16
„Partia” – fragment plakatu Włodzimierza Zakrzewskiego MUZEM PLAKATU W WILANOWIE 1958 – 1964 Mała stabilizacja, duże problemy Najnowsza historia Polaków Nr6 18 GRUDNIA 2007 Oblicza PRL Instytut Pamięci Narodowej O okresie małej stabilizacji mówi się często, że chociaż Gomułka ponownie utrwalił po Październiku totalitarne rządy partii komunistycznej, to przynajmniej był wtedy spokój i nie strzelano. Otóż i to nie jest prawdą. Władza kazała strze- lać w kwietniu 1960 roku do mieszkańców Nowej Huty broniących ustawionego tam krzyża. Ginęli też ostatni niezłomni żołnierze antykomunistycznego podzie- mia. Major Jan Tabortowski „Bruzda” poległ w1954 roku, ale Stanisława Marchewkę „Rybę” zastrzelono w roku 1957. Najdłużej uchodził obławom bez- pieki i ZOMO Józef Franczak „Laluś”. Zginął 21 października 1963 roku, dokładnie siedem lat po powrocie Gomułki do władzy...

Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

„Partia”

– fragment plakatu

Włodzimierza

Zakrzewskiego

MU

ZE

M P

LA

KA

TU

W W

ILA

NO

WIE

1958 – 1964Mała stabilizacja,

duże problemy

Najnowsza historia Polaków

Nr618 GRUDNIA 2007

Oblicza PRL

Instytut

Pamięci

Narodowej

O okresie małej stabilizacji mówi się często, że chociaż Gomułka ponownie

utrwalił po Październiku totalitarne rządy partii komunistycznej, to przynajmniej

był wtedy spokój i nie strzelano. Otóż i to nie jest prawdą. Władza kazała strze-

lać w kwietniu 1960 roku do mieszkańców Nowej Huty broniących ustawionego

tam krzyża. Ginęli też ostatni niezłomni żołnierze antykomunistycznego podzie-

mia. Major Jan Tabortowski „Bruzda” poległ w 1954 roku, ale Stanisława

Marchewkę „Rybę” zastrzelono w roku 1957. Najdłużej uchodził obławom bez-

pieki i ZOMO Józef Franczak „Laluś”. Zginął 21 października 1963 roku,

dokładnie siedem lat po powrocie Gomułki do władzy...

18-12-PR-1-A-001-KO-1 12/12/07 5:34 PM Page 1

Page 2: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

18-12-PR-1-A-002-KO-1 12/12/07 5:36 PM Page 2

Page 3: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

>Oblicza PRL 3

Podziemia

W 1963 roku naszej ery kupiłem na ciuchach dżinsy. Autentyczne levisy. Kosztowałytyle, ile wynosiła miesięczna pensja nauczyciela – 1200 złotych – a na sumę tę złożyły się mojeoszczędności oraz hojność ojca i dwóch cioć emerytek. Dżinsy plus wspaniałe liceum plastycznew Łazienkach plus pierwsza miłość plus obozy wędrowne w górach powodowały, że nie rozumiałemw pełni, czego chcą od tego biednego Gomułki. Z jego epoki pozostały mi najpiękniejsze wspomnieniaw życiu.Kiedy wracam do tamtych lat, to pamięć wcale nie przynosi mi obrazów kryzysu berlińskiegoi kubańskiego, osaczonego na Lubelszczyźnie ostatniego z niezłomnych żołnierzy AK, mordu sądowegow aferze mięsnej, bojów o utrzymanie resztek zdobyczy październikowej odwilży i różnych innychtakich nieważnych rzeczy. Pamiętam prywatki, pocztówki dźwiękowe z Beatlesami, piracką płytęz piosenkami Elvisa, czyste Wigry pod Gawrychrudą, książki z serii Nike, filmy w Wiedzy.Mijały lata i zupełnie niepotrzebnie dowiadywałem się o pewnych związkachprzyczynowo-skutkowych. Na przykład dlaczego kilka lat później bito pałkami studentów, najechanoCzechosłowację, strzelano do robotników na Wybrzeżu. Wielu z moich rówieśników do dziś takichzwiązków nie dostrzega i wzdycha: – Gdzie się podziały tamte prywatki...Czasem im zazdroszczę. —Maciej Rosalak

Prywatka z epoki Gomułki

redaktor cyklu, dziennikarz„Rzeczpospo-litej”[email protected]

MAREK NOWAKOWSKIpisarz

Kopalnia nazywała sięMarcel, dawniej Em-ma, 800 metrów, me-tanowa. W całym kra-

ju zachęcały do górniczegofachu afisze przedstawiającemłodego człowieka w heł-mie, ze świdrem w mocar-nych dłoniach wgryzający sięw czarną ścianę węgla. Jakoochotnik zgłosiłem siędo biura werbunkowego. Tumuszę sobie pozwolić na dy-gresję dotyczącą czasów dzi-siejszych. Teraz młodzi lu-dzie pragnący przygód i za-robków często wybierają sięza granicę. Mało tu zresztąmotywów przygody, więcejrzeczowego wyrachowania.W czasach mojej młodościwyprawy za granicę były po-za sferą możliwości. Zdarzałysię jedynie odosobnioneprzypadki. Jurek S. chciałdostać się kajakiem z za-chodniego wybrzeżana Bornholm. Wyprawa nieudała się i zapakowali gona dwa lata do więzienia.

Zwiedził zakłady karnew Szczecinie, Goleniowiei Stargardzie, kamieniołomyw Strzelcach Opolskich,gdzie pracował jako skalnik.To tyle na temat różnic.

Powodowany chęciąprzygód zatrudniłem się ja-ko górnik. Zamieszkałemw hotelu robotniczym w Ra-dlinie i po odbyciu skróco-nego przysposobienia za-wodowego i zapoznaniu sięz przepisami BHP zacząłemzjeżdżać na dół. Miałemhełm, lampę i wyglądałemjak górnik z plakatu. Zosta-łem skierowany do prac za-bezpieczających puste miej-sca po węglowym urobku.Stemplowaliśmy i wykłada-liśmy przodki palami i de-skami. Kapy i fele nazywałsię ten budulec w górniczejgwarze. Zjazd szybemw głąb ziemi, długa wędrów-ka coraz ciemniejszymi, ni-skimi chodnikami, gdzie ta-jemniczo migotały naszelampki, gazowy charakterkopalni, głucha cisza przery-wana jedynie dalekim war-kotem świdrów – wszystkoto przypominało wędrówkęw Hadesie. Mimo woli mó-wiliśmy ściszonymi głosami,niektórzy żegnali się zna-kiem krzyża, ktoś nagle za-czął kląć i powtarzać: – Kur-wa, w co ja się wdałem!

Różne wiatry przygnały

moich towarzyszy do pracyw kopalni. Był to czas nie-ustającej wędrówki ludnościspowodowanej rozwojemprzemysłu, chęcią polepsze-nia sobie bytu, potrzebą za-szycia się gdzieś daleko,ucieczką przed rozmaitymizagrożeniami i innymi po-mniejszymi względami. Dlardzennych Ślązaków, tychWilusiów, Helmutów i Man-fredów, był nawet jedenAdolf, stanowiliśmy niepoję-tą zarazę, nazywali nas wer-busami i trzymali się z dale-ka.

W pokoju hotelu robotni-czego zakwaterowano nassześciu. Wypiliśmy zapo-znawczą wódkę i każdy po-wiedział pokrótce o sobie.Trzymaliśmy się razem. Wol-ski robociarz, dawny pepe-esiak, ofiara historii, niechciał połączyć się z komuni-stami w jedną partię, jak do-dawał, wiarołomna żo-na przebrała miarę jego go-ryczy i ruszył w Polskę. Zło-dziejaszek, który po kolejnejodsiadce postanowił zanie-chać swego procederu i zo-stał górnikiem. Wiejski osiłekz Kieleckiego, syn bogategogospodarza zrujnowanegoprzez władzę jako kułak. Ge-nek Bednarski, wesoły lwo-wiak, cwaniak i włóczęga,pięknie śpiewał uliczne bal-lady z rodzimego miasta, na-

zywaliśmy go Ta-Joj. Ten od-ważny obieżyświat przesie-dział kilka lat w syberyjskichłagrach, wrócił stamtąd do-piero w 1956 roku, bał się jakpiekła zjazdu w czeluść ko-palni i na dole tracił wszelkirezon, stawał się bezbronnąofiarą naszych kpin.

Najbardziej jednak suge-stywną postacią był Bolo.Podchorąży z kampaniiwrześniowej, inteligent,akowiec, alkoholik. Zarazpo wojnie ten dzielny żoł-nierz konspiracji w randzepodporucznika zostałschwytany i poszedłna współpracę z NKWD,później bezpieką. Zasłużyłsię wydawaniem swych to-warzyszy walk. Potem za-pragnął zrezygnować z ha-niebnego procederu.Uciekł, zmienił nazwisko,zaczął od nowa urządzać so-bie życie. Wytropili go. Prze-siedział długi czas w więzie-niu i po wyjściu zostałwreszcie pozostawionyswemu losowi. Ale był to jużwrak. Rozbitek, ofiara wy-rzucona za burtę. Tułał się,chwytając się różnych zajęć.Był budowniczym NowejHuty, drwalem w Bieszcza-dach, parobkiem w PGR,ostatnio górnikiem. O swo-im pieskim życiu naznaczo-nym zdradą opowiadałz masochistyczną szczero- >

18-12-PR-1-A-003-KO-1 12/12/07 5:37 PM Page 3

Page 4: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

tamy, jak to wiosną „kierownic-two Krakowskiego Domu Kultu-ry »Pod Baranami« oddało za-graconą pałacową piwnicę dzia-łaczom ZMP-owskim, którzymieli zorganizować w niej KlubMłodzieży Twórczej. Najaktyw-niejsi zabrali się do pracy, a to:Bronisław Chromy, Jerzy Kos-sowski, Franciszek Miecznikow-ski, Barbara Kwaśniewska, Bo-guś Zubrzycki, Magda Pruszyń-ska, kolega Podolak, ZbigniewBujarski, Marian Wallek-Walew-ski, Jerzy Sulma, Ewa Marcin-kowska, Rajmund Jarosz i mójserdeczny przyjaciel WiesioDymny. To oni wyburzali mury,wynosili gruz rękami, zamiatali,sprzątali całe noce”.

W maju, „26-go o godzinie 21nastąpiło któreś tam otwarciePiwnicy pod Baranami. Zapro-szenia wykonane techniką lino-rytu zaprojektował WiesławDymny. Swoje bajki o zwierzę-tach czytała Janina Garycka,doktorantka UJ. Przejęła spra-wę piwnicy, rzuciła karierę na-ukową. W blasku świec i ogniaz kominka podawano gratisi w nieograniczonych ilościach

najtańsze grzane wino „Wino”.Rysio Fischbach grał na gitarze,Wanda Szczuka ułożyła specjal-ny taniec piwniczny. Wieczórten był wyjątkowo nudny”.

Spotkania miały miejsceprzy świecach, co było równieromantyczne, jak podyktowanesytuacją. Instalacja elektrycznanie schodziła wówczas niżej par-teru.

Plotki o orgiach

i nudne orędzie

„Październik wytworzył wKra-kowie niezwykłe wśród ludzi wi-ry i entuzjazm, podniecał wy-obraźnię do twórczych pomy-słów i czynów. Powtarzamy so-bie zdanie: „Po latach kłamstwi krzywd nastaje czas nadziei”– zapisał Wiśniak. – W Piwnicypod Baranami było cicho i spo-kojnie. W przytulnym kącie,przy kominku, suszyła swojełachmany przyprowadzonaprzez Piotra Basia N., w drugimkącie Krzysio Litwin kompono-wał na gitarze. Jan Güntner wy-głaszał wiersze swojego przyja-ciela Andrzeja Bursy, Joanna Ol-czakówna czytała moje i swoje

4 Najnowsza historia Polaków

JANUSZ R. KOWALCZYKdziennikarz „Rzeczpospolitej”,

jeden z satyryków Piwnicy pod Baranami

Wiosną 1956 r. gru-pa młodych kra-kowskich twór-ców wynalazłai własnymi siłami

oczyściła podziemia Pałacupod Baranami zawdzięczające-go swą nazwę rogatym łbom wy-rzeźbionym na podporach re-prezentacyjnego balkonupierwszego piętra. Ten imponu-jący budynek, świetnie usytu-owaną w Rynku Głównym wła-sność Potockich, „sprawiedli-wość dziejowa” oddała po woj-nie w ręce „ludu pracującegomiast i wsi”.

