8
18 bikeBoard #8 październik 2006 Jeśli uda się Wam to przeczytać, możecie zarzucić mi brak chronologii i nadmierną emocjonalność. Ale powiem wam bez ogródek, przeczytałem więk- szość opisów moich wspaniałych współtranskar- patczyków. W każdym precyzyjnie zachowano chronologię wydarzeń, więc jeśli chcecie dowiedzieć się, który kamień się rusza i kiedy wcisnąć w siebie żela, zapraszam na www.transcarpatia.org. Tylko dzięki nim mogę taki sposób opisywania sobie z czystym sumieniem darować. Dla mnie był to największy wyczyn „sportowy” dotychczasowego życia. Cu- dzysłów to wyraz szacunku dla Mirka Bieniasza, Jarka Miodońskiego, teamów DoubleKris, 2 Rad Chaoten, VO2Max i 73 innych, które nas wyprze- dziły. Bo mimo przyjacielskiej atmosfery, czołów- ka bardzo ciężko walczyła o pozycje. Na Transcarpatii udało mi się przypomnieć, co jest najważniejsze w Sporcie i w Życiu. To o nich będzie ta historia. Sport: TransCarpatia 2006 - relacja emocjonalna Tekst: Miłosz Kędracki, zdjęcia: transcarpatia.org TransCarpatia Dziś wiem to już na pewno, żeby pokonać etapówkę wystarczy TYLKO I WY- ŁĄCZNIE chcieć znaleźć się na mecie. Fakt, że czasami trzeba tego napraw- dę bardzo mocno chcieć, ale nasz umysł potrafi dokonać cudów. Umiejętne stymulowane poprzez sieć neuronową ciało potrafi zrobi prawie wszystko. www.

Tekst: Miłosz Kędracki, zdjęcia: transcarpatia.org ... · obdukcja wskazuje problem. Skąd wziąć śrubę mo-cującą wahacz do roweru zrobionego według ame-rykańskiego projektu

  • Upload
    others

  • View
    16

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Tekst: Miłosz Kędracki, zdjęcia: transcarpatia.org ... · obdukcja wskazuje problem. Skąd wziąć śrubę mo-cującą wahacz do roweru zrobionego według ame-rykańskiego projektu

18

bikeBoard #8 paźdz iernik 2006

Jeśli uda się Wam to przeczytać, możecie zarzucić mi brak chronologii i nadmierną emocjonalność. Ale powiem wam bez ogródek, przeczytałem więk-szość opisów moich wspaniałych współtranskar-patczyków. W każdym precyzyjnie zachowano chronologię wydarzeń, więc jeśli chcecie dowiedzieć się, który kamień się rusza i kiedy wcisnąć w siebie żela, zapraszam na www.transcarpatia.org. Tylko dzięki nim mogę taki sposób opisywania sobie z czystym sumieniem darować. Dla mnie był to największy wyczyn „sportowy” dotychczasowego życia. Cu-dzysłów to wyraz szacunku dla Mirka Bieniasza, Jarka Miodońskiego, teamów DoubleKris, 2 Rad Chaoten, VO2Max i 73 innych, które nas wyprze-dziły. Bo mimo przyjacielskiej atmosfery, czołów-ka bardzo ciężko walczyła o pozycje. Na Transcarpatii udało mi się przypomnieć, co jest najważniejsze w Sporcie i w Życiu. To o nich będzie ta historia.

Sport: TransCarpatia 2006 - relacja emocjonalna Tekst: Miłosz Kędracki, zdjęcia: transcarpatia.org

TransCarpatiaDziś wiem to już na pewno, żeby pokonać etapówkę wystarczy TYLKO I WY-ŁĄCZNIE chcieć znaleźć się na mecie. Fakt, że czasami trzeba tego napraw-dę bardzo mocno chcieć, ale nasz umysł potrafi dokonać cudów. Umiejętne stymulowane poprzez sieć neuronową ciało potrafi zrobi prawie wszystko.

www.

