168

W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

  • Upload
    lydien

  • View
    216

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet
Page 2: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Ephraim Kishon

W tył zwrot, pani Lot!

PrzełożyłStanisław Lewański

Wydawnictwo Dolnośląskie

Page 3: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Lecz obejrzała się żona Lota idąc za nim i obróciła się w słup solny.Genesis XIX, 25

Dziś mogłaby pani Lot obejrzeć się bez obawy. Tam, gdzie niegdyś leżały grzeszne miastaSodoma i Gomora, ujrzałaby Izraelskie Zakłady Chemiczne, których jedynym grzechem jest to,

że przynoszą deficyt...Ephraim Kishon

Page 4: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Wstęp

„Czempion olimpijski w krótkich dystansach literatury” - tak nazywajągo krytycy. Dla wielbicieli jego talentu jest to filozof przebrany za trefnisia.Art Buchwald mówi o nim: „Drugi najzabawniejszy humorysta jakiegoznam”. No cóż - zapewne znajomości Buchwalda są bardzo rozległe,ponieważ sam zainteresowany przyznaje szczerze: „Nie znam humorystówlepszych ode mnie”.

Skromność ta wcale nie jest fałszywa.Ephraim Kishon pojawił się na świecie w 1924 roku. Gdy ukończył

ćwierć wieku, opuścił swoją węgierską ojczyznę i przybył do Izraela.Czasami utrzymuje, że przyjmujący imigrantów urzędnik zmienił muwówczas węgierskie nazwisko Ferenc Kishont na „lepiej brzmiące pohebrajsku”. Skądinąd wiadomo, iż przedtem nazywał się Franz Hoffman. Takczy owak znany jest powszechnie jako Ephraim Kishon.

Powszechnie - to znaczy przez czytelników mówiących bliskotrzydziestoma językami. Tylko w samej RFN łączny nakład książek Kishonaosiągnął prawie 20 milionów egzemplarzy. Czemu zawdzięcza ten niebywałysukces? Zamiast odpowiedzi wystarczy chyba lektura choćby kilku w tymtomie pomieszczonych humoresek.

Do tej pory Ephraim Kishon opublikował 50 książek. Tworzy w językuhebrajskim („Piszę wprawdzie w języku Biblii, ale Bóg ma lepszą prasę”).Publikuje zbiory opowiadań, powieści, farsy, regularnie umieszcza swojeżartobliwe komentarze pod wspólnym tytułem „Chad Gadja” (Jagniątko) wnajpoczytniejszym izraelskim dzienniku „Ma’ariw”. Interesuje się sztuką,wraz z żoną prowadzi galerię, a niekiedy kręci również filmy. Mieszkagłównie w Tel Awiwie.

„Zawsze gdy odejdzie jakiś przeciętny humorysta, wypisują potem wencyklopediach, że był to wielki satyryk” - twierdzi autor W tył zwrot, paniLot! i chociaż podobną opinię trudno uznać za credo literackie, przecieżfaktem jest, że wbrew pozorom satyrę traktuje on całkiem poważnie. Ściśle

Page 5: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

precyzuje warunki, jakie powinien spełniać pisarz-humorysta („Satyrykrejestruje głupotę - polityk z niej korzysta”).

Czytelnik polski fenomen Kishona może przyjąć z pewnymzaskoczeniem. Bo u nas humor żydowski wciąż kojarzy się przede wszystkimz przedwojennymi szmoncesami - żart to wprawdzie nieco już spatynowany,nadal jednak bawi. Ponad tą ziemią, na której pozostało więcej kamieni niżludu, niby ostatni refleks minionej epoki unosi się on jeszcze w powietrzu,trwa, przedziwnie jak uśmiech kota z Cheshire...

Tymczasem bohaterowie Ephraima Kishona to postacie z innegowymiaru. To ludzie żywi i nam współcześni, przechadzający się ulicaminowoczesnych miast, a nie dawnego Chełma lub Berdyczowa.

Cezura drugiej wojny światowej inaczej odczytywana jest w Polsce,inaczej zaś na Bliskim Wschodzie, gdzie przed czterdziestoma laty powstałonowe państwo. Nie wolno też wyciągać zbyt pochopnych wniosków zpowodu nieobecności doświadczenia holocaustu w opowiadaniach Kishona- w świadomości pisarza tkwi ono bardzo głęboko, lecz to osobny problem.

Zresztą paleta tematów podejmowanych przez Ephraima Kishona mienisię wszystkimi barwami.

Kishon jest najzupełniej, dosłownie uniwersalny. W rozmowie zdziennikarzem wyznał: „Nazywają mnie ostatnim żydowskim humorystą.Mogę być z tego dumny (...), ale to nieprawda. Jestem pierwszym humorystąizraelskim. To, co piszę, równie dobrze mógłby napisać Czech lubSzwajcar...”

(„Stern” nr 18 z dn. 28 IV 1983 r.)Można mieć chyba nadzieję, że niniejsze, pierwsze przybliżenie odbiorcy

polskiemu twórczości Ephraima Kishona spotka się z życzliwym przyjęciem.Autor wprowadza nas w świat, co tu ukrywać, od co najmniej dwóchdziesięcioleci dla czytelnika znad Wisły poniekąd egzotyczny. Jeśli jednakwyłuskamy cały przewrotny sens tych opowiastek z realiówbliskowschodnich, nieoczekiwanie napotkamy podobne do naszych kłopoty iradości - te wielkie i te małe - zwykłe, powszednie, prywatne orazogólnocywilizacyjne. I nie wiadomo, gdzie szukać przyczyny tej tożsamości:czy sprawił to wielostronny talent literacki Kishona, czy raczej parowiekowakoegzystencja dwóch kultur?

A może, po prostu, na wiele spraw lubimy patrzeć w ten właśnie sposób -z przymrużeniem oka i przez palce.

W. G.

Page 6: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Kanał BlaumilchaMieszkańcom Izraela wspólna jest maniacka skłonność do

zabudowywania kraju. Jeśli ktoś z Czytelników tej książki zdecyduje się napodjęcie podróży do Państwa Izrael, wkrótce nabierze przekonania, żecierpimy tu na powszechną, chroniczną i nieuleczalną gorączkę budowlaną.Nikogo na przykład nie dziwi, gdy jakiś szaleniec wyskoczy z projektemwybudowania miasta pośrodku gołej pustyni. Mamy całkiem pokaźną grupętakich wariatów. I w rezultacie całkiem pokaźną liczbę miast postawionych wszczerym piachu.

Zanim przejdziemy do omawiania Kanału Blaumilcha - inwestycjinazwanej tak od jej twórcy, Kazimierza Blaumilcha, byłego mieszkańca celinumer 7 w Bat Yam - pozwolę sobie przekazać Czytelnikowi kilkaniezbędnych informacji.

W Bat Yam znajduje się dom wariatów. Nie należy jednak sądzić, żedostanie, się tam jest sprawą prostą. Gdy w jakimś innym kraju człowiekzaczyna nagle bredzić, wiadomo od razu, że stracił rozum.

W Izraelu natomiast przeważa w takim wypadku pogląd, że spotkaliśmyimigranta żydowskiego z południowej Mandżurii, który usiłuje porozumiećsię z nami w swoim ojczystym języku. A gdy ktoś na przykład wysmarujesobie twarz szpinakiem, nie wykluczamy możliwości, że mamy tu doczynienia ze starym zwyczajem ludowym z Boliwii. Wariat, żeby zyskać wIzraelu uznanie, musi zrobić coś naprawdę wystrzałowego.

Nic nie przeczuwając siedziałem pewnego razu na zalanej słońcem plażyi rozkoszowałem się powiewami chłodnawej bryzy, gdy nagle wytrącił mniez marzeń widok zezowatego i nieogolonego, lecz niezbyt odrażającegoosobnika. Indywiduum poprosiło mnie najpierw o zgodę na zajęcie miejscaobok mnie, po czym odezwało się tymi słowy:

- Niezmiernie mi przykro, że indaguję pana, łaskawy panie, potrzebujęjednak pilnie dziesięciu funtów.

Nie bez pewnej irytacji zapragnąłem wiedzieć, na jakim paragrafie i najakiej ustawie opiera się sformułowane wyżej żądanie. Mój znajomy skinął zezrozumieniem głową i chętnie udzielił mi stosownych wyjaśnień.

- Jestem umysłowo chory, łaskawy panie - rzekł spokojnym, budzącymzaufanie głosem. - Pan, jako człowiek inteligentny, z pewnością wie, co to

Page 7: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

znaczy. Według ustaw tego kraju mogę panu teraz bez żadnych ceremoniipoderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynktymi to podsunęły - zrobić z pana kotlet siekany. I co by mi za to zrobiono? Nicby mi za to nie zrobiono.

W najgorszym wypadku wsadzono by mnie z powrotem do domuwariatów, skąd - dzięki opieszałości mojego nadzorcy - udało mi sięprzedwczoraj uciec. Życzyłby pan sobie obejrzeć notarialnie uwierzytelnionefotokopie moich papierów wariackich? Proszę, oto one.

Papiery mojego nowego przyjaciela nie budziły najmniejszychzastrzeżeń. On sam także robił jak najlepsze wrażenie: miało się przed sobąpoważnego, trzeźwego człowieka interesu, nie rzucającego słów na wiatr,wręcz przeciwnie - ważącego każde zdanie starannie.

- Nu, co jest? Na co pan czekasz? - zapytał, przy czym w jego oczachpojawiły jakieś gorączkowe błyski. - Miałeś pan może w życiu jeszcze zamało kłopotów i chciałbyś pan trochę nowych? Dla marnych dziesięciufuntów? Niech mi pan wierzy, łaskawy panie, to się nie opłaca! Ja sam teżbym chciał załatwić sprawę bez jakichś tam ekscesów - pan to powinieneśrozumieć. Ale, jeżeli pan mnie zmuszasz... Ja będę Uczył do trzech. Przy„trzy” - mówię to panu z doświadczenia - mnie się pojawi na pysku piana, jastracę nad sobą panowanie. A potem - pan sobie nawet nie wyobrażasz.Niech pana Bóg ma w swojej opiece. Uwaga, ja zaczynam: raz - dwa - ...

- Chwileczkę - przerwałem. - Czuję się zobowiązany zainteresować panapewnymi okolicznościami, które jak sądzę, uszły pańskiej uwagi. Otóż ja samteż nie jestem całkiem normalny. Mówiąc między nami - na szczęście nie matu nikogo obcego - jestem urzędowo atestowanym wariatem i posiadam na tęokoliczność dyplomy dwóch czołowych instytutów europejskich. Zupodobaniem uprawiam amok, zwłaszcza na długich dystansach. Alespecjalnością moją jest wiwisekcja ofiar. To już jest w naszej rodziniedziedziczne. Dlatego, łaskawy panie, stale noszę przy sobie nóż kuchenny.Trochę zardzewiały. Noszę go pod koszulą, o tutaj - tak na wszelki wypadek.Cieszę się, że mogłem pana poznać.

Mój gość zbladł. Przemowa zrobiła na nim silne wrażenie. Gdymimochodem sięgnąłem dłonią pod koszulę, zerwał się z przeraźliwymkrzykiem i skacząc wielkimi susami zniknął w oddali.

Powstałem i ja, po czym spokojnym krokiem udałem się na przystanekautobusowy, gdzie rozpędziłem oczekujących ostrym: „Rozejść się, miejscedla wariata!”, a następnie wsiadłem do wozu nie odczekawszy w kolejce ani

Page 8: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

minuty.Jeśli chodzi o wspomnianego na wstępie Kazimierza Blaumilcha, to był

on czterdziestopięcioletnim, nigdzie nie pracującym saksofonistą i bawił, jakjuż podano, w Bat Yam, gdzie zajmował izolatkę nr 7.

Uległ niedawno napadowi ostrego szału w związku z tym, że pielęgniarzskonfiskował mu łyżkę do butów, którym to narzędziem pan Kazimierzspodziewał się wykopać tunel umożliwiający ucieczkę ze szpitala.

Przypadek Blaumilcha uchodził za beznadziejny. Choroba psychicznazostała wykryta przed rokiem, gdy pan Kazimierz starał się o paszport1. Odchwili, gdy mu odmówiono paszportu, nieszczęśnik rozpoczął uporczywedrążenie kanałów do morza.

Po napadzie szału Blaumilch powoli przyszedł jednak do siebie, poczekałdo zmroku, otworzył drzwi celi i uciekł. Od razu trafił na autobus do TelAwiwu, gdzie prosto jak po sznurku udał się do domu towarowego SolelBoneh i tam niepostrzeżenie przepadł.

Działo się to w środę.W czwartek o świcie cały ruch na skrzyżowaniu Allenby Road i bulwaru

Rotschilda2 zamarł. Jeszcze przed wschodem słońca pojawił się na środkunamiot. Cztery zardzewiałe beczki po benzynie ustawione w kwadratsygnalizowały, że tu właśnie rozpoczynają się większe roboty drogowe.

O godzinie szóstej pojawił się robotnik drogowy ciągnąc za sobąnowiutki świder pneumatyczny.

O szóstej trzydzieści wydrążył nim dwa na stopę głębokie kanałyprzecinające się jak litera „X” i łączące wszystkie cztery rogi skrzyżowania.Około siódmej udał się na śniadanie.

1 Izrael jest jedynym państwem, do którego każdy wariat może bez najmniejszych przeszkódprzyjechać, żadnemu natomiast nie wolno wyjechać - podobno dlatego, żeby nie zrobił nam wstydu.

2 Największe i najbardziej ruchliwe skrzyżowanie wielkiego, ruchliwego miasta w rozwijającymsię kraju; odpowiada mniej więcej skrzyżowaniu Times Square w Nowym Jorku w godzinach szczytu.

O godzinie dziesiątej rozpętało się piekło. Kolumny dziko trąbiących autkończyły się dopiero na przedmieściach Tel Awiwu. Policja konna kłusowałana wszystkie strony usiłując zaprowadzić jakiś ład, ale i ona wkrótce zatonęław tym kotle czarownic.

Około południa pojawił się na placu minister spraw wewnętrznych ipoleciwszy towarzyszącym mu dwudziestu dwum wyższym oficerom policji

Page 9: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

za wszelką cenę przywrócić porządek, udał się pomrukując gniewnie doratusza - oczywiście pieszo, bo żadna komunikacja nie funkcjonowała, anipubliczna, ani prywatna.

Przy pomocy wszystkich będących do dyspozycji ambulansów i wozówbojowych straży pożarnej usiłowano przebić korytarz przez miasto - próbasię nie powiodła.

Jeden tylko mieszkaniec Tel Awiwu zachował w tym obłędnymzamieszaniu zimną krew: człowiek wykonujący roboty drogowe.

- Tatatata! - klekotał świder pneumatyczny w silnych rękach KazimierzaBlaumilcha, który powoli, ale nieubłaganie drążył Allenby Road w kierunkumorza.

Minister spraw wewnętrznych nie zastał kierownika wydziału robótdrogowych - doktor Kwibiszew wyjechał do Jerozolimy, a jego zastępcasłabo się orientował w sprawach remontów. Przyrzekł jednak ministrowizatrzymać roboty natychmiast po uzgodnieniu tego z doktoremKwibiszewem i nadał zaraz telegram do Jerozolimy.

Także do burmistrza doszły już wiadomości o nieszczęsnych robotachkomunikacyjnych, natychmiast więc delegował swego sekretarza, byprzeprowadził rozpoznanie na miejscu. Sekretarzowi udało się bez większychtrudności przebrnąć przez potrójny kordon policji. Wykorzystawszy krótkąchwilę przerwy w rozrywającym uszy „tatatata” zwrócił się do robotnika zzapytaniem, kiedy mniej więcej można oczekiwać zakończenia robót.

Kazimierz Blaumilch początkowo milczał. Gdy jednak spostrzegł, że wten sposób nie pozbędzie się natręta, odwarknął jedynym znanym sobiehebrajskim słowem:

- Chammer!3 Pod wieczór w wyniku nadludzkich wysiłków i dziękizastosowaniu gazów łzawiących udało się policji wprowadzić w tym chaosiewzględny porządek, wydobyć z matni swoich kolegów i ich konie - jednych idrugich w stanie krańcowego wyczerpania - oraz zablokować ruch wpromieniu dwóch kilometrów, o czym powiadomiono zarówno magistrat, jaki dyrekcję koncernu Solel Boneh.

Dwa dni później, natychmiast po otrzymaniu telegramu, powrócił zJerozolimy doktor Kwibiszew i znalazł swój urząd przewrócony do górynogami: urzędnicy szukający w archiwum planu remontu skrzyżowaniaAllenby-Rotschild znaleźli dwa całkiem z sobą sprzeczne projekty i nikt niewiedział, który jest właściwy. Doktor Kwibiszew kazał sobie pokazać plany,w obu znalazł poważne usterki dotyczące kanalizacji, skierował więc całą

Page 10: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

dokumentację do miejskiego wydziału wodno— kanalizacyjnego. Naczelniktego wydziału udał się jednak właśnie w ważnej sprawie do Hajfy, w ślad zanim posłano więc plany specjalnym kurierem. Wróciły bezzwłocznie,wszelako z uwagą, że chodzi chyba o jakieś nieporozumienie, ponieważ TelAwiw nie ma w ogóle żadnej godnej uwagi sieci kanalizacyjnej.

3 Dosłownie „osioł”. W mowie potocznej: „Takiego durnia jak pan jeszcze nie spotkałem”.

Po karnym przeniesieniu doktora Kwibiszewa do Ministerstwa Handlumianowano naczelnikiem wydziału Chaima Pfeiffensteina. Ten,przestudiowawszy gruntownie całe dossier, opatrzył teczki ogromnymiczerwonymi znakami zapytania i odesłał je do Ministerstwa RobótPublicznych z prośbą o wyjaśnienie, odkąd to panuje zasada, że ministerstworozpatruje państwowe projekty budowlane bez uprzedniego skonsultowaniasię z władzami komunalnymi.

Tymczasem Kazimierz Blaumilch przy akompaniamencie ustawicznego„tatatata” i w nieodłącznym towarzystwie czterech zardzewiałych beczekdotarł już do ulicy Rambam. Bezradnie przyglądali się mieszkańcy AllenbyRoad, jak ta niegdyś reprezentacyjna arteria komunikacyjna zmienia się wwyboisty trakt przez pustynię z asfaltowego gruzu, który nawet piesiprzebywają z największym trudem.

Ale daleko było jeszcze do końca kłopotów! Na skutek wyłączenia zruchu Allenby Road i bulwaru Rotschilda boczne ulice zaczęły pękać wszwach i wymagały niezwłocznego poszerzenia. Rząd postanowił rozpisaćprzymusową pożyczkę narodową, by zdobyć odpowiednie środki finansowe.

Zważywszy zaś, że przesunięcie zajezdni autobusowej na północ okazałosię ze względów technicznych niemożliwe, postanowiono spieszniewyburzyć dzielnicę mieszkaniową Rabbi Schmuck.

Chaim Pfeiffenstein, którego arogancką interpelację Ministerstwo RobótPublicznych zwróciło z dość cierpkimi uwagami, złożył burmistrzowiodpowiedni raport, po czym zażądał od koncernu Solel Bonehnatychmiastowych i dokładnych informacji o postępach robót.

Odpowiedź Piotra Amala, dyrektora Solel Boneh do spraw projektowaniai przebudowy ulic, nie nasuwała żadnych wątpliwości, że będącaprzedmiotem interpelacji sprawa zostanie rozpatrzona z całą wnikliwością.Odpisy korespondencji przesłano do centrali przesiedleńczej AgencjiŻydowskiej.

Page 11: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Zgłoszona jednocześnie przez Piotra Amala oferta pośredniczenia międzymagistratem a ministerstwem zyskała wprawdzie poparcie egzekutywyHistadruthu4, została jednak odrzucona przez burmistrza Tel Awiwudziałającego w porozumieniu z dyrekcją komunikacji miejskiej, ponieważ -ich zdaniem - warunkiem wstępnym jakichkolwiek rozmów winno byćwstrzymanie wszelkich robót.

Allenby Road tymczasem zmieniła się nie do poznania: między wałamigruzu betonowego i makadamowego ciągnął się głęboki rów pokryty grubąwarstwą pyłu. Z podziurawionych rur wodociągowych tryskały wysokoefektowne fontanny. Domy mieszkalne opustoszały.

Teraz dopiero, w szczytowym punkcie kryzysu, ujawniła się całapolityczna dalekowzroczność Piotra Amala co do wiary w skutecznośćnegocjacji. Zaprosił on Chaima Pfeiffensteina do siebie na konferencję i powielogodzinnych, gorących debatach uzgodniono pogląd, że roboty drogowenależy jednak zawiesić, przynajmniej do czasu, aż wypowie się w całejsprawie specjalnie powołana komisja parlamentarna. Protokół porozumieniaprzesłano w formie memorandum do Gabinetu Ministrów i do KancelariiPrezydenta.

4 Centrala związków zawodowych (przyp. tłumacza).

Wszystkie te genialne pociągnięcia stały się jednak nagle nieaktualne.Kazimierz Blaumilch, dzięki znakomitemu pomysłowi skręcenia w lewo,jeszcze tego samego wieczoru dotarł do morza.

To, co potem nastąpiło, nie jest już niczym osobliwym - po prostu wodamorska wdarła się do kanału, który był niegdyś jezdnią Allenby Road, iuderzyła spienionymi falami w brzeg na bulwarze Rotschilda.

Nie upłynęło wiele czasu, nim miasto spostrzegło interesującemożliwości, które stworzyła nowa sytuacja. Wkrótce pojawiły się taksówkiwodne, a w ślad za nimi pierwsze prywatne motorówki. Życie odrodziło sięna nowo.

Oficjalne przejęcie dróg wodnych do eksploatacji miało przebieg naderuroczysty. Burmistrz w serdecznych słowach wyraził koncernowi SolelBoneh podziękowanie za planowe i terminowe zrealizowanie takgigantycznego zadania inwestycyjnego oraz poinformował obywateli, że TelAwiw będzie odtąd używał tytułu „Wenecji Bliskiego Wschodu”.

Page 12: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Pański numer pokoju, sir?O konkurowaniu z Wenecją nikt z nas poważnie, rzecz prosta, myśleć nie

może, z tego chociażby powodu, że po naszych ulicach można stosunkowołatwo poruszać się pieszo. Pod tym względem nie jesteśmy atrakcyjni. Tym,co nas mimo wszystko czyni przedmiotem zainteresowania ze stronymiędzynarodowego ruchu turystycznego, jest fakt, że zamieszkujemyokolice, które dla wiernych wielu wyznań uchodzą za Ziemię Świętą: dlaŻydów jest to kraina ich przodków, dla chrześcijan - kraj, w którym żyłNazarejczyk, dla muzułmanów - kraj, w którym działał Legion Arabski, dlaAmerykanów - kraj ropy naftowej.

Najpiękniejszy, najatrakcyjniejszy kraj nie znaczy wszakże nic, jeśli niedysponuje luksusowymi hotelami. Skoro więc jakiś bogaty Żyd chce pomóckrajowi swych przodków, to buduje tam tego rodzaju hotel. Jest to poza tymbardzo korzystna inwestycja. Cudzoziemiec w podróży o niczym innym niemarzy, jak tylko żeby być naciąganym przez tubylców. Od tej reguły nie mawyjątków także w Państwie Izrael. Biada miejscowemu Żydowi, jeśli odważysię stanąć w takim hotelu.

Ja sam popełniłem kiedyś ten grożący bankructwem błąd. Udało mi sięmianowicie w sposób zgoła nieoczekiwany wyrwać z pazurów urzęduskarbowego trochę funtów, postanowiłem więc urządzić sobie za to wczasy -takie z rozmachem, luksusowe. Mój wybór padł na „Super-de-Luxe-Hotel” posiadający własną plażę, własny plac golfowy, własne terenykrykietowe i, jak zobaczymy, wiele jeszcze innych własnych rzeczy.

Paź w onieśmielająco wykwintnej liberii otworzył drzwi mojej taksówki izapytał:

- Pański numer pokoju, sir?- Tego jeszcze nie wiem - brzmiała moja odpowiedź. - Dopiero co

przyjechałem.Paź skierował mnie do wyłożonej marmurami recepcji, gdzie jakiś

wyższy agent służb tajnych podał mi do wiadomości mój numer pokoju: 157.Numer został niezwłocznie wniesiony przez pazia do notesu. Tajny agentwręczył mi wysadzany diamentami klucz z dwudziestoczterokaratowegozłota.

Wkroczyłem do pokoju numer 157 i począłem się rozpakowywać. Gdy

Page 13: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

zapragnąłem umyć ręce, zauważyłem, że brak mydła. Zadzwoniłem poniewolnicę. Przyniosła mi zawinięte w celofan, importowane z Hollywoodmydełko, i zapytała:

- Pański numer pokoju, sir?- 157 - odpowiedziałem. Służebnica wyciągnęła notes i starannie wpisała

na nowej kartce: „157”.Po umyciu rąk udałem się do sali konsumpcyjnej hotelu, gdzie - nie

naprzykrzając się zbędnymi pytaniami - postawiono przede mną filiżankęherbaty i dwie grzanki. Ponieważ bardzo lubię grzanki, poprosiłem o jeszczejedną.

- Numer pokoju? - zapytał kelner z wyniosłością właściwą dyplomatomtuż przed odejściem na emeryturę. Moje „157” zostało starannie zanotowane.

W drodze powrotnej do pokoju ośmieliłem się zapytać generała brygady,pełniącego tu służbę portiera, o dokładny czas:

- Mój numer pokoju 157 - powiedziałem. - Która godzina?- Piąta trzydzieści dwie - odpowiedział brygadier i wniósł numer 157 do

grubej księgi.Przebierając się do kolacji zażądałem szczotki do ubrania (157), a później

poprosiłem o DDT przeciwko moskitom (157). Ponieważ ciągłe księgowaniemojego numeru zaczęło mnie zwolna denerwować, udałem się do saliaudiencjonalnej dyrektora hotelu i poprosiłem o przyjęcie.

- Czemuż, o Panie - zapytałem - przy każdej okazji muszę podawaćnumer pokoju?

Jego Lordowska Mość zmierzyła mnie wyniosłym spojrzeniem i odrzekław chłodnej oksfordzkiej angielszczyźnie:5

- Wszelkie świadczenia nie objęte ryczałtem wstawiane są do rachunkukońcowego, sir. W związku z tym nasz personel musi być bieżącoinformowany o numerach pokojów naszych gości. Jaki jest pański numer,sir?

- 157.- Dziękuję, sir - odrzekła Jego Lordowska Mość i zanotowała: „Inf. dla nr

157”.157 stało się jakby motywem przewodnim moich dni. Nie śmiałem wręcz

odezwać się do kogokolwiek, zanim nie podałem swego numeru. Gdyzamówiłem raz szklankę soku grejpfrutowego i nie dostałem, pozwoliłemsobie zwrócić kelnerowi uwagę, by rozważył, czy nie powinien wpisać donotesu uwagi: „Nie pod. grejpfr. dla 157”. Także ceremonie przedstawiania

Page 14: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

się przebiegały według

5 Personel w izraelskich hotelach luksusowych używa wyłącznie Oxford English, dlategoamerykańscy Żydzi muszą posługiwać się tłumaczami.

W ostateczności jednak obie strony mogą się porozumieć w jidysz.

innych manier. Rzec by można - więziennych. Gdy przedstawiałem siękomuś, nie wymieniałem nazwiska, lecz mówiłem: - 157. Bardzo miprzyjemnie.

- Mnie również - odpowiedział książę Weingartner, szef recepcji,wpisując niezwłocznie w notesie: „Przedst. nr 157”.

Nagle jednak sytuacja całkiem się zmieniła. Siedziałem właśnie naTarasie Ametystowym i głęboko wdychałem pełne ozonu powietrzewieczorne, gdy zbliżył się do mnie jeden z nadzorców trzymając w rękunotes.

- 157 - powiedziałem. - Wspaniałe powietrze.- 57 - zanotował nadzorca. - Dziękuję, sir.Już chciałem sprostować pomyłkę, gdy nagle jakaś tajemnicza siła mnie

od tego powstrzymała.Dziwaczne myśli zaczęły krążyć w mej głowie i koncentrować się wokół

całkiem nowych, wielce obiecujących możliwości...Wieczorem w restauracji zamówiłem ekstra dużą, ekstra wysmażoną

porcję wątróbki cielęcej.- Numer pokoju? - zapytał kelner, były pułkownik królewskiej gwardii

przybocznej.- 75 - odpowiedziałem.- 75 - zanotował pułkownik. - Dziękuję, sir.Tak to się rozpoczęło i dzięki temu prostemu odkryciu mogłem

realizować w ciągu następnych dni takie życzenia, o jakich przedtemzdarzało mi się marzyć we śnie.

Dwa razy popłynąłem sobie specjalnie dla mnie wynajętym luksusowymjachtem (75), trzy razy zachciało mi się oglądać indyjskie tancerki brzucha(75), raz występ trupy liliputów (75). Nie było dla mnie rzeczy zbytluksusowej. Jeśli już się jest na wczasach, nie wolno być małostkowym. Ktojest małostkowy, niech siedzi w domu albo hoduje cytryny.

Po dwóch wspaniałych tygodniach opuściłem hotel. Książę Weingartnerwręczył mi rachunek kontrasygnowany przez Jego Lordowską Wysokość

Page 15: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Dyrektora Hotelu. Opiewał wszystkiego na 390 funtów. W tej kwociemieściły się już wszelkie świadczenia nie objęte ryczałtem: mydło (5,-),informacja (3,10), wdychanie powietrza wieczorem (4,90) i kilka innychdrobiazgów.

Męskim uściskiem dłoni pożegnałem personel. Generałowi brygadywręczyłem 100 funtów, jego adiutantowi - 50 funtów6.

Gdy wsiadałem do taksówki, w recepcji rozegrała się przykra scena.Pewien gruby, łysy pan dostał napadu szału. Rwał na strzępy różnego rodzajurachunki, a z jego nieskoordynowanych okrzyków wynikało, że ani mu sięśni płacić 2600 funtów za 29 porcji smażonej wątróbki, której ani niezamawiał, ani nie spożywał.

6 W Izraelu nie ma zwyczaju dawania napiwków, ponieważ według poglądów gości uchybiałobyto godności osobistej personelu, pojętej w sensie takim, jak to jasno formułuje definicja ONZ. Poglądykelnerów nie są tak dogmatyczne.

Było w tym coś zawstydzającego.Czy naprawdę nie można takich drobiazgów załatwiać inaczej, jak tylko

nieopanowanym krzykiem?

Page 16: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Jesteśmy z zarządu miejskiegoPrzez dwa tysiące lat diaspory cierpieli Żydzi ucisk od obcych władców,

obcych urzędników, obcych urzędów. Nic dziwnego, że teraz, gdy mająwłasne państwo, zbudziła się w nich potrzeba odgrywania roli władzysamemu. Oto mały przykład takiej prywatnej inicjatywy:

Znów ja i mój przyjaciel Jossele - jeśli chodzi o sztukę wałkonieniaczempion klasy światowej - szwendaliśmy się od kawiarni do kawiarni, zgołanie mając pojęcia, co robić z resztą tak pięknie rozpoczętego popołudnia. Jużmieliśmy się rozstać z powodu braku perspektyw na jakąkolwiek godziwąrozrywkę, gdy nagle Jossele wpadł na pomysł:

- Wiesz co? Zabawmy się w grę „My jesteśmy z magistratu”.Po czym wciągnął mnie do najbliższej bramy i zadzwonił do pierwszych

z brzegu drzwi. Gdy nam otwarto, wepchnął mnie do środka i sam wszedłtakże.

- Szalom - powitał gospodarzy. - Jesteśmy z zarządu miejskiego.Gospodarz zbladł, objął ramieniem żonę i zapytał o powód naszych

odwiedzin.- Pan zaniedbał podać nam liczbę siedzisk w pańskim mieszkaniu - rzekł

Jossele i wyciągnął z zewnętrznej kieszeni marynarki kilka papierów, listów,niezapłaconych rachunków itp. - Pańskie deklaracje od dłuższego już czasubyły podejrzane, łaskawy panie.

- Jakie deklaracje?- Pańskie deklaracje podatkowe odnośnie do stanu zasiedziskowania

lokalu. Każda jednostka siedziskowa winna być zapodana - nie czyta pangazet?

- Ja... ja... - jąkał się obwiniony. -Ja przyznam się, gdzieś... coś takiegoczytałem... Ale myślałem, że to dotyczy tylko lokali biurowych.

- Czy moglibyśmy przeprowadzić wizję lokalną? - zapytał Jossele zwyszukaną grzecznością.

Zlustrowaliśmy mieszkanie i zanotowaliśmy cztery fotele w gabinecie, podwa krzesła w obu sypialniach i jeden taboret ukryty pod stołem kuchennym.Towarzyszyli nam przerażeni gospodarze.

- Czy macie państwo w domu wiadro? - zapytał z kolei Jossele.- Tak. Jedno.

Page 17: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Odwrócone dnem do góry uważa się za siedzisko rezerwowe.Jossele odnotował wiadro jako nadwyżkę.Gospodarz wpadł w szał:- Tego już za wiele! Jakbym nie dość płacił wam podatków!- Czego pan chce ode mnie? - replikował Jossele z niewinną miną. - Ja

jestem tylko takim małym, malutkim urzędnikiem, który musi wykonywaćobowiązujące instrukcje.

Po czym, spojrzawszy współczująco w oczy obiektowi swych instrukcji,poinformował:

- Cały kram będzie pana kosztował coś tak około 270 funtów.Pani domu, wyraźnie ta bardziej trwożliwa połowa małżeństwa, chciała

uiścić należność natychmiast. Jossele odmówił przyjęcia pieniędzy. Nie byłw stanie na miejscu obliczyć odsetek i kar za zwłokę.

Potem pożegnaliśmy się.W następnym mieszkaniu zarejestrowaliśmy wszystkie dziurki od klucza

i obłożyliśmy gospodarzy podatkiem 390 funtów w skali rocznej.W ciągu godziny obsłużyliśmy w ten sposób cały dom.Cokolwiek by się przeciwko naszemu magistratowi rzekło, trzeba jednak

przyznać, że dzięki niemu można niekiedy spędzić całkiem interesującepopołudnie.

Page 18: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Reakcja łańcuchowaNikt nie zmusza imigrantów, aby dla idei wstępowali do kibuców. Nasz

nieduży kraik oferuje szerokie i lukratywne pespektywy także inicjatywieprywatnej.

Gdy na przykład rozejdzie się pogłoska, że jakiś nowo przybyły Żydotrzymał zezwolenie na przywóz pudełka igieł, cały iglany rynek izraelskipopada w dziką panikę. Pudełko igieł zaspokaja potrzeby tego kraju na pięćlat. W takich wypadkach nasi geniusze finansowi (a mamy takich, nie tylkowojskowych!) znajdują natychmiast równie genialne rozwiązanie. Zazwyczajwykupują ze bezcen cały zapas igieł na spanikowanym rynku, a pudełkoimigranta ostentacyjnie zatapiają w morzu. Po czym śrubują marżę zysku izarabiają krocie. Należy zauważyć, że przy tej operacji wcale nie jestkonieczne, aby w pudełku imigranta faktycznie znajdowały się igły. Chodzi oto, żeby jakieś pudełko albo w ogóle jakiś przedmiot podobny do pudełkazostał wrzucony do morza.

Przeważnie kupcy i rzemieślnicy nie cieszą się w tym kraju takimszacunkiem jak choćby w Stanach Zjednoczonych. Prawdopodobnie dlatego,że w stosunkach z klientami nie zawsze bywają równie poprawni jakAmerykanie. Nigdy nie zapomnę tego szewca z Bronxu, który wywiesił wswoim oknie ogromny plakat z napisem: „Naprawiam buty, podczas gdyklient czeka”. Zreperował mi obuwie w ciągu trzech miesięcy i nie da sięzaprzeczyć, że w ciągu tych trzech miesięcy istotnie czekałem na swoje buty.Amerykańscy rzemieślnicy są bardzo słowni.

W Anglii każdy ojciec wie mniej więcej, kim będzie jego syn: piekarzem,przemysłowcem czy urzędnikiem państwowym, lordem czy socjalistą (albojednym i drugim). Nie u nas takie rzeczy! U nas nawet dorośli nie majączęsto pojęcia, jak będą zarabiali na życie następnego dnia. Zdarzało się, żektoś zagadnięty na ulicy o jakiś adres zaczynał od tej chwili zarobkować jakoprzewodnik turystyczny.

Ja (żeby poruszyć wreszcie interesujący nas temat), ja produkuję ostatniomaszyny pralnicze.

Pierwotnie uprawiałem zawód rzeźbiarza, co nie wykluczało też funkcjistróża nocnego, zanim zostałem pisarzem. I byłbym chyba nadalelektromechanikiem, gdyby Spieglowie nie zaprosili nas wtedy do siebie.

Page 19: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Był chłodny wieczór niedzielny, gdy poszliśmy z wizytą do Spieglów. Wciągu dwóch godzin wynudziliśmy się tak śmiertelnie, jak nigdy w życiu.Wyznaję to niechętnie, bo Spieglowie, szczególnie on - Aurel, sąsympatycznymi ludźmi i przemiłymi gospodarzami. Ale rozmowa się jakośnie kleiła i około dziesiątej musieliśmy już niemal podpierać powiekizapałkami. O wpół do jedenastej zrozumiałem, że jeśli się natychmiast niepoderwę, to zabraknie mi sił nawet na obudzenie żony.

Mobilizując resztki energii podniosłem się i oświadczyłem gospodarzom,że musimy już ich pożegnać.

- Nie! Tego nam nie możecie zrobić! - z krzykiem wyrwała się ze swejdrzemki pani Spiegel. - Po co ten pośpiech?

- Przykro mi - bąkałem. - Jednakże... koniecznie musimy... Mam bardzoważne spotkanie... interesy...

Naprawdę bardzo mi przykro...- Nie bądź taki zasadniczy - powiedział Aurel Spiegel. - Tam przecież

mogą na ciebie trochę poczekać.Udało mi się nadać głosowi wiarygodny ton smutku:- Sam bym wolał pozostać. Ale cóż robić... Jeżeli się nie pospieszymy,

ucieknie nam ostatni autobus.- A dokąd to się wybieracie tak późno?- Do Petach Tikwa7. Tam się właśnie umówiłem. Niestety...- Trudno! - Aurel poddał się. - W takim razie podrzucę was do

przystanku.- Nie, nie - zaprotestowałem. - Nie fatyguj się! W ogóle proszę sobie nie

robić żadnych kłopotów!- Drobiazg - powiedział Aurel i zaczął wkładać płaszcz.Na przystanku wysiedliśmy z auta i podziękowaliśmy gorąco Aurelowi za

przysługę. Odczekawszy kilkanaście sekund ruszyliśmy pieszo w stronędomu. Nie doceniliśmy złotego serca Aurela. Już za chwilę hamował oboknas.

- Dokąd? Dokąd, kretyni? Przecież autobus do Petach Tikwa to nie w tęstronę!

7 Petach Tikwa leży 12 mil od Tel Awiwu - bardzo daleko jak na Izrael, gdzie w pociągachumieszczone są tablice: „Nie wychylać się na Jordanię!”.

Po czym wcisnął nas, poczciwiec, z powrotem do auta i zawiózł na

Page 20: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

właściwy przystanek, gdzie nie było ani żywej duszy. Aurel, nie poddając sięzmęczeniu, starannie zaczął studiować rozkład jazdy. Po chwili ciężkiewestchnienie wyrwało się z jego piesi:

- Aj, aj, aj! Ostatni autobus odjechał przed pięcioma minutami. Tostraszne! Spóźnicie się na to ważne spotkanie.

- Nie szkodzi - starałem się go uspokoić. - Takie ważne to ono znów niebyło.

- No, no! Nie upierałbyś się tak z wyjściem, gdyby nie było ważne... Alewiecie co? Po prostu podrzucę was swoim wozem.

- O, na to nie pozwolę! - krzyknąłem. - Gościnność też ma swoje granice!- Ani słowa więcej - rozstrzygnął sprawę Aurel. - Oka bym dziś w nocy

nie zmrużył, gdybym was natychmiast nie odwiózł do Petach Tikwa.I pojechaliśmy. W czasie całej drogi klęczeliśmy z żoną na tylnym

siedzeniu, tępo patrząc na oddalające się światła Teł Awiwu, pełninajczarniejszych myśli.

Petach Tikwa pławiło się w łagodnym świetle księżyca.- Jaki adres? - zapytał Aurel i stłumił ziewnięcie.Mój umysł zaczął gorączkowo pracować. Jedynym adresem, jaki w

Petach Tikwa znałem, był hotel Grynszpana8, i to tylko dlatego, że kiedyśmieszkał tam jeden z moich wierzycieli. Zwróciłem się więc do Aurela:

- Wysadź nas, proszę, przed Grynszpanem.Wreszcie auto przystanęło. Jeszcze raz podziękowaliśmy Aurel owi za

jego zniewalającą uczynność i wkroczyliśmy do hotelu. Przyjął nas portiernocny - jakoś nie najlepiej usposobiony.

- My tylko na chwileczkę - powiedziałem mrugnąwszy do niego. - Zarazsobie pójdziemy.

Gdy tak staliśmy czekając na definitywny odjazd auta Aurela, nagle mojażona aż się zachwiała: - On wraca - wyszeptała.

Drzwi obrotowe zawirowały i wyłonił się z nich Aurel. Wyjaśnił, żetrochę przemarzł, i zażądał szklanki herbaty.

Niezadowolenie portiera podskoczyło o jeszcze jeden stopień.- Co się tu dzieje? Kogo pan właściwe szuka?- Kto? Ja?- Tak, pan.

8 Także w Izraelu wszystkie hotele są w żydowskich rękach! Jak to się skończy?

Page 21: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Jeśli mnie pan ma na myśli, to... umówiłem się tu na spotkanie... Nowięc krótko i węzłowato... muszę z nim zaraz rozmawiać.

- Jak się nazywa ten gość?- Co to znaczy: „jak się nazywa”? Aha, rozumiem... oczywiście... Pan

pyta o jego nazwisko. Herszkowicz, jeśli się nie mylę. Tak, oczywiście,Herszkowicz. Czy pan Herszkowicz już przyjechał?

- Owszem - odpowiedział portier. - Jest już tutaj.- Proszę, niech pan sprawdzi jeszcze raz. On musi tutaj być. Umówiłem

się z nim.- Przecież mówię panu, że jest. Pokój 23.- To jest prawdziwy Herszkowicz! Przysiągłbym, że nie przyjedzie.- Ale przyjechał - wycedził portier. - Ile razy mam panu powtarzać, że on

tu jest.- Kto jest?- Herszkowicz! W pokoju numer 23. Zaraz do niego zadzwonię. - I zanim

zdążyłem temu zapobiec, chwycił za słuchawkę.- Pan Herszkowicz? Przepraszam, że przeszkadzam. Niestety, muszę pana

obudzić... Tutaj jest ktoś, kto pilnie chce z panem rozmawiać - zatkałmikrofon dłonią i zwrócił się do mnie: - Herszkowicz pyta, o co chodzi.

- Sprawa osobista - odpowiedziałem. - Ściśle poufna.Gdy Herszkowicz zjawił się w piżamie, z na wpół zamkniętymi jeszcze

oczami, miałem wrażenie, że kołnierzyk zrobił mi się o dwa numery zaciasny. Na czoło mojej żony wystąpiły kropelki potu. Tylko Aurel siedziałspokojnie i ze smakiem siorbał swoją herbatę.

Herszkowicz przystąpił do mnie z miną nie rokującą nic dobrego.Nagle, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej, oblicze mu się

rozjaśniło:- Halo, stary draniu! - krzyknął rozpromieniony. - Co ty tu robisz? Co za

miła niespodzianka!Przez następną minutę obaj przyjaciele, Herszkowicz i Aurel, zajęci byli

wzajemnym poklepywaniem się po plecach. W końcu Herszkowiczdowiedział się od Aurela, że to nie on, lecz my jesteśmy tymi, którzy chcą znim pilnie rozmawiać.

- Czego pan sobie życzy ode mnie? - zapytał grzecznie Herszkowicz.- Hm, to nie jest takie proste. Pali pan?- Nie.- Ja też nie. Dawniej to paliłem fajkę, ale mój lekarz...

Page 22: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Ja pana bardzo przepraszam, ale czego pan sobie ode mnie życzy?- A więc, panie Herszkowicz... Mam interes do pana...- Jaki interes?- Pan przecież wie...- Maszyny pralnicze?- O, właśnie! - wykrzyknąłem. - Maszyny pralnicze!- No tak, teraz rozumiem pański pośpiech - powiedział Herszkowicz. -

Natychmiast zatelefonuję do Neumanna w Hadera.- Proszę, nie teraz - powiedziałem skwapliwie. - Jest późno. Moglibyśmy

porozmawiać z panem Neumannem rano.- Zwariował pan? Rano pan Neumann leci do Mediolanu!To mówiąc wykręcił numer i jął się usprawiedliwiać przed najwyraźniej

wściekłym Neumannem, że go o tej porze wyciąga z łóżka, ale tu jestczłowiek z Tel Awiwu, który dopiero co przybył i chciałby od razusfinalizować całą sprawę.

W minutę później Herszkowicz wrócił do naszego stolika izakomunikował nam, że musimy natychmiast jechać do Hadera. Najlepiejbędzie - Aurel chyba nie odmówi - jeśli pojedziemy tam jego samochodem.

Aurel zawiózł nas na miejsce. Neumann, jegomość o typowocholerycznym temperamencie, wszedł od razu in medias res i poinformowałnas, że do dyspozycji jest jeszcze 30 procent akcji:

- Kupuje pan? Tak czy nie?- Ja... ja chciałbym się jeszcze trochę zastanowić.- Jak pan sobie życzy - Neumann powstał. - Ale żeby już mieć pewność,

poszukamy teraz Weingartnera. Chodź pan.- Ja nie potrzebuję żadnego Weingartnera - wykrztusiłem ochryple. -

Biorę te akcje.Stosy wszelkich możliwych papierków podpisywałem jak w malignie.

Gdy wreszcie miałem to poza sobą, doprowadziłem żonę do przytomności, ao świcie byliśmy już w Tel Awiwie.

