj do fabryki, wpuszcz mnie tam? - Czasem to i wpuszcz. Niech Tomciu sprbuje. Przecie wam, panom doktorom, atwiej ni nam, hoocie... - Gdzie si ta fabryka znajduje? - zapyta Judym, ktremu ta rozmowa zacza ju ciy. Ciotka wskazaa mu kierunek drogi i adres. Wysunwszy si tego domu, doktor szed ulicami w stron przedmiecia ze zwieszon gow, machinalnie szukajc oczyma fabryki cygar. Nie byo tam ju jednolitego szeregu kamienic i rzadziej trafiay si domy pitrowe. Natomiast szy w dal drewniane, niskie, odrapane budynki, niepodobne ani do dworw, ani do chaup wiejskich, a przypominajce jedne i drugie. Domostwa te byy obwieszone jaskrawymi szyldami i zbryzgane botem. Brud nie puszcza wzroku przechodnia do wntrza mieszka i mg wcale skutecznie zastpowa aluzje. Od frontu mieciy si tam zreszt gwnie sklepiki. W jednym sprzedawano ndzne kiebasy, w drugim, bardziej moe mizerniejszym, liche trumny. Gdzieniegdzie ze rodka tych zagrd miejskich, okrytych star ceglan dachwk albo pap, na ktrej rozkada si ju tu i wdzie ple

zielona, strzelaa w gr nowa kamieniczka, szybko postawiona, jakby wydmuchnita piasku. Taka figura, z niewidocznym dachem, z trzema lepymi cianami i jedn uzbrojon w szereg okien, sterczaa wrd siedzib starego, niemal redniowiecznego ksztatu, jak drogowskaz nowego porzdku rzeczy, zwiastujcy aneksj tych okolic na rzecz rozwoju wielkiego miasta z jego bezlitosn, surow lini, z jego brukiem i wiziennym, nagim, chropawym murem. Jeszcze czciej poa domw niskich przerywa ogromny tors fabryki z tgimi murami, szerok bram i bateri kominw. W dali na horyzoncie dachw ukazyway si wszdzie te kominy i kominy. rodkiem ulicy, po zrujnowanym bruku, wloky si noga za nog wozy z ceg, wytrzsajce na wsze strony py rowy. Odstawiali j wonice przysypani tym kurzem od czubka gowy do obcasa, z twarzami bezmylnymi jak cegy. Kiedy indziej dudni wielki wz frachtowy z pakami poobwijanymi w rogoe. Na szczycie takiego statku siedzia zazwyczaj monstrualny yd w czerwonym barchanowym kaftanie, wywija batem i wrzeszcza na par koni, stawiajcych kady krok nowy z niezmiernym wysikiem. Jeden z wozw zagrodzi Judymowi drog wjedajc w bram duego budynku. Numer domu wskazywa wanie instytucj, ktrej doktor Tomasz poszukiwa. Stwierdza to rwnie ckliwy i niemiy zapach tytoniu, ktry otacza zabudowania i panowa na znacznej przestrzeni ulicy. Judym wszed w bram i zwrci si do szwajcara z zapytaniem, czyby nie mona zobaczy si z robotnic nazwiskiem Judymowa. Str nie chcia sucha o niczym, dopki nie uczu w garci czterdziestwki. Pod wpywem tego wraenia zacz forsownie myle, a wreszcie milk na chwil i przyprowadzi jakiego kapcana okrytego pyem. Ten po dugich debatach kiwn na Judyma palcem i wprowadzi go do wntrza bocznej oficyny. Proszek tabaki wdziera si tam do nosa, garda, puc przychodnia i podwaja szybko oddechu. Na pierwszym pitrze ukazaa si dua sala, formalnie wypeniona przez tum kobiet zoony z jakich stu osb, pochylonych nad dugimi a wskimi stoami. Kobiety te, rozebrane w sposb jak najbardziej niepretensjonalny, zwijay cygara prdkimi ruchami, ktre na pierwszy rzut oka czyniy wraenie jakich kurczw bolesnych. Jedne z nich schylay gowy i trzsy ramionami jak kucharki wakujce ciasto. Te zajte byy zwijaniem grubo siekanego tytoniu w licie, ktre poprzednio zostay szybko a misternie przykrojone. Inne kady zwinite cygara w prasy drewniane. Duszce powietrze, pene smrodu cia pracujcych w upale, w miejscu niskim i ciasnym, przeadowane pyem starego tytoniu, zdawao si rozdziera tkanki, aro

