22

Autobiografia Stalina

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Richard Lourie: Autobiografia Stalina Pasjonujący portret największego mordercy wszech czasów Stalin umiera. Dusi się na oczach wszystkich. Nagle półprzytomny wódz otwiera oczy i ujawnia miejsce, gdzie w starej skrzyni ukryta jest jego autobiografia. Okrutna prawda w końcu może wyjść na jaw. Wstrząsająca powieść Louriego w mistrzowski sposób łączy prawdę z fikcją. Pisarz wnika w umysł psychopatycznego mordercy, w którym żądza władzy łączy się z przebiegłością i demonicznym okrucieństwem. Zagląda za kulisy wielkiej historii i szuka odpowiedzi na pytanie: jak rodzi się zbrodniarz? Dyktator, złodziej, niedoszły pop, car wszechświata i szatan. Józef Stalin ma wiele twarzy. Richard Lourie stworzył koszmar, od którego nie sposób się oderwać.

Citation preview

Page 1: Autobiografia Stalina
Page 2: Autobiografia Stalina
Page 3: Autobiografia Stalina

AutobiografiaStalina

Przekład:Jadwiga Piątkowska

Wydawnictwo ZnakKraków 2013

RichardLourie

Page 4: Autobiografia Stalina
Page 5: Autobiografia Stalina

11

Rozdział pierwszy

Lew Trocki usiłuje mnie zabić.Ma do tego wszelki powód i prawo. Chwytając się każdego spo-

sobu, pokonałem go w walce o władzę po śmierci Lenina w dwu-dziestym czwartym. Wyrzuciłem go z Partii. Wygnałem z Mosk-wy. Przepędziłem z Rosji. Gnałem go po całej Europie, a w tym roku zmusiłem do szukania schronienia w Meksyku.

Niszczę jego organizację, likwiduję jego zwolenników. Jego zdaniem, „zdradziłem” rewolucję i zbezcześciłem jej honor nie-wyobrażalnymi zbrodniami.

Trocki uważa, że jako komunista musi uratować przede mną Rosję Radziecką. Wie, że jest jedynym człowiekiem na świe-cie, który mógłby tego dokonać. Hitler mógłby napaść na Ro-sję i spalić doszczętnie Moskwę, ale nigdy nie mógłby zająć mo-jego miejsca na Kremlu. A Trocki mógłby. I uważa, że powinien.

Przeszłość żąda, by mnie zabił. Przyszłość żąda, by mnie za-bił. Słowem, historia żąda, by mnie zabił. A historia to nasz ży-wioł, nasz bóg.

Ale jak właściwie Lew Trocki będzie usiłował mnie zabić? Oto jest pytanie. Byłby głupcem, gdyby wszystkie nadzieje ulokował

Page 6: Autobiografia Stalina

12

w jednej metodzie. Jako dawny dowódca Armii Czerwonej Troc-ki wie, że zwycięstwo w walce wynika ze stosowania wszystkich możliwych środków we właściwym czasie i właściwej kolejno-ści – artyleria, kawaleria, piechota. A więc, żeby się do mnie do-brać, będzie próbował absolutnie wszystkiego – infiltracji tajnej policji, zamachu w armii, podburzania klasy robotniczej, prze-kupienia mojej ochrony, zwerbowania moich kucharzy i ludzi sprawdzających jedzenie, moich lekarzy i dentystów. A ja byłbym podwójnym głupcem, gdybym nie działał, zakładając, że Trocki uderzy we mnie, używając wszystkich tych rozmaitych sposobów.

Teraz jednak Trocki wpadł na jeszcze jeden sposób, by mnie zniszczyć, a chociaż może jeszcze nie całkiem zdaje sobie z tego sprawę, jest to sposób najpewniejszy. Trocki pisze moją biografię.

Tak, Rosjanie przypisują wielkie znaczenie literaturze, nawet gdy wypędzają z kraju i skazują na śmierć pisarzy, lecz czy to na-prawdę nie przesada, że wielki Stalin boi się książki? Nie, w żad-nym wypadku nie jest to przesada.

