I LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCE IM. TADEUSZA KOŚCIUSZKI W ŁASKU
XXX OLIMPIADA FILOZOFICZNA POLSKIE TOWARZYSTWO
FILOZOFICZNE W WARSZAWIE TEMAT NR 4
ZOFIA ŁAKOMY KL. III
Czy obserwujemy własne stany psychiczne? Spór o introspekcję we współczesnej filozofii umysłu
i kognitywistyce.
SKAZA SOCZEWKI WIARY
OPIEKUN: mgr Maciej Szulc
ŁASK 2017
1
Na stan psychiczny składają się tak myśli jak i uczucia danej osoby, elementy
świadome oraz nieświadome. Te, na które podmiot ma wpływ, a także te leżące
poza jego kontrolą. Razem przesądzają o zachowaniu obiektu, jego samopoczuciu, percepcji
otoczenia, jak i metodach rozwiązywania napotykanych problemów. Stan psychiczny może
mieć znaczenie znikome lub kluczowe, tak samo w sprawach trywialnych,
jak i tych niebagatelnych. Są stany, których osoba je przeżywająca nie jest świadoma w pełni
lub wcale, jej funkcjonowanie przebiega bez zakłóceń. Są też takie stany, w których podmiot
nie może zadbać o zaspokojenie nawet swoich elementarnych potrzeb życiowych.
Funkcjonowanie jednostki zależy w największej mierze nie od czynników
zewnętrznych, ale wewnętrznych. Aby przeprowadzane tutaj rozumowanie mogło przejść
płynnie, musimy w tym miejscu zdefiniować pojęcie „świadomość”. Co jest jego
desygnatem? Czy składają się na nią jedynie stany intelektualne albo jedynie stany
emocjonalne? A może stanowi ona ich konglomerat? Na przestrzeni dziejów omawiane
pojęcie doczekało się wielu definicji.
René Descartes uznał występowanie myśli za wystarczający powód, by uznać istotę
za obdarzoną czymś niemalże ekwiwalentnym do omawianej tutaj świadomości. „Istnienie
jaźni wynikało bezpośrednio z istnienia myśli; jeśli bowiem jest myśl, to musi też być ktoś,
kto myśli. „Myślę, więc jestem”(cogito, ergo sum).”1 Niewątpliwie procesy myślowe,
zwłaszcza myślenie abstrakcyjne, świadczą o poziomie rozwoju jednostki.
Są pod tym względem różne m.in. od procesów asocjacyjnych, które obecne
są nie tylko u ludzi, ale też u wielu gatunków zwierząt. Jednakże nie wszystkie myśli
są jednakowo skomplikowane i wymagają tego samego wysiłku umysłowego.
Władysław Witwicki, jeden z ojców polskiej psychologii, określa stan świadomości
następująco: „ Być świadomym jakiegoś faktu psychicznego, znaczy stwierdzać pewien
dość silnie doznawany własny fakt psychiczny”2. Według Witwickiego samo zauważenie
własnych doznań psychicznych przez podmiot wystarcza, by mógł on być określony mianem
„świadomego”. Nie jest do tego konieczna znajomość ich przyczyn ani skutków.
Zdaniem Zygmunta Freuda, ojca psycchoanalizy, świadomości nie można utożsamiać
z psychiką: „zdanie tak abstrakcyjnej natury, jak „to, co jest psychiczne, jest świadome”,
uważam za przesąd.”3. Nie wszystkie procesy psychiczne są procesami świadomymi.
1 W.Tatarkiewicz, Historia filozofii, tom II, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 2011, str. 54
2 W.Witwicki, Psychologia, tom I, Ossolineum, Lwów 1930, str. 21
3 S.Freud, Wstęp do psychoanalizy, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1995, str. 55
2
Nie zawsze możliwa jest eksplikacja stanów emocjonalnych, impulsywnych zachowań
czy wypowiedzianych w afekcie słów. Świadomość „nie ma dostępu” do pewnych informacji.
Synonimami słowa „świadomość” są: „uświadomienie”, „wiedza”, „przeświadczenie”,
„przekonanie” oraz „pewność”4. Pokazuje to, że wywołuje ono więcej asocjacji z aspektami
intelektualnymi niż emocjonalnymi i ma konotacje pozytywne. Kojarzone jest też z empirią,
czymś, co nie jest dane odgórnie, ale zdobywane w ciągu życia, zaś słowa „przekonanie”
i „pewność” wskazują na pewien stopień subiektywizmu.
W kontekście psychologicznym i filozoficznym współczesna definicja świadomości
brzmi: „ w szerszym znaczeniu - stan czuwania, orientacji w tym, co się dzieje; w znaczeniu
węższym- najwyższy poziom rozwoju psychicznego charakterystyczny dla człowieka;
zdolność umysłu do odzwierciedlania obiektywnej rzeczywistości, uwarunkowana społecznie
formami życia człowieka i ukształtowana w toku jego historycznego rozwoju.”5. Kłopotliwy
jest tutaj fakt, iż najniższy poziom świadomości okazał się obecny też u kilku innych
gatunków, a pośród ludzi poszczególne jednostki prezentują różne poziomy świadomości.
W niniejszej pracy desygnatem słowa „świadomość” będzie element, który może
podlegać wpływowi stanów emocjonalnych, wpływać na nie oraz precyzować swoje opinie za
pomocą mózgu, w którym jest ulokowany. Nie jest on jednakże sumą afektów lub mentalnych
konstatacji. Stanowi siłę sprawczą, spiritus movens, określany bywa w kontekście religijnym
jako „dusza”. Tutaj, z racji swojego ezoterycznego zabarwienia, termin „dusza” stosowany
nie będzie, aby zachować racjonalny charakter przekazu.
W ten sposób ujęta świadomość przesądza o tym, czy daną istotę możemy nazwać
„osobą”, czy tylko stwierdzić jej przynależność gatunkową. Słowo „człowiek” nie będzie
używane jako ekwiwalent słowa „osoba” w tej pracy. Nie każda istota świadoma
jest człowiekiem i nie każdy człowiek jest istotą świadomą. Obecność świadomości to
pierwszy warunek, którego spełnienie umożliwia obserwację przeżyć wewnętrznych-
introspekcję.
Introspekcja, „od łacińskiego słowa introspicere – zaglądać do środka”6,
jest to „metoda badania psychologicznego, której jedynym lub głównym przedmiotem jest
świadomość”7. Pozwala ona odnotowywać wpływ stanów psychicznych na świadomość i vice
versa. Metoda ta jest w psychologii powszechnie stosowana, umożliwia wgląd w analizowany
4 red.S.Skorupka, Słownik wyrazów bliskoznacznych, Wiedza Powszechna, Warszawa. 1986, str. 215 i 216
5 H.Bonecki, Encyklopedia powszechna PWN, tom IV, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1976,
str. 385 6 T.Tomaszewski, Wstęp do psychologii, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1979, str. 56
7 A. Beauvale i in., Słownik psychologii, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2005,
3
umysł, ma jednak dwie zasadnicze wady: brak obiektywizmu oraz deformacja informacji
podczas artykulacji werbalnej.
Wydawałoby się, że introspekcja stanowi rozwiązanie większości problemów
jednostki ludzkiej. Metoda ta jest w stanie dać odpowiedź na wiele pytań dot. procesów
zachodzących w umyśle obiektu, przyczyny tych procesów oraz ich skutki. Nie wymaga
żadnych przyrządów poza własną świadomością i umysłem. Istne panaceum na
egzystencjalne bolączki współczesnego bytu indywidualnego.