gardziel i oczy. Za pierwsz sal wida byo drug, daleko obszerniejsz, gdzie w ten sam sposb pracowao co najmniej trzysta kobiet. Przewodnik nie pozwoli Judymowi zatrzymywa si w tym miejscu i poprowadzi go dalej przez wskie schody i sionki, obok maszyn suszcych licie, obok myna mielcego tabak i sieczkarni krajcej rne rodzaje tytoniu - do izb, gdzie pakowano towar gotowy. Wrzaa tam szalona praca Przechodzc Judym zauway dziewczyn, ktra paczki cygar oklejaa banderol. Szybko ruchw jej rk wprawia go w zdumienie. Zdawao mu si, e robotnica wyciga ze stou nieprzerwan tasiemk bia i mota j sobie na palce. Z rk leciay do kosza pod stoem gotowe paczki tak szybko, jakby je wyrzucaa maszyna. Aeby zrozumie sens jej czynnoci, trzeba byo wpatrywa si usilnie i bada, gdzie jest pocztek oklejenia kadej torebki. Za t sal otwieraa si izba przymiona, gdzie, wedug sw przewodnika, pracowaa bratowa Judyma Okna tej izby zastawione byy siatkami z drutu, ktrych gste oka, przysypane rudym prochem miejscowym, puszczay mao wiata, ale natomiast powstrzymyway od emigracji miazmaty wewntrzne. Leay tam w ktach ssieki grubo krajanego tytoniu. W rodku sali byo kilka warsztatw, na ktrych towar pakowano. Z kadego stou wybiegaa zakrzywiona rurka, a z niej strzela poziomo z sykiem dugi jzyk poncego gazu. Dokoa kadego stou zajte byy cztery osoby. Przy pierwszym Judym zobaczy swoj bratow. Miejsce jej byo w rogu, tu obok pomyka gazowego. Z drugiej strony sta, a raczej koysa si na nogach, wysoki czowiek o twarzy i cerze trupa. Dalej, w drugim kocu, siedzia stary yd w czapce zsunitej na oczy tak nisko, e wida byo tylko jego dug brod i zaklse usta. W ssiedztwie Judymowej po lewej, stronie staa dziewczyna, ktra nieustannie braa z kupy gar grubego tytoniu, rzucaa j w szal, a odwaywszy wier funta, podawaa czowiekowi koyszcemu si na nogach. Doktor wstrzyma si przy drzwiach i sta tam dugo, usiujc znowu zrozumie manipulacj tej czwrki. By to widok ludzi miotajcych si jak gdyby w drgawkach, w konwulsyjnych rzutach, a jednak peen nieprzerwanej symetrii, metody i rytmu. Po stolnicy, przy ktrej te osoby byy zatrudnione, midzy Judymow a jej ssiadem przebiegay cigle dwa blaszane naczynia, z jednej strony rozszerzone w ksztacie czworoktnych kielichw, z drugiej rwnolegocienne Formy te byy wewntrz puste. Judymowa w kadej chwili chwytaa jedn z nich w lew rk, zwracaa szerokim otworem ku doowi i opieraa na kolanie. Praw rk ujmowaa ze stosu kartk z wydrukowan etykiet fabryki, otaczaa t wiartk koniec blaszanej formy, zawijaa rogi papieru i

kleia je lakiem, ktry byskawicznym ruchem topia w pomyku gazowym. Ledwie zawinity rg przytkna palcem, ca form bra z jej rk ssiad, mczyzna, podczas gdy ona odbieraa stojc przed nim, dla wykonania tej samej pracy. Mczyzna zwraca blach otworem do gry Koniec jej wyszy, oblepiony etykiet, zanurza w stosowne wyobienie stolnicy. Przyjmowa z rk dziewczyny wacej tyto szalk. Wsypywa wier funta w otwr naczynia i tokiem odpowiadajcym ksztatowi blaszanki ubija zawarto. Dokonawszy tego przez dwa rytmiczne schylenia ciaa, wyjmowa form z penej ju tytoniu papierowej torebki i siga po now, ktr w tym czasie Judymowa oblepia. Trzeci pracownik paczk zostawion wydobywa z otworu i zakleja z drugiej strony, maczajc lak w ogniu, na wzr towarzyszki z przeciwnego koca warsztatu Pracownicy jednego stou adowali w cigu doby roboczej tysic funtw tytoniu w wierfuntowe paczki. To znaczy, e dostarczali ich cztery tysice. Na zapakowanie jednej tracili nie wicej czasu jak dziesi sekund. Byy to zgodne ruchy, nage a niestrudzone rzuty rk, jak bysk wiata lecce zawsze do pewnego punktu, skd odskakiway niby spryste ciaa. Judym widzia tam jak na doni to, co chopi zowi sposobem: usus, wyprbowanym w krwawym trudzie szereg rodkw cudacznych, ktre stanowi najkrtsz, najatwiejsz a niezbdn do przebycia lini midzy dwoma kocowymi punktami pracy. Przypomniay mu si wasne sposoby w klinice, na sali operacyjnej, i tym gbiej zanurzyy jego uwag w trud istot, ktre mia przed sob. W gbi izby sta st zupenie podobny do pierwszego z brzegu, a obok pomyka,robia kobieta w czerwonej chustce na gowie. Szmata zupenie okrywaa jej wosy. Wida