22

Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

  • Upload
    others

  • View
    3

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi
Page 2: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

Tekst na podstawieW. Odojewski; Zasypie wszystko, zawieje…;

Twój Styl, Warszawa 2001

Projekt graficzny seriiMałgorzata Karkowska

Zdjęcie na obwolucieMałgorzata Karkowska

Redaktor seriiBarbara Miecznicka

Redakcja technicznaMałgorzata Juźwik

KorektaGrażyna Henel

Tadeusz Mahrburg

Copyright © by Włodzimierz Odojewski 2001Copyright © by Bertelsmann Media sp. z o.o., Warszawa 2006

Świat KsiążkiWarszawa 2006

Bertelsmann Media sp. z o.o.ul. Rosoła 10, 02-786 Warszawa

Skład i łamanieAndrzej Sobkowski, MAGRAF S.C., Bydgoszcz

ISBN 978-83-247-2050-7Nr 45025

Fabryka WyobraźniPrzygotowanie

ul. Bukowińska 22 lok. 12b, 02-703 Warszawa

Page 3: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

Spis treściTom I

Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIII

Tom IIRozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VI

Tom IIIRozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VII

Page 4: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

TOM PIERWSZY

Page 5: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

I

Wrócił do sypialni i, nie podchodząc do łóżka Katarzyny,chciał usiąść na krześle, ale nie siadł, a pozbierał rozrzuco-ne na podłodze części swej garderoby, cofnął się był do są-siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciążjak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi ruchami, dopie-ro tam powiedział prawie głośno: „On uciekł dla niej” (tęmyśl, którą sformułowaną miał już w głowie, kiedy odkła-dał słuchawkę telefonu albo nawet pięć minut wcześniej,kiedy posłyszał w niej odległy, pochłaniany szumem i trza-skami linii głos starego Czerestwienskiego, mówiącego, costało się z jego wnukiem Piotrem, że przepadł, że uciekł),i potem, nie czekając jakiegokolwiek potwierdzenia – bopowiedział to do siebie, Katarzyna przecież spała – ledwowidząc w ciemności jej białe ramiona na pościeli i twarz dopołowy przesłoniętą pasmami włosów, patrzył na nią przezotwarte drzwi dobrą chwilę w milczeniu, przekroczywszydawno tę granicę wyczerpania, poza którą ustaje wszelkazdolność odczuwania krzywdy, bólu i zniewagi; i z prymi-tywnym, obojętnym zaciekawieniem zastanawiał się nadtym jedynie, co jeszcze będą musiały wytrzymać (zanim ku-zyna, Piotra Czerestwienskiego, dostanie w swe ręce) jegoznieczulone teraz nerwy i co kuzynowi powie, czy właśnieto, iż wie, że uciekł on dla niej; nie domyślając się wcale,

Page 6: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

że po upływie d w u d z i e s t u, d w u d z i e s t u c z t e r e c hczy iluś tam godzin, podnosząc kuzyna, niby padlinę, zezmiętej otawy w opustoszałej szopie na pasieczyskach za Ser-tem i bijąc go w twarz, nie powie mu nic lub prawie nic,myśl tę raz jeszcze tylko powtórzy; bo nie mógł się terazdomyślić, że owych d w a d z i e ś c i a, d w a d z i e ś c i a c z t e -r y czy ileś tam godzin przyszłych będzie w rzeczywistościo wiele krótsze niż d w a d z i e ś c i a czy d w a d z i e ś c i ac z t e r y dopiero co minione, które zaczęły się rano, kiedyspośród zostawionych przez listonosza w przedsionku listówwahającym się ruchem wyciągnął ten jeden z nadrukiem„Czerwony Krzyż” na kopercie, adresowany do Katarzyny,i postanowił go jej zawieźć; co sobie powtórnie był przypo-mniał teraz, już ubrany, wychodząc z pokoju sąsiadującegoz jej sypialnią, zamykając jak najciszej drzwi, a później sia-dając w ciemnej sieni przy stole, ażeby zebrać myśli i coś po-stanowić.

Był tak opanowany, gdy po omacku zwijał bibułkę mię-dzy palcami i nakładał tytoń, nie rozsypując na podłogę aniźdźbła, gdyż palce nie drgnęły, że owo przypomnienie – jak-by przebyta w trudzie, ale wreszcie wolna od niespodzianekstrefa, dość odległa, płynna, żeby nie rozdrażniała, a jednaknie na tyle odległa, żeby zacierały się szczegóły – dotarłodo niego niby przefiltrowane przez taflę szkła, nieźle jeszczewidoczne, choć prawie niesłyszalne, tak że mimo stanu,w jakim się znajdował, bo spał dwie, trzy godziny, nie wię-cej, było (owo przypomnienie) dość łatwe i proste, zwła-szcza że pamiętał najdokładniej, iż wczoraj z rana, kiedyten urzędowy list do Katarzyny spośród innych leżącychna tacy wyciągnął, nie pomyślał ani o ucieczce z Czupryniswego kuzyna Piotra, gdyż nie mógł, myśl byłaby przed-wczesna, ani że: „Jednak… coś ich łączy”, bo może i na tobyło za wcześnie (zresztą nadruk Czerwonego Krzyża nakopercie wyzwolił w nim wówczas zadawnione, tłamszonesiłą przypuszczenie niemające z tymi dwojgiem związku,