Czemu więc introspekcja nie stanowi elementu codzienności większości populacji?
Czemu słowo opisujące ten sposób badania siebie powstało dopiero za sprawą psychologii,
dziedziny ukonstytuowanej de facto dopiero w drugiej połowie XIX wieku?
Skoro do skorzystania z tej metody potrzebne są rzeczy, które każdy człowiek teoretycznie
posiada, a ma ona przy tym wysokie prawdopodobieństwo dania odpowiedzi na postawione
pytania, powinna być ona co najmniej popularna. Pojawiają się wątpliwości: czy naprawdę
każdy jest zdolny „wejrzeć w siebie”?
Ludzie bardzo się między sobą różnią. Nawet jednostki posiadające niemalże
identyczny potencjał intelektualny cechują się zazwyczaj dużą wariancją innych cech
i zachowań. Niemożliwym jest też znalezienie dwóch istot, które żyłyby od urodzenia
w identycznych warunkach, więc nawet mając dwa osobniki o identycznych fenotypach
i genotypach nie uzyskamy tych samych wyników obserwacji. Jeżeli wyeliminujemy
z naszych rozważań zbioru populacji ludzkiej istoty, które nie są jeszcze na tyle rozwinięte
na płaszczyźnie świadomości lub nie mają możliwości osiągnięcia takiego jej poziomu,
by uznać je za osoby, nadal pozostaje nam przytłaczająca większość ludzkości, ergo w teorii
prawie każdy jest zdolny do introspekcji.
Obserwacja własnych stanów psychicznych może życie w dużym stopniu ułatwić.
Podmiotowi dużo łatwiej jest funkcjonować, gdy wie, jakich zadań może się w swoim
obecnym stanie podjąć oraz jakich czynności i okoliczności powinien w danym momencie
unikać. Można w ten sposób uniknąć konfliktów wewnętrznych, zewnętrznych, oszczędzić
sobie straty czasu i energii. Czemu więc analiza własnego świata wewnętrznego
nie jest zjawiskiem rozpowszechnionym? Można wyróżnić kilka potencjalnych przyczyn.
Umiejętność introspekcji nie jest umiejętnością wrodzoną. Obserwacji własnej
świadomości trzeba się nauczyć podobnie jak nawiązywania i podtrzymywania poprawnych
więzi z otoczeniem. Obydwie te umiejętności zdawałyby się czymś oczywistym, a jednak
rozwój ich zależy w największym stopniu od bodźców, na jakie eksponowany jest obiekt
na poszczególnych fazach rozwojowych. W zależności od wpojonych wartości, pewne
4
reakcje i zachowania można uważać za normalne, poprawne, akceptowalne społecznie
oraz etycznie, nawet kiedy odbiegają one od norm zdrowia psychicznego. Obiekt, który
ma odgórnie narzucone poszczególne stany emocjonalne, uczy się jedynie, jak powinien
się w danej sytuacji czuć. Wypiera najpierw swoje myśli, a potem już tylko stany
emocjonalne odbiegające od poznanych schematów, by spełniać stawiane mu wymagania.
W początkowych fazach życia jednostka musi podporządkować się odpowiednim
zasadom najbliższego otoczenia – swoich opiekunów, nawet jeśli okażą
się one dla niej w późniejszych fazach życia szkodliwe, a cały proces przyswajania
hektyczny. Do prawidłowego rozwoju emocjonalnego i psychicznego potrzebna jest
podmiotowi akceptacja ze strony istot, od których zależne jest jego przetrwanie. Kiedy
zyskanie owej akceptacji może się odbyć jedynie kosztem wyparcia przez podmiot części
własnej świadomości, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, iż obiekt postąpi w ten sposób
ponownie w przyszłości, by uzyskać czyjąś akceptację. Powtarzanie się tego zachowania
będzie mieć dla danej osoby skutki negatywne, a konsekwencje będą wprost proporcjonalne
do relewantności wypieranych elementów świadomości. Eliminacja fragmentów takich
jak określone gusta estetyczne czy pewne nawyki nie musi odbyć się wielkim kosztem
ani mieć odczuwalnego wpływu na samopoczucie podmiotu. Może okazać się kompromisem
służącym osiągnięciu wyższego celu. Są jednak elementy, których próby wyparcia mają
negatywny wpływ na psychikę i wywierają drastyczne zmiany w świadomości danej osoby.
Elementy takie jak system wartości, poczucie tożsamości, identyfikacja płciowa
czy orientacja seksualna konstytuują rdzeń bytu świadomego. Zależne są one od struktury
mózgu, kodu genetycznego oraz gospodarki hormonalnej – czynników, na które nie ma się
wpływu, jednakże negacja owych elementów stanowi niezawodną metodę na wywołanie
podświadomego dyskomfortu, który zamanifestuje się prędzej czy później w postaci
dyskomfortu świadomego, a w skrajnych przypadkach nawet pod postacią zaburzeń
psychicznych.
Na późniejszych etapach życia do czynników kształtujących psychikę jednostki
dołącza grupa rówieśnicza, później zaś grupa generalnie. Nie jest to środowisko sprzyjające
aktowi introspekcji ani nabyciu tej umiejętności. Świadczy o tym między innymi
rozpowszechnienie samego pojęcia „introspekcja”. Pojawia się ono niezwykle sporadycznie
w mowie potocznej, mediach, literaturze popularnej oraz materiałach edukacyjnych
nieprzeznaczonych specyficznie do zgłębiania arkanów wiedzy z introspekcją powiązanych.
Ponadto, przebywanie w grupie u większości jednostek wzmacnia tendencje konformistyczne.
Jednostki owe nie mają wewnętrznego poczucia bezpieczeństwa i wiary we własne
5
możliwości, które pozwalałoby im na indywidualizm. Jest to nadal dość optymistyczna
wersja, gdyż w wielu przypadkach, obiekt nie jest świadom, iż może się na taką personalną
niepodległość wybić, a nie brakuje też okazów, które niczego takiego jak indywidualizm,
odstawanie od grupy, podejmowanie własnych wyborów oraz ponoszenie tego konsekwencji
nie chcą.
Leży bowiem w naturze człowieka unikanie wysiłku, który nie jest niezbędny, nawet
jeśli ma on przyczynić się do rozwoju intelektualnego i emocjonalnego jednostki. Większość
ludzi poprzestaje na tym, co jest wystarczające. Indywidualność, wolnomyślicielstwo, branie
odpowiedzialności za własne życie, analizowanie swojego postępowania oraz ingerencja
weń nie są niezbędne dla ciała do przetrwania i prokreacji. Z tej prostej przyczyny
nie posiadamy „wbudowanego” pędu do rozwoju psychicznego. Z biologicznego punktu
widzenia „świadomość”, definiowana jak w niniejszej pracy, jest anomalią, rzeczą szkodliwą
dla „nosiciela” – ciała, w którym się znajduje. Wszelka analiza własnej psychiki, praca
nad sobą oraz wyzbywanie się lub zmiana atawistycznych zachowań wymagają nakładów
energii i czasu. Spośród niewielkiej grupy osób, które są świadome istnienia takiej
możliwości, mała ilość decyduje się tego podjąć, a jeszcze mniejsza wieńczy swoje starania
sukcesem. Łatwiej jest trzymać się tego, co przychodzi instynktownie i w razie potrzeby
kreować świadome motywy.