byo spod niej due, wypuke czoo. yy skroni i szyi byy nabrzmiae. Zamknite oczy po kadym mapim ruchu gowy otwieray si, gdy trzeba byo przylepi lakiem roek papieru. Wtedy te oczy spogldajc na pomyk gazowy byskay jednostajnie. Twarz kobiety bya wycignita ziemista jak wszystkie w tej fabryce. Na spalonych, brzydkich, ydowskich wargach co pewien czas ka milczcy umiech, w ktrym zapewne skupio si i w ktry z musu zwyrodniao westchnienie zaklsej, wiecznie akncej powietrza, suchotniczej piersi. Bysk pracowitych oczu i ten umiech wraz z ca czynnoci przypominay szalony ruch koa maszyny, na ktrego obwodzie co w pewnym miejscu migota jak pomyczek wieccy. Gdy Judymowa ujrzaa szwagra, rce jej drgny i nie trafiy z lakiem do pomienia, a oczu stoczyy si dwie zy grube prdzej, nim z ust wybiego sowo radosnego powitania. Stana w pracy i oczyma penymi ez

patrzaa na gocia. Czowiek wpychajcy tyto w torebki nie widzia Judyma. Nie otrzymawszy formy we waciwym momencie, spojrza na Judymow takim wzrokiem, jakim patrze by mogo chyba koo trybowe na drugie koo, gdyby tamto w biegu stano. Judym podszed do bratowej, przywita j skinieniem gowy i rzek, e czeka jej bdzie na dziedzicu fabrycznym o godzinie dwunastej. Do poudnia zostawao nie wicej nad kwadrans czasu, wic wyszed z sal cygarowych i czeka w sieni przy wejciu. W czarnych norach na dole siedziay tam stare baby, w milczeniu segregujce licie tytoniowe. Zasypane tabak, wychude, ndzne, siwe, potworne, z czerwonymi oczami, byy jak Parki odprawiajce tajemnicze misterium swoje. Z gbi oczodow tych istot spoglday na Judyma, gdy czekajc na bratow sta,we drzwiach, renice o wyrazie tak srogim i penym zemsty, e zmuszony by ich unika i odwrci si plecami. Skoro tylko uderzya godzina obiadu, Judymowa pierwsza zbiega ze schodw. Za ni wysypa si cay tum kobiet. Bratowej doktora sprawiao to wida niema przyjemno, e moga pochwali si przed wszystkimi swym szwagrem. Mwia cigle i gono: - Kiedy brat przyjecha? C u brata sycha? By brat u nas na Ciepej? Jej brudna, sterana twarz promieniaa zadowoleniem i pych. Wargi rozchylajce si od szczerego miechu ukazyway rzadkie, zielone zby. Oczy wieciy si jak wgle. Wysza w towarzystwie Judyma z bramy fabrycznej i dc na obiad z przyzwyczajenia co tchu pdzia ulic. Doktor jej nie wstrzymywa i sam bieg po bruku. Dopiero gdy byli przy bramie kamienicy na Ciepej, Wiktorowa stana i uderzya si rk po fizjonomii: - Jezus! czeg ja lec jak olica? Bratam przegnaa tyli kawa. - Nic, nic, bdziemy mieli wicej czasu do rozmowy. Czy Wiktor bdzie? Twarz jej spospniaa. - Gdzie ta! On je obiady u Wajsw, tam u jednych z fabryki. Mieszkaj na Czerniakowskiej. - No i susznie. Trudno wymaga, eby chodzi tyli kawa drogi. - A tak i on mwi... - rzeka prdko. Gdy si wdrapywali na schody, doszed Judyma zapach misiwa smaonego na tuszczach, ktry zna dobrze z lat dziecicych. Przez drzwi kuchenki, otwarte na korytarz, buchao gorco i zaduch, jak si zdawao, nie do

wytrzymania. Wiktora Judyma nie byo w domu. Obiad gotowaa ciotka Teraz ju prawie nie spostrzegaa obecnoci doktora Tomasza. On take nie nasuwa si jej przed oczy i chtnie z pierwszej stancji, ktra penia zarazem obowizki kuchni i mieszkania ciotki, wsun si do drugiej, sypialni Judymw. Byo to niskie poddasze. Sufitu dosigao si gow. Stay tam dwa ka zawalone pociel, a midzy nimi komoda okryta szydekow serwet. Nad kami wisiay fotografie krewnych w tuurkach (w rodku fotografia doktora w mundurze studenckim), wszystkie w ramkach wycitych laubzeg. Gdzie w kcie szczka zegar z dugimi wagami. Doktor obj wzrokiem te sprzty i niektre z nich przypomnia sobie: byy w suterenie rodzicw. Brat Wiktor nie nadszed w mieszkaniu byo piekielnie gorco, wic Judym wyszed obiecujc wrci wieczorem. Z myl ukrycia si przed skwarem, wszed do Saskiego Ogrodu, usiad w bocznej alei i nie postrzeenie