Page 7: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

przypuszczenie dotyczące jego samego, które wyrzucił z sie-bie, jak wydmuchuje się z płuc papierosowy dym), a jedy-nie pomyślał wtedy, że trzeba jej list dostarczyć, ale i tej my-śli pozbył się zaraz, gdy tylko wsunął go do kieszeni, jegoumysł bowiem zaprzątało już tylko to, czego dowiedział sięprzed śniadaniem od zbiegłych ze Stoczka chłopów, że za-grody spalili im nocą banderowcy z watahy Gawryluka i żenaszli także Hajną i Suche, a potem przyszło mu do głowy,że kto jak kto, ale Piotr Czerestwienski powinien dowiedziećsię o poczynaniach Gawryluka, watażka był przecież bękar-tem Czerestwienskich i, choć kuzyn nie mógł ponosić odpo-wiedzialności za kawalerskie grzechy swego ojca, to jednaktrzeba, żeby znał prawdę, on, Paweł Woynowicz, mu to po-wie, gdyż mimo iż tamto posądzenie, że Katarzynę coś z Pio-trem łączy, od siebie odsunął, zapiekła od tygodni zazdrośćpopchnęła go do wyjścia z domu i kazała jechać, aby kuzy-nowi w oczy Gawryluka wypomnieć, by nim go poniżyć.

I potem był, pamiętał, w drodze. Prędzej, o wiele prę-dzej, niżby wcześniej przypuszczał, tym bardziej że chodzi-ło jedynie o doręczenie listu, gnał konie do Czupryni Cze-restwienskich, wpierw tą rozmieloną przez suszę i wozydrogą między żywopłotami zakwitającego derenia, bo chciałjeszcze we wsi sam się temu przyjrzeć, o czym mówili chło-pi, a co rzucić miał zamiar w twarz kuzynowi, i zobaczył:fury ustawione na poboczu, zawalone przypadkowym, zgar-niętym pośpiesznie w ucieczce czy wydobytym z popiołówdobytkiem, i fury, na których nie było nic prócz przykry-tych byle czym trupów, i że niektóre sterczące spomiędzysłomy nogi miały nadpalone stopy, a nawet poczuł przezkrótki moment, bo gnał, na ile pozwalał na to zbyt lekkikoczobryk, tę mdlącą słodkawość i się zdziwił, dlaczego niezabrano się do grzebania od razu, ale zaraz sobie odpowie-dział, że widać niewielu zdatnych do łopaty ocalało, chłopizaś z Gleb wyszli pewnie wszyscy z rana w pole, „Jest wła-śnie poniedziałek”, przypomniał sobie; już jednak koczobryk

Page 8: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

miotał się na wyboistej drodze między polami i nie zoba-czył nikogo, aż dech zapierało, taka pustka, a przecież słoń-ce stało dość wysoko, powinien zobaczyć, jak pracowali odparu już godzin, wszystkich przygiętych ku ziemi, ale na-wet nie zastanawiał się nad tym dziwolągiem natury (jeże-li bowiem był poniedziałek i pora, mierząc od wschodu słoń-ca, tak późna, brak tych jak zwierzęta z ziemią zrośniętychludzi musiał być dziwolągiem nie lada), gdyż gnając na zła-manie karku konie, znajdował się już daleko od domu i pod-jeżdżał do niezamieszkanej teraz, przypisanej przez Kreisland-wirta do Gleb słobódki, gdzie nadżarte ogniem albo jedyniemrozem, deszczem, upałem i czasem chałupy straszyły pu-stymi oczodołami okien, do słobódki otoczonej spękaną,wystepowiałą ziemią, przez którą ciągnące się mocniejszepasma zieleni znaczyły linie dawnego podziału gruntów na-leżących do chłopów wywiezionych przez Sowietów w głąbWschodu w czterdziestym roku, owe linie, owe miedze, po-między którymi leżała cierpliwa gleba czekająca na koniecwojny, powrót ludzi i nowy ich trud; a potem był wreszcienaprawdę step, to znaczy to, co on, Paweł Woynowicz –którego zrodziła ta ziemia, jak zrodziła jego dziadów i pra-dziadów, jak daleko tylko sięgnąć w pomrokę jej dziejów,bo zawsze byli na tej ziemi, znikąd nie przyszli – zwał ste-pem, jak wszyscy tutejsi, choć gdzie indziej zwą połoniną,pastwiskiem, dziką laką, ugorem, wertepem, obojętnie zre-sztą jak, o to samo przecież chodzi: burzan, ostnica, mio-dunka, byliny, piołuny, mięty, rumian gdzieniegdzie, gdzie-niegdzie osty i soczyste trawy, sypiące nasiennym puchemi pyłem w swym ustawicznym falowaniu, a tylko z rzadkatu i ówdzie wśród pustkowia futor osamotniony i dlategosolidny, prawie że obronny, skąd powinien był z komina bićo tej porze w niebo tęgi dym wskazujący, że gospodyni wa-rzy wcześniejszy posiłek dla rodziny zajętej na roli (bo byłprzecież poniedziałek); ale nawet dymów, tych tak nikłych,lecz jakże dodających otuchy oznak życia, nie ujrzał ani nie