Mimo że dopiero rozpoczął pracę, już stało się jasne, że książka Trockiego o mnie oznaczać będzie zarówno moje zniesławienie, jak i oskarżenie. Łatwo wpadam w gniew, ale mogę znieść jego ataki na mnie. W końcu prawie wszystkie zbrodnie, o które mnie oskarży, są już znane publicznie – tego się nie boję. Właściwie nie-które zbrodnie muszą wyjść na jaw, by odniosły odpowiedni sku-tek, chociaż ja akurat zawsze starannie skrywałem moją własną od-powiedzialność we mgle niejasności. To nie była wina Stalina, to tajna policja wykazała się zbyt wielką gorliwością, takie tam rzeczy.

Są jednak zbrodnie, które na zawsze muszą pozostać nieznane. W moim przypadku jest jedna zbrodnia, która na zawsze musi po-zostać nieznana. Pisząc moją biografię, Trocki musi instynktownie

Page 7: Autobiografia Stalina

13

szukać t e g o, tej jednej zbrodni, której wyjawienie zniszczyłoby mistyczny charakter autorytetu, dzięki któremu rządzę. A na czymże w końcu polega autorytet, jeśli nie na rzucaniu na ludzi uroku po-słuszeństwa. Władza nie bierze się z siły fizycznej. Tak samo łatwo mnie zabić, jak kogokolwiek innego. Niecały metr sześćdziesiąt dwa wzrostu, może nawet łatwiej niż innych. Jeden silny mężczy-zna może mnie udusić w nocy. Jedna kucharka może wsypać tyle trucizny do mięsa, że stanie moje serce. Dlaczego jeszcze to się nie stało? Bo nie wypowiedziano słowa, które złamałoby zauroczenie.

Ponieważ sama logika jego istnienia i sytuacji zmusza Troc-kiego do zabicia mnie, za każdym razem, gdy przykłada pióro do papieru, szuka słów, które mogą zniweczyć zauroczenie i spo-wodować mój upadek.

Tak więc mimo że rok 1937 przyniósł ogromne problemy – koordynacja terroru, rządzenie krajem, postępowanie w obliczu zagrożenia ze strony Adolfa Hitlera – nic na świecie nie ma dla mnie większego znaczenia niż to, co pisze o mnie Lew Trocki.

Dzięki zaufanym towarzyszom czytam regularnie urywki mo-jej biografii pisanej przez Trockiego, o odpowiednio prostym ty-tule: STALIN.

Wygląda na to, że jedna z  jego sprzątaczek w  Meksyku, chłopka zurbanizowana, sproletaryzowana i  zradykalizowana przez osiedlenie się w mieście, równie dobrze robi mikrofilmy, jak odkurza. Widzę, jak Trocki podnosi wzrok znad biurka, gdy ona wchodzi, by opróżnić kosze na śmieci. Właściwie jej nie wi-dzi. Nie jest ważna, nie jest pociągająca. Może on się uśmiecha, może kiwa głową, ale zaraz potem powraca do pisania. Trocki znowu popełnia ten sam fatalny błąd, jaki zrobił podczas na-szego pierwszego spotkania trzydzieści jeden lat temu w Londy-nie, w roku 1907, gdy skończywszy rozmowę z Leninem, prze-szedł tuż obok mnie, jakbym był czymś w rodzaju wieszaka.

Page 8: Autobiografia Stalina

14

I znowu tak postępuje. Bo ja mogę spoglądać na ten pokój w Mexico City oczami tej kobiety. Wciąż jestem z nim w tym pokoju, a on nadal mnie nie dostrzega.

Moje podejrzenia, że ma wrogie zamiary, szybko się potwier-dzają. Trocki twierdzi, że będzie „obiektywny” i nie pominie żad-nego faktu „przynoszącego chlubę” bohaterowi książki, po czym natychmiast zaczyna atakować tegoż bohatera. Wielcy przy-wódcy są mistrzami „żywego słowa”, powiada Trocki, który za-licza do tej kategorii Lenina i Hitlera. Ale Stalin?

„Pod tym względem Stalin jest całkiem wyjątkowym zjawi-skiem. Nie jest ani myślicielem, ani pisarzem, ani mówcą”.

Gdy Trocki mówi, że Stalin nie jest myślicielem, to naprawdę chce powiedzieć, że on sam jest znacznie bardziej błyskotliwy. Bez względu na to, co mówią, egocentrycy zawsze mówią o sobie.

