60

Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Oto pierwszy numer magazynu wydawanego przez Studenckiego Koło Naukowe Spraw Zagranicznych SGH

Citation preview

Page 1: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12
Page 2: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

2

Studenckie Koło Naukowe Spraw Zagranicznych przy Katedrze Integracji Europejskiej im Jeana Monneta

w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie

www.sgh.waw.pl/sknsz Okładka: Aneta Rybacka

Page 3: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

1

Na powitanie

Oddajemy do Waszych rąk (na razie w sposób wirtualny) pierwszy numer naszego

kwartalnika. Tym samym Studenckie Koło Naukowe Spraw Zagranicznych poszerza

swoją działalność i rozpoczyna realizację projektu unikalnego w skali SGH. Gospo-

darka? Giełda? Wykresy? Coś o praniu? To wszystko już było, czas na poważną dysku-

sję o polityce zagranicznej i najważniejszych wyzwaniach globalnych.

Co znajdzie się w Magazynie? Przede wszystkim analizy, opinie i komentarze na bie-

żące tematy międzynarodowe. Ale również wywiady, recenzje oraz relacje z debat

poświęconych problemom zagranicznym.

Z jednej strony naszym celem jest umożliwienie wszystkim studentom dzielącym

naszą pasję wyrażenia swojego zdania na łamach tematycznego czasopisma.

Z drugiej strony chcemy dać wszystkim zainteresowanym czytelnikom możliwość

poznania interesujących aspektów bieżących wydarzeń międzynarodowych i, na co

szczególnie liczymy, poszerzenia swojej wiedzy o nieznane dotąd zagadnienia.

Swoim tytułem nawiązujemy bezpośrednio do działalności Koła. Dlatego polecamy

Wam ostatnią rubrykę Magazynu, w której będziemy informować Was o najciekaw-

szych wydarzeniach organizowanych w ostatnim czasie. Nie zabraknie również infor-

macji o kolejnych inicjatywach SKN Spraw Zagranicznych.

Naszym matecznikiem jest Szkoła Główna Handlowa w Warszawie, ale jesteśmy

otwarci na współpracę ze studentami wszystkich uczelni. Zachęcamy do pisania

i wysyłania swoich komentarzy, opinii i artykułów na szeroko pojęte stosunki między-

narodowe (zarówno polityczne, jak i gospodarcze). Najciekawsze z nich znajdą się

w kolejnych numerach kwartalnika, wydawanych także w tradycyjnej formie papie-

rowej.

Wszelkich informacji na temat kolejnego numeru oraz możliwości publikowania swo-

ich artykułów szukajcie na www.sgh.waw.pl/sknsz.

Redakcja Magazynu Spraw Zagranicznych

Page 4: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

2

Redakcja:

Redaktor naczelny Maksymilian Liszewski Zastępcy Klaudia Stano, Mateusz Sabat redaktora naczelnego Działy

Polska / Europa Filip Deleżyński Ameryka Północna Barbara Adamczak Ameryka Południowa Krzysztof Kowalski Afryka i bliski Wschód Katarzyna Kowalczyk Azja i Pacyfik Agnieszka Posłuszna Rosja i WNP Adrianna Bondyra Kultura Edyta Gorzoń, Klaudia Stano

Kontakty zewnętrzne Adam Rzeżacz

Kontakt: mail: [email protected] strona: www.sgh.waw.pl/sknsz (zakładka Magazyn SZ)

Page 5: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

3

Spis treści

Temat numeru Samba, futbol i wzrost gospodarczy ............................................. 4 Krzysztof Kowalski

Rosja w BRICS ....................................................................... 7 Stanisław Dąbrowski

Dwie twarze Indii: kraj sukcesów czy kraj konfliktów? ...................... 11 Adrianna Bondyra

Polska Quo vadis, Europo? ................................................................ 14 Jakub R. Torenc

Europa Koniec belgijskiego impasu? ..................................................... 18 Filip Deleżyński

Ameryka Północna USA w odwrocie ................................................................... 22 Barbara Adamczak

Och, Kanado... .................................................................... 24 Weronika Michalska

Ameryka Południowa Nie taka różana przyszłość w Casa Rosada .................................... 26 Monika Cichocka

Afryka i Bliski Wschód Chińskie inwestycje w Afryce – kolejna kolonizacja? ........................ 30 Katarzyna Kowalczyk

Rosja i WNP Stary niedźwiedź mocno śpi (?) ................................................. 32 Danisz Okulicz

Azja i Pacyfik Skryta ekspansja Pekinu w Azji Środkowej .................................... 36 Adam Rzeżacz

Z życia SKN Spraw Zagranicznych w SGH ........................................ 42

Page 6: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Temat numeru: BRICS

4

Samba, futbol i wzrost gospodarczy Krzysztof Kowalski

Wydawać by się mogło, że przy takich partnerach jak Chiny i Indie, Brazylia będzie

mało znaczącym graczem. Czy zatem ten 5. kraj świata ma szanse na silną pozycję

międzynarodową i w ramach BRICS?

iedy w 2001 roku ekonomista banku Goldman Sachs Jim O’Neil po raz pierwszy

użył terminu BRIC trudno było uwierzyć, że Brazylia stanie się jedną ze świa-

towych potęg. Jak się okazuje dzisiaj, wyniki całej grupy zdecydowanie prze-

wyższyły najśmielsze oczekiwania nawet samego autora raportu. Prognozował on, że

cztery wschodzące gospodarki będą łącznie tworzyć około 14% światowego PKB, a w

rzeczywistości okazało się, że niewiele brakuje im do granicy 20%. Brazylia wymie-

niana była (i przez niektórych nadal jest) jako najsłabsze ogniwo „Wielkiej Czwór-

ki”. Czy w rzeczywistości tak jest? Czy Brazylia naprawdę ma niewielkie szanse uzy-

skania pozycji supermocarstwa lub przynajmniej liczącego się gracza na arenie mię-

dzynarodowej?

Południowoamerykański tygrys

Wiele wskazują na to, że to nieprawda. Brazylia w ciągu ostatnich dziesięciu

lat dokonała prawdziwego przełomu w swoim rozwoju gospodarczym. Jej PKB wzro-

sło niemal dwukrotnie, PKB per capita o prawie połowę, średnioroczne tempo wzro-

stu realnego PKB wyniosło 3,1%. W 2010 roku Brazylia osiągnęła imponujący wynik

7,5% wzrostu PKB w skali roku, po czym w 2011 nastąpiło wyraźne spowolnienie do ok

3-3,5 %.

K

©Uggboy

Page 7: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Temat numeru: BRICS

5

Wprawdzie dane dotyczące wzrostu realnego PKB wyglądają dość mizernie

przy dwóch czołowych państwach grupy BRICS, czyli Indiach i Chinach, ale już wiel-

kość PKB per capita, porównywalna z RPA, jest w Brazylii mniejsza tylko od Rosji –

dwóm gigantom daleko jeszcze do ich poziomu. Także sytuacja demograficzna jest w

południowoamerykańskim kraju bardzo dobra – stopa przyrostu naturalnego wynosi

1,13% i jest mniejsza tylko od tej w Indiach (1,34%). Chiny od dłuższego czasu utrzy-

mują ten wskaźnik na stałym poziomie 0,5% (głównie poprzez politykę „jednego

dziecka”), a pozostałe dwa kraje borykają się z problemem ujemnego przyrostu na-

turalnego.

Według informacji instytutu badań gospodarczych CEBR (Center for Econo-

mics and Business Research) opublikowanych pod koniec ubiegłego roku Brazylia stała

się szóstą gospodarką świata, wyprzedzając tym samym taką gospodarczą potęgę jak

Wielka Brytania. Według prognoz MFW, już w 2015 roku Brazylia ma szansę wyprze-

dzić zajmującą piąte miejsce Francję, a później być może i również czwarte Niemcy.

Jak przyznaje Guido Mantega, minister finansów Brazylii, daleko jeszcze ojczyźnie

samby do poziomu życia krajów wysoko rozwiniętych, ale według jego optymistycz-

nych przewidywań ta różnica powinna zostać zniwelowana w ciągu 10-20 lat. Opty-

mistycznie wyglądają również dane dotyczące bezrobocia opublikowane przez Brazy-

lijski Instytut Geografii i Statystyki, według których stopa bezrobocia w listopadzie

2011r. wyniosła 5,2%, osiągając wynik godny pozazdroszczenia przez wiele krajów

europejskich. Tym bardziej jest to znaczący postęp, że 8 lat wcześniej stopa bezro-

bocia osiągnęła maksymalny w przeciągu ostatniej dekady wynik 12,2%.

Kraj rolnictwem i ropą płynący?

Brazylia buduje swoją potęgę między innymi na nowoczesnym i bardzo wy-

dajnym rolnictwie. Już teraz kraj ten jest jednym z największych producentów żyw-

ności na świecie, co stawia go w dobrej pozycji negocjacyjnej, np. w relacjach z

Rosją lub Indiami, które mają spore problemy z wyżywieniem swojej ludności. Co

więcej, ta sytuacja szybko się nie zmieni, a wręcz będzie się pogłębiać. Według or-

ganizacji humanitarnej Oxfam, ceny żywności na świecie mogą się podwoić już w

ciągu najbliższych 20 lat, co zapewni Brazylii silną pozycję w handlu międzynarodo-

wym, a zarazem wysokie dochody.

Innym, wręcz kluczowym surowcem, którego Brazylia ma pod dostatkiem jest

ropa naftowa. Już w 2010 roku Brazylia produkowała więcej ropy niż np. Libia i pra-

wie tyle samo co Irak. Niedawno odkryte złoża tego surowca pod dnem Atlantyku

sprawiają, że oprócz zaspokojenia popytu wewnętrznego Brazylia ma szansę stać się

liczącym się eksporterem ropy i gazu ziemnego. Bardzo wyraźnie widać to po osią-

gnięciach państwowo-prywatnego przedsiębiorstwa Petrobras, którego niedawny

debiut giełdowy przyniósł firmie 70 mld $ na eksploatację złóż pod dnem Atlantyku.

Jeszcze przed odkryciem roponośnych złóż podmorskich Petrobras posiadał czwarte

co do wielkości zasoby ropy spośród wszystkich korporacji naftowych.

Błędnym jest jednak stwierdzenie, że Brazylia jest krajem, którego gospo-

darka opiera się wyłącznie na surowcach. Taki zarzut często jest wysuwany pod ad-

resem Brazylii oraz Rosji. I o ile Rosja rzeczywiście opiera swoją gospodarkę głównie

na eksporcie surowców (przede wszystkim energetycznych), o tyle Brazylia ma roz-

budowany przemysł oraz sektor usług. Do tego dochodzi szybko rozwijający się rynek

Page 8: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Temat numeru: BRICS

6

wewnętrzny – według szacunków klasa średnia w Brazylii liczy już około 120 milionów

ludzi (z ok. 192 mln ogólnej populacji). Taki potencjał pozwala na bardziej wszech-

stronny rozwój gospodarki niż to ma miejsce w przypadku Rosji.

Brazylia supermocarstwem?

Tezę, że Brazylia będzie liczącym się krajem na arenie międzynarodowej

można sformułować na podstawie wielu przesłanek: szybki wzrost gospodarczy, mło-

de i dynamiczne społeczeństwo, bogate zasoby surowcowe (w szczególności ropy

naftowej), przemyślana polityka rządów na przestrzeni ostatnich 20 lat oraz zróżni-

cowana, dobrze prosperująca gospodarka. To wszystko sprawia, że południowoame-

rykański kraj, ciężko pracujący na swoją pozycję w realiach światowej gospodarki ma

jak najlepszą szansę na osiągnięcie sukcesu i zajęcia należnego mu miejsca w no-

wym, kształtującym się porządku geopolitycznym na świecie. Jednak liczne prze-

szkody, jakie stoją na jego drodze, jak chociażby: problemy z inflacją, zbyt rozdmu-

chane świadczenia socjalne dla niektórych grup społecznych, wszechpanująca korup-

cja, nepotyzm i rządy oligarchów w poszczególnych rejonach sprawiają, że przy-

szłość tego kraju jawi się dość niepewnie. Pozostaje nam tylko czekać na to co zrobi

obecny rząd i przyglądać się potędze rosnącej jako przeciwwaga dla świata

Zachodniego.

Page 9: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Temat numeru: BRICS

7

Rosja w BRICS Stanisław Dąbrowski

Grupa państw BRICS jest kojarzona z najbardziej perspektywicznymi, rozwijającymi

się państwami świata, które do 2050 roku mają stać się światową gospodarczą czo-

łową czwórką. Od 2001 roku, po publikacji raportu banku Goldman Sachs, który

stworzył to pojęcie w skład BRIC wliczały się Brazylia, Indie, Rosja i Chiny. Obecnie

do tego grona dołączyła jeszcze Republika Południowej Afryki.

rupa jest tworem nieformalnym i nie zostały podpisane żadne dokumenty

instytucjonalizujące współpracę tego forum, natomiast organizowane są nie-

regularne spotkania szefów państw, na których odbywają się raczej konsulta-

cje niż zapadają konkretne i wiążące decyzje.

Początkowo termin BRIC nie miał żadnej politycznej konotacji, a raczej słu-

żył jako zagadnienie poruszane przez analityków ekonomicznych zajmujących się

analizami rynków państw rozwijających się i typującymi obszary i branże warte uwa-

gi inwestorów. Dziś termin publicystyczny stał się ugrupowaniem, a jednym z jego

celów jest zmiana porządku międzynarodowego – powiększenia wpływów państw

BRIC na ład globalny kosztem państw zachodnich.

Taka sytuacja zaczęła się tworzyć dopiero od 2006 roku, kiedy to z inicjatywy

strony rosyjskiej doszło do pierwszego spotkania na stopniu ministrów obrony czte-

rech państw BRIC, podjęto na nim zobowiązanie do zacieśniania czterostronnej

współpracy. Dodatkowo w tym samym roku Dow Jones wprowadził indeks BRIC 50,

G

©Gustavo Ferreira

Page 10: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Temat numeru: BRICS

8

który grupuje i śledzi wskaźniki 50 największych przedsiębiorstw państw BRIC: po 15

z Chin, Brazylii i Indii oraz 5 z Rosji.

W lipcu 2007 po raz pierwszy doszło do spotkania głów państw – Dmitrija

Miedwiediewa, Ignacio Luisa da Silvy, Hu Jintao oraz Manmohana Singha. Po nim

zapowiedziano częstsze zwoływanie konsultacji ministrów spraw zagranicznych i w

rezultacie na trzecim spotkaniu z tego cyklu przedstawiono praktyczne cele, do któ-

rych realizacji ma zmierzać współpraca czterech państw pod egidą BRIC:

- współpraca przy tworzeniu prawa międzynarodowego

- przebudowa światowego systemu gospodarczo-finansowego

- współpraca w dziedzinie zbrojeń, przeciwdziałania zmianom klimatu, produkcji

żywności i zwalczania terroryzmu.

Do spotkań ministrów spraw zagranicznych doszły konsultacje ministrów finansów

oraz rolnictwa.

Na drugim spotkaniu najwyższego szczebla, które odbyło się w kwietniu 2010

roku, szefowie państw BRIC podpisali memorandum o współpracy banków państwo-

wych. Na ostatnim spotkaniu w tym gronie – w kwietniu 2011 do grupy dołączyła Re-

publika Afryki Południowej i od tej pory grupa oficjalnie została nazwana BRICS.

Polityka Rosji względem BRICS

Od dłuższego okresu Rosja sukcesywnie usiłuje lobbować na rzecz ustanowie-

nia wielobiegunowego ładu międzynarodowego – przede wszystkim z powodu dążenia

do utrzymania pozycji znaczącego i decydującego podmiotu na arenie międzynaro-

dowej, przy jednoczesnej dużej różnicy potencjałów w stosunku do najważniejszych

światowych graczy na praktycznie wszystkich polach – od gospodarki po demografię.

W tym celu Moskwa stara się włączać w różnorakie formy współpracy wielostronnej i

zaznaczać swoje opinie w sprawie aktualnych wydarzeń na całym świecie, pozostając

jednakże przez cały czas mocarstwem regionalnym. Chcąc jednak mieć wpływ na

kształtowanie porządku globalnego, Rosja angażuje się w prace ugrupowań o charak-

terze globalnym – G8, G20, a BRICS jest najnowszym tego przykładem. O ile jednak

te dwie pierwsze organizacje są strukturami zdominowanymi przez tzw. Zachód, to

BRICS w swoim założeniu ma być alternatywą dla obecnego porządku, w którym po-

rządek instytucjonalny został zaprojektowany przede wszystkim przez USA i państwa

europejskie.

Rosja na przestrzeni dwóch ostatnich dziesięcioleci prowadziła różną politykę

zagraniczną – od współpracy z Zachodem, po konfrontację. Przebieg tych wydarzeń

miał odbicie niejako w sytuacji gospodarczej i społecznej Rosji – początek lat ’90 to

poszukiwania nowej formuły państwa po upadku ZSRR, pewna otwartość i zachłyśnię-

cie się Zachodem, zarazem postępująca pauperyzacja społeczeństwa i upadek syste-

mu gospodarczego. Kolejne lata po ustąpieniu Borisa Jelcyna, to wzrost cen surow-

ców i wpływów do budżetu, co pozwoliło na powrót do bardziej agresywnej retoryki i

działań na arenie międzynarodowej. Rosja otwarcie zaczęła krytykować działania

Zachodu i współczesny porządek, jednakże z powodu swej względnej słabości nie

jest w stanie nawet marzyć o samodzielnym wpłynięciu na sprawy globalne. Gdy

pozostałe państwa rozwijające nie podjęły się kontestacji pozycji USA i szerzej Za-

chodu, Rosja zaczęła uruchamiać wysiłki na rzecz budowania struktur międzynaro-

dowych, w których mogłaby zająć pełnoprawną rolę uczestnika kreującego porządek

Page 11: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Temat numeru: BRICS

9

– grupa BRICS jest bezsprzecznie forum, które przynajmniej w warstwie symbolicznej

tworzy właśnie szansę na alternatywę, jakiej pożąda Rosja.

