Kozak Magdalena - Nocarz

Embed Size (px)

Citation preview

Copyright by Magdalena Kozak, Lublin 2006 Copyright by Fabryka Sw Sp. z o.o., Lublin 2006

Wydanie I

ISBN 83-89011-83-2

Wszelkie prawa zastrze one All rights reserved.

Ksi ka ani adna jej cz nie mo e by przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposb reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w rodkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

5

(

'

$

)

(

6

&

0

)

(

5

&

%

'

4

)

!

&

%

3

2

2

1

)

!

&

$

"

!

0

)

(

'

&

"

%

$

#

"

!

!

!

Ja, obywatel Rzeczypospolitej Polskiej, wiadom podejmowanych obowizkw funkcjonariusza Agencji Bezpieczestwa Wewntrznego, lubuj: su y wiernie Narodowi, chroni ustanowiony Konstytucj Rzeczypospolitej Polskiej porzdek prawny, strzec bezpieczestwa Pastwa i jego obywateli, nawet z nara eniem ycia. Wykonujc powierzone mi zadania, lubuj pilnie przestrzega prawa, dochowa wiernoci konstytucyjnym organom Rzeczypospolitej Polskiej, przestrzega dyscypliny su bowej, a tak e honoru, godnoci i dobrego imienia su by oraz przestrzega zasad etyki zawodowej.

Rota lubowania ABW

5

7

4 3

6 1

3 "

#

1

"

2

"

1

!

0

) (

'

& $

% $

Operacja Faust # " !

erzy Arlecki wpatrywa si w czerwon tabliczk z biaymi literami, nad ktrymi przycupn orzeek w koronie. W zamyleniu potar brod i spojrza na zegarek. Za pitnacie sma rano. Westchn lekko, po czym podszed do wartowni, wycigajc portfel z kieszeni. Wyj z niego legitymacj i dowd osobisty, poda dokumenty zaspanemu funkcjonariuszowi. Tamten tylko pokiwa gow, po czym bez sowa zacz wpisywa co do zeszytu. Przerwa nagle, wyj drugi brulion i przez chwil si w niego wczytywa, porwnujc dane. Po chwili podnis wzrok na petenta i pokrci przeczco gow. - To nie tu - powiedzia, zamykajc zeszyt. - To nie to szkolenie. Arlecki stumi westchnienie. Znowu ta sama zabawa, sprawdzanie odpornoci psychicznej kandydata. Pierwszy raz poddawali go takiej prbie w szpitalu MSWiA na Wooskiej, kiedy przechodzi testy psychologiczne. Pani doktor nieustpliwie wmawiaa mu, e kama przy wypenianiu kwestionariuszy, on za broni si jak mg. Wreszcie wymiga si jako. Potem dowiedzia si, e test zda. Ka dego, kto przeprasza i przyznawa si do najdrobniejszego bdu, wyrzucano na bruk. Funkcjonariusz ABW musi umie si znale w kopotliwej sytuacji. Wra liwych nie potrzebuj. - Lepiej sprawd jeszcze raz w tym swoim zeszycie - powiedzia wic wartownikowi. - Mam skierowanie. - Wyj kolejny dokument z portfela i poo y go na parapecie okienka wartowni. - Adres si zgadza? Godzina te ? No to jestem na szkoleniu. I lepiej mnie wpu, zanim si spni i bdzie afera. Tobie te si oberwie, zarczam. Tamten rzuci okiem na kolejny papier, po czym pokrci zdecydowanie gow. Zebra dokumenty Arleckiego, wysun rk przez okienko i pomacha nimi naglco. - Biuro do spraw biaego wywiadu sekcja trzecia ma swj wasny orodek szkoleniowy - odpar niewzruszenie. - Ulica Nadwilaczykw trzy a - zaakcentowa mocno liter a masz tu napisane. - ...baranie! - dodawa wyraz jego twarzy. Jurek zmarszczy brwi z niedowierzaniem.

$

3

6 2

6

6

&

#

&

%

0

$

'

- W ty zwrot, w prawo, a potem przez las. Lepiej jed ju , zanim si spnisz i bdzie afera! - dorzuci wartownik kpico. - Bo jeszcze mi si oberwie... Arlecki wpatrzy si uwa nie w skierowanie. Rzeczywicie, przy adresie widnia gryzmo, ktry przy odrobinie dobrej woli mo na byo uzna za 3a. W nagwku dokumentu za - literki BBW III, ktre uzna by za specyfikacj trybu szkolenia. Tymczasem miaby to by jego nowy przydzia? Zmarszczy brwi ze zdziwieniem. Biuro Analiz i Informacji, zajmujce si biaym wywiadem, mieci si na Rakowieckiej, nigdy nie sysza, eby mieli jak fili. C , o wielu rzeczach jeszcze nie sysza w tej firmie. I o wielu z pewnoci nigdy nie usyszy... Warkn co niecenzuralnego pod nosem, odwrci si i spiesznym krokiem uda si do samochodu. Wskoczy za kierownic, ruszy gwatownie. Skrci we wskazanym kierunku, okropnie wyboista droga powioda go przez las. Z niepokojem obserwowa wskazwki zegara. Do smej zostao mu zaledwie pi minut. No piknie, spni si, i to na samym pocztku swojej oszaamiajcej kariery kontrwywiadowcy. Wreszcie dotar do metalowej bramy, tu i wdzie nadgryzionej przez rdz. Zatrzyma samochd tu przed ni, wysiad, rozgldajc si wok. Okolica wygldaa nadzwyczaj nieprzyjanie, drzewa i krzewy straszyy bezlistnymi gaziami, wyleniaa trawa pokadaa si smtnie pod nimi. Do tego sipi drobny marcowy deszcz, a niebo zacignite chmurami zdawao si wisie tu nad czubkami drzew. Arlecki przecign rk po krciuteko obcitych ciemnych wosach, zbierajc z nich wilgo. Podszed do ssiadujcej z bram furtki, na ktrej wisiaa niegdy czerwona, teraz brunatna tabliczka. Pochyli gow, starajc si odczyta niewyrane litery. Agencja Bezpieczestwa Wewntrznego. Biuro do spraw Biaego Wywiadu, sekcja III - odszyfrowa wreszcie. Pokiwa gow, pchn furtk. Zaskrzypiaa, ale ustpia bez specjalnych problemw. Zdziwi si lekko - wejcie bez wartownikw? Nie mia ju jednak zbyt wiele czasu do namysu, wycign wic do z pilotem w kierunku samochodu. Auto zapikao w odpowiedzi, mrugajc wiatami. Arlecki ruszy spiesznie krt drog wrd drzew, co chwila zerkajc na zegarek. Byo ju pi po smej, kiedy dotar do maego, szarego budynku, wcinitego

w wysoki ywopot z tuj. Wbieg po kilku schodkach, poo y rk na mosi nej klamce, nacisn j i pchn wielkie drewniane drzwi. Znalaz si w niewielkim przedsionku. Z lewej strony ziewa wartownik w swojej kanciapie. - Taaak? - rzuci funkcjonariusz niechtnie, podnoszc wzrok. - O co chodzi?

Jurek wydoby czym prdzej portfel, wysupa ze papiery i rzuciwszy na nie okiem dla wszelkiej pewnoci, wrczy je wartownikowi. Tamten przyglda si dokumentom przez chwil, po czym pokiwa gow. - Szkolenie, mhm - powiedzia, kryjc kolejne ziewnicie. - Nowy nabytek, no prosz... Wchod! - Wcisn guzik otwierajcy wielkie stalowe drzwi i machn gow w ich kierunku. - Samochd stoi pod bram... - zaprotestowa Arlecki. - Mo e wjad? - Jeste ju spniony - warkn tamten nagle. - Poczekasz jeszcze, a ci ochrzani? Kto si zaopiekuje twoim samochodem... Mo e. Jurek kiwn spiesznie gow i wszed. Omit wzrokiem hall, rwnie obskurny i ponury jak caa okolica. Ju zaczynam aowa tej caej awantury, pomyla gorzko. Zachciao mi si bawi w Bonda, cholera. le mi byo w mojej starej repiarni? Zacisn nagle wargi. Tak, le byo, i to bardzo le. Choby nie wiem co, postara si tam ju nie wrci. A jak na razie tutaj, w ABW, nie jest tak najgorzej. Nawet mimo nudnego jak cholera sta u i braku jakichkolwiek gwarancji, e teraz bdzie inaczej. Ze schodw zbieg m czyzna ubrany w znoszony brzowy sweter i niebieskie d insy. Podszed do Jurka i poda mu do. - Witamy w sekcji trzeciej! - powiedzia bardzo oficjalnym tonem. - Jestem kapitan Morawski, bd paskim oficerem prowadzcym podczas szkolenia. Bardzo rzadko przyjmujemy nowe osoby, mam zatem nadziej, e udowodni pan swoj przydatno do naszych celw. - Szeregowy Arlecki - odpar Jurek, ciskajc mu do. - Zrobi, co tylko w mojej mocy - doda w nadziei, e zabrzmiao to wystarczajco gorliwie. Tamten pokiwa gow. - Zapraszam - rzuci i ruszy korytarzem w prawo. - Jak rozumiem, odby pan ju okres prbny i jest po przysidze? - spyta, nie odwrciwszy si nawet. - Tak, oczywicie - potwierdzi Jurek skwapliwie, pod ajc za nim i rozgldajc si wok. Nic szczeglnego nie przykuo jego uwagi. Po obu stronach korytarza widnia szereg drewnianych drzwi opatrzonych jedynie numerami, bez adnych tabliczek. Sabe wiato arwek ledwie rozjaniao panujcy tu pmrok. Drewniana klepka pokryta wytartym purpurowym dywanem trzeszczaa w rytm krokw. - Czym pan si zajmowa na okresie prbnym? - cign Morawski.

Arlecki z trudnoci pohamowa zniechcenie. - Tym samym, co, zdaje si, przypadnie mi i tu w udziale. - Westchn mimowolnie. Biay wywiad. Zbieranie informacji z oglnodostpnych rde. Krtko mwic, siedziaem godzinami w Internecie i wycigaem byle bzdury... - Biay wywiad to podstawa pozyskiwania informacji - przerwa mu Morawski sucho. - A bez tego nie ma mowy o jakiejkolwiek robocie operacyjnej. Zatrzyma si przed drzwiami numer dwanacie, odwrci si i popatrzy na podwadnego uwa nie. - Ka dy by chcia by Jamesem Bondem - powiedzia z nut szyderstwa w gosie. Pan te ? - W oczach zamigotay mu zoliwe ogniki. Jurek wzruszy ramionami. - Przedtem pracowaem jako przedstawiciel medyczny w firmie farmaceutycznej - odpar zwile. - Mwic wprost, byem akwizytorem lekw. Nie wyobra am sobie zajcia bardziej odlegego od przygd Bonda ni to, ktre oferowaa mi moja poprzednia firma... - Prosz, oto paskie miejsce pracy - uci kapitan, wchodzc do pokoju. Arlecki wsun si tu za nim. Powid wzrokiem po swoim nowym yciu. Niewielki pokoik o poszarzaych, zabrudzonych cianach, bez adnych obrazw.

Cztery drewniane biurka z przestarzaymi monitorami komputerw, zajmujcymi prawie poow blatu. Przed biurkami obrotowe krzesa, bynajmniej nie pachnce nowoci. Wystrzpiony dywanik by dla odmiany zielony. - A gdzie pozostali pracownicy? - Jurek popatrzy na przeo onego pytajco. - Biegaj. O smej jest zaprawa poranna - wyjani tamten. - Potem, o dziewitej, niadanie. Prac rozpoczynamy o dziewitej trzydzieci. Pan dopiero przyjecha, ominy wic pana te przyjemnoci. Milczeli chwil. - Obiad o drugiej - odezwa si wreszcie Morawski. - Potem od trzeciej znowu robota, a do wp do sidmej. O sidmej kolacja. Potem zajcia wieczorne, zazwyczaj strzelanie. O dziesitej cisza nocna. - I tak dzie w dzie? - zapyta Jurek z niedowierzaniem. - Mieszkacie tu, jecie, picie i pracujecie tak w kko? - Wyrazi pan zgod na prac w systemie skoszarowanym, prawda? - rzuci Morawski niechtnie. - Niedziele s wolne. Ale eby wyj na miasto, potrzebna jest przepustka - zastrzeg.

Jakie miasto? - westchn Arlecki w mylach. Dookoa same lasy, do Warszawy ze czterdzieci kilometrw... Zreszt po co komu przepustka? Do tej zardzewiaej, nie pilnowanej bramy? Nie powiedzia jednak nic. Olniewajca kariera polskiego Jamesa Bonda wydawaa si coraz mniej realna, naiwne marzenia rozpaday si na kawaki pod naporem twardej rzeczywistoci. Ale przynajmniej nie trzeba bdzie wazi w tyki tym cholernym lekarzom, przekonujc, e lek produkowany przez pracodawc jest jedynym specyfikiem godnym ich wielce przewielebnej uwagi. Chocia tego nie bdzie musia robi i mo e odzyska odrobin szacunku do siebie samego. Chocia odrobin. Nagle pochwyci uwa ne, taksujce spojrzenie kapitana. - Podobno jest pan bardzo dobry w skokach do wody? - spyta Morawski z do wyranym zainteresowaniem. Arlecki pokiwa gow. - Kiedy byem - powiedzia. - Szmat czasu temu. Byo, mino. W mylach bysna mu twarz trenera sprzed lat. Kutas, wiecznie si czepia, a jak przyszo co do czego, zablokowa mu wejcie do reprezentacji. Mody zawodnik nie wytrzyma, strzeli go jedynym w swoim yciu prawym prostym i na tym zakoczy swj udzia w jakichkolwiek zawodach. Jurek westchn ukradkiem. Cae ycie pene bezsensownie

zmarnowanych szans. Teraz te utknie gdzie w obskurnym pokoiku na zadupiu, z oczami przykutymi do ekranu komputera. Ku chwale Ojczyzny zreszt. - No to chodmy - rzuci kapitan, przybierajc znw chodny wyraz twarzy. - Przejdziemy teraz do drugiego budynku, gdzie znajduje si cz mieszkalna. Rozpakuje si pan i zadomowi. Aha, i prosz zabra samochd spod bramy. Blokuje przejazd. Arlecki pokiwa smtnie gow. - Tak jest! - powiedzia, starajc si ukry rozczarowanie.

