Upload
fan-a-tyk
View
61
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 1/167
JAMES PATTERSON
RÓśE SĄ CZERWONE
PrzełoŜył: MACIEJ PINTARA
Wydanie polskie: 2001
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 2/167
PrologZ prochu powstałe...
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 3/167
I
Brianne Parker nie wyglą dała na taką , która obrabia banki, ani na morderczynię – jej
pulchna, dziecięca buzia mogła zmylić kaŜdego. Ale wiedziała, Ŝe tego ranka jest gotowa
zabić, jeśli będzie musiała. Miała się o tym przekonać dziesięć po ósmej.
Dwudziestoczteroletnia Brianne nosiła spodnie khaki, jasnoniebieską kurtkę
Uniwersytetu Maryland i białe, sportowe buty Nike. NiezauwaŜona przez nikogo przeszła od
swojej białej, poobijanej hondy acura ku gęstej kępie drzew, gdzie się ukryła.
Znalazła się przy Citibanku w Silver Spring w stanie Maryland tuŜ przed ósmą . Filię
banku powinni otworzyć za dziewięćdziesią t sekund. Supermózg powiedział jej, Ŝe to wolno
stoją cy budynek przy dwóch przelotowych ulicach. Otaczają go – jak to określił – wielkie,
pudełkowate sklepy: Target, PETsMART, Home Depot i Circuit City.
Punkt ósma Brianne wyszła z kryjówki za drzewami pod kolorowym billboardem
reklamują cym śniadania McDonalda. Kasjerka, która właśnie otworzyła szklane drzwi
frontowe i na moment wyszła na zewną trz, nie mogła jej zobaczyć.
Kilka kroków od wejścia Brianne wcią gnęła gumową maskę prezydenta Clintona – jedną
z najbardziej popularnych w Ameryce i pewnie najtrudniejszą do wytropienia. Znała
nazwisko kasjerki. Wyjęła rewolwer i przystawiła jej do pleców.
– Do środka, panno Jeanne Galetta. Potem odwróć się i z powrotem zamknij na klucz
drzwi frontowe. Pójdziemy do twojej szefowej, pani Buccieri.
Tę krótką kwestię wygłosiła dokładnie słowo po słowie, tak jak została napisana.Supermózg powiedział, Ŝe ma to decydują ce znaczenie, by cała akcja przebiegała zgodnie z
określonymi ustaleniami.
– Nie chcę cię zabić, Jeanne. Ale zrobię to, jeśli nie będziesz posłusznie wykonywała
moich poleceń. Teraz twoja kolej, kochanie; powiedz, zrozumiałaś wszystko, co
powiedziałam?
Jeanne Galetta pokiwała głową tak energicznie, Ŝe omal nie spadły jej okulary.
– Zrozumiałam. Proszę nie robić mi krzywdy – wykrztusiła.
Miała krótkie, ciemne włosy, dobiegała trzydziestki i była dosyć atrakcyjna. Ale niebieskispodnium ze sztucznego włókna i wysokie obcasy postarzały ją .
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 4/167
– Idziemy do szefowej. Ruszaj się, Jeanne. Jeśli nie wyjdę stą d za osiem minut, zginiecie
obie: ty i pani Buccieri. Mówię powaŜnie. Nie myśl, Ŝe was nie zabiję, bo jestem kobietą .
Zastrzelę was jak psy.
II
Brianne podobało się, Ŝe nagle ma władzę. Poprowadziła drŜą cą kasjerkę przez hol z
bankomatami, potem przez salę. Liczyła cenne sekundy, które juŜ zuŜyła. Supermózg cią gle
podkreślał, Ŝe napad musi być przeprowadzony dokładnie według planu. W kółko powtarzał,
Ŝe wszystko zaleŜy od precyzji.
LICZĄ SIĘ MINUTY, BRIANNE
LICZĄ SIĘ SEKUNDY
LICZY SIĘ NAWET TO, E WYBRALIŚMY AKURAT TEN BANK
Napad musiał być perfekcyjny. Rozumiała to, rozumiała... Supermózg zaplanował go
według swojej skali numerycznej na 9,9999 z 10.
Brianne lewą ręką wepchnęła kasjerkę do gabinetu szefowej. Usłyszała cichy szum
komputera. Potem zobaczyła Betsy Buccieri za wielkim, dyrektorskim biurkiem.– Codziennie otwieracie sejf o ósmej pięć... – wrzasnęła – więc teraz otwórzcie go dla
mnie! Ale juŜ!
Kierowniczka filii patrzyła na nią szeroko otwartymi oczyma.
– Nie mogę otworzyć skarbca – zaprotestowała. – Otwiera się automatycznie na sygnał z
komputera w centrali na Manhattanie. Nigdy o tej samej porze.
Brianne pokazała swoje lewe ucho. Skinęła palcem na Betsy Buccieri, Ŝeby słuchała.
Czego?
– Pięć, cztery, trzy, dwa... – odliczyła Brianne i sięgnęła po słuchawkę telefonu na biurku.
Zadzwonił. Doskonała koordynacja.
– To do ciebie – powiedziała. Gumowa maska prezydenta Clintona tłumiła trochę jej głos.
– Słuchaj uwaŜnie.
Podała słuchawkę szefowej filii. Wiedziała, kto jest przy telefonie i co powie.
Supermózg nie zamierzał grozić. Wymyślił coś lepszego.
– Betsy, tu Steve. W naszym domu jest jakiś męŜczyzna. Trzyma mnie pod luf ą .
Ostrzega, Ŝe jeśli ta kobieta w twoim gabinecie nie wyjdzie z banku z pieniędzmi dokładnie o
ósmej dziesięć, zastrzeli Tommy’ego, Annę i mnie.
– Jest ósma cztery.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 5/167
Połą czenie zostało przerwane. W słuchawce zapadła cisza.
– Steve? Steve! – zawołała Betsy, łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Spojrzała na
zamaskowaną kobietę. Nie mogła uwierzyć, Ŝe to się dzieje naprawdę. – Proszę nie robić im
krzywdy. Błagam. JuŜ otwieram skarbiec.
Brianne powtórzyła wiadomość.
– Ósma dziesięć. Ani sekundy później. I Ŝadnych głupich sztuczek. adnych cichych
alarmów. adnej farby na banknotach.
– Oczywiście. Proszę za mną .
Betsy Buccieri przestała prawie myśleć. W głowie dźwięczały jej tylko trzy imiona:
Steve, Tommy, Anna.
O ósmej pięć podeszły do skarbca Moslera.
– Otwieraj, Betsy. Czas leci. Twoja rodzina moŜe umrzeć.
Drzwi z pięknie polerowanej stali miały tłoki jak lokomotywa. Otwarcie ich zajęło BetsyBuccieri niecałe dwie minuty. Prawie na wszystkich półkach leŜały paczki banknotów.
Brianne w Ŝyciu nie widziała tyle forsy. Zaczęła wpychać pienią dze do dwóch brezentowych
toreb sportowych. Pani Buccieri i Jeanne Galetta przyglą dały się temu w milczeniu. Brianne
podobał się strach i szacunek dla niej, malują cy się na ich twarzach.
Ładują c swój łup, zgodnie z instrukcją odliczała minuty. Ósma siedem... Ósma osiem...
Wreszcie skończyła.
– Zamykam was obie w skarbcu. Ani słowa, bo zostawię tu wasze trupy.
Podniosła torby.– Nie róbcie krzywdy mojemu męŜowi i dziecku – powiedziała błagalnym tonem Betsy
Buccieri. – PrzecieŜ zrobiłyśmy, co pani...
Brianne zatrzasnęła jej przed nosem cięŜkie metalowe drzwi.
Była spóźniona. Przeszła przez hol, otworzyła drzwi frontowe i wyszła. Zerwała maskę ze
spoconej twarzy. Miała wielką ochotę pobiec pędem do samochodu, ale szła spokojnie, jakby
nic ją nie obchodziło w ten piękny, wiosenny poranek. Z przyjemnością wycią gnęłaby spluwę
i przestrzeliła tę wielką , gównianą reklamę pieprzonego McKaczora.
Przy hondzie popatrzyła na zegarek. Ósma dziesięć
i pięć
dziesią t dwie sekundy. Celowespóźnienie rosło; tak miało być. Uśmiechnęła się.
Nie zadzwoniła do domu Buccierich, gdzie Errol trzymał pod luf ą Steve’a, Tommy’ego i
jego opiekunkę Annę. Nie zawiadomiła, Ŝe ma pienią dze i jest bezpieczna.
Supermózg jej zabronił.
Zakładnicy mieli umrzeć.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 6/167
Częć pierwszaZabójstwa
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 7/167
Rozdział 1
Praca detektywa nauczyła mnie cenić mą drość starego porzekadła: „Nie myśl, Ŝe skoro
woda jest spokojna, nie ma w niej krokodyli”.
Tego wieczoru woda na pewno była spokojna. Moja niesforna córka Jannie trzymała
kotkę Rosie za przednie łapy i tańczyła z nią . Często tak się bawiły.
– „RóŜe są czerwone, fiołki niebieskie” – śpiewała Jannie wesołym, słodkim głosikiem.
Nigdy nie zapomnę tego obrazu i tego dnia. Do naszego domu na Pią tej ulicy schodzili się
przyjaciele, krewni i są siedzi na przyjęcie z okazji chrztu mojego synka. Byłem w prawdziwie
świą tecznym nastroju.
Babcia przygotowała przepyszne jedzenie: marynowane krewetki, zapiekane małŜe,
szynkę, cebulki na ostro i dynię. Pachniało kurczakiem w czosnku, Ŝeberkami wieprzowymi i
czterema rodzajami chleba domowego. Zrobiła nawet mój przysmak – sernik śmietankowy z
malinami.
Na lodówce wisiała jedna z jej notatek:
W czarnych ludziach tkwi niewiarygodna siła i magia, których nikt nie potrafi zniszczyć.
Ale ka Ŝ dy próbuje. – Toni Morrison.
Uśmiechną łem się na myśl o niewiarygodnej sile i magii mojej ponadosiemdziesięcioletniej babci.
Było wspaniale. Jannie, Damon, malutki Alex i ja witaliśmy wszystkich na ganku.
Trzymałem Aleksa na rękach. Był bardzo towarzyski. Uśmiechał się radośnie do kaŜdego,
nawet do mojego partnera, Johna Sampsona. Dzieci boją się go z począ tku, bo jest wielki i
groźnie wyglą da. Ma ponad dwa metry wzrostu i waŜy prawie sto czternaście kilo.
– Mały najwyraźniej lubi balangi – zauwaŜył Sampson i wyszczerzył zęby.
Alex uśmiechną ł się do niego szeroko.
Sampson wzią ł go ode mnie. Dziecko niemal utonęło w jego łapskach. Roześmiał się izaczą ł szczebiotać do malucha.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 8/167
Z kuchni wyszła Christine. Przyłą czyła się do nas trzech. Na razie ona i Alex junior nie
mieszkali ze mną , babcią , Jannie i Damonem. Mieliśmy nadzieję, Ŝe się do nas wprowadzą i
będziemy jedną duŜą rodziną . Chciałem, Ŝeby Christine była moją Ŝoną , nie tylko kochanką .
Chciałem rano budzić małego Aleksa, a wieczorem kłaść go spać.
– Przejdę się po domu z Aleksem w ramionach – powiedział Sampson. – UŜyję go
bezwstydnie do poderwania jakiejś piękności.
Po czym odszedł.
– Myślisz, Ŝe on się kiedykolwiek oŜeni? – zapytała Christine.
– Mały Alex? Nasz chłopiec? Oczywiście.
– Mówię o twoim partnerze. Czy on kiedykolwiek załoŜy rodzinę?
Nie wyglą dało na to, Ŝeby jej przeszkadzało, Ŝe my Ŝyjemy na kocią łapę.
– Kiedyś – na pewno. Miał zły model rodziny. Ojciec odszedł, kiedy John miał zaledwie
rok, w końcu umarł z przedawkowania. Matka teŜ była narkomanką . Jeszcze kilka lat temumieszkała w Southwest. Sampsona właściwie wychowywała moja ciotka Tia z pomocą mojej
babci.
Patrzyliśmy, jak Sampson krąŜy wśród gości z Aleksem na rękach. Zaczepił bardzo ładną
babkę. De Shawn Hawkins. Pracowała razem z Christine.
– On naprawdę podrywa na dziecko – zdumiała się Christine i zawołała do koleŜanki: –
UwaŜaj, De Shawn.
Roześmiałem się.
– Mówi, co zrobi i robi, co mówi.Przyjęcie zaczęło się około drugiej po południu. O wpół do dziesią tej wieczorem trwało
w najlepsze. Właśnie śpiewałem w duecie z Sampsonem Skinny Legs and All Joe Teksa.
Wyliśmy jak diabli. Wszyscy się śmiali i nabijali z nas. Sampson zaczą ł śpiewać „Jesteś
pierwsza i ostatnia, jesteś dla mnie wszystkim...”.
Wtedy przyjechał Kyle Craig z FBI. Mogłem wszystkim powiedzieć, Ŝeby szli do domu –
koniec imprezy.
Rozdział 2
Kyle niósł kolorową paczkę przewią zaną wstąŜką , prezent dla dziecka. Miał nawet
balony! Nie zmylił mnie. To dobry kumpel i świetny gliniarz, ale nie jest towarzyski i unika
przyjęć jak zarazy.
– Tylko nie dziś, Alex – ostrzegła Christine. Wyglą dała na zaniepokojoną , moŜe nawet
złą . – Nie daj się wrobić w jakieś kolejne koszmarne śledztwo. Proszę cię. Nie w dniu chrztu.
Wzią łem sobie to do serca. Mój dobry nastrój prysną ł.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 9/167
Cholerny Kyle Craig.
Podszedłem do niego i skrzyŜowałem palce wskazują ce.
– Nie, nie i jeszcze raz nie – powiedziałem. – ZjeŜdŜaj stą d.
– Ja teŜ się cholernie cieszę, Ŝe cię widzę – odparł i uśmiechną ł się promiennie. Potem
obją ł mnie mocno i szepną ł: – Wielokrotne zabójstwo, stary.
– Przykro mi. Zadzwoń jutro albo pojutrze. Dziś mam wolne.
– Wiem, ale to wyją tkowo paskudna sprawa, Alex.
Kyle wyjaśnił, Ŝe zostaje w Waszyngtonie tylko na jedną noc i bardzo potrzebuje mojej
pomocy. Jest pod straszną presją . Znów odmówiłem, ale zignorował to całkowicie. Obaj
wiedzieliśmy, Ŝe do moich obowią zków naleŜy takŜe pomaganie FBI w skomplikowanych
dochodzeniach. Poza tym, byłem mu winien przysługę lub dwie. Kilka lat temu włą czył mnie
do śledztwa w sprawie porwania i morderstwa w Karolinie Północnej, kiedy moja siostrzenica
zniknęła z Uniwersytetu Duke’a.Kyle znał Sampsona i kilku moich kumpli detektywów. Podeszli i gadali z nim, jakby
wpadł z wizytą towarzyską . Ludzie go lubili. Ja teŜ, ale nie teraz, nie tego wieczoru.
Powiedział, Ŝe musi spojrzeć na małego Aleksa, zanim przejdziemy do spraw zawodowych.
Rozdział 3
Poszedłem z nim do pokoju babci. Malec spał w łóŜeczku dziecinnym wśród kolorowych
misiów i piłek. Tulił do siebie swego ulubionego niedźwiadka Pinky’ego.
– Biedny chłopczyk – szepną ł Kyle. – Co za straszna historia... Jest bardziej podobny do
ciebie niŜ do Christine. A przy okazji, jak tam u was?
– W porzą dku – skłamałem.
Po rocznej nieobecności Christine w Waszyngtonie nie układało nam się tak, jak się
spodziewałem. Brakowało mi ogromnie intymności między nami. Zabijało mnie to. Ale
nikomu o tym nie mówiłem, nawet Sampsonowi i babci.
– Zostaw mnie dziś w spokoju, Kyle – poprosiłem.
– ałuję, ale to nie moŜe czekać, Alex. Jestem w drodze powrotnej do Quantico. Gdzie
moŜemy pogadać?
Pokręciłem głową i poczułem, jak narasta we mnie złość. Zaprowadziłem go na oszkloną
werandę. Stało tam stare pianino, które wciąŜ grało mniej więcej tak dobrze jak ja. Usiadłem
na trzeszczą cym stołku i wystukałem kilka taktów Odwołajmy to wszystko Gershwina.
Kyle rozpoznał melodię i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Przykro mi.
– Nie widać tego – odparłem. – Do rzeczy.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 10/167
– Słyszałeś o napadzie na filię Citibanku w Silver Spring i o zabójstwach w domu
szefowej banku? – zapytał. – O zamordowaniu jej męŜa, trzyletniego synka i jego opiekunki?
Spojrzałem na niego, potem odwróciłem wzrok.
– Trudno, Ŝebym nie słyszał.
Brutalne, bezsensowne morderstwa były tematem dnia we wszystkich gazetach i
telewizji. Wstrzą snęły nawet waszyngtońskimi gliniarzami.
– Nie rozumiem tego. Co się, u diabła, stało w domu tej kobiety? Bandyci dostali
pienią dze, tak? Więc dlaczego zabili zakładników? Przyjechałeś mi to wyjaśnić, zgadza się?
Kyle przytakną ł.
– Byli spóźnieni. Kobieta z gangu miała wyjść z banku z forsą dokładnie o ósmej
dziesięć. Alex, ona wyszła niecałą minutę później! Niecałą minutę! I dlatego zamordowali
trzydziestotrzyletniego ojca, trzyletniego chłopca i opiekunkę do dziecka. Miała dwadzieścia
pięć lat i była w ciąŜy. Potrafisz to sobie wyobrazić?Poruszyłem ramionami i pokręciłem szyją . Czułem, jak narasta we mnie napięcie.
Wyobraziłem to sobie. Jak mogli zabić tamtych ludzi bez Ŝadnego powodu?
Ale naprawdę nie byłem w nastroju do policyjnej roboty. Mimo Ŝe chodziło o tak ponurą
i pilną sprawę.
– I dlatego cię tu przyniosło w dniu chrztu mojego syna?
Kyle uśmiechną ł się nagle i odpręŜył.
– Do diabła, Alex! Musiałem wpaść i zobaczyć to dobrze zapowiadają ce się dziecko.
Niestety, ta sprawa jest naprawdę waŜna. MoŜliwe, Ŝe są to tutejsi bandyci. A jeśli nawet są spoza Waszyngtonu, ktoś tutaj moŜe ich znać. Musisz znaleźć tych zabójców, zanim znów
kogoś zamordują . Czujemy, Ŝe to nie był pojedynczy wyskok. Swoją drogą , masz piękne
dziecko.
– Ty teŜ jesteś piękny, Kyle. Słowo daję, nikt nie moŜe się z tobą równać.
– Trzyletni chłopiec, ojciec i opiekunka – powtórzył raz jeszcze Kyle, zanim wyszedł z
przyjęcia. Na progu werandy odwrócił się.
– Jesteś odpowiednim facetem do tej roboty, Alex. Zamordowali rodzinę.
Gdy tylko znikną ł, zacz
ą łem szuka
ćChristine, ale ju
Ŝjej nie było. Serce mi zamarło.Zabrała Aleksa i wyniosła się bez słowa.
Rozdział 4
Supermózg niechętnie zaparkował na ulicy i poszedł w stronę opuszczonego osiedla
połoŜonego niedaleko rzeki Anacostia. KsięŜyc w pełni oświetlał bladym, upiornym blaskiem
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 11/167
kilka niszczeją cych, dwupiętrowych domów z oknami bez szyb. Supermózg poczuł się
nieswojo.
– Dolina śmierci – szepną ł.
W dodatku, jak się okazało, kryjówka Parkerów znajdowała się w domu połoŜonym
najdalej ze wszystkich od ulicy. W „przytulnym gniazdku” na trzecim piętrze mieli tylko
poplamiony materac i zardzewiałe krzesełko ogrodowe. Na podłodze walały się opakowania z
KFC i McDonalda.
Wchodzą c do pokoju, Supermózg uniósł dwa pudełka gorą cej pizzy i papierową torbę.
– Chianti i pizza! – zawołał. – Jest co świętować.
Brianne i Errol natychmiast rzucili się na jedzenie. Ledwo coś mruknęli na powitanie.
Supermózg uznał to za brak szacunku. Rozlał wino do plastikowych kubków, podał je
Parkerom i wzniósł toast.
– Za zbrodnię doskonałą .Errol zmarszczył brwi i pocią gną ł dwa solidne łyki.
– Jeśli moŜna tak nazwać to, co się stało w Silver Spring. Trzy niepotrzebne morderstwa.
– MoŜna ją tak nazwać – odparł Supermózg. – Absolutna perfekcja. Przekonacie się.
Jedli i pili w milczeniu. Parkerowie mieli ponure, wręcz wrogie miny. Brianne zerkała na
niego ukradkiem. Nagle Errol potarł szyję i zakaszlał kilkakrotnie. Potem zaczą ł gwałtownie
łapać powietrze i coś wychrypiał. Paliło go w gardle i płucach. Nie mógł oddychać. Próbował
wstać, ale natychmiast upadł.
– Co ci się stało? – zawołała przeraŜona Brianne.Potem ona teŜ chwyciła się za gardło. Czuła ogień w gardle i piersiach. Zerwała się z
materaca. Upuściła kubek i obiema rękami złapała się za szyję.
– Co to jest, do cholery?! – wrzasnęła do Supermózga. – Co się z nami dzieje? Co nam
zrobiłeś?
– Czy to nie oczywiste? – odrzekł lodowatym, dobiegają cym jakby gdzieś z daleka
głosem.
Pokój wirował Parkerom w oczach. Errol dostał drgawek, Brianne przegryzła sobie język.
Oboje wciąŜ
trzymali się
za gardła. Dusili się, nie mogli oddycha
ć. Ich twarze przybrałyciemny odcień.
Supermózg stał w drugim końcu pokoju i patrzył. Trucizna stopniowo sparaliŜowała
organizm, powodują c ogromny ból. Zaczynało się to od mięśni twarzy, potem proces sięgał
krtani, wreszcie docierał do dróg oddechowych. DuŜa dawka anektyny powodowała
zatrzymanie serca.
Po niecałych piętnastu minutach Parkerowie nie Ŝyli. Ponieśli śmierć tak okrutną , jak ich
ofiary w Silver Spring w Marylandzie. LeŜeli z rozpostartymi rękami i nogami na podłodze.
Supermózg był pewien, Ŝe są martwi, ale na wszelki wypadek sprawdził to. Mieli
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 12/167
przeraźliwie wykrzywione twarze i wykręcone ciała. Wyglą dali, jakby spadli z duŜej
wysokości.
– Za zbrodnię doskonałą – powiedział Supermózg nad groteskowo wygiętymi zwłokami.
Rozdział 5
Następnego ranka próbowałem dodzwonić się do Christine, ale włą czyła automatyczną
sekretarkę i nie odbierała telefonu. Nigdy mi tego nie robiła i bolało mnie to. Kiedy brałem
prysznic i ubierałem się, wciąŜ o tym myślałem. W końcu wyszedłem do pracy. Czułem się
zraniony, ale teŜ byłem trochę zły.
Sampson i ja wyruszyliśmy na ulice przed dziewią tą . Im więcej czytałem i myślałem onapadzie na Citibank w Silver Spring, tym bardziej mnie niepokoiła cała sprawa, zwłaszcza
przebieg wydarzeń. To nie miało sensu. Zamordowano trzy niewinne osoby – z jakiego
powodu? Bandyci mieli juŜ pienią dze. Jacyś psychole? Po co zabili ojca, dziecko i
opiekunkę?
Mieliśmy z Sampsonem cięŜki i frustrują cy dzień. O dziewią tej wieczorem wciąŜ jeszcze
pracowaliśmy. Znów próbowałem dodzwonić się do Christine. Nadal nie podnosiła słuchawki
albo nie było jej w domu.
Mam kilka wystrzępionych, czarnych notesów z nazwiskami informatorów. ZdąŜyliśmy juŜ pogadać z ponad dwunastoma. Zostało nam ich jeszcze mnóstwo na jutro, pojutrze i
następny dzień. Śledztwo juŜ mnie wcią gnęło. Dlaczego w domu szefowej banku
zamordowano trzy osoby? Za co zabito niewinną rodzinę?
– Kręcimy się wokół czegoś – powiedział Sampson.
Jechaliśmy przez Southeast moim starym samochodem. Właśnie skończyliśmy rozmowę
z drobnym kombinatorem, który nazywał się Nomar Martinez. Słyszał o napadzie na bank w
Marylandzie, ale nie wiedział, kto to zrobił. W radiu śpiewał wielki, nieŜyją cy juŜ Marvin
Gaye. Myślałem o Christine. Chciała, Ŝebym rzucił pracę w policji. Mówiła powaŜnie. Nie
byłem pewien, czy mógłbym przestać być detektywem. Lubiłem tę robotę.
– Mnie teŜ się tak zdaje – przyznałem. – MoŜe naleŜało przycisnąć Nomara? Był
wyraźnie zdenerwowany. Czegoś się boi.
– W Southeast kaŜdy się czegoś boi – odrzekł Sampson. – Pytanie tylko, kto będzie chciał
z nami gadać?
– MoŜe tamten parszywy kundel? – Wskazałem wylot następnej przecznicy. – Wie o
wszystkim, co się tu dzieje.
– ZauwaŜył nas – powiedział Sampson. – Jasna cholera, ucieka!
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 13/167
Rozdział 6
Skręciłem ostro w lewo i zahamowałem z poślizgiem. Mój porsche z głuchym łomotem
wpadł na chodnik. Wyskoczyliśmy obaj i puściliśmy się pędem za Cedrikiem Montgomerym.– Stać! Policja! – krzykną łem.
Biegliśmy wą skim, krętym zaułkiem. Montgomery działał jako mięśniak do wynajęcia
bez szczególnych sukcesów, był jednak rzeczywiście twardzielem. Stanowił niezłe źródło
informacji, lecz nie był kapusiem, po prostu wiedział o róŜnych rzeczach. Miał niewiele
ponad dwadzieścia lat, a my obaj – Sampson i ja – niedawno przekroczyliśmy czterdziestkę.
Ale ćwiczyliśmy bieganie systematycznie i byliśmy wystarczają co szybcy – tak się nam
przynajmniej wydawało.
Montgomery odsadził się jednak od nas całkiem nieźle i jego sylwetka ledwie majaczyław oddali.
Sampson dotrzymywał mi kroku.
– To tylko sprinter, stary... – wysapał. – My jesteśmy długodystansowcy.
– Policja! – wrzasną łem znowu. – Dlaczego uciekasz, Montgomery?
Pot okrył mi kark i plecy. Kapał z włosów. Piekły mnie oczy. Ale biegłem dalej.
– Dorwiemy go – rzuciłem i przyspieszyłem. To było wyzwanie dla Sampsona.
Bawiliśmy się tak od lat. Damy radę. Kto, jak nie my?
ZbliŜyliśmy się do Montgomery’ego. Obejrzał się. Nie chciał uwierzyć, Ŝe juŜ go
doganiamy. Miał za sobą dwie pędzą ce lokomotywy i nie mógł uciec z torów.
– Pełny gaz, stary! – zachęcił mnie Sampson. – I wysuń zderzak.
Cią gle biegliśmy równo. W naszym prywatnym wyścigu Montgomery był linią mety.
Dopadliśmy go jednocześnie i wzięliśmy między siebie. Dostał dwa ciosy i zwalił się na
ziemię. Bałem się, Ŝe juŜ nie wstanie. Ale on przekoziołkował kilka razy, jękną ł i wybałuszył
oczy całkowicie oszołomiony.
– O, kurwa! – wyszeptał z niedowierzaniem.
Uznaliśmy to za komplement i skuliśmy go kajdankami.
Dwie godziny później śpiewał w komendzie na Trzeciej ulicy. Przyznał, Ŝe coś słyszał o
napadzie na bank i morderstwach w Silver Spring. Chętnie poszedł z nami na układ:
informacje za przymknięcie oczu na pół tuzina działek, które przy nim znaleźliśmy.
– Wiem, kogo szukacie – powiedział. Sprawiał wraŜenie pewnego siebie. – Ale nie
spodoba wam się to, co usłyszycie.
Miał rację. Wcale mi się to nie spodobało.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 14/167
Rozdział 7
Nie wiedziałem, czy mogę wierzyć Montgomery’emu, lecz podsuną ł mi dobry, pewny
trop, którym musiałem podąŜyć. W jednym się rzeczywiście nie mylił: jego wskazówkastawiała mnie w trochę niezręcznej sytuacji. Słyszał, Ŝe jednym z tych, co obrobili bank w
Silver Spring, był Errol Parker, przyrodni brat mojej nieŜyją cej Ŝony Marii.
Przez cały następny dzień szukaliśmy z Sampsonem Errola. Nie znaleźliśmy go w domu
ani w Ŝadnym z miejsc w Southeast, gdzie zwykle bywał. Jego Ŝona Brianne teŜ gdzieś
przepadła. Nikt nie widział Parkerów przynajmniej od tygodnia.
Około pią tej trzydzieści po południu zatrzymałem się przy szkole Przybysza
Przynoszą cego Prawdę, Ŝeby sprawdzić, czy Christine jeszcze tam jest. Myślałem o niej stale.
Nadal nie odbierała telefonów i się nie odzywała.Christine Johnson poznałem dwa lata temu. Mieliśmy się juŜ właśnie pobrać, kiedy
zdarzyło się nieszczęście, za które wciąŜ się winiłem: porwał ją seryjny morderca z Southeast
i trzymał prawie rok jako zakładniczkę. Dlatego, Ŝe spotykała się ze mną . Uznano, Ŝe zaginęła
i nie Ŝyje.
Kiedy ją znaleziono, miała juŜ dziecko – naszego synka Aleksa. Ale uprowadzenie
zmieniło ją . Nie rozumiała, co się z nią dzieje, i nie mogła sobie z tym poradzić. Próbowałem
jej pomóc, tak jak umiałem. Od miesięcy nie sypialiśmy ze sobą . Odsuwała się coraz dalej
ode mnie. Teraz Kyle Craig jeszcze pogorszył sprawę.
Kiedy Christine pracowała w szkole, dzieckiem opiekowała się moja babcia. Potem
Christine zabierała małego Aleksa do swojego domu w Mitchellville. Tak sobie Ŝyczyła.
Wszedłem do budynku bocznymi, metalowymi drzwiami przy sali sportowej. Usłyszałem
znajome odgłosy piłki do koszykówki, śmiechy i wesołe okrzyki dzieciaków. Christine
siedziała w swoim gabinecie przed komputerem. Była dyrektorką szkoły. Jannie i Damon
uczą się tutaj.
– Alex? – zdziwiła się na mój widok. Przeczytałem hasło umieszczone na ścianie: „Chwal
głośno, wiń cicho”. Czy Christine potrafi w ten sposób postępować wobec mnie? – JuŜ prawie
skończyłam – powiedziała. – Za chwilę będę gotowa.
Chyba nie jest przynajmniej zła za tamten wieczór z Kylem Craigiem, pomyślałem. Nie
kazała mi się wynosić.
– Odprowadzę cię do domu – zaproponowałem i uśmiechną łem się. – Będę nawet niósł
twoje ksiąŜki. W porzą dku?
– Chyba tak – odrzekła. Ale nie odwzajemniła uśmiechu i wydawała się bardzo daleka.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 15/167
Rozdział 8
Kilka minut później zamknęliśmy szkołę i poszliśmy ulicą Szkolną do Pią tej. Dźwigałem
neseser Christine. Było tam chyba tuzin ksiąŜek. Spróbowałem zaŜartować.– Nie mówiłaś, Ŝe kulę do kręgli teŜ mam nieść.
– Uprzedzałam cię, Ŝe ksiąŜki są cięŜkie. Wiesz, Ŝe duŜo czytam. Cieszę się, Ŝe
przyszedłeś.
– Nie mogłem się powstrzymać.
Powiedziałem prawdę. Chciałem ją objąć albo chociaŜ wziąć za rękę, ale zrezygnowałem.
Wydawało mi się dziwne i smutne, Ŝe jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko ode mnie.
Pragną łem aŜ do bólu przytulić ją do siebie.
– Musimy porozmawiać, Alex – odezwała się w końcu i spojrzała mi prosto w oczy. Jejmina nie wróŜyła nic dobrego. – Miałam nadzieję, Ŝe nie przejmę się twoim nowym
śledztwem, Alex. Ale przejmuję się. Doprowadza mnie do szaleństwa. Boję się o ciebie, o
dziecko i o siebie. Nie potrafię inaczej po tym, co się stało na Bermudach. Od powrotu do
Waszyngtonu źle sypiam.
Słuchałem jej słów i pękało mi serce. Czułem się strasznie z powodu tego, co ją spotkało.
Ale tak bardzo się zmieniła. Wyglą dało na to, Ŝe nie jestem w stanie pomóc jej w jakikolwiek
sposób. Starałem się od miesięcy i nic z tego nie wychodziło. Bałem się, Ŝe stracę nie tylko ją ,
ale równieŜ małego Aleksa.
– Pamiętam niektóre z moich ostatnich snów. Są tak pełne brutalności, Alex. I takie
realistyczne. Pewnej nocy znów ścigałeś Łasicę i on cię zabił. Stał spokojnie i strzelał do
ciebie wielokrotnie. Potem przyszedł zamordować dziecko i mnie. Obudziłam się z krzykiem.
Zdecydowałem się wziąć ją za rękę.
– Geoffrey Shafer nie Ŝyje, Christine.
– Nie wiesz tego na pewno! – rozzłościła się i wyrwała dłoń.
Szliśmy w milczeniu brzegiem rzeki Anacostia. Potem powiedziała mi o swoich innych
snach. Wyczułem, Ŝe nie chce, Ŝebym je interpretował. Miałem tylko słuchać. Śniły jej się
cierpienia i morderstwa znajomych i kochanych osób.
Zatrzymała się na rogu Pią tej ulicy niedaleko mojego domu.
– Muszę ci jeszcze coś powiedzieć, Alex. W Mitchellville chodzę do psychiatry, do
doktora Belaira. Pomaga mi.
Patrzyła mi w oczy.
– Nie chcę cię więcej widzieć, Alex. Myślę o tym od tygodni. Rozmawiałam z doktorem
Belairem. Nie zmienię tej decyzji i będę wdzięczna, jeśli zostawisz mnie w spokoju.
Wzięła ode mnie neseser i odeszła. Nie dała mi dojść do słowa, ale i tak nie wiedziałbym,
co powiedzieć. W jej oczach wyczytałem smutną prawdę – nie kochała mnie juŜ. Niestety, ja ją nadal kochałem. I kochałem oczywiście naszego małego synka.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 16/167
Rozdział 9
Nie miałem wyboru, więc na kilka dni pogrąŜyłem się bez reszty w śledztwie dotyczą cym
napadu na bank i wielokrotnego morderstwa. Gazety i telewizja wciąŜ pełne byłysensacyjnych opowieści o niewinnych ofiarach: ojcu, dziecku i niani. Zdjęcie trzyletniego
Tommy’ego Buccieri widziało się wszędzie. Czy zabójca chciał moŜe wzbudzić w nas
oburzenie? – zastanawiałem się.
Sampson i ja poświęciliśmy większość następnego dnia na poszukiwania Errola i Brianne
Parker. Współpracowaliśmy z FBI. Wyglą dało na to, Ŝe Parkerowie prawdopodobnie co
najmniej od roku obrabiali małe banki w Marylandzie i Wirginii. Ale napad w Silver Spring
róŜnił się od poprzednich. Jeśli to była ich robota, to zupełnie zmienili styl. Stali się
brutalnymi, bezlitosnymi mordercami. Tylko dlaczego?Około pierwszej zatrzymaliśmy się z Sampsonem przy Boston Market na lunch.
Mogliśmy wybrać lepsze miejsce, ale to było po drodze, a olbrzym twierdził, Ŝe umiera z
głodu. Ja potrafiłbym funkcjonować dalej bez jedzenia.
– Myślisz, Ŝe Parkerowie się wynieśli i szykują następny skok? – zapytał Sampson, kiedy
zabraliśmy się za paszteciki z mięsem, kukurydzę i puree z ziemniaków.
– Jeśli to oni napadli na bank w Marylandzie, to pewnie się przyczaili. Wiedzą , Ŝe zrobiło
się gorą co. Errol wyskakuje czasem na ryby do Karoliny Południowej. Kyle wysłał tam juŜ
federalnych.
– Widujesz się z Errolem? – zainteresował się Sampson.
– Tylko na spotkaniach rodzinnych, ale on rzadko na nich bywa. Kiedyś pojechałem z
nim na ryby. Cieszył się jak dziecko z kaŜdego złowionego okonia czy zębacza. Maria zawsze
go lubiła.
– Często o niej myślisz?
Wcisną łem się głębiej w siedzenie. Nie miałem teraz raczej ochoty na zwierzenia.
– Przypominają mi o niej róŜne rzeczy. Zwłaszcza niedziele. Czasem sypialiśmy do
południa i jedliśmy coś dobrego na śniadanie. Albo chodziliśmy nad staw z kaczkami
niedaleko rzeki St. Tony’s. Długie spacery po parku Garfield. To smutne, Ŝe umarła tak
młodo, John. Boli mnie dodatkowo fakt, Ŝe nie rozwią załem zagadki jej morderstwa.
Sampson zadał mi kolejne pytanie. Czasem tak robi.
– A jak ci się układa z Christine?
– Źle – wyznałem w końcu, ale nie byłem w stanie wyjawić całej prawdy. – Nie moŜe
zapomnieć o Geoffeyu Shaferze. A ja nie jestem nawet pewien, czy Łasica naprawdę nie Ŝyje.
Skończyliśmy?
Sampson wyszczerzył zęby.
– Co? Jedzenie czy przesłuchanie?
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 17/167
– Jedziemy. Trzeba wreszcie znaleźć Parkerów i wyjaśnić sprawę napadu na bank. Resztę
dnia będziemy mieli wtedy dla siebie.
Rozdział 10
Około siódmej wieczorem postanowiliśmy z Sampsonem zrobić przerwę na kolację.
Przewidywaliśmy, Ŝe będziemy pracować do późna, pewnie dłuŜej niŜ do północy. Ta sprawa
tego wymagała. Pojechałem do domu, Ŝeby coś zjeść z dziećmi i babcią .
Chwaliłem, to co przyrzą dziła, ale nawet nie czułem smaku. Nie mogłem przestać myśleć
o Christine. Zbyt mą dre to nie było.
Umówiliśmy się z Sampsonem na dziesią tą wieczorem. Zamierzaliśmy przesłuchać parutypów, których łatwiej znaleźć po zmroku. Piętnaście po dziesią tej znów jechaliśmy moim
samochodem przez Southeast.
Sampson zauwaŜył naszego znajomego kapusia – drobnego handlarza prochami. Darryl
Snow sterczał z kolesiami przed barem z grillem, który cią gle zmieniał nazwę. Teraz nazywał
się „Tak było”.
Wyskoczyliśmy z Sampsonem z porsche i podbiegliśmy do Snowa. Nie miał doką d uciec.
Jak zwykle, był odstawiony w swoim dealerskim stylu: purpurowe, nylonowe szorty na
niebieskich, nylonowych spodniach, koszulka polo, kurtka od Tommy’ego Hilfigera i ciemneokulary od Oakleya.
– Cześć, bałwanie – powitał go swoim basem Sampson. – Roztapiasz się.
Kumple Snowa wybuchnęli śmiechem. Darryl miał około metra osiemdziesięciu wzrostu,
a nie waŜył chyba więcej niŜ pięćdziesią t pięć kilogramów. Nawet w swoich ciuchach z
markowymi metkami.
– Przejdźmy się, Darryl – powiedziałem. – Musimy pogadać. I bez dyskusji.
Potrzą sną ł głową jak maskotka na desce rozdzielczej samochodu, ale poszedł ze mną .
– Nie chcę z tobą gadać, Cross.
– Co wiesz o Errolu i Brianne Parker? – zapytałem, kiedy oddaliliśmy się od jego
towarzystwa.
Popatrzył na mnie i zmarszczył brwi. Głowa nadal mu podskakiwała.
– Ty chajtną łeś się z jego siostrą czy ja? Więc dlaczego pytasz mnie, człowieku? Czego
się cią gle czepiasz?
– Errol juŜ nie widuje się z rodziną . Nie ma czasu, pruje banki. Gdzie on jest, Darryl? W
tej chwili Sampson i ja nie jesteśmy ci nic winni. A kręcisz się w niebezpiecznej okolicy.
Spojrzał w światła lamp ulicznych.
– Mnie to pasuje.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 18/167
Złapałem go za kurtkę.
– Do czasu, Darryl. Dobrze o tym wiesz.
Snow pocią gną ł nosem i zaklą ł cicho.
– Słyszałem, Ŝe Brianne ma metę w tym starym osiedlu przy Pierwszej Alei. W tych
ruinach ze szczurami. Ale nie wiem, czy jeszcze tam jest. To tyle, słowo.
Uniósł otwarte dłonie.
Sampson podkradł się do niego z tyłu i krzykną ł: Bu!
Darryl prawie skoczył w górę.
– Pomógł nam? – zapytał Sampson. – Trochę jakby nerwowy.
– Pomogłeś nam? – spytałem Snowa.
Skrzywił się Ŝałośnie.
– Powiedziałem, gdzie moŜe być Brianne Parker, czy nie? Pojedźcie i sprawdźcie. I
odwalcie się ode mnie. Nie straszcie ludzi. Wy dwaj jesteście jak The Blair Witch Project ,człowieku. Albo jeszcze gorsi.
Sampson wyszczerzył zęby.
– DuŜo gorsi, Darryl. Blair Witch to tylko film. My jesteśmy prawdziwi.
Rozdział 11
– Nie cierpię tego całego nocnego gówna – poskarŜył się Sampson, kiedy dotarliśmy na
piechotę do osiedla przy Pierwszej Alei. Przed nami majaczyły opuszczone domy czynszowe,
w których mieszkali bezdomni i ćpuny. JeŜeli w stolicy Ameryki moŜna to nazwać
mieszkaniem.
– Noc Ŝ ywych trupów – wymruczał Sampson.
Miał rację. Typy wokół nas wyglą dały jak zombie.
– Errol Parker? Brianne Parker? – mówiłem cicho, mijają c ponurych męŜczyzn o
zapadłych, nie ogolonych twarzach. Nikt się nie odzywał. Większość nawet nie patrzyła na
mnie i Sampsona. Wiedzieli, Ŝe jesteśmy glinami.
– Dzięki za pomoc. Bóg z wami – powiedział w końcu Sampson.
Zaczęliśmy przeszukiwać kaŜdy budynek, piętro po piętrze, od piwnicy po dach. Ostatni
wyglą dał na zupełnie pusty, co wcale nie dziwiło: był najbrudniejszy i rozsypywał się.
– Ty pierwszy – warkną ł Sampson. Było późno i stracił humor.
Miałem latarkę, więc ruszyłem przodem. I tym razem najpierw zeszliśmy do piwnicy.
Poplamiona, betonowa podłoga, wszędzie gęsty kurz i pajęczyny. Otworzyłem nogą
drewniane drzwi. Usłyszałem gwałtowne drapanie gryzoni. Miotały się jak w pułapce.
Oświetliłem wnętrze. Tylko kilka szczurów.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 19/167
– Errol? Brianne? – zawołał do nich Sampson. Zapiszczały w odpowiedzi.
Przeszukują c tak jak poprzednio kolejne piętra, dotarliśmy wreszcie na ostatnie. W
budynku było wilgotno, śmierdziało moczem, kałem i pleśnią . Fetor nie do wytrzymania.
– Znam lepsze Holiday Inn – powiedziałem i Sampson w końcu się roześmiał.
Pchną łem jakieś drzwi i poznałem po odorze, Ŝe znaleźliśmy zwłoki. Skierowałem latarkę
w dół i zobaczyłem Brianne i Errola. JuŜ nie wyglą dali jak ludzie. W budynku było ciepło i
proces rozkładu postępował szybko. Oceniłem, Ŝe nie Ŝyją co najmniej od dwudziestu
czterech godzin, być moŜe dłuŜej.
Obejrzałem Errola, potem jego Ŝonę. Westchną łem cięŜko. Maria lubiła swojego
przyrodniego brata. Mój syn Damon, kiedy był mały, nazywał go wujkiem.
Rogówki oczu Brianne wyglą dały jak przy katarakcie. Miała szeroko otwarte usta i
obwisłą szczękę. Errol tak samo. Pomyślałem o rodzinie zamordowanej w Silver Spring. Z
jaką kategorią zabójców mamy do czynienia? Dlaczego zabili Parkerów?Brakowało górnej części ubrania Brianne. Nigdzie w pokoju jej nie zauwaŜyłem. DŜinsy
ścią gnięto do połowy – widać było czerwone majtki i uda.
Zastanawiałem się, co to znaczy. Zabójca zabrał część jej rzeczy? Po mordercy zjawił się
tu ktoś inny? Dobrał się do martwej Brianne? A moŜe zrobił to morderca?
Sampson miał niepewną minę. Sprawiał wraŜenie zaintrygowanego.
– To nie wyglą da na przedawkowanie – stwierdził. – Za gwałtowna śmierć. Musieli
cierpieć.
– Chyba ich otruli, John – odrzekłem cicho. – MoŜe ktoś chciał, Ŝeby cierpieli.Zadzwoniłem do Kyle’a Craiga i powiedziałem mu o Parkerach. Rozwią zaliśmy część
sprawy napadu na bank w Silver Spring. Ale przynajmniej jeden zabójca nadal był na
wolności.
Rozdział 12
Pospieszna autopsja potwierdziła moje podejrzenia: Parkerów otruto. PotęŜna dawka
anektyny spowodowała gwałtowny skurcz mięśni i zatrzymanie serca. Truciznę zmieszano z
chianti. Brianne została zgwałcona po śmierci. Co za szambo.
Spędziliśmy z Sampsonem kilka następnych godzin na rozmowach z włóczęgami,
bezdomnymi i ćpunami mieszkają cymi w opuszczonym osiedlu. Nikt nie przyznał się do
znajomości z Parkerami. Nikt nie widział Ŝadnych obcych w budynku, gdzie ukrywała się
zamordowana para.
W końcu pojechałem do domu, Ŝeby się trochę przespać. Ale nie mogłem zasnąć. Cią gle
myślałem o Christine i małym Aleksie. Wstałem i zszedłem na dół. Była czwarta rano.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 20/167
Na drzwiach lodówki zobaczyłem nową notatkę babci: „Nigdy nie pragnęła być białą , by
zaistnieć; marzyła tylko o tym, Ŝeby być ciemniejszą ”. Wyją łem z lodówki piwo korzenne
Stewart i wyszedłem z kuchni. W głowie tłukły mi się słowa z kartki babci.
Włą czyłem i wyłą czyłem telewizor. Siadłem do pianina i zagrałem najpierw Crazy For
You, potem trochę Debussy’ego. Później Moonglow. Ten kawałek przypomniał mi najlepsze
czasy z Christine. Zastanawiałem się, jak moglibyśmy wszystko naprawić. Od jej powrotu do
Waszyngtonu starałem się, jak umiałem. Odpychała mnie. Łzy napłynęły mi do oczu, otarłem
je. Odeszła. Muszę zacząć od nowa. Tylko nie byłem pewien, czy potrafię.
Zaskrzypiała podłoga. W progu stała babcia z dwiema parują cymi filiŜankami na tacy.
– Usłyszałam Clair de Lune. Zagrałeś to bardzo ładnie.
Podała mi kawę, usiadła w wiklinowym fotelu bujanym obok pianina i zaczęła powoli
są czyć swoją .
– Rozpuszczalna? – zapytałem dla Ŝartu.– Jak znajdziesz w mojej kuchni kawę rozpuszczalną , dam ci ten dom.
– Jest mój – przypomniałem jej.
– To ty tak uwaŜasz, chłopcze. Koncert o wschodzie słońca? Z jakiej okazji?
– Przed wschodem słońca – poprawiłem ją . – Nie mogę spać. Mam koszmary. Kiepska
noc i kiepski poranek, jak na razie. Ale dobra kawa.
– Mhm... – mruknęła. – Co dalej?
– Pamiętasz Errola, przyrodniego brata Marii? Dziś w nocy w osiedlu przy Pią tej Alei
znaleźliśmy z Sampsonem jego zwłoki.Babcia wydała z siebie dźwięk podobny do cmoknięcia i pokręciła głową .
– To smutne. Co za wstyd, Alex. Taka dobra rodzina, tacy mili ludzie.
– Muszę ich dzisiaj zawiadomić. MoŜe dlatego nie mogę spać. Denerwuję się.
– Co jeszcze? Zwierz się swojej babci, Alex.
Dobrze mnie znała, a jej obecność uspokajała mnie.
– Chodzi o Christine – wyznałem w końcu. – Między nami chyba wszystko skończone.
Powiedziała, Ŝe nie chce mnie więcej widzieć. Nie wiem, co będzie z małym Aleksem.
Robiłem wszystko, co mogłem, przysięgam.Babcia odstawiła filiŜankę i objęła mnie chudym ramieniem. WciąŜ była bardzo silna.
Przytuliła mnie mocno.
– Skoro robiłeś, co mogłeś, to więcej nie mogłeś zrobić.
– Nie otrzą snęła się z tego, co stało się na Bermudach – szepną łem. – Nie chce Ŝyć z
detektywem z wydziału zabójstw. Nie wytrzymałaby. Nie chce być ze mną .
– Za duŜo bierzesz na siebie, Alex – odrzekła cicho babcia. – Winisz się o to, o co nie
powinieneś. To cię przygniata i moŜesz się załamać. Wierz mi.
– Wierzę.
– Nie.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 21/167
– Zawsze ci wierzę.
– Nigdy – parsknęła. – I wiesz, Ŝe mnie nie przegadasz. A to dowodzi, Ŝe mam rację.
Babcia zawsze musi mieć ostatnie słowo. Jest najlepszym psychologiem w domu. W
kaŜdym razie cią gle mi to powtarza.
Rozdział 13
Jeszcze tego samego ranka wybuchła bomba – napad na bank w Falls Church w Wirginii,
około piętnastu kilometrów od Waszyngtonu.
Dobrze utrzymany, zbudowany w stylu kolonialnym dom dyrektora filii stał w ładnej
okolicy, gdzie są siedzi naprawdę się lubili. O tym, Ŝe tu kochano dzieci, świadczyły licznezabawki, rowerki, placyk do minikoszykówki, huśtawki, prowizoryczne stoisko z lemoniadą .
Był teŜ piękny ogród pełen kwitną cych krzewów. Dach garaŜu zdobił dziwaczny wiatrowskaz
– czarownica na miotle – na którym siedziało stadko ptaków. Tego ranka niemal słyszało się
chichot wiedźmy.
Supermózg powiedział swoim nowym ludziom, co zastaną i jak mają postępować.
Dokładnie zaplanował kaŜdy ruch i starannie sprawdził ich przygotowanie.
Wiedział, Ŝe są duŜo lepsi od Parkerów. Kosztowali go połowę sumy zrabowanej w
Citibanku, lecz byli tego warci. Pomiędzy sobą nazywali się panem Czerwonym, panemBiałym, panem Niebieskim i panną Zieloną . Nosili długie włosy i wyglą dali jak zespół
heavymetalowy, ale znali się doskonale na swojej robocie.
TuŜ po otwarciu drzwi filii First Union w Falls Church do banku weszli pan Niebieski i
panna Zielona. W kaburach ukrytych pod kurtkami mieli broń półautomatyczną .
Pan Czerwony i pan Biały pojechali do domu dyrektora. Katie Bartlett usłyszała gong
przy drzwiach wejściowych i myślała, Ŝe to opiekunka do dzieci. Kiedy otworzyła, zbladła i
nogi się pod nią ugięły na widok dwóch zamaskowanych, uzbrojonych facetów w
słuchawkach i z mikrofonami pod brodą .
– Do środka! Ruszaj się! – wrzasną ł Czerwony i wycelował luf ę w jej twarz.
Napastnicy zaprowadzili matkę i troje małych dzieci do salonu na parterze z włą czonym
kinem domowym wideo. Panoramiczne okno wychodziło na małe jezioro i z łodzi byłoby
widać wnętrze domu. Ale tego ranka nikt nie pływał.
– Teraz nakręcimy sobie film rodzinny – powiedział niemal przyjaznym tonem pan
Czerwony.
– Nie róbcie nam krzywdy – poprosiła pani Bartlett. – Będziemy posłuszni. Błagam was,
odłóŜcie broń.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 22/167
– Rozumiem cię, Katie. Ale musimy pokazać twojemu męŜowi, Ŝe nie Ŝartujemy i Ŝe
naprawdę jesteśmy w waszym domu z tobą i z dzieciakami.
– One mają dwa, trzy i cztery lata – odrzekła matka i rozpłakała się. Potem spróbowała
wziąć się w garść. – Są jeszcze malutkie.
Pan Czerwony wsuną ł broń do kabury.
– Uspokój się. Nic im się nie stanie. Obiecuję.
Na razie wszystko szło dobrze i był zadowolony. Katie wyglą dała na rozsą dną , a dzieci
nie sprawiały kłopotu. Miła rodzina ci Bartlettowie, pomyślał. Dokładnie tak, jak mówił
Supermózg.
– Zaklej dzieciom usta tą taśmą – polecił matce i wręczył jej grubą rolkę.
– Nie będą hałasować, przysięgam – powiedziała. – Są grzeczne, naprawdę.
Zrobiło mu się jej Ŝal. Była ładna i elegancka. Przypomniał sobie parę i dziecko z filmu
ś ycie jest piękne.– Pobawimy się tą taśmą – zaproponował dzieciom. – Będzie super.
Dwoje spojrzało na niego wrogo, ale trzyletnie uśmiechnęło się szeroko.
– A jak się pobawimy? – zapytało.
– Mamusia zaklei wam wszystkim buzie taśmą , a potem nakręcimy film dla tatusia, Ŝeby
zobaczył, jak wyglą dacie.
– A potem? – zainteresował się nagle czteroletni Dennis. – Zakleimy buzię mamusi?
Pan Czerwony roześmiał się. Nawet pan Biały uśmiechną ł się krzywo. Fajne dzieciaki.
Miał nadzieję, Ŝe nie będzie musiał ich zastrzelić za kilka minut.
Rozdział 14
Za kilka minut ktoś miał zginąć. Była ósma dwanaście. Napad na bank First Union w
Falls Church trwał. Nie moŜna było tego zatrzymać.
Panna Zielona celowała z szybkostrzelnej broni w dwie przeraŜone kasjerki. Obie miały
po dwadzieścia parę lat.
Pan Niebieski był w gabinecie dyrektora filii. Wyjaśniał Jamesowi Bartlettowi i jego
asystentce zasady gry „prawda albo konsekwencje”.
– Nikt nie ma na sobie cichego alarmu? – zapytał. Celowo mówił szybko i wysokim
głosem, bo chciał sprawić wraŜenie, Ŝe jest zdenerwowany i moŜe za chwilę stracić
panowanie nad sobą . – To byłby duŜy błą d, a nie moŜe być Ŝadnych błędów – ostrzegł.
– Nie mamy takich urzą dzeń – odparł dyrektor banku. – Powiedziałbym panu, gdybyśmy
mieli.
Sprawiał wraŜenie rozsą dnego i gotowego do uległości.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 23/167
– Słuchacie taśm szkoleniowych Amerykańskiego Towarzystwa Ochrony Przemysłowej?
– spytał Niebieski.
– Niestety nie – odparł nerwowo dyrektor.
– W czasie napadu zalecają przede wszystkim współpracę, Ŝeby nikt nie ucierpiał.
Dyrektor przytakną ł gorliwie.
– Zgadzam się z tym. Będę z panem współpracował.
– Całkiem niegłupi z ciebie facet, jak na dyrektora banku. Wszystko, co ci powiedziałem
o twojej rodzinie, to absolutna prawda: są zakładnikami. I chcę, Ŝebyś ty teŜ mi zawsze mówił
prawdę. Bo inaczej będą przykre konsekwencje. adnych alarmów, farby na banknotach,
ukrytych kamer i innych numerów. Jeśli jestem teraz filmowany, masz mi powiedzieć.
– Słyszałem o napadzie na Citibank w Silver Spring – odrzekł dyrektor. Jego szeroka,
kwadratowa twarz była czerwona jak burak. Z czoła kapały mu wielkie krople potu. Bez
przerwy mrugał duŜymi piwnymi oczami.Pan Niebieski wskazał luf ą komputer.
