8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 1/85
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 2/85
Katherine v. F.,
która nauczyła mnie,
że miłość to coś więcej
niż pragnienie bycia razem.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 3/85
l
Była niedziela. Los krążył wolno po ogrodzie, ciągnąc za sobą zielonywąż i uważnie obserwując lejący się z niego strumień wody. Bardzo
delikatnie kierował go na każdą roślinę, każdy kwiat, każdą gałąź. Rośliny
są jak ludzie; potrzebują miłości, aby żyć, pokonywać choroby i umierać w
spokoju.
A jednak różnią się od ludzi. Nie umieją rozmyślać o sobie ani
zgłębiać swej istoty; nie istnieje lustro, w którym mogłyby się przejrzeć;
wszystko, co robią, robią nieświadomie: rosną mimo woli, a ponieważ nie
potrafią rozumować ani marzyć, ich rozwój pozbawiony jest znaczenia.
W ogrodzie, który dzielił od ulicy wysoki, porośnięty bluszczem mur z
czerwonej cegły, było przyjemnie i bezpiecznie, i nawet odgłosy
przejeżdżających obok aut nie zakłócały panującego w nim spokoju. Los
nie zwracał najmniejszej uwagi na hałasy z ulicy. Chociaż nigdy nie
wychodził poza teren domu i przyległego doń ogrodu, nie interesował go
świat na zewnątrz.
Przednią część domu, w której mieszkał Stary Człowiek, Los
traktował tak samo jak mur czy ulicę. Nie wiedział, czy ktoś tam żyje, czy
nie. W tylnej części, na parterze, w izbie z oknem na ogród, mieszkała
pokojówka. Los zajmował pomieszczenie po przeciwnej stronie holu, z
własną łazienką i oddzielnym korytarzem prowadzącym do ogrodu.
Jeśli chodzi o ogród, najbardziej podobało się Losowi to, że zawsze,
gdziekolwiek się znajdował, na jednej z wąskich ścieżynek czy pośród
drzew i krzewów, mógł po nim krążyć, nie zastanawiając się, w którym
idzie kierunku, nie wiedząc, czy posuwa się naprzód, czy cofa po swoich
dawnych śladach. Liczyło się tylko to, że tak jak rośliny żyje własnym
rytmem.
Co pewien czas wyłączał strumień wody, siadał na trawie i pogrążał
się w zadumie. Wiatr wiejący z różnych stron kołysał liśćmi krzewów i
drzew. Miejski kurz osiadał wszędzie, przyciemniając barwy kwiatów, które
cierpliwie czekały, aż deszcz je obmyje, a słońce osuszy. Jednakże, nawet
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 4/85
w szczytowym momencie swojego rozkwitu, tętniący życiem ogród był
jednocześnie cmentarzem. Pod każdym drzewem i każdym krzakiem tkwiły
zgniłe pnie oraz spróchniałe, rozkładające się korzenie. Właściwie trudno
było określić, co jest ważniejsze: powierzchnia ogrodu czyjego trzewia,
cmentarzysko, z którego wszystko bierze początek i w które na nowo się
zapada. Wzdłuż muru, na przykład, rósł w pogardzie dla innych roślin
żywopłot; rozrastał się szybko, przytłaczając sobą sąsiadujące kwiaty i
wdzierając się na terytorium słabszych krzewów.
Los wrócił do pokoju i włączył telewizor. Ekran tworzył własne
światło, własne kolory, własny czas. Nie podlegał prawu ciążenia, które
sprawia, że rośliny chylą się ku ziemi. W telewizorze wszystko było
splątane, przemieszane, a zarazem uładzone: noc i dzień, rzeczy duże i
małe, solidne i kruche, miękkie i szorstkie, ciepłe i zimne, dalekie i bliskie.
W kolorowym świecie telewizji ogrodnictwo było dla Losa jak laska dla
ślepca.
Zmieniając kanały, Los zmieniał i siebie. Przechodził przez różne
fazy, podobnie jak rośliny w ogrodzie, ale przechodził przez nie tak szybko,
jak chciał, tak szybko, jak wciskał przycisk. Zdarzało się, że zmieniając
programy wypełniał sobą cały ekran, tak jak wypełniały go osoby
pokazujące się w telewizorze. Manipulując przyciskiem dokonywał tego, że
ludzie jawili się przed jego oczami. Toteż nic dziwnego, że uwierzył, iż
swoje istnienie również zawdzięcza tylko sobie; sobie i nikomu więcej.
Postać, którą zobaczył na ekranie, wyglądała jak jego własne odbicie
w lustrze. Chociaż nie potrafił czytać ani pisać, bardziej przypominał
mężczyznę w telewizorze, niż się od niego różnił. Nawet głosy mieli
podobne.
Wtopił się w ekran. Niczym promień słońca, podmuch świeżego
powietrza czy lekki deszczyk, świat spoza ogrodu przeniknął Losa i Los,
niby obraz telewizyjny, wypłynął w świat, niesiony siłą, której nie znał i nie
widział.
Nagle usłyszał skrzypienie otwieranego na górze okna i krzyk grubej
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 5/85
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 6/85
była bardzo ładną kobietą, umysł miała - podobnie jak i on - niesprawny;
miękka gleba chłopięcego mózgu, z której wyrastają wszystkie myśli,
uległa trwałemu zniszczeniu. Dlatego też on, Los, nie powinien szukać
sobie miejsca w świecie ludzi, którzy żyją poza domem i poza bramą
ogrodu. Musi ograniczyć swój świat do pokoju, który jest mu przydzielony, i
do ogrodu; nie wolno mu wchodzić do innych pomieszczeń ani wychodzić
na ulicę. Posiłki będzie mu zawsze przynosić Louise, jedyna osoba, którą
będzie widywał i z którą może rozmawiać. Nikt inny nie ma prawa
zaglądać do jego pokoju. Poza chłopcem tylko Stary Człowiek może
spacerować po ogrodzie i w nim przesiadywać. Los musi dokładnie
wypełniać wszelkie polecenia, w przeciwnym razie, jak oznajmił Stary
Człowiek, zostanie wysłany do zakładu dla obłąkanych, a tam zamknięty w
celi i zapomniany.
Los więc robił to, co mu kazano. Czarnoskóra Louise również.
Naciskając klamkę masywnych, ciężkich drzwi, usłyszał skrzekliwy
głos pokojówki. Kiedy wszedł do środka, ujrzał pokój dwukrotnie wyższy od
pozostałych pomieszczeń. Ściany obudowane były półkami pełnymi
książek. Płaskie, skórzane teczki leżały na stole.
Pokojówka krzyczała coś do telefonu. Na widok Losa wskazała ręką
łóżko. Zbliżył się do posłania. Stary Człowiek siedział wsparty o sztywne
poduszki i wyglądał tak, jakby z uwagą nasłuchiwał cichego szemrania w
rynnie. Ramiona opadały mu bezwładnie, głowa zaś - niczym ciężki owoc
na gałęzi - zwisała w bok. Los popatrzył na twarz Starego Człowieka: miała
barwę kredy, górna szczęka zachodziła na dolną wargę i tylko jedno oko
było otwarte, tak jak u martwych ptaków, które czasem znajdował w
ogrodzie. Pokojówka odłożyła słuchawkę wyjaśniając, że zadzwoniła do
lekarza, który wkrótce tu przybędzie.
Los ponownie zerknął na Starego Człowieka, mruknął pod nosem „do
widzenia” i wyszedł. Wrócił do swojego pokoju i włączył telewizor.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 7/85
2
Nieco później, kiedy wciąż jeszcze oglądał telewizję, z górnych pięterdomu doleciały go odgłosy jakichś zmagań. Wyszedł z pokoju i ukrywszy
się za dużą rzeźbą stojącą w holu we frontowej części domu, obserwował,
jak kilku mężczyzn wynosi ciało Starego Człowieka. Ponieważ Stary
Człowiek umarł, Los sądził, że niedługo zjawi się ktoś, kto zadecyduje o
tym, co ma się stać z domem, z nową pokojówką oraz z nim samym. W
telewizji śmierć zawsze pociągała za sobą przeróżne zmiany, zmiany
wprowadzane przez krewnych zmarłego, przedstawicieli banku, prawni-
ków, biznesmenów.
Ale dzień minął i nikt się nie pojawił. Los zjadł skromną kolację,
obejrzał program rozrywkowy i położył się spać.
Jak zwykle wstał wcześnie rano, wniósł do pokoju tacę, którą
pokojówka zostawiła przy drzwiach, zjadł śniadanie i udał się do ogrodu.
Sprawdził, czy ziemia na grządkach jest dość wilgotna, przyjrzał się
uważnie kwiatom, usunął parę zeschłych liści, przyciął kilka gałązek.
Wszystko było jak należy. W nocy padał deszcz i rośliny wypuściły sporo
świeżych pędów. Usiadł i zdrzemnął się w słońcu.
Dopóki nie patrzy się na ludzi, ludzie nie istnieją. Ukazują się, tak jak
postacie na ekranie telewizora, dopiero wtedy, gdy człowiek skieruje na
nich wzrok. I żyją w jego myślach, aż nie zastąpi ich nowy obraz. Tak samo
działo się z nim, Losem. Patrząc na niego inni sprawiali, że stawał się
wyraźny, otwierał się, wyłaniał; nie będąc widziany, zamazywał się i
rozpływał. Może wiele tracił oglądając ludzi na ekranie telewizora i nie
będąc samemu oglądanym. Cieszył się, że teraz, gdy Stary Człowiek nie
żyje, zobaczą go osoby, które nigdy dotąd go nie widziały.
Na dźwięk telefonu pędem wrócił do pokoju. Męski głos poprosił go,
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 8/85
żeby przyszedł do biblioteki.
Los pospiesznie zrzucił z siebie strój roboczy, ubrał się w jeden z
najlepszych garniturów, jakie miał, starannie przyczesał włosy, włożył duże
okulary słoneczne, które nosił do pracy w ogrodzie, i ruszył na górę. W
wąskim, mrocznym pokoju o zastawionych książkami ścianach ujrzał
kobietę i mężczyznę. Siedzieli za dużym biurkiem, na którym leżały
porozkładane różne papiery. Los zatrzymał się na środku pokoju,
niepewien, co ma uczynić. Mężczyzna wstał od biurka, postąpił naprzód
kilka kroków i wyciągnął rękę.
- Thomas Franklin z firmy prawniczej Hancock, Adams i Colby, która
prowadzi sprawy spadkowe zmarłego. A to - rzekł odwracając się w stronę
kobiety - moja asystentka, panna Hayes.
Los potrząsnął wyciągniętą dłonią i spojrzał na kobietę. Uśmiechnęła
się.
- Pokojówka powiedziała mi, że mieszka tu mężczyzna zatrudniony w
charakterze ogrodnika. - Mówiąc to Franklin skinął głową w kierunku Losa.
- Jednocześnie w żadnych dokumentach z ostatnich czterdziestu lat nie ma
najmniejszej wzmianki o jakimkolwiek mężczyźnie zatrudnionym przez
zmarłego czy też mieszkającym w jego domu. Czy wolno mi spytać, od ilu
dni pan tutaj przebywa?
Zdumiało Losa, że w tak wielu papierach rozłożonych na biurku
nigdzie nie figuruje jego imię; przyszło mu do głowy, że może ogród też
nigdzie nie jest wspomniany. Po chwili wahania odparł:
- Mieszkam w tym domu, odkąd tylko pomiętam, odkąd byłem
małym dzieckiem. Zamieszkałem tu na długo przedtem, zanim jeszcze
Stary Człowiek złamał nogę w biodrze i zaczął większość czasu spędzać w
łóżku, zanim w ogrodzie wyrosły duże krzewy, zanim na trawnikach
pojawiły się automatyczne spryskiwacze do roślin, a w pokojach
telewizory.
- Co takiego? Twierdzi pan, że mieszka w tym domu od dzieciństwa? Czy
wolno mi spytać o pańskie nazwisko?
Los poczuł się zakłopotany. Wiedział, że między nazwiskiem
człowieka a jego życiem istnieje ważny związek. Dlatego ludzie w telewizji
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 9/85
zawsze mieli dwa nazwiska, jedno własne, używane poza ekranem, oraz
drugie, które przybierali za każdym razem, gdy wcielali się w jakąś postać.
- Nazywam się Los - powiedział.
- Pan Los, tak? - upewnił się prawnik. Los skinął głową.
- Spójrzmy do akt. - Ze stosu na stole podniósł kilka arkuszy. - Mam
tu pełen wykaz osób, jakie zmarły kiedykolwiek u siebie zatrudniał.
Podobno kiedyś sporządził testament, ale, niestety, nie udało nam się go
odnaleźć. Prawdę mówiąc, zmarły zostawił po sobie bardzo niewiele
dokumentów. Mamy jednak pełną listę wszystkich jego pracowników -
oznajmił dobitnie, spoglądając na dokument, który trzymał w dłoni.
Los czekał bez słowa.
- Może pan usiądzie? - zaproponowała panna Hayes.
Przysunął krzesło w stronę biurka i usiadł.
Franklin oparł brodę na ręce.
- Bardzo to dziwne - powiedział nie podnosząc wzroku znad kartki
papieru, którą uważnie studiował - ale pańskie nazwisko nigdzie nie
figuruje w naszych aktach. Według
informacji, jakie mamy, nikt o takim nazwisku nie pracował u zmarłego.
Panie Los, czy jest pan pewien, całkowicie pewien, że zmarły zatrudnił
pana u siebie?
- Pracuję tu od samego początku - oświadczył z głębokim
przekonaniem Los. - Całe życie zajmuję się ogrodem na tyłach domu.
Odkąd tylko pamiętam. Byłem małym chłopcem, kiedy rozpocząłem pracę.
Drzewa były wtedy niskie, żywopłotu też właściwie jeszcze nie było. A
teraz ogród...
- Ale w dokumentach - przerwał mu Franklin – nie ma ani słowa o
tym, aby jakikolwiek ogrodnik mieszkał tu i pracował. Firma Hancock,
Adams i Colby powierzyła nam,
to jest mnie i pannie Hayes, uregulowanie wszystkich spraw zmarłego.
Posiadamy szczegółową dokumentację. I mogę pana zapewnić, panie Los,
że nigdzie nie ma najmniejszej wzmianki o ogrodniku. Przeciwnie, z
dokumentów jasno wynika, że w przeciągu ostatnich czterdziestu lat
zmarły nie zatrudniał żadnego mężczyzny. Przepraszam... czy jest pan
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 10/85
ogrodnikiem z zawodu?
- Jestem ogrodnikiem. Nikt nie zna tego ogrodu lepiej ode mnie.
Mieszkam tu od dziecka i przez cały czas ja jeden troszczę się o ogród.
Dawniej zajmował się nim ktoś inny,
wysoki, czarnoskóry mężczyzna; kiedy nauczył mnie wszystkiego, kiedy
pokazał mi, co mam robić, odszedł i od tej pory pracuję zupełnie sam.
Wiele z tych drzew i kwiatów zasadzi
łem własnoręcznie - stwierdził, wskazując w stronę okna wychodzącego na
ogród. - Sprzątam ścieżki, podlewam grządki. Dawniej Stary Człowiek
często schodził do ogrodu, siadał z książką, odpoczywał. Ale potem
przestał.
Franklin przeszedł od okna do biurka.
- Proszę pana - rzekł - chciałbym panu wierzyć, ale widzi pan, jeśli
wszystko, co pan mówi, jest prawdą, to z jakiegoś niezrozumiałego
powodu pańska obecność w tym
domu oraz fakt zatrudnienia w charakterze ogrodnika nie zostały
odnotowane w żadnym z dostępnych nam dokumentów. Niewiele
pracowało tu osób - dodał cicho, zwracając się
do asystentki. - Zmarły odszedł z firmy w wieku siedemdziesięciu dwóch
lat, ponad ćwierć wieku temu, kiedy złamane biodro przykuło go do łóżka.
Ale pomimo zaawansowanego wieku do końca czuwał nad swoimi
sprawami i każdą osobę, którą zatrudniał, zgłaszał do nas; to my
wypłacaliśmy jej pensję, załatwiali ubezpieczenie i tak dalej. Z naszych akt
wynika, że po odejściu panny Louise przyjął do pracy jedną „zagraniczną”
pokojówkę, i nikogo więcej.
- Znam starą Louise. Ona może poświadczyć, że od dawna mieszkam
w tym domu i pracuję w ogrodzie. Louise była tu, odkąd pamiętam, odkąd
miałem kilka lat. Codziennie przynosiła mi posiłki do pokoju, a od czasu do
czasu siadywała ze mną w ogrodzie.
- Louise umarła, proszę pana - przerwał Franklin.
- Nie, ona pojechała na Jamajkę.
- Tak, ale niedawno zachorowała i umarła - wyjaśniła
panna Hayes.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 11/85
- Nie wiedziałem o tym - powiedział cicho Los.
- W każdym razie - ciągnął dalej Franklin - wszystkie zatrudnione tu
osoby zawsze regularnie otrzymywały pensje; a ponieważ zajmowała się
tym nasza firma, dysponujemy pełną dokumentacją.
- Nie znałem innych osób, które tu pracowały. Kiedy nie
pielęgnowałem ogrodu, przebywałem u siebie w pokoju.
- Chciałbym panu wierzyć, panie Los, jednakże w naszych aktach nie
ma najmniejszej wzmianki o pana obecności w tym domu. Nowa
pokojówka nie umie powiedzieć, od jak
dawna pan tu mieszka. Jak powiedziałem, nasza firma jest w posiadaniu
pełnej dokumentacji, posiadamy nawet wszystkie czeki i kwity
ubezpieczeniowe z ostatnich pięćdziesięciu lat. - Uśmiechnął się. - W
czasie gdy zmarły był wspólnikiem w firmie, niektórych z nas jeszcze nie
było na świecie, a inni dopiero raczkowali.
Panna Hayes roześmiała się. Los nie rozumiał, dlaczego jej tak
wesoło.
- Proszę pana - Franklin znów powrócił do spraw dokumentów - czy
przypomina pan sobie, aby w czasie pobytu w tym domu podpisywał pan
cokolwiek?
- Nic nie podpisywałem.
- A w jaki sposób panu płacono? W gotówce?
- Nigdy nie dawano mi pieniędzy. Dostawałem posiłki, bardzo
smaczne posiłki; mogłem jeść, ile chciałem. Miałem własny pokój, z
łazienką i oknem wychodzącym na ogród;
wstawiono też nowe drzwi prowadzące do ogrodu. Otrzymałem radio, a po
pewnym czasie telewizor, duży, kolorowy, z pilotem i zegarem, którego
sygnał budzi mnie rano...
- Tak, wiem, o jakim pan mówi.
- Wolno mi chodzić na strych i wybierać sobie garnitury Starego
Człowieka. Leżą na mnie idealnie, o, proszę – rzekł wskazując na ten, który
miał na sobie. - Mogę również nosić jego płaszcze i buty, chociaż te
ostatnie trochę piją mnie w nogi, i koszule, chociaż są trochę za ciasne pod
szyją, i krawaty, i...
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 12/85
- Tak, rozumiem.
- Zdumiewające! - zawołała panna Hayes. - Jest pan tak modnie
ubrany...
Los uśmiechnął się do niej.
- To nie do wiary, jak bardzo dzisiejsza moda męska przypomina tę z
lat dwudziestych - dodała.
- Ładnie, ładnie! - powiedział Franklin siląc się na wesołość.- Czyżbyś
dawała mi do zrozumienia, że moje garnitury wyszły z mody? - I ponownie
zwracając się do Losa, spytał: - A więc nie sporządzono żadnej umowy o
pracę?
- O ile wiem, to nie.
- I zmarły nigdy nie obiecywał panu żadnej zapłaty, ani nic w tym
rodzaju?
- Nie. Nikt mi nic nie obiecywał. Rzadko widywałem Starego
Człowieka. Przestał schodzić do ogrodu, zanim posadziłem te krzewy po
lewej stronie ścieżki, które teraz sięgają mi już do ramion. Sadziłem je w
czasach, kiedy nie było telewizora, tylko radio. Pamiętam, jak pracując w
ogrodzie słuchałem radia, a Louise schodziła na dół i mówiła, żebym je
ściszył, bo Stary Człowiek śpi. Już wtedy był bardzo stary i schorowany.
Franklin nagle poderwał się z miejsca.
- Panie Los, wydaje mi się, że bardzo uprościło by sprawę, gdyby
pokazał nam pan jakiś dokument zawierający pański adres. Może to być
książeczka czekowa, prawo jazdy, karta ubezpieczeniowa czy coś w tym
rodzaju.
- Nie mam nic takiego.
- Proszę pana, chodzi mi o cokolwiek, na czym widniałoby pańskie
nazwisko, wiek i adres.
Los milczał.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 13/85
- Może świadectwo urodzenia? - podsunęła życzliwie panna Hayes.
- Nie mam żadnych dokumentów.
- Potrzebny jest nam dowód, że mieszka pan w tym domu - oznajmił
stanowczo prawnik.
- Ale macie mnie, jestem tu na miejscu. Czyż to niewystarczający
dowód?
