22
BIG VII LO im. Józefa Wybickiego w ZSO nr 7 GDAŃSK Nr 2/73 Luty 2014 BARDZO INTERESUJĄCA GAZETKA? „SIÓDEMKA” DOCENI TWÓJ TALENT !

BARDZO INTERESUJĄCA GAZETKA Nr 2/73upload.zso7gda.pl/files/20140311/20140311183031.pdf · marzeniem był zdalnie sterowany helikopter, niestety jego mamy nie było sta ć na taki

Embed Size (px)

Citation preview

BIG

VII LO im. Józefa Wybickiego

w ZSO nr 7 GDAŃSK Nr 2/73 Luty 2014

BARDZO INTERESUJĄCA GAZETKA☺☺☺☺

?

„SIÓDEMKA” DOCENI TWÓJ TALENT !

2

Nasza ofertaNasza ofertaNasza ofertaNasza oferta Nazwa szkoły: VII Liceum Ogólnokształcące im. Józefa Wybickiego w Gdańsku w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 7 w Gdańsku

Adres: ul. Chałubińskiego 13, 80-807 Gdańsk www. lo7gda.pl

nr telefonu: (58) 302 85 20 w 103, 664 057 750, fax: (058) 309-02-18 e-mail: [email protected]

Nasze atuty:

���� Szkoła z tradycją sięgającą ponad 65 lat, ���� kameralna, nowoczesna, przyjazna dla uczniów, ���� doświadczona, kompetentna, zaangażowana kadra nauczycieli, ���� bogata oferta edukacyjna dostosowana do potrzeb i zainteresowań uczniów, ���� nauka języków obcych w grupach wg stopnia zaawansowania, ���� opieka pedagogiczna, psychologiczna i medyczna,

profil klasy

przedmioty nauczane w zakresie rozszerzonym kl. (I) - II - III

języki obce liczba godz. w kl. I - II - III

- przedmioty rekrutacyjne, - uwagi

matematyczno-geograficzna

matematyka 5-8-6 geografia 1-4-4 fizyka 1-4-4

I grupa: język angielski 3-3-3 język niemiecki 2-2-2 II grupa: język angielski 3-3-3 język francuski 2-2-2

język polski, matematyka, geografia, fizyka zajęcia z fizyki prowadzone na bazie programu innowacyjnego e–Doświadczenia w fizyce zrealizowanego we współpracy z Politechniką Gdańską, warsztaty i wykłady z zakresu geografii z przedstawicielami Uniwersytetu Gdańskiego, zajęcia ekonomia w praktyce

prawno-dyplomatyczna

język polski 5-8-7 historia 2-5-3 wos 1-3-3 geografia 1-4-4

I grupa: język angielski 3-3-3 język niemiecki 2-2-2 II grupa: język angielski 3-3-3 język francuski 2-2-2

język polski, historia, wiedza o społeczeństwie, geografia realizacja autorskiego programu zajęć pozalekcyjnych Młodzieżowej Akademii Dyplomatycznej pod patronatem Ministera Spraw Zagranicznych RP, Collegium Civitas w Warszawie, Pomorskiej Izby Adwokackiej

humanistyczno-lingwistyczna

język polski 5-8-7 język angielski 3-6-6 historia 2-5-3 biologia 1-4-4

I grupa: język angielski 3-6-6 język niemiecki 2-2-2 II grupa: język angielski 3-6-6 język hiszpański 2-2-2

język polski, język angielski, historia, biologia realizacja programów prozdrowotnych, współpraca z Uniwersytetem Gdańskim (zajęcia warsztatowe i terenowe, wykłady z serii Zaproś naukowca do szkoły)

3

Pomogliśmy św. Mikołajowi!

Dzięki pomysłowi naszych koleżanek

z klasy 3b – Oli Cieplin i Weroniki Kuryłko, w tym roku postanowiliśmy coś zmienić w obchodach naszej klasowej Wigilii. Zamiast robić sobie drobne prezenty, których, prawdę mówiąc, nie potrzebujemy - zebraliśmy pieniądze, by zrobić przyjemność jakiemuś dziecku. Pomogła nam w tym strona internetowa znaleziona przez Olę

i Weronikę: http://pomagamymikolajowi.pl. Za jej pośrednictwem spełniane są marzenia dzieci z najbardziej potrzebujących rodzin. Akcja polega na tym, że dzieci mogą wysłać „list do Mikołaja” z prośbą o spełnienie największych marzeń. Listy są później skanowane i udostępniane na stronie. Każdy ma możliwość ich przeglądania - i przyznacie, że nieraz zakręci się łezka w oku, gdy się czyta te dziecięce prośby. Po wybraniu odpowiedniego listu, możemy przeistoczyć się w pomocników Mikołaja. Wypełniamy formularz, kupujemy prezenty dla dzieci i wysyłamy je na adres fundacji, skąd wędrują do odbiorcy dzięki małym elfom czyli wolontariuszom. Akcja wspaniała , cała klasa zaangażowała się w poszukiwania dziecka, któremu chcieliśmy pomóc. Znaleźliśmy chłopca, którego największym marzeniem był zdalnie sterowany helikopter, niestety jego mamy nie było stać na taki prezent. Oczywiście spełniliśmy to marzenie i naprawdę w życiu nie czułam się lepiej - tak jak i cała

nasza klasa. Pomysł podchwyciła również klasa 3c – uczniowie zakupili buty, klocki, odzież, przybory szkolne i samochód na pilota dla czterech chłopców z gminy Kadzidło. Chciałabym zachęcić również inne klasy do pomagania dzieciom w przyszłym roku – magię świąt da się poczuć naprawdę wtedy, gdy dzielimy się z innymi. Pomyślmy o tych najbardziej potrzebujących - wszyscy zostańmy pomocnikami świętego Mikołaja :)

Nikola Piasecka, 3b

4

MAD* – owe wyjazdy… Berlin

Wycieczka do Berlina była przez nas długo oczekiwanym wydarzeniem. Chyba wszyscy - dość zestresowani - zastanawialiśmy się, jak to będzie. Pierwszym zadaniom związanym z wyjazdem musieliśmy stawiać czoła jeszcze wcześniej, nim wszystko się na dobre zaczęło. Długie przygotowania, spotkania, warsztaty – wszystko to miało sprawić, że zyskamy jak najwięcej ze zwiedzania i spotkań.