Page 9: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

ujrzał suszącej się bielizny na sznurach rozciągniętych mię-dzy płotami, ani dzieciarni kłusującej po obejściach, ani ko-ni drepczących monotonnie za stodołami w kieratach, tychkoni poganianych zbyt długim biczyskiem przez ospałychwyrostków, ani zrośniętych ze sobą, nieporuszonych, jeślipatrzeć z pędzącego pojazdu, powszednich symboli tego kra-ju: podpartych kijem, zapatrzonych w bezkres pastuszkówz psem u nogi, obok smutnie przeżuwających stad brunat-noczerwonych, jak ta ziemia, krów, choć gnał te swoje ko-nie bezlitośnie, nie dając im przejść na jedną chwilę w stę-pa nawet wtedy, gdy z głównego gościńca prowadzącegodalej ku Nikoryczy zboczył na bezdroże, a potem ciągnąłjakiś czas na podkrojonej dróżką pasterską krawędzi wpół-zalesionego parowu, chcąc skrótem objechać Mohylną Do-linę oraz wieś Tuczapsk w jej pobliżu, i dlatego dużo wcześ-niej, niż gdyby jechał tamtędy, gdzie zwykle jeździł, udającsię do Czupryni, dotarł do pasma Motrenieńskiego Borui przejechał przezeń w tym samym szalonym tempie, choćwcale nie musiał, chodziło przecież li tylko o list do Kata-rzyny tkwiący w jego kieszeni, o którym dawno już nie pa-miętał; i dopiero kiedy z boru się wydostał, wypadł nagle(tak nagle, że aż trudno mu przyszło zrazu w to uwierzyći że nawet w zdumieniu powściągnął wreszcie nieco te swo-je biedne, zabiegane do ostateczności konie), ujrzał gdzieśdość daleko jeszcze, w pobliżu Czupryni, dwa woły sprzę-gnięte w jarzmie, ciągnące wzdłuż pola pług, za pługiemzaś podorywującego nim ugór, kroczącego miarowo czło-wieka, pierwszego, jeśli go pamięć nie myliła (ani teraz, aniwtedy), człowieka od wyjazdu z Gleb.

Suchy ciepły wiatr wionął z tyłu od lasu, sponad jegowierzchołków, i uderzył go w plecy. Już był w Czupryni.Zostawił na boku wieś, bo jechał w dalszym ciągu skrótem,ale dostatecznie blisko, żeby zobaczyć, że tutaj roboczy dzieńtoczy się normalnie. Widział ludzi, zwierzęta, dymy z ko-minów, obracanie się kieratów, kiwnięcie się w dół jakiegoś

Page 10: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

żurawia zanurzającego w otchłani studziennej cebrzyk i jużpo chwili paru wyrostków sterczących na kamieniach przymoście, każdego z wędką między kolanami. Potem przeto-czył się przez most na potoku, z ostrym trzaskaniem pod-ków konie wwiozły go na dziedziniec i jakiś chłopiec sta-jenny (dostrzegł go kątem oka, rzucając lejce) podbiegłodprowadzić pojazd, a on, Paweł, patrzył przez chwilę bez-myślnie, chwiał się, czując od długiej jazdy, od tego przedzie-rania się przez przestrzeń, kurcze w nogach, i próbując ro-zetrzeć łydki, potknął się, ciągle jeszcze nie mogąc pojąć,po co tak się śpieszył, bo wprawdzie list tkwiący w kiesze-ni przypomniał sobie wreszcie, natychmiast go jednak po-minął, niejako powtórnie wyrzucił z pamięci, aż w końcuznowu nawiedziła go myśl, że przyczyną pośpiechu jest ku-zyn Czerestwienski. Ale to już później.

Idąc przez dziedziniec, słyszał własne obcasy uderzającezbyt silnie w kamienną kostkę i był skupiony i czujny, i na-gle w szczelinie, jaka tworzyła się między drzewami na skra-ju parku, gdzie staczał się on w dół prawie do potoku, zo-baczył nieruchome sylwetki Teodora Czerestwienskiego,stryja Piotra, i opiekunki Piotra siostry, panny Spang, Niem-ki zadomowionej tutaj od przedwojennych jeszcze lat (oby-dwoje zajętych łowieniem ryb), wyżej zaś, tam właśnie, gdzieta szczelina między drzewami otwierała widok na ową pa-rę wędkarzy, stojącą bez ruchu swą bratową Katarzynę. (Do-piero teraz przyszło mu do głowy, że może ten jej bezruchwtedy był tylko jego chwilowym złudzeniem. Prawdopo-dobnie w tym miejscu przechadzała się po ścieżce i przysta-nęła, kiedy go spostrzegła. Zrobiła poza tym ruch ręką, jak-by witający albo przywołujący, będący być może dalszymciągiem jakiegoś poprzedniego ruchu.) I to była ta chwila,kiedy pomyślał: „Może śpieszyłem się tylko z powodu Pio-tra”. Nie zwolnił jednak kroku, a szedł dalej, nie oglądającsię więcej. I minął główną bramę. I okrążył przed pałacemgazon z wodotryskiem w środku, i już wstępował po ka-