Stwierdzenie nieumiejętności dokonania introspekcji przez dany podmiot świadczy
o posiadaniu owej zdolności przezeń w pierwszym miejscu. Założenie takie jest jednak
w dużym stopniu niezgodne z rzeczywistością. Są jednostki, które analizują swój świat
wewnętrzny, mimo kompletnego braku wiedzy w kwestii introspekcji. Stanowią one wyjątki,
albowiem liczne są przypadki, gdzie wiele pytań o myśli, intencje i odczucia obiektu
badanego spotka się z odpowiedzią, iż nie myślał on nigdy na dany temat, o głębszych
refleksjach już nie wspominając. Większość populacji nie szuka też metod takich
jak introspekcja, wychodząc w kwestii własnej psychiki z założenia: „tak już jest”
albo „nieważne jak działa, ważne, że działa”.
Samo stosowanie introspekcji nie jest gwarancją szczęścia. Nie wystarcza umieć
ją zastosować, trzeba jeszcze wiedzieć, jak ją zastosować. Jeżeli chce się dokonać analizy
danych zawartych w umyśle, trzeba je najpierw odnaleźć. To nastręcza trudności,
gdyż większość procesów psychicznych jest nieświadoma, „procesy duchowe
są w swej istocie nieświadome, procesy zaś świadome stanowią jedynie poszczególne akty
6
i części całego życia psychicznego.”8. Wskutek tego potrzebna jest dogłębna analiza, proces
czasochłonny, w wyniku którego ujawnione zostają nie tylko dane poszukiwane, ale też fakty,
które kłócą się z wyobrażeniem osoby dokonującej introspekcji o sobie i swoich akcjach.
Procesy psychiczne leżące u podstaw poszczególnych stanów ludzkiej psychiki
pozostają ukryte dla niewnikliwego obserwatora. Przypisuje się aktualne samopoczucie, ataki
agresji lub chwiejność emocjonalną czynnikom, które dany behawior zainicjowały. Znacznie
częściej zachowania te są jednak efektem eskalacji napięcia, kumulacji negatywnych przeżyć.
Bezpośrednia przyczyna jest dla umysłu jedynie pretekstem, by dać upust tłumionej frustracji.
Motywem takich zachowań może być też przeżyta niegdyś trauma, zepchnięta do
podświadomości. Egzystencja owych asumptów jest często ignorowana, większość ludzi boi
się przyznać przed sobą, a także przed otoczeniem, że frustrują ich na pozór nieistotne detalu
lub nie są oni w stanie wrócić do stanu równowagi psychicznej dostatecznie szybko po
doznaniu traumy. Byłoby to mitrężeniem czasu, oznaką słabości, niedojrzałości, a nawet
egoizmu w oczach społeczeństwa, a także stało w konflikcie z wyobrażeniem jednostki o
własnym funkcjonowaniu i strukturze psychicznej.
Nikt bowiem nie zaczyna introspekcji otwarty, przygotowany na spotkanie wewnątrz
swojego umysłu czegoś, co może go zaskoczyć – pozytywnie lub negatywnie. Człowiek
nie rodzi się jako tabula rasa, ergo tym bardziej nie jest w takim stanie, gdy zdolny
jest tę czynność podjąć a jednocześnie znać jej nazwę i umieć odnotować fakt
jej wykonywania. Każdy z nas podchodzi do analizy własnego umysłu z utrwalonym
już w ciągu minimum kilkunastu lat dotychczasowego życia obrazem siebie, wiarą
w namacalność i jednopłaszczyznowość swojej jaźni. Sprawia to, iż trudnym, a czasem wręcz
niemożliwym jest dla podmiotu zaakceptowanie istnienia w nim popędów, żądz, instynktów,
fobii, myśli oraz emocji, które nie są częścią tego obrazu. W trakcie wychowania wpaja
się jednostkom błędne przeświadczenie, iż od myśli, uczuć i pragnień da się uciec. Można
je wyprzeć, wyciszyć, zagłuszyć bez żadnych konsekwencji. W umyśle rodzi się wiara
w jednolitość części podświadomej i świadomej psychiki. Wiara oparta na zapewnieniach
istot, które nie znają faktycznego stanu psychicznego obiektu, nie mają wglądu w jego umysł
i nie znają kosztów wypierania poszczególnych elementów świadomości ani przyczyn
ich pojawienia się. Nie uczymy się żyć w zgodzie ze swoim światem wewnętrznym poprzez
akceptację jego stanu faktycznego i świadomej ingerencji weń. Psychika funkcjonująca nadal
mimo konfliktów nie stanowi ekwiwalentu zdrowej psychiki. Ukrywanie coraz głębiej
8 S.Freud, Wstęp do psychoanalizy, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1995, str. 54
7
problemów natury psychicznej prowadzi do eskalacji, która zamanifestuje się w postaci
okrucieństwa lub agresji wobec siebie bądź otoczenia, kiedy nadarzy się okazja.
Znane są przypadki, gdzie pod wpływem wystąpienia odpowiednich okoliczności
ludzie postępują w sposób, w który nie odważyliby się postąpić normalnie. Nie przyznaliby
się nigdy do chęci przejawienia określonego zachowania, a nawet nie byli świadomi swojej
zdolności do określonego postępowania. Okrucieństwa mające miejsce w sytuacjach takich
jak wojna, klęski żywiołowe i inne sytuacje, w ma możliwości efektywnego karania
za nieprzestrzeganie zasad współżycia społecznego, nie są popełniane w największym stopniu
przez jednostki wypaczone, aspołeczne, niezdolne do empatii i pozbawione moralności.
Ludzie, tacy, jakich można codziennie spotkać na ulicy, w miejscu pracy i we własnym domu,
są zdolni do rzeczy godnych potępienia z etycznego punktu widzenia. I wielu z nich je zrobi,
gdy nadarzy się ku temu okazja. Dlaczego? Ponieważ mają taką możliwość. Nie trzeba sięgać
po przykłady sytuacji obejmujących całą społeczność lub przynajmniej znaczną jej część.
Te same mechanizmy działają, kiedy mają miejsce akty przemocy dokonywane
w środowiskach takich jak praca czy rodzina. Daje się upust tym samym nieuświadomionym
popędom, zaspokaja te same, atawistyczne pragnienia, tylko w akceptowalnej społecznie
formie. Nie umiemy pogodzić się z tą wiedzą.
Argumentem na poparcie powyższej tezy jest eksperyment Milgrama. „Jeden
z uczestników, „uczeń”, ma się nauczyć na pamięć listy złożonej z par wyrazów; drugi
uczestnik, „nauczyciel”, będzie sprawdzał, czy uczeń dobrze ją zapamiętał. Badany
i jego partner ciągną losy w celu dokonania podziału ról; badany wylosowuje rolę
nauczyciela. Eksperymentator prowadzi go do „generatora wstrząsów”, wyposażonego
w tablicę przyrządów z rzędem trzydziestu wyraźnie oznaczonych przycisków,
od 15 woltów(z napisem „słaby wstrząs”) przez umiarkowane i silne wstrząsy, aż do 450
woltów(z napisem „XXX”). Za każdym razem, gdy uczeń nie zareaguje poprawnie,
nauczyciel ma aplikować mu coraz silniejszy wstrząs, naciskając kolejne przyciski. Następnie
nauczyciel idzie z eksperymentatorem i drugim uczestnikiem do sąsiedniego pokoju,
gdzie ucznia przywiązuje się do urządzenia przypominającego „krzesło elektryczne”
i za pomocą elektrod podłącza do „generatora wstrząsów”. W odpowiedzi na pytania ucznia,
niepokojącego się o swoje słabe serce, eksperymentator uspokaja go: „Chociaż wstrząsy
te mogą być niezwykle bolesne, nie powodują one trwałego uszkodzenia tkanek.”(…) Kiedy
zaczyna się sprawdzian, uczeń kilka razy reaguje poprawnie, lecz w paru próbach się myli.
