24
ROZMAWIA REMIGIUSZ GRZELA wydawnictwo krytyki politycznej wolne

Remigiusz Grzela "Wolne"

Embed Size (px)

DESCRIPTION

"Wolne" to dwanaście rozmów z kobietami, które wybrały podróż do wolności. Ich wolność jest darem, ale i bywa gorzką koniecznością. To opowieść o kobietach, których siła wydaje się niewyczerpana i u których determinacja jest właściwie grupą krwi.

Citation preview

Page 1: Remigiusz Grzela "Wolne"

ROZMAWIA REMIG IUSZ GRZELA

w y d a w n i c t w o k r y t y k i p o l i t y c z n e j

wolne

Page 2: Remigiusz Grzela "Wolne"

UHPLJLXV]�JU]HOD

Page 3: Remigiusz Grzela "Wolne"

od autora 5

od autora

Dla mnie to bohaterki. Kobiety, które chciałem poznać; które wy-grały swoje życie.

Do niektórych wracałem kilkakrotnie, przekonując się, że per-spektywa czasu te same tematy oświetla innym światłem albo po-woduje inną otwartość, i że na przykład rozmowa o dzieciństwie może za każdym razem wydobyć z pamięci inny jego fragment. Bywało, że z kilku spotkań powstawał jeden tekst albo powstawa-ło kilka tekstów. Czasem zadawałem te same pytania, po latach.

Przez lata nagrywałem bohaterki tej książki, nie wiedząc czę-sto, czy te rozmowy gdzieś opublikuję. Po prostu interesowały mnie ich biografie. Albo życiowy przełom.

Rozmowa z Wandą Wiłkomirską, z którą wcześniej rozmawiałem wielokrotnie, musiała powstać. — Wielka skrzypaczka po latach emigracji wróciła do Polski, aby sprawdzić, czy jest w stanie tu-taj mieszkać. Wcześniej przestała koncertować i uczyć. Chciałem zapisać ten nowy fragment biografii — bez muzyki.

O rozmowie z Julią Hartwig marzyłem wiele lat. Bałem się jed-nak, znając wcześniejsze wywiady z tą jedną z najważniejszych dla mnie poetek. Zawsze była lapidarna. Unikała osobistego to-nu w rozmowach. Kiedy skończyła dziewięćdziesiąt lat, chcia-łem po prostu zapytać, co jest najważniejsze w życiu. Okazało się, że Julia Hartwig tym razem chce powiedzieć więcej. A może wcześniej nikt nie zapytał na przykład, co należało do jej zadań, kiedy w czasie wojny była łączniczką.

UHPLJLXV]�JU]HOD

Page 4: Remigiusz Grzela "Wolne"

6 remigiusz grzela

Każde spotkanie z Henryką Krzywonos-Strycharską i jej mę-żem Krzysztofem jest niezwykłe. Z każdego zapamiętuję coś, co wydaje się ważne. Pani Henryka jest prawdziwym człowiekiem Solidarności. Kiedy artyści walczyli o swój głos w proteście „Te-atr nie jest produktem — widz nie jest klientem”, powiedziała, że jak będzie trzeba, dołączy do strajku, że można na nią liczyć. Bo można. Byłem szczęśliwy, że zgodziła się opowiedzieć o swo-im życiu, tak bolesnym, że chciałoby się panią Henrykę natych-miast przytulić. A przecież jest szczęśliwa. Rozbraja radością i energią.

Będąc kierownikiem literackim Teatru Na Woli im. Tadeusza Łomnickiego, przekonałem dyrektora Macieja Kowalewskiego, aby Alina Świdowska dała u nas premierę monodramu — opo-wieści o jej matce, lekarce z ge5a Adinie Blady-Szwajger. Wstrzą-sającej historii naznaczającej tę postać na całe życie. Również ży-cie jej córki. Więc wieczorem wychodziła na scenę i grała własną matkę, włączając w tekst fragmenty swoich wspomnień i komen-tarzy, mówiąc otwarcie o poczuciu odrzucenia.

Rozmowa o tej relacji była jedną z trudniejszych, jakie prze-prowadziłem.

Kiedy po raz kolejny obejrzałem Pasażerkę, zapragnąłem od-szukać autorkę noweli, na podstawie której film został nakręco-ny — Zofię Posmysz. I zapytać o wolność. Opowiedziała o uciecz-ce od wolności.

Z Teresą Torańską, na której wywiadach wychowałem się jako dziennikarz, szukaliśmy tego pierwszego pokarmu, który żywił jej zawodową ciekawość. Chciałem dotknąć miejsca, w którym naro-dziła się jako reporterka. Zobaczyć źródło. Imponuje mi jej intu-icja w wyborze tematów, wchodzenie w „nieswoje dziedzictwo”, o czym mówi w naszej rozmowie. Jej niezłomność w tej materii.