- Czy kiedykolwiek był pan chory, to znaczy, czy leżał pan w szpitalu
albo zasięgał porady lekarskiej? Proszę zrozumieć - ciągnął beznamiętnie
Franklin - potrzebujemy jakiegoś dowodu na piśmie, że mieszkał pan i
pracował pod tym adresem.
- Nigdy nie chorowałem. Nigdy.
Franklin zauważył podziw w oczach panny Hayes.
- No dobrze. A jak się nazywa pański dentysta?
- Nigdy nie byłem ani u lekarza, ani u dentysty. Nie opuszczałem tego
domu i nikt mnie nigdy nie odwiedzał. Louise czasami wychodziła na
miasto, ale ja nie.
- Panie Los, będę z panem szczery – powiedział znużonym głosem
Franklin. - Nie posiadamy żadnego dowodu na to, że pan tu naprawdę
mieszkał, że otrzymywał
pensję, że miał opłacone ubezpieczenie... - Nagle urwał. - A podatki, czy
płacił pan podatki?
- Nie.
- A czy służył pan w wojsku?
- Nie. Oglądałem wojsko w telewizji.
- Czy nie jest pan może spokrewniony ze zmarłym?
- Nie, nie jestem.
- Przyjmując, że mówi pan prawdę, chciałbym wiedzieć, czy zamierza
pan rościć pretensje do spadku po zmarłym?
Los nie rozumiał, o co prawnikowi chodzi.
- Nie mam żadnych pretensji - wyjaśnił ostrożnie. - Jest mi tu dobrze.
Lubię ten ogród. Spryskiwacze są jeszcze całkiem nowe.
- Proszę mi powiedzieć... - wtrąciła się do rozmowy panna Hayes;
wyprostowała się na krześle i odrzuciła w tył głowę. - Jakie ma pan plany
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 14/85
na przyszłość? Czy znalazł pan już inną pracę?
Los poprawił okulary słoneczne. Był całkiem zdezorientowany;
dlaczego miałby odejść z ogrodu?
- Pragnę tu pozostać i dalej dbać o rośliny – odparł cicho.
Franklin zaczął przekładać papiery na biurku i po chwili wyciągnął
kartkę pokrytą drobnym drukiem.
- To zwykła formalność - stwierdził podając ją Losowi. Bardzo
proszę zapoznać się z tym dokumentem i jeśli nie będzie pan miał żadnych
zastrzeżeń, podpisać u dołu.
Los wziął od prawnika kartkę i trzymając ją oburącz, uważnie się w
nią wpatrywał. Zastanawiał się, ile potrzeba czasu, żeby przeczytać jedną
stronę pisma urzędowego. W telewizji różnie to trwało. Wiedział, iż nie
powinien zdradzić się z tym, że nie potrafi czytać i pisać. W telewizji
drwiono i wyśmiewano się z takich ludzi. Przybrał skupiony wyraz twarzy,
ściągnął brwi, zmarszczył czoło i ujął brodę pomiędzy kciuk a palec
wskazujący.
- Nie mogę tego podpisać - odparł wreszcie, zwracając Franklinowi
kartkę. - Po prostu nie mogę.
- Rozumiem. A zatem nie rezygnuje pan z roszczeń?
- Nie mogę tego podpisać, to wszystko.
- Jak pan sobie życzy. - Prawnik zebrał z biurka dokumenty. -
Uprzedzam pana, panie Los, że jutro w południe dom będzie
zaplombowany. Obie pary drzwi, jak również brania do ogrodu, zostaną
zamknięte. Jeśli w istocie pan tu mieszka, proszę wyprowadzić się do
południa, zabierając z sobą wszystkie swoje rzeczy osobiste. - Sięgnął do
kieszeni i wyjął nieduży kartonik. - Proszę, oto wizytówka z moim
nazwiskiem oraz adresem i numerem telefonu naszej firmy.
Los wziął od prawnika wizytówkę i wsunął do kieszeni kamizelki.
Wiedział, że powinien czym prędzej opuścić bibliotekę i wrócić do siebie do
pokoju. Po południu nadawano w telewizji program, który oglądał
regularnie i którego nie chciał przegapić. Wstał i pożegnawszy się,
wyszedł. Na schodach wyrzucił wizytówkę.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 15/85
3
We wtorek , wczesnym rankiem, Los zszedł ze strychu z ciężką,skórzaną walizką w ręce, po raz ostatni zerkając na portrety zdobiące
ściany domu. Spakował się, zaniknął za sobą drzwi pokoju i kiedy już był
przy bramie prowadzącej na ulicę, nagłe ogarnęła go chęć, by wrócić do
ogrodu, ukryć się wśród zieleni i opóźnić nieco swoje odejście. Postawił
walizkę na ziemi i cofnął się. W ogrodzie panował błogi spokój.
Kwiaty na wiotkich łodyżkach prężyły się ku niebu, a automatyczny
spryskiwacz wyrzucał w górę bezkształtny obłok wilgoci, który osiadał nakrzewach. Mężczyzna przejechał dłonią po kłujących igłach sosny i bujnych
gałązkach żywopłotu, które jakby wyciągały się do niego.
Przez jakiś czas stał bez ruchu, rozglądając się leniwie po ogrodzie,
po czyni wyłączył spryskiwacz i wrócił do swojego pokoju. Nastawił
telewizor, usiadł na łóżku i zaczał zmieniać kanały. Na ekranie ukazywały
się wiejskie posiadłości, drapacze chmur, nowo wybudowane bloki
mieszkalne, kościoły. Zgasił odbiornik. Obraz znikł, jedynie na środku
ekranu majaczył mały, niebieski punkcik, jakby zapomniany przez świat,
do którego należał, ale po chwili i on się rozpłynął. Ekran pokryty
równomierną szarością wyglądał jak kamienna płyta.
Mężczyzna wstał i ponownie skierował się w stronę ogrodu, tym
razem pamiętając, aby wziąć stary klucz, który od lat wisiał nie używany
na haczyku w korytarzu nie opodal drzwi. Zbliżywszy się do bramy, wsunął
klucz w zamek, po czym otworzył furtkę, przestąpił próg i nie wyjmując
klucza, zatrzasnął ją za sobą. Powrót do ogrodu miał na zawsze odcięty.
Po raz pierwszy, odkąd zamieszkał w domu Starego Człowieka,
znalazł się za bramą. Światło raziło go w oczy. Po chodnikach sunęli
przechodnie, a dachy zaparkowanych wozów lśniły w słońcu poranka.
Rozglądał się ze zdumieniem: ulica, samochody, budynki, ludzie,
przytłumione odgłosy - były to obrazy, które od dawna miał utrwalone w
pamięci. Jak dotąd, życie za bramą nie różniło się od tego, które oglądał na
ekranie telewizora; może jedynie wszystko było większe, a zarazem
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 16/85
bardziej powolne, mniej eleganckie, mniej atrakcyjne. Słowem, miał
wrażenie, że patrzy na coś, co dobrze zna.
Ruszył przed siebie. Zanim jednak minął najbliższą przecznicę,
walizka zaczęła mu ciążyć, a upał dokuczać. Zszedł z chodnika w wąską
przestrzeń między dwoma zaparkowanymi przy krawężniku samochodami,
gdy wtem spostrzegł, że jeden z nich gwałtownie rusza wstecz. Poderwał
się, usiłując wrócić na chodnik, ale walizka spowolniła ruchy. Nim zdążył
uskoczyć, poczuł uderzenie: został uwięziony między zderzakiem
cofającego się pojazdu a reflektorami następnego. Z trudem wyszarpnął
jedną nogę - druga nawet nie chciała drgnąć. Potworny ból sprawił, że
zaczął krzyczeć i walić pięścią w bagażnik. Limuzyna zatrzymała się. Z
prawą nogą uniesioną nad zderzak, z lewą wciąż unieruchomioną, Los był
zupełnie bezradny. Pot lał się z niego strumieniami.
Z pojazdu wyskoczył czarnoskóry, umundurowany szofer i z czapką
w ręce zaczął coś mamrotać. Kiedy uświadomił sobie, że mężczyzna
zaklinowany między wozami nie może drgnąć, przerażony czym prędzej
usiadł z powrotem za kierownicą i podjechał nieco do przodu. Los postawił
na ziemi uwolnioną nogę i upadł na krawężnik. Natychmiast otworzyły się
tylne drzwi pojazdu, z których wyłoniła się szczupła kobieta.
- Czy bardzo pana boli? - spytała pochylając się nad Losem.
Podniósł oczy. W telewizji widział wiele podobnych do niej kobiet.
- Nie - odparł, lecz głos mu drżał. - Tylko... tylko mi trochę zgniotło nogę.
- O mój Boże! - zawołała ochryple kobieta. – Czy mogę... czy mógłby pan
podciągnąć nogawkę?
Spełnił jej prośbę. Łydka zdążyła mu spuchnąć i przybrać
czerwonosiny odcień.
- Mam nadzieję, że kość nie jest złamana. Nawet pan nie wie, jak
bardzo mi przykro. Mój kierowca nigdy dotąd nie spowodował wypadku.
- Nic takiego się nie stało. Czuję się już nieco lepiej.
- Od kiedy mój mąż niedomaga, mieszka u nas lekarz oraz kilka
pielęgniarek. Sądzę, że najrozsądniej będzie, jeśli pojedzie pan ze mną,
chyba że woli pan udać się do własnego
lekarza?
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 17/85
- Sam nie wiem, co robić.
- Nie miałby pan nic przeciwko temu, żeby zbadał pana nasz lekarz?
- Nie, bynajmniej.
- To jedziemy. Jeśli nie będzie mógł panu pomóc, zawiozę pana do
szpitala.
Wsparty na ramieniu, które kobieta mu podała, doszedł do limuzyny
i wsunął się na tylne siedzenie. Kobieta usiadła obok. Kierowca umieścił
walizkę w bagażniku i po chwili samochód gładko włączył się w poranny
ruch uliczny.
- Nazywam się Elizabeth Eve Rand – przedstawiła się kobieta. -
Jestem żoną Benjamina Randa. Przyjaciele mówią na mnie EE... to od
pierwszych liter moich imion.
- EE - powtórzył z powagą Los.
- Tak, EE - powiedziała kobieta, rozbawiona jego skupioną miną.
Przypomniał sobie, że w podobnych sytuacjach mężczyźni, których
oglądał na ekranie telewizora, również się przedstawiali.
- A ja Los - wyjąkał, a ponieważ kobieta wciąż patrzyła na niego
wyczekująco, dodał: - Los ogrodnik...
- Ross O'Grodnick? - Zauważył, że zmieniła jego imię, i uznał, że tak
jak ludzie w telewizji, powinien odtąd przedstawiać się inaczej. - Mąż i ja
od lat przyjaźnimy się
z Basilem i Perditą O'Grodnick. Czy jest pan z nimi spokrewniony?
- Nie, nie jestem.
- A może wypiłby pan szklaneczkę whisky albo odrobi nę koniaku?
Milczał zakłopotany. Stary Człowiek nie pił i nie pozwalał pić służbie,
ale od czasu do czasu czarnoskóra Louise potajemnie zaglądała w kuchni
do butelki i za jej usilną namową Los też kilka razy skosztował alkoholu.
- Chętnie. Może koniaku - odparł, znów czując, jak ból przeszywa mu
nogę.
- Widzę, że pana boli - rzekła kobieta, pośpiesznie otwierając
drzwiczki barku, który znajdował się na wprost nich; ze srebrzystej karafki
nalała ciemnego płynu do szklanki z wyrytym monogramem. - Proszę
wypić do dna. Dobrze to panu zrobi.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 18/85
Los pociągnął łyk i zakrztusił się. Kobieta uśmiechnęła się.
- Lepiej? - spytała. - Wkrótce będziemy w domu i zajmie się panem
lekarz. Jeszcze chwila cierpliwości.
Pociągnął kolejny łyk: trunek był mocny. Tuż nad barkiem Los dojrzał
przemyślnie ukryty mały odbiornik telewizyjny. Miał wielką ochotę go
włączyć. Popijał ze szklanki, a tymczasem samochód sunął wolno po
zatłoczonych ulicach.
- Gzy telewizor działa?
- Tak, naturalnie.
- Czy można... czy mogłaby go pani włączyć?
- Oczywiście. Może pozwoli to panu zapomnieć o bólu. - Pochyliła się
i wcisnęła przycisk: ekran pojaśniał, wypełniając się obrazem. - Który kanał
włączyć? Czy chce pan obejrzeć jakiś konkretny program?
- Nie, może być ten, co jest.
Malutki ekran i wydobywające się z niego dźwięk, oddzielały ich od
hałasu ulicznego. Nagle zajechał im drogę jakiś samochód i szofer
gwałtownie zahamował. Los zaparł się mocno, żeby nie polecieć do
przodu, i w tym momencie poczuł ostry ból w nodze: świat zawirował mu
przed oczami, a potem wszystko pociemniało, niczym ekran po zgaszeniu
telewizora.
Kiedy się obudził, leżał na ogromnym łóżku, w pokoju skąpanym w
promieniach słońca. EE stała obok.
- Panie O'Grodnick - powiedziała wolno – stracił pan przytomność.
Ale już jesteśmy w domu.
Rozległo się pukanie do drzwi; po chwili ukazał się w nich człowiek w
białym kitlu i okularach o grubych, czarnych oprawkach; w ręce miał
pękatą, skórzaną torbę.
- Jestem lekarzem - oznajmił - a pan jest zapewne tym mężczyzną,
którego przygniotła wozem i porwała nasza urocza gospodyni?
Los skinął głową.
- Wybrała sobie pani bardzo przystojną ofiarę - powiedział z
uśmiechem lekarz. - Ale chciałbym teraz zbadać pacjenta, więc gdyby
mogła nas pani na chwilę zostawić
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 19/85
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 20/85
Usiadła na krześle tuż obok łóżka. - Chciałam
panu powiedzieć, że dręczą mnie potworne wyrzuty sumienia; czuję się
odpowiedzialna za to, co się stało. Mam nadzieję, że ta sytuacja nie
pokrzyżuje panu zbytnio planów.
- Proszę się nie martwić. Jestem ogromnie wdzięczny za pomoc. Nie
wiem... nie wiem, jak...
- Na moim miejscu każdy postąpiłby tak samo. Ale może chciałby
pan kogoś powiadomić? Żonę? Rodzinę?
- Nie mam żony ani rodziny.
- To może kogoś z biura? Proszę się nie krępować i do woli korzystać
z telefonu, z teleksu, wysyłać telegramy... A może przydałaby się panu
sekretarka? Mąż choruje od tak
dawna, że personel, który zatrudnia, ma niewiele pracy.
- Dziękuję bardzo, ale nic mi nie potrzeba.
- Ależ musi być ktoś, z kim pragnąłby się pan skontaktować... mam
nadzieję, że nie czuje się pan...
- Nie ma nikogo.
- Jeśli tak jest w istocie... i proszę, niech pan nie sądzi, panie
O'Grodnick, że mówię to tylko z grzeczności... jeśli nie ma pan żadnych
pilnych spraw do załatwienia w najbliższym
czasie, chciałabym, żeby został pan z nami, dopóki pan całkiem nie
wydobrzeje. Czułabym się okropnie, gdyby musiał się pan troszczyć o
wszystko sam, będąc w takim
stanie. Miejsca jest tu pod dostatkiem i będzie pan pod stałą opieką
najlepszych lekarzy. Mam nadzieję, że pan mi nie odmówi?
Los przyjął zaproszenie. EE podziękowała mu i wkrótce usłyszał, jak
wydaje służbie polecenie, aby rozpakowano jegc walizkę.
Obudził się, kiedy promyk światła wdzierający się przez szparę
pomiędzy grubymi kotarami padł mu na twarz. Było późne popołudnie.
Losowi kręciło się w głowie, bolała go noga i nie do końca kojarzył, gdzie
się znajduje. Po chwili przypomniał sobie wypadek, limuzynę, kobietę, i
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 21/85
lekarza. Tuż obok łóżka, dosłownie w zasięgu ręki, stał telewizor. Los
włączył odbiornik i leżał oglądając zmieniające się obrazy, które działały na
niego kojąco. Nagle, akurat gdy zamierzał podejść do okna i uchylić
kotarę, zabrzęczał telefon. Dzwoniła EE. Zapytała o nogę, a także czy chce,
żeby przyniesiono mu na górę herbatę i kanapki, oraz czy ona sama może
go wkrótce odwiedzić. Odpowiedział, że tak.
Po chwili w drzwiach ukazała się pokojówka z tacą, którą ustawiła na
łóżku. Los jadł powoli, rozkoszując się wyśmienitym podwieczorkiem, takim
jak te, które widywał na ekranie telewizora.
Leżał wsparty o poduszki oglądając telewizję, kiedy EE weszła do
pokoju. Widząc, że przysuwa fotel bliżej łóżka, z ociąganiem wyłączył
odbiornik. Spytała, czy boli go noga. Odparł, że tylko trochę. Zaraz
zadzwoniła do lekarza, którego zapewniła, że pacjent ma się znacznie
lepiej.
Wyznała Losowi, że jej mąż, Benjamin Rand, jest dużo od niej starszy
i zbliża się już do osiemdziesiątki. Dopóki nie zmogła go choroba, był
energicznym mężczyzną, a nawet teraz, pomimo swego wieku i
niedomagań, wciąż żywo interesuje się - i zajmuje - sprawami
zawodowymi. Żałuje, powiedziała, że nie mają dzieci, zwłaszcza odkąd
Rand zerwał wszelkie stosunki z poprzednią żoną oraz dorosłym synem z
pierwszego małżeństwa. Przyznała, że czuje się odpowiedzialna za rozłam,
jaki nastąpił między ojcem i synem, gdyż Rand właśnie dla niej rozwiódł się
z matką chłopca.
Świadom, że powinien okazać zainteresowanie tym, co EE mówi, Los
zaczął powtarzać za nią końcówki jej zdań, naśladując sztuczkę, którą
zauważył w telewizji. W ten sposób zachęcał kobietę, aby kontynuowała, a
nawet rozwijała opowieść. Za każdym razem gdy się odzywał, EE
rozpromieniała się i nabierała większej pewności siebie. Wkrótce poczuła
się tak swobodnie, że dla zaakcentowania swoich wypowiedzi zaczęła
dotykać to jego ramienia, to jego dłoni. Miał wrażenie, że jej słowa dryfują
mu po głowie, i leżał patrząc na kobietę, jakby była postacią oglądaną w
telewizji. EE usiadła wygodniej w fotelu. Pukanie do drzwi przerwało jej w
pół słowa.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 22/85
Okazało się, że to pielęgniarka, która przyszła zrobić zastrzyk. EE
wstała, lecz zanim opuściła pokój, poprosiła Losa, żeby zechciał zjeść
kolację wspólnie z nią i jej mężem, który akurat poczuł się nieco lepiej.
Los zastanawiał się, czy pan Rand każe mu się wyprowadzić. Na
myśl o tym nie czuł jednak niepokoju; zdawał sobie sprawę, że prędzej czy
później będzie musiał odejść, nie wiedział tylko tak jak się nie wie
oglądając film w telewizji - co nastąpi później. Nie zdążył jeszcze poznać
wszystkich aktorów grających w tym odcinku. Wiedział, że nie musi się
niczego obawiać, gdyż wszystko ma dalszy ciąg, i że jedyne, co może w tej
sytuacji zrobić, to czekać cierpliwie na swój wieczorny występ.
Akurat kiedy włączał telewizor, w pokoju zjawił się czarnoskóry
kamerdyner z odświeżonym, uprasowanym garniturem. Uśmiech
mężczyzny, przyjazny i swobodny, przypominał uśmiech starej Louise.
EE ponownie zadzwoniła, zapraszając Losa na drinka przed kolacją.
Kiedy zszedł na dół po schodach, służący zaprowadził go do salonu, gdzie
czekała na niego EE wraz z sędziwym mężczyzną. Benjamin Rand był
bardzo stary, niemal tak stary jak Stary Człowiek. Rękę, którą wyciągnął
na powitanie, miał suchą i gorącą, uścisk dłoni słaby. Popatrzył na nogę
Losa.
- Nie wolno jej panu zbytnio forsować - oznajmił; mówił wolno i
wyraźnie. - Proszę powiedzieć, jak się pan czuje? EE wspomniała mi o
wypadku. To straszne! Po prostu
brak mi słów!
Los zawahał się.
- Nic takiego się nie stało, proszę pana. Zresztą czuję się już
znacznie lepiej. To pierwszy wypadek, jaki przydarzył mi się w życiu.
Służący napełnił kieliszki szampanem. Los ledwo zdążył zamoczyć
usta, kiedy poproszono ich na kolację. Mężczyźni przeszli za EE do jadalni,
gdzie stał stół z trzema nakryciami. Uwagę Losa zwróciły lśniące srebra
oraz białe rzeźby z matowego szkła umieszczone w rogach pokoju.
Nie wiedząc, jak się zachować, postanowił naśladować pewną postać
z serialu telewizyjnego: młodego biznesmena, który często jadał w
towarzystwie swojego szefa i jego córki.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 23/85
- Sprawia pan wrażenie silnego, zdrowego człowieka, panie
O'Grodnick, a zdrowie to cenna rzecz – stwierdził Benjamin Rand. - Ale
proszę powiedzieć, czy ten wypadek
nie oderwał pana od pracy zawodowej?
