84

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 - … · W pogrzebie Jezusa uczestniczyła jeszcze Jego Matka i nieliczne grono pobożnych kobiet. Ewangeliści nie piszą, ... jadu, tak każdy grzesznik

Embed Size (px)

Citation preview

5POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

REFLEKSJA

Świat ulega nieustannym przemianom, a krzyż niezmiennie mówi nam o wiel-kiej miłości Boga do człowieka, o zwycięstwie dobra nad złem. Jak naucza Ojciec Święty Benedykt XVI „krzyż mówi do wszystkich, którzy cierpią – uciemiężo-nych, chorych, ubogich, zepchniętych na margines, do ofiar przemocy – i daje im nadzieję, że Bóg może przekształcić ich cierpienie w radość, ich odosobnienie we wspólnotę, ich śmierć w życie. Daje naszemu podupadłemu światu nadzieję bez granic” (Benedykt XVI, Homilia wygłoszona w Nikozji 5 czerwca 2010 r.)

To przesłanie płynące ze znaku krzyża, skierowane jest do wszystkich. Rozu-mieli je dobrze nasi pradziadowie, którzy nazwali część obszaru wchodzącego w skład Diecezji Sandomierskiej „Ziemią Świętokrzyską” na cześć relikwii święte-go drzewa, jakie przed wiekami przybyły w te strony. Z tym większym smutkiem odbieramy informacje o profanacjach znaku krzyża czy o wykorzystywaniu go do walki politycznej.

W celu zadośćuczynienia za wszelkie zniewagi oraz ożywienia kultu krzy-ża, zachęcam Was gorąco Bracia i Siostry do jego adoracji oraz do uczestnictwa w nabożeństwach, które będą odprawiane we wszystkich parafiach każdego 14. dnia miesiąca, począwszy od przypadającego we wrześniu Święta Podwyższe-nia Krzyża Świętego.

Bardzo pragnę, abyśmy pamiętali zawsze o nieskończonym strumieniu Bożego Miłosierdzia spływającym obficie z Chrystusowego krzyża i otaczali czcią święty symbol naszego zbawienia. On bowiem jest widocznym i materialnym zna-kiem jedności z Chrystusem (por. Benedykt XVI, Homilia wygłoszona w Paryżu 15 września 2008 r.)

Sandomierz, 6 września 2010 r.

+ Krzysztof NitkiewiczBiskup Sandomierski

Przesłanie z krzyża

wokó³ LITURgii

POWO£ANIE nr 3 (61) 20106

WIELBIMY KRZYŻ TWÓJ, PANIE JEZU

Uroczystość Podwyższenia Krzyża świętego

TEOLOGIA KRZYŻA

Ś więty Augustyn mówił, że krzyż jest katedrą, z której Chrystus na-ucza. Wsłuchajmy się w to naucza-

nie, posługując się czytaniami mszalnymi.Krzyż Chrystusa stanął na wzgórzu

Golgoty za czasów Tyberiusza. Przez trzy godziny wisiał rozpięty na nim Syn Boży. Ale na to wydarzenie czekały wieki. Śmierć Jezusa wpisana jest w odwieczny plan Boga, który kieruje się miłością i chce wszyst-kich zbawić. Liturgia dzisiejszego święta ukazuje nam misteryjny związek Krzyża z drzewem rajskim. [Boże] Ty postanowiłeś dokonać zbawienia rodzaju ludzkiego na drzewie Krzyża. Na drzewie rajskim śmierć wzięła początek, na drzewie Krzyża powsta-ło nowe życie. A szatan, który na drzewie zwyciężył, na drzewie również został poko-nany, przez naszego Pana Jezusa Chrystusa-(Pref. 50).

Żydzi, których Mojżesz wyprowadził z niewoli egipskiej, znali opowiadanie o upadku pierwszych ludzi. Wiedzieli, że gdy Adam i Ewa zwątpili i ulegli pokusie

szatana, stali się śmiertelni. Analogicz-na sytuacja powtórzyła się na pustyni: podczas drogi lud stracił cierpliwość i za-częli mówić przeciwko Bogu i Mojżeszowi (Lb 21,5). Nieufność wobec Boga – tam w raju i tu na pustyni - jest śmierciono-śnym jadem. Ratunek przychodzi od Boga, ale konieczne jest osobiste nawrócenie i wstawiennictwo Mojżesza. Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże (Lb 21,7). Autor Księgi Mądro-ści tak interpretuje wydarzenie z wężem. A kto (spojrzał na węża miedzianego) oca-lenie znajdował nie w tym, na co patrzył, ale w Tobie, Zbawicielu wszystkich (...) Synów Twoich nie zmogły nawet zęby ja-dowitych wężów, litość bowiem Twoja wy-szła im naprzeciw i uzdrowiła ich (...) Nie zioła ich uzdrowiły, ani nie okłady, lecz słowo Twoje, Panie, które wszystko leczy. Bo Ty masz władzę nad życiem i śmiercią. (Mdr 16 7.12-13). Wąż miedziany wy-wyższony na wysokim palu, ocalający Izra-elitów, jest zapowiedzią Chrystusowego Krzyża. Jak ukąszony Izraelita zostawał

Nasz Pan Jezus Chrystus rozpięty na krzyżu umarł na Golgocie za grzechy całego świa-ta. Martwe ciało zdjął z krzyża Józef z Arymatei i z wielką czcią złożył w grobie wyku-tym w skale, znajdującym się niedaleko od miejsca ukrzyżowania. (por. J 19,38-42). W pogrzebie Jezusa uczestniczyła jeszcze Jego Matka i nieliczne grono pobożnych kobiet. Ewangeliści nie piszą, co stało się z krzyżem.

7POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

wokó³ LITURgii

ocalony, gdy spoglądał na węża miedzia-nego, w którym nie było śmiercionośnego jadu, tak każdy grzesznik otrzyma zbawie-nie, jeżeli z wiarą zwróci się do Jezusa wy-wyższonego na Krzyżu, jedynego nieska-lanego grzechem. Taką interpretację faktu wywyższenia węża na pustyni daje Jezus w dzisiejszej ewangelii. A jak Mojżesz wy-wyższył węża na pustyni, tak trzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każ-dy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne ( J 3,14). Ukrzyżowanie, zapowiedziane przez Boga w wydarzeniach Starego Te-stamentu i w wizjach proroków, jest dla nas ludzi, jedynym zbawczym lekarstwem.

Ukrzyżowany Chrystus swoją zbawczą mocą ogarnął wszystkie ludzkie pokole-nia. On został ukrzyżowany za nas żyją-cych dziś, za nasze grzechy. Jego śmierć nie jest tylko historycznym wydarzeniem. Zbawcza śmierć Pana jest sakramentalnie uobecniana w każdej Mszy świętej, aby Eucharystia, owoc krzyża i pokarm nie-śmiertelności, dostępna była wszystkim ludziom. Bardzo stara tradycja chrześci-jańska, sięgająca III wieku mówi, że krzyż Jezusa stanął na miejscu, gdzie znajdował się grób Adama, praojca ludzkości. Trady-cja ta, choć trudna do historycznego zwe-ryfikowania, głosi przecież ważną prawdę, że krew Jezusa obmyła z win i pojednała z Bogiem praojca Adama i wszystkie poko-lenia ludzi, które od niego pochodzą. Tyle już pokoleń przeminęło, ale o żadnej ludz-kiej śmierci, o niczyim umieraniu, choćby to była śmierć najszlachetniejsza, nie mo-żemy powiedzieć, że była to śmierć na od-puszczenie grzechów i za zbawienie świata. Tylko śmierć Jezusa miała wymiar zbawczy. Krzyż Jezusa głosi, że tam na Golgocie, ro-zegrała się dramatyczna walka o człowie-ka, o jego życie w wymiarze doczesnym i wiecznym. Tam na Golgocie, dokonał się sąd nad światem i zajaśniała potęga Ukrzy-żowanego Chrystusa (Pref. 17). O tym

wymiarze Jezusowej śmierci mówi drugie czytanie mszalne.

Przeczytany fragment listu do Filipian (2,6-11) to hymn, w którym pierwsi chrze-ścijanie wypowiadali swą wiarę w Ukrzy-żowanego Chrystusa. Hymn rozpoczyna się od stwierdzenia, że Jezus odwiecznie istniał w postaci Bożej (w. 5) - czyli posia-dał chwalebne istnienie, wolne od ogra-niczeń i uwarunkowań, jakim podlega śmiertelny człowiek. On posiadał istnie-nie Boże, które Mu się słusznie należało, bo odwiecznie był Synem Bożym. I będąc Bogiem nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem (w. 6). Historia Jezusa jest odwrotnością historii praojca Adama. Adam w swej pysze, będąc stworzeniem, chciał zająć miejsce Boga, uległ szatańskiej

Krzyż Jezusa głosi, że na Golgocie rozegrała się dramatyczna walka o człowieka

wokó³ LITURgii

POWO£ANIE nr 3 (61) 20108

pokusie: gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będzie-cie znali dobro i zło. Zapragnął boskich przywilejów, boskiego sposobu istnienia. Mając podobieństwo do Boga, chciał być niezależnym od Boga, chciał stać się samo-wystarczalnym panem, chciał sam ustalać ład moralny w tym świecie, decydować o tym, co dobre, a co złe. Obserwujemy, jak świat naznaczony grzechem Adama, stał się areną walki o bogactwo, władzę i zna-czenie, prestiż. Kain zabija Abla, Jakub kłó-cił się z Ezawem, a apostołowie posprzecza-li się miedzy sobą o to, kto będzie większy w królestwie niebieskim. I tak przez wieki, aż do dziś.

Jezus Ukrzyżowany ustanawia inny porządek w tym świecie. On odwiecz-nie będąc Bogiem, przyjmuje postać sługi (w. 7), staje się we wszystkim podobny do ludzi, oprócz grzechu (Hbr 4,15). Ukrzy-żowany staje się solidarny z każdym czło-wiekiem, biednym, wydziedziczonym, bez-bronnym, niesprawiedliwie osądzonym, podlegającym wielorakim ograniczeniom,

rozmaitym cierpieniom i na koniec śmier-ci.

Ludzką egzystencję Jezusa okre-ślają wyrażenia: ogołocił samego siebie, uniżył się i stał się posłuszny aż do śmierci. Zatrzymajmy się chwilę nad tymi określe-niami.

Jezus ogołocił samego siebie. Zauważ-my, że tekst nie mówi, że gdy Jezus stał się człowiekiem, zrezygnował tylko z cze-goś, wyrzekł się czegoś. Tekst mówi, że Jezus całkowicie ogołocił (gr. ekenosen) samego siebie. Nie było to tylko cząst-kowe wyrzeczenie. Syn Boży wkroczył w świat człowieka i ogołocił się ze wszyst-kich przywilejów, do których miał prawo i które mogły go uczynić innym człowie-kiem. Wyrażenia „stał się podobny do ludzi” i w zewnętrznej postaci uznany za człowieka (w. 7) podkreślają rzeczywiste człowieczeństwo Jezusa i potwierdzają, że był normalnie człowiekiem jak wszyscy lu-dzie; choć wyróżniał się od nich mądrością i świętością życia. Jezusowe ubóstwo w Be-tlejem, w Nazarecie, na Kalwarii, na krzyżu,

9POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

wokó³ LITURgii

to realne konsekwencje tegoż ogołocenia, o którym wspomina hymn. Gdy ktoś do-świadcza ubóstwa, niesprawiedliwości od-rzucenia, warto uświadomić sobie, że Syn Boży pierwszy wszedł na drogę radykalne-go ogołocenia.

Hymn głosi, że Jezus przyjął „postać sługi”. Słowo „sługa” (niewolnik), gr. du-los wyraża konkretny sposób, w jaki Jezus postanowił być człowiekiem. W świecie greckim sługa (niewolnik) to najniższa po-zycja społeczna, całkowite przeciwieństwo boskości. U Izraelitów „sługa” to ten, kto z religijnych pobudek przyjął postawę służ-by Bogu i ludziom. W języku biblijnym „sługa”, to ktoś bardzo odpowiedzialny, któremu Bóg powierza najwyższą misję. Pismo św. sługą nazywa Mojżesza, Jozu-ego, Dawida, kapłanów. W rozważanym fragmencie hymnu, słowo „sługa” nawiązu-je także do postaci sługi Jahwe, o którym jest mowa w pieśniach Izajasza (Iz 42,1-7; 49,1-9; 50,4-11;52,13-53,12). Sługa Jahwe to ktoś, kto powołany został, aby wypełnić Boże plany.

Ziemskie życie Jezusa opisane jest wy-rażeniem: uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci. Jezus stał się uni-żonym i posłusznym. W Piśmie św. „uniże-nie” wyraża właściwą postawę wobec Boga i ludzi. W odniesieniu do Boga uniżenie jest całkowitym poddaniem, uległością, której towarzyszy ufność do Boga. W sto-sunku do ludzi uniżenie jest wolną decyzją życia z innymi i na ich poziomie. Uniżenie, oznacza służbę, zamiast panowania, pochy-lanie się nad bliźnim, zamiast wywyższa-nia się ponad niego. Uniżony to człowiek ubogi, prosty, który nic albo tylko niewiele znaczy w hierarchii społecznej. Jezus, któ-ry uniżył samego siebie, stał się solidarnym z takimi ludźmi.

Jezus jest nie tylko pokorny, On jest także posłuszny. Posłuszeństwo weryfi-kuje pokorę. Na początku swej działal-

ności publicznej Jezus mówił: pokarmem moim jest pełnić wolę Ojca mego ( J 4,34), w perspektywie męki modlił się nie moja, ale Twoja wola niech się stanie (Łk 22,42), a na krzyżu potwierdził wykonanie zleco-nej Mu misji: wykonało się ( J 19,30). Dla podkreślenia całkowitego i tak radykal-nego posłuszeństwa hymn mówi o posłu-szeństwie Jezusa aż do śmierci i to śmierci krzyżowej (w. 8). Jezus był posłuszny całe swe życie. Nawet w perspektywie śmierci krzyżowej nie zawahał się być posłusz-nym Ojcu. Gdy padały kuszące propo-zycje: zejdź z krzyża, ocal samego siebie (Mt 27, 40). Jezus był posłuszny Ojcu. On przyjął mękę i śmierć w całkowi-tym posłuszeństwie i zaufaniu do Ojca. Ojcze w Twoje ręce powierzam ducha mego (Łk 23, 46) - to modlitwa z krzyża, mo-dlitwa zaufania. Dla Jezusa śmierć była przecież o wiele straszniejsza, niż dla in-nych ludzi, bo na krzyżu umierał On jako „Dawca życia”, „Pan życia”. Co więcej Jezus nie przyjął śmierci chwalebnej, bohater-skiej, ale śmierć haniebną; za taką bowiem uważana była śmierć na krzyżu, o której mówiono: Przeklęty, kto zawisł na drzewie krzyża (Pwt 21, 23). Śmiercią przez ukrzy-żowanie nie karano obywateli rzymskich. Dla Żydów za najcięższe wykroczenia prze-widziana była kara kamienowania. Krzyż był szubienicą przeznaczoną dla niewol-ników, zabójców, zdrajców i przeklętych. Jezus przyjął najbardziej poniżającą śmierć i przemienił ją w akt najwyższego po-słuszeństwa i zaufania. Na krzyżu dał nam lekcję umierania, pokazał jak lęk przed śmiercią przezwyciężać ufnością, powtarzając Jego modlitwę z Krzyża: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego (Łk 23, 46). Nieposłuszeństwo praojca Adama zostało zakwestionowane Jezuso-wym posłuszeństwem. Odtąd nawet śmierć, może stać się dla człowieka komunią z Bo-giem. I o tym także usłyszeliśmy od Jezusa

wokó³ LITURgii

POWO£ANIE nr 3 (61) 201010

w dzisiejszej Ewangelii. Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne ( J 3, 16).

Krzyż jest poniekąd ostatnim aktem posłusznej miłości Jezusa w życiu ziem-skim, ale nie jest ostatnim słowem Boga. Dalsza część hymnu mówi o wywyższeniu Jezusa: Bóg Go ponad wszystko wywyższył. Miłość do Boga i posłuszeństwo Bogu nie mogą zostać udaremnione. Wierność Boga jest potężniejsza niż siły zła i moc śmierci.

Wywyższenie na krzyżu stało się wy-wyższeniem do chwały (por. J 13,32). Po zmartwychwstaniu Chrystus ma cia-ło uwielbione. I choć nosi na swym ciele rany – znaki ukrzyżowania – to są to rany święte jaśniejące chwałą (liturgia Wielkiej

Soboty). Krzyż jest także opromieniony chwałą. Przestał być znakiem hańby, stał się znakiem miłości Boga do człowieka. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w nie-go wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne ( J 3, 16). Aby unaocznić tę prawdę, pierw-si chrześcijanie ozdabiali krzyż szlachetny-mi kamieniami. I takie krzyże spotykamy dziś, gdy nawiedzamy starożytne bazyliki. Krzyż chwalebny, ozdobiony szlachetnymi kamieniami, cesarz Konstantyn umieści w najbardziej reprezentacyjnej sali swego pałacu. I taki krzyż, chwalebny - jako znak Syna Człowieczego - ukaże się na niebie, gdy Wywyższony Pan przyjdzie w chwa-le, aby sądzić żywych i umarłych na końcu czasów.

Fragment konferencji opracowany przez Ks. prof. Kazimierza Skawińskiego

11POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

wokó³ LITURgii

Różaniec i wielkie sprawy naszego życia

W słowach „Matka Boska” wy-znajemy wiarę, że Syn Boży, współistotny Bogu Ojcu,

stał się człowiekiem i jako człowiek, ma ziemską matkę; ten zaś człowiek zrodzony z Maryi jest złączony ściśle z osobą Syna Bożego, dlatego Maryja jest Matką Boga w Jego ludzkiej naturze. Jest to najwyższy przywilej Maryi, największa Jej godność i podstawa dalszych Jej przywilejów, jak Niepokalane Poczęcie, Wniebowzięcie, niezwykła świętość i rola Pośredniczki w dziele zbawienia.

Wśród wielu tytułów, jakimi wzywamy Maryję w litanii loretańskiej, znajduje się wezwanie do Królowej Różańca Świętego.

Patrzącym bez zrozumienia na prze-suwające się w dłoniach odmawiającego różaniec paciorki, mogą przychodzić róż-ne myśli na temat tego rodzaju modlitwy: klepanie pacierzy..., modlitwa mechanicz-na.... modlitwa ludzi nie lubiących czytać lub religijnie niedokształconych... Są i tacy, którzy w modlitwie różańcowej widzą praktykę bezużyteczną lub wręcz zabobon.

W tego rodzaju sądach kryje się często niechęć do praktyk religijnych w ogóle, a często niezrozumienie istoty, piękna i głębi modlitwy różańcowej. Wprawdzie nie stawiamy i nie możemy stawiać różań-ca na równi z ofiarą Mszy świętej i sakra-mentami, ale jest on przyjętą, praktykowa-ną i usilnie przez Kościół zalecaną formą uczczenia Boga za pośrednictwem Matki Najświętszej.

Różaniec składa się z trzech części: ra-dosnej, bolesnej, i chwalebnej1, a każda z nich ma pięćdziesiąt Zdrowaś Maryjo i pięć Ojcze nasz; jedno Ojcze nasz i dzie-sięć Zdrowaś, są połączone z jednym z wy-darzeń z życia Chrystusa Pana lub Matki Najświętszej. Połączenia modlitw z roz-ważaniami tajemnic dokonał św. Dominik (†1221), założyciel Zakonu Dominika-nów. Podział różańca na piętnaście dzie-siątków przyjęty został dopiero w XV wieku. Do Polski różaniec miał wprowa-dzić św. Jacek Odrowąż, dominikanin (†1257). Październikowe nabożeństwo różańcowe wprowadzono do kościołów katolickich w początkach XIX wieku.

