22

Norman Davies, "Powstanie 44"

Embed Size (px)

DESCRIPTION

 

Citation preview

Page 1: Norman Davies, "Powstanie 44"
Page 2: Norman Davies, "Powstanie 44"
Page 3: Norman Davies, "Powstanie 44"

Document1 23/01/06 14:23 Page 2

Norman Davies

Powstanie ’44

Przekład

Elżbieta Tabakowska

Znak Horyzont

Kraków 2014

Page 4: Norman Davies, "Powstanie 44"
Page 5: Norman Davies, "Powstanie 44"

PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO

Nigdy nie walczyłem w żadnej wojnie. Zgłosiłem się do służby w Królew-skiej Marynarce, ale nigdy nie zostałem powołany. Prawdę mówiąc, nigdynie miałem w ręce prawdziwego karabinu i nigdy nie strzelałem – nawet dokrólików czy bażantów. Wobec tego być może nie najlepiej się nadaję doroli historyka, który zajmuje się opisywaniem czynów i towarzyszących imemocji związanych z doniosłym wydarzeniem wojskowym. Czasem się za-stanawiam, czy to właśnie nie moja własna nieświetna kariera niekomba-tanta skłoniła mnie do bezkrytycznego podziwu dla młodych mężczyzn i ko-biet z podziemnej Armii Krajowej, która stanęła przeciw regularnym siłomzbrojnym Trzeciej Rzeszy i która – trwając na polu walki dziesięciokrotniedłużej, niż się spodziewano – dokonała jednego z najbardziej pamiętnychczynów w dziejach drugiej wojny światowej.

Wiem natomiast, że gdybym jako chłopak w odpowiednim wieku zna-lazł się w 1944 roku w Warszawie, to z całą pewnością byłbym wstąpił doArmii Krajowej. Do osiemnastego roku życia byłem aktywnym członkiemskautingu i wychowałem się w tym idealistycznym, romantycznym, religij-nym i patriotycznym duchu, który był czymś powszechnym wśród skautówtamtego pokolenia. W czasie wojny byłbym szczęśliwym działaczem kon-spiracji i niewiele się zastanawiając, wstąpiłbym razem z moimi rówieśnika-mi do „Baszty” czy „Parasola”. Nie potrafię powiedzieć, czy miałbym dośćsiły psychicznej i fizycznej, aby przejść „próbę ogniową”. Ale przy mojejatletycznej budowie i naturze skłonnej do rywalizacji byłbym dobry w prze-dzieraniu się przez ruiny i polowaniu na Niemców. Jednocześnie obawiamsię jednak, że jako człowiek dość gwałtowny i mało praktyczny szybko bymsię dał zabić. I właśnie z tego powodu szczególnie mnie wzrusza życie i le-genda Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.

Często się mawia – i nie bez racji – że historycy powinni zachowywaćemocjonalny dystans wobec tego, o czym piszą. Ale jest też prawdą, że hi-storycy, którzy zachowują całkowity dystans i trzymają się z dala od opisy-

Dzień 1 sierpnia 2004 roku był naprawdę godny zapamiętania. To była nie tylko sześćdziesiąta rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, ale także dzień otwarcia Muzeum Powstania i dzień, w którym ukazało się polskie wydanie Powstania ’44. Nade wszystko zaś, dzięki licznym obchodom i uro-czystościom, właśnie tego dnia członkom Armii Krajowej, którzy w 1944 roku walczyli w Powstaniu, z tak wielkim opóźnieniem przywrócono status ludzi otoczonych powszechną czcią i szacunkiem.

Promocja Powstania ’44, która się odbyła tamtego popołudnia, przeszła wszelkie oczekiwania, przerastając o wiele wszystkie inne promocje moich książek – kiedykolwiek przedtem czy potem. Dzień był upalny. Przyszły ty-sięczne tłumy. Ogród przy Muzeum ledwo pomieścił tych wszystkich ludzi. Świeżo wydrukowane, pachnące farbą egzemplarze książki ułożono w wyso-kie sterty, a jej rewelacyjna okładka, dzieło Witolda Siemaszkiewicza, z do-minującymi, ociekającymi krwią, jaskrawoczerwonymi cyframi „44” wywo-ływała westchnienia zachwytu. Ludzie stali w upale, godzinami cierpliwie czekając w kolejce, a autor, siedząc w cieniu przy stoliku ustawionym na drewnianych kobyłkach, podpisywał egzemplarze książki w tempie dziesię-ciu sztuk na minutę. Łańcuch pomocników tworzył pas transmisyjny: otwie-rali książki, kładli je na stoliku gotowe do podpisu, a potem szybciutko po-dawali nowym właścicielom. Straż przyboczna złożona z krzepkich druhów i dzielnych harcerek przywoływała do porządków cwaniaków próbujących podejść bez kolejki, i tak pracowaliśmy do zmroku. Ale mimo to popyt oka-zał się zbyt wielki i musieliśmy z żalem przyznać się do przegranej. Żeby nadrobić zaległości, trzeba było zorganizować jeszcze dwa spotkania.

W ciągu poprzednich sześćdziesięciu lat powstańcy z 1944 roku nigdy nie doczekali się podobnych dowodów uznania; najpierw ich prześlado-wano, potem upokarzano, a wreszcie o nich zapomniano. Bezpośrednio po wojnie, w epoce stalinizmu, uważano ich za zdrajców. Idąc za pokrętną ideologią ich komunistycznych ciemiężycieli, umieszczono ich w tej samej

Pr z e d m o wa d o n o w e g o w y da n i a

Page 6: Norman Davies, "Powstanie 44"

Przedmowa do nowego wydaniaii

kategorii co nazistów, z którymi walczyli z niezrównaną odwagą, a z którymi teraz nie raz przyszło im dzielić więzienną celę. Ich dowódców piętnowano; ich wybitnych działaczy wyłapywano i stawiano w obliczu groźby więzienia, tortur, a w wielu przypadkach – śmierci; członków ich rodzin karano, sto-sując wobec nich wszelkiego rodzaju małostkowe szykany i dyskryminację. W rękach inspirowanych przez Sowietów stalinistów najprawdziwsi polscy patrioci stawali się pariasami.