- Tak jak już mówiłem pańskiej żonie - zaczął powoli Los - mój dom
został zamknięty i nie mam w tym momencie żadnych pilnych
obowiązków. - Ukroił sobie kawałek mięsa
i zaczął go dokładnie przeżuwać. - Właśnie czekałem, aż coś się przydarzy,
kiedy potrącił mnie samochód pańskiej żony.
Pan Rand zdjął okulary, chuchnął na nie, po czym przetarł szkła
chusteczką do nosa. Następnie włożył je z powrotem i popatrzył na gościa
tak, jakby spodziewał się dalszych wyjaśnień. Los zdał sobie sprawę, że
jego odpowiedź jest niewystarczająca. Rozejrzał się i napotkał wzrok EE.
- Niełatwo jest, proszę pana, znaleźć odpowiednie miejsce, ogród,
do którego nikt by się nie mieszał, a który uprawiałoby się stosownie do
pór roku. Okazje takie trafiają
się coraz rzadziej. W telewizji... - zawahał się i nagle coś sobie uzmysłowił.
- W telewizji ani razu nie widziałem ogrodu. Widziałem lasy i dżungle,
czasem pojedyncze drzewa, ale nigdy ogrodu, w którym mógłbym
pracować i patrzeć, jak to, co zasadziłem, rośnie... - Posmutniał.
Benjamin Rand pochylił się przez stół.
- Świetnie powiedziane, panie O'Grodnick! Czyż jest lepsze słowo niż
ogrodnik na określenie prawdziwego biznesmena? Tak, Ross... pozwolisz,
że będę ci mówił po imieniu?...
Człowiek interesu niczym ogrodnik pracą własnych rąk sprawia, że gleba
licha staje się urodzajna; zraszając ją potem, który ścieka mu z czoła,
tworzy coś wartościowego, wspaniałe
miejsce, które służy nie tylko jego rodzinie, ale całemu społeczeństwu.
Tak, Ross, to genialna metafora! Pracowity biznesmen jest jak robotnik we
własnej winnicy!
Skwapliwość, z jaką pan Rand zareagował na jego słowa, uspokoiła
Losa; wszystko było w porządku.
- Dziękuję panu - wymamrotał cicho.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 24/85
- Ależ mów mi Ben. Los skinął głową.
- Dobrze, Ben. Ogród, który opuściłem, był właśnie takim
wspaniałym miejscem i wiem, że już nigdy nie znajdę mu równego.
Wszystko, co w nim rosło, było moją zasługą; to
ja wysiewałem nasiona, ja podlewałem rośliny, ja patrzyłem, jak kwitną.
Ale wszystko znikło; jedyne, co mi pozostało, to pokój na górze - rzekł
wskazując oczami na sufit.
Rand przyjrzał mu się z zatroskaniem.
- Dlaczego ktoś tak młody jak ty mówi o pokoju na górze? To ja się
tam wkrótce udam, nie ty. Jesteś tak młody, że niemal mógłbyś być moim
synem. Oboje jesteście jeszcze
młodzi, i ty, i EE.
- Ben najdroższy - przerwała mu kobieta.
- Tak, tak... - nie pozwolił jej dokończyć. - Wiem, że nie lubisz, kiedy
wspominam o dzielącej nas różnicy wieku. Ale mnie czeka już tylko ten
pokój na górze.
Los zadumał się, niepewien, co znaczą słowa Randa. Chyba nie
zamierzał zająć pokoju na piętrze, póki on, Los, przebywał w tym domu?
Jedli w milczeniu; Los wolno przeżuwał każdy kęs, ani razu nie
sięgając po kieliszek z winem. W telewizji ludzie pijący wino wpadali w
dziwny stan i tracili nad sobą kontrolę.
- A jeśli wkrótce nie trafi ci się dobra okazja, co będzie z twoją
rodziną?
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 25/85
- Nie mam rodziny. Twarz Randa spochmurniała.
- Nie rozumiem; jak to możliwe, że taki młody, przystojny człowiek
nie założył rodziny?
- Nie było czasu.
Rand pokiwał z uznaniem.
- Byłeś tak bardzo pochłonięty pracą?
- Ben, proszę cię... - wtrąciła EE.
- Jestem pewien, że Ross nie ma mi za złe tych pytań. Prawda, Ross?
Los potrząsnął głową.
- A czy... czy nigdy nie chciałeś mieć rodziny?
- Nie wiem, co to znaczy mieć rodzinę.
- Musisz być bardzo samotny - szepnął gospodarz. Po kilku minutach,
które upłynęły w ciszy, służba wniosła drugie danie. Rand popatrzył na
Losa.
- Wiesz, Ross - rzekł - masz w sobie coś, co mi odpowiada. Jestem
starym człowiekiem, więc będę z tobą szczery. Podoba mi się twoja
bezpośredniość; chwytasz
wszystko w lot i nie owijasz niczego w bawełnę. Jak zapewne wiesz, jestem
prezesem zarządu Pierwszej Amerykańskiej Korporacji Finansowej.
Rozpoczęliśmy właśnie działalność
niosącą pomoc przedsiębiorstwom podupadającym na skutek inflacji, zbyt
wysokich podatków, strajków i innych kłopotów. Chcemy wyciągnąć, że
tak powiem, pomocną dłoń do wszystkich uczciwych „ogrodników"
amerykańskiego świata interesów. To właśnie oni stanowią naszą
najlepszą obronę przed trucicielami środowiska, którzy zagrażają wolności
oraz dobrobytowi średnich klas społeczeństwa. Musimy kiedyś o tym
porozmawiać; może, jak już zupełnie wydobrzejesz, spotkałbyś się z
innymi członkami zarządu, którzy zapoznaliby cię dokładniej z naszymi
planami oraz celem, jaki nam przyświeca. - I ku zadowoleniu Losa niemal
natychmiast dodał: - Wiem, wiem, nie należysz do ludzi, którzy pochopnie
podejmują decyzje. Ale przemyśl to, co powiedziałem, i pamiętaj: siedzi
przed tobą bardzo stary człowiek, któremu zostało już niewiele czasu... -
Nie zważając na protesty EE, ciągnął dalej: - Jestem chory i zmęczony
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 26/85
długim życiem. Czuję się jak drzewo, którego korzenie wystają nad
ziemię...
Los przestał słuchać. Ogarnęła go tęsknota za ogrodem; w ogrodzie
Starego Człowieka żadne drzewo nigdy nie uschło, żadnemu korzenie nie
wystawały z ziemi. Tam wszystkie drzewa były młode, otoczone troskliwą
opieką. Kiedy po chwili zdał sobie sprawę, że przy stole zapadła cisza,
powiedział szybko:
- Zastanowię się nad tym, Ben. Na razie boli mnie noga i trudno mi o
czymkolwiek decydować.
- Dobrze, Ross, nie będę cię poganiał. - Pochylił się i poklepał Losa
po ramieniu, po czym cała trójka wstała od stołu i udała się do biblioteki.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 27/85
4
W środę rano, kiedy Los się ubierał, zadzwonił telefon. W słuchawce
rozległ się głos Randa.- Dzień dobry, Ross. Żona prosiła mnie, abym również i w jej imieniu
życzył ci dobrego dnia. Nie będzie jej dzisiaj w domu, musiała lecieć do
Denver. Ale dzwonię w innej sprawie. W dniu dzisiejszym prezydent
Stanów Zjednoczonych wygłosi przemówienie na dorocznym spotkaniu
Instytutu Finansów. Jest już w drodze do Nowego Jorku, dzwonił do mnie z
pokładu samolotu. Wie, że niedomagam i że w związku z tym nie będę
mógł przewodniczyć zebraniu. Ale ponieważ czuję się dziś nieco lepiej,wspaniałomyślnie postanowił mnie odwiedzić, zanim się tam uda. To
ładnie z jego strony, nie uważasz? W każdym razie wyląduje na lotnisku
Kennedy'ego i przyleci na Manhattan helikopterem. Możemy go oczekiwać
mniej więcej za godzinę. - Zamilkł; Los słyszał w słuchawce jego ciężki
oddech. - Chciałbym, żebyś go poznał, Ross. Na pewno nie pożałujesz. To
ciekawy, naprawdę ciekawy człowiek; nie wątpię, że przypadniesz mu do
gustu. A teraz słuchaj: wkrótce zjawią się tu ludzie z jego ochrony, żeby
przeszukać dom. Jest to zwykła rutynowa czynność, którą zawsze
wykonują. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, moja sekretarka zawiadomi
cię, kiedy przybędą.
- Dobrze, Benjaminie, dziękuję.
- Aha, i jeszcze jedno. Mam nadzieję, że nie poczujesz się
dotknięty... zrobią ci rewizję osobistą. Nikomu, kto znajduje się w
pobliżu prezydenta, nie wolno mieć przy sobie żadnych ostrych
przedmiotów, a ty masz język ostry jak brzytwa, więc uważaj! No, do
zobaczenia, przyjacielu! - rzekł i odłożył słuchawkę.
Nie wolno mieć przy sobie ostrych przedmiotów. Los szybko usunął z
krawata spinkę, z kieszeni zaś wyjął grzebień i położył na stole. Ale o co
Randowi chodziło z tą brzytwą?
Przyjrzał się sobie w lustrze. Podobało mu się to, co widział: lśniące
włosy, rumiana cera, świeżo odprasowany ciemny garnitur, idealnie
dopasowany, niczym kora do drzewa. Zadowolony z siebie, włączył
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 28/85
telewizor.
Po pewnym czasie sekretarka Randa zadzwoniła, by powiedzieć, że
ludzie z ochrony prezydenta chcieliby przyjść na górę. W drzwiach ukazało
się czterech uśmiechniętych mężczyzn, którzy prowadząc ożywioną
rozmowę zaczęli przeszukiwać pokój za pomocą różnych skomplikowanych
urządzeń.
Los siedział przy biurku i oglądał telewizję. Zmieniając kanały, nagle
dojrzał olbrzymi helikopter zniżający się nad polaną w Parku Centralnym.
Spiker wyjaśnił, że właśnie w tym momencie prezydent Stanów
Zjednoczonych ląduje w sercu Manhattanu.
Agenci przerwali pracę i również skierowali oczy na ekran.
- Szef przyleciał - stwierdził jeden z nich. - Pośpieszmy się; zostało
nam jeszcze kilka pokoi.
Wkrótce po ich wyjściu, kiedy był sam w pokoju, sekretarka Randa
zadzwoniła z wiadomością, że prezydent zjawi się lada chwila.
- W takim razie powinienem chyba zejść na dół, jak pani sądzi? -
spytał Los, lekko się jąkając.
- Sądzę, że tak, proszę pana.
Ruszył w dół po schodach. Ludzie z ochrony krzątali się cicho po
korytarzach, po holu, w pobliżu windy. Kilku stało przy oknach gabinetu,
inni kręcili się po jadalni, po salonie i przed biblioteką. Któryś przeprosił
Losa, zrewidował go, po czym otworzył mu drzwi do biblioteki.
Rand podszedł do swojego gościa i poklepał go po ramieniu.
- Cieszę się, Ross, że będziesz miał okazję poznać prezydenta. To
porządny człowiek, który ma duże poczucie sprawiedliwości i świetne
rozeznanie w tym, co wyborcy
powitają z wrzaskiem, a co z poklaskiem. Swoją drogą, to ładnie z jego
strony, że postanowił mnie odwiedzić, nie sądzisz?
Los przytaknął.
- Szkoda, że EE musiała wyjechać - ciągnął dalej Rand. - Jest gorącą
zwolenniczką obecnego prezydenta i uważa go za bardzo przystojnego
mężczyznę. Nie wiem, czy
wiesz, ale dzwoniła z Denver.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 29/85
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 30/85
z oczami utkwionymi w prezydenta, który pozdrawiał ich ręką. Z jego
spojrzenia przebijał wyraz zadumy, gdy tak stał patrząc na tysiące
przesuwających się w szeregach żołnierzy, którzy w pomniejszeniu na
ekranie wyglądali jak martwe, opadłe z drzew liście niesione przez
porywisty wiatr. Nagle kilka odrzutowców lecących w zwartym, równym
szyku przecięło niebo. Zarówno wojskowi, jak i cywile na trybunie ledwo
zdążyli zadrzeć głowy, kiedy samoloty z szybkością błyskawicy przemknęły
nad prezydentem; huk ich silników brzmiał jak huk gromu. Twarz
prezydenta ponownie wypełniła szklany ekran. Spojrzał w niebo na
znikające w oddali punkciki i przelotny uśmiech na moment złagodził jego
rysy.
- Miło mi pana gościć, panie prezydencie - rzekł Rand wstając z
fotela, aby powitać średniego wzrostu mężczyznę, który wszedł
uśmiechnięty do pokoju. - Czuję się zaszczycony, że przebył pan taki kawał
drogi, aby odwiedzić starego,
umierającego człowieka.
Prezydent uściskał go i podprowadził do fotela.
- Bzdury wygadujesz, Benjaminie. Usiądź, proszę, i pozwól, że ci się
przyjrzę.
Sam zajął miejsce na kanapie i po chwili skierował wzrok na Losa.
- Panie prezydencie - oznajmił Rand – chciałbym panu przedstawić
mojego drogiego przyjaciela, pana Rossa O'Grodnicka. Ross, oto prezydent
Stanów Zjednoczonych.
Po dokonaniu prezentacji Rand zapadł się w fotelu, a prezydent
uśmiechnął się szeroko i wyciągnął rękę do Losa. Pamiętając, że podczas
emitowanych przez telewizję konferencji prasowych prezydent zawsze
patrzył ludziom w twarz, Los spojrzał prezydentowi prosto w oczy.
- Miło mi pana poznać - rzekł prezydent, opierając się wygodnie o
kanapę. - Wiele o panu słyszałem.
Zdumiało Losa, że prezydent mógł cokolwiek o nim słyszeć.
- Proszę, niech pan usiądzie - ciągnął dalej prezydent -i pomoże mi
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 31/85
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 32/85
sobie. Po wiośnie i lecie nadchodzi jesień i zima, a potem znów wiosna i
lato. Póki jednak korzenie są zdrowe, nie ma powodu do zmartwień, bo
wszystko jest i będzie dobrze.
Spojrzał przed siebie. Rand przyglądał mu się kiwając głową.
Prezydent też sprawiał wrażenie zadowolonego.
- Muszę przyznać, panie O'Grodnick, że jest to najbardziej
pokrzepiająca i optymistyczna opinia, jaką słyszałem od bardzo, bardzo
dawna. - Podniósł się z kanapy i stanął plecami do kominka. - Wielu z nas
zapomina, że ludzie i przyroda stanowią jedność. Tak, należymy do
świata przyrody, choć staramy się od niego odciąć. Nasz system
ekonomiczny, jeśli spojrzeć nań długodystansowe, jest równie stabilny i
racjonalny jak świat przyrody i dlatego nie powinniśmy się lękać. - Na
moment zawahał się, po czym zwrócił się do Randa: - Akceptujemy
nieuchronną zmienność pór roku, a martwią nas zmienne koleje naszej
ekonomii! Jacyż z nas głupcy! - Uśmiechnął się do Losa. - Wiesz, Ben,
zazdroszczę panu O'Grodnickowi jego zdrowego rozsądku. Właśnie tego
brakuje członkom Kongresu. - Zerknął na zegarek i ruchem ręki
powstrzymał Randa, który usiłował podnieść się z fotela. - Nie, Ben, nie
przemęczaj się. Mam nadzieję, że wkrótce się znów zobaczymy. Kiedy
poczujesz się lepiej, przyjedź z EE do Waszyngtonu. A pan, panie
O'Grodnick... liczę, że pan również zaszczyci wizytą mnie i moją rodzinę.
Do rychłego zobaczenia!
Objął serdecznie gospodarza, uścisnął dłoń Losa i żwawym krokiem
wyszedł z pokoju. Benjamin Rand sięgnął czym prędzej po szklankę z
wodą, popił kolejną pastylkę i osunął się ciężko na fotel.
- Przyzwoity facet z naszego prezydenta, nie uważasz? - spytał Losa.
- Tak, chociaż w telewizji sprawia wrażenie wyższego.
- Masz rację, Ross. Pamiętaj jednak, że jest to polityk, który w sposób
dyplomatyczny, bez względu na to, co naprawdę myśli, dobrocią
podlewa każdą napotkaną po drodze roślinę. Lubię go. A swoją drogą,
Ross, czy zgadzasz się z moją opinią w sprawie kredytów i polityki
oszczędnego wydatkowania środków?
- Nie jestem pewien, czy ją dobrze rozumiem. Dlatego w trakcie
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 33/85
rozmowy wolałem nie zabierać głosu.
- Ale zabrałeś, mój drogi, i bardzo dobrze! Spodobało się
prezydentowi zarówno to, co mówiłeś, jak i sposób, w jaki formułowałeś
myśli. Analizy w moim stylu prezydent słyszy na okrągło, a opinie takie jak
twoja zdarzają się, niestety, bardzo rzadko, jeśli w ogóle.
Zadzwonił telefon. Rand podniósł słuchawkę i po chwili poinformował
Losa, że prezydent oraz ludzie z jego ochrony odjechali, a ponadto, że sarn
musi już iść, gdyż czeka na niego pielęgniarka z zastrzykiem. Uścisnął Losa
i wyszedł z biblioteki. Los wrócił do siebie na górę. W telewizji ujrzał sznur
prezydenckich pojazdów sunących Piątą Aleją. Na chodnikach zbierały się
grupki przechodniów, do których prezydent machał przez okno limuzyny.
Patrząc w szklany ekran Los zastanawiał się, czy naprawdę była to ta sama
dłoń, którą ściskał zaledwie kilka minut temu.
Otwarcie dorocznego zebrania w Instytucie Finansów odbyło się w
atmosferze oczekiwania i wysokiego napięcia spowodowanego porannym
ujawnieniem wzrostu bezrobocia, które osiągnęło nie spotykany dotąd
poziom. Przedstawiciele administracji rządowej nie kwapili się z
udostępnieniem informacji o tym, jakie kroki prezydent zamierza przedsię-
wziąć w celu opanowania kryzysu. W środkach masowego przekazu
panował stan pogotowia.
W swoim przemówieniu prezydent zapewnił zebranych, że pomimo
kolejnego spadku produkcji rząd nie planuje żadnych drastycznych kroków.
- Mieliśmy wiosnę, mieliśmy lato, a teraz, niestety, tak jak to bywa w
przyrodzie, nastała pora nieuchronnych jesiennych chłodów i zimowych
zawiei.
Podkreślił, że dopóki korzenie przemysłu tkwią mocno i głęboko w
życiu kraju, dopóty jest pewne, że gospodarka znów się odrodzi.
Podczas krótkiej, nieoficjalnej części przeznaczonej na pytania i
odpowiedzi prezydent wyjaśnił, iż „przeprowadził konsultacje na wielu
szczeblach” z członkami „Gabinetu, Izby Reprezentantów i Senatu, a także
z wybitnymi przedstawicielami świata interesów”. Złożył hołd Benjaminowi
Randowi, prezesowi Instytutu, nieobecnemu na zebraniu z powodu
choroby; dodał, że w domu pana Randa odbył z gospodarzem i jego
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 34/85
gościem, panem Rossem O'Grodni-ckiem, niezwykle owocną dyskusję na
temat zbawiennych skutków inflacji. „Inflacja powoduje wysychanie
napęczniałych kont; ludzie wolą lokować kapitał w przemyśle, wzmacniając
tym samym jego zdrowy, acz nadwerężony pień”. To właśnie wtedy
przedstawiciele środków masowego przekazu po raz pierwszy usłyszeli o
Losie.
Po południu sekretarka Randa zadzwoniła do Losa.
- Mam na linii pana Toma Courtneya z „New York Times". Czy poświęci mu pan
kilka minut? Wydaje mi się, że chce się czegoś więcej o panu dowiedzieć.
- Dobrze, pomówię z nim.
Sekretarka przełączyła Courtneya.
- Pan wybaczy, że przeszkadzam, panie O'Grodnick. Nie
zajmowałbym panu czasu, ale przed chwilą rozmawia łem z panem
Randem. - Tu zrobił wymowną pauzę.
- Pan Rand jest bardzo chorym człowiekiem - powiedział Los.
- Tak, hm... w każdym razie wspomniał mi, że z uwagi na cechy
pańskiego charakteru oraz przenikliwość umysłu istnieje możliwość, że
wejdzie pan w skład zarządu Pierwszej
Amerykańskiej Korporacji Finansowej. Czy zechciałby pan to
skomentować?
- Nie, jeszcze nie teraz.
Kolejna pauza.
- Ponieważ „New York Times” zamieści na swoich łamach
przemówienie prezydenta oraz relację z przebiegu jego wizyty w Nowym
Jorku, pragniemy, aby podane przez
nas wiadomości były jak najbardziej dokładne. Czy zechciał by pan
skomentować charakter dyskusji, jaka miała miejsce między panem,
panem Randem i prezydentem?
- Podobała mi się.
