Upload
siw-znak
View
218
Download
0
Embed Size (px)
DESCRIPTION
Trójka dzieciom. Dla dorosłych i dla dzieci baśnie wybrał Program Trzeci
Citation preview
Andersen Grimm
Trojka dzieciom_okladka__DRUK.indd 1 2012-04-02 11:40
Kraków 2012
Andersen Grimm
ilustrował Tomek Kozłowski
spis treści
1. Krótko od wydawcy 6
2. Słowo od skryby – Michał Nogaś, zwany Kronikarzem 8
Brzydkie kaczątko (poleca Wojciech Mann)
Jaś i Małgosia
(poleca Barbara Marcinik)12
3.
38
4.
5.
6.
7.8.
58
74
142150
Paluszek (poleca Marcin Łukawski)
Królowa Śniegu (poleca Marek Niedźwiecki)
Dziewczynka z zapałkami (poleca Kuba Strzyczkowski)
Nowe szaty cesarza(poleca Agnieszka Szydłowska)
164
182
194
204
9.
11.
12.
13.
14.
10.
236
214
Kopciuszek (poleca Małgorzata Maliborska)
Czerwony Kapturek(poleca Piotr Stelmach)
Śpiąca królewna (poleca Artur Andrus)
O wilku i siedmiu koźlątkach(poleca Michał Olszański)
Śnieżka (poleca Piotr Baron)
Księżniczka na ziarnku grochu (poleca Magda Jethon)
Krótko od wydawcy
Ręka w górę, kto nie zna Czerwonego Kapturka, Kop-
ciuszka czy Jasia i Małgosi! Chyba wszyscy pamiętają,
jak w dzieciństwie przeżywali straszny los pożartej bab-
ci czy strach przed okrutną Babą Jagą.
Przygotowaliśmy zupełnie nowy, wyjątkowy wybór
baśni braci Grimm i Hansa ChristianaAndersena. Wy-
jątkowy, bo we współpracy z Programem Trzecim Pol-
skiego Radia. W tym roku Trójka obchodzi pięćdziesią-
te urodziny, jest więc już bardzo dorosła i postanowiła
przypomnieć dzieciom, czym zaczytywała się w dzieciń-
stwie.
Baśnie można czytać po kolei lub w zupełnie dowolnym
porządku, po cichu lub na głos. Można je czytać samo-
dzielnie lub z rodzicami, z dziećmi, z bratem lub siostrą.
Można też tylko oglądać obrazki.
Każdą baśń poleca jeden ze znanych dziennikarzy
Trójki – dzięki temu możemy się dowiedzieć, co jest
w danej baśni tak wciągającego lub ważnego, że dzisiej-
sze dzieci powinny ją poznać.
6
To książka także dla rodziców, słuchaczy Programu
Trzeciego, którzy znają te baśnie z dzieciństwa, i którzy
mają szansę nieco bliżej poznać swoje ulubione radio-
we głosy.
Przed wami świat baśni!
Redakcja Znaku Emotikon :)
8
Słowo od skryby
Ta bajka mogłaby zaczynać się tak: „Za siedmioma gó-
rami, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami,
w dużym pięknym mieście, nieopodal parku, stoi zielo-
ny budynek…” Albo tak: „Nie tak dawno temu, bo przed
pięćdziesięciu laty, gdy piękny zielony budynek był jesz-
cze szary, pojawiło się w nim Radio…”
Gdyby ta opowieść faktycznie była jedynie bajką, to
osoby, które współtworzyły tę książkę, trzeba byłoby wy-
myślić. Jakiś zdolny (bajko)pisarz opowiedziałby o królo-
wej Magdzie – z najbardziej kolorowymi włosami na świe-
cie, o księżniczce Barbarze (znanej na dworze jako Baszka),
w której komnacie pełno jest książek i archiwalnych taśm
z nagraniami głosów największych pisarzy. Znalazłyby się
też w tej bajce: kochająca muzykę Agnieszka, zwana Księż-
niczką Alternatywną, i Małgorzata, Księżniczka Dobrych
Wiadomości. Jak w każdej takiej historii, także i w tej, mu-
siałby się pojawić – skoro jest w niej królowa – również
i król. Bajkopisarz miałby nie lada problem – czy byłby nim
potężny Wojciech, czy Marek z pięknymi wąsami? Osobne
miejsce zająłby pan Baron, prawdziwy arystokrata gitary!
Byliby też rycerze: szlachetny (choć jeszcze bardzo młody)
Marcin (zwany Marcelem), rozkochujący w sobie wszyst-
kie damy Jakub (zwany Kubą) i nie mniej miłujący pięk-
ne panie, dbający o sprawność fi zyczną Michał (na które-
go wszyscy wołają Misiek). Byłby też rycerz-śmieszek Piotr
(zwany Stelką), choć on zapewne musiałby ustąpić miej-
sca – przynajmniej w tej dziedzinie – nadwornemu komi-
kowi, Arturowi – zawsze w czapce z dzwoneczkami. W dłu-
gie wieczory każdy z tych bajkowych bohaterów chciałby
opowiedzieć innym swoją ukochaną baśń…
Ale takiej opowieści wymyślać, na szczęście, nie trze-
ba. Zielony budynek istnieje, a wymienione powyżej
osoby pracują w nim od lat. Teraz, z okazji 50-lecia Pro-
gramu 3 Polskiego Radia, dwanaścioro dziennikarzy po-
stanowiło sprawić prezent Małym Słuchaczom (a zapew-
ne także i ich rodzicom). Ta książka zawiera najbardziej
znane baśnie, od lat czytane dzieciom do snu. Pięknie
wydana, z osobistymi wprowadzeniami, chętnie stanie
na półce – obok innych wydawnictw dla najmłodszych.