Kiedy rozpocz prac, dwch kolegw i kole anka zza biurka przywitali go nijako. Ani szczeglnym ciepem, ani te chodem od nich nie wiao. Przedstawili si krtko: Maria, Staszek, Wojtek. Wszyscy byli w stopniu porucznika, bez enady wic zaczli wysugiwa si szeregowym, wyznaczajc mu doniose zadanie robienia kawy na yczenie. Na szczcie jednak pominli oficjaln tytulatur i pozwolili sobie mwi na ty.

Jurek nie protestowa zbytnio. Stopie oficerski mg dosta dopiero po szkoleniu, taka to ju bya koncepcja przyjta w ABW. Tylko co to za szkolenie, czego on si tu nauczy? Szperania w Sieci? Robienia kawy? Co za bezsens, chciao mu si wy. Omal si nie rozemia gorzko, kiedy przeczyta oficjalnego maila od Morawskiego, przydzielajcego mu pierwsze zadanie. Sekcja III od lat gorliwie pracowaa nad koncepcj zebrania i usystematyzowania danych na temat zdolnoci kamuflujcych r nych istot, nie wyczajc postaci fantastycznych i literackich, w warunkach rodowiska ludzkiego. Obecnie szeregowy Arlecki mia si zaj zbadaniem wszelkich aspektw potencjalnego funkcjonowania wampirw w spoeczestwie wspczesnym. Krci z niedowierzaniem gow, czytajc wiadomo po raz drugi, a potem trzeci i czwarty. Nabra w kocu niezachwianego przekonania, e zadanie byo kolejnym testem, zreszt spodziewa si czego takiego ju od samego pocztku. Ju kiedy by na okresie prbnym, przeo eni zadawali pytania, na ktre znali odpowiedzi, i patrzyli, jak sobie radzi z wyszukiwaniem informacji. A potem, co znacznie trudniejsze, ze zbieraniem ich do kupy i opracowywaniem w miar sensownej notatki. Przyzna jednak nale y, e adne

z poprzednich zada nie byo a tak bezsensowne jak to. Wampiry, te wymylili, naprawd... Umiech spez mu z twarzy pod wpywem kolejnej refleksji. Zapewne jego nowi koledzy sprawdzaj wanie, jak dziaa w warunkach wysokiej niepewnoci, graniczcej z absurdem. Na ile jest subordynowany i elastyczny, gotowy na wypenianie najbardziej idiotycznych rozkazw. To ju nie jaka tam praca, to su ba w warunkach specjalnych i trzeba si jak najlepiej wywiza z ka dego powierzonego zadania. Nawet je eli miaoby nim by przeprowadzenie bada nad protokoem dyplomatycznym krasnoludkw. Kapitan Morawski w mailu sugerowa, aby Jurek jak najszybciej zabra si za uzupenianie swojej wiedzy. Na biurku le ao za co, co koledzy okrelili wstpniakiem. Kilka filmw na DVD. Jurek przelecia wzrokiem po okadkach. Nosferatu - symfonia grozy Murnaua z 1922 roku, Dracula Fishera z 1958, Nazarin Bunuela z 1959. Wszystkie trzy do obejrzenia jeszcze dzi wieczorem, na jutro zapowiedziano nastpne. Do tego lektura obowizkowa: Johann Wolfgang Goethe Narzeczona z Koryntu, John William Polidori Wampir, Prosper Merimee Upir. Ballada morlacka. Cig dalszy nastpi. Arlecki westchn ukradkiem. No c , pocztki nigdy nie s atwe. Jak mu to mwi znajomy kardiolog z Wooskiej: Mody lekarz musi by jak buldog: jak si wgryzie, to nie popuci. Widocznie mody funkcjonariusz te taki musi by.

No c . Chc o wampirach, niech im bdzie. Znajdzie, co tylko bdzie mg. Mo e im ca histori Vlada Tepesa wygrzeba, do tego dokadajc wirtualny przewodnik po jego stolicy, Targoviste. Zaraz, zaraz, bysna mu pena o ywienia myl. W Targoviste w grudniu 1989 zosta stracony czerwony dyktator Nicolae Ceausescu wraz z on. Mo e po prostu szykuje si jaka polityczna rozgrywka z Rumuni? Mo e nasi zamierzaj zagra jak bardzo niestereotypow kart i po prostu potrzebuj do tego danych? Mo e te informacje nie s wcale testem, ale rzeczywicie komu s do czego potrzebne? No, w takim razie to mo e by co, na co warto spojrze... Arlecki wpisa w Googlea haso Targoviste i z zapaem zabra si do pracy.

- Wampiry kamufluj si na r ne sposoby - stwierdzia z przekonaniem Maria. Osignicia techniki umo liwiaj im to w sposb niemal doskonay. Jurek nie odpowiedzia, masujc ukradkiem obolae nogi. Poranna zaprawa daa mu w ko. Jedynym sportem, jaki uprawia dotd, byy skoki do wody, a i te zarzuci dawno temu. Od tamtej pory wid mao dynamiczne ycie mola ksi kowego, wikszo czasu spdzajc za biurkiem lub za kierownic. Teraz za to paci, jego kondycja fizyczna bya wyjtkowo aosna. Skrzywi si pod wpywem wie ego wspomnienia. Podczas dzisiejszej porannej zaprawy zwymiotowa z wysiku ju po trzecim kilometrze, jednak jego oficer prowadzcy nie zamierza mu niczego darowa. Zmusi go do przebiegnicia penej pitki, po czym dobi seri przysiadw, brzuszkw i pompek. Pozostali funkcjonariusze dawno ju poszli na niadanie, a kapitan mwi gosem Lindy Co ty, kurwa, wiesz o zmczeniu, dodajc sarkastycznie panie Arlecki, i wydawa kolejn komend. Jurek zaczyna go nienawidzi. Jego i wszystkich dookoa. Oprawca skoczy wreszcie i odszed, krcc gow z nieskrywanym obrzydzeniem. wie o upieczony rekrut dowlk si za do swojego pokoju ledwo ywy, bez cienia ochoty na niadanie. odek wci robi mu niespodziewane salta i ostatni rzecz, na ktr mg sobie pozwoli, byo jakiekolwiek go obci anie. Kandydat na oficera ABW pohamowa kolejne westchnienie. Nie idzie mu najlepiej, co tu kry. Na dodatek ta nawiedzona ciemnowosa dama zamierza wanie przeprowadzi wykad o kamufla u wampirw. Co by oznaczao, e wszyscy dostali to samo zadanie, nad jednym problemem pracuje cay pokj. I to w dodatku ka dy osobno, jak popadnie, bez za-

znaczenia poszczeglnych obszarw kompetencji. Co tu jest zdecydowanie nie tak, przecie to bardzo nieefektywny podzia rl i obowizkw. Czyli jednak go sprawdzaj, przeczucie go nie mylio. Przygldaj mu si uwa nie, obserwuj reakcje... Czeg , na lito bosk, chc si w ten sposb dowiedzie, e lubi horrory czy co? - Wampiry spokojnie mog chodzi pomidzy nami, maj na to swoje sposoby - cigna Maria, patrzc na niego uwa nie. - Na przykad u ywaj filtrw przeciwsonecznych.6

w dzie. Proste, nieprawda ? - Rozejrzaa si po kolegach, jakby szukajc w nich potwierdzenia i wsparcia. Audytorium milczao. - No, co o tym mylisz, Jurek? - zahaczya go wprost. Bya od niego wy sza stopniem, musia wic odpowiedzie. - Myl, e powinnimy spojrze na t spraw szerzej, dziki czemu bdziemy mogli wysnu wnioski nadajce si do zastosowania w praktyce - odpar z ostentacyjnym przekonaniem. - Na przykad, moim zdaniem ten pomys bardzo si przyda naszym jednostkom bojo6 ! '

rza. Nale y t wiadomo przekaza grze jak najszybciej. - Nie rb sobie ze mnie jaj - warkna lodowato. - Irak to nie nasza dziaka. Nie jestemy w WSI. - Tak jest! - odpar sucho, po czym wbi wzrok w ekran. Zacisn wargi. A jednak niewypa. Nie sprawdzaj posuszestwa i lojalnoci, chyba to nie to. Nie mg na razie rozgry, o co im chodzi, nic a nic.

Oczy pieky go z niewyspania, obejrza wszystkie zalecane filmy, ale skoczy o trzeciej nad ranem. Potem niy mu si stada wampirw, zagldajce do okna i przypatrujce mu si, picemu, ciekawie. Na szczcie aden go nie ruszy. Jakby na co czekay, na jakie pozwolenie... Obudzi si, macajc z przera eniem pod poduszk, gdzie trzyma su bowego glocka. Jego do trafia na uspokajajcy kanciasty ksztat, odetchn wic z ulg. Zaraz potem jednak cofn rk zrezygnowanym ruchem. Czy wampiry s wra liwe na nabj 9 mm parabellum? Chyba nie. Trzeba bdzie sprawdzi w Internecie. Teraz, kiedy blade wiato dnia wpadao przez mleczne, nieprzezroczyste szyby, informacja ta nie wydawaa mu si ju potrzebna. Owszem, sprawdzi, bo mu za to pac, ale

wym w Iraku.

!

'

Nakadaj

, szka kontaktowe z filtrem UV i po sprawie, mog spacerowa

powinien by standardowym wyposa eniem ka dego onie-

bez histerii i bez paniki, prosz. To tylko sen, spowodowany przewlekym stresem i trudn sytuacj. Tylko sen. - Suchaj, Mario... - rzuci, przecierajc doni zaczerwienione oczy. - A czym si te wampiry zabija? Znalaza co mo e? Popatrzya na niego uwa nie, pokiwaa gow. - Zrobiam nawet opracowanie. Mam je w Wordzie, przel ci - rzucia, jej palce byskawicznie przebiegy po klawiszach. - Poszo! Jurek otworzy poczt, pobra dokument i pogr y si w lekturze. Maria odwalia kawa roboty. Przestudiowaa chyba wszystkie dostpne rda, aby przedstawi analiz skutecznoci poszczeglnych metod. Wedug niej wampiry charakteryzoway si nadzwyczajn zdolnoci regeneracji. W zwizku z tym zabijaoby je wycznie dziaanie uszkadzajce w znacznym stopniu yciowo wa ne narzdy. Std te dekapitacja bd przebicie serca maj wszelkie podstawy ku temu, by uzna je za metody skuteczne. Rwnie zabjczym miao by dziaanie skrajnie wysokich temperatur, o ile nastpioby wystarczajco szybko, by organizm nie zdoa skompensowa nadmiernego poboru energii cieplnej. Ponadto w wielu rdach opisywana jest wysoka wra liwo skry wampirzej na promieniowanie ultrafioletowe. Powstaj rozlege oparzenia, do III i IV stopnia wcznie, ktre mog w szybkim czasie doprowadzi do zgonu. Natomiast co do dziaania czosnku Maria wypowiadaa si sceptycznie. Dowodzia, e pogldy o jego skutecznoci powstay na skutek mylenia prawdziwych wampirw z ludmi chorymi na porfiri skrn pn. Blado, unikanie wiata, znieksztacenia skry twarzy, poczone z bezsennoci, halucynacjami i paranoj to obraz kliniczny nieleczonej porfirii. Czosnek nale y za do czynnikw mogcych u porfirykw wywoywa szczeglne dolegliwoci ze strony przewodu pokarmowego. Std te pomyka. Maria dowodzia, e cho wampiry od ywiaj si krwi, mog bez przeszkd spo ywa wszelkie inne pokarmy, nie korzystajc z nich jednak wcale. Dziaania krzy a i innych symboli religijnych Maria nie omwia w ogle. Wzmiankowaa tylko, e siy parapsychiczne mog mie rwnie skuteczne dziaanie, jak czynniki fizyczne. Mo na by t tez ekstrapolowa na skuteczno dziaa podejmowanych przez ludzi silnie wierzcych, ale o tym Maria nie pisaa nic. Jurek doczyta do koca, po czym odo y papiery na biurko i zapatrzy si na nie. Narastao w nim poczucie niepewnoci. Opracowanie byo bardzo dokadne, peno w nim byo przypisw i odnonikw. Maria musiaa powici wiele godzin na wyszukanie tych informacji. Komu by si chciao wkada tyle wysiku w gupi kawa?

- Te wampiry to straszne skurwysyny, wiesz? - odezwa si nagle milczcy zazwyczaj Wojtek. - Trzeba je niszczy bez litoci! Jurek spojrza na koleg uwa nie, starajc si rozszyfrowa jego nieprzeniknion min. Tamten kpi z niego, sprawdza go czy podpuszcza? Na wszelki wypadek pokiwa gow. - Jasne - powiedzia. - Taka jest konwencja obowizujca w stosunkach ludzkowampirzych. Niszczy bez cienia wahania, ile si! Nie ma inaczej. Popatrzy znowu na papiery pitrzce si na biurku i nagle pomyla, e Wojtek brzmia, jakby mwi jak najbardziej powa nie. Jakby w to wierzy, w misj tropienia i zabijania wampirw. Zimny, nieprzyjemny pot zala Arleckiemu plecy, a myli skbiy si pod czaszk w penym niepokoju galopie. A mo e oni tu powariowali wszyscy? Zagubiona w lesie jednostka, gdzie niespenieni funkcjonariusze siedz dzie i noc i jedno tylko maj w gowach: wampiry. Czytaj ksi ki, wygrzebuj informacje z Internetu, ogldaj filmy, rozmawiaj wci o tym samym. Kiedy tam, na grze, jacy decydenci wymylili sobie projekt, jakikolwiek, byle tylko zapewni ludziom robot i utrzyma etaty. Po jakim czasie we wszechobecnym baaganie zapomniano, kto, po co i nad czym pracuje. A temat zacz y wasnym yciem i oto rozrasta si wanie do granic zbiorowego szalestwa. Kto wie, mo e koledzy przyjd do niego ktrej nocy, potn na paseczki i zaczn chepta krew? Wzdrygn si lekko, chocia zdawa sobie spraw z absurdalnoci tego pomysu. Przecie w kocu to normalny, legalny wydzia instytucji pastwowej... - Aha, mody! - Wojtek podnis si, ciskajc jak ksi k w rku. - Ty jako byy lekarz... znasz acin? Jurek podnis na niego zdumiony wzrok, po czym powoli pokiwa gow. - No to dobrze, bdzie ci atwiej. - Kolega rzuci mu na biurko topomaraczow ksi k z napisem Jzyk aciski. Podrcznik dla lektoratw szk wy szych. - Zacznij sobie przypomina, mo e kiedy ci si przyda. Arlecki wzi do rki ksi k i zacz si gorczkowo zastanawia, czy aby na pewno nie byo mu lepiej w repiarni. e mo e lepiej si wycofa, pki ten obd nie ogarn i jego. Pokrci jednak gow, przypomniawszy sobie szereg mniejszych lub wikszych wistw i upokorze, Jakie stay si jego udziaem w firmie farmaceutycznej. I pranie mzgu, jakie mu tam robiono w zwizku z wszechobecnym wycigiem szczurw. Z pewnoci nie mo e go tutaj spotka nic gorszego. Wystarczy trzewo myle i si nie da, a wszystko bdzie dobrze. Zadecydowa wic. Zostaje.