zapad w marzenia. Od dawien dawna, od czasu kiedy w szkoach zacz si uczy dla samej nauki, snuy mu si po gowie pewne nieokrelone idee z dziedziny chemii, fizjologii... Dosiga zawsze mylami jakiego potnego wiata, tysic razy silniejszego od elektrycznoci, ktre oczom lekarza odsoni wntrze puc suchotnika. Tworzy kolosalne odkrycia w terapii grulicy, budowa szpitale, jakich wiat nie widzia. Drug chimer, ktra go cigaa, byo zuytkowanie nieczystoci wielkich miast. Trzeci, wynalezienie jakiego nowego rodka lokomocji, ktry by zniweczy si wzrostu miast fabrycznych i rozproszy te zbiorowiska cegie i ludzi po caym kraju. Rojenia uczniowskie przeistaczay si pniej w silne, skryte namitnoci. Ile to godzin strawi nad swoim nowym motorem! W mieszkaniu studenckim mia kt zastawiony butlami i retortami, ktre zdawao si, mieciy w sobie cudowne tajemnice. Z czasem owo wielkie wiato, jak aureola rozwidniajce modo biednego studenta, przygaso pod tchnieniem krytycyzmu, ale mistyczna jego zorza strzelaa przy kadej okolicznoci. Miejscem, ktre te wielkie wynalazki miay uszczliwi, bya zawsze stara buda. Od chwili zaprowadzenia nowych, Judymowych kolei datowa si jej rozwj nieznany. Warszawa-ogrom, rozsiada na przestrzeni mil, z sosnowymi parkami, tonca w drzewach, gdzie skasowan zostaa suterena i poddasze, gdzie wytpiono grulic, osp i tyfus... Obecnie przyszy znowu dawne widziada. Koncepcje nieuchwytnych pomysw, szlaki samej istoty wynalazku wdzieray si w mrok niby dugie linie wiata i ukazyway figury tajemnych rzeczy, ktre tam le.

W ogrodzie byo mnstwo ludzi. Judym ani si obejrza, kiedy mino popoudnie. Ku wieczorowi nadciga zaczy istne hordy ydw, alej gwn, boczne i wszystkie drki zalaa powd ludzka. Nie byo ju gdzie spacerowa, wic cae towarzystwa sterczay na ulicach albo poruszay si kilka krokw w prawo i w lewo Tum ten by jaskrawo ubrany. Kobiety miay na sobie modne barwy. Cay ich ogrom mieni si od psowych i jaskrawoniebieskich stanikw, od fioletowych i czerwonych kapeluszw z ptasimi skrzydami albo z kwiatami, ktre za kadym ruchem osoby kiway si nad jej gow. Mczyni fason modnych ubra doprowadzili do stanu wulgarnoci, przesady i absurdu. W piknym parku byo duszno. Zdawao si, e zwieszone licie widn, e trawy obumieraj i dobrotliwy zapach lewkonii kona nie mogc zwyciy ludzkiego zaduchu. O zmierzchu Judym wyszed z ogrodu w stron placu Teatralnego. Gdy zapalono latarnie, by na Bankowym. Jaskrawy blask rewerberu pad wanie na chodnik prowadzcy w kierunku ulicy Elektoralnej. W wietle tym wida byo fale ludzi spywajce bezustannie za ciemn sylwetk banku jakby w szyj naczynia. Judym stan. Te czarne masy gw i tuowiw, sunce prdko niby mrwki, zbudziy w nim uczucie fizycznej odrazy. Zdawao mu si, e spoglda na sunce awy robactwa. Wmiesza si w motoch mieszkajcy tam, za tym placem przenigdy! Przenigdy! Zawrci na miejscu z mocnym postanowieniem zobaczenia si z bratem kiedy indziej - i wszed do wykwintnej restauracji. Nazajutrz wsta o godzinie pitej rano i poszed do brata. Gdy wchodzi w bram, soce owietlao grne czci oficyn i udzielio nawet tym biednym, rowobrudnym cianom uroku swojego przyjcia Zdawao si, e ndzne okna, za ktrymi kryje si ubstwo, te jakby znuone oczy chorego domu stoczonego wewntrz przez bied, wieczycie pozbawione blasku wesela, teraz, w tej jedynej chwili, otwieraj si, patrz w niebiosa i modl si do soca Gdy doktor Tomasz zastuka we drzwi mieszkania, stan w nich brat Wiktor, ju ubrany. By to suszny mczyzna. Nosi du jak opata, zapuszczon brod, ktra otaczaa jego rysy niby rama. Twarz mia blad, nie opalon, o skrze jak gdyby przesiknitej czym czarnym. Gdy spojrza na brata, oczy mu si zamiay jak u dziecka, mimo e sowa, ktre wymwi na przywitanie, miay prawie zimny ton urzdowy: - Jak si masz, Tomek... - C u ciebie sycha... - rzek doktor, rwnie bez czuoci witajc brata.