Page 11: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

miennych schodach, już był w drzwiach, bo przypomniałsobie znowu, co miał kuzynowi do powiedzenia o masakrzew Stoczku, i znalazł się był w tym obszernym hallu, w któ-rym przed wojną pod ścianami stały kalekie rzeźby zwie-zione z przeróżnych wykopalisk archeologicznych przez Te-odora Czerestwienskiego, teraz zbyt pustym, przez tobardziej niż dawniej smutnym, i już ów list dla Katarzynytrzymał w ręku, jak gdyby z kieszeni go wyjął dużo wcze-śniej, być może wtedy, kiedy bratową zobaczył na skrajuparku. Tylko że nawet nie musiał zostawiać listu na stoleczy dawać komuś ze służby. Z piętra schodził właśnie, niepodpierając się laską, rześkim krokiem senior Czerestwien-ski, Mikołaj Fiodorowicz, który ze wstrzemięźliwym aczprzyjaznym uśmiechem odpowiedział na jego, Pawła Woy-nowicza, krótkie „dzień dobry”: „Dzień dobry, mój chłop-cze. Cieszę się, że cię znowu u nas widzę”, i Paweł nie po-wiedział na to, że cieszy się również czy że jest mu miło lubcokolwiek podobnego, ale ten trzymany list, jakby chciałsię go czym prędzej pozbyć, wcisnął starcowi w dłoń prze-mocą, mówiąc: „To dla Katarzyny”, i jednym tchem:„A Piotr? Gdzie Piotr?”, na co z twarzy Mikołaja Fiodoro-wicza nie spełzł wprawdzie cały uśmiech, jej rysy jedyniepoczęły pokrywać się zwyczajną, codzienną maską nieprzy-stępności, odpowiedź zaś, że: „Piotr śpi jeszcze. Nie zszedłwcale na śniadanie”, była chłodna, to jednak oczy spoglą-dające na list, na czarny nadruk Czerwonego Krzyża na ko-percie, nie potrafiły ukryć osłupienia. Ale już szedł, biegłpo schodach na piętro i, stanąwszy przed znajomymi sobiedrzwiami, zapukał, naciskając równocześnie klamkę, gdyżbył absolutnie pewny, że tylko po to, po nic więcej, tylkopo to przyjechał, żeby kuzynowi powiedzieć, co zrobił tejnocy Semen Gawryluk w Stoczku, Hajnie i Suchym.

Potem stał nad Piotrem, trzęsąc jego ramieniem. Kuzynspał twardo i nawet kiedy zaczął trzeźwieć i wreszcie siadł nałóżku, nie otwierając oczu, to jeszcze instynktownie bronił się

Page 12: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

przed zupełnym rozbudzeniem. I wtedy Paweł mu to po-wiedział. A potem było przedłużające się milczenie (jeszczeteraz dokładnie je pamiętał) i nic się nie stało, i dopiero pojakimś czasie, kiedy Piotr odburknął zaczepnie: „No to co?”,a on podjął ten sam wątek i mówił, mówił długo, pojął, żekuzyn – z trudem powstrzymujący powieki, żeby na po-wrót nie opadły, choć była godzina dziesiąta albo dalej –zaraz się roześmieje, i aby temu zapobiec, krzyknął: „Toprzecież Gawryluk, rozumiesz? Gawryluk i jego Ukraińcyurządzili tę masakrę”, i posłyszał słowo: „Drań!”, i od razupojął również, że ów dziwny grymas na twarzy kuzyna tożaden śmiech, na pewno zaś nie sam śmiech, ale coś znacz-nie więcej niż śmianie się tylko, bo słowo, które przed chwi-lą kuzyn powiedział w owym skrzywieniu, grymasie czyskurczu mięśni twarzy, z którymi – jak widać – nie możesobie poradzić, jakkolwiek trze policzki dłońmi i wykonujeustami ruchy, jakby chciał coś mówić bez słów albo jakbyoddychał; że owo słowo, pojął, miało więcej znaczeń, czułosię je dotkliwiej, niż gdyby określało wyłącznie to, co zro-bił Gawryluk, bo wydobyło się ono z ust Piotra z trudem,jak z dna głębokiej studni. Lecz wreszcie to wszystko mi-nęło i wtedy Piotr powiedział, wykrztusił: „Wiem, że to mójbrat, wiem…” A potem już szybko i coraz szybciej: „Wiemteraz wszystko. Choć tyle lat to przede mną tajono. Jeszczeprzed pierwszą wojną, kiedy dziadek dowodził garnizonemw Mohylewie czy może w Czehryniu, mój ojciec miał goz jakąś tamtejszą Ukrainką. Dziadek łożył na jego wycho-wanie i szkoły. Wiem wszystko, nie musisz mi świecić nimw oczy. Sprawa między nim a moją rodziną nie ma nic wspól-nego z tym, co on teraz tutaj robi. Z jego krwawą robotą.To sprawa między Polakami a Ukraińcami. Ale jeśli my-ślisz… Jeśli mnie winisz…”, i po chwili zamilknięcia: „Czypo to tylko przyjechałeś?”, a on, Paweł, na to: „Mówisz,jakbyś sam nie był Polakiem”, bo zrazu nic lepszego nieumiał powiedzieć, a Piotr: „To zupełnie inna sprawa. Więc

Page 13: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

co? Przyjechałeś po to, żeby mi powiedzieć, że to mój brat?”,a że milczał, Piotr zapytał jeszcze raz. Jednakże wtedy jużwiedział.