1 Uwaga redakcji: Dnia 16 października 2002 r. papież Jan Paweł II ogłosił List apostolski „Rosarium Virginis Mariae”, którym wprowadził czwartą część Różańca: Tajemnice światła (tajemnica pierwsza: chrzest Pana Jezusa w Jordanie, druga: objawienie Pana Jezusa na weselu w Kanie, trzecia: głoszenie królestwa Bożego i wzywanie do nawrócenia, czwarta: przemienienie na Górze Tabor, piąta: ustanowienie Eucharystii). „Aby różaniec w pełniejszy sposób można było nazwać «streszczeniem Ewangelii» – napisał Papież – jest zatem stosowne, żeby po przypomnieniu Wcielenia i ukrytego życia Chrystusa (tajemnice radosne), a przed zatrzymaniem się nad cierpieniami męki (tajemnice bolesne) i nad triumfem zmartwychwstania (tajemnice chwalebne) rozważać również pewne momenty życia publicznego o szczególnej wadze (tajemnice światła). To uzupełnienie o nowe tajemnice, w niczym nie szkodząc żadnemu z istotnych aspektów tradycyjnego układu tej modlitwy, ma sprawić, że będzie ona przeżywana w duchowości chrześcijańskiej z nowym zainteresowaniem jako rzeczywiste wprowadzenie w głębię Serca Jezusa Chrystusa, oceanu radości i światła, boleści i chwały” (nr 19).

teksts. Halina Irena Szumił

wokó³ LITURgii

POWO£ANIE nr 3 (61) 201012

Koła Żywego Różańca zapoczątkowała w 1826 r. Maria Paulina Jaricot we Francji. Ów Żywy Różaniec polega na tym, że każ-dy z członków grupy piętnastu osób po-dejmuje się każdego dnia odmawiać jeden dziesiątek różańca, tak żeby każdego dnia powstał cały Żywy Różaniec z odnośnymi rozważaniami wydarzeń z życia Matki Bo-żej i Pana Jezusa.

Kultowi Matki Bożej Różańcowej po-święcone jest specjalne święto 7 paździer-nika.

Różaniec składa się z dwu najpięk-niejszych modlitw chrześcijaństwa. W Ojcze nasz zawiera się myśl o braterstwie wszystkich ludzi i to braterstwie opartym nie na więzach rodziny, narodu, wsi, mia-sta, państwa, rasy lub kultury, lecz brater-stwie opartym na powołaniu przez Boga. W Ojcze nasz wyrażamy pragnienie, by Bóg jako Ojciec był uznany, by Jego króle-stwo dobra przychodziło do nas i by speł-niła się Jego wola, by chleba powszechnego nam nie brakło, byśmy sobie wzajemnie przebaczali, a przez to uwalniali się od zła i by Bóg nas chronił od pokus.

Oby przy odmawianiu różańca, cho-ciaż jedna z tych myśli nam towarzyszyła!

Modlitwa Zdrowaś Maryjo zawiera słowa Anioła pozdrawiającego Mary-ję (Łk 1, 28) i słowa pochwały Jej przez Elżbietę (Łk 1, 42), a także naszą prośbę do Bożej Rodzicielki o wstawiennictwo teraz i w godzinę śmierci naszej. Powtarzając słowa Anioła i Elżbiety uświadamiamy so-bie historię naszego zbawienia, które jest dziełem Człowieka i Boga objawionego w Chrystusie. Bóg ceni godność Maryi i pragnie Jej zgody na Wcielenie Syna Bo-żego, a przez Nią i przez Niego ceni god-ność każdego człowieka i jego wolność. W Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo są uwi-docznione wielkie sprawy życia ludzkiego.

Różaniec nie jest tylko recytowaniem Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo. Do jego istoty należy rozważanie przy każdym dzie-siątku wydarzeń z życia Chrystusa i Maryi, a w nim i poprzez nie – tajemniczych losów naszego własnego życia. Są w tym życiu momenty radosne – jak w pierwszej części różańca. Są cierpienia w rozmaitych kształ-tach, a w końcu śmierć – jak w tajemnicach bolesnych. Ale nam - wierzącym, towarzy-szy też zawsze nadzieja zmartwychwstania i chwały – o których uczą tajemnice chwa-lebne różańca świętego. Różaniec i jego rozumne odmawianie uczy nas więc rozu-mieć sens naszego życia.

Nasza religijność nie stanie się nigdy powierzchowną, jeśli w centrum naszej świadomości trwać będzie myśl, że Bóg jest naszym Ojcem, że Chrystus jest naszym Bratem, a Maryja – Jego Matką – naszą Matką. Tego wszystkiego uczy nas modli-twa różańcowa.

Przedruk: „Przewodnik Katolicki”, (1973), s. 361

13POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

wokó³ LITURgii

Pamiętaj, że umrzesz!

T ragiczne wydarzenia, które do-tknęły naszą Ojczyznę w mijają-cym już roku z pewnością zwró-

ciły myśli wielu Polaków ku kruchości i przemijalności ludzkiego istnienia na tym świecie. Katastrofa lotnicza pod Smo-leńskiem, w której w jednej chwili życie straciło wielu ludzi powszechnie znanych w naszym kraju, czy też tragedia powodzi, która pokazała bezradność ludzi wobec żywiołów, przypomniały o niemożności uniknięcia śmierci, która wcześniej czy później dotknie każdego z nas.

Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie spadł na was znienacka jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi (Łk 21, 34-35). Tymi sło-wami Bóg przypomina nam o tym, przed czym nie zdołamy uciec – o śmierci. Jezus pragnie zbawienia każdego człowieka, ale jednocześnie daje nam wolność wyboru. To od nas zależy, jak spędzimy wieczność.

tekstKamil Dziurdź - rok IV

Non omnis moriar - Nie wszystek umrę [Horacy]

wokó³ LITURgii

POWO£ANIE nr 3 (61) 201014

Właśnie tutaj na ziemi rozstrzyga się na-sza wieczność po śmierci. Zbawienie lub potępienie na wieki dokonuje się pod-czas naszej ziemskiej wędrówki. Czytamy o tym w Katechizmie Kościoła Katolickie-go: Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który po-lega na odniesieniu jego życia do Chrystusa i albo dokonuje się przez oczyszczenie, albo otwiera bezpośrednio wejście do szczęścia nieba, albo stanowi bezpośred-nio potępienie na wieki (KKK 1022). Każdy dzień, każda chwila może zadecydo-wać o tym, jaka będzie wyglądać nasza eg-zystencja po przekroczeniu bramy śmierci.

Tomasz a Kempis w „O naśladowaniu Chrystusa” poucza: Tak powinieneś się za-chować w każdym czynie i w każdej myśli, jak gdybyś dziś miał umrzeć. Niestety my, ludzie XXI wieku, tak często uciekający przed refleksją o życiu i jego przemijalno-ści oraz chroniący się przed ciszą, w której można najwięcej usłyszeć, boimy się podjąć w naszym wnętrzu tematu śmierci, o której rozważnie może zburzyć nasz często wy-godny i pozornie szczęśliwy schemat życia na tym świecie. Lęk przed rozmyślaniem o śmierci spowodowany jest zapewne ko-niecznością zestawienia aktualnej sytuacji własnej osoby z nieuniknionym momen-tem śmierci. Boimy się odsłonić przed sobą nasz stopień gotowości wobec przejścia przez bramę ku wieczności. Taka analiza pociąga za sobą potrzebę stanięcia w praw-dzie przed Stwórcą i przed sobą, co odsła-nia często bardzo gorzką prawdę o naszej sytuacji wobec życia po śmierci.

Takie rozważanie jest jednak konieczne i wcześniej czy później musimy je uczynić. Tylko poprzez uporządkowanie własnego wnętrza i stanięcie w prawdzie możemy przełamać często paniczny lęk przed śmier-cią. Uświadomienie sobie faktu, że śmierć

nikogo z nas nie ominie oraz tego, że tylko od nas samych zależy nasze zbawienie i po-tępienie, pozwala świadomie ustalić swoją własną hierarchię wartości na tym świecie. To, co dla nas ważne, a co najważniejsze podczas ziemskiej egzystencji, zadecyduje o tym, jak spędzimy wieczność. Hierarchia wartości to określona droga ku wieczności.

Dla człowieka wierzącego w Boga życie ziemskie to wędrówka, przeplatana rado-ściami i smutkami; śmierć to konieczny etap przejściowy, do którego zbliżamy się od chwili poczęcia; wieczność zaś w Bogu to najwyższy cel. Moment śmierci, wypa-trywany zawsze z lękiem i niepewnością, jest momentem koniecznym do osiągnię-cia oczekiwanego szczęścia wiecznego. Śmierć postrzegana w ten właściwy sposób jest dla nas czymś korzystnym, o ile żyjemy na co dzień w łączności z Bogiem. Pisze o tym Apostoł Narodów w słowach: Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk (Flp 1, 21).

Jezus Chrystus, który pragnie szczęścia wiecznego dla swojego najdoskonalszego stworzenia, dając człowiekowi wolność wyboru, daje jednocześnie nieocenione pomoce na drodze ku zbawieniu. Przede wszystkim ofiarował On swoje życie za nasze zbawienie i Krwią swoją zmazał nasze grzechy. Pozostawił nam również sakramenty, które przybliżają nas do Boga i umacniają nas w drodze ku Niemu, gdy wielokrotnie, niczym syn marnotrawny pragniemy do Niego powrócić.

Nikt z nas nie zatrzyma czasu, który zbliża nas do momentu śmierci. Czas ucie-ka, a wieczność czeka. A jak tę wieczność spędzimy, zależy tylko od nas, od naszego wyboru określonej hierarchii wartości jako drogi poprzez ziemskie życie ku wieczno-ści. Chrześcijaństwo to religia zwycięzców. A Ty – czy chcesz wygrać zbawienie?

15POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

wokó³ LITURgii

Przyjdź Królestwo

Twoje!Uroczystość Chrystusa Króla

tekstMateusz Kozieł - rok IV

W ostatnich latach nastała moda na punkcie roku 2012. Wielu może i nie

wierzy w rzekomą przepowiednię pocho-

dzącą od Majów (choć według specjalistów mówi ona nie o końcu świata, ale o nowej erze w ich kalendarzu, z czym nie wiąże się nic katastrofalnego), ale lubi ją powtarzać.

Ikona Chrystusa Pantokratora

wokó³ LITURgii

POWO£ANIE nr 3 (61) 201016

Jest to też świetna okazja do zarobienia pieniędzy. Jedni sprzedają działki w Afryce Południowej, gdzie koniec świata ma nie dotrzeć. Niepewne jutra firmy sprzedają miejsca w atomowych schronach. Nawet showbiznes połakomił się na ten - należący do popkultury dzisiejszych czasów - temat, kręcąc film „2012”. Nie jest to jednak arty-kuł poświęcony końcu świata za dwa lata, ponieważ tak naprawdę jest to sztucznie wymyślona data i sztuczny problem. Jedne-go jednak możemy być pewni. Koniec na-stąpi już niebawem, lecz będzie to koniec roku liturgicznego.

Pius XI, 11 grudnia 1925 roku wprowa-dził Uroczystość Chrystusa Króla Wszech-świata. Reforma II Soboru Watykańskiego przeniosła to święto na ostatnią niedzielę roku liturgicznego. Zabieg ten ma pod-kreślić, że wszystko, co ludzkość posiada i czego się spodziewa, ma swój początek i mieć będzie swój chwalebny koniec w Jezusie Chrystusie. W tym roku uroczy-stość ta przypada na 21 listopada.

Wydawać by się mogło, że dzisiaj pod-kreślanie tytułu królewskiego jest przynaj-mniej nieaktualne. Wszystkie królestwa ziemskie poszły w cień, tam gdzie się za-chowały, są raczej tylko zabytkami prze-szłości. Jezus nigdy korony nie nosił, nie zasiadał na tronie i o ziemskie królestwo nie zabiegał. Tu właśnie widać sedno spra-wy. Nie zabiegał o ziemskie królestwo, jed-nakże jest On Królem Niebieskim. Królem wszystkiego, co widzialne i niewidzialne w sensie innym, niż ziemscy monarchowie.

Władcy ziemscy nabywają tytuł kró-lewski przez: dziedziczenie, nominację i podbój. Te warunki Jezus spełnia. Jako człowiek, w swej ludzkiej naturze, pocho-dził On przecież w prostej linii od króla Dawida. Wykazują to Ewangeliści podając Jego rodowód (Mt 1,5-16; Łk 3,23-38).

Jezus Chrystus nie był tylko Człowiekiem. Jest on Synem Bożym. Jako taki jest Panem nieba i ziemi, Panem najwyższym i abso-lutnym. Aby tą władzę powszechną Jezusa Chrystusa podkreślić, nowa liturgia doda-ła do tytułu „Król” dopełniacz - „wszech-świata”.

Chociaż Jezus nigdy nie walczył orę-żem, to jednak przelał własną krew dla zbawienia rodzaju ludzkiego. Najpiękniej prawdę, że jesteśmy zdobyczą Chrystusa, wypowiedział św. Piotr Apostoł: zostali-ście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa jako baranka niepokalanego i bez zmazy (1P 1,18-19).

Żaden władca ziemski nie posiadał tak wielu poddanych, jak Jezus Chrystus. Ponad miliard chrześcijan, którzy obrali Go za Pana, dzięki sakramentowi chrztu. Miliony oddały za Niego swoje życie. Od daty Jego przyjścia na ziemię dzieli się czas na lata starej i nowej ery. On też zjawi się na koniec świata, aby zamknąć ostatnią kartę dziejów rodzaju ludzkiego na ziemi. On też będzie naszą chwałą po wszystkie czasy.

Uroczystość Chrystusa Króla ma nam zatem uświadomić, że Chrystus jest Kró-lem całego stworzenia, całego wszechświa-ta. On jest Królem, gdyż jest Bogiem-Czło-wiekiem, Stworzycielem i Odkupicielem. Z tego to tytułu ma władzę absolutną. Bóg przecież nie poprzestał tylko na stworze-niu świata. Bóg ciągle go stwarza i nim wła-da. Królestwo Jezusa jest czymś zupełnie innym od ziemskich królestw. Jego Króle-stwo dotyczy wszystkich narodów, miejsc i czasów. Istnieje Ono już w Kościele, choć jeszcze nie zostało do końca wypełnione. Dlatego właśnie w codziennej modlitwie, którą zostawił nam sam Chrystus, wołamy z nadzieją: Przyjdź Królestwo Twoje!

wokó³ Teologii

17POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

W przedostatnim artykule poświęconym cnotom teologalnym powiedzieli-

śmy sobie, że z wiary rodzi się nadzieja. Wierząc w Boga – ufamy, mamy nadzie-ję. Przyjmując łaskę wiary pielęgnujemy również w naszym życiu dar miłości, bo miłość jest główną zasadą wiary. U po-czątku bycia chrześcijaninem nie ma de-cyzji etycznej, czy jakiejś wielkiej idei, ale spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, któ-ra nadaje życiu nową perspektywę (…)” – pisze Benedykt XVI w encyklice „Deus caritas est”. „Święty Jan przedstawił w swojej Ewangelii to wydarzenie w następujących słowach: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każ-dy, kto w niego wierzy (…) miał życie wieczne ( J 3, 16)” – kontynuuje papież. Izraeli-ci modlili się niegdyś: Słuchaj Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Pan jedynie. Będziesz więc miłował Pana, Boga two-jego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Kiedy Chrystus przyszedł na ziemię, do tego przykazania dołączył jeszcze jedno z Księgi Kapłańskiej: Będziesz miłował bliźniego jak siebie samego. Odtąd dwa przykazania: miłości Boga i bliźniego stały się jednym. Papież Benedykt XVI przypomina nam, że to Bóg pierwszy nas umiłował, dlatego miłość nie jest już przykazaniem, ale odpowiedzią na dar miłości, z jaką Bóg do nas przychodzi.

Miłość jest centrum życia chrześci-jańskiego. Wezwanie do miłości prze-

kracza nasze naturalne predyspozycje, ale jest możliwe do spełnienia, bo jest miłość darem Boga. Miłość jest wymagająca. Nie-jednokrotnie jest dla nas trudem, ofiarą, domaga się przezwyciężania przeszkód, ale mimo to, za św. Pawłem możemy powtó-rzyć, że nic nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Rz 8, 37.39). Powołanie do miło-ści wzywa nas, chrześcijan, by wychodzić poza swoje własne dobro, by odsłaniała się w nas miłość, która jest z Boga. Nie mo-żemy poprzestać jedynie na wykonywaniu poszczególnych aktów miłości, duch mi-łości powinien przenikać całe nasze życie i naszą aktywność. By tak było, spróbujmy się teraz przyjrzeć cnocie miłości.

We wspomnianej już encyklice „Deus caritas est”, papież Benedykt XVI zwraca uwagę, że „miłość” ma wiele odcie-ni. Jednak wśród tej różnorodności musi-

tekstAdrian Morgaś - rok VI

De Caritate O miłości

Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość” (1 Kor 13, 13).

wokó³ Teologii

18 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

my dostrzec trzy główne określenia słowa „miłość”, w których zamyka się wielość znaczeń. Na pierwszym miejscu, jako wzór miłości w całym tego słowa znaczeniu, papież mówi o miłości kobiety i mężczy-zny, którą świat starożytnej Grecji nazywa erosem. Grecy i inne kultury upatrywali w erosie upojenie, które wyrywa człowie-ka z jego ograniczeń. Celebrowanie erosu jako boskiej siły doprowadziło w religiach antycznych do kultu płodności, do któ-rych przynależał „święty” nierząd. Takiemu postrzeganiu miłości sprzeciwia się świat starotestamentalny. Nie odrzuca on erosu, ale wypowiada mu wojnę jako wypaczeniu. Upojny eros nie jest wznoszeniem się ku bo-skości, ale degradacją człowieka. Wszystkie zarzuty, że chrześcijaństwo zniszczyło eros zostają przez papieża odrzucone. Koniecz-ne jest jego oczyszczenie i uzdrowienie. Eros sprowadzony jedynie do „seksu” staje się „towarem”, „zwykłą rzeczą” – jak pisze Benedykt XVI. Idąc dalej tym tokiem ro-zumowania trzeba powiedzieć, że wtedy również i człowiek staje się jedynie „towa-rem”. Aby przezwyciężyć egoistyczny cha-rakter erosu należy przekształcić go w mi-łość – agape, która jest odkryciem drugiego człowieka. Eros i agape są w rzeczywistości nierozdzielne. Eros początkowo pożądają-cy, w momencie zbliżenia do drugiej oso-by będzie pragnął jej szczęścia, będzie się

jej poświęcał i będzie pragnął być dla niej. W ten sposób formowany eros przekształca się w agape czyli miłość, która ma przenik-nąć wszystkie wymiary życia chrześcijań-skiego. Przeżywana w konkretnych ramach miłości ludzkiej miłość – agape jest miło-ścią „wcieloną”. Zadaniem człowieka jest jej rozwijanie i doskonalenie tak by stawała się ona coraz bardziej bezinteresowna i du-chowa. Nie oznacza to, że człowiek ma po-rzucić zupełnie wymiar zmysłowy i emocjo-nalny miłości, powinien jednak pozwolić w przeżywaniu miłości prowadzić się Du-chowi Świętemu. Miłość – agape jest rów-nież udziałem w łaskawej miłości Boga. Ten rodzaj miłości ma charakter daru, gdyż na-leży do naturalnych „wyposażeń” człowie-ka. Agape to miłość „boska”, bo Bóg pozwa-la człowiekowi przez ten dar uczestniczyć w Jego miłości. Ta partycypacja w Bożej miłości umacnia ludzką naturę, podnosi na wyższy poziom naturalną zdolność do miłości, a także „zbawia” ludzką miłość. Podobnie bowiem jak człowiek tak również miłość potrzebuje zbawienia, by nie uległa zdegradowaniu. Prawdziwy uczeń Chrystu-sa daje w swym życiu świadectwo miłości. Aby miłość – agape stawała się w nas coraz bardziej doskonała konieczne jest uczest-niczenie w życiu sakramentalnym, a także przeżywanie paschalnego misterium nasze-go Zbawiciela. Pomaga nam to przezwycię-żać w sobie skłonność do zła, pomaga nam odrodzić się do nowego życia naznaczonego miłością na miarę darów Ducha Świętego. Paschalna miłość chrześcijanina realizuje się przez przyjęcie krzyża, co pozwala nam całkowicie oddać się Chrystusowi. Możemy powiedzieć, że agape to eros Boga do czło-wieka. To miłość bezinteresowna i przeba-czająca. Miejscem, w którym agape Boga przychodzi do nas cieleśnie jest Eucharystia – podkreśla Benedykt XVI, działając w ten sposób w nas i poprzez nas. Uczestnicząc

wokó³ Teologii

19POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

w Eucharystii zostajemy włączeni w akt ofiarniczy Jezusa. W naszym udziale w Naj-świętszej Ofierze zawiera się bycie miłowa-nym i jednocześnie z naszej strony, miłowa-nie innych – konkluduje papież. I właśnie Eucharystia daje nam możność miłowania naszych bliźnich. Miłość Boga i bliźnie-go są nierozdzielne. Jeśliby ktoś mówił: <<Miłuję Boga>>, a brata swego nienawi-dził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi (1 J 4, 20). Widzi-my zatem, że miłość Boga i miłość bliź-niego są od siebie zależne. Można również powiedzieć, że miłość bliźniego jest drogą prowadzącą do Boga, a zamykanie oczu na bliźniego czyni człowieka również ślepym na Boga. Dla nas ludzi Bóg stał się widzial-ny w Jezusie Chrystusie. Boga dostrzec możemy także w Jego Słowie, w sakramen-tach, w Eucharystii, w modlitwie Kościoła, w żywej wspólnocie wierzących. To tu przede wszystkim doświadczamy miłości Boga, Jego obecności i przez to uczymy się odnajdywać Go w naszej codzienności. Dla-tego zasadne staje się to co powiedzieliśmy na początku artykułu, że to Bóg pierwszy nas umiłował. On nas kocha, a my do-świadczając Jego miłości możemy wzbudzić w sobie miłość, która wymaga nieustan-nego kształtowania. Zadaniem każdego chrześcijanina, a w sposób szczególny, całej wspólnoty kościelnej, jest miłość – caritas. Kościół musi wprowadzać miłość w czyn – podkreśla Benedykt XVI. Ten rodzaj miłości jest tym elementem, który wyróżnia chrześcijańską wspólnotę Kościo-ła. Caritas jest wyrazem istoty Kościoła. Jest odpowiedzią na to, co w danym mo-mencie jest koniecznością: głodni muszą być nasyceni, nadzy odziani, chorzy lecze-ni z nadzieją wyzdrowienia, więźniowie odwiedzeni itd. Miłość – caritas otwiera przed ludźmi szerokie spectrum działalno-ści charytatywnej, na płaszczyźnie której

wszyscy bezinteresownie mogą otrzymać pomoc. Miłość – caritas jest zawsze czymś więcej niż tylko zwyczajną działalnością – pisze Benedykt XVI w „Deus caritas est”. Wszelkie działanie na rzecz drugiego jest niewystarczające jeśli zabraknie w nim miłości karmiącej się spotkaniem z Chry-stusem. W ten sposób udział w cierpieniu naszego bliźniego staje się ofiarowaniem samego siebie, a także czyni posługującego pokornym. To zadanie jest łaską – dodaje papież. Czynić w miłości to co możemy jest najważniejszym powołaniem ucznia Chry-stusa, a Miłość Chrystusa przynagla nas (2 Kor 5, 14).