Ale wieczorem na strzelnicy, kiedy celowa do pochylonych ku niemu gronie sylwetek, zdawao mu si, e byszcz w nich przeraliwie jasne wampirze oczy.

Kolejn noc przespa twardym, kamiennym snem. Nie niepokoiy go ju obudzi si wic w stosunkowo dobrym humorze.

adne zwidy,

Jednak kiedy tylko zabra si za niego Morawski, pozytywne nastawienie do ycia przeszo jak rk odj. Kapitan z luboci przeciera rekrutem plac apelowy, cytujc co chwila teksty z przer nych filmw wojennych. Najwyraniej przerobi ju ca obowizkow filmotek horrorw i teraz przeszed na wy szy stopie zaawansowania. Dwigajc si z trudem w kolejnej pompce, Jurek zauwa y jaki ruch ktem oka. Odwrci nieznacznie gow. Z lasu wychyno kilkanacie czarno odzianych postaci. Byskawicznie przemkny obok placu, znikajc za rogiem budynku. Nie zauwa yby ich nawet, gdyby nie ten lekki, prawie przypadkowy ruch gow. Przez tego cholernego kota musimy teraz zapierdala na piechot - pojawia mu si w gowie gniewna myl. Co za noc, ja pierdol, co za dzie... wiat zawirowa mu lekko przed oczami, zamruga wic gwatownie, opadajc z powrotem na mokry, zimny beton. Pozosta na ziemi przez moment, prbujc zrozumie, co si waciwie stao. - Co jest, kurwa, kocie! - wydar si na niego Morawski. - Napieraj pan, napieraj! Dziewczyny Bonda czekaj na pana w kolejce, wszystkie cycate i dupiate jak trzeba, jedna w drug, a pan tu le ysz bezczynnie? Arlecki zacisn zby i zmusi si do kolejnej pompki.

- Kapitan mwi,

e dobrze strzelasz - rzuci Staszek, jak tylko zobaczy go

w drzwiach. - To wietnie, mody! Jak si postarasz, mo e ci dadz do operacyjnego. Umilk nagle, jakby zgromiony wzrokiem Wojtka i Marii. - No co, no co! - dorzuci po chwili, znacznie mniej pewnie. - Nigdy nic nie wiadomo... - Do operacyjnego? - powtrzy Jurek z zainteresowaniem, siadajc za swoim biurkiem. Sykn z blu i poczerwienia lekko ze wstydu. No prosz, superman Arlecki, ktry jczy po lekkiej zaprawie. On miaby broni Ojczyzny? To jego trzeba broni, ot co.

- Staszek plecie bzdury - orzeka Maria popiesznie. - Marzy mu si Pitka, Wydzia Zatrzyma. Zapomnij, tam dostaj si tylko tygrysy. Jurek pokiwa gow. W Polsce s r ne wodopoje dla tygrysw: Grom i Lubliniec dla onierzy, poza tym policyjne ZOA, czyli antyterroryci, no i Wydzia V w ABW. Aha, jeszcze CB, Stra Graniczna i andarmeria Wojskowa maj jakie swoje oddziay specjalne, ale mniejsza o to. Do adnej z tych formacji i tak nie ma szans si dosta. Mo e gdyby zacz co trenowa... jakie dwadziecia lat temu. Wczy komputer. To mu, prosz bardzo, wychodzio niezgorzej. Te si jako przydaje Ojczynie, a co. - Wampiry trzeba niszczy! - uwiadomi go Wojtek, wracajc do wtku wszech czasw. - Bezwzgldnie! Jurek pokiwa gow bez specjalnej ochoty na jakiekolwiek dyskusje. Nie da si nikomu podpuci, nie da si i ju . Poczeka i zobaczy, co bdzie dalej. Prdzej czy pniej co si wyjani. Wpatrzy si z rozczarowaniem w wywietlane na monitorze dane na temat Targoviste. Ani Ceausescu, ani jego ona nie mieli nic wsplnego z wampiryzmem, chyba e pojmowanym metaforycznie. A zatem chyba jednak by to lepy trop. - A ostatnio wpady na pomys, eby pi sztucznie hodowan krew! - Wojtek nie przestawa si gorczkowa. - Wyobra asz sobie? Taki wampir chodzi sobie spokojnie pomidzy ludmi i nikt go nawet nie podejrzewa. Bo skoro nie musi na nikogo napada, eby si naje, to jest praktycznie niewykrywalny! I jak tu dorwa takiego? - Okropne - potwierdzi Jurek odruchowo. - Nikogo nie napada, dra. Zabi go za to, utuc od razu. - Dopiero, gdy koczy to zdanie, zrozumia, jak szyderczo ono zabrzmiao. Maria wstaa, wyprostowaa si za swoim biurkiem. Jej twarz przybraa wyjtkowo antypatyczny wyraz. - Szeregowy Arlecki! - szczekna krtko, po wojskowemu. - Szczerze mwic, odnosimy tu wra enie, e nie za bardzo jest pan zaanga owany w nasz wspln spraw... - Wysza zza biurka i ruszya ku niemu. Wsta rwnie . Popatrzy na ni, udajc spokj, cho wewntrz spi si w oczekiwaniu konfrontacji. Wreszcie Maria stana tu przed nim. Przez chwil mierzyli si spojrzeniem. - Wampiry istniej - wycedzia wreszcie. - A my tu jestemy po to, by wyszpera wszystko, co tylko o nich ludziom wiadomo. Natomiast pan, szczerze mwic, sprawia wra-

enie, jakby wcale nie by do nich wrogo nastawiony. Myl si? - Wbijaa w niego uwa ny, natarczywy wzrok. Nie odpowiedzia. Wojtek i Staszek podnieli si zza swoich biurek, doczyli do Marii. Stali tak przed nim we trjk, byskajc gniewnymi spojrzeniami. Poczu, jak robi mu si gorco. Atmosfera zgstniaa, czaio si w niej co gronego, nieuchwytnego... - Dajcie mi troch czasu - rzuci wic mitygujco. - Jestem tu od przedwczoraj. Trudno si przyzwyczai do takiej myli od razu. Wy te chyba nie uwierzylicie natychmiast, co? Pokiwali jednoczenie gowami, jak na komend. Umiechnli si lekko, napicie zel ao. - eby uwierzy, trzeba czasem zobaczy. - Maria westchna, odchodzc z powrotem do swojego biurka. - Albo dowiadczy - mrukn Staszek, rwnie wracajc do siebie. Wojtek pozosta z Jurkiem twarz w twarz. - Nie masz za du o czasu, eby si okreli. Dzie, mo e dwa - powiedzia powa nie. - Niestety, nie wszystko od nas zale y. W gr wchodz czynniki wy sze, ktrych czas jest bardzo, ale to bardzo cenny i nasze mo liwoci korzystania z niego s niezmiernie ograniczone. Pokiwa gow, po czym odszed i zasiad za swoim biurkiem.

Jurek usiad powoli na swoim krzele. Z caych si stara si opanowa dr enie rk. Czy on powiedzia: Pan bdzie z tob rozmawia? - pomyla w popochu. O jasny szlag, oni powariowali naprawd! Czas si std zabiera. Wbi wzrok w ekran, uspokajajc si usilnie. Nagle zacisn zby, pokrci gow. Jasne, powinien zwiewa gdzie pieprz ronie. Bo pokazano mu kilka filmw o wampirach, kapitan zmusza go do odrobiny wysiku, a koledzy zachowuj si troch dziwnie. A on co? Ogon pod siebie i do domu, jasne. To dopiero bohater z niego, nie ma co. To oczywiste, e sprawdzaj, na ile jest tchrzem podszyty i czy ju za chwil spakuje walizk. A przecie tak na dobr spraw nic si jeszcze takiego nie stao. Nic a nic. Umiechn si pod nosem. No, punkt dla nich. Nastraszyli go troch, owszem. Wkrcili. Ale to normalne, modym kotom robi si takie rzeczy. Zreszt bdmy szczerzy, to jesz-

'

'

'

'

)

- wyszepta pod nosem. -

.

2

'

"

2

)

- Ucz si aciny - rzuci jeszcze i wbi wzrok w ekran komputera.

cze nic okropnego. Mogliby by bardziej brutalni i sprezentowa mu jak kocw na powitanie. I co wtedy? Mo e by paka, co? Jak za dawnych, dobrych, podwrkowych lat... Pokrci gow jeszcze raz i zacz klepa w klawisze z zawzit prdkoci. Bdzie wiedzia wszystko, co trzeba, o tych pieprzonych wpierzach. Wicej ni oni, ni ktokolwiek w tej sekcji. Bdzie pierdolonym wampirzym ekspertem, skoro nie ma innego wyjcia. A potem, w stosownej chwili, mo e uda mu si odegra. Nie, nie mo e. Na pewno.

Tego wieczoru wali ze swojego glocka do czarnych sylwetek, a rozbolay go rce i cakiem zazawiy si oczy. Huk strzaw oguszy go tak, e kiedy kad si spa, cay wiat wydawa si by spowity ci k, duszn mg. Ale nie nio mu si nic. Jakby zapad w czarn studni bez dna.

Trzeciego dnia rano porzyga si ju po drugim kilometrze. Morawski przebieg par krokw z rozpdu, zawrci i zatrzyma si przy podopiecznym. - W yciu nie spotkaem jeszcze takiego pataacha. - Westchn i zmarszczy brwi z dezaprobat. - Kto tu pana do nas cign? - Niewa ne - odpar zapytany, dyszc i ocierajc usta rk. - Na pewno nie mia racji. - Nigdy pan niczego nie trenowa oprcz tych paru skokw do wody, co? - rzuci kapitan bezlitonie. - A koledzy na podwrku spuszczali regularne manto? Nie twj zasrany interes, pomyla Jurek, prostujc si. - Tak jest! - rzuci su bicie. Pobieg przed siebie, potykajc si prawie co krok. - To nie ma sensu - rzuci Morawski, biegnc lekkim, swobodnym truchtem tu obok. - Po co to panu? Tylko si pan omiesza tutaj. - Spojrza spode ba i sykn cicho: - Wracaj do domu, dziewczynko. Tamten zacisn tylko wargi. Uda, e nie usysza ostatniej kwestii. Bieg dalej, zmuszajc si rozpaczliwie do ka dego kroku.

- To nie pana wina, e ma pan takie beznadziejne ciao. - Kapitan westchn, krcc gow z udawanym politowaniem. - Nigdy za bardzo nie szo panu bieganie, co? No, ale mg pan chocia prbowa co z tym obi... - Wanie prbuj - wyrzzi Jurek z trudem. Droga, ktr biegli, zattnia nagle od zwielokrotnionych rytmicznych krokw. Oddzia czarno ubranych m czyzn przemkn koo nich zwinnie. Jurek patrzy za nimi, ledwo zd y policzy, nim zniknli za zakrtem. Dziesiciu. - Kto to? - spyta zdyszany. Chciaby mc tak biega, lekko i bez trudu. Niestety nie w tym wcieleniu. Musiaby umrze i narodzi si na nowo. I dosta zupenie inny pakiet startowy ni ten, ktry obecnie przypada mu w udziale. - Operacyjni - rzuci Morawski krtko. - Pitka? - W oczach Jerzego zawiecio nieskrywane o ywienie zmieszane z zazdroci. - Nieee... - pokrci tamten gow. - Nasi. Nocarze. - e co? - nie zrozumia szeregowy. - Oddzia specjalny do zwalczania wampirw - wymieni Morawski, przystajc. - No to si wpierdolie po uszy, mody. - Naraz odpuci sobie oficjaln form zwracania si do niego per pan. - Widziae nocarzy wiesz, e istniej. Nie wyjdziesz std nigdy, chyba, e w trumnie. Gratuluj. Arlecki stan rwnie . Popatrzy na przeo onego wa nie. - Oni poluj na wampiry, tak? - zapyta spokojnie. - my szukamy dla nich informacji. Kapitan patrzy na niego kpicym wzrokiem. - I jak ci si podoba ta historyjka? - rzuci, po czym zacz biec przed siebie. - No, zapierdalaj pan, Bondzie! - ponagli, wracajc do oficjalnej formy pan; w tym kontekcie brzmiao to wyjtkowo szyderczo. - Znowu si pan spnisz na niadanie i ojczyzna bdzie ci szukaa po kiblach, mdlejcego z godu. Nie wypada, po prostu nie wypada, zwaszcza kandydatowi na oficera ABW... - Myl si panu rekruci, kapitanie - odpar zimno Jurek, ruszajc za nim. - Nigdy nie zemdlaem z godu. Mam odek strusia i jem byle co. - I dobrze - mrukn Morawski. - Jeszcze si to panu przyda. Jak zdasz, oczywicie doda cicho, znw przez ty. - O ile zdasz. Rekrut milcza, biegnc obok. Chwilowo nie zadawa adnych pyta.