- Ano tak... idzie... - Wiesz, odprowadz ci. - Dobra rzek Wiktor biorc blaszank. Gdy si znaleli w ulicy, szli przez czas pewien obok siebie w milczeniu, po prostu nie wiedzc od czego zacz. Wreszcie Wiktor rzek: - W Paryu by? - Byem. - Teraz tu zostaniesz? - Pewno. Trzeba bdzie tu osi. Zobacz, jeszcze nic nie wiem. Chciabym tu by, ale czy wyyj... - No, i po tylu latach nauki jeszcze by nie wyy! - umiechn si z niedowierzaniem i odrobin ironii. - Tak ci si to zdaje. - Pewnie, e mi si zdaje. Co ja m o g i wiedzie? Judym zauway to mogi i wnet go poczo drani. Znowu szli milczc Ulice byy prawie puste. Kiedy niekiedy jecha wz z jarzynami albo pieczywem. Nadzwyczajnie haasujc przemkna si doroka wiozca niewyspan osob z jakiego wczesnego pocigu. O ciany kamienic rozbija si oskot krokw ludzi idcych do pracy z blaszankami w rku. W pewnej chwili wymin braci stary yd dwigajcy na plecach w ogromnym koszu dwa wielkie pocie misa. Stre na caej dugoci ulic rozbijali miotami suchy kurz i brud wczorajszy - Mwia mi ciotka, e przerzucie si znowu...- zacz doktor. - A tak. Poarem si z Raczkiem, tam z jednym majstrem Niech go tam zreszt jasnoci!... - O co? - A o co? cierpie my si nie mogli i do. Mwi, e ja nie na robociarza, e w kamaszkach, w akiecie chodz,,w krawacie... To, mwi, nie tego... A jemu psikrwi co do moich kamaszkw! Id do roboty jak kady inny f a c e t, w takiej, o, koszuli i w takich portkach... - Pewnie, ale po co si drze o byle co? - E, o byle co! My ta wiedzieli, o co si drzemy... - rzek Wiktor spluwajc. On mi si tylko czepia, d r a , ja wiem. Ho co mu do mnie M o g i na miecie w wito papierowy kopak woy n eb i chodzi w tym po alejach, to i tak mu nic do tego, chaujowi. Wzienem, zrugaem raz i drugi - no i trza si byo wyla z tamtej budy: - Jake ci teraz? - Z pocztku bya b r y n d z a, ale jak raz zaprowadzili t gruszk Bessemera

czy ta jakiego, i nadaem si. Robota jest cika, oczy re, ale tu wol. - Widzisz, to ci chc powiedzie, e ty moe wolisz, ale Teosia musiaa stan do roboty. Ja wczoraj byem w tej jamie, gdzie ona chodzi. - Ja jej nie zmusza. - Ty jej nie zmusza, ale brak zmusza. Powiem ci, e ona w tym tytoniu dugo robi nie powinna. To jest za cika praca. - Teraz l e t k i e j pracy mao na wiecie - rzek Wiktor obojtnie. - C ja miaem robi? Przecie nie prnuj. - Ja te ci nie robi wyrzutw, tylko mi al twojej kobiety. - I mnie jej al, ale c na to poradzi... -rzek Wiktor w tonie ironicznym, z boku rzucajc okiem na brata. - Ty wyszed na ludzi, a my zostali w swoim stanie. aujesz... mojej kobiety... Ja to samo... Ale choby aowa i przeaowa, to si psu na bud nie zda. Ju nie trzeba, jak ja si staram, eby si, wybi na ludzi... - Mylisz, e ci ublia to, co mwi taki Raczek! - Nie ublia mi! Kazabym ja ci chodzi w grubych buciorach, w zgrzebnych gaganach, w drelichu, jak bele chopu od kanalizacji; co ze wsi przylaz... To bymy zobaczyli... - Ubranie o wartoci czowiek ni stanowi...- rzek doktor, mylc jednoczenie, e ta maksyma stanowi wywiechtane sowo, pasujce do treci skarg Wiktora jak kwiatek do koucha. Tamten szed kilkanacie krokw nic nie mwic Raptem zwrci si do Tomasza i rzek szorstko: - Widzisz, tak: ty tera pan, a ja taki se czowiek, mao co lepiej ubrany od naszego nieboszczyka ojca. Wzia ci ciotka z domu, wychowaa, daa ci do szk - no i dobrze, bardzo dobrze. To mi, sumiennie ci mwi, szczerze cieszy. Twoje ycie byo jak ryczka w ogrodzie, a moje, uwaasz... Jak si ty bdziesz ubiera, mnie to nic a nic nie obchodzi, chocia to ubranie, twoje, nosisz z tej racji, e ci, widzisz, ciotka wzia. Bez tego to c by ty by? A jak sobie ja kupi akiet, tom do tego akietu doszed wasnymi pazurami, jakbym go z muru wygrzeba. Uwaasz mi? Doktora zakuy te sowa. - Zdaje ci si - rzek - e moje ycie byo jak ryczka w ogrodzie. eby ty wiedzia... - Skd ja mam co wiedzie! - krzykn prawie Wiktor. - Bye to brat dla mnie!