– Spójrz na monitor. Przyjrzyj się.
Dyrektor zobaczył na ekranie fragment filmu. Jego Ŝona zaklejała dzieciom usta taśmą .
Popatrzył na stoją cego przy nim męŜczyznę w masce narciarskiej.
– O, mój BoŜe! Wiem, Ŝe dyrektorka banku w Silver Spring spóźniła się. Pospieszmy się.
Moja rodzina jest dla mnie wszystkim.
– Wiemy – przytakną ł Niebieski.
Odwrócił się do asystentki dyrektora i wycelował w nią broń.– Nie jest pani bohaterką , prawda, panno Collins?
Potrzą snęła przeczą co miękkimi, rudymi lokami.
– Nie, proszę pana. Pienią dze banku to nie moje pienią dze. Nie warto za nie umierać. I
nie są warte Ŝycia dzieci pana Bartletta.
Pan Niebieski uśmiechną ł się pod maską .
– Wyjęła mi to pani z ust.
Odwrócił się z powrotem do dyrektora.
– Obaj mamy dzieci. I nie chcemy,Ŝeby straciły ojców, prawda? Do roboty.Tekst o dzieciach ułoŜył Supermózg. Całkiem niezły, dobrze działa, pomyślał Niebieski.
Zeszli szybko do skarbca. Drzwi miały podwójną kombinację i Bartlett musiał je
otworzyć razem z asystentką . Uporali się z tym w niecałe sześćdziesią t sekund.
Pan Niebieski pokazał im srebrzyste, metalowe urzą dzenie. Przypominało pilot do
telewizora.
– To skaner policyjny – wyjaśnił. – Jeśli tylko gliny albo federalni ruszą tutaj,
natychmiast będę o tym wiedział. Wtedy zginiecie wy i obie kasjerki. Czy w skarbcu są jakieś
ukryte alarmy?
– Nie, proszę pana – zapewnił skwapliwie dyrektor. – Daję na to słowo.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 24/167
Pan Niebieski znów się uśmiechną ł pod maską .
– Więc idziemy po moje pieniąŜki. Ruszać się!
JuŜ prawie kończył ładowanie gotówki, gdy nagle skaner policyjny odebrał alarm:
„Napad na bank First Union w śródmieściu Falls Church!”.
Niebieski odwrócił się do Jamesa Bartletta i strzelił. Potem wpakował kulę w czoło panny
Collins.
Tak jak to przewidywał plan.
Rozdział 15
Na dachu mojego samochodu wyła syrena.Moje ciało teŜ.
Mózg takŜe.
Przyjechałem do banku First Union w Falls Church w Wirginii prawie w tym samym
momencie co Kyle Craig i jego druŜyna z FBI.
Czarny helikopter siadał właśnie na niemal pustym parkingu centrum handlowego, tuŜ za
bankiem. Kyle i trójka agentów wyskoczyli z maszyny, pochylili się i podbiegli do mnie
szybkim truchtem. Przypominali mnichów spieszą cych do kaplicy. Nosili niebieskie kurtki
FBI, Ŝeby wszyscy widzieli, Ŝe w śledztwo zaangaŜowane jest Biuro. Po ostatnichmorderstwach chcieli uspokoić ludzi, Ŝe wzięli sprawy w swoje ręce.
– Byłeś juŜ w środku? – wysapał Kyle. Wyglą dał, jakby teŜ nie spał całą noc.
– Dopiero przyjechałem. Zobaczyłem waszego lą dują cego belljeta i domyśliłem się, Ŝe to
ty albo Darth Vader. Chodźmy.
– Starsza agentka Betsey Cavalierre – przedstawił Kyle.
Drobna kobieta dobrze po trzydziestce miała lśnią ce, czarne włosy i bardzo ciemne oczy.
Nosiła za duŜą kurtkę FBI, biały T-shirt, spodnie khaki i sportowe buty. Nie była piękna, ale
całkiem ładna.
– I reszta pierwszego zespołu – cią gną ł Kyle. – Agenci Michael Doud i James Walsh. A
to Alex Cross, oficjalny łą cznik między policją waszyngtońską i nami. To on znalazł zwłoki
Errola i Brianne Parker.
Szybkie, uprzejme „cześć” i uściski dłoni zakończyły prezentację. ZauwaŜyłem, Ŝe
agentka Cavalierre szacuje mnie wzrokiem. MoŜe dlatego, Ŝe przyjaźniłem się z jej szefem, a
moŜe dlatego, Ŝe byłem oficerem łą cznikowym. Kyle wzią ł mnie za łokieć i odprowadził na
bok. Weszliśmy za Ŝółtą taśmę policyjną , trzepoczą cą głośno na południowo-wschodnim
wietrze.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 25/167
– Jeśli sprawcy pierwszego napadu nie Ŝyją ... – powiedział – to kto, do cholery, zrobił ten
skok? Kiepska sprawa. Rozumiesz, dlaczego włą czyłem cię do tego śledztwa?
– Bo nieszczęścia chodzą parami – odparłem.
W holu banku dostałem skurczu Ŝołą dka. Na podłodze leŜały dwie kasjerki w
granatowych kostiumach poplamionych krwią . Obie nie Ŝyły. Rany w głowach świadczyły, Ŝe
strzały oddano z bliskiej odległości.
– To jakaś egzekucja! Jasna cholera! – powiedziała agentka Cavalierre, kiedy stanęliśmy
nad zwłokami. Technicy z FBI natychmiast zaczęli filmować i fotografować miejsce zbrodni.
Poszliśmy do skarbca.
Rozdział 16
Znaleźliśmy tam dwie następne ofiary: męŜczyznę i kobietę. Strzelano do nich kilka razy.
Ubrania były podziurawione kulami. Ich takŜe ukarano? – zastanawiałem się. Jakie grzechy
popełnili? Dlaczego to się stało, do diabła?
– To zupełnie bez sensu – powiedział Kyle i rozmasował twarz obiema rękami. Jego
znajomy tik przypomniał mi róŜne, liczne dochodzenia, które prowadziliśmy razem. Czasem
narzekaliśmy na siebie, ale zawsze dobrze nam się współpracowało.
– Przy napadach na banki zwykle nie ma trupów – zauwaŜyła agentka Cavalierre. –Zawodowcy nie zabijają . Więc ską d ta jatka?
– Tutaj teŜ trzymali rodzinę dyrektora jako zakładników? – zapytałem. – Jak w Silver
Spring?
Niemal bałem się usłyszeć odpowiedź.
Kyle spojrzał na mnie i skiną ł głową .
– onę i trójkę dzieci. Na szczęście nic im się nie stało. Więc dlaczego zabili tych tutaj?
Gdzie tu jest jakiś logiczny schemat?
Na razie nie wiedziałem. Kyle miał rację: to było bez sensu. Albo moŜe raczej nie
potrafiliśmy zrozumieć sposobu myślenia zabójców.
– Coś mogło nie wyjść – powiedziałem. – Jeśli ten napad łą czy się z tamtym z Silver
Spring.
– Musimy przyjąć, Ŝe tak – odrzekła Cavalierre. – W Silver Spring zabito rodzinę, bo
dyrektorka została ostrzeŜona, Ŝe jeśli bandyci nie wyjdą z banku w określonym czasie,
zakładnicy zginą . Z bankowej kasety wideo wynika, Ŝe spóźnili się o niecałe trzydzieści
sekund.
Kyle jak zwykle wiedział więcej niŜ reszta z nas.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 26/167
– Ktoś zawiadomił tutejszą policję. Są dzę, Ŝe to było przyczyną tych czterech morderstw.
Próbujemy ustalić, ską d dzwonił informator.
– A ską d bandyci wiedzieli o alarmie w policji? – zapytałem.
– Pewnie mieli skaner policyjny – odparła Cavalierre.
Kyle przytakną ł.
– Agentka Cavalierre to specjalistka od napadów na banki i właściwie prawie od
wszystkiego.
Lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy.
– Chcę wygryźć Kyle’a – oznajmiła.
Postanowiłem trzymać ją za słowo.
Rozdział 17
Pojechałem z Kyle’em i jego druŜyną do centrali FBI w śródmieściu Waszyngtonu.
Wszyscy byliśmy wstrząśnięci zbrodnią . Agentka Cavalierre duŜo wiedziała o napadach na
banki, pamiętała, między innymi, kilka dokonanych na Środkowym Zachodzie, które
przypominały skoki na Citibank i First Union.
Gdy znaleźliśmy się w biurze, wycią gnęła wszystkie informacje, jakie w pośpiechu udało
się jej znaleźć. Przeczytaliśmy wydruki o dwóch narwańcach. Jeden nazywał się JosephDougherty, drugi Terry Lee Connor. Zastanawiałem się, czy dwa ostatnie napady były
wzorowane na ich robocie. Obaj obrobili kilka banków na Środkowym Zachodzie. Zwykle
najpierw brali rodziny dyrektorów jako zakładników. Pewną rodzinę trzymali trzy dni – przez
cały świą teczny weekend – a w poniedziałek okradli bank. Ale nigdy nie zrobili nikomu
krzywdy.
– To jednak zasadnicza róŜnica – powiedziała Cavalierre. – Dougherty i Connor nie byli
zabójcami, jak ci skurwiele, z którymi teraz mamy do czynienia. O co im chodzi, do cholery?
Około siódmej wieczorem wróciłem do domu na kolację z babcią i dziećmi. Zjedliśmy
pieczonego kurczaka z tartym serem i brokułami. Po zmywaniu Damon, Jannie i ja zeszliśmy
do piwnicy na cotygodniową lekcję boksu. Uczę ich od kilku lat i właściwie juŜ tego nie
potrzebują . Damon ma dziesięć lat, Jannie osiem i potrafią się obronić. Ale wszyscy lubimy
wspólne ćwiczenia.
Tego wieczoru zdarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego. Spadło jak grom z jasnego
nieba. Dopiero później, kiedy się dowiedziałem, co się stało, zrozumiałem, dlaczego.
Jannie i Damon wygłupiali się i trochę popisywali podczas walki. Jannie musiała się
nadziać na cios Damona.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 27/167
Dostała sierpowym w czoło tuŜ nad lewym okiem. Tylko tego jestem pewien. Reszta to
obraz zupełnie rozmazany. Kompletny szok. Jakbym patrzył na zatrzymywane klatki filmu.
Jannie wygięła się w lewo i runęła na ziemię. Uderzyła z całej siły o podłogę. Przez
chwilę miała gwałtowne drgawki, potem całkowicie znieruchomiała.
– Jannie! – krzykną ł Damon. Zdawał sobie sprawę, Ŝe niechcą cy zrobił siostrze krzywdę.
Podbiegłem do niej, bo jej ciało zaczęło znowu drgać gwałtownie. Pojękiwała cicho,
jakby z trudem. Najwyraźniej nie mogła mówić. Potem jej oczy przewróciły się do góry tak,
Ŝe widziałem tylko białka.
Dusiła się! Wyszarpną łem pasek ze spodni. ZłoŜyłem go ciasno i wepchną łem jej do ust,
Ŝeby nie udławiła się językiem ani go sobie nie przegryzła. Serce waliło mi jak młotem.
– JuŜ dobrze, Jannie – powtarzałem. – Wszystko dobrze, córeczko.
Starałem się uspokoić ją , jak umiałem. Próbowałem nie okazywać po sobie, jak bardzo
jestem przeraŜony. Gwałtowne skurcze nie ustawały. Podejrzewałem, Ŝe to atak padaczki.
Rozdział 18
– Wszystko dobrze, córeczko. Wszystko będzie dobrze.
Minęły dwie czy trzy straszne minuty. Wcale nie było dobrze. Wręcz odwrotnie,
wszystko było tak przeraŜają ce, jak tylko być mogło. Jannie posiniały wargi i zaczęła się ślinić. Potem puścił jej pęcherz i zsiusiała się na podłogę. Nadal nie mogła mówić.
Wysłałem Damona na górę, Ŝeby wezwał pomoc. Karetka przyjechała w niecałe dziesięć
minut po tym, jak atak ustał. Modliłem się, Ŝeby nie było następnego.
Do piwnicy wpadło dwoje techników pomocy doraźnej. WciąŜ klęczałem obok Jannie.
Trzymałem ją za jedną rękę, babcia za drugą . PodłoŜyliśmy jej poduszkę pod głowę i
przykryliśmy kocem. To jakiś obłęd, myślałem. To nie moŜe być prawda.
– Wszystko dobrze, kochanie – pocieszyła ją cicho babcia.
Jannie w końcu spojrzała na nią .
– Wcale nie.
Była juŜ całkiem przytomna i bała się. Wstydziła się teŜ, Ŝe zrobiła siusiu. Wiedziała, Ŝe
dzieje się z nią coś dziwnego i strasznego. Technicy byli delikatni i przyjaźni. Zmierzyli
Jannie gorą czkę, sprawdzili tętno i ciśnienie krwi. Potem jeden podłą czył ją do kroplówki,
drugi do aparatu tlenowego.
Serce nadal mi waliło. Myślałem, Ŝe za chwilę teŜ przestanę oddychać.
Opowiedziałem im dokładnie, co się stało.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 28/167
– Wyglą da na atak padaczki – uznała miła, zielonooka kobieta. – MoŜliwe, Ŝe od ciosu.
Nawet jeśli nie był mocny, ale zadany pod pechowym ką tem. Zabierzemy ją do szpitala
Świętego Antoniego.
Skiną łem głową . Potem patrzyłem ze zgrozą , jak przypinają moją małą córeczkę do noszy
i zabierają do karetki. Trzęsły mi się nogi. Zdrętwiało mi całe ciało i miałem zawęŜone pole
widzenia.
– Włą czycie syrenę? – szepnęła Jannie, kiedy para techników lokowała ją w tylnej części
samochodu. – Proszę.
Włą czyli. Wyła przez całą drogę do szpitala. Wiem, bo pojechałem z Jannie.
To było najdłuŜsza jazda w moim Ŝyciu.
Rozdział 19
W szpitalu zrobili Jannie elektroencefalografię i na tyle dokładne badania neurologiczne,
na ile pozwalała pora dnia. Skontrolowali nerwy czaszki. Kazali jej chodzić w linii prostej i
skakać na jednej nodze, Ŝeby sprawdzić, czy nie ma ataksji. Wykonywała polecenia i
wyglą dało na to, Ŝe czuje się lepiej. Ale wciąŜ obserwowałem ją z obawą .
TuŜ po zakończeniu badań dostała drugiego ataku. Trwał dłuŜej i był bardziej gwałtowny
niŜ pierwszy. Nie mogłoby być gorzej, gdyby zdarzyło się to mnie. Kiedy atak miną ł, dali jejdoŜylnie valium. Otoczono ją troskliwą opieką , co takŜe mnie jednak niepokoiło. Pielęgniarka
zapytała, czy nie zauwaŜyłem wcześniej jakichś objawów, na przykład zaburzeń wzroku,
bólów głowy, nudności lub braku koordynacji ruchowej. Nie zauwaŜyłem. Babcia teŜ nie.
Doktor Bone, lekarka z sali pomocy doraźnej, poprosiła mnie na bok.
– Zatrzymamy ją na noc na obserwację, detektywie Cross. Chcemy zachować szczególną
ostroŜność.
– Dobrze – zgodziłem się. Ręce mi się trochę trzęsły.
– MoŜliwe, Ŝe zostanie tu dłuŜej – dodała doktor Bone. – Musimy zrobić dalsze badania.
Nie podoba mi się, Ŝe miała drugi atak.
– Oczywiście, pani doktor. W porzą dku. Mnie teŜ się to nie podoba.
Na trzecim piętrze było wolne łóŜko. Babcia i ja odprowadziliśmy Jannie na górę.
Przepisy szpitalne wymagały, Ŝeby jechała na wózku, ale musiałem go pchać. W windzie
wyglą dała na bardzo wyczerpaną , nie pytała mnie o nic, milczała przez cały czas. Odezwała
się dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się na sali i zostaliśmy sami za parawanem.
– Okay, tato. Powiedz prawdę. Musisz mi powiedzieć wszystko.
Wzią łem głęboki oddech i wytłumaczyłem jej, co się stało.
Zmarszczyła brwi.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 29/167
– Damon ledwo mnie dotkną ł.
Potem popatrzyła mi w oczy.
– Okay. Ale to chyba nic strasznego, co? PrzecieŜ cią gle jestem na planecie Ziemia.
Przynajmniej na razie.
– Nie mów tak – odparłem. – To nie jest śmieszne.
– Okay. Nie będę cię straszyć – szepnęła.
Wzięła mnie za rękę. Po kilku minutach spała.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 30/167
Częć drugaListy z pogróŜkami
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 31/167
Rozdział 20
Nikt nie wiedział, co się dzieje ani dlaczego.
Uwielbiał to. Napawał się poczuciem wyŜszości. Wszyscy byli takimi bezradnymi
głupcami.
Sprawy szły doskonale. W skali numerycznej na 9,9999 z 10. Supermózg był pewien, Ŝe
nie popełnił Ŝadnego istotnego błędu. Szczególną satysfakcję dał mu napad na bank w Falls
Church, zwłaszcza cztery zagadkowe morderstwa.
PrzeŜywał kaŜdą sekundę krwawej zbrodni, jakby w niej uczestniczył zamiast tych
szczęściarzy, panów Czerwonego, Białego, Niebieskiego i panny Zielonej. WyobraŜał sobie
sceny w domu dyrektora i zabójstwa w banku. Sprawiało mu to ogromną przyjemność, czynił
to wielokrotnie, ten scenariusz wciąŜ był pasjonują cy, nie znudził mu się wcale. Artyzm i
symbolika morderstw utwierdzały go w przekonaniu o własnej inteligencji, o słuszności jego
rozumowania.
Uśmiechną ł się na wspomnienie telefonu do komendy policji z informacją o napadzie. To
on zadzwonił. Chciał, Ŝeby ludzie naleŜą cy do personelu First Union zginęli. Właśnie o to mu
chodziło, do cholery! Czy nikt jeszcze tego nie zrozumiał?
Musiał teraz zwerbować następną grupę, najwaŜniejszą , i taką najtrudniej było znaleźć.
Potrzebował wyją tkowo zdolnego i w pełni samodzielnego zespołu, a taki mógł być dla niego
niebezpieczny. Dobrze wiedział, Ŝe ludzie inteligentni często mają silną i nieokiełznaną osobowość. Jak on sam.
Przeglą dał na ekranie komputera nazwiska potencjalnych kandydatów. Studiował ich
portrety psychologiczne, sprawdzał kartoteki kryminalne. I nagle w to ponure, deszczowe
popołudnie natkną ł się na grupę, która tak róŜniła się od innych, jak on od reszty ludzkości.
Dlaczego? Bo jej członkowie nie mieli Ŝadnych kartotek kryminalnych. Nigdy ich na
niczym nie złapano i nigdy o nic nie podejrzewano. Dlatego teŜ tak trudno było mu ich
znaleźć. Wydawali się idealnymi wykonawcami jego doskonałego, mistrzowskiego planu.
Nikt się nawet nie domyślał, co miało się wydarzyć.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 32/167
Rozdział 21
O dziewią tej rano spotkałem się z neurologiem, Thomasem Petito. Wyjaśnił mi
cierpliwie, jakie badania przejdzie Jannie. Chciał najpierw wyeliminować niektóre zmoŜliwych przyczyn ataków. Powiedział, Ŝe martwienie się nic nie pomoŜe, Ŝe Jannie jest w
dobrych rękach, jego rękach, i Ŝe najlepiej zrobię, jeśli przestanę się niepotrzebnie zadręczać,
pojadę do pracy i zniknę mu z oczu.
Tego popołudnia po lunchu z Jannie pojechałem drogą I-95 South do Quantico. Musiałem
się zobaczyć z najlepszymi technikami i psychologami FBI, a tacy są właśnie tam. Nie
chciałem zostawiać Jannie u Świętego Antoniego, ale była z nią babcia, a badania
wyznaczono dopiero na następny ranek.
Kyle Craig zadzwonił do mnie, gdy byłem jeszcze w szpitalu, i zapytał o Jannie.Naprawdę się przeją ł. Potem powiedział, Ŝe ma na karku departament sprawiedliwości,
bankierów i media. FBI przeczesywało większą część Wschodniego WybrzeŜa, ale na razie
bez rezultatu. Sprowadził nawet samolotem jednego z agentów, którzy w połowie lat
osiemdziesią tych wytropili mistrza napadów na banki, Josepha Dougherty’ego.
Kyle oznajmił mi, Ŝe śledztwem kieruje starsza agentka Cavalierre. Nie zdziwiło mnie to
szczególnie. Zrobiła na mnie wraŜenie jednego z najbardziej bystrych i energicznych agentów
Biura, jakich znałem.
Agent z zespołu, który schwytał Dougherty’ego, nazywał się Sam Withers. Kyle,
Cavalierre i ja spotkaliśmy się z nim w sali konferencyjnej Kyle’a w Quantico. Withers miał
teraz dobrze po sześćdziesią tce, był juŜ na emeryturze i powiedział nam, Ŝe duŜo gra w golfa
w okolicach Scottsdale. Przyznał, Ŝe od kilku lat mało się interesuje skokami na banki, ale
ostatnie krwawe napady przycią gnęły jego uwagę.
Betsey Cavalierre przeszła od razu do rzeczy.
– Sam, czytałeś w naszych biuletynach o Citibanku i First Union?
– Jasna sprawa. Nawet kilka razy. W drodze tutaj.
Withers przesuną ł dłonią po krótkim jeŜyku na głowie. Był muskularnym facetem i waŜył
na oko co najmniej sto dziesięć kilo. Przypominał mi takich emerytowanych baseballistów,
jak Ted Klusewski czy Ralph Kiner.
– I co o tym myślisz? – zapytała Betsey byłego agenta. – Widzisz jakiś zwią zek między
dawnymi skokami i obecnym bajzlem?
– adnego. Dougherty i Connor nie mieli gwałtownych charakterów. Byli w zasadzie
drobnymi, małomiasteczkowymi przestępcami. „Stara szkoła”, jak to mówią . Nawet
zakładnicy nazywali ich „sympatycznymi” i „grzecznymi”. Connor zawsze dokładnie
tłumaczył, Ŝe nie zamierza okraść ich domów ani zrobić im krzywdy. On i Dougherty
nienawidzili banków i towarzystw ubezpieczeniowych. O to samo moŜe chodzić typom,których szukacie.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 33/167
Withers mówił dalej, snuł wspomnienia i domysły, wymawiają c słowa w
charakterystyczny dla Środkowego Zachodu miękki, senny sposób. Siedziałem z tyłu,
słuchałem go i myślałem o tym, co powiedział przed chwilą . Istotnie, moŜe ktoś inny takŜe
nienawidził banków i towarzystw ubezpieczeniowych. Albo raczej bankierów i ich rodzin. Te
napady mogły być sprawką kogoś, kto Ŝywił głęboką urazę do nich. To miało pewien sens.
Domniemanie tak samo prawdopodobne, jak wszystkie inne, które braliśmy dotą d pod uwagę.
Po wyjściu Sama Withersa porównaliśmy podobne sprawy z obecną . Zainteresowała
mnie szczególnie jedna, duŜy skok pod Filadelfią w styczniu. Dwaj bandyci porwali męŜa i
synka dyrektorki banku. Zagrozili, Ŝe mają bombę i wysadzą zakładników w powietrze, jeśli
nie otworzy skarbca.
– Rozmawiali ze sobą przez walkie-talkie i teŜ mieli skaner policyjny. Coś takiego jak w
First Union – zakomunikowała Betsey wpatrzona w swe obszerne notatki. – To mogą być ci
sami.– UŜyli wtedy przemocy? – zapytałem.
Pokręciła głową , odrzucają c na bok grzywę ciemnych, lśnią cych włosów.
– Nie.
Mimo zaangaŜowania całego FBI i setek lokalnych komend policji staliśmy w miejscu.
Coś było nie tak. WciąŜ nie potrafiliśmy myśleć jak zabójcy.
Rozdział 22
Wróciłem do Świętego Antoniego około czwartej trzydzieści po południu. Ku mojemu
zaskoczeniu, w sali Jannie zastałem tylko babcię i Damona. Siedzieli i czytali. Babcia
powiedziała, Ŝe na polecenie doktora Petito Jannie zabrali na badania.
Przywieźli ją z powrotem za piętnaście pią ta. Wyglą dała na zmęczoną . Była za mała na
tak cięŜkie przeŜycia. Ona i Damon nigdy nie chorowali, nawet jako niemowlęta, więc tym
większy szok musiała teraz przeŜyć.
Kiedy wjechała na wózku do sali, Damon nagle zaniemówił. Ja teŜ.
Jannie popatrzyła na nas.
– Przytul nas jak niedźwiedź, tato – poprosiła. – Jak wtedy, kiedy byliśmy mali.
Przypomniałem sobie, co czułem, trzymają c oboje w ramionach w tamtych czasach.
Zrobiłem, o co prosiła.
Gdy babcia wróciła ze spaceru po korytarzu, wciąŜ jeszcze tuliłem ich do siebie.
Przyprowadziła kogoś.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 34/167
Do sali weszła Christine. Była w srebrzystej bluzce, granatowej spódnicy i takich samych
pantoflach. Musiała przyjechać do szpitala prosto ze szkoły. Zachowywała pewien dystans
wobec mnie, ale przynajmniej odwiedziła Jannie.
– Rodzina w komplecie – powiedziała. Przez cały czas unikała mojego wzroku. – Szkoda,
Ŝe nie wzięłam aparatu.
– My zawsze jesteśmy razem – odparła Jannie.
Trochę rozmawialiśmy, ale głównie słuchaliśmy opowieści Jannie o cięŜkim dniu.
Wydała mi się nagle zupełnie bezbronna. O pią tej dostała obiad. Zamiast się skarŜyć na
kiepskie jedzenie szpitalne, porównywała je ze swoimi ulubionymi potrawami babcinej
roboty i uznała, Ŝe jest lepsze.
Wszyscy się śmiali oprócz babci, która udawała obraŜoną . Spojrzała na Jannie złym
wzrokiem.
– Po twoim powrocie do domu moŜemy zamawiać jedzenie w szpitalu. Zaoszczędzi mi tomnóstwa pracy i nerwów.
– Ale ty lubisz pracować – odrzekła Jannie. – I uwielbiasz się denerwować.
– Prawie tak bardzo, jak ty lubisz się ze mną draŜnić – skontrowała babcia.
Kiedy Christine zbierała się juŜ do wyjścia, pielęgniarka przyniosła z dyŜurki telefon.
Powiedziała, Ŝe ktoś chce pilnie rozmawiać z detektywem Crossem. Jękną łem i pokręciłem
głową . Wszyscy na mnie patrzyli, kiedy brałem słuchawkę.
– Okay, tato – uspokoiła mnie Jannie.
Dzwonił Kyle Craig. Miał złe wiadomości.– Jestem w drodze do filii banku First Virginia w Rosslyn – usłyszałem. – Znów to samo,
Alex.
Babcia przeszyła mnie morderczym spojrzeniem. Christine odwróciła wzrok. Czułem się
winny i było mi wstyd, a przecieŜ nie zrobiłem nic złego.
– Muszę wyskoczyć na godzinkę – odezwałem się w końcu. – Przepraszam.
Rozdział 23
Za szybko to szło – jeden napad po drugim, jak przewracają ce się domino. Kimkolwiek
był ten, kto stał za tym wszystkim, zaleŜało mu widocznie bardzo na tym, Ŝebyśmy nie
zdąŜyli pomyśleć, złapać oddechu, zorganizować się.
Ze szpitala do Rosslyn miałem tylko piętnaście minut jazdy. Nie wiedziałem, co tam
zastanę. Ślady brutalnej zbrodni, martwe ciała?
Filię First Virginia dzieliła jedna przecznica od centrali Bell Atlantic. Znów wolno
stoją cy budynek. Czy to miało jakieś znaczenie dla bandytów? MoŜliwe. Tylko jakie? Te
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 35/167
kilka tropów, na które dotychczas wpadliśmy, nigdzie nas nie doprowadziło. Przynajmniej nie
mnie.
Po drugiej stronie ulicy zauwaŜyłem Dunkin’ Donuts i Hity Wideo. Ludzie wchodzili i
wychodzili. Przedmieście Ŝyło normalnie, jakby nic się nie stało.
Ale stało się.
Na parkingu przed bankiem zobaczyłem cztery ciemne samochody. Domyśliłem się, Ŝe to
FBI, i zatrzymałem się obok. Radiowozów na razie nie było. Kyle zadzwonił do mnie, ale nie
ścią gną ł miejscowej policji. Zły znak.
Tylnego wejścia pilnował wysoki, chudy agent. Miał około trzydziestki, wyglą dał na
zdenerwowanego i przestraszonego. Pokazałem mu odznakę.
– Szef jest w środku, detektywie Cross – powiedział. – Czeka na pana.
Mówił z miękkim wirginijskim akcentem, jak Kyle.
– Są ofiary? – zapytałem.Pokręcił podłuŜną , krótko ostrzyŜoną głową . Starał się nie pokazać po sobie, Ŝe jest
zdenerwowany, moŜe przestraszony.
– Dopiero przyjechaliśmy. Jeszcze nie znam sytuacji. Starsza agentka Cavalierre kazała
mi tu zaczekać. To jej dochodzenie.
– Tak, wiem.
Otworzyłem szklane drzwi. Przystaną łem na chwilę obok bankomatów, Ŝeby się trochę
skupić i przygotować. W holu zobaczyłem Kyle’a i Betsey Cavalierre.
Rozmawiali z siwym męŜczyzną , który, są dzą c po wyglą dzie, mógł być dyrektorem filiilub jego zastępcą . Nie dostrzegłem Ŝadnych ciał. Jezu, czy to moŜliwe?
Kyle zauwaŜył mnie i natychmiast podszedł bliŜej. Cavalierre nie odstępowała go na
krok, jakby była do niego przyklejona.
– To cud, Alex – powiedział. – Nikt tu nie ucierpiał. Zabrali fors ę i ulotnili się. Jedziemy
do domu dyrektora. Jego Ŝona i córka były zakładniczkami. Telefon nie odpowiada.
– Zawiadom miejscową policję, Kyle. Wyślą tam radiowozy.
– To tylko trzy minuty drogi stą d. Idziemy! – warkną ł.
On i agentka Cavalierre ruszyli w stronę
wyjścia.
Rozdział 24
Kyle wyraził się jasno: śledztwo w sprawie ostatnich napadów na banki prowadzi FBI.
Mogłem się przyłą czyć albo odejść. Na razie pojechałem z nimi. To było śledztwo Kyle’a i
Cavalierre i ich problem. To na nich naciskali.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 36/167
W samochodzie nikt się nie odzywał. Jak dotą d, jeden schemat się powtarzał. Przy
kaŜdym napadzie ktoś giną ł. Jakby te skoki robił seryjny morderca.
Wreszcie zapytałem o to, co nie dawało mi spokoju, od chwili gdy odebrałem telefon
Kyle’a w szpitalu.
– Alarm z banku dotarł bezpośrednio do FBI?
Betsey Cavalierre odwróciła się do mnie z przedniego siedzenia.
– First Union, Chase, First Virginia i Citibank są chwilowo połą czone z nami. Sami tak
zdecydowali, nie namawialiśmy ich. Na wypadek następnego skoku ścią gnęliśmy do
Dystryktu Kolumbii kilkudziesięciu dodatkowych agentów. Przyjechaliśmy do Rosslyn po
niecałych dziesięciu minutach. Ale zdąŜyli uciec.
– Daliście w końcu znać miejscowej policji? – zapytałem.
Kyle przytakną ł.
– Dzwoniliśmy do nich. Nie chcemy nikomu deptać po odciskach, jeśli nie musimy. JuŜ jadą do banku.
Pokręciłem głową i przewróciłem oczami.
– Ale jednak nie do domu dyrektora, tak?
– Najpierw sami sprawdzimy, co tam się dzieje – odpowiedziała za Kyle’a agentka
Cavalierre. – Ci zabójcy nie popełniają błędów. My teŜ nie moŜemy.
Nie była wobec mnie zbyt uprzejma. Mówiła zniecierpliwionym tonem. Nie podobało mi
się to. Ale najwyraźniej nie obchodziło ją , co myślę.
– W Rosslyn jest bardzo dobra policja – upierałem się. – Współpracowałem juŜ kiedyś znimi. A wy?
Czułem się w obowią zku bronić kolegów, których dobrze znałem.
Kyle westchną ł.
– Wiesz, ile zaleŜy od pierwszej reakcji. W tym problem. Betsey ma rację. Nie moŜemy
popełniać błędów, bo oni ich nie popełniają .
Skręciliśmy w High Street. Dzielnica wyglą dała na spokojną i zamoŜną . Stare i nowe
rezydencje, podwójne garaŜe, przystrzyŜone trawniki.
Nie mogłem się
pozbyć
obaw,Ŝe znajdziemy zwłoki. Oni zawsze kogo
śzabijaj
ą ,mówiłem sobie. Jedna rodzina juŜ zginęła.
Zaparkowaliśmy przed duŜym domem w stylu kolonialnym, z wielkim, czerwonym
numerem 315 na Ŝółtej skrzynce pocztowej. Za nami zatrzymał się drugi samochód z
agentami. Im nas więcej, tym gorzej się zapowiada, pomyślałem.
Kyle uniósł swoje walkie-talkie.
– Bandyci pewnie juŜ się wynieśli. Ale pamiętajcie, Ŝe nigdy nic nie wiadomo. Ci faceci
to zabójcy i wyglą da na to, Ŝe lubią swój fach.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 37/167
Rozdział 25
Nigdy nic nie wiadomo. To fakt. JakŜe prawdziwe było to powiedzenie i w jak
przeraŜają cy sposób potwierdzało się czasami.Czy to, między innymi, trzymało mnie w tej pracy? Skoki adrenaliny? Niepewność przy
kaŜdym nowym śledztwie? Dreszcz emocji zwany myśliwym? Ciemna strona mojej natury?
Rzadkie zwycięstwa dobra nad złem? Częste zwycięstwa zła nad dobrem?
Wycią gną łem z kabury glocka i starałem się nie myśleć o niczym, co mogło mnie
rozproszyć. eby szybko reagować, trzeba mieć wolną głowę. Kyle, Betsey Cavalierre i ja
pobiegliśmy do drzwi frontowych. Trzymaliśmy broń gotową do strzału. Prawdziwi
zawodowcy – czujni i spięci.
Bo nigdy nic nie wiadomo.Z zewną trz w domu nie było słychać Ŝadnego dźwięku – martwa cisza. Gdzieś u są siadów
zaszczekał pies, rozpłakało się dziecko.
Przy dwóch pierwszych napadach były ofiary. Tylko ten schemat się powtarzał na razie.
Rytuał zabójców? OstrzeŜenie? Sposób na obrabianie banków? O co tu chodziło, na Boga?
– Wchodzę pierwszy – powiedziałem do Kyle’a. Nie zamierzałem pytać go o pozwolenie.
– Jesteśmy w Waszyngtonie. W kaŜdym razie blisko. To mój teren.
Nie spierał się ze mną . Agentka Cavalliere milczała. Przyjrzała mi się uwaŜnie. Była juŜ
kiedyś na linii ognia? – zastanawiałem się. Co teraz czuła? Czy kiedykolwiek strzelała do
kogoś?
Drzwi domu nie były zamknięte na klucz. Celowo je tak zostawili? Czy dlatego, Ŝe
wynieśli się w pośpiechu?
Szybko i cicho wsuną łem się do środka. Miałem nadzieję, Ŝe moŜe wszystko będzie
dobrze, a jednocześnie spodziewałem się najgorszego. W holu, salonie i kuchni było ciemno i
cicho, świecił się tylko czerwony zegar cyfrowy na kuchence i szumiała lodówka.
Agentka Cavalierre dała znak, Ŝebyśmy się rozdzielili. Z głębi domu nie docierał nawet
Ŝaden szept. To mi się nie podobało. Gdzie była rodzina?
Skulony, podkradłem się do kuchni. Zajrzałem do środka. Nikogo.
Wszedłem i otworzyłem drewniane drzwi w tylnej ścianie. SpiŜarnia. Ostry zapach
przypraw i korzeni.
Następne drzwi. Tylne schody wiodą ce na piętro.
Trzecie drzwi. Schody prowadzą ce do piwnicy.
NaleŜało sprawdzić piwnicę. Pstrykną łem włą cznikiem światła. Nie zapaliło się. Niech to
szlag!
– Policja! – zawołałem.
adnej odpowiedzi.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 38/167
Wzią łem głęboki oddech. Nie są dziłem, Ŝe grozi mi w tej chwili jakieś
niebezpieczeństwo, bałem się tego, co mogłem znaleźć na dole. Wahałem się sekundę lub
dwie, potem postawiłem nogę na skrzypią cym stopniu. Nie cierpię piwnic.
– Policja! – powtórzyłem.
Nadal cisza.
Sprawdzanie ciemnych zakamarków w budynku to nie Ŝadna zabawa. Nawet jeśli ma się
broń i umie z niej korzystać. Zapaliłem swoją latarkę. Dobra, idziemy.
Serce waliło mi mocno, gdy zbiegałem po schodach. Pistolet trzymałem przed sobą .
Schyliłem głowę i zajrzałem do piwnicy. Jezu!
Od razu je zobaczyłem. Poczułem przypływ adrenaliny.
– Detektyw Cross. Jestem z policji.
Matka i córeczka. Kobieta była zwią zana i zakneblowana kolorowymi szmatkami i czarną
taśmą . Szeroko rozwarte oczy błyszczały jak reflektory. Dziewczynka miała na ustach tylkotaśmę. Łkała spazmatycznie.
Ale Ŝyły. Ani tutaj, ani w banku nikt nie zginą ł.
Dlaczego?
Zmienili schemat!
– Co tam się dzieje na dole? – Jesteś cały, Alex?
To był głos Kyle’a. Poświeciłem w górę. Craig i Cavalierre stali na szczycie schodów.
– Są tutaj – odparłem. – yją . Wszystko w porzą dku.
O co tu chodziło, do diabła?
Rozdział 26
Supermózg... Co za dziwaczne, zupełnie absurdalne przezwisko. Prawie perwersyjne.
Dlatego tak je lubił.
Obserwował teraz scenę w domu dyrektora banku. Czuł się tak, jakby wyszedł z siebie i
stał obok. Pamiętał z młodości stary telewizyjny show. Jeste tam. Był tam.
Stwierdził, Ŝe to podniecają ce przyglą dać się, jak technicy FBI wchodzą do domu ze
swoimi czarnymi, magicznymi walizeczkami. Wiedział wszystko o ich wydziale przestępstw
z uŜyciem przemocy.
Patrzył uwaŜnie na skupione twarze kręcą cych się agentów.
Potem przyjechała masa policjantów z Rosslyn. Kilka radiowozów z migają cymi
światłami na dachach. Ładny widok.
W końcu zobaczył, jak z domu wychodzi detektyw Alex Cross. Był wysoki i dobrze
zbudowany. Trochę po czterdziestce. Przypominał Muhammada Ali z najlepszych czasów.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 39/167
Jego twarz nie była jednak przygaszona. Piwne oczy płonęły Ŝywym blaskiem. Ali nigdy tak
nie wyglą dał.
Cross to jeden z głównych przeciwników. W walce na śmierć i Ŝycie. W zaciekłej walce
umysłów, a właściwie przede wszystkim walce woli.
Supermózg był pewien, Ŝe pokona detektywa. Miał przewagę i zawsze wygrywał. A
jednak coś go niepokoiło i irytowało. Cross teŜ sprawiał wraŜenie pewnego siebie. Jak śmiał?
Za kogo on się uwaŜał?
Supermózg obserwował dom jeszcze przez chwilę, aŜ przekonał się, Ŝe jest tu absolutnie
bezpieczny.
W skali numerycznej na 9,9999 z 10.
Przyszła mu do głowy szalona myśl. Wiedział, ską d się wzięła.
W dzieciństwie uwielbiał filmy o Indianach i kowbojach. Zawsze był po stronie Indian.
Najbardziej lubił, kiedy zakradali się do obozu wroga i dotykali śpią cych nieprzyjaciół.Supermózg miał ochotę dotknąć Aleksa Crossa.
Rozdział 27
Gdy tylko upewniliśmy się, Ŝe w domu jest bezpiecznie, zadzwoniłem do szpitala, Ŝeby
zapytać o Jannie. Przygniatało mnie to wszystko: poczucie winy, paranoja i obowią zki.Rodzina dyrektora została uratowana. A co z moją ?
Połą czyli mnie z dyŜurką na piętrze Jannie. Telefon odebrała pielęgniarka dyplomowana
Julietta Newton, która czasami zaglą dała do sali Jannie, kiedy przychodziłem z wizytą .
Przypominała mi starą , zaprzyjaźnioną pielęgniarkę Ninę Childs, zmarłą w zeszłym roku.
– Tu Alex Cross. Przepraszam, Ŝe przeszkadzam, ale chciałbym rozmawiać z moją babcią
albo córką .
– Nie ma ich w tej chwili na piętrze – odrzekła Julietta. – Zjechały na dół. Doktor Petito
kazał zrobić Jannie rezonans magnetyczny. Akurat było wolne miejsce.
– Zaraz tam przyjadę. Jak ona się czuje?
Pielęgniarka zawahała się.
– Znów miała atak, ale teraz jej stan jest stabilny.
Wskoczyłem do samochodu i po piętnastu minutach wpadłem do szpitala. W
podziemiach odnalazłem diagnostykę. Było późno, prawie dziesią ta wieczorem. W rejestracji
nie było nikogo, więc poszedłem przed siebie jasnoniebieskim korytarzem. O tej porze
wyglą dał upiornie.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 40/167
Podszedłem do gabinetu tomografii komputerowej, byłem całkowicie pochłonięty
myślami o Jannie, martwiłem się o nią . Z drzwi po drugiej stronie korytarza wyszedł nagle
technik. Przestraszył mnie.
– Czego pan szuka? – zapytał. – MoŜe pomogę?
– Jestem ojcem Jannie Cross. Ma teraz rezonans magnetyczny.
Skiną ł głową .
– A, tak. Zaprowadzę pana. Chyba są w połowie badania. To nasza ostatnia pacjentka na
dziś.
Rozdział 28
W gabinecie czuwała babcia. Udawała spokojną , ale poznałem po oczach, Ŝe jest
wystraszona.
Popatrzyłem na aparaturę do uzyskiwania obrazów metodą rezonansu magnetycznego.
Wyglą dała bardzo nowocześnie, inaczej niŜ te, które dotą d widziałem. Przechodziłem takie
badania dwa razy, więc wiedziałem, jak się odbywają . Jannie leŜała płasko w środku tego
wspaniałego urzą dzenia z unieruchomioną głową i ten widok jakoś mnie niepokoił. Ale trzeci
atak w cią gu dwóch dni teŜ był niepokoją cy.
– Słyszy nas? – zapytałem.Babcia zakryła uszy palcami.
– Słucha muzyki. Ale moŜesz wziąć ją za rękę, Alex. Pozna, Ŝe to ty.
Ują łem jej dłoń i uścisną łem lekko. Oddała mi uścisk. Poznała.
– Co się działo po moim wyjściu? – spytałem.
– Mieliśmy wielkie szczęście – odrzekła babcia. – Doktor Petito robił obchód. Wszedł do
nas i rozmawiał z Jannie, i właśnie wtedy dostała ataku. Kazał ją tu przyjąć.
Musiałem usiąść. To był długi i cięŜki dzień i jeszcze się nie skończył. Serce i głowa
wciąŜ pracowały na przyspieszonych obrotach. Reszta ciała próbowała za nimi nadąŜyć.
– Tylko nie zacznij obwiniać siebie samego – ostrzegła babcia. – Jak powiedziałam,
mieliśmy szczęście. Na miejscu był najlepszy lekarz w szpitalu.
– Nikogo nie winie – mrukną łem. Oczywiście skłamałem.
Babcia zmarszczyła brwi.
– Nawet gdybyś tu był w czasie jej ataku, zabraliby ją na rezonans magnetyczny. I nie
wyrzucaj sobie, Ŝe to z powodu boksu. Doktor Petito powiedział, Ŝe to prawie niemoŜliwe.
Cios był za słaby. To coś innego, Alex.
Właśnie tego się obawiałem. Czekaliśmy na koniec badania, to były długie i cięŜkie
chwile. W końcu Jannie wysunęła się wolno z aparatu. Na mój widok rozpromieniła się.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 41/167
– Killing me softly with his song... – zanuciła i zdjęła słuchawki. – The Fugees. Cześć,
tato. Obiecałeś, Ŝe wrócisz, i dotrzymałeś słowa.
Przytakną łem, schyliłem się i pocałowałem ją .
– Jak się czujesz, skarbie?
– Jakoś się trzymam – odpowiedziała. – Puścili mi super muzykę. Nie mogę się doczekać,
kiedy zobaczę zdjęcia mojego mózgu.
Ja teŜ nie mogłem się doczekać. Doktor Petito równieŜ. Pomyślałem, Ŝe chyba nigdy nie
wychodzi ze szpitala. Spotkałem się z nim w jego gabinecie. Dochodziła północ. Obaj
byliśmy potwornie zmęczeni.
– Ma pan długi dzień – zauwaŜyłem.
Wyglą dało na to, Ŝe kaŜdy jego dzień jest taki. Neurolog zaczynał pracę o siódmej
trzydzieści rano, a widywałem go w szpitalu o dziewią tej i dziesią tej wieczorem, czasem
później. Zachęcał pacjentów, Ŝeby dzwonili do niego do domu nawet w środku nocy, jeśli coś im dolega lub po prostu coś ich zaniepokoi.
Wzruszył ramionami i ziewną ł.
– Takie Ŝycie. Kilka lat temu doprowadziło mnie to do rozwodu. Teraz jestem samotny.
Boję się wią zać. Ale lubię to.
Skiną łem głową i pomyślałem, Ŝe go rozumiem.
– Co z Jannie? – zapytałem. – Znalazł pan coś czy wszystko w porzą dku?
Pokręcił powoli głową , a potem usłyszałem słowa, których wolałbym nie usłyszeć.
– Niestety, ma nowotwór. Prawie na pewno gwiaździak w postaci torbieli, ale potwierdzito dopiero zabieg chirurgiczny. Taki guz pojawia się u pacjentów w bardzo młodym wieku.
Usadowił się w móŜdŜku. Jest duŜy i zagraŜa jej Ŝyciu. Przykro mi, Ŝe musiałem przekazać
panu złą wiadomość.
Spędziłem jeszcze jedną godzinę w szpitalu przy Jannie. I tym razem zasnęła, trzymają c
mnie za rękę.
Rozdział 29
Następnego ranka odezwał się mój pager. Oddzwoniłem do Francji, do Sandy’ego
Greenberga, przyjaciela z lyońskiej centrali Interpolu. I znów zła wiadomość.
W londyńskim supermarkecie brutalnie zamordowano pewną kobietę. Nazywała się Lucy
Rhys-Cousins. Zginęła na oczach własnych dzieci. Sandy powiedział, Ŝe brytyjska policja
podejrzewa jej męŜa, Geoffrey’a Shafera, znanego mi jako Łasica.
Nie mogłem w to uwierzyć. Nie teraz. Tylko nie on.
– Ale nie wiesz na pewno, czy to Shafer? – zapytałem.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 42/167
– To on, Alex, choć nie potwierdzimy tego prasie. Scotland Yard jest pewien. Dzieci
rozpoznały swojego stukniętego tatusia.
Wiele miesięcy temu Geoffrey Shafer porwał Christine. Popełnił równieŜ kilka
przeraŜają cych morderstw w południowo-wschodniej części Waszyngtonu. Napadał na
biednych i bezbronnych. Wiadomość, Ŝe Ŝyje i znów zabija, odczułem jak szybki, nagły cios
poniŜej pasa. Wolałem nie myśleć, jak zareaguje Christine.
Zadzwoniłem do niej ze szpitala, ale znów odezwała się automatyczna sekretarka.
– Christine, jeśli jesteś w domu, odbierz telefon – powiedziałem spokojnie do słuchawki.
– Tu Alex. Musimy porozmawiać o czymś waŜnym, proszę, odbierz telefon.
Nie odezwała się. Tłumaczyłem sobie, Ŝe Shafer nie moŜe być w Waszyngtonie, a jednak
bałem się, Ŝe jest. Lubił robić niespodzianki. Cholerna Łasica!
Zerkną łem na zegarek. Była dopiero siódma rano. Wydawało mi się, Ŝe jest za wcześnie,
Ŝebym mógł zastać Christine w szkole. Mimo to, postanowiłem tam pojechać. Miałemniedaleko.
Rozdział 30
Po drodze modliłem się: BoŜe, nie pozwól, Ŝeby znów coś jej się stało. Nie rób jej tego.
Nie moŜesz. Nie powinieneś.Zaparkowałem przy szkole i wyskoczyłem z samochodu. Dopiero po chwili zdałem sobie
sprawę, Ŝe biegnę korytarzem w stronę naroŜnego gabinetu Christine. Serce mi waliło.
Miałem miękkie nogi. Zanim dopadłem drzwi, usłyszałem stuk klawiatury komputera.
Zajrzałem do środka i odetchną łem z ulgą .
Siedziała w swoim przytulnym, zagraconym pokoju. Podczas pracy była zawsze bardzo
skupiona. Nie chciałem jej przestraszyć, więc tylko się przyglą dałem. Po chwili zapukałem
delikatnie.
– To ja – powiedziałem cicho.
Przestała pisać i odwróciła się. Przez moment patrzyła ma mnie jak dawniej. Rozbroiła
mnie. Miała na sobie granatowe spodnie i Ŝółtą jedwabną bluzkę szytą na zamówienie. Nie
widać było po niej, Ŝe przeŜywa trudny okres, ale wiedziałem, Ŝe tak jest.
– Co tu robisz? – zapytała w końcu. – JuŜ wiem, co się stało w Londynie. Oglą dałam rano
CNN. Widziałam te wspaniałe sceny z supermarketu.
Pokręciła głową i przymknęła oczy.
– Wszystko w porzą dku? – spytałem.
– Nie! – prawie warknęła. – Wręcz odwrotnie! I jeszcze ta wiadomość. Nie śpię po
nocach. Mam cią gle koszmary. W dzień nie mogę się skoncentrować. WyobraŜam sobie, Ŝe z
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 43/167
małym Aleksem dzieją się okropne rzeczy. Z Jannie, Damonem, babcią i z tobą teŜ. Nie mogę
przestać o tym myśleć!
Jej słowa rozdzierały mi serce. Nie potrafiłem jej pomóc i to było straszne uczucie.
– Wą tpię, Ŝeby tu wrócił – powiedziałem.
Jej oczy rozbłysły gniewem.
– Ale pewien nie jesteś.
– Shafer nie interesuje się nami. Nie liczymy się w jego świecie fantazji. WaŜna była
Ŝona. Jestem zaskoczony, Ŝe nie zamordował równieŜ dzieci.
– A widzisz, jesteś zaskoczony! Nikt nie wie, co strzeli do głowy takiemu szaleńcowi.
Teraz zajmujesz się następnymi. Zdeprawowanymi ludźmi, którzy mordują bez powodu
niewinnych zakładników. Bo nikt im w tym nie przeszkadza.
Chciałem wejść do gabinetu, ale Christine podniosła rękę.
– Nie podchodź. Trzymaj się ode mnie z daleka.Wstała, minęła mnie i ruszyła w stronę łazienki dla nauczycieli. Zniknęła za drzwiami,
nie obejrzawszy się nawet ani razu.
Wiedziałem, Ŝe nie wyjdzie, dopóki nie nabierze pewności, Ŝe sobie poszedłem.
Idą c do samochodu, pomyślałem, Ŝe nie zapytała o Jannie.
Rozdział 31
Zanim pojechałem do pracy, znów wpadłem do szpitala. Jannie juŜ nie spała i zjedliśmy
razem śniadanie. Oświadczyła, Ŝe jestem najlepszym tatą na świecie, a ja odrzekłem, Ŝe ona
jest najlepszą córką . Potem powiedziałem jej o nowotworze i czekają cej ją operacji. Płakała w
moich ramionach.
Przyszła babcia. Jannie zabrali na dalsze badania. Nie miałem co robić w szpitalu przez
kilka następnych godzin. Pojechałem na kolejne spotkanie z FBI. Zawsze ta praca. Christine
mówiła, Ŝe wiecznie ścigam szaleńców. I nie było widać końca.
Odprawa odbywała się w terenowym biurze FBI na Czwartej ulicy w Northwest. Agentka
specjalna kierują ca dochodzeniem, Betsey Cavalierre, zjawiła się punkt jedenasta. Wyglą dało
na to, Ŝe wezwała połowę Biura i był to imponują cy, w jakiś sposób uspokajają cy widok.
Pamiętałem, Ŝe podczas napadów bandyci Ŝą dali precyzji. MoŜe dlatego Kyle Craig
powierzył śledztwo agentce Cavalierre. Mówił mi, Ŝe jest dokładna i wymagają ca, naleŜy do
grona najlepszych zawodowców, jakich widział przez lata pracy w Biurze. Wróciłem myślą
do skoków na banki i zabójstw. Dlaczego bandytom zaleŜy na rozgłosie, nawet na złej
sławie? MoŜe zamierzali w ten sposób ostrzec personel innych banków, Ŝeby w przyszłości
nikt nie stawiał oporu? A moŜe chodziło o morderstwa z zemsty? To miało sens, któryś z
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 44/167
zabójców – kto wie, czy nie paru – mógł kiedyś pracować w banku. Warto było pójść tym
tropem.
Rozejrzałem się po zatłoczonej sali sztabu kryzysowego. Na ściankach działowych
wisiały biuletyny i zdjęcia podejrzanych i świadków. Niestety, Ŝaden podejrzany nie pasował
do tej sprawy. Przeczytałem pseudonimy: Grubas, Kochanka, Wą sik.
Dlaczego nie mamy ani jednego dobrego podejrzanego? Jaki stą d wniosek? Czego nie
dostrzegamy?
– Witam wszystkich. Chcę z góry podziękować za to, Ŝe poświęcicie weekend na pracę –
oznajmiła agentka Cavalierre z właściwą dozą ironii i humoru. Miała na sobie spodnie khaki i
jasnoczerwony T-shirt. We włosy wpięła maleńką , purpurową spinkę. Wydawała się pewna
siebie i zadziwiają co odpręŜona.
– A kto nie przyjdzie w sobotę... – dodał z końca sali wą saty agent – moŜe sobie darować
przychodzenie w niedzielę.– Ciekawe, Ŝe cwaniaczki zawsze siadają z tyłu – skomentowała z uśmiechem Cavalliere.
Uniosła grubą , niebieską teczkę.
– Wszyscy macie te akta. To stare sprawy, które mogą w jakiś sposób wią zać się z
obecną . Napady Josepha Dougherty’ego na Środkowym Zachodzie w latach osiemdziesią tych
przypominają ją pod pewnymi względami. Jest teŜ kartoteka Davida Grandstaffa, który
opracował i wykonał największy, pojedynczy skok na bank w dziejach Ameryki.
Przypominam, Ŝe został schwytany przez Biuro. JednakŜe, starają c się bardzo gorliwie dostać
go w swoje ręce, uŜyliśmy wtedy dość dyskusyjnych metod. Po sześciotygodniowym procesieława przysięgłych obradowała tylko dziesięć minut i Grandstaffa uniewinniono. Do dziś nie
odzyskano trzech milionów dolarów zrabowanych z Tucson First National Bank.
Ktoś z przodu sali podniósł rękę.
– Gdzie jest teraz Grandstaff?
– Och, zszedł do podziemia – odrzekła Cavalierre. – Na głębokość około dwóch metrów.
Dlatego ostatnie napady to nie jego robota, agencie Doud. Ale moŜe posłuŜył komuś za wzór.
Tak samo Joseph Dougherty. Ktoś mógł ich naśladować.
Minęło mniej wi
ęcej pół godziny zanim mnie przedstawiła.– Niektórzy z was znają juŜ Aleksa Crossa z policji waszyngtońskiej. Pracuje w wydziale
zabójstw. Ma tytuł doktora psychologii i jest psychologiem są dowym. Dodam, Ŝe równieŜ
bliskim przyjacielem Kyle’a Craiga. Więc cokolwiek myślicie o stołecznej policji i naszym
szefie, lepiej zachowajcie to dla siebie.
Spojrzała na mnie przez salę.
– To doktor Cross znalazł ciała Errola i Brianne Parker. I to był dotą d jedyny przełom w
śledztwie. ZauwaŜcie, jak mu się podlizuję.