Page 2: Tekst: Miłosz Kędracki, zdjęcia: transcarpatia.org ... · obdukcja wskazuje problem. Skąd wziąć śrubę mo-cującą wahacz do roweru zrobionego według ame-rykańskiego projektu

19

bikeBoard #8 paźdz iernik 2006

Psychika wygrywaIm dłużej żyję, tym więcej mówi mi, że zwycięstwa nie biorą się z siły ciała tylko umysłu. Z całą pewnością nie potrzeba też mega roweru. Nie potrzeba zreali-zowanego planu treningowego. Zbędny jest staż zawodniczy, głupie szczęście, a nawet zdrowie! TransCarpatia 2006 była kolejnym na to dowodem. Człowie-czeństwo - wybaczcie, że walnę teraz z tak grubej rury, to umiejętność samo-kontroli. Nie jesteśmy zwierzakami, żeby poddawać się woli instynktów i pokus. Godzinna drzemka na łące pod lasem? Naleśniki w schronisku? Powrót na wczasy nad morzem (gdzie przebywa reszta rodziny)? Dziesięć kilometrów po płaskim asfalcie, ale tak, żeby nie przekroczyć 10 km/h? Pieprznąć ten zasrany rower w krzaki i więcej po niego nie wrócić?W trudnych chwilach wystarczy choćby pisnąć, wyszeptać albo nawet wychar-czeć „apage!”, żeby odsunąć łatwiejsze rozwiązanie opisywane w wynikach jako DNF (nie ukończył).No oczywiście nie mogę obiecać Wam cudów. Pudło w maratonie, TransCarpatii,

czy innej etapówce, choćby Tour de France wymaga jeszcze pewnych zabiegów, ale połowa stawki jest realna. Mam na to dowody.

***Ale cicho teraz, bo zaraz będziemy świadkami tryum-fu woli. Naszym oczom ukaże się prawdziwe człowie-czeństwo! Jeszcze moment i... Trach! Michał wyprowadził swój rower przed furtkę agrotury-styki w Ustrzykach Dolnych. Wycelował koło w stronę budynku, gdzie miało się za chwilę odbyć inaugura-cyjne pasta party, nacisnął pedały i... urwał wahacz. No mówię Wam, po prostu pękły rurki. Katastrofa, koniec ścigania jeszcze przed startem. Do domu! Nic z tego nie będzie. Michał na chwilę zmrużył oczy i byłbym przysiągł, że jego wargi poruszyły się. Coś bezgłośnie powiedział i nie było to wulgarne prze-kleństwo, bo po trzech godzinach chłopaki kończyli przekładkę. Znaleźli ramę rekreacyjnego Treka prze-łożyli flaki z Michałowego „szerszenia”, a rano wszy-scy ruszyliśmy do Wisły.Inny obrazek.Rozmawiam z mechanikiem oglądając wyciek z korpusu tylnego amora naszego roweru. Jest pęk-nięty i na nim już nic nie zrobimy. „Zapytaj Marcina, może pożyczy wam swój” - mówi Arek. „Tylko nie mów, że ja ci to zasugerowałem. Jak przypasuje to macie szansę.” W zasadzie mogę teraz odpuścić. Wytłumaczyć wszystkim, że ten tandem to taki nie-udany żart, żeby wszyscy pomyśleli jacy jesteśmy jajarze, a potem wsiąść z aparatem na dżipa i przez tydzień robić zdjęcia zmęczonym kolarzom. Alibi twarde jak stal. Ale zbieram siły jak w kondensato-rze defibrylatora, a główny chirurg imprezy „Boguś”, nasz transkarpacki Religa w pełnym skupieniu do-konuje pierwszej w historii TransCarpatii transplan-tacji amortyzatora. I nagle zwłoki tandemu wracają

Page 3: Tekst: Miłosz Kędracki, zdjęcia: transcarpatia.org ... · obdukcja wskazuje problem. Skąd wziąć śrubę mo-cującą wahacz do roweru zrobionego według ame-rykańskiego projektu

