96

Wschód to Wschód, a Zachód to San Francisco.mark6.pl/download/San_Francisco.pdf · 1 sanfrancisco Autordodatku: Rafał“Hologram”Trabski Ilustracjanaokładce: christophe() Ilustracje:

Embed Size (px)

Citation preview

Wschód to Wschód, a Zachód to San Francisco. O. Henry

1

san francisco

Autor dodatku:Rafał “Hologram” Trabski

Ilustracja na okładce:christophe (http://titof f77.deviantart.com)

Ilustracje:huesos (http://huesosnegros.deviantart.com) - strona 2, 13, 14, 19 i 33

Gilly Pardy (http://inkyphoenix.deviantart.com) - strona 3Robbie Lee (http://sequenceno3.deviantart.com) - strona 4

Vladimir Kulakov (http://rustychopper.deviantart.com) - strona 5Andrej (http://xxandriuchaxx.deviantart.com) - strona 9

OneTwoDelta (http://onetwodelta.deviantart.com) - strona 15Mary Joy Johnson (http://dreamerofwords21.deviantart.com) - strona 17

James Ford (http://angelus253.deviantart.com) - strona 25Madison Rengnez (http://maddrawings.deviantart.com) - strona 28

James Synowicz (http://chip14.deviantart.com) - strona 29Sylwia “Telari” Cader (http://telarimoira.deviantart.com i http://telarimoira.digart.pl) - strona 31

Tyler DeLisle (http://badfish81.deviantart.com) - strona 73 i 88Brankovic S. (http://skyliner17.deviantart.com) - strona 82Leigh Wolf (http://winddancer9.deviantart.com) - strona 83Rebecca (http://meticuloustwin.deviantart.com) - strona 89Yan Liberman (http://tjdesign.deviantart.com) - strona 90Rob Hastings (http://robhastings.deviantart.com) - strona 91Rafał “Hologram” Trabski - wszystkie pozostałe

Skład, łamanie, obróbka grafik:Marek “Mar_cus” Szumny

Korekta:Boromir, Marek “Mar_cus” Szumny

Mapki:Rafał “Hologram” Trabski i Marek “Mar_cus” Szumny z pomocą Google Maps

Dodatek ten moŜe być kopiowany lub powielany w jakikolwiek sposób mechanicznie, chemicznie lub elektroniczniebez zgody autora jedynie w całości! Jakiekolwiek podobieństwo postaci przedstawionych w tym dodatku do osób

Ŝyjących jest całkowicie przypadkowe.Wydawca: Marek Szumny (wirtualne wydawnictwo mark6)

os. Konstytucji 3-go Maja 18/9; 48-100 Głubczycetel. 0 608 467 526

http://www.mark6.pl; [email protected]: 978-83-927793-2-2

2

san francisco

San FranPrawo i bezprawieWielonarodowość

ChińczycyJapończycyCzarne gangiRodziny

Fakty i mityDzielnice

LotniskoWybrzeŜe i portPodziemiaObóz PosterunkuDolina KrzemowaKlinika w CampbellPochodzenie

391517212529334161637175798389

............................................................................................................................................................................

.................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................

.............................................................................................................................

.......................................................................................................................................................................

.....................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................

Wbrew temu, co ci się wydaje, jedynymmiastem na zachodzie nie jest Vegas. Widzę,Ŝe bardzo słabo znasz te tereny. Pierwszy razpo tej stronie Gór Skalistych, co? Mam nadzieję,Ŝe ominąłeś po drodze Denver, bo nie chcę pićpiwa z napromieniowanym kolesiem.Uff... to dobrze, Ŝe jechałeś drogą nr 66.To z dala od Denver.

Ale przejdźmy do rzeczy. Nie słyszałeś więcnigdy o San Fran? No cóŜ, człowiek uczy sięprzez całe Ŝycie. Widzisz, tak się składa, Ŝe myteŜ mamy tutaj taki swój Nowy Jork, cośw rodzaju stolicy Zachodniego WybrzeŜa.Jest nim właśnie San Francisco, a raczej to,co z dawnego miasta pozostało. Ale nie martwsię, wcale nie jest tak źle.

Wbrew temu, co myślą ludzie, San Franci-sco całkiem nieźle przetrwało zawieruchęwojenną i cały ten chaos po apokalipsie. Sporaczęść miasta oraz wiele otaczających San Franmiasteczek nadal istnieje i ma się dobrze.Zawdzięczamy to temu, Ŝe, w przeciwieństwiedo większości innych miast, nasz system

obrony antyrakietowej zadziałał. San Franciscoi cała dolina Santa Clara ochroniły rakiety NA-AD, czyli National Anti-Air Defence. Co prawdatam, gdzie nie spadły głowice, doszło promienio-wanie i zabiło i tak większość ludzi, ale za to ci,którzy Ŝyją tam dzisiaj, mieszkają w mieścieniemalŜe przypominającym stan przedwo-jenny. Większość budynków ma nawet szybyw oknach, chyba Ŝe akurat zostałyrozkradzione lub zniszczyło je jedno z częstychtrzęsień ziemi.

Tak, stary, to jest jeden z prześladującychnas problemów. Gdyby nie one, San Franbyłoby nietknięte, choć i tak jest chybanajpiękniejszym miastem w całych powojen-nych Stanach.

Topografia terenuNo chcę ci tłumaczyć co gdzie leŜy, Ŝebyśnie błądził za bardzo, jak juŜ tu jesteś. Samotnekręcenie się po Cmentarzysku nie jest zbytbezpieczne. Co to jest Cmentarzysko? Opowiemci później.

No więc najwaŜniejsze jest samo San Fran-cisco, które leŜy na półwyspie nad Zatokąo tej samej nazwie. Zatoka San Fran nie jestzbyt czysta i nie radziłbym ci się tam kąpać.Pływa w niej mnóstwo syfu z okolicznychzakładów elektronicznych oraz sporopierwiastków promieniotwórczych. Nikt u nasnie mieszka w willach tuŜ nad samą zatoką,a szkoda, bo to piękne domostwa.

Aha, motorówką po zatoce sobie teŜ niepopływasz, bo pełno w niej dziwnego Ŝelastwa,które uniemoŜliwia zwodowanie większościłodzi, zaś na środku tkwią dziwne, stalowekonstrukcje. Cholera wie, skąd się tam wzięły,ale leŜy to tam od dwudziestu lat. Wiesz,wygląda to tak, jakby jakiś olbrzym bawił siębetonowymi klockami Lego wielkości wieŜow-ców i upuścił taki jeden do zatoki. MoŜe zresztąto faktycznie jest zatopiony wieŜowiec.Tylko jak, do cholery, miałby się tam znaleźć?Trzęsienia ziemi powodują, Ŝe budynkisię zawalają, ale raczej nie przemieszczają icho setki metrów. A zresztą, pal to licho. WaŜne,Ŝe te wielkie bloki betonu leŜą tam nieruchomoi do nikogo nie strzelają, ani nikogo nie chcązjeść. Nie to, co krokodyle z Miamiczy mutanty nad Missisipi.

Szczypta historiiSpokojnie, bracie! Nie będę nudził o Aleksan-drze Wielkim, ani o Napoleonie. śe co?Nie słyszałeś o Napoleonie? Kurde, o Aleksan-drze Wielkim ja teŜ nie słyszałem i go sobiewymyśliłem. Aleksander to mój pies. Ale Ŝebynie znać Napoleona? NiewaŜne.

san francisco

4

Widzisz, z pewnością ciekawi cię jak to sięstało, Ŝe San Francisco stoi sobie niemalnieuszkodzone, podczas gdy niemal wszystkieinne miasta i miasteczka Stanów leŜąw gruzach, w dodatku radioaktywnych.Dziwne, nie? Wiesz, mnie teŜ to dziwiło, dopókinie przeczytałem kilku rzeczy w sieciarchiwów miasta San Francisco. Pytasz, co tojest sieć? Kurczę, to trochę długi temat.Opowiem ci nieco później, okej?

No więc wyczytałem w tych archiwach,Ŝe miasto tuŜ przed początkiem apokalipsyzostało objęte programem rządowym, którymiał je ocalić przed zagładą. Czemu akurat SanFrancisco? CóŜ, nie wiem, ale pewien facetz naszego Uniwersytetu powiedział mi,Ŝe chcieli chronić nie tyle miasto, co DolinęKrzemową. Na przedmieściach rozciągają sięsetki laboratoriów, zakładów elektronicznychi siedzib firm informatycznych. Ten facet sądzi,Ŝe rząd chciał ocalić te ośrodki i dlatego objąłnasze miasto programem NA-AD. Co to zadziwne słowo? To skrót od National Anti-AirDefence. Z tego co kojarzę, była to częśćtzw. Tarczy Antyrakietowej. Wokół DolinyKrzemowej wybudowano baterię rakietmających zestrzeliwać nadlatujące głowice.Do dziś w wielu miejscach miasta, ale główniena jego obrzeŜach, znaleźć moŜesz wysokiekonstrukcje - to pozostałości po wyrzutniachNA-AD. Niestety, samych rakiet juŜnie znajdziesz - wszystkie zostały odpalonepodczas wojny. Zresztą, jakbyś znalazł,to co byś zrobił? Po cholerę ci pociskido zestrzeliwania rakiet balistycznych…

Ponoć system ten obejmował wiele innychmiast Stanów, ale rzekomo nie zadziałał niemalnigdzie. Dlatego właśnie San Franciscotak róŜni się od na przykład Dallas albo przy-słowiowego Denver. Miasto niemal w całościprzetrwało globalne uderzenie atomowe. Nie-mal, bo w gruzach legło trochę przedmieść,zwłaszcza leŜących z dala od miasteczka PaloAlto, które jest centrum Krzemowej Doliny.Głowice atomowe zrównały z ziemią prawiecałe wschodnie wybrzeŜe zatoki San Franciscooraz część San Mateo.

Budynki przetrwały, ale co z ludźmi?No cóŜ, wedle archiwów przed wojną SanFrancisco wraz z przyległościami liczyło7 milionów ludzi - to więcej niŜ dzisiejszaAmeryka. Czaisz? Gdzie podziali się ci wszyscyludzie? Odpowiedź jest prosta - promieniowa-nie. Ataki nuklearne nie spopieliły samego SanFran, ale spanikowani ludzie, z których tylkobardzo nieliczni znaleźli miejsce w schronach,umarli na skutek choroby popromiennej.Logiczne? Jeśli nie wierzysz, opowiem ci coś...

Księga Dni ApokalipsyMamy w mieście na Uniwersytecie taki doku-ment - Księgę Dni Apokalipsy. Jest to spisanaprzez pierwszych mieszkańców historia SanFrancisco i okolic. Opisano w niej, jak strasznemęczarnie przeŜywali ludzie tuŜ po uderzeniu.Księgę Dni Apokalipsy załoŜył i zatytułowałjeden z nieszczęśników, którzy podczas uderze-nia pozostawali na powierzchni poza schro-nami. Przedstawił on i dołączył fotografieeksplozji atomówek, które były widocznez centrum San Fran, a takŜe pierwsze tygodniepo zagładzie.

Stary, próbowałem to kiedyś czytać,ale nie dałem rady. Po kilku stronach rozpłaka-łem się i wyszedłem z biblioteki uniwersytec-kiej. Tego nie da się czytać na spokojnie. Opisycierpień umierających powoli ludzi na środkuulic, efektów skaŜenia i panującego chaosupotrafią wprowadzić w depresję prawdziwegotwardziela. Pewnie i tak nie uzyskasz wstępudo biblioteki Uniwersytetu, ale nawet jeśli,to załoŜę się, Ŝe nie zniesiesz więcejniŜ 10 stron. śe niby pochodzisz z Hegemonii?To moŜe 12. Nie wierzysz? ZałoŜysz się?Ten, kto przegra, stawia drugiemu nocw najlepszym lokalu na mieście. Czyliw Banana House? MoŜe być?

CóŜ, rozdziały napisane przez facetaz powierzchni urywają się w 3 miesiącepo uderzeniu. Gość umarł na chorobę popro-mienną. Tak twierdzi drugi autor Księgi -jeden z tych, którzy wyszli ze schronówwkrótce po zagładzie. Ciekawe, Ŝe jego poprzed-nik ani słowem nie wspomniał o swojej choro-bie, a cierpienia innych opisał ze straszliwąprecyzją i tak obrazowo, Ŝe czytając czujeszjak to boli, kiedy skóra odłazi ci od kościi rozpływają się flaki. Podziwiam osobiście tegogościa, Ŝe przemilczał swój własny los.Ten gość był bohaterem, bracie.

Kolejny autor Księgi Dni Apokalipsytłumaczy, co działo się z tymi szczęściarzami,którzy przeczekali najgorsze w schronachpod miastem. Opisuje warunki panującew przepełnionych podziemnych bunkrach,panikę, liczne samobójstwa, jak kończyły sięzapasy i jak spekulowano, co dzieje sięna powierzchni. Podaje teŜ, Ŝe powody otwarciaposzczególnych schronów były róŜne. Jednymkończyły się zapasy, inni nie wytrzymywaliklaustrofobicznych tuneli, jeszcze inni zaśuznali, Ŝe promieniowanie opadło juŜ wystar-czająco, aby opuścić podziemia.

Napotkali wielkie cmentarzysko na ulicachmiasta. Wedle relacji, odór rozkładających sięzwłok powalał z nóg. Wkrótce potem wybuchłaepidemia, która zdziesiątkowała tych, co wyszlizdrowi ze schronów. Dopiero wówczas pojawiłsię bohater San Francisco, George Logan, były

5

san fran

szef policji, który zorganizował ocalałych,usunął zwłoki z ulic i dał towarzyszom niedolinadzieję na nowy ład. Tak, zgadza się, GeorgeLogan był ojcem obecnego burmistrza. Niestety,syn nie jest godnym następcą, ale o tymdowiesz się później.

CóŜ, dalsze rozdziały Księgi Dni Apokalipsyopisują późniejsze losy miasta i pisane są juŜprzez urzędników mianowanych przez burmi-strza Logana. Oczywiście, jego syn kontynuujetradycję i Księga nadal jest uzupełniana.Jednak jej najwaŜniejsze rozdziały ci przedsta-wiłem, a reszta to opis powolnego odradzaniasię społeczności San Francisco i KrzemowejDoliny - przybywania uchodźców, odbudowymiasta i tak dalej.

Obecnie Księga Dni Apokalipsy zmienia sięw propagandową ksiąŜeczkę na potrzeby Bene-dicta Logana i traci swój realizm. Zresztą - jeślicię to interesuje, spróbuj sam ją przejrzeć,a gwarantuję ci, Ŝe się nie znudzisz. I pamiętajo naszym zakładzie...

Miasto na wybrzeŜu Widzisz, wokół całej zatoki San Francisco leŜycały szereg miast i miasteczek, którew zasadzie zrosły się z samym San Fran,ale jeśli spytasz kogoś, o miasto na wybrzeŜu,to wskaŜe ci grupę wielkich wieŜowcówna samym północnym krańcu półwyspu,niedaleko mostu Golden Gate. To stąd całąAglomeracją zarządza burmistrz BenedictLogan i jego Milicja. Tutaj zresztą mieszkająwszystkie szychy w Aglomeracji. Co to jestAglomeracja? Widzisz, te wszystkie miastai miasteczka wokół zatoki są niemalŜepołączone w jedno, dlatego mówimy na toAglomeracja.

No, ale wróćmy do samego San Francisco.Miasto jest ograniczone przez wody Zatokiod wschodu i przez Pacyfik od zachodu.Tak, stary, jeśli jeszcze tego nie czaisz, miesz-kamy nad Oceanem Spokojnym. Jarzysz?Na tym właśnie polega Zachodnie WybrzeŜe -leŜy nad oceanem. A co ty myślałeś?śe nad jakimś zasranym jeziorem?

CóŜ, tak się składa, Ŝe San Francisco leŜyna wzgórzach, więc mamy tutaj ciekawy układulic. Jedne biegną z dołu do góry lub z góryna dół, jeśli tak wolisz, a przecznice poziomo.Powoduje to, Ŝe jeśli zbyt szybko się rozpędziszsamochodem, to wylatujesz co chwilę w górę,jak na skoczni. Fajnie, nie? Autem jeździ siępo San Fran lepiej niŜ w Detroit - mniej mamytu gruzu i wraków.

Miasto składa się z kilku dzielnic, takichjak Mała Italia czy Chinatown. Tej drugiejpoświęcę za chwilę osobnych kilka słów,a o Małych Włoszech wystarczy abyś wiedział,Ŝe jest tam mnóstwo ładnych, wiktoriańskich

kamienic i sporo willi. Te akurat są zamiesz-kane, takŜe nie masz czego tam szukać.Dzielnice mógłbym jeszcze wymieniać przeztydzień, nie mówiąc juŜ o przedmieściach,które naleŜą do Aglomeracji, ale nie będę cięzanudzał, tylko przejdę do konkretów.

śycie w mieścieSan Francisco przetrwało zagładę niemalw jednym kawałku. Do dziś sporo budynkówstoi prosto i ma się dobrze. Chyba tylko w SanFran ludzie nie boją się wchodzić na szczytywieŜowców. Nikłe zniszczenia sprawiły,Ŝe przetrwała większość przedmiotów codzien-nego uŜytku, samochodów, zapasy w sklepachi hurtowniach. Zabrakło tylko ludzi, którzypoumierali w pierwszych latach po apokalipsie.Jednak garstka ocalałych po wyjściu ze schro-nów jakoś przeŜyła i wkrótce do San Franciscozaczęli ściągać masowo uchodźcy z całejKalifornii. W ten sposób miasto zaludniło sięna nowo i chociaŜ Aglomeracja pewnie nigdynie osiągnie liczebności 7 milionów, to jednakśmiało powiem, Ŝe Ŝyje tu najwięcej ludziw Stanach.

Pierwsi przybysze mieli szczęście i więk-szość z nich pławi się teraz w luksusach. KaŜdyma na własność kilka budynków czy nawetwieŜowców, pełnych skarbów sprzed wojnyi wielu z nich Ŝyje tylko ze sprzedawania ichna wschód. Podczas gdy za Górami Skalistymiludziom brakuje zwykłych pralek, my mamytutaj całe zestawy kina domowego, komputery,nowiutkie samochody i najróŜniejszesmakołyki. Co z tego, Ŝe wszystko jest lekkonapromieniowane?

Tak więc centrum San Francisco zamiesz-kują dzisiejsi bogacze. To oni chadzają do takekskluzywnych lokali jak Banana House,bywają na bankietach u burmistrza i grywająw golfa na którymś z czterech ocalałych pólw mieście. Tu, w San Fran, golf to nasznarodowy sport. Mamy prawdziwą ligęi jest nawet gazetka dotycząca rozgrywek.Tyle o bogaczach.

Późniejsi przybysze zamieszkali na obrze-Ŝach i na południu miasta, nad zatoką.Niektórzy z nich, wraz z dziećmi, pracujądla krezusów z centrum, inni zaś trudnią sięrybactwem. Całe wschodnie wybrzeŜe półwy-spu nad Zatoką San Francisco to nabrzeŜaportowe. Dawniej były tu przystanie jachtowe,a dziś wypływają stąd jedynie kutry rybackie.Handel owocami morza i rybami to głównyzarobek mieszkańców Chinatown, DzielnicyBayview i Dzielnicy Misyjnej. Zresztą jednatrzecia mieszkańców zajmuje się rybactwem.Ocean Spokojny jest naszym skarbem - Ŝywinas i daje pracę. Co prawda malkontenci siejąpogłoski, Ŝe ryby łowione z oceanu są wyjąt-

san francisco

6

kowo szkodliwe, ale mało kto im wierzy,zresztą, i tak nikt nie zrezygnuje z ich spoŜy-wania - nie da się wyŜywić całego miastainaczej niŜ wcinając owoce morza.

Tym, co róŜni San Francisco od kaŜdegoinnego miasta w Stanach, no moŜepoza Detroit, jest wstrząsająca liczbasprawnych aut. Jak juŜ wiele razy wspomina-łem, miasto nie zostało niemal wcalezniszczone, więc samochody teŜ przetrwały.A teraz wyobraź sobie, Ŝe przed wojną na dwieosoby przypadał jeden samochód. Dasz wiarę?Jasne, obecnie wiele się zmieniło. 30 latpo uderzeniu znakomita większość aut sprzedjuŜ nie istnieje albo jest niesprawna. W końcuautoryzowane warsztaty firm motoryzacyj-nych juŜ nie funkcjonują. Ogromna ilość częścizamiennych została rozkradziona, mnóstwomaszyn się po prostu zuŜyło. Pamiętaj,Ŝe uŜywamy obecnie jakiejś paskudnej brejipowstałej z ropy, a nie przedwojennej benzyny.Silniki psują się jak szalone. Dlatego teŜ,w porównaniu do pierwszych lat po wojnie,samochodów jest juŜ dziś stosunkowo niewiele.Ale nadal mamy ich mnóstwo - prawie tyle,co w Detroit. Na jednego mieszkańca przypadapo kilkanaście aut, choć w rzeczywistości więk-szość wozów dawno temu przeszła w posiadanieelity lub została zagarnięta przez cwaniaków,którzy od 30 lat utrzymują się ze sprzedaŜyaut i ich części. Mamy w San Francisco pięćgiełd samochodowych, na których moŜeszkupić dowolną brykę, od luksusowej limuzynypo terenowego jeepa. W zasadzie dostaniesz tukaŜdy typ cywilnego samochodu albo motoru.

Nieco gorzej jest u nas z benzyną.Co prawda burmistrz sprowadza w duŜychilościach ropę do generatorów prądotwórczych,więc paliwa do diesla nie brakuje, ale ze zwy-kłą benzyną jest cięŜej. Kilka firm transporto-wych dostarcza czasem nieco paliwa,ale nie jest tego zbyt wiele. MoŜesz się śmiać,ale jeśli przywieziesz do San Franciscobenzynę, to bardzo chętnie sprzedadzą ciza nią samochód.

Sami mieszkańcy rzadko jeŜdŜą autamipo mieście. Korków nie uświadczysz, ani nieogłuszy cię ryk aut ścigających się pozerów.U nas jeŜdŜą nieliczni, których staćna benzynę, oraz właściciele diesli. Czasemnapotkać moŜna miejski autobus, na któryzresztą burmistrz nałoŜył dość spory podatek.Oprócz autobusu mamy zresztą coś, czego niespotkasz nigdzie indziej, gwarantuję ci.Po ulicach jeździ bowiem tramwaj. Co totakiego? Taki mały pociąg składający sięz jednego wagonu, poruszający się na szynachw jezdni. Coś jakby autobus szynowy. MamyteŜ taksówki i pełno riksz, więc własnysamochód jest w zasadzie zbędny.

Stosunki zagraniczne San Francisco jest w zasadzie odcięte od resztykraju. Otoczone górami Sierra Nevada, masensowne połączenie drogowe jedyniez pobliskimi miastami i Los Angelesna południu. Autostrada nr 101 wciąŜjest przejezdna. Najbardziej oŜywione kontaktymamy właśnie z Miastem Aniołów, skądprzecieŜ sprowadzamy paliwo. Na północnymwschodzie leŜy miasto Reno, z którym utrzy-mujemy dobre stosunki. Jeśli chodzi o miastapo drugiej stronie Gór Skalistych, w zasadziekontakty są zerowe. Komu chciałoby się jeździćtak daleko? Poza wołowiną z Teksasu,nie handlujemy na większą skalę z innymimiastami. Aglomeracja musi radzić sobie sama.

San Francisco nie jest samowystarczalne.Okolice Aglomeracji są nadal dość silnieskaŜone, a mieszkający w mieście rybacynie są w stanie nakarmić całego miasta.Zresztą, nie samymi rybami człowiek Ŝyje,no nie? Znaczy, znam wielu Japońców, którzymogliby wpieprzać tylko ścierwo wyłowionez Pacyfiku, ale większość normalnych ludzichce jeść teŜ chleb, mięso itd. Jedyną rzeczą,której w San Francisco nie moŜemy produko-wać, jest więc jedzenie i paliwo.

7

san fran

Obie te rzeczy trzeba sprowadzać „zza gra-nicy”, jak się tutaj to określa. Chodzi o granicęGór Skalistych. Mięso i zboŜe sprowadza sięz Teksasu. Wiele produktów moŜna kupowaćz uprzemysłowionego Los Angeles, które leŜycałkiem blisko. Stamtąd teŜ przywozimy ropęi benzynę.

Towarami eksportowymi San Francisco sąwszelkie urządzenia elektroniczne, komputery,podzespoły komputerowe, krzem, miedź i samo-chody. Wspominałem ci o tysiącach samocho-dów w mieście?

Najbardziej przyjazne i oŜywione kontaktyhandlowe burmistrz utrzymuje z Los Angeles.Oni przysyłają nam paliwo, a my im poŜy-czamy naszych specjalistów i sprzedajemyelektronikę. Pływa tam nawet statek pasaŜer-ski. Jednak większość wymiany handlowejprowadzimy drogą lądową. Burmistrz zorgani-zował kilkanaście cystern, kilkadziesiątcięŜarówek i trochę jeepów do eskorty,a nazwał to Transportem Miejskim. Zakład zaj-muje się importem paliw z Los Angeles. Auto-busy miejskie naleŜą do tej samej firmy.To na nie idzie część podatku płaconego przeztych, którzy chcą mieć elektryczność w domui móc korzystać z komunikacji publicznej.Płacący podatek dostają nawet zaświadczeniecomiesięczne, które upowaŜnia ich do jazdyautobusami i tramwajem.

Istnieją teŜ prywatne firmy przewozowe.Prym wiedzie Korporacja Transportowa,powstała ze współpracy kilku mniejszych firmkurierskich. Samochody korporacji mająbardzo dobrą ochronę i świetnych kierowców.Dzięki zarządzeniom Rady Miasta naszerodzime firmy transportowe mają przywilejna większość towarów przywoŜonych i wywo-Ŝonych z San Francisco.

Obcą firmą jest Autostrada 66, którazajmuje się przewozem ludzi, poczty i towarówna słynnej autostradzie nr 66. Jeśli szukaszpracy, moŜesz zatrudnić się do ochrony kara-wan lub jako kierowca – o ile naprawdę dobrzeumiesz prowadzić. Będziesz miał szczęście,jeśli pojedziesz z transportem do Los Angelesalbo Vegas. Znacznie bardziej niebezpieczne sądrogi do Teksasu, bo przekraczają terenyHegemonii. Karawany do Reno przechodzą kołoSacramento, więc potrzebują ochrony przedatakami Diabłów. Nie słyszałeś o nich?

ZagroŜeniaWydawałoby się, Ŝe tak duŜe, ocalałe miastojest bezpiecznym miejscem, prawda? JednakZachodnie WybrzeŜe nie jest takie bezpieczne,jak by się wydawało. Co prawda, do Molochamamy daleko, ale nie zawsze Ŝyliśmyna pokojowej stopie z Los Angeles, a w okolicykręci się mnóstwo gangów i band. HegemoniateŜ nie jest znowu aŜ tak daleko stąd,zwłaszcza, Ŝe frajerzy z Vegas trzymająz nimi sztamę.

StraŜnicy pojawili się w mieściew odpowiednim momencie, bo, choć wówczastego nie wiedzieliśmy, mafiosi z Los Angelesszykowali się do przejęcia władzy nad naszymspokojnym miastem. Wiesz, stary Logan starałsię jakoś utrzymywać z nimi dobre,a przynajmniej pokojowe stosunki, zresztą,potrzebowaliśmy ich ropy, ale, jak wiadomo,z gangsterami nie da się zbyt długo układać.Mafia miała jednak pecha i ich misterny planmilitarny się nie powiódł - wszystko dziękiStraŜnikom, którzy w miesiąc po przybyciudo San Francisco juŜ musieli udowodnić swojąprzydatność dla miasta. I zrobili to tak skutecz-nie, Ŝe najeźdźcy uciekali w popłochu,a szefowie mafii z LA błyskawicznie podpisaliukład pokojowy.

Potem bossowie w Mieście Aniołów zmienilisię i nawiązaliśmy nawet dość przyjaznestosunki handlowe. Taki stan trwa do dziś.Gdyby nie StraŜnicy, którzy wprost spadlinam z nieba, dziś miastem rządzilibybezwzględni gangsterzy z Thompsonamii nie byłoby tu tak spokojnie, jak jest teraz.ChociaŜ obecnie wszystko jest cacy, musimybyć czujni, bo nigdy nie wiadomo, co strzeli dogłowy mafii w Los Angeles. Jednak póki co,zdaje się, Ŝe mają tam swoją własną wojnędomową albo coś w tym stylu.

Do dziś za to toczymy walki z Los Diablos -wielkim gangiem z Sacramento, o którymci jeszcze dokładniej opowiem. Wystarczy,iŜ wiesz, Ŝe te szumowiny zatruwają nam Ŝyciei terroryzują tereny na północ od San Fran.

san francisco

8

Wspominałem o tym, Ŝe miastem oficjalnierządzi Benedict Logan, syn poprzedniegoburmistrza? Gdybyś choć raz był po tej stronieGór Skalistych, z pewnością co nieco byśusłyszał. Jest znany w całej Kaliforni. Trudnosię dziwić - to jedna z największych szych SanFrancisco, choć jak juŜ powiedziałem, rządzi onmiastem „oficjalnie”. ZauwaŜyłeś to słowo?Spokojnie, wyjaśnię ci, czemu tak to nazywam,zresztą większość obywateli San Frantak mówi.

Jeśli chodzi o samego Benedicta Logana,to jest to z pewnością osoba budząca respekt -swoją posturą, charakterem i zachowaniem.Facet mierzy ponad 2 metry wzrostui jest wielki jak szafa. Gdy dodasz do tegomasywne rysy twarzy - złośliwcy mówią,Ŝe są toporne - ujrzysz prawdziwego bossao groźnym obliczu, przed którym, stojąc, czu-jesz się malutki jak mrówka. Owszem, facetrobi wraŜenie samą swą postacią, ale w rzeczy-wistości nie jest tak wielki, jak mu się zdaje.Prawdą jest, Ŝe pełni on legalnie funkcjęBurmistrza i Szefa Milicji jednocześnie, tymsamym zarządza Milicją San Franciscooraz wszelkimi urzędnikami. Prawdą jest,Ŝe jego Milicja potrafi utrzymać w San Franci-sco względny ład i bezpieczeństwo. Jednak niewszystko układa się po myśli Logana.Gdy miastem rządził jego ojciec, wielkie organi-zacje przestępcze, takie jak Jakuza, Triadaczy Diabły z Sacramento dopiero się rodziły.Obecnie bardzo się rozrosły i zyskały potęgęporównywalną do samego burmistrza.

San Francisco rządzone jest przez jednegooficjalnego burmistrza i dwóch nieoficjalnych,którzy jednak niekiedy mają większą władzęod Logana. Szeptem wspomina się o skorumpo-wanych przez mafię urzędnikach, a nawetniektórych milicjantach. Jakuza i chińskaTriada prowadzą w mieście i poza nim najbar-dziej dochodowe interesy i kontrolują znaczną

część handlu. Oczywiście wraz z nimi pojawiłysię w San Fran narkotyki, prostytucjai przemoc. Milicja Miejska biorąca swój rodowódz przedwojennej policji, próbuje zwalczać prze-stępczość, lecz jest w stanie rozbić jedynieniewielkie grupy i wyłapać same płotki.Szefowie mafii są nieuchwytni dla władzy,a ponadto oficjalnie cieszą się nieskazitelnymszacunkiem i uwaŜani są za szlachetnychobywateli. Benedict Logan ma nie lada problem,jeśli chce utrzymać swą władzę i zachowaćautorytet.

Są inne problemy, związane z charakteremburmistrza. Mówi się, Ŝe Logan jest po prostuzwyczajnie chciwy i zawistny. Chce trzymaćwszystkich za gardło i narzuca na mieszkań-ców miasta haracz, który nazywany jest„podatkiem”. W teorii ma on słuŜyć naodbudowę Krzemowej Doliny, polepszaniejakości Ŝycia w mieście, utrzymanie drogido Los Angeles oraz utrzymanie MilicjiMiejskiej. Praktyka pokazuje, Ŝe większośćzebranych podatków pozostaje w prywatnych,podziemnych skarbcach Benedicta, urządzo-nych w dwóch schronach przeciwatomowych.

Milicja Miejska i StraŜnicyFormacja odpowiedzialna za utrzymanieporządku w San Francisco powstała bardzodawno temu, niemal tuŜ po wojnie. Zorganizo-wał ją przedwojenny szef policji miejskiej,więc bardzo przypomina prawdziwą policję,a milicjanci funkcjonariuszy z dawnych filmów- nawet jedzą pączki, których nam nie brakuje.Mamy kilka komisariatów w mieścieoraz komendę główną, leŜącą przy Golden GateAvenue. Milicja jeździ nawet prawdziwymiradiowozami, tylko nieco wzmocnionymii z siatkami w szybach. WyposaŜeni są bardzodobrze - oprócz broni krótkiej, uŜywają strzelbi peemek. Noszą teŜ kamizelki kuloodporne,co daje im oczywistą przewagę nad przecięt-nym bandytą.

Wiesz, u nas w mieście nie jest tak znowułatwo zdobyć broń czy pancerz, więc małoktóry bandyta jest równie dobrze uzbrojonyjak Milicja. Jeśli zadrzesz z prawem, to moŜeszbyć pewny, Ŝe czeka cię pościg, a uciec, gdyw kilka minut w okolicy pojawia się kilkaopancerzonych radiowozów, to nie lada sztuka.

W skład Milicji wchodzą teŜ oddziały StraŜyWybrzeŜa. Goście mają, tak jak przed wojną,szybkie motorówki i zwrotne łaziki, a uzbrojenisą w Steyry AUG i ich wersję na 9 mm,nie pamiętam jak się nazywała. MimoŜe to niby StraŜ WybrzeŜa, spotkasz ich teŜna ulicach Miasta, a nawet w okolicachKrzemowej Doliny. W końcu jest tam duŜodo roboty, a w Zatoce nie ma aŜ takiego ruchu,aby potrzeba było aŜ tylu funkcjonariuszy...

san francisco

10

Wiesz, StraŜ WybrzeŜa i Milicja ma tylekarabinków Steyra, Ŝe nawet pojawiły sięna nowym herbie miasta. Zachowaliśmytradycję, bo pozostał na nim orzeł, ale dodali-śmy Steyra.

Oprócz blisko setki regularnych funkcjona-riuszy, którzy patrolują ulice, jest elitarnyoddział zajmujący się ochroną burmistrza.Jego członków nazywa się StraŜnikami.Ci goście są wyposaŜeni raczej jak wojsko niŜzwykła policja: jeŜdŜą wozem opancerzonymi trzema Hammerami. Pojazdy te stanowiązwykle eskortę kuloodpornej limuzyny Logana.Uzbrojeni są w karabinki, kamizelki przeciwo-dłamkowe, hełmy, granaty i te sprawy.

StraŜnicy nie pochodzą z miasta, w ogólehistoria związana z ich pojawieniem się jestciekawa. Przybyli do San Francisco 5 latpo wojnie, gdy miasto dopiero podnosiło sięz upadku. Przyjechali z północy, od stronyKanady, uzbrojeni, ale od razu wiadomo było,Ŝe nie byli rabusiami, zresztą nie byli zdolnido walki. Wręcz przeciwnie. George Loganzgodził się przyjąć ich do szpitala miejskiego,aby mogli tam wyleczyć rany. Okazało siępotem, Ŝe był to oddział Ŝołnierzy z Frontu,który zdezerterował. Od nich po raz pierwszyusłyszeliśmy o istnieniu Posterunku, choć onisami niewiele o nim wiedzieli. Nie mnie ichoceniać - ja na wojnie nigdy nie byłem i się niewybieram - ale goście musieli chyba przeŜyćtam niezłe piekło, skoro uciekli. Zresztą liczbymówią same za siebie - ze 150 Ŝołnierzy,10 Hummerów, tyluŜ samo transporterówi jednego czołgu ocalało ledwie pięćdziesiątosób, kilka HMMWV i parę Bradley’ów.Ci, którzy przeŜyli, leczyli się w szpitalu kilkatygodni, wielu było kalekami, kilku dostałow łeb i odwaliła im psycha. Zresztą, do tegojeszcze wrócę, bo z tym teŜ wiąŜe się jednaciekawa historia. Tymczasem nasi frontowiŜołnierze nie mieli zamiaru wracać na północ,zaś George Logan zaproponował im współpracęw odbudowie miasta i moŜliwość osiedlenia sięw San Francisco. Był to wyśmienity pomysł -poprawiło się nasze bezpieczeństwo, a i dezerte-rzy chętnie na to przystali. Oficjalnie nazwanotę formację StraŜnikami i jest to najlepszyoddział zbrojny w mieście.

Aha, zapomniałbym, nigdy nie uŜywajterminu „dezerter” w ich obecności, bo sąna tym punkcie bardzo czuli. Najlepiej w ogólepomiń temat Frontu. Zresztą pewnie raczej ichnie spotkasz, bo obecnie kręcą się juŜ wyłącz-nie w pobliŜu Benedicta Logana, a nie,jak dawniej, kiedy patrolowali ulice i terenywokół San Fran. CóŜ, wizjonerowi, jakim byłGeorge Logan, StraŜnicy pomagali chętnie,bo był idealistą. Obecny burmistrz utrzymujeich przy sobie przywilejami oraz wysokimwynagrodzeniem.

No i jest jeszcze jedna kwestia - większośćStraŜników poŜeniła się z mieszkankamiSan Francisco, mają dzieci, ich synowie częstoposzli w ślady ojców i teŜ słuŜą jako StraŜnicy.Trudniej by im było opuścić miasto.

Rada MiastaWiesz, mamy tu w San Francisco pozory demo-kracji pod postacią Rady Miasta, ale zapomnijo szczytnych hasłach z Nowego Jorku. Jasne,organ ten udaje demokratyczny, ale jej prze-wodniczącym jest... zgadnij, kto? No właśnie,oprócz Benedicta Logana są w niej przedstawi-ciele Uniwersytetu San Francisco, sygnatariusz(kurde, dziwnie go nazwali) Uniwersytetuw Stanford oraz przedstawiciele mniejszościchińskiej, japońskiej i kilku innych dupkówz róŜnych dzielnic, którzy niby pilnująinteresów mieszkańców miasta.

Tak naprawdę Rada ma niewielkie znacze-nie, a jej członkowie albo właŜą w tyłek burmi-strzowi, albo chcą jak najwięcej zyskaćna byciu radnym. Owszem, czasem zdarzy się,Ŝe w wyjątkowo waŜnej sprawie Rada zablo-kuje decyzję burmistrza i niekiedy Logan dajeza wygraną, ale dzieje się to raczej rzadko.Wiadomo, Ŝe część spośród czternastu radnychpróbuje przypodobać się teŜ mafiom,które takŜe mają swych członków w jej skła-dzie. Wspominałem o przedstawicielachmniejszości chińskiej i japońskiej?

11

prawo i bezprawie

Herb miasta to nasza duma i nie wstydzimy się,Ŝe znajduje się na nim karabin. Orzeł symbolizującywolność i Steyr, który oznacza siłę i tę wolność zapew-nia. Prawda, patetyczne, ale to w końcu herb miasta,a nie szyld nad barem. MoŜe gdy nadejdą lepsze,spokojniejsze czasy, karabin zniknie z godła, ale tonie jest pewne - ludzie lubią zachowywać pamięćo przeszłości i kochają tradycję. A Steyr jest juŜ ikonąmiasta i atrybutem StraŜników, którzy trwale wpisalisię w historię San Francisco.

Aha, jeden z radnych aktualnie jestwiceprezesem Korporacji Taksówkarzyi ten koleś walczy w interesie swych pracowni-ków, ale dla większości niewiele to znaczy.Ogólnie Rada to śmiech na sali i według mniepowinna w ogóle zniknąć, by zwolnić 4 piętrow Transamerica Pyramid.

PrawoNo właśnie. San Francisco jest jednymz nielicznych, jeśli nie jedynym, miastemw powojennych Stanach, gdzie obowiązujeinstytucja „pozwolenia na broń”. Nie róbwielkich oczu ani nie śmiej się. To wcalenie jest dziwne - San Francisco to cywilizowanemiejsce, gdzie obowiązuje prawo z prawdziwegozdarzenia. Zresztą, wyobraŜasz sobie, co by siętutaj działo, gdyby kaŜdy nosił na plecachkarabinek albo pistolet maszynowy? Byłemkiedyś w Reno i wiem, jak to się kończy -codziennie na ulicach kolejna strzelaninai nowy trup. Tak jakoś juŜ jest, Ŝe kiedy daszkomuś spluwę, to kusi go, aby jej uŜyć,a jeśli ten drugi facet teŜ ma gnata, to z pew-nością kaŜdy spór skończy się na strzelaninie.

Pytasz, jak to moŜliwe, Ŝe udało się komuśzaprowadzić w San Francisco tak drakońskieprawo, Ŝe ograniczył nawet dostęp do broni?Pytanie dobre, ale odpowiedź jest prosta.Po pierwsze tutaj Ŝyją NORMALNI ludzie,a nie oszołomy w stylu bandytów z Hegemonii,a po drugie, tym kimś, kto ustanawiał prawo,był nie byle kto. W końcu pierwszymburmistrzem był przedwojenny Szef Policji.

Tak więc istnieje kodeks karny, przepisyruchu drogowego i normalne więzienie - nieskazujemy wszystkich przestępców na śmierćz natychmiastową egzekucją. U nas za kradzieŜziarna ze straganu nie zastrzelą cię, tylkowyślą na roboty publiczne przy przeładunkuryb, odgruzowywaniu Krzemowej Doliny itd.

A co do tej broni, bo to cię na pewnonajbardziej interesuje - wygląda to tak,Ŝe aby móc nosić broń w mieście, musisz dostaćpozwolenie. Nikt nie dostanie pozwoleniana broń długą i automatyczną, więc zapomnijo paradowaniu po ulicach z M16 albo UZI. Jeślijesteś przyjezdny, to przed wjazdem do miastatwoja broń zostanie zarejestrowana i w motelu,gdzie się zatrzymasz, będziesz musiał złoŜyćją do depozytu. Jeśli funkcjonariusz Milicjizobaczy cię z karabinem na ulicy, broń zosta-nie zarekwirowana i przechowana na komen-dzie do czasu twojego wyjazdu. Lepiej sięnie miotaj, bo w razie czego milicjanci cię aresz-tują albo nawet otworzą ogień. Tylko onizresztą mogą nosić broń długą i automatyczną.No - co do automatów, to wiele razy widziałemna przykład ludzi Jakuzy z Uzi albo Ingra-mem, ale prawo ich nie do końca dotyczy.

Co jeszcze warto wiedzieć o naszychprawach? CóŜ, są one tu dość surowe i podobnedo przedwojennego. W niektórych aspektachnawet surowsze - za pedofilię i gwałt groziśmierć, poprzedzona torturami. Tak, dobrzesłyszałeś - torturami. I wiedz, Ŝe wszyscypopierają tu ten rodzaj kary. Nie pytajdlaczego. Plotki powiadają, Ŝe jedna z córekGeorge’a Logana, pierwszego burmistrza,została napadnięta i zgwałcona. Ale tow mieście w zasadzie temat tabu, więczapomnijmy o tym.

Podobnie jest z homoseksualizmem. Obecnyburmistrz nienawidzi pedałów i tyle. Jeśli więccoś z tobą jest nie tak, to lepiej omijaj naszemiasto z daleka. Nie wiem, jedź do Salt Lakealbo gdzieś. Zasadniczo prawo nie jest jakieśbardzo stronnicze i będąc przyjezdnymnie jesteś od razu skazany na przegraną.No, chyba Ŝe zadrzesz z rodziną Murdocków.

Aha, specyficzne są bardzo wysokie karyza niszczenie elektroniki i kradzieŜ prąduelektrycznego. Ale nie sądzę, abyś odpowiadałz tych artykułów.

Mogę poradzić, Ŝebyś był bardzo ostroŜnywobec dziewcząt w dzielnicach Japończykówi Chińczyków - skośnoocy są bardzo czulina punkcie swych Ŝon i córek, a łatwo zarobićtam kulkę z tego powodu. W razie czegoJakuza będzie bronić swojego rodaka, a ludzieTriady nawet Milicjantów Logana przekonają,Ŝe naleŜała ci się kula w łeb.