Życie człowieka sprowadza się osta-tecznie do miłości. Do niej każdy z nas jest powołany. Miłość jest definicją osoby. Jan Paweł II pisał: „Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje istotą niezro-zumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spo-tka się z miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znaj-dzie w niej żywego uczestnictwa. I właśnie dlatego Chrystus – Odkupiciel (…) objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi”. Chrześcijanin zatem nie powinien koncen-trować się wyłącznie na tylko ludzkim do-świadczeniu miłości, ale odwoływać się do Ewangelicznej koncepcji miłości – ukierun-kowanej na Chrystusa.

Maryja – Matka Pięknej Miłości, uka-zuje nam czym jest miłość i skąd pochodzi. Dlatego razem z Benedyktem XVI, polecaj-my Jej swoje życie: „Święta Maryjo, Matko Boża, Ty wydałaś na świat prawdziwe świa-tło, Jezusa, Twojego Syna – Bożego Syna. Na wezwanie Boga oddałaś się cała i tak stałaś się źródłem dobroci, które z Niego wytryska. Pokaż nam Jezusa. Prowadź nas ku Niemu. Naucz nas, jak Go poznawać i kochać, abyśmy my również mogli stać się zdolni do prawdziwej miłości i być źródła-mi wody żywej w spragnionym świecie”.

wokó³ Teologii

20 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

CHRYSTUS A POSŁUSZEŃSTWO

P osłuszeństwo łączy rady ubóstwa i czystości oraz je zespala i potwier-dza. Dwoma podstawowymi tek-

stami z Pisma Świętego mówiącymi o po-słuszeństwie są List do Filipian 2, 6-7: Jezus żyjąc na ziemi, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił sa-mego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi; oraz List do Hebraj-czyków 5,8: A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał.

Ukazane w tych tekstach uniżenie i cierpienie było dla Chrystusa szkołą po-słuszeństwa swojemu Ojcu. Chociaż będąc Synem Bożym nie był poddany woli Ojca w automatyczny sposób, to jednak Jego posłuszeństwo było owocem osobistej de-cyzji podjętej w wolności. Z tą decyzją był związany trud i walka wewnętrzna. Posłu-szeństwo swojemu Ojcu Jezus okupił cier-pieniem. Powyższe teksty, jak i słowa same-go Zbawiciela skierowane do Apostołów: Kto was słucha, Mnie słucha, pokazują nam prawdziwy motyw naszego posłuszeństwa Bogu i Kościołowi: oddanie się Chrystu-

sowi, na podobieństwo Jego oddania się Ojcu. Człowiek wierzący będąc posłusz-nym ludziom, nie słucha ich najpierw dla ich osobistej ludzkiej dobroci, wiedzy czy świętości, ale słucha ich przede wszystkim dlatego, iż dani mu są przez Chrystusa. Będąc posłusznym Kościołowi, staje się po-słusznym Chrystusowi.

To miłość do Chrystusa, jako głowy Kościoła, każe nam ludziom wierzącym przechodzić ponad ograniczeniami i sła-bościami naszych pośredników, czy prze-łożonych. Ich słabości i ułomności, choć są bolesnym doświadczeniem, nie umniejsza-ją sensu posłuszeństwa ich nakazom wyda-wanym w imieniu Chrystusa.

Ludzki i boski charakter posłu-szeństwa

Ojciec Święty Jan Paweł II w Adhor-tacji apostolskiej „Pastores dabo vobis”, jak i Ignacy Loyola w swoich Ćwiczeniach duchowych, w słowach: nie patrzeć, kim jest ten, kogo słuchamy, lecz raczej Ten, dla którego jesteśmy posłuszni. A jest nim Chry-

Rady ewangeliczne - Posłuszeństwo

tekstŁukasz dymora - rok V

W ostatnim numerze Powołania został przed-stawiony ogólny zarys rad ewangelicznych. Stwierdziliśmy, że są one dobrowolnym warunkiem do owocniejszego wypełniania powołania człowie-ka. Kościół od początku swojego istnienia zwracał szczególnie uwagę na trzy podstawowe: posłuszeń-stwo, ubóstwo i czystość. W tym numerze skupimy się na pierwszej z nich.

wokó³ Teologii

21POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

stus Pan! ukazują nam podwójny charakter posłuszeństwa:

a) płaszczyzna czysto ludzka odno-sząca się do konkretnych ludzi, których słuchamy oraz

b) płaszczyzna wiary, która mówi nam o Tym, dla którego jesteśmy posłusz-ni, a jest nim Chrystus Pan.

Absolutne pierwszeństwo ma płaszczy-zna wiary, jednak płaszczyzny ludzkiej nie można lekceważyć, a tym bardziej pomijać. Zasadą dobrego działania posłuszeństwa na płaszczyźnie wiary jest prawidłowe zrozumienie tego, co dzieje się na płasz-czyźnie ludzkiej. Wzajemna akceptacja, życzliwość, braterska miłość czy dialog są nieodzownym warunkiem posłuszeństwa. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo zakry-wania braków na płaszczyźnie ludzkiego spotkania pomiędzy przełożonym i pod-władnym, łatwym i tanim odwoływaniem się do płaszczyzny wiary. Ani przełożony, ani podwładny nie powinni odwoływać się do płaszczyzny wiary, zanim nie spełnią wszystkiego, co należy do ich obowiązku na płaszczyźnie ludzkiej.

WOLA BOŻA

Płaszczyzną równie ważną dla posłu-szeństwa jest prawidłowe rozumienie woli Bożej. Tylko wola Boga może usprawiedli-wić rezygnację z własnej woli, aby w swo-jej wolności poddać ją woli przełożonego. Możemy rozróżnić dialogiczny i niedialo-giczny charakter woli Bożej. W pierwszym z nich, człowiek traktuje Boga jak part-nera: Bóg wzywa, a człowiek odpowiada; Bóg mówi, człowiek słucha. Widzimy tu dynamizm. W podejściu niedialogicznym wolę Bożą traktuje się jako statyczny nie-zmienny plan Boga przyjęty od wieków. Człowiek powinien ten plan odnaleźć i dostosować się do niego.

Te dwa podejścia nie powinny być roz-ważane przeciwstawnie do siebie - jedno winno uzupełniać drugie; a rozpatrywane oddzielnie, nie wyczerpują całego bogac-

twa woli Bożej. Oba te pojęcia mają też swoje ograniczenia, ukryte niebezpieczeń-stwa. W podejściu dialogicznym będzie to zbytni aktywizm człowieka. Możemy ulec pokusie traktowania Boga jako part-nera w dialogu. Dialog człowieka z Bo-giem, to dialog dwóch nierównych istot:

Będąc posłusznymi Kościołowi, stajemy się posłusznymi Chrystusowi

wokó³ Teologii

22 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Stwórcy i stworzenia, czy Ojca i dziecka. Przy niedialogicznym podejściu do woli Bożej grozi nam pokusa bierności. Pod jej wpływem człowiek może zwalniać się z rozeznawania i szukania woli Bożej. Całą odpowiedzialność zrzuca się wówczas na innych - głównie na wspólnotę, w której się żyje lub też na przełożonych. Jest to sy-tuacja niebezpieczna dla życia duchowego, ponieważ może rodzić się z niej duchowe lenistwo. W takiej sytuacji posłuszeństwo nie będzie twórcze. Ograniczy się ono do zewnętrznej wierności literze prawa.

Dojrzałość i niedojrzałość w posłuszeństwie

a) niedojrzałość

Posłuszeństwo woli Bożej wymaga od człowieka, pewnego stopnia dojrzałości. Będąc niedojrzałym, nie widzi on własne-go samolubstwa, niedołęstwa, nieumiejęt-ności i pychy - jak mówi T. Merton, patrzy na rzeczywistość w sposób egocentryczny. Koncentruje się tylko i wyłącznie na swo-ich nieuporządkowanych uczuciach i po-pędach. Osoba taka nie będzie w stanie zrezygnować z własnej woli, aby poddać ją woli Bożej wyrażonej poprzez wolę prze-łożonego. Taki czyn wymaga od chrześci-janina pokonywania egocentryzmu oraz obiektywnej oceny rzeczywistości, w której żyje.

Niedojrzałość człowieka ujawnia się w niepewności siebie, kompleksach niż-szości, skrywanej wrogości lub jawnej agresji wobec innych, a zwłaszcza w pysze. Wszystko to sprawia, że posłuszeństwo drugiemu człowiekowi staje się bardzo trudne, a nawet niemożliwe. W posłuszeń-stwie niedojrzałość może ujawnić się z jed-nej strony w przesadnej uległości motywo-wanej lękiem o siebie, złączonym zwykle

z lękiem przed autorytetem; z drugiej zaś w buncie, nieuzasadnionej krytyce, gnie-wie i skrytej wrogości. W obu tych przy-padkach autorytet - przełożony traktowa-ny jest jako zagrożenie.

b) dojrzałość

Na powyższym tle przejawów niedoj-rzałości w posłuszeństwie prościej nam będzie opisać postawę dojrzałości, której wymaga ewangeliczne posłuszeństwo. Mo-żemy tu wyróżnić trzy podstawowe cechy:

I. Główną racją ewangelicznego po-słuszeństwa jest chęć naśladowania Jezusa posłusznego swojemu Ojcu aż do śmierci. W takim przypadku dojrzałego posłu-szeństwa osoba nie zna lęku o siebie, chę-ci przypodobania się przełożonemu, czy też szukania własnej korzyści lub uznania w jego oczach. Podleganie przełożonemu nie odbiera się tutaj jako umniejszanie się przed człowiekiem, ale wyraz uległości wo-bec samego Boga objawiającego swoją wolę również poprzez ludzi.

II. Dojrzałe posłuszeństwo charak-teryzuje pozytywne nastawienie do oso-by przełożonego; możliwe wtedy staje się swobodne wyrażanie swoich opinii, nawet wówczas, kiedy są to opinie krytyczne. Przedstawianie swojego krytycznego zda-nia, nie jest tutaj atakiem na jego osobę, ale ukazuje troskę o wypełnienie woli Bożej.

III. Przejawem dojrzałości w posłu-szeństwie jest szczerość i otwartość wobec przełożonego. Podwładny umie wówczas nie tylko przedstawić swoje propozycje, krytyczne opinie, ale także odsłonić swoje słabości ludzkie; słabości, które mogłyby przeszkadzać w realizacji powierzonego mu zadania. Szczerość wobec przełożone-go jest ogromną pomocą zarówno dla prze-łożonego, jak i dla podwładnego we wspól-nym szukaniu i rozeznawaniu woli Bożej.

wokó³ Teologii

23POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Przełożeni

Rozważając temat posłuszeństwa nie możemy zapomnieć o kilku zdaniach na temat przełożonych. Jak już sama nazwa mówi, że jest on pierwszy. Nie w porząd-ku hierarchii, pierwszeństwa czy nawet świętości. On jest pierwszy posłuszny. Pierwszy, który chce się podporządkować wspólnie uznanej regule, a przez to samo pociągać do tego całą wspólnotę. Pierw-szy, który chce pełnić wolę Ojca, przypo-minać o niej tobie, swemu bratu - pisze P. M. Delfieux. Bycie przełożonym jest peł-nieniem posługi zarówno wobec Boga, jak również wobec braci. Sprawowanie władzy przez niego winno odzwierciedlać miłość, jaką w swojej woli Bóg kieruje do człowie-ka. Miłość ta wyrazi się w ojcowskiej posta-wie zarówno wobec całej wspólnoty jaką zarządza przełożony, jak i poszczególnych jej członków. Ogromnie ważną rzeczą w wydawaniu poleceń jest odpowiednie ich uzasadnienie. Podwładni, którzy przyj-mują decyzje przełożonego, jako wyraz

woli Bożej, winni mieć tę pewność, iż prze-łożony troszczy się o odczytanie znaków woli Bożej. Samowolność decyzji, odwoły-wanie się do własnych, nie zawsze rozezna-nych odczuć, kaprysów, jak mówi Sobór Watykański II mogłoby budzić u podwład-nych słuszne wątpliwości, czy podleganie przełożonemu w takim sposobie rządzenia jednoczy się trwalej i bezpiecznej ze zbaw-czą wolą Boga.

Podsumowanie

Myślę, że odpowiednim podsumowa-niem tematu posłuszeństwa będą słowa P. M. Delfieux’a - założyciela Monastycz-nych Wspólnot Jerozolimskich: Dosko-nały wzór posłuszeństwa kryje się w ta-jemnicy Trójcy. Między Ojcem, Synem i Duchem Świętym wszystko jest słucha-niem, przyjmowaniem i dawaniem. Jeżeli chcesz poznać podstawowe motywy swego posłuszeństwa, kontempluj Trójcę. Posłu-szeństwo nie jest wynalazkiem ludzkim. Jest ono wyrazem samej istoty Boga…

Diakoni podczas święceń ślubują posłuszenstwo biskupowi ordynariuszowi i jego następcom

wokó³ Teologii

24 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Św. Cyprian – wciąż aktualny

przewodnik życia

Skarbiec Tradycji starożytnego Ko-ścioła jest bardzo bogaty, a co jest istot-ne, jest on wciąż aktualny i dostępny dla współczesnego człowieka. Wystarczy tyl-ko do niego sięgnąć, aby wydobyć drogo-cenne perły, które pomogą ukierunkować życiową drogę według Bożych przykazań.

ZIEMSKIE ŻYCIE ŚW. CYPRIANA WŚRÓD ZAWIERUCH III WIEKU

W kolejnej części cyklu arty-kułów poświęconym syl-wetkom Ojców Kościoła

przedstawiona zostanie postać św. Cypria-na. Postaram się uzasadnić, że jego nauka i przesłanie pozostaje aktualne do dzisiej-szego dnia. Urodził się ok. 200 – 210 r. w Kartaginie, położnej w północnej czę-ści kontynentu afrykańskiego. Pochodził z bogatej rodziny pogańskiej. Otrzymał so-lidne wykształcenie retorskie i prawnicze. W młodości był retorem oraz adwokatem, na pewno w niedługim czasie zrobiłby ka-rierę urzędnika państwowego. Jednak pod wpływem kapłana Cecyliusza w wieku 35 lat przyjął chrześcijaństwo. Po nawró-ceniu zerwał całkowicie z kulturą pogań-ską, porzucił pogańskich autorów, z któ-rymi zetknął się w czasie studiów; o czym świadczy to, że w jego dziełach nie ma ani

jednego cytatu z ich pism. Cyprian rady-kalnie traktował przykazania obowiązują-ce chrześcijan, dlatego wyraził gotowość przyjęcia wszystkich konsekwencji życia chrześcijańskiego jakie narzucało naśla-dowanie Jezusa, łącznie z męczeństwem. Dlatego też swój majątek przeznaczył na cele charytatywne dla ubogich. Cyprian ok. 248 r. przyjmuje święcenia kapłańskie, zaraz po tym, zgodnie z wolą Bożą i głosem ludu, został wybrany biskupem Kartaginy.

Duszpasterski zapał Cypriana ostu-dził wybuch prześladowania wywołanego przez cesarza Imperium Rzymskiego De-cjusza w 250 r. Zażądał on od wszystkich

tekstKonrad Fedorowski - rok V

Św. Cyprian z Kartaginy - filar prawości i jedności wspólnoty chrześcijańskiej

wokó³ Teologii

25POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

obywateli złożenia ofiary ku swojej czci. Odmowa złożenia ofiary oznaczała śmierć. Tym zaś, którzy złożyli ofiarę wystawio-no poświadczenie tzw. libellusem, które chroniło przed wyrokiem śmierci. Wielu chrześcijan uległo presji ówczesnych władz i złożyło ofiarę cesarzowi dopuszczając się odstępstwa od wiary w Jedynego Boga. W czasie prześladowań Cyprian ukrywał się w pobliżu Kartaginy, skąd kierował i opiekował się gminą kościelną poprzez pi-sanie listów pasterskich. Po powrocie sta-nął przed koniecznością rozwiązania wielu problemów. Wielu chrześcijan, którzy zło-żyli ofiarę cesarzowi stało się odstępcami w świetle prawa. Byli to upadli – tzw. lapsi, chcieli oni powrócić do wspólnoty Kościo-ła. Należało więc dla nich określić warunki pokuty. W dodatku podczas nieobecności Cypriana doszło do podziału (schizmy) w Kościele kartagińskim, której przewod-niczył kapłan Felicissimus, wokół którego zgromadzili się przeciwnicy Cypriana. Felicissimus przyjmował odstępców z po-wrotem do Kościoła na podstawie listów wystawionych przez wyznawców lub mę-czenników, czyli tych którzy podczas prze-śladowań nie złożyli ofiary pogańskiemu cesarzowi. Proceder taki ze strony Felicissi-musa był nietaktem, ponieważ pomijał cał-kowicie głos kościelnej hierarchii, w dodat-ku nie nakładał żadnej pokuty. Wobec tego Cyprian ekskomunikował przywódców opozycji, zaś chcącym powrócić do wspól-noty kościelnej nałożył pokutę stosowną do wielkości winy. Synod w Kartaginie w 251 r. zdecydował, że upadli powinni być na nowo włączeni do wspólnoty po odbyciu naznaczonej pokuty i określonej zwłoce czasowej.

W 252 r. na Kartaginę spadło nowe nieszczęście – epidemia dżumy, za której występowanie obarczono winą chrześcijan. Cyprian zorganizował pomoc dla wszyst-kich poszkodowanych nie zwracając uwagi

na różnice wyznaniowe czym zjednał sobie przychylność wielu pogan oraz złagodził antychrześcijańskie nastroje. Epidemia dżumy stała się również okazją do teolo-gicznych rozważań na temat śmierci i prze-mijalności a także chrześcijańskiej nadziei, owocem refleksji Cypriana stało się dzieło „O śmiertelności”. Kolejnym nieszczę-ściem dla chrześcijańskiej gminy był najazd barbarzyńskich plemion. Cyprian również tym razem okazał się zatroskany o po-wierzonych mu wiernych. Zorganizował składkę, którą przeznaczył na wykupienie wziętych w niewolę chrześcijan.