- Pozabija skurwysynw, pozabija - mamrota Wojtek sw codzienn mantr. - Wytuc co do jednego. - Czy one ci co kiedy zrobiy? - nie wytrzyma w kocu Jurek. - Skd ta obsesja? Za co ich tak nienawidzisz? Spotkae w yciu wampira, chocia raz? - No jak mo esz tak mwi! - uja si Maria natychmiast. - Czytasz przecie ksi ki, ogldasz filmy. Rozumiesz chyba, e wampiry i ludzie zawsze byli wrogami. A na dodatek one s odra ajce... - Sprzeczno interesw, to dla mnie jasne - powiedzia Arlecki spokojnie. - Skoro wampiry zabijaj ludzi, ci maj wszelkie powody, by si broni. Ale trudno mie przy tym do kogokolwiek pretensje. Wampiry chc y, a wic musz je. Jak ogldasz na Discovery lwa gonicego antylop, to komu kibicujesz? Po czyjej stronie jeste, lwa czy antylopy? Potrzsna gow w oburzeniu. - To nie ma nic do rzeczy - rzucia gniewnie. - Lew musi je, fakt. Trudno od niego wymaga, eby zdech z godu ze wzgldu na lito nad antylop. Ale wampir to czowiek, ktry przeszed na t ciemn stron poniekd z wyboru. Mgby si przecie zabi, eby nie mordowa. - Z punktu widzenia zjedzonej dzisiaj na niadanie szyneczki jeste straszliwym seryjnym morderc - odparowa nieustpliwie. - I co? Zabia si? Popatrzyli na niego wszyscy troje... i nagle zrozumia, e oto wanie popeni powa ny bd. Zdemaskowa si: nie jest po ich stronie i nigdy nie bdzie. Wiedz ju o tym, wiedz na pewno. Mo e i lepiej, skoczy si wreszcie ta gra. - Je eli one nas atakuj, musimy si broni - wypali wic wprost. - Ale nie dorabiajmy do tego sztucznej ideologii, dobrze? - Jeste doskonaym kandydatem na wampira - odpara z przeksem. - Wanie takich... relatywistw potrzebuj najbardziej! - Och, pani porucznik! - rzuci sarkastycznie. - Jak e auj, e nikt mi tego jak dotd nie zaproponowa. Utraciem, zdaje si, yciow szans. A pani miaa mo e tak okazj? Zaoferowano pani ycie wieczne, niezniszczalne pikno i nieustajc modo? Jak rozumiem, nie skorzystaa pani... - urwa, rzut oka na jej twarz podpowiedzia mu, e zapdzi si za daleko.

Przez chwil milczaa z bardzo dziwn min, silny rumieniec zabarwi jej twarz. W kocu otrzsna si i wybuchna gonym miechem. Wojtek i Staszek doczyli do niej, zamiewajc si niczym z doskonaego dowcipu. - Mody jest w porzdku - stwierdzia Maria, wstajc. - Ma poczucie humoru. No i nie jest atwo go wkrci, no, no, no. Podesza do Jurka, podaa mu rk. Ucisn j machinalnie, obserwujc kole ank uwa nie, nie dowierza bowiem tej nagej przemianie. Maria usiada na swoim miejscu, patrzc na niego promiennie. Potem rzucia krtkie spojrzenie wsppracownikom. Koledzy poszli czym prdzej w jej lady, podeszli do niego, ucisnli mu rk, poklepali po plecach, po czym wrcili za biurka. Jurek zacz ukada papiery. Wysili si na miy, serdeczny umiech. Skoro to tylko taki may chrzest bojowy, to dzikuj, caa przyjemno po mojej stronie. Mio byo si z pastwem powygupia. Ale co mu si wydawao, e to wcale nie byy arty. Intuicja wrzeszczaa wrcz, ostrzegaa przed wyjtkowo paskudn puapk. Czu, jakby co nieuchwytnego oplatao go lisk, wilgotn sieci. Co tu jest, kurwa, grane? - zachodzi wci w gow. Wrabiaj mnie... Ale w co? - No, to skoro mo emy z tob normalnie rozmawia - powiedzia Staszek - to suchaj. Dzi w nocy, najpniej jutro, bdzie powa na akcja. - Tak? - Jurek wpatrzy si w niego z zainteresowaniem. Poczu, jak ronie w nim niemiaa nadzieja. Mo e rzeczywicie dowie si, o co w tym wszystkim chodzi. - Dowiedzielimy si, e w Warszawie pojawi si wampirzy Lord - obwieci Staszek triumfalnie. - Ultor, Lord Wojownik, bdzie tu krtko, mo e tylko przez jeden, gra dwa dni. Spotka si ze swoimi wampirami z Rodu. Mo e te z innymi, kto wie. Arlecki przekn lin, nadzieja na szczer rozmow zgasa byskawicznie. A zatem brniemy w to dalej, ciekawe, jak to si wszystko skoczy. Dobrze, chcecie, igramy. Raz kozie mier, nie ma ju nic do stracenia. - Jak rozumiem, zajm si nim nocarze? - zaryzykowa, obserwujc bacznie kolegw. Nie zdziwili si wcale, syszc o nocarzach, ani te nie poruszyo ich, e on zna t nazw. Nocarze, normalna rzecz, ka de dziecko o nich wie. - O, to, to. - Staszek pokiwa gow gorliwie. - Nocarze, pewnie ich ju widziae. Bardzo sprawni, wietnie wyszkoleni. Zajm si Ultorem jak nale y.

- Jak silny jest ten Lord? - rzuci Jurek, starajc si, by w jego gosie brzmiao jak najszczersze zainteresowanie. - I co on robi takiego, e a tylu chopa na jego jednego potrzeba? Zabija samym wzrokiem czy co? - Nie zniesiesz jego spojrzenia - powiedzia Staszek. - Nie du ej ni jakie par sekund. Jeliby go kiedykolwiek spotka, nie patrz mu w oczy.

sobi do ciebie przychylnie, kto wie. Popierdolio ich, pomyla Jurek po raz nie wiadomo ktry patrzc po kolegach z uprzejmym umiechem, chocia wewntrz dygota, jakby zzibnity do szpiku koci. Albo szykuj jaki grubszy przekrt. - I w ogle bd grzeczny - dorzucia Maria powa nie. - Pamitaj, Ultor to nie jest byle ptak. W kocu ma te parnacie setek lat. Trzymaj fason, jakby co. Pokiwa gow gorliwie, starajc si nie okazywa adnych innych uczu. To jednak jaki przekrt, a oni go wrabiaj, przemkno mu przez myl. Od dawna nie przyjmowali nikogo nowego, a teraz prosz, jaki adny kozio ofiarny si trafi. Specjalnie, jakby na zamwienie. A niech to szlag. Przed oczami przemkna mu twarz profesora Zieliskiego, ktry najpierw przy okazji ka dej su bowej wizyty w szpitalu strasznie go gnoi. Potem wyagodnia i pod pierwszym lepszym pretekstem skontaktowa go z jakim swoim znajomym. Ten za zrekrutowa go do ABW, bez specjalnego trudu zreszt. Arlecki propozycj zostania funkcjonariuszem przyj z zachwytem, od lat marzy, eby si wyrwa z tej beznadziejnej, monotonnej egzystencji. A teraz me w zbach chiskie przeklestwo: Oby y w ciekawych czasach, ubolewajc przy tym nad wasn gupot. Zachciao mu si, ptakowi. Wyobrazi sobie, e taki bdzie wspaniay polski James Bond. A tu co, wykocz go po pitnastu minutach pierwszego aktu i koniec przedstawienia, dzikujemy. Przynajmniej koniec dla niego, oni zapewne bd si bawi dalej. Ale c , wiadomo, ABW to nie przedszkole. Przetrwaj silniejsi. Sabi nie powinni pakowa si w takie historie, inaczej sami s sobie winni. Przecie ka dy wchodzi w to na wasn odpowiedzialno. - Dziki za dobre rady - mrukn do kolegw, wracajc do komputera. Zabra si do pracy, w ponurym milczeniu skanujc wzrokiem kolejne dokumenty. Tak e i oni nie odzywali si ju wicej. Tylko od czasu do czasu rzucali w jego stron krtkie, zagadkowe spojrzenia. Po raz kolejny zatopi si w przemyleniach. Co tu si dzieje? W jakim celu, z jakiego powodu go zrekrutowano? Nigdy nie wykazywa si szczegln t yzn fizyczn, ani te nie

)

2

- A jak go spotkasz, powiedz:

- poradzi Wojtek. - To go mo e uspo-

uprawia adnych sportw, no mo e oprcz tych skokw do wody dawno temu. Wtpi jednak, eby akurat dziki tej niespecjalnie bojowej umiejtnoci uznano go za dobrego kandydata na funkcjonariusza ABW. A zatem walory fizyczne odpaday, co zreszt udowodni mu Morawski ponad wszelk wtpliwo. C wic innego brali pod uwag, zapraszajc go do siebie? Nie mg przecie wykaza si nadzwyczajn inteligencj, owszem, na testach wypada dobrze, aczkolwiek te nie przesadnie wysoko. Do Mensy nie mia szans startowa, byaby to zwyczajna strata czasu. Jakie predyspozycje psychiczne? Owszem, potrafi by dosy elastyczny, a przy tym konsekwentny, by mo e to wanie dostrzeg w nim profesor, skoro skontaktowa go z ABW. Ale z drugiej strony Jurek nigdy nie wykaza si jak szczegln sprzeda w swoim regionie, a to niezbyt dobrze wiadczyo o skutecznoci jego dziaa. A zatem o co w tym wszystkim chodzi? Czemu oni go tutaj chcieli, do czego by im potrzebny? Po co ta caa szopka z wampirami, ich lordami i facetami ze speckomando, ganiajcymi w czerni po lesie? Jakie jest jego miejsce, jego rola w tym przedstawieniu? Ze swojej strony wiedzia doskonale, czemu do nich przyszed. Dusi si w tym bezbarwnym, nijakim yciu i desperacko potrzebowa zmiany. Fura, skra i komra nie znaczyy nic, rzuci je w kt natychmiast, kiedy tylko dosta propozycj pracy w ABW. Przyszed tu za wyjtkowo mieszne pienidze, bo tskni do czego innego, wyjtkowego, i mia nadziej, e to co czeka na niego wanie tutaj. Ale czemu oni go wzili? Zadawa sobie to pytanie od samego pocztku i jak dotd wci nie potrafi znale adnej sensownej odpowiedzi. Mo e oprcz jednej, o ktrej myla dopiero na kocu, kiedy odpaday wszelkie inne propozycje. Wzili go, bo by sam. Rodzice zginli, dziewczyna odesza jaki czas temu, na adn inn nie mia chwilowo ochoty. By sam jak palec, to fakt. Wic w razie czego nikt nie bdzie zadawa zbyt wielu niewygodnych pyta. Idealny kozio ofiarny, ot co. Bynajmniej nie bya to pokrzepiajca myl. Ale, jak na razie, innego rozwizania po prostu nie byo. Albo jeszcze nie zdoa na nie wpa.

Reszta dnia upyna pod znakiem nieustpliwie narastajcego niepokoju. Nawet zajcia na strzelnicy, ktre tak zd y polubi, nie przyniosy mu adnej ulgi. Tego wieczoru wyniki mia najgorsze z dotychczasowych, wszystkie kule poza polem alfa, na dodatek w enujco mizernym skupieniu. Po prostu nie mg si skoncentrowa, za nic. Jakby zawiso nad nim jakie zowrogie fatum, a on wyczuwa je, ale wci nie potrafi okreli, skd ani w jaki sposb mo e nadej niebezpieczestwo.

- Szeregowy Arlecki! Wstawaj! - Kto szarpn go za rami, budzc ze snu. Jurek z trudem unis oci ae powieki. Zobaczy Morawskiego, ktry pochyla si nad nim z bardzo powa n min. Sign wic niemrawo pod poduszk w poszukiwaniu broni. Namaca kanciasty ksztat, wyj pistolet powolnym ruchem. Nie byo sensu zgrywa teraz chojraka. I tak da si zaskoczy niczym niemowl we nie. - Szef uzna, e musisz zobaczy, eby uwierzy - rzuci kapitan popiesznie. - Bierzemy ci na akcj jako wsparcie. Arlecki usiad natychmiast, wbijajc w niego pytajce spojrzenie. - Za pi minut masz by w sali odpraw - oznajmi tamten. - Waciwa odprawa ju si koczy, ale to dla ciebie nieistotne. Dostaniesz jakie mao znaczce, bezpieczne zadanie. Chodzi tylko o to, eby si przyjrza, uwierzy. Inaczej nie bdziemy z ciebie mieli adnego po ytku. - Odwrci si i wyszed z pokoju, trzaskajc drzwiami w popiechu. Jurek wyskoczy z ka i zacz si ubiera czym prdzej. W kocu dowie si, o co w tym wszystkim chodzi. I czy wkrcaj go w jak paskudn afer... czy te mo e istotnie maj mu co do pokazania. Po chwili wypad na korytarz, ruszy w kierunku sali odpraw. Korytarz by prawie cakiem ciemny, ledwo rozr nia biegnce tu koo niego postacie. Zdziwi si iloci ludzi przebywajcych w tym budynku. Dotychczas spotyka tylko kolegw z pokoju, Morawskiego i personel techniczny: kucharki, sprztaczki, sekretark. Teraz jaka czarna ludzka rzeka zalaa korytarz, unoszc Jurka ze sob. wiato, kurwa, kot wsta! - bysna mu krtka myl, kiedy zbli a si do sali odpraw. Wszed do niej z popiechem. Tutaj byo rwnie do ciemno, kilka sabych arwek, najwy ej dwudziestek, sao mdy blask z sufitu. Zaciemnienie taktyczne! - uzna w duchu. Orodek jest uznawany za placwk biaego wywiadu, nie mo e si wyda, e s tu te operacyjni...