Pozwolenia na brońPozwolenia wydaje Milicja praktycznie w ciągujednego dnia i jest je dość łatwo zdobyć.Widocznie Logan doszedł do słusznego wniosku,Ŝe owoc zakazany jest najbardziej poŜądany,a ponadto Ŝaden zakaz nie uniemoŜliwi obywa-telom zdobycia giwery. W nie ograbionychdomach na przedmieściach wciąŜ moŜnaznaleźć rewolwery i strzelby gładkolufowe,słuŜące przedwojennym ludziom do obronyswych rodzin i mienia. Pozwolenia wydawanesą bez przeszkód właśnie na broń krótkąi gładkolufową. Wystarczy zdać test strzelecki(kaŜda osoba posiadająca umiejętność Pistoletylub Karabiny na minimum 2 zdaje go automa-tycznie) i nie być znanym przestępcąoraz ukończyć 16 lat. Dlatego radzimy wszyst-kim przyjezdnym szybko wyrabiać sobie takiepozwolenia - unikną wtedy kłopotów z Milicją,a moŜna je uzyskać bez problemu juŜ wjeŜdŜa-jąc do San Francisco, w komendzie straŜyw Foster Gate. Pozwolenie kosztuje tylko50 gambli. W zamian dostajesz plastikowąkartę, którą musisz nosić przy sobie,jeśli nie chcesz zostać aresztowanyza nielegalne posiadanie broni. Jeśli chodzio broń automatyczną, istnieje większy problem

san francisco

12

- w zasadzie jest to niemoŜliwe. Milicja dba,aby obywatele nie posiadali broni, którawyrównałaby szansę przeciętnych mieszkań-ców w starciu z siłami porządkowymi.Przyjezdni nie są tu wyjątkiem i muszą zdepo-nować swoje karabinki czy peemki w FosterGate. Nie martw się - na kaŜdy egzemplarzbroni dostaniesz pokwitowanie, więcnie stracisz swojej ukochanej M16 albo... M60?Ty psychopato!

AnarchiściWiesz, mamy w mieście gangi, mamy Ŝebra-ków, mamy biednych, chorych i pospolitychzłodziejaszków, mamy wiele problemów.Jednak są goście, którzy wnerwiają wszyst-kich permanentnie. Ludzie mają róŜne powody,aby robić gnój na ulicy. Niekiedy potrafięzrozumieć faceta, który z głodu kogoś okradniealbo nawet uŜyje siły. Potrafię wyobrazić sobiesiebie samego w roli bandyty - gdyby głódmnie do tego zmusił. Ale nigdy i za nicw świecie nie zrozumiem debili, którzy robiądym nie dla gambli, nie dla jedzenia, nie abysię bronić, ale z nienawiści do władzy.

Anarchiści, bo o nich mowa, mają mocnonawalone we łbach. Goście ogłupieli do tegostopnia, Ŝe nienawidzą wszelkiego przejawuorganizacji społecznej i zwalczają kaŜdy rodzajwładzy, nawet jeśliby była ona powszechnieszanowana. Fakt, moŜe burmistrz Logannie jest zbyt kochany w San Francisco, ale tonie powód, aby niszczyć wszystko, co organi-zuje w mieście. Tymczasem Anarchiści za swójgłówny cel uznają burzenie porządku publicz-nego i rujnowanie tego, co uda nam się zbudo-wać. To chyba najgorszy z gangów, a co gorsza,ci frajerzy uwaŜają się za jakichś mesjaszówidei wolności, czy takich tam bzdur.

Nie rozumiem, jak podpalanie sklepów,napadanie na milicjantów i dewastowanieautobusów ma propagować wolność i swobodę...MoŜe ty potrafisz mi to wytłumaczyć?Czy teŜ uwaŜasz, Ŝe Anarchiści są popieprzeni?Bo wiesz, u nas w San Fran większość miesz-kańców najchętniej widziałaby tych popaprań-ców w więzieniach albo na cmentarzu.

Najgorsze jest to, Ŝe plaga tej debilnejideologii szerzy się wśród biedoty i corazczęściej na ulicy moŜna spotkać najaranychpunków głoszących hasła anarchistyczne.Za dnia tylko ględzą i palą trawkę, ale w nocypoza paleniem chodzą na demolki i polująna wszystkich, którzy kojarzą im sięze znienawidzonym porządkiem społecznym.

Wspominałem juŜ o napaściach na Milicjan-tów? Swego czasu kilku przedsiębiorczychkolesi chciało otworzyć w mieście prawdziwąpocztę - wiesz, z urzędami, skrzynkami na listyi listonoszami. Ale nic z tego nie wyszło.

W jedną noc Anarchiści spalili budynek pocztyi zdemolowali kilka pierwszych skrzynekna listy. ZałoŜyciele interesu stracili wszystko,co mieli, a mieszkańcy wściekli się jak jasnacholera. Wielu ochotników chciało nadal rozno-sić listy, ale Milicja nie zgodziła się z obawy,Ŝe listonosze zostaną napadnięci. No i niemamy poczty do dzisiaj.

Teraz chyba zrozumiesz, czemu tak niena-widzimy tych kretynów? Najchętniej powy-wieszałbym ich za jajca na miejskichlatarniach. Zresztą, Milicja zwalcza Anarchi-stów. Czasem zamykają ich w więzieniach,ale zwykle po prostu taki frajer dostaje kulkę.Zdarzają się teŜ samosądy mieszkańców.Ot, kilku punków-anarchistów przyłapanychna malowaniu sprejami murów albo dewastacjizostanie czasem zatłuczonych na śmierćalbo zastrzelonych. I dobrze im tak. Wiesz,zupełnie nie rozumiem - dlaczego ci durnienie wyniosą się z naszego wspaniałego miastagdzieś na cholerną pustynię? Skoro tak imnie odpowiada nasza organizacja społeczna,to niech wypieprzają. Nikt ich nie zmuszado Ŝycia w San Francisco.

Mój kumpel, Benny, jest nieco dziwny.Twierdzi, Ŝe Anarchiści potrzebują naszejpomocy. Mówi, Ŝe to zagubione dzieci postapo-

13

prawo i bezprawie

(…) Przed wojną myślałem, Ŝe państwo policyjne jestzłe, Ŝe swobody obywatelskie są naruszane i Ŝe FBIma zbyt duŜe uprawnienia. Narzekaliśmy, robiliśmypikiety. Teraz, kiedy Rząd nie istnieje, z Ŝalem wspo-minamy i marzymy o powrocie słuŜb mundurowych.Boimy się i nie ma nas kto bronić. Brakuje policji,FBI i tajniaków. Tęsknimy za agentami przeszukują-cymi ludzi na ulicach, czujnym okiem straŜnikówna lotniskach i radiowozami na kaŜdym rogu.Gdy tego zabrakło, wcale nie poczuliśmy się wolni.Za to zrobiło się niebezpiecznie. W nocy szaleją rabusiei gwałciciele, za dnia co rusz słychać strzelaniny.KradzieŜ, rabunek, napady, podpalenia - mamypowody do strachu. Ludzie muszą bronić siebiei swoich bliskich na własną rękę. Kiedy ktoś wreszciezrobi porządek? Mamy juŜ dość ciągłego strachu. (…)

kalipsy, które straciły wiarę w społeczeństwoi wyładowują swoją frustrację albo coś takiego.Ale to głupie, nie? Jak dla mnie, Anarchiścipotrzebują solidnego kopa w mordę, a niepomocy. Benny jest jednak bardziej niŜ trochędziwny.

Wracając do problemu, ucieszyłbym się,gdyby ktoś przepędził tych debili z miasta razna zawsze. MoŜe Anarchiści muszą wysadzićcoś, co naleŜy bezpośrednio do BenedictaLogana, aby wreszcie wziął się za nich na serio.W kaŜdym razie wiedz jedno - jeśli zobaczyszkogoś z wielkim „A” w kółku na koszulcealbo z takim tatuaŜem, robiącego rozróbę,strzelaj do niego bez pytania. MoŜesz byćpewny, Ŝe Milicja cię za to nie zamknie,a świadkowie jeszcze ci pogratulują.

Diabły z SacramentoDawniej ponoć nie było z nimi takich proble-mów, ale ostatnimi laty rozzuchwalili sięi bardzo urośli w siłę. To chyba najliczniejszygang na całym Zachodnim WybrzeŜu. W końcumało który gang liczy tylu członków co całemiasteczko, no nie? Sacramento leŜy jakieś 100mil na północny wschód od San Francisco,w tym samym miejscu co przed wojną. Jednak

samo miasto nieco się zmieniło. Dziś rządzi nimbandycka junta przewodząca wielkiemugangowi o nazwie Los Diablo. My nazywamyich po prostu Diabły, czasem dodając,Ŝe są z Sacramento, kiedy rozmawiamyz przyjezdnymi.

Mieszkańcy Sacramento od zawsze byliniepokorni i raczej wrogo nastawieni do SanFrancisco. Przez pierwsze lata George Loganstarał się nawiązać przyjazne stosunkiz Sacramento, ale nie udawało się. Jednakdopiero jakieś dziesięć lat temu, gdy władzęw mieście przejął niejaki Michael Green,mieszkańcy Sacramento zorganizowali sięw naprawdę groźny gang.

Widocznie wybrali odmienny sposóbna przetrwanie niŜ my w San Fran. My pracu-jemy uczciwie i handlujemy, starając sięodbudować nasz świat na podobieństwo przed-wojennego - no, nie wyskakuj mi tu z NowymJorkiem znowu, nie marzą nam się szczytneideały i hasła demokratyczne. Tymczasemludzie z Sacramento wybrali drogę łatwiejszą -rozbój i bandytyzm. Opancerzyli samochody,zdobyli szybkie motory, sporo broni, otoczylimiasto szańcami i wieŜami obserwacyjnymi,czyniąc je bazą wypadową. Gdyby nie błysz-czące ściany biurowców w centrum, z dalekaSacramento wyglądałoby jak ufortyfikowanyobóz wojskowy.

Nie wiem skąd wzięła się nazwa Diabły,ale brzmi odpowiednio groźnie i patetyczniei o to chyba chodziło. Bandyci z Sacramentokontrolują cały teren na północ od San Franci-sco, aŜ po Reno i zmusili wszystkie mniejszeosady do płacenia haraczu. Dawniej nie odwa-Ŝali się zaczepiać San Fran, poprzestającna atakowaniu karawan i grabieniu samot-nych podróŜników. Teraz stali się bardziejbezczelni i parę razy juŜ próbowali zaatakowaćmiasto. Jednak próby sforsowania mostównad Zatoką nie powiodły im się i po duŜychstratach musieli się wycofać. Od pół rokunie zbliŜyli się do Aglomeracji. Chyba dostalinauczkę, ale nie wiadomo, czy nie rozjuszyłoto tylko bardziej Greena i czy nie szykujągroźniejszego napadu.

Diabła rozpoznasz po czarnej opasce,albo tatuaŜu na klacie - często jest to stylizo-wany płomień, a niekiedy sylwetka diabła.Mają chłopaki fantazję, ale raczej nie ma sięz czego śmiać. Jeśli będziesz jechał do SanFrancisco, radzę ci wybrać drogę z Vegasalbo nawet przyjechać od południa od stronyLos Angeles. Tam nie napotkasz Diabłów.

san francisco

14

Wielonarodowość. I to przez duŜe „W”. JuŜ przedwojną to miasto zamieszkane było przez masęróŜnych narodowości. Dziś dominują Azjaciwszelkiej maści, ale na ulicy usłyszysz teŜtakie języki jak francuski, hiszpański,spotkasz przybyszy z Europy Wschodniej,a nawet z Afryki. Czarnych jest tu jednak sto-sunkowo najmniej. Wiele narodowości sprawia,Ŝe mamy miasto wielokulturowe - wchodzącna inną ulicę moŜesz trafić w inny świat.Sytuacja z językami jest tu co najmniejzabawna, moŜna powiedzieć, Ŝe panujemały... galimatias.

MoŜesz mieć spore problemy, aby dogadaćsię z ludźmi na ulicy, zwłaszcza, kiedy znaj-dziesz się w chińskiej dzielnicy. Nauka językówjednym przychodzi łatwo i w tydzień uczą się,jak dogadać się z sąsiadem, innym pozostajejęzyk migowy i komiks. Zwłaszcza Japońcymalują na murach swoich dzielnic róŜne obraz-kowe komunikaty dla „barbarzyńców”,jak nazywają białych. Zdarza się teŜ i tak,Ŝe, nie rozumiejąc się, ludzie Ŝyją obok siebiew milczeniu, nie odzywając się do siebieani słowem. Sam mam takiego sąsiada -murzyna, który codziennie rano mija mniez kartonem Ŝarówek, którymi handlujena pobliskim targu. Facet nie zna angielskiegoi ciekawi mnie, jak on się w ogóle dogadujez kupującymi. Pokazuje na palcach, ile gamblichce za Ŝarówkę?

Bałagan kulturowy być moŜe dodajemiastu uroku, ale wnosi teŜ sporo chaosui do tego czasem rodzą się napięcia międzyróŜnymi mniejszościami. Do strzelanin jednakraczej nie dochodzi. Nikt nie zabije cięza francuskie pochodzenie albo za czarny kolorskóry. Czy mówiłem, Ŝe San Franciscoto miasto prawa?

Spis powszechny ludnościWyobraź sobie, Ŝe nasi urzędnicy miejscy spo-rządzili spis ludzi Ŝyjących w mieście z podzia-łem na rasy, narody i dzielnice. Nie widziałem,rzecz jasna, tego dokumentu, ale słyszałem,Ŝe podobno niedługo ma zostać przedstawionydla opinii publicznej. Z raportu ponoć wynika,Ŝe więcej niŜ Chińczyków jest w San Frantylko białych, ale to wie kaŜdy, nawet bezzliczania statystyk. Ciekawsze jest to, Ŝe spiszawiera teŜ dane o stanie posiadania obywateli.Ponoć trzy czwarte miasta naleŜy do członkówRodzin, mimo, Ŝe stanowią one ledwie ułamekpopulacji.

san francisco

16

Jadowite węŜeśycie w San Francisco byłoby sielankowe, gdyby nie gangi, okresowy głód, burmistrz-tyran, BBC i jadowitewęŜe. Tych ostatnich jest wszędzie pełno - gnieŜdŜą się na przedmieściach, kryją w zakamarkach zrujno-wanych domów, w kanalizacji i tunelach metra. Pełzają po gruzowiskach i polują na naszych polach. Ukrytewśród kukurydzy czy liści rzodkwi czekają na ofiarę. Polują na szczury i myszy, ale atakują teŜ ludzi.Ukąszenia nie unikniesz - nie ma bata. Jeśli wąŜ cię zaskoczy - a na pewno mu się to uda - to nie mrugniesznawet okiem i juŜ masz dwie wąskie dziurki po kłach jadowych w nodze. Sukinsyny atakują często kilku-krotnie, choć ich jad jest wystarczająco silny, aby zabić po jednym ukąszeniu. Toksyny zaczynają działaćniemal natychmiast - najczęściej rozpuszczając tkanki wokół miejsca ukąszenia. Bardzo paskudna formaśmierci - straszliwie się męczysz, boli jak skurwysyn i umierasz od wewnętrznego krwotoku. Nie pomoŜewysysanie jadu ani inne szamańskie bajery - Ŝycie uratuje ci tylko antidotum, którego oczywiście nigdynie ma pod ręką. Na szczęście lekarze z Campbell produkują surowicę z jadu łapanych w mieście węŜy, więc,jeśli zdąŜysz jakoś dotrzeć do szpitala, a masz na to ledwie kilka minut, to uratują ci Ŝycie. Czasem,gdy mają większy zapas, sprzedają ludziom antidotum - dawka kosztuje 50 gambli. MoŜe się wydawaćduŜo, ale to cena twojego Ŝycia, więc radzę ci zaopatrzyć się przynajmniej w jedną porcję, jeśli będziesz miałtaką moŜliwość.

Jak mówiłem, wyłapujemy węŜe. Nie tylko na produkcję antidotum, ale teŜ dla skór, mięsa i z czystegozamiłowania człowieka do polowania. Ponadto łowcy węŜy ratują Ŝycie wielu ludziom. Poznasz gościpo długich kijach i sieciach oraz wysokich kaloszach z bardzo grubej gumy lub skóry. Niektórzy okrywająsobie łydki metalowymi osłonami - słowem wszystko, byleby nie dać się ukąsić. Łowcy zawsze mająprzy sobie trochę antidotum i jeśli akurat będą w pobliŜu, gdy zostaniesz ukąszony, poratują cię. ŁapaniewęŜy to całkiem intratne zajęcie, a przy tym ekscytujące - coś dla prawdziwych męŜczyzn, podobniejak polowania na aligatory w Miami, tylko Ŝe nieco mniej hardcore’owe. Ze skór węŜy robi się u nas torebki,buty i kabury na broń, a mięso jest przysmakiem - znajdziesz wiele małych knajpek i budek serwującychpieczonego węŜa jako danie główne. Polowania na gady nasilają się przed zimą, kiedy ludzie robią zapasyŜywności - wówczas ulicami chodzą całe grupy ludzi z tyczkami i sieciami, a niekiedy miotaczami płomieni.Polują wszyscy - łowcy, nie łowcy, kobiety i męŜczyźni, młodzi i starzy. Tylko dzieci trzymane są z dalaod węŜy.

W San Francisco roi się od Chińczyków, bracie.Ponoć przed wojną nie było ich aŜ tylu.Dziś mają swoje własne centrum miasta leŜącew Chinatown. Mają tam prawdziwe domyz pagodami, bambusowe zadaszenia, papierowe,kolorowe smoki, sztuczne ognie, lokale z zielonąherbatą i sushi oraz oczywiście chińską mafię,która tym wszystkim rządzi.

Triada to potęŜna organizacja i moŜnapowiedzieć, Ŝe niemal kaŜdy skośnookiw mieście słuŜy jej mniej lub bardziej.Układ jest taki, Ŝe Milicja Miejska i Logannie wtrącają się zanadto w sprawy Chinatowni Portu, a w zamian Triada zbiera za nichpodatki i po odcięciu sobie procentu, przekazujeje burmistrzowi. Układ o tyle wygodny,Ŝe oni się jakoś dogadują w tym swoimdziwnym języku, a ponadto są pracowici.

Stary, nie ma, moŜe poza Japończykami,bardziej pracowitej narodowości w San Fran.Chinole równo zapieprzają w porcie, babrającsię w rybach i ośmiornicach i pedałują setkikilometrów po mieście na tych swoich śmiesz-nych trójkołowych rowerkach... Jak to szło?Riksza? Chyba tak. Jeśli chcesz gdzieśszybko dotrzeć, na przykład na drugi koniecmiasta, a nie znasz ulic i nie masz auta,weź rikszę. Chińczycy zdominowali rynekusług transportowych głównie z powoduniskich cen. Toczą nieustanne wojny z trady-cyjnymi taksówkarzami jeŜdŜącymi samocho-dami. Często jakiś biały staranuje rikszęswoją taksówką, a potem w odwecie śółtkizadźgają jego kumpla w ciemnej uliczce.Takie Ŝycie taksówkarzy.

Ale chińska mafia nie poprzestaje na han-dlu rybami i rikszach. Zajmuje się teŜ prosty-tucją oraz sprzedaŜą i przemytem narkotykówprodukowanych w Alcatraz. Mając portw garści, nie mają problemów z zaopatrywa-

niem Alcatraz w surowce i odbieraniemgotowego towaru. Przemytnicy uŜywają szyb-kich motorówek i pływają nocą, więc straŜprzybrzeŜna ma cięŜką pracę. Burmistrz Logannie daje rady powstrzymać handlu narkoty-kami w mieście, chociaŜ próbuje. Jego ojciecradził sobie lepiej, ale wtedy teŜ Triadanie była tak silna.

Mówię ciągle „Triada”, ale w rzeczywistościjest kilka Triad, które konkurują ze sobą,czasem zwalczając się nawzajem zbrojnie.A tylko w kontaktach z burmistrzem i resztąmiasta występują razem. Najsilniejsza z Triadrezyduje w centrum Chinatown i to onareprezentuje chińską mafię.

Legendarny jest juŜ konflikt międzyTriadą, a japońską Jakuzą, rezydującąna południu miasta. Chodzi głównie o kwestieideologiczne i jakąś zadrę z czasów wojny,bowiem organizacje te prawie nie wchodząsobie w drogę, jeśli chodzi o interesy.Prawie, bo Japończycy przejęli rynek najba-dziej zaawansowanych technologiczniedrugów, mając dostęp do odpowiedniegosprzętu, co bardzo boli Triadę. Tak więcna linii demarkacyjnej między strefamiwpływów Jakuzy i Chinoli, którą jest dzielnicaBrisbane, zdarzają się liczne utarczkii leje się krew.

Triada pierwszaCzyli najwaŜniejsii Chińczycy w mieście.Do nich naleŜy całe Chinatown i tamtejszeherbaciarnie oraz luksusowe burdele. Jednakich władza bierze się stąd, Ŝe byli po prostupierwsi. Wielu z nich to potomkowie przedwo-jennych mafiosów. Ludzie Pana Kanga rządząchińską częścią miasta.

Kang to szef wszystkich szefów w chińskiejTriadzie i pobiera haracze od pozostałychbossów. Jest rozjemcą i sędzią, a słyszałem,Ŝe jego wyroki są bardzo surowe. Ostatniojeden z bossów nie miał szczęścia i zostałŜywcem powieszony na własnych jelitachna jednej z latarni. Milicja Logana nie zareago-wała - zostali wcześniej uprzedzeni i zwyczaj-nie przekupieni, jak myślę.

Kang nie walczy z ludźmi burmistrza,dogadał się z samą górą i ma w Chinatownwolną rękę. Jest z niego taki cholerny panŜycia i śmierci. Mieszkańcy chińskiej dzielnicydrŜą ze strachu, gdy o nim mówią. Gro czynszupłaconego przez Chińczyków nie idzie wcaledo budŜetu miasta, tylko ląduje w kieszeniKanga. Mają układ z Loganem - Triadanie walczy z Milicją, za to Kang odcina sobieco nieco z podatków.

san francisco

18

Triada portowaLi Tsu i jego zakapiory o krzywych mordachzajęli port i rządzą się tam w najlepsze. Li Tsubył pierwszym z ludzi Kanga, który odwaŜyłsię obwołać nowym bossem. Szef wszystkichszefów lubił i cenił Li Tsu, ale zuchwałość gang-stera go rozwścieczyła. Wybuchła wojna.Po serii krwawych starć pojawiło się niebezpie-czeństwo, Ŝe Benedict Logan postanowiwykorzystać bratobójczą wojnę i zmiaŜdŜyzdziesiątkowanych Chińczyków. W obliczutakiego zagroŜenia Kang i Li Tsu wreszcie siędogadali i podzielili między siebie tereny.

Triada portowa jest zaraz po Pierwszejnajsilniejszą i kontroluje niemal cały handelmorski miasta. Jeśli wywołasz w porcie jakąśburdę, moŜesz być pewien, Ŝe z cumującychwokół łódek i barek odezwie się ogień maszy-nowy ludzi Li Tsu. Jego bandziory pilnują,aby interesy szły dobrze, a burdy temunie słuŜą, więc gangsterzy ich nie tolerują.

Li Tsu jest człowiekiem pieniądza, a raczejgambla, więc jeśli nie ma w tym interesu,nie zabije cię. Jest stosunkowo łagodny,jak na człowieka Triady, ale nie przeszkadzamu to utrzymywać pozycji. Jego Ŝołnierze sąnajlepiej wyposaŜeni ze wszystkich członkówTriady i panuje wśród nich najlepsze morale.Co ciekawe, do Triady portowej naleŜy teŜ wielubiałych, mowa oczywiście o pracownikachportu i rybakach. Nie mają oni w sumiewyboru i muszą współpracować z ludźmiLi Tsu, który zresztą pełni funkcję bosmanaportowego.

chińczycy

19

Dzień 12 - PoŜary na wschodzie wreszcie dogasają. Teraz nieliczni bohatersko walczą z ogniemw okolicach Sunnyvale. Richmond i Oakland wyglądają upiornie, nawet z drugiej strony Zatoki.Nie sądzę, aby ktoś przeŜył tam wybuchy.

Dzień 13 - Gwardia Narodowa podała nowy komunikat o poziomie promieniowania - 50 radów dzienniena wolnym powietrzu przy wietrze wschodnim. Ludzie z przeraŜeniem liczą dawki, jakie otrzymali od dniaZero. Niektórzy panikują, inni się modlą.

Dzień 14 - Jeremy Hawkins, mój sąsiad, popełnił samobójstwo. W nocy zmarła jego Ŝona i dwie córki.Dzień 15 - Idąc Vincente Street, widziałem kilkadziesiąt ciał zakrytych prześcieradłami. Chodzą

słuchy, Ŝe zaczyna umierać coraz więcej ludzi.Dzień 16 - Gwardia Narodowa podała nowy raport o promieniowaniu. 8 radów. Podejrzane jest, Ŝe

dawka tak szybko nagle zmalała. Brakuje wody w niektórych dzielnicach.Dzień 17 - Dziś rano Gwardia Narodowa strzelała do ludzi chcących siłą wedrzeć się do jednego ze

schronów w centrum miasta. Dzień 18 - Chodzą plotki, Ŝe ludzie, którzy przeŜyli w Las Vegas, mają telewizję i odsłuchali orędzie

prezydenta. Czy rząd pomoŜe naszemu miastu?Dzień 20 - Teraz juŜ wiem na pewno, Ŝe opowieści o orędziu prezydenckim to zwykłe bajki. Ale podobno

w Las Vegas ktoś faktycznie przeŜył.Dzień 21 - Umiera coraz więcej ludzi. Niektórzy, którzy dotąd czuli się dobrze, nagle zapadają na cho-

robę popromienną.Dzień 22 - Niektórzy ludzie nie chcą przyjmować dolarów jako waluty. Dziś widziałem, jak pracownicy

apteki wydawali lekarstwa tylko za Ŝywność. Ludzie są oburzeni. Czy to moŜliwe, Ŝe będziemy mieli handelwymienny? Dobrze, Ŝe mam jeszcze trochę konserw.

Dzień 23 - Coraz częściej mówi się o bandach rabusiów okradających nocami sklepy. Przestępczość na-sila się z kaŜdym dniem.

Dzikie Psy Wu-LinaWyją, gryzą i szczają pod siebie, jak się złośli-wie o nich mówi. My, biali, nienawidzimy tejTriady najbardziej ze wszystkich. O ile Kangzadowala się dyktaturą w Chinatown, Li Tsujest w miarę ugodowy, zwłaszcza, gdy zwęszydobry gambel, to Wu-Lin i jego Dzikie Psyto straszne skurwiele.

Wu-Lin to zbuntowany brat samego Kanga,który siedział cicho i potulnie przytakiwałswemu krewniakowi tak długo, aŜ Li Tsunie załoŜył swojej Triady. Wówczas Wu-Linpomyślał sobie „Cholera! Dlaczego niby tenkawał gówna, Li Tsu, moŜe być niezaleŜny,a ja nie?”. Tak pomyślawszy, postanowiłszybko przejść do czynu i podpaliwszy kilkamagazynów i bloków mieszkalnych w pobliŜuportu, wyniósł się poza dzielnicę chińską.Spory kawał Baywiew, Patrero i Chinatownwówczas spłonął, a poŜar gasiło pół miasta,choć drugie pół szczerze Ŝyczyło Chińczykom,aby usmaŜyli się w ogniu.

Niezły psychol jest z tego Wu-Lina,nie wiem, na cholerę mu był ten pieprzonypoŜar. Myślę, Ŝe chciał, aby jego przeprowadzkabyła widowiskowa, no i pewnie pragnął trochędokopać Li Tsu. Gdy Baywiew dogasało, Wu-Linsiłą zajął jedną z mniejszych dzielnicna południu San Francisco o dźwięcznej nazwieTanforan i natychmiast wydał wojnę sąsiadomz południa - czyli Jakuzie. Triada zawszewalczyła z Japończykami, ale Dzikie Psyrzuciły się na nich z wyjątkową zajadłością.

Nie potrafię ci wytłumaczyć do końca,jak to się stało, Ŝe Wu-Linowi upiekła sięta cała szopka. Podpalenie części miasta, roz-wścieczenie Logana i naruszenie kruchegowówczas, ale jednak działającego, zawieszeniabroni z Jakuzą powinno wystarczyć,

aby braciszek Szefa Wszystkich Chińczykówdostał kosę w Ŝebra. Mimo to Wu-Lin uzyskałprzebaczenie od brata, Kang nawet wstawił sięza nim u burmistrza i uciszył Li Tsu,który chciał pozabijać wszystkich ludziWu-Lina za podpalenie Baywiew. Nie ma to jakwięzy rodzinne.

Triada z AlcatrazNajmniejsza, ale bardzo bogata grupa, którejwszystkie dochody i siła pochodzą z produkcjinarkotyków. Bossem jest na Alcatraz niejakiCheng. Jego chemicy dzień i noc pracująw laboratoriach rozlokowanych w dawnymwięzieniu i produkują wszystko, na co jestpopyt. Kokaina, LSD, Morfina, co tylko chcesz.

Wyprodukowany towar jest przemycanyprzez Zatokę do portu dzięki całej rzeszypłotek. Większość łodzi kursujących międzyAlcatraz a wybrzeŜem jest pusta - wysyłanesą dla ściemy, zaś przewoźnicy nie wiedzą,czy mają na łodzi puste paczki czy prawdziwytowar. Wszystko to dla zmylenia StraŜyWybrzeŜa, która ściga łodzie kursującedo Alcatraz.

Ciekawi cię pewnie, jak to jest, Ŝe Li Tsu,który przecieŜ rządzi portem i Zatoką,nie połoŜył łapy na interesie Chenga?CóŜ, faktycznie, gdyby tylko cwaniak mógłpozbyć się aktualnego gospodarza Alcatraz,na pewno by to zrobił, ale nie ma takiej moŜli-wości. Zdaje się, Ŝe Cheng ma bezpośredniąochronę od samego Kanga i jest nietykalny.To Kang dostaje haracz z Alcatraz, a nie Li Tsu,choć to przez jego port idzie przemyt narkoty-ków do miasta. CóŜ, trzeba przyznać, Ŝe tutajszef Triady portowej dał dupy, nie zajmującAlcatraz jako pierwszy, zaraz po poŜarzesprzed sześciu lat.

san francisco

20

Estakada nr 380To cholernie niebezpieczne miejsce, niemal jedyny obszar San Francisco, gdzie prawie codziennie dochodzido strzelanin i walk ulicznych. Droga nr 380 to dwupasmowa szosa szybkiego ruchu wznosząca sięna wysokiej Estakadzie z licznymi rozjazdami i bezkolizyjnymi skrzyŜowaniami, która oddziela naleŜącedo Jakuzy San Bruno na południu od małego osiedla Tanforan na północy, zajmowanego przez gangWu-Lina. Zanim Dzikie Psy zamieszkały w Tanforan, mieszkali tu biali, którzy odgrodzili się od Japończy-ków, usypując pod estakadą nr 380 wielką ścianę śmieci, gruzu, wraków samochodów i piasku. Obecnieta granica jest miejscem licznych walk ludzi Wu-Lina i Ŝołnierzy Jakuzy. O ile Japończycy zazwyczajpoprzestają na obronie pogranicza, chińscy gangsterzy występują w roli agresorów. Czasem wjeŜdŜająna Estakadę od zachodu i ostrzeliwują z niej dzielnicę japońską. Jakuza ma z nimi duŜe utrapieniei jak na razie Pan Tsung nie zdecydował się przeprowadzić większej akcji ofensywnej w celu pacyfikacjiTanforan. Prawdopodobnie nie chce wywoływać otwartej wojny z Kangiem, którego gniew mógłby byćniewyobraŜalny, gdyby Japończycy skrzywdzili jego zbuntowanego brata. Dzikie Psy, świadome ochronyze strony szefa wszystkich Triad, poczynają sobie dość bezczelnie, organizując niekiedy nawet rajdy w głąbSan Bruno. O kaŜdym takim ataku dowiadujemy się widząc nowe ciała wiszące na Estakadzie, rankiemnastępnego dnia. Jakuza torturuje kaŜdego dorwanego Ŝywcem Dzikiego Psa, a potem wiesza go na widoku,aby budzić postrach wśród jego towarzyszy. Ludzie Wu-Lina ściągają zawsze swoich ziomków natychmiastpo zauwaŜeniu i robią im widowiskowe pogrzeby przypominające jakieś satanistyczne ceremonie, podczasktórych obiecują zemstę Japończykom. Nie ma to, jak mieszanka kultur - chińscy gangsterzy malującypentagramy zawsze mnie bawili.

Wiesz, po wojnie, kiedy wyginęła niemal całapopulacja Stanów, bardzo łatwo o zachwianieproporcji między narodowościami i rasami.Wystarczy, Ŝe gdzieś do brzegu przybije kilkastatków z azjatyckimi uciekinierami i juŜstają się największą mniejszością narodową.Tak stało się u nas, w San Francisco. śe co?Co to mniejszość narodowa? Stary, nie załamujmnie. Jak w wiosce mieszka stu Amerykanówi piętnastu, dajmy na to, Japończyków,to wtedy skośnoocy są mniejszością narodową.Proste, nie?

No więc u nas proporcje są nieco bardziejzachwiane. Około 20 lat temu mieszkańcySan Fran ujrzeli na horyzoncie nadpływającestatki z dziwnymi białymi flagamiz czerwoną plamą. Początkowo myśleli, Ŝe tojakiś nowy wybryk Molocha i juŜ chciano ścią-gać działa z Hunters Point, kiedy kilkuJapończyków mieszkających w mieściegorączkowo wytłumaczyło George’owiLoganowi, Ŝe na masztach widać flagi Japonii.WyobraŜasz sobie? Pieprzone skośnookiekarzełki przepłynęły Ocean Spokojnyi wylądowały w San Francisco! Wrodzonadobroć ówczesnego burmistrza i brak rąkdo pracy przy uprawach i odgruzowywaniuDoliny Krzemowej skłoniły mieszkańcówdo pozwolenia Ŝółtkom na osiedlenie sięw San Fran.

Japończycy zajęli głównie południoweobszary Aglomeracji, ale opróczSunnyvale, zamieszkali teŜ na przykład w SanBruno i to ta dzielnica jest teraz kojarzonaz Jakuzą.

Pewnie ciekawi cię, skąd się u nas wzięlina swoich statkach? A widzisz, to jest praw-dziwa zagadka. Oni sami twierdzili i wieluz nich nadal tak mówi, Ŝe uciekli z Japoniiprzed zbuntowanymi maszynami, które opano-wały Wyspy Japońskie. Kojarzy ci sięto z czymś? Brawo. Nie wszyscy co prawdaw mieście wierzą, Ŝe Moloch zajął Japonię,niektórzy zaś sądzą, Ŝe śółtki uciekły przedskaŜeniem. Wyspy Japońskie są tak malutkie,Ŝe byle jaka awaria elektrowni atomowej ozna-czałaby dla nich skaŜenie całego kraju,a co dopiero mówić o globalnym konflikcieatomowym.

Ja sam jednak nie jestem pewien, czyw słowach Japońców nie kryje się strasznaprawda. Całkiem moŜliwe, Ŝe to Moloch wyku-rzył ich z ojczyzny. W końcu przedwojennaJaponia była wielokrotnie silniej zrobotyzo-wana i rozwinięta technologicznie niŜ nawetKrzemowa Dolina. Nie zdziwiłbym się, gdybyu nich Sztuczna Inteligencja wyewoluowałaszybciej niŜ w naszych laboratoriach rządo-wych. Idąc tym tropem, naleŜy się zastanowić,czy moŜe to właśnie Japońców nie naleŜy winićza powstanie Molocha.

Japończycy musieli mieć cięŜkie przejściana Wyspach, bo szefowie Jakuzy zorganizowalinawet fundusze i sprowadzili na wybrzeŜe całąbaterię artylerii na wypadek, gdyby Molochmiał ścigać uciekinierów. Niezłe, nie? Urządzilisobie pieprzone stanowiska artyleryjskie.Tych dział jest zdaje się ze dwadzieściai wszystkie stoją na nadmorskim bulwarzew Moss Beach. Japońce utrzymują tam wartyi wypatrują ze szczytu latarni morskiejzagroŜenia z oceanu. Jak dla mnie, to powinniraczej pilnować składu z amunicją i tychdział przed Loganem i chińską Triadą.Wielu ludzi uwaŜa, Ŝe strasznym marnotraw-stwem jest trzymanie tylu sprawnychdział nad morzem z lufami bezczynniewycelowanymi w stronę fal. Coś w tym jest.Posterunek zrobiłby z nich na pewnodoskonały uŜytek.

Czasem zastanawiam się, co jeśli opowieścii obawy Japońców są słuszne? Jak będziewyglądała morska inwazja Molocha? Przypły-nie odremontowanym i zmodyfikowanympancernikiem Jamamoto czy teŜ pod postaciąwielkiej, mechanicznej kałamarnicy wynurzysię w Zatoce San Francisco? Kumpel po kilkuflaszkach powiedział, Ŝe Moloch wykorzystalemingi z wszczepionymi w mózgi implantami,ale co to do licha są te lemingi? Wiesz moŜe?Bo nigdzie nie znalazłem na ten tematinformacji.

Wracając do imigrantów zza Pacyfiku.Japończycy są chyba najbardziej pracowitymi,obowiązkowymi i cichymi mieszkańcamiSan Fran. Powiem więcej - oni są ostro porą-bani. Znasz kogoś, kto potrafi wstać o czwartejnad ranem, wypić zieloną herbatę i zabrawszyspawarkę, młot i palnik acetylenowy ruszyćna złomowisko, aby bez skargi harować tam18 godzin, wrócić, połoŜyć się spać i nad ranemznowu wstać o czwartej? I tak w kółko.I to nie Ŝeby ich mafia zmuszała. Oni tak mająwe krwi.

A do tego to straszne gbury, mówię ci.To chyba jedyny naród na świecie, któryniemal nigdy się nie bawi. Ci goście nie mająw swoim języku takich słów, jak odpoczynekczy dzień wolny. Nie rozumiem, po co oni Ŝyją.śyje się przecieŜ dla tych chwil spędzanychw barze przy kartach, popijając piwo z dziew-czyną na kolanach, no nie? Oni na kolanachtrzymają co najwyŜej laptopa albo skrzynkęz układami scalonymi. Są gorsi od Chińczyków.Chinole chociaŜ czasem się popiją, zrobią burdę,pobiją się na ulicy i mają te swoje śmieszneświęta, podczas których biegają poprzebieraniza papierowe kukły smoków i węŜy. Z Chińczy-kiem moŜesz nawet poŜartować, a jak wygraszz nim w kości, to najwyŜej będzie się próbowałodegrać, a nie wyzwie cię na pojedynekna brzytwy.

san francisco

22

No właśnie, zamiłowanie do diabelnieostrych mieczy to akurat cecha wspólna tychdwóch nacji, ale jednak Japońce znają sięna tym lepiej. Stary, miałem kiedyś ich katanęw ręku - cudo. Jest to nie tylko piękna,ale i skuteczna broń. Diabelna precyzja, mówięci. Miecze kują oni chyba nawet lepiej,niŜ lutują układy scalone. Widziałem razna ulicy jak jeden zabijaka Jakuzy zostałzaczepiony przez kilku bezmyślnych idiotów.Goście naprawdę chyba powymieniali mózgina masę mięśniową, ale niewiele im to pomogło.Japoniec dosłownie poprzecinał im ich kijebaseballowe i gaz-rurki, ale nie mieli takiegoszczęścia, aby na tym poprzestał. Koleśnaprawdę się wkurzył i zakapiory skończyłyleŜąc na środku zaułka i zbierając swojekończyny. Nie wiem czy przeŜyli, bo wolałemsię stamtąd szybko zabrać, ale morałz tej historii jest jeden: nigdy nie zaczepiajludzi Jakuzy.

Poznasz ich łatwo - noszą czerwone przepa-ski na czołach i kaŜdy ma jakiś miecz albo innecholernie ostre ustrojstwo. Wiesz, są takiedzielnice, w których Milicjanci BenedictaLogana boją się poruszać po zmierzchuw mniejszych grupach niŜ czterech. Tymcza-sem członkowie Jakuzy chadzają tamtędyniekiedy samotnie i jakoś nie słyszałem,aby któremuś coś się stało. To mówi samoza siebie.

Jakuza, jak to kaŜda mafia, trzyma łapęna wszystkim, co moŜe przynosić dochód,ale głównie skupia się na handlu produktamiwysokiej technologii odzyskiwanymi i konstru-owanymi w Sunnyvale oraz eksploatowanymiz Cmentarzyska surowcami. Krzem, miedź,tranzystory, mikroprocesory - słowem wszelkaelektronika i surówce potrzebne do jej produk-cji i przetwarzania.

Pan TsungJakuza róŜni się nieco od chińskich Triad.WyróŜnia ją styl, coś, co niektórzy nazywająpolotem, inni szykiem. W kaŜdym razie,o ile bandziory z Triad to po prostu skośnookieoprychy z Uzi za pasem, to ludzie Jakuzysą bardziej subtelni. Ponoć dawniej japońskamafia przypominała po prostu wielki gang,wyróŜniając się jedynie tym, Ŝe jej członkowieuzbrojeni byli w katany. Jednak potem sięto zmieniło.

Mówi się, Ŝe wszystko uległo zmianie,gdy władzę w San Bruno przejął Pan Tsung.Słyszałem plotki, Ŝe Pan Tsung to potomekjakiegoś bardzo znanego, przedwojennegopolityka japońskiego, premiera czy prezy-denta. Jeśli to prawda, to moŜna wytłumaczyćtym jego talent dyplomatyczny. Ponoć przejąłwładzę w Jakuzie w zupełnie bezkrwawy

sposób. Nie jest to niemoŜliwe, biorącpod uwagę jego obecny autorytet. Dla Japoń-czyków Ŝyjących w San Francisco to onjest burmistrzem, a nie Benedict Logan.

Sam Tsung to postać elegancka, ciesząca siępowaŜaniem. Ludzie mówią o nim, Ŝe ma lepszemaniery niŜ przedwojenni profesorowiei Ŝe jest doskonale wyedukowany. Nie jestto młody męŜczyzna, gdy przybył do San Franwraz z resztą emigrantów miał juŜ ponad30 lat, ale podobno zachowuje kondycjęi zdrowie dzięki częstym wizytom w Klinicew Campbell. Słyszałem plotki, Ŝe wszczepionomu wiele implantów do mózgu. Złośliwi mówią,Ŝe w Ŝyłach Tsunga nie płynie juŜ krew, tylkosyntetyczna odŜywka. Tak czy siak, mający

japończycy

23

(…) Wielu przeklina dziś decyzję o wyjściuna powierzchnię. JuŜ trzeci tydzień trwają praceprzy paleniu zwłok, odgruzowywaniu miasta i poszu-kiwaniu zapasów jedzenia, środków medycznychoraz opału. Wszędzie w mieście - na ulicach, trawni-kach, dachach domów - leŜy pył przypominającypopiół. Niejaki George Logan, rzekomo szef przedwo-jennej policji, zorganizował ludzi do usuwania tegopyłu. Radioaktywny opad nie świeci po nocach, wbrewpopularnym opowieściom, jakie przekazywano sobiew schronie. Większość ludzi cięŜko pracuje, nadal cho-dzimy w skafandrach i z miernikami. Z niepokojemliczymy pozostałe zapasy jedzenia, wody i lekarstww magazynach schronów. Niektórzy ludzie odnajdująwśród leŜących na ulicach trupów swoich bliskich. Tomusi być straszne przeŜycie. MęŜczyzna, który pisałten dziennik chyba był samotny, ale pochowałem gotak, jakby był członkiem mojej rodziny. Jutro odbę-dzie się sąd nad złodziejami ropy do generatorów.Ludzie z napięciem czekają, jaki werdykt wyda tencały Logan. Słyszałem, Ŝe konsultuje się z przedwojen-nym prawnikiem, niejakim Murdockiem. CzyŜbykształtowały się elity przyszłej władzy w mieście?

