25
Przygody Sary Jane Tom I – To nie Androvax Autorzy: Sonia Chmiel i Łukasz Skórko

Tom I - To nie Androvax

Embed Size (px)

DESCRIPTION

I tom Przygód Sary Jane na papierze.

Citation preview

Page 1: Tom I - To nie Androvax

Przygody Sary JaneTom I – To nie Androvax

Autorzy: Sonia Chmiel i Łukasz Skórko

Poznań, 2013

Page 2: Tom I - To nie Androvax

Tytuł oryginału: Przygody Sary Jane. Tom I – To nie Androvax

Text © Copyright by Sonia Chmiel & Łukasz Skórko Poznań 2013

 © Copyright for Characters, places and names by BBCUnited Kingdom, 2007

Projekt okładki:Maciej Gorzelańczyk

Ilustracja na okładce:Maciej Gorzelańczyk

Korekta:Łukasz Skórko

Książka służy w celach reklamowych i promocyjnych. Wspierana jest przez akcję „Poland loves Sarah Jane”, stronę

przygodysaryjane.cba.pl oraz fanpage „Przygody Sary Jane” na Facebook’u.

Podziękowania Maćkowi, za pomoc w zrealizowaniu marzeń tak wielu fanów tego cudownego serialu! Od teraz dalsze przygody

bohaterów są przelane na papier…

Autorzy

Page 3: Tom I - To nie Androvax

ROZDZIAŁ I

Drzwi do domu przy Bannerman Road 13 właśnie się zamknęły. To właścicielka domu, Sara Jane Smith, właśnie go opuściła. Wsiadła do swego samochodu, z którym się nigdy nie rozstawała i ruszyła. Tak jak każdego dnia, oprócz zajmowania się domem, pracowała w gazecie „Ealing Echo”. Miała też jeszcze jedno, bardzo nietypowe zajęcie… Ratowała świat. Po tym, jak poznała Doktora, jej życie się zmieniło na zawsze. Podróżowała w kosmosie, widziała rzeczy niestworzone. Jadąc uśmiechnęła się do siebie na te wspomnienia. Już miała wyjechać z ulicy, gdy przed samochód wybiegła jej znajoma z naprzeciwka, Rani Chandra.Była w tej samej klasie, co jej najdłuższy kompan – Clyde. Luke'a – jej syna - stworzyli kosmici Bane'owie. W domu, razem z nią, mieszkała też jej adoptowana córka Sky.Sara Jane naprawdę się zdziwiła widząc zdyszaną znajomą przez szybę. Pozostawiając samochód na środku ulicy podeszła do niej i spytała, co się stało.

Rani wyprostowała się. Popatrzyła z powagą na Sarę Jane.Nie można było zaprzeczyć, że mieszkanka Bannerman Road zestarzała się. A może to wina takiego trybu życia? Sara Jane często powtarzała, że Rani i Clyde nie powinni dłużej się z nią zadawać. Dlaczego? Sara dobrze wiedziała, że kosmici i inne pozaziemskie zdarzenia zniszczą tych młodych ludzi od środka. - Posłuchaj... - powiedziała powoli Rani widząc, że jej przyjaciółka jest przestraszona. - Chciałabym Ci powiedzieć ważną rzecz. I Tobie, i Sky.Sara Jane spojrzała krytycznie na Rani. - No i Luke'owi też! - niemal krzyknęła.- Ale to nic strasznego? - spytała niepewnie Sara. Rani energicznie przecząco kiwnęła głową. Żeby umilić sytuację uśmiechnęła się. Sara Jane nie odwzajemniła uśmiechu.- Mam wiadomość… – Rani nie wiedziała, jak zacząć tę niezmiernie ciężką dla niej sprawę. Uznała, że najlepiej będzie

powiedzieć wszystko prosto z mostu. – Ja… z Clyde'em. Pobieramy się.Sara Jane doznała szoku. Po tylu latach nudnego życia na Bannerman Road, lekko urozmaiconego kosmitami, nie spodziewała się usłyszeć takich słów od bliskiej osoby.- Och, Rani… To cudownie! – chciała udać uprzejmą, ale wcale się tak nie czuła. Wiedziała, że traci dwójkę przyjaciół na zawsze. – Kiedy ślub?- Jeszcze nie wiemy… Chcieliśmy to najpierw ustalić z tobą.- Ze mną? - spytała mocno zdziwiona Sara Jane. Nie mogła zrozumieć, czemu pytają o to JĄ. To przecież ich życie, są młodzi, więc czemu chcą to najpierw ustalić z nią? I właśnie wtedy zdała sobie sprawę jak ważna jest dla tych dzieciaków.Ale przecież to już nie były dzieci.- Tak, oczywiście! Jak moglibyśmy to uzgodnić bez twojej wiedzy?! - Rani chwyciła ją za rękę. - Musisz mi pomóc wszystko przygotować. Sarę ogarnął smutek. I pomyśleć, że tyle wspaniałych i długich lat przeżyli razem i to już się kończy? Tak po prostu? Sara Jane musi się pogodzić z tym, że Rani i Clyde chcą założyć własną rodzinę i żyć jak każdy inny, normalny człowiek w Anglii. Na szczęście Luke nie zamierzał się jeszcze żenić.- Kiedy ci się oświadczył? - wyrzuciła nagle z siebie Sara Jane.Rani z uśmiechem wyciągnęła rękę pokazując dumnie pierścionek.- Wczoraj wieczorem.- Czy to nie dziwne? – Sara Jane zaskoczyła Rani pytaniem. – Chodzi mi o to, czy nie dziwne jest to, że Clyde oświadcza ci się, a ty następnego dnia przybiegasz i mówisz o ślubie? Nie za szybko?- Saro Jane! – w oku Rani zakręciła się łza. – Jak możesz… tyle lat byliśmy przyjaciółmi! My się kochamy, a ty w nas wątpisz?! Nienawidzę cię! – Rani wyrwała się z uścisku dłoni jej sąsiadki. Przebiegła przed samochodem, którego wściekły kierowca wymachiwał pięścią. Nie miała czasu go przeprosić. Była bardzo smutna. Jej najlepsza przyjaciółka ją porzuca! I to w chwili, gdy już niedługo będzie ślub. Nie mogła tego Sarze Jane wybaczyć.

Page 4: Tom I - To nie Androvax

Sara nadal stała na środku jezdni nieruchomo. Dlaczego ona tak powiedziała? Sama tydzień po oświadczynach brała ślubz Peterem Daltonem. Rani ma do tego prawo! Może sobie brać ślub, kiedy chce, nawet dzisiaj. W Sarze Jane się gotowało, ale starała się stłumić gniew. W końcu wsiadła do auta i wolno odjechała.