Jeśli myślenie znaczy porównywanie tego, co jeden niemiecki filozof powiedział o  innym niemieckim filozofie, wówczas, rze-czywiście, przyznaję, że Trocki jest lepszym myślicielem. Jeśli na-tomiast myślenie oznacza używanie rozumu tak, abyś miał to, czego chcesz, to wówczas Stalin jest lepszym myślicielem niż Troc-ki. Obaj chcieliśmy tego samego, tej jednej jedynej rzeczy, któ-rej warto pragnąć w Rosji – Kremla. Ja go mam, a Trocki hoduje króliki w Mexico City.

Kiedy zaś Trocki twierdzi, że Stalin nie jest mówcą, to na-prawdę tylko się dziwi, jak to się mogło stać, że on, sławny jako wielki mówca, został wygnany tak daleko z Rosji, że jego głos nie dociera tam nawet jako szept.

Po pierwsze, nie był aż takim wielkim mówcą. Przyznaję, że podczas Rewolucji i wojny domowej potrafił podrywać robotni-ków do buntu, a żołnierzy do szturmu. Ale wielu ludzi miało ten sam dar, a poza tym robotnicy byli gotowi powstać, a żołnierze

Page 9: Autobiografia Stalina

15

walczyć. Inaczej nie byłoby Rewolucji. Jako marksista Trocki do-brze o tym wie.

Co więcej, mimo gotowości robotników i żołnierzy do powsta-nia, Rewolucja nie odniosłaby zwycięstwa, gdyby Partia Komuni-styczna nie była przygotowana do przewodzenia jej, na co wskazują klęski poprzednich buntów i rewolucji. Kluczowym elementem była Partia Komunistyczna, a prawdziwym sprawdzianem każdego mówcy była jego zdolność wpływania na ten kluczowy element.

Trocki zaś nie odniósł wielkiego sukcesu wśród towarzyszy.Mówił zbyt poprawnie po rosyjsku w sposób typowy dla Ży-

dów i przemawiał godzinami, rozpryskując ślinę w podnieceniu i wymachując pouczająco palcem wskazującym. A co Trocki ro-bił po czterech godzinach błyskotliwego przemówienia? Schodził ze sceny i znikał. Niczym anioł z nieba, który przynosi posłanie i przepada bez śladu. Aniołowie nie zostają, żeby pobyć z ludźmi, zapytać ich o zdrowie rodziców, zapalić razem papierosa.

Towarzyszom się to nie podobało. Towarzysze nie wierzą w anioły.

Trocki posiada dowcip i ironię intelektualisty, lecz nie umie żartować. A chłopaki zawsze lubią sobie pożartować.

Jeszcze wówczas, gdy pozyskanie mej przychylności nie było tak absolutnie niezbędne, wielu towarzyszy mówiło mi, że znacz-nie bardziej im odpowiada moja umiejętność podsumowania spraw w kilku dosadnych słowach, które się doskonale pamięta. Trocki wygłaszał mowy, ja pozyskiwałem zwolenników.

No to kto posiadł władzę „żywego słowa”?Władzę „żywego słowa” posiadł Stalin.A Trocki myli się całkowicie, sądząc, że jest lepszym pisa-

rzem niż ja.Jako komunista wie, że doniosłość literatury okreś la jedynie

to, czy dobrze służy ona sprawie. Jego własne dzieła z pewnością

Page 10: Autobiografia Stalina

nie mają żadnej doniosłości, ponieważ jego sprawa, przynajmniej jak dotąd, jest przegrana. Niemniej to, że Trocki jest na wygna-niu sam, otoczony jedynie garstką oddanych zwolenników, by-najmniej mnie nie uspokaja. Lenin też przebywał na wygnaniu sam, otoczony jedynie garstką oddanych zwolenników, a dopro-wadził do przewrotu w Rosji.

Liczy się wpływ. A jeśli o to chodzi, wszystkie tomy napisane przez Trockiego nie dorastają do pięt czterem linijkom wiersza, który napisałem w młodości:

Wiedz, że kto padł na ziemię jak popiółi dźwigał ucisku jarzmo,wzniesie się ponad szczyty górna skrzydłach nadziei jasnej*.

Ten wiersz oddaje ducha gruzińskiego młodzieńca, który dźwignie się z biedy i z nizin, aby rządzić Rosją! Oddaje potęgę ambicji tego młodego człowieka! Któż na całym świecie ośmie-lił się kiedykolwiek mieć taką nadzieję. Nie byłoby przesadą, gdyby uczeni orzekli, że Stalin w młodości był „poetą nadziei”.