W notatkach Kazimierza Wi-śniaka „Z pamiętnika 1956” czy-

Piwnica niezależności

Michał Krupa „Wierzba”, Andrzej Kiszka „Dąb” i Józef Franczak „Lalek”

DR SŁAWOMIR POLESZAKIPN Oddział w Lublinie

21p a ź d z i e r n i -ka 1963 rokuw obławiefunkcjonariu-szy SB i ZOMO

we wsi Majdan Kozic Górnychna Lubelszczyźnie zginął JózefFranczak „Lalek”, ostatni żoł-nierz podziemia niepodległo-ściowego. Został wydany w ręcebezpieki przez krewnego zwer-

bowanego do współpracy z SB.Jego siostry, dopiero 20 lat póź-niej, mogły złożyć ciało w rodzin-nym grobowcu.W pierwszych latach po wojniew antykomunistycznej konspira-cji uczestniczyło około 150 tys.osób. W wyniku represji, dzia-łań operacyjnych UB, kolejnychamnestii ich liczba po 1947 ro-ku zmalała do około 2 tys.Na początku lat 50. w lasachpozostawało jeszcze około 250– 400 walczących. W 1953 ro-ku bezpieka rozbiła ostatniezorganizowane oddziały party-zanckie. W tym czasiena „stopie nielegalnej” pozosta-wało jeszcze kilkadziesiąt osób.Amnestia z kwietnia 1956 rokudoprowadziła do tego, że stanten stopniał do kilkunastu.

Wśród nadbiebrzańskich

bagien

Wśród tych ostatnich leśnychbyły m.in. oddziały mjr. Jana Ta-bortowskiego „Bruzdy” i ppor.Stanisława Marchewki „Ryby”działające na Białostocczyźnie.Ten pierwszy mimo ujawnieniaw 1947 roku, inwigilowanyw następnych latach, w 1950roku powrócił do lasu. Zginąłpodczas rozbrajania posterunkuMO w Przytułach 23 sierp-nia 1954 roku.Drugi z nich zerwał z konspira-cją już na początku 1946 roku,ujawnił się wiosną 1947 roku,ale pod koniec 1952 roku UB,dążąc do zlikwidowania oddzia-łu „Bruzdy”, przypomniała sobieo nim. Szantażem zmuszonydo współpracy, z Łodzi przybył

Ostatni niezłomni

ścią. Budził współczucie,osłupienie, wstręt.

– Przestań! – wołał ze swe-go łóżka Genek Bednarski.Wolski robociarz spluwałz obrzydzeniem. Nawet zło-dziejaszek, cynik pozbawio-ny wszelkiej wiary w czystośćludzkich intencji, nie pozo-stawał obojętny.

– Taki pod celą ze złodzie-jami nie miałby życia! – po-wiedział raz głęboko wzbu-rzony. Tylko wiejski osiłekziewał rozdzierająco odwró-cony od nas plecami i zapisy-wał coś w notesie, pewnieprzyszłe zarobki, nastawił sięna duże pieniądze z górni-czego trudu.

A Bolo, pociągając z butel-ki (zazwyczaj pił denaturat),cuchnęło od niego wstrętnie,uporczywie ciągnął swój mo-nolog o wojnie, konspiracji,zdradzie. W tej opowieści po-wtarzały się imiona i pseudo-nimy jego kolegów i przyja-ciół z AK, oficer NKWD na-zwiskiem Stiepaszkin, długieprzesłuchania.

– Zgodziłem się! zaskowy-czał. – Wyciągnął samogon,wypiliśmy!

To były nasze wieczorypo drugiej szychcie. Seanskończył przeważnie lwowiakGenek, rzucając w Bola bu-tem. Tamten jeszcze chwilębełkotał, zasypiał ciężkimsnem. Budził się bardzo wcze-śnie i zwykle, otwierając oczy,napotykałem jego wzrokskierowany w moją stronę.Z nim byłem najbliżej i częstorankami opowiadał ściszo-nym głosem o latach przed-wojennych, studiach prze-rwanych wojną. Był człowie-kiem wrażliwym, dużo czytał,pamięć miał jeszcze niezde-wastowaną. Skala jego do-świadczeń – szczególnie tenskowyt sponiewieranej duszy–budziła we mnie gwałtownyniepokój, zadawałem sobieszereg pytań bez odpowiedzi.Wakacje górnicze skończy-łem po czterech miesiącach.Wracałem zadowolonyz przygody. Nawet wybuchmetanu nie ominął mniepod ziemią. Osypało sięwyrobisko, runęły kapy i fele.Miałem kontuzję, złamany pa-lec wskazujący, ijuż wWarsza-wie otrzymałem przekazempocztowym pieniądze z tytu-łu chorobowego.

—Marek Nowakowski

Inwigilacją zajmowała się armia funkcjonariuszy. Gorliwym i wieloletnim >

18-12-PR-1-A-004-KO-1 12/12/07 5:38 PM Page 4

Page 5: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

>Reportaż z przeszłości 5

gazetki, a Wiesio malowałpo ścianach. Bywali Skarżyńscy.Lidia nieodłącznie z bukietemkwiatów, za nimi przybywałMrożek”.

I listopad: „Biegamy na Poli-technikę Krakowską oddawaćkrew dla Węgrów. Kika Leliciń-ska z Leszkiem Hołdanowiczemrozklejają kartki z barwami na-rodowymi Węgier, rysując na ichtle oko, z którego spływa łza. Pa-nika na ulicach wzrasta. Ludziemówią wyłącznie o wojnie, wy-kupują mydło, świece cukier,mąkę. Z radia co chwilę nawołu-ją do spokoju i opanowania. (…)Zamknęliśmy się znowu w Piw-nicy. Chwedczuk prowadziłśpiewano-czytane wieczory,tańczyliśmy, piliśmy wino, śpie-waliśmy „Leokadię” – nasz piw-niczny hymn. Zastanawialiśmysię, co robić dalej. 11-go PiotrSkrzynecki zaproponował zało-żenie kabaretu w Piwnicy. 12-gozaczęły się próby. Piotr błaga,abyśmy pozwolili mu zostaćkonferansjerem kabaretu. My-śleliśmy, że to żarty. Miał prze-cież złą dykcję. Seplenił, dwóchzdań nie umiał nauczyć sięna pamięć. Błagał i błagał do ra-na. 13-go próba śpiewana. Pio-trowi daliśmy odprawę. W kaba-recie nie wystąpi”.

Skrzynecki obejrzał próbę

i „powiedział, że to, co wymyślili-śmy, jest haniebne” – wspominaJoanna Olczak w albumie „Piw-nica pod Baranami”. A i samo wi-dowisko było, jej zdaniem, żenu-jące. „Nasz konferansjer wyszedłna estradkę i przez nikogo nie-upoważniony wygłosił długiei mętne orędzie na temat tego,kim jesteśmy jako grupa (specy-ficzna odmiana postsar-tre’owskiego paraegzystencjali-

zmu) i czego chcemy jako grupa(zamanifestować brutalnie swo-ją fizyczną i duchową inność).Patrzyliśmy na siebie ogłupiali,jedyne, czego chcieliśmy jakogrupa, to powygłupiać się tro-chę, a jedyne, co nas łączyłow grupę, to wstręt do wszelkichmanifestów i programów. (…) Da-lej, wbrew manifestom, było jak

pod koniec imienin u cioci, każ-dy popisywał się swoim najulu-bieńszym numerem. A to wier-szykiem. A to piosenką francu-ską, a to dowcipem. Jedno lep-sze, drugie takie sobie, trzecieidiotyczne”.

Gwoli faktom dodajmy, żepierwszym piwnicznym konfe-ransjerem był scenograf Krzysz-tof Zrałek, później znany jakoPankiewicz. Ujawnił się jeszczepod koniec występów, rzucającw pierzchających widzów krze-słami i gromko pokrzykując, żeto objaw buntu przeciw przeja-wianym przez nich skostniałymwzorcom estetycznym.

Kazimierz Wiśniak w swejkronice odnotował, że „Piwnicępod Baranami otacza atmosferaskandalu, po mieście krążą plot-ki o orgiach, nagich, pijanych ko-bietach tańczących w lochach.Ludzie szturmują bramy Piwni-cy. Każdy jest żądny sensacji,każdy chce to zobaczyć. O świ-cie dozorca, pan Sztyc, ogłasza:»Moi państwo, miejcie rozum,spać już iść trzeba!«. 16 późnymwieczorem odbyła się premiera»Polskiej Stajni Narodowej«.Wbrew naszym sprzeciwomPiotr Skrzynecki wepchał sięna estradę i wymamrotał kilkatekstów”.

walczyli z komunistami aż do początku lat 60.

w Łomżyńskie, aby – jak liczyłUB – wejść do oddziału „Bruz-dy”, a w dogodnym momencie„wystawić” go na strzał. Po do-tarciu do oddziału o wszystkimpowiedział swojemu dawnemudowódcy i przyłączył się do nie-go. Po śmierci „Bruzdy” objąłdowództwo nad dwoma pozo-stałymi partyzantami,Tadeuszem Wysockim i Wacła-wem Dąbrowskim. Udało się imwytrwać do marca 1957 roku.Zimy spędzali w specjalnie wy-budowanym bunkrzew zabudowaniach ApolinaregoGrabowskiego w Jeziorku nie-opodal Łomży, a latana nadbiebrzańskich bagnach.Przez długi czas pozostawalinieuchwytni. Momentem przeło-mowym było pozyskaniedo współpracy siostry Wysoc-kiego. 3 marca 1957 rokudo akcji wkroczyła oczekującaw pobliżu zabudowań grupaoperacyjna SB i Korpusu Bez-

pieczeństwa Wewnętrznego.Doszło do wymiany strzałówmiedzy funkcjonariuszami SBi „Rybą”, w wyniku której tenostatni poległ.

Dożywocie

zamienione na 15 lat

Jeszcze dłużej ukrywali się Mi-chał Krupa „Wierzba” i AndrzejKiszka „Dąb”. Historia ich dzia-łalności konspiracyjnej była

bardzo podobna. Pierwszyz nich był żołnierzem AK, a dru-gi partyzantem oddziałuFranciszka Przysiężniaka „OjcaJana”. Po wkroczeniu do Polskiwojsk sowieckich przez kilkamiesięcy obaj służyli w MO.Od 1945 roku byli partyzantamioddziału Józefa Zadzierskiego„Wołyniaka”. W kwietniu 1947roku Kiszka się ujawnił, ale jużod jesieni tego roku w obawie >

>

Lenin zamiast papugi

Po kilku występach Zrałka,który wyjechał do Warszawy,na stanowisku konferansjera za-stąpił inny scenograf, MariuszChwedczuk. Kiedy pewnegodnia nie przyszedł, a publicz-ność domagała się kabaretu,Hanna Mortkowicz-Olczakowazaproponowała, żeby programpoprowadził Piotr Skrzynecki.Ponieważ skandal i tak wisiałw powietrzu, nikt nie protesto-wał.

„Każde słowo Piotra przyjmo-wane było huraganami śmiechu.Jego niewątpliwa trema, pomył-ki, spóźnione wejścia, przekrę-canie nijakiego tekstu dotych-czasowej konferansjerki– wszystko, co robił i mówił, byłotak śmieszne, że nie tylko pu-bliczność, ale i wykonawcy ta-rzali się ze śmiechu. Wieczórtrwał i trwał. A kiedy zakończyłsię owacjami, było jasne, że dzię-ki Piotrowi narodziła się nowawartość. Która stała się z czasemgłównym walorem Piwnicy”– dodaje Joanna Olczak, córkapomysłodawczyni wpuszczeniaw piwniczną konferansjerkęPiotra Skrzyneckiego, wtedystudenta historii sztuki Uniwer-sytetu Jagiellońskiego.

– „Piwnica” miała być zaję-ciem dla grupy ludzi na jedną

Świta ministra narobiłaszumu, że dla ich szefazabrakło krzesła.– Panie ministrze,w dzisiejszych czasachlepiej stać, niż siedzieć!– stwierdził Piotr

przed aresztowaniem zaczął sięukrywać. W 1949 roku przyłą-czył się do oddziału AdamaKusza „Garbatego”, w którymnieprzerwanie służył Krupa.Obaj przedarli się przez pier-ścień okrążenia UB – KBWw sierpniu 1950 roku, kiedy zo-stał rozbity ich oddział. Krupaukrywał się samodzielniedo momentu aresztowania11 lutego 1959 roku. Wyrokiem

współpracownikiem był jedynie organizator imprez Piwnicy pod Baranami

≤Ujęcie Andrzeja Kiszki w grudniu 1961 roku. Z prawej – wnętrze jego leśnego bunkra

IPN

18-12-PR-1-A-005-KO-1 12/12/07 5:38 PM Page 5

Page 6: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

– oznajmił konferansjer Piwnicyaparatczykom zestrachanympo proteście ambasady radziec-kiej. – Wzięliśmy więc to, co byłopod ręką.