- Długo jej nie ma. - powiedziała Sky chodząc tu i tam, a także denerwując przy tym swojego starszego brata.- Uspokój się. - powiedział Luke z dziwnym spokojem. - A co z Clani? - Sky zapytała. - Mieli przyjść wczoraj wieczorem do nas! Luke nie odpowiedział. - Idę to sprawdzić. – Sky oświadczyła, widząc, że jej brat nie zamierza się w to angażować.- Zaczekaj, idę z tobą. – powiedział Luke. Nie dlatego, że chciał wiedzieć, gdzie podziewają się jego przyjaciele, ale głównie z tego powodu, że nie chciał narażać siostry na ewentualne niebezpieczeństwo.Przebiegli przez pustą już jezdnię i wpadli do domu Clyde'a. Nikogo tam jednak nie zastali, oprósz białej myszki, która przebiegła w popłochu przez kuchnię.Zamknęli drzwi i zajrzeli do domu Rani. Ich przypuszczenia się potwierdziły. Oboje byli w domu. Pakowali walizki.Gdy Sky wkroczyła do pokoju od razu wrzasnęła:- Co to ma znaczyć?!Clyde i Rani odskoczyli od walizek jak oparzeni. Popatrzyli po sobie. Clyde stał sztywno.- Sky, spokojnie. - powiedział Luke do siostry po czym zwrócił się wprost do Rani i Clyde'a:- Co wy do cholery robicie?- Chciałam spytać o to samo. - wtrąciła się Sky, ale Luke skarcił ją wzrokiem.- Robimy to, co widzisz! - Wysyczał przez zęby Clyde patrząc Luke'owi prosto w oczy. Nastąpiła niezręczna chwila ciszy.- Pakuje... - zaczęła Rani, ale Luke szybko jej przerwał:- To, że jesteście zaręczeni to nie znaczy, że możecie już razem

zamieszkać!Rani popatrzyła na swojego przyjaciela z mieszanymi uczuciami.- Skąd wiesz? - zapytała cicho hinduska.- Plotka szybko się rozchodzi. - odpowiedział Luke z powagą.- Ale… - Rani nie mogła zrozumieć. – Dlaczego wy wszyscy jesteście tak wrogo nastawieni? Nie możemy odczuwać miłości do siebie? – dziewczyna chwyciła przyszłego męża za rękę i przyciągnęła ku sobie. Objęła go i zaczęła całować.

Luke odruchowo zasłonił oczy Sky. Sam patrzył zdezorientowany na kolegów. Gdy skończyli się całować, Clyde był cały umazany szminką Rani. - A teraz wynoś się! – ciemnoskóry chłopiec wykrzyknął. – Nic ci do tego, kogo kocham, a kogo nie! Wynoś się z tego domu!Luke wziął siostrę za rękę i wyszedł z domu. Szli wolno, w końcu nie mieli potrzeby się spieszyć. Sky nic nie mówiła, jedynie popatrzyła na brata. Jako, że oboje pochodzili z kosmosu, rozumieli swoje myśli. Tak więc cicho zgodzili się w myślach z tym, że coś tu nie gra. Postanowili się jednak w to nie mieszać i skierowali się ku domu pod numerem 13.

Gdy spostrzegli, że niebieski samochód stoi pod domem nie tracili ani chwili. Wbiegli oboje po schodach prosto na poddasze. Sara Jane siedziała nieruchomo, ale gdy usłyszała skrzypnięcie drzwi odwróciła się.- Będzie ślub... - powiedziała Sky cicho. Mimo, że nie widziała namiętnych pocałunków Rani i Clyde'a nadal było zszokowana chwilami, które zdarzyły się raptem kwadrans temu. - Wiem, że będzie ślub. - odpowiedziała szeptem i popatrzyła na swoich podopiecznych, którzy stali w drzwiach. Sky podeszła bliżej Sary.- To nie jest sprawiedliwe! - powiedziała dziewczynka. - Według mnie nie powinni się pobierać. Nie pomyśleli w ogóle o nas! Nie pomyśleli o tym, że niszczą teraz naszą wspaniałą przyjaźń i... Ja myślę, że... - nie dokończyła, ponieważ Sara Jane gwałtownie podniosła się z krzesła i krzyknęła na Sky:- Nie twoja sprawa czy oni się pobierają czy nie! Są dorośli, mogą robić co chcą!Nastąpiła chwila ciszy, po czym Sara stwierdziła, że chce być

Page 5: Tom I - To nie Androvax

sama.Luke i Sky szybko wyszli.- Czemu ona mnie skarciła za to, że wyraziłam swoje zdanie? - zapytała dziewczynka z łezką w oku.- Wiesz Sky... Jednej rzeczy nauczyłem się bardzo szybko. - Luke zaczął, a Sky popatrzyła na niego z uwagą. - Jeśli cokolwiek siedzi w twojej głowie, nie mów tego na głos.

_ROZDZIAŁ II

Następnego ranka, gdy Sky, Luke i Sara Jane wstali i zasiedli przy śniadaniu usłyszeli głosy dobiegające z zewnątrz. Luke z ciekawości wyjrzał na podwórko. Przy domu numer 36 stało kilka wielkich samochodów do przeprowadzek.- A więc nie były to żarty – Luke poczuł się załamany. Chciał wbiec do domu, aby poinformować mamę i siostrę o tym, co ujrzał, lecz gdy odwrócił się, aby to uczynić, one stały już przy nim płacząc.

Niedługo zza zakrętu wyjechał samochód. Przypominał limuzynę. Prowadził go nieznany im mężczyzna. Tylne okna miał zaciemnione, lecz można było przez nie dojrzeć lekkie zarysy sylwetek ich przyjaciół. Po chwili auta ruszyły, a drogi samochód z Clani ruszył za nimi.- To koniec… - w myślach szepnęła Sky.Luke jej nie odpowiedział.

Dzień dłużył się niemiłosiernie. Każdy z mieszkańców Bannerman Road 13 krzątał się po domu nic nie mówiąc. Każdy rozłąkę z przyjaciółmi przeżywał zupełnie inaczej. Ale Luke postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i nie dopuścić do rozdzielenia drużyny.

Pod wieczór udał się pod nr 36. Zapukał lekko do drzwi. Musiał się trzymać planu. Otworzyła mu Gita Chandra uśmiechnięta od ucha do ucha.- O, Luke! Co ty tutaj robisz?Zanim chłopak zdążył odpowiedzieć, pani Chandra wciągnęła go do środka i kazała mu usiąść na sofie.- Kawki? - spytała Gita swoim charakterystycznym akcentem.- Nie, dziękuję. - odpowiedział Luke uśmiechając się.- A jak tam u Sary? - zapytała Gita siadając obok niego, ale Luke szybko zmienił temat.- Musi być pani niezmiernie szczęśliwa wydając córkę za mąż.- Taaak.. - przedłużyła swoją wypowiedź pani Chandra po czym dodała. - Tylko Haresh'owi to nie odpowiada. Nie chce mieć zięcia, który nie ma zadatków na przyszłość.Luke spojrzał na nią.