Wstałem i rozejrzałem się wokoło.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 45/167
– Niestety Parkerowie teŜ zeszli do podziemia – powiedziałem. Rozległy się śmiechy. –
Brianne i Errol byli drobnymi przestępcami, ale siedzieli za napady na banki. Sprawdzamy
wszystkich, których poznali w więzieniu Lorton. Na razie bez skutku. Podobnie jak inne
nasze działania.
– Parkerowie umieli kraść, ale nie byli tak zorganizowani, jak ten, kto ich zatrudnił, a
potem zabił. Nawiasem mówią c, otruto ich. Podejrzewam, Ŝe zabójca przyglą dał się, jak
umierają , a ich śmierć musiała być makabryczna. MoŜliwe, Ŝe odbył stosunek seksualny z
martwą Brianne. To tylko domysły, ale są dzę, Ŝe w tym wszystkim chodzi nie tylko o
rabowanie banków.
Rozdział 32
Supermózg nie mógł spać. Zbyt wiele nieprzyjemnych myśli kłębiło się w jego
zmęczonej głowie. Dręczono go okrutnie, doprowadzono do tego nieznośnego stanu! Musiał
się zemścić. Podporzą dkował temu celowi swoje Ŝycie, poświęcał mu kaŜdą niemal chwilę od
czterech lat.
Wreszcie wstał z łóŜka i usiadł cięŜko za biurkiem. Czekał, aŜ przejdą mu fale nudności,
aŜ te cholerne ręce przestaną drŜeć! Oto moje nędzne Ŝycie, pomyślał. Nie cierpię go. Nie
cierpię kaŜdego swojego oddechu.Zaczą ł pisać list, który ułoŜył w czasie bezsennych godzin.
DO PREZESA CITIBANKU
Czas się ocknąć , ja nie Ŝ artuję. Bank poniesie straszliwe konsekwencje.
My licie, Ŝ e nic wam nie grozi ze strony szarych ludzi. Mylicie się. Cały się
trzęsę z oburzenia, kiedy to piszę.
Mój „osobisty bankier” pi w pracy. Ta kobieta jest tak bezosobowa jak
cianki działowe w klitce, któr ą nazywa biurem. Zawsze my lałem, Ŝ e
bankowcy są inteligentni i mają wszystko zapięte na ostatni guzik. Więc jak
to mo Ŝ liwe, Ŝ e kilka razy znalazłem w moim rachunku irytują ce,
skandaliczne pomyłki?
Zleciłem dokonanie prostego przelewu pieniędzy z konta na konto. Nie
zrobiono tego w ustalonym terminie.
Niedawno się przeprowadziłem. Zawiadomiłem o tym wasz bank. Przez
trzy miesią ce nie dostawałem wycią gów z rachunku. Okazało się , Ŝ e nie
zmieniono mojego adresu i trafiały do kogo innego!
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 46/167
Po tych wszystkich zniewagach, po tych wszystkich pomyłkach mieli cie
jeszcze czelno ć odmówić mi po Ŝ yczki. Panna Princeton Priss rozmawiała
ze mną w sposób nieszczery, wyra ź nie protekcjonalnym tonem. To
absolutnie niedopuszczalne.
Oceniam jako ć usług w dziesięciostopniowej skali. Oczekuję poziomu
9,9999 z 10. Bardzo daleko wam do tego.
Szarzy ludzie jeszcze będ ą mieli swój dzień.
Przeczytał list. Całkiem nieźle, jak na drugą w nocy. Nawet zupełnie dobrze.
Wydrukuje go, podpisze i schowa do swoich akt. Jak wszystkie. Byłoby zbyt
niebezpiecznie wysyłać takie rzeczy pocztą .
Chryste, jak on nienawidzi banków! Towarzystw ubezpieczeniowych i funduszówinwestycyjnych! Tych cholernych firm internetowych i pieprzonego rzą du! Muszą pójść na
dno! I tak będzie. W końcu nadejdzie dzień szarych ludzi.
Rozdział 33
Kiedy rano wychodziłem od Jannie, coś jej obiecałem. Przyrzekłem uroczyście, Ŝewstą pię do Big Mike Giordano’s i kupię pizzę na wynos.
Wszedłem do sali szpitalnej, Ŝonglują c gorą cym pudełkiem. Doktor Petito nie pozwolił
Jannie duŜo jeść, ale powiedział, Ŝe kawałek nie zaszkodzi.
– Dostawa! – zawołałem.
– Hurra! Hurra! – krzyknęła z łóŜka. – Uratowałeś mnie przed tym okropnym, wstrętnym
jedzeniem szpitalnym. Dzięki, tato. Jesteś super.
Wyglą dała na zdrową dziewczynkę, która nie musi tu leŜeć. ałowałem, Ŝe tak nie jest.
Miałem juŜ trochę informacji o jej zabiegu. Przygotowania i sama operacja zajmą od ośmiu
do dziesięciu godzin. Chirurg rozetnie guz i weźmie wycinek do biopsji. Przez ten czas
stabilny stan Jannie zapewni dilantin. Zaczną jutro rano.
– Chciałaś z oliwkami i anchois, zgadza się? – zapytałem, po czym otworzyłem pudełko z
pizzą .
Spojrzała na mnie złym wzrokiem. Z pewnością nauczyła się tego od swojej prababci.
– Błą d, panie dostawco. Jeśli na tej pizzy są jakieś paskudne anchois, niech pan ją lepiej
zabiera z powrotem.
– Tylko się z tobą draŜni – uspokoiła babcia i teŜ posłała mi niedobre spojrzenie, trochę
jednak łagodniejsze.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 47/167
Jannie wzruszyła ramionami.
– Wiem. Ja teŜ się z nim draŜnię. It’s our thing, doo, doo. Do what you wanna do –
zanuciła stary kawałek pop i uśmiechnęła się.
– Ja tam lubię anchois – wtrą cił się z przekory Damon. – Są prawdziwie słone.
Jannie zmarszczyła brwi i spojrzała na brata.
– Sam będziesz anchois w następnym Ŝyciu.
Śmialiśmy się jak zawsze i wcinaliśmy pizzę z podwójnym serem, popijają c mlekiem.
Opowiadaliśmy sobie, jak nam miną ł dzień. W centrum uwagi była oczywiście Jannie.
Opisywała szczegółowo swoją drugą tomografię komputerową , która trwała pół godziny.
– Będę lekarką – ogłosiła. – To juŜ postanowione. Pewnie pójdę na uniwerek Johnsa
Hopkinsa, jak tata.
Około ósmej babcia i Damon zaczęli się zbierać. Siedzieli w szpitalu od trzeciej; przyszli,
jak tylko Damon wrócił ze szkoły.– Tata jeszcze zostaje – obwieściła Jannie. – Był w pracy i za krótko go dziś widziałam.
Wycią gnęła ręce do babci, Ŝeby ją uściskać. Obejmowały się dłuŜszą chwilę. Babcia
szepnęła jej coś do ucha, a Jannie kiwnęła głową na znak, Ŝe rozumie.
Potem przywołała do łóŜka Damona.
– Przytul mnie mocno i pocałuj – rozkazała.
Babcia i Damon machali jej na poŜegnanie, uśmiechali się i powtarzali „cześć, trzymaj
się, do jutra”. Na policzkach Jannie lśniły łzy, ale teŜ się uśmiechała.
– To mi się naprawdę podoba – oznajmiła. – Wiecie, to, Ŝe jestem w centrum uwagi. I niemartwcie się, zostanę lekarką . Właściwie od dziś moŜecie do mnie mówić „doktor Jannie”.
– Dobranoc, doktor Jannie – powiedziała od drzwi babcia. – Słodkich snów. Do
zobaczenia jutro, kochanie.
– Cześć – rzucił Damon, ruszył do wyjścia, po czym nagle odwrócił się. – Aha, „doktor
Jannie”.
Zostaliśmy sami. Milczeliśmy przez chwilę. Podszedłem i obją łem Jannie. Scena
poŜegnania źle na nas podziałała. Siedziałem na brzegu łóŜka i trzymałem ją , jakby miała się
załamać. Długo trwali
śmy w tej pozie, rozmawiali
śmy niewiele, tylko tulili
śmy si
ęmocno dosiebie.
Ze zdziwieniem spostrzegłem w pewnej chwili, Ŝe znów zasnęła w moich ramionach.
Właśnie wtedy po policzkach zaczęły mi spływać łzy.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 48/167
Rozdział 34
Pozostałem w szpitalu całą noc. Byłem przygnębiony i pełen obaw. Niewiele spałem.
Trochę myślałem o napadach na banki, po prostu Ŝeby zająć umysł czymś innym. Brutalniezamordowano niewinnych ludzi i bolało mnie to jak kaŜdego.
Rozmyślałem teŜ o Christine. Kochałem ją i nic nie mogłem na to poradzić. Ale
najwyraźniej podjęła juŜ decyzję, co z nami będzie. Nie miałem na to wpływu. Nie chciała
Ŝyć z detektywem z wydziału zabójstw, a ja zapewne nie potrafiłbym być nikim innym.
Obudziliśmy się z Jannie około pią tej rano. Okno jej sali wychodziło na płaski dach i
mały ogród. Siedzieliśmy w milczeniu i patrzyliśmy na wschód słońca. Wyglą dał tak pięknie,
Ŝe zrobiło mi się jeszcze smutniej. A jeśli to nasze ostatnie wspólne chwile? Nie chciałem o
tym myśleć, ale nie mogłem przestać.Jannie umie czasem czytać z mojej twarzy.
– Nie martw się, tato – powiedziała. – Zobaczę jeszcze wiele pięknych poranków. Choć,
prawdę mówią c, trochę się boję.
– To dobrze, Ŝe zawsze mówimy sobie prawdę – odrzekłem. – Tak powinno być.
– Okay, więc bardzo się boję – przyznała cicho.
– Ja teŜ, malutka.
Trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy na wspaniałe, pomarańczowo-czerwone słońce.
Całą siłą woli starałem się nie załamać. Zaczęło mnie ściskać w gardle, więc udałem, Ŝe
ziewam, choć wiedziałem, Ŝe nie oszukam Jannie.
– Co będzie dziś rano? – zapytała w końcu szeptem.
– Reszta badań przedoperacyjnych. MoŜe znów pobiorą ci krew?
– Wiesz, Ŝe ci ludzie tutaj to wampiry? Dlatego chciałam, Ŝebyś został na noc.
– I słusznie – pochwaliłem ją . – Odparłem kilka ataków, ale wolałem cię nie budzić.
Pewnie ogolą ci łepek.
– O, nie! – krzyknęła i złapała się za głowę.
– Tylko troszkę. Z tyłu. Będziesz wyglą dała odjazdowo.
Była przeraŜona.
– Tak?! To moŜe ty teŜ wygolisz sobie tył głowy? Oboje będziemy wyglą dali odjazdowo.
Wyszczerzyłem zęby.
– Jeśli chcesz, proszę bardzo.
Wszedł doktor Petito i usłyszał, jak się rozweselamy wzajemnie.
– Jesteś pierwsza na liście – powiedział z uśmiechem do Jannie.
Wypięła dumnie pierś.
– Widzisz, tato? Jestem numer jeden.
Zabrali mi Jannie pięć po siódmej.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 49/167
Rozdział 35
Miałem w pamięci scenę, jak Jannie tańczy z kotką Rosie i śpiewa Ró Ŝ e są czerwone.
Cią gle ją odtwarzałem w wyobraźni w tamten długi, straszny poranek u Świętego Antoniego.Czekanie w szpitalu to jak przedwczesne pójście do piekła albo przynajmniej do czyśćca.
Babcia, Damon i ja prawie nie rozmawialiśmy przez cały czas. Na krótko wpadł Sampson,
przyszły teŜ ciotki Jannie. Oni równieŜ byli przybici. To wszystko było straszne. Najgorsze
godziny w moim Ŝyciu.
Sampson zabrał babcię i Damona do stołówki na śniadanie. Ja nie ruszałem się z miejsca.
Nie miałem Ŝadnych wiadomości o Jannie. Wszystko wokół wydawało mi się nierzeczywiste.
Przed oczami stanęły mi znowu obrazy zwią zane ze śmiercią Marii. Kiedy moja Ŝona została
ranna w bezsensownej strzelaninie ulicznej, przywieźli ją właśnie do tego szpitala.Kilka minut po pią tej do poczekalni wszedł doktor Petito. Zobaczyłem go, zanim nas
zauwaŜył. Zrobiło mi się słabo. Poczułem, jak wali mi serce. Nie mogłem z jego twarzy
wyczytać niczego poza tym, Ŝe jest zmęczony. W końcu nas dostrzegł, skiną ł ręką i podszedł.
Uśmiechną ł się. Odetchną łem z ulgą .
– W porzą dku. Udało się – powiedział. Uścisną ł ręce kolejno: mnie, potem babci, potem
Damonowi. – MoŜemy sobie pogratulować.
– Dziękuję – szepną łem. – Za wszystko, co pan zrobił.
Piętnaście minut później pozwolono nam wejść do sali pooperacyjnej. Poczułem się nagle
swobodnie i wspaniale.
Jannie leŜała sama. Podeszliśmy cicho, niemal na plecach do łóŜka. Na głowie miała
turban z gazy. Była podłą czona do monitorów i kroplówki.
Wzią łem ją za rękę. Babcia za drugą . Nasza mała dziewczynka uratowana. Udało się.
– Czuję się, jakbym za Ŝycia poszła do nieba – powiedziała do mnie babcia i uśmiechnęła
się. – A ty?
Po około dwudziestu pięciu minutach Jannie zaczęła się budzić. Wezwano doktora Petito.
Kazał jej wziąć kilka głębokich oddechów i zakaszleć.
– Boli cię głowa? – zapytał.
– Chyba tak – odrzekła Jannie.
Nagle spojrzała na mnie i babcię. Najpierw zmruŜyła, potem wytrzeszczyła oczy.
Najwyraźniej jeszcze całkiem nie oprzytomniała.
– Cześć tato, cześć babciu – powiedziała w końcu. – Wiedziałam, Ŝe teŜ będziecie w
niebie.
Odwróciłem się, Ŝeby zobaczyła, co zrobiłem. Wygoliłem sobie kawałek z tyłu głowy.
Wyglą dałem jak ona.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 50/167
Rozdział 36
Dwa dni później wróciłem do sprawy napadów na banki i zabójstw. Odpychała mnie, a
jednocześnie przycią gała. Śledztwo prowadzono beze mnie. Ale nikogo nie złapano.Przypomniało mi się jedno z powiedzeń babci: „Jeśli zataczasz kręgi, być moŜe ścinasz rogi”.
MoŜe tu krył się dotychczas nasz problem w tym dochodzeniu.
Spotkałem się z Betsey Cavalierre w biurze FBI na Czwartej ulicy. Pogroziła mi palcem,
ale uśmiechnęła się przyjaźnie. Dobrze wyglą dała w brą zowej kurtce sportowej, niebieskim
T-shircie i dŜinsach.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś, Ŝe twoja córeczka ma operację? Wszystko w porzą dku,
Alex? Chyba niewiele spałeś?
– Lekarz twierdzi, Ŝe w porzą dku. To twarda dziewczyna. Dziś rano zapytała mnie, kiedyznów zaczynamy lekcje boksu. Przepraszam, Ŝe nic ci nie powiedziałem. Nie byłem sobą .
Machnęła ręką .
– NajwaŜniejsze, Ŝe wszystko dobrze się skończyło. Widać po twojej twarzy, Ŝe jesteś
odpręŜony.
Uśmiechną łem się.
– Jestem. Przemyślałem wiele rzeczy. Bierzmy się do roboty.
Mrugnęła do mnie.
– Siedzę tu od szóstej rano.
– Chyba na pokaz – odparłem.
Usiadłem za moim tutejszym biurkiem i zaczą łem przeglą dać stertę papierów, która się
tam juŜ uzbierała. Agentka Cavalierre siedziała naprzeciwko. Cieszyłem się z powrotu do
pracy. Ktoś mordował kasjerki bankowe, dyrektorów, ich rodziny. Chciałem pomóc w
schwytaniu bandytów, na ile mogłem.
Po godzinie podniosłem wzrok znad dokumentów. Cavalierre patrzyła niewidzą cymi
oczyma w moją stronę, pogrąŜona w głębokiej zadumie.
– Muszę się z kimś zobaczyć – powiedziałem. – Powinienem wcześniej o tym pomyśleć.
Facet wyjechał na jakiś czas z Waszyngtonu. Był w Filadelfii, Nowym Jorku i Los Angeles.
Ale juŜ wrócił. Obrobił sporo banków i uŜywał przemocy.
Betsey skinęła głową .
– Brzmi zachęcają co. Chętnie się z nim spotkam.
Być moŜe ją teŜ gnębił brak solidnego tropu. Pojechaliśmy jej samochodem do brudnego,
odrapanego hoteliku Doral na New York Avenue. Właśnie wychodziły stamtą d trzy chude,
zmęczone Ŝyciem prostytutki w spódniczkach mini. Przed wejściem czekał alfons w stylu
retro w złocistym garniturze. Opierał się o Ŝółtego, odkrytego cadillaka i dłubał w zębach.
– Zabierasz mnie zawsze w niezwykle miłe miejsca – powiedziała Cayalierre, wysiadają cz samochodu.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 51/167
ZauwaŜyłem, Ŝe ma na kostce kaburę. Dobrze przygotowana do działania – pomyślałem.
Rozdział 37
Tony Brophy mieszkał na czwartym piętrze.
Recepcjonista powiedział, Ŝe przebywa tu od tygodnia, są z nim cią gle kłopoty i straszny
z niego palant.
– Ta nora nie ma chyba nic wspólnego z Doralem w Miami – oznajmiła Cavalierre, kiedy
wspinaliśmy się tylnymi schodami. – Co za syf!
– Zaczekaj, aŜ zobaczysz Brophy’ego. Pasuje tutaj.
Podeszliśmy do jego pokoju i wycią gnęliśmy broń. Brophy był powaŜnym podejrzanymw naszej sprawie. Zgadzał się jego profil przestępcy. Zastukałem głośno w zniszczone drzwi.
– Czego? – dobiegł spoza nich gburowaty głos.
– Policja, otwierać! – zawołałem.
Usłyszałem jakiś ruch, potem ktoś odryglował kilka zamków. Drzwi uchyliły się wolno i
w szparze zobaczyłem Brophy’ego. Miał około dwóch metrów wzrostu i waŜył prawie sto
dwadzieścia kilo, był dobrze umięśniony i ostrzyŜony brzytwą na zero.
– Pieprzony, waszyngtoński gliniarz! – przywitał nas. Trzymał w zębach papierosa bez
filtra. – A ta cipka z tobą , to kto? Niezła.– Potrafię mówić za siebie – ubiegła mnie Betsey.
Tony Brophy uśmiechną ł się szeroko. Najwyraźniej czekał na odpowiedź w swoim stylu.
– To mów.
– Starsza agentka Cavalierre z FBI – przedstawiła się Betsey.
– Starsza agentka! Coś jak w telewizji? Przekonajmy się. Na spokojnie czy na ostro?
Wyszczerzył zadziwiają co równe, białe zęby. Był bez koszuli, tylko w czarnych,
wojskowych spodniach i białych klapkach. Na owłosionych ramionach i torsie miał więzienne
tatuaŜe.
– Głosuję na ostro – odrzekła Betsey. – Ale to tylko moje zdanie.
Brophy odwrócił się do chudej blondynki, która siedziała na zielonej sofie i oglą dała
telewizję. Miała na sobie tylko bieliznę i luźną koszulę.
– Hej, Nora. Podoba ci się ta laska? Bo mnie tak.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Nie interesowało ją nic poza Rosie O’Donnell na
ekranie. Wyglą dała na naćpaną . Miała włosy na Ŝel, a na szyi, nadgarstkach i kostkach
wytatuowany drut kolczasty.
Brophy przeniósł wzrok na nas.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 52/167
– Domyślam się, Ŝe jest do obgadania interes. A więc ta tajemnicza kobitka jest z FBI. To
mi pasuje. Znaczy się, Ŝe ma kasę na to, co mogę wiedzieć.
Betsey pokręciła głową .
– Raczej to z ciebie wycisnę.
Ciemne oczy Brophy’ego znowu rozbłysły.
– Ona mi się naprawdę podoba!
Weszliśmy za nim do malutkiej kuchni z koślawym, drewnianym stołem. Brophy
odwrócił krzesło oparciem do przodu i usiadł.
Musieliśmy się dogadać w sprawach finansowych, zanim zacznie mówić. W jednym na
pewno się nie mylił – Betsey miała o wiele większy budŜet niŜ ja.
– Ale to muszą być naprawdę dobre informacje – uprzedziła.
Skiną ł głową z pewną siebie miną .
– Najlepsze, jakie moŜesz kupić, kochanie. Pierwszy gatunek. Bo widzisz, spotkałem się osobiście z facetem, który stoi za ostatnimi skokami w Marylandzie i Wirginii. Chcesz
wiedzieć, jaki on jest? To zimny skurwysyn. I pamiętaj, kto ci to powiedział.
Brophy popatrzył twardo na Betsey i na mnie. Zaciekawił nas.
– Kazał się nazywać Supermózgiem – przecią gał słowa w sposób charakterystyczny dla
Florydy. – Mówił powaŜnie. Supermózg. WyobraŜacie sobie? Spotkaliśmy się w Sheratonie
przy lotnisku. Skontaktował się ze mną przez mojego znajomego z Nowego Jorku. Ten cały
Supermózg wiedział o mnie róŜne rzeczy. Wyliczył mi moje mocne i słabe strony. Rozebrał
mnie na czynniki pierwsze. Wiedział nawet o uroczej Norze i jej brzydkim nałogu.– Myślisz, Ŝe to glina? Stą d miał tyle informacji o tobie? – zapytała Betsey.
Brophy wyszczerzył zęby.
– Nie. Za sprytny. Ale moŜe znać jakichś gliniarzy, skoro wszystko wie. Dlatego
zostałem i wysłuchałem gościa do końca. Poza tym wspomniał o sześciocyfrowej sumie dla
mnie. To mnie najbardziej zainteresowało!
Teraz nie mieliśmy juŜ innego wyjścia, mogliśmy go tylko słuchać. Jeśli Brophy się
rozgadał, nic nie było w stanie przerwać jego monologu.
– Jak wyglą dał ten facet? – spytałem.– Dobre pytanie. Za milion dolców. Opiszę wam tę scenkę. Kiedy wszedłem do jego
pokoju w hotelu, oślepiły mnie jasne światła. Jak na premierze filmu z Hollywood. Gówno
widziałem.
– Coś musiałeś zobaczyć – naciskałem. – Przynajmniej zarys sylwetki.
– Zarys widziałem. Miał długie włosy. Albo nosił perukę. Wielki nos i wielkie uszy. Jak
otwarte drzwi samochodu. Pogadaliśmy i powiedział, Ŝe będziemy w kontakcie. Ale nie
odezwał się więcej. Myślę, Ŝe pewnie mu nie pasowałem.
– Dlaczego? – spytałem. To było pytanie całkiem serio. – Dlaczego mu nie pasował ktoś
taki jak ty?
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 53/167
Brophy zrobił z dłoni pistolet i strzelił do mnie.
– Bo szukał zabójców, kolego. A ja nie zabijam. Jestem typem kochanka. Zgadza się,
agentko Cavalierre?
Rozdział 38
To, co Brophy nam opowiedział, było niepokoją ce i nie mogło się dostać do prasy. Ktoś,
kto nazywał siebie Supermózgiem, przesłuchiwał i angaŜował zawodowych zabójców. Tylko
zabójców. Co planował? Następne napady na banki z braniem zakładników? Co mu chodziło
po głowie, do cholery?
Po pracy pojechałem do szpitala. Jannie czuła się dobrze, ale mimo to zostałem z nią nanoc. Mój drugi dom. Zaczęła mnie nazywać „współlokatorem”.
Następnego dnia zabrałem się do studiowania akt byłych, niezadowolonych pracowników
Citibanku, First Virginia i First Union oraz ludzi, którzy grozili bankom. Nastroje w sztabie
kryzysowym FBI były kiepskie. Staliśmy w miejscu. WciąŜ nie mieliśmy Ŝadnego dobrego
podejrzanego.
Groźbami i głupimi dowcipami pod adresem banków zajmują się zwykle wydziały
dochodzeniowe w ich centralach. Listy z pogróŜkami piszą najczęściej ci, którym odmówiono
poŜyczki lub zabrano niespłacony dom. Zarówno kobiety, jak i męŜczyźni. Z portretówpsychologicznych interesują cych mnie osób wynikało, Ŝe większość miała problemy
zawodowe, finansowe albo rodzinne. Czasami groŜono bankom z powodu ich polityki
personalnej lub powią zań z takimi krajami jak Afryka Południowa, Irak czy Irlandia
Północna. W duŜych bankach prześwietlano listy rentgenem w pokoju pocztowym i zdarzały
się często fałszywe alarmy. Włą czały je niekiedy gwiazdkowe pocztówki dźwiękowe.
Było to zajęcie wyczerpują ce, ale konieczne. Wchodziło w zakres naszej pracy. Około
pierwszej zerkną łem na Betsey Cavalierre. Siedziała jak wszyscy przy prostym, metalowym
biurku. Sterty papierów prawie ją zasłaniały.
– Muszę wyskoczyć na trochę – powiedziałem. – Chcę sprawdzić jednego faceta. Groził
Citibankowi. Mieszka niedaleko stą d.
OdłoŜyła długopis.
– Idę z tobą . O ile nie masz nic przeciwko temu. Kyle mówił mi, Ŝe ufa twojej intuicji.
– I zobacz, doką d zaszedł – odrzekłem z uśmiechem.
– Właśnie – powiedziała i mrugnęła do mnie. – Chodźmy.
Akta Josepha Petrillo przeczytałem dwa razy. WyróŜniał się w tym gronie. Od dwóch lat,
co tydzień wysyłał prezesowi nowojorskiego Citibanku wściekły, zieją cy wręcz nienawiścią
list z pogróŜkami. Od stycznia 1990 roku pracował w ochronie banku. Zwolnili go dwa lata
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 54/167
temu z powodu cięć budŜetowych. Redukcja dotknęła wszystkie działy, nie tylko ochronę.
Petrillo nie przyją ł jednak do wiadomości Ŝadnych wyjaśnień.
W tonie jego listów było coś, co mnie mocno zaniepokoiło. Choć pisane poprawnie i w
sposób inteligentny, wskazywały na paranoję, moŜe nawet schizofrenię. Petrillo, zanim podją ł
pracę w banku, słuŜył w Wietnamie w stopniu kapitana. Wiedział, co to walka. Policja
przesłuchiwała go w sprawie pogróŜek, ale nie przedstawiono mu Ŝadnych zarzutów.
– To pewnie jedno z tych twoich słynnych przeczuć – powiedziała Betsey w drodze do
domu podejrzanego przy Pią tej Alei.
– Słynnych złych przeczuć – poprawiłem ją . – Detektyw, który z nim rozmawiał kilka
miesięcy temu, teŜ miał podobne. Bank nie chciał wnieść oskarŜenia.
W przeciwieństwie do swojej nowojorskiej imienniczki, waszyngtońska Pią ta Aleja to
biedny rejon na skraju Capitol Hill. Kiedyś mieszkali tu głównie amerykańscy Włosi, teraz
Ŝyje mieszanka róŜnych ras i narodowości. WzdłuŜ krawęŜników stały rzędy starych,pordzewiałych samochodów. WyróŜniało się wyraźnie bmw sedan ze wszystkimi moŜliwymi
bajerami. Pewnie handlarza narkotyków.
– Nic się nie zmieniło – powiedziała Betsey.
Skręciłem w ulicę, gdzie mieszkał Petrillo.
– Znasz tę okolicę? – spytałem.
Przytaknęła i zmruŜyła oczy.
– Ileś tam lat temu, nie zamierzam teraz mówić ile, urodziłam się dokładnie cztery
przecznice stą d.Zerkną łem na nią . Patrzyła przed siebie z ponurą miną . Zdradziła mi kawałek swojej
przeszłości: dorastała w złej dzielnicy Waszyngtonu. Nie wyglą dała na to.
– MoŜemy zawrócić – powiedziałem. – Załatwię to później. Pewnie to Ŝaden trop, ale
Petrillo mieszka tak blisko naszego sztabu, Ŝe...
Pokręciła głową i wzruszyła ramionami.
– Przeczytałeś dziś masę akt. Ten właśnie facet wpadł ci w oko. Trzeba spróbować. Nie
przeszkadza mi, Ŝe tu jestem.
Zatrzymaliśmy si
ęprzed naro
Ŝnym sklepem, gdzie pewnie od dziesi
ą tków lat zbierały si
ę miejscowe dzieciaki. Obecna grupa wyglą dała trochę retro w luźnych dŜinsach, ciemnych T-
shirtach i z przylizanymi do tyłu włosami. Wszyscy byli biali.
Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i ruszyliśmy chodnikiem wzdłuŜ Pią tej Alei. Po chwili
wskazałem niewielki Ŝółty budynek.
– To dom Petrilla – powiedziałem.
– Więc pogadajmy z facetem – odparła Betsey. – Sprawdźmy, czy ostatnio obrobił jakieś
banki.
Poszliśmy w górę po dziurawych, betonowych schodach do szarych, metalowych drzwi.
Zapukałem we framugę.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 55/167
– Policja! – krzykną łem. – Chciałbym porozmawiać z Josephem Petrillo.
Betsey stała na lewo ode mnie, o jeden stopień niŜej. Odwróciłem się do niej. Nie jestem
pewien, co chciałem wtedy powiedzieć, w kaŜdym razie nie zdąŜyłem.
W tej samej chwili – gdzieś w środku domu, niedaleko drzwi wejściowych – rozległ się
ogłuszają cy huk wystrzału – zabrzmiał jak strzelba.
Betsey krzyknęła.
Rozdział 39
Dałem nura z ganku, pocią gają c Betsey za sobą . Upadliśmy na trawę i wyszarpnęliśmy
broń. Dyszeliśmy cięŜko.– Jezu Chryste! – wysapała.
adne z nas nie oberwało, ale wystraszyliśmy się jak cholera. Poza tym byłem na siebie
wściekły, Ŝe zachowałem się przy drzwiach tak nieostroŜnie.
– Niech to szlag! Nie spodziewałem się, Ŝe będzie do nas strzelał.
– JuŜ nigdy nie zwą tpię w twoje złe przeczucia – szepnęła. – Wezwę posiłki.
– Najpierw wezwij policję – powiedziałem. – To nasze miasto.
Przykucnęliśmy za nieprzyciętym Ŝywopłotem i kilkoma zaniedbanymi krzakami róŜ.
Trzymałem odbezpieczony pistolet przy twarzy, luf ą do góry. Czy to Supermózg?Znaleźliśmy go?
Dzieciaki spod delikatesów przyglą dały się akcji z drugiej strony ulicy. Przycią gną ł je
strzał. Patrzyły na nas wytrzeszczonymi oczami, jakby oglą dały na Ŝywo serial Nowojorscy
gliniarze. Jeden z chłopaków przyłoŜył dłonie do ust.
– Pieprzony świr Joe! – krzykną ł głośno.
– Dobrze, Ŝe „pieprzony świr Joe” przestał do nas walić – wyszeptała Betsey.
– Ale niestety nadal ma strzelbę. Amunicję pewnie teŜ.
Przesuną łem się trochę, Ŝeby lepiej widzieć drzwi domu. Nie było w nich Ŝadnej dziury.
– Petrillo! – zawołałem.
Cisza.
– Policja! – powtórzyłem.
Czekasz, Ŝebym się pokazał, świrnięty Joe? – pomyślałem. Chcesz mieć lepszy cel?
Podkradłem się bliŜej ganku, ale trzymałem się poniŜej balustrady. Dzieciaki po drugiej
stronie ulicy zaczęły mnie przedrzeźniać.
– Panie Petrillo? Stuknięty panie Petrillo? Jak ci tam w środku, świrnięty palancie?
Po kilku minutach przyjechało wsparcie: dwa radiowozy na syrenach. Potem jeszcze dwa.
Później kilka wozów FBI. Wszyscy uzbrojeni po zęby i gotowi do wielkiej bitwy.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 56/167
Zablokowali wyloty ulicy, ewakuowali ludzi z domów naprzeciwko i z naroŜnego sklepu.
Pojawił się helikopter stacji telewizyjnej.
Brałem udział w takich akcjach więcej razy, niŜ miałem ochotę pamiętać. Niedobrze.
Zaczekaliśmy dwadzieścia minut, aŜ przyjedzie jednostka specjalna SWAT. „Niebiescy
rycerze”. Byli szczelnie opancerzeni i wywaŜyli drzwi taranem. Wtedy wkroczyliśmy do
środka.
Nie musiałem się tam pchać, ale wszedłem tuŜ za pierwszymi. Miałem na sobie
kevlarową kamizelkę kuloodporną . Agentka Cavalierre ruszyła za mną . Podobało mi się, Ŝe
nie została z tyłu.
Salon wyglą dał jak strych w bibliotece. Sterty zbutwiałych ksiąŜek bez okładek,
podartych czasopism, starych gazet, sięgają ce prawie do sufitu, zajmowały większą część
pokoju. A wszędzie koty, mnóstwo kotów. Miauczały Ŝałośnie i wyglą dały jakby ktoś chciał
je zagłodzić na śmierć.Joseph Petrilllo leŜał na kupie starych numerów „Newsweeka”, „Life’a”, „Time’a” i
„People”. Musiał je strą cić, kiedy upadał do tyłu. Miał otwarte usta, jakby się uśmiechał.
Palną ł sobie w łeb ze strzelby. LeŜała na podłodze przy krwawią cej głowie. Odstrzelił
sobie niemal całą prawą połowę twarzy. Krew opryskała ścianę, fotel i część ksiąŜek. Jeden z
kotów lizał jego rękę.
Przyjrzałem się ksiąŜkom i gazetom walają cym się obok ciała. ZauwaŜyłem broszurę
Citibanku i kilka wycią gów z konta Petrillo. Trzy lata temu miał siedem tysięcy siedemset
jedenaście dolarów, teraz tylko sześćdziesią t jeden.Betsey Cavalierre przykucnęła przy zwłokach. Wyczułem, Ŝe bardzo stara się nie
zwymiotować. Kilka kotów ocierało się o jej nogi, ale nie zwracała na to uwagi.
– On nie mógł być Supermózgiem – powiedziała.
Spojrzałem jej prosto w oczy. Dojrzałem w nich strach, ale przede wszystkim smutek.
– Nie, Betsey – odrzekłem. – Na pewno nie biedny Petrillo i jego głoduj ą ce koty.
Rozdział 40
Pojechałem do domu, Ŝeby wreszcie wyspać się we własnym łóŜku. Jannie martwiła się,
Ŝe bolą mnie plecy od drzemania na krześle w jej sali. Ledwo zasną łem, zadzwonił telefon.
Christine.
– Alex, ktoś jest u mnie w domu. To na pewno Shafer. Przyszedł po mnie! PomóŜ mi!
– Wezwij policję. JuŜ jadę. Zabieraj małego Aleksa i uciekaj. Szybko!
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 57/167
Zwykle jadę do Mitchellville prawie pół godziny. Tej nocy byłem tam w niecałe
piętnaście minut. Przed domem Christine stały dwa radiowozy z błyskają cymi światłami. Lało
jak diabli.
Wyskoczyłem z porsche i wbiegłem na ganek. Zatrzymał mnie potęŜny policjant w
granatowej pelerynie.
– Detektyw Alex Cross – przedstawiłem się. – Wydział zabójstw. Jestem bliskim
przyjacielem Christine Johnson.
Sięgną łem po odznakę, ale machną ł ręką .
– Są z nią nasi ludzie – powiedział. – Jej ani dziecku nic się nie stało.
Usłyszałem płacz małego Aleksa. Wszedłem do salonu. Zapłakana Christine głośno
rozmawiała z dwoma policjantami.
– Mówię wam, Ŝe on tu jest! To Geoffrey Shafer, Łasica! – krzyknęła i złapała się obiema
rękami za włosy.Wzią łem dziecko na ręce. Uspokoiło się.
– Powiedz im o Shaferze – poprosiła błagalnie Christine. – Opowiedz, co mi zrobił ten
szaleniec!
Wyjaśniłem policjantom, kim jestem i opowiedziałem o makabrycznym porwaniu
Christine przed rokiem na Bermudach. Starałem się streszczać. Kiedy skończyłem, skinęli
głowami. Rozumieli.
– Pamiętam to z gazet – powiedział jeden. – Problem w tym, Ŝe nie mamy Ŝadnego
dowodu, Ŝe ktoś tu dzisiaj był. Sprawdziliśmy wszystkie okna i drzwi, i cały teren wokółdomu.
– Mogę się rozejrzeć? – zapytałem.
– Proszę bardzo. Zostaniemy z panią Johnson.
Oddałem dziecko Christine i obszedłem dom. Zaglą dałem wszędzie. Nic. Wyszedłem na
dwór. Mimo, Ŝe było mokro, nie znalazłem Ŝadnych śladów. Wą tpiłem, by Shafer się tu
zakradł.
Gdy wróciłem do salonu, Christine siedziała na sofie, tulą c dziecko do siebie. Dwaj
policjanci czekali na ganku. WyszedłemŜeby pogada
ćz nimi.– Mogę mówić szczerze? – zapytał jeden z nich. – MoŜe pani Johnson miała zły sen? To,
co mówiła, przypominało jakieś koszmary, coś w tym rodzaju. Jest pewna, Ŝe ten Shafer był
w sypialni. Ale nie zauwaŜyliśmy nic podejrzanego. Drzwi były zaryglowane, alarm
włą czony. Miewa takie sny?
– Czasami. Zwłaszcza ostatnio. Dzięki za pomoc. Zajmę się nią .
Radiowozy odjechały. Wszedłem do domu. Christine trochę się uspokoiła, ale miała
strasznie smutne oczy.
– Co się ze mną dzieje? – spytała. – Chcę znów normalnie Ŝyć. Nie mogę się od niego
uwolnić!
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 58/167
Nie pozwoliła się dotknąć. Nawet teraz. Nie chciała słyszeć, Ŝe Łasica mógł jej się tylko
przyśnić. Podziękowała, Ŝe przyjechałem, ale kazała mi wracać do domu.
– Nie moŜesz mi w niczym pomóc – powiedziała.
Pocałowałem dziecko i wyszedłem.
Rozdział 41
Podczas napadu nowy zespół uŜywał nazwisk: Niebieski, Biały, Czerwony i Zielona.
Dokładnie o siódmej rano Niebieski ukrył się wśród gęstych jodeł za domem w
waszyngtońskiej dzielnicy Woodley Park.
Dyrektor banku, Martin Casselman, wyszedł do pracy mniej więcej dwadzieścia posiódmej, tak jak kaŜdego z trzech poprzednich dni. Zanim wsiadł do samochodu, rozejrzał się
wokoło. MoŜliwe, Ŝe zaniepokoiły go ostatnie napady na banki w Marylandzie i Wirginii. Ale
większość ludzi nigdy tak naprawdę nie wierzy, Ŝe im samym moŜe się przytrafić coś
podobnego.
ona Casselmana pracowała w szkole średniej w Dumbarton Oaks. Uczyła angielskiego.
Pan Niebieski nie cierpiał tego przedmiotu. Pani C. wychodziła z domu przed ósmą .
Casselmanowie mieli Ŝycie dobrze zorganizowane, moŜna było przewidzieć, co i kiedy będą
robić, a to znacznie ułatwiało zadanie.Niebieski przykucną ł za usychają cym wią zem. Czekał na telefon. Jak dotą d, wszystko
szło zgodnie z planem. Był rozluźniony. Mniej więcej osiem minut po wyjściu Martina
Casselmana odezwał się telefon komórkowy. Niebieski wcisną ł guzik.
– Pan C. przyjechał na nasze spotkanie – usłyszał. – Jest na parkingu.
– Zrozumiałem – odpowiedział. – Moje spotkanie z panią C. dobrze się zapowiada.
Ledwo się wyłą czył, zobaczył Victorię Casselman. Wyszła z domu i zaryglowała drzwi.
Była w róŜowym kostiumie i przypominała mu Farrah Fawcett w okresie świetności.
– Doką d ona idzie, do cholery? – zdziwił się głośno.
Nie przewidywał Ŝadnych niespodzianek. Supermózg zapewniał, Ŝe wszystko precyzyjnie
zaplanował. To ma być precyzja? Niebieski zaczą ł się pospiesznie przedzierać przez gą szcz.
Ale wiedział, Ŝe nie zdąŜy.
Błą d.
Mój czy jej?
Wspólny! Ona wyszła dziś za wcześnie, ja zszedłem z posterunku!
Zaczą ł biec w kierunku Hawthorne Street. Ale czarna toyota tercel juŜ wyjeŜdŜała tyłem
na ulicę. Jeśli skręci w prawo, wszystko się popieprzy! Jeśli w lewo, jest jeszcze szansa. Zrób
to dla mnie, Farrah! W lewo, kochanie!
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 59/167
Niebieski próbował wymyślić, co krzyknąć, Ŝeby ją zatrzymać. Szybciej, człowieku!
Myśl!
Pojechała w lewo! Grzeczna dziewczynka. Ale i tak nie zdąŜy jej złapać.
Pochylił głowę i przeszedł do sprintu. Poczuł gorą co w piersi. Rozsadzało mu płuca. Nie
pamiętał, kiedy ostatnio tak pędził.
– Hej! – wrzasną ł na całe gardło. – Hej! Pomocy!
Victoria Casselman odwróciła blond głowę. Zwolniła trochę, ale nie zatrzymała
samochodu. Musi ją dopaść.
– Moja Ŝona rodzi! – krzykną ł Niebieski. – Niech mi pani pomoŜe!
Toyota stanęła. Odetchną ł z ogromną ulgą . Miał nadzieję, Ŝe nie obserwuje ich Ŝaden
ciekawski są siad. NiewaŜne. Musi ją dorwać za wszelką cenę. Dobiegł do auta. Ledwo
dyszał.
Victoria Casselman opuściła szybę.– Co się dzieje? Gdzie pańska Ŝona?
Niebieski złapał w końcu oddech. Wycią gną ł pistolet sig-sauer i trzasną ł ją luf ą w
policzek. Głowa kobiety odskoczyła na bok. Krzyknęła z bólu.
– Wracamy do domu! – wrzasną ł Niebieski. Wpakował się do samochodu i przystawił jej
broń do czoła. – Gdzie się, do cholery, wybierałaś tak wcześnie? Albo lepiej się zamknij.
NiewaŜne. Popełniłaś błą d, Victorio. Fatalny błą d.
Niebieski miał wielką ochotę rozwalić ją na miejscu.
Rozdział 42
Napadnięto na filię banku Chase Manhattan niedaleko waszyngtońskiego hotelu Omni
Shoreham. Betsey Cavalierre i ja niewiele rozmawialiśmy w drodze z biura FBI do banku.
Oboje baliśmy się bardzo tego, co moŜemy tam zastać.
Betsey zachowywała się w pełni profesjonalnie. Umieściła syrenę na dachu swojego
samochodu i pędziliśmy przez miasto. Znów padało. Deszcz walił w karoserię i przednią
szybę. Stolica płakała. Koszmar narastał. Jeszcze nigdy dotą d nie prowadziłem śledztwa w tak
okropnej i niezrozumiałej sprawie. To zupełnie nie miało sensu. Bandyci napadają cy na banki
działali jak seryjni zabójcy. Prasa rozpisywała się o tym i ludzie byli przeraŜeni. Mieli prawo.
Bankierzy wściekali się, Ŝe policja nie potrafi z tym skończyć.
Z zamyślenia wyrwały mnie syreny policyjne przed nami. Od ich wycia zjeŜyły mi się
włosy na karku. Potem zobaczyłem niebiesko-biały szyld filii Chase Manhattan.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 60/167
Betsey zatrzymała się na Dwudziestej Ósmej ulicy, prawie przecznicę od banku. Nie
mogliśmy podjechać bliŜej. Mimo ulewy zebrała się setka gapiów, poza tym drogę blokowały
dziesią tki karetek pogotowia, radiowozów, był nawet wóz straŜacki.
Pobiegliśmy w strugach deszczu do skromnego, ceglanego budynku na rogu Calvert.
Wyprzedzałem Betsey o kilka kroków, ale nadąŜała.
Wejście na parking bankowy zagradzał policjant. Błysną łem odznaką .
– Detektyw Cross, wydział zabójstw.
Przepuścił nas.
Zastanawiałem się, dlaczego syreny policyjne i alarmowe wciąŜ jeszcze wyją . Po wejściu
do banku zrozumiałem. Naliczyłem pięć ciał. Kasjerki i dyrektorzy. Trzy kobiety, dwóch
męŜczyzn. Wszystkich zastrzelono. Następna makabra, chyba najgorsza, jak dotą d.
– Chryste, dlaczego?! – mruknęła Cavalierre. Na moment przytrzymała się mojego
ramienia, ale szybko odzyskała panowanie nad sobą .Podbiegł do nas agent FBI. Pamiętałem go z pierwszego spotkania w sztabie
kryzysowym. Nazywał się James Walsh.
– Pięć ofiar – zameldował. – Personel banku.
– Trzymają zakładników? – zapytała Betsey.
Pokręcił głową .
– Zabili Ŝonę dyrektora. Strzał z bliskiej odległości. Nie rozumiemy z jakiego powodu.
Darowali Ŝycie ochroniarzowi. Ma dla was wiadomość od jakiegoś Supermózga.
Rozdział 43
Ocalały ochroniarz nazywał się Arthur Strickland. Siedział w gabinecie zabitego
dyrektora. Nie dopuszczono do niego dziennikarzy.
Był wysoki, szczupły i dobrze zbudowany. Miał około pięćdziesią tki. Wyglą dało na to, Ŝe
jest w szoku. Po twarzy i wą sach spływały mu wielkie krople potu, jasnoniebieska koszula od
munduru dosłownie nim przesią kła.
Betsey zaczęła z nim rozmawiać łagodnym, współczują cym tonem.
– Starsza agentka Cavalierre z FBI – przedstawiła się. – Prowadzę to dochodzenie. A to
detektyw Cross z policji waszyngtońskiej. Podobno ma pan dla nas wiadomość?
PotęŜny męŜczyzna nagle się załamał. Ukrył twarz w dłoniach i zaszlochał. Dopiero
mniej więcej po minucie wzią ł się w garść i był w stanie mówić.
– Zabili bardzo miłych ludzi – powiedział. – Moich przyjaciół. Miałem ich chronić.
Klientów oczywiście teŜ.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 61/167
– Wydarzyła się straszna tragedia, ale to nie pańska wina – odrzekła Betsey. Starała się go
uspokoić i dobrze jej szło. – Dlaczego zastrzelili ich, a pana nie?
Ochroniarz pokręcił głową i wzruszył ramionami.
– Trzymali mnie w holu z innymi. Było ich dwóch. Kazali nam leŜeć twarzą do podłogi.
Powiedzieli, Ŝe muszą wyjść z banku kwadrans po ósmej. Ani sekundy później. Powtórzyli
kilka razy, Ŝe nie moŜe być Ŝadnych błędów. adnych alarmów, Ŝadnych ukrytych
sygnalizatorów.
– Mieli spóźnienie? – zapytałem Stricklanda.
– Nie. Właśnie o to chodzi. Mogli wyjść o czasie, ale jakby im nie zaleŜało. Kazali mi
wstać. Myślałem, Ŝe juŜ po mnie. Byłem w Wietnamie, ale jeszcze nigdy tak się nie bałem.
– I zostawili panu wiadomość dla nas?
– Tak. Jeden zapytał, czy lubię moją pracę. Odpowiedziałem, Ŝe tak. Nazwał mnie
głupim, tępym burakiem. Kazał powtórzyć agentce Cavalierre z FBI i detektywowi Crossowi,Ŝe w banku popełniono błą d. Więcej błędów nie moŜe być, powiedział to kilka razy. I Ŝe to
wiadomość od Supermózga. Potem zastrzelili wszystkich na podłodze. Z zimną krwią . To
moja wina. Byłem na słuŜbie i pozwoliłem na to.
– Nie, panie Strickland – powiedziała cicho Betsey. – To nasza wina, nie pana.
Rozdział 44
Więcej błędów nie moŜe być.
Supermózg wiedział wszystko o Betsey Cavalierre z FBI i detektywie Crossie. Panował
nad sytuacją . Nawet nad ludźmi prowadzą cymi dochodzenie. Byli teraz częścią jego planu.
W pogodny dzień wyjechał z Waszyngtonu na wieś. Na błękitnym niebie zastygło kilka
obłoków. Symetrycznie – na wschodzie i na zachodzie. Kwitły lilie, Ŝonkile i słoneczniki.
Grupa, która dokonała ostatniego napadu, mieszkała na farmie w Wirginii, na południe od
Hayfield, mniej więcej sto trzydzieści kilometrów na południowy zachód od stolicy, prawie w
Wirginii Zachodniej.
Skręcił na niebrukowaną polną drogę i zobaczył tył furgonetki pana Niebieskiego,
wystają cy z wyblakłej, czerwonej stodoły. Po podwórzu łaziła para psów, kłapią c zębami na
gzy. Nigdzie nie zauwaŜył swoich ludzi ani ich dziewczyn. Ale z domu dochodziła głośna
muzyka rockandrollowa. Południowy, głównie gitarowy rock. Puszczali to od rana do nocy.
Wszedł do salonu, który przebudowano tak, by przypominał strych. Zastał tu panów
Niebieskiego, Czerwonego, Białego i ich dziewczyny, łą cznie z panną Zieloną . Poczuł zapach
kawy. Pod ścianą stała miotła. Trochę posprzą tali przed jego wizytą . Obok był oparty karabin
snajperski heckler & koch.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 62/167
– Witam wszystkich – powiedział i pomachał nieśmiało ręką , po swojemu. Uśmiechną ł
się, ale wiedział, Ŝe uwaŜają go za frajera. Trudno. Panna Zielona przyglą dała mu się, jakby
wiedziała, Ŝe ma na nią ochotę.
– Się masz, profesorku – odezwał się Niebieski i wyszczerzył zęby.
Pogardliwy ton zabolał Supermózga. Nie zwiódł go fałszywy uśmiech. Pan Niebieski był
zimnym jak głaz zabójcą . Dlatego został wybrany do napadu na banki First Union i Chase.
Supermózg uniósł dwa pudełka i papierową torbę.
– Przywiozłem pizzę i doskonałe chianti.
Rozdział 45
Radość zabijania, pomyślał.
Maszyna do zabijania.
Czas zabijania.
Pomysł zabijania.
Miejsce do zabijania.
Supermózg uśmiechną ł się lekko. Obsesyjne igraszki słowne. Ale uśmiech nie pasował do
jego twarzy. Był nieszczery, trochę wymuszony. Minęła czwarta po południu. Na dworze
nadal świeciło jasne słońce. Przeszedł się po polach i wszystko przemyślał. Teraz wracał nafarmę.
Wszedł frontowymi drzwiami i popatrzył na zwłoki. Sześć trupów. Ciała powyginane jak
metal w ogniu. Widział to kiedyś podczas wielkiego poŜaru na wzgórzach koło Berkeley w
Kalifornii. Uwielbiał to: czyste piękno naturalnej zagłady.
Przyjrzał się zamordowanym. Byli zabójcami i odcierpieli za to. Tym razem otruł ich
marplanem. Ciekawe, Ŝe lek przeciwdepresyjny działał najsilniej w serze lub czerwonym
winie, zwłaszcza chianti. Dziwna kombinacja chemiczna powodowała nagły wzrost ciśnienia
krwi, krwotok mózgowy i zapaść naczyniową . Voila.
Efekt zafascynował go. Rozszerzone źrenice. Usta wykrzywione w krzyku grozy.
Opuchnięte, sine języki w ką cikach warg. Teraz trzeba usunąć zwłoki. Muszą zniknąć bez
śladu, jakby ci ludzie nigdy nie istnieli.
Przy drzwiach leŜała drobna blondynka nazwiskiem Gersh Adamson. Zapewne
próbowała wybiec na dwór. Bardzo dobrze. To ona była panną Zieloną . Mówiła, Ŝe ma
dwadzieścia jeden lat, ale wyglą dała na piętnaście. Jak cudownie wykrzywione usta.
Krzyczała z przeraŜenia. Nie mógł oderwać oczu od jej warg.
Ocenił, Ŝe dziewczyna waŜy najwyŜej pięćdziesią t kilo. Ją będzie najłatwiej wynieść.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 63/167
– Cześć, panno Zielona. Wiesz, Ŝe zawsze mi się podobałaś. Ale jestem trochę nieśmiały.
A raczej byłem. Teraz juŜ nie.
Dotkną ł małego biustu. Zdziwił się, Ŝe czuje pod bluzką stanik. Nie była taką hipiską , jak
mu się zdawało. Rozebrał ją od pasa w górę i popatrzył na piersi.
Rozpią ł martwej dziewczynie dŜinsy i włoŜył palec do majtek. Ciało było trochę chłodne.
Na pępku nosiła srebrny krąŜek. Dotkną ł go i pocią gną ł.
Zdją ł jej ostroŜnie szare szpilki na grubej podeszwie. Potem ścią gną ł obcisłe dŜinsy.
Panna Zielona miała jasnoniebieskie paznokcie u nóg.
Supermózg zsuną ł jej koronkowy stanik i zaczą ł ugniatać małe piersi. Ścisną ł je razem i
potarł. Potem uszczypną ł twarde sutki. Chciał to zrobić od chwili, gdy ją poznał. Chciał, Ŝeby
ją trochę bolało. MoŜe nawet bardzo.
Spojrzał w okno i na martwe ciała w pokoju.
– Chyba nikogo nie gorszę? – zapytał.Zacią gną ł Zieloną za nogi na wypłowiały dywan na środku salonu. Zdją ł spodnie i dostał
wzwodu. JuŜ nigdy więcej tak nie zrobi. MoŜe FBI ma rację: w końcu mógłby być
schematycznym zabójcą . MoŜe sam dopiero zaczyna rozumieć, kim naprawdę jest.
Ścią gną ł dziewczynie majtki i wsuną ł członek do jej pochwy.
– Jestem upiorem, panno Zielona – powiedział. – Szaleńcem. Wariatem. I to jest
najlepszy kawał. Gdyby policja wiedziała... Co za wspaniałe rozwią zanie zagadki.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 64/167
Częć trzeciaObijanie się z waŜniakami
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 65/167
Rozdział 46
Przez trzy dni nie było Ŝadnego napadu na bank. Spędziłem sobotnie popołudnie z
synkiem. Około szóstej odwiozłem go do Christine.
Zanim weszliśmy do domu, obniosłem małego Aleksa po wspaniałym ogrodzie w
Mitchellville. Jej „wiejska posiadłość w mieście”, jak mawiałem. Christine hodowała róŜne
odmiany róŜ: hybrydy herbaciane, floribundy i grandiflory. Przypominały mi ją sprzed
porwania. MoŜe dlatego było mi tutaj tak cholernie smutno bez niej.
Trzymałem dziecko na biodrze i mówiłem do niego. Pokazywałem wypielęgnowany
trawnik, wierzbę płaczą cą , niebo, zachodzą ce słońce. Potem mówiłem mu o podobieństwie
naszych twarzy: nosów, oczu, ust. Co kilka minut przerywałem i całowałem synka w
policzek, szyję albo czubek głowy.
– Wdychaj zapach róŜ – szeptałem.
W końcu z domu wybiegła Christine. Za nią jej siostra Natalie. Ochrona osobista?
Myślałem, Ŝe chcą mnie zaatakować.
– Musimy porozmawiać, Alex – powiedziała Christine. – Natalie, moŜesz się na chwilę
zająć dzieckiem?
Niechętnie oddałem synka jej siostrze. Ale wyglą dało na to, Ŝe nie mam wyboru.
Christine strasznie się zmieniła w cią gu ostatnich miesięcy. Czasami była jak obca. MoŜe
przez te nocne koszmary. I nie zanosiło się na to, Ŝe będzie lepiej.– Muszę to z siebie wyrzucić – zaczęła. – Tylko mi nie przerywaj.
Rozdział 47
Ugryzłem się w język. Tak było między nami od miesięcy. ZauwaŜyłem, Ŝe ma
zaczerwienione oczy. Płakała.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 66/167
– Zajmujesz się teraz kolejnymi morderstwami, Alex. To chyba dobrze, Ŝyjesz tym. Na
pewno jesteś w tym bardzo dobry.
Nie wytrzymałem.
– Mogę odejść z policji i wrócić do prywatnej praktyki. Zrobię to dla ciebie.
