Upload
others
View
0
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
Twoje zdrowie TO MI POMOGŁO
Wygrałam z kandydozą! Nawracająca grzybica pochwy niemal zrujnowała życie osobiste naszej czytelniczki. Doprowadziła ją na skraj rozpaczy Na szczęście udało jej się znaleźć skuteczną terapię. Ale do dziś, kiedy wspomina walkę z infekcją, drżą jej ręce. Prosi o zachowanie anonimowości. Nie chce mieć z tą chorobą nic wspólnego. Nigdy. TEKST: DOROTA MIRSKA-KRÓLIKOWSKA
DIETA
SEN
RUCH
PROBIOTYKI A,* -
Walka z grzybicą przypomina żon-glerkę: opanujesz chorobę, gdy jednocześnie wcielisz w życie różne metody leczenia i wzmacniania organizmu.
'ochanie, czy już wiadomo co ci jest? - tak za każdym rasem pytał mnie
mąż, gdy wracałam od ginekologa. Jakoś nie przechodziło mi przez gardło: „Mam grzybicę pochwy". Samo brzmienie tego słowa jest przecież obrzydliwe. Domyślałam się, co mógłby sobie wyobrażać słysząc taką nazwę: pewnie, że od środka porastają mnie jakieś ukwiały. Ohyda. Jak tu potem dotknąć kobiety, jeśli w środku rośnie jej „takie coś"? W dodatku wiadomo, że to jest zaraźliwe. Więc starałam się mówić jak najdelikatniej: - Mam... infekcję. Wiesz, tę kobiecą. Każda z kobiet, która przez to przeszła, wie, o czym mówię. Wstajesz rano i czujesz łaskotanie w środku, subtelne, jak muśnięcia piórka. Łudzisz się, że minie: myjesz się starannie płynem intymnym o odpowiednim pH, smarujesz jakąś maścią. Idziesz do pracy. Jednak łaskotanie narasta z godziny na godziny, zamienia się w pieczenie, które ogarnia połowę ciała. Pod koniec dnia jest tak silne, że z trudem idziesz. Marzysz o jakiejś szczotce, którą dałoby się włożyć TAM i się podrapać. - Znowu? Jak długo tym razem nie będziemy mogli się kochać? - był na mnie zły. W zasadzie wcale mu się nie dziwiłam. Od kilku lat regular-
VITA2015-02-01
nie co miesiąc, czasami co trzy miesiące zaczynała się moja gehenna. Tak, nie waham się użyć tego słowa. Bo chociaż to niby powszechna infekcja intymna, kiedy mnie dopadała, czułam się jak trędowata.
Winny antybiotyk Zaczęło się od anginy, którą przechodziłam wyjątkowo ciężko. Zlecono mi przyjmowanie przez 10 dni silnego antybiotyku. Lekarze wówczas nie przepisywali rutynowo probiotyków. Nie przyszło mi więc do głowy, żeby samej o to zadbać. Prawdopodobnie właśnie osłabienie organizmu w trakcie choroby oraz wyjałowienie naturalnej flory bakteryjnej przez lek spowodowały, że po raz pierwszy zaatakowały mnie grzyby. Początkowo nie wiedziałam, co się dzieje. Stosowałam irygacje, nasiadówki z rumianku, smarowałam kremem. Po trzech dniach jednak (i trzech nieprzespanych nocach!) świąd był już tak straszny, że pobiegłam rano do ginekologa. Podałam objawy: białawe u pławy, przypominające ścięte białko jajka, swędzenie okolic intymnych, pieczenie podczas oddawania moczu, ogólne złe samopoczucie. „Grzybica" - orzekł. Zalecił leki dopochwowe oraz wstrzemięźliwość od kontaktów seksualnych na czas terapii. Już po dwóch dniach czułam się zdecydowanie lepiej, ale brałam leki zgodnie z zaleceniem przez tydzień. Ufff, co to była za ulga. Wydawało mi się że, choroba minęła. Ale gdy miesiąc później się
przeziębiłam, znajome swędzenie wróciło. Teraz już nie czekałam, od razu pobiegłam do mojego lekarza. Przepisał inne leki, również globulki i tabletkę doustną oraz lekarstwo dla partnera. Mąż nawet nie protestował, połknął lek. Znowu przez jakiś czas miałam nadzieję, że kłopot za mną. Niestety. Po kilku miesiącach dolegliwości pojawiły się ponownie i scenariusz zaczął się regularnie powtarzać. Ginekolog wzruszał ramionami: „Niektóre kobiety tak mają. Są bardziej podatne na takie zakażanie i tyle". Dbałam, aż do przesady o czystość, stosowałam zapobiegawczo krem przeciwgrzy-biczy na okolice intymne, wyrzuciłam ulubione stringi i zamieniłam je na bawełniane majtki (lekarz twierdził, że rodzaj bielizny ma znaczenie). Nic nie pomagało! Stałam się nerwowa, codziennie wyczekiwałam ataku choroby. W dodatku miałam nieprzepartą ochotę na słodycze. Taką, że nie potrafiłam się powstrzymać przed pożeraniem czekoladek, ciastek, cukierków: wszystkiego, co tylko miało cukier. Przybierałam więc na wadze i czułam się coraz gorzej. Och, gdybym wiedziała wówczas, że to zasiedlające mnie grzyby domagają się tak cukru, że to właśnie on umożliwia im rozwój, może bym się powstrzymała. Ale nie miałam o tym pojęcia! Mąż początkowo był cierpliwy, ale widziałam, że zaczyna mieć dość niekończącego się leczenia. Irytowało go, że ciągle
jestem chora, że wręcz paranoicznie dbam o czystość w sypialni. O spontanicznym seksie nie było nawet mowy: musiałam być pewna, że obydwoje jesteśmy niemal sterylni. Po czterech latach nie wytrzymał tego obłędu i przeniósł się na kanapę. Byłam prawie pewna, że się mnie brzydzi. Nasze małżeństwo się waliło.
