30
ZACZYTAJ SIĘ DUŻA CZCIONKA Diana Walsh PUSTA KOŁYSKA Przejmuj ąca historia matki, której nowo narodzona córeczka została uprowadzona

Pusta kołyska

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Diana Walsh: Pusta kołyska Co drugi dzień ginie małe dziecko. Większość zostaje uprowadzona Ta historia wydarzyła się naprawdę. Maleńka Shelby została wykradziona ze szpitala kilka dni po narodzinach. Teraz jej matka, Diana, wraca do tych wstrząsających chwil, które na zawsze zmieniły jej życie. W tej pełnej napięcia i poruszającej książce historie zrozpaczonej matki i porywaczki przeplatają się, ostatecznie łącząc się w pełnym napięcia finale.

Citation preview

Page 1: Pusta kołyska

zaczytaj się•

ZACZYTAJ SIĘ

DUŻA CZCIONKA

Co drugi dzień ginie małe dziecko. Większość zostaje uprowadzona.

Ta historia wydarzyła się naprawdę. Maleńka Shelby została wykradziona ze szpitala kilka dni po narodzinach. Teraz jej matka, Diana, wraca do tych

wstrząsających chwil, które na zawsze zmieniły jej życie.

W tej pełnej napięcia i poruszającej książce historie zrozpaczonej matki i porywaczki przeplatają się, ostatecznie łącząc się we wzruszającym fi nale.

Cena detal. 14,90 zł

duża czcionka

Diana Walsh

PUSTA KOŁYSKA

Przejmująca historia matki, której nowo narodzona córeczka

została uprowadzona

Diana W

alshPU

STA KOŁYSKA

Page 2: Pusta kołyska

Walsh_Pusta_kolyska.indd 2alsh_Pusta_kolyska.indd 2 2013-05-13 12:10:252013-05-13 12:10:25

Page 3: Pusta kołyska

Diana Walsh

Pusta kołyska

tłumaczenie

Krzysztof Skonieczny

Walsh_Pusta_kolyska.indd 3alsh_Pusta_kolyska.indd 3 2013-05-13 12:10:252013-05-13 12:10:25

Page 4: Pusta kołyska

Książki z dobrej strony: www.znak.com.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected] Wydanie I, Kraków 2013

Druk: Drukarnia Colonel, Kraków

Tytuł oryginałuEmpty Cradle

Copyright © Diana Walsh 2012

Copyright © for the translation by Krzysztof Skonieczny

Fotografi a na pierwszej stronie okładki© artpipi/iStockphoto.com

Opieka redakcyjnaAleksandra Kamińska

Ewa Polańska

Opracowanie tekstuBarbara Gąsiorowska

Projekt typografi cznyDaniel Malak

ŁamaniePiotr Poniedziałek

ISBN 978-83-240-2404-9

Walsh_Pusta_kolyska.indd 4alsh_Pusta_kolyska.indd 4 2013-05-13 12:10:252013-05-13 12:10:25

Page 5: Pusta kołyska

17

prolog

stoney creek, ontario

 grudnia , .

Ciemną sypialnię oświetla jedynie niewielki promień światła z korytarza. Dom jest cichy i spokojny – po zgiełku, jaki miał miejsce wie-

czorem, nie został nawet ślad. Leżę w bezruchu, ubra-na, na nakryciu łóżka. Patrzę w sufi t. Choć nigdy w ży-ciu nie czułam się bardziej zmęczona, mam otwarte oczy. Modlę się:

– Boże, proszę... pomóż mi.Zrobię wszystko... niech tylko będzie bezpieczna,proszę, pozwól mi ją odzyskać.Proszę cię, Boże,proszę cię.

Walsh_Pusta_kolyska.indd 17alsh_Pusta_kolyska.indd 17 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 6: Pusta kołyska

Negocjowaliście kiedyś z  Bogiem? Czy kiedykol-wiek pragnęliście czegoś tak bardzo, że obiecalibyście wszystko, byle tylko to otrzymać? Czy błagaliście kie-dyś o życie? W tamtej chwili chciałam, żeby czas po prostu minął szybciej, żeby ból osłabł. Żeby upłynął i uwolnił mnie od nieznośnej niepewności. Chciałam się obudzić, gdy będę już znała odpowiedzi.

Walsh_Pusta_kolyska.indd 18alsh_Pusta_kolyska.indd 18 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 7: Pusta kołyska

19

rozdział

Leżę na oddziale położniczym małomiasteczko-wego szpitala, w  łóżku najbliżej okna. W  po-mieszczeniu znajdują się jeszcze trzy łóżka. Od

pacjentki po mojej lewej stronie oddziela mnie za-ciągnięta zasłona. Słyszę kroki, jakaś osoba wchodzi z innego pokoju – nic szczególnego. Ociężale powłó-cząc nogami, człapie w  tę i  z  powrotem po drugiej stronie zasłony. Rzuca cień, jednak wydaje się nie-istotna.

Oto chwila, która zmieni moje życie. Właśnie teraz urzeczywistni się plan Cienia. Gdyby przyszła choć dziesięć minut wcześniej, w pokoju wciąż byłaby jesz-cze moja rodzina. Nie byłabym sama, a moje dziecko nie zostałoby porwane.

Gdzie jednak zaczyna się ta historia? Opowiada-jąc ją od tego momentu, opuszczam wiele istotnych

Walsh_Pusta_kolyska.indd 19alsh_Pusta_kolyska.indd 19 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 8: Pusta kołyska

szczegółów. Osoba, którą jestem w tej chwili, została stworzona przez moją przeszłość – i aby w pełni zro-zumieć teraźniejszość, muszę do niej powrócić. A tak-że poznać dzieje innej kobiety.