Hannę Krall chciałem zapytać o mamę. Powiedziała jasno, że nie będziemy o tym rozmawiać. Kiedy podejmowałem pró-by, mówiła: „nie” albo „kropka”. W pewnym momencie zapyta-łem, czy może mi pokazać zdjęcie mamy. Wyszła do drugiego po-

Page 5: Remigiusz Grzela "Wolne"

od autora 7

koju. Wróciła ze zdjęciem. Opowiadając o nim, opowiedziała mi i o mamie, i o fragmentach dzieciństwa, zaznaczając, że usunie to przy autoryzacji. Zdecydowała się jednak ocalić te fragmen-ty. Kiedy wróciłem do Hanny Krall na kolejną rozmowę po bli-sko piętnastu latach, miałem poczucie, że już nie umiem nakło-nić jej do zwierzeń. Jakby mój dziennikarski warsztat, zawodo-we doświadczenie w jednej chwili wyparowały.

Teresa Nawrot, aktorka Jerzego Grotowskiego, która — jak mó-wi — przeszła w tym teatrze piekło, kiedy rozmawiałem z nią po raz pierwszy, zachowywała dystans. „Nie znam pana, nie wiem, czy chcę mówić”. Minęło dużo czasu do naszej drugiej rozmowy. Zdecydowała się otworzyć dawne rany, może po to, by mogły się zabliźnić. Bo przecież z rozwiązaniem teatru Grotowskiego od-zyskała wolność, a lata, które od tego zamknięcia minęły, dzia-łały na rzecz tej opowieści.

Kiedy oglądałem dopiero co zmontowany film Agnieszki Hol-land W ciemności, poruszony losem dzieci ukrywających się pod opieką rodziców we lwowskich kanałach, nie mogłem przypusz-czać, że poznam „dziewczynkę w zielonym sweterku”, Krysię Chi-ger. W czasie naszej rozmowy, wracając do wojennych wspo-mnień, płakała. Mówiła, że widziała film — i że już wystarczy. Nie chce się mierzyć ze wspomnieniami po raz kolejny.

Wybiera życie. Mama Agnieszki Holland i Magdaleny Łazarkiewicz, Irena

Rybczyńska-Holland dała kinu dwie ważne reżyserki, całą sie-bie oddaje innym. Nie tylko rodzinie i przyjaciołom córek. Stale się kimś opiekuje, daje mieszkanie, dla kogoś organizuje pomoc, zajmuje się bezdomnymi zwierzętami. Chciałem się dowiedzieć, skąd to myślenie wyłącznie o innych. Jakie są jego źródła. Rów-nież poznać przekonania Ireny Rybczyńskiej-Holland. Byłem cie-kawy, czy w filmach Agnieszki i Magdy widoczne są tematy z bio-grafii ich mamy. Czyli — gdzie jest początek ich kina.

To książka o wolności i o ucieczce do niej.

Page 6: Remigiusz Grzela "Wolne"

Pragnę podziękować wszystkim bohaterkom za zaufanie i cier-pliwość.

Podziękowania należą się też osobom, które wierzyły od począt-ku w siłę tych rozmów, umożliwiały kontakty lub w jakikolwiek sposób mi w tej pracy pomogły, w kolejności alfabetycznej są to: Agnieszka Baranowska, Ania Bimer, Jurek Bogajewicz, Manana Chyb, Justyna Dąbrowska, Monika Deptuła, Kasia Jezior, Agata Kabat, Piotr Konstantinow, Michał Korta, Maciej Kropiwnicki, Iza Matys, Katarzyna Montgomery, Wanda Ostrowska, Ania Pio-trowska, Marta Szarejko.

Mariuszowi Szczygłowi dziękuję za tytuł.

Page 7: Remigiusz Grzela "Wolne"

194 irena rybczyńska-holland

LUHQD�U\EF]\ĔVND�KROODQG

Page 8: Remigiusz Grzela "Wolne"

jak to możliwe, że się nie bałam 195

jak to mo!liwe, !e si" nie ba#amrozmowa z Ireną Rybczyńską-Holland

Co jest najważniejsze w życiu?Miłość. Niekoniecznie miłość mężczyzny i kobiety, w ogóle

najważniejsze jest, żeby kochać — ludzi, drzewa, kwiaty. Ważna jest niezależność. Bo daje możliwość demonstrowania swoich poglądów, swoich myśli. Pozwala nie kierować się niczyim dyk-tatem. Chyba nigdy się sobie nie sprzeniewierzyłam.

Podarowałaś mi kiedyś kilka kartek maszynopisu opowieści o swojej wyprawie do wolności, zaraz po wojnie. Zabrałaś to, co było w szkole, gdzie mieszkaliście — jakieś zeszyty. I poszłaś w długą trasę, żeby je sprzedać. Piszesz, że musiałaś być dorosła, żeby zapracować na całą piątkę. Na kogo pracowałaś?

W domu po prostu nie było co jeść, a mieliśmy niemowlę — moja siostrzyczka urodziła się na przełomie roku 1943 i 1944. Ojciec był nauczycielem, kierownikiem szkoły, która w zimie 1945 roku była nieczynna. Kiedy nie miał swojego warsztatu pra-cy, nie był zdolny inaczej zarobić na życie. Ten obowiązek spo-czął na mnie. Był jeszcze mój brat, młodszy ode mnie o trzy lata.