Po każdym błędzie badany naciska następny przycisk, rzekomo aplikując wstrząs o większym
napięciu. Przy piątym wstrząsie, o napięciu 75 woltów, ofiara zaczyna chrząkać i jęczeć;
8
przy 150 woltach prosi, by ją zwolnić z tego eksperymentu; przy 180 woltach krzyczy,
że nie może wytrzymać bólu. Gdy poziom napięcia zbliża się do punktu oznaczonego:
„Niebezpieczeństwo! Niezwykle silny wstrząs”, badany słyszy, że ofiara wali w ścianę
i błaga, żeby ją wypuszczono. Nie jest to jednak, oczywiście, poprawna reakcja,
więc nauczyciel otrzymuje od eksperymentatora instrukcję, żeby zwiększył napięcie
i zaaplikował następny wstrząs przez naciśnięcie kolejnego przycisku.”9 Wydawałoby się, że
nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie aplikował wstrząsów ani sprawiał bólu innej żywej
istocie jedynie w celu przeprowadzenia eksperymentu socjologicznego, którego nawet sam
nie prowadzi. Co więcej, jednostki świadome celu tego przedsięwzięcia nie zadeklarowały
gotowości do ryzykowania życiem badanego obiektu, jak zaobserwował E.Aronson:
„Każdego roku na wykładach psychologii społecznej zadaję to pytanie studentom i każdego
roku 99% spośród 400 zapytanych stwierdza, że przestaliby aplikować impulsy, gdyby
„uczeń” zaczął walić w ścianę.”10
Jak samoocena tych ludzi miała się do rzeczywistości?
Oto wyniki: „Milgram stwierdził, że w typowym eksperymencie, takim jak opisany
powyżej, znaczna większość badanych – ponad 62% - aplikowała impulsy aż do końca
eksperymentu , chociaż niektórzy z nich musieli być przynaglani przez eksperymentatora.”11
.
Nie było to badanie stricte nad skłonnością ludzi do okrucieństwa, pod pozorem analizy
procesów uczenia się i zapamiętywania, miało ono dokonać pomiaru posłuszeństwa
autorytetowi. „Uczeń” jest tak naprawdę asystentem eksperymentatora, udającym
odpowiednie reakcje po naciśnięciu odpowiedniego przycisku przez badanego. Jednakże
istnieje kilka możliwych interpretacji dla rezultatów i samego przebiegu badania. Primo,
badani byli zdolni aplikować wstrząsy, mimo braku cyrkumstancji zmuszających ich do tego.
Secundo, byli świadomi bólu, jaki będzie odczuwany przez żywą istotę. Tertio, posiadali też
świadomość, iż poddawany wstrząsom osobnik cierpi na przypadłość, która znacznie podnosi
ryzyko permanentnego urazu lub zgonu. W dodatku, ponad połowa uczestników aplikowała
wstrząsy elektryczne po doprowadzeniu obiektu do stanu, w którym kontynuowanie
rzekomego badania było nieefektywne czy wręcz niemożliwe. Badani mogli w każdej chwili
odmówić dalszego udziału w eksperymencie. Większość jednak zdecydowała się nie tylko
wziąć w nim udział po zapoznaniu się z jego formą i aplikować wstrząsy mimo próśb
ze strony „ucznia”, ale też doprowadzić eksperyment do końca. Pozostaje pytanie, na ile
zaważył autorytet prowadzącego, a na ile zwykła ciekawość i ukryte skłonności?
9 E.Aronson, Człowiek – istota społeczna, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 2000, str. 47 i 48
10 E.Aronson, Człowiek – istota społeczna, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 2000, str. 48
11 Ibidem.
9
Wierzymy, iż potrafimy postępować bezinteresownie. Ludzkość uważamy za gatunek,
dla którego altruizm i zdolność do autentycznych poświęceń są immanentne. Jest to fałszywe
przekonanie, nie obronią tego stanowiska żadne przykłady rzekomo bezinteresownych
zachowań. Nie jest bezinteresownym akt sympatii wobec kogoś, gdy spodziewamy
się jakiejkolwiek odpłaty, nawet odwzajemnienia miłego gestu. Idea wdzięczności również
jest nierzeczywista. Kiedy robimy coś z wdzięczności, robimy to, bo odwzajemnienie
uprzejmego zachowania lub gestu przyniesie nam przyjemność. Takie zachowania mogą
być altruizmem odwzajemnionym, służyć poprawie samooceny lub uniknięciu poczucia winy
czy społecznych reperkusji. Nie ma akcji bez przyczyn i skutków, nawet jeśli są one
w większej skali irrelewantne.
Przypisujemy sobie i innym szlachetne intencje, tworzymy ideologie w świetle
których nasze uczynki są chwalebne, a nasze błędy usprawiedliwione. Czynimy
to wolicjonalnie i podświadomie. Jesteśmy gotowi uzasadniać postępowanie nieetyczne,
wykorzystywanie pozycji społecznej i przewagi fizycznej nie tylko u siebie, ale też u innych.
Zjawiska społeczne takie jak usprawiedliwianie stosowania wyżej wymienionych form agresji
występowaniem paranteli, płcią, wiekiem, przynależnością etniczną, religią czy dobrymi
intencjami są symptomami wypaczonego percypowania rzeczywistości. Za wszelką cenę
jesteśmy gotowi podtrzymywać wiarę w immanentność dobroci jako cechy ludzkiej.
Kolejnym rodzajem wiary zgubnym dla świadomości jest wiara w kontrolę
nad otaczającym nas światem. Niejednokrotnie oskarża się jednostki będące ofiarami aktów
przemocy i agresji, iż w jakiś sposób do nich doprowadziły lub mogły im zapobiec. Z jednej
strony można tu dostrzec strach przed znalezieniem się w tej samej sytuacji, z drugiej jednak
widać, iż dużo łatwiej jest nam usprawiedliwić i identyfikować się z agresorem, istotą, która
przerzuca odpowiedzialność za swoje popędy na otoczenie i wyładowuje na nim emocje,
za które sama jest odpowiedzialna. Na płaszczyźnie podświadomej nie krytykujemy
tej praktyki, albowiem sami jesteśmy skłonni traktować otoczenie jako odpowiedzialne
za nasze akcje i stany emocjonalne, zobowiązane dostosowywać się do naszych potrzeb.
Jeżeli uznajemy jakąś cechę lub skłonność za negatywną u innych, trudniej
jest nam zaakceptować fakt występowanie jej u nas samych. To zaś zmuszałoby
nas do większej samokontroli, analizy własnego postępowania i oduczania się czynności
nawykowych. Wszystko to jest dla psychiki ludzkiej, będącej tworem bądź co bądź kruchym,
obciążające i odbiegające od naturalnego schematu, w skutek czego najbardziej opłacalną,
bezbolesną opcją wydaje nam się przyjmowanie wad za cechy, na których manifestację
nie mamy wpływu. Ignorowanie atawistycznych popędów jest nie tylko aktem
10
niekoniecznego wysiłku, ale też odrzuceniem stanu przyjemności. Ludzie zdolni
są postępować w sposób, który świadomie uznają za niemoralny, kiedy wizja łatwo
osiągalnego stanu szczęścia wydaje im się podświadomie bardziej kusząca.