Walsh_Pusta_kolyska.indd 20alsh_Pusta_kolyska.indd 20 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 9: Pusta kołyska

21

rozdział

Miałam czworo rodzeństwa. To moi najlep-si przyjaciele. Kiedy dorastaliśmy, wszyst-ko robiliśmy wspólnie, i wciąż jeszcze łączy

nas szczególna więź. Porządek dziobania jest następu-jący: Chuck był najstarszy, potem Elaine, Debbie, po-tem ja, a na końcu Maureen. Czasem się kłóciliśmy, ale częściej byliśmy dla siebie powiernikami i  chro-niliśmy siebie nawzajem. Wiele mogliśmy dla siebie poświęcić i często rzeczywiście to robiliśmy. Pod tym względem moja rodzina nie zmieniła się aż do dziś. Gdy tylko ich potrzebowałam, najbliżsi zawsze mnie wspierali, czy to w sytuacjach tak poważnych jak ta, której doświadczyliśmy w grudniu 1993 roku, czy tak błahych jak dziecinne żarty.

Dorastaliśmy w  Stoney Creek, miasteczku w  po-łudniowym Ontario, którego nazwa pochodziła od przepływającego przezeń kamienistego potoku.

Walsh_Pusta_kolyska.indd 21alsh_Pusta_kolyska.indd 21 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 10: Pusta kołyska

22

W  tamtych czasach w  takich miejscach jak Stoney Creek nie zamykało się drzwi swoich domów. Nie pa-miętam nawet, żebym jako mała dziewczynka kiedy-kolwiek widziała klucze do naszych frontowych drzwi. Myślę, że w ogóle nie mieliśmy zamka – nie mieliśmy się czego bać. Nie obawialiśmy się, że kiedy będziemy w domu, spotka nas jakakolwiek krzywda, nigdy też nie przyszło nam do głowy, że ktoś obcy mógłby wejść do naszego domu pod naszą nieobecność.

Miasteczko znane jest między innymi z pomnika bitwy pod Stoney Creek, mleczarni specjalizującej się w  wyrobie lodów oraz tego, że dzięki korzystnemu klimatowi rosną w  nim dorodne sady. Pomnik po-stawiono dla upamiętnienia stoczonej podczas wojny brytyjsko-amerykańskiej, krótkiej, lecz zaciętej bitwy z 6 czerwca 1813 roku. Jako dzieci nie myśleliśmy zbyt wiele o jej dramatycznym tle historycznym – dla nas pole bitwy było po prostu miejscem, gdzie chodzili-śmy oglądać fajerwerki w Dzień Wiktorii, ogrzewając się kocami, a także na pikniki podczas miesięcy let-nich, gdzie popijaliśmy piwo, wdychając odurzająco świeże powietrze w cieniu strzelistych, wiecznie zie-lonych drzew.

Mleczarnia w Stoney Creek była i jest miejscem pra-cy wielu studentów, stanowi też cel wizyt osób spoza miasteczka. Ludzie przejeżdżają wiele mil tylko po to, żeby zjeść „odwróconego rożka” albo „deser lodowy na blaszanym dachu”. Lody rozprowadzane są po całym

Walsh_Pusta_kolyska.indd 22alsh_Pusta_kolyska.indd 22 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 11: Pusta kołyska

23

kraju, a każdy mieszkaniec czuje się dumny, kiedy pod-czas podróży w oknie jakiegoś odległego sklepu widzi napis: „Sprzedajemy lody ze Stoney Creek”.

W okolicznych sadach bawiliśmy się, łażąc po drze-wach i zrywając owoce. Połowa naszej ekscytacji wy-pływała z  tego, że nie wolno nam było tego robić – byliśmy małymi złodziejaszkami. Wspinając się po konarach, nie dbaliśmy o ratowanie drzew ani o ochro-nę środowiska, chcieliśmy tylko zbudować jak najlep-szą fortecę albo huśtawkę.

Po jednopasmowych, najczęściej pustych ulicach miasteczka przemieszczaliśmy się rowerami. Były to proste pojazdy bez przerzutek, niektóre miały dzwonki i chorągiewki przytwierdzone do kierownicy. Nie przy-szłoby nam do głowy poprosić rodziców o podwiezie-nie samochodem do domu przyjaciół. Musieliśmy wra-cać do domów, zanim włączono latarnie uliczne. Żeby zdążyć, często przejeżdżaliśmy na wskroś pól i jecha-liśmy na skróty dróżkami, które sami odkryliśmy i po-kochaliśmy. Zawsze wychodziliśmy z domu z dziesię-ciocentówką w kieszeni, na wypadek gdybyśmy musieli skorzystać z budki telefonicznej. Później, już jako nasto-latki, jeśli nie jechaliśmy rowerami i nie szliśmy pieszo, braliśmy też trzydzieści pięć centów na autobus.

Podczas odrabiania pracy domowej wszyscy korzy-staliśmy z encyklopedii. Siedzieliśmy razem przy sto-le w kuchni z naostrzonymi ołówkami i długopisami kulkowymi w dłoniach – pisało się wtedy oczywiście

Walsh_Pusta_kolyska.indd 23alsh_Pusta_kolyska.indd 23 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 12: Pusta kołyska

24

ręcznie. Niekiedy przez telefon radziliśmy się znajo-mych z klasy. Wszystkie domowe telefony były czarne. Nie przeszkadzało nam, że wykręcenie siedmiocyfro-wego numeru jednym palcem na tarczy długo trwało. Nie znaliśmy innego sposobu. W tamtych czasach wy-kręcało się od razu numer domowy – w okolicy było na tyle mało mieszkań, że wprowadzanie numerów kie-runkowych nie miałoby sensu.