Podczas którejś z galowychimprez Piwnicy świta jednegoz ministrów narobiła szumu, żedla ich szefa zabrakło krzesła.

– Panie ministrze, w dzisiej-szych czasach lepiej stać, niż sie-dzieć! – stwierdził Piotr do mi-krofonu.

W 1982 r., po festiwalowympobycie w Arezzo, piwniczanieudali się na audiencję u papieżaJana Pawła II.

– Dużo się w Krakowie mówio panu, panie Piotrze – zagaiłrozmowę Ojciec Święty.

– O Jego Świątobliwości rów-nież – odrzekł nagabnięty.

W stanie wojennym Skrzy-necki „stojąc na Rynku, nie usłu-chał nawoływań milicji do rozej-ścia się”. Kolegium puściło mu towykroczenie „w niepamięć”, ra-dząc, żeby z początkiem majazanadto nie rzucał się w oczy.Skrzynecki wyjechał do Kro-ścienka. Ledwo wynajął sobiepokój, pod jego oknami zaha-mował milicyjny gazik. Przyje-chali nie po niego, lecz po go-

spodarza. Apowieczerzy Piotr S.– były ministrant księdza Czar-toryskiego w Makowie – przyłą-czył się do rodzinnej modlitwyo szczęśliwy powrót pana do-mu, funkcjonariusza MO we-zwanego do Krakowa na akcję.

Sąsiad z placu Na Groblachzbudził kiedyś Piotra w niedzie-lę o siódmej rano (biesiadypo sobotnim programie kabare-towym kończą się circa o trze-ciej, czwartej). Zmusił godo szybkiego ogolenia się, umy-cia, po czym zaproponowałwspólną wycieczkę do zoo.

– Na Boga, po co? – oponowałnieprzekonany Piotr.

– Widzi pan te kije? – sąsiadpotrząsnął długimi tyczkami.– Będziemy nimi drażnić małpyi jakoś nam dzień zleci.

„Nieznani sprawcy”

pobili Piotra

Zleciało jakoś i Piwnicy pro-wadzonej teraz, z woli zespołu,przez satyryka Marka Pacułę.Z weteranów nadal czynny jestjeszcze Zygmunt Konieczny.

– Dla mnie treść przekazu jestrównie ważna jak forma – zwie-rza się kompozytor. – Swegoczasu Ewa Demarczyk była

6 Najnowsza historia Polaków

sobotę – mówił mi jej szef i aran-żer w 1993 r. w wywiadzie dla„Rzeczpospolitej”. – Ale wciążktoś wpada z nowymi pomysła-mi. Dlatego nigdy nie mieliśmysprecyzowanego programu i niechcieli nas puszczać w Polskę.Z początkiem lat 60., po wyrzu-ceniu nas z lokalu w Krakowie,wystąpiliśmy nielegalnie w war-szawskim Towarzystwie Przyja-ciół Sztuk Pięknych na Chmiel-nej. Antoni Słonimski powie-dział mi wtedy, że właśnie takikabaret chciał stworzyć z Tuwi-mem. Żukrowski dostał wów-czas w głowę czapką harcerską,a sądził, że oficerską, i napisałna nas okropny paszkwil. Z koń-ca lat 70. pamiętam strasznąawanturę cenzury w Tarnowie,bo ktoś zaśpiewał coś innego,czy powiedział nowszą fraszkę.W latach 80. często występowa-liśmy nielegalnie, np. w MuzeumArchidiecezjalnym w Warsza-wie, gdzie nasz program oglądałksiądz Jerzy Popiełuszko.

Po całkiem legalnych wystę-pach Piwnicy w warszawskiejStodole w 1981 r. Piotra wezwa-no przed oblicze partyjnychwładz od kultury. Miał im wytłu-maczyć znaczenie detalu sceno-

grafii – w wiszącej złotej klatcestał biały biust Lenina,a przed nim płonęła świeczka.

– Chcieliśmy do klatki wsa-dzić papugę, ale się nie mieściła

Piwnica niezależności

Michał Krupa „Wierzba”, Andrzej Kiszka „Dąb” i Józef Franczak „Lalek” walczyli z komunistami

Sądu Wojewódzkiego w Rze-szowie z 30 listopada 1959roku został skazany na 15 latwięzienia, a po zastosowaniuamnestii zwolniono go w 1965 roku.Natomiast Andrzej Kiszka do li-stopada 1952 roku byłw oddziale Józefa Kłysia „Rejo-nowego”. W 1954 rokuponownie zorganizował grupęzbrojną. Przez następne lataukrywał się samotnie w zbudo-wanym w lesie bunkrze.Ujęty 30 grudnia 1961 rokuprzez grupę operacyjną MOi SB. Wyrokiem Sądu Woje-wódzkiego w Lublinie z 25 lipca 1962 roku zostałskazany na karę dożywotniegowięzienia. Sąd Najwyższyzmniejszył karę do 15 lat wię-zienia. Więzienie opuścił3 sierpnia 1971 roku.

Las był jego domem

Ostatnim partyzantem polskie-go podziemianiepodległościowego był sierż.Józef Franczak „Laluś”, „Lalek”.Jego życiorys jest typowy dlawielu z pokolenia Kolumbów.Urodził się w 1918 roku w ma-łej podlubelskiej wiosce MajdanKozic Górnych. Nie mając środ-ków na dalsze kształceniezgłosił się do Szkoły Podoficer-skiej Żandarmeriiw Grudziądzu, a następnie słu-żył w Równem na Wołyniu. Wewrześniu 1939 roku walczyłz Sowietami, udało mu się zbiecz niewoli i powrócić w rodzinnestrony. W czasie okupacji nie-mieckiej był żołnierzem ZWZi AK, dowodził drużyną, a na-stępnie plutonem. Prowadził teżzajęcia w konspiracyjnej szkolepodoficerskiej.

Po wkroczeniu Armii Czerwonejznalazł się w szeregach organi-zowanego przez komunistów„ludowego” WP. Stacjonowałw Kąkolewnicy, gdzie Sąd Polo-wy II Armii „ludowego” WPskazywał na kary śmierci byłychżołnierzy AK. Prawdopodobniew pierwszych miesiącach 1945roku zdezerterował. Początko-wo ukrywał się w okolicachŁodzi, a następnie na Pomorzu.Rozpoznany, powrócił w rodzin-

ne strony, ale tutaj już w czerw-cu 1946 roku wpadł w obławęgrupy operacyjnej wojewódzkie-go UB w Lublinie. Podczastransportu uciekł wraz z dziewię-cioma innymi aresztantami,zabijając m.in. trzech funkcjona-riuszy bezpieki. Na krótkodołączył do jednego z pododdzia-łów zgrupowania mjr. HieronimaDekutowskiego „Zapory”.Na początku 1947 roku zgłosiłsię do oddziału kpt. Zdzisława

Ostatni niezłomni

>

>

Inwigilacją zajmowała się armia funkcjonariuszy. Gorliwym i wieloletnim współpracownikiem był

<Pośmiertnezdjęcia Józefa

Franczaka

„Lalusia”

zastrzelonegow październiku1963 roku

≤Swoje najbardziej znane pieśniEwa Demarczyk wykonywałanajpierw w Piwnicy. Akompanio-wał jej często Zbigniew Wodecki

IPN

FO

RU

M

18-12-PR-1-A-006-KO-1 12/12/07 5:39 PM Page 6

Page 7: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

>Reportaż z przeszłości 7

w Piwnicy jedyną wykonawczy-nią, którą można było nazwaćprofesjonalną, bo – mówięo sprawach czysto technicznych– śpiewała czysto i poprawnie.Teraz tak śpiewają u nas nawetchórki. Dlatego jeżeli się mówi,że dziś w Piwnicy nie ma indywi-

dualności, może to być wrażeniepozorne. Co innego sądziło sięo dawnej Piwnicy, zespole her-metycznym, pojawiającym sięokazjonalnie w jakimś klubiku,a co innego, gdy tak jak teraz,wychodzi na zewnątrz.

Można długo jeszcze wymie-niać etapy rozwoju Piwnicy, zna-czone programami i nazwiskamipojawiających się w niej twór-ców i wykonawców. Aż strach za-cząć, bo można nie skończyć al-

bo też, co równie prawdopo-dobne, narazić się na zarzutstronniczości, opuszczając tolub owo znaczące – innychw Piwnicy nie było – nazwisko.A wszystkich, niestety, wymienićsię nie da.

W konfrontacji z peerelowskącodziennością artyści piwniczniwychodzą z twarzą. Ich arty-styczna niezależność szła w pa-rze z zaletami ducha i charakte-

ru. Dowodzi tego także książka„Kolacja z konfidentem. Piwnicapod Baranami w dokumentachSłużby Bezpieczeństwa” JoannyDrużyńskiej i Stanisława M. Jan-kowskiego. Wynika z niej, że in-wigilacją piwniczan zajmowałasię armia funkcjonariuszy syste-mu. Świadomym i gorliwymwieloletnim współpracowni-kiem ulokowanym wewnątrz ze-społu i czerpiącym ze swego

aż do początku lat 60.

Brońskiego „Uskoka”. Po akcjiujawnieniowej z wiosny 1947roku został dowódcą jednegoz pododdziałów. Wraz ze swo-imi partyzantami (było ichzazwyczaj od czterech dosześciu) patrolował podległymu teren na pograniczu powia-tów lubelskiegoi krasnostawskiego; zbierali in-formacje dotyczące aresztowańi operacji przeprowadzanychprzez aparat represji, a takżena temat osób współpracują-cych z UB oraz najbardziejgorliwych funkcjonariuszy UBi MO. Z powodu małej liczebno-ści patroli działalnośćzbrojna w owym czasie byłaznacznie ograniczona. Sprowa-dzała się do zasadzek na małepatrole milicyjne, akcji ekspro-priacyjnych oraz wykonywaniakar chłosty lub śmierci na konfi-dentach i aktywistachkomunistycznych. Patrole mu-siały ciągle uchodzić

przed ścigającymi je grupamioperacyjnymi UB – KBW.

Cena ujawnienia

Po stratach w zasadzce z ma-ja 1948 roku jego pododdziałprzestał istnieć. Z pięciu party-zantów poległo dwóch, a dwóchzostało rannych (z których je-den zmarł). Bez szwankuwyszedł jedynie „Laluś”. W ko-lejną zasadzkę wpadł samw Wigilię 1948 roku. W czasiewalki ranił jednego z milicjan-tów, sam też został rannyw brzuch. Od tego czasu nie po-siadał już zorganizowanegopododdziału zbrojnego, aleutrzymywał łączność z kontynu-ującymi walkę zbrojną. Jegotowarzysze ginęli w walce lubwpadali w ręce UB w wynikukombinacji operacyjnych. Jemunadal udawało się umykaćprzed tropiącymi go funkcjona-riuszami UB, niejednokrotniedopisywało mu niesamowite

szczęście.Jego sposób ukrywania się byłnieco inny niż Kiszki i Krupy. Niestarał się budować świetnie za-maskowanych bunkrów, abyprzebywać w nich przez wielemiesięcy. Był w ciągłym ruchu,często zmieniając kwatery. Jakszacowali funkcjonariuszeUB/SB, jego siatka współpra-cowników liczyła około dwustuosób, co jest liczbą imponującą,tym bardziej że za udzielaniepomocy tak „niebezpiecznemubandycie” groził kilkuletni wy-rok więzienia.Franczak poważnie zastanawiałsię nad skorzystaniem z uchwa-lonej 27 kwietnia 1956 rokuamnestii i powrotem do normal-nego życia. W rozmowiez jednym ze swoich współpra-cowników miał powiedzieć, żegdyby miał gwarancję, że otrzy-małby wyrok mniejszy niż 15 latwięzienia, to zdecydowałby sięna ujawnienie. Jednak po kon- >

procederu nieliche profity byłjedynie organizator piwnicz-nych imprez Michał Ronikier.

Paradoks Piwnicy polegana tym, że jako kabaret stroniącyod doraźności – spraw politykidotykający najwyżej z wyrozu-miałą ironią – dzięki swej abso-lutnej niezależności zaczął od-grywać w Polsce Ludowej ważnąrolę polityczną. Przysparzałomu to zresztą kłopotów.

