8
l Blok komunalny - str. 3 l Warszawa w obiektywie Sławnego - str. 5 l www.poludnie.com.pl l ISSN 2082 - 6540 Rok VII nr 19 (122) l 6 GRUDNIA 2012 l Bezpłatnie www.poludnie.com.pl www.facebook.com/Poludnie.Gazeta www.polskieradio24.pl Zadbaj o swój słuch Słabo słyszysz? Masz trud- ności z rozumieniem mowy? A może ktoś z bliskich ma kło- poty ze słuchem? Przeczytaj, w jaki sposób zasięgnąć pomocy! Szacuje się, że około 10 procent populacji niedosły- szy. Oznacza to, że słuch oko- ło 200 tys. Warszawiaków nie jest prawidłowy, choć z pew- nością nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. dokończenie na stronie 4 1 grudnia Reprezentacyjny Ze- spół Artystyczny Wojska Polskie- go wystąpił w bielańskim Cen- trum Rekreacyjno-Sportowym przy ulicy Lindego. Zgromadził liczną publiczność, która żywio- łowymi brawami nagrodziła arty- stów za doskonały występ. „Prze- chadzki wiedeńskie i okoliczne” to opowieść o miłości ludzkiej i miłości do Wiednia, miasta peł- nego uroku. Posłuchaliśmy więc pięknego walca „Wiener Prater- leben” Sigfrieda Translautera, arii z „Wiktorii i jej huzara” Paula Abrahama, fragmenty „Traviaty” Giuseppe Verdiego. Pozostaną w naszej pamięci niesamowite wrażenia: barwne kostiumy, piękne, kolorowe deko- racje, artyści potrafiący nawiązać emocjonalny kontakt z publiczno- ścią. Duże wrażenia na widzach wywarł piękny głos Leszka Świ- dzińskiego, który gościnnie wy- stąpił w koncercie, towarzysząc Aleksandrze Okrasie–Wachow- skiej. Finał „Przechadzek…”, frag- ment „Traviaty” Verdiego, kom- pozytora, którego znają wszyscy, to magiczne „Libiamo” i wyśpie- wane na koniec „Więc pijmy na zdrowie miłości...”. fot. Z. Morawski „Serwują najlepszą pizzę jaką jadłem w życiu. Ciasto jest cienkie, tzw. włoskie, pyszne. [...] Jadłem też makaron czarny z szynką parmeńską. W smaku przypominał naleśniki mojej mamy”. Przytoczone na wstępie zdania znalazłem w Internecie, pragnąc poznać opinie o restauracji. Jednak najlepiej przekonać się o jakości restauracji składając w niej wizytę. Wchodzi się przez ogromny hol. dokończenie na stronie 5 Bravo Roberto Miłość do operetki Z Bogusławem Kaczyńskim o kulturze, Teatrze Roma i książkach napisanych rozmawia Witold Matulka - Napisał Pan wiele znako- mitych książek, m. in. Koń na biegunach, Jak samotny szeryf, Smak sławy. Do kogo adresuje Pan swoje książki? - Adresuję je do milionów mi- łośników sztuki muzycznej i kultu- ry. Opowiadają o pięknie muzyki i o tym, że warto muzykę poznać, warto kochać i żyć z nią do koń- ca swoich dni. Powoduje ona, że nasze życie staje się łatwiejsze i znacznie piękniejsze od tego, które przebiega bez kultury. - W Smaku sławy opisuje Pan historie najwybitniejszych na świecie artystów, śpiewaków... - Piszę o największych, których udało mi się spotkać. Zdradzę Panu, że materiały do tej książki zbierałem przez 43 lata. Chłopcu czy młodzieńcowi, który urodził się w Polsce, za żelazną kurty- ną, nie było łatwo wędrować po świecie i być w tych miejscach, w których warto i powinno się bywać. Mnie się jednak udało. Spotkałem wiele znakomitości. Dostąpiłem zaszczytu, że te oso- bistości życzliwie na mnie spojrza- ły i zechciały ze mną rozmawiać. W tej książce ukazuję sylwetki tak wielkich mistrzów, jak: Luciano Pavarotti zwany „królem teno- rów”, jak Michaił Barysznikow nazywany „królem tancerzy”, czy legendarni artyści tej miary co Toti Dal Monte, Maria Caniglia, Monserrat Caballe, Birgit Nilsson. Zajęty pracą telewizyjną, po- dróżami, wiele lat odkładałem opracowanie zgromadzonych materiałów. Teraz znalazłem czas. Kiedy przejrzałem gotową książkę, pomyślałem: to chyba niemożliwe, że wszędzie tam do- tarłem, że tych ludzi spotkałem, że byli oni dla mnie tak serdeczni, że zapraszali mnie do swoich do- mów i długo ze mną rozmawiali. - Najnowsza pańska książka traktuje o festiwalu w Łańcucie. - Książka Łańcut, moja miłość, jest czymś w rodzaju „wyrzutu su- mienia”. ciąg dalszy na stronie 2 Targi W dniach od 7 do 9 grudnia w dolnej hali „Warszawianki” przy ul. Piaseczyńskiej 71 odbędą się Targi Medycyny Naturalnej i Ko- smetyki. Można będzie skorzystać z porad, diagnozy irydologów, kręgarzy, bioenergoterapeutów, zakupić kosmetyki i zdrową żyw- ność. Dojazd do ul. Piaseczyńskiej najlepiej od ul. Dolnej. Pieszo zejść można też od górnej hali „Warsza- wianki” od strony ul. Merliniego i Puławskiej. Koziołek Matołek Wystawę „80 lat z Koziołkiem Matołkiem” można już oglądać. Czynna będzie dla publiczności w dniach i godzinach otwarcia Mu- zeum Techniki (PKiN) do niedzieli 17 lutego 2013 r. Janusz Korczak Działalność lekarska jest naj- mniej znanym aspektem życia Janusza Korczaka. Aby wypełnić tę lukę Muzeum Historii Medycy- ny Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego przygotowało wysta- wę „Winienem być dobrym leka- rzem - Janusz Korczak – Henryk Goldszmit”. Wystawę można oglą- dać od 7 bm. do 31 marca 2013 r. w Muzeum Historii Medycyny Warszawskiego Uniwersytetu Me- dycznego przy ul. Żwirki i Wigury 63. Poniedziałek – piątek: 8-20, sobota: 8-14. Wstęp wolny. Zieleniec przy pomniku 4 bm. zakończona została, pro- wadzona przez Zarząd Terenów Publicznych, modernizacja zieleńca przy Pomniku Bohaterów Getta w Warszawie. Zwieńczeniem prac jest nasadzenie dwóch okazałych dębów szypułkowych o wysokości 9 – 11 metrów po obu stronach Po- mnika Bohaterów Getta. dokończenie na stronie 6 Mikołaje Sobota, 8 grudnia, jest w Ga- lerii Żoliborz przy ul. Broniewskie- go 28 (1 piętro) dniem mikołaj- kowym dla dzieci i dla dorosłych. Od godz. 12.00 aż do wieczora czyli do godz. 19.00 trwać będzie kiermasz świątecznych wyrobów artystycznych. Swoje prace za- prezentują twórcy profesjonalni i amatorzy, będzie można kupić - ale także podziwiać - piękne rę- kodzieła. O godz. 12.30 dzieci mogą oglądać bajkę o Królowej Śnie- gu. Potem odwiedzi je Świę- ty Mikołaj, będą gry i zabawy dla dzieci aż do godz. 15.00. Ok. godz. 16.00 tancerki zapre- zentują tańce żydowskie i zapro- szą do wspólnego tańca radości, a o godz.17.30 odbędzie się kon- cert polskich pieśni Karłowicza, ro- mansów rosyjskich oraz utworów z repertuaru Bernarda Ładysza. A przez cały czas Galeria Żoli- borz czeka na przyniesione przez czytelników „Południa” drobne upominki dla ludzi samotnych (podopiecznych żoliborskiego OPS) oraz bezdomnych z ośrodka w Ożarowie. Każdy ma w domu kilka nietrafionych prezentów, które stoją gdzieś w kącie lub na półce. Przynieście je, razem ładnie zapakujemy i ktoś zupełnie nie- oczekiwanie dostanie świąteczny prezent. W ten sposób każdy z nas może być Świętym Mikołajem i sprawić komuś prawdziwą radość. Cieszmy się z nadchodzących Świąt i sprawmy radość innym. Wisłostrada Jak poinformował Jerzy Lejk, prezes Metra Warszawskiego tunel Wisłostrady jest już bez- pieczny, podparty. 29 listopada nadzór budowlany postanowił przygotować proces otwarcia Wisłostrady.

Poludnie Glos Srodmiescia nr 19 z dnia 6 grudnia 2012

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Południe Głos Śródmiescia Bielan Żoliborza nr 19 z dnia 6 grudnia 2012

Citation preview

Page 1: Poludnie Glos Srodmiescia nr 19 z dnia 6 grudnia 2012

l Blok komunalny - str. 3 l Warszawa w obiektywie Sławnego - str. 5 l www.poludnie.com.pl l

ISSN 2082 - 6540

Rok VII nr 19 (122) l 6 GRUDNIA 2012 l Bezpłatnie

www.poludnie.com.pl www.facebook.com/Poludnie.Gazeta

www.polskieradio24.pl

Zadbaj o swój słuchSłabo słyszysz? Masz trud-

ności z rozumieniem mowy? A może ktoś z bliskich ma kło-poty ze słuchem? Przeczytaj, w jaki sposób zasięgnąć pomocy!

Szacuje się, że około 10 procent populacji niedosły-

szy. Oznacza to, że słuch oko-ło 200 tys. Warszawiaków nie jest prawidłowy, choć z pew-nością nie każdy zdaje sobie z tego sprawę.

dokończenie na stronie 4

1 grudnia Reprezentacyjny Ze-spół Artystyczny Wojska Polskie-go wystąpił w bielańskim Cen-trum Rekreacyjno-Sportowym przy ulicy Lindego. Zgromadził liczną publiczność, która żywio-łowymi brawami nagrodziła arty-stów za doskonały występ. „Prze-chadzki wiedeńskie i okoliczne” to opowieść o miłości ludzkiej

i miłości do Wiednia, miasta peł-nego uroku. Posłuchaliśmy więc pięknego walca „Wiener Prater-leben” Sigfrieda Translautera, arii z „Wiktorii i jej huzara” Paula Abrahama, fragmenty „Traviaty” Giuseppe Verdiego.

Pozostaną w naszej pamięci niesamowite wrażenia: barwne kostiumy, piękne, kolorowe deko-

racje, artyści potrafiący nawiązać emocjonalny kontakt z publiczno-ścią. Duże wrażenia na widzach wywarł piękny głos Leszka Świ-dzińskiego, który gościnnie wy-stąpił w koncercie, towarzysząc Aleksandrze Okrasie–Wachow-skiej.

Finał „Przechadzek…”, frag-ment „Traviaty” Verdiego, kom-

pozytora, którego znają wszyscy, to magiczne „Libiamo” i wyśpie-wane na koniec „Więc pijmy na zdrowie miłości...”.

fot. Z. Morawski

„Serwują najlepszą pizzę jaką jadłem w życiu. Ciasto jest cienkie, tzw. włoskie, pyszne. [...] Jadłem też makaron czarny z szynką parmeńską. W smaku przypominał naleśniki mojej mamy”.

Przytoczone na wstępie zdania znalazłem w Internecie, pragnąc poznać opinie o restauracji. Jednak najlepiej przekonać się o jakości restauracji składając w niej wizytę. Wchodzi się przez ogromny hol.

dokończenie na stronie 5

Bravo Roberto

Miłość do operetkiZ Bogusławem Kaczyńskim o kulturze, Teatrze Roma i książkach napisanych rozmawia Witold Matulka

- Napisał Pan wiele znako-mitych książek, m. in. Koń na biegunach, Jak samotny szeryf, Smak sławy. Do kogo adresuje Pan swoje książki?

- Adresuję je do milionów mi-łośników sztuki muzycznej i kultu-ry. Opowiadają o pięknie muzyki i o tym, że warto muzykę poznać, warto kochać i żyć z nią do koń-ca swoich dni. Powoduje ona, że nasze życie staje się łatwiejsze i znacznie piękniejsze od tego, które przebiega bez kultury.

- W Smaku sławy opisuje Pan historie najwybitniejszych na świecie artystów, śpiewaków...

- Piszę o największych, których udało mi się spotkać. Zdradzę Panu, że materiały do tej książki zbierałem przez 43 lata. Chłopcu czy młodzieńcowi, który urodził się w Polsce, za żelazną kurty-ną, nie było łatwo wędrować po świecie i być w tych miejscach, w których warto i powinno się bywać. Mnie się jednak udało. Spotkałem wiele znakomitości.

Dostąpiłem zaszczytu, że te oso-bistości życzliwie na mnie spojrza-ły i zechciały ze mną rozmawiać. W tej książce ukazuję sylwetki tak wielkich mistrzów, jak: Luciano Pavarotti zwany „królem teno-rów”, jak Michaił Barysznikow nazywany „królem tancerzy”, czy legendarni artyści tej miary co Toti Dal Monte, Maria Caniglia, Monserrat Caballe, Birgit Nilsson.

Zajęty pracą telewizyjną, po-dróżami, wiele lat odkładałem opracowanie zgromadzonych

materiałów. Teraz znalazłem czas. Kiedy przejrzałem gotową książkę, pomyślałem: to chyba niemożliwe, że wszędzie tam do-tarłem, że tych ludzi spotkałem, że byli oni dla mnie tak serdeczni, że zapraszali mnie do swoich do-mów i długo ze mną rozmawiali.

- Najnowsza pańska książka traktuje o festiwalu w Łańcucie.

- Książka Łańcut, moja miłość, jest czymś w rodzaju „wyrzutu su-mienia”.

ciąg dalszy na stronie 2

TargiW dniach od 7 do 9 grudnia

w dolnej hali „Warszawianki” przy ul. Piaseczyńskiej 71 odbędą się Targi Medycyny Naturalnej i Ko-smetyki. Można będzie skorzystać z porad, diagnozy irydologów, kręgarzy, bioenergoterapeutów, zakupić kosmetyki i zdrową żyw-ność. Dojazd do ul. Piaseczyńskiej najlepiej od ul. Dolnej. Pieszo zejść można też od górnej hali „Warsza-wianki” od strony ul. Merliniego i Puławskiej.

Koziołek MatołekWystawę „80 lat z Koziołkiem

Matołkiem” można już oglądać. Czynna będzie dla publiczności w dniach i godzinach otwarcia Mu-zeum Techniki (PKiN) do niedzieli 17 lutego 2013 r.

Janusz KorczakDziałalność lekarska jest naj-

mniej znanym aspektem życia Janusza Korczaka. Aby wypełnić tę lukę Muzeum Historii Medycy-ny Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego przygotowało wysta-wę „Winienem być dobrym leka-rzem - Janusz Korczak – Henryk Goldszmit”. Wystawę można oglą-dać od 7 bm. do 31 marca 2013 r. w Muzeum Historii Medycyny Warszawskiego Uniwersytetu Me-dycznego przy ul. Żwirki i Wigury 63. Poniedziałek – piątek: 8-20, sobota: 8-14. Wstęp wolny.