Popatrzy na okna zasonite szczelnie aluzjami i umiechn si lekko pod nosem. A jednak nie jest taki beznadziejny, kojarzy przecie niektre fakty. Kojarzy. Jak dziecko we mgle - pojawia si kolejna myl. Nocarze siedzieli ju tam od jakiego czasu, odprawa miaa si ku kocowi. Kilkadziesit par oczu uwa nie wpatrywao si w obraz miotany z multimedialnego rzutnika. Teraz za odwrcili si wszyscy ku nowo przybyemu. - Waciwie odpraw ju zakoczylimy - zwrci si do Jurka wysoki, szczupy, ciemnowosy m czyzna w stopniu majora. - Streszcz tylko dla twojej wiadomoci. Rozpoczynamy finalny etap operacji Faust - oznajmi z namaszczeniem. - Lord Ultor zawita do Warszawy za dwie godziny. Zamierza si spotka z przedstawicielami tutejszej wampirzej spoecznoci. Obecni pokiwali gowami w milczeniu. Jurek poczu, jak po plecach przebiega mu niespokojny dreszcz. Lord wampirw oficjalnie wymieniony na odprawie! Czy by caa jednostka braa udzia w przedstawieniu organizowanym dla jednego rekruta? Nie, to nieprawdopodobne, intryga musi siga gbiej... - Impreza odbdzie si na prywatnej posesji, znajdujcej si parnacie kilometrw std. - Dowdca wrci si ku ekranowi, na ktrym widnia plan budynku. - Odrestaurowany paacyk w Wizownej, jakich teraz wiele. Czerwona kropka laserowego wskanika przebiega po symbolach, w ktrych Arlecki domyli si poszczeglnych oddziaw. - Snajperzy zabezpieczaj teren z okolicznych drzew, grupy szturmowe zajmuj si wszelkimi otworami wejciowymi oraz korytarzami - streci major. - Ty obstawiasz oran eri. Jest poo ona na uboczu, nie spodziewamy si tam wic wroga. Chodzi raczej o to, eby jaki ludzki element nie przyplta si po nocy i nie wlaz nam w parad - oznajmi sucho. Bdziesz dysponowa broni konwencjonaln. Aha, i nie bd zbyt skory do jej u ywania zaznaczy. - Nie chc adnych ofiar wrd ludnoci cywilnej, trudno si z tego wykrci potem. I bd w kontakcie. Jak zobaczysz kogokolwiek, nie prbuj dziaa sam, wzywaj nocarzy. Zrozumiano? - Tak jest! - potwierdzi Jurek gorliwie. - No to ruszaj! - powiedzia dowdca. - Za pitnacie minut przy wozach, wszyscy. Pene wyposa enie i uzbrojenie. Naprzd! Nocarze poderwali si natychmiast i wybiegli z sali, rwnymi szeregami pdzc do magazynw. Jurek bieg razem z nimi, czujc, jak omocze mu serce. Sam nie wiedzia, czy bardziej ze strachu, czy z podniecenia.

Oran eria bya ciemna, zimna i cicha. Wypeniona pustymi kamiennymi donicami, nie bya najatwiejszym obiektem do upilnowania. Jurek pobka si po niej troch, zanim znalaz wystarczajco dogodne miejsce, by mc obserwowa zarwno wszystkie okna, jak i drzwi wejciowe. Sta teraz przyklejony plecami do kamiennego filaru. Na pocztku adrenalina sprawiaa, e nie czu zmczenia. Wlepia wzrok, wzmocniony noktowizorem, w jedno okno po drugim. Peen napicia obserwowa okolic. Strach narasta falami, trzs nim, przynaglajc serce do popiesznego omotu. Po chwili strach opada... a potem narasta znw. Po mniej wicej pgodzinie czekania, kiedy wci nic si nie zdarzyo, odtaja powoli. Zacz dotkliwie odczuwa, co si dzieje z jego ciaem. Przywalone kilogramami oporzdzenia, pocio si niemiosiernie. Kamizelka kuloodporna bya sztywna i niewygodna, narzucona na ni kamizelka taktyczna, wyadowana po brzegi zapasowymi magazynkami z amunicj, stanowia dodatkowy ci ar. Uprz pozapinana bya fatalnie, pieszy si, kiedy j nakada, zreszt mia w tym przecie prawie zerowe dowiadczenie. A teraz kabura na udzie, w ktrej mia pistolet, zwieszaa si luno, obijajc nog bolenie. Za to drugie udo opasane byo zbyt cile i zaczynao cierpn. Hi-Teki te zasznurowa za ciasno i ju zaczynay mu drtwie stopy. ciskany kurczowo w garciach pistolet maszynowy MP5A3, na podatku tak zachwycajco lekki, teraz ci y, jakby jego konstrukcja oparta bya gwnie na oowiu. Na domiar zego kewlarowy hem na gowie by za luno zapity, chwia si lekko, kiedy Jurek porusza gow. A poniewa noktowizor przymocowany by czciowo do hemu, pole widzenia byo bardzo ograniczone, na dodatek zmienne i nieprzewidywalne. Do strachu doczya zo, wspierana poczuciem upokorzenia. Ot, prosz, komandos w akcji. Dupa do kwadratu, nie komandos. Najwy szy czas przesta si omiesza, panie Arlecki. W procesie oddzielania m czyzn od drobiu ju pan chyba wie, do ktrej kategorii zosta pan zaliczony. A wic pora na pana. Trzeba wiedzie, kiedy wsta i wyj. No, ale na pewno nie teraz. Nie w rodku akcji. Tam s koledzy z oddziau. Nie zna z nich nikogo, to prawda, na dodatek wcale tak do koca nie jest pewne, czy graj po tej samej stronie. Ale pomimo wszystko nie zamierza si wycofa. Bo mo e jednak jest za tym wszystkim jaka gbsza prawda, ktrej on jeszcze nie pojmuje. Nie ucieknie wic, cokolwiek bd by si nie stao. Nie ma mowy. Nie wybaczyliby mu... i on nie wybaczyby sobie te . Ciemno zapada nad paacykiem, jakby przetoczy si przeze tuman gstego, zalepiajcego wszystko czarnego dymu i zosta tak na wieki.

Szuuut, szuuut, szuuut... wychyn z mroku jaki dwik. Jurek nasuchiwa, czujc, jak serce znw przypiesza rytm, a donie zaczynaj lekko dr e. Ten dwik... to migowiec. Szuut, szuut, szuut, to przecinaj powietrze opaty wirnika. Na razie cicho, albo s bardzo daleko, albo migowiec ma jakie wytumienie. Tak czy inaczej, zaczo si. Jurek wyprostowa si, unoszc empepitk i przyciskajc kolb do ramienia. Przez holograficzny celownik zacz obserwowa okolic, wodzc po niej kocwk lufy, jakby zespolon z ruchami caego ciaa. Kko z krzy ykiem przebiegao na tle okien, cian, drzwi... Ani jednego ruchu, nic. Nagle donony dwik wypeni mu czaszk. Jakby wielki, chralny powitalny okrzyk, przepojony pen uniesienia radoci. Arlecki rozejrza si w panice, dookoa wci byo pusto. Dwik zdawa si nie mie rda, nie dochodzi z jakiego konkretnego kierunku, by po prostu wszdzie, wdziera mu si w mzg... Jurek zrozumia nagle, zesztywnia, plecy pokryy mu si zimnym potem. Gosy brzmiay mu bezporednio w gowie, uszy nie wychwytyway niczego. - pomyla z moc.

Zadr a, uwiadamiajc sobie kolejny fakt. To nie bya jego myl. Ona te pochodzia z zewntrz, z cudzych umysw, tak jak i ten poprzedni dwik. - zabrzmia mu w gowie przepot ny gos.

A potem nagle wszystko ucicho. Jurek przekn lin. Strach gdzie wyparowa, unikna te frustracja i zo. Czowiek zacz omiata sal miarowymi, uwa nymi spojrzeniami. Niczym automat ocenia, analizowa, przetwarza dane, podejmowa decyzje. Odeszy emocje, zostao tylko pene skupienie na celu. Zadanie. Wykona zadanie. Paacyk nadal przepojony by gbok cisz. Jurek przeskakiwa wzrokiem z okna na okno, upewniajc si, e nikt niepowoany nie zamierza wtargn do oran erii. Zielony obraz przekazywany przez noktowizor sprawia niepokojce, obce wra enie, jakby pochodzi z innej planety. Arlecki wci lustrowa okolic, zawzicie, uwa nie. A potem, tknity nagym impulsem, odwrci si w kierunku wejcia. Nogi ugiy si pod nim z przera enia. Obecno. Na okrelenie tego, co poczu, adnego innego sowa nie potrafi w tej chwili odnale. Wielka, przejmujca obecno.

)

2 2

Wysoka posta w dugim czarnym paszczu pojawia si w drzwiach. - Stj, kto idzie? - wykrzykn Jurek, zimny pot zrosi mu czoo. Wezwany nie odpowiedzia, postpi par krokw do przodu. Na pewno nie by to nikt z oddziau nocarzy... a zatem wrg. - Stj, bo strzelam! - wychrypia funkcjonariusz sabo. Myli pogoniy spltanym chaosem. Co tam si jeszcze, kurwa, mwio, czy powinien co jeszcze krzykn, czy ma ju strzela teraz, kurwa, czy to nie bdzie nieuzasadnione u ycie broni, zaraz, a gdzie to pierdolone wsparcie, powinni go sysze przecie , mo e poczeka na nocarzy, lepiej strzelaj, durniu, zanim bdzie za pno! - Stj! - wyszepta prawie. Jak w transie zgra dr ce czerwone kko celownika ze zbli ajc si powoli postaci. Strzeli dubletem. Szybko. Raz, dwa. Huk rozleg si po sali. Odbi echem od cian. Porazi uszy. Czas przypieszy napdzany adrenalin. Jurek widzia jedynie urywki scen. Posta wci zbli aa si ku niemu, pomyla wic, e spudowa, dr c rk przestawi empepitk na ogie cigy. Wadowa w przeciwnika seri kilkunastu pociskw, a odrzut nieomal wyrwa mu bro z rki, a kule zaczy kaleczy sufit. Tamten wci szed, powolnym, nonszalanckim krokiem. Jurek pocign po nim kolejn seri, bez adnego efektu. Strzeli wic jeszcze raz i jeszcze... Kule poszarpay donice, ciany i szyby, siejc gradem odpryskw. Tamten wci szed powolnym, nonszalanckim krokiem. Dziewi milimetrw parabellum nie wywoao na nim najmniejszego wra enia... A mo e omino go szerokim ukiem? Bro klikna cicho, magazynek mia trzydzieci nabojw. Koniec amunicji. Bez szans na wymian, nie tutaj, nie teraz. A wsparcia nie ma, nie sycha tupotu biegncych na pomoc kolegw, aden gos nie odzywa si w wetknitej w ucho suchawce. Nocarze zamilkli, zniknli, jakby si rozwiali we mgle. Zapomnieli o nim? Czy mo e ju nie yj... wszyscy? Nieprzyjaciel stan tu o krok, na wprost. Nietknity. A jednak to wampir, pomyla Jurek, puszczajc empepitk bezradnie. Nie kamali, nie wkrcali mnie, to wszystko byo prawd. A wampiry s niemiertelne. Jestem bez szans.

W porywie desperacji poderwa bro, lew rk przycisn wcznik latarki. Zawieci przeciwnikowi prosto w oczy. Przeraliwie jasne tczwki giny niemal w jaskrawej bieli twardwek, znaczonych wskimi szpilkami renic. Oczy jakby lniy swoim wasnym wiatem, pod ich spojrzeniem Arleckiemu zawrcio si w gowie. Zrozumia nagle, e stoi przed nim Lord Ultor we wasnej osobie. Ta wiadomo po prostu pojawia si w jego umyle i pozostaa w nim jako niezaprzeczalny fakt. Przybysz zamruga, po czym jego surowa, powa na twarz rozcigna si w penym uznania umiechu. - O, to byo dobre, z t latark - powiedzia z aprobat. - Mylenie niekonwencjonalne. Rzadko ktry na to wpada. Siej tylko bezsensownym gradem kul. Podobasz mi si, mody. Jurek zadygota, syszc ten pot ny gos. Osab nagle. Mia ochot pokornie klkn przed Lordem i czeka na jego decyzj. Jakkolwiek, byle dosta od niego jaki rozkaz, do wykonania natychmiast. Zamiast tego puci empepitk i praw rk wyszarpn glocka z kabury. Podnis go, doo y lew do i stan w bojowej pozycji. - Stj, bo strzelam! - wykrzykn, wbijajc spojrzenie w klapy paszcza wampira. Gupio, co z tego, kurwa, e gupio? Ma w ogle jaki wybr? Wyposa enie przeciwwampirze nie zostao uwzgldnione w planach na dzi. Gilotyny i kusz z kokami chwilowo brak. Ultor skrzywi si wzgardliwie. - Zaskocz mnie czym - poprosi. - Jedziesz na odruchach, na dodatek nie za dobrze wywiczonych. To takie banalne... - Kokw osikowych niestety nie dowieli - warkn Jurek, podnoszc wzrok i patrzc mu prosto w oczy. Bd, potworny bd, mwili mu przecie , eby tego nie robi. Paajce dziwnym blaskiem renice nakazay mu si cofn i opuci bro. Usucha, zanim jeszcze zda sobie spraw, e to robi. Opanowa si dopiero, kiedy zacz ju powoli ugina kolana, by klkn przed Lordem w pokorze. Wyprostowa si czym prdzej, podnis bro oburcz i z opuszczon gow zacz strzela na lepo. Wywali cay magazynek, siedemnacie kul. Mo e ktry pocisk trafi tamtego w serce albo w gow, kto wie. Wampir zanis si gonym, nieco szyderczym miechem.

Trzymajc wzrok wci wbity w podog, Jurek zobaczy, jak nienaruszone pociski sun ku niemu po drewnianym parkiecie. Zatrzymay si tu w umiechnite soneczko. Ogarno go poczucie cakowitej bezsilnoci. Mia ochot si rozpaka. - Dobrze, mody, koczymy t zabaw i wracam na spotkanie - powiedzia Ultor. I tak ju si dowiedziaem, czego trzeba. Pistolet wyrwa si Arleckiemu z rki, spad na ziemi z hukiem. Czowiek pokiwa gow z rezygnacj, wyprostowa si, wbijajc wzrok w konierz czarnego paszcza, otulajcy bia szyj. Byle nie spojrze wy ej, nie patrze wampirowi w oczy... - Dlaczego chciae mnie zabi? - spyta Lord. - Bo ty chciae zabi mnie - odpar Jurek natychmiast. - Wolaem by pierwszy. - A mylaem, e w ramach obrony ycia wdw i sierot i tak dalej - rzuci Ultor kpico. - I w celu utrzymania odwiecznej nieprzyjani ludzko-wampirzej na stosownym poziomie. No chyba, e jednak miae jakie konkretne osobiste powody, eby chcie mnie zabi, co? Albo przynajmniej jakie umocowanie prawne, rozkaz, wyrok, te sprawy... Jurek przekn lin. Poo y rce na bezu ytecznej ju empepitce, zaciskajc bezradnie palce na kolbie. Co ma robi, ucieka? Baga o ask? A mo e rzuci si na tamtego z goymi rkami? Bez sensu, uzna w duchu. Potga Lorda przerasta wszelkie ludzkie wyobra enie, i tak Ultor zrobi z nim, co zechce. Wszelkie dziaanie bdzie tylko z gry skazan na pora k, enujc histeri. Lepiej wic umiera, stojc. Pokaza przeciwnikowi, e nie boi si mierci... tak bardzo. - Nie - wykrztusi wreszcie. - Nic do ciebie nie mam osobicie. Ani te nikt nie kaza mi do ciebie strzela. Nie dostaem rozkazu, nie widziaem adnego wyroku. Baem si ciebie, po prostu. - A czy zagroziem ci bezporednio w jakikolwiek sposb? - zapyta Ultor spokojnie. Przyszedem tutaj tylko, a ty co? Stj, bo strzelam, i od razu seria z empepitki. Nawet nie bardzo miabym szans si zatrzyma, gdybym chcia. adnie to tak? - Wolaem by pierwszy - powtrzy Jurek. - Lepiej, eby mnie czterech sdzio, ni szeciu nioso, wiesz. Zacz czu si kompletnie nierealnie. Ta scena, ta rozmowa, bya tak absurdalna... mier nadchodzia wielkimi krokami, wyczuwa ju jej obecno, ale sta tu przed ponadtysicletnim wampirem, przepraszajc, e strzela do bez wystarczajcego powodu przed nim, ukadajc si

i uprzedzenia. Nagle zanis si szaleczym, rozpaczliwym chichotem.