Mama też pracowała w szkole?Nie, mama nigdy nie pracowała. To była moja druga matka, bo

moja rodzona matka umarła trzy miesiące po moim urodzeniu, w szpitalu we Lwowie, na guza macicy, prawdopodobnie był to rak. Ojciec ożenił się z jej najmłodszą siostrą, młodszą od niego o dwa-dzieścia lat, więc moja druga matka była zarazem moją ciotką.

Page 9: Remigiusz Grzela "Wolne"

196 irena rybczyńska-holland

W którym momencie pojawiła się ta druga mama?Żebyś dobrze zrozumiał konteksty, opowiem ci o rodzinie. Mój

dziadek — ze strony matki — był z zawodu krawcem, a jednocześ-nie wspaniałym śpiewakiem, śpiewał solowe partie w Kościele Mariackim w Krakowie, ale w Krakowie nie było dla niego pra-cy, więc wyemigrował na Ukrainę. Na Ukrainie otworzył warsz-tat krawiecki na dużą skalę, stopniowo przybyło mu czeladników, obszywał okoliczne polskie rodziny hrabiowskie i książęce. Zbie-rał zamówienia, a kiedy było ich wystarczająco dużo, sadowił na wóz swoich czeladników, zabierali połcie materiału i na parę mie-sięcy przepadał z domu, obszywając tych możnych. Wracał z wo-zami naładowanymi głowami cukru, bo wtedy cukier się sprze-dawało w głowach, to wyglądało jak wielkie maczugi, no i wszel-kim mięsiwem — wędzonym i marynowanym, słowem z dobrym jadłem. Przywoził oczywiście dużo pieniędzy. W ten sposób do-szedł do pewnego majątku, stał się zamożnym człowiekiem. Bar-dzo tęsknił za Polską. Dawał temu upust, wyśpiewując przez okno, kiedy sobie trochę podpił, polskie pieśni. Prócz tego w kościele, w Białej Cerkwi, był punkt zborny dla uciekinierów z Sybiru i by-ło wiadomo, że znajdą pomoc. Dziadek ich wyłuskiwał, a jeden z nich został nawet jego zięciem, mężem mojej najstarszej ciotki. Brał ich do domu, odżywiał i wyposażał na dalszą drogę do Polski. W związku z tym został aresztowany. Zabrano go z domu w zi-mie, w ostatniej chwili babcia zdołała mu narzucić na plecy bur-kę. Babcia wykupiła go za duże pieniądze. Ciężko zachorował na zapalenie płuc, co przerodziło się w suchoty, czyli w gruźlicę. Kie-dy pojawiła się możliwość powrotu do Polski, zabrali się wszyscy, a dziadek był już wówczas leżący z powodu choroby. Kiedy prze-kraczali dawną polską granicę, kazał się wynieść na peron, żeby móc ucałować polską ziemię. W ciężkim stanie dojechał do Kra-kowa, który był jeszcze pod monarchią austro-węgierską. Dziad-kowie mieli siedmioro dzieci, dwoje najstarszych już pracowało, ale pięcioro jeszcze nie i trzeba się było tym zająć. Dziadkowie li-czyli, że dostaną rekompensatę za majątek utracony w rewolucji

Page 10: Remigiusz Grzela "Wolne"

jak to możliwe, że się nie bałam 197

bolszewickiej. Monarchia austro-węgierska dawała swoim oby-watelom rekompensaty. Wyznaczono dzień, w którym należało odebrać pieniądze. Babcia była osobą ekstrawagancką, chodziła po Plantach z papierosem, co w tamtych czasach było niespoty-kane. Wystroiła się, poszła do banku, tymczasem kasjerka mówi:

„A co to, pani nic nie wie, pani Kowalczewska? Powstała Polska, nie ma pieniędzy”. To był 11 listopada. Babcia podobno rymnęła na ziemię, potem długo chodziła po Plantach, dziadek się mar-twił. Kiedy wróciła, powiedziała, że powstała Polska, a pieniądze diabli wzięli, dziadek rozpłakał z obu powodów. — Wzruszył się głęboko, że powstała Polska, ale płakał też, że pieniądze przepa-dły. Niedługo potem zmarł. Moja najmłodsza ciotka, czyli potem moja druga matka, wylądowała w sierocińcu, który prowadziły siostry zakonne. Do końca życia nienawidziła nawet widoku stro-ju zakonnego, tak jej tam dali w kość. I teraz wracam do twojego pytania. Najpierw opiekowała się mną babcia, która zamieszkała z ojcem, bo przecież ktoś musiał się zająć niemowlakiem. Kiedy moja rodzona matka umarła, ciotka była w Trokach, w semina-rium nauczycielskim. Teraz już nie miał kto opłacać jej szkoły, więc przyjechała do babci, czyli do nas. Skończyło się na tym, że znalazła się w łóżku mojego ojca i urodził się mój brat, a ojciec, jako człowiek honoru, ożenił się z nią.