Zmarszczyła brwi i pokręciła głową .
– Coś takiego! Jestem zaszczycona.
– Nie chcę się kłócić. Przepraszam, Ŝe ci przerwałem. Mów dalej.
– Nie mogę juŜ wytrzymać w Waszyngtonie. Cią gle się boję. Jestem jak sparaliŜowana,
to chyba najlepsze określenie. Nie cierpię wychodzić do szkoły. Czuję się tak, jakby ktoś
odebrał mi moje Ŝycie. Najpierw George, potem tamto na Bermudach. Boję się, Ŝe Shafer
wróci.
Musiałem się wtrą cić.
– Nie wróci, Christine.– Nie mów tak! – krzyknęła. – Nie wiesz tego! Nie moŜesz wiedzieć!
Powoli wypuściłem powietrze z płuc. Nie wiedziałem, co będzie dalej, ale Christine była
na skraju załamania nerwowego. Jak tamtej nocy, kiedy miała koszmarny sen, Ŝe w jej domu
jest Shafer.
– Wyprowadzam się z Waszyngtonu – oświadczyła. – Wyjadę po zakończeniu roku
szkolnego. Nie powiem ci, doką d. Nie szukaj mnie. Nie próbuj ze mną zabawy w detektywa.
Ani w psychiatrę.
Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Nie spodziewałem się czegoś takiego. Zatkałomnie. Stałem i gapiłem się na Christine. Chyba jeszcze nigdy nie czułem się tak zdruzgotany i
samotny.
– A co z dzieckiem? – zapytałem w końcu ochrypłym szeptem.
W jej pięknych oczach pojawiły się nagle łzy. Zaczęła drŜeć i spazmatycznie szlochać.
– Nie mogę go zabrać ze sobą . Nie w tym stanie, w jakim jestem. Mały Alex musi na
razie zostać z tobą i z babcią .
Chciałem coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie wykrztusić nawet słowa. Christine przez
chwilę
patrzyła na mnie. Miała strasznie smutne, pełne bólu oczy. Odwróciła się
i odeszła.Zniknęła w domu.
Rozdział 48
Byłem wściekły i przybity i dusiłem to wszystko w sobie. Wiedziałem, Ŝe nie
powinienem, a to jeszcze pogarszało sprawę. Lekarzu, lecz się sam.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 67/167
W niedzielny poranek spotkałem w kościele mojego psychiatrę, Adele Finaly. Oboje
przyszliśmy z rodzinami na mszę o dziewią tej. Przystanęliśmy w kruchcie, Ŝeby
porozmawiać. Adele musiała coś wyczytać z moich oczu. Jest spostrzegawcza i dobrze mnie
zna. Chodzę do niej na wizyty prawie od czterech lat.
– Zdechła twoja kotka Rosie czy co? – spytała z uśmiechem.
– Rosie ma się świetnie, Adele. Ja teŜ. Dzięki za troskę.
– Dobra, dobra... Więc dlaczego wyglą dasz jak Ali po walce z Joe Frazierem w Manili? I
nie ogoliłeś się do kościoła.
– Ładna sukienka – odparłem. – Dobrze ci w tym kolorze.
Adele zmarszczyła brwi.
– Akurat! Szary to zdecydowanie nie mój kolor, Alex. Co cię gryzie?
– Nic.
Adele zapaliła świecę wotywną .– Uwielbiam magię – szepnęła z figlarnym uśmieszkiem. – Nie pokazujesz się od
jakiegoś czasu, Alex. To oznacza coś bardzo dobrego albo bardzo złego.
Ja teŜ zapaliłem świecę. Potem się pomodliłem.
– Dobry BoŜe, nie przestawaj czuwać nad Jannie. Spraw, Ŝeby Christine została w
Waszyngtonie. Wiem, Ŝe na pewno znów poddajesz mnie próbie.
Adele skrzywiła się, jakby się oparzyła. Odwróciła wzrok od płomienia świecy i spojrzała
mi prosto w oczy.
– Och, Alex. Strasznie mi przykro. Nie potrzebujesz więcej prób.– Wszystko gra – odpowiedziałem. Nie zamierzałem się teraz wywnętrzać, nawet przed
nią .
Adele pokiwała głową .
– Oj, Alex, Alex... Oboje wiemy, jak jest.
– Naprawdę wszystko w porzą dku.
Zirytowała się.
– Świetnie! NaleŜy się stówa za wizytę. MoŜesz ją dać na tacę.
Wróciła do rodziny, która juŜ
się
usadowiła w połowie rzędu ławek przy
środkowymprzejściu. Obejrzała się na mnie, ale bez uśmiechu. Usiadłem obok Damona. Zapytał, kim jest
ta ładna pani.
– Zaprzyjaźnioną lekarką – wyjaśniłem.
– Twoją lekarką ? Od czego? – dopytywał się cicho. – Chyba jest zła na ciebie. Zrobiłeś
coś nie tak?
– Wszystko jest w porzą dku – szepną łem. – Nie mogę mieć własnych spraw?
– Nie. Poza tym, jesteśmy w kościele. Wyspowiadam cię.
– Nie mam ci nic do wyznania. Wszystko gra. Wszystko dobrze. yję w pokoju ze
światem. Szczęśliwszy juŜ nie mogę być.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 68/167
Damon spojrzał na mnie z taką samą irytacją jak Adele. Potem pokręcił głową i odwrócił
wzrok. On teŜ mi nie wierzył. Kiedy przyszła nasza kolej, wrzuciłem do koszyka na datki sto
dolarów.
Rozdział 49
Supermózg trzymał się ściśle planu. Zegar w jego głowie tykał głośno. Nigdy nie
przestawał.
Najlepsza z grup napadają cych na banki – sama śmietanka – miała się z nim spotkać w
jego apartamencie w Holiday Inn, niedaleko Colonial Village w Waszyngtonie. Oczywiście
zjawili się punktualnie. Taki postawił warunek.Brian Macdougall wszedł pierwszy. Supermózga rozbawiła jego idiotyczna pewność
siebie. Wiedział, Ŝe to przywódca. Podwładni trzymali się z tyłu: B. J. Stringer i Robert Shaw.
Wszyscy trzej wyglą dają po prostu na dobrych złodziei, pomyślał. Dwaj z tyłu nosili takie
same biało-niebieskie T-shirty ligi softballowej z Long Island.
– A gdzie panowie O’Malley i Crews? – zapytał Supermózg zza baterii reflektorów, które
chroniły go przed rozpoznaniem.
Macdougall mówił za wszystkich.
– W pracy. Dałeś nam krótki termin, wspólniku. My trzej wzięliśmy dziś rano dzień wolny. Wyglą dałoby podejrzanie, gdyby pięciu facetów na raz poszło na zwolnienie
lekarskie.
Supermózg przyglą dał się trzem nowojorczykom siedzą cym na wprost świateł. Z pozoru
wyglą dali na przeciętniaków. W rzeczywistości byli najbardziej niebezpiecznymi z jego
dotychczasowych współpracowników. Właśnie takich ludzi potrzebował do następnej próby.
– Więc co to ma być? – zapytał Macdougall. – Rozmowa kwalifikacyjna?
Był w czarnej, jedwabnej koszuli, czarnych spodniach i czarnych półbutach. Miał
zaczesane do tyłu czarne włosy i bródkę.
– Nie, nie... – odrzekł Supermózg. – Pracę macie zapewnioną . Jeśli wam odpowiada.
Znam wasz sposób działania. Wiem o was wszystko.
Macdougall wpatrzył się w blask reflektorów, jakby chciał go przeniknąć wzrokiem.
– Musimy się wzajemnie widzieć – powiedział. – Inaczej nie wchodzimy w ten interes.
Supermózg zerwał się z miejsca. Był zaskoczony i wściekły. Nogi od krzesła zazgrzytały
głośno o podłogę.
– Mówiłem wam, Ŝe to niemoŜliwe. Spotkanie skończone.
W pokoju hotelowym zapadła cisza. Macdougall spojrzał na Stringera i Shawa. Podrapał
się w brodę, potem roześmiał głośno.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 69/167
– Tylko cię sprawdzam, wspólniku. Obejdziemy się bez widoku twojej twarzy. O ile
masz dla nas forsę.
– Mam. Pięćdziesią t tysięcy dolarów. Za samo przyjście tutaj. Zawsze dotrzymuję słowa.
– I wyjdziemy stą d z gotówką , nawet jeśli zrezygnujemy z tej roboty?
Teraz Supermózg się uśmiechną ł.
– Nie zrezygnujecie. Spodoba wam się mój plan. Zwłaszcza wasza część łupu. To
piętnaście milionów dolarów.
Rozdział 50
– Powiedział, piętnaście milionów?!– Właśnie tyle. Tak rzeczywiście powiedział. Co my mamy obrobić, do cholery?
Vincent O’Malley i Jimmy Crews nie byli tego dnia w pracy. Siedzieli na zewną trz w
dwóch samochodach: toyocie camry i hondzie acura. Mieli na uszach słuchawki i
porozumiewali się przez radio. Zaparkowali po przeciwnych stronach waszyngtońskiego
Holiday Inn. Czekali, aŜ pojawi się Supermózg. Zamierzali go śledzić, Ŝeby ustalić, kim jest.
O’Malley i Crews słyszeli rozmowę w hotelu, bo Brian Macdougall miał na sobie
nadajnik. Piętnaście milionów... Co to za robota, do cholery?! Facet nazywają cy siebie
Supermózgiem to inna sprawa. Mówił, a raczej wygłaszał wykład w ten sposób, Ŝe skok nataką kasę wydawał się czymś w rodzaju spacerku po parku. Sześć do ośmiu godzin pracy i
trzydzieści milionów do podziału. Największe wraŜenie robiło to, Ŝe miał gotową odpowiedź
na kaŜde pytanie Macdougalla.
– Słyszysz to pieprzenie, Jimmy? – zapytał O’Malley Crewsa. – Wierzysz w to?
– Słyszę. Chciałbym teraz widzieć minę Macdougalla. Ten palant zna jego numery.
Wyglą da na to, Ŝe wie wszystko o Brianie. Hej, chyba spotkanie się kończy.
O’Malley i Crews zamilkli na kilka minut.
– Wyszedł z hotelu, Jimmy – odezwał się wreszcie O’Malley. – Widzę go. Idzie pieszo na
południe Szesnastą ulicą . Chyba się nie domyśla, Ŝe ktoś go namierza. Mam go!
– MoŜe skurwiel nie jest aŜ taki cwany – odparł Crews.
O’Malley roześmiał się.
– Jasna cholera... Miałem nadzieję, Ŝe jest cwany!
– Pojadę równolegle Czternastą – powiedział Crews. – Jak on wyglą da? Jak jest ubrany?
– Wysoki. Około dwóch metrów wzrostu. Biały. Broda. Być moŜe sztuczna. Długie
włosy. Ciuchy przeciętne: ciemna, sportowa marynarka i spodnie, niebieska koszula...
Przyspiesza. Zaczyna biec. Skręca z głównej ulicy, Jimmy. W jakieś podwórze. Ucieka,
skurwysyn!
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 70/167
Vincent O’Malley wyskoczył z samochodu i pobiegł za Supermózgiem. Trzymał się linii
klonów i dębów rosną cych wzdłuŜ bloków mieszkalnych. Cały czas utrzymywał kontakt
radiowy z Crewsem.
– Wpadł między drzewa w parku Shepherd. Skurwiel chce się nam urwać. WyobraŜasz
sobie?
O’Malley starał się, jak mógł, ale nie nadąŜał za Supermózgiem. Facet szybko biegał. Nie
wyglą dał na takiego, a jednak odskakiwał coraz dalej. W końcu O’Malley go zgubił.
– Kurwa, zwiał mi! Nigdzie go nie widzę, Jimmy. Niedobrze!
– Ale ja go mam – odpowiedział Crews. – TeŜ biegnę za nim. Facet spieprza jak
kieszonkowiec z cudzym portfelem.
– Trzymasz się go?
– Na razie. Zobaczymy, co będzie dalej. Ale dla piętnastu milionów dolców jakoś się
utrzymam.Supermózg wypadł w końcu z parku i skręcił w boczną uliczkę z ceglanymi domami.
Crews ledwo dyszał.
– Dzięki Bogu, Ŝe co dzień biegam – wysapał do mikrofonu. – Facet jest na Momingside
Drive... Jasna cholera! Zawraca do tych pieprzonych drzew. Przyspiesza. Skurwiel musi
trenować maraton!
Zaczęła się zabawa w kotka i myszkę. O’Malley i Crews byli w tym dobrzy, ale w cią gu
następnych dwudziestu minut dwa razy zgubili swoją ofiarę. Oddalili się o całe kilometry od
Holiday Inn. Byli gdzieś na południe od Wojskowego Centrum Medycznego Waltera Reeda.Potem Crews zauwaŜył ściganego w zaułku o nazwie Powhaten Place. Supermózg wbiegł
na jakiś podjazd czy coś w tym rodzaju. Crews ruszył za nim. Zobaczył metalową tablicę i nie
mógł uwierzyć w to, co na niej przeczytał.
Doniósł o tym O’Malleyowi, potem zwrócił się do Macdougalla, który przyłą czył się do
wesołego polowania.
– Wiem, gdzie on jest, panowie – powiedział z ironią w głosie. – U czubków. Schował się
w szpitalu dla psycholi o nazwie Hazelwood. Zgubiłem go.
Rozdział 51
W poniedziałek rano dostałem telefon. Miałem się spotkać z Kylem Craigiem i Betsey
Cavalierre w Hoover Building przy Dziesią tej ulicy i Pennsylvania Avenue. Chcieli, Ŝebym
zameldował się o ósmej w biurze dyrektora. Zwołali zebranie „alarmowe”.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 71/167
Gmach Hoovera nazywają czasami „Pałacem Zagadek”. Z oczywistych przyczyn. Kyle i
Betsey juŜ czekali, kiedy wszedłem do sali konferencyjnej dyrektora FBI. Betsey wyglą dała
na spiętą . Zaciskała małe pięści, aŜ zbielały jej kostki.
Udałem oburzonego, Ŝe dyrektora Burnsa jeszcze nie ma.
– Spóźnia się – mrukną łem. – Wychodzimy. Mamy waŜniejsze sprawy.
W tym momencie otworzyły się jedne z dębowych drzwi na wysoki połysk. Znałem obu
facetów, którzy weszli, Ŝaden nie miał zbyt szczęśliwej miny. Jednym z nich był dyrektor
FBI, Ronald Burns. Poznaliśmy się, gdy zajmowałem się sprawą zabójstw Casanovy w
Durham i Chapel Hill w Karolinie Północnej. Drugim był sekretarz departamentu
sprawiedliwości, Richard Pollett. Zetkną łem się z nim, kiedy prowadziłem dochodzenie w
sprawie dotyczą cej prezydenta.
– Zrobił się straszny szum wokół tych napadów i morderstw – powiedział do Kyle’a
Pollett. – Mamy na karku duŜe banki i Wall Street.Potem skiną ł mi głową .
– Witam, detektywie.
W końcu spojrzał na Betsey.
– My się jeszcze nie znamy.
Wstała i podała mu rękę.
– Starsza agentka Cavalierre – przedstawiła się. – Prowadzę to śledztwo.
Pollett popatrzył na dyrektora Burnsa.
– Pani Cavalierre kieruje tym dochodzeniem? – zapytał.– Tak – odpowiedział mu Kyle. – To jej sprawa.
Pollett przeniósł wzrok na Betsey.
– W porzą dku. A gdzie są jakieś wyniki, pani Cavalierre? Przyszedłem tu, Ŝeby poleciało
parę głów. Proszę mi uzasadnić, czemu nie powinny.
Przed przyjazdem do Waszyngtonu Pollett prowadził z powodzeniem powaŜną firmę
inwestycyjną na Wall Street. Nie miał pojęcia o zwalczaniu przestępczości. Ale uwaŜał, Ŝe
jest na tyle inteligentny, iŜ potrafi wszystko zrozumieć, jeśli tylko pozna fakty.
Betsey spojrzała mu prosto w oczy.– Czy kiedykolwiek brał pan udział w ogólnokrajowej obławie?
– Nie są dzę, by to miało coś do rzeczy – odparł sucho Pollett. – Prowadziłem juŜ kilka
waŜnych dochodzeń i zawsze miałem wyniki.
– Napady następowały szybko jeden po drugim – usłyszałem swój własny głos. –
Zaczynaliśmy od zera. Teraz wiemy, Ŝe wszystkie skoki na banki i morderstwa zaplanował
jeden człowiek. Wynajmował tylko zabójców. Z jego portretu przestępcy wynika, Ŝe to biały
męŜczyzna w wieku od trzydziestu pięciu do pięćdziesięciu lat. Zapewne ma wyŜsze
wykształcenie. Zna dokładnie banki i ich systemy zabezpieczają ce. Mógł kiedyś pracować w
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 72/167
instytucji finansowej lub nawet w kilku, i moŜe mieć do nich jakieś urazy. Okrada banki dla
pieniędzy, ale morduje prawdopodobnie z zemsty. Tego nie jesteśmy jeszcze pewni.
Rozejrzałem się. Szmery ucichły, wszyscy uwaŜnie słuchali.
– Kilka dni temu... – cią gną łem – znaleźliśmy i przesłuchaliśmy męŜczyznę nazwiskiem
Tony Brophy. Został zwerbowany do jednego z napadów, ale odpadł. Nie jest zabójcą .
Pałeczkę przejęła Betsey.
– Mamy w terenie ponad dwustu agentów – wyjaśniła. – Do napadu na waszyngtoński
Chase spóźniliśmy się zaledwie kilka minut. Wiemy, Ŝe organizator tych skoków nazywa
siebie Supermózgiem. Zrobiliśmy wielki postęp w stosunkowo krótkim czasie.
Pollett odwrócił się do dyrektora FBI i skiną ł głową .
– Nie jestem usatysfakcjonowany, ale przynajmniej dostałem odpowiedzi na kilka pytań.
Macie złapać tego Supermózga, Ron. To, co się dzieje, stwarza wraŜenie, Ŝe cały nasz system
finansowy jest bezbronny. Z sondaŜy wynika, Ŝe spada zaufanie do banków. To katastrofa dlakraju. Domyślam się, Ŝe ten wasz Supermózg teŜ to wie.
Dziesięć minut później zjeŜdŜaliśmy z Betsey windą do podziemnego garaŜu FBI. Kyle
został z dyrektorem Burnsem.
Kiedy winda stanęła, Betsey w końcu przemówiła.
– Jestem ci winna kolejkę za tamto na górze. Uratowałeś mnie. Mało brakowało, a
wyładowałabym się na tym nadętym palancie z Wall Street.
Uśmiechną łem się szeroko.
– Masz temperament. Ale chyba nie masz urazów do wielkiego biznesu czy do systemufinansowego? Wyszczerzyła zęby.
– Oczywiście, Ŝe mam. A kto nie ma?
Rozdział 52
Następne kilka godzin spędziłem w szpitalu z Jannie. Znów mi powiedziała, Ŝe zostanie
lekarką . Z wielką satysfakcją uŜywała terminów „gwiaździak” (jej nowotwór), „protrombina”
(białko osocza uczestniczą ce w procesie krzepnięcia krwi) i „materiał kontrastowy” (barwnik
uŜywany przy tomografii komputerowej, którą miała tego ranka).
– Wróciłam – oznajmiła w końcu. – A ten nowy, usprawniony model jest o niebo lepszy
od poprzedniego.
– MoŜe lepiej pójdziesz do public relations albo do reklamy – zaproponowałem złośliwie.
– Pracowałabyś dla J. Walter Thompsona albo Young and Rubicam w Nowym Jorku.
Wydęła usta z taką miną , jakby połknęła cytrynę.
– Będę panią doktor Janelle Cross. Zapamiętaj, gdzie to usłyszałeś pierwszy raz.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 73/167
– MoŜesz się nie obawiać – uspokoiłem ją . – Niczego nie zapomnę.
Około pierwszej pojechałem do sztabu kryzysowego w biurze terenowym FBI na
Czwartej ulicy. Po spotkaniu z Pollettem i Burnsem wiedziałem, Ŝe będziemy pracować do
późna. Salę konferencyjną urzą dzono na trzecim piętrze. Na zewną trz działało ponad stu
agentów. I około sześćdziesięciu detektywów z Waszyngtonu i okolic.
Na ścianach wisiało teraz więcej portretów podejrzanych. Wszyscy robili duŜe skoki na
banki. Przestudiowałem listę i przy kilku nazwiskach zrobiłem notatki.
Mitchell Brand był podejrzany o kilka napadów w Waszyngtonie i okolicach,
dokonanych przez nieznanych sprawców. Stephen Schnurmacher obrobił przynajmniej dwa
banki w Filadelfii. Jimmy Doud pracował w Bostonie jako barman. Nigdy go na niczym nie
złapano, ale miał na koncie dziesią tki skoków na banki w Nowej Anglii. Victor Kenyon
koncentrował swoje wysiłki na środkowej Florydzie. Wszyscy rabowali banki i nadal chodzili
wolni. Byli za sprytni, Ŝeby dać się złapać. Ale czy któryś z nich to Supermózg?Długie posiedzenie na Czwartej ulicy zmęczyło mnie. Byłem sfrustrowany. Wykonałem
kilka telefonów w sprawie podejrzanych. Chodziło mi głównie o Mitchella Branda, bo działał
najbliŜej nas. Kiedy po raz pierwszy zerkną łem na zegarek, dochodziła dwudziesta trzecia
trzydzieści.
Od przyjścia do biura nie miałem okazji pogadać z Betsey. Poszedłem do niej, Ŝeby się
poŜegnać przed wyjściem. Cią gle pracowała. Rozmawiała z kilkoma agentami, ale skinęła
ręką , Ŝebym zaczekał.
W końcu podeszła do mnie. WciąŜ wyglą dała świeŜo i rześko. Zastanawiałem się, jak onato robi.
– Policja waszyngtońska ma kilka śladów prowadzą cych do Branda – powiedziałem. –
Jest na tyle brutalny, Ŝe moŜe być zamieszany w tę sprawę.
Betsey nagle ziewnęła.
– To najdłuŜszy dzień w moim Ŝyciu. Jak Jannie?
Byłem mile zaskoczony, Ŝe zapytała.
– Wspaniale – odrzekłem. – Pewnie niedługo wróci do domu. Chce być lekarką .
– Chodźmy si
ęnapi
ć, Alex – zaproponowała Betsey. – Strzelam w ciemno, ale co
śmimówi, Ŝe potrzebujesz z kimś pogadać. MoŜe ze mną ?
Muszę przyznać, Ŝe kompletnie zbiła mnie z tropu.
– Chętnie... ale nie dziś – wyją kałem. – Muszę wracać do domu. MoŜemy to odłoŜyć?
– Jasne, rozumiem cię. Okay, pójdziemy kiedy indziej – odpowiedziała, ale przez
moment wyglą dała na zawiedzioną .
Nigdy bym się tego nie spodziewał po agentce Betsey Cavalierre. Martwiła się o moją
rodzinę. I łatwo ją było zranić.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 74/167
Rozdział 53
To było dobre miejsce, dobra pora i okazja.
Hotel Renaissance Mayflower na Connecticut Avenue blisko Siedemnastej ulicy. JakkaŜdego ranka panował tu wielki ruch. Budynek sprawiał dostojne wraŜenie. Od czasów
Calvina Coolidge’a odbywał się tutaj kaŜdy prezydencki bal inauguracyjny. W roku 1992
hotel całkowicie odnowiono, współpraca architektów i historyków pozwoliła przywrócić mu
dawną świetność. Stanowił popularne miejsce konferencji i spotkań zarzą dów róŜnych
korporacji. Supermózg wybrał go właśnie z tego powodu.
Od dziewią tej przed wejściem czekał niebiesko-złoty autokar. Miał odjechać o wpół do
dziesią tej i przystawać kolejno przy Centrum Kennedy’ego, Białym Domu, mauzoleach
Lincolna i Wojny Wietnamskiej, Smithsonian Institution oraz innych atrakcjachturystycznych Waszyngtonu. NaleŜał do firmy „Waszyngton na kołach”.
W autokarze siedziało szesnaście kobiet i dwoje dzieci, była to grupa z Towarzystwa
Ubezpieczeniowego MetroHartford. O dziewią tej trzydzieści kierowca, Joseph Denyeau,
zamkną ł drzwi.
– Wszyscy gotowi do zwiedzania muzeów, miejsc historycznych i lunchu – oświadczył
do mikrofonu.
Asystentka z towarzystwa ubezpieczeniowego wstała, by powiedzieć kilka słów do
grupy. Nazywała się Mary Jordan, miała około trzydziestki. Była atrakcyjna, sympatyczna i
znakomita w swoim fachu. Odnosiła się z kurtuazją do waŜnych kobiet, ale nie płaszczyła się
przed nimi. W MetroHartford miała przezwisko Wesoła Mary.
– Znają panie plan naszej wycieczki – zaczęła z promiennym uśmiechem. – Ale moŜe
powinnyśmy dać sobie z tym spokój i pójść na drinka. Oczywiście Ŝartuję – dodała szybko.
– To brzmi nieźle, Mary – przyznała jedna z pań. – Chodźmy do jakiegoś prawdziwego
baru. Doką d chodzi Teddy Kennedy na poranną luf ę?
Wszystkie kobiety roześmiały się.
Autokar ruszył wolno sprzed hotelu i wyjechał na Connecticut Avenue. Po kilku
minutach skręcił w Oliver, niewielką ulicę złoŜoną z prywatnych domów. Kierowcy
odjeŜdŜają cy z Mayflower często korzystali z tego skrótu.
Pół przecznicy dalej z podjazdu wycofywała się granatowa furgonetka chevrolet.
Kierowca najwyraźniej nie widział autokaru, ale Joseph Denyeau zobaczył granatową chevy.
Zahamował płynnie i zatrzymał się na środku jezdni.
Zatrą bił, ale kierowca furgonetki nie zareagował. Joe Denyeau domyślił się, Ŝe facet musi
mieć dosyć autokarów i cięŜarówek jeŜdŜą cych na skróty małą uliczką . Bo jakiŜ miał inny
powód, Ŝeby się gapić zza kierownicy z taką złością ?
Nagle zza wysokiego Ŝywopłotu wyłonili się dwaj zamaskowani ludzie. Jeden zastą piłdrogę autokarowi, drugi wetkną ł broń automatyczną przez otwartą szybę kierowcy.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 75/167
– Otwieraj drzwi albo jesteś trupem, Joe! – krzykną ł męŜczyzna z bronią . – Jeśli
posłuchasz, nikomu nic się nie stanie. Masz trzy sekundy. Raz.
– Otwieram, otwieram... – piskliwym głosem odpowiedział przeraŜony Denyeau. –
Spokojnie.
Kilka kobiet przerwało pogawędki, ich spojrzenia powędrowały w stronę kierowcy. Mary
Jordan zsunęła się nisko na siedzeniu obok Denyeau. Uzbrojony facet mrugną ł do niej.
– Rób, co ci kaŜe, Joe – szepnęła. – Nie zgrywaj bohatera.
– Bez obaw, Mary. Ani mi to w głowie.
Zamaskowany męŜczyzna wskoczył do autokaru i wycelował w nich automatycznego
walthera. Kilka kobiet zaczęło krzyczeć.
– To jest porwanie! – wrzasną ł zamaskowany męŜczyzna. – Chcemy tylko dostać okup z
MetroHartford. Obiecuję, Ŝe nikomu nie zrobimy krzywdy. Wy macie dzieci i ja mam dzieci.
Dogadajmy się, Ŝeby mogły nas jutro zobaczyć.
Rozdział 54
W autokarze zapadła nagle cisza.
Brian Macdougall miał swoje pięć minut. Bardzo mu się podobało, Ŝe znajduje się w
centrum uwagi.– Musicie przestrzegać kilku zasad. Pierwsza, nikt nie wrzeszczy. Druga, nikt nie płacze,
nawet dzieci. Trzecia, nikt nie wzywa pomocy. Jak na razie, wszystko jasne? Rozumiemy się?
PasaŜerki spoglą dały z rozdziawionymi ustami na uzbrojonego męŜczyznę. Drugi facet
wdrapał się na dach autokaru i zmieniał oznaczenie alfanumeryczne, które pozwoliłoby
policyjnemu helikopterowi najłatwiej wytropić pojazd.
– Pytałem, czy wszystko jasne?! – rykną ł Macdougall.
Kobiety i dzieci kiwnęły głowami i stłumionym głosem potwierdziły, Ŝe tak.
– Idziemy dalej. Wszyscy oddają mi telefony komórkowe. Jak wiadomo, policja moŜe je
namierzyć. Niełatwo, ale moŜe. Jeśli podczas rewizji osobistej znajdziemy przy kimś
„komórkę”, zabijemy go. Nawet jeŜeli to będzie dziecko. Nadal wszystko jasne? Rozumiemy
się?
Telefony szybko przekazano do przodu. Było ich dziewięć. MęŜczyzna cisną ł je w gęste
krzaki na ulicy. Potem roztrzaskał małym młotkiem radio w autokarze.
– Teraz wszyscy schylają głowy poniŜej linii okien i trzymają je tak do odwołania. I ma
być cisza. Dzieci teŜ się nie odzywają . Wykonać.
PasaŜerki i dzieci zrobiły, co im kazano. Strzelec odwrócił się do kierowcy.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 76/167
– Dla ciebie mam tylko jedną instrukcję, Wielki Joe. Jedziesz za granatową furgonetką .
Nie spieprz czegoś, bo natychmiast cię rozwalę. Nie jesteś dla nas nic wart, ani Ŝywy, ani
martwy. Powtórz, co robisz, Joe?
– Jadę za czarną furgonetką .
– Bardzo dobrze, Joe. Doskonale. Tyle, Ŝe furgonetka jest granatowa, nie czarna. Widzisz
to? A teraz ruszaj i prowadź uwaŜnie. adnego łamania przepisów po drodze.
Rozdział 55
Trzy sekretarki miały mnóstwo roboty. Odbierały telefony, pocztę i faksy dla trzydziestu
sześciu dyrektorów siedzą cych w słynnej Sali Chińskiej hotelu Mayflower. Ale uwielbiałypracę poza biurem. Zwłaszcza, Ŝe ich centrala mieściła się w Hartford w Connecticut.
Sara Wilson, najmłodsza z nich, pierwsza zobaczyła faks od porywaczy. Przeczytała go
szybko i podała starszym koleŜankom. Zaczerwieniła się i drŜały jej ręce.
– To jakiś głupi Ŝart? – zapytała Liz Becton. – PrzecieŜ to wariactwo. Co to ma być?
Nancy Hall była sekretarką prezesa zarzą du, Johna Doonera. Weszła bez pukania na
zebranie i wywołała go od drzwi. Nie musiała nawet podnosić głosu. W Sali Chińskiej był
pewien problem z akustyką . Kopuła sufitu odbijała dźwięki i w jednym końcu wielkiej sali
słychać było wyraźnie nawet szept z drugiego końca.– Panie Dooner, muszę z panem natychmiast porozmawiać – powiedziała.
Szef nigdy jeszcze nie widział jej tak powaŜnej i przejętej.
Po wyjściu prezesa atmosfera w sali rozluźniła się, ale rozmówki i śmiechy nie trwały
długo. Dooner wrócił po niecałych pięciu minutach. Był blady i szybko wszedł na podium.
– Liczy się kaŜda chwila – oznajmił drŜą cym głosem, który zaszokował obecnych na sali.
– Proszę mnie uwaŜnie wysłuchać. Porwano wynajęty autokar z Ŝonami niektórych z nas.
Sprawcy podają się za tych drani, którzy ostatnio obrabowali banki i dokonali morderstw w
Marylandzie i Wirginii. Twierdzą , Ŝe tamte napady miały być dla nas „lekcjami
poglą dowymi”. Podkreślają wyraźnie, Ŝe nie Ŝartują i mamy spełnić ich Ŝą dania w
określonym czasie, co do sekundy.
Prezes mówił dalej. Światło lampy na podium nadawało jego twarzy dramatyczny
wyglą d.
– Ich Ŝą dania są proste i jasne. Dokładnie za cztery godziny mamy im dostarczyć
trzydzieści milionów dolarów okupu. Inaczej wszyscy zakładnicy zginą . Nie wiadomo, jak
porwali autokar. Steve Bolding z naszej ochrony juŜ tu jedzie. Zdecyduje, które siły policyjne
zawiadomić. Prawdopodobnie wybierze FBI.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 77/167
Dooner przerwał, Ŝeby zaczerpnąć powietrza. Jego twarz powoli odzyskiwała normalną
barwę.
– Jak wiecie, mamy polisę ubezpieczeniową na wypadek porwania. Pokrywa okup do
pięćdziesięciu milionów dolarów. Podejrzewam, Ŝe porywacze wiedzą o tym. Wydają się
dobrze poinformowani i zorganizowani. Potrafią teŜ trzeźwo myśleć, co daje im przewagę.
Muszą wiedzieć, Ŝe jesteśmy własnymi ubezpieczycielami i moŜemy szybko zdobyć
pienią dze.
– A teraz, panie i panowie... – zakończył prezes – musimy się zastanowić, jaką mamy
alternatywę. Jeśli w ogóle jakaś alternatywa istnieje. Porywacze postawili sprawę jasno:
Ŝadnych błędów z naszej strony, bo zginą ludzie.
Rozdział 56
Byłem w biurze terenowym FBI na Czwartej ulicy, kiedy dostaliśmy wezwanie
alarmowe.
Porwano autokar firmy turystycznej „Waszyngton na kołach” z osiemnastoma pasaŜerami
i kierowcą . Zdarzyło się to wkrótce po jego odjeździe sprzed hotelu Renaissance Mayflower.
Kilka minut później zaŜą dano trzydziestomilionowego okupu od Towarzystwa
Ubezpieczeniowego MetroHartford.Porywacze zabronili zawiadamiania policji, ale nie mogliśmy im ufać i siedzieć z
załoŜonymi rękami. Ulokowaliśmy się w Hiltonie Capitol na rogu Szesnastej i K, niedaleko
Mayflower. Mieliśmy cztery zespoły dowodzenia, a w Mayflower dwunastu agentów. Było to
dość niebezpieczne, ale Betsey twierdziła, Ŝe musimy mieć hotel pod obserwacją .
Zainstalowaliśmy tam podsłuchy i kilka ukrytych kamer. Całe waszyngtońskie biuro terenowe
FBI zostało postawione w stan pogotowia.
Autokaru szukały specjalnie wyposaŜone helikoptery apache. Miały wykrywacze ciepła
na wypadek, gdyby porywacze chcieli ukryć gdzieś pojazd i pasaŜerów. Oznaczenie
alfanumeryczne na dachu autokaru podano miejscowej policji, wojsku, władzom miejskim i
stanowym, a nawet samolotom prywatnym. Nikomu nie powiedziano, dlaczego poszukuje się
tego pojazdu.
Z Hiltona do Mayflower mogliśmy dotrzeć w razie potrzeby w dziewięćdziesią t sekund.
Mieliśmy nadzieję, Ŝe porywacze nie wiedzą o naszej bazie. Do terminu dostarczenia okupu
pozostały dokładnie dwie godziny. Plan był niesamowicie napięty. Dla nich i dla nas.
Tymczasem zaczęły się problemy.
W Hiltonie zjawiła się Jill Abramson z wewnętrznego komitetu bezpieczeństwa
towarzystwa ubezpieczeniowego i Steve Bolding z firmy ochroniarskiej. Abramson była tęgą
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 78/167
kobietą , miała na sobie Ŝółty, prąŜkowany kostium i wyglą dała na jakieś czterdzieści parę lat.
Bolding był wysoki, dobrze zbudowany, miał pewnie trochę ponad pięćdziesią tkę. Nosił
niebieską kurtkę sportową , białą koszulę i dŜinsy. Przyjechali nas pouczyć, jak mamy
wykonywać naszą robotę.
Betsey juŜ otworzyła usta, Ŝeby coś powiedzieć, ale Bolding podniósł rękę gestem
nakazują cym milczenie. Najpierw on miał coś do powiedzenia. Było jasne, Ŝe chce dowodzić
całą akcją .
– Zrobimy tak. Dopuszczę was do tego, ale w kaŜdej chwili mogę was wykluczyć. Jestem
byłym starszym agentem specjalnym Biura i znam wszystkie prawidłowe posunięcia.
Nieprawidłowe teŜ. Nie mamy czasu na uprzejmości. Agentko Cavalierre, są jakieś ślady
umoŜliwiają ce identyfikację przestępców? Jest jedenasta czterdzieści sześć. Nasza godzina
zero to trzynasta czterdzieści pięć. Dokładnie.
Betsey wzięła krótki oddech, zanim odpowiedziała. Panowała nad sobą duŜo lepiej, niŜ jabyłbym w stanie, rozmawiają c z tym prywatnym ochroniarzem.
– Podejrzanych tak, ale to w Ŝaden sposób nie pomoŜe zakładnikom. Ktoś widział
porwanie autokaru. Było dwóch męŜczyzn w maskach przypominają cych narciarskie.
Autokar zauwaŜono na DeSales Street, ale nie wiemy, czy przed porwaniem, czy po. Jest juŜ
jedenasta czterdzieści siedem, panie Bolding.
Pani Abramson zaskoczyła nas wszystkich.
– Do Mayflower właśnie jadą pienią dze. Zapłacimy okup.
– Zgodnie z planem – odrzekł Bolding. – Czekamy na dalsze instrukcje porywaczy. Jakdotą d, nie odezwali się po raz drugi. Nasi ludzie dostarczą pienią dze. Zrobimy to sami.
Betsey w końcu nie wytrzymała.
– Ja wysłuchałam pana, a teraz pan wysłucha mnie, kolego. Pan był starszym agentem
specjalnym, a ja nim jestem. Gdyby został pan w Biurze, byłabym teraz pańską przełoŜoną . I
jestem nią teraz. To nasi ludzie dostarczą okup i ja tam będę, nie pan. Tak to zrobimy!
Abramson i Bolding zaczęli się z nią kłócić, ale natychmiast im przerwała.
– Mam dosyć waszych bzdur. Doskonale wiemy, Ŝe porywacze są niebezpiecznie
nieprzewidywalni. Albo przyjmiecie moje warunki, albo wyłą czę
was z tej sprawy. Mogę
cię w tej chwili aresztować, Bolding. Panią teŜ, pani Abramson. Mamy masę roboty i została nam
dokładnie godzina i pięćdziesią t siedem minut.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 79/167
Rozdział 57
Spacerował po zatłoczonym holu Hiltona i długich korytarzach wiodą cych doniką d. Nikt
nie wiedział, co się dzieje, a to właśnie lubił. Tylko on znał odpowiedzi, znał takŜe wszystkiepytania.
ZauwaŜył przyjazd agentów FBI i detektywa Crossa z policji waszyngtońskiej.
Oczywiście nie widzieli go. Ale nawet gdyby widzieli, nie mogliby go zatrzymać i
aresztować. To było po prostu niemoŜliwe.
Absolutnie nierówne szanse – jego umysł i doświadczenie przeciwko ich umysłom i
doświadczeniu. Czasami nie traktował tego nawet jako próby sił. Miał tylko jeden problem:
jeśli go to znudzi i przestanie być ostroŜny, moŜe kiedyś go złapią .
Przez hol przeszła zdenerwowana, przygnębiona grupka. Skierowała się w rejonhotelowych sal konferencyjnych. Tam FBI załoŜyło swój obóz. MetroHartford zlekcewaŜyło
jego ostrzeŜenie, ale spodziewał się tego. NiewaŜne. Nie tym razem. Chciał, Ŝeby FBI i Cross
włą czyli się do sprawy.
W końcu zdecydował się wyjść z Hiltona. Poszedł do Renaissance Mayflower – miejsca
przeraŜają cego przestępstwa. Tam rozegra się prawdziwy dramat.
I tam chciał być Supermózg. Być blisko i przyglą dać się.
Rozdział 58
Porywacze w końcu odezwali się do dyrektorów MetroHartford. O trzynastej dziesięć. Do
godziny zero pozostało juŜ tylko trzydzieści pięć minut.
Wiedzieliśmy, co będzie, jeśli nie dotrzymamy terminu. Albo jeśli nie dotrzymają go
porywacze, moŜe nawet celowo.
Popędziliśmy z Betsey do hotelu Mayflower. Odkryliśmy dwie rzeczy. Niby drobne, ale
w tej sytuacji wydawały się waŜne. Pierwszą były drzwi kuchenne wychodzą ce na zaułek zzatoką dla zaopatrzenia. W czasie inauguracji Clintona parkowała tam Secret Service.
Weszliśmy tamtędy niezauwaŜeni. Drugą były wą skie, metalowe schody za Salą Chińską , w
której siedzieli dyrektorzy MetroHartford. Prowadziły na galeryjkę nad rotundą . Wskazali je
nam agenci FBI. Były tam małe okienka. Mogliśmy przez nie patrzeć i słuchać, nie będą c
widziani.
Wdrapaliśmy się z Betsey na górę i ukucnęliśmy wysoko nad salą . ZdąŜyliśmy.
Porywacze wciąŜ byli na linii. Przez głośnik w Sali Chińskiej usłyszeliśmy jednego z nich.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 80/167
– Domyślamy się – powiedział – Ŝe zawiadomiliście juŜ FBI i zapewne policję
waszyngtońską . Nie mamy nic przeciwko temu. Spodziewaliśmy się tego. Witamy agentów
Biura. Uwzględniliśmy was w naszych planach.
Wymieniliśmy z Betsey poirytowane spojrzenia. Supermózg bawił się z nami. Tylko po
co? Zbiegliśmy na dół i przyłą czyliśmy się do grona osób obecnych w Sali Chińskiej. W
głowie roiło mi się od pytań. Supermózg potrafił wytrą cić nas z równowagi. AŜ za dobrze.
– Po pierwsze – cią gną ł porywacz – powtórzę nasze Ŝą dania co do okupu. To waŜne.
Stosujcie się do instrukcji. Jak wiecie, pięć z trzydziestu milionów ma być w
nieoszlifowanych diamentach. WłoŜycie je do brezentowego worka. Do ośmiu następnych
zapakujecie banknoty. Same dwudziestki i pięćdziesią tki. adnych setek, farby, urzą dzeń
naprowadzają cych. Wszystkich worków nie moŜe być więcej niŜ dziewięć. Z kim
rozmawiam?
Betsey przysunęła się do mikrofonu. Ja teŜ.– Tu agentka specjalna FBI, Elizabeth Cavalierre. Kieruję tą sprawą .
– Alex Cross, detektyw z policji waszyngtońskiej i łą cznik z Biurem.
– W porzą dku. Znam wasze nazwiska i waszą reputację. Macie dla nas pienią dze?
– Mamy – odrzekła Betsey. – Gotówka i diamenty są tutaj, w Mayflower.
– Doskonale. Będziemy w kontakcie.
Porywacz wyłą czył się.
Szef MetroHartford wybuchną ł.
– Wiedzieli, Ŝe tu jesteście! BoŜe, co myśmy zrobili! Zabiją zakładników!PołoŜyłem mu rękę na ramieniu.
– Spokojnie. Przygotowaliście wypłatę dokładnie tak, jak sobie Ŝyczyli?
Skiną ł głową .
– Dokładnie tak. Diamenty przywiozą lada chwila. Pienią dze juŜ są . Z naszej strony
robimy wszystko, co moŜna. A wy?
– I nikt z MetroHartford nie wie, gdzie ma być dostarczony okup? – zapytałem łagodnie.
– To waŜne.
Prezes zarzą du był wystraszony. Nie bez powodu.– Słyszał pan tamtego. Powiedział, Ŝe będziemy w kontakcie. Na razie nie wiemy, gdzie
dostarczyć okup.
– To dobra wiadomość, panie Dooner. Porywacze są zawodowcami. My teŜ. Nie wierzę,
Ŝeby juŜ kogoś skrzywdzili. Zaczekamy na następny telefon. Wymiana to dla nich
najtrudniejsza część operacji.
– W tym autokarze jest moja Ŝona – odparł szef MetroHartford. – I córeczka.
– Wiem – przytakną łem.
Wiedziałem równieŜ, Ŝe Supermózg lubi krzywdzić rodziny.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 81/167
Rozdział 59
Robiliśmy, co mogliśmy, ale na razie byliśmy na ich łasce. A czas uciekał.
aden helikopter ani samolot nie zauwaŜył autokaru. Albo porywacze szybko go ukryli,albo zmienili oznaczenie alfanumeryczne na dachu. Wojskowe śmigłowce z wykrywaczami
ciepła teŜ niczego nie znalazły. O trzynastej dwadzieścia w Sali Chińskiej hotelu Mayflower
znów zadzwonił telefon. Odezwał się ten sam denerwują cy, mechanicznie zniekształcony
głos.
– Ruszamy. W recepcji jest przesyłka dla pana Doonera. Kilka handie-talkie. Przynieście
je wszystkie.
– Ruszamy? Doką d? – zapytała Betsey.
– My po nasze bogactwo, wy, Ŝeby pakować pienią dze i diamenty. Załadujecie je dofurgonetki i pojedziecie na północ Connecticut Avenue. Jeśli zboczycie z trasy, którą wam
podam, zabijemy zakładników.
Telefon umilkł.
Furgonetkę zaparkowaliśmy w zaułku przy drzwiach kuchni hotelowej. Porywacze
wiedzieli o tym. Tylko ską d? I co z tego wynikało? Betsey, ja i dwaj agenci wskoczyliśmy do
furgonetki i pojechaliśmy do Connecticut Avenue.
Byliśmy na Connecticut, gdy odezwało się moje handie-talkie. Agenci FBI nazywają tak
walkie-talkie. Porywacz przy telefonie teŜ je tak nazwał. Co znaczył ten ślad? O ile to był
jakiś ślad. Czy facet chciał nam po prostu pokazać, Ŝe wszystko o nas wie?
– Detektyw Cross?
– Tak. Jesteśmy na Connecticut Avenue. Co dalej?
– Wiem, gdzie jesteście. Słuchaj uwaŜnie. Jeśli zobaczymy nad wytyczoną trasą jakieś
samoloty czy helikoptery obserwacyjne, zastrzelimy zakładników. Jasne?
– Najzupełniej – odrzekłem.
Spojrzałem na Betsey. Musiała natychmiast odwołać obserwację z powietrza. Wyglą dało
na to, Ŝe porywacze wiedzą o wszystkim, co robimy.
– Jedźcie jak najszybciej na dworzec kolejowy przy porcie lotniczym Baltimore-
Waszyngton. Wsią dziecie do pocią gu z Baltimore do Bostonu, korytarz północno-wschodni,
odjazd siedemnasta dziesięć. Weźmiecie ze sobą worki z pieniędzmi i diamentami. Pocią g do
Bostonu, siedemnasta dziesięć! Wiemy, Ŝe macie do dyspozycji wszystkich agentów wzdłuŜ
korytarza północno-wschodniego. Przygotujcie się do ich wykorzystania. Dla nas to
niewaŜne. Nie boimy się o naszą wypłatę. Dostaniemy ją .
– Czy rozmawiam z Supermózgiem?
Na linii zapadła cisza.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 82/167
Rozdział 60
Agenci FBI i funkcjonariusze lokalnej policji obstawili wszystkie stacje wzdłuŜ korytarza
północno-wschodniego, ale nie byli oczywiście w stanie upilnować całej linii kolejowej.Porywacze wiedzieli o tym. Wszystko pracowało teraz na ich korzyść.
Agenci Cavalierre, Walsh, Doud i ja wsiedliśmy do pocią gu z Baltimore. Ulokowaliśmy
się z przodu drugiego wagonu.
Pocią g cholernie hałasował. Nie mogliśmy swobodnie rozmawiać ani spokojnie myśleć.
Czekaliśmy na następny sygnał od porywaczy. KaŜda minuta wydawała się cią gnąć w
nieskończoność.
– W pewnym momencie kaŜą nam wyrzucić worki z pędzą cego pocią gu – powiedziałem.
– A wy jak myślicie? Przychodzi wam do głowy coś innego?Betsey zgodziła się ze mną .
– Nie zaryzykują odbioru okupu na którejś ze stacji. Po co mieliby to robić? Wiedzą , Ŝe
nie moŜemy obstawić całej trasy stą d do Bostonu. Dlatego kazali nam odwołać obserwację z
powietrza.
– Załatwili nas – przyznał agent Walsh. – Cwany skurwysyn.
– A moŜe to ona, nie on – zauwaŜyła Betsey.
– Tony Brophy mówił, Ŝe spotkał się z facetem – przypomniałem jej. – Jeśli moŜna mu
wierzyć.
– I jeśli ten facet był Supermózgiem – skontrowała.
– Ta ksywa nie daje mi spokoju – wtrą cił się agent Doud. – To musi być jakiś przegrany
świr.
– Brophy twierdził, Ŝe to palant – odparła Betsey. – A mimo to, chciał dla niego
pracować.
– Bo gość dobrze płacił – powiedział Doud.
Betsey wzruszyła ramionami.
– MoŜe to świr, moŜe geniusz komputerowy. Nie byłabym zaskoczona. Tacy teraz rzą dzą
światem, nie jest tak? Odgrywają się za to, Ŝe nie doceniano ich w szkole średniej. Jak mnie.
– Ja nie narzekałem – zastrzegłem i mrugną łem do niej.
Odezwało się handie-talkie.
– Cześć, gwiazdy sił porzą dkowych. Zaraz zacznie się prawdziwa zabawa. Przypominam,
Ŝe jeśli w pobliŜu pocią gu zauwaŜymy jakieś helikoptery lub samoloty, zastrzelimy
zakładników – poinstruował znajomy głos. Supermózg?
– Ską d moŜemy wiedzieć, Ŝe jeszcze Ŝyją ? – zapytała Betsey. – Dlaczego mamy wam
wierzyć? JuŜ zabijaliście niewinnych ludzi.
– Nie moŜecie wiedzieć. Nie musicie nam wierzyć. Zabijaliśmy niewinnych ludzi.PasaŜerowie autokaru jeszcze jednak Ŝyją . Dobra, a teraz otwierać drzwi wagonu! JuŜ! I
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 83/167
czekać na mój sygnał. Przysunąć worki do drzwi! JuŜ, juŜ, juŜ! Ruszać się! Nie zmuszajcie
nas, Ŝebyśmy kogoś zabili.
Rozdział 61
Nasza czwórka rzuciła się do cięŜkich worków. Przycią gnęliśmy je do najbliŜszych
drzwi. Zrobiło mi się gorą co. Zaczynałem się pocić.
– Przygotować się! Przygotować się! – rozkazywał histerycznie głos w handie-talkie.
Betsey wzywała przez radio swoich ludzi w terenie. Na zewną trz pocią gu migał zielono-
brą zowy krajobraz. Byliśmy gdzieś w okolicach Aberdeen w Marylandzie. Ostatnią stację
minęliśmy jakieś siedem minut wcześniej.– Gotowi? Nie rozczarujcie mnie! – wydzierał się głos.
Jak dotą d, przyszło nam do głowy tylko tyle, Ŝeby wyrzucić worki jak najdalej od siebie.
Zastanawialiśmy się nawet, czy nie zostawić jednego w pocią gu. Wtedy poszukiwania
zajęłyby porywaczom trochę czasu. Ale uznaliśmy to za zbyt niebezpieczne dla zakładników.
Handie-talkie znów zamilkło.
– Kurwa! – zdenerwował się Doud.
– Wyrzucamy worki? – zawołał Walsh, przekrzykują c łoskot pocią gu i szum wiatru.
– Nie! Czekajcie! – Wrzasną łem do niego i Douda, który pochylił się niebezpiecznie nadkrawędzią wagonu. – Zaczekajmy na instrukcje!
– Skurwysyn! – krzyknęła Betsey i zamachnęła się szerokim łukiem. – Robią nas w
konia! Śmieją się z nas!
– Masz rację, chyba mają niezłą zabawę – powiedziałem. – Spokojnie, wyluzuj się.
FBI wychodziło z siebie, Ŝeby wytropić kanał, na którym rozmawiają porywacze. Bez
skutku. Tamci uŜywali wyrafinowanych nadajników wojskowych. Miały mikroukłady
zaprogramowane na zmianę częstotliwości przy kaŜdym połą czeniu. MoŜliwe, Ŝe korzystali z
kilku takich zabawek. Wyrzucali je po kaŜdej rozmowie i brali następne.
Betsey dalej się wściekała. Oczy jej płonęły.
– Skurwiel pomyślał o wszystkim! Nie daje nam czasu na ułoŜenie planu! Kim on jest?!
Handie-talkie znów zaskrzeczało.
– Otwierać drzwi! Przygotować się do wyrzucenia worków! – rozkazał ponownie głos.
Chwyciłem dwa worki z dwudziesto – i pięćdziesięciodolarówkami i po raz drugi
podbiegłem do otwartych drzwi. Serce podeszło mi pod gardło. Na zewną trz huczał wiatr.
Pocią g pędził teraz przez las, dookoła rosły wią zy, sosny i gęste krzaki. Nie widziałem
Ŝadnych domów. I nikt nie czaił się między drzewami. Dobre miejsce na wyrzucenie worków.
Ale handie-talkie znów zamilkło.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 84/167
– Pojebańcy! – rykną ł na całe gardło Doud.
Opadliśmy z jękiem na podłogę.
Przez następną godzinę i piętnaście minut głos musztrował nas tak jedenaście razy. Trzy
razy musieliśmy przenosić pienią dze do róŜnych wagonów. Wysyłał nas do ostatniego i
natychmiast kazał wracać do pierwszego.
– Jesteście całkiem dobrzy – pochwalił w końcu. – Umiecie słuchać.
Potem się wyłą czył.
Rozdział 62
– DłuŜej nie wytrzymam! – wrzasnęła Betsey. – Niech go szlag trafi! Zabiję tegocholernego skurwiela, jak go dorwę!
Worki były duŜe i cięŜkie. Mieliśmy dosyć targania ich po całym pocią gu. Byliśmy
spoceni, zakurzeni i brudni od sadzy. Puszczały nam nerwy. Cią gły stukot pocią gu wydawał
się coraz głośniejszy i doprowadzał nas do szału.
Pocią g Amtraku znów pędził przez las i trą bił głośno. Walsh liczył mijane stacje.
Handie-talkie raz jeszcze oŜyło.
– Przygotujcie pienią dze i diamenty. Otwórzcie drzwi. JuŜ! I macie rzucać worki blisko
siebie. Inaczej zabijemy zakładników. Obserwujemy kaŜdy wasz ruch. Jesteś bardzo ładna,agentko Cavalierre.
– Jasne. A ty jesteś palant – mruknęła Betsey.
Jej bladoniebieski T-shirt był ciemny od potu. Czarne włosy lepiły się jej do czoła. Jeśli
przedtem miała na ciele choć gram tłuszczu, spaliła go podczas tej cholernej podróŜy.
– Fałszywy alarm – oznajmił wesoło porywacz. – To na razie tyle.
Wyłą czył się.
– Gówno!
Opadliśmy cięŜko na worki. Ledwo dyszeliśmy. Próbowałem coś wymyślić, ale po
kaŜdym fałszywym alarmie szło mi coraz trudniej. Nie byłem pewien, czy dam radę przebiec
jeszcze raz w drugi koniec pocią gu.
– MoŜe wyskoczymy razem z workami? – podsuną ł Walsh. – Spieprzymy im plan.
Zrobimy coś, czego się nie spodziewają .
– To jest jakiś pomysł – przyznała Betsey. – Ale zbyt niebezpieczny dla zakładników.
Walsh i Doud zaklęli głośno, kiedy porywacz znów się odezwał. Doszliśmy niemal do
granic wytrzymałości. Tylko gdzie one były?
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 85/167
– adnego odpoczynku dla grzeszników – oznajmił głos i usłyszeliśmy syk otwieranej
puszki napoju orzeźwiają cego albo piwa, a potem westchnienie ulgi. – A moŜe ta linijka
powinna brzmieć: odpoczynek dla grzeszników?
Nagle rykną ł na nas.
– Wyrzucać worki! JuŜ! Obserwujemy pocią g! Widzimy was! Wyrzucać worki, bo
rozwalimy tamtych!
Nie mieliśmy wyboru. Mogliśmy tylko starać się rzucać worki jak najbliŜej jeden od
drugiego. Zmęczenie bardzo obniŜyło sprawność naszych mięśni. Czułem się tak, jakbym
poruszał się we śnie. Ubranie miałem mokre od potu, bolały mnie ręce i nogi.
– Szybciej! – rozkazał głos. – PokaŜ nam swoją kondycję, agentko Cavalierre!