Żaden inny wiersz, Homera, Szekspira czy Puszkina, nie ode-grał takiej roli w dziejach ludzkości jak te cztery linijki. Podczas jednego z wielkich załamań w moim życiu, gdy pogrążyłem się w zwątpieniu i rozpaczy, słowa te dodały mi odwagi do popeł-nienia tej jednej jedynej zbrodni, na wytropienie której Troc-kiemu nie można w żadnym wypadku pozwolić.

* Fragment autentycznego wiersza Stalina Do księżyca, opublikowanego w j. gru-zińskim po raz pierwszy w 1895 r. w czasopiśmie „Iweria”. Tu podany przekład wersji zmienionej z wydania w j. rosyjskim z roku 1939. Patrz: Miloš Mikeln, Stalin, Wyd. MON, Warszawa 1990, s. 33–34.

Page 11: Autobiografia Stalina

17

Rozdział drugi

A więc w młodości pisałem poezje.Potem, w poszukiwaniu przygód, wszedłem na drogę zbrodni.Wreszcie zostałem rewolucjonistą, bo tylko to pozwalało na

połączenie poezji i zbrodni.Oto dialektyka mojego życia. Reszta to jedynie szczegóły.

Ale Trocki posługuje się tymi szczegółami niczym kulami prze-ciwko mnie, próbując mnie zdyskredytować. Co więcej, grze-bie w nich, szukając w moim charakterze tropów wiodących do zbrodni. I kto wie, jakieś drobne zdarzenie z dzieciństwa może go w końcu zaprowadzić do t e g o.

Jak każdy detektyw, Trocki zadaje rutynowe pytania: Nazwi-sko? Data urodzenia? Miejsce urodzenia?

Nie trzeba wszakże być detektywem, by odkryć, że urodzi-łem się jako Józef Dżugaszwili 21 grudnia 1879 roku, w części carskiego imperium zwanej Gruzją, w mieście Gori, położonym wysoko w górach Kaukazu, które Trocki nazywa „kolosalnym muzeum etnograficznym” kultury tureckiej, ormiańskiej i per-skiej. Trocki jednak najwyraźniej nie słyszał o starym perskim przesądzie, że dziecko płci męskiej urodzone 21 grudnia, w dniu,

Page 12: Autobiografia Stalina

18

kiedy noc jest najdłuższa, należy zabić tuż po urodzeniu; gdy się o tym dowiedziałem, mając osiem czy dziewięć lat, doznałem dreszczu przerażenia i rozkoszy. To znak.

Następnie Trocki zdziera kolejne maski, które, jak powiada, przybierałem przez lata – Stalin udaje, że jest Rosjaninem, cho-ciaż naprawdę jest Gruzinem! Lecz nie, on właściwie nie jest na-wet Gruzinem!

Choć Trocki twierdzi, że stara się nie zapuszczać „zbyt da-leko w jałowe rejony metafizyki narodowej”, w istocie poświęca całe akapity zagadnieniu gruzińskiego charakteru narodowego:

„ufny, wrażliwy, porywczy...” lud, odznaczający się „wesołością, gościnnością i szczerością...”. Nie mogę zatem być Gruzinem.

Trocki przywołuje rozmaite „autorytety”, by dowieść, że albo moja matka, albo mój ojciec byli Osetyńcami, a więc pochodzą z ludu, który jest „nieokrzesany, dziki”. To ta sama legenda, do której poeta Mandelsztam, jeszcze jeden Żyd pozbawiony zmy-słu proporcji, nawiązywał w swoim wierszu o mnie, który de-klamował w niewielkim gronie zaufanych przyjaciół, co skoń-czyło się jego aresztowaniem:

Miodem kapie każda nowa śmierćNa szeroką osetyńską pierś.*

Naprawdę jednak dla Trockiego wszystkie te etniczne de-tale nie mają znaczenia. Chce on udowodnić, że jestem „Azjatą”,

„Dżyngis-chanem”. Powiada wyraźnie: „Częste krwawe najazdy Dżyngis-chana i Tamerlana na Kaukaz (...) pozostawiły ślady (...) na charakterze Stalina”.

* Osip Mandelsztam, Żyjemy tu, nie czując pod stopami ziemi..., tłum. Stanisław Barańczak.