Page 6: Tom I - To nie Androvax

- Ależ Clyde może być kimś wielkim! Przecież ma niezwykły talent malar... - tu Gita Chandra mu przerwała:- Nie zauważyłeś, że Clyde dziwnie się zachowuje?Tak! O to właśnie Luke'owi chodziło. Potwierdzenie jego przypuszczeń.On sam zdążył poznać Clyde'a przez te lata i on nigdy się tak nie zachowywał. Zawsze trzymał ręce w kieszeni i przez cały czas rzucał swoje cienkie żarty na prawo i lewo. A teraz? Stał cały czas sztywno, prawie w ogóle się nie odzywając. Tak, Luke miał nosa do ludzi.- Co to znaczy dziwnie, pani Chandro? - zapytał Luke niepewnie.- W ogóle się nie odzywał jak ja i Haresh staliśmy z Rani i nim w salonie. A jeśli już coś chciał powiedzieć to mówił chłodnym głosem jakby... - A wie pani gdzie oni mieszkają teraz? - spytał energicznie Luke.- Jordana Street 78, ale po co ci ich adres? - Powiedziała Gita, ale Luke'a już nie było.

***Czerwony, londyński autobus zatrzymał się przed bladym domem. Luke wysiadł i ujrzał napis Jordana St. 25. - Cóż… trochę będę musiał podejść – pomyślał.Gdy zbliżył się do czerwonego domu o numerze 78, zobaczył otwartą bramę. Obejrzał się, czy nikt go nie śledzi i wszedł na dziedziniec. Był pusty, mało tego wyglądał jak po Drugiej Wojnie Światowej. Zobaczył jedyne drzwi na dziecińcu, na których widniał poszukiwany przez niego numer. Zapukał, jednakże nikt nie odpowiedział. W oknach też nie paliło się żadne światło.- Może wyszli? – podważył. – Tak to możliwe.Wolnym krokiem opuścił ponury dziedziniec. Postanowił popytać trochę o jego przyjaciół.

***Tymczasem, na Bannerman Road, Sara Jane Smith wróciła do

domu. Od razu zajrzała na strych. Popatrzyła na ścianę, w której ukryty był Xylox. Szepnęła:- Panie Smith, zapraszam.Ściana rozsunęła się w rytm muzyki i rozległ się głos komputera.- Oh, Saro Jane. Widzę, że nie jesteś w nastroju. W czym mogę pomóc?- Panie Smith, bez ceregieli – odparła zdenerwowana gospodyni domu. – Szybkie namierzenie satelitarne. Obiekt: Luke Smith.- Myślę, że to nie będzie konieczne. – pan Smith nie chciał wykonać komendy.- Jak to? – Sara była zdziwiona.- Pan Luke zostawił pani wideo.-Włączyć i to szybko. – Sara Jane nie marnowała czasu.- Pan Smith posłusznie odtworzył wideo.-''Mamo, pewnie się martwisz, że mnie nie ma'' – mówił Luke na nagraniu – ''Ale ja tylko musiałem wrócić do akademika. Przed chwilą dowiedziałem się od kumpla, że profesor dał zadanie napisać referat i to na jutro. Pojechałem po potrzebne książki. Wrócę za niedługo.''Pan Smith wyłączył wideo. Sara Jane obróciła się do Sky.- Myślisz, że można mu wierzyć?Sky wolno pokręciła głową.

***

W tym samym czasie Rani i Clyde wracali od sąsiadów,którzy od razu ich zaprosili na kawę. Rani cała promieniała, ale Clyde...- O co ci chodzi? - zapytała go hinduska.- O co ma mi chodzić, kochanie? – spytał i przyciągnął ją ku sobie na bardzo niebezpiecznie bliską odległość. Już chciał zacząć ją całować, jednak ta odepchnęła go:- Nie przy ludziach, Clyde!Clyde poczuł się urażony, jednak odrzekł:- Może pójdziemy do restauracji?- Oh… jakiś ty romantyczny.Zawrócili i skierowali się ku najlepszej restauracji w Londynie.

Page 7: Tom I - To nie Androvax

Kilka chwil wcześniej Luke poczuł głód. Postanowił coś przekąsić. Wszedł do najbliższej kawiarni. Zamówił pizzę i czekał na dostawę popijając colę. Zaczął się oglądać po wielkiej restauracji. Z ciekawości, po prostu. Pomimo pięknych, złotych ozdób, w które restauracja obfitowała nie było w niej nic nadzwyczajnego. Nagle jego wzrok przykuła znajoma sylwetka rodzaju żeńskiego. Tak, nie ulegało wątpliwości, że była to jego przyjaciółka Rani. Postanowił się jednak upewnić, że to na pewno ona. Cicho, nie zwracając na siebie najmniejszej uwagi klientów przemknął się ku stolikowi, gdzie siedziała jego znajoma. Ciągle prześladował go pech, lecz tym razem doznał nieopisanego szczęścia, ponieważ przy stoliku, gdzie siedzieli Clani rosło wiele bujnych roślin. Długo nie myśląc ukrył się za kaktusem. Stąd miał wyraźny punkt widokowy oraz słyszał wszystko, co jego kompani mówili.

Kelner zbliżył się do ich stolika:- Co państwu podać? – zapytał wolno z francuskim akcentem. Gdy Clyde wyrywał się do złożenia zamówienia, Rani przerwała mu gestem dłoni.- Mogłabym pomówić z panem w cztery oczy? – Rani zapytała z niewinnym uśmiechem na twarzy, po czym chwyciwszy kelnera za rękaw odciągnęła go na bezpieczną odległość od stolika. – Poproszę dwie porcje chilli marynowanych po meksykańsku.- Oczywiście, dostarczymy wkrótce – odpowiedział, po czym Rani wróciła na swoje miejsce.- Co zamówiłaś?! – kropelki potu spływały po czole Clyde'a.- To będzie niespodzianka – hinduska nie chciała zdradzić swojej tajemnicy. Rani spostrzegła, że Clyde strasznie się denerwuje. Chwyciła go za rękę pytając, co się dzieje. On zaś siedział całkiem sztywno i starał uspokoić swoje drżące z niepokoju dłonie. Rozglądał się nerwowo.-Jeśli ci przeszkadzają te rośliny, możemy je przesunąć. - zaproponowała Rani.Luke'owi serce podskoczyło do gardła. Na szczęście Clyde ostro zaprotestował

- To... - zaczął niepewnie Clyde przybliżając się troszkę do swojej narzeczonej. - Kochanie, powiedz mi, co zamówiłaś.- Żadnych słodkich słówek! - zaśmiała się Rani. - Dowiesz się za chwilę.Clyde westchnął.