Od kilku tygodni słowem kluczowym w mieściejest GŁÓD. Jest na i „w” ustach wszystkich. Biednii bogaci, biali i czarni, wszyscy głodują na równi.Wydaje się niewyobraŜalne, jak szybko wyczerpująsię zapasy z supermarketów i magazynów. Przedwojną zupełnie nie zauwaŜaliśmy, jak trudnym zada-niem było zaopatrzenie milionów ludzi na bieŜącow Ŝywność. Miasto wydawało się samowystarczalne.Dziś nie potrafimy wyŜywić nawet kilku tysięcyludzi, a bez dostaw mięsa z wielkich teksańskichmasarni i innych produktów z reszty Stanów, miastoopustoszało z jedzenia w przeciągu kilkunastu tygo-dni. Wygłodniali ludzie przeszukują juŜ nawet spaloneprzedmieścia, polują na ptaki i psy, a słyszałem plotkio przypadkach kanibalizmu. Jeśli to prawda, to z pew-nością wydarzyło się wśród murzynów albo meksów.Niektórzy z nas przeklinają, Ŝe przeŜyli uderzenie,inni szykują wyprawę poza miasto w poszukiwaniuŜywności. Ja czekam na jeszcze gorsze czasy. Obecniepuszka mięsa kosztuje 250 dolarów, ale liczę na to, Ŝewkrótce cena podskoczy powyŜej 300. Wtedy chybasprzedam kilka ze swoich ukrytych puszek. Tylko nieza wiele, bo nie wiadomo, jak długo poczekamy napomoc humanitarną i Gwardię Narodową. JuŜ teraztrwa to niepokojąco długo (…)

ponad 50 lat Pan Tsung trzyma się świetnie,co widać na licznych bankietach, na jakich siępojawia. Mówi się, Ŝe od 10 lat nie zmienił sięani trochę. Podejrzane, nie? Niektórzy gościez pubu, w którym czasem bywam uwaŜają,Ŝe Tsung to mutant. Pan Tsung jest mecena-sem sztuki i kultury, zajmuje się kolekcjono-waniem obrazów i rzeźb. Słyszałem, Ŝe jegoprywatna galeria, która mieści się w jegowielkiej rezydencji w San Bruno, zawiera wielecennych zabytków. CóŜ, bogacze mogą pozwolićsobie na takie zabawy, a juŜ szczególnie ktośtaki, jak Pan Tsung.

Szefa Jakuzy często nie ma w mieście -jeździ podobno do Vegas, gdzie robi interesyz tamtejszymi mafiosami. Chodzą słuchy,Ŝe interesuje się teŜ Strefą 51 - no wiesz,tą tajną bazą wojskową na pustyni Nevada.Na pewno słyszałeś o bazie, w której przecho-wywali Ufo i kosmitów, no nie? Nie wiem, czegoTsung mógłby tam szukać, ale pewnie chodzio jakieś technologie militarne. Ja bym się bałna miejscu Benedicta Logana, choć moŜe byći tak, Ŝe Japończycy chcą znaleźć jakąś brońna Molocha. Pamiętasz, jak opowiadałem cio ich lęku przed nim? A podobno Pan Tsungbierze tę kwestię strasznie powaŜnie - tow końcu on kazał ustawić działa w Moss Beach.

W kaŜdym razie, Tsunga często nie maw San Francisco. Wówczas rządy przejmujejego młodszy brat, ten, który jest członkiemRady Miasta. Faceta przezywamy Kioto,bo podobno jest strasznym megalomanemi chciałby zmienić San Francisco w nowąstolicę świata - oczywiście japońską. Kioto jestjednak wyjątkowo bezwzględny i słyniez okrucieństwa. Psuje trochę wizerunekJakuzy. Co prawda w Radzie prezentuje się nie-nagannie, udając świętoszka, ale gdy on rządzi,

nocami na ulicach znika najwięcej ludzi.I nie śmiej się! To potwierdzone! Według mnieten koleś cierpi na jakąś chorobę psychiczną.Raz jest grzecznym radnym i omawia z innymiproblemy miasta, a wieczorem planuje, jak tupodbić świat, doprowadzić do dominacji Japoń-czyków w mieście i wysyła zabójców do swoichwrogów.

Jedno jest pewne - jego mordercza natura,w połączeniu z absolutną lojalnością wobecstarszego brata sprawia, Ŝe Pan Tsung mamocne zaplecze. Dopóki Kioto będzie pomagałmu załatwiać krwawe sprawy i reprezentowaćJakuzę w Radzie, pozycja Tsunga będzie bardzomocna. Oczywiście zaleŜność jest obustronna -Kioto jest bez Tsunga nikim i pewnie zjedlibygo ci sami gangsterzy, którym teraz rozkazuje.

Abyś nie pomyślał, Ŝe darzę Jakuzę jakąśsympatią albo coś, wiedz, Ŝe to mimo wszystkoorganizacja przestępcza. Pan Tsung kontrolujepołudniową część Aglomeracji przy pomocyuzbrojonych po zęby, nie wahających się uŜyćprzemocy mafiosów. Jakuza trzyma łapęna przemycie, paserstwie, produkcji i handlunarkotykami. Siepacze Pana Tsunga co nocdokonują zbrodni usuwając tych, którzy stanąJakuzie na drodze. Ludzie japońskiej mafiistoją ponad prawem i są bardzo niebezpieczni.I niech nie zmylą cię ich szarmanckie uśmie-chy i dobre maniery. Lepiej trzymaj sięz daleka od spraw Jakuzy albo szybkopoczujesz zimną stal na swoim gardle.

san francisco

24

san francisco

26

Pewnie dziwi cię, Ŝe mówiąc o mniejszościach,nie wspomniałem jeszcze o murzynachlub, jeśli wolisz, afroamerykanach? Zatemteraz będzie cały, kompleksowy wykłado czarnej mniejszości. Nie, jeszcze raz powta-rzam, nie jestem rasistą. Co ja na to mogęporadzić, Ŝe murzyni organizują się w gangii sami sobie stworzyli getto na terenieDzielnicy Taraval? Nikt nie kazał im sięseparować, ani Ŝyć w biedzie. Azjaci, choć takod nas róŜni, jakoś się jednak zasymilowali.Wszelcy imigranci, nawet meksowie, robiąwszystko, aby wtopić się w społeczeństwo i Ŝyćspokojnie. Tylko nie murzyni.

Nie no, Ŝeby nie było, Ŝe przesadzam - sąi tacy czarni, którzy pozakładali uczciweinteresy, normalnie pracują, przewaŜniew porcie, płacą czynsz Loganowi i trzymają sięz dala od gangów. Jednak to zdecydowanamniejszość - mieszkają głównie w „białych”dzielnicach i mają normalne rodziny i zajęcia.Wiesz, dla mnie moŜesz być nawet zwykłymszklarzem albo rybakiem, ale jeśli pracujeszuczciwie i nie kradniesz, zasługujesz na szacu-nek. śadna praca nie hańbi. No, prawie Ŝadna.W kaŜdym razie nie mogę pojąć, dlaczegomurzyni z Taraval wybrali inną drogę, niŜ my.śeby nie było - nikt ich nie wygnał, nie skazałna ich los.

Gangi z Taraval to zmora miasta, nawetBenedict Logan pewnie ma nieprzespane noceprzez nich. Pozornie mieszkańcy tamtychosiedli to zwykłe luzaki, moŜna by porównaćich do mieszkańców Detroit - liczy się zabawai szpan, no i swoje „ziomki”, czyli „homie”.KaŜde podwórko, kaŜdy zaułek to osobnapaczka, mały gang. Oczywiście są teŜ i większegangi, nawet całe, zorganizowane bandy,zresztą to one są najgroźniejsze.

Gangi czarnych biorą swoje nazwy od ulic,tak więc jest Banda z Rivera Street, Pacheco’sczy Vicente Gang. To raczej lokalne grupkiznudzonej, biednej, agresywnej młodzieŜy - bijąsię głównie między sobą i niszczą sobienawzajem domy i samochody, czasem kogośzabiją. Poza Taraval wyprawiają się rzadziej,głównie, aby coś ukraść, raczej rzadkonapadają ludzi. Niekiedy nocami widuje sięczarnych bandytów w Richmond. Milicjama z nimi sporo problemów, choć raczejchodzi o ilość band, bo nie są oni zbytniebezpieczni - zwykle ich uzbrojenie kończysię na pałkach i łańcuchach. Mało którymieszkaniec Taraval ma broń, nie mówiąc juŜo pozwoleniu na nią. Ale wszyscy oni, to małepłotki, w większości grupki towarzyskie, któredla zabicia czasu wychodzą na miasto„poszaleć” z kijem baseballowym.

Znacznie groźniejsze są duŜe gangi, któregromadzą o wiele więcej bandytów, niŜ miesz-kańców jednego podwórka, czy fragmentuulicy. To juŜ nie zwykli „homies” woŜący się ka-

brioletem po osiedlu i zaczepiający przechod-niów, ale prawdziwe zbiry. Na szczęście, duŜegangi, takie jak Taravel Blades, terroryzujągłównie swoich sąsiadów i rządzą się wśródmniejszych band rozsadzając lokalne grupkii pokazując im, gdzie ich miejsce. Gdy kilkumurzynów przeholuje z „zabawą”, Brzytwyz Taravel skutecznie ich temperują. Blades tonajwiększa banda z tych murzyńskich. Licząpodobno ponad setkę czarnych zbirów, którzynierzadko mają broń palną, jeŜdŜą na moto-rach oraz samochodami i lepiej z niminie zadzierać. Nawet Milicja rzadko wtrąca sięw ich sprawy, bo w końcu kogo to obchodzi,co czarnuchy kroją w tym swoim Taravel?Niech się tłuką między sobą i pogrąŜająw nałogach.

czarne gangi

27

Deathmatche na Miccopin SquareMilicja Miejska z zasady pilnuje porządku i zwalczabandytów na terenie miasta. Prawo przez nią stano-wione róŜni się od zasad wyznawanych w innych mia-stach powojennych Stanów. Tutaj przepisy są bardzopodobne do przedwojennych. Stworzyli je ocalali miesz-kańcy, a wszyscy imigranci powojenni muszą siędo nich dostosowywać. Wojny gangów nie są tu tolero-wane. Jeśli jeden dealer strzeli do drugiego na ulicy,nie pomoŜe mu wytłumaczenie, Ŝe zwalczał konkuren-cję - dostanie kulę w łeb.

Jest jednak takie jedno miejsce, gdzie Milicja niereaguje na utarczki pomiędzy bandytami. Na MiccopinSquare przy Taravel Street gangi mogą umawiać sięna tzw. Deathmatche. Muszą je wcześniej zgłosićna komendzie głównej i uzyskać zezwolenie. Zupełniejak z paradami. Fajnie, nie? Jeśli dostaną to pozwole-nie, mogą rozstrzygnąć swe zatargi na wspomnianymplacu. Gangi jednak dość rzadko korzystająz tej moŜliwości. Najczęściej odbywają się tu pojedynkina śmierć i Ŝycie.

Jeśli ktoś chce popatrzeć, moŜe zgłosić się do nie-jakiego Willy’ego w knajpie na rogu Taravel Street i28 Alei. Nie pamiętam nazwy tej speluny, ale piwo tamjest raczej kiepskie. No więc ten cały Willy oferuje 8miejsc w wojskowym wozie pancernym, stojącym naśrodku Miccopin Square. MoŜna sobie popatrzećna jatkę, nie obawiając się o zabłąkane kule. Pojedynkina Barretty albo na LAVy raczej się nie zdarzają, więcw środku jest faktycznie bezpiecznie.

Gdy San Francisco TV ogłosiło konkurs na filmakcji nakręcony na Ŝywo, Willy był pierwszymdo nagrody, ale przez cholerną ustawę Rady Miastanie mógł zgłosić swoich nagrań z walk na MiccoponSquare, bo toczą się na terenie miasta. Willy jednakdo dziś kręci kaŜdą walkę, a potem, jeśli akurat nicnie dzieje się na samym placu, pokazuje chętnymfilmy w swoim małym, prywatnym „kinie”. Na parte-rze swojego domu urządził po prostu salę projekcyjną,zapełnił ją krzesełkami i postawił projektor. Podczasseansów serwuje zimne piwo i frytki, a sala jest kli-matyzowana, takŜe luksus pierwsza klasa! Acha, Willynie zawsze jest dostępny - czasem wynajmuje siebie iwóz pancerny róŜnym ludziom, byle dobrze płacilii aby cel zlecenia był daleko od Molocha.

Narkotyki to duŜy problem czarnejdzielnicy. To z drugów Ŝyje większość gangówi o nie się tłuką. A co ty myślałeś? śe biją sięo marchewkę? Gdyby nie narkotyki, moŜei nawet jakoś by się im tam Ŝyło. A tak, dwawielkie gangi - Brzytwy oraz Noriega Gang -walczą o większy procent udziałów na rynku,a mniejsze bandy zbierają po nich resztki.A kto i tak zarabia najwięcej na murzynach?Chińczycy. Zarówno Taravel Blades, jak i deale-rzy z Noriega Street, zaopatrują się u Chengaz Alcatraz. Lwia część tamtejszej produkcjikonsumowana jest właśnie przez dzielnicęTaravel. Fajnie mają Chińczycy z tak bliskimi łatwym rynkiem zbytu...

WciąŜ mówię o gangach, ale murzyni to nietylko bandy i homies. Nawet w Taravel niektó-rzy próbują jakoś normalniej Ŝyć. Inni robiątylko takie pozory. NiezaleŜnie od tego, jakwielka bieda, bezrobocie i przestępczość tampanuje, Dzielnica Taravel ma od zawsze swojegoprzedstawiciela w Radzie Miasta i od zawsze

był nim jeden i ten sam czarny - Tom Elbow,zwany przez swoich rodaków równieŜ „WujemTomem”. To dobroduszny i naiwny człowiek,który wierzy, Ŝe da się jeszcze uratowaćmłodzieŜ z Taravel i Ŝe jest nadzieja dla czarnejdzielnicy. Śmiesznie brzmi? A wyobraź sobie,Ŝe dokładnie takie hasło widnieje na plakatachrozwieszanych wzdłuŜ Taravel Street przezludzi Toma.

Murzyni mają swoją własną administracjęw mieście, choć oczywiście zaleŜną od BenedictaLogana. Wuj Tom jest bardzo gorliwy w swojejdziałalności i czynnie walczy o polepszenie sięstatusu rodaków. Wyremontował i wyposaŜyłnawet jedną ze szkół i sam naucza w niej reli-gii. Tom Elbow nie jest księdzem, ale pełni rolękatechety. Zresztą, kogo to obchodzi, czy jestksiędzem, czy nie. Z uwagi na swoją religijność,Tom otrzymuje pomoc od przeróŜnych Chrze-ścijan i innych dobrodusznych ludzi z całegomiasta. Jest prawie, jak Ojciec Kornelio, tylkoŜe jego misja ogranicza się do czarnych.

Tom Elbow nie prowadzi otwartej walkiz gangami - zdaje sobie sprawę, Ŝe jest zbytsłaby. Zwyczajnie boi się wyrugować bandytówz ich melin i zaprowadzić porządek wśródhomies. Nie dziwię mu się - nie miałby szansw konfrontacji z bandytami. Wybrał innądrogę - stara się stworzyć dla murzyńskiejmłodzieŜy jakieś alternatywy wobec Ŝyciaw gangach. Daje im pracę, otworzył szkołę,zorganizował nawet oddziały ochotniczejstraŜy poŜarnej. Wielu czarnych chłopakówjest dumnych ze słuŜby w straŜakach.Mają nawet odremontowany, przedwojennywóz straŜacki. StraŜ poŜarną murzyni załoŜylipo ostatnim wielkim poŜarze, w którymspłonęła północno-wschodnia część Taravel.

san francisco

28

Graf fitiGangi z Taraval, przynajmniej te małe grupki „ho-mies”, to raczej paczki zdegenerowanych dzieciakówz chustami na twarzach i mnóstwem wolnego czasu, zktórym nie mają co robić. W zasadzie jedynym,zupełnie nieszkodliwym i czasem przyjmowanymnawet z aprobatą, rodzajem ich aktywności jest ryso-wanie graffiti. Murzyńskie gangi lubią zostawiać wszę-dzie swoje autografy, a niekiedy tworzą całkieminteresujące malowidła. Znam nawet kolesia, który po-luje na ciekawe graffiti z aparatem i kolekcjonujeich zdjęcia. Niektórzy czarni potrafią zrobić ze sprejemniesamowite rzeczy. Szkoda tylko, Ŝe od czasudo czasu zamieniają sprej na kij baseballowy...

Ludzie w naszym mieście zorganizowali sięw bardzo róŜny sposób - mam na myśli struk-turę społeczną. RóŜnice występują międzyrasami i narodami. Japończycy i Chińczycy,którzy stanowią dwie największe mniejszości,trzymają się ze swoimi - to znaczy Japończycyz Japończykami, a Chińczycy z Chińczykami -Ŝebyś nie myślał, Ŝe się lubią. Bo tak się składa,Ŝe te dwa narody toczą u nas ze sobą wojnę,czasem dość krwawą. śółtki zorganizowały sięw grupy przestępcze, tak więc mamy tu japoń-ską Jakuzę i cały szereg chińskich Triad, któredla wygody zwykle nazywamy po prostuTriadą. Murzyni Ŝyją w większości w rozpro-szeniu albo tworzą niewielkie gangi.Zupełnie inaczej jest z białymi. I nie myśl,

Ŝe jestem jakimś tam rasistą, ale uwaŜam,Ŝe nasz podział społeczny jest najlepszyi najmądrzejszy. Po prostu w mieście zamiesz-kują tak zwane wielkie rodziny, a w zasadziepowinienem powiedzieć Rodziny. Dotyczy totylko potomków rodowitych mieszkańcówSan Fran, bo przybysze z zewnątrz tworząluźną hałastrę, ale to mało waŜne. Tymczasemludzie, którzy wyszli po wojnie ze schronów,zwykle przeŜyli wspólnie z rodzinami. To onizałoŜyli nowe San Francisco, to oni odbudowy-wali miasto i organizowali od zera społeczeń-stwo. To oni i ich dzieci Ŝenili się i tworzylinowe klany, które my teraz nazywamyRodzinami. W zasadzie rzeczywiście moŜnaporównać je do szkockich klanów, jeśli wiesz,o co mi chodzi. Wszyscy ich członkowie, którychmoŜe być kilkunastu albo i kilkudziesięciu -są Rodziny duŜe i małe - noszą wspólne nazwi-

sko rodowe, jak na przykład Johnson albo Mal-kovich. Nazwiska te pochodzą od załoŜycieliRodzin, zwykle juŜ nieŜyjących, bo tow większości byli ludzie ze schronów, ale róŜnieto bywa. Jest na przykład jedna Rodzina,chodzi o Clintonów, którzy podobno przyjęlinazwisko jakiegoś przedwojennego polityka.Jak dla mnie to bzdurny pomysł, ale toich sprawa, a nazwisko jak nazwisko, ani złe,ani dobre. Rodziny to u nas podstawa. Zwykle ich

członkowie mieszkają blisko siebie, choć niezawsze - niektórzy porozsiewani są po całejAglomeracji. Ludzie z Rodzin starają się Ŝenićw obrębie Rodziny. Nie Ŝenią się tu oczywiściebracia z własnymi siostrami, tylko dalekiekuzynostwo. Zresztą, to nie jest reguła - ślubypomiędzy Rodzinami teŜ się zdarzają. Zwyklekobieta przejmuje wówczas nazwisko męŜa,ale czasem powstają nowe klany z połączonychnazwisk albo ich części. Ot, taki nasz tutejszyfolklor.Oczywiście, jak się moŜna domyślić,

niektóre z Rodzin nie lubią się wzajemnie,czasem wręcz walczą ze sobą, ale rzadkoprzybiera to szczególnie krwawy przebieg.Zwykle kończy się na bójkach, wzajemnymrysowaniu lakieru na autach i wybijaniu szybw oknach.Jeśli chodzi o znaczenie polityczne, to jest

ono róŜne. W zasadzie największe z Rodzinzdobyły dość duŜą władzę na swoich terenach,niekiedy nawet organizując swoje własne siłyporządkowe, a w jednej z dzielnic działa nawetprywatna szkoła. Jednak większość klanówpodporządkowuje się władzy Benedicta Logana,a część silnie go popiera. Jedna tylko Rodzinanie słucha w ogóle burmistrza i odcięła się nie-mal od miasta - mowa tu o Burnsach, którzysą potomkami jakiegoś zbiegłego z psychia-tryka pacjenta i prostytutki - tak przynajm-niej głoszą plotki. CóŜ, nawet jeśli są onenieprawdziwe, to trudno lubić Burnsów, którzyŜyją z handlu trawką i mieszkają w pozbawio-nych elektryczności i wody bieŜącej barakachna przedmieściach. Jednak to skrajność,podczas gdy większość klanów to normalniludzie, którzy z racji pamięci o przodkachi chęci zachowania tradycji dbają o dobreimię swego nazwiska i trzymają się razemz krewnymi.Tak po prawdzie, to członkowie Rodzin uwa-

Ŝają się za jedynych pełnoprawnych i prawdzi-wych obywateli San Francisco - w końcu to ichprzodkowie, a niekiedy oni sami, odbudowywalimiasto po uderzeniu. Myślę, Ŝe mają trochęracji traktując wszystkich przyjezdnychz wyŜszością. Oczywiście ci zasłuŜeni, jak OjciecKornelio, o którym dowiesz się później, nie sątraktowani gorzej, niŜ rodowici mieszkańcy.Mam tu na myśli raczej róŜną hołotę, którazjeŜdŜa się do naszego miasta i osiedla się,

san francisco

30

Trudna asymilacjaNapływający do miasta po wojnie imigranci, choćliczebnie przewaŜają nad potomkami przedwojennychmieszkańców, są traktowani jak margines społeczny.O ile Chińczyków i Japończyków jest tu tyle, Ŝe stano-wią ludnościową potęgę i nie przejmują się zbytniopodziałami białych na „rodowitych” i „imigrantów”,to wszyscy Amerykanie, tacy jak ty, którzy próbująszczęścia w San Francisco, trafiają najczęściejdo slumsów na przedmieściach. Awans społeczny jestbardzo trudny, niektórzy wybili się prowadząc inte-resy, inni dzięki Uniwersytetowi, ale dla większościjedyną szansą asymilacji i zostania „prawdziwymobywatelem” jest małŜeństwo z kimś z jakiejśRodziny. Coś takiego zdarza się jednak bardzo rzadkoi nie zawsze jest dobrze widziane, a wiele Rodzin robiwszystko, aby nie mieszać krwi z imigrantami.Jednym ze szczęściarzy, którym udało się wŜenićw jedną z Rodzin, jest niejaki John Raben (obecnieJohn Willis), najemnik, który wiernie słuŜył klanowiWillysów, aŜ wreszcie wydali za niego najmłodsząze swoich córek. Facet ma szczęście, bo choć jego Ŝonanie odziedziczy zbyt wiele z majątku rodu,to wskoczył od razu na szczyt drabiny społecznej.Niewielu się to udaje.

czasem nielegalnie, bez zameldowania,na przedmieściach. To sępy i często zwykłeszuje. To oni są winni większości przestępczościwśród białych mieszkańców miasta. Dlategowolałbym, aby w San Fran mieszkali tylkoczłonkowie Rodzin. Niektórzy kumple nazy-wają mnie ksenofobem, ale jak dla mnie topanikują - po prostu tak byłoby lepiej.Z Chińczykami i Japończykami jest tak,

Ŝe jesteśmy juŜ trochę od nich uzaleŜnieni.Ci pierwsi opanowali gałąź rybacką, a Japoń-czycy zdominowali produkcję technologii,o czym ci jeszcze opowiem. No i do tego stwo-rzyli swoje mafie, których, prawdę mówiąc,większość białych się boi. Mało kto jawniemówi źle o Triadzie albo Jakuzie, chyba Ŝew swoim własnym domu. O ironio losu, gdybyRodziny Ŝyły w większej zgodzie i nie konkuro-wały ze sobą, moglibyśmy się zjednoczyći wykopać obcych z miasta. Niestety jest tomało prawdopodobne.I pamiętaj, jeśli zadrzesz z członkiem

klanu, albo co gorsza zabijesz któregośz nich, masz przechlapane. Członkowie jednejRodziny potrafią zjednoczyć się, gdy któremuśz nich dzieje się krzywda i załatwić wrogana cacy. Według mnie to lepsze, niŜ naleŜećdo gangu, bo w Rodzinie raczej nikt nie wsadzici noŜaw plecy. Ale oczywiście i takie wypadkisię zdarzały - choć bardzo rzadko. Jest u nastakie powiedzenie: „Licz na rodzinę, bona Milicję nie masz co liczyć”. Pochodzi onoco prawda z czasów, kiedy jeszcze w mieściepanowało większe bezprawie, ale dobrze oddajewartości, jakie wyznajemy. Przynajmniej my -biali. Nie, jeszcze raz powtarzam: nie jestemrasistą.

LoganowieNajbardziej znana, choć wcale nie największaz Rodzin. Oczywiście, są liczni i bogaci, w końcuto krewni burmistrzów, ale nie wszyscy sąbezgranicznie lojalni wobec władzy. Niektórzyz krewniaków juŜ dawno zrozumieli,Ŝe Benedict Logan nie jest zbyt doskonałymburmistrzem i się odcięli. Inni zaś w pełnipopierają go, udzielają mu wsparcia i moŜliwe,Ŝe w razie zagroŜenia, będą go bronili zbrojnie.Jednak to juŜ nie są ci sami Loganowie, coza czasów George’a Logana. Dawny burmistrzbył powszechnie ceniony i szanowany,więc dobre imię rodu i jego dobre prosperowa-nie było oczywiste.Jednak obecnie ludzie ironicznie dzielą

Loganów na „dobrych” i „złych” - dobrzy to ci,którzy burmistrza nie popierają, źli to jegosprzymierzeńcy. Ci drudzy mieszkająw większości w apartamentach urządzonychw Transamerica Pyramid i są zapraszanina wszystkie uroczyste bankiety u burmistrza.

Reszta zaś jest raczej w zaproszeniach pomi-jana i zamieszkuje w rozproszeniu całe miasto.Coraz częściej młodzi Loganowie przyjmująpo ślubie nazwisko małŜonka, co pokazuje, jakbardzo burmistrz Benedict zniesławił ród.

Murdockowie Liczna i bardzo znana Rodzina, słynna przedewszystkim z zamiłowania do prawa i ekonomii.Ich załoŜycielami byli prawnik i pani manager,którzy przeŜyli zagładę w schronie na północymiasta. Od tego czasu pan Murdock, który jestjuŜ sędziwym staruszkiem, pełni rolę SędziegoGłównego w naszym Sądzie Miejskim.Jego córka zastąpiła ostatnio zmarłą matkęw Radzie Miasta.Reszta Murdocków prowadzi własne inte-

resy, ale kaŜdy ma wykształcenie prawnicze,lub ekonomiczne, a kilku z nich pracuje w tychdziedzinach na naszym Uniwersytecie. Prawoi ekonomia to jedyne dziedziny z tych nieprak-tycznych, które nadal Ŝyją u nas, ale zdecydo-wało o tym zamiłowanie Murdocków do ichrodzinnej tradycji. Ogólnie, to podziwiam ichza to, Ŝe potrafią znaleźć czas na swoją pasjęi rodową tradycję, choćby była nie wiem jakbzdurna.

AtkinsonowieAtkinsonowie to ludzie interesu i chyba naj-bardziej cwany klan ze wszystkich. Dysponująbodaj największym bogactwem spośródwszystkich Rodzin i mają dzięki temu naj-większą władzę, choć nie posiadają swegoprzedstawiciela w Radzie Miasta. Widoczniesłusznie uznali, Ŝe Rada i tak nie ma znaczeniai zajęli się mądrzejszymi rzeczami, to jestrobieniem interesów. Złośliwi mówią, Ŝe Atkin-sonowie mają w Ŝyłach Ŝydowską krew i stądsię bierze ich smykałka do handlu oraz szczę-ście w interesach. Ja widzę to nieco inaczej -pan Atkinson po prostu trafił z dobrym pomy-słem we właściwe miejsce o właściwym czasie,

rodziny

31

a potem juŜ wszystko poszło w ruch i do dzisiajsię kręci. O co chodzi? OtóŜ to właśnie onizałoŜyli pierwszą firmę przewozową, zarazpo uderzeniu i jako pierwsi zaczęli jeździćz towarami do Los Angeles i przywozić stam-tąd benzynę. Dziś to oni są szefami największejspółki transportowej w mieście - KorporacjiTransportowej. Przez ich ręce przechodzi lwiaczęść towarów, jakimi handluje się w SanFrancisco. Dodatkowo po tym, jak nie udało sięnam uruchomić poczty publicznej, załoŜylifirmę kurierską, która przekazuje wiadomościi listy w obrębie miasta. Ich usługi nie są tanie, bo kurierzy mają

ochronę w postaci uzbrojonych ludzi, ale innejpoczty nie mamy. Potem ci wytłumaczę,dlaczego.

NovakowieAndrew Novak jest polskiego pochodzenia.To właściciel największego warsztatu samocho-dowego w mieście. Jego serwis mieści się przyMansell Street, niedaleko parku imienia JohnaMcLarena. To najlepszy warsztat samocho-dowy w San Fran, a ludzie tam pracującymogliby spokojnie regulować silniki rajdowcomz Detroit. Hasło reklamowe brzmi „Naszegoauta nie powstydziłby się sam McLaren”i powiem ci, Ŝe jest to święta racja. Sam odda-łem mojego Pontiaka do wyrychtowania Nova-kom i jestem diabelnie zadowolony. Nawetczęściej jeŜdŜę teraz wozem - taką mi to spra-wia przyjemność. Zresztą dla stałych klientówwarsztat ma specjalną ofertę, z fantazyjnymmalowaniem auta włącznie. Novakowie, którzy nie pracują w warszta-

cie, w większości robią części dla warsztatualbo są jakoś inaczej związani z samochodami.Muszę szczerze przyznać, Ŝe Polacy są najlep-szymi mechanikami, jakich mamy w San Fran-cisco i jest tu nawet takie powiedzonkomówiące, Ŝe coś „działa jak samochód od Pola-ków”. To wiele mówi o solidności ich usług.Do Novaków nie mogę mieć zastrzeŜeń,

ale osobiście mam niemiłe wspomnieniaz Polakami, bo jeden cwaniaczek oszukał mnieraz i to na pokaźną sumę gambli. Ale zdaje się,Ŝe sukinsyn był przyjezdnym, więc na tutej-szych Słowian nie mam nic złego do powiedze-nia. Ot, miałem pecha i tyle.

MarconiTo Rodzina składająca się tylko z Włochów czytam, jeśli się czepiasz szczegółów, Amerykanówwłoskiego pochodzenia. Dla mnie to jedengrzyb, bo i tak goście mówią po włosku, jedząmakaron i uwaŜają się za lepszych od całejreszty. No wiesz, są strasznie wyniośli, przypo-

minają mi dupków z Appalachów - podobniejak oni, chcą być traktowani jak jacyś hrabio-wie czy inni ksiąŜęta. Spotkałem zresztąkiedyś faceta z Federacji i powiem ci, Ŝe byłchyba bardziej normalny, niŜ Marconi.Owszem, nosił jakąś dziwaczną szabelkę i kazałkelnerom w restauracji mówić do siebie „sir”,ale tak poza tym, to dało się z nim sensowniepogadać o wszystkim, co waŜne - kobietach,alkoholu, a nawet... sporcie. Tymczasem bufony z Marconich nie odezwą

się do nikogo, kogo uwaŜają za stojącego niŜejw hierarchii. Oczywiście mają człowiekaw Radzie Miasta i wciąŜ kręcą się wokół burmi-strza. Mają własne pole golfowe, a najwaŜniejsiczłonkowie jeŜdŜą białą limuzyną. Widziałemkiedyś z daleka ich rezydencję na północy SanFran. Wygląda jak pieprzony pałacyk z reklamlalek Barbie, jeśli wiesz, o czym mówię. Jeślinie, to wyobraź sobie cygańską willę. Nie da siępodejść bliŜej ich domu, bo wynajmują ochro-niarzy, którzy non stop pilnują, aby nic im sięnie stało. A są dobrze uzbrojeni, niemal jakjacyś pieprzeni anty-terroryści z przedwojen-nych filmów sensacyjnych.Takich willi zresztą mają w San Francisco

kilka, bo poza główną rodziną w skład klanuwchodzą rodziny dzieci Starego Marconiego,jak nazywany jest załoŜyciel rodu. Pieprzonypacan nadal Ŝyje i stać go na najlepsze usługimedyczne w klinice w Campbell, więc pewniejeszcze trochę czasu minie nim wykituje.W kaŜdym razie straszny przepych i arogancjato główne cechy Marconich.Ostatnio chodzą plotki, Ŝe najmłodszy syn

Starego uciekł z domu i stał się przestępcą.Podobno był uzaleŜniony od narkotykówi alkoholu. Początkowo głośno było o ochronia-rzach Marconich, którzy przeszukiwali miastokogoś szukając - oczywiście wiadomo było,Ŝe chodziło o niepokornego synalka. Potemsprawa ucichła, a Marconi oficjalnie wypierająsię, jakoby uciekł im jakiś syn. Takie zachowa-nie jest do nich podobne - zapewne wyrzekli sięsyna, bo stał się im niewygodny.Niektórzy twierdzą, Ŝe złapano Marco,

bo tak miał rzekomo na imię, i oddano za karędo pracy w przytułku w Misji Dolores. Inni opo-wiadają o nowym gangu terroryzującym Mill-brae i okolice jeziora San Andreas, któregoprzywódcą jest ponoć niejaki Marco Rozpru-wacz. Nawet, jeśli taka banda tam grasuje,to zbieŜność imion jest pewnie przypadkowa.Nie wierzę, aby uzaleŜniony od narkotykówchłopaczek z arystokratycznego domu zdołałzdobyć władzę w gangu z przedmieść.

san francisco

32

Miasto trzęsień ziemiSan Francisco leŜy na terenie aktywnymsejsmicznie. Trudne słowo, nie? Oczywiście,Ŝe chodziło mi o „sejsmicznie”, nie o „aktyw-nym”. Wyobraź sobie jednak, Ŝe trzęsieniaziemi, które zdarzają się tu od czasu do czasu,nie mają nic wspólnego z minioną zagładą.Wojna wojną, a ziemia trzęsła się w dolinieSanta Clara od wieków i ludzie zdąŜyli do tegoprzywyknąć juŜ dawno. Mało tego - nauczylisię budować domy tak, Ŝe nie walą się w gruzy,gdy zadrŜy ziemia. Wyobraź sobie, Ŝe Ŝadenz tych wspaniałych, stalowych drapaczychmur wznoszących się w centrum San Frannie runął podczas Ŝadnego z trzęsień, jakiemieliśmy tu od czasów wojny. A oficjalniekroniki miejskie odnotowały ich dokładniedwadzieścia pięć. Jedynie stare budownictwoi niskie budynki mieszkalne ponoszą szkodypodczas trzęsień. Pękają głównie mury,pojawiają się teŜ wyrwy w ulicach, czasemjakiś dom się zawali, ale raczej rzadko. Trzęsie-nia ziemi są dla nas tak powszednie, Ŝe ludzie

przerobili nawet pułki i stoły w domach,montując ograniczniki na krawędziach, Ŝebynaczynia nie spadały podczas trzęsień.

Stare i niebezpieczne budynki zostały ozna-czone jeszcze za czasów pierwszego burmistrzai wszyscy wiedzą, Ŝe nie naleŜy ich uŜywać.Rozpoznasz je po duŜych wykrzyknikachw kole, namalowanych białą lub Ŝółtą farbą.

Niektóre budowle zawaliły się zanim ludziezdąŜyli je opróŜnić z gambli - do dziś znajdzieszgruzowiska, których nikt nie zdąŜył przeko-pać. MoŜna tam znaleźć ciekawe gamble,choć trzeba odsiać te zniszczone przez gruz.Jednak miejsca takie jak dom towarowyPal-Mark w samym centrum Daly City moŜeszsobie odpuścić - zostały przeryte na kilkanaściemetrów w głąb, dokopano się nawetna podziemny parking, skąd, pamiętam, wydo-byto pięknego Chryslera z chromowanymizderzakami. Jeździł nim jakiś czas jedenszczęściarz, ale potem zniknął, samochód teŜ.Trzęsienia ziemi dają ciągle nową pracęszklarzom, bo kaŜde z nich niszczy wiele okienw mieście.

Tramwaj linowyNawet nie wyobraŜasz sobie, jaka to frajdawsiąść do tramwaju i przejechać się ulicamimiasta, prowadząc wesołą pogawędkę z innymipasaŜerami i motorniczym. Od razu czujesz się,jakby wcale nie było wojny. Mamy w San FranaŜ trzy działające linie tramwaju linowego: tabiegnąca Ulicą Kalifornii prowadzi przezChinatown i Nob Hill do ulicy Vannes. Na pętliznajduje się przemiła knajpka serwującawyśmienite gofry i czysty sok ze świeŜo wyci-śniętych... cytryn. Druga linia krzyŜuje się zewspomnianą, ale biegnie w centrum z MarketStreet aŜ na północne nabrzeŜe, kończąc sięprzy Fisherman’s Wharf. Tę linię lubię najbar-dziej, bo jest kręta, długa, a z wagonika rozcią-gają się doskonałe widoki na Zatokę. Ostatniazaś trasa, Powell-Mason, biegnie przez luksu-sową dzielnicę Russian Hill. Tramwaje linoweto kolejna z ikon naszego miasta - nigdzieindziej nikomu nie udało się uruchomić czegośtakiego. śe niby w Nowym Jorku budują kolej?Ciekawe, czy im się powiedzie. Zresztą my i takbyliśmy pierwsi. Tramwaje słuŜą obywatelom,którzy płacą na ich funkcjonowanie podatekwliczany w czynsz. Jeśli jesteś przyjezdnym,musisz zapłacić za przejazd motorniczemu 10gambli. Co jak co, ale o tramwaje to burmistrzLogan dba, opłacając stały serwis i sprowadza-jąc węgiel do silników parowych, które napę-dzają tramwaje. Pojazdy nie mają własnychsilników, lecz ciągnięte są przez biegnącepod ulicą stalowe liny, napędzane z głównejmaszynowni. Przed wojną wszystko zasilanebyło prądem, ale obecnie dla oszczędzania

san francisco

34

generatorów z Treasure Island, zamontowanotam silniki parowe. Co ciekawe, tramwaje tenie mogą normalnie zawrócić, tylko na końcachlinii znajdują się takie śmieszne, obrotowe„talerze”, na których wsiadający pasaŜerowieobracają tramwaj w przeciwnym kierunku.Nikt się przy tym nie buntuje i ludziomsprawia to sporo frajdy, podobnie jak samajazda - pasaŜerowie często śpiewają, czasemznajdzie się ktoś z gitarą. Za tramwajamizwykle biegają dzieciaki.

Samochód w mieścieKaŜdy, kto przyjeŜdŜa do San Francisco swoimsamochodem, szybko porzuca go i kupuje sobiejakąś brykę na którymś z naszych targowisk.Nie dziwię się - przyjeŜdŜacie do miastajakimiś zdezelowanymi gratami wydobytymiz zapyziałych dziur po wschodniej stronie GórSkalistych, a tymczasem my mamy tutajpełną gamę niemal nowych, sprawnych,eleganckich bryk. Kabriolety, sedany, krąŜow-niki szos, limuzyny - co tylko zapragniesz,nawet lakier się jeszcze błyszczy. Większośćaut, które czekają na klientów na giełdach, maznikomy przebieg, pełne wyposaŜenie i działa-jącą klimatyzację. Większość nie była uŜywanaod 30 lat. Gruchoty, którymi przyjeŜdŜacie,mają czasem kilkaset tysięcy mil na liczniku,silniki zatarte do granic sprawności, a karose-rię pokrytą grubą warstwą rdzy. Wybór jestchyba prosty? MoŜe nie ma u nas aŜ tylugenialnych mechaników i nie tuningujemywozów na potęgę jak w Detroit, ale nasze autasą z pewnością porządne. Aha - Ŝeby byłojasne, mój Pontiak akurat nie jest na sprzedaŜ!

SzklarzePowiedziałem, Ŝe miasto przetrwało uderzenieniemal nie tknięte. W zasadzie jest to prawdą,poza jednym, drobnym szczegółem - szybami.W chwili upadku bomb na wschodnie wybrzeŜeZatoki, w promieniu kilku mil z okien wyle-ciały absolutnie wszystkie szyby. Co do jednej!Wyobraź sobie teraz centrum San Franciscoi wszystkie stojące tam wieŜowce. Jarzysz?

Co się stało, kiedy w jednej chwiligigantyczne tafle szkła wyleciały z okien?Oczywiście, zgodnie z prawem grawitacji,to wszystko runęło w dół na ulice i prostona głowy zdezorientowanych mieszkańcówmiasta. Lecące z dziesiątek metrów kawałkiszkła zmasakrowały mnóstwo ludzi, doskonaleopisuje to Księga Dni Apokalipsy. Nie wyobra-Ŝasz sobie, co potrafi zrobić z ciałem postrzę-piona szyba lecąca z czterdziestego piętrabiurowca. Nawet szyby wybite na parterze ra-niły ludzi pryskając im odłamkami w twarze.

Gdy pył i Ŝar po bombach rozwiały się, całemiasto było zasypane zabarwionym nakrwawo szkłem. Tafle szyb okiennych leŜałyzagrzebane wśród tysięcy ton szklanego grysui odłamków. Wszystko to pokrywało ulicemiasta na wysokość kostek, a gdzieniegdziewyŜej. Gdy pokaleczeni ludzie chodzili ulicami,szkło chrzęściło im pod butami, zresztą w wielumiejscach miasta chrzęści do dziś.

Dopiero po wielu miesiącach, gdy otwarłysię schrony, po usunięciu zwłok ludzi zmarłychod promieniowania, George Logan zarządziłusuwanie hałd szkła z najwaŜniejszych ulicw mieście. Szkło zbierali wszyscy, ładowaliłopatami do beczek, skrzyń i kontenerów.Powoli, mozolnie pracując, uprzątnięto jez najwaŜniejszych placów i dróg, przedmieściado dziś usłane są cienką warstewką błyszczą-cych odłamków, więc lepiej nie chodzić tamboso. Wszędzie natomiast stoją kontenery,skrzynie i worki ze tłuczonym szkłem.Znajdziesz je w zaułkach, na śmietnikach,w garaŜach czy piwnicach. Przypominają namheroiczną pracę, jaką odwalaliśmy po wojnie.

Potem ludzie znaleźli zastosowanie dla tegocałego szkła. Przed wojną teŜ wykorzystywanoodpady szklane, tylko zdaje się, na nieco mniej-szą skalę. U nas, tymczasem, wielu ludzizaczęło masowo przetapiać grys szklany i robićz niego róŜne rzeczy - naczynia, szyby, butelki.Szkło wystarczy posegregować, rozdrobnić,zmielić, wrzucić do pieca i stopić. Powstałowiele malutkich hut szkła na przedmieściach,gdzie ludzie chałupniczo przetapiają surowiec,którego przecieŜ nie zabraknie jeszcze przezwiele lat. Jeden z hutników wywoził nawet całekontenery szkła cięŜarówką. Komin jego hutywybija się wysoko nad domy przedmieśćw dzielnicy Broadmoore Village.

fakty i mity

35

san francisco

36

Wielu ludzi u nas w mieście zajmuje siępo prostu zbieraniem szkła i sprzedawaniem godo hut. Za dzień takiego zbierania moŜnaspokojnie się wyŜywić, kupić sobie parę piwczy jakieś ciuchy. A interes się kręci, bo oprócztalerzy i butelek, robi się przede wszystkimszyby. Ludzie przecieŜ ich potrzebują. KaŜdylubi mieć szyby w oknach domu, bo drewnianeokiennice czy Ŝaluzje to nie to samo. Są dobrelatem, kiedy upał jest taki, Ŝe okna i tak sąpootwierane na ościeŜ w całym mieście,ale zimą, gdy w Zatoce pływa kra, a na ulicachzalega szarawy od radioaktywnego pyłu śnieg,szczelne okna to podstawa. A bez szyb nie maszczelnych okien. No, chyba, Ŝe zamurujesz...