Znaczenie Rosji w BRICS

Powstanie grupy i jej rozwój były zapoczątkowane przy istotnej inicjatywie

rosyjskiej. Jednakże należy zauważyć, że Moskwa nie ma szans na uzyskanie prze-

wodnictwa w BRICS. Sytuacja jest spowodowana kolosalnymi różnicami gospodarczy-

mi pomiędzy członkami – produkt krajowy brutto Chin jest większy niż połączony PKB

pozostałych państw razem wziętych. Uzasadnione zatem jest stwierdzenie, że bez

Chin BRICS nie istnieje – trudno sobie wyobrazić nawet sytuację, w której jakakol-

wiek decyzja zapada bez zgody tego państwa. Poza samym PKB Chiny mają przewagę

największego rynku świata i ponad dwukrotnie większych rezerw walutowych niż

pozostałe państwa. Te czynniki sprawiają, że w przewidywalnej przyszłości Rosja nie

ma najmniejszych szans na zajęcie pozycji lidera ugrupowania.

Jeśli chodzi o ogólną pozycję Rosji w BRIC, to jest ona słaba – jako jedyne

państwo z grupy, doznała spadku PKB w ostatnim czasie (-7% w 2009 roku, przy 8,5%

Chin, 4,5% Indii, 0% w Brazylii w analogicznym okresie), co ukazało dużą zależność

Rosji od państw zachodnich. Jako jedyne państwo z ugrupowania ma ujemny przyrost

naturalny (-0,06%). Kolejnym aspektem działającym na niekorzyść Rosji jest fakt, iż

poza dostawą surowców, pozostałe państwa BRICS nie mają większego znaczenia w

rosyjskim eksporcie – ich wzrost niekoniecznie oznacza więc korzyści dla Rosji (to

jednak jest szerszy problem wewnątrz BRICS – państwa członkowskie, poza wolą

stworzenia porządku międzynarodowego bardziej oddającego nową rzeczywistość i

ogólnymi planami współpracy, nie mogą się pochwalić żywotnymi więzami politycz-

nymi czy gospodarczymi).

Kolejne czynniki mające negatywny wpływ na gospodarczą rzeczywistość w

Rosji i w efekcie pozycję w BRICS, należą do charakterystyki polityczno-gospodarczej

tego państwa:

- endemiczna korupcja, wpisana na stałe w system gospodarczo-społeczny

- prymat polityki nad pragmatyzmem gospodarczym

- niezdywersyfikowana gospodarka, oparta na eksporcie surowców

- zły stan infrastruktury

- niestabilna waluta

- niejasny system polityczny

- atmosfera nieprzyjazna nowym inwestorom, także zagranicznym (dowodem są losy

Siergieja Magnitskiego, Williama Brondera, czy choćby sprawa Chodorkowskiego).

Skutkiem są malejące bezpośrednie inwestycje zagraniczne – w 2010 wzrost wyniósł

zaledwie 10%, przy wzroście ponad 30% w pozostałych państwach BRIC.

W niektórych opiniach można spotkać się z interpretacją litery R w nazwie

BRICS, jako skrót od słowa „ryzyko”, zamiast „Rosja”.

To wszystko sprawia, że prognozy dotyczące wzrostu znaczenia Rosji, muszą

być bardzo ostrożne.

Przyszłość

BRICS to nie tylko grupa państw skazanych na sukces, współdziałających we

wspólnym interesie. Wśród członków istnieją także poważne problemy i rozbieżności

Page 12: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Temat numeru: BRICS

10

– Chiny i Indie mają między sobą aktualne konflikty graniczne, Chiny i Rosja otwarcie

rywalizują o wpływy na obszarze Azji Środkowej i dostęp do tamtejszych surowców,

ponadto te dwa państwa charakteryzują się systemem politycznym, który teoretycz-

nie może w przyszłości mieć negatywny wpływ na ich stabilność. Należy także zau-

ważyć, iż Rosja i Brazylia to w dużej mierze eksporterzy surowców, a ich ceny nie-

rzadko charakteryzowały się niestabilnością, co odbijało się negatywnie na gospodar-

kach eksporterów w bardzo krótkim czasie.

Faktem jest jednak realizacja jednego z podstawowych pryncypiów polityki

rosyjskiej, czyli zmieniający się porządek międzynarodowy – od kilku lat Zachód tar-

gany jest poważnym kryzysem gospodarczym, który sprawia, że największe państwa

rozwijające się zdobywają przewagę, która już jest widoczna w zmieniającej się

rzeczywistości. Jeszcze 4 lata temu głowy państw zachodnich zastanawiały się, czy z

powodu naruszeń praw człowieka w Chinach należy wziąć udział w otwarciu Igrzysk

Olimpijskich w Pekinie. Dziś takie refleksje nie przychodzą raczej nikomu do głowy.

W tym kontekście rola BRICS jako czynnika mogącego przyspieszyć zmiany, jest jak

najbardziej jasna. Pytanie, jakie należy postawić brzmi – czy Rosja będzie silniejsza i

ważniejsza w ramach nowego ładu?

Niezaprzeczalnie, pomimo głębokich wad upośledzających państwo, Rosja

posiada także zalety – wskaźnik PKB na mieszkańca jest najwyższy wśród państw

BRICS, ma powiększającą się klasę średnią, rozwija się rynek telekomunikacyjny,

istnieją dobre perspektywy rozwoju rynku wydobywczego, posiada zaawansowany

przemysł nuklearny i kosmiczny. Jednak to, czego brakuje Rosji i sprawia, że nie ma

raczej szans na pozycję równą światowym gigantom, to demografia. I w przewidy-

walnym czasie nie uda się odwrócić tych trendów.

A poza tym – czy Rosja kojarzy się z młodym, innowacyjnym, przedsiębiorczym, roz-

wijającym się krajem – tak jak Indie, Chiny, czy Brazylia?

Podsumowując, Rosja będzie z pewnością angażować się w prace BRICS i ini-

cjować współpracę na tym forum, jednak jej pozycja z pewnością będzie zależna od

jej siły gospodarczej.

Page 13: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Temat numeru: BRICS

11

Dwie twarze Indii: kraj sukcesów czy kraj

konfliktów? Relacja ze Światowego Poniedziałku

Adrianna Bondyra

Przedostatnie w semestrze zimowym spotkanie z cyklu „Światowe Poniedziałki” do-

tyczyło jednej z najszybciej rozwijających się gospodarek świata – Indii. To zarazem

kraj, w którym 25% ludności żyje poniżej granicy ubóstwa.

tym, jak wygląda państwo tak wielkich kontrastów oraz m.in. jaki wpływ na

Indie ma system kastowy opowiedzieli nam eksperci: pan Artur Karp – filolog,

wykładowca w Katedrze Azji Południowej Wydziału Orientalistyki UW oraz pan

Rao Maddakuri – założyciel firmy konsultingowej Dynatel Polska, który przyczynił się

do powstania Polsko-Indyjskiej Izby Gospodarczej.

Na początku prowadzący spotkanie Agnieszka Posłuszna i Konrad Hołyst

przedstawili podstawowe informacje na temat Indii – kraju bardzo zróżnicowanym.

Indie zaliczają się do czołówki najszybciej rozwijających się państw (wzrost PKB w

2010 roku wyniósł 10%), ale pod względem PKB na mieszkańca według parytetu siły

nabywczej zajmują dopiero 162. miejsce, a 1/3 mieszkańców kraju stanowią analfa-

beci. Następnie zabrał głos pan Artur Karp. Na początku swojej prezentacji podał

przykłady potwierdzające tezę o indyjskiej supernowoczesności: armia tego kraju

zakupiła trzy łodzie podwodne wyposażone w broń termonuklearną. W Indiach znaj-

duje się też wiele elektrowni atomowych. Potem ekspert opowiedział o hinduskim

O

©Hans A. Rosbach

Page 14: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Temat numeru: BRICS

12

systemie kastowym. Dowiedzieliśmy się m.in. czym różni się warna (stan) od kasty,

jak podkreślana jest wzajemna separacja kast oraz jaki los spotyka stojących najni-

żej w hierarchii – niedotykalnych. Konstytucja Indii zakazuje dyskryminacji, jednak

pozytywne działania podejmowane przez rząd, mające na celu poprawę sytuacji

znajdujących się najniżej w systemie kastowym, nie powiodły się. Kolejny ekspert,

pan Rao Maddakuri, potwierdził, że Indie są krajem kontrastów. W swojej wypowie-

dzi skupił się przede wszystkim na pozytywnych stronach Indii. Zacytował m.in.

współpracownika Steve’a Jobsa, który określił ten kraj jako najlepiej rozwijający się

na świecie.

W następnej części spotkania uczestnicy zadawali pytania zaproszonym eks-

pertom. Dotyczyły m.in. konfliktów religijnych między hinduistami a muzułmanami

mieszkającymi w Indiach. Zdaniem pana Rao Maddakuri relacje wyznawców tych

religii cechuje przede wszystkim braterstwo. Co ważne, Indie zajmują drugie miejsce

na świecie (po Indonezji) pod względem liczby muzułmanów. Konflikty na tle religij-

nym są rozbudzane przede wszystkim przez polityków, którzy widzą w tym swoje

własne interesy. Z tym punktem widzenia zgodził się pan Artur Karp. Jego zdaniem

waśnie religijne były przeważnie wywoływane przez władców. Podział na Indie i Paki-

stan rozerwał nić porozumienia pomiędzy ludźmi należącymi do jednego narodu, ale

wyznającymi inne religie. W wyniku tego podziału muzułmanie stali się w Indiach

największą mniejszością, a w Pakistanie mniejszość hinduska nie istnieje. Kolejne

pytanie dotyczyło tego, jak można rozwiązać problem niedotykalnych. Pan Artur

Karp odpowiedział, że kasty są bardzo głęboko zakorzenione w obyczajowości i reli-

gii. Podjęto masę działań, jednak drobne systemy kastowe nauczyły się wykorzysty-

wać luki prawne. Do tych problemów dołącza jeszcze ogromna korupcja. Kolejne

pytania odnosiły się m.in. do sytuacji chrześcijan w Indiach. Zdaniem pana Rao Mad-

dakuri są to przypadki sporadyczne. Chrześcijanie stanowią znaczącą mniejszość. W

miastach stoją chrześcijańskie katedry i aktywnie działają wspólnoty religijne, nato-

Page 15: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Temat numeru: BRICS

13

miast trochę gorzej sytuacja wygląda na wsiach. Tutaj chrześcijanie spotykają się z

przemocą, gdyż dużym poparciem cieszą się organizacje nacjonalistyczne.

Podsumowując, Indie to kraj ogromnych kontrastów. Jak oceniają eksperci,

w roku 2050 udział Chin i Indii razem w gospodarce światowej będzie wynosił ponad

50%. Czy do tego czasu polepszy się poziom życia Hindusów? Miejmy nadzieję, że

wzrost gospodarczy będzie szedł w parze ze zmniejszeniem się ubóstwa i analfabety-

zmu w Indiach.

Page 16: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Polska

14

Quo vadis, Europo? Jakub R. Torenc

"Mniej zaczynam się obawiać niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności" – sło-

wa te, wypowiedziane przez ministra Sikorskiego niewątpliwie były jednymi z naj-

częściej cytowanych przez polskie media w ostatnich tygodniach.

apewne odzew opinii publicznej, jak i polskich czołowych polityków, nie byłby

tak znaczny, gdyby nie czas i miejsce, w których zostały one wygłoszone, a te

nie zostały wybrane przez Radosława Sikorskiego przypadkowo. Minister spraw

zagranicznych osiągnął swój cel i, przebojem zdobywając okładkę „Financial Times”,

czy będąc opisywanym przez „The Economist”, zwrócił uwagę kontynentu zarówno

na Polskę, konieczność dalszej integracji europejskiej, jak i na swoją własną osobę.

Kilka tygodni później, żniwo zebrane przez ministra Sikorskiego zaczyna być coraz

bardziej widoczne, tak jak i motywy, które doprowadziły go do tego bezprecedenso-

wego wystąpienia.

„Światła na mnie!”

Garnitur szyty na miarę, finezyjne koszule i krawaty, perfekcyjnie utrzymana

fryzura, żona laureatka Pulitzera, urodzona w Stanach Zjednoczonych w wysoko po-

stawionej żydowskiej rodzinie, dyplom ukończenia prestiżowego kierunku PPE (filo-

zofia, polityka i ekonomia) w Oksfordzie, znajomości w europejskich rządach, jak i

ogólnoświatowych instytucjach, odnowiony szlachecki dworek, pewność siebie, nuta

pretensjonalności, szczypta narcyzmu oraz swoboda wypowiadania własnych opinii,

bez używania eufemizmów czy owijania w bawełnę. Na pierwszy rzut oka sylwetka ta

sugerowałaby raczej wysokiego szczebla biznesmena z londyńskiego City, niż polskie-

go polityka. Właśnie ta odmienność od dotychczasowych elit politycznych przysparza

Radosławowi Sikorskiemu wielu zwolenników, dla których jest on zwiastunem zmian

w polskiej polityce. Sikorski jest dla nich nadzieją na spadek znaczenia populistów i

Z

©pl2011.eu

Page 17: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Polska

15

trybunów ludowych oraz wzrost znaczenia swoistych liderów, ludzi ze sporym zaple-

czem intelektualnym, biegłością językową, ogólnoświatowymi znajomościami oraz

dużym bagażem doświadczeń międzynarodowych. Część społeczeństwa jednak odbie-

ra owe cechy negatywnie, a pozornie błahe kwestie jak brytyjskie obywatelstwo

(którego notabene Sikorski się zrzekł), czy pragmatyzm i odmienność od większości

ludzi dyskwalifikują go w oczach sporej grupy wyborców. I tak, ministra tyleż ludzi

kocha i podziwia, jak i nienawidzi. Sikorski doskonale zdaje sobie z tego sprawę,

jednak wrodzona ambicja wyznacza mu jasny cel – piąć się coraz wyżej.

Kwestią trudną do wyobrażenia jest spoczęcie Sikorskiego na laurach, zado-

wolenie się teką ministra spraw zagranicznych i egzystowanie w sferze politycznej

jedynie jako ekspert w swojej dziedzinie. Po przegranych prawyborach prezydenc-

kich Platformy Obywatelskiej w 2010 roku można było dojrzeć spore rozczarowanie w

oczach Sikorskiego, trudno jednak było wyobrazić sobie inny scenariusz niż wygrana

Bronisława Komorowskiego. Były już marszałek sejmu zdystansował ministra spraw

zagranicznych paroma niezwykle znaczącymi szczegółami. Sikorski nie posiada swojej

frakcji w PO. Zaplecze Komorowskiego jest dużo bardziej wpływowe i znaczące. W

oczy rzuca się także brak wyraźnej przeszłości opozycyjnej Sikorskiego, czego z kolei

nie można odmówić obecnemu prezydentowi. Co jednak najważniejsze, Komorowski,

ze swoimi wszystkimi wpadkami, nadal miał szanse zostać „prezydentem wszystkich

Polaków”, co de facto udało mu się w zupełności, o czym świadczą wyniki sondaży

przeprowadzanych przez różne ośrodki – Komorowski regularnie zdobywa zaufanie

społeczeństwa powyżej 70%, będąc najbardziej lubianym politykiem w kraju. W

przypadku Sikorskiego, który nie wahał się stosować sformułowań pokroju „dożynania

watahy”, społeczeństwo byłoby zapewne dużo bardziej podzielone, a część radioma-

ryjnego elektoratu, który po cichu akceptuje Komorowskiego, nie przestałaby nazy-

wać Sikorskiego „zdrajcą”. Obecny minister spraw zagranicznych zdaje sobie z tego

sprawę i wie, że droga do Pałacu Prezydenckiego jest przed nim zamknięta co naj-

mniej do 2020 roku, gdyż na chwilę obecną Komorowski nie musi się obawiać o ree-

lekcję. Do Sikorskiego dociera, jak bardzo krajowe boisko jest ograniczone i jak nie-

botycznie trudnym zadaniem będzie zmiana swojego statusu ze skrzydłowego na

kapitana drużyny. Właśnie kwestia niedoszłej prezydentury Radosława Sikorskiego,

pozwala zrozumieć tło obecnych zdarzeń i zrozumieć zachowanie ministra. Rosnąca

pozycja Polski na arenie UE w sposób oczywisty wzmacnia jego głos na forum elit

europejskich, a sam Sikorski jawnie marzy o nowej Unii. Unii, o której kształcie bę-

dzie decydował.

Teraz Polska

Polskie PKB per capita od 1989 roku rośnie w tempie godnym pozazdroszcze-

nia. Dość powiedzieć, iż w ciągu 22 lat demokratycznych rządów, wyprzedziliśmy w

tym rankingu takie kraje jak Łotwa, Węgry, Rosja czy Bułgaria. Polacy coraz bardziej

zdają sobie sprawę z naszej roli w Europie, z potencjału kraju leżącego nad Wisłą, i

choć zajęło nam to parę lat, teraz coraz odważniej domagamy się trzydziestoma

ośmioma milionami gardeł wpływu na otaczającą nas rzeczywistość. Czas, w którym

Sikorski wygłosił swe przemówienie, nie mógł być lepszy. Kłopoty Grecji, Włoch,

Hiszpanii, Portugalii oznaczają, że Stara Unia zawiodła. Państwa z kilkukrotnie dłuż-

szym unijnym stażem okazały się być nieodpowiedzialnymi i to one ciągnęły całą

Page 18: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Polska

16

Wspólnotę na dno. Nietrudno zrozumieć kanclerz Merkel, która, ewidentnie zdener-

wowana obecnym kryzysem, zrobiła wszystko, by populiści opowiadający się prze-

ciwko reformom, jak i ci którzy je odwlekali, utracili stanowiska. W imieniu walki z

kryzysem barwni politycy ze sporymi politycznymi ambicjami, jak Papandreu czy

Berlusconi, musieli ustąpić miejsca technokratom, którym można zarzucić wszystko

poza nadmierną charyzmą i chęcią zabierania głosu na forum unijnym. W obliczu

tych faktów obraz Polski, jako państwa wyróżniającego się na tle sąsiadów oraz kra-

jów o podobnej pozycji, prezentuje się szczególnie korzystnie, a rosnące różnice w

sposobie prowadzenia polityki, chociażby między Warszawą a Budapesztem (którego

rating został niedawno obniżony przez kolejną agencję), działają tylko i wyłącznie na

naszą korzyść. Dyskusja, jaką wywołały słowa Sikorskiego, była misternie zaplanowa-

na, a rozgłos, jaki uzyskało wystąpienie, można uznać za sukces ministra. Po raz

pierwszy od dawna czołówki europejskich gazet przedrukowały słowa wypowiedziane

przez polskiego polityka, a europejskie elity zdały sobie sprawę ze zmiany statusu

Polski. Sikorski w swoim berlińskim przemówieniu wysłał wyraźny sygnał, iż Polska

przestaje być krajem traktującym Unię jako worek z pieniędzmi bez dna, z którego

można czerpać dopłaty, subwencje i środki na budowę autostrad w zamian za pewne

wyrzeczenia. Owo wystąpienie miało za zadanie przekonać kluczowe kraje Wspólno-

ty, jakoby Polska była już na tyle silna, dojrzała i godna zaufania, aby brać na swoje

barki odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale i za kierunek, w którym będzie podą-

żała cała Unia. Silenie się na wielkie słowa nt. mocarstwowych ambicji Polski jest

zdecydowaną przesadą, co nie zmienia jednak faktu, że po raz pierwszy od wielu lat

możemy zacząć odgrywać znaczącą rolę w polityce Wspólnoty, zasiadając przy jed-

nym stole z Niemcami i Francuzami, decydując o kształcie i przyszłości Unii. Do tego

jednak potrzebne są zdecydowane i odważne działania oraz spora determinacja.

