Upload
others
View
0
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
Ta lektura, podobnie ak tysiące innych, est dostępna on-line na stroniewolnelektury.pl.Utwór opracowany został w ramach pro ektu Wolne Lektury przez fun-dac ę Nowoczesna Polska.
EUGENIUSZ TKACZYSZYN DYCKI
Kamień pełen pokarmuKsiążkę tę dedykujęmojej kochanej Marii
http://www.wolnelektury.plhttp://wolnelektury.pl/katalog/lektura/tkaczyszyn-dycki-kamien-pelen-pokarmuhttp://www.wolnelektury.pl/http://www.wolnelektury.pl/http://nowoczesnapolska.org.plhttp://nowoczesnapolska.org.pl
NENIA I INNE WIERSZEw moim małym domu zamieszkała niewiaraak nierządnica zamieszkała w moim małym domu niewiarabardzo zła kobieta z którą mamy ednego Panapowiedziałem e mo e ciało męskości
ak i mo e ciało zniewieścieniawszystkie mo e ciała
których est co niemiara ma ą ednego Panawięc po co do mnie przychodzisz wciąż naga
przysięgam schizoenia est ak pies bez kościktóry z żołądkiem moim ma do czynieniai z żołądkiem moim czyni sobie zadośćco to est samotność
ak schizoenia samotność zamyka mnieprzysięgam ona zamyka mnie kiedy estem ze ZbigniewemIngo i kiedy nie estem ona mnie zamykaw domu Zbawiciela a potem wyprowadza z domu
nieskazitelności ona mnie zawsze prowadziz domu nieskazitelności popod czy eś okna
w moim małym domu zamieszkała skruchamyślałem że płacze we mnie dziecko a nie staruchaprzecież ona nie zamieszkała w domu starcówktóra może odmłodzić ednym grzechem mnie
powiedziałem ty mnie możeszeszcze odrodzić w moim pustym domuty mnie możesz eszcze uczynićdzieckiem w zmarszczkach dzisie szego grzechu
schizoenia to ten ptak wczorai ten ptak dzisia nie asnego upierzeniaaki estem aki będę eżeli pokonam tę śmieszną przestrzeńmiędzy ednym a drugim nie asnym słowem
które wypływa albo nie wypływa z ciemnościna pierw zachorowała matka aka esteśpytałem się wczora i dzisiaczy ak ten ptak oszukany pod niebem
przez wszystkie płazy ziemi.
- Kamień pełen pokarmu
Panie a nie odbiegłema nie porzuciłem Two ego domuwe mnie tylko wilk Dobry Pasterzu wbił swo e zębya a mu powiedziałem to nie są zęby które się na mnie zawezmą
Panie a nie usłyszałembo byłem głuchy Two ego głosunie wchodź w paszczę zwierzęcia bez ednegozęba abyś nie był samotny
gwiazdo niespełna rozumu ziemskiegozacznij od nowa czerpać w ciemnościach świata tegogwiazdo niespełna rozumu ludzkiegozacznij od nowa w ciemnościach mo ego ciała marnego
na aśnie sza gwiazdo niespełna rozumu i niespełna zamętuzacznij na nowo od chaosu moich wnętrznościa potem od swo ego wozui pociągnij mnie w przepaść
na aśnie sza gwiazdo niespełna rozumuczy ty byłaś matką czy ty byłaś matką odebraną komuśgwiazdo niespełna rozumu gwiazdo na aśnie szaza którą idziemy do domu obłąkanych
.czy ty byłaś zamknięta ak Dyckaw oślepia ącym świetle schizoeniigwiazdo przeklęta czy ty się wzięłaśz mo e matki Stefanii
o światło proszącczy ty się uskarżałaś na nią ze mrocznato tylko my nie rozumiemyco ona pragnie nam przekazać nie przekazu ąc
owocu z pestek treścico ona pragnie nam ofiarować nie ofiarowu ącona nam Pana Boga niosłai w drodze osłabła akby zobaczyła diabła
gwiazdo na aśnie sza czy ty się wzięłaśz mo e matki w ciemnościachczy ty byłaś zamknięta ak Dyckaw oślepia ącym świetle schizoenii
mo a matka kościół innowierczyniech będzie pochwalony Jezus Chrystus który cierpiinnowierców a nie zsyła na nich śmierciinnowiercą est kto matczyne opuścił serce
- Kamień pełen pokarmu
mo a matka kościół bluźnierczybluźniercą nie est kto imienia Pana nie zna du elecz który się chełpi że posiadłimię nowe i że się zowie nowo narodzony
niech będzie pochwalony Jezus Chrystus który cierpibluźnierców a nie zsyła na nich śmierci
krzyk est powrotem do matkichoćbyś nie chciałkrzyk est powrotem do matkipierwszym źródłem macierzyństwa
i choćbyś nie chciał ostatnim zakorzenieniemkrzyk est po to ażeby nie opuścić siebieżeby w łonie matki nie było skonania i ustzaprzepaszczenia w ciszy zawiązu ącego się poranka
piasek to sypkie ssące usta śmierciustom tym nie wymkniesz się choćbyś z deszczem spadałchoćbyś z deszczem w głąb innych ustobsuwał się szczęśliwy że piasek nie istnie e
powiadam wszakże piasek to ustaśmierci nie zacieśnione na deszcz i kamieńszczęśliwy kto uwierzył w piasek i ustanapełnił swe a potem eszcze raz zapragnął
piasek to sypkie ssące usta śmierciktóre wciąga ą w drżenie martwychpowiadam wszakże ani deszcz ani kamieńnie spocząłby w nas wątpiących w samotność
mó przy aciel est choryi otoczył się ak niemowlę bólem rodzeniaego ciało w którym est nadzie a na mo e ciałoest uż w drodze ak kwitnąca gałązka abłoni
da e o sobie znać i ak gałąź owocu ąca nic nie znaczymó przy aciel est chory i drży ciało egomó przy aciel est umiera ący i niosę mu zmęczeniesen nie odparty żadnym tchnieniem
w niedzielne popołudnie pracowało trzech półnagich żołnierzyPan Bóg w ich ciałach nie ukrywał swo ego roztargnieniai na nowo tworzył kosmos początku i końca podczas gdy onioślepieni słońcem wypoczywali na wznak
- Kamień pełen pokarmu
Pan Bóg myszkował w ich ciałach zdziwiony swo skością potuPan Bóg myszkował w ich ciałach złaknionywracał do swoich źródeł i stawał siękroplą brudu bez które nie bylibyśmy sobą
mo a siostra Wanda przynosi ze spaceru lilięa a piszę wiersz o śmiercia a znowu ten wiersz piszę od początkui nie umiem skończyć
ani przerwać w połowie tak żeby się zachwiałak lilia śmiertelnie kiedy szukam dla niena odpowiednie szego słowazamiast garnuszka wody
lilia zepsuła się w garnuszku wodypytam się oczu co widziały i gdzie byłylilia zepsuła się akby zniechęcona po ludzku sobąpytam się swoich oczu gdzie sczerniały
lilie za którymi poszłyby do grobua one nie wiedzą i ak cudze na mnie patrząwięc znowu piszę ten stary wiersz o śmiercii wciąż eszcze nie wiem od czego zacząć
moi przy aciele piszą wierszea woda nad którą sto ą nie czekatylko słowo istnie e które est początkiem stworzeniarzeczy niewymownych źródłem rzeczy niemych
przepływa ących obok nas własnym drążonym krzykiemmówią że istnie ą słowa przed którymizamykamy się do nadspodziewanych ob ęć wierszyi w których prosimy żeby nam wybaczono milczenie
albowiem słowa przepływa ą obok nas własnym drążonym krzykiem
(…) (…) -powiem ci że cmentarz lubaczowski nie ma granicwprawdzie ma swoich zmarłych ale nie ma granicpokażę ci groby Argasińskich Dyckich Hryniawskichale nie zakreślę granic których od nich oczeku esz
mogę cię zaprowadzić do ich przeszłości z które wyrosłemnieco skostniały w ogóle zauważ akaż ta teraźnie szość z kościzmarłych Dyciów i akaż przyszłość z naszych prędze z naszychkości aniżeli z naszego dzisia zapomnienia
- Kamień pełen pokarmu
ak ci powiedzieć że cmentarz lubaczowski ma swoich zmarłychnawet w tobie który wszedłeś do rzeki ażeby wynurzyć się innymnie ma granic ałe ma swoich zmarłychnawet kiedy stanąłeś na brzegu Sołotwy ażeby do nich nie wrócić
w lubelskich domach publicznych moich przy aciółnikt nie zapyta skąd się wziąłem w ten czasi skąd się wezmę utro z akich wypłynę ciemnościi w akie ciemności na powrót pokracznie
ach mamo w ciemnościach bez ciebie pokracznieak i w oślepia ącym świetle dniazarówno do ciemności ak i do oślepia ącego światła dziśdołóż drwa choć naręcze dołóż swoich ust tchnij
w lubelskich domach publicznych moich przy aciółmaterace na których spał Leszek i wielu innychktórych eszcze pamiętam i uż zapominameszcze pamiętam wilgoć w mie sce ęzyka
oczu myśli a uż zapominama nagość ich była ak dziwna ba kauż zapominam z kim spał Leszek z kim spałemzanim przyszła śmierć Leszka
i eszcze pamiętam chłód ego ciałakiedy echaliśmy z trumienką za miastoeszcze mnie pamięć nie myli chłód ego ciaładrzemał we mnie ak styczniowe słońce
w lubelskich domach publicznych moich przy aciółmaterace ak dawnie gdy byliśmy tu z Leszkiemdla potęgi nocy oto est śmierćmówił Leszek gdy po nocy nastawał dzień i w naszych oczach
krzątały się kości wirowały ak wiatrktóremu dawaliśmy niekiedy chwilę wytchnieniamaterace do których przyciskaliśmy wiatr naszych członkówi wnętrzności Leszek mówił
rano znowu zna dziemy się w szczerym poluoto est śmierć mówiłem gdy po nieprzespane nocywdrapywaliśmy się na szczyt naszych członkówi wnętrzności eszcze pamiętam
trumienkę z którą wyruszyliśmy za miastochłód ego ciała uderzył mnie zaraz w domukiedy pomagałem go ubrać kobietom spogląda ącymniedorzecznie w swo e ciepło
skisłe ak kluski
- Kamień pełen pokarmu
znienawidziliśmy miasta do których przy eżdżaliśmyw piątek po południu albo w sobotę ranoa zwłaszcza dworce na których spędzaliśmy resztę dniludzi z którymi nie zamieniliśmy słowa
na pustych zakazanych placachchoć to oni pieścili nasze ciała w swoich szeleszczących skórachchoć to oni pochylali się nad nami w zmarszczkachbez cienia intymności
niekiedy bardzo śmieszni a zawsze bardzo starzyw szeleszczących skórach którą zatykaliśmy sobie uszyażeby nie słyszeć ich dalekiego oddechui którą ak zielskiem przykrywaliśmy swo e oczy zielone
ak bielmem
umyśliłem pisać wiersze o two e śmiercii o tym akie są teraźnie sze dzie ewyszedłem na łąki na których zawsze byłem dzieckiemażeby początek wiersza tchnął mleczem
zamknąłem się we wszystkich twoich listachwysłanych i nie wysłanych nigdy do mnie z dalekaw widokach wiedeńskich postkarte przecież pisałeśak wtedy z Placu Karola
że dzieli cię dzień od samobó stwa od urzeczywistnieniarzeczy przyszłych i żebym przy echał przeżyć przestrzeńakiegoś nowego ładu którego eszcze nie rozumiesz i pozostałz tobą aż po wypełnienie się chaosu w moich przerażonych kościach
zamykanie oczu to kłamstwobowiem od widoku samobó cze śmierci ReckiRuszkowskiego nie uratu e cię czarna powiekazatem patrz ak wtedy gdy zatriumfowały w nim
wszystkie furie powietrza narazczyniąc zeń igrzyskopakułę gdzieś poza ludzkim kręgiemalbo w ludzkich wnętrznościach
i kiedy dźwigałeś tę pakułę a eszcze bardziekiedy nie mogłeś dźwignąć niczegooprócz wymiotu ącego brzuchawymiotu ącego z przerażenia iż est
i że starcza za wszystko
- Kamień pełen pokarmu
zanim odkryłem two ą śmierć w poko una dziesiątym piętrze i u rzałem ą w zdziwieniutwo e nagości i zanim odkryłem śmierć ako cośco następu e po śniadaniu obiedzie i kolac i
przekonałem się że ten który leży przede mnąw zeszłonocne pościeli i ten który leży w lilijkachto mó przy aciel to mo a fiz ologia to nade wszystkomó przy aciel i mo a fiz ologia
coś co est święte
od nocy do świtu ćwiczenie pamięciak czarne skóry niewolnikaw dniu w którym umarł ćwiczenie pamięcii w dniu w którym przygotowywaliśmy się do pogrzebu
ćwiczenie pamięci ak czarne skóry zbiegaa potem raz po razieażeby umarły był wciąż ak żywyażeby żywy był ak umarły
i nie ważył się przychodzić z widownią ciałaażeby przychodził ak pustelnik tylkodo swo e duszy pełen miłości ku niei pełen zwątpienia że miłość do edne rzeczy
est związaniem przy rzeczach wieluażeby przychodził ak pustelnik tylkoprzesiąknięty wiatrem i piaskiemprzełamać się ze mną codziennym chlebem
gdybyś choć otworzył oczy zobaczyłbyśeszcze nie wiem co ale u rzałbyś ako my widzimy szkieletmoże gdybyś uniósł powieki wszystko byłobyasne ak pierwszy dzień narodzenia
a tak sto ę oślepiony przenikaniem światanawet myślę że przenikanie świata est wszystkimco potrafię może gdybyś ęzyk wyplątałz otchłani mowy przemówiłbyś
błogosławiony który idzie ku mnie a nie ociąga sięna widok słońca akie zabiega mu drogębłogosławiony albowiem dnia pewnego zna dzie go ciemnośćw wielkich mękach widzenia
eszcze nie dzisia eszcze nie utroprzy dę do Ciebie wiem zgasisz światło
- Kamień pełen pokarmu
ażeby droga nie była wypełniona szukaniempo próżnicy ak wtedy gdy błądziłem na osobności
przy dę do Ciebie nie wcześnie aniż skończy się dzieńi nie późnie aniżeli nastanie noc która wyda z siebie adtylko mnie uchroń aniele mó gdy będę spałprzed wężem który obudzi się na moich ustach
przy aciele nie umiera ą w ramionach obce kobietyktórą widzieli raz w życiu powiadam ci chłopiecakiemu było na imię Leszek nie mógł ode ść z kobietątylko dlatego że nigdy dotąd nie spotkał e na swo e drodze
to prawda że wtedy kiedy umierał byłaś ze mnąa a nie umiałem ci dać tego co on umiera ącteraz esteś zazdrosna o czy eś ramiona w których umierałkiedy byłem blisko ciebie tak blisko że to mogłaś być ty
oto złożyliśmy trupa do trumienkii ponieśliśmy przez chore miastow którym mężczyźni uprawia ą nierządi nikt eszcze nikogo nie uzdrowił
pocałunkiem a przecieżpocałunek est od Bogaktóry nie rozsta e się z ludźmiwięc co czynią two e usta
pośród setek tysięcy chorychani ednego do którego by przyszedłi ani ednego którego by opuściłchoć wielu z nich będzie miało otwarte rany
. .śmie esz się że estem nagiśmie ę się choć w to nie wierzęnie wierzę że obok mnie leżydżdżownica na łodyżce kwiatu
uważasz że łodyżka kwiatu nie pochodzi ode mnieśmie ę się choć w to nie wierzęłodyżkę kwiatu masz od boga nicościktóry cię dotknął gdy byłeś eszcze czysty
.śmie ę się że przychodzisz do mnie ak robakktóry znikąd przychodzi i zosta e na wiekiwracasz w nocy i pewnie myśliszkim estem że czekam
- Kamień pełen pokarmu
śmie esz się że czekam ak robak z tym ciałem dla ciebiez ciałem o którym Leszek mówił że est od Boga na przeszpiegipotem biegnę do księdza Horocha wypytać się o ciałoktóre est od Boga na przeszpiegi kiedy człowiek idzie górą doliną
znowu przy echałem w przemyskiepełne bogów polskich i ukraińskichrodzina kurczy się coraz bardziea a rozrastam w samotności
estem ak poganin który nie madomu pośród swoich zmarłychdzień rozpoczynam od krzykunieodrodny syn tych co poumierali
w domu naszych matek była miłośćmleko było miłością na pierwszą i na pełnie szągdy wyrośliśmy na chłopców nasze matki ak wiedźmywyszły z domu i nigdy uż nie wróciły
wyrośliśmy na pięknych chłopców i bardzo nieszczęśliwychnasze matki wyszły z domu i nigdy nie wróciłydo pełni władz umysłowych ktoś e widziałak uciekały w kaanie bezpieczeństwa unosząc nas z sobą
młody mężczyzna idzie przez cmentarzgdy tak idzie nie spiesząc się ma coś ze zmarłegoma coś z ciebie który umarłeśi gdy za nim patrzę wcale nie tracę cię z oczu
myślę że właśnie wtedy mogę z twego ciałaczerpać gdy idzie na spotkanie swo e zmarłei nazbyt starannie dobiera słowa modlitwyto właśnie wtedy mogę do ciebie zagadnąć
wyzbyć się ęzyka dziecka i przemówićpo męsku ak zmarły do zmarłegoak być powinno wyzbyć się śmieszne obawyże nie zrozumiesz gdy zamilknę
. () ( )to tak wygląda ą palce -letnie nieboszczkia tak usta e -letniego synaakże pogodzić dwa obce i zmęczone sobą ciałai akże ode ść od ust chłopca do trumiennych szczelin
to tak wygląda ą palce -letnie nieboszczkia tak usta e -letniego syna
- Kamień pełen pokarmu
któremu eszcze dzisie sze nocy zechcesz powiedziećto tak wygląda ą palce zmarłe
drapieżne od niemożności zabrania się stąd
. mogą poprosić o mie sce pod martwymi powiekamia kiedy odmówimy bo podobno nie esteśmymartwi pó dą przodem nas a kiedyw drodze zbłądzimy wezmą do siebie
ak dwo e samotnych staruszkówspodziewa ących się śmiercinawet ciało est im dane inacze aniżeli namporusza ącym się niby to po swoim a ednak
a ednak boimy się że weszliśmy w szkodęPanu Bogu na tych kilkadziesiąt lat nie więcea oczy ma ą wgląd we wszystko i poświadcząże weszliśmy daleko w szkodę ak świnie
i nic nie pozosta e pewnego z nasmoże właśnie edna niepewnośćak kość kiedy mówimy że nie będziekości na panowanie długie
i krótkie tylko nie wolno zasnąćalbowiem śpiącym ubywa snu a panowanieciąży ak zmiażdżenie rzeczywistością o świcienawet tobie który wziąłeś za królestwo kamień
i nie pomyliłeś się nigdyi nie pomyliłeś się wówczas gdy kamień poszedłw niewolę innego kamienia i gdy dopiero wtedypoczułeś ból
. . .w rzeczach czystych niecha będzie Twó doma w rzeczach nieczystych mo e umieraniedo Two ego domu przy dą pokłonić się Tobiea w moim dobrze uczyni kto pozna się na kościach
i wyda o mnie sąd ako o zmarnotrawionyma w rzeczach nieczystych mo e umieranietak wielkie w nieczystości mo e umieranieże gdybym miał z martwych powstać
to tylko przez człowieczy brud
.nie wiedziałem że w nieczystości chodzęod domu do domu a zawsze wygnany
- Kamień pełen pokarmu
kto mnie opatrzył ten się zlitowałbo tylko litość godziła się na mnie
kto mnie owrzodził ręce umywałi rozpowiadał że owrzodzonego widział na mieścieak szedłem za nim do domu ego wnosząc owrzodzeniew samych uż powiekach nie wiedziałem
ludzie obnaża ą ciało i mówiąa to est brzuch doskonały na każdąokaz ę głodu a tamto są genitaliadoskonałe na każdą okaz ę zaspoko enia
zbliża ą się do siebie i powodu ąmiłość białą kruszynkęktóra nie wytrzymu e z bólui rodzi nikt nie wie po co
. na lubelskim cmentarzuest tak listopada roku zmarł młodzieniecmłodzieniec ten miał imię
ze snu a ktoma imię ze snutemu się nie dłużyrozmowa z Panem
- Kamień pełen pokarmu
PEREGRYNARZ.schizoenia est domembożym odkąd zachorowałemraz drugi i przebudziłem sięw gorączce miłości
zaiste niewiara est ak okowai obręcz płomienistaw które wstydziłem się siebiechoć to nie wstyd przymierzać się
do istnienia a światła duszynie zmarnowałem i wykrzyknąłem Panieniewiara est cudownym mie scemktóre opuszczam codziennie
.schizoenia est domembożym odkąd zachorowałemraz drugi i przebudziłem sięw gorączce miłości
Panie wykrzyknąłem oto uż estemgotów do umiłowania rzeczyintymnych i bezgranicznychak pies się wróciłem
do Ciebie do rzeczy intymnychi bezgranicznych których nigdynie miałem więc pewnie dlategotrzymano mnie tuta tak długo
. w wielkich miastach używamydużo kosmetyków na zdziwione pryszczena wielkich dworcach skąd nas zabiera ąuda emy dzieci przyssane do płaczu
i rozsta ące się z płaczem ak nikt eszczena wielkich dworcach skąd nas zabiera ąuda emy chłopców wyrzuconych z baśnibez łatwego powrotu do rzeczywistości
a w wielkich miastach używamydużo kosmetyków na wyciśnięte krostyuda emy chłopców wyrzuconych z baśnibez pamięci do nazwisk starszych panów
nigdy nie chcieliśmy te miłości naprawdęnigdy nie chcieliśmy zamknąć w nie powieki do końca
- Kamień pełen pokarmu
Leszek rzekł nadzy znienawidziliśmy nagośćtak ak karzeł odrzuca swo ą domniemaną wielkość
z które się począł Leszek rzekł chciałemżebyśmy wyszli z te miłości ak księżyc zza chmuri zawędrowali pokąd wiatr a nie drżenie liścizawsze pragnąłem żebyśmy wyszli z te miłości
ak wiatr do ludzi
. mó przy aciel est martwyi znikąd nie ma ego przy ściamartwe są członki które oglądamporuszony tym że znikąd
znikąd est ciało Leszkaktóre oglądam poruszony tymże martwe est martwe nawetw moim sennym oku
a z sąsiedniego poko ukrzyczy two a matka żebym sięzbierał na uniwersytetbo mnie z za ęć skreślą
od tamtego dnia słońce wschodzii zachodzi bardzo nieporadnieod tamte nocy księżyc gaśnie nieporadnieakby miał zasnąć z wszystkim na dniach
a gaśnie ak gdyby się mocowałcałe życie z dniemod tamtego czasu słońce nie pokazu e sięw południe wielki błazen któremu plunę pod nogi
niech ma błazen wobec którego wszelkaśmieszność wyda e się bezradnawielki to błazen przed którym tańczę kilkakości odsłoniwszy gdy noc zapadnie
. przy aciele nie umiera ąna raka odbytuPan Bóg znowu będzie musiałusunąć kawał ślepe kiszki
abyśmy trafili prosto do niebaprzy aciele nie umiera ąw kilkumiesięcznych odchodachna raka odbytu
- Kamień pełen pokarmu
które matki straciły z oczutych co umiera ą w kilkumiesięcznychodchodach matki tracą z oczui biorą na powrót do siebie
. , stocz ze mną wo nę a będziesz zwycięskikażdego dnia będziesz zwycięskii każdego pokonany gdy tylko zawołamna pomoc umarłych
to mo e ulubione za ęcie przywoływanie zmarłychi nie znam innego pośród dni moichwschodzi słońce i est mi na łatwie o krzyksłońce zachodzi o krzyk się proszą wszystkie mo e kości
akbym był tylko rozgrzanym szkieletemi nawet łatwie być mi rozgrzanym szkieletemaniżeli cielskiem porośniętym w przerażone mięsoktóre dławiąc się sobą idzie prosto do nieba
. ¹przez pięć kole nych dninie usłyszą o mnie albo będą mówićako o umarłym i cieniem moimbawić się przy świecach
przez pięć kole nych dni będą opowiadaćak bardzo byłem nieprzystępny za życiai że broniłem się przed śmiercią w ciepłychramionach starców z Farbiarskie
to będzie smutna opowieść o chłopcuze skradzionym słonecznikiem i szesnastutego dnia skradzionych książkachi o tym ak się ów chłopiec rozmiłował
w słoneczniku gdy przyszła nocpo swo e ziarno
na pięknie szych chłopców spotykamw szpitalu i nigdzie indzieak tylko w ich umysłachkanię pełną deszczu
zachowu ą się agresywnielecz akie piękno obchodzi siębez agres i nawet a który estemtu od wczora biję głową o lustro
¹waleta (z łac.) — utwór literacki będący wypowiedzią na pożegnanie. [przypis edytorski]
- Kamień pełen pokarmu
kiedy zamykam sięw wc dla personeluczu ę ak brzydnęa chciałbym stąd wy ść
szliśmy za trumienką lubaczowskądrogą i szliśmy na spotkanieśmierci przydrożne śpiewa ąc pieśnio kościach nieboszczyka w zielone dolinie
o kościach nieboszczyka śpiewaliśmyi o zielone dolinie pełne ptaków i rozkładuo ciele zmarłego śpiewaliśmy pieśnii przypominały się nam ciała przodków
o kościach nieboszczykowskich i o kościachnaszych spotkanych na lubaczowskiedrodze ak stado gęsi powraca ącychz łąk bardzo późnym wieczorem
. teraz nikt nie wydrze ci słowawiatr cię ominie bo cóż wiatrstaruszek nienadąża ący za tobąw śmiesznych podrygach liści
widziałem go wczora i przedwczoraw warkoczach dziewczyn i statecznychniewiast płaczących nad bezżennąciemną wodą o zachodzie słońca
nie pó dziemy na cmentarz pod Lipkamidzisie szego dnia ani utrze szego gdy drzewaznieruchomie ą na mrozie i gdy two e kościotworzą się w nocy ak liście
nie pó dziemy do twoich kości dzisie szegodnia ani utrze szego ak do liściw których nie umiemy potem zgnićchoć w liściach est nam dana długa noc
nie pó dziemy do twoich niespoko nych liścina cmentarz pod Lipkami wraz z pierwszymwiatrem dzisie szego dnia ani utrze szegogdy mróz przyciśnie i gdy bez twoich liści
przybiegnie szkielet nocy i wilcy
- Kamień pełen pokarmu
. ()poprosiliśmy by zasiedli wokółtwo e trumienki i zapłakaliby do two e trumienki rzucilitrochę suchego piasku spod powiek
potem poprosiliśmy żeby wyszliuż czas moi mili abyśmy zamilklimó syn też potrzebu e śmiercipowiedział tak do mnie wczora
potem poprosiliśmy do stołówproszę rozgośćcie się państwoi wybaczcie że mó syn zabrał ze sobąwszystko co na lepsze również we mnie
- Kamień pełen pokarmu
MŁODZIENIEC O WZOROWYCH OBYCZAJACH. podszedłem do niego gdy zwymiotował a byłw moim wieku może trochę starszy i zapytałemskąd biorą się gwiazdy które robiąto samo gdy późno wracamy do domu
gwiazdy robią to od lat w dół urwiskakiedy idziemy z drugiego końca miastaprzemówiłem gdy rzucił się przeklinaćkonstelac e których nigdy nie widział
a mieliśmy w oczach piętno ednei te same gwiazdy kiedy na mnie spo rzałpodszedłem by mu powiedzieć iż gwiazdyod lat robią to za każdym razem z kim innym
pijemy alkohol na żydowskim cmentarzua potem siusiamy w zaroślachLeszek nie kry e się z tym co ma w spodniachi to robi wrażenie na zmarłych
każdy z nas zauważam siusia w znaczneodległości od obecnych i nieobecnychnatomiast Leszek chwali się tym co muwysta e ze spodni i to robi wrażenie
na zmarłych estem ednym z nichwięc estem ednym z nich odkąd dwie dziewczynyi trzech chłopaków załatwia sięwśród grobów ak u siebie w domu
pijemy alkohol na żydowskim cmentarzutłuczemy szkło o wysoki murza którym ciągnie się getto nasze matkibracia i siostry nasze wszy
tłuczemy szkło o wysoki mur lękamy sięstąd wy ść i to robi na większe wrażeniena zmarłych estem ednym z nichto także robi wrażenie na mo e chore matce
gdy e opowiadam co wykrzykiwaliśmy„Dziewczyny kocha cie łyse pały i długiewłosy” a która teraz z upodobaniado niezwykłych słów powtarza to samo
- Kamień pełen pokarmu
. postara się o eszcze edną samotnośćw te godne pożałowania samotnościżebyś miał więce drzwi prowadzącychdo siebie i zamyka ących się przed tobą
niecha nie waży się we ść ciemnośći światło dwa mali złodzie aszkowieabyś nie był ogołocony ze wszystkiegoco się świeci powierzchownie
no więc otwiera te drzwi donikądżebyś czuł straszne przeciągichociaż to tylko dwa mali złodzie aszkowiektórzy razem ze mną będą siedzieć w duplu
w te części świata nie mieszkamkiedyś mieszkałem na same górzew te części świata piją usta ulicznychchłopców i a przyzna ę kręciłem się
po placu z tymi którzy mówili że estemak księżyc w posiadaniu wariatówprzeto ak księżyc w posiadaniuwariatów wędrowałem z rąk do rąk
coraz bardzie nierzeczywisty wrzodzie ącyzostawiłem kartotekę odciski palców i donosyna Leszka kiedyś mieszkałem na same górzedzisia zaledwie na siódmym piętrze
. umarłem dnia wczora szegoi chociaż nikt nie podał mi rękispotkałem po tamte stronie rzekimilczących i śpiewa ących braci
choć żaden z nich nie podszedł do mnieani nie przemówił na progu domu wciąż eszczeniewidzialnego a uż przestrzennego ak każdydom na uboczu który trwa dzięki temu iż pobielany
i że bełży się z daleka umarłem dniawczora szego umarło mo e ciało i wypłynąłze mnie grzech ak ropa moimiustami gdy stanąłem do pocałunku
. powiada ą iż teraz sprzeda e chryzantemyi świeczki pod murami lubelskich cmentarzywieczorem przepija wszystko co zmarliwytargowali dla ego handryczących się chłopców
- Kamień pełen pokarmu
więc przepuszcza wszystko co zmarli wyciągnęliod przechodniów (przechodniu nie da się prosić)dla ego pewnie zmarłych chłopców choć tylko nieliczniwierzą dzisia w światło które zostawiamy po sobie
wtedy też śpiewa piosenkę na Placu Litewskimktórą tuta zechcę powtórzyć: „o Leonardo o Leonardonie wstydziłeś się chodzić z czerwoną kokardąwe włosach i bawić się ze mną ak z pieskiem”
. w złote klatce byłeśptakiem nastroszonympięknopiórym armarcznym kogutkiemw złote klatce tańczyłeś
z ogniem zadawałeś się i z popiołemnie edną noc aż przyszedł złodziei wykradł ci zęby a powiedziano iż cięwyruchał tańczyłeś ze złodzie em
który cię na ostatek porzucił wtedy teżprzyszedł ego wspólnik i wykradł ci włosypowiedziano przeto prawdę iż tenże cięwyruchał kiedy nie miał co ze sobą zrobić
niecha będzie przeklętyktóry do naszych wnętrznościrzucił ogień choroby i piachi wypełnił nas czym chciał
po stokroć przeklęty który naza utrzognia nie stłumił swoim oddechemani się nas nie pozbył i znowu cisnął garśćpiachu lecz nie na ugaszenie owych chorób
po stokroć przeklęty który zwał sięchłopcem a prowadził ak rozdziapiskotenże to rzucił do naszych wnętrzności kilka szmatgore ących lecz nie na ugaszenie owych chorób
. trędowaci oddali swo e ciałana pięknie szym z nasniecha żaden nie zdradzi przekleństwai niech nie waży się żyć
w otchłani inne aniżeli życiechoćbyś zgnił pierwe niż tenktóry uż nie zgnije od szemrzącychtraw w twoich martwych ustach
- Kamień pełen pokarmu
trędowaci oddali swo e ciała na pięknie szymspośród nas pamięta narodziłeś się by żyćw otchłani pełne mrocznych plagktóre nie wyczerpie nikt kto z tobą nie zasypia
. - mó przy aciel est martwy i w ustachego ta ciemna woda co w ciemnościachi w oczach ta ciemna woda co w bulgotaniugwiazd kiedy wybiega ą nad miasto
z ust ego wyrywa się krzyk a zatembardzo ciemna woda która bulgoczegdy się dobrze wsłuchać w sen i w komunikatwydobyty ze snu o aki trudno w radiu
i w ustach ego ta woda co w ciemnościach gadawielkie rzeczy o akie znowu trudno w radiuiż wyłoniliśmy się z edne sadzawki która eszczedzisia śmierdzi w nas po wypiciu dykty²
przy echałem do Lublina ponieważ tu estmo e legowisko gdzie indzie równieżmam siennik eszcze nie wytrzęsiony po Leszkui zapukałem do drzwi mo e dziewczyny
to dobrze przyna mnie zna du ęego siki kiedy przy eżdżam znikądzatem nie ulotnił się zapach moczuodkąd uwierzyłem w świętość plam
przy echałem do Lublina ponieważ tu estmo e legowisko gdzie indzie równieżznać plamy na materacu w które wierzękiedy wracam znikąd i chce mi się żyć
od dwóch dni sposobię siędo drogi coraz więcewęzełków i przerażenia tymco kry ą papiery
od dwóch dni zawiązu ę i rozwiązu ęcoraz więce przerażeniakiedy potykam się o coś niezbędnegoa to są znowu kamienie
tylko bym dźwigał wszystek dobytekwyimaginowany i utracony zaś rękopisy z mie scana mie sce przenosił i przeglądał z dalaod ciebie i ognia: nic bym nikomu nie zostawił
²dykta — prawdop.: denaturat. [przypis edytorski]
- Kamień pełen pokarmu