Prawdziwym wyzwaniem okazał się wyjazd – dokładniej: dotarcie w komplecie do autokaru przed piątą rano. Osobiście uznałam, że bardziej opłaca mi się nie spać w ogóle (gdyż wątpiłam w możliwości mojego budzika) i nadrobić noc w autokarze…, co okazało się moim pierwszym i nieostatnim błędem. Wszystkich niemal nosiło przez całą drogę – z podekscytowania, nerwów lub zwyczajnie znudzenia długą jazdą.

Kwatera w Kostrzynie okazała się przyzwoita i nie słyszałam, żeby ktoś narzekał – zresztą sama byłam całkiem zadowolona. W końcu w pokojach spędzaliśmy tylko noce (często niecałe) i nie było powodu, by marudzić. I tak prawie wszyscy padali od razu na łóżka po aktywnie spędzonym dniu. A propos „aktywnego spędzania dnia” - tempo było niesamowite. Nasza grupa bardzo często

dzieliła się na trzy części: Pana Profesora z kilkorgiem uczniów na czele, grupą próbującą za nimi nadążyć, oraz nauczycielami pilnującymi tyłów. Napięty program narzucający dość mordercze tempo, w połączeniu ze zmęczeniem i głodem stanowiły dość kiepską mieszankę. Jednak niewiele osób się

skarżyło – w końcu byliśmy tam z własnej woli i chęci zwiedzania –

zdecydowanie górę brał „wyższy cel”. Wracając do

samego zwiedzania –

byłam już wiele razy w Berlinie i za każdym razem „odkrywałam” coś nowego. Zawsze podziwiałam ogrom i piękno Berlina, potęgę Niemiec, ale najbardziej ceniłam tamtejsze zbiory muzealne – tak bogate i wielkie, że jeden dzień spędzony w jednym muzeum… to zdecydowanie za mało. Wystarczy przypomnieć choćby wizytę w Muzeum Pergamońskim, która stała się podróż w głąb wieków przez Babilonię, Bramę Isztar oraz Bramę Starożytnego Miletu. Nie jestem w stanie wymienić wszystkich miejsc, w jakich byliśmy, ani zabytków, jakie widzieliśmy (mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone ☺), ale zdecydowanie najbardziej wryły mi się w pamięć „główne atrakcje”

5

w realizowanym planie: wizyta w Ambasadzie Rzeczpospolitej Polskiej w Berlinie, Stadion Olimpijski, Polsko-Niemieckie Centrum Współpracy Służb Granicznych, Policyjnych i Celnych, Reichstag, Brama Brandenburska, Muzeum Pergamońskie, Aleksanderplatz, Muzeum Techniki… A w drodze powrotnej – Poznań i zamek w Kórniku (tam też mieliśmy okazję zobaczyć piękne zbiory starych ksiąg, rękopisów i podręczników).

Na każdym ze spotkań zadawaliśmy naszym gospodarzom pytania, których wcześniejsze przygotowanie wymagało od nas pracy i zastanowienia się nad tematyką spotkań. Wracaliśmy podekscytowani, niemal nie odczuwając zmęczenia, pełni wspomnień o atrakcjach, które były naszym udziałem. Myśl, że następny dzień miał być tylko kolejnym, normalnym poniedziałkiem, zdawała się być dziwnie zwyczajna, zupełnie nie pasująca do wrażeń z ostatnich czterech dni.

Byliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi – zdecydowanie niczego nie żałuję i cieszę się, że mogłam tam być. Z wyjazdu wróciłam bogatsza o kilka istotnych nauczek oraz o wiedzę, której nie zdobędzie się w szkolnej ławce.

Dominika Panek, 1c

*MAD - Młodzie żowa Akademia Dyplomatyczna

Zajęcia pozalekcyjne dla uczniów VII LO zainteresowanych polską polityką zagraniczną i dyplomacją. Zajęcia mają charakter interdyscyplinarny i dotyczą tematów związanych z historią i aktualną sytuacją państw, stereotypami cywilizacyjnymi, historią dyplomacji, prawem. Uczniowie uczestniczą w spotkaniach i debatach dla młodzieży licealnej miasta Gdańska, wycieczkach studyjnych do instytucji publicznych, a także do wybranych placówek dyplomatycznych i konsularnych. Działania Młodzieżowej Akademii Dyplomatycznej są objęte honorowym patronatem Ministra Spraw Zagranicznych RP, Radosława Sikorskiego.