Jesteśmy pewni, że ucieszy całe rodziny i połączy poko-
lenia. Tak jak Trójka, na której urodzinowym torcie za-
palamy właśnie pięćdziesiąt świeczek.
Pięknej i mądrej lektury!
Michał Nogaś, zwany Kronikarzem
Wojciech MANN
Pana
Man
na zn
ają w
szys
cy. T
o czło
wiek
insty
tucja
. Dzie
nnika
rz mu
zycz
ny, p
rezen
ter, k
onfer
ansje
r, tłu
macz
, eru
dyta.
Zda
niem
wiel
u, je
den
z najw
iększ
ych t
alent
ów ko
medio
wych
w P
olsce
. Choć n
ie jes
t akto
rem, p
rzyna
jmni
ej z w
yksz
tałce
nia.
W T
rójce
prac
uje (
z prze
rwam
i) od
lat s
ie-de
mdzie
siątyc
h. Cz
asem
wys
tarcz
y, że
powi
e jed
no zd
anie…
A cz
asem
tak o
sobie
nap
isze:
„Wiel
e osó
b, op
owiad
ając o
sobie
jako
o dz
iecku
, nie
może
pows
trzym
ać się p
rzed f
antaz
jowan
iem –
upię
ksza
ją sw
ój dz
iecięc
y wize
rune
k, id
ealiz
ują g
o i lu
krują.
Ja po
stano
wiłem
nap
isać b
rutal
ną, t
rudną,
ale je
dnak
praw
dę. O
tóż by
łem dz
ieckie
m pię
knym
. Zł
ote lo
ki wiły
mi się w
okół
rezolu
tnej
buzi,
z któ
rej pa
trzyły
na św
iat w
ielkie
, niew
inne
, błęk
itne o
czy.
Sylw
etkę m
iałem
harm
onijn
ą, ru
chy g
ib-kie
, kro
k spręż
ysty.
W pa
rze z
urodą s
zedł
intel
ekt i
zdoln
ości.
Już w
wiek
u pięc
iu la
t czy
tałem
w ki
lku ję
zyka
ch, g
rałem
na kl
awes
ynie
i miał
em
praw
o jaz
dy ka
tegor
ii C1
, upr
awni
ające
do ki
erowa
nia p
ojazd
em sa
moch
odow
ym o
dopu
szcz
alnej
masie
całko
witej
prze
krac
zając
ej 3,
5 t i
niep
rze-
krac
zając
ej 7,
5 t –
z wyjątk
iem au
tobus
u, bo
nie s
ięgałe
m nóżk
ami d
o ped
ałów.
Minęły
lata i
z dz
iecka
stałe
m się
doro
słym.
Życie
stop
niow
o wery
fikow
ało m
oją ze
wnętr
zność i
umiej
ętnoś
ci. D
ziś z
tego,
jakim
byłem
dziec
kiem,
po
zosta
ła mi
jedy
nie u
mieję
tność g
ry na
klaw
esyn
ie”.
I to t
yle o
panu
Man
nie.
Do wybrania bajki o brzydkim kaczątku skłoniła mnie jej wzruszają-
ca i optymistyczna wymowa. To historia o przetrwaniu ciężkich chwil
i o nagrodzie, którą może zgotować los. Ta opowieść mówi również o ła-
twości, z jaką ferujemy wyroki, opierając się jedynie na pierwszych, po-
wierzchownych wrażeniach.
Warto podkreślić, że to jest jednak tylko bajka, a więc historia zmyślo-
na, niekoniecznie gwarantująca podobne rozwiązania w realnym życiu.
Radziłbym czytać bajki i dawać się im oczarować, ale też planować wła-
sne życie, nie licząc na bajkowe rozwiązania.
Przestrzegam więc wszystkie małe kaczki – otóż może się tak zdarzyć,
że jesteście naprawdę stuprocentowymi kaczkami i bez względu na to,
jak długo będziecie łudzić się i czekać na przemianę, kaczkami pozosta-
niecie. To wcale nie znaczy, że to niedobra wiadomość. Powszechnie wia-
domo, że inteligentna i pozytywnie nastawiona do świata kaczka wcale
nie musi mieć kompleksów. Przeciwnie, znane są przypadki kaczek lu-
bianych i szanowanych, więc nie ma co się od razu załamywać i obrażać
na wszystko i wszystkich.
przełożyła
Ilona Meriluoto
Brzydkie kaczątko
H.Ch. Andersen
Tak pięknie i spokojnie było na wsi. Przecudne lato,
pola porośnięte żółtym jak słońce jęczmieniem, jaśnie-
jącym łagodną zielenią owsem. Stogi siana równiutko
poustawiane na soczystozielonych łąkach. Bociany cho-
dziły dostojnie i niespiesznie na długich, czerwonych no-
gach i klekotały do siebie po egipsku, bo tego właśnie
języka nauczyły się od swoich matek. Wokół pól i łąk roz-
pościerały się szumiące lasy, a wśród nich piękne, głębo-
kie jeziora. Naprawdę cudownie i rozkosznie było na wsi.