W czasach Gomułki, a także w następnych dziesięcioleciach, skończy-ły się najbrutalniejsze prześladowania. Ale prawdziwą historię Powstania Warszawskiego wszystkie rodzaje polskich mediów nadal systematycznie ukrywały. Kiedy w 1962 roku pierwszy raz odwiedziłem Warszawę z grupą brytyjskich studentów, nasza przewodniczka przyznała się, że ją poinstru-owano, aby nam nic nie mówiła o wydarzeniach z 1944 roku. Pokazano nam pomnik bohaterów powstania w getcie i prawie wpadliśmy w pułapkę błędnego przekonania, że powstanie w getcie (1943) i Powstanie Warszaw-skie były jednym i tym samym. Z największym trudem przekonaliśmy naszą przewodniczkę, żeby powiedziała coś więcej niż to, co nam oświadczyła na początku: że Warszawę zniszczono „w czasie wojny”. Dopiero w bezpiecz-nym zaciszu parku zgodziła się wyjaśnić, że w rozkazach dla powstańców przewidywano bitwę, która nie mogłaby trwać dłużej niż tydzień, że zachod-ni sojusznicy zawiedli i nie dostarczyli wystarczającej ilości broni i amunicji i że Armia Czerwona Stalina wbrew oczekiwaniom nie przekroczyła Wisły, żeby udzielić Powstaniu wsparcia. Scena, którą opisała – oddziały sowieckich żołnierzy całymi tygodniami tkwiące bezczynnie na prawym brzegu Wisły – była naprawdę wstrząsająca.

W roku 1970 kanclerz Willy Brandt odwiedził Warszawę, gdzie uczest-niczył w szeroko nagłośnionym akcie skruchy. Upadł na kolana i w nieza-pomnianym geście pojednania pochylił głowę przed pomnikiem Bohaterów Getta. Zdjęcia obiegły cały świat. Niestety, ponieważ władze PRL nie zezwo-liły na budowę żadnego pomnika, który by upamiętniał Powstanie Warszaw-skie, jedynym, przed którym mógł uklęknąć kanclerz Brandt, był pomnik upamiętniający powstanie w warszawskim getcie. W świat popłynął przekaz nieuchronnie wywołujący wrażenie, że to wydarzenia z roku 1943, a  nie z roku 1944, miały pierwszorzędne znaczenie.

Do czasu, gdy ostatecznie wydano pozwolenie na budowę pomni-ka Powstania Warszawskiego – stanął w 1989 roku na rogu ulic Długiej i Miodowej – i gdy ostatecznie przełamano bariery komunistycznej cenzury, wspomnienia drugiej wojny światowej zaczęły się już zacierać. Dziesiątki lat oficjalnej propagandy, która niezmordowanie szkalowała powstańców

Page 7: Norman Davies, "Powstanie 44"

Przedmowa do nowego wydania iii

i ich przywódców, zebrały swoje żniwo, a wielu ludzi nie umiało zrobić nic więcej, jak tylko powtarzać to, co usłyszeli. Szczególnie rozczarowujące były uroczystości upamiętniające pięćdziesiątą rocznicę powstania w sierp-niu 1994 roku. Mimo że nie było już cenzury, nie opublikowano żadnego poważniejszego opracowania na temat Powstania i nie zorganizowano żad-nych obchodów na szerszą skalę. To wtedy po raz pierwszy przyszedł mi do głowy ten pomysł: jeśli żaden z wybitnych polskich historyków nie ma ochoty przeprowadzić nowej analizy Powstania, będę musiał sam się tego podjąć. I tak też zrobiłem.

Nie do mnie należy ocena wpływu, jaki Powstanie ‘44 wywarło na czy-telników w ciągu dziesięciu lat, jakie minęły od jego ukazania się w Polsce. Myślę jednak, że wolno mi wyrazić swoją satysfakcję. Wydaje się, że ta książ-ka raz na zawsze przypieczętowała fakt, że wojenna Warszawa była sceną dwóch bohaterskich powstań – pierwszego w roku 1943 w getcie i w roku 1944 drugiego, które ogarnęło swoim zasięgiem całe miasto. W 2003 roku, wrzucając angielską frazę Warsaw Rising albo Warsaw Uprising do interne-towej wyszukiwarki, na przykład do Google’a, można by odkryć, że pierw-sze sto haseł odnosi wyłącznie do warszawskiego getta. Natomiast gdyby tę samą próbę wykonać pod koniec roku 2004, okazałoby się, że przeważająca większość haseł dotyczy wydarzeń z roku 1944. Naprawdę z wielką ulgą od-kryłem, że na określenie wydarzeń roku 1943 została przyjęta fraza Warsaw Ghetto Rising.

Byłbym jednak ostatnim, kto zechciałby przyjąć, że ostateczna bitwa za-kończyła się wygraną. W gruncie rzeczy w ostatnich latach wzrosła liczba ludzi, którzy wciąż hołdują rozlicznym opiniom o Powstaniu. Komunistycz-na propaganda nadal wywiera zza grobu swój wpływ, choćby dlatego, że przemawia do Polaków, którzy mają skłonność do uprawiana samokrytyki. Być może jest to element obecnej kondycji Polski – podobnie jak nieuleczal-na wiara w to, że generał Sikorski nie zginął w wypadku, lecz został zamor-dowany. Moi polscy przyjaciele z najwyższą niechęcią dają się przekonać, że powinni przestać przypisywać winę wyłącznie sobie i krytycznym okiem przyjrzeć się niedostatkom poczynań swoich sojuszników z czasu wojny. Jeśli uda im się to zrobić, odkryją, że błędy znaleźć można w postępowaniu wszystkich głównych aktorów Powstania.

Kilka lat temu, zdegustowany wykorzystywaniem Powstania Warszaw-skiego do celów politycznych i znużony napastliwym tonem wielu argumen-tów, postanowiłem wycofać się z tych debat. Zamiast tego zaproponowałem listę ośmiu tez, które stanowią podsumowanie moich poglądów i które zain-teresowani czytelnicy mogą sobie przestudiować w dogodnej chwili. Obecnie

Page 8: Norman Davies, "Powstanie 44"

Przedmowa do nowego wydaniaiV

zdałem sobie sprawę, że tezy te mogą pomóc czytelnikom przejść przez zawi-ły labirynt faktów, nazwisk, dat i argumentów, jakie zawiera Powstanie ’44. W tym właśnie celu z przyjemnością je tu powtarzam:

Osiem tez o Powstaniu Warszawskim:

1. Jest niesprawiedliwe i niezgodne z historią potępianie uczestników Po-wstania Warszawskiego na podstawie uzyskanych ex  post informacji, które wówczas nie mogły być im znane.