Nie wyobrażaliśmy sobie, żeby ktoś miał dwa tele-wizory, a nieliczne odbiorniki, które stały w domach, zazwyczaj były czarno-białe. Żeby poprawić odbiór, z tyłu telewizora umieszczało się antenę spreparowa-ną z powyginanego wieszaka na ubrania. Nie wyna-leziono jeszcze pilota, więc trzeba było wstać z kana-py, żeby zmienić kanał. Dzieci nie oglądały za dużo telewizji, bo większość czasu spędzały na podwórku z przyjaciółmi lub rodzeństwem.

Dzieciaki z sąsiedztwa spotykały się, by grać w ho-keja podwórkowego, piłkę albo bawić się w chowanego. Graliśmy też w marmurki na piasku. Jedyna namiastka hazardu, jaką znaliśmy, polegała na tym, że zwycięzca zatrzymywał kulki przegranego. Jeśli to my wygrywa-liśmy, mieliśmy nadzieję, że nikt nie będzie nas skła-niał do oddania zdobytych marmurków. Jednak kie-dy wygrywali inni, życzyliśmy sobie czegoś zupełnie przeciwnego.

Przez całe dzieciństwo graliśmy w drużynach ba-seballowych i kibicowaliśmy sobie nawzajem podczas

Walsh_Pusta_kolyska.indd 24alsh_Pusta_kolyska.indd 24 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 13: Pusta kołyska

25

meczów w okolicznych parkach. Często wracaliśmy do domu brudni i poobijani, ale na tym polegał urok zabawy – siniaki zupełnie nas nie zniechęcały.

Najważniejszym wydarzeniem tygodnia była samo-chodowa wycieczka z mamą do biblioteki, skąd przy-woziliśmy wór książek. Uwielbiałam wchodzić do bi-blioteki i podziwiać całe ściany wspaniałych tomów ustawionych na półkach. Tytuły książek pozmienia-ły się przez lata, ale charakterystyczny zapach biblio-teki pozostał taki sam od czasów mojego dzieciństwa – woń tysiąca dzieł sztuki starannie posegregowanych według kategorii i autorów. Opowieści wyrywały nas z szarzyzny codziennego życia i przenosiły do barwne-go świata nieskończonych możliwości. Brałam z pó-łek tyle książek, ile tylko mogłam unieść, i patrzyłam, jak bibliotekarz stempluje datę zwrotu na karteczkach, które później wkładał do kieszonki przyklejonej po wewnętrznej stronie okładki. Czytaliśmy wtedy każ-dego dnia. Do dziś nie opuszczam domu bez książki.

W weekendy wszyscy pływaliśmy w jeziorze Onta-rio. W tamtych czasach nie ostrzegano jeszcze w radiu ani na znakach o zanieczyszczeniu wody. Ktoś rzucał hasło: „Kto ostatni, ten zgniłe jajo”, i na wyścigi biegli-śmy do wody – nigdy nie znaliśmy jej dokładnej tem-peratury, ale zawsze była tak zimna, że zapierało nam dech w piersiach. Nie smarowaliśmy się kremem z fi l-trem przeciwsłonecznym, tylko olejkiem dla niemow-ląt. Przysiadające na naszej skórze muszki przyklejały

Walsh_Pusta_kolyska.indd 25alsh_Pusta_kolyska.indd 25 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 14: Pusta kołyska

26

się do niego, tworząc śliskie kulki, które łatwo było pomylić z piegami. Braliśmy ze sobą na lunch kanap-ki z masłem orzechowym i dżemem, a także, jeśli mie-liśmy szczęście, kilka ciastek z kawałkami czekolady. Ostrożnie podchodziły do nas wiewiórki, mające na-dzieję na to, że uda im się wygrzebać z piasku kilka okruszków, zanim ubiegną je w tym skrzeczące mewy.

W tamtych czasach rodzeństwo żyło z sobą w zgod-nej przyjaźni i  bawiło się razem dniami i  nocami  – dzieciaki cieszyły się z tego, że mają wspólne sypial-nie. W pokojach nie było pasujących do siebie kołder, zasłon i mebli, za to znajdowała się w nich mieszanka różnych sprzętów zestawionych ze sobą tak, by w su-mie tworzyły wygodne i  praktyczne wnętrze. Czę-sto był bałagan, łóżka pozostawały niezasłane, a na-sze rzeczy bezładnie walały się po podłodze. Rodzice mieli ważniejsze sprawy na głowie niż przejmowanie się porządkiem w pokojach dzieci.

Kiedy byłyśmy młode, spałyśmy we cztery w  jed-nym pokoju – myślałyśmy, że brat jest wyjątkowy, po-nieważ ma własną sypialnię. W szafi e wisiały sukienki uszyte wedle tego samego wzoru przez naszą mamę – jedna różowa, jedna niebieska, jedna pomarańczowa i jedna zielona. Poza kolorem i rozmiarem były iden-tyczne. Nosiłyśmy je do kościoła i na specjalne okazje.