Na małym wzgórzu, w promieniach gorącego słońca,
stał stary dwór, otoczony głębokimi kanałami i murem,
po którym uparcie wspinały się pnącza roślin. Wielkie
liście rosnącego tuż przy murze łopianu sięgały tak wy-
soko, że dzieci mogły chować się pod nimi, w ogóle się
przy tym nie pochylając. Pod wielkimi liśćmi było cicho
i spokojnie, jak w najgęstszym lesie. Właśnie pod jed-
nym z takich liści młoda kaczka założyła gniazdo i wy-
siadywała w nim jajka, z których już wkrótce
miały się wykluć małe kaczątka.
14
Jednak kaczce dłużył się czas i strasznie się nudziła. Bra-
kowało jej ruchu i ciekawa była, co też się dzieje w ka-
czym świecie. Niestety nikt jej nie odwiedzał, bo inne
kaczki wolały pływać sobie po kanałach i cieszyć się
chłodną wodą, niż wychodzić na brzeg, siedzieć z nią
pod liściem łopianu i tracić piękną pogodę na rozmowy.
W końcu jednak jajka zaczęły pękać. Raz po raz ze sko-
rupek wysuwała się mała główka i słychać było ciche
popiskiwanie piskląt.
– Pip! Pip! – wołały pisklęta.
– Kwa, kwa – odpowiadała kaczka, a pisklęta próbo-
wały naśladować jej głos. Rozglądały się dokoła i wychy-
lały główki spod zielonych liści, a matka pozwalała im pa-
trzeć do woli, bo wiedziała, że zieleń jest zdrowa dla oczu.
– Ależ ten świat jest wielki – mówiły wszystkie pisklę-
ta, gdy już wydostały się ze swoich skorupek i mogły roz-
prostować ściśnięte do tej pory skrzydełka i nóżki.
– Myślicie, że to, co widzicie wokół, to cały świat? –
zapytała matka. – O, nie, świat jest o wiele większy. Ciąg-
nie się daleko, hen za ten ogród i za ziemie należące
do pastora. Ale ja nigdy tam nie byłam. Wyszłyście już
wszystkie ze skorupek? – zapytała i podniosła się powoli.
Wtedy zobaczyła, że tylko z największego jajka nadal
nie wykluło się kaczątko. – Jak długo to jeszcze potrwa?
Mam już dosyć tego siedzenia – mruknęła do siebie
z niezadowoleniem i znów usiadła w gnieździe, dokład-
nie przykrywając jajko.
– Cóż u ciebie słychać? – zapytała stara kaczka, która
właśnie przyszła w odwiedziny do młodej kaczej mamy.
– Ach, to jedno jajko nie chce pęknąć – powiedziała
młoda kaczka. – Ale spójrz tylko na moje maluchy, które
już się wykluły. Takie rozkoszne, najpiękniejsze na świe-
cie. W dodatku wszystkie podobne do ojca, a ten łobuz
nawet nie przyjdzie mnie odwiedzić.
– Pokaż mi to jajko, które nie chce pęknąć – powie-
działa stara kaczka. – Ojej, jakie ono duże. To na pewno
indycze jajo. Mnie też się kiedyś zdarzyło wysiadywać
takie jaja, a potem miałam wiele kłopotów z pisklętami.
Wody się boją, żebyś to widziała! Nie mogłam ich
namówić, by wskoczyły do jeziorka. Namęczy-
łam się straszliwie, a nic to nie pomogło. Po-
każ no jeszcze raz to jajko. Tak, to na pew-
no indycze. Zostaw je tutaj i zajmij się
lepiej swoimi kaczę-
tami, czas nauczyć
je pływać.
16
– Chyba jednak jeszcze trochę tu posiedzę – odpowie-
działa młoda kaczka. – Wytrzymałam tak długo, to wy-
trwam jeszcze trochę.
– Jak tam sobie chcesz – odparła stara kaczka i poszła.
Wreszcie duże jajko pękło i wysunęła się z niego mała
główka.
– Pip! Pip! – powiedziało pisklę. Kiedy wydostało się
z jajka, kaczka popatrzyła na nie z przerażeniem. Było
duże i bardzo brzydkie.
– To dopiero wielka kaczka… – powiedziała cicho do sie-
bie. – Jeszcze takiej nie widziałam. Żadne z moich piskląt
tak nie wygląda. Czy to naprawdę mogło być indycze jajo?
Cóż, zobaczymy. Jak pójdziemy nad wodę, musi do niej
wejść, choćbym sama miała tego malucha tam wepchnąć.
Następnego dnia była przepiękna pogoda. Promienie
słońca odbijały się w gładkich, zielonych liściach łopia-
nu, a woda połyskiwała zachęcająco. Kaczka zabrała
wszystkie kaczęta nad kanał. Gdy wskoczyła do wody,
rozległ się radosny plusk.