Z końcem lat 70. „nieznanisprawcy” pobili Piotra Skrzy-neckiego. Satyryk Andrzej War-chał część stanu wojennego spę-dził w tzw. internacie. Politycz-nych kontekstów dopatrywałysię u niego nie tylko nasze służ-by. Podczas wyjazdu w 1981 r.Piwnicy do Arezzo podejrzeniewłoskiej kontroli granicznejwzbudził paszport Warchała.Wyrabiano mu go w pośpiechu,by mógł zdążyć na finał festiwa-lu w Lille, po odbiór Grand Prixza swój film „Gołąbek”. Na pyta-nie, dlaczego jako jedyny z ze-społu ma paszport służbowy, za-reagował z właściwą sobie god-nością:

– Je suis un grand personna-ge!

To samo można rzec o prawiekażdym z piwniczan.

— Janusz R. Kowalczyk

Z końcem lat 70.„nieznani sprawcy”pobili PiotraSkrzyneckiego. SatyrykAndrzej Warchał częśćstanu wojennegospędził w tzw.internacie

sultacjach z jednym z lubel-skich adwokatów zrezygnował,bo ten miał mu wyjaśnić, żeza popełnione przez niego prze-stępstwa groziła mu karadożywotniego więzienia.

Polowanie na Franczaka

W rozmowach ze swoimi współ-pracownikami mówił, żew najbliższym czasie w Polscemusi dojść do zmiany ustroju,a on zrobi wszystko, aby do te-go dotrwać. Pragnienie powrotudo normalnego życia powodo-wał związek z Danutą Mazurz Wygnanowic, z którego11 stycznia 1958 roku urodziłsię syn Marek. Oboje podejmo-wali próby sformalizowaniaswojego związku. Kończyły sięone niepowodzeniem, gdyżksięża, obawiając się prowoka-cji SB, odmawiali udzieleniaślubu.Funkcjonariusze UB/SB używaliprzeróżnych sposobów, aby go

jedynie organizator imprez Piwnicy pod Baranami

≤Bez Piotra Skrzyneckiego Piwnica pod Baranami straciłaby swójcharakter i wiele uroku...

FO

RU

M

18-12-PR-1-A-007-KO-1 12/12/07 5:39 PM Page 7

Page 8: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

8 Najnowsza historia Polaków

Michał Krupa „Wierzba”, Andrzej Kiszka „Dąb” i Józef Franczak „Lalek”

wytropić. Pozyskiwano konfiden-tów, którzy z jednej strony mielipenetrować jego rodzinę i środo-wisko pomocników, z drugiejpróbowali ustalić jego kryjówkę.W domach członków najbliższejrodziny „Lalusia” oraz jego najbliż-szych współpracownikówinstalowano aparaturę podsłucho-wą; w zabudowaniachsąsiadujących organizowane byłytzw. zakryte punkty obserwacyjne,w których dwóch – trzech funkcjo-nariuszy spędzało po kilka tygodniw oczekiwaniu na pojawienie się„Lalusia”. Bezskutecznie.

Ostatnia obława

Na początku 1963 roku funkcjo-nariuszom Wydziału III SB KWMO w Lublinie udało się wyse-lekcjonować człowieka, którymógł przyczynić się do ujęcialub likwidacji „Lalusia”. Był to

Stanisław Mazur – bratanek ojcaDanuty Mazur, mieszkający wte-dy w Lublinie. Na podstawie„materiałów kompromitujących”oficerom SB udało się go zwer-bować jako tajnegowspółpracownika; nadano mups. Michał. Przez kolejne miesią-ce dojeżdżał do Wygnanowic,spotykał się ze swoimi krewnymi,a jednocześnie współpracownika-mi „Lalusia”. Jako bliski krewnydarzony był przez nich zaufaniem.W sierpniu 1963 roku udało musię spotkać z „Lalusiem”.Przez następne trzy miesiąceSB przy pomocy TW „Michała”coraz bardziej osaczała „Lalu-sia”. 20 października 1963 rokuagent wyposażony w aparaturępodsłuchową spotkał się z „La-lusiem”. W okolicy oczekiwałagrupa likwidacyjna złożo-na z dziesięciu oficerów

operacyjnych SB i 60 funkcjo-nariuszy ZOMO. Akcjazakończyła się fiaskiem z po-wodu awarii środków łącznościposiadanych przez agenta, trud-nych warunków terenowychoraz wyznaczenia spotkaniana wieczór. Następnego dnia ra-no TW „Michał” przekazałswojemu oficerowi prowadzące-mu, że poprzedniego dnia udałomu się ustalić markę i numerrejestracyjny motocykla, którym„Laluś” został przywiezionyna spotkanie.21 października 1963 roku zor-ganizowano grupę operacyjnąskładającą się z dwóch ofice-rów SB i 35 funkcjonariuszyZOMO, którą dowieziono w oko-lice wsi Majdan Kozic Górnych.O godz. 15.45 zabudowaniaWacława Becia – właścicielamotocykla – zostały okrążone.

„Laluś” zauważywszy zbliżającąsię obławę, próbował – udającgospodarza – przejść przez li-nię obstawy. Gdy zostałwezwany do zatrzymania się, wy-dobył pistolet, oddał kilkastrzałów i zaczął uciekać. Prze-biegł ok. 300 metrów, po czymzostał śmiertelnie ranny i po kilkuminutach zmarł. W prosektoriumZakładu Medycyny Sądowej w Lu-blinie przeprowadzono sekcjęzwłok i pozbawiono je głowy,a następnie złożono w bezimien-nym grobie na cmentarzukomunalnym przy ul. Unickiej.Dzięki pomocy pracownika cmen-tarza rodzinie udało się ustalićmiejsce pochówku. Dopierow 1983 roku siostry „Lalusia”przeniosły prochy do rodzinnegogrobowca, na cmentarzu parafial-nym w Piaskach.

—Sławomir Poleszak

Ostatni niezłomni

>

Oto fotografie z archiwum IPN wykonane przez bezpiekę. Z lewej– wierni w Przemyślu występują w obronie salezjańskiej szkoły or-ganistów. W październiku 1963 r. doszło tam do trzydniowych starćwiernych z ZOMO, które użyły gazów łzawiących. 70 osób zostałozatrzymanych. Władze zawłaszczyły całe wyposażenie szkoły orazzniszczyły unikatowe archiwum staropolskiej muzyki organowej.Jednocześnie w ramach szykan wobec prymasa Polski ks. kard.Wyszyńskiego zniszczono w młynach papierni w Jeziornej 60 ty-sięcy egzemplarzy jego trzech książek wydrukowanych we Francji.W kwietniu 1960 roku doszło do wielogodzinnych walk z ZOMOw Nowej Hucie. Powodem była próba usunięcia krzyża z placu,na którym miał stanąć kościół. 6 osób znalazło się w szpitalachz ranami postrzałowymi. Wszczęto 170 dochodzeń sądowych, 166wniosków skierowano do kolegium. Później zatrzymano kolejnychdwieście osób. Kilka osób skazano na wyroki od sześciu miesięcydo pięciu lat więzienia. Do podobnych wystąpień doszło w KraśnikuFabrycznym (26 czerwca 1959 r.) oraz Zielonej Górze (30 ma-ja 1960 r.), gdzie wierni stanęli w obronie Domu Katolickiego. —j. s.

W obronie Kościoła

18-12-PR-1-A-008-KO-1 12/12/07 5:18 PM Page 8

Page 9: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

9 STYCZNIA – Wo-bec narastającegokonfliktu pomiędzyKościołem a władza-mi PRL odbyłasię 11-godzinna rozmo-wa prymasa Polskiz Władysławem Gomułkąi Józefem Cyrankiewi-czem, ale nie przyniosłaona żadnych rezultatów.25 LUTEGO – Sejm PRLprzyjął uchwałę o obcho-dach Tysiąclecia Państwaw latach 1960 – 1966,które miały być przeciw-stawieniem sięuroczystościom WielkiejNowenny Narodu przygo-towującej społeczeństwodo 1000-lecia chrztu Pol-ski.4 LIPCA – Sąd w War-szawie skazał na trzy latawięzienia Hannę Sza-rzyńską-Rewską (m.in.żołnierza AK, uczestnicz-kę zamachuna Kutscherę). Zarzuconojej kolportowanie w krajuparyskiej „Kultury”, czyli„rozpowszechnianie fał-szywych wiadomości,mogących wyrządzićistotną szkodę interesompaństwa polskiego”.21 LIPCA – Funkcjonariu-sze MO i SB wkroczylido Instytutu Prymasow-skiego Ślubów Narodumieszczącego się na Ja-snej Górzei przeprowadzili rewizję,konfiskując wiele książek.Władze sprowadziły od-działy ZOMO, doszłodo starć z wiernymi. „Tenkarygodny i niespotykanyw dziejach Jasnej Góryczyn – sprofanowaniasanktuarium Narodowegoprzez bezprawne włama-nie i brutalne biciepątników (...) wywołałw społeczeństwie (…) głę-bokie ubolewaniei uważany jest za niesły-chaną obrazę i zniewagęuczuć religijnych całegowierzącego Narodu”

>Pamiętam ten dzień 91

95

8

>

2 lutego wyrok, 19 marca 1965 r. egzekucja skazanego w aferze mięsnej

JACEK KONDRACKIadwokat

Wkońcówce moichstudiów rozgry-wała się pamięt-na afera mięsna.Było to niezwykłe

przeżycie, dyskutowane wśródnas, studentów. Szczególnie po-tem, gdy zapadł wyrok karyśmierci na głównego oskarżone-go Stanisława Wawrzeckiego. Mi-nęło niewiele czasu i zostałemaplikantem śp. adwokata Krzysz-tofa Łady-Bieńkowskiego, którybył obrońcą Wawrzeckiego.

Sprawę poznałem dzięki temuwielkiemu adwokatowi i wspa-niałemu człowiekowi. Otrzyma-łem od niego zapis ze stenogra-mu jego mowy obrończej oraz ar-tykuł wspominkowy „Na śmierćtowarzysza”. Były to materiały,które czułem się w obowiązkuprzekazywać każdemu swojemuaplikantowi, żeby przypomniećte wydarzenia, przekazać wiel-kość przemówienia, dramatyzmniezwykły całej sprawy, łączniez pozbawieniem życia Stanisła-wa Wawrzeckiego. Ta sprawa po-tem często powracała w rozma-itych wspomnieniach, zawszez ogromną goryczą jako oczywi-sta, ewidentna plama – niechciałbym użyć zwrotu: nahono-rze – na obrazie PRL. I obrazieGomułki, który, jak twierdził ad-wokat Bieńkowski, był bezpo-średnio odpowiedzialnyzaśmierć Wawrzeckiego.

Bieńkowski twierdził, że Waw-rzecki czuł się bezpieczny, jeślichodzi o życie, gdyż miał wiedzęo rozmaitych wysokich funkcjo-nariuszach partyjnych, która sta-nowiła glejt bezpieczeństwa. Nicbardziej mylnego. Dlatego wła-śnie, że wiedział – twierdził me-cenas Bieńkowski – Gomułkapostanowił nie podejmować ry-zyka. Obawiał się, że Wawrzeckipodczas odbywania kary więzie-nia mógłby się o coś upominać,szantażować, więc lepiej go byłozgładzić i w ten sposób zamknąćproblem.

Wtedy, jako student, nie mia-łem oczywiście dostępu do aktsprawy afery mięsnej. Mogłemją śledzić wyłącznie w prasie.

Nie wierzyliśmy propagandzie.Jeszcze w latach 50., które pa-miętam piąte przez dziesiąte,czytało się o wyrokach śmierciwykonywanych na „wrogach lu-du”: akowcach, eneszetowcachitd., podczas gdy rodzice przed-stawiali nam ich jako wielkichbohaterów. Pamiętam takie wy-darzenie z czasów, kiedy byłemw szkole podstawowej. Nauczy-cielka snuła opowieści i gloryfi-

kowała żołnierzy walczącychpod Lenino. Któryś z grona bar-dziej pyskatych kolegów, do któ-rych i ja należałem, wyskoczyłw końcu, pytając: „No, dobrze.A co z pilotami nad Anglią? A coz Tobrukiem? A co z Narwikiem?A co z Monte Cassino?” itd. Onawpadła w panikę. Zażądałaprzybycia do szkoły rodziców,którym powiedziała: „Proszępaństwa, zwróćcie uwagę swoimpociechom, że w klasie są różnedzieci”. Później się zorientowa-łem, że jeden z kolegów był sy-nem ubeka.