W drodze do biura kupiłem gazetę. Tłuste czcionki na stronie tytułowejobwieszczały, że Koncern Przemysłowy Neumanna-Kishona w Haderazałożył największą w Izraelu fabrykę maszyn pralniczych: Solel Boneh9 ma42% udziałów, Neumann - 28%, ja - 30%. Fabryka, według gazety, „wkrótcerozpocznie produkcję i całkowicie pokryje zapotrzebowanie ŚrodkowegoWschodu na maszyny pralnicze”.

Page 23: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

9 Solel Boneh jest kapitalistycznym przedsiębiorstwem socjalistycznych związków zawodowych.Aby jaśniej zdać sobie sprawę z wielkości tego przedsiębiorstwa, trzeba wiedzieć, że Państwo Izraeljest integralnym składnikiem Solel Boneh.

Page 24: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

OldtimerNowo przybyły do Izraela Żyd może robić co mu się żywnie podoba. W

pierwszym roku na przykład może wcale nie płacić podatku dochodowego.Niektórzy przedsiębiorczy obywatele uczynili sobie z tego nawet całkiemzyskowny proceder: co pewien czas opuszczają kraj, by wkrótce powrócićjako nowi imigranci. Mimo tych przywilejów imigrant przywykł na wszystkosię skarżyć. Ten, który się na nic nie skarży, uchodzi za idiotę albo zawielkiego kapitalistę. (Tu trzeba zauważyć, że cały wielki kapitał izraelskidostał się w ręce żydowskie. Budzi to zrozumiałe niezadowolenie wszerokich kołach społeczeństwa).

Także sytuacja imigrantów pozbawionych środków do życia (liczba ichosiąga zdumiewająco wysoki poziom!) wcale nie jest najgorsza. Są ludzie,którzy przed dwudziestoma laty przybyli tu z jednym kuferkiem i nadal sąwłaścicielami tego kuferka. Nazywa się ich „oldtimerami”. Wszyscy, gdybyli jeszcze młodzi, wycierpieli dla swych ideałów rzeczy nieopisane.Słusznie więc przejawiają zdrową niechęć do tych Żydów, którzy przybylipóźniej i - zdaniem oldtimerów - prowadzą jedwabny tryb życia.

Gniew i wstręt wyrażało oblicze pewnego starszego pana, który zatrzymałmnie raz przed wejściem do kina:

- A dokąd ci to tak pilno, Jossele?Oświadczyłem mu, że mam bilet i wybieram się do kina.- Bilet do kina - powtórzył z przekąsem. - Ja w twoim wieku to byłem

zadowolony, gdy mi się udało kupić ogórek na kolację. Ale bilet do kina?!Przed trzydziestoma laty nikomu do głowy nie przyszło, żeby się włóczyć pokinach. W tamtych czasach to tędy ciągnęły jeszcze karawany jucznychwielbłądów. A z bulwaru był widok na otwarte morze.

- To ciekawe - przyznałem - ale ja muszę jeszcze do domu.- Do domu? - pokiwał gorzko głową. - My nie mieliśmy żadnych domów.

Brało się parę skrzynek i puszek po konserwach, składało się to do kupy,owijało papierem pakunkowym - i takie były nasze domy. A meble masz?

- Takie jakieś byle jakie - byłem już ostrożny. - Przeważnie to siedzimyna cegłach.

- Na cegłach? O cegłach myśmy nawet marzyć nie śmieli! Bo i skądmieliśmy brać pieniądze na zakup cegieł?

Page 25: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Nie wiem - wyznałem speszony. - Ale tak prawdę mówiąc, to ja tychcegieł nie kupiłem: ja je ukradłem z takiego nie strzeżonego placu budowy.

- Ukradłem! - w głosie starszego pana dudniło oburzenie. - Jaosiemnaście lat tu przeżyłem, zanim się odważyłem ukraść swoją pierwszącegłę! Pod głowę to myśmy wtedy mieli tylko piasek. A wodę pijasz?

- Czasami. Przeważnie tak raz na tydzień...- Raz na tydzień? - chwycił mnie za ramiona i potrząsał jak mikserem. -

A czy ty wiesz, chłopcze, że wtedy w Jerozolimie za wodę trzeba było płacićżywą gotówką? Język przyklejał ci się do podniebienia, a ty nic! Nie miałeśnawet złamanego piastra, żeby kupić szklankę wody, Jossele!

- Ja nie jestem żaden Jossele - ośmieliłem się zauważyć. - A poza tym,proszę pana, ja w ogóle pana nie znam.

- Nie znasz mnie? - warknął mój rozmówca. - Gdybyśmy my, będąc wtwoim wieku, pozwolili sobie bezczelnie kogoś nie znać, no, to dostalibyśmyza swoje! Ale wam, żółtodziobom, wolno dziś wszystko. Wszystko!

Po czym odwrócił się i odszedł kipiąc gniewem.Czułem się nic nie wart. Ziemia chwiała się pod moimi stopami.

Musiałem przysiąść na krawężniku.Jakaś taksówka przejechała mnie. Dawniej pionier, żeby go taksówka

przejechała, musiał leżeć na jezdni osiemnaście do dwudziestu lat. Czasy sięzmieniły.

Page 26: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Opieka społecznaW ciągu dwunastu lat swego istnienia Państwo Izrael przyjęło dwa razy

więcej imigrantów, niż miało mieszkańców na początku. Co, rzecz prosta,spowodowało niejakie trudności. Można sądzić, że Stany Zjednoczonemiałyby także kłopoty, gdyby im tak nagle przybyło 340 milionówobywateli. Choćby problem zaopatrzenia wszystkich w telewizory. W Izraelugłównym problemem jest oczywiście sprawa mieszkaniowa. Bo ileż wreszciemiast można wybudować w ciągu tygodnia? Najwyżej dziesięć, no, niechbędzie nawet piętnaście. A to też nie wystarcza.

Imigranci, głównie Żydzi pochodzący z pustynnych okolic BliskiegoWschodu, otrzymują początkowo tak zwane „Ma’abaroth”, czyliprowizoryczne zakwaterowanie w blaszanych barakach obozówprzejściowych, i pozostają tam później przez całe lata. Państwo nieustannietroszczy się o ich istotne potrzeby materialne. Prócz tego funkcjonuje całyszeroko rozbudowany aparat opieki duchowej, dbający o dobre samopoczucieosiedleńców.

O tym, że praca w takim aparacie nie jest czymś tak prostym, jak by sięwydawało, przekonują poniższe sceny z życia obozowego:

Osoby EWA - wykwalifikowana pracownica Urzędu Opieki Społecznej SA’ADJA SZABATAI KIEROWNIK OBOZU PRZEJŚCIOWEGO ŻONA SA’ADJI SZABATAJAKIEROWNIK OBOZU (rozglądając się z Ewą po barakach) Musi

mieszkać gdzieś tu niedaleko. Jaki numer, powiada pani?EWA (młoda dziewczyna, biała bluzka, słomkowy kapelusz, wyraźnie

przepracowana i źle znosząca upał. Taszczy pękatą tekę wyładowaną dogranic możliwości papierami wszelkich formatów i kolorów. Po długim,nerwowym przewracaniu kartek wyciąga wreszcie potrzebne akta) On sięnazywa Szabatai. Sa’adja Szabatai. Barak 137. Jego żona była u nas ostatnioprzed dwoma tygodniami.

KIEROWNIK A na co się skarżyła?EWA {przeglądając papiery) Na... na... właściwie to na wszystko. Zna

pan tych Judzi?KIEROWNIK (kiwa głową, jakby chciał powiedzieć „niestety”) Tak,

Page 27: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

znam ich. To bardzo skomplikowana rodzina.EWA Jak to?KIEROWNIK Zaraz to pani wyjaśnię.EWA Momencik, proszę. (wyjmuje notes i długopis) Proszę, słucham.KIEROWNIK A więc: Sa’adja Szabatai to chory człowiek i ma liczną

rodzinę.EWA (notuje) Chory... liczną rodzinę...KIEROWNIK ... trzy razy był w szpitalu, trzy razy uciekł i wrócił do

nas...EWA (pisze) ... trzy razy uciekł...KIEROWNIK Te jego cechy sama pani zauważy.EWA (pisze) ... sama zauważy...KIEROWNIK (uśmiecha się) Czy pani skończyła kursy stenografii?EWA (lekko dotknięta) Jestem absolwentką Szkoły Postępowej Opieki

Społecznej.KIEROWNIK Gdzie?EWA W Ameryce. Byłam na stypendium. Poznaliśmy tam

najnowocześniejsze teorie psychologiczne.KIEROWNIK A jak się to sprawdza w praktyce, u nas?EWA (niepewnie) Dziękuję... właściwie to... ja jeszcze nigdy...Pani Szabatai ukazuje się w drzwiach blaszaka, przygląda się obojgu

nieufnie. Raczej nie robi wrażenia kobiety wypielęgnowanej. Poza tym jest wodmiennym stanie.

KIEROWNIK Zetknęła się już pani z pracą w obozie przejściowym?EWA Dopiero raz.KIEROWNIK Kiedy?EWA Dzisiaj.KIEROWNIK (tłumiąc śmiech) Życzę pani powodzenia. (Do pani

Szabatai) Czy pani jest żoną Sa’adji Szabataja?Pani Szabatai gapi się na niego bez słowa.KIEROWNIK To chyba jednak ona... No, spotkamy się później. Życzę

wszystkiego najlepszego.(odchodzi)EWA Miejmy nadzieję, że mi wszystko pójdzie dobrze, (przygląda się

pani Szabatai badawczo, pani Szabatai przygląda się badawczo Ewie.Dłuższe milczenie)

PANI SZABATAI Panienko...

Page 28: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

EWA Mam na imię Ewa.PANI SZABATAI Ty jest nowa opieka?EWA Tak, to ja. Od tej chwili będę się zajmowała wszystkimi pani

kłopotami. Pani jest przecież panią Szabatai?PANI SZABATAI Kto?EWA Pytam, czy pani jest żoną Sa’adji Szabataja.PANI SZABATAI Nie, ja jest żona Sa’adji Szabataja.EWA Czy można? (siada na kulawej ławce przed barakiem i znowu

wyciąga notes)PANI SZABATAI Ja nie pisać, panienko...EWA Proszę mi mówić Ewa.PANI SZABATAI Nie ma chleb, panienko. Nie ma praca. Siedem

dziecków, panienko. Be’hyat Allah, siedem dziecków, a jedno tu (wskazujena brzuch). Ben Gurion!10

EWA (szpera zakłopotana w teczce) Pani Szabatai, czy ktoś z UrzęduOpieki Społecznej spisywał już podstawowe dane personalne państwa?(przygotowuje formularz i długopis).

PANI SZABATAI Mój mąż on już przychodzić.EWA Świetnie. Zaczekam na niego, (nie bardzo jednak wie, co począć.

Zaczyna coś pisać, potem to zamazuje, mnie papiery)PANI SZABATAI Panienko...EWA Ewa. Proszę mi mówić Ewa.

10 Orientalni Żydzi używają wykrzyknika „Ben Gurion!” mniej więcej w takim sensie jakAnglicy „Good Lord!”

PANI SZABATAI To jest moja mąż, panienko - Sa’adja, to jest nowaopieka.

Sa’adja Szabatai, brodaty, orientalny Żyd - okazała postać, skłania się zpowściągliwą godnością.

EWA Pan Szabatai?SZABATAI Słucham. (skinieniem dłoni oddala żonę - ta posłusznie

znika we wnętrzu blaszaka).EWA Czy nie zechciałby pan usiąść? (Szabatai ceremonialnie przysiada

się na ławce) Pańska żona mówiła mi, że pan nie ma pracy.SZABATAI Nie mam.EWA Zna pan jakieś rzemiosło?

Page 29: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

SZABATAI Ja jestem szewc. Nikt mnie nie chce dać roboty.EWA Od jak dawna jest pan szewcem?SZABATAI Ja jaszcze nigdy nie pracowałem.EWA Nigdy?SZABATAI Nigdy.EWA No tak. A jakiego rodzaju buty pan robi?SZABATAI Ja jestem szewc. Ale mnie nikt nie chce dać roboty.EWA Czy pan już próbował zatrudnić się jako szewc?SZABATAI Jeszcze nigdy.EWA Dlaczego?SZABATAI Ja mam słabe serce, panienko. Mnie wolno wykonywać

tylko lekką robotę.EWA Czyżby praca szewca była tak wyczerpująca?SZABATAI Dla mnie tak. Bo ja nie mam żadnej praktyki.EWA (robi notatki) Musi pan w pośrednictwie poprosić o jakąś lżejszą

pracę.SZABATAI Nie dadzą mi. Nikt mi nie chce dać roboty. Może pani mi

załatwi jakąś pracę?EWA To nie należy do moich obowiązków.SZABATAI Nie musi należeć. Pani mi tylko da karteczkę.EWA Chwileczkę, panie Szabatai! Żeby nie było nieporozumień: ja nie

jestem z urzędu zatrudnienia!SZABATAI To niech mi pani tylko da karteczkę 11 EWA Ja nie mogę panu dać żadnej karteczki, panie Szabatai. Ja nie mam

żadnych znajomości w urzędzie zatrudnienia. A moim zadaniem jest ułatwićpanu życie i pomagać w sprawach wewnątrzrodzinnych. A zatem - comogłabym dla pana zrobić, panie Szabatai? (wyciąga długopis)

SZABATAI Pani może mnie dać karteczkę do urzędu zatrudnienia.EWA (traci cierpliwość) Ode mnie pan żadnej karteczki nie dostanie,

(opanowuje się) panie Szabatai.Ja bardzo proszę. Zbadamy teraz bardzo spokojnie sytuację państwa.

(rozkłada formularz) Ile dzieci państwo macie?SZABATAI Sześć. Szalom, Mordechai, Abdallach, Macał, Chaduba,

Szymsze i Uri.EWA (notuje imiona) Ale to jest siedem.SZABATAI Siedem? No dobra, niech będzie siedem. I dochodzi jeszcze

G’ula.

Page 30: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

EWA Kto to jest G’ula?SZABATAI Taka jedna stara kobieta. Mieszka z nami. Ona nie może się

już ruszać. Ona może jeszcze tylko jeść.EWA Czy to jakaś pańska krewna?SZABATAI Skąd ja mam wiedzieć, czy jest krewna? Ona przyjechała tu

z nami. Ona musi być krewna, bo by nie mieszkała z nami. Ale ona nie możesię w ogóle ruszać. Ona opiekuje się naszymi dziećmi.

EWA Hm... tak... bardzo interesujące, panie Szabatai. Pan ma naprawdębardzo... bardzo dużą rodzinę...

SZABATAI Czy pani chce mi pomóc, panienko?EWA Oczywiście. Po to tu właśnie jestem.SZABATAI To niech mi pani da karteczkę.EWA (wybucha) To już przekracza... (opanowuje się z trudem)

Spokojnie, tylko spokojnie, panie Szabatai. Wypełnijmy wreszcie tę pańskąkartę informacyjną, a potem zobaczymy, co się da zrobić.'

Kiedy się pan ożenił?SZABATAI Kto? Ja?EWA Tak, pan.SZABATAI Zanim tu przyjechałem.EWA Ile pan miał wtedy lat?SZABATAI Nie dużo.

11 W szerokich kołach izraelskich panuje przesąd jakoby karteczka, na której właściwy człowiekwe właściwym momencie napisze właściwe słowo, ma moc czynienia cudów. Zdumiewające, że takrzeczywiście jest.

EWA Mianowicie?SZABATAI Tak, mianowicie. Tam, gdzie mieszkałem, żenią się bardzo

młodo... A ja nic od pani nie chcę, niech mi pani tylko da tę karteczkę. Towszystko. Tylko taką małą karteczkę...

EWA (balansuje na granicy ataku histerycznego) Panie Szabatai! PanieSzabatai! Ja już panu mówiłam... Wypełnijmy najpierw pańską kartę, panieSzabatai. Ile dzieci było w pańskiej rodzinie?

SZABATAI Sześć.EWA (notuje) Sześć.SZABATAI I jedno jeszcze nosi teraz moja żona.EWA Panie Szabatai! Ja pytam o rodzinę pańskich rodziców.

Page 31: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

SZABATAI Rodzinę moich rodziców? Ja nie znam nikogo.EWA A miał pan duże rodzeństwo?SZABATAI A czemu miałem nie mieć?EWA Ile tego było?SZABATAI To wcale nie takie proste, panienko. Mało kto z nich żyje.EWA Niech pan sobie jednak przypomni, panie Szabatai. To bardzo

ważne.SZABATAI To jest ważne? Ja się pytam, czemu to ma być ważne! Ja

pani powiem, co jest ważne: ważna jest karteczka!EWA (załamana) Panie Szabatai, bardzo pana proszę...PANI SZABATAI (wynosi z baraku maty stolik, nakrywa go ręcznikiem

i stawia na nim szklankę herbaty) Proszę, panienko.EWA (zamierającym głosem) Niech pani do mnie mówi Ewa...PANI SZABATAI (odsuwa się o kilka kroków i zastyga w bezruchu)EWA (pociąga ze szklanki łyk herbaty i nabiera trochę siły) Panie

Szabatai. Jak mam panu pomóc, kiedy pan mi jeszcze nie udostępniłnajbardziej podstawowych danych personalnych?

SZABATAI Jak proszę?EWA Moim zadaniem jest przestudiować pańską sytuację socjalną i

pomóc panu w przezwyciężeniu trudności adaptacyjnych, na które się panmoże natknąć jako imigrant.

SZABATAI Jak to? (Pani Szabatai słucha słów Ewy z rosnącą paniką)EWA Po prostu. Pańskie dzisiejsze kłopoty tkwią korzeniami w

okolicznościach, które kształtowały pańskie dzieciństwo. Załóżmy... naprzykład..., że w dzieciństwie ukąsił pana wąż. (Szabatai usiłujezaprotestować) Oczywiście, wiem: pana żaden wąż nie ukąsił. Aleprzyjmijmy, że tak się zdarzyło. I co wtedy? Miał pan chwilkę strachu, apotem powoli, powoli zapomniał pan o całej tej historii. Tymczasem wpańskiej wrażliwej, dziecięcej psychice pozostał głęboki ślad. (pani Szabataiwydaje dziki krzyk i ucieka do baraku)

SZABATAI Co to za dziecko, co pani o nim mówi?EWA To pan. Kiedy pan był jeszcze dzieckiem. Pan sam.SZABATAI Zgoda, niech i tak będzie.EWA Właśnie. I co się teraz dzieje? Dużo później, po wielu latach, widzi

pan nagle węża, który się owija wokół nogi pańskiego łóżka...SZABATAI Niech pani wypluje to słowo. Tu nie ma na szczęście węży.

Ale nie ma też tutaj pracy.

Page 32: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

EWA Nie mówimy teraz o pracy!SZABATAI Panienko! Panienka da mi tylko taką malutką karteczkę...EWA (robi się purpurowa, zaczyna bełkotać, wreszcie z trudem

odzyskuje równowagę; od tej chwili mówi bardzo wolno i dobitnie) PanieSzabatai. Czy pan rozumie, co ja do pana mówię? Jeśli mam panu pomóc,musimy się wzajemnie poznać. Musimy się zaprzyjaźnić i zacząćwspółpracować z sobą. Niech pan zauważy, że ja, kiedy tu przyszłam, tonajpierw się panu przedstawiłam: powiedziałam, jak się nazywam i kimjestem. Zgadza się, panie Szabatai?

SZABATAI Zgadza się, panienko, tak było. Więc jak się pani nazywa?EWA Jak ja się nazywam? Nazywam się Ewa.SZABATAI Ma pani męża?EWA Nie... jeszcze nie...SZABATAI A jak z pracą? Ma pani dużo roboty? Ciężka to praca?EWA (trochę zmieszana) Tak, owszem... Bardzo trudna praca. Ale daje

mi wiele zadowolenia.SZABATAI Rozumiem, rozumiem. Jest więc pani starą panną, która

dużo pracuje. A rodzinę pani ma?EWA Ojca i matkę.SZABATAI Niech im Pan Bóg błogosławi. Bogaci?EWA Nie. Mój ojciec jest już stary...SZABATAI ... i urząd zatrudnienia nie daje mu już pracy, rozumiem.

Rodzeństwo?EWA Nie mam.SZABATAI Biedna, nieszczęsna dziewczyna. Daje pani swoim starym

rodzicom jakieś pieniądze?EWA Oczywiście.SZABATAI A jak jest z pani posagiem?EWA To przecież nie takie ważne.SZABATAI Ale potrzebuje się pani ubrać. A jakieś meble kupić - to co?EWA No, tak.SZABATAI Widzi pani. A zaręczona pani jest?EWA Mam przyjaciela...SZABATAI ... i nie macie pieniędzy, żeby się pobrać?EWA Nie mamy mieszkania.SZABATAI To bardzo niedobrze. Uj, niedobrze. Młodzi, kiedy chcą się

pobrać, powinni mieć mieszkanie. Zaraz, zaraz - niech pomyślę... Niedaleko

Page 33: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

stąd, we wsi, stoją nowe, puste domki. Niech rząd da wam jeden taki.EWA To nie dla nas. To są domki dla nowych imigrantów.SZABATAI Jak będą chcieli, to załatwią i dla was. Niech pani idzie do

swojej kierowniczki wydziału, pani Wajsferger, i niech pani jej powie: „PaniWajsferger! Jak ktoś jest młodą dziewczyną, to chce wyjść za mąż. A jakktoś chce wyjść za mąż, to musi mieć dom. Ja panią proszę, niech mi pani dadomek, pani Wajsferger!” - i pani Wajsferger da pani karteczkę...

EWA Ona mi nie da żadnej karteczki. Ona nie może mi dać żadnejkarteczki.

SZABATAI Ona może, panno Ewo. Ona tylko mówi, że nie może.Synowi mojej siostry dała taką karteczkę. Pani potrzebuje mieć tylkocierpliwość ciągle do niej przychodzić i mówić: „Pani Wajsferger! Pani da mikarteczkę!” W końcu ona pani ją da albo będzie musiała zmienić posadę. Aleto też nie szkodzi, bo jak przyjdzie nowy kierownik, to zacznie pani odpoczątku. Głowa do góry! Pani ma prawo mieć dom. Pani ciężko pracuje.Pani robi dużo dobrego dla ludzi. Wszyscy opowiadają pannie Ewie kłopoty,a panna Ewa chciałaby wszystkim pomóc. Wszyscy chcieliby mieć dużopieniędzy, ale dla wszystkich nie starcza...

EWA Pan nawet nie wie, jak bardzo ma pan rację, panie Szabatai...SZABATAI Ja wiem. Ja wiem, że pani może nam pomóc tylko pięknym

słówkiem. I to jest bardzo ciężko tak nie móc nic więcej.EWA Bardzo ciężko, panie Szabatai.SZABATAI Tak, tak. Panna Ewa powinna rozdawać ludziom pieniądze,

a sama ich nie ma. Ile pani zarabia?EWA Niedużo.SZABATAI A do tego ojciec, matka i wesele. Nowej sukni też pani nie

ma?EWA Nowej sukni? O tym to nawet nie ośmielam się myśleć. Za sam

pokój płacę dwadzieścia pięć funtów miesięcznie. A stołować się muszę wrestauracji.

SZABATAI (przerażony) W restauracji?EWA (kiwa smutnie głową) A to kosztuje co najmniej dwa funty

dziennie.SZABATAI (jeszcze bardziej przerażony) Dwa funty?!EWA Co najmniej. A poza tym...SZABATAI Momencik, (wyciąga z kieszeni notes, zabiera Ewie

długopis) Proszę mówić dalej.

Page 34: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

EWA Poza tym wystarcza to na jeden posiłek dziennie.SZABATAI (oblicza) Dwa funty dziennie... to daje...EWA Sześćdziesiąt funtów miesięcznie.SZABATAI Sześćdziesiąt funtów! Za jeden jedyny posiłek dziennie!EWA Tak. A co zostaje na ubrania? Na kino? Na przejazdy? Panie

Szabatai...SZABATAI Niech pani tylko nie traci nadziei, panno Ewo. Pani jest w

trudnej sytuacji - to prawda. Ale Pan Bóg pani pomoże i wszystko się ułoży.Panno Ewo, ja panią teraz zapytam: czy jak pani była dzieckiem, to czywtedy ukąsił panią jakiś wąż?

EWA (kompletnie skołowana) Nie...SZABATAI Otóż to! Gdyby panią wąż ugryzł, wszystko by się ułożyło

inaczej. Mimo to niech pani nie traci nadziei, panno Ewo. Nasze państwo jestjeszcze młode i jest w nim wielu takich ludzi, którym się równie źle powodzijak pani. Cierpliwości, panno Ewo, tylko cierpliwości. Ludzie są dobrzy. I wkońcu ja też tu jeszcze jestem! (z daleka dochodzi sygnał autobusu) EWA(spostrzega całą groteskowość sytuacji, w której się znalazła - zawstydzonazrywa się z ławki) Pan wybaczy, panie Szabatai, ale muszę biec, bo miucieknie... (teczka jej się otwiera, papiery wypadają na ziemię).

SZABATAI {pomaga zbierać) Wszystko głupstwo, Ewuniu. Tylkoodwagi... Tu ma pani moje akta... nie zgubić, bardzo ważne... Pan Bógpomoże, Ewuniu.

EWA Dziękuję panu, panie Szabatai... Naprawdę nie wiem jak...Stokrotne dzięki, panie Szabatai!

(oddala się biegiem)SZABATAI (woła za nią) Powodzenia, Ewuniu! I niech pani do mnie

przychodzi, kiedy tylko będzie pani miała kłopoty! My, Żydzi, musimy siętrzymać... (zawraca do swojego baraku) Taka dzielna dziewczyna i takiekłopoty, (kiwa długą brodą) Aj, aj, aj - biedna opieka socjalna...

Page 35: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Łańcuch bohaterówLudzie pytają nas często, jak to jest możliwe żyć w kraju, gdzie przy lada

okazji można się potknąć o minę albo wpaść na terrorystę. No cóż - dowszystkiego można się przyzwyczaić - nawet do tego, że można sięprzyzwyczaić do wszystkiego. Inne narody mają swoje totolotki, my zaśmamy swoją cotygodniową nagrodę uznaniową za wykrywanie i rozbrajaniew porę bomb.

Pewnego majowego przedpołudnia udali się państwo Geigerowie dojerozolimskiego muzeum na wystawę rzeźby nowoczesnej. Już przy wejściuuwagę pani Geiger przyciągnął interesujący obiekt.

Była to niewielka, opakowana w czarny plastyk paczuszka, przyczepionataśmą klejącą do ściany i zaopatrzona w długi, chyba dziesięciometrowysznur, na którego końcu pełgał nikły płomyczek, dość żwawo zbliżający siędo wspomnianej paczuszki.

Pani Geiger odwróciła się do pana Geigera i rzekła:- Czegóż to ci nowocześni artyści dzisiaj nie wymyślą!Pan Geiger, bardziej w sprawach sztuki bywały, odpowiedział:- Wszystko jest lepsze niż kiczowaty zachód słońca.Po czym otworzył katalog wystawy i zaczął szukać tytułu rzeźby. Nie

znalazł, więc postanowił wnieść reklamację do dyrekcji muzeum. Nie wydajesię przecież trzech funtów na zakup bezwartościowej broszury.

W zasięgu wzroku nie było jednak nikogo, kto mógłby przyjąćreklamację. Pan Geiger zlecił zatem wszczęcie poszukiwań swemusiedmioletniemu synkowi Ariemu. Ten wszakże wzbraniał się wykonaćojcowski rozkaz, został więc pedagogicznie spoliczkowany.

- Teraz będziesz wiedział, że gdy ojciec coś każe, to trzeba go słuchać! -krzyknął pan Geiger.

Arie oddalił się pociągając żałośnie nosem, a spotkawszy po drodzejakiegoś zwiedzającego zapytał go, gdzie mógłby znaleźć kogoś z personelu.

- Na pewno piją herbatę w restauracji - brzmiała odpowiedź.Ciągle łkając Arie udał się w dalszą drogę. Dotarłszy do restauracji

zapytał najpierw kelnera o miejsce, gdzie się robi siusiu. Tam natknął się napolicjanta, który widząc zapłakane dziecko wziął je za rączkę i odprowadziłdo rodziców. Przy okazji przeciął sznur w momencie, gdy płomyk był już

Page 36: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

oddalony od pudełka o niecałe dwadzieścia centymetrów.Krótko mówiąc Geigerowie z dnia na dzień stali się bohaterami

narodowymi, zwłaszcza Arie, jako ten, który we właściwym czasiesprowadził właściwą pomoc.

- Naprawdę nie zasługujemy na tyle podziękowań - bronił się pan Geigerna zorganizowanej następnego dnia konferencji prasowej. - Spełniliśmy poprostu swój obowiązek - nic ponad to. Każdy inny obywatel na naszymmiejscu uczyniłby to samo.

Fotografia zbiorowa przedstawiająca rodzinę Geigerów, policjanta ikelnera zdobiła strony tytułowe wszystkich dzienników.

- Dziecko drżało i ledwie mogło mówić - opowiadał kelner. - Od razuzrozumiałem, że muszę działać błyskawicznie.

Z kolei wypłynęła sprawa nieznajomego, który z taką bezbłędną precyzjąskierował płaczącego chłopca do zbawczej restauracji. Zajęła się tym prasa ijuż następnego dnia były wyniki: stroiciel fortepianów z Rechovoth - SamuelKagański, ujawnił się na posterunku policji jako poszukiwany.

- Nie byłem całkiem pewien czy wskazując dziecku restaurację postępujęsłusznie. Ale powiedziałem sobie: Kagański, coś trzeba zrobić! No bo nibyjak? Bez wahania skierowałem więc chłopca do restauracji.

Matka Ariego była jeszcze ciągle pod wrażeniem dramatycznychwypadków:

- Mój Boże - westchnęła podczas uroczystego bankietu wydanego przezzarząd miasta na cześć rodziny Geigerów. - Jakie to szczęście, że mój bratwysłał nas do muzeum tego właśnie dnia.

Brat pani Geiger, z zawodu elektryk, ogłosił ze swej strony, że sam nigdyw życiu w muzeum nie był.

- Ale co mi szkodziło wysłać tam siostrę i szwagra? - oświadczyłdziennikarzom. - To chyba ten mój jakiś taki instynkt. No i ten mójpatriotyzm. A poza tym, to może też i dlatego ich wysłałem, że jedenznajomy reporter dał mi dwa bezpłatne bilety.

Dziennikarz sportowy Jankiel Horowitz, fundator biletów, przyjął objawypublicznego hołdu w sposób nieco arogancki: - Drobiazgi nie są tu ważne.Ważne jest, że w końcu uratowałem to muzeum.

Od chwili, gdy w dziennikach ukazało się jego zdjęcie w towarzystwiematki i burmistrza, popularność Jankiela Horowitza niepomiernie wzrosła.

Starsza pani Horowitz otrzymała od burmistrza dyplom honorowy za to,że obdarzyła kraj takim synem. Ojciec Horowitza, który też w tym podarunku

Page 37: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

odegrał pewną rolę, błogosławił demonstrantów zebranych pod jegobalkonem:

- Już z tego choćby powodu - powiedział wzruszonym głosem - z tegotylko powodu, że urodził się mój syn, warto mi było ożenić się przedczterdziestoma laty.

Brakującym ogniwem łańcucha jest rabin, który wtedy pobłogosławiłmałżeństwo Horowitzów.

Poszukiwania są w toku.

Page 38: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Achimaaz i butyRodzice żydowscy czynią wszystko, aby dzieci przerosły ich pod każdym

względem. Rozpieszczają je też ponad wszelką miarę. Gdy do pękającego wszwach autobusu wsiada krzepki mężczyzna z pięciokilogramowymdzieckiem na ręku, miejsce na fotelu znajduje się natychmiast. Niech sięjednak wciśnie ktoś z pięćdziesięciokilogramowym workiem na plecach -będzie stał do końca.

Nie wszystkie dzieci żydowskie są genialne; co najwyżej osiemdziesiątpięć do dziewięćdziesięciu procent. Wśród pozostałych dziesięciu-piętnastuznajduje się też pewna liczba umysłowo upośledzonych. Nie żadnychniedokształconych - bo szkolnictwo w Izraelu nie jest upaństwowione - poprostu tępych z natury.

Jednym z takich był Achimaaz, o którym będzie właśnie mowa.Całe nieszczęście zaczęło się od tego, że upodobałem sobie pewien rodzaj

butów amerykańskich, zwanych ze względu na miękkie spody „rubber soles”.W dosłownym tłumaczeniu - gumowe podeszwy. Postanowiłem więckoniecznie kupić taką parę i w tym celu udałem się do sklepu obuwniczegopana Leichta przy Mograbi Square12.

- Panie Leicht - powiedziałem. - Chciałbym kupić parę prawdziwychrubber soles, zamszowych z amerykańskimi noskami.

- Momencik - powiedział pan Leicht i zaczął przetrząsać regały. Okazałosię, że buty rubber soles, zamsz, amerykańskie noski na składzie wprawdziesą, ale ani jedna para nie spełnia wszystkich wymagań naraz. Ze względu namoje wyraźnie okazane rozczarowanie pan Leicht natychmiast zadeklarowałwysłanie gońca do swojej filii, która mieściła się naprzeciwko PocztyGłównej. - W ciągu kilku minut będzie pan miał swoje buty - powiedział iskinął na gońca, czternastoletniego jemeńskiego Żydka, któregozdumiewająco niski stopień inteligencji wkrótce się dowodnie okaże.

- Słuchaj uważnie, Achimaaz - powiedział pan Leicht powoli i wyraźnie.- Pójdziesz teraz do naszej filii naprzeciwko Poczty Głównej i poprosisz oparę butów rubber soles, zamsz, amerykański nosek, nr 7.

Przyniesiesz to tutaj. Zrozumiałeś?- Że niby co? - zapytał Achimaaz.- No tak - pan Leicht zwrócił się usprawiedliwiająco do mnie. - Myślę, że

Page 39: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

będzie lepiej, jeżeli ten tuman zabierze ze sobą pańskie buty - inaczejprzyniesie nie ten numer.

Zdjąłem buty, pan Leicht włożył je do pudełka i wręczył gońcowi.- A więc Achimaaz: rubber soles, zamsz, amerykańskie, nr 7.

Zapamiętasz to? No, to jazda.- Panie Leicht - wyjąkał Achimaaz - ja nie wiem dokąd ja mam iść, panie

Leicht.

12 Są dwa pępki świata: Times Square w Nowym Jorku i Mograbi Square w Tel Awiwie. Istotnie- w tych dwóch punktach koncentruje się 43 procent wszystkich kinoteatrów świata. Gdy ktoś naprzykład zapyta mieszkańca Izraela, gdzie leży Abisynia, ten mu niechybnie wyjaśni: - Wie panprzecież, gdzie jest Mograbi Square? Otóż Abisynia leży 3000 mil na południowy wschód od Mograbi.

- Wiesz przecież, gdzie jest Poczta Główna?- Tak, wiem.- No więc? Na co jeszcze czekasz? Pospiesz się!Po dwóch godzinach i dwudziestu minutach, które spędziłem w sklepie

boso, nie wiedzieliśmy już, ani pan Leicht, ani ja, o czym rozmawiać, abyukryć zdenerwowanie. Wszystkie potoczne tematy konwersacyjne odrozbudowy Tel Awiwu po przyjęcie Chin do ONZ zostały wkrótcewyczerpane.

W końcu drzwi otworzyły się, a na progu stanął Achimaaz - bez tchu i zpustymi rękoma.

- Nu?! - pan Leicht skoczył do niego. - Gdzie są buty?- Odeszły pocztą lotniczą - powiedział Achimaaz i głęboko odsapnął.Natychmiast wdrożone dochodzenie dało następujący wynik: Przeklęty

chłopak wykonał ściśle ostatnią instrukcję szefa - udał się wprost na PocztęGłówną i stanął w kolejce do okienka numer 4, ponieważ to była najdłuższakolejka. Posuwał się bardzo wolno, bowiem okienko numer 4 załatwiało listypolecone, a woźny z jakiegoś ministerstwa przyniósł był właśnie 1200 takichlistów.

W końcu jednak przyszła kolej na Achimaaza. Podsunął urzędnikowi podsam nos pudełko z moimi butami i dzielnie wyrecytował wyuczoną formułkę:

- Rubber soles. Zamsz. Ameryka. Numer 7.- Okienko ósme - powiedział urzędnik. - Proszę przechodzić.Achimaaz dotarł w nowym ogonku do okienka ósmego, gdzie

przyjmowano listy z nadwagą. Tu także powtórzył swoją formułkę:- Rubber soles. Zamsz. Ameryka. Numer 7.

Page 40: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- To nie jest list - powiedział urzędnik. - To jest paczka.- Nie szkodzi - wyjaśnił Achimaaz. - Pan Leicht tak sobie życzy.- W porządku - urzędnik wzruszył ramionami i położył pudełko na

wadze. - To cię będzie kosztowało majątek. Dokąd to ma iść?- Rubber soles. Zamsz. Ameryka. Numer 7.Urzędnik zajrzał do taryfy „Ameryka” i odszukał opłatę pocztową za

przesyłkę lotniczą odpowiedniej wagi.- Trzy funty i dziesięć piastrów. Z dostawą ekspresową?- Co znaczy ekspresową?- Pytam, czy to jest pilne.- Bardzo pilne.- To jeszcze dochodzi 58 piastrów. Masz tyle forsy przy sobie, chłopcze?- Czemu mam nie mieć?Dopiero teraz urzędnik spostrzegł, że na pudełku nie ma żadnego adresu.- Co to ma być? Czemu tu nic nie napisałeś?- Ja nie potrafię dobrze pisać - Achimaaz usprawiedliwił się i

zaczerwienił. - U nas było ośmioro dzieci. Mój najstarszy brat jest w kibucu...- No, już dobrze - przerwał mu urzędnik, w którym wzięło górę miękkie

żydowskie serce - chwycił pióro, żeby samemu zaadresować paczkę.- Do kogo to ma iść?- Rubber soles. Zamsz. Ameryka. Numer 7 - wyszeptało onieśmielone

pacholę.- Rabbi Sol Zamsz, USA - napisał urzędnik, zżymając się trochę na tego

amerykańskiego Żyda, który pozwolił sobie skrócić biblijne imię Salomon naSol. Wpisawszy nazwisko Zamsz przerwał znowu: - Jakie miasto, u diabła?Jaka ulica?

- Pan Leicht powiedział: naprzeciwko Poczty Głównej.- To nie wystarcza.- Rubber soles. Zamsz. Ameryka. Numer 7 - powtórzył dzielny

Achimaaz. - Nic więcej pan Leicht nie mówił.- Faktycznie, lepszy numer! - urzędnik pokręcił głową i fachowo

uzupełnił adres: skrytka pocztowa numer 7, Brooklyn, NY, USA13. A kto jestnadawcą?

- Pan Leicht.- Gdzie mieszka pan Leicht?- Ja nie wiem. Ale ma sklep na Mograbi Square.Taki był przebieg zdarzeń, o ile udało nam się go zrekonstruować.

Page 41: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Gdy przed kilkoma dniami znowu przechodziłem koło pechowegosklepu, pan Leicht wciągnął mnie do środka i z dumą pokazał mi list odrabbiego Zamsza, Hartford, Connecticut (błędny adres brooklyński zostałprzez bystrych urzędników amerykańskich trafnie skorygowany). RabbiZamsz serdecznie dziękował za piękny prezent, pozwalał sobie jednakzauważyć, że preferuje obuwie raczej nowe, gdyż dłużej się nosi. Niemniejten drobny dowód pamięci, nawet o kimś, kto jak on od dawna żywointeresuje się ruchem syjonistycznym, nieco go zaskoczył.

13 W Izraelu panuje przekonanie, że prawie wszyscy Żydzi amerykańscy mieszkają w Brooklynie.A jak jest naprawdę? Naprawdę jest tak, że prawie wszyscy amerykańscy Żydzi mieszkają wBrooklynie.

Page 42: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Pod znakiem krzyżówekMłode pokolenie, urodzone już w Izraelu, cierpi na pewną ciasnotę

horyzontów, ponieważ z powodu dziwnego położenia geograficznegonaszego kraju nie ma on żadnego kontaktu z szerokim światem.

Sam Izrael wprawdzie znają nasi sabra14 jak własną kieszeń. Ale tak zręką na sercu - duża to kieszeń?

Tam, gdzie chodzi o wiadomości i doświadczenie, przybysz z Europy mawszelkie dane, aby wykazać swoją wyższość nad półdzikimi Azjatami.Najlepsze okazje ku temu bywają, jak się zaraz okaże, na plaży.(Niedostatecznie zorientowanych Czytelników należy tu poinformować, żeIzrael leży nad Morzem Śródziemnym, i to w tak szczególny sposób, że zkażdego dowolnie wybranego punktu wewnątrz kraju można się w półgodziny dostać albo nad morze, albo do arabskiej niewoli).

Nie znam niczego piękniejszego niż leżeć w promieniach słońca nazłotym piasku, z twarzą zakrytą gazetą, i o niczym nie myśleć. Chyba tylko otym, że jutro rano muszę dostarczyć do redakcji manuskrypt; że pan Leichtnie napisał jeszcze do rabbiego Zamsza w Hartfordzie, aby w końcu odesłałmoje buty; że płatność raty podatku dochodowego jest tuż, tuż; żezapomniałem odebrać bieliznę z pralni, a żona tak na nią czeka, że wkrótcezostanę powołany na ćwiczenia wojskowe, że ktoś mi ukradł ulubionydługopis, że od dwóch dni cierpię na jakiś szum w uszach, że Naser dostałwłaśnie większe dostawy broni od Rosjan. Innymi słowy - oddaję sięsłodkiemu lenistwu, a wokół świat zapada w nicość. Jestem sam - tylkosłońce i wiatr. No, może jeszcze piłka tenisowa, która od czasu do czasuprzelatuje ze świstem koło mojej głowy. Poza tym piasek.

I komary. I wrzeszcząca gromadka słodkich, zdrowych, obdarzonychdźwięcznymi głosami aniołków.

Prawdę mówiąc - leżeć na plaży to straszna tortura.Leżałem więc na plaży przykryty gazetą - ale o tym już mówiłem. Tyle

tylko, że teraz to nie było już dokładnie tak. Bo oto jeden z tychpucołowatych kryminalistów przystąpił do mnie i ściągając mi z twarzygazetę zapytał:

- Mutar?15

- Proszę - odpowiedziałem.

Page 43: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Ledwie jakoś udało mi się zmienić moją niewygodną pozycję dziękitemu, że lewym przedramieniem osłoniłem oczy przed promieniami słońca,gdy z hordy szczeniaków dobiegł mnie wrzaskliwy okrzyk jakiegośrudzielca:

- Ej, proszę pana! Chcielibyśmy rozwiązać krzyżówkę!Tego było już za dużo. Nie dość, że cała ta moralnie zaniedbana banda

zrabowała moją osłonę, to w dodatku teraz chce mnie pozbawić tej ostatniejprzyjemności, jaka mi jeszcze pozostała.

14 Sabra - urodzony w Izraelu.15 „Mutar?” znaczy dosłownie: „Czy wolno?”. Kiedy jednak posługuje się tym słowem jakiś

sabra, należy je rozumieć jako „wszelki opór jest bezcelowy”.

Rozwiązywanie krzyżówek jest bowiem moim jedynym, a zarazemulubionym hobby, i muszę wyznać, że naprawdę nie rozumiem, dlaczego oddwudziestu lat nie rozwiązałem żadnej.

- Nie - oświadczyłem twardo. - Krzyżówki nie dotkniecie. Zrozumiano?!I postanowiłem oddać się drzemce.Niestety - wkrótce przeraźliwy wrzask udaremnił moje zamiary:- Pięć liter, idioto! Pięć liter!Więc jednak rozwiązywali moją krzyżówkę! Mimo że im wyraźnie

zabroniłem! Tym chuliganom, tym bezprizornym, tym sabra!- Czworonożny ssak na pięć liter, także zwierzę pociągowe - mozolił się

na głos rudzielec, podczas gdy jego kumple trwali w głębokim zamyśleniu.- Na początku szło tak dobrze. Ale krzyżówki pod koniec zawsze stają się

trudne - dał się słyszeć głos jakiegoś innego. - Pięć liter... zwierzępociągowe... Może ty wiesz, co to takiego, Pink?

Pink nie wiedział. Ale gdzieś ze środka bandy zajazgotało nagletriumfująco:

- Bawół!!!Słowo zostało wpisane, nastrój poprawił się znakomicie.Przy „trzy poziomo” wyłoniła się nowa przeszkoda:- Bohater powieści Dostojewskiego - udramatyzowaną wystawia teraz

Teatr Habimah. Jedenaście liter, pierwsza „a”.- Śmierć komiwojażera? - zapytał jakiś żeński członek bandy. Podniósł

się krzyk, że to jest więcej niż jedenaście liter.- Król Lear?

Page 44: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Nie bądź śmieszny. Ma się przecież zaczynać na „a”.Nie mogłem znieść dłużej tej orgii ignorancji. Jako humanistycznie

wykształcony Europejczyk od początku wiedziałem, że nie może tu chodzić onikogo innego, jak tylko o bohatera nieśmiertelnej „Zbrodni i kary”. I z tącałą niedbałością cechującą duchy prawdziwie wyższe podrzuciłem hordziewłaściwe nazwisko:

- Raskolnikow.Milczenie, które nagle zapadło, nie trwało długo. Przerwał je drwiący

śmiech:- Gdzie tu jest na początku „a”? Gdzie tu jest „a”?Honor Europy został wystawiony na próbę. Jeśli natychmiast nie uda mi

się udowodnić tej azjatyckiej szumowinie całej mojej kulturalnej przewagi,Europa w tej części świata będzie już bezpowrotnie skompromitowana.

- Pokażcie mi tę krzyżówkę - powiedziałem spuszczając nieco z tonu. -Skąd tu właściwie macie to wasze „a”?

No jasne! Pod pięć poziomo: stolica kraju południowo-amerykańskiegona cztery litery - wpisali „Air’s” wstawiając wzorem hebrajskim apostrofzamiast niemego, jak sądzili, „e”, a resztę, całe „Buenos”; uważając w ogóleza nieważne.

- Ej, dzieci, dzieci - rozjaśniłem twarz łagodnym, pedagogicznymuśmiechem i poprawiłem „Air’s” na „Rima”, bo „r” potrzebne mi było doRaskolnikowa. - Rima, kochane dzieci, jest stolicą Peru. W Europie wie tokażdy uczeń szkoły podstawowej.