Rzeczywiście nas widział? MoŜliwe. Na to wyglą dało. Bez wą tpienia rozmawiał z nami z
lasu. Ilu ich tam było?
Wyrzuciliśmy dziewięć worków tuŜ przed ostrym zakrętem. Nie mogliśmy zobaczyć, cosię dzieje pięćdziesią t metrów za nami. Jęczą c i przeklinają c, padliśmy na podłogę.
– Niech ich szlag... – wysapała Betsey. – Udało im się. Uciekną z forsą . eby ich jasna
cholera!
Znów włą czyło się handie-talkie. Jeszcze z nami nie skończył.
– Dzięki za pomoc. Jesteście najlepsi. Zawsze dostaniecie pracę w sklepie przy
pakowaniu zakupów. To moŜe być niezłe wyjście po dzisiejszym dniu.
– Ty jesteś Supermózgiem? – zapytałem.
Cisza na linii.Głos umilkł, tym razem na dobre. Pienią dze i diamenty znikły. I nadal mieli wszystkich
zakładników.
Rozdział 63
Cavalierre, Doud, Walsh i ja wysiedliśmy na najbliŜszej stacji, jedenaście kilometrów
dalej.
Czekały na nas dwa czarne suburbany. Przy samochodach stało kilku agentów FBI z
karabinami. Na dworcu zebrał się tłum ludzi. Pokazywali sobie broń i agentów, jakby
zobaczyli druŜynę „Washington Redskins”.
Dostaliśmy ostatnie informacje.
– ZdąŜyli zniknąć z lasu – powiedział jeden z agentów. – Kyle Craig juŜ tu jedzie.
Zablokowaliśmy drogi, ale to działanie w ciemno. Choć jest i dobra wiadomość. Być moŜe
znajdziemy autokar. Trafiliśmy na ślad.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 86/167
Chwilę później połą czyli nas z pewną starszą kobietą z Tinden, małego miasteczka w
Wirginii. Podobno widziała autokar. Chciała rozmawiać tylko z policją . Nie miała zaufania do
FBI i ich metod.
Ledwo się przedstawiłem, zaczęła opowiadać. Sprawiała wraŜenie osoby bardzo
nerwowej.
Nazywała się Isabelle Morris. ZauwaŜyła autokar wśród pól w hrabstwie Warren. Zaczęła
coś podejrzewać, bo była właścicielką lokalnej linii autobusowej, a tego pojazdu nie znała.
– Niebieski w złote pasy? – zapytała Betsey. Nie zdradziła, Ŝe jest z FBI.
– Zgadza się – przytaknęła pani Morris. – aden z moich. Nie wiem, po co tu przyjechał.
To wiejska okolica. Tu nie ma nic ciekawego dla turystów.
– Zapamiętała pani numer rejestracyjny albo przynajmniej część? – spytałem.
Najwyraźniej poczuła się uraŜona tym pytaniem.
– Nie miałam powodu.– Więc dlaczego zameldowała pani o tym autokarze miejscowej policji?
– Chyba mnie pan nie słuchał. Mówiłam juŜ: autokar turystyczny nie ma tu po co
przyjeŜdŜać. Poza tym, mój przyjaciel jest w lokalnym patrolu obywatelskim. Jestem wdową ,
rozumie pan. Właściwie to on zawiadomił policję. A czemu to pana tak interesuje, jeśli wolno
spytać?
– Czy w autokarze byli pasaŜerowie?
Czekają c na odpowiedź, wymieniliśmy z Betsey spojrzenia.
– Nie, tylko kierowca. PotęŜny chłop. Nikogo więcej nie widziałam. Ale dlaczego policjai to cholerne FBI tak się tym interesują ?
– Za chwilę pani wyjaśnię. Nie zauwaŜyła pani na autokarze Ŝadnych znaków
identyfikacyjnych? Tablicy z celem podróŜy? Logo? Wszystko, co by pani dostrzegła,
mogłoby nam pomóc. Ludzie są w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
– O, BoŜe... Tak, coś zauwaŜyłam. Z boku była nalepka „Odwiedźcie Williamsburg”.
Przypomniałam sobie teraz. I coś jeszcze, chyba napis „Waszyngton na kołach”... Tak, prawie
na pewno. Czy to w czymś wam pomoŜe?
Rozdział 64
Betsey juŜ rozmawiała na drugiej linii z Kylem Craigiem. Ustalili, jak najszybciej zabrać
nas do Tinden w Wirginii. Pani Morris omal nie zagadała mnie na śmierć. Cią gle
przypominała sobie coś nowego. Podobno autokar skręcił w polną drogę niedaleko jej domu.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 87/167
– Tam są tylko trzy farmy i wszystkie dobrze znam – mówiła. – Dwie graniczą z
opuszczoną bazą wojskową , zbudowaną w latach osiemdziesią tych. Mogę sprawdzić, co tam
się dzieje.
– Nie, nie – sprzeciwiłem się natychmiast. – Niech pani nie rusza się z domu. JuŜ do pani
jedziemy.
– Znam okolicę – zaprotestowała. – Mogę wam pomóc.
– Proszę na nas zaczekać. JuŜ do pani jedziemy – powtórzyłem.
Obok stacji wylą dował jeden ze śmigłowców FBI przeszukują cych pobliskie lasy. W tym
samym momencie przyjechał Kyle. Jeszcze nigdy tak się nie ucieszyłem na jego widok.
Betsey opowiedziała mu dokładnie, co chce zrobić w Wirginii.
– Podlecimy helikopterem jak najbliŜej, ale tak, Ŝeby nas nie zauwaŜyli. Usią dziemy
sześć do ośmiu kilometrów od Tinden. Nie potrzebuję duŜych sił na ziemi. Wystarczy
dwunastu dobrych ludzi, moŜe nawet mniej.Plan był dobry i Kyle go zaakceptował. Polecieliśmy. Po drodze skierował na miejsce
znajomych agentów z Quantico.
Na pokładzie śmigłowca odebraliśmy informacje o okolicy, w której pani Morris widziała
autokar. W bazie wojskowej była w latach osiemdziesią tych broń nuklearna.
– W kilku takich miejscach wokół Waszyngtonu międzykontynentalne pociski
balistyczne trzymali pod ziemią – wyjaśnił Kyle. – Jeśli autokar stoi w betonowym silosie,
helikoptery z czujnikami ciepła nie wykryją go.
Nasz śmigłowiec zaczą ł lą dować na otwartej przestrzeni w pobliŜu tutejszej szkołyśredniej. Zerkną łem na zegarek. Dawno minęła szósta. Czy zakładnicy jeszcze Ŝyją ? Jaką
sadystyczną grę prowadził Supermózg?
Za piętrowym szkolnym budynkiem z czerwonej cegły, sprawiają cym sielankowe
wraŜenie, cią gnęły się zielone boiska. Wokoło było zupełnie pusto, jeśli nie liczyć
czekają cych na nas dwóch sedanów i czarnej furgonetki. Znajdowaliśmy się jakieś sześć do
ośmiu kilometrów od szosy stanowej, na której pani Morris widziała autokar.
Teraz siedziała w pierwszym sedanie. Miała chyba około osiemdziesią tki, ale dobrze się
trzymała. Szczerzyła sztuczne zęby, cho
ćwesoły u
śmiech był tu z pewno
ścią
nie na miejscu.Czyjaś miła babcia, pomyślałem.
– Od której farmy zaczniemy? – zapytałem ją . – Gdzie tutaj mógłby się ktoś ukryć?
Myślała przez chwilę intensywnie, zmruŜywszy szaroniebieskie oczy.
– Na farmie Donalda Browne’a – odrzekła w końcu. – Nikt na niej teraz nie mieszka.
Browne umarł ostatniej wiosny, biedaczysko. Tam łatwo byłoby się schować.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 88/167
Rozdział 65
– Jedź dalej. Nie zatrzymuj się – powiedziałem do naszego kierowcy, kiedy zbliŜyliśmy
się do farmy Browne’a przy szosie stanowej numer dwadzieścia cztery. Zrobił, co kazałem.Stanęliśmy za zakrętem, jakieś sto metrów dalej.
– ZauwaŜyłem kogoś na podwórzu, Kyle. Opierał się o drzewo obok domu i obserwował
szosę. Przyglą dał się nam. Oni tam są .
Przed nami widziałem szczą tki starej bazy rakietowej. Zastanawiałem się, czy znajdziemy
w silosie autokar, którego nie mogły wykryć helikoptery apache. Jeśli chodzi o los
zakładników z MetroHartford, nie byłem zbytnim optymistą . Supermózg nienawidził przecieŜ
towarzystw ubezpieczeniowych. Czy chodziło o zemstę?
Przypominałem sobie kolejne ofiary napadów na banki. Bałem się, Ŝe na farmie doszło domasakry. Porywacze ostrzegali nas: Ŝadnych błędów, Ŝadnych pomyłek. Takie reguły gry
narzucali podczas skoków na banki. Czy coś się zmieniło?
– Podejdźmy do nich przez las – zaproponował Kyle. – Nie mamy czasu na bardziej
wymyślną taktykę.
Skontaktował się z innymi jednostkami. Potem on, Betsey i ja pobiegliśmy przez gęsty las
na północ. Jeszcze nie widzieliśmy farmy, ale nas teŜ nikt nie mógł stamtą d zobaczyć.
Na szczęście las kończył się blisko domu. Gęste krzaki cią gnęły się niemal do samego
podjazdu. Światła w środku budynku były pogaszone. adnego ruchu, Ŝadnego dźwięku.
Przez cały czas obserwowałem wartownika porywaczy. Stał niedaleko, plecami do nas. A
gdzie reszta? I gdzie zakładnicy? Dlaczego w domu jest ciemno?
– Co on tu robi, do cholery? – mrukną ł Kyle. Był tak samo zaintrygowany jak ja.
– Nie wyglą da na czujkę – szepnęła Betsey. – Nie podoba mi się to.
– Mnie teŜ nie – przyznałem. To nie miało sensu. Kto stawia na straŜy jednego
człowieka? I po co porywacze mieliby tu jeszcze siedzieć?
– Zdejmujemy go – zadecydował cicho Kyle. – Potem wchodzimy do domu.
Rozdział 66
Dałem im znak, Ŝe ja to załatwię. Podkradłem się do wartownika szybko i prawie
bezszelestnie. Zamachną łem się pistoletem, facet dostał kolbą w głowę i upadł, nie wydawszy
Ŝadnego dźwięku. Za łatwo to poszło. Co jest grane, do cholery?
Betsey dołą czyła do mnie w półprzysiadzie.
– Co to za czujka, do cholery, Ŝe dał się tak podejść? – szepnęła. – Przedtem zawsze bylibardzo ostroŜni.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 89/167
Z lasu za nami wyłoniło się kilku agentów. Betsey zatrzymała ich gestem. W domu nadal
było ciemno i cicho. Cała scena wyglą dała nierealnie i upiornie.
Kyle dał rozkaz do wejścia. Pobiegliśmy cicho naprzód. Nie napotkaliśmy juŜ Ŝadnych
straŜy. Pułapka? Czekali na nas w środku? A co z panią Morris? CzyŜby była z nimi?
Dobiegłem do domu z pierwszymi agentami. Poczułem, jak wzbiera we mnie lęk.
Uniosłem mojego glocka i kopniakiem otworzyłem drzwi. Nie wierzyłem własnym oczom.
Omal nie krzykną łem.
Zakładnicy byli w salonie. Cała grupa. Wszyscy cali i zdrowi. Gapili się na mnie z
przeraŜeniem. Policzyłem ich szybko: szesnaście kobiet, dwoje dzieci i kierowca. Nikt nie
zginą ł. Mimo Ŝe złamaliśmy zasady.
– Gdzie są porywacze? – zapytałem cicho. – Ktoś z nich jeszcze tu jest?
Ciemnowłosa kobieta wystą piła naprzód.
– Zostawili wartowników wokół domu. Jeden stoi pod wią zem od frontu.– JuŜ nie – powiedziała Betsey. – A innych nie zauwaŜyliśmy. Proszę, Ŝeby wszyscy tu
zostali, a my się tymczasem rozejrzymy.
Agenci FBI rozbiegli się po domu. Kilka kobiet zaczęło płakać, kiedy zrozumiały, Ŝe
wreszcie są uratowane.
– Zagrozili, Ŝe nas zabiją , jeśli spróbujemy stą d wyjść przed świtem. Opowiedzieli nam o
rodzinach Buccierich i Casselmanów – wykrztusiła przez łzy wysoka, ciemnowłosa kobieta.
Nazywała się Mary Jordan i odpowiadała za grupę.
W domu nikogo nie znaleźliśmy. Nie natrafiliśmy na Ŝadne ślady przestępców, aletechnicy byli juŜ w drodze. Autokar stał w baraku w starej bazie wojskowej.
Pół godziny później na farmę wtargnęła pani Morris. Kilku agentów próbowało ją
zatrzymać, ale bez skutku. Pojawienie się starej kobiety stanowiło niemal komiczną puentę
dramatycznych wydarzeń ostatnich kilku godzin.
– Dlaczego uderzyliście starego Buda O’Marę? To miły, tutejszy facet. Pracuje na
parkingu dla cięŜarówek. Powiedział, Ŝe zapłacili mu sto dolców, Ŝeby tu stał i czekał. I
zarobił setkę za dziurę w głowie. To zupełnie nieszkodliwy gość.
Kiedy w końcu przyjechały samochody ratownicze, nast
ą piło cos dziwnego, aleprzyjemnego. Zakładniczki zaczęły wiwatować na naszą cześć i klaskać. Odbiliśmy je. Nie
pozwoliliśmy im umrzeć.
Ale ja wiedziałem swoje. Z jakiegoś powodu Supermózg nie chciał, Ŝeby zginęły.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 90/167
Częć czwartaAtak i odwrót
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 91/167
Rozdział 67
Rzecz jasna, nasze śledztwo wciąŜ stanowiło dla mediów temat dnia. Prasa dowiedziała
się o Supermózgu i zaroiło się w niej od sensacyjnych nagłówków. Zdjęcie małego
Buccieriego – jednej z pierwszych ofiar – zdobiło niemal kaŜdy artykuł. Twarz chłopca
zaczęła mi się śnić po nocach.
Pracowałem od dwunastu do szesnastu godzin dziennie. Mitchell Brand, który napadał na
waszyngtońskie banki, był cią gle jednym z głównych podejrzanych FBI. Jego fotografia i
dane wisiały wysoko na ścianie od ponad tygodnia. Nie mogliśmy go namierzyć, ale pasował
do naszego portretu przestępcy. Ekipa dochodzeniowa szukała dowodów w miejscu, gdzie
wyrzuciliśmy z pocią gu okup. Technicy FBI badali kaŜdy centymetr kwadratowy w domu na
farmie Browne’a. W zlewie znaleźli ślady charakteryzacji teatralnej. Rozmawiałem z kilkoma
zakładniczkami. Potwierdziły nasze podejrzenia, Ŝe porywacze mogli być ucharakteryzowani,
nosić peruki i podwyŜszone buty.
Przez pierwsze dwa dni pracowałem z Sampsonem w Waszyngtonie. MetroHartford
wyznaczyło milion dolarów nagrody za informacje o przestępcach. Oferta dotyczyła
wszystkich, równieŜ członków gangu, których nie satysfakcjonowałaby ich część okupu.
Mitchella Branda szukaliśmy głównie w Waszyngtonie. Był czarny i miał trzydzieści lat.
Podejrzewano go o sześć napadów na banki, ale nigdy go oficjalnie nie oskarŜono. I nagle
znikną ł. W czasie operacji „Pustynna Burza” słuŜył w armii w stopniu sierŜanta. Słyną ł ztego, Ŝe lubił uŜywać przemocy. Według kartotek wojskowych miał współczynnik inteligencji
powyŜej stu pięćdziesięciu.
Dowodów przybywało, ale rozgłos działał przeciwko nam. W biurze terenowym FBI
urywały się telefony z informacjami, bez przerwy odbierano faksy. Nagle mieliśmy setki
tropów do sprawdzenia. Zastanawiałem się, czy Supermózg nadal pracuje przeciwko nam.
Drugiego wieczoru po porwaniu kobiet z MetroHartford wpadł do mnie Sampson.
Dochodziła jedenasta i przed chwilą wróciłem do domu. Wzią łem kilka zimnych piw i
wyszliśmy na werandę.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 92/167
– Miałem nadzieję zobaczyć dziś małego księcia – powiedział Sampson, kiedy
usiedliśmy.
Podzieliłem się z nim najnowszymi wieściami. W kaŜdym razie częścią .
– Będzie z nami mieszkał.
John wyszczerzył wielkie, białe zęby. Przypominały klawisze fortepianu.
– Wspaniała wiadomość, stary. Domyślam się, Ŝe Christine teŜ.
Pokręciłem głową .
– Nie. Cią gle nie moŜe się otrzą snąć po tym, co jej zrobił Geoffrey Shafer. Boi się o
siebie i o nas. Nie chce mnie więcej widzieć. Między nami wszystko skończone.
Sampson przyjrzał mi się.
– PrzecieŜ było wam dobrze razem. Nie łapię, o co chodzi, stary.
– Ja teŜ nie. JuŜ od miesięcy. Zaproponowałem, Ŝe rzucę pracę w policji i pewnie tak bym
zrobił. Ale powiedziała, Ŝe to nie ma znaczenia.Popatrzyłem przyjacielowi w oczy.
– Straciłem ją , John. Próbuję z tym Ŝyć, ale jestem załamany.
Rozdział 68
Późną nocą odezwał się mój pager. Sampson.– Burdel nie z tej ziemi, Alex. Mówię powaŜnie.
– Gdzie jesteś? – zapytałem.
– W East Capitol Dwellings. Z Rakeemem Powellem. Jeden z jego kapusiów dał nam
cynk. Chyba namierzyliśmy Mitchella Branda.
– I w czym problem?
– Rakeem zadzwonił do swojego porucznika, a tamten do szefa. Pittman ścią gną ł tu
połowę waszyngtońskich gliniarzy.
Wkurzyłem się.
– To moje śledztwo, do cholery! Pittman mógł mnie zawiadomić.
– Dlatego dzwonię, stary. Lepiej rusz dupę.
Spotkałem się z Sampsonem przy osiedlu East Capitol. Według kapusia, tu zamelinował
się Brand. Słyszałem, Ŝe blokowisko nazywają „subsydiowanym magazynem ludzkim”.
Rzeczywiście, przypomina cięŜkie więzienie. Budynki o wyglą dzie bunkrów otaczają białe,
zimne mury z ŜuŜlobetonu. Przygnębiają cy, ale dość typowy widok w Southeast. Mieszkają cy
tu biedacy starają się jak mogą , Ŝeby jakoś Ŝyć w tych warunkach.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 93/167
– To się wymknęło spod kontroli, Alex – zaczą ł narzekać Sampson, kiedy stanęliśmy
obok siebie na skrawku brudnej ziemi między budynkami. – Za duŜo spluw naraz. Gdzie
kucharek sześć... sam wiesz. Szef detektywów znów się wygłupia.
Rozejrzałem się, pokręciłem głową i zaklą łem. Cholerne zoo. ZauwaŜyłem jednostkę
specjalną SWAT, detektywów z wydziału zabójstw. I jak zwykle gapiów z są siedztwa. Czy
Mitchell Brand mógł być Supermózgiem?
Szybko włoŜyłem kevlarową kamizelkę kuloodporną i sprawdziłem glocka. Potem
poszedłem pogadać z szefem detektywów. Przypomniałem Pittmanowi, Ŝe to moje śledztwo, i
nie mógł zaprzeczyć. Ale wyraźnie zaskoczył go mój widok.
– Przejmuję sprawę – oświadczyłem.
– Tylko nic nie spieprz. Mamy Branda na widelcu – warkną ł i odszedł.
Rozdział 69
Zaraz po mnie przyjechał starszy agent James Walsh. Betsey Cavalierre nie pokazała się.
Podszedłem do niego. Zaprzyjaźniliśmy się w cią gu ostatnich kilku tygodni, ale dziś był jakiś
sztywny. Nie podobało mu się to, co tu zastał. Jego takŜe za późno zawiadomili.
– A gdzie starsza agentka Cavalierre? – zapytałem.
– Wzięła kilka wolnych dni. Chyba pojechała do koleŜanki w Marylandzie. Znasz tegoMitchella Branda?
– Wiem o nim wystarczają co wiele. Jeśli siedzi na górze, pewnie jest uzbrojony po zęby.
Ma nową przyjaciółkę, Theresę Lopez. Z tego osiedla. Samotna matka z trójką dzieci. Znam
ją z widzenia.
– Bomba – westchną ł Walsh. Pokręcił głową i przewrócił oczami. – Trójka dzieci, ich
mamusia i uzbrojony facet podejrzany o napady na banki.
– Właśnie. Witamy w Waszyngtonie, agencie Walsh. Brand mógł brać udział w porwaniu
kobiet z MetroHartford. MoŜe być Supermózgiem. Musimy go dostać.
Spotkałem się z druŜyną szturmową w punkcie obserwacyjnym w pobliskim budynku. Na
co dzień uŜywali tutaj mieszkania detektywi z wydziału narkotyków przydzieleni do osiedla.
Byłem tu kilka razy. To moja okolica.
Mieliśmy wejść w ośmiu na szóste piętro i zgarnąć Branda. Ośmiu to aŜ za duŜo do takiej
roboty. Ale w kupie bezpieczniej.
Kiedy druŜyna wkładała kamizelki kuloodporne i sprawdzała broń, wyjrzałem przez
okno. Ulice zalewał Ŝółty blask lamp sodowych. Co za cholerna dzielnica. Mimo obecności
policjantów, handel prochami kwitł. Nic nie mogło tego powstrzymać. Przyglą dałem się
naganiaczom i czujkom na pobliskim rogu. Sprzedawali kokę. Szybkim krokiem, ze
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 94/167
zwieszoną głową podszedł miejscowy ćpun. Znajomy widok. Odwróciłem się, jakbym
niczego nie zauwaŜył.
– Chcemy zgarnąć Branda – powiedziałem do druŜyny – Ŝeby go przesłuchać w sprawie
skoku na bank First Union w Falls Church. MoŜe nas doprowadzić do tego, kto zorganizował
wszystkie napady. Jak dotą d, to nasz najlepszy podejrzany. MoŜliwe, Ŝe on sam jest
Supermózgiem.
– O ile wiemy – cią gną łem – siedzi teraz u swojej nowej dziewczyny. Detektyw Sampson
puści w obieg standardowy rozkład tego typu mieszkania. Oprócz Branda moŜe tam być jego
przyjaciółka z trójką dzieci w wieku od dwóch do sześciu lat.
Odwróciłem się do Walsha. Dwaj z jego agentów weszli w skład druŜyny szturmowej.
Nie miał nic do dodania. Poinstruował tylko swoich ludzi:
– Policja waszyngtońska wchodzi pierwsza do mieszkania. My czekamy w korytarzu jako
wsparcie. To tyle.– Idziemy – powiedziałem. – Bą dźcie bardzo ostroŜni. Brand jest niebezpieczny i na
pewno dobrze uzbrojony.
– SłuŜył w siłach specjalnych – dorzucił Sampson. – To jak zbieranie bitej śmietany z
gówna.
Rozdział 70
„Uzbrojony i niebezpieczny”. To dość oklepane określenie sygnalizuje jednak
policjantom rzeczywiste fakty, z którymi muszą się liczyć.
Weszliśmy gęsiego do brudnej, słabo oświetlonej piwnicy budynku numer trzy, potem
ruszyliśmy szybko schodami w górę. Na klatce widać było ślady poŜaru. Na podłodze,
ścianach i metalowej poręczy zostały plamy sadzy. Czy tutaj ukrywał się Supermózg? Był
czarny? FBI wydawało się to nie do pomyślenia. Niby dlaczego?
Na czwartym piętrze zaskoczyliśmy dwóch ćpunów. Akurat przypalali skręta. Na widok
naszej broni zamarli z wytrzeszczonymi oczami. Bali się ruszyć.
– Nikomu nic nie zrobiliśmy – wychrypiał w końcu jeden. Wyglą dał na czterdziestkę, ale
pewnie nie miał więcej niŜ dwadzieścia lat. Wycelowałem w nich palec.
– Ani słowa – ostrzegłem.
Musieli pomyśleć, Ŝe przyszliśmy po nich. Nie mogli uwierzyć, Ŝe idziemy dalej.
Usłyszałem za sobą Sampsona.
– Spierdalajcie stą d. Ostatni raz macie taki fart.
Przez cienkie ściany docierały do nas krzyki dzieci, płacz niemowlą t, głosy z
telewizorów, jazz, hip-hop i salsa. Ścisnęło mnie w Ŝołą dku. Atak na Branda w budynku
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 95/167
pełnym ludzi mógł się źle skończyć. Ale wszyscy chcieli, Ŝeby śledztwo ruszyło do przodu. A
facet był doskonałym podejrzanym.
Sampson dotkną ł mojego ramienia.
– Ja i Rakeem wejdziemy pierwsi. Ty za nami, stary. I bez dyskusji.
Zmarszczyłem brwi, ale zgodziłem się. Sampson i Rakeem Powell strzelali najlepiej z
nas. Byli ostroŜni, sprytni i doświadczeni. Ale mieli trudne zadanie. „Uzbrojony i
niebezpieczny”. Wszystko mogło się zdarzyć.
Odwróciłem się do detektywa, który trzymał oburą cz cięŜki, metalowy taran,
przypominają cy małą rakietę z tępym końcem.
– Wywalisz drzwi bez uprzedzenia. Nie musisz najpierw pukać.
Spojrzałem na spiętych funkcjonariuszy za mną i uniosłem pięść.
– Wchodzimy na cztery. Pokazałem na palcach: raz... dwa... trzy!
PotęŜne uderzenie w drzwi wyłamało zamki. Wpadliśmy do środka. Sampson i Powellkrok przede mną . Na razie bez strzału.
– Mama! – wrzasnęło jedno z przestraszonych dzieci. Natychmiast przypomniałem sobie
ofiary Supermózga. Nie chcieliśmy rozlewu krwi.
„Uzbrojony i niebezpieczny”.
Dwoje maluchów oglą dało w telewizji South Park . Gdzie jest Mitchell Brand? I gdzie
Theresa Lopez? MoŜe nie ma ich w domu. W takim środowisku zdarza się, Ŝe dzieci siedzą
same przez kilka dni.
Sypialnia na wprost nas była zamknięta. Gdzieś w mieszkaniu grała muzyka. Jeśli Brandsię tu zamelinował, to nie dbał zbytnio o swoje bezpieczeństwo. Nie podobało mi się to.
Pchną łem drzwi sypialni i zajrzałem do środka. Serce mi waliło. Przykucną łem w pozycji
strzeleckiej. Trzecie dziecko bawiło się na podłodze pluszowym misiem.
– Niebieski Niedźwiadek – powiedziało do mnie.
Przytakną łem szeptem i szybko wycofałem się do holu. Sampson otworzył kopniakiem
następne drzwi. Druga sypialnia! Na planie była tylko jedna! Dostaliśmy rozkład nie tego
mieszkania!
Nagle w holu pojawił się
Mitchell Brand. Wlókł za sobą
Theresę
Lopez. Przyciskał jej doskroni luf ę czterdziestki pią tki. Ładna, ciemnoskóra kobieta trzęsła się z przeraŜenia. Oboje
byli nadzy. Brand miał tylko złote łańcuchy na grubej szyi, nadgarstkach i lewej kostce.
– Rzuć broń, Brand! – zawołałem. – Wiesz, Ŝe stą d nie wyjdziesz. Chyba jesteś na tyle
inteligentny? Rzuć broń!
– Z drogi! – wrzasną ł. – Jestem na tyle inteligentny, Ŝeby najpierw wpakować ci kulę w
czoło!
Nie ruszyłem się z miejsca. Sampson i Powell zajęli stanowiska na prawo i lewo ode
mnie.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 96/167
– Bank First Union w Falls Church to twoja robota? – zapytałem. – Jeśli nie, nic ci nie
grozi. OdłóŜ broń.
– To nie ja! – krzykną ł. – Cały tydzień byłem w Nowym Jorku! Na ślubie siostry
Theresy. Ktoś mnie w to wrabia!
Theresa Lopez zaczęła spazmatycznie łkać. Dzieci płakały i wołały ją . Detektywi i agenci
FBI trzymali je w bezpiecznym miejscu.
– Był na weselu mojej siostry! – zawołała Lopez. Patrzyła błagalnie w moją stronę. – Ze
mną !
– Mamusiu! Mamusiu! – płakały dzieci.
– OdłóŜ broń, Brand. Ubierz się. Musimy pogadać. Wierzę, Ŝe byłeś na weselu. Ale odłóŜ
broń.
Czułem, Ŝe mam koszulę mokrą od potu. Jedno z dzieci znów kręciło się za Brandem i
Lopez. Na linii ognia! Modliłem się, Ŝebym nie musiał strzelać.Brand wolno opuścił pistolet i pocałował Theresę w głowę.
– Przepraszam, kochanie – szepną ł do niej.
JuŜ wcześniej zaczą łem myśleć, Ŝe to pomyłka. Czułem to. Kiedy opuścił broń,
wiedziałem juŜ na pewno. MoŜe rzeczywiście ktoś go wrobił. Straciliśmy masę czasu i
środków, Ŝeby go zgarnąć. Od wielu dni szliśmy fałszywym tropem.
Poczułem na karku zimny oddech Supermózga.
Rozdział 71
Wróciłem do domu bardzo późno. Nie podobało mi się mnóstwo rzeczy: to, Ŝe za duŜo
pracuję, rozstanie z Christine, aresztowanie Mitchella Branda.
Musiałem się odpręŜyć, więc siadłem do pianina. Grałem Gershwina i Cole’a Portera,
dopóki oczy nie zaczęły mi się kleić. Wdrapałem się na górę. Zasną łem, gdy tylko
przyłoŜyłem głowę do poduszki.
Około siódmej trzydzieści zjadłem śniadanie z babcią i Damonem. Nadszedł wielki dzień
dla naszej rodziny. Nawet nie wybierałem się do pracy. Miałem coś lepszego do roboty.
Wyszliśmy z domu o ósmej trzydzieści. Pojechaliśmy do szpitala po Jannie.
Czekała na nas w swojej sali, juŜ spakowana. Miała na sobie dŜinsy i T-shirt z napisem
„Dbajmy o Ziemię”. Babcia przywiozła jej ubranie poprzedniego dnia. Ale oczywiście Jannie
poinstruowała ją przedtem dokładnie, co ma przywieźć.
– Chodźmy, chodźmy – zaczęła nas ponaglać, chichoczą c, ledwo weszliśmy. – Nie mogę
się doczekać tej chwili, kiedy będę w domu. Szybko. Tu są moje rzeczy.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 97/167
Wepchnęła Damonowi róŜową walizeczkę „Amerykański turysta”. Przewrócił oczami,
ale wzią ł bagaŜ.
– Długo jeszcze będziesz wymagała takiego specjalnego traktowania? – zapytał.
– Do końca twojego Ŝycia – odpowiedziała bratu. – MoŜe nawet dłuŜej.
Dała mu lekcję, jak męŜczyźni powinni się zachowywać wobec kobiet.
Nagle się przestraszyła.
– Chyba mogę juŜ stą d wyjść? Prawda?
Uśmiechną łem się.
– Oczywiście. Tyle, Ŝe nie wyjść, a wyjechać. Takie są przepisy szpitalne.
Jannie straciła humor.
– Na wózku?! Wspaniałe wyjście, nie ma co.
Schyliłem się i podniosłem ją .
– Tak, na wózku. Ale teraz jesteś w ubraniu i pięknie wyglą dasz, księŜniczko.Zatrzymaliśmy się przy dyŜurce. Jannie poŜegnała się i wyściskała z pielęgniarkami.
Potem wreszcie wyszliśmy ze szpitala.
Była zdrowa. Testy usuniętego nowotworu wykazały, Ŝe naleŜał do łagodnych. Jeszcze
nigdy w Ŝyciu nie czułem takiej ulgi. Jeśli kiedykolwiek w przeszłości zdarzyło się, bym
zapomniał, ile Jannie dla mnie znaczy – w co bardzo wą tpiłem, po tym wszystkim na pewno
nie mogłoby się to powtórzyć. Jannie, Damon i malutki Alex byli dla mnie wszystkim.
Jazda do domu zajęła nam niecałe dziesięć minut. Jannie wierciła się w samochodzie jak
mały piesek. Wychylała głowę przez okno, chłonęła widoki i wdychała zadymione, miejskiepowietrze, które, jej zdaniem, było absolutnie cudowne.
Kiedy zaparkowałem samochód, wysiadła wolno, niemal z szacunkiem. Popatrzyła na
nasz stary dom jak na katedrę Notre Dame. Obróciła się o trzysta sześćdziesią t stopni,
obejrzała okolicę na Pią tej ulicy i z aprobatą skinęła głową .
– Nie ma jak w domu – szepnęła w końcu. – Zupełnie jak w CzarnoksięŜ niku z krainy Oz.
Odwróciła się do mnie.
– Nawet zdją łeś z drzewa latawiec z Batmanem i Robinem. Chwalmy Pana.
Uśmiechn
ą łem si
ęszeroko i poczułem,
Ŝe stało si
ęze mn
ą coś
dobrego. Wiedziałem, co:przestałem się bać, Ŝe ją stracę.
– Właściwie to babcia się tam wdrapała – odrzekłem.
Babcia zamachnęła się na mnie ze śmiechem.
– Przestań zmyślać.
Za progiem Jannie natychmiast złapała kotkę Rosie. Przytuliła ją do twarzy i kotka
polizała jej policzek. Potem zatańczyły jak w dniu chrztu małego Aleksa.
– Fiołki są niebieskie, róŜe są czerwone – zaśpiewała cicho Jannie. – Kocham mą
rodzinkę i nasz stary domek.
Patrzyłem na to z przyjemnością .
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 98/167
Masz rację, Jannie Cross, pomyślałem. Nie ma jak w domu. MoŜe dlatego tak cięŜko
pracuję, Ŝeby go chronić.
Ale moŜe po prostu usprawiedliwiałem się przed samym sobą i zawsze będę.
Rozdział 72
Następnego ranka pojechałem do biura terenowego FBI. Na całym piętrze szumiały
faksy, dzwoniły telefony, pracowały komputery. Pełno energii, dobrej i złej. Było juŜ jasne,
Ŝe Mitchell Brand to nie nasz facet i Ŝe moŜe nawet ktoś go wrobił.
Betsey Cavalierre wróciła z wolnego weekendu. Opaliła się, uśmiechała i wyglą dała na
wypoczętą . Zastanawiałem się przez chwilę, gdzie była, ale zaraz wcią gnęła mnie robota.Nafaszerowany najnowszą techniką „gabinet wojenny” Biura nadal działał, ale teraz
wszystkie moŜliwe tropy pokrywały juŜ trzy spośród czterech ścian. FBI uwaŜało, Ŝe trzeba
zbadać wszystkie. Dyrektor sprawdził w archiwum, Ŝe było to największe polowanie w
historii Biura. Wielkie korporacje naciskały. To samo się działo na począ tku lat
dziewięćdziesią tych, kiedy Unabomber zabił nowojorskiego biznesmena.
Większość dnia spędziłem w dusznej sali konferencyjnej bez okien. Razem z kilkoma
agentami i detektywami oglą daliśmy niekończą ce się slajdy.
Na duŜym ekranie pojawiali się kolejni podejrzani. Potem dyskutowaliśmy o nich idzieliliśmy ich na kategorie: wyłą czony, czynny, bardzo aktywny.
O szóstej wieczorem starszy agent Walsh zwołał naradę. Podejrzewał, Ŝe bandyci wkrótce
znów uderzą . Betsey Cavalierre spóźniła się na zebranie. Usiadła z tyłu i przyjęła rolę
obserwatora.
Dwoje psychologów behawioralnych z FBI opracowało listę następnych potencjalnych
ofiar Supermózga: banków międzynarodowych, duŜych towarzystw ubezpieczeniowych, firm
wydają cych karty kredytowe, konglomeratów komunikacyjnych i firm z Wall Street.
Doktor psychologii Joanna Rodman powiedziała, Ŝe jeszcze nie spotkała się z taką
zajadłością i nienawiścią , jak przy ostatnich rabunkach. UwaŜała, Ŝe sprawcom sprawia
przyjemność przechytrzanie władz i prawdopodobnie szukają sławy i rozgłosu.
Zakończyła w sposób mocno prowokują cy. Była przekonana, Ŝe Supermózg znów
zaatakuje.
– Mogę się załoŜyć, Ŝe uderzy raz jeszcze – oświadczyła. – Choć nie jestem typem
hazardzistki.
Przez dłuŜszy czas nie odzywałem się w ogóle. Wolałem siedzieć cicho i słuchać. W ten
sposób postępowałem na studiach, najpierw na Uniwersytecie Georgetown, a potem na
Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 99/167
Agentka Cavalierre zachowywała się zupełnie inaczej.
– A co pan o tym są dzi, doktorze Cross? – zapytała natychmiast po przemowie doktor
Joanny Rodman. – Pan teŜ mógłby się załoŜyć, Ŝe Supermózg znów zaatakuje?
Potarłem brodę i przypomniałem sobie, Ŝe taki sam odruch miałem na studiach.
– Ja teŜ nie jestem hazardzistą . Przekonuje mnie lista jego potencjalnych celów. Zgadzam
się z większością tego, co tu usłyszałem. Za wszystkim stoi jeden człowiek. Werbuje róŜne
grupy do poszczególnych zadań.
Spojrzałem na Betsey z trochę niezadowoloną miną i mówiłem dalej.
– UwaŜam, Ŝe pierwsze morderstwa miały wszystkich zastraszyć. I tak się stało. Ale przy
porwaniu kobiet z MetroHartford bandyci działali szybko i skutecznie bez rozlewu krwi. Nie
widzę tu zajadłości ani nienawiści. Zakładniczki teŜ o niczym takim nie wspominały. To było
zupełnie co innego niŜ wcześniejsze napady na banki. Nikt nie zginą ł i dlatego podejrzewam,
Ŝe... to koniec tej sprawy. Nic więcej się nie wydarzy.– Co?! – zdumiała się Betsey. – Trzydzieści milionów i do widzenia?
Przytakną łem.
– Wydaje mi się, Ŝe teraz Supermózg gra z nami w inną grę: „Złapcie mnie, jeśli
potraficie”. A nie potrafimy.
Rozdział 73
Betsey Cavalierre podeszła do mnie zaraz po naradzie.
– Nie chcę ci się podlizywać, ale zgadzam się z tobą – powiedziała. – On chyba
rzeczywiście w coś z nami gra. MoŜe nawet wystawił nam Mitchella Branda.
– MoŜliwe – przyznałem. – Pozornie to wszystko jest bez sensu. Ale facet ma niezwykle
wysokie mniemanie o sobie i lubi współzawodnictwo. I na razie tylko tyle o nim wiemy.
– Zrelaksujmy się dzisiaj trochę, Alex. Chodźmy się napić. Chcę z tobą pogadać.
Obiecuję, Ŝe nie będę ględzić o Supermózgu.
Przygryzłem wargi.
– Muszę wracać do domu, Betsey. Wczoraj odebrałem ze szpitala moją małą Jannie.
Przepraszam, Ŝe odmawiam ci drugi raz. Nie myśl, Ŝe cię unikam.
Uśmiechnęła się uprzejmie.
– Rozumiem cię. Nie ma sprawy. To ten mój szósty zmysł. Cią gle mi podpowiada, Ŝe
potrzebujesz z kimś pogadać. Wracaj do domu. Ja mam tu jeszcze co robić. Aha, jutro lecimy
do Hartford. Chcemy przesłuchać byłych i obecnych pracowników MetroHartford.
Powinieneś polecieć z nami. To waŜne. Startujemy około ósmej z lotniska Bolling.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 100/167
– Dobrze, przyjadę. Jakoś dopadniemy Supermózga. Jeśli wystawił nam Mitchella
Branda, popełnił pierwszy błą d. To znaczy, Ŝe ryzykuje, chociaŜ nie musi.
Pojechałem do domu i zjadłem z rodziną fantastyczną kolację. Tego wieczoru na pewno
najlepszą w Waszyngtonie. Babcia upiekła indyka. Robi to co kilka miesięcy. Mówi, Ŝe
prawidłowo przyrzą dzony indyk jest za dobry, Ŝeby jeść go tylko dwa razy do roku, w BoŜe
Narodzenie i Święto Dziękczynienia.
– Widziałeś to, Alex? – zapytała i wręczyła mi wycinek z „Washington Post”. Rada Praw
Dziecka opublikowała listę najlepszych i najgorszych miejsc do wychowywania dzieci.
Waszyngton był na samym końcu.
– Widziałem – odparłem. Nie mogłem się powstrzymać od drobnej uwagi. – Teraz wiesz,
dlaczego zarywam tyle nocy. Próbuję zrobić porzą dek w naszej stolicy.
Babcia spojrzała mi prosto w oczy.
– I nie wychodzi ci to, chłopcze – powiedziała.CóŜ za ironia losu. W tym dniu tygodnia zawsze mieliśmy wieczorem lekcję boksu.
Jannie nalegała, Ŝebym zszedł z Damonem na dół, a ona będzie tylko patrzeć. Damon miał
gotową odzywkę na tę okazję.
– Chcesz, Ŝebym teŜ wylą dował w szpitalu.
– Błą d – odparowała Jannie. – Poza tym, doktor Petito powiedział, Ŝe lekcje boksu i twój
cios nie miały nic wspólnego z moim nowotworem. Nie przeceniaj się. Damo. Nie jesteś
Muhammadem Ali.
Więc zeszliśmy do piwnicy i skoncentrowaliśmy się na podstawach, czyli pracy nóg.Pokazałem nawet dzieciom, jak Ali wykołował Sonny Listona w pierwszych dwóch walkach
w Miami i Lewiston w Maine, a potem w ten sam sposób Floyda Pattersona, który
wyśmiewał go przez kilka miesięcy przed walką .
– To lekcja boksu czy historii staroŜytnej? – zapytał w końcu Damon z lekką nutą
pretensji w głosie.
– Dwa w jednym! – zawołała zachwycona Jannie. – Boks i historia razem. Ekstra!
Znów była sobą .
Kiedy dzieci poszły spać, zadzwoniłem do Christine. Znów usłyszałem tylkoautomatyczną sekretarkę; nie podnosiła słuchawki. Poczułem się, jakbym dostał noŜem
między Ŝebra. Wiedziałem, Ŝe moje Ŝycie musi toczyć się dalej, ale cią gle miałem nadzieję,
Ŝe namówię ją do zmiany decyzji. Ale jak to było moŜliwe, skoro nie chciała ze mną
rozmawiać? Nie pozwalała mi nawet mówić do małego Aleksa. Strasznie za nim tęskniłem.
Skończyłem przy pianinie. Przypomniało mi to, Ŝe galaretka jest potrawą , która lubi
przywierać do białego chleba, dziecięcych buzi i klawiszy.
Wytarłem je starannie, potem, chcą c poprawić nastrój, grałem Bacha i Mozarta. Nie
pomogło.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 101/167
Rozdział 74
Następnego ranka przyjechałem do wojskowej bazy lotniczej Bolling w Anacostii za
dziesięć ósma. Betsey Cavalierre, James Walsh i dwaj inni agenci zjawili się punkt ósma.Behawiorystka z Quantico, doktor Joanna Rodman, spóźniła się kilka minut. Odlecieliśmy
czarnym, lśnią cym helikopterem bell. Wyglą dał bardzo oficjalnie. Rozpoczęliśmy polowanie
na Supermózga. Miałem nadzieję, Ŝe on nie poluje na nas.
O dziewią tej trzydzieści wylą dowaliśmy w śródmiejskiej centrali MetroHartford. Po
wejściu do budynku odniosłem wraŜenie, Ŝe celowo zaprojektowano go tak, Ŝeby wzbudzał
zaufanie, moŜe nawet zachwyt. Bardzo wysoki hol, wszędzie szkło, posadzka jak czarne
lustro, na ścianach ogromne dzieła sztuki nowoczesnej. Co innego biura. Wielkie, duszne sale
na kaŜdym piętrze, podzielone niskimi ściankami na mnóstwo klitek. Musiał to wymyślić począ tkują cy architekt albo któryś z pracowników firmy. Wywołaliśmy lekkie zamieszanie w
małych boksach. FBI przysłało tu wcześniej swoich ludzi, ale dziś przyjechali waŜniaki.
Przesłuchałem dwadzieścia osiem osób. Niewiele z nich miało poczucie humoru. Jakby
dewizą MetroHartford było „Z czego tu się śmiać?” Większość nie lubiła ryzyka. Kilka razy
usłyszałem, Ŝe „ostroŜności nigdy za wiele”.
Najbardziej intrygują ca okazała się ostatnia rozmowa. Kobieta nazywała się Hildie Rader.
Umierałem z nudów, ale jej pierwsze zdanie oŜywiło mnie natychmiast.
– Chyba spotkałam jednego z porywaczy. Tutaj, w centrum Hartford. Był tak blisko mnie,
jak pan teraz.
Rozdział 75
Starałem się nie okazywać mego zaskoczenia.
– A dlaczego nikomu pani o tym nie powiedziała? – zapytałem.
– Zadzwoniłam pod numer „gorą cej linii”, którą załoŜyła firma. Rozmawiali ze mną jacyś idioci. Nikt nie potraktował mnie powaŜnie.
– Zamieniam się w słuch, Hildie – oznajmiłem.
Hildie Rader była duŜą kobietą o ładnym, szczerym uśmiechu. Miała czterdzieści dwa
lata i kiedyś pracowała tu jako sekretarka. JuŜ nie była zatrudniona w MetroHartford i moŜe
dlatego nikt jej jeszcze nie przesłuchał. Zwolnili ją z firmy dwa razy. Najpierw podczas jednej
z okresowych redukcji personelu. Po dwóch latach przyjęli ją z powrotem. Ale trzy miesią ce
temu dostała wymówienie z powodu „złej chemii” z szefem, jak to określiła. Jej dyrektor
nazywał się Louis Fincher i jego Ŝona znalazła się w porwanym autokarze.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 102/167
– Niech pani opowie o tym męŜczyźnie, którego pani spotkała – zachęciłem, kiedy
skończyła mówić.
Przyjrzała mi się podejrzliwie.
– A dostanę za to jakieś pienią dze? Wie pan, jestem bez pracy.
– Firma wyznaczyła nagrodę za informacje o porywaczach.
Roześmiała się i pokręciła głową .
– To długo potrwa. A poza tym, czy moŜna im ufać?
Nie mogłem zaprzeczyć temu, co powiedziała. Czekałem, aŜ pozbiera myśli. Wyczułem,
Ŝe zastanawia się, ile mi powiedzieć.
– Poznałam go w barze Toma Quinna. To na Asylum Street obok Pavilion i Old State
House. Pogadaliśmy i facet mi się spodobał. Ale trochę za bardzo mnie czarował i zrobiłam
się ostroŜna. Z takimi zwykle są kłopoty. Zdarzają się Ŝonaci i zboczeńcy. Wyglą dał na
zadowolonego, ale skończyło się na niczym. Wie pan, co mam na myśli. Wyszedł pierwszy.Kilka wieczorów później znów go tam spotkałam! Tylko tym razem wszystko było inaczej.
Barmanka to moja dobra przyjaciółka. Powiedziała mi, Ŝe ten facet pytał ją o mnie kilka dni
przed naszym pierwszym spotkaniem. Znał moje nazwisko i wiedział, Ŝe pracowałam w
MetroHartford. Więc z czystej ciekawości zaczęłam z nim rozmawiać drugi raz.
– Nie bała się go pani? – zapytałem.
– U Toma Quinna nic mi nie groziło. Wszyscy mnie tam znają i w razie potrzeby
natychmiast by mi pomogli. Chciałam się dowiedzieć, o co temu facetowi chodzi, do cholery?
I szybko zrozumiałam. Bardziej interesowało go MetroHartford niŜ ja. Głównie dyrekcja. Kto jest najbardziej wymagają cy, kto naprawdę rzą dzi. I ich rodziny. Wypytywał zwłaszcza o
Finchera i Doonera. A potem wyszedł pierwszy, jak poprzednio.
Skończyłem notować i skiną łem głową .
– Później juŜ go pani nie widziała?
Hildie Rader pokręciła głową i zmruŜyła oczy.
– Nie, ale słyszałam o nim. Przyjaźnię się z Liz Becton. Jest jedną z sekretarek prezesa
Doonera. To on rzą dzi w MetroHartford.
Widziałem go w akcji i zgadzałem się
z Hildie. Był najwaŜniejszy w firmie.– Ciekawa sprawa – cią gnęła Hildie. – Liz spotkała faceta, który wyglą dał jak ten mój z
baru Quinna. Bo to był ten sam facet. Siedział obok niej w kawiarni Bordersów na Main
Street. Zagadywał ją przy kawie, czy co tam piła. Niech pan zgadnie, kto go interesował?
Dyrekcja MetroHartford! To musiał być jeden z porywaczy, no nie?
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 103/167
Rozdział 76
W cią gu długiego dnia dowiedziałem się, Ŝe prawie siedemdziesią t tysięcy osób w rejonie
Hartford pracuje w ubezpieczeniach. Nie tylko w MetroHartford, Aetnie, Travelers,MassMutual, Phoenix Home Life i United Health Care. Wszystkie inne towarzystwa teŜ mają
tam centrale. Przybywało nam pomocników i podejrzanych. Supermózg mógł być w
przeszłości zwią zany z którąś z tych firm.
Po pracy poszedłem do pobliskiego hotelu Marriott, Ŝeby wymienić spostrzeŜenia z resztą
grupy. Według zeznań Hildie Rader, jeden z porywaczy był zapewne w Hartford tydzień
przed uprowadzeniem autokaru.
– Jutro rano przesłuchamy obie – powiedziała Betsey. – Rader i Becton. Opiszą nam
faceta i zrobimy portret pamięciowy. PokaŜemy go w centralach towarzystwubezpieczeniowych. I muszą nam przysłać z Waszyngtonu rysopisy, które juŜ mamy.
Zobaczymy, czy pasują do siebie.
Potem uśmiechnęła się.
– Coś się zaczyna dziać. MoŜe tamci nie są wcale tacy sprytni.
Około ósmej trzydzieści wieczorem wyszedłem z apartamentu hotelowego, by zadzwonić
do dzieci, zanim pójdą spać. Telefon odebrała babcia. Jeszcze nie zdąŜyłem się odezwać, a
juŜ wiedziała, Ŝe to ja.
– W domu wszystko w porzą dku, Alex. Dajemy sobie radę bez ciebie. Straciłeś wspaniałą
kolację. Duszoną wołowinę. Postanowiłam zrobić twoje ulubione danie, jak tylko się
dowiedziałam, Ŝe cię nie będzie.
Przewróciłem oczami. Nie mogłem w to uwierzyć.
– Naprawdę jedliście duszoną wołowinę?!
Chichotała dobre pół minuty.
– Oczywiście, Ŝe nie. artuję. Ale zjedliśmy Ŝeberka.
Roześmiała się jeszcze głośniej. To moje drugie ulubione danie, a po kiepskiej kolacji
hotelowej burczało mi w brzuchu.
– Naprawdę były kanapki z indykiem – przyznała się w końcu. – A na deser ciasto
orzechowe. Jannie i Damon są obok mnie. Gramy w scrabble. Wygrywam oszczędności ich
całego Ŝycia.
Jannie zabrała jej słuchawkę.
– Babcia wygrywa tylko marnymi dwunastoma punktami, a juŜ zrobiła swój ruch.
Wszystko w porzą dku, tatusiu? – zapytała macierzyńskim tonem.
– Oczywiście – odparłem. – Czy mogłoby być inaczej? Jak się czujesz?
Poprawił mi się nastrój. Babcia mnie rozbawiła.
Jannie zachichotała.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 104/167
– Super. Damon jest zaskakują co miły. Dowiedział się w szkole, co miałam zadane i juŜ
wszystko odrobiłam. No, biorę się powaŜnie za grę. Muszę wyjść na prowadzenie. Tęsknimy
za tobą , tatusiu. Nie daj sobie zrobić krzywdy. Ani się waŜ.
Poczułem się jak pijany, ale powlokłem się z powrotem, Ŝeby dokończyć sesję roboczą z
agentami FBI. „Nie daj sobie zrobić krzywdy” – myślałem, idą c długim korytarzem. Jannie
zaczynała mówić jak Christine. „Ani się waŜ”.
Rozdział 77
Kiedy zapukałem do pokoju Betsey, myślami byłem gdzie indziej. Otworzyła drzwi.
Wyglą dało na to, Ŝe jest sama; agenci juŜ poszli. ZdąŜyła się przebrać w biały T-shirt i dŜinsy.Była boso.
– Przepraszam, musiałem zadzwonić do domu – powiedziałem.
Uśmiechnęła się szeroko.
– Sami załatwiliśmy wszystko.
– Doskonale – odparłem. – BoŜe, błogosław FBI. Jesteście najlepsi. „Wierność, Męstwo,
Prawość”.
– Znasz motto na naszym godle. Po prostu byliśmy wykończeni. MoŜemy teraz pójść na
tego odkładanego drinka, jeśli chcesz. Nie masz juŜ Ŝadnej wymówki. Przeczytałam wwindzie, Ŝe na dachu jest bar. A moŜe wolisz muzeum sportu albo policji?
– Bar na dachu brzmi zachęcają co – odrzekłem. – Będziesz mogła pokazać mi stamtą d
miasto.
Z baru rzeczywiście był doskonały widok na Hartford i okolice. Z naszego miejsca
widziałem neonowe logo Aetny i Travelers, i drogę numer osiemdziesią t cztery wiją cą się na
północny wschód w kierunku Massachusetts Tumpike.
Betsey poprosiła o kieliszek caberneta, ja zamówiłem piwo.
– Co słychać w domu? – zapytała, kiedy barman przyją ł zamówienie.
Roześmiałem się.
– W domu mam teraz dwoje dzieci, kaŜde jest wspaniałe, ale w naszym Ŝyciu następują
róŜne zmiany.
– Ja mam pięcioro rodzeństwa. Jestem najstarsza i najbardziej rozpieszczona. Wiem
wszystko o zmianach w rodzinie.
Uśmiechnęła się. Z przyjemnością zauwaŜyłem, Ŝe jest rozluźniona. Ja teŜ byłem.
– Które z nich faworyzujesz? – zapytała. – Któreś na pewno. Ale nie mów mi. Wiem, Ŝe
się nie przyznasz. U nas ja byłam pupilką rodziców. Stą d wzią ł się wieczny problem mojego
Ŝycia.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 105/167
– Jaki problem? – zapytałem z uśmiechem. – Nie widzę Ŝadnego problemu. Myślałem, Ŝe
byłaś doskonała.
Betsey skubała z dłoni solone orzeszki. Spojrzała mi prosto w oczy.
– Syndrom perfekcjonistki. Nigdy nie byłam z siebie zadowolona. Wszystko, co robiłam,
musiało być bez zarzutu. adnych błędów, Ŝadnych potknięć.
Roześmiała się, potrafiła śmiać się z siebie samej. To mi się w niej podobało: nie była
waŜniaczką i jej podejście do Ŝycia wydawało się bardzo zdrowe.
– Cią gle dąŜysz do ideału? – zapytałem.
Odgarnęła włosy z oczu.
– I tak, i nie. W pracy tak. Jestem taaaka dobra w Biurze. Niezastą piona. Jak to się mówi?
„Ambicja tworzy więcej zaufanych niewolników niŜ potrzeba”. Ale muszę przyznać, Ŝe
brakuje mi w Ŝyciu pewnej równowagi. MoŜna to przedstawić obrazowo. onglujesz
czterema kulami, czyli pracą , rodziną , przyjaciółmi i stanem ducha. Praca to gumowa kula.Jeśli upadnie, odbije się z powrotem. Pozostałe kule są szklane.
– Zdarzało mi się je upuszczać. Czasem odpryskują z nich tylko okruchy, kiedy indziej
rozbijają się na kawałki.
– OtóŜ to.
Barman podał nam drinki. Pocią gnęliśmy nerwowo po łyku. Śmieszna sprawa. Oboje
wiedzieliśmy, co się dzieje, choć nie wiedzieliśmy, jak to się skończy, i czy to dobrze, czy
źle. Betsey miała w sobie duŜo więcej ciepła, niŜ się spodziewałem. I umiała słuchać.
– ZałoŜę się – powiedziała – Ŝe w rzeczywistości utrzymujesz równowagę między pracą ,rodziną i przyjaciółmi. Twój stan ducha teŜ wydaje się w porzą dku.