Cały czas czuł na sobie uporczywy, obserwujący, pełen do-mysłów wzrok Piotra, wzrok, w którym nic nawet niedrgnęło, w którym nie widać było żadnej popędliwości anizaskoczenia, ani zdumienia czy zawodu, w ogóle nic. Więcwtedy on, Paweł (zanim jeszcze spróbował wyjaśnić, że przy-wiózł list do bratowej), zrozumiał, że naprawdę przywiodłago do Czupryni Katarzyna i jego własna o nią zazdrość, gdytymczasem przedtem wciąż myślał coś innego i mówił cośinnego. Zrozumiał, że chodziło mu o nią, o tę bliską, rów-nocześnie daleką i niezawisłą kobietę, która była żoną bra-ta. I dlatego prędko powiedział słabo: „Nie chciałem cięurazić”, a kuzyn, jakby mu przerwał ledwo napoczęty wą-tek myśli, zmarszczył się, spojrzał przytomniej i odrzekł:„Sam sobie z Gawrylukiem poradzę. Lepiej niż ci wasi pol-scy partyzanci, którzy nie potrafią załatwić jednego niemiec-kiego lokaja. Ze mną on na pewno zechce gadać”, a on nato zaskoczony, sądząc, że się przesłyszał: „Co ty chcesz zro-bić, Piotrze?”, a kuzyn krótko, twardo: „Pójdę do niego nawabia”. I wtedy, czując, że nim też coś takiego jak tamtymzaczyna wstrząsać, ale żeby to powstrzymać, bo mogło byćśmiechem, lecz także czymś więcej, w każdym razie było-by fatalnie, gdyby się uzewnętrzniło, powiedział, krzyknąłprawie: „Jesteś szczeniak! Myślałem, że rozmawiam z doj-rzałym mężczyzną, ty zaś jesteś szczeniak jeszcze. Trzeba byprzestrzec Mikołaja Fiodorowicza, ażeby cię pilnował przednabiciem sobie guza”, zresztą krzycząc wcale nie dlatego,że był zdumiony, osłupiały czy nawet (przyznawał się terazskrycie) zawiedziony, nie zdoławszy Piotra upokorzyć, aledlatego, że rozumiał, iż to, co właśnie powiedział, a w coprzedtem mimo wszystko wierzył święcie, nie jest praw-dziwe: jego kuzyn przestał być chłopakiem, choć był nimprzed paroma dniami czy tygodniami zaledwie, a on, Paweł,

Page 14: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

dobrze zrobił, że przyjechał, bo najwyższy czas, żeby Kata-rzynę stąd zabrać, aby nie zapomniała, że mimo iż Alekse-go nie ma już od trzech z górą lat, ona ciągle jeszcze jestjego żoną. Tylko że nie zdołał owej myśli dokończyć, Piotrbowiem powiedział doń: „Wyjdź. Proszę cię, wyjdź”, stając,patrząc obraźliwie i zaciskając pięść; powtarzał być możetylko to, co powiedział dużo wcześniej, a czego on, Paweł,nie dosłyszał, zajęty tak bardzo swoim odkryciem.

Więc wtedy podniósł się z krzesła i już był za drzwiami.Ale jeszcze na dole w hallu żuł półgłosem, przeżuwał ze zło-ścią to słowo: „Szczeniak”. I to było wszystko. Nie klął, niemusiał. To słowo było daleko dosadniejsze niż przekleństwo,i myślał: „Po co on wrócił z Wielkopolski, gdzie miał jaku Pana Boga za piecem. Do czego on się tutaj pcha, szcze-niak”, tylko że znowu wiedział, iż nie chodzi mu wcale o ku-zyna (i że już nawet własne myśli mu kłamią), natomiastjedynie o Katarzynę, że to po nią przyjechał z Gleb, a po-tem coś się w nim nagle przełamało i postanowił, i był pew-ny, że zaraz ją stąd zabierze, żeby nie stało się coś, czego bypóźniej nie mógł odżałować, gdyż wciąż wierzył, że ma tęmożność, tę moc zapobieżenia (było to przecież wczorajprzed południem, teraz jednak zdawało mu się, że całe la-ta temu); i powtarzając prawie że głośno: „Szczeniak”, sły-sząc wściekłość i udręczenie w swym głosie, że ledwo gorozpoznawał, spostrzegł w amfiladzie otwartych na prze-strzał drzwi prawego skrzydła pałacu starą panią Czere-stwienską, babkę Piotra, jak siedziała pochylona przy sekre-terze i coś pisała, drugą ręką ocierając chusteczką oczy z łez,i to dopiero zamknęło mu usta. Pomyślał: „Ona jest za sta-ra. Za stara, żeby znieść nowy rodzinny skandal. Ona niemusi wcale wiedzieć, o co posądzam jej jedynego wnuka”,i równocześnie przestraszył się, że go zauważy, przywoła i onsię nie wykręci, jeżeli ona naprawdę płacze. Bo jakakolwiekmogła być przyczyna tego płaczu, nie chciał (a nawet wie-dział, że nie mógłby) skrzyżować swego wzroku z tym zim-

Page 15: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

nym, jasnoniebieskim, przejrzystością przypominającym łzęspojrzeniem tej kobiety. Przynajmniej nie teraz. I nie mo-gąc wytłumaczyć sobie swego lęku, tknięty nagłym impul-sem (w tej chwili oczywiście wiedział, że proroczym, aleprzecież także już wtedy miał mgliste przeczucie, że jestsprawcą wydostawania się na światło czegoś, co może po-zostać winno w ciemności) pomyślał, że coś widać tutaj za-szło, coś takiego, co również dotyczyło rodziny Czerestwien-skich, i szybko ruszył do wyjścia. A potem był w parkui poczuł, jak w twarz smagnął go wiatr, który nawet za osło-ną drzew wiał z siłą, i że bardzo jest nagrzany. Szedł więcaleją przez ten wiatr, rozglądał się, pragnąc odszukać Ka-tarzynę i od niej czym prędzej dowiedzieć się wszystkiego,skoro bowiem zaszło coś, co dotyczyło nie tylko jej, to onamu to niewątpliwie powie (tak myślał), aż przypomniał so-bie list, o którym, nawet mając go w kieszeni, nie chciał je-szcze niedawno pamiętać. I poprzedni nieokreślony lęk spre-cyzował się nagle.