- Nie Lima? - zapytał bezwstydnie rudzielec. Został jednak natychmiastzakrzyczany przez pozostałych, co było czymś w rodzaju votum zaufania dlamojej osoby.

Wsparty aplauzem mogłem teraz przystąpić do wprowadzenia dalszychpoprawek, niezbędnych do wpisania „Rimy”. Na początek poszło „osiempionowo”. Było „lud”, zmieniłem na „ród”.

- Ród? - znowu ten przemądrzały rudzielec. - Czy jest pan pewien, że toma być „ród”?

- Oczywiście, że jest pewien - wyręczyła mnie jego przyjaciółka, żującagumę, sympatyczna, doskonale wychowana panienka.

- Nie przeszkadzaj panu. Życzyłabym ci, żebyś miał choćby połowę tychwiadomości co on.

Skinąłem jej przyjaźnie głową i podjąłem przerwane prace korektorskie.Pięć pionowo - jednostka elektryczna - dzięki „Rimie” od razu rozwiązałem

Page 45: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

jako „molt”, z czego wynikało, że siedem pionowo: pojazd wodny - to nicinnego, jak tylko „trom”. Wyznaję, że w tym momencie nie czułem się zbytpewnie, ale będąc tak blisko końca nie mogłem się przecież poddać.

- Meksykański ptak drapieżny na pięć liter - zza moich pleców Pinkczytał jedno z ostatnich już nie rozwiązanych haseł. - Pierwsza litera „b”,ostatnia „t”.

Wśród ogólnego zachwytu i oklasków zdecydowałem się na „bizot”.Osiemnaście pionowo: czynności wykonywane przez adwokatów - podałemjako „fnuco”, a łacińskie słowo oznaczające ołówek - jako „murs”. Odtąd nienatrafiłem już na żadne trudności! Jugosłowiański port - „Stati”. Głównemocarstwo na półkuli zachodniej (skrót) - „UTA”. Wódz w wojnietrzydziestoletniej - „Wafranyofi”.

Gdy skończyłem, cała izraelska młodzież leżała u moich stóp. Cóż to zamiłe, wspaniałe stworzenia! Te żądne wiedzy dziewczęta, ci inteligentnichłopcy, z których słusznie jesteśmy tak dumni! Cała ta młodzież spijałasłowa z mych warg, wprost modliła się do mnie.

Dziś sława moja sięga od gór Galilei do Zatoki Akaba. Kto mnie szuka,wystarczy, że zapyta o „chodzącą encyklopedię”. Znajdzie mnienajprawdopodobniej na plaży, rozwiązującego krzyżówki.

A naokoło mnie - sam kwiat izraelskiej młodzieży.

Page 46: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Kiedy nadejdzie ten dzieńLekceważąc fakty życiowe i prawa psychologii dziecięcej ortodoksja

żydowska dekretuje, że każde dziecko pici męskiej w dniu swoichtrzynastych urodzin staje się nagle i nieodwołalnie dorosłym mężczyzną. Tenciężki wypadek losowy - zwany Bar Micwa - czczą rodzice takiego cudusiawystawnymi uroczystościami, każąc przy tym nowokreowanemu mężczyźnieby poprowadził modły jak doświadczony rabin i wygłosił mowę pochwalnąna cześć mamy i taty z wyliczeniem wszelkich dobrodziejstw, które muwyświadczyli. W tym dniu dziecko nagle dorośleje, a rodzice równie nagledziecinnieją.

O świcie zadzwonił telefon.- Halo - odezwał się stłumiony głos męski. - Chciałbym pilnie z panem

porozmawiać.- W jakiej sprawie?- Nie przez telefon.Było to normalne wejście zwane przez szachistów gambitem żydowskim.

Zastosowałem obronę sycylijską:- Przykro mi, ale dostaję codziennie tuzin takich telefonów, a przeważnie

chodzi o to, że zbliża się święto Bar Micwa małego Jonasza i trzeba munapisać okolicznościową mowę. Nie jestem w sta...

- Drogi panie! - przerwał mi oburzony rozmówca. - Sądzi pan, żebudziłbym kogoś o tej porze dla takiego głupstwa? Proszę, niech panprzyjeżdża natychmiast!

Podał nazwisko - nie było mi obce: człowiek na świeczniku, gdzieś takmiędzy sferami rządowymi a wielkim przemysłem. No cóż - nigdy nic niewiadomo. Wykonawszy tylko niezbędne zabiegi toaletowe, szybko udałemsię pod wskazany adres.

Dostojnik oczekiwał mnie przed furtką.- Nie mamy ani chwili do stracenia - poinformował mnie surowo, gdy

wspinaliśmy się po schodach. - Mój syn Jonasz za kilka dni obchodzi swojeświęto Bar Micwa i potrzebna mu jest mowa.

Chciałem zrobić po prostu w tył zwrot, ale gospodarz przytrzymał mnie.Głos mu jakoś złagodniał:

- Niech mnie pan nie zawiedzie, błagam. Jesteśmy bliscy załamania -

Page 47: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

liczymy tylko na pana. Chłopiec kocha nas i uwielbia.I o niczym innym nie marzy, jak tylko by nam podziękować za te

wszystkie dobrodziejstwa, któreśmy mu wyświadczyli. Uważa, że powiniennam szczerze, z całego serca podziękować.

- Zgadzam się: powinien.- Wygłaszając mowę.- Którą sam powinien sobie napisać.- Niestety - tego to on nie potrafi. Proszę, ja bardzo proszę! - niemal łkał.

- Pan musi nam pomóc. Tylko taki geniusz jak pan może nas uratować.Oczywiście za honorarium, jakiego tylko pan zażąda. Suma nie gra żadnejroli. Ważny jest czas. A on nas goni. Każda godzina jest droga. Co ja mówię- każda minuta! Niech mnie pan zrozumie. Niech pan wniknie w głąbzatroskanego

ojcowskiego serca! - i zabierał się do klęknięcia przede mną.Przeszkadzając mu w tym poczułem jak wewnętrznie mięknę. On też to

zauważył:- Tylko taka mała, króciutka mówka. Pełna jednak uczucia i kipiąca

synowską wdzięcznością. Jeśli można - rymowana. Bo ileż to razy w życiuma się to swoje święto Bar Micwa? Jeden jedyny raz! Pan nie może namodmówić.

Rzeczywiście nie mogłem. Stroskane serce ojcowskie zwyciężyło mnie.- Na kiedy chciałby pan mieć rękopis?- Na wczoraj. Rozpaczliwie jesteśmy spóźnieni.- Potrzebuję co najmniej dwóch dni...- Wykluczone! - mój zleceniodawca drżał z przerażenia. - Niechże pan

pomyśli: dziecko musi się jeszcze nauczyć tekstu na pamięć! Dziś wieczór,zaklinam pana! Dziś wieczór!

- No dobrze. Powiedzmy - o dziewiątej.- Wpół do dziewiątej! Podwajam stawkę, jeśli pan zdąży do ósmej

trzydzieści.Na pożegnanie omal mnie w rękę nie pocałował. A gdy dochodziłem do

bramy, jeszcze wołał za mną: - O ósmej! Niech pan tylko nie zapomni: najpóźniej o ósmej!W domu najlepsza z możliwych żona powitała mnie wiadomością, że

przed chwilą ktoś dzwonił i powiedział tylko trzy słowa: „za dziesięć ósma”.Poprosiłem ją o zaparzenie szczególnie mocnej, szczególnie czarnej kawy izabrałem się do dzieła.

Page 48: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Najpierw postanowiłem wniknąć w istotę młodzieńczych wzruszeń iuniesień, które musiały niewątpliwie kłębić się w piersi Jonasza z okazjiuroczystości. Jak mógłby te uczucia wyrazić? Może tak:

Od pierwszego mego krzyku Macie ze mną trosk bez liku.Niechaj zatem dzięki moje Opromienią was oboje.Może trochę sucho, ale przecież nie bez tej wymaganej wdzięczności i

szacunku. Jak na początek - obleci.Podczas gdy łamałem sobie głowę nad dalszym ciągiem, pojawił się

goniec z bukietem róż i karteczką: „Wszystkiego najlepszego. Proszę na wpółdo ósmej!”

Druga zwrotka brzmiała:Droga Mamo, drogi Tato!Syn Wam dzięki składa za to, Że tak bardzo się troszczycie, Abym miał jedwabne życie.Następnego zakłócenia pracy doznałem za pośrednictwem telefonu:- Jak idzie? - dowiadywał się stroskany ojciec. - Ma pan już może coś

gotowego?Odczytałem wyniki swojej dotychczasowej pracy.- Niezłe - pochwalił. - Ale uważam, że imię chłopca powinno być w jakiś

sposób zrymowane. On nas uwielbia wprost do szaleństwa. Siódmadwadzieścia?

- Zrobię wszystko, co będę mógł - zapewniłem go.Wyłączyłem telefon i przystąpiłem do szukania słowa, które by się

rymowało z „Jonasz”. Głupie imię. Nie mogli by go jakoś inaczej nazwać?Tego ich całkiem niepotrzebnego potomka? Na przykład Gideon:

Oto Wasz drogi, syn, Gideon.Uczucia do Was wyznać chce on.Albo, jeszcze lepiej, Efraim: Kocha Rodziców mały Efraim.On dziś na dłoni serce swe da im.W końcu jednak uporałem się z tym Jonaszem: Kiedy wspomnę Tatę, Mamę, Łzy wdzięczności płyną same.Wam więc z głębi swego łona

Page 49: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Śle swe dzięki synek Jonasz.Tymczasem nadeszło popołudnie i telegram: „więcej uczucia tempo

tempo oczekuje dostawy o siódmej”.Powoli zaczęły się pojawiać u mnie oznaki zmęczenia. Po szesnastej

zwrotce wszedłem pod natrysk i przebywałem tam do dziewiętnastej strofy.Potem tworzyłem w wannie. Ale właściwy finał nie dawał się jakoś ułożyćnawet przy biurku. Nie było tej końcowej strofy jeszcze i wtedy, gdy o wpółdo siódmej pojawił się goniec nieziemsko uwielbianych rodziców istanąwszy mi za plecami oznajmił, że nie wyłącza silnika w aucieczekającym na ulicy.

Pod taką presją udało mi się wreszcie rzucić na papier wersety finalne: Kończąc, drodzy rodziciele, Do stóp Waszych syn się ściele I swój własny wraz z podzięką Los powierza Waszym rękom.Goniec wyrwał mi papier z ręki i pognał do samochodu. Z przyjemnością

stwierdziłem, że jeśli o mnie chodzi, to co do minuty dotrzymałemwyznaczonego mi terminu. Następnie zapadłem w głębokie, bezmyślneodrętwienie.

Minęło kilka tygodni, a z banku nie nadeszła żadna informacja, z którejby wynikało, że mój zleceniodawca przekazał jakieś honorarium. O nimsamym też jakby słuch zaginął.

Połączyłem się telefonicznie i zapytałem go, czy z tą sprawą wtedywszystko było w porządku.

- Z jaką sprawą? - zapytał. - Kiedy?Nie bez pewnej dumy przypomniałem się jako autor kunsztownie

rymowanej mowy, którą młody Jonasz wygłosił na swoim Bar Micwa.- Ach, tak - usłyszałem. - Racja. Przypominam sobie. Niestety, nie

miałem jeszcze czasu, żeby przeczytać pański manuskrypt. Niech pan jeszczeraz do mnie zadzwoni.

- Świetnie. Zgłoszę się jutro. Ósma rano panu odpowiada?- Nie ma pośpiechu. Może tak około południa. Albo w przyszłym

tygodniu.

Page 50: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Prezenty dla ojca i synaZdarzyło się w końcu, że i nasz syn Amir miał swoje święto Bar Micwa.

Przy tej okazji udało mi się w ciągu kilku godzin przyjrzeć dokładnienaszemu społeczeństwu konsumpcyjnemu.

Amir, mój drugi syn, oczywiście rudy, skończywszy bez większego trudulat trzynaście osiągnął według praw żydowskich oficjalny status mężczyzny.Zewnętrznie wyraża się to między innymi w ten sposób, że nowo kreowanymężczyzna zostaje w pierwszą sobotę po Bar Micwa wezwany w bóżnicy doprzeczytania przypadającego na ten dzień wyjątku z Tory. Ponadto też my,rodzice, według starego zwyczaju wieczorem tego dnia urządzamy huczneprzyjęcie, na które zapraszamy licznych, zwłaszcza dobrze materialniesytuowanych przyjaciół.

Tuż przed uroczystością zwróciłem się do swego dopiero co pasowanegona mężczyznę syna, by wyjaśnić mu wagę tego momentu:

- Pokolenia twych przodków z dumą patrzą na ciebie, mój chłopcze. Zdniem dzisiejszym spoczęła na tobie obywatelska odpowiedzialność za tenkraj, który wreszcie po dwóch tysiącach lat...

- A propos dwóch tysięcy - przerwał mi mój poczuwający się doodpowiedzialności potomek. - Sądzisz, że uzbieramy tyle?

- Kto mówi o pieniądzach? - skarciłem go ostro. - Kto mówi o jakichśtam czekach czy prezentach?! Samo wydarzenie, jego wewnętrzna treść - otoco się tutaj liczy. Ta więc duchowa zawartość...

- Będę więc chyba musiał założyć sobie własne konto bankowe -dokończył Amir swoją poprzednią myśl jasno i wyraźnie.

Mimo wszystko był jednak trochę niepewny i zakłopotany, gdy pojawilisię pierwsi goście. Nie bardzo jeszcze panował nad sytuacją i co rusz,ogromnie zmieszany, pytał mnie, co ma robić, jak się ma zachować.

Cierpliwie pouczałem chłopca: - Mów każdemu: „Cieszę się, że pan był tak uprzejmy i zechciał

przybyć”.- A kiedy mi będą wręczali prezenty, to co?- Wtedy mów: „Serdecznie dziękuję, ale to naprawdę nie było

konieczne”.Pouczony przeze mnie Amir stanął na posterunku w pobliżu drzwi. Już z

Page 51: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

daleka wołał do każdego wchodzącego: „Dziękuję, ale to naprawdę nie byłokonieczne” - i pożądliwie wyciągał doń rękę. Gdy otrzymał pierwszy czekopiewający na pięćdziesiąt funtów, musiałem chłopaka przytrzymać załokieć, inaczej pocałowałby dobroczyńcę w rękę. Na widok pierwszegowiecznego pióra wpadł w ekstazę, a ujrzawszy ekspander niemal wybuchnąłłzami radości.

- Cóż to za wrażliwe dziecko! - zauważyła jego matka.- I jakie subtelne!Zbiornica darów została urządzona w pokoju małej Renany, a mój

najstarszy syn, Raphael, wziął na siebie obowiązek sortownika zdobyczy.Atmosfera świątecznej pogody została nieco zmącona, gdy pewien żądny

poklasku i próżnej chwały przemysłowiec wystąpił ekshibicjonistycznie zczekiem wystawionym na kwotę dwustu pięćdziesięciu funtów. Na tle takiejhojności zbladły wszelkie kompasy i encyklopedie. Coraz niedbałej mruczałmłody benefisant swoje „dziękuję... nie było konieczne...”, a wkrótceposkarżył mi się na dwóch nowo przybyłych, od których nie dostał nic pozauściskami dłoni, co istotnie wcale nie było konieczne.

Przyjrzałem się dobrze obu bezwstydnikom i z bezsilnym oburzeniemstwierdziłem, że skwapliwie przysiedli się do bufetu.

- Cierpliwości, cierpliwości - pocieszałem stojącego przy mnie i bladegoz gniewu syna. - Jeszcze przyjdzie koza do woza, jeszcze ich kiedyśdorwiemy! Ruszaj na swój punkt kontrolny.

Na ogół jednak mogliśmy być z prezentów zadowoleni, chociaż możnabyło zarzucić ofiarodawcom pewien brak fantazji, co w rezultacie dałopokaźną liczbę dubletów. Roiło się od manierek turystycznych, lornetek, piórwiecznych itp., a już ekspandery mnożyły się jak króliki. Któż byprzypuszczał, że te rzeczy są takie tanie.

Odczuliśmy więc ulgę, gdy Seeligowie wystąpili z plastykowymminimodelem składanej motorówki.

Amir aż się zapomniał - zamiast zwykłego „dziękuję, nie było konieczne”kiwnął z uznaniem głową i powiedział: „Całkiem niezłe!”

Jeśli o mnie chodzi, to co pewien czas uchylałem się od pełnienia roliuprzejmego gospodarza i wpadałem do składnicy, by zrobić inwenturę.Książki zostały ułożone w stosy tematyczne: tanie wydania Biblii, podróże,albumy z kiepskimi reprodukcjami oraz - osobno - tomik pod zagadkowymtytułem „Za listkiem figowym”. Był to, jak się później okazało, elementarzwiedzy erotycznej dla dorastającej dziatwy. A jeden idiota nie wstydził się

Page 52: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

podarować mojemu synowi „Leksykon humoru”, gdzie nazwisko jego ojcanie było nawet wzmiankowane. Surowo poleciłem pilnować, żeby się facetnie dorwał do żadnych lepszych trunków.

Podczas krótkiej przerwy w bojach zająłem się jednym z ekspanderów.Przyjemnie mi było stwierdzić, że potrafię rozciągnąć dwie sprężyny. Pozatym skonfiskowałem jeszcze wieczne pióro. I tak ich było za dużo. Amirwybierze sobie po uroczystości też jedno - prawdę mówiąc, to według mniemoże sobie wziąć nawet dwa - resztę wyłączymy z użytku i oddamy podmoją opiekę.

Charakter mego rudowłosego syna zmieniał się w sposób niepojęty:chłopiec doroślał na moich oczach. Od dawna zaniechał już pozdrawianianadchodzących gości. Nieme oblicze, które ku nim zwracał, oznaczałoniedwuznacznie „gdzie jest prezent?”, a głos, którym dziękował, przybierałzależnie od sytuacji tony pomiędzy serdecznością a lodowatym chłodem.Także i tu zachowywał się jak prawdziwy dorosły.

Podczas moich następnych odwiedzin w pomieszczeniu składowymnatknąłem się na dwa flakony wody toaletowej, dla młodzieńca po prostubezużytecznej. Ludzie mogliby się naprawdę zastanowić, co komuofiarowują. Złoty długopis i organki także zatrzymałem dla siebie. W tymmomencie moje czynności porządkowe zostały nagle zakłócone:

- Na miłość boską! - zasyczała najlepsza z żon. - Zajmijże się naszymigośćmi!

Zająłem posterunek przy Amirze, który nadchodzących teraz rzadziejgości lustrował okiem przydrożnego rozbójnika. Taksował ich przy tymzdumiewająco trafnie:

- Najwyżej osiemdziesiąt - szeptał mi do ucha; albo lekceważąco: -Scyzoryk.

Około dziesiątej przepędził wszystkich domowników z pomieszczeńmagazynowych i zamknął drzwi.

- Zjeżdżajcie - zawołał. - To jest moje.Gdy na łodzi od Seeligów odkrył nalepkę z ceną „Funtów izr. 7,25”, nie

omieszkał odszukać ofiarodawcy w tłumie i niemal splunął mu w twarz.W tajemniczy sposób pozostał nam na stanie majątkowym

niezidentyfikowany co do ofiarodawcy tranzystorek ze słuchawkami podwodę. Kto to mógł nam dać? Przelecieliśmy szybko listę obecnychsporządzoną przez Renanę - w rachubę wchodziły tylko dwie osoby: naszdentysta i jakiś nieznajomy w bardzo pstrym krawacie. Ale który z tych

Page 53: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

dwóch? Nieświadomość była tym dokuczliwsza, że jednemu winniśmypodziękowanie, zaś drugiemu coś wręcz przeciwnego.

Z pomocą przyszedł nam niezawodny instynkt Amira. Chłopiec zbliżyłsię do dentysty i kopnął go w piszczel, co nasz stomatolog przyjął pokorą.Nie było żadnych wątpliwości: szlachetnym ofiarodawcą był krawaciarz.

Przykry niesmak wywołał u nas wszystkich prezent od frankfurckiegoŻyda Jakoba Sinsheimera, mianowicie drzeworyt przedstawiający fragmentjego rodzinnego miasta. Tym, co nas tak rozgoryczyło, nie była nawet nędznawartość tego bohomazu, lecz dedykacja na jego odwrocie: „Mojemukochanemu Kobi na Bar Micwa od jego wujka Samuela”. Wylaliśmy trochęsoku malinowego na garnitur pana Sinsheimera i poprosiliśmy o wybaczenie.

Tymczasem Amir witał ostatnich już gości.- Hej! - wołał. - Ile?Chłopiec wyrósł na prawdziwego potwora. Jego nabiegłe krwią oczy

tkwiły głęboko w oczodołach, jego szpony drżały z chciwości, a caływyglądał tak odrażająco, że odwróciłem się od niego czym prędzej iuciekłem do magazynu, gdzie zastałem najlepszą z możliwych żonęzatopioną w pamiętnikach Goldy Meir.

Gdy zostałem już sam, zacząłem liczyć czeki. Wielki Boże, cóż to zamarnotrawstwo! Tyle pieniędzy w takim biednym kraiku jak nasz!

Myśl, że mój nieudany syn będzie mógł rozporządzać całą tą sumą, samaw sobie miała już coś niepokojącego. Odpaliłem mu kilka czekówopiewających na drobniejsze sumy, resztę zabezpieczyłem w portfelu na mejojcowskiej piersi.

Nie, nie mam wyrzutów sumienia. To, co uczyniłem, było słuszne isprawiedliwe. Czyż nie zainwestowałem w wychowanie chłopca ogromnychsum? A to dzisiejsze wystawne przyjęcie to kto urządził - on czy ja? Anowłaśnie. Chce mieć chłopak pieniądze, niech idzie do pracy. W końcu jest jużod dzisiaj mężczyzną.

Page 54: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Byłem świadkiem w rabinacieZnakomitą większość Żydów cechuje ogromne przywiązanie do tradycji.

Twierdzi się nawet, że przeżycie w diasporze zawdzięczają oni głównieswemu nieugiętemu trwaniu przy tradycyjnych obyczajach i surowychprzepisach Zakonu. Co do mnie, wątpię raczej, czy w jakimś większymstopniu przyczyniłem się do tych dziejowych osiągnięć Izraela.

W centralnej części opowieści, która ma tego dowieść, występujeczłowiek imieniem Jankiel. Jak żyję, nigdy go przedtem nie widziałem, mimoto w ciągu niewielu minut udało mi się doprowadzić do ruiny całą jegoprzyszłość i całe jego szczęście rodzinne.

Wszystko zaczęło się owego dnia, gdy pewna, równie jak Jankielnieznana mi kobieta lat około czterdziestu, stanęła w progu mojego domu izalała mnie potokiem słów, który zarówno co do zawartości logicznej, jak iwymogów gramatycznych mógł wzbudzić wiele zastrzeżeń, a przemowaprowadzona była w tempie zmierzającym nieuchronnie do ostrego atakuduszności:

- Wybaczy pan, kochany panie, że tak pana tu napadam, nie znamy sięprzecież, ale Jankiel, on musi się ożenić, prawda, przecież pan nie wie, że jajestem rozwiedziona, nieważne dlaczego, on był pijakiem i fundował obcymkobietom prezenty, a Jankiel nie pije i on zarabia dobrze, nie miesza się dopolityki, mieszka w tym kraju od dawna, ma świetną posadę w branżytekstylnej i chciałby mieć dziecko, bardzo prędko, bo on nie może czekać, onnie jest w końcu pierwszej młodości, ale wygląda młodo, chociaż jest łysy, ima nawet mieszkanie, sama nie wiem gdzie, pan musi nas odwiedzić, pan niebędzie teraz taki, żeby nam nie wyświadczyć tej przysługi - prawda?

- Z całego serca życzę pani wszystkiego najlepszego, droga pani -odpowiedziałem. - Niech spłynie na państwa małżeństwo wszelki dostatek ipokój, to prawdziwe błogosławieństwo, do którego ludzkość tak wzdycha.Szalom! Szalom! I niech pani da jeszcze kiedyś o sobie znać.

- Dziękuję stokrotnie, dziękuję panu, ale całkiem zapomniałam panupowiedzieć, że Jankiel nie ma tu żadnych znajomych prócz paru starychosadników, ale oni nie mogą zaświadczyć przed rabinem, że Jankiel nie byłza granicą żonaty, pan nie mieszka tu tak długo, pan jest dziennikarzem, topan mógłby być naszym świadkiem16.

Page 55: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Zgoda - powiedziałem. - Zaraz skreślę tych parę słów i dam pani.- O nie, to nie wystarcza, wie pan, jeden przyjaciel Jankiela, on dał nam

już takie pisemne oświadczenie, to jest taki stary kawaler i nawet na papierzefirmowym Metro-Goldwyn-Mayer z Ameryki, on tam mieszka, ale rabinpowiedział, że ważne jest tylko osobiste świadectwo i on się musi stawić, ja zgóry dziękuję panu za uprzejmość, ja jestem entuzjastką pańskich felietonów,ostatni był nie najlepszy17, a więc do jutra, godzina dziewiąta rano przed„Café Passage” albo jeszcze lepiej wprost przed rabinatem, a terazprzepraszam, muszę już iść, nazywam się Szulamith Ploni, było mi bardzoprzyjemnie.

Nie przepadam za tego rodzaju przysługami, bo z nich tylko samekłopoty. Tym razem jednak miałem przeczucie, że los dwojga ludzispoczywa w moich rękach. Prócz tego, muszę wyznać, bałem się trochę paniSzulamith Ploni. Następnego dnia rano, punktualnie o dziewiątej, znalazłemsię więc przed wejściem do urzędu starszego rabina miasta, gdzieniecierpliwie oczekiwał mnie już atletyczny, łysy mężczyzna:

- Pan jest świadkiem?- Zgadł pan.- To niech się pan pospieszy, bo już nas wywoływali. Szulamith też

będzie za chwilę. Ona szuka teraz wśród przechodniów jakiegoś drugiegoświadka. Cała parada będzie trwała kilka minut. Pan musisz tylkopowiedzieć, że zna mnie pan jeszcze z Podwołoczysk, i że ja nigdy nie byłemżonaty. I to wszystko - czysta formalność. W porządku?

- W porządku... Ale - tak całkiem między nami - niech mi pan powie: byłpan kiedyś żonaty?

- Nigdy w życiu. Miałem dość własnych kłopotów.- Tym lepiej... Ale to miasto... to, co pan je wymienił. Ja go w ogóle nie

znam.

16 W Izraelu ślubów udziela rabin, który wpierw upewnia się na podstawie zeznań wiarygodnychświadków, że oblubieńcy są stanu wolnego i że żadne z nich nigdy nie wstępowało w związkimałżeńskie. Na ogół wystarczy poprosić o przysługę świadczenia któregoś z sąsiadów na zasadzierewanżu za to na przykład, że od czasu do czasu przechowujemy jego masło w naszej lodówce.Zważywszy, że życiorysy sąsiadów zna się zazwyczaj niezbyt gruntownie, trzeba przyznać, żeświadczenie takich przysług bywa niekiedy ryzykowne. Nikt się jednak nie uchyla wiedząc, że samkiedyś może się znaleźć w podobnej sytuacji.

17 Bzdura! Właśnie ostatni był szczególnie udany! Tylko że ta prymitywna kobieta w ogóle niezrozumiała puenty.

Page 56: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Chochem!18 Jest pan dziennikarzem? Niech więc pan opowie cokolwiek- że na przykład robił pan reportaż z Podwołoczysk, a ja panu w tym całymilatami pomagałem.

- Ależ panie, przecież nikt w to nie uwierzy.- Co to znaczy: nie uwierzy? Pan myślisz, że w rabinacie ktoś ma pojęcie,

co to takiego jest reportaż?- No, dobra... Ale teraz znowu całkiem zapomniałem, jak się nazywa to

miasto na P...- Aj, aj, aj. No, ale jak pan nie może zapamiętać, to powiedz pan, że się

znamy z Brodów. Brody to też w Polsce.To istotnie było łatwiejsze - wystarczyło tylko mnemotechnicznie

przypomnieć sobie Benjamina Brody, zmarłego prezydenta ŚwiatowejOrganizacji Syjonistycznej.

Jankiel przesłuchał mnie jeszcze raz i robił wrażenie zadowolonego. Nawszelki wypadek podał mi jeszcze, że nazywa się Kuchman. Nie zdawałsobie sprawy, iż w tym momencie los jego był już przesądzony.

Po chwili Szulamith Ploni przywlokła drugiego świadka. Gdy tylkoowinąłem sobie starannie głowę pstrym szalikiem19, wkroczyliśmy dokancelarii rabina i stanęliśmy przed obliczem brodatego, dostojnegopatriarchy, spoglądającego przez grube okulary i mówiącego twardym,aszkenazyjskim akcentem.

Rabbi powitał mnie serdecznie - najwyraźniej wziął mnie, krótkowidz, zaoblubienicę. Sprostowałem pomyłkę, a rabbi, wpisawszy do ogromnej księgipersonalia narzeczonych i świadków, zwrócił się znowu do mnie, jakby tuwłaśnie upatrywał najsłabszego ogniwa łańcucha.

- Od jak dawna znasz narzeczonego, synu?- Od trzydziestu sześciu lat, rabbi.- Czy zdarzyło się kiedyś, że choćby przez krótki czas nie żyliście ze sobą

w zgodzie?- Nigdy, rabbi, ani przez minutę.Wszystko szło planowo. Rabin przełknął Brody gładko, istotnie pojęcia

nie miał, co to jest reportaż, wniósł moje odpowiedzi do księgi, po czymzapytał mnie jeszcze raz:

- Możesz zatem, mój synu, poświadczyć, że narzeczony nigdy nie byłżonaty?

- Nigdy w życiu nie był żonaty.

Page 57: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Czy znasz go dobrze?

18 „Chochem” znaczy dosłownie „mądry, roztropny człowiek”. Niekiedy jednak używamy tegosłowa w sensie ironicznym - jakby „mądrala”. Zwłaszcza, gdy ktoś usiłuje dorównać nam rozumem, cojest, rzecz prosta, bezczelnością.

19 Według surowych przepisów żydowskich nie wolno w ogóle pokazywać się z odkrytą głową.Nawet, jeśli ktoś nie przestrzega tych przepisów zbyt skrupulatnie, to jednak przy ceremoniachreligijnych musi mieć jakieś nakrycie głowy. Pstry szalik, którym się tu posłużyłem, był tylkoimprowizacją, ponieważ kapelusza nie mam w ogóle.

- Rabbi, skłamałbym, gdybym ośmielił się twierdzić, że można go znaćlepiej.

- Wiadomo ci zatem, synu, zapewne, czy on pochodzi z rodukohenickiego?

- Oczywiście! On pochodzi z rodu kohenickiego. I to jeszcze jak!- Dziękuję ci, synu. Zapobiegłeś wielkiemu nieszczęściu - rzekł rabin i

zamknął leżącą przed nim księgę. - Ten człowiek nie może poślubić tejkobiety. Jeszcze żaden kohen20 nie wstąpił w święte związki małżeńskie zrozwódką!

Szulamith Ploni wybuchnęła histerycznym szlochem, Jankiel rzucił minienawistne spojrzenie.

- Proszę mi wybaczyć, rabbi - zacząłem się jąkać. - Ja w Europieodebrałem bardzo świeckie wychowanie i ja nic nie wiem o kohenitach.Proszę, niech pan zechce skreślić moją wypowiedź w tej materii.

- Przykro mi, synu, ale już przepadło.- Momencik! - dysząc z wściekłości wyskoczył Jankiel. - To może mnie

zechce rabbi wysłuchać? Nazywam się Kuchman i nigdy w życiu nie byłemżadnym kohenem! Wręcz przeciwnie - ja pochodzę z biednych, o, takichmałych, nic nie znaczących Żydków - można powiedzieć niewolników, nieżadnych żydowskich arystokratów...

- To dlaczego pański świadek zeznał, że pan jest kohenem?- Mój świadek? Ja widzę tego faceta pierwszy raz w życiu. Skąd ja

mogłem wiedzieć, że on wpadnie na taki idiotyczny pomysł?Rabbi spojrzał na mnie ponad okularami takim wzrokiem, że spuściłem

powieki:- Tak, to prawda - wyznałem. - Poznaliśmy się dopiero dziś. Ja nie mam

pojęcia ani kim on jest, ani czym on jest. I o przepisach Zakonu też nie mampojęcia. Ja myślałem, że to mu nie zaszkodzi, jak będzie kohenem. Ja

Page 58: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

sądziłem nawet, że to będzie dla niego dobre - że on dostanie na przykładjakieś ulgi w opłatach urzędowych za ślub. Niech pan im, rabbi, pozwoli siępobrać.

- To jest niemożliwe. Jedynie gdyby narzeczony udowodnił, że niepochodzi z rodu kohenickiego...

- Czarny rok na mnie - zajęczał Jankiel. - Jak ja mam to udowodnić?- A, tego to ja nie wiem. Wiem tylko, że jak dotąd nikomu się to jeszcze

nie udało - powiedział rabbi. - A teraz żegnam, proszę opuścić ten pokój.Na ulicy z trudem uniknąłem gwałtownej śmierci. Jankiel przysięgał na

swoich nic nie znaczących, biednych przodków, że się jeszcze ze mnąporachuje, a Szulamith zraszała bruk rzęsistymi łzami.

- Czemuś nam pan to uczynił? - zawodziła. - Czemu? Czemuś się panpchał na świadka, kiedy nie miał pan pojęcia, co świadek mówić powinien?Kłamca pan jesteś, kłamca, i to zwyczajny!

Miała rację.

20 Kohenowie byli starym rodem kapłańskim Izraela. Od nich pochodzą dzisiejsi Cohenowie,Kohnowie, Kahnowie, Kahanowie i Kishonowie. Według Zakonu członkowie kapłańskiego patrycjatunie mogą poślubiać kobiet niższego stanu i rozwódek.

Page 59: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Sum-sum, wus-wusZ żołądkiem rzecz ma się jak ze związkiem zawodowym: nie pozwala on

sobie rozkazywać i krnąbrnie kroczy własną drogą. Stąd liczne komplikacje.Gdy przybysz pojawia się w tym kraju, całuje ziemię, na której żyli jego

przodkowie, rozbija szyby w kilku urzędach, osiedla się na pustyni Negew ijest już pełnoprawnym obywatelem Izraela. Ale jego konserwatywny,obciążony przesądami żołądek jak był, tak jest nadal węgierski alboholenderski, albo turecki, albo jak się tam komu w życiu trafiło.

Weźmy pierwszy z brzegu przykład: mnie. Jestem tak starymIzraelczykiem, że moja hebrajszczyzna zalatuje niekiedy akcentem rosyjskim- a mimo to potrafię jęczeć z bólu, gdy sobie uświadomię, że już od roku niejadłem gęsiej wątróbki. Takiej prawdziwej gęsiej wątróbki, z dobrzeutuczonej gęsi.

Początkowo próbowałem zdusić w sobie te kosmopolityczne ciągoty.Apelowałem do żołądka: „Słuchaj, kochany! Wątróbka jest be! My w ogólenie potrzebujemy żadnej wątróbki. My lubimy piękne, dojrzałe, czarneoliwki, mój stary. My je zjemy i będziemy mocni i zdrowi jak wiejski byczekw czasie żniw”.

Ale mój żołądek nie kochał takiego gadania. Żądał dekadenckich,wyrafinowanych potraw, do jakich był przyzwyczajony. Muszę tu od razuwyznać, że uparte węgierskie gusty mojego żołądka nieraz napytały miniemałej biedy. Kiedyś w Stanach Zjednoczonych omal mnie nawet niezlinczowano.

Zdarzyło się to w kafeterii, jednym z tych gigantycznych lokalisamoobsługowych, gdzie nakładają nam na tacę albo my sami sobienakładamy góry wszelkiego rodzaju potraw. Moja taca była już prawie pełna,gdy doszedłem do panienki serwującej mrożoną herbatę.

- Proszę o szklankę herbaty bez lodu - zwróciłem się do młodej damy wkelnerskim fartuszku.

- Służę - odpowiedziała i wrzuciła do szklanki pół tuzina kostek lodu.- Przepraszam, ja prosiłem bez lodu.- Pan życzył sobie mrożoną herbatę, prawda?Dziewczę zatrzepotało rzęsami i wrzuciło jeszcze kilka kostek lodu do

mojej szklanki.

Page 60: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Służę. Następny proszę.- Zaraz, zaraz, moje dziecko. Ja prosiłem o herbatę bez lodu.- Bez lodu nie podajemy. Następny proszę.- Dlaczego nie mogę dostać bez lodu?- Lód jest darmo. Następny proszę.- Ależ panienko, mój żołądek nie znosi lodu nawet za darmo. Czy więc

nie mogłaby pani dać mi zwyczajnej, zimnej herbaty, zaraz potem jak ją paniwieje do szklanki, ale przedtem zanim pani wrzuci do niej lód?

- Jak proszę? Ja nie rozumiem...Z ogonka, który się tymczasem utworzył, dobiegły pierwsze nieprzyjazne

okrzyki na temat, co sobie właściwie ci zagraniczni idioci myślą.Rozumiałem te aluzje doskonale, ale moja orientalna krew już wrzała.

- Życzę sobie zimnej herbaty bez lodu - powiedziałem.Kelnerka uznała widocznie, że spełniła już swoją powinność i ma prawo

się wycofać. Poprosiła kierownika - gburowatego typa, groźnie gryzącegocygaro:

- Ten człowiek tutaj - poinformowała go - domaga się herbaty mrożonejbez lodu. Słyszał ktoś takie rzeczy?

- Mój drogi panie - zwrócił się do mnie kierownik. - U nas wypija się wskali miesięcznej 1 930 275 szklanek herbaty mrożonej z lodem i nikt jeszczenie zgłaszał najmniejszych zastrzeżeń.

- Doskonale to rozumiem - powiedziałem pojednawczo. - Jeśli jednakchodzi o mnie, to nie znoszę zbyt zimnych napojów i dlatego chciałbymprosić o herbatę bez lodu.

- Wszyscy goście biorą z lodem.- Ja nie.Kierownik zmierzył mnie wzrokiem.- Co pan chce przez to powiedzieć, że pan nie? Co jest dobre dla stu

sześćdziesięciu milionów Amerykanów, musi być zdrowe i dla pana.- Od lodu dostaję kurczów żołądka.- Posłuchaj, chłopcze - na czole kierownika pojawiły się głębokie,

ostrzegawcze zmarszczki. -Ten lokal istnieje od czterdziestu trzech lat i dotądkażdy był z nas zadowolony.

- Ja chcę dostać herbatę bez lodu.Tymczasem zniecierpliwieni goście otoczyli nas kołem i podwijając

rękawy jawnie przygotowywali się do linczu. Kierownik doszedł do wniosku,że nadeszła już chwila, by stracić cierpliwość.

Page 61: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- W Ameryce pija się mrożoną herbatę z lodem! - ryknął. - Zrozumiano?- Ja chciałem tylko...- Znamy takich jak pan! Wam nikt nie dogodzi! Skąd pan się tu w ogóle

wziął, panie...?- Ja?... Z Egiptu.- Od razu tak pomyślałem - powiedział kierownik. Mówił jeszcze coś, ale

tego już nie słyszałem.Biegłem walcząc o życie, a za mną gonił rozwścieczony tłum.To był tylko początek. Gdziekolwiek się potem pojawiłem, opinia

publiczna Ameryki powoli, ale nieuchronnie obracała się przeciw Egiptowi.Jakoś przecież trzeba się na tym Naserze odegrać...

Wróćmy jednak do gęsiej wątróbki, której od lat nie jadłem, wróćmy domojego nieuleczalnie węgierskiego żołądka, który udawało mi się przezpewien czas oszukiwać jadaniem w różnych wyrafinowanych restauracjacheuropejskich. Nie trwało to długo. Przesiedliłem się do dzielnicy, gdzieistniała tylko jedna jedyna restauracja. Jej właścicielem był niejaki Naftali,niedawno wyrzucony z Iraku21.

Wystarczyło, bym ujrzał tylko Naftalego po raz pierwszy, a już mójżołądek zaczął wyczyniać harce. Naftali stał za bufetem i obserwował mnie zuśmiechem, którego tajemniczości mogłaby pozazdrościć Mona Liza.

Na szynkwasie leżały rozliczne, nie dające się zdefiniować surowce ointensywnych barwach technikoloru, a w głębi na regale piętrzyły się pękatemoździerze naładowane jakimiś wybuchowymi korzeniami. Nie było żadnejwątpliwości - znajdowałem się w prawdziwej arabskiej kuchni trucicielskiej.Ale zanim zdecydowałem się szukać ratunku w ucieczce, niecierpliwyżołądek dał mi do zrozumienia, że oczekuje natychmiastowego zasileniapokarmem.

- No, co tam dzisiaj mamy? - zapytałem z wyraźnie zaakcentowanąniedbałością.

Naftali, mijając się ze mną wzrokiem o jakieś pięć centymetrów (jak siępóźniej okazało był po prostu zezowaty), udzielił mi niezwłocznieodpowiedzi.

- Chumus, mehsi z burgulem albo wus-wus.Wybór był trudny. Chumus pobrzmiewał dalekim echem jakiejś łaciny,

ale wus-wus to było coś całkiem nowego.- Daj pan jedno wus-wus.Fantastyczna kombinacja omletu, ryżu i strzępków mięsa w miętowym

Page 62: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

sosie, którą Naftali przede mną postawił, smakowała odrażająco, niechciałem jednak dać mu żadnej okazji do tych jego tajemniczychuśmieszków. Co więcej - postanowiłem rzucić go na kolana!

- Nie ma pan jeszcze czegoś ciekawego? - zapytałem od niechcenia.- Co mam nie mieć? - zapytał szyderczo Naftali. - Życzyłby sobie pan

może kebab z bacharatem? Szaszłyk z elfą? Kawałek sechomu? Albo możetrochę smir-smir?

- Daj pan wszystkiego po trochu.

21 Z Iraku wypędzono dwieście tysięcy Żydów mając nadzieję, że w ten sposób obniży się stopężyciową Izraela do poziomu irackiego. Plan się nie udał. Iraccy Żydzi znakomicie włączyli się wizraelskie życie gospodarcze.

Jedynie wtedy, gdy mamy do czynienia z ich kuchnią, konieczne jest nieraz wzywaniestraży pożarnej.

Do tak ogólnikowego zamówienia byłem, prawdę mówiąc, niecoprzymuszony, jako że nie sposób było spamiętać tych egzotycznych nazw.Oczekiwałem, że Naftali tym razem zaserwuje mi jakieś nafaszerowanekorzeniami ciasto, lepki kompot i kwaśnawą papkę mączną - bardzo sięjednak pomyliłem. Naftali, stanąwszy przy czymś w rodzaju stołulaboratoryjnego, zmieszał trochę surowej baraniny z kawałkami suszonejryby, przysypał to garścią pieprzu, pokropił dla smaku olejem, zaprawił jakąśżywicą i polał kwasem siarkowym.

W dwa tygodnie później zostałem wypisany ze szpitala i mogłem podjąćpracę zawodową. Pomijając przelotne zasłabnięcia czułem się stosunkowodobrze, a wspomnienia owego potwornego posiłku z wolna się zacierały.Któż jednak umie przewidzieć igraszki losu?!

Pewnego dnia, gdy przypadkowo przechodziłem koło jaskini Naftalego,ujrzałem go stojącego wyzywająco na progu.

Honor domagał się odpowiedzi na to szyderstwo. Wkroczyłem do środka,przygwoździłem Naftalego aroganckim spojrzeniem i powiedziałemswobodnie:

- Miałbym ochotę na coś bardziej pieprznego, chabibi!- Już się robi! - usłużnie wykrzyknął Naftali. - Może być pierwszorzędny

kibah z kamonem albo małe haszi-haszi.Zamówiłem podwójną kombinację tych dań, które - jak się okazało - były

syntezą wszystkich odkopanych do tej pory przez archeologów ingrediencji

Page 63: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

kuchni staroperskiej, przysypanych sproszkowanym gipsem.Zjadłszy owo cenne wykopalisko zażądałem deseru.- Svarsi z misz-masz czy bakława z sum-sum?Zażądałem obu dań. Przez dwa dni mój organizm pozbawiony był czucia,

a ja snułem się po domu jak lunatyk. Nie załamałem się jednak. Następnymrazem, gdy ujrzałem swego truciciela, stojącego z owym szyderczymuśmieszkiem na progu speluny, ponownie przyjąłem wyzwanie.

- Co dzisiaj dla nas, chabibi? - zapytał wesoło Naftali i wydął ironiczniewargi.

I w tym momencie doznałem olśnienia! W ciągu najbliższych parusekund wynalazłem dwie całkiem nowe potrawy staroperskiej kuchninarodowej:

- Duża porcja kimsu - zamówiłem. - A do tego może być jedno sbagi zkub-kubonem.

I co się stało? Co się, pytam, stało?!Naftali z uniżonym „się robi” znikł na mrocznym zapleczu swojej

spelunki, a po chwili wyszedł stamtąd niosąc udziec barani ugarnirowanyburaczkami.

Ale ze mną nie ma tak łatwo!- Ejże! A gdzie jest mój kub-kubon?!Nigdy nie zapomnę tej skwapliwości, z jaką Naftali wyczarował puszkę

kub-kubonu.- No, pięknie - powiedziałem. - A teraz chciałbym jeszcze szklaneczkę

Vagi Giora22. Ale zimną, jeśli można prosić.Zostałem niezwłocznie obsłużony.I gdy tak sobie rozkosznie ciągnąłem swoją Vago Giora, przyszło mi na

myśl, że te wszystkie egzotyczne dania - te burgule i bacharaty, i wus-wus, imehsi-pehsi - są niczym innym jak tylko bezczelnym oszustwemwymyślonym po to, aby ośmieszyć nas, głupich Aszkenazim23. I to właśniekryło się za tajemniczym uśmiechem Naftalego.

Od tego dnia potrawy kuchni orientalnej przestały mi być straszne. Toraczej ona, kuchnia orientalna, drży teraz przede mną! Nie daleko szukać -wczoraj musiał Naftali ze wstydem sprzątnąć ze stołu zamówiony przezemnie półmisek Mao-Mao:

- To ma być Mao-Mao? - szydziłem jadowicie. - Odkąd to się podajeMao-Mao bez Kafki?24 I nie tknąłem swego Mao-Mao, póki Naftali niepostawił na stole Kafki.