Introspekcja nie jest uwarunkowana tylko przez czynniki wewnętrzne oraz najbliższe
otoczenie. Wysoce relewantne są także cyrkumstancje społeczne. Społeczeństwo
nie jest tworem ani sprzyjającym introspekcji, ani mającym jej sprzyjać. Jego głównym celem
jest ułatwienie, czy wręcz zapewnienie, przetrwania materiałowi genetycznemu. Poczynając
od elementarnej komórki społecznej, jaką jest rodzina, a kończąc na państwach
i organizacjach państwa zrzeszających, mają one na celu redukcję konfliktów i utrzymywanie
warunków pozwalających zaspokoić podstawowe potrzeby życiowe. Społeczeństwo powstało
z przyczyn pragmatycznych, ludzie żyją w grupie, ponieważ zwiększa to szanse przeżycia
w sytuacjach krytycznych i ułatwia prokreację. Tendencja do czerpania przyjemności
z interakcji społecznych, jak i sama potrzeba interakcji społecznych, wyewoluowały,
ponieważ osobniki, u których były one obecne, odnosiły sukces reprodukcyjny na większą
skalę, niż te pozbawione owych cech. Istnieje wiele typów społeczeństw, wszystkie jednak
mają strukturę, którą określić można mianem skostniałej. Zmiany nie przychodzą im łatwo,
zazwyczaj zachodzą, gdy zaistnieje taka konieczność. Ich stabilność, a czasami
wręcz stagnacja, służą kreacji środowiska, w którym zachowania sprzyjające podtrzymaniu
istniejących już schematów i sprawdzonych, niekoniecznie najlepszych, ale pozwalających
osiągnąć cel rozwiązań, są nagradzane, a wszelkie odchyły od ustalonej normy karane.
Karana jest odmienność niemal każdego rodzaju. Wyróżnianie się inteligencją
i kreatywnością może prowadzić do ostracyzmu z powodu poczucia gorszości u innych
osobników. Bycie znacznie poniżej normy intelektualnej także wiąże się z wysokim ryzykiem
spotkania z alienacją ze strony grupy. Obydwa warianty niosą ze sobą niebezpieczeństwo
stania się obiektem wyładowywania frustracji dla pozostałych jednostek. Zachowania nowe
wywołują u ludzi dezorientację. „Istotnym elementem ludzkiej aktywności psychicznej
jest ciągłe dążenie do przewidywania zachowania drugiego człowieka. Tylko wtedy możliwe
jest utrzymanie kontroli nad swoim otoczeniem, do czego każdy mniej lub bardziej
świadomie dąży.”12
. Jeżeli w parze z odmiennością nie idą wysoce zaawansowane zdolności
interpersonalne, życie społeczne będzie dla podmiotu utrudnione. Nawet wtedy, obiekt będzie
zmuszony do pewnych adaptacji i manipulacji, które w przypadku ponadprzeciętnego
poziomu intelektualnego stanowić zaczyna źródło frustracji, w przypadku zaś zaniżonego
12
A.Grzywa, Oblicza psychozy, Czelej, Lublin 2005, str. 10
11
intelektu mogą być dla obiektu niezrozumiałe i wycieńczające. Mechanizm ten działa
dławiąco tak na indywidua różniące się od normy znacząco, jak i śladowo. Na dłuższą metę
hamuje on rozwój indywidualny i zmusza do niewerbalizowania wielu kwestii
abstrakcyjnych, niecodziennych i nowych, ponieważ mogłyby ono mieć negatywne
implikacje dla reputacji podmiotu, a co za tym idzie, akceptacji społecznej tej jednostki i jej
komfortu życia. Skutecznie zniechęca to większość populacji do introspekcji, analizy świata
wewnętrznego i zewnętrznego, o hamowaniu zapędów filozoficznych już nie wspominając.
Dezaprobata ze strony grupy nie jest jedyną przyczyną faworyzacji przez
społeczeństwo trzymania się utrwalonych już schematów. Stoją za tym również przyczyny
ekonomiczne. Jeżeli ktoś jest nadzwyczaj kreatywny w dziedzinie, która ma wpływ na życie
większości społeczeństwa, może dokonać odkrycia lub wynalazku, które zachwieją ustaloną
już strukturę ekonomiczną. To będzie miało negatywne konsekwencje dla jednostek
czerpiących profity z wykorzystania starych rozwiązań, jednostek mających dzięki
wykorzystaniu starych rozwiązań miejsca pracy, a także jednostek dla których stare
rozwiązania są utrwalonym elementem życia. Jeżeli zaś ktoś nie jest w stanie samodzielnie
zapewnić sobie środków do życia lub wchodzić w interakcje i utrzymywać relacji
społecznych, stanowi dla społeczeństwa dodatkowy wydatek.
Warto tu zauważyć, że życie kosztem innych jednostek oraz tak zwane „cwaniactwo”,
łamanie prawa i eksploatacja praw bądź luk prawnych bez wywiązywania się z obowiązków,
spotyka się z dużo mniejszą stygmatyzacją, a wręcz z aprobatą i podziwem w niektórych
kręgach. Zjawisko to obnaża, jak silna jest w większości jednostek atawistyczna ludzka
natura. Jest to też doskonały przykład wszechobecnej hipokryzji. Z jednej strony deklarujemy
chęć życia w społeczeństwie, w którym respektowane są nasze prawa, nagradzane zasługi,
a karane występki, w którym jesteśmy chronieni przed niesprawiedliwością ze strony władz
i innych obywateli, z drugiej zaś każdy chce ugrać jak najwięcej dla siebie, nie oglądając się
na konsekwencje. Doskonale widoczne jest to, gdy ktoś, kto zdobył swoje dobra doczesne
lub pozycję społeczną nieuczciwym bądź niezgodnym z prawem sposobem, popada
w oburzenie, gdy sam zostanie wykorzystany lub oszukany.
Społeczeństwo samo w sobie również stanowi formę zaspokojenia instynktów
i pragnień ludzkich. Twór ten służyć może zaspokojeniu potrzeby władzy nad innymi,
potrzeby bycia w jakimkolwiek towarzystwie, nawet jeśli jego walory intelektualne
i kulturalne są wątpliwe, a także potrzeby rywalizacji. Nie ma bezinteresownej współpracy,
każda strona musi czerpać z osiągnięcia celu jakieś korzyści. Rywalizacja przejawia się
nie tylko pomiędzy pojedynczymi osobnikami, ale też zbiorami jednostek. Dla człowieka
12
naturalnym jest stawianie na pierwszym miejscu siebie – swoich genów oraz grupy, która jest
w stanie zapewnić mu przetrwanie i warunki do przekazania materiału genetycznego. Ludzkie
jest także premiowanie u innych osobników więzów krwi, nie jest przecież rzadką sytuacja,
w której to dość bliskie związki utrzymywane są tylko ze względu na pokrewieństwo.
Na podstawie powyższych przykładów oraz ich eksplikacji wnioskować można,
iż społeczeństwo nie pochwala, a wręcz piętnuje indywidualizm. Percypowany jest on jako
niebezpieczna dysfunkcja, mogąca zakłócić procesy społeczne i naruszyć hierarchię danego
społeczeństwa. Introspekcja zaś jest czynnością indywidualizm pogłębiającą. Prowadzi
do pojawienia się u jednostki zdolności przeciwstawiania się autorytetowi, co z kolei czyni
kontrolę grupy trudniejszą. Dlatego indywidualizm tłumiony jest w zarodku, a introspekcja
nie jest umiejętnością powszechnie propagowaną ani znaną.
Kolejnym kluczowym czynnikiem wpływającym na umiejętność obserwacji własnych
stanów psychicznych i wyciągania odpowiednich wniosków z ich analizy jest kultura.