2. Decyzję o rozpoczęciu Powstania podjął rząd polski w Londynie po dłu-gich konsultacjach z sojusznikami Polski (to znaczy NIE dowódcy Armii Krajowej).

3. W dniu 1 sierpnia niemal wszyscy specjaliści wojskowi – w tym specjali-ści niemieccy, sowieccy, polscy, brytyjscy i amerykańscy – byli zgodni co do tego, że Powstanie nie może trwać dłużej niż 6–7 dni.

4. Działania wojsk można oceniać tylko na podstawie wyznaczanych ce-lów; nie można potępiać wojsk za to, że nie osiągnęły zwycięstw, któ-rych nigdy nawet nie próbowały osiągnąć.

5. Nie jest prawdą, że dowódcy Armii Krajowej byli obojętni na los ludno-ści cywilnej.

6. Kapitulacja, która ostatecznie nastąpiła w październiku, po 63 dniach powstania, była triumfem determinacji i umiejętności dyplomatycznych.

7. Ani polski rząd, ani zachodni alianci nie uważali wyniku Powstania War-szawskiego za główny czynnik określający polityczną przyszłość Polski.

8. Jeśli się szuka najważniejszych powodów tak tragicznego zakończenia Powstania Warszawskiego, trzeba wyjść daleko poza rozważania na temat słuszności czy niesłuszności polskich decyzji i polskich działań. Polska była częścią wielkiego międzynarodowego sojuszu i główną przy-czyną tragedii była godna pożałowania niezdolność koalicji do skoordy-nowania własnych reakcji.

Page 9: Norman Davies, "Powstanie 44"

Przedmowa do nowego wydania V

Moje postanowienie, aby Powstanie Warszawskie analizować w szerszym międzynarodowym kontekście, leży u podstaw wielu aspektów książki. Spo-wodowało ono na przykład długą i pełną napięć dyskusję z moją wspaniałą redaktorką w Londynie, z którą uzgadnialiśmy konstrukcję tekstu. Dostrze-gając potencjał tematu jako materiału na polityczny i wojskowy thriller, moja pani redaktor chciała, żeby czytelnik jak najwcześniej przeżył ekscytujący mo-ment wybuchu Powstania. Ja natomiast uważałem, że najważniejsze jest, żeby przeprowadzić czytelnika przez cztery pierwsze rozdziały, ukazujące niemiec­kie, sowieckie, zachodnie i polskie wątki opowieści. Ostatecznie osiągnęliśmy kompromis: na początku książki znajduje się obraz tygodnia poprzedzają-cego godzinę „W” ukazany z punktu widzenia polskiej rządowej radiostacji w Anglii, po nim przychodzą cztery rozdziały wstępne, a dopiero w rozdziale piątym rozpoczyna się wartka akcja wojennych wydarzeń Powstania. Takie rozwiązanie niewątpliwie zredukowało element sensacji. Mam jednak nadzie-ję, że połączyło żywą narrację z potrzebą ukazania całej złożoności międzyna-rodowego kontekstu. Taki przynajmniej był mój zamiar.

Norman Davies Wrocław, 12 czerwca 2014

Page 10: Norman Davies, "Powstanie 44"
Page 11: Norman Davies, "Powstanie 44"

I

ZAC H O D N I E S O J U S Z E

„Zachodnie sojusze” w Europie mają długą tradycję. Przez całą historię no-wożytną za każdym razem, gdy pojawiała się groźba, że któreś z mocarstwspróbuje zająć dominującą pozycję na kontynencie, jako środek mający prze-ciwdziałać temu zagrożeniu powstawała koalicja innych państw, małych i du-żych. Najczęściej w roli koalicjanta występowała Wielka Brytania, którejmarynarka panowała nad morzami, natomiast jej siły lądowe nigdy nie byłytak liczne, aby móc zagrozić rywalom na kontynencie. Inspirowane przezWielką Brytanię sojusze wyłoniły się w czasie wojny z Ludwikiem XIV o suk-cesję w Hiszpanii, w epoce wojen napoleońskich przeciwko rewolucyjnejFrancji oraz w okresie dwóch wojen światowych z lat 1914–1918 i 1939–1945. W XX wieku włączyły się Stany Zjednoczone. Ich wpływy w Euro-pie, dawniej marginesowe, stały się teraz decydujące. Wszystkie te sojuszemiały jedną cechę wspólną: starały się pozyskać przynajmniej jednego part-nera na Wschodzie. Zależnie od sytuacji, tym partnerem bywały Prusy, Ro-sja czy nawet Turcja. W wyjątkowych okolicznościach roku 1939 został nimkraj, który mógł wprawdzie przedstawić sięgające daleko wstecz rekomen-dacje, ale który od ponad dwustu lat odgrywał niewielką rolę w europej-skich rozgrywkach o władzę.

Racje państw sprzymierzonych podczas drugiej wojny światowej nieodmien-nie przedstawia się w niezwykle prosty sposób. Powiada się, że jeśli kiedy-kolwiek toczyła się wojna sprawiedliwa, była to właśnie ta wojna. Wróg byłzły. Pokonanie tego zła stanowiło szlachetny cel. Sprzymierzeńcy zwyciężyli.Większość ludzi – a z pewnością większość mieszkańców Wielkiej Brytaniii Ameryki – uznałaby, że nie ma w tej sprawie nic więcej do powiedzenia.Wiedziano oczywiście, że losy wojny nie biegły prostym torem. Ci, którzystarali się je poznać, wiedzieli też, iż alianci nieraz stawali oko w oko z moż-liwością klęski, nim ostatecznie zapewnili sobie zwycięstwo. Ale jeśli idzieo zasadnicze polityczne i moralne ramy wydarzeń, nie mieli żadnych wąt-

Page 12: Norman Davies, "Powstanie 44"

44 PRZED PO W S TA N I E M

pliwości. Tylko nieliczni byliby skłonni podważyć powszechny wizeruneksojuszników jako braterskiego przymierza, które walczyło o wolność i spra-wiedliwość i ostatecznie uchroniło świat przed tyranią.