Przez cały czas trwaliśmy wab-solutnej niewierze co do faktówujawnianych przez prasę. Oczy-wiście mieliśmy świadomość, że

wiele zarzutów wobec Wawrzec-kiego jest niewątpliwie uzasad-nionych. Kiedy zaczęła być mowao trybie doraźnym, my, studenciwydziału prawa, wiedzieliśmy, cosię za tym kryje: możliwość wy-mierzenia kary śmierci, którejinaczej nie możnaby zastosować.Kiedy w efekcie zapadł wyrokśmierci, próbowano przekony-wać społeczeństwo, że wgruncierzeczy Wawrzeckiego będzie sięwieszać dla dobra narodu. Żew ten sposób będzie więcej mię-sa i w ogóle będziemy żyć w peł-nej szczęśliwości. Byliśmy prze-rażeni jawną bezczelnością ihuc-pą tego rodzaju propagandy.

Pamiętam, jak mecenas Bień-kowski mówił, że jeśli nawet karajest surowa, to wywołuje właści-wy oddźwięk w społeczeństwie.Na zasadzie: tak, należało musię. Ale kiedy kara przekraczawyobrażalną surowość, to ówwydźwięk zamienia się w cośbardzo niedobrego z punktu wi-dzenia władzy: we współczucie.Przestajemy uważać, że nie-szczęsny Wawrzecki zostałsłusznie ukarany, i zaczynamywspółczuć, iż odebrano mu ży-cie. Wcześniej mecenas broniłw radomskiej aferze skórzaneji powiadał: „Pan prokurator żą-da życia ludzkiego za świńskąskórę”. Odebranie człowiekowiżycia za świńskie mięso to byłewenement. Stało się to nawetprzedmiotem serii czarnychdowcipów, opowiadanych jed-nak przez łzy, bo wplątana w towszystko śmierć przesuwała jew zupełnie inny wymiar.

—notował Janusz R. Kowalczyk

Życie za świńskie mięsoKalendarium

<Jarosław

Szarek

historyk,Oddział IPN w Krakowie

Kiedy kara przekraczawyobrażalną surowość,to tworzy coś bardzoniedobrego z punktuwidzenia władzy:współczucie

≤Mecenas Jacek Kondracki: —Wawrzecki przyznał się do wzięcia 3.5 mln łapówek. Ale wymierzenie mu kary śmierci w trybie doraźnymbyło absolutnie nieuzasadnione. Uważa się to za zbrodnię sądową

RA

FAŁ

GU

Z

18-12-PR-1-A-009-KO-1 12/12/07 5:18 PM Page 9

Page 10: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

10 Najnowsza historia Polaków

– protestował prymasPolski ks. kard. Wy-szyński. Po rozpoczęciuroku szkolnego komuni-ści rozpoczęli akcjęusuwania krzyży z klasszkolnych. „Tylko państwoma prawo ustalania, jakieemblematy mogą sięznajdować na ścianachizb szkolnych” – grzmiałGomułka.28 PAŹDZIERNIKA– Młody prozaik MarekHłasko pozostał na Za-chodzie; jednymz powodów wybrania wol-ności były ataki na niegow krajowej prasie po opu-blikowaniu powieści„Cmentarze” i „Następnydo raju” w Instytucie Lite-rackim. „Trybuna Ludu”napisała, że sprzedał je„w ręce międzynarodo-wych handlarzy broniąprzeciw komunizmowi”.4 LISTOPADA – Rozpo-czął swój pontyfikatpapież Jan XXIII. Po jegowyborze Stolica Apostol-ska nie przedłużyłaakredytacji KazimierzowiPapée, ambasadorowirządu RP na wychodź-stwie (dotąd pełniłfunkcję dziekana korpu-su dyplomatycznego), cooznaczało złagodzeniepolityki Watykanu wobecpaństw bloku sowieckie-go.20 GRUDNIA – UstawąSejmu PRL usankcjono-wano KonferencjeSamorządu Robotniczego(KSR), co stanowiło likwi-dację instytucjisamorządu rad robotni-czych powstałych na falipaździernikowych zmian.3 LUTEGO – Do Polskipowróciła pierwszaczęść skarbów narodo-wych wywiezionychw 1939 roku i zdepo-nowanych w Kanadzie(m.in. Szczerbiec, insy-gnia koronacyjne).9 LUTEGO – Na dwa latai pół roku więzienia ska-zano redaktora pisma„Homo Dei” ks. Maria-na Pirożyńskiego, którydrukował wydawnictwareligijne „bez uprawnień”.Na ławie oskarżonych za-siadło 17 osób.10–19 MARCA – Odbyłsię III Zjazd PZPR. Pod-czas jego otwarcia

>

>

19

58

19

59

KRZYSZTOF MASŁOŃdziennikarz „Rzeczpospolitej”

Donośnie zabrzmiałdzwonek u drzwi.W progu stał zażyw-ny jegomość z dwie-ma łubiankami tru-

skawek w rękach.– Czy zastałem pana naczelni-

ka? – zapytał matkę, zza ramie-nia której przysłuchiwałem sięrozpoczętemu w ten finezyjnysposób dialogowi.

– Mąż jeszcze nie wrócił z pra-cy, spodziewam się go za godzi-nę. Czym mogę służyć? – spytałoz kolei matczysko.

– Nazywam się Jankowski.Proszę powtórzyć panu naczel-nikowi, że byłem i zostawiłem tetruskaweczki – wyrecytował.

– Pan umawiał się z mężem?Do domu wraca po 16 – wyjaśni-ła mama.

Gdyby była precyzyjna, po-wiedziałaby: – o 16.30. Jedynieawaria tramwaju numer 16 spo-wodować mogłaby opóźnienieojca, minimalne zresztą. Zimaczy lato o wpół do piątej musiałjuż rozwiązywać krawat, zdej-mować garnitur i uwalać sięna tapczanie w oczekiwaniu, ażmałżonka postawi mu na stoleulubioną pomidorówkę. Gdybyojciec przyszedł do domu dwiegodziny później lub wcześniej,uznałbym, że zbliża się koniecświata.

Pan Jankowski zatarł ręce, cośjeszcze wybąkał i podał mamiekobiałki z najpiękniejszymi tru-skawkami, jakie widziały mo-je 11-letnie oczy.

– A może pan zaczeka? – za-proponowała niezbyt przeko-nująco mama.

– Nie, dziękuję, pociąg mamwkrótce. Proszę pozdrowić pa-na naczelnika. Od Jankowskiegoz Kielc – zaakcentował.

Tego, co działo się po przyj-ściu ojca z pracy, opowiedziećnie podobna. Spróbuję jednak.Po pierwsze, wyszła mu żyła naj-pierw na lewej, a zaraz potem

na prawej skroni. Po drugie,podniesionym głosem powie-dział: „Cholera”, a po chwiliwzmocnił to najstraszniejszeprzekleństwo, jakie w życiuusłyszałem z jego ust kilka zale-dwie razy, mówiąc: „Cholerajasna”. Następnie chwyciłza stojące na kredensie łu-bianki z nienapoczętymi– co za idiota ze mnie – tru-skawkami i kazał mi wy-nieść je na śmietnik.Tu popełniłem ko-lejny błąd, odma-wiając wykonaniap o l e c e n i a ,w związku z tymsam chwyciłza koszyczkii wybiegłz mieszkania ni-czym, nie przy-mierzając, Wie-sław Maniak.

– Czy ty wiesz,na co mnie narazi-łaś? – wrzasnąłpo powrocie, oskarży-cielsko wysuwającw stronę matki wskazu-jący palec prawej dłoni.

Mama na wszelki wy-padek zalała się łzami, coojca jednak nie udobru-chało, gdyż następnieprzez godzinę wyrzucał jejlekkomyślność („zapewnewrodzoną” – dodawałzgryźliwie), która naraża je-go, urzędnika państwowe-go, na więcej niż pewny za-rzut łapówkarstwa.

– Chcesz pewnie, żebyo twoim mężu mówili jak o...– tu padły dwa nazwiskaprzedsiębiorczych dyrekto-rów Ministerstwa Handlu We-wnętrznego, którzy właśnie tra-fili za kraty, załatwiali bowiemprzydziały samochodów, skie-rowania do sanatoriów, a nawetzwolnienia lekarskie.

– I jeszcze kpić będą ze mnie– przejął się ojciec swą apokalip-tyczną wizją – bo od kogo ta ła-pówka: od takiego łachmyty,Jankowskiego z Kielc!

Nie odzywał się do matki ty-dzień. Za karę. Obmyśliwaliśmyz siostrą, jak pozbawić go życia,gdyż serdecznie było nam żalmamy, a ja poza tym nie mogłemsię pogodzić z bezpowrotnąutratą tak dorodnych truska-

Dwie łubianki truskawek

MA

RE

K S

ZY

SZ

KO

18-12-PR-1-A-010-KO-1 12/12/07 5:19 PM Page 10

Page 11: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

wek. To były murzynki!(Nie żadne wodnisteananasy, które właśniezaczęły wypierać z rynkutamte najsmaczniejszew dziejach ogrodnictwaowoce).

Rodzice się pogodzili, cobyło do przewidzenia.Mnie jednak słowo „łapów-ka” kojarzyć się miało od-tąd z truskawkami.Do czasu jednak. Minę-ło lato, jakoś kończyłasię jesień, gdy któregośdnia ojciec, nie padł jakzwykle o 16.30 jak długina tapczan, lecz zacząłopowiadać matce jakąśskomplikowaną historię,z której wynikało, żewreszcie zabrano siędo wstrętnych łapowni-ków. Mięsnych – uściślał.Bulwersował się też fak-tem, że jeden z oskarżo-nych, dyrektor MiejskiegoHandlu Mięsem, przyznałsię do przyjęcia łapówekod kierowników sklepówna łączną sumę 3,5 mln zło-tych, a prasa wyliczyła, że torównowartość dziesięciu tonkiełbasy zwyczajnej.

Bulwersował się jednak krót-ko, a cieszył jeszcze krócej. 2 lu-tego 1965 roku w domu nie od-zywał się aż do „Dobranocki”i dopiero gdy na ekranie telewi-zora Klejnot Agatka strofowaćzaczęła niesfornego Jacka, wy-buchnął: „Mordercy!”.

Okazało się, że w aferze mię-snej wydany został wyrok,na mocy którego jeden z oskar-żonych, dyrektor MiejskiegoHandlu Mięsem, skazany zostałna karę śmierci. Tego było za du-żo nawet jak na wzorowegourzędnika państwowego, za ja-kiego uważał się mój ojciec,przechodząc do porządkudziennego nad faktem, że tympaństwem była PRL. A już zasto-sowanie przez sędziów trybudoraźnego przewidzianego wdekrecie PKWN, a nie w kodek-sie postępowania karnego– w sprawie gospodarczej! – mu-siało wstrząsnąć jego prawnicząduszą, niewątpliwie skostniałąw toku monotonnych odmów,jakich udzielał „prywaciarzom”błagającym go o udzieleniebądź przedłużenie koncesjina handel. Tyle że nie mięsem,bo tym się nie zajmował.

Minęło wiele lat i ojciec, jużna emeryturze, pod konieclat 70. wracał z zakupów ze skle-

z tym, co Wacuś dla mnie zrobił.Gdyby nie on, nie miałabym jużsklepu, a za pokątny handel,którym bym z pewnością się zaj-mowała – bo nic innego po-za kupiectwem w życiu nie robi-łam, a pracuję od siódmego rokużycia! – posadziliby mniena Montelupich. I tyle byłobymojego.

Łamię sobie głowę, jak skru-szyła urzędowy pancerz naczel-nika Wacława Masłonia, którymoże jednak nie był ani tak nie-ludzki, jak mi się zdawało, anitak całkiem nieprzekupny. Mo-że też Jankowski z Kielc istotniebył łapserdakiem... W każdymrazie bardzo się cieszę, że han-del mięsem ani skórami (bow tym samym czasie mniej dra-końskie, ale też niezwykle suro-we wyroki zapadły w innej afe-rze – garbarskiej) nie był dome-ną ojcowskich działań wykony-wanych dla dobra, a jakże, ludupracującego miast i wsi, robotni-ków, chłopów i inteligencji pra-cującej.

pów komercyjnych. Mimo wy-sokich cen ustawiały sięprzed nimi gigantyczne kolejki– jak wszędzie. Ojciec kręcił gło-wą, powtarzając: – Wawrzeckie-go powiesili, ale żeby na hakupowiesić kiełbasę, a nie człowie-ka, to już jest dla nich za trudne.Tego nie potrafią.