- Ale ty przecie chciae mnie zabi, po to tu przyszede - oznajmi lekkim tonem, jakby to by art. - Wic jestemy kwita. - Spowa nia nagle. - Zrb, co masz zrobi, i przesta pierdoli. enujce si to wszystko staje. Podnis wzrok i spojrza mu w oczy, twardo, z wyzwaniem. Niech tamten nie myli, e Jurek bdzie prosi o lito, czy te jcza ze strachu. Godno. Jedyne, co jeszcze zostao do wywalczenia, to godno. Poza tym nic. Ultor nie zaatakowa go spojrzeniem jak poprzednio. Wzrok mia spokojny, zamylony. - Jeszcze nie wiedziaem, czy tego chc - powiedzia powoli. - Ale teraz ju wiem. Tak, zabij ci. Arlecki poblad, pozosta jednak wyprostowany. Puci bro, zawisa swobodnie na pasku. Zdj z gowy hem, odpi noktowizor. Sprzt potoczy si po pododze z guchym oskotem. Czowiek odetchn gboko. - No to prosz - rzuci spokojnie. - Zasugujesz na to - mrukn Lord. - Z ca pewnoci. Nagle powietrze zawiszczao, Arlecki zdoa tylko uchwyci wzrokiem kilka krtkich ruchw tamtego, bysk stali... Fala gorca spyna mu nagle po szyi, signa w gr, do prawego ucha. Podnis obie rce, przycisn palce do chlustajcej krwi ttnicy szyjnej. Ogarna go niesamowita sabo, w oczach ciemniao mu w zastraszajcym tempie. Zobaczy jeszcze, jak

chylajc po paszcza, wkada ostrze do pochwy zawieszonej u pasa. Jurek osun si na kolana, jego ciao zacz ogarnia dojmujcy chd, w miar jak czerwonymi kroplami wyciekao ze ycie. - Szkoda - powiedzia Lord Wojownik, stajc nad nim. - Moge by jednym z nas. - Tak - wyszepta Arlecki, ukadajc si mikko na ziemi. - Szkoda. Mogem by jednym z was... Chyba bym nawet wola, wiesz? Le a na wznak, wiato ksi yca rzucao biae krzy e przez okna oran erii, rozmazywao si w jego gasncych oczach. Potem pojawia si nad nim surowa, powa na twarz Lorda Ultora... A potem narosa ciemno, w ktrej nie byo wida ju nic.

.

2

- powiedzia Ultor, pochylajc si nad umierajcym. -

6

Ultor krtkim, zdecydowanym ruchem strca krople krwi z miecza

, a potem, od-

Jurek obudzi si z krzykiem. Sign rkami do szyi, szukajc palcami rozdartej ttnicy... Nic. Gadka, zdrowa skra. Ani ladu rany, czy te blizny. Usiad na ku, rozejrza si wok gorczkowo. Znajdowa si w pustym pokoju, skpanym w agodnym blasku padajcym przez szeroko otwarte okno. Wiatr wlizgujcy si do rodka nis ze sob ywiczny zapach iglastego lasu. - Emw? - wymamrota Jurek niepewnie. - Wci ? Wsta, ogldajc liski materia czarnego dresu, w ktry by ubrany. Zmi go lekko w palcach, by mikki i przyjemny. Pochyli si nad kiem, sprawdzi, czy mo e pod poduszk ma jak bro... Nie, pusto. Powid jeszcze raz wzrokiem po pokoju. Oprcz metalowego ka nie byo tu nic. Podszed do drzwi, pchn je niepewnie. Ustpiy. Wyszed na ogarnity pmrokiem korytarz. Rozejrza si. Czy to dalej Emw? Wci nie by pewien. Podszed do wielkich dwuskrzydowych drzwi. Pchn je lekko, wszed do rodka. Dwudziestu kilku m czyzn, ubranych w takie same czarne dresy, znajdowao si na sali. Porozsiadali si po sofach i fotelach, jeden z nich obsugiwa wcinity w kt barek. Wielki, paski ekran telewizora zajmowa prawie ca cian. Rwnie i tutaj szeroko otwarte okna wpuszczay agodny blask. Na widok wchodzcego m czyni odwrcili si, patrzc na niego przyjanie. Jurek postpi par krokw, po czym zatrzyma si speszony. Z fotela pod oknem podnis si Morawski, podszed do niego, promieniejc umiechem. - Operacja Faust tysic sto trzynacie zakoczona sukcesem - obwieci radonie. Witamy w klubie, Vesper. Poda mu rk. Jurek umiechn si przelotnie, nadal nic nie rozumiejc. Ucisn do kapitana nieco machinalnie, pokiwa gow. - Siadaj, siadaj. - Morawski podprowadzi go do stolika, usadzi na kanapie. - Ej, ruszcie si, chopaki! Dajcie modemu pi, pewnie umiera z godu. Barman byskawicznie wyj wysok szklank, napeni j rubinowym pynem, postawi na blacie. Ktry z m czyzn pochwyci j, przynis do stolika i poda Arleckiemu niemal e ceremonialnym gestem.

Jurek przyj napj, dopiero teraz czujc, jak bardzo jest godny i spragniony. Wychyli zawarto szklanki duszkiem. Napj by przepyszny, nieco sodki, odrobin sonawy, niesamowicie orzewiajcy. Arlecki od razu poczu si lepiej. Umiechn si z wdzicznoci i odstawi puste naczynie na blat. - Dziki - powiedzia, nie kryjc ulgi. - Tego mi byo trzeba, faktycznie. Na twarzach otaczajcych go m czyzn pojawiy si pene aprobaty umiechy. Kapitan spowa nia nagle. Skin na jednego z kolegw, ten podnis si natychmiast i podszed do szafki pod cian. Wydoby z niej plastikow teczk. Wrci i poda j Jurkowi. - Pikny by pogrzeb, ludzie pakali - stwierdzi powa nie. Arlecki otworzy teczk, wydoby z niej plik papierw i zdj. Zacz przeglda, oczy otwieray mu si coraz szerzej w niekamanym zdumieniu. Jerzy Arlecki, zabity w akcji. wiadectwo zgonu. Zdjcia z pogrzebu. Salwa honorowa. Nagrobek. Zapakana ciotka. Podnis wreszcie oczy na kolegw, powid po nich wci nierozumiejcym spojrzeniem. - Sfingowalicie moj mier? - zapyta. - Ale po co? A tak tajna jest ta jednostka? - Jednostka jest tajna, i owszem - powiedzia major, wchodzc do sali. Wszyscy obecni poderwali si, stanli na baczno. Oprcz modego, ktry wci siedzia na kanapie i wpatrywa si w dokumenty osupiaym wzrokiem. - Spocznij - rzuci dowdca. - Tak, oddzia jest bardzo niejawny - doda spokojnie, podchodzc do stolika. - Ale nie sfingowalimy twojej mierci. Ty umare, Vesper, umare naprawd. A teraz doczye do nas, Lord Ultor przyj ci do oddziau, ofiarowa Dar Krwi. Umare i obudzie si dla Nocy. I co ty na to? Wezwany zanis si cichym, nerwowym miechem. - Dar Krwi? - wybekota. - Umarem i yj? Znaczy, e... co? Jestem teraz wampirem? Ja? Pokiwali gowami w powa nym, surowym milczeniu. - I bd lata po miecie i napada na ludzi - trajkota wic dalej, nieco histerycznie. I wysysa im krew, i w ogle...

- Nawet nie prbuj - przerwa mu major zdecydowanie. - Ultor zetnie ci eb za takie numery. Jedzenie dostajesz tutaj, nie wolno ci polowa na wasn rk. - Przecie mwiem, jestemy oddziaem specjalnym do zwalczania wampirw - doda kapitan cierpliwie. - Walczymy z wampirami, nie z ludmi. - Z wampirami renegatami - uzupeni major skwapliwie. - A ty przysigae broni obywateli Rzeczypospolitej Polskiej, pamitasz? Dalej jeste w ABW, obecnie w stopniu porucznika. Szkolenie zakoczone. Nie bdzie wicej prb, zostae przyjty przez Lorda, to wystarczy. Aha, i pamitaj, Jerzy Arlecki nie yje. Ty nazywasz si Vesper. Wampir pokiwa powoli gow. Nagle zda sobie spraw, e odek ma peen dopiero co wypitej krwi... Zrobio mu si niedobrze, pomyla, e zaraz zwymiotuje. Zerwa si wic z kanapy, roztrcajc kolegw gwatownie, podbieg do okna. Przechyli si przez parapet, oddychajc ci ko. Mdoci jednak miny, najwyraniej organizm nie zamierza si pozby cennego pynu. Rozejrza si wok, wci dyszc. Po niebie pdziy chmury, soce rzucao midzy nimi snopy wiata. Wreszcie wychyno spomidzy obokw na du ej. Vesper popatrzy w gr z niedowierzaniem, czujc, jak coraz silniej krci mu si w gowie. Soca byo p. I byo takie dziwnie du e, poryte bliznami... I nie wiecio tak mocno jak zwykle. Wreszcie zrozumia, osun si bezwolnie z parapetu i usiad na pododze. Popatrzy na powa ne miny kolegw otaczajcych go krgiem. - A wic to tak... - rzuci pgosem. - Obudziem si dla Nocy. - Operacja Faust zakoczona sukcesem - potwierdzi major spokojnie. - Zostae zwerbowany do nocarzy, III sekcji Biura Biaego Wywiadu ABW. Od jutra zaczynasz swoj prawdziw su b Rzeczypospolitej. Vesper znowu pokiwa gow. Zamkn oczy na par chwil, egnajc w mylach Jerzego Arleckiego i jego ycie. A potem odwrci si i zapatrzy na ksi yc, wznoszcy si triumfalnie na niebie.

Dostan mundur, bro, do szafki kluczyk Dowdca baczno-spocznij mnie nauczy Butami nasz pikn ziemi zmierz Jak atwo by onierzem onierzem

Wnet wszystkie ze ba spadn mi kopoty Nie trzeba mi wypaty ni roboty Gdy ka , id, gdy nie ka , le Jak atwo by onierzem onierzem

A gdyby si historia jaka dziaa Ty jedno wiesz: Ojczyzna ci kazaa I mo esz w sw niewinno wierzy szczerze Jak atwo by onierzem onierzem

#

'

"

"

%

&

%

!

$

Nielegalna krewwch wysokich, szczupych m czyzn podeszo do stolika. Wsunli si w gb swoistej niszy, zasiadajc na czerwonych skrzanych kanapach. Ka dy z okrgych stolikw, oddzielony od innych drewnianym ekranem, stanowi centrum niewielkiej lo y. Lokal nazywa si Moonwalker. Tu przy wejciu widnia wielki plakat z okadk filmu z Michaelem Jacksonem o tym e tytule. Jakby waciciel chcia wszem i wobec obwieci, e jest wiernym fanem piosenkarza i e to wanie na jego cze nazwa pub w ten, a nie inny sposb. M czyni rozejrzeli si wok. Modszy z nich bbni niecierpliwie palcami po blacie okrgego stolika, nakrytego zielonym, zwisajcym niemal do ziemi obrusem. Kelnerka spostrzega ich natychmiast, podesza spiesznym krokiem. Umiechna si do starszego, wida by tu staym bywalcem. - Cze, Micha - przywitaa go pogodnie. - Co poda? - Obrzucia uwa nym spojrzeniem drugiego, nieznanego jej klienta. - To, co zwykle, dwa razy - odpar zapytany, umiechajc si szeroko. Jego towarzysz potakn krtko gow, wykrzywiajc wargi w nieco sztucznym umiechu. Kelnerka nabazgraa co w podrcznym notesiku i odesza, obdarzajc ich na poegnanie nieco tylko mniej zdawkowym umiechem. - No i jak? - spyta ten nazwany przed chwil Michaem. - Radzisz sobie? Modszy m czyzna odetchn gboko. Rozejrza si dookoa ze le skrywanym zdenerwowaniem. - Ci ko jest - przyzna niechtnie. - Ci ko. Tyle ludzi dookoa... Nieomal czuj ich krew. - I tak nie jest le - pocieszy go tamten. - Nie zabrabym ci jeszcze w czysto ludzki tum. Tutaj ponad poowa to nasi. Chwytasz to, Vesper? Widzisz r nic? Czujesz? Zapytany pokiwa gow. - Jasne, Nidor - potwierdzi. - Nie za dobrze wiem, na czym to polega... Ale to jest po prostu jasne. Kto jest nasz, a kto nie. - Kelnerka? - rzuci tamten, jakby odpytujc ucznia przed tablic. - Nasza - odparowa Vesper natychmiast. - Dobrze. Go przy stoliku po prawej? - Nasz.