Nie powstała ona jednak w celu eksploracji wyższych płaszczyzn świadomości i nauki
kontrolowania instynktów. „Sądzimy, że kultura stworzona została pod wpływem
konieczności życiowej kosztem zaspokojenia popędów.”13
, a kultura jest stłumionych
popędów i potrzeb ekspresją. Wymyślne, wręcz wypaczone sceny w mitologiach, księgach
uznawanych za święte oraz w sztukach teatralnych, muzyce i na obrazach są sposobem
zaspokojenia nieakceptowanych lub szkodliwych społecznie pragnień. Kultura jest tworem
o tyle sprzecznym, że niektóre jej części są popędów ekspresją, inne zaś mają za zadanie
je wyprzeć lub potępić.
Większość kultur przesiąknięta jest czy wręcz wzniesiona została na religii. Tworze
ludzkim, będącym narzędziem kontrolowania łatwo ulegających sugestiom jednostek.
„Opium ludu”, jak ją określił Karol Marks, egzystencjalny lek przeciwbólowy.
Przy wymyślaniu religii wykorzystane zostały bardzo proste mechanizmy – potrzeba celu
w życiu, potrzeba otrzymania wynagrodzenia za doznane cierpienia, potrzeba wyjaśnienia
otaczającego świata, strach przed śmiercią i potrzeba posiadania opiekuna, widoczna
w przewijającym się przez wiele religii tytułowaniu wyimaginowanego tworu „ojcem”
lub „matką”. Wartości danej religii stają się wartościami danej kultury i są narzucane żyjącym
w niej jednostkom. Religia, jako narzędzie kontroli, autoanalizy, mogącej prowadzić
do kwestionowania jej dogmatów i nauk, nie popiera. Wspiera rozwój tylko tych dziedzin,
które przynoszą jej profity. Zdanie to może się spotkać z ostrą krytyką i wyliczaniem
13
S.Freud, Wstęp do psychoanalizy, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1995, str. 55
13
wyjątków, jednakże wyjątki te są deformacją pierwotnej wersji lub jedynie dobrze
zamaskowanym przyrządem kontroli.
Chrześcijaństwo gloryfikuje męczeństwo, cierpienie i poświęcenie. Wychowywane
w nim jednostki są uczone, by stawiały potrzeby innych ponad swoje własne, „nadstawiały
drugi policzek” i były posłuszne. Posłuszne wobec autorytetu jednostki pełniącej funkcję
kościelną, wobec zasad spisanych w księdze, której wiek idzie w tysiące lat, wobec
wyimaginowanej istoty mającej być wszechobecną, wszechwiedzącą i wszechwładną, wobec
swoich rodziców biologicznych, nawet jeśli ci nie wywiązują się z obowiązków, jaki przyjęli
na siebie, decydując się rozmnożyć – słowem, mają być pokorne. Ostatni argument można
próbować podważyć, ponieważ w dekalogu pojawia się „czcij”, nie zaś „bądź posłuszny
wobec”. Jednakże, w chrześcijaństwie posłuszeństwo, pokora i uległość są uznawane
za przejaw szacunku i czci, ergo do jednego się to sprowadza.
Kultura o takim rdzeniu nagradza zaspokajanie cudzych potrzeb własnym kosztem,
znoszenie w milczeniu doznawanych krzywd oraz brak werbalizacji negatywnych odczuć.
Potępiany w niej jest, przynajmniej oficjalnie, egoizm w jakiejkolwiek formie. Jednostki
z góry są ograniczone strachem przed wyimaginowanym bóstwem, mają narzucony wzorzec
„dobrego człowieka” i „właściwego sposobu na życie” przy jednoczesnym istnieniu
możliwości uspokojenia swojej psychiki w każdym momencie spowiedzią, pokutą czy samym
przyznaniem się do winy. Religia każe wypierać nie tylko własne potrzeby i pragnienia,
ale też myśli niezgodne z tym co zapisane jest w Biblii lub tym, co akurat mówi duchowny,
a także tłumić nie tylko szkodliwe dla innych dewiacje, ale też zwykły popęd seksualny.
Podobnie jak społeczeństwo, religia, a przez to też kultura, stoją z reguły w opozycji
do introspekcji, ponieważ jednostka znająca siebie i swój umysł staje się zdolna
do podejmowania własnych decyzji, myślenia za siebie, a także bardziej skłonna świadomie
dbać o interesy własne niż danej społeczności.
Fatalne skutki, jakie może mieć wtłaczanie świadomości jednostki w narzucone przez
religię i przesiąknięte nią otoczenie szablony, widać m.in. w automatycznym przyrównywaniu
przez większość ludzi zawarcia małżeństwa i prokreacji do udanego, „pełnego” życia.
Podmiot może dokonywać tej ekwiwalencji nawet kiedy ma inną wizję własnej przyszłości,
a o niemożności czerpania satysfakcji z takiego stylu życia i poczuciu niespełnienia własnych
ambicji przekonuje się dopiero post factum, co zazwyczaj ma poważne negatywne
konsekwencje, natury zarówno emocjonalnej, jak i materialnej, nie tylko
dla uświadamiającego sobie ten fakt, ale też dla osób trzecich. Powszechny brak zdolności
do introspekcji i refleksji przejawia się tutaj ślepym dążeniu do standardów, które mogą nie
14
dawać jednostce szczęścia – wielu ludzi decyduje się na związek małżeński i potomstwo, zaś
jeżeli ktoś zwerbalizuje brak tej chęci, będzie wielokrotnie pytany o przyczyny odmienności
swoich planów, a jego opinie i plany w tych kwestiach deprecjonowane i uznawane
za temporalne. Zauważmy, iż często zadaje się pytanie, czemu ktoś nie chce mieć dzieci
lub zawrzeć związku małżeńskiego, zaś o to, dlaczego ktoś chce mieć dzieci lub zawrzeć
związek małżeński, pyta się znacznie rzadziej. Jednostki, które świadomie do prokreacji nie
przystąpią, mogą się spotkać w skrajnych przypadkach z ostracyzmem społecznym,
a nierzadko są postrzegano jako niepełnowartościowe przez ludzi w swoim otoczeniu.
Introspekcja jest czynnością, która koncentruje się wokół podmiotu. Jej priorytetem
jest odnalezienie jego dysfunkcji, analiza jej przyczyn i skutków, a czasem także jej
likwidacji, choć zabieg ten może wymagać również bardziej skomplikowanych metod
psychologicznych bądź psychiatrycznych. Praktyka ta nie powstała w celu poprawy jakości
życia ogółu, nie jest czymś, co da się wykonywać kolektywnie, nie służy bezpośrednio
poprawie funkcjonowania społecznego. Ma pomóc żyć ze sobą. Obiekt, dla którego
introspekcja jest czynnością nawykową jest bardziej skłonny zadawać sobie pytania
o przyczyny swoich reakcji i wykonywanych czynności, ich skutki, swój cel i szczęście.
Efektem końcowym introspekcji jest właśnie przejście z egoizmu nieświadomego
do świadomego. Nieświadome popędy stają się świadome, można ulec im lub je kontrolować.
Można odmówić dokonania pewnych poświęceń, wiedząc, że przyniosą nam one tylko ból
i poczucie rozczarowania, można zlokalizować przyczynę dyskomfortu psychicznego
i rozpocząć poszukiwania środków jej usunięcia. Można wreszcie uświadomić sobie sam fakt
odczuwania w danej chwili dyskomfortu psychicznego, miast walczyć z niezidentyfikowaną
mieszanką emocji niepozwalającą na sprawne funkcjonowanie.