***

- Saro Jane, ja wiem, kiedy on kłamie! - rzekła Sky próbując uspokoić mamę, ale ona cały czas chodziła po pokoju i mówiła do siebie.- Nie urodziłam się wczoraj, Sky. Coś mi tu śmierdzi. – pani Smith nie przestawała krążenia po strychu bez celu. – Panie Smith, zapraszam!- Witaj, Saro Jane. W czym mogę pomóc – z głębi ściany dał się słyszeć głos Xylox'a.- Szybkie skanowanie filmiku, który pozostawił Luke. Chcę wiedzieć, czy to on, czy obcy.Po chwili na ekranie komputera zaczęły wyświetlać się przeróżne cyfry i diagramy. Po kilku sekundach pan Smith obwieścił:- Wideo jest całkowicie czyste, Saro Jane. Nie wykrywam w nim żadnej energii obcych. To twój syn, jestem pewny na sto procent.

***

W tym samym czasie, w londyńskiej restauracji Luke ciągle podsłuchiwał kolegów. Od dłuższego czasu tylko obrzucali się komplementami, ale już od kilku dni nie słyszał żadnego żartu z ust Clyde'a. To było naprawdę dziwne. Czyżby to Rani tak zmieniła jego przyjaciela? Rozmyślania chłopca przerwał dźwięk zbliżających się ku niemu kroków. Był to kelner niosący danie, zamówione przez Rani:- Proszę, życzę smacznego. – z tym samym akcentem co wcześniej rzekł kelner. Poprawił muszkę i odszedł w stronę baru.Clani zaczęli zajadać się, co chwila oblizując. Danie było przepyszne! (Tak przynajmniej sądził Luke). Nagle nad prawą

Page 8: Tom I - To nie Androvax

brwią murzyna zjawiła się zielona plamka. Rani zwróciła się do niego:- Uch, Clyde! Masz coś na czole… - schyliła się ku nie mu z serwetką, aby ową plamkę wytrzeć, lecz jej się to nie udało. - Dziwne, naprawdę – pomyślała, lecz Clyde'owi na głos nie powiedziała niczego.Luke zmarszczył brwi. Przyglądając się przyjacielowi, który zajadał się daniem stwierdził, że Clyde... Się zmienia. - Kochanie, dobrze się czujesz? - zapytała słodkim głosem Rani, on zaś kiwał głową na tak. Czarnowłosa chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę toalety, gdzie można znaleźć ręczniki i czystą wodę.- S-skarbie jest d-dobrze! - jąkał się chłopak chcąc się wyrwać ze stalowego uścisku swojej dziewczyny.- Przecież widzę, że źle się czujesz!W tym samym czasie Luke siedząc za kaktusem stwierdził, że już wszystko jest dobrze. Nie musiał się rozglądać czy nikt go nie widzi, ponieważ było już późno i nikogo w jadłodajni nie było prócz jego przyjaciół, kelnerów i jego samego. Bez namysłu Luke oparł się o kaktusa. Jego ostre kolce wbiły mu się w skórę sprawiając mu przy tym ból. Krzyknął, ale szybko się zorientował, że może zostać zdemaskowany i umilkł.

- Co to było? - obróciła się nerwowo Rani próbując wyczyścić z kochanka zielone plamy, które masowo zaczęły się pojawiać na skórze Clyde'a. Wyglądało to jak wysypka.- Ktoś po prostu krzyknął. - powiedział chłopak. - Nic się nie martw. I przestań mnie nacierać tym mydłem! - nawrzeszczał na Rani Clyde.- Spokojnie te zielone plamy zaraz zejdą. Ale... - zawahała się Rani. - Te plamy nie wyglądają jak plamy... Raczej jak malutkie ranki. Clyde podskoczył.- Jakie ranki?! - No takie zielone. Może powinniśmy pojechać do szpitala?

Clyde popatrzył jej prosto w oczy. To przeraziło dziewczynę, która nigdy jeszcze nie widziała Clyde'a z takim złowieszczym uśmiechem.- Ocet... - szepnął. - Nafaszerowałaś mnie octem.Rani zrobiła krok do tyłu Na prawdę zaczęła się bać. Czuła, ze zaraz coś się wydarzy.- Clyde... - zaczęła Rani, ale wtedy stało się coś dziwnego.Czarnoskóry chłopak podniósł rękę do góry i chwycił coś małego na swoim czole. Rani zamarła, nie mogła się ruszyć, a strach ją doszczętnie sparaliżował. Clyde pociągnął za malutką niewidzialną rzecz niczym za suwak. Niebieski blask zaślepił hinduskę.

Page 9: Tom I - To nie Androvax

_ROZDZIAŁ III

Wszystko brzdękało i stukało w torbie starszej pani biegnącej przez ulice Londynu. Nie przykuwała zbytniej uwagi przechodniów na siebie, ale była jedna rzecz, która była trochę dziwna. Podążała za nią młoda dziewczyna, co jakiś czas szepcząc: „Błagam, Saro Jane, zaczekaj…”. Właśnie wracała z domu naprzeciwko, od sąsiadki, Gity Chandry. Właśnie uzyskała niezbędnych informacji. Okazało się, że nie tak dawno temu mama Rani przekazała Luke'owi adres zamieszkania kolegów. Teraz kobieta wiedziała, gdzie jest jej syn. Właśnie zmierzała do domu, aby zamienić słówko z panem Smith'em.

***

Długo nie myśląc Rani chwyciła za drzwi do kabinki. Szybko do niej wbiegła i zamknęła się w środku. Tak, nie ulegało wątpliwości – to znów Slitheeni. Czego chcą tym razem? To pytanie nie chciało opuścić głowy dziewczyny, najwyraźniej uważało jej głowę za miejsce przytulne.- Jesteś tam? - mówił Slitheen swoim złośliwym głosikiem.- Pomocy! - wrzasnęła na cały głos Rani, ale nikt nie usłyszał jej błagalnych próśb o ratunek.

***

Luke, nieświadomy wielkiego niebezpieczeństwa, w jakim teraz Rani się znalazła przemierzał uliczki Londynu wracając do domu. Lecz jedna myśl nie dawała mu spokoju... Clyde. Jego przyjaciel, który zawsze wypierał się uczuć i udawał luzaka w najbliższym czasie tak bardzo się zmienił.Luke dobrze wiedział, że Clyde zawsze podkochiwał się w Rani. Luke nie rozumiał, czemu Clyde nigdy jej tego nie powiedział. Oni przecież nie byli parą! A tu nagle Rani oświadcza, że będzie ślub.Szedł tak póki nie zauważył, że właśnie stoi przed domniemanym domem świeżo zaręczonych. A przed domem stał

charakterystyczny niebieski samochód. „Sara Jane” – pomyślał. Podszedł bliżej i ujrzał kobietę siedząca w środku i płaczącą nad swoim losem. Luke zapukał w okno, a starsza pani odwróciła się. Po chwili uśmiech zagościł na jej twarzy:- Luke! – wykrzyknęła.- Mamo… - chłopiec wsiadł do samochodu i objął panią Smith – a gdzie Sky?- Poszła sprawdzić dom Clani. Powinna zaraz wrócić.