Wszystkie dzieci spały na górze, a rodzice na dole. Każdej nocy matka przychodziła utulić nas do snu. Czę-sto czytała nam na głos, na przykład książki doktora

Walsh_Pusta_kolyska.indd 26alsh_Pusta_kolyska.indd 26 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 15: Pusta kołyska

27

Seussa, takie jak Kto zje zielone jajka sadzone albo Hop on Pop, a  potem całowała nas na dobranoc i  gasiła światło. Zazwyczaj matka szeptała, odchodząc: „Do-branoc, pchły na noc”. Niekiedy zmieniała powiedze-nie i życzyła nam po prostu słodkich snów.

Jeśli w jednym pokoju mieszkają cztery dziewczyn-ki, a obok śpi jeden chłopiec, prędzej czy później ko-muś przyjdzie ochota na psoty. Uwielbialiśmy bawić się w  chowanego  – szeptanemu odliczaniu szukają-cego towarzyszyły kroki chowających się, którzy idąc na palcach, poszukiwali najlepszej kryjówki. Jako że mieliśmy do dyspozycji tylko kilka metrów kwadra-towych, skrytki rzadko bywały szczególne oryginal-ne. Prędzej czy później zdenerwowana chichotami i bieganiem matka wchodziła na górę i kazała nam przestać się bawić i  iść spać. Oczywiście, zanim do-szła do szczytu schodów, my już leżeliśmy z powro-tem w łóżkach jak aniołki. Mogę sobie tylko wyobra-żać, jak bardzo musiało ją to irytować. Po powrocie z pracy na kilku etatach musiała jeszcze zajmować się domem i rodziną. Prawdopodobnie w takich chwilach była gotowa nas wszystkich udusić.

Po tym jak zwróciła nam uwagę kilka razy, cza-sem mówiła:

– Lepiej się uciszcie, dzieciaki, bo powiem tacie.Była to czcza groźba, bowiem ojciec nie potrafi ł

utrzymać dyscypliny. Po jej wyjściu niekiedy jedno z nas mówiło:

Walsh_Pusta_kolyska.indd 27alsh_Pusta_kolyska.indd 27 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 16: Pusta kołyska

28

– Cisza w sali rozpraw! Cisza w sali rozpraw! Niech przemówi małpa.

Po słowach tych zawsze następowała głucha cisza. Trudno było się nie odezwać, ale żadna z nas nie chcia-ła, żeby nazwano ją małpą. Następnie któraś zaczynała się śmiać, a pozostałe szybko do niej dołączały. Rozpo-czynała się kolejna zakazana gra lub zabawa. Leżąca na dolnej części piętrowego łóżka unosiła nogi i naprzyk-rzała się tej na górze kopaniem w materac. Jednego razu górny materac poluzował się i spadł na dowcip-nisię. Musieliśmy zawołać na ratunek matkę, ponie-waż żadna z nas nie była na tyle silna, by unieść leżące na ofi erze własnej psoty fragmenty łóżka i oswobodzić winowajczynię.

Pewnej nocy jedna z moich sióstr – po dziś dzień, związana przysięgą dochowania tajemnicy, nie mogę zdradzić, która – zamknęła mojego brata na haczyk w  jego pokoju. Darł się wniebogłosy i  walił pięścia-mi w drzwi, aż zrobił sobie krzywdę. W ataku wście-kłości obiecał, że „da nam wciry”, gdy tylko wyjdzie. Im dłużej pozostawał zamknięty, tym bardziej się de-nerwował. Kiedy wreszcie postanowiłyśmy go wypuś-cić, za bardzo bałyśmy się otworzyć drzwi, bo wiedzia-łyśmy, że jeśli tylko dorwie którąś z nas, natychmiast stanie się ona ofi arą jego furii. W  końcu oswobo-dził się, wykorzystując wygięty wieszak na ubrania, który wepchnął w  szparę między drzwiami a  futry-ną i uniósł nim haczyk trzymający drzwi. Kiedy się

Walsh_Pusta_kolyska.indd 28alsh_Pusta_kolyska.indd 28 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 17: Pusta kołyska

29

uwolnił, każda z nas zaczęła uciekać gdzie pieprz roś-nie, w  nadziei, że to nie ona zostanie złapana jako pierwsza.

Leniwe, letnie dni spędzaliśmy na półkoloniach w domu kultury Fruitland. Po drodze do domu prze-chodziliśmy przez otaczające go sady i  jedliśmy doj-rzewające w tym czasie owoce. Teren porastały setki bujnych drzew rosnących tak blisko siebie, że oddzie-lały je tylko wydeptane piaskowe ścieżki. Gdy nimi szliśmy, słysząc jedynie bzyczenie owadów, ćwierka-nie ptaków, szelest liści i, od czasu do czasu, głuchy odgłos spadającego na ziemię owocu, towarzyszyło nam uczucie rzadko spotykanego spokoju. Częstowa-liśmy się chrupiącymi jabłkami, wiśniami i włocha-tymi, słodkimi brzoskwiniami, które łaskotały naszą skórę, gdy zrywaliśmy je z drzew.

Pewnego dnia, gdy rozkoszowałam się garścią na-grzanych w  słońcu purpurowych winogron przed chwilą zerwanych z  krzewu i  koncentrowałam się głównie na wypluwaniu maleńkich pestek, ktoś moc-no chwycił mnie za ramię. Ujrzałam nad sobą twarz bardzo niezadowolonego rolnika, który miał już dość dzieciaków włażących na jego teren i kradnących owo-ce. Choć był widocznie zły, błysk w jego oku i uniesio-ne kąciki ust świadczyły, że cieszy się, że mnie złapał. W moich oczach był wstrętnym i paskudnym człowie-kiem, a nie kimś ubogim, kto po prostu próbuje za-robić na życie.