20

bikeBoard #8 paźdz iernik 2006

56

78

9

10

do życia. Puls i ciśnienie stabilizują się. Pompką. Klepiemy się z radości po twarzach i jedziemy dalej. Na następnym etapie kolejny raz los - pokerzysta mówi „sprawdzam”.Na zjeździe ze szczytu Jaworzyny rower zachowywał się dziwnie i niefizjologicznie. Po depnięciu w pe-dały rozległ się tylko suchy trzask, a koło zaparło o wahacz. „No, to dojechaliśmy... do dupy.” Szybka obdukcja wskazuje problem. Skąd wziąć śrubę mo-cującą wahacz do roweru zrobionego według ame-rykańskiego projektu na Tajwanie? Trudność jest o tyle większa, że my musimy to zrobić w środku Jaworzyny Krynickiej! Rozglądam się dookoła. Do dyspozycji mam dwa zipy, taśmę izolacyjną zeschłe patyki, trawy, a w schronisku na Łabowskiej jeszcze dwa zardzewiałe gwoździe. Jestem tak wkurzony, że na przekór kipię rządzą ukończenia tego wyści-gu. Za dużo już, nomen omen przeszliśmy. Zatem chodźmy dalej. Może po drodze wpadniemy na jakiś

pomysł. Po dwóch kilometrach marszu w totalnej ciszy, nieudanej próbie zwędzenia rowerów przy-godnych grzybiarzy dzwonimy do mechanika TC Arka Bogusiewicza. „Halo? Profesor Religa? Pa-cjent zaniemógł. Tym razem wahacz... Odpadł... śruba pękła... taka srebrna... wygląda na 5 mm. Kup kilka może, się coś dopasuje... Do Rytra doj-dziemy za jakieś dwie godziny”. Wszystko układa się jak kostka Rubika. Szczęście nam sprzyja i łapiemy okazję. W kierowcy Tomek rozpoznaje kumpla z harcerstwa. Tniemy Vitarą na spotka-nie z nowymi śrubkami. Potem w dziesięć minut naprawiamy sprzęt, bo jesteśmy w czepkach uro-dzeni! Wystarczy jeszcze tylko wrócić na trasę, bo jeden punkt kontrolny ominęliśmy i zaczipować się. Jeśli dasz radę przełamać kryzys, takie sytuacje podnoszą na duchu pozwalają na pełną koncen-trację i mobilizują do lepszej jazdy. Hartują.

Hala Krupowa

Page 4: Tekst: Miłosz Kędracki, zdjęcia: transcarpatia.org ... · obdukcja wskazuje problem. Skąd wziąć śrubę mo-cującą wahacz do roweru zrobionego według ame-rykańskiego projektu

21

bikeBoard #8 paźdz iernik 2006

1

2

3

4

Wysiłek zespołowyNajwiększą wartością etapówek MTB jest konieczność startowania i ukończenia wyścigu we dwie, dwoje lub dwóch. A zespół jest jak łańcuch. Mocny tylko tak, jak jego słabsze ogniwo. I dlatego to mocniejsze musi dbać o słabsze i chuchać i dmuchać i wspierać na każdym kroku. Przykładów na to widziałem setki, a te zapamiętam do końca życia.Jak ja bardzo chcę teraz przestać pedałować. Ale mój partner zrobiony jest z twardszego materiału. Tomek - silnik bierze się ostro do roboty. Mój kryzys cofa się na podjeździe do Bałucianki. Odzyskuję wigor i dołączam się do ostrej pra-cy i prujemy na grzbiet. Radość z pokonywania słabości przysłania zmęczenie, idziemy jak Impreza WRC. W głowie słyszę głos Wisławskiego: „Lewy, dwa, tnij, dno, 200 prosta, prawy pięć, pół, późno celuj...” Jestem w domu, więc ciasno tnę nawet całkiem ukryte zakręty wprawiając w przerażenie mijanych transkarpat-czyków. Tomek jest tym tak otumaniony, że za ostatnim bufetem robi coś, czego będziemy gorzko żałować do końca etapu. Zgwałcił mnie na kompletny podjazd na Kardacz. Z jedną nawrotką. A potem już tylko nad głowami ćwierkały nam ptaszki, szumiało nam w uszach, wpadaliśmy do rowów, wszyscy nas wyprzedza-li... Nawet nasz wierny tandem z kącika warg amortyzatora puścił taką wąską, krwistoczerwoną strużkę oleju.