6

WYWIAD Z PRZEWODNICZĄCYM SU Grzegorzem Żukowskim

Kto z uczniów VII LO nie zna Grzegorza Żukowskiego? Do niedawna pełnił funkcj ę przewodniczącego SU, prowadził wiele imprez szkolnych, jest także laureatem ogólnopolskiego konkursu Moja szkoła w Unii Europejskiej - edycja Akademia Młodego Dyplomaty. Lubiany za swoją życzliwość, chętny do pomocy innym, budzi jednak mieszane uczucia ze względu na swoje poglądy, do których otwarcie się przyznaje. Postanowiłem porozmawiać z Grzegorzem o polityce i nie tylko. Jakub Waszak: Grzegorzu, byłeś przewodniczącym Samorządu Uczniowskiego, czy mógłbyś opowiedzieć czytelnikom o swojej pracy w samorządzie? Grzegorz Żukowski: Jak każda funkcja publiczna wiąże się to z poświęceniem czasu, jednak ja uważam, że mój czas został niewłaściwie spożytkowany, ponieważ nie udało mi się osiągnąć wszystkiego, na co poświęcałem najwięcej tego czasu. Z drugiej strony był to okres, w którym zdałem sobie sprawę z tego, jak trudno jest pełnić funkcje publiczne, nawet na tak niskim szczeblu ☺. Może moje pomysły wykraczają poza mury szkoły? Ale byłem przekonany, że reprezentuję najważniejsze interesy uczniów. J.W.: A czy dopuszczasz myśl, że Twoje metody były niewłaściwe? G. Ż.: No jasne, nie ma ludzi idealnych. J.W.: Jak oceniasz wsparcie samorządu podczas Twojej kadencji, koledzy byli pomocni, czy też nie dostawałeś wystarczającego wsparcia? G. Ż.: Osoby, które prosiłem o pomoc, udzielały mi jej, chociaż zdarzały się wyjątki. J.W.: Jako osoba lubiąca działać, zapewne masz wyrobione poglądy polityczne. Co sądzisz o najważniejszych partiach politycznych w Polsce? G. Ż.: Według mnie obecne w parlamencie partie polityczne mają wyłącznie lewicowy styl rządów. J.W. : A czy to złe zjawisko? G. Ż.: Musiałbym kłamać, mówiąc, że to dobrze – wystarczy spojrzeć na to, co się dzieje dziś w Polsce. J.W.: Czy wejście do Sejmu partii prawicowych lub centralnych naprawiłoby sytuację w kraju? G. Ż.: Wszystko zależy od programu tych partii, gdyby był on nakierowany na wartości europejskie, na pewno poprawiłoby to stan polskiego państwa. J.W. : A cóż to są te europejskie wartości?

7

G. Ż.: Są to wartości oparte na trzech elementarnych filarach europejskiej cywilizacji, a mianowicie: etyce greckiej, prawach starożytnego Rzymu i religii chrześcijańskiej, które, w skrócie mówiąc, traktowały człowieka jako osobę wolną i odpowiedzialną za swoje czyny, co przeczy obecnemu stylowi rządów w Polsce. J.W.: Sugerujesz, że nie jesteśmy traktowani jak wolni obywatele?

G. Ż.: Zaprzestanie traktowania obywateli jako ludzi wolnych widać np. w tym, że pozbawia się nas możliwości samodecydowania o własnych pieniądzach (przymusowe płacenie składek emerytalnych), a rodziców pozbawia się wyboru, w jakim wieku mają posyłać dzieci do szkoły. J.W.: Jakie rozwiązanie zaproponowałbyś, gdybyś był politykiem? G. Ż.: Powrót do tych wartości europejskich, które są oparte na prostych zasadach: „każdy jest kowalem swojego losu”, „chcącemu nie dzieje się krzywda”. J.W. : Jaka wobec tego ma być rola państwa? G. Ż.: Państwo powinno być administratorem narodu, który dba o jego interesy, takie jak bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne. Ma zapewniać ład społeczny poprzez proste i łatwe do zrozumienia prawo, które szybko działa (prawo ma traktować obywateli na równi), Państwo powinno pobierać podatki na utrzymywanie podstawowych instytucji, musi zapewnić możliwości rozwoju każdej jednostki, której interes nie narusza podstawowych interesów innych obywateli i dbać o dobre stosunki na arenie międzynarodowej. W skrócie - państwo ma nie pomagać, lecz po prostu - nie przeszkadzać obywatelom. J.W. : Czy po ukończeniu szkoły wiążesz swoje plany z polityką ? G. Ż.: Na razie nie mam zamiaru angażować się w działalność jakiejkolwiek partii politycznej, ponieważ nie zgadzam się z takim systemem demokratycznym, w którym nie rządzi rozsądek, tylko wola większości ludu, a więc szansę na zwycięstwo ma nie ten, kto mówi prawdę (nie zawsze wygodną), lecz ten, kto głosi hasła przekonujące większość. J.W. : Skoro nie demokracja, to co innego? G. Ż.: W historii świata przetoczyło się wiele wspaniałych ustrojów, m.in. monarchia, republika. W moich oczach możliwości Polski przekraczają znane nam wyobrażenia świata – trzeba te możliwości tylko wydobyć przy pomocy mądrej polityki.

Rozmowę przeprowadził Jakub Waszak, 1c

8

Po co nam edukacja medialna

Kto jej to zrobił? Widać wszystkie fałdki! Niezwykłe sceny w czasie meczu Polska – Słowacja. Nowe, szokujące „taśmy prawdy” dolnośląskiej PO. A oprócz tego – Rossmann: Pragnienia i potrzeby, postawa kościoła wobec zjawiska pedofilii, Dostałeś taki list z banku – koniecznie to wyjaśnij! Przeczytaj koniecznie, bądź trendy, o tym się mówi…