- Z tego, co mi wiadomo, prezydentowi też. No tak. Proszę pana -
ciągnął dalej z pozorną obojętnością Courtney - nam w „Timesie” zależy na
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 35/85
tym, aby uzupełnić posiadane przez nas informacje na pański temat,
rozumie pan, o co mi chodzi? - Roześmiał się nerwowo. – Na przykład, czy
mógłby pan wyjaśnić, jaki istnieje związek między interesami, które pan
prowadzi, a Pierwszą Amerykańską Korporacją Finansową?
- Uważam, że powinien pan spytać o to pana Randa - odparł Los.
- Tak, oczywiście, ale ponieważ pan Rand jest chory, pozwalam sobie
zadać to pytanie panu.
Los milczał. Na drugim końcu linii Courtney czekał na wyjaśnienie.
- Nie mam nic więcej do powiedzenia - oznajmił po chwili Los i
odłożył słuchawkę.
Courtney odchylił się na krześle i zmarszczył czoło. Czasu było coraz
mniej. Zwołał swoich pracowników, a kiedy zjawili się u niego w gabinecie,
przybrał typową dla siebie pozę nonszalancji.
- W porządku, panowie. Zaczynamy od przebiegu wizyty
prezydenta i przemówienia, które wygłosił. Rozmawiałem z Randem.
Okazuje się, że Ross O'Grodnick, człowiek, o którym prezydent wspomniał,
jest biznesmenem, finansistą, a także, według Randa, poważnym
kandydatem na jedno z wolnych miejsc w zarządzie Pierwszej Amerykań
skiej Korporacji Finansowej.
Popatrzył na swoich pracowników, którzy wyraźnie czekali, by
usłyszeć coś więcej.
- Rozmawiałem również z O'Grodnickiem. No cóż... - Courtney
zawahał się. - Facet wypowiada się w sposób bardzo lakoniczny, rzeczowy.
Zresztą i tak nie zdążylibyśmy
zebrać wszystkich informacji, więc skupmy się na jego spodziewanej
afiliacji z Randem, na jego rychłej nominacji do zarządu Korporacji, na
radach, jakich udzielił prezydentowi, itd., itd.
Los siedział w pokoju oglądając telewizję. Prawie wszystkie stacje
transmitowały przemówienie wygłoszone przez prezydenta na zebraniu w
Instytucie Finansów; na kilku pozostałych kanałach nadawano teleturnieje
rodzinne i filmy przygodowe dla dzieci. Los zjadł przyniesiony mu na górę
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 36/85
obiad; po posiłku długo jeszcze wpatrywał się w ekran, a kiedy wreszcie
ogarnęła go senność, zadzwoniła sekretarka Randa.
- Właśnie rozmawiałam z szefami cyklu „Nocni goście” - oznajmiła
podekscytowana - którzy chcą, żeby wystąpił pan w ich dzisiejszym
programie. Przepraszali, że dzwonią
w ostatniej chwili, ale dosłownie przed kilkoma minutami okazało się, że
wiceprezydent, który miał się wypowiedzieć na temat przemówienia
prezydenta, nie będzie mógł wystąpić.
Pan Rand, z uwagi na swój stan zdrowia, również odmówił udziału, ale
podsunął im pomysł, żeby zwrócili się do pana, wybitnego finansisty, który
zrobił tak dobre wrażenie na
prezydencie.
Los nie miał najmniejszego pojęcia, na czym polega występ w
telewizji. Bardzo chciał zobaczyć siebie zmniejszonego do rozmiarów
ekranu; chciał zamienić się w obraz i znaleźć wewnątrz odbiornika.
Sekretarka czekała na odpowiedź.
- Dobrze - rzekł. - Co mam robić?
- Absolutnie nic - odparła wesoło. - Producent zjawi się po pana
osobiście. Ponieważ program idzie na żywo, trzeba być w studio co
najmniej pół godziny przed czasem. Będzie pan głównym gościem
dzisiejszego wydania. Zaraz oddzwonię do telewizji; ucieszą się, że przyjął
pan zaproszenie.
Los ponownie włączył odbiornik i zadumał się nad tym, czy człowiek
zmienia się przed ukazaniem się na ekranie, czy już po występie? Czy
zmienia się na całe życie, czy tylko na czas trwania programu? Jaką część
samego siebie pozostawia w telewizji? I czy później będzie dwóch Losów:
jeden, który ogląda program, i drugi, który w nim występuje?
Pod wieczór do pokoju Losa wkroczył niski mężczyzna w ciemnym
garniturze - producent „Nocnych gości”. Powiedział, że przemówienie
prezydenta spowodowało wzrost zainteresowania sprawami
gospodarczymi kraju...
- ... i skoro wiceprezydent nie może dziś wystąpić w naszym
programie - ciągnął dalej - bylibyśmy ogromnie wdzięczni, gdyby wyjaśnił
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 37/85
pan telewidzom, jak dokładnie przedstawia się sytuacja gospodarcza
Stanów Zjednoczonych. Ponieważ łączą pana tak zażyłe stosunki z
prezydentem, wydaje się nam pan odpowiednim człowiekiem, żeby
udzielić społeczeństwu wyczerpujących informacji. Podczas programu
będzie pan miał całkowitą swobodę wypowiedzi.
Prowadzący nie będzie panu przerywał; jeśli zechce się wtrącić, żeby
zadać kolejne pytanie albo podkreślić coś, co pan już powiedział, uniesie
palec wskazujący lewej ręki do
lewej brwi.
- Rozumiem.
- Dobrze; więc ruszajmy, jeśli jest pan gotów. Charakteryzator będzie
musiał pana tylko lekko przypudrować. - Uśmiechnął się. - Aha, gospodarz
programu byłby zaszczycony, gdyby spotkał się pan z nim przed emisją.
W ogromnej limuzynie przysłanej przez studio znajdowały się dwa
małe odbiorniki telewizyjne. Kiedy jechali Aleją Parkową, Los spytał, czy
może jeden włączyć. Dalszą drogę przebyli w milczeniu, wpatrując się w
ekran.
Wnętrze studia wyglądało identycznie jak te, które Los oglądał w
telewizji. Wprowadzono gościa do sąsiadującego ze studio dużego
gabinetu, gdzie zaproponowano mu drinka; odmówił i zamiast tego
poprosił o filiżankę kawy. Po chwili zjawił się gospodarz programu. Los z
miejsca go rozpoznał: wielokrotnie widział jego twarz w „Nocnych
gościach”, chociaż w sumie nie przepadał za tego rodzaju programami.
W trakcie gdy mężczyzna długo mu coś tłumaczył, Los zastanawiał
się, co będzie dalej i kiedy wreszcie wejdzie na wizję. Kiedy mężczyzna w
końcu zamilkł, do gabinetu wrócił producent, prowadząc z sobą
charakteryzatora. Ten posadził Losa na krześle przed lustrem i pokrył mu
twarz cienką warstwą brązowego pudru.
- Czy często występuje pan w telewizji? - spytał.
- Nie, ale oglądam ją bez przerwy.
Zarówno charakteryzator, jak i producent roześmiali się uprzejmie.
- Gotowe - oznajmił wkrótce charakteryzator, kiwając z
zadowoleniem głową, i zamknął walizeczkę. - Życzę panu powodzenia -
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 38/85
dodał na odchodnem.
Los czekał w przyległym pokoju, spoglądając na stojący w rogu duży,
masywny telewizor. Na ekranie pojawił się gospodarz programu i
zapowiedział dzisiejszych gości. Publiczność zareagowała brawami;
gospodarz roześmiał się. Wielkie kamery o sterczących niby nosy
obiektywach jeździły gładko po scenie. Rozległa się muzyka i przez
moment na ekranie widniała uśmiechnięta twarz dyrygenta.
Zdumiało Losa, że telewizja potrafi filmować samą siebie; kamery
obserwowały się nawzajem i, obserwując, nagrywały program. Powstały w
ten sposób autoportret przekazywany był na ekrany telewizyjne
rozmieszczone w pobliżu sceny i oglądany przez publiczność w studio.
Spośród wielu rozmaitych rzeczy istniejących na świecie - drzew, trawy,
kwiatów, telefonów, radioodbiorników, wind - tylko telewizja wciąż
przystawiała lustro do swojej nietrwałej, wiecznie zmieniającej się twarzy.
Raptem do pokoju zajrzał producent i skinął na Losa. Razem minęli
drzwi oraz wiszącą w przejściu grubą kotarę. Wtem Los usłyszał, jak
gospodarz programu wypowiada jego nazwisko. Producent odsunął się na
bok, a on sam nagli znalazł się w blasku reflektorów, przodem do
zgromadzonej w studio publiczności. Oglądając w domu telewizję, zawsze
odróżniał poszczególne twarze widzów, teraz jednak miał przed sobą
zlewającą się masę ludzką. Z prawej strony małej, kwadratowej sceny, na
której mieściły się trzy potężne kamery, siedział przy obitym skórą stole
gospodarz programu. Uśmiechając się promiennie do Losa, wstał z
godnością i przedstawił go publiczności. Rozległa się burza oklasków.
Naśladując podpatrzone w telewizji zachowanie innych gości, Los podszedł
do stołu i zajął przeznaczone dla siebie miejsce. Gospodarz również usiadł.
Operatorzy, nie czyniąc najmniejszego szmeru, przybliżyli do nich kamery.
Prowadzący audycję pochylił się przez stół w stronę Losa.
Twarzą do kamer oraz publiczności, która teraz była ledwo widoczna
na drugim końcu studia, Los czekał biernie na to, co się wydarzy. Siedział
skupiony, a zarazem jakby odległy, nie myśląc o niczym. Kamery pożerały
jego obraz - rejestrowały każdy ruch i bezgłośnie przekazywały do
milionów ekranów telewizyjnych na całym świecie, ekranów w salonach i
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 39/85
sypialniach, w samochodach, na statkach i w samolotach. Los zdawał sobie
sprawę, że ogląda go więcej osób, niż kiedykolwiek spotka w życiu, osób,
które nigdy nie poznają go osobiście. Ci, którzy obserwowali go na swoich
ekranach, nie wiedzieli, na kogo naprawdę patrzą; skąd mieli wiedzieć,
skoro go nie znali? Telewizja przekazywała jedynie zewnętrzny wizerunek
człowieka, odrywała kolejne obrazy od jego ciała i wysyłała je w dal, gdzie
znikały bezpowrotnie, wchłonięte przez nienasycone oczy widzów. Kiedy
tak siedział zwrócony twarzą do kamer, których nieczułe obiektywy
sterczały do przodu niczym trzy świńskie ryje, dla milionów prawdziwych
ludzi Los był tylko obrazem telewizyjnym. Ludzie ci nie orientowali się, że
jest on równie prawdziwy jak oni, albowiem kamery nie potrafiły
przekazywać myśli. Zresztą dla niego, Losa, widzowie również istnieli
wyłącznie jako obrazy, jako towary jego wyobraźni. Nie wiedział, na ile są
prawdziwi; aby to wiedzieć, musiałby ich spotkać, przekonać się, co myślą.
Nagle usłyszał skierowane do siebie słowa: - Panie O'Grodnick, cieszymy
się ogromnie, zarówno my w studio, jak i z pewnością czterdzieści
milionów Amerykanów oglądających codziennie nasz program, że
zaszczycił nas pan dzisiaj swoją obecnością. Zaprosiliśmy pana dosłownie
w ostatniej chwili, tym bardziej więc jesteśmy wdzięczni, że zgodził się pan
przyjechać do nas i zastąpić wiceprezydenta, któremu niestety naglące
obowiązki uniemożliwiły przybycie do studia. - Na moment zamilkł; w
studio panowała niczym nie zmącona cisza. - Panie O'Grodnick, pozwoli
pan, że spytam wprost: czy zgadza się pan z opinią prezydenta na temat
naszej sytuacji gospodarczej?
- Z którą?
Prowadzący audycję uśmiechnął się znacząco.
- Z tą, którą prezydent przedstawił dziś po południu, przemawiając w
Instytucie Finansów. Wcześniej prezydent konsultował się ze swoimi
doradcami od spraw finansowych,
między innymi z panem.
- I...?
- I chodzi mi o to... - gospodarz zawahał się i zerknął do notatek. - Może
podam panu konkretny przykład. Prezydent porównał gospodarkę naszego
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 40/85
kraju do ogrodu,
dając do zrozumienia, że po okresie nieurodzaju następuje rozkwit...
- Znam się na ogrodach - przerwał stanowczym tonem Los. - Całe
życie pracuję w ogrodzie. To dobry ogród, zdrowy ogród, w którym rosną
zdrowe drzewa, krzewy
i kwiaty; rośliny nie chorują, jeśli systematycznie się je podlewa i przycina
w odpowiednich porach roku. Ogród wymaga troskliwej pielęgnacji. Tak,
zgadzam się z prezyden
tem: z czasem wszystko w ogrodzie staje się zdrowe i silne. I mamy w
naszym ogrodzie jeszcze wiele miejsca na nowe drzewa i nowe kwiaty...
Publiczność nie dała mu dokończyć: część widzów zaczęła bić brawo,
część gwizdać. Spoglądając na monitor, który stał po jego prawej ręce, Los
ujrzał na ekranie własną twarz, a po chwili twarze kilku osób z
publiczności; jedne wyrażały aprobatę, inne złość. Kiedy na ekranie
pojawiła się twarz gospodarza programu, Los odwrócił się od monitora i
popatrzył na niego.
- Doskonale pan to ujął, panie O'Grodnick – oznajmił prowadzący. - I
wydaje mi się, że pańskie słowa dodały otuchy wszystkim tym, którzy nie
znajdują przyjemności
w biadoleniu ani w wysłuchiwaniu ponurych przepowiedni. A więc, jeśli
dobrze pana zrozumiałem, uważa pan, że stagnacja gospodarcza,
tendencje spadkowe na giełdzie,
wzrost bezrobocia... pana zdaniem to wszystko stanowi fazę przejściową,
chwilowy, że tak powiem, sezon nieurodzaju...
- W ogrodzie wszystko rośnie, ale żeby rosnąć, musi wpierw
obumrzeć; ażeby drzewa były silne, grube i wysokie i żeby mogły wypuścić
nowe pędy, najpierw muszą stracić
stare liście. Niektóre drzewa usychają, ale na ich miejsce wyrastają młode.
Ogrody wymagają wiele troski. Ale jeśli ktoś kocha swój ogród, wówczas
chętnie w nim pracuje
i cierpliwie czeka na wyniki swojej pracy. Po pewnym czasie nadchodzi wiosna i ogród
rozkwita na nowo.
Po studio przeszedł szmer podniecenia, który zagłuszył ostatnie
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 41/85
słowa Losa. Członkowie orkiestry zaczęli postukiwać w instrumenty, kilku
głośno wołało brawo. Los zerknął na stojący w pobliżu monitor i ujrzał
własną twarz z oczami skierowanymi w bok. Gospodarz podniósł rękę,
żeby uciszyć publiczność, ale oklaskom - przerywanym tylko nielicznymi
okrzykami niezadowolenia - nie było końca, toteż wstał powoli, ruchem
dłoni zapraszając Losa na środek sceny. Tam uściskał go ceremonialnie.
Burza oklasków wzmogła się. Los tkwił na scenie, speszony. Kiedy
publiczność wreszcie ucichła, gospodarz potrząsnął dłonią swego gościa.
- Panie O'Grodnick, dziękuję panu, wszyscy panu dziękujemy.
Właśnie takich ludzi potrzebuje nasz kraj. Miejmy nadzieję, że wiosna
wkrótce zawita w naszej gospo
darce. Jeszcze raz panu dziękujemy. Proszę państwa, pan Ross O'Grodnick,
finansista, doradca prezydenta i prawdzi wy mąż stanu!
Odprowadził Losa do kurtyny, a tam producent uścisnął jego dłoń.
- Był pan wspaniały, po prostu wspaniały! - wykrzyknął. - Niemal od
trzech lat robię ten program i nie pamiętam czegoś takiego jak pański
występ! Szef słuchał zachwycony!
Był pan naprawdę wspaniały!
Towarzyszył Losowi na zaplecze studia. Na widok gościa kilku
pracowników telewizji pomachało do niego przyjaźnie, kilku zaś odwróciło
się plecami.
Po kolacji, którą zjadł z żoną i dziećmi, Thomas Franklin zamknął się
w gabinecie, żeby jeszcze trochę popracować. Za dużo miał spraw do
załatwienia, żeby móc się z nimi uporać w biurze, zwłaszcza odkąd jego
asystentka, panna Hayes, wyjechała na urlop.
Kiedy nie mógł się dłużej skupić na pracy, udał się do sypialni. Żona
leżała już w łóżku i oglądała w telewizji program na temat przemówienia
prezydenta. Rozbierając się, od czasu do czasu Franklin rzucał okiem na
ekran. W ciągu dwóch ostatnich lat akcje giełdowe Franklina spadły do
jednej trzeciej ich pierwotnej wartości, oszczędności rozeszły się, a udział,
jaki miał w zyskach swojej firmy, ostatnio zmniejszył się. Przemówienie
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 42/85
prezydenta nie dodało mu otuchy i liczył na to, że może wiceprezydent -
czy też zaproszony w jego zastępstwie niejaki O'Grodnick - zdoła poprawić
jego ponury nastrój. Ściągnął spodnie i niechlujnie cisnął je na krzesło,
zamiast powiesić w elektrycznej prasowaczce, prezencie urodzinowym od
żony, a potem przysiadł na łóżku, żeby obejrzeć program „Nocni goście”,
który właśnie się rozpoczynał.
Gospodarz programu przedstawił Rossa O'Grodnicka. Gość zbliżył się
do stolika. Obraz był ostry, kolory idealne. Nawet zanim pokazano na
ekranie zbliżenie twarzy, Franklin wiedział, że gdzieś już widział tego
człowieka. Może w telewizji podczas jednego z tych obszernych,
szczegółowych wywiadów, kiedy to niespokojne kamery filmują człowieka,
jego twarz i ciało, dosłownie ze wszystkich stron? A może spotkał go
osobiście? W każdym razie Ross O'Grodnick, a zwłaszcza jego strój, wydał
mu się dziwnie znajomy.
Tak usilnie starał się sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek spotkał
tego człowieka, że nie słyszał ani słowa z tego, co O'Grodnick mówił, i nie
wiedział, która z jego wypowiedzi wywołała głośny aplauz publiczności.
- Co on powiedział, kochanie? - spytał żonę.
- O rany, nie słyszałeś? Że gospodarka kraju rozwija się pomyślnie!
Że jest jak ogród; no wiesz, raz rozkwita, a raz więdnie. Uważa, że
wszystko będzie dobrze! - Usiadła na łóżku, spoglądając na męża z
pretensją. - Mówiłam ci, że nie ma potrzeby rezygnować z tego domu w
Yermont albo odkładać na później rejsu. Ale to w twoim stylu, zawsze
pierwszy musisz wpaść w panikę! Radziłam, żebyś się powstrzymał! No i
widzisz, to był tylko lekki przymrozek w ogrodzie naszej gospodarki!
Franklin wpatrywał się bezmyślnie w ekran. Nie miał cienia
wątpliwości, że już gdzieś widział tego człowieka, ale kiedy, do diabła, i
gdzie?
- Ten O'Grodnick - ciągnęła dalej żona - to naprawdę wyjątkowy
facet. Męski, dobrze ubrany, o pięknym głosie, jest jakby skrzyżowaniem
Teda Kennedy'ego z Gary Grantem. Różni się i od tych fałszywych
idealistów, i od tych skomputeryzowanych technokratów.
Franklin sięgnął po proszek nasenny. Był zmęczony, a robiło się
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 43/85
późno. Może popełnił błąd zostając adwokatem. Świat interesu...
finansów... Wall Street, chyba tam czułby się lepiej. Ale w wieku
czterdziestu lat był już za stary, żeby podejmować nowe ryzyko. Zazdrościł
O'Grodnickowi prezencji, sukcesu, pewności siebie. Gospodarka jak ogród?
Głośne westchnienie wydobyło mu się z piersi. Czemu nie? Gdyby tylko
mógł w to uwierzyć.
W drodze powrotnej ze studia do domu, kiedy siedział samotnie w
limuzynie oglądając telewizję, Los ujrzał gospodarzą programu „Nocni
goście” z kolejną zaproszoną osobą, bardzo zmysłową aktorką ubraną w
niemal przezroczystą suknię. Słyszał swoje nazwisko wymawiane zarówno
przez prowadzącego, jak i przez aktorkę; kobieta uśmiechała się często i w
pewnym momencie oświadczyła, że uważa Losa za człowieka bardzo
przystojnego i bardzo męskiego.
Kiedy dojechał na miejsce, z domu wybiegł służący, żeby otworzyć mu
drzwi.
- Pięknie pan mówił, proszę pana - rzekł idąc za Losem do windy.
Inny służący przytrzymał drzwi windy.
- Panie O'Grodnick, proszę przyjąć słowa podziękowania od prostego
człowieka, który wiele w życiu widział.
Stojąc w windzie, Los spoglądał na mały, przenośny telewizor
wmontowany w boczną ścianę kabiny. Program „Nocni goście” wciąż trwał.
Gospodarz rozmawiał z następnym gościem, piosenkarzem o bujnej,
rozłożystej brodzie, i Los ponownie usłyszał swoje nazwisko.