Wobec tego, mówiąc o racjach sojuszu, już na samym początku wypadapodkreślić kilka głównych faktów. Po pierwsze, lista członków koalicji alianc-kiej stale się zmieniała. Braterskie przymierze, które przystąpiło do walkiz groźbą hitleryzmu w roku 1939, powszechnie przyjmowanym za począ-tek wojny, nie było tym samym sojuszem, który sześć lat później doprowa-dził do jej zakończenia. Kilka ważnych mocarstw zmieniło tymczasem orien-tację, a najpotężniejszy z aliantów trzymał się z boku niemal do momentuwyznaczającego środek konfliktu. Po drugie, w skład koalicji wchodziłynajróżniejsze państwa, od światowych imperiów po dyktatury totalitarne,półkonstytucyjne monarchie, demokratyczne republiki i rządy emigracyj-ne, a także parę krajów podzielonych przez wojny domowe. Po trzecie, kie-dy w grudniu 1941 roku działania zbrojne rozszerzyły się na Pacyfik, wojnęw Europie dodatkowo skomplikowały wszelkiego rodzaju powiązania z arenąwalk w Azji. Teoretycznie racje aliantów wynikały z postanowień deklaracjiONZ z 1 stycznia 1942 roku, podpisanej przez dwudziestu sześciu sygnata-riuszy. Sama deklaracja natomiast opierała się na warunkach wcześniejszejKarty Atlantyckiej z 14 sierpnia 1941 roku, która – między innymi – potępia-ła roszczenia terytorialne i potwierdzała „prawo wszystkich ludów do wybra-nia sobie formy rządu, pod jakim chcą żyć”1. W praktyce sojuszników łączyłoniewiele, poza chęcią zaangażowania się w walkę ze wspólnym wrogiem.

Przez całą wojnę na sojusz padał cień przestarzałego i wysoce paterna-listycznego założenia, iż „główni sojusznicy” mają prawo podejmować nawłasną rękę odrębne decyzje polityczne, natomiast od „mniejszych sojusz-ników” oczekiwano, że będą akceptować decyzje podejmowane przez lep-szych od siebie. Założenia tego nie kwestionowano w tamtym czasie, rzad-ko też kwestionują je historycy. Ale miało ono przynieść poważne konse-kwencje. Chociaż nigdy go formalnie nie uznano, stało się elementem działaniatak zwanej Wielkiej Trójki. Winston Churchill – świadomie naśladując do-świadczenia swego poprzednika z XVIII wieku, księcia Marlborough – nadałjej imponującą nazwę Wielki Sojusz.

Obraz wspólnej sprawy, dla której zawiązano sojusz, dodatkowo kom-plikuje to, że większość jego członków była wplątana we własne powikłane

1 Prawo międzynarodowe i historia dyplomatyczna. Wybór dokumentów, wstęp i oprac.Ludwik Gelberg, t. 3, Warszawa 1960, s. 27.

Page 13: Norman Davies, "Powstanie 44"

45I. ZAC H O D N I E S OJUSZ E

sieci traktatów bilateralnych, odrębnych deklaracji i mniejszych sojuszów.Wszystkie te kraje – przyjęły one teraz nazwę „Narodów Zjednoczonych” –zobowiązały się do współdziałania w walce z państwami Osi. Nie zawszejednak podejmowały również zobowiązanie do wzajemnej obrony czy pomo-cy. W szczególności nigdy nie stworzono żadnego mechanizmu chroniącegojednego sojusznika przed zakusami innego. Wszelkie spory między sojuszni-kami, nie do rozwiązania od ręki, odkładano zazwyczaj do czasu planowanejpo wojnie konferencji pokojowej (która się nigdy nie odbyła) lub pozosta-wiano w gestii Organizacji Narodów Zjednoczonych (która zaczęła działaćdopiero w październiku 1945 roku).

Bliższa analiza pokazuje zatem, że więzy łączące różnych członków so-juszu miały bardzo różny charakter i wymagały bardzo różnego stopnia za-angażowania. Na przykład stosunki między Wielką Brytanią a USA opierałysię w znacznej mierze na wzajemnym zaufaniu. Poza jednym jedynym wy-jątkiem ustawy o pożyczkach i dzierżawie, nigdy nie istniał żaden formalnyczy ogólny traktat brytyjsko-amerykański. Stosunki Wielkiej Brytanii z Francjąnadal miały za podstawę dość nieprecyzyjną interpretację dawnego ententecordiale. Natomiast stosunki Wielkiej Brytanii ze Związkiem Sowieckimpodlegały szczegółowym warunkom traktatu angielsko-sowieckiego, pod-pisanego 12 lipca 1941 roku. Stosunki amerykańsko-sowieckie regulowałtraktat podpisany 11 czerwca następnego roku. Ogólnie rzecz biorąc, za-chodni sojusznicy uważali traktaty dyplomatyczne za czynnik ograniczającynieograniczony skądinąd zakres pozytywnych inicjatyw. Natomiast Zwią-zek Sowiecki patrzył na nie z krańcowo odmiennego punktu widzenia.W traktatach z zachodnimi mocarstwami kapitalistycznymi widział dogod-ne środki umożliwiające mu prowadzenie współpracy doraźnie i na precy-zyjnie określonych zasadach, bez konieczności zmiany swojej z gruntu wro-giej i podejrzliwej postawy wobec świata zewnętrznego.

Silny wpływ na skład i predyspozycje koalicji alianckiej z lat 1939–1945 wywarła jej poprzedniczka z lat 1914–1918. Podczas pierwszej woj-ny światowej Francja, Wielka Brytania, Rosja i USA zdominowały grupępaństw ententy, która rzuciła wyzwanie niemieckiej hegemonii. W czasiedrugiej wojny światowej dziedzictwo ententy nadało koloryt naturalnymsympatiom i powiązaniom w łonie następnej generacji sojuszników. Niemcyuznawane były za jedyne w swoim rodzaju, z niczym nieporównywalnezagrożenie. Francja, Wielka Brytania i Ameryka uważały się za niedościgłewzory demokracji. Solidarność anglojęzycznego świata, ustanowioną nanowo w 1917 roku, należało jeszcze umocnić. „Rosjan” – jak błędnie na-zywano Sowietów – można by bez trudu zaakceptować jako naturalnych

Page 14: Norman Davies, "Powstanie 44"

46 PRZED PO W S TA N I E M

partnerów Zachodu, mimo że miejsce dawnego liberalizującego reżimupóźnego caratu zajął nowy, totalitarny potwór o dużo groźniejszych skłon-nościach.