To tylko kilka przykładów z gazet i portali internetowych (zresztą w chwili, gdy czytacie ten artykuł – już dawno nieaktualnych). Do tego dochodzą telewizyj - ne programy informacyjne – ileż to nieszczęść spada codziennie na mieszkańców naszego globu! Ale im więcej, tym lepiej. Im bardziej dramatycznie będzie się działo (przepraszam, ale nie mogę sobie odmówić cytatu z popularnej piosenki lansowanej w radiu: będzie, będzie zabawa, będzie się działo…) – tym lepiej. Bo będzie o czym mówić. Mówić? Bić pianę, lać wodę, dzielić włos na czworo i wałkować na okrągło. Codziennie jesteśmy bombardowani setkami takich informacji – pomijając to, co dotyczy już tylko naszego osobistego poletka – szkoły lub pracy (co akurat w moim przypadku na jedno wychodzi☺). Powstaje potworny chaos, szum informacyjny. Być może dla osób mojego pokolenia odczuwany bardziej dotkliwie niż dla młodych. Ale na młodzież też czyhają pułapki – nietrudno dać się uwieść informacjom płynącym szerokim potokiem z ekranu komputera (telewizora też). Dać się uwieść – to znaczy poświęcić swój czas, swoją uwagę, dzielić się tym z innymi. Bezkrytycznie przyjąć. Wpaść po uszy. Cóż, w takich czasach przyszło nam żyć, że wszyscy ze wszystkimi walczą o uwagę. O to, żeby ktoś choć na chwilę zatrzymał się, by przeczytać, przejrzeć, spojrzeć, posłuchać. Ale właściwie

po co? No – to właśnie jest pytanie kluczowe – PO CO ? Jeśli stawiacie sobie takie pytanie, to nie jest źle. A jeśli umiecie sobie na nie odpowiedzieć, to w sumie jest bardzo nieźle. Bo to oznacza, że jednak czujecie, że coś tu jest nie w porządku – że ten cały szum informacyjny Was rozprasza, że być może ze swoją uwagą, zaangażowaniem, zainteresowaniami powinniście być zupełnie gdzie indziej niż jesteście. Ekspansja mediów wymaga od nas umiejętności świadomego odbioru informacji, rozumienia ich i selekcjonowania. Dostęp do informacji jest dziś łatwy i powszechny, ale wygrywa ten, kto potrafi szybko znaleźć te właściwe i umiejętnie je wykorzystać – w pracy, w nauce. Dlatego edukacja medialna staje się pożyteczną koniecznością – może być realizowana (i jest) nie tylko na informatyce, ale także na lekcjach przedsiębiorczości, języka polskiego i na godzinach wychowaw-czych. W naszej szkole uczymy się korzystania z informacji i rozróżniania jej rodzajów również na zajęciach pozalekcyjnych. Ale to tylko jeden z niewielu aspektów edukacji medialnej. Przyjdźcie i się przekonajcie. Serio.

RA

9

MOJA PASJA NURKOWANIE

Nigdy nie zapomnę, jak wyglądał mój pierwszy sprzęt nurkowy oraz pierwsze muszelki, które udało mi się wyłowić z dna morskiego.

Gdy byłem małym chłopcem, tata często prowadził mnie na basen, gdzie wspólnie się bawiliśmy. Pamiętam jak mówił do mamy, że będzie mnie oswajał z wodą. Ze wszystkich wodnych zabaw najbardziej lubiłem wyławianie krążka z dna basenu i wszelkie zabawy pod wodą. Bywanie raz w tygodniu na basenie z tatą to było dla mnie za mało, więc codziennie wieczorem kąpiąc się w wannie ubierałem okularki pływackie lub maskę i zanurzałem się pod wodę. Podobno nawet prosiłem mamę, aby mierzyła mi czas, by sprawdzić, jak długo wytrzymam pod wodą. Rodzice postanowili zapisać mnie do szkoły, w której jedna klasa określana była mianem pływackiej. Warunkiem przyjęcia do tej klasy była dobra umiejętność pływania. Niestety, ja umiałem nurkować, ale przepłynięcie 200 metrów było dla mnie problematyczne. Opiekun klasy pływackiej postawił wówczas warunek – dał nam 2 tygodnie na doskonalenie umie-jętności pływackich. Udało się. Po dwóch tygodniach zdałem na kartę pływacką i tym samym znalazłem się w klasie pływackiej. Pamiętam, że zawsze czekałem na końcówkę zajęć, bo wtedy mogliśmy nurkować. Nauczyciel robił zawody, rzucał kilka krążków i wszyscy nurkowaliśmy. Zwyciężał ten, kto wyłowił najwięcej krążków. Mnie zawsze udawało się być liderem w tej zabawie. Uwielbiałem wszelkie konkurencje polegające na pływaniu pod wodą. Myślę, że to właśnie wtedy zakiełkowała we mnie sympatia do nurkowania. Prawdziwym światem podwodnym po raz pierwszy zauroczyłem się podczas pobytu w Chorwacji. Nigdy nie zapomnę, jak wyglądał mój pierwszy sprzęt nurkowy oraz pierwsze muszelki, które udało mi się wyłowić z dna morskiego. Potem dowiedziałem się, że ten sposób nurkowania jest nazywany snorkelingiem. Postanowiłem więc spróbować czegoś „poważniejszego”- mianowicie nurkowania z prawdziwym sprzętem. Taką rozrywkę mogło zapewnić mi tylko jedno - wstąpienie do Gdańskiego Klubu Płetwonurków. Dowiedziałem się, że co roku organizowane są wakacyjne

10

wyjazdy do jednostki wojskowej na Mazurach, gdzie odbywają się szkolenia wojskowych nurków. Tam właśnie wraz z kolegą zasmakowaliśmy nurkowej przygody. Udało nam się wydobyć parę zatopionych przez turystów telefonów komórkowych, które do dziś leżą u nas na półkach i przypominają nam dawne czasy. Nurkowanie z butlą okazało się dużo atrakcyjniejsze od zwykłego oglądania dna z powierzchni wody. W takich okolicznościach postanowiłem zrobić mój pierwszy i mam nadzieję, że nie ostatni patent nurkowy P1, który daje mi uprawnienie do legalnego nurkowania na głębokości max. 20 metrów. Tak właśnie rozpoczęła się moja przygoda z nurkowaniem. Do dziś wraz z klubem wybieramy się na różne wyjazdy nurkowe, zarówno szkoleniowe jak i rekreacyjne. Mam nadzieję, że będę mógł dalej rozwijać moją pasję i zamiłowanie do tego sportu. Chciałbym wszystkich zachęcić do nurkowania. Gdy nadarzy się okazja, nigdy się nie wahajcie. To hobby daje naprawdę dużo satysfakcji, a tajemniczy podwodny świat jest niesamowity.