Page 13: Autobiografia Stalina

19

W Rosji nawet zamierzchła historia może być niebezpieczna. Wszakże dla nas, którzy dorastaliśmy na Kaukazie, Dżyngis-chan nie był wcale zamierzchłą historią. W licznych dolinach nadal stały wysokie, piękne kamienne wieże wybudowane po to, by ludzie się w nich chronili, odpierali ataki, a na ich szczycie roz-palali ogniska, by ostrzec innych o najeździe Złotej Ordy. Dżyn-gis-chan może się poszczycić czymś wyjątkowym – jest jedynym najeźdźcą, któremu udało się podbić Rosję, co dowodzi, że Rosja, wspaniały łup, którego nie udało się zdobyć Napoleonowi, może dostać się przybyszowi z piasków Azji. Mimo że Dżyngis-chan był bardziej tolerancyjny niż Rzymianie, jeśli chodzi o miej-scowe religie, takiemu „europejskiemu” intelektualiście jak Tro-cki, w binoklach i z kozią bródką, Dżyngis-chan jawi się przede wszystkim jako symbol bezgranicznego okrucieństwa. Dżyngis--chan był zdolny do wszystkiego. Stalin jest jak Dżyngis-chan. Zatem Stalin jest zdolny do wszystkiego, nawet do t e g o. Cho-ciaż Trocki nadal nie ma pojęcia, co t o może znaczyć.

Mówi dalej o Stalinie: „Nawet w typie fizycznym w niczym nie przypomina osobników swego ludu, którzy słyną na Kauka-zie z największej urody”. Uważam, że to w złym guście. Trocki z chorobliwą przyjemnością opisuje moje ciało – ślady po ospie, niedowład lewego ramienia oraz dwa zrośnięte palce lewej stopy. Relacjonując moje liczne aresztowania przez carską policję, pi-sze: „W opisach charakterystycznych cech Stalina, sporządzo-nych przez carskich żandarmów, nie wymieniono niedowładu ramienia, ale zrośnięte palce odnotowano raz, w 1903 roku”.

Niedowład ramienia wziął się ze straszliwej choroby, zakaże-nia krwi. Leżałem w łóżku, słuchając mego serca, które pobu-dzone przez truciznę, tłoczyło ją coraz szybciej do krwiobiegu. Oddychając wolno i  licząc wspak, próbowałem zwolnić bicie

Page 14: Autobiografia Stalina

20

serca, lecz nic nie pomagało. Trucizna sprawia, że nawet własne serce zamienia się we wroga.

Leżąc w przesiąkłym potem łóżku, czułem woń przysmaża-nej cebuli. Chciałem powiedzieć matce, że od tej woni czuję się jeszcze gorzej, ale nie mogłem zmusić warg do wypowiedzenia słów, nawet wówczas, gdy była tuż przy łóżku. Widząc, że usiłuję coś powiedzieć, padła na kolana, ucałowała krzyżyk, który nosiła na szyi, i zaczęła modlić się nade mną: – Proszę Cię, Panie Boże, oszczędź mojego jedynego syna Józefa, którego nazwałam imie-niem ziemskiego ojca Twego jedynego Syna, a ja oddam mego syna Twojemu kościołowi na popa, by chwalił Święte Imię Twoje.

Matka i  ja byliśmy sobie bliscy, zwłaszcza że ojciec rzadko gościł w domu. Bawiłem się sam i wiele czasu spędzałem, pa-trząc na góry. Gdy tylko przekroczyłem próg, widziałem te góry, ciemne i potężne, otaczające miasto ze wszystkich stron. Na zboczu jednej z nich znajdowały się ruiny zamku. Nie mogłem się doczekać, kiedy będę na tyle duży i silny, by wspiąć się tam, gdzie niegdyś mieszkał wielki pan. Wymyślałem różne historie o tym, co się stanie, gdy dotrę do zamku, oparte przeważnie na ludowych opowieściach, których nauczyła mnie matka, a zna-łem ich mnóstwo.

Czasem zapominałem o górach i o zamku, a wypatrywałem jedynie orłów górskich, szybujących z niezrównaną pewnością nad górami, wyżej od najwyższych szczytów.