– Ostatnio praca nie bardzo mi wychodzi. A na stan ducha ty teŜ chyba nie narzekasz.
Masz w sobie tyle zapału, pewność siebie. Ludzie cię lubią . Ale juŜ to na pewno słyszałaś.
– Nie tak często, Ŝebym nie chciała usłyszeć jeszcze raz.
Podniosła kieliszek.
– Za stan ducha i podwójne doŜywocie dla naszego przyjaciela Superfiuta.
– Zwłaszcza za to drugie – odpowiedziałem i uniosłem piwo.
Betsey popatrzyła naświatła miasta.– Więc jesteśmy we wspaniałym Hartford – powiedziała.
Przyglą dałem się jej przez chwilę. Byłem pewien, Ŝe tego chce.
– I co? – zapytałem.
Roześmiała się zaraźliwie. Miała piękny uśmiech. Pasował do jej ciemnych, błyszczą cych
oczu.
– Co masz na myśli?
– Dobrze wiesz.
Śmiała się dalej.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 106/167
– Muszę ci zadać to pytanie, Alex. Nie mam wyboru. MoŜe być krępują ce, ale trudno.
Okay... Chcesz, Ŝebyśmy poszli do mojego pokoju? Bo ja tak. Bez zobowią zań. MoŜesz mi
wierzyć. Nie będę ci się później narzucać.
Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć, ale nie powiedziałem nie.
Rozdział 78
Wyszliśmy w milczeniu z baru. Czułem się trochę niepewnie, moŜe nawet bardzo
niepewnie.
– Lubię zobowią zania – powiedziałem w końcu. – Czasem lubię nawet, gdy ktoś się
lekko narzuca.– Wiem. Ale ten jeden raz po prostu daj się ponieść fali. To dobrze zrobi nam obojgu.
Będzie przyjemnie.
W windzie po raz pierwszy pocałowaliśmy się. Czule i delikatnie. To było coś, co się
pamięta. Taki powinien być pierwszy pocałunek. Betsey musiała stanąć na palcach, Ŝeby
dosięgnąć moich ust. Wiedziałem, Ŝe tego nie zapomnę.
Ledwo się rozdzieliliśmy, wybuchnęła śmiechem. Jak to ona.
– PrzecieŜ nie jestem aŜ taka niska! Mam prawie metr sześćdziesią t trzy wzrostu. Dobrze
całuję?– Bardzo dobrze. Ale jesteś niska.
Czułem słodkomiętowy smak jej ust. Zastanawiałem się, kiedy zdąŜyła połknąć
miętówkę. Była bardzo szybka. Miała miękką , gładką skórę i lśnią ce, ciemne włosy do
ramion. Nie mogłem zaprzeczyć, Ŝe mi się podoba.
Ale co z tego, skoro wiedziałem, Ŝe dla mnie jest na to o wiele za wcześnie.
Winda otworzyła się na jej piętrze. Ogarnęło mnie niecierpliwe podniecenie i chyba
strach. Nie miałem pojęcia, co z tym zrobić. Wiedziałem tylko, Ŝe lubię Betsey Cavalierre.
Chciałem ją przytulić, poznać bliŜej. Przekonać się, jak to jest być z nią . Co myśli, o czym
marzy, co moŜe za chwilę powiedzieć.
Powiedziała:
– Walsh!
Cofnęliśmy się szybko do windy. Waliło mi serce. Niech to szlag!
Odwróciła się do mnie i wybuchnęła śmiechem.
– Mam cię! Nikogo tam nie było. Nie bą dź taki nerwowy. Choć ja teŜ jestem spięta.
Oboje się roześmialiśmy. Było mi z nią dobrze, na pewno. I moŜe to powinno na razie
wystarczyć. Chciałem być przy niej, chciałem się śmiać wraz z nią .
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 107/167
W jej pokoju przytuliliśmy się do siebie. Miała ciepłe ciało. Delikatnie przesuną łem
palcami w dół jej pleców. Westchnęła cicho. Gładziłem jej skórę. Zaczęła szybciej oddychać.
Serce mi waliło.
– Nie mogę, Betsey – szepną łem. – Jeszcze nie.
– Wiem – odpowiedziała cicho. – Po prostu trzymaj mnie tak. Jest przyjemnie. Opowiedz
mi o niej. MoŜesz mi się zwierzyć.
Pewnie miała rację. Powinienem się jej zwierzyć i nawet chciałem.
– Jak powiedziałem, lubię się wią zać. Intymność to coś wspaniałego, ale uwaŜam, Ŝe
trzeba sobie na nią zasłuŜyć. Nazywa się Christine Johnson. Kochałem ją . Było nam dobrze.
Zawsze pragną łem z nią być.
Załamałem się. Nie chciałem tego, ale nagle zaczą łem łkać. Płakałem i nie mogłem
przestać. Trzą słem się, a Betsey przytulała mnie mocno.
– Przepraszam – wykrztusiłem w końcu.– Nie ma za co – odrzekła. – Wszystko w porzą dku.
Odsuną łem się trochę i spojrzałem na nią . Miała łzy w oczach.
– Przytulmy się – powiedziała. – Oboje tego potrzebujemy.
Długo staliśmy, trzymają c się w objęciach. Potem poszedłem do siebie.
Rozdział 79
Supermózg czuł się piekielnie pewny siebie i był szalenie podniecony. Jest w Hartford!
JuŜ się nikogo nie boi. Ani FBI, ani kogokolwiek innego zwią zanego z tą sprawą .
Jak wykorzystać zwycięstwo? Co jeszcze wymyślić? Tylko to go obchodziło. Jak być
coraz lepszym.
Miał plan na tę noc. Chodziło o sprytny i perwersyjny manewr. Nikt jeszcze nie wpadł na
coś takiego. Wspaniały i oryginalny pomysł.
Włamał się do małego domku na przedmieściu Hartford. Wycią ł szybę w drzwiach
wejściowych, sięgną ł do wewnętrznej klamki, przekręcił ją i... voila był w środku.
Przez moment rozkoszował się ciszą . Słyszał tylko świst wiatru w drzewach nad
pobliskim stawem.
Trochę się bał, ale strach to naturalne, podniecają ce uczucie. Wspaniała chwila. WłoŜył
maskę prezydenta Clintona – taką samą , jakiej uŜyto podczas pierwszego napadu na bank.
Ruszył cicho w stronę sypialni. Czuł się juŜ prawie jak u siebie. Posiadanie to
dziewięćdziesią t dziewięć procent prawa do czegoś. Czy nie tak mówi stare porzekadło?
Chwila prawdy!
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 108/167
OstroŜnie otworzył drzwi. W pokoju pachniało drzewem sandałowym i jaśminem.
Zaczekał w progu, aŜ wzrok oswoi się ze słabym światłem. ZmruŜył oczy i rozejrzał się.
Zobaczył ją !
Teraz! Ruszaj! Nie ma chwili do stracenia!
Rzucił się w stronę podwójnego łóŜka i opadł całym cięŜarem na śpią cą postać.
Stęknęła, potem wrzasnęła. Zakleił jej usta taśmą i przykuł kajdankami ręce do słupków
łóŜka.
JuŜ po wszystkim. Szybko i skutecznie.
Ofiara próbowała krzyczeć i uwolnić się. Miała na sobie Ŝółte, jedwabne majteczki,
przyjemne w dotyku. Ścią gną ł je z niej i przyłoŜył sobie do twarzy. Potem potarł nimi zęby.
– Nie szarp się – nakazał. – Nie uciekniesz. Przestań się rzucać! To mnie denerwuje.
OdpręŜ się. Nic ci się nie stanie. ZaleŜy mi na tym, Ŝeby nic ci się nie stało.
Dał jej kilka sekund na zrozumienie sensu tego, co powiedział.Nachylił się tak nisko, Ŝe prawie stykali się twarzami.
– Wytłumaczę ci, po co tu przyszedłem. Co planuję. Wyjaśnię to bardzo jasno i
dokładnie. Mam nadzieję, Ŝe nikomu o tym nie powiesz. Bo jeśli tak, wrócę tu równie łatwo,
jak wszedłem dzisiaj. Nie przeszkodzą mi Ŝadne zabezpieczenia, jakie zainstalujesz. Będę cię
torturował, a potem zabiję. Ale najpierw zrobię ci coś o wiele gorszego.
Ofiara skinęła głową . Zrozumiała. Nareszcie. „Tortury” to magiczne słowo. MoŜe
powinni go częściej uŜywać w szkołach?
– Obserwowałem cię od jakiegoś czasu. Doskonale się nadajesz. Jestem tego pewien. Wtakich sprawach zwykle się nie mylę. Mam rację na dziewięćdziesią t dziewięć procent.
Ofiara znów się pogubiła. Poznał to po jej oczach. Światła zapalone, ale nikogo nie ma w
domu.
– Mam taki pomysł. Spróbuję zrobić ci dzisiaj dziecko – wyjaśnił wreszcie Supermózg. –
Tak, dobrze usłyszałaś. Chcę, Ŝebyś miała dziecko. Znam twój rytm płodności i program
antykoncepcyjny. Nie pytaj ską d; po prostu znam. Mówię powaŜnie, wierz mi.
– Jeśli pozbędziesz się dziecka, przyjdę po ciebie, Justine – ostrzegł. – Jeśli usuniesz
ciąŜę
, będę
cię
straszliwie torturował, a potem zabiję. Ale nie martw si
ę, to b
ędzie wyj
ą tkowedziecko. Warto je urodzić. Kochaj się ze mną , Justine.
Rozdział 80
Nazajutrz w południe okazało się, Ŝe w naszej sprawie nastą pił kolejny, nieoczekiwany i
przeraŜają cy zwrot. Przesłuchiwałem personel MetroHartford, gdy nagle wpadła Betsey.
Wywołała mnie na korytarz. Była blada na twarzy.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 109/167
– O, nie – wykrztusiłem. – Co znowu?
– Alex, to nie do wiary! Cała się trzęsę. Posłuchaj, co się stało. W nocy na przedmieściu
Hartford zgwałcono dwudziestopięcioletnią kobietę. W jej własnym domu. Napastnik
powiedział jej, Ŝe chce, Ŝeby miała z nim dziecko. Po jego wyjściu pojechała do szpitala i
zawiadomiła policję. Był w masce Clintona. W takiej samej, jak ta z pierwszego napadu na
bank. W dodatku nazywał siebie Supermózgiem.
– Ta kobieta nadal jest w szpitalu? Są z nią policjanci? – zapytałem.
Mój mózg pracował na najwyŜszych obrotach. RozwaŜałem róŜne moŜliwości. To nie
mógł być przypadek. Facet w masce Clintona na przedmieściu Hartford? Coś za blisko nas.
– Wróciła do domu – odpowiedziała Betsey – i właśnie znaleźli ją martwą . Ostrzegał ją ,
Ŝeby nikomu nic nie mówiła i nie usuwała ciąŜy. Nie posłuchała go. Popełniła błą d. Otruł ją .
Niech go szlag trafi, Alex!
Pojechaliśmy do domku kobiety. Znów przeraŜają cy widok. LeŜała groteskowoposkręcana na podłodze w kuchni. Przypomniały mi się ciała Brianne i Errola Parkerów.
Supermózg ukarał swoją ofiarę.
Technicy FBI juŜ się krzą tali na miejscu. Betsey i ja nie mieliśmy tam nic do roboty.
Skurwiel przyjechał właśnie do Hartford, moŜe jeszcze nadal tu był. Wyraźnie naigrawał się z
nas.
Jeszcze nie prowadziłem takiego stresują cego śledztwa. Kto stoi za tymi wszystkimi
napadami i morderstwami? Dlaczego nie moŜemy go wytropić? Kim jest ten Supermózg, do
cholery? Czy rzeczywiście był w Hartford w nocy i tego ranka? Po co tak ryzykuje?Siedziałem w centrali MetroHartford prawie do siódmej wieczorem. Starałem się tego nie
okazywać, ale miałem dosyć tej roboty. Przesłuchałem jeszcze kilka osób, potem poszedłem
do biura personalnego poczytać listy z pogróŜkami. Były ich całe sterty. Pisali je głównie
rozŜaleni i wściekli członkowie rodzin, którym odmówiono prawa do odszkodowania i ci,
którzy uwaŜali, Ŝe sprawy cią gną się zbyt długo. Przez godzinę rozmawiałem z szefową
ochrony budynku, Jeny Mayer. Pracowała niezaleŜnie od Steve’a Boldinga – on był tylko
zewnętrznym konsultantem. Zaznajomiła mnie z procedurami sprawdzania poczty, gróźb
podłoŜenia bomby, e-maili z pogró
Ŝkami i podejrzanych przesyłek, które mogłybyeksplodować.
– Byliśmy przygotowani na wszystko – powiedziała. – Tylko nie na to, co się stało.
Miałem cięŜki dzień. WciąŜ widziałem w wyobraźni otrutą kobietę. Supermózg chciał,
Ŝeby urodziła mu dziecko. Prawdopodobnie nie miał zatem dzieci. Pragną ł mieć potomka,
maleńki okruch nieśmiertelności.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 110/167
Rozdział 81
Wróciłem do Waszyngtonu ostatnim wieczornym samolotem. Przyjechałem do domu
kilka minut po jedenastej. W kuchni paliło się światło, na górze było ciemno. Dzieciwidocznie juŜ spały.
– To ja – oznajmiłem, uchylają c skrzypią ce drzwi kuchenne. Pomyślałem, Ŝe trzeba je
nasmarować. Znów zaniedbałem naprawy domowe.
– Wyłapałeś wszystkich bandytów? – zapytała od stołu babcia. Przed nią leŜała ksiąŜka
Kolor wody.
– Idziemy w dobrym kierunku. Przestępca popełnił w końcu kilka błędów. Za bardzo
ryzykuje. Niedługo go złapiemy. Mam nadzieję. Ciekawa ksiąŜka?
Chciałem zmienić temat. Byłem w domu, nie w pracy.Wydęła wargi w lekkim uśmiechu.
– Mam nadzieję. Ładny opis sztormu. Ale nie rób uników. Siadaj i opowiadaj.
– A mogę mówić na stoją co? Chciałbym zrobić sobie coś do jedzenia.
Zmarszczyła brwi i pokręciła głową z niedowierzaniem.
– W samolocie nie dali ci kolacji?
– Owszem. PraŜone orzeszki w miodzie i mały kubek coli. Menu pasowało do całego
dnia. Dobry ten kurczak?
Przechyliła głowę na bok i przyjrzała mi się.
– Do niczego. Nigdy mi nie wychodzi. A jak myślisz? Oczywiście, Ŝe dobry! To dzieło
sztuki kulinarnej.
Przestałem zaglą dać do lodówki i odwróciłem się do niej.
– Przepraszam. Czy przypadkiem się nie kłócimy?
– AleŜ ską d. Wiedziałbyś, gdyby tak było. Co słychać? Bo u mnie wszystko dobrze. A ty
znów za cięŜko pracujesz. Ale chyba ci to odpowiada, prawda? Pogromca Smoków ze swoim
nieodłą cznym mieczem.
Wyją łem kurczaka z lodówki. Umierałem z głodu. Pewnie mógłbym go zjeść na zimno.
– MoŜe to cholerne śledztwo wkrótce się skończy – powiedziałem.
– Ale będą następne. Któregoś dnia widziałam ładne zdanie: „Zawsze moŜe być lepiej, a
potem się umiera”. Co o tym myślisz?
Pokiwałem głową i westchną łem.
– Ty teŜ masz dosyć Ŝycia z detektywem z wydziału zabójstw? Nie mogę mieć o to
pretensji.
Babcia skrzywiła się.
– AleŜ nie. Wręcz przeciwnie. Bardzo to lubię. Ale rozumiem, dlaczego inni mogą tego
nie lubić.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 111/167
– Ja równieŜ. Zwłaszcza w takie dni, jak dziś. Nie podoba mi się to, co zaszło między
mną i Christine. Jestem wściekły i przybity. Ale wiem, czego się bała. Ja takŜe się tego boję.
Babcia wolno pokiwała głową .
– Nawet jeśli to nie moŜe być Christine, potrzebujesz kogoś. Jannie i Damon teŜ. To
powinno być dla ciebie najwaŜniejsze.
Wrzuciłem zimnego kurczaka i dodatki do rondla.
– Spędzam z dziećmi mnóstwo czasu. Ale popracuję nad tym.
– Jak, Alex? Zawsze pracujesz nad dochodzeniami. Ostatnio to wydaje się dla ciebie
najwaŜniejsze.
Zabolała mnie ta uwaga. CzyŜby to było prawdą ?
– Ostatnio popełniono serię brutalnych morderstw. Ale znajdę sobie kogoś. Chyba ktoś
mnie zechce?
Babcia zachichotała.– MoŜe jakiś seryjny zabójca. Na pewno są tobą zainteresowani.
Około pierwszej poszedłem w końcu na górę. Byłem na szczycie schodów, gdy
zadzwonił telefon. Jasna cholera! Zaklą łem i wpadłem do mojego pokoju. Podniosłem
słuchawkę, zanim obudził się cały dom.
– Tak?
– Przepraszam, Alex. To ja – usłyszałem szept Betsey.
– Nic nie szkodzi. – Ucieszyłem się, Ŝe zadzwoniła. – Co się stało?
– Dobra wiadomość. Mamy przełom w śledztwie. Piętnastoletnia dziewczyna zBrooklynu zgłosiła się do MetroHartford po nagrodę. Powiedziała, Ŝe jej ojciec brał udział w
porwaniu autokaru. Zna teŜ pozostałych. W Nowym Jorku potraktowali to bardzo powaŜnie.
Alex, podejrzanymi są tamtejsi detektywi. Supermózg jest gliniarzem!
Rozdział 82
Supermózg jest gliniarzem... To by wyjaśniało wiele spraw. Na przykład, ską d tyle wie o
ochronie banków. I o nas.
O pią tej piętnaście rano spotkałem się z Betsey i czterema agentami na lotnisku Bolling.
Helikopter juŜ czekał. Wystartowaliśmy w takiej mgle, Ŝe po paru sekundach ziemia przestała
być widoczna.
Byliśmy bardzo podnieceni i zaciekawieni. Betsey siedziała z przodu ze starszym
agentem Doudem. WłoŜyła szary kostium i białą bluzkę. Znów wyglą dała powaŜnie i
oficjalnie. Michael Doud dał mi akta pięciu nowojorskich detektywów.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 112/167
Byli z Brooklynu. Pracowali w sześćdziesią tym pierwszym komisariacie niedaleko Coney
Island i Sheepshead Bay. W ich okręgu działały gangi rosyjskie, azjatyckie, latynoskie i
murzyńskie oraz mafia. Podejrzani słuŜyli w policji od dwunastu lat i przyjaźnili się ze sobą .
Z ich kartotek wynikało, Ŝe są „dobrymi gliniarzami”. Ale nie bez skazy. Zbyt często
uŜywali broni, nawet jak na ludzi z wydziału narkotyków. Trzej z nich byli cią gle karani
dyscyplinarnie. artobliwie mówili do siebie „goomba”, od włoskiego słowa oznaczają cego
kumpla. Przywódca paczki nazywał się Brian Macdougall.
W aktach znalazłem około sześciu stron o jego piętnastoletniej córce, naszym świadku.
Chodziła do gimnazjum sióstr urszulanek i miała niewielu przyjaciół. Nowojorskim
detektywom, którzy ją przesłuchiwali wydawała się odpowiedzialna, solidna i wiarygodna.
Doniosła na ojca dlatego, Ŝe pił i bił matkę. Według niej, to on i jego koledzy porwali autokar.
Nareszcie byłem zadowolony. Tak właśnie zazwyczaj wyglą dała policyjna robota.
Zarzucało się wiele sieci i przynajmniej w jedną zawsze coś się złapało. Informacjepochodziły najczęściej od któregoś spośród krewnych lub przyjaciół przestępcy. Jak teraz od
rozŜalonej córki chcą cej ukarać ojca.
O siódmej trzydzieści weszliśmy do sali konferencyjnej na Police Plaza jeden.
Nowojorscy gliniarze nazywają ten budynek „Wielkim Gmachem”. Czekało na nas kilku
miejscowych funkcjonariuszy, łą cznie z szefem detektywów. Reprezentowałem policję
waszyngtońską , bo Kyle Craig uwaŜał, Ŝe powinienem znać opowieść dziewczyny z
pierwszej ręki.
Chciał wiedzieć, czy jej uwierzę.
Rozdział 83
Veronica Macdougall siedziała juŜ w duŜej sali konferencyjnej. Była w pogniecionych
dŜinsach i wściekle zielonej bluzie sportowej. Rude włosy sterczały jej na wszystkie strony.
PodkrąŜone oczy świadczyły, Ŝe w nocy w ogóle nie spała. Patrzyła na nas obojętnym
wzrokiem. Przedstawiliśmy się i usiedliśmy wokół masywnego stołu z mahoniu i szkła.
– Veronica to bardzo dzielna młoda kobieta – powiedział szef detektywów, Andrew
Gross. – Opowie swoją historię własnymi słowami.
Dziewczyna gwałtownie wcią gnęła powietrze. W jej zielonych oczach dostrzegłem
strach.
– W nocy wypisałam sobie róŜne rzeczy. ZłoŜę zeznanie, a potem moŜecie mnie pytać.
Gross wtrą cił się delikatnie. Był potęŜnym facetem, miał gęste, siwe wą sy i długie baki.
– W porzą dku, rób jak uwaŜasz. Nam wszystko odpowiada. Nie spiesz się.
Veronica pokręciła głową . Wyglą dała bardzo niepewnie.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 113/167
– Nic mi nie jest. Chcę mówić, sama tego potrzebuję.
Potem zaczęła opowiadać.
– Mój ojciec to typ „prawdziwego męŜczyzny”. Bardzo się tym chwali. Jest lojalny
wobec przyjaciół, zwłaszcza gliniarzy. Jak to się mówi, „równy facet”? Ale to tylko jedna
strona medalu. Moja matka była piękną kobietą . Dziesięć lat temu, kiedy waŜyła o piętnaście
kilo mniej. Lubi ładne rzeczy. Buty, ubrania. Lubi je mieć. Nie jest zbyt inteligentna. Ojciec
za takiego się uwaŜa i dlatego się na niej niemiłosierne wyŜywa. Kilka lat temu zaczą ł duŜo
pić i od tej pory bije ją cią gle. Nazywa ją „tłumokiem” albo „grubym tłumokiem”. Bardzo
inteligentnie, co?
Veronica urwała i rozejrzała się. Sprawdzała nasze reakcje. Nie odzywaliśmy się. Nie
mogliśmy oderwać wzroku od pełnych gniewu zielonych oczu nastolatki.
– Dlatego tu przyszłam. Dlatego robię tę straszną rzecz, sypię własnego ojca. Łamię
świętą zasadę milczenia.Znów przerwała i popatrzyła na nas. Wpatrywaliśmy się w nią . To miało sens: przełom w
śledztwie dzięki członkowi rodziny.
– Ojciec nie wie, Ŝe jestem o wiele sprytniejsza niŜ on. I bardzo spostrzegawcza. MoŜe
nauczyłam się tego od niego. Kiedy miałam dziesięć czy jedenaście lat, teŜ chciałam być
detektywem. Ironia losu, co? To Ŝałosne. Im byłam starsza, tym więcej widziałam.
ZauwaŜyłam, Ŝe ojciec ma o wiele więcej pieniędzy, niŜ mieć powinien. Czasami fundował
nam „przeprosinową ” wycieczkę do Irlandii albo na Karaiby. I zawsze miał mnóstwo forsy
dla siebie. Zawsze się dobrze ubierał, co roku zmieniał samochód, kupił jacht. Stoi wSheepshead Bay. Ostatniego lata strasznie się urŜną ł w pewien pią tek. Pamiętam, Ŝe w sobotę
wybierał się z kumplami detektywami na wyścigi na Aqueduct. Poszedł do domu babci. To
kilka ulic od nas. Śledziłam go. Był za bardzo pijany, Ŝeby się zorientować. Wszedł do starej
szopy w ogrodzie i odsuną ł stół i kilka desek. Nie widziałam dobrze, co robi, więc wróciłam
tam następnego dnia. Znalazłam kupę forsy. Nie wiedziałam, ską d się wzięła, do dziś nie
wiem. Ale na pewno nie odłoŜył tyle z pensji. Naliczyłam prawie dwadzieścia tysięcy
dolców. Gwizdnęłam kilka setek i się nie połapał. Od tamtej pory zaczęłam go uwaŜniej
obserwować. Od mniej wi
ęcej miesi
ą ca on i jego koledzy, jego goombas, co
śplanowali.Cią gle się spotykali po pracy. Któregoś wieczoru usłyszałam, jak wspominał swojemu
kumplowi Jimmy’emu Crewsowi o Waszyngtonie. Potem wyjechał na kilka dni. Wrócił do
domu czwartego po południu. Dzień po porwaniu autokaru z kobietami z MetroHartford.
Około trzeciej zaczą ł „świętować”. O siódmej był mocno zalany. Złamał mamie kość
policzkową i o mało nie wybił jej oka. Nosi ten głupi sygnet z St. John’s. Wiecie, „Redmen” –
teraz „Red Storm”. W nocy poszłam do szopy babci i znalazłam tyle gotówki, Ŝe nie mogłam
w to uwierzyć.
Veronica Macdougall wyjęła spod stołu jasnoniebieski szkolny plecak i wycią gnęła z
niego kilka paczek banknotów. Widać było po niej, Ŝe cierpi i wstydzi się.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 114/167
– Tu jest dziesięć tysięcy czterysta dolarów. Na pewno z tego porwania w Waszyngtonie.
Mój ojciec myśli, Ŝe jest taki cholernie sprytny.
I dopiero wtedy, gdy skończyła opowieść o swoim ojcu, Veronica Macdougall załamała
się wreszcie. Zaczęła płakać i powtarzać, Ŝe przeprasza. Pomyślałem, Ŝe przeprasza chyba za
to, co on zrobił.
Rozdział 84
Wierzyłem Veronice Macdougall. Jej historia wstrzą snęła mną . Intrygowało mnie, czy
wcześniejsze napady na banki to teŜ robota gangu gliniarzy z Brooklynu. Czy zabili z zimną
krwią tamtych ludzi, zanim dokonali porwania autokaru? Czy jeden z nich jestSupermózgiem?
Miałem mnóstwo czasu na myślenie. Dzień cią gną ł się w nieskończoność. Trwały
dyskusje między FBI, burmistrzem i komisarzem policji. Pięciu podejrzanych detektywów
wzięto na razie pod obserwację. Nie pozwolono nam ich zgarnąć. Musieliśmy czekać.
Utknęliśmy jak w korku na drodze ekspresowej na Long Island albo w nowojorskim metrze.
Sprawdzano alibi podejrzanych w dniach napadów na banki, ich konta i wydatki. Dyskretnie
przesłuchiwano ich kolegów z pracy i kapusiów. Z ogrodu matki Macdougalla zabrano resztę
pieniędzy. Z pewnością była to część okupu.Do szóstej wieczorem nie zapadła Ŝadna decyzja. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Betsey
pojawiła się na krótko i oznajmiła, Ŝe nie osią gnięto postępu w rozmowach. Około siódmej
poszedłem zameldować się w hotelu.
Byłem coraz bardziej wściekły. Wzią łem gorą cy prysznic, potem zaczą łem szukać w
przewodniku Zagata porzą dnej restauracji w śródmieściu. Skończyło się na tym, Ŝe
zamówiłem kolację do pokoju. Myślałem o Christine i Aleksie. Nie miałem ochoty
wychodzić. MoŜe byłoby inaczej, gdyby Betsey była wolna, ale ona walczyła z biurokracją na
Police Plaza.
W łóŜku próbowałem czytać Modlitwy o deszcz Dennisa Lehane’a. Ostatnio trafiałem na
ksiąŜki, które mi się podobały: ś ona pilota. Kobziarz, Harry Potter i kamień czarnoksięŜ nika,
a teraz Lehane.
Ale nie mogłem się skoncentrować. Chciałem dorwać pięciu nowojorskich gliniarzy.
Chciałem wrócić do domu i być z dziećmi. Chciałem, Ŝeby mały Alex naleŜał do naszej
rodziny. To jedno trzymało mnie ostatnio przy Ŝyciu.
W końcu mimo woli zaczą łem rozmyślać o Betsey Cavalierre. Przypominałem sobie
naszą „randkę” w Hartford. Po prostu lubiłem ją . Chciałem, Ŝebyśmy się znowu spotkali.
Miałem nadzieję, Ŝe ona teŜ tego pragnie.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 115/167
Około jedenastej zadzwonił telefon. Betsey. Była wypompowana i sfrustrowana. Uszła z
niej cała energia.
– Nareszcie zbliŜamy się do końca. Mam nadzieję. Nie uwierzysz, ale moŜemy ich jutro
zgarnąć. Szkoda, Ŝe nie słyszałeś tego całego pieprzenia o ich prawach obywatelskich i
morale policji nowojorskiej. Mamy to załatwić „we właściwy sposób”. Nikomu nie mogło
przejść przez gardło, Ŝe to po prostu pięciu skurwieli, prawdopodobnie zabójców, i trzeba im
się dobrać do dupy.
– To pięciu skurwieli i trzeba im się dobrać do dupy – powiedziałem.
Wybuchnęła śmiechem. Wyobraziłem sobie, jak teraz wyglą da.
– Bierzemy się za to skoro świt, Alex. MoŜe przy okazji zgarniemy Supermózga. Muszę
tu jeszcze zostać przynajmniej z godzinę. Do zobaczenia rano.
Rozdział 85
Czwarta rano nadeszła bardzo szybko. O tej godzinie mieliśmy dokonać nalotu na domy
pięciu detektywów. Wszystko było załatwione. Przynajmniej taką miałem nadzieję.
Trzecia trzydzieści nadeszła jeszcze szybciej. O tej porze spotkaliśmy się gdzieś w
hrabstwie Nassau na Long Island. Nie znałem tej okolicy, ale podobała mi się. Wyglą dała
niebo lepiej niŜ waszyngtońska Pią ta ulica i Southeast. Ktoś z naszej grupy powiedział, Ŝe jestto wyją tkowa dzielnica, bo gliny i mafia Ŝyją tu w pełnej harmonii.
Sprawę prowadzili federalni. Za aresztowania oficjalnie odpowiadała Betsey Cavalierre.
To świadczyło o szacunku, jakim cieszyła się w Waszyngtonie, jeśli nawet nie w Nowym
Jorku.
– Miło, Ŝe wszyscy są wyspani i rzeźcy w ten piękny poranek – zaŜartowała. – Co? e to
jeszcze noc? ZaleŜy, w jakiej strefie czasowej się jest.
Kilku agentów uśmiechnęło się. Było nas około czterdziestu. FBI i policja, ale przewaŜali
ludzie z Biura. Betsey podzieliła nas na druŜyny. Trafiłem do jej zespołu.
Wszyscy byli gotowi do działania i niesamowicie napięci. Podjechaliśmy pod piętrowy
dom na High Street w Massapequa. Wokoło Ŝywej duszy – przedmieście jeszcze zupełnie
puste. Gdzieś w są siedztwie zaczą ł szczekać pies. Na zadbanych trawnikach lśniła rosa.
Całkiem nieźle Ŝyło się chyba w tym rejonie, gdzie mieszkał detektyw Brian Macdougall ze
swoją zmaltretowaną Ŝoną i gniewną córką .
Betsey włą czyła handie-talkie. Sprawiała wraŜenie bardzo opanowanej.
– Sprawdzam łą czność... – powiedziała. – W porzą dku. A teraz, druŜyna A, drzwi
frontowe. DruŜyna B, kuchnia. DruŜyna C, weranda. DruŜyna D, wsparcie. Uwaga...
Wchodzimy!
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 116/167
Agenci i detektywi pobiegli do domu. Betsey i ja obserwowaliśmy akcję. Byliśmy
druŜyną D, czyli wsparciem.
DruŜyna A szybko i bez przeszkód weszła do środka.
DruŜyna B teŜ. Z miejsca, w którym zaparkowaliśmy, nie widzieliśmy trzeciej druŜyny.
Podchodziła do domu z tyłu.
W środku rozległy się krzyki. Potem hukną ł strzał.
Betsey spojrzała na mnie.
– O, cholera. Macdougall czekał na nas. Jak to się mogło stać, do diabła?
Usłyszeliśmy następne strzały. Potem krzyk. Później wrzaski i przekleństwa kobiety.
Matki Veroniki Macdougall?
Wyskoczyliśmy z samochodu i pobiegliśmy w stronę domu. Ale zostaliśmy na zewną trz.
Pomyślałem, Ŝe w tym samym momencie trwają naloty na cztery inne domy w Brooklynie.
Miałem nadzieję, Ŝe bez takich problemów.– Zgłoś się, Mike – powiedziała Betsey przez handie-talkie. – Co tam się dzieje? Co
poszło nie tak?
– Rice oberwał. Jestem przed sypialnią na piętrze. Macdougall zamkną ł się tam z Ŝoną .
– Co z Rice’em? – zapytała z niepokojem Betsey.
– Dostał w pierś. Jest przytomny, ale cholernie krwawi. Wezwijcie karetkę!
Nagle otworzyło się okno na górze. Ktoś wyszedł i przebiegł schylony przez dach garaŜu.
Betsey i ja popędziliśmy sprintem w tamtą stronę. Pamiętałem, Ŝe w Georgetown dobrze
grała w lacrosse. Była szybka.– Wyszedł na zewną trz! Macdougall jest na dachu garaŜu! – zakomunikowała innym.
– Mam go – odpowiedziałem jej.
Facet skręcił w kierunku jodeł. Nie widziałem, co jest za nimi. Domyślałem się, Ŝe
podwórze są siedniego domu.
– Stać, policja! – wrzasną łem na całe gardło. – Zatrzymaj się, Macdougall, bo będę
strzelał!
Nie posłuchał. Nawet się nie obejrzał. Zeskoczył między drzewa.
Rozdział 86
Popędziłem za nim. Schyliłem głowę i wpadłem w gęste krzaki, które poraniły mi ręce do
krwi. Macdougall uciekał przez są siednie podwórze. Nie był daleko.
Dogoniłem go, skoczyłem i podcią łem mu ramieniem kolana. Chciałem, Ŝeby się
poharatał.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 117/167
Zwalił się cięŜko na ziemię, ale był tak naładowany adrenaliną jak ja. Przeturlał się,
wyrwał z mojego uścisku i szybko wstał. Ja teŜ.
– Lepiej było leŜeć – powiedziałem do niego. – Popełniłeś błą d.
Trafiłem go prawym prostym. Dobrze wycelowałem. Głowa odskoczyła mu z piętnaście
centymetrów do tyłu.
Zaczą łem lekko podskakiwać. Zamachną ł się sierpowym, ale chybił. Walną łem go
jeszcze raz. Zatoczył się, ale nie upadł. Był twardym, ulicznym gliniarzem.
– Jestem pod wraŜeniem – zadrwiłem. – Ale powinieneś był leŜeć.
Na podwórze wbiegła Betsey.
– Alex!
Macdougall wyprowadził niezły cios, choć trochę sygnalizowany. Ześlizną ł się po mojej
skroni. Gdybym dostał, poczułbym to uderzenie.
– Coraz lepiej – pochwaliłem. – OdciąŜ pięty, Brian.– Alex! – zawołała znów Betsey. – Załatw go, do jasnej cholery! JuŜ!
Chciałem jeszcze chwilę powalczyć na ringu. Obaj na to zasługiwaliśmy. Znów się
zamachną ł sierpowym. Zrobiłem unik i nie trafił. JuŜ się zmęczył.
– Nie jestem twoją Ŝoną ani córką , Macdougall – powiedziałem. – Ja oddaję ciosy.
– Pierdol się! – warkną ł. Był spocony i ledwo dyszał.
– Ty jesteś Supermózgiem, Brian? – zapytałem. – Ty zabiłeś tamtych ludzi?
Nie odpowiedział, więc przyłoŜyłem mu mocno w Ŝołą dek. Zgią ł się i skrzywił z bólu.
Betsey podeszła do nas. Dołą czyło do niej kilku agentów. Przyglą dali się tylko.Wiedzieli, o co mi chodzi. Chcieli, Ŝebym mu dołoŜył.
– Poruszaj się na palcach, nie na piętach – podpowiedziałem Macdougallowi.
Coś zamruczał. Nic nie zrozumiałem. NiewaŜne. Nie obchodziło mnie, co ma do
powiedzenia. Jeszcze raz walną łem go w brzuch.
– Widzisz? Osłaniaj tułów. Tego samego uczę moje dzieci.
Znów trafiłem go w Ŝołą dek. Facet był nabity. Mój cios wylą dował jak na worku
treningowym. Przyjemne uczucie. Zakończyłem walkę wysokim, prawym hakiem na szczękę.
Macdougall padł twarzą
w trawę
i juŜ
nie wstał.Staną łem nad nim. Trochę się spociłem i lekko sapałem.
– Zadałem ci pytanie, Macdougall. Ty jesteś Supermózgiem?
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 118/167
Rozdział 87
Następne dwa dni były męczą ce i zniechęcają ce. Pięciu detektywów siedziało w
więzieniu miejskim na Foley Square. Trzymali tam czasem kapusiów i podejrzanych gliniarzydla ich własnego bezpieczeństwa.
Przesłuchałem całą pią tkę. Zaczą łem od najmłodszego, Vincenta O’Malleya, a
skończyłem na przywódcy, Brianie Macdougallu. Nikt nie przyznał się do porwania autokaru
w Waszyngtonie.
Kilka godzin po wstępnym przesłuchaniu Macdougall poprosił o rozmowę ze mną .
Kiedy wprowadzono go do pokoju przesłuchań na Foley Square, odniosłem wraŜenie, Ŝe
coś się zmienia. Poznałem to po jego minie. Był wyraźnie zdenerwowany.
– Jest inaczej, niŜ są dziłem, Ŝe będzie. Chodzi mi o więzienie. Siedzę tu po niewłaściwejstronie stołu. To defensywna gra, sam wiesz. To ty atakujesz i przerzucasz piłkę nad siatką .
– Napijesz się czegoś zimnego? – zapytałem.
– Zapaliłbym.
Kazałem przynieść papierosy. Ktoś podrzucił mi paczkę marlboro i natychmiast znikną ł.
Macdougall zacią gał się z taką rozkoszą , jakby palenie marlboro było największą
przyjemnością , jaką Ŝycie mogło mu ofiarować. MoŜe w tym momencie rzeczywiście było.
Obserwowałem jego oczy. Miał bez wą tpienia inteligentne spojrzenie. Na pewno potrafił
myśleć. Supermózg? Czekałem cierpliwie, aŜ mi powie, o co mu chodzi. Po to tu przyszedł.
– Mnóstwo razy widziałem, jak to robią inni – odezwał się w końcu zza kłębów dymu. –
Ty umiesz słuchać. Nie popełniasz błędów.
Zapadła krótka cisza. Obaj mieliśmy duŜo czasu.
– Czego ode mnie chcesz? – zapytałem wreszcie.
– Dobre pytanie – odparł. – Niedługo do tego dojdę. Wiesz, na począ tku byłem
porzą dnym gliniarzem. Kiedy jeszcze wierzyłem, Ŝe warto się starać.
Uśmiechną łem się lekko. Starałem się nie być zbyt miły.
– Postaram się to zapamiętać.
– Co cię kręci? – spytał Macdougall.
Był wyraźnie ciekaw, co odpowiem. MoŜe go bawiłem. Choć podejrzewałem, Ŝe raczej w
coś ze mną gra. Na razie mogłem mu na to pozwolić.
Przez palce są czył mu się dym. Westchną ł głośno.
– Pytałeś, czego chcę. Powtarzam: dobre pytanie. Zawsze dbałem i dbam o własny
interes. Powiem ci, o co mi chodzi.
Wiedziałem z doświadczenia, Ŝe lepiej słuchać, niŜ mówić.
– Po pierwsze, przy porwaniu autokaru nikt nie ucierpiał. Nigdy nie zrobiliśmy nikomu
krzywdy.– A rodzina Buccierich? James Bartlett? Collins?
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 119/167
Pokręcił głową .
– To nie moja robota i dobrze o tym wiesz.
Miał rację. Nie wierzyłem, Ŝe oni to zrobili. To nie było w ich stylu. Poza tym mieli alibi
na tamte dni. Pracowali.
– W porzą dku. Co dalej? Wiesz, Ŝe chcemy dostać faceta, który zorganizował napady na
banki.
– Wiem. I mam propozycję. Dla was cięŜką do przełknięcia, ale negocjacje nie wchodzą
w grę. Chcę mieć z wami najlepszą umowę, jaką kiedykolwiek widziałem w mojej karierze
gliniarza. To znaczy, pełna ochrona świadka w takim klubie wiejskim jak Greenhaven. I
siedzę maksimum dziesięć lat. Potem znikam. Taki układ zawarto kiedyś w sprawie o
morderstwo. Wiem, co moŜna, a czego nie moŜna zrobić.
Nie odezwałem się. Nie musiałem. Macdougall wiedział, Ŝe sam nie podejmę decyzji.
– A co za to dostaniemy? – zapytałem.Spojrzał mi prosto w oczy.
– Jego. Faceta, który zaplanował wszystkie skoki i nazywa siebie Supermózgiem. Wiem,
gdzie go znaleźć.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 120/167
Częć pią taWszystko się wali
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 121/167
Rozdział 88
Ludzie z FBI, policji nowojorskiej i departamentu sprawiedliwości naradzali się, co
odpowiedzieć na propozycję Macdougalla. Byłem pewien, Ŝe przynajmniej do poniedziałku
nic nie postanowią .
O czwartej trzydzieści po południu odleciałem do Waszyngtonu. Betsey Cavalierre i
Michael Doud zostali w Nowym Jorku na wypadek, gdyby zapadła jakaś decyzja.
Ja miałem do załatwienia własną waŜną sprawę. Tego wieczoru poszedłem z dziećmi i
babcią do kina na Gwiezdne wojny: Częć Pierwsza – Mroczne Widmo. Film podobał się nam,
choć liczyliśmy na większą rolę Samuela L. Jacksona. ZauwaŜyłem subtelną zmianę w
stosunkach między rodzeństwem. Od czasu choroby Jannie, Damon miał do niej duŜo więcej
cierpliwości, a ona mniej mu dokuczała. Oboje bardzo wydorośleli w cią gu ostatnich kilku
tygodni. Wyglą dało na to, Ŝe stawali się parą przyjaciół. Miałem nadzieję, Ŝe tak pozostanie
na zawsze.
W niedzielę rano postanowiłem z nimi szczerze porozmawiać. Skorzystałem z dobrych
rad babci, co powinienem im powiedzieć. Ona sama zareagowała w sposób typowy dla niej.
Jest jej strasznie przykro z powodu tego, co zaszło między mną i Christine. A co do małego
Aleksa, nie moŜe się po prostu doczekać jego przybycia.
– Uwielbiam maleństwa, Alex. To mnie odmłodzi o dziesięć lat.
Prawie jej uwierzyłem.– Chyba coś jest nie tak – domyślił się Damon, patrzą c na mnie przez stół przy śniadaniu.
Uśmiechną łem się szeroko.
– To tylko pół prawdy. Od czego mam zacząć?
– Od począ tku – doradziła Jannie.
Łatwo powiedzieć – pomyślałem. I w końcu zdecydowałem, Ŝe przejdę od razu do sedna.
– Chyba wiecie, Ŝe Christine i ja przez długi czas byliśmy sobie bardzo bliscy –
powiedziałem. – I nadal jesteśmy, ale ostatnio zaszły pewne zmiany. Po zakończeniu roku
szkolnego Christine wyprowadza się z Waszyngtonu. Jeszcze nie wiem doką d, ale niebędziemy jej często widywać.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 122/167
Jannie opadła szczęka.
– W szkole jest zupełnie inna niŜ kiedyś, tato – powiedział Damon. – Wszyscy to mówią .
Wścieka się o byle co i jest zawsze smutna.
Przykro było mi to słyszeć. Czułem, Ŝe to częściowo moja wina.
– Miała bardzo cięŜkie przeŜycia – odrzekłem. – Trudno sobie nawet wyobrazić, przez co
przeszła. Powoli wraca do siebie, ale to musi potrwać.
– A co będzie z małym Aleksem? – spytała niezwykle cicho Jannie. Jej oczy były pełne
smutku i troski.
– Zamieszka z nami. To ta dobra wiadomość, którą obiecałem.
– Hurra! Hurra! – wykrzyknęła Jannie i zaczęła tańczyć. – Uwielbiam go!
– Fajnie! – ucieszył się Damon.
Ja teŜ się cieszyłem. I zastanawiałem się, jak to jest, Ŝe jedna krótka chwila moŜe być
jednocześnie tak radosna i smutna. Chłopiec zamieszka z nami, ale Christine odeszła.Wreszcie zakomunikowałem to oficjalnie babci i dzieciom. Dawno juŜ nie czułem się taki
pusty i samotny.
Rozdział 89
Im większe ryzyko, tym większe emocje. Supermózg dobrze o tym wiedział. A ta sprawabyła naprawdę niebezpieczna. Cieszył się, Ŝe ma pienią dze, ale to mu nie wystarczało. Chciał
poczuć przypływ adrenaliny.
Agent FBI James Walsh mieszkał samotnie pod Alexandrią . Wynajęty domek był tak
skromny i bezpretensjonalny, jak on sam. Pasował do jego osobowości.
Supermózg bez trudu dostał się do środka. Nie zdziwiło go to. Policjanci nie dbali o
bezpieczeństwo swoich domów. Walsh był leniwy albo moŜe zbyt pewny siebie.
Supermózg chciał to załatwić szybko, ale musiał być ostroŜny. Wiedział, Ŝe podłoga
skrzypi, był tu juŜ wcześniej.
Deski niepokoją co trzeszczały, kiedy zbliŜał się do sypialni.
Im bardziej niebezpiecznie, tym lepiej. Im większe ryzyko, tym większe emocje.
Nigdy nie mógł się temu oprzeć. Powoli, cicho uchylił drzwi, wszedł do pokoju i nagle...
– Nie ruszaj się – powiedział Walsh.
Supermózg ledwo mógł go dostrzec w ciemnym wnętrzu. Agent zają ł pozycję za łóŜkiem.
Trzymał strzelbę. Zawsze miał ją w zasięgu ręki, gdy kładł się spać.
– Celuję dokładnie w twoją pierś – ostrzegł. – I nigdy nie chybiam.
– Rozumiem – zachichotał Supermózg. – Szach i mat, co? Złapałeś Supermózga.
Sprytnie.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 123/167
Ruszył z uśmiechem w kierunku Walsha. Im bardziej niebezpiecznie, tym lepiej.
– Stój! – krzykną ł agent. – Stój, bo strzelę!
– I na pewno nie chybisz – przypomniał Supermózg.
Nie zatrzymał się, nie zwolnił nawet kroku, szedł cią gle przed siebie. Usłyszał, jak Walsh
nacisną ł spust. Ten jeden ruch miał spowodować jego śmierć, unicestwić jego świat. Ale nic
takiego się nie stało.
– Co jest, Walsh? Obiecałeś, Ŝe strzelisz.
Supermózg wycią gną ł pistolet i przyłoŜył agentowi do czoła. Wolną ręką przesuną ł po
jego krótkich włosach.
– To ja jestem Supermózgiem, nie ty. Oddałbyś wszystko, Ŝeby mnie złapać, ale to ja
złapałem ciebie. Rozładowałem ci broń. Załatwię was wszystkich. Ciebie, Douda, Cavalierre.
MoŜe nawet Crossa. Czas umrzeć, Walsh.
Rozdział 90
Przyjechałem do domu Walsha w Wirginii w niedzielę około północy. Na ulicy kręciło
się kilkoro zdenerwowanych są siadów. Jakaś starsza kobieta westchnęła.
– Taki miły człowiek... Co za nieszczęście, co za strata. Był agentem FBI, wiecie.
Wiedziałem. Wzią łem głęboki oddech i wszedłem. W środku roiło się od ludzi z Biura ipolicjantów. PoniewaŜ zginą ł agent, z Quantico wezwano speców z wydziału przestępstw z
uŜyciem przemocy.
Zobaczyłem agenta Mike’a Douda i szybko do niego podszedłem. Wyglą dał na
załamanego. Przyjaźnił się z Walshem i mieszkał niedaleko.
– Przykro mi – powiedziałem.
– Chryste, Jimmy nic mi nie mówił. A przecieŜ byłem jego najlepszym przyjacielem, na
miłość boską .
Skiną łem głową .
– Wiecie juŜ coś? Jak to się stało?
Doud wskazał sypialnię.
– Chyba się zastrzelił. Zostawił list. Nie do wiary, Alex.
Przeszedłem przez skromnie umeblowany salon. Walsh rozwiódł się kilka lat temu. Miał
dwóch synów. Szesnastoletni chodził do szkoły średniej, drugi do Świętego KrzyŜa, jak
kiedyś ojciec.
James Walsh leŜał skulony w łazience obok sypialni. Kafelki podłogi były zalane krwią .
Kiedy tu wszedłem, zobaczyłem natychmiast, co zostało z tylnej części jego głowy.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 124/167
Doud staną ł za mną . Trzymał list poŜegnalny, który umieszczono w plastikowej torebce
na dowody. Przeczytałem go bez wyjmowania. Walsh napisał do swoich dwóch synów,
Andrew i Petera:
Mam ju Ŝ w końcu dosyć. Mojej pracy, tego ledztwa, wszystkiego. Naprawd ę mi przykro.
Kocham was. Wasz ojciec
Przestraszył mnie dźwięk telefonu. Dzwoniła „komórka” Douda. Zgłosił się i oddał mi ją .
– To do ciebie. Betsey.
– Jestem jeszcze w Nowym Jorku – usłyszałem jej głos. – Jadę na lotnisko. Och, Alex...
Biedny Jim. Nie wierzę, Ŝe się zabił. Jaki miałby powód? To do niego zupełnie niepodobne.
Rozpłakała się i mimo Ŝe znajdowała się tak daleko, była mi teraz bliŜsza niŜ kiedykolwiek.
Nie powiedziałem jej, co myślę. Czułem niepokój. MoŜe miała rację. MoŜe James Walsh
nie popełnił samobójstwa.
Rozdział 91
W poniedziałek rano wróciłem do Nowego Jorku. O dziewią tej mieliśmy odprawę w
centrali FBI na Manhattanie. ZdąŜyłem na czas. Dusiłem w sobie róŜne obawy i udawałem, Ŝe
wszystko jest w porzą dku.
Wszedłem do sali konferencyjnej w ciemnych okularach. Betsey musiała wyczuć moją
obecność. Podniosła wzrok znad sterty papierów i skinęła mi smutno głową . Mogłem się
załoŜyć, Ŝe w nocy myślała o Walshu. Tak jak ja.
Ledwo usiadłem na wolnym krześle, zaczą ł przemawiać prawnik z departamentu
sprawiedliwości. Był trochę po pięćdziesią tce, sprawiał wraŜenie sztywnego, niemal zupełniepozbawionego uczuć, i nosił szary, lśnią cy garnitur z wą skimi klapami. Są dzą c po wyglą dzie,
co najmniej dwudziestoletni.
– Zawarliśmy umowę z Brianem Macdougallem – oznajmił.
Spojrzałem na Betsey. Pokręciła głową i przewróciła oczami. JuŜ wiedziała.
Nie wierzyłem własnym uszom. Słuchałem uwaŜnie kaŜdego słowa.
– Nic nie moŜe wyjść poza ściany tej sali. Nie będzie Ŝadnego komunikatu dla prasy.
Detektyw Macdougall zgodził się na rozmowę z prowadzą cymi śledztwo. Opowie o porwaniu
autokaru w Waszyngtonie. Ma cenne informacje, które mogą doprowadzić do schwytania
wyją tkowo groźnego przestępcy, zwanego Supermózgiem.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 125/167
Byłem zupełnie zaszokowany. Wydymali mnie! Cholerny departament sprawiedliwości
dogadał się przez ostatni weekend z Macdougallem. Mogłem się załoŜyć, Ŝe facet postawił na
swoim. Chciało mi się rzygać. Ale od kiedy byłem gliną , departament sprawiedliwości
zawsze działał w ten sposób.
Macdougall wiedział dokładnie, na co moŜe liczyć. Pozostawało tylko pytanie, czy
naprawdę wystawi nam Supermózga. Czy w ogóle wie coś waŜnego?
Wkrótce miałem się o tym przekonać. Przed południem pojechaliśmy go przesłuchać w
więzieniu miejskim. Policję nowojorską reprezentował detektyw Harry Weiss, FBI – Betsey
Cavalierre.
Macdougall miał przy sobie dwóch prawników. aden nie nosił dwudziestoletniego
garnituru. Wyglą dali na zręcznych, bystrych, bardzo drogich. Detektyw podniósł wzrok,
kiedy weszliśmy do małego pokoju.
– Śmierdzą ca sprawa, co? – zagadną ł.– Zgadzam się. Ale taki mamy system.
Filozof Macdougall usiadł między swoimi prawnikami i zaczęliśmy przesłuchanie.
Betsey nachyliła się do mnie.
– To powinno być dobre – szepnęła. – Zobaczymy, co kupił departament
sprawiedliwości.
Rozdział 92
Zaczęło się fatalnie. Detektyw Weiss z wydziału wewnętrznego policji nowojorskiej
postanowił mówić za nas wszystkich. Uznał, Ŝe naleŜy zacząć od samego począ tku, i
skrupulatnie analizował wcześniejsze zeznanie Macdougalla, zdanie po zdaniu.
Koszmar. Miałem ochotę mu przerwać, ale powstrzymałem się. Za kaŜdym razem, gdy
zadawał pytanie lub wygłaszał bezsensowne uwagi krytyczne pod adresem Macdougalla,
kopaliśmy się z Betsey pod stołem.
W końcu Macdougall nie wytrzymał.
– Ty pieprzony frajerze! – wypalił do Weissa. – Tu nie chodzi o twoją tłustą dupę. Z
wami tak zawsze. Marnujesz mój czas. Nie będę z tobą gadał.
Weiss nie zareagował, jakby nie zrozumiał.
Macdougall zerwał się z miejsca.
– Zadajesz głupie pytania, palancie! – rykną ł. – Tracimy tylko wszyscy czas przez ciebie!
Potem podszedł do brudnego, zakratowanego, osłoniętego metalowym ekranem okna.
Jego prawnicy stanęli przy nim. Powiedział coś do nich i wszyscy trzej ryknęli śmiechem.
Dowcipniś z tego Macdougalla, pomyślałem.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 126/167
Siedzieliśmy przy stole i obserwowaliśmy ich. Betsey uspokajała Weissa. Starała się
utrzymać wspólny front.
– Pieprzę go – warkną ł Weiss. – Mogę pytać, o co chcę. Kupiliśmy skurwysyna.
Przytaknęła.
– Masz rację, Harry. Ale on chyba nie lubi wydziału wewnętrznego. Typowy detektyw.
MoŜe Aleksowi pójdzie lepiej.
Weiss najpierw pokręcił głową , potem się poddał.
– Niech będzie. Spróbujcie z tym palantem po swojemu. Gramy w jednej druŜynie.
Betsey poklepała go po ramieniu.
– Właśnie. Dzięki, Ŝe się zgodziłeś.
Macdougall uspokoił się i wrócił do stołu. Nawet przeprosił Weissa.
– Bez urazy, stary. Trochę mnie poniosło. Wiesz, jak to jest.
Poczekałem chwilę, Ŝeby Weiss przyją ł przeprosiny, ale on milczał. W końcu zaczą łem.– Co masz dla nas waŜnego, Macdougall? Wiesz, co chcemy usłyszeć.
Macdougall spojrzał na obu prawników i uśmiechną ł się.
Rozdział 93
– W porzą dku, spróbujmy. Proste pytania, proste odpowiedzi. Spotkałem się z tymSupermózgiem trzy razy. Tylko w Waszyngtonie. Zawsze dawał nam na „koszty podróŜy”,
jak to nazywał. Pięćdziesią t kawałków za przyjazd. Opłacało się. I ciekawiło nas, o co chodzi.
Był wielkim cwaniakiem. Wszystko miał przemyślane. Wiedział, o czym gada. Od razu
obiecał nam piętnaście baniek udziału. Dokładnie rozpracował MetroHartford. UłoŜył
szczegółowy plan. Czuliśmy, Ŝe to się uda. I udało się.
– Ską d o was wiedział? – zapytałem. – Jak się z wami skontaktował?