W ostatnich latach życia, Cyprian wdał się w konflikt z papieżem Stefanem na te-mat ważności chrztu udzielanego przez heretyków. Cyprian zajął stanowisko ry-gorystyczne, opowiedział się, że chrzest taki jest nieważny, żądając ponownego udzielania chrztu odstępcom i tym, którzy przyjęli chrzest od heretyków. Stanowisko to poparli afrykańscy biskupi na synodach w Kartaginie w latach 255 i 256, stwierdza-jąc, że nikt spoza Kościoła nie może waż-nie szafować Jego sakramentami. Nowa schizma z Kościołem rzymskim wisiała w powietrzu, nie wiadomo jak zakończyłby się ów spór, gdyby nie wybuch nowej bu-rzy. W 257 r. cesarz Walerian wydał nowy edykt prześladowczy, czym doprowadził do nowej fali prześladowań chrześcijan. Zażą-dał od kapłanów złożenia ofiary cesarzowi. Cyprian pozostał nieugięty w wyznawa-niu wiary, za co został zesłany do Kurubis. W sierpniu 258 r. wezwano go do Kartaginy i postawiono przed prokonsulem, który wydał wyrok śmierci. Cyprian słysząc wy-rok powiedział: „Bogu niech będą dzięki”, po czym udał się na miejsce stracenia, klęk-nął i zaczął się modlić. Swojemu katowi kazał wypłacić 25 sztuk złota. W czasie egzekucji towarzyszył mu kapłan i diakon. W taki sposób św. Cyprian złożył swą ostat-nią ofiarę. Stało się to 14 września 258 r.

wokó³ Teologii

26 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Takie było ziemskie życie św. Cypriana – pierwszego biskupa męczennika i pierw-szego zachodniego Ojca Kościoła. Działał on wśród różnych trudności: w miejskiej gminie chrześcijańskiej znajdującej się na terytorium Cesarstwa Rzymskiego, z czym wiązały się prześladowania, praco-wał w obliczu epidemii dżumy, najazdów barbarzyńców, zmagał się z problemami dyscypliny i karności wśród kleru. Jednak Cyprian będąc biskupem posiadał nie-zbędne przymioty osobowości, aby radzić sobie w zarządzaniu lokalnym Kościołem: przenikliwość, umiar, łagodność, stanow-czość, konsekwencje, radykalizm, zdolno-ści administracyjne i prawnicze. Ponadto był człowiekiem o wielkiej głębi duchowej, siły do pracy czerpał przede wszystkim z modlitwy, medytacji nad Pismem Świę-tym, co więcej cechowała go wielka miłość

i przywiązanie do Kościoła. Był on przede wszystkim duszpasterzem angażującym się w bieżące problemy gminy chrześci-jańskiej. Troska o wiernych była celem nadrzędnym, więcej znaczyła dla niego niż zabieganie o rozgłos i sławę. Pamięć o nim przetrwała m.in. dzięki pismom, które wyszły spod jego ręki. Pozostawił po sobie 13 traktatów i 81 listów, z któ-rych można się dowiedzieć bardzo dużo na temat życia Kościoła z okresu III wieku. Po jego śmierci jego sława bardzo szybko się rozchodziła po chrześcijańskim świe-cie. Jego pisma nieustannie inspirowały Kościół Zachodni, czego dowodem jest, że w dokumentach Soboru Watykańskiego II św. Cyprian cytowany jest trzynaście razy. Jego dzieła były tłumaczone na język grec-ki, syryjski, aramejski. Jego relikwie zna-lazły się w wielu świątyniach, co świadczy

Korzystanie z nauki św. Cypriana umożliwi prowadzenie życia ewangelicznymi drogami, którego kresem będzie port zbawienia, podobnie jak okręt płynący po spokojnym morzu, osiąga cel podróży

wokó³ Teologii

27POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

o jego szczególnym kulcie jako świętego bi-skupa i męczennika.

PODOBIEŃSTWA DWÓCH EPOK: STAROŻYTNOŚCI I ŚWIATA

WSPÓŁCZESNEGO

Życie św. Cypriana, celowo zostało szerzej opisane, aby uświadomić sobie, że okoliczności i warunki w których przy-szło mu troszczyć się o Kościół, problemy przed jakimi stawał dostrzec można dzisiaj, w XXI wieku. A skoro dziś stykamy się z tymi samymi problemami co św. Cyprian, warto zwrócić uwagę jak on postępował w obliczu trudności, nieszczęść oraz za-grożeń wiary i życia. Cenne jest poznanie rozwiązań jakie stosował, jakimi ideałami się kierował, czego mógłby nas nauczyć. Postaram się zwrócić uwagę na właśnie te aspekty dorobku św. Cypriana.

Św. Cyprian przede wszystkim troszczył się o Kościół. To on wypowiedział słynne zdanie, iż nie może mieć Boga za Ojca ten, kto nie ma Kościoła za Matkę. Dziś często zapominamy o znaczeniu Kościoła; o tym, że Kościół założył sam Chrystus i że jest to rzeczywistość bosko – ludzka. Należy zawsze być wiernym Kościołowi i świado-mie do niego należeć. Cyprian przypomina również, że Kościół jest ludem złączonym z kapłanami pod przewodnictwem bisku-pa. Jest on scalony spoiwem wzajemnej zgody i węzłem jedności. Dlatego Cyprian przypomina wiernym, że tylko łączność z biskupem daje gwarancję trwania w Kościele Chrystusa i dostęp do zbaw-czych obietnic.

Wiele miejsca św. Cyprian poświęcił tematyce moralno – ascetycznej. Kościół w III wieku przechodził jedną burzę po drugiej, tak dzieje się również dziś, nas rów-nież dotykają kryzysy, trudności i kłopoty. Siły zła będą zawsze bezskutecznie uderzać w Kościół, bo tak powiedział Chrystus

(por. Mt 16, 18). Jednak Kościół prowa-dzony przez Bożego Ducha pozostanie niewzruszony. O tym pamiętał św. Cy-prian, dlatego stał się światłem dla swych wiernych w obliczu ciemności ogarniają-cych lokalny Kościół. Istotnym proble-mem były prześladowania chrześcijan, któ-re nie ustały do dzisiejszego dnia. Chociaż wydawać by się mogło, że w tak rozwiniętej cywilizacji, gdzie tyle mówi się o posza-nowaniu i tolerancji drugiego człowieka i jego poglądów, nie powinno mieć miejsca takie zjawisko. A jednak w wielu krajach na świecie takich jak np.: Birma, Indie, Chiny, Laos, Wietnam, Kuba, Sri Lanka, Sudan, Zimbabwe chrześcijanie są traktowani jako wrogowie. Niszczone są chrześcijań-skie ośrodki i kościoły. Często ekstremiści w takim czy innym miejscu wdzierają się do świątyń podczas nabożeństw i na oczach wiernych profanują ołtarze i taber-nakula. Chrześcijanie są nie tylko brutalnie bici. Wielu z nich, podpalonych żywcem, zginęło męczeńską śmiercią. W licznych przypadkach radykałom nie wystarcza już tylko zabicie. Stosowane są najokrutniejsze metody represji przypominające lata „czer-wonego terroru” w byłym ZSRR takie jak: szpiegowanie, areszty domowe, więzienia, tajemnicze zniknięcia, a nawet egzekucje. I tak prawdopodobnie chrześcijanie stali się najbardziej prześladowaną grupą reli-gijną na świecie. W dodatku dziś w odróż-nieniu do sytuacji z III wieku zmienił się sposób prześladowania. Do wydawania wyroków śmierci na chrześcijan doszły nowe sposoby prześladowania. Dziś już często nie umiera się za konkretny artykuł wiary czy okazanie prawowierności, ginie się za postępowanie, które przeciwstawia się dominującym prądom politycznym. Często walczy się z Kościołem „w białych rękawiczkach”, nie w otwartej walce. Dziś wielu chrześcijan ponosi męczeństwo, kie-dy za swój ewangeliczny radykalizm mu-

wokó³ Teologii

28 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

szą płacić dyskryminacją, upokarzaniem. W czasach Cypriana wydawano jawne edykty, których nie wykonanie karano śmiercią. Dziś zamiast tego szereg parla-mentów różnych państw wydaje bezboż-ne prawa, ustawy sprzeczne z Dekalogiem i Pismem Świętym, a nawet z fundamen-talnym prawem naturalnym. Niestety jest to zamierzona walka w celu wyrugowania Kościoła z wszystkich sfer życia publicz-nego i stworzenia ateistycznej cywiliza-cji. Próby protestów czy upominanie się o poszanowanie podstawowych praw ko-biety, mężczyzny, dziecka często kończą się określeniem chrześcijan jako: wrogów społeczeństwa, porządku publicznego, ośmieszeniem, zajadłymi atakami w stronę Kościoła, tylko dlatego, że pewne grupy społeczne czują się niedobrze w obliczu au-tentycznego świadectwa chrześcijańskiego.

Nasuwa się bardzo wyraźnie jeszcze jedno podobieństwo epoki obecnej i tej w której żył Cyprian. Dziś, podobnie jak i w III wieku, społeczeństwo dotykają klę-ski i epidemie. Cyprian zmagał się z epi-demią dżumy. Dzisiejszy świat natomiast walczy z kataklizmami: powodzie, pożary, upały, różnego rodzaju niespodziewane śmiertelne wypadki. Historia powtarza się, Bóg upomina się o należny Mu szacunek i oddawanie czci. W III wieku składano ofiarę bóstwom pogańskim, dziś wiele spo-łeczeństw odchodzi od Boga. Zło, które obecne jest w świecie często nie przypisuje się człowiekowi lecz Bogu. Obecnie niepo-kojące jest zjawisko próby wyrugowania z chrześcijańskich sumień pojęcia grzechu, choćby pod osłoną kalkulacyjnych prze-milczeń.

Źródło negatywnych zjawisk w świecie jest dziś takie samo jak w starożytności. Jaką postawę powinien zająć chrześcija-nin wobec zagrożeń wiary, co radziłby na dzisiejsze problemy biskup Cyprian. Oddajmy głos świętemu biskupowi:

Zawsze powinniśmy pamiętać, że mamy czynić wolę nie swoją, ale Boga, według słów Pana, który nam polecił modlić się o to codziennie. […] Skoro świat nienawidzi chrześcijanina, czemu miłujesz tego, kto cię nienawidzi, a nie idziesz raczej za Chrystu-sem, który umiłował cię i odkupił. […] Bra-cia umiłowani ! Bądźmy gotowi czynić wolę Boga z pogodnym sercem, wiarą niewzru-szoną, wytrwałą cnotą. Wyzuci z lęku przed śmiercią, rozmyślajmy o nieśmiertelności, która potem nastąpi. W ten sposób pokaże-my, że to, w co wierzymy, istnieje naprawdę. Trzeba nam, bracia umiłowani, wiedzieć i często rozważać, że wyrzekliśmy się świa-ta, że przebywamy tutaj chwilowo jako pielgrzymi i goście. Przyjmijmy z rado-ścią ów dzień, który każdemu wyznaczy trwałe mieszkanie, wyrwie nas ze świa-ta, wyzwoli z jego więzów oraz prze-każe królestwu i szczęściu wiecznemu. („O śmiertelności” 18.24.26)

Cyprian oddziaływał na wiernych nie tylko słowem, potrafił również aktyw-nie stawiać czoła zagrożeniom. Przecho-dził do działania, oddając wszystkie swe siły służbie zarażonych epidemią dżumy. A w serca prześladowanych chrześcijan starał się wlać otuchę, nadzieję i pociechę: Jesteśmy, jak wszyscy ludzie, poddani ko-lejom losu. Wiara nie chroni nas przed chorobą. Drogi sprawiedliwych były na-znaczone cierpieniem tak samo jak pogan. Nawet było ono jeszcze większe. Różnica polega na tym, że śmierć prowadzi chrze-ścijanina do Chrystusa, który nas przed-stawia Ojcu, podczas gdy pogan miażdży lęk. Bądźmy więc gotowi, gdy Pan nas do Siebie przyzywa. Któryż wędrowiec nie spie-szy się, by dojść do swej ojczyzny? Odrzuci-liśmy ten świat. Jesteśmy na nim obcymi. Powiedzmy z apostołem: Chrystus jest moim życiem, umrzeć dla mnie to zysk (Flp 1,21), […] Wyrażam radość i zachętę, abyście w wyznawaniu niebiańskiej chwały byli

wokó³ Teologii

29POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

mocni i wytrwali, i wstąpiwszy na drogę łaski Bożej, z duchową odwagą dążyli do osiągnięcia korony. Macie Pana za opiekuna i wodza. […] Od początku świata jest tak, że w światowej walce cierpi sprawiedliwość. […] Powinniśmy cierpliwie znosić wszystkie prześladowania i uciski. Bo chociaż sprawie-dliwi dużo cierpią, to ci, którzy ufają Bogu, będą wybawieni. […] Z całego serca oddaj-my się Bogu, gardźmy doczesnością i myślmy o przyszłości, o nagrodzie królestwie wiecz-nym, o objęciach i pocałunkach Pana, o wi-dzeniu Boga (List 6, 39-42).

Kościół, matka nasza, chlubi się tym, że niedawno, za wyznanie wiary, dotknę-ła was kara [prześladowania], że jako wy-znawcy Chrystusa staliście się wyznawcami. O ile obecnie wyznanie nasze sprowadza tak wielkie cierpienia, o tyle okrywa was coraz wspanialszą chwałą. […] Niech żołnierze Chrystusa zachowają wiarę, niech nie dają się łudzić pochlebstwami, ani zastraszyć się groźbami, cierpieniami i męczarniami. […] Ziemskie cierpienie nie może bardziej poniżyć niż może podnieść opieka Boża (List 10, 46-50).

Św. Cyprian potrafił trzeźwo rozpo-znać przyczynę prześladowań oraz we-zwać do uczynienia rachunku sumienia: Należy bowiem zrozumieć i przyjąć, że ten gwałtowny ucisk, który w przeważają-cej mierze wyniszczył naszą trzodę i do tej pory ją niszczy, powodowały nasze grze-chy. Nie trzymamy się bowiem drogi Pana, ani też nie zachowujemy danych nam dla zbawienia niebieskich przykazań. […] Uganiamy się za majątkiem i zyskiem, kie-rujemy się pychą, zazdrością, kłócimy się, nie dbamy o szczerość i wierność. Wyrzeka-my się świata tylko słowami, a nie czynami. Każdy samemu sobie tylko się podoba, dla-tego nie znajduje uznania w oczach dru-gich. Dlatego jesteśmy chłostani, tak jak na to zasługujemy. Napisane jest bowiem: Sługa, który zna wolę swego pana, a nic

nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę (Łk 12, 47). (List 11. 1-3, 50-52).

Tym którzy okażą skruchę i wyzna-ją swój grzech św. Cyprian nie zamykał drogi powrotu do wspólnoty Kościoła mówiąc: […] Nie możemy im zamykać drogi do przebaczenia i pozbawić ich ojcow-skiej miłości i wspólnoty z nami. (List 56). […] Nie godziłoby się, i ojcowska dobroć i łaskawość Boża, nie pozwala, aby pokutu-jącemu zamykać Kościół, żałującym i pro-szącym odmawiać nadziei zbawiennej po-mocy, schodzących z tego świata odsyłać do Pana bez odzyskania wspólnoty i pokoju. […] (List 57).

Św. Cyprian okazał się gorliwym dusz-pasterzem starającym uformować żoł-nierzy Chrystusa, przygotowując ich na wszelkie możliwe wydarzenia. Swoim na-uczaniem wykazał duchowy realizm, żar-liwość, zrównoważenie, które pozwoliły uczynić jego przesłanie trwałym nie tylko na pełne trwogi czasy do którego było skie-rowane, ale i na wszelkie dziejowe zawieru-chy, które nieustannie nas nawiedzają.

Powyższe rozważania wokół osoby św. Cypriana niech zwieńczą słowa sta-rożytnego pisarza Laktancjusza, który stwierdził, że św. Cyprian nie może się podobać tym, „którzy nie poznali miste-rium chrześcijańskiego, gdyż to, co mówi, odnosi się do porządku duchowego i są to w stanie zrozumieć jedynie ci, którzy wierzą”.

Cytaty z pism św. Cypriana zaczerpnięto z: Męczennicy, wstępy opracowanie i wybór tekstów E. Wipszycka - ks. M. Starowiey-ski, Kraków 1991; Liturgia Godzin, t. IV, Pallotinum 1988, s. 478 – 479.

wokó³ Teologii

30 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

tekstdk. Maciej Charabin

Anonimowe Chrześcijaństwo

C złowiek w ciągu całego swojego życia odczuwa wielką niepew-ność, która wynika z pluralizmu

światopoglądowego oraz konkurujących ze sobą ideologii i religii. Czysty funk-cjonalizm lub instrumentalizm nie są zaś w stanie przezwyciężyć tej dysproporcji, jaka się pojawia między nie kończącą się wciąż nadzieją na sens i miłość a świado-mością niezrealizowanych dotąd nigdy obietnic na „raj na ziemi”. Autentyczne wyjaśnienie ludzkiej egzystencji powinno więc doprowadzić do pierwotnego „bycia w sobie”, czyli do takiego stawania się nie-uchwytnej dla człowieka głębi rzeczywi-stości, aby móc tam dopiero doświadczyć, kim istota ludzka jest i jakie jest jej imię.

Czynność nadawania imienia czło-wiekowi jest powszechnie znaną rzeczy-wistością. Szczególne znaczenie owy akt ludzki nabiera w chrześcijaństwie, które czerpie z kart Pisma Świętego. W Biblii funkcję nadawania imienia przypisuje się Bogu i jest znakiem jego wszechobecno-ści, wszechwiedzy, panowania nad wszyst-kim (por. Ps 147, 4). Bóg nadaje imię elementom kosmosu (por. Rdz 1, 3 – 10) oraz ciałom niebieskim (por. Iż 40, 26). Prawo do nadania imienia jest w Biblii wyrazem władzy i wyższości nad osobą czy rzeczą nazwaną. W Piśmie Świętym „imię” wielokrotnie przekracza funkcję nomina-

tywną, a jego znaczenie staje się bardziej złożone. „Imię” czyli hebrajskie szem lub greckie onoma, często wyraża istotę rze-czywistości opisywanej, charakter i postę-powanie człowieka, jego osobowość oraz naturę (por. 1 Sm 25, 25). Może też okre-ślać zadanie do spełnienia (por. Sdz 6, 12) lub nosić znamiona życiowego programu wyznaczonego przez Boga człowiekowi.

Istota ludzka zna wielorakie doświad-czenia: poznaje swoją moc twórczą, do-świadcza uciekania stworzonego przez sie-bie świata w nową niezależność, odczuwa ogrom odpowiedzialności. To wszystko tworzy w życiu człowieka stan plurali-zmu, który jest nie do przezwyciężenia. Odzwierciedla się on w samoświadomości ludzkiej i ukazuje, iż istota ludzka nie może nigdy zainwestować życia w jeden tylko ideał, że musi wychodzić naprzeciw bar-dzo wielu rzeczom. Zdarza się iż człowiek, w swym nieobliczalnym egzystencjalnym pluralizmie gubi własne „imię”, a więc swo-ją tożsamość, w wyniku czego staje się kimś anonimowym.

Słowo „anonimowy” pochodzi od grec-kiego anonymos, co tłumaczy się jako bez-imienny, nie mający imienia. Na gruncie naszych rozważań owo pojęcie możemy odnieść do człowieka. Wówczas okazuje się, iż istota ludzka, którą określamy ta-kim mianem, mimo uprzedniego nadania

Kiedy człowiekowi brakuje świadomości siebie, tego kim jest, skąd pochodzi i dokąd zmierza, wówczas może niejako uczestniczyć w rzeczywistości, którą nazywamy anonimowym chrześcijaństwem.

wokó³ Teologii

31POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Imienia przez Boga, a więc określenia swo-jej tożsamości, nie odkrywa jeszcze peł-ni swojej godności i powołania na mocy łaski prowadzącej do zbawienia. Dlatego poprzez zdarzenia składające się na życie człowieka, każda istota ludzka ma obowią-zek odczytywania w sobie „chrześcijańskiej duszy” .

Rahner zauważa iż człowiek, jeżeli chce, może zawsze w konkretnej decyzji swojego życia wybrać i przyjąć nieskończone pyta-nie tylko jako bodziec do swojej poznaw-czej i zdobytej nauki i może powiedzieć, że nie chce mieć nic do czynienia z pytaniem absolutnym jako takim. Jednak gdy brak człowiekowi owej świadomości siebie, kim jest, swego „skąd” i „dokąd”, wówczas może niejako uczestniczyć w rzeczywistości, któ-rą nazywamy anonimowym chrześcijań-stwem.

U podstaw pojęcia „anonimowego chrześcijaństwa” leży pytanie o zbawienie wszystkich ludzi. Dlatego teksty zawar-

te w Nowym Testamencie, które pozor-nie mogą wydawać się ze sobą sprzeczne, lecz wzajemnie się uzupełniają, z jednej strony ukazują, iż kto nie uwierzy, będzie potępiony (Mk 16, 16) oraz nie ma innego imienia [Jezus Chrystus], w którym mogli-byśmy być zbawieni (Dz 4, 12), natomiast z drugiej strony św. Paweł Apostoł zapew-nia, że Bóg chce aby wszyscy ludzie zosta-li zbawieni (1 Tm 2, 4), co potwierdzają słowa Chrystusa, że zbawienie człowieka umożliwia realizacja dobra.