Ale byli już prawie w połowie powrotnej drogi do Gleb,minęli las, a dopiero wtedy Katarzyna mu powiedziała. Cho-ciaż wpierw musiał zapytać, bo sama nie odezwała się przed-tem ani razu. Ani kiedy zaszedłszy na opustoszały o tamtejporze folwark Czerestwienskich, żeby się przekonać, czy za-dbano o jego konie, zastał je na powrót zaprzężone, brato-wą zaś w koczobryku, jakby od dawna czekała na niego,siedzącą w tępym, niemym skupieniu z bezwładnie założo-nymi na kolanach dłońmi, których palce pełne odrębnegożycia kurczyły się, to znów prostowały i znowu kurczyły, żezdanie, którym chciał wyrazić swe zdziwienie (bo przecieżto on miał zamiar stąd ją zabrać, tymczasem ona go uprze-dziła), zanim jeszcze był je wypowiedział, już samo wtło-czyło mu się na powrót do gardła i od razu siadł obok nieji ruszyli; ani podczas jazdy wzdłuż poprzerastanej sadamiwsi i dalej rozjeżdżonym czupryńsko-nikoryckim gościń-cem, kiedy musieli zmagać się z tą duszną, wysuszającą,

Page 16: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

drobnozłocistą nawałnicą aż do samego lasu, gdzie dopierood biedy można było odetchnąć, kiedy skręcili w przetartychłopskimi furami dukt, po którego bokach skudlona gę-stwina tonęła w cieniu i wilgoci, choć i tu w każdą wyrwęwdzierało się z góry oślepiające światło owego przedpołu-dnia, a gdzie spostrzegł był, że powieki Katarzyny ciążą kudołowi wcale nie w rytm uderzeń smug światła, ale kiero-wane jakimś innym, wewnętrznym chyba rytmem, być mo-że rytmem jej myśli, ze światłem natomiast nie ma to nicwspólnego; ani też nie odezwała się, gdy się wreszcie z la-su znowu wynurzyli na spopielałą od suszy równinę, gdziewściekle kłębił się wiatr, którego nie było jeszcze z rana; aninie odezwała się później, mimo że połowę drogi mieli za so-bą, z prawa bowiem, z Mohylnej Doliny wychynął samot-ny futor starego Poczajewa, z lewa za rybnymi stawami za-ścianek rusiński Łoszakowskich, a potem prędko ukazały siępostrzelane jak sito chaty parcelantów, bo tym razem pro-wadził konie drogą, jaką jeździło się zawsze, a nie skrótem,i jechali przecież dość długo, żeby odezwała się choć jed-nym drobnym słowem, że zaczął utwierdzać się w przeko-naniu, iż coś, co pragnie zataić przed nim, jednak zaszło,nawet przyłapał się był na złośliwym przypuszczeniu: „Po-różniła się z Piotrem. Otóż to: ona ucieka po jakiejś swojejporażce”, i ledwo kryjąc opanowujące go zadowolenie, alejeszcze niezbyt pewny, raczej nawet mniej pewny niż z po-czątku (kiedy ujrzał ją w tym skupieniu czekającą nań nadziedzińcu folwarcznym), zapytał, zadał w końcu to pyta-nie, które tak dawno miał na ustach, a wówczas odpowie-działa trzema słowami: „Aleksy nie żyje”, nic więcej, bar-dzo wolno je wymawiając, z ociąganiem, zdziwiona jakgdyby samym ich brzmieniem, a może nie tyle zdziwiona,ile w krótkim porywie lęku (później zrozumiał, że lęk mógłbyć reakcją nie na fakt, że Aleksy, jej mąż, nie żyje, lecz nasamo przeobleczenie się tego faktu w dźwięki), a on, Paweł,przypomniawszy sobie list, który wiózł, owo urzędowe za-

Page 17: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

wiadomienie, nie uświadamiając sobie tylko zrazu, co po-wtarza, podobnie jak ona bezbarwnie, wolno powtórzył:„Aleksy nie żyje”, słysząc swój głos umykający w wichurzei po chwili, wciąż patrząc na jej bezwładnie leżące na kola-nach dłonie, nie na twarz, właśnie na dłonie, jak palce o róża-nosinych paznokciach wyglądających niby płomyki gazowekurczą się i zaciskają, „Mój Boże, mój ty Boże”, dodał sil-niej, jakby to, co od niej usłyszał, dopiero do niego dotar-ło, zmuszone wpierw pokonać jakąś wielką odległość i czas,a dopiero wtedy pojął wszystko naprawdę.

Właściwie jednak powinien był wiedzieć przedtem. Wiózłprzecież list z nadrukiem Czerwonego Krzyża na kopercie,gnając na złamanie karku do Czupryni, gdzie od paru dnigościła u Czerestwienskich, cały czas nie myśląc o nim, niechcąc, a potem nie znalazł w sobie dość odwagi, ażeby goosobiście jej doręczyć, więc może istotnie wiedział, wiedzączaś, wolał chwilę, kiedy będzie musiał fakt śmierci brataprzyjąć i uprzytomnić sobie konsekwencje tego faktu, tęchwilę, której oczekiwał przecież od dawna skrycie, dławiącsię wstydem, i której, oczekując, bał się, tę chwilę wolał od-sunąć od siebie w czas przyszły, nieokreślony, bo wstyd i bólbyły dotychczas w nim silniejsze. Ale teraz wszystko stałosię od razu jasne. Były to słowa Katarzyny. I jego własnesłowa też. Potwierdzały. Powtarzał je wielokrotnie w my-ślach, prócz tego w głowie nie znajdując nic, podcinając ba-tem konie, żeby zmusić je do prędszego biegu i patrząc wciążna ręce bratowej zaciśnięte na kolanach brązowych od słoń-ca, obnażonych z sukni przez wiatr i pęd, i na palce, jeszczenaprężone, wpijające się paznokciami w skórę, ale znieru-chomiałe. Potem spojrzał jej w twarz. To było w tej sytua-cji ohydne, aż nim wstrząsnęło, poczuł bowiem fizyczną bli-skość kobiety i wydało mu się, że przywierają do siebiew namiętnym uścisku (gdzieś z białego niby piana morskanieba runął strącony wiatrem czarny ptak), i: „On nie ży-je, a ja przeżyłem”, przeleciało mu przez myśl, choć nie, nie