Page 64: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Drogim Czytelnikom, jeśli odwiedzają orientalne restauracje, polecamy,by przy najbliższej okazji zamówili dobrze wysmażonego Mao-Mao zodrobiną Kafki. Smakuje wybornie! Gdyby Kafki nie było, można wziąćSaroyana. Ale nie za dużo!

22 Vago Giora to pewien znany mi osobiście dyrektor banku. Dyrektor Giora ułatwił mizaciągnięcie pożyczki na bardzo przystępnych warunkach. Dlatego chciałem w jakiś sposób uwiecznićjego nazwisko.

23 Europejscy Żydzi nazywani są przez Żydów nieeuropejskich „Aszkenazim” albo - na zasadzieonomatopeicznego naśladownictwa języka jidisz - „wus-wus”.

24 Jak to zwykle w literaturze: można Kafkę lubić albo nie lubić. Ale w gastronomii Kafka jestpoza wszelką krytyką. Zwłaszcza z sosem curry.

Page 65: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

KwizŻydzi znani są jako „Naród Księgi”. Byli nim zresztą już wtedy, gdy

świat dopiero co wyłonił się z chaosu (wydarzenie - trzeba podkreślić - którewiarogodnie da się opisać tylko po hebrajsku). Dlatego nasi pobożnimężowie przywiązują wielką wagę do znajomości Pisma: pragną, by dziatwaizraelska znała je na pamięć - werset po wersecie, zdanie po zdaniu, litera politerze. Każdego roku w Dniu Niepodległości urządza się specjalny kwizbiblijny, aby sprawdzić, kto w Izraelu zna Księgę Jeremiasza na pamięćnajdokładniej. Obawiam się, że w tej konkurencji sam prorok nie doszedłbydo finału.

Łączność pocztowa gra w dziejach Izraela doniosłą rolę już odniepamiętnych czasów. Albowiem lud żydowski od dawna żyje w diasporze -dla rozproszonych szczepów było zatem rzeczą niezwykłej wagiutrzymywanie stałych kontaktów. Nie więc dziwnego, że fala podnieceniaogarnęła całą społeczność izraelską, gdy Ministerstwo Poczty przywspółudziale Ministerstwa Kultury i Oświaty ogłosiło Narodowy KwizTelefoniczny.

W całym kraju rozpoczęły się niezwłocznie zmagania eliminacyjne.Wkrótce wyłoniono czworo finalistów, którzy następnie stawili się dokońcowego boju w nowo otwartej Wielkiej Hali Jerozolimskiej. Radioprzysłało najlepszych sprawozdawców do relacjonowania przebiegu walk.Ci, dla których zabrakło miejsca w hali, zasiedli przed odbiornikamitrzymając w ręku książki telefoniczne.

Na scenie, wystawiając się na pełne podziwu spojrzenia publiczności,zasiadła cała czwórka finalistów.

Nie było na sali nikogo, kto by nie zdawał sobie sprawy, jakaprzeogromna masa wiedzy, jaka doskonała pamięć i jaka błyskotliwainteligencja przywiodła tych czworo na takie wyżyny. Każdy też znał ich znazwiska. Byli to: panna Towah, telefonistka z międzymiastowej, zarazemulubienica publiczności, inżynier Glanz, specjalista-informatyk, profesorBrinbaum z Instytutu Elektroniki i Komputeryzacji, oraz poeta Tola’at Shani,potomek dynastii szachistów.

Ja także znalazłem się w tłumie, powodowany chęcią choćby rzuceniaokiem na bohaterów narodowych. Nastrój był równie uroczysty jak napięty -

Page 66: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

nawet dyplomaci z Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie potrafili ukryćpodniecenia. Minister Poczty i Komunikacji otworzył uroczystośćprzemówieniem wprawdzie dość krótkim, ale nie pozbawionym górnychtonów:

- Po raz pierwszy od dwóch tysięcy lat lud żydowski będzie świadkiemtak wielkiego kwizu w tak ogromnej hali - zaczął, po czym sięgnął w głąbhistorii do faktów związanych z dzisiejszym wydarzeniem. Odmalowałpoczątki instytucji pocztowej od gołębia patriarchy Noego, i abrahamowegoanioła. Zakończył zaś wstrząsającymi rozważaniami na temat, co by się stałoz perskimi Żydami, gdyby ten zbój Haman (Boże, chroń przed takimi!)dysponował nie siecią ślamazarnych gońców na koniach i wielbłądach, lecztelefonem...

Podobny kwiz odbył się już w roku ubiegłym, niestety - miał charaktermiędzynarodowy. Przybyło wielu zawodników i korespondentów zzagranicy, w związku z czym jury poczuło się zmuszone obniżyć poziom idopuścić także pewną ilość pytań całkiem łatwych i błahych: kto wynalazłtelefon? jak funkcjonuje centralka telefoniczna? kiedy położono pierwszykabel transatlantycki? i tym podobne drobiazgi. Natomiast dzisiejszy konkursbył imprezą ściśle regionalną, skoncentrowaną wokół istotnego zagadnieniamiejscowych numerów telefonicznych.

Rektor Uniwersytetu Jerozolimskiego, jako przewodniczący jury,rozpoczął zadawanie pytań z zestawu przygotowanego przez specjalnąkomisję uczonych w ciągu mozolnej, ponad półrocznej pracy. Pierwszepytanie, które padło w śmiertelnej ciszy, brzmiało:

- Jaki jest pierwszy numer na stronie 478 w Hajfie?Inżynier Glanz uśmiechnąwszy się lekceważąco udzielił niezwłocznej

odpowiedzi:- Weinstock, Mosze, ulica Tel Chai 12, telefon 40-5-72.Szum nerwowo kartkowanych książek telefonicznych i nagle burzliwy

aplauz, gdy trafność odpowiedzi znalazła potwierdzenie.Prawdę mówiąc, pierwsze pytania służyły tylko do rozgrzania

zawodników. Zostały też przez całą czwórkę żywych książek telefonicznychzałatwione z ostentacyjną łatwością. Jedynie gdy panna Towah na pytanierektora: „Ilu Goldenblumów zawiera książka Tel Awiwu?” odpowiedziała„sześciu”, wydawało się, że czeka nas jakaś sensacja:

- Przykro mi - powiedział rektor - ale widzę tylko pięciu.- Szósty - pouczyła go panna Towah - umieszczony jest w dodatku

Page 67: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

„Abonenci przybyli w czasie druku”: Goldenblum, Efraim, Levi Iechaka 22,27-9-16.

Rektor nerwowo przerzucił kilka stron dodatku, znalazł co trzeba i pełenuznania oznajmił:

- Zgadza się!Moje zdumienie rosło z minuty na minutę. Jeszcze nigdy chyba nie

zgromadziło się tyle tak głębokiej wiedzy na tak małej przestrzeni. I nic to, żeprofesor Birnbaum nie sprostał następnemu pytaniu, a poeta Tola’at Shani wostatnim dopiero momencie znalazł właściwą odpowiedź na pytanie, którebrzmiało:

- Jaki numer na ulicy Gordona w Tel Awiwie zawiera trzy trójki?Żyły na czole poety nabrzmiały i wydawało się, że pękną:- Mam! - krzyknął wreszcie. - Mam! Wachsler, Viola, nauczycielka

śpiewu, numer 23-7-33!Nie mógł wprawdzie nasz poeta udzielić informacji na temat numeru

domu pani Violi, regulamin wszakże przewidywał, że podawanie adresówposzczególnych abonentów nie jest obowiązkowe.

Tola’at Shani dostał dwa punkty i burzliwe brawa.Z kolei panna Towah zademonstrowała niezwykłą znajomość aforystyki

książek telefonicznych:- Hasło na stronie 54, Jeruzalem?- „Staranne wykręcenie numeru ułatwia połączenie” - odpowiedziała

Towah z niezrównaną nonszalancją.Natomiast inżynier Glanz, ku ogólnemu zaskoczeniu, nie potrafił

wymienić firmy ogłaszającej się na stronie 356 w Tel Awiwie. Każdy średni,nawet amatorski znawca książki telefonicznej wymieniłby natychmiast skleppapierniczy Pfeffermana.

W miarę upływu czasu zaczęły się pojawiać u wszystkich czworgazawodników objawy pewnego znużenia. Profesor Birnbaum na przykładprzekroczył swój limit czasu, zanim przypomniał sobie, który numer ma wśrodku cyfrę odpowiadającą różnicy między cyfrą drugą a pierwszą i ostatniąa przedostatnią. Pytanie trzeba było przerzucić na inżyniera Glanza. Tenodpowiedział bez trudu:

- Gardosz, Zuzanna, Tel Awiw, strona 180, druga szpalta, 29 numer odgóry: 23-1-67.

Publiczność zgotowała mu burzliwą owację. Klaskałem i ja, chociaż wtym właśnie momencie zaczęły mnie opanowywać pierwsze sceptyczne

Page 68: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

myśli:- Przepraszam - zwróciłem się do sąsiada - do czego właściwie może się

komuś przydać znajomość każdego numeru na pamięć?Zapytany poczuł się dotknięty:- Co pan chce przez to powiedzieć mówiąc: „do czego to się może

przydać”?- Proszę mnie źle nie zrozumieć. Książka telefoniczna jest istotnie czymś

niezbędnym - z tym się całkowicie zgadzam. Bez książki telefonicznej trudnoby było przeżyć nawet jeden dzień. Ale czemuż ja mam się tego wszystkiegouczyć na pamięć, gdy mogę, jeśli zajdzie potrzeba, po prostu zajrzeć doksiążki?

- No, dobrze. Ale gdyby pan któregoś dnia znalazł się na pustyni i niemiał książki telefonicznej - co wtedy?!

- Wtedy nie miałbym też prawdopodobnie telefonu.- Ale załóżmy, że pan go ma. I co wtedy?- Myślę, że zadzwoniłbym do informacji...- Pst! Cisza! - odezwano się karcąco ze wszystkich stron. Kilku sąsiadów

wmieszało się do naszej rozmowy i określiło moją postawę jako z gruntufałszywą, bezczelną i głupią. Powinienem sobie zdawać sprawę, że siedzącana estradzie czwórka gigantów ducha o głowę wyrasta ponad mnie iprzeciętny tłum. I że każde z tych tam czworga już we wczesnymdzieciństwie oddawało się z zapałem staremu żydowskiemu zwyczajowistudiowania każdej litery, każdej cyferki, każdego błędu drukarskiego, ażdoszło do tych wyżyn ducha, które teraz budzą słuszny podziw całegonarodu.

Tymczasem na estradzie rozpoczęła się runda finałowa. Inżynier Glanzstanął przed nadludzkim, jakby się wydawało, zadaniem: - Jeśli przebijemyszpilką trzecią cyfrę czwartej linijki w drugiej szpalcie na stronie 421, tojakie cyfry przebije ona na stronach następnych?

Inżynier Glanz doszedł do Petach Tikwa, strona 505. Tylko 505, bo dalejszpilka już nie sięgała.

Publiczność patrzyła na Glanza z zapartym tchem. Gdy padła ostatniatrafna cyfra, wybuchła burza braw i okrzyków. Mój sąsiad szeptał: - Niechbędzie chwała Najwyższemu! - Kilku widzów płakało...

Rektor poprosił o ciszę. Zanim ogłosi nazwisko zwycięzcy, pragnie zadaćjeszcze jedno pytanie, dodatkowo nadesłane przez premiera. Pytanie brzmi:

- Co trzeba zrobić, żeby się z kimś połączyć telefonicznie?

Page 69: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Cała czwórka czempionów popadła w grobowe milczenie. Jedynie pannaTowah zaczęła mamrotać coś o jakichś wtyczkach i gniazdkach, ale byłojasne, że nikt nie ma zielonego pojęcia, jak powinna brzmieć właściwaodpowiedź. Po chwili nerwowej szeptaniny w gronie zawodników, podniósłsię wreszcie poeta Tola’at Shani i oświadczył w imieniu swoim i kolegów, żeprotestuje, ponieważ pytanie wykracza poza ramy regulaminowe, gdyż nie dasię na nie odpowiedzieć cyframi.

Zanosiło się na zamieszki wśród publiczności. Przewodniczący jurywybrnął jednak zręcznie z sytuacji ogłaszając, że mistrzem książkitelefonicznej roku 1974 został inżynier Glanz, a wicemistrzostwo przypadłopannie Towah. Wśród dzikich okrzyków entuzjazmu publiczność wdarła sięna podium i na ramionach wyniosła swoich idoli z gmachu.

Postanowiłem natychmiast zatelefonować do domu, żeby przekazaćwyniki kwizu najlepszej z żon.

Niestety - numer telefonu wyleciał mi całkiem z pamięci.

Page 70: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Kto ma telefon, ten płaciRozmowy telefoniczne były w Izraelu przez wiele lat ulubioną grą na

wytrzymałość.Wykręcało się numer 18 i natychmiast miły głos informował uprzejmie w

wielu językach, że niestety „wszystkie linie są zajęte, prosimy więc nie miećza złe, jeśli będzie pan zmuszony chwilkę poczekać, dziękuję”. Zdarzało się,że nim człowiek dostał to swoje Chicago, od prób dotarcia do centralidoznawał zwichnięcia palca. Postępu technicznego nie da się jednakzatrzymać, od niedawna więc możemy już sami uzyskiwać połączenia zwszelkimi krajami zamorskimi. Od tej też chwili w kołach izraelskichabonentów telefonicznych zaczęły się zdumiewająco mnożyć wypadkiupadłości finansowych.

Za pierwszym razem - to sama uciecha. O zmierzchu, gdy trzody ciągnądo zagród, a w telewizji zaczynają mówić po arabsku, ogarnia cię nagle jakiśzniewalający przymus, by natychmiast i bezpośrednio porozmawiać z ciociąFrydą mieszkającą w Los Angeles. Siadasz przed tarczą i zaczynasz niącierpliwie kręcić, aż wykręcisz do końca numer 001-21-39-57-34-21-89,przykładasz słuchawkę do ucha i z rozkoszą wsłuchujesz się w brzęczącebuczenie, które ją wypełnia. Po chwili słyszysz krótkie „klik” i sygnałwywołujący rozmówcę. A potem - zdumiewające! - ktoś odległy o dwanaścietysięcy kilometrów podnosi słuchawkę.

- Ciocia Fryda? - pytasz podniecony.- Nie - odpowiada jakiś bas.- Czy to jest numer 001-21-39-57-34-21-89?- Tu jest szósta rano, idioto.Bądź co bądź było to bezpośrednie połączenie z Kalifornią. Co - jak

podaje taryfa Ministerstwa Łączności - kosztuje 2,14 funta za sekundę. Jakdalej wynika z tej pożytecznej publikacji, urząd telekomunikacyjny nie notujeprzy rozmowach zagranicznych ani numeru abonenta wzywanego, anigodziny rozmowy. Zarejestrowana przez automat rozmowa jest po prostu,bez żadnych dodatkowych wyjaśnień, doliczana do najbliższego rachunkumiesięcznego.

Ta zagwarantowana przepisami anonimowość pobudza żydowskiegoużytkownika sieci telefonicznej do przemyśleń, w wyniku których zwraca się

Page 71: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

on do najlepszej z możliwych żony takimi na przykład słowy:- Wiesz - miałbym ochotę porozmawiać sobie z Kamczatką. Może byśmy

tak wpadli wieczorem do Seeligów?Reszta jest już dziecinnie prosta. O godzinie dwudziestej drugiej

trzydzieści - dla mieszkańców Kamczatki jest to wczesne przedpołudnie -podnosimy się z wygodnego fotela w gościnnym salonie Seeligów, rzucamyzatroskanym wzrokiem na zegarek i grzecznie zwracamy się do gospodarzy:„Proszę mi wybaczyć, ale przyrzekłem dzieciom, że zadzwonię do nich owpół do jedenastej”.

- Ależ proszę - mówi Erna Seelig - telefon jest w sypialni.Lepiej nie można sobie wymarzyć. Rozkładamy się wygodnie na

miękkim tapczanie pana domu i dokonujemy połączenia z LajosemFrydlenderem, naszym szkolnym kolegą, który teraz jako wzięty adwokatpraktykuje na Kamczatce. Po kwadransie wspomnieniowych pogaduszekwracamy do salonu i z zadowoleniem komunikujemy, że w domu wszystkow porządku.

No i dobrze.Po pewnym czasie Feliks Seelig otrzymuje rachunek miesięczny za

telefon i ze zdumieniem stwierdza, że przekroczył zwykłą kwotę o mniejwięcej tysiąc osiemset procent. Spotkawszy się ze mną przypadkowo naklatce schodowej rzuca mi nieme, pełne wyrzutu spojrzenie, które jaignoruję. Co mi może udowodnić?

W kilka dni później sprawy przybierają niepokojący obrót: nasz własnyrachunek telefoniczny opiewa na przerażającą sumę ponad dwóch tysięcyfuntów, chociaż, poza nieudaną rozmową z ciocią Frydą, nie prowadziłemwięcej rozmów niż zwykle. Bez wątpienia ktoś musiał w nikczemny sposóbnadużyć naszej gościnności. Ale kto?

- Momencik - najlepsza z możliwych żona marszczy w głębokim namyśleczoło. - Na początku zeszłego tygodnia byli u nas Picklerowie. Pamiętasz, jakAkiba Pickler rozmawiał ze swoją siostrą? Ano właśnie. A zauważyłeś, żemówił po włosku?

Moim zdaniem nie był to jednak Akiba Pickler. To był niewątpliwie naszsąsiad, Feliks Seelig, który chciał się zemścić. Któregoś wieczoru wpadł domnie i prosił, żebym mu pozwolił zadzwonić z naszego aparatu, bo jego, jaktwierdził, jest uszkodzony.

Na listę podejrzanych został też wpisany monter z firmy sprzedającejlodówki. Przybył niby w celu kontroli okresowej, a potem łączył się

Page 72: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

służbowo ze swoją centralą, która, kto wie, była może w San Francisco.Przykłady tej ludzkiej nikczemności tak mną wstrząsnęły, że będąc z

wizytą u Spieglów postanowiłem wyżalić się przed rozproszoną po świecierodziną. Gdy właśnie rozmawiałem z jakimś dalekim krewnym w BuenosAires, zauważyłem, że słyszalność nagle się pogorszyła - jakby spadła o półtonu.

Od razu wyciągnąłem z tego właściwy wniosek: to pani Spiegel, taperfidna jędza, zaczęła podsłuchiwać z aparatu w kuchni. Błyskawicznieprzeszedłem na hebrajski: „No, dobra, odstawiam więc wóz do warsztatujutro z samego rana i trzymam za słowo. No to cześć!” - powiedziałem ipołożyłem słuchawkę. Nie ze mną takie sztuczki.

Mimo wszystko trzeba przyznać, że od czasu wprowadzenia u nasautomatycznej łączności międzynarodowej kontakty między Żydami nacałym świecie ogromnie się ożywiły. Jednakże omawiane tu rozmowygratisowe wymagają ogromnej przebiegłości i ostrożności. Nie wolno się naprzykład za głośno wydzierać, kiedy się umawia panienkę do przypilnowaniadziecka, nawet jeśli dziewczyna mieszka w Nowym Jorku. Należy takżeunikać rozmów obcojęzycznych. Te rozmowy gratisowe nie są też takiedarmowe, jakby się wydawało: w jakimś okrężnym rozliczeniu trzeba jednakza nie słono płacić.

Aby nie dopuścić do zwyrodnienia tej pożytecznej instytucji,wywiesiliśmy na drzwiach mieszkania tabliczkę: „Telefon zepsuty. Uwaga,zły pies! Zostawcie Państwo wiadomość - chętnie was odwiedzimy”.

Page 73: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Dziwna przygoda dostojnikaWidzieliście kiedyś ślimaka bez skorupy? Albo młot ze szkła?

Słyszeliście, żeby małe dziecko przyniosło bociana? Czytaliście może oministrze, który chodził pieszo? No, to poczytajcie.

Limuzyna ministra nieoczekiwanie stanęła na środku ulicy. Szofer Gabiwyłączył motor i odwrócił się do pasażera: - Przykro mi, szefie, ale słyszałpan w radiu.

Miał na myśli dziennik poranny, który ogłosił strajk związkuzawodowego kierowców. Związek ten mianowicie chciał się połączyć zezwiązkiem zawodowym inżynierów chemików czy też unieważnić fuzję zezwiązkiem robotników transportu a może coś całkiem innego. Tak czyinaczej - zastrajkował.

Gabi opuścił wóz i udał się do siedziby związku po instrukcje.Minister pozostał sam. O prowadzeniu samochodu nie miał zielonego

pojęcia. Wynalazki, które można było za pociśnięciem guzika wprawić whałaśliwy ruch, zawsze napawały go trwogą. Jak daleko sięgał pamięcią, raztylko zdarzyło mu się prowadzić auto. Było to czterdzieści lat temu, wwesołym miasteczku, gdzie minister - podówczas młode jeszcze izarozumiałe pacholę - postanowił sprawdzić się jako kierowca samochodzikudziecięcego. Potem, gdy zrobił w rządzącej partii karierę polityczną, zawszemiał do dyspozycji auto z szoferem. „Teraz będę chyba musiał wezwać tuhelikopter - myślał minister. - Mam być przecież na ważnym posiedzeniugabinetu. Zaczyna się o jedenastej. Temat - kryzys w przemyślecementowym”.

Minister zaczął się przyglądać przechodniom mijającym jego limuzynę.Ogarnęło go jakieś szczególne, wręcz osobliwe uczucie: był na ulicy. Zezdumieniem stwierdził, że w tym kraju żyje ogromna liczba całkiem munieznanych, obcych ludzi. Znał tylko ciągle te same twarze, które oglądał wministerstwie.

Obcych ludzi, jeśli już widywał, to tylko jako anonimowe masy w czasieŚwięta Niepodległości albo na stadionie piłkarskim podczas tych tam... no,jak to się nazywa... tych tam pucharów.

Minister wysiadł i pieszo ruszył przed siebie. Powoli narastało w nimzaufanie do tego rodzaju komunikacji. „Kiedyż to - pomyślał - przytrafiło mi

Page 74: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

się ostatni raz podróżować w ten sposób? Tak, racja: w 1951”. Wtedy towłaśnie ciężarówka staranowała jego wóz i trzeba było pójść do domu przezkilka ulic. Pieszo. Spojrzenie ministra skierowało się w dół, tam, gdzie podwypukłością brzucha widać było stopy. Jego własne stopy, które poruszałysię rytmicznie: tup - tup, tup - tup, lewa - prawa, lewa - prawa. Tak jest!Umiał jeszcze posługiwać się nogami. Wiedział jeszcze, jak się chodzi poulicy.

Wspaniałe uczucie. Tylko buty wydały mu się jakieś obce. Skąd się wogóle biorą buty? Nigdy sobie sam butów nie kupował. Z dokładniejszychrozważań wynikało, że w ogóle nigdy niczego sobie sam nie kupował. Alejak to jest z tymi butami?

Stał przed oknem wystawowym sklepu obuwniczego. Zdumiewające,całkiem nowe zjawisko! Buty, dużo butów - damskie, męskie, dziecięce.Poustawiane parami na kryształowych cokołach, na obracających siępaletach, albo w ogóle zwyczajnie ułożone w szeregu.

Pod wpływem nagłego impulsu minister wkroczył do sklepu, długiegopomieszczenia z wygodnymi fotelami i regałami. A na regałach nic tylkobuty, buty i buty! Minister uścisnął dłoń człowieka stojącego w pobliżu.

- Jak się kształtują pańskie interesy eksportowe?- Mnie pan pyta? - odparł zagadnięty. - Ja szukam pantofli zamszowych

na gumie.Dostojnik zlustrował sklep niezbyt pewnym wzrokiem. Jak tu się

właściwie załatwia te transakcje? Bierze się co trzeba z półki czy też czeka,aż przyjdzie kelner?

Jakaś postać w białym kitlu, chyba lekarz, przystąpiła do ministra izapytała, czym może służyć.

- Niech mi pan przyśle kilka wzorów do domu - rzekł minister łaskawie iopuścił sklep.

Dopiero na ulicy spostrzegł, że się nie przedstawił. A poza tym, że wogóle jakoś nikt go nie poznaje.

„Będę musiał częściej występować w telewizji” - pomyślał.Czas upływał. A może by tak zatelefonować do biura, niech przyślą jakiś

samochód? Zgoda - zatelefonować. Ale jak? I skąd? Nigdzie wokół nie byłowidać telefonu. A jeżeli już telefon będzie, to jak się do niego zabrać?Zawsze robiła to sekretarka. Dziś z jakichś powodów rodzinnych musiaławyjechać do Hajfy. Zresztą - gdyby nawet nie wyjechała, to i tak byłaby wbiurze, nie tutaj. Gdzie z resztą nie ma żadnego telefonu.

Page 75: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Nagle dostrzegł jakąś szklaną budkę, a w niej czarną skrzynkę. Nie mawątpliwości: to telefon.

Minister wkroczył do budki i zdjął słuchawkę: - Proszę połączyć... -Kompletna cisza. Aparat robił wrażenie uszkodzonego.

Jakiś chłopczyk gestami pokazywał zza szyby, że najpierw należy cośwrzucić do skrzynki.

- No jasne! - przypomniał sobie minister. Piastował przecież stanowiskoprzewodniczącego parlamentarnej Komisji do Spraw Monet i Żetonów. Terazjuż był w domu! Udał się do najbliższego sklepu i poprosił o żeton.

- Tu jest pralnia - wyjaśniono mu. - Żetony do automatu kupuje się napoczcie.

Zwariowany świat. Minister wyśledził po drugiej stronie ulicy jakąśczerwoną skrzynkę przybitą do muru. Od razu się zorientował, co to takiego:do takich skrzynek ludzie wrzucają listy, gdy już je napiszą w domu.

- Wybaczy pani - zwrócił się do jakiejś damy - na jakim świetleprzechodzi się skrzyżowanie?

Był prawie pewien, że jeśli chodzi o samochody, to na zielonym. Ale czyten przepis odnosi się także do pieszych?

Razem z tłumem przepłynął na drugą stronę ulicy. Tam, tuż przyczerwonej skrzynce, odkrył urząd pocztowy. Wszedł do środka i wydałpolecenie urzędnikowi w najbliższym okienku:

- Proszę wysłać natychmiast telegram do mojego ministerstwa, żeby tuktoś po mnie przyjechał.

- Odrzutowcem czy łodzią podwodną? - zapytał urzędnik i na wszelkiwypadek zasunął matową szybę.

„Robi wrażenie pomylonego” - pomyślał minister i wyszedł na ulicę.W pobliżu znajdował się kiosk z gazetami. Jak się okazało, czytanie gazet

to sztuka nielada. Minister był przyzwyczajony, że wszystkie artykuły, którepowinien przeczytać w gazetach leżących rano na biurku, były oznaczoneprzez urzędników czerwonymi obwódkami. A tu nic takiego.

- Szklankę oranżady? - zapytał sprzedawca z kiosku. Minister skinął głową. Był bardzo spragniony - wypróżnił szklankę do

ostatniej kropli. Ach, cóż to za wspaniałe przeżycie samemu na ulicy wypićszklankę oranżady i raźno pomaszerować dalej.

Kioskarz dogonił go:- Czterdzieści pięć agorot!Minister spojrzał na niego i przez kilka sekund nie mógł pojąć, o co

Page 76: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

chodzi. Potem sięgnął ręką do kieszeni. Była pusta. Oczywiście. Takiesprawy załatwia zawsze sekretarka. Że też dziś właśnie musiała pojechać doHajfy!

- Proszę mi przysłać rachunek - rzucił w stronę chciwego inkasenta iuciekł.

Zatrzymał się na jakimś placu budowy. Obraz krzątających się,pracowitych ludzi zrobił na nim silne wrażenie. To było coś pięknego. Tylkoten nieznośny hałas! A co to znowu takiego, ta szara masa, którą mieszają wtych kadziach?

Wciąż nowe niespodzianki!Oto na przykład rząd szklanych gablot, a w nich fotografie

roznegliżowanych dziewcząt! Minister rzucił tylko okiem i od razu zgadł:kino. A więc tak wygląda kino? Odczuł gwałtowną potrzebę wstąpienia dośrodka, aby raz wreszcie obejrzeć jakiś film.

Zapukał do żelaznych drzwi. Długo musiał się dobijać, zanim wokrągłym okienku ujrzał pomarszczoną twarz sprzątaczki: - Czego?

- Chciałbym obejrzeć film.- Coś pan! Pierwszy seans dopiero o czwartej po południu.- Po południu jestem zajęty.- To porozmawiaj pan z panem Weissem. - I zatrzasnęła okienko.Na pobliskim narożniku stał ogromny, niezwykle długi, błękitny

automobil z całą masą ludzi w środku.„Autobus! - pomyślał minister. - Przecież w ubiegłym tygodniu

zwiększyliśmy im budżet. O 11,5 procent. Zatem mogę wsiadać!”- Proszę na Hajarkon - rozkazał kierowcy. - Numer 71.- Które piętro?- Co proszę?- No, niech pan już schodzi ze stopnia, bo zamykam drzwi!Kierowca uruchomił automatyczne drzwi i z fasonem ruszył.Dziwny świat, dziwne reguły gry.Minister usiłował zorientować się, gdzie właściwie jest, jednakże brak

jakichkolwiek punktów odniesienia - hotelu Hiltona lub restauracji greckiej -sprawiał, że czuł się całkiem zagubiony.

Tłum płynął obok niego jakby nic się nie stało.Więc to jest naród, to jest lud, to są wyborcy. Zgodnie z ostatnią ankietą

Instytutu Badania Opinii Publicznej co trzeci z tego tłumu będzie wprzyszłych, październikowych wyborach głosował na niego.

Page 77: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Minister kocha ich wszystkich. Od najwcześniejszej młodości jestzagorzałym socjalistą.

Wreszcie po wielu przygodach odnalazł swoją limuzynę. Dokładnie wtym samym momencie pojawił się Gabi.

- Dwie dodatkowe premie specjalne rocznie i podwyższeniewynagrodzenia za urlop - powiedział Gabi.

Strajk był zakończony. Wsiedli do wozu. Gabi zapalił motor.A minister powrócił z dziwnych przygód na obcej planecie do swego

zwykłego, codziennego życia.

Page 78: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

W części artystycznej wystąpi...Zważywszy, że w Izraelu - dla większej chwały demokracji - funkcjonuje

coś około trzydziestu partii politycznych, trudno się dziwić, że wyborcyzasypywani rajskimi obietnicami przestają na nie w ogóle reagować.Odpowiedź partii na to brzmi - Schulz!

Mniej więcej tydzień temu wszyscy mieszkańcy naszego bloku znaleźliwsunięte pod próg ulotki zawiadamiające, że w środę o godziniedziewiętnastej rozpocznie się zebranie organizowane przez partię niepamiętam już jaką. Przypominam sobie tyle tylko, że przemawiać mielipanowie Mogilewski i Karpat. Ponadto - „w części artystycznej wystąpiGerszon Schulz, ulubiony piosenkarz”. Wstęp wolny, każdy mile widzianyitd.

Wszyscy mieszkańcy bloku postanowili przybyć ze względu na Schulza.Schulz cieszył się powszechną sympatią i miał w swoim repertuarze kilkawystrzałowych numerów, jak choćby „Pocałuj mnie, kochanie” albo „Kochajmnie, baby!”. Często słyszało się też jego szlagiery w radiu.

Wyszedłem z domu punktualnie, żeby zapewnić sobie jakieś bliższeestrady miejsce, ale pierwsze rzędy były już gęsto obsadzone, głównie przezprzedstawicielki płci pięknej. Gerszon Schulz bowiem nie tylko pięknieśpiewa, lecz jest też pełnym powabu mężczyzną i rozporządza wspaniałątechniką rzucania podczas śpiewu nader ognistych spojrzeń obecnym na salidamom.

Spotkanie rozpoczęło się z godzinnym opóźnieniem, gdyż mikrofon,który wreszcie zainstalowano, nie chciał początkowo funkcjonować. Pogodzinie przemówił. Za stołem na podium zasiadło trzech nieznanychnikomu mężczyzn. Gerszona Schulza między nimi nie było. Ku ogólnemurozczarowaniu podniósł się jeden z trzech nieznajomych, prawdopodobnieprzewodniczący, i zagaił:

- Panie i panowie! Weterani i nowi repatrianci! Drodzy przyjaciele!Zebraliście się dzisiejszego wieczoru tutaj, aby usłyszeć od nas, na grunciejakich zasad stoi nasza partia, jaki jest jej program w dziedzinie...

- Gdzie jest część artystyczna? - krzyknął z ostatniego rzędu jakiś młodyokularnik. - Gdzie jest Schulz?

- Brawo! - to była młoda panienka z pierwszego rzędu.

Page 79: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Schulz na podium!Mówca zachował się tak, jakby o Schulzu nigdy w życiu nie słyszał,

przynajmniej do tej chwili, i usiłował nam dalej wyjaśniać, dlaczegośmy siętu zebrali. Ale jego słowa niebawem utonęły w coraz to nowych okrzykachdomagających się Schulza. W końcu musiał się poddać: - Pan Schulz jest wpobliżu. I obsłuży część artystyczną naszego wieczoru.

Ogólny aplauz wynagrodził tę obiecującą wiadomość i dał dowódsympatii, jaką się cieszył popularny piosenkarz. Mówca wykorzystał nagłyentuzjazm, by w szybkim tempie poruszyć sprawy państwowe i rzucić kilkainwektyw pod adresem konkurencyjnych partii. Piosenkarza Schulza niewspomniał ani słowem, co doprowadziło do nowych zamieszek:

- Gdzie jest Schulz?- Może w ogóle nie przyjdzie...- Już tak bywało!- Jest bardzo popularny i bardzo zajęty...- Jeśli Schulza nie będzie, cały wieczór na nic!Kilku gości z dalszych rzędów zaczęło wychodzić z sali, gdy

przewodniczący podniósł problem stabilizacji gospodarczej: - Potrzebujemyteż lepszej polityki kulturalnej - krzyknął w uniesieniu. - Musimy naszympisarzom stworzyć lepsze warunki pracy, musimy też stworzyć coś dlanaszych piosenkarzy, na przykład dla Gerszona Schulza, który za kilka minutpojawi się na tej sali i odśpiewa nam swoje najpiękniejsze piosenki.

Szykujący się do wyjścia usiedli z powrotem, a mówca mógł jeszczemówić przez kilka minut.

Zakończył zwykłym zwrotem:- Czy ma ktoś z państwa jakieś pytania?- Tu proszę! - w drugim rzędzie podniosła się jakaś dystyngowana dama.

- Ja mam pytanie: gdzie jest Schulz? Pan nam przyrzekł Schulza!- Tak jest, tak jest! - potwierdził przewodniczący. - I pan Schulz w ciągu

kilku minut pojawi się, żeby nam coś zaśpiewać ze swojego bogategorepertuaru. Tymczasem pozwolę sobie udzielić głosu panu Karpatowi, któryzapozna państwa z naszą polityką zagraniczną.

Karpat nie mógł zrobić użytku z udzielonego mu głosu. Ze wszystkichstron podniosły się okrzyki:

- Nie jesteśmy ciekawi!- Najpierw Schulz, potem Karpat!- Przyszliśmy tu na Schulza...

Page 80: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Gdzie jest Schulz?Przewodniczący poprosił błagalnym głosem o spokój:- Natychmiast po wystąpieniu pana Karpata wejdzie na estradę pan

Schulz - daję na to słowo honoru.- Głupie gadanie!- Obiecanki cacanki!- Robią nas w konia!- Mogłem pójść do kina, a tak siedzę tu jak ten głupi...- Schulz, Schulz, Schulz!!!Ponieważ nic nie wskazywało, że wrzawa ucichnie, wysłano hydraulika

Stuxa, aby sprowadził Schulza.Napięcie wzrosło nie do wytrzymania. Jeżeli Stux wróci bez Schulza,

prezydium powinno sobie zdać sprawę, że oznacza to koniec tej partii. Pokilku długich jak wieczność minutach drzwi wreszcie otwarły się. Jednowielkie westchnienie ulgi i grzmot oklasków: obok Stuxa pojawiła się znanasylwetka popularnego piosenkarza. Panie poprawiły fryzury, ja krawat, aSchulz idąc w kierunku estrady kwitował oklaski grzecznymi ukłonami iprzesyłaniem całusów dłonią. Po czym - na zapraszający gestprzewodniczącego - zajął miejsce za stołem prezydialnym. Atmosfera na saliod razu się polepszyła.

To zachęciło pana Karpata do przeanalizowania ogólnej sytuacjipolitycznej świata. Nikt go nie słuchał. Widziano tylko Schulza. Wymienianouwagi na temat jego kariery, wyglądu i wieku. Ale i to nie trwało długo.Zabrzmiały nowe okrzyki domagające się Schulza.

Karpat usiłował ocalić wszystko, co było jeszcze do uratowania.- ... jeśli nam się uda w tym krytycznym położeniu utrzymać równowagę i

niezależność między wielkimi mocarstwami, jeśli nie ugniemy się przedżadnym naciskiem, skądkolwiek by on pochodził - ze Wschodu czy zZachodu, wtedy pan Schulz rozpocznie... będzie mógł rozpocząć swójwystęp... a my, drodzy państwo, zapewnimy sobie poczesne miejsce naarenie międzynarodowej...

- Dosyć! Przestać! - rozlegało się ze wszystkich stron. - Koniec z tym!My chcemy Schulza, my chcemy Schulza!

Przewodniczącemu udało się dojść do głosu:- Program artystyczny, jak planowaliśmy, będzie na końcu naszego

wieczoru.- Nie na żadnym końcu!

Page 81: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Tak długo nie możemy czekać!- Już teraz!- Pocałuj mnie, kochanie...Tłum nie dał się uciszyć i wymógł na przewodniczącym rozwiązanie

kompromisowe: występy będą odbywać się na przemian.Schulz z nieodpartym czarem odśpiewał na początek „Kochaj mnie,

baby!”. Gdy żądano czegoś na dodatek, przewodniczący powołał się naumowę, w myśl której głos ma teraz Karpat.

Karpat natychmiast przystąpił do analizy. Gdy analizował nasząizolowaną pozycję w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, wybuchła nowa falaprotestu:

- Teraz kolej na Schulza!- Schulz niech śpiewa!- Zaśpiewaj nam „O, Ejlat”, Schulz!Schulz zaśpiewał „O, Ejlat” i uczynił nas przez to jakby odporniejszymi

na analizy Karpata. Dalej szło już w ustalonym porządku: jeden numerSchulza, trzy minuty polityki zagranicznej, potem znowu Schulz, po nimKarpat i tak dalej na okrągło, chociaż - prawdę mówiąc - chętnie byśmy zudziału Karpata w ogóle zrezygnowali.

Na koniec trzyosobowa, ad hoc ukonstytuowana delegacja udała się doprezydium i zażądała od przewodniczącego, aby Schulz mógł śpiewać półgodziny bez przerywania mu polityką zagraniczną. Potem będziemy sięcierpliwie przysłuchiwać ględzeniom Karpata, nawet jeżeli nadal będą takienudne.

Przewodniczący odmówił i obraźliwym tonem insynuował nam, żeprzyszliśmy tylko dla Schulza, a inne sprawy nas nie interesują. Prawdęmówiąc tak właśnie było, ale zaprotestowaliśmy energicznie i zagroziliśmy,że oddamy głosy na konkurencyjną partię, jeśli Schulz nie zacznienatychmiast śpiewać.

Jednakże sam Schulz zmuszony był nam odmówić. Wyjaśnił, że niestetymusi już iść, bo ma do obsłużenia jeszcze dwa podobne zebrania innychpartii.

Nasze zebranie zostało zakończone zanim się w ogóle dowiedzieliśmy,jaka partia je zorganizowała. Jest rzeczą nieprzyjemną pomyśleć, że kiedyśmożemy przez pomyłkę głosować na tę właśnie partię.

Page 82: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Rzut oka za kulisy branży piosenkarskiejMoi łaskawi czytelnicy znają zapewne popularny „Cookie-Song”, numer

dwa wielkiej parady przebojów ubiegłego roku. Nie ma chyba w naszymkraju człowieka, który by nie nucił sobie żwawej melodii tego szlagieru ijego wpadających w ucho słów. Jakże korzystnie odbija ten tekst od innychproduktów naszego przemysłu piosenkarskiego! Weźmy chociażby samrefren:

Cookie, Cookie, Cookie, Cookie!Jesteś słodsza niż sam cukier!Twe gorące, czarne oczy Chcą mi wprost do serca wskoczyć!Cookie, Cookie, skończ udręką!Shnucki-Pucki, weź piosenką.Taką piękną mam dziewczynę, Że ze szczęścia się rozpłynę!Prosta, bezpretensjonalna piosenka! Z logicznego i gramatycznego

punktu widzenia może nie bez pewnych usterek, ale za to pełna dziecięcoszczerego uczucia i jakże łatwa do zapamiętania! Dlatego całkiem słusznieradio nadaje ją przynajmniej dwa razy dziennie.

Słowa są moje.Do tej pory nie napisałem jeszcze ani jednego szlagieru. Po prostu nie

wiedziałem, że potrafię. Często przecież tak bywa, że ktoś nie jest świadomyswego talentu. Bernard Shaw na przykład dopiero jako czterdziestolatekzaczął pisywać swoje sztuki teatralne. A Dawid musiał spotkać aż Goliata,żeby się dowiedzieć, jaki ma talent do strzelania z procy.

Prawdopodobnie nigdy bym nie został tekściarzem, gdyby nie mójzwyczaj kreślenia na papierze różnych bzdurnych figur i słów podczasnudnych rozmów i konferencji.

Zdarzyło się to na tarasie kawiarni w Teł Awiwie. Mówiliśmy oamerykańskiej młodzieży, o jej braku ideałów. Dorzuciwszy swoje trzygrosze zacząłem rysować na papierowej serwetce różne abstrakcyjne figury iopatrywać je równie abstrakcyjnymi podpisami: Cookie, Shnucki, Pucki,Tucki...

Nagle na serwetce spoczął wzrok siedzącego z nami kompozytora

Page 83: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

szlagierów, Eli Distela.- Genialne! - aż się zachłysnął. - Absolutny szał!Odciągnął mnie na bok i uzupełnił swoje okrzyki wyjaśnieniem, że uważa

te rzucone przeze mnie bez żadnej myśli wyrazy za idealny szkieletszlagierowego tekstu, który wymaga tylko pewnego dopracowania. Radził miuczynić to niezwłocznie.

- W każdym tekście jest tylko kilka słów, które docierają do świadomościsłuchacza - wyjaśnił. - Reszta jest nieważna. O, tu na przykład: Cookie,Shnucki, Pucki - to wystarcza.

- A co z Tucki? - ująłem się za ostatnim wyrazem.- Trochę jakby odstaje. Pucki jest mocniejsze. No, bierz się do roboty!Dotknięty nieco zlekceważeniem Tucki usiadłem jednak przy wolnym

stoliku i w ciągu dziesięciu minut napisałem „Cookie-Song”, ten sam, któryteraz jest na ustach wszystkich. Distel usprawiedliwiając się stagnacjąpanującą chwilowo na rynku wypłacił mi 500 funtów, co ja ze swej stronyuznałem za całkiem przyzwoite wynagrodzenie. Do wściekłych spojrzeńsiedzącego z nami tekściarza, Uri Ben Patisha, nie przywiązywałem żadnejwagi.

Następnego dnia dostałem telegram: „oczekuje dwunasta wejście zoościsła tajemnica benpatish”

Poszedłem z czystej ciekawości. Ben Patish zawiązał mi oczy chustką iwciągnął do wozu, po czym ruszyliśmy i przez trzy godziny pędziliśmy wzwariowanym tempie nie zamieniając ze sobą ani słowa.

Gdy auto wreszcie zatrzymało się i Ben Patish zdjął mi opaskę, staliśmyprzed jakąś samotną ruiną w Górnej Galilei. Wstąpiliśmy do środka.

W zrujnowanym pomieszczeniu, oświetlonym płomykiem wątłegokaganka, zgromadzeni wokół spróchniałego fortepianu oczekiwali trzej dalsilirycy od pop-songów.

- Siadaj - rzekł Ben Patish. - I nie obawiaj się - jesteś międzyprzyjaciółmi. To co widzisz jest Izraelskim Stowarzyszeniem ProducentówMuzyki Pop, które w sumie składa się z czterech członków.

- Bardzo mi przyjemnie - skłoniłem się w kierunku stowarzyszenia.- My czterej pisaliśmy dotąd wszystkie najbardziej wystrzałowe teksty -

wyjaśnił mi Ben Patish, a w jego głosie zabrzmiała nutka pewnejmelancholii. - Teraz, ponieważ i ty zacząłeś pisać, musimy i ciebie przyjąć donaszej tajnej organizacji.

- Dlaczego tajnej?

Page 84: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Zaraz ci wyjaśnię. Jest tajna, bo dotąd tylko cztery osoby o niejwiedziały - od tej chwili pięć. A tajemnica polega na gorzkiej prawdzie, żemianowicie teksty szlagierów może pisać każdy. Sprowadziliśmy cię tutaj wcelu ostrzeżenia. Jeśli naszą tajemnicę zdradzisz...

- Możesz na mnie polegać.- Dziękuję. Ale to jeszcze nie wszystko. Nasza organizacja ma swój

kodeks przykazań. Od ścisłego przestrzegania tego kodeksu zależy naszaprzyszłość materialna. Oto przykazanie pierwsze: „Nie będziesz pisał tekstuna poczekaniu”. Ty temu przykazaniu wprawdzie uchybiłeś, ale przeznieuświadomienie. Powinieneś zrozumieć, w jakie tarapaty byśmy popadli,gdyby nagle doszło do publicznej wiadomości, że wystrzałowy szlagiermożna spłodzić w dziesięć minut. Tydzień, najmniej tydzień! - oto czegomusisz wymagać. Ile czasu naprawdę będziesz pisał, to już nikogo niepowinno obchodzić. Jeśli o mnie na przykład chodzi, to pisuję swoje teksty wdrodze do wydawcy. Drugie przykazanie: „Nie pozwolisz nigdy zmienićchoćby jednego słowa”. Ludzie muszą być przekonani, że twoje teksty sąwynikiem długiej, mozolnej pracy; że każde słowo, nawet najprostsze inajgłupsze, szlifowałeś całymi godzinami. Przykazanie trzecie: „Niepozwolisz, aby kiedykolwiek twój tekst inaczej się pojawił, jak tylkośpiewany”. Kiedy jest śpiewany, traktuje się go zwykle jako coś ubocznego.Bez melodii natomiast od razu wyjdzie na jaw, że jest czystą bzdurą.