Pamitam, e ciotka raz przyjechaa drynd, jak my oba na bosaka achali po rynsztokach. Ciebie wzia, bo by przystojniejszy - i koniec. Przychodzie do nas czasami na jakie godzinkie, ale by wystrojony, potem w mundurze, i boczye si na mnie, obdartusa z terminu. - Co ty... - No, no, ja t a na wiatr nie gadam! Dopiero jake poszed do uniwersytetu, zetknlimy si, ale to co innego, i zreszt... - Ciotce zawdziczam wiele - mwi doktor patrzc w ziemi. - Gdyby nie ona, zostabym by na naszym podwrzu. To prawda. Ona mi w wiat wepchna, ale te com ja z jej powodu przey! - Ty przey? - Wiesz przecie, kim bya nasza ciotka. - Przecie, e wiem. - Bya to podobno niegdy cudna dziewczyna. Tote prdko z sutereny ruszya w wiat... - C ty bdziesz w e flanel obwija? Ruszya w wiat - tere fere... To bya, podobno, najpierwsza g r a n d a w Warszawie! Jeden f a c e t, co mu ojciec nieboszczyk buty robi, rozpowiada staremu, e to, mwi ci, hrabiowie, nie hrabiowie... - No dobrze, dobrze! - mrukn Tomasz z niecierpliwoci. - Gniewa ci to? - mia si tamten ordynarnie. - Chc ci powiedzie, jak byo, bo o tym zacz, a nie wiesz: zebraa sobie kup pienidzy, mieszkanie naja na drugim pitrze, cztery pokoje... miaa liczne meble. Czego tam nie byo! - Podobno szyk najpierwszy! - Tak jeszcze staa, gdy mnie wzia do siebie. Bya ju wtedy przekwita, ycia dawniejszego nie prowadzia, ale bywao u niej mnstwo znajomych. Grao to w karty, pio. Przychodzili najrozmaitsi ludzie, mode i stare baby. Tam ja to rosem jak ryczka w ogrdku... - mwi z bolesnym umiechem.- Pierwszych lat byem na posykach, froterowaem, czyciem posadzki, myem w kuchni garnki, rondle, nastawiaem samowary i lataem, lataem bez koca za sprawunkami. Jeszcze dzi pamitam ten dom, te schody kuchenne! Ile ja tam cierpie... Moe we dwa lata wzia ciotka i wynaja pokj w korytarzu z osobnym wejciem jednemu studentowi. Paci nieduo, ale za to mia obowizek mnie uczy i przygotowywa do gimnazjum. Ten f a c e t mi uczy sumiennie i przygotowa Radek si nazywa... Poszedem do s z t u b y. Ciotka pacia wpis, nie mog powiedzie, ale te za to uywaa na mnie co si zmieci. Dowiedziaem si

pniej, gdy byem starszy, e duo przegraa w karty. Wwczas nie rozumiaem wcale tego, co si tam dziao. Dowiadczaem tylko na sobie bez ustanku, e ciotka jest coraz bardziej skpa i wcieka. Formalnie wcieka. Opanowywaa j czasami jaka furia i gnaa po pokojach, z jednego w drugi. Nie daj Boe wpa jej wtedy w rce! Sypiaem zawsze w przedpokoju, na sienniku, ktry wolno ani byo przywlec z ciemnego pasayka za pokojem ciotki wwczas dopiero, gdy si ju wszyscy gocie od niej wynieli. Kadem si spa pno w nocy, a wstawa musiaem najwczeniej ze wszystkich. Z czasem goci przychodzio coraz mniej, ale za to wynaja trzy pokoje, do ktrych wchodzio si ze wsplnego korytarza, sublokatorom. I wtedy nie wolno mi byo ka si spa przed powrotem ostatniego z tych ndznych nocnych wczykijw. Wstawa musiaem, gdy jeszcze wszyscy spali. Pra mi, kto chcia: ciotka, suca, lokatorowie, nawet str w bramie wlepia mi, jeli nie kuaka,w plecy, to przynajmniej sowo, czsto twardsze od pici. I nie byo apelacji. Moje lekcje, gdy Radek si wyprowadzi po skoczeniu b u d y, odrabiaem w kuchni, na stole zawalonym rondlami, wpord ziemniakw i masa. Ile to razy ciotka mi wyganiaa precz, za byle win! Ile razy musiaem baga na klczkach, eby mi znowu przyja do swego domu! Czasami w przystpie wietnego humoru dawaa mi swoje rozklapane trzewiki, w ktrych ku szczerej radoci caego gimnazjum chodzi musiaem. Trafia si zima, kiedy sypao si w prunelowych pantoflach z wysokimi obcasami, albo inna, w ktrej caym cigu moge by widzie na niegu lad moich bosych ng, cho niby to byy okryte przyszwami. Jakem si tylko przywlk do pitej klasy, bryknem stamtd. Ale cae moje dziecistwo, caa pierwsza modo upyny w nieopisanym, wiecznym przestrachu, w guchej ndzy, ktr teraz dopiero pojmuj. A zreszt, a zreszt... co to gada... - To ci ciocia dopiero... - mia si Wiktor. - Nieboszczyk ojciec nie lubi o niej gada, o tej ciotce, a jak si tylko u r n zdrowo, to zaraz na ni kl co si zmieci. Tomasz machn rk i szed w milczeniu: Ulice pene ju byy wiata sonecznego. Przy domach otulonych drzewami say si fiokowe, pachnce cienie. Tomasz i Wiktor zawrcili wanie w kierunku dzielnicy fabrycznej i stanli na wzgrzu, skd j ca mona byo widzie. Z gbi odlegych murw cigna w szczere pole Wisa, wygita jak ogromny uk z jasnego srebra. Zdawao si, e ponie biaym blaskiem, zapalona przez soce poranne. Spragnione oko