Klasycznym ewangelicznym tekstem mówiącym, nie w sposób bezpośred-ni, o „anonimowym chrześcijaństwie” jest opis sądu ostatecznego zawarte-go w Ewangelii według św. Mateusza. Król z przypowieści zwraca się do spra-wiedliwych: Pójdźcie błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata. Bo byłem głodny, a daliście mi jeść; byłem spra-gniony, a daliście mi pić; byłem przybyszem,

Każda istota ludzka ma obowiązek odczytywania w sobie „chrześcijańskiej duszy”

wokó³ Teologii

32 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

a przyjęliście mnie; byłem nagi, a przyodzia-liście mnie; byłem chory, a odwiedziliście mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie. Wówczas zapytają sprawiedli-wi: Panie, kiedy widzieliśmy cię głodnym i nakarmiliśmy ciebie? spragnionym i daliśmy ci pić? kiedy widzieliśmy cię przy-byszem i przyjęliśmy cię? lub nagim i przy-odzialiśmy cię? kiedy widzieliśmy cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do ciebie? A król im odpowie: zaprawdę powiadam wam: wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili (Mt 25, 34 – 40). W tym dialogu odnajdujemy pytania i odpowiedzi przeciwne: Przeklęci pyta-ją: Panie, kiedy widzieliśmy cię głodnym, albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy tobie?... Wszystko, cze-go nie uczyniliście jednemu z tych naj-mniejszych, tegoście i mnie nie uczynili (por. Mt 25, 45). Można przypowieść o są-dzie interpretować w ten sposób, że chodzi o chrześcijan, którzy nie wypełnili naka-zów Chrystusa.

Czynna miłość bliźniego jest więc niewątpliwym wyrazem miłości do Boga, bo On będąc niewidocznym, utożsamia się niejako z każdym człowiekiem. Dlatego w centrum tej opowieści znajduje się jed-nak odniesienie do owych wypełniających czyny miłości bliźniego, którzy nie wie-dzą, że w ten sposób odnieśli się do Jezusa. Tłumaczą się podobnie jak ci, którzy tego zaniechali: Panie, kiedy widzieliśmy cię? Nie widzieli, nie poznali, że chodzi o króla i sędziego, a więc Syna Człowieczego, jak mówi początek przypowieści. Spełnili na-kaz miłości bliźniego nie mając świadomo-ści w całej pełni, że chodzi o Jezusa, który się ukrył wśród najbardziej potrzebujących miłości. Spełnili nakaz miłości bliźniego i w ten sposób bezwiednie stali się owy-

mi sprawiedliwymi, czyli anonimowymi chrześcijanami.

Zagadnienie powszechności zbawienia należy skonfrontować z zasadą św. Cypria-na (zm. 258 r.) extra Ecclesiam salus nulla – poza Kościołem nie ma zbawienia. Pozor-nie może się wydawać, iż jest to aksjomat, który definitywnie sprzeciwia się twier-dzeniu, iż Bóg udziela swoich łask także niechrześcijanom, a także tym, którzy się od Niego odwrócili. Jednak właściwe od-czytanie kontekstu historycznego tego zdania wyraża troskę duszpasterską o lu-dzi odchodzących od Kościoła. Za sprawą św. Fulgencjusza (zm. 532 r.), biskupa Ru-spe zdanie św. Cypriana nabiera charakteru teologicznej wypowiedzi na temat możli-wości zbawienia niechrześcijan, determi-nując odniesienia Kościoła do wyznawców religii pozachrześcijańskich oraz Jego dzia-łalność misyjną zwłaszcza w okresie wiel-kich odkryć geograficznych. Fulgencjusz z Ruspe uznając cały ówczesny świat cywi-lizowany za chrześcijański naucza, że tylko zawiniona zatwardziałość serca człowieka stawia go poza wspólnotą Kościoła.

Teologia katolicka zachowuje formułę extra Ecclesiam salus nulla i nadaje jej dzisiaj sens odmienny, jaki nadał jej św. Cyprian. Nie chodzi już o stosowanie tej formuły do jakiejś konkretnej osoby, ale o obiek-tywne stwierdzenie, że Kościół Chrystu-sowy i że tylko On jako Kościół Chrystusa jest upoważniony do niesienia zbawienia Jezusowego wszystkim ludziom. Uzasad-nieniem powszechnej woli zbawczej jest to, że wszyscy są od Boga zależni, a więc pragnienie, aby wszyscy byli zbawieni roz-ciąga się tak daleko jak sięga władza Stwór-cy, czyli odnosi się do wszystkich i każdego z osobna. Z powyższego słusznie wniosku-jemy, że Bóg wszystkim niewiernym daje dostateczną łaskę, która jest koniecznym środkiem, aby móc w Niego uwierzyć.

33

ZAMYŚLENIA

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

tekstRafał Kusiak - rok IV

Dentysta: iść, czy nie iść?

O bserwując swoje kciuki zastana-wiam się, dlaczego ludzie akurat tę część ciała wybrali do przeka-

zywania życzenia szczęścia, niejednokrot-nie wierząc w złudną ich moc. Szuka się w nich jakiejś magii, pozarozumowej rze-czywistości. Wierzy się tym samym, że jest się w stanie komuś pomóc. Ile razy dzisiaj spotykam się ze stwierdzeniem: „trzymam za ciebie kciuki”. Nawet w tele-wizji, obserwując zmagania sportowców słyszy się zachętę komentatorów do za-ciśnięcia mocniej swoich palców. Jestem przekonany, że nie jeden kibic przed telewi-

zorem widząc na rozbiegu skoczka Adama Małysza niemalże automatycznie chwyta za swoje kciuki, a im mocniej je trzyma, tym nasz skoczek zyskuje kolejne cenne metry, a jeśli nie to przynajmniej lepsze noty od sędziów.

Czym zatem jest dla nas ten gest wyko-nany w stronę osoby, której życzymy po-wodzenia? Trzymanie kciuków, najkrócej rzecz biorąc jest przesądem, którym to po-dejmuje się działanie nie mające żadnych podstaw racjonalnych. Człowiek odwołuje się w danym momencie do nieznanej siły pośredniczącej, wytworzonej przez ludzki

Jaką siłę w dzisiejszym świecie mają przesądy i zabobony? Jak człowiek powinien odnieść się do prośby znajomego, który prosi o „trzymanie za niego kciuków” przed jutrzejszym egzaminem? Czy gdy widzę drabinę opartą o ścianę, przechodzę pod nią, czy obok niej? Pytań można snuć wiele, lecz odpowiedź wydaje się być jedna.

34

ZAMYŚLENIA

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

rozum na drodze przemian kulturowych danego regionu. W polskiej kulturze prze-sądów mamy mnóstwo. Boimy się czar-nego kota, kominiarza, drabiny opartej o ścianę. Strach nas ogarnia kiedy patrzy-my w kalendarzu na piątek, który wypada 13 dnia miesiąca. Nasze społeczeństwo dochodzi do takich absurdów, jak obawa przed kupowaniem Krzyża na prezent dla młodej pary. Chyba najchętniej wówczas rzucilibyśmy dodatkowo 3 kilogramy ryżu, byleby tylko nie rozpadł się nowy związek małżeński. Pewien kapłan po kilkunastu latach kapłaństwa wyznał, że to właśnie Krzyż otrzymany na prymicjach, przed którym codziennie klękał do modlitwy, wielokrotnie ratował go w kryzysowych chwilach życia.

Dlaczego zatem tak łatwo przychodzi nam kierować się czymś, co i tak uważa-my za niedorzeczność? Mówimy, że nie wierzymy w dany przesąd, ale dla bezpie-czeństwa lepiej nie witać się na krzyż, czy u progu drzwi. Lepiej na widok kominia-rza złapać się za guzik, ot tak, żeby być spo-kojnym. Czemu jesteśmy ludźmi tak małej wiary? Tworzymy sobie bożków, szukamy magicznych mocy, sposobów radzenia sobie w życiu. O ile nie dziwi fakt wiary w przesądy u osób nie związanych z Kościołem, to dziwi liczba chrześcijan tworzących sobie niejako otwarte drzwi: z jednej strony wierzę w Boga, a z dru-giej boję się, że dany przesąd może mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości. Trze-ba także zauważyć, że wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawę z tego, że wszelkie zabobony i przesądy są grzechem prze-ciwko pierwszemu przykazaniu Bożemu. Tłumaczenie ludzi jest zazwyczaj związane z tradycją kulturową i zwyczajem panują-cym w danym regionie. Sporo osób traktu-je przesądy z przymrużeniem oka i z uśmie-chem na twarzy.

Czy jednak skutki przesądów to tylko uśmiech na twarzy i patrzenie na nie przez palce? Do odpowiedzi na to pytanie po-służę się wynikami badań, którą przygoto-wałem w dniu 13 sierpnia 2010, w piątek. Zadzwoniłem do znajomego, który odby-wa praktyki w prywatnym gabinecie sto-matologicznym i spytałem go, ile średnio na dzień przychodzi pacjentów do denty-sty. Skonfrontowałem wynik z liczbą osób przyjętych w dniu 13 sierpnia i wyniki okazały się zaskakujące. Średnia liczba pa-cjentów wynosiła około 13 osób, natomiast w „pechowy piątek” wyniosła zaledwie 6. Aby wykluczyć przypadek zmniejszonej ilości pacjentów w piątek, wykonałem jesz-cze jeden telefon w poniedziałek. Okazało się, że po weekendzie do gabinetu stomato-logicznego przybyło 15 osób. Wynik mógł być zwiększony ze względu na przesunięcie terminu wizyty z 13 sierpnia na 16 sierpnia, który był dla pacjentów „bezpieczniejszym terminem”. Podobne badania, ale związane z innym przesądem może przeprowadzić każdy z nas, stawiając na przykład dużą drabinę opartą o ścianę, tak by można była przejść obok niej, ale i pod nią. Większość ludzi z pewnością przejdzie obok niej.

Społeczeństwo dzisiaj czuje się coraz bardziej zagubione. Oddalając od siebie Boga, kreuje sobie bożków. Nie wierząc w pomoc Bożą i Bożą opiekę, człowiek nie ma na kim oprzeć sensu swojego istnienia. Bezradność człowieka sprawia, że próbuje pomagać sobie poprzez amulety, talizma-ny, magię, symbole, nie pamiętając o Bogu, który pragnie szczęścia każdego człowieka.

Co ostatecznie łatwiej jest powie-dzieć: „Trzymam za Ciebie kciuki”, czy może, „pamiętam w modlitwie za Tobą”? Co wówczas będzie dominować: łatwość wypowiedzenia powszechnego przesądu, czy może odważne stwierdzenie nadziei na Bożą pomoc? Wybór zawsze będzie zależał od każdego człowieka z osobna.

35

ZAMYŚLENIA

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Powiedz: co o tym myślisz?

Wszystko jedno; mnie to obojętne; dostosuję sie do innych; takiego rodzaju odpowiedzi słyszymy coraz częściej, gdy kogoś pytamy o zdanie, albo o podjęcie jakiejś decyzji. Ale czy tego typu zachowania mogą mieć miejsce w życiu człowieka, który ma wolną wolę i rozum po to, by wybierać między tym co dobre, a co złe? Dlaczego trudno człowiekowi wyrazić jasno swoją opinię i zda-nie, chowając się pod płaszczykiem „cichości i pokory”? Co powoduje, że ludzie boją się podejmować decyzję i wstrzymują sie od głosu, często ślepo podążając za „większością”.

D zisiaj ludzie chcą iść na łatwiznę mówiąc, że są takiego samego zdania jak inni, bo taka posta-

wa nie wymaga żadnego wysiłku. Mówią tak, żeby nikt się „nie czepiał”. Lepiej być w rzekomej większości, bo w razie cze-go odpowiedzialność spada na innych, no i oczywiście nikt mnie nie ruszy. Ulega-nie wpływom innych i zmiana swoich war-tości podporządkowując się ślepo większo-ści, jest zjawiskiem negatywnym. Obawiając się odrzucenia, wielu dostosowuje się do ko-legów i do zdania silniejszego. Dużym pro-blemem człowieka dzisiaj jest strach przed odpowiedzialnością za własne poglądy i de-cyzje. Zauważmy to jak często w rozmowie z innymi, najczęściej z kimś kogo nie znamy, a który ma odmienne przekonania, uni-kamy wyrażania swoich opinii, bo boimy się, że zostaniemy źle odebrani, wyśmiani, bądź uznani za staroświeckich. Gdy chodzi o sprawy dużej wagi, to też wolimy nie za-bierać jasno i wyraźnie głosu, bo wygodniej jest nie brać później odpowiedzialności za

podjęte decyzje. Przytakujemy tylko, jak kiwającą głową maskotka z tylnej półki sa-mochodu, a gdy ktoś chce nas rozliczać za jakieś sprawy, to tłumaczymy, że myśmy nic nie mówili, to nie była nasza decyzja, że to nie my decydowaliśmy - tak jest naj-wygodniej. Jeśli ludzie byliby bardziej zde-cydowani, nie bali sie wyrazić innej opinii i gdyby nie przytakiwanie głośniejszemu, który potrafi wszystko ładnie ubrać w słowa, to zapewne uniknęlibyśmy wielu tragedii dyktatorskich rządów. Nie do przyjęcia jest to, że głosimy jakieś zdania by przypodobać się innym, mimo iż myślimy inaczej, bo to jest oportunizm.

Po to Bóg dał nam wolność, byśmy z niej korzystali i wypowiadali swoje po-glądy. Dzięki temu w świecie jest urozma-icenie, pluralizm. Nasze opinie czynią świat bogatszym. Niekiedy ktoś posiada genial-ne pomysły, rozwiązania, ale wstydzi się je przedstawić, albo po prostu nie potrafi i nie ma odpowiednich argumentów na uzasad-nienie.

tekstWojciech Zając - rok IV

36

ZAMYŚLENIA

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

tekstMichał Powęska - rok IV

Pismo Święte – księga zapomniana

My chrześcijanie nie możemy przytaki-wać na opinie niezgodne z prawdą i Dekalo-giem. Naszym powołaniem jest bronić Boga w świecie, którego chce się teraz z niego wymazać. Nie możemy wstydzić sie mówić o Bogu, o swojej wierze. Szatan działa. Dziś chce sie rozbić chrześcijan od środka, wzbu-dzając konflikty. A wielu z nas nie ma odwa-gi jasno wyrazić opinii wśród tłumu, bo boi się zadeptania. My chrześcijanie winniśmy tworzyć rodzinę, która będzie jasno wyra-żać swoją opinię i jej bronić w świecie, który chce żyć bez zasad. Mamy opowiedzieć się za Bogiem, albo za światem, nie możemy stać po środku, nie możemy służyć Bogu i mamonie. Po śmierci będzie niebo, albo piekło; nie będzie nic po środku. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi (Mt 5,37).

Nie ma miejsca na słowa: „jestem za, a nawet przeciw”. Ojciec Maksymilian Kolbe mówił do braci zakonnych, że z Niepokalanowa będą albo wielcy święci, albo wielcy przeklę-ci, środkowych nie będzie. Nie łudźmy się, że nie podejmując decyzji będziemy wolni od odpowiedzialności, bo nawet wstrzymanie się już jest decyzją i Bóg rozliczy nas za to, czego nie zrobiliśmy, a mogliśmy dobrze zrobić.

Świat dziś przedstawia nam poglądy i opinie, które podaje jako fakty. Propagu-je wśród młodych, którzy jeszcze nie mają wyrobionego zdania, pełen luz, „wolność bez zobowiązań”. Nie dajmy się przekrzy-czeć „krzykaczom” ze świata, ale brońmy z zapałem wartości opartych na miłości, a nie na nienawiści. Nie dajmy się manipu-lować i nie pozwólmy, by świat nas zmie-niał, ale my zmieniajmy świat na lepsze.

C hyba każdy z nas przeczytał w swoim życiu jakąś książkę: grubszą bądź cieńszą, bardziej

naukową lub po prostu przygodową. Są książki, które czyta się tylko raz w ży-ciu, są też takie, do których często się powraca. Trochę bardziej zaawansowani (do tej grupy śmiało można zaliczyć stu-dentów), lubią kompletować książki. Nie wiadomo przecież, które i kiedy mogą się przydać. Przeglądając naszą biblioteczkę

z pewnością natrafimy na książkę, któ-ra przez wielu z nas jest najzwyczajniej w świecie zapomniana. Wtedy warto taką książkę odkryć na nowo.

Jest jednak taka książka, do której nie wiadomo jak się zabrać. Mam na myśli Pismo Święte. Dlaczego dziś ta księga jest tak zapomniana? Przetłumaczona prze-cież na najwięcej języków świata, zawiera historię naszego zbawienia, często okre-ślana Listem miłości Boga do człowieka,

37

ZAMYŚLENIA

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

a w naszym mieszkaniu często pokryta warstwą kurzu. Boimy się sięgać po Bi-blię. Boimy się Słowa Boga. Dlaczego? Czyżby nasze sumienie robiło nam jakiś wyrzut? Pismo Święte to słowo samego Boga. Bóg nie jest zwykłym autorem ja-kiejś książki. Nie zdajemy sobie sprawy, że pomiędzy różnymi pozycjami czasem bez poszanowania znajduje się Słowo Stwór-cy. Pismo Święte to księga dająca Życie. Co to znaczy? Tekst Starego i Nowego Testamentu to słowa ciągle aktualizujące się, pełne dynamizmu. Owo Dabar Jahwe (Słowo Boga) ciągle się staje. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, co trzymamy pod stertą innych pozycji, czy podręczni-ków. Dla wielu z nas owa księga przydaje się tylko na szczególne okazje. Ironicznie powiem, że te okazje pozwalają choć na chwilę „przewietrzyć” Biblię. Kiedy ko-rzystamy z Pisma Świętego? Ot wtedy, gdy ksiądz przychodzi z kolędową wizytą duszpasterską. Na czystym białym obrusie stawiamy pasyjkę, dwa małe lichtarzyki, wodę (często nieświęconą) i Pismo Święte. I tak przyjdzie ksiądz - pochwali, że Pismo Święte jest w poszanowaniu, porozmawia, pobłogosławi… i już wraca wszystko do normy ogólnie przyjętej. Dabar Jahwe wra-ca na półkę na kolejny rok. No, może wcze-śniej… Zima sprzyja „dotykaniu” Biblii. Kładziemy je nawet na stół wigilijny, wcze-śniej szybko czytając fragment Łukaszo-wej ewangelii. Niektórzy uważają Pismo Święte za idealny prezent na pierwszą ko-munię świętą, czy z racji innych uroczysto-ści sakramentalnych (ślub, bierzmowanie). Zapewne nie ma w tym nic złego i niewła-ściwego. Z drugiej strony, można dostrzec w tym brak innego pomysłu na prezent. Wniosek? Skoro nie wiem, co kupić – kupię Pismo Święte! Jest to przecież uni-wersalny i katolicki podarunek. Zastanów-my się jeszcze nad innym, często nieświado-

mym pomijaniem Pisma Świętego. Można spotkać się często z opinią (to szczególnie wśród młodych ludzi), że Biblia to jakiś archaiczny zabytek literacki, czasem za-wierający bajki lub wydawać by się mogło nierealne historie. Poza tym objętość tej księgi może też czasem przerażać. Tak, tu się zgodzę, że Słowo Boga jest obszerne i trudne. Bóg powiedział do nas bardzo wiele na przestrzeni tysięcy lat, mało tego: On mówi ciągle. To wszystko wynika z niczym nieograniczonej miłości Boga do człowieka. Pismo Święte to nie książ-ka do przeczytania na czas. Każde zda-nie, ba, czasem nawet każde słowo należy rozważyć w odpowiednim kontekście. A wszystko to dzieje się pod działaniem Ducha Świętego. Można być wybitnym znawcą historii Izraela, ale można przy tym w ogóle nie poznać Boga. Takie wypaczenie może grozić np. studentom teologii. Nie wystarczy biegle znać wydarzenia biblijne, trzeba je jeszcze odnieść w stosunku do sie-bie i świata. Strzeżmy się, by nigdy Pismo Święte nie stało się dla nas tylko suchym i pełnym faktów podręcznikiem!

Bóg powiedział do nas bardzo wiele; mało tego: On mówi ciągle

38

ZAMYŚLENIA

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Rozważmy dlaczego boimy się jesz-cze sięgać po tę Księgę. Ktoś powie, że nie odczuwa potrzeby czytania Biblii. Zapytam więc: co trzeba zrobić, żeby aż tak bardzo zagłuszyć w sobie głos Boga?