Przemówienie Sikorskiego, poza osobistą chęcią zaznaczenia własnej osoby na arenie

europejskiej, miało za zadanie skierować światła na Polskę, kraj, który wyszedł z

kryzysu obronną ręką, państwo zarządzane przez odpowiedzialnych lub przynajmniej

przewidywalnych ludzi, naród pełen determinacji i ambicji, by odgrywać znaczącą

rolę w Europie. Wnioskując po ilości artykułów nt. owego wystąpienia można uznać,

iż pierwszy krok został uczyniony, a teraz wszystko pozostaje w rękach rządu, ale

również Polaków. Dalsza integracja europejska, jeżeli będzie prowadzona na ko-

rzystnych dla Polski warunkach, może znacząco podnieść prestiż naszego kraju,

szczególnie jeśli pokażemy solidarność z Niemcami i Francuzami oraz zaprezentuje-

my się jako alternatywa dla ich dotychczasowych sojuszników. Większość europej-

skich elit wydaje się zdawać sobie sprawę z dramatycznego położenia, w jakim się

znajdujemy, i jest świadoma zmian zachodzących na świecie. Rozwój dotychczas

lekceważonych i niedocenianych Chin, które systematycznie zmierzają do stworzenia

największej gospodarki świata, jak i pozostałych państw BRICS, powinny służyć ku

przestrodze spadkiem znaczenia Unii.

Czas decyzji

Sikorski wydaję się wierzyć, iż na początku XXI wieku Europa nie ma wyjścia,

a dalsza integracja Wspólnoty jest nieunikniona. Obiektywna ocena wystąpienia pol-

skiego ministra jest niemożliwa, gdyż w zależności od punktu widzenia można je

rozpatrywać na setki sposobów. Sporna pozostaje kwestia formy wystąpienia oraz

Page 19: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Polska

17

tego, czy nie powinno zostać ono najpierw przedstawione w Sejmie. Można również

zarzucać Sikorskiemu lekceważenie głosów opozycji. Nie zmienia to jednak faktu, iż

przemówienie wygłoszone w Berlinie jest pierwszym krokiem na drodze poważnych

rozmów nad kierunkiem rozwoju Unii, i choć zapewne nie zostanie ono zapamiętane

przez historię jako krok milowy, może się okazać kamykiem, który wywoła potężną

lawinę. Nie zatrzyma jej sprzeciw Davida Camerona, nie zrobią tego marsze na uli-

cach Warszawy, nie zmienią tego eurosceptycy – jeśli Europa nadal chce grać pierw-

sze skrzypce na arenie międzynarodowej, jeśli mapa świata nadal ma być zoriento-

wana na nasz kontynent, to zmiany we Wspólnocie są konieczne. Nadszedł moment,

w którym Europa musi podjąć decyzję i wybrać ścieżkę, którą chce podążać – federa-

lizacja czy stopniowe oddalanie i uniezależnianie się od siebie państw członkowskich.

Utrzymanie status quo wydaję się być nie tylko nieodpowiedzialne, ale i ryzykowne,

dla wszystkich krajów członkowskich. Trudno powiedzieć, która z dróg jest słuszniej-

sza. Nierozwiązanymi kwestiami pozostają definicje suwerenności, a każda ze strona

ma na swój sposób rację i żadnej nie można odmówić logiki argumentacji. Znalezie-

nie rozwiązania dla Europy nie będzie proste, a megalomania elit, zaślepienie wła-

snym interesem, wszechobecna hipokryzja, a przede wszystkim populizm, w żadnym

stopniu tego procesu nie ułatwią. Obecny kryzys jest sprawdzianem dla unijnego

społeczeństwa, które, prowadzone przez swoich wybrańców, zadecyduje o przyszłym

kształcie Europy. Trzeba mieć tylko nadzieję, iż w tych jakże trudnych czasach Euro-

pa doczeka się mężów stanu i liderów marzących o czymś więcej niż wysokie słupki

poparcia. Przez ostatnie stulecia to właśnie ci ludzie pisali historię starego kontynen-

tu, a ich deficyt może poskutkować utratą światowej pozycji, do której Europejczycy

są tak bardzo przywiązani.

Page 20: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Europa

18

Koniec belgijskiego impasu? Filip Deleżyński

Właśnie mija miesiąc odkąd Belgowie zamknęli pewien ważny rozdział w historii

swojego królestwa – mianowicie, dnia 6 grudnia 2011 roku 60-letni przywódca socja-

listów, Elio di Rupo, został wybrany na szefa koalicji składającej się z sześciu partii.

ym samym, dobiegł końca trwający niemalże 600 dni okres zawieszenia w poli-

tycznym niebycie, w którym kraj znajdował się od 26 kwietnia 2010 roku, kiedy

to Yves Laterme, w obliczu państwa pogrążonego w dwujęzycznej kłótni, zre-

zygnowany i sfrustrowany podał się do dymisji.

O tym znaczącym wydarzeniu sprzed miesiąca należy przypomnieć właśnie w

dniu dzisiejszym, ponieważ nowy rząd podjął pierwsze kroki mające na celu urze-

czywistnienie przyjętego na rok 2012 oszczędnościowego budżetu – w najbliższych

miesiącach możemy spodziewać się znacznych obniżek pensji szefów wszystkich bel-

gijskich firm, w których państwo posiada udziały większościowe.

Pół roku temu król Albert II powierzył obecnemu premierowi Belgii funkcję

negocjatora, którego celem miało być doprowadzenie do ogólnego kompromisu mię-

dzy partiami pozostającymi w niezgodzie od prawie dwóch lat. Di Rupo miał za zada-

nie osiągnięcie konsensusu przede wszystkim w kwestii ustalenia kształtu reformy

konstytucyjnej kraju oraz przyjęcia budżetu uwzględniającego obniżenie deficytu

państwa poniżej 3% PKB (czyli o przeszło 11 mld euro). Paradoksalnie, przyspieszo-

nemu utworzeniu rządu prawdopodobnie pomógł niedoszły upadek pierwszej ofiary

kryzysu zadłużeniowego. Mowa o Dexia Banque Belgique posiadającym w swoim port-

T

©Ferengi

Page 21: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Europa

19

folio wiele greckich obligacji, które w świetle potencjalnego bankructwa Grecji po-

ciągnęły bank na dno. Do upadku nie doszło, ponieważ bank znacjonalizowano. Nie-

mniej jednak, nie udało się uniknąć obniżki wiarygodności kredytowej Belgii do AA+

przez Standard & Poor’s, co z kolei zaowocowało błyskawicznym utworzeniem rządu

– ot, kolejny przykład broniący racji bytu agencji ratingowych. Znajdując się pod

presją rynków finansowych, co za tym idzie, będąc świadomą droższego zaciągania

długu w przyszłości, Belgia zmuszona została położyć kres istnieniu w dotychczaso-

wym kształcie jako twór z dozorcą zamiast premiera.

Powierzchowna ocena genezy belgijskich kłopotów sugerowałaby, że źródło

pata znajduje się w ekonomiczno-społecznym podziale kraju – w większej Flandrii

skupia się działalność handlowo-usługowa, podczas gdy mniejsza Walonia zajmuje się

głównie rolnictwem i lekko podupadającym przemysłem. Problem ma jednak drugie

dno, którego należy szukać w fakcie, iż w kraju tym brakuje jednolitej tożsamości

narodowej. Nie wynika to bynajmniej z lansowanego przez Unię Europejską kosmopo-

lityzmu, który, wydawałoby się, powinien cechować mieszkańców kraju goszczącego

większość struktur unijnych. Rdzeniem sporu, który paraliżował Belgię przez ostatnie

półtora roku, jest wyraźny rozdział kulturowo-językowy oraz dążenia państwa do

jego dalszego pogłębienia zamiast integracji.

Przejawy radykalizacji rozdziału językowego najłatwiej można zaobserwować

na terenie flamandzkich gmin otaczających Brukselę. W malowniczym Halle, położo-

nym nad kanałem Charleroi, konsekwencją umieszczenia reklamy lub ogłoszenia w

języku francuskim jest mandat w wysokości 250 euro. Kary pieniężne grożą również

za nieprzestrzeganie poleceń regionalnych w niewielkiej gminie Linkebeek – tamtej-

sza biblioteka miejska została poinstruowana, aby co najmniej 75% jej zbiorów sta-

nowiły książki napisane po flamandzku. Znaczącym jest, że gmina ta w 85% zamiesz-

kana jest przez ludność francuskojęzyczną. W sąsiadującej z Brukselą gminie Zaven-

tem przyjęto prawo, wedle którego nabywcami gminnej ziemi mogą być tylko osoby

znające język niderlandzki lub będące w stanie udowodnić, że podejmują działania w

kierunku nauki tego języka. Podobne prawo dotyczące dostępu do mieszkań socjal-

nych obowiązuje w całej Flandrii. Zważywszy że samorządy gminne są w mocy two-

rzenia nowych praw tego typu, w skrajnych przypadkach dochodzi do formułowania

przepisów całkowicie absurdalnych – przykładowo na terenie jednej z flamandzkich

gmin francuskojęzyczne dzieci mają zakaz wstępu na publiczne place zabaw (sic!).

Gmina wytłumaczyła się z tego prawa sugerując, że dzieci te mogłyby nie rozumieć

poleceń opiekunów.

Sztandarowym przykładem postępującej separacji językowej na terenie Bel-

gii był rozdział słynnej uczelni z Lueven – od początku jej istnienia jedynym językiem

wykładowym był francuski (oprócz łaciny sporadycznie używanej na wydziale teolo-

gicznym). Warto zaznaczyć, że Lueven znajduje się na terenie niderlandzkojęzycznej

Flandrii, tuż powyżej jej granicy z Walonią, a wykłady prowadzone w języku fla-

mandzkim zaczęto prowadzić dopiero w roku 1930. Zapoczątkowane 40 lat później

reformy konstytucyjne dotyczące rozgraniczenia dwóch oficjalnych języków dopro-

wadziły do podzielenia uniwersytetu na dwie autonomiczne części ze wspólną struk-

turą administracyjną. Wkrótce potem flamandzkim nacjonalistom udało się pogłębić

podział uczelni, wykorzystując panujący nastrój i odczucie, jakoby francuskojęzycz-

na kadra akademicka korzystała ze specjalnych przywilejów, jednocześnie odnosząc

Page 22: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Europa

20

się z pogardą do swoich niderlandzkojęzycznych kolegów. W efekcie od 1968 istnieją

dwa uniwersytety: odpowiednio niderlandzki Katholieke Universiteit Leuven oraz

francuskojęzyczny Université catholique de Louvain przeniesiony na podbrukselski

kampus Louvain-la-Nueve. Autoironiczny jest fakt, iż religia przecież akcentuje uni-

wersalizm. Nieco zaskakujący może okazać się sposób, w jaki obie uczelnie podzieliły

między siebie zasoby jednej z najstarszych bibliotek w Europie – mianowicie, książki

o sygnaturach parzystych przypadły jednemu uniwersytetowi, a nieparzystych dru-

giemu. Prostota tego rozwiązania jest uderzająca.

Jedynym miejscem w Belgii, gdzie przynajmniej oficjalnie panuje bilingua-

lizm jest Bruksela. Stanowi ona również prawdopodobnie jedyny powód, dla którego

do tej pory nie doszło do oficjalnego podziału kraju. Flamandowie wypracowujący

lwią część belgijskiego PKB z chęcią pozbyliby się rolniczej Walonii, którą uważają za

kulę u nogi przeszkadzającą w rozwoju kraju. Jeszcze rok temu nagminnym było

tworzenie różnych scenariuszy polubownego rozwodu kraju. Jednym z nich była

aneksja Walonii przez Francję, której poglądy na rolnictwo są zgoła inne od fla-

mandzkich (o czym doskonale wiemy wtórując Francuzom w postulatach utrzymania

unijnej Wspólnej Polityki Rolnej w niezmienionym kształcie). Według licznych sonda-

ży przeprowadzonych na zlecenie Le Soir za rozwiązaniem takim opowiedziałoby się

również 60% samych Francuzów. Gazeta ta zasłynęła zresztą, siejąc niemałą panikę,

rozmyślaniami nad utworzeniem nowego państwa o nazwie Walonia-Bruksela z za-

gwarantowanym dostępem do morza (mimo że jedynie położona na północy Flandria

faktycznie ma do niego dostęp). Na jakikolwiek pomysł podziału kraju z jednoczesną

utratą dwujęzycznej Brukseli zgody Flandrii nie ma i nie będzie.

Szeroko debatowaną alternatywą dla secesji jednego z dwóch regionów miała

być transformacja kraju na konfederację na wzór Szwajcarii. Wedle tego pomysłu, w

zamian za zgodę na utworzenie konfederacji, Flandria miałaby oddać Brukseli pod-

miejskie gminy, w których ludność francuskojęzyczna i tak stanowi większość. Nie-

mniej jednak, abstrahując od wykonalności tego rozwiązania, zdaniem licznych poli-

tologów źródła konfliktu trawiącego Belgię do dziś należy szukać właśnie w paśmie

reform federalistycznych. Sytuacja, w której mieszkańcy Flandrii głosują na partie

flamandzkie nie znając w ogóle walońskich, a mieszkańcy Walonii głosują na partie

walońskie nie znając flamandzkich, jest co najmniej niezdrowa. Odbicie tego poli-

tycznego dualizmu widać również w obecnej koalicji – składają się na nią dwie partie

chadeckie, dwie socjalistyczne i dwie liberalne.

Chociaż kryzys tożsamości narodowej w Belgii wydaje się być daleki od zaże-

gnania, wybór Elio di Rupo na szefa rządu zdecydowanie należy uznać za kamień

milowy, nie tylko z powodu rekordowego na skalę europejską okresu braku rządu, ale

również przez wzgląd na fakt, że będzie to pierwszy od niemalże 30 lat premier kra-

ju nie będący Flamandem oraz pierwszy od 1974 roku socjalista. Również w poglą-

dach nt. jedności Belgii znacząco różni się on od swoich poprzedników. W przeci-

wieństwie do Barta De Wevera, który prosił o pozwolenie na „wyparowanie Belgii”,

oraz Yvesa Laterme’a, który zasłynął odśpiewaniem Marsylianki zamiast hymnu naro-

dowego, Elio di Rupo uważa się za premiera wszystkich Belgów. Wydaje się więc

możliwe, że zadanie naprawy poczucia wspólnoty narodowej i pogodzenia skłóconych

Flamandów i Walonów uzna za równie ważne co konieczność sprostania problemom

ekonomicznym kraju. Innym problemem związanym z rządzeniem Belgią zdaje się

Page 23: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Europa

21

być klątwa ciążąca na samej pozycji szefa rządu, którą na łamach „Polityki” opisał

Wawrzyniec Smoczyński w czerwcu 2010 roku: „Kwietniowa dymisja Yvesa Leterme’a

była ósmą od wyborów parlamentarnych w 2007 r. i piątą przyjętą przez króla. Trzy

pierwsze Leterme złożył jeszcze jako desygnowany szef rządu, przez pół roku bez-

skutecznie próbując zmontować koalicję. Wobec paraliżu państwa Albert II musiał

powołać tymczasowego premiera, odwołanego dopiero co Guya Verhofstadta. Gdy

wiosną 2008 r. Leterme’owi udało się wreszcie zdobyć większość w parlamencie,

wybuchł kryzys finansowy, a jesienią premiera oskarżono o wywieranie nacisków na

wymiar sprawiedliwości. Leterme podał się do dymisji po raz czwarty, a jego miejsce

zajął Herman van Rompuy. Ledwo ten wyprowadził kraj z wirażu, został powołany na

przewodniczącego Rady Europejskiej, a tekę premiera przejął z powrotem Yves Le-

terme, którego w międzyczasie oczyszczono z zarzutów. Na stanowisku przetrwał pół

roku, obalony przez samych Flamandów.”

Czy nowemu premierowi uda się przezwyciężyć klątwę, dowiemy się w naj-

bliższych miesiącach.

Page 24: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Ameryka Północna

22

USA w odwrocie Barbara Adamczak

Koniec 2011 roku przyniósł nam po cichu zmiany, które historycy w przyszłości za-

pewne uznają za przełomowe. Ale póki co, wciąż pogrążeni w finansowym szoku,

zdajemy się nie zauważać, jak wiele zmienić może decyzja Obamy, by wreszcie wró-

cić do własnej piaskownicy.

ymuszona trudną sytuacją fiskalną USA reforma armii sprowadza się do na-

głego odwrotu na prawie wszystkich frontach. Misja w Iraku skończyła się w

połowie grudnia. W nadchodzących tygodniach rozpocznie się odwrót z

Afganistanu. Redukcja wojsk amerykańskich obejmie nawet dywizje stacjonujące w

Europie czy... patrolujące granicę z Meksykiem. Decyzje zaskakujące o tyle, że już

mało kto pamięta świat sprzed okresu, w którym nie było sprawy zbyt drobnej dla

Wujka Sama i jego chłopców.