– Kwa, kwa! – zawołała do swoich piskląt i jedno
po drugim zaczęły wskakiwać do wody. Najpierw zale-
wała im ona łebki, ale po chwili wychylały się ponad
powierzchnię i pięknie unosiły się na wodzie. Nóżki
17
same ładnie się poruszały i wszystkie kaczątka pływa-
ły sobie radośnie. Nawet brzydkie kaczątko pływało ra-
zem z nimi.
– Nie, nie, to nie jest indyk – powiedziała kaczka. –
Zobaczcie tylko, jak pięknie porusza nogami, jaką ma
ładną sylwetkę. To moje własne dziecko! Właściwie jest
całkiem ładne, jak tylko dobrze się przyjrzeć. Kwa, kwa!
Chodźcie dzieci, muszę wam pokazać świat i przedsta-
wić was na kaczym podwórzu, ale trzymajcie się bli-
sko mnie, żeby nikt na was nie nadepnął i uważajcie
na koty!
Kaczka i jej kaczęta wyszły na brzeg i wszyscy po-
dreptali razem na kacze podwórze. Panował tam strasz-
ny hałas, bo dwie rodziny kłóciły się właśnie o głowę
węgorza, którą dzięki panującemu zamieszaniu po-
chwycił kot.
– Tak to już bywa na tym świecie – powiedziała kacz-
ka i poczuła, jak jej ślinka leci, bo też miała wielką ocho-
tę na główkę węgorza.
– No, ruszamy dalej! – powiedziała. – Maszerujcie ład-
nie i ukłońcie się grzecznie tej starej kaczce. To znakomi-
ta osoba, w jej żyłach płynie hiszpańska krew, dlatego jest
taka duża i dorodna. Widzicie tę czerwoną tasiemkę na
jej nodze? To coś bardzo szczególnego! Najlepsze odzna-
czenie, jakie może otrzymać kaczka. Czerwona tasiemka
20
oznacza, że nie wolno jej zrobić krzywdy. Ta kaczka cieszy
się naprawdę wielkim szacunkiem. No, uwaga, kwa, kwa!
Nie stawiać nóg do środka. Dobrze wychowana kaczka roz-
stawia szeroko nogi. Patrzcie na mnie i naśladujcie mój
chód. A teraz ładnie się ukłońcie i powiedzcie: kwa! Kwa!
Kaczątka zrobiły tak, jak kazała im matka, ale inne kacz-
ki oglądały się za nimi i mówiły dość głośno:
– Zobaczcie tylko! Jakby nas tu było mało! A cóż to
znowu! Jakie brzydkie kaczątko! Nie mam ochoty go tu
oglądać!
Jedna z kaczek podleciała do kaczątka i uszczypnęła
je z całej siły w szyję.
– Zostaw je w spokoju! – powiedziała matka. – Prze-
cież nikomu nic złego nie zrobiło!
– Możliwe, ale jest za duże i jakieś dziwne – powie-
działa kaczka, która uszczypnęła kaczątko. – I będziemy
mu dokuczać, i okładać je, jak tylko się da!
– Masz bardzo ładne dzieci – powiedziała kaczka
z czerwoną tasiemką na nodze. – Wszystkie bardzo udane,
z wyjątkiem tego dużego. Nie można go trochę przerobić?
– Niestety nie można, proszę łaskawej pani – powie-
działa matka kaczątek. – Może nie jest takie urodziwe, ale
tak cudownie pływa, piękniej i lepiej od pozostałych. Jest
nadzieja, że jeszcze wypięknieje, a może z czasem stanie
się trochę mniejsze. Za długo siedziało w jajku i pewnie
dlatego nie jest takie zgrabne i drobne jak jego rodzeń-
stwo. – To mówiąc, pogładziła kaczątko dziobem po szyi
i poprawiła kilka piórek na jego skrzydełkach. – Poza tym
to przecież kaczor – powiedziała. – Więc brak urody nie po-
winien mu za bardzo przeszkadzać. Zresztą na pewno bę-
dzie bardzo silny i mądry i świetnie da sobie w życiu radę!
– Twoje pozostałe pisklęta są doprawdy bardzo ład-
ne – powiedziała stara kaczka. – Czujcie się tu jak u sie-
bie, a jeśli znajdziecie gdzieś główkę węgorza, to może-
cie mi ją przynieść.
Kaczęta posłuchały rady hiszpańskiej kaczki i czuły
się jak u siebie w domu.
Tylko biedne kaczątko, które ostatnie wykluło się
z jajka i było teraz takie brzydkie, cierpiało, bo stare
kaczki popychały je, dziobały, szczypały i śmiały się
z niego okrutnie. W dodatku znęcały się nad nim nie
tylko kaczki, ale także kury.
– Jest o wiele za duże! – mówiły wszystkie, a stary indyk,
który wykluł się z ostrogami i z tego powodu wydawało mu
się, że jest cesarzem, stroszył wszystkie pióra, podchodził
blisko do kaczątka i gulgotał z oburzeniem, czerwieniejąc
przy tym okropnie. Biedne małe kaczątko zupełnie nie wie-
działo, czy ma stać w miejscu, czy może powinno uciekać.