***

Hinduska zdecydowała, że musi liczyć sama na siebie. Wdrapała się na dach kabinki i poczęła przechodzić z jednej na drugą. Była tak blisko sufitu, że Slitheen jej nie zauważył. Dopełzła do końca korytarza i ujrzała okno:- Zbawienie – szepnęła.Nachyliła się i pchnęła dłonią okno. Miała szczęście, nie było szczelnie zamknięte. W tej samej chwili zielony kosmita wywarzył drzwi kabinki, gdzie wcześniej ukrywała się dziewczyna. Rani uświadomiła sobie, że ma nie wiele czasu na ucieczkę. „Teraz albo nigdy” – krzyknęła i wymknęła się przez okno. Slitheen ogromnymi ślepiami dojrzał zanikający but dziewczyny w oknie. Nie zastanawiając się, popędził za nią.- Nie uciekniesz mi, ludzkie stworzenie! – wrzasnął Slitheen i wyskoczył przez okno.

Po chwili gorzko żałował swojego czynu. Rani trzymała go za szyję i związywała liną. Kosmita próbował negocjować, ale jego jęki na nic się zdały. Po chwili dziewczyna ciągnęła go ku domu.

***

Sky opuściła dom Rani i zamknęła drzwi soniczną szminką.- Nie ma tam nikogo – szepnęła. Zdążyła się już wcześniej przywitać z Lukiem.- Myślałem, że obaj wrócili. - powiedział Luke.Sara Jane i Sky popatrzyły na chłopaka.

Page 10: Tom I - To nie Androvax

- Wrócili skąd?! - spytały obie naraz. Luke – trochę zakłopotany – odpowiedział:- No, z restauracji. Po jego słowach wszyscy wsiedli do samochodu i skierowali się wprost do restauracji gdzie Clani przed godziną jedli kolację.

***

- Czy ty na prawdę myślałeś, że ja bronić się nie umiem?! - krzyknęła Rani na Slitheena, którego liny tak mocno ściskały, że obcy nie mógł oddychać.- Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ten przeklęty ocet. Rani, co chwilę wykręcała numer do Sary Jane.

***

Restauracja świeciła pustkami. O tej porze dnia nie można byłoby się spodziewać gości. Razem ze swoimi dziećmi szła w stronę kelnera. Sara Jane najpierw musiała otrzeć łzy z policzków. Po tym, jak ogarnął ją nieopisany smutek nie mogła się uspokoić. Czyste łzy co chwile spływały jej po policzkach, a to wszystko na myśl, że wszyscy jej przyjaciele ją kiedyś opuszczą. Nigdy nie sądziła, że to wszystko tak się skończy. Oczywiście była szczęśliwa, że Rani i Clyde w końcu wyznali sobie uczucie i postanowili wziąć ślub. Ale zawsze coś musi być nie tak. - Przepraszam! - Luke zwrócił się do kelnera. - Czy nie było tu takich dwóch młodych ludzi... Może godzinę temu?Cała trójka przyglądała się pracownikowi restauracji z zaciekawieniem.- Hinduska i Czarnoskóry chłopak? - kelner wiedział o kogo chodzi. - Obaj weszli do łazienki, ale potem ich nie widziałem.Sarah Jane, Sky i Luke popatrzyli na kelnera z przerażeniem, po czym wszyscy rzucili się do drzwi łazienki.- Ej, paniczu! – rzucił kelner – zdaje się, że nie zapłacił pan za swoją pizzę!

Luke podbiegł do niego, wsunął dwadzieścia dolarów do ręki i szepnął:- Reszty nie trzeba.Reszta paczki była już przy drzwiach. Natychmiast je otworzyli, lecz nie byli zadowoleni tym, co ujrzeli. Na podłodze przed nimi leżała rozerwana skóra Clyde'a.- Slitheeni… - szepnęła rozgorączkowana Sara Jane.Właśnie w tej chwili przybiegł do łazienki Luke. Na końcu toalety było okno, otwarte. Chłopiec pokazał go Sky.- Saro Jane! – dziewczynka wskazała na okno.Podbiegli do niego.- Niczego tu nie ma. – dziennikarka odwróciła się. – Wracamy do samochodu. Jedziemy na Bannerman Road. Muszę tę sprawę zbadać.

Wyszli z restauracji i pożegnali się z kelnerem. Francuz doznał szoku. Dałby sobie głowę uciąć! Mógł przysiąc, że starsza kobieta nie była tak gruba! A teraz… zdawało mu się, że znikąd wyrósł jej brzuch.- To przepracowanie… - powiedział i po chwili zamknął restaurację.

***

- Panie Smith, zapraszam! - komputer natychmiastowo się pojawił po komendzie Sary Jane.- Saro Jane, czy są już jakieś wieści na temat Rani i Clyde'a?- To nie był Clyde! To Slitheen. - powiedziała drżącym głosem Panna Smith.Xylox natychmiast rozpoczął skanowanie całego Londynu.- Jeśli chodzi o Slitheen'ów to nie przelewki. - powiedziała Sky.- Ale ty nigdy ich nie widziałaś... - stwierdził Luke, ale jego siostra odrzekła, że Sara Jane dużo jej opowiadała o tej rasie kosmitów. W ogóle Sky zaczęła nabierać wiedzy o świecie i kosmitach. Sara Jane cały czas ją wychwalała, jak to Sky sobie dobrze radzi, a wtedy Luke'a zżerała zazdrość. To nie było dla niego miłe uczucie. Ale mimo to bardzo lubił swoją młodszą siostrę.

Page 11: Tom I - To nie Androvax

- Saro Jane, wykryłem ślad Slitheen'a bardzo blisko. - oznajmił Pan Smith.- Czyli gdzie?! - zerwała się z krzesła Sara.- Jordana Street 78...Sara Jane spojrzała na swoich podopiecznych. Wiedziała, że nie ma czasu do stracenia.

***

Rani wypadła ze swojego domu pod numerem 78. Nie mogła marnować ani chwili! Musiała jak najszybciej dotrzeć na Bannerman Road! Uh… tyle było do załatwienia. „Sara Jane pewnie ciągle się na mnie gniewa…” – pomyślała. W końcu tak nieładnie z nią rozmawiała. Zapomniała, że jej znajoma też ma uczucia. Właśnie zamierzała przejść na przejściu dla pieszych, gdy nagle zza zakrętu wyjechał niebieski samochód. Rani stanęła na środku drogi. Zaczęła wymachiwać rękami i wrzeszczeć na całe gardło:- Saro Jane! Tutaj!Samochód zatrzymał się po środku ulicy, jak owego dnia gdy się pokłóciły. Dalej wszystko szło tak samo. Kobieta wysiadła, hinduska odrzekła, że ma wiadomość. Teraz musiałyby się pokłócić. Jednakże ta chwila nie nastąpiła. Dziewczyna chwyciła sąsiadkę mocno i objęła. Uśmiechnięta Sara Jane odwzajemniła uścisk. - Oh, Saro Jane! Widziałam Slitheena! Związałam go i jest w moim domu! Szybko, pokażę go wam!Sara Jane, pozostawiając auto na środku ulicy, pobiegła za Rani, która wskazywała jej drogę. Sky i Luke wysiedli z auta i popędzili w ślady mamy i koleżanki. Zbliżali się do domu pod numerem 78. Hinduska otworzyła drzwi i wpuściła wszystkich do salonu.- Jest w kuchni! – krzyknęła.Wszyscy skierowali się właśnie tam. Jednak, gdy już tam dotarli, żadnego Slitheena nie ujrzeli.- Gdzie on jest? – spytała Sara Jane. – Podłe stworzenie…