Pozostaje jednak jeden region, w którym, trochę na osłodę Republikanom, a

trochę broniąc się przed atakami w nadchodzących wyborach, Obama postanowił

rozszerzyć działania militarne. Za największe zagrożenie militarne dla Stanów prezy-

dent uważa jednak nie coraz wyżej podnoszący głowę Iran, a... Chiny.

Trudno dziwić się, że Stany poświęcą więcej uwagi południowo-wschodniej

Azji. Właściwie trudno powstrzymać się od westchnięcia połączonego z dyskretnym

„Nareszcie!”. Najtrudniej jednak powstrzymać się od zadania sobie pytania, jaką

logiką kierował się prezydent ogłaszając najpierw, że zamierza uczynić swoją armię

niezdolną do prowadzenia wojen, a następnie zapowiadając wysłanie jej pozostałości

W

Page 25: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Ameryka Północna

23

by patrzyły na ręce jednego z najpotężniejszych państw świata. W dodatku państwa,

którego przychylność niezbędna jest obecnie dla dalszego rozwoju Ameryki.

W czasie ostatniej wojennej dekady budżet Pentagonu wzrósł o 71%. W obli-

czu wieloletniego kryzysu finansowego można zastanawiać się co najwyżej, dlaczego

decyzja o zaciśnięciu pasa tej instytucji przychodzi tak późno. Być może dlatego, że

dopiero od kilku miesięcy Obama ma wymówkę, że główny cel tych wojen, rozpra-

wienie się ze sprawcą zamachów na World Trade Center, został osiągnięty. Dzięki

temu może zaryzykować wycofanie się zachowując twarz. Niestety, tym samym stra-

cił okazję do publicznej debaty, podczas której zestawiono by skuteczność armii

amerykańskiej w walce „o pokój i demokrację” ze skutkami arabskiej wiosny, w wy-

niku której mieszkańcy Bliskiego Wschodu demokrację zaprowadzili sobie sami.

Gdyby prezydent podjął trudną decyzję o wycofaniu wojsk z Bliskiego Wscho-

du i nie próbował równoważyć jej zaskakującą zapowiedzią obecności wojskowej w

Azji, udowodniłby, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Barack

Obama doskonale rozumie, że nie można irytować swojego największego kredyto-

dawcy w sytuacji, gdy i tak z trudnością wiąże się koniec z końcem. Zwłaszcza, że

Chiny i USA łączy wiele więzi gospodarczych, których zerwanie stałoby się obustron-

nym dramatem. Niestety jednak prezydent Obama dołączył do doborowego grona

polityków, którzy zwątpili w rozsądek własnych obywateli. Skoncentrował się na wy-

łącznie na nadchodzących wyborach i zwiększeniu swoich szansach na reelekcję. I

tym samym Obama zastąpił odpowiedzialność wobec kraju odpowiedzialnością wobec

kapryśnych sondaży.

Page 26: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Ameryka Północna

24

Och, Kanado... Weronika Michalska

Kanada cieszy się wyśmienitą reputacją państwa pokojowego i tolerancyjnego. To

kanadyjski minister spraw zagranicznych, Lester B. Pearson, podsunął ONZ pomysł

misji pokojowych i to właśnie tam azylu szukają rokrocznie kolejne tysiące uchodź-

ców. Dumna z wielokulturowości Kanada zachęca ich, by zachowali swoje rodzinne

tradycje, przekonania religijne i przede wszystkim... kuchnię.

dyby nie azjatyckie, polskie czy etiopskie restauracje na każdym rogu, Kana-

dyjczycy żywiliby się samym poutine. I to oczywiście pod warunkiem, że pro-

wincje anglofońskie pożyczyłyby przepis od mieszkańców Quebecu. Tak, Ka-

nada jest zbitką najróżniejszych narodowości i dobrze sobie z tym radzi. Nie słyszy

się tutaj o zamieszkach etnicznych ani o prześladowaniach z powodu wyznania czy

koloru skóry. W życiu codziennym, jak i w polityce, Kanadyjczycy są tolerancyjni dla

siebie i otaczają się znajomymi z różnych kręgów kulturowych.

To tyle jeśli chodzi o oficjalną propagandę. Kanadzie udało się stworzyć po-

zory pacyfistycznego, idyllicznego kraju ludzi odrobinę nudnych i przewidywalnych,

ale uprzejmych i sprawiedliwych, dzięki czemu świat nie przygląda się jej sytuacji

wewnętrznej. A powinien. Sytuacja rdzennych mieszkańców tego pięknego, obszer-

nego terytorium jest bardzo trudna. Nie chodzi tu tylko o warunki w rezerwatach

First Nations, ale także o nastawienie do ich wierzeń i obyczajów. Rząd federalny

odnosi się z wielkim szacunkiem do mniejszości frankofońskiej, ale najwyraźniej

Indianie nie zasługują już na podobną kurtuazję. Najnowszy problem nie dający spać

wodzom indiańskim, jest zatrważająco podobny do konfliktów jakie Stany Zjedno-

czone zostawiły za sobą jeszcze w XIX wieku. Toronto planuje zbudować rurociąg

G

©Tobias Alt

Page 27: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Ameryka Północna

25

łączący bogatą w ropę naftową Albertę z brzegiem Pacyfiku, przebiegający przez

rezerwaty Indian. Pomimo sprzeciwu aż 55 plemion, zjednoczonych, by nie dopuścić

do zbezczeszczenia ziemi ich ojców, tolerancyjny i pokojowy rząd Kanady zamiast

spróbować negocjacji, próbuje przeczekać protesty. Co prawda w 2010 po 20 latach

negocjacji po cichu przyjął wreszcie Deklarację Narodów Zjednoczonych o Prawach

Ludności Rdzennej, ale zastrzegając, że na pewno uda się ją zinterpretować tak, aby

nie wymagała od rządu więcej niż kanadyjska konstytucja. Czyli żadnych zmian, zda-

niem First Nations.

Zdesperowani przedstawiciele Indian spotkali się w dniach 6-8 grudnia 2011

roku i spisali pierwszą wersję uchwały, w której domagają się interwencji wysłannika

ONZ. Osoba wyznaczona przez Radę Gospodarczą i Społeczną oraz Permanent Forum

on Indigenous Issues miałaby monitorować czy kanadyjski rząd wywiązuje się z zobo-

wiązań wynikających nie tylko z paktów międzynarodowych, ale także traktatów

podpisywanych przez rząd z plemionami w XIX wieku. Minister ds. Aborygenów, John

Duncan, odpowiada zaś tylko zarzutami o niegospodarność w zarządzaniu fundusza-

mi, jakie otrzymują rezerwaty z budżetu federalnego.

W tym wszystkim obydwie strony zdają się zapominać, jaki cel powinien im

przyświecać. Zarówno dla Indian, jak i dla Kanady, lepiej by było, gdyby powrócili do

rozmów i rozwiązali swoje problemy w rodzinnym gronie. Indianie nie zyskają przy-

chylności rządu dla swoich problemów skarżąc się światu na swoją sytuację, a kawa-

łek papieru podpisany w Nowym Yorku w żaden sposób nie ułatwi im życia. Zaś dla

Kanady i reszty krajów rozwiniętych ingerencja ONZ w wewnętrzne sprawy Białej

Północy byłaby niebezpiecznym precedensem, uświadamiającym, że walka o toleran-

cję w innych miejscach świata nie jest odzwierciedleniem wewnętrznej polityki tych

państw.

Page 28: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Ameryka Południowa

26

Nie taka różana przyszłość w Casa Rosada1

Monika Cichocka

To był fenomen na skalę całego kontynentu. 23 października 2011 roku w Argentynie

Cristina Fernandez de Kirchner została pierwszą kobietą w Ameryce Łacińskiej, która

wygrała walkę o reelekcję w wyborach prezydenckich.

trzymała już w pierwszej turze 54% głosów, pozostawiając daleko w tyle swo-

jego głównego konkurenta Hermesa Binnera, który zdobył niecałe 17%.

10 grudnia odbyło się zaprzysiężenie pani prezydent i oficjalnie rozpoczęła się

jej druga, czteroletnia kadencja.

Jej zwolennicy porównują ją do słynnej Evity Perón, żony Juana Perona, by-

łego prezydenta. Nie sposób się z nimi nie zgodzić. Obie podziwiane za urodę (choć

przeciwnicy Kirchner nadali jej miano Lady Botox), obie były żonami prezydentów

kraju i co najważniejsze – obie mocno zaangażowały się w działalność polityczną. To

właśnie ogromna popularność Nestora Kirchnera, prezydenta Argentyny w latach

2003-2007, wpłynęła na tak dobry wynik wyborczy jego żony. Zresztą ona sama pod-

kreśla, że chce kontynuować dzieło rozpoczęte przez jej męża, który zmarł w 2010

roku.

Argentyna za czasów rządów małżeństwa Kirchner zamieniła się w kraj mle-

kiem i miodem płynący. To banalne określenie nie oddaje w pełni tego, co dokonało

1 Casa Rosada (Różowy Dom)- siedziba prezydenta w Argentynie

O

©Caitlin Margaret (Cate) Kelly

Page 29: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Ameryka Południowa

27

się w tym kraju. W 2001 roku Argentyna ogłosiła niewypłacalność, a już niecałe 10 lat

później roczny wzrost PKB wynosił około 8% i był największy w krajach Ameryki Połu-

dniowej. Praktycznie nieustannie przez 9 lat trwał boom gospodarczy spowodowany

wysokimi światowymi cenami zbóż, których Argentyna jest eksporterem. Rzadko

który polityk mógł się pochwalić taką popularnością wśród wyborców, jaką miał Ne-

stor Kirchner, a później jego żona.

Epoka „kirchnerismo”

Pierwszą kadencję Kirchner rozpoczęła dość niefortunnie. W jej rządzie po-

jawiła się propozycja ustawy o zwiększeniu podatków eksportowych na produkty

rolne, czym rozwścieczyła rolników. Demonstracje w 2008 roku w Buenos Aires nie

tylko zmniejszyły jej poparcie wśród wyborców, ale również doprowadziły do zablo-

kowania ustawy. Nie mogąc uzyskać dodatkowych funduszy tą metodą, jeszcze w tym

samym roku podpisała ustawę o nacjonalizacji środków prywatnych funduszy emery-

talnych. Upaństwowienie dotknęło również największe linie lotnicze Aerolineas Ar-

gentinas, które wraz ze spółką-córką Austral kontrolowały 80% rynku przewozów lot-

niczych.

W czasie swojej kadencji postawiła również na zacieśnianie relacji z najbliż-

szymi sąsiadami, czego wyrazem było podpisanie umowy o integracji dwustronnej z

Chile, której zakres obejmował wiele dziedzin gospodarki, od handlu zaczynając, a

na kulturze kończąc. Niedługo przed reelekcją podpisała również porozumienie z

Hugo Chávezem, przywódcą Wenezueli.

Jednak największą popularność zapewniły jej działania mające na celu po-

prawę warunków socjalnych dużej części społeczeństwa. Pieniądze uzyskane z na-

cjonalizacji przeznaczyła na tworzenie nowych miejsc pracy i rozszerzoną opiekę

społeczną. W 2009 roku został wprowadzony w życie plan pomocy dla biednych.

Dzieci i młodzież, którzy mieli bezrobotnych rodziców, otrzymywali po około 180

peso (31euro) miesięcznie. Oprócz tego dzieci do 5. roku życia dostały niezbędne

szczepionki, a starszym zapewniono bezpłatny dostęp do szkół podstawowych, a cza-

sem i ponadpodstawowych. Program ten kosztuje państwo około 10 miliardów peso

rocznie (ponad 1,7 mld euro). Suma ta pokazuje, jak wysoki jest wskaźnik biedy w

kraju, która dotyka przede wszystkim młodych, czyli jednocześnie tych, którzy są

najbardziej narażeni na wykluczenie społeczne. Według rządu Argentyny problem

biedy dotyczy 14% społeczeństwa, jednak wg niezależnych ekspertów wskaźnik ten

może dochodzić nawet do 30%.

Jednocześnie Kirchner wywierała naciski na firmy prywatne, aby dostosowy-

wały zamówienia importowe do eksportowych, tak aby zapobiec nadmiernej ucieczce

kapitału. Nałożono również kary dla ekspertów, którzy podawali stopę inflacji 2 razy

wyższą od oficjalnej. Wszystko po to, aby zachować wizerunek nieprzerwanych lat

prosperity dla państwa.

Page 30: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Ameryka Południowa

28

Rysa na kryształowym wizerunku?

Właśnie fałszowanie wskaźników jest jednym z zarzutów stawianych jej przez

opozycję. Przykładem jest wspomniana stopa inflacji, którą rząd prognozuje na 2012

rok na poziomie 9,2%, natomiast niezależni eksperci szacują ją nawet na 20 – 25%.

Kirchner jest również oskarżana o korupcję w rządzie, monopol władzy, a także o

klientelizm. Ten ostatni zarzut pojawił się w 2009 roku, kiedy rząd wypłacił zasiłki

bezrobotnym zrzeszonym w zgrupowaniach sprzymierzonych z rządem. Zostały wtedy

potwierdzone nieprawidłowości w rozdzielaniu funduszy.

Zarzuty o przejęcie całej władzy w państwie też wydają się jak najbardziej

uzasadnione. Jej opcja polityczna – Partia Justycjalistyczna (hiszp. justicia- sprawie-

dliwość, social- społeczny) – rządzi już trzecią kadencję i ma większość w obu izbach

Kongresu. W kraju nie ma żadnych grup interesu, które mogłyby w znaczący sposób

zagrozić rządowi.

Cristina Fernandez praktycznie stoi ponad prawem. Dobitnie pokazuje to

przykład z marca 2010 roku, kiedy pani prezydent wykorzystała 6,5 miliarda dolarów

z rezerw, aby spłacić część długu publicznego. Wydała wtedy dekret, który pozwolił

jej ominąć zakaz prawny. Nie wszyscy jednak chcieli się tak łatwo poddać decyzjom

Kirchner. Martín Redrado, ówczesny szef Banku Centralnego Argentyny, nie chciał

zgodzić się na wykorzystanie tych rezerw, więc został zdymisjonowany. Decyzja ta

zapadła bez konsultacji z Kongresem, ale i tę przeszkodę prezydent łatwo ominęła

wydając kolejny dekret. Kirchner tłumaczyła potem, że nie mogła wypełnić ustawo-

wego obowiązku konsultacji, bo... trwały letnie wakacje.

Wszystkie te nieprawidłowości elektorat mógłby z trudem wybaczyć, o ile

gospodarka nie zaczęłaby zwalniać, a wszystko wskazuje na to, że Argentyna nie ma

przed sobą już tak świetlanej przyszłości jak dotąd. Recesja na świecie i kłopoty

gospodarcze Brazylii, głównego partnera handlowego kraju, zmniejszyły wpływy do

budżetu z tytułu eksportu m.in. pszenicy, soi czy wołowiny.

Na początku 2010 roku dług publiczny Argentyny wynosił 147 miliardów dola-

rów, co stanowiło 50% PKB. Zwiększone wydatki socjalne z pewnością nie poprawiły

tego wyniku. Prognozy wzrostu gospodarczego również nie są już tak optymistyczne.

Szacuje się, że w 2012 roku wyniesie on już tylko 5,1%. Wzrośnie natomiast stopa

inflacji na skutek wzrostu płac i nadmiernych wydatków rządowych. Przewiduje się

również, że nie uda się na razie zahamować nadmiernego odpływu kapitału.

Page 31: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Ameryka Południowa

29

Tym samym Kirchner nie pozostaje nic innego jak zmniejszenie tempa wyda-

wania pieniędzy publicznych. Państwo nie ma już zasobów na tak bogaty program

socjalny. Poza tym trzeba będzie znaleźć nowe środki na spłatę długu – wcześniej

używano w tym celu rezerw dewizowych, ale te zaczęły się już kurczyć. W związku

ze wzrostem stopy inflacji, wzrosły koszty produkcji i importu, co spowodowało spa-

dek nadwyżki handlowej. Zmarły prezydent Nestor Kirchner w czasie swojej kadencji

rzeczywiście zmniejszył koszty obsługi długu zagranicznego, ale też pozbawił Argen-

tynę dostępu do międzynarodowych kredytów. W takim razie, aby zdobyć potrzebne

środki Cristina Fernandez być może zadecyduje o emisji nowych papierów dłużnych.

Zmiany już się rozpoczęły. Rząd prosi zatrudnionych o umiarkowane postula-

ty płacowe i zmniejsza subsydia dla energetyki i transportu. Nie będą to jednak je-

dyne cięcia wydatków.

Na domiar złego niedawno prezydent Kirchner przeszła poważną operację

tarczycy i będzie wymagać leczenia. W tym stanie zdrowia będzie jej na pewno

trudniej wprowadzać drastyczne zmiany w polityce rządu. Nad Casa Rosada powoli

zbierają się czarne chmury.

Page 32: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Afryka i Bliski Wschód

30

Chińskie inwestycje w Afryce – kolejna kolonizacja? Katarzyna Kowalczyk

Podczas gdy Zachód załamuje ręce nad Afryką, zwołuje kolejne konferencje, debatu-

je i uzgadnia stanowiska, Chiny robią to, co potrafią najlepiej – inwestują.

kończyły się czasy, gdy „być albo nie być” Czarnego Kontynentu zależało wy-

łącznie od dobrej woli (w innej wersji: wyrzutów sumienia lub własnych intere-

sów) bogatych zachodnich gospodarek. Na scenę z impetem wkroczyli nowi gra-

cze. Warto dodać, że to już kolejna scena, na której Europa i Stany Zjednoczone

tracą pierwszoplanowe role. I na domiar złego, na rzecz tego samego młodego adep-

ta sztuki – Chin.