Kamil 1a

Rysunek autorstwa Dominiki Panek, 1c

11

Muzyka - moja pasja czy tylko hobby?

Często się zastanawiam, czy muzyka to moja pasja, czy tylko hobby. Pierwszy poważniejszy kontakt z muzyką miałem w pierwszej klasie podstawówki. To właśnie wtedy rodzice wysłali mnie na naukę gry na gitarze. Zawsze chciałem grać, tak jak mój starszy brat. Cieszyłem się z tego, że też mogłem zacząć przygodę z tym instrumentem. Uczyła mnie grać Pani Agnieszka Flisikowska, nauczycielka muzyki w mojej podstawówce.

Uczyłem się na początku podstawowych chwytów gitarowych, później - różnych piosenek i to właśnie wtedy Pani zaczęła mnie wysyłać na konkursy. Oczywiście było to po roku bądź dwóch latach nauki, bo gra na gitarze nie jest łatwą sztuką. Wiele osób twierdziło, że bardzo ładnie śpiewam i sprawiało mi to przyjemność, niestety dziś jest trochę inaczej… wytłumaczę później, dlaczego. Pierwszą poważniejszą nagrodę wygrałem w 2006 roku. Był to konkurs kolęd i pastorałek w Pałacu Młodzieży w Gdańsku. Udało mi się jednak zająć pierwsze miejsce, co mnie bardzo zaskoczyło. Było jeszcze wiele konkursów muzycznych, które wygrywałem, ale niestety, gdy skończyłem podstawówkę, skończyły się także lekcje gry na gitarze. Gdy poszedłem do gimnazjum, wszystko się zmieniło - już nie jeździłem na konkursy. W gimnazjum spotkałem nauczyciela muzyki światowej klasy, Pana Jarosława Bazylewicza, który był wykształconym, często wyjeżdżającym na koncerty muzykiem. Stwierdził, że mam dobry głos i należałoby rozwijać moje umiejętności wokalne. Od tego momentu stałem się „sławny” w szkole. Jedni by pomyśleli, że to wspaniałe, ale tak naprawdę jest zupełnie odwrotnie. Jedni Cię lubią i uważają, że ślicznie śpiewasz, a drudzy Cię gnębią, bo jesteś ulubieńcem nauczycieli. Poza tym - w gimnazjalnej opinii śpiewający

12

chłopak to od razu gej. Dopiero w trzeciej klasie poczułem się lepiej choć ciągłe prośby nauczycieli, żebym cos zaśpiewał na apelu, bywały męczące. Często unikałem już mojego Pana od muzyki, tylko dlatego, by nie poprosił mnie o śpiewanie. Jednak wraz ze szkolnym chórem nagrałem hymn szkoły.

Swoje zainteresowania kontynuuję w szkole licealnej – wziąłem udział w XVI edycji konkursu „Gdańsk Miastem Przyjaznym dla Niepełnosprawnych”, zdobywając III miejsce w kategorii „soliści”. Jury bardzo podobało się moje wykonanie piosenki Stana Borysa pt. „Jaskółka uwięziona”.

Wiele osób prosiło mnie i prosi nadal, abym poszedł do jakiegoś programu typu „Mam talent” czy „Must be the music”. Nie wiem czemu, ale jakoś nie mogę się przełamać. Teraz

jestem w liceum – uczniowie tu są dojrzalsi i rzadko spotykam się z opinią, że chłopak nie powinien śpiewać. Mimo to jakoś nie mam ochoty śpiewać na apelach i szkolnych

imprezach. Może jest to spowodowane tym, że boje się, że ktoś pomyśli, że dobre oceny zawdzięczam swojej „sławie” i sympatii nauczycieli. Mimo to nadal kocham śpiewać

i nauczyłem się przyjmować krytykę ze strony innych (może się przyzwyczaiłem). W przeszłości proponowano mi naukę w szkole muzycznej, ale mimo szansy nie poszedłem -

naprawdę nie wiem, czy chcę być piosenkarzem w przyszłości. Dlatego zastanawiam się, czy muzyka to dla mnie pasja, czy tylko i wyłącznie hobby. Żeby odpowiedzieć sobie na to

pytanie, postanowiłem już, że w tym roku zgłoszę się do programu „Mam Talent”. Nie wiem, jak mi pójdzie (trzymajcie kciuki!), ale postanowiłem spróbować. Co będzie, to będzie.

Piotr Klawikowski, 1a

BIG

Gazetka VII LO w Gdańsku

Nr 2/73

Opiekun: Mariola Rautenberg

Redakcja numeru: Karolina Dombrowska, Jakub Waszak, Dominka Panek, Jakub Rachwalik,

Sebastian Celiński, Aleksander Serafinowicz, Kamil Przybyszewski, Piotr Klawikowski.

Zdjęcia pochodzą ze strony internetowej szkoły.

Rysunki autorskie: Dominika Panek.

13

Moja pasja Od harcerstwa do grupy rekonstrukcyjnej

Wszystko zaczęło się od harcerstwa, do którego wstąpiłem w 2010 roku. Całe gimnazjum (3 lata, 4 obozy) działałem w 87-ej GDH „Zielony Trakt” im. Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”.