Zieleniec przy pomniku

4 bm. zakończona została, pro-wadzona przez Zarząd Terenów Publicznych, modernizacja zieleńca przy Pomniku Bohaterów Getta w Warszawie. Zwieńczeniem prac jest nasadzenie dwóch okazałych dębów szypułkowych o wysokości 9 – 11 metrów po obu stronach Po-mnika Bohaterów Getta.

dokończenie na stronie 6

Mikołaje Sobota, 8 grudnia, jest w Ga-

lerii Żoliborz przy ul. Broniewskie-go 28 (1 piętro) dniem mikołaj-kowym dla dzieci i dla dorosłych. Od godz. 12.00 aż do wieczora czyli do godz. 19.00 trwać będzie kiermasz świątecznych wyrobów artystycznych. Swoje prace za-prezentują twórcy profesjonalni i amatorzy, będzie można kupić - ale także podziwiać - piękne rę-kodzieła.

O godz. 12.30 dzieci mogą oglądać bajkę o Królowej Śnie-gu. Potem odwiedzi je Świę-ty Mikołaj, będą gry i zabawy dla dzieci aż do godz. 15.00. Ok. godz. 16.00 tancerki zapre-zentują tańce żydowskie i zapro-szą do wspólnego tańca radości, a o godz.17.30 odbędzie się kon-cert polskich pieśni Karłowicza, ro-mansów rosyjskich oraz utworów z repertuaru Bernarda Ładysza.

A przez cały czas Galeria Żoli-borz czeka na przyniesione przez czytelników „Południa” drobne upominki dla ludzi samotnych (podopiecznych żoliborskiego OPS) oraz bezdomnych z ośrodka w Ożarowie. Każdy ma w domu kilka nietrafionych prezentów, które stoją gdzieś w kącie lub na półce. Przynieście je, razem ładnie zapakujemy i ktoś zupełnie nie-oczekiwanie dostanie świąteczny prezent. W ten sposób każdy z nas może być Świętym Mikołajem i sprawić komuś prawdziwą radość. Cieszmy się z nadchodzących Świąt i sprawmy radość innym.

WisłostradaJak poinformował Jerzy Lejk,

prezes Metra Warszawskiego tunel Wisłostrady jest już bez-pieczny, podparty. 29 listopada nadzór budowlany postanowił przygotować proces otwarcia Wisłostrady.

Page 2: Poludnie Glos Srodmiescia nr 19 z dnia 6 grudnia 2012

POŁUDNIE - Głos Śródmieścia, Żoliborza i Bielan2

ciąg dalszy ze strony 120 - 30 lat temu obieca-

łem moim Czytelnikom, mi-łośnikom Festiwalu Muzyki w Łańcucie, że tę książkę napiszę. Nie miałem jednak na to czasu. Bogaty materiał, zgromadzony wiele lat temu, czekał cierpliwie na półkach mojej biblioteki.

Festiwal w Łańcucie był nie-zwykły pod każdym względem. Chociażby dlatego, że wszystkie koncerty transmitowała Telewizja Polska. To nieprawdopodobne, że coś podobnego zdarzyło się w naszym kraju. A jednak. Mo-imi gośćmi na festiwalu, mimo trudnego ekonomicznie i po-litycznie czasu była czołów-ka światowej kultury. Wielkie gwiazdy operowe: primadonna mediolańskiej La Scali – Seta del Grande, primadonna Metropo-litan Opera – Gilda Cruz-Romo. Laureaci pierwszych nagród Kon-kursów Chopinowskich – Garrick Ohlsson, Bella Dawidowicz. Katia Ricciarelli przyleciała do nas na jeden występ bezpośrednio z La Scali. Starałem się publiczności w Łańcucie dostarczać rozmaitych wzruszeń, nie tylko związanych z muzyką operową, fortepiano-wą czy kameralną. Zapraszałem także wielkie gwiazdy światowej piosenki. Prawdziwe legendy: Juliette Greco, Gilberta Becaud. To były wielkie wydarzenia. Kiedy przeglądam kalendarium festiwa-lu, to zastanawiam się, jak uda-ło mi się to zrealizować. Mimo wszystko i wbrew wszystkiemu.

- Gdy zakończył Pan kiero-wanie Teatrem Muzycznym Roma powstał album Teatr Ka-czyńskiego Roma. W czym tkwi jego powodzenie?

- Teatr Roma był wyjątkowy. W Teatrze tym była dusza, serce, czar! Publiczność, jak Pan widział, drzwiami i oknami starała się wejść na spektakle. Nie można było biletu dostać na codzienne przedstawienia! Graliśmy w Romie codziennie! Rano było przedsta-wienie dla dzieci, wieczorem spek-takle dla dorosłej publiczności. W Teatrze wszyscy czuli się świet-nie, bo wiedzieli, że są mile widzia-nymi gośćmi, że na publiczność czekają artyści i czeka dyrekcja Teatru. To udzielało się publiczno-ści i stąd tłumy, które przyjeżdżały do Romy. Wycieczki z wielu kra-jów świata. Pamiętam autokary z Berlina i innych niemieckich miast, a także z Wiednia. Rozmawiałem z kierowcami autokarów, prze-wodnikami wycieczek.

To była wielka radość, że sława Teatru rozchodzi się po Europie. Szczególnie wzrusza-jące było odnalezienie, zresztą po wielu latach, recenzji, która ukazała się w „Kurierze Wiedeń-skim” („Wiener Kurier”). Recen-zent był obecny na widowni, kiedy graliśmy Barona cygań-skiego. Napisał potem, że „Rów-nie pięknego Barona cygańskie-go nie oglądaliśmy w Wiedniu od niepamiętnych czasów”! To był największy komplement jaki mógł nas spotkać. Konkurować z Wiedniem w realizacji dzieła Johanna Straussa! Myśmy takie-go Barona wystawili. Niestety, nie zdążyliśmy pojechać z tym przedstawieniem do Wiednia

i pokazać go tamtejszej publicz-ności.

- Album zawiera najpiękniej-sze zdjęcia ze wszystkich przed-stawień, jakie Pan stworzył w teatrze. Są tam ich opisy i znakomite recenzje. Jako dy-rektor Teatru Roma, tworzył Pan jedne z najwspanialszych przed-stawień: Barona cygańskiego, Zemstę nietoperza, Ptasznika z Tyrolu, Księżniczkę czardasza...

- Zapomniał Pan o Błękitnym zamku, moim ukochanym musi-calu stworzonym przez polskiego kompozytora Romana Czubate-go. To było wielkie wydarzenie.

Spektakl masowo oglądała pu-bliczność. Był ulubionym przed-stawieniem.

- Skąd czerpał Pan pomysły, wzorce do realizacji tak spekta-kularnych przedsięwzięć?

- Zanim zacząłem tworzyć teatr, bo teatr się tworzy jak symfonię, odbyłem wiele po-dróży po świecie. Przez wiele lat oglądałem to, co dzieje się w teatrach świata, co podo-ba się publiczności i co warto przenieść do Polski. Po pewnym czasie wróciłem do kraju i obją-łem dyrekcję poważnego teatru, który trzeba było zreformować i od podstaw stworzyć prawdziwy teatr ze znakomitym zespołem wykonawców. Dlaczego? Dlate-go, że mierność jest największym wrogiem sztuki, jest wrogiem muzyki. Zniechęca do odbioru dzieła muzycznego. Dlatego nie wpuszczałem na scenę żadnych amatorów, ludzi nieutalentowa-nych. Nie chciałem ich widzieć na scenie. Tego w moim teatrze nie było. Dzisiaj czas nie sprzyja takim inicjatywom. Dzisiaj dy-rektorami teatrów zostają ludzie, którzy nigdy wcześniej nie byli w teatrze muzycznym, nie widzieli przedstawienia operowego – jak ono naprawdę wygląda. Wcze-śniej ich opera nie interesowa-ła. Dzięki koligacjom partyjnym dostali dyrekcję. To tak, jak ja bym objął kierownictwo drużyny piłkarskiej, nie wiedząc ilu piłka-rzy gra na boisku. Ja nie wiem i do tego się przyznaję, bo mnie to całkowicie nie interesuje. Oni nie wiedzą, jak wygląda opera, jakie głosy śpiewają, co śpiewa-ją, jaki repertuar należy wysta-wić, żeby publiczność zrozumiała

o co chodzi w tym teatrze! Co wy-stawiać, w jakiej kolejności?! Czy zaczynać od końca, od piekielnie trudnych pozycji?! Czy zaczynać od początku, stopniowo?!

Stopniowo przygotowuje się publiczność do odbioru coraz ambitniejszego i trudniejszego repertuaru. To jest edukacja kul-turalna społeczeństwa. To nie jest prowadzenie instytucji, któ-ra jakoś działa, bo ministerstwo przyznało dotację. Teatr działa po coś, służy komuś i musi to być bardzo dokładnie zaplano-wane i zrealizowane. Myślę, że mnie udało się stworzyć Romę

właśnie taką, jakiej oczekiwała publiczność. Dlatego do dzisiaj, mimo że upłynęło tyle lat, ludzie zatrzymują mnie na ulicy i wspo-minają Romę, przedstawienia tam prezentowane. Pamiętają, że podczas premierowych wieczo-rów wychodziłem przed kurtynę, że siedziałem w swojej loży przy scenie, że publiczność biła mi bra-wo. Pamiętają i mówią o tym. To jest piękne i miłe wspomnienie.

- Jako jeden z nielicznych dy-rektorów uczestniczył Pan we wszystkich przedstawieniach. Zawsze Pan nadzorował przebieg spektaklu. Pojawiał się Pan w loży, machając ręką do ludzi, któ-rzy serdecznie Pana oklaskiwali...

- Byłem oczywiście na wszyst-kich przedstawieniach, bo nie wy-obrażam sobie, abym mógł być nieobecny na którymś z nich. Bar-dzo często nie siedziałem w loży dyrekcyjnej, tylko stałem pod balkonem. Zainteresowanie bile-tami było tak duże, że moją lożę także włączyłem do sprzedaży. Powiedziałem moim pracowni-kom, moim zastępcom: dyrektor w teatrze jest po to, aby stał na parterze i otoczony tłumem oglą-dał przedstawienie. Nie może być większej radości dla dyrektora niż śledzić spektakl przy nadkomple-cie widowni.

- Nie tylko piękne dzieła ope-retkowe, nie tylko musicale były wystawiane. Także dzieła opero-we i balety. Proszę przypomnieć najbardziej przez Pana lubiane dzieło operowe czy baletowe.

- Myślę, że takim prawdziwym wyzwaniem dla młodego zespołu Romy, było wystawienie opery Carmen Georgesa Bizeta. Aby jak najpiękniej pokazać ją publicz-

ności, zaprosiłem do reżyserii i choreografii wielkiego twórcę, Conrada Drzewieckiego. Drze-wiecki nigdy niczego nie zrobił w Warszawie, gdyż zawsze odma-wiał. Miał swój Balet Poznański, z którym jeździł na występy po całym świecie. Zgodził się jednak przyjąć moją propozycję i przygo-tował piękny spektakl, który, ku radości publiczności, był grany dziesiątki razy. Poza tym opera Madama Butterfy. To było także wielkie wydarzenie. Scena Romy była wprost idealna do prezen-tacji tej partytury. Jeśli chodzi o balety, to zespół rozpoczął swą

działalność w Romie od podstaw, dzięki Marii Krzyszkowskiej, pri-mabalerinie Teatru Wielkiego i z całą pewnością największemu dyrektorowi baletu w powojen-nej Polsce. Przeszła ona do mnie z Teatru Wielkiego. To był wieki zaszczyt. Tworzyliśmy wspólnie zespół baletowy. Na początek nieśmiało wystawiliśmy Coppelię, a później już poważniejsze rzeczy. Dziadek do orzechów cieszył się niesłychanym powodzeniem. Kopciuszek – dzieło z muzyką Johanna Straussa – w Polsce ni-gdy nie był wystawiany... Piękny spektakl. Wszystko więc rozwijało się, szło w znakomitym kierun-ku i zdradzę to, czego nigdy nie mówiłem. Miałem już plany na następne sezony. Zamierzałem wystawić Toskę Pucciniego. Od-bywały się już próby chóralnej sceny Te Deum. Miał być także wystawiony balet Jezioro łabę-dzie. To już korona sztuki baleto-wej. Planowaliśmy także premie-rę Sylfid Chopina. Rozpoczęliśmy próby pierwszych fragmentów. No i nagle piorun strzelił z nieba, zlikwidowano Teatr i zaangażo-wano na miejsce znakomitych artystów – amatorów ściąganych z całej Polski. Spali oni na matera-cach w sali baletowej. Tam, gdzie przed laty prowadził zajęcia Leon Wójcikowski, gdzie tańczyli Maja Plisiecka, Maria Krzyszkowska, Barbara Bittnerówna, Witold Gru-ca, Stanisław Szymański... To nie do wiary, ale taka jest prawda! To stało się w naszej obecności, w stosunkowo niedawnych cza-sach. Barbarzyństwo!

- Z wielkim żalem, ubolewa-niem, rzesze miłośników Te-atru Roma wspominają tamten

okres, tamten teatr. Ja również mogę powiedzieć, że byłem w rozpaczy, gdy ten piękny Teatr przestał istnieć. Obecnie słyszy-my wiele negatywnych opinii o sytuacji w kulturze. Jaka jest Pana ocena?

- Bardzo negatywna, żeby nie powiedzieć beznadziejna. Główny nacisk kładzie się na propagowanie amatorszczyzny płynącej do nas strumieniami z ekranu telewizyjnego i radia. Pomija się wielką kulturę, która ostatnimi czasy zepchnięta zo-stała do podziemia. Jako przy-kład mogę podać nieudany Rok Chopinowski. Porównuję go do Roku Mozartowskiego. Jeździłem wówczas do Wiednia nieustannie, gdyż prowadziłem transmisje te-lewizyjne wielu wydarzeń, jakie odbywały się w różnych miastach Austrii. Wszyscy żyli Mozartem i robili wszystko dla Mozarta. Dzięki temu Rok Mozartowski osiągnął światowy rozgłos i przy-niósł skarbowi Austrii ogromne sumy pieniędzy. Miliony euro. W Polsce się to niestety nie po-wtórzyło. Sprawy chopinowskie oddano w niewłaściwe ręce. Zmarnowaliśmy wielką szansę, a szkoda, bo Chopin jest świa-ta obywatelem. Wielka szkoda. Drugim takim nieporozumieniem jest los Konkursu Chopinowskie-go. Nie muszę mówić, kim dla Polaków jest Fryderyk Chopin. Jest najsławniejszym Polakiem wszystkich czasów, jest naszym bohaterem narodowym nr 1. Chopin to nie tylko muzyka. On jest najpiękniejszą wizytówką na-szego kraju. Konkurs Chopinow-ski ,,ukryto” przed nami, Polaka-mi. Stacje radiowe, telewizyjne, dzienniki nie podawały nawet informacji, ile osób bierze udział w Konkursie, kto przeszedł do kolejnego etapu, kto zwyciężył. Pomijam tutaj transmisje prowa-dzone przez niszowe stacje, które niewiele osób ogląda, gdyż nie ma do nich dostępu. Niestety zmarnowaliśmy wielką szansę. Z przykrością oglądałem, w jaki sposób celebrowano mistrzostwa EURO w Polsce, co się u nas dzia-ło. Jakie pieniądze ze skarbu pań-stwa przekazano na EURO, ile to nas wszystkich kosztowało i jaki rozgłos temu nadano! Stacje tele-wizyjne przestały żyć i oddychać, tylko mówiły na temat EURO. Przyprawiało to o mdłości więk-szość ludzi, bo większość nie in-teresuje się piłką nożną. Nie wia-domo było którą stację włączyć - chyba tylko zagraniczną - żeby nie słyszeć o piłce, bijatykach ki-biców i o klęsce naszej drużyny.