chwytao daleki widok tej swobodnej wody, zielonej rwniny k, sinych lasw, nikymi liniami gincych w przestworzu. Bliej nad Wis ciemniay kpy jakich drzew rozoystych. Bracia usiedli pod murem ogrodowym na trawnik i milczc patrzyli w krajobraz, ktry mieli przed sob. Z niziny fabrycznej, z owej masy lepych murw bez okien, z wskich i podunych budowli, ktre cienkimi rurami wydychay kby pary, przecudne w promieniach soca, jak ruchome bryy srebrne, dochodzi nie milkncy oskot elaza. Doktor Tomasz ulega zudzeniu, e te dwiczne uderzenia motw, owe jki jak gdyby targanych acuchw wydaje para buchajca na wsze strony z dachw okrytych zadymion pap. Zdawao mu si, e drcy jakiego nienasyconego popiechu, dziki, zdawiony i twardy ryk motorw daje si umiejscowi, e go wida w ogromnych kbach burego dymu, magajcych cige i prdkie pkola. Ten dym mnstwa wysokich kominw z cegy, i wskich, okrgych, z blachy spojonej, gangrenowa ju przestwr czystego nieba, znia si, wasa nad gmachami i zalewa ulice niby szara mga, w ktrej traciy wyrazisto ksztatw domy, latarnie, wozy i ludzie. Kiedy niekiedy daway si uczu w rwnych odstpach czasu dwa idce po sobie ciosy mota parowego, dziki ktrym ziemia draa w odlegoci kilkudziesiciu krokw od fabryki. Po rozbitym bruku ulicy toczyy si wozy cignione przez ogromne koniska. Wehiku taki skadajcy si z dwch supw zczonych, ktre lec na grubych osiach dwigay ciar elaza, przewczy z miejsca na miejsce bryy gsi surowcowych, podobne do zastygych skib grudy, paskie sztaby elaza, proste albo zwinite jak wstki relsy, drgi, ogromne czci mostw, krat, maszyn. Niektre z nich sycha byo w ssiedniej ulicy. Jakie dwa ogony dugich kutych sztab, wysunite poza tylne koa wozu, przy kadym jego wstrznieniu trzepay si o siebie wydajc wrzask nieznony. Zdawao si, e to wcieko obkana, skuta acuchami, w diabelskiej furii wali ogonem i wyszczekuje w mczarni ostatnie swoje tchnienie. Kiedy Judymowie siedzieli, przeczekujc nerwami wdrwk jednego z najhaaliwszych transportw, nagle z drugiego trotuaru da si sysze gos: - Judym! Czego ty tam siedzisz... Judym! Bracia nierycho ten gos usyszeli. Wreszcie Wiktor rzuci okiem i wnet wsta z miejsca. Z drugiej strony ulicy szed mody czowiek wysokiego wzrostu, blondyn, z jasn, krtk brod i niebieskimi oczami. Twarz jego bya po fabrycznemu przyblada, ale usta zachoway jeszcze umiech i barw zdrowia. Mia na sobie zniszczone ubranie i perkalow koszul. Gow jego okrywa duy

kapelusz z rondem w postaci skrzyde. - To nasz nowy pomocnik tego inyniera, co pierwszy ustawia gruszk - rzek Wiktor. Mody czowiek zbliy si do nich i zacz rozmawia. Co par chwil rzuca bystre, jasne, prawdziwie badawcze spojrzenia na Tomasza. - To mj brat - rzek Wiktor - doktor Wrci w tych dniach z Parya. Technik wycign rk i powiedzia niewyranie, jak zwykle przy prezentacji, jakie nazwisko. Rozmawiajc o rzeczach obojtnych, wszyscy trzej schodzili wolno w d ulicy. Wiktor, peen zadowolenia, e moe si pochwali takim bratem, cho usiowa tego nie zdradza, mwi duo, a wreszcie nie pytajc Tomasza prosi modego inynierka, czyby doktor nie mg zwiedzi fabryki, a osobliwie stalowni. Ten waha si przez chwil, a wreszcie przyrzek protegowa gocia. Zeszli w wsk uliczk utworzon przez nagie mury fabryki i stanli u ciasnych drzwi. Bya ju zapewne godzina sidma. Na podwrzu fabrycznym otoczy ich szczk motw i guche warczenie motorw dynamoelektrycznych o sile blisko tysica koni. Wiktor gdzie znik i