I dalej: jak trzeba postępować, żeby za-głuszyć w sobie chęci do słuchania Pana? Może za bardzo daliśmy się porwać wi-rowi tego świata, który umiejętnie po-zwala zapomnieć o potrzebach duszy. Lepiej udawać, że nie słyszę; po co od siebie wymagać? To takie dziecinne. Idąc dalej tym myśleniem możemy się usprawiedliwiać, że przecież w każ-dą niedzielę na Mszy świętej z uwa-gą słuchamy słów, które czyta lektor. A czy nie jest przypadkiem tak, że to dopiero po homilii, a właściwie w czasie pieśni na przygotowanie darów wybu-dzamy się z tego „zamyślenia bez głębi”? Można tu jeszcze zwrócić uwagę na pro-klamujących Słowo Boże. Czytający lek-tor powinien wyraźnie i z zaangażowa-

niem czytać niedzielne lekcje, wcześniej odpowiednio je przygotowując. Wszyst-ko po to, by z szacunkiem wygłosić wier-nym sprawcze Słowo Pana. Takich przy-kładów niezaangażowania duchowego

w czytanie Pisma Świę-tego możemy wyliczać wiele. Każdy z nas bez wyjątku powinien sta-rać się o pogłębianie swojej relacji z Bogiem. Tą drogą jest właśnie stała lektura Biblii oraz uczestnictwo w sakra-mentach, szczególnie w Eucharystii. Wyko-rzystajmy więc pomoce techniki, które zagłusza-ją nasze pragnienie Boga w odpowiedni i dobry sposób. Stańmy do walki z niechęcią. Jest dziś bar-dzo wiele możliwości. Możemy każdego po-ranka otrzymywać sms z krótkim fragmentem Słowa na dany dzień.

Takim dziełem zajmuje się choćby ks. Ra-fał Jarosiewicz (www.pozytywnego.pl). Możemy też korzystać z pomocy książ-kowych do rozmyślań (np. Modlitwa Ewangelią na każdy dzień ks. Krzysztofa Wonsa). Możemy wreszcie dołączyć do grupy modlitewnej i dzielić się Słowem Bożym, oczywiście pod opieką kapłana, by nie popełnić błędu w interpretacji.

Odkryjmy na nowo Boga w naszym życiu! Bóg jest, czeka i mówi do nas. Wystarczy tylko Go usłyszeć. Pan prze-kazuje człowiekowi orędzie zbawienia i miłości przez swoje Słowo. Niech Duch Święty rozpali w nas na nowo zapał do rozczytywania się w tym Liście miłości. Niech nigdy Pismo Święte nie stanie się księgą zapomnianą w naszym życiu!

J akiś czas temu przeczytałem zdanie: Nim włożą do naszych zimnych już rąk różaniec – dziś weźmijmy go sami

i zacznijmy się znów na różańcu modlić. Często zapominamy, jak wielką pomo-cą dla dusz czyśćcowych jest Różaniec. Szczególna chwila refleksji nad rzeczy-wistością ostateczną nadchodzi w dzień Wszystkich Świętych. Dusze czyśćcowe doznają cierpień tak srogich, że język ludz-ki tego wypowiedzieć nie zdoła, ani umysł człowieczy pojęcia o tym mieć nie może bez szczególnej łaski Bożej. Źródłem wiel-kiego cierpienia jest grzech pierworodny lub grzech uczynkowy. Bóg stworzył duszę czystą, prostą, wolną od wszelkiej zma-zy grzechu. Grzech pierworodny zaciera w niej błogosławione pragnienie Boga. Dusze czyśćcowe wolne są od winy grze-chu, jedyną zatem przegrodę między nimi a Bogiem stanowi kara, która opóźnia ich połączenie ze Stwórcą, tak że ich pożąda-nie nie może być zaspokojone. Gdy więc dusza poznaje, jakiej wagi jest wszelka, choćby najmniejsza przeszkoda, która zmusza sprawiedliwość Bożą do trzyma-nia jej w oddaleniu od Siebie, wówczas zapala się w niej ogień tak silny, że przy-pomina ogień piekielny. W miesiącu listo-padzie stajemy nad grobami naszych bli-skich, ofiarujemy za nich nasze modlitwy. Matka Boża dała obietnice bł. Alanowi de la Roche: Różaniec będzie najpotężniejszą bronią przeciw piekłu, prawdziwi czcicie-le różańca nie umrą nagle oraz bez Sakra-mentów świętych. Nabożeństwo do różań-ca jest wielkim znakiem przeznaczenia do nieba i najważniejsze jest to, że Maryja co-dziennie uwalnia z czyśćca dusze, które Ją

czciły modlitwą różańcową. Nasza pamięć za naszych bliskich zmarłych przejawia się również poprzez zapalanie zniczy. Jest płomieniem symbolizującym naszą pamięć - tego wieczoru gasną światła w domach, a zapalają się na mogiłach. Bardzo często przynosimy na groby kwiaty i wieńce, które wyrażają naszą miłość za zmarłych. Pamię-tajmy o Mszy świętej, która jest największą pomocą dla dusz czyśćcowych. W Kościele licznie odprawiane są Msze święte w inten-cji zmarłych. W obrzędach pogrzebowych swoich wiernych, Kościół obchodzi z wiarą paschalne misterium Chrystusa i modli się, aby ci, którzy przez chrzest zostali wszcze-pieni w śmierć i zmartwychwstanie Chry-stusa, z Nim przeszli przez śmierć do ży-cia. Muszą oni przejść oczyszczenie duszy, aby mogli być przyjęci do grona świętych i wybranych w niebie. Dlatego Kościół składa za zmarłych eucharystyczną ofiarę, pamiątkę Chrystusa i modli się za nich. W ten sposób, dzięki łączności wszystkich, duchowa pomoc pozostałym daje pociechę płynącą z nadziei. Pamiętajmy o modlitwie za zmarłych zarówno poprzez modlitwę różańcową, jak i intencje Mszy świętej. Moją refleksję chciałbym zakończyć sło-wami listu apostolskiego Jana Pawła II Rosarium Virginis Mariae: Proszę weźcie znów ufnie do rąk koronkę różańca, od-krywając na nowo w świetle Pisma Święte-go jego przeogromną moc.

„Nim włożą do naszych zimnych już rąk…”

tekstŁukasz Kołodziej - rok II

40

ROZMOWA Z...

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Konrad Fedorowski: Księże Rektorze, co jest naczelnym zadaniem Seminarium, jako uczelni?

Ks. Rektor Jan Biedroń: Na naszej ziemi stanął Syn Boży. Wyszedł na-przeciw odwiecznym transcendentnym poszukiwaniom człowieka. Zmierzył się z pytaniami nurtującymi człowieka: dlaczego życie?, dlaczego cierpie-nie?, dlaczego śmierć? i co dalej? dlaczego trzeba czynić dobrze? dlacze-go trzeba być świadkiem Miłości? On - Syn Boży pokazał cel, ukazał sens i drogę. Głoszenie prawdy o Bogu i człowieku, staje się naczelnym zadaniem naszej uczelni. W ramach tej uczelni, oprócz formacji podejmu-jemy refleksję naukową nad dziełem Boga, dokonanym przez Chrystusa, a obecnym dziś w Jego Kościele. Mocuje się nasza uczelnia z tą wielką tajemnicą, tajemnicą Boga, tajemnicą człowieka, tajemnicą Boga zbawia-jącego człowieka. W tej zadumie i refleksji szukamy pomocy w filozofii – od wieków wielkiej przyjaciółki i służebnicy teologii. Ale częściej w tej re-fleksji intelektualnej przychodzimy pod krzyż, ucząc się mądrości na klęczkach, stając przed obliczem Tego, który jest samą Miłością i Mądro-ścią. Studia seminaryjne są więc czasem zdobywania wiedzy i pogłębiania wiary, przygotowania do bycia kapłanem na miarę współczesnych czasów. To w czasie studiów, alumni mają świadomie odkrywać piękno przynależ-ności do Chrystusa i umacniać się w powołaniu.

Żyć Mądrością Krzyża

Z Rektorem

Wyższego Seminarium

Duchownego

w Sandomierzu

Ks. Janem Biedroniem

rozmawia

Konrad Fedorowski

41

ROZMOWA Z...

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Konrad Fedorowski: Rok duszpasterski naznaczony jest hasłem „Bądźmy świadkami Miłości”. Jak to przesłanie realizować?

Ks. Rektor Jan Biedroń: Inaugurację kolejnego roku akademickiego w Wyższym Seminarium Duchownym w Sandomierzu rozpoczęliśmy we wspomnienie św. Franciszka z Asyżu. Jest to początek pewnej drogi, dlatego kolejny raz możemy się zapytać, co powinniśmy zrobić, żeby dobrze wystartować i osiągnąć zamierzone cele. Gdy wyruszamy w nowy rok akademicki, patrzymy przed siebie, uświadamiamy sobie cele do któ-rych zmierzamy, określamy stojące przed nami zadania, ale oglądamy się też wstecz na przebytą drogę. Droga przed nami w tej uczelni jest już długa. Mając na uwadze tradycje Seminarium sandomierskiego, rozpoczęła się ona sto dziewięćdziesiąt jeden lat temu. To hasło roku duszpasterskiego Bądźmy świadkami Miłości, pragniemy w sposób szczególny realizować w tej uczelni. Zauważamy bowiem, że tak bardzo tej Miłości dziś potrze-ba. Widać to w braku należytego odczytania krzyża, jako znaku łączące-go Boga z człowiekiem, człowieka z drugim człowiekiem, nieba z ziemią. A przecież krzyż, który jest Miłością, jest obecny w życiu każdego czło-wieka, czy to nam się podoba, czy nie. Dlatego potrzeba i dziś ludzi żyją-cych mądrością krzyża, takich którzy będą umieli postawić dobro wspólne, ponad swoimi egoistycznymi racjami. A takich przykładów, ludzi żyjących mądrością krzyża jest wiele. Wystarczy choćby przywołać ogłoszonego w tym roku błogosławionym Jerzego Popiełuszkę, który głosił dobrem zło zwyciężaj - a to dobro ma właśnie podstawę w krzyżu Chrystusa.

Konrad Fedorowski: Pracę formacyjną w naszym Seminarium podjęli nowi profesorowie. Ilu jest obecnie wszystkich wykładowców?

Ks. Rektor Jan Biedroń: Formację intelektualną alumnów poprowadzi 36 profesorów i wykładowców. Tym którzy w tym roku po raz pierwszy podejmą wykłady w naszej uczelni, pragnę życzyć radości z przekazywania wiedzy i formowania kapłanów jutra. Pozostałym Wychowawcom, Profeso-rom i Wykładowcom, dziękuję za rzetelną pracę w minionym roku akade-mickim i życzę sił na cały kolejny nowy rok. Natomiast Profesorom, którzy osiągnęli wiek emerytalny i tym, którzy zaangażowani są w pracę para-fialną, dziękuję za wielki wkład włożony w naszą uczelnię. Rozpoczynając nowy rok wskazujemy sobie z nową ostrością jasność celu, sensu, znacze-nie i potrzebę naszej naukowej i formacyjnej pracy. Podejmując tę pracę w klimacie szczerego, wytężonego wysiłku, trzeba nam zabiegać o to, by pomnażać dobro w nas samych, potęgując moce naszego ducha i tego życzę z całego serca.

Konrad Fedorowski: Bardzo dziękuję za rozmowę.

42

ROZMOWA Z...

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Łukasz Dymora: Rozpoczyna Ksiądz w tym roku akademickim posługę w sandomierskim Seminarium, jako Prefekt dla roku I oraz wykładowca. Czy pomimo mło-dego wieku nie odczuwa Ksiądz lęku przed nowymi wyzwaniami stojącymi przed Księdzem?

Ks. Prefekt Witold Płaza: W tak postawionym pytaniu ukryte jest przekonanie, że czło-wiek młody charakteryzuje się odwagą, dlatego nie powinien bać się wyzwań, których nie potrafi ocenić tak precyzyjnie, jak ktoś mający za sobą dłuższe życiowe doświad-czenie. Niestety okres młodości mam już za sobą, ale jeśli chodzi o odczuwanie lęku, to w moim przypadku sprowadziłbym je do bycia świadomym ciężaru odpowiedzialności za powierzone mi zadania. Nikt nie jest idealnie przygotowany do wykonywania jakiej-kolwiek pracy. Również w trakcie pełnienia obowiązków związanych z danym urzędem, codziennie uczymy się czegoś nowego, poznajemy ludzi, poszerza się nasz zakres wiedzy i doświadczeń. W tym znaczeniu obawę czy podołam zastępuje nadzieja i radość z faktu, że powierzona mi praca będzie twórcza nie tylko dla podopiecznych, ale również dla mnie. Każdy człowiek jest bowiem szansą i wyzwaniem, można powiedzieć otwartą księgą, z której jeśli chcemy, możemy wiele się dowiedzieć. Ponadto, nie lękam się zbytnio powie-rzonych mi zadań, ponieważ proces dydaktyczny i formacyjny prowadzony jest wspólnie przez grono wykładowców i profesorów. Pozostaje również, a może przede wszystkim, kwestia zaufania Bogu i Jego pomocy; nie chciałbym jednak w ten sposób przerzucać od-powiedzialności za osobiste przygotowanie i zaangażowanie. Mam nadzieję, że z pomocą Bożą i ludzką dobrze wypełnię to do czego zostałem skierowany przez Księdza Biskupa.

Łukasz Dymora: Jak postrzega Ksiądz seminarium przychodząc do niego nie jako alumn, lecz jako Profesor?

Ks. Prefekt Witold Płaza: Seminarium, pomimo zewnętrznych zmian, zawsze pozostaje tą sama instytucją. Tutaj kształtowało się moje powołanie na etapie bycia alumnem, teraz będzie się ono rozwijać w wymiarze przeżywania własnego kapłaństwa. Formacja, któ-ra jest głównym zadaniem seminarium duchownego, staje się zatem w moim przypadku drogą do kształtowania własnej posługi i roli w Kościele w ramach wypełniania zobowią-zań wynikających z przyjętego dziewięć lat temu sakramentu święceń. W tym aspekcie praca wykładowcy i prefekta wydaje mi się właśnie najtrudniejsza, bo formacja alumnów łączyć się będzie z autoformacją własnego powołania. Zatem w zasadniczym ujęciu, jako formator, postrzegam seminarium bardzo podobnie do czasów, kiedy byłem alumnem; jest ono rzeczywistością umożliwiającą duchowy i intelektualny rozwój, zawsze w służbie

Z Rzymu do Sandomierza

Z nowym Prefektem naszego Seminarium Ks. Witoldem Płazą

rozmawia Łukasz Dymora

43

ROZMOWA Z...

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Bogu i Kościołowi. Oczywiście przy gorliwym zaangażowaniu i szczerej woli współpracy z łaską Bożą.

Łukasz Dymora: Jak wspomina Ksiądz Prefekt czas studiów w Rzymie?

Ks. Prefekt Witold Płaza: Trudno w jednej odpowiedzi oddać głębię doświadczeń blisko ośmioletniego okresu studiów. Wspominam ten czas jako niezwykle intensywny etap mojego kapłaństwa, w którym praca nad licencjatem i doktoratem wymagała wielu wyrzeczeń i samodyscypliny. Często dane mi było doświadczać wagi słów Jana Pawła II o konieczności radykalnego wymagania od siebie, bez względu na to, czy inni to widzą i doceniają. Studia niosą ze sobą konieczność dobrego organizowania sobie czasu pracy i wypoczynku, uczą metodologii pracy naukowej, pokazują również, jak ważne jest zdy-scyplinowanie duchowe, postawa modlitwy i zawierzenia Bogu, szczególnie w obliczu częstego doświadczania własnych intelektualnych ograniczeń w przyswajaniu i porząd-kowaniu zdobywanej wiedzy. Jako niezwykle pozytywny aspekt studiowania w Rzymie, oceniam możliwość doświadczenia Kościoła Powszechnego i poznawania źródeł naszej chrześcijańskiej tożsamości i szeroko rozumianej kultury.

Łukasz Dymora: Dlaczego akurat Ksiądz zdecydował się na studia filozoficzne?

Ks. Prefekt Witold Płaza: Ksiądz Biskup Wacław Świerzawski zaproponawał studia w Rzymie i zasugerował taki właśnie kierunek. Ja się zgodziłem. Czemu akurat mnie wybrał, tego nie wiem. Podjąłem to wyzwanie w zaufaniu Panu Bogu i jestem za nie niezwykle wdzięczny.

Łukasz Dymora: Jak wspomina Ksiądz pracę duszpasterską na parafii?

Ks. Prefekt Witold Płaza: To było dziewięć lat temu, w Stalowej Woli. Miałem również okazję zakosztować pracy w parafiach włoskich. Nie ukrywam, że bezpośredni kontakt z wiernymi zawsze był dla mnie źródłem kapłańskiej satysfakcji, nawet w obliczu wielu duszpasterskich trudności.

Łukasz Dymora: Jakie Ksiądz Prefekt dostrzega zmiany we wspólnocie seminaryjnej w porównaniu do czasu, kiedy był jeszcze alumnem?

Ks. Prefekt Witold Płaza: Przyznam, że jestem tutaj zbyt krótko, aby odpowiedzieć wyczerpująco na to pytanie. Niewątpliwie dostrzegam zmiany jeśli chodzi o liczbę kle-ryków; w latach w których studiowałem było nas w Seminarium zdecydowanie więcej. Wiele zmian da się również zauważyć w otoczeniu zewnętrznym. Zasadniczo jednak swoisty duch seminarium pozostaje ten sam; tworzy go atmosfera modlitwy, skupienia, twórczej pracy, intelektualnych poszukiwań a także tworzenia szlachetnych braterskich więzi i relacji.

Łukasz Dymora: Dziękuję za rozmowę.

44

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Po beatyfikacji księdza Jerzego

N ie można nie zauważyć, że dzi-siejszy świat jest wrogo usto-sunkowany do Kościoła. Szcze-

gólnym celem w tej walce są księża. Być kapłanem Chrystusa dziś to wezwanie do dawania świadectwa. Tym bardziej cieszą takie chwile jak ta, która miała miejsce 6 czerwca 2010 roku w Warszawie. Odby-ła się wtedy beatyfikacja księdza Jerzego Popiełuszki.

Człowiek, chrześcijanin, kapłan. W tych trzech słowach można streścić życie nowego Błogosławionego. Świadko-wie życia księdza Jerzego zgodnie stwier-dzają, że w każdej sytuacji potrafił zacho-wać godność. Pomimo trudnych czasów w jakich żył, złożonej sytuacji politycznej i ograniczania wolności Kościoła, ksiądz Jerzy świecił przykładem pośród ludzi, między którymi się znalazł. Był żywym przykładem, jak w praktyce ma wyglądać cywilizacja miłości. Nawet swoim wrogom umiał okazać ciepło i zrozumienie. Znane są przypadki, gdy w czasie zimy propono-wał ciepłą herbatę zmarzniętym agentom obserwującym jego dom. Widział brata w każdym napotkanym. Można uważać, że taka otwartość i bezpośredniość w kontak-tach z ludźmi to ryzykowne zachowanie, ale takie właśnie jest „szaleństwo” bożych ludzi. Cecha, która jest heroizmem, wyróż-nikiem tych, którzy rzeczywistość niebiań-ską przedkładają nad ziemską.

Na naszych oczach zmienia się świat. Wielość prądów intelektualnych i kultu-rowych tworzy prawdziwą mozaikę. Dziś dla wielu ludzi Chrystus nie znaczy tyle, co dla urodzonych kilkadziesiąt lat temu. Formuje się pokolenie zagubionych, zdez-orientowanych w galimatiasie współcze-snego świata. Jest to smutna perspektywa, ale nie jest ona wyrokiem. To właśnie dziś potrzeba świadków dobra, ambasadorów pokoju. Szczególnie wymaga się, by księża byli takimi światłami w mrokach niewiary i zwątpienia. Powaga sytuacji i współod-powiedzialność za Kościół wskazuje na to,

tekstŁukasz Buczek - rok III

Ksiądz Jerzy jest wzorem normalności w naszych poplątanych czasach

45

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

by każdy świecki też dawał przykład. Nie trzeba jechać na misje, porywać się na rzeczy o których mówi się z wypiekami na twarzy. Przykład księdza Popiełuszki to taka nasza polska „droga dziecięctwa” ku Bogu. Być niezwykłym w zwyczajności. Robić to, co wydaje się oczywiste. Każdy z nas może tak kochać Jezusa, by swoje zajęcia wykonywać uczciwie, delikatnie i z poświęceniem, jakby robiło się je dla Niego. Ksiądz Jerzy jest wzorem normal-ności w naszych poplątanych czasach.