- Kultura w tym momencie rze-czywiście przeżywała tragedię. Odbywało się niewiele imprez ar-tystycznych, odbierano pieniądze przeznaczone kulturze na rzecz EURO. Czy jest zatem jakaś recep-ta, jak poprawić sytuację kultury w Polsce. Czy jest to osiągalne?

- Jest to trudne w realizacji, chociaż myślę, że można znaleźć wyjście. Sądzę, że powinna ist-nieć w każdym kraju jakaś poli-tyka kulturalna. Polityka czytelna i dla każdego zrozumiała. Mi-nister kultury powinien ogłosić swój program naprawy kultury. Tu nie chodzi o to, żeby mini-

ster cenzurował literaturę, tylko określił, do czego zmierzamy w tej dziedzinie. Jaka ma być popularyzacja kultury, upo-wszechnienie. Jakie mają być profesjonalne instytucje i w czyje ręce powinny zostać oddane. Co zrobić, aby dyrektorami teatrów, festiwali, itd. byli ludzie, którzy wiedzą o co chodzi i lekkomyślnie nie marnują państwowych pienię-dzy. Ministerstwo kultury asygnu-je pewne kwoty - nienajwiększe może, ale pewne - na działal-ność tego czy tamtego teatru i popełnia zasadniczy błąd. Daje pieniądze, ale nie kontroluje, na co dało. Wszystko jedno. Miliony wyrzuca się w błoto, bo robi się przedstawienia tak straszne, że często po jednym spektaklu scho-dzą z afisza i nigdy nie powraca-ją. Ministerstwo ma rozdzielnik, przekazuje wybranemu teatrowi pieniądze. Dopóki nie będziemy rozliczali teatrów, filharmonii czy festiwali za to co robią i dla kogo robią tę sztuką, dotąd będzie ciągłe zamieszanie i nie będzie wiadomo na czym stoimy, jak mamy pracować. Tutaj ratunkiem dla twórców kultury - myślę o kompozytorach, pisarzach, mala-rzach, ludziach tworzących w do-mowym zaciszu - jest to, że mogą zamknąć się i nie słuchać tego, co mówi ministerstwo, tylko kompo-nować swoją symfonię z nadzieją, że zagrają ją, jeśli nie w Warsza-wie, to w Nowym Jorku, bo kultu-ra jest międzynarodowa. Tak być dalej nie może. Gdzie jest upo-wszechnianie kultury, gdzie jest troska o najmłodszych? Co jest z naszą spuścizną kulturalną, tra-dycją naszej ziemskiej cywilizacji? Musimy znać naszą przeszłość, żeby móc iść do przodu. Odebra-no młodzieży, dzieciom tę możli-wość. Nie wszystkie dzieci mają rodziców, którzy opowiedzą im o Chopinie, Beethovenie czy Szekspirze. Oni rosną jak dzicy na jakiejś dopiero co odkrytej wyspie. Nie wiedzą o istnieniu cywilizacji stworzonej przez na-szych poprzedników. To jest taka składanka, wypadkowa tego, co cywilizacja stworzyła. Jeśli nie będziemy okazywali szacunku do tego, co było, nie dojdziemy do niczego, nie zrobimy kroku do przodu i nie dołączymy do grupy wielkich mocarstw kulturalnych.

- Organizuje Pan obecnie w całej Polsce Przystanki Europejskiego Festiwalu im. Jana Kiepury. Skąd pomysł na taką formę festiwalu?

- Od wielu lat rozmyślałem na ten temat. To była taka moja idee fixe. Szczęśliwie, mimo upływu czasu, wciąż mam takie idee fixe, które powstają w mojej głowie. Przez 28 lat byłem dyrektorem Festiwalu im. Jana Kiepury w Kry-nicy. Przed rokiem stwierdziłem, że trzeba z Festiwalem wyruszyć do ludzi. Pokazać społeczeństwu osiągnięcia polskiej i światowej kultury, a także opowiedzieć o wielkim Janie Kiepurze - bohate-rze masowej wyobraźni. Jest bardzo znaczącą postacią w panteonie wy-bitnych Polaków. Zapraszam więc na Festiwal w formie Przystanków. W odpowiednich warunkach, w sali koncertowej czy sportowej.

dokończenie na stronie 8

Miłość do operetki

Page 3: Poludnie Glos Srodmiescia nr 19 z dnia 6 grudnia 2012

POŁUDNIE - Głos Śródmieścia, Żoliborza i Bielan 3

Idąc wzdłuż ulicy Powązkow-skiej trudno go nie zauważyć. Jeszcze pachnie nowością, jasna elewacja, stolarka okienna w ko-lorze drewna, dość spore balko-ny, całość ogrodzona… Z jednej strony obiektu widnieje tabliczka z adresem: Powązkowska 44B. To wyrosły niedawno kompleks budynków komunalnych. Ponad tydzień temu wprowadzili się tu-taj jego pierwsi lokatorzy, w tym małżeństwo uchodźców z Czecze-ni, czyli Masoro Magomet i Zare-ta Lepievej z trzyletnią córeczką Havą.

Klucze pierwszym pięciu loka-torom wręczała osobiście Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy. - Jestem przeszczęśli-wa, że wreszcie będziemy normal-nie mieszkać, bo do tej pory całą trójką gnieździliśmy się w ma-leńkim pokoiku. Nasza córeczka ma już trzy latka i jest bardzo ru-chliwym dzieckiem, teraz będzie miała więcej miejsca do zaba-wy – mówi jedna z mieszkanek. Swojej radości nie kryje również Aleksandra Chorwat, niegdyś tłumaczka języka węgierskiego, dzisiaj emerytka. – Bardzo dłu-go, chyba z pół życia mieszka-łam na Żoliborzu, w kamienicy przy ulicy Mickiewicza. Miałam piękne mieszkanko. Niestety, mu-siałam je opuścić, bo znalazł się właściciel domu. Miasto dało mi w zamian mieszkanie na ul. Marii Kazimiery, gdzie spędziłam sześć długich lat. Kiedy dowiedziałam się, że na Żoliborzu przy Powąz-kowskiej będą budowane nowe

mieszkania komunalne zapisałam się w kolejce. Minął zaledwie rok, jak któregoś dnia dowiedziałam się o przydziale tutaj mieszkania, jednego pokoju z łazienką i kuch-nią. Mieszkanko małe, bo ma niecałe 29 metrów, ale na pewno będzie mi się tutaj dobrze miesz-kać – wyznaje.

- Cieszę się, że możemy dziś oddać do użytkowania kolejny budynek. W ciągu 6 lat mojej kadencji powstało więcej loka-li komunalnych niż za czasów wszystkich moich poprzedników od 1990 roku W ciągu półtorej kadencji zbudowaliśmy 1745 mieszkań komunalnych. Przez sześć lat w budżecie miasta nie obniżyliśmy środków na pomoc społeczną. Nie będziemy budo-wać nowych pokoleń, zapomina-jąc o poprzednich – powiedziała prezydent Hanna Gronkiewicz--Waltz. W uroczystości przekaza-nia budynku mieszkańcom wziął udział także Krzysztof Bugla, bur-mistrz dzielnicy Żoliborz.

Budynek przy ul. Powązkow-skiej 44B liczy ponad 4700 me-trów kwadratowych i posiada siedem kondygnacji. Znajdują się w nim 123 mieszkania, w tym 79 mieszkań jednopokojowych i 43 dwupokojowe oraz jedno tzw. chronione, uwzględniające potrzeby osób niepełnospraw-nych ruchowo. Ich metraż jest również zróżnicowany. Najmniej-sze ma 29,1 m kw., zaś największe 46,00 m kw. Czynsz bazowy wy-nosi 7,32 zł/m kw. Do tego doli-czyć należy oczywiście zaliczki na

wodę, ciepło, śmiecie, kanaliza-cja… W kondygnacji podziemnej przewidziano 36 miejsc parkingo-wych. Inwestycja kosztowała mia-

sto 16 mln złotych. Ale nie jest to pierwsza tego typu komunalna inwestycja na Żoliborzu. W roku ubiegłym niemalże po sąsiedzku, przy ulicy Sybilli, wybudowano podobny budynek z siedemdzie-sięcioma mieszkaniami.

Na parterze usytuowano kompleks specjalnie zaprojek-towanych pięciu samodzielnych mieszkań rotacyjnych z łazienką przeznaczonych dla osób nie-pełnosprawnych ruchowo. Na 262 m kw., bo taką powierzchnię zajmuje kompleks, znajduje się

także wspólna część z kuchnią oraz z pomieszczeniem biurowym i gospodarczym, wyposażonymi w meble i urządzenia niezbędne

do codziennego i samodzielnego funkcjonowania osób niepełno-sprawnych. – Kompleks ten speł-nia najwyższe standardy zarówno pod względem funkcjonalnym, jak i wyposażenia w nowocze-sne urządzenia i specjalistyczny sprzęt. Jest to rozwiązanie pio-nierskie w skali Warszawy. Jeszcze nigdzie nie zrealizowano takiego programu mieszkań chronio-nych, który spełniałby warunki wyznaczane przez standardy cy-wilizacyjne w krajach o najbar-dziej rozwiniętej wrażliwości spo-

łecznej. Mieszkanie chronione, w którym się znajdujemy, po-wstało w wyniku adaptacji sied-miu innych mieszkań. Umożliwi

ono miastu realizację, we współ-pracy z organizacjami pozarzą-dowymi, pilotażowego programu Biura Pomocy i Projektów Spo-łecznych – z nieukrywaną dumą mówiła prezydent Warszawy. Niepełnosprawni lokatorzy będą mogli mieszkać tutaj rotacyjnie od pół roku do dwóch lat. W tym czasie będą mieli zapewnioną pomoc w zakresie usług rehabili-tacyjnych i opiekuńczych, a także wsparcie ze strony psychologa. Organizacja zapewniająca funk-cjonowanie mieszkania będzie

wyłaniana w drodze konkursu ofert. – Osoby po wypadkach, ze stwardnieniem rozsianym czy z porażeniem mózgowym, będą uczyły się tu żyć ze swoją niepeł-nosprawnością – mówi Marek Sołtys, znany jako „szalony wóz-kowicz”, z którym konsultowano dostosowanie mieszkań do po-trzeb osób niepełnosprawnych.

Warto przy okazji wspomnieć, że w Warszawie już funkcjonu-ją mieszkania treningowe dla niepełnosprawnych. Pięć osób chorujących psychicznie mieszka w budynku komunalnym przy uli-cy Lwowskiej oraz cztery osoby z niepełnosprawnością intelektual-ną w budynku przy ulicy Oszmiań-skiej. Hanna Gronkiewicz-Waltz zdradziła też, że miasto planuje kolejne inwestycje komunalne z pomieszczeniami treningowymi dla osób niepełnosprawnych.

– Intencją miasta jest, aby lo-kale komunalne służyły także in-tegracji i rozwiązywaniu proble-mów społecznych – podkreśliła prezydent Warszawy.

W ramach Programu Komu-nalnego Budownictwa Mieszka-niowego m. st. Warszawy na lata 2008-2012 powstanie łącznie ok. 2,5 tysiąca lokali komunalnych. W latach 2008-2011 oddano do użytku 1286 mieszkań, a w 2012 - 459. Niebawem zakończy się budowa kolejnych 340 mieszkań, miedzy innymi na Bielanach przy ul. Nocznickiego i na Ursynowie przy ul. Kłobuckiej.

Anna Tomasik Fot. Urząd Dzielnicy Żoliborz

Blok komunalny

Znajomy emeryt - nazwijmy go Kowalski - wpadł do mnie na her-batkę, bo mocniejszych napojów już od paru lat nie używamy.

- Zazdroszczę ci - zaczął pod-stępnie - bo od paru lat udało ci się czymś zająć, a ja, popatrz, po latach aktywności zawodowej nu-dzę się jak poseł w Sejmie. Twój blog osiągnął niebywałe powo-dzenie, a nawet ostatnio wydali ci książkę! To chyba przyjemnie mieć świadomość, że zdobyłeś aż tak wielu czytelników - kadził mi, a ja zastanawiałem się, do czego zmierza.

- Powiedz mi, czy i ja mógł-bym spróbować - spytał nieśmia-ło - przecież wiesz, że miałbym o czym pisać, choć, broń Boże, nie o polityce, bo ta mnie nie obchodzi. Ale może jakieś inne tematy zaciekawią internautów, bo przecież nie tylko aferami i walką partyjnych przywódców żyją ludzie! No i może uda mi się nawiązać jakieś interesujące kontakty? - oczekiwał ode mnie praktycznych porad.

Udzieliłem mu wskazówek, jak założyć konto, jak się logować i jak przygotować się na kore-spondencję z komentatorami. Tu jednak ukryłem przed nim konse-kwencje działalności literackiej. Rozstaliśmy się, a on pełen zapa-łu obiecał zabrać się do pracy.

Po kilku dniach zadzwonił, że dokonał pierwszego wpisu na „swoim”, jak dumnie podkreślił

blogu, który skromnie nazwał ”Rozważania o życiu”. Przeczy-tałem. Pisał o swej młodości, już tak bardzo odległej, o szkol-nych kolegach i pierwszej miło-ści. Nawet nieźle. Pod wpisem ukazał się tylko jeden komen-tarz: „Tusk jest zdrajcą” i podpis - anonimus.

Parę dni później znowu nowy elaboracik - „Podróże po Euro-pie”. Opis jego wypraw w cza-sach, gdy zdobycie paszportu było nieco utrudnione. I znowu anonimus: „POpaprańcy okra-dli Polskę”, ale zaraz potem ko-mentarz oburzonej czytelniczki: „Chamstwo giermków Kaczyń-skiego i tu dotarło”. Kiedy naza-jutrz wszedłem na jego stronę - roiło się tam już od wzajemnych wyzwisk, kompletnie nie związa-nych z tematem.

Następna jego opowieść do-tyczyła również podróży, nieco bliższej, bo nad rzekę - na ryby. To było jego hobby - mógł godzi-nami opowiadać o swych wędkar-skich zmaganiach z taaaaką rybą, która z biegiem lat stale mu rosła. A pod wpisem komentarze o tym, że w Smoleńsku był zamach przy-gotowany przez Tuska w zmowie z Putinem, o szajbie Macierewi-cza, o agencie Tomku i złodzie-jach z rządu, o premierze Gliń-skim i sowieckim kondominium, o GMO i truciu narodu, o patrio-tach i zaprzańcach: o wszystkim, tylko nie o rybach.