W kaŜdym razie szyby i wyroby szklane tojeden z naszych towarów eksportowych.Nasze szkło znane jest nawet w Teksasie.Na pewno w Stanach jest jeszcze wiele miejsc,gdzie ludzie robią to, co my, ale nigdzie chybanie przetwarza się szkła na taką skalę.Wiesz, niektórzy nazywają nawet San Franci-sco Miastem Szklarzy.

Uprawy miejskiePrzed zagładą mieszkańcy tego miasta moglicieszyć się olbrzymią ilością parków.Gdy jedziesz przez San Francisco, pomyśl, ŜekaŜda większa otwarta przestrzeń była przedwojną jakimś parkiem, skwerem czy innym„terenem zielonym”.

CóŜ, drzewka są fajne, dają miły cieńi podobno produkują tlen, którym oddychamy,ale mają jedną zasadniczą wadę... nie produ-kują jedzenia - przynajmniej te zwyczajne.Dlatego wszędzie, gdzie się dało, ludność zreor-ganizowała przeznaczenie terenów zielonychi albo zasadzono sady owocowe, albo ziemięzaorano i załoŜono uprawy warzyw. Międzywielkimi wieŜowcami moŜesz napotkać całeplantacje cytrusów czy pola marchewki i niezdziw się, gdy późnym latem zobaczysz ludzipochylonych nad zielskiem i zbierających daryziemi do koszy.

Warzywa i owoce stanowią dla nas cenneurozmaicenie diety, no bo, na miłość boską - ilemoŜna jeść ryb?! Codziennie do znudzeniawcinamy cholerne ryby i gdyby nie dodatekjakichś pomarańcz i rzodkiewek, chyba byśmyoszaleli.

Wiesz, z zakładaniem upraw to był niezłycyrk i mnóstwo pracy. Rada miasta uznała,Ŝe ziemia była zbyt skaŜona, aby uprawiaćna niej rośliny jadalne, więc postanowionowybrać ziemię do pewnej głębokości i wywalićją do oceanu. Teraz rozumiesz, czemu obszarydawnych parków są połoŜone niŜej od poziomureszty gruntów.

W okolicy duŜych parków zawsze znaj-dziesz stragany z warzywami albo owocami,

zaleŜnie od rodzaju pobliskiej uprawy.Ceny mogą wydać ci się wysokie, a poza tymniektórzy sadownicy przyjmują za swojeowoce tylko zboŜe i inne produktyŜywnościowe - poza rybami. Jeśli zechceszwcisnąć komuś w San Francisco rybę,moŜesz dostać w ryj.

Aha, przechadzając się po parkach nigdynie zrywaj owoców czy nie podkradaj warzyw- okoliczni mieszkańcy, którzy je hodują, mogąsię strasznie wściec. Ostatnio nawet Loganwydał rozporządzenie w kwestii złodzieiwarzyw i owoców. Jeśli nie chcesz płacićwysokiej grzywny, to nie ruszaj cudzychdrzewek ani grządek.

Hieny i sępyKrótko po wojnie, gdy niedobitki ludziz powierzchni wymierały na ulicach, do miastaściągały dzikie zwierzęta zwabione łatwymłupem. Chorzy i wycieńczeni mieszkańcyoraz ciała zmarłych były łatwiejszedo upolowania niŜ padlina poza miastem.Gdy pierwsi ludzie wyszli ze schronów przeciw-atomowych, natknęli się na watahy dzikich,Ŝarłocznych i agresywnych psów oraz wilków,które poŜerały zwłoki zabitych przez promie-niowanie i choroby. Nad dachami wieŜowcówlatały zaś całe stada sępów, które rzucały siędo resztek pozostawionych przez walcząceo zdobycz wilki i psy.

fakty i mity

37

To wtedy przeraŜeni ludzie nazwalizdziczałe psowate hienami i wydali imbezwzględną wojnę. O ile drapieŜniki wypartoz centrum miasta dość sprawnie, to walkaz sępami okazała się trudniejsza. Ptaszyskado dziś zamieszkują dachy wysokichwieŜowców, a z padlinoŜerców zmieniły się wdrapieŜniki. Ich ofiarami padają Ŝebracy, cho-rzy i samotni ludzie. Wystarczy w nocyzapomnieć o zamknięciu okna lub drzwi i juŜmoŜesz się rano nie obudzić. Teraz rozumiesz,dlaczego szklarze mają takie dobre i opłacalnezajęcie? Nikt nie chce paść ofiarą przeklętychsępów.

Ptaszyska nie są groźne dla większychgrup ludzi, ani dla uzbrojonych osób, ale ichszpony i dzioby stanowią śmiertelne zagroŜe-nie dla dzieci i słabszych kobiet, a bestieczasami mają czelność zlatywać na ulice nawetw biały dzień. Jeśli zobaczysz gdzieś coś skrzy-dlatego nad swoją głową - strzelaj. śadniobrońcy przyrody nie będą mieli wątów - u nasnie ma nikogo takiego. Bardziej sami potrzebu-jemy bronić się przed przyrodą, niŜ onaprzed nami.

A powiem ci, Ŝe ustrzelony sęp moŜe byćcałkiem smaczny po upieczeniu. Częstona naroŜnikach ulic moŜna zresztą trafićna małe budki oferujące grillowane mięso sępaalbo psa, czyli powojenne hot-dogi i zestawyMc’Sęp w dosłownym znaczeniu, he he.

PoŜaryMoŜe wydać ci się to niewyobraŜalne, ale całemiasto, niemal wszystkie domy w San Fran, sądrewniane! Oczywiście oprócz wieŜowców. Choćwiele budynków wygląda na murowane, są totylko „tapety” przypominające wyglądemtynk. Zamiłowanie przedwojennych mieszkań-ców miasta do lekkiego i ekologicznego drewnajest naszym przekleństwem.

Drewniane domy mają dwie zasadniczewady - są wraŜliwe na wichury oraz łatwo-palne. Większość szkód, jakie uderzenieatomowe spowodowało na terenie półwyspu,było wywołane przez poŜary. Ogień przenosiłsię ze spopielonych atomowym Ŝarem

Richmond i Oakland na południe i spaliwszydoszczętnie Milipitas i Mountain View podąŜyłna północ, w stronę centrum San Francisco.Spłonęło całkowicie lub częściowo kilka dzielnic,choć ogniowe piekło po uderzeniu opanowalimieszkańcy San Francisco.

Dziś straŜ poŜarna nadal ma mnóstworoboty. Zwłaszcza w biednych dzielnicach,takich jak Ingleside, gdzie częste są przypadkipodpaleń. Najgorzej jest jednak w Taravel.Wiesz jak to jest z ludnością murzyńską -przestępczość jest u nich znacznie wyŜszaniŜ w naszych osiedlach. Nie wiem czemu taksię dzieje, ale o tym juŜ ci mówiłem. W kaŜdymrazie drewniane domki płoną szybko, silnewiatry znad oceanu roznoszą płomieniena kolejne budynki i poŜary rozprzestrzeniająsię błyskawicznie. Dlatego często spotkaszstojące po prostu na skrzyŜowaniach wozystraŜackie czy zwykłe cysterny z wodą,przygotowane na wybuchy poŜarów. Ludzieboją się ognia i w kaŜdym domu mają przygo-towane wiadra z wodą, a niektórzy zdobyczne,przedwojenne gaśnice.

Gdy gdzieś pojawia się ogień, sąsiedzirzucają się na pomoc z wiadrami, czy co tammają i gaszą wspólnie ognisko poŜaru. Częstoudaje im się zadusić ogień zanim przybędąstraŜacy, a niekiedy straŜ poŜarna nie zjawiasię w ogóle. Pewnie dlatego, Ŝe większośćwozów straŜackich krąŜy po centrum miastai w bogatszych rejonach zamieszkanychprzez białych krezusów, ochraniając ich willei rezydencje z ogrodami. Taka ot, cholernaniesprawiedliwość. Całe szczęście, Ŝe wykształ-ciła nam się ta swoista „obywatelska” straŜpoŜarna.

Golf - narodowy sport Mieszkańcy Detroit mają wyścigi samocho-dowe, kowboje z Teksasu urządzają sobie rodeo,Posterunek organizuje polowania na mutki -czemu my nie mielibyśmy mieć jakiegośsportu? Zatem mamy sport i jak to sięu nas mówi - prawdziwy sport - bo przecieŜgolf to przedwojenna dyscyplina, w odróŜnie-niu od polowań na mutanty. Słyszałem,Ŝe rodeo teŜ istniało przed wojną i pochodziz Meksyku, ale to pewnie jakaś plotka.

W kaŜdym razie, w San Francisco mamycałą masę pól golfowych i choć większośćz nich przerobiono na warzywniaki, to i takmamy więcej klubów golfowych niŜ całeStany razem wzięte. Niektóre z nich topo prostu jako tako utrzymane trawiastełąki z dołkami i flagami i gdzieniegdziełachą piachu, ale zdarzają się perełki.Jest kilka olśniewających pól golfowych,które nie zmieniły się od czasów przedwojen-nych.

san francisco

38

Cztery najlepsze mieszczą się w zachodniejczęści miasta nad jeziorem Merced i niemalŜena siebie nachodzą. W ogóle jest tam miłaatmosfera - wokół parki, na środku cichejezioro i z dala od zgiełku centrum miasta.Jednak wstęp mają tam tylko prominentniobywatele i najlepsi gracze - co często idziezresztą w parze.

W golfa grają w San Francisco wszyscy,którzy go lubią i mają trochę czasu - to jedynadziedzina Ŝycia w mieście, w której panujefaktyczne równouprawnienie. Jeśli chceszgrać, moŜesz zacząć, nawet jeśli nie jesteśbogaty, choć oczywiście nie pograsz sobiew takich ekskluzywnych klubach jak LakeMercem albo Harding Club. Tam grająbogacze w kraciastych kamizelkach, popijającgin z tonikiem podawany przez lokajówi woŜeni wózkami elektrycznymi.

Nie pograsz tam przynajmniej na początku.Jeśli jednak okaŜesz się naprawdę dobry,nawet sam Benedict Logan nie odmówi ci gry -golf daje niesamowite moŜliwości awansuspołecznego. Znani są mistrzowie, którzywcześniej byli zwykłymi Ŝebrakami, a teraz sąsławnymi osobistościami i pokazują sięw towarzystwie bogaczy. Miałem kiedyśkumpla - Garry niestety wygrał kilka turnie-jów i nagle stał się członkiem wyŜszych sfer.Gdyby nie to, pewnie nadal byłby moimkumplem, ale sława uderzyła mu do głowyi zerwał kontakt. CóŜ, tak bywa. TakŜeprzyjeŜdŜając tu, uwaŜaj na swych kompanów,bo jak się wciągną w golf, to juŜ nie wyjadąz San Francisco.

Jeśli sam miałbyś ochotę spróbować praw-dziwej, ekskluzywnej, przedwojennej gry sno-bów, odwiedź California Golf Club. Tam grają napoczątku wszyscy przyjezdni, więc nie trafiszna starych mistrzów. Po dłuŜszym treningu iwygraniu kilku towarzyskich gier z róŜnymiprzeciwnikami, moŜesz spróbować sił w jakimśmniejszym turnieju, a jeśli będziesz dobryi zaczniesz wygrywać, to potem spróbuj zagraćw eliminacjach do samego Pucharu Golfa.Na pewno nie wygrasz, ale wzięcie udziałuw tej imprezie to zaszczyt i prawdziwa przy-jemność. Będziesz mógł chwalić się w kaŜdymbarze na terenie Kalifornii, mówiąc: „Zagrałemw samym Pucharze Golfa w San Francisco!”.

Mamy zresztą pełno róŜnych rozgryweki turniejów. Prawdziwi profesjonaliści nie nudząsię - mogą grać niemal cały rok. I powiem ci,Ŝe całkiem nieźle zarabiają - nagrodąw Pucharze jest równowartość około 200galonów ropy, która co roku przybiera innąpostać: a to pozłacanego Cadilaca, a to darmo-wych obiadów w prominentnej restauracjiprzez pół roku. Mniejsze turnieje teŜ oferujądość niezłe nagrody - sam wygrałem kiedyś nocw Banana House. Ale to był kompletny fuks -w golfa gram raczej amatorsko.

GłódWyŜywić kilka tysięcy ludzi mieszkającychw mieście to niewyobraŜalnie trudne zadaniew dzisiejszych warunkach. Import i eksportumarły wraz z upadkiem bomb, wielkie farmyzniszczyło promieniowanie, przemysł rolniczyodszedł w zapomnienie. A ludzie nadal musząjeść. Połowy ryb, sady i ogrody warzywnew parkach, a nawet import Ŝarcia z Teksasui innych miejsc nie zawsze wystarczy, abynakarmić wszystkich. JuŜ dziś jest to barierąuniemoŜliwiającą dalszy rozwój miasta - niewyŜywimy więcej ludzi, niŜ juŜ tu mieszka.

Szlak paliwowyElektrownia Benedicta Logana zasilana jest ole-jem opałowym, który sprowadzamy masowo zLos Angeles. Specjalnie w celu zaopatrywaniaelektrowni w olej powołano Cysterniarzy, którzy pracują dla burmistrza. To grupa dosko-nałych kierowców oraz ochroniarzy. Kilkukierowców to przybysze z Detroit, którymLogan zaoferował bardzo dobrze płatną fuchę.Cysterny zostały dobrze opancerzone i podraso-wane, zaś konwojenci poruszają się szybkimiJeepami i są dobrze uzbrojeni. Cysterniarzekursują ciągle do Los Angeles tzw. szlakiempaliwowym, który biegnie nadmorską szosąnr 1, a potem autostradą nr 101. Dziesięćcystern wykonuje co tydzień dwa kursy,aby zaspokoić potrzeby energetyczne miasta.Jako stali klienci mamy u paliwowych magna-tów z Los Angeles bardzo duŜe zniŜki, więc eks-

fakty i mity

39

HycelJeremy od lat zajmuje się wyszukiwaniem i łapaniemdzikich hien. Jego furgonetka pomalowana na zgniło-zielony kolor krąŜy po całym mieście w poszukiwaniuzarobku. Wystarczy pomachać, a Jeremy zatrzymasię, aby pokazać mu, gdzie ostatnio kręciły się hieny.Uzbrojony w cały zestaw sieci, haków i pętli orazstrzelbę na wszelki wypadek, hycel poradzi sobiez największą nawet bestią. Łapał juŜ zmutowanewilki, wściekłe lisy, zbiegłe rottweilery. Wszyscy znająi lubią Jeremy’ego, a on zna i lubi wszystkich.Pojmane psy zwozi do swojego schroniska za miastem.Zdrowe osobniki albo sprzedaje do chińskich lokali,albo zawozi na jedno z targowisk, jeśli nie są niebez-pieczne i nadają się do tresury. Natomiast wściekłei zdziczałe hieny odstrzeliwuje i robi z nich przynętęna kolejne psy - Jeremy nie marnuje niczego.To bystry koleś, przyjmuje zlecenia - potrzebujeszkundla do eksperymentowania ze znalezionymiprzed wojną szczepionkami? Nie ma sprawy. Szukaszwilczura do tresury? Da się załatwić. Na ulicach SanFrancisco Jeremy złapie wszystko, potrzebuje tylkoczasu... To jak? Widziałeś gdziś w okolicy wałęsającesię bezpańskie psy?

ploatacja elektrowni mieści się w granicachopłacalności. PrzejeŜdŜając przez San Francisco,cysterny wybierają najkrótszą trasę z FosterGate do Mostu Zatokowego, gdyŜ BenedictLogan obawia się, Ŝe ktoś mógłby zaatakowaćkonwój i sparaliŜować Ŝycie w mieście poprzezwstrzymanie dostaw oleju do elektrowni.Co prawda, na Treasure Island z pewnościąprzechowywane są rezerwy paliwa, ale wątpię,aby wystarczyły one na więcej niŜ kilka dni.Cysterniarze nigdy nie mieli większych kłopo-tów na trasie konwoju, pomimo licznychnapadów na transport. Gangerzy organizująwiele zasadzek na autostradach, polującna cysterny powracające z Los Angelesz olejem. Nikt, oczywiście, nie napada pustychcystern jadących do Los Angeles. Opancerzeniecystern i liczna oraz dobrze wyszkolonaochrona nigdy jednak nie uległa napastnikom,choć zdarzało się, Ŝe pojedyncze cysterny byłyuszkodzone lub niszczone. Często bywa tak,Ŝe podróŜni chcący dotrzeć z Miasta Aniołówdo San Francisco podłączają się pod konwój.Niepisany zwyczaj mówi, Ŝe wszyscy, którzytak robią, powinni bronić konwoju w razienapadu, jednak znane są przypadki, kiedyjakieś sukinsyny przyłączały się do napastni-ków. Zresztą, moŜesz sam się przekonać, ilufrajerów usiłowało juŜ przejąć transport cen-nego paliwa, wystarczy przyjrzeć się Jeepomkonwojentów, którzy zaznaczają kaŜdego zabi-tego gangera na drzwiach swoich samochodów.

DŜunglaIdąc ulicami rozległych przedmieść SanFrancisco, moŜesz być zdziwiony, moŜeszpomyśleć nawet „Co tutaj robi ta cholernadŜungla?”. Nie ma w tym nic dziwnego - wielujest zaskoczonych. Tymczasem, jeśli dobrze sięzastanowisz, wszystko okaŜe się zrozumiałe.Uderzenie miało miejsce 30 lat temu -mieszkańcy Aglomeracji, którzy pozostalina powierzchni, wymarli bardzo szybkona skutek promieniowania i epidemii. Miastoopustoszało na całe miesiące, a pierwsze więk-sze grupy ludzi pojawiły się na ulicach dopiero,gdy otworzyły się drzwi pierwszych schronówprzeciwatomowych. Dat ci nie podam - kaŜdyma swoją wersję, zresztą, czy to waŜne?O historii miasta juŜ zresztą gadaliśmy i usta-liliśmy, Ŝe nie było takiej postaci, jak Aleksan-der Wielki i to wystarczy...

Tymczasem, gdy ludzi nie było, do miastawdarła się dzika przyroda - nie tylkopod postacią wilków, dzikich psów i Ŝarłocz-nego ptactwa. Poza szczurami, wiewiórkami,lisami i kunami, między domy wkroczyłyrośliny. A w zasadzie nie tyle wkroczyły,co po prostu normalnie wrosły.

Tak się składa, Ŝe o ile dla nas promienio-wanie okazało się mordercze i na wielemiesięcy uniemoŜliwiło ludziom przebywaniena powierzchni, to zieleń miejska nie cierpiałaod tego tak bardzo. Jasne, słabsze gatunkiroślin wymarły, inne jednak przetrwały,a spora część zielska zmutowała. Tak, nie prze-słyszałeś się - wielu roślinom promieniowaniezrobiło dobrze, wzmocniło je. Nieprawdopo-dobne, nie? A słyszałeś legendę o Czarnobylu?Tamtejsze dŜdŜownice podobno teŜ urosły.No i wyobraź sobie, Ŝe nasze roślinki teŜ po-większyły swoje rozmiary, czasem tylko tro-chę, niekiedy zaś nawet pięciokrotnie. Mówięgłównie o drzewach i trawie - kaktusów raczejtu nie uświadczysz, mimo Ŝe klimat byłbyi moŜe odpowiedni. Pieprzone sukinenty czyjak im tam, jednak nie wytrzymały i znikły.

JednakŜe krzaki, trawska i małe drzewkawykorzystały nieobecność ludzi, brak dziad-ków z kosiarkami oraz słuŜb miejskichi rozrosły się bujnie w całym mieście. Szczegól-nie gęsto na przedmieściach, gdzie nie maaŜ tyle asfaltu i biurowców. Jest tam za to duŜotrawników i świeŜa poŜywka - tysiącezapadających się, próchniejących domóworaz tony popiołów po licznych na początkuwojny poŜarach. Zapadające się wille i domkijednorodzinne gniją i zmieniają się w próch-nicę, na której wzrasta roślinność.

Niektóre gatunki zielska wyrastają wprostz zapadniętych, butwiejących ścian i dachów -przystosowały się, dasz wiarę? Jak nie, to weźostrą maczetę i pojedź do takiego San Mateo.Wszędzie, gdzie ludzie chcą dziś mieszkać,muszą karczować dŜunglę i walczyć z mchemoraz grzybami. Rośliny zaś są cholernieodporne. Nie wiem, czy ma to coś wspólnegoz tymi legendami o NeodŜungli, które przywoŜączasem kowboje z Teksasu, ale wiem jedno -rośliny tylko nam przeszkadzają. Te dzikieodmiany, z którymi walczymy, nie są jadalne,a w dodatku zajmują ziemię, na której moŜnaby zasiać jakieś warzywa czy posadzić drzewaowocowe. W dawnych parkach ludzie wciąŜmuszą plewić samosiejki i usuwać chwasty -wojna rolnika z naturą wydaje sięnie mieć końca.

Dobrze chociaŜ, Ŝe przynajmniej w dŜunglinie Ŝyją Ŝadne bestie albo zbyt wiele dzikichzwierząt. Poza watahami hien, bardzo rzadkospotykamy coś groźniejszego. Czasem ktośustrzeli zabłąkaną pumę czy coś podobnego.Jedynie węŜe czające się w pozarastanychpnączami domach sprawiają zagroŜeniedla poszukiwaczy gambli. Jeśli chcesz obłowićsię na przedmieściach, uwaŜaj na to, gdziestawiasz stopy - mamy naprawdę wiele jadowi-tych gatunków!

san francisco

40

san francisco

42

dzielnice

43

Golden GateNie sposób opowiedzieć o San Francisco,nie pokazawszy turyście naszej ikony - ZłotejBramy. Wbrew nazwie, most jest czerwony,a w zasadzie to rdzawo-czerwony, bo farba łusz-czy się i odpada całymi, wielkimi płatami.Słyszałem, Ŝe jeden taki płat spadł na jakiegośChińczyka w kutrze rybackim i cięŜko gopokaleczył. Farba pewnie odpada razemz grubą warstwą rdzy...

Podobno kolor, na jaki pomalowano most,nazywał się oficjalnie przed wojną „kontynen-talny pomarańczowy”. Nie wiem, co czerwieńma wspólnego z pomarańczowym, ale co tam -przedwojenni ludzie teŜ mieli czasem dziwneodpały.

W kaŜdym razie, symbol San Fran stoinadal niewzruszenie, nawet teraz, 30 latpo wojnie atomowej i nic nie wskazuje na to,aby miało to się zmienić. Przetrwał wszystkiedotychczasowe trzęsienia ziemi, huraganyi sztormy. Jezdnia jest w bardzo złym stanie,barierki powyłamywane lub przerdzewiałe,ale most jest przejezdny nawet dla cięŜarówek,a gdybyś miał czołg, to załoŜę się, Ŝe nawierzch-nia się nie zawali. Nie ma to jak solidna, przed-wojenna inŜynieria.

Golden Gate łączy północny kraniecSan Francisco i południową część miasteczkaSan Rafael. Jeśli jedziesz od północy, to tylkotędy moŜesz wjechać do miasta, ale jest jedenproblem - musisz przedrzeć się przez SanRafael i Sausalito, a te dwa zadupia są uwa-

Ŝane za bardzo niebezpieczne tereny. Sądzimy,Ŝe mieszkają tam mutanty albo inne krwioŜer-cze ścierwo, no i panuje tam dość wysokieskaŜenie - NA-AD nie obejmował tego rejonuswym zasięgiem. Mieszkańcy San Rafaelnie mieli szczęścia. Dlatego dziś niemalnie uŜywamy Złotej Bramy. Poza konwojamiz więźniami, Ŝadne pojazdy nie przekraczajątędy Zatoki.

Transamerica PyramidNastępnym, takŜe godnym zobaczenia,miejscem w mieście jest nasz najwyŜszywieŜowiec. Nazwa kojarzy się z piramidamii kształt budowli teŜ, moŜe poza tymi dwomaskrzydłami, które przywracają konturwieŜowca do pionu.

Przed wojną ten drapacz chmur mieściłsiedziby firm i korporacji, dziś zaś jestgmachem Rady Miasta, mieszczą się tu teŜbiura burmistrza oraz lokalny komisariat.Nad nimi znajdują się sale balowe i restaura-cja, w której jadają urzędnicy miejscy. WyŜejzaś, kolejne trzy piętra biurowca wynajmujeKorporacja Transportowa i kilka innych pry-watnych firm. Następne piętra są zajmowaneprzez prywatnych ludzi - głównie bogaczy,którzy zamieszkali w wieŜowcu wkrótcepo wojnie.

Na szóstym piętrze mieszka część rodzinyLoganów. Piętro to jest niedostępne dla innychrezydentów budynku, a winda się na nimnie zatrzymuje.

san francisco

44

Ostatnich dwadzieścia pięter wieŜowca jestpuste, nawet nie mają wprawionych szybw oknach. Ich uŜywanie jest zbyt drogie -Benedict Logan uzaleŜnia czynsz od wysokościpiętra, gdyŜ praca napędzanej z podziemnegogeneratora windy jest energochłonna.

Piwnice wieŜowca, poza aresztem komisa-riatu i maszynownią generatora prądotwór-czego, kryją wejście do przedwojennegoschronu przeciwatomowego. Dziś miejsceto pełni rolę twierdzy dla urzędników i burmi-strza, na wypadek wybuchu buntu w mieście.Dam głowę, Ŝe zmagazynowano tam Ŝywność,wodę i lekarstwa na wiele tygodni oblęŜenia.Sam Transamerica Pyramid jest najlepiejstrzeŜonym, moŜe poza Treasure Island,miejscem w San Francisco. Non stop kręcą sięw wieŜowcu i wokół niego StraŜnicyoraz Milicja.

Bay Bridge i Treasure IslandBenedict Logan wkurwia niemal wszystkichi chyba zdaje sobie z tego sprawę. Wiesz, on sięchyba jednak nieco boi o swoją pozycję.Skąd to wiem? Ktoś, kto jest pewny swojegoautorytetu i bezpieczeństwa, raczej nie fortyfi-kuje się na małej wysepce na środku zatoki,czy się mylę?

Wiesz, na wschód od półwyspu na wodachZatoki San Francisco leŜy sobie wyspaTreasure Island. Swoją drogą, Wyspa Skarbówto dobra nazwa, bo na niej Logan gromadziswoje bogactwa. Trzyma tam całe tony gambli- samochody, sprzęt komputerowy, ubrania,Ŝywność i leki.

Most Zatokowy przebiegający przez wyspęprzed wojną łączył San Francisco z Oakland.Dziś z Oakland pozostały radioaktywne zglisz-cza, a część mostu tam prowadząca załamałasię w połowie i spoczywa w wodach Zatoki SanFrancisco. Zatem na Treasure Island dostać sięmoŜna tylko łodzią albo mostem prowadzącymz San Francisco.

Dlatego teŜ burmistrz wybrał sobie leŜącątam luksusową dzielnicę willową za swąsiedzibę. Luksusowa to ta dzielnica jest obecnie- przed wojną były tam rozległe magazynyi parkingi oraz mała, niezbyt zachęcającadzielnica mieszkalna. Ludzie Logana urządzilitam jednak pola golfowe, odmalowali domy,posadzili palmy i drzewa cytrynowe. Otoczonewysokim, wybudowanym po wojnie muremz cegieł, wille są zamieszkane przez jego zaufa-nych ludzi. Aby tam się dostać, trzeba przejśćprzez ufortyfikowaną wysepkę YerbaBuena,na której jest mała przystań przedwojennejStraŜy PrzybrzeŜnej.

Tam teŜ przebiegły Benedict Logan umieściłgeneratory prądotwórcze. Hmm... generatoryprądotwórcze to złe określenie - on tam prze-

dzielnice

45

niósł całe bloki elektrowni! Po prostu jednąz elektrowni miejskich, dasz wiarę, przewiózłna swoją wyspę! Autentycznie - kazał rozmon-tować kominy, generatory, kable i przetrans-portować cięŜarówkami do portu, a potembarką na wyspę. Drugą elektrownię po prostuwysadził, choć oczywiście oficjalna wersjamówi, Ŝe zniszczyły ją Diabły z Sacramento.W efekcie Benedict Logan ma monopol na ener-gię elektryczną. Oczywiste jest, Ŝe jeśli ktoś sięzbuntuje, burmistrz zaszantaŜuje swoichwrogów odcięciem prądu.

A wiesz, u nas w San Fran ludzie przywy-kli do elektryczności. Mamy nie tylko oświe-tlone ulice i neony na sklepach, ale i działającetramwaje i windy, a ludzie po pracy słuchająpłyt i oglądają przedwojenne nagrania.

Niektórzy sądzą, Ŝe na Treasure Island jestteŜ część bogactw Logana i pewnie mają rację.Jednak, jeśli facet schowa się tam, trudno gobędzie dostać. Ma do dyspozycji prawdziwąartylerię, łodzie StraŜy PrzybrzeŜnej i sporoinnej broni.

ChinatownPonoć przed wojną zajmowało znacznie mniej-szy obszar niŜ obecnie. Teraz w San Fran jestcała, rozległa dzielnica zamieszkana niemalwyłącznie przez Chińczyków. Przyjezdnychzaskakuje fakt, Ŝe chińska dzielnica leŜyw samym centrum miasta, tak blisko DzielnicyHandlowej i bogatych osiedli zamieszkanychprzez białych.

Tutaj Ŝycie płynie innym tempem.Na ulicach śmigają riksze i uwijają się śółtkiw słomkowych kapeluszach, nosząc zawieszonena bambusowych tyczkach tace wyładowanetowarami. Starzy Chińczycy siedzą przed kra-mami i witrynami sklepów, pijąc zielonąherbatę i paląc fajkę albo grając w gry plan-szowe z turystami na pieniądze. Wszędziesprzedają ryŜ i inne swoje specjały, a comiesiąc ulicami przechodzą barwne korowodyludzi poprzebieranych za papierowe smokii inne straszydła.

Ogólnie, jeśli nie napotkasz akurat bandzio-rów z Triady albo nie otrujesz się przekąskąz Zatoki, to moŜesz uznać, Ŝe Chinatown jestbajkowym miejscem. Mi, osobiście, podoba sięna przykład chińska architektura - jasne,nie wszyscy Chińczycy mieszkają od razupod pięknymi, stylizowanymi pagodami,ale pełno tutaj ładnych, kolorowych budowli,o wąskich, poziomych oknach z drewnianymiokiennicami.

KaŜda z wąskich, krętych uliczek ma mnó-stwo zaułków - w jednych są miłe, spokojnesklepiki, gdzie indziej brudne speluny, gdziepija się chińską wódkę - maotai. Niektórez nich zaś są niebezpieczne - pełno jest mrocz-nych dziedzińców, na których spotkasz uzbro-jonych po zęby bandziorów. Gdybyś byłna ulicy, nie zaczepiliby cię, ale wejściena ich podwórko oznacza wyzwanie i nie majuŜ wtedy odwrotu.

Jeśli juŜ odwiedzisz Chinatown, to polecamci sklep z bronią niejakiego Tsu Wei, którysprzedaje doskonale wykalibrowane karabinyz pięknie zdobionymi kolbami i grawerowa-nymi napisami. Ceny potrafią zwalić z nóg,ale za to będziesz mieć spluwę jedyną w swoimrodzaju. Zwykle facet robi motywy z chińskichlegend oraz magiczne znaki ochronne,ale za odpowiednią zapłatą wygrawerujeci nawet podobiznę przedwojennej aktorkialbo radziecką gwiazdę. Wei sprzedaje teŜchińskie miecze o fantastycznie grawerowa-nych głowniach, ale akurat. jeśli chodzio broń białą, to polecam ci raczej japońskichpłatnerzy z południowego San Francisco.Nic nie dorówna dobrej katanie, o ile wiesz,co mam na myśli.

Jeśli natomiast chcesz coś zjeść, pójdźdo Domu Cesarza. To cicha restauracjapod pagodą, w której dość tanio zjesz naprawdędobre i bezpieczne owoce morza oraz napijeszsię tradycyjnego, chińskiego piwa li. Lokalznajduje się przy Taylor Street, w zachodniejczęści Chinatown. Aha, nie wolno tutaj, tak jakw większości chińskich lokali, nosić bronipalnej - co najwyŜej białą. Nie awanturuj się,gdy przy wejściu skośnooki zatrzyma cię,wskazując z milczeniem na twojego Deserta.Takie tu mają zwyczaje i pilnuje tego Triada,więc lepiej bądź grzeczny.

san francisco

46

Za nieprzestrzeganie przepisów grozi odcię-cie dłoni - jak zresztą za większość drobnychprzestępstw, takich jak kradzieŜ, uderzeniekogoś czy obraźliwy gest. Jednak najczęściejChińczycy sami na własną rękę mszczą sięza doznane krzywdy czy urazy i rzadkomieszają w sąd ludzi Triady. Prowadzi todo częstych bójek, gdy ktoś zaczepi drugiego,a bójki te mają w zwyczaju przeradzać sięszybko i niespodziewanie w prawdziwe burdyna całej ulicy, gdzie postronne osoby włączająsię do walki, stając po jednej albo drugiejstronie - czasem wybór jest przypadkowy.Jeśli znajdziesz się na ulicy ogarniętej takimszaleństwem, najprawdopodobniej nie uda ci sięuniknąć guza. Jak będziesz unikał walkii trzymał się na uboczu, oberwiesz pewnieprzypadkiem jakimś lecącym przedmiotemalbo ktoś rzuci się na ciebie. Rzadko zdarza się,aby w takich chaotycznych rozróbach ktośodnosił powaŜne obraŜenia - większość uczest-ników kończy z siniakami, czasem stłucze-niami i z tego, co mi wiadomo, nikt jeszcze niezginął. MoŜna powiedzieć, Ŝe uliczne bijatykito swoista rozrywka mieszkańców Chinatown,znuŜonych cięŜką pracą i zestresowanychobecnością wszystkowidzącej Triady. A propos- członkowie mafii chińskiej są jedynymiosobami, których raczej nikt w ulicznej bójcenie zaatakuje - ludzie się ich zwyczajnie boją.

Gdy bijatyka zbytnio się przedłuŜa lub robizbyt ostra, ludzie Triady wkraczają do akcjii pacyfikują uczestników rozróby. Łatwopoznasz, Ŝe niedawno miała w okolicy miejscespontaniczna bójka uliczna - wszędzie leŜąpotem śmieci, kawałki skrzyń, stłuczone szkłoi widać liczne zniszczenia. Ludzie mieszkającyna parterze w Chinatown non stop wymieniająszyby w oknach.

Kiedyś, jadąc linią tramwajową przez Chi-natown, pasaŜerowie ze zdenerwowaniemobserwowali boczne uliczki, szukając oznaknapadu. Jeszcze przed rokiem prawdziwą plagąbyły chińskie gangi młodzieŜowe rabującepasaŜerów tramwaju jeŜdŜącego przez PowellStreet. Jednak od czasu, gdy motorniczy na tejlinii został uzbrojony w pistolet, a z tyłu jeździMilicjant, napady ustały. Teraz jedynymzajęciem funkcjonariusza jest wypychaniez pojazdu wskakujących w biegu do tramwajuulicznych sprzedawców.

W Chinatown aŜ roi się od takich handla-rzy, którzy próbują ci wcisnąć multum niepo-trzebnych rzeczy, od chińskich ozdób po grysszklany, wszystko za wyjątkowo niską cenę.Jeśli uda ci się przejść Jackson Street odcinekod chińskiego szpitala do skrzyŜowaniaz Columbus Avenue nie kupiwszy niczego,postawię ci kufel chińskiego piwa li.

dzielnice

47

Szpital ChińskiNiech nie zmyli cię jego nazwa - zresztą czerwone zasłony w oknach i markizy nad wejściem nie są juŜtak mylące. W budynku przedwojennego szpitala mieści się obecnie najbardziej luksusowy burdelw Chinatown, reklamujący się hasłami takimi jak „Uleczymy twe samotne serce”. Dlaczego miejsce to nadalnazywane jest szpitalem? Oprócz wiadomych usług tamtejszych dziewcząt, moŜna tam zaŜyć oŜywczych,zdrowotnych kąpieli solnych, zamówić rozluźniający masaŜ (nie erotyczny), odwiedzić chińskiego mistrzakręgarstwa i zakupić zioła na przeróŜne choroby i niedomagania, w tym na potencję. Ceny „usług” nie sązbyt wygórowane, zwaŜywszy na umiejętności i zdrowie dziewcząt, co wynika z tego, Ŝe Szpital nastawianyjest na turystów. Jeśli masz na zbyciu 100 gambli i gustujesz w młodych, urodziwych Azjatkach,a nie przeszkadza ci orientalna atmosfera i smak chińskiej wódki, powinieneś odwiedzić to miejsce.

Misja Dolores i ChrześcijańskiKościół Ojca KornelioMamy chleb, mamy igrzyska, mamy teŜ i Ŝyciereligijne. Dominującą religią, przynajmniejwśród białych, jest Chrześcijaństwo. W SaltLake nawet ta prastara, przedwojenna religiauległa licznym podziałom i zrodziły się z niejróŜne sekty. My zachowaliśmy tradycyjnyobrządek.

W centrum miasta mieszczą się zabudowa-nia chrześcijańskiej misji, która działała tunawet przed wojną. Nie wiem, co działo sięw tym miejscu przed uderzeniem, ale obecniepręŜnie rozwija się tam instytucja kościelnaprowadzona przez Hiszpanów. Drugie Salt LakeCity to moŜe nie jest, ale robi wraŜenie. Świryurządziły tam kościół, klasztor, katolickąszkołę, przytułek i jadłodajnię dla bezdomnych,a nawet cholerny sierociniec!

Wszystkim opiekują się siostry zakonnepod przywództwem Ojca Kornelio. Twardydziad ma duŜe umiejętności organizacyjneoraz wielką charyzmę i dzięki temu udaje musię jakoś utrzymać swój chrześcijański punkthumanitarny. Nie wiem jak Ojciec Korneliozdobywa fundusze na utrzymanie tego wszyst-kiego, ale jakoś się to kręci i jeszcze niktw Misji Dolores nie umarł z głodu. Dobrotliwystarzec cieszy się duŜym szacunkiemw mieście. No bo jak tu nie lubić staruszkarozdającego wszystkim biednym bułki i dają-cego sierotom schronienie w przytułku? Ksiądzodwala w mieście całą brudną robotę, którejnie wykona nieistniejąca pomoc społeczna.Gdyby nie Misja Dolores i wielkie poświęcenieOjca Kornelio oraz pomagających mu sióstrzakonnych, na ulicy potykalibyśmy sięo bezdomnych.

Swoją drogą, nie uwaŜasz, Ŝe to prawdziwaironia losu, Ŝe w tak wielkim mieście, gdzieniektórzy ludzie mają na własność całewieŜowce, mogą być bezdomni? CóŜ, świat pełenjest podziałów. W kaŜdym razie, gdybynie Misja, bezdomni zalegaliby na ulicachi w parkach, a tak mamy porządek i spokój.Biedni, o ile zaakceptują warunki panującew przytułku, mogą liczyć na nocleg w ciepłym,

san francisco

48

suchym miejscu oraz gorący posiłek. Nie wszy-scy się decydują. W końcu na terenie MisjiDolores nie wolno pić, a ponadto trzebapracować. Ojciec Kornelio posyła swoje„owieczki” do prac publicznych przy odbudowiemiasta czy wyładunku kutrów w porcie.W zamian Misja otrzymuje prąd od burmistrzai ryby od rybaków. Nie kaŜdy begard z ulicyzechce pracować wśród śmierdzących ryb albonosić gruz. Nie wszyscy potrafią teŜ znieśćcodzienne poranne i wieczorne modlitwy,długie posty i inne dziwne religijne fanaberieOjca Kornelio.

Ponadto, Misja Dolores toczy zaŜartą wojnęz narkotykami. Obawiam się, Ŝe moŜe tym siękiedyś narazić Triadom albo Jakuzie, któreprzecieŜ czerpią zyski z proszków. Jednak pókico dobrotliwy ksiądz zaŜarcie głosi na ulicach,Ŝe wszyscy dealerzy i ćpuny spalą się w pieklei nie dostąpią zbawienia. Dopóki jego „zaŜarta”wojna będzie tylko taką nieszkodliwą propa-gandą, Misji Dolores nic nie grozi.

Sam Ojciec Kornelio to dość zagadkowapostać. Starzec zgromadził wokół siebie mnó-stwo ludzi, którzy wspierają go i bezgraniczniew niego wierzą. Facet ma dar - umie budzićzaufanie. Zresztą, jak tu nie ufać człowiekowi,który nawet muchy by nie skrzywdził. Niektó-rzy upatrują w charyzmatycznym księdzuprzywódcę, ale nie wydaje mi się, aby ich na-boŜne Ŝyczenia się spełniły. Ojciec Kornelionie ma ambicji aby rządzić, a jak sam mówi,wystarczy mu to, co robi. Zresztą, brakowałobymu zdecydowania i twardej ręki, aby móc rzą-dzić czymś poza Misją Dolores.

Obecnie księdza otacza aura dobroci. Uwa-Ŝany jest przez wielu niemal za postać świętą,a co najmniej błogosławioną. AŜ dziw, Ŝe OjciecKornelio nie zrobił kariery w Salt Lake.Nieznana jest jednakŜe przeszłość księdza.Wiadomo tylko, Ŝe przybył do San Franciscoprzed 10 laty z północy. Ludzie snują róŜneopowieści, opierając je głównie na swojej fanta-zji oraz próbując wytłumaczyć, skąd OjciecKornelio ma te kilka blizn na twarzy. A staru-szek na pierwszy rzut oka faktycznie bardziejkojarzyłby się z weteranem pola bitwy - gdybytylko zamiast koloratki miał mundur i M16,a nie laskę. Jedni uwaŜają, Ŝe Ojciec Korneliobył niegdyś członkiem gangu i obecniepokutuje za swą młodość. Inni chcą, aby OjciecKornelio był weteranem z Frontu. Jaka jestprawda, prawdopodobnie się nie dowiemy -ksiądz nie rozmawia z nikim o swojejprzeszłości.

Ja sam przypisywałbym blizny staruszkaraczej jakiemuś wypadkowi niŜ morderczejprzeszłości, ale to tylko moje zdanie. No i to bybyło na tyle, jeśli chodzi o Misję Dolores. Jeślikiedyś stracisz wszystko i będziesz przymierałgłodem, wiesz, gdzie udać się po pomoc.Z drugiej strony, jeśli będziesz bogaty i znany,

pamiętaj, Ŝe w mieście bardzo dobrze widzianejest danie jakiegoś datku na działanie Misji.Nawet, jeśli nie wierzysz w Boga, piekło i niebo,to twój wizerunek w oczach mieszkańcówpolepszy się. Takie sukinsyny jak burmistrzczy szefowie Triad teŜ dają datki Ojcu Kornelio.

Uniwersytet StanfordNie tylko Japońce zainteresowali się technolo-gią zagrzebaną w zgliszczach KrzemowejDoliny. Dość szybko po wojnie George Loganw porozumieniu z ocalałą w mieście kadrąnaukową, no wiesz, profesorami, doktoramii innymi jajogłowymi, postanowili wznowićfunkcjonowanie edukacji w San Francisco.To był jeden z wielkich planów dawnegoburmistrza i częściowo się powiódł. Postawionosobie bardzo rozległe i ambitne cele. Zebranonauczycieli kaŜdego poziomu nauczania - odwychowawców przedszkoli, po profesorów wyŜ-szych uczelni i spróbowano wskrzesić systemnauczania. George Logan chciał zadbaćo przyszłe pokolenia. W samym San Franodrestaurowano nawet kilka przedwojennychszkół i trzy szkolne autobusy, które do dziśwoŜą dzieci rano na lekcje.

Uniwersytet w San Francisco niemaldoszczętnie spłonął w poŜarze, ale udało sięuratować nieco ksiąŜek i danych elektronicz-nych z podziemnych bibliotek. Dziś to miejscepełni rolę czytelni. Wiesz, jak ktoś chce,to moŜe przyjść i poczytać tam przedwojenneksiąŜki naukowe albo opracowania wydanew Uniwersytecie Stanford juŜ po wojnie.