Kolejną refleksją związaną z beatyfika-cją Jerzego Popiełuszki kapłana i męczen-nika, jest myśl o całkowitym poświęceniu dla Boga. Kto kocha, ten bywa zmuszony, by cierpieć. Osobista charyzma i ukocha-nie Jezusa ponad wszystko inne stały się powodem śmierci Męczennika naszych czasów. Wszystkich nas powinna zawsty-dzić upór księdza Jerzego wobec komu-nizmu. I nie chodzi tu o taki, czy inny system polityczny. Być uczniem Jezusa to wskazywać wprost, czym jest dobro, zło nazywać po imieniu. Taki właśnie był

ksiądz Popiełuszko. Walczyć o prawdę, zwyciężać zło świata dobrem, bez względu na ryzyko. Mimo całej brutalności totalita-ryzmu w komunistycznej Polsce, ksiądz Je-rzy jawi się jako człowiek dużego formatu. „Zmusił” całą tę aparaturę ucisku do sku-pienia się na swojej osobie. Jeden, szczu-pły, chorowity ksiądz walczący z reżimem. Szkoda, że ci, którzy wiedzą jak wiele zro-biono, by zaszkodzić księdzu Jerzemu nie mówią. Nie zostali ukarani, żyją nie nie-pokojeni przez wymiar sprawiedliwości. Ich świadectwo dopełniłoby opisu siły du-cha księdza Popiełuszki.

Kończąc, trzeba wspomnieć, iż na-sza seminaryjna wspólnota uczestniczyła w uroczystości beatyfikacji księdza Jerzego Popiełuszki na Placu Piłsudskiego. Byliśmy częścią sporej reprezentacji naszej diecezji podczas uroczystości ku czci kapelana „Solidarności”. Wspominając ten moment, czujemy się jeszcze bardziej zobowiąza-ni do naśladowania poświęcenia Bogu i ludziom, jakiego przykład dał nam ksiądz Jerzy.

Relikwie nowego Błogosławionego były niesione ulicami Warszawy

46

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

tekstGrzegorz Słodkowski - rok II

Pielgrzymka do Dachau i Ars

W ramach obchodów Roku Kapłańskiego z inicjaty-wy Biskupa Ordynariusza

Krzysztofa Nitkiewicza w dniach 10 - 15 maja 2010 roku odbyła się pielgrzymka du-chownych diecezji sandomierskiej. Pątnicy zmierzając do głównych celów pielgrzym-ki, czyli Ars i Dachau zwiedzili po drodze również Pragę, Marktl am Inn, Altotting, Andechs, Paray le Monial. Uczestniczyło w niej 36 kapłanów na czele z Księdzem Biskupem Krzysztofem Nitkiewiczem i Księdzem Biskupem Edwardem Fran-kowskim. Z naszego Seminarium pielgrzy-mowało 6 alumnów z każdego rocznika wraz z Ks. Rektorem Janem Biedroniem.

Nasze pielgrzymowanie rozpoczęło się Mszą świętą w Bazylice katedralnej w San-domierzu, po której o godz. 7.00 autokar wyruszył w drogę. W godzinach popołu-dniowych dotarliśmy do Pragi, gdzie zwie-dziliśmy królewską dzielnicę Hradczany i średniowieczny Most Karola. Udaliśmy się również do najsłynniejszego sanktu-arium w Czechach, Kościoła Matki Bożej Zwycięskiej, gdzie można było zwiedzić znaną na całym świecie figurkę dzieciąt-ka Jezus. W drugim dniu udaliśmy się do Marktl am Inn, miejscowości w której uro-dził się i przez pewien czas mieszkał Joseph Ratzinger – obecny Papież Benedykt XVI, gdzie w kościele św. Oswalda odprawiona

została Msza święta. Stamtąd ruszyliśmy do Altotting, gdzie znajduje się cudami sły-nąca figura Czarnej Madonny. Trzeci dzień pielgrzymowania był dniem szczególnym z racji miejsca, którym był niemiecki obóz koncentracyjny, Konzentratzionslager w Dachau. Jednym z kapłanów zamę-czonych w obozie był ksiądz Diecezji sandomierskiej – bł. ks. Antoni Rewera. Biskupi sandomierscy odwiedzili miejsce kaźni, modląc się w intencji wszystkich ofiar. W kaplicy klasztoru sióstr karmelitanek,

Pasiaki więźniów zachowane w Dachau

47

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

który mieści się na terenie obozu odpra-wiona została Msza święta. Następnie odwiedziliśmy Andechs, gdzie znajduje się klasztor benedyktyński. Tu urodziła się św. Jadwiga Śląska. W czwartym dniu pielgrzymowaliśmy do Paray le Monial, miejsca objawień Pana Jezusa św. Małgo-rzacie Marii Alacoque, które jest jednym z najważniejszych centrów pielgrzymko-wych Francji. Piątego dnia pielgrzym-ka dotarła do celu pielgrzymowania – do Ars sur Formans, miejscowości we Francji, która zasłynęła dzięki swojemu świętemu proboszczowi Janowi Marii Vianneyowi. Najpierw zwiedziliśmy mia-steczko oraz miejsca związane ze świętym. W południe została odprawiona Masza święta, podczas której pielgrzymi dzięko-wali za dar kapłaństwa i polecali pasterskie posługiwanie Księdza Biskupa Krzysztofa Nitkiewicza. W homilii Ksiądz Rektor Jan Biedroń, odwołując się do osoby św. Jana Marii Vianneya przypomniał, że dotyka-my tutaj śladów jego obecności, modlitwy

i pracy. Pod koniec Mszy świętej Biskup Ordynariusz podziękował Biskupowi Edwardowi i kapłanom za dar wspólne-go pielgrzymowania. Ostatnim miejscem w drodze powrotnej, było Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, skąd ruszyliśmy do Sandomierza.

Czas pielgrzymowania był wielkim przeżyciem duchowym, które ubogaciło nas wszystkich. Również miejsca, które odwiedziliśmy wywarły na nas ogromne wrażenie. Podczas tych dni wiele razy wy-powiedziane zostały modlitwy o nowe, liczne, a przede wszystkim święte powo-łania do stanu kapłańskiego i zakonnego oraz dziękczynienie za dar kapłaństwa. Nie zapomnieliśmy w naszych modlitwach również o Ojczyźnie i diecezji. Każdy z nas nosił w swoim sercu także swoje osobiste intencje, z jakimi wyruszył na drogę piel-grzymowania. Pielgrzymka ta skłoniła do refleksji nad darem kapłaństwa, ale i przede wszystkim nad drogą do świętości, do któ-rej przecież każdy z nas został powołany.

Biskup Edward Frankowski z alumnami na Moście Karola w Pradze

48

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

tekstMarcin Świeboda - rok IV

Dwie fale pomocy

Tego dnia wszystko miało wyglądać inaczej. Dorośli w pracy, dzieci i młodzież w szkole - 19 maja 2010 roku pozostanie w pamięci na całe życie. Wdzierająca się z wszystkich stron woda, walka o utrzymanie wałów, obronę zakładów pracy...

T rzeciego dnia od przerwania wałów, ruszamy jak co dzień po wykładach do Caritasu za Bramą

Opatowską. Hol wypełniają szczelnie lu-dzie, którzy przyszli szukać tutaj schronie-nia, pomocy lekarskiej, materialnej. Witają nas łzy, emocje oraz radość, że są kolejne ręce do pracy. Aneta i Klaudia - wolonta-riuszki z Zespołu Szkół Ekonomicznych oraz z popularnie zwanej Budowlanki, zapisują dane i kierują ludzi do poszczegól-nych miejsc wydawania darów. Korytarze zapełniają się powoli kolejnymi wolonta-riuszami, którzy chcą dzielić się swoją po-mocą z powodzianami.

Do zabawy w jednej sal zapraszają nas Hubert, Kasia i Kuba. Na podłodze roz-łożona kolejka, tor żużlowy - wszystko to otrzymali tutaj, bo ich zabawki i ubrania zostały w zalanych domach. Wiedzą, że do domów teraz wrócić nie mogą, rodzice im o tym mówili. Dzieci nie rozumieją jeszcze, co tak naprawdę stało się i dlaczego mama z tatą mają tak długo smutne oczy...

W międzyczasie dowiadujemy się, że potrzebna jest pomoc w kuchni, bo zaraz busami Caritasu Diecezji Sandomierskiej przywiezione zostaną Siostry Domini-kanki z Wielowsi. Idziemy do swoich za-dań. Dzieci nie przerywają zabawy, są już kolejni ciocie i wujkowie - wolontariuszki i klerycy. W kuchni zabieramy się za przy-

gotowywanie kanapek, parzenie herbaty. Stoły zaczynają zapełniać się przygotowy-wanymi posiłkami. Dla tych, którzy teraz tutaj mają swój dom, obiad wydany był wcześniej. Przychodzą też ludzie, których zalane domy są po drugiej stronie Wisły. Obiadów nie braknie, mimo, że codzien-nie wydaje się ich ponad 200. Miejsce w salach, w których na co dzień uczą się niepełnosprawne dzieci z regionu, zajmują całe rodziny, matki z dziećmi. Wszystkich około 120 osób.

Podjeżdżają oczekiwane busy. 22 ko-biety w białych habitach wychodzą, albo wynoszone są z samochodów. Były w za-lanym klasztorze cztery dni. Zostawiają na miejscu 4 współsiostry, same odjadą za chwilę do Krakowa, gdzie jest ich dom ge-neralny. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! - słychać wkoło przez dłuższą chwilę. - Jak to wygląda po tamtej stronie? - Parter klasztoru jest zalany, zdążyłyśmy przenieść potrzebne rzeczy na piętro. Ko-ściół na szczęście położony jest trochę wy-żej, ale woda go nie oszczędziła. Siadamy z dominikankami do stołu. - Nie przypusz-czałyśmy takiego obrotu sytuacji. Nie było prądu, brakowało jedzenia. Dwie siostry poruszają się na wózkach, potrzebują stałej opieki. Nie mogłyśmy ich zostawić. Dzień wcześniej dostałyśmy kanapki od Carita-su, przywieźli je strażacy. - Co robiłyście,

49

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

kiedy wiadomo było, że woda nie opada? – Jak to co? Podzieliłyśmy się na godziny i adorowałyśmy, modliłyśmy się. Przez cały czas pamiętamy o powodzianach - opowia-dają siostry.

W jednej z sal leży 70-letni mężczy-zna, który ma problemy z poruszaniem się. Mówi, że stracił wszystko, co miał, nawet ciężko mu się poruszać, bo buty, które zna-lazł są za duże, a laska do podpierania się, została w domu. Rozpoczynają się poszu-kiwania odpowiednich butów. Są. Buty w rozmiarze 43 szybko znajdują się na sto-pach poszkodowanego staruszka. - W jaki sposób przekazać ludziom sens ich cierpie-nia i to, że Bóg nigdy nie opuszcza, tych, którzy u Niego pragną schronienia? - pyta-my sami siebie. - A może to Pan Bóg zesłał na nas karę? - pyta kleryka pewna starsza kobieta. Nie można było zwlekać dłużej z odpowiedzią. - Pan Bóg nigdy nie karze ludzi. Czasami jednak człowiek napotyka trudności w swoim życiu, aby móc głębiej popatrzeć w swoje serce i zrozumieć, że

nie w świecie mamy pokładać nadzieję, ale w Bogu.

Do punktu wydawania żywności usta-wiają się coraz dłuższe kolejki. Z jednej strony poszkodowani, z drugiej miesz-kańcy miasta, którzy przynoszą dary. Jak tutaj trafiłeś? - pytamy licealisty Adriana. - Ksiądz w parafii mówił, że w Caritasie można pomóc - odpowiada. - Jesteś z te-renów zalanych? - Nie, ale chcę pomóc. Mnie nic nie grozi, więc nie będę siedział w domu. Dostajemy informację, że trzeba przygotować transport żywności, i innych pomocy. Klerycy dzielą się na grupy. Krót-ka wymiana zdań i już wiadomo, co i gdzie trzeba zrobić. Naszykowane busy z logiem Caritasu ruszają w różne miejsca. Za most - do strażaków i policji - zawiozą kanapki i klapki, o które tak prosili, bo w gumo-wych butach dyżurują już kolejny dzień. Inna grupa rusza do huty szkła. Tam trwa dramatyczna walka o uratowanie zakładu.

Wsiadamy do busa, którym objeżdża-my 11 sklepów z terenu całego Sando-

Powodzi nie udało się zabrać wszystkiego...

50

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

mierza. - Za kółkiem jestem od 6 rano, do domu wrócę może koło 21. A jutro rano wracam - relacjonuje nasz kierowca. Za-jeżdżamy do marketów. W każdym znaj-dują się wolontariusze, którzy z wózkiem pełnym artykułów spożywczych i che-micznych oczekują na nasz bus. Wszystkie te produkty są darem ludzi dobrej woli. - Przyjedziemy tutaj jeszcze o 19, kiedy lu-dzie ruszą na zakupy po pracy - mówi do nas kierowca w drodze do kolejnego skle-pu.

Kolejny kurs i trafiamy na Sobów. Lidka - pracowniczka Ośrodka dowodzi całą akcją. Jest w stałym kontakcie ze stra-żakami, którzy zgłaszają, czego potrzeba w Sobowie - Tarnobrzegu. Pod remizą usta-wiają się całe rodziny. Dzielą się ubraniami, zabierają koce, których tak wyczekiwali. - Czy z Tarnobrzega dociera do was jakaś pomoc? - pytamy. - Tak, byli u nas dziś dwa razy ludzie z urzędów, częściej jednak do-jeżdżają zwykli ludzie, którzy wyładowują bagażniki swoich samochodów. Dzisiaj wy jesteście u nas trzeci raz - opowiadają. Wracamy do Sandomierza przez Nagnajów i Łoniów. Innej drogi nie ma. Od mostu na

Wiśle, jak słyszymy w radiu - zalanych w linii prostej jest 14 km, aż do Gorzyc, które cały czas walczą z wodą w Łęgu. Mijamy kolejne podtopione domy, pola... Z tej strony wały przepuszczają, ale na szczęście woda powoli zaczyna opadać.

Wracamy do Caritasu przy ul. Opatowskiej. Jakie zajęcie nas czeka? Jedna z sióstr, którą codziennie tutaj widujemy przydziela nas do pomocy w kuchni. - Czy siostra dzisiaj spała? - O tak! 3 godziny i mogę służyć dalej. Widzicie, ile jest tutaj roboty - tłumaczy nam szarytka.

Dostajemy deski, noże, masło, sery i pasztet - trzeba przygotować kolację

dla mieszkających w Caritasie. Monika, Beata, Ewelina, Barbara, Magda, Ania - ile ich tutaj się dziś przewinęło? Nie wiem. Każda wkłada swoje serce i ręce w pomoc potrzebującym. – O której wra-casz do domu? - Nie wiem, normalnie powinnam skończyć pracę już dawno. Zostaję, bo jestem potrzebna - tłuma-czą nam kobiety, które z wychowawczyń szkoły przy Caritasie zdążyły już zmienić obowiązki na kuchnię, busa, czy pomoc w rozdzielaniu żywności. Schodzą się ko-lejni domownicy - bo tak możemy o nich mówić.

Kończymy swoje obowiązki. - Dzięki za dzisiaj, podziwiamy was! - żegnamy się z pracownikami i wolontariuszami. - Za co? Każdy powinien tutaj być, jeśli chce pomóc. Jesteśmy zwyczajni - Wróćcie ju-tro! - Wrócimy.

Schodzimy pod Bramą Opatowską. Telewizji dziś już nie ma. Są powodzia-nie. Jest dramat i ból. Tragedia zacznie się dopiero, gdy woda opadnie. Wchodzi-my do Seminarium. Prosto do kaplicy. Na kolanach najlepiej uczyć się Pana Boga. Modlitwa. W głowie są ludzie, których dziś spotkaliśmy. Tylko jedno ciśnie się na usta: Jezu, ufam Tobie!

Ogromu zniszczeń nie dało się ot tak ogaranąć...

51

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Witaj Młody!

T ak jak prosiłeś jakiś czas temu piszę, aby przybliżyć Ci, co dzia-ło się we wrześniu w Janowie

Lubelskim. Propozycja takiego Spotkania Młodzieży Diecezji Sandomierskiej padła już w październiku zeszłego roku i od tam-tego czasu przygotowania zaczęły się na dobre. Ale po kolei…

Jak wiesz, owe spotkania odbywały się przez kilka lat we wrześniu na Świętym Krzyżu. Nie mnie oceniać jakie one były, na pewno całkowicie różne od minionego, chociażby dlatego, że większość młodzieży przyjechała na trzy dni. Właśnie 17 wrze-śnia od wczesnych godzin popołudnio-wych młodzież zaczęła zjeżdżać do wyzna-czonych kościołów stacyjnych w Janowie, Godziszowie i Wólce Ratajskiej. Samo przedsięwzięcie rozdzielenia przybyłych na noclegi było dla służb nie lada wyzwa-niem – wszakże nie da się wszystkim do-godzić. Po zapisach w recepcji spotkaliśmy się na nabożeństwie, podczas którego kilku animatorów mówiło świadectwa dotyczą-ce obecności Boga w ich życiu na co dzień. To takie budujące, że są jeszcze (albo wciąż) ludzie, a tym bardziej młodzi, którzy chcą odważnie mówić, że Jezus jest Panem ich życia. To tyle w piątek…

Sobota rozpoczęła się wcześnie, bo o 8.30 zgromadziliśmy się na Mszy świętej w kościołach stacyjnych, a po nich odby-ły się spotkania w grupach. Temat spo-tkania Odkrycie projektu życia – oparty był na liście Ojca Świętego Benedykta XVI na XXV Światowy Dzień Młodych

(polecam go do przeczytania, bo warto). Potem obiad i chyba najbardziej wycze-kiwana część spotkania: cykl projektów pod wspólnym hasłem – Dumni z Ewan-gelii. Największym powodzeniem cieszy-ło się spotkanie z księdzem egzorcystą. W auli janowskiego liceum zgromadziło się blisko 700 osób, a i to nie byli wszy-scy chętni! Równocześnie z rynku dały się słyszeć skoczne dźwięki, przy których młodzi tańczyli pod kierownictwem oazo-wych wodzirejów. A w pobliskiej Kaplicy Sióstr Opatrznościanek nieustannie trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. Cho-ciaż na całym spotkaniu niewielu było kleryków, to nie obyło się bez ich akcen-tu – koncertu zespołu Wbrew Pozorom, który zgodnie ze swą nazwą przyciągnął młodzież do wspólnego chwalenia Pana śpiewem. Całości dopełniały stoiska re-klamujące stoiska zgromadzeń zakon-nych i Światowych Dni Młodzieży, za-planowanych w Madrycie w 2011 roku. O godz. 16.00 janowski rynek był wy-pełniony po brzegi młodzieżą (zarówno tą młodą ciałem, jak i duchem). Koncert Gospel Rain z Lublina był wielką i nie-samowitą modlitwą, a zarazem widocz-nym znakiem wspólnoty, jaka wytworzyła się w ciągu zaledwie kilkunastu godzin. Sobotni dzień również zakończył się nabo-żeństwem, tym razem z prośbą o rozezna-nie powołania.

Dzień Pański, a zarazem ostatni dzień naszego spotkania, rozpoczęliśmy jutrznią, a następnie drugim spotkaniem w grupach,

Spotkanie Młodych Diecezji Sandomierskiej w Janowie Lubelskim17 – 19 IX 2010

52

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

na którym próbowaliśmy związać dane nam przez Pana przykazania z pojęciem miłości i wolności. Po tym spotkaniu mło-dzi otrzymali od animatorów ikony Jezusa Nauczyciela – symbolu, który łączy kolej-ne spotkania. Na miejsce Eucharystii przy janowskim Sanktuarium, młodzież wkro-czyła w radosnym i rozśpiewanym marszu dla Jezusa. Msza święta pod przewodnic-twem Księdza Biskupa Krzysztofa Nitkie-wicza, w czasie której nastąpiło przekaza-nie Ikony do Tarnobrzega (następnego miejsca spotkania), była punktem kończą-cym spotkanie. Tu koniec mojej relacji…

Z punktu widzenia organizacyjnego pracy było bardzo dużo, ale radość jaką dawała świadomość celu tego trudu, była sytą zapłatą za poświęcony czas i wysiłek. Musisz wiedzieć, że nad całym tym spotka-niem najwięcej czuwał jego wiceorganiza-tor – Ksiądz Witold Szczur (jak się pew-nie domyślasz, głównym organizatorem był sam Bóg).

Myślę, że te dni były bardzo potrzebne zarówno dla młodzieży, jak i dla samego miasta Janowa Lubelskiego i powiatu, bo przecież młodzież była też w Godziszowie i Wólce Ratajskiej. Odważę się stwierdzić, że była to wielka akcja ewangelizacyjna. Tegoroczne spotkanie, choć ekspery-mentalne, bo pierwsze - zdało egzamin. Łzy żalu w oczach młodych, że trzeba już wracać, z pewnością świadczą, że w każ-dym z nich dokonało się coś dobrego, coś niepowtarzalnego.

Kończąc mój list chcę Cię zachęcić, abyś nie opuścił przyszłorocznego spotka-nia w Tarnobrzegu. Co więcej, włącz się w aktywną pomoc, w organizację. Na pew-no któryś z Twoich talentów przyda się tam. I nie pisz mi, że żadnych talentów nie masz, bo nie uwierzę!

z Bogiem!