Gdzie to było?W Łucku, gdzie ojciec był inspektorem szkolnym. Ojciec po-

chodził z bardzo ładnej wsi nad Pilicą, niedaleko Sulejowa, po-łożonej między lasami, w przepięknym miejscu. W domu była wielka bieda, studnię wybudowano dopiero w 1950 roku, więc nie mieli wody i kupowali ją od sąsiadów, tylko dla bydła, dla krowy i dla konia, bo zwierzyna musiała mieć. A do mycia to tyl-ko na Boże Narodzenie i na Wielkanoc, specjalnie nie przejmo-wano się higieną. Moje wszystkie ciotki ze wsi, które bardzo ko-chałam, zwłaszcza dwie, Rózię i Michalinę, cały rok chodziły bez majtek.

Page 11: Remigiusz Grzela "Wolne"

198 irena rybczyńska-holland

Ojciec i jego los miały duży wpływ na moje życie, na moje uspo-sobienie i chyba też na moje poglądy. Ojciec wyrwał się ze wsi, był zdolnym chłopcem. Zresztą dziadek też się wyróżniał, bo był je-dynym rolnikiem we wsi prenumerującym gazetę, starał się, że-by jego dzieci były bardziej oświecone. Ojciec, żeby się uczyć, a miał bardzo duży pęd do nauki, chodził codziennie siedem ki-lometrów do szkoły powszechnej. Po niej podjął naukę w semi-narium nauczycielskim w Piotrkowie. W Piotrkowie utrzymy-wał się sam, z korepetycji. Babcia raz w miesiącu przynosiła mu w węzełku trochę masła, jajek, to, co wiejska matka z ubogiego domu może dać. Babcia opowiadała mi, że brała te wszystkie rze-czy w węzełek, również swoje buty, miała ten węzełek przewie-szony na kiju przez plecy, i szła torami kolejki sulejowskiej, bo z pobliskiego Sulejowa do Piotrkowa wiodła kolejka, nazywano ją Sulejką. Była nawet taka piosenka: „Jedzie kolejka, jedzie Su-lejka, trzęsie się pani dobrodziejka”. Więc raz w miesiącu babcia niosła Władkowi, bo tak miał ojciec na imię, jedzenie. Był upar-ty, skończył wyższe kursy nauczycielskie. Najpierw był nauczy-cielem, potem kierownikiem szkoły, a w końcu wygrał konkurs na inspektora szkolnego, więc to był kolosalny awans. Obsadzo-no nim inspektorat w Łucku, gdzie się urodziłam. Długo tam nie zabawił, chociaż pokochał te strony bardzo. Otrzymał zarządze-nie z Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publiczne-go, aby dokonać spisu, takiego referendum wśród miejscowych, w jakim języku chcieliby, aby nauczano ich dzieci. To była ludność niepiśmienna, ukraińska, bo Polacy mieszkali głównie w mia-stach. Towarzyszyło temu sekretne polecenie, żeby robić krzy-żyk w rubryce „język polski”. Ojciec nie uszanował tego i nakazał nauczycielom, aby wpisywali krzyżyk zgodnie z wolą pytanych. Z tego powodu przeniesiono go do Biłgoraja, co było degradacją. Dlaczego opowiadam tak szczegółowo? Bo to charakteryzuje mo-jego ojca — był bardzo uczciwym człowiekiem, nie wyobrażał so-bie, że można by dokonać takiego sprzeniewierzenia. W Biłgora-ju też nie zagrzał długo miejsca, bo nie chciał wstąpić do bbwr.

Page 12: Remigiusz Grzela "Wolne"

jak to możliwe, że się nie bałam 199

Wszyscy urzędnicy państwowi w owym czasie byli do tego zobo-wiązani. Odmówił; nie miał szacunku dla tego rządu. Przenie-śli go na emeryturę. Miał czterdzieści lat i przeszedł bardzo cięż-ką drogę, żeby coś osiągnąć. W domu był ciężki kryzys, ojciec miał nawet moment, kiedy zaczął trochę pić, trochę grać w karty, ale szybko wziął się w garść i otrzymywał pracę w szkolnictwie pry-watnym. Miał niewielką emeryturę i zatrudniał się jako kierow-nik w szkołach prywatnych.

Fragment maszynopisu, na który się powołałem na początku, zadedykowałaś wielkiej aktorce, Bohdanie Majdzie, legendar-nej matce z filmu Dom wariatów Marka Koterskiego. Napisałaś, że była twoją najbliższą przyjaciółką. Kiedy się poznałyście?

Poznałam Dankę w Warszawie, w gimnazjum Królowej Ja-dwigi, miałam czternaście lat. Była taka śliczna, miła. Miała pięk-ne usta i pocałowałam ją w szatni, ale nie, nie było żadnego ero-tyzmu między nami, tylko bardzo się pokochałyśmy. Nikogo na świecie, poza rodziną, nie kochałam tak jak Danki, a może ko-chałam ją więcej, bo inaczej. Chodziła do klasy angielskiej, ja do francuskiej. Byłyśmy sobie tak bliskie. Jej ojciec był woźnym w zus-ie. Majdowie mieszkali na Grzybowskiej, z ich mieszka-nia wchodziło się bezpośrednio do kancelarii zus-u, a stamtąd na ulicę Łucką. To było fantastyczne miejsce do ukrywania lu-dzi z ge5a, bo bardzo blisko sądów w dzisiejszej Ali Solidarności, a — jak wiadomo — przez sądy wydostawało się bardzo dużo lu-dzi z ge5a. Bronek, najmłodszy brat Danki, pracował jako goniec zus-u, jego rejonem było ge5o, dzięki temu masę spraw udawało się załatwić. Danka zawsze umiała wyciągnąć z kościoła metry-ki chrztu, a Bronek przenosił je do ge5a. Dzieci z ge5a przemy-kały przez sądy na aryjską stronę po chleb, po pieniądze. Adres Majdów był znany. Matka Danki, pani Barbara Majdowa, była Czeszką. Dlatego chyba już bardzo wcześnie pokochałam Cze-chów. Była wspaniałą kobietą, nikogo nie wypuściła z mieszkania bez nakarmienia, bez zaopatrzenia w prowiant. W tym domu bez