Ludzie, którzy objęli przywództwo w latach 1939–1945, mieli w gło-wach mapę świata stworzoną trzydzieści, czterdzieści czy nawet pięćdziesiątlat wcześniej. Na przykład Churchill urodził się w 1874 roku, czyli w epocewiktoriańskiej, i na przełomie wieków był już człowiekiem dojrzałym. Poli-tyka oznaczała dla niego sprawę imperium i „wielkich mocarstw” i opierałasię na zasadzie hierarchii państw, w której państwa klienckie i kraje kolo-nialne nie mogły sobie rościć praw do równości. Stalin był młodszy zaled-wie o pięć lat, a Roosevelt – o osiem. Wszyscy byli starsi od Hitlera i odMussoliniego. Niemal całe dowództwo wojsk alianckich – Weygand, deGaulle, Alanbrooke, Montgomery, Żukow, Rokossowski, Patton (ale nieEisenhower!) – miało za sobą doświadczenia nabyte w czasie pierwszej woj-ny światowej. Pozostały im nie tylko dawne wspomnienia wojny totalnejz udziałem zmasowanych wojsk, ale także szczególna wizja mapy Europy.Wyrosło w nich przekonanie, że układ w Europie Zachodniej jest dość skom-plikowany, natomiast w Europie Wschodniej – dość prosty. Wiedzieli, żemiejsce Niemiec jest między Renem a Niemnem. Wiedzieli, że na zachód odNiemiec leży grupa krajów – Holandia, Belgia, Luksemburg, Francja, Szwaj-caria. Ale na wschód od Niemiec nie było według nich nic, a w każdymrazie nic ważnego, jeśli nie liczyć „Rosji”. W końcu w świecie ich młodościimperia Niemiec i Rosji bezpośrednio ze sobą sąsiadowały. Warszawa – po-dobnie jak Ryga czy Wilno – była miastem r o s y j s k i m. Rosja graniczyłatakże z Austrią. Krakau i Lemberg – tak jak Budapeszt czy Praga – były mia-stami austriackimi – „miastami Habsburgów”. Na mapie – a wobec tegotakże w ich umysłach – między „Niemcami” a „Rosją” nie znajdowało sięnic godnego zainteresowania.

Przykładem map mentalnych utrwalonych w umysłach Zachodu jestpewna autentyczna historia. Zdarzyła się w marcu roku 1944, kiedy gene-rał Montgomery po raz pierwszy spotkał dowódcę polskiej 1. Dywizji Pan-cernej w Normandii, Stanisława Maczka. Starając się nawiązać rozmowę,Montgomery zapytał: „Proszę mi powiedzieć, generale, czy w Warszawiemówi się teraz po rosyjsku, czy po niemiecku?”2. Była to niewyobrażalnagafa – zupełnie, jakby ktoś spytał, czy w Londynie mówi się po łacinie, czy

2 Stanisław Maczek, Od podwody do czołga. Wspomnienia wojenne 1918–1945, Lon-dyn 1984, s. 146.

Page 15: Norman Davies, "Powstanie 44"

47I. ZAC H O D N I E S OJUSZ E

po francusku. Ale przecież kiedy Montgomery był młodym wojskowym,Warszawa leżała w Rosji. Jako kadet spotykał zapewne rosyjskich oficerów,którzy mogli mu coś takiego powiedzieć. Na pewno też wiedział, że Niemcyzdobyli Warszawę w 1915 roku, a potem ponownie w roku 1939. Cóż bar-dziej naturalnego, jak pomyśleć, że Warszawa jest miejscem, o które walcząze sobą Niemcy i Rosjanie! Tylko naprawdę wyjątkowy i wykształcony czło-wiek Zachodu mógłby wiedzieć, że Polska ma za sobą dłuższą niż Rosjahistorię niepodległego państwa i że jej wolnościowe i demokratyczne tra-dycje są starsze niż tradycje Wielkiej Brytanii3.

Albowiem zachodnie wyobrażenia o narodach Europy Wschodniej –jeśli w ogóle istniały – często i zdecydowanie miewały charakter sądów.Ogólnie rzecz biorąc, przeważała niewiedza. Relacje z konferencji pokojo-wej w Paryżu z 1919 roku są pełne zdziwienia z powodu wielkiej liczby i kłót-liwej natury nieznanych nikomu narodów, które wyłoniły się z głębin histo-rii i teraz stawiały przywódców sojuszu w obliczu niepojętych i niemożli-wych do spełnienia żądań. Winston Churchill w bardzo niemiły sposóbpodzielił państwa Europy na „olbrzymów” i „pigmejów”. Do olbrzymówzaliczały się mocarstwa biorące udział w Wielkiej Wojnie. Natomiast pig-mejami były wszystkie przysparzające kłopotów państwa narodowe, którepowstały w wyniku rozpadu dawnych imperiów i natychmiast zaczęły sięnawzajem zwalczać. „Wojna olbrzymów właśnie się skończyła – pisał w 1919roku Churchill – wojny pigmejów właśnie się zaczęły”. Łatwo wyczytaćmiędzy wierszami tendencję do traktowania nowej Europy jak natręta, któ-rego chętnie chciałoby się pozbyć. W dodatku pigmejów dzielono jak dzieciw przedszkolu – na grzecznych i niegrzecznych. Alianci uważali nowe naro-dy Europy za grzeczne, jeśli – jak Czesi czy Słowacy – wywalczyły sobieniepodległość, powstając przeciwko Niemcom czy Austrii. Natomiast te,które – jak Ukraińcy czy Irlandczycy – zdobyły niepodległość, występującprzeciwko jednej z sojuszniczych potęg, były niegrzeczne, żeby nie powie-dzieć: nieznośne. Ukrainę, która utworzyła swoją republikę przy pomocyNiemców, uważano za fikcję. Państwa nieuznane przez sojuszników tak na-prawdę po prostu nie istniały.

Natomiast Polaków, jako że śmieli się przeciwstawić zarówno mocar-stwom centralnym, jak i Rosji, można było uważać tylko za trudne dzieci,którym się kompletnie pomieszało w głowach. Byli pigmejami udającymiolbrzymów. Polscy przywódcy żyjący podczas Wielkiej Wojny w Sankt Pe-

3 Zob. Norman Davies, Serce Europy. Krótka historia Polski, Londyn 1995.

Page 16: Norman Davies, "Powstanie 44"

48 PRZED PO W S TA N I E M

tersburgu, Londynie czy Paryżu najwyraźniej byli przy zdrowych zmysłach.Na innych – takich jak Piłsudski, który w większości działań zbrojnych uczest-niczył, będąc w armii austriackiej i walcząc z Rosjanami – zdecydowanie niemożna było polegać. Fakt, że marszałek Piłsudski spędził ostatni rok wojnyuwięziony w twierdzy w Magdeburgu za odmowę złożenia przysięgi lojal-ności wobec kajzera, nie zdjął z niego podejrzenia o postawę niebezpiecznieproniemiecką. W roku 1939 marszałek już nie żył. Utrzymywało się nato-miast poczucie rzekomej ambiwalencji jego dziedzictwa. W końcu w 1920roku dał dowód braku rozsądku, walcząc z bolszewicką Rosją. A w latachtrzydziestych podpisał pakt o nieagresji zarówno ze Stalinem, jak i z Hitle-rem. Jego doktrynę „dwóch wrogów” uważano za bardzo ekscentryczną.Według norm przyjętych przez aliantów, trudno się było zorientować, coteż Polacy kombinują.