Uczeni jesteśmy od początku, że egoizm jest czymś złym, bez podziału na egoizm
zdrowy, mający na celu zadbanie o własne potrzeby i własne szczęście, a zwykłe
okrucieństwo i postawę aspołeczną, które na dłuższą metę tylko utrudnią nam życie. Każdy
człowiek tak naprawdę jest egoistą. Uświadomienie sobie tego egoizmu daje nam możliwość
wyboru, ale też obdziera ze złudzeń, z wiary i optymizmu, miażdży ideały. Pokazuje
nam to, ile tak naprawdę zostało nam wpojone przez nasze otoczenie i społeczeństwo. Ludzie
nie rodzą się z wpojonym kodeksem moralnym, z wiarą w jakieś bóstwo ani ze stereotypami
dotyczącymi płci, narodowości, wieku czy rasy. Introspekcja pokazuje nam, jak mało
jest nas tak naprawdę w nas samych.
Obserwacja własnych stanów psychicznych leży w zakresie możliwości większości
populacji, może mieć wiele rozmaitych skutków dla podmiotu ją wykonującego. Jaka
15
jest jednak skala tego zjawiska? Czy możliwy jest jego pomiar? Jak dogłębne ono jest? Ktoś
może dokonywać introspekcji ciągle, a i tak fakt ten nie zostanie zarejestrowany, jeżeli nie
nastąpi werbalizacja tego procesu. Werbalizacji towarzyszą jednak liczne przeszkody. Primo,
istnieje bariera semantyczna, nie dla każdego dane określenie będzie oddawało ten sam stan
emocjonalny. Secundo, w poszczególnych językach pojawiają się pojęcia opisujące
specyficzne stany emocjonalne, nie mające odpowiednika w innych językach. Zaburza
to komunikatywność, utrudnia przekazanie treści propozycjonalnej w trakcie komunikacji
osób o odmiennych językach ojczystych oraz transponowanie treści, w których pojęcia
te występują, przy jednoczesnym zachowaniu ich pierwotnego znaczenia.
Desygnaty niemalże wszystkich pojęć różnią się u poszczególnych jednostek.
Nie ma dwóch identycznych definicji szczęścia, nie ma też dwóch identycznych jego chwil.
Każdy definiuje i przeżywa szczęście inaczej. Nie ma dwóch identycznych sytuacji,
w których stan chemiczny mózgu definiowany jako szczęście byłby w stu procentach
identyczny. Nawet pojęcia z pozoru oczywiste, opisujące przedmioty w najbliższym
otoczeniu lub czynności z życia codziennego, ewokują u każdego z nas nieco inny obraz.
Każdy też nie tylko inaczej odczuwa, ale i opisuje swój stan emocjonalny. Dla jednej osoby
szczęściem będzie brak cierpienia, inna mianem szczęścia określi dopiero stan bliski euforii.
Trudno jest oddać w sposób realistyczny intensywność przeżywanych emocji. Stany takie
jak miłość, szczęście i smutek występują w bardzo wielu odmianach i manifestują się na wiele
różnych sposobów, zależnie od sytuacji i przeżywającej je osoby.
Pojęcia określające poszczególne uczucia w poszczególnych językach mogą nie dawać
się dosłownie przetłumaczyć. W języku angielskim słowo „upset” oznacza jednocześnie
„zmartwiony” i „zdenerwowany”. W języku japońskim godne atencji są dwa pojęcia:
„愛”(„ai”) oraz „恋”(„koi”). Obydwa słowa oznaczają „miłość”, jednakże określają
jej odmienne rodzaje. „Koi” oznacza miłość romantyczną, pasję, uczucie nacechowane
seksualnie i samolubne, miłość warunkową. „Ai” oznacza „miłość prawdziwą”,
bezwarunkową. Różnice między nimi podsumować można w sposób następujący: „koi”
zawsze żąda, zaś „ai” zawsze obdarowuje. W języku hebrajskim słowo „פירגון”(„firgun”)
oznacza bezinteresowną radość z cudzego szczęścia, w języku niemieckim z kolei występuje
rzeczownik „Schadenfreude” oznaczający radość z cudzego nieszczęścia. Francuskie słowo
„retrouvailles” oznacza radość odczuwaną w wyniku ponownego spotkania z ukochaną osobą
po długiej rozłące. Istnieje mnóstwo innych przykładów określeń stanów emocjonalnych,
które nie mają swoich ekwiwalentów w innych językach. Dotyczą one nie tylko określeń
stanów, ale też czynności.
16
Dyscypliną, która zajmuje się badaniem ludzkiej psychiki i świadomości dużo
dogłębniej i dokładniej niż psychologia, jest psychiatria. Psychiatria to jedna z podstawowych
specjalizacji medycznych, zajmująca się schorzeniami psychicznymi – ich profilaktyką,
leczeniem i badaniem. Psychiatria jest jak fizyka kwantowa – nie pyta „gdzie jest?”,
tylko „gdzie można znaleźć?”. Może nam ona dostarczyć odpowiedzi na trapiące
nas w niniejszej pracy pytanie dotyczące obserwacji własnych stanów psychicznych, a także
dać szczegółową eksplikację owej odpowiedzi. Jest to dziedzina o tyle specyficzna,
iż jest powszechnie uznawaną nauką, gałęzią medycyny, a traktuje o treściach, niemalże
abstrakcyjnych.
Treści są adekwatne do poziomu cywilizacyjnego, no a ponadto są związane
z poziomem intelektualnym. Treści się zmieniają, ale nie zmienia się istota. Psychiatria,
tym się różni od wszystkich innych gałęzi medycyny, że zajmuje się tym, co jest zupełnie
niewidoczne. Co jest niewymierne. Bo to się dzieje w człowieku. W nim. W nim jednym.
Takiego drugiego nie ma.
Psychiatra chcący wykorzystać metodę introspekcji do zbadania psychiki pacjenta,
ma przed sobą zadanie trudne. Do psychiatry ludzie udają się w naszym społeczeństwie
w ostateczności, niejednokrotnie z daleko posuniętą już chorobą psychiczną, co powodowane
jest strachem przed wykluczeniem społecznym. Jeżeli bowiem dojdzie do ujawnienia
informacji, iż dana osoba poddała się takiemu leczeniu, może być ona dyfamowana. „Ludzie
powtarzają przesadzone niejednokrotnie wiadomości i plotki na temat zagrożeń ze strony
osób, które były leczone psychiatrycznie.”14
Będzie percypowana jako niepożądana, a czasem
wręcz jako niebezpieczna i szkodliwa.
Introspekcja wymaga, wglądu jednostki w swój umysł. Jest to nieodzowne, by mogło
dojść do werbalizacji pozyskanych przezeń informacji, a następnie ich analizy
przez psychiatrę. Niektóre jednostki jednak będą stawiać opór przed dokonaniem wglądu,
nie chcąc przyjąć do świadomości pewnych informacji. Może to być spowodowane
sprzecznością treści podświadomych ze świadomymi lub nieświadomą obroną przed
opisanymi powyżej zagrożeniami dla reputacji. „Zaprzeczając chorobie, pacjent w sposób
mniej lub bardziej świadomy stara się uniknąć stygmatyzacji.”15
. Prawdopodobieństwo
sukcesywnego wglądu obniżają również takie czynniki jak wczesne pojawienie się choroby
w życiu pacjenta, mała ilość odczuwalnych przezeń negatywnie symptomów lub niewielka
wrażliwość pacjenta na opinię i reakcje otoczenia. Podmiot może też mieć poczucie, iż
14
A.Grzywa, Oblicza psychozy, Czelej, Lublin 2005, str. 11 15
A.Grzywa, Oblicza psychozy, Czelej, Lublin 2005, str. 205
17
niektóre jego myśli lub treści podświadome są dziwne czy przerażające, co wywoła u niego
przekonanie, iż werbalizując te treści, nawet w celu dostarczenia lekarzowi precyzyjnych
informacji w celu podniesienia skuteczności leczenia, jedynie sobie zaszkodzi.