Walsh_Pusta_kolyska.indd 29alsh_Pusta_kolyska.indd 29 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 18: Pusta kołyska

30

– To teren prywatny, nie wolno ci tu być. Jak się na-zywasz i gdzie mieszkasz?

Rozejrzałam się dookoła i spostrzegłam, że wszyscy moi znajomi tajemniczo zniknęli. Poirytowany farmer zapytał znów, tym razem głośniej:

– Jak się nazywasz? – ... Diana...Najwyraźniej nie na taką odpowiedź czekał – z każ-

dą chwilą robił się coraz bardziej zdenerwowany. – Pytam o nazwisko!Przerażona, spojrzałam na swoje ramię, które wciąż

mocno trzymał, i szybko odpowiedziałam. Zadał ko-lejne pytanie:

– Gdzie mieszkasz?Mimo pewności, że robię błąd, podałam mu uli-

cę i numer domu. Nie przyszło mi nawet do głowy, żeby go okłamać. Przypominając sobie to wydarzenie jako osoba dorosła, zastanawiam się, dlaczego nie wy-myśliłam jakiegoś fi kcyjnego nazwiska i adresu i nie czmychnęłam, gdy tylko mnie puścił. Moje starsze siostry albo brat z pewnością by na to wpadli.

Po tym jak odpowiedziałam na wszystkie jego pyta-nia i w końcu mnie wypuścił, zaczęłam biec do domu. Żołądek podchodził mi do gardła. Nie zatrzymywa-łam się, dopóki nie dobiegłam do rodzeństwa, któ-re czekało na werandzie. Kazało mi opowiedzieć całe spotkanie z farmerem.

Walsh_Pusta_kolyska.indd 30alsh_Pusta_kolyska.indd 30 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 19: Pusta kołyska

31

– Chyba mu nic nie powiedziałaś? Nie mówiłaś, jak się nazywasz?

Nie dość, że dałam się złapać, to jeszcze wszystko wyśpiewałam rolnikowi. Kiedy się o tym dowiedzieli, siostry i brat wpadli w furię. Matka miała wrócić do-piero za godzinę. Spodziewałam się, że upłynie mi ona na cierpieniu jadowitych spojrzeń i wyrzutów rodzeń-stwa. Matka zawsze mówiła, że nam ufa i wie, że zrobi-my to, co należy. Było to ciężkie brzemię i żadne z nas nie chciało sprawić jej przykrości. Najgorsze, co mo-gła powiedzieć matka, to że się na nas zawiodła. Czuli-śmy się wtedy gorzej, niż gdybyśmy dostali lanie. Mat-ka czasem mówiła, że szukamy guza i zaraz da nam po tyłkach, ale wina bolała bardziej niż kary cielesne.

Wchodząc do domu, usłyszeliśmy, że dzwoni tele-fon. Rzuciła się do niego moja siostra Elaine i zaczęła odpowiadać, doskonale naśladując głos matki:

– Halo? Przy telefonie. Ojej. Naprawdę to zrobili? W takim razie zostaną ukarani i zapewniam pana, że nigdy więcej się to nie powtórzy. Tak, rozumiem. Bar-dzo pana przepraszam i dziękuję za telefon.

Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Elaine uratowała nam skórę. Matka nigdy się o niczym nie dowiedziała. Ro-dzeństwo szybko zapomniało o tej sytuacji, ale ja dłu-go nie mogłam sobie wybaczyć.

Walsh_Pusta_kolyska.indd 31alsh_Pusta_kolyska.indd 31 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 20: Pusta kołyska

Moja matka ma na imię Marie Jeanne d’Arc, po wo-jowniczce Joannie d’Arc, a  przyjaciele nazywają ją Joan. Z  niesłabnącą pogodą ducha ciężko pracowa-ła, by zarobić na utrzymanie rodziny, i towarzyszyła nam we wszystkim, co robiliśmy, zawsze bezintere-sownie nas wspierając. To właśnie dzięki niej jej pię-cioro dzieci podjęło odpowiednie decyzje i nigdy nie zeszło z prostej drogi.

Kiedy wychodziłam za mąż, to matka prowadziła mnie do ołtarza i to ona podała moją rękę przyszłemu mężowi. Kiedy ona wychodziła za mąż po raz drugi, to ja z kolei prowadziłam ją do ołtarza i podałam jej rękę jej przyszłemu mężowi, mężczyźnie jej marzeń. Nie było to zgodne z tradycją, ale pasowało do sytuacji. Ojciec nie pojawił się na moim ślubie, podobnie jak na wielu ważnych dla mnie pod różnymi względami wy-darzeniach. Matka zawsze rekompensowała nam brak ojca mądrością, ciepłem i  zrozumieniem. Stanowiła dla mnie wzór stabilności. Gdy dorastałam, była dla mnie nie tylko matką, ale również ojcem i przyjaciółką.

Walsh_Pusta_kolyska.indd 32alsh_Pusta_kolyska.indd 32 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 21: Pusta kołyska

33

rozdział

Ojciec był alkoholikiem. Tłumaczy to jego fi -zyczną i emocjonalną nieobecność, a także pomaga zrozumieć kilka innych cech mojej

rodziny. Wstydziliśmy się nałogu ojca, więc czuliśmy potrzebę ukrywania prawdy. Podobnie jak on, stali-śmy się przez to bardzo zamknięci w sobie. Byliśmy mistrzami podstępu.

Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że nadużywanie środków oburzających to powszechny problem. Gdy-byśmy o tym wiedzieli, prawdopodobnie moglibyśmy przynajmniej o tym porozmawiać i nie czulibyśmy się tak bardzo wyizolowani. Nasze rodzeństwo tworzyło ekskluzywny klub liczący pięcioro członków. Ojciec nazywał nas zgrają potępieńców. Dorastając, myśla-łam, że to czułe określenie.

W domu alkoholika dzieje się wiele rzeczy, któ-re przeczą zdrowemu rozsądkowi. Ludzie cierpiący

Walsh_Pusta_kolyska.indd 33alsh_Pusta_kolyska.indd 33 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 22: Pusta kołyska

34

z powodu uzależnienia zachowują się często tak, jak-by stracili rozum. Pewnego razu matka znalazła po-chowane butelki ojca i natychmiast zaczęła wylewać ich zawartość do kuchennego zlewu. Zauważywszy, że jego tajne zapasy zostały odkryte, ojciec stwierdził, że jedyną adekwatną odpowiedzią będzie wyrzucenie z domu całego jedzenia. Szybko przeszedł do egzekwo-wania swojej niedorzecznej decyzji – pootwierał ku-chenne szafk i i lodówkę i zaczął wyrzucać przez drzwi frontowe wszystko, co tylko znalazło się w jego zasię-gu. Najwyraźniej tego dnia nie obowiązywało powie-dzenie mówiące, że kto nie marnuje, temu nie brakuje.

Ku mojemu przerażeniu, w  tym czasie po ulicy przechodził, roznosząc wieczorne wydanie gazety, chłopiec, w którym potajemnie się podkochiwałam. Był wysokim, przystojnym brunetem o pięknym, roz-marzonym spojrzeniu i dostojnym kroku. Nosił luźny T-shirt i obcisłe jeansy. Jego białe trampki były nale-życie poprzecierane, co nadawało im wygląd brud-nych, a włosy, choć długie, miał czyste i uczesane tak, by wyglądały na krótsze. Zauważywszy wylatujące przez drzwi jedzenie, nie zdecydował się podejść do naszego domu, by dostarczyć gazetę. Płatki wypada-jące z opakowania, masło orzechowe, parę jabłek i pu-szek zupy oraz pozostałości bochenka chleba fruwały w powietrzu. Razem z siostrą zaśmiewałyśmy się póź-niej na myśl o tym, że chłopiec prawdopodobnie oba-wiał się, że może oberwać w głowę latającą pieczenią.

Walsh_Pusta_kolyska.indd 34alsh_Pusta_kolyska.indd 34 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 23: Pusta kołyska

35

Przez lata życia z alkoholikiem nauczyłam się, że kontrabandę można ukryć w najróżniejszych miejscach. Raz po nieprzespanej nocy powiedziałam siostrze, że byłam niczym królewna na ziarnku grochu – rankiem odkryłam bowiem butelkę wódki pod materacem. Inne butelki odnajdywałam w najbardziej nieprawdopodob-nych miejscach – w szufl adach, w pudełkach płatków śniadaniowych, w zimowym bucie albo w gramofo-nie – nigdy nie było wiadomo, gdzie pojawi się kolejna. Moją ulubioną skrytkę, mającą według mnie najwięcej sensu, stanowił zbiornik toalety. Alkohol był tam nie tylko dobrze schowany, ale i odpowiednio schłodzony.

Gdy tylko znajdowałam ukryte butelki, od razu się ich pozbywałam. Z przyjemnością bawiłam się kosz-tem ojca. Wyobrażałam sobie, jak próbuje znaleźć al-kohol i, zawiedziony i zdezorientowany, zaczyna się za-stanawiać, czy już go wypił, czy pomylił kryjówki, czy może butelkę odnalazł ktoś inny. Nie mógł przecież ni-kogo o to zapytać. W moich myślach zawsze widzia-łam go, jak drapie się z zakłopotaniem po głowie i od-chodzi zrezygnowany, nie zaspokoiwszy swojego głodu.

Próbował najróżniejszych sztuczek, by utrzymać ukryty alkohol w  niskiej temperaturze. Pewnego wietrznego zimowego dnia wsunął butelkę pod błot-nik samochodu i położył na oponie. Nie przewidział, że jeśli zacznie padać śnieg lub deszcz, szkło przymar-znie do gumy. Gdy to nastąpiło, stanął przed poważ-nym problemem: w jaki sposób wyciągnąć butelkę, by

Walsh_Pusta_kolyska.indd 35alsh_Pusta_kolyska.indd 35 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 24: Pusta kołyska

36

jej, broń Boże, nie rozbić i nie stracić części bezcennej zawartości. Pomyślał, że jeśli obsiusia butelkę, uda mu się stopić na tyle dużo lodu, by ją wyciągnąć. Mimo ta-kiej staranności w ukrywaniu dowodów swojego nało-gu nie miał skrupułów, by usiłując je usunąć, publicz-nie oddawać mocz na podjeździe. Temu dziwacznemu zachowaniu przyglądał się nasz pies Ruff . Zobaczyw-szy, co się święci, jak na komendę podniósł nogę i za-czął naśladować swojego pana. Mniej więcej w tym samym czasie zza rogu wyłoniła się znajoma postać z torbą pełną gazet na ramieniu.