No właśnie. W bardzo dobrym stanie zacho-wał się Uniwersytet w Stanford, niedaleko PaloAlto, więc tam przenieśli się ocalali z Zagładyprofesorowie i w ogóle kadra naukowa. Widzisz,

dzielnice

49

po wojnie rozwijanie takich gałęzi wiedzy jakanglistyka czy historia sztuki straciło sens.Zostawiliśmy to koneserom i kolekcjonerom,których pełno w Stanach. Uniwersytet zająłsię techniką, a ściślej mówiąc - ratowaniemtechnologii zagrzebanej w Krzemowej Doliniei rozwijaniem jej. To oni pierwsi wysłali ludzina gruzowiska wielkich zakładów elektronicz-nych i rządowych firm wysokiej technologii.Do dziś co czwarty Elektronik pracuje niedla Jakuzy, a dla jajogłowych w Stanford.Wiodące kierunki na Uniwersytecie to elektro-nika, technika łączności, inŜynieria transpor-towa, medycyna i biotechnologia. Tak, dobrzemyślisz - pracuje się tam teŜ nad cyborgiza-cjami, implantami i nanobotami. Faceci tammieszkający to prawdziwi geniusze. Dlatego teŜmuszą być pod dobrą ochroną. Za czasówGeorge’a Logana ochraniała ich Milicja Miejska,ale dziś Uniwersytet ma swoje własne SłuŜbyOchrony, które są naprawdę dobrze uzbrojonei wyposaŜone. Ponoć mają noktowizory,sensory ruchu i łączność elektroniczną opraco-wane w Uniwersytecie. Sam kompleks uniwer-sytecki to dziś twierdza otoczona wysokim,ceglanym murem z wieŜyczkami wartowni-czymi. Wstęp mają tam tylko osoby posiada-jące elektroniczną kartę-przepustkę. Niewielejest takich osób - kilku przedstawicieli Elektro-ników z Sunnyvale, ludzie z Kliniki w Campbelli kilku ludzi Benedicta Logana. Uniwersytetnawiązał zresztą ostatnimi czasy dość ścisłąwspółpracę z Jakuzą, zwłaszcza w kwestiiwspólnej eksploatacji Cmentarzyska i współ-pracy w Klinice Campbell. Jedno jest pewne -nie dostaniesz się tam raczej. Co? śe masz kum-pla speca? Czym się zajmuje? Bojlerami? Stary,zapomnij. Nasz Uniwersytet to prawdziwyUniwersytet, a twój kumpel moŜe najwyŜejzbierać dla nich złom na Cmentarzysku.Bez urazy, oczywiście, ja nie mam nicdo twojego kumpla. Jak zepsuje mi się bojler,to się do ciebie zgłoszę, ale raczej jego umiejęt-ności nie zrobią na miejscowych wraŜenia.

Czy wspominałem, Ŝe Uniwersytet Stanfordaktywnie współpracuje z Posterunkiem?Bo wiesz, Posterunek załoŜył na południowymwschodzie Aglomeracji w ruinach Milipitas nie-wielki przyczółek badawczo-obronny. Było tojakieś 5 lat temu. Pytasz dlaczego? Hmm...

to długa historia.

San Francisco TVGdziekolwiek pojedziesz, wszędzie w Stanachludzie mają radioodbiorniki i dbają o nie.Gdziekolwiek się znajdziesz, prawie na pewnosłuchają tam radia. Powodem tego jest oczywi-ście Orbital, który nadaje od czasu do czasuswoje audycje. My w San Fran teŜ słuchamyOrbitala, ale wyobraź sobie, Ŝe nie jest to naszajedyna rozrywka - przynajmniej z tychbardziej pokojowych. Czy oglądałeś kiedykol-wiek prawdziwą telewizję? śe niby twójdziadek? Tak, jasne, moi rodzice teŜ Ŝyli przedwojną, ale mi idzie konkretnie o ciebie - czyoglądałeś kiedyś telewizję? Tak myślałem.No, to teraz będziesz mieć okazję pooglądać,bo tak się składa, Ŝe jesteśmy chyba pierw-szym w postapokaliptycznych Stanachmiastem, gdzie działa stacja telewizyjnai prawdziwa telewizja kablowa. Na czym topolega? No, po prostu - jedni goście kręcą pro-gram, mają normalne kamery, studio, wóztransmisyjny, a całe miasto moŜe ich oglądać.W teorii kablówka jest dla wszystkich, alew praktyce nie kaŜdego na nią stać - abona-ment jest dość wysoki i rośnie z roku na rok.Wszystko przez burmistrza, który podwyŜszawciąŜ Johnsonowi opłaty za energię i dzier-Ŝawę biurowca w centrum. Shean Johnson toszef naszej telewizji i bardzo mądry facet..Jest hibernatusem, znaczy zamrozili goprzed wojną w takiej szklanej trumnie,a po wojnie odmrozili. Szczęściarz. Przed wojnąrobił to samo, co robi obecnie, czyli był specemod telewizji. To dlatego odrestaurowałkablówkę w mieście.

Kilka miesięcy temu jeden maniak podesłałdo San Francisco TV sporo amatorskich nagrańprosto z ulicy. śadnego reŜyserowania, staty-stów - czysty real i prawdziwi ludzie w roligłównej. Gość sfilmował sceny przemocyna ulicy, pokazał dzień z Ŝycia jednegoz małych gangów murzyńskich z Taravel.Dzięki temu banda o dźwięcznej nazwie„Bonanza” stała się znana. Później mieli pro-blemy z Milicją Miejską, ale to juŜ inna sprawa.Goście chyba nie wiedzieli, Ŝe kamerzystazamierzał to pokazać w kablówce. Sceny tegofilmu były drastyczne i wstrząsające. Byłotam nawet podpalenie przypadkowej ofiary.Wyobraź sobie, Ŝe pomysł się przyjął, alepo protestach Rady Miasta, obecnie SanFrancisco TV przyjmuje tylko materiały

san francisco

50

dokumentalne spoza miasta. Jest nawetkonkurs na najlepsze zdjęcia ze strzelaniny,najlepsze ujęcie wypadku samochodowegoi parę innych podobnych nagród. Wszystkienagrania muszą być jednak zrobione poza SanFrancisco, aby nie propagować przemocyna terenie miasta. Śmiesznie, nie? Pytasz, jakajest nagroda? Poza pojawieniem się w naszejtelewizji i sławą w mieście, autor najlepszychzdjęć dostanie nowiutką limuzynę z pełnymbakiem i eleganckie garnitury. Facet ma łebna karku, charyzmę i całe mnóstwo dobrychpomysłów, a do tego zmysł do interesów.Sam przekonał wielu róŜnych ludzi do swojejidei i zebrał ekipę, która teraz robi program.Początki były cięŜkie. Przedwojenny biurowiecstacji telewizyjnej ocalał, ale został doszczętnieograbiony. Biura, studia, magazyny i składz taśmami filmowymi były opustoszałe.Szabrownicy powyrywali nawet kable i izolacjęze ścian. Shean wraz ze swoją ekipą zjeździłStany wzdłuŜ i wszerz w poszukiwaniu całegosprzętu potrzebnego do uruchomieniakablówki. Zdobyli wóz transmisyjny, kamery,taśmy, kasety, mikrofony, całe tony sprzętuelektronicznego i nadajniki. Johnson wydzier-Ŝawił wspomniany przeze mnie biurowiecod Benedicta Logana i zaczął cały interes.We wszystkim sporo pomogli Elektronicyz Krzemowej Doliny i rodzina Willysów, którzyzasponsorowali całe to przedsięwzięcie urze-czeni wizją Johnsona. Infrastruktura telewizjikablowej w zasadzie przetrwała zagładę, więcnie było wielkich problemów z rozpowszechnie-niem telewizji. Nasza jedyna sieć telewizyjnanazywa się, nie zgadniesz... San Francisco TV.Prawda, Ŝe oryginalnie? Pierwsza audycjamiała miejsce dokładnie sześć lat temu, wedługJohnsona był to 14 maja 2051 roku. Wiesz, jegodatacja się przyjęła i dziś wszyscy w mieścieuŜywają kalendarza zgodnego z datą w SanFrancisco TV. Nie wiem, na ile ta data jestprawdziwa - jedni mówią, Ŝe Johnson ustalił jąna podstawie danych z komory hibernacyjnej,inni uwaŜają, Ŝe wyssał z palca. A propos,Johnson przybył do San Francisco skądśze Wschodu. Tu, w mieście, nie mieliśmyhibernatorów. Ale wracając do telewizji -pierwsza audycja trwała 5 minut i nie byłanajlepszej jakości. W ogóle początki byłycięŜkie, jak to zwykle bywa. Dziś jednakSan Francisco TV nadaje dość regularnie,zwykle ze 3 godziny dziennie, czasem dłuŜej.Są codzienne wiadomości, prognoza pogody,ogłoszenia drobne, a takŜe program w którymróŜni ludzie opowiadają o sobie i swoim Ŝyciu.Aby dostać się do „Niezwykłych i jeszczedziwniejszych”, trzeba mieć naprawdę ciekawąopowieść. Powiem ci, Ŝe niektórzy goście,którzy się tam pojawiają, są niezłymipopaprańcami.

Czasem moŜna zobaczyć tam wywiad zkimś znanym, ostatnio na przykład zaprosiliNicole Warner. Ale ty jeszcze, zdaje się, o niejnie słyszałeś. To nic, jeszcze o niej opowiem.Wiesz, w telewizji wyglądała całkiem sexy...Ale prawdziwy szał to jest, kiedy kablówkaemituje jeden z większych turniejów golfo-wych. Kiedy pokazują Puchar Golfa, wszyscysąsiedzi oblegają domy posiadaczy kablówki.

Zasadniczo nasza telewizja zajmuje sięwydarzeniami i Ŝyciem miasta. Bardzo rzadkozdarza się, aby pojawił się jakiś program doty-czący reszty Stanów. Kiedyś widziałem repor-taŜ z podróŜy po Teksasie. Johnson wraz z całąekipą naprawdę załadowali sprzęt do wozutransmisyjnego, wynajęli ochronę i wrazz eskortą ruszyli w drogę. Objechali sporykawał tego całego Teksasu, ale powiem ci,Ŝe program nie cieszył się zbyt wielką popular-nością. Jak dla mnie te całe rancza, krowyi kowboje są nudni. Wolę golf.

Od kilku miesięcy telewizją interesują sięteŜ ludzie z Posterunku. Nie chodzi mi tuo gości z Milipitas, tylko o Posterunek jakotaki. Słyszałem, Ŝe kręcą oni filmy propagan-dowe w Hollywood, niedaleko Los Angeles.No i wyobraź sobie, zaczęli niedawno nam jepuszczać w San Francisco. Są to przewaŜnieniezbyt długie nagrania, w których wychwa-lane są zasługi Ŝołnierzy walczącychna Froncie oraz osiągnięcia Posterunkuw walce z Molochem. Jest teŜ oczywiścieogłoszenie werbunkowe zachęcające do wstą-pienia do oddziałów frontowych, a nawetprymitywna kreskówka, której bohaterami sąŜołnierze z Frontu. Wiesz, nawet lubię tę kre-skówkę - gdy widzę maszyny Molocha, zawszesię głośno śmieję. Koleś, który je rysujema fajną kreskę. A tak na powaŜnie, topowiem ci, Ŝe wraz z wieściami o posuwaniu sięMolocha na południe, ludzie coraz chętniejoglądają audycje Posterunku.

Troleybar Innym z pozytywnie zakręconych mieszkań-ców miasta jest Henry Burbank. To takiśmieszny typ człowieczka, na którego wystar-czy spojrzeć i juŜ wiesz, Ŝe masz do czynieniaz niezłym luzakiem - gruby, hawajska koszula,ciemne okulary w róŜowych oprawkach i słom-kowy kapelusz. Facet gada od rzeczy i dosko-nale gotuje, a do tego załoŜył obwoźny barw starym trolejbusie... Nic dziwnego, Ŝe wystą-pił w „Niezwykłych i jeszcze dziwniejszych”.Henry pochodzi z Amarillo, ale emigrowałdo San Francisco dla przygody. Nie jest sępemjak inni przybysze - to pracowity i pomysłowykoleś. Odremontował i przerobił jedenze starych trolejbusów miejskich i urządziłsobie w nim knajpkę. Nie jest to zwykły bar,

dzielnice

51

lecz Troleybar - obwoźna knajpa z własnym,rozkładanym ogródkiem piwnym. Henryzamontował silnik diesla i jeździ nią po całymmieście, średnio raz na tydzień zmieniająclokalizację, „Aby nie było nudno” - jak mówi.MoŜe nie jest to zbyt wygodne dla klientów,ale wyobraź sobie, Ŝe Troleybar i tak mastałych bywalców - niektórzy przejdą półmiasta, Ŝeby napić się Martini w trolejbusieHenry’ego. Zresztą, miły facet zawsze zostawiaw starym miejscu jakąś wskazówkę, gdzienaleŜy szukać jego knajpki. Ostatnio widziałemjego wehikuł w Broadmoor, naprzeciwkostarego kina, ale nie dam głowy, Ŝe jeszczetam jest...

Foster GateWiększość obcych przybywa albo autostradąnr 101 z południa, albo pięćdziesiątkąze wschodu, przejeŜdŜając przez Livermore,Dublin i Hayward. Jedynym czynnym mostem,

którym moŜna wjechać do Aglomeracjiod wschodu, jest Most San Mateo, prowadzącydo Haywardu, po wschodniej stronie Zatoki.Wjazd do miasta jest silnie ufortyfikowany,nad drogą wzniesiono stalowe wieŜe obserwa-cyjne, umocnione workami z piaskiem, a skrzy-dła bramy zamontowano na lawetach wagonówkolejowych przesuwanych po krótkim odcinkuspecjalnie zamontowanych tutaj torów.Na wjeździe StraŜnicy spiszą twoje dane,odbiorą ci za pokwitowaniem broń automa-tyczną i dadzą małą, czerwoną ksiąŜeczkę - tospis praw, więc ją zachowaj.

Zaraz za bramą zaczyna się dzielnicaFoster City, która jest jednym, wielkim targo-wiskiem i bazą noclegową dla przyjezdnych.Są tam trzy świetnie prosperujące motele,z których polecam ci San Marino Mouse, gdziepoza czystą pościelą dostaniesz świetne śniada-nie składające się z kawy, krewetek i długichbagietek. Italiano Pub to knajpa, gdzie czatująludzie chcący wynająć najemników,a Hacjenda George’a to hotelik załoŜonyprzez narwańca z Teksasu, więc spodziewaj siętam wystroju ala saloon, barmanów w kowboj-skich kapeluszach i siodeł na ścianach.Na targowisku kupisz głównie samochody,benzynę i suszone mięso. Na uwagę zasługujepuszkowany hermetycznie paprykarz w zielo-nych puszkach, sprzedawany przez niejakiegoSinji’ego Otohamę - warto kupić tego więcejna drogę, bo te jego puszki naprawdę się niepsują, a 15 gambli za puchę dość smacznegopaprykarzu to niewygórowana cena.

Jeśli nie chce ci się robić zakupówna targowisku, gdzie jest zwykle głośnoi tłoczno, moŜesz wybrać małe sklepiki,których jest cała masa po prawej stronie,przed wyjazdem z miasta. Całe dawne osiedledomków jednorodzinnych zostało zajęteprzez handlarzy. Nie zdziw się asortymentowi- wielu przyjezdnych jest rozczarowanych,gdy nie mogą znaleźć sklepu z bronią - tymcza-sem w Foster City znajdziesz głównie takiekramy, jak „Toster&Toster” czy „KlunkryEdiego”, gdzie wyprzedaje się głównie sprzętgospodarstwa domowego i inne „skarby”.

Targowisko w SunnyvaleW dzielnicy Elektroników mieści się jednoz najbardziej znanych i najbardziej tłumnychpowojennych targowisk Zachodniego WybrzeŜa.Ma wiele róŜnych nazw. Ktoś kiedyś nazwał tomiejsce E3, niby od jakichś przedwojennychmiędzynarodowych targów komputerowych,ale się średnio przyjęło. W końcu co kogoobchodzą przedwojenne targi międzynaro-dowe? Niektórzy mówią po prostu „Jarmark”,głównie przyjezdni z okolicy. My nazywamy tomiejsce „sukin-market”. Czemu? CóŜ, jeśli nie

san francisco

52

masz zacięcia do handlu, cierpliwość buddystyi wykrywacza kłamstw, to zakupy tutaj mogąokazać się nie tyle irytujące, co prawdziwiewkurwiające.

Wyobraź sobie gigantyczny plac budowyzastawiony setkami straganów, stoisk, krami-ków, markiz, cięŜarówek, taczek, wózkówi milionów innych rzeczy, a po środku tegowszystkiego wybijający się w niebo wieŜowiec,a raczej wielka, wielopoziomowa, stalowo-beto-nowa konstrukcja. Oczywiście szkielet nieukoń-czonego biurowca równieŜ wypełniają kramyi stragany, a najlepszy asortyment,jak na złość, sprzedawany jest na najwyŜszychpiętrach budynku - to dla zniechęceniawiększości gapiów i drobnych klientów, którzyi tak nic nie kupują.

Wypełnij teraz ten obszar setkami ludziróŜnych płci i narodowości, przekrzykującymisię wzajemnie, kłócącymi i popychającymi,oraz tonami towarów na sprzedaŜ. Hałas jesttam olbrzymi - widywałem juŜ ludzi z zatycz-kami w uszach, które wyjmowali wtedy,gdy chcieli dokonać juŜ jakiejś transakcji.Wszędzie kręcą się złodzieje i inne szemranetypy, Milicja Logana bierze łapówki i przy-myka oko na ich działalność, a Triada i innegangi mają tam pełno swoich ludzi. Nie myśla-łeś chyba, Ŝe lokalne mafie nie ciągną zyskówod handlujących tu kupców? Tak, z kaŜdejtransakcji gambel czy dwa powędrują do kie-szeni Pana Tsunga albo kogoś z Triady.

Na sukin-markecie kupisz WSZYSTKO,czego dusza zapragnie, no moŜe poza granatni-kami automatycznymi i czołgami. Na stoiskachzalegają komputery, telewizory, odzieŜ, sprzętdomowy, silniki samochodowe, auta, a nawetłodzie. Dostaniesz tu narkotyki i alkohol -od charakterystycznych ludzi w zielonychpłaszczach - ale Ŝadnego jedzenia, ani nawetryb. Rybacy nie mają tu wstępu. E3 to targowi-sko ze sprzętem, nie z Ŝarciem.

Jeśli trafisz na sukin-market, moŜesz byćpewien, Ŝe jest tu wszystko - od pieprzonegobojlera, po super zaawansowany technologicz-nie mikro-chip do pozytronowego skanerabiologicznego... Gdyby dobrze przeryć tutejszestoiska, skompletowałbyś chyba nawet pieprzo-nego Eniaca! Sami spece z Posterunku bywajątutaj w poszukiwaniu róŜnych technologicz-nych bajerów. W końcu handlują tu swoimiproduktami niemal wszyscy Elektronicy.Procesory, tranzystory, chipy, co tylko chcesz- znajdziesz tu naprawdę wszystko. Trzebatylko umieć szukać i mieć... cierpliwość, najle-piej buddyjską, jak juŜ raz wspomniałem.Odnalezienie konkretnej rzeczy w panującymtu tłoku i chaosie, oraz wytargowanie dogodnejceny moŜe trwać kilka godzin. Zwykleprzyjezdni i tak wychodzą z Targowiskaobładowani sprzętem, który jest im zupełnieniepotrzebny, spłukani z gambli i wymęczeni.

Wchodząc na teren Targowiska lepiej od razuwynajmij tłumacza, bo dwie trzecie sprzedaw-ców mówi po japońsku albo chińsku. Tłumaczto niewielki koszt - ledwie dziesięć gambliza godzinę - a potrafi zaoszczędzić mnóstwoczasu i nerwów.

Na obrzeŜach E3 mieszczą się liczneknajpki i garkuchnie serwujące rozmaite prze-kąski handlującym. Moją ulubioną jest miesz-cząca się w przyczepie kempingowej budkaoferująca gorące sajgonki - i mam na myślitakie pieroŜki, a nie Azjatki, zboczeńcu. Jeślio to ci chodzi, to zresztą w pobliŜu targowiskamieści się jeden z burdeli pod egidą Jakuzy -szukaj szeregu willi pomalowanychna czerwono i róŜowo.

To by było w zasadzie tyle o sukin-marke-cie, moŜe poza ciekawostką, Ŝe tak powiem,„historyczną” - Targ mieści się przy drodzestanowej nr 82, która jest fragmentemtzw. autostrady El Camino Real. Goście, którzypochodzą lub znają dobrze Detroit zawszeuśmiechają się, gdy to słyszą. Podobno to jakiśtamtejszy gang, nie?

Szkoła Walki ArisakaJest w San Bruno takie szczególne miejsce.Przy rozległym rozgałęzieniu estakady mieścisię wielka budowla - przed wojną był to budy-nek college’u. Teraz w rozległym gmachuz czerwonej cegły mieści się szereg najpraw-dziwszych kuźni i szkoła wojownikównazywanych samurajami. Kojarzy sięz przedwojennymi filmami o Japonii, nie?W Szkole Walki Arisaka mieszkają najlepsiszermierze w San Francisco i nie zdziwiłbymsię, gdyby byli najlepsi w całych Stanach -wręcz zdziwiłbym się, gdyby było inaczej.Ci goście od dziecka wprawiają się w robieniumieczem albo taką dziwną włócznią zwaną„naginata”, a często w obu tych stylach naraz.Wewnętrzny dziedziniec został przerobionyz boiska do koszykówki na plac treningowyi arenę walk. To właśnie arena walk przyciągauwagę mieszkańców San Fran. Japońce organi-zują tam liczne pojedynki albo nawet całeturnieje walk. Większość z nich odbywa sięna bambusowe miecze treningowe, ale zdarzająsię teŜ i pojedynki na ostrą broń, które bardzoczęsto kończą się okaleczeniem albo śmierciąjednego z oponentów. Samuraje walcządla sławy, dla treningu, czasem pojedynkująsię na serio - aby rozstrzygnąć kłótnię.Raz do roku zaś organizowany jest wielkiturniej na ostrą broń, w którym wystąpienieautomatycznie czyni wojownika znaną i szano-waną osobą. Jeśli masz jaja i chcesz się spraw-dzić - spróbuj się zgłosić. Sprowadza sięz kliniki w Campbell najlepszych chirurgówi sprzedaje - bardzo drogo zresztą - wejściówki

dzielnice

53

dla widzów. Dostać je jest bardzo trudno i jeślinie jesteś Japończykiem, musisz miećnaprawdę dobre znajomości, aby zobaczyćturniej. Na szczęście skośnoocy spryciarzekręcą filmy z turniejów i potem moŜnaje kupić po dość wysokich cenach. Mam dwiepłyty z nagranymi walkami, jak mnie odwie-dzisz, to ci pokaŜę - naprawdę robią wraŜenie.Pamiętasz, co ci opowiadałem o umiejętnościachJapońców w walce na miecze? To dotyczyło„przeciętnych” Ŝołnierzy Jakuzy - w odniesie-niu do samurajów musisz wymnoŜyć to razytrzy. To jak? MoŜe kupisz ode mnie kopię tychnagrań? Gwarantuję ci, Ŝe w barach całychStanów będziesz zbijał siano na odpłatnychpokazach! Nawet sam burmistrz chętnie oglądaten turniej i jakoś nie przeszkadza mu wtedytowarzystwo szefa Jakuzy, który jest zawszegoszczony z najwyŜszymi honorami. Zresztą,wiadomo, Ŝe Pan Tsung jest sponsorem SzkołyWalki Arisaka. Ponoć sam niegdyś ćwiczyłwalkę kataną, co zbytnio nie dziwi, skoro codrugi Japoniec w San Fran nosi przy sobiejakiś miecz.

Jezioro San AndreasPółtorej mili na południowy wschód od Lotni-ska, na skraju Millbrae, rozciąga się rozległejezioro San Andreas. Tak jak przed wojną, jestono zamknięte dla uŜytku publicznego. ChociaŜpoczątkowo wielu maniaków chciało wykorzy-stać je do wyścigów motorówek i Ŝaglówek,uwaŜając, Ŝe jest bezpieczniejsze od wód Zatokiczy Oceanu, stary burmistrz postawił sprawęjasno - nie będzie Ŝadnych sportów wodnychna jeziorze. San Andreas miało zostać zary-bione i stanowić olbrzymi staw hodowlany.Gdyby plan się powiódł, moŜe nie mielibyśmytak powaŜnych problemów z Ŝywnościąw mieście. Wyobraź sobie taki gigantycznystaw rybny. MoŜna by tam hodować milionyryb. Jednak kilka lat temu jacyś kretynizanieczyścili San Andreas, wlewając doń hekto-litry jakiegoś toksycznego świństwa - niewiem, czego dokładnie. Ryby wymarły, a wodado dziś jest lekko Ŝółtawa, jak nabierzesz jejdo szklanki, to doskonale to widać. Nie wiem,

kto i po co zanieczyścił jezioro, ale nie mamyteraz stawu rybnego.

ChociaŜ oficjalna wersja mówi, Ŝe toksynywpuścili anarchiści albo jakiś gang (tylkopo co?), to chodzą plotki po mieście, Ŝe to BBCzatruł wodę. Jak? To proste! Wystrzelił te swojeskrzynie czy pojemniki i wycelował nimi tak,aby wylądowały w jeziorze. Nie wiemy,co Sześcian potrafi wyprodukować w swychstalowych trzewiach, ale sądząc po wypuszcza-nych przezeń gazach bojowych, nie wydajemi się, aby było dla niego kłopotem wytworzyćtrochę toksyn do skaŜenia San Andreas.

Castro StreetJesteś ze Wschodu, prawda? Z Miami? Nie?Kurczę, bo w Miami słyszałem kiedyś opowieścio wyspie rządzonej przez ród Castro. Chciałem,aby ktoś dokończył mi tę opowieść. CóŜ, myw San Fran mamy tylko ulicę o nazwie Castro.Jeśli nie szukasz kłopotów, lepiej nie zapusz-czaj się na Castro Street. Otoczona jest dziesiąt-kami zapadłych kamieniczek. KaŜda z nichopanowana jest albo przez jakiś mały ganglub zamieszkana przez ćpunów, albo jestkryjówką jakichś szaleńców czy Ŝebraków.

Castro Street to bardzo osobliwe miejsce,bowiem niemal nie dochodzą tu wpływyani Jakuzy, ani chińskich triad, a milicjanciburmistrza Logana nawet się tu nie pokazują.To wyjątkowe, Ŝe połoŜona w centrum miastaulica opanowana jest przez dziesiątki malut-kich, niezaleŜnych gangów, które nieustanniesię zwalczają. Po ulicach prują motocykliściz Ŝółtymi słonecznikami wytatuowanymina łysych głowach - to Los Merpos, lepiej imnie zawadzać, bo potrącenie przez dwudziestkęmotocykli nie naleŜy do przyjemności i zwyklekończy się zgonem. Jednak nie oni są najgorsize wszystkich szumowin na Castro Street.Najpaskudniejszą sławą cieszy się tamtejszaspeluna nazywana Cuba. Właśnie, przypomnia-łem sobie - ta wyspa z opowieści teŜ się taknazywała. Wracając do knajpy... to zatęchładziura, gdzie prędzej oberwiesz po mordzieniŜ dostaniesz coś do picia. W piwnicach majągorzelnię oraz cele więzienne - w tym lokalu

san francisco

54

Konkurs straceńcówMost Golden Gate zawsze był ulubionym miejscem samobójców, którzy jeszcze przed wojną skakali z przęseł- 208 metrów w dół, prosto do wody, która przy tej prędkości jest twardsza od radioaktywnego bazaltu.Szaleńcy kochający adrenalinę mogą wziąć udział w specyficznym konkursie. Jeśli lubisz wyzwania,moŜesz spróbować pobić rekord Golden Gate, który wynosi obecnie godzinę i dwadzieścia jeden minut.Co musisz zrobić? Przejść szybciej po stalowych linach nośnych z jednego końca na drugi i z powrotem,od jednego przęsła do drugiego. Nagrodą jest tytuł Władcy Mostu i 100 gambli od niejakiego ThomasaOwena. Kilku gości juŜ spadło, jednego zaatakowały sępy, dwóch zrzucił podmuch wiatru nad Zatoką. Jedengość został zastrzelony przez nieznanego snajpera siedzącego po drugiej stronie Zatoki. Ogólnie konkurencjadostarcza mocnej rozrywki. Sport prawdziwych męŜczyzn, choć przez rok tytuł Władcy Mostu naleŜałdo kobiety, niejakiej Francis. To jak? Starczy ci odwagi czy jesteś gorszy od baby?

obsługują niewolnicy porwani po prostuz ulicy. Szef Cuba, niejaki Bronson, to najwięk-szy sukinsyn na ulicy. Jego ulubione rozrywkito prowokowanie obcych, aby moŜna im byłonakopać. Jego „chłopcy” potrafią zmienićnajwiększego twardziela w mielonkę swoimikorbaczami domowej roboty z łańcuchówi haków samochodowych.

Oczywiście Castro Street ma teŜ i dobrestrony. Jest tam najłatwiej dostać róŜneproszki i inne świństwa - broń, panienkędo towarzystwa. Tamtejsze bandziory nie mająkłopotów z Milicją. Jakuza i inne mafie z SanFran oczywiście starają się przejąć kontrolęnad Castro Street i na pewno kiedyś podzieląmiędzy siebie tę pieprzoną ulicę. Albo ktośzagarnie ją w całości. Wtedy skończy się samo-wola tamtejszych gangsterów, ale nie wiem,kiedy to się stanie. Na razie jest tam burdelwiększy niŜ gdziekolwiek indziej. Radzę ci,abyś naśladował mnie i nie zapuszczał sięna Castro Street, no chyba, Ŝe jesteś amatoremsportów ekstremalnych...

Banana HouseNo dobra, jeśli szukasz bardziej wysublimowa-nej formy spędzania wolnego czasu, lubiszeleganckie lokale i towarzystwo na poziomie,udaj się do najbardziej ekskluzywnego klubuw mieście. Banana House mieści się na północySan Farn, w Małej Italii. Lokal znajduje sięw luksusowej willi przy Lombard Street, na jejwschodnim krańcu. Z daleka rozpoznasz tomiejsce po wysokim, świecącym bananiei neonie wystającym z dachu. Nazwa klubui jego maskotka - zielonkawy banan - towymysł chorej wyobraźni Louisa, szefa lokalui najlepszego miksera drinków w mieście. Facetma nieograniczoną fantazję, talent i intuicjędo sporządzania dobrych koktajli oraz niespo-Ŝytą energię - sam osobiście uwija się wśródnajlepszych klientów Ŝonglując butelkamii tacami z kieliszkami.

W tle zawsze leci jakaś spokojna muzyka,często przedwojenna klasyka, choć niekiedypuszczane są mocniejsze, jazzowe kawałki.Siedzi się tu w przepastnych, skórzanych fote-lach, a kaŜdy stół jest częściowo odgrodzonyod reszty lokalu przez kolumny i kratkiz egzotyczną roślinnością, takŜe gościenie przeszkadzają sobie nawzajem i jestdość przytulnie.

Ale w Banana House nie siedzi się zbytduŜo. Główną atrakcją jest strzelnica i łaźniamieszczące się w piwnicy willi. Łaźniaw Banana House to miejsce spotkań całej śmie-tanki spośród bogatszych mieszkańców miasta.Tutaj podpisuje się kontrakty i rozmawiao ślubach między Rodzinami. Jeśli się tamzjawisz, uwaŜaj, aby nie narazić się nikomu

dzielnice

55

waŜnemu, bo w Banana House natknąć sięmoŜna na prawdziwe szychy. Pełno jest tamludzi Logana, natomiast jest to jedyny lokalw mieście, gdzie nie ma członków Triadyczy Jakuzy - Azjaci nie mają tutaj wstępu.Na drzwiach tego nie przeczytasz, ale wytłu-maczy ci to jeden z wielkich, uzbrojonychochroniarzy. Chińczycy po prostu kilka lattemu zrobili niezły bajzel w Banana House -zdaje się, Ŝe to był chyba wyrok na zdrajcy,w kaŜdym razie jakieś porachunki wewnątrzTriady. Skończyło się na strzelaninie i kilku-nastu trupach, w tym córce Marconich.Wybuchł skandal, nawet burmistrz zareagowałi od tego czasu skośnoocy nie mają prawazbliŜać się do lokalu.

Banana House to teŜ miejsce, gdzie spotkasznajpiękniejsze białe dziewczyny w San Franci-sco - „kociaki” Louisa to urocze dziewczęta,a dodam, Ŝe na piętrach lokalu są luksusoweapartamenty, gdzie moŜesz spędzić nocw ich miłym towarzystwie.

Oczywiście wszystko to kosztuje. Abywybrać się do Banana House, miejscowymusiałby odłoŜyć zarobek z kilku miesięcypracy - dlatego nie spotkasz tu zwykłych Elek-troników czy rybaków z portu. To klubdla wybranych, zresztą najlepsi goście są przy-jaciółmi Louisa. Facet jest lubiany i ma zapew-nioną ochronę przez kilka Rodzin, więc nikt gonie tknie - nawet Triada respektuje zakazwstępu Azjatów do Banana House.

Ciebie pewnie najbardziej interesuje jednakstrzelnica, o której wspomniałem, nie? Jeślijesteś typowym narwańcem z pustyni, któryuwielbia dźwięk świszczących kul i zapachprochu, nie zawiedziesz się. Powinieneś udać siędo Banana House chociaŜby dlatego, Ŝe tojedyne miejsce w San Francisco, gdzie moŜnalegalnie postrzelać z broni automatycznej.

Louis nie prowadzi lokalu sam - ma przyja-ciela, który jest specem od broni - Gordon by cidoskonale opowiedział wszystko. Ja wiem tyle,

Ŝe mają na strzelnicy wszelkie karabinkiz rodziny M4 i M16, Rugery, strzelby gładkolu-fowe i róŜne pistolety, a furorę robi modelKałasza przerobionego w taki śmieszny sposób- to się chyba nazywa bull-pup czy jakoś tak...Nie wiem, ja się na broni nie znam, jestem nor-malnym facetem, a nie zawodowym Ŝołnierzem,wiem tylko jak załadować mój rewolweri którą stroną celować do złodzieja.

Najlepiej wybierz się do Banana Housei sam się przekonaj, jak to jest na prawdziwejstrzelnicy. Dla mnie i tak najlepsze w BananaHouse są nie jakieś tam dubeltówki, tylko zna-komite drinki Louise’a i klasyczna muzyka.Powiem ci, Ŝe ludzie w mieście uwielbiająten lokal i ty teŜ go z pewnością pokochasz.

HiFi KlubNiektórzy śmieją się, Ŝe nazwa tego miejscabrzmi podobnie do nazwy stolicy przedwojen-nego, Ŝydowskiego państwa. Ale to czystyprzypadek - po prostu właściciel tego lokalunazywa się Fitzgerald i ma lekkiego bzika.„Powiedz ’hi’ staremu Fi!” - mawia do znajo-mych i zawsze uŜywa skrótu swego imienia.Stąd wziął się rebus-nazwa: „hi+Fi=HiFi”.

Wiem, trochę to wszystko walnięte,ale stary Fi nie jest do końca normalny.To jeden z licznych imigrantów, którzy wnieślido miasta swój zapał i dzięki pracy przyczynilisię do rozwoju Ŝycia w San Francisco. Takichludzi nam potrzeba - chcących normalnie Ŝyć,pracować, budować społeczeństwo od nowa.No, moŜe lepiej, Ŝeby nie wszyscy byli dokład-nie tacy jak Fitzgerald - nie znieślibyśmy wielupokręconych gości nawet w tak wielkimmieście. Stary Fi i tak jest jeszcze spoko,bo ma tylko dziwne odpały w stylu rebusówi zagadek, gada do siebie i czasami nie rozu-miesz, o co mu chodzi. Jest jednak mimowszystko niegroźny, a ludzie nawet go dosyćlubią. Staruszek jest melomanem i to takimprzed duŜe „M” - to widać i słychać, bo lubinucić swoje ulubione piosenki. Ten facet znachyba wszystkie przedwojenne zespoły i muzy-ków, ich albumy i koncerty. Nie wiem, skąd onsię wziął, chyba z cholernego teleturnieju„Jaka to piosenka?” albo coś takiego. No, aletak to jest z tymi przedwojennymi dziadkami,Ŝe kaŜdy jest skarbnicą wiedzy na jakiś temati wszyscy jawią się jako geniusze w swoichdziedzinach w porównaniu do nas - powojen-nych pokoleń.

Ale wracając do HiFi - przed wojnąna rogu Anza Street i 47 Alei nie było nicciekawego. Nagle zjawił się narajany staruszekz Milwaukee i urządził w naroŜnym domusklep z płytami, połączony z klubem muzycz-nym, a do tego wszystko to szybko zaczęłodoskonale prosperować. Okazało się, Ŝe

san francisco

56

w sąsiedztwie, w dzielnicy Richmond, nawetpo wojnie mieszka mnóstwo melomanówi sklepik starego Fi szybko stał się miejscemspotkań, dyskusji o muzyce, wymieniania siępłytami i po prostu klubem, gdzie ludziezwyczajnie słuchają muzyki.

Fitzgerald ma tam muzykę wszelkiegorodzaju - od klasyki po pop z lat dwudziestychtego wieku, a więc moŜesz posłuchać tego,co leciało w radiach tuŜ przed wojną. Fi prowa-dzi równieŜ wypoŜyczalnię - ma muzykęna płytach CD i kasetach, a nawet znajdzie sięu niego kilka pudeł z czarnymi krąŜkami - nowiesz, takimi do gramofonu... Ech, jak niewiesz, czym jest gramofon, odwiedź Fitzge-ralda, to się dowiesz. Dodam, Ŝe staruszeksprzedaje równieŜ sprzęt muzyczny - radia,wieŜe i osobiste odtwarzacze. Sam kupiłemsobie u niego taki malutki odtwarzacz mp3 -cudeńko mieści się w kieszeni, jest mniejszeniŜ bateryjka i przechowuje wszystkie mojeulubione albumy Sinatry. Nie wierzysz?TeŜ moŜesz mieć taki odtwarzacz - Fi ma tegopełno: duŜe, małe, płaskie, podłuŜne, z ekrani-kiem lub bez, do wyboru do koloru. Fajnie jestiść ulicą i słuchać sobie ze słuchawek ulubionejmuzyki. Tylko uwaŜaj, aby ktoś nie wykorzy-stał okazji i nie okradł cię, jak będziesz miałsłuchawki w uszach - mnie tak skroili z port-fela. W sumie nic tam nie miałem, poza zdję-ciami kilku fajnych dziewczyn, ale czułem sięchujowo.

Poza płytami i sprzętem, Fi oferuje gorącąkawę i ciasteczka pieczone przez jego córkę.Rebecca nie jest moŜe piękna, ale bardzo miła.Fitzgerald przybył z córką aŜ z Milwaukee -i nie pytaj mnie, czemu przybył tutaj z takdaleka. Podobno opuścił rejon Wielkich Jeziorz powodu wojny z Molochem - jak sam mówi,jego kości są juŜ za stare na wojny i nie dziwięsię: jego gnaty pamiętają wojnę w Afganista-nie, gdzie Fi słuŜył.

Golden Gate ParkSkoro juŜ krąŜymy po północnej częścimiasta, wspomnę od razu o największymterenie zielonym w San Francisco. Przed wojnąbył to olbrzymi teren rekreacyjny - wiesz,ludzie z pieskami i dziećmi przechadzali siępo parku, robili sobie pikniki nad jednymz licznych stawów, jeździli na rowerachi rolkach, zimą zaś dzieciaki rzucały się śnieŜ-kami i jeździły na łyŜwach.

Wraz z upadkiem bomb ludzie musieli zapo-mnieć o sielance i pogodzić się z przykrymfaktem, Ŝe kaŜdy akr ziemi jest bezcenny - niema juŜ importu taniego ryŜu z Chin, ani kuku-rydzy z Kansas. Dlatego zamiast trawkii drzewek siejemy zboŜe i sadzimy warzywa -wszędzie, gdzie się da - Golden Gate Park nie

jest wyjątkiem. Co więcej, jest naszymnajwiększym obszarem uprawnym - wyobraźsobie półtorej kilometra kwadratowego obsianekapustą i kukurydzą. Jedynie na zachodnimskraju parku uchowało się niewielkie polegolfowe - ukochane mieszkańców Richmond.To oni głównie uprawiają rośliny w GoldenGate Park - choć dzielą się nim teŜ z czarnąludnością z leŜącego na południe od parkuTaravel.

Wiesz, gdyby nie paskudny klimat, częstesusze, zanieczyszczenie i chwasty-samosiejkioraz postępujące wyjałowienie ziemi, być moŜeGolden Gate Park wyŜywiłby mieszkańcówRichmond. Jednak kiepskie warunki uprawyi brak nawoŜenia sprawiają, Ŝe z roku na rokwydajność poletek jest coraz mniejsza. Rosnącetam marchewki, buraki czy inna zieleninajest ledwie dodatkiem do naszej diety.Ale zawsze lepsze to niŜ wpierdzielać ciąglesame ryby, nie?

Monster ParkNo dobra - nawet w tak cywilizowanym i spo-kojnym mieście, jakim jest San Fran, ludzieczasem chcą się nieco wyŜyć, potrzebują niecoagresji i łakną adrenaliny. Nie da się Ŝyć ciągłąpracą, a golf niektórym wydaje się mało dyna-miczny - w sumie nie jest to rzeczywiście zbytwidowiskowa gra.

Dlatego ludzie grają w rugby i jest grupawiernych kibiców, którzy przychodzą sięwywrzeszczeć za cały miesiąc. Nawet przedwojną rugby było brutalną grą, zaś obecniegramy na nieco podrasowanych zasadach -wolno znacznie więcej niŜ dawniej. Kopanie,taranowanie, podkładanie nóg, czasem towszystko staje się tak chaotyczne, a nastrojena boisku tak się zaostrzają, Ŝe zawodnicyrzucają się na siebie i rozpoczyna się regu-larna bójka. Niekiedy do walki przyłączają sięteŜ kibice przeciwnych druŜyn i wówczasstadion zamienia się w pole bitwy. Zwykle

dzielnice

57

kończy się na siniakach, stłuczeniach, czasemktoś komuś coś złamie - ale o dziwo nikt jeszczenie zginął podczas meczu. Ludzie bardziej chcąsię wyŜyć niŜ pozabijać wzajemnie.Po waŜnym meczu bywa, Ŝe przez tydzieńspotykasz na ulicy ludzi z podbitymi oczamialbo temblakami.

W całym mieście mamy kilkanaście druŜyn- wszystkie waŜniejsze dzielnice oraz kaŜdez miasteczek na przedmieściach ma swójzespół. Najsilniejsze druŜyny to Gromy z dziel-nicy Potrero i Czarni z Taravel - druŜynazłoŜona wyłącznie z murzynów, w znaczniejczęści członków gangów. Poza tym osobnedruŜyny mają Chińczycy, a nawet mniejszośćjapońska - jednak Azjaci są wyjątkowokiepscy w te klocki i regularnie dostają łomotod druŜyn Białasów.

Mecze Japończyków z chińską druŜynąnaleŜą do rzadkich wydarzeń i oznaczająpewną rozróbę - po ostatniej bitwie na stadio-nie ogłoszono zakaz gry tych druŜynprzeciwko sobie do odwołania. Ostatnio bowiemw ruch poszły katany i noŜe, a bójka mogłaprzerodzić się w krwawą rzeź, gdybynie zainterweniowała Milicja.

Całe miasto wyczekuje za to meczówz druŜyną z Reno - goście zarazili się od nasi przyjeŜdŜają niekiedy zagrać towarzyskomecz. Wówczas wszystkie dzielnice jednoczą sięwe wspólnym kibicowaniu „naszym”, a zawod-nicy z róŜnych druŜyn formują naszą „repre-zentację”.