Page 13: Remigiusz Grzela "Wolne"

200 irena rybczyńska-holland

przerwy się kotłowało, między innymi przez rok mieszkał u Maj-dów Żyd, którego później, przez Janka Strzeleckiego, umieścili-śmy w partyzantce al-owskiej. Nagle, po paru tygodniach, zja-wił się w domu Majdów z białą chustą na szyi, nasączoną krwią. Jechał tak z Kielc, co było niebezpieczne, bo miał bardzo semic-ki wygląd. Próbował sobie poderżnąć gardło, bo dokuczano mu w tej partyzantce, ale nie starczyło mu siły czy odwagi. Stary Maj-da otworzył drzwi i krzyknął: „Panie Władysławie, dlaczego pan nam to zrobił?!”. I jego wygląd, i ta chusta były tak podejrzane, że przecież mógł kogoś pociągnąć za sobą. Ale zaraz Majda dodał:

„Danka, biegnij po doktora Wiechno”. Doktor Wojciech Wiechno, o którym pisze Władysław Bartoszewski w książce Ten jest z oj-czyzny mojej pomagał wszystkim — Żydom, nie Żydom. Zszył tę szyję. Jeszcze przez jakiś czas pan Władysław mieszkał u Maj-dów, a potem, niestety, zapisał się do Hotelu Polskiego, który miał być dla wielu Żydów szansą na ratunek. Niemcy zwabili tam Żydów z paszportami państw, z którymi Niemcy nie były w sta-nie wojny. Miano wymienić ich za niemieckich jeńców wojen-nych, wywożąc z Polski. Niestety to była pułapka. Ślad po Włady- sławie zaginął.

Z dokumentacji Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Yad Vashem wiem, że obie z Bohdaną Majdą poma-gałyście żydowskiej rodzinie Samstein-Feuerman. W 1990  roku otrzymałaś za tę pomoc tytuł Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata. Jak zaangażowałaś się w tę pomoc?

Anek, mój oficjalny narzeczony, był Żydem i nazywał się Arnold Majorek, w czasie okupacji nosił nazwisko Jan Andrzej Masłow-ski. Tę rodzinę znał jeszcze z ge5a. W czasie, o którym mówimy, Anek był guwernerem syna pewnego przedsiębiorcy, który miał willę w Skolimowie, a w Warszawie nieduży zakład kosmetyków. Feuermanowie byli już dwukrotnie obrabowani przez szmalcow-ników i za ostatnie pieniądze wynajęli w Skolimowie jakiś poko-ik. Nie mieli pieniędzy, jedli to, co w nocy ukradli na grządkach.

Page 14: Remigiusz Grzela "Wolne"

jak to możliwe, że się nie bałam 201

Był sierpień, ona była w zaawansowanej ciąży, w piątym czy szó-stym miesiącu. Więc w tymże Skolimowie spotkał ich Anek i do-wiedział się, w jakiej są rozpaczliwej sytuacji. Zrobił wówczas alarm i umówił spotkanie. Feuermanowie nie chcieli się spotkać, byli wystraszeni. W końcu udało się, spotkaliśmy się nad glinian-ką, w której była woda. Przyszedł nasz zwierzchnik ak-owski, Stefan Krystosiak, bardzo porządny człowiek, już nie żyje. Poza mną były również moja przyjaciółka Basia Ostrowska i jej siostra Krystyna. Byłyśmy w czasie wojny łączniczkami ak. Pa-miętam, że siedzieliśmy nad tą glinianką, machając nogami i roz-mawiając o wszystkim, ale przeważnie o Lechoniu, Beethovenie, o literaturze. Nie o tym, co trzeba. Ale mając już wiedzę o tym, gdzie ta rodzina mieszka, postanowiłyśmy coś zrobić. Wówczas Basia Ostrowska, której ciotka miała willę w Chylicach, zaraz za Skolimowem, postanowiła ich tam ulokować. Opowiedziała ciotce, że spotkała przyjaciół, że to jest małżeństwo z mezalian-su, że rodzice pana młodego nie uznali jego żony i ich po prostu wygnali, a przecież ona jest w ciąży, tułają się, nie wiedzą, gdzie się podziać.