Mój ojciec był wysokim, przystojnym brunetem o  brązowych oczach i  starannie uczesanych, falują-cych włosach, które zaczął farbować, gdy pojawiły się pierwsze ślady siwizny. W efekcie jednej ze swoich nie-zdarnych prób wygramolenia się z samochodu miał nieco skrzywiony na lewo nos. Zawsze był gładko ogo-lony, a kiedy byłam mała, lubiłam obserwować jego odbicie w  lustrze w  łazience, jak zanurzał swój pę-dzel do golenia w gorącej wodzie, a następnie kręcił nim w pozostałościach kostek mydła, które trzymał w  niewielkim naczyniu. Gdy już rozprowadził pia-nę po twarzy i zaczynał przesuwać brzytwą po skó-rze ponad górną wargą, uśmiechał się do mnie i pytał:

– Na co tak patrzysz?Wzdrygałam się, gdy czasem, operując ostrzem

trzęsącymi się rękami, zacinał się, a następnie tamo-wał krew przy użyciu sztyft u.

Walsh_Pusta_kolyska.indd 36alsh_Pusta_kolyska.indd 36 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 25: Pusta kołyska

37

Choć z pewnością ojciec niekiedy ubierał się swo-bodnie, zawsze będę go pamiętała w  spodniach od garnituru, koszuli i dobrze dobranym krawacie. Kie-dy byłam w ósmej klasie, wszedł raz do mojego pokoju w ciemnobrązowych spodniach i białej koszuli z dwo-ma krawatami w rękach. Słuchałam radia tranzystoro-wego z dwiema koleżankami, Colleen i Susan – kocha-łyśmy muzykę nad życie. Tata przyłożył oba krawaty do koszuli i zapytał:

– Który lepszy?Obie moje koleżanki wskazały na jednolicie jasno-

brązowy krawat, który trzymał w lewej dłoni. Ja wska-załam na drugi, w złoto-pomarańczowo-brązowe pa-ski. Wcisnął brązowy krawat do kieszeni i zaczął wiązać krawat w paski. Widząc, jak odchodzi, gwiżdżąc, po-czułam się żenująco szczęśliwa. Kiedy wyszedł z poko-ju, moje koleżanki powiedziały, że i tak myślą, że brą-zowy jest ładniejszy.

On tylko spojrzał przez ramię i puścił do mnie oko.Kiedy ojciec pił, zmieniał się z doktora Jekylla w pana

Hyde’a. Z  czarującego, przystojnego, inteligentnego mężczyzny w nieatrakcyjnego, niechlujnego, agresyw-nego i  nierzadko wulgarnego pijaka. Często musia-łam się za niego wstydzić. Pewnej nocy, jako dzie-cko, zaprosiłam koleżankę na noc. W tamtym czasie moja sypialnia przylegała do pokoju rodziców. Leża-łyśmy w łóżku, kiedy usłyszałam, że mama i tata za-czynają się kłócić. Zaczęłam oddychać bardzo głośno,

Walsh_Pusta_kolyska.indd 37alsh_Pusta_kolyska.indd 37 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 26: Pusta kołyska

38

częściowo dlatego że serce biło mi coraz szybciej, ale przede wszystkim dlatego że próbowałam narobić ha-łasu, by zagłuszyć kłótnię. Im dłużej trwała sprzeczka, tym głośniejsze stawały się krzyki. Ze starego, wspól-nego dla obu pokojów pieca płynęło nie tylko ciepło. Postanowiłam wzbogacić ciężki oddech chrapaniem, by lepiej zagłuszyć pełne złości głosy rodziców. Kon-tynuowałam to bezsensowne oddychanie, prychanie i kaszlenie, dopóki nie uznałam, że moja koleżanka usnęła. Później leżałam już cicho, patrząc w sufi t i cze-kając, aż awantura się skończy. Gdy obudziłam się na-stępnego ranka, ujrzałam wpatrzone w siebie oczy ko-leżanki, która powiedziała:

– Słyszałam ich wczoraj.Nie zareagowałam na jej słowa. Nie zaprosiłam jej

już więcej do siebie. Lata minęły, zanim ktokolwiek inny spędził u mnie noc. Czułam wstyd nie tylko dla-tego, że dowiedziała się o moich rodzicach, ale i dlate-go, że prawdopodobnie pomyślała, że cierpię na cho-robę, którą obecnie nazywa się bezdechem sennym. Znacznie później dowiedziałam się, że ojciec tej przy-jaciółki również nadużywał alkoholu – podobnie jak jego żona, jeśli wierzyć pogłoskom.

Choć ojciec stanowił źródło wielu problemów w  moim życiu, postąpiłabym niesprawiedliwie, gdy-bym napisała, że obcowanie z nim mnie nie wzboga-ciło. Jego poczucie humoru zapewniało nam dużo ra-dości, a jego niekonsekwencja i nieodpowiedzialność,

Walsh_Pusta_kolyska.indd 38alsh_Pusta_kolyska.indd 38 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 27: Pusta kołyska

39

paradoksalnie, cementowały rodzinę. Widzę to w szcze-gólności teraz, patrząc z perspektywy czasu.

Z powodu nieprzewidywalności zachowania mo-jego ojca przyprowadzanie znajomych do domu bez uprzedzenia wiązało się z ryzykiem – nie wiedziałam, czy zastanę czarującego, przystojnego mężczyznę czy brudnego pijaka śpiącego na podłodze. Łatwiej było planować cokolwiek pod jego nieobecność. Bardzo często znikał na kilka dni. Nigdy nie pytałam, gdzie spędził ten czas, który dla nas oznaczał błogosławień-stwo ciszy i spokoju. Nie spodziewam się, że ktokol-wiek znał odpowiedź. Ojca po prostu nie było.