- Dałabym słowo, że zostawiłam go tu – dziewczyna wskazała na stertę sznurów na podłodze. – Zwiał, kosmita, najwyraźniej.- Wracamy do domu. Pan Smith na pewno coś wymyśli. Nie będziemy tu stać i marnować czasu.Cała drużyna opuściła dom Clani. Skierowali się ku samochodowi pozostawionemu na środku ulicy. Na szczęście nie była to ruchliwa część stolicy Wielkiej Brytanii, więc można było spokojnie samochód w takim miejscu zostawić. Już mieli wsiadać, gdy nagle Luke zauważył coś zielonego przed sobą:- Slitheen! Saro Jane, widzę kosmitę!- Dzieci, idźcie! Ja zostawię auto w przyzwoitym miejscu! Zegarkiem namierzę was. Spotkamy się póź… - opiekunka nie dokończyła, ponieważ już była w aucie, i włączywszy piąty bieg pędziła ku najbliższemu parkingowi.

Slitheen mknął ulicą. Zatrzymał się przy domu o numerze 23 przy Victoria's Road. Tu znajdował się, korytarz, coś w stylu ogródka. Jednak jak na ogródek, był nader opuszczony. Uznał to miejsce za doskonałe do ukrycia i skontaktowania się z szefem. Już za wiele ryzykował. Jeszcze chwila, a stawką w grze mogło być jego życie. Usłyszał kroki nieopodal. Nie miał za wiele czasu. Wyciągnął szybko urządzenie, nabrał numer i czekał, aż ktoś odpowie. Usłyszał głos:- Slitheenie! Wiem, że tu jesteś. Ukaż się, a nie zrobię ci nic złego… - w pierwszej chwili kosmita pomyślał, że to jego szef, jednak zrozumiał, że to dzieci. Tak, teraz będzie musiał się poddać. Ów korytarz, w którym był, na końcu miał ścianę. Ślepa uliczka. Ucieczki nie było.

Page 12: Tom I - To nie Androvax

_ROZDZIAŁ IV

Slitheen gwałtownie się obrócił i dostrzegł dwoje ludzi szybko zbliżających się ku niemu. On sam zaś zaszył się w kącie licząc na to, że go nie zauważą. - Widać cię! - krzyknęła Sky w jego stronę. Luke szybko ją uciszył.- Bądź cicho! Możesz zwrócić na siebie uwagę sąsiadów. – Sky skuliła się i podeszła do Slitheen'a.

***

- Właściwie, co my robimy?! - krzyknęła Rani do Sary Jane wspinając się po szpiczastym dachu.- Mówiłam, że Pan Smith teleportował tu klatkę. Zrzucimy ją na Slitheen'a.- O! Tam jest. – wskazujący palec hinduski wyskoczył wprost, wskazując metalowy domek.- Pięknie – powiedziała opiekunka – A tu masz sznur – pokazała na niego.Chwilę później już umocowały go do klatki. Były gotowe, aby zaatakować.

***

- Nie możesz uciec – Luke rozmawiał ze Slitheenem. – To ślepa uliczka. Powiedz lepiej, czego chcesz na Ziemi!- Niczego… - kosmita odchrząknął.- Co w takim razie tu robisz? – spytała Sky.- Pracuję… - Slitheen pozostawił ten sam tajemniczy akcent w głosie, jaki miał niegdyś, podczas ich poprzednich spotkań.- Pracujesz? Dla kogo? – Luke nie dawał za wygraną.- Dla władcy. Dla Trickstera! On uratował nasz naród od zniszczenia! Dał nam drugą szansę, a ja wypełniam warunek umowy.

- Teraz! – wrzasnęła Sara Jane z dachu. Slitheen spojrzał w niebo, jednak już był w klatce. Rani właśnie, stojąc na dachu czyściła ręce. Bardzo się wybrudziła.Obcy zawył z wściekłości. Jago długi i piskliwy ryk kaleczył uszy członków drużyny. - CICHO! - wrzasnęła Sara Jane gdy już była na dole. Rani i reszta popatrzyli na nią z wdzięcznością. Kosmita posłusznie umilkł i skulił się w kącie klatki. Sara Jane podeszła bliżej Slitheen'a.- Czego tu szukasz na ziemi? I czemu podszyłeś się pod Clyde'a? - zapytała już spokojnym tonem Sara, lecz Slitheen powtórnie zaczął się wydzierać:- Ja nie będę odpowiadał! Nic nie powiem, nic nie powiem...- On pracuje dla Trickstera... - szepnął Luke do ucha Sary Jane. Sara Jane obróciła się na pięcie i popatrzyła na swojego syna.- Że co proszę?- A tak właściwie... - odezwała się nagle Sky. - To kto to Trickster?- To okropny obcy próbujący się dostać do naszego czasu i naszej przestrzeni. Rani podeszła bliżej.- Jeśli faktycznie Trickster tutaj jest to na pewno czeka na odpowiedni moment.- Wątpię – starsza pani szukała wzrokiem swego syna. Gdy go znalazła, szepnęła – Idź ze Sky do jakiejkolwiek restauracji i kup ocet. Dużo octu. – po czym zwróciła się znów ku kosmicie. Gdy ponownie zerknęła w stronę dzieci, już ich nie było.

***

- Clydzie! Clydzie Langerze! – dał się słyszeć obrzydliwy głos w ciemnej piwnicy.Murzyn otworzył oczy. Nagle ujrzał twarz, jeśli to coś można było tak nazwać. Już powoli jego źrenice przyzwyczaiły się do ciemności i zobaczył go. Tak, nie było wątpliwości…:- Czego ode mnie chcesz, Trickster?! – wykrzyknął.