Subiektywna lista przebojów sugerowanej trasy TransCarpatii wg Kędrackiego

Od do Jazda/Widoki

1. Przełęcz Żebrak Duszatyn 6/32. Pasmo Bukowicy 6/33. Bałucianka Lubatowa 4/54. Hańczowa Krynica 5/65. Cały IV Etap 5/56. Lubań Turbacz 6/67. Hala Krupowa Mosorny Groń 6/68. Zawoja Markowe Krobielów nie wiem, ale sprawdzę!9. Hala Miziowa Hala Boracza 5/610. Hala Radziechowska Malinowskie Skały 6/6

Page 5: Tekst: Miłosz Kędracki, zdjęcia: transcarpatia.org ... · obdukcja wskazuje problem. Skąd wziąć śrubę mo-cującą wahacz do roweru zrobionego według ame-rykańskiego projektu

22

bikeBoard #8 paźdz iernik 2006

Inna historia. 17:37 CET. Zmęczenie daje o sobie znać, a ścieżka, która zmieniła się w jakieś pół godziny w dno potoku, przechodzi kolejną transfor-mację. Tym razem w wodospad. Teraz mam już na-prawdę dość. Ku…! Co ja tu robię? Jestem na to za stary, powinienem siedzieć na deptaku w Łebie, są-czyć piwo i oglądać się za licealistkami. A tak, tkwię nawet nie do końca wiem, gdzie, po kostki w wodzie próbując wyszarpać kolejny metr wyżej dwuosobowy rower. Paranoja! Tomek trafnie ocenia sytuację i mobilizuje mnie do walki kilkoma męskimi słowami. Miarowo zdobywamy wysokość i wreszcie szlak na Radziejową. Szlag mnie trafia, bo jesteśmy na jednej z najfajniejszych ścieżek w Polsce, a ja zamiast się nią cieszyć, marzę o tym, żeby tylko dojechać do Krościenka. A może jednak wczasy nad morzem? „apage!”, jedźmy dalej. Ale mam też bardziej chlubne wspomnienia.Tomek najpierw przestał być rozmowny, potem zaczął marudzić, a kiedy każdy podjazd a nawet zjazd stał się jeszcze cięższy pojąłem, że mój „silnik” przestał działać. Przez zaciśnięte zęby staram się obudzić w nim wolę życia. Żartuję, kłamię, kpię, staram się korumpować... Nic nie pomaga. Pozostaje mi tylko pedałować. Na mecie wpycham w niego posiłek i pi-cie i z radością obserwuję, że wracają mu kolorki. Na dekoracji nawet zaczyna pokrzykiwać. Adrenalina robi swoje, przecież jutro ostatni etap. Mamy dreszcze, bo chyba damy radę. Tuż obok przechodzą chłopaki z zespołu HomunuokukuluajesteśmyzBelgiigdzie-wymyślonopiwo. Jeden z nich, Steven Verbeeck, dosłownie słania się i rzyga, gdzie popadnie. Nie ma nawet siły stać. Nazajutrz jego partner przerzuca go przez ramę jak worek ziemniaków i pcha na Halę Mi-ziową. Jakimś cudem wczołgują się trasą narciarską na Halę, a tam odsłania się taki widok, że podczas

wyjmowania trzycalowego gwoździa z opony Steven wraca do żywych. Mimo zapa-ści i zatrucia tylko dzięki wsparciu Kena udaje im się ukończyć ten etap w połowie stawki i zająć piąte miejsce w generalce!!!

Trasa sugerowanaSpecyfiką TC jest nieoznakowana trasa. Jak słyszę opinię, że to impreza na orien-tację, to mnie trzepie. Fakt, mapa jest niezbędna, trzeba ją nawet wyciągać, ale punkty kontrolne znajdują się w tak oczywistych miejscach, że jeśli ktoś kiedykol-wiek szukał z mapą Pałacu Kultury w Warszawie to sobie poradzi. Trzeba pamię-tać, że to nie jest tylko wyścig. To jest wyścig wymagający znajomości trasy albo kontrolowania przejazdu za pomocą mapy. W większości przypadków trasa była oczywista, ale często napieranie pełnym gazem nie było najlepszą taktyką. Etap VI był potwornie długi i bardzo trudny technicznie i choć pasmo Policy zaj-muje na mojej liście przebojów rowerowych szlaków miejsce w pierwszej trójce, wcale nie paliłem się na to spotkanie. Ale było większe zagrożenie. Niebieski