Olga Surma

Rynek w Janowie Lubelskim był miejscem, gdzie młodzi byli prawdziwie dumni z Ewangelii

53

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Madryt czeka na Ciebie!

„Światowe Dni Młodzieży to wydarze-nie, które zmienia ludzi”; „Trzeba tam być”; „Niesamowita sprawa”; „To prze-życie, które na zawsze pozostanie w mej pamięci” – są to słowa młodych ludzi, którzy przynajmniej raz w życiu do-świadczyli piękna Światowych Dni Mło-dzieży. Te kilka dni to wyjątkowe spo-tkania, które łączą miliony ludzi z ponad 180 państw całego świata.

Czym są Światowe Dni Młodzieży?

ŚDM są największym spotkaniem młodzieży katolickiej na świecie. Co dwa, trzy lata, na zaproszenie papieża, tysiące młodych ludzi pielgrzymuje do jednego z miast świata, aby podzielić się swoją wia-rą w Chrystusa, a przy okazji przeżyć nie-samowitą przygodę życia i nawiązać nowe znajomości.

Historia ŚDM

Światowe Dni Młodzieży zostały usta-nowione przez Jana Pawła II. Początki wiążą się z dwoma wydarzeniami, których bohaterami są młodzi ludzie. Pierwsze z nich, to obecność w Rzymie młodzie-ży z całego świata w 1984 roku. Przybyła ona na zaproszenie Ojca Świętego, z racji obchodzonego wówczas Jubileuszu mło-dzieży. Drugie ważne wydarzenie, to rok 1985 i Międzynarodowy Rok Młodzieży. Ku zaskoczeniu wielu, zaproszenie papie-ża spotkało się z nadzwyczajnie dużym zainteresowaniem. Rok później, Jan Pa-weł II ogłosił już na stałe Niedzielę Pal-mową – Światowym Dniem Młodzieży.

Podczas jednego z tych spotkań młodym wręczono Krzyż, który przekształcił się w Krzyż młodych – obecnie symbol ŚDM.

Pierwszy Światowy Dzień Młodzieży był obchodzony na szczeblu diecezjal-nym i miał miejsce w 1987 r. w Rzymie. Rok później w Niedzielę Palmową odbył się w Buenos Aires w Argentynie. Kolejnym miejscem spotkania młodych całego świata było Santiago de Compostela w Hiszpanii w 1989 r. Istniał już wtedy zorganizowany trzyczęściowy program: katechezy, nocna modlitwa, Eucharystia dla młodych z całe-go świata. Potem przyszła kolej na polskie sanktuarium – Częstochowę. To spotkanie przeszło do historii jako pierwsze ŚDM, które gromadziły młodych z dawnego blo-ku wschodniego i jako pierwsze po upadku muru berlińskiego.

VIII ŚDM odbyły się w Denver w Stanach Zjednoczonych – tym razem była to pielgrzymka do nowoczesnego miasta, a nie jak dotąd do sanktuariów. Spotkanie pokazało, iż w nowoczesnej me-tropolii również należy znaleźć Chrystusa i dawać o Nim świadectwo.

54

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Największe spotkanie młodych pod względem liczby uczestników, na którym zgromadziło się około 4 milionów mło-dych, odbyło się w Manili na Filipinach w 1995 roku. Był to pierwszy raz, kiedy tak wielu młodych spotkało się z Następcą św. Piotra.

Kolejnym miastem, które gościło mło-dzież z całego świata był Paryż. Nowościa-mi, które zaproponowała młodzież fran-cuska, były Droga Krzyżowa oraz podróże po diecezjach. W roku 2000 ŚDM odby-wały się w Rzymie, gdzie ponad dwa mi-liony młodych wspólnie przeżywało ten święty czas wielkiego jubileuszu.

Ponad milion osób zgromadziły XVII ŚDM, które obchodzone były w jednej z największych metropolii Kanady - w Toronto. Kolejne spotkanie odbyło się w Kolonii w Niemczech w 2005 roku i przeszło do historii jako spotkanie mło-dzieży z dwoma papieżami:

Z Janem Pawłem II, który kochał te Świa-towe Dni Młodzieży, wybrał Kolonię i można powiedzieć, że je przygotował oraz z Benedyktem XVI, który im przewodniczył. Papież Benedykt XVI całkowicie utożsamiał się z programem ewangelizacji zaproponowanym przez Jana Pawła II – mówi kardynał Stani-sław Ryłko, przewodniczący papieskiej Rady ds. Świeckich.

Sydney w roku 2008 było ostatnim do tej pory miejscem gdzie odby-ły się ŚDM. Tylko 20% społeczeństwa wyznawało tam wiarę katolicką, ale pomimo tego powitanie było niesamowite - dodaje kardynał Ryłko.

Jesteśmy teraz w drodze do Madrytu, bowiem najbliższe Światowe Dni Mło-dzieży odbędą się w stolicy Hiszpanii, w dniach od 11 do 21 sierpnia 2011 roku.

Radość hiszpańskiej młodzieży po ogłoszeniu Madrytu stolicą ŚDM w 2011 roku

55

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Od 25 lat na ŚDM wyruszają miliony młodych ludzi

Człowiek pragnie od życia czegoś wię-cej. Ma potrzebę afirmacji swojej wiary i przekonań, prawdy i sprawiedliwości, postępu w miłości. ŚDM stwarzają mło-dym ku temu najlepszą okazję. To czas przede wszystkim umocnienia duchowe-go poprzez spotkanie z żywym Bogiem.

Każdy uczestnik spotkania ma moż-liwość bycia na wyjątkowym Festiwalu Młodych. Dodatkowo spędza ciekawie czas wolny, poprzez wybór różnych moż-liwości i propozycji: koncertów, spek-takli teatralnych, warsztatów i spotkań modlitewnych. ŚDM są okazją do pozna-nia niezwykle wartościowych ludzi, a przez to nawiązania nowych znajomości oraz doświadczenia mocy wspólnej modlitwy Kościoła.

Ponadto uczestnicy ŚDM, mają okazję atrakcyjnie spędzić czas w jednej z goszczą-cych diecezji. Na najbliższym spotkaniu będą to diecezje hiszpańskie. Dzięki temu poznaje się kuchnię, zwyczaje, kulturę i tra-dycje kraju, w którym będzie się mieszkać.

Kto może wziąć udział w ŚDM

Na ŚDM zaproszeni są młodzi katoli-cy z całego świata. Spotkania są przezna-czone z reguły dla młodych pomiędzy 16, a 30 rokiem życia. Osoby starsze mogą się jednak włączyć w organizację spotkania poprzez pracę w wolontariacie lub pełnie-nie opieki wychowawczej w grupie. Przede wszystkim każdy, bez względu na wiek, zaproszony jest do wsparcia modlitewnego wszystkich inicjatyw podejmowanych dla dzieła ŚDM.

Co zrobić, aby wyjechać?

1. Wejdź na stronę madryt2011.pl Tam znajdziesz kontakt do swojego Die-cezjalnego Centrum ŚDM, a także otrzy-masz wszelkie wskazówki, dotyczące zapi-sów na wyjazd. Do wyjazdu pozostał tylko rok!

2. Nie zapomnij powiedzieć o ŚDM swoim znajomym.

3. Możesz także dołączyć do gro-na organizatorów ŚDM. Spośród sześciu sekcji działających w twojej diecezji, wybierz tę, która najbardziej ci odpowiada.

Szczegóły związane z kalendarium przygotowań, programem, działalnością Centrów ŚDM, adresami do koordynato-rów, wolontariatem na ŚDM w Madrycie, materiałami formacyjnymi, modlitwą, konkursami, działaniami promocyjnymi i spotkaniami dla młodych można znaleźć na stronie madryt2011.pl A zatem…

Nos vemos en Madrid!

Barbara Burek

Ojciec Święty czeka na każdego młodego człowieka

56

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

tekstWitold Garbuliński - rok V

„Jasne Światło”Nagle choroba, potem agonia, śmierć i proces beatyfikacyjny. Nazywała się Chiara Badano. Gdy bliżej poznała ją Chiara Lubich, zało-życielka Focolari, nazwała ją „Chiara Luce” to znaczy Jasne Światło...

Z darza się często, że ludzie którzy dowiadują się, że są nieuleczalnie chorzy reagują na tę wiadomość

z wyrzutami przeciwko Bogu - dlaczego ja? I przeciw innym ludziom – dlaczego inni żyją, a ja muszę umierać? Wzorem i pa-tronką osób nieuleczalnie chorych, którzy swoje cierpienie oddali i oddają Jezusowi na pewno jest Chiara Badano, która zo-stała ogłoszona błogosławioną 25 IX 2010 roku przez ks. abp Angelo Amato – prefek-ta Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Podkreślił on wówczas, że przemieniła ból w radość, ciemności w światło, nadając zna-czenie i smak udrękom swego słabego cia-ła. W chorobie okazała się kobietą mężną i mądrą. Warto podkreślić, że zmarła ona na nowotwór kości w wieku niespełna 19 lat. Warto pokrótce prześledzić jej losy.

Urodziła się 29 X 1971 roku w Sassello, na północy Włoch. Jej ojciec był z zawo-du kierowcą ciężarówki, natomiast mama - gospodynią domową. Chiara Badano mając 9 lat, poznała Ideał jedności na spo-tkaniu dziewczynek z ruchu Focolari. Do ruchu włączyli się też jej rodzice. Mając 12 lat napisała list do założycielki ruchu Focolari do Chiary Lubich: odkryłam, że Jezus opuszczony jest kluczem do jedności z Bogiem i chcę Go wybrać jako mojego je-dynego Umiłowanego i przygotować się na Jego przyjście. Wybierać Go! W 1985 roku Chiara Badano przeniosła się do Savony,

by tam uczyć się w gimnazjum i liceum klasycznym. Mimo włożonych wysiłków, miała problemy z nauką. Pozostała nawet na drugi rok w trzeciej klasie gimnazjum. Za problemami z nauką pojawiły się, także nieporozumienia z rodzicami. Tak np. było z godzinami wieczornych wyjść z domu, kiedy zwłaszcza w weekend Chiara lubiła spędzać wieczory z przyjaciółmi w kawiar-ni w Sassello.

Mając 14 lat napisała do Chiary Lubich jakże znamienne słowa: odkryłam na nowo Ewangelię w nowym świetle. Zro-zumiałam, że nie byłam autentyczną chrze-ścijanką, ponieważ nie żyłam Nią do koń-ca. Teraz chcę uczynić tę wspaniałą Księgę moim jedynym celem. Nie chcę i nie mogę pozostać analfabetką tak nadzwyczajne-go przesłania. Tak, jak łatwo mi przycho-dzi nauczyć się alfabetu, tak samo łatwo powinnam nauczyć się żyć Ewangelią.

Bardzo lubiła sport: tenis, pływanie, wycieczki górskie. Spotykający ją lu-dzie mówili o niej, że „nie potrafiła ustać w miejscu”. Jej marzeniem było zostać stewardesą. Ogromnie lubiła tańczyć i śpiewać, zresztą jak chyba każda nastolat-ka w jej wieku. Lubiła się elegancko ubrać, starannie uczesać, czasami zrobić sobie de-likatny makijaż. Latem 1988 roku, zaraz po tym, jak dowiedziała się, że nie otrzyma-ła promocji do następnej klasy z matematy-ki, wyjechała z młodszymi od niej dziew-

57

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

czynkami na Kongres do Rzymu. Było jej niezwykle ciężko, że musi znów powtarzać klasę, ale nie wycofała się. Napisała wów-czas do rodziców: nadszedł bardzo ważny moment - spotkania z Jezusem Opusz-czonym. Nie jest łatwo Go przyjąć i uści-skać, lecz jak tłumaczyła Chiara Lubich, że to On powinien być jej Umiłowanym. Podczas gry w tenisa nagle zaczęła odczu-wać bardzo silny ból w ramieniu. Począt-kowo nie przywiązywała do niego większej wagi, podobnie jak zresztą lekarze. Ponow-ne nawroty bólu skłoniły ją do przeprowa-dzenia dokładniejszych badań. Okazało się, że jest to rak kości z przerzutami, jedna z najcięższych i niezwykle bolesnych posta-ci nowotworu. Po długim milczeniu, bez płaczu i bólu Chiara przyjęła odważnie tę wiadomość: będzie dobrze, jestem młoda.

W tym czasie rozpoczyna się jej do-głębna przemiana; można powiedzieć, że jest to bardzo szybka wspinaczka do świętości. Podczas pobytu w szpitalu

Chiara często rezygnowała z własnego wy-poczynku na rzecz pomocy dziewczynie zresztą jej rówieśnicy, która była w cięż-kiej depresji i w dodatku uzależniona od narkotyków. Towarzyszyła jej wszędzie mimo bólu, jaki odczuwała z powodu przerzutów, jakie nastąpiły w kręgosłupie. Często mówiła, że potem będę miała czas, aby spać. Starała się prowadzić normalne i radosne życie, aby nie pogłębiać jeszcze większej rozpaczy jej rodziców i przyjaciół. O chorobie pisała w swoim pamiętniku tak: tę chorobę Jezus zesłał mi we właści-wym momencie.

Rodzice wspominali po latach o jej po-bycie w szpitalu w Turynie w ten sposób: na początku myśleliśmy, że idziemy do niej, aby ją podtrzymać na duchu. Zrozumieli-śmy jednak bardzo szybko, że to my nie mogliśmy się bez niej obejść, jakby przy-ciągani tajemniczym magnesem. Jeden z lekarzy, którzy się nią zajmowali – Antonio Delogu wyznał: swoim uśmiechem i wielkimi, pełnymi świa-tła oczyma pokazuje, że śmierci nie ma, a jest tylko Życie. Chiara prze-szła dwie bardzo bolesne operacje, a po chemioterapii traciła włosy, na któ-rych jej tak bardzo zależało. Przy każdym straconym kosmyku mówiła prosto, ależ jak bardzo treściwie: dla Ciebie Jezu. Kole-dze, który wyjeżdżał do Afryki z misją hu-manitarną oddała wszystkie swoje oszczęd-ności, mówiąc: mi nie są potrzebne. Ja mam wszystko. Z jej pobytu w szpitalu zachowała się taśma, na której Chiara opo-wiadała o bardzo bolesnym badaniu: gdy lekarze rozpoczęli ten mały lecz dokucz-liwy zabieg, przyszła Pani z promiennym uśmiechem na ustach, przepiękna. Zbliżyła się do mnie, wzięła mnie za rękę i wlała we mnie odwagę. Znikła tak szybko, jak przy-szła; więcej już Jej nie widziałam. Ogarnęła mnie ogromna radość i zniknął lęk. Zrozu-miałam wtedy, że gdybyśmy byli gotowi na

Chiara Badano

58

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

wszystko, ileż znaków Bóg by nam zesłał! W końcu nastąpił paraliż nóg. Ostatnia to-mografia nie dała żadnej nadziei. Nadeszła ostateczna chwila wielkiej próby. Chiara świadoma olbrzymiego bólu odmówiła przyjęcia morfiny tłumacząc, że: odbiera [ona] świadomość, a ja mogę ofiarować Jezusowi jedynie cierpienie. Chcę dzielić z Nim jeszcze przez trochę Jego Krzyż.

Pokój Chiary w szpitalu, a następnie jej dom rodzinny stał się „domowym Ko-ściołem” - miejscem spotkań i apostolatu. Lekarz Fabio Ma-rzi, który brał udział w jej leczeniu napi-sał do niej: nie jestem przyzwyczajony spo-tykać młodych takich, jak Ty. Zawsze my-ślałem, że w Twoim wieku przeżywa się wielkie emocje, szalo-ne radości, entuzjazm. Nauczyłaś mnie, że jest to także czas pełnej dojrzałości. Po strasz-nym krwotoku w lipcu 1989 roku Chiara powiedziała: nie płacz-cie nade mną. Ja idę do Jezusa. Na moim pogrzebie nie chcę ludzi płaczących lecz głośno śpiewających. Dużo osób odwiedzi-ło jej pokój m.in. także kardynał Saldarini i wtedy zapytał ją: masz przepiękne oczy. [Bije z nich] cudowne światło. Skąd ono w Tobie się bierze?. Chiara odpowiedzia-ła: staram się bardzo kochać Jezusa. Chiara w swoim pamiętniku napisała słowa które podsumowują jej życie i chorobę: ważne jest wypełniać wolę Bożą, to znaczy zaan-gażować się w grę, którą On prowadzi... Czeka na mnie inny świat i nie pozostało mi nic innego, jak mu się oddać. Czuję się teraz wciągnięta we wspaniały plan, który powoli, powoli się przede mną odkrywa.

Tak bardzo lubiłam jeździć na rowerze, a Bóg zabrał mi nogi, ale dał mi skrzydła...

Jej ostatnie słowa były skierowane do jej mamy: Ciao. Bądź szczęśliwa, bo ja jestem szczęśliwa. W niedzielę 7 października 1990 roku, o godzinie 4 nad ranem odeszła do Pana. Na prośbę mnóstwa wiernych biskup Acqui – Livio Maritano zwraca się 7 października 1998 roku z prośbą do Kongregacji ds. Świętych o pozwolenie na rozpoczęcie w diecezji procesu beatyfika-

cyjnego. W listopadzie nadchodzi pozy-tywna odpowiedź i w czerwcu 1999 roku rozpoczął się proces beatyfikacyjny na szczeblu diecezjalnym, który zakończył się 21 sierpnia 2000 roku, podczas Światowe-go Dnia Młodych. W październiku sprawa zostaje wprowadzona do Rzymu.

Historia Chiary Badano pokazuje nam, że człowiek pomimo ciężkich do-świadczeń może zachować wierność Bogu. We współczesnym świecie podobnych przypadków ludzi, którzy zachorowali na nieuleczalne nowotwory jest niezwykle wiele, ale czy każdy z nich jest w stanie poświęcić Bogu swoje cierpienie, tak jak Chiara Badano?

Pomimo ciężkiej choroby, Chiara Badano zachowała do końca życia chrześcijańską radość i optymizm

59

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Posłany do Afryki

tekstTomasz Majowicz - rok IV

„Nie wszyscy muszą wyjechać na misje, ale wszyscy muszą być misjonarzami!”. Te słowa bł. o. Pawła Manny zobowiązują nas wszystkich do tego, by świadczyć o Ewangelii Jezusa wszem i wobec. Wpisani jesteśmy w to polecenie bło-gosławionego, bo musimy pamiętać o misjach, modlić się i wspierać materialnie.

N iektórzy z nas, otrzymują takie specyficzne „powołanie w po-wołaniu”. To taki zaszczytny dar

od Boga, kiedy człowiek czuje, że powinien zostawić wszystko, co do tej pory zdobył, na co zapracował; pozostawić ojczystą zie-mię i wyjechać, ale nie „w siną dal” jak to było w pewnej piosence, a do konkretnego kraju o statusie misyjnym i tam właśnie pracować.

Praca na misjach nie jest łatwa, choć jest piękna. To nie tylko ładnie uśmiech-nięte murzynki ze znanych nam zdjęć i piękne dzikie zwierzęta. Nie zawsze spo-tka się pozytywnie nastawionych ludzi do treści, które chce się im przekazać. Trzeba mieć tego świadomość. Jednak, tak jak zaznaczyłem wyżej, jest to piękna praca. A dlatego, że swoją obecnością wśród tych ludzi rzeczywiście czyni się ich szczęśli-wymi. Codziennym życiem, być może czasem nawet w niedostatku, pokazuje się im Boga. Taką właśnie drogę obrał ks. Ma-rek Młynarczyk z Annopola, który ostat-nio został posłany na misje do Republiki Południowej Afryki. Podczas tej uroczy-stości jego posłania nie można było ukryć wzruszenia. Był obecny Biskup Ordyna-riusz, dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych naszej diecezji, bracia kursowi, Tata księ-dza Marka, Rektor Seminarium duchow-nego, klerycy z seminaryjnego Koła Misyj-

nego i wielu ludzi, którzy swoją obecnością chcieli, może nie pożegnać nowego misjo-narza, ale raczej wyprawić go na Czarny Ląd i zapewnić, że to tu, w Polsce jest jego rodzinny dom i ludzie, którzy na niego za-wsze będą czekać z otwartymi ramionami. Swoją obecnością na tym posłaniu wszyscy zostaliśmy zobowiązani do pamięci, mo-dlitwy i pomocy materialnej ojcu misjona-rzowi z naszej diecezji.

Przed ojcem Markiem wielki trud co-dziennego życia z dala od rodzinnego domu i ojczystego języka. Do tego do-kładamy mu godne nas reprezentowanie. Pięknie to ujął ks. Andrzej Bąk - proboszcz rodzinnej parafii misjonarