1
Dyktando Wloclawskie, czyli niby-historyczny miszmasz kujawsko-dobrzyński Niepodobna doprawdy nie zauważyć, że drzewiej byly tu zapewne grząskie koleiny. Krzyk u przeprawy, unoszący się sponad rzecznego nurtu. Naówczas to przybyli na pewno wczas rano samowtór, samotrzeć albo samoczwart chrobrzy konni na rączych rumakach. Krzepko dzierżyli ciężkie wlócznie. Ubrani w ciemnobeżowe kożuchy, w bure zszarzale, zszargane spodnie. Z plóciennymi tlumokami, zarzuconymi niedbale na plecy i żólte haftowane chusty. Robili przy tym dużo halasu, krzycząc wnieboglosy. Gdzieniegdzie przecież w przybrzeżnych chaszczach czyhal potwór z prapuszczy. Szwendali się, wędrując tędy i owędy. W tejże minihistorii należaloby wspomnieć, że w arcyciekawych dziejach naszego nasamprzód prastarego Wlodzislawia, także i eks-Wloclawia, a obecnie już euro- Wloclawka niepoślednią rolę odegrala sześćsetletnia katedra. Warto by przywolać chociażby niektóre tylko nazwiska biskupów: Michal Godziemba, Krzeslaw Kurozwęcki, Stanislaw Karnkowski, Mikolaj Dzierzgowski, Wawrzyniec Gembicki, Stanislaw Dąmbski, Bronislaw Dembowski. Co i rusz spotyka się tuż-tuż euroturystów, naokolo zaś dostrzegamy przede wszystkim hoże, chyżonogie i czarnobrewe, zlotowlose cud-wloclawianki z kruczoczarnymi rzęsami. Aż mrużymy oczy w niemym podziwie. Od razu więc tak bardzo chcialoby się zahulać rzewnego kujawiaka, chociażby w poddobrzyńskiej Wierznicy, gdzie rosną wierzby wzdluż dróżki wśród rzędu wzgórz. Niechby nawet w strużkach dżdżu i mżawki, czy też rzęsistego deszczu. Tak na co dzień i od święta. I oto pogrążyliśmy się z kolei w hipermarzeniach, wloclawskich co prawda, z tymi niedowarzonymi pólfantastycznymi pomyslami i wcale nie wiadomo, czy nie mamy tu do czynienia z najniestosowniejszymi przecież chęciami, pelnymi co niemiara nierozwagi o nicniepisaniu. By więc nie obrócić wszystkiego wniwecz, wróćmyż zawczasu do naszego ortograficznego miszmaszu. A już nieco zrzędliwa, cudaczna, wszędobylska dyktandowa gżegżólka wyprawia podniebne harce z jerzykami, skrzydlatymi piegżami, bystrookimi pustulkami, rozkrzyczanymi kszykami, zadzierzystymi szaroburymi wróblami oraz z ponad póltrzecia albo nawet pólczwarta mendla ptaszęcej trzódki. Jak co roku przypominamy, że wladzę natenczas dzierżą naprawdę autentycznie rządni i odważni wlodarze, darzeni zaufaniem zacnych wloclawian tak przecież żądnych rządnego miasta, pelni także zharmonizowanych marzeń, tudzież mrzonek. Nie mamy wprawdzie żadnych trzech życzeń, ale przecież tak chcialoby się w dobrym humorze organizować coroczne andrzejki. Z kolei w uczelnianym Collegium Novum przy ulicy Okrzei królują najprawdziwsi już eurożacy, niemalże arcy-Europejczycy, żwawo krzątając się po przestronnych korytarzach. Nade wszystko uczą się ze wszech miar intensywnie, gdyż wcale nie może być mowy o nicnierobieniu. Nierzadko przemyka tuż-tuż student nie-Polak, a nawet nie-Europejczyk. A dziekan Henryk Stępień holubi bezpieczeństwo narodowe. Tutaj każdy student to druh, chwat i zuch. Dostojny dziekan Henryk to przecież arcymistrz ortografii, który już wielce udanie potrafil zawrzeć bezbrzeżną sympatię do ortografii, pisząc na różowym papierze, kurzym piórem odważnie zanurzonym w kalamarzu. Sluchacze bezpieczeństwa narodowego ćwiczą nade wszystko krzepę i tężyznę nie raz, ale wiele, naprawdę wiele razy. Dostrzegamy mocno zbudowanych, silnych i ekstraprzystojnych studentów oraz urodziwe superatrakcyjne arcystudentki. Cechuje ich nie lada heroizm i hart ducha, który nie pozwoli im zawieść w potrzebie. Nierzadko będą mieli bowiem do czynienia ze wzburzonymi falami, potężnymi uderzeniami naprawdę huraganowych wiatrów, grzmotami, burzami polączonymi z rozsrożonymi wichurami i ulewami, trąbami powietrznymi. Na pewno bez chwili wahania odważnie zanurzą się w odmętach, chociażby Zalewu Wloclawskiego. A tak przy okazji niejako przestrzeżmy przed możliwością zagrożenia zaprószeniem ognia, lepiej bowiem zapobiec zawczasu, niż żalować poniewczasie.

Dyktando Wloclawskie 2011

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Dyktando Wloclawskie 2011

Citation preview

Dyktando Włocławskie, czyli niby-historyczny miszmasz kujawsko-dobrzyński

Niepodobna doprawdy nie zauważyć, że drzewiej były tu zapewne grząskie koleiny. Krzyk u przeprawy, unoszący się sponad rzecznego nurtu. Naówczas to przybyli na pewno wczas rano samowtór, samotrzeć albo samoczwart chrobrzy konni na rączych rumakach. Krzepko dzierżyli ciężkie włócznie. Ubrani w ciemnobeżowe kożuchy, w bure zszarzałe, zszargane spodnie. Z płóciennymi tłumokami, zarzuconymi niedbale na plecy i żółte haftowane chusty. Robili przy tym dużo hałasu, krzycząc wniebogłosy. Gdzieniegdzie przecież w przybrzeżnych chaszczach czyhał potwór z prapuszczy. Szwendali się, wędruj ąc tędy i owędy. W tejże minihistorii należałoby wspomnieć, że w arcyciekawych dziejach naszego nasamprzód prastarego Włodzisławia, także i eks-Włocławia, a obecnie już euro-Włocławka niepoślednią rolę odegrała sześćsetletnia katedra. Warto by przywołać chociażby niektóre tylko nazwiska biskupów: Michał Godziemba, Krzesław Kurozwęcki, Stanisław Karnkowski, Mikołaj Dzierzgowski, Wawrzyniec Gembicki, Stanisław Dąmbski, Bronisław Dembowski. Co i rusz spotyka się tuż-tuż euroturystów, naokoło zaś dostrzegamy przede wszystkim hoże, chyżonogie i czarnobrewe, złotowłose cud-włocławianki z kruczoczarnymi rzęsami. Aż mrużymy oczy w niemym podziwie. Od razu więc tak bardzo chciałoby się zahulać rzewnego kujawiaka, chociażby w poddobrzyńskiej Wierznicy, gdzie rosną wierzby wzdłuż dróżki wśród rzędu wzgórz. Niechby nawet w strużkach dżdżu i mżawki, czy też rzęsistego deszczu. Tak na co dzień i od święta. I oto pogrążyliśmy się z kolei w hipermarzeniach, włocławskich co prawda, z tymi niedowarzonymi półfantastycznymi pomysłami i wcale nie wiadomo, czy nie mamy tu do czynienia z najniestosowniejszymi przecież chęciami, pełnymi co niemiara nierozwagi o nicniepisaniu. By więc nie obrócić wszystkiego wniwecz, wróćmyż zawczasu do naszego ortograficznego miszmaszu. A ju ż nieco zrzędliwa, cudaczna, wszędobylska dyktandowa gżegżółka wyprawia podniebne harce z jerzykami, skrzydlatymi piegżami, bystrookimi pustułkami, rozkrzyczanymi kszykami, zadzierzystymi szaroburymi wróblami oraz z ponad półtrzecia albo nawet półczwarta mendla ptaszęcej trzódki. Jak co roku przypominamy, że władzę natenczas dzierżą naprawdę autentycznie rządni i odważni włodarze, darzeni zaufaniem zacnych włocławian tak przecież żądnych rządnego miasta, pełni także zharmonizowanych marzeń, tudzież mrzonek. Nie mamy wprawdzie żadnych trzech życzeń, ale przecież tak chciałoby się w dobrym humorze organizować coroczne andrzejki. Z kolei w uczelnianym Collegium Novum przy ulicy Okrzei króluj ą najprawdziwsi już eurożacy, niemalże arcy-Europejczycy, żwawo krzątając się po przestronnych korytarzach. Nade wszystko uczą się ze wszech miar intensywnie, gdyż wcale nie może być mowy o nicnierobieniu. Nierzadko przemyka tuż-tuż student nie-Polak, a nawet nie-Europejczyk. A dziekan Henryk Stępień hołubi bezpieczeństwo narodowe. Tutaj każdy student to druh, chwat i zuch. Dostojny dziekan Henryk to przecież arcymistrz ortografii, który ju ż wielce udanie potrafił zawrzeć bezbrzeżną sympatię do ortografii, pisząc na różowym papierze, kurzym piórem odważnie zanurzonym w kałamarzu. Słuchacze bezpieczeństwa narodowego ćwiczą nade wszystko krzepę i tężyznę nie raz, ale wiele, naprawdę wiele razy. Dostrzegamy mocno zbudowanych, silnych i ekstraprzystojnych studentów oraz urodziwe superatrakcyjne arcystudentki. Cechuje ich nie lada heroizm i hart ducha, który nie pozwoli im zawieść w potrzebie. Nierzadko będą mieli bowiem do czynienia ze wzburzonymi falami, potężnymi uderzeniami naprawdę huraganowych wiatrów, grzmotami, burzami połączonymi z rozsrożonymi wichurami i ulewami, trąbami powietrznymi. Na pewno bez chwili wahania odważnie zanurzą się w odmętach, chociażby Zalewu Włocławskiego. A tak przy okazji niejako przestrzeżmy przed możliwością zagrożenia zaprószeniem ognia, lepiej bowiem zapobiec zawczasu, niż żałować poniewczasie.