- Oczywiście.- Nie przerywaj. Przechodzę teraz do najważniejszego punktu, do

problemu honorarium. Jest czynem absolutnie zbrodniczym brać za tekstponiżej tysiąca dwustu funtów. Weźmiesz mniej - nikt ci nie uwierzy, ilenieprawdopodobnego trudu, ile intelektualnych i emocjonalnych wysiłkówkosztowało cię pisanie. W związku z tym wskazane jest nawet skarżyć się odczasu do czasu na bóle głowy i ogólne wyczerpanie...

- Na koniec jeszcze jedno: już nie prawo, nie przykazanie. Raczejgentelman’s agreement: żaden członek naszej organizacji nie powinien wżadnym wypadku pisać więcej niż tysiąc tekstów rocznie...

Oświadczyłem, że podpisuję się pod wszystkimi postanowieniami statutu.W krótkiej, ale robiącej silne wrażenie ceremonii zostałem zaprzysiężony, poczym wręczono mi legitymację członkowską numer 5.

Około północy zakończyliśmy nasze tajne posiedzenie odśpiewaniemzaimprowizowanego hymnu:

My jesteśmy te ...

Page 85: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

My jesteśmy te ...My jesteśmy tekściarze!Ukrywamy swe, Ukrywamy swe, Ukrywamy swe twarze!

Page 86: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Głowa do pozłotyKandydatów do tytułu najgłupszego człowieka świata jest wielu. Swego

czasu miałem ochotę przydzielić ten tytuł pewnemu cypryjskiemuprzewodnikowi turystycznemu, który pokazawszy mi krajobrazowe pięknościwyspy, nie mógł potem znaleźć drogi powrotnej.

- Niech mi pan wierzy! - zawołał wreszcie zrozpaczony. - Przysięgam, żewczoraj tu jeszcze była.

Później wyprzedził go izraelski policjant drogowy przydzielony do ekipyzdjęciowej kręcącej według mego scenariusza film „Salach”.

- Jak się będzie nazywał ten film? - zapytał. - „Salach” - odpowiedziałem. - „Salach”... „Salach”... - pokręcił głową. - Nie, na tym jeszcze nie byłem.Ale i tego superidiotę zdystansował pewien portier hotelowy z Barcelony.

Typ ten osiągnął w nierozgarnięciu klasę wręcz światową.Połączyłem się z nim ze swego pokoju telefonem wewnętrznym.

Rozmowa prowadzona w języku angielskim, który on traktował w sposóbdość bezceremonialny, miała przebieg następujący:

- Rano lecę do Madrytu - zacząłem. - Bardzo proszę, niech pan mizamówi pokój z łazienką.

- Pan zechce zaczekać, ja sprawdzę, proszę pana - odpowiedział portier iodłożył słuchawkę na bok.

Zameldował się po dłuższej chwili:- Mnie jest przykrość. U nas wolnego pokoju brak. Pan proszony

spróbować w przyszłym tygodniu - po czym rozłączył się.Zadzwoniłem po raz drugi:- Pan mnie źle zrozumiał. Mnie chodzi o pokój w Madrycie, nie tutaj.- Mnie jest wielka przykrość, że pan ma tyle kłopot i musi jeszcze raz

dzwonić z Madrytu. U nas wolnego pokoju brak. Pan spróbować zechce wprzyszłym tygodniu...

- Uno momento! - wykrzyknąłem pospiesznie najlepszą swojąhiszpańszczyzną. - Ja nie jestem w Madrycie. Ja chciałbym tylko dostaćpokój w Madrycie.

- Rozumiem, proszę pana. Ale ten hotel nie jest w Madrycie. Ten hoteljest w Barcelonie.

Page 87: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- To ja wiem.- Dlaczego pan wie?- Bo ja tu mieszkam.- Pan mieszka?- Tak. Tutaj. U was.- Czy pan nie jest ze swoim pokojem szczęśliwy?- Jestem bardzo szczęśliwy. Ale muszę rano lecieć do Madrytu.- Pan pozwoli, sir, ja zniosę pana bagaż na dół.- Świetnie. Ale rano. Nie teraz.- Tak jest, proszę pana. Dobranoc, proszę pana.Jeszcze raz położył słuchawkę, jeszcze raz zadzwoniłem do niego:- To znowu ja. Ten, który jutro leci do Madrytu. Ja prosiłem pana, żeby

mi pan zarezerwował pokój z łazienką...- Pan proszony zaczekać, sir. Ja sprawdzę.Przerwa trwała mniej więcej tak długo jak poprzednio.- Już sprawdzone. Mnie jest przykrość, proszę pana. U nas wszystkie

pokoje zajęte. Pan proszony spróbować w przyszłym tygodniu...- Ja nie chcę żadnego pokoju w tym hotelu! Ja już mam tutaj pokój. Ja

mieszkam w pokoju numer 206!- 206? Chwileczkę, proszę pana... Niestety, mnie jest przykrość. Pokój

206 jest zajęty.- Oczywiście, że jest zajęty. Przeze mnie.- A pan życzy sobie inny pokój?- Nie życzę sobie. Ale ja jutro rano lecę do Madrytu i chciałbym, żeby mi

pan zarezerwował pokój.- Na jutro?- Na jutro.- Pan proszony zaczekać, sir. Ja sprawdzę... Czy z łazienką?- Tak.- Pan ma wielki szczęście, sir. Ja mam dla pana pokój na jutro.- No, Bogu dzięki.- Pokój 206 zwalnia się rano.- Dziękuję.- Bardzo proszę. Czy jeszcze coś, proszę pana? Dużą wódkę.- Już podaję, sir.

Page 88: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Festiwal gipsowy inżyniera GlickaHistoria ta zaczęła się pewnego poranka pod koniec września, tuż przed

wybuchem wojny Jom Kipur.Bohaterem opowieści - bohaterem w najściślejszym sensie tego słowa -

jest inżynier Glick. Owego dnia wyszedł on z domu pogrążony w myślachobracających się wokół trudności zaopatrzeniowych na rynku cementowym.Pan Glick był bowiem inżynierem budowlanym. Zatopiony w myślachprzestał zwracać uwagę na chodnik i wpadł do rowu, właśnie wykopanegoprzez wydział drogowy zgodnie z planem budowy w tym miejscu kanałuściekowego.

Inżynier Glick złamał nogę w dwóch miejscach powyżej kostki. Zabranogo do szpitala, gdzie przebywał do drugiej. połowy października. Kiedyzostał wypisany, na nodze miał gipsowy bandaż, chodził o kulach, alechodził.

W czasie, gdy inżynier Glick przebywał w szpitalu, na BliskimWschodzie zdarzyło się coś nie coś.

Także przed domem inżyniera w miejscu rowu powstał podziemny kanałz przepisową kratką ściekową.

Ledwie inżynier Glick usadowił się w taksówce, którą zamierzał pojechaćdo domu, a już kierowca odwrócił się do niego i ze współczuciem zapytał:

- Gdzie to? W którym miejscu - u góry czy u dołu?- W dwóch miejscach powyżej kostki.- Nie to miałem na myśli. Chodzi mi o to, czy na Wzgórzach Golan, czy u

dołu, nad kanałem?Już chciał inżynier Glick odpowiedzieć, że uległ tej kontuzji na ulicy

Hajarden w Tel Awiwie, gdy górę wzięła jego głęboko zakorzeniona niechęćdo poruszania spraw intymnych; zbył więc pytającego słowami:

- Nie mówmy o tym. Nic ważnego.Kierowca zamilkł pełen szacunku. Dopiero, gdy przyjechali na ulicę

Hajarden, pozwolił sobie na uwagę:- Tacy jak pan są chlubą naszego narodu!Za kurs nie wziął ani grosza, natomiast pomógł inżynierowi wysiąść i

odprowadził go do samych drzwi.W ten sposób zaczął się festiwal gipsowy inżyniera Glicka.

Page 89: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Kiedy przykuśtykał do sklepu, był natychmiast obsługiwany pozawszelką kolejnością. W restauracjach kelnerzy czytali mu wprost z oczu.Naczelnicy w urzędach skakali koło niego jak pielęgniarki w prywatnejklinice. Każdy odczuwał potrzebę wyrażenia mu wdzięczności narodu, jeślijuż nie całej, to przynajmniej w części przypadającej na głowę obywatela.Każdy uważałby za osobistą obrazę, gdy inżynier wcisnął mu za coś zapłatę.

Po pewnym czasie inżynier Glick przyzwyczaił się do swego nowegostatusu. Kłopoty pojawiły się tylko wtedy, gdy rozmowa schodziła na tematmiejsc, gdzie odniósł rany. Inżynier, człowiek prawego charakteru, brzydziłsię kłamstwem, reagował więc na zbyt drobiazgowe pytania dotyczącesyryjskiego względnie egipskiego pochodzenia kontuzji tym rodzajemuśmiechu, który zdawał się mówić: „Są rzeczy, które mężczyzna woliprzemilczeć”. Niekiedy opędzał się frazesami typu: „Ach, zostawmy to już,nie warto o tym wspominać”.

Pod koniec listopada zamienił kule na laskę, ale biała gipsowa opaskanadal błyszczała pełnym blaskiem nad kostką inżyniera i na koncerciefilharmonicznym była powodem zgoła nieoczekiwanego przyjęcia. Glickwszedł tuż przed rozpoczęciem koncertu i zaczął kuśtykać środkowymprzejściem, gdy nagle publiczność jak jeden mąż powstała i urządziła muburzliwą owację. Zaczerwieniony wysłuchał huraganu oklasków i dziękowałskinieniami wolnej dłoni. Po koncercie został otoczony przez tłum właścicieliaut, którzy walczyli o zaszczyt odwiezienia go do domu. Gdy wreszciezwycięzca ulokował go w swoim wozie, Glick wyciągnął nogę i odkrył nagipsowym bandażu napis, który jego sąsiad wydrapał w ciemnościachpodczas koncertu: „Naród jest Pańskim dłużnikiem. Wszyscy dziękujemyPanu”.

Zwolna wspomnienia o rzeczywistym przebiegu zdarzeń zaczęły sięzacierać w pamięci inżyniera Glicka. Gdy popularny śpiewak big-bitowydojrzawszy go w holu hotelowym odśpiewał na jego cześć trzy szlagierydarmo, inżynier, z trudem tylko tłumiąc łkanie, szeptał:

- Tak, warto było... I jeśli jeszcze raz trzeba będzie...Także z zaopatrzeniem w jajka, które w tym okresie były jednym z

najtrudniej osiągalnych artykułów, nie miał Glick zmartwień - zatroszczyłasię o dostawę gipsowa opaska prowokując do ofiarności pewną zachowującąanonimowość osobę. Każdego poniedziałku dzwoniła do drzwi inżynieraGlicka starsza dama i wręczając mu kosz świeżutkich jajek szeptała przezłzy:

Page 90: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Niech pana Bóg błogosławi, młody człowieku!Po czym odwracała się i uciekała w obawie przed jakimikolwiek słowami

podziękowania. Raz tylko zatrzymała się przy drzwiach odrobinę dłużej,zebrała całą swą odwagę i zapytała:

- Gdzie pan został ranny, kochany chłopcze?A inżynier Glick odpowiedział:- Nad kanałem.W ten sposób uczynił zadość i prawdzie, i patriotycznej potrzebie

szlachetnej ofiarodawczyni.Inżynier Glick rozważa koncepcję noszenia gipsowej opaski jeszcze przez

kilka miesięcy po wyleczeniu nogi. Najchętniej zachowałby ją na całe życie.Albo przynajmniej do momentu zawarcia traktatu pokojowego.

Page 91: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Lekarz-cudotwórcaNajlepsza rada, jaką można dać świeżemu imigrantowi, to: „Bądź pan

lekarzem!”W latach trzydziestych, gdy imigracja z Niemiec osiągnęła swój szczyt,

panował taki natłok lekarzy, że co praktyczniejsze panie domu wywieszałyna drzwiach kartki z napisem: „Lekarzy przyjmuje się jedynie po południu wgodzinach od 3 do 4”.

Dziś to już nie to. Coraz więcej ludzi choruje, coraz mniej zostajelekarzami. Izrael stał się prawdziwym rajem dla lekarzy.

To prawda, że w Ameryce poczekalnie też są przepełnione. AleAmerykanie chodzą do lekarzy tylko dlatego, że karty członkowskie różnychorganizacji zdrowotnych zmuszają ich do takiej praktyki. My odwiedzamydoktorów, ponieważ dla Żyda być chorym to wielka uciecha.

Co jednak sprawia, że tyle osób choruje? Przyczyną jest szara, beztroskacodzienność. Ludzie tęsknią za odrobiną odmiany, a że choroba im takąodmianę daje, gotowi są za to płacić. A lekarze gotowi są brać pieniądze.

Mój przypadek zaczął się od jakiegoś dziwnego uczucia pustki wżołądku, czemu towarzyszyło głuche burczenie25. Początkowo nieprzywiązywałem do tego wagi. Jednak uczucie pustki wzmagało się,zwłaszcza gdy przez wiele godzin nic nie jadłem. Zaniepokoiło mnie to ipostanowiłem poradzić się swojej starej ciotki, co należy przedsięwziąć. Pokrótkim namyśle poleciła mi zasięgnąć porady lekarza.

- Świetnie - powiedziałem. - Już idę do Kasy Chorych26.- Oszalałeś - zachrypiała ciotka. - Oni są tylko od brania pieniędzy.

Pójdziesz do Glosslocknera..- Kto to taki?- Kto to taki? Ty nie wiesz, kto to jest profesor Glosslockner? Doktor-

cudotwórca, który uratował setki tysięcy ludzi?- Setki tysięcy? Ejże, ejże...- Przestań z tym „ejże, ejże” i biegnij do profesora Grosslocknera.

Możesz z nim rozmawiać po niemiecku. I bądź spokojny - na pewno znajdzieu ciebie coś poważnego.

Chciałem pójść od razu, zostałem jednak pouczony przez ciotkę, że ztakim cudotwórcą trzeba się najpierw umówić telefonicznie. Jakaś osoba płci

Page 92: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

damskiej zapisała mnie na wtorek za trzy tygodnie, godzina piątadwadzieścia sześć. - Do tego czasu - pouczyła mnie dodatkowo - proszępowstrzymać się od jedzenia, picia, spania i palenia.

Gdy przybyłem o ustalonej godzinie, zastałem już w poczekalni tłumpacjentów: pięćdziesięciu, może sześćdziesięciu. Na moje uprzejmiepozdrowienie nikt nie odpowiedział. Czuło się nastrój religijnegonamaszczenia.

25 W okolicach tropikalnych trzeba zwracać na żołądek szczególnie uwagę już choćby ze względuna dużą ilość orientalnych restauracji, które, przywiązane do tradycji staroarabskich, nie dbają ohigienę, jako że tak czy inaczej wszystko jest w ręku Allacha.

26 Kasa Chorych należy w Izraelu do bardzo dobrze prosperujących instytucji. Co najmniej półmiliona akcjonariuszy wpłaca tam co miesiąc swoje składki. Przedsiębiorstwo funkcjonuje znakomicie.Jedynie, gdy kto zachoruje, spuszcza nieco z tonu. Oferowaną przez Kasę Chorych opiekę szpitalnąmożna określić jako nad wyraz skromną i nacechowaną skąpstwem. Zdarzyło się raz w szpitalu, żepacjentowi, który po operacji żołądka cierpiał straszne męki głodowe, pomagano sugestią: „Pan je terazkartoflankę... talerz pysznej, pożywnej kartoflanki...” - przekonywał go lekarz. „Dlaczego nie sugerujemu pan czegoś lepszego? - zapytała asystująca przy tym pielęgniarka. - Na przykład pieczonej kury zryżem i sałatką ananasową?” Lekarz wzruszył ramionami: „Co też pani! Pacjentowi z Kasy Chorych?”

Drzwi prowadzące do poczekalni otwierały się i zamykały bezgłośnie,biało przyodziane siostry przemykały jak duchy: ustawiały półnagichmężczyzn w kolejkach i gęsiego prowadziły ich do sąsiednich pomieszczeń.Wszystko działo się z przerażającą precyzją - był to monstrualny, świetnienaoliwiony mechanizm.

Przez pół godziny przyglądałem się temu ze wzrastającym respektem, ażpodeszła do mnie jedna z pielęgniarek i nakazała pójść za sobą. Weszliśmydo pokoju przyjęć. Siostra sięgnęła po wielkie pudło z kartoteką i zaczęłaspisywać moje personalia. Nazwisko? Urodzony? Z jakiego krajupochodzi? Zawód?

- Dziennikarz.- Dwadzieścia sześć funtów.- Dlaczego tak dużo?- To jest taksa za pierwsze badanie. Tylko koledzy i osoby pokrewnych

zawodów korzystają ze zniżki.- To bardzo dobrze. Ja reperuję też maszyny do pisania.- Momencik - pielęgniarka sprawdziła w jakimś obszarpanym

skorowidzu. - Dwadzieścia pięć pięćdziesiąt.

Page 93: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Wpłaciłem ulgową taksę i wróciłem na swój posterunek do poczekalni.Już po dwóch godzinach zostałem zaprowadzony przez inną siostrę dopokoju, w którym znajdowała się jedynie kozetka.

Ponieważ pielęgniarka była osobą starszawą, godną zaufania, odważyłemsię zapytać, za co właściwie ten stary łotr żąda tyle pieniędzy.

- Mój mąż nie jest instytucją filantropijną - odpowiedziała paniGrosslockner. Po czym otworzyła grubą księgę i lodowatym głosem zapytała,co mnie tu sprowadza.

Zabrzmi to może dziwnie, ale nie lubię rozmawiać z osobami płciżeńskiej o swoich dolegliwościach cielesnych, a już najbardziej w pokoju,gdzie nie ma nic prócz łóżka. Odmówiłem pani Grosslockner informacji izostałem odesłany z powrotem na dawne miejsce w poczekalni.Zaobserwowałem tam znaczny ruch. Liczba sióstr, które bądź same, bądź zpacjentami pod ramię przemierzały poczekalnię, zdawała się nieustanniewzrastać. Nie mogłem się powstrzymać, by nie zaczepić swego sąsiada:

- Skąd on bierze tyle tych pielęgniarek? - zapytałem po cichu.- Sami Grosslocknerowie - odszepnął mi. - Profesor ma siedem sióstr i

trzech braci. Wszyscy pracują tutaj.Jeden z braci zaprowadził mnie wkrótce do łazienki, wcisnął mi do ręki

probówkę i kazał zrobić coś, co wywołało z mojej strony pytanie: „Po co?” - Przecież nigdy nic nie wiadomo - odpowiedział. I dodał jeszcze, że

profesor przyjmie mnie osobiście dopiero wtedy, gdy będą przeprowadzonewszystkie badania.

Ledwie napełniłem probówkę, gdy Grosslocknerowska siostra wepchnęłamnie do kuchni, żeby pobrać krew i treść żołądkową. Potem wróciłem doswojej bazy wypadowej. O zmierzchu pojawiła się następna siostra i zażądałaode mnie oraz od dwóch innych pacjentów, abyśmy się rozebrali do pasa inie opuszczając swoich miejsc czekali na wezwanie. O tej porze było już wpoczekalni tak zimno, że zaczęliśmy kłapać zębami. Jej jest bardzo przykro,wyjaśniła nam siostra, ale cenny czas profesora nie może być marnowany.

- Dam panom kilka wskazówek - zechcą się do nich panowie ściślestosować - ciągnęła. - Aby oszczędzić czasu, rezygnują panowie przy wejściuz wszelkich powitań. Wchodzicie panowie i natychmiast siadacie na trzechstołkach ustawionych pośrodku gabinetu; oddychacie głęboko i wyciągaciejęzyki. W tej pozycji trwacie panowie dopóty, dopóki profesor nie udzieliwam innych instrukcji. Nie obciążajcie panowie profesora żadnymipytaniami i uwagami - on wie wszystko z kartoteki. Nawet gdyby z jego

Page 94: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

strony padło pytanie pod adresem któregoś z was, nie odpowiadacie w ogóle,chyba że inaczej nie można. Wtedy odpowiadacie jasnymi, prostymizdaniami głównymi, zawierającymi od trzech do pięciu słów. A potem bezpozdrowień pożegnalnych wychodzicie. Proszę powtórzyć!

Wyrecytowaliśmy przepisy regulaminu. Wreszcie otwarły się drzwisanktuarium i usłyszeliśmy lekki gwizd.

- Teraz! - krzyknęła nasza siostra. - Maszerować!Wmaszerowaliśmy do gabinetu i postąpiliśmy zgodnie z przepisami.

Profesor odebrał paradę ozorów.- Jakie choroby zdarzały się w pańskiej rodzinie? - zapytał mnie.- Różne - odpowiedziałem (jedno słowo).- Ile pan ma lat?- Trzydzieści - (właściwie trzydzieści pięć, ale chciałem oszczędzić na

czasie).Swoją cudotwórczą ręką profesor chwycił jakiś szpikulec, dziabnął mnie

w plecy, i zapytał co czuję: - Ukłucie w plecy - powiedziałem.- Panie Kleiner - zawyrokował profesor. - Pański kręgosłup wymaga

gruntownego leczenia.- Przepraszam bardzo, panie profesorze - odezwał się pacjent z mojej

lewej strony - ale to ja jestem Kleiner i ja...- Nie przerywać proszę! - przerwał profesor ze zrozumiałym gniewem, po

czym zwrócił się znowu do mnie, by postawić diagnozę. Stwierdził lekkieprzeziębienie spowodowane prawdopodobnie dłuższym przebywaniem zobnażonym torsem w nieogrzewanym pomieszczeniu. Terapia: dwie tabletkiaspiryny.

Profesor skinął, że możemy odejść. Moi towarzysze chcieli coś jeszczepowiedzieć, zostali jednak obezwładnieni przez siostry i przy użyciu siływyprowadzeni. Jeden z pacjentów, mały, chudziutki człowieczek, narzekałgorzko w czasie ubierania, że jest listonoszem i że chciał tylko doręczyć listpolecony. Już po raz trzeci został dzisiaj przymusowo przebadany mimoprotestów z jego strony. Ubiegłego miesiąca wieziono go nawet do szpitala wcelu wycięcia wyrostka robaczkowego. Nie bez trudności i ryzyka udało musię jednak wyskoczyć z ambulansu.

Page 95: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Jak przechytrzyć towarzystwoubezpieczeniowe

Ubezpieczenia to nowoczesne misteria. Zaczyna się wszystko niewinnie:ajent ubezpieczeniowy zdybał nas w domu i usiłuje nas namówić.Odpowiadamy „nie”. Nasza najlepsza w świecie żona mówi „tak”. Polisępodpisujemy, a w kilka dni później mamy wypadek. Rzeczoznawcatowarzystwa ubezpieczeń spisuje protokół i wylicza, że należy nam się 15procent szkody, ponieważ akurat była środa. Ale w tym momencie zaczynadziałać nasza żydowska kepełe.

Gdy wczoraj późnym wieczorem wyprowadziłem auto z parkingu,podszedł do mnie jakiś elegancko ubrany obywatel i rzekł:

- Wybaczy pan - ale jeżeli ruszy pan odrobinę do tyłu, to uszkodzi mi panbłotnik.

- W porządku - powiedziałem spoglądając z respektem na ogromnyamerykański krążownik szos mojego rozmówcy. - Będę uważał.

Elegancki obywatel potrząsnął głową:- Wręcz przeciwnie, byłoby mi bardzo na rękę, gdyby pan zechciał

uszkodzić ten błotnik. Kolekcjonuję szkody blacharskie.To brzmiało tak interesująco, że wysiadłem, aby się dowiedzieć czegoś

bliższego.Mój rozmówca wskazał mi niewielkie wklęśnięcie dachu.- Miałem zderzenie z latarnią. Wiatr ją tak przygiął, że zawadziłem. Max,

właściciel zakładu blacharskiego, u którego wszystko robię, pokręciłsceptycznie głową. „Panie doktorze Wechsler - powiedział. - Na takidrobiazg, to szkoda naszej pracy. Za coś takiego ubezpieczenie w ogóle nicpanu nie zapłaci. Niech pan uzbiera trochę więcej uszkodzeń i wtedy dopierodo mnie przyjdzie”. Tyle Max. A on wie, co mówi.

Przysiedliśmy wygodnie na nieuszkodzonej jeszcze masce jegosamochodu, a Wechsler mówił dalej:

- Każda polisa ubezpieczeniowa zawiera tak zwaną klauzulę udziałuwłasnego określającą sumę, którą pokrywa pan z własnej kieszeni. U naswynosi to zazwyczaj dwieście trzydzieści funtów. Ponieważ naprawa mojegowozu kosztowałaby około dwustu funtów, zgłaszanie szkody byłoby bez

Page 96: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

sensu. Jeżeli jednak zgłoszę jeszcze kilka innych szkód...- Momencik, panie doktorze! - przerwałem. - Jeżeli rozbiję panu błotnik,

to przecież te dwieście trzydzieści funtów i tak będzie pan musiał zapłacić zwłasnej kieszeni.

- Proszę pana - odparł doktor Wechsler - to zmartwienie niech już panzostawi mojemu Maxowi.

Po czym wysłuchałem wykładu czegoś, co można by nazwać „doktrynąmaksymalizmu” - i od imienia mechanika Maxa, i od zasadymaksymalizowania szkód.

Otóż istnieje podobno tajna umowa zawarta między ŚwiatowymZwiązkiem Zawodowym Blacharzy Samochodowych z siedzibą w NowymJorku a Międzynarodową Federacją Kierowców Amatorów z Kopenhagi, namocy której blacharze zobowiązują się przedstawiać towarzystwomubezpieczeniowym rachunki za naprawę stłuczek ufryzowane, to jestzawyżone w ten sposób, że udział własny klienta jak gdyby rozpływa się winnych pozycjach. Rzecz prosta - aby ten udział znikł niepostrzeżenie -potrzeba, by kwota ogólna rachunku była dostatecznie duża, nie mniejsza niżtysiąc pięćset funtów. Dlatego właśnie doktor Wechsler zbiera te szkody.

Jak wynikało z dalszego toku rozmowy, mój nowy znajomy był w tejdziedzinie rutynowanym fachowcem. Kiedyś udało mu się w ciągu paruzaledwie dni zebrać szkód na ogólną kwotę dwóch tysięcy osiemset funtów.

- Tym razem jednak - w głosie jego zabrzmiał ton zwątpienia - z tymgłupim wklęśnięciem nie mogę dać rady. Od tygodnia usiłuję wyrządzićsobie jakąś szkodę - wszystko na nic! Hamuję gwałtownie tuż przedciężarówkami, wyprzedzam autobusy miejskie, podsuwam się wozomwojskowym - na darmo! Nikt nie pofatyguje się nawet, żeby mi chociażlakier zadrapać. Gdyby więc pan był tak uprzejmy...

- Ależ oczywiście - zadeklarowałem się. - Jeśli tylko można pomócbliźniemu, nie wolno odmawiać.

Po czym siadłem za kierownicą, wrzuciłem wsteczny i zacząłemostrożnie manewrować.

- Stop! Stop! - zawołał Wechsler. - Co to ma być? Naciśnij pan gaz dodechy, inaczej wyrobi pan pięćdziesiąt, góra sześćdziesiąt funtów!

Zebrałem się w sobie i z rozpędem rąbnąłem w jego błotnik. Huk byłobiecujący.

- W porządku? - zapytałem.Wechsler pokręcił głową bez większego entuzjazmu:

Page 97: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Ostatecznie ujdzie. Ale więcej niż sześćset funtów pan nie wypracował.Dawniej, gdy udział własny wynosił tylko sto dziesięć funtów, wystarczyłjeden porządnie rozwalony błotnik. Dziś trzeba praktycznie cały wózzdemolować, żeby coś z tego mieć. Byłby pan jeszcze uprzejmy wgnieść midrzwi?

- Z przyjemnością.Cofnąłem wóz i pełnym gazem ruszyłem do ataku z flanki. Mój tylny

zderzak był jakby stworzony do tej roboty. Rozległ się tępy huk, prysnęłyodłamki szkła, drzwi Wechslera wypadły z zawiasów - zaiste, jest cośpokrzepiającego w solidarności kierowców.

- Może jeszcze raz?- Dziękuję - powiedział. - To wystarczy. Więcej nie potrzebuję.Odmowa doktora Wechslera trochę mnie rozczarowała, ale w końcu to

jego wóz, jego sprawa.Wysiadłem, by obejrzeć wykonaną przez siebie robotę. Mogła się

podobać. Nie tylko drzwi. Bok też był rozpruty na całej długości. To będziewymagało naprawy, że ho! ho!

Gdy wróciłem do swego wozu, stwierdziłem, że zderzak mam zwinięty wkorkociąg.

- Typowe dla początkujących - zauważył doktor Wechsler współczująco.- W przyszłości nie powinien pan najeżdżać pod tak ostrym kątem. No cóż -zderzak nie będzie pana kosztował więcej niż pięćdziesiąt funtów... Alepoczekaj pan. Zaraz panu dołożę za jeszcze czterysta funtów.

Doktor Wechsler ustawił swojego smoka na pozycji, po czym celniewysterował na moje tylne drzwi.

- A teraz dostanie pan jeszcze ode mnie nowy reflektor. Wykonał to wzorowo: z minimalnym nakładem, z doskonałym efektem.- Nie ma za co dziękować - bronił się. - Niech pan jutro rano idzie do

Maxa - ma pan tu jego adres - i pozdrowi go ode mnie. Nie zapłaci pan anigrosza.

Nieprzeczuwalne dotąd perspektywy otworzyły się przede mną. A możeto, co mnie opanowało, było tylko nie wyżytymi w dzieciństwie instynktaminiszczycielskimi? Zaproponowałem doktorowi Wechslerowi tu zaraz, namiejscu, zorganizować czołowe zderzenie naszych samochodów, ale tenodmówił:

- Nie przesadzajmy, drogi przyjacielu. Coś takiego może przejść w nałóg.Teraz wystarczy, że pan pozwoli sobie wypłacić odszkodowanie za to, co

Page 98: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

jest, a potem pan się namyśli, co robić dalej.Pożegnaliśmy się serdecznym uściskiem dłoni.Wechsler udał się do Maxa, a ja do salonu samochodowego kupić nowy

wóz.

Page 99: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Taki sobie zwyczajny napad na bankWalka z inflacją to główne zajęcie naszych władz finansowych. Rząd

wydaje rygorystyczne instrukcje, wymyśla nowe podatki i stara się zabieraćbankom ich nadmierne zyski. Pomaga mu w tym wydatnie ludność izraelska.Głównie w formie coraz bardziej wchodzących w modę napadów na banki.

Zaczęło się od tego, że Weinreb dał mi czek na szesnaście funtów, płatnyw banku Leumi, filia w Abu Kabir. Pojechałem tam i wręczyłem czekwłaściwemu urzędnikowi. Urzędnik rzucił okiem na mój czek, potem nakonto Weinreba, i powiedział:

- W porządku. Pieniądze wypłaci panu kasa.Podszedłem do okienka, które mi wskazał.- Szalom - powiedziałem.- Czego pan sobie życzy? - zapytał kasjer.- Pieniędzy - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.- Proszę bardzo - powiedział kasjer i wyjął ze stojącego za nim sejfu

naręcze banknotów, żeby mi je wręczyć.- Co to ma znaczyć? - zapytałem.- Spełniam pańskie żądanie. Przy napadach na bank z bronią w ręku mam

instrukcję nie stawiać żadnego oporu.Kaskada śmiechu, którą wybuchnąłem, nie spotkała się z jego

zrozumieniem.- Cha, cha, cha - przedrzeźniał mnie. - Bardzo śmieszne, prawda? To jest

mój piąty napad w tym miesiącu.Usiłowałem wytłumaczyć, że nie mam żadnej broni i chcę wziąć tylko

swoje pieniądze.- Panie Singer! - zawołał kasjer do siedzącego przy następnym biurku

urzędnika. - Proszę, niech pan zaraz przyjdzie. Mamy tu, zdaje się, doczynienia z jakimś trochę stukniętym gangsterem.

- Już idę.Pan Singer skończył swoją robotę i podszedł do okienka niosąc pokaźną

wiązkę obanderolowanych banknotów: - Dzisiaj niestety więcej nie mamy. Dopiero w piątek, kiedy się wypłaca

pobory. A poza tym - dlaczego pan nie ma pończochy na głowie?- Bo mnie łaskocze.

Page 100: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Wytworzyła się osobliwa i dla mnie trochę niemiła sytuacja. Naokołotłoczyli się gapie, mrugali do mnie, przekrzykiwali się nawzajem. Ktoś rzuciłsię do drzwi, za którymi czekała jego żona:

- Dzieci! Prędko! Przyprowadź prędko dzieci! Tu jest napad na bank!Stos banknotów piętrzył się ciągle przede mną, a ja usiłowałem

wytłumaczyć panu Singerowi, że nie zamierzam ich brać.- Niechże pan bierze, niechże pan bierze - zachęcał mnie pan Singer. -

My jesteśmy ubezpieczeni.Jak się później od niego dowiedziałem, w ubiegłym tygodniu dwie małe

dziewczynki obrabowały filię w Jafie, a tamtejszy kasjer przekazał jemu,Singerowi, wiadomość, że z kolei przewidziany jest do obrobienia oddział wAbu Kabir. Od tej chwili Singer czekając na to wydarzenie starał sięgromadzić coraz większe sumy gotówki.

- To należy już w bankach izraelskich do właściwie pojętej obsługiklienta - powiedział nie bez pewnej dumy. - Wypracowaliśmy też dla naszychklientów reguły racjonalnego zachowania się w czasie napadu. Wszystkoidzie jak po maśle.

W samej rzeczy: klienci, którzy znajdowali się w banku podczas megonapadu, leżeli płasko na podłodze i w tej pozycji korzystali z obsługiurzędników. Po załatwieniu odpełzali na czworakach do wyjścia, nowi zaś,także na czworakach, wpełzali do banku.

- Dawniej - ciągnął pan Singer swoje wyjaśnienia - dawniej napady nabanki odbywały się według klasycznego ceremoniału, trzeba powiedzieć -uciążliwego. Gangsterzy byli zamaskowani, strzelali na postrach, krzyczeli,grozili. Dziś wszystko odbywa się jakoś racjonalniej, a izraelskie bankidoceniając to udzielają tym nowoczesnym metodom swego całkowitegopoparcia. W tych dniach na przykład dwóch ludzi uzbrojonych tylko wśrubokręt ulżyło bankowi Barclaya w Ramatajim na sto tysięcy funtów, a wfilii naszego banku w Petach Tikwa pokazano kasjerowi tylko smoczekniemowlęcy. I poskutkowało. Wczoraj ukazało się w gazetach ogłoszeniebanku dyskontowego z Hajfy: „Bank uprasza, aby w miesiącach letnichwszelkie napady wykonywane były jedynie w poniedziałki, środy iczwartki”.

- Precz z biurokracją - warknąłem.- Pan niewłaściwie do tego podchodzi - odparł Singer. - To jest wspaniałe

osiągnięcie, o jakim Herzl nawet nie śmiał marzyć: my nareszcie mamyswoich własnych kryminalistów. Nareszcie jesteśmy normalnym narodem...

Page 101: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Batja - zwrócił się do sekretarki. - Czy wezwała już pani policję?- Próbowałam - odparła Batja żując gumę. - Ale numer jest ciągle zajęty.- To niech już pani zostawi - rzekł pan Singer.Przeliczając stos pieniędzy zapytałem jednocześnie pana Singera, jak to

jest, że nie ma tu żadnych urządzeń alarmowych.- Ze względu na hałas - wyjaśnił mi. - W banku Hapoalim podczas

ostatniego napadu dzwonki alarmowe dzwoniły przez całą godzinę. Pan sobienie wyobraża, ilu urzędników doznało z tego powodu szoku nerwowego.

- A gdzie są uzbrojeni strażnicy? - pytałem dalej.- Gdzieś na zewnątrz. O tej porze nasz dyrektor naczelny wychodzi z

psami na spacer - ktoś musi go przecież ochraniać.Tymczasem kasjer zapakował banknoty do dwóch zgrabnych walizeczek

dostarczonych przez bank i zapytał mnie, gdzie zaparkowałem skradzioneauto, którym zamierzam uciec.

Gdyśmy wychodzili z banku, otoczył nas tłum ciekawych. Wielu chciałomi zrobić zdjęcie. Prosili, żebym trochę zamaskował twarz i żebym nie robiłtakich głupich grymasów. Na końcu ulicy widać było kilku policjantówzajętych budowaniem barykady.

Rozdałem trochę autografów i uczyniłem ostatnią próbę zwrócenia obuwalizeczek bankowi. Singer odmówił stanowczo:

- Nie trzeba, nie trzeba. Powiadomiliśmy już naszą centralę. Towarzystwoubezpieczeniowe też zaraz tu będzie i uzupełni naszą kasę do poprzedniegostanu. Unikajmy komplikacji. Co najwyżej gdyby pan zechciał jeszcze chwilępoczekać - zaraz nadjedzie telewizja.

- Przykro mi, ale nie mam czasu - pożegnałem pana Singera serdecznymuściskiem dłoni i podjechałem do najbliższej stacji benzynowej.

- Ile? - zapytał obsługujący.- Ile wejdzie - odpowiedziałem.Obsługujący otworzył mój bagażnik i wrzucił tam wszystkie pieniądze,

jakie miał.- Pokwitowanie odbioru będzie panu potrzebne? - zapytałem.- Dziękuję, nie. Jestem ubezpieczony.Jaka szkoda, pomyślałem, jaka szkoda, że mamy teraz w kraju inflację.

Kiedyż nareszcie staniemy się normalnym narodem!

Page 102: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Kredyt długoterminowyAby zabudować wodoszczelnie balkon potrzebujemy pieniędzy. Aby

zdobyć pieniądze możemy albo napaść na bank, albo wziąć pożyczkę. Jeślichodzi o mnie, to napadłem na bank, aby wziąć pożyczkę.

- Jeśli właściwie zrozumiałem szanownego pana, to pragnie panzaciągnąć pożyczkę, która by ustabilizowała jego osobiste położeniegospodarcze - rzekł pan Feintuch, właściciel banku Feintucha, zarazemprzewodniczący rady nadzorczej tego banku. - Będziemy sobie poczytywaćza szczególny honor, jeśli uda nam się służyć panu odpowiednią gotówką.Jednocześnie pragnąłbym panu wyrazić podziękowanie, że zechciał się panzwrócić ze swoją sprawą do naszej instytucji.

Pertraktacje nasze zaczęły się na takim właśnie poziomie. Zwłaszcza panFeintuch posiłkował się wyrażeniami szczególnie wyszukanymi i równieuprzejmymi, jak taktownymi. Doświadczony finansista wyraźnie powziąłgłęboką sympatię do mnie już w tym momencie, gdy tylko wkroczyłem dojego ze smakiem urządzonego biura. Dowiodły tego choćby owe dwie pełnegodziny, które upłynęły, zanim rozmowa osiągnęła stadium opisane nawstępie. Pan Feintuch rozwinął wpierw moralne aspekty mego przypadku,potem humanitarne, wreszcie finansowo-polityczne: obywatel - to znaczy ja -celem zabudowania swego balkonu musi dysponować określonym kapitałem,w związku z czym towarzystwo - czyli pan Feintuch - podejmuje stosownekroki, które jemu, obywatelowi, umożliwią zaspokojenie jego uzasadnionychpotrzeb.

- Nie jesteśmy li tylko finansistami - podkreślił pan Feintuch. - Jesteśmyteż ludźmi szczególnej prawości. Wie pan niewątpliwie, szanowny panie, żesłowo „kredyt” pochodzi od łacińskiego „credere”, co znaczy „wierzyć, miećzaufanie”. I w rzeczy samej: nasze przedsiębiorstwo może funkcjonowaćjedynie na bazie wzajemnego zaufania. Zechce pan przyjąć najlepszeżyczenia ode mnie osobiście i od całej naszej instytucji wraz z jejwspółpracownikami.

Podnieśliśmy się z przepastnych głębin foteli klubowych i wymieniliśmyserdeczne uściski dłoni.

- No tak - zreasumował pan Feintuch nasze pertraktacje.- A jaka jest wysokość kwoty, której by pan sobie życzył?

Page 103: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Sześć tysięcy.- Centów?- Nie. Funtów.- Zaraz?- Zaraz.Pan Feintuch przybladł, przeprosił mnie i opuścił gabinet, aby

porozumieć się ze swoimi dyrektorami.W pół godziny później był już z powrotem. Na twarzy miał przyjazny,

choć nieco napięty uśmiech: - Czy hipoteka pańskiego mieszkania, jeśli wolno zapytać, jest już

obciążona?- Nie.- Bogu dzięki! - westchnienie ulgi wyrwało się z piersi finansisty. - A co

do warunków płatności, to będziemy zmuszeni prosić pana o wystawieniepodżyrowanych weksli na każdą miesięczną ratę z osobna.

- Oczywiście - odpowiedziałem.Pan Feintuch zapytał, ile czasu będę potrzebował, aby uregulować dług:- Jeśli rozłożymy panu te sześć tysięcy na okres pięciu lat, miesięczna

rata amortyzacyjna wyniesie wtedy sto funtów. Nie za dużo?- Prawdę mówiąc - za dużo.- W takim razie odpowiadałby panu jakiś dłuższy termin, nieprawdaż?

Bardzo proszę. Przy dziesięciu latach rata miesięczna wyniesie tylkopięćdziesiąt funtów.

- Serdecznie dziękuję.- Nie ma za co - w głosie pana Feintucha brzmiała życzliwość.

Długoterminowe pożyczki uchodzą w okresie inflacji za doskonałąinwestycję. Zważywszy jednak interesy naszych klientów - a te mamy przedewszystkim na oku - pragnąłbym zwrócić pańską uwagę na zwyczajowopobierane dziesięć procent.

- Co to znaczy?Pan Feintuch pomanipulował trochę przy arytmometrze leżącym na jego

biurku, po czym udzielił mi żądanych informacji:- Od sześciu tysięcy funtów spłacanych ratami przez pięć lat płaci pan

tysiąc pięćset funtów odsetek. Na dziesięć lat daje to... zaraz zobaczymy...trzy tysiące funtów.

Nie mogłem pohamować jedynego w takiej sytuacji okrzyku „aj waj!” ioświadczyłem:

Page 104: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Trzy tysiące funtów dodatkowo prócz rat to jest naprawdę wielkieobciążenie.

- Ale skądże! - uspokoił mnie skwapliwie pan Feintuch. - Nigdy byśmynie obciążyli naszego klienta czymś takim! Wręcz przeciwnie! Kasujemy tędywidendę z góry, dzięki czemu klient nie ma już w przyszłości żadnychodsetek do płacenia. Refunduje tylko nasz kapitał jako taki.

To brzmiało przekonywająco. Bo wziąłbym kredyt na sześć tysięcyfuntów i dziesięć lat, od razu odciągnęliby mi z tego odsetki, dostałbymwprawdzie do ręki tylko trzy tysiące funtów, ale śpiewająco dałbym sobieradę z tą śmieszną ratą pięćdziesięciu funtów miesięcznie przez najbliższychdziesięć lat. A przy terminie dwudziestu lat byłbym w jeszcze lepszejsytuacji.

Dałem panu Feintuchowi do zrozumienia, że termin dwudziestoletniwydaje mi się atrakcyjniejszy.

- Jak pan sobie życzy - pan Feintuch był uosobieniem przychylności. - Odsześciu tysięcy funtów za dwadzieścia lat odsetki wynoszą sześć tysięcyfuntów. Ale za to rata miesięczna tylko dwadzieścia pięć funtów.

Błyskawicznie przeprowadziłem w pamięci obliczenie: jeśli terazpożyczę sześć tysięcy funtów, z których natychmiast potrąci mi się sześćtysięcy funtów, nie będę się już właściwie o nic martwił, a głupia ratadwudziestu pięciu funtów miesięcznie przecież mnie finansowo nie zarżnie.To, że dziś, gdy stopa inflacji rośnie z dnia na dzień, dostaje się mimowszystko pożyczki, graniczy wprost z cudem. Kto wie, co pieniądz będziewart za dwadzieścia lat. Ale na tym niech sobie głowę łamią bankierzy. Jeślio mnie chodzi, to żaden termin nie jest za długi. Zuchwała myśl błysnęła miw głowie:

- Panie Feintuch - powiedziałem pogodnym głosem. - Jak by to było,gdyby mi pan udzielił kredytu na trzydzieści lat?

Pan Feintuch pomyślał chwilę. Moja bezgraniczna żądza pieniędzyzdawała się nie przypadać mu do smaku.

- No tak - rzekł w końcu. - Czemu nie. A więc trzydzieści lat -pomanipulował znowu przy arytmometrze. - W ten sposób rata miesięcznazmniejsza się do szesnastu i pół funta.

Istotnie - bagatelka. Procenty od sześciu tysięcy za trzydzieści latwyniosą w sumie dziewięć tysięcy funtów. To z kolei obciąża mniedodatkową kwotą trzech tysięcy funtów. Sięgnąłem po książeczkę czekową iwręczyłem panu Feintuchowi czek na te trzy tysiące. Po czym podpisałem

Page 105: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

trzysta sześćdziesiąt starannie odatowanych skryptów dłużnych po szesnaściei pół funta każdy. Wreszcie przystąpiliśmy do wypełnienia formularzyobciążenia hipoteki mojego mieszkania. Żyranci podpiszą jutro.

Najlepsza z wszystkich żona nie wydawała się być zachwyconatransakcją. Mógłbym przecież - jej zdaniem - rozciągnąć termin napięćdziesiąt lat.

- Genialnie pomyślane - odpowiedziałem sarkastycznie. - A skądmiałbym wziąć dziewięć tysięcy funtów na zapłacenie odsetek pobieranych zgóry?

Karcące spojrzenie i odpowiedź:- To nie jest wcale takie trudne - moglibyśmy wziąć na to

długoterminową pożyczkę.Iście kobieca logika.