Nikt mi nie mówił... Gdyby mój ginekolog nie zachorował, być może dzisiaj byłabym już po rozwodzie. Ale pewnego dnia w przychodni, gdzie jak zwykle przyszłam, wiadomo po co, przyjął mnie inny specjalista. Przejrzał moją kartę, wypytał o przebieg choroby i pokręcił głową. - Zastosujemy inny schemat terapii. Proszę przyjmować przez pół roku raz na miesiąc lek doustny w silniejszej dawce. Należy go brać w pierwszym dniu cyklu. Wówczas poziom estrogenów jest najniższy i organizm jest bardziej podatny na rozwój kandydozy (przyczyną choroby jest wzrost grzybów z rodzaju Candida, stąd nazwa: kandydoza pochwy). Kandydozy!!! Wreszcie ktoś użył określenia, które nie kojarzy się tak fatalnie. Słuchałam go z przejęciem dalej. - Proszę się zastanowić, w jakich okolicznościach pojawiają się objawy infekcji: czy winny jest stres, może obniżona odporność podczas ataku alergii albo przeziębienia. Warto też zmienić dietę: proszę odstawić cukier i przynajmniej
75% kobiet przynajmniej raz w życiu przechodzi infekcje grzybicze okolic intymnych. U co najmniej połowy z nich występują nawroty. Jest to jedyne zakażenie grzybicze, które może być przenoszone drogą płciową.
+ Możesz zapobiec! Podczas antybio-tykoterapii lub osłabienia organizmu związanego z infekcją stosuj profilaktycznie globulki z probio-tykami zawierającymi szczep bakterii Lactobacillus rhamnosus. Dzięki takiej profilaktyce masz szansę uniknąć grzybicy.
VITA2015-02-01
» ef W.arto. . wiedzieć Grzyby występują we florze bakteryjnej narządów intymnych kobiety naturalnie, jako saprofity. Przy obecności innych prawidłowych drobnoustrojów nie powodują dolegliwości czy zmian. Ale w momencie, gdy ta delikatna równowaga zostanie zachwiana, drożdżaki się mnożą i pojawiają się objawy grzybicy.
Nie istnieje dieta eliminująca infekcje grzybicze. Natomiast nawyki żywieniowe i rodzaj spożywanych produktów mogą mniej lub bardziej sprzyjać rozwojowi tej choroby.
przez pierwszy miesiąc, białą mąkę. To znakomite pożywki dla tych mikroorganizmów. - Dietę? Co ma dieta do kłopotów intymnych? - Ma i to dużo - tłumaczył lekarz. - Zapewne grzyby zasiedliły też jelita, więc stosowanie leczenia tyko w okolicy pochwy, niewiele da. Z jelit przywędrują kolejne drożdżaki i zajmą ją ponownie. Wyszłam z gabinetu bez słowa. Dlaczego nikt mi tego wcześniej nie powiedział? Ślepo wierzyłam w zalecenia jednego specjalisty. Mój błąd. Ale teraz go naprawię. Wróciłam do domu i zasiadłam do komputera. Fora pełne były opowieści kobiet, które tak, jak ja cierpią od lat na ten problem. Stosują różnego rodzaju leki, ziołoterapie, maści, olejki, diety, takie i inne. Jedne opowieści przeczyły innym. Musiałam się nauczyć odsiewać wartościowe informacje od internetowego szumu. Trwało to kilka miesięcy. Przyjmowałam leki tak, jak zalecił doktor, i jednocześnie stale modyfikowałam mój styl życia.