Siła przyciągania

Co sprawiło, że Chińczycy sięgnęli po targany konfliktami i wyniszczony biedą

Czarny Ląd? Jak zauważa Dr Mark Mobius, ekspert rynków wschodzących w artykule

dla „Forbesa”, chińskie motywy działania są bardzo jasne. Państwo Środka, jako kraj

posiadający największe na świecie rezerwy walutowe (ponad 3 bln USD), dywersyfi-

kuje sposoby lokowania oszczędności. Dotąd większość rezerw lokowana była w ame-

rykańskich papierach dłużnych, jednak w obliczu kryzysu zadłużeniowego w USA oraz

S

©jdruschke

Page 33: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Afryka i Bliski Wschód

31

niestabilności kursu dolara Chińczycy poszukują alternatyw. Niemniej ważnym czyn-

nikiem, który przywiódł ich do Afryki, są surowce. Bogactwa naturalne Czarnego

Lądu, głównie ropa naftowa, gaz ziemny i rudy metali, działają jak magnez na dyna-

micznie rozwijającą się gospodarkę. Stąd znaczna część chińskich inwestycji dotyczy

właśnie sektora wydobywczego i energetycznego. Kolejne motywy chińskiej ekspansji

podaje Peter Kragelud w swojej pracy o znamiennym tytule „Knocking on a wide-

open door: Chinese Investments in Africa”. Są to: promocja własnego eksportu i szu-

kanie nowych rynków zbytu (chińskie dobra konsumpcyjne już zalewają afrykańskie

rynki), brak konkurencji w regionie oraz poszukiwanie politycznych sojuszników.

Dokarmianie lwa

Jak doszło do tego, że dawne potęgi kolonialne straciły monopol na Afrykę

i musiały ustąpić miejsca Chinom? Można wymienić co najmniej kilka przyczyn.

Po pierwsze, Chińczycy nie stawiają żadnych warunków. Nie głoszą wzniosłych haseł

na cześć demokracji i praw człowieka (co zresztą byłoby pewnym paradoksem),

nie uzależniają swojej aktywności w sferze gospodarczej od rozwiązań politycznych

i społecznych panujących w danym kraju. Co więcej, angażują się w handel bronią.

Kolejnym czynnikiem torującym drogę chińskiej ekspansji jest polityka komunistycz-

nego rządu nastawiona na wspieranie rodzimych firm podbijających Czarny Ląd. Nie

bez znaczenia jest też fakt, że zachodni donatorzy pomocy rozwojowej kładli przez

lata duży nacisk na liberalizację afrykańskich gospodarek, z czego skorzystały przede

wszystkim chińskie firmy wkraczające na te rynki (mechanizm ten dokładnie wyjaśnił

Peter Kragelud we wspomnianym już artykule). O zacieśnianiu relacji między China-

mi i Afryką najdobitniej świadczy fakt, że obroty handlowe między nimi wzrosły od

2000r. ponad dziesięciokrotnie. Chiny są obecnie największym inwestorem w Afryce i

drugim, po USA, partnerem handlowym. W Afryce osiedliło się już ponad milion Chiń-

czyków. Powstają też organizacje wspierające kontakty na linii Chiny – Afryka, jak

np. Forum Współpracy Chińsko-Afrykańskiej czy Chińsko-Afrykański Fundusz Rozwoju.

Bitwa o Afrykę

Afryka niewątpliwie stała się kolejnym obszarem rywalizacji starych i nowych

potęg. Jednak coraz wyraźniej widać, że zachodnie rozwiązania, które często poza

celami gospodarczymi stawiają sobie za zadanie reformować i interweniować, prze-

grywają z chińską „bezinteresownością”. Ponadto, Chińczycy traktują afrykańskich

polityków po partnersku, co często nie udaje się dawnym kolonizatorom. Państwo

Środka idzie nawet dalej – otwarcie deklaruje przyjaźń dla afrykańskich liderów poli-

tycznych, nawet jeżeli są zbrodniarzami (jak w przypadku prezydenta Sudanu Omara

al-Baszira). Podbija afrykańskie serca umarzaniem długów, preferencyjnymi kredy-

tami, znoszeniem ceł eksportowych, fundowaniem szkoleń i stypendiów. Wagę sto-

sunków afrykańsko-chińskich podkreślają osobiste wizyty prezydenta Hu Jintao i gę-

sta sieć chińskich placówek dyplomatycznych w Afryce. Czy rywalizacja o wpływy

stanie się przełomem dla Czarnego Lądu? Obecnie obserwujemy wynikające z niej

krótkookresowe korzyści, takie jak kilkuprocentowy wzrost gospodarczy całego kon-

tynentu oraz zainteresowanie Afryką innych wschodzących potęg, m.in. Indii. Jednak

pytanie czy wdzięczność afrykańskich państw nie przerodzi się w krępującą zależność

od potężnych protektorów pozostaje otwarte.

Page 34: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Rosja i WNP

32

Stary niedźwiedź mocno śpi (?) Danisz Okulicz

Europa jeszcze nie ochłonęła po „arabskiej wiośnie”, a już wieszczy kolejną rewolu-

cję. W polskich mediach od „Rzeczpospolitej” po „Gazetę Wyborczą” panuje niespo-

tykana wcześniej zgoda, a hasło „Putin musi odejść!” coraz pewniej zmienia się w

„Putin odejdzie”.

rzed ostatnimi wyborami system polityczny Rosji przyjęło się nazywać „demo-

kratycznie legitymizowanym autorytaryzmem”. Dyskryminacja opozycji w cza-

sie kampanii wyborczej, były agent KGB na stanowisku prezydenta (potem

premiera), ginący w niewyjaśnionych okolicznościach niewygodni dla Kremla ludzie

czy przebywający w łagrach eks-biznesmeni, którzy opuścili rządząca koterię, nie

mieszczą się wprawdzie w zachodnich standardach demokracji, ale Kremlowi nigdy

nie udowodniono ponad wszelką wątpliwość udziału w którymkolwiek ze zdarzeń,

a Putinowi trudno było odmówić poparcia zdecydowanej większości społeczeństwa.

Wszystko zmieniło się po zeszłych wyborach, w których, mimo ujawnionych przez

obserwatorów fałszerstw i nadużyć (nazwanych przez OBWE wypaczeniami), Jednej

Rosji nie udało się zdobyć poparcia nawet połowy głosujących. Co jednak jeszcze nie

oznacza, że Władimir Putin stracił legitymizację.

W polskich mediach pojawiła się (rozpowszechniona za sprawą „Nowajej

Gaziety”) informacja, jakoby Jedna Rosja uzyskała w wyborach poparcie o 10 pro-

cent mniejsze, niżby o tym świadczyły oficjalne wyniki. Dziennikarz „Gazety Wybor-

czej” Marcin Wojciechowski, powołując się na badania opinii publicznej, szacuje

realne poparcie dla Putina na 36-38 procent. Równocześnie w sondażu opublikowa-

P

©Anna Kucherova

Page 35: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Rosja i WNP

33

nym przez WCIOM (rosyjski odpowiednik polskiego OBOP-u), przeprowadzonego już

po wyborach i protestach opozycji, akceptację dla działań premiera deklaruje 51%

Rosjan. Nie wiadomo również co motywowało 40 procent obywateli, którzy w wybo-

rach nie wzięli udziału - czy była to głównie zgoda na panujący systemu, brak wiary

w możliwość zmian, a może obojętność wobec sytuacji politycznej kraju? Nie mamy

więc żadnych danych, które mogłyby wskazać, jakim rzeczywiście autorytetem cieszy

się Władimir Putin. Trudno nawet ustalić realną frekwencję i skalę nadużyć, czy

rozmiary biernej akceptacji dla zastanej sytuacji politycznej, typowej dla społe-

czeństw postkomunistycznych. Nawet przy optymistycznych założeniach Wojciechow-

skiego, Putin pozostaje najpopularniejszym rosyjskim politykiem i sam fakt sfałszo-

wania wyborów zdaje się nie mieć na to aż tak ogromnego wpływu. W Rosji, inaczej

niż w Polsce, demokracja czy swobody obywatelski nie są traktowane jako wartość

sama w sobie. Elementem już od czasów nowożytnych występującym w kulturze tego

kraju jest silne i zdecydowane przywództwo oparte na autorytecie jednego człowie-

ka. Wprawdzie przez ostatnie pół wieku ulegał on osłabieniu (począwszy od referatu

Chruszczowa na XX zjeździe KC KPZR), ale nie można jednoznacznie stwierdzić, że

słaby wynik Jednej Rosji to efekt braku społecznego poparcia dla istniejącego syste-

mu, a nie jedynie wyraz zawodu rządami Putina. Mimo poprawiającego się w Rosji

poziomu życia nadal nie rozwiązał on wszak dwóch głównych problemów imperium:

korupcji i rozwarstwienia społecznego.

Niewielki jest wybór wśród zgniłych jabłek

Zanim zaczniemy otwierać butelki z szampanem, pijąc za szczęśliwą emery-

turę rządzącej wciąż w Rosji ekipy, warto jeszcze raz dobrze przyjrzeć się wynikom

wyborów. Zwycięzca wyborów oczywisty. Drugie miejsce, z dziewiętnastoma procen-

tami poparcia, Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej, która osiągnęła niemal

dwukrotnie lepszy wynikiem niż w 2007. Oficjalnie uznająca się za kontynuacje

KPZR, szuka kompromisu miedzy rosyjskim nacjonalizmem a komunizmem. Kolejny

wynik uzyskała jedyna partia w Dumie, która miałaby szanse na poparcie również na

Zachodzie Europy - Sprawiedliwa Rosja - ugrupowanie socjalistyczne, mocno współ-

działające ze związkami zawodowymi. Utworzono je w 2006 na polecenie Kremla,

jako koncesjonowaną opozycję. Przywództwo partii otrzymał przyjaciel Putina Sier-

giej Mironow, znany m.in. ze swojej wypowiedzi w trakcie kampanii wyborczej przed

wyborami w 2004: „Wszyscy chcemy, aby przyszłym prezydentem został Władimir

Putin”. Dla wyjaśnienia, Mironow także był jednym z kandydatów. Od pewnego czasu

stosunki socjalistów z Kremlem nie wyglądają już tak dobrze. Mironow pojawia się za

to na wiecach i manifestacjach Partii Komunistycznej, której przywódcy Giennadijo-

wi Ziuganowi obiecał poparcie w ew. drugiej turze wyborów prezydenckich. Zdecy-

dowanie jednak najciekawszym ugrupowaniem rosyjskiej sceny politycznej jest naj-

mniejsza partia (12% poparcia) w przyszłym parlamencie - Liberalno-Demokratyczna

Partia Rosji z Władimirem Żyrinowskim (wł. Wałdimirem Ejdelsztejnem) na czele.

Ten doktor nauk filozoficznych, władający czterema językami, głosi poglądy, które z

liberalną demokracją nie mają wiele wspólnego. Do najciekawszych należą: oparcie

niemiecko-rosyjskiej (sic!) granicy na linii Wisły, nałożenie morskiej blokady na Ja-

ponię w celu zagłodzenia jej mieszkańców (w wersji bardziej humanitarnej przewi-

dziano użycie bomb jądrowych) i odzyskanie Alaski na drodze zbrojnej.

Page 36: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Rosja i WNP

34

Na tle swoich kolegów, ratujący dziennikarzy z tygrysich szponów Władimir

Putin wydaje się być oazą zdrowego rozsądku. Jednak brak alternatywy wobec Krem-

la nie objawia się głównie w ten sposób. W Polsce również mieliśmy do czynienia z

populistami u władzy. Problem leży w fakcie, że zastosowanie pojęcia „opozycja

antykremlowska” wobec wymienionych partii można uznać co najwyżej za ponury

żart. Wszystkie najważniejsze ustawy w Rosji mają poparcie całej Dumy, a propozy-

cje zmian systemowych umacniających pozycję aktualnej władzy nierzadko pochodzą

od… opozycji. Optymistyczni publicyści Nowajej Gaziety wieszczą szybki koniec ta-

kiej sytuacji i faktycznie marsze organizowane przez poszczególne ugrupowania w

Moskwie i jawna krytyka Putina są sytuacją bez precedensu. Przywódcy partyjni od

lewa do prawa wyczuwają słabość premiera i przestają się go bać, ale wciąż należą

do tego samego co on środowiska, być może bardziej podzielonego, ale zmierzające-

go do zmian co najwyżej personalnych. Kreml jest bowiem pojęciem o wiele bardziej

skomplikowanym niż mogłoby to się wydawać na pierwszy rzut oka. Putin, mimo że

pozostaje niekwestionowanym przywódcą, nie jest niezastąpiony. Nie ma już wiel-

kich carów, którzy odchodzili pozostawiając w Rosji najpierw smutek, a potem cha-

os. Kreml to moloch tworzony przez wszystkich, od oligarchów do KGB-owców, którzy

mieli swój udział w dzieleniu spadku po ZSRR, a to czy aktualnie rządząca partia

będzie nazywać się Jedna, czy Sprawiedliwa Rosja nie robi większości aż tak wielkiej

różnicy.

Drzewo poznania dobrego i złego

Kolejnym problemem rosyjskiego społeczeństwa jest brak niezależnej prasy.

Nikogo nie dziwi, że w „Prawdzie”, czy „Izwiestiji”, mających niemal stuletnie tra-

dycje rozpowszechniania propagandy, nie informują o żadnych kompromitujących

Kreml zdarzeniach (dla odmiany poświęcając ogromne ilości miejsca na opis „brutal-

nie tłumionych” protestów „oburzonych” na Zachodzie). Niestety, również najpopu-

larniejsza rosyjska gazeta „Kommiersant”, szczycąca się mianem niezależnej, kiero-

wana przede wszystkim do powstającej w Rosji klasy średniej, nie jest w stanie unik-

nąć uczestnictwa w politycznej grze. Rywal Władimira Putina w zbliżającym się wy-

ścigu na Kreml, oligarcha Michaił Prochorow, negocjuje (choć jak wszystko wskazuje

bezskutecznie) przejęcie gazety jeszcze przed wyborami. Równocześnie redakcja

„Kommiersantu” pozbywa się dwóch dziennikarzy, którzy opublikowali artykuły kry-

tykujące władze za fałszerstwa wyborcze. Oczywiście istnieje jeszcze będąca w

permanentnych kłopotach finansowych „Nowaja Gazieta”, która jednak poza prezen-

towanymi poglądami niewiele różni się od „Prawdy”. W jej artykułach Jedna Rosja

prawie nigdy nie jest nazywana inaczej niż Partia Krętaczy i Złodziei, trudno doszu-

kać się tam jakiegokolwiek ducha autokrytyki - Jabłoko, partia wprost popierana

przez redakcję, po raz kolejny nie przekroczyła progu wyborczego, co jednogłośnie

zostało okrzyknięte efektem zafałszowania wyborów i szybko pominięte milczeniem,

po czym dziennikarze wrócili do swoich standardowych zajęć, czyli wieszczenia nieu-

chronnego upadku Kremla.

Patrzenie przez zbyt mocną lornetkę

Jakim cudem w takiej sytuacji rosyjskie społeczeństwo mogło się zdobyć na

masowe protesty? Otóż nie mogło, a co więcej tego nie zrobiło. Regularne manife-

Page 37: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Rosja i WNP

35

stacje wszystkich środowisk, gromadzą w Moskwie ok. 20-30 tys. protestujących

(trudno ustalić dokładną liczbę, gdyż różnica w liczbach podawanych przez merostwo

i organizatorów dochodzi nawet do kilkudziesięciu tysięcy osób). W moskiewskiej

manifestacji popularnego w Europie Jabłoka (3% poparcia w wyborach) wg organiza-

torów wzięło udział 2 tys. ludzi, w Irkucku (kolejny co do wielkości protest Jabłoka)

nie zebrał się nawet tysiąc. Dla porównania w niemal siedem razy mniejszej od Mo-

skwy Warszawie Marsz Niepodległości i Solidarności 13 grudnia zebrał (jak podają

organizatorzy) 10 tys. osób. Europejskie media zdają się zapominać, że kilkadzie-

siąt tysięcy protestujących w Libii, czy Syrii może faktycznie zachwiać system, ale

nie stanie się to w 150 mln Rosji. Co więcej manifestacje odbywają się niemal wy-

łącznie w rozwiniętej części kraju - St. Petersburgu lub Moskwie. Czy ktokolwiek

słyszał o protestach w Dagestanie, albo Tomsku? Administracja Kremla od lat rozgry-

wa konflikty etniczne, by dowieść ludności pogranicznych terytoriów, że gwarantem

pokoju jest jedynie silna władza. W momentach krytycznych odpowiedzialność za

niepowodzenia ponoszą głównie gubernatorzy, w myśl starej zasady, że nic co złe nie

może być winą ojczulka cara. Władimir Putin przyjedzie na prowincję, posadzi lokal-

nego satrapę na fotelu, postraszy zabiegiem dentystycznym, w kilku miastach sytua-

cja poprawi się szybko i na krótko. A kiedy wróci do normy, każdy zrozumie, że bez

silnej władzy nawet premier nie jest w stanie zaradzić problemom. Wyśmiewane na

Zachodzie poparcie dla Jednej Rosji w Czeczenii sięgające 100 procent nie musiało

być zafałszowane, a mieszkających tam ludzi bardziej od wolności obchodzi własne

życie.

Im bardziej coś pozostaje po staremu, tym bardziej się zmienia

Czy oznacza to jednak, że sytuacja w Rosji jest beznadziejna i nie ma szans

na jej zmianę? Bynajmniej. Kreml, świadomie lub nie, uruchomił procesy, których nie

jest w stanie zahamować. Rozwój Rosji przestał przynosić korzyści jedynie najbogat-

szym, coraz wyraźniej kształtuje się mająca polityczne ambicje klasa średnia. Dostęp

do Internetu uniemożliwia działanie skutecznej cenzury, nie da się już ukryć istnie-

nia antysystemowej opozycji, a nerwowe reakcje Kremla na protesty budzą sympatie

dla poszkodowanych. Liberalne Jabłoko w komisjach, które posiadały obserwatorów

uzyskało 7 procent głosów, co pozwoliłoby mu zasiąść w Dumie. Wynika to raczej ze

specyfiki regionów, w których obywatele zdecydowali się na kontrolowanie procesu

liczenia głosów (gł. zachodnia, europejska część Rosji), niż z masowych fałszerstw,

ale sprawia pozytywne wrażenie na tle 1,59 procent poparcia w poprzednich wybo-

rach.

Stary niedźwiedź rosyjskiego społeczeństwa nadal śpi, ale nie tak głęboko jak jeszcze

kilka miesięcy temu. Nie jest jeszcze pewien czy to faktycznie koniec zimy, nie wie,

jak oceni zmiany ostatnich dwóch dekad, czy będzie chciał wrócić do starej większej

nory, czy skupić się na porządnym urządzeniu tego, co mu pozostało. Przebudzenie,

choć powoli, zbliża się jednak z dnia na dzień, a jak uczy historia, próby szybkiego

budzenia niedźwiedzia mogą skończyć się źle tak dla budzącego jak i dla budzonego.