Page 18: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

trzymali się nawet za ręce, ich ręce się tylko przypadkowozetknęły i Katarzyna nie wiedziała o tym wcale, to on je-dynie doznał krótkiego szoku pod wpływem prądu, jakiprzeniknął mu przez skórę, docierając ostro aż w głąb serca.I zaraz: „Ona też żyje”, pojawiła się myśl następna. Tryum-fująca, zwycięska, bo wciąż patrzył w jej twarz. I sformuło-wania jasne, logicznie złożone w zdania: „Zdawało się, żeprzywykła, że pogodziła się przez lata. Czyż teraz, po otrzy-maniu urzędowego potwierdzenia, że wygrzebali go w Ka-tyniu, musi zmierzyć się z faktem tym na nowo? Może todla niej tak, jakby haniebnego mordu na Aleksym dokona-no po raz drugi?” I po chwili już nie czuł twardego napie-rania nawałnicy. Ani gorącego powietrza, pełnego miałkichdrobin wciskanych wiatrem we wszystkie pory skóryi w oczy, aż do łez, coś w nim raptem przycichło, więc na-stępne zdania poczęły układać się w głowie jeszcze bardziejlogicznie, bez poprzedniego trudu: „Nie chodziło mi o ma-sakrę w Stoczku ani o bat’kę Gawryluka. Nie miałem nicPiotrowi do powiedzenia. Chodziło mi jedynie o tę kobie-tę. Żeby jej Piotr nie zdobył. Chodziło mi o to, żeby ją miećdla siebie. A wciąż była jeszcze żoną brata. Lecz teraz jestnaprawdę wolna. Cień Aleksego nie idzie więcej za nią. Te-raz wreszcie mogę. Chcę”.

I zaraz przypomniał sobie pierwszą okupacyjną zimęw Krzyżtopolu. Jak bardzo potrzebowała jego opieki i jakod jego opieki była zależna. Te puste pokoje po Ormianachsobie przypomniał, gdzie ukrywali się podczas najgorszychwywózek. Jak bała się duchów pomordowanych i warkotuciężarówek w opustoszałych ulicach, kiedy nocą uzbrojenipo zęby enkawudyści wygarniali ludzi z domów. I jak trzy-mała go za ręce wpatrzona w ciemność w napiętym ocze-kiwaniu, że to się wkrótce i z nimi stanie, też sobie przy-pomniał, a potem, jak rano z radości płakała na jegoramieniu, kiedy się nie stało. I wyciągając rękę, już świado-mie dotykając jej dłoni, chciał to wszystko powiedzieć, na-

Page 19: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

wet zdawało mu się, że mówi albo że dawno powiedział,lecz naprawdę syknął jedynie na konie, bo zauważyłw oczach Katarzyny znajome, szczególne światło, które za-wsze go przerażało i nakazywało milczeć, gdy powiedziećchciał więcej niż to, czego oczekiwała, światło zwrócone jakgdyby do środka czaszki (niby ponuro odpychający odblaskświec płonących u wezgłowia zmarłych), i ogarnął go pa-niczny lęk, że jak kiedyś – kiedy wyrwawszy ją z rąk napa-stujących ją sowieckich żołnierzy, powiedział słowo, jakiegona pewno nie chciała usłyszeć wtedy – obróci się ono, owoświatło jej oczu, na zewnątrz i padnie wprost na niego. Ode-zwał się dopiero, gdy zgasło: „Coś musimy zrobić ze zwło-kami Aleksego. Nie powinny zostać tak daleko. W obcejziemi”, wcale nie słysząc odpowiedzi kobiety, a jedynie włas-ny szept i jak rozmielił go od razu na pył stukot kół, roz-gniótł głuchy tupot kopyt, a to, co z niego jeszcze pozosta-ło, nędzną tę resztkę rozniosło wniwecz rozfalowane ciepłempołudnia powietrze. I myśląc, wiedząc, że Katarzyna myśli,iż on myśli: „Chciałem tego. Żeby to się wreszcie potwier-dziło. Żeby Aleksy wreszcie umarł naprawdę”, powiedział,krzyknął: „Nie! Nie możemy go tam zostawić”. A wtedydłoń, której dotykał, ona oderwała raptem od jego dłonii ruchem krótkim, ale ostrym otarła o kraj sukni, i choćotarła tylko raz, kładąc zaraz z powrotem na kolanie, za-nim dłoń jej znowu znieruchomiała, wykonywała jeszczeprzez chwilę niekontrolowane świadomością konwulsyjneruchy, jak gdyby chciała z siebie zrzucić, zwymiotować je-go dotyk.