Nie zdziwiłem się, gdy ponow-nie umówił się ze mną na spotkanie.

- Dlaczego mnie nie ostrzegłeś przed takimi konsekwencjami internetowej pisaniny - zaczął od progu. - Czy w naszym kraju naprawdę nie można normalnie rozmawiać? Jak sobie z takim zalewem zbydlęcenia poradzić - biadolił.

Cóż mu miałem powiedzieć. Że nawet wyrzucanie głupich komentarzy nic nie da, bo i tak zaraz będą wrzeszczeć o cenzurze i braku wolności słowa, że ob-rzucanie się błotem to specyfika internetowych „dialogów” i nie warto się tym przejmować, tylko pisać swoje, a najlepiej w myśl staropolskiego przysłowia: „Jeśli wlazłeś między wrony, musisz krakać jak i one”. Albo przestać pisać.

Wyłuszczyłem mu ten pogląd w krótkich, żołnierskich słowach, pokiwał głową ze zrozumieniem i wyszedł. Po kilku dniach przeczy-tałem na jego blogu: „W kolejną rocznicę ogłoszenia stanu wojen-nego prezes Kaczyński postanowił zorganizować marsz tych, którzy wtedy siedzieli cicho jak mysz pod miotłą. Nic więc dziwnego, że sta-nie na jego czele”.

Panie Kowalski! Witam w klubie!

Antoni Kopff [email protected]

Do przeczytania jeden Kopff

Porozmawiajmy!30 listopada zakończyła się

trwającą niemalże dwa miesiące akcja honorowego oddawania krwi. Była to już czwarta - reali-zowana pod hasłem „Śródmie-ście gra dla życia” - odsłona akcji organizowanej wspólnie przez Dzielnicę Śródmieście i Regio-nalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Warszawie.

W ramach tegorocznej akcji zebrano 504 l krwi! Organiza-

torzy, tj. Dzielnica Śródmieście m.st. Warszawy oraz Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwio-lecznictwa w Warszawie cieszą się z tego, że udało się pobić ubie-głoroczny rekord, czyli 450 l krwi. Biorąc pod uwagę trzy poprzed-nie odsłony akcji łącznie udało się zebrać już niemalże 2000 l.

W tym roku każdy, kto wziął udział w akcji, otrzymał bezpłat-ną wejściówkę na koncert zespo-

Śródmieście zagrało dla życia

łu Muchy. - Bardzo gorąco dzię-kujemy wszystkim uczestnikom, którzy pozytywnie i tak licznie odpowiedzieli na nasz apel. Dzięki takim postawom może-my pomóc potrzebującym – po-wiedziała Urszula Majewska, rzecznik prasowy śródmiejskiego ratusza.

Swój udział maja patroni me-dialni: „Południe” i MMWarsza-wa.pl

Szkoła imienia Cecylii Plater –Zyberkówny przy ul. Pięknej 24/26 obchodzi tej jesieni 130-le-cie istnienia. 21 i 22 listopada uczennice, nauczyciele i przyja-ciele szkoły uroczyście świętowali tę rocznicę.

Obchody rozpoczęło przed-stawienie pierwszoklasistek „Zamieszanie w krainie bajek”. Uczennice pierwszych klas, przed pasowaniem nazywane „Przed-platerkami”, wypadły doskonale w zaprezentowanej sztuce i zosta-ły przyjęte do grona szkolnej ro-dziny. Odebrały również odznaki, z charakterystyczną trójbarwną miniflagą, której biel, czerwień i żółty symbolizują przywiąza-nie do wartości patriotycznych i chrześcijańskich. Starsze kla-

sy wspominały swoje początki w szkole i czas, gdy starały się zostać przyjęte do grona Plate-rek. Z kolei pani Maria Tuszyńska, najstarsza obecnie wychowanka szkoły, która zawsze podkreśla, że jest „koleżanką Platerek”, przy-pomniała, w jaki sposób kiedyś noszono ten cenny znaczek.

Kolejnego dnia obchodów do szkoły przybyło wielu znamieni-tych gości, m.in. przedstawiciele kuratorium oświaty i władz samo-rządowych. Pierwsza Dama pani Anna Komorowska wystosowała list z gratulacjami, obejmując to święto swoim patronatem. Sza-nowni goście zwiedzali Salę Jubi-leuszową, w której mogli oglądać archiwalne zdjęcia. Uczennice z klasy 5B oprowadzały gości i opo-

130 lat żeńskiej szkoły wiadały ciekawostki z historii szko-ły. Wielu gości przybyło obejrzeć wystawę „Platerka z klasą – czyli sławne kobiety z naszej szkoły”. Pani Krystyna Zachwatowicz-Waj-da uroniła łzę, stojąc przed plaka-tem ze swoim wizerunkiem. Po za-kończeniu części oficjalnej goście mogli skosztować przysmaków przygotowanych przez uczennice i podziwiać pomysłowość, z jaką zorganizowały na terenie szkoły swoje „kawiarenki”. Wśród nich – piracką, w której można było do-stać muffiny z łososiem i sałatkę z tuńczykiem, albo filmową, w któ-rej chrupano popcorn. Tego dnia wszyscy wyszli ze szkoły w dosko-nałych nastrojach, pokrzepieni na duchu, jak i na ciele.Maria Wieczorek, uczennica kl. 6a

Page 4: Poludnie Glos Srodmiescia nr 19 z dnia 6 grudnia 2012

POŁUDNIE - Głos Śródmieścia, Żoliborza i Bielan4

z firmy Fonikon, która specjalizuje się w niesieniu pomocy osobom niedosłyszącym.

Aparat słuchowy może przynieść wielką, pozytywną i natychmiastową różnicę. Bardzo ważnym czynnikiem jest indywi-dualne zaangażowanie pacjenta w proces noszenia aparatu. Im więcej informacji może on do-starczyć o swoich odczuciach i potrzebach, tym lepsze będą rezultaty.

sować się do ubytku pacjenta. Wy-bór konkretnego modelu aparatu w znacznej mierze zależy od ro-dzaju ubytku słuchu, ale także od

osobistych preferencji pacjenta i jego trybu życia. W każdym przypadku specjalista audiopro-tetyk zaproponuje najlepsze roz-wiązanie i pomoże dokonać naj-lepszego wyboru.

„W ostatnich latach obserwu-jemy zwiększone zainteresowanie pacjentów naszymi usługami. Noszenie nowoczesnego, miniatu-rowego aparatu słuchowego nie jest już krępujące jak 10 czy 20 lat temu, a jako najczęstsze przyczyny dyskomfortu pacjenci wskazują trudności w komunikowaniu się z rodziną i znajomymi. Nowoczesne technologie nie ominęły aparatów słuchowych, które wyposażone są w bardzo szybkie procesory po-trafiące czynić z dźwiękiem praw-dziwe cuda.” – mówi Izabela Mar-czyk, dyplomowany audioprotetyk

dokończenie ze strony 1Trudno jest zdefiniować takie

pojęcie jak „normalne słysze-nie”. Istnieje znaczna różnica

między zdolnością słyszenia u noworodka i nastolatka. Tak samo jak występują różnice u ludzi dwudziesto-, czterdzie-sto i sześćdziesięcioletnich. Jak wiele innych rzeczy słuch zmie-nia się na przestrzeni życia, ale zmiany zazwyczaj występują tak wolno, że na początku wca-le ich nie zauważamy. Dopiero, gdy słuch zaczyna wpływać na nasz sposób porozumiewania się z innymi osobami, zaczynamy się zastanawiać, co się dzieje.

Skutecznym rozwiązaniem otwierającym drzwi do świata dźwięków, które wydawały się bezpowrotnie utracone, może okazać się aparat słuchowy. Współczesne aparaty to bardzo zaawansowane i zminiaturyzowa-ne urządzenia, potrafiące dosto-

Zadbaj o swój słuch

Zapraszamy do naszych gabinetów:

ul. Koszykowa 78, (Przychodnia CePeLek)

tel. 22 425 67 06

ul. Żeromskiego 33, (przychodnia specjalistyczna)

tel. 22 499 66 30

ul. Cegłowska 80, (Szpital Bielański) tel. 22 392 91 99

Posiadamy sieć 12 gabinetów na terenie całej Warszawy.

Zapytaj o najbliższy gabinet: 22 392 76 19.

Firma Fonikon zaprasza wszystkie zainteresowane osoby na bezpłatne badanie słuchu oraz konsultację au-dioprotetyczną. Osobom nie-pełnosprawnym proponujemy wizyty domowe. Z uwagi na duże zainteresowanie naszymi usługami prosimy o telefonicz-ne umawianie wizyt.

To jest właśnie cecha – wiel-ce charakterystyczna – naszej biurokracji. I chociaż tu i ówdzie zdarzają się kompetentni, sym-patyczni i pracujący z sensem, a także skutecznie urzędnicy (każdy zna takich, ja też!), to dominują, niestety, te właśnie cechy. Dlatego np. w wielu przy-padkach oceny polskich regula-cji przez cudzoziemców są lepsze niż gdy oceny dotyczą regulacji plus ich stosowania przez urzęd-ników.

Najnowsza „afera” z Insty-tutem Matki i Dziecka, które ogłosiło, że przestaje przyjmo-wać małych pacjentów z okre-ślonymi schorzeniami, jest wła-śnie przykładem tumiwisizmu. Po co mają myśleć, badać, czy w innych „szufladkach” nie wy-konano umów i można pieniądze stamtąd przesunąć tam, gdzie umowy wykonano z nadwyżką? Najmniejszy wysiłek, to ogło-sić, że wstrzymuje się przyjęcia, i niech się inni martwią.

W małych sprawach czy du-żych, ten tumiwisizm buzuje prawie wszędzie. W ochronie zdrowia być może nawet po-nadprzeciętnie. I nie dotyczy to tylko „zwykłych” biurokratów, ale także lekarzy pełniących funkcje menedżerskie. Sam to obserwowałem, gdy z synem po wypadku złamania ręki przy-

jechałem do szpitala na wizytę kontrolną. Na godzinę ósmą rano. Tak więc zamiast do szko-ły pojechałem do szpitala. Po to tylko, by zobaczyć tam tłum po-nad stu osób, które przyjechały często z bardzo daleka, nawet z siedleckiego. Oni na tę ósmą musieli wstać o czwartej rano! Wziąłem syna i pojechaliśmy do szkoły; wróciliśmy około dwu-nastej.

Ponieważ nie odpuszczam takiego lekceważącego tumi-wisizmu, więc wizytę zacząłem od skrytykowania skandalicznej organizacji pracy. Powiedziałem lekarzowi (o którym wiedziałem, że jest wicedyrektorem tego szpitala), że to bezczelność tak traktować pacjentów, że trzeba myśleć (anatema dla urzędasa) i na najwcześniejsze godziny zapraszać tych, którzy mieszka-ją najbliżej, a na najpóźniejsze tych, co najdalej.

Lekarz słuchał – o dziwo – jak oczarowany. Widać było, że tak elementarna organizacyjna zmiana nie przyszła mu do gło-wy! „Ależ to trzeba koniecznie wprowadzić!” – zakrzyknął. A teraz polska rzeczywistość: po trzech miesiącach przyszło wezwanie na kolejną kontrolę. Tym razem pojechałem z synem do szkoły, a do szpital pojecha-łem sam. I miałem rację: był

tam taki sam ponadstuosobo-wy tłum. Przy-jechałem z nim po raz drugi po dwunastej i po godzinie załatwi-liśmy sprawę.

Być może ów medyczny urzę-das, usłyszawszy o zaproponowa-nym „wiekopomnym” postępie organizacyjnym, chciał coś zmie-nić, ale mu wyleciało wkrótce z głowy. Albo nawet polecił urzę-dasowi średniego szczebla, żeby to wdrożył. Ale ten to polecenie (którego wykonania rozkazodaw-ca już nie zweryfikował) po pro-stu zbojkotował. I mu się to uda-ło. W końcu to nie jego dotykała strata czasu, pieniędzy i zdrowia tylko pacjentów!

Urzędnikom włos z głowy spadnie tylko wtedy, gdy zrobią coś niezgodnie z procedurami (słynna potrzeba „dupokrytki”); całą resztę mają w nosie. Dlatego nie zrobią niczego, co mogłoby poprawić efektywność funkcjo-nowania ich instytucji. Tak mają ustawione bodźce. Kiedyś pod-czas towarzyskiego przyjęcia stwierdziłem, iż chciałbym mieć zapewnioną ochronę zdrowia na takim poziomie, na jakim ma ją mój pies. Spotkało się to z salwą śmiechu.

Ale ja nie żartowałem. Kiedy pojawiły się jakieś komplikacje przy leczeniu, poprosiłem o do-mową wizytę. Lekarz przyjechał następnego dnia. Tymczasem kiedy okazało się, że potrzebuję trudnego badania dla sprawdze-nia, czy coś złego się nie dzieje w organizmie, badanie zapropo-nowano mi za dziesięć tygodni. Skąd taka różnica? Ano, wetery-naria zrobiła się całkowicie pry-watna, a służba zdrowia nie. Prze-ciwko prywatyzacji jest większość Polaków i innych nacji. Więc, ra-dykalnej poprawy nie będzie ni-gdy, niezależnie od ilości pienię-dzy płynących do służby zdrowia.

Jan Winiecki

Tumiwisizm

Ulica Bednarska to jedna z najbardziej malowniczych ulic Warszawy, a na pewno jedna z najbardziej stromych. Podobnie jak Karowa spina Trakt Królewski z Wisłostradą, ale jej znaczenie komunikacyjne dla Warszawy jest bez porównania mniejsze. Jest za to bezcenną perłą ar-chitektury – całą Bednarską już dawno temu wpisano do rejestru zabytków.

Trudno się dziwić, że taka ulica przyciągała i przyciąga filmowców. Zarówno malowni-czy spadek ulicy, jak i piękne kamienice to wręcz wymarzo-ny filmowy plener. Spośród różnych celuloidowych boha-terów, którzy chodzili bądź jeździli Bednarską wybierzmy sobie dwóch – pierwszy z nich to Francesco Romanelli, gra-ny przez Kazimierza Witkiewi-cza bohater komedii Tadeusza Chmielewskiego „Nie lubię po-niedziałku”. Ów sympatyczny Włoch przybywa do Warszawy w interesach i natychmiast wpa-da w wir nieporozumień i pomy-łek. Wielokrotnie zostaje wzięty za kogo innego, posądzony o bycie milicyjnym donosicie-lem, udaremnia też napad na bank. Podejmuje romans ze sprzedawczynią perfumerii (Ha-lina Kowalska), dla której ogni-sty południowiec jest jak dar niebios – na skutek nieustanne-go obcowania ze zmysłowymi zapachami biedna ekspedientka cierpi bowiem na nieustające

podniecenie seksualne. Na Wło-cha poluje też (oczywiście przez pomyłkę) wściekły taksówkarz (Adam Mularczyk), a ponadto po całej Warszawie poszukują

go dyrektor firmy (Kazimierz Rudzki) i jego asystent (Henryk Łapiński). Gdy zaś Francesco stoi bezradnie przy sportowym aucie, które porzucił nietrzeźwy Bohdan Łazuka (w tej roli Boh-

dan Łazuka we własnej osobie), zostaje wzięty za borykającego się z kłopotami z silnikiem wła-ściciela auta, a przypadkowi przechodnie proponują pomoc

– i tak skołowany Francesco rozpoczyna szaleńczy zjazd ulicą Bednarską, który, jak na komedię przystało, kończy się szczęśliwie: rozpędzone auto, nie czyniąc nikomu krzywdy,

skręca na podwórze i wjeżdża do samochodowego warsztatu.