Było takie smutne i zrozpaczone, ale cóż mogło poradzić,
22
że było brzydkie i wszyscy na podwórzu naśmiewali się
z niego i dokuczali mu bez przerwy?
Tak minął pierwszy trudny dzień na kaczym podwórzu,
ale każdy kolejny był jeszcze gorszy. Wszyscy przegania-
li biedne kaczątko, nawet jego rodzeństwo stroniło od
niego i często źle mu życzyło.
– Żeby cię tak kot porwał, ty wstrętny brzydalu! – wo-
łało za nim.
W końcu nawet jego matka zaczęła się go wstydzić
i mówiła do niego:
– Trzymaj się z dala ode mnie! Nie podchodź tak
blisko!
Kaczki je szczypały, kury dziobały, nawet dziewczyna,
która karmiła ptactwo i trzodę, kopała je i odpędzała.
Kaczątko uciekło w końcu i przefrunęło niezdarnie
nad płotkiem. W krzakach po drugiej stronie siedzia-
ły małe ptaszki, które przestraszone nagłym ruchem
zerwały się i odfrunęły. To dlatego, że jestem takie
brzydkie – pomyślało kaczątko i zamknęło oczy, aby
choć przez chwilę nic nie widzieć i zapomnieć o tym,
co dzieje się wokół niego. Posiedziało chwilę schowa-
ne w krzakach, a gdy już sobie odpoczęło i nabrało
sił, wstało i pobiegło dalej na swoich małych, kaczych
23
nóżkach. W końcu dobiegło nad rozległe moczary,
gdzie mieszkały dzikie kaczki. Było bardzo, bardzo
zmęczone i wyczerpane, postanowiło zatem spędzić
noc w wysokim sitowiu.
Następnego ranka dzikie kaczki podleciały do niego
i przyglądały mu się ciekawie.
– A ty co za jedno? – pytały ze zdziwieniem, a ka-
czątko kłaniało się na wszystkie strony najpiękniej, jak
umiało.
– Jesteś okropnie brzydkie – stwierdziły dzikie kacz-
ki. – Ale nam to nie przeszkadza, jeśli nie zamierzasz oże-
nić się z którąś z nas.
Biedne kaczątko! Nawet nie myślało o małżeństwie!
Pragnęło tylko odpocząć sobie spokojnie w sitowiu i na-
pić się wody.
Kaczątko spędziło nad moczarami dwa dni, a potem po-
jawiły się tam dwie dzikie gęsi, a raczej dwa gąsiory, były
to bowiem samce. Nie tak dawno temu wykluły się z jajek
i były bardzo ożywione, pewne siebie i ciekawe świata.
– Posłuchaj, kolego – powiedział jeden z gąsiorów. –
Jesteś taki brzydki, że aż mi ciebie żal! Twoja brzydota
sprawia, że nawet cię lubię. Jeśli chcesz, możesz polecieć
z nami. Zostaniesz wędrownym ptakiem, co ty na to? Po-
lecimy nad inne moczary, gdzie mieszkają śliczniutkie
24
i bielusieńkie dzikie gęsi, same panny! Potrafi ą tak ład-
nie mówić: gę, gę! Jesteś taki brzydki, że nawet z tego
powodu mógłbyś spodobać się którejś z nich. Kto wie,
może ci się poszczęści…
Nagle rozległ się strzał i oba gąsiory padły martwe
w sitowie, a woda wokół nich zrobiła się czerwona od
ich krwi.
– Pif-paf! – znów zabrzmiało w powietrzu. Całe stado
dzikich kaczek zerwało się do lotu i wzniosło nad moczary.
– Pif-paf! – padł kolejny strzał. Nad moczarami rozpo-
częło się właśnie wielkie polowanie. Myśliwi czatowali
na brzegu, chowali się w sitowiu, a niektórzy z nich sie-
dzieli na drzewach rosnących nieopodal. Niebieski dym
unosił się niczym obłoczki i tańcząc między drzewami,
wypłynął nad wodę i zawisł szaroniebieskimi smugami
nad jej powierzchnią. Po chwili rozległ się plusk. Psy my-
śliwskie brodziły w mulistej wodzie, szukając ptactwa
i wprawiając w kołysanie wysokie trzciny. Przerażone
kaczątko odwróciło głowę, by schować ją pod skrzydło,
ale w tej właśnie chwili zobaczyło przed sobą olbrzmie-
go psa. Jego wielki język zwisał nisko, a oczy błyskały
złowrogo. Nagle psisko pochyliło łeb i jego pysk pełen
ostrych i mocnych zębów znalazł się tuż przy głowie ka-
czątka. Wtem rozległ się plusk wody – pies odwrócił się
od kaczątka i odszedł.
25
– O, dzięki Bogu! – westchnęło z ulgą kaczątko. – Je-
stem takie brzydkie, że nawet pies nie chciał mnie do-
tknąć.
Kaczątko przycupnęło cichutko, a nad nim świszczał
śrut i rozlegały się kolejne strzały.
Po wielu godzinach nastała cisza, ale biedne ka-
czątko nie miało odwagi się podnieść i czekało jesz-
cze bardzo długo, zanim rozejrzało się wokół. W koń-
cu odważyło się opuścić moczary. Wiał bardzo silny
wiatr i utrudniał mu wędrówkę, gdy pokonywało roz-
ległe łąki i pola.