. przyszła śmierć do naszego miasteczkai zatrzymała się z kancelarią w ruinachpiastowskiego zamku albo na błoniachlecz dla takich ak a brakło nawet ugoru
przyszła śmierć do naszego miasteczkai zatrzymała się dla chłopców na piastowskimzamczysku zaś dla dziewczyn na pastwiskachby przypomniały sobie wszystkich mężczyzn
zakradła się śmierć do naszego miasteczkai nie chciała z nami rozmawiać o telefonizac ii gazyfikac i odsyła ąc nas znowu do burmistrzalecz dla takich ak a brakło nawet ugoru
czas est ślepy i ślepe są wnętrznościmo e które wybiega ą w przyszłośćczas est bez przyczyny i a estembez przyczyny odkąd zachorowałem
który uwierzyłem iż zobaczę ciemnośćw e początkach i asnośćzarania na szpitalnym łóżku: „tuta ,gdzie obracam swo e wnętrzności
ak młyńskie koło, mimo iż wybiega ąprzed siebie, i nie wzywam pomocy”czas est ślepy i ślepe są wnętrznościmo e odkąd pozbyłem się choroby
. ³tę książkę czytał stary Bęskiktóry wczora został pochowanyach Bęski Bęski coś ty czytałzanim poszedłeś na Powązki
ach Bęski Bęski coś ty czytałkiedy się ciemny wicher miotałteraz leżysz na Powązkachi nachylasz ku sobie gałązki
nachylasz ku sobie śpiew ptakówzgarniasz listki papierki i piórkaach Bęski Bęski czyś ty nie zdurniałod te edne przeczytane książki
³elegia in obitum (łac.) — elegia na ode ście (na śmierć). [przypis edytorski]
- Kamień pełen pokarmu
LIBER MORTUORUM⁴. mó przy aciel est martwyi z martwych nie wstanie dzisiamimo iż est gotówdo dźwigania rzeczy utraconych
utro znowu pó dę za nimw głęboki oczodół tego samegoco u rzałem wczorai eżeli zaniewidzę to dla garstki
łachmanów w których uż go nie zobaczęutro znowu będę źrenicąobróconą strasznie na siebie ak wtedykiedy się rodził i kiedy umierał
. martwy est mó przy aciela mó oddech z niegoa mo e kości i mo e ciało rozszczepionenawet gdy nie wychodzę z domu
i nieprzygwożdżone są ręce mo edo rąk ego wysupłanych stamtądkiedy się chwytam braku powietrzai nieprzygwożdżone będą uwać
ak zapomnienie będą kaleczyćmo e ciało kiedy pó dę preczi odczepiły się kości mo e od kościego wpo onych w nagły deszcz
. ak przy edziesz od umiera ące matki(teraz mam usta pełne poziomek)ak wreszcie wrócisz do swo ego umiera ącegogdzieżeś był zawołasz w progu domu
przez te wszystkie dni kiedy chorowałeś(teraz mam usta pełne poziomek) więc gdy użwrócisz uwalnia ąc się od szpitalnychprześcieradeł matki w które spowijałeś siebie
gdzieżeś był zawołasz kiedy mo a matkachorowała: będę milczał akbyś mi nie śmierćuczynił lecz świństwo tym zniknieniem swoima uczyniwszy nie wziął na wycieczkę do lasu
⁴liber mortuorum (łac.) — księga zmarłych. [przypis edytorski]
- Kamień pełen pokarmu
. nie po to kończy się sierpień by umarłamo a matka które kupiłem perukęnie mogę przy echać i wierzgać przeciwko śmierciktóra załatwiła sobie perukę tyle że nie nową
nie po to kończy się sierpień by umarłamo a biedna matka dla które śmierćzechce rozczesać splot swoich niegdysie szychi teraźnie szych włosów akimi porasta
powiadam iż śmierć nie przychodzi po matkęlecz po włosy akie nam od dawna wypada ąnie po to kończy się sierpień by wypadły nam włosyktóre zresztą ile sił wpychamy sobie do gardła
. matka my e chore bardzo chorenogi i mówi od rzeczyzeświniłeś się mó synkuprzeto zeświniło się
mo e ciało i wycieka zeń wodaaką we mnie wlałeśmówi o czarne wodzie na dniemiednicy którą sprzątnąłem
przeto na dnie miednicy sposobi siętrochę czarne wody to śmierć się rozbierai za chwilę u awni parę żylakówodbytu których nie lubi nikomu pokazywać
wszystko to są rzeczy niepewne ziemiai niebo to są wszystko rzeczy niepewneod których ucieka póki eszczeest dokąd albowiem ta ciemność teraz
i ta ciemność potem akie nie próbuzawczasu dotknąć to zaiste dwaprzeróżne światy do których nie przykładaręki eżeli chcesz u ść cało
bo ta ciemność teraz i ta ciemność potemto są wszystko rzeczy nie do pogodzeniaz którymi niecha nic cię nie łączy chyba ze estcoś o czym nie wiem
. na rogu Farbiarskie i Szymonowicasławnego lwowianina śpiewam tę pieśńda mi miłość korzeń wonnyeżeli esteś starcem i poradzisz sobie
- Kamień pełen pokarmu
z moimi kośćmi które są do pochwyceniadopiero od paru lat eżeli więcesteś starcem i podobam się twoim kościomspocznij we mnie przed daleką drogą
i nic nie mów o zmęczeniu akie cięteraz czeka zaprawdę powiadam wamkości tego starucha są nie do udźwignięcia naSzymonowica i gdziekolwiek indzie
esień uż Panie a a nie mam domukiedyś mieszkałem na Boczne Lubomelskiedzisia zaledwie naprzeciw Przybylskieniecha ą deszcz pozbawi oczu którymi wypatru e męża
niecha ą deszcz zawiedzie do przytułkuw którym nie zna dzie dla siebie wygódniecha ą deszcz zawiedzie na cmentarzi pozbawi oczu którymi wypatru e męża
kiedyś istotnie mieszkałem na dziesiątym piętrzedzisia zaledwie w sąsiedztwie z Przybylskąniecha deszcz nie da e mie sca w przytułkui ani edne rzeczy z tych co dawnie
esień uż Panie a a nie mam domukiedyś mieszkałem na Boczne Lubomelskiedzisia zaledwie naprzeciw Przybylskiektóra przybywa eżeli skądkolwiek przybywa to z piekieł
z samych piekieł przychodzi Przybylskaeżeli stamtąd diabeł może się wyprawićskądkolwiek przybywa ona w mo esąsiedztwo muszę się ednako niepokoić
albowiem nieprzy aciel wypytu e o mniepo ludziach zaś Przybylska nie milczyz samych piekieł przychodzi Przybylskaznać to po e ywolnych sukienkach
. groby Dyckich Argasińskich i Hryniawskichw których nie a eden zresztą estem zamkniętyi gdzie nie spo rzeć grób Helenki Bo arskiechoć eszcze wczora wykradaliśmy się do lasu
po dzień dzisie szy zbieramy grzyby liście paprocinade mną i drzewa z których potem będą szybkie trumnylecz nie będzie przy aznego cienia żebyśmy mogli pokazywaćnasze ciała nie pokazu ąc nikomu więce owłosionych mie sc