Na górze czekała na niego sekretarka Benjamina Randa.
- To był doprawdy znakomity występ, proszę pana - oznajmiła. - Po
raz pierwszy widziałam, żeby ktoś był tak rozluźniony i tak autentycznie
szczery. Dzięki Bogu, że mamy
jeszcze w tym kraju takich ludzi jak pan. Och, z wrażenia bym zapomniała:
pan Rand też oglądał pański występ i chociaż nie czuje się najlepiej,
nalegał, żeby po powrocie
zajrzał pan do niego.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 44/85
Los wszedł do sypialni Randa.
- Ross! - Starszy pan z trudem uniósł się na ogromnym łożu i wsparł
o poduszkę. - Przyjmij moje najserdeczniejsze gratulacje! Doskonale
mówiłeś, doskonale. Mam nadzieję, że cały naród cię słuchał. - Pogładził
ręką koc. - Posiadasz cenny dar... zawsze potrafisz być sobą, a to, mój
drogi, stanowi rzadki talent i prawdziwą cechę wielkiego przywódcy.
Wykazałeś siłę i odwagę, a zarazem uniknąłeś moralizatorstwa. Mówiłeś na
temat, bez zbędnych dygresji. Obaj mężczyźni popatrzyli na siebie w
milczeniu.
- Ross, drogi przyjacielu - podjął po chwili Rand; mówił z powagą i
jakby z szacunkiem. - Z pewnością zainteresuje cię wiadomość, że EE jest
przewodniczącą biura
zajmującego się pobytem delegatów przyjeżdżających na sesje ONZ. Sam
więc rozumiesz, że powinna pokazać się na przyjęciu, jakie jutro odbędzie
się w gmachu Organizacji.
Ponieważ nie mogę wychodzić, cieszyłbym się, gdybyś dotrzymał jej
towarzystwa. Twój dzisiejszy występ na wszystkich zrobił ogromne
wrażenie i jestem pewien, że wiele osób
bardzo chętnie cię pozna. Jak, mój drogi, mogę na ciebie liczyć?
- Tak, z przyjemnością dotrzymam EE towarzystwa. Twarz
starca na moment spochmurniała, jakby ścięta od wewnątrz lodem. Zwilżył
wargi; jego spojrzenie wędrowało bez celu po pokoju i dopiero po chwili
znów spoczęło na Losie.
- Dziękuję ci, Ross. Aha, jeszcze jedno - dodał cicho. - Gdyby coś mi
się stało, proszę cię, zaopiekuj się nią. Ona bardzo potrzebuje kogoś
takiego jak ty...
Na pożegnanie uścisnęli sobie ręce i Los udał się do swojego pokoju.
Wracając samolotem z Denver do Nowego Jorku, EE coraz częściej
rozmyślała o O'Grodnicku. Usiłowała uporządkować jakoś wydarzenia z
ostatnich dwóch dni. Przypomniała sobie, że kiedy zobaczyła Rossa po raz
pierwszy, wtedy gdy potrąciła go limuzyną, wcale nie sprawiał wrażenia
zdziwionego; twarz miał pozbawioną wyrazu i zachowywał się spokojnie,
powściągliwie, jakby spodziewał się wypadku, bólu, a nawet jej obecności.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 45/85
Minęły dwa dni, lecz nadal nie wiedziała, kim jest człowiek
mieszkający w jej domu ani skąd pochodzi. Skutecznie unikał wszelkich
rozmów na swój temat. Wczoraj, kiedy służba jadła w kuchni, a on spał u
siebie w pokoju, dokładnie przejrzała wszystkie jego rzeczy, ale nie
znalazła żadnych dokumentów, żadnych czeków, pieniędzy, kart
kredytowych, czy choćby starego biletu do kina. Zdziwiło ją, że ktoś może
podróżować w ten sposób. Przypuszczalnie prowadzenie swoich spraw
powierzył jakiejś firmie lub bankowi, do którego dzwonił, gdy zachodziła
potrzeba. To, że był dobrze sytuowany, nie ulegało wątpliwości. Nosił szyte
na miarę garnitury z doskonałych materiałów, koszule z
najdelikatniejszych jedwabiów oraz ręcznie wykonane buty z najmiększej
skóry. Walizka, którą miał przy sobie, była prawie nowa, choć sądząc po
kształcie i zapięciu trochę staromodna.
Kilkakrotnie usiłowała wypytać go o przeszłość. On jednak z reguły
uciekał się do swoich ulubionych porównań z telewizją lub światem
przyrody; zaczęła więc podejrzewać, że trapią go jakieś niepowodzenia
zawodowe, może nawet spotkało go bankructwo, zjawisko tak powszechne
w dzisiejszych czasach, albo że cierpi z powodu utraty ukochanej kobiety.
Może odszedł od niej pod wpływem chwili i wciąż się waha, czy nie wrócić.
Gdzieś w tym kraju istniała przecież społeczność, do której należał,
miejsce, gdzie miał swój dom, pracę oraz przeszłość.
W rozmowie nie wymieniał nazwisk, nie wspominał żadnych miast,
nie przytaczał zdarzeń. Doprawdy, nie spotkała dotąd nikogo, kto w
równym stopniu polegałby wyłącznie na sobie i nie powoływał się na żadne
znajomości czy koligacje. Jego zachowanie świadczyło o obyciu towarzy-
skim, pewności siebie oraz przyzwyczajeniu do życia w dostatku.
Nie umiała określić uczuć, jakie w niej rozbudził. Świadoma była, że
bez przerwy o nim myśli, że w jego obecności serce bije jej szybciej i że z
trudem utrzymuje chłodny, spokojny ton, kiedy z sobą rozmawiają.
Pragnęła poznać go lepiej - i bardzo chciała ulec temu pragnieniu. Jawił się
jej jako człowiek o wielu twarzach, nie potrafiła jednak odkryć żadnych
pobudek w jego zachowaniu i przez chwilę nawet czuła przed nim lęk. Już
na samym początku zwróciła uwagę, jak starannie się pilnuje, żeby w
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 46/85
rozmowie ani jednym słowem nie zdradzić, co myśli o niej, o innych, o
czymkolwiek.
W przeciwieństwie do mężczyzn, z którymi łączyła ją zażyłość,
O'Grodnick ani jej nie zachęcał, ani nie odtrącał. Podniecała ją myśl, że
mogłaby go uwieść, sprawić, by stracił swoje opanowanie. Im bardziej był
zamknięty w sobie, tym bardziej chciała, żeby spojrzał na nią i odkrył, jak
ogromnie go pożąda, dostrzegł w niej uległą kochankę. Oczami wyobraźni
widziała, jak oddają się miłości - gwałtownej, lubieżnej, bez zahamowań i
umiaru.
Wróciła do domu późnym wieczorem i zadzwoniła do Losa pytając,
czy może do niego zajrzeć. Zgodził się. Na jej twarzy widać było
zmęczenie.
- Żałuję, że musiałam wyjechać. Ominął mnie twój występ w telewizji,
a w dodatku brakowało mi Nowego Jorku... i ciebie - wyszeptała nieśmiało.
Usiadła na krawędzi łóżka. Los odsunął się, żeby zrobić jej miejsce.
Odgarnęła włosy z czoła i przyglądając mu się w milczeniu, położyła
rękę na jego dłoni.
- Proszę cię... nie odsuwaj się! Nie uciekaj! Siedziała bez ruchu, z
głową wspartą na jego ramieniu. Zdziwiły go jej słowa: dokąd miałby
uciekać? Zaczął przypominać sobie różne sytuacje z filmów oglądanych w
telewizji, kiedy to kobieta i mężczyzna siedzą blisko siebie na kanapie czy
w samochodzie, albo znajdują się w łóżku. Zwykle po pewnym czasie
przytulali się; często byli na wpół rozebrani. Potem całowali się i ściskali.
Ale nigdy nie pokazywano tego, co działo się później; na ekranie pojawiał
się nowy obraz, a obejmująca się para znikała. Los jednak przeczuwał, że
po tych pierwszych uściskach muszą następować jakieś dalsze gesty, inne
czułości. Jak przez mgłę pamiętał mechanika, który wiele lat temu
przychodził do domu Starego Człowieka czyścić piec do spalania śmieci. Po
zakończeniu pracy czasami wychodził do ogrodu, żeby napić się piwa.
Któregoś dnia pokazał Losowi kilka małych fotografii przedstawiających
nagą parę. Na jednym zdjęciu kobieta trzymała w dłoni długi i
nienaturalnie gruby członek. Na innym członek tkwił, niewidoczny,
pomiędzy jej nogami.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 47/85
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 48/85
bioder i zaczęła wędrować po jego udach. Po chwili kobieta cofnęła dłoń;
przestała płakać i leżała spokojnie, milcząca, bez ruchu.
- Dziękuję ci, Ross - powiedziała. - Jesteś człowiekiem, który potrafi
nad sobą panować. Jeden twój gest, jeden najlżejszy dotyk dłoni
wystarczyłby, żebym ci uległa. Ale ty
nie lubisz wykorzystywać słabości innych. Wiesz, pod wieloma względami
bardziej przypominasz Europejczyka niż prawdziwego Amerykanina. -
Uśmiechnęła się. - Chodzi
mi o to, że w przeciwieństwie do wielu znanych mi mężczyzn obce ci są te
typowo amerykańskie metody zalotów, te wszystkie obmacywanki, całuski,
łachotki, przytulanki, nie
śmiałe umizgi prowadzące do celu, którego dwoje ludzi boi się, a zarazem i
pragnie. - Na moment urwała. -Jesteś człowiekiem bardzo mądrym, bardzo
rozumnym; chcesz zdobyć kobietę jakby od środka; tchnąć w nią potrzebę
i pragnienie twojej miłości, tęsknotę za twym uczuciem, nie mylę się,
prawda?
Słowa EE, że nie jest prawdziwym Amerykaninem, zmieszały Losa.
Nie rozumiał, dlaczego tak uważa. Często oglądał w telewizji brudnych,
kudłatych, hałaśliwie zachowujących się ludzi obu płci, którzy sami
otwarcie obwoływali się wrogami Ameryki albo których tym mianem
określała policja i biznesmeni oraz porządnie ubrani przedstawiciele rządu,
słowem, schludni obywatele uchodzący za prawdziwych Amerykanów. W
telewizji starcia jednych z drugimi często kończyły się przemocą, rozlewem
krwi i śmiercią.
EE wstała i poprawiła sukienkę. Popatrzyła na Losa, ale w jej
spojrzeniu nie było animozji.
- Właściwie mogę ci to powiedzieć, Ross. Zakochałam się w tobie -
oznajmiła. - Kocham cię, pragnę cię. Wiem, że tym wiesz, i cieszę się, że
jednak postanowiłeś zaczekać, aż... aż... - szukała odpowiednich słów, lecz
ich nie znalazła i wyszła z pokoju, nie dokończywszy zdania.
Los podniósł się z łóżka i przygładził ręką włosy. Następnie usiadł
przy biurku i włączył telewizor. Obraz pojawił się błyskawicznie.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 49/85
5
Nastał czwartek. Gdy tylko Los otworzył oczy, z miejsca włączyłtelewizor, po czym zadzwonił do kuchni, żeby przyniesiono na górę
śniadanie.
Wkrótce zjawiła się pokojówka ze starannie przygotowaną tacą.
Poinformowała Losa, że późnym wieczorem pan Rand poczuł się znacznie
gorzej i że wezwano dwóch dodatkowych lekarzy, którzy czuwają przy nim
od północy. Wręczyła Losowi stos gazet oraz kartkę pokrytą pismem
maszynowym. Nie wiedział, od kogo pochodzi.
Akurat skończył jeść, kiedy zadzwoniła EE.
- Ross, kochanie, dostałeś mój list? I czy widziałeś już poranne
gazety? Podają, że jesteś jednym z twórców nowej polityki prezydenta,
która znalazła odzwierciedlenie w przemówieniu, jakie wygłosił w
Instytucie Finansów. I obok tekstu przemówienia cytują to, co mówiłeś
wczoraj w telewizji. Och, Ross, byłeś wprost cudowny. Nawet na samym
prezydencie wywarłeś duże wrażenie!
- Lubię pana prezydenta.
- Słyszałam, że wyglądałeś bosko! Wszyscy moi przyjaciele
koniecznie chcą cię poznać. Ross, pójdziesz ze mną dzisiaj na przyjęcie do
ONZ, prawda?
- Tak, z przyjemnością.
- Jesteś kochany. Mam nadzieję, że nie zanudzisz się na śmierć. Ale
nie musimy zostawać do końca. Jeśli chcesz, możemy potem wpaść do
moich przyjaciół, którzy wydają
wieczorem bankiet.
- Dobrze, z radością.
- Och, tak się cieszę! - zawołała, a po chwili zniżyła głos do szeptu: -
Czy mogę do ciebie przyjść? Ogromnie się za tobą stęskniłam...
- Tak, oczywiście.
Wpadła do pokoju zarumieniona.
- Mam ci coś do powiedzenia, coś bardzo dla mnie ważnego, i
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 50/85
chciałam ci to powiedzieć osobiście, a nie przez telefon... - urwała
oddychając ciężko i szukając właściwych
słów. - Proszę cię, żebyś rozważył możliwość pozostania tutaj z nami
przynajmniej przez jakiś czas. Zaproszenie jest wspólne, moje i Bena. - I
nie czekając na odpowiedź, ciągnęła dalej: - Zgódź się, Ross. Mógłbyś
mieszkać z nami w tym domu! Ross, błagam, nie odmawiaj mi! Benjamin
jest bardzo chorym człowiekiem; mówi, że czuje się znacznie pewniej,
mając cię pod swoim dachem. - Zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do
niego całym ciałem. - Ross, najdroższy, musisz się zgodzić, musisz -
szepnęła. Głos jej drżał z przejęcia.
Los przyjął zaproszenie.
EE uścisnęła go i pocałowała w policzek, następnie opuściła ręce i
zaczęła krążyć po pokoju.
- Już wiem! - krzyknęła. - Musimy znaleźć ci sekretarkę! Teraz gdy
jesteś znaną osobistością, przyda ci się ktoś doświadczony do pomocy,
ktoś, kto będzie zajmował się
twoimi sprawami, odbierał telefony, osłaniał cię przed natrętami, z którymi
nie chcesz rozmawiać albo się widzieć. A może znasz kogoś, kto by się
nadawał, co? Kogoś, kto kiedyś
u ciebie pracował?
- Nie, nie znam nikogo.
- W takim razie rozejrzę się sama - oznajmiła niskim, lekko
ochrypłym głosem.
Tuż przed obiadem Los siedział oglądając telewizję, kiedy zadzwoniła
EE.
- Ross, mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam, ale chciałabym, żebyś
poznał panią Aubrey, która jest tu ze mną w bibliotece. Pani Aubrey
chętnie przyjmie posadę, o której
rozmawialiśmy, dopóki nie znajdziemy kogoś na stałe. Czy możesz do nas
zejść?
- Już idę.
Otworzywszy drzwi do biblioteki, ujrzał siwowłosą kobietę czekającą
na kanapie obok EE. EE dokonała prezentacji. Los przywitał się z panią
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 51/85
Aubrey i usiadł. Speszony jej natarczywym spojrzeniem, zaczął bębnić
palcami w blat stołu.
- Pani Aubrey przez wiele lat pracowała w Pierwszej Amerykańskiej
Korporacji Finansowej, gdzie była zaufaną sekretarką mojego męża -
wyjaśniła EE.
- Rozumiem.
- Nie chce jeszcze przechodzić na emeryturę; bezczynność nie jest w
jej stylu.
Los nic nie odpowiedział. W milczeniu pocierał kciukiem policzek. EE
poprawiła zegarek, który zsunął się jej na nadgarstek.
- Jeśli sobie życzysz, Ross, pani Aubrey może natychmiast przystąpić
do pracy.
- Dobrze - przemówił wreszcie. - Mam nadzieję, że pani Aubrey
spodoba się tutaj. To wspaniały dom.
EE usiłowała napotkać jego spojrzenie.
- W takim razie sprawa załatwiona - rzekła. - Zostawiam państwa
samych. Muszę przygotować się na przyjęcie. Zobaczymy się później,
Ross.
Los wpatrywał się w panią Aubrey, która siedziała z głową zwróconą
w bok i sprawiała wrażenie smutnej i zamyślonej. Przypominała rosnący
samotnie na polu mlecz.
Wydała mu się sympatyczna, ale nie wiedział, co jej powiedzieć.
Czekał, aż pierwsza się odezwie. Po dłuższej chwili kobieta wyczuła
spoczywający na niej wzrok i spytała cicho:
- Może powinniśmy zacząć? Gdyby zechciał mi pan przedstawić w
zarysie ogólny charakter pańskiej pracy oraz kontaktów pozazawodowych...
- Proszę pomówić o tym z panią Rand - odparł Los wstając z miejsca.
Pani Aubrey szybko poderwała się na nogi.
- Rozumiem, proszę pana. Jestem stale do pańskiej dyspozycji. Mój
pokój mieści się obok pokoju osobistej sekretarki pana Randa.
- Dobrze, dziękuję - powiedział Los i opuścił bibliotekę.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 52/85
Kiedy Los i EE dotarli do gmachu ONZ, gospodarze przyjęcia powitali
ich serdecznie i wskazali im miejsca przy jednym z najbardziej
eksponowanych stolików. Po chwili zjawił się sekretarz generalny, który
witając się z EE ucałował jej dłoń i zapytał o zdrowie Randa. Los nie
pamiętał, aby kiedykolwiek widział tego człowieka w telewizji.
- Pan pozwoli - rzekła EE spoglądając na sekretarza generalnego - że
przedstawię panu pana Rossa O'Grodnicka, bliskiego przyjaciela mojego
męża. Mężczyźni podali sobie ręce.
- Znam pana O'Grodnicka - powiedział z uśmiechem sekretarz. -
Podziwiałem jego wczorajszy występ w telewizji. Panie O'Grodnick - zwrócił
się do Losa - cieszę się, że
zaszczycił nas pan dzisiaj swoją obecnością.
Kiedy tylko usiedli, natychmiast pojawili się kelnerzy roznoszący
kanapki z jajkiem, łososiem i kawiorem oraz tace pełne kieliszków z
szampanem; w pobliżu kręcili się fotoreporterzy, którzy robili zdjęcia. W
pewnym momencie do stołu podszedł wysoki, rumiany mężczyzna, na
którego widok sekretarz generalny poderwał się na równe nogi.
- Panie ambasadorze, zapraszamy do naszego stolika! - zawołał i
zwracając się do EE dodał: - Pani pozwoli, że przedstawię jej Jego
Ekscelencję Władimira Skrapinowa, ambasadora Związku Socjalistycznych
Republik Radzieckich.
- Pan ambasador i ja mieliśmy już przyjemność się poznać,
nieprawdaż? - EE uśmiechnęła się. - Pamiętam serdeczną rozmowę między
panem ambasadorem a moim mężem, Benjaminem Randem, której byłam
świadkiem dwa lata temu w Waszyngtonie. - Na moment zamilkła. Nie-
stety, mąż jest chory i nie będzie miał dziś przyjemności
spotkać się z panem.
Ambasador skłonił się nisko, przysunął sobie krzesło i wdał się w
rozmowę z EE oraz sekretarzem generalnym. Los milczał, przyglądając się
gościom na przyjęciu. Po pewnym czasie sekretarz generalny wstał,
jeszcze raz zapewnił Losa, iż bardzo się cieszy, że miał okazję go poznać,
pożegnał się i znikł w tłumie. Wtem EE dojrzała swojego dobrego
znajomego, ambasadora Wenezueli, który akurat przechodził obok, więc
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 53/85
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 54/85
Los uśmiechnął się i ambasador ponownie wybuchnął gromkim
śmiechem. Nagle pochylił się do przodu i spytał:
- Panie O'Grodnick, czy lubi pan Bajki Kryłowa? Pytam dlatego, że w pana
wypowiedziach jest coś z klimatu Kryłowa.
Rozglądając się dokoła Los spostrzegł, że kilku kamerzystów filmuje
jego spotkanie z ambasadorem radzieckim.
- Z klimatu Kryłowa? Doprawdy?
- Wiedziałem! Odgadłem! - zawołał niemal na cały głos Skrapinow. -
A więc zna pan Kryłowa!
Na chwilę zamilkł, po czym przemówił szybko w obcym języku. Słowa
miały miękkie brzmienie, a twarz mówiącego przybrała jakby zwierzęcy
wyraz. Los, do którego nikt nigdy nie zwracał się w obcym języku, podniósł
brwi i zarechotał. Ambasador nie potrafił ukryć zdumienia.
- A jednak... a jednak! Nie pomyliłem się! Czytał pan Kryłowa w
oryginale, prawda? Przyznam się panu, że od razu się tego domyśliłem. Z
miejsca umiem rozpoznać
człowieka wszechstronnie wykształconego.
Los zamierzał wyprowadzić go z błędu, gdy ambasador mrugnął do
niego okiem i dodał:
- Doceniam pańską dyskrecję, przyjacielu.
I znów przemówił w obcym języku; tym razem Los nie zareagował.