Drugi filmowy bohater zwią-zany z Bednarską, to już nie Włoch, ale Anglik, i to bardzo znany Anglik – Sherlock Hol-mes! U schyłku lat siedem-dziesiątych ubiegłego wieku powstała jedna z najdziwniej-szych koprodukcji, jakie miały miejsce w dziejach polskiego kina i telewizji. Oto brytyjski re-żyser i producent Sheldon Rey-nolds zaproponował Polakom wspólne zrealizowanie serialu o przygodach najsłynniejsze-go z detektywów. Całość zdjęć zrealizowana została w Polsce. W Sherlocka Holmesa wcielił się Geoffrey Whitehead, doktora Watsona zagrał Donald Picke-ring, zaś Patrick Newell został inspektorem Lestrade. O tym serialu krążą legendy – wg jed-nej z nich Anglicy oszukali pol-skiego koproducenta (był nim Poltel) na niewyobrażalne wręcz kwoty, a sam Reynolds okazał się hochsztaplerem. Nie jest

natomiast legendą, że w halach zdjęciowych w Warszawie pol-scy scenografowie zbudowali monstrualną dekorację wyobra-żającą londyńską ulicę, która to dekoracja bardzo się potem przydała i zagrała w niejednym polskim filmie – np. w „Wojnie światów – następne stulecie” Piotra Szulkina, a także w se-rialu „Alternatywy 4”. W rolach drugoplanowych i epizodycz-nych wystąpiło kilkudziesięciu polskich aktorów, wśród nich tak znani, jak Maciej Damięcki, Zbigniew Buczkowski, Zdzisław Bene Rychter, Tomasz Stockin-ger, Juliusz Berger, Stanisław Brejdygant, Hanna Skarżanka, Witold Sadowy, Jan Piechociń-ski, Krzysztof Kołbasiuk, Włady-sław Komar, Stanisław Niwiński, Laura Łącz, Czesław Lasota czy Zdzisław Kuźniar.

Bednarskiej przypadła w tej nieco kuriozalnej produkcji rola szczególna. Od jej widoku zaczy-na się bowiem każdy z dwudzie-stu czterech odcinków serialu.

Gdy obraz rozjaśnia się widzimy latarnię zapalaną właśnie ręka latarnika. Za latarnią zaś widać wznoszącą się stromo ulicę. Na-stępnie przed kamerą przejeżdża powóz i skręca pod górę. Pa-trzymy za ciągnącym zamgloną (Londyn, więc zamglenie musi być) Bednarską powozem, gdy w kadr wchodzą obaj główni bohaterowie. Już po chwili wę-drują pod górę, zaś na tle ich wieczornego spaceru ukazują się na ekranie początkowe napisy serialu.

„Nie lubię poniedziałku” to wciąż popularna komedia – każda telewizyjna emisja cieszy się powodzeniem, a na pokazie zrekonstruowanego cyfrowo filmu zjawiły się tłumy widzów. „Sherlock Holmes and Doctor Watson” Sheldona Harnicka zaś to serial całkowicie zapomniany, żywy jedynie w pamięci miłośni-ków filmowych adaptacji prozy Conan Doyle’a i fanów filmo-wych poloników.

Rafał Dajbor

Sherlock i Francesco

Page 5: Poludnie Glos Srodmiescia nr 19 z dnia 6 grudnia 2012

POŁUDNIE - Głos Śródmieścia, Żoliborza i Bielan 5

dokończenie ze strony 1Na parterze znajduje się bufet,

a pomiędzy nim a przeszkloną ścianą stoliki dla gości. Krętymi schodkami wchodzi się na piętro, gdzie znajduje się sala balko-

nowa oraz druga mniejsza sala dla osób, które chcą przebywać wyłącznie we własnym gronie. Z salonu wchodzi się bardzo sze-rokimi schodami do SPA. Po za-biegu panie schodzą do restaura-cji na sałatki.

W salach restauracyjnych znaj-dują się meble rustykalne, a na ścianach zobaczymy stare sztućce oprawione w ramy. Wnętrza są eleganckie, przytulne, wokół ro-śliny, na stołach świece. Wygod-nie. Sączy się niezobowiązująca muzyka. Czysto, zadbanie.

Zamówiłem włoski krem pomi-dorowy. Był lekko ostry, bez ryżu

czy makaronu. Zupełnie inny w smaku niż zupa pomidorowa. Na drugie danie wybraliśmy polędwiczki wieprzowe z sosem z kurkami. Mięso rozpływało się w ustach, a kto lubi kurki ten

się nie zawiedzie. Do tego kel-ner podał karafkę z czerwonym winem domowym. Posiłek był lekkostrawny. Taka jest kuchnia śródziemnomorska. Widziałem większe towarzystwo, które przed obiadem zamówiło deskę z sera-mi i wędlinami. Zrobiłem to samo i nie żałowałem. W oczekiwa-niu na ciepłe danie zagryzałem smaczną ciabatą.

- Włosi są w kuchni niezwykle przywiązani do tradycji, są wręcz konserwatywni. Ale czy można mieć do nich o to pretensję? Na pewno nie – mówi Roberto, wła-ściciel restauracji. - Przecież ich

cuccina jest jak włoski klimat: cie-pła, przyjazna ludziom, smaczna, aromatyczna, różnorodna, choć zazwyczaj plebejska.

- Czy wprowadzenie plebej-skich dań: pizzy, foccacii czy po-

lenty nie razi we wnętrzu luksu-sowego Belvedere Residence?

- Ważne, żeby było smacznie i zdrowo. Jeśli gość chce zjeść piz-zę to nie mogę mu jej odmówić. Wiem przecież, że pizza należy do ulubionych potraw nad Wisłą. Tyle że tutaj oferujemy taką pizzę, którą chętnie jedzą Włosi.

- A zatem w restauracji Bravo Roberto podajecie potrawy orygi-nalne. One mają zapewnić odpo-wiedni smak.

- Nasi goście lubią przygoto-wywany ręcznie na miejscu ma-karon, także ten czarny, barwiony kałamarnicą. Wielokrotnie mówili

mi, że to im smakuje. Nie wy-obrażam sobie, by nie smakowały włoskie sery: mozzarella, ricotta, gorgonzola i parmezan. Bogac-two warzyw , owoców i ziół, de-likatnej cielęciny, jagnięciny czy owoców morza, to bezsprzeczna zaleta kuchni z Półwyspu Apeniń-skiego. Dlatego fanatyczni Włosi wytrzymali próbę czasu i oparli się wpływom zewnętrznym. Takie ich dania, jak lasagne, spaghetti czy wspomniana już pizza wpi-sały się na stałe do światowych jadłospisów. U nas można posma-kować szynkę parmeńską, tirami-su, włoskie wina.

Można by rzec, że „z ziemi włoskiej do Polski”, a dokładnie do Warszawy, właściciel restau-racji Bravo Roberto przywiódł nie tylko włoskie receptury i włoskie specjały, ale także przesłanie, aby nie ulegać zmiennej modzie na kuchnię francuską, japońską czy chińską, a już na pewno nie poddać się inwazji bułek z ham-burgerami.

Restauracja specjalizuje się w kuchni śródziemnomorskiej. Zaprasza na potrawy z ryb i owoców morza. Od czwartku do soboty proponuje świeże ostrygi oraz mule z Morza Północnego.

TS

Restauracja Bravo Roberto Budynek Belvedere ResidenceMokotów, ul. Sułkowicka 2/4

Wjazd od ul. Gagarina tel. 22 841 40 10

www.bravoroberto.pl

Bravo Roberto

Dwa miesiące temu na Ma-zowszu pojawiła się niepokojąca informacja o ryzyku związanym z realizacją zadania zleconego Samorządowi Województwa, a dotyczącego prowadzenia ośrodków adopcyjnych. Powód ryzyka to brak dotacji z budżetu państwa na prowadzenie tychże ośrodków. Jako radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego złożyłem w tej sprawie inter-pelację do Marszałka z prośbą o udzielenie szczegółowych in-formacji.

Z odpowiedzi Zarządu wyni-ka, że jednym z zadań zleconych samorządowi Województwa jest organizowanie i prowadzenie publicznych i niepublicznych ośrodków adopcyjnych. Zapis ten widnieje w art. 184 Ustawy z dnia 9 czerwca 2011 r. o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastęp-czej. W tym kontekście sytuacja na Mazowszu jest dość nieciekawa. W województwie funkcjonuje 10 ośrodków adopcyjnych. 6 z nich prowadzonych jest przez samo-rząd województwa (Wojewódzki Ośrodek Adopcyjny w Warszawie z 5 oddziałami zamiejscowymi), 4 to ośrodki niepubliczne. Dotacje w 2012 r. na prowadzenie ośrod-ków adopcyjnych zostały ustalone na kwotę 3 037 000 zł.

Jak wynika z odpowiedzi Za-rządu Województwa środki prze-kazane z budżetu na funkcjono-wanie niepublicznych ośrodków zostały uregulowane do końca roku w wysokości 1 552 000 zł. Szwankuje jednak finansowanie działalności ośrodków publicznych. Niedobór finansowy wynikający z planu dotacji oraz faktycznych potrzeb to 1 485 000 zł. Od tego zaś zależy ciągłość funkcjonowa-nia w bieżącym roku tych ośrod-ków. Pieniądze te pokrywają m.in. koszty prowadzenia proce-dur adopcyjnych i przygotowanie kandydatów zainteresowanych adopcją.

Nic więc dziwnego, że 28 sierpnia 2012 r. Zarząd Woje-wództwa Mazowieckiego podjął decyzję o pisemnym wystąpieniu do Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej o pilne przekazanie brakujących części dotacji. Tyle faktów!

Zdumiewające jest jednak coś innego!

Wszyscy wiedzą, jakie środki i w jakich terminach należy prze-kazać z administracji rządowej do samorządu, który zgodnie z wytycznymi ustawy realizuje za-dania zlecone. Koszty funkcjono-wania ośrodków adopcyjnych są też znane.

Ostatnio temat ten został też mocno zaakcentowany w exposé Premiera. O przedsięwzięciach w tymże obszarze mówił również na konferencji prasowej Minister Pracy i Polityki Społecznej. Z nie-dowierzaniem jednak spostrze-gam, że konferencje konferencja-mi, zapowiedzi zapowiedziami, a fakty faktami.

Najgorsze w tym jest to, że rzecz idzie o dzieci, które „szuka-ją” nowych rodziców i opiekunów. To niebagatelne! Tym bardziej, ze chodzi o uczucia i możliwość zre-alizowania czegoś, co zasługuje ze wszech miar na wsparcie ze strony państwa.

Grzegorz Pietruczuk, radny Województwa Mazowieckiego

www.grzegorzpietruczuk.pl

Konferencje sobie, a fakty sobie

Wystawy i spotkania ze zna-nymi osobami, prezentacje za-pomnianych filmów, promocje książek i albumów – kalendarz kulturalnych zapowiedzi i wyda-rzeń, których organizatorem jest Dom Spotkań z Historią przy uli-

cy Karowej przyciąga jak magnes nie tylko śródmiejskich mieszkań-ców. Za każdym razem, ilekroć tu „wpadam” sala DSH wypełniona jest po brzegi, a spóźnialscy nie mogą raczej liczyć na miejsce sie-dzące. Tak też było i tym razem. Na wernisaż wystawy „Świat Sław-

nego. Warszawa, Polska, Europa lat pięćdziesiątych na zdjęciach Władysława Sławnego” przyszły całe pokolenia. Już w progu na-trafiam na nobliwą panią Jadwi-gę, która swojej synowej i 14-let-niemu wnuczkowi z promiennym

uśmiechem na twarzy opowiada w telegraficznym skrócie, jak to się żyło w latach 50-tych, jak się ubierało, że młodzi ludzie w tam-tym czasie byli bardziej kulturalni i przejawiali większy szacunek do osób starszych, że dzisiejsza wystawa to dla niej taki powrót

do wspomnień, do przeszłości. I z nieukrywaną dumą mówi, że doskonale pamięta gazetę, w której publikowane były zdjęcia bohatera dzisiejszego wieczoru. – Dobrze, dobrze babciu, słyszałem to już tyle razy, że znam to prawie

na pamięć – strofuje babcię dora-stający wnuczek nieco znudzony tymi opowieściami.

Władysław Sławny (1907-1991) to wybitny twórca powo-jennej prasowej fotografii repor-tażowej. Mówi się, że to właśnie on znacząco wpłynął na kształt

polskiej szkoły fotoreportażu. Miał znakomite wyczucie miejsca i czasu. Interesował się fotogra-fią w pełnym tego słowa zna-czeniu już od najmłodszych lat. Aż trudno uwierzyć, ale w wie-ku 12 lat skonstruował… aparat fotograficzny. Pracując wiele lat w Paryżu doskonale poznał taj-niki zachodniej szkoły fotorepor-tażu, której poziom wyznaczały wówczas takie czasopisma, jak „Life” czy „Paris Match”. To dzię-ki niemu na łamach tygodnika „Świat” zaczęły ukazywać się zdjęcia nie ustępujące świato-

wej sztuce reportażu. Szkoda tylko, że za życia nie doczekał się nigdy wystawy indywidual-nej swoich prac ani też albumu. Przez lata był w Polsce twór-cą zapomnianym, a większość jego zdjęć, które znajdowały się w archiwum tygodnika „Świat”, gdzieś przepada. Na szczęście dzisiaj jego fotografia przeży-wa swój renesans. - Na zdjęcia Władysława Sławnego trafiliśmy przy okazji pracy nad wystawą o Warszawie socrealistycznej. W wydawnictwach z wczesnych lat 50-tych publikowane były

jego fotografie z budowy MDM-u i Pałacu Kultury. Udało nam się zdobyć kontakt do synów Sław-nego - Francisa i Jeana, mieszka-jących w Paryżu. W czerwcu 2011 po raz pierwszy rozmawiałam ze starszym synem, Francisem. Punktem wyjścia były zdjęcia z MDM-u, które zresztą zagi-nęły, ale szybko okazało się, że w domowym archiwum mają ponad kilka tysięcy negatywów swojego ojca, w tym dużą część zeskanowaną, także z okresu, gdy przebywał i pracował w Polsce.