Wychodziłem rano z kawałkiem chlebowego placka i z her-batą. Matka, pachnąca mydłem i parą, przerywała pranie, które brała do domu, by wiązać koniec z końcem, wychodziła na ganek i kładła mi ręce na ramionach. Po sposobie, w jaki mnie dotykała, wiedzia łem, co w takiej chwili czuła. Jeśli wspominała swoich troje dzieci, które urodziły się przede mną i wszystkie zmarły, jej

Page 15: Autobiografia Stalina

21

palce zaciskały się na moich ramionach. A gdy była dumna ze mnie i chciała, bym myślał o Bogu, który stworzył niebo i góry, przyciskała mnie mocno. Ale jeśli stała tam tylko po to, by wdy-chać poranne powietrze, jej dłonie spoczywały na mnie lekko, tak jak na poręczy ganku.

Czasami śpiewała. Nie głośno, tylko dla mnie, ale wyraźnie.Jej palce zawsze się zaciskały, gdy słyszała odgłosy końskich

kopyt. Mieszkaliśmy pod numerem dziesiątym przy ulicy Ka-tedralnej, w części miasta zwanej Rosyjską Dzielnicą, bo stacjo-nowały tam oddziały carskiego wojska. Umykałem matce, by popatrzeć, jak żołnierze przejeżdżają z tętentem na swoich ko-niach – smuga butów, szabli i wąsów.

Mogli zabić każdego, kogo car chciał zabić. Car mieszkał w wielkim zamku, który nazywał się Kreml. Ale zamki mogą się obrócić w ruinę – co widziałem każdego dnia, gdy przekracza-łem próg, wchodząc w chłodne górskie powietrze.

Gdy obejrzałem ostatniego z przejeżdżających żołnierzy, bie-głem z powrotem do domu. Matka była oschła, obrażona. Za-miatałem podłogę, żeby mnie znowu pokochała.

Te wspomnienia z dzieciństwa nie są jednak teraz przyjemne. Nad górami pojawia się bowiem olbrzymia twarz Trockiego, który przygląda mi się przez szkło powiększające, węsząc w poszukiwa-niu cech zapowiadających przyszłego mordercę.

Cieszę się jednak, że Trocki nie zauważył jednej ważnej wska-zówki. Być może najważniejszej wskazówki co do mojego dzie-ciństwa i charakteru, wiążącej się bezpośrednio z  t y m. Mówiąc o naszej rodzinie, w której byłem zarówno ostatnim, jak i jedy-nym dzieckiem, powiada on: „Pierwszych troje dzieci zmarło we wczesnym dzieciństwie”. Potem przechodzi do czegoś innego, nawet nie zastanawiając się nad tym, jaki skutek mogło to mieć

Page 16: Autobiografia Stalina

22

dla dziecka. Trockiemu brak intuicji, tak jak brak mu humoru i poezji, ponieważ zbyt się oddalił od własnego dzieciństwa, o ile je w ogóle kiedyś miał, a nie urodził się od razu jako mały dorosły.

Ale dziecku, które słyszy, jak matka rozpacza po stracie trójki wcześnie zmarłych dzieci, muszą przyjść do głowy pewne myśli. Powiada sobie – gdyby wszystkie troje żyły, byłbym czwartym dzieckiem, ledwo zauważanym i zaniedbanym. Gdyby dwoje przeżyło, byłbym trzecim dzieckiem, któremu czasem się udaje, ale które nigdy nie zachodzi daleko. A nawet gdyby jedno prze-żyło, byłbym zawsze małym braciszkiem, lecz ponieważ wszyst-kie umarły, jestem jeden i jedyny. Następny znak.

Czasem matka opłakiwała zmarłe dzieci, śpiewnie zawodząc, jak gdyby mówiła do siebie. Kiedy indziej jednak przypomi-nała sobie nagle, o czym tak śpiewnie zawodzi, i zaczynała łkać, a twarz jej wykrzywiał grymas cierpienia i smutku. Może właś-nie ta łzawa czkawka, te błazeńskie grymasy jej twarzy spra-wiły – chociaż jeden mocny klaps nauczył mnie to ukrywać – że widok i odgłosy smutku, już od dzieciństwa zawsze, mnie rozśmie-szały.

Miałem jednak swój własny smutek, z którego nigdy się nie śmiałem. Miałem sześć lat, kiedy wydarzyło to się po raz pierw-szy. Matka nakarmiła mnie i położyła do łóżka, robiąc nade mną znak krzyża. Nie miałem nawet siły, żeby ją prosić o opowieść na dobranoc tak byłem zmęczony całym dniem biegania po zbo-czach górskich i budowania na strumieniach tam.