- Ja? - zapyta Nidor, przechylajc nieco gow i patrzc spod lekko przymru onych powiek. - No przecie ... - Vesper rozemia si lekko, po czym spowa nia nagle. - O rany powiedzia w zdumieniu. - Wanie - rzuci kolega spokojnie. - To jest mj talent. Jestem chowacem. Jeli chc, potrafi udawa czowieka, nawet przed naszymi. Vesper popatrzy na niego, krcc gow z niedowierzaniem. Podnis kufel piwa, napi si z niego. Skrzywi si odruchowo. - Obrzydlistwo - westchn. - Nie masz piersiwki? - spyta z nadziej. - Nie czas na krew - usysza such odpowied. - Jedziemy dalej. Para po lewej? Odpytywany umilk nagle, zastanawiajc si nad odpowiedzi. - Cholerny problem - wykrztusi wreszcie. - Ludzie, oboje. Bardzo... apetyczni. Poczu dojmujce, wyjtkowo przykre wierzbienie w okolicy grnych dzise, jak swdzenie pod gipsem, ktrego nie mo na podrapa. Przecign jzykiem po zbach. Ky wysuway si niczym kocie pazury. - Nigdy nie pozwl, eby to ci si wyrwao spod kontroli - powiedzia nagle Nidor bardzo zdecydowanym tonem. - Nie prbuj polowa. Nie prbuj zabija inaczej ni na rozkaz. Nie tykaj nielegalnej krwi. - Wiem - rzuci Vesper krtko, nie patrzc na niego. - Wiem. Spuci gow, chwyci serwetk ze stou. Skry za ni cz twarzy, udajc, e starannie ociera wargi. - To mo e by droga bez odwrotu - cign tamten niezra ony. - Jak lejek, w ktry atwo wej, ale gdy si zwzi, wyj z niego ju nie sposb. Jak przysowiowe ruskie muzeum, gdzie bilet do wejcia kosztuje rubla, ale do wyjcia ju sto. Ka da podr rozpoczyna si od pierwszego kroku - twoja w tym gowa, eby akurat na tej cie ce nigdy go nie postawi. Rozumiesz? Vesper pokiwa potakujco gow. Skoncentrowa si z caych si. Spokj, nakaza sobie. Spokj. Wreszcie ky schoway si posusznie, wracajc do kieszonek w dzisach. Mody nocarz zmi chusteczk i rzuci do popielniczki. Rozejrza si wok z wymuszonym umiechem. - W porzdku. - Kapitan odetchn z ulg. - No, to postarajmy si dzisiaj dobrze zabawi - rzuci znacznie weselszym tonem, mrugajc do kolegi porozumiewawczo. Podopieczny odpowiedzia mu bardzo wymuszonym umiechem.

adna to zabawa, tylko si, cholera, mcz... - pomyla. Mo e to jednak dla mnie za wczenie? Mo e miesic szkolenia to za mao, eby i midzy ludzi? - Zacznij si, kurwa, maskowa - warkn nagle Nidor ciszonym gosem. - Jak na razie mylisz tak gono, e odbiera ci, kto chce. Lustro, tworzysz lustro, pamitasz? Vesper natychmiast skupi si na wyobra eniu lustrzanej kuli otaczajcej go wok. Jest gadka, liska, wszystko odbija... Nawet wiato, nawet myl. - Od razu lepiej. - Nidor umiechn si z aprobat. Kelnerka podesza do nich, niosc na tacy dwa kufle piwa. Pochylia si, postawia je na stoliku. - Co jeszcze, Micha? - spytaa, prostujc si. - To, co zwykle? Nidor popatrzy na koleg z zastanowieniem. - Owszem - powiedzia. - Tak. Za chwil. Pokiwaa gow z lekkim porozumiewawczym umiechem, po czym odmaszerowaa z powrotem. Vesper popatrzy za ni, starajc si nie zerka nawet w kierunku pary schowanej w ssiednim zauku. Pomimo drewnianej przesony widzia doskonale, co tam si dzieje. Jak modzi, nieco podchmieleni, przytulaj si do siebie coraz mocniej. Jak rce chopaka wdruj coraz wy ej pod bluzk dziewczyny. Wsta. Rzuci czowiekiem o cian tak, aby tylko zsun si po niej bezwadnie, znaczc na tapecie krwawy lad. A dziewczyn zawie do domu, do Emowa. Kocha si z ni przez ca noc, mie pod sob jej mode, pr ne ciao. A potem, na koniec, wbi jej w szyj ky. Pi wie , gorc, pulsujc endorfinami krew. Vesper zacisn powieki. Przesta, przesta natychmiast. Pamitasz, jak to byo? Ja, Obywatel Rzeczypospolitej Polskiej, wiadom podejmowanych obowizkw funkcjonariusza Agencji Bezpieczestwa Wewntrznego, lubuj... Otworzy oczy, patrzc z napiciem na rozpartego wygodnie na kanapie Nidora. Pomocy, mia ochot zakrzykn w gos. Pomocy. - Spokojnie - powiedzia tamten, obserwujc go spod zmru onych powiek. - Wszyscy przez to przechodzilimy. Tak to jest, po prostu tak to jest. Vesper wzi gboki oddech, po czym powoli, miarowo wypuci powietrze z puc. - Dam rad - zapewni, dokadajc si, by nie zadr a mu gos. - Jasne, e dam. - Nie wtpi - odpar Nidor spokojnie. - Nie chciaby chyba, eby Ultor musia ci zabi drugi raz.

Ultor, Lord Wojownik. Vesper westchn lekko w mimowolnym podziwie. Chwila, w ktrej spotka Lorda twarz w twarz, dotd nia mu si po nocach. Ultor zabi go, wycign go z bagna banalnej, codziennej egzystencji, w zamian ofiarowujc wieczno. Vesper przyj Dar Krwi ze zdumieniem, ale jak dotd ani razu tego nie aowa. Ani razu. Podnis wzrok. Niezwykle pikna kobieta podesza do ich stolika, koyszc wyzywajco biodrami. Umiechna si i uwodzicielskim gestem odgarna z twarzy kosmyk dugich rudych wosw. Vesper spi si, patrzc na ni niespokojnie, po chwili jednak rozluni w poczuciu nagej ulgi. Nasza. Nie bdzie problemu. - Witaj, Karina! - Nidor natychmiast podnis si z miejsca, witajc przyby szerokim, yczliwym umiechem. - Siadaj, czekalimy na ciebie. - Cze, Micha - odpara swobodnie. Zrcznie wsuna si za stolik. Usiada na kanapie pomidzy nimi, zerkna na Vespera ciekawie. Podnis si z miejsca z krtkim ukonem. - Jerzy Malinowski - przedstawi si, na wszelki wypadek oficjalnie. Malinowski. Bardzo przecitne nazwisko, przyszyte jakby na si do jego nowego, nieprzecitnego ja. Nic dla niego nie znaczyo, byo tylko zlepkiem dwikw zapisanych w dokumentach. W nowej kartotece, dowodzie osobistym, legitymacji porucznika ABW... Naprawd nazywa si Vesper, tak, jak to postanowi Ultor, jego nowy ojciec i matka razem wzici. - Kolejny nabytek? - Karina zamiaa si zalotnie i omiota go zaciekawionym spojrzeniem. - No prosz... Rd Wojownikw rozrasta nam si niespodziewanie szybko. Tylko troch wolniej ni renegaci. - Zerkna na Nidora zoliwie. - Odkd to Winorole interesuj si polityk? - odparowa tamten natychmiast. - Lord Viticula wydaa nowe zarzdzenie? A nie zapomniaa go ogosi? - Spojrza na ni przekornie. Vesper umiechn si pod nosem, syszc ten komentarz. Ju si przyzwyczai, e wadca Rodu zawsze nazywany by Lordem, bez wzgldu na pe. Ale z tego, co sysza o Viticuli, niewiele w niej byo z wadcy czy Lorda. Zachowywaa si bardzo niepowa nie, zupenie jak przysowiowa blondynka. No, ale c , Winorole, rd przede wszystkim artystyczny, zawsze takie byy: trzpiotowate, niepraktyczne... I bardzo rozrywkowe. Popatrzy na Karin ze ladem nadziei w spojrzeniu. Pochwycia jego wzrok natychmiast, bezbdnie interpretujc zawarte w nim przesanie. Umiechna si zachcajco. - Vesper jestem - poda swoje prawdziwe imi, zagldajc jej w oczy.

Przysuna si do niego, przecigna praw doni po jego krciuteko przystrzy onych wosach. Przechylia gow, przekrciwszy si nieco. Tu przed twarz mia jej wyjtkowo imponujcy dekolt. Przekn lin. - To ja si przejd - oznajmi Nidor, wstajc. - Bdcie grzeczni, dzieciaki. Powdrowa do baru i zasiad na wysokim stoku, wdajc si w rozmow z innymi gomi. Karina bysna rozbawionym spojrzeniem, po czym zanurkowaa pod st. Dugi zielony adamaszkowy obrus maskowa jej obecno doskonale. Vesper poczu, jak jej smuke palce sprawnie rozpinaj mu rozporek. Potrzsn gow z niedowierzaniem. Tak szybko, tak od razu? Tutaj? Ju ? Nie zamierza jednak protestowa, zwaszcza, e dziewczyna doskonale znaa si na rzeczy. Sprawnie wydobya ze spodni jego nabrzmiay a do blu czonek. Po chwili spoczy na nim mikkie, gorce wargi. Jkn cicho, przepeniony niewysowion ulg. Nareszcie. Nie mia kobiety, odkd... C , waciwie to w tym yciu nie mia jej jeszcze ani razu. Uci liwa obecno pary ludzi obok znikna wreszcie z jego umysu, zastpiona przez uczucie dojmujcej przyjemnoci. Karina przypieszya, jej usta obejmoway go u samej nasady, wdroway w gr i w d w rozkosznych rytmicznych ruchach. Vesper jkn znw, pochwyci jej gow, wplt donie we wosy. Przymkn oczy. - Juuu ... - poprosi cicho. - Juuuuu . Obja czonek doni, przesuna ni kilkukrotnie w gr i w d, wci przy tym taczc po nim jzykiem. Wreszcie przywara do ustami i zacza ssa z caych si. Vesper eksplodowa natychmiast, wraz z nasieniem zaczo wypywa z niego zadawnione napicie. W jego miejsce pojawio si poczucie niesychanej ulgi. Puci jej gow, unis donie do twarzy i odchyli si w ty z gbokim westchnieniem. Karina wynurzya si spod stou, usiada na kanapie, poprawia wosy. Popatrzya na niego, po ustach bka jej si rozpustny umieszek. Pokrci gow peen niedowierzania. Opuci rce, zacz zapina rozporek. Mimo wszystko to nowe ycie wcale nie byo takie ze, przemkna mu przez gow pena ulgi myl. - Po wsze czasy sawi bd Rd Winoroli - powiedzia z przekonaniem. Umiechna si wyrozumiale, bez sowa. Rozemia si wic i on, z niekaman ulg. Gd zel a, i to znacznie. Nawet ta cholerna para obciskujca si obok przestaa ju mu tak

bardzo przeszkadza. Owszem, nadal chtnie rozsmarowaby tego gocia po cianie. Ale dziewczynie ewentualnie ju mgby odpuci. Ewentualnie. Ja, Obywatel Rzeczypospolitej... - zaszemrao mu w gowie. No to o czym ty tutaj mylisz, obywatelu. Powrci Nidor, wiedziony idealnym wyczuciem chwili. Popatrzy po nich powa nie. - Mamy nieprzewidzian akcj - powiedzia.

Samotny m czyzna przy stoliku pod cian ju na pierwszy rzut oka budzi nieokrelony niepokj. Vesper obserwowa go spod wpprzymknitych powiek, zgodnie z zaleceniem kapitana. Przyglda si uwa nie, skanowa wzrokiem... Stara si ustali, co waciwie jest z tamtym nie tak. Mo e to nieobecne spojrzenie, jakby bujajce gdzie poza cianami lokalu, wrd ludzi na ulicy? A mo e ta postawa, niby rozluniona, ale jakby pena oczekiwania na ten jeden konkretny sygna... Po ktrym rozpocznie si... Co? Vesper przebieg jzykiem po wargach, mimowolnym gestem zdradzajc napicie. Ktem oka spostrzeg peen dezaprobaty ruch ramion Nidora. No tak, zawstydzi si od razu. Piknie si kamufluj, nie ma co. Teraz! - zasygnalizowa kapitan. Podnieli si jednoczenie, Vesper i Karina. Ona posza przodem, koyszc biodrami z wyzwaniem. Dosza do stolika obserwowanego m czyzny i nagle zachwiaa si, upadajc w jego kierunku. Ten natychmiast wycign rce, przytrzymujc j za poladki. Dziewczyna wyprostowaa si od razu, w sali rozleg si odgos siarczystego policzka. - Rce przy sobie! - krzykna z oburzeniem. M czyzna popatrzy na ni niezbyt przytomnym wzrokiem. Po chwili jednak zmarszczy brwi, grony grymas wykrzywi mu twarz. - Co jest grane, kole? - Vesper stan za Karin i zmierzy swj cel gronym spojrzeniem. - Nie umiesz ap na miejscu utrzyma? - Sama na mnie poleciaa - warkn tamten, opanowujc si z widocznym wysikiem. Vesper pochyli si nad nim, pochwyci oburcz za klapy d insowej kurtki, podnis go jednym ruchem. Ogarno go poczucie nierealnoci caej sytuacji. W poprzednim yciu staraby si negocjowa... - Nazywasz j dziwk? - rzuci gniewnie, po czym pchn go na stolik z caej siy.

Szklanki rozprysy si na boki, napeniajc sal dwikiem tuczonego szka. M czyzna poderwa si natychmiast, oczy jarzyy mu si wciekoci. Rzuci si na przeciwnika, pochwyci go za ramiona, przybli y twarz do jego ucha. - Nie zaczepiaj starszych, gnoju! - wysycza z naciskiem. - Wida, e jeszcze niewypierzony nietoperz... - Nie twj zasrany interes! - warkn Vesper gronie i odepchn m czyzn z caych si. Przeciwnik zatoczy si lekko, zgi wp, po czym z pobrotu wyprowadzi nagy prawy prosty. Vesper wykona sprawny unik, pi przeleciaa na pusto koo jego twarzy. Niewyhamowany pd rzuci m czyzn na ssiedni stolik, siejc zniszczenie w kolejnej niszy. Siedzcy w niej ludzie zerwali si z gonymi okrzykami protestu. - Spokojnie, panowie, spokojnie! - rzuci szpakowaty m czyzna, podchodzc spiesznie. - Nie ma o co robi a takiego zamieszania. To na pewno jakie nieporozumienie... Zaraz barman wezwie ludzi i po co nam to? Za drzwiami rozleg si gos policyjnej syreny. Karina wycofaa si natychmiast, znikajc na zapleczu. Szpakowaty pokiwa gow i odsun si nieco, patrzc na obu oponentw z dezaprobat. Policjanci weszli do sali, omiatajc j bystrymi spojrzeniami. Dostrzegli winowajcw natychmiast. - Ju w porzdku - powiedzia Vesper mitygujcym tonem. - Nieporozumienie. Prawda? - Popatrzy bystro na przeciwnika. Tamten pokiwa powoli gow, chocia oczy wci jarzyy mu si wciekoci. - Zapacimy za straty - doda Vesper skwapliwie. - Nie bdzie problemw, sowo. - W takim razie spiszemy panw i pouczymy - oznajmi jeden z policjantw. - Dowody prosz. Wycignli plastikowe karty i wrczyli mu je bez ocigania. - Jerzy Malinowski - powiedzia policjant, patrzc uwa nie na Vespera. Nocarz pokiwa gorliwie gow. - Zgadza si - oznajmi. - Grzegorz Kowalski. - Policjant przenis wzrok na m czyzn, w odpowiedzi otrzyma potwierdzajce skinienie. Poda drugi dowd koledze, zajli si obaj przepisywaniem danych. Skoczyli, zwrcili dokumenty, popatrzyli na winowajcw surowo. eby to si nie powtrzyo - ostrzegli powa nie, po czym odwrcili si i wyszli

z lokalu, trzaskajc drzwiami.