Uwagi dot. artykułu można kierować na:

[email protected]

Page 38: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Azja i Pacyfik

36

Skryta ekspansja Pekinu w Azji Środkowej Adam Rzeżacz

Jak pisał Grzegorz Kołodko w książce „Wędrujący Świat”: „rzeczy dzieją się tak, jak

się dzieją, ponieważ wiele rzeczy dzieje się na raz”. Podobnie jest z sytuacją mię-

dzynarodową. Wiele rzeczy dzieje się na raz, a Świat ciągle się zmienia. Przetrwają

w nim ci, którzy będą odpowiednio reagowali na zachodzące zmiany. Cała reszta

zostanie zepchnięta na margines, a ich głos stłumiony i nieważny.

rzyszłość świata w XXI w. będzie zależała w dużym stopniu od korelacji dwóch

procesów - globalizacji i regionalizacji. Regionalizacja wydaje się bardziej

atrakcyjną drogą, ponieważ pozwala relatywnie lepiej zmniejszać nierówności,

zarówno te gospodarcze jak i społeczne, będące jednym z negatywnych efektów

globalizacji. Regionalizację często definiuje się jako „globalizację od dołu”. Za kil-

kadziesiąt lat na arenie międzynarodowej liczyć się będą duzi wpływowi gracze.

Przyszłość to integracja czy to dla Europy w Unii Europejskiej, czy dla Azji w organi-

zacji ASEAN, czy dla Ameryki Południowej w MERCOSUR. Niewiele jest państw zdol-

nych samodzielnie wywrzeć wpływ na innych globalnych graczy. Chiny niewątpliwie

należą do tego wąskiego grona. Pozycja polityczna jak i gospodarcza Chin z roku na

rok rośnie. Od kilkunastu lat Pekin prowadzi cierpliwą, systematyczną, stonowaną i

P

©Chamomile

Page 39: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Azja i Pacyfik

37

przy tym nie rzucającą się w oczy grę polityczną w Azji Środkowej. Stawka jest wy-

soka, szczególnie, że chodzi w niej także o surowce.

Region Azji Środkowej

Azja Środkowa obejmuje obszary centralnej Azji zamieszkałe głównie przez

muzułmańskie ludy pochodzenia tureckiego, w jej skład wchodzą przede wszystkim

byłe republiki radzieckie, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Uzbekistan oraz Turk-

menistan. Chińskie wpływy w tym regionie sięgają już II w. p.n.e. Niegdyś przez te

tereny przechodził jedwabny szlak łączący Chiny z Europą oraz Bliskim Wschodem.

W XIX w. na obszarze Azji Środkowej toczyła się tzw. Wielka Gra, o której pi-

sał Kipling. Była to rozgrywka geopolityczna pomiędzy Imperium Brytyjskim a carską

Rosją. Rywalizacja o wpływy w rejonie miała charakter zarówno dyplomatyczny jak i

wojskowy, choć nigdy nie doszło do bezpośredniego starcia wojsk. W 1907 roku pod-

pisano Porozumienie rosyjsko-angielskie, które, jak by się mogło wydawać, ostatecz-

nie podzieliło strefy wpływów w tym rejonie.

Krótko po odzyskaniu niepodległości przez republiki byłego już Związku Ra-

dzieckiego w Azji Środkowej wytworzyła się całkowicie nowa sytuacja polityczna.

Turcja zaczęła interesować się wpływami na wschodzie. Iran także zaczął zacieśniać

więzy ze środkowoazjatyckimi państwami. Podobnie uczyniła Arabia Saudyjska, która

stała się istotnym graczem wznosząc w pierwszym roku po rozpadzie ZSRR 500 me-

czetów tylko w samym Tadżykistanie. Nowe republiki wciąż jednak pozostawały w

rosyjskiej strefie wpływów.

Dziś mamy nową odsłonę Wielkiej Gry, tym razem z większą ilością graczy

(Rosja, Chiny, USA, Iran, Indie, Turcja, UE). Rywalizacja toczy się głównie o wpływy,

zapewnienie sobie bezpieczeństwa i surowce, w które ten region Świata wprost obfi-

tuje. Obecnie Chiny zaczynają wyraźnie dominować w rejonie. Systematyczna, dys-

kretna i co najważniejsze nie wtrącająca się w wewnętrzne sprawy państw polityka

odnosi sukces. Pekin nie ujawnia swoich rzeczywistych długofalowych celów. Dopiero

bliższy wgląd w prowadzoną przez niego politykę i podejmowane działania daje pe-

wien obraz prawdziwych intencji.

Energetyka

Chiny w 1993 roku stały

się importerem ropy naftowej, a

obecnie konsumują rocznie ponad

2,2 mld m3 ekwiwalentów ropy

naftowej. Szacuje się, że do 2020

roku zapotrzebowanie tylko na

gaz wzrośnie do poziomu

200 mld m3 rocznie. Krajowa pro-

dukcja jest w stanie zapewnić

maksymalnie 120 mld m3. Rząd

w Pekinie ogłosił, że bezpieczeń-

stwo energetyczne jest jednym z

najważniejszych celów strategicznych Chin.

Zapora trzech Przełomów © Le Grand Portage

Page 40: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Azja i Pacyfik

38

Obecnie ropa naftowa w dużej mierze importowana jest do Chin przez cie-

śninę Malakka. Dla państwa chińskiego jest to czuły punkt. W razie jej blokady kraj

zostanie odcięty od strategicznego surowca. Chiny obecnie nie posiadają marynarki

zdolnej do rywalizacji z taką potęgą morską jak choćby USA. W kraju wdrażany jest

już ogromny plan rozbudowy floty, by przeciwdziałać takiemu obrotowi spraw. Minie

jeszcze wiele lat zanim chińska flota będzie zdolna zagrozić marynarce USA

czy choćby Indii. Innym sposobem zapewnienia sobie bezpieczeństwa energetyczne-

go jest dywersyfikacja dostaw surowca. W Azji Środkowej Chiny koncentrują swoją

uwagę szczególnie na dwóch projektach, ropociągu Kazachstan-Chiny oraz gazociągu

Turkmenistan-Chiny.

Pierwszy projekt jest na etapie zaawansowanej współpracy dwóch państwo-

wych gigantów – kazachskiego KazMunaiGaz (KMG) oraz chińskiej Chinese National

Petroleum Corporation (CNPC). Celem współpracy jest eksploatacja pola naftowego

Urichtau w zachodnim Kazachstanie (którego złoża szacowane są na 40 mld m3 gazu

oraz 8 mln ton ropy).

Drugim kluczowym projektem jest gazociąg Turkmenistan – Chiny (zaangażo-

wane również są Uzbekistan i Kazachstan). W grudniu 2009 r. uruchomiono pierwsza

nitkę gazociągu o przepustowości 12 mld m3 rocznie. Obecnie działają już trzy

z ośmiu zaplanowanych nitek. Gazociąg docelowo ma osiągnąć przepustowość

60 mld m3 gazu rocznie. Trasa gazociągu biegnie przez Turkmenistan, Uzbekistan i

Kazachstan, a następnie poprzez rozgałęzienia obejmuje niemal całe Chiny. Całkowi-

ty koszt projektu szacuje się na bagatela 22 mld dolarów. Chiny wyraźnie dążą do

monopolizacji eksportu turkmeńskiego gazu. Poprzez ten projekt został także złama-

ny monopol Gazpromu na transport surowców energetycznych z regionu. Obecnie

podpisano umowy na zakup 40 mld m3 gazu rocznie.

Infrastruktura

Blisko 95% chińskiego handlu z Europą odbywa się poprzez skomplikowaną i

kosztowną sieć dróg, linii kolejowych i połączeń morskich. Średni czas dostawy pro-

duktów do Europy wacha się w przedziale od 20 do nawet 40 dni. Skrócenie tego

czasu wydaje się bardzo istotną kwestią dla rozwoju gospodarczego. Każdy dzień

transportu to dzień kosztów i zamrożonej gotówki w transportowanym towarze. Ist-

nieje kilka dużych projektów,

które mają na celu rozwój infra-

struktury i stworzenie nowych

szlaków handlowych.

Jednym z najciekaw-

szych z nich jest projekt budowy

Kolei Transazjatyckiej (TAR),

który, jak się szacuje, mógłby

skrócić czas transportu towarów

z Azji Wschodniej do Europy

nawet do 11 dni. Projekt jest

prowadzony pod patronatem

ONZ i bardzo mocno wspierany

przez Chiny. W planach jest bu-

Szybkie pociągi w Chinach ©颐园新居

Page 41: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Azja i Pacyfik

39

dowa linii kolejowych pomiędzy Chinami a Iranem, Afganistanem i Tadżykistanem, a

nawet Turcją i Bułgarią. Pociągi na tej trasie mają rozwijać prędkość dochodzącą do

480 km/h. Łączna długość linii kolejowej ma wynosić około 7 tysięcy km, a jej cał-

kowity koszt szacuje się na 30 miliardów dolarów. Podobnym projektem jest Euro-

pejska inicjatywa Korytarza Transportowego Europa-Kaukaz-Azja (TRACECA) znana

jako „Nowy Jedwabny Szlak”. Ten projekt jednak nie cieszy się zainteresowaniem

Pekinu. Poza rozwojem linii kolejowych Chiny regularnie inwestują olbrzymie kwoty

w budowę i rozwój infrastruktury łączącej rejon Xinjiang z krajami Azji Centralnej.

Handel

Obecność Chińskich produktów w Azji Środkowej nie jest już niczym nadzwy-

czajnym. Wystarczy przejść się ulicami Ałmaty czy Taszkent, by dostrzec wszecho-

becność chińskich towarów. Chiny mają ambicję, by zastąpić Rosję i stać się najważ-

niejszym partnerem gospodarczym dla tego regionu. O sukcesie tej polityki świadczy

fakt, że w 2009 r. po raz pierwszy wartość netto handlu Chin z Azją Centralną prze-

wyższyła obroty Rosji.

Kazachstan cieszy się ogromnym zainteresowaniem ze strony Chin. Prezydent

Hu Jintao odwiedził dwukrotnie w ostatnim czasie Astanę, pod koniec 2009 roku oraz

w czerwcu 2010 r. Natomiast prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazbrajew złożył

wizytę w Pekinie w lutym 2011 r. W ciągu ostatniej dekady obroty handlowe pomię-

dzy krajami wzrosły niemal 13 krotnie. Chińskie inwestycje w Kazachstanie koncen-

trują się głównie na energetyce, surowcach oraz infrastrukturze. Istotne wydają się

także plany utworzenia strefy ekonomicznej w rejonie Chorgos, która mogłaby stać

się kanałem przerzutowym dla chińskich produktów na obszar utworzonej 6 lipca

2010 r. unii celnej łączącej rynki Kazachstanu, Białorusi i Rosji.

Kirgistan za sprawą reeksportu stał się jednym z kluczowych partnerów handlowych

Chin. Obecnie kirgiski rynek jest wprost zalewany przez chińskie towary, które póź-

niej trafiają także na inne rynki, m.in. na Białoruś czy Ukrainę.

Powołując się na dane udostępnione przez Jia Qingguo w pracy „The Shan-

ghai Cooperation Organization: China’s Experiment In Multirateral Leadership” obro-

ty handlowe Chin w 2005 roku, w porównaniu do 2001 roku wzrosły:

• z Rosją o 173%,

• Kazachstanem o 429%,

• Kirgistanem o 718%,

• Uzbekistanem o 1067%,

• Tadżykistanem o 1368%.

Imponująca dynamika, jaką charakteryzuje się przyrost handlu w ostatnich

latach wyraźnie wskazuje na ogromne zainteresowanie Pekinu ekspansją na tamtej-

szych rynkach.

Inwestycje

Głównym narzędziem ekspansji Chin są bezpośrednie inwestycje zagraniczne,

które poza aspektem ekonomicznym mają na celu także uzależnienie poszczególnych

krajów od wpływów chińskich. W zamian za dostęp do surowców Pekin oferuje tanie

kredyty. Tylko w 2005 r. Chiny podpisały z Uzbekistanem 20 umów opiewających na

prawie 2 mld dolarów. W 2009 roku Chiny udzieliły Turkmenistanowi pożyczki w wy-

Page 42: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Azja i Pacyfik

40

sokości 3 mld dolarów na rozwój magazynu gazu. Udzielono także dodatkowej po-

życzki 4 mld dolarów na dokończenie pierwszej fazy projektu. Natomiast Kazachstan

w 2009 roku pożyczył od Chin blisko 10 mld dolarów, by uporać się ze skutkami kry-

zysu ekonomicznego. Chińska korporacja naftowa CNPC kupiła za 1,4 mld dolarów

50% akcji koncernu gazowo-naftowego Mangistaumunaigaz, wcześniej podobną ofertę

złożył rosyjski Gazprom. Rząd Kazachstanu zdecydował się jednak na transakcje z

chińską korporacją. Eksperci twierdzą, że Mangistaumunaigaz posiada rezerwy ropy

na poziomie 1,32 mld baryłek. Można więc zakładać, że pożyczka udzielona przez

rząd Chiński w 2009 roku miała pewien wpływ na odrzucenie oferty Gazpromu. Chiń-

skie korporacje posiadają obecnie jedną trzecią produkcji ropy Kazachstanu (około

20 mln ton rocznie). W Turkmenistanie chińskie firmy są zaangażowane obecnie w 49

projektów inwestycyjnych wartych 1,284 mld dolarów.

Chiny starają się zawsze zatrudniać własnych pracowników do realizowanych

przez siebie projektów poza granicami kraju. Szacuje się, że około 300 tys. chińczy-

ków mieszka obecnie w Kazachstanie, około 200 tys. w Kirgistanie i 150 tys. w Uzbe-

kistanie. Chińska kultura może być także traktowana jako swoisty towar eksportowy.

Chińska muzyka, film czy dobra konsumenckie stają się coraz bardziej popularne w

całej Azji, szczególnie wśród młodzieży.

Ekspansja terytorialna

Chińską potęgę doskonale obrazuje dość szokujący przykład scedowania na

początku 2011 roku obszaru wielkości 1100 km2 od Tadżykistanu, co stanowi prawie

1% powierzchni tego kraju. Rząd Tadżykistanu ogłosił podpisanie tej umowy jako

dyplomatyczny sukces, ponieważ Chiny początkowo domagały się aż 28 tysięcy km2.

Wydaje się więc, że rząd w Duszanbe nie wytrzymał presji jaką wywierały Chiny i w

końcu ku oburzeniu opinii publicznej uległ oddając część swojego terytorium.

Inni aktorzy na środkowo-azjatyckiej scenie

W 2001 roku powołano Szanghajską Organizację Współpracy, której celem

jest umacnianie bezpieczeństwa regionalnego w Azji Centralnej. Członkami organi-

zacji są Rosja, Chin, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan i Uzbekistan. Organizacja

powstała, by przeciwstawić się wzrastającym wpływom USA w rejonie oraz by za-

chować hegemoniczną pozycję Rosji i Chin w tej części świata.

Moskwa przygląda się z niepokojem na rosnące wpływy Chin w regionie. W

ostatniej dekadzie wpływ Chin znacząco wzrósł, natomiast Rosja bezpowrotnie utra-

ciła totalną kontrolę nad tym regionem Azji. Kreml stara się utrzymać wpływy także

poprzez założoną w 1991 roku Wspólnotę Niepodległych Państw, której celem jest

prowadzenie wspólnej polityki zagranicznej państw i stworzenie wspólnej przestrzeni

gospodarczej oraz wspólnego systemu komunikacyjnego. Władze starają się także

zwiększyć skalę ekspansji w Azji Środkowej poprzez przejmowanie kontroli nad infra-

strukturą znajdującą się na Kaukazie i w całym tamtejszym regionie. Dla polepszenia

relacji z Turkmenistanem Rosja oferuje preferencyjne kredyty inwestycyjne. W 2003

roku podpisano także 25 letnią umowę o handlu gazem. W 2004 roku Gazprom powo-

łał nową spółkę, Rosukrenergo, która otrzymała na wyłączność prawa do dostaw

turkmeńskiego gazu na Ukrainę. Rosyjska ekspansja w Azji Centralnej ma bardziej

Page 43: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Azja i Pacyfik

41

podłoże polityczne niż ekonomiczne. Kreml obawia się rosnących wpływów UE i Sta-

nów Zjednoczonych w rejonie oraz postępującej ekspansji Chin.

Działania Stanów Zjednoczonych w Azji Środkowej budzą obawy Pekinu.

W krótkim okresie interesy Stanów Zjednoczonych ograniczają się jednak głównie

do wojny w Afganistanie. W rejonie Azji Środkowej republiki byłego Związku Ra-

dzieckiego borykają się z wieloma problemami, do których można zaliczyć także

autorytarne rządy i nierespektowanie praw człowieka. Polityczny koszt wchodzenia w

bliższe stosunki z dyktatorami może być nie do przyjęcia. Poza tym Stany Zjednoczo-

ne nie są już w stanie być wszędzie. Należy pamiętać przy tym, że dla krajów Azji

Środkowej Stany Zjednoczone są partnerem geopolitycznym, a Chiny geograficznym.

Pomoc i współpraca z partnerem Amerykańskim jest tam ważna i mile widziana, jed-

nak współpraca z Chinami jest kluczowa dla przetrwania i rozwoju.

Na koniec

Faktem jest, że Chiny poprzez rozbudowę sieci dostaw surowców, inwestycje

w infrastrukturę i handel zdobywają coraz to większe wpływy w Azji Środkowej. Taka

polityka ma na celu zapewnienie długotrwałego i stabilnego rozwoju dla kraju i jego

obywateli. Wielka Gra naszych czasów jeszcze się nie skończyła, walka o wpływy w

Azji Środkowej ciągle trwa.

Page 44: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Z życia Studenckiego Koła Naukowego Spraw Zagranicznych

42

Z życia Koła

Studenckie Koło Naukowe Spraw Zagranicznych jest jedną z najaktywniejszych, naj-

szybciej rozwijających się i najwyżej ocenianych organizacji studenckich działają-

cych obecnie w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie.