Wyglą dało na to, Ŝe Macdougallowi spodobało się pytanie.
– Przez naszego znajomego prawnika – odpowiedział i zerkną ł na swoich dwóch
adwokatów. – Ale to Ŝaden z tych panów. Trafił do nas przez kogoś innego. Nie wiem
dokładnie, kto mu dał cynk. Ale wiedział, kim jesteśmy i jak pracujemy. To waŜne, Weiss.
Zanotuj to. Kto mógł nas znać? Gliniarz? Któryś z naszych? Agent FBI? Glina z
Waszyngtonu? A moŜe ktoś w tym pokoju? To mógł być kaŜdy.
Weiss ledwo nad sobą panował. Poczerwieniał. Przypinany kołnierzyk jego białej koszuli
wydawał się o kilka numerów za mały.
– Ale ty juŜ wiesz, kto to jest, Macdougall? Zgadza się?
Macdougall spojrzał na mnie i Betsey. Pokręcił głową . On teŜ nie ufał Weissowi.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 127/167
– Dojdziemy do tego, co wiem, a czego nie wiem. Nie lekcewaŜcie informacji, Ŝe nas
znał. Wiedział o detektywie Crossie. I o agentce Cavalierre. Wiedział wszystko. To waŜne.
– Masz rację – przytakną łem. – Mów dalej.
– W porzą dku. Zanim zgodziliśmy się na drugie spotkanie, próbowaliśmy ustalić, kim jest
ten cholerny Supermózg. Nawet rozmawialiśmy o nim z FBI. Wykorzystaliśmy wszystkie
kontakty. Ale nic nie znaleźliśmy. adnego śladu. No więc umówiliśmy się z nim drugi raz.
Bobby Shaw próbował go śledzić po jego wyjściu z hotelu. Ale zgubił faceta.
– I dlatego pomyśleliście, Ŝe to moŜe być gliniarz? – zapytałem.
Macdougall wzruszył ramionami.
– Przyszło nam to do głowy. Trzecie spotkanie miało zadecydować, czy w to wchodzimy,
czy nie. Mogliśmy zgarnąć połowę z trzydziestu milionów. Jasne, Ŝe w to weszliśmy. On
wiedział, Ŝe się zdecydujemy. Próbowaliśmy wytargować większą działkę. Wyśmiał nas. Nie
chciał o tym słyszeć. Zgodziliśmy się na jego warunki. Powiedział, Ŝe albo je przyjmiemy,albo wypadamy z gry. Po spotkaniu wyszedł z hotelu. Tym razem pilnowało go dwóch
naszych. Facet był wysoki, nabity i z czarną brodą . Podejrzewaliśmy, Ŝe to przebranie.
Chłopcy znów go o mało nie zgubili. Ale udało im się. Mieli fart. Zobaczyli, Ŝe wszedł do
szpitala dla weteranów Hazelwood w Waszyngtonie. JuŜ tam został. Nie wiemy, jak
naprawdę wyglą da, ale nie wyszedł stamtą d.
Macdougall zamilkł. Popatrzył kolejno na Weissa, Betsey i na mnie.
– To psychol, mili państwo. Siedzi w wariatkowie. Tam go dorwiecie.
Rozdział 94
Agenci FBI natychmiast pojechali do szpitala Hazelwood. Wycią gnęli akta wszystkich
pacjentów i całego personelu. Urzą d do spraw Weteranów sprzeciwiał się, ale szybko ustą pił.
Kopie akt pacjentów trafiły do mnie. Przez resztę dnia porównywałem je z kartotekami
personelu i klientów MetroHartford. Dziękowałem Bogu za komputery. Nawet jeśli
Supermózg był w szpitalu, nikt nie wiedział, jak wyglą da. Nadal brakowało jego połowy z
trzydziestu milionów dolarów. Ale zbliŜyliśmy się do niego bardziej niŜ kiedykolwiek.
Odzyskaliśmy prawie cały łup nowojorskich detektywów. Rozpłynęło się tylko kilkaset
tysięcy. KaŜdy z pięciu aresztowanych gliniarzy próbował pójść z nami na jakiś układ.
Około wpół do dziesią tej wieczorem poszliśmy z Betsey na kolację do nowojorskiej
restauracji „Ecco”. WłoŜyła Ŝółtą sukienkę, złote kolczyki i bransoletki. Wszystko to
tworzyło znakomity kontrast z jej opalenizną i czarnymi włosami. Są dzę, Ŝe wiedziała, jak
świetnie się prezentuje. Wyglą dała bardzo kobieco.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 128/167
– Czy to randka? – zapytała, kiedy usiedliśmy przy stoliku w przytulnym, ale hałaśliwym
lokalu na Manhattanie.
Uśmiechną łem się.
– MoŜe coś z tego wyjdzie. Jeśli nie będziemy rozmawiać o pracy.
– Masz na to moje słowo. Nawet gdyby wszedł tutaj Supermózg i przysiadł się do nas.
– Przykro mi z powodu Jima Walsha – powiedziałem.
Jeszcze nie mieliśmy okazji porozmawiać o tym.
– Wiem, Alex. Mnie teŜ. To był naprawdę porzą dny facet.
– Zaskoczyło cię jego samobójstwo?
PołoŜyła dłoń na mojej.
– Tak. Kompletnie. Ale nie mówmy dziś o tym, okay?
Po raz pierwszy opowiedziała mi trochę o sobie. Pochodziła z rodziny katolickiej i
skończyła szkołę średnią Johna Carrolla w Waszyngtonie. Wychowywali ją w surowejdyscyplinie. Matka umarła, kiedy Betsey miała szesnaście lat. Ojciec był sierŜantem w
wojsku, potem straŜakiem.
– Chodziłem z dziewczyną z twojej szkoły – powiedziałem. – W śmiesznym, niemodnym
mundurku.
Betsey zabawnie zamrugała oczami.
– Ostatnio?
Miała poczucie humoru. Powiedziała, Ŝe wyniosła je z domu i ze swojej dzielnicy.
– KaŜdy chłopak w naszej okolicy musiał się wygłupiać. Inaczej miał przechlapane. Mójojciec chciał mieć syna, a urodziłam się ja. Był twardym facetem, ale lubił poŜartować. Umarł
w pracy na atak serca. Chyba dlatego haruję co dzień jak wariatka.
– Ja straciłem rodziców, kiedy nie miałem nawet dziesięciu lat. Wychowywała mnie
babcia. I teŜ całe Ŝycie haruję.
– Skończyłeś Georgetown, a potem Johns Hopkins, tak?
Przewróciłem oczami i roześmiałem się.
– Dobrze się przygotowałaś do randki. Tak, mam doktorat z psychologii z Johns Hopkins.
Jestem za bardzo wykształcony jak na gliniarza.Roześmiała się.
– Ja teŜ poszłam do Georgetown. Ale po tobie.
– Tylko cztery krótkie lata, agentko Cavalierre. Dobrze grałaś w lacrosse.
Zmarszczyła brwi.
– To raczej ty przygotowałeś się do randki.
Roześmiałem się.
– Nie, nie... Po prostu raz widziałem, jak grałaś.
– Zapamiętałeś to?!
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 129/167
– Zapamiętałem ciebie. Szybko biegałaś. Najpierw nie mogłem tego skojarzyć, ale potem
sobie przypomniałem.
Betsey zapytała o moją trzyletnią prywatną praktykę psychologa.
– Wolałeś być detektywem?
– Lubię akcję.
– Ja teŜ – przyznała.
Porozmawialiśmy trochę o naszych rodzinach. Opowiedziałem jej, jak zginęła moja Ŝona
Maria. Pokazałem zdjęcia starszych dzieci i małego Aleksa.
– Nigdy nie byłam męŜatką – powiedziała cicho Betsey. – Mam pięć młodszych sióstr.
Wszystkie wyszły za mąŜ i mają dzieci. Przepadam za nimi. Nazywają mnie ciocią Gliną .
– Mogę ci zadać osobiste pytanie?
Skinęła głową .
– Strzelaj. Zniosę wszystko.– Chciałaś się kiedyś ustatkować, ciociu Glino?
– To pytanie osobiste czy profesjonalne, doktorze?
Wyczułem, Ŝe jest bardzo ostroŜna. Poczucie humoru było prawdopodobnie jej najlepszą
tarczą .
– Przyjacielskie – odpowiedziałem.
– Wiem, Alex. Miałam kiedyś bliskich przyjaciół. Facetów, kilku chłopaków. Ale kiedy
sprawa robiła się powaŜna, zawsze się wycofywałam. O, cholera, wygadałam się.
Uśmiechną łem się.– Prawda zawsze w końcu wyjdzie na wierzch.
Przysunęła się bliŜej. Pocałowała mnie w czoło, potem delikatnie w usta. Trudno było się
jej oprzeć.
– Lubię być z tobą – powiedziała. – I bardzo lubię z tobą rozmawiać. Idziemy?
Wróciliśmy do hotelu. Odprowadziłem ją do pokoju. Pocałowaliśmy się przed drzwiami i
podobało mi się to jeszcze bardziej niŜ za pierwszym razem w Hartford. Powoli i spokojnie
do zwycięstwa.
– Jeszcze nie jesteś
gotowy? – raczej stwierdziła, niŜ
zapytała.– Nie.
Uśmiechnęła się.
– Ale jesteś juŜ blisko.
Weszła do pokoju i zamknęła drzwi.
– Nie wiesz, co tracisz – zawołała z wewną trz.
Uśmiechałem się w drodze do swojego pokoju. Chyba wiedziałem, co tracę.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 130/167
Rozdział 95
– Jesteśmy! – zawołał John Sampson i klasną ł w dłonie. – Gdzie się chowacie, źli faceci?
W środę o szóstej rano wygramoliliśmy się obaj z mojego starego porsche na parkingusłuŜbowym szpitala Hazelwood na North Capitol Street w Waszyngtonie. DuŜy budynek
połoŜony był w duŜej odległości od Wojskowego Centrum Medycznego Waltera Reeda i
niedaleko od Domu ołnierza i Lotnika.
Tutaj zadekował się Supermózg? – zastanawiałem się. Czy to moŜliwe? Tak twierdził
Brian Macdougall. Ta informacja była jego asem atutowym.
John i ja włoŜyliśmy sportowe koszulki, workowate spodnie khaki i wysokie adidasy.
Mieliśmy pracować w szpitalu dzień lub dwa. Jak dotą d FBI nie udało się zidentyfikować
Supermózga wśród pacjentów i personelu.Teren szpitala otaczał wysoki, porośnięty bluszczem mur z kamieni polnych. Krajobraz
nie był ciekawy: trochę krzaków, kilka drzew liściastych i iglastych, proste ławki.
Wskazałem jasnoŜółty sześciopiętrowy budynek najbliŜej nas.
– To szpital główny.
Wokół stało jeszcze sześć mniejszych budowli przypominają cych bunkry. Sampson
zmruŜył oczy.
– JuŜ tu byłem. Znałem kilku facetów z Wietnamu, którzy tutaj skończyli. Nie byli
zachwyceni. Jak nie chcieli jeść, wpychali im rurki do nosa. Parszywe miejsce.
Spojrzałem na niego i pokręciłem głową .
– Hazelwood naprawdę ci się nie podoba.
– Nie podoba mi się system opieki medycznej nad weteranami. Nie podoba mi się
traktowanie męŜczyzn i kobiet, którzy ucierpieli, walczą c na wojnie. Większość tutejszego
personelu jest jednak w porzą dku. Prawdopodobnie nie uŜywają juŜ nawet w ogóle rurek do
nosa.
– Ale moŜe my będziemy musieli, jeśli znajdziemy naszego faceta – odparłem.
– Jeśli znajdziemy Supermózga, stary, na pewno ich uŜyjemy.
Rozdział 96
Wspięliśmy się po stromych, kamiennych schodach i weszliśmy do budynku
administracyjnego szpitala dla weteranów. Pokazano nam drogę do gabinetu dyrektora,
pułkownika Daniela Schofielda.
Przywitał nas na progu małego pokoju. W środku zobaczyłem jeszcze dwóch męŜczyzn idrobną blondynkę.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 131/167
– Proszę wejść – powiedział.
Nie wyglą dał na zachwyconego. Co za niespodzianka. W bardzo oficjalny sposób
przedstawił Sampsona i mnie, potem swój personel. Nie ucieszył ich nasz widok.
– To pani Kathleen McGuigan. Jest przełoŜoną pielęgniarzy na „czwórce” i „pią tce”. Tam
będziecie panowie pracować. To doktor Padriac Cioffi, ordynator oddziału psychiatrycznego.
I doktor Marcuse, jeden z naszych pięciu doskonałych terapeutów.
Marcuse raczył skinąć nam głową . Siostra McGuigan i Cioffi siedzieli jak posą gi.
– Wyjaśniłem moim współpracownikom, Ŝe sytuacja jest delikatna. Mówią c szczerze,
nikomu się to nie podoba, ale rozumiemy, Ŝe nie mamy wyboru. Jeśli ten zabójca ukrywa się
tutaj, oczywiście musi być złapany. Wszyscy się z tym zgadzamy. ZaleŜy nam na
bezpieczeństwie pacjentów i personelu.
– Był tutaj – odrzekłem. – Przynajmniej przez jakiś czas. I moŜe nadal jest.
– Nie wierzę – wtrą cił się Cioffi. – Panowie wybaczą , ale nie wyobraŜam sobie tego.Znam wszystkich naszych pacjentów i zapewniam, Ŝe Ŝaden nie jest groźnym przestępcą . To
po prostu nieszczęśliwi ludzie.
– To moŜe być ktoś z personelu – powiedziałem i spojrzałem nań uwaŜnie, by zobaczyć,
jak na to zareaguje.
– Nie przekona mnie pan.
Potrzebowałem ich pomocy, więc musiałem próbować zaprzyjaźnić się z nimi.
– Detektyw Sampson i ja wyniesiemy się stą d tak szybko, jak będzie to moŜliwe. Nie bez
powodu przypuszczamy, Ŝe zabójca jest, albo przynajmniej był, pacjentem tego szpitala. Niewiem, czy to dobrze, czy źle, ale jestem psychologiem. Studiowałem w Hopkins. Potem
pracowałem w szpitalu McLeana i Instytucie Zdrowia Psychicznego. Myślę, Ŝe tu pasuję.
– Ja teŜ – wtrą cił się Sampson. – Byłem kiedyś bagaŜowym na dworcu Union. Mogę coś
ładować i przewozić. Przydam się.
Nikt się nie roześmiał ani nie odezwał nawet słowem. Siostra McGuigan i doktor Cioffi
popatrzyli na Sampsona z niechęcią . Najwyraźniej nie mieli poczucia humoru.
Musiałem przyjąć inną taktykę, Ŝeby się z nimi dogadać.
– Czy w szpitalu jest anektyna? – zapytałem.Cioffi wzruszył ramionami.
– Oczywiście. A dlaczego?
– Zabójca otruł nią swoich wspólników. Zna się na tym i najwyraźniej lubi patrzeć na
ludzką śmierć. Jeden z gangów znikną ł i obawiamy się, Ŝe teŜ nie Ŝyją . Detektyw Sampson i
ja chcielibyśmy przejrzeć historię choroby kaŜdego pacjenta i raporty pielęgniarzy. Potem
zajmę się podejrzanymi przypadkami. Będziemy dziś pracować na pierwszej zmianie, od
siódmej do piętnastej trzydzieści.
Pułkownik Schofieid skiną ł uprzejmie głową .
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 132/167
– Oczekuję od wszystkich pełnej współpracy z panami detektywami. W szpitalu moŜe
ukrywać się zabójca. To mało prawdopodobne, ale nie wykluczone.
O siódmej zabraliśmy się do roboty. Ja byłem doradcą do spraw zdrowia psychicznego,
Sampson portierem. A kim był Supermózg?
Rozdział 97
Tego samego ranka gdzieś na pią tym piętrze szpitala Supermózg był niesamowicie
wkurzony na swojego lekarza. Ten durny, bezuŜyteczny palant nie pozwolił mu wyjść na
miasto! Psychiatra chciał wiedzieć, co się dzieje, dlaczego pacjent ostatnio się zmienił? Co
ukrywa?Supermózg dostawał szału w swoim nędznym pokoiku. Tylko na kogo naprawdę się
wścieka, oprócz lekarza? Zastanowił się nad tym, potem usiadł i napisał list z pogróŜkami.
PAN PATRICK LEE
WŁAŚ CICIEL MIESZKANIA
SZANOWNY PANIE
Nie rozumiem pana, do jasnej cholery! W dobrej wierze podpisafem
naszą umowę najmu z uzgodnionymi poprawkami. Wywią zuję się z niej, a
pan nie! Zachowuje się pan tak, jakby ta umowa nie istniała.
Przypominam, Ŝ e je li bierze pan ode mnie pienią dze, pańskie mieszkanie
jest moim domem.
Ten list będzie dowodem, Ŝ e post ę puje pan bezprawnie.
Niech pan przestanie przyklejać mi do drzwi kartki gro Ŝą ce eksmisją . Co
miesią c w terminie płacę czynsz! Niech pan do mnie nie wydzwania, nie wydziera się tym swoim
kantońskim dialektem i nie zawraca mi głowy.
Niech pan mnie nie dr ęczy!
Proszę po raz ostatni.
Niech pan przestanie znęcać się nade mną !
Natychmiast.
Bo inaczej ja się nad panem poznęcam!!!
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 133/167
Przestał pisać. Potem długo i dokładnie analizował treść dopiero co napisanego listu.
Traci panowanie nad sobą . Lada moment wybuchnie.
Wyłą czył komputer i wyszedł na korytarz. Jak zwykle przybrał minę debila. Otaczały go
same czubki. W szlafrokach, na wózkach, nago.
Czasami, właściwie bardzo często, nie był w stanie uwierzyć, Ŝe tu przebywa. Ale o to
właśnie chodziło. Nikt się nie domyśli, Ŝe jest Supermózgiem. Nikt go tutaj nie znajdzie.
Nigdy. Był tutaj absolutnie bezpieczny.
A potem zobaczył detektywa Aleksa Crossa.
Rozdział 98
Kiedy wszedłem na „pią tkę”, niemal usłyszałem, jak napina się cienka, czerwona linia
między normalnym Ŝyciem i obłędem.
Oddział wyglą dał typowo: wszędzie spłowiały róŜ i szarość, pęknięcia w ścianach,
pielęgniarze z tacami lekarstw w kubeczkach, znerwicowani pacjenci w pasiastych piŜamach i
brudnych szlafrokach. JuŜ to widziałem. Z wyją tkiem jednego: personel miał gwizdki, Ŝeby w
razie potrzeby wezwać pomoc. Zapewne zdarzały się tu ataki szaleńców.
Oddział psychiatryczny zajmował czwarte i pią te piętro. Na „pią tce” było trzydziestu
jeden weteranów w wieku od dwudziestu trzech do siedemdziesięciu pięciu lat. UwaŜano ichza niebezpiecznych dla siebie i otoczenia.
Zaczą łem poszukiwania. Dwaj pacjenci pasowali do opisu Macdougalla: byli wysocy i
potęŜnie zbudowani. Jeden nazywał się Cletus Andersen i nosił szpakowatą brodę. Po
zwolnieniu z wojska podpadł policji w Denver i Salt Lake City.
Znalazłem go w świetlicy. Minęła dziesią ta, a on cią gle był w piŜamie i brudnym
szlafroku. Gapił się w telewizor na ścianie. Nie wyglą dał na supersprytnego przestępcę.
W sali stało kilkanaście brą zowych, plastikowych krzesełek i koślawy stolik do kart. W
powietrzu wisiał gęsty dym papierosowy. Clete Andersen palił. Usiadłem obok, przed
telewizorem, i skiną łem głową na powitanie.
Odwrócił się i wypuścił kółko z dymu.
– Nowy, zgadza się? – zapytał. – Zagrasz w bilard?
– Mogę spróbować.
Uśmiechną ł się, jakby wzią ł to za Ŝart.
– A masz klucze od sali bilardowej?
Wstał, nie czekają c na odpowiedź. Albo moŜe zapomniał, Ŝe o coś pytał. Wiedziałem z
jego akt, Ŝe jest porywczy, ale teraz był na valium. Całe szczęście. Miał dwa metry wzrostu i
waŜył ponad sto dwadzieścia kilo.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 134/167
W sali bilardowej było zaskakują co przyjemnie. Dwa wielkie okna wychodziły na plac
ćwiczeń ogrodzony murem. Otaczały go klony i wią zy. W gałęziach drzew świergotały ptaki.
Byłem sam na sam z Andersenem. Czy ten wielki facet to Supermózg? Jeszcze nie
wiedziałem. Gdyby walną ł mnie kulą albo kijem bilardowym, to co innego.
Zagraliśmy ośmioma bilami. Nie był zbyt dobry. Celowo pudłowałem, Ŝeby dać mu
szansę, ale nie połapał się w tym. Miał szkliste oczy.
– To jak ukręcanie łebków tym pieprzonym sójkom! – mrukną ł wściekle, kiedy nie
wykorzystał kolejnej okazji.
– A co z nimi nie tak? – zapytałem.
– One są na dworze, a ja tutaj – odpowiedział.
Potem spojrzał na mnie spode łba.
– Nie próbuj ze mnie nic wycią gać, okay? Znalazł się wielki spec od zdrowia
psychicznego. Wielkie gówno. Graj.Umieściłem bilę w rogu, potem znów celowo spudłowałem. Andersen długo się
przymierzał do następnego uderzenia. Za długo, pomyślałem. Nagle wyprostował się.
Popatrzył na mnie groźnie, jakby coś mu się we mnie nie spodobało. Zesztywniał i napią ł
mięśnie potęŜnych ramion. Był spasiony, ale miał budowę zawodowego zapaśnika.
– Coś mówiłeś, wielki specu?
– Nie.
– To miało być śmieszne? Wiesz, Ŝe nie cierpię tych pieprzonych sójek.
Pokręciłem głową .– Nic nie mówiłem.
Andersen odszedł od stołu i zacisną ł ogromne łapska na kiju bilardowym.
– Mógłbym przysią c, Ŝe słyszałem, jak pod nosem nazwałeś mnie cipą . A moŜe ciotą ?
Albo cieniasem? Coś w tym stylu.
Spojrzałem mu prosto w oczy.
– Skończyłeś grać, Andersen? To odłóŜ kij.
– Spróbuj mnie zmusić. MoŜe myślisz, Ŝe ci się uda, bo jestem cipą ?
PrzyłoŜyłem słu
Ŝbowy gwizdek do ust.– Jestem tu nowy. ZaleŜy mi na tej pracy. Nie chcę Ŝadnych kłopotów.
– To źle trafiłeś, frajerze. Sam jesteś pieprzoną cipą .
Andersen rzucił kij na stół i ruszył do drzwi. Po drodze potrą cił mnie ramieniem.
– UwaŜaj, co gadasz, czarnuchu – powiedział i spluną ł.
Złapałem go i obróciłem twarzą do siebie. Był cholernie zaskoczony. Chciałem, Ŝeby
poczuł moją siłę. Patrzyłem na niego. Jak się zachowa sprowokowany?
– To ty uwaŜaj, co gadasz – wycedziłem szeptem. – Lepiej do mnie nie podskakuj.
Puściłem go. Odwrócił się i wyszedł z sali. Miałem nadzieję, Ŝe jest Supermózgiem.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 135/167
Rozdział 99
Najbardziej obawiałem się tego, Ŝe Supermózg moŜe zniknąć na zawsze. Polowanie na
niego stawało się raczej czekaniem albo modleniem się, Ŝeby zostawił jakiś ślad.Zmiany dyŜurów w szpitalu zaczynały się od półgodzinnego przekazywania sobie przy
kawie raportów o kaŜdym pacjencie. Powtarzały się terminy „afekt”, „podatność”,
„interakcja” i oczywiście „pourazowe zaburzenia emocjonalne”. Cierpiała na to co najmniej
połowa chorych.
Poprzednia zmiana skończyła pracę, moja zaczęła. Głównym zadaniem doradcy
psychiatrycznego jest interakcja z pacjentami. Miałem okazję przypomnieć sobie, dlaczego
zostałem psychologiem.
Wróciłem do przeszłości. Czułem i rozumiałem ich urazy. Otaczają cy świat wydawał imsię niebezpieczny. Nie ufali ludziom. Wą tpili w siebie i mieli poczucie winy. Stracili wiarę i
hart ducha. Dlaczego Supermózg wybrał to miejsce na swoją kryjówkę?
Mój ośmiogodzinny dyŜur wią zał się z kilkoma specyficznymi obowią zkami. O siódmej
liczenie sztućców w kuchni. Gdyby czegoś brakowało – co zdarzało się rzadko – musiałbym
przeszukać pokoje. O ósmej spotkanie sam na sam z pacjentem nazwiskiem Copeland. Miał
skłonności samobójcze. Od dziewią tej regularne sprawdzanie, gdzie jest kaŜdy pacjent.
Robiłem to co piętnaście minut według tablicy obok dyŜurki pielęgniarek. Jednocześnie
wyrzucałem śmiecie. Ktoś musiał opróŜniać kubły.
Przy kaŜdym podejściu do tablicy stawiałem kredą znaczki obok nazwisk najbardziej
podejrzanych. Po godzinie miałem siedmiu.
James Gallagher znalazł się na mojej liście po prostu dlatego, Ŝe posturą przypominał
Supermózga. Był wysoki i potęŜny. Wydawał się czujny i inteligentny.
Frederic Szabo miał zezwolenie na wychodzenie do miasta, ale wyglą dał na tchórzliwego.
Wą tpiłem, czy mógł być zabójcą . Od powrotu z Wietnamu włóczył się po kraju. Nigdzie nie
pracował dłuŜej niŜ kilka tygodni. Czasami opluwał personel szpitala, ale nic poza tym.
Stephen Bowen teŜ mógł wychodzić do miasta. SłuŜył w Wietnamie w stopniu kapitana
piechoty i dobrze się zapowiadał. Cierpiał na pourazowe zaburzenia emocjonalne. Od roku
1971 przyjmowały go i zwalniały róŜne szpitale dla weteranów. Chwalił się, Ŝe po odejściu z
wojska nigdy nie miał „normalnej pracy”.
David Hale był przez dwa lata policjantem w Marylandzie. Potem wpadł w paranoję.
Podejrzewał, Ŝe kaŜdy spotkany na ulicy Arab chce go zabić.
Michael Fescoe pracował w dwóch waszyngtońskich bankach, ale teraz nie potrafił
zbilansować nawet własnej ksiąŜeczki czekowej. MoŜe symulował pourazowe zaburzenia
emocjonalne, ale jego terapeuta był innego zdania.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 136/167
Clete Andersen pasował do rysopisu Supermózga. Nie podobał mi się. I był porywczy.
Ale nie zrobił niczego takiego, co mogłoby nasuwać podejrzenia, Ŝe jest Supermózgiem.
Wręcz przeciwnie.
TuŜ przed końcem dyŜuru zadzwoniła do mnie Betsey. Odebrałem telefon w pokoiku
słuŜbowym za dyŜurką pielęgniarzy. Była roztrzęsiona.
– Co się stało? – zapytałem.
– Mike Doud znikną ł. Nie przyszedł rano do pracy. Zadzwoniliśmy do Ŝony i podobno
wyszedł z domu o zwykłej porze. Wypadek samochodowy raczej nie wchodzi w rachubę.
Byłem zaszokowany.
– Szukacie go?
– Jeszcze za wcześnie na ogłoszenie oficjalnego alarmu. Ale to do niego niepodobne. To
naprawdę solidny facet. Domator. Najpierw Walsh, teraz on. Co się dzieje, Alex? To na
pewno ten skurwiel!
Rozdział 100
Poluje na nas? Agent James Walsh nie Ŝyje, Doud zaginą ł. Trudno było powiedzieć, czy
te sprawy się wiąŜą , ale musieliśmy przyjąć, Ŝe tak. To na pewno ten skurwiel.
Byłem wcześniej umówiony z doktorem Cioffim, więc musiałem pójść na spotkanie wbudynku administracyjnym. Przestudiowałem akta psychiatrów z Hazelwood. Cioffi sam był
weteranem. Zaliczył w Wietnamie dwie tury. Potem pracował w siedmiu szpitalach dla
weteranów, zanim trafił tutaj. Czy mógł być Supermózgiem? Od dawna miał do czynienia z
psychologią i nienormalnymi zachowaniami. Ale w końcu ja teŜ.
Kiedy wszedłem do jego gabinetu, pisał coś przy biurku. Siedział plecami do okna. ółte,
pasiaste obicie fotela pasowało do zasłon.
Nie widziałem go dobrze, ale wiedziałem, Ŝe obserwuje mnie ukradkiem. Ach, te gierki...
Nawet my, lekarze umysłów, tak się zabawiamy.
W końcu podniósł głowę i udał zaskoczenie.
– JuŜ pan jest? Przepraszam, chyba straciłem poczucie czasu.
Opuścił mankiety koszuli, wstał i wskazał mi miejsce pod ścianą .
– Doktor Marcuse i ja rozmawialiśmy o panu wczoraj wieczorem. Nie zachowaliśmy się
zbyt uprzejmie wobec pana i pańskiego kolegi. Ale nie podobało nam się, Ŝe policja będzie tu
węszyć. Słyszałem, Ŝe świetnie pan sobie radzi jako doradca do spraw zdrowia psychicznego.
Nie połkną łem przynęty. To on był lekarzem. Ja doradcą . Pokazałem mu listę
podejrzanych. Szybko przeczytał nazwiska.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 137/167
– Oczywiście znam tych pacjentów. Niektórzy z pewnością są zdolni do przemocy.
Andersen i Hale popełnili kiedyś morderstwa. Mimo to, trudno sobie wyobrazić, Ŝeby
zorganizowali serię zuchwałych napadów. I co by tutaj robili, mają c tyle pieniędzy, prawda?
Roześmiał się.
– Ja na pewno bym tu nie siedział.
CzyŜby, doktorze? – pomyślałem.
Następną godzinę spędziłem u doktora Marcuse’a. Miał mniejszy gabinet, obok gabinetu
Cioffiego. Dobrze nam się rozmawiało i czas szybko zleciał. Facet był bystry, energiczny i
starał się pomóc w śledztwie. Albo tylko udawał.
– Jak pan trafił do Hazelwood? – zapytałem w końcu.
– Proste pytanie, skomplikowana odpowiedź. Mój ojciec był pilotem wojskowym.
Walczył w drugiej wojnie światowej. Stracił obie nogi. Miałem wtedy siedem lat. Spędziłem
mnóstwo czasu w szpitalach dla weteranów. Nienawidziłem ich. Nie bez powodu. Chciałemcoś zrobić, Ŝeby były lepsze od tych, które znał mój ojciec.
– Udało się?
– Jestem tu dopiero od ośmiu miesięcy. Zają łem miejsce doktora Francisa. Przeniósł się
do szpitala weteranów na Florydzie. Po prostu nie dają nam pieniędzy. To hańba narodowa,
ale nikt się tym nie przejmuje. „Sześćdziesią t minut” i „Dateline” powinny robić o tym
programy co tydzień, Ŝeby wreszcie ktoś się nami zainteresował. A co do pańskiego zabójcy,
nie wiem, co mógłbym powiedzieć.
– Nie wierzy pan, Ŝe tu jest, prawda?Marcuse pokręcił głową .
– Musiałby być prawdziwym Supermózgiem. Gdyby się tu ukrywał, wyszłoby na to, Ŝe
potrafił wszystkich oszukać.
Rozdział 101
Widzę cię, doktorze Cross. A ty nie masz pojęcia, kim jestem. Mógłbym podejść i
dotknąć cię.
Jestem o wiele sprytniejszy od ciebie. O wiele sprytniejszy, niŜ myślisz. To fakt, który
moŜna sprawdzić. Przeszedłem mnóstwo testów na inteligencję i testów psychologicznych.
Widziałeś moje wyniki? Byłeś pod wraŜeniem?
Wczoraj rano w pokoju rekreacyjnym siedziałem dokładnie jedno krzesło od ciebie.
Przyglą dałem ci się. Zastanawiałem się, czy naprawdę jesteś Aleksem Crossem. A moŜe się
mylę? Byliśmy tak blisko siebie, Ŝe mógłbym złapać cię za gardło. Spodziewałbyś się tego?
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 138/167
Przyznam, Ŝe twoja obecność tutaj zaskoczyła mnie. Widziałem twoje zdjęcie – jesteś
znany. A potem zjawiłeś się tutaj. Sprawiłeś, Ŝe wszystkie moje paranoidalne marzenia i
fantazje stały się prawdą .
Co tu robisz, doktorze Cross? Jak mnie znalazłeś, do cholery? Jesteś aŜ taki dobry?
WciąŜ od nowa zadaję sobie to pytanie. Rozbrzmiewa w mojej głowie jak litania.
Co tu robi Alex Cross? Czy jest dobry?
Zamierzam sprawić ci niespodziankę. Układam specjalny plan na twoją cześć.
Obserwuję, jak odchodzisz w głą b korytarza, starają c się nie pobrzękiwać kluczami. I
układam nowy plan.
Jesteś teraz jego częścią .
Musisz bardzo uwaŜać, doktorze Cross.
Jesteś o wiele bardziej bezbronny, niŜ myślisz. Nawet nie masz pojęcia jak.
Wiesz co? Podejdę i dotknę ciebie.Mam cię!
Rozdział 102
– Wyglą da na to, Ŝe szpital to ślepa uliczka, Betsey. Sprawdziłem wszystkich: lekarzy,
pielęgniarzy, pacjentów. Nie wiem, czy wrócimy tam z Sampsonem w przyszłym tygodniu.MoŜe Macdougall nas wykołował? A moŜe Supermózg bawi się z nami? Wiadomo coś więcej
o Walshu i Doudzie?
Betsey pokręciła głową . Była przybita i zawiedziona.
– Doud się nie znalazł. Znikną ł bez śladu.
Siedzieliśmy w jej gabinecie z nogami na biurku Betsey. Piliśmy z butelek mroŜoną
herbatę i narzekaliśmy. Potrafiła słuchać, jeśli chciała lub musiała.
– Czego się na razie dowiedziałeś? – zapytała. – Chciałabym to przemyśleć.
– Nie znaleźliśmy Ŝadnych powią zań pacjentów ani personelu z porwaniem autokaru czy
napadami na banki. Nikt nie pasuje do takiej roboty. Nawet lekarze. MoŜe Marcuse, ale
wydaje się w porzą dku. Pół tuzina twoich agentów przekopało cały szpital, i nic, Betsey. W
weekend jeszcze raz przejrzę akta.
– Ale uwaŜasz, Ŝe go zgubiliśmy?
– Cią gle to samo: nie mamy podejrzanych. Jakby Supermózg potrafił zapadać się pod
ziemię, kiedy chce.
Przetarła pięściami oczy i popatrzyła na mnie.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 139/167
– Departament sprawiedliwości wierzy Macdougallowi. Chcą nadal obserwować
Hazelwood. Potem sprawdzą wszystkie szpitale dla weteranów w całym kraju. Co oznacza, Ŝe
będę musiała szukać dalej. Ale ty uwaŜasz, Ŝe Macdougall i jego kolesie pomylili się?
– Albo dali się wykołować. A moŜe Macdougall wymyślił to wszystko? I pewnie dostanie
to, na co liczył. Jak powiedziałem, przejrzę akta jeszcze raz. Nie poddaję się.
Betsey patrzyła w okno.
– Więc planujesz pracować przez cały weekend? Szkoda. Przydałaby ci się przerwa.
Pocią gną łem łyk herbaty i przyjrzałem się jej.
– Masz na myśli coś konkretnego?
Roześmiała się z wdziękiem i dmuchnęła ze świstem w butelkę.
– Chyba juŜ czas, Alex. Oboje potrzebujemy trochę relaksu w starym, dobrym stylu. Co
ty na to, Ŝebym wpadła po ciebie w sobotę około południa?
Ze śmiechem pokręciłem głową .– Czy to oznacza zgodę? – zapytała.
Przytakną łem.
– Chyba rzeczywiście potrzebuję trochę relaksu „w starym, dobrym stylu”. Nawet na
pewno.
Rozdział 103
W sobotę nie mogłem się doczekać południa. Musiałem się czymś zająć. Zrobiliśmy z
dziećmi zakupy i wstą piliśmy do nowego zoo w Southeast. Przestałem myśleć o Supermózgu.
A takŜe o Walshu, Doudzie, szpitalu dla weteranów i zbrodniach.
Betsey wpadła po mnie punktualnie o dwunastej. Przyjechała niebieskim saabem.
Samochód był wypolerowany na wysoki połysk. Wyglą dał jak nowy. Zapowiadał się
przyjemny dzień.
Wiedziałem, Ŝe Jannie obserwuje mnie przez okno swojego pokoju. Odwróciłem się,
zrobiłem śmieszną minę i pomachałem do niej. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i teŜ mi
pomachała. Razem z kotką Rosie dostroiły się do mojej „opery mydlanej”.
Nachyliłem się do okna saaba. Betsey włoŜyła białą , jedwabną bluzkę i jasną kurtkę
skórzaną . Potrafiła doskonale wyglą dać, jeśli chciała. A dziś chyba chciała.
– Zawsze jesteś dokładnie o czasie. Jak Supermózg – zaŜartowałem.
– Jak Superfiut – poprawiła. – Czy to nie byłby wspaniały koniec tej sprawy, Alex? Ja
nim jestem. Złapałeś mnie, bo popełniłam jeden fatalny błą d: zakochałam się w tobie do
szaleństwa.
Wsiadłem do samochodu.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 140/167
– Naprawdę, starsza agentko Cavalierre?
Roześmiała się wdzięcznie. Pozbyła się wszystkich hamulców.
– A czy nie poświęcam dla ciebie mojego cennego weekendu?
– Doką d jedziemy? – zapytałem.
– Niedługo zobaczysz. Mam superplan.
– Nie wą tpię.
Po dziesięciu minutach skręciła na kolisty podjazd do hotelu Four Seasons na
Pennsylvania Avenue. Lekki wiatr poruszał flagami. Na ceglanym dziedzińcu rosło mnóstwo
bluszczu bostońskiego. Bardzo ładny widok.
Spojrzała na mnie niepewnie. Była trochę zdenerwowana.
– MoŜe być? – zapytała.
– Myślę, Ŝe tak. Wygodne miejsce. Doskonały plan.
Uśmiechnęła się zachęcają co.– Po co tracić czas na długą podróŜ, prawda?
Była niesamowita jak na agentkę FBI; zwłaszcza inteligentną i ambitną agentkę. Podobał
mi się jej styl: sięgała po to, co chciała. Zastanawiałem się, czy zwykle to dostaje.
Wpisała nas wcześniej do hotelowego rejestru, więc od razu pojechaliśmy do pokoju na
ostatnim piętrze. Cały czas szedłem za nią . Obserwowałem jej chód.
– Coś państwo potrzebują ? – zapytał młody, ale natrętny portier, kiedy weszliśmy do
apartamentu.
Dałem mu napiwek.– Dzięki za odprowadzenie do pokoju. Wychodzą c, niech pan zamknie drzwi. Tylko
delikatnie.
Skiną ł głową .
– Mamy doskonałą obsługę kelnerską – pochwalił się. – Najlepszą w Waszyngtonie.
Betsey uśmiechnęła się i spławiła go gestem.
– Dzięki. I przypominam o drzwiach: delikatnie. egnam.
Rozdział 104
Betsey juŜ ścią gała kurtkę. Zanim drzwi się zamknęły, trzymałem ją w ramionach.
Całowaliśmy się i ocieraliśmy o siebie jak w tańcu. Oboje byliśmy zauroczeni. Całkiem
nieźle, pomyślałem. Relaks w starym, dobrym stylu. Czy nie to mi obiecywała?
Betsey wydawała się naelektryzowana, a jednocześnie odpręŜona. Była pełna kontrastów.
Mała i lekka, ale wysportowana i silna. Bardzo inteligentna i powaŜna, ale zabawna, ironiczna
i lekcewaŜą ca. I seksowna jak cholera. O, tak!
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 141/167
Upadliśmy na łóŜko. Nie wiem, kto prowadził w tym „tańcu”, to było bez znaczenia.
Wtuliłem twarz w jej miękką , jedwabną bluzkę. Potem spojrzałem w jej piwne oczy.
– Jesteś bardzo pewna siebie. Rezerwacja hotelu i tak dalej.
– Nadszedł czas – odpowiedziała po prostu.
Zdją łem jej bluzkę i czarną , krótką spódniczkę. Gładziłem ją delikatnie po twarzy,
ramionach, nogach i stopach. Minęło dobre pół godziny, zanim się rozebraliśmy.
– Masz cudowny dotyk – szepnęła. – Nie przestawaj.
– Nie przestanę. Lubię to. To ty nie przestawaj.
– BoŜe, jak dobrze! Alex! – krzyknęła, zupełnie nie w swoim stylu.
Całowałem miejsca, gdzie ją dotykałem. Miała bardzo ciepłą skórę. UŜywała
doskonałych perfum. Powiedziała, Ŝe to Forever Alfreda Sunga. Całowałem ją w usta – moŜe
nie całą wieczność, jak sugerowała nazwa perfum – ale bardzo, bardzo długo.
„Potańczyliśmy” jeszcze trochę. Obejmowaliśmy się, całowaliśmy i ocieraliśmy o siebie.Mieliśmy mnóstwo czasu. BoŜe, brakowało mi kogoś takiego jak ona.
– Teraz? – szepnęło w końcu jedno z nas.
Nadszedł właściwy moment.
Wzią łem Betsey bardzo, bardzo wolno. Wchodziłem w nią , najdalej jak mogłem. Byłem
na górze, ale opierałem się na przedramionach. Poruszaliśmy się razem. Zgodnie i bez
wysiłku. Zaczęła mruczeć. Tak słodko, Ŝe wibrowałem jak kamerton.
– Dobrze mi z tobą – powiedziałem. – Bardzo. Nawet lepiej, niŜ się spodziewałem.
– Mnie z tobą teŜ. Mówiłam ci, Ŝe to lepsze od ścigania Supermózga.– O wiele lepsze.
– Teraz! Proszę...
Rozdział 105
Zasnęliśmy, trzymają c się w objęciach.
Obudziłem się pierwszy. Była prawie szósta po południu. Nie obchodziła mnie godzina.
Ani dzień tygodnia. Zadzwoniłem do domu i sprawdziłem, czy wszystko w porzą dku.
Cieszyli się, Ŝe wreszcie pozwoliłem sobie na trochę relaksu.
Ja teŜ się cieszyłem. Patrzyłem na śpią cą nago Betsey i myślałem, Ŝe mógłbym się jej tak
przyglą dać bez końca. Postanowiłem przygotować dla nas gorą cą ką piel. Powinienem? Jasne.
Dlaczego nie?
W łazience obok jej rzeczy zauwaŜyłem słoik z niebieskimi kulkami musują cymi do
ką pieli. Dawno mnie wyprzedziła. Zastanowiłem się, czy mi się to podoba. Uznałem, Ŝe tak.
Wanna napełniała się wolno, kiedy za plecami usłyszałem głos Betsey.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 142/167
– Dobry pomysł. Miałam ochotę na ką piel z tobą .
Obejrzałem się. Była naga.
– Myślałaś o tym wcześniej?
– Oczywiście. Bardzo często. A co robię na odprawach, jak ci się zdaje?
Kilka minut później weszliśmy razem do wanny. Wspaniałe uczucie. Antidotum na
cięŜką pracę, napięcie i frustrację ostatnich tygodni.
Betsey popatrzyła mi w oczy.
– Lubię być z tobą – szepnęła. – Nie chcę rozstać się ani z tą wanną , ani z tobą . To raj.
– Mają tu doskonałą obsługę kelnerską – przypomniałem. – Najlepszą w Waszyngtonie.
Pewnie podadzą nam jedzenie do wanny, jeśli ładnie poprosimy.
– No to spróbujmy – powiedziała.
Rozdział 106
Reszta soboty i niedzielny poranek były równie cudowne. Wydawały się niemal snem.
Szkoda tylko, Ŝe czas uciekał tak szybko.
Im dłuŜej byłem z Betsey, im więcej z nią rozmawiałem, tym bardziej mi się podobała.
Lubiłem ją juŜ przed naszą wyprawą do hotelu Four Seasons. W sobotę tylko raz
wspomnieliśmy o Supermózgu. Betsey zapytała, czy moim zdaniem, coś nam grozi. CzySupermózg poluje na nas. Tego nie wiedzieliśmy, ale oboje mieliśmy broń.
W niedzielę około dziesią tej zjedliśmy śniadanie przy basenie. Siedzieliśmy na miękkich
łóŜkach wypoczynkowych owinięci w puszyste, biało-niebieskie ręczniki. Czytaliśmy
„Washington Post” i „New York Timesa”. Czasem ktoś patrzył na nas ciekawie, ale ludzie,
którzy mieszkają w hotelach sieci Four Seasons – zwłaszcza w Waszyngtonie – widują nie
takie rzeczy. Na pewno wyglą daliśmy z Betsey na szczęśliwą parę.
Powinienem był wyczuć, Ŝe to nadchodzi. Nie wiem dlaczego, ale nagle zaczą łem
rozmyślać o człowieku stoją cym za napadami, morderstwami i porwaniami: o Supermózgu.
Próbowałem przestać, ale nie mogłem. Pogromca Smoków wrócił do pracy.
Spojrzałem na Betsey. Miała zamknięte oczy i wyglą dała na całkowicie odpręŜoną . Tego
ranka pomalowała sobie paznokcie na czerwono. Usta teŜ. JuŜ w ogóle nie przypominała
agentki FBI. Była piękną , seksowną kobietą . Cieszyłem się, Ŝe z nią jestem.
Nie miałem ochoty psuć jej nastroju. ZasłuŜyła na trochę odpoczynku, leŜała tak
spokojnie.
– Betsey?
Uśmiechnęła się, ale nie otworzyła oczu. Poprawiła się na łóŜku.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 143/167
– Tak, z przyjemnością poszłabym z tobą do pokoju. Zrezygnowałabym nawet z
wylegiwania się tutaj. MoŜemy zostawić ręczniki na krzesłach. MoŜe jeszcze tu będą , jak
wrócimy.
Uśmiechną łem się i lekko pomasowałem jej plecy.
– Przepraszam, ale moglibyśmy porozmawiać o śledztwie? O nim?
Otworzyła i czujnie zmruŜyła oczy. Znów była sobą . Zadziwiają ca przemiana. Jest gorsza
niŜ ja, pomyślałem.
– A co z nim? O czym myślałeś?
Przysuną łem się bliŜej.
– Przez ostatnie tygodnie grzebaliśmy się tylko w sprawie MetroHartford.
Przesłuchiwaliśmy Macdougalla. Zapomnieliśmy o napadach na banki. Muszę jeszcze raz
przejrzeć stare kartoteki. Nawet akta personalne.
Trochę ją zaskoczyłem.– W porzą dku. Ale chyba nie nadąŜam. Co ci chodzi po głowie? Co chcesz znaleźć?
– W banku First Union zginęły cztery osoby z personelu. Bez powodu. Myśleliśmy, Ŝe
dla przykładu. Ale dlaczego? Coś mi tu nie pasuje.
Betsey znów przymknęła oczy. Widziałem po minie, Ŝe myśli gorą czkowo.
– Facet chciał się zemścić na bankach i zgarnąć swoje piętnaście milionów.
– To w jego stylu. Jest dokładny i skuteczny. Wie o wszystkim. I chce mie ć wszystko.
Otworzyła oczy. Popatrzyła na mnie i zacisnęła wargi.
– Jest jeszcze coś. To waŜne.Pocałowałem ją lekko w usta.
– Co?
– Nadal chcę iść z tobą do pokoju. Dopiero potem zajmiemy się starymi, zakurzonymi
aktami.
Roześmiałem się.
– Dobry plan. Zwłaszcza pierwsza część.
Rozdział 107
O trzeciej po południu wróciliśmy do terenowego biura FBI. Betsey zadzwoniła
wcześniej po akta sprawy First Union. Czekały na nią . Zabraliśmy się do roboty. W
delikatesach na rogu zamówiliśmy herbatę mroŜoną i kanapki.
Dwa razy.
Betsey w końcu spojrzała na mnie.
– Właściwie dlaczego grzebiemy się w tym?
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 144/167
– On prawdopodobnie zabił Walsha. I moŜe Douda. To chory facet. Cią gle jest na
wolności i to mnie cholernie niepokoi.
Przytaknęła.
– My teŜ jesteśmy chorzy. Zobacz, doką d zaszliśmy. Przysuń mi tamtą stertę. BoŜe, a
było tak przyjemnie w Four Seasons.
Około jedenastej znalazłem małe, czarno-białe zdjęcie.
– Betsey? – zawołałem.
– Mhm?
– Ten facet był szefem ochrony w banku. Teraz jest pacjentem szpitala Hazelwood. Znam
go. Rozmawiałem z nim. W jego kartotece szpitalnej nie ma śladu, Ŝe pracował w First
Union. To musi być on.
Podałem jej zdjęcie. Szybko uzgodniliśmy, Ŝe Sampson i ja wrócimy rano do Hazelwood.
Na razie Betsey starała się zebrać wszelkie dostępne informacje o Frederiku Szabo. Nudny,bezbarwny Frederic Szabo. Niech go szlag!
Mogłem się mylić, ale wydawało się to mało prawdopodobne. Szabo był kiedyś szefem
ochrony banku First Union, a teraz pacjentem Hazelwood. Był wysoki i miał brodę.
Odpowiadał rysopisowi podanemu przez Macdougalla. Jego profil psychiatryczny mówił o
powtarzają cych się fantazjach paranoidalnych, skierowanych przeciwko firmom z Fortune
500. Tyle, Ŝe Szabo wydawał się zbyt zamknięty w sobie i bezradny, jak na Supermózga.
Ale najbardziej przekonują cym dowodem był brak jakiegokolwiek śladu w szpitalnej
kartotece, Ŝe kiedyś pracował w First Union. Szabo prawdopodobnie twierdził, Ŝe od powrotuz Wietnamu nigdy nie miał stałego zajęcia. Oczywiście teraz juŜ wiedzieliśmy, Ŝe skłamał.
Z jego profilu psychiatrycznego wynikało, Ŝe ma paranoidalne zaburzenia osobowości.
Nie wierzył ludziom, zwłaszcza biznesmenom. UwaŜał, Ŝe go wykorzystują i próbują
oszukać. Bał się komukolwiek zaufać, Ŝeby informacje o nim nie obróciły się przeciwko
niemu. Kiedy się oŜenił, przez cały okres małŜeństwa – od począ tku roku 1970 do końca 1971
– był patologicznie nadwraŜliwy i zazdrosny o Ŝonę. Gdy się rozstali, zapewne ruszył w
świat. W końcu zjawił się w Hazelwood, szukają c pomocy – trzy lata przed serią napadów na
banki i rok po zwolnieniu go z First Union. Podczas częstych pobytów w szpitalu zawszetrzymał się na uboczu. Izolował się od wszystkich pacjentów i całego personelu. Z nikim się
nie przyjaźnił, ale wydawał się zupełnie nieszkodliwy. I prawie zawsze mógł wychodzić do
miasta, miał na to pozwolenie.
Gdy ponownie przeczytałem akta Szabo, przyszło mi do głowy, Ŝe praca w banku
doskonale pasowała do jego zaburzeń. Jak wielu paranoików szukał posady, która
pozwoliłaby mu zaspokoić pragnienie moralizowania i karania w sposób akceptowalny
społecznie. Jako szef ochrony mógł się koncentrować na swojej potrzebie zapobiegania
wszelkim atakom o kaŜdej porze. Strzegą c banku, podświadomie chronił siebie.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 145/167
Jak na ironię, organizują c serię udanych napadów, udowodnił – przynajmniej
symbolicznie – Ŝe nie potrafi obronić się przed atakami innych. Ale moŜe o to mu chodziło.
Jego nieufność bardzo utrudniała leczenie, jeśli wręcz go nie wykluczała. W cią gu
ostatnich osiemnastu miesięcy przyjmowano go do Hazelwood i zwalniano stamtą d cztery
razy. Czy szpital był przykrywką dla jego działalności? Wybrał Hazelwood na swoją
kryjówkę?
A największą zagadką było dla mnie to, dlaczego jeszcze tam jest.
Rozdział 108
W poniedziałek rano wróciłem do pracy w Hazelwood. WłoŜyłem białą , luźną koszulę iworkowate, sztruksowe spodnie, Ŝeby ukryć pod nimi kaburę na nodze. Do personelu
dołą czył agent FBI nazwiskiem Jack Waterhouse. Udawał pielęgniarza. Sampson nadal grał
rolę portiera, ale teraz pracował tylko na „pią tce”.
Frederic Szabo wciąŜ nie rzucał się w oczy. Nie robił nic podejrzanego. Przez trzy dni nie
opuszczał oddziału. DuŜo spał w swoim pokoju. Czasem włą czał stary laptop Apple.
Wiedział, Ŝe go obserwujemy?
W środę po dyŜurze spotkałem się z Betsey w budynku administracyjnym. Była w
niebieskim kostiumie i zachowywała się bardzo oficjalnie. Chwilami sprawiała wraŜeniezupełnie obcej osoby, całkowicie pochłoniętej pracą .
Najwyraźniej miała dosyć tej sprawy, tak samo jak ja.
– Układał swój genialny plan co najmniej trzy lata, tak? Przypuszczalnie ma gdzieś
zadołowane piętnaście milionów. Zabił masę ludzi, Ŝeby zdobyć tę forsę. I teraz siedzi na
tyłku w Hazelwood? Daj spokój!
– To paranoik – odpowiedziałem. – I psychopata. MoŜe nawet wie, Ŝe tu jesteśmy? MoŜe
powinniśmy się wycofać ze szpitala? Obserwować go z zewną trz? Ma pozwolenie doktora
Cioffiego na wychodzenie do miasta. MoŜe to robić, kiedy chce.
Betsey nerwowo szarpała klapy kostiumu. Bałem się, Ŝe za chwilę zacznie wyrywać sobie
włosy.
– Ale nigdzie nie wychodzi! Ma pięćdziesią t lat i nie chce mu się! To kompletnie
przegrany facet!
– Wiem, Betsey. Od trzech dni patrzę, jak śpi i bawi się grami w Internecie.
Parsknęła śmiechem.
– Popełnił pięć zbrodni doskonałych i przeszedł na emeryturę?
– Na to wyglą da.
– Chcesz posłuchać, co ja załatwiłam?
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 146/167
Skiną łem głową .
– Byłam w First Union. Rozmawiałam ze wszystkimi ludźmi, którzy pamiętają Szabo, a
których udało mi się odnaleźć. Podobno strasznie przejmował się pracą . Wszystko musiało
być zrobione dokładnie jak powinno. Miał hopla na tym punkcie. Niektórzy nabijali się z
niego.
– W jaki sposób?
– Dali mu przezwisko. Zgadnij, jakie? Supermózg! Dla zabawy. Tak z niego Ŝartowali.
– A teraz chyba on Ŝartuje z nas.
Rozdział 109
Następnego ranka wydarzyło się coś dziwnego. Gdy mijaliśmy się na korytarzu, Szabo
otarł się o mnie. Udał zmieszanego i przeprosił, powiedział, Ŝe prawdopodobnie „stracił
równowagę”. Ale byłem pewien, Ŝe zrobił to celowo. Tylko po co? O co mu chodziło, do
cholery?
Godzinę później zobaczyłem, Ŝe wychodzi z oddziału. Musiał wiedzieć, Ŝe go obserwuję.
Gdy tylko znikną ł, podbiegłem do drzwi.
– Doką d on poszedł? – zapytałem pielęgniarza, który go wypuścił.
– Na fizykoterapię. Ma pozwolenie. MoŜe wychodzić na teren i do miasta. Gdzie chce.Tak juŜ przywykłem do braku aktywności Szabo, Ŝe zupełnie mnie zaskoczył.
– Niech pan powie szefowej, Ŝe muszę wyjść – poleciłem pielęgniarzowi.
Spojrzał na mnie spode łba i chciał mnie spławić.
– Niech pan jej sam powie.
Przecisną łem się obok niego.
– Ma pan jej powiedzieć – rozkazałem. – To waŜne.
Wszedłem do zdezelowanej windy i zjechałem do holu na parterze. Frederic Szabo nie
cierpiał ćwiczeń fizycznych. Przeczytałem to w jego aktach. Doką d naprawdę poszedł?
Wypadłem na podwórze. Szabo przemykał się między budynkami szpitalnymi. Wysoki i
brodaty – tak opisał Macdougall Supermózga.