Page 13: Tom I - To nie Androvax

- Cóż… niczego szczególnego Langer. Tylko chaosu, jak zawsze z resztą… - uśmiechnął się i chwycił szyję chłopca w swoje obrzydliwe palce – a ty mi w tym pomożesz…

***

Tymczasem dzieci Sary Jane Smith podążały do ślepej uliczki, gdzie stała klatka ze Slitheen'em. Mieli w rękach pięć butelek octu.- Tyle powinno wystarczyć – rzekła Sky.Już zbliżali się do celu, gdy usłyszeli szmer, szarpaninę i ciche „mmmhmm”. Szybciej pobiegli do ogródka i ujrzeli Rani i Sarę Jane w klatce! Były związane, na ustach miały szmatki. Nie mogły mówić.- Slitheen! – krzyknął Luke – Gdzie jest?Rani zaczęła dziwnie podskakiwać i machać głową do przodu.- Uciekł – powiedziała Sky. – Jeśli Rani dobrze pokazuje, to wybiegł na ulicę główną.Dzieci wybiegły na Victoria's Road. Nagle przed ich oczami coś mignęło. To na pewno był Slitheen.- Sky... Idź stąd. - szepnął Luke do swojej młodszej siostry. Ona zaś spojrzała na niego z oburzeniem.- Nigdzie się stąd nie ruszam. - odparła mu Sky.- Jeśli on cię złapie, to od razu cię zabije! Nie znasz Slitheen'ów, nie wiesz, jacy oni są.Sky kiwnęła głową energicznie i podała bratu butelki z octem. Po czym szybko pobiegła w stronę Rani i Sary Jane. Nie minęło więcej niż pół minuty, a dziewczynka była już przy klatce, w której niedawno siedział Slitheen. Sięgnęła po torebkę Sary Jane. Leżała ona niedaleko. Wyciągnęła z niej soniczną szminkę. Wycelowała w kłódkę od żelaznej klatki i nacisnęła specjalny przycisk znajdujący się na szmince. Rozległ się przeciągły soniczny dźwięk. Kłódka pękła, a Sky szybko rozwiązała Sarze Jane i Rani ręce. Sara Jane z przejęciem zapytała, gdzie jest jej syn. Rozglądała się wokoło. Ku jej zdziwieniu Luke wyszedł zza rogu cały

wymazany zieloną, klejącą substancją przypominającą wymiociny.- Brak zagrożenia – szepnął i z wycieńczenia opadł na ziemię.

***Samochód Sary Jane zbliżał się do domu przy Bannerman Road 13. Chcieli zameldować panu Smith'owi, że ze Slitheenem koniec. Luke powoli nabierał sił.

Weszli na strych. Kobieta powiedziała to, co zwykle, a Xylok rzekł:- Witaj, Saro Jane! W czym mogę pomóc?- Proszę o skan okolicy. Szukaj Slitheenów. Jednego rozwaliliśmy octem.- Już się robi, Saro Jane. Skanu… ALARM! ALARM! – począł drzeć się komputer.- Co się stało? – Rani spytała.- Wykrywam energię obcych na Bannerman Road!- Szybkie określenie gatunku! – Luke skoczył z kanapy.- Wykonuję… - komputer chwilę milczał. – To Trickster, pani.

Nagle cały dom począł się trząść. To trzęsienie ziemi?- Chwyćcie się czegoś – krzyknęła pani Smith. Rani jednakże się nie utrzymała. Puściła stół, który uporczywie ściskała ręką i jakąś energią odrzuciła się do tyłu. Poczuła ból na plecach. Uderzyła się w coś. Myślała, że to ściana, jednakże ściana była znacznie dalej. Odwróciła się i…- TARDIS! – krzyknęła.Sara Jane wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Wszystko się trzęsło, a rzeczy spadały z półek.- Rani, odsuń się! TARDIS jeszcze się nie zmaterializowała do końca! - krzyknęła kobieta do swojej przyjaciółki.Hinduska starała się uskoczyć, ale zamiast tego coś szarpnęło ją i upadła na podłogę. W jednej chwili wszystko ustało. Każdy na strychu nadal stał w miejscu. Sara Jane i Luke wymienili spojrzenia. - Mamo, co to jest? - zapytała Sky, ale nie uzyskała odpowiedzi. Sara Jane podeszła bliżej.- D...Doktor?

Page 14: Tom I - To nie Androvax

Drzwiczki statku otworzyły się powoli. Stanęła w nich znajoma jedenasta twarz Doktora. Włosy były w nieładzie.- Witaj, Saro Jane. - powiedział szeptem do swojej przyjaciółki. Po czym zerwał się i wkroczył na poddasze. - Ale rzucało! Witam was wszystkich! - podniósł ręce do góry z uśmiechem. Spojrzał na Sky.- Witam Cię! - podszedł do niej z uśmiechem od ucha do ucha. Sky nadal stała jak wryta. Gdy Doktor zbliżał się do dziewczynki drogę zagrodziła mu Rani.- Doktor? To ty?- No ja... - powiedział i odwrócił się do Sary Jane. - Widzę, że macie tutaj kłopoty... Cóż… wszystko już wiem. Mieliście Slitheena, który podszywał się pod młodego Langera, tak?- W zupełności! - odrzekł Luke.- I… - kontynuował Doktor – Slitheen poległ w gruzach. Jednakże pan Smith wykrył energię obcych na waszej ulicy, dokładnie w tym czasie, gdy moja ukochana się zmaterializowała. Czyż nie tak?- Och… Doktor, jak zwykle dobrze poinformowany. – uśmiechnęła się. Ale teraz musimy biec na ostateczne starcie. Jak mniemam, z groźnym już Tricksterem.- I byłoby przyjemnie – dodała Rani – gdybyśmy znaleźli Clyde'a.

Wszyscy przytaknęli na ostatnie zdanie dziewczyny.

_ROZDZIAŁ V

Nie ma czasu do stracenia! – wyświetlił ekran pana Smitha. Doktor przed chwilą zniknął we wnętrzach budki telefonicznej. Po chwili wrócił z pięcioma zaklinaczami czasu.- Staniemy z nimi dookoła Trickstera. Oczywiście w formie pięciokąta! Jeśli ktoś pomyli się chociażby o centymetr, plan legnie w gruzach. Włączymy zaklinacze, a dookoła władcy czasu otworzy się portal czasu. Jeśli wszystko pójdzie według planu – Trickster nigdy na Ziemię nie powróci. Wszystko jasne?Ręka Sky strzeliła w górę. Gdy Doktor spytał „Tak?” odpowiedziała skromnie:- Skąd mamy wiedzieć gdzie stanąć?- Spokojnie, z godzinę temu wysłałem K-9’na, a on zajmie się wszystkim. Miał narysować kółka w miejscu, gdzie mamy stać. - A więc do roboty! – wykrzyknęła gospodyni domu.Wszyscy pędem opuścili dom i, naprawdę, na drodze ujrzeli słabo widoczne, czarne, plamy, na których mieli stanąć. Szybko zajęli pozycje, i upewniwszy się, że stoją dokładnie co do centymetra, zaczęli rozglądać się za kosmitami. Pierwsza Trickstera ujrzała Sky.- Mamo, tam jest! – krzyknęła wskazując na dom Rani. Rzeczywiście, na tamtym miejscu było coś czarnego, a z każdą chwilą stawało się coraz większe. Bez wątpienia – był to Trickster.Gwałtowny powiew wiatru niemal przewrócił członków drużyny, jednak żaden z nich nie poruszył się ani o centymetr.Sarze Jane serce łomotało w piersi. Nikt by nigdy nie podejrzewał, że kobieta boi się tego obcego. A jednak.Trickster był już na tyle blisko, że mogli zobaczyć jego ''twarz''. - Gdzie jest chaos, którego poszukuję? - cicho wyszeptał obcy, po czym odwrócił głowę w stronę Doktora. - No proszę... Władca Czasu kolejny raz chce ocalić ludzkość przed zagładą. - Trickster podszedł bliżej Doktora.- Gdzie jest Clyde?! - wykrzyknęła Rani w stronę obcego. Rani chciała by ten podszedł bliżej do niej i stanął w środku pięciokąta.