Czyli nie powiedziała ciotce, że to byli Żydzi?Nie. Ciotka miała w ogrodzie stróżówkę. Zgodziła się nająć

Feuermana jako stróża i oddać mu tę stróżówkę na mieszkanie. Tam był maciupeńki przedpokój i jedno pomieszczenie, o ile pa-miętam bez wody, z piecykiem-kozą, i tam się wychował ich ma-ły synek Piotruś. Później okazało się, że ciotka Basi od razu wie-działa, że są Żydami. Zapytała nas, jak mogłyśmy, głupie, sądzić, że nie wiedziała, że ma przed sobą Żydów.

Na stronie poświęconej Sprawiedliwym Wśród Narodów Świata przeczytałem też: „Wkrótce do ukrywających się dołączyły sio-stra i koleżanka Wandy Feuerman —  Zofia Kamińska oraz Basia Malinowska. Barbara Ostrowska wspomina: „Wszystkimi ich sprawami życiowymi i bytowymi zajmowałam się sama, przy

Page 15: Remigiusz Grzela "Wolne"

202 irena rybczyńska-holland

pomocy moich przyjaciół: Ireny Rybczyńskiej i Bohdany Majdy”. Ile miałaś lat?

To było w 1943 roku, miałam już osiemnaście.

Za taką pomoc groziła kara śmierci. Miałaś jakieś poczucie nie-bezpieczeństwa?

Czy się bałam? Nie. Boję się jechać szybko samochodem, ale w czasie okupacji nie bałam się niczego. Możesz to zrozumieć? W ogóle mało się w życiu boję. Sama siebie nie rozumiem. Kiedy mieszkaliśmy w prywatnej szkole w Jeziornie Fabrycznej, bo oj-ciec był jej kierownikiem, na strychu był mały magazyn pistole-tów, amunicji i opasek powstańczych, bo w zimie 1943 roku było już wiadomo, że coś nastąpi, więc trwały przygotowania. I kiedy wybuchło powstanie warszawskie, dostałam wiadomość od moje-go zwierzchnika z ak, żeby przygotować, co się da, włożyć do wa-lizki opaski powstańcze, pistolety i amunicję i przywieźć do Lasu Kabackiego, do wsi Kabaty, za Powsinem. I ja to zrobiłam. Nie mia-łam nawet pasów do związania tej walizki. Miałam rower i znosi-łam tę walizkę ze strychu, a w szkole latem stacjonowali żołnierze niemieccy, wehrmachtowcy, i jeden z nich pomógł mi ten ciężar znosić. Później umieścił tę walizkę z tyłu, na bagażniku roweru i jeszcze pasami ją przywiązywał, żeby nie spadła. Dopytywał, co to jest, że takie ciężkie. Sama sobie nie wierzę, ale się nie bałam, niczego, wierzyłam w swoją gwiazdę. Nie jestem człowiekiem wie-rzącym. Przez Holocaust ostatecznie straciłam wiarę w Boga. Ab-solutnie mi się to nie godziło, żeby mógł istnieć jakiś Bóg, który w dodatku ma się zajmować losem każdego człowieka. To był dla mnie absurd. Stałam się kompletnie niewierząca już jako dziew-czynka czternasto-, piętnastoletnia. Nigdy już nie wróciłam do tej wiary. W dzieciństwie chorowałam na bezsenność i strasznie cierpiałam z powodu braku mojej rodzonej matki. Druga matka mnie nie krzywdziła, ale urodził jej się syn, mój braciszek, któ-rego bardzo kochałam, czując równocześnie, że nie jestem tak kochana, jak mogłabym być kochana przez rodzoną matkę. Ro-

Page 16: Remigiusz Grzela "Wolne"

jak to możliwe, że się nie bałam 203

biłam więc próby z panem Bogiem — jeżeli jest, to niech którejś nocy ujrzę swoją matkę, niech mi ją pokaże, niech ona mi się po-każe. Straszliwie się tym męczyłam, ale to nic nie dało. To już całkowicie nadwątliło moją wiarę, bo pomyślałam, że jeśli było-by prawdą, że dusze idą do nieba, to przecież moja matka by do mnie w nocy przyszła. Bóg przegrał ten zakład.

Uratowana przez was Wanda Samstein-Feuerman wspominała ten pobyt w Chylicach: „Myślę, że w jakiś swoisty sposób w tych strasznych czasach byłam tam prawie szczęśliwa. Zadziwiający był zupełny brak antysemityzmu u dziewcząt dorastających, bądź co bądź, przed wojną, w okresie wzmagającego się antyse-mityzmu w Polsce. Były zupełnie wyprane z tego uczucia”.

Bo byłyśmy zupełnie z tego wyprane. Opowiem ci coś. Miesz-kamy w Biłgoraju, w dużym, drewnianym domu, na parterze. Mam pięć lat. Przychodzi do nas kobieta z nabiałem — jaja, ser, mleko. Między pokojem a kuchnią jest różnica poziomów. Kiedy ta kobieta przychodzi, zawsze opowiada różne historie, lubię so-bie siadać na tym wyższym poziomie i słuchać. I nagle ona mówi, że stało się nieszczęście, bo znów Żydzi złapali katolickie dziecko i je zabili. Jak zabili? Nabili beczkę gwoździami, wsadzili dziecko do beczki i turlali ją po ulicy, żeby z dziecka wyciekła krew, a z tej krwi robią macę i muszą ją jeść na swoje święto.