W 2011 r. mój rodzimy zastęp – „Traperzy”- odeszli, by reaktywować 89 GDH „Wędrowcy”, która była ich macierzystą drużyną (po jej rozpadzie, dosyć długo przed moim przybyciem, przenieśli się do 87). Ja zostałem

w 87-ej i z „Traperów” przeszedłem do najbardziej zaprzyjaźnionego zastępu - do „Wskazidrogów”. Tam spędziłem resztę swojej drogi harcerskiej i do tej pory przyjaźnię się z kolegami z tego zastępu. Zostałem chorążym, a rok później zdobyłem krzyż i zamknąłem stopień młodzika (najniższy stopień harcerski z krzyżem). W 2013 r. zostałem podzastępowym i pojechałem na swój ostatni obóz harcerski. Zdecydowałem się odejść z harcerstwa, ponieważ poczułem się za stary, uznałem też, że kadra jak na harcerzy była

zdemoralizowana (nie traktowali nas z szacunkiem), no i odchodzili moi przyjaciele. Harcerstwo wiele mi dało – po latach w nim spędzonych czułem się zupełnie inaczej – pewniej. Jednak po odejściu zastanawiałem się, co będę robić poza uczeniem się. Aż do czasu, gdy spotkałem się z moim dobrym kolegą (też z harcerstwa) i czekając na naszą skm-kę, zauważyłem dwóch młodych ludzi. Mieli

w plecaku miecz, obok plecaka z mieczem leżały 2 puklerze (małe okrągłe tarcze) i kapalin (rodzaj hełmu z metalowym rondem). Postanowiłem się przyjrzeć bliżej i tak dowiedziałem się, że koledzy są z Gdańskiej Roty Mieszczańskiej (w skrócie GRoM) - grupy rekonstrukcyjnej przedstawiającej gdańskie mieszczaństwo z przełomu XIV/XVw. I już wiedziałem, czym się zajmę - spełniło się moje dziecięce marzenie. W GRoM-ie działam do dziś. Od końca wakacji.

Aleksander Serafinowicz, 1c

14

MOJA PASJA RYSOWANIE

DOMINIKA PANEK, 1C

15

Oni też kiedyś byli uczniami…

John Lennon Często myślimy o osobach, które wiele osiągnęły, że musiały być niezwykle pracowite na długo przed tym, zanim świat o nich usłyszał. I rzeczywiście w wielu wypadkach tak było. Ale byli wśród sławnych i tacy, którzy miewali kłopoty w szkole ze względu na swój lekceważący stosunek do nauki. Przykładem może być John Lennon – parę miesięcy temu odnaleziono i sprzedano na aukcji internetowej jego szkolny dzienniczek, w którym aż roi się od uwag: „John wydaje z siebie głupie odgłosy na sprawdzianie”, „John żuje gumę w klasie”.

W dzienniczku nauczyciele skarżą się, że Lennon jest „uciążliwy”, „sabotuje lekcję” oraz przejawia „zupełny brak zainteresowania”. W szkolnych dokumentach znalazła się też adnotacja, że przyszły członek The Beatles musiał kilka razy zostawać po lekcjach w ramach kary. Być może zachowanie przyszłego Beatlesa miało związek z jego sytuacją rodzinną – rodzice się rozwiedli, John zamieszkał z ciotką i wujkiem. Nauczyciele mieli go za nieznośnego albo nawet bezczelnego rozrabiakę. Wiedzieli też jednak, że potrafił się pohamować i pomóc uspokoić resztę klasy. Niektórzy z nauczycieli wiedzieli, że Lennon daleko zajdzie, ale chyba nie myśleli o tym, że ten sam dzienniczek w którym zapisywali uwagi Johna, zostanie kupiony za ponad 2 tysiące funtów. Dzienniczek ocalił nauczyciel, który porządkował szkolne archiwum i przypadkowo natknął się na znane już wówczas nazwisko Lennona. John był inteligentny i nie miał większych problemów z ocenami. Dzięki swojej ciotce mógł kontynuować naukę jako student Liverpool Art Collage, gdzie studiował rysunek. I tam też zaczęło się jego muzyczne życie, ale to już zupełnie inna historia.

Szkoła nie nauczyła mnie niczego pożytecznego, oprócz czytania i pisania. [John Lennon]

Albert Einstein

Wbrew popularnemu przekonaniu, że Einstein miał problemy z przedmiotami ścisłymi w szkole, okazuje się, że opanował zakres materiału z dużą łatwością i miał bardzo dobre oceny. Był uczniem pilnym i pracowitym, ale miał trudności z uczeniem się na pamięć, popełniał błędy ortograficzne, słabo szła mu także nauka języków obcych (nauczyciel greckiego miał mu powiedzieć, że „nie będzie z niego żadnej pociechy”). Lubił czytać książki popularno – naukowe i filozoficzne, o czym wspomina przyjaciel rodziny, Max Talmud: „Zaleciłem mu

czytanie Kanta. W tym czasie był on wciąż dzieckiem, mającym tylko 13 lat, jak dotąd prace Kanta, niezrozumiałe dla zwykłych śmiertelników, wydawały się jasne dla niego". Jako młody człowiek Einstein miał dziwny nawyk mówienia do siebie zdań przed ich wypowiedzeniem – według psychologów to świadectwo braku pewności siebie i buntu. Miał jednak dociekliwy umysł, pracował w swoim tempie, myślał i uczył się inaczej niż jego rówieśnicy. Do najważniejszych osiągnięć Einsteina należy opracowanie obydwu teorii względności, szczególnej i ogólnej.