dokończenie na stronie 8

Warszawa w obiektywie Sławnego

Page 6: Poludnie Glos Srodmiescia nr 19 z dnia 6 grudnia 2012

POŁUDNIE - Głos Śródmieścia, Żoliborza i Bielan6

HanDelu Społem WSS Śródmieście, Warszawa, ul. Nowy Świat 53www.wss.spolem.org.plSDH Hala Mirowska pn-pt 7-20 sob 7-18 pl. Mirowski 1*SDH Sezam pn-pt 7-21 sob 8-21 niedz 10-16 ul. Marszałkowska 126*Sklepy spożywcze: Długa 8/14*,Foksal 12/14*,Koszykowa 24, Koszykowa 31, Krak.Przedm. 16/18*, Miodowa 23, Mokotowska 46a, Mokotowska 67, Nowy Świat 53*, Solec 46*, Solec 66*, Solidarności 72*, Solidarności 83*, Widok 16,Wiejska 20*,Wspólna 41**realizacja zamówień na Kosze DelikatesoweSklepy przemysłowe: Andersa 25,Długa 8/14,Mokotowska 67, Wiejska 9

ReKlaMa W PołuDniuul. Puławska 136, pon. - czw. 9.00 - 17.00, pt. 9.00 - 16.00tel./fax 22 844-39-45, tel. 22 844-19-15

BiuRa oGłoSZeŃ: u Al. Komisji Edukacji Narodowej 15 lok. 4, 22 648-24-07, 537-427-186u ul. Na Uboczu 3 (NOK) „Continental”, tf. 22 648-29-41 u Piaseczno, ul. Kniaziewicza 45 lok. 18, tel. 22 213-85-85, 601-213-555 u ul. Dobra 19, Biuro Ogłoszeń Prasowych „Katom”, tel. 22 828 46 64, 22 828 25 87 u ul. Grzybowska 39, „aTco”, tel. 22 652-25-30, 22 654-90-77, 22 620-17-83

inFoRMaToR PołuDnia

www.polskieradio24.pl

Dom Spotkań z Historią, ul. Karowa 20do 30.04.2013 - 1947. Barwy ruin. Warszawa i Polska w odbudowie na zdjęciach Henry’ego N. Cobba; do 31.03.2013 - Świat Sławnego. Warszawa, Polska, Europa lat pięćdziesiątych na zdjęciach Władysława Sławnego; 8.12. godz. 16.00 - film „Księżniczka z Leicą. Latopis w promieniach światła” reż. Jurij Goruliow, polska wersja filmu o fotografce Zofii Chomętowskiej; 9.12. godz. 16.00 - PKF: „Ślimacza Budowa”, „Pieczone gołąbki”, reż. Tadeusz Chmielewski; 11.12 godz. 18.00 - Polska szkoła dokumentu: „Uwaga chuliga-ni” reż. Jerzy Hoffman i Edward Skórzewski, „Ludzie z pustego obszaru” reż. Kazimierz Karabasz, „Wielki wiec” (dodatek nadzwyczajny PKF, 1956, ), „Sopot 57” reż. Jerzy Hoffman i Edward Skórzewski, „Rozbijemy zabawę” reż. Roman Polański; 13.12 godz. 18.00 - „Bez końca” reż. Krzysztof Kieślowski; 14-16.12. godz. 11.00–20.00 Świąteczny kiermasz książek; 16.12 godz. 16.00 - Świą-teczna niespodzianka (wybór kronik, 20’) oraz „Dekalog III” reż. Krzysztof Kie-ślowski; 18.12 godz. 18.00 - Polacy z Tbilisi, Akhalcikhe i Lagodekhi, wystawa fotografii archiwalnych oraz reportaż filmowy; 19.12 godz. 18.00 - Tomasz Kuba Kozłowski, opowieść „Miasto mojej matki. Opowieść o Jaworowie”

Łazienki KrólewskiePałac na Wyspie: do 28.04.2013 - wystawa „Bacciarelli i inni. Królewska ko-lekcja obrazów Stanisława Augusta”; 25.11. godz. 12.00. - recital Emilii Ro-manik (mezzosopran); Galeria Plenerowa, płot w Al. Ujazdowskich: do 10.12. - wystawa fotografii czesława czaplińskiego „fangor”; Salony Poezji, Stara Pomarańczarnia - 9.12. godz. 12.00 - Adam Mickiewicz „Pan Tadeusz Księga XII” czyta Daniel Olbrychski; 16.12. godz. 12.00 - „Moja kolęda” czytają: Ewa Wiśniewska i Małgorzata Niemirska

Muzeum Powstania Warszawskiego ul Grzybowska 79do 31 grudnia - wystawa „Kryptonim Legalizacja”

Muzeum Karykatury im. Eryka Lipińskiego; ul. Kozia 11do 20.01.2013 - wystawy „Samolot-lotnisko-latanie” i „Rysunki Karola Fer-stera”

Staromiejski Dom Kultury, Rynek 2 6.12. godz. 11:00 - „Moje wielkie antyczne wesele, czyli śluby w starożytności” prelekcja prof. Barbary Milewskiej-Waźbińskiej; 9.12. godz. 13:00, Muzeum Narodowe - Zespół Tańca Dawnego „Pawanilia” pokaz tańców; godz. 19:00 - Ścigani, Blues na niedzielę; 11.12. godz. 19:00 - pokaz filmu „Prawdziwa histo-ria guźca” oraz dyskusja z reżyserem; 12.12. godz. 17:30 - „Bemolek”, koncert kolęd; 12.12. godz. 18:00, Galeria Promocyjna: Aleksandra Waliszewska “...a petete petete te...” Otwarcie wystawy, czynna do 6 stycznia 2013 r.; 13.12. godz. 11:00 - „Ród Poniatowskich, czyli czy Stanisław August miał dzieci” prelekcja Tadeusza Władysława Świątka; 15.12. godz. 17:00 - Wystawa prac plastycznych dzieci z Pracowni Plastyczno-Teatralnej “Pankracownia”; godz. 18:00, Sala im J. Kilinskiego w Zwiazku Rzemiosła Polskiego, ul. Miodowa 14 - wieczorek tańcujący, Zespół Tańca Dawnego Pawanilia. Uczestnicy proszeni są o elegancki ubiór: Panie o długie spódnice, Panowie o porzucenie strojów sportowych. Wygodne, miękkie buty konieczne. Konieczna rezerwacja mailo-wa pod adresem [email protected]; 17.12. godz. 19:00 - Koncert poświęcony Witoldowi Lutosławskiemu, gra Kwartet Wilanów

06.12. - Michał Chomyszyn godz. 11.00 Akcja społeczna: Pomóż Dzieciom Przetrwać Zimę - koordynatorka akcji Małgorzata Kownac-ka; Maja Kluczyńska godz. 15.00 Profesjonalizm i kultura dziennikar-stwa prof. Jane Curry z Santa Clara University w Kalifornii;

7.12. - Ewa Worobiec godz. 13.00 szczyt klimatyczny (COP 2013 ) gość: Dariusz Szwed z Partii Zielonych; Jan Gocel odz.17.00 Kwadrat kultury: dr Tomasz Ochinowski - dyskusja o filmie „Pokłosie”;

10.12. - Jacek Cholewiński godz. 13.00 Teksty i konteksty: Prawa i obowiązki pasażerów linii lotniczych; Michał Chomyszyn godz. 15.00 Sahly Magid: Dlaczego Izrael rozbudowuje osiedla na terytoriach pa-lestyńskich?

11.12. - Maja Kluczyńska godz. 15.00 Gwiazdy które nie gasną: Golec Uorkiestra

Jacek Cholewiński godz. 17.00 Sport: podsumowanie jesiennej rundy piłkarskiej ekstraklasy.

12.12. - Maja Kluczyńska godz. 16.00 Mojo-Art – Pirografia Joanna i Jacek Łuczyńscy: pomysły na świąteczne prezenty.

dokończenie ze strony 1Koszt całej modernizacji to

ok. 1,255 mln zł brutto. Zieleniec zyskał oświetlenie poprzez 23 latanie oraz 143 reflektory pod-świetlających nasadzenia roślinne. Na terenie pojawiło się 20 nowych drzew i 2885 krzewów, ponad 800 roślin cebulowych, a także wiele bylin i traw ozdobnych. Nowe zago-spodarowanie zieleńca było projek-towane tak, aby komponowało się z nowym Muzeum Historii Żydów.

Stoi dumnie w jednym z naj-piękniejszych miejsc w Warszawie, przy Krakowskim Przedmieściu. Swoim blaskiem zwraca uwa-gę nie tylko okolicznych miesz-kańców. Niewątpliwie stanowi atrakcję turystyczną, tyle że na co dzień zamkniętą dla zwiedza-jących. To Pałac Prezydencki. W latach 1994-2010 był rezy-dencją prezydentów RP. Dopie-ro obecny prezydent Bronisław Komorowski zdecydował, że ów okazały gmach wykorzystywany będzie w celach administracyj-nych i reprezentacyjnych, zaś na swoją siedzibę wybrał Belweder.

W minioną sobotę już od wcze-snych godzin Pałac Prezydencki przeżywał prawdziwe oblężenie. Nic dziwnego, skoro w eter po-szła wieść, że tego dnia otwiera swoje podwoje dla zwiedzają-cych. – Stoję tu już ze 40 minut. Jest zimno i zmarzłam już, ale jakoś wytrzymam. W Warszawie mieszkam od dwóch lat. Przy-jechałam na studia. Nie jestem specjalnie zachwycona Warsza-wą, męczy mnie ten wielkomiej-ski gwar i wszędzie tłumy ludzi. Ale mieszkać w Warszawie i nie skorzystać z okazji zwiedzania Pałacu Prezydenckiego, to jak

być w Rzymie i nie być na au-diencji u papieża – tłumaczy mi Beata, studentka II roku filozofii. W kolejce cierpliwie wyczekuje też pani Iwona z mężem Micha-łem i 6-letnią córką Marysią. – Niech zobaczy miejsce, w któ-rym pracuje nasz prezydent. Nie

wiadomo, jakie będą w przyszło-ści losy Pałacu Prezydenckiego, może go komuś sprzedadzą lub zburzą? U nas w kraju wszystko jest możliwe. Marysia jak podro-śnie to chociaż będzie miała miłe

wspomnienia – mówią. Kolejka z minuty na minutę coraz dłuższa. Ci, co pod pałacem „koczują” od kilkudziesięciu minut, ogrzewają się gorącą herbatą przyniesioną z domu w termosie bądź kupioną w pobliskich punktach gastrono-micznych.

Pierwszych zwiedzających wpuszczono do Pałacu o godzi-nie 10.00. Jedni wychodzili już po dwudziestu minutach, inni po czterdziestu, a byli i tacy, którzy najchętniej spędziliby tutaj cały dzień. – Jest tyle do obejrzenia, że naprawdę trudno to zrobić w kilkanaście minut. Piękne sty-lizowane pomieszczenia, dywany i meble, wszystko takie eleganckie, jak w filmach z dawnej epoki. Naj-bardziej podobał mi się kryształo-wy żyrandol w Sali Kolumnowej z osiemdziesięcioma świecami i kil-koma tysiącami małych kryształ-ków – mówi rozpromieniona pani Krystyna, która na dzień otwarty do Pałacu Prezydenckiego przyje-chała z Wilanowa. I zapewnia, że jeśli będzie taka okazja, za rok to również skorzysta z zaproszenia.

Na zwiedzających czekała zna-na z relacji telewizyjnych Sala Kolumnowa, w której odbywają się wszystkie najważniejsze wy-darzenia. To tutaj właśnie prezy-dent powołuje i odwołuje rządy, wręcza nominacje profesorskie i teki ministerialne, mianuje sę-dziów, nadaje stopnie general-skie, najwyższe odznaczenia i ordery państwowe. Sala ta była

także świadkiem znaczących i hi-storycznych momentów naszych dziejów, jak podpisanie w 1955 r. przez Polskę, ZSRR i państwa blo-ku komunistycznego tzw. Układu Warszawskiego, czy też podpisa-nie w roku 1999 akcesu Polski do NATO. To tutaj wreszcie w 1989

r. toczyły się obrady okrągłego stołu…

Można też było zobaczyć Salę Obrazową, Salę Białą i Niebieską, Sień Wielką i Kaplicę, a także Salę Jerzego Nowosielskiego, w której wyeksponowane są prace tego wybitnego malarza. Po raz pierw-szy można było „zajrzeć” do pre-zydenckiej biblioteki, która z racji tego, że przylega do prezydenc-kiego gabinetu, była wcześniej ze względów bezpieczeństwa za-mknięta przed zwiedzającymi.

Niewątpliwą atrakcję stanowiły prezydenckie dokumenty, odzna-czenia państwowe i listy uwierzy-telniające, które po raz pierwszy udostępniono zwiedzającym.

Rolę przewodników po pałacu pełnili współpracownicy prezy-denta Komorowskiego, ministro-wie w Kancelarii Prezydenta oraz Doradcy Prezydenta RP, w tym Stanisław Koziej, były wicemini-ster obrony narodowej, obecnie szef Biura Bezpieczeństwa Naro-dowego. Bronisław Komorowski nie pojawił się osobiście, ale cały czas towarzyszył zwiedzającym na telebimie.

Tekst i foto: Anna Tomasik

Zwiedzanie Pałacu Prezydenckiego

Według danych Głównego Urzędu Statystycznego ponad 9 proc. dzieci żyje w rodzinach, których wydatki nie przekraczają granicy określanej jako minimum egzystencji. Wskaźnik ubóstwa będzie jeszcze wyższy, gdy pod uwagę weźmiemy granicę usta-wową.

Krótko mówiąc dane są alar-mujące. Problem staje się naglą-cy, jeśli uwzględnimy zagrożenia dla istnienia placówek wsparcia dziennego zwanych potocznie świetlicami środowiskowymi. To tam dzieci z najuboższych rodzin znajdują opiekę w sytuacjach,

gdy rodzina nie jest w stanie pełnić prawidłowo swojej roli lub jest dysfunkcyjna.

O tych sprawach dyskutowano podczas konferencji zorganizowa-nej przez Klub Radnych SLD Sej-miku Województwa Mazowiec-kiego. Udział wzięli specjaliści zajmujący się tematyką społecz-ną, przedstawiciele organizacji pozarządowych radni oraz wła-dze mazowieckiej lewicy. Deba-ta pokazała niebezpieczeństwa, z którymi możemy się zetknąć w najbliższej przyszłości. Jednym z nich jest konieczność dostoso-wania obiektów do wymagań ustawowych do końca 2012 r. Alternatywą może być z kolei li-kwidacja świetlic.

- Doceniamy rolę warunków w jakich powinny przebywać dzieci oraz znaczenie wyma-gań przepisów bezpieczeństwa

i higieny. Jednak wskazany w ustawie o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej okres przej-ściowy dotyczący dostosowania standardów placówek do wymo-gów przepisów do końca roku 2012 uważamy za zdecydowanie za krótki – mówi Radny Sejmi-ku Wojewódzkiego Grzegorz Pietruczuk.

Uwaga wydaje się słuszna. Na-leży pamiętać, ze świetlice środo-wiskowe powstawały wielokrot-nie jako inicjatywa spontaniczna. Tworzono je poprzez adaptacje piwnic, strychów i lokali niepeł-nowartościowych. W rezultacie są to placówki najczęściej pro-wadzone przez organizacje po-zarządowe, których nie stać na kosztowne remonty i dostosowa-nie obiektów w tak krótkim cza-sie do wymogów wynikających z ustawy. Placówki te są jednak

dla uczęszczających do nich dzie-ci drugim domem. Mogą tam uzyskać pomoc w nauce, uczyć się funkcjonowania w grupie ró-wieśniczej oraz realizować swoje pomysły i marzenia.