To mi zostało na całe życie, możesz sobie wyobrazić? Najpierw pobiegłam do rodziców z przerażeniem i rozpaczą — co to zna-czy, kogo łapią, kiedy. Rodzice oczywiście wytłumaczyli, że to nieprawda, że Żydzi to nasi bracia, tacy jak my, ale ja wtedy nie-zupełnie uwierzyłam. W Biłgoraju mieszkało bardzo wielu Żydów i czasem zachodził któryś do nas, z taką czy z inną sprawą, znałam tych ludzi. Więc ta opowieść była wielkim szokiem, dociekałam jeszcze przez parę dziecięcych lat, pytałam na przykład księży. Ale znów księża grzmieli z ambon, że Żydzi zamordowali Chry-stusa, więc to wszystko wprowadziło do mojej głowy wielki za-męt i temat żydowski stał się od tej chwili moim problemem

Page 17: Remigiusz Grzela "Wolne"

204 irena rybczyńska-holland

na całe życie. Ja szybko zrozumiałam, co to jest antysemityzm. Kiedy zaczęła się wojna, kiedy zobaczyłam, jak Żydzi cierpią, jak są upokarzani, giną za swoje pochodzenie, postanowiłam poma-gać i jeśli to możliwe, ratować. Już powiedziałam, że moim ofi-cjalnym narzeczonym był Żyd. Nazywał się oficjalnym narzeczo-nym, bo to mu było pomocne.

Jak to się stało, że zostałaś łączniczką?To się musiało stać, przecież miałam już piętnaście lat, kiedy

zaczęła się wojna. Wiadomo było, że trzeba walczyć z Niemca-mi. Przyszedł znajomy i zapytał, czy chciałabym wstąpić. Chcia-łam. Nigdy nie chciałabym wstąpić do Narodowych Sił Zbroj-nych, to rozpoznanie miałam, bo nsz był wredną organizacją. Wiem o przypadku, kiedy nsz-owcy wydali Niemcom kryjówkę Żydów w Lesie Kabackim. W 1941 roku wstąpiłam do Związku Walki Zbrojnej, organizacji, która się później przekształciła się w ak. Łączniczki były krwioobiegiem, wszystko załatwiały, prze-woziły rozkazy, prasę, jeśli była konieczność — również amuni-cję. Byłam jasną blondynką z niebieskimi oczami, Niemcy mnie zawsze bardzo lubili. Kiedy woziłam materiały wybuchowe albo gazetki, zawsze wsiadałam do pierwszego przedziału w tramwa-jach, bo był Nur für Deutsche — tylko dla Niemców. Wtedy czu-łam się bezpieczna, a jeśli miałam ciężar, to mi pomagali. Kiedyś miałam odebrać z placu Wilsona paczkę z dynamitem i przeka-zać ją w kawiarni na Marszałkowskiej, róg Wilczej. Przyszłam za wcześnie, na placu Wilsona była — i jest do dzisiaj — księgar-nia. Zobaczyłam Sól ziemi Wi5lina. Kosztowała złotówkę, pa-miętam jak dzisiaj, ale miałam tylko złotówkę i nie wiedziałam, co się może jeszcze zdarzyć. Nie mogłam się pozbyć tej złotów-ki, bo miałam potem pójść do kawiarni. Nie kupiłam, ale zapa-miętałam to na zawsze. Taszcząc ciężar, który ktoś mi przekazał na peronie, wsiadłam do pierwszego przedziału i jakiś Niemiec pomagał mi to znosić. Zapytał, co dźwigam. Odpowiedziałam: Glass — szkło.

Page 18: Remigiusz Grzela "Wolne"

jak to możliwe, że się nie bałam 215

Irena Rybczy!ska-Holland — dziennikarka. W czasie wojny była w vii Obwodzie „Obroża” Okręgu Warszawskiego ak. W 1945 ro-ku była nauczycielką szkoły w Budziszewicach. Przez dwa la-ta, do roku 1947, pracowała w Naczelnym Komitecie Wykonaw-czym Stronnictwa Ludowego. W latach 1946 — 1950 studiowała na Wydziale Dziennikarskim Akademii Nauk Politycznych, po-nadto na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Warszawskiego (filozofia; nieukończone). W tym czasie była też redaktor naczel-ną pisma „Wolna Wiciowa Gromada”. W 1948 roku była redaktor naczelną „Nowej Wsi” (potem pracowała tam również od 1950 do marca 1968). W latach 1949 — 1950 pracowała w redakcji oświa-towej Polskiego Radia. Od 1968 do 1973 roku w miesięczniku „Ty i Ja”. W latach 1973 — 1980 w miesięczniku „Magazyn Rodzinny”. W 1981 roku współuczestniczyła w zakładaniu Komitetu Ochro-ny Praw Dziecka. W stanie wojennym woziła swoim samocho-dem matrycę pisma „Solidarność”, pomagała w redagowaniu pi-sma „Spectator”. Była także emisariuszką na Polskę założonej w Paryżu organizacji „sos Pomoc Chorym w Polsce”. W 1999 ro-ku uczestniczyła w grupie założycielskiej „Otwartej Rzeczpospo-litej”, stowarzyszenia przeciwko antysemityzmowi i ksenofobii. Członek Związku Zawodowego Dziennikarzy rp (1950 — 1951) i Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (od 1951). W 1990 roku otrzymała tytuł Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata. Wydała książki: Jak być kochaną babcią?, Jak sobie radzić z małym dziec-kiem?, Jak kochać córkę?