Po chwili do stolika wróciła EE w towarzystwie dwóch dyplomatów:
Gaufridiego, którego przedstawiła jako deputć z Paryża, oraz Jego
Ekscelencji hrabiego von Brockburga-Schulendorffa z Niemiec Zachodnich.
- Benjamin i ja - wyjaśniła Losowi - mieliśmy przyjemność
podziwiania starego zamku pana hrabiego w pobliżu Monachium...
Wszyscy troje usiedli; fotoreporterzy pstrykali bez wytchnienia. Von
Brockburg-Schulendorff uśmiechnął się czekając, aż ambasador Skrapinow
odezwie się pierwszy; Rosjanin odpowiedział mu uśmiechem, Gaufridi zaś
patrzył to na EE, to na Losa.
- Właśnie odkryliśmy - zaczął Skrapinow - że obydwaj z panem
O'Grodnickiem jesteśmy gorącymi miłośnikami rosyjskich bajek. Okazuje
się, że pana O'Grodnicka
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 55/85
zachwycają nasi poeci, których nawiasem mówiąc czyta w oryginale.
- Panie O'Grodnick - Niemiec przysunął bliżej swoje krzesło - pozwoli
pan, że wyrażę mu uznanie za to naturalistyczne podejście do spraw
ekonomii i polityki, jakie
zaprezentował pan w telewizji. Oczywiście teraz, gdy dowiaduję się o pana
literackich zamiłowaniach, mam wrażenie, że znacznie lepiej rozumiem
pana wczorajsze stwierdzenia.
- Popatrzył na ambasadora radzieckiego i wzniósł oczy do góry. -
Literatura rosyjska natchnęła wiele największych umysłów naszego wieku -
oznajmił.
- Podobnie jak i niemiecka! - odparł Skrapinow.
- Mój drogi hrabio, Puszkin przez całe życie wyrażał ogromny podziw
dla literatury pańskiego kraju. Ba, kiedy przełożył Fausta na język rosyjski,
Goethe przysłał mu swoje
pióro! A Turgieniew, który osiadł w Niemczech? A Tołstoj i Dostojewski,
którzy uwielbiali Schillera?
Hrabia von Brockburg-Schulendorff skinął głową.
- Tak, ale czy wie pan, jaki z kolei ogromny wpływ mieli klasycy
rosyjscy na Hauptmanna, Nietzschego czy Thomasa Manna? Albo na
Rilkego? Ileż to razy Rilke powtarzał, że wszystko, co angielskie, jest mu
obce, zaś to, co rosyjskie, kojarzy mu się ze stronami rodzinnymi...
Gaufridi szybko opróżnił do końca kieliszek szampana.
Zarumieniony, pochylił się nad stołem w stronę Skrapinowa.
- Kiedy po raz pierwszy spotkaliśmy się podczas drugiej wojny
światowej - powiedział - obaj mieliśmy na sobie żołnierskie mundury i
walczyliśmy przeciwko wspólnemu wrogowi, najokrutniejszemu wrogowi w
dziejach naszych narodów. Wzajemne wpływy literackie to bardzo piękna
rzecz, lecz bez porównania ważniejszą jest wspólnie przelana krew.
Skrapinow uśmiechnął się z przymusem.
- Ależ drogi panie Gaufridi, pan mówi o czasach wojny, która toczyła
się wiele lat temu, o dawno minionym okresie historii. Dziś nasze mundury
i odznaczenia wiszą w muzeal
nych gablotach. Dziś jesteśmy... żołnierzami pokoju.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 56/85
Ledwo dokończył zdanie, kiedy von Brockburg-Schulen-dorff
przeprosił zebranych; wstał pospiesznie, odsuwając gwałtownie krzesło,
ucałował dłoń EE, uścisnął rękę Skrapinowa i Losa, po czym skinął głową
Francuzowi i odszedł dumnym krokiem. Pojaśniało od błysków fleszy.
EE przesiadła się z Francuzem, który chciał zamienić dwa słowa z
Losem.
- Panie O'Grodnick - powiedział łagodnie député , jakby nic się przed
chwilą nie stało - słuchałem przemówie nia, w którym prezydent
wspomniał o konsultacjach, jakie
z panem przeprowadził. Wiele o panu czytałem, miałem również
przyjemność obejrzenia pana w telewizji. - Zapalił długiego papierosa,
którego ostrożnie umieścił w cygarniczce.
- Wiedziałem o licznych pańskich przymiotach, ale ze słów ambasadora
Skrapinowa wnioskuję, że jest pan także miłośnikiem literatury. - Popatrzył
uważnie na Losa. - Mój drogi
panie, czasem tylko dzięki temu, że wierzymy w bajki, że przyjmujemy je
za prawdę, możemy kroczyć naprzód na drodze postępu i pokoju...
Los podniósł do ust kieliszek.
- Zapewne nie zdziwi pana - ciągnął Francuz – że wielu naszych
przemysłowców, finansistów oraz członków rządu z ogromnym
zainteresowaniem śledzi rozwój Pierwszej Amerykańskiej Korporacji
Finansowej.Odkąd jednak choroba powaliła naszego wspólnego
przyjaciela, Benjamina, nie mają, że tak powiem, jasnego obrazu co do
polityki, jaką zamierza prowadzić Korporacja... - Zamilkł na moment,
daremnie czekając na reakcję. Cieszę się, że może obejmie pan
stanowisko Randa, jeśli oczywiście stan jego zdrowia nie polepszy się...
- Benjamin wyzdrowieje. Tak powiedział prezydent.
- Miejmy nadzieję - odparł Francuz. – Miejmy nadzieję. Pewności
bowiem nie może mieć nikt, nawet sam prezydent. Śmierć czyha w
pobliżu, zawsze gotowa przeciąć nić życia...
Wywód przerwał mu ambasador radziecki, który szykował się do
odejścia. Wszyscy wstali. Skrapinow przysunął się do Losa.
- Cieszę się z tego spotkania, panie O'Grodnick. Było bardzo
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 57/85
ciekawe. I bardzo pouczające - powiedział cicho. - Gdyby pan kiedykolwiek
chciał odwiedzić mój kraj, rząd
Związku Radzieckiego byłby zaszczycony mogąc udzielić panu gościny. -
Na pożegnanie uścisnął mu dłoń.
Kamery i aparaty fotograficzne poszły w ruch. Gaufridi, Los i EE
usiedli z powrotem przy stoliku.
- Ross, mój drogi, musiałeś wywrzeć niezwykłe wrażenie na naszym
rosyjskim przyjacielu; na ogół bywa bardzo sztywny! Szkoda, że nie ma tu
Benjamina; on wprost uwielbia dyskusje polityczne! - I pochyliwszy się w
stronę Losa, dodała: - Wszyscy wiedzą, że rozmawiałeś ze Skrapinowem po
rosyjsku; nie miałam pojęcia, że znasz ten język! To niesamowite!
- Tak, w dzisiejszych czasach bardzo przydaje się znajomość
rosyjskiego - wtrącił Gaufridi. - A czy włada pan również innymi językami?
- Pan O'Grodnick jest skromnym człowiekiem - oznajmiła gniewnie EE.
- Nie lubi chwalić się swoimi umiejętnościami! Ani popisywać swoją
wiedzą!
Do stołu podszedł wysoki mężczyzna, lord Beauclerk, prezes zarządu
British Broadcasting Corporation, który przywitał się z EE, a następnie
zwrócił się do Losa:
- Ogromnie podobała mi się szczerość pańskich wczorajszych
wypowiedzi w telewizji. Bardzo to było sprytne, bardzo! Subtelność nie
zawsze zdaje egzamin, prawda?
Zwłaszcza gdy się mówi do widiotów. Przecież tego właśnie chcą, boga,
którego można karać, nie zaś człowieka ułomnego jak oni, czyż nie?
Kiedy zbierali się do wyjścia, otoczył ich tłum dziennikarzy i
fotoreporterów trzymających w pogotowiu magnetofony, duże kamery
filmowe i małe kamery wideo. EE po kolei przedstawiła ich Losowi. Jeden z
młodszych dziennikarzy wysunął się naprzód.
- Panie O'Grodnick, czy byłby pan łaskaw udzielić nam kilku
odpowiedzi? - spytał.
EE stanęła przed Losem.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 58/85
- Panowie, uzgodnijmy jedną rzecz. Nie zajmiecie panu
O'Grodnickowi zbyt wiele czasu, dobrze? Pan O'Grodnick bardzo się
spieszy.
- Co pan sądzi o artykule wstępnym na temat przemówienia
prezydenta, wydrukowanym w „New York Timesie”?
Los zerknął na EE, lecz kobieta milczała. Wiedział, że musi coś
powiedzieć.
- Nie czytałem go.
- Nie czytał pan artykułu wstępnego w „Timesie"?
- Nie.
Kilku dziennikarzy wymieniło ironiczne spojrzenia. EE popatrzyła na
Losa z lekkim zdumieniem, a po chwili z rosnącym podziwem.
- Nie rzucił pan nawet na niego okiem? – spytał chłodno kolejny
dziennikarz.
- Nie czytuję „New York Timesa”.
- W „Washington Post" piszą o pańskim „swoistym optymizmie” -
powiedział inny. - Czy może pan to skomentować?
- Nie, tego artykułu również nie czytałem.
- A co oznacza „swoisty optymizm”?
- Nie mam pojęcia.
EE wystąpiła dumnie naprzód.
- Proszę panów, Ross O'Grodnick ma bardzo wiele obowiązków,
zwłaszcza odkąd pan Rand zachorował. O tym, co pisze prasa, dowiaduje
się z relacji swoich pracowników.
Na czoło grupy wysunął się starszy wiekiem mężczyzna.
- Przepraszam, że nalegam, ale byłbym wdzięczny, gdyby pan nam
zdradził, które gazety pan czyta, a raczej które każe czytać swoim
pracownikom.
- Nie czytam żadnych gazet - odparł Los. – Oglądam telewizję.
Dziennikarze stali milczący i zażenowani. Wreszcie któryś przerwał
ciszę.
- Czy mamy przez to rozumieć, że uważa pan sprawozdania
telewizyjne za bardziej obiektywne od prasowych?
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 59/85
- Nic nie uważam, po prostu oglądam telewizję. Starszy dziennikarz
cofnął się nieco.
- Dziękuję panu - rzekł. - Jest to chyba najbardziej szczere wyznanie,
jakie od lat udało mi się słyszeć. Niewielu ludzi zajmujących ważne
stanowiska w życiu publicznym
kraju ma odwagę nie czytać prasy. A już z pewnością nikt nie ma odwagi
otwarcie się do tego przyznać!
Tuż przy drzwiach wychodzącą parę dogoniła młoda fotoreporterka.
- Przepraszam, że pana niepokoję - powiedziała zdyszana. - Ale czy
mogłabym panu zrobić jeszcze jedno zdjęcie? Jest pan niezwykle
fotogeniczny!
Los uśmiechnął się uprzejmie. Zauważył jednak, że EE tłumi w sobie
złość. Zdumiało go jej zachowanie. Nie wiedział, co ją rozgniewało.
Prezydent rzucił pobieżnie okiem na wycinki z wczorajszej prasy.
Wszystkie ważniejsze gazety wydrukowały przemówienie, jakie wygłosił w
Instytucie Finansów, a także zamieściły jego uwagi o Benjaminie Randzie i
Rossie O'Grodnicku. Nagle przyszło mu do głowy, że powinien dowiedzieć
się czegoś więcej o tym człowieku.
Zadzwonił do swojej osobistej sekretarki i poprosił ją, żeby zebrała
wszelkie dostępne informacje o przyjacielu pana Randa. Później, w
przerwie między umówionymi spotkaniami, wezwał ją do gabinetu.
Kobieta wręczyła prezydentowi przygotowaną teczkę. Wewnątrz
znalazł akta dotyczące Benjamina Randa, które szybko odłożył na bok,
krótką relację z rozmowy, jaką przeprowadzono z szoferem Randów na
temat wypadku z udziałem O'Grodnicka, oraz zapis tego, co O'Grodnick
mówił w programie „Nocni goście”.
- Zdaje się, że to wszystko, co mamy, panie prezydencie - przyznała
z ociąganiem sekretarka.
- Potrzebuję podstawowych danych, jakie zawsze otrzymujemy
przed zaproszeniem kogoś do Białego Domu, niczego więcej.
Kobieta poruszyła się nerwowo.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 60/85
- Zwracałam się po nie tam, gdzie zwykle, panie prezydencie, ale
zdaje się, że nic nie mają na temat Rossa O'Grodnicka.
Prezydent zmarszczył czoło.
- Przypuszczam - oznajmił lodowatym tonem – że pan Ross
O'Grodnick, podobnie jak i my wszyscy, przyszedł na świat jako syn swoich
rodziców, gdzieś się wychował
i mieszkał, zawierał znajomości i tak jak my wszyscy płacił podatki,
wzbogacając budżet naszego państwa. Podatki na pewno płaciła również
jego rodzina. Chodzi mi tylko o normalne, podstawowe dane.
- Przykro mi, panie prezydencie - sekretarka była wyraźnie stropiona
- ale, niestety, nie zdołałam znaleźć nic ponadto, co panu przyniosłam.
Proszę mi wierzyć, sprawdzi
łam wszystkie nasze źródła.
- Chce pani powiedzieć, że nic więcej nie mają na jego temat? -
spytał z powagą prezydent, wskazując na teczkę z aktami.
- Tak, panie prezydencie.
- Czy mam przez to rozumieć, że ani jedna z naszych agencji nie
posiada żadnych informacji o człowieku, z którym spędziłem pół godziny i
którego cytowałem w swoim przemówieniu? Czy sprawdzała pani w Who's
Who? Na miłość boską, jeśli tam też nic nie ma, niech pani zajrzy do
książki telefonicznej Manhattanu!
Sekretarka roześmiała się nerwowo.
- Postaram się coś znaleźć.
- Byłbym pani wdzięczny.
Kiedy kobieta wyszła z gabinetu, prezydent sięgnął po kalendarz i na
marginesie nabazgrał: O'Grodnick?
Natychmiast po przyjęciu zorganizowanym przez ONZ ambasador
Skrapinow przygotował tajny raport o O'Grodnicku. Ross O'Grodnick,
napisał, to bystry i wszechstronnie wykształcony człowiek, posiadający
znajomość języka rosyjskiego i oczytany w literaturze rosyjskiej; jego
poglądy zaś „odzwierciedlają nastroje tych przedstawicieli amerykańskiego
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 61/85
świata interesu, którzy w obliczu pogłębiającego się kryzysu oraz
szerzących się niepokojów społecznych pragną zachować swoje zagrożone
pozycje, nawet za cenę politycznych i ekonomicznych ustępstw na rzecz
bloku wschodniego”.Po powrocie do siedziby radzieckiej misji przy ONZ
Skrapinow zadzwonił do swojej ambasady w Waszyngtonie i połączył się z
szefem sekcji specjalnej. Poprosił, żeby natychmiast przesłano mu
wszystkie informacje na temat O'Grodnicka: szczegóły dotyczące jego
rodziny, wykształcenia, przyjaciół i współpracowników; pragnął poznać,
jakie stosunki łączą go z Randem i dlaczego, mając tylu doradców do
spraw finansowych, prezydent wymienił z nazwiska właśnie jego. Szef
sekcji specjalnej obiecał, że do rana ambasador otrzyma wyczerpujące
wiadomości na interesujący go temat. Po rozmowie telefonicznej z
Waszyngtonem Skrapinow osobiście dopilnował pakowania drobnych
upominków przeznaczonych dla O'Grodnicka i Randa. Każda paczka zawie-
rała kilka dużych puszek czarnego kawioru oraz kilka butelek specjalnie
destylowanej rosyjskiej wódki. Do paczki O'Grodnicka dołączył
prawdziwego białego kruka: pierwsze wydanie Bajek Kryłowa, z
własnoręcznymi uwagami autora na marginesach. Książka należała do
prywatnego księgozbioru pewnego Żyda, którego niedawno aresztowano,
członka Akademii Nauk w Leningradzie.
Nieco później, przy goleniu, ambasador Skrapinow postanowił
zaryzykować i wymienić nazwisko O'Grodnicka w przemówieniu, które miał
wygłosić wieczorem na Międzynarodowym Kongresie Przemysłowców
obradującym w Filadelfii. W akapicie dołączonym do przemówienia,
którego treść wcześniej została zatwierdzona przez wyższe instancje w
Moskwie, ambasador stwierdził, że z zadowoleniem obserwuje pojawienie
się w Stanach Zjednoczonych „światłych polityków, takich jak pan Ross
O'Grodnick, świadomych faktu, że jeśli przywódcy przeciwnych systemów
politycznych nie zbliżą do siebie krzeseł, na których siedzą, zostaną ich
pozbawieni na skutek gwałtownych zmian społeczno-politycznych
zachodząch we współczesnym świecie”.
Przemówienie Skrapinowa wywołało sensację. Wszystkie ważniejsze
gazety odnotowały wzmiankę o O'Grodnicku. Kiedy o północy Skrapinow
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 62/85
oglądał telewizję, usłyszał fragmenty własnego przemówienia, a zaraz po
nich zobaczył zbliżenie twarzy O'Grodnicka, człowieka, którego wypowiedzi
- jak oznajmił spiker - „były cytowane w ciągu ostatnich dwóch dni
zarówno przez prezydenta Stanów Zjednoczonych, jak i ambasadora
radzieckiego przy ONZ”.
Na frontyspisie Bajek Kryłowa ambasador wpisał dedykację:
„Niedookreślam Bajki w pewnym sensie - boję się łechtać aspiracje gęsie
(Kryłow). Panu Rossowi O'Grodnickowi, z podziwem i nadzieją przyszłych
spotkań, serdecznie pozdrawiani, Skrapinow”.
Prosto z przyjęcia wydanego przez ONZ EE i Los pojechali do
przyjaciół państwa Randów. Bankiet odbywał się w sali sięgającej co
najmniej trzech pięter; w połowie jej wysokości biegła wzdłuż ścian galeria
z ozdobnie rzeźbioną balustradą. Salę wypełniały rzeźby i szklane gabloty,
w których leżały wyeksponowane różne lśniące przedmioty. Wiszący na
złotym łańcuchu żyrandol przypominał drzewo o migo czących świeczkach
zamiast liści.
Między rozproszonymi grupkami gości krążyli kelnerzy roznosząc na
tacach napoje alkoholowe. Na widok EE i Losa gospodyni, gruba kobieta w
zielonej, wydekoltowanej sukni i ciężkim, wysadzanym klejnotami
naszyjniku, ruszyła im naprzeciw z wyciągniętymi rękami. Kiedy obie panie
przywitały się i ucałowały w policzki, EE przedstawiła Losa. Gospodyni
uścisnęła jego rękę i długo jej nie puszczała.
- No nareszcie! - zawołała radośnie. - Sławny Ross O'Grodnick we
własnej osobie! EE mówiła mi, jak ogromnie ceni pan sobie spokój i
samotność. - Zamilkła i nagle jakby
doznała olśnienia: odrzuciła do tyłu głowę i uważnie przyjrzała się Losowi. -
Hm, teraz gdy widzę, jakim pan jest przystojnym człowiekiem, zaczynam
podejrzewać, że to EE
ceni sobie spokój i samotność w pańskim towarzystwie!
- Sophie, proszę cię - zaprotestowała nieśmiało EE.
- Wiem, wiem, czujesz się speszona! Ależ, moja miła, to nie grzech
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 63/85
lubić samotność! - Roześmiała się i położywszy dłoń na ramieniu Losa,
ciągnęła dalej tym samym wesołym
tonem: - Proszę mi wybaczyć, panie O'Grodnick, ale EE i ja zawsze sobie
tak żartujemy. Swoją drogą muszę przyznać, że jest pan jeszcze
przystojniejszy niż na zdjęciach, i wie pan co? Całkowicie zgadzam się
z ,,Women's Daily Wear”: należy pan do najlepiej ubranych przedstawicieli
świata interesów. Oczywiście przy pańskim wzroście, szerokich ramionach,
wąskich biodrach i długich nogach...
- Sophie, błagam... - wtrąciła EE, cała w rumieńcach.
- Dobrze, już nic więcej nie powiem; obiecuję. Chodź cie, poznacie
kilku ciekawych ludzi. Ledwo mogą się doczekać, żeby zamienić z panem
słowo!
Przedstawiła Losa swoim licznym gościom. Ściskał wyciągające się
ku niemu ręce, napotykał badawcze spojrzenia, z trudem wychwytywał
podawane nazwiska, ciągle wymieniał swoje. Po pewnym czasie, gdy stał
przy jakimś wielkim meblu o ostrych krawędziach, dopadł go niski, łysy
jegomość.
- Jestem Ronald Stiegler z wydawnictwa Eidolon Books. Miło mi pana
poznać - rzekł wyciągając rękę. - Z prawdzi wym zainteresowaniem
obejrzałem pański występ w telewizji,
a dziś w drodze na przyjęcie włączyłem w samochodzie radio i usłyszałem,
jak ambasador radziecki wymienia pana nazwisko w swoim przemówieniu w
Filadelfii...
- Usłyszał pan w radio? Nie ma pan telewizora w samochodzie? -
zdziwił się Los.
Stiegler przybrał rozbawioną minę.