doktor zosta sam na sam z modym zawodowcem. Ten prowadzi go przez sale, gdzie heblowano sztaby elaza dugie kilkadziesit okci, gdzie borowano w nich dziury za pomoc widrw gdzie skromne maszynki w mgnieniu renicy wybijay w pytach grubych na dwa palce due otwory z tak atwoci, jakby rzecz sza o przedziurawienie palcem plastra miodu. W jednym miejscu nitowano kraty mostw za pomoc rub rozpalonych do biaoci, gdzie indziej cito noycami sztaby jak ptno. Z ogromnych izb warsztatowych Judym przeszed do pustej hali, gdzie pracowao zaledwie kilkunastu ludzi. Tu spajano relsy. Doktor Tomasz ciekawie przyglda si tej robocie. Mao tam miay do czynienia maszyny. Dziaay za to wycznie muskuy i moty na dugich toporzyskach. W rogu sali duba nad czym mczyzna o takim kadubie, o takich bryach mini, e Judym przypatrywa mu si jakby nieznanemu gatunkowi czowieka. Widzia podobne kby bicepsw, ale tylko w marmurze i na rysunkach. Zdawao si, e gdyby to rami podnioso si, ta pi w mur trzasna, boby go w mgnieniu oka zgruchotaa na szcztki. I by to wspaniay widok, gdy siacz uj swj mot i zacz do spki z towarzyszem czy uderzeniami dwa rozpalone koce szyn. Doktorowi nie chciao si stamtd wychodzi. Z yw ciekawoci przyglda si siaczowi, rozpatrywa i przepowiada sobie na nim muskuy. Z

daleka posuwajc si za swym inynierem, cieszy si widokiem kowalskiego kaduba. - To take silny chop! - rzek towarzysz. - Ktry? - A ten... Obok potnego kowala sta bokiem odwrcony czowiek mody, lat moe dwudziestu omiu, z twarz tak pikn, e Judym ujrzawszy j stan jak wryty. Byy to ostre rysy chudej twarzy, regularne i jakby wyrzebione z koci. Grn warg ocienia may, czarny wsik. Czowiek ten by prawie szczupy, tylko jako przedziwnie ksztatny. Ruchy mia nie szybkie, lecz pewne swego celu, nieodzowne i harmonijne. - Czy to take kowal? - szepn Judym. - W porwnaniu z Herkulesem wyglda jak chrabszcz. - Ej, tak le nie jest... - umiechn si przewodnik. Wkrtce potem chudy robotnik, gdy kolej na niego przysza, dwign swj mot i zacz uderza. Wtedy dopiero Judym zobaczy. Mot obiega krg rozsunity i trzaska w elazo z oguszajc potg. Nagie rce wyrzucay go w prawo i w ty i zadaway sztabie cios z boku, a od samej ziemi poczty. Korpus ciaa sta prosto, jakby w tej czynnoci nie bra udziau. Tylko biodra wzdrygay si pewnym, minimalnym ruchem, ktry ukazywa stopie samej siy, i minie opatek nacigay koszul. Snopy iskier wyfruway spod mota w ksztacie gwiazd bkitnych i zotych. Otaczay wspania figur rycerza jakby aureol, nalen wielkiej mocy i cudownej piknoci. Po ostatnim uderzeniu mody kowal usun si w kt hali melodyjnym ruchem, wspar rce na toporzysku i wista przez zby. Krople potu stay na jego czole i pyny strugami z usmolonej twarzy. Z szopy kowalskiej wchodzio si do odlewni elaza i stali Dym somy wolno wglejcej, zapach przernych kwasw i duszne, do ostatka wynaturzone powietrze wypeniay te hale grobowe, czarne, ziejce ogniem. Grunt ich zryty i sprzewracany dymi si i parzy nogi. Czarne, ranami okryte ciany dygotay jak gdyby z wiecznego blu. W jednym kocu olbrzymiej szopy stao naczynie w ksztacie gruszki. Podstawa jego bya szeroka, szczyt zwa si i zakoczony by nieduym otworem. Ta wielka retorta obracaa si na poziomej, wewntrz prnej osi, ktra wprowadzaa do rodka ogrzane powietrze z maszyny wiatrowej. Cae to naczynie mogo przechyla si w taki sposb, e przez otwr grny wylewaa si we waciwej chwili zawarto. Gdy Judym wszed do sali, gruszka

staa pionowo, naadowana warstwami surowca i koksu. Puszczono prd powietrza o temperaturze omiuset stopni, ktre z dou wdziera si do wntrza i dmie z olbrzymi si. Wwczas przez otwr w grze zacz wybucha czarny kope, w ktrym byska kiedy niekiedy rozdymajcy si pomie. Mroczne kby napeniy budynek i wypyway przez ogromne wrota. Dym strzela w gr ze wzrastajc szybkoci, by coraz bielszy i cieszy. W pewnych odstpach czasu miliardy gwiazd leciay z jego gbi. Gdy koks spali si cakiem, zacz spomidzy nich bucha z przeraliwym huk