Page 6: Tekst: Miłosz Kędracki, zdjęcia: transcarpatia.org ... · obdukcja wskazuje problem. Skąd wziąć śrubę mo-cującą wahacz do roweru zrobionego według ame-rykańskiego projektu

23

bikeBoard #8 paźdz iernik 2006

szlak od przełęczy Spytkowickiej do Sidziny to istny trójkąt bermudzki. Rany, ile razy ja tam zabłądziłem! Ale ma to swoje dobre strony, bo wiele ścieżek pamiętam. Ale i tak zginęliśmy, na szczęście wkrótce odnaleźliśmy kierunek i przepychając się przez jeżyny znaleźliśmy trasę. Ale za drogą z przełęczy Zubrzyckiej do Sidziny, dogonili nas Austriacy - ścisła czołówka! Laurenz śmiał przez łzy, a Roger tylko kręcił głową. Wówczas myśleli, że oprócz czasu stracili szanse na podium... Różnie to bywało w poprzednich sezonach, ale w tegorocznej edycji punkty zostały rozlokowane tak, że prawdę mówiąc objazdy względem trasy sugerowanej przez organizatora były, delikatnie mówiąc nieade-kwatne do poniesionych nakładów. Pierwszy raz przekonaliśmy się o tym już na drugim etapie:Genialnie! TransCarpatia w stanie czystym. Wybraliśmy zły wariant, bło-to jest bez przesady do pół łydki. Oblepia tak skutecznie, że idę jak w butach Myszki Miki, a każdy waży ze siedem kilo. Tandem... niech szlag trafi ten głupi pomysł. O jeździe nie ma mowy, prowadzić się nie da, bo się koła przestały obracać. „No to może poniesiemy?” Wolne żarty. Go-dzina zapasów w błocie, które miały być „dłuższym, ale za to szybszym, bo przejezdnym wariantem”. Na Hali Krupowej na trasie IV etapu po raz kolejny „ułatwiliśmy” sobie życie. Zastosowałem taktyczny wycof asfaltem. Ale niebieski szlak do Skawicy jest najbardziej stromym zjazdem, jaki pokonaliśmy na tande-mie. Po kilkunastu minutach walki klamka tylnego hamulca zapadła mi się do spodu. Avid się zagotował! Włączam sygnalizację „zapiąć pasy” i niezbyt spokojnie informuję partnera, że nie mamy hamulców. Rower przyspiesza, próg zbliża się... normalnie wystarczyłoby się odbić i ze-skoczyć, my takiej opcji nie mamy. Rower ładuje z całą mocą korbowo-dem w skałę, zawieszenie oczywiście dobija do spodu, jestem spocony, tym razem ze strachu i z trudem udaje mi się utrzymać kierownicę w rękach. Jeszcze przyspieszamy, ale nastromienie nieco zmniejsza się i ryzykując życie dwóch osób puszczam tylną klamkę. Kilka sekund na luzie przywraca normalną temperaturę w zacisku i odzyskuję panowanie nad tylnym kołem. Stajemy, dyszę i wyłączam projekcję zapisu życia prezentowanego zazwyczaj tuż przed śmiercią. Udało się. Jesteśmy cali, ale tracimy nasz największy 44-zębny atut. Potem, nie tylko dlatego, na asfalcie do Zawoi wleczemy się jak oflegi.