Nasza działalność koncentruje się na regularnej organizacji spotkań, debat i konfe-

rencji otwartych dla studentów wszystkich warszawskich uczelni. Każdego tygodnia

spotykamy się z politykami, dyplomatami, dziennikarzami, podróżnikami i najlep-

szymi wykładowcami, by dyskutować o bieżących sprawach w polityce i gospodarce

światowej. W minionym sezonie, tylko w ramach sztandarowych projektów takich jak

Światowe Poniedziałki i Wiosenna Szkoła Młodych Dyplomatów, zorganizowaliśmy

blisko 40 spotkań z udziałem około 60 ekspertów! Gościliśmy m. in.: b. Prezydenta

Niemiec, Ambasadora Japonii w Polsce, wielu znanych polskich dyplomatów, wice-

prezydenta amerykańskiego think tanku oraz innych znanych zagranicznych i polskich

ekspertów.

Na rynku spotkań eksperckich pod względem aktywności dystansujemy nie tylko inne

organizacje studenckie, ale również wiele organizacji pozarządowych. Mimo oczywi-

stej przepaści w zasobach i doświadczeniu liczba, różnorodność i poziom meryto-

ryczny organizowanych przez nas paneli uprawniają nas do porównań w tym zakresie

z czołowymi polskimi think tankami z dziedziny stosunków międzynarodowych.

Dodatkowo w warunkach nieuruchamiania od kilku lat kierunku stosunki międzynaro-

dowe w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie tworzymy na naszej uczelni najpo-

pularniejsze, najbardziej otwarte forum dyskusji na tematy zagraniczne dla zaintere-

sowanych studentów.

Naszej działalności nigdy nie przyświecała rywalizacja czy niezdrowa konkurencja

z innymi organizacjami, lecz realizacja wspólnych pasji. Pewnie dlatego przy organi-

zacji wielu spotkań udawało się współpracować w dobrej atmosferze z wieloma part-

nerami.

Walt Disney mawiał, że "robienie rzeczy niemożliwych jest całkiem dobrą zabawą".

Wierzę głęboko, że całkiem dobrą zabawą dla mojego zespołu było przygotowanie

pierwszej w historii Koła tak dużej publikacji. Wierzę, że całkiem dobrą zabawą była

możliwość bezpośredniego kontaktu z tak wieloma autorytetami z dziedziny stosun-

ków międzynarodowych. Mam też wiarę i przekonanie, że nadal będziemy się dobrze

bawić w SKN Spraw Zagranicznych.

Mateusz Sabat

Prezes SKN Spraw Zagranicznych

w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie

Page 45: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Z życia Studenckiego Koła Naukowego Spraw Zagranicznych

43

Rok 2011 z SKN Spraw Zagranicznych w liczbach

Mateusz Sabat

Dużo się działo przez cały 2011 rok w SKN Spraw Zagranicznych SGH. Oto krótkie

zestawienie liczbowe naszej działalności.

400 - około tyle osób śledziło organizowany przez nas wykład Horsta Köhlera

53 - tylu wybitnych ekspertów pojawiło się na spotkaniach w ramach naszych sztan-

darowych projektów: Światowych Poniedziałków i Szkół Młodych Dyplomatów

34 - tyle spotkań, debat, paneli eksperckich odbyło się w 2011 roku tylko w ramach

naszych sztandarowych projektów: Światowych Poniedziałków i Szkół Młodych Dy-

plomatów

16 - tylu zagranicznych gości pojawiło się na naszych spotkaniach w 2011 roku

15 - z tyloma partnerami zewnętrznymi współpracowaliśmy przy organizacji spotkań

w 2011 roku. Wśród nich były m.in. Forum Obywatelskiego Rozwoju, Fundacja im.

Kazimierza Pułaskiego, Polska Akcja Humanitarna, Open Society Foundations czy

Ambasada Japonii w Polsce

8 - tylu byłych polskich ambasadorów gościliśmy na naszych spotkaniach

7 - tyle dużych projektów realizowaliśmy w ciągu 2011 roku

3 - w tylu salach odbywało się spotkanie z Horstem Köhlerem. Ogromne zaintereso-

wanie wykładem sprawiło, że uruchomiliśmy transmisję w sąsiednich salach

2 - tylu wysokich przedstawicieli amerykańskich think tanków podejmowaliśmy w

Szkole Głównej Handlowej

1 - prezydent pojawił się w ramach organizowanego przez nas spotkania - Horst

Köhler

0,5 szklanki - dokładnie tyle wody wypili Tomaszowi Lisowi przedstawiciele SKN

Spraw Zagranicznych w 2011 roku

W Nowym Roku wypijemy więcej wody znanym osobistościom, zaprosimy więcej go-

ści, będzie o nas jeszcze głośniej!

Page 46: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Z życia Studenckiego Koła Naukowego Spraw Zagranicznych

44

W 22 poniedziałki dookoła świata

Mateusz Sabat

Światowe Poniedziałki są naszym sztandarowym projektem realizowanym już

od 10 lat. To cykl cotygodniowych otwartych dla wszystkich spotkań ze znanymi

i kompetentnymi przedstawicielami świata dyplomacji, polityki, nauki czy mediów,

związanymi ze sprawami międzynarodowymi. Projekt cechuje niezwykła interdyscy-

plinarność, różnorodność i oryginalność podejmowanych spraw.

Jak skutecznie prowadzić działalność gospodarczą w Chinach? Jak funkcjonu-

je bankowość muzułmańska? Czy widmo terroryzmu oddaliło się po śmierci Osamy bin

Ladena? Dlaczego właśnie teraz przeciwko swoim władcom wystąpiły arabskie ulice?

Jak wspólnota międzynarodowa powinna zareagować na światowy kryzys finansowy?

Czy katastrofa naturalna w Japonii poddała w wątpliwość sens wykorzystywania

energii atomowej? Jak międzynarodowe korporacje traktują pracowników w najbied-

niejszych krajach? Odpowiedzi na te i dziesiątki innych pytań można było uzyskać

biorąc udział w spotkaniach z cyklu Światowe Poniedziałki w 2011 roku.

W semestrze letnim od lutego do maja przygotowaliśmy 14 spotkań, na któ-

rych gościliśmy 27 ekspertów. Gościli u nas: H. Köhler (b. prezydent Niemiec), prof.

K. Żukrowska (SGH), T. Palmer (Wiceprezydent Fundacji Atlas z USA), K. Górak-

Sosnowka (SGH/UW), G. Olszak (MSZ), K. Kwiatkowska (Fundacja im. Kazimierza

Pułaskiego), Ł. Adamski (PISM), K. Mazurowska, Ł. Mazurowski (Profitia) M. Kwasibor-

ski, S. Tuli (USA), G. Dziemidowicz (b. ambasador), R. Kownacki, P. Masiukiewicz

(SGH), B. Paxford (UW), T. Chashab (Tybet), P. Cykowski, Y. Umeda, T. Hashimoto

(Japonia), R. Bajek (specjalista ds. Japonii), S. Skrypka, T. Tokarski, S. Litwinow

(właściciele ukraińskich firm), W. Górecki (OSW), K. Liedel (Colegium Civitas), prof.

P. Balcerowicz (UW), J. Natkański (b. ambasador). W ramach spotkań z tego cyklu na

2 spotkaniach występowaliśmy z własnymi referatami na interesujące nas tematy.

Jesienią 2011 zorganizowaliśmy kolejnych 8 spotkań, na których gościliśmy 16

ekspertów. Gościli u nas: prof. Z. Lewicki, dr J. Mrowiec, dr J. Yacoub, red. J. Ża-

kowski, red. M. Stasiński, red. W. Lorenc, N. Capaz z Portugalii, L. Miodek, A. Sapa,

T. Makulski, A. Karp, R. Maddakuri, P. Gricuk, Ł. Mazurowski, T. Y. Sylvia oraz

T. Weis z Kanady. Oprócz spotkań z ekspertami podczas 4 spotkań odbywały się na-

sze własne występy.

Jak wyglądały najciekawsze spotkania naszego cyklu?

Dokładnie 2 lata po tym, jak Barack Obama wypowiadał na Kapitolu ostatnie

słowa swojego przemówienia inauguracyjnego, w SGH rozpoczynał się Światowy Po-

niedziałek poświęcony półmetkowi jego prezydentury. W ten styczniowy wieczór

naszym gościem był prof. Zbigniew Lewicki, znany amerykanista.

Bardzo krytycznie odniósł się on do działań podejmowanych przez administrację

Obamy. Jego zdaniem obecny prezydent USA zmarnował wysokie poparcie z powodu

Page 47: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Z życia Studenckiego Koła Naukowego Spraw Zagranicznych

45

swojej niedojrzałości, pasywności oraz przekonania o własnej doskonałości. Zwracał

również uwagę na odmienny od ugruntowanego w amerykańskiej tradycji styl spra-

wowania urzędu. Krytykował zbyt miękką politykę zagraniczną USA.

Nasz gość doceniał symbolikę wyboru pierwszego czarnoskórego prezydenta, ale miał

wątpliwości, czy niedoświadczenie Obamy nie ośmieszy idei, które miała reprezen-

tować jego prezydentura. W drugiej części spotkania w burzliwej dyskusji ze studen-

tami prof. Lewicki dowodził, że Obama nie będzie miał większych szans na drugą

kadencję.

Pierwsze spotkanie po zimowej przerwie poświęcone było rewolucjom

w świecie arabskim. Raptem 3 dni po ustąpieniu prezydenta Hosniego Mubaraka w

Egipcie, gdy gwałtowne protesty rozprzestrzeniły się także na ulice Libii i Jemenu, te

bezprecedensowe wydarzenia na gorąco komentowali zaproszeni eksperci: dr Kata-

rzyna Górak-Sosnowska pracownik naukowy Katedry Socjologii Kolegium Ekonomicz-

no-Społecznego SGH oraz Katedry Arabistyki i Islamistyki Wydziału Orientalistycznego

UW, prof. dr hab. Katarzyna Żukrowska, kierownik Katedry Bezpieczeństwa Między-

narodowego SGH oraz Grzegorz Olszak, naczelnik Wydziału Państw Arabskich i Iranu

w Departamencie Afryki i Bliskiego Wschodu MSZ. Uczestnicy debaty zgodzili się, że

przyczyny wybuchu niepokojów w kolejnych krajach są bardzo podobne. Podłożem

Page 48: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Z życia Studenckiego Koła Naukowego Spraw Zagranicznych

46

niezadowolenia ludności jest głównie bieda i duże rozwarstwienie dochodów. W wie-

lu arabskich krajach panuje też wysokie bezrobocie. Dotyczy to zwłaszcza najmłod-

szych pokoleń, które nie widzą dla siebie szansy w skostniałych społeczeństwach.

Problemy te utrzymywały się w świecie arabskim od lat, ale w warunkach globalnego

kryzysu gospodarczego i rozwoju nowych mediów, doprowadziły wreszcie do wybu-

chu.

Świat arabski ponownie był w centrum zainteresowania podczas współorgani-

zowanej przez SKN Spraw Zagranicznych 21 marca 2011 minikonferencji o bankowo-

ści muzułmańskiej: „Jak zarobić bez procentu?”.

W pierwszej części spotkania odbyła się dyskusja panelowa z udziałem ekspertów: dr

Katarzyny Górak-Sosnowskiej z KES SGH oraz UW, dr Beaty Paxford z UW oraz dr Pio-

tra Masiukiewicza z KNOP SGH. Debatę moderowała Anna Ślęzak z IKN Kontekstów

Islamu UW. Eksperci mówili m.in. o etyce biznesu i rozumieniu tego pojęcia w kra-

jach Europy Zachodniej oraz w świecie muzułmańskim. Rozmowa toczyła się także

wokół ubezpieczeń muzułmańskich, inwestycji banków muzułmańskich w Europie i

wpływie kryzysu na tę bankowość. W części drugiej głos zabrali studenci zajmujący

się naukowo tematyką bankowości muzułmańskiej: Adam Baron, Izabela Izdebska,

Gabriela Mieczkowska, Ewa Pietrzak oraz Katarzyna Sidło. W swoich wystąpieniach

przedstawili oni instytucje takie jak sukuk i murabaha, funkcjonowanie bankowości

muzułmańskiej w świecie arabskim (na przykładzie Zjednoczonych Emiratów Arab-

skich) i w naszej kulturze (w Wielkiej Brytanii), a także specyfikę islamskiego rynku

dzieł sztuki. Spotkanie śledziło blisko 100 studentów zgromadzonych w Auli II

Budynku C.

Dzień później z jeszcze większym zainteresowaniem spotkał się zorganizowa-

ny przez SKN Spraw Zagranicznych i Forum Obywatelskiego Rozwoju wykład Toma G.

Palmera, amerykańskiego ekonomisty, wiceprezydenta Fundacji ATLAS, starszego

analityka w Cato Institute, pt. „Economic Freedom. The Key to Poland’s Future and

Prosperity”.

Page 49: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Z życia Studenckiego Koła Naukowego Spraw Zagranicznych

47

Na początku postawił on tezę, że ostatnie stulecie przyniosło światu fundamentalną

zmianę – od stanu masowej biedy do dość powszechnego dobrobytu. Według niego

przyczyniły się do tego uznanie prawa przedsiębiorców do zachowania zysku i napę-

dzane przez nich innowacje. Odwołał się także do noblisty w dziedzinie ekonomii

Douglasa Northa, który wskazywał, że instytucje kształtują bodźce, a te ludzkie za-

chowania. Według dr Palmera kluczowe są prawa własności, które mogą kreować

bodźce dla tworzenia dobrobytu, współpracy i rozwoju społecznego. Podkreślał także

wagę swobody negocjacji, wolnorynkowego kształtowania cen. Zdaniem Palmera

zadaniem sprawnego państwa i wyzwaniem dla Polski jest tworzenie silnych instytu-

cji. Te przyczynią się do zwiększenia zakresu osobistej wolności każdego obywatela,

respektowania prawa, rozwoju społeczeństwa obywatelskiego oraz pomnażania do-

brobytu.

W 3 tygodnie po dramatycznym trzęsieniu ziemi i uderzeniu fal tsunami w

Japonii, a także serii awarii w japońskich elektrowniach atomowych, odbyło się

kolejne spotkanie z cyklu Światowe Poniedziałki poświęcone właśnie tym wydarze-

niom. W debacie udział wzięli: Yoshiho Umeda, Japończyk mieszkający w Polsce od

1963r., Członek Rady Konsultacyjnej Parlamentarnego Zespołu ds. Energetyki; dr

Robert Bajek, socjolog, współpracownik Uniwersytetu w Kyoto; Tom Hashimoto, eks-

pert ds. stosunków międzynarodowych z Japonii oraz Mateusz Sabat, prezes SKN

Spraw Zagranicznych SGH.

W pierwszej części spotkania dyskusja toczyła się wokół społecznych i ekonomicznych

skutków tragedii. Paneliści nie byli zgodni, jak katastrofa może wpłynąć na gospo-

darkę Japonii w dłuższym okresie. Obok opinii, że zdołuje jeszcze bardziej pogrążoną

w stagnacji japońską gospodarkę pojawiło się zdanie, że po kataklizmie zawsze przy-

chodzi czas intensywnej odbudowy napędzającej koniunkturę. Podjęto także temat

unikalnych procedur stosowanych w Japonii w trakcie podobnych kataklizmów. Po-

zwoliły one zminimalizować liczbę ofiar. Mimo ogromu zniszczeń w kraju nie było

śladu paniki i chaosu.

Page 50: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Z życia Studenckiego Koła Naukowego Spraw Zagranicznych

48

Ostatnią część spotkania i serię pytań od publiczności zdominowała sprawa wycieków

w elektrowniach jądrowych i przyszłości tego rodzaju energii. Eksperci przewidywali,

że awaria w Fukushimie na dłuższą metę raczej nie będzie miała wpływu na rozwój

energetyki jądrowej na świecie.

Miesiąc później, 9 maja 2011 w SGH gościł Horst Köhler, b. prezydent Nie-

miec, w przeszłości także przewodniczący EBOiR, dyrektor zarządzający w MFW oraz

przewodniczący Rady Wykonawczej MFW. Wykład zorganizowany przez Szkołę Głów-

ną Handlową w Warszawie, Forum Obywatelskiego Rozwoju oraz SKN Spraw Zagra-

nicznych poświęcony był reformie międzynarodowego systemu walutowego. Jest ona

trudnym zadaniem. Zdaniem Köhlera podstawowym wyzwaniem jest zacieśnienie

współpracy między narodami, które powinno zacząć się od lepszej reprezentacji

interesów wszystkich krajów na forach dyskusji międzynarodowej.

Inną słabością strukturalną systemu jest brak mechanizmów dyscyplinowania ekono-

micznego. Brak dyscypliny skutkuje nieodpowiedzialnym zadłużaniem. Kolejnym pro-

blemem jest oderwanie instytucji finansowych od gospodarki realnej. Coraz mniejsza

zależność między tymi dwoma światami prowadzi do nierównowagi, niestabilnego

Page 51: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Z życia Studenckiego Koła Naukowego Spraw Zagranicznych

49

obrotu kapitałem i wzrostu liczby kredytów. Köhler chciałby, by kryzys potraktować

jako szansę na reformę międzynarodowego systemu walutowego.

2 maja 2011 Barack Obama obwieścił światu, że terrorysta nr 1 Osama bin

Laden zginął w 40-minutowej operacji przeprowadzonej przez elitarne oddziały

amerykańskiej marynarki wojennej. Już 2 tygodnie później w SGH odbyła się praw-

dopodobnie pierwsza w Polsce otwarta debata akademicka na ten temat. W spotka-

niu zamykającym sezon Światowych Poniedziałków udział wzięli: prof. Piotr Balcero-

wicz, orientalista i podróżnik, Jan Natkański, b. ambasador RP w Egipcie oraz przed-

stawiciel Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. Zaproszeni goście

przypomnieli drogę, jaką przebył nieuchwytny od lat Osama bin Laden. Najpierw

walczył partyzancko z ZSRR w Afganistanie, potem wydał wojnę Zachodowi. Z cza-

sem stworzył luźną sieć terrorystyczną, Al-Kaidę, której największą operacją były

zamachy w USA z 11 września 2001 roku. Eksperci zgodzili się, że choć śmierć bin

Ladena ma wymiar symboliczny, to nie stanowi przełomu w walce z terroryzmem.

Al-Kaida jest silnie zdecentralizowaną organizacją, nad którą bin Laden nie miał w

ostatnich latach bezpośredniej kontroli.