Rozgrywkami rugby rządzi Liga Rugby,w skład której wchodzą zapaleńcy, a szefemszefów jest Max Loose - przedwojenny zawod-nik. Sport ten w ogóle zrzesza samych pasjona-tów, bo zawodnicy czy trenerzy nie dostająza to kasy. Trenują i grają dla przyjemnościoraz dla publiczności. To zwykli ludzie -Elektronicy, rybacy, nawet nauczyciele, którzypo pracy znajdują czas na ćwiczenie gry i razna miesiąc chce im się zagrać mecz. Spotkanianie odbywają się z zbyt często, zaś meczz druŜyną z Reno to prawdziwa rzadkość -rzadko kiedy zagramy więcej niŜ raz w roku.

Wszystkie mecze odbywają się na wielkimstadionie leŜącym nad brzegiem Zatoki,w pobliŜu Portu Marynarki w Hunters Point.Stadion nazywał się przed wojną MonsterPark, ale dziś wielu ludzi mówi po prostuCzerwony Stadion - od koloru krzesełek

na trybunach. Utrzymaniem stadionu zajmująsię kibice, którzy pomagają Lidze w koszeniutrawy, naprawie krzesełek i remontach. Bezfanów rugby, rozgrywki nie byłyby moŜliwe.

Nie moŜna powiedzieć, aby druŜyny prezen-towały jakiś wysoki poziom gry - do przedwo-jennych zespołów się nie umywają - ale graczeangaŜują się, a kibice to doceniają. A zresztąi tak najwaŜniejsza jest adrenalina i wyczeki-wanie, kiedy wybuchnie bójka.

Na razie nie zanosi się, aby Liga zmieniłasię w zawodową i aby zawodnicy mieli zacząćŜądać pieniędzy. Chwilowo nie ma kto finanso-wać rozgrywek, choć słyszałem, Ŝe podobnoSan Francisco TV rozwaŜało sponsorowaniegry. Na razie jednak jest to amatorska zabawa,która z profesjonalizmem rozgrywek golfa niema nic wspólnego - jest za to duŜo akcji, za-bawy, wrzeszczenia i siniaków. I o to chodzi.

5.56 mm ShopHistoria sklepiku Tony’ego, zwanego Mr. NATO,zaczyna się skromnie. Kilka lat temu młodyrusznikarz wraz z bratem zajęli się ponownymnapełnianiem naboi kaliber 5.56 mm i ichsprzedaŜą. Początkowo byli detalistami,potem zaczęli robić amunicję dla StraŜnikówi dla Milicji. Wówczas mieli spory warsztatw dzielnicy Ingleside. Interes kręcił się raczejprzeciętnie, choć zamówienia ludzi burmistrzana amunicję były dość niewielkie - za to regu-larne i pewne. Tak poza tym, to, jak się domy-ślasz, w mieście takim jak San Francisco niebyło zbyt wielkiego popytu na naboje 5.56 mm- zwłaszcza, Ŝe nie wolno ludziom posiadaćbroni automatycznej.

Przez pewien czas Tony sprzedawał nadpro-dukcję, której nie odbierali StraŜnicy, na sto-isku w Sukin-Markecie, potem próbowałhandlować nabojami przy Foster Gate, ale szłoto słabo i był nawet bliski zamknięcia warsz-tatu. Na szczęście dla niego, nie zdąŜył podjąćtej decyzji, bo gdy kilka lat temu w MilipitasrozłoŜył się obóz Posterunku, nagle pojawił sięrynek zbytu dla amunicji Tony’ego - Front.Dział zaopatrzenia z Milipitas szukał sprzętu,który moŜna by wysłać na północ, w tym teŜi amunicji. Wtedy Tony spadł im z nieba, a onijemu - przepisowy nabój US Army był tym,czego Ŝołnierze walczący z Molochem potrze-bują w nieograniczonych ilościach.

Warsztat Tony’ego nieograniczonej mocyprodukcyjnej nie miał, musiał więc z bratemszybko zatrudnić więcej osób i rozbudowaćzakład - wkrótce do garaŜu dobudowali długibarak i znacznie zwiększyli produkcję. Jednakto takŜe nie wystarczyło - Posterunek potrze-buje czegoś więcej, niŜ niewielką skrzynięnaboi tygodniowo. Tym razem Tony poszedłna całość i przeniósł produkcję do pustego

san francisco

58

Amunicja od Tony’ego NATONaboje zakupione w 5.56 mm Shop spełniają wymaga-nia reguły specjalnej Dobra amunicja, ale ze względuna sposób produkcji pocisków, naboje te mają 1 PPmniej od normalnych i nie dają bonusu do obraŜeń.Na stare zasady mają 1 PP i zadają obraŜenia Lekkie.1 sztuka 5.56×45 mm kosztuje tutaj 2 gamble.

magazynu w pobliŜu Foster Gate. Dziś ma tamsporą halę produkcyjną, gdzie dwunastu ludzipracuje w systemie trójzmianowym. Produkcjajest juŜ niemal masowa - codzienniez fabryczki wywozi się kilka metalowychskrzynek z nabojami. Obecnie jedynym ograni-czeniem moŜe być zaopatrzenie w surówcena proch strzelniczy i materiały na spłonki.Pociski załoga Tony’ego toczy na tokarkach,a kaŜdy nabój jest numerowany, amunicjaprzeznaczona dla Posterunku ma specjalneoznaczenie na łusce.

Obecnie szykują się kolejne zmianyw interesie. Posterunek potrzebuje granatów40 mm do granatników podwieszanych,a takŜe innego osprzętu do M16 - szyn monta-Ŝowych, przezroczystych magazynków. Tonyzamierza rozszerzyć asortyment o te rzeczy.Prawdopodobnie będzie musiał otworzyć drugąhalę, bo w obecnej nie zmieści nowej liniiprodukcyjnej. Jeśli tak się stanie, gość będziemiał największy zakład w San Francisco -będzie musiał zatrudnić kilkanaście nowychosób. Zastanawiam się, czy nie powinienwówczas przemianować swego zakładuna 5.56 mm Faktory, bo określenie „sklep”będzie trochę niestosowne.

Oczywiście detaliczną sprzedaŜ Tony teŜprowadzi - jego naboje są dość dobrej jakości,nie są zawodne, choć pociski robione na tokarcenie dorównują tym przedwojennym. Głównązaletą jego amunicji jest niska cena.

San RafaelZdaje się, Ŝe co nieco juŜ ci o tym wspomina-łem. W zasadzie chodzi nie tylko o samoSan Rafael, ale o wszystkie miejscowości leŜącena północ od Golden Gate - Sausalito, Reed,Larkspur, Fairfax i wiele innych.

Kwestia jest prosta - na niektóre z nichspadły bomby, reszta spłonęła w poŜarach,a ludzi wykończyło w kilka dni promieniowa-nie. Do dziś spora część San Rafael to radioak-tywne gruzowisko - pełne stopionego piasku,promieniotwórczego Ŝwiru i pyłu. Gdzie indziejcałe osiedla są spopielone do gołej ziemialbo teŜ widać tylko resztki niedopalonychfundamentów.

Generalnie północne przedmieścia toniezbyt przyjazne tereny - na wycieczki krajo-znawcze nadaje się nie lepiej niŜ zgliszcza

Denver. No, ale rodzaj ludzki jest niepohamo-wany w swej chciwości, tudzieŜ ciekawości,a ta ostatnia potrafi zaprowadzić nawetdo takiego piekła jak ruiny San Rafael.I rzeczywiście - kilka lat po wojnie rabusieruszyli na eksplorację północnego wybrzeŜaZatoki. Wielu umierało potem na chorobypopromienne, niektórzy ginęli w walących siębudynkach - ogólnie ich szeregi uległy silneji szybkiej „selekcji naturalnej”, he he.

Ale to wszystko to nic, bo poza tym zaczęłysię niewyjaśnione zaginięcia. Po prostu facetszedł na poszukiwania gambli i juŜ nie wracał.Jeśli ktoś go szukał, to nic nie znajdował.Ludzie zaczęli plotkować, pojawiły się róŜnemity i jak to zwykle bywa, wielu chciało dowie-dzieć się, co dzieje się ze znikającymi ludźmi.W pewnym momencie wielu rabusiów zaczęłoopowiadać niestworzone historie o rzekomozamieszkujących ruiny obcych istotach.Co zabawne, kaŜdy miał swoją wersję i jegotajemnicze bestie wyglądały inaczej. Mimo Ŝeto wszystko wyglądało jak zwykłe bajki, corazwięcej ludzi rezygnowało z przeszukiwaniaSan Rafael.

W pewnym momencie Logan wkurzył sięi wysłał na północ liczny, uzbrojony patrolMilicji. I wtedy się zaczęło. Milicjanci wrócilinastępnego dnia nad ranem - poranieni, prze-raŜeni, często bez broni i sprzętu, no i oczywi-ście w mocno przerzedzonym składzie.Opowiedzieli niestworzone historie o humano-idalnych potworach mordujących wszystko,co się rusza i nadnaturalnie odpornychna postrzały. Jakoś nie dawałem wiary tymopowiastkom, ale z drugiej strony podobnoocalali Milicjanci mięli obłęd w oczach - coś mu-siało ich wykurzyć z San Rafael i z pewnościąnie byli to ludzie ani raczej dzikie psy. Hieny tonasza codzienność i nie boimy się ich - ganginawet robią sobie zabawy w strzelanie do hien.Tymczasem coś, na co natknęli się ludzieLogana, musiało być naprawdę przeraŜające.

No, chyba Ŝe to jedna wielka ściema,aby odstraszyć ludzi przed eksploracją północy.Taka wersja teŜ krąŜy po knajpach. Pytanietylko, co Logan chciałby tak bardzo ukryćprzed mieszkańcami, Ŝe warto byłoby siać takipostrach? Być moŜe na zgliszczach San Rafaelfaktycznie coś zmutowało i przekształciło sięw cholernie krwioŜerczy gatunek. Co by tomogło być? Lis? Borsuk? Niedźwiedzie?Nie bardzo, skoro podobno potwory mają być

dzielnice

59

(…) Dziś rano wysłano mnie na poszukiwanie bandaŜy i lekarstw. Szukając jakiejś nie splądrowanej jeszczeapteki, natrafiłem na przedziwną sytuację. Na skrzyŜowaniu Market Street i 14 Ulicy spotkałem grupęludzi z szuflami i workami ubranych w ochronne kombinezony. Wszyscy oni wynosili radioaktywny pyłz obrębu wejścia do podziemnej stacji metra. Gdy zbliŜyłem się, aby z nimi porozmawiać, w rękach jednegoz nich zobaczyłem lufę karabinu wymierzoną we mnie, a reszta szybko wycofała się pod ziemię. Facetz karabinem wyrył noŜem w asfalcie jakiś napis i teŜ się ukrył. Gdy podszedłem, przeczytałem „KEEPOUT”. Oddaliłem się szybko. Nie wiem, czemu ci tajemniczy mieszkańcy metra tak się izolują, choć nawetmy opuściliśmy juŜ schrony. (…)

60

san franciscohumanoidalne... MoŜe to jakiś morderczygatunek zmutowanych małp? Nie wiem i niechcę się dowiedzieć.

Jest za to ktoś, kto bardzo chce - mowa tuoczywiście o Posterunku. Pułkownik Verossewysyła za most patrole na rekonesanspo ruinach. KaŜdego miesiąca posuwają siędalej na północ, robiąc mapy i rysującschematy budynków, które ocalały. Szukająnieznanej grozy, czającej się rzekomo w zglisz-czach i jak na razie nie odkryli nic ciekawego.śaden Ŝołnierz nie został porwany ani poŜarty.MoŜe tajemnicze bestie wiedzą, Ŝe Posterun-kowcy są lepiej uzbrojeni oraz wyszkoleni iprzyjęły taktykę wycofywania się? MoŜe wcią-gają nas w zasadzkę? Cholera wie, co i czy cośtam jest. Osobiście wolałbym, aby ludzie Poste-runku przeszli całe San Rafael wzdłuŜ i wszerz,a na końcu z uśmiechem oznajmili, Ŝe miastojest absolutnie puste.

WięzienieSłuchałeś, jak opowiadałem o poŜarzena Alcatraz i likwidacji tamtejszego więzienia?Był to pretekst dla Benedicta Logana,aby zmienić sposób działania systemu więzien-nictwa w mieście, Ŝe tak to zabawnie określę.Gdyby tylko Rada Miasta nie zgłaszała sprze-ciwów, Logan najchętniej pewnie topiłbywszystkich przestępców od razu w Zatocealbo zrzucał z jakiegoś wieŜowca. Jednak od lattrwa walka między radnymi a burmistrzemo to, czy naleŜy trzymać się praw człowiekai utrzymywać normalne więzienie.

Logan, choć jest tyranem i ma skłonnoścido okrucieństwa, podaje jeden waŜny i sen-sowny argument przeciwko utrzymywaniuwięźniów - trzeba ich mianowicie karmić,a nawet bez tego miasto cierpi na okresowe

problemy z Ŝywnością. Dlaczego więc mamykarmić bandytów, skoro sami mamy małoŜarcia? I tu się z burmistrzem w pełnizgadzam. Jednak radni, a w szczególności JohnMurdock, sprzeciwiają się stosowaniu karyśmierci wobec wszystkich przestępców.

Jak na razie sprawa utknęła w martwympunkcie, a problem więźniów rozwiązywanyjest pośrednio. Wyobraź sobie, Ŝe więzienieurządziliśmy w San Rafael - niedaleko skaŜonejstrefy, w zrujnowanym budynku szkoły.Słyszałem, Ŝe zaspawano tam blachami oknai wstawiono kraty w drzwiach. StraŜnikówpodobno nie ma zbyt wielu, bo więźniowienie ryzykują ucieczki przez radioaktywnezgliszcza miasta i spotkania z mieszkającymitam rzekomo bestiami.

Wracając do kwestii utrzymania więźniów,Logan postąpił w cwany sposób - uznał,Ŝe kaŜdy zwolennik przestrzegania praw czło-wieka, moŜe ofiarować datki na wyŜywienieprzestępców. Uderzył w swoich przeciwnikówich własną bronią i powiem ci coś ciekawego.OtóŜ jakoś najzagorzalsi zwolennicy utrzymy-wania przy Ŝyciu bandytów nie są zbyt chętniwysyłać im paczek z jedzeniem na swój koszt.John Murdock nie dał ani gambla na zbiórkęorganizowaną co tydzień przez Ojca Kornelioi jego misję. To chrześcijański kościół najak-tywniej wspomaga utrzymanie więzienia,wysyłając tam wodę, jedzenie, a nawet lekar-stwa. Ale warunki w San Rafael i tak są strasz-nie cięŜkie. śaden z osadzonych tam więźniównie doŜył końca swojego wyroku i zwolnienia.Zbiórki Ŝywności nie wystarczają, aby zaspo-koić głód wszystkich bandytów, więźniowienie są w Ŝaden sposób chronieni przed promie-niowaniem, nie wychodzą na świeŜe powietrze.Nie chciałbym zostać tam zamknięty.

Samolot Czerwonego KrzyŜaJednym z nielicznych samolotów, które wzbijają się w powietrze i jedynym chyba, który robi to dośćczęsto jest mały, turbośmigłowy samolocik o charakterystycznym, szaro-białym kadłubie z duŜym,czerwonym znakiem krzyŜa - takim, jaki przed wojną widywano na pojazdach i namiotach misji humani-tarnych, jeśli wiesz o co mi chodzi… Czerwony krzyŜ znajduje się na kadłubie nie bez powodu - maszynalata na zlecenie Kliniki w Campbell i posiada na pokładzie kompletną aparaturę medyczną i sprzęt ratow-niczy - wiesz, kroplówki, respiratory, elektrowstrząsy i inne taki horrorystyczne urządzenia. KaŜdy,kogo stać na płacenie Klinice 100 gambli miesięcznie na swoiste „ubezpieczenie”, moŜe liczyć na pomocmedyczną w dowolnym miejscu w promieniu 500 kilometrów od San Francisco. Wykupienie ubezpieczeniawymaga wydania na początku 150 gambli jako opłaty za „dzierŜawę” przenośnego radia słuŜącegodo wzywania lotniczej karetki. Jeśli gdzieś odniesiesz obraŜenia groźne dla Ŝycia, wzywasz samolotz czerwonym krzyŜem i zawoŜą cię do Campbell. Na lotnisku czeka zawsze gotowa karetka, którą przewiozącię z Lotniska do szpitala. Musisz się liczyć z tym, Ŝe moŜesz mieć pecha i trafić na moment, kiedy samolotratowniczy będzie niedostępny - nie z powodu innych ubezpieczonych, ale przez Posterunek. Wojskowidocenili zalety moŜliwości szybkiego transportu rannych do szpitala i zorientowali się, Ŝe klinikaw Campbell daje szansę na uratowanie Ŝycia rannych, którzy w polowych szpitalach na Froncie na pewnoby umarli. Jeśli latająca karetka transportuje właśnie jakiegoś oficera z Frontu, nie pomoŜe ci. Jeśli chcesz,aby samolot przyleciał do ciebie, nie moŜesz zgubić plastykowej karty z numerem kontraktu ubezpiecze-niowego, bo bez jego podania, dyspozytor nie wyśle do ciebie ekipy ratunkowej. Na pokładzie samolotu,oprócz dwóch pilotów, jest lekarz, pielęgniarka i ochroniarz.

62

san franciscoPrzed wojną było gigantycznym, międzynaro-dowym portem lotniczym, bramą Kalifornii.Miliony pasaŜerów przylatywały i odlatywaływielkimi odrzutowcami z długich pasów starto-wych, leŜących na sztucznej wyspie rozciąga-jącej się na wodach Zatoki. Dziś wyspapo części osunęła się do wody, zaś resztato rozległe gruzowisko. O dziwo, port lotniczynie ucierpiał wcale podczas Wojny. Z tego cowiem, krótko przed uderzeniem w 2020 rokumiał tam miejsce olbrzymi zamach terrory-styczny. Wiesz, o czym mówię? Tak, z pewno-ścią to byli Arabowie - oni byli winni całego zław przedwojennym świecie, jeśli wierzyć nagra-niom dzienników telewizyjnych z tamtychczasów. Atak bombowy zniszczył supernowo-czesny terminal lotniska i zabił tysiące osób,ale nie zrównał lotniska z ziemią. Potem przy-szła wojna i niebo opustoszało z odrzutowychBoeingów, a z lotnisk zniknęli pasaŜerowie.Zniszczenia dopełniło wielkie trzęsienie ziemiw 28 roku - wówczas cała wschodnia częśćlotniska znajdująca się na sztucznym nasypie,osunęła się w wody Zatoki. Dziś pasy startoweurywają się nagle w połowie, niknąc w falach.Nigdy Ŝaden odrzutowy Jumbo-jet juŜ stądnie odleci, zresztą nie miałby jaki. TakŜewielkie hangary runęły podczas trzęsienia,niszcząc aluminiowe kadłuby i łamiąc skrzydłapasaŜerskim Boeingom. Wiele takich maszynstoi nadal z kadłubami przygniecionymidźwigarami zadaszeń hangarów, a ich dziobyi ogony wystają spośród gruzów. Ocalał tylkojeden z przedwojennych gigantów - odrzuto-wiec American Airlines, stojący od początkuwojny na świeŜym powietrzu, na zachodnimkrańcu lotniska i od trzydziestu lat obłaziz białej farby.

Poza nim, jest trochę małych jednostek,drobnych samolocików silnikowych, takich,jakimi przed wojną latali bogacze i biznesmenina spotkania finansowe. O ile pomysł urucho-mienia odrzutowca zakrawa o szaleństwo,biorąc pod uwagę ile paliwa ta bestia zuŜywa,to mniejsze samolociki czasami nawet są wyko-rzystywane - głównie przez kurierów i miejsco-wych bogaczy, którzy lubią przelecieć się

do Vegas albo Los Angeles. Jednak i to rzadkosię zdarza - paliwo lotnicze jest mimo wszystkoszalenie drogie i trudne do zdobycia. Tak więclotnisko jest martwe, ciche i puste.. A przy-szłość jawi się w czarnych barwach, bo przed-wojenni piloci umierają - nawet w tym rokuzmarł na raka jeden z nich. Mamy juŜ tylkoczterech ludzi zdolnych pilotować samoloty,a nie ma środków na finansowanie szkolenianowych - nikt nie wyda tysięcy gamblina paliwo dla pilota uczącego się latać, któryna dodatek moŜe rozbić maszynę. A takiegomarnotrawstwa nie tolerujemy nawet my.

Osiedle AirbusLotnisko wbrew pozorom nie jest takie znowuwymarłe. To, Ŝe nie startuje z niego zbyt wielemaszyn nie znaczy, Ŝe nic się tu nie dzieje.Stojący na zachodnim skraju portu lotniczegogigantyczny odrzutowiec pasaŜerski jestmiejscem zamieszkania wielu ludzi - tak,dobrze słyszałeś, ludzie w nim normalniemieszkają. Od dawna wiadomo, Ŝe samolotnigdy juŜ nie wzbije się w powietrze, czemuwięc go nie zagospodarować? Wielu ludziurządziło sobie zwykłe mieszkania, odgradza-jąc część kabiny pasaŜerskiej ściankami.Najstarszym mieszkańcem Osiedla jest pewienkrzepki staruszek o imieniu Marwey. Gośćzamieszkuje przedział załogi i kabinę pilotów,z której moŜe kontrolować samolot. Jest swo-istym „zarządcą” Osiedla, a ludzie go szanująi respektują. Poza zwykłymi mieszkaniami,urządzono w Airbusie kawiarnię „W chmurach”i salon gry ze stołami do bilardu oraz pokeraprowadzony przez dwie siostry - Annie i MarieFernandez. Wśród mieszkańców Osiedla Airbusjest wielu ludzi podających się za pasaŜerówprzedwojennego lotniska - większość z nichto obcokrajowcy, którzy w dniu wybuchuwojny wylądowali właśnie w San Franciscoi juŜ nigdy nie powrócili do rodzinnych krajów.Sam Marwey jest zaś emerytowanym pilotem.

Szpanerzy z Golden GateJeśli przyjechałeś z Detroit, załoŜę się, Ŝe chciałbyś zaszpanować przed miejscowymi swoją wypasionąbryką lub pościgać się z miejscowymi asami? CóŜ, San Francisco to nie tor wyścigowy, ani jeden wielkiwarsztat samochodowy, w przeciwieństwie do Detroit, ale mamy tu teŜ domorosłych rajdowców i fanówzłotych rur wydechowych. Ja nazywam ich Szpanerami. Szpanerzy zjeŜdŜają się co jakiś czas swymiwypucowanymi bryczkami na Most Golden Gate i tam urządzają sobie swoisty piknik połączonyz puszczaniem muzyki z ukrytych w bagaŜnikach głośników i paleniem gumy. Raz jest zjazd właścicielilowriderów, kiedy indziej spotykają się fani Jeepów, a w zeszłym tygodniu widziałem, jak jacyś psycholeścigali się podrasowanymi cięŜarówkami. Słyszałem, Ŝe organizują na moście róŜne wyścigi. Zwykle ścigająsię dwójkami, niekiedy dozwolone jest taranowanie przeciwnika, ale raczej rzadko. Tutejsze wyścigito raczej okazja do pokazania szpanerskich felg albo nowego lakieru. Jeśli zainteresują cię Szpanerzyz Golden Gate, wybierz się do warsztatu Andrew Novaka - tam zawsze ktoś wie, kiedy odbędzie się kolejnaimpreza i jaki będzie jej profil.

WzdłuŜ wschodniego krańca San Francisco,nad wodami zatoki, ciągną się nabrzeŜaportowe. Znajdziesz tam setki pomostówz przycumowanymi zdezelowanymi wrakamijachtów i motorówek. Rabusie rozkradli z nichco się dało, łącznie z tapicerką z kanap na jach-tach. Niektóre posłuŜyły na części dla kutrówrybackich i barek transportowych.

Oprócz złomowiska znajdziesz tu jednakkilkanaście sprawnych kutrów rybackich o takpoetyckich imionach jak Blue Marry, SweetPussy czy The Flower. Nie wiem, co odbiło tymrybakom, ale niewaŜne. W kaŜdym raziena kutrach moŜna znaleźć słabo płatną,ale zawsze, pracę. Kurde, nie wybrzydzaj -co trzeci obywatel San Francisco tu pracuje!

Poza statkami rybackimi cumują tu trzyduŜe promy kursujące aŜ do Los Angeles i całemnóstwo mniejszych stateczków. Rejs do Mia-sta Aniołów jest bardzo drogi, więc normalniezaproponowałbym ci raczej kupić sobie brykęi pojechać samemu. Jest jednak mały szkopuł -aby dojechać od północy do Los Angeles samo-chodem, trzeba przekroczyć silnie skaŜoneradioaktywnie tereny na północ od miasta.Nie muszę ci chyba tłumaczyć, Ŝe jest to ryzy-kowne. Dlatego większość decyduje się jednakwydać tę setkę gambli za miejscówkęna jednym ze statków.

Budynek Bosmanatu, czyli szefostwa portu,leŜy przy 3 Ulicy, tuŜ przy porcie. NabrzeŜemrządzi niejaki Li Tsu, Chińczyk. Gość jestcwany jak cholera, pazerny i trudno się z nimdogadać, bo nawija w jakiejś dziwnej odmianiechińskiego. Zresztą, połowa ludzi, których tamspotkasz, to skośnoocy. Wiadomo, Ŝe chińskaTriada trzyma łapy na porcie, zresztą patroliMilicji jest tam jakby mniej niŜ w centrum,a te, które są, teŜ dziwnym zbiegiem okoliczno-ści składają się z śółtków, którzy, paradującze swoimi Steyrami, jasno dają do zrozumienia,do kogo naleŜy port.

śółta ŁajbaW rejs do Los Angeles wybrać się moŜeszjednym z trzech statków. Największym z nichjest wielki i długi jak jasna cholera promprzedwojenny o łuszczącym się z blado-Ŝółtejfarby kadłubie. Ponoć dawniej burty miałyzłoty kolor, ale musiało to być bardzo dawnotemu, bo teraz barwa ta przypomina mętnąjajecznicę. CóŜ, prom nie jest zbyt piękny,ale ma zasadniczą zaletę - jest względniesprawny i bardzo ładowny. Wszystkie kajutydla pasaŜerów mają bardzo prosty, wręczspartański wystrój, a stalowe ramy obskur-

nych prycz są szybko wnoszone w raziepotrzeby, gdy ktoś kupi miejscówkę. Normalniekajuty słuŜą jako prz działy ładowni i wozi sięw nich towary. Załoga składa się wyłączniez Chińczyków, z którymi nijak nie idzie siędogadać inaczej niŜ na migi, ale na szczęściemają tam tłumacza, który zna angielskii troszkę mówi po hiszpańsku. Niestety, koleśczęsto jest pijany. Japończycy nie mająwstępu na pokład promu, co wyraźnie widać -na burcie widnieje duŜa, przekreślona flaga Ja-ponii i napis po chińsku - nie znam tych ichznaczków, ale słyszałem, Ŝe jest strasznieobraźliwy. Gdyby ktoś miał wątpliwości,czy ludzie z kraju kwitnącej wiśni są tuniemile widziani, jeden z pięciu ochroniarzywytłumaczy mu to pięścią. Zakapiory tonaprawdę wielkie bydlaki, a ich szefem jestjednooki chińczyk imieniem Wan Tsu, noszącyna ramieniu pozłacanego Ingrama z tłumikiem.Jeśli masz zamiar popłynąć do Miasta Aniołów,zgłoś się właśnie do Wan Tsu - on sprzedajebilety, Ŝe tak powiem. Rejs jest stosunkowotani, w porównaniu do innych łajb w porcie,bo kosztuje jedynie 100 gambli. Jednak w ceniebiletu nie ma Ŝadnego Ŝarcia ani wody, któremusisz skombinować sobie sam, a warunkina statku pozostawiają wiele do Ŝyczenia.Zaletą śółtej Łajby jest to, Ŝe kapitan Liuto doświadczony marynarz, a prom pływanajkrótszą trasą, prosto do celu.

USS EnterpriseWłaściciel jedynego poduszkowca w San Franci-sco chyba naoglądał się za duŜo serialu StarTrek albo teŜ jest miłośnikiem przedwojennejmarynarki wojennej. W kaŜdym razie, facet,skądinąd noszący szpanerskie miano JohnaWayne’a, co podpowiada, Ŝe koleś jest fanemkina przedwojennego i wskazuje na wersjęze Star Trekiem na bardziej prawdopodobną,zamontował na swoim wehikule sporo bronii reklamuje się jako najsolidniejszy i najbez-pieczniejszy przewoźnik zachodniego wybrzeŜa.Jeśli wziąć pod uwagę ilość luf na pokładziei ich kaliber, faktycznie, naleŜy mu przyznać,Ŝe ma najlepiej uzbrojony statek w San Fran-cisco. Jego chłopaki zresztą potrafią strzelaći lubią swoją robotę. Inna sprawa, Ŝe ich„zajęcia” stawiają załogę USS Enterprisew innym świetle. Mając tak solidne uzbrojeniei dobrych strzelców na pokładzie, Waynedoszedł do wniosku, Ŝe stać go na znaczniewięcej niŜ tylko obronę przed piratamii szabrownikami. Sam często napada na łajbyrabusiów. Robi to nawet podczas zwykłych

san francisco

64

(…) Widziałem grzyb atomowy i przeŜyłem? Jak mam tłumaczyć fakt, Ŝe jeszcze Ŝyję? Głupi fart?Los na loterii? Dar od Boga? Przekleństwo? Znak od Demiurga? Jestem kimś wyjątkowym czy przeklętym?Otrzymałem nagrodę czy teŜ karę za grzechy? (…)

rejsów handlowych i pasaŜerskich, nie przej-mując się zbytnio losem przewoŜonych klien-tów. Bardziej dba, aby piraci nie podziurawilimu beczek z ropą, które namiętnie przywoziz Los Angeles. Jeśli podczas rejsu nadarzy sięokazja i załoga USS Enterprise rzuci sięw pościg za jakimś pirackim statkiem,masz dwa wyjścia - schować się w kajuciei nie wychylać albo wziąć udział w zabawie.KaŜda lufa jest przydatna i Wayne wynagra-dza w łupach tych pasaŜerów, którzy pomogąmu w abordaŜu na łajbę piratów. Jeśli będzieszmiał szczęście, łupy mogą nie tylko zrekompen-sować ci cenę biletu, ale moŜesz nawet zarobićna takim rejsie. Wayne ostatnimi czasy rozzu-chwalił się do tego stopnia, Ŝe w okresach,kiedy nie ma zbyt wielu klientów z towaramiani pasaŜerów, wypływa z portu specjalniena polowania. Zabiera na pokład kaŜdegochętnego najemnika, których nie brakuje,bo z takich wypraw moŜna przywieźć sporowartościowych łupów, które idą do podziałumiędzy załogę i innych uczestników wypadu.Niektóre wyprawy kończą się co prawda kilku-tygodniowym postojem poduszkowca w stoczni,gdzie naprawiane są uszkodzenia, ale nie znie-chęca to Johna i jego korsarzy. Jeśli lubiszadrenalinę, nie zaleŜy ci na czasie podróŜyi nie masz nikogo ani nic cennego do przewie-zienia, zabierz się z Johnem Waynem w rejs,a czeka cię na pewno wycieczka pełna emocji.Przygotuj sobie 120 gambli na bilet, karabin,duŜo amunicji, kaftan ratunkowy albo pontoni baw się dobrze.

Admirał GrantZa cholerę nie wiem, czy legenda o admiraleGrancie i jego hakerach jest prawdziwa,ale mit ten Ŝyje w porcie i wciąŜ jest jednąz najchętniej opowiadanych historyjek wojen-nych we wszystkich tawernach. Admirał Grantbył rzekomo dowódcą jednego z lotniskowcówstacjonujących w porcie marynarki w Concord.Opowieść głosi, Ŝe gdy Moloch zaczął swą akcjędywersyjną w systemach obrony narodowej,dzielny admirał wraz z wojskowymi techni-kami komputerowymi zdławił bunt maszynna lotniskowcu USS Carl Vinson i wydał rozkazpełnej mobilizacji załogi. Gdy Moloch przejmo-wał kontrolę nad Bazą Marynarki Wojennejw Concord, admirał Grant nakazał zniszczeniebazy. Jednak gdy USS Carl Vinson usiłowałwypłynąć portu, a piloci szykowali swesamoloty do startu, w lotniskowiec uderzyłtaktyczny pocisk atomowy. Tutaj puentaopowieści róŜni się zaleŜnie od tego, kto ci jąopowiada. Jedni mówią, Ŝe głowicę odpaliłMoloch, inni, Ŝe Rosjanie, a niektórzy twierdzą,Ŝe była to rakieta posłana przez Arabów.W kaŜdym razie admirał Grant i jego załoga

przeszli do historii jako bohaterowie, a jedynystatek rejsowy znajdujący się pod kontroląBenedicta Logana nosi właśnie imię Granta.Nie jest to oczywiście lotniskowiec, a zwykływycieczkowiec z szerokim pokładem z przodui wysokim mostkiem kapitańskim. Jest tonajelgantszy ze statków pływających do LosAngeles i oferuje najbardziej komfortowewarunki rejsu. W kajutach są wygodne łóŜkaz czystą pościelą, stoliki i szafeczki na rzeczyosobiste, a w przedziale restauracyjnym znaj-duje się stół bilardowy i radio. Niestety,w parze z wygodą idzie cena biletu, którawynosi 200 gambli, ale obejmuje dwa posiłkidziennie.

Złomowane okrętyOprócz wraków rodzimych łajb, w porciezacumowane są stare szkielety przerdzewia-łych, rozebranych niemal do gołego kadłubaokrętów rejsowych, którymi Japończycy dobilido brzegów Stanów. Statki zostały szybkorozkradzione i do dziś wiele szyldów w mieście,jakie spotkasz, przypomina białe kadłubyjapońskich okrętów. W jednej z knajpek porto-wych, na środku sali stoi śruba okrętowai zgadnij, skąd się tam wzięła? Większośćcennych części wymontowali ze statków samiJapońce zaraz po lądowaniu, a to, co zostało,szybko wykradli rabusie i ludzie Li Tsu.

Mimo Ŝe ze statków pozostały juŜ tylkofragmenty kadłubów, nadal unoszą sięna wodzie. Nikt nie zabroni ci wyciąć sobiekawała nierdzewnej burty albo przeryć pokładw poszukiwaniu resztek kabli, choć raczej niedorwiesz juŜ we wrakach niczego cennego.

StraŜ WybrzeŜaWody Zatoki patrolują liczne jednostki StraŜyWybrzeŜa. Rozpoznasz je po białych kadłubachz czerwonym malowaniem i napisach „CoastGuard” na burtach. StraŜ WybrzeŜa to częśćMilicji Benedicta Logana. StraŜnicy patrolujągłównie Zatokę San Francisco, szczególnieskupiając się na ochronie Bay Bridgei Treasure Island.

Oprócz diabelnie szybkich, ale małych łodzimotorowych, mają trzy kutry średniej wielko-ści i jedną naprawdę duŜą łajbę pełniącą rolęcentrum dowodzenia StraŜy. Ten 100 metrowystatek ma nawet małe lądowisko dla śmigłowcapatrolowego, ale takowego StraŜy niestetybrakuje. Pewnie gdy rozpoczęła się wojna,ktoś wsiadł do niego i spieprzył, byle dalejod miasta.

Jednostki Coast Guard czasem wyprawiająsię dalej, poza wody Zatoki, i ruszają wzdłuŜwybrzeŜa, patrolując okolice miasta, głównie

wybrzeŜe i port

65

w stronę Los Angeles. Płynąc na południezahaczają o leŜące nad oceanem mieścinyw poszukiwaniu piratów.

StraŜ WybrzeŜa jest dobrze uzbrojona,a na polowania zabierają dodatkowo Milicjan-tów z miasta. Zwykle ich wyprawy nie przyno-szą efektów - piraci mieszkający na wybrzeŜunauczyli się maskować swoje łajby, a poniewaŜpływają często na przerabianych kutrachrybackich, nie jest to trudne.

Czasami jednak Coast Guard natknie sięna poszukujących ofiar rabusiów i wówczasściga ich aŜ do skutku. Znajomy kumplajest Milicjantem i zabrał mnie kiedyśna taki pościg. Mówię ci - robi wraŜenie.Szybkie motorówki okrąŜają wolne łajbypiratów, a potem straŜnicy robią abordaŜ.Jeśli piraci stawiają opór, zostają rozstrzeli-wani z pokładowych kaemów i działek. Kutryalbo są rekwirowane, albo zatapiane na miej-scu. Wszystko dzieje się szybko, sprawniei legalnie. W końcu na zachodnim wybrzeŜuprawo stanowi Benedict Logan.

Poławiacze PerełOprócz rybaków w porcie kręcą się faceciw kombinezonach ochronnych, maskachprzeciwgazowych i płetwonurkowie. Facecici zwani są Poławiaczami Pereł i trudnią siębardzo dochodowym, ale niebezpiecznymzajęciem eksploracji głębin Zatoki San Franci-sco. Na wiosłowych łodziach płaskodennychwpływają na zagracone, pełne wraków wodyZatoki i szukają cennych skarbów zatopionychpod wodą. Przeszukują port w Richmond,Oakland i Alamedzie oraz tamtejszą BazęWojskową.

Niektórzy zapuszczają się jeszcze dalej,do zatoki Suisan i wyławiają sprzęt wojskowyz Bazy Marynarki Wojennej w Concord. Znaleźćtam moŜna wszystko - od śruby okrętowej,po wojskowy radar wysokiej mocy. Plotkimówią, Ŝe Poławiacze Pereł widzieli tamatomowe okręty podwodne, ale nie wiedzą jaksię do nich dostać.

Jeśli szukasz szybkiego zarobku i nie dbaszo zdrowie, zaciągnij się do nich. Z pewnościązarobisz na noc w Banana House, tylko musisznajpierw kupić pełno środków do odkaŜania,bo napromieniowanych tam nie wpuszczają...

Statki-trupiarnieKilka statków japońskich nie zostało wpuszczo-nych do Zatoki ze względu na wysoki poziomskaŜenia samych okrętów i stan ich pasaŜe-rów. Choć pozostali Japończycy walczylio litość dla swoich pobratymców, George Logannie wypuścił na ląd kilkuset przybyszy, którzy

przez tydzień dogorywali na pokładach stat-ków „Okinawa” i „Jashima”. Dwa radioaktywnewraki do dziś stoją na kotwicach kilka milod wybrzeŜa. Jak dobrze popatrzysz, zobaczyszje ze szczytu jednego ze wzgórz, na którychrozciąga się San Francisco. Dla Japończykówstatki to pomnik męczeństwa ich braci,upamiętniający cięŜki okres migracji. Dla nasto kupa złomu, którego nie ma jak się pozbyć,bo nikt nie zbliŜy się do skaŜonych okrętów.Wśród rybaków i kapitanów statków krąŜąlegendy o rzekomych światłach i postaciachwidywanych na pokładach martwych okrętów.Ludzie opowiadają o duchach zmarłych, którenawiedzają wraki, ale to rzecz jasna bajki,jakich wiele wśród przesądnych azjatów.

Stocznia Marynarki WojennejW mieście mamy niemal wszystko: samochody,sklepy, kina, prąd, nawet lotnisko i stocznięmarynarki wojennej. Jest to chyba jedynyobiekt wojskowy w okolicy San Francisco,który przetrwał uderzenie atomowe prawienietknięty. Nie rób wielkich oczu - wiem, Ŝe towydaje się niemoŜliwe, ale to prawda, mamyw mieście prawdziwą, przedwojenną stocznięi do tego jest niemal sprawna. Niemal, bo bezwielkich ilości energii nie uruchomisz tychbydlaków w stoczni - mówię o gigantycznychdźwigach, suwnicach i innym inŜynieryjnymbadziewiu. Kiedyś jakiś spec mówił mi,Ŝe do uruchomienia tego potrzeba jakichś tam„gigawatów”, ale za cholerę nie wiem co to jesti gdzie to znaleźć.

Słyszałem, Ŝe stocznia została wyposaŜonadopiero na krótko przed wybuchem wojny,bowiem wcześniej teren naleŜał do Agencji Ato-mistyki. Podobno niektóre fragmenty stocznisą skaŜone w wyniku jakichś przedwojennycheksperymentów, ale czy to ma jakieś znacze-nie, skoro obecnie cały kraj jest skaŜony?

W kaŜdym razie stocznia funkcjonujei dokonuje się tu remontów kutrów rybackich,nielicznych promów i innych łajb jakie mamyw San Fran.

Najciekawsze jednak jest to, Ŝe mamy tutajniemal kompletny statek wojenny, niszczycielbodajŜe, który niestety nie został ukończonyprzed zagładą. Nazywa się DDG-100 George W.Bush i nie jest to zbyt wielki statek, ale jakna dzisiejsze czasy to i tak gigantyczne bydlę.Słyszałem, Ŝe moŜe odpalać rakiety powietrze-powietrze, ma działa, wyrzutnie torped i mamoŜliwość transportu śmigłowca bojowego.Szkoda, Ŝe Ŝadnego nie mamy. Od lat trwaŜmudny proces remontu i wykończenia statkuprowadzony przez ludzi burmistrza. Nie wiem,po cholerę mu taki statek, ale jeśli go uru-chomi, to będzie niepodzielnie panowałna zachodnim wybrzeŜu - rozpieprzy w drobny

san francisco

66

mak piratów i moŜe nawet rozwali BBC. Co toBBC? Kurczę, tyle ci jeszcze muszę wyjaśnić.Spokojnie, dowiesz się co to jest. Ale wracającdo niszczyciela - nie sądzę, aby szybko wypły-nął w swój dziewiczy rejs. Brakuje silnikówi wielu innych elementów, a nie podejrzewam,aby łatwo je było odnaleźć.

Stary, jeśli znajdziesz gdzieś silnik LM2500GE Marine Gas Turbine, to Benedict Loganzapłaci ci za niego kaŜdą cenę.

Z tego, co słyszałem, to Rada Miasta toczyspory między sobą o to, jak powinno się wyko-rzystać niszczyciela, kiedy juŜ zostanie urucho-miony, ale jak znam Ŝycie, to Benedict Logani tak ich nie posłucha i sam zadecydujedo czego ma on słuŜyć.

AlcatrazPrzed wojną na wyspie było więzienieo zaostrzonym rygorze i wielkiej sławie. Do dziślubię oglądać przedwojenny film Ucieczka z Al-catraz. Jak do mnie wpadniesz ze skrzynkąpiwa, to moŜemy obejrzeć. Potem więzieniezamknięto i urządzono w nim muzeum.

Trudno powiedzieć co działo się w Alcatrazpodczas zagłady, ale ludzie George’a Loganadopłynąwszy na wyspę odnaleźli tylko niecotrupów. Po wojnie Alcatraz przywrócono jegohistoryczną funkcję i za czasów pierwszegoburmistrza zsyłano tam przestępców. Więźnio-wie pracowali na własne utrzymanie i czuwałanad nimi StraŜ WybrzeŜa wraz z Milicją.

Parę lat temu, juŜ po śmierci staregoLogana, w Alcatraz wybuchł poŜar i więzieniezamknięto. Jednak nie otwarto tym razemmuzeum. Alcatraz jako miejsce odizolowanei dobrze obronne znakomicie nadało się

chińskiej Triadzie na bazę produkcyjną narko-tyków. Rządzi nią jeden z bossów, Cheng,o którym juŜ ci opowiadałem. Co noc międzyportem, a wyspą krąŜą ciche łodzie wiosłowe.StraŜ WybrzeŜa znajdująca się w rękach Bene-dicta Logana stara się tropić przemytników,ale wydaje się, Ŝe to tylko pozorne działania.Zresztą, krąŜą plotki, Ŝe większość towaruprzemycana jest pod wodą przez nurków.Wyspa jest co prawda ufortyfikowanai na pewno dobrze obsadzona uzbrojonymiludźmi Triady, ale wątpię, aby Milicja Miejskanie dała rady zdobyć Alcatraz i zakończyćdziałalność tamtejszej fabryczki drugów.Jednak mimo głoszonej w propagandzie walkiz przestępczością, Logan jakoś nie podejmujezdecydowanych kroków. CzyŜby bał się Chiń-czyków? Niektórzy twierdzą, Ŝe burmistrzpobiera jakiś haracz od produkcji narkotykówi dlatego nie jest mu na rękę jej zakończyć.Nie wiem, to całkiem moŜliwe.