I natychmiast jej słowa, że Aleksy nie żyje, powróciły doniego w zupełnie innym znaczeniu. W związku ze wszyst-kim, co Katarzynę łączyło przez kilka miesięcy z jego bra-tem, kiedy byli ze sobą razem, a co w jego, Pawła, umy-śle zdołało się w końcu zatrzeć czy nawet znikło bez śladuświadomie zamordowane, jak gdyby Aleksy nie istniał ni-gdy (jak być może w umyśle mordercy znikają bez śladu

Page 20: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

charakterystyczne cechy ofiary, szczegóły jej życia, obraztwarzy, widok miejsca zajmowanego wśród żywych), ale żeAleksy istniał i ona wiedziała o tym najlepiej, jej słowa, owetrzy słowa powróciły do niego, jakby je powiedziała po razwtóry. Mając jeszcze w oczach ten strząsający z siebie jegodotyk ruch jej ręki, pojął, że jakaś cząstka świadomości tejkobiety z tamtego okresu, kiedy mąż jej żył, pozostała dodzisiaj nieporuszona. Pojął również, że jego ręka jest dla niej,jak gdyby nie było między nimi oboma, Aleksym i nim,żadnej różnicy, ręką tamtego, ręką trupa. Wtedy zapragnąłznaleźć się jak najprędzej w domu. Sam. Ale dopiero gdzieśpo kwadransie trawiaste zbocza urwały się, opadając w do-linę i na tle wzdętych wiatrem obłoków, za futorami braciCzartoriusów, zamajaczyły niepewnie, wśród szczytówdrzew, kominy Gleb. I nagle poczuł, że Katarzyna drży. Mi-mo że nie dotykali się nawet ramionami. Jej ręce, jej kola-na, na których przytrzymywała kurczowo dłońmi skraj suk-ni zdmuchiwanej przez wiatr, w ogóle cała była nieruchoma,a jednak to drżenie czuł cały czas wskroś roztrzęsionego pod-skakiwania koczobryku na wybojach, aż do miejsca, gdzieskończył się gwałtowny spadek, dolina zaś rozszerzała sięlejowato i konie jak zwykle spłoszyły się, gdyż były tam zbio-rowe mogiły z wiosennej pacyfikacji Żydów i późniejsze par-tyzantów. Tam wreszcie to drżenie ustało, jakby w niej za-szła jakaś nowa przemiana. Bo i ona patrzyła na wynurzającesię spomiędzy zieleni Gleby. Więc pomyślał, iż ona myśli,że teraz nie jest to już dom jej męża, ale jego, Pawła, i za-raz posłyszał swój chropawy, chrypiący głos, jak z wysuszo-nego, pełnego kurzu gardła dobywa się z trudem, próbującyprzedrzeć się przez łoskot kół, stukot kopyt, i przekonywa-jący bratową, że: „Trwało to zbyt długo przestań ani mał-żeństwo ani wdowieństwo wiesz teraz co i jak oni zawszemordowali jeńców to się ułoży jakoś przestań o śmierci Alek-sego myśleć nie ma sensu wiedziałaś od paru miesięcy jakprzestań och przestań rozkopano te doły nad którymi ich

Page 21: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi

z całą pewnością wiedziałaś jaką śmiercią przestań nic sięnie zmieni mamy jeszcze ten dom przestań” ale wkrótce po-jął, że jego słowa, jeśli nie były tylko szeptem, w ogóle doniej nie docierają, zresztą podejrzewał, że nawet gdyby do-tarły, nie usłyszałaby, tak była daleko. Jej szyja prężyła się,skroń pulsowała, usta zaś, dawniej wciąż pełne, wilgotne,były teraz rozchylone, suche, prawie bez koloru. Przyszłomu wtedy do głowy, że ona nie myśli o tym, co się stało.„Skoro wiedziała nie od dzisiaj, nie mogło to jej dzisiaj takzaskoczyć. To nieprawda, że jest tak przejęta”, i na chwilępoczuł gniew. Ale jej palce znowu splotły się i rozplotły i tenjego gniew od razu wygasł.

Powściągnął ostro konie. W perspektywie alei ukazał sięnieocieniony drzewami, zamazany, bez konturów, roztartydokładnie w jaskrawym słońcu dwór. W nozdrza uderzyłduszny zapach igliwia i kory. Od wyniosłych jodeł wystają-cych ponad gęstwinę i od świerków poniósł się szeleszczą-co-syczący szum, jednostajnym swym szeptem obejmującich oboje, a także zszarzały od kurzu koczobryk i spienio-ne konie. Jednakże oddech kobiety, który Paweł usłyszałprzed chwilą, był dużo głośniejszy niż ów szum. Zmrożonypodejrzeniem, że to nie potwierdzenie śmierci Aleksego takbratową przejęło, uprzytomnił sobie, że nigdy jeszcze, na-wet w czterdziestym pierwszym roku, kiedy po ucieczce Ro-sjan powrócili tutaj, nie wydał mu się dom rodzinny aż taknierealny, zamilkły i osamotniony. Wciąż powstrzymując rwą-ce się do stajni konie wciągnął w płuca gorzki, cierpki za-pach parku i zaraz, czując, jak nie może go więcej znieść,przytajając w sobie ze wstrętem oddech, powiedział: „Naj-gorzej ze zwłokami. To bardzo daleko”. Ale świerki i jodłyustąpiły włoskim topolom po obu stronach alei, więc ten za-pach się rozwiał. Koczobryk wtoczył się ze chrzęstem na roz-ległe, wyżwirowane podejście do ganku, nad którym unosi-ła się tylko, jak zwykle, zgęszczona woń nagrzanych dachów,i Paweł mógł o tamtym przerażającym zapachu zapomnieć.

Page 22: Zasypie wszystko, zawieje - NEXTO.PLimages.nexto.pl/upload/publisher/Swiat ksiazki...siedniego pokoju i nakładając na siebie to wszystko wciąż jak gdyby nie własnymi, zbyt zwolnionymi