Pacjent może nie tylko treści zataić, ale też je przeinaczyć, co uniemożliwia
postawienie trafnej diagnozy. Przeinaczenie nie zawsze jest świadome, zaprezentowana
lekarzowi wersja, choć odbiega od stanu faktycznego, może być próbą zrozumienia
przeżywanych stanów psychicznych. „Taki proces może prowadzić do tworzenia wyjaśnień
urojeniowych, ale w niektórych przypadkach taka naturalna tendencja do nazywania
okoliczności składających się na chorobę o charakterze pseudowglądu może zainicjować
powstawanie prawdziwego wglądu.”16
.
Psychoanaliza ma tę znaczną wadę, iż wymaga czasu, a tego nikt nie ma w nadmiarze.
Psychiatra musi sprawić, by pacjent mu zaufał i otworzył się. Otworzyć się musi jednak
nie tylko na lekarza, ale też na samego siebie. „Warunkiem wglądu jest bowiem przyjęcie
do wiadomości do wiadomości i zrozumienie choroby oraz jej konsekwencji.”17
Trzeba
porzucić wyobrażenia, przekonania, przestać opierać wizję siebie i świata na wierze, a oprzeć
ją na faktach. To wymaga wysiłku nie tylko ze strony lekarza, ale też pacjenta. Jeżeli pacjent
nie zdaje sobie sprawy, że cierpi na chorobę psychiczną, nie dopuszcza takiej myśli
do świadomości lub nie chce zaakceptować takiej sytuacji, leczenie psychiatryczne może
okazać się bezskuteczne. Ze strony osoby zaburzonej psychicznie musi wychodzić chęć
powrotu do zdrowia lub zmiany ułatwiającej funkcjonowanie.
Krytyczny wpływ na stawianą diagnozę ma nie tylko sposób werbalizacji odpowiedzi,
ale też sposób sformułowania pytań. Może on sprecyzować pytanie lub prosić o werbalizację
całego procesu wglądu. Skorzystanie z drugiej metody może przedłużyć cały proces
oraz utrudnić odseparowanie komunikatów istotnych dla przebiegu leczenia od tych, które
można pominąć bez szkody dla pacjenta. Jest to metoda powszechnie przy introspekcji
preferowana. „Powód jest taki, że wszelkie specyfikowanie pytań ze strony badacza narzuca
osobie badanej określone sugestie. Trudno tu mieć pewność, że narzucona kategoryzacja
odpowiedzi pasuje do reprezentacji problemu „w głowie” badanego.”18
Sposób
sformułowania pytania jest o tyle ważny, że może ono sugerować odpowiedź. Jeżeli badany
wie, jakiej treści lub typu odpowiedzi oczekuje badacz, będzie on starał się możliwie swoją
odpowiedź do poszukiwanej wersji przybliżyć.
16
A.Grzywa, Oblicza psychozy, Czelej, Lublin 2005, str. 206 17
Ibidem. 18
red. T.Tyszka, Czy powrót do introspekcji?, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 2005, str. 18
18
Własne stany psychiczne nie są przez ludzi tyleż obserwowane, co przeżywane.
Jednostka nierzadko traktuje myśli powstałe pod wpływem emocji jak pełnowartościowe
argumenty, nie biorąc pod uwagę możliwości, iż mogą one być jedynie intelektualną
ekspresją przeżywanych stanów emocjonalnych. Introspekcja może być też nieudana
lub zbyt płytka nie dlatego, że jednostka nie szuka lub szuka niedokładnie, lecz ponieważ
nie wie, czego ma szukać. Nie ma w nas samych wrodzonej świadomości, jakie zachowania
lub myśli i uczucia są przejawami defektu psychicznego. Wiedza pozwalająca na dokonanie
skutecznej autoanalizy nie jest też w naszym społeczeństwie rozpowszechniana. Pomiar skali
zjawiska introspekcji utrudnia też fakt, iż w ludzkiej naturze nie leży jednak rozważanie
zagadnień abstrakcyjnych, ergo werbalizacja wielu elementów życia psychicznego
może się spotkać z negatywną recepcją.
Na drodze ku poznaniu siebie nie stoi jednak człowiekowi społeczeństwo ani kultura,
tylko on sam. Może on bowiem obserwować swój umysł długo i dokładnie, łudząc się,
iż ma dostęp do informacji niefiltrowanych, jest bezpośrednim obserwatorem zachodzących
w nim zjawisk. Obserwuje on swoje myśli i uczucia przez pryzmat przekonań, rozpoczyna
badania z gotowym wyobrażeniem o jego wynikach i kiedy coś nie przebiega po jego myśli,
jest dużo bardziej skłonny nagiąć wyniki obserwacji do swojej hipotezy niż zmienić swoje
przekonania.
Istota ludzka ma tendencje do wiary, wszelakich odmian wiary. Skłonność ta jest
jej ułomnością, gdy chodzi o rozwój intelektualny. Soczewka wiary posiada nieusuwalną
skazę, która uniemożliwia jednostce percypowanie klarownego obrazu siebie, a jedynie
obserwację jego wypaczonej, skrzywionej w sposób pozytywny lub negatywny wersji.
Percypowanie przezeń otoczenia również nie przynosi na dłuższą metę pozytywnych
skutków. Wiara w dobre intencje prowadzi niemalże nieuchronnie do rozczarowania,
a wiara w byty wyższe niejednokrotnie doprowadziła lub była pretekstem do przelewu krwi
i okrucieństwa, nie wspominając już o hamowaniu w jej imię rozwoju medycyny i innych
nauk ścisłych, a także ograniczaniu myśli filozoficznej. Problem nie leży nawet w samej
wierze, ale w nieświadomości jej istnienia u większości jednostek.
Obserwacja własnych stanów psychicznych jest procesem niedoskonałym zależnym
od uwarunkowań osobniczych. Introspekcja nie jest też jednorazowo wykonywaną
czynnością, ale procesem trwającym całe życie. Nie każdy ma te same możliwości poznania
i korekty własnej psychiki. Niektórzy są skazani na życie z pewnymi ułomnościami, nałogami
czy zaburzeniami psychicznymi. Jak powiedział Demokryt, „Żyjemy nie tak jak chcemy,
lecz tak, jak potrafimy”.
19
Bibliografia Aronson, E. (2000). Człowiek - istota społeczna. Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.
Beauvale, A i in.. (2005). Słownik psychologii. Kraków: Wydawnictwo Zielona Sowa.
red. Bonecki, H. (1976). Encyklopedia powszechna PWN, tom IV. Warszawa: Państwowe
Wydawnictwo Naukowe.
Freud, S. (1995). Wstęp do psychoanalizy. Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.
Grzywa, A. (2005). Oblicza psychozy. Lublin: Czelej.
red. Skorupka, S. (1986). Słownik wyrazów bliskoznacznych. Warszawa: Wiedza Powszechna.
Tatarkiewicz, W. (2005). Historia filozofii, tom II. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
red. Tomaszewski, T. (1979). Wstęp do psychologii. Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.
Tyszka, T. (1995). Czy powrót do introspekcji? Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.
Witwicki, W. (1930). Psychologia, tom I. Lwów: Ossolineum.