Sojusz aliantów przeszedł kilka odrębnych stadiów. Na początku – w ro-ku 1939 – składał się tylko z trzech państw: Francji, Wielkiej Brytanii i Pol-ski. Nie należały do niego ani Litwa, której port w Kłajpedzie (Memel) Niem-cy zajęli 23 marca 1939 roku, ani Albania, która po inwazji została w kwiet-niu 1939 roku przyłączona do faszystowskich Włoch, ani wreszcie Finlandia,którą Związek Sowiecki zaatakował w listopadzie. Litwę zmusili Niemcydo formalnej zgody na poniesione straty. Aneksja Albanii przez Włochy zo-stała uznana przez Francję i Wielką Brytanię w wyniku manewru dyploma-tycznego wątpliwej natury, przypominającego niedawny układ z Monachium.Konflikt fińsko-sowiecki znalazł niepokojące zakończenie, jeszcze zanimzdążyło zainterweniować jakieś inne państwo. Wobec tego alianci nabraliprzekonania, że poza najazdem Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 rokunie zdarzyło się w Europie nic, co można by uznać za poważne pogwałceniepokoju. Koalicję powołano do istnienia z powodu kryzysu polskiego i to ondał jej pierwszy wojenny cel. Polska pozostawała w sojuszu z Francją od1921 roku, a w sojuszu z Wielką Brytanią na mocy układu o wzajemnejpomocy, który podpisano 25 sierpnia 1939 roku. 31 marca zarówno Fran-cja, jak i Wielka Brytania publicznie udzieliły Polsce gwarancji „na wypadekjakichkolwiek działań wojennych”. Wobec tego, kiedy o świcie 1 wrześniaoddziały Wehrmachtu przedarły się przez polską granicę, alianci zyskali oczy-wisty casus belli.

Często mawia się, że po upadku Polski w 1939 roku i po upadku Fran-cji w roku 1940 obóz aliantów skurczył się do jednego jedynego członka,a mianowicie do Wielkiej Brytanii. Wyliczenie to jest słuszne tylko wów-czas, gdy pominie się ogromne poparcie Kanady, Australii, Nowej Zelandiii Afryki Południowej, udział Indii i coraz liczniejszą grupę rządów emigra-

Page 17: Norman Davies, "Powstanie 44"

49I. ZAC H O D N I E S OJUSZ E

cyjnych, z których część dysponowała sporymi kontyngentami wojsk. Pozatym Stany Zjednoczone nie były do końca neutralne. Prezydent Rooseveltprowadził wprawdzie politykę pokojową, ale otwarcie zaczął realizację sys-temowego programu przekształcania swojego kraju „w wielki arsenał de-mokracji”. Podejmowano energiczne wysiłki umocnienia wojskowego esta-blishmentu USA, rozszerzenia produkcji przemysłu wojennego oraz budo-wy „marynarki dwóch oceanów”. Na mocy ustawy amerykańskiego Kongresuo pożyczkach i dzierżawie (Lend-Lease Act) z 11 marca 1941 roku wysyła-no do Wielkiej Brytanii potężne dostawy i subsydia. Zarówno układ o udo-stępnieniu Stanom Zjednoczonym brytyjskich baz w zamian za amerykań-skie kontrtorpedowce, jak i Karta Atlantycka weszły w życie na długo przedprzystąpieniem USA do wojny.

W roku 1941 zaszły trzy bardzo ważne wydarzenia, które zmieniły kształtsojuszu. 22 czerwca hitlerowskie Niemcy napadły na Związek Sowiecki i Sta-lin przestał być przyjacielem Hitlera, stając się jego śmiertelnym wrogiem.7 grudnia Japonia zbombardowała okręty amerykańskiej Floty Pacyfiku w ba-zie Pearl Harbor, jednym posunięciem niwecząc amerykański izolacjonizm.Cztery dni później, w geście zachęty dla japońskiego partnera, Niemcy wy-powiedziały wojnę Stanom Zjednoczonym. Wielkie Przymierze znalazło sięna swoim miejscu.

W ostatniej fazie wojny, gdy zwycięstwo aliantów zaczęło się coraz bar-dziej przybliżać, do sojuszu dołączyło wiele państw, od Iraku po Liberię.Dawni sojusznicy Niemiec – Rumunia, Bułgaria, Węgry i Finlandia – zostalizmuszeni do zmiany orientacji lub – jak Włochy – do zajęcia stanowiskaneutralnego. Dawne państwa neutralne – na przykład Turcja – ze stanowi-ska neutralnego zrezygnowały. Wreszcie – 1 marca 1945 roku – w akcieodwagi wypowiedziała wojnę Niemcom i Japonii Arabia Saudyjska.

Wielka Brytania odgrywała w owej zmiennej konstelacji absolutnie funda-mentalną rolę, choć niekoniecznie tak, jak to sobie wyobrażało wielu Bry-tyjczyków. Wielka Brytania nie „wygrała wojny”. Natomiast walczyła postronie zwycięzców i dostarczyła trzeciego pod względem wielkości kon-tyngentu żołnierzy w obozie alianckim. Przede wszystkim zaś była najważ-niejszym czynnikiem zapewniającym ciągłość wspólnej sprawie aliantów.Wśród głównych członków sojuszu była jedynym, który walczył z Niemca-mi niemal od początku wojny i do samego jej końca. Spajała koalicję w okre-sie, gdy odpadła Francja, a także do czasu, gdy przyłączyli się do niej Sowie-ci i Amerykanie. Potem pełniła funkcję gigantycznego przybrzeżnego „lot-niskowca”, stwarzając Amerykanom bazę w Europie i ostatecznie stając się

Page 18: Norman Davies, "Powstanie 44"

50 PRZED PO W S TA N I E M

trampoliną do skoku zakończonego lądowaniem w Normandii. A co naj-ważniejsze, była podnoszącym na duchu głosem buntu, który – z niemalbeznadziejnych pozycji – obiecywał zwycięstwo nawet pośród najczarniej-szych ciemności.