Szpakowaty od razu powrci do przeciwnikw. - Panowie, obaj macie ju do na dzisiaj - oznajmi kategorycznie. - Mody kolega wraca do domu natychmiast. Drugi po pgodzinie. I adnego zaczajania si, adnych burd w okolicy. Policja ma was na celowniku. Nie radz si dekonspirowa. - We wzroku zamigotaa mu stal. Wrci do swojego stolika, nie zaszczycajc ich ju ani jednym spojrzeniem. Dobrze, mody, wietnie - odezwa si wreszcie Nidor, obserwujcy spokojnie akcj. Mamy ju dane delikwenta. Teraz wychodzimy, grzecznie i spokojnie. Vesper pokiwa gow. Odwrci si i poszed w kierunku drzwi. Wyszed, nie spojrzawszy na przeciwnika ani razu. Tamten za powrci do stolika. Wpatrzy si w dal, znowu tym dziwnym spojrzeniem. Spod przymru onych powiek jego oczy byskay bardzo drapie nym wyrazem.

Czarne BMW mkno tras lubelsk. wiata samochodu przeskakiway chciwie z obiektu na obiekt, wyapujc rozmazane pnie drzew, sztachety potw, siatki ogrodze. Vesper spojrza na desk rozdzielcz, przerzuci wzrok na koleg rozpartego wygodnie za kierownic. Spojrza znw na prdkociomierz, lekko marszczc brwi. Strzaka pokazywaa sto dziewidziesit kilometrw na godzin, a lublinianka bynajmniej nie bya autostrad. - Spokojnie, mody - rzuci Nidor, wykrzywiajc wargi w nieznacznym umiechu. W razie czego odepchn nas. Nie bj nic. Zamilkli na chwil. Kolejne drzewa umykay w dal. - wietna robota - kapitan przerwa cisz, dodajc gazu, strzaka wspia si o pi kilometrw. - Panowae nad sob, to najwa niejsze. Tak trzymaj. Nie zdrad si z niczym, nie

Nowicjusz odwrci gow ku oknu, wpatrujc si w uciekajce do tyu ksztaty. W szybach samochodu migotay odbicia przedmie Warszawy. W kocu przed nimi zabysy wiata zakrtu. Kierowca przyhamowa lekko, skrci w prawo w kierunku na Lublin. Opony zapiszczay niemiosiernie. - Naprawd, spisae si wietnie! - Nidor spojrza w bok i mrugn do kolegi porozumiewawczo. Patrz na drog - poprosi go Vesper w duchu. Prawie dwie paki na blacie, patrz esz na drog, kurwa twoja ma!

"

pozwl si zdemaskowa. Ludzie o nas nie wiedz i na razie tak ma zosta,

- Przecie patrz - westchn kapitan z wyrzutem. - Caym sob. Co ja, tylko oczy mam do patrzenia czy jak? Ech, musisz si du o jeszcze uczy, mody. - Pokrci gow, po czym nagle zahamowa, mocno odbijajc w lewo. - O, wanie. Pies - stwierdzi spokojnie, po czym powrci pynnie na prawy pas. Zwierzak zawrci i pobieg poboczem, podkulajc ogon. Zaraz znikn gdzie z tyu za nimi. Samochd pomkn dalej, poykajc kolejne kilometry. Vesper potar okie, ktrym uderzy o drzwi przy hamowaniu. Westchn w duchu. Niestety, nie potrafi jeszcze odpycha si umysem od twardych przedmiotw zmierzajcych na niezapowiedziane spotkanie z jego ciaem. Wiele nauki jeszcze go czeka, zanim zostanie w miar przyzwoitym nocarzem. - Facet by napruty do granic mo liwoci - Nidor powrci do zdarze z Moonwalkera. - Co oznacza, e na rynku znowu pojawia si nielegalna krew. - Nielegalna znaczy nieobojtna? - spyta mody nocarz od razu. - Prawdziwa, nie sztucznej produkcji? - Dokadnie tak - potwierdzi kapitan. - Ta, ktr normalnie dostajemy, jest bezpieczna. Nie zawiera adnych dodatkowych substancji. A mimo to sam widzisz, ile kopotw sprawia utrzymanie na wodzy drzemicego w tobie drapie nika. Vesper pokiwa gow z westchnieniem. Gdyby nie pomoc Kariny, umiechn si w mylach na samo jej wspomnienie, byoby mu cholernie trudno. Mia przecie ochot polowa, zabija, chepta wie krew... Niczym w obdnym pijackim szale. - No i tego wanie musisz si wystrzega - powiedzia - Nidor. - Krew czowieka ma w sobie peno substancji dziaajcych narkotycznie. Adrenalina, noradrenalina, serotonina, oksytocyna, wazopresyna, angiotensyna, kortyzol, cholera wie co tam jeszcze. Do tego w r nych konfiguracjach, zale nie od samopoczucia ofiary. Inaczej smakuje i dziaa krew czowieka wystraszonego, inaczej podnieconego... A im silniejsze uczucia, tym wy szy poziom r nych substancji we krwi i co za tym idzie, mocniejsze dziaanie narkotyku. Raz sprbujesz... i ju przepade z kretesem. Vesper pokiwa gow, przywoujc wspomnienie twarzy tamtego m czyzny z baru. Faktycznie, mia takie dziwne, drapie ne spojrzenie, jakby szuka ofiary. A skoro by napany nielegaln krwi, mgby by bardzo niebezpieczny, gdyby wpad w sza zabijania. Wiadomo, nie braby spord swoich, wampirza krew jest wyjtkowo niesmaczna, no i cakiem obojtna. Ale byli tam rwnie niewiadomi niczego ludzie. Ludzie, ktrych mody porucznik ABW przysig broni.

Nagle, tknity jak myl, odwrci gow do siedzcego obok kolegi, ktry nie odrywa uwa nego spojrzenia od umykajcej przed nimi drogi. Zbli ali si ju do zjazdu na Emw, atwo go byo przegapi przy tej prdkoci. - Sdzisz, e on kogo zabi? - zapyta z napiciem. - I napi si krwi ofiary? Nidor pokrci gow. - Gdyby by zabjc, po prostu wycignbym go stamtd i zawlk do Bunkra stwierdzi powa nie. - Ultor uciby mu eb na najbli szym zebraniu Kapituy. Ale nie. Nie wyglda mi na zabjc. - Milcza przez chwil, po czym dorzuci jakby z trudem: - To si czuje, wiesz, przy odrobinie dowiadczenia. Wic zdecydowaem si zaryzykowa... - On t krew kupi - poj Vesper w lot. - Dlatego chciae, ebym go sprowokowa. Policjanci spisali jego dane, a ty dziki temu bdziesz wiedzia, kim jest, i bdziesz mg puci za nim obserwacj. - Wprawimy w ruch ca maszynk - potwierdzi kapitan. - Musimy dotrze do dilera. Bo pomyl... - Obrci si nagle, wpatrujc si w koleg z napiciem. - Skd oni bior tak krew? Na pewno jest bardzo mocna, co do tego nie mam wtpliwoci. Pdzona blem i strachem, facet mia oczy jak zapana barrakuda. A jak mylisz, jak oni co takiego wytwarzaj? Vesper pokrci gow powoli, odpowiadajc sobie w duchu na to pytanie. Skurwysyny, poruszy bezgonie wargami. Nidor odwrci si z powrotem, patrzc na tras. Skrci w prawo na Emw. Zaraz potem odbi w las, w jedn z niepozornych piaszczystych drg. Samochd toczy si po wybojach, podskakujc niemiosiernie. witao. Nie odezwali si ju wicej, a pojawiy si przed nimi znajome budynki siedziby Sekcji Trzeciej Biura do spraw Biaego Wywiadu Agencji Bezpieczestwa Wewntrznego.

Vesper le a na wznak na wodnym ku w swoim pokoju, wbijajc oczy w sufit. aluzje przylegay do okna cile, nie wpuszczajc do pokoju ani odrobiny zabjczego blasku. Aksamitna ciemno panujca w pomieszczeniu bya mikkim, przytulnym rajem. Bya domem. Najlepszym spord wszystkich, jakie dotd mia. A jednak mody nocarz wci nie mg zasn, drczony niespokojnymi mylami. Pocztki jego wampirzej kariery przebiegay jako... dziwnie. Nie tego si spodziewa, a przynajmniej niezupenie.

Nidor by w porzdku, nie mo na byo na niego zego sowa powiedzie. Vesper darzy go znacznie wiksz sympati ni swojego poprzedniego prowadzcego. Na szczcie rzadko tamtego spotyka. Morawski, obecnie Umens, nie wchodzi mu za czsto w drog, wci zajty swoimi sprawami. Przeprowadza tylko raz na jaki czas pogadanki z caym zespoem, omawiajc kluczowe tematy. Kiedy zobaczy dawnych kolegw z pokoju: Mari, Wojtka i Staszka. Kiwnli mu gowami uprzejmie i zaraz odeszli w swoj stron. Nie zd y nawet zapyta, jak si naprawd nazywaj. Nie zdoa ich te wyczu, nie by pewien, czy s ludmi, czy nie. A oni najwyraniej nie przejawiali adnej ochoty na utrzymywanie z nim jakichkolwiek kontaktw. No c , wida zakoczyli swoje zadanie i nie potrzebowali si z nim brata. Inni nocarze traktowali go uprzejmie, nawet dosy przyjanie. Odpowiadali na wszystkie pytania, pokazywali, jak si posugiwa r nymi rodzajami broni. Je eli mia jaki problem, zawsze mg si zwrci do ktregokolwiek z nich i nikt mu nie odmwi pomocy. Wci jednak nieprzenikniona bariera tkwia pomidzy nim a reszt zespou. Nie by jednym z nich, odczuwa to bardzo wyranie. I nie miao to nic wsplnego z tradycyjn wojskow fal. Nikt go nie zamcza wysikiem ponad miar, wrcz hamowano go, gdy prbowa rozbryka si za bardzo. To na wasne yczenie wci wstawa wczeniej, kiedy tylko zapada zmierzch. Biega po lesie godzinami, nie mogc si nacieszy smakowan po raz pierwszy sprawnoci. Nareszcie mg poyka znaczne odlegoci, kilometr po kilometrze, lekko i zwinnie, nie odczuwajc zmczenia. Biega, skaka i wspina si bez wysiku, serce bio rwno, spokojnie, a oddech przypiesza tylko nieznacznie. Napawao go to niewiarygodnym uniesieniem, niczym poczucie nigdy przedtem nie zaznanej wolnoci. Zaprawd, umar by i narodzi si na nowo. A jednak nie by do koca szczliwy, co gryzo go i uwierao, czaio si na dnie ka dej chwili. Wci czu si jakby w zawieszeniu pomidzy dwoma wiatami. Odszed ju od tamtego, ludzkiego, ale nie pojawi si jeszcze w tym. I wci nie wiedzia, jak si w nim odnale. Przyjmowa wic ze spokojem rezerw kolegw, nie majc miaoci, by zada niektre pytania. Dopiero teraz, kiedy wrci z Moonwalkera, zrozumia, skd bierze si ta nieunikniona obco. Nie by jednym z nich. Nie by zabjc wampirw. W ogle nie by zabjc. Nigdy nikomu nie odebra ycia, czy to w susznej, czy w niesusznej sprawie. Liczy si z tym, e przyjdzie i na niego czas. W cigu miesica po przebudzeniu nie przejawia nawet cienia ochoty, eby rzuca si i mordowa kogokolwiek. Dopiero teraz, kie-

dy wybra si midzy ludzi, poczu prawdziwy gd, zew krwi. Nagle usysza guchy warkot przyczajonego gdzie w rodku owcy, podnieconego, bo wreszcie ujrza swoj ofiar. Na dodatek zdawa sobie spraw, e tam, w Moonwalkerze, odczu zaledwie przedsmak tego, kim si sta naprawd. A raczej: kim si stawa z dnia na dzie. I wcale nie by pewien, czy naprawd chce si nim wanie sta. Ale przecie nie mia innego wyjcia. Ju nie. Wbija wic oczy w sufit w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, ktrych nawet nie potrafi dobrze sformuowa.

Nidor wychyli si przez okno, popatrzy po okolicy. Sosnowy las w Emowie szykowa si wanie na przyjcie wiosny. Trawa przestaa ju pokada si po ziemi aonie, a nabrzmiae pki krzeww zamierzay wybuchn zieleni lada dzie. Zmierzchao. Soce wanie koczyo zalewanie wiata olepiajcym blaskiem, fioletowe smugi zachodu kady si na granatowym niebie. - Vesper! - zawoa nocarz pgosem, rozgldajc si dookoa. Vesper! - powtrzy w mylach naglco. Wezwany zwiesi si z gzymsu tu nad nim i zawis tak, do gry nogami, zatrzymujc twarz dokadnie na wysokoci jego oczu. - Tak? - zapyta. - Co si dzieje, panie kapitanie? - Tu jeste - westchn Nidor, odsuwajc si nieco. - Bo mylaem, e znowu biegasz po lesie. Vesper odepchn si rkami od gzymsu, wywin p salta w powietrzu. Zamiast jednak lekko opa na nogi, grzmotn o ziemi cakiem solidnie i potoczy si po placu. W