- Kamień pełen pokarmu
a teraz groby Dyckich Argasińskich i grób Helenkizbyt ciepły aby o nim pamiętać i pisać że taki innypośród tamtych zbyt swo ski odkąd estem tutazamknięty nie a eden zresztą przed samym sobą
. można odczepić się domu ale żeby nie miećswo e śmierci i zmarłych z którymi da e sięzamieszkać na warszawskim dworcueżeli dom podupadł albo się nie ziścił
doprawdy nie chciałabym żyć bez swoichzmarłych dlatego codziennie przychodzę na dworzecby porozmawiać z ludźmi którzy ma ą wszystko(„nawet złote zęby nie próchnie ące na wietrze
i deszczu choć podobno i złoto czarnie e gdy brak kilkuprzednich”) lecz nie ma ą wypisanego w oczachprzerażenia sobą które im podrzucam do poczekalnikiedy cała się uśmiecham na widok ich bagaży
. place są puste ak listopadak ty i a i wiersze za którymi biegampo owym placu wczora wziąłempieniądze i wnet uciekłem od siebie
wystarczy zatem na wypadw Polskę i dobrą książkę przedwczora teżwziąłem za ekstrawaganc ę (to estumiem się brać za instrumenty stare i zepsute)
a więc place są puste ak listopadi ego instrumenty stare i zepsutemogą w zakamarkach moich rąk i nógprzespać się do utra
dawnie kiedy umierał stary Dyckiw domu twoich dziadków myślałeśto nieprawda że w ego śmierci może byćktoś z kim nie byłeś na podwórku
teraz zaś kiedy stygło ciało Leszkaa słońce rozpoczynało swo ą wędrówkęgdzie indzie aniżeli my skupieniw domu żałoby wokół własnych krzyków
myślałeś to nieprawda że w ego śmiercimoże być ktoś z kim nie byłeś dotądporóżniony bo nawet słońce szuka z tobą zaczepkikiedy się w sobie zamyka do utra
- Kamień pełen pokarmu
. płakaliśmy po osiemnastoletnie Bo arskienic nie rozumie ąc z e osiemnastu latpogrzebanych zbyt nagle żeby nie szukać winnychte śmierci na pożółkłych fotografiach
wtedy eszcze nie wiedzieliśmy iż stoimyna lubaczowskie drodze by pochowaćBo arską w skwarze popołudniowego słońcaktóre wybiegło skądiś i położyło swo e
ręce na otwarte trumience i bawiło sięsobą w uśpionych włosach Helenkiakże wesoło bawiło się słoneczko w uśpionych włosachHelenki i zachęcało nas do we rzenia w głąb siebie
. dzisia znowu śniłemtwo ą śmierć eżeli można śnićna stanc i pani Mościckieto dzisia znowu widziałem
two ą śmierć o ile to nie byłapani Mościcka cała w swe ozdobiei mogłem wykrzyknąć ach to ty to tyskąd się wziąłeś nie mówiąc
nic i skąd się weźmiesz utro gdy sięzdziwię to ty to ty a co ty maszdo powiedzenia że mi się przyśniłeśbez ust albo że ci z ust śmierdzi
. na dziedzińcu uniwersyteckimmokną nikomu uż niepotrzebne ulotkichoć nie dale ak godzinę temustudenci wznosili nieprzy azne okrzyki
albowiem państwo est niefortunne i grzeszyczymś na kształt posuchy ma ąc tylekości przodków i wiązkę kości profesorskichktórzy również wznosili nieprzy azne okrzyki
kto wie czy nie na głośnie albowiem nasze państwoest sprzeda ne ma ąc tyle kości przodkówa przede wszystkim wiązkę owych profesorskichktóre codziennie zabieram z wykładów
i wyrzucam za siebie
. to nieprawda że przy aciele choru ąna raka i umiera ą w samo południe
- Kamień pełen pokarmu
ich twarz nie zmieni się nawet o mgłęktórą nakładamy w ślepe mie sca
przy aciel ma zawsze usta przez którekości ego woła ą i będą wołaćmoże teraz gdy leżymy obok siebiespodziewa ąc się przy ścia kogoś
kogo nie znamy ego usta rozstąpią sięcudownie i wzbudzą we mniekamień głodny który eszcze dzisiarzucę w okno two e sypialni
. może teraz kiedy leżymy obok siebiespodziewa ąc się (oprócz zmęczenia nasząobecnością) przy ścia kogoś kogonie znamy: ego usta rozstąpią się nagle
więc może teraz gdy dotykamy zachłannie granicnaszego ciała które są nieskończeniebezpieczne tylko dzisia w łóżku w granicachtych dźwiga ąc także (oprócz zmęczenia naszą
obecnością) nieobecność kogoś kogo usiłu emypokochać: ego usta rozstąpią się naglei wzbudzą we mnie kamień głodny z którym sięzabieram do pieszczot ilekroć estem z tobą
. śniłem deszcz aki zwykle nawiedzamężczyznę i kobietę gdy idą we dwo enie istnieli w tym śnielub tak bardzo związali się ze sobą
i chłonęli ów deszcz że nie mogłem ode śćnie było ich lecz wydzielali pot gubili się w czarnealbo czerwone roślinności dalekiegowybrzeża u którego stałem trzy dni i trzy noce
trzy dni i trzy noce oczekiwania na deszcz (znakz nieba by porzucić ziemię) oni zaś wyśmiewali mo eprzykurczone ręce i nogi lecz rozproszyli sięzaraz gdy się przebudziłem aby im dać siebie
. otóż poez a przypomina ci klasztor o cówkarmelitów bosych w Czerneczystość i łagodność młodzieńców którzy tuwstąpili by obmyć ciało
z miłości własne i z grzechu matkibo to grzech główny mieć matkę ziemską
- Kamień pełen pokarmu
którą można wysławić ednym tchemi zgubić w tłumie niewiast co ciągnie do nieba
zatem poez a przypomina ci klasztor o ców karmelitóww Czerne skoro karmi się tobą od początku twoich dnigdy byłeś eszcze grzechem w postaci czyste i tozaledwie dotykanym przez sprośnych rodziców chrzestnych
- Kamień pełen pokarmu
KAMIEŃ PEŁEN POKARMUmoi przy aciele Zbychu i Andrzeod dawien dawna piszą wierszeznowu więc nie zrozumieliśmy Pana Bogaktóry się do tych wierszy przykłada
(i to eszcze ak) moi przy acieleZbychu i Andrze poprawia ą skórę słońcaksiężyca i deszczu co się mienina wiecznie niedoskonałym wężu w ich
ustach którego im zazdroszczę przy pocałunkubo ich ęzyk znacznie więce wypowiadaaniżeli mó zawsze zaśliniony i zadowolonyz siebie gdy go wpycham do nie swoich ust
moi przy aciele Zbychu i Andrze pisząwiersze znowu więc nie zrozumieliśmyPana Boga który nie rymował ale światstworzył ani trochę ułomny
ani chybi ułomny eżeli idzie o nasmoi przy aciele Zbychu i Andrze pisząwiersze poprawia ą zatem i toeszcze ak skórę słońca księżyca