Page 106: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Zabłąkany w JeruzalemBardzo wiele rzeczy w Izraelu można bardzo łatwo znaleźć, ulice jednak

do nich nie należą. Zdarza się, że ulica w ogóle nie ma nazwy, a jeśli już ma,to nie istnieje tablica, która by o tym informowała. Mój przyjaciel Josselepodaje drogę do swego domu w ten mniej więcej sposób: - Od placu Mograbibędzie pan szedł w kierunku plaży dopóty, dopóki nie natknie się pan naczłowieka w skórzanej kurtce, który reperuje motorower i złorzeczy rządowi.Tam skręci pan w lewo i będzie pan liczył drzewa oliwne. Przy dwudziestymdrugim poczuje pan odrażający fetor. Wtedy skręci pan w lewo i trzymającsię kamiennego murka dojdzie pan do leżącego pod nim zdechłego kota. Tamtrzeba skręcić w prawo i iść w stronę księgarni jugosłowiańskiej, tejnaprzeciwko kina. Przy księgarni będę już czekał na pana osobiście, bodalsza droga jest nieco skomplikowana.

Coś podobnego zdarzyło mi się w Jerozolimie, którą odwiedziłem wnader niefortunnym momencie, gdy magistrat postanowił przemianowaćwszystkie ulice tak, by bardziej nawiązywały do biblijnej historii miasta.

Mój dobry przyjaciel, niejaki Eluzywi, zaprosił mnie do Jerozolimy nauroczystości związane z objęciem nowego mieszkania. Eluzywi mieszka wtym kraju pięćdziesiąt pięć lat, a ostatnio zdołał (z wydatną pomocą banku)opuścić dotychczasowe lokum - drewniany baraczek - i przenieść się dopięknego, półtorapokojowego mieszkania w najnowocześniejszej dzielnicymiasta, pochodzącej już z czasów tureckich27. Eluzywi podał mi dokładnyadres: ulica Umiłowanych Niewiast 5a. Poprzednio dom ten miał numer 113 istał przy ulicy Juliusza Finkelsteina, naprzeciwko rytualnej mykwyusytuowanej przy bulwarze Winnej Jagody, dawniej Koszernych Jatek.

Lubię Eluzywiego, więc szybko spakowałem się i pojechałem doJerozolimy. Na miejscu postanowiłem zasięgnąć kompetentnych informacji oulicy Umiłowanych Niewiast. Zwróciłem się w tym celu do pokaźnegoogonka oczekującego na przystanku autobusowym.

- Jaka ulica? - zapytał chórem ogonek.- Umiłowanych Niewiast - odpowiedziałem.

27 Kłopoty mieszkaniowe należą do istotnych, nieodłącznych składników życia w Izraelu,ponieważ istnieją tu tylko mieszkania własnościowe. - Za pieniądze można tu dostać wszystko -

Page 107: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

pouczał mnie jeden z doświadczonych wujów. - Możesz polewać się kosztownymi olejkami, możeszjadać egzotyczne, najbardziej wyszukane potrawy, możesz ubierać się u najlepszych krawców, możeszzdobyć miłość najpiękniejszych kobiet - jednego tylko nie dostaniesz: mieszkania. Jest za drogie.

Ogonek oświadczył unisono, że takiej ulicy nie ma, ale to nic dziwnego,bo w ostatnich czasach prawie wszystkie nazwy zostały zmienione.

- Nic nie szkodzi - pocieszyłem ogonek. - Przypadkowo wiem, że dawniejbyła to ulica Juliusza Finkelsteina.

Tutaj muszę nawiasem wtrącić, że wzajemne dopytywanie się o ulice jestpowszechnym, ludowym sposobem spędzania czasu w Izraelu. Ta swegorodzaju gra obfituje w liczne momenty dramatyczne, przy czym nigdy niewiadomo, kto z rozmawiających zna naprawdę odpowiednią ulicę - pytającyczy pytany. Oto taki zwykły, codzienny przykład - zaczepia nas jakiśczłowiek i pyta:

- Przepraszam. Ulica Goldsteina - nie wie pan, gdzie to może być?- Goldsteina? A który numer?- 67. Trzecie piętro.- Goldsteina... Goldsteina... Widzi pan tę tam przecznicę? Tę szeroką? No

właśnie. Więc ulica Goldsteina to jest pierwsza w lewo.- Nie druga?- A dlaczego ma być druga?- Tak mi się wydaje, że to jest jednak druga.- Gdyby była druga, to bym panu powiedział, że jest druga. Ale to jest

pierwsza.- A skąd pan to wie?- Jak to: „skąd”?- Ja się tylko pytam, czy pan tam może mieszka?- Ja nie, ale jeden z moich przyjaciół.- Bobby Grossmann może?- Nie. Taki jeden inżynier.- A skąd pan wie, że Bobby Grossmann nie jest inżynierem?- Pan wybaczy, ale ja w ogóle nie znam pana Grossmanna.- Oczywiście pan go nie zna. A pierwsza ulica na lewo nazywa się

Birnbauma, a nie Goldsteina.- Rzeczywiście! Zgadza się. Pan masz rację. Ale która jest w takim razie

Goldsteina?- Goldsteina... Goldsteina... Czekaj pan. - Nieznajomy, który nas

Page 108: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

zatrzymał, aby zasięgnąć informacji, sam sobie teraz łamie głowę. - Jużmam! Niech pan idzie prosto, potem skręci pan w pierwszą ulicę na prawo, apotem w trzecią przecznicę na lewo.

- Serdeczne dzięki - odpowiadamy wzruszeni. - Wybaczy pan, żenarobiłem panu tyle kłopotu.

- Drobiazg! - odpowiada przyjaźnie człowiek, który od nas chciał siędowiedzieć, gdzie jest ulica Goldsteina.

Po wymianie ukłonów udajemy się na poszukiwanie ulicy Goldsteina:prosto, potem w prawo, potem trzecia w lewo. Nieco zasapani wdrapujemysię na trzecie piętro domu nr 67 i dopiero przycisnąwszy dzwonekzaczynamy się zastanawiać, czego tu właściwie szukamy.

No, tak źle to jeszcze ze mną nie jest. Bądź co bądź wiedziałem, że ulicaUmiłowanych Niewiast była przedtem ulicą Juliusza Finkelsteina.

- Czemu pan tego nie powiedział od razu? - zapytał stojący w ogonkumężczyzna z walizką. - Ulica Finkelsteina przecina ulicę Kokluszową. Ale tanazywa się teraz jakoś inaczej.

- Jakim autobusem tam dojadę?- Wsiądź pan w 37.Wsiadłem do autobusu numer 37. Po mniej więcej pół godzinie jazdy

ośmieliłem się zwrócić do kierowcy:- Czy ja już tutaj wysiadam?- Czekaj pan! Czekaj pan, aż się zatrzymam! - warknął kierowca. - Ciągle

ten pośpiech! Co za ludzie!Dopiero gdy wysiadłem, spostrzegłem, że w ogóle nie powiedziałem

kierowcy, gdzie chciałbym wysiąść. Sytuacja była przykra - na ulicy aniżywego ducha. Na szczęście po chwili ukazał się wóz asenizacyjny. Zostałemrzeczowo poinformowany, że ulica Kokluszowa (do niedawna - ulicaSamotnych Wdów) jest niedaleko: na pierwszym skrzyżowaniu trzebaskręcić w prawo, potem dwa razy w lewo, jeszcze raz w prawo, a potem tojuż prosto i trzecia ulica w lewo.

Trafiło mi się jeszcze kilku przechodniów i w ten sposób w ciąguniewielu minut zebrałem czterdzieści pięć „w lewo”, tyleż „w prawo” i okołodwudziestu „prosto”. Uwzględniwszy zapadający szybko mrok trzeba uznaćten wynik za nienajgorsze osiągnięcie.

Po kilku bezowocnych próbach odnalazłem wreszcie ulicę, którą możnaby uznać za położoną w geometrycznym środku terenu wyznaczonego przezudzielone mi wskazówki. Na nieszczęście nazwa ulicy była nie do ustalenia.

Page 109: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Nigdzie żadnej tablicy, a spieszący do swoich pilnych spraw przechodnieudzielali jawnie sprzecznych informacji. Na chybił trafił zadzwoniłem dopierwszego z brzegu mieszkania i zapytałem człowieka, który mi otworzył,czy nie zna przypadkiem nazwy tej ulicy. Odpowiedział, że ona się jakośnazywa, ale po hebrajsku, czego on - jako mówiący tylko po angielsku - niepotrafi powtórzyć. Jego mała córeczka natomiast, sabra - czyli urodzona jużtutaj - znała kogoś, kto zapisał sobie nazwę tej ulicy. Niestety - jest onchwilowo nieobecny: wyjechał.

Ponownie znalazłem się na ulicy. Właśnie przejeżdżała straż ogniowa.Szofer ujrzawszy mnie zwolnił i krzyknął, czy to jest ulica Stróża BrataMego, dawniej Ignacego Fuchsa. Odkrzyknąłem „pierwsza w lewo”. Potemzatrzymał mnie listonosz i dopraszał się porady, jak ma stąd dojść na ulicęUcha Igielnego, którą niedawno przemianowano na ulicę ZwycięstwaSamsona nad Filistynami, co jednak okazało się za długie i też zostałozmienione.

Dokładnie objaśniłem listonosza i ze swej strony zapytałem o ulicęUmiłowanych Niewiast.

Pocztowiec pogratulował mi wylewnie:- Ma pan szczęście - powiedział. - Mogę panu określić precyzyjnie: to jest

druga poprzeczna. Tyle tylko, że nazywa się teraz inaczej - ulica ProroczychSnów.

Radość moja, gdy trafiłem na ulicę Proroczych Snów, była nie doopisania. Domu numer 5a nigdzie jednak nie znalazłem. W ogóle nie było tużadnych numerów. Spotkałem jakiegoś trzęsącego się patriarchę - ten takżepojęcia nie miał, gdzie może być numer 5a. Udzielił mi jednak cennejporady, iż może to być po prostu numer 5, do którego partia Mapai zewzględów propagandowych domalowała swoje wyborcze Aleph28.

Zbliżała się północ, a moje poszukiwania wciąż trwały. Wreszcie wysokona murze na jednej z kamienic odkryłem jakąś tabliczkę - niestety za wysoko,aby przeczytać. Zatrzymałem wciąż krążący w pobliżu wóz straży ogniowej ipożyczyłem drabinę. Na tablicy był napis „182-351-561 k.g.”, co mi niewielepomogło.

Jakiś miłosierny przechodzień poinformował mnie, że ostatni dom na tejulicy nosi numer 198.

- Nie pozostaje panu nic innego, jak tylko począwszy od tego domuliczyć wstecz, aż dojdzie pan do numeru 5. Nie ma się pan czego wstydzić -ja sam też tak nieraz robię, gdy chcę się dowiedzieć, gdzie mieszkam.

Page 110: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Zastosowałem się do tej rady i odliczywszy od 198 wstecz co trzeba,pełen nadziei zadzwoniłem do drzwi, na które wypadło. Otworzyła jakaśstarsza dama:

- Przykro mi, tu jest numer 202 - oświadczyła.Na moją uwagę, że może jest to jednak numer 5, wyjaśniła mi łagodnie,

iż taka możliwość w ogóle nie wchodzi w rachubę, bowiem urządplanowania przestrzennego przez pomyłkę ponumerował domy po obustronach ulicy numerami parzystymi. W tej chwili każdy numer występujedwukrotnie: raz jako parzysty lewostronny, raz jako parzysty prawostronny.A numery od 32 do 66 znajdują się w ogóle po drugiej stronie miasta, w tejczęści ulicy, która poprzednio nosiła imię Juliusza Finkelsteina, a obecnie jestulicą Kokluszową.

- Na miłość boską - jęknąłem. - Przecież to jest ulica, której szukam.Byłem przekonany, że ona jest tu, gdzie teraz jesteśmy.

- Nie, nie - starsza pani energicznie potrząsnęła głową. - Ta ulica od jutrabędzie się nazywała Problemową, dziś jest jeszcze ulicą Dillenkopfa.

- Dziwne. Dlaczego wszyscy mówili mi, że to jest ulica ProroczychSnów?

- A co mieli mówić? Mieli może się z panem kłócić? - I stara jędzazatrzasnęła mi drzwi przed nosem.

28 Każda izraelska partia polityczna używa jako swego symbolu jednej z liter alfabetuhebrajskiego. Zważywszy stale rosnącą liczbę tych partii, można się spodziewać, że zajdzie wkrótcepotrzeba powiększenia abecadła o kilka nowych liter.

Jeszcze raz minęli mnie strażacy. Zatrzymali się opodal i zaczęli polewaćwodą najbliższy budynek.

Z pustej ciekawości podszedłem bliżej i natychmiast zostałem zapytanyprzez jednego ze strażaków, czy może przypadkiem znajdujemy się na ulicyStróża Brata Mego i czy to jest rytualna mykwa, gdzie właśnie się pali.

- Nie - odpowiedziałem. - To, co gasicie, jest to budynek zprawostronnym numerem 102 na byłej ulicy Dylematowej.

Strażacy rzucając soczyście mięsem zwinęli swoje węże, po czym udalisię na dalsze poszukiwania.

Powlokłem się w ciemną noc. Oczyma ducha (zmęczonego już bardzoducha!) ujrzałem pełne wyrzutu oblicze Eluzywiego. Nagle ogarnął mniegniew. Chwyciłem draba za gardło i ryknąłem mu wprost w jego wstrętną

Page 111: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

mordę:- Gdzie jest ta twoja ulica Umiłowanych Niewiast, śmierdzielu? Gdzie?!- Allah akbar - odpowiedział jordański legionista.W ten sposób dostałem się do arabskiej niewoli. Międzynarodowa

komisja wszczęła natychmiast niezbędne kroki29.

29 Połowa Jerozolimy należy do Jordanii, co stwarza sytuację mniej więcej taką, jakby w NowymJorku połowa Fifth Avenue należała do Związku Radzieckiego.

Uprzytomnienie sobie tego jest szczególnie drażniące jeśli zważyć, że Nowy Jork byłbajorem pełnym kumkających żab, gdy Jerozolima była już stolicą państwa żydowskiego.

Page 112: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Jak się terroryzuje terrorystówTerroryści wściekli na El AlBEJRUT AP. Rzecznik terrorystów ostro zaprotestował przeciwko

obecności uzbrojonych agentów na pokładzie jednej z maszyn El Al. Mamytu do czynienia z rażącym naruszeniem międzynarodowych przepisówkomunikacji lotniczej - stwierdził. W nadanym przez Radio Damaszekkomunikacie oświadczył następnie, że to „oburzające pogwałcenieprzepisów” unicestwiło plan uprowadzenia samolotu. Podobne naruszenieprzyjętych przez cały cywilizowany świat zasad wydarzyło się na lotnisku wTel Awiwie, gdy opanowany przez arabskich terrorystów samolot Sabenyzostał zaatakowany i oswobodzony przez grupę izraelskich komandosów.Tak rzecz przynajmniej wyglądała w relacjach agencji prasowych.

Jak było naprawdę, dowiecie się Państwo z poniższego raportu:Sprawa wyglądała raczej kiepsko. Uprowadzony samolot wylądował

przed kilkoma minutami, terroryści przekazali swoje żądania drogą radiową ioświadczyli, że w razie ich niespełnienia natychmiast spowodują eksplozjęprzygotowanego ładunku.

W wieży kontrolnej portu lotniczego Lydda obradował sztab kryzysowy.- Jest tylko jedno wyjście: trzeba wziąć bandę na przetrzymanie. Trzeba

osłabić ich bojowość, udręczyć ich tak, aż się załamią nerwowo.- Bardzo pięknie. Ale jak?- I na to też jest tylko jedna odpowiedź: Schultheiss!W dziesięć minut później samochodem Sztabu Generalnego, przy

akompaniamencie syren policyjnych, zajechał pod wieżę EzechielSchultheiss, gwiazda biurokratycznego establishmentu.

Przybywał wprost ze szpitala, gdzie od dwóch dni i dwóch nocynieprzerwanie negocjował w sprawie dwuprocentowej podwyżki płac zprzywódcą związku zawodowego piekarzy. Trzeba tu zauważyć, że w czasiedługotrwałych pertraktacji raz po raz to ten, to ów przedstawiciel piekarzybywał odstawiany do szpitala z objawami krańcowego wyczerpanianerwowego. Jedynie Schultheiss w całej swej świeżości trwał na posterunku.

Na lotnisku został poinstruowany osobiście przez ministra obronynarodowej:

- Jeśli nie uda się inaczej uwolnić pasażerów, to wymienimy ich na

Page 113: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

terrorystów, których mamy w więzieniu. Pan, panie Schultheiss, ma wpertraktacjach wolną rękę. Niech pan zastosuje swoje zwykłe metody.Spodziewam się, że będzie pan traktował tych tam tak, jakby byli izraelskimipłatnikami podatku dochodowego.

- Okay - powiedział Schultheiss, zamówił herbatę z cytryną i poprosił oprzysłanie telefonistki ze swojego biura.

Ilana rozłożyła swoje wtyczki i słuchawki, po czym natychmiastnawiązała połączenie radiowe z samolotem. Z kokpitu dobiegł głęboki, męskigłos:

- Śmierć Żydom. Tu mówi organizacja „Czarny Wrzesień”. Maciewykonywać moje rozkazy.

- Momencik - przerwał Schultheiss. - Bardzo źle słychać. Co jest czarne -organizacja czy wrzesień?

- Mordę w kubeł i słuchać mnie...- Przepraszam, ale kim pan właściwie jest?- Co to za głupie pytanie: „kim ja jestem!”- Pan wybaczy, ale skąd ja mam właściwie wiedzieć, że pan jest

terrorystą? Pan może być równie dobrze zwyczajnym pasażerem.- Czy wtedy bym z panem rozmawiał?- A może oni przyłożyli panu pistolet do głowy?- No i co z tego?- To stworzyłoby całkiem nową sytuację prawną. Mielibyśmy tu

mianowicie do czynienia raczej z przypadkiem rozmów pośrednich, niż zpertraktacjami dwustronnymi.

- A cóż to za różnica, do jasnej cholery?!- O, wielka, łaskawy panie. W przypadku pośrednictwa musiałbym

włączyć ze swej strony jeszcze inne urzędy. Proszę mi wierzyć, że ożywiamnie chęć jak najlepszej współpracy z panem, niemniej muszę się trzymaćprzepisów. A jak pańskie nazwisko, jeśli wolno zapytać?

- Kapitan Kamal Rafat.- Z jednym „s” w środku?W głośniku zachrypiało i posypały się przekleństwa. Po chwili zgłosił się

kapitan samolotu:- On jest naprawdę komendantem tej grupy, może mi pan wierzyć.- Akceptuję pana jako świadka pomocniczego. Pański numer paszportu?- 75103/97381.- Miejsce i data wystawienia?

Page 114: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

W tym momencie wmieszał się do rozmowy kapitan Rafat:- Jeśli pertraktacje nie zostaną podjęte w ciągu dwudziestu sekund,

rozpieprzymy to pudło!- Dwadzieścia sekund od kiedy?- Co to znaczy?!- To znaczy, od kiedy liczy się dwadzieścia sekund?- Od tej chwili! Natychmiast! Już!- Przepraszam, a która u pana godzina?- 11.29, raz jeszcze do jasnej cholery!- Na moim zegarku jest dopiero 11.22 - muszę sprawdzić, może nie

nakręcony. W tej sytuacji każda sekunda gra wielką rolę. Proszę zaczekać.- Halo! - warknął kapitan Rafat, ale połączenie zostało już przerwane na

trzy minuty. Gdy kapitan zdołał ponownie je nawiązać, usłyszał głos Ilany: -A kto ci naopowiadał, że wychodzę za Chaima? Dudi jest kłamczucha - ty jejnie znasz... Kapitan Rafat? No, nareszcie. Już pana szukali. Proszę mówić.

I kapitan Rafat zaczął mówić:- Żądamy natychmiastowego zwolnienia trzystu dziewięćdziesięciu

terrorystów, których trzymacie w swoich więzieniach. Dyktuję nazwiska...- Tylko nie przez telefon - upomniał go Schultheiss. - A poza tym trzysta

dziewięćdziesiąt zwolnień? To przekracza wszelkie dopuszczalne normy. Niemamy nawet dla tylu osób środków transportowych. Ja spodziewałem sięsześciu, siedmiu, no, najwyżej ośmiu.

- Trzystu dziewięćdziesięciu.- Dziewięciu. Jeden z nich jąka się.- Bo przestanę...- No dobra, dziesięciu. Sześciu w momencie wejścia w życie tej umowy,

trzech 31 października, a jeden...- Żądamy: natychmiast i wszystkich.- Wszystkich dziesięciu?- Trzystu.- Jedenastu, bez potwierdzenia odbioru.- Dwustu pięćdziesięciu. To moje ostatnie słowo.- Dwunastu. Mnie samego to więcej kosztuje.Połączenie między kokpitem a wieżą zostało znowu przerwane. Gdy je

przywrócono, do uszu kapitana Rafata dotarły strzępy dziwacznych rozmów:„Galilea-Import-Export... Schechter, Gurewicz, Misrachi... Wszyscy wyszli...nie ma nikogo w domu...”. Potem dał się słyszeć w eterze podniecony głos

Page 115: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

kapitana samolotu:- Uwaga, wieża kontrolna! Terroryści przystępują do zapalania lontu.

Dają nam jeszcze ultimatum - trzydzieści minut. I wygląda na to, że mówiąpoważnie. Uwaga, wieża kontrolna! Czy dobrze zrozumieliście? Ultimatum!Trzydzieści minut!

- Zrozumiałem - odpowiedział Schultheiss. - Ale ja to muszę mieć napiśmie. Muszę być kryty wobec przełożonych. Niech pan powie tymludziom, żeby na papierze firmowym Sabeny napisali mniej więcej tak: „My,niżej podpisani terroryści, zamieszkali tam a tam, oświadczamy niniejszym,że stojącą w porcie lotniczym Lydda maszynę Sabeny postanowiliśmy, przyużyciu środków wybuchowych...” i tak dalej, i tak dalej. W trzechegzemplarzach: po hebrajsku, po arabsku i po flamandzku. Fotografieformatu paszportowego pożądane.

Kapitan statku nic nie odpowiedział. Zgłosił się natomiast Rafat i zażądałkaretki Czerwonego Krzyża.

- U nas to się nazywa Czerwona Gwiazda Dawida - pouczył goSchultheiss.

Rafat zignorował go:- Wóz ma podjechać do samolotu i mieć białą flagę - dokończył dysząc.- Jakiej wielkości?- Co to znaczy: „jakiej wielkości”?- Pytam, jakiej wielkości ma być ta flaga.- A gówno mnie to obchodzi, stary bałwanie! Mała, biała flaga!- Bo my mamy dwie flagi: jedna 78 na 45, a druga 75 na 30 centymetrów,

ale ta druga jest właśnie w praniu. Gdyby ta pierwsza była dla pana za duża,to moglibyśmy posłać po mniejszą do Hajfy.

Z krtani komendanta terrorystów dobył się tylko głuchy jęk:- Przyjeżdżajcie bez flagi.- Nie rozumiem. Kto ma przyjechać - ja czy karetka? Proszę, niech się

pan zdecyduje. Ja muszę wiedzieć, co mam wpisać do protokołu. Halo?Halo?

Przez dłuższą chwilę panowała cisza w eterze. Następnie porywaczezakomunikowali, że gotowi są wymienić swoich zakładników na dwudziestupięciu bojowników palestyńskich, pod warunkiem jednak, że nie będą jużzmuszeni do pertraktowania z Schultheissem.

Schultheiss zaproponował powołanie komisji mieszanej. W skład komisjimieliby wejść: jeden akredytowany terrorysta ze strefy Gazy, jeden

Page 116: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

bezpartyjny urzędnik z Ministerstwa Sprawiedliwości oraz doktor Bar Bizuaz Ministerstwa Komunikacji.

Kapitan Rafat zapytał, czy może skorzystać z pomocy lekarskiej. Głoskapitana brzmiał głucho. Także jego zastępca, który teraz przejął mikrofon,zdradzał objawy rozstroju nerwowego.

- Porywacze - oświadczył - gotowi są natychmiast odlecieć do innegokraju, gdy tylko maszyna zatankuje paliwo.

- Zaraz połączę z naszym magazynem paliw - powiedziała Ilana.Obecni w wieży usłyszeli następujący dialog: CYWA (telefonistka w magazynie) Przykro mi, ale kierownik wyszedł.RAFAT Kiedy wraca?CYWA Skąd ja mogę wiedzieć? Jest chyba na obiedzie.RAFAT Otwieraj, dziewczyno, bo będzie nieszczęście.CYWA Ale klucz ma Mordche.RAFAT Liczę do trzech. Potem każę swoim ludziom wysadzić samolot w

powietrze. Zaczynam: raz... dwa...SCHECHTER Halo, tu Schechter: Galilea-Import-Export. Czym mogę

panu służyć?RAFAT (zamierającym głosem) Tu... Czarny... ja bym chciał... Czarny

Październik... my... byle nie tutaj... byle nie z nim...W tym momencie inicjatywę przejął Schultheiss:- Kapitan Rafat? - zapytał - Wszystko w porządku. Cysterna zaraz

podjedzie.Kiwnął głową w stronę ministra obrony narodowej. Minister kiwnął w

stronę komendanta grupy bojowej. Resztę znacie Państwo z gazet, którejednak w ogólnym zamieszaniu zapomniały wspomnieć o jeszcze jednymważnym drobiazgu:

Po owocnym zakończeniu swej misji na lotnisku Ezechiel Schultheisswrócił do szpitala, by kontynuować negocjacje z piekarzami.

Page 117: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Sprawiedliwości dla doktora Partzufa!Nadejdzie jeszcze chwila, że i ja powiem coś dobrego o Żydach, inaczej

zdemaskuje mnie ktoś jako antysemitę. Mógłbym w końcu przytoczyć kilkadoniosłych osiągnięć żydowskich jak choćby chrześcijaństwo, marksizm,psychoanaliza, teoria względności, szczepionka Salka czy też kawa z macą.

Mieszka w nas także duch sprawiedliwości. „Żyd zawsze szukasprawiedliwości” - mówi stare hebrajskie przysłowie. Jak ta sprawiedliwośćwygląda, kiedy ją wreszcie poszukujący znajdzie, to już całkiem inna sprawa.Zwłaszcza, gdy się chce czynić sprawiedliwość w miejscu tak niestosownym,jak na przykład autobus miejski w Teł Awiwie.

Prawdę mówiąc, to historia samego Tel Awiwu też jest trochę osobliwa.Przed pięćdziesięcioma laty siedziało sobie dwóch Żydów na piaszczystympustkowiu i wiodło spór. Jeden z nich wyraził pogląd, że tutaj przy życiu nieutrzyma się żadna ludzka istota, drugi natomiast dowodził, że gdzie jest chęć,tam musi być i sposób. W końcu założyli się. Iw ten sposób został założonyTel Awiw.

Ale warunki były w samej rzeczy takie, że przez dłuższy czas nikt niechciał się przyłożyć do tego założenia. Tych, którzy mimo wszystkopróbowali, piekielne gorąco rozpędziło wkrótce na cztery strony świata.Nawet owa garstka Żydów, która z niewyjaśnionych bliżej powodówzmuszona została do wybudowania tu paru nędznych baraków i prowadzeniajakichś wątpliwych geszeftów, rozpierzchła się przy pierwszej okazji.

Tel Awiw powstał bez jakiegokolwiek planu, ale za to przyakompaniamencie niebywałego hałasu.

Gdy liczył już półtora tysiąca mieszkańców, gwałt był tak wielki, że pięćtysięcy z nich musiało wziąć nogi za pas.

Skutki bezplanowej rozbudowy dają się we znaki coraz bardziej. Ulicezaprojektowane dla miasta dziesięciotysięcznego w żaden sposób nie mogąpodołać wymogom ruchu w mieście pięćdziesięciotysięcznym. Najwięksioptymiści zwątpili już w przyszłość Tel Awiwu. Bo faktycznie: duszne,wcale nie piękne miasto, pozbawione jakichkolwiek terenów zieleni dlaswych stu tysięcy mieszkańców, robi przygnębiające wrażenie. Jeślizauważyć jeszcze, że sieć kanalizacyjna jest niedostateczna, wręczszczątkowa, i po każdym deszczu zatapiane są całe dzielnice, to łatwo

Page 118: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

zrozumieć, dlaczego liczba mieszkańców nie może przekroczyć stupięćdziesięciu tysięcy. Tel Awiw w ogóle, musimy to z przykrościąstwierdzić, nie jest miastem pociągającym. Od ilu Żydów możemy wymagać,aby zamieszkali w tej kupie przeludnionych domów, w tych katastrofalnychpod względem higieny warunkach? No, od ilu? Od dwustu pięćdziesięciutysięcy? Zgoda. Ale niech to już będzie absolutne maksimum.

Ja nie jestem zawodowym malkontentem. Ale ja się tylko pytam:Dlaczego miasto mające czterysta tysięcy mieszkańców nie zdobyło sięjeszcze na ogród zoologiczny, czemu nic nie robi dla swojej dziatwy?Dlaczego na przykład nie ma jakiejś przyzwoitej plaży! Dlaczego w okolicynie uświadczysz kawałeczka zielem, gdzie by można wyjeżdżać na weekend?Takich pytań nie wolno bagatelizować, zażalenia siedmiuset tysięcy Żydówto nie żadna bagatela! Ostatnia chwila, żeby się ojcowie miasta zaczęli o terzeczy martwić. W przeciwnym razie za dwa, trzy lata Tel Awiw osiągniemilion mieszkańców...

Ale wracajmy do naszych poszukiwaczy sprawiedliwości.Miejsce akcji dowolny żydowski przystanek autobusowy Czas obojętny

Osoby sami porządni obywatele DR PARTZUF (otwiera zamknięte już drzwi i wciska się do właśnie

ruszającego autobusu) Już w porządku. Jedziemy.KIEROWCA (wyłącza motor) Ej, Panie! Wysiadaj pan!DR PARTZUF Dlaczego?KIEROWCA Ja nie jestem biuro informacji. Powiedz pan „idiota” albo

coś podobnego i wysiadaj pan.DR PARTZUF Ja wcale tak nie myślę. Tu jest dużo miejsca. O, państwo

się tylko trochę ścieśnią. No, da radę? (pcha się z całą siłą na stłoczonychludzi)

STŁOCZENI LUDZIE Au! Chr! Br! (powstaje szczelina)NERWOWY PASAŻER Co jest z panem, panie kierowco? Jedź pan już!

Jeden gość więcej, jeden mniej - nie gra żadnej roli. Jedziemy!STARSZA DAMA Całkiem słusznie. I to w dodatku taki szczupły

mężczyzna. On w ogóle nie zajmuje miejsca. Jedźmy już w końcu.KIEROWCA Póki ten człowiek jest w wozie, nie ruszymy. Ja mam czas.DR PARTZUF Idiota! (chce wysiadać)PAN W CWIKIERZE (chwyta go za ramię) Poczekaj pan, poczekaj pan!

Nie tak nerwowo. A pan, panie kierowco, niech pan przestanie z tymi swoimidowcipami i pozwoli człowiekowi jechać. I nie rób pan z tego sprawy

Page 119: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

prestiżowej. No, daj pan gazu i jedziemy!KIEROWCA Ja nie wiem, do kogo pan mówisz. Ja mam czas.NERWOWY PASAŻER Bezczelność! I to ma być socjalizm? Człowiek

jedzie do pracy i nie chce się spóźnić. No, jedź pan już, kretynie!MANFRED TOSCANINI Przez takich jak ten kierowca upada nasza

gospodarka. To jest jeden wielki skandal!STARSZA DAMA Pfuj!ŻYD Z IRAKU Ben Gurion. Naturalnie. Ben Gurion.DR PARTZUF Ja wysiadam...CWIKIER Spokojnie, spokojnie, stary przyjacielu. My panu nie

pozwolimy wysiąść. To już nie jest pańska prywatna sprawa. To dotyczy naswszystkich. Niech pan nie będzie tchórzem. No, opieprz pan kierowcę i niełam się pan.

DR PARTZUF Ja chciałbym wysiąść.GŁOSY ZEWSZĄD Nie wysiadać... Mowy niema... My panu nie

pozwolimy... To pańskie prawo, człowiecze... Co się pan łamie? Płaci panpodatki?... Nie pozwolimy się tyranizować... Co dziś tobie, jutro mnie...

NERWOWY PASAŻER (wychyla się przez okno, co jest surowozabronione) Policja! Policja!

Kierowca sortuje z niezmąconym spokojem bilon.POLICJANT (wciska się mozolnie do wozu) Wszyscy do tyłu, wszyscy

do tyłu, proszę!Szczelina przy ścianie powiększa się.POLICJANT Proszę się nie pchać! Co się tu dzieje?NERWOWY PASAŻER Ten bezczelny łobuz, ten kierowca, nazwał tego

pana idiotą i chciał zepchnąć ze stopnia... Ten pan musiał się bronić i musiałgo uderzyć...I kierowca mu oddał... I to wszystko...

POLICJANT Jeśli tak, to zabieram kierowcę na posterunek (wyciągaksiążkę raportową) Potrzebuję dwóch świadków do protokołu... Zimnypowiew przeciąga przez autobus. Pasażerowie na myśl, że będą godzinamiwysiadywać w poczekalniach i na korytarzach biur policyjnych, popadają wprzerażenie.

POLICJANT Pańskie nazwisko?NERWOWY PASAŻER Ja turist. Nie mówić po hebrajski. Amerikaner.

Nie ponimaju pa ruski.POLICJANT To może pani?STARSZA DAMA Dobry pan sobie! A kto ugotuje kaszkę małemu

Page 120: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Herszelkowi? Może pan? Ano właśnie! A poza tym ja nic nie widziałam.Zostawiłam okulary w domu.

POLICJANT (do Żyda z Jemenu) Pan się nazywa?ŻYD Z JEMENU Ben Gurion.POLICJANT (macha ręką zrezygnowany, rozgląda się naokoło) Dość

tego! Jeśli nie będzie świadków, nie będę mógł wkroczyć... Hej, pan tam!Panika wybucha dokoła, wszyscy rzucają się do jedynego wyjścia z tej

pułapki na myszy. Autobus przypomina kocioł czarownic. Brat walczyprzeciw bratu, synowie sprzedają ojców. Tu i tam widać postaciprzerażonych ludzi wyskakujących przez okna.

POLICJANT (blokując wyjście własnym ciałem) Dość! Ten pan tam!Proszę natychmiast do mnie, obywatelu! Pańskie nazwisko?

MANFRRED TOSCANINI Doktor Ezechiel Sauermilch, chorobywewnętrzne, bulwar Abdul Nasera 101, dwa razy dzwonić (ukrywa się podławką, podczas gdy policjant notuje)

POLICJANT Potrzebuję jeszcze jednego świadka... (zalega śmiertelnacisza. Słychać sapanie astmatycznej muchy tłukącej się o szybę)

NERWOWY PASAŻER Nie wiem, doprawdy nie wiem, co takiegomożna zarzucić temu kierowcy. Czy to jego wina, że jakiśniezdyscyplinowany pasażer nie chciał opuścić przepełnionego autobusu?

STARSZA DAMA Jestem tego samego zdania! Żydowski kierowcapracuje w najtrudniejszych warunkach, a tu przychodzi taki spekulant jakiś...

MANFRED TOSCANINI (wystawiając głową spod ławki). Przeciwkotemu dzielnemu człowiekowi pracy nie wolno złego słowa powiedzieć. Teczasy już minęły!

DR PARTZUF Tak... tak... oczywiście... No, nie... Ja w ogóle niechciałem...

CWIKIER Zamilcz pan lepiej! Przed paroma minutami darł się pan nacałe gardło, a teraz to „ja w ogóle nie chciałem”. Wielki mi bohater!Następnym razem wysiadaj pan od razu, kiedy kierowca grzecznie panaprosi!

MANFRED TOSCANINI Dlaczego my się z facetem cackamy?Wyrzucić go i możemy jechać!

WIELE GŁOSÓW Tak jest... Racja... Panie sierżancie, wyrzuć pan tegotłustego łobuza... Kierowca swój chłop... Ben Gurion... Jedziemy, jedziemy!

DR PARTZUF Ależ, proszę państwa... ja chciałem...POLICJANT (wyrzuca go z wozu) Ja pana nauczę, ja panu pokażę co to

Page 121: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

znaczy utrudniać komunikację miejską. Jazda, podnieś się pan! Pański dowódosobisty?

KIEROWCA (zapuszcza motor) Dziękuję, stary. Dobrze to załatwiłeś.

Page 122: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Bez Mundka nie da radyMamy niby rząd robotniczy. To nie znaczy wcale, że robotnicy

zawładnęli aparatem rządowym. Oni ograniczyli się tylko do opanowaniaposzczególnych dziedzin przemysłu, fabryk i pozostałych zakładów bezwyjątku. Także teatrów. W Izraelu ostatni pomocnik przesuwacza kuliszarabia więcej niż pierwszy aktor charakterystyczny. Według poglądównaszych ekonomistów jest to wyraz wzajemnych stosunków między podażą apopytem: każdy chce być wielkim aktorem, nikt natomiast małymrobotnikiem do przesuwania kulis.

Nasze teatry pracują na zasadach spółdzielczych. Młody amant ma tesame prawa co stary oświetlacz, tyle tylko, że nic nie dostaje za godzinynadliczbowe - trzeba przecież składać jakieś ofiary na ołtarzu sztuki. A gdyaktorzy zbuntują się czasem przeciwko dyktaturze proletariatu, rewoltakończy się żałośnie jak monolog Hamleta lub tybetańskie powstanieprzeciwko Chinom.

I w ten sposób doszliśmy do Jardena Podmanickiego. Niestety, wtedy wkawiarni próbę ucieczki podjąłem zbyt późno. Najznakomitszy aktorcharakterystyczny, Jarden Podmanicki, już mnie był dojrzał i ruszył w mojąstronę z rozwartymi ramionami.

- Niech pan siada - powiedział. - Napije się pan czegoś?Wyglądał na niezwykle zatroskanego: głębokie, sine podkowy pod

oczami, mnóstwo zmarszczek na szerokiej słowiańskiej twarzy. A przecieżnie zanosiło się w najbliższym czasie na żadną premierę.

- Nie robi pan wrażenia kogoś, kto się dobrze czuje - powiedziałem. - Niechciałbym przeszkadzać.

- Niech pan siada i niech pan pije. Jeśli mi pan przyrzeknie, że nic pan otym nie napisze, opowiem panu coś.

- Niestety, przyrzec opublikowania nie mogę.- Mundek.- Co proszę?- Mundek. Ten, który mnie zamorduje.- Kto to jest Mundek?- Pan nie wie, kto to jest Mundek?! Gdzie pan żyje, człowieku? Mundek

to jest najstarszy robotnik do przesuwania kulis w naszym teatrze. I jeżeli ja

Page 123: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

wkrótce wykorkuję, to świat powinien jego i tylko jego uczynićodpowiedzialnym za moją śmierć.

- Co pan sądzi o ostatniej mowie Chruszczowa?- Wspaniały chłop, tryskający energią i kompletnie bezzębny. Pojęcia nie

mam, jak znalazł się w tym teatrze. On sam twierdzi, że go założył. Niechmnie pan źle nie zrozumie. Ja nie jestem reakcjonistą. Wręcz przeciwnie -klasa robotnicza ma we mnie wypróbowanego przyjaciela. Ale kiedy myślę oMundku, zaczynam tęsknić do tych pięknych czasów feudalnych. Cały światleży u mych stóp - wie pan przecież - frenetyczny aplauz, gdzie tylko siępokażę - a ten Mundek traktuje mnie jak jakiego statystę. Posłuchaj pan - takitylko przykład: na ostatnim przedstawieniu „Ryszarda II” rozpoczynam swójsłynny monolog w piątym akcie, mówię nieśmiertelne wersy Szekspira tak,jak tylko ja to potrafię mówić: „Już zrozumiałem, że ten świat porównaćmożna do więzienia” - publiczność zawisła na moich wargach, aż tu naglekoło mnie, w śmiertelnej ciszy, za kulisą ten gnój Mundek zaczyna potężniewysmarkiwać nos. A potem odzywa się do swoich kolesiów: „Kinder, efszermir wellen szpilen a bissele kurten?” Żargonem jidysz to powiedział, boinnego języka on w ogóle nie zna. I powiedział to głośno, że słychać go byłow ostatnim rzędzie parteru. I pomyśl pan - ja, Jarden Podmanicki, wewspółczesnym świecie najznakomitszy chyba aktor szekspirowski, mówięmonolog Ryszarda i co widzę za kulisami? Pana Mundka i jego kumplirżnących w karty, jakby świat do nich należał. Ja się pana pytam: co by panzrobił na moim miejscu?

- Poprosiłbym go, żeby przestał.- Niech pan nie będzie śmieszny. Czasami to potrafi pan coś powiedzieć

jak jaki kretyn albo krytyk. Czy pan wierzy, że tym ludziom w ogóle możnaprzemówić do rozsądku? Weźmy na przykład inny numer z Mundkiem. Cowieczór przynosi pół kilo sera, bochenek chleba i dwie ogromne rzepy. Ja tumam uwodzić księżniczkę, mam paść na kolana, wręczyć jej klucz do mojejkryjówki i ledwie tylko przyklęknąłem, mój Mundek odgryza kawał tej rzepyz takim trzaskiem, co ja mówię z trzaskiem - z hukiem, jakby ktoś rozłupałbelkę. A o zapachu lepiej nie wspominać. Ileż to razy błagałem go: „Mundek,zaklinam pana, żryj pan tę swoją rzepę później, albo wcześniej, w każdymrazie nie podczas mojej sceny miłosnej”. A co na to Mundek? Jest muprzykro, powiedział, ale ma zwyczaj posilać się wieczorem dokładnie odziewiątej, a jeśli mi to nie odpowiada, to niech przesunę swoją scenęmiłosną. „Mundek - mówię. - Czyżby pan uważał swoją rzepę za ważniejszą

Page 124: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

od mojej sceny miłosnej?”A Mundek na to prosto i otwarcie: „Tak”. I to wszystko... Albo sposób, w

jaki on chodzi za sceną. Słoń, powiadam panu - słoń! Deski trzeszczą, kulisysię chwieją, kable się kołyszą. Któregoś dnia nie wytrzymałem. „Przestań siępan wreszcie kręcić w czasie przedstawienia!” - warknąłem. Na to Mundekośmielił się odrzec, że ja tu nie mam mu nic do rozkazywania. Tego już byłoza wiele.

Wpadłem w szał: „Robaku! Zero! Kompletne zero! Kto tu jest gwiazdą -pan czy ja?!” Mundek wzruszył ramionami. „Ile pan zarabia?” - zapytał. „Stoczterdzieści pięć bez potrąceń” - powiedziałem, bo wstydziłem się podaćprawdziwą sumę. „No i widzisz pan - powiedział Mundek - A ja mam trzystadwadzieścia pięć bez nadliczbowych. Nu?” On jest teraz absolutnymdyktatorem. Cała władza koncentruje się w jego ręku. Gdy facet od kurtynyjest na urlopie, kto go zastępuje? Mundek. I co się dzieje? Ledwie zacząłemswój słynny monolog w piątym akcie, ledwie zacząłem recytowaćnieśmiertelne szekspirowskie wersy, jeszcze nie skończyłem „jużzrozumiałem, że ten świat”, gdy nagle kurtyna zjeżdża w dół. Lekarzteatralny udzielił mi pierwszej pomocy, otworzyłem oczy i rzuciłem się naMundka: „Jak pan mógł to zrobić, szumowino!? Jak pan śmiał przerwać mimój monolog?” I podniosłem pięść. „Tylko bez nerw - powiedział Mundek. -Tak czy inaczej sztuka jest za długa, poza tym zaczęliśmy z opóźnieniem, apan, panie Podmanicki, był tak żałosny, że już nie dało się pana dłużejsłuchać. Wierz mi pan: to był najwyższy czas, żeby spuścić kurtynę”.Mogłem tylko jęknąć: „Człowiecze, tę sztukę napisał Szekspir!” Mundekwzruszył ramionami: „Dla mnie to mógł ją napisać nawet Ben Gurion. Jajestem w teatrze od trzydziestu siedmiu lat i jak panu Mundek mówi, żesztuka jest za długa, to jest za długa”. To były dni, gdy poważnie myślałem osamobójstwie. I wie pan, jak się urządziłem?

- Weronal?- Nie. Poszedłem do Sulzbergera, do jego gabinetu dyrektorskiego.

„Sulzberger - powiedziałem spokojnie. - Pan wie, że ja nie jestemprzewrażliwiony, ale jeżeli tak dalej pójdzie, to pańska scena będzie musiałazrezygnować z Jardena Podmanickiego”. I powiedziałem mu wszystko.Wszystko. I to, że w przerwach Mundek siaduje na moim tronie i nierazcelowo zostawia tam swoją żydowską gazetę. Raz nawet wsadził do mojegokołpaka królewskiego żarzący się niedopałek papierosa.

Publiczność tarzała się ze śmiechu, bo jeszcze nigdy nie widziała króla z

Page 125: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

dymiącą koroną. Wtedy spróbowałem z Mundkiem po dobroci. „Pan przecieżzdaje sobie sprawę z tego, kto to jest król - powiedziałem. - Jak więc panmógł mnie, królowi, coś takiego zrobić? Pomyśl pan - jestem królem, a zkorony mi się kopci”. „Że kto pan jesteś? Król? - powiedział Mundek. - Pannie jesteś żaden król. Pan jesteś stary szmirus, Jarden Podmanicki. Król nieodgrywa teatru”. Od trzydziestu siedmiu lat robi ten idiota w tym interesie iciągle jeszcze nie ma pojęcia, o co na scenie chodzi. To wszystkopowiedziałem Sulzbergerowi. To i jeszcze inne rzeczy. A na koniecpowiedziałem: „Sulzberger - albo ja, albo Mundek. Niech się pan zdecyduje”.Sulzberger usiłował mnie uspokoić, że nie jest tak źle, że to minie, żeMundek nie jest wieczny - ale ja byłem twardy. Tak twardy, żeSulzbergerowi nie pozostało nic innego, jak tylko mnie zwolnić. I zwolniłmnie. Co pan na to powie? On zwolnił Jardena Podmanickiego. Rozumiepan?