A mnie po latach przypo-mniała się krakowska kupcowaWanda Iwaszkiewicz, przezemnie nazywana ciocią, z którąprzez większość okresu gomuł-kowskiego utrzymywaliśmybardzo bliskie – można rzec– wręcz rodzinne – stosunki. By-ła osobą zamożną: fundowałanam, dzieciom, wakacje, przysy-łała paczki z niewidzianymiw sklepach specjałami. Mamaregularnie jeździła do Krakowa,skąd wracała z wypchaną za-chodnimi ciuchami torbą, a cza-sem, gdy ja lub siostra jechali-śmy z nią, „ciocia” zabierała nasdo sklepu na Floriańską (potemna Długą), byśmy sami sobie cośwybrali. („Bitelsówy” miałem ta-kie, że bałem się chodzić w nichdo szkoły, boby mi je z szatniukradli). Kiedy mama jej dzięko-wała, „ciocia” Wanda powtarza-ła: – Alu, to nic w porównaniu

Władysław Gomułkamówił: „Socjalizmdowodzi każdymdniem swego istnie-nia swej wyższościekonomicznej, społecz-nej i moralnejnad kapitalizmem. Praw-da o socjalizmie jestsama przez się dosta-tecznie optymistyczna”.31 LIPCA – „W związkuz trudnościami pełnegozaopatrzenia rynkuw mięso” minister handluwewnętrznego ogłosił, żeponiedziałek będzie„dniem bezmięsnym”,czyli nie będzie się poda-wać takich potraww restauracjach, barach,stołówkach, a w sklepachsprzedawać się będziejedynie: salcesony, ka-szanki, słoninę i smalec…2 SIERPNIA – Do War-szawy przybył RichardNixon, wiceprezydentUSA. 300 tysięcy warsza-wiaków wyszło na ulice,wznosząc okrzyki: „Niechżyje Ameryka”. To mani-festacyjne przyjęciekontrastowało z niedaw-nym wyreżyserowanymi chłodnym przyjęciemChruszczowa. Efektemwizyty Nixona było m.in.przywrócenie klauzulinajwiększego uprzywile-jowania w handlu z PRL.W latach 1957 – 1963Stany Zjednoczoneudzieliły Polsce m.in. 538milionów dolarów po-życzki. Dzięki pomocym.in. Fundacji Fordai Rockefellera do krajuwysłano tysiące książeknaukowych, a setki leka-rzy i naukowcówotrzymało stypendiaw USA. Na początkulat 60. ta współpraca zo-stała ograniczona.17 PAŹDZIERNIKA– Na III Plenum KC PZPRWładysław Gomułka wy-głosił referat „Aktualnetrudności na rynku mię-snym i środki niezbędnedla ich przezwyciężenia”.Nazajutrz wprowadzonowyższe ceny mięsa...5 GRUDNIA – Zakończyłsię X Zjazd Związku Lite-ratów Polskich.Na stanowisku prezesaAntoniego Słonimskiegozastąpił Jarosław Iwasz-kiewicz. Wśród 14

19

59

>

>

>Znaki czasu 11

Na początku lat 60. nastała w Polsceera ortalionu. W płaszcze i kurtkiz tego tworzywa ubierali się wszyscy.Od modnych dziewczyn po oficerówLWP i funkcjonariuszy MO...

18-12-PR-1-A-011-KO-1 12/12/07 5:19 PM Page 11

Page 12: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

12 Najnowsza historia Polaków

członków ZarząduGłównego trzech byłoczłonkami KC PZPR.„Powstały utwory, któreoczerniają socjalizmi idealizują jego wrogów.Odmawiamy i będziemyodmawiać publikacji ta-kich utworów, gdyżstanowią one nie dziełasztuki, lecz oręż politycz-nej propagandy siłantysocjalistycznych. Nie-pokoi naszą partię fakt,że pewna część czoło-wych działaczy ZLPpod szyldem obrony»wolności twórczości«walczy o wolność publi-kacji tych dzieł”– wygrażał Gomułka,wskazując, że głównymprzeciwnikiem nadal jest„wpływ ideologii burżu-azyjnej i znaczne jeszczeobszary ciemnoty i zaco-fania”.27 KWIETNIA – W No-wej Hucie doszłodo wielogodzinnychwalk z ZOMO. Powodembyła próba usunięciakrzyża z placu, na którymmiał stanąć kościół. 16 LIPCA – W wielkiejpropagandowej uroczy-stości na polachGrunwaldu (550. rocznicabitwy), z udziałemok. 200 tys. osób, Włady-sława Gomułkaprzyjmował hołd 30 ty-sięcy młodychślubujących „zespalaćwszystkie siły naszegopokolenia pod ideowymprzewodnictwem PZPR”.Nazajutrz odbyła się pre-miera filmu „Krzyżacy”Aleksandra Forda.3 PAŹDZIERNIKA– Ogłoszono wyrokw sprawie 23 pracowni-ków WarszawskichZakładów Garbarskich,garbujących skóry bezzezwolenia, co sąd uznałza kradzież. Trzech są-dzonych skazanona dożywocie, resztęna więzienie od ośmiudo 15 lat. Kilka tygodnipóźniej (21 XII 1960)ogłoszono wyrok w po-dobnej sprawie garbarzyze spółdzielni w Kielcach. 16 LISTOPADA – UstawąSejmu PRL zniesionoświęta Objawienia Pań-skiego (Trzech Króli)i Wniebowzięcia NMP, ja-

>

>

19

59

19

60

Otakiej postacimusiały pozo-stać tysiącew s p o m n i e ń ,więc każdy, ktochce, ma swojąulubioną aneg-

dotę: jak zakładał KOR z księ-dzem Zieją, jak stawiał wdeszczunamioty, jak dowcipkował w In-ternacie, (ja lubię tę, jak trafiwszymiędzy wyrokowców doSztumu,postanowił przedstawiać się jakoŻyd –ot tak, żeby zobaczyć, jak tojest, i raz jeszcze być po stroniesłabszych). Ucukrowały go te opo-wieści i stał się postacią podręcz-nikową, przesłaniając może in-nych, którzy nie mieli takiej swa-dy, charyzmy i medialnych przy-jaciół, i których przesłuchiwanonie na Żoliborzu, lecz w Rzeszo-wie. A tak, każdy maturzysta mawypracowany ciąg skojarzeń: Ku-roń – równa się komandosi, Ma-rzec, KOR, Okrągły Stół idżinsowakoszula. Miło, ale trochę mało.

A co robił w tych trudniej-szych dla legendy latach,po przegranym Październiku?Wrócił do drużyn walterow-skich, powstałych jeszczew ZMP, i działał w Naczelnej Ra-dzie Harcerskiej. Obawiał się„sojuszu prawicy w aparaciewładzy z prawicą społeczną”,a skoro tak, spierał się z „reakcyj-nymi” instruktorami i odebrałdowództwo Chorągwi Gdań-skiej legendarnemu harcmi-strzowi, Józefowi Grzesiakowi.Przepraszał za to później (miałłatwość przepraszania). Ale też,pisząc niedokończony nigdydoktorat z pedagogiki, za jedne-go z mentorów wybrał Aleksan-dra Kamińskiego.

A w drużynach budowałwspólnotę, w której zawsze na-leży mieć na względzie interessłabszego. Na obozie w 1955 takwłaśnie poznał swoją przyszłążonę Grażynę-Gajkę: zastępo-wą, która najlepiej zaopiekowa-

ła się zmęczonymi dziećmi. Szu-kał sposobu na wychowanie kuwolności, tworzył dla drużyn„system zadań” – i wyleciałz harcerstwa w 1961, w pół rokupo Grzesiaku. Zdążył jeszcze za-łożyć Polityczny Klub Dyskusyj-ny na UW, przeczytać i przega-dać z przyjaciółmi „Rękopisy fi-lozof iczno-ekonomiczne”Marksa i odmalować mieszka-nie na Mickiewicza [kiedy Gajkawyjechała na urlop].

Jesienią 1964 wspólnie z Ka-rolem Modzelewskim „piszą Listotwarty do członków PZPR”,w którym krytykują alienacjęklasy wielkoprzemysłowej i wzy-wają do tworzenia rad robotni-czych. Leopold Tyrmand, które-mu Giedroyc przesłał przemyco-ny egzemplarz „Listu..”, pienił się,czytając te sformułowania. Pew-nie podobna byłaby reakcja ro-botników Żerania iElbląga, tekst,powielony w 18 egzemplarzach,nie zdążył jednak do nich do-trzeć: 20 marca 1965 roku obajautorzy zostali aresztowani.Pierwszy wyrok: trzy lata.

Długo nie zauważał prześla-dowania ludzi Kościoła czy ca-łych warstw społecznych skaza-nych na rolę obywateli drugiejkategorii. Zmieniały się cele po-lityczne: drugi wyrok w Marcu,protest przeciw zmianom Kon-

stytucji PRL, „Świadectwo” da-wane po Radomiu, „skrzynkakontaktowa” KOR (ile osóbdo dziś pamięta numer 39-39-64, na który dzwoniło siędo końca lat 80.?), Sierpień, in-ternowanie, pierwszy ministerpracy w rządzie Mazowieckiego.

A w ostatnich latach – zwrot,jakby wahadło wracało dopunk-tu wyjścia: coraz dalej od polity-ki, w stronę Fundacji PomocySpołecznej, Banku Żywności,książek o tym, jak wychowywać.Kto ceni dawny ład i wolny ry-nek, krzywi się, czytając frazyw rodzaju „do moich przyjaciółalterglobalistów”. Ale jeśli wczy-tać się głębiej, widać, że JacekKuroń pod koniec życia znówchciał robić harcerstwo – jak kie-dyś to napisał – dla wszystkichoferm, słabszych, niezgrabnych.Drużynowy. Zmarł w 2004 r.

Dziś w katalogach bibliotek„Moja zupa” (1991), jeden z kilkutomów jego wspomnień, mylisię zgłodniałym czytelnikomz monografią „Zupy” (1999) pió-ra Macieja Kuronia. Kucharzi smakosz został jednak pobityjako kilkunastolatek podczasnalotu bojówek ZSMP na zaję-cia latającego uniwersytetuw żoliborskim mieszkaniu i in-ternowany w grudniu ‘81.

—Wojciech Stanisławski

To porównanie może się wydawaćnie fair, bo nie tak wiele jest osób,które zestawione z JackiemKuroniem nie znalazłyby sięna przegranej pozycji.

Metrykalnych podobieństw jestjednak wiele. Urodzeni niemal w tymsamym czasie (Kuroń –1934, Wiatr –1931) „młodsi bracia Kolumbów”wędrujący do komunizmu nie przez

roręclup

Jacek Kuroń | Wiara i wina. Pyszny i skruszony. Twardzieli opiekun. Polityk, trybun, gracz – i utopista przejmujący siękrzywdą innych jakoś „zanadto” aż jak książę Myszkin. Po prostuKropotkin z Żoliborza.

≤Koniec listopada 1989 roku. Jacek Kuroń tłumaczy istotę przemianustrojowych

ZB

IGN

IEW

LIP

SK

I/T

YG

OD

NIK

SO

LID

AR

NO

ŚĆ

18-12-PR-1-A-012-KO-1 12/12/07 5:19 PM Page 12

Page 13: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

ko dni ustawowo wolneod pracy.31 MARCA – Roz-porządzeniemMinisterstwa Kulturyi Sztuki nakazano,że połowa filmów rozpo-wszechnianych w kinachmusi pochodzić z państwbloku sowieckiego.14 LIPCA – Sejm PRLuchwalił ustawę o „ewi-dencji i kontroli ludności”,co nakładało obowiązekmeldowania się np.w miejscowościachuzdrowiskowych„przed upływem 24 go-dzin od chwili przybycia”.15 LIPCA – Sejm PRLprzyjął ustawę „O rozwo-ju systemu oświatyi wychowania”, w którejzapisano, że szkoła ma„kształtować naukowypogląd na świat”, czegoefektem było ostateczneusunięcie nauczania reli-gii ze wszystkich szkół.Kościół rozpoczął je po-za szkołą, co stało sięprzedmiotem kolejnychrepresji i szykan ze stro-ny władz.6 PAŹDZIERNIKA– W toku likwidacji niż-szych seminariówduchownych w Toruniudoszło do trwających kil-ka godzin starć ZOMOz wiernymi. Stanęli oniw obronie tamtejszej pla-cówki prowadzonejod pół wieku przez ojcówredemptorystów. W Go-rzowie i Przemyślukomuniści powołalido wojska kilkudziesięciukleryków, co było jednąz form represji stosowa-nych wobec Kościoław latach 1959 – 1980.21 GRUDNIA – Podczasrewizji w jego mieszkaniuwypadł z okna i zmarłHenryk Holland, wieloletnidziałacz PZPR. Zostałaresztowany za przekaza-nie zachodnimdziennikarzom informacjio okolicznościach śmierciŁawrientija Berii. Jego po-grzeb stał się ostatniąmanifestacją środowiskrewizjonistycznych – ostrozwalczanych przez Go-mułkę („dogmatyzm” jestdla partii jak katar, a „rewi-zjonizm” to zapaleniepłuc) – domagających sięliberalizacji życia publicz-

>Rówieśnicy 131

96

1

Zbiór studiówuczniów i współ-p r a c o w n i k ó w„Naród, władza,społeczeństwo”,wydany w 1996 r.dla uczczenia 65.

rocznicy urodzin prof. JerzegoWiatra, budzi respekt. Twardaoprawa, kredowy papier, tłocze-nia i złocenia. Dostojeństwo– czy to jest słowo klucz?