Niezwykła aktywność naszego zespołu i różnorodność przygotowywanych spo-

tkań składają się na projekt wyjątkowy, nie tylko na rynku warszawskim, ale w skali

kraju.

Page 52: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Z życia Studenckiego Koła Naukowego Spraw Zagranicznych

50

O efektach dekryminalizacji

posiadania narkotyków na świecie Klaudia Stano

Na narkotykowej mapie Europy Portugalia wyróżnia się jako państwo w spo-

sób niezwykle efektywny i mądry zwalczające uzależnienia od substancji odurzają-

cych. Przypadek ten, choć nieznany szerszej opinii publicznej, zasługuje na dokład-

niejsze zbadanie.

9 listopada 2011 Studenckie Koło Naukowe Spraw Zagranicznych przy Kate-

drze Integracji Europejskiej im. Jeana Monneta przy współpracy z Open Society Fo-

undaions w ramach cyklu Światowe Poniedziałki zorganizowało debatę Nuno Capaza,

eksperta z lizbońskiego Institute on Drugs and Drug Addiction, członka tzw. Komisji

Odwodzenia – interdyscyplinarnego zespołu pracującego z osobami używającymi sub-

stancji psychoaktywnych oraz Macieja Stasińskiego z działu zagranicznego "Gazety

Wyborczej". W 2001 roku w Portugalii zdekryminalizowano posiadanie niewielkich

ilości narkotyków i na pozytywne efekty kontrowersyjnej reformy nie trzeba było

długo czekać. W przedstawionej niżej relacji przyjrzymy się stronie formalnej przed-

sięwzięcia i dowiedziemy, że dziesięcioletnia walka o utrzymanie tego rozwiązania to

prawdopodobnie początek drogi do sukcesu.

Na wstępie trzeba zaznaczyć, że Portugalia postawiła sobie realistyczne cele.

Nie dążyła do obniżenia statystyk. Złożoność problemu wymagała cierpliwości, rady-

kalnych kroków i ogromnej konsekwencji. Niepokojące tendencje zauważono już w

latach osiemdziesiątych. Ówczesne badania wykazały, że aż jeden procent społe-

czeństwa jest uzależniony od heroiny, podczas gdy jeszcze dziesięć lat wcześniej

świadomość społeczna plasowała się na zdecydowanie niższym poziomie. Pojawiły się

kampanie prewencyjne o wątpliwej skuteczności. Eksperci szybko wyciągnęli wnioski

Page 53: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Z życia Studenckiego Koła Naukowego Spraw Zagranicznych

51

– każda grupa społeczna, nisza, subkultura potrzebuje zindywidualizowanego podej-

ścia. Zdecydowano się na pierwszy radykalny ruch i zrezygnowano z kampanii spo-

łecznych skierowanych do bezosobowego adresata. Takie kampanie bardzo podobają

się opinii publicznej, ale nie przybliżają w żaden sposób do rozwiązania problemu.

Portugalia nigdy nie była krajem z wyraźnie widocznym problemem narkoty-

kowym. Niemniej jednak zauważalny wzrost komplikacji zdrowotnych i śmierci zwią-

zanych z zażywaniem substancji odurzających w latach 90-tych doprowadził do sytu-

acji, w której podjęcie środków zapobiegawczych wydawało się nieuniknione. W 1999

roku powstała Strategia Narkotykowa, która kładła nacisk między innymi na fakt, że

osoba zażywająca narkotyki powinna być traktowana przede wszystkim jak pacjent

wymagający swoistego leczenia, a nie jak przestępca. Celem nie było bynajmniej

społeczne odizolowanie narkomanów, a raczej uświadomienie problemu i znalezienie

humanitarnych sposobów jego załagodzenia.

Krokiem milowym była dekryminalizacja posiadania małych ilości narkotyków

(do 10 dawek dziennych). Samo posiadanie przestało być traktowane jako przestęp-

stwo i zostało sklasyfikowane jako wykroczenie. Należy podkreślić, że dekryminaliza-

cja jest rozróżnialna od legalizacji czy liberalizacji. Argumenty za nią przemawiające

nie były natury wolnościowej, do czego sprowadzają się np. postulaty Ruchu Wolnych

Konopi w Polsce. W zarysie, celem przeprowadzonej reformy była lepsza kontrola

nad problemem uzależnień i reintegracja społeczna osób wyraźnie uzależnionych od

narkotyków poprzez specjalne terapie zdrowotne i psychologiczne.

Page 54: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Z życia Studenckiego Koła Naukowego Spraw Zagranicznych

52

Inkarceracja spowodowana posiadaniem narkotyków w oczywisty sposób nie

pomagała uzależnionym osobom, choć zapewne odstraszała przed jednorazowymi

przygodami. Obecnie zamiast więzienia, przyłapany otrzymuje nakaz stawienia się

przed specjalną komisją, której zadaniem jest indywidualne podejście do każdego

przypadku, ocena i ewentualne skierowanie na terapię lub nałożenie jednej z wielu

możliwych kar. Komisje składają się z psychologów, lekarzy, pracowników opieki

społecznej i prawników. Pierwsze wykroczenie tego typu rzadko podlega karze. Naj-

częściej ustala się okres zawieszenia, podczas którego wstrzymuje się od egzekwo-

wania sankcji pod warunkiem, że sytuacja się nie powtórzy - podkreślał Capaz. Waż-

nym elementem procedury jest możliwość bezwarunkowego zawieszenia w przypad-

ku, gdy osoba przyłapana na posiadaniu narkotyków przyzna, że jest uzależniona i

dobrowolnie podda się terapii. Interesujący jest wachlarz stosowanych sankcji, z tym

że należy mieć na uwadze symboliczną naturę niektórych z nich. Przykładowo można

czasowo pozbawić możliwości wykonywania zawodu przyłapanego na posiadaniu nar-

kotyków, przebywania w określonych miejscach, spotykania się z danymi osobami, a

nawet wyjazdu za granicę. Wszystko zależy od jednostkowego przypadku. Prowadzo-

na jest baza danych, w której zapisana jest indywidualna narkotykowa historia każ-

dej osoby, która została zatrzymana za posiadanie tychże substancji.

Może nie tylko symboliczne znaczenie ma fakt, że organ zarządzający komi-

sjami i całym programem działa pod auspicjami Ministerstwa Zdrowia. Świadczy to o

odważnym i profesjonalnym potraktowaniu problemu.

Opozycja wobec reformy okazała się dość silna, szczególnie wśród środowisk

prawicowych. Częstym podejściem laików jest błędne przekonanie, że to podatnicy

poniosą koszty oficjalnej walki z narkomanią. W istocie środki, które dotąd przezna-

czano na więzienia zostaną skierowane na profesjonalną terapię. Surową literę pra-

wa zastąpiono ludzkim podejściem, dzięki czemu zdecydowanie więcej osób decydu-

Page 55: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Z życia Studenckiego Koła Naukowego Spraw Zagranicznych

53

je się na poddanie terapii. Komisja nie narzuca rozwiązań, lecz pomaga znaleźć wła-

ściwą drogę.

Reforma usprawniła również działanie policji. W chwili obecnej władze mogą

skupić się na śledzeniu skomplikowanych siatek przemytniczych. Konfiskaty nie są już

aż tak częste, za to zdecydowanie bardziej spektakularne. I chociaż dane dotyczące

spożycia i handlu narkotykami są identyczne jak przed dziesięcioma laty, walka ze

zorganizowanymi grupami przestępczymi przebiega sprawniej.

Portugalia staję się pewnego rodzaju modelem, do którego dążą południowo-

amerykańskie państwa. Powracając na bliższe nam terytoria zachowawcza polityka i

słabości demokracji europejskiej uniemożliwiają wprowadzenie w większości krajów

tak daleko idących reform. Żaden walczący o reelekcję rząd nie zdecydowałby się na

odważny i, jak pokazują portugalskie doświadczenia, uzasadniony krok w obawie o

utratę jakże cennego, konserwatywnego elektoratu. Debata narkotykowa w Polsce w

ogóle nie ma miejsca i niestety nic nie zapowiada zmian w tym kierunku. Środki odu-

rzające pozostają tematem tabu. Zarówno Nuno Capaz, jak i Maciej Stasiński podkre-

ślali, że trudne socjalnie kwestie wymagają czasu, spokojnego tłumaczenia i niezwy-

kłej delikatności. Warto jednak uczynić pierwszy krok.

Page 56: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Z życia Studenckiego Koła Naukowego Spraw Zagranicznych

54

“Reżim w Libii obalony. Co dalej?” Adrianna Bondyra

Kolejne listopadowe spotkanie z cyklu Światowe Poniedziałki dotyczyło wyda-

rzeń, których przebieg przez ostatnie miesiące uważnie śledził cały świat. O skutkach

wojny w Libii i śmierci Muammara al-Kaddafiego, autorytarnego przywódcy kraju

dyskutowali: dr Janusz Mrowiec – były ambasador RP w Senegalu, Gwinei, Mali, Gam-

bii oraz Algierii, dr George Yacoub z Katedry Arabistyki i Islamistyki Uniwersytetu

Warszawskiego oraz redaktor Wojciech Lorenz z dziennika „Rzeczpospolita”. Debatę

poprowadziła członkini Koła, Agnieszka Posłuszna.

Pierwsze pytania, na które odpowiedzieli zaproszeni eksperci wynikały z

tytułu spotkania „Reżim w Libii obalony. Co dalej?”: Jaka przyszłość czeka Libię? Czy

demokracja jest tam w ogóle możliwa? Jako pierwszy wypowiedział się doktor Geor-

ge Yacoub. Zwrócił uwagę na dyskusję, jaka toczyła się ostatnio w libijskich me-

diach. Jej tematem była kwestia zakładania partii politycznych – czy warto je powo-

ływać do życia? Przywódca reżimu, pod którym Libijczycy żyli przez 42 lata Muammar

Kaddafi napisał w swojej „Zielonej książce”: „Być partyjnym to być zdrajcą”. Czy w

takich warunkach, świeżo po obaleniu dyktatury, możliwy jest system wielopartyjny?

Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że społeczeństwo libijskie jest podzielone na

plemiona. Według doktora Janusza Mrowca żeby odpowiedzieć na to pytanie, należy

najpierw zrozumieć islam. Dla większości muzułmanów najlepszą koncepcją państwa

jest państwo kierowane według praw boskich. Jeżeli religia reprezentuje wartości

ideologiczne i moralne, wtedy jest oczywiste, że może działać tylko jedna partia,

która reprezentuje właśnie taki program. W takich warunkach nie da się przenieść do

Libii i innych krajów arabskich modelu europejskiego. Redaktor Wojciech Lorenz

reprezentował bardziej optymistyczny pogląd, jeśli chodzi o podział władzy w Libii.

Jego zdaniem plemiona starają się ze sobą współpracować pod naciskiem Zachodu.

Page 57: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Z życia Studenckiego Koła Naukowego Spraw Zagranicznych

55

Przyczyną tego jest fakt, że 90% libijskiej ropy jest eksportowane do Europy. Zachód

podjął ryzyko pomocy rebeliantom, gdyż z informacji wywiadów wynikało, że zagro-

żenie radykalnym islamem nie jest duże.

Drugie pytanie prowadzącej debatę dotyczyło ropy naftowej, która stanowi

80% dochodu narodowego Libii. Tutaj doktor Mrowiec zwrócił uwagę na długi państw

Zachodu, kupujących libijską ropę wobec tego kraju. Tymi finansami rozporządzał

syn Kaddafiego. Niejasna jest kwota tego zadłużenia, ponieważ reżim mieszał pie-

niądze publiczne z prywatnymi środkami dyktatora. Zdaniem doktora Yacouba innym,

również bardzo ważnym bogactwem Libii są zabytki i to na turystykę powinni w przy-

szłości postawić Libijczycy.

Trzecią omawianą kwestią były operacje NATO w Libii. Czy rzeczywiście

należało tam interweniować? Redaktor Wojciech Lorenz przygotował i przedstawił na

ten temat prezentację, w której zawarł m.in. podstawowe informacje na temat

przebiegu tej wojny, dane liczbowe dotyczące operacji NATO oraz opinie na temat

słuszności decyzji o interwencji i jej skutków. Jego zdaniem bezpośrednią przyczyną

zaangażowania się Zachodu w libijską rewolucję była prośba krajów Ligi Arabskiej do

ONZ o interwencję w Libii. ONZ wydała rezolucję potępiającą Kaddafiego i zakazała

lotów nad Libią. Ciężar interwencji wzięło na siebie NATO. Udogodnieniem była tutaj

możliwość korzystania z baz we Włoszech i Francji oraz ustabilizowana sytuacja w

krajach sąsiadujących z Libią. Amerykanie zbombardowali najpierw ośrodki obrony

przeciwlotniczej oraz centra dowodzenia wojsk Kaddafiego, później przekazali kie-

rowanie misją Europie, konkretnie: Francji i Wielkiej Brytanii. Podsumowując, redak-

tor Lorenz uznał interwencję w Libii za sukces, który obnażył słabe strony sojuszu

(np. wewnętrzne podziały, słabość militarną bez USA). Osiągnięto zamierzone cele, a

brak zaangażowania Polski w tę misję należy uznać za straconą szansę. Po prezenta-

cji wywiązała się dyskusja, ponieważ dwaj pozostali eksperci nie podzielali opinii

Wojciecha Lorenza. Zarówno George Yacoub jak i Janusz Mrowiec byli zdania, że

Page 58: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

Z życia Studenckiego Koła Naukowego Spraw Zagranicznych

56

Polska zrobiła bardzo dobrze, nie angażując się w tę interwencję. Według doktora

Yacouba NATO nie zrobiło nic by chronić cywilów przed rebeliantami, a doktor Mro-

wiec uznał, że Zachód zawinił jeszcze wcześniej w ogóle wpuszczając Kaddafiego na

salony, jeszcze na długo przed rebelią. Akceptowano zaostrzanie konfliktów przez

dyktatora za cenę tego, że odstąpił on od prób z bronią nuklearną. Na zakończenie

tej części spotkania pan Janusz Mrowiec stwierdził jednak, że prawdopodobnie przy-

jęte rozwiązanie było jedynym możliwym w tej sytuacji.

W drugiej części debaty eksperci odpowiadali na pytania publiczności.

Pierwsze z nich dotyczyło tego, czy warto było pomagać niegotowej na demokratycz-

ne przemiany Libii, podczas gdy do wielu innych dyktatur Zachód się nie miesza.

Zdaniem Wojciecha Lorenza nie było innej możliwości, ponieważ siły Kaddafiego

wymordowałyby tysiące ludzi. Państwa zachodnie powinny poczuwać się do winy za

sytuację w tamtym regionie tzn. biedę, głód, analfabetyzm, gdyż jest to konsekwen-

cją kolonializmu. Doktor Yacoub zwrócił uwagę na to, że przy zaangażowaniu się

NATO w tę operację dowódcom zabrakło wyobraźni i w rezultacie pomogli w zlin-

czowaniu człowieka. Następnie padło pytanie o to, czy Zachód powinien w dalszym

ciągu pomagać Libii czy też wycofać się. Tutaj eksperci zwrócili uwagę na to, że

Zachód głównie przeciwdziała rozwojowi radykalnego islamu szyickiego, robiąc

wszystko, by panował w tych państwach bardziej umiarkowany islam sunnicki. Szanse

na to, że tak faktycznie się stanie, istnieją w Tunezji i Egipcie. Redaktor Lorenz

wskazał na rolę Turcji w tym regionie oraz uznał, że to od Egiptu zależy, jak ukształ-

tuje się sytuacja w tej części północnej Afryki. Ostatnie pytanie dotyczyło bardziej

prawdopodobnego modelu przyszłego państwa libijskiego – wojskowa dyktatura czy

raczej państwo wyznaniowe, oparte na zasadach radykalnego islamu? Doktor Janusz

Mrowiec odpowiedział, że w tamtym regionie rządy wojskowych nie są wcale najgor-

szym rozwiązaniem, ponieważ stanowią oni elitę społeczeństwa, są dobrze wykształ-

ceni na zagranicznych uczelniach oraz opowiadają się za modernizacją, nowocze-

snymi rozwiązaniami dla państwa. Unia Europejska powinna umożliwić dostosowanie

norm uniwersalnych do warunków świata muzułmańskiego. Zachód poradzi sobie z tą

sytuacją, jeżeli nie będzie narzucał gotowych rozwiązań. Według doktora Yacouba

siła, która dojdzie w Libii do władzy, nie będzie potrzebowała wojska, ponieważ

stanie za nią cały naród. Redaktor Wojciech Lorenz uznał oba scenariusze za możli-

we, podsumowując, że szariat (prawo religijne) wcale nie musi oznaczać wahhabi-

zmu, czyli najbardziej radykalnej odmiany islamu.

Jak wynika z opinii zaproszonych ekspertów, przyszłość Libii nie jest do koń-

ca przesądzona, możliwe są różne scenariusze. Powinniśmy przede wszystkim wziąć

po uwagę, że w odmiennych warunkach kulturowych raczej nie należy oczekiwać

modelu państwa utworzonego na podstawie skopiowanych europejskich rozwiązań.

Page 59: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

57

Page 60: Magazyn Spraw Zagranicznych nr 1/12

58

Magazyn Spraw Zagranicznych jest nową platformą wymiany poglądów na bieżące

sprawy międzynarodowe. Stawiamy na odważne opinie, komentarze i analizy. Nie

zamykamy się na teksty, w których będą przybliżane tematy fascynujące jednych,

a być może nieznane dla innych.

Nasz Magazyn to inicjatywa unikalna w SGH. Gospodarka? Giełda? Wykresy? Loże?

Zamknięte bractwa? Nawet coś o praniu? To wszystko już było! Czas na poważną dys-

kusję o polityce zagranicznej i najważniejszych wyzwaniach globalnych.

Działalność w SKN Spraw Zagranicznych to stały rozwój. Taką szansę daje też Maga-

zyn Spraw Zagranicznych. Chcemy z jednej strony przybliżać w znośnej formie tema-

tykę międzynarodową naszym czytelnikom, z drugiej dawać możliwość rozwijania

umiejętności analitycznych i publicystycznych naszym autorom.

Zachęcamy wszystkich do współpracy i czytania kolejnych numerów Magazynu!