- Rozumiem. On pana zwolnił.- Pan chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, co to znaczy! Powiadam

jeszcze do Sulzbergera: „A więc Mundek jest panu milszy niż Podmanicki?”A Sulzberger mi na to, że nic podobnego. „Ale jego zwolnić nie mogę, bozaraz mi zastrajkuje cały personel techniczny i nie będzie przedstawienia. Apoza tym według umowy zbiorowej musiałbym mu wypłacić trzydzieści pięćtysięcy funtów tytułem odprawy. Skąd ja je wezmę?” Muszę przyznać, że ztym to on miał trochę racji. My, aktorzy, pozostajemy na posterunku czy namsię płaci, czy nie. Ale niech pan tylko każe Mundkowi poczekać na zapłatę zanadgodziny dłużej niż dziesięć minut! Mundek jest wszystkim, Podmanickiniczym...

Najznakomitszy aktor charakterystyczny jakby zapadł się w sobie -pustym wzrokiem patrzył gdzieś w dal. Z kretesem przegrany człowiek. Ażmi się go żal zrobiło.

- Jardenie Podmanicki - spróbowałem go pocieszyć. - Pan jest tytanemwspółczesnego teatru. Pan jest za wielkim człowiekiem, aby taki karzeł jakMundek mógł panu zaszkodzić. Niech pan go wymaże ze swojej pamięci.Niech pan o nim przestanie myśleć...

- Gdybyż to było takie proste! - westchnął Podmanicki. - Bo co sięchoćby wczoraj wieczorem wydarzyło - jak pan myśli? Mundek miałzwolnienie lekarskie, pierwszy raz w życiu. Mundka nie było. Nie byłotupania, nie było smarkania. Żadnej rzepy! W ogóle niczego... Było takprzerażająco spokojnie za sceną, że się zdenerwowałem. I z tego

Page 126: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

zdenerwowania trzy razy się sypnąłem... Bez Mundka nie da rady.

Page 127: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Problemy taktyczneTeza Darwina o przeżywaniu najsilniejszych jednostek nigdzie się nie

potwierdza tak wyraźnie, jak w teatrze. Szczególnie w walkach o rolę.Natarcie rozpoczyna się nie później niż w dwie godziny po przyjęciu nowejsztuki do repertuaru. Starego, ostrzelanego w bojach aktora poznaje się potym, że trzymając w ręce egzemplarz nowej sztuki podkreśla na czerwonowszystkie linijki swej roli, po czym z niezłomnym uporem rachmistrza biurastatystycznego zlicza je do kupy. Jeśli wynik sumowania go nie zadawala,porusza niebo i ziemię, by się tej parszywej roli pozbyć. Jest to jakiśszczególny rodzaj walki wyzwoleńczej.

Rozstrzygająca bitwa rozgrywa się jednak na scenie. Próby są tylkoniewinnymi wprawkami. Tu i ówdzie usiłuje się wywalczyć korzystniejszeustawienie, gdzieniegdzie przedłużyć pauzę, tam znów odsłonić widok nasiebie albo wprowadzić efektowną poprawkę tekstu - w żadnym jednakwypadku nie zdradzając partnerom do czego to wszystko zmierza. To sięokaże dopiero na premierze.

Dokładnie w tym zapierającym dech momencie, gdy bohater chwyta sięza serce i pada na podłogę, by z wszelkimi niuansami odegrać wstrząsającąscenę śmierci, dopiero wtedy, dokładnie w tej dziesiątej części sekundy,opiera się główna bohaterka, niby przypadkiem, o czerwony piedestał w głębisceny i odchyliwszy z lekka spódnicę zaczyna poprawiać swoje czarne,siatkowe pończochy.

Teraz już może sobie chłopina umierać w najbardziej kunsztowny sposób- nikt na niego nawet nie spojrzy.

Jeśli ma się instynktowne wyczucie czasu, można nawet zniweczyćpartnerowi efekty każdego monologu. Dyskretne zakasłanie we właściwymmomencie wystarczy, by najbardziej nawet przejrzystą scenę uczynić dlawidza niezrozumiałą.

Rutyniarze z upodobaniem uprawiają tak zwaną grę zwrotnicową.Podstawą tej taktyki jest spostrzeżenie, że aktor w głębi sceny stoi zawszetwarzą do widowni, jego partner natomiast z konieczności musi stać tyłem iświecić w stronę widzów łysiną. I stąd się właśnie bierze to, że w czasiedialogu aktorzy systematycznie posuwają się w głąb sceny, póki jeden z nichnie oprze się o ścianę.

Page 128: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Na ogół tego rodzaju chwyty uchodzą za godziwe. I nie tylko takie. Niema na przykład wieczoru, by aktorzy nie zakładali się, czy gdy madameKiszyniowska przystąpi do swej wielkiej sceny wyznań miłosnych, czy i tymrazem jej partner, Saul Finkelstajn, zacznie starannie czyścić swe okulary,czy nie.

Do wypróbowanych manewrów odwracania uwagi od konkurenta należypoprawianie fryzury i odpędzanie wyimaginowanej muchy. Równieulubionym sposobem jest „parawanowanie” partnera, do czego nadają sięszczególnie role postaci tęższych, jak Falstaff lub Gargantua. WalentynaGurewicz, dama wielce okazałej tuszy, tak długo przysłaniała chuderlawegoSzymona Gurewicza, aż się musiał zdecydować na małżeństwo z nią.

Na tej wojnie wszystkie chwyty są dozwolone. „Wojna jestprzedłużeniem próby generalnej, lecz prowadzonym innymi środkami” - jakpowiedział już dawno wielki strateg Clausewitz, gdy zdarzyło mu się kiedyśstanąć na scenie samemu, bez partnerów, i wymówić wreszcie swoje zdaniedo końca.

Page 129: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

ExitusŻaden z aktorów mego musicalu - chodzi tam o historię Tarzana,

człowieka-małpy, który przegrywa swój majątek w karty, ale słonie odnosząmu go z powrotem - żaden więc z moich aktorów nie różni się od swychkolegów, jeśli chodzi o wymagania co do solówek. W pojęciu każdegoprawdziwego aktora scena jest niczym innym, jak tylko pseudorealistycznympudłem, w którym środkami metafizycznymi osiąga się sukcesy, jeśli siępamięta, że należy jak najwięcej przebywać na scenie i możliwie jaknajwięcej mówić.

Niestety, pisarze dramatyczni mają skłonność do wikłania w akcjęnadmiernej liczby postaci oraz do rozdzielania tekstu - zazwyczaj bezwyraźnego powodu - między różne osoby. W rezultacie żaden z aktorów niema możliwości potwierdzenia swego kunsztu. Ponadto większość sztuknapisana jest według przestarzałych recept kompozycyjnych, którewymagają, by aktor od czasu do czasu schodził.

Cóż biedakowi w takich okolicznościach pozostaje? Nic innego mu niepozostaje, jak tylko schodzić.

Słowom „schodzić” lub „zejście” nie należy przypisywać jakichśmakabrycznych treści. Nie chodzi tu o tak zwane zejście letalne, czyliśmiertelne, znane w medycynie pod nazwą „exitus”. Słowem tym określa sięw teatrze ten zapierający dech moment, gdy aktor ma na dłuższą lub krótsząchwilę zniknąć ze sceny, a publiczność już czuje tę zbliżającą się - jakżedotkliwą! - pustkę, której kres położy dopiero ponowne wejście ulubieńca,nagrodzone hucznymi oklaskami wielbicieli.

Dobre zejście wywołuje u dobrej publiczności dwie, niekiedy nawet trzysalwy oklasków zejściowych. Oczywiście nie w jakieś marne wtorki, lecz wniedziele, kiedy to aplauz bywa nawet gęsto przeplatanymi okrzykami„brawo!”.

Prawa zejścia są twarde i okrutne. O tym, czy widownia wybuchniespontanicznym huraganem oklasków, decydują nie dające się zdefiniowaćokoliczności tego brzemiennego skutkami momentu, gdy aktor już jest jednąnogą za kulisami. Co to za okoliczności - trudno powiedzieć, a wszelkieplanowanie i kalkulowanie jest tu tak samo bezsensowne jak w ruletce.

Weźmy na przykład Jardena Podmanickiego. Według powszechnej,

Page 130: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

zgodnej opinii aktor ten w scenie śmierci tyrana przerasta sam siebie.Podczas tych krótkich, lecz głęboko wstrząsających chwil, gdy sam wzywaswego ducha w zaświaty, nie słyszy się najmniejszego szmeru, najlżejszegokaszlnięcia, najdrobniejszego skrzypnięcia krzesłem. Widownia boi sięuronić choćby nawet jedno słowo aktora i prowadzi go wzrokiem, gdy zgodnością zbliża się do rampy i kamienieje. Za nim zapada czarna kotara, zgóry chwytają go trzy reflektory. A on trwa. Elektryk Mundek powoliblenduje światło, dostojna postać Podmanickiego zwolna wsiąka w mrok.Aplauz wisi w powietrzu - jeszcze widać kontur twarzy, jeszcze jakiś cieńtragicznego uśmiechu - kurtyna spada... I co? I nic. Żadnych braw.

Dlaczego? Nikt nie potrafi tego wytłumaczyć. Podmanicki twierdzi, żemógłby w czasie ściemniania jednym jedynym słówkiem wywołać huraganoklasków. Ale dyrektor i reżyser zabronili mu dodawać choćby słówko dozatwierdzonego tekstu roli. I dlatego Podmanicki zapada w mrok, a braw niema.

Taki na przykład Mordche Szulewicz! Wystarczy, żeby powiedział tylkosłowo ”meszuge”, a publiczność wpada w szał.

Każdy wie, że Szulewicz to żaden aktor - to nieszczęście dla zespołu ikatastrofa dla roli. Ale w trzecim akcie, w scenie starcia z Kardynałem, maswoją godzinę wielkości trwającą dobre dwie minuty.

Guterman robi z Kardynała prawdziwe monstrum - widzowie odpierwszego spojrzenia czują doń antypatię, a już w scenie inkwizycyjnej togo wprost nienawidzą. I wtedy właśnie, zanim zbiry odprowadzą Szulewiczado izby tortur, Kardynał go pyta:

- Może teraz coś wreszcie powiesz, ty parszywy psie?Szulewicz potrząsa głową.- Ty chyba straciłeś rozum, człowiecze! - perswaduje Kardynał

więźniowi.Na to Szulewicz podnosi nad głowę skute łańcuchami dłonie i po kilku

pełnych napięcia sekundach odpowiada dumnie: - Ekscelencja sam jest meszuge! (Schodzi ze sceny).I to jest zejście! Aplauz nie ma końca. Nawet przodujący krytyk teatralny,

I.I. Konstetter, poddał się ogólnemu entuzjazmowi: „Mordechaj Szulewicz -napisał w recenzji - z początku był w roli Mucjusza jakby skrępowany,później wszakże rozkręcił się i w końcu osiągnął zdumiewające efekty”.

Tak, tak. Jedno małe słówko może sprawić cud. Oczywiście takżeszczęście gra pewną rolę. Autorowi natomiast nie zależy wcale na sukcesie

Page 131: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

aktorskim - jego interesuje tylko powodzenie sztuki. Ściślej - samego,żałosnego zazwyczaj, tekstu. Jeszcze gorzej zachowuje się reżyser - tenwręcz sabotuje zejścia (a więc i aplauzy zejściowe), kierując się rzekomo„troską o niezakłócanie toku akcji i rytmu wydarzeń”. Z całą powagą mówi otym rytmie, nie wstydzi się występować z czymś tak niskim, dyktowanymprzez najzwyklejszą zawiść. A my tak jego zapytajmy, co on robi, gdyprzerywa próbę i ryczy:

- Nie kłaniać się, do jasnej! Ile razy mam powtarzać, żeby się pani niekrygowała?! Ma pani zejść zwyczajnie, bez tych wszystkich swoich zagrań!

Madame Kiszyniowska próbuje upierać się przy swoim:- Wybaczy pan - szepcze tym swoim docierającym wszędzie głosem - ale

gram biedną, skromną służącą: muszę mieć respekt dla swojej pani i muszę tojej okazywać.

- Nieprawda! Wcale tego pani nie musi! Jest pani głupią gęsią z zapadłejwiochy i nie ma pani pojęcia o takich rokokowych reweransach! Proszę,jedziemy dalej!

Odtąd madame Kiszyniowska, doświadczona przecież i zdyscyplinowanaaktorka, nie pozwala sobie w czasie prób na żadne gierki. Dopiero napremierze robi przed zejściem ten swój ukłon: głęboki, pełen szacunkurewerans... i żadnych braw! Skłania ją to do zastosowania na następnymprzedstawieniu dodatkowej sztuczki: pochyla się przed swoją panią iprzejmująco szepcze:

- Kobiety takie jak pani są winne, że w kraju szaleje inflacja. - I gdyłkając oddala się za kulisy, wybucha wreszcie upragniona burza oklasków.

Co z tego, że autor dostaje ataku szału i składa zażalenie na niesłychanywybryk aktorki! Skarga zostaje przez kolektyw oddalona: madameKiszyniowska jest nie tylko aktorką, jest także człowiekiem. Poza tym jestzasłużonym, długoletnim członkiem kolektywu i ma niezaprzeczalne prawodo współdecydowania o sztuce.

Problem zejścia jest zatem kwestią inicjatywy i zarazem intuicji. Aktormusi sam baczyć, by mimo obojętności autora i wrogości reżysera urządzićsobie efektowne zejście. Ma do dyspozycji gesty i miny, a w raziekonieczności także improwizacje słowne. Oto kilka wzorów: Schodzącyaktor zamyka drzwi bardzo cicho i bardzo powoli. Ledwie wyszedł, pada zakulisami głośny strzał rewolwerowy.

Albo: schodzący aktor tuż przed drzwiami staje, odwraca się, jakby chciałpowiedzieć coś bardzo ważnego i trwa chwilę w tej pozie. W końcu jednak

Page 132: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

macha z rezygnacją ręką i dopiero wtedy schodzi.Albo inny wariant: sytuacja jak poprzednio, ale zamiast machnięcia ręką -

sataniczny uśmiech.Gdy chodzi o aktorkę, to dobrze jest, jeśli nagle wyrwą się jej z piersi

słowa: - Jeszcze tylko jedno chciałabym ci powiedzieć, Robercie. (Pauza).

Jestem w trzecim miesiącu.Przy wchodzeniu na szafot wskazane jest wydanie rozdzierającego

okrzyku: - Ojcze!!! (Ofiara spostrzega nagle, że ma być powieszona lub ścięta

przez własnego ojca).Listę sposobów i chwytów można ciągnąć bez końca. W każdym jednak

wypadku o sukcesie lub niepowodzeniu decydują ułamki sekund. Prawdziwyrutyniarz potrafi wywołać burzę oklasków zwykłym potknięciem się lubzakasłaniem.

Ale najpewniejszą metodą jest rozlokowanie na parterze paru krewnych iprzyjaciół.

Page 133: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Komando duchówZdarzyło się to podczas kręcenia filmu „Gdzie orły szukają żon”. Film ten

był jednym z najambitniejszych przedsięwzięć kinematografii Państwa Izrael.Autorem scenariusza i reżyserem byłem ja. Kapitał - zagraniczny, a ściślejmówiąc - subwencja rządowa. Akcja oparta na prawdziwych wydarzeniachprzeze mnie samego wymyślonych: mały oddział izraelski wysadza bazęrakietową w Tangerze i bez strat wraca do atelier. Co zresztą wcale nie byłotakie proste, ponieważ aktorzy musieli przejść przez Egipt, Libię, Algierię i zpowrotem. Płaciłem im za to ciężkie pieniądze.

Pierwsze sceny poszły dość gładko. Dowódca grupy - Jarden Podmanickiw roli zażartego bojownika Griszki - zebrał swoich ludzi i trzy dni i trzy noceprowadził ich przez piaski Sahary, którą zastępczo grał kawałek pustyniNegew należący do kibucu Ejn-Zachar. Po trzech dniach zjawił się przedmoim barakiem i rzekł:

- Jutro muszę być w Tel Awiwie.- Oszalał pan? Jutro wpada pan w nieprzyjacielski potrzask, wie pan

przecież.- Przykro mi, ale sekretarka teatru specjalnie dzwoniła: jutro rano

rozpoczynamy próby „Hamleta”. Ja gram ducha ojca. To będzie rola mojegożycia.

- Chce więc pan zerwać kontrakt?!- Nie „chcę”, tylko muszę. Jestem członkiem kolektywu. Jak tylko będę

mógł, zaraz wracam. Trzymajcie się, cześć!Wziął kurs na północ i odszedł.Postanowiłem kręcić nadal według planu. Tyle tylko, że do dialogu

wprowadziłem kilka zdań, które miały wyjaśnić nagłe zniknięciekomendanta. Ta wyjaśniająca rozmowa odbyła się między sierżantemTrippolim a radiotelegrafistą:

TELEGRAFISTA Tanger już blisko... Ale Griszka? Gdzie on się podział?TRIPPOLI (ze znaczącym uśmiechem) Kiedy będzie trzeba, na pewno się

zjawi. Spokojna głowa!Niestety - nie zjawił się. W nocy natomiast zadzwonił do mnie, żeby mi

przekazać nowe informacje: kolektyw zlecił mu dodatkową rolę, mianowicieducha dziadka Hamleta. Tekst ma napisać sobie Podmanicki sam. Potrwa to

Page 134: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

jakiś tydzień.- Podmanicki - powiedziałem. - Jest pan zwolniony.Chciał jeszcze wiedzieć, ile mu potrącę, ale nie pozwoliłem się wciągnąć

w żadną dyskusję i odłożyłem słuchawkę.Sytuacja, nawet jak na stosunki izraelskie, była trudna. Według

scenariusza cała jednostka miała wrócić do bazy w komplecie. Ale kto mógłw czasie pisania przewidzieć te hamletowskie powikłania!

Było tylko jedno wyjście: Griszka musi umrzeć. Aby dać jego śmiercijakąś artystyczną oprawę, zażądałem od kierownika produkcji dostarczeniasępa ścierwnika, który będzie krążył w powietrzu i w odpowiednimmomencie runie na zwłoki Podmanickiego.

Wiadomość o śmierci dowódcy została przekazana publiczności przezsierżanta Trippoli w krótkich, męskich słowach:

- Zabili Griszkę... Drogo mi za to zapłacą! - powiedział i podniósłprawicę jak do przysięgi.

Oddział ruszył w dalszą drogę pilotowany przez córkę szlachetnegoszejka Beduinów, Cypi Wajnsztajn. Zakochana pierwotnie w Griszce,przeniosła teraz swoje uczucia na sierżanta. Zespół mozolnie przemierzałSaharę. Wreszcie zmęczony, ale pełen bojowego ducha dotarł do kibucu, gdyzza grzbietu piaskowej wydmy wyłonił się Griszka krzycząc donośnie:

- Wszystko odłożone na później! Reżyser ma grypę. Jestem wolny dowtorku!

- Ma pan pecha, Podmanicki - stwierdziłem chłodno. - Od wczoraj pannie żyje. A padlinożerca jest już w drodze.

Przyszło mi jednak na myśl, że Podmanicki wziął za udział w filmie kupępieniędzy; byłoby wprost marnotrawstwem nie wykorzystać go w pełni.Wiadomość o śmierci Griszki została już wprawdzie nakręcona, ale mógłbyw końcu Podmanicki także dla nas odegrać rolę ducha. Takiego unoszącegosię nad głowami swoich ziemskich towarzyszy broni. A w nocy mógłby duchGriszki wskazywać na przykład oddziałowi właściwą drogę przez manowcepustyni. Ponadto zjawił się Podmanicki w samą porę, bo Trippoli, którywyjechał tymczasem do Ejlatu, jeszcze nie powrócił. Ten przez wszystkichreżyserów rozrywany aktor pracował zazwyczaj w trzech filmachjednocześnie. W naszym konkretnym wypadku rozpoczynał swoje czynnoścituż przed północą w Galilei; o świcie pojawiał się u nas, kręcił do południa, apotem odwoził go do Ejlatu dżip amerykańskiej telewizji. Tam występowałprzed kamerami mniej więcej do północy. Dziś w drodze z Galilei do nas

Page 135: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

przepadł i wszelki słuch o nim zaginął. Albo gdzieś zasnął, albo zostałuprowadzony przez Beduinów - trudno było coś powiedzieć. Tak czy inaczej,musieliśmy kręcić bez niego.

Ustne wyjaśnienie sytuacji powierzyłem jednemu z bojowników,pastuchowi wypożyczonemu nam przez zarząd kibucu:

- Ludzie - powiedział stłumionym głosem, a kamera ujmowała go wbliskim planie: - Ludzie! Trippoli padł...

- Osłaniał nasze tyły - dodał (też w zbliżeniu) drugi bojownik. - Był sam.Walczył do ostatniego naboju.

Teraz dopiero spostrzegłem, że nie mam już w oddziale ani jednegorenomowanego aktora. Ale i z tym trzeba sobie jakoś poradzić.

Następna scena wypadła świetnie. Zza wydm zabiegła drogę błąkającemusię oddziałowi Cypi Wajnsztajn:

- Jestem po waszej stronie i obejmują dowództwo! - rzuciłazdecydowanym żołnierskim tonem.

Problem dowództwa został więc rozwiązany, ale pozostała jeszczesprawa ojca Cypi, szlachetnego szejka Beduinów. Bez wahania kazałem ijemu wyłonić się zza wydmy:

- Kapitan Lolik Tow z izraelskiego kontrwywiadu - przedstawił się i zdjąłarabski burnus. - Za mną!

A wszystkiemu winien był Trippoli, który prawdopodobnie chrapał najakiejś stacji benzynowej.

Szeregi zostały więc uzupełnione, a na ich czele maszerował nowykomendant. Pustynne słońce paliło jednak okrutnie, wieczorem więc okazałosię, że kapitan dostał udaru.

- W filmie - zadecydowałem - nie będzie to żaden udar, lecz malaria.Dwaj żołnierze poniosą komendanta na noszach.

Pasterz kibucowy i radiotelegrafista przyjęli na siebie te wyczerpująceobowiązki. Wieczorem oświadczyli mi, że nie mają zamiaru dłużej harować.Kontrwywiadowca jest, ich zdaniem, za ciężki, a ponadto bez ustanku sięobżera.

Cóż miałem zrobić? Lolika także dosięgła zdradziecka kula, dum-dumwystrzelona z zasadzki. Córka emerytowanego szejka rzuciła się na zwłokiojca i łkała rozdzierająco.

Scena ta została jednak przerwana przez krzyki nadbiegającego ajentateatralnego:

- Pani Wajnsztajn! Gdzie się pani podziewa, panno Wajnsztajn? Mamy

Page 136: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

dla pani rolę! Czekamy na panią! Prędko, prędko!Jak mi wyjaśniono, Cypi Wajnsztajn zaangażowała się równocześnie do

ludowego zespołu pieśni i tańca Żydów z Jemenu w Hajfie. Także ona -mówił mi to jakiś głos wewnętrzny - nie pojawi się już na naszym planie.Folklor zwycięży.

Natychmiast wysłałem dziewczynę w zaświaty przy pomocyśmiertelnego upadku za skały.

Zważywszy, że sceny tej nie było już z kim kręcić, przeniosłem kamerędo wnętrza namiotu, gdzie też wkrótce siedzący w nim żołnierze usłyszelirozdzierający krzyk kobiecy. W chwilę potem wszedł do namiotu pastuch ize zwieszoną głową wykrztusił z siebie tragiczny meldunek:

- Zapędziła się za daleko... ale nie cierpiała długo... jej ostatnie słowobrzmiało - Tanger...

W tym momencie telegrafista odważył się wyrwać z uwagą, którąodczułem jako wręcz bezczelną.

Oświadczył mianowicie, że Tanger leży w jednym z nielicznych w tejczęści świata krajów, które nie są z nami w stanie wojny. I z tego choćbywzględu byłoby wskazane całą akcję komandosów po prostu odwołać.Chłodnym spojrzeniem przywołałem do porządku tę nędzną kreaturę żałując,że przyznałem telegrafiście wręcz zawrotną, a jak się okazuje niezasłużonągażę.

Pannie Cypi wyprawiłem piękny pogrzeb. Pogrzeby w ogóle wypadają wfilmach bardzo korzystnie.

Kręci się je bez udziału nieboszczyka. Duch Griszki miał na pogrzebieCypi wzruszającą mowę według tekstu, który napisałem na poczekaniu. Poceremonii Griszka odciągnął mnie na bok.

- Przemyślałem jeszcze raz całą swoją rolę - oświadczył. - Moja śmierćmnie wcale nie zadawala. Bo kto lubi umierać tak jakby ukradkiem? Zdramatycznego i malarskiego punktu widzenia byłoby lepiej, gdyby mnie panpogrzebał w piasku pustyni. Coś tak niby drugiego Mojżesza, któremu niedane było...

- A dlaczego? - przerwałem, coś już podejrzewając.- Mój syn, powiem panu szczerze, ma jutro otrzymać świadectwo

ukończenia przedszkola, a ja przyrzekłem mu, że będę na tej uroczystości.Niech mi pan pozwoli umrzeć zwyczajnie i ostatecznie dziś wieczorem. Dokońca życia będę panu wdzięczny.

- Czy mógłby mi pan chociaż powiedzieć - wycedziłem - kto zdobędzie

Page 137: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

ten cholerny Tanger, jeśli wszystkich powybijam?- Dziecko - rzekł wcale nie zbity z tropu Podmanicki - dziecko nauczyło

się już na tę okazję wierszyka.- A idź pan do diabła!Wymyśliłem specjalną minę, która rozerwała ducha Griszki na strzępy.Po odejściu Podmanickiego usiadłem, by gruntownie przemyśleć

sytuację. Uważnie rozglądałem się wokoło. W pewnym momencie wzrokmój padł na telegrafistę, zaangażowanego na pięć dni. Musiał to być wzroknie wróżący niczego dobrego, bo telegrafista zbladł i drżąc schował się zażelazną beczkę w kącie namiotu. Zbliżyłem się do niego powoli.

- Nie! - wyszeptał zbielałymi ustami. - Co to, to nie. Tego mi pan niezrobi... zostały jeszcze według umowy dwa dni... Jestem młody... Chcę żyć!Nie!!! - głos przeszedł mu w nieartykułowany skowyt.

Skazałem go na śmierć następnego dnia. Zginął z pragnienia pośródpiachów pustyni. Straszna śmierć. Ale kto z nami walczy, ten nie zasługujena litość.

Teraz pozostał mi tylko pastuch.- Tanger! - wykrzyknął, podczas gdy kamera panoramowała dach i

kibucową wieżę ciśnień. - Tanger!!! - i ostrym, bojowym głosem sam sobiewydał komendę: - Za mną!!!

W tym momencie, tuż przed zdobyciem bazy rakietowej, brutalniewkroczył zarząd kibucu: pastuch ma natychmiast wracać do obory, bo wzdęłasię krowa.

- Przyjaciele! - zaklinałem spółdzielców. - Dajcie mu chociaż trochęczasu na jakieś honorowe odejście z tego świata!

Z niechęcią przychylono się do mojej prośby. Przedstawiciel któregoś zlicznych w Tangerze gatunków jadowitych węży ukąsił jedynego pozostałegoprzy życiu komandosa w nogę. Ja zaś, przebrany za obserwatora ONZ,oddałem biedakowi ostatnią posługę. Oprócz mnie wziął jeszcze udział wpogrzebie kucharz kibucowy, który miał akurat dzień wolny od pracy.

W czasie montażu dorzuciłem trochę salw armatnich i grzechotupistoletów maszynowych. A nad cmentarnym wzgórzem unosił się duchGriszki (uroczystość w przedszkolu została przesunięta na koniec tygodnia).W przestworzach krążył kraczący ponuro sęp ścierwnik.

Zmieniłem tytuł na „Komando duchów”. Grana przeze mnie rolaobserwatora ONZ wybiła się na plan pierwszy. Krytycy, których zaprosiłemna premierę, płakali przez cały film, a potem nie ustawali w pochwałach. To,

Page 138: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

że tylko jednemu udało się osiągnąć cel, dla którego poświęciło swe życie takwielu - podkreślali krytycy - daje filmowi jakiś specyficzny, głębokiwydźwięk i czyni z niego przejmujący dokument ludzkiego losu.

Prawdę mówiąc, ja też mam takie wrażenie.

Page 139: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Szlachetny kunszt - karateKarate - szlachetna sztuka japońskiej samoobrony. Szturmem zdobyła

ekrany filmowe, a producenta filmów z Hongkongu zrobiła milionerem.Nowa moda wtargnęła także do kin izraelskich. I to nie tylko na ekrany, leczmoże nawet przede wszystkim na widownię. Zdarzyło się na przykładpewnego wieczoru, że Ruben Lewkowicz stojąc przed piętnastym rzędemkrzeseł chwycił za kołnierz biletera, wepchnął mu jego latarkę kieszonkowądo ust i wrzasnął:

- To nie jest moje miejsce, ty beczko smrodu!Bileter ratując swoje życie uciekł z podświetlonymi od wewnątrz

policzkami na ulicę i tam spędził resztę wieczoru upatrując policjanta. Wkinie natomiast komendę przejął Lewkowicz. Rozrzucał wkoło zapalonezapałki, ciągnął za włosy dziewczyny, a gdy na ekranie Romeo delikatnieujął dłoń Julii, Lewkowicz zerwał się na równe nogi, wydał dziki okrzykTarzana i wywrzeszczał w stronę nieporadnego kochanka kilka praktycznychporad:

- Wykręć jej rękę, idioto! Wykręć jej rękę!W tym czasie na sali sześciuset dwunastu mężczyzn kuliło się pod

przemożnym ciężarem kompleksu niższości, sześciuset dwunastu mężczyznsiedziało zżeranych tym samym palącym a niespełnionym pragnieniem:podnieść się, szepnąć swojej towarzyszce: „Poczekaj chwilę, kochanie, zarazwracam”, podejść do rozrabiającego Lewkowicza i rozłożyć go jednymeleganckim ciosem. Tym prastarym snem o potędze rozpoczynamyopowiadanie:

Zawsze dobrze jest wspominać Teodora Herzla i jego historycznepowiedzenie: „Jeśli naprawdę czegoś chcecie, to nie jest to już tylkomarzenie.” Dwie trzecie naszych kin wyświetla tak zwane karate-filmy, wktórych paru przysadzistych facetów z czarnymi pasami na okrągławychbrzuchach kosi całe brygady olbrzymich Lewkowiczów. I żeby tylko to!Przed rozpoczęciem seansu wchodzi na estradę Gideon, izraelski mistrzkarate. Kantem dłoni rozbija parę dachówek i brukowców, jakby chciałpowiedzieć: „Co do mnie, to spokojna głowa! Mnie w kinie nic się zdarzyćnie może”.

Pięcioletnie studia w Tokio wystarczają, aby osiągnąć taki poziom

Page 140: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

dobrego samopoczucia. Gideon jest o głowę wyższy niż normalny, dobrzewyrośnięty obywatel, ramiona ma tak grube, jak kto inny talię, a jego talia -nie próbujemy jej nawet opisywać. Mówi Gideon po japońsku jak sam boskicesarz. Nos Gideona wznosi się groźnie nad okolicą, a jego pięści z trudemtylko można nieuzbrojonym okiem odróżnić od młotów pneumatycznych.Byłby z niego idealny wykidajło.

Wszedłem do sali treningowej Instytutu Gideona cicho, ponieważprzedtem trzeba zdjąć buty.

Podłoga wyłożona jest matami z mongolskiej trawy, co stwarza przytulnynastrój. Wokół na ścianach wiszą portrety Gideona w różnych pozycjachkarate, prócz tego fotografie koreańskiego czempiona, który jedną ręką łamierogi dorosłego wołu, a także fotografia tegoż wołu, leżącego bez tchu napiasku.

Na matach trenowała właśnie tak zwana „grupa intelektualistów”,składająca się z nauczyciela matematyki, śpiewaka operowego, architektawnętrz, przemysłowca Zweckera i jakiegoś nieznanego mi nowicjusza.Pozostałymi uczniami Gideona opiekowano się w domach.

Wszyscy obecni byli boso i nosili na białych kimonach różnego kolorupasy, każdy według stopnia swoich kwalifikacji: białe, żółte, pomarańczowe.Alex, jak mnie poinformowano, zdobył już nawet zielony pas, chwilowojednak leży jeszcze w gipsie.

Przycupnąłem na ławce w głębi sali, aby nie wpadać zanadto w oczy.Tuż po godzinie siedemnastej podłoga pod naszymi stopami zadrżała.

Gideon wkroczył do sali. Na biodrach miał czarny pas.Natychmiast wszyscy uczniowie dali dowód zdyscyplinowania, które w

nich był wpoił: upadli na kolana, skłonili się głęboko i krzyknęli „hej”, co pojapońsku znaczy tyle co „hej”. Gideon oznajmił nam, że na początek pokażecios Sekuczu-Oczikawa. Cios ten powinien być wyprowadzony pod ostrymkątem. Wykonał dwa szybkie kroki naprzód, wydał przeraźliwy okrzyk i ciąłpowietrze dłonią jak toporem.

Z gromadki uczniów wystąpił architekt wnętrz i poprosił o zwolnienie zdzisiejszego treningu. Ma reumatyzm.

Gideon udzielił mu dyspensy. Architekt wnętrz z ulgą zajął miejsce obokmnie.

Gideon tymczasem omiótł grupę elewów swym orlim spojrzeniem.Każdy się skurczył, każdy usiłował skryć się za plecami drugiego, każdyzdawał się pytać: „Czemu właśnie ja?”

Page 141: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Mistrz zdecydował się na młodego przemysłowca:- Niech pan stanie prosto i stoi bez ruchu. Nie zrobię panu nic złego.

Przedstawię tylko teorię ciosu. Proszę spokojnie.Zmierzył odległość okiem, skoncentrował się, skoczył ze świdrującym

uszy wrzaskiem „ychaa!” naprzód i straszliwym uderzeniem wylądował nakarku elewa. Ten, śmiertelnie przerażony, chciał się cofnąć, ale już dopadłogo powtórnie długie ramię Gideona. Z tępym jękiem ofiara osunęła się napodłogę, po czym na czworakach odpełzła do umywalni.

- Trzeba się uczyć odporności na ciosy - szepnął mi dyspensowanyarchitekt wnętrz tonem, w którym czuło się zarówno fachowość, jak i rodzajukrywanej satysfakcji. - Kto nie umie znosić ciosów, nigdy nie nauczy siękarate - i jakby na poparcie tych słów dotknął swego żółtego pasa.

Z kolei dowiedziałem się, że Gideon sypia na podłodze nieogrzewanegopokoju, jada mięso i nie ma telefonu. Uczniowie są mu ślepo oddani,szczególnie od czasu, gdy im pokazał cios po oczach Nikuczu-Nokita.Chodzą za nim wszędzie w cichej nadziei, że gdzieś, może w supermarkecie,może w kinie, ktoś, a może cała banda rozrabiaczy, nadzieje się naGideona. Ale jak dotąd nic się takiego jeszcze nie zdarzyło. Każdy „rowdy”w mieście zna Gideona. Kiedyś, w klubie kręglarskim, jakaś ośmioosobowabanda chuliganów usiłowała porozrabiać. Gideon został spiesznie wezwany zpobliskiej kawiarni. W chwili jego wejścia oprychy robiły takie wrażenie,jakby miały ochotę rzucić się na mistrza z pięściami, nogami od krzeseł ikastetami. Wyglądało na to, że nareszcie coś się zacznie dziać. Ale Gideontylko rzekł spokojnie:

- Nazywam się Gideon - a banda rozpadła się na kawałki i rozpłynęła wemgle.

Gideon demonstruje właśnie cios Yoko-Kyaga. Większość studentówpragnęłaby wsiąknąć w ściany. Przed ich oczyma jak w kalejdoskopieprzesuwają się sceny z dzieciństwa.

Tylko nowicjusz pozostał na miejscu. Do niego zwraca się Gideon:- Proszę uważać: moje barki znajdują się w jednej linii z biodrami, noga

zakroczna odstawiona pod kątem prostym, noga wykroczna podana doprzodu. Proszę się nie ruszać. Nie dotknę pana. Pokażę tylko, jak cios ma byćwyprowadzony. Proszę stać spokojnie.

Jeszcze mówił, gdy nowicjusz rejterował w dzikich susach. Gideonryknąwszy „mishoda!” skoczył za nim i dosięgnął go wyciągniętą stopą -barki w jednej linii z biodrami. Dosadne kopnięcie w zadek cisnęło

Page 142: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

nowicjusza o ścianę, a że w tym właśnie miejscu znajdowały sięprzypadkowo drzwi, elew zniknął i już nie powrócił.

Powoli zaczynałem rozumieć, dlaczego w klasie jest tak mało uczniów.- Gideon obchodzi się z nami w jedwabnych rękawiczkach, bo jesteśmy

intelektualistami - poinformował mnie architekt wnętrz.- Zobaczyłby go pan, jak pracuje z młodymi kibucnikami!Im dłużej obserwowałem Gideona, tym jaśniej poczynałem rozumieć, na

czym polega tajemnica karate: na japońskim krzyku. Przypomniałem sobie zczasów szkolnych takiego kolegę, niejakiego Tibora Gondosa. Każdą klasęrepetował. Nawet w sporcie nie miał żadnych osiągnięć. Ale jako rozrabiakabył niezrównany. Kiedy zamierzał dać komuś szkołę, oczy nabiegały mukrwią, gęba wykrzywiała się w potwornym grymasie. A gdy wreszcieatakował, czynił to z takim przerażającym wrzaskiem, że większość jegoprzeciwników nie wytrzymywała nerwowo i brała nogi za pas. Nie mielipojęcia, że ulegali urodzonemu mistrzowi karate. Człowiek wściekły albotaki, który potrafi przekonywająco wściekłość udać, ma z góry przewagę nadprzeciwnikiem.

Do stopnia tej wściekłości dostosowane są też kolory pasów. Nasz nowykolega na przykład długo będzie nosił pas biały jak lilia.

Zanim jeszcze ugruntowało się moje przekonanie, że wszystko zależy odwłaściwego wrzasku, architekt wnętrz udzielił mi pouczeń także w innejsprawie:

- Koncentracja to grunt - powiedział. - Właściwie całe karate polega nakoncentracji.

- W zeszłym tygodniu - ciągnął - Jobbi Kaczkies, nasz izraelski mistrzwagi ciężkiej w zapasach, sprowokował awanturę w pewnej restauracji wJafie. Był już trochę na bańce. I na kogo się nadział? Powiedz pan - na kogo?Na członka japońskiej delegacji handlowej, która przybyła do Tel Awiwu zokazji targów. Nazwał go żółtą małpą, chlusnął mu kufel piwa w oczy,wyczyniał przed nim jakieś dzikie grymasy i w ogóle zachowywał się jakwariat. A Japończyk? Uśmiechał się grzecznie i milczał. Pan wie, Japończycywyglądają jak dzieci: mali, delikatni, sama skóra i kości. Człowiek boi siędmuchać na gorącą zupę, żeby takiego przypadkiem nie zdmuchnąć.

- No i dobrze. Kaczkies rozrabia, Japończyk się uśmiecha. NagleKaczkies zrobił jakąś ordynarną uwagę pod adresem damy towarzyszącej tejdelegacji. Wtedy - słuchaj pan, co zrobił ten mały Japończyk. On powstał,zrobił krok do tyłu, przeniósł ciężar ciała na lewą nogę, podniósł prawą dłoń

Page 143: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

mniej więcej na wysokość biodra i, zanim ktoś spostrzegł co się dzieje,sięgnął do kieszeni, wyciągnął z niej fiolkę i opryskał Kaczkiesa gazemłzawiącym. Co ja będę panu opowiadał - nasz mistrz wagi ciężkiej leżał napodłodze i płakał jak dziecko. Ładne, prawda?

- Bardzo ładne - potwierdziłem. - Ale co to ma wspólnego z karate?- Kaczkies uczył się karate, ale nie potrafił się koncentrować. A jest

właśnie tak, jak mówiłem - wszystko zależy od koncentracji...Tu mój architekt wnętrz przerwał, gdyż został wezwany przez Gideona

do małego pokazu. Mimo reumatyzmu. Nie było już bowiem nikogo innego.W tej sytuacji wycofałem się do umywalni mając nadzieję, że tam go znowuspotkam. Nie przyszedł. Pokaz, być może, miał zbyt ożywiony przebieg.

Opuściłem instytut. Przez otwarte drzwi innej klasy ujrzałem RubenaLewkowicza z brązowym pasem na brzuchu.

W drodze do domu nabyłem rewolwer i fiolkę sprayu na insekty. Trenujęteraz w domu. Rycząc „azanyad!” skaczę do okna i szprycuję tymmuchozolem owady. Utrzymuję przy tym prawy bark w równej linii zbiodrem, a lewej, wyciągniętej przed siebie nodze, pozwalam się swobodnieobracać.

Od wczoraj noszę zielony krawat. Oznacza on czwarty stopień „fioli” -starego, szlachetnego kunsztu samoobrony przed karate.

Page 144: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Krótki kurs atletyki profesjonalnejDzięki telewizji popularność sportu w Izraelu rośnie. By ściągnąć parę

tysięcy żydowskich fanatyków, nie trzeba aż dwudziestu dwóch piłkarzy -wystarczy niekiedy dwóch ciężkiej wagi zapaśników. Pod warunkiem jednak,że znają się na interesach. Nie chcę przez to powiedzieć, że w sporcieprofesjonalnym chodzi wyłącznie o szmal. Chodzi także o to, abypubliczność tego nie zauważyła.

- A więc uważaj pilnie, Wajsberger. Wchodzisz na ring, ale nie takzwyczajnie, tylko skaczesz nad linami jak pantera.

- A dlaczego?- Dlatego, że ty, Wajsberger, jesteś Potworem z Tangeru. Ile razy mam ci

to powtarzać! Dalej. Widzowie zaczynają na ciebie gwizdać. Wtedy ty się nanich wypinasz, a dystyngowanemu panu siedzącemu tuż przy ringu strącaszokulary i rozbijasz nos. Ale tak, żeby się krew polała.

- Koniecznie tak muszę?- Nie zadawaj głupich pytań. On już zresztą jest opłacony. Jako brutal

chwytasz jeszcze sędziego za kołnierz i wyrzucasz go z ringu.- Biedny gość...- Biedny? Już ty się o niego nie martw - dostaje swoje trzy procent od

wpływu brutto. Kiedy wróci na ring, będzie chciał ci udzielić upomnienia. Aty mu się tylko roześmiejesz w nos i pogrozisz pięścią. W tym momenciejeden z podnieconych widzów rzuci w twoją stronę flaszkę po piwie, żeby cirozbić głowę...

- Aj waj!- Nie ma strachu, Wajsberger. On chybi. Na pewno. Ten facet już nie

pierwszy raz dla mnie rzuca. A poza tym policjanci natychmiast gowyprowadzą.

- Można im zaufać?- Spokojna głowa! Wczoraj przećwiczyliśmy z nimi tę scenę dwa razy.

Wszystko w porządku. A teraz pomówmy o naszej brutalnej walce. Odpierwszej chwili nie ma żadnych wątpliwości, że o regułach czystej gry nigdyw życiu nie słyszałeś.

- A czemu?- Wajsberger, zaczynam w ciebie wątpić. Kim chcesz w końcu zostać:

Page 145: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

zawodowym atletą czy żebrakiem? A więc: nadrywasz mi uszy, rzucasz mniena matę, skaczesz po mnie kopytami i przeklinasz po arabsku.

- Wolałbym po żydowsku...- Nie wchodzi w rachubę. Zapominasz, Wajsberger, że ty jesteś Potwór z

Tangeru. Kiedy ty mnie będziesz poniewierał, wyskoczy nagle z drugiegorzędu pewna pani i zacznie histerycznie krzyczeć: „Ja nie mogę na to dłużejpatrzeć! Pfuj! Wyrzucić tego kalosza! Potwór z Tangeru przekupił sędziego!”

- Ale to nieprawda.- Nie bądź idiotą. Kobieta jest żoną tego sędziego. Wszystko, Wajsberger,

musi być z góry zaplanowane. Więc sędzia ringowy będzie usiłował nasrozdzielić, ale ty wciśniesz mu głowę między liny, a kiedy będzie ledwiedyszał, ściągniesz mu spodnie. Ze wstydu zemdleje. Sprowadzony z salilekarz stwierdzi atak serca.

- Wielki Boże!- Przestań wreszcie jęczeć, Wajsberger. Doktor także jest nasz. Zanim

nowy sędzia wejdzie na ring, publiczność urządza koncert gwizdaniaprzeciwko tobie. Ty się znowu wypinasz, pokazujesz język, robisz różnenieprzyzwoite i obraźliwe gesty.

- Czy to konieczne?- Taki jest zwyczaj. Tymczasem policja dostaje posiłki z komisariatu i

obstawia ring dookoła.- Czyżby policja... też?- A coś ty myślał? Nasza walka toczy się dalej i jest coraz bardziej

bestialska. Wkładasz mi palce w oczodoły i naciskasz tak, że gały mi ladachwila wypłyną...

- Uj, niedobrze mi... Dałoby się to może jakoś inaczej?- Wajsberger, bądź mężczyzną. Catch-as-catch-can to nie zabawa.

Bezrobocie tym bardziej.- Ale ja nie jestem żadnym brutalem. Ja jestem tylko gruby.- A jak byś ty chciał wygrać bez brutalności?- To znaczy, że ja tę walkę wygram?- Powiedziałem tylko „chciał”. O wygraniu mowy nie ma. Ja, Samson

Ben Portat, Duma Negewu, z arabskim potworem przegrać nie mogę. Co dotego, to ty nie powinieneś mieć żadnych wątpliwości.

Dobra. Siedzisz więc na mnie i wykręcasz mi stopę tak straszliwie, że jasię zwijam z bólu. W pewnym momencie padam na łopatki. Sędzia zaczynamnie liczyć. Ale właśnie, gdy dochodzi do dziewięciu, ja nagle odwracam się

Page 146: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

i drugą, tą wolną nogą, daję ci takiego kopa w brzuch, że ty...- Uj, nie, nie!- Kopnięcie jest już zafiksowane, Wajsberger. Odrzucam więc cię na trzy

metry, ty zaplątujesz się w liny, ja skaczę na ciebie, rzucam cię na matę iwśród dzikiego wrzasku publiczności kładę na łopatki.