Uczestnicy debaty przyjęli sta-nowisko, w którym wskazali na konieczność przedłużenia okresu przejściowego przeznaczonego na modernizację placówek do końca 2014 r. Podkreślili również potrzebę przyjęcia krajowego programu pomocowego dla pla-cówek wyrażając jednocześnie gotowość włączenia się w jego przygotowanie.

Warto dodać, że debata ta była pierwszą z kilku. Następ-ne będą dotyczyć m.in. lokalnej służby zdrowia, rozwoju gospo-darczego i promocji regionu ma-zowieckiego.

/J.K./

Mazowieckie debaty Magia mgieł

Działający przy bielańskiej Bi-bliotece przy ul. Duracza Klub Fotograficzny przygotował ekspo-zycję „Magia krajobrazu”. Zdjęcia przedstawiają górskie i nadmor-skie pejzaże osnute porannymi mgłami. Stwarza to niepowtarzal-ny klimat, który wprawia widza w nieco nostalgiczny i refleksyj-ny nastrój. Autorką fotografii jest Aleksandra Marcinkowska. Swoją przygodę z fotografią rozpoczęła kilka lat temu. Dowodzi to jednak tylko, że wcale nie trzeba co naj-mniej kilkunastoletniego doświad-czenia, aby osiągnąć ciekawe efekty wizualne. Wystawa potrwa do końca stycznia 2013 r. Prace można oglądać w kąciku fotogra-ficznym budynku biblioteki.

POŁUDNIE na Facebook

http://www.facebook.com/Poludnie.Glos

Page 7: Poludnie Glos Srodmiescia nr 19 z dnia 6 grudnia 2012

POŁUDNIE - Głos Śródmieścia, Żoliborza i Bielan 7

aGD - RTVl Anteny, 601-86-79-80,

22 665-04-89.l Naprawa pralek, lodówek,

tanio, 502-253-670, 22 670-39-34.

l Okna, naprawy, doszczelnia-nie, 787-793-700.

l Opróżnianie piwnic, strychów, garaży, wywóz mebli, śmieci, gruzu, 503-711-500.

l Profesjonalne remonty i wykończenia. Glazurnik, malarz, malowanie. Korzystne ceny! Zapraszamy! www.remonty4u.pl 502-218-778.

l Tynki gipsowe, cementowo--wapienne www.budax.pl 511-529-965.

WYPoCZYneKl ŚWIĘTA, FERIE W GÓRACH

www.rownica.brenna.pl 604-724-825.

KuPiĘl Antyki za gotówkę, obrazy,

platery, militaria, srebro, zegarki, bibeloty i inne. Antykwariat ul. Dąbrowskiego 1, 22 848-03-70, 601-352-129.

l Antyki, starocie, za gotówkę, kupno - sprzedaż, Narbutta 23, 22 646-32-67, 502-85-40-90.

l Antyki, monety, znaczki, meble, obrazy, pocztówki, książ-ki oraz inne przedmioty, 22 610-33-84, 601-235-118, 669-154-951.

l Antykwariat, księgozbiory, antyki, dojazd, gotówka, 608-885-800.

l Aktualnie antyki wszelkie, gotówka, 504-017-418.

l Filatelista znaczki, 516-400-434.

KanCelaRiaRaDCóW PRaWnYCH

ul. Mickiewicza 9 lok. U4 przy ul. gen. J. Zajączka

tel. 22 [email protected]łny zakres spraw

przedsiębiorcówi osób fizycznych, w tym:

odszkodowania, umowy, sprawynieruchomości, spadki, rozwody, reprezentacja

w sądzie i przed urzędami, profesjonalni pełnomocnicy.

Uprzejmie zapraszamy

l Kupię każdy złom. Odbiór u klienta, 506-223-080.

l Skup książek, 22 826-03-83, 509-548-582.

l Złom, wszystko co metalowe, dojadę, 503-711-500.

PRaCa - daml Kurs Licencja Ochrony,

603-600-255.l Masz 2, 3 godziny na dodat-

kową pracę? Branża finansowa. Wysokie zarobki! Zadzwoń 668-681-903, mile widziani emeryci, renciści, osoby pracujące, studenci, uczniowie.

l Telepizza zatrudni osoby przy produkcji pizzy (nie wymagamy doświadczenia), dostawców z własnym samocho-dem oraz osoby do roznoszenia ulotek. Wyższe stawki, praca w centrum, możliwość awansu. Tel. 605-494-482.

nieRuCHoMoŚCil Kupię mieszkanie: zadłużone,

komunalne, z lokatorem, z loka-torem z przydziału, z możliwością wykupu, z dowolnym problemem prawnym lub z dożywotnim za-mieszkaniem. 796-796-596, [email protected]

l Sprzedam 3 pok., Natolin – Ursynów, blisko me-tra, 793-973-996.

nauKal Chemia - nauczycielka,

695-612-825.l Matematyka, 509-436-055.l Matematyka, nauczycielka,

698-414-705.

NAPRAWA MASZYN DO SZYCIADOJAZD GRATISTEL. 508-08-18-08

auTo-MoTol Kupię każde auto z lat 1990

- 2012, najwięcej zapłacę, szybki dojazd, gotówka, 500-666-553.

l Skup aut w kazdym stanie i roczniku, najwyższe ceny, płatność od ręki, profesjonalna obsługa, 500-540-100.

uSłuGil A- Przeprowadzki,

512-139-430.l A Sprzątanie piwnic,

wywóz mebli, 694-977-485.l DEZYNSEKCJA skutecznie,

22 642-96-16.l Elektryk tanio, 507-153-734.l Hydraulika, gaz, Zenek,

691-718-300.l Malowanie A-Z, remonty,

referencje, jesień 25% taniej, 501-255-961.

l Opróżnianie piwnic, garaży, pomieszczeń, wywóz mebli, gruzu, śmieci, 506-223-080.

P R A W N I KTel. 517-249-447

22 666-92-52 PORADY 49 złO D

l Matematyka pedagog, 600-395-032.

l Free English Bible Talks every Friday 18.30 - 19.30. Profi-Lingua, Al. Jerozolimskie 27. Everyone is welcome!

ZDRoWiel Lekarz seksuolog,

22 825-19-51.l TANIO, SZYBKO, GWARAN-

CJA. Naprawa protez. Wykonanie nowych protez. Proteza całkowita 300 zł; Proteza szkieletowa 500 zł; 602-646-986.

RóŻne

akcja trwaCoroczna Krajowa Akcja „Pomóż Dzie-

ciom Przetrwać Zimę", rozpoczęła się w dniu 2 grudnia wielką uliczną zbiórką darów przed i w sklepach w godz. 9.00-15.00.

Apelujemy do wszystkich Ludzi Dobrego Serca, do firm, skle-pów, hurtowni, samorządów, fundacji, szkół o przyłączenie się i wsparcie darami ta szlachetna akcję.

Wszystkich, którym nie jest obojętny los dziecka zapraszamy do podzielenia się i spełnienia ich marzeń. Prosimy o przekazywa-nie żywności o przedłużonym terminem ważności, słodyczy, zaba-wek, nowej ciepłej odzieży i nowego obuwia, środków czystości i higieny osobistej, artykułów szkolnych i papierniczych. Oddział Biura Akcji dla m.st. Warszawy i woj. mazowieckiego oraz Sztabu nr 2 mieści się w ośrodku TPD Mokotów przy ul. Konduktor-skiej 17 czynym od poniedziałku do piątku, w godz. 11.00-17.00 tel. 22 844 19 44 i 666 810 005.

Mamy nadzieję, że w tak trudnej sytuacji wspólnie pomożemy dzieciom przetrwać zimę i spełnić ich świąteczne marzenia.

3 grudnia w sali widowiskowej Urzędu Dzielnicy Bielany przy ul. Żeromskiego 29 odbyła się X Jubileuszowa Bielańska Gala Wolontariatu.

Nagroda Bielańskiego Wo-lontariusza Roku, ustanowiona

uchwałą Zarządu Dzielnicy Bie-lany, jest wyróżnieniem hono-rowym, nadawanym corocznie szczególnie wyróżniającym się wolontariuszom działającym w organizacjach pozarządo-wych oraz instytucjach z terenu Dzielnicy Bielany, realizujących programy w zakresie polity-ki społecznej. Celem Nagrody Bielańskiego Wolontariusza Roku jest propagowanie idei wolontariatu oraz wyrażenie podziękowania osobom, któ-re dobrowolnie, ochotniczo i bez wynagrodzenia wykonują świadczenia na rzecz miesz-kańców Dzielnicy Bielany, w

tym szczególnie na rzecz dzieci i młodzieży.

Podczas tegorocznej Gali Wo-lontariusza, która odbyła się w Roku Janusza Korczaka pod Honorowym Patronatem Rzeczni-ka Praw Dziecka, Rafał Miastow-

ski, burmistrz dzielnicy Bielany, odznaczył Statuetką Wolontariu-sza Roku 66 wolontariuszy, pra-cujących na rzecz dzieci i mło-dzieży, osób samotnych, chorych i potrzebujących pomocy. Na wniosek Kapituły Nagrody Bie-lańskiego Wolontariusza Roku, której przewodniczącym był za-stępca burmistrza Marek Lipiński, burmistrz dzielnicy Bielany przy-znał 5 nagród specjalnych.

W obszarze wolontariatu ró-wieśniczego nagrodę Superwo-lontariusza otrzymały Paulina Luśtyk oraz Katarzyna Wierz-bowska. W obszarze wspierania i aktywizacji rodzin obciążonych

chorobą alkoholową nagrodę Superwolontariusza otrzymała Elżbieta Olkowicz-Pęzik. W ob-szarze wspierania dzieci i rodzin ubogich nagrodę Superwolon-tariusza otrzymały Janina Kot i Zofia Szymanowska.

Za wspieranie idei wolontaria-tu, trud i zaangażowanie w kształ-towanie postaw promujących pracę na rzecz dzieci, młodzieży oraz innych osób potrzebujących pomocy prezesi organizacji po-zarządowych otrzymali podzię-kowania od burmistrza dzielnicy Bielany i „Fotobiografię Janusza Korczaka” z rąk jej autora Ma-cieja Sadowskiego. Podczas tegorocznej jubileuszowej Gali Wolontariatu życzenia wszystkim wolontariuszom złożyły Joanna Fabisiak, poseł na Sejm RP oraz Karolina Malczyk-Rokicińska, peł-nomocnik Prezydenta m.st. War-szawy ds. równego traktowania.

Bielańska Gala Wolontariatu

Przedświąteczna atmosfe-ra udziela się nam wszystkim. W pośpiechu, w ferworze przed-świątecznych zakupów nietrud-no, abyśmy zapomnieli o wła-snym bezpieczeństwie. Jesteśmy w jednym miejscu, a myślami już w kolejnym. Nasze zachowania stają się machinalne, rutynowe. A złodzieje kieszonkowi właśnie ten czas i atmosferę wykorzystują.

Pamiętajmy o tym, że dla kie-szonkowców te dni są bardzo pracowite, właśnie wówczas mają doskonałe warunki do działania. Wykorzystują tłok, bądź też sami go umiejętnie tworzą. Korzystają z naszego pośpiechu i rozkojarze-nia. Spośród otaczających osób wybierają sobie ofiarę. Obserwu-ją ją przez pewien czas, a często sprawdzają, czy jest „elektrycz-na”, tzn. czy będzie reagować przy opróżnianiu kieszeni.

„Doliniarze” patrzą gdzie chowa się pieniądze. Dlatego szczególną czujność zachowujmy w centrach handlowych, na targowiskach, bazarach, przy bankomatach, a również we wszystkich środkach komunikacji miejskiej. Starajmy się pamiętać, że w każdym z tych miejsc jesteśmy szczególnie nara-żeni na utratę torebki, portfela, czy telefonu. Złodzieje nie próżnują.

Nie ulega wątpliwości, że ulubionym miejscem „pracy”

kieszonkowców są środki ko-munikacji miejskiej. Szczególną operatywność wykazują przy wsiadaniu i wysiadaniu, gdy uwaga zajęta jest czymś innym. „Kieszony” najczęściej działa-ją w grupach, ale zatłoczone w godzinach szczytu metro stwa-rza dogodne warunki nawet dla pojedynczego i mało doświad-czonego złodzieja. Kieszonkowcy nie różnią się niczym od przecięt-nego pasażera.

Podróżując metrem pamię-taj: torebkę trzymaj przed sobą i przytrzymuj ją ręką, portfel noś w wewnętrznej zapiętej kieszeni. Nie trzymaj pieniędzy w jednym miejscu, rozdziel je i porozmiesz-czaj po kieszeniach. Jeśli masz przy sobie większą ilość pienię-dzy unikaj zatłoczonych pojaz-dów, lepiej poczekać kilka minut na następną kolejkę, niż zostać okradzionym.

Ponadto, należy bezwzględ-nie wystrzegać się chowania telefonów komórkowych oraz dokumentów w tylnych kie-szeniach spodni, zewnętrz-nych kieszeniach kurtek, oraz w bocznych, niezamykanych kieszeniach toreb. Warto zare-agować na tzw. sztuczny tłok i zamieszanie w wagonie me-tra, windzie oraz ruchomych schodach. Jeżeli wyczuwamy, że

ktoś się o nas opiera, czer-wona lampka powinna się zaświecić.

W każdym przypadku kiedy poczujemy się zagrożeni, kiedy będziemy świadkami przestępstwa czy wy-kroczenia, zgłośmy to na Poli-cję. Niepokojące sygnały można przekazywać dzwoniąc na nr 997 lub 112.

ac

Świąteczni kieszonkowcy

Zbliżają się święta, a zatem jak co roku spora część miesz-kańców naszego miasta wyjedzie w rodzinne strony. Wyruszą, aby zasiąść przy uroczyście nakry-tym wigilijnym stole i… po weki. Wrócą. Zawsze wracają, i za to podróżnych podziwiam skrycie. Obładowani produktami z domo-wej spiżarni, zdeterminowani by się nie dać, by się zaczepić, by zo-stać. To są właśnie „słoiki” - am-bitni napływowi, przeciwieństwo (często zblazowanych) lokalsów czyli tubylców. Ostatnio co i rusz burza wybucha na forum interne-towym, zawsze taka sama. Czyje to miasto? Kto jest prawdziwym warszawiakiem?

Prawo tego sporu nie rozstrzy-gnie. Osobiście przeciwny jestem krzywdzącym stereotypom. Czę-sto przyszywany warszawiak bar-dziej dba o swoje otoczenie niż

rodowity stołeczniak, który regu-larnie podlany alkoholem stres wy-ładowuje na Bogu ducha winnym koszu na przystanku. Nie mogę się tedy zżymać, że przybysze z in-nych regionów Polski konkurują ze mną o miejsca pracy. Jeśli ja chcę mieć wolną drogę do Paryża i Lon-dynu, nie mogę nikomu wzbraniać osiedlania się na moim podwór-ku. Musi być sprawiedliwie. Poza tym miejmy długą pamięć, mili państwo! Ursynów też był kiedyś mekką obcych. Energicznych mło-dych ludzi, którzy zapragnęli uwić sobie na tej ziemi gniazdo. Pięknie bo z humorem owe początki „sy-pialni Warszawy” pokazuje kulto-wy już serial „Alternatywy 4”. Kto widział, ten wie.