BBCśe co? Nie, stary, nie mamy tutaj stacji radio-wej. śe niby przed wojną taka istniała?MoŜliwe, ale BBC to skrót od Big Black Cube,czyli nazwy gigantycznego obiektu wielkości,bo ja wiem... nie mam pojęcia, co moŜe byćtakie duŜe. MoŜe fabryka? W kaŜdym raziena południu Zatoki San Francisco w wodzietkwi olbrzymi betonowo-stalowy sześcianwystający wysoko ponad powierzchnięi powiem ci, Ŝe na 100% nie było go tam przedApokalipsą - nie ma go na przedwojennychzdjęciach miasta i zatoki. Gdyby coś takiegoistniało wcześniej, wiedzielibyśmy co to do cho-lery jest, nie? Tymczasem nie mamy pojęcia.

wybrzeŜe i port

67

Ten dziwny obiekt leŜy sobie w Zatocechyba od samej Apokalipsy. Jego widok budzigrozę i, patrząc na niego, masz odczucieniesamowitej obcości. Wystarczy rzut oka,aby zrozumieć, Ŝe na pewno nie skonstruowałgo Ŝaden człowiek - ludzie nie budują psychode-licznych konstrukcji o surrealistycznymwyglądzie i niewiadomej funkcji na środkuzatok - to po prostu nie ma sensu. A w pozor-nym braku celu tkwi cała tajemnica Sześcianu.Jedni nazywają go BBC, inni Sześcianczy Kostka, niektórzy mówią o nim Machina,a jeszcze inni Konstrukt - nazw jest wiele,co jedna to dziwniejsza i Ŝadna nie tłumaczy,czym Sześcian jest.

Wbrew nazwie, nie jest do końca sześcia-nem - ma nieregularny kształt, wiele wypu-stek, dobudówek - jeśli moŜna to tak nazwać -wystaje z niego mnóstwo rur, przewodów, kablii innych, bliŜej nieokreślonych rzeczy.A niektóre z nich wymierzone są złowieszczow stronę miasta. Niektóre elementy otrzymałynawet swoją nazwę i tak - wielki, kulistyobiekt z czarnego metalu wystający ze szczytukonstrukcji zyskał miano „oka”, szczelinyw jednej ze ścian to „skrzela”, a licznewypustki nazywane są „mackami”lub „rzęskami”. Co do wielu rur wystających

z korpusu BBC nie mamy pewności, czy sąto kominy czy teŜ lufy, chyba Ŝe regularniedymią. Wszystko to nadaje BBC jakiegośbiologicznego wymiaru, sprawia, Ŝe ludziepostrzegają go jako coś nie do końca mecha-nicznego - po części jako istotę Ŝywą. Czaisz tenmotyw? Mieszkańcy miasta wierzą, Ŝew wodach zatoki przebywa mechaniczna istotao cechach biologicznych! Jeśli się nad tymzastanowisz, moŜe wydać się to przeraŜającąperspektywą. Pojawiają się pytania w stylu„A co, jeśli to naprawdę ma komponentybiologiczne?”, „A jeŜeli to Ŝyje?”. Fundamen-talne pytanie „Co to jest?” wydaje się równiebanalne w tym świetle, co nieodgadnione.Ludzie obserwujący Sześcian mówią, Ŝe wydajesię on oddychać i zmieniać. Całe bebechyBBC zamknięte są w pancernej obudowiepospawanej z setek, tysięcy róŜnych blachi elementów. Wygląda to trochę, jakby Sześcianpowstał ze złomu. Dziwne, nie?

Wbrew nazwie, Sześcian nie jest całyczarny - barwa ta pojawia się na wielujego częściach, ciemne są teŜ liczne dymyi opary przez niego produkowane, ale cha-otyczny, zdawałoby się, dobór materiałówpod budowę, wyklucza jednolity kolor i kształtbudowli. Obserwujący go ludzie mówią,Ŝe BBC rośnie, Ŝe powiększa się i ulegazmianom. Jeśli to prawda, to ciekawe, skądbierze budulec? Wyławia z dna Zatoki?Sam sobie wytapia stal? Z czego? Kolejnepytania bez odpowiedzi.

Ludzie nie są pewni, czy BBC pojawił sięw San Francisco zaraz po uderzeniuczy teŜ później. Pewne jest tylko, Ŝe pierwszyraz w Księdze Dni Apokalipsy pojawia sięwzmianka o Sześcianie w 5 lat po zagładzie.Ale kroniki to tylko papier, posłuchaj ciekaw-szych rzeczy. Stary, ten pieprzony betonowySześcian jest tak wielki, Ŝe widać go z obydwubrzegów Zatoki. No, moŜe samego BBCnie bardzo, ale smog i mgły go otaczającena pewno. Ludzie od zawsze podejrzewali,Ŝe to Sześcian wytwarza gęste dymy zasnuwa-jące południową część Zatoki San Fran. Czasemjest ich tak wiele, Ŝe docierają aŜ do MostuUmocnionego pomiędzy Sunnyvale i Fremont.Większość się go boi, wszyscy woleliby,aby go nie było i nikt nie wie jak go usunąć.Wiesz, prawdopodobnie to ten cholernySześcian zatruł wody Zatoki i teraznie pływają w niej Ŝadne ryby - rybacy musząwypływać na Pacyfik, aby coś złowić.Pewne jest, Ŝe opary unoszące się wokół BBCteŜ są trujące.

san francisco

68

WYBIERASZ SIĘ W PODRÓś? NIE MASZ LODÓWKI? ODCIĘLI CI PRĄD, A ZAMRAśARKA NIE DZIAŁA?SZCZURY DOBIERAJĄ SIĘ DO TWOJEJ SPIśARNI? NIE ŁAM SIĘ! KUP KONSERWY RYBNE PAKOWANEW SZCZELNE PUSZKI! HERMETYCZNE OPAKOWANIE UCHRONI TWOJE JEDZENIE PRZED ZEPSUCIEMI SZCZURAMI! SINJI OTOHAMA ZAPRASZA DO SKLEPU Z KONSERWAMI W FOSTER CITY. TYLKO TERAZPROMOCJA - DO 5 PUSZEK DODAJĘ 1 GRATIS! NIE PRZEGAP OKAZJI!

Jedno jest zastanawiające - od czasu, kiedyw San Francisco leŜy ten tajemniczy Sześcian,dzieją się niedobre rzeczy. Niektórzy opowia-dają, Ŝe choć w jego pobliŜu nie ma ryb,to pływają w wodzie inne, dziwne stworzenia.KrąŜą pogłoski o zaginięciu rybakówczy łowców pereł, którzy się tam rzekomozapuścili. Ale to nie wszystko. Od kilku latzyskaliśmy niemal pewność, Ŝe Sześcian jestzagroŜeniem. Co jakiś czas, gdy wiatr wiejeod wschodu w stronę San Fran, BBC zaczynaprodukować duŜe ilości jakichś gazówbojowych. Wówczas ludzie z Posterunku wartu-jący na Moście Umocnionym włączają syrenyalarmowe i mieszkańcy całej Aglomeracjirzucają się do masek przeciwgazowychi kombinezonów. Oglądałem przedwojennefilmy propagandowe i powiem ci, Ŝe naszealarmy wyglądają trochę jak przedwojennećwiczenia ewakuacji ludności. Tylko u nas niktnigdzie się nie chowa - i tak wszyscy wiedzą,Ŝe nie ma na to czasu. BBC wypuszcza swojegazy bojowe, potem wiatr zmienia kierunek

i wszystko się kończy. Wiesz, co jest najgorsze?śe Sześcian stał się tak agresywny dopieropo tym, jak w Milipitas PosterunkowcyzałoŜyli swój obóz. Nie wiem, co o tym sądzić,ale wygląda to tak, jakbyśmy sprowokowaliBBC. Wszyscy teraz uwaŜają, Ŝe Sześcianto twór Molocha, a Posterunek jest o tym świę-cie przekonany. To bardzo prawdopodobne.

Takich dziwnych szczegółów jest więcej.Jeszcze przed zjawieniem się Posterunkowcówna ulicach miasta lądowały dziwne obiekty,które wyglądały jakby spadły z nieba. Dawniejnie wiedzieliśmy, Ŝe to BBC je nam wystrzeli-wał. Ludzie znajdowali na ulicach zgrzewkiwody mineralnej, paczki, pakunki konserw,worki ze zboŜem, lekarstwa, ubrania.A wszystko w eleganckich, stalowych skrzy-niach wyposaŜonych nawet w spadochrony.Stąd ludzie początkowo myśleli, Ŝe to jakaśpomoc humanitarna. Spekulowano nawet,czy to Rząd USA znów działa lub moŜe to ratu-nek z Europy. Czerwony KrzyŜ ani siły ONZsię jednak nie zjawiły. Tymczasem zgodnie

wybrzeŜe i port

69

12.01.2021 - Skończyliśmy chowanie zmarłych. Nadal trwa praca przy odgruzowywaniu ulic i usuwaniuszkła zalegającego w całym mieście.

20.01.2021 - Nowy przywódca, ten Logan, szef przedwojennej policji, rozkazał przekształcać parkimiejskie w ogrody warzywne. To dobra idea, choć wątpię, aby rozwiązała problem niedoboru Ŝywności.Dopóki ludzie będą wzbraniali się wypływać na połowy, będziemy głodni.

21.01.2021 - Pojawiają się liczni uciekinierzy i przybywają do miasta, nieraz całymi rodzinami.Poza San Francisco ponoć panuje jeszcze gorszy chaos, małe miasteczka terroryzowane są przez gangiprzestępcze.

22.01.2021 - Chodzą pogłoski, Ŝe wojna się wcale nie skończyła. Podobno ktoś zaatakował nasz kraj.Tylko co za sens atakować nuklearnie pustynie i zgruzowane miasta?

23.01.2021 - Ktoś twierdzi, Ŝe agresorem jest armia rosyjska. To by miało sens, bo to Rosjanie zrzucilina nas najwięcej bomb.

24.01.2021 - Ktoś inny opowiedział mi, Ŝe wróg nadciąga od północy, z Kanady. Wydaje się to bez sensu.Dlaczego Rosjanie mieliby uderzyć przez Kanadę?

28.01.2021 - Dałem sobie spokój z polityką i postanowiłem sprzedać resztę konserw, które odziedziczy-łem po moim poprzedniku. Bardziej potrzebuję teraz leków dla brata. Cena puszki z mięsem osiągnęłazawrotną wysokość 500 dolarów, a i tak niektórzy juŜ nie płacą zielonymi, tylko róŜnymi przedmiotami.

z maksymą „Znalezione nie kradzione”znalazcy, uwaŜając się za szczęściarzy, natych-miast zabierali te „podarunki od losu”.Zwykle w ciągu kilku godzin umierali, zaleŜyna czym polegała niespodzianka ukrytaw tych „prezentach”. Czasem woda byłazatruta, niekiedy w paczce była bomba.Po pewnym czasie ludzie zorientowali się,Ŝeby nie tykać znajdywanych w róŜnychmiejscach dziwnych rzeczy.

Dopiero potem zjawił się Posterunek.Wyobraź sobie, Ŝe ci faceci bardzo zaintereso-wali się Sześcianem - zaczęli go obserwować,mierzyć, badać ultradźwiękami, cokolwiekto jest, a nawet zaczęli go filmować. Umocnilii ufortyfikowali most między Sunnyvalea Fremont - stamtąd dzień i noc monitorujądziałalność BBC. Wiesz, mają nawet takiesprytne kamery rejestrujące obraz w ciemno-ści. I wiesz co? Oni pierwsi nagrali, jak BBCwystrzeliwuje w stronę miasta te pakunki,o których ci opowiadałem. Mają to wszystkona filmach. Teraz jest pewność, skąd się brały.Dziś juŜ nikt nie zbiera prezentów od WujkaSześciana - ludzie Posterunku, zwani przezmieszkańców zbieraczami, przeszukują ulicei zabierają skrzynie. Podobno wywoŜą jew jakieś bezpieczne miejsce i tam składują.Pytasz, czemu ich nie zniszczą? Widzisz,są bystrzejsi od ciebie i wiedzą, Ŝe w tychskrzyniach moŜe być wszystko - od ładunkówwybuchowych, po broń biologiczną i dlategolepiej ich nie ruszać. Nikt nie wie, gdzie jeskładują i lepiej, aby tak pozostało.

BBC chyba się uczy, musi nas teŜ jakośobserwować, bo zrzutów jest coraz mniej.Skubaniec jakby wie, Ŝe juŜ nie dajemy sięnabrać. W zamian zaczął wypuszczać swojegazy bojowe takŜe wtedy, gdy wiatr wieje

na wschód w stronę Milipitas, gdzie stacjonujePosterunek. Sześcian jest cwany i nie wiadomo,czy poprzestanie na niewinnych zaczepkach.Ciekawe, jaką sztuczkę teraz wymyśli, nie?Niektórzy sądzą, Ŝe wewnątrz znajduje sięwielka fabryka, w której powstają robotybojowe Molocha. Inni sadzą, Ŝe w betonowejkonstrukcji kryje się wylęgarnia mutantów,a jeszcze inni mówią, Ŝe obie te rzeczy na raz.Bez przesady, BBC nie jest chyba wystarcza-jąco wielki, ale kto wie? Posterunek nie uspo-kaja mieszkańców, wręcz przeciwnie - ustawilina Moście Umocnionym stanowiska CKM-ów,miotacze ognia i małokalibrowe działa.Ponoć most jest teŜ zaminowany - na wypadek,gdyby coś chciało popłynąć na północ zatoki,zostanie on wysadzony, aby zagrodzić drogę.Jak dla mnie, jeśli BBC jest faktycznie inteli-gentny - a ludzie tak sadzą - to Most Umoc-niony będzie jego pierwszym celem.Pod naciskiem Posterunku ostatnimi czasyludzie Jakuzy przewieźli pięć swoich działnad wybrzeŜe Zatoki San Francisco i wycelo-wali je w kierunku BBC. To zabawne,Ŝe Japońce tak bardzo boją się inwazjiz Pacyfiku, a tymczasem za sąsiada mająwielki, czarny, mechaniczny Sześcian będącyprawdopodobnie tworem Molocha, nie?Ale Ŝarty Ŝartami, a tymczasem BBC moŜeniespodziewanie zakończyć istnienie San Fran-cisco. Ludzie trochę zbyt do niego przywyklii gdyby nie Posterunek, to zupełnie straciliby-śmy czujność. Nie wiem, co Sześcian planujei czy w ogóle coś planuje, nie wiem teŜ jakdziała, ani skąd się wziął, prawdę mówiąc,to niemal nic nie wiem, ale jednego jestempewien: gdy BBC zaatakuje nie chce byćw San Francisco ani w jego pobliŜu.

san francisco

70

Trudno sobie wyobrazić, jak bardzo rozwiniętabyła przed wojną komunikacja miejska. śebyjedno miasto potrzebowało naraz autobusów,tramwajów, trolejbusów i jeszcze do tego metrai taksówek! Musiały jeździć nimi miliony ludzi- dziś rdzewiejące wraki autobusów, zdemolo-wane przystanki i dziesiątki mil tuneli metraprzypominają nam, jak zaludnione byłoniegdyś San Francisco.

Obecnie korzystamy tylko z tramwajówlinowych jeŜdŜących w centrum. Pozostałeformy komunikacji miejskiej umarły wrazz końcem dostaw prądu z gigantycznej, amery-kańskiej sieci energetycznej. Stacje, torowiskai tunele miejskiego metra jednak przetrwały.Nie wiem czemu nad wejściami do jednychstacji widnieją litery BART, a nad innymiMUNI, moŜe dwie firmy transportowe konkuro-wały w San Francisco, ale mimo to ich siecisą połączone.

Pod całym centrum miasta, biegną tunelemetra. Wiem o tym wiele, bo niegdyśprzyjąłem zlecenie na przeszukanie ichi przy okazji sporządzenie dokumentacjina ten temat. Podobała mi się ta praca - robotabyła od Rady Miasta i dostałem ludzi do dyspo-zycji, róŜnych speców od górnictwa, inŜynie-rów, nawet motorniczego tramwaju, a do tegodwóch Milicjantów do ochrony. W takim zespoleruszyliśmy na eksplorację tunelów metra,których mamy w całej Aglomeracji ponad 30mil, a to tylko mały wycinek całej sieci metra,które w wielu miejscach wyjeŜdŜana powierzchnię, a nawet biegnie na stalowychestakadach ponad dachami domów.Zwiedziliśmy wszystkie stacje, a kaŜda z ponadczterdziestu jest inna.

Większość słuŜy okolicznym mieszkańcomza kawiarnie, schronienia, domy czy bazary,a w jednej jest nawet manufaktura produku-jąca drewniane skrzynie na potrzeby kurierówi transportu towarowego.

Jednak znacznie ciekawsze jest, Ŝe podczasmoich wędrówek śladami podziemnych koleispotkałem mnóstwo zakręconych ludzii usłyszałem ciekawą historię metra w mieście.W 2020 roku, gdy na wschodni brzeg Zatoki

spadały bomby, całe masy spanikowanychludzi schroniły się w podziemnych stacjach,a jeszcze inni znajdowali się wówczas w wago-nach kolejki, gdzieś jadąc. Gdy w jednej chwiliw całym mieście padł system energetyczny,wagoniki metra zatrzymały się, niekiedystając w środku wielomilowych tuneli, głębokopod ulicami miasta. PoniewaŜ NA-AD zadziałał,wielu w przeciągu godzin czy dni wyszłona zewnątrz, ale niektórzy, bojąc się radioak-tywnego opadu, pozostali w tunelach. Częśćzamieszkała na stacjach, inni urządzili sobielegowiska w stojących wagonach metra.Niektóre schrony przeciwatomowe miałyzresztą wejścia właśnie na stacjach BART.Były tam równieŜ liczne schrony przeciwlotni-cze, a ich magazyny były dobrze wyposaŜone -pełne wody, Ŝywności i baterii do latarek.Idealne miejsce, aby przeczekać najgorszydla powierzchni okres. Wielu ludzi zamieszkałow tunelach metra całymi miesiącami, z nudówzwiedzali je, grupy z róŜnych stacji spotykałysię i wymieniały informacjami czy plotkami.Jak to wśród ludzi bywa, pojawili się teŜ cwa-niacy i przestępcy, którzy korzystaliz sytuacji. Często uzbrojeni ludzie zajmowalimagazyny schronów przeciwlotniczychi stawali się władcami tamtejszych zapasów,sprzedając jedzenie i wodę innym mieszkań-com tuneli. Kilku z nich Ŝyje do dziś i nadalkorzysta z wówczas zdobytych gambli.To w metrze ludzie pierwsi porzucili przedwo-jenne dolary, zrozumiawszy, Ŝe straciły oneswoją wartość. Właśnie mieszkańcy BARTprzyczynili się potem do rozpowszechnieniai utrwalenia barteru w mieście. Wielu ludzi,którzy nie zmieścili się do schronów i podczasuderzenia pozostali na powierzchni, kupowałosobie moŜność schronienia się w tunelachza jedzenie i wodę.

Usłyszałem teŜ historię o tym, jak w Dziel-nicy Richmond wściekli ludzie z powierzchniz pomocą uzbrojonej policji wdarli się siłąna stację Forest Hill, nie godząc się na płacenieza schronienie. Ludzie z Forest Hill wspominalize zgrozą, jak napastnicy z powierzchniz nienawiścią w oczach pacyfikowali peron sta-cji i wdzierali się do podziemnego magazynu.

W zasadzie, kaŜda stacja metra ma swoją,podobnie ciekawą historię z czasów wojny.W wielu z nich narodziły się podziemne gangi,niektóre komunikowały się stale z powierzch-nią, inne Ŝyły w absolutnej izolacji. Większośćmieszkańców zaczęła opuszczać podziemneschronienia, gdy wyczerpywały się zapasyŜywności i wody, niektórzy zaufawszy donie-sieniom z powierzchni, Ŝe na zewnątrz jest juŜbezpiecznie, takŜe wychodzili. Czasami ludzieuciekali z metra, bojąc się rozwijającej sięcoraz bardziej przestępczości. Bandyci grasu-jący po tunelach po kilku miesiącach niemalcałkowicie zawładnęli siecią komunikacyjną.

san francisco

72

“(...) Widzieliśmy piekło, które przesłoniło na kilkaminut niebo. Piekło zagościło na krótki czas po drugiejstronie Zatoki. NiewyobraŜalna jasność poraziła naszeoczy, a huk eksplozji odebrał nam słuch. Widok, któryukazał się w chwilę potem, gdy jasność zmalała - wzra-stanie wielkiej chmury ognistego gniewu nad Zatoką -oglądaliśmy w absolutnej ciszy i skupieniu. Cała ulica,wszyscy, jak jeden mąŜ, zwróceni byli na wschód,a ich oczy z przeraŜeniem rejestrowały śmierćRichmond i Oakland, które na naszych oczachprzestały istnieć. Niepojęta groza dotknęła nas,mimo Ŝe byliśmy w bezpiecznej odległości.

Do rana po drugiej stronie Zatoki szalały strasz-liwe poŜary (...)“

Obecnie w metrze nikt nie mieszka,poza róŜnymi szumowinami, uciekinieramiczy innym marginesem. Wielu ciemnych typówkrąŜy po tunelach nocując w małychpomieszczeniach kontrolnych, magazynachczy po prostu w stojących tam od 30 latwagonach metra.

Jeśli chodzi o stacje, to, jak juŜ wspomnia-łem, są róŜnie wykorzystywane. Najczystszei najbezpieczniejsze są tunele i stacjew centrum, podziemne perony pod MarketStreet. W Dzielnicy Misyjnej jedna ze stacjisłuŜy za schron i magazyn Misji Dolores.

Idąc dalej, na południowy zachód, dotrzeszmetrem do Taravel i do wspomnianej przezemnie juŜ stacji Forest Hill. Obecnie znajdują siętam katakumby, gdzie pochowano wiele ofiarchorób popromiennych oraz ludzi zabitychw krwawej walce o stację z 2021 roku. Do dziśchowa się tam czasem ludzi, a mieszkającyw naziemnym budynku stacji grabarz Vitozajmuje się teŜ spawaniem metalowychtrumien, w których chowa się ciała.

PodąŜając dalej na południe, opuściszcentrum San Francisco. W przedmieściachtakich jak San Bruno, aŜ do Milbrae, tory

wiodą juŜ nie pod ziemią, a na jej powierzchnilub estakadami. Tutaj stanowią głównierdzewiejącą konstrukcję, a stacje są zdewasto-wane i niezagospodarowane.

Jeśli zaś z centrum miasta pójdziesz tune-lem na północ, dotrzesz aŜ pod Zatokę. Tunelmetra łączył kiedyś San Francisco z miastamina wschodnim brzegu, ale dziś jest częściowozalany i wyprawa pod powierzchnią zatokina drugą stronę jest chyba niemoŜliwa.Ja dotarłem gdzieś półtorej mili w głąb zatokii potem zawróciliśmy, nie mając sprzętudo nurkowania. Zresztą po drugiej stronieZatoki rozciągają się skaŜone radioaktywnietereny i nie ma tam czego szukać.

Słyszałem jednak, Ŝe są grupy szabrowni-ków eksplorujące poprzez tunele BARTmiasta Richmond i Oakland. Podobno uŜywająkombinezonów ochronnych zachowanychz czasów wojny i przynoszą ze skaŜonychterenów duŜo drogich i rzadkich gambli.Wedle przedwojennych planów, BART sięgadaleko na północny wschód, aŜ do miejscowościPitsburg.

Jednak w samym mieście tunele pilnowanesą przez Milicję. Funkcjonariusze wyposaŜeni

podziemia

73

w noktowizory, a w najgorszym wypadkuw latarki, przeszukują metro, łapiącczasami poszukiwanych przestępców. Niekiedyrezydujące w podziemiach bandziory zabijąMilicjanta.

Poza tym, duŜym niebezpieczeństwemw tunelach są szczury. Nie, nie Ŝadne myślące,ani szczególnie gigantyczne - to San Francisco,a nie Sharrash. W metrze Ŝyją całe chmaryzwykłych, Ŝarłocznych szczurów. Czasamiw pobliŜu zejść w nocy słychać ich pisk odbija-jący się echem w tunelach. Niektórzy miesz-kańcy metra padają ich ofiarami - przed hordątysięcy szczurów nie uchroni cię Ŝaden kara-bin ani kamizelka kuloodporna. AŜ ciarkiprzechodzą. Nie chciałbym zostać poŜartyŜywcem przez szczury…

Montgomery TrainSkład nr 48 metra miejskiego stał w chwiliwybuchu wojny przy podziemnym peroniestacji pod Montgomery Street i nigdy juŜstamtąd nie odjechał. Przez wiele miesięcybył schronieniem dla mieszkańców miasta,którzy ukryli się pod ziemią przed promienio-waniem. Do dziś na szybach wagonów przykle-jone są zdjęcia ludzi koczujących w składzieprzez te siedem upiornych miesięcy. Obecniepełnią pamiątkowy charakter, a w wagonachmetra urządzono restaurację serwującą ciepłeposiłki i lekki alkohol, głównie wino i piwo.Knajpę prowadzi William Mc’Gilan - charyzma-tyczny, starszy facet, który w czasie wojnybył przywódcą ludzi mieszkających na stacjiMontgomery. Pamięta doskonale tamte cięŜkiedni, niekiedy zbiera mu się na opowieść.Warto go posłuchać, mówię ci. Gość miał jaja,aby objąć przywództwo nad tłumem obcych,przeraŜonych ludzi i utrzymać ich przy Ŝyciu.Dziś, jak sam mówi, doŜywa swoich dnina zasłuŜonej emeryturze, a swemu synowi,Andy’emu, przekazuje coraz więcej obowiązkówzwiązanych z prowadzeniem tego miejsca.Montgomery Train to bardzo miła knajpa,gdzie spotkasz wielu weteranów z tamtychczasów. Jeśli lubisz nostalgiczny nastróji pieczone ziemniaki, odwiedź to miejscekoniecznie.

Schron nr 202Nigdy nie został wykorzystany w celu,do którego słuŜył. Schron mieści się bliskostacji Embarcadero i połączony jest z nią pięć-dziesięciometrowym tunelem. Podczas uderze-nia nie został otwarty, poniewaŜ niemalwszyscy członkowie Obrony Cywilnej odpowie-dzialni za jego obsługę zginęli w chwili ataku -dwoje z nich mieszkało w Oakland. Tymczasemtrzecią osobą był Ŝołnierz Gwardii Narodowej,odpowiedzialny za ochronę tego obiektui pilnowanie porządku wśród ewentualniezgromadzonej tam ludności. Mathew Larkinjednak w dniu upadku bomb zaspał i nie poja-wił się w metrze. Schronu nie otwarto przezwiele kolejnych lat, a Mathew, który jako jedenz nielicznych ocalałych spośród ludzi pozosta-łych na powierzchni, dopiero przed rokiemdostał się do jego wnętrza. Wcześniejprzez miesiąc przeszukiwał zgliszcza domówpozostałych członków obsługi schronuw Oakland. Jego trud opłacił się, bo po otwarciuschronu stał się posiadaczem jego kompletnegowyposaŜenia. Dziś w schronie nr 202 Mathewprowadzi sklep ze sprzętem ochrony radiolo-gicznej, Ŝywnością liofilizowaną i innymitypowo „survivalowymi” przedmiotami,takimi, jak liczniki Geigera, tabletki do odka-Ŝania wody i inne. Co tu duŜo mówić - gośćwyprzedaje zawartość schronu. Ktoś kupiłod niego nawet taką cholernie niewygodną,wąską i krótką, piętrową pryczę. Ciekawostkąw jego asortymencie jest cały zestaw róŜnychbroszurek wydanych przed wojną przezObronę Cywilną, dotyczących tematykiprzetrwania po ataku atomowym. Choć tamtej-sze informacje dotyczą głównie pierwszychtygodni po wojnie, wbrew pozorom przydająsię takŜe i dziś. KaŜda ksiąŜeczka dotyczyinnego tematu: jeśli przeczytasz „Zdobywaniewody i poŜywienia”, to dostajesz za darmopierwszy poziom umiejętności Zdobywaniewody i Łowiectwa. Broszura pod tytułem„Pierwsza pomoc” pozwala nauczyć się pierw-szego poziomu stosownej umiejętności. Nic nieda przeczytanie tych ulotek osobom, któreposiadały wcześniej wymienione umiejętnościna poziomie pierwszym lub wyŜszym.

san francisco

74

Najgorsze po wyjściu ze schronu jest zbieranie ciał. Zwłoki zalegają na ulicach, w sklepach, w centrachhandlowych, w domach, hotelach, na dworcach, wszędzie. Natrafiamy na prowizoryczne szpitale,w których ciała wycieńczonych lekarzy spoczywają koło sinych trupów ich pacjentów. Blade palcemedyków ściskają puste opakowania po lekarstwach. Mierniki promieniowania trzeszczą jak szalone.Wynosimy zwłoki tygodniami, w workach, razem z łóŜkami, na których umarli. Wszędzie płoną stosy,a swąd palonych ciał snuje się po ulicach. Ludzie cięŜko pracują, mimo głodu i zmęczenia, w obawieprzed epidemią, chcąc jak najszybciej pozbyć się zwłok. Przeszkadzają nam w tym dzikie psy,sępy, szczury i robaki. Poziom promieniowania nadal jest wysoki, ale moŜna juŜ chodzić bez kombinezonów.Nikt się nie przejmuje, Ŝe za dwadzieścia lat dostanie raka. Nie wiemy, co będzie jutro, więc co nasobchodzą lata?

Jeśli spojrzysz na wschodnie wybrzeŜe ZatokiSan Fran, wszędzie widać tam tylko zgliszczazbombardowanych miast. Wszystko od Rich-mond po Fremont to radioaktywne ruiny.Dopiero na samym południowym krańcuwschodniego wybrzeŜa moŜna dostrzec znakiŜycia. Tam właśnie, wśród ruin dawnegoMilipitas, znajduje się obóz Posterunku.My nazywamy ich po prostu Milipitasod miejsca, gdzie załoŜyli bazę. Posterunkowcyodgruzowali dwie dzielnice miasta, z cegiełwymurowali niskie podmurówki pod swojestalowe kontenery mieszkalne, wznieśli kilka-dziesiąt namiotów, okablowali to wszystko,postawili dziesiątki anten i usypali dookołaszaniec z gruzu. Nie wiem, ilu ich tam jestdokładnie, ale słyszałem, Ŝe mają jedną pełnąkompanię Ŝołnierzy do ochrony. Ilu specjali-stów siedzi w tych namiotach i kontenerach,nie sposób stwierdzić. Zresztą, czy to waŜne?Jak chcesz, to sobie policz. Nie moŜe ich zresztąbyć zbyt wielu, bo przyjechali na ledwie kilku-nastu cięŜarówkach w eskorcie moŜe dwudzie-stu kilku HMMWV. Przytargali za to całe tonyróŜnorakiego sprzętu. Nie wiem, stary, skądoni biorą prąd do zasilania tego wszystkiego.Znajomy był w ich obozie i opowiadał, Ŝe kaŜdyz tych namiotów wygląda jak sklep kompute-rowy. Pogłoski mówią, Ŝe Posterunkowcy biorąenergię z baterii słonecznych, ale, do cholery,ile musieliby ich mieć, aby zasilić to wszystko?

Od kiedy Posterunek tu jest, w mieściekręcą się Ŝołnierze do złudzenia przypomina-jący wyglądem Ŝołnierzy przedwojennejUS Army. CóŜ, nic w tym dziwnego, skoroumundurowanie i wyposaŜenie, któregouŜywają, pochodzi właśnie od przedwojennejarmii. Właściwie ich obecność jest na rękęmieszkańcom. Nie chodzi o BBC, bo osobiściewątpię, aby dali radę odeprzeć ewentualnyatak Sześcianu, gdyby ten uderzył na seriocałą swoją siłą. Korzyści są raczej bardziejprzyziemne. W końcu kilka setek Ŝołnierzyi naukowców musi coś jeść i pić, no nie? Potrze-bują paliwa do swoich Hammerów, amunicjii odwiedzają nasze puby i burdele. Wielu ludzizrobiło wielki interes na Posterunku.

MoŜna się teŜ u nich zaciągnąć. Jeśliczujesz się patriotą, lubisz zabijać i niszczyćalbo jesteś psychopatą, zgłoś się do BiuraRekrutacyjnego, które mieści się zarazprzy głównym wjeździe do miasta, to jestw Foster Gate. Zresztą, na ulicach z pewnościąnapotkasz plakaty propagandowe, moŜe nawetdostaniesz ulotkę z wizerunkiem Wuja Samawskazującego cię palcem i mówiącego:„Nie pytaj, co Ojczyzna zrobiła dla ciebie,ale powiedz, co ty zrobisz dla Ojczyzny!”. Jeślisię zaciągniesz, dostaniesz mundur, butyi zakwaterowanie w obozie szkoleniowympoza miastem, gdzieś na południu. Co miesiącwyjeŜdŜa stamtąd jedna albo dwie cięŜarówki

świeŜego mięsa armatniego. CóŜ, na świecienie brakuje samobójców i psycholi. Bez urazy,jeśli miałeś chęć się zaciągnąć. Patriotów teŜw końcu nie brakuje. Ja po prostu uwaŜam,Ŝe do wojny z Molochem trzeba się dobrzeprzygotować, a nie posyłać słabo uzbrojonychludzi na pewną śmierć. Gdybyśmy mieli czołgi,samoloty i helikoptery, wtedy moŜnaby podjąć prawdziwą walkę. Dlatego my tutaj,w San Francisco, chcemy postawić miastona nogi. Bez zaplecza nie da się prowadzićwojny. Tak samo chyba sądzą w Nowym Jorkui, miejmy nadzieję, kiedyś NowojorczycynawiąŜą z nami współpracę. Ale wracającdo Milipitas...

Pewnie ciekawy jesteś, czego Posterunekszuka w San Francisco? Wiesz juŜ, Ŝe specez Posterunku Ŝywo zainteresowali się Sześcia-nem i badają go, a ich wojsko przygotowanejest do ewentualnej konfrontacji z BBC - przy-najmniej teoretycznie, bo nie wiemy, czego siępo Kostce spodziewać. Jednak Posterunekto nie jest instytucja charytatywna, któraprzyjechała, aby dobroczynnie bronić San Franprzed Sześcianem. Mają tutaj swój interes.Aby walczyć skutecznie z Molochem, Frontpotrzebuje zaopatrzenia i bazy technologicznej.Słyszałem, Ŝe główna baza Posterunku, będącw ciągłym zagroŜeniu, potrzebuje wsparciabardziej oddalonych od pola walki obozów,aby w razie czego móc liczyć na zapleczetechniczno-naukowe. Brzmi to trochę, jakby siębali, Ŝe Moloch dorwie to ich jeŜdŜące miastoi zniszczy je, czy mi się wydaje? Bo gdyby bylicałkiem pewni swego bezpieczeństwa,wszystko trzymaliby tam - blisko oddziałówfrontowych. Jednak ludzi stacjonującychw Milipitas jest coraz więcej, a od czasudo czasu przyjeŜdŜają cięŜarówki pod silnąeskortą i załoŜę się, Ŝe nie mają w ładowniachbateryjek do ich komputerów, tylko coś waŜ-niejszego...

Posterunek nie tylko przywozi coś do SanFrancisco, ale teŜ sporo wywozi. Zaopatrują sięu nas w amunicję, pojazdy, Ŝywność i zdrową,nieskaŜoną wodę. Słyszałeś o tym, Ŝe na północod Milwaukee nie ma ani kropli wody zdatnejdo picia? Ponadto jest jeszcze jeden, cennysurowiec - rekruci - choć powiem ci szczerze,Ŝe, póki co, mieszkańcy San Francisconie garną się do szeregów oddziałów fronto-wych. Myślę, Ŝe dopóki Moloch nie zmiaŜdŜyReno i nie spopieli Sacramento, Posterunkowcynie będą mieli zbyt wielu poborowychz Aglomeracji. Dopiero, gdy ludzie poczują siębezpośrednio zagroŜeni, pomyślą o wzięciukarabinu do ręki i przyłączeniu się do innychwalczących. Póki co, maszyny Molochato dla nas inny świat, odległy co najmniej tak,jak Arabia Saudyjska. Na razie zaś to bardziejPosterunek przydaje się miastu niŜ my jemu.Oprócz obserwacji i monitorowania BBC,

san francisco

76

Ŝołnierze Posterunku pełnią straŜ na północ-nym krańcu Golden Gate. Ciekawy jesteś,czemu? Od kilku lat szabrownicy rozkradającyresztki pozostałości miasta San Rafael zaczęliginąć. Początkowo nikt się nimi nie przejmo-wał, potem, gdy zaginięcia w San Rafael stałysię zbyt częste, poszedł tam oddział MilicjiMiejskiej. Milicjanci ledwo uszli z Ŝyciem.Wpadli w zasadzkę jakichś dziwnych, humano-idalnych istot. Tak przynajmniej się mówi. Odtamtego czasu burmistrz zamknął Golden Gate,odcinając miasto od San Rafael. Gdy zjawił sięPosterunek, Benedict Logan bardzo chętnieoddał straŜ na moście Ŝołnierzom. JednakPosterunkowcy nie tylko blokują most,ale konsekwentnie wyprawiają się do SanRafael, przeszukując je. Cokolwiek tam jest,w końcu się na to natkną. Wiesz, tutaj Loganpotrafił dobrze zagrać, bo wykorzystał fana-tyzm Posterunkowców w walce z mutantamii wszelkiego rodzaju „wrogiem” człowieka.Oni myślą, Ŝe San Rafael to przyczółekdla jakichś nowych tworów Molocha i zrobiąwszystko, aby zgładzić go w zarodku. Nie wiem,czy zdołają oczyścić San Rafael z rzekomozamieszkujących tam dziwnych istot, ale Ŝyczęim powodzenia. Jak na razie panuje tam spokóji patrole Posterunku nie napotkały niczegoniepokojącego. Inni sądzą, Ŝe w ruinach miastaŜyją tylko watahy zdziczałych psów, a bajkio krwioŜerczych bestiach to wymysł MilicjiLogana, która chce w ten sposób uratować swójhonor po ucieczce z San Rafael. Ja sam nigdynie byłem po drugiej stronie Golden Gatei nie zamierzam się tam wybierać. Niech Poste-runkowcy sobie oczyszczają tamte terenyi chwała im za to.

NUMMITo skrót od takiej jednej, bardzo długiej nazwy.Nie chce mi się, ale ci ją podam, bo potem i takbędziesz pytał oraz narzekał, Ŝe cię w koniarobię. Chodzi o New United Motor Manufactu-ring, Inc. Zadowolony? Przed wojną międzyMilipitas i Newark mieściły się zakładyjednego z największych koncernów samochodo-wych w Stanach. Produkowano tu główniesamochody marki Toyota, zresztą ławoto zauwaŜyć, patrząc na auta jeŜdŜącepo ulicach San Francisco. W kaŜdym razie,pomimo, Ŝe niespełna 3 mile dalej, w centrumNewark, uderzyła głowica atomowa, zespółfabryk przetrwał wojnę w zasadzie nienajgo-rzej. Ucierpiał znacznie bardziej po zagładzie,od trzęsień ziemi i poŜarów, które szalaływ mieście. O dziwo, fabryka nie była zbytmocno plądrowana, bo strach przed skaŜeniemradioaktywnym zniechęcał większość rabu-siów, nawet tych najodwaŜniejszych i najbar-dziej chciwych. Zresztą, na cholerę komu

cięŜkie, trudne w wywoŜeniu roboty do produk-cji samochodów, skoro mamy ich tysiącew mieście i wystarczy ich jeszcze na handelprzez wiele długich lat? Po co ci o tym opowia-dam? OtóŜ ostatnio fabryką Ŝywo zaintereso-wał się Posterunek. Nie dość, Ŝe majądo zakładów Ŝabi skok, bo to ledwie półtorejmili na północ od ich obozu, to jeszcze zakładma dla nich duŜą wartość. Raz, Ŝe potrzebująsamochodów, a moŜliwość ujednoliconej produk-cji ułatwi im zaopatrywanie wojska w sprzęt.Dwa, łatwo mogą dostosować fabrykędo konstruowania czegoś bardziej przydatnegoniŜ luksusowe auta Toyoty. Mają szczęście,Ŝe Moloch czy Rosjanie - zaleŜnie od tego,kto według ciebie zrzucał na nas bomby -nie uznali tej fabryki za cel militarny. Inaczejbyłoby tam tylko radioaktywne gruzowisko.Nie wiem, jak Posterunkowcy zagospodarująNUMMI. Na razie kręcą się tam Ŝołnierze,trochę speców rysujących plany, ściągają tamteŜ robotników najemnych z miasta do odgru-zowywania. Jeśli szukasz zarobku i nie boiszsię pracować fizycznie, zatrudnij się tam -za dzień roboty dostaniesz kilkanaście gamblipod postacią sucharów i ryb albo amunicji5.56 mm. Sam jestem ciekaw, co tam będzie.Fabryka wozów opancerzonych na baziepickupa Toyoty? Zakład remontowydla Bradley’ów? Fabryka amunicji?

Morgan HillWspominałem, Ŝe posyłanie ludzi na Frontbez przeszkolenia jest nonsensem, prawda?Widocznie dowódcy z Milipitas teŜ tak uwaŜają,bowiem zorganizowali kompleksowy obóz szko-leniowy na południe od San Francisco, w miej-scowości Morgan Hill. Rekruci przejeŜdŜająna cięŜarówce kilkanaście mil, omijającpo drodze skaŜony teren wokół Evergreeni lądują w ufortyfikowanym miasteczku,w którego ruinach urządzono obóz treningowy.Byłem tam raz z ciekawości zobaczyć,jak Posterunkowcy szkolą ludzi do walkiz maszynami. Powiem ci, Ŝe robi to wraŜenie.KaŜdy rekrut otrzymuje od razu pełne wypo-saŜenie i musi o nie dbać. Pełnią warty i uczysię ich musztry oraz działania w terenie.Byłem zaskoczony, gdy dowiedziałem się,Ŝe wszelkie treningi przeprowadzane sąz uŜyciem ostrej amunicji! Wyobraź sobie,Ŝe program szkoleniowy obejmuje walkęw terenie otwartym: pustynnym i górskimoraz starcia w obszarze zurbanizowanym,a jakby tego było mało, do rekrutów strzelająprawdziwe roboty. Dowiedziałem się, Ŝe nie sąto maszyny Molocha, tylko ich kopie, konstru-owane z pomocą Uniwersytetu i Elektroników.Teraz juŜ rozumiem, skąd takie zapotrzebowa-nie Posterunku na części elektroniczne. Podczas

obóz posterunku

77

szkolenia zdarzają się wypadki cięŜkich zra-nień i śmierci wśród rekrutów. CóŜ, nie powiem- goście z Milipitas powaŜnie podchodządo kwestii treningu, moŜe nawet zbyt powaŜ-nie. Wiesz, nawet podczas podpisywaniakontraktu informują cię o niebezpieczeństwiezwiązanym ze słuŜbą i o tym, jak wyglądaszkolenie. Nie dziwię się, Ŝe tak niewielu jestchętnych, skoro na Froncie jest podobnojeszcze niebezpieczniej niŜ na treningu. Słysza-łem, Ŝe ostatnimi czasy rekruci ściąganisą tutaj z całej Kalifornii, bo z San Franciscojest ich zbyt mało. CóŜ, mieszkańcy miastamają zbyt spokojne i dostatnie Ŝycie,aby pchać się pod lufy opancerzonych kalkula-torów gdzieś na pograniczu z Kanadą.