Wieczorem kaczątko dotarło do małego, ubogiego
gospodarstwa. Niewielka, zniszczona chatka ledwo sta-
ła i to zapewne tylko dlatego, że nie wiedziała, w którą
stronę powinna się przewrócić.
Wiatr wiał ze wszystkich stron i kaczątko musiało
usiąść, żeby oprzeć się wichurze, która wzmagała się
z minuty na minutę. Nagle kaczątko zauważyło, że drzwi
chatki były wykrzywione i wisiały tylko na jednym za-
wiasie. Podeszło do chatki i przez szparę w drzwiach
wsunęło się do środka.
W chatce mieszkała stara kobieta, która miała kurę i ko-
ta. Kociak, którego nazywała Synusiem, potrafi ł wygi-
nać grzbiet w pałąk, prężyć się i mruczeć, a nawet sypać
26
iskrami, ale tylko wówczas, gdy głaskało się go pod włos.
Kura natomiast znosiła wyśmienite jajka, a że miała bar-
dzo krótkie nóżki, kobieta nazywała ją po prostu Kur-
ką Krótkonóżką. Kobiecina bardzo kochała swoją kurkę
i traktowała ją niemal jak własne dziecko.
Rankiem domownicy od razu zauważyli, że w chat-
ce jest ktoś jeszcze. Kot zaczął mruczeć, a kura gdakała
niespokojnie.
– Co się dzieje? – zapytała staruszka i rozejrzała się
wokół. Zobaczyła przybysza, ponieważ jednak nie mia-
ła zbyt dobrego wzroku, sądziła, że kaczątko było tłustą
kaczką, która zabłądziła podczas niepogody. – A to ci do-
piero zdobycz! – powiedziała. – Teraz będę miała także
kacze jaja, oczywiście jeśli to nie jest kaczor. Cóż, musi-
my się przekonać.
Kaczątko zostało zatem przyjęte na próbę i dostało na-
wet własny koszyk. Przez trzy tygodnie staruszka obserwo-
wała kaczątko i sprawdzała, czy znosi jajka. Oczywiście żad-
nych jajek w koszyku nie znalazła. Kot, który był panem
domu, i kura uważająca się za wielką damę, powtarzali
tylko bez przerwy „my i świat”, sądzili bowiem, że byli bar-
dzo ważni i stanowili lepszą część świata. Kaczątko uważa-
ło, że można mieć odmienne zdanie, ale kura nie chciała
tego w ogóle słuchać i bardzo się zdenerwowała.
– Potrafi sz znosić jajka? – zapytała.
– Nie – odpowiedziało zgodnie z prawdą kaczątko.
– W takim razie siedź cicho!
Kot wyprężył się i zapytał:
– Potrafi sz wyginać grzbiet w pałąk, mruczeć i sypać
iskrami?
– Nie – powiedziało kaczątko.
– Wobec tego nie wtrącaj się, gdy rozmawiają mą-
drzejsi od ciebie!
Kaczątko zasmuciło się i usiadło cichutko w swoim
koszyku. Kiedy tak siedziało, pomyślało o świeżym po-
wietrzu i ciepłych promieniach słońca i poczuło nie-
przepartą chęć, by popływać sobie po spokojnej wodzie.
W końcu nie wytrzymało i zwierzyło się kurze ze swoich
marzeń.
– A tobie co do głowy przychodzi? – zapytała kura. –
Nie masz co robić i stąd pewnie takie dziwne pomysły.
Znoś jaja, albo zacznij mruczeć, to od razu ci przejdzie.
28
– Kiedy to takie rozkoszne pływać sobie, pluskać
i unosić się na wodzie – powiedziało kaczątko rozma-
rzonym głosem. – To cudownie, gdy woda zakrywa gło-
wę, można nurkować i dopłynąć do samego dna!
– Tak, to na pewno wielka przyjemność – powie-
działa kura z ironią. – Chyba zupełnie straciłeś rozum.
Zapytaj zresztą kota, który jest najmądrzejszym stwo-
rzeniem, jakie znam, czy lubi pływać lub zanurzać się
w wodzie. O sobie nawet nie wspomnę! Możesz zresz-
tą zapytać naszej pani, staruszki. Nie ma drugiej ta-
kiej mądrej na świecie jak ona. Naprawdę myślisz, że
chciałaby pływać, unosić się na wodzie albo się w niej
zanurzyć?
– Zupełnie mnie nie rozumiecie – powiedziało ka-
czątko.
– Jeśli my ciebie nie rozumiemy, to któż inny by to po-
trafi ł? Nie sądzisz chyba, że jesteś mądrzejszy od kota i od
naszej pani. O sobie nawet nie wspomnę! Nie schlebiaj
sobie, drogie dziecko! Lepiej dziękuj Bogu za wszystkie
dobrodziejstwa, jakie cię tutaj spotkały! Wpuszczono cię
do ciepłej chatki i spędzasz czas w wybornym towarzy-
stwie, od którego możesz się wiele nauczyć. Jesteś głupta-
sem, który mówi od rzeczy i przebywanie z tobą wcale nie
sprawia nam przyjemności. Dobrze ci życzę, dlatego mó-
wię o tym wprost, choć to nieprzyjemna prawda. Jednak
29
przyjaciele powinni być wobec siebie szczerzy. Dlatego
dobrze ci radzę: naucz się znosić jajka albo mruczeć, albo
sypać iskry. Inaczej nic z ciebie nie będzie.