- Rzadko słucham nawet radia - odparł. - Przy tak zawrotnym ruchu
ulicznym trzeba się wciąż mieć na baczności.
Zatrzymał przechodzącego obok kelnera i poprosił o wódkę z
wermutem, dwiema kostkami lodu i odrobiną soku pomarańczowego.
- Tak się zastanawialiśmy w wydawnictwie – ciągnął dalej opierając
się o ścianę - czy nie zechciałby pan napisać dla nas książki? O sprawach,
na których pan się zna. Wiadomo przecież, że poglądy Białego Domu
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 64/85
różnią się od poglądów intelektualistów czy twardogłowych konserwatys-
tów. Co pan na to? - Kilkoma łykami opróżnił zawartość szklanki i gdy tylko
zauważył przechodzącego z tacą kelnera, szybko chwycił następną. - Nie
pije pan? - spytał z uśmiechem Losa.
- Nie, nie piję.
- Pomyślałem sobie, że byłoby to słuszne i z pewnością korzystne dla
kraju, gdyby pańska filozofia została szerzej rozpowszechniona.
Wydawnictwo Eidolon Books z przyjemnością podjęłoby się tego zadania.
Sądzę, że już teraz mógłbym zaproponować panu sześciocyfrową
zaliczkę, atrakcyjne honorarium i obiecać ponowne wydanie. Sporządził
bym umowę, za dzień lub dwa mógłby ją pan podpisać, a potem za rok czy
dwa złożyć nam maszynopis.
- Nie umiem pisać.
Stiegler uśmiechnął się pobłażliwie.
- A któż dziś umie? To żaden problem. Zapewnimy panu pomoc
najlepszych redaktorów, a także fachowców do gromadzenia materiałów.
Ja sam nie potrafię napisać kilku prostych zdań do własnych dzieci. No
więc?
- Nie umiem też czytać.
- Nic dziwnego! A kto dziś ma czas na czytanie? Człowiek patrzy,
dyskutuje, słucha, obserwuje. Proszę pana, jako wydawca nie powinienem
panu tego mówić, ale kiedyś
działalność wydawnicza to był kwitnący interes, a teraz...
- Kwitnący? - zainteresował się Los.
- No cóż, dawna świetność minęła. Nadal oczywiście rozwijamy się,
rozrastamy, ale wydaje się obecnie zbyt dużo książek. A zważywszy na
kryzys, stagnację, bezrobocie... Jak pan zapewne się orientuje, ludzie
przestali kupować książki. Jednakże zawsze znajdzie się u nas miejsce na
nową sadzonkę, na nowy, wielki talent. Tak, proszę pana, oczami
wyobraźni
widzę, jak talent Rossa O'Grodnicka rozkwita pod znakiem firmowym
Eidolon Books! Może umówmy się, że przyślę panu jutro list, w którym
opiszę pokrótce, o co nam chodzi, i podam
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 65/85
warunki finansowe. Gzy nadal pan mieszka u Randów?
- Tak.
Podano kolację. Goście udali się do jadalni i zajęli miejsca przy kilku
symetrycznie ustawionych stołach. Los siedział w towarzystwie dziewięciu
innych osób, pomiędzy dwiema nieznajomymi paniami. Wkrótce rozmowa
zeszła na temat polityki. Siedzący naprzeciw starszy mężczyzna zwrócił się
nagle do Losa, który na dźwięk swojego nazwiska wyprostował się
niepewnie.
- Panie O'Grodnick, kiedy wreszcie rząd przestanie określać produkty
uboczne różnych gałęzi przemysłu mianem trucizny? Rozumiem
wprowadzenie zakazu na produkcję
DDT, bo DDT w istocie jest trucizną, a znalezienie innej substancji
chemicznej o podobnych właściwościach nie przedstawia problemu.
Natomiast nie rozumiem, kiedy wstrzymuje się produkcję oleju
napędowego tylko dlatego, że nie podobają nam się produkty uboczne
procesu spalania!
Los spoglądał na starca w milczeniu. - Na miłość boską, przecież
istnieje różnica między spalinami a proszkiem na robaki! Nawet idiota to
wie!
- Miałem do czynienia zarówno ze spalinami, jak i z proszkiem -
powiedział Los. - I wiem, że i jedno, i drugie jest szkodliwe dla roślin w
ogrodzie.
- Proszę, proszę! - zawołała kobieta siedząca po prawej stronie Losa.
- On jest wspaniały! - szepnęła głośno do swojego sąsiada, tak aby
wszyscy ją słyszeli, po czym zwracając się do pozostałych osób dodała: -
Pan O'Grodnick posiada niezwykły dar upraszczania najbardziej
skomplikowanych zagadnień poprzez sprowadzanie wszystkiego do
konkretów, do własnego domu i ogrodu. Dopiero teraz widzę, jak bardzo ta
kwestia leży na sercu zarówno jemu, jak i innym wpływowym ludziom,
również prezydentowi, który tak często cytuje pana O'Grodnicka w swoich
przemówieniach.
Kilka osób uśmiechnęło się. Dystyngowanie wyglądający jegomość w
binoklach popatrzył na Losa.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 66/85
- Proszę pana - rzekł - przemówienie prezydenta było bardzo
pokrzepiające, jednakże fakty pozostają faktami: bezrobocie wkrótce
osiągnie katastrofalne, nie spotykane dotąd w tym kraju rozmiary,
produkcja spadła do poziomu tej z tysiąc dziewięćset dwudziestego
dziewiątego roku, kilka największych, najbardziej liczących się firm
zbankrutowało.
Proszę mi powiedzieć, czy naprawdę pan sądzi, że prezydent zdoła
powstrzymać te negatywne tendencje?
- Pan Rand twierdzi, że prezydent wie, co robi - odparł Los. -
Rozmawiali ze sobą, a ja byłem przy tym obecny; kiedy prezydent
odjechał, pan Rand wyraził taki właśnie pogląd.
- A wojna? - spytała młoda kobieta po jego lewej stronie,
przysuwając się nieco bliżej.
- Wojna? Która wojna? Widziałem ich wiele w telewizji.
- Niestety - westchnęła kobieta. - Ilekroć w tym kraju śnimy o
rzeczywistości, telewizja brutalnie otwiera nam oczy. Dla milionów ludzi
wojna to kolejny program w telewizji. A tam na froncie giną prawdziwi
żołnierze.
Los siedział w jednym z przyległych do jadalni salonów i popijał
kawę, kiedy podszedł do niego jakiś mężczyzna, który przedstawił się i
usiadł obok, przyglądając mu się badawczo. Był starszy od Losa i podobny
do pewnego typu ludzi, jakich Los często widywał w telewizji. Miał
przyprószone siwizną, jedwabiste włosy, które nosił zaczesane do góry i
opadające na kark, oraz duże, wyraziste oczy obramowane niezwykle
długimi rzęsami. Mówił miękkim głosem i od czasu do czasu wybuchał
krótkim, ironicznym śmiechem. Los nie rozumiał ani tego, nad czym
mężczyzna się rozwodzi, ani powodu jego wesołości. Ilekroć wydawało mu
się, że tamten oczekuje od niego jakiejś reakcji, odpowiadał „tak”. Częściej
jednak po prostu się uśmiechał i kiwał głową. W pewnym momencie
mężczyzna pochylił się i szeptem zapytał o coś, najwyraźniej oczekując
konkretnej odpowiedzi. Niepewien, o co chodzi, Los milczał. Mężczyzna
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 67/85
powtórzył pytanie. Los nadal milczał. Mężczyzna pochylił się jeszcze bliżej i
wbił w niego wzrok; prawdopodobnie coś, co dojrzał w twarzy Losa,
sprawiło, że chłodnym, beznamiętnym tonem spytał:
- Chcesz to zrobić teraz? Jeśli tak, możemy od razu pójść na górę.
Los nie wiedział, czego mężczyzna od niego chce. Bał się, że może
nie podołać zadaniu. Po dłuższej chwili odparł:
- Chętnie popatrzę.
- Jak to? Chcesz tylko patrzeć? Patrzeć na mnie? - Mężczyzna nawet
nie starał się ukryć zdumienia.
- Tak. Bardzo lubię patrzeć.
Mężczyzna na moment odwrócił wzrok, po czym znów spojrzał na
Losa i rzekł śmiało:
- Dobrze. Skoro tego pragniesz, niech tak będzie. Kiedy podano
likiery, popatrzył Losowi głęboko w oczy, a następnie niecierpliwie ujął go
za łokieć i z zadziwiającą siłą przyciągnął do siebie.
- Czas na nas - szepnął.- Chodźmy na górę.
Los zawahał się, niepewien, czy może opuścić salon nie mówiąc EE,
dokąd idzie.
- Tylko powiem EE - rzekł. Mężczyznę niemal zatkało.
- EE? - I po chwili dodał: - Zresztą wszystko jedno, powiesz jej
później.
- Wolałbym teraz.
- Proszę cię, chodźmy. W tym tłumie nawet nie spostrzeże twojej
nieobecności. Przejdziemy powoli do windy, tej na tyłach domu, i
wjedziemy na górę. Nie obawiaj się.
Ruszyli przez zatłoczony salon. Po drodze Los rozglądał się za EE, ale
nigdzie jej nie dostrzegł.
Kabina była ciasna, o ścianach obitych miękkim, fioletowym
materiałem. Stali obok siebie, kiedy nagle mężczyzna chwycił Losa za
krocze. Los nie wiedział, jak zareagować. Mężczyzna patrzył na niego
przyjaźnie, a na jego twarzy malowało się pożądanie. Ręką wciąż szukał
czegoś pod spodniami Losa, który uznał, że najlepiej będzie udawać, że nic
się nie dzieje.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 68/85
Winda zatrzymała się. Mężczyzna ruszył przodem, prowadząc Losa
za ramię. Wokół panowała cisza. Weszli do sypialni. Mężczyzna poprosił
Losa, żeby usiadł, po czym otworzył mały, ukryty barek i zaproponował mu
coś do picia. Los odmówił bojąc się, że zemdleje, tak jak wtedy, gdy jechał
z EE limuzyną. Odmówił także palenia dziwnie pachnącej fajki, którą
tamten mu podsunął. Mężczyzna nalał sobie sporego drinka i wypił jednym
haustem. Następnie zbliżył się do Losa i objął go mocno, przywierając do
niego udami. Pocałował go w szyję, w policzek, powąchał jego włosy,
pogładził je. Los siedział zdumiony, zastanawiając się, jakim słowem czy
gestem zasłużył na takie oznaki czułości. Z całej siły usiłował odtworzyć w
pamięci podobne sceny widziane w telewizji, ale przypomniał sobie tylko
jeden film, w którym dwaj mężczyźni się całowali. Jednakże nawet wtedy,
gdy ten film oglądał, nie bardzo rozumiał, o co właściwie chodzi.
Postanowił nie ruszać się.
Mężczyźnie to bynajmniej nie przeszkadzało. Oczy miał zamknięte,
wargi rozchylone. Wsunął ręce pod marynarkę
Losa, przez chwilę miętosząc go gorączkowo, po czym podniósł się,
spojrzał na swego milczącego towarzysza i pospiesznie zaczął się
rozbierać. Na końcu zrzucił buty i położył się nagi na łóżku; ruchem dłoni
wezwał do siebie Losa, który stanął obok i popatrzył na wyciągniętą
postać. Zaskoczony spostrzegł, że mężczyzna bierze do ręki członek, a
następnie zaczyna ciskać się po łóżku, drżąc i jęcząc.
Człowiek na łóżku musiał być chory. Los często widział w telewizji
ludzi dygoczących w ataku febry. Pochylił się i w tym momencie
mężczyzna przyciągnął go do siebie. Los stracił równowagę i omal nie
upadł na nagie ciało. Mężczyzna sięgnął ręką w dół, podniósł nogę Losa i
bez słowa przycisnął twardą podeszwę jego buta do swojego
sztywniejącego członka.
Widząc, jak dotykający buta organ powiększa się i pręży, Los
przypomniał sobie zdjęcia rozebranej pary, które pokazał mu mechanik w
domu Starego Człowieka. Czuł się nieswojo, ale nie ruszał się z miejsca.
Pozwalał mężczyźnie ugniatać się swoim butem: obserwował, jak nagie
ciało drży, nogi prostują się, a mięśnie mocno napinają, i wkrótce usłyszał
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 69/85
rozdzierający krzyk, pełen jakiegoś wewnętrznego bólu. Mężczyzna znów
przycisnął do siebie but. I raptem spod podeszwy wytrysnęła urywaną
strugą biała substancja. Twarz mężczyzny pobladła. Kręcił głową z boku na
bok, dopóki ostatni dreszcz nie wstrząsnął jego ciałem. Dopiero wówczas,
gdy drżenie ustało, napięte mięśnie pod butem rozluźniły się, zupełnie
jakby nagle ktoś odciął je od źródła energii. Mężczyzna zamknął oczy, a
Los wyszarpnął nogę i pospiesznie opuścił pokój.
Odszukał windę, zjechał na parter i ruszył przed siebie długim
korytarzem, kierując się w stronę, skąd dobiegał szmer rozmów. Po chwili
wmieszał się w tłum gości. Rozglądał się za EE, kiedy poczuł na ramieniu
czyjś dotyk. Obejrzał się: to była ona.
- Bałam się, że znudziło cię przyjęcie i wróciłeś do domu -
powiedziała. - Albo że zostałeś porwany. Kręci się tu mnóstwo kobiet, które
chętnie znikłyby stąd razem z tobą.
Nie rozumiał, dlaczego ktoś miałby go porywać. Dłuższą chwilę
milczał i wreszcie rzekł:
- Nie byłem z kobietą. Byłem z mężczyzną. Poszliśmy na górę, ale on
zachorował, więc wróciłem tu sam.
- Na górę? Och, Ross, ciągłe prowadzisz jakieś dyskusje; tak bardzo
bym chciała, żebyś się odprężył i po prostu miło spędził wieczór.
- Zachorował. Byłem z nim przez kilka minut.
- Mało który mężczyzna może dorównać ci zdrowiem, większość źle
znosi takie ilości alkoholu i te towarzyskie pogawędki. Jesteś aniołem,
kochany. Dzięki Bogu, że są jeszcze tacy mężczyźni jak ty, którzy umieją
przyjść innym z pomocą i podnieść ich na duchu.
Kiedy wrócili do domu, Los włączył telewizor i położył się do łóżka. W
sypialni panował mrok, jedynie bladawe światło z ekranu migotało na
ścianach. Nagle drzwi otworzyły się i do pokoju weszła EE ubrana w
koszulę nocną.
- Nie mogłam zasnąć, Ross - powiedziała i lekko dotknęła jego
ramienia.
Pochylił się, żeby wyłączyć telewizor i zapalić światło.
- Nie - powstrzymała go. - Niech tak zostanie. Przysiadła na łóżku i
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 70/85
objęła rękami kolana.
- Musiałam się z tobą zobaczyć... i wiem... wiem... - mówiła szeptem,
wyrzucając z siebie po kilka słów naraz - że nie masz mi tego za złe,
prawda?... tego, że tu przyszłam?
- Oczywiście, że nie.
Powoli przysuwała się coraz bliżej, muskając włosami jego twarz.
Nagle, zanim się zorientował, zrzuciła z siebie koszulę i wśliznęła się pod
koc.
Ułożyła się wygodnie i po chwili Los poczuł, jak jej dłoń wędruje po
jego nagiej klatce piersiowej, po biodrze; czuł, jak gładzi go, ściska, zsuwa
się niżej, a palce gorączkowo wpijają mu się w skórę. Wyciągnął rękę i
przejechał nią po szyi, piersiach i brzuchu kobiety. Zadrżała i rozchyliła
nogi. Nie wiedząc, co robić, cofnął rękę. Kobieta dygotała na całym ciele i,
spocona, tuliła do siebie jego głowę, jego twarz, jakby chciała, żeby ją
połknął. Z jej ust wydobywały się piski lub krótkie urywane dźwięki,
czasem mówiła coś i nagle milkła albo wydawała odgłosy przypominające
sapanie jakiegoś zwierzęcia. Zawodząc cichutko, obsypywała pocałunkami
ciało mężczyzny, a potem na wpół pojękując, na wpół śmiejąc się zaczęła
pieścić językiem jego bezwładny członek. Głowa kiwała się jej przy tym,
kolana uderzały o siebie, ramiona drżały. Uda miała wilgotne.
Chciał wyjaśnić kobiecie, że znacznie bardziej wolałby na nią
patrzeć, że tylko poprzez obserwację zdołają zapamiętać, poznać i posiąść.
Nie wiedział, w jaki sposób wytłumaczyć jej, że oczy potrafią pieścić lepiej i
dokładniej niż dłonie. Wzrokiem obejmuje się całość naraz, dotyk zaś
ograniczony jest tylko do jednego miejsca. Pragnienie EE, żeby być
dotykaną, wydawało mu się równie absurdalne jak to, żeby telewizor
domagał się pieszczot.
Nie poruszał się, nie opierał. Nagle EE poddała się i, zrezygnowana,
położyła głowę na jego piersi.
- Nie pociągam cię - szepnęła. - Nic do mnie nie czujesz. Nic a nic.
Delikatnie odsunął ją na bok i usiadł ociężale na brzegu łóżka.
- Wiem, wiem! Nie podniecam cię ani trochę! – Nie miał pojęcia, o co
jej chodzi. - Nie mylę się, prawda, Ross?
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 71/85
Odwrócił się i spojrzał na nią.
- Chcę na ciebie patrzeć.
Zdumiała się.
- Patrzeć?
- Tak. Lubię patrzeć.
Usiadła, bez tchu, wciągając gwałtownie powietrze.
- Czy dlatego... czy tylko tego chcesz? Patrzeć?
- Tak. Lubię na ciebie patrzeć.
- A to cię nie podnieca? - spytała.
Zsunęła się niżej i wzięła do ręki jego członek. Mężczyzna z kolei
położył dłoń u zbiegu jej ud, a po chwili wsadził palce do środka. EE
zadrżała, po czym przekręciła głowę i gwałtownie zacisnęła usta na
miękkim członku: ssała go, pieściła językiem, kąsała lekko zębami,
rozpaczliwie usiłując tchnąć w niego życie. Los czekał cierpliwie, aż kobieta
się zmęczy.
Zaczęła gorzko płakać.
- Nie kochasz mnie! Nie znosisz mojego dotyku!
- Chcę na ciebie patrzeć.
- Nie rozumiem - szepnęła płaczliwie. - Bez względu na to, co robię,
nie potrafię cię podniecić. A ty wciąż powtarzasz, że lubisz... że chcesz na
mnie patrzeć... o Boże, to
znaczy chcesz patrzeć, kiedy ja... kiedy sama...
- Tak, chcę na ciebie patrzeć.
W niebieskawym świetle padającym z ekranu telewizora EE zerknęła
na Losa przez na wpół przymknięte powieki.
- Chcesz patrzeć, jak sama doprowadzam się do orgazmu?
Nic nie odpowiedział.
- Czy patrzenie podnieci cię na tyle, żeby się ze mną później kochać?
Nadal milczał, niepewien sensu jej słów.
- Chcę patrzeć - powtórzył po raz kolejny.
- No tak, chyba rozumiem.
Wstała i zaczęła spacerować przed ekranem telewizora, nerwowo
przemierzając pokój tam i z powrotem. Co pewien czas jakieś słowo
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 72/85
wyrywało się jej z ust, słowo niewiele głośniejsze niż oddech.
Wróciła do łóżka i wyciągnęła się na wznak. Gładziła się dłonią po
ciele, a potem wolno, leniwie, rozchyliła nogi i przesunęła rozcapierzone
jak u żaby palce w stronę brzucha. Kołysała się z boku na bok, czasem
lekko się podrywała, jakby kłuły ją w plecy ostre źdźbła trawy. Pieściła
swoje piersi, pośladki, uda. Nagle przylgnęła do Losa, oplatając go rękami i
nogami - poczuł się jak w gęstwinie rozłożystych gałęzi. Zadrżała
gwałtownie; delikatne dreszcze długo jeszcze przebiegały jej po ciele i
wreszcie zamarła bez ruchu, zapadając w półsen.
Mężczyzna przykrył ją kocem. Następnie ściszył dźwięk i zaczął
zmieniać kanały. Leżał w łóżku, tuż przy kobiecie, i oglądał telewizję, bojąc
się poruszyć.
Nieco później EE powiedziała:
- Przy tobie czuję się taka nieskrępowana. Zanim cię poznałam,
mężczyźni ledwo mnie dostrzegali. Traktowali mnie jak naczynie, jak coś,
w co można wejść i zbrukać swoją
wydzieliną. Służyłam tylko do zaspokojenia cudzych potrzeb. Rozumiesz, o
co mi chodzi, prawda?
Los popatrzył na nią bez słowa.
- Najdroższy... wyzwalasz moje pragnienia; płonie we mnie żądza, a
kiedy widzę, jak mi się przyglądasz, gaszę ją własną namiętnością. Dajesz
mi poczucie swobody, odsłaniam się sama przed sobą, staję się mokra i
oczyszczona.
Los nadal milczał. EE przeciągnęła się i uśmiech pojawił się na jej
twarzy.