i deszczu która się mieni na wiecznieniedoskonałym wężu w ich ustachw ich ustach pod postacią pocałunku zamieszkałów wąż co nas wnet gładko wyślizga
powiadam wam iż zamknie się wnetniebo ak wieko trumny i niktznikąd nie wy dzie i donikąd nie we dzieaby pozamiatać posprzątać
eszcze raz narobić na wypadekgdyby było po nas za czystoPan Bóg natomiast niczego nie zechcebo cóż może chcieć oprócz duszy
które nie mamy w sobie ale w Nimi tak est od dnia narodzin po dzień dzisie szygdy każdy musi pozamiatać posprzątaći na wszelki wypadek eszcze raz zrobić pod siebie
- Kamień pełen pokarmu
dopiero wypłakaliśmy oczy po tobieHelenko i po tobie Stasiu a uż znowuśmierć prowadza się z namii upija nas w te nie istnie ące karczmie
Hryniawska mówiła że „ ak gadzinaprzychodzi i bierze przychodzi i bierzeupija nas w te nieistnie ące karczmieu Żyda który również gdzieś przepadł”
doprawdy Hryniawska wie co mówigdy od miesięcy niedomaga i płacze„śmierć prowadza się z namialbo i bez nas ciągnie od karczmy
do karczmy żeby zachłysnąć się sobą”
to nieprawda że przy aciele choru ąna raka odbytu i umiera ą w samo południegdy tylko uciekniemy w nieistnienie w krągwłasnych eszcze mocno zasupłanych spraw
żeby odpocząć od ich nieurywanego krzykuto nieprawda że w ich krzyku cichniePan Bóg i ptaki zaglądałem do oczu umiera ącegolecz udał że mnie nie widzi i a powiedziałem
że go nie dostrzegam pośród ego ubywaniaale to nieprawda że on mnie nie widziałzza góry tego wszystkiego co uż z siebie wyparłwydalił akby w przeczuciu innych możliwości
. dni płyną korytarzem tylko edne malerzeczki albo wszystkich rzek naraz gdy wchodzęz tobą do wody (każdy wchodzi do swo eSołotwy) estem eszcze młody i wynurzę się kimś
kim pewnie nie będę podczas tegorocznychwakac i gdy wchodzę z tobą do wody w długichatramentówkach estem eszcze dziecinnyi nie znam smaku złe przygody i żegnam się
na widok nieczystości co wybija ą z pobliskiegoszpitalnego szamba lub prędze biorą się ze mnielecz a o tym nie wiem o niczym nie wiem dopókidopóty nie wynurzę się kimś kim nigdy nie będę
. dzisia w przemyskiem braku e mi ciebiechoć estem w twoich portkach
- Kamień pełen pokarmu
braku e mi ciebie i chętnie zapomniałbymże w spodniach mam dziurkę na dziurce
choć przede wszystkim estem w twoich portkachstrasznie zniszczonych i nie wstydzę się łatna tyłku którym znaczę swo e przy ście i ode ścieto także chodzę w twe pozaszywane kurtce
chętnie więc nie zapinałbym rozporkamocą którego znaczę swo e przy ście i ode ścienie tyle swo e co śmierci która wyobraźto sobie wcale nie siusia w ciemno
ślepniemy głuchniemy od byle poruszeniawiatru i deszczu krzycząc nie tego chcieliśmynie chcieliśmy deszczu którym nasz wiersznie chlupie w ustach wiecznych przechodniów
choć słychać go przy każdym odplunięciuczuć go w powietrzu zgniły zapach deszczubiorę za dobry początek i zgniły zapach wiatruco ciągnie od popegeerowskich zabudowań
(odrzucam bowiem natchnienie) Panie sprawaby nasze wiersze nie męczyły się dłużeod zepsutych a zgniły zapach deszczu wchodziwe mnie przez sen budzę się nowo narodzony
i odrzucam czyste natchnienie
siedzimy trzyma ąc się za ręceo tak trzeba ode ść i trzeba zostaćbędę ą eszcze widziałdługo w zakratowanym oknie
z ulicy dam e znak by odpoczęłaode mnie nie mówiąc o tym lekarzowipowiedziałem e że przy adę utroi pó dziemy na boisko będziesz niosła
swó garb niczym piłkę i naśmiewać sięz mo ego nie mówiąc o tym lekarzowi i słońcugdyż kopią przeciwko nam edną i tęsamą kulę ognistą ze szpitalnych szmat
codziennie umiera ponad chorychi utro drugich tyle pó dzie w dymTy esteś Panie w gniewie swym nieskoryi powściągliwy est Twó gniew
- Kamień pełen pokarmu
Ty esteś Panie nasza łódź odwiecznaco nas wybawi od martwego brzegui na wodach morskich wzywasz nas na eszczewiększą głębię wciąż bliże siebie
codziennie umiera ponad chorychi utro na drugie dwa tysiące spadnieTwó wszystek deszcz ognia a tonie to samo co deszcz i ogień z osobna
Ten utwór est udostępniony na licenc i Licenc a Wolne Sztuki ..
Źródło: http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/tkaczyszyn-dycki-kamien-pelen-pokarmu
Tekst opracowany na podstawie: Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Kamień pełen pokarmu, Świat Literacki, Iza-belin .Wydawca: Fundac a Nowoczesna PolskaPublikac a zrealizowana w ramach pro ektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Dofinansowano ze środ-ków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promoc i Kultury.Opracowanie redakcy ne i przypisy: Aleksandra Kopeć, Paweł Kozioł.Okładka na podstawie: Chris Luczkow@Flickr, CC BY .ISBN ----Wesprzyj Wolne Lektury!Wolne Lektury to pro ekt fundac i Nowoczesna Polska – organizac i pożytku publicznego działa ące na rzeczwolności korzystania z dóbr kultury.Co roku do domeny publiczne przechodzi twórczość kole nych autorów. Dzięki Two emu wsparciu będziemye mogli udostępnić wszystkim bezpłatnie.Jak możesz pomóc?Przekaż % podatku na rozwó Wolnych Lektur: Fundac a Nowoczesna Polska, KRS .Dołącz do Towarzystwa Przy aciół Wolnych Lektur i pomóż nam rozwijać bibliotekę.Przekaż darowiznę na konto: szczegóły na stronie Fundac i.
- Kamień pełen pokarmu
http://artlibre.org/licence/lal/pl/http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/tkaczyszyn-dycki-kamien-pelen-pokarmuhttp://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/6003https://wolnelektury.pl/towarzystwo/http://nowoczesnapolska.org.pl/pomoz-nam/wesprzyj-nas/
Nenia i inne wierszePeregrynarzMłodzieniec o wzorowych obyczajachLiber mortuorumKamień pełen pokarmu