Page 15: Tom I - To nie Androvax

- Chodzi ci... o tego młodzieńca? - Trickster wyciągnął . - rękę ku górze. - To właśnie dzięki niemu dostaję to, czym się karmię... Chaos w waszych duszach. I właśnie w tym momencie obcy znalazł się w wyznaczonym miejscu przez Doktora. Gdy on wyciągnął zaklinacz czasu, dla reszty był to znak, że trzeba działać. Wszyscy ze swoich kieszeni wyjęli małe zegarki kieszonkowe. Trickster stanął jak wryty. Wydał z siebie przeciągły ryk i ruszył w stronę Sary Jane. Jednak drużyna była szybsza. W tym samym czasie kliknęli małe guziczki znajdujące się z tyłu zaklinaczów czasu. Coś przypominającego okrąg pojawiło się pod kosmitą. Mocno świeciło niebieskim światłem, a z niego można było usłyszeć dziwne głosy, jakby jęki. Trickster zaczął się zapadać.- Odsuńcie się wszyscy! - krzyknął Doktor i sam zerwał się do biegu. Reszta zrobiła to samo.Nagle światło jeszcze mocniej rozbłysło i… nagle wszystko wyglądało tak samo. Cała ulica wyglądała tak, jakby nic się tu nie działo. Po prostu był znów zwykły dzień.- I co, drużyno? – spytała Sara Jane. – Kolejny raz uratowaliśmy świat…- Saro Jane! – krzyknęła Rani. – Ale co z Clyde'em?Nagle usłyszeli ciche pogwizdywanie. Dobiegało z zakrętu z ulicy Bannerman Road na Rose Street. Wszyscy odwrócili się w tym kierunku. Nagle z krzaków wyłonił się murzyn. Wszyscy go poznali…- CLYDE! – wykrzyknęli niemal jednocześnie.Ich znajomy, z dłońmi w kieszeniach i lekko za wielką koszulą zbliżył się do nich.- Siemanko… jak tam dzionek? – zażartował. Choć dla większości nie yło to śmieszne.- Gdzie się podziewałeś? – spytała, niemal krzycząc, Sara Jane.- A gdzie niby miałem? Byłem w sklepie. Wyjął gumę (już zaczętą) na dowód, że nie kłamie.- Najwyraźniej niczego nie pamięta… - szepnął Luke do ucha Rani.- A co wy porabialiście? – wyrzucił z siebie Clyde.

- Ach… - powiedziała Rani – uratowaliśmy świat. Tym razem bez ciebie.- Cóż, ma się te gorsze dni. – odrzekł Clyde. – Ale odejdźmy od tematu. Skąd masz ten pierścionek? – chłopiec wskazał na palec hinduski.- Sam mi go podarowałeś… - odrzekła dziewczyna.- Uuu… - pogwizdał chłopiec – nie wiedziałem, że mam taki gust.Tym razem wszyscy się roześmieli i natychmiast skierowali się ku domowi przy Bannerman Road 13. Czekał tam na nich pies-robot i Xylok…Luke szedł na końcu. Nagle zbliżył się do niego Doktor i poprosił, aby został z nim na chwilę dalej od grupki znajomych.- Luke… - zaczął. – Myślę, że to odpowiednia chwila… Chciałbym, żebyś wiedział. To ja… ja jestem twoim ojcem.

Ciąg dalszy nastąpi…

Page 16: Tom I - To nie Androvax

SPIS TREŚCI

ROZDZIAŁ I – Gdy Sara Jane Smith wyjeżdżała z domu przed jej auto wybiegła je sąsiadka, Rani Chandra. Powiedziała, że pobiera się z Clyde'em. Później Luke i Sky zastanawiali się, dlaczego ich koledzy nie przyszli na umówione spotaknie. Gdy znaleźli ich w domu Rani – namiętnie się całowali, i wyprosili ich z domu.

ROZDZIAŁ II – Clani opuścili Bannerman Road. Luke'owi udało się dowiedzieć, ze para zamieszkała aktualnie na Jordana Street 78. Niezwłocznie tam pojechał. Po powrocie od sąsiadów, nowa para wybrała się do restauracji. Przypadek chciał, że w tej samej kawiarni obiad jadł Luke. Rani zamówiła danie (zawierające 500 ml. Octu) i na skórze jej chłopaka, po zjedzeniu potrawy, zaczęły pojawiać się zielone plamki. Gdy poszli do toalety, aby plamki wyczyścić, Rani doznała prawdziwego szoku…

ROZDZIAŁ III – Rani uciekła z toalety. W tym samym czasie Sara Jane ze Sky przyjechały do domu Clani. Później wszyscy się spotkali.

ROZDZIAŁ IV – Rani z Sarą Jane narzuciły klatkę na Slitheen'a. Potem zniszczono go octem. Trickster obudził Clyde'a w piwnicy i powiedział, że pragnie chaosu. Pan Smith wykrył ślady obcej energii, jednak w tej samej chwili na strychu wylądowała TARDIS.

ROZDZIAŁ V – Grupa zaoparzyła się w zaklinacze czasu, i stojąc w pięciokącie odesłała Trickstera do pułapki czasu. Później zjawił się Clyde, twierdząc, że nic nie pamięta. Jednak po zwycięstwie, Doktor ujawnił, że jest ojcem Luke'a.

PODZIĘKOWANIA

Serdeczne podziękowania Autorzy składają Adminowi, założycielowi strony „Przygody Sary Jane” na Facebook’u, który z chęcią zgodził się wydać niniejszą książkę. Również zaprojektował wydanie i udzielił swego głosu w korekcie. Cieszymy się, że mamy przyjemność pracować z tak miłą osobą.

Podziękowania również należą się fanom serialu, którzy już niemal od roku są z nami i współpracują na stronie. To głównie ze względu na nich, postanowiliśmy napisać kolejne historie ich ulubionych bohaterów.

Wielkie dziękuję należy się też stacji BBC za wyprodukowanie serialu i za jego wymyślenie. Naprawdę odwalili kawał dobrej roboty!

Dziękujemy też stacji teleTOON+ za długie emitowanie serialu oraz jego poprzednikom, stacji Cartoon Network, która chociaż nie pokazała całości, również dołożyła się do tworzenia historii serialu w Polsce.

Mamy nadzieję, że to nie ostatni tom „Przygód Sary Jane”. Jeśli wszystko pójdzie według planu już wkrótce ukaże się

Tom II serii

Podpisano,Autorzy

Page 17: Tom I - To nie Androvax