– Chyba pójdę sobie w świat! – odparło kaczątko.
– Ależ proszę bardzo, nikt cię tu nie zatrzymuje – po-
wiedziała urażona kura.
Kaczątko wyszło z chatki i poszło przed siebie. Dotarło
nad wodę, pływało, pluskało, nurkowało sobie do woli,
ale cały czas w samotności, bo wszystkie inne ptaki uni-
kały go z powodu jego brzydoty.
Minęło gorące lato i nadeszła piękna jesień. Drzewa
w lasach świeciły ciepłą żółcią liści, które wkrótce jed-
nak ciemniały, robiły się brązowe, by w końcu cicho
opaść na ziemię. Wiatr porywał je i unosił wysoko w po-
wietrzu. Robiło się coraz zimniej, ciemne chmury cięż-
ko zwisały nad ziemią, zwiastując śnieg i grad. Kruki na
polach krakały z zimna. Na samą myśl o takiej pogodzie
przechodziły dreszcze. Biedne kaczątko, było mu teraz
tak ciężko, smutno, zimno i samotnie.
Pewnego pięknego wieczoru o zachodzie słońca od stro-
ny lasu nadleciało całe stado niezwykłych, dużych pta-
ków. Kaczątko nigdy jeszcze nie widziało tak smukłych
30
i wspaniałych stworzeń. Były cudowne, jaśniejące naj-
czystszą bielą. Miały giętkie, długie szyje i duże, rozło-
żyste skrzydła. Kaczątko nie wiedziało, że były to łabę-
dzie. Wydawały z siebie dziwne dźwięki, rozłożyły swoje
ogromne, silne skrzydła i majestatycznie szybując nad
wodą, wzbiły się wysoko i skierowały swój lot w kierun-
ku ciepłych krajów, gdzie zawsze świeci gorące słońce,
a woda nigdy nie zamarza. Brzydkie kaczątko patrzy-
ło za nimi z dziwnym uczuciem w małym serduszku.
Kręciło się w kółko na wodzie, wyciągało za nimi szyję,
rozpostarło swoje małe, niezgrabne skrzydełka i wyda-
ło z siebie okrzyk tak głośny i przejmujący, że samo się
go przestraszyło. Ach, nie mogło zapomnieć tych prze-
cudnych ptaków, które wyglądały na bardzo szczęśliwe.
Kiedy piękne ptaki zniknęły mu z oczu, zanurkowało do
samego dna, a kiedy znów wypłynęło na powierzchnię,
poczuło się bardzo zagubione. Nie wiedziało, jak nazy-
wały się te wspaniałe ptaki ani dokąd poleciały. Czu-
ło tylko, że bardzo je polubiło, jak jeszcze nigdy dotąd
nikogo. Nie odczuwało wcale zazdrości i nawet mu do
głowy nie przyszło, żeby marzyć o takim wyglądzie. Cie-
szyłoby się, gdyby chociaż kaczki zechciały z nim roz-
mawiać i przyjąć je do swojego grona. Biedne brzydkie
kaczątko!
31
Po pięknej jesieni nastała mroźna, surowa zima. Ka-
czątko musiało bez przerwy pływać w zamarzającej wo-
dzie, żeby chociaż wokół niego nie powstał lód. Jednak
każdej nocy otwór w lodzie stawał się coraz mniejszy,
a lodowa pokrywa wokół trzaskała od mrozu. Kaczątko
musiało bezustannie poruszać nóżkami, by nie przy-
marznąć i żeby otwór, w którym pływało, nie zamarzł
całkowicie. W końcu jednak nie miało już siły. Bardzo
słabe i wyczerpane przestało się ruszać i zaczęło przy-
marzać do lodu.
Wczesnym rankiem nieopodal przechodził gospodarz.
Zobaczył biednego ptaka uwięzionego w lodzie i pod-
szedł do niego po zamarzniętej tafl i. Rozbił lód drew-
niakiem, wyłowił ptaka z przerębla i zabrał go do domu,
gdzie czekała na niego żona i dzieci. W cieple wiejskiej
chaty kaczątko zaczęło przychodzić do siebie. Dzieci
gospodarza chciały się z nim bawić, ale kaczątko my-
ślało, że zamierzają zrobić mu krzywdę. Przerażone po-
stanowiło uciekać i wpadło do miski z mlekiem, które
wylało się na podłogę. Na ten widok gospodyni zaczę-
ła krzyczeć i wymachiwać rękami. Kaczątko było coraz
bardziej przerażone i w popłochu wpadło do maselni-
cy, a zaraz potem do misy z mąką. Ależ teraz okropnie
wyglądało. Gospodyni krzyczała coraz głośniej i zaczęła
gonić biedne kaczątko, machając za nim pogrzebaczem.
32
Rozbawione dzieci biegały po chałupie i potykając się
o siebie nawzajem, próbowały złapać uciekającego pta-
ka. Na szczęście drzwi były otwarte i kaczątku udało się
wymknąć. Schowało się w krzakach pokrytych świeżym
śniegiem i tam padło jak nieżywe.