Zatem od przybyszów do War-szawy oczekuję tylko jednego. Żeby nie zrzędzili na moje uko-chane miasto. Bo to nieładnie,

Co siedzi w słoiku?niekulturalnie i nielogicznie za-razem. Jak Ci się, gościu drogi, nie podoba, to czemu tu siedzisz? Kajdanami Cię ktoś przykuł? A jeśli istotnie, obywatelu, przy-bywasz do stolicy „za chlebem”, to elementarna wdzięczność wy-maga nie psioczyć na otoczenie, w którym możesz się realizować. Proste, jak konstrukcja zapałki.

Natomiast sam człowiek, uwa-żam, prosty stanowczo nie jest. Sądzę nawet, że typowy „słoik” - ten sam towarzysz podróży, który siedzi zmęczony i spocony w autobusie z plecakiem zawiera-jącym pierwszorzędną wałówkę - ma często fascynującą, przejmu-jącą historię o swoich początkach w wielkim mieście do opowiedze-nia, trzeba jej tylko chcieć posłu-chać. Używając przenośni: zajrzeć do słoika. Gorąco zachęcam.

dr Grzegorz Roch Bajorek

Komisariat Policji Metra Warszawskiego

Page 8: Poludnie Glos Srodmiescia nr 19 z dnia 6 grudnia 2012

Warszawa 02-624 ul. Puławska 136

tel./fax 22 844-39-45, tel. 22 844-19-15

[email protected]

[email protected][email protected]: Andrzej Rogiński

"Południe"redaktor naczelny:Andrzej RogińskiRedakcja czynna

w pon. - czw. w godz. 9.00 - 17.00pt. w godz. 9.00 - 16.00

W tych godzinach przyjmujemy także ogłoszenia.Łamanie, układ i oprawa graficzna:

Galder Grasfjord©Druk: PolskapresseISSN 2082-6540

Nakład 40 000 egz.Wydawca jest członkiem

Warszawskiego Towarzystwa Prasy Lokalnej

Redakcja nie odpowiada za treść ogło-szeń. Materiałów nie zamówionych nie zwracamy. Zastrzegamy sobie prawo skracania i adiustowania nadsyłanych

tekstów oraz zmian tytułów.Teksty sponsorowane oznaczamy

skrótem TS

Następny numer ukaże się 20 grudnia

Zawodniczki Politechniki roz-poczęły grudzień od wyjazdo-wego zwycięstwa z MUKS Unią Basket Ostrołęka 76:47.

Pierwsza połowa meczu była bardzo nieudana w wykonaniu

Politechniki (w pierwszej kwarcie punktowały tylko Sylwia Snopek i Agnieszka Lichomska) i zakoń-czyła się dwupunktowym prowa-dzeniem gospodyń 34:32.

Od początku trzeciej kwarty mocny nacisk w obronie po-zwolił akademiczkom na wyj-

ście na prowadzenie. Przewa-ga szybko rosła, a w drużynie z Warszawy na boisku pojawi-ły się wszystkie zawodniczki. Wśród warszawianek zadebiu-towała Katarzyna Miłobędzka

i od razu pozytywnie zaakcen-towała swoją obecność w dru-żynie (5 punktów, 4 przechwy-ty i 2 asysty). Zwycięstwo 29 punktami akademiczki wywal-czyły dzięki świetnej obronie, w drugiej połowie straciły tylko 13 punktów.

Teraz zawodniczki AZS Poli-techniki czekają trzy mecze przed własną publicznością, pierwszy już w sobotę 8 grudnia o godz. 17.00 w hali przy ulicy Zakrzew-skiej 24.

MUKS Unia Basket Ostrołęka – AZS Politechnika Warszawska 47:76. AZS PW: Snopek 15, Li-chomska 13(1), Kaczyńska 12(1), Kulińska 10, Wójcik 4 – Majew-ska 10, Miłobędzka 5, Adamska 2, Rudenko 2, Rylska 2, Petryka 0, Słomka 0.

Sukces w ostrołęce dokończenie ze strony 2

Jak Pan widział, w Mielcu, w Sali Kongresowej w Warszawie czy w Krakowie publiczność szalała z zachwytu. Kilka tysięcy osób. Ta publiczność jest żądna kontaktu z wysoką kulturą i trzeba do niej przyjechać i tę kulturę pokazać.

- Inauguracja, która odbyła się w Mielcu, była wielkim suk-cesem. Owacyjnie i na stojąco witano i żegnano Pana, zaś bisy nie miały końca. Proszę powie-dzieć, kogo usłyszymy i zoba-czymy na tych ,,Przystankach”?

- Będziemy zmieniali repertuar i wykonawców. Chcemy wędro-wać po większych i mniejszych miastach, wszędzie, gdzie nas za-proszą i gdzie mają warunki, aby Przystanek zorganizować. Wśród wykonawców w Mielcu była dla przykładu Grażyna Brodzińska, która w pierwszej serii Przystan-ków nie wystąpi, gdyż ma zajęte wszystkie terminy. Będą nato-miast śpiewać Zbigniew Macias, Dariusz Stachura, Witold Matul-ka, Łukasz Gaj, Adam Szerszeń, Tomasz Rak. Zaprezentują się też Eliza Kruszczyńska oraz Do-rota Laskowiecka, Renata Drozd i Małgorzata Długosz. Komple-tuję zespół patrząc na repertuar, który będzie wykonywany.

Miłość do operetki

dokończenie ze strony 5Francis zadeklarował chęć

współpracy i przyjazdu do War-szawy, co nastąpiło już pod ko-niec czerwca. Do naszych wystaw przekazał lotnicze zdjęcie stolicy z 1945 r. oraz jedyne ocalałe zdjęcie Sławnego z budowy Pa-łacu Kultury. Po przejrzeniu jego

fotografii z Polski i Europy lat 50-tych było jasne, że to materiał na odrębną, fascynującą ekspozycję. I postanowiliśmy, że będzie jej towarzyszyć również album - po-wiedziała na wstępie Katarzyna Madoń-Mitzner, kuratorka wy-stawy.

Fotografia Sławnego to róż-norodność i bogactwo tematyki. Czarno-biała wprawdzie, ale jak-że urokliwie pokazuje nam tam-ten świat, w którym też nie brako-wało odrobiny szaleństwa.

Na wystawie zaprezentowano ponad siedemdziesiąt zdjęć oraz slajdy z reportaży, które powsta-ły podczas zagranicznych wo-jaży artysty do dawnego ZSRR i NRD, Holandii i Jugosławii. Jest to niewątpliwie zaledwie garst-ka fotografii z bogatego dorob-ku Władysława Sławnego. - To

zdjęcia jeszcze sprzed odwilży, z Polski stalinowskiej. Oczywi-ście staraliśmy się też zamieścić jak najwięcej zdjęć z Warszawy. Można na nich zobaczyć między innymi wydarzenia października 1956 roku czy wyjątkowe pano-ramiczne zdjęcie z Pałacu Kultury. Na fotografiach można zobaczyć zarówno oficjalne życie politycz-ne, jak i scenki uliczne, ponieważ on był mistrzem takiej obserwa-

Warszawa w obiektywie Sławnegocji, wyłapywania charakterystycz-nych momentów i postaci – pod-kreśla Madoń-Mitzner. Wśród zaprezentowanych prac znajdują się zarówno charakterystyczne dla epoki świadectwa codzien-ności, jak i zapisy przełomowych dla dekady momentów, w tym z pogrzebu Bolesława Bieruta, jak

kondukt żałobny z placu Defilad kroczy w kierunku cmentarza na Powązkach Wojskowych. Jest fo-toreportaż z „Balu milionerów” w PGR z okazji zarobionego pierwszego miliona, prywatne ujęcia premiera Józefa Cyrankie-wicza z żoną Niną Andrycz w ich mieszkaniu przy al. Róż, karuzele nad Wisłą, radujące się dziewczę-ta z delegacji duńskiej przybyłe specjalnie na V Światowy Festiwal

Młodzieży i Studentów, targ go-łębiarzy na Pradze, urocza dziew-czyna z Wenezueli w słomkowym kapeluszu z dużym rondem uwieczniona obiektywem Sław-nego podczas międzynarodowej parady ludowej w Warszawie w sierpniu 1955 roku. Uśmiech zwiedzających wzbudza zdjęcie… dorodnego misia jeżdżącego na rowerze (!).

– Fascynowały go jako foto-grafa wielkie budowle komu-nizmu – MDM, Pałac Kultury, Nowa Huta… Wspinał się na rusztowania i dachy, by tworzyć panoramiczne zdjęcia „z lotu pta-ka” – zdradza kuratorka wystawy.

Władysław Sławny miał dwie miłości artystyczne: malarstwo i fotografię. W 1926 roku wy-jechał do Paryża studiować na wydziale malarstwa. W tym sa-mym czasie zaczął fotografować zawodowo. Najpierw zarabiał na życie portretami dla emigrantów. Zdjęcia te „poprawiał” jego przy-jaciel, także malarz Tomasz Gleb. Kiedy uzyskał uprawnienia foto-grafa prasowego zaczął pracować jako fotoreporter z wolnej stopy. W latach trzydziestych przyjaźnił się w Paryżu z lewicowymi i kosmo-politycznymi intelektualistami i artystami. Poznał wtedy wybit-nych fotografów, takich, jak: Ro-bert Capa, David Seymour, Izis, Brassai, Ylla, artystów o nowym spojrzeniu na społeczną rolę tego medium. Razem z nimi brał udział w wystawach, jego zdjęcia były publikowane w czasopismach „Vu” i „Regards”; należał do środowiska „fotografów humanistycznych” i tworzył w tej estetyce.

Po wojnie wrócił do Paryża i pracował w „Gazecie Polskiej”. Publikował tam fotoreportaże z życia Polonii, miedzy innymi z kopalni, w których pracowa-ło wielu Polaków. W 1945 roku, z pokładu samolotu amerykań-

skiej armii robił zdjęcia lotnicze zburzonej Warszawy. Niestety, z serii tych fotografii zachowało się tylko jedno z nich. Na począt-ku lat 50-tych od Adama Raj-skiego, dyrektora RSW „Prasa”, otrzymał propozycję współpracy przy tworzeniu nowego czaso-pisma ilustrowanego, w którym eksponowaną rolę miały pełnić fotografie i fotoreportaż jako od-rębny gatunek. Propozycja była tym bardziej kusząca, że miało to być pierwsze tego typu pismo w powojennej Polsce. Władysław Sławny nie namyślając się dłu-go wraz z rodziną przyjechał na stałe do Warszawy i zamieszkał w jednej z kamienic przy Al. Ujaz-dowskich. Wtedy rozpoczął swoją przygodę jako fotograf w legen-darnym tygodniku „Świat”, zosta-jąc szefem działu reportażu, któ-rym kierował w latach 1950-57. – Codziennie rano wyruszaliśmy pieszo z domu w Al. Ujazdowskich Nowym Światem do szkoły znaj-dującej się przy Świętokrzyskiej. Czasem udawało nam się dotrzeć do szkoły furmanką na gapę. Za-czepialiśmy się z tyłu na furman-ce, ale trzeba było uważać, żeby nie dostać batem – śmieje się Jan Sławny, syn artysty. – Naszym codziennym przystankiem w dro-dze do szkoły był Nowy Świat 58,

gdzie mieściła się Redakcja „Świa-ta”, gdzie pracował ojciec. Na pierwszym piętrze znajdowały się biura, a na dole było laboratorium – wspomina Franciszek Sławny, drugi syn fotografa.

Jednak w 1957 r. Władysław Sławny za namową żony, która obawiała się narastającej fali na-strojów antysemickich w Polsce, zdecydował się wrócić z rodziną do Paryża. Pracował w polonij-nym „Tygodniku Polskim”, foto-grafując życie emigrantów oraz artystów i polityków francuskich udających się do Polski lub pol-skich przyjeżdżających do Francji. Tam też zmarł w 1991 roku.

Do tej pory w Polsce pokazano trzy zdjęcia Władysława Sław-nego z kolekcji we wrocławskim Ossolineum na zbiorowej wysta-wie „Polska fotografia XX wieku” zorganizowanej w 2007 r. przez Związek Polskich Artystów Foto-grafików w PKiN oraz jedno zdję-cie na wystawie „Światłoczułe” w 2009 r., prezentującej zbiory fotograficzne Muzeum Narodo-wego.

Wystawę fotografii Władysła-wa Sławnego w Domu Spotkań z Historią oglądać można do 31 marca 2013 r.

Anna Tomasik Fot. ze zbiorów DSH

- Przystanki odbywać się będą w Krakowie, Łodzi, Poznaniu, To-runiu, Olsztynie, Kielcach, Kro-śnie... Kiedy i gdzie się odbędą?

- Przystanek w Łodzi odbędzie się w Hali Areny, która liczy jakieś 4 tysiące miejsc. Mamy zaprosze-nia do wielu miast, istnieje tylko trudność w organizacji. Mianowi-cie: jak ułożyć trasę koncertową? Otrzymałem - dla przykładu - pro-pozycję ze Szczecina, a w chwi-lę później zgłosił się Przemyśl i prosił o występ następnego dnia. Jak przenieść się w tak krót-kim czasie ze Szczecina do Prze-myśla? Wobec tego odpowiedzia-łem, że to niemożliwe. Białystok też nas zaprosił, mniejsze miasta - jak Grudziądz, Zabrze – także. Trzeba to wszystko poukładać w jakąś logiczną całość. Wymaga to pracy i czasu.

- Bardzo się cieszę, że ta wielka siła, chęć tworzenia niezwykłych rzeczy dla kultu-ry, nigdy Pana nie opuściła. Bardzo Panu dziękuję za roz-mowę, a państwa zapraszam na spotkania z Bogusławem Kaczyńskim i jego artystami na Przystankach Europejskiego Festiwalu im. Jana Kiepury.

fot. Leonard Karpiłowski

HobbyKiedy przed rokiem pojawiła

się pierwsza z ekspozycji nosząca nazwę „Pasje naszych czytelników” nikt nie spodziewał się, że będzie to początek swoistej eksplozji. Od tamtej pory w Bibliotece przy ulicy Petofiego pokazywane są coraz to nowe zbiory. Pojawiały się już zbiory fotografii prezentujące odległe zakątki świata i będące jednocześnie pamiątkami

z podróży. Była wystawa grafiki i rysunku. Można było podziwiać prace malarskie.

– Obecnie mamy zaplanowane wystawy na kilka miesięcy naprzód – mówi kierowniczka Biblioteki przy ulicy Petofiego Wanda Lenarczyk – Cieszę się, że pomysł trafił w potrzeby mieszkańców okolicznych osiedli i ludzie mogą się lepiej poznać.

WA