Page 19: Remigiusz Grzela "Wolne"
Page 20: Remigiusz Grzela "Wolne"

238 geneza

geneza

Niektóre z opublikowanych w książce rozmów ukazały się wcześ-niej drukiem w miesięczniku „Bluszcz” (dwie z trzech części roz-mowy z Julią Hartwig i rozmowa z Krystyną Chiger), „Gazecie Wy-borczej — Wysokich Obcasach” (Alina Świdowska), miesięczniku

„Literatura” (pierwsza część rozmowy z Hanną Krall), miesięczni-ku „Zwierciadło” (druga część rozmowy z Hanną Krall, pierwsza część rozmowy z Teresą Torańską, a także rozmowy z Henry-ką Krzywonos, Zofią Posmysz, Agnieszką Holland, Magdaleną Łazarkiewicz).

Czytelnika odsyłam także do mojej poprzedniej książki z wy-wiadami Hotel Europa (Prószyński i S-ka, Warszawa 2009), w któ-rej znajduje się obszerna rozmowa z Wandą Wiłkomirską. Za jej kontynuację uważam rozmowę zamieszczoną w książce, którą oddaję teraz do rąk Czytelnika.

Rozmowy z Aliną Świdowską i Henryką Krzywonos były nomi-nowane do Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej.

Page 21: Remigiusz Grzela "Wolne"

spis treści 245

spis tre$ci

od autora ___ 5

julia hartwig: to, co najważniejsze ___ 11

henryka krzywonos: solidarność to nie jest puste słowo ___ 45

alina świdowska: alina, córka adiny ___ 59

zofia posmysz: żyję. to wielki temat ___ 79

teresa torańska: nie mam czasu na marzenia ___ 91

wanda wiłkomirska: nic nie zginęło ___ 113

teresa nawrot: ogień z rąk do rąk ___ 133

hanna krall: wydarzyło się naprawdę ___ 157

krystyna chiger: dziewczynka w zielonym sweterku ___ 179

irena rybczyńska-holland: jak to możliwe, że się nie bałam ___ 195

agnieszka holland: dobro jest tajemnicą ___ 217

magdalena łazarkiewicz: jest coraz jaśniej ___ 229

geneza ___ 238

indeks ___ 239

Page 22: Remigiusz Grzela "Wolne"
Page 23: Remigiusz Grzela "Wolne"

Wolnerozmawia Remigiusz Grzela Warszawa 2012

© Copyright by Remigiusz Grzela, 2012  © Copyright for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2012 Wydanie i Printed in Poland

isbn 978-83-62467-97-6 (oprawa miękka)isbn 978-83-63855-00-0 (oprawa twarda)

RedakcjaJustyna Dąbrowska

IndeksAleksandra Toeplitz

Zdjęcia s. 10: Danuta Węgiel / Fotonova · s. 44, 78, 90, 228: Michał Korta / kortastudio.com (dziękujemy autorowi za udostępnienie zdjęć) · s. 58: Jacek Waszkiewicz / Reporter · s. 112: Mikołaj Grynberg · s. 132: z archiwum Teresy Nawrot (dzię-kujemy za udostępnienie zdjęcia) · s. 156: Rafał Nowak / be&w · s. 178: Jakub Ostałowski / Fotorzepa / Forum · s. 194: Katarzyna Adamik (dziękujemy autorce za udostępnienie zdjęcia) · s. 216: Piotr Kala / Fotorzepa / Forum

Zdjęcie na okładce Zija i Pióro

Korekta Monika Ples | tessera.org.pl

Projekt graficzny i typograficzny, skład i łamanieMarcin Hernas | tessera.org.pl

Opracowanie zdjęćPaweł Wójcik | tessera.org.pl Książkę złożono pismami Abril Veroniki Burian i Joségo Scaglione oraz Ohrada Františka Štorma

Page 24: Remigiusz Grzela "Wolne"

Książka ukazuje się dzięki wsparciu Fundacji im. Róży Luksemburg

Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej są dostępne w promocyjnej cenie w sie-dzibie Krytyki Politycznej (ul. Foksal 16, ii p., Warszawa), Świetlicy kp w Łodzi (ul. Piotrkowska 101), Świetlicy kp w Trójmieście (ul. Nowe Ogrody 35, Gdańsk), Świetlicy kp w Cieszynie (ul. Zamkowa 1, Cieszyn) oraz księgarni internetowej kp (www.sklep.krytykapolityczna.pl), a także w sieci Empik i dobrych księgarniach na terenie całej Polski.

Wydawnictwo Krytyki Politycznejul. Foksal 16, ii p., 00-372 [email protected]

Druk i oprawa

www.opolgraf.com.pl