Hart ducha, to sposób na

„Wschodnią Bestię”. Jeśli skasu-

jesz przednie koło, idź do górala

i odkup od niego dowolne, na

którym dojedziesz do mety

Page 7: Tekst: Miłosz Kędracki, zdjęcia: transcarpatia.org ... · obdukcja wskazuje problem. Skąd wziąć śrubę mo-cującą wahacz do roweru zrobionego według ame-rykańskiego projektu

24

bikeBoard #8 paźdz iernik 2006

Opisy przyrodyMiałem nic o tym nie pisać. Bo w moim odczuciu zdjęcia Damiana są absolutnie genialne i jak nic oddają urodę terenów, przez które jechaliśmy. Ja widziałam ich jakieś 30 giga. Powiem szczerze, mało co oprócz tych paru metrów przed przednim kołem obserwowałem w realu. Co innego Tomek, ten cały czas się gapił i tego bar-dzo mu zazdroszczę. Dlatego wybaczcie, ale nie będzie ani o tajemniczych mgłach podnoszących się z lasów, ani o sznurze zawodników przepychających się przez ścieżki, rowerzystach brnących przez wysokie trawy i strząsających z nich rosę. Nawet o przebłyskach słońca na trawach pod lasem. Pominę też i usmolonych smolarzy zasnuwających doliny dymem z buczyny, landszaft Tatr, czy największy cud, jaki widziałem prostując na Miziowej kasetę: panoramę z Babią Górą, Beskidami i czymś co wyglądało mi na czubki połonin, spod których zaczęliśmy. Ale w tabelce na 21. stronie powiem Wam, gdzie wrócę, żeby pojeździć na rowerze.

Modus operandiGorce. Nie będzie to nasz etap. Skały, strome pasaże, spore problemy techniczne. Ale startujemy ostro do przodu, a ponieważ co cztery podające nogi to nie jedna, a dziś wyjątkowo wszystkie cztery podają. Do Marszałka, na którym zlokalizowano pierwszy punkt kontrolny, wymijamy całe hordy. A efekt? Kolejne awarie. Zatarte kó-łeczko przerzutki i znacznie poważniejsza awaria bębenka zatrzymują nas na dobre. Ale wczorajszy etap, trwający dla na nas 10,5 godzin, nauczył nas pokory i powoli zaczynamy rozumieć, o co w tym wyścigu chodzi. Naszym celem jest przecież Wi-sła! Tempo na szlaku nie ma znaczenia. Walczymy tylko z trasą. Nie jest ważny ani ten podjazd, ani zjazd, nie ma powodu zdobywać sekund czy nawet minut przewagi, bo liczy się tylko cel główny. Naprawdę bardzo chcemy dostać się do Wisły. Do Rabki nie jest tak daleko. W krytycznej sytuacji nawet tam dojdziemy. Czas przestał się dla nas liczyć. Jesteśmy odprężeni i zadowoleni. Kółeczko zalewam olejem do łańcucha, a bębenek? Spoko, jedziemy tyle, ile nam pozwoli bez przeskakiwania. Zresztą wyraźnie nie zmieliliśmy wszystkich piesków i czasami szczęśliwie piasta zaskakuje. Momentami jedziemy jak na spacer po Błoniach i tylko od czasu do czasu z dziką przyjemnością dajemy z siebie wszystko. Ale najważniejsze jest to, że jesteśmy obaj bardzo wyluzowani. A dzięki temu wszystko przychodzi o wiele łatwiej. Rozglądamy się po stawce i widzimy, że ci co walczą o miejsca w czołówce dawno pognali do przodu. Ci, którzy przecenili swoje siły, zanadto obciążyli sprzęt lub part-nera, już przegrali i wycofali się z wyścigu. Nie pozostaje nic innego jak olimpijski spokój i rozkoszowanie się pięknem Gorców. Taktyka ta przynosi efekty, z zaciśnię-

tymi pośladkami dawno przyszłoby się wycofać albo spaść jeszcze niżej w klasyfikacji. Do Kiczory pcha-my a potem jest już z górki, byle tylko na Turbacz. Bliskość Rabki i świadomość ukształtowania trasy budzi w Tomku dzikie zwierzę. Kiedy mijamy jednego z uczestników, a ten częstuje nas pytaniem „jak wy sobie radzicie na zjazdach?” słyszę od mojego stocke-ra: „Miłosz jedziemy na rekord!” Sęk w tym, że to ja mam kierownicę i klamki! Ale nie jesteśmy bezpieczni, bo Tomek ma pedały! Dokręca jak wariat mimo moich protestów i jęków zawieszenia. Na metę wpadamy w euforii, bo już jutro przedostatni etap.