Czasem wracał ze swoich tajemniczych wypraw, prowadząc bezdomnego psa. Nasza piątka była tym zachwycona. Bóg jeden wie, skąd brał te zwierzaki. Każdy z nich miał jakąś niedoskonałość, która czyni-ła go tym bardziej uroczym. Być może ojciec widział samego siebie w tych biednych i zagubionych zwierzę-tach, które chciały od świata jedynie miłości. W miarę upływu czasu staliśmy się posiadaczami całej mena-żerii cudacznych psiaków: trójnogiego kundelka, któ-ry jednak chodził całkiem dobrze, psa z jednym nie-bieskim i jednym brązowym okiem, nietrzymającego moczu spaniela, czarnego jak smoła jamnika, który lubił grać nosem w hokeja, i buldoga, który zaślinił cały dom. Był też pies z zakręconym ogonkiem oraz inny o nienasyconym apetycie seksualnym – wydawa-ło się, że wciąż musimy go z czegoś lub kogoś ściągać.

Walsh_Pusta_kolyska.indd 39alsh_Pusta_kolyska.indd 39 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 28: Pusta kołyska

40

Wszyscy najbardziej lubiliśmy mieszańca collie i owczarka, o którym już wspominałam. Psiak, piesz-czotliwie zwany Ruff , podobnie jak ojciec potrafi ł zni-kać na całe dnie. Wypuszczaliśmy go na podwórko, a gdy po pewnym czasie wołaliśmy go do domu, oka-zywało się, że zniknął. Kiedy traciliśmy już nadzieję, że znów zobaczymy ukochanego psa, on pojawiał się na naszym progu, merdając radośnie ogonem. Po dziś dzień wspominamy Ruff a ciepło. Mieliśmy też koty, rybki, żółwie, chomiki i króliki – ten folwark zwie-rząt domowych zapewniał piątce małych dzieci po-czucie bezpieczeństwa i miłości.

Ojciec miał swój własny sposób dawania mi znać, że zauważył, że coś przeskrobałam. Zawsze robił to subtelnie, nie zdradzając mojego występku nikomu innemu. Pewnego razu przed Halloween planowałam wraz z  koleżanką wysmarować okna kilku domów mydłem, poszłam więc do łazienki poszukać nowej kostki, której mogłybyśmy użyć. Otwarłszy szufl a-dę, ujrzałam w niej masę spinek, gumek, szczotek do włosów i przyborów do makijażu – takiego widoku można było się spodziewać w domu, w którym miesz-kało pięć kobiet – ale nie znalazłam mydła. Zauważy-łam metalowy pilnik do włosów, więc za jego pomo-cą przekroiłam na pół kostkę, która znajdowała się na umywalce. Wziąwszy ze sobą ucięty, kanciasty ka-wałek mydła, wyszłam z domu, by zrobić psotę sąsia-dom. Pozostała część kostki została w  mydelniczce.

Walsh_Pusta_kolyska.indd 40alsh_Pusta_kolyska.indd 40 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 29: Pusta kołyska

Kiedy wróciłam do domu z mojej zbójeckiej wyprawy, chciałam jak najszybciej przemknąć do swojego po-koju, żeby rodzina nie zauważyła poczucia winy, któ-re miałam wypisane na twarzy. Beztrosko życzyłam rodzicom dobrej nocy i poszłam na górę, gdzie przy-witała mnie wiadomość napisana mydłem na lustrze mojej toaletki: „Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni!”. Nie miałam wątpliwości, że stał za tym ojciec, ponie-waż zostawienie takiej wiadomości było w jego stylu.

Inna sytuacja, która doskonale obrazuje sposób, w jaki zwracał mi uwagę, wydarzyła się, gdy miałam kilkanaście lat. Cofając samochód w  garażu, zaha-czyłam o coś i urwałam boczne lusterko. Ostrożnie umieściłam je na miejscu – kołysało się niepewnie na pozostałościach swojej podstawy. Następnego ran-ka ojciec, pogwizdując, wszedł do domu z lusterkiem w dłoni i puścił mi oko, mówiąc do matki:

– Do diaska! Cofałem samochód na podjeździe, a to ustrojstwo samo odpadło!

Ojciec wciąż gwizdał jakieś melodie. Miał piękny głos, jednak nie korzystał z niego w chwilach trzeź-wości – wolał ryczeć na całe gardło po paru głębszych. Niekiedy przypomina mi o nim piosenka usłyszana w radiu. Uśmiecham się wtedy, a do głowy przychodzi mi jakieś miłe wspomnienie z nim związane. Czasem jednak powracają do mnie też inne obrazy...

Walsh_Pusta_kolyska.indd 41alsh_Pusta_kolyska.indd 41 2013-05-13 12:10:262013-05-13 12:10:26

Page 30: Pusta kołyska

zaczytaj się•

ZACZYTAJ SIĘ

DUŻA CZCIONKA

Co drugi dzień ginie małe dziecko. Większość zostaje uprowadzona.

Ta historia wydarzyła się naprawdę. Maleńka Shelby została wykradziona ze szpitala kilka dni po narodzinach. Teraz jej matka, Diana, wraca do tych

wstrząsających chwil, które na zawsze zmieniły jej życie.

W tej pełnej napięcia i poruszającej książce historie zrozpaczonej matki i porywaczki przeplatają się, ostatecznie łącząc się we wzruszającym fi nale.

Cena detal. 14,90 zł

duża czcionka

Diana Walsh

PUSTA KOŁYSKA

Przejmująca historia matki, której nowo narodzona córeczka

została uprowadzona

Diana W

alshPU

STA KOŁYSKA