Miną ł salę gimnastyczną . Wcale mnie to nie zaskoczyło.
Nareszcie się ruszył!
Poszedłem za nim. Zachowywał się nerwowo. W końcu się obejrzał. Uskoczyłem w bok
ze ścieŜki. Miałem nadzieję, Ŝe mnie nie zobaczył. A moŜe jednak?
Wyszedł przez bramę na ruchliwą ulicę i skręcił na południe. Przestał być czujny. Czy to
był Supermózg?
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 147/167
Kilka przecznic dalej wsiadł do taksówki. Przed Holiday Inn stały trzy inne. Wskoczyłem
do pierwszej i kazałem jechać za nim.
Kierowca był Hindusem.
– A doką d jedziemy, proszę pana? – zapytał.
– Jeszcze nie wiem – odpowiedziałem i pokazałem mu odznakę. Pokręcił głową .
– Ja to mam pecha – jękną ł. – Jak na filmie: „Za tamtą taksówką ”.
Rozdział 110
Szabo wysiadł z taksówki na Rhode Island Avenue w Northwest. Ja teŜ. Przez chwilę
oglą dał wystawy sklepowe. Przynajmniej na to wyglą dało. Wydawał się teraz odpręŜony. Powyjściu ze szpitala uspokoił się. Pewnie dlatego, Ŝe wszystkich wykołował.
W końcu wszedł do niskiego, zniszczonego budynku z piaskowca. W podziemiach
mieściła się chińska pralnia jakiegoś A. Lee.
Co on tam robił? Wymykał się tylnym wyjściem? Nagle w oknie na drugim piętrze
zapaliło się światło. Szabo przeszedł kilka razy przez pokój. To był on. Wysoki i brodaty.
Przychodziły mi do głowy róŜne myśli. Nikt w szpitalu nie wie, Ŝe Szabo ma mieszkanie w
mieście. W jego kartotece nie znalazłem Ŝadnej wzmianki o tym.
Udaje bezradnego, nieszkodliwego i bezdomnego. Takie pozory stworzył. Nareszcieodkryłem jego tajemnicę. Co to oznaczało?
Czekałem na ulicy. Nie czułem zagroŜenia. Przynajmniej na razie.
Siedział w budynku blisko dwie godziny. JuŜ nie pojawił się w oknie. Co on tam robi?
Czas ucieka.
Potem światło w mieszkaniu zgasło.
W napięciu obserwowałem drzwi frontowe. Szabo nie wychodził. Zaniepokoiłem się.
Gdzie on jest?
Po pięciu minutach pojawił się na schodach wejściowych. Znów dostrzegłem nerwowy
tik na jego twarzy. MoŜe był autentyczny.
Cią gle przecierał oczy i drapał się w podbródek. Poprawiał koszulę na piersi. Trzy czy
cztery razy przeczesał palcami gęste, czarne włosy.
Czy to był Supermózg? Wydało mi się to niemal niemoŜliwe. Ale jeśli nie, to co dalej?
Szabo rozejrzał się niespokojnie, ale osłaniał mnie mroczny cień innego budynku. Nie
mógł mnie zobaczyć. Czego się bał?
Poszedł z powrotem Rhode Island Avenue. Potem złapał taksówkę.
Chciałem go śledzić, ale miałem coś waŜniejszego do zrobienia. Przebiegłem przez ulicę i
wszedłem do budynku z piaskowca.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 148/167
Musiałem sprawdzić, co tam robił tak długo. Doprowadzał mnie do szału. Zaczynałem
być taki nerwowy jak on.
Rozdział 111
Otworzyłem drzwi małym, bardzo przydatnym wytrychem. Dostałem się do mieszkania
Szabo szybciej, niŜ zdąŜyłbym powiedzieć „bezprawne wejście”. Nikt nie mógł wiedzieć, Ŝe
tu byłem.
Chciałem się szybko rozejrzeć i natychmiast wynieść. Wą tpiłem, czy znajdę jakiś dowód
jego udziału w porwaniu autokaru czy napadach na banki. Ale musiałem zobaczyć, jak
mieszka. Wiedzieć o nim więcej niŜ to, co mówiły raporty lekarzy i pielęgniarzy w szpitalu.Chciałem zrozumieć Supermózga.
Miał kolekcję noŜy myśliwskich i starej broni: karabiny z czasów wojny domowej,
niemieckie lugery, amerykańskie colty. I pamią tki z Wietnamu: ceremonialną szablę i
sztandar północnowietnamskiego batalionu K 10. Oraz duŜo ksiąŜek i czasopism: Zło, które
czynią ludzie. Zbrodnią i kar ę, „Magazyn strzelecki”, „Naukowca amerykańskiego”.
Jak dotą d, bez niespodzianek. Poza samym faktem, Ŝe miał mieszkanie.
– Jesteś nim, Szabo? – zapytałem na głos. – To ty jesteś Supermózgiem? W co ty, do
cholery, grasz, człowieku?Szybko przeszukałem salon, małą sypialnię i klaustrofobiczną norę, która najwyraźniej
słuŜyła jako gabinet do pracy. Tutaj wszystko planujesz, Szabo? Na biurku leŜał odręczny list.
Musiał go napisać niedawno. Zaczą łem czytać:
PAN ARTHUR LEE
WŁAŚ CICIEL PRALNI
To jest ostrze Ŝ enie i na Pańskim miejscu potraktowałbym je bardzo
powa Ŝ nie. Trzy tygodnie temu zostawiłem u Pana rzeczy do praniachemicznego. Zawsze doł ą czam ich list ę i krótki opis ka Ŝ dego ubrania.
ZOSTAWIAM SOBIE KOPI Ę !
LISTA JEST ZAWSZE PORZ Ą DNA I DOKŁADNA.
Szabo napisał dalej, Ŝe części ubrań nie dostał z powrotem. Rozmawiał z kimś w pralni i
obiecano mu, Ŝe natychmiast je przyślą . Nie przysłali.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 149/167
Schodzę do Pańskich pracowników. Spotykam się z PANEM. I jestem
w ciekły. PAN te Ŝ twierdzi, Ŝ e nie macie moich rzeczy. I jeszcze mnie Pan
obra Ŝ a. Sugeruje Pan, Ŝ e pewnie ukradł je portier.
Tu nie ma Ŝ adnego pieprzonego portiera! Mieszkam w tym samym
budynku, co Pan!
NIECH PAN PAMI Ę TA, ś E PANA OSTRZEGAŁEM
FREDERIC SZABO
Co to jest, do cholery? – zaczą łem myśleć gorą czkowo po przeczytaniu tego
dziwacznego, szalonego listu.
W zamyśleniu pokręciłem głową . Pralnia miała być jego następnym celem? Coś planował
przeciwko Lee? Supermózg?
W szufladach małego kredensu znalazłem dalsze listy: do Citibanku, Chase, First Union,
Exxona, Kodaka, Bell Atlantic i innych firm.
Usiadłem i zaczą łem je przeglą dać. Wszędzie pogróŜki. Zupełny obłęd. To był właśnie
Frederic Szabo, jakiego opisywały szpitalne akta. Paranoik wkurzony na cały świat.
Upierdliwy, pięćdziesięciojednoletni typ, którego przez ostatnie dziesięć lat wywalali z kaŜdej
pracy.
Miałem coraz więcej wą tpliwości co do tego, kim jest Szabo. Przesuną łem palcami powierzchu wysokiej szafki na akta. Namacałem jakieś papiery. Zdją łem je.
Plany obrabowanych banków!
I rozkład hotelu Mayflower Renaissance!
– Chryste, to on! – mrukną łem głośno.
Tylko dlaczego trzyma to tutaj?
Nie pamiętam dokładnie, co się potem działo. Dostrzegłem coś ką tem oka, moŜe zmianę
światła, moŜe jakiś ruch w pokoju?
Odwróciłem się od biurka Szabo. Oczy zrobiły mi się okrą głe – zaskoczył mnie zupełnie.Totalny szok. Miał maskę prezydenta Clintona! Wrzeszczał moje nazwisko!
Rozdział 112
– Cross!
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 150/167
Wycią gną łem ręce, Ŝeby zablokować cios. Zamachną ł się noŜem myśliwskim
pochodzą cym zapewne z kolekcji w drugim pokoju. Chwyciłem go za potęŜne ramię. Jeśli to
był Szabo, okazał się o wiele silniejszy i zwinniejszy, niŜ na to wyglą dał w szpitalu.
– Co tu robisz? – wrzasną ł. – Jak śmiesz? Kto ci pozwolił ruszać moje rzeczy? To
prywatne listy!
Miał głos zupełnego szaleńca.
Obróciłem się na prawej nodze i mocno szarpną łem rękę z noŜem. Ostrze wbiło się w blat
biurka. Zamaskowany napastnik zaklą ł.
Co dalej? Bałem się schylić i wycią gnąć broń z kabury na kostce. Napastnik łatwo
wyrwał nóŜ z drewna. Ostrze zatoczyło niewielki łuk. Przeszło ze świstem obok mojej skroni.
– Zabiję cię, Cross!
ZauwaŜyłem na biurku szklaną piłkę baseballową . Tylko tym mogłem walczyć. Złapałem
kulę i zaatakowałem.Okrą gły przycisk do papieru trafił go w bok głowy. Facet zaryczał wściekle jak ranne
zwierzę. Zatoczył się do tyłu, ale nie upadł.
Schyliłem się szybko i wyszarpną łem glocka.
Napastnik znów natarł na mnie z noŜem.
– Stój, bo strzelę! – krzykną łem.
Nie posłuchał. Wrzeszczał coś niezrozumiale. Zamachną ł się i przecią ł mi prawy
nadgarstek. Zabolało jak cholera.
Nacisną łem spust. Dostał w pierś. I nic! Zachwiał się i natychmiast wyprostował.– Pieprzę cię, Cross! Jesteś zerem!
Walną łem go bykiem. Wycelowałem w miejsce, gdzie odniósł ranę.
Zawył przeraźliwie cienko i upuścił nóŜ.
Opasałem go ramionami i ścisną łem z całej siły. Przepchną łem go przez pokój do ściany.
Uderzyliśmy w nią , aŜ zadrŜał cały dom.
Ktoś z są siadów zastukał w ścianę i zaczą ł pomstować na hałas.
– Wezwijcie policję! – krzykną łem. – Zadzwońcie pod dziewięćset jedenaście!
Przydusiłem go do podłogi. Jęczał gło
śno i wyrywał si
ę. Próbował walczy
ć. Przyło
Ŝyłemmu w szczękę i znieruchomiał. Ścią gną łem mu gumową maskę.
Szabo.
– Jesteś Supermózgiem – wysapałem. – Mam cię.
– Nic nie zrobiłem – warkną ł i znów zaczą ł się szarpać. – To ty włamałeś się do mnie. Ty
idioto! Wszyscy jesteście cholernymi idiotami. Posłuchaj, palancie! Złapałeś nie tego faceta!
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 151/167
Rozdział 113
To był obłęd i z pewnością pasował do dramatycznego aresztowania. Po niecałej godzinie
do mieszkania Szabo przyjechała ekipa techników z FBI. Dwóch znałem. Nazywali się GregWojcik i Jack Heeney. JuŜ pracowaliśmy razem. Byli najlepsi w Biurze i od razu zabrali się
do roboty.
Stałem z boku i przyglą dałem się Ŝmudnej rewizji. Szukali fałszywych ścian, luźnych
klepek w podłodze i innych miejsc, gdzie Szabo mógłby schować dowody lub piętnaście
milionów dolarów.
Zaraz po technikach zjawiła się Betsey. Ucieszyłem się. Spróbowaliśmy przesłuchać
Szabo, ale nie chciał z nami rozmawiać. Sprawiał wraŜenie zupełnego szaleńca, to się
wściekał, to znów milczał jak grób. Kilka razy pluną ł na mnie. Znano go z tego w szpitalu.Kiedy wyschło mu w ustach, załoŜył ręce na piersi i zamkną ł oczy. W końcu zabrali go w
kaftanie bezpieczeństwa.
– Gdzie te cholerne pienią dze? – zapytała Betsey, kiedy go wyprowadzali.
– Tylko on wie – odrzekłem. – I na pewno nie powie. Nie pamiętam tak beznadziejnego
śledztwa.
Następnego dnia był pią tek – deszczowy i ponury. Pojechaliśmy z Betsey do centralnego
aresztu miejskiego, gdzie siedział Szabo.
Przed budynkiem stał tłum dziennikarzy. Musieliśmy się przez nich przecisnąć.
Schowaliśmy się pod wielkimi, czarnymi parasolami i nie odpowiedzieliśmy na Ŝadne
pytanie. Szybko weszliśmy do środka.
– Pieprzone sępy – mruknęła Betsey. – W Ŝyciu trzy rzeczy są pewne: śmierć, podatki i
to, Ŝe prasa wszystko przekręci. Ci tutaj teŜ.
– Jeśli ktoś raz coś przekręci, juŜ tak zostaje – dodałem.
Spotkaliśmy się z Szabo w małym pokoju obok bloku więziennego. Był bez kaftana
bezpieczeństwa. Towarzyszyła mu prawniczka, Lynda Cole. Nie wyglą dała na zachwyconą
swoim klientem.
Zdziwiłem się, Ŝe Szabo nie wynają ł jakiegoś sławnego obrońcy. Cią gle mnie zaskakiwał.
Nie rozumował jak inni. W tym tkwiła jego siła. Upajał się tym i prawdopodobnie to go
zgubiło.
Przez kilka minut unikał naszego wzroku. Zadaliśmy mu serię pytań, ale uparcie milczał.
Zwiększyli mu dawkę środków uspokajają cych. Zastanawiałem się, czy dlatego jest
apatyczny. Nie bardzo w to wierzyłem. Podejrzewałem, Ŝe znów w coś z nami gra.
– To na nic – westchnęła po godzinie Betsey.
Miała rację. Nie warto było tracić więcej czasu.
Wstaliśmy, Ŝeby wyjść. Lynda Cole teŜ. Była niska jak Betsey i bardzo atrakcyjna. Przezcały ten czas powiedziała najwyŜej kilkanaście słów. Nie potrzebowała mówić, skoro jej
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 152/167
klient milczał. Nagle Szabo przestał się wpatrywać w stół i podniósł wzrok. Gapił się w jeden
punkt co najmniej od dwudziestu minut.
Spojrzał na mnie i w końcu się odezwał.
– Macie nie tego faceta.
Potem wyszczerzył zęby jak kompletny debil. Jeszcze nie widziałem takiego uśmiechu. A
spotkałem w Ŝyciu sporo czubków.
Rozdział 114
Wróciliśmy z Betsey do Hazelwood, gdzie czekało na nas jeszcze mnóstwo roboty.
Wpadł Sampson. Do dwudziestej drugiej trzydzieści przejrzeliśmy wszystko, co dotą d udałonam się znaleźć w szpitalu. Zidentyfikowaliśmy dziewiętnaście osób z personelu, które
zajmowały się Szabo. Na liście znalazło się sześciu terapeutów.
Powiesiliśmy zdjęcia na ścianie. Spacerowałem tam i z powrotem, patrzyłem na nie i
szukałem natchnienia. Gdzie są pienią dze, do cholery? Jak Szabo kierował napadami i
morderstwami?
Usiadłem. Betsey popijała szóstą czy siódmą colę dietetyczną . Ja wlałem w siebie tyle
samo kaw. Od czasu do czasu rozmawialiśmy o rzekomym samobójstwie Walsha i zaginięciu
Douda. Szabo nie odpowiadał na Ŝadne pytania o dwóch agentów. Zabił ich? Dlaczego? Jakimiał plan? Niech go szlag!
– Czy on rzeczywiście moŜe stać za tym wszystkim? – zapytała Betsey. – Jest aŜ taki
sprytny? Ten cholerny świr?
Wstałem od biurka.
– Sam juŜ nie wiem. Znów zrobiło się późno. Jestem wykończony. Jadę do domu. Jutro
teŜ jest dzień.
Górne lampy świeciły oślepiają cym blaskiem. Betsey popatrzyła na mnie bez wyrazu.
Miała podkrąŜone oczy. Chciałem ją przytulić, ale w pokoju kręciło się jeszcze kilku
agentów. Chętnie wzią łbym ją w ramiona i porozmawiał o czymkolwiek, byle nie o śledztwie.
– Dobranoc – powiedziałem w końcu. – Prześpij się trochę.
– Dobrej nocy, Alex. Brakuje mi ciebie – dodała bezgłośnie.
– UwaŜaj po drodze.
– Zawsze uwaŜam. Ty sam uwaŜaj.
Jakoś dojechałem do domu i wdrapałem się do sypialni. Od dawna za cięŜko harowałem.
MoŜe rzeczywiście powinienem rzucić tę robotę. Padłem na łóŜko i zasną łem. Obudziłem się
dwadzieścia po drugiej. Śniła mi się rozmowa z Szabo. Potem jeszcze z kimś zamieszanym w
sprawę. O, rany...
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 153/167
Fatalna pora na przebudzenie. Zazwyczaj nie pamiętam snów, zapewne dlatego, Ŝe
podświadomie staram się je zapomnieć. Ale tym razem, gdy się obudziłem, miałem wciąŜ
przed oczami tamte obrazy.
Tony Brophy opowiedział nam kiedyś o spotkaniu z Supermózgiem. Mówił, Ŝe gość
ukrywał się za ścianą jasnych reflektorów. Widać było tylko zarys sylwetki męŜczyzny. Opis
nie pasował do kształtu głowy Szabo. Nawet w przybliŜeniu. Brophy wspomniał o duŜym,
haczykowatym nosie i wielkich uszach. Podobno wyglą dały jak otwarte drzwi samochodu.
Szabo miał prosty nos i małe uszy.
Ale przyszedł mi do głowy ktoś inny! Jezu! Przekręciłem się na łóŜku. Patrzyłem w okno,
dopóki nie zaczą łem jasno myśleć. Skoncentrowałem się, a potem zadzwoniłem do Betsey.
Odebrała po drugim sygnale i jęknęła cicho.
– To ja, Alex. Przepraszam, Ŝe cię obudziłem. Ale chyba wiem, kto jest Supermózgiem.
– To zły sen? – mruknęła.– Najgorszy koszmar – odparłem.
Rozdział 115
Jest dwóch Supermózgów. Począ tkowo wydawało mi się to bez sensu. Ale potem
nabrałem prawie absolutnej pewności, Ŝe znalazłem wyjaśnienie wielu tajemnic naszegośledztwa.
Szabo to jeden Supermózg, ale to przezwisko nadano mu tylko Ŝartem, bo za bardzo
wyróŜniał się w pracy. Więc musi być jeszcze ktoś. Z tego drugiego nikt się nie wyśmiewał,
bo ten nie miał sobie równych. To nie on pisze listy z pogróŜkami w swoim pokoju w szpitalu
dla weteranów.
Potrzebowałem kilku minut, Ŝeby przekonać o tym Betsey. Potem zadzwoniliśmy do
Ouantico do Kyle’a Craiga. Było dwoje na jednego, więc w końcu ustą pił i dał nam wolną
rękę.
O jedenastej rano wsiedliśmy z Betsey do samolotu w bazie Bolling. Wcześniej nigdy tu
nie bywałem. Ostatnio odlatywałem stą d częściej niŜ z lotniska National, obecnie Ronalda
Reagana.
TuŜ po pierwszej wylą dowaliśmy na lotnisku międzynarodowym w Palm Beach na
południu Florydy. Było trzydzieści pięć stopni i duszno jak diabli. Ale upał mnie nie
obchodził. Byłem podniecony, liczyłem na to, Ŝe moŜe rozwiąŜemy zagadkę. Przywitali nas
miejscowi agenci FBI, ale nawet tutaj dowodziła Betsey.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 154/167
Wyjechaliśmy z małego, dobrze utrzymanego lotniska na drogę międzystanową I-95
North. Po piętnastu kilometrach skręciliśmy na wschód w kierunku oceanu i Singer Island.
Słońce wyglą dało jak cytrynowy drops rozpuszczają cy się najasnobłękitnym niebie.
W samolocie miałem czas przemyśleć moją teorię o dwóch Supermózgach. Im dłuŜej się
nad nią zastanawiałem, tym bardziej byłem przekonany, Ŝe wreszcie jesteśmy na właściwym
tropie. Przypominały mi się róŜne rzeczy.
Między innymi zdjęcie terapeuty, doktora Bernarda Francisa. Znalazłem je w jego aktach.
Dwa inne wisiały w gabinecie doktora Cioffiego. Widziałem je, kiedy go przesłuchiwałem.
Bernard Francis był wysokim, łysieją cym męŜczyzną . Miał szerokie czoło, haczykowaty nos i
duŜe uszy. Jak otwarte drzwi samochodu.
Leczył Szabo przez dziewięć tygodni w roku 1997, a potem przez pięć miesięcy w roku
ubiegłym, później przeniósł się na Florydę. Przypuszczalnie podją ł pracę w szpitalu dla
weteranów w północnym West Palm. Kiedy zwróciłem uwagę na Francisa, ustaliłem kilkarzeczy. Według raportów szpitalnych, w zeszłym roku przynajmniej trzy razy wychodził z
Szabo do miasta. Niby nic niezwykłego, ale w tych okolicznościach bardzo mnie to
zainteresowało. W czasie lotu na Florydę ponownie przeczytałem notatki Francisa o Szabo.
Kiedyś napisał:
Czy pacjent rzeczywi cie bł ą kał się po kraju przez ostatnie dwadzie cia
kilka lat i pracował tylko dorywczo? Nie brzmi to prawdopodobnie. Mabardzo bujną fantazję i mo Ŝ e co ukrywać przed nami. Co naprawd ę
skłoniło go do zgłoszenia się do nas wła nie w tym roku?
Betsey i ja znaliśmy odpowiedź. Podejrzewaliśmy, Ŝe Francis teŜ. W lutym 1996 roku
Szabo stracił pracę szefa ochrony banku First Union. W Marylandzie i Wirginii dokonano
serii niewyjaśnionych napadów na filie tego banku. Szabo obwiniał siebie za to, Ŝe ochrona
okazała się nieskuteczna, dyrekcja teŜ miała do niego pretensje. Ostatecznie wylano go.
Wkrótce potem dostał załamania nerwowego i zgłosił się do Hazelwood. Tam zaczęła się cała zabawa i gry umysłowe.
Rozdział 116
Rozpoczęliśmy całodobową obserwację kondominium Francisa na Singer Island.
Mieszkał tuŜ nad wodą w duŜym apartamencie z czterema sypialniami i tarasem na dachu.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 155/167
Taki luksus przekraczał zapewne moŜliwości finansowe przeciętnego terapeuty ze szpitala dla
weteranów. Ale doktor Francis najwyraźniej nie uwaŜał się za przeciętnego lekarza.
Spędzał ten wieczór z blondynką o połowę młodszą od niego. Musiałem mu jednak oddać
sprawiedliwość – mimo czterdziestu pięciu lat był szczupły i w dobrej formie. Dziewczyna
była bardzo ładna. Nosiła czarne bikini i wysokie szpilki. Cią gle poprawiała stanik i
odgarniała z oczu długie włosy.
– Niezła sztuka – mruknęła Betsey. – Chyba załapała się na fajną randkę.
Betsey, dwaj agenci i ja koczowaliśmy w furgonetce dodge na parkingu za kondominium.
Prawie wszystkie miejsca były zajęte, więc nie rzucaliśmy się w oczy. Patrzyliśmy przez
peryskop, jak Francis i jego gość smaŜą na tarasie steki. FBI juŜ zidentyfikowało dziewczynę.
Była tancerką topless w eleganckiej restauracji w West Palm. Gliniarze z Fort Lauderdale
zgarniali ją juŜ kilka razy za zaczepianie facetów na ulicy i prostytucję. Nazywała się Bianca
Massie i miała dwadzieścia trzy lata.Lekarz cią gle obejmował i przytulał blondynkę. W końcu zniknęli w środku na dziesięć
minut. Potem wrócili do grilla. Przy jedzeniu dotykali się i głaskali. Wykończyli drugą
butelkę caberneta stag’s leap i znów weszli do mieszkania.
– Co tam widać? – zapytała Betsey jednego z agentów. – Muszę wiedzieć.
– Nasz człowiek na są siednim dachu obserwuje wnętrze mieszkania przez okna od
południowej strony – odpowiedział.
– Chata typowego szpanera – zameldował po chwili. – Drogie meble, dzieła sztuki.
Dobry sprzęt grają cy, cięŜarki. Doktorek ma czarnego labradora. Pewnie rwie na niegopanienki z plaŜy.
– Wą tpię, Ŝeby ją poderwał – wtrą ciłem. – Raczej wynają ł na noc.
– Teraz oboje są zajęci. Labrador chyba nauczył doktorka kilku rzeczy. Facet zna parę
psich sztuczek. Nasz obserwator mówi, Ŝe uszy i nos ma duŜo większe od pewnej części ciała.
Grupa wybuchnęła śmiechem. OdpręŜyliśmy się co nieco. Baliśmy się trochę o
dziewczynę, ale byliśmy tak blisko, Ŝe w kaŜdej chwili mogliśmy wkroczyć.
Obserwator dalej meldował, co się dzieje.
– Oho, wyglą da na to,
Ŝe doktorek ma za wczesny wytrysk. Ale dziewczynie chyba to nieprzeszkadza. Pocałowała go w czubek głowy, biedne dziecko.
– Dostaje się to, za co się płaci – powiedziała Betsey.
Wreszcie dziewczyna wyszła i seans porno skończył się. Doktor Francis został na tarasie.
Są czył brandy i patrzył na księŜyc nad Atlantykiem.
– To jest Ŝycie... – westchnęła Betsey. – KsięŜyc nad Miami i cały ten szpan.
– Musiał tylko zabić około dwunastu osób, Ŝeby to mieć – zauwaŜyłem.
Około północy zadzwoniła „komórka” Francisa. Słuchaliśmy rozmowy w furgonetce.
Telefon zaintrygował nas. Wymieniliśmy z Betsey spojrzenia.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 156/167
– Bernie, oni znów się tu kręcą – powiedział zdenerwowany głos. – Teraz przyglą dają się
personelowi i...
– Jest późno – przerwał Francis. – Zadzwonię do ciebie rano. Ja zadzwonię. Ty tutaj nie
dzwoń. JuŜ ci mówiłem.
Zirytowany Francis wyłą czył się i dopił brandy.
Betsey trą ciła mnie łokciem. Uśmiechała się pierwszy raz od chwili, gdy rozpoczęliśmy
obserwację Francisa.
– Poznałeś, kto to był? – zapytała.
Jasne, Ŝe poznałem.
– Urocza i utalentowana Kathleen McGuigan. Nasza pielęgniarka jest w to zamieszana.
Wszystko zaczyna pasować do siebie.
Rozdział 117
Doktor Bernard Francis naprawdę zasługiwał na nienawiść. Był najgorszym sukinsynem.
Zabójcą , który lubił zadawać ofiarom cierpienie. Ta nienawiść pomagała nam wytrzymywać
nocne czuwanie. I teoria, Ŝe jest Supermózgiem. Mogliśmy go w kaŜdej chwili dopaść w jego
róŜowym kondominium w śródziemnomorskim stylu.
Kathleen McGuigan juŜ się nie odezwała. On teŜ do niej nie zadzwonił. Około pierwszejposzedł do sypialni i włą czył system alarmowy.
– Słodkich snów, skurwielu – mruknęła Betsey, kiedy w apartamencie zgasło światło.
– Wiemy, gdzie mieszka – powiedział jeden z agentów. – Wiemy, co zrobił, choć jeszcze
nie wiemy jak. I nie moŜemy go zgarnąć?
– Cierpliwości – odparłem. – Dopiero tu przyjechaliśmy. Dostaniemy go. Tylko trzeba go
jeszcze trochę poobserwować. Musimy mieć absolutną pewność, Ŝe to on. I odzyskać
zrabowane pienią dze.
W końcu, około drugiej nad ranem, Betsey i ja wysiedliśmy z furgonetki. Wzięliśmy
jeden z samochodów Biura i wyjechaliśmy z Singer Island. Reszta została w Holiday Inn w
Palm Beach. My pojechaliśmy na północ autostradą między stanową I-95.
– Niedaleko stą d jest hotel Hyatt Regency – odezwała się niepewnie Betsey. – Co ty na
to?
– Lubię być z tobą – odrzekłem. – Od samego począ tku.
– Wiem. Ale nie na tyle, tak?
Spojrzałem na nią . Kiedy traciła pewność siebie, podobała mi się jeszcze bardziej.
– Oczekujesz szczerości o drugiej piętnaście nad ranem? – zaŜartowałem.
– A czemu nie?
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 157/167
– MoŜe to trochę bez sensu, ale...
Uśmiechnęła się w końcu.
– Nie szkodzi. Mów.
– Ostatnio nie bardzo wiem, co się ze mną dzieje. Płynę z prą dem. To do mnie
niepodobne. Ale moŜe to dobrze.
– Próbujesz zapomnieć o Christine. I chyba robisz to w odpowiedni sposób. OdwaŜnie.
– Albo bardzo głupio – odparłem z uśmiechem.
– MoŜe jednocześnie i tak, i tak. Ale starasz się. Na zewną trz jesteś opanowany i
prostolinijny. W dobry sposób. Wewną trz skomplikowany. TeŜ w dobry sposób. Myślałeś o
tym, co powiedziałam?
– Nie. Myślałem o tym, Ŝe mam szczęście, bo poznałem ciebie.
– To nie musi być coś wyją tkowego, Alex. Dla mnie i tak juŜ jest. Więc? Weźmiemy
pokój? Spędzisz ze mną noc w hotelu?– Z przyjemnością .
Kiedy zaparkowaliśmy przed wejściem, Betsey przysunęła się i pocałowała mnie.
Przycią gną łem ją do siebie i mocno przytuliłem. Siedzieliśmy tak przez kilka minut.
– Będę za tobą strasznie tęsknić – szepnęła.
Rozdział 118
Chyba oboje Ŝałowaliśmy, Ŝe reszta nocy szybko minęła. Cią gle myślałem o słowach
Betsey: „będę za tobą strasznie tęsknić”. O dziewią tej rano znów wsiedliśmy do furgonetki
obserwacyjnej FBI. W środku był tłok i śmierdziało jak cholera. W rogu stały dwa wiadra z
suchym lodem. Parował i trochę pomagał przeŜyć w ciasnym wnętrzu.
– Co się działo, panowie? – zapytała Betsey agentów. – Straciłam coś fajnego? Superfiut
juŜ wstał?
Dowiedzieliśmy się, Ŝe Francis wstał i jeszcze nie dzwonił do Kathleen McGuigan.
Wpadłem na pewien pomysł. Betsey bardzo się spodobał. Zadzwoniliśmy do Kyle’a Craiga i
zastaliśmy go w domu. Jemu teŜ spodobało się to, co wymyśliłem.
TuŜ po dziesią tej rano agenci w Wirginii zaaresztowali w Arlington siostrę McGuigan.
Podczas przesłuchania zeznała, Ŝe nie wie, co łą czy Francisa i Szabo. Zaprzeczyła teŜ, Ŝe jest
w cokolwiek zamieszana. Wyśmiała wszystkie zarzuty postawione pod jej adresem.
Powiedziała, Ŝe nie dzwoniła w nocy do Francisa i moŜemy to sprawdzić.
Jednocześnie agenci przeszukiwali jej dom i podwórze. Około południa znaleźli diament
stanowią cy część okupu od MetroHartford. McGuigan wpadła w panikę i zmieniła zeznania.
Opowiedziała FBI wszystko, co wiedziała o Francisie, Szabo, napadach i zabójstwach.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 158/167
Betsey aŜ podskoczyła z radości w furgonetce i walnęła głową w dach.
– O, cholera! To boli! Ale co tam. Mamy go!
Krótko po czternastej przeszliśmy oboje przez wypielęgnowany trawnik od frontu i
weszliśmy po ceglanych schodach do budynku Francisa. Waliło mi serce. Nareszcie. To musi
być on. Wjechaliśmy windą na pią te piętro, do meliny Supermózga.
– ZasłuŜyliśmy na to – powiedziałem do Betsey.
– Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę jego minę – odrzekła i nacisnęła dzwonek. –
Zimnokrwiste gówno. Ding-dong, zgadnij, kto przyszedł? To za Walsha i Douda.
– Za synka Buccierich teŜ. I za resztę ofiar.
Francis otworzył drzwi. Był opalony i bosy. Miał na sobie spodenki druŜyny „Florida
Gators” i koszulkę „Miami Dolphins”. Nie wyglą dał na zimnokrwistego i bezdusznego
potwora. Ale rzadko kto wyglą da.
Betsey powiedziała, kim jesteśmy. Potem wyjaśniła, Ŝe prowadzimy śledztwo w sprawieporwania kobiet z MetroHartford i kilku napadów na banki na Wschodzie.
Francis zdziwił się.
– Nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną . Prawie od roku nie byłem w
Waszyngtonie. Nie wiem, w czym mógłbym pomóc. Na pewno macie właściwy adres?
– MoŜemy wejść, doktorze? – zapytałem. – Adres jest właściwy, moŜe mi pan wierzyć.
Chcemy porozmawiać o pańskim byłym pacjencie, Frederiku Szabo.
Francis dalej udawał głupiego. Dobrze mu to szło. Nie byłem tym zaskoczony.
– Czy to jakiś Ŝart?– Nie – odparła z naciskiem Betsey.
Francis zirytował się. Poczerwieniał na twarzy.
– Jutro będę w moim gabinecie w szpitalu w West Palm. To na Blue Heron. Tam
moŜemy porozmawiać o moich byłych pacjentach. Frederic Szabo? Jezu, to było prawie rok
temu! Co on zrobił? Chodzi o listy z pogróŜkami do firm z Fortune 500? Nie do wiary! Proszę
mi dać spokój w domu.
Francis próbował zatrzasnąć mi drzwi przed nosem. Zablokowałem je ręką . Serce cią gle
mi waliło. Co za przyjemne uczucie. Nareszcie go mamy.– To nie moŜe czekać do jutra, doktorze – powiedziałem. – To w ogóle nie moŜe czekać.
Westchną ł, ale nadal wyglą dał na cholernie wkurzonego.
– Trudno, niech będzie. Właśnie robiłem sobie kawę. Wejdźcie, skoro musicie.
– Musimy – odpowiedziałem Supermózgowi.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 159/167
Rozdział 119
– Więc o co chodzi? – zapytał Francis, kiedy szliśmy za nim przez oszkloną loggię. Kilka
pięter niŜej rozbijały się fale Atlantyku. Sam widok był wart co najmniej paru morderstw.Ocean iskrzył się w popołudniowym słońcu. Doktor Bernard Francis dobrze się urzą dził w
Ŝyciu.
– Frederic Szabo wymyślił to wszystko, tak? – zagadną łem, Ŝeby przełamać pierwsze
lody. – Miał bujną fantazję i chciał się zemścić na bankach. Miał obsesję, potrzebną wiedzę i
kontakty. Tak było?
Francis popatrzył na nas jak na swoich umysłowo chorych pacjentów.
– Co pan bredzi, do diabła?
Zignorowałem jego minę i protekcjonalny ton.– Poznał pan plany Szabo podczas sesji terapeutycznych. Precyzja i szczegóły wywarły
na panu wraŜenie. Pomyślał o wszystkim. Dowiedział się pan równieŜ, Ŝe przez te wszystkie
lata od powrotu z Wietnamu wcale nie włóczył się po kraju. Odkrył pan, Ŝe pracował w banku
First Union jako szef ochrony. On naprawdę wiedział, jak moŜna obrobić bank. Był stuknięty,
ale inaczej, niŜ pan myślał.
Francis włą czył ekspres na blacie kuchennym.
– Nie będę nawet odpowiadał na te bzdury. Poczęstowałbym was kawą , ale wkurzacie
mnie jak cholera. Skończcie z tymi idiotyzmami i wynoście się.
– Nie chcę kawy – odparłem. – Chcę ciebie, Francis. Z zimną krwią zamordowałeś
niewinnych ludzi. Zabiłeś Walsha i Douda. Ty jesteś szaleńcem i Supermózgiem, nie Szabo.
– Chyba oboje zwariowaliście – odparł Francis. – Jestem szanowanym lekarzem i
zasłuŜonym oficerem armii.
Potem uśmiechną ł się z taką miną , jakby chciał powiedzieć: „Mam was gdzieś. Nic mi
nie moŜecie zrobić”. JuŜ widywałem takie miny. Dobrze je znałem. Gary Soneji, Casanova,
Pan Smith, Łasica. Francis teŜ był psychopatą . Jak wszyscy zabójcy, których złapałem. MoŜe
za długo czekał na uznanie w szpitalach dla weteranów. Ale sprawy na pewno zaszły
stanowczo za daleko.
– Zapamiętał cię pewien człowiek, którego chciałeś wynająć do skoku na bank. Opisał
twoje wielkie uszy i haczykowaty nos. Szabo tak nie wyglą da.
Francis odwrócił się od ekspresu i wybuchną ł nieprzyjemnym, gardłowym śmiechem.
– TeŜ mi dowód! Chciałbym usłyszeć, jak przedstawiasz go prokuratorowi okręgowemu
w Waszyngtonie. ZałoŜę się, Ŝe uśmiałby się do łez.
Uśmiechną łem się.
– JuŜ rozmawialiśmy z panią prokurator. Jakoś jej to nie ubawiło. A przy okazji,
rozmawialiśmy teŜ z Kathleen McGuigan. Nie oddzwoniłeś do niej, więc odwiedziliśmy ją .
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 160/167
Jesteś aresztowany za napady, porwanie i morderstwa, doktorze. Widzę, Ŝe przestało ci być
wesoło.
Francis wrócił do robienia kawy. Czułem, Ŝe coś kombinuje.
– Widzisz chyba równieŜ, Ŝe nie dzwonię do mojego adwokata.
– A powinieneś – odparłem. – Bo jest jeszcze coś. Dziś rano Szabo w końcu zdecydował
się mówić. Prowadził pamiętnik z waszych sesji, doktorze. Zapisał, Ŝe jego plany bardzo cię
interesowały. Znasz go. Wiesz, jaki jest dokładny. Powiedział, Ŝe częściej pytałeś go o
napady na banki niŜ o jego problemy. Pokazał ci plany budynków.
– Chcemy odzyskać pienią dze, Francis – wtrą ciła się Betsey. – Piętnaście milionów
dolarów. Jeśli je nam oddasz, wyjdzie ci to na dobre. Nie dostaniesz lepszej oferty.
Francis zrobił drwią cą minę.
– ZałóŜmy na chwilę, Ŝe jestem tym waszym Supermózgiem. Nie wydaje wam się, Ŝe
powinienem mieć opracowany genialny plan ucieczki? Chyba nie dałbym się złapać takimfrajerom, jak wy, prawda?
Teraz ja się uśmiechną łem.
– Ci „frajerzy” mogą cię zaskoczyć, Francis. Podejrzewam, Ŝe jesteś zdany na siebie.
Szabo zaplanował równieŜ twoją ucieczkę? Wą tpię.
Rozdział 120
– OtóŜ to – powiedział Francis o ton niŜej niŜ przedtem. – Zawsze istniało minimalne
niebezpieczeństwo, Ŝe mnie złapiecie. Wtedy skończyłbym w więzieniu, a to byłoby zupełnie
nie do przyjęcia. Ale nie dojdzie do tego.
– Dojdzie – odparła z naciskiem Betsey.
Na wszelki wypadek sięgną łem do kabury.
Nagle Francis rzucił się do szklanych drzwi na taras. Wiedziałem, Ŝe nie ma stamtą d
wyjścia. Co on zamierzał?
– Stój! – krzykną łem.
Betsey i ja jednocześnie wycią gnęliśmy broń, ale nie strzeliliśmy. Nie było powodu, Ŝeby
go zabijać. Popędziliśmy za nim przez drewniany taras na dachu.
Francis dobiegł do muru i zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Nawet gdybym
słuŜył w policji sto lat.
Skoczył głową w dół z pią tego piętra! Musiał skręcić kark. Nie miał prawa przeŜyć.
– Nie wierzę! – wrzasnęła Betsey, kiedy zatrzymaliśmy się na krawędzi dachu i
spojrzeliśmy w dół.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 161/167
Ja teŜ nie wierzyłem własnym oczom. Francis skoczył do basenu! Wynurzył się i szybko
popłyną ł do brzegu.
Nie miałem wyboru i nie zawahałem się. Skoczyłem za nim.
Betsey teŜ. Pół kroku za mną .
Spadaliśmy z krzykiem jak kule armatnie.
Uderzyłem w wodę plecami. Poczułem się tak, jakby przestawiły mi się wnętrzności.
Wylą dowałem twardo na dnie, ale zaraz wydostałem się na powierzchnię. Popłyną łem
szybko do brzegu. Próbowałem coś zobaczyć i jasno myśleć.
Wygramoliłem się z basenu. Francis uciekał do jednego z są siednich kondominiów.
Otrzą sał się jak kaczka.
Popędziliśmy za nim. Mokre buty piszczały i chlupała w nich woda. Ale nic nie było
waŜne oprócz tego, Ŝe musimy go dorwać.
Francis przyspieszył. Ja teŜ. Podejrzewałem, Ŝe niedaleko ma samochód. MoŜe nawetłódź w pobliskim porcie.
Przebierałem nogami jak wariat, ale niewiele zmniejszyłem dystans. Francis biegł boso, a
mimo to szybciej ode mnie.
Obejrzał się i zobaczył nas. Kiedy z powrotem odwrócił głowę, wszystko się zmieniło.
Na parkingu przed nim stali trzej agenci FBI. Celowali w niego z pistoletów. Krzyczeli,
Ŝeby staną ł.
Francis zatrzymał się. Znów się obejrzał, potem popatrzył na agentów. Nagle sięgną ł do
kieszeni spodenek.– Nie! – krzykną łem.
Ale nie wycią gną ł broni, tylko przezroczystą buteleczkę. PrzyłoŜył ją do ust.
Nagle chwycił się za gardło. Oczy wyszły mu na wierzch i opadł na kolana.
– Otruł się – wychrypiała Betsey. – Mój BoŜe, Alex!
Wtem Francis poderwał się z chodnika. Patrzyliśmy ze zgrozą , jak miota się po parkingu i
wymachuje rękami w jakimś obłą kańczym tańcu. Z ust ciekła mu piana. Wreszcie walną ł
twarzą w srebrzystego, terenowego mercedesa. Krew trysnęła na karoserię.
Zaczą ł do nas wrzeszcze
ć, próbował nam co
śpowiedzie
ć, ale tylko bełkotał gardłowo.Krew ściekała mu z nosa. Skręcał się i podrygiwał.
Na parkingu przybywało agentów i gapiów. Nie mogliśmy pomóc Francisowi. Zabijał
ludzi, niektórych otruł. Zamordował dwóch agentów FBI. Teraz patrzyliśmy, jak sam umiera
straszną śmiercią . Trwało to bardzo długo.W końcu upadł i uderzył głową w chodnik. Drgawki powoli ustawały. Coś charczał.Kucną łem przy nim.– Gdzie jest agent Michael Doud? – zapytałem błagalnie. – Powiedz nam, na litość boską .Francis spojrzał na mnie i wykrztusił ostatnie słowa, jakie chciałbym usłyszeć.
– Macie nie tego faceta.Potem umarł.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 162/167
EpilogTen facet
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 163/167
Rozdział 121
Minęły trzy tygodnie i moje Ŝycie mniej więcej wróciło do normy. Ale nie było dnia,
Ŝebym nie myślał o rzuceniu pracy w policji. Nie wiedziałem, czy chodziło o sprawę
Supermózga, czy skumulowały się przeŜycia z wcześniejszych śledztw, ale miałem tego
dosyć.
Większość z piętnastu milionów Francisa przepadła bez śladu. Wszyscy w FBI dostawali
szału. Betsey poświęcała cały swój czas na szukanie pieniędzy. Znów pracowała w weekendy
i rzadko się widywaliśmy. Chyba przewidziała to na Florydzie, kiedy powiedziała: „Będę za
tobą strasznie tęsknić”.
Tego wieczoru babcia mocno mi się naraziła. To przez nią tkwiliśmy z Sampsonem w
Pierwszym Kościele Baptystów na Czwartej ulicy, niedaleko mojego domu.
Wokół nas łkały kobiety i męŜczyźni. Pastor i jego Ŝona przekonywali ludzi, Ŝe takie
oczyszczenie wyjdzie im na dobre. Trzeba wyrzucić z siebie złość, strach i inne trucizny
wewnętrzne. I wierni właśnie to robili. Oprócz Sampsona i mnie, wszyscy wypłakiwali sobie
oczy.
– NaleŜy nam się coś wyją tkowego od babci za ten jej numer – szepną ł mi do ucha
Sampson.
Uśmiechną łem się. Zupełnie nie rozumiał tej kobiety. A poznał ją , mają c dziesięć lat.
– Nie licz na to – odrzekłem. – UwaŜa, Ŝe to my jesteśmy jej coś winni za ratowanienaszych tyłków, kiedy byliśmy szczeniakami.
– Ma rację, stary. Ale dzisiaj spłacimy kupę starych długów.
– Wygłaszasz kazanie do chóru – zauwaŜyłem.
– Chór nie słucha, bo płacze – zachichotał. – Prawdziwy wieczór chusteczek do nosa.
Staliśmy ściśnięci między dwiema kobietami. Szlochały i wykrzykiwały modlitwy. Takie
specjalne naboŜeństwa były ostatnio coraz popularniejsze w Waszyngtonie. Nazywano je
„Przykro mi, siostro”. MęŜczyźni składali w kościołach hołd kobietom za wszystkie krzywdy
fizyczne i moralne, których doznawały.Moja są siadka nagle mnie objęła.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 164/167
– To ładnie z twojej strony, Ŝe przyszedłeś – oświadczyła, przekrzykują c hałas. – Dobry z
ciebie człowiek, Alex. Jak rzadko który.
– I w tym mój problem – mrukną łem pod nosem, po czym dodałem głośniej: – Przykro
mi, siostro. Ty teŜ jesteś dobrą kobietą . I miłą .
Przycisnęła mnie mocniej. Widywałem ją w naszej okolicy. Nazywała się Terri Rashad.
Była atrakcyjna, dumna i wesoła. Trochę po trzydziestce.
– Przykro mi, siostro – powiedział Sampson do swojej są siadki.
– I powinno ci być przykro jak cholera – odparła Lace McCray. – Ale dzięki. Nie jesteś
taki zły, jak myślałam.
Sampson szturchną ł mnie.
– DuŜe przeŜycie – szepną ł swoim basem. – MoŜe babcia miała rację, Ŝe kazała nam tu
przyjść.
– Wiedziała, co robi. Ona ma zawsze rację. To osiemdziesięcioletnia Oprah Winfrey.Śpiewy, okrzyki i łkania nasiliły się.
– Co w ogóle słychać? – zapytał Sampson.
Zastanowiłem się.
– Tęsknię za Christine. Ale cieszymy się, Ŝe mały jest z nami. Babcia mówi, Ŝe ją
odmładza. OŜywia nasz dom. Od rana do wieczora. UwaŜa nas za swój personel.
W końcu czerwca Christine wyjechała do Seattle. Wreszcie zdradziła mi, doką d się
przeprowadza. Pojechałem do Mitchellville, Ŝeby się poŜegnać. Jej nowy samochód terenowy
był załadowany po dach. Objęła mnie i rozpłakała się.– MoŜe kiedyś... – szepnęła.
MoŜe.
Ale teraz była w stanie Waszyngton, a ja w moim dzielnicowym kościele baptystów.
Podejrzewałem, Ŝe babcia chciała mi tu zorganizować randkę. Tak mnie to rozbawiło, Ŝe się
roześmiałem.
– Nie Ŝal ci sióstr, Alex? – zapytał Sampson. Zaczynał za duŜo gadać.
Zerkną łem na niego, potem się rozejrzałem.
– Oczywiście,
Ŝe tak. Zobacz, ilu tu porz
ą dnych ludzi. Staraj
ą się, jak mog
ą . Chc
ą by
ć tylko trochę kochani od czasu do czasu.
– To nic złego – odparł i obją ł mnie mocno ramieniem.
– Na pewno nie. Po prostu starajmy się, jak najlepiej umiemy.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 165/167
Rozdział 122
Kilka dni później siedziałem na werandzie przy pianinie. Dochodziła północ. W domu
było cicho, spokojnie i przyjemnie. Tak, jak czasem lubię. Wcześniej poszedłem na górę izajrzałem do synka. Spał w swoim łóŜeczku jak aniołek. Grałem jeden z moich ulubionych
utworów – Bł ękitną rapsodię Gershwina.
Myślałem o mojej rodzinie i naszym starym domu. Uwielbiałem tu mieszkać, mimo
wszystkich wad tej dzielnicy. Znów zaczą łem się czuć pewniej i lepiej. MoŜe pomogło mi
głośne, płaczliwe naboŜeństwo w kościele baptystów? A moŜe Gershwin?
Nagle zadzwonił telefon. Pobiegłem odebrać, Ŝeby wszystkich nie obudził. Zwłaszcza
małego Aleksa, czyli AJ-a, jak ostatnio nazywali go Jannie i Damon.
Usłyszałem głos Kyle’a Craiga.Bardzo rzadko zawracał mi głowę w domu. I nigdy o tej porze. Tak samo zaczęła się
sprawa Supermózga – od niego.
– O co chodzi, Kyle? – zapytałem. – Nie wrabiaj mnie w Ŝadne nowe śledztwo.
– Mam złą wiadomość, Alex – odrzekł cicho. – Nawet nie wiem, jak ci to powiedzieć.
Jasna cholera, chłopie... Betsey Cavalierre nie Ŝyje. Jestem teraz w jej domu. Przyjedź tutaj.
OdłoŜyłem słuchawkę chyba dopiero po minucie. Musiałem to zrobić, skoro znalazła się
z powrotem na widełkach. Ręce i nogi miałem jak z waty. Przygryzłem wargę i poczułem
smak krwi. Kręciło mi się w głowie. Kyle nie powiedział mi wszystkiego. Tylko tyle, Ŝebym
przyjechał. Ktoś włamał się do Betsey i zabił ją . Kto? I dlaczego? Jezu!
Ubierałem się w pośpiechu, kiedy telefon znów zadzwonił. Chwyciłem słuchawkę.
Pewnie to ktoś inny z następną złą wiadomością . MoŜe Sampson albo Rakeem Powell?
Głos w słuchawce zmroził mnie.
– Chciałem ci tylko pogratulować. Odwaliłeś kawał doskonałej roboty. Wyłapałeś
wszystkie płotki, które dla mnie pracowały. Dokładnie tak, jak się spodziewałem. Prawdę
mówią c, do tego miały mi słuŜyć.
– Kto mówi? – zapytałem, choć nietrudno było zgadnąć.
– PrzecieŜ wiesz, doktorze detektywie Cross. Jesteś na tyle bystry. Chyba domyśliłeś się,
Ŝe złapanie biednego doktora Francisa było zbyt proste. Tak samo jak moich przyjaciół z
policji nowojorskiej: pana Briana Macdougalla i jego kompanów. Oczywiście pozostaje
jeszcze sprawa brakują cych pieniędzy. To ja jestem tym, kogo nazywacie Supermózgiem.
Słusznie, to do mnie pasuje. Rzeczywiście jestem taki dobry. Na razie dobranoc i do
zobaczenia wkrótce. Aha, i miłej zabawy u Betsey Cavalierre. Ja byłem bardzo zadowolony.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 166/167
Rozdział 123
Najpierw zadzwoniłem do Sampsona. Poprosiłem go, Ŝeby przyjechał i został z babcią i
dziećmi. Potem popędziłem do domu Betsey w Woodbridge w Wirginii. Cały czas miałem naliczniku sto sześćdziesią t na godzinę.
Nigdy tu nie byłem, ale trafiłem bez problemu. Po obu stronach ulicy stały samochody.
Kilka crown victoria i grand marquise. Domyśliłem się, Ŝe to FBI. Przybywało radiowozów z
wyją cymi syrenami.
Wzią łem głęboki oddech i wszedłem. Nagle zakręciło mi się w głowie. Kyle dyrygował
swoimi ludźmi z wydziału przestępstw z uŜyciem przemocy. Szukali dowodów. Wą tpiłem,
Ŝeby coś znaleźli. Przedtem nie mieli szczęścia; Supermózg nigdy nie zostawiał śladów.
Kilku agentów Biura chlipało. Ja teŜ płakałem po drodze. Ale teraz musiałem jasnomyśleć i maksymalnie się skoncentrować. Tylko tak mogłem zobaczyć miejsce zbrodni
oczami zabójcy.
Wyglą dało to na włamanie. Ktoś dostał się tu przez okno w kuchni. Technicy FBI
filmowali je kamerą wideo. Patrzyłem na rzeczy Betsey, jej dom. Na lodówce leŜała okładka
„Newsweeka” z amerykańską zdobywczynią Pucharu Świata w kobiecej piłce noŜnej, Brandi
Chastain i nagłówkiem „Rzą dzą dziewczyny!”.
Dom musiał mieć około stu lat i był zagracony wiejskimi rupieciami. Obrazy Andrew
Wyetha, zdjęcia ptaków jesienią na jeziorze. Na stole w holu zauwaŜyłem wezwanie dla
Betsey na następne strzelanie kwalifikacyjne w FBI.
Wreszcie odwaŜyłem się przejść z salonu do głównej sypialni na końcu korytarza. Łatwo
było poznać, Ŝe to miejsce zbrodni. W głębi pokoju pracowali agenci. Tu zginęła Betsey.
Jeszcze nie rozmawiałem z Kylem. Nie chciałem mu przeszkadzać. MoŜe tym razem jego
ludzie coś znajdą . A moŜe nie.
Potem ją zobaczyłem i nie wytrzymałem. Bezwiednie uniosłem lewą rękę do twarzy.
Nogi ugięły się pode mną i zaczą łem się trząść.
W uszach dzwonił mi ten cholerny głos z telefonu: „Aha, i miłej zabawy u Betsey
Cavalierre. Ja byłem bardzo zadowolony”.
Rozebrał ją . Nigdzie nie dostrzegłem jej nocnego stroju. Była cała zakrwawiona, ale
najbardziej między nogami. Tym razem uŜył noŜa – ukarał ją . Patrzyła na mnie swoimi
pięknymi, piwnymi oczami, które juŜ nic nie widziały. I nigdy juŜ nie zobaczą .
ZauwaŜył mnie lekarz z FBI. Znałem go, nazywał się Merrill Snyder. JuŜ pracowaliśmy
razem i mieliśmy nieraz sukcesy. Ale nigdy w takiej sytuacji.
– Prawdopodobnie ją zgwałcił – szepną ł do mnie. – W kaŜdym razie uŜył noŜa. MoŜe
wycią ł dowód. Kto wie, Alex. To musi być chory facet, do cholery! Przychodzi ci coś do
głowy?– Tak – odrzekłem cicho. – Mam ochotę go zabić. I zabiję.
5/13/2018 Patterson James - Róże są czerwone - slidepdf.com
http://slidepdf.com/reader/full/patterson-james-roze-sa-czerwone 167/167
Rozdział 124
Morderca przez cały czas był na miejscu – w mieszkaniu Betsey Cavalierre. Czuł ich
smutek i nienawiść i napawał się nimi. Co za przyjemny dreszcz emocji. Wielka, wspaniałachwila w jego Ŝyciu.
Być tutaj z policją i FBI.
Ocierać się o nich, gawędzić z nimi. Słuchać, jak go przeklinają i opłakują martwą
koleŜankę. Widzieć ich strach i wściekłość na niego.
Ale byli bezsilni. Nie mogli nic zrobić.
To on kontrolował sytuację w obozie wroga.
Odwiedził nawet Betsey Cavalierre, która wierzyła, Ŝe pewnego dnia zajdzie na sam
szczyt w FBI.Co za tupet.
Naprawdę myślała, Ŝe jest jedną z najlepszych w Biurze? Oczywiście, Ŝe tak. W
dzisiejszych czasach oni wszyscy myślą , Ŝe są tacy cholernie sprytni.
Ale teraz juŜ nie wyglą dała na taką sprytną , kiedy leŜała naga we własnej krwi,
zmaltretowana na wszystkie sposoby, jakie przyszły mu do głowy.
Zobaczył, Ŝe z sypialni wychodzi Alex Cross. W końcu dostał w kość. Ale wciąŜ
odstawiał groźnego twardziela.
Zrobił odpowiednią minę i podszedł do Crossa.
To był właściwy moment.
– Bardzo mi przykro z powodu Betsey – powiedział Kyle Craig, Supermózg. – Bardzo mi
przykro, Alex.