Pod względem wojskowym Wielka Brytania miała ściśle ograniczonąrolę. Brytyjska machina wojenna była bowiem dziwnie niewyważona. Z jed-nej strony Royal Navy (Królewska Marynarka Wojenna) i Royal Air Force –RAF (Królewskie Siły Powietrzne) – zapewniały Zjednoczonemu Królestwusiły obronne na światowym poziomie, zdolne skutecznie powstrzymać wro-ga przed inwazją na wyspę stanowiącą ich bazę. Z drugiej strony to naj-większe na świecie imperium utrzymywało siły lądowe tak niewielkie, żenie mogłyby podjąć żadnej niezależnej akcji zbrojnej na kontynencie. (W 1939roku armia brytyjska miała mniej wyszkolonych rezerwistów niż Czecho-słowacja). Co więcej, brytyjski budżet wisiał na włosku. Jak słusznie wyli-czyli w latach trzydziestych ci, którzy próbowali łagodzić nastroje, rysowa-ła się wyraźna perspektywa wyboru między ratowaniem imperium a włą-czeniem się w wojnę w Europie. Gdyby Wielka Brytania miała się wplątaćw jakiś poważniejszy konflikt, szanse na powodzenie byłyby niewielkie bezpomocy finansowej z jedynego dostępnego wtedy źródła, to jest z USA.A w tym przypadku nawet zwycięska Wielka Brytania popadłaby w zależ-ność od Stanów Zjednoczonych.

Londyn rozpaczliwie potrzebował sojuszników. Podobnie jak w roku1914, w roku 1939 rząd Jego Królewskiej Mości nie mógłby nawet pomy-śleć o wojnie z Niemcami bez wsparcia ze strony jakiegoś ważnego sojusz-nika na Zachodzie i innego ważnego sojusznika na Wschodzie, i najlepiejz czyjąś finansową pomocą. Ponadto priorytety rządu Jego Królewskiej Mościnie zmieniły się od trzydziestu lat: na liście były Francja, „Rosja” i USA.Wielką Brytanię łączyły z Francją traktaty lokarneńskie (podpisane w 1925).Nie miała jeszcze żadnych zobowiązań wobec Związku Sowieckiego. Prze-ciwnie: opinia publiczna od wielu lat z odrazą śledziła poczynania bolsze-wików. Ale w latach trzydziestych, gdy wzrosło zagrożenie ze strony Nie-miec, odżyły dawne rusofilskie sentymenty. Brytyjska lewica, nie myśląco zbrodniczej rzeczywistości stalinizmu, coraz bardziej dawała się uwieśćurokom antyfaszyzmu i coraz wyraźniej opowiadała się za zbliżeniem bry-tyjsko-sowieckim. Brytyjska prawica, nie myśląc o hipokryzji, jaką jest za-dawanie się z rewolucyjnym dyktatorem, dawała się uwieść zasadzie Real-politik. Pisząc swój artykuł z 4 lutego 1936 roku, lord Beaverbrook, właści-ciel dziennika „Daily Express” i główny krzyżowiec imperium brytyjskiego,nie dostrzegał nic złego w popieraniu przyjaźni z Moskwą:

Page 19: Norman Davies, "Powstanie 44"

51I. ZAC H O D N I E S OJUSZ E

W dziedzinie spraw międzynarodowych zjawiskiem nowym wydajesię wielka rola, jaką odgrywa w świecie Rosja. Rosjanie są teraz na-prawdę godni szacunku. Na pogrzebie Jerzego V mieli na głowachcylindry i budzą sympatię szanowanej prasy prawicowej. Prawda jesttaka: jeśli mamy nadal uczestniczyć w europejskiej grze, to Rosja jestnam potrzebna. Łączy nas strach przed Niemcami4.

Problem ze scenariuszem, jaki wybrała Wielka Brytania, polegał na tym,że żaden z wchodzących w grę kawałków łamigłówki nie dawał się wpaso-wać w odpowiednie miejsce. Francja – choć o wiele mocniejsza od WielkiejBrytanii pod względem sił lądowych – nie miała wystarczającej woli poli-tycznej, aby podejmować inicjatywy międzynarodowe. Podczas kryzysumonachijskiego z września 1938 roku Czechosłowacja była sojusznikiemFrancji, a nie Wielkiej Brytanii. Ale to brytyjski premier Neville Chamberlainmusiał objąć przywództwo. Świat zewnętrzny nie wiedział, że Związek So-wiecki przeprowadza serię politycznych czystek i masowych mordów naniewyobrażalną wówczas skalę; ich paraliżujące skutki – także wśród zdzie-siątkowanej kadry wojskowej – uniemożliwiały wszelkie zaangażowanie zagranicą. W roku 1939 sowiecki urząd ewidencji ludności (zanim padł ofiarączystek) doniósł na łamach „Izwiestii”, że w ciągu minionego dziesięciole-cia zniknęło bez śladu siedemnaście milionów osób. Armia Czerwona – za-jęta wojną w Mongolii i pod silnym naciskiem Japończyków – uratowałasię dosłownie w ostatniej chwili dzięki geniuszowi młodego generała Żuko-wa, którego szybko awansowano, aby wypełnić miejsce po objętych czyst-kami zwierzchnikach. Jakiekolwiek myśli o sowieckich akcjach w Europiebyły nierealne, dopóki nie nastąpi rozejm na froncie sowiecko-japońskimw Mongolii. A to stało się dopiero 15 września. Mimo że Stany Zjednoczo-ne zaczynały rekonwalescencję po wielkim kryzysie, w kraju wciąż panowa-ła polityka skrajnego izolacjonizmu, skłaniająca Kongres do blokowaniawszelkich inicjatyw zmierzających do otwartej interwencji w Europie. Krót-ko mówiąc, polski kryzys dotknął kontynent, na którym nie dało się jużzrekonstruować dawnej koalicji. To właśnie dlatego Hitler mógł sobie słusz-nie wyliczyć, że – przy pomocy Stalina – zdoła zniszczyć Polskę bardzo ma-łym kosztem.