A może – realizm? Bo prze-cież przyszły wykładowca Woj-skowej Akademii Politycznej im.Feliksa Dzierżyńskiego też dora-stał w cieniu legendy AK, pod-czas powstania był łącznikiem,a jego stryj był w armii Andersagenerałem brygady. Jeszczew 1948 roku siedemnastoletniJerzy, działacz Wici, rozklejałulotki wzywające do głosowaniana listę Mikołajczyka. Dwóch ak-tywistów ZMW szło za nim krokw krok, demonstracyjnie, zakle-jając szarozielone kartki plaka-tami Bloku Demokratycznego(PPR, PPS, SD). Jednym z nichbył Jacek Kuroń.

Już rok później obaj plakacia-rze spotykali się w ZarządzieDzielnicowym ZMP, gdzie Wiatrzostał kierownikiem wydziałupropagandy, i tłumaczył młod-szemu o rok Kuroniowi, że „trze-

ba rewidować kryteria estetycz-ne”. Czy mijali się na Krakow-skim w Październiku? Profesorwspomina, że szykował siędo zbrojnej obrony stolicy na ro-gatkach Żerania. Na organizo-wanych przez Kuronia zebra-niach Klubu Dyskusyjnego ZMSraczej się już nie udzielał: habili-tacja, PAN, praca na WydzialeSocjologii w katedrze Julia-na Hochfelda. „Zapłodnił nasz Jurkiem bakcylem rewizjoni-zmu” – wspominał w rozmowiez Jackiem Hugo-Baderem Zyg-munt Bauman.

I przez cały czas dwa językiw użyciu: omówienie, po razpierwszy na taką skalę w blokuwschodnim, dorobku funkcjo-nalistów amerykańskich i kryty-ka „zachodniego stylu życia”na łamach „Trybuny Ludu”. Or-todoksyjnie marksistowskiwstęp do „Człowieka i społe-czeństwa” Karla Mannheima– i sam Mannheim, pierwszy razwydany wtedy na wschódod Łaby. Zatrudnianie źle wi-dzianych weteranów Marca– i zwalnianie tych, którzy zbytsię narazili. Ketman, Wielka Graprowadzona z systemem? Traf-nie obsadzone stanowisko dy-żurnego liberała? Czy właśnierealizm, jak u XIX-wiecznychwielkich ugodowców? Cień

Wielopolskiego na popiersiuDzierżyńskiego? Ale czy Wielo-polski sprowadziłby sobie z Za-chodu modny powóz?

Sięgał poróżne retoryki, ale je-śli idzie o epitety, był konse-kwentny: w1976 roku wydał „Ka-pitalizm. Zmierzch formacji”,w 25 lat później – „Zmierzch sys-temu komunistycznego”. Rów-nież zdania „Za określone czynysą określone konsekwencje”(zwolnienie zInstytutu SocjologiiPawła Śpiewaka, 1976) oraz „Jakwygracie wybory, będziecie mie-li swojego ministra” (reakcjana protesty po mianowaniu goszefem resortu edukacji w rzą-dzie Cimoszewicza, 1996), ce-chuje podobny styl.

1 grudnia 1981 r. został dyrek-torem Instytutu PodstawowychProblemów Marksizmu-Lenini-zmu, którym kierował przez trzykolejne lata. To pewnie z tam-tych czasów pamiętamy go naj-lepiej: z artykułów w „ŻołnierzuWolności” i wystąpień telewizyj-nych w obronie socjalistycznychsojuszy. Zwolniono go, ponoćna skutek nacisków towarzyszyradzieckich, którym wydawałsię rewizjonistyczny. Pozyty-wizm, który prowadzi do szefo-wania kuźni kadr PZPR – moc-na rzecz.

Synowie rosną w cieniu oj-ców. Sławomir Wiatr, prawnik,młody sekretarz KC PZPR,pod koniec lat 80. założył firmęMitpol ściśle współpracującąz Polmarckiem, firmą AndrzejaKuny i Aleksandra Żagla, w któ-rej zatrudniony był rezydentwywiadu rosyjskiego płk Władi-mir Ałganow. Z dumą szefowałFundacji im. Kazimierza Kelles--Krauza – nieobecnej w Interne-cie, lecz aktywnej na rynku wy-dawniczym: za jej sprawą uka-zuje się m.in. kwartalnik „MyślSocjaldemokratyczna”, którymod 1991 roku kieruje Jerzy J.Wiatr.

—Wojciech Stanisławski

m–

rodzinną tradycję, lecz na własnąrękę, aktywiści żoliborskiego ZMP,ciekawi sprężyn, które poruszająludzkie mrowisko. I tak dalej… ażpo Okrągły Stół,

ministerialne fotele w III RPi wciągnięcie w politykę swoichsynów. Tyle, że pierwszy z nichzaliczył w międzyczasie dziewięć latwięzienia...

Jerzy J. Wiatr | Pierwowzoru szukać można w „Życiutowarzyskim i uczuciowym” Tyrmanda. Młody wykładowca

socjologii za kierownicą hillmana minx, jednego z pierwszychna polskich ulicach. Świetna angielszczyzna. Źle widziani

Amerykanie na półkach. I absolutna lojalność wobec władz PRL

>

>

≤Minister Jerzy J. Wiatr podczas demonstracji pierwszomajowejw 1996 roku

JAR

OS

ŁA

W S

TAC

HO

WIC

Z/

FO

RU

M

18-12-PR-1-A-013-KO-1 12/12/07 5:20 PM Page 13

Page 14: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

14 Najnowsza historia Polaków

nego i gospodarczego.Na cmentarzu pojawiłosię m.in. kilku członkówKC i kilkudziesięciu dzia-łaczy aparatu, którychwzywano następniena rozmowy partyjne.Część z nich została usu-nięta z partii, co byłoprzejawem narastającejwalki frakcyjnej wewnątrzPZPR.8 STYCZNIA – InstytutLiteracki w Paryżu roz-począł wydawanie„Zeszytów Historycz-nych” poświęconychnajnowszej historii Polskii ukazujących się do dzi-siaj.2 LUTEGO – Skazanona rok więzienia AnnęRudzińską, która dla pa-ryskiej „Kultury” podjęłasię przetłumaczeniaksiążki Feliksa Grossa„The Seizure of PoliticalPower”.3 LUTEGO – Władze zli-kwidowały – powstałyna fali odwilży – war-szawski Klub KrzywegoKoła będący miejscemspotkań i dyskusji inteli-gencji kontestującejsystem komunistyczny.29 MARCA – Sejm PRLuchwalił ustawę o zgro-madzeniach zaostrzającąkontrolę nad ich organi-zowaniem, (wolnośćzgromadzeń i tak byłaprzez cały okres komuni-stycznych rządów fikcją),a kilka tygodni późniejustawy o obywatelstwie(faktycznie pozbawiającągo środowiska emigracyj-ne) orazpodporządkowującąpraktycznie Sąd Najwyż-szy Radzie Państwa.4 – 6 LIPCA– Na XIII Plenum KCPZPR Gomułka zapowie-dział dalsze zaostrzeniekursu wobec środowisktwórczych. „Partia niechce wtrącać się do sprawwarsztatowych (…), alerównocześnie partia po-piera jak najbardziejtwórczość realizmu socja-listycznego”.15 WRZEŚNIA – Zostałypodwyższone ceny mle-ka, alkoholi, zapałek.Rząd PRL obniżył zawar-tość tłuszczu w mlekui śmietanie.

—Jarosław Szarek

>

19

61

19

62

19

63

ROBERT PRZYBYLSKIdziennikarz „Rzeczpospolitej”

Podsumowując rok1958, ministerfinansów Tadeusz Dietrich mówił,że zapasy towarów wzrosły do10– 12 mld zł, co tłumaczył szybkimwzrostem sprzedaży wyrobówprzemysłu maszynowego: radio-odbiorników, pralek i lodówek.Nawet on nie mógł jednak zaprze-czyć, że „nie udało się stworzyćdostatecznie szerokiej gamy asor-tymentu towarowego”. Naosłodędodał, że przekroczono plan sku-pu mięsa. Mimo tego sukcesujuż 31 lipca 1959 roku władzewprowadziły dzień bezmięsnyzpowodu trudności zzaopatrze-niem – symbolem sklepów mię-snych stały się nagie haki.

Na bazarach można było ku-pić żywność, ale powyższych ce-nach. „Ceny wyrobów prywat-

nych cukierni są od 50 do 500procent wyższe od cen ustalo-nych przez Państwową KomisjęCen i obowiązujących w prze-myśle kluczowym” – narzekało„Życie Gospodarcze” z 1959 ro-ku. Ministerstwo Handlu We-wnętrznego oraz Milicja Obywa-telska nie radziły sobie z kra-dzieżami dokonywanymina każdym etapie dystrybucjideficytowej żywności.

Sposób Hłaski

Marek Hłasko wspominał kil-ka sposobów kradzieży stoso-wanych przez kierowców z War-szawskiej Spółdzielni Spożyw-ców: „Przeniesiono mnie z Ziele-niaka na »rzeźnię«. Tam najcię-żej było kraść, ale kradło sięi tam. Przy wjeździe na wagę kie-rownik rzeźni spisywał wagęwozu, potem jechało się na halęokrężną drogą. Ja stawałemi mówiłem pomocnikowi: »Zdzi-siek, spuszczaj wachę«. Pomoc-nik kładł się pod wóz i otwierałkurek chłodnicy; w ten sposóbwóz był lżejszy o dwadzieścia ki-lo – tę różnicę inkasowaliśmyw mięsie. Potem, tuż za bramą

rzeźni, znów nalewało się wody.Wreszcie ci z rzeźni skapowali;wtedy spuszczało się benzynę.Gdzie odpalało się mięso – tedwadzieścia kilo – pozostaniemoją tajemnicą”.

Władze aresztowały 106 pra-cowników przedsiębiorstwapaństwowego Miejski HandelMięsem. Zapadły wyroki doży-wocia oraz kara śmierci.

PRL od momentu powstaniaimportowała z ZSRR ziarno. Jużw 1963 roku brakowało w pań-

Bez zboża, bez mięsa, za to ze zwiększonymi zbrojeniami

Nagie haki

KRZYSZTOF FEUSETTEdziennikarz „Rzeczpospolitej”

Handel kwitnie. W Państwo-wych Domach Towarowych po-jawiły się szczoteczki do zębówdla turystów, ubrania treningo-we męskie import, sandały mę-skie „araby”, kalesony męskiekrótkie, maszynki do ostrzeniażyletek i kabel telewizyjny kra-jowy. Pełną parą idzie produkcjatelewizorów. „Wygrasz telewizorpodczas imprezy rozrywkowej„Tele-Radio-Quiz”, „Kup telewi-zor, wygrasz zegarek”, „Obej-

rzysz Wyścig Pokoju, jeśli kupisztelewizor. Odbiornik zostaniena miejscu wypróbowanyi przebadany”. Przebadać trze-ba, bo jest afera: odbiornikiSzmaragd eksplodują jedenpo drugim. Producent tłumaczy,że to wina japońskich tranzysto-rów. Psują się też motocykle Ja-wa. „Motozbyt” organizuje spo-tkania użytkowników z przed-stawicielami fabryki, których ce-lem jest „udzielenie fachowychporad oraz ewentualnie wyko-nanie skomplikowanych na-praw”. Dyrekcja zaprasza moto-cyklistów, aby „we własnym in-teresie” brali udział w spotka-niach.