Nie będziemy jednak opowiadać o wszystkich przykro-
ściach i cierpieniach, których biedne kaczątko musiało
doświadczyć tej zimy.
Po srogiej, mroźnej zimie nadeszła kolejna wiosna.
Kiedy słońce znów zaczęło przygrzewać, a wokół rozle-
gały się radosne słowicze trele, w sitowiu nad moczara-
mi leżało wymęczone kaczątko. Kiedy znów nabrało sił,
udało mu się rozprostować skrzydła, które nie były już
takie jak dawniej. Załopotały mocno i uniosły je szyb-
ciej i wyżej niż poprzednio. Już po chwili szybowało nad
wielkim ogrodem, w którym rozkwitały jabłonie i kolo-
rowe kwiaty, a wokół unosił się słodki zapach bzów zwi-
sających na długich, zielonych gałązkach, chylących się
nad krętymi kanałami. Wokół było tak pięknie i bajecz-
nie. Po chwili z pobliskich zarośli wyłoniły się trzy prze-
cudne, bielusieńkie łabędzie. Nastroszyły pióra i płynęły
powoli, pełne wdzięku i godności. Kaczątko rozpoznało
te przepiękne ptaki i poczuło, jak ogarnia je nieopisany
smutek.
34
Polecę do tych wspaniałych, królewskich ptaków –
pomyślało kaczątko. – To nic, jeśli zadziobią mnie z po-
wodu mojej brzydoty. Lepiej, żeby napadły mnie te
piękne istoty, niż miałbym narażać się na bezustanne
szczypanie kaczek, dziobanie kur i kopniaki dziewczyny,
która pracuje w gospodarstwie. I jeszcze do tego cierpieć
przez całą zimę.
Kaczątko poleciało nad wodę, osiadło na niej i zaczę-
ło płynąć w stronę wspaniałych łabędzi, które zauważyły
ptaka i jeszcze bardziej nastroszyły pióra.
– Zabijcie mnie! – powiedziało biedne kaczątko, po-
chyliło głowę nisko nad tafl ą wody i czekało na śmierć.
Nagle jednak zobaczyło w wodzie swoje odbicie. Nie było
już brzydkim, ciemnoszarym, żałosnym kaczątkiem, tyl-
ko pięknym łabędziem!
Urodziło się co prawda na kaczym podwórku, ale
przecież wykluło się z łabędziego jaja.
Nagle kaczątko poczuło wielką radość, że podołało
wszystkim trudnościom, jakie go spotkały. Czuło teraz,
jak rozpiera je szczęście, i pomyślało o tym, jakie cudow-
ne czeka go życie.
Duże łabędzie podpłynęły bliżej, krążyły wokół niego
i delikatnie gładziły jego pióra swoimi dziobami.
Z ogrodu wybiegły dzieci, które przyszły nakarmić ła-
będzie. Najmniejsze z nich zawołało:
– Zobaczcie! Ten jest nowy! Mamy jeszcze jednego
łabędzia!
Pozostałe dzieci ucieszyły się i zaczęły klaskać i tań-
czyć na brzegu. Pobiegły potem po rodziców i wszyscy
razem rzucali łabędziom chleb.
– Ten nowy jest najpiękniejszy – mówili wszyscy. –
Taki młody i cudowny! Popatrzecie tylko, jaki wspaniały!
Stare łabędzie pochylały przed nim głowy, a on zawsty-
dził się i schował swoją pod skrzydło. Był taki szczęśliwy!
Nie odczuwał jednak dumy, miał bowiem bardzo dobre,
czyste i pokorne serce. Myślał o tym, jak jeszcze nie tak
dawno temu był prześladowany i wyśmiewany, a teraz
słyszał, jak wszyscy wokół wychwalali jego piękno.
Rosnące nad brzegiem bzy pochylały się ku wodzie,
słońce świeciło tak ciepło i jasno, woda muskała jego
skrzydła. Wyprostował się, nastroszył pióra i rozpostarł
piękne skrzydła. Wyciągnął długą, zgrabną szyję i zawo-
łał radośnie z głębi serca:
– Nie marzyłem o takim szczęściu, gdy byłem brzyd-
kim kaczątkiem!
NAJPIĘKNIEJSZE BAŚNIE WASZEGO DZIECIŃSTWA
NA 50-LECIE TRÓJKI
Z okazji 50-lecia Programu Trzeciego
dziennikarze radiowej Trójki:
Wojciech Mann • Barbara Marcinik Artur Andrus • Marek Niedźwiecki Marcin Łukawski • Kuba Strzyczkowski Agnieszka Szydłowska • Małgorzata Maliborska Piotr Stelmach • Michał Olszański Piotr Baron • Magda Jethon
polecają najsłynniejsze baśnie braci Grimm i Hansa Christiana Andersena.
To książka dla dzieci, ale także dla rodziców – słuchaczy Programu Trzeciego –
którzy mają szansę nieco bliżej poznać swoje ulubione radiowe głosy.
Cena detal. 39,90 zł
Trojka dzieciom_okladka__DRUK.indd 1 2012-04-02 11:40