Na www.bikeboard.pl przedsta-wiamy więcej zdjęć z tej naszej

wyprawy (która dla wielu była wyścigiem) oraz wątki, które zostały pominięte w niniejszym artykule. Autor był do nich za bardzo przywiązany, żeby je po prostu skasować. Są jak odpadki po montażu filmu, niby śmieszne, ale za cholerę do niego nie pasują.

www.

Tegoroczną TransCarpatię

znowu wygrali Mirek Bie-

niasz i Jacek Miodoński. Czy

w przyszłym roku znowu im

się uda? Nie wiadomo, ale

możecie próbować do tego

nie dopuścić. Na stronie

www.transcarpatia.org

zaczęły się już zapisy na

edycję 2007

Page 8: Tekst: Miłosz Kędracki, zdjęcia: transcarpatia.org ... · obdukcja wskazuje problem. Skąd wziąć śrubę mo-cującą wahacz do roweru zrobionego według ame-rykańskiego projektu

S P O N S O R Z Y P A R T N E R Z Y M E D I A L N I

Blisko pół tysiąca kilometrów, ponad czternaście tysięcy metrów różnicy poziomów, ponad dziesięć tysięcy minut spędzonych na tra-sie, w obozie, reperując sprzęt i kojąc rany, dwadzieścia ton bagaży uczestników, wypite płyny liczone w hektolitrach, sto pięćdziesiąt namiotów, czterdzieści prysznicy, czterdzieści osób obsługi technicz-nej, tysiące batonów, kilometry makaronu, banery, fl agi, dżipiesy, laptopy, internetowe bezprzewodowe centrum prasowe, tysiące zdjęć i gigabity materiału fi lmowego, karetki, quady, motocykle, po-nad 300 dni przygotowań, a wszystko po to by:

Pokonać Karpaty!!!

Przed wyścigiem widziałem kamień, na którym dziesięć lat temu roz-trzaskałem solidnie kolano, poznał mnie, a ja jego… Skubaniec jesz-cze się głupio uśmiechał, ale co tam czas goi rany i wiecie co? Po-lubiłem gościa. Nauczył mnie pokory do gór, których tak naprawdę pokonać nie sposób. Można je tylko cicho prosić o azyl albo skrom-ną gościnę i prosić jeszcze o… wybaczenie, za zakłócany spokój, za pychę i zgiełk, których tak nie lubią. Pamiętam te tygodnie włóczęgi z plecakiem, w którym oprócz dętki można było znaleźć tylko te naj-potrzebniejsze rzeczy: kamerę, aparat, jakąś starą mapę, której nie

trzeba było prawie używać bo przygoda ze swoją intuicją kierowała nas naprzód, bez punktów kontrolnych i pomiaru czasu, z nieczyn-nymi bufetami albo zamiast isostara, z długą kolejka po dżin.

Chociaż mijaliśmy kolejne wioski, małe fi aty najpierw zastąpiły zapo-rożce, a później „dacie” ludzie cały czas byli tak gościnni i serdeczni, że zmiana granic nie miała już żadnego znaczenia, zatraciliśmy się w Karpatach… a Karpaty jakby nie zauważały tej garstki zatraceń-ców walczących z tysiącletnią potęgą…

Tak narodziła się TransCarpatia – wyjątkowy wyścig dla wyjątko-wych ludzi. Pragnę jeszcze raz pogratulować wszystkim Uczestnikom, któ-rzy dotarli do mety w Wiśle. Pomimo potwornego wysiłku i tru-dów dnia codziennego mieliście siłę na uśmiech, wspomnie-nia z trasy i najzwyklejszą radość z jazdy!!! Jazdy, której tak jak Wam obiecywaliśmy przed wyścigiem nigdy nie zapomnicie!!!

Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do realizacji TransCarpatii. Do zobaczenia za rok!

Marcin Rygielski

Organizator: Extreme, ul. Kręta 3, 85-117 Bydgoszcz, tel.: (0-52) 322-18-35, 504 221 221, fax (0-52) 376-56-36, www.transcarpatia.pl, e-mail: [email protected]