Pułkownik Mathias VerosseDowódcą wojskowym obozu Posterunku w Mili-pitas jest wysoki rangą, ponoć bardzo doświad-czony na Froncie oficer. Osobiście nie widziałemgo nigdy, ale kumpel, który sprzedaje zaopa-trzenie Posterunkowcom, opowiadał, Ŝe pułkow-nik Verosse wygląda niemal jak podstarzałydziad. Słyszałem jednak, Ŝe jego wyglądjest bardzo mylący. Facet posiwiał ponoćze stresu na Froncie, ale ma charyzmęi posłuch u Ŝołnierzy, a jego doświadczeniew polu budzi powszechny szacunek. U nas,w San Francisco, przezywają go Dziadkiemi trochę się z niego śmieją. Jest taki kawał:W okopie na Froncie siedzi szeregowiec z Poste-runku i Dziadek. Gdy z warkotem zbliŜają siędo okopu maszyny Molocha, Dziadek wydajerozkaz „śołnierze! Macie tu granat i zniszczciemaszyny!”. „Tak jest!” odpowiada szeregowieci wybiega z okopu. Gdy wraca, melduje „Paniepułkowniku! Maszyny zniszczone!”. A Dziadekna to: „Doskonale, Ŝołnierzu. Teraz oddajciegranat!”. CóŜ, moŜe to nieco złośliwe, ale una-ocznia nasz stosunek w San Franciscodo wojny. Po prostu większość z nas uwaŜa,Ŝe nie jesteśmy gotowi do walki. Posterunkowi

brak sprzętu, zaplecza produkcyjnego i zaopa-trzenia. Ale to długi temat i na inną okazję.Ponoć pułkownik i burmistrz nie bardzo sięlubią i rzadko się spotykają. Stąd wynikajączasem spory i nieporozumienia między MilicjąMiejską, a Ŝołnierzami z Milipitas. Chodząsłuchy, Ŝe pułkownik chciałby zaprowadzićw San Francisco wojskowy porządek, ale pókiw mieście rządzi Benedict Logan, nic z tego niewyjdzie.

Nicola WarnerSpośród naukowców w Milipitas najbardziejznaną i najwaŜniejszą osoba jest pani doktorNicola Warner. Jest ponoć niesłychanie inteli-gentna i charyzmatyczna. Faktycznie, to onaczęściej występuje jako przedstawiciel Poste-runku w kontaktach z Radą Miejską czy bur-mistrzem. Chyba tylko dzięki niej nie doszłojeszcze do scysji między Loganem a Posterun-kiem. Ludzie opowiadają niekiedy, Ŝe paniWarner ma romans z burmistrzem, ale tochyba tylko plotki, o które nie trudno, skoroLogan otacza się wieloma ładnymi dziewczy-nami, a Nicola została obdarzona urodą.Widziałem ją tylko raz i to w telewizji,a powiem ci, Ŝe robi dziewczyna wraŜenie. Jeśliprzed wojną kaŜda wykształcona kobietamówiła tak interesująco, mogło być tamfajnie... Nicola Warner pojawia się na licznychbankietach i imprezach, a nawet grywa w golfaz miejscowymi mistrzami. Oczywiście, pozwa-lają jej wygrywać, he he. MoŜna powiedzieć,Ŝe pani doktor stała się lokalną gwiazdą. Nieza-leŜnie od swojej sławy, Nicola Warner ma mnó-stwo obowiązków i ciągle jest zabiegana. WciąŜwoŜą ją Hammerem z jednego końca miastana drugi lub siedzi w tych ich laboratoriachw Milipitas. Odpowiada za kontakty Poste-runku z naukowcami z Uniwersytetu Stanford,a takŜe bierze udział w programach badaw-czych na temat cyborgizacji, prowadzonychw Klinice w Campbell.

san francisco

78

Perpetum mobileHa! Perpetum mobile to jeden z najciekawszych mitów, jakie pojawiają się w opowieściach barowychw San Francisco. Ludzie od zawsze byli ciekawi, skąd Posterunek bierze energię do zasilania tej całej masykomputerów, nadajników i innych dziwnych urządzeń, jakie trzymają w Milipitas. Do tego wszyscy dziwiąsię, Ŝe nocami obóz Posterunkowców jarzy się blaskiem, jakby w kaŜdym namiocie mieli kulę dyskotekową.Dyskotek nie mają, ale ich obóz jest stale oświetlony, nawet wtedy, kiedy dostawa Cysterniarzy opóźni sięi z braku oleju do generatorów my, w mieście, nie mamy prądu. Ludzie opowiadają róŜne rzeczy, bo jakośnikt nie daje wiary, aby baterie słoneczne produkowały tyle prądu, Ŝeby zasilić to całe elektroniczne ustroj-stwo w Milipitas. Gdy odwiedzisz Posterunkowców, to zrozumiesz, o co mi chodzi - kiedy się tam jest, wśródich namiotów, powietrze aŜ buczy od szumu komputerów i zewsząd dochodzi cichy szum urządzeń elektrycz-nych. A baterii słonecznych faktycznie nie ma tam wcale tak duŜo. Ot, kilka kolektorów i paneli ustawio-nych pomiędzy namiotami. Są teŜ niby wiatraki, ale nie wmówisz mi, Ŝe to im wystarczy... Pytanie brzmi:skąd oni do cholery biorą energię? Z powietrza? Opowiada się róŜne historie - słyszałem nawet o miniatu-rowym, przenośnym reaktorze atomowym, a takŜe silnikach napędzanych ludzkim moczem. To wszystkobajki, ale pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Cholera, moŜe ty wiesz, jak oni zasilają to swoje obozowisko?

Tak, czas przeskoczyć znacznie dalej na połu-dnie, daleko poza granice samego SanFrancisco. Muszę najpierw wspomniećo Cmentarzysku i otaczających je przedmie-ściach San Fran.

Widzisz, znajdujemy się w dolinie SantaClara. Ponoć dawno temu był to biedny, rolni-czy region, gdzie uprawiano cytrusy. Potem,gdzieś w latach trzydziestych ubiegłego wieku,nastąpił boom na nowe technologie - kompu-tery i elektronikę. Niskie ceny ziemii korzystne prawo sprawiło, Ŝe w Doliniezaczęły masowo powstawać firmy elektro-niczne i komputerowe, produkujące główniena potrzeby wojska. Gdzieś przeczytałem,Ŝe w Krzemowej Dolinie tuŜ przed wojną znaj-dowało się ponad 800 firm komputerowych.Nazwy takie jak Apple, NVIDIA, Rambusczy Hawlett-Packard niewiele ci pewnie powie-dzą, ale wystarczy rzec, Ŝe w Dolinie Krzemo-wej znajdowało się tyle komputerów, cow całych zasranych Stanach razem wziętychi dwa razy więcej speców. Robi wraŜenie, nie?

Oprócz biurowców i przedstawicielstw,mieściło się tu przed wojną mnóstwo zakładówprodukcyjnych, laboratoriów i fabryk wyso-kich technologii. Faceci w białych, sterylnychkitlach tworzyli tu nowe mikroprocesoryi polerowali czasze superteleskopów. Nic dziw-nego, Ŝe Rząd chciał ocalić Dolinę Krzemowąprzed zniszczeniem i pośpiesznie zainstalowałtu wyrzutnie NA-AD.

W zasadzie próba ocalenia Doliny Krzemo-wej się udała - bomby uderzyły główniewe wschodnie wybrzeŜe Zatoki San Francisco,niszcząc tamtejsze miasta, zrównały teŜz ziemią lotnisko rządowe, ale poza tym więk-szość doliny Santa Clara pozostała nienaru-szona. Jednak na skutek promieniowaniaznaczna część personelu i naukowców umarła,a przez następne lata po uderzeniu w Krzemo-wej Dolinie działy się dziwne rzeczy.

Ludzie przez pierwsze lata po wojnienie interesowali się siedzibami korporacjina południu, próbując przetrwać w San Franci-

sco. Mówi się, Ŝe w Krzemowej Dolinie, któraobejmuje miasta Sunnyvale, Mountain View,Santa Clara, Palo Alto i kilka innych miejsco-wości, pojawiały się dziwne, nieznane istoty,oszalałe automaty i ogólnie tamte rejonyuwaŜano za nawiedzone. Myślisz, Ŝe tośmieszne? Dziś się z tego nie śmiejemy. Mimo,Ŝe połowa mieszkańców Aglomeracji utrzymujesię z eksploracji Krzemowej Doliny, zwanej dziśCmentarzyskiem, to nikt nie kpi sobie z niebez-pieczeństw tam drzemiących.

Hi-TechNie powiedziałem ci jeszcze wszystkiegoo Krzemowej Dolinie. Na krótko przed wojnąto miejsce zaczęło się rozwijać jeszcze inten-sywniej niŜ przedtem. RóŜne źródła sprzedwojny wspominają o ogromnych inwestycjachrządowych w ten obszar, ulgach podatkowychoraz wielkich konstrukcjach wznoszonychprzez Rząd i prywatne korporacje. Dziś wiemy,Ŝe trwały tu zaawansowane prace nad robo-tyką, projektowano tutaj nanoboty oraz...najprawdopodobniej to tutaj stworzono AI -Sztuczną Inteligencję.

Pomyślałeś o tym, o czym powinieneś?Tak, masz rację, bardzo wielu ludzi uwaŜa,Ŝe to w Krzemowej Dolinie powstało coś,co potem nazwaliśmy Moloch. Nie mam pojęcia,ile w tym prawdy, do czego słuŜyła AIw Krzemowej Dolinie, ani na ile była faktycz-nie „inteligentna” - czytałem niedawno w znale-zionej gazetce popularnonaukowej sprzedwojny, Ŝe stworzenie Sztucznej Inteligencjiwydawało się ludziom niemal niemoŜliwe.Nie wiem więc, czy moŜna stawiać równanieAI=Moloch, ale wielu nie waha się tak sądzić,a są wśród nich teŜ spece z Posterunkui najtęŜsze umysły San Francisco.

Ale wracając do Krzemowej Doliny...miejsce to wyglądało przed wojną fantastycz-nie, jak mniemam. Wiemy tylko, Ŝe zainstalo-wano tu skomplikowane systemy obrony

san francisco

80

Krzem i miedź - nowa lokalna walutaPłytki krzemowe, tranzystory, miedź, kable, oporniki i inne elektroniczne śmiecie pełnią u nas, w SanFrancisco, rolę pieniądza. George Logan próbował swego czasu wprowadzić papierową walutę, były i czasy,kiedy ludzie uŜywali nawet przedwojennych dolarów, ale obecnie to wszystko jest juŜ w zaniku. Powszech-nie wiadomo, Ŝe za garść krzemowego śmiecia dostaniesz piwo, albo placek mączny, a za nieco miedzi moŜnanabyć w porcie rybę. Jak to działa? Po prostu masz pewność, Ŝe jak nazbierasz większy zapas tego szajsu,to zaniesiesz to do Sunnyvale jednemu z Elektroników i wymienisz to na cokolwiek. Jak nie, to sprzedaszmikroprocesory kupcom przyjeŜdŜającym zza Gór Skalistych. Hmm… pytasz jak to wygląda z warto-ściami? śe niby masz jakąś płytkę od komputera i chcesz wiedzieć ile ona byłaby tutaj warta? PokaŜ ją.Hmm… pisze tutaj GeForce, ale to akurat nie ma znaczenia. Hmm… powiedzmy, Ŝe starczy ci wiedzieć, Ŝedajmy na to 10 gram płytek krzemowych to jeden gambel, podczas gdy… Co? śe trudne? Cholera, niewaŜne.Nauczysz się w praniu. Coś kupisz, coś sprzedasz i załapiesz jak to u nas działa. Zresztą, nie panikuj! Obo-wiązuje u nas poza tym zupełnie normalny gambling. Wymienisz się tu wszystkim co masz, tak, jak wszę-dzie, więc nie denerwuj się.

i alarmy antyterrorystyczne - armia na-prawdę zadbała aby Krzemowa Dolina ocalała.Szkoda, Ŝe im nie wyszło - zbudowalibyśmyswojego Molocha i rozpieprzyli tego tam na pół-nocy. Niestety, te cuda techniki nie uratowałyKrzemowej Doliny przed trzęsieniami ziemii innymi powojennymi plagami.

Cmentarzysko TechnologiiPo wojnie jakakolwiek technologia stała sięnagle towarem deficytowym - znikły niemalkomputery, internet, łączność, telefonia komór-kowa, na niektórych obszarach nawet nie maprądu. W San Francisco i Krzemowej Doliniejest inaczej. MoŜna by powiedzieć, Ŝe jesteśmydziś najlepiej Ŝyjącymi ludźmi w Stanach.Mamy piękne, nieco tylko uszkodzone przeztrzęsienia ziemi, miasto i częściowo zgruzo-waną Dolinę Krzemową, pełną sprzętu elektro-nicznego, oprogramowania i ton cennychsurowców, które tylko czekają na wydobycie.

CóŜ, spytasz, co w tym trudnego? Widzisz,Dolina Krzemowa dość mocno oberwała promie-niowaniem, a potem dzieła zniszczenia dopeł-niły trzęsienia ziemi. Teraz mamy tam jednowielkie gruzowisko pełne krzemu, miedzi,komputerów, stali i innego złomu, któregowydobycie z ruin wcale nie jest takie łatwe.Wspominałem, Ŝe Dolina Krzemowa jest nawie-dzona? CóŜ, do dziś działają systemy bezpie-czeństwa niektórych placówek korporacjii moŜna łatwo wejść w ogień automatycznegokarabinka straŜniczego zamontowanegona jakiejś ścianie czy pod sufitem hangaru.Ponadto Krzemowa Dolina była przed wojnąwysoce zautomatyzowana i było tam spororobotów transportowych, montaŜowychi innego cybernetycznego badziewia, któreoszalało. Większość juŜ nie działa, ale ten zni-komy procent, który funkcjonuje nadal jestśmiertelnym zagroŜeniem dla ludzi, którzy dziśbadają i eksploatują to miejsce.

A jest co eksploatować - magazynywielkich korporacji kryją w sobie tony miedzi,wolframu, metali szlachetnych, krzemuoraz gotowych produktów: mikroprocesorów,ekranów holograficznych, całych komputerów.To pokłady przedwojennej technologii zaległypod metrami gruzów i radioaktywnego pyłu,który opadł tutaj po uderzeniu, gdy całewschodnie wybrzeŜe zatoki przestało istnieć.

ElektronicyTo, Ŝe jedna trzecia mieszkańców San Franciscotrudni się rybactwem, juŜ wiesz. Teraz dowieszsię, z czego Ŝyje znakomita większość z pozo-stałych obywateli miasta. Ludzie są pazernii cwani, toteŜ w San Francisco szybko zoriento-

wali się, Ŝe moŜna zarobić na wybebeszaniutechnologicznego Cmentarzyska zalegającegow Krzemowej Dolinie. Dziś elektronika i metalesą w cenie, gdyŜ wielkie huty i import zagra-niczny przeszły do historii.

Mieszkańcy południowej części Aglomeracjito w większości ludzie prości i biedni, w odróŜ-nieniu od krezusów z północy muszą cięŜkopracować na chleb. Tak, mamy tu miastokontrastów. Jedni zagarnęli bogactwa opusz-czonego miasta, inni szperają wśród ruinfabryk elektronicznych, a nad wszystkim,jak nietrudno zgadnąć, czuwają mafie,zaś Krzemowa Dolina jest niemal całkowicieopanowana przez Jakuzę.

Między San Francisco a Krzemową Dolinąciągną się rozległe przedmieścia zlewające sięz miastami takimi jak San Mateo, Sunnyvaleczy Palo Alto. To one tworzą Aglomerację.Ludzie w nich mieszkający Ŝyją właśniez eksploracji bogactw zgruzowanych wśródruin Cmentarzyska. Jeśli spojrzysz w kie-runku Sunnyvale, choćby z przeciwnegokrańca Zatoki San Fran, zobaczysz rozległedzielnice zasnute dymami i obłokami siarki,zaś w nocy całe miasto iskrzy się od rozbły-sków spawarek i lutownic. Niektórzy nazywająSunnyvale „wielką przetwórnią krzemu”.

Jej mieszkańcy dzielą się na kilka kast,jakby grup zawodowych. NajniŜej stojąHutnicy, którzy topią surowce i w oparachtrujących metali cięŜkich oddzielają cennykrzem, ołów, miedź i inne surowce od bezuŜy-tecznego złomu. Sunnyvale cuchnie straszniei jeśli nie pochodzisz znad Missisipi, zaopatrzsię w maskę przeciwgazową, jeśli chcesz tamiść. Hutnicy przetwarzają śmieci elektronicznei uzyskują cenne surowce dla Elektroników,którzy składają nowe podzespoły i urządzenia.Spora część z nich pracuje dla Uniwersytetuw Stanford. O tej placówce opowiem ci osobno.Część surowców idzie na sprzedaŜ - handlujemyz miastami na wschodzie, a nawet z Posterun-kiem, który ma wielkie zapotrzebowaniena elektronikę.

Wszystko to nie mogłoby istnieć, gdybynie Zbieracze. Ktoś musi wypruwać cennekable, płyty krzemowe, kineskopy, zwojemiedzi i inne skarby z trzewi przedwojennychlaboratoriów i składów. Uzbrojeni Zbieraczew skafandrach ochronnych lub przynajmniejw maskach, z licznikami Geigera i narzędziami,przed świtem wychodzą na swoje polowaniei małymi grupami przeczesują olbrzymi terenCmentarzyska.

Poszczególne grupy czasem rywalizują,ale od kiedy Jakuza przejęła kontrolęnad Krzemową Doliną, coraz mniej jest nieza-leŜnych band Zbieraczy. Niedługo wszyscybędą pracować dla Jakuzy. No, moŜe pozaludźmi Benedicta Logana oraz pracownikamina usługach Uniwersytetu Stanford.

dolina krzemowa

81

śycie Zbieraczy nie jest bezpieczne -co tydzień ktoś ginie. Wśród zgliszczy czają sięróŜne dziwne stworzenia, prawdopodobniezmutowane, watahy dzikich, głodnych psów,oszalałe systemy ochrony. Czasem cała grupaZbieraczy wejdzie nie tam, gdzie trzeba,i znikają w czeluści podziemnego magazynu,gdy osunie się pod nimi podłoŜe. Mimo Ŝe ŜycieZbieraczy, Hutników i Elektroników nie jestłatwe, a niekiedy niebezpieczne, jest na tyleopłacalne, Ŝe ryzykują zdrowie i Ŝycie.Ktoś kiedyś powiedział, Ŝe człowiek dla pienię-dzy zrobi wszystko. Miał rację.

Choroby zawodoweMoŜna powiedzieć, Ŝe wszystkie przedmieściana południu to jedna, wielka fabryka. Choćwydawałoby się, Ŝe to lekki przemysł i czystaprodukcja, nic bardziej mylnego! MoŜe wielkiekoncerny elektroniczne przed wojną byłybezpiecznym miejscem pracy, ale pozostałz nich tylko pył i gruz. Elektronicy stosująw swojej pracy najprostsze metody i narzędzia.

Sunnyvale tonie w oparach dymów, a powie-trze kłuje w nos wyziewami siarki. Hutnicybabrają się w kwasach i innym świństwie.Mamy tam całą tablicę Mendelejewa w wodzie,ziemi i powietrzu. Ludzie tym oddychają,babrają się w tym i nie moŜe to pozostaćbez wpływu na ich zdrowie. Ktoś wyliczył,Ŝe przeciętny Hutnik rzuca swoją pracępo ośmiu miesiącach z powodów zdrowotnych.Jednak na miejsce tych, którzy odchodzą,przychodzą następni. Popyt z zewnątrzna naszą elektronikę jest duŜy, a od kiedyutrzymujemy kontakty z Posterunkiem,Elektroników dręczą przede wszystkim zatru-cia metalami cięŜkimi, cierpią na raka i częstoulegają poparzeniom chemicznym. Wielu z nichma jednak potem krótką, ale luksusowąemeryturę. Jeśli jesteś Specem i szukasz pracy,moŜesz spróbować roboty w Sunnyvale -moŜesz liczyć nawet na kilka tysięcy gamblizysku rocznie, ale pamiętaj o zagroŜeniu...

san francisco

82

Pod tym murem, dnia 23 września roku 2020, pochowaliśmy naszych współbraci w cierpieniu: ThomasaBrady’ego, Margaret Morgan, Andy’ego Willbura, Kate Ashcroft i Jonatana Bridge’a. Zabrała ich chorobapopromienna, z którą my sami walczymy. Niech spoczywają w pokoju, pamięć o męczennikach tej wojnyozostanie wśród przyszłych pokoleń i okryje niesławą wielkich polityków i generałów, przez którychcierpimy.

Mieszkańcy miasta San Francisco, dnia 23.09.20.

W centrum Krzemowej Doliny, pośród ruini wielkich kompleksów produkcyjnych,znajduje się zespół otynkowanych na białobudynków, otoczonych rozległym parkingiem.Przed wojną były tam biura jakiejś firmy elek-tronicznej, zresztą do dziś pod ogrodzeniemi na parkingu leŜą tablice z napisem Microsoft.Po wojnie budowla zmieniła przeznaczenie.Gdy kilka lat po uderzeniu ludzie zaczęli szpe-rać w ruinach Krzemowej Doliny, odnalezionoten zespół budynków zachowanych w zaskaku-jąco dobrym stanie. Podobno do dziś w wieluoknach są przedwojenne szyby. Wewnątrzdawnych budynków biurowych nie znalezionojednak zbyt wielu biurek, komputerów i szafz dokumentacją, natrafiono natomiast na cośbardzo zaskakującego. Ludzie znaleźli tamzwłoki Ŝołnierzy i lekarzy wojskowych wśródcałej masy sprzętu medycznego. Były tamprzenośne stoły operacyjne, skomplikowaneurządzenia do transplantacji, komory krioge-niczne na organy do przeszczepów, pojemnikiz krwią, skrzynie pełne leków, szczepionek,środków opatrunkowych i narzędzi medycz-

nych. Wszystko to z oznaczeniami US Army.Ciekawe, co? Całe szczęście, Ŝe wśród znalazcówbyli naukowcy z Uniwersytetu Stanford,bo inaczej cały ten sprzęt i medykamentybłyskawicznie by zostały rozkradzione.Stało się jednak inaczej i w kilka lat zespółlekarzy i specjalistów od biotechnologii odre-staurował ten prowizoryczny wojskowy szpitali uczynił z niego prawdziwą klinikę medyczną.Do dziś ludzie zastanawiają się, skąd wojskowioraz ten cały medyczny szajs wzięły sięw siedzibie przedwojennej firmy komputerowej.Sądzę, Ŝe nigdy się tego nie dowiemy. WaŜniej-sze jest jednak, Ŝe dzięki temu uzyskaliśmydostęp do wysokiej klasy wojskowego sprzętumedycznego. Przez długi czas wiele urządzeńleŜało zamkniętych w magazynach, bo nawetuczeni z Uniwersytetu nie umieli tego obsłuŜyć.Przez pierwsze lata swej działalności Klinikaprowadziła tylko zwykłe, typowe zabiegi.Sporo pomogli nam Japończycy, którzy wnik-nęli do personelu medycznego Kliniki. Dziękinim szpital, oprócz ratowania Ŝycia, zacząłzajmować się wszczepami i cyborgizacjami.

san francisco

86

Czujnik napięciaTen maluteńki wszczep montuje się pod paznokciem. Jest to cylindryczny czujnikz wysuwaną końcówką. Czujnik słuŜy do sprawdzania, czy w urządzeniu/kontakcie/prze-wodzie jest napięcie. To wszczep specjalistyczny - wymyślony konkretnie na potrzebyElektroników, takŜe takim twardym najemnikom będącym specami od rozwałki moŜe sięnie przydać. Ale juŜ twój kumpel od bojlerów mógłby być zainteresowany. Czujnik jestabsolutnie bezpieczny dla uŜytkownika i nie grozi poraŜeniem prądem, chyba Ŝe złapieszza przewód przemysłowej linii energetycznej. Czujnik odbiera czucie w palcu, w którymjest wszczepiony, ale nie wymaga serwisowania, ani Ŝadnych dodatkowych zabiegów.Wszczepienie czujnika, podobnie jak kości pamięci, to prosty zabieg ambulatoryjnytrwający około pół godziny.

Cena: 30 gambli

Dotychczas były to jednak raczej ekspery-menty. Gdy zaś w Milipitas zagościli geniuszez Posterunku, nauczyli naszych, jak uŜywaćcałej reszty tego skomplikowanego sprzętui interes cyborgizacji ruszył z kopyta.Dziś chirurdzy w Campbell potrafią wyhodo-wać i wszczepić ci nową wątrobę, nerkę,przeszczepić sztuczną skórę, ale to nic.Największe wraŜenie robią implanty elektro-niczne i cyborgizacje. Jeśli masz mnóstwogambli i nie boisz się, Ŝe będą cię wytykaćpalcami, moŜesz ufundować sobie mechaniczneramię, pajęcze nogi, podwozie czy nawet cybe-roko. Jasne, nie jest to w 100% bezpieczne,ale nasi spece się uczą i rozwijają ciągle tech-nologie. Naukowcy w Posterunku i Uniwerstecie w Stanford ciągle pracują nad lepszymi,wygodniejszymi, mniej energochłonnymii bardziej „naturalnymi” wszczepami.

WszczepyTo z nich znana jest Klinika w Campbell,a wielu ludzi w Stanach słyszało o San Franci-sco właśnie z ich powodu. Nasze cyborgizacje sąw większości oparte na przedwojennej techno-logii i korzystają z ówczesnej biomedycyny.Co to oznacza? Są mniej toporne i zawodne niŜte, które robią w Posterunku. Dzisiejsza tech-nika jest mocno prowizoryczna, technicy spa-wają mechaniczne ramiona ręcznie, a i innewszczepy są dość, Ŝe tak powiem, mało fine-zyjne. Zaś cyborgizacje przedwojenne to lekkie,miniaturowe i nawet dość schludnie się prezen-tujące implanty, które wyglądają znacznielepiej od wielkich, nieporęcznych ustrojstwtworzonych w Posterunku. Jest jeszcze jednaróŜnica - o ile posterunkowe wszczepy to głów-nie implanty bojowe, to w Campbell mamyraczej cywilne wszczepy, według wzorów

sprzed zagłady. Klinika specjalizuje sięw takich właśnie i rzadko spotyka się u nasludzi ze smartowanymi karabinami czy podwo-ziami gąsienicowymi. MoŜesz je tu teŜ zamówić,ale licz się z wyŜszą ceną. My tu mamyKlinikę, a nie fabrykę cyborgów bojowych.

Hodowla organówOprócz cybernetycznych wszczepów, Klinikaoferuje teŜ zwyczajne, biologiczne wszczepy.Nie polecam ci czekania na potencjalnegodawcę, choć na terenie Jakuzy panuje prawonakazujące, aby zabici i zmarli słuŜyli za bazę

klinika w campbell

87

Kość pamięci To bardzo pospolity wszczep i jeden z najłatwiejszych do zamontowania. Kość pamięcito malutki chip elektroniczny wielkości paznokcia z wejściem mUSB. Nie wiesz, co to jest?Przed wojną uŜywano popularnie tzw. portu USB. Jednak na potrzeby cyborgizacji okazałsię on zbyt duŜy, dlatego opracowano jego zminiaturyzowaną wersję - mini-USB. W skró-cie mUSB. Dzięki temu łączu moŜesz podczepić swój chip np. do komputera i zgrać sobiez niego informacje. Kość pamięci to po prostu miniaturowy twardy dysk, wszywanypod skórę. MoŜesz zamontować go sobie np. w końcówce palca, co ułatwia podpięcie siędo róŜnych urządzeń. Jednak zwiększa to szansę uszkodzenia kości pamięci, gdyŜ palcami robisz wieleinnych rzeczy, poza tym wszczep powoduje utratę czucia w koniuszku wybranego palca. Dlatego moŜnawszczepić sobie kość pamięci w dowolne miejsce pod skórą i uŜywać dodatkowego kabelka mUSB, którymłączysz swoją kość pamięci z komputerem. Kabelek zawsze moŜesz schować do kieszeni.

Cena: 50 gambli + 3 gamble za kaŜdy 1 GB pojemności ponad 1 GB

Ceny organów200 gambli za wyhodowanie narządu, 20 gambli za kaŜdy miesiąc jego przechowywania, 200 gambliza operację jego wszczepienia, 200 gambli za tygodniową hospitalizację po operacji.

san francisco

88

CyberokoDobra, teraz przejdziemy do bardziej zaawansowanychzabawek. Cyberoko to kompleksowy wszczep, składa-jący się z czterech modułowych elementów. Widocznesą tylko dwa. W miejsce organicznego oka pacjentawszczepia się mini-kamerę schowaną w sztucznej,przezroczystej, kulistej osłonce z nie alergicznychsubstancji. W skroni umieszczony jest slot na baterięzasilającą oraz gniazdo mUSB. Niewidocznymi elemen-tami zestawu są minikomputer z przetwornikiemobrazu na impulsy nerwowe i sztuczny węzełnerwowy łączący Cyberoko z nerwem wzrokowympacjenta. Obecnie rozwijana jest technologia Cyberokai w opracowaniu są takie bajery, jak moŜliwość nagry-wania obrazu Cyberokiem i zgrywania go np. do kom-putera. Dlatego z myślą o rozwoju techniki juŜ dziśwszczepia się port mUSB. MoŜna teŜ wybrać wiele wersji kamer. Standardowo montuje się zwyczajnąkamerę i przybliŜeniem optycznym 1,5-4x. Istnieje moŜliwość montaŜu dalmierza optycznego, lepszejkamery z wbudowanym aparatem fotograficznym i silniejszym przybliŜeniem. Dostępne są teŜ kameryz opcją podczerwieni albo noktowizorem. Trwają prace nad zamówionym przez Posterunek systememcelowniczym, skorelowanym z ręką strzelca, jednak ta technologia nadal jest jeszcze poza zasięgiem.Zasadniczo, po kilkumiesięcznym treningu, pacjent powinien opanować zdolność podświadomego sterowaniaCyberokiem łącznie z robieniem zdjęć, przybliŜeń czy przełączaniem trybów wizji. Cyberoko wymagaczęstych przeglądów i wymiany baterii. Standardowe baterie wytrzymują obecnie około tygodnia.Tak długi czas działania osiągnięto dzięki coraz popularniejszej opcji wyłączenia kamery na czas snu.Pierwsze modele nie miały tej moŜliwości, przez co wielu pacjentów miało problemy z zasypianiem.Dziś mamy w Campbell aŜ czterech chirurgów-specjalistów umiejących wszczepić Cyberoko. Dla mniejwymagających proponujemy pojedyncze Cyberoko, jednak najlepszym rozwiązaniem jest skorelowanapara dwóch minikamer, ze sprzęŜonym komputerem i podwójnym gniazdem baterii. Pozwala to zachowaćpełnię widzenia trójwymiarowego, choć nieznacznie wydłuŜa czas oswajania się z systemem. OperacjamontaŜu Cyberoka trwa około 8 godzin i wymaga tygodniowej rehabilitacji w szpitalu. Pacjent do końcaŜycia musi przyjmować antybiotyki i serwisować Cyberoko. Stąd teŜ wielu klientów postanawia zamieszkaćw San Francisco lub chociaŜ w pobliŜu.

Koszt- koszt hospitalizacji po zabiegu: 350 gambli- zestaw ze zwykłą kamerą (jedno oko): 350 gambli- kamera z aparatem fotograficznym i kością pamięci 1 GB: 420 gambli- przybliŜenie o 1x większe: dodatkowe 15 gambli- dalmierz optyczny do 1000m: 40 gambli- opcja podczerwieni: dodatkowo 100 gambli- opcja noktowizora: dodatkowo 80 gambli- bateria: 35 gambli/szt.

EfektyPo wszczepieniu pojedynczego Cyberoka Percepcja spada do 6 i powoli wzrasta aŜ do poziomu 14 w tempie1 punktu na tydzień. Wszczepienie zestawu dwóch Cyberoczu redukuje Percepcję do 0, a potem co tydzieńwzrasta ona o 1 punkt aŜ do wartości 16.

Dodatkowo moduł noktowizyjny pozwala pominąć kary za słabe światło (noc).Opcja podczerwieni pozwala zauwaŜać wszelkie obiekty promieniujące cieplnie o temperaturze większej,

niŜ otoczenie.Bohater otrzymuje -10% ułatwień do testów Zastraszania.Bohater otrzymuje utrudnienie +30% do kontaktów z ludźmi (poza testami Zastraszania).

organów do przeszczepów. Mimo to, szansaprzyjęcia się przeszczepionego narządu nie jestzbyt duŜa i nie warto ryzykować odrzucenia.Znacznie lepszą alternatywą jest zamówieniesobie wyhodowania zdrowego organuz własnych komórek. Nie będę ci tego dokład-nie tłumaczył, bo i tak nie zrozumiesz specjali-stycznej terminologii, skoro ja sam jejnie rozumiem, ale wystarczy, abyś wiedział,Ŝe najpierw lekarze pobierają z twojego ciałacoś, co nazywają chyba „komórkami macierzy-stymi”, czy jakoś tak, a potem przez wiele mie-sięcy hodują z nich gotowe narządy - płuca,nerki, wątroby, Ŝołądki czy śledziony. Na razienie udało się odtworzyć serca, no i oczywiściemózgu. Komórki ulegają długotrwałym, złoŜo-nym podziałom, które kontrolowane sąw specjalnych laboratoriach, a potem wyhodo-wany narząd zostaje złoŜony do komorykriogenicznej i tak jest przechowywany aŜdo chwili, kiedy klient zaŜyczy sobie jegowszczepienia.

Ciemna strona KlinikiWidzę, Ŝe Klinika zrobiła na tobie wielkiewraŜenie? Niewątpliwie technika, jaką tammają, budzi podziw, ale stary, jakkolwiekwspaniale to nie wygląda z zewnątrz, klinikanie jest aŜ tak pięknym miejscem. Zbyt dobrzeby było. Słyszałem bardzo wiele niepokojącychi mrocznych opowieści. Ludzie przykładowozastanawiają się, co mieści się w niedostęp-nych częściach Kliniki. Całe północne skrzydłoszpitala ma zakratowane i pozasłanianewewnętrznymi Ŝaluzjami okna. Niektóresą nawet zamurowane. I to z pewnością juŜpo wojnie. Niektórzy opowiadają o tajemni-czych cięŜarówkach wjeŜdŜających do maga-zynu w północnym skrzydle. Poza tym,straŜnicy, ludzie Jakuzy, są w północnej częściKliniki wyjątkowo liczni i bardzo nerwowi.Nikt tak naprawdę nie wie, co dzieje sięw utajnionej części szpitala, ale oczywiścieludzie spekulują. KrąŜą plotki o dziwnychistotach przewoŜonych na tych cięŜarówkach,mówi się, Ŝe pracuje się tam nad stworzeniemsuper-człowieka albo super-Ŝołnierza. Wieleosób myśli, Ŝe to Posterunek coś tam ukrywa.Wiesz, jestem racjonalistą i raczej niechętniewierzę w takie niestworzone historie,ale tajemnica Campbell nawet mnie niepokoi.Lecz zagadka przeznaczenia północnego skrzy-dła to w zasadzie tylko taka ciekawostka,być moŜe wysnuta z fantazji znudzonychmonotonią Ŝycia ludzi.

Tymczasem są znacznie bardziej namacalneproblemy, które stawiają szpital w gorszymświetle. W związku z działalnością Klinikirozwija się w mieście czarny rynek handlunarządami. Wystarczy znaleźć odpowiednią

osobę na ulicy i za kilkadziesiąt gambli moŜeszsprzedać nerkę, oko czy kończynę. Za kilkasetgambli podpiszesz „kontrakt” na swoje zwłoki.Gdy umrzesz, właściciel kontraktu zgarnietwoje ciało na organy. Wielu biedaków takdorabia, zwłaszcza poza dzielnicą Jakuzy, gdziestraŜnicy ścigają ten proceder, bo przecieŜobowiązuje prawo, o którym juŜ ci wspomina-łem. Tymczasem Ŝebracy i bezdomni nie trosz-czą się o los swojego ciała po śmierci i chętniepodpisują kontrakty.

To jednak i tak nie jest najgorsze.Słyszałem wiele razy o owianej złą sławą mafiizwanej Grabarzami, którzy po prostu pory-wają ludzi specjalnie po to, aby sprzedać ichorgany chirurgom z Campbell. To dlatego takwielu biedaków chętnie podpisuje z własnejinicjatywy kontrakty - handlarze im je propo-nujący starają się chronić swych klientówprzed Grabarzami. Jedno ci powiem - lepiej niekrąŜyć samotnie po ciemnych zaułkach,zwłaszcza jeśli jesteś zdrowym, młodymmęŜczyzną. Jasne, Ŝe Milicja Miejska stara sięzwalczać Grabarzy, ale często jest bezradna,a tymczasem lekarze z Kliniki Campbell milcząi udają, Ŝe zjawisko handlu organami w ogólenie istnieje. CóŜ, oni teŜ na tym zarabiają.To, Ŝe maczają tym palce, sprawia, Ŝe nigdynie skorzystam z usług Kliniki. Nie oddam sięw ręce chirurga, który być moŜe wszczepimi nerkę mojego porwanego tydzień wcześniejkumpla.

klinika w campbell

89

san francisco

90

Cechy (wybierz jedną z nich):� LangustaCały urok San Francisco polega na jego wielonarodowości.Twój ojciec był Czechem, matka Brazylijką, a wujekcioteczny od strony dziadka Francuzem. Na podwórkugoniłeś się z Meksykańcami, twoja dziewczyna byłaChinką, a kochanka Japonką. Pracowałeś u Polaka,a wyjechałeś z San Francisco ze swoim kumplem niemiec-kiego pochodzenia. Kurczę, stary! To ile ty, do cholery,znasz języków?! Jasna cholera, z ciebie jest pieprzony,jak mu tam... ten, no... Langusta! O!

MoŜesz wybrać poza amerykańskim 4 dodatkowe obcejęzyki, którymi umiesz się biegle porozumiewać, równieŜw slangu. Acha, jednym z tych języków MUSI być chińskialbo japoński.� Prawy obywatelUrodziłeś się i wychowałeś w cywilizowanym, spokojnymi bezpiecznym mieście, gdzie działa szkolnictwo, słuŜbazdrowotna oraz komunikacja miejska i nie wolno nosićbroni na ulicy bez pozwolenia. Jesteś jednym z normalniej-szych mieszkańców powojennych Stanów. Brak ci morder-

czych zapędów i nie masz objawów paranoi typowychdla obcych.

Dostajesz za darmo pakiety Wiedza Ogólna i Empatiana poziomie 1, a takŜe dodatkowy Suwak, gdy uŜywasztych umiejętności. Do tego masz -30% w testach kontaktówz innymi ludźmi - ty po prostu budzisz zaufanie swojąnaiwnością i dobrocią. Ale nie ma nic za darmo. Na starcieNIE MOśESZ wykupić Karabinów, Broni maszynowej,Materiałów wybuchowych, Wyrzutni, Przygotowaniapułapek, Łowiectwa, Zastraszania ani Odporności na ból. � Elektronikśyjąc w mieście, gdzie walutą są mikroprocesoryi dyskietki, nie moŜna nie znać się na komputerach.Dla ciebie przedwojenne oprogramowanie nie ma tajemnic,podobnie jak obsługa wszelkiego elektronicznego badziewia- od laptopa, po CB Radio.

Wiesz, co to tranzystor i znasz symbol chemicznykrzemu, a najlepsze jest to, Ŝe masz dodatkowy Suwakprzy wszelkich testach Elektroniki, zaś wykup umiejętno-ści z pakietu Technika kosztuje cię o 50% mniej. Jako małybonusik dostaniesz od miasta teŜ laptopa i ładowarkędo niego. Bezprzewodowego internetu nie dostaniesz,zgadnij, dlaczego?

San Francisco +1 do Sprytu

Urodziłeś się w San Francisco? Ty pieprzony szczęściarzu... Tak, juŜ po twoim wyglądzie da się poznać,Ŝe stamtąd przyjechałeś. Eleganckie, czyste ubranie, aktówka, okulary, papierosy w oryginalnej paczce,zegarek. Brakuje jeszcze tylko, Ŝebyś rozglądał się za działającą budką telefoniczną i szukał aktualnegoprogramu telewizyjnego w kiosku. Pewnie masz na sprzedaŜ całą przyczepę wypasionego sprzętu?Same komputery i piekarniki? TeŜ bym chciał mieszkać na skarbnicy przedwojennego sprzętudomowego...

Wiesz, lubię was, ludzi z San Fran. Przynajmniej wiem, Ŝe nic mi z waszej strony nie grozi - nienosicie pod kurtką Kałacha, niemal nie ćpacie. Najgorsze w was jest to, Ŝe wciąŜ narzekacie. śe wszędziejest brudno, Ŝe ruiny, Ŝe brak tu u nas cywilizacji, nie tak jak tam, w tym waszym raju,w San Francisco.

Ale kiedy spotykam kogoś z was, lubię zagadać, bo rozmawiając mam dziwne wraŜenie,jakbym gadał z facetem wyjętym z przedwojennych czasów. Elegancja, ufność, dobre maniery,no i wykształcenie. A ty na czym się znasz? Na komputerach czy na medycynie? Na prawie admini-stracyjnym? To ci dopiero ciekawostka. No i pewnie znasz ze dwadzieścia języków, co? Ech, aŜ zazdrośćbierze. Tylko mi się tu nie wywyŜszaj, bo my tu teŜ mamy atuty... dziewięciomilimetrowe atuty!

90

san francisco

san francisco

91

san francisco

92

Dołącz juŜ dziś do największegogrona miłośników Neuroshimy!Dziesiątki artykułów, sztuczek,scenariuszy, gadŜetów i innych.Czytaj, komentuj i twórz dodatkirazem z nami. Tutaj uzyskaszwszelkie potrzebne wsparcie,począwszy od korekty po samskład i promocję.

Nie czekaj! Wejdź nahttp://neuroshima.elx.pl

składłamanie

obróbka grafikczęściowa korektanadawanie ISBNi wiele więcej...

W Twoim projekcie brakujektórejśc z powyŜszych rzeczy?Po co się męczyć z czymś, co ktośinny moŜe zrobić dla ciebie!Nie czekaj, zgłoś się do mark6!JuŜ dziś wejdź na:

http://mark6.pl

San Francisco ma tylko jedną wadę – cięŜko je opuścić. Rudyard Kipling

Przed Tobą dodatek poświęcony znanemu i niegdyś malowniczemu miastu ZachodniegoWybrzeŜa. Wzorowany na nationbookach wydawanych w ramach oficjalnej liniiwydawniczej NS, zawiera wszystkie informacje, do jakich przyzwyczaiły nas publikacjeWydawnictwa Portal.

San Francisco wraz z jego mieszkańcami to jedno z najbardziej intrygujących,tłocznych i Ŝywych miejsc Zasranych Stanów Ameryki. Poznasz poszczególne grupyetniczne, rywalizujące ze sobą Rodziny i organizacje takie jak SFPD, Triadaczy Jakuza. Znajdziesz tu wysokie technologie i cenne przedwojenne artefakty, ukryteprzed przyjezdnymi, a spoczywające w rękach władz miasta w Dolinie Krzemowej.O pełni sekretów moŜna się takŜe przekonać, próbując odnaleźć się w plątaninieuliczek postnuklearnego Chinatown lub zagłębiając się pod powierzchnię ziemi w głąbnieskończonych kanałów i tuneli Metra. JeŜeli zaś nie lubisz zaduchu podziemii zgiełku miasta, rusz nad wodę - moŜesz wybrać się do Portu i zobaczyć, co słychaćna pokładzie USS Enterprise oraz zobaczyć na własne oczy, co zostało ze słynnegoMostu Golden Gate. Czasem, kiedy nic nie będzie przesłaniało widoku na Zatokę,dostrzeŜesz niedaleką wyspę i mury ponurego Alcatraz. To tylko przedsmak atrakcjiczekających przyjezdnych w San Fran. Działająca telewizja SF TV, baza wojskowaPosterunku, słynne sklepy i targowiska oraz niepowtarzalna atmosfera ludnego,pełnego zgiełku i róŜnych języków miasta. Wszystko to wsysa "turystów" jak bagnaEverglades. Wpadaj z wizytą - uwaŜaj tylko, Ŝeby nie spotkać na swojej drodzeDiabłów z Sacramento...

Nieoficjalny dodatekdo gry Neuroshima

Serwis Orbitalhttp://[email protected] wydawnictwo mark6Marek Szumnyos. Konstytucji 3-go Maja 18/948-100 Głubczycetel. 0 608 467 526http://[email protected]óre prawa zastrzeŜone.Dodatek darmowy.