Spałem snem głębszym niż marzenia senne, gdy raptem dłoń diabła sięgnęła w głąb mojej duszy i obudziła mnie szarpnięciem, tak że zobaczyłem jego przekrwione oczy i poczułem woń wina i garbowanej skóry. Ojciec wrócił do domu.

Matka klęczała w drzwiach, płacząc.

Page 17: Autobiografia Stalina

– Pokaż no tą swoją tłustą buźkę, na którą muszę tak tyrać – odezwał się.

Ujął mnie pod pachami i  trzymał w powietrzu. Zwisałem bezwładnie, bojąc się, że pogryzie mi twarz. Ale on tylko cisnął mną o ścianę jak kociakiem.

Kiedy się ocknąłem, było jasno, a matka ocierała mi twarz mokrą szmatką. J e g o nie było.

Ojciec, ubogi i zgorzkniały szewc, nie tylko wyładowywał na mnie swą niechęć do życia. Nie, on mnie szczególnie nienawi-dził. Nienawidził mnie, gdyż wiedział, że uniknę jego losu, że będę lepszy. Ja już byłem lepszy, a on o tym wiedział i nienawi-dził tego. Byłem wybrany – dzięki zrośniętym palcom i dzięki śmierci trójki jego dzieci, które urodziły się przede mną. W pi-jackich napadach wściekłości obarczał mnie winą za te śmierci. I myślałem sobie, że nie całkiem się myli co do tego.

Trocki przytacza wspomnienia jednego z moich przyjaciół z dzieciństwa, który powiada, że bicie Stalina przez ojca wygna-ło „z jego serca miłość do Boga i ludzi... Niezasłużone, straszli-we regularne bicie sprawiło, że chłopiec stał się tak ponury i nie-czuły, jak jego ojciec”.

To nie tak. Ojciec chciał wybić ze mnie moją wyższość, że-bym stał się takim samym nieudacznikiem jak on, złamanym, gniewnym człowiekiem. Ale to mu się też nie udało.

I to nie ojciec wygnał mi z serca miłość do Boga i ludzi. Krok po kroku, zrobiłem to sam.

Lecz nieważne, że Trocki tego nie rozumie. Ważny jest mój obraz, jaki wytwarza w swym umyśle – kaleki azjatycki potwór, Dżyngis-chan, syn bity bezlitośnie przez ojca, człowiek pozba-wiony miłości do Boga czy ludzi. W ten sposób Trocki tworzy na nowo moje dzieciństwo, lecz to nie ogranicza mu możliwości. W istocie wskazuje mu właściwy kierunek.

Page 18: Autobiografia Stalina
Page 19: Autobiografia Stalina

317

Spis treści

Część pierwszaRozdział pierwszy  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11Rozdział drugi   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17Rozdział trzeci   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24Rozdział czwarty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32Rozdział piąty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 39Rozdział szósty  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 51Rozdział siódmy  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 55

Część drugaRozdział ósmy   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 67Rozdział dziewiąty   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 72Rozdział dziesiąty  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 79Rozdział jedenasty   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 90Rozdział dwunasty   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 97Rozdział trzynasty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 103Rozdział czternasty  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 115Rozdział piętnasty   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 120

Page 20: Autobiografia Stalina

Część trzeciaRozdział szesnasty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 129Rozdział siedemnasty   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 136Rozdział osiemnasty  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 143Rozdział dziewiętnasty   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 151Rozdział dwudziesty  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 160Rozdział dwudziesty pierwszy  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 168Rozdział dwudziesty drugi   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 174Rozdział dwudziesty trzeci   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 184Rozdział dwudziesty czwarty   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 190Rozdział dwudziesty piąty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 205Rozdział dwudziesty szósty  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 210Rozdział dwudziesty siódmy  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 217

Część czwartaRozdział dwudziesty ósmy   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 235Rozdział dwudziesty dziewiąty   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 240Rozdział trzydziesty   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 255Rozdział trzydziesty pierwszy   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 261Rozdział trzydziesty drugi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 271Rozdział trzydziesty trzeci . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 281Rozdział trzydziesty czwarty  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 288Rozdział trzydziesty piąty  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 295Rozdział trzydziesty szósty   . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 312

Page 21: Autobiografia Stalina
Page 22: Autobiografia Stalina