Mając dwadzieścia lat, myślałem tylko o kochaniu. Potem kochałem już tylko myśleć. [Albert Einstein]

Kuba Rachwalik, 1c

Źródła:http://pedagogikaspecjalna.tripod.com/notes/Einstein.htm

http://demotywatory.pl/827846/Einstein-tez-mial-problemy-w-szkole

16

Poczytaj sobie…

Joanna Chmielewska urodzona 2 kwietnia 1932 roku w Warszawie była z zawodu architektem, a z zamiłowania pisarką, autorką wielu powieści kryminal - nych, sensacyjnych, komedii obyczajowych, jak również książek dla dzieci i młodzieży. Ukończyła Wydział Architektury na Politechnice Warszawskiej, otrzymując tytuł inżyniera architekta. Jako prozaik zadebiutowała na łamach czasopisma „Kultura i Życie”, a w późniejszym czasie zaczęła pisać w „Kulturze i Sztuce”. W 1964 roku wydała swoją pierwszą powieść sensacyjną pt. „Klin”. Żyjąca po swojemu, z niezwykłym poczuciem humoru, twardym charakterem i dystansem do samej siebie, nie potrafiła (a może nawet nie

chciała) brać życia na poważnie. Miała kilku mężów, uwielbiała gry hazardowe - wyścigi konne, ruletkę, czy brydża. Nie lubiła, kiedy porównywano jej twórczość do kryminałów Agathy Christie, mimo iż bardzo ją ceniła. Książki pisała wyłącznie dla przyjemności - ani dla tak dużej sławy, ani dla pieniędzy. Chciała tylko, aby ludzie je czytali. I warto je czytać, bo oprócz kryminalnej intrygi, znajdziecie tam sporą dawkę humoru. Joanna Chmielewska zmarła 7 października 2013 roku w Warszawie.

„Lepiej grzeszyć i żałować niż żałować, że się nie grzeszyło.”

Dla dorosłych): 1964: Klin 1966: Wszyscy jesteśmy podejrzani 1969: Krokodyl z Kraju Karoliny 1972: Całe zdanie nieboszczyka 1973: Lesio 1974: Wszystko czerwone 1975: Romans wszechczasów

Cykle dla młodzie ży):

1974: Zwyczajne życie 1976: Większy kawałek świata 1979: Nawiedzony dom 1981: Wielkie zasługi

Dla dzieci: 1994: Pafnucy 2003: Las Pafnucego

Karolina Dombrowska, 1 c Źródła:http://www.chmielewska.pl/

http://pl.wikipedia.org/wiki/Joanna_Chmielewska

17

Chce się żyć – trudny i krzepiący film Macieja Pieprzycy

Kiedy Mateusz trafia do ośrodka dla umysłowo upośledzonych, trudno nam pogodzić się z niesprawiedliwością, jaka go spotkała.

Film Macieja

Pieprzycy „Chce się żyć” zdobył niemały (i w pełni zasłużony) rozgłos. Miał na celu pokazanie historii prawdziwej – nie takiej, jakiej byśmy chcieli (czyt.: cud, wszyscy są w pełni szczęśliwi i zdrowi: Przemek nagle wstaje, tata zmartwychwstaje, a wolontariuszka wraca z przeprosinami), ale takiej, jaka jest jak najbardziej życiowa. I ten cel został osiągnięty.

Akcja toczy się wokół Mateusza cierpiącego na rozległe porażenie mózgowe. Chłopak od urodzenia nie może mówić, normalnie chodzić, ani w jakikolwiek sposób porozumiewać się ze światem zewnętrznym. W momencie, kiedy lekarze stawiają mu diagnozę – i zarazem wyrok – mówiąc: „To roślina, nie da się nic zrobić”, jego matka nie dopuszcza do siebie tej myśli i podejmuje desperackie próby pomocy swojemu dziecku. Uczy go chodzić, próbuje z nim rozmawiać, stara się go rozumieć, choć jednocześnie z dnia na dzień jej nadzieja, że syn kiedyś jej odpowie – słabnie. Ojciec stara się być dla Mateusza najlepszym przyjacielem. Opowiada mu o świecie, ogląda z nim gwiazdy i powierza proste zadania, wzbudzając w synu poczucie obowiązku i odpowiedzialności. To wszystko sprawia, że śmierć ojca będzie dla chłopca jeszcze większym ciosem.

Kiedy Mateusz trafia do ośrodka dla umysłowo upośledzonych, trudno nam pogodzić się z niesprawiedliwością, jaka go spotkała. Chłopak widząc osoby tam przebywające zdaje sobie sprawę z tego, jak jest postrzegany przez otoczenie – to go dobija i jednocześnie bawi w pewien ironiczny sposób. Dopiero kiedy pojawia się wolontariuszka, która widzi w nim człowieka, nie tylko „roślinę”, Mateusz czuje, że może jednak nie wszystko stracone, może jest jeszcze nadzieja? Między innymi dlatego pierwsze słowa, jakie przekazuje swojej matce i siostrze za pomocą alfabetu Blissa, (pismo logograficzne, opracowane przez Charlesa

18

K. Blissa , składające się z 4500 znaków) to: „Ja nie roślina”. Bardzo istotną rolę w filmie odgrywa płynąca z offu narracja prowadzona przez

samego Mateusza. Dzięki temu odbiorcy mogą poznać lepiej punkt widzenia bohatera, przemyślenia osoby nie mogącej porozumieć się ze światem zewnętrznym, a jednak w pełni sprawnej umysłowo - dziw, że nie doprowadzonej tym samym rzeczywiście do obłędu. Dowiadujemy się w ten właśnie sposób, że główny bohater pogodził się ze swoim losem, ale nie poddał się– nie próbował walczyć z tym, z czym nie mógł wygrać, tylko zaakceptował przeszkodę i starał się znaleźć sposób na życie z nią. Jakże odmienne od naszych wydają się cele i marzenia głównego bohatera. Jego świat bazuje na zupełnie innych fundamentach, jednak mimo pokazania tych różnic, reżyser podkreśla niezmienną wartość podstawowych potrzeb każdego człowieka – bez względu na to, kim jest.