Jak grzyby po deszczu wyra-stają firmy reperujące płaszczeprzeciwdeszczowe z folii. Oblę-żenie przeżywają zakłady szew-skie. List od klientki, która wpa-

dła w szewską pasję: „Moja cór-ka kupiła szpilki z importu.Kosztowały 450 zł. Po kilkakrot-nym włożeniu oddała je do pra-cowni Stachowicza do przymo-cowania końcówek metalowychchroniących obcasy. Za usługętę z góry zapłaciła 35 zł. Gdyzgłosiła się po odbiór szpilek,bucików nie wydano, kilkakrot-nie przesuwając termin ich od-bioru. Wreszcie wyszło szydłoz worka. Szewc przyznał się, żejeden z bucików wpadł do wody,w której moczył się przez całąnoc. Na żądanie zwrotu kosztóww kwocie 450 zł rzemieślnikoznajmił, że to cena wygórowa-na, gdyż teraz, po wymoczeniu,szpilki warte są co najwyżej 350”.Najlepiej byłoby takiego szewcapuścić w samych skarpetkach.

Nie jest to trudne, wystarczy,żeby resztę oddał do pralni.

Przodownik prasy

Są wieżowce, nie ma wind

≤Nawet do niehigienicznych satu-

ratorów ustawiały się kolejki

JAR

OS

ŁA

W T

AR

/K

AR

TA

18-12-PR-1-A-014-KO-1 12/12/07 5:20 PM Page 14

Page 15: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

>Kosz Peerelczyka 15

stwowych zapasach 800 tys. tzboża, naktórego import potrze-ba było 127 mln dolarów. Tychpieniędzy nie było jak zarobić,bo produkowane w Polsce towa-ry nie nadawały się dosprzedażyna Zachodzie. Wyjątkiem byłaceniona wieprzowina, lecz do jejprodukcji potrzebne było wła-śnie zboże. ZSRR nie miał go wię-cej, a Chruszczow oskarżał Go-mułkę, że Polska zabrała Mo-skwie całe rezerwy zboża.W 1963 roku ZSRR musiał sprze-dać 372 t złota, aby kupić zbożedla siebie iswoich satelitów.

Czołgi zamiast szyn

Już pod koniec lat 50. naczel-ny dowódca Zjednoczonych SiłZbrojnych Układu Warszaw-skiego marszałek Andriej Grecz-ko domagał się modernizacjiWojska Polskiego na skalę po-dobną do zastosowanej w ArmiiCzerwonej. W 1962 roku sfor-mowano pierwsze dywizjonyLWP uzbrojone w rakiety zie-mia-powietrze, lotnictwo zamó-wiło MiG-i 21. Gomułka obliczył,że budżet wojska wzrósł o 15 procent w stosunku do pla-nowanego. W latach 1961 – 1965zbrojenia pochłonęły dwa razywięcej pieniędzy niż w la-tach 1956 – 1960. Za importuzbrojenia Polska zapłaciła525 mln dolarów, z tego 85 proc.ZSRR. Aby zmniejszyć import,

Gomułka domagał się urucho-mienia jak największej produk-cji broni w kraju. Rosjanie niesprzedali Polsce licencji na nad-dźwiękowy myśliwiec, nato-miast24 listopada1961 roku udo-stępnili dokumentację czołgu T--55. Zbrojenia pochłonęły stal,której zaczęło brakować mimo re-kordów produkcji bitych przezhuty. To, co pojawiało się narynku,było słabej jakości. Brazylia kupiłanapoczątku lat60. szyny iBrazy-lijczycy bardzo się dziwili, żepozaledwie kilku latach wygląda-ją one gorzej niż polskie, aleprzedwojennej produkcji.

Dla oszczędności materiałudostarczane PKP szyny były ty-pu lekkiego i niedostatecznietwarde. Kolej nie mogła przez tostosować cięższych pociągów.W rezultacie nie nadążała z do-stawami węgla. Postawionena głowie taryfy żeglugi śródlą-dowej sprawiały, że przewozybarkami na Odrze były nieopła-calne, co powodowało przecią-żenie kolei transportem węgla.

PRL na ostatnim miejscu

Chociaż od wojny minęło bli-sko 20 lat, jakość życia ludnościbyła bardzo niska. Nowychmieszkań starczało dla co czwar-tego nowego małżeństwa. W za-chodniej Polsce władza urucho-miła niektóre poniemieckie za-kłady, ale miasta pozostawały

„Zwykły klient czeka na czystąbieliznę od 4 do 5 tygodni – do-nosi „Dziennik Polski”. –Miejskiepralnie osiągnęły znaczne prze-kroczenie planu wskutek pozy-skania bardzo korzystnegoklienta – Przedsiębiorstwa Wa-gonów Sypialnych i Restauracyj-nych. Odbiło się to jednak nieko-rzystnie na klientach indywidu-alnych, którzy skarżą się naniskąjakość usług. Wprawdzie ilość re-klamacji zmniejszyła się, ale tłu-maczyć to trzeba niechęciąklientów doich zgłaszania”.

Przynajmniej mają wybór– w przeciwieństwie do nabyw-ców mieszkań w wieżowcach. Ci,zanim dostaną klucze, musząskładać pisemne zobowiązania,że nie będą w żadnej formieupominać się o uruchomieniewindy. W górę idą ceny lokalina parterze.

W święta mamy więcej czasu,więc możemy usiąść przed lu-strem i próbować. I nie ma po-trzeby, mówiąc o sylwestrze, stę-kać: „nie mam się w co ubrać”.Wystarczy włożyć nową głowę,a wówczas reszta, co kolwiek bybyło, od razu dobrze wygląda.

Na Polę Negri

Istotą tej fryzury są zasłonięteuszy i kosmyki podwiniętena policzki. Włosy dość krótkoobcięte i zawsze choć trochęwłosów na czole.

Zalety tej fryzury: jest bardzostylowa i łatwa w wykonaniu.Można nie mieć trwałej i robić jądomowym sposobem, nawet bezpapilotów, tylko czesząc grzebie-niem na mokro w pożądanykształt. Jest młodzieńcza, nadajesię nakażdy kolor włosów.

Na Paryż

A teraz – uwaga! Wielka sen-sacja! Jest nią nowa fryzura, któ-ra będzie modna w 61 roku.Jeszcze nie figuruje w żurna-lach! Ujrzała światło dziennena Międzynarodowym Festiwa-lu Fryzury, który odbył się nie-dawno we Francji. Nazywa się„Paryż”. Nie ma tu kosmykówna policzkach! Uszy odsłonięte!Oto największa zmiana. Włosynadal krótkie, mała głowa, którą

Ciocia Dobra Rada

Paryż za uszami

trzeba tylko inaczej przystrzyc.Szczegóły: czesanie od twarzy,na skroniach płasko za uszy;na czole grzywka dość obfita,lekko spuchnięta; w górze włosypodniesione, szczególnie samczubek, tak że tył głowy jest wyż-szy niż przód; całkiem z tyłu kró-ciutkie strzyżenie. Kolor – jużnie biały, czarny ani czerwony,tylko odcienie naturalne, tzw.kolory leśnego zwierzątka.Modne jest na wieczór przypiąćcoś do fryzury: kokardkę, klips.

Konkluzja: Kto chce się utrzy-mać w stylu charlestonowym,ma do dyspozycji fryzurę na Po-lę Negri. Kto chce się uczesaćtwarzowo i przyszłościowo,niech zrobi na sylwestra nowąfryzurę – „Paryż” za uszy.

—m. j. -l.

za „Modą – Wszystko o głowie” autorstwaHoff; „Przekrój” nr 818, 1960

PŁACA I CENY W 1963 ROKUprzeciętna płaca 1888 złdolar na czarnym rynku 110 złchleb pszenno-żytni 3,5 złkiełbasa zwyczajna 36 złmięso wieprzowe (kg) 36,92 złmasło (kg) 70 złziemniaki (kg) 1,7 złcytryny (kg) 30 złkoszula męska bawełniana 75 złgarnitur z wełny 2000 złpończochy stilonowe 45 złpółbuty męskie na skórze 370 złszafa garderobiana trzydrzwiowa 1920 złodbiornik tranzystorowy 1200 złpralka elektryczna z wyżymaczką SHL 2050 złtelewizor Szmaragd 17 cali 9000 zł

bez inwestycji nawet tam, gdzierozbudowano przemysł. „Raci-bórz ma jedną kawiarnię, jednokino i dopiero odbudowuje się”– podawało „Życie Gospodar-cze”. Warunki egzystencji byłytak trudne, że w zmodernizowa-nej Raciborskiej Fabryce Kotłówfluktuacja kadr sięgała2/3 załogi.

Dla ściągnięcia dewiz od oby-wateli, którzy zaczęli pod konieclat 50. kontaktować się z rodzi-nami na Zachodzie, uruchomio-no sklepy dewizowe. 1 stycz-nia 1960 roku Pekao wyemito-wało pierwsze bony. Latem 1963

roku rząd podwyższył cenyelektryczności, węgla, gazu icen-tralnego ogrzewania. 30 paź-dziernika 1964 roku w tajnej no-tatce dołączonej do listu Gomuł-ki i Cyrankiewicza do Breżniewai Aleksieja Kosygina strona pol-ska przedstawiła dramatycznąsytuację gospodarczą Polski.W 1962 roku jedynie w Bułgariii Rumunii spożycie na jednegomieszkańca było niższe niżw PRL. Liczba mieszkań byłanajniższa wPolsce, podobnie jakłóżek szpitalnych przypadają-cych na 10 tys. mieszkańców.

<Bon Pekao

wartości jednego dolara USA

18-12-PR-1-A-015-KO-1 12/12/07 5:21 PM Page 15

Page 16: Oblicza PRL, nr 6 (18.12.2007): 1958–1964 Mała stabilizacja, duże

16 Najnowsza historia Polaków

Cykl złożony z 18 zeszytów wpinanych do segregatora, ukazu-jących się co tydzień, we wtorek, jako dodatekdo „Rzeczpospolitej”. Powstał dzięki współpracy z InstytutemPamięci Narodowej.1. 1945 – 1947, czyli od zainstalowania przez Sowietów

PKWN do ucieczki Mikołajczyka2. 1947 – 1949, czyli do rozprawy z „odchyleniem prawicowo-

nacjonalistycznym” i wprowadzeniastalinizmu absolutnego

3. 1949 – 1953, czyli najgorsze czasy stalinowskie (bierutow-skie)

4. 1953 – 1956, czyli od aresztowania prymasa Wyszyńskiegodo tzw. odwilży

5. 1956 – 1958, czyli Październik i odwrót Gomułki6. 1958 – 1964, czyli mała stabilizacja, ale konflikty narastają7. 1964 – 1968, czyli do konfrontacji ze społeczeństwem (Ma-

rzec) i inwazji na Czechosłowację8. 1968 – 1970, czyli ostatki gomułkowskie i strzały na Wy-

brzeżu9. 1970 – 1972, czyli początek manewru Gierka; pozory

z otwarciem na Zachód włącznie10. 1972 – 1976, czyli epoka „Czterdziestolatka” i Radom11. 1976 – 1978/1979, czyli opozycja rośnie w siłę12. 1979 – 1980, czyli schyłek gierkowski i wielkie strajki13. 1980 – 1981, czyli wielki karnawał „Solidarności”14. 1981 – 1983, czyli noc generałów i opór społeczeństwa15. 1983 – 1986, czyli stagnacja epoki Jaruzelskiego16. 1986 – 1988, czyli dogorywanie ustroju

i światełko w tunelu17. 1988 – 1989, czyli kres PRL18. DO DZIŚ, czyli co zostało z PRL

Najnowsza historia Polaków. Oblicza PRL

Oblicza PRL – cykl dodatków „Rzeczpospolitej” przygotowywany we współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej

Redakcja: Maciej Rosalak, Tomasz Stańczyk („Rzeczpospolita”), Jarosław Szarek, Ryszard Terlecki (IPN), Fotoedycja: Aneta Siwiec, Opracowanie graficzne: Wojciech Niedzielko, Andrzej Baranowski

Wszelkich informacji o możliwości zakupu kolejnych odcinków naszych cykli historycznych udziela dział sprzedaży „Rzeczpospolitej”

≤Za tydzień m.in.: Millennium chrztu i parada na Marszałkowskiej

PA

P

18-12-PR-1-A-016-KO-1 12/12/07 5:21 PM Page 16