Gdy sędzia ogłasza moje zwycięstwo, rzucasz w niego stołkiem.- Stołkiem?- Stołkiem. Po to właśnie stoi w narożniku. Ale nie trafisz w sędziego,

tylko w takiego starszego pana, który siedzi w trzecim rzędzie. Staruszekjęcząc pada na ziemię. Oburzony tłum rzuca się w stronę ringu, żeby cięzlinczować.

- Na miłość boską!- Nie ma strachu, Wajsberger, zaręczam ci. Czyżbyś jeszcze nie pojął

tego wszystkiego? Widzowie także należą do sitwy. Wiedzą, że mają cięzlinczować, gdy tylko starszy pan osunie się z krzesła.

- No dobrze, ale., jeżeli ktoś odkryje, że to wszystko jestwyreżyserowane?...

- Co to znaczy „ktoś”! Czyżbyś przypuszczał, że będę czekał, aż się wnasze szeregi wciśnie ktoś niepowołany? Wajsberger, Wajsberger!Przezorność wprawdzie nakazuje liczyć się z interwencją policji. Że nibyoszukujemy publiczność. Ale nam potrzebny jest ruch. Nam potrzebna jestreklama w prasie. Na cud nie wolno liczyć... Masz jeszcze jakieś pytanie?

- Tylko jedno. Jeżeli ci ludzie wiedzą, że będą oszukani, to czemuż oniprzychodzą na nasze walki?

- Bo oni są miłośnikami sportu, Wajsberger. Oni kochają sport. Oni sąidealistami.

Page 147: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Taxi z telewizoremNa pierwszy rzut oka taksówka, do której wsiadłem na rogu ulicy

Frischmanna, była taka sama jak wszystkie inne na Bliskim Wschodzie:trochę zdezelowana, jednak zdolna jeszcze do jazdy, popielniczki zapchaneresztkami jedzenia i papierkami, na siedzeniach poprzylepiane resztki gumydo żucia, na oparciach sprężyny sterczące przez dziury wypalonepapierosami. Jednym słowem: normalna żydowska taksówka. Osobliwościąbył jednak kierowca - kawał barczystego draba, pochodzenia chybawschodnio-europejskiego, jak mogłem wywnioskować z jego profilu. Mówięo profilu, bo właśnie tylko profil miałem możność obserwować w czasiejazdy. Kierowca bowiem jechał siedząc bokiem i mając wzrok wbity gdzieśw podłogę - tak na prawo w dół.

Nagle usłyszałem znane staccato: „pi-pi-pi-pi”. Była dokładnie godzinadwudziesta pierwsza.

- Co tam będzie w radiu? - zapytałem.- Nie mam pojęcia - brzmiała odpowiedź. - Włączyłem telewizję. Simon

Templar.Pochyliłem się trochę do przodu i spojrzałem kierowcy przez ramię.

Istotnie: u jego stóp leżał mały telewizorek. Na ekran wchodził właśnie nowyodcinek: „Simon i 40 rozbójników”. Dźwięk i obraz były nienajgorsze,czasem jednak skrzynka mocno podskakiwała, ponieważ magistrat TelAwiwu zabrał się wreszcie do reperowania głównej arterii miasta. Gdyprzemierzaliśmy ulicę Ben Jehudy, Simon rozłożył właśnie jakiegoś łotra-intelektualistę na podłodze, a sam obejmował kibić apetycznej branki.

Aliści helikopterem nadlatywał już tłusty szpieg.- Usiądź pan już wreszcie - powiedział kierowca nie zmieniając

ustawienia profilu. - Zasłania mi pan widok do tyłu.Chcąc nie chcąc musiałem opaść na siedzenie.- Jak ja panu przeszkadzam? Przecież i tak patrzy pan cały czas na swoje

nogi.- Nie pański interes. Ja znam trasę i nie muszę jej stale obserwować.- To pewnie dlatego pan teraz przejechał skrzyżowanie na czerwonym

świetle, co?- Cicho! Nadchodzą...

Page 148: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Moje na nowo podjęte próby podglądnięcia, co się dzieje, kierowcaskontrolował nielojalnie: przestawił skrzynkę w drugi kąt. A trzeba wiedzieć,że przepadam za Simonem Templarem. Wolę go nawet od „Bonanzy”.

Na nieco chwiejnych kołach wtoczyliśmy się w aleję Nordau. Jeżelidobrze słyszałem, to na ekranie szła akurat dzika rozróba!

- Siadać! - zarządził profil. - To jest aparat miniaturowy - tylko dlakierowcy.

O włos minęliśmy się z jakimś mopedem pomalowanym napsychodeliczne kolory, ale najwyraźniej jeszcze bez telewizora. Profilwychylił się przez okienko. Jego głos osiągnął natężenie syreny holownikaryczącej we mgle portowej:

- Gdzie się pchasz, baranie? Naucz się najpierw jeździć! Chcesz naspozabijać, idioto?

Podczas gdy dziecko na hulajnodze porównawszy wytrzymałość naszychpojazdów poszukało ratunku w ucieczce, mnie udało się rzucić okiem naekran. Simon jedną ręką rozwalał czaszkę grubemu łotrowi, temu zmikrofilmem, a drugą trzymał na dystans jego agentów. I to wszystko wjadącej slalomem taksówce.

- Nędzne pudło - użalił się profil. - Japoński szmelc. W Ameryce kosztujeosiemdziesiąt dolarów, a tu żądają dwa tysiące funtów. Ale nie ode mnie, he,he! Na mnie długo jeszcze poczekają. Mój szwagier z Brooklynuprzeszwarcował to bez cła.

Zaniósł się śmiechem, ale raptownie przerwał, bo właśnie Simon zagroziłwstrętnemu milionerowi, że go wsadzi do pudła, a ponadto prawe kołowpadło na chodnik, odbiło się i z hukiem wylądowało na jezdni. Zwolnazacząłem tracić cierpliwość.

- Czemuż, do diabła, prowadzi pan jedną ręką?- Drugą muszę trzymać drut, bo inaczej odbiór wysiada. Jeden mechanik

mi powiedział, że kiedy trzymam drut, to jestem jak antena. On żyje z mojąsiostrą. Już od dwóch lat. Mechanik. Równy chłop.

Prześliznęliśmy się o jakieś półtora milimetra obok długiego, ciężkiegotransportera. Jeśli tak dalej pójdzie, to Simon wplącze nas jeszcze w jakieśnieszczęście.

- Przepisy! - krzyknąłem pomiędzy dwoma dzikimi skokami auta. -Przepisy zabraniają instalowania telewizorów w wozach osobowych.

- Śmiej się pan z tego! Pokaż mi pan taki przepis. Ale są inne przepisy.Że, na przykład, zabrania się pasażerowi rozmawiać z kierowcą.

Page 149: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- Niech się pan nie obawia. Już policja się tym zajmie.- Jaka policja? Simon musi wszystko sam załatwić. Policja zjawi się jak

nic już nie będzie do roboty. Tak samo jak u nas. A potem dadzą im jeszczeordery. Niech mi pan nie opowiada takich bajeczek o policji, panie kochany.

Simon musiał widocznie przystąpić do decydującej rozgrywki, bo profilpatrzył w podłogę jak skamieniały. Jechaliśmy zygzakiem.

- Twardy chłop, nasz Simon. I babkom też się nie daje. Pogada, poderwie,ale do małżeństwa się nie pali. Trzyma się w formie, żeby załatwićgangsterów. I jak on ich załatwia! Ludzie mówią, że ma szczęście. Ale wtych rzeczach można nie mieć szczęścia i...

A jednak. Czasami trzeba mieć. Jak na przykład my teraz. Chociaż auto zprzeciwka waliło wprost na nas, uniknęliśmy zderzenia czołowego. Odmomentu, gdy Simon siedział na karku gangstera uciekającego ze skradzionąbombą, miałem takie niejasne wrażenie, jak byśmy jechali ulicąjednokierunkową pod prąd.

- Siadać - warknął profil. - Ile razy pan mi jeszcze zasłoni widok do tyłu?- Niech mi pan przynajmniej powie, co się dzieje na ekranie.- Zwariował pan? Jak ja mam to zrobić? Prowadzić, drut trzymać, patrzeć

i jeszcze opowiadać?- Uwaga!!!Zgrzyt hamulców i w ostatniej sekundzie stanęliśmy nos w nos z

ogromną, ciemnoczerwoną cysterną.Simon wyszedł cudem bez szwanku. Profil wrzucił wsteczny bieg i

dojechał do narożnika.- Dość - powiedziałem. - Wystarczy mi. Wysiadam.- Osiem siedemdziesiąt.Wziął należność i nawet na nią nie spojrzał. Pieniądze go nie

interesowały. Interesował go Simon Templar.Wysiadłem z taksówki. Wokół jakaś całkiem nieznana okolica.- Gdzie ja jestem? To przecież nie jest Ramat Awiw.- A pan chciał do Ramat Awiw? Czemu mi pan tego nie powiedział?I odjechał nie oglądając się na mnie. Oczy miał zresztą skierowane na

ekran japońskiego telewizorka. Nędzny to grat, ale, jeśli się trzyma drut ręką,to odbiór nie jest w końcu najgorszy.

Page 150: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Kto, z kim, kogo na ekranie telewizoraPożegnajmy telewizję, ten ze wszech miar potępienia godny środek

przekazu masowego, rzutem oka na serial, który stopniowo zawojował całyświat: na „Sagę rodu Forsyte’ów”. O, błogosławione tygodnie, gdy rozwijałasię przed naszymi oczami historia tej rodziny, a my identyfikowaliśmy się zjej poszczególnymi członkami! Było wielkim błędem Egipcjan, że nadokonanie ataku nie wybrali tego właśnie wieczoru, gdy roznamiętnionySoames zniewalał obałamuconą Irenę. Cały Izrael znajdował się wówczas wstanie odrętwienia. Ale Egipcjanie też chyba wtedy oglądali „Forsyte’ów”.

- Kto to jest? - zapytałem. - Czy to ten człowiek, który ukradł książkimężowi Fleur?

- Idiota - odpowiedziała najlepsza z żon. - To jest kuzyn Winifredy, żonyMontague’a.

- Tej, co spadła z konia?- To była Frances, matka Joan. Zamknij się.Każdego piątku z Amirem, który od dawna powinien już być w łóżeczku,

siadamy naprzeciwko Forsyte’ów. Każdego piątku zagłębiam się w gąszczich drzewa genealogicznego... Ostatnio na przykład przez cały czasmyślałem, że malarz, ten od tej nagiej modelki, jest synem tej... no, jak jejtam... W każdym razie, że jest synem. A dopiero Amir pouczył mnie, żechodzi o kuzyna Jolyona starszego. Zamknij się.

Mogliby przecież w jakichś regularnych odstępach wyświetlać na ekranieimiona wszystkich bohaterów.

Uwaga: Mąż Fleur przemawia w Izbie Gmin, a ja nie mam zielonegopojęcia, czy on jest synem Soamesa, który przed pięcioma tygodniamizgwałcił Irenę, czy nie. Ponadto z pokoju naszej niedawno narodzonejcóreczki, Renany, dochodzą podejrzane szmery i głośne westchnienia.Wszystko, po prostu wszystko się na nas uwzięło! Może dziecko stoi nagłowie i trenuje akrobatykę? Żeby tylko nie wypadło na podłogę. Okropnamyśl. Zimny pot występuje mi na czoło. Moja żona też nie czuje się dobrze.

- Kto to taki? - pytam znowu. - Myślę o tym chłopcu, co zakochał się weFleur.

Gdzieś w ciemnościach słychać dzwonek telefonu. Nikt się nie rusza. Isłusznie! Kto dzwoni podczas Forsyte’ów, ten już sam wyłączył się z kręgu

Page 151: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

ludzi cywilizowanych.Przed trzema tygodniami, zaraz na początku odcinka - dzwonek do drzwi:

telegram. Dziesięć minut musiał się listonosz dobijać. Tyle trwała rozmowamiędzy Soamesem a Ireną. Chodziło tam o zaręczyny Joan, jeśli się nie mylę.

- Cicho! - warknąłem w stronę drzwi, spoza których dochodziły właśniezakłócenia akustyczne. - Cisza!

Forsyte’owie!I skoncentrowałem uwagę na ekranie.Plums! Złowieszczy dźwięk czegoś padającego na podłogę i w ślad za

tym głośny płacz. Żadnych wątpliwości: Renana wypadła z kołyski.- Amir! -- w moim głosie drga prawdziwa ojcowska troska. - Zobacz, co

się stało, na miłość boską!- Po co? - odpowiada spokojnie mój syn. - Przecież ona już wypadła.Wstyd. Ta idiotyczna telewizja jest dla niego ważniejsza niż rodzona

siostra. A i jego matka też ogranicza się do dramatycznego załamywania rąk.Na ekranie Soames kłóci się z jakimś młodym adwokatem, którego nie znam.

- A ten co to znowu za jeden? Jakiś krewny Ireny?- Zamknij się.Z naszej sypialni dobiegał łoskot, jakby ktoś przesuwał meble i tłukł

szyby.Młody adwokat w żaden sposób nie może być synem Heleny. Tamten

zginął przecież trzy odcinki temu. Nie, to jednak nie był w ogóle on. To byłarchitekt Bosinney, który wpadł pod powóz.

- Chcę wreszcie wiedzieć, kto to jest! Może brat Marjorie?- Ona w ogóle nie ma brata - syknęła matka moich dzieci. - Spójrz na

prawo!Poczekałem, aż obraz trochę ściemniał i spojrzałem we wskazanym

kierunku. Stał tam jakiś facet.Z maską na twarzy i z wyładowanym workiem na plecach. W kuluarach

parlamentu Michał Mont, mąż Fleur, został właśnie spoliczkowany.- Kto to jest ten, co mu dał po ryju? - zapytał człowiek z workiem. - Może

to mąż Winifredy?- Niech pan nie będzie śmieszny - skarciłem go. - Jej mąż już dawno jest

w Ameryce! Zwiał przecież z tą aktoreczką. Morda w kubeł!Tymczasem Soames wdał się w kolejną scysję z adwokatem i doznał od

niego wielu przykrości.- Ileż ten biedny człowiek musi wycierpieć! - w ciemnościach zabrzmiało

Page 152: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

współczujące westchnienie mojej żony. -Wszyscy huzia na niego.- Nie musi go pani tak znowu żałować - powiedział mężczyzna z

workiem. - Niech pani sobie przypomni, jak on się świńsko zachował wobecIreny. A to kto?

- Cicho!W pokoju pojawił się obok drugi człowiek z workiem.- Siadać! - krzyknąłem. - Nic nie widać!Obaj mężczyźni usiedli na dywanie u naszych stóp. Moja życiowa i

telewizyjna towarzyszka pochyliła się ku mnie: - Co tu się dzieje? - szepnęła. - Kto to jest?- Brat Anny - odpowiedział jeden z tych dwóch. - I druga żona Jona. Pst!Ci dwaj z workami zaczęli gadać między sobą, co bardzo zagłuszało

dźwięk. Moja żona nerwowymi gestami dawała mi do zrozumienia, żepowinienem coś przedsięwziąć, jednakże w sytuacji, która się wytworzyła naekranie, żadna interwencja nie mogła wchodzić w rachubę. Dopiero, gdyukazała się gospodyni siostry kuzynki Soamesa, stara, nieapetyczna baba,która nie budziła mojego zainteresowania, wymknąłem się do kuchni, żebywezwać policję. Długo musiałem czekać, wreszcie ktoś podniósł słuchawkę ipodrażnionym głosem powiedział:

- Jesteśmy zajęci. Dzwoń pan za godzinę.- Ale w moim pokoju siedzi dwóch rabusiów.- Czy Forsyte tych tam złapał?- Złapał. Przyjeżdżajcie zaraz.- Cierpliwości - powiedział dyżurny policjant. - A kto to taki?Podałem swoje nazwisko i adres.- Nie pana miałem na myśli. No, zresztą dobra. Zachowajcie państwo

spokój, zaraz tam będziemy.Wróciłem do filmu.- Dużo mi uciekło? A to kto! Jolly, brat Holly?- Bałwan - skwitował mnie tęższy rabuś. - Jolly zmarł na tyfus już w

drugim odcinku.- To znaczy, że to może być tylko Vic, kuzyn tej nagiej modelki.- Vic, Vic, Vic...To ćwierkała nasza córeczka Renana, która na czworakach przyczołgała

się ze swojego pokoju i teraz usiłowała wleźć na mój fotel. Z ulicy dobiegłowycie syreny policyjnej. Jeden z rabusiów usiłował powstać, ale w tymmomencie Marjorie weszła do szpitala i stanęła oko w oko z Fleur przy łóżku

Page 153: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

pacjenta, który niewątpliwie był krewnym, tyle tylko, że nie miałem pojęciaw jakim stopniu. Napięcie było nie do zniesienia.

Ktoś jak ten głupi zaczął się dobijać do naszych drzwi.- Kto to? - zapytałem. - Czy to nie ten, którego chcieli wysłać do

Australii?- To był ojczym Ireny. Zamknij się.Drzwi zostały wyłamane. Miałem takie niejasne uczucie, jakby za

naszymi plecami pojawiło się kilku policjantów i stanęło pod ścianą.- Kto to jest? - zapytał jeden z nich. - Mąż Holly i żona Vela?- Panowie! Bardzo proszę...Po chwili wahania Fleur odrzuciła zaproponowane pojednanie z Marjorie

i poszła do domu, aby pielęgnować brata Anny. Dalszy ciąg za tydzień.- Nieładnie postąpiła ta Fleur - odezwał się sierżant policji. - To był

przecież bardzo ludzki gest ze strony Marjorie i Fleur mogła się z niąprzeprosić. Przy łożu śmierci jej brata!

Już od drzwi sprzeciwił się jeden z rabusiów:- Jeśli pan chce wiedzieć, to Marjorie jest zwykłą szantażystką. A poza

tym to wcale nie był jej brat. To był Bicket, mąż Vic. To on zaangażowałdetektywa.

- Bicket! - wykrzyknąłem, podczas gdy Stróże i gwałciciele prawawspólnie wychodzili z mego domu. - Bicket dwa tygodnie temu wyjechał naDaleki Wschód!

- Wyjechał Wilfred, jeśli wolno zauważyć - skorygowała mnie szyderczonajlepsza z żon.

Jak ona mogła! Ona, która dwa odcinki temu wystawiła się napośmiewisko twierdząc, jakoby Jolyon sprzedawał na ulicy baloniki, zanimwyjechał na wojnę burską!

Jeśli o Forsyte’ów chodzi, to nikt mnie uczyć nie będzie.

Page 154: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Szczera rozmowa z pewnym psemWedług starej legendy, chętnie kolportowanej przez miłośników psów,

król Salomon umiał podobno rozmawiać, ze zwierzętami. Wyznam, że nierobi to na mnie wrażenia. Trudno mi też z szacunkiem myśleć oszczekającym królu. Już raczej wolałbym psa mówiącego ludzkim głosem.

Przez kilka miesięcy miałem wrażenie, jakoby moja suczka Franziinteresowała się seksem tylko w jego grupowej formie. W końcu odkryłemjednak, że jest zakochana w pewnym kudłatym, czarnym kundluniewiadomego pochodzenia, który ostatnio regularnie u nas bywa i jesttraktowany przez Franzi jako ktoś stały.

Ja osobiście nie cierpiałem tego drania. Cała jego postać napełniała mniewstrętem. Robił na mnie wrażenie hipisa. Wpuszczałem go do domu tylko zewzględu na Franzi. Podczas ostatniej wizyty, gdy Franzi zajęta była czymś wkuchni, moja gościnność posunęła się tak daleko, że zacząłem go drapać pobrzuchu. Psy przepadają za tym. Lubią się położyć na grzbiecie i wyciągnąćwszystkie cztery łapy do góry, żeby tylko niczego nie uronić z rozkoszydrapania.

- Dobry piesek, dobry, dobry - mruczałem podczas tej pieszczoty. -Piesek bardzo się cieszy, kiedy go drapiemy - prawda?

- Ani, ani - zabrzmiała głośna i wyraźna odpowiedź. - W ogóle nie cieszęsię. Ale sam nie mogę się tam podrapać. Takie jest życie.

Byłem nieco zaskoczony. Jak to? Ten kundli bękart, włóczący się całymidniami po ulicach i nie mający z pewnością nawet podstawowegowykształcenia, mówi bezbłędnie po hebrajsku?

- Wybaczy pan - powiedziałem zaaferowany. - Pan rozumie ludzkąmowę?

- Wszystkie psy rozumieją ludzką mowę. One tylko ukrywają to przedludźmi.

- Ale dlaczego?- Ponieważ ludzie z ich głupią gadaniną i tak są dostatecznie nudni.

Gdyby jeszcze wiedzieli, że my ich rozumiemy, nie byłoby z tym końca...Ale dlaczego przestał pan mnie drapać po brzuchu, drogi panie? Proszęspokojnie kontynuować, jeśli to panu sprawia przyjemność. O mnie niech siępan nie martwi. Ja jestem nauczony nie stawiać oporu. Czy życzyłby pan

Page 155: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

sobie może, abym jeszcze wyciągnął język i merdał ogonem? Alborozkosznie mruczał?

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Nie mam żadnego doświadczenia wrozmowach z obcymi psami.

- W każdym razie - powiedziałem wreszcie - gratuluję panu, że znalazłpan sobie taką miłą suczkę jak nasza Franzi.

- Miłą?- Tak sądzę. Przecież wystarczy, żebym gwizdnął, a już siedzi mi na

kolanach i liże mnie po brodzie. Czasami to nawet staje na tylnych łapkach,żeby sięgnąć mego nosa. Ona jest mi szczerze oddana.

- Szczerze! - zawarczał amant mojej suczki i zapalił papierosa. - Oddana!Można się uśmiać! Ona w ogóle nie wie, co to słowo znaczy. Mnie naprzykład pozwala się do siebie zbliżyć, kiedy jest w tym okresie, co pan wie.A gdy tylko dostanie co jej trzeba, wyrzuca mnie za drzwi. Nigdy jeszcze niewpadła na pomysł, żeby przedstawić mnie swoim szczeniętom, do którychpowstania przecież przyczyniłem się w jakimś stopniu. Nigdy też niezdarzyło się jej zostawić dla mnie choćby jednego kąska z tego, co dostaje odpana, a dostaje przecież za nic.

- Do mnie - odparłem oburzony - odnosi się bardzo serdecznie i poprzyjacielsku.

- Nic dziwnego. Ona jest religijna.- Ona jest jaka?- A żeby pan wiedział, mój panie! Franzi w stosunkach z psami jest

stworzeniem brutalnym i egoistycznym. Serdeczna i przyjacielska jest tylkowobec bogów. A już wszechmocnego obdarza miłością wręcz fanatyczną.

- Kto to jest „wszechmocny”?- Pan.- Ja?- Tak, pan. Z psiej perspektywy. Pan jest duży i silny, pan może zbić. Pan

żywi Franzi, pan zapewnia jej dach nad głową i daje ochronę prawną. A copan dostaje w zamian? Dzienną rację merdania ogonem, służenie na tylnychłapkach i tym podobne dziecinne figle. I wszystko w porządku. Ludzieinteresują się przecież psem o tyle, o ile pies się zachowuje po ludzku. Wtedyjest to pieseczek, kochany pieseczek. No, nam to też odpowiada. Wpadamyautomatycznie w podniecenie, gdy drapiecie nas po brzuchu. Jesteśmygotowi natychmiast biec po kij, który nam rzucacie, wiemy bowiem, że towas uszczęśliwia. No bo jednak łatwiej odgrywać teatr, niż latać po świecie z

Page 156: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

pustym brzuchem.- Tak czy inaczej, psy są najwierniejszymi przyjaciółmi ludzi.- Ludzi? Jakich ludzi? Franzi jest pańskim przyjacielem. Pańskim i

nikogo więcej. Ponieważ pan jest tym, który dba o jej egzystencję. Czyżbypan jeszcze nie znał tego łacińskiego przysłowia „ubi bene, ibi canis”? Co siętłumaczy: „Gdzie dobrze jest, tam i pies.” Gdyby Franzi dostawała lepszeżarcie od kogoś innego, wtedy on byłby jej bożkiem, nie pan. Ona jest ściślemonoteistyczna. Wierzy w jednego bożka i lekceważy innych, zwłaszczaniezamożnych i tych, od których nie można się spodziewać żadnychkorzyści. Czyżby pan nie zauważył, jak ona zaczyna dziko szczekać, gdy wdrzwiach stanie żebrak lub domokrążca? A jeżeli nie szczeka, może być panpewien, że to jakiś oszust, który w domu trzyma pod materacem całe paczkibanknotów.

- W każdym razie Franzi wykonuje swoje obowiązki - pilnuje naszegodomu.

- Franzi pilnuje pańskiego domu! Niech pan nie będzie śmieszny, mójpanie! To, czego Franzi pilnuje, jest jej domem. Ona pilnuje swego chlebapowszedniego i surowo baczy, aby inny pies jej tego nie zabrał. To, co panuważa za wypełnianie obowiązków, jest zwykłą walką o byt. Można to teżnazwać egzystencjalizmem, jeśli czytał pan Sartre’a.

- Nie czytałem. Nie jestem psem.- Nie, oczywiście nie. Ale być wszechmocnym to duża przyjemność. I

puszyć się swoją wielkodusznością. I od rana do wieczora pozwalać sięwielbić jakiejś zależnej od siebie kreaturze.

Zaiste - być psem przy człowieku to szczególny zawód. Sądzę, że my,psy, jesteśmy jedynymi na świecie stworzeniami, które żyją z głupotyczłowieka - zechce pan wybaczyć.

Popadłem w zadumę:- No, tak... zatem... cóż by należało czynić?- Nic. Niech pan zapomni, co panu mówiłem, łaskawy panie. To był tylko

żart. A poza tym - psy przecież w ogóle nie potrafią mówić...To mówiąc położył się na grzbiecie i wyciągnął zapraszająco wszystkie

cztery łapy, jak to zwykle czynią psy, gdy chcą być podrapane po brzuchu.Podrapałem go. Spojrzał na mnie, zaczął przyjaźnie mruczeć i wywalił

język. Psy bardzo lubią, kiedy się je drapie po brzuchu.

Page 157: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Dwie wersje pewnego wywiaduDługoletnie doświadczenie doprowadziło mnie do wstrząsającego

odkrycia: poziom wywiadu prasowego nie zależy bynajmniej od inteligencjilub dowcipu osoby wypytywanej, lecz pytającej. I klops. Chyba, że się trafina jakiegoś dziennikarza-intelektualistę. Ale gdzie są tacy?

Wywiad przeprowadzony

- Szalom, panie Tola’at Shani. Pan pozwoli - na imię mi Ben. Redakcjamnie tu przysłała. To znaczy do pana. Czyli na wywiad.

- Niech pan siada, młody człowieku. Jestem do pańskiej dyspozycji.- Niezła buda, ta tutaj pańska. Pierwszy sort, daję słowo. Podpiwniczona?- Powiedzmy, że tak...- Iz ogródkiem. Takie chałupy teraz kosztują, no nie?- Z pewnością.- No więc. Jak już powiedziałem. Mam zrobić z panem wywiad na temat

pańskiej ostatniej powieści. Napisał ją pan przecież, co?- Skończyłem właśnie pracę nad tym dziełem.- Wspaniale. Czyli ma pan już to z głowy. Jaki tytuł?- „Z prochu powstałeś”.- Fajno. Możemy przejść na „ty”.- To jest tytuł mojej nowej książki.- Ach, tak. No, ale to będzie na pewno bomba. Jak i poprzednie pańskie

książki. Pan w ogóle pisze same bombowe rzeczy.- Staram się jak mogę. Uda mi się, to i czytelnicy są zadowoleni.- Bardzo słusznie. Ale dlaczego pan, panie Tola’at Shani, ten kurz, to

znaczy tę powieść, czy co tam to jest. Jednym słowem tę książkę - czemupanu ją napisał? I właśnie teraz?

- Niech pan, proszę, jakoś to bardziej sprecyzuje, mój chłopcze.- Okay! Może być. Dla mnie to wszystko jedno. A więc ja bym chciał

wiedzieć, o co się w tym kawałku rozchodzi.- Jeśli pana dobrze zrozumiałem, to chciałby pan poznać fabułę mego

utworu?

Page 158: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

- O, właśnie. Fabułę. Tak przecież mówiłem.- Nie sądzi pan, że należałoby robić jakieś notatki, przyjacielu?- A po co? Ma się wszystko tutaj. W głowie. No więc ta cała fabuła - jak

to z nią jest?- Moja powieść jest szeroką panoramą ludzkich ułomności, potknięć i

cierpień. Akcja rozgrywa się podczas drugiej wojny światowej. Bohateremjest żołnierz brygady żydowskiej we Włoszech. Piękna córka burmistrzapewnej małej miejscowości na południu zakochuje się w tym żołnierzu...

- Powiedział pan „żołnierzu”. Będzie więc chyba dużo fajnej kopsaniny,co?

- Czego, proszę?- Kopsaniny. To znaczy takich, no... walk.- Owszem, o tym też piszę, ale raczej marginesowo. Głównie chodzi mi o

ten wewnętrzny konflikt, który powstaje w duszy naszego bohatera, gdystyka się z okrucieństwami wojny.

-- Co to znaczy „naszego bohatera”? Co to za bohater?- Bohater tej powieści.- Powinien pan to powiedzieć wyraźniej. No, ale co z nim w końcu?- W sercu tego żołnierza toczy się walka między jego uczuciami

patriotycznymi a głęboką odrazą do nieludzkich aspektów tej wojny.- Kto wygrywa? A to tam - co to jest za obraz?- Jaki obraz?- Ten na ścianie. Nad panem.- To nie żaden obraz, młody przyjacielu. To mój dyplom uniwersytecki.- Dyplom. Świetnie. A za co ten dyplom? Zresztą nieważne. A więc

pańska książka o Włoszech jest historią prawdziwą?- W pewnym sensie. Sceneria jest autentyczna, ale fabuła jest jakby

trawestacją „Antygony” Sofoklesa.- Kogo?- Sofoklesa. Autora większości tragedii greckich.- Znam. Z tym to ma pan rację. Ale przedtem mówił pan coś o jakimś

proteście przeciwko wojnie.- Antygona była córką króla Edypa...- Oczywiście, Edypa. Tego od psychoanalizy. Całkiem niezłe... A zatem

to jest ta pańska fabuła, jak ją pan nazywa.- Fabuła z konieczności ma charakter lokalny. Ale ogólne przesłanie jest

uniwersalne. Jest jakby inwentaryzacją problemów naszej epoki... Czy jednak

Page 159: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

nie powinien pan sobie kilku rzeczy zapisać, drogi przyjacielu?- Nie ma potrzeby. Ja pamiętam wszystko. O to niech się pan nie martwi.

Co tu jeszcze? Aha: nie posiada się pan, oczywiście, z radości?- A to czemu?- Zawsze jak się coś upchnie, to człowiek z radości chce wyskoczyć ze

skóry. Wyskakuje pan ze skóry?- Hm... jakby tu powiedzieć... raczej...

Wywiad opublikowany

„NIE POSIADAM SIĘ Z RADOŚCI!” - MÓWI AUTOR POWIEŚCI„ODKURZACZ” UDZIELAJĄC EKSKLUZYWNEGO WYWIADUNASZEMU WSPÓŁPRACOWNIKOWI Znany literat Tola’at Shani udzieliłmi w swojej rezydencji nader ekskluzywnego wywiadu. Tematem była jegonajnowsza powieść, której autor przepowiada przyszłość bestsellera.

Siedzę naprzeciwko pisarza w jego ze smakiem urządzonym atelier ipodziwiam ostro zarysowany profil, smukłą sylwetkę, a także długie,nerwowe palce Mistrza. Za oknem piękny widok na sąsiednie wille. Jestpóźne popołudnie.

Tola’at Shani: - Jak się panu podoba mój dom?Ja: - Owszem, niczego.T. Sh. (z dumą): - Mam tu własny ogródek, czterdzieści sześć metrów

kwadratowych powierzchni użytkowej i łazienkę z wodą bieżącą. Nabycie iutrzymanie takiego domu kosztuje dzisiaj majątek.

Ja: - Czy mógłbym pana zapytać o fabułę pańskiej nowej powieści?T. Sh: - Ależ proszę. Bardzo chętnie. Oto historia. Jest więc pewien major

żydowskiej brygady (akcja rozgrywa się za granicą). Niedziela. Wielkastrzelanina i bijatyka. Krótko i węzłowato: nieziemska rozróba! A młodacórka we włoskim miasteczku (rzecz ma charakter klasyczny!), piękna jakgwiazda filmowa, zakochuje się w pewnym młodym pisarzu, który nic tylkomarzy i marzy. Taki ogólnie marzyciel, można powiedzieć.

Ja: - Jeden z naszych żołnierzy, prawda?T. Sh: - Słusznie. W domu chodzi na uniwersytet (jeśli już mówimy o

tym żołnierzu). Chodzi nawet na różne wydziały. Ale tu, jako żołnierz,popada w liczne konflikty, w ostrą rywalizację o tę dziewczynę. Ona nazywasię Szula...

Page 160: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Ja (przerywając): - Momencik, drogi przyjacielu. Szula... Szula - to brzmijakby imię z jakiejś greckiej tragedii.

T. Sh: - Zgadza się. Trafił pan w sedno. I ta dziewczyna - Szula, jakeśmyją nazwali - jest przeciwko wojnie, a zarazem jest zwariowana na punkcietego...

Ja: - Edypa?T. Sh: - O, właśnie. Tak więc to zręcznie urządziłem, że kompleks

nawiązuje wprost do tragedii Syfoluksa. Może powinienem pana jeszczeuświadomić, że nasz bohater ma trochę innego rodzaju skłonności - panrozumie? Ale on to starannie ukrywa. W końcu jednak jest to historia z życia.

Ja: - Czy można by zatem powiedzieć, że jest to jakby bilans epokiatomowej?

T. Sh: (zaskoczony).: - Sądzi pan?Ja: - Bez wątpienia tak jest.T. Sh: - No, nie chciałbym wkładać kija w mrowisko, pan rozumie. Tam

na ścianie wisi mój dyplom.Ja: - Wspaniale, Tola’at Shani.T. Sh: - A dyplomów nie dostaje się tak sobie, zgodzi się pan chyba? Coś

jeszcze może?Ja: - Tylko jedno, ostatnie już pytanie: jest pan zadowolony, że ma pan

ten „Odkurzacz” z głowy?T. Sh: - Wprost nie posiadam się z radości!

Page 161: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Nie ma litości dla wierzycieliNie ma na świecie rzeczy bardziej przykrej niż dług moralny. Oprócz

finansowego. Kombinacja obu jest absolutnie zabójcza. Jak tego dowodzinastępująca historia:

Czwartek, 7 czerwcaSpotkałem dziś na ulicy przypadkowo Manfreda Toscaniniego. Był

bardzo wzburzony. Jak wynikało z jego przeplatanego przekleństwamiopowiadania, pragnął pożyczyć sto funtów od Jaszy Obern ika, a ten lump,ten opryszek, ten śmierdzący skunks nie wstydził się odpowiedzieć:

- Mam, ale ci nie pożyczę! - Długo będzie czekał, nim znowu Manfredzechce z nim rozmawiać! - Czyżbyśmy już tak nisko upadli? - zapytał mnieManfred. - Czy już na tym zepsutym świecie nie tli się ani jedna iskierkaprzyzwoitości, przyjaźni, życzliwości?

- Ależ, Manfredzie! - uspokajałem go. - Po co te nerwy? - I wręczyłemmu banknot stufuntowy.

- Nareszcie człowiek! - wyjąkał Manfred i z trudem ukrył napływające dooczu łzy. - Najpóźniej w ciągu dwóch tygodni dostaniesz pieniądze zpowrotem, możesz na mnie polegać!

Jeśli dobrze zrozumiałem wypowiedź mojej żony, to jestem idiotą. Aleprzecież przywróciłem Manfredowi Toscaniniemu wiarę w człowieka. I niechciałbym mieć w nim wroga.

Poniedziałek, 18 czerwcaGdy wychodziłem z „Café Rio”, natknąłem się na Manfreda

Toscaniniego. Poszliśmy dalej razem. Starannie unikałem jakiejkolwiekwzmianki o pożyczce, wydawało mi się jednak, że to właśnie budziło jegoszczególne rozgoryczenie.

- Powodu do obaw chyba nie masz - zasyczał. - Przyrzekłem ci, żedostaniesz swoje pieniądze w ciągu czternastu dni, a czternaście dni jeszczenie minęło. Czego ty właściwie chcesz? - Broniłem się wskazując na to, żenie wspomniałem o pieniądzach ani słowem.

Manfred oświadczył, iż nie sądzi, abym był lepszy od innych, ipozostawił mnie na środku ulicy.

Wtorek, 3 lipcaPrzykre zajście na tarasie kawiarni. Manfred Toscanini siedział z Jaszą

Page 162: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Obernikiem i przyglądał mi się badawczo. Był wyraźnie wzburzony.Starałem się możliwie niewinnie patrzeć prosto przed siebie, ale to tylkopogorszyło sprawę. Manfred powstał, przystąpił do mnie i oświadczył takgłośno, że słychać go było w całej kawiarni:

- Dobrze, przyznaję: jestem kilka dni w zwłoce. No i co z tego? Świat sięnie zawali. I nie musisz mi się tak przyglądać z wyrzutem!

Usiłowałem replikować, że nic takiego nie uczyniłem. Na to Manfrednazwał mnie kłamcą i jeszcze dodał coś, co raczej trudno powtórzyć.Obawiam się, że mogą być komplikacje.

Moja żona powiedziała to, co kobiety zwykle w takich razachpowtarzają:

- A nie mówiłam? - I uśmiechnęła się sardonicznie.Środa, 11 lipcaJak słyszę, Manfred Toscanini rozgłasza wszędzie, że jestem

beznadziejnym narkomanem i że dwie znane adwokatki wniosły przeciwkomnie proces o alimenty. Oczywiście ani słowa w tym prawdy!

Morfina! Ja nawet nie palę.Zona jest zdania, że dla wewnętrznego spokoju powinienem zrezygnować

z tych stu funtów.Piątek, 13 lipcaWidziałem dziś Toscaniniego stojącego w ogonku do kina. Na mój widok

postawił oczy w słup, żyły na czole mu nabrzmiały, a kark zesztywniał. -Manfred - powiedziałem łagodnie. - Chciałbym ci coś zaproponować:zapomnijmy o całej historii z tymi pieniędzmi. To zresztą drobiazg. Już niejesteś mi nic winien. W porządku? - Toscanini dygotał z wściekłości. Niepanował już nad sobą - w takim stanie jeszcze go nie widziałem. Obemik, zktórym szedł do kina, musiał go hamować, inaczej rzuciłby się na mnie.

Moja żona tylko powiedziała: - Czy ja ci tego nie mówiłam?Czwartek, 26 lipcaCoraz częściej ludzie pytają mnie, czy prawdą jest, że zgłosiłem się na

ochotnika do Vietcongu i tylko ze względów zdrowotnych zostałemodrzucony. Wiem, naturalnie, kto kryje się za tymi pogłoskami.

Ten sam, który w nocy wybił mi okno kamieniem wielkości pięści. Gdywczoraj wszedłem do kawiarni, poderwał się i zaczął warczeć: - Czy to jestkawiarnia, czy azyl dla włóczęgów? - Aby uniknąć komplikacji, kelnerwyrzucił mnie za drzwi.

Moja żona to przepowiadała.

Page 163: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Środa, 8 sierpniaDziś odwiedził mnie mój ukochany kuzyn Aladar i poprosił o pożyczkę w

wysokości dziesięciu funtów.- Mam, ale ci nie pożyczę - odpowiedziałem. Aladar jest moim ukochanym kuzynem, nie chciałbym tej przyjaźni

rujnować. I bez tego mam dosyć kłopotów. Ministerstwo SprawWewnętrznych zabrało mi paszport.

- Czekamy na wiadomość z Wietnamu - padła tajemnicza odpowiedź, gdyzapytałem, kiedy otrzymam paszport z powrotem. Tyle co do moich planówucieczki za granicę.

Moja żona, której ostrzeżenia puszczałem wcześniej mimo uszu, niepozwala mi już wychodzić na ulicę samemu. W jej towarzystwie udałem siępo ratunek do psychiatry.

- Toscanini nienawidzi pana, ponieważ wzbudza pan w nim poczuciewiny - wyjaśnił mi. - W stosunku do pana cierpi na przemieszczeniekompleksu ojcowskiego. Powinien pan mu pomóc ten kompleks odreagować.Na przykład umożliwiając mu ojcobójstwo. Ale to chyba zbyt wielkiewymagania? - Potwierdziłem. - Istnieje jeszcze ewentualnie inna możliwość.Żądza mordu będzie tkwiła w Toscaninim dopóty, dopóki nie będzie mógłoddać panu pieniędzy. Czy nie mógłby pan stworzyć mu taką możliwośćdrogą, powiedzmy, jakiejś anonimowej zapomogi?

Podziękowałem psychiatrze wylewnie, pospieszyłem do banku, podjąłempięćset funtów i dyskretnie wrzuciłem je do skrzynki na listy w mieszkaniuToscaniniego.

Poniedziałek, 13 sierpniaNa ulicy Dizengoffa spotkałem Toscaniniego. Zobaczył mnie, splunął i

poszedł dalej. Złożyłem o tym raport psychiatrze. Uceluje, kto próbuje -powiedział. - Wiemy przynajmniej, że w ten sposób nie da rady.

Z zaufanego źródła dowiedziałem się, że Manfred kupił ogromną lalkęszmacianą, trochę do mnie podobną. Wieczorami, przed pójściem do łóżka,wbija jej w okolice serca cienkie szpileczki. Policja odmawia interwencji.

Piątek, 17 sierpniaNieprzyjemne uczucie na plecach, jakby od kłucia igiełkami. W nocy

obudziłem się zlany zimnym potem i zacząłem się modlić.- Zgrzeszyłem, Panie! - jęczałem. - Bliźniemu swemu w Izraelu

pożyczyłem pieniądze. Czyż będę znosił skutki mego szaleństwa aż dośmierci? Czy nie ma już dla mnie ratunku? - Z wysoka usłyszałem głos: - Nie

Page 164: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

ma!Wtorek, 28 sierpniaIgły w biodrach, igły między żebrami, kompleks ojcowski wszędzie.

Wsparty z jednej strony o laskę, a z drugiej o ramię żony, dowlokłem się dointernisty. Po drodze ujrzeliśmy idącego z przeciwka Obemika.

- Ephram - szepnęła moja żona. - Przyjrzyj mu się dokładnie! Okrągłagęba... błyszcząca łysina...

idealny typ ojcowski!Byłażby jeszcze dla mnie jakaś nadzieja?Czwartek, 30 sierpniaSpotkałem Toscaniniego przed kawiarnią i zatrzymałem go.- Nie dawaj mi pieniędzy, dziękuję! - zawołałem szybko, by nie próbował

mnie zamordować. - Obernik uregulował twój dług co do grosza. Prosił mniewprawdzie, abym ci tego nie mówił, ale powinieneś przecież wiedzieć,jakiego masz dobrego przyjaciela. Od dziś, jeśli już jesteś komuś winien stofuntów, to nie mnie, lecz Obernikowi.

Oblicze Manfreda rozpogodziło się. - Nareszcie człowiek! - wykrzyknął, z trudem powstrzymując łzy. -

Najpóźniej w ciągu dwóch tygodni będzie miał swoje pieniądze z powrotem.Poniedziałek, 17 wrześniaGdy dziś ramię w ramię maszerowaliśmy ulicą Dizengoffa, Manfred

powiedział: - Obernik, ta pożałowania godna kreatura, przygląda mi się w ostatnich

czasach tak bezczelnie, że mam ochotę dać mu po mordzie. Zgoda, jestemwinien mu jakieś pieniądze, wcale się nie zapieram. Ale to go nie upoważniado traktowania mnie jak żebraka. On mnie jeszcze nie zna, ale mnie pozna -wierz mi!

Uwierzyłem mu.

Page 165: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Wybrał i przełożył Stanisław LewańskiWydawnictwo Dolnośląskie

Wybór z tomów: Drehn Sie sich um, Frau Lot!, In Sachen Kain und Abel, Kein Öl, Moses?, KeinApplaus für Podmanitzki © Ephraim Kishon

© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1988Okładkę projektował Aleksander Sroczyński

Redaktor Wojciech GrzelakRedaktor techniczny Tomasz Kisielnicki

Printed in PolandWYDAWNICTWO DOLNOŚLĄSKIE, Wrocław 1988 Wyd. I Nakład 100 000 + 350 egz. Ark.

wyd. 9,0. Ark. druk. 11,5. Papier offset. III kl. 80 g.Oddano do składania 1.X.1987 r. Podpisano do druku 10.III.1988 r. Druk ukończono w marcu

1988 roku. Zam. nr 1469/87 K-4Wrocławskie Zakłady Graficzne Wrocław, ul. Oławska 11

ISBN 83-7023-012-1

Page 166: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Spis treści

OkładkaW tył zwrot, pani Lot!Spis treściMottoWstępKanał BlaumilchaPański numer pokoju, sir?Jesteśmy z zarządu miejskiegoReakcja łańcuchowaOldtimerOpieka społecznaŁańcuch bohaterówAchimaaz i butyPod znakiem krzyżówekKiedy nadejdzie ten dzieńPrezenty dla ojca i synaByłem świadkiem w rabinacieSum-sum, wus-wusKwizKto ma telefon, ten płaciDziwna przygoda dostojnikaW części artystycznej wystąpi...Rzut oka za kulisy branży piosenkarskiejGłowa do pozłotyFestiwal gipsowy inżyniera GlickaLekarz-cudotwórcaJak przechytrzyć towarzystwo ubezpieczenioweTaki sobie zwyczajny napad na bankKredyt długoterminowyZabłąkany w JeruzalemJak się terroryzuje terrorystówSprawiedliwości dla doktora Partzufa!Bez Mundka nie da rady

Page 167: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet

Problemy taktyczneExitusKomando duchówSzlachetny kunszt - karateKrótki kurs atletyki profesjonalnejTaxi z telewizoremKto, z kim, kogo na ekranie telewizoraSzczera rozmowa z pewnym psemDwie wersje pewnego wywiaduNie ma litości dla wierzycieliStrona redakcyjna

Page 168: W tył zwrot, pani Lot! - tesinblog.files.wordpress.com · poderżnąć gardło albo udusić pana, albo - gdyby moje chorobliwe instynkty mi to podsunęły - zrobić z pana kotlet