Podjęcie się tak ambitnego planu przedstawienia świata osób niepełnosprawnych, przy domieszce humoru i dramatu, to prawdziwe wyzwanie, któremu – jak się okazało - w pełni podołano. Film Macieja Pieprzycy jest pełen wzruszających momentów, ale nie ocieka fałszem i przerysowaniem, nie zrobiono z niego kiepskiego melodramatu - tylko realistyczną opowieść. Jest to możliwe dzięki temu, że główny bohater potrafi obracać przykrą lub trudną sytuację w sarkastyczny żart. Pełen ironii dystans do siebie i swojego stanu sprawia, że historia Mateusza staje się łatwiejsza w odbiorze. Sztuką jest nakręcić film opowiadający tak naprawdę o cierpieniu, a jednocześnie dający powody do szczerego rozbawienia. Ostatecznie Pieprzyca udowodnił, że nawet bardzo dramatyczną treść można przekazać w ciekawy i zabawny sposób, jednocześnie nie wyprowadzając widza ze świadomości, o czym tak naprawdę jest ta historia. Moją uwagę zwrócił również niebanalny sposób wykorzystania kamery i montażu. Wiele scen pokazano z punktu widzenia Mateusza – czyli głównie podłogi (dosłownie i w przenośni), co pozwala lepiej zrozumieć głównego bohatera. Bardzo wiele dodała tej produkcji świetna obsada: Dorota Kolak w roli matki, Arkadiusz Jakubik w roli ojca, Katarzyna Zawadzka jako opiekunka w zakładzie oraz Kamil Tkacz grający młodego Mateusza. Jednak to dla Dawida Ogrodnika należą się największe gratulacje za odegranie głównej roli. Było ono tak naturalnie i wiarygodnie, że po obejrzeniu filmu, kiedy na koniec pokazane zostały kulisy jego kręcenia, widz mógł doznać prawdziwego szoku, widząc aktora w pełni sprawnego i śmiejącego się do kamery.

Przesłań, jakie płyną z tego filmu, jest bardzo wiele. Jednak jedno zdecydowanie góruje nad innymi: najważniejszy w trudnych chwilach jest hart ducha, nadzieja i niepoddawanie się – wytrwała walka i nauczenie się wykorzystywania jak najlepiej danego nam czasu, by… chciało się żyć ☺.

Dominika Panek, 1c

Przykładowe symbole Blissa

19

Szkolne lektury – zmora uczniów?

Wszystko ma swoje plusy i minusy. Jakich korzyści i strat doznaje książka, która trafia do kanonu lektur szkolnych? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w tym artykule. Zacznijmy od minusów. Polacy mają tendencję do narzekania, więc łatwiej będzie nam się skupić na negatywnych stronach sytuacji. Na wstępie przypomnijmy sobie definicję słowa „lektura”. Lektura jest to książka, którą my – uczniowie - musimy przeczytać. Już w samej definicji pojawia się pierwszy minus. Słowo „lektura” od razu kojarzy się negatywnie, ponieważ zawiera w swoim znaczeniu nakaz, co wywołuje reakcję odwrotną od zamierzonej – bunt. Gdy się komuś rozkazuje zrobić daną czynność, następuje reakcja odwrotna i zniechęcenie do tej czynności. Nie czytaj następnego zdania.

Widzisz drogi czytelniku, właśnie je przeczytałeś. Na tym polega to zjawisko. Kolejnym minusem jest to, iż na przeczytanie danej książki mamy ograniczoną ilość czasu, co nakłada jeszcze większą presję na ucznia i po raz kolejny następuje zniechęcenie do

książki. Dodatkowo sposób, w jaki są traktowane książki, które są lekturami,kojarzy się negatywnie. Książki te nie są kojarzone z tym, z czym kojarzy się czytanie – z przyjemnością. Utwory te w szkole rozkładane są na czynniki pierwsze, nawet rodzice czasami pytają: jaką lekturę teraz przerabiacie? Jedyne, co pozostaje po takiej „obróbce”, to „szkielet”, który trzeba znać. Nie ma w tym nic z przyjemności, lecz czysta formalność i konieczność wkucia podstawowych informacji, które przydadząsię na maturze. Lecz każdy medal ma dwie strony, przejdźmy więc do plusów. Największym plusem konieczności poznawania lektur jest to, iż docierają one w ten sposób do młodzieży. Bo kto z nas inaczej dowiedziałby się o świetnej powieści Bolesława Prusa „Lalka”? Albo o „Zbrodni i karze” Fiodora Dostojewskiego? Dzięki temu, że książka jest lekturą, nie zostanie zapomniana i dotrze do wielu ludzi. Dodatkowo lektury tworzą kanon wiedzy podstawowej, którą warto mieć w każdej dziedzinie, by zrozumieć świat. Przedstawiłem argumenty, które dowodzą, że książki będące lekturami szkolnymi posiadają swoje wady i zalety. Z jednej strony budzą zniechęcenie kojarząc się z nudnym szkolnym schematem, a z drugiej to naprawdę ciekawe utwory, które dają nam podstawową wiedzę. Może więc czasami warto przełamać swój podświadomy bunt i sięgnąć po lekturę? Z tym pytaniem Was pozostawiam.

Sebastian Celiński, 3c

Rysunek autorstwa Dominiki Panek, 1c

20

Kiedy nadchodzi nowy dzień, każdy uczeń czeka na pociąg

... który zabiera go do

wspaniałej krainy edukacji, ale nie tylko;)

21

Po intensywnej nauce w naszej szkolnej

bibliotece…

…oraz wspólnej pracy i pogaduszkach

w uczniowskiej kanciapie… deluxe

Nadchodzi czas na zasłużony odpoczynek w naszej minikawiarence!

22

Bo cokolwiek byśmy zrobili, wiemy, że …

… nasz Patron zawsze nad nami czuwa i czuwać będzie przynajmniej ☺ do matury.

Przyjazna i bezpieczna szkoła –

po prostu VII LO!

Autorką fotoreportażu jest Karolina Dombrowska, 1c