- Ross, mój miły, zapomniałam ci o czymś wspomnieć. Ben chce,
żebyś poleciał ze mną jutro do Waszyngtonu i towarzyszył mi na balu, jaki
wydaje Kongres. Jestem
przewodniczącą komitetu organizacyjnego, więc wypada, żebym tam była.
Pojedziesz ze mną, prawda?
- Chętnie.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 73/85
Przytuliła się do niego i ponownie zapadła w drzemkę. Los oglądał
telewizję, dopóki i jego nie zmorzył sen.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 74/85
6
Rano zadzwoniła pani Aubrey.- Właśnie przejrzałam poranne gazety. Wszystkie o panu piszą, a
zdjęcia są wprost fantastyczne! Na jednym rozmawia pan z ambasadorem
Skrapinowem, na innym z sekretarzem generalnym, a na jeszcze innym z
jakimś niemieckim hrabią. „Daily News” wydrukowało zdjęcie, i to na całą
stronę, pana z panią Rand. Nawet ,,Village Voice"...
- Nie czytam gazet - przerwał jej Los.
- Aha... kilka liczących się sieci telewizyjnych zaprosiło pana doswoich programów. „Fortune”, „Newsweek”, „Life”, „Look”, ,,Vogue” oraz
„House and Garden” zamierzają
zamieścić o panu długie artykuły. Dzwonili z „Irish Times”, a także z
redakcji „Spectatora”, „Sunday Telegraph” i „Guardian” z prośbą, żeby się
pan zgodził na konferencję prasową.
Niejaki lord Beauclerk prosił o przekazanie, że BBC opłaci panu przelot do
Londynu, jeśli wystąpi pan w specjalnym programie telewizji angielskiej;
ma nadzieję, że podczas pobytu w Londynie zatrzyma się pan u niego.
Dzwonili też nowojorscy korespondenci, „Jours de France”, „Der Spiegel”,
„L'Osservatore Romano”, „Pravdy” i „Neue Ziircher Zeitung”, żeby się z
panem umówić na wywiad. Był też telefon od hrabiego Brockburga-
Schulendorffa z wiadomością, że „Stern” zamieści pana zdjęcie na
okładce; ponadto „Stern” chce zakupić światowe prawa druku pańskich
wypowiedzi telewizyjnych i czeka tylko na pańskie warunki. Francuski
„L'Express” zaprasza pana do dyskusji przy okrągłym stole na temat
sposobów walki z amerykańskim kryzysem, gazeta oczywiście pokryje
koszty podróży. Pan Gaufridi dzwonił dwukrotnie, oferując panu swoją
gościnę we Francji. Dyrektorzy tokijskiej giełdy proponują panu obejrzenie
nowego japońskiego komputera, specjalnie przystosowanego do celów
giełdowych...
Los wreszcie doszedł do słowa.
- Nie mam ochoty spotykać się z tymi ludźmi.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 75/85
- Rozumiem. Jeszcze tylko dwie sprawy: dziennikarze z „Wall Street Journal”
przepowiedzieli na łaniach prasy, że wkrótce wejdzie pan do zarządu
Pierwszej Amerykańskiej Korporacji Finansowej, i redakcja chciałaby
otrzymać od pana oświadczenie w tej kwestii. Uważam, że gdyby przedsta-
wił im pan swoją opinię, ich akcje poszłyby w górę...
- Nic nie będę przedstawiał.
- Dobrze. I ostatnia sprawa: członkowie zarządu Eastshore University
chcą przyznać panu tytuł doktora honoris causa w zakresie prawa podczas
tegorocznych uroczystości nadawania stopni doktorskich, pragną jednak
upewnić się, czy pan go przyjmie.
- Nie potrzebuję doktora.
- Czy porozmawia pan z członkami zarządu?
- Nie.
- Dobrze. A co z prasą?
- Nie lubię prasy.
- Czy spotka się pan z zagranicznymi korespondentami?
- Wystarczająco często oglądam ich w telewizji.
- Dobrze, pr oszę pana. Aha, pani Rand prosiła, abym przekazała panu,
że polecą państwo do Waszyngtonu prywatnym samolotem Randów o
czwartej po południu i że zatrzymają się państwo w domu osoby, która
wydaje bal.
Karpatow, szef sekcji specjalnej, przybył w piątek do Nowego Jorku
na spotkanie z ambasadorem Skrapinowem. Bez zwłoki wprowadzono go
do gabinetu ambasadora.
- Nie mamy żadnych informacji o O'Grodnicku - zameldował, kładąc
na biurku cienki skoroszyt.
Ambasador zerknął do środka i odsunął skoroszyt na bok.
- A kto je ma? - spytał.
- Nie znaleźliśmy nawet wzmianki na jego temat.
- Karpatow, proszę przejść do sedna!
Mężczyzna zawahał się.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 76/85
- Towarzyszu ambasadorze - powiedział – zdołałem jedynie ustalić,
że Biały Dom intensywnie próbuje odkryć, co my wiemy o O'Grodnicku.
Wynikałoby z tego, że facet jest
osobistością polityczną najwyższego rzędu.
Skrapinow popatrzył z wściekłością na Karpatowa, po czym wstał i
zaczął spacerować wzdłuż biurka.
- Od waszej sekcji żądam jednego: faktów z życia Rossa
O'Grodnicka!
- Towarzyszu ambasadorze... - Karpatow miał posępną minę. - Moim
obowiązkiem jest was powiadomić, że nie udało nam się zdobyć choćby
najbardziej podstawowych danych o tym człowieku. Nigdzie nie ma
żadnego śladu, zupełnie jakby wcześniej nie istniał.
Skrapinow huknął dłonią w blat biurka; drobna statuetka przewróciła
się i spadła na dywan. Karpatow podniósł ją drżącą ręką i ostrożnie
postawił na miejscu.
- Niech wam się nie zdaje - powiedział przez zaciśnięte zęby
Skrapinow - że możecie mi wciskać ciemnotę! Nie pozwolę na to!, Jakby
wcześniej nie istniał"! Nie zapominajcie, że O'Grodnick jest jedną z
najważniejszych osób w tym kraju, a tak się składa, że ten kraj nie nazywa
się Gruzja, tylko Stany Zjednoczone Ameryki Północnej i jest największym
imperialistycznym mocarstwem świata! Tacy ludzie jak O'Grodnick
codziennie decydują o losach milionów obywateli! „Jakby wcześniej nie
istniał”! Czyście oszaleli? Nie zdajecie sobie sprawy, że powołałem się na
niego w swoim przemówieniu? - Nagle urwał i pochylił się w stronę
Karpatowa. - W przeciwieństwie do członków waszej sekcji nie wierzę w
duchy ani w pokazywanych tak często w amerykańskiej telewizji kosmitów,
którzy przybywają z odległych planet, żeby straszyć ziemian. Dlatego też
stanowczo żądam, aby wszystkie informacje na temat Rossa O'Grodnicka
zostały mi dostarczone do rąk własnych najdalej za cztery godziny!
Zgarbiwszy plecy, Karpatow opuścił ambasadę.
Kiedy cztery godziny minęły i wciąż nie miał wiadomości od
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 77/85
Karpatowa, Skrapinow postanowił dać mu nauczkę.
Wezwał do siebie Sulkina, człowieka, który uchodził w misji za mało
ważnego urzędnika, a w rzeczywistości był jednym z najbardziej
wpływowych ludzi od polityki zagranicznej.
Poskarżył mu się na nieudolność Karpatowa; podkreślił, jak
niesłychanie ważną sprawą jest zdobycie informacji o przyjacielu Randów, i
zwrócił się do Sulkina o pomoc w uzyskaniu jasnego obrazu przeszłości
O'Grodnicka.
Po obiedzie Sulkin zaprosił Skrapinowa na poufną rozmowę. Przeszli
do pomieszczenia zwanego w misji „Piwnicą”, które było specjalnie
zabezpieczone przed wszelkiego rodzaju podsłuchami. Tam otworzył
skórzaną teczkę, z której uroczystym gestem wyjął czarny skoroszyt, a z
niego czysty arkusz papieru. Skrapinow czekał w napięciu.
- Oto jak wygląda przeszłość O'Grodnicka! – warknął Sulkin.
Skrapinow wziął do ręki kartkę; ujrzawszy, że jest nie zapisana, rzucił
ją na podłogę i zmierzył Sulkina gniewnym wzrokiem.
- Nie rozumiem, towarzyszu. Karta jest pusta. Czyżby to miało
oznaczać, że nie jestem dość zaufanym człowiekiem, aby mi powierzono
informacje na temat O'Grodnicka?
Sulkin usiadł na krześle, zapalił papierosa i wolno potrząsając ręką,
zgasił zapałkę.
- Towarzyszu ambasadorze, zbadanie przeszłości O'Grodnicka
okazało się zadaniem nader trudnym dla agentów sekcji specjalnej, tak
trudnym, że w wyniku tej pracy straciliśmy jednego z naszych ludzi, nie
dowiedziawszy się najdrobniejszego nawet szczegółu z przeszłości
człowieka, który was interesuje! - Przerwał na moment i zaciągnął się
papierosem. - Na szczęście wpadłem na pomysł, żeby od razu w środę
wieczorem przesłać do Moskwy taśmę z nagraniem „Nocnych gości”. Z
pewnością zainteresuje was, towarzyszu ambasadorze, że taśmę
natychmiast przekazano do analizy psychiatrom, neurologom i
językoznawcom. Z pomocą najnowszych komputerów nasi fachowcy
przestudiowali słownictwo O'Grodnicka, jego sposób wypowiadania się,
akcent, gesty, mimikę oraz inne cechy. Wyniki badań zdziwią was,
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 78/85
towarzyszu. Otóż wszelkie próby, mające na celu ustalenie pochodzenia
etnicznego O'Grodnicka czy dopasowanie jego akcentu do jakiejkolwiek
społeczności na terenie Stanów Zjednoczonych, spełzły na niczym.
Na twarzy Skrapinowa pojawił się wyraz dezorientacji.
Uśmiechając się blado, Sulkin ciągnął dalej:
- Z pewnością zainteresuje was również fakt, że ów O'Grodnick
wydaje się być jedną z najbardziej emocjonalnie stabilnych postaci, jakie
na przestrzeni ostatnich czterdziestu
lat pojawiły się na forum publicznym w Ameryce. Ale jego przeszłość
przedstawia się... jak pusta kartka papieru - oznajmił unosząc za róg nie
zapisany arkusz, który przyniósł
ze sobą w teczce.
- Jak pusta kartka?
- Właśnie tak. Jak pusta kartka. Niech to będzie kryptonim
O'Grodnicka.
Skrapinow sięgnął po szklankę wody, którą wypił jednym haustem.
- Wybaczcie, towarzyszu, ale kiedy w czwartek wieczorem postanowiłem
wspomnieć O'Grodnicka w przemówieniu, jakie wygłosiłem w Filadelfii,
myślałem, że należy on do uznanej elity finansowej z Wall Street. Przecież
sam prezydent powołał się na niego. Jeśli jednak zaszła pomyłka... Sulkin
podniósł dłoń.
- Pomyłka? - spytał. Jaki macie powód, aby sądzić, że Ross
O'Grodnick nie jest tym człowiekiem, którego opisaliście?
- No ale jeśli pusta kartka... - wydusił z trudem Skrapinow - jeśli brak
jakichkolwiek faktów...
- Towarzyszu ambasadorze - przerwał mu Sulkin - poprosiłem was na
rozmowę specjalnie po to, żeby pogratulować wam waszej intuicji. Mamy
głębokie przekonanie, że O'Grodnick należy do grona czołowych
przedstawicieli pewnej frakcji amerykańskiej elity, która od kilku lat
przygotowuje przewrót. Musi być kimś niezwykle ważnym w tej frakcji,
skoro wszystkim tak bardzo zależy na ukryciu faktów z jego życiorysu.
- Powiedzieliście przewrót? - spytał Skrapinow.
- Owszem. Czyżbyście wątpili w taką możliwość?
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 79/85
- Ależ nie. Skądże znowu. Sam Lenin ją przewidział.
- Bardzo dobrze, towarzyszu ambasadorze, bardzo dobrze - rzekł
Sulkin zatrzaskując teczkę. -Intuicja was nie zawiodła, a zainteresowanie
O'Grodnickiem okazało się w pełni uzasadnione. Macie, towarzyszu,
świetny instynkt, prawdziwie marksistowski instynkt! - Wstał i ruszył w
stronę drzwi. - Wkrótce otrzymacie instrukcje odnośnie do postępowania,
jakie należy przyjąć w stosunku do tego człowieka.
Nie do wiary! - pomyślał Skrapinow po wyjściu Sulkina. Co roku
wydaje się miliardy rubli na sprytne japońskie urządzenia, na szkolenie i
ukrywanie całymi latami asów wywiadu, na satelity rozpoznawcze, na
utrzymywanie tak licznego personelu w przedstawicielstwach
dyplomatycznych i misjach handlowych, na wymiany kulturalne, łapówki i
prezenty, a w końcowym efekcie liczy się tylko dobry marksistowski
instynkt! Rozmyślając o O'Grodnicku, Skrapinow zazdrościł mu jego
młodości, opanowania i przyszłej roli jako przywódcy państwa. Pusta Karta,
Pusta Karta - kryptonim O'Grodnicka obudził w nim wspomnienia z drugiej
wojny światowej, wspomnienia o partyzantach, których tylekroć prowadził
do zwycięstwa. Może dokonał niewłaściwego wyboru, decydując się na
służbę dyplomatyczną, może kariera wojskowego bardziej by mu
odpowiadała... Ale był już za stary.
W piątek po południu sekretarka prezydenta zjawiła się w jego
gabinecie.
- Przykro mi, panie prezydencie, ale od wczoraj udało mi się zdobyć
zaledwie dwa wycinki prasowe na temat O'Grodnicka: pierwszy to
wzmianka o nim w przemówieniu
ambasadora radzieckiego, a drugi to relacja z wywiadu, jakiego udzielił
dziennikarzom w gmachu ONZ...
- Wystarczy! - zdenerwował się prezydent. – Czy rozmawiała pani z
Benjaminem Randem?
- Dzwoniłam do Randów, panie prezydencie. Niestety, stan zdrowia
pana Randa nagle się pogorszył; pacjent jest pod działaniem silnych
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 80/85
środków przeciwbólowych i nie może podchodzić do telefonu.
- A pani Rand?
- Tak, z panią Rand rozmawiałam. Cały czas czuwa przy mężu.
Powiedziała tylko, że pan O'Grodnick jest człowiekiem szalenie skromnym
i unikającym rozgłosu i że ona ogromnie to ceni. Powiedziała też, że
podejrzewa, ale tylko podejrzewa, że teraz, gdy jej mąż leży przykuty do
łóżka, pan O'Grodnick weźmie znacznie bardziej czynny udział w życiu
publicznym. Nie potrafiła jednak podać, czym konkretnie zajmuje się jej
gość, i nie orientowała się w jego sytuacji rodzinnej.
- To już więcej wyczytałem w „Timesie”! A nasze źródła? Rozmawiała
pani ze Stevenem?
- Tak, panie prezydencie. Ale nic nit znalazł. Dowiadywał się
dwukrotnie i żadna agencja nie może nam pomóc. Zanim udał się pan z
wizytą do Randa, sprawdzono oczywiście zdjęcie i odciski palców
O'Grodnicka, ale ponieważ był gościem państwa Randów i nigdzie nie
figurował jako karany, nikt się nim więcej nie interesował. I to już chyba
wszystko, panie prezydencie.
- No dobrze. Proszę zadzwonić do Grunmanna. Niech mu pani powie,
czego się pani dowiedziała, a raczej, czego się pani nie dowiedziała, i
poprosi go, żeby zadzwonił do mnie, gdy tylko zdobędzie jakiekolwiek
informacje.
Grunmann zatelefonował już wkrótce.
- Panie prezydencie, wszyscy stajemy na głowie, ale nie możemy
trafić na żaden ślad. Wygląda to niemal tak, jakby facet narodził się
dopiero trzy dni temu, kiedy wprowadził się
do domu Randów!
- Niepokoi mnie ta sytuacja, bardzo mnie niepokoi - oświadczył prezydent.
- Słuchaj, spróbujcie jeszcze raz. I cały czas trzymajcie rękę na pulsie,
rozumiesz? Nie wiem, Walter, czy go oglądasz, ale leci w telewizji taki
serial o normalnych z pozoru ludziach mieszkających tu, w Ameryce,
którzy w rzeczywistości są przybyszami z obcej planety.
Nie przekonasz mnie, że będąc w Nowym Jorku rozmawiałem z jednym z
tych kosmitów! Oczekuję dokładnych i wyczerpujących informacji o
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 81/85
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 82/85
chodzi o tego człowieka. Nagraliśmy rozmowy, w których brał udział na
przyjęciu w ONZ, lecz w sumie niewiele się odzywał. Prawdę mówiąc,
przyszło nam na myśl, że jest agentem obcego mocarstwa.
Tylko że ci ludzie niemal z reguły wyposażeni są aż w nadmiar różnego
typu dokumentów stwierdzających ich amerykańską tożsamość. Sprawiają
wrażenie autentycznych Amerykanów; to cud, jak powiada nasz dyrektor,
że jeszcze żaden nie został wybrany na prezydenta tego kra... - Grunmann
ugryzł się w język, ale nie dało się już zatuszować gafy.
- Kiepski żart, Walterze - oświadczył surowym tonem prezydent.
- No tak, nie chciałem... najmocniej przepraszam...
- Mów dalej, proszę.
- Dobrze, więc uważamy, że jednak O'Grodnick z całą pewnością nie
jest jedną z ich wtyczek. Ponadto sami Rosjanie usilnie starają się zdobyć
informacje na jego temat. Z przyjemnością mogę pana powiadomić, że ich
chorobliwa ciekawość też nie została zaspokojona. Proszę mi wierzyć, nie
tylko że nie zdobyli żadnych danych, jeśli nie liczyć tego, co było
w tutejszej prasie, ale w wyniku nadgorliwości stracili jednego ze swoich
najlepszych agentów! Osiem innych mocarstw również umieściło zdobycie
informacji o O'Grodnicku na
liście priorytetowych zadań dla swoich szpiegów. No cóż, panie
prezydencie, mogę panu jedynie obiecać, że nie poddamy się,
przeciwnie, będziemy zajmować się tą sprawą
dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zadzwonię do pana, gdy tylko na coś
trafimy.
Prezydent udał się na odpoczynek do swoich pokoi na piętrze. To nie
do wiary, pomyślał, wprost nie do wiary! Co roku każdej agencji przyznaje
się na działalność kwotę wielu milionów dolarów, a żadna nie potrafi
dostarczyć mi kilku prostych informacji o człowieku, który mieszka w jed-
nym z najbardziej luksusowych domów w Nowym Jorku jako gość jednego
z naszych najbardziej szacownych biznesmenów. Czyżby ktoś knuł
przeciwko rządowi federalnemu? Ale kto? Westchnął głęboko, włączył
telewizor i zapadł w sen.
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 83/85
7
Człowiek siedzący na kanapie spojrzał na niewielką grupę mężczyzn,
którzy zebrali się w jego gabinecie.- Panowie - zaczął wolno - niektórzy z was orientują się już, że
Duncan postanowił nie kandydować razem ze mną. Oznacza to, że w chwili
obecnej jesteśmy bez kandydata.
Wkrótce jednak musimy kogoś wysunąć, człowieka równie porządnego jak
Duncan, i mówię to pomimo pewnych niepokojących faktów z jego
przeszłości, jakie niestety ostat
nio wyszły na jaw.Pierwszy odezwał się Schneider.
- Mieliśmy sporo kłopotów, zanim wpadliśmy na Duncana... nie
oszukujmy się; kogo znajdziemy w tak krótkim czasie? Shellman zamierza
pozostać w swojej firmie. Kandydatury Franka nawet nie możemy brać pod
uwagę, znając jego żałosne osiągnięcia jako rektora...
- A George? - spytał ktoś z obecnych.
- George'a znów operowano, po raz drugi w ciągu trzech miesięcy.
Ze względu na swój stan zdrowia nie jest dobrym kandydatem.
Ciszę, która nastała, przerwał OTlaherty.
- Chyba mam kogoś - powiedział cicho. - Co sądzicie o Rossie
O'Grodnicku?
Wszystkie pary oczu skierowały się na człowieka, który siedział na
kanapie popijając kawę.
- O O'Grodnicku? Rossie O'Grodnicku? Właściwie to nic o nim nie
wiemy, prawda? Nasi ludzie nie zdołali niczego odkryć, on sam zaś nie
okazał się zbyt pomocny; odkąd cztery dni temu zamieszkał u Randów, nic
o sobie nie powiedział...
- Panowie, moim zdaniem to jego ogromna zaleta - stwierdził
OTlaherty.
- Dlaczego? - rozległo się chóralne pytanie.
- Skąd się wzięły kłopoty Duncana? A także Franka, Shellmana i
wielu innych, nad których kandydaturami się zastanawialiśmy i których
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 84/85
8/7/2019 Jerzy Kosiński-Wystarczy być
http://slidepdf.com/reader/full/jerzy-kosinski-wystarczy-byc 85/85