Kasza i oregano Zaczęłam od diety. Najtrudniejsze okazało się odstawienie słodyczy. Na widok czekolady robiło mi się słabo, drżały ręce. Miałam jednak bardzo silną motywację: nadzieję, że wreszcie uda mi się pokonać chorobę. Zaczęłam uważnie czytać etykiety wszystkich produktów: ze zdziwieniem zorientowałam się, że producenci dodają cukier lub syrop glukozowo-fruktozowy
niemal do wszystkiego! Do chleba (tu dodatkowo zabronione w mojej chorobie drożdże), do jogurtu, musztardy, przetworów i dań gotowych. Nie było to łatwe, ale częściej zaczęłam gotować w domu -przynajmniej miałam pewność, że nikt mi nie dosłodził zupy. Ponieważ przeczytałam, że grzyby lepiej rozwijają się w kwaśnym środowisku, dbałam o dietę tak, żeby utrzymać równowagę kwasowo-zasa-dową organizmu (tekst z VTTY „Kwasy i zasady pod kontrolą" znajdziesz na: vita.pl). Niemal zrezygnowałam z mięsa (działanie zakwaszające) na rzecz kasz, zwłaszcza jaglanej: jak dowodziły badania, z którymi się zapoznałam, prawdziwego zabójcy drożdżaków. Kupiłam wyciąg z oregano, który ma silne właściwości grzybobójcze i piłam po 30 kropli trzy razy dziennie. Przyjmowałam doustne probiotyki, które rozpuszczają się w jelitach, a nie w żołądku. Stosowałam też zalecone probiotyki dopochwowo. Zaczęłam uważnie przyglądać się sobie, analizować, z czym mogą być związane ataki choroby. Zauważyłam, że zazwyczaj dochodzi do nich, gdy jestem chora (często się prze-ziębiałam, mam problemy z zatokami) lub kiedy bardzo się stresuję. A więc kolejnym krokiem było wzmocnienie odporności i nauka, jak rozładowywać stresy. Postawiłam na ruch. Do pracy zaczęłam dojeżdżać rowerem (10 km w jedną stronę), zaczęłam też chodzić na jogę. Efekty tych działań zauważy
łam w ciągu kilku miesięcy. Przestałam tak często się przeziębiać, byłam spokojniejsza, lepiej spałam. Jak na komendę: grzybica też zaczęła odpuszczać: ataki były rzadsze. Tak jak kazał mi lekarz: natychmiast, gdy tylko poczułam łaskotanie, brałam przez dwa dni z rzędu lek doustny, i po problemie. Czułam, że wygrywam. Miłym skutkiem ubocznym zmiany stylu życia było to, że schudłam, moja cera, zaróżowiła się. Mąż zaczął spoglądać na mnie innym okiem. Trochę to trwało, wiele godzin w nocy wspólnie przegadaliśmy (ja raczej przepłakałam), ale nasze relacje, także seksualne, powoli wróciły do normy.
Mam swoją broń W ciągu dwóch lat diametralnie zmieniłam sposób odżywiania, nie wyobrażam sobie już dnia bez aktywności fizycznej na świeżym powietrzu. Przeczytałam na temat grzybicy mnóstwo opracowań medycznych i wiem, że poszłam w dobrym kierunku. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim takie leczenie, ani takie zmiany w stylu życiu pomogły. Infekcja rozwija się bardzo indywidualnie i jej leczenie zależy od wielu czynników. Dlatego nie wolno się poddawać, trzeba szukać różnych dróg do zdrowia. Koniecznie we współpracy z mądrym lekarzem. Mnie się udało. Od roku nie miałam ani jednego ataku kandydozy. I noszę ulubione stringi, tak jak dawniej. W ni-czym-mi nie szkodzą.
VITA2015-02-01
NASZ EKSPERT
MAŁGORZATA SZPETNAR
ginekolog, położnik www.invicta.pl
Jak najlepiej leczyć kandydozę? Nie ma jednej standardowej procedury. W zależności od stanu klinicznego i reakcji organizmu pacjentki, lekarz może wdrażać różne schematy postępowania. Jeśli leczenie miejscowe jest nieskuteczne, należy włączyć leczenie doustne stosowane jednorazowo lub przewlekle np. raz w tygodniu przez kilka (na ogół 6) miesięcy. W przypadku nawracających infekcji warto wykonać posiew i zweryfikować rodzaj infekcji grzybiczej, by dobrać leki do konkretnej odmiany drożdżaków. Konieczne jest też zebranie szczegółowego wywiadu medycznego, w tym informacji o chorobach ogólnoustrojowych, przyjmowanych lekach itp. Kandydoza częściej rozwija się u osób stosujących
niektóre leki np. cytostatyki czy steroidy (przy astmie), oraz antybiotyki o szerokim spektrum działania czy tabletki antykoncepcyjne. Wszystkie czynniki obniżające naturalną odporność organizmu takie jak: choroby tarczycy, zaburzenia immunosupresyjne, obciążenie fizyczne, przemęczenie, stres, przeziębienia itp. będą sojusznikami grzybicy. Dodatkowo narażone są też panie w ciąży, regularnie korzystające z basenów, saun czy solarium, a także osoby często zmieniające partnerów seksualnych. Terapia zawsze powinna objąć obojga partnerów. U mężczyzn grzybica może nie dawać żadnych objawów, ale w trakcie kontaktów płciowych mogą oni ponownie zarażać swoją partnerkę.
VITA2015-02-01