Wobec tego ostatnie miesiące pokoju wypełniało mnóstwo dyploma-tycznych manewrów i blefów. Rękojmi Wielkiej Brytanii danej Polsce 31 mar-

4 Alan John Percivale Taylor, Beaverbrook, London 1972, s. 363.

Page 20: Norman Davies, "Powstanie 44"

52 PRZED PO W S TA N I E M

ca nie wspierała żadna wiarygodna groźba wprowadzenia w życie. Zobo-wiązanie Wielkiej Brytanii do ochrony „niepodległości Polski” zawierałoofertę „całego poparcia swoją siłą”5. Doprowadziło do kilku rozmów mię-dzy oficerami sztabowymi brytyjskimi, francuskimi i polskimi; ustalono –nieco obłudnie – że reakcją na niemiecki atak na Polskę powinien być fran-cuski atak na Niemcy. Generał Gamelin obiecał Polakom „le gros de nosforces”. Nie poczyniono jednak żadnych szczegółowych planów6.

6 kwietnia 1939 roku gwarancja otrzymała status wzajemności. Pod-czas wizyty polskiego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka w Lon-dynie Polska zobowiązała się bronić niepodległości Wielkiej Brytanii w raziezagrożenia – tak jak Wielka Brytania zobowiązała się bronić niepodległo-ści Polski7.

Brytyjsko-polski układ o wzajemnej pomocy z 25 sierpnia był w jeszczewiększym stopniu rozwiązaniem doraźnym. Zaistniał, ponieważ WielkiejBrytanii i Francji nie udało się powstrzymać Stalina przed zawarciem paktuz Hitlerem. Układ podpisano w wielkim pośpiechu, w odpowiedzi na pakthitlerowsko-sowiecki sprzed zaledwie dwóch dni. Wszyscy w Wielkiej Bry-tanii zdawali sobie sprawę, że nie jest to układ idealny. Wielu nie zawahało-by się zaakceptować Związku Sowieckiego w roli wschodniego sojusznika,lub może Związku Sowieckiego wraz z Polską, po to, aby zrównoważyćścisły związek Francji i Belgii na Zachodzie. Ale takie pomysły zwyczajnienie miały szans. Skoro Ribbentrop i Mołotow już podpisali pakt, rząd bry-tyjski stanął przed alternatywą: albo mógł mieć Polskę jako wschodniegosojusznika, albo nie mieć takiego sojusznika wcale. Czyli mówiąc wprost,Polska była lepsza niż nic. Poza tym liczył się czas. Uderzenia Wehrmachtumożna było oczekiwać w każdej chwili. I rzeczywiście: historycy mieli siępóźniej dowiedzieć, że Hitler wydał wojskom rozkaz wymarszu 26 sierpnia,a dopiero potem go odwołał i odłożył o tydzień.

Z punktu widzenia Polski układ z Wielką Brytanią można było oczywi-ście uznać za pewien sukces. Warszawa obawiała się, że w chwili ataku znaj-dzie się w izolacji i że żadne z mocarstw nie pofatyguje się, aby jej bronić.Przyszłość Polski dałoby się chronić najskuteczniej, gdyby konflikt niemiec-

5 Prawo międzynarodowe..., op. cit., t. 2, Warszawa 1958, s. 505.6 Zob. Simon Newman, Gwarancje brytyjskie dla Polski. Marzec 1939, tłum. Jan Meysz-

towicz, Warszawa 1981.7 Zob. Sprawa polska w czasie drugiej wojny światowej na arenie międzynarodowej. Zbiór

dokumentów, komitet redakcyjny pod przewodnictwem Tadeusza Cieślaka, Warszawa1965, s. 19.

Page 21: Norman Davies, "Powstanie 44"

53I. ZAC H O D N I E S OJUSZ E

ko-polski przekształcił się w konflikt europejski. Sojusz zarówno z Francją,jak i z Wielką Brytanią nie był złą perspektywą.

W układzie o wzajemnej pomocy mówiło się o agresji ze strony niewy-mienionego z nazwy „jednego z mocarstw europejskich”. Wyjaśnienie tegoterminu zawierał tajny protokół. Identyfikowano tam owo mocarstwo jakoNiemcy i stwierdzano, że gdyby podobną agresję rozpoczęło jakieś innemocarstwo, „umawiające się Strony będą się konsultować w celu wspólne-go podjęcia środków”8.

Mimo to brytyjski establishment nie zachwiał się w swoim przekona-niu, że postępowanie hitlerowców przekroczyło wszelkie granice toleran-cji. Okupacja Pragi w marcu stała się wydarzeniem, które doprowadziłoopinię publiczną we wszystkich jej odcieniach do jednego wspólnego wnio-sku. Nawet tacy ludzie jak Beaverbrook, opowiadający się nadal publicz-nie za unikaniem wojny, prywatnie zakładali, że wojna nadchodzi. „Jednoz dwóch – pisał Beaverbrook w marcu do przyjaciela – albo imperium bry-tyjskie, albo Rzesza Niemiecka musi ulec zagładzie”9. Pozostawało tylkopytanie, kiedy i w jaki sposób. W sierpniu „Daily Express” wciąż twier-dził: „w tym roku nie będzie wojny”10, a kiedy Wehrmacht w końcu ru-szył, ludzie pokroju Beaverbrooka dalej próbowali trzymać się z boku.„Polska – protestował Beaverbrook– nie jest naszym przyjacielem”11. Alewtedy takie głosy były już głosami wołających na puszczy. Rząd brytyjski,brytyjski parlament i cała brytyjska opinia publiczna zdecydowały, że prze-kroczono granice. Nawet Chamberlain, ten arcyzwolennik ugody, był zde-cydowany dotrzymać zobowiązań. 3 września o godzinie 11.15 złożył swojebrzemienne w skutki oświadczenie radiowe, informując społeczeństwo, żeWielka Brytania znajduje się w stanie wojny z Niemcami, zgodnie z ulti-matum wręczonym przez brytyjskiego ambasadora w Berlinie o godzinie 9.00:„Jeśli najpóźniej do dziś, dnia 3 września, do godziny 11 przed południembrytyjskiego czasu letniego, Rząd Niemiecki nie udzieli (...) zadowalającegozapewnienia we wspomnianym powyżej sensie [chodzi o wycofanie wojskniemieckich z terytorium Polski], od tej godziny istnieć będzie stan wojnymiędzy obu krajami”12.

18 Ibidem, s. 37.19 Beaverbrook do R.H. Mummy’ego, 21 marca 1939, cyt. za: Alan John Percivale

Taylor, Beaverbrook, op. cit., s. 391.10 Ibidem, s. 394.11 Ibidem, s. 395.12 Prawo międzynarodowe..., op. cit., t. 2, Warszawa 1958, s. 529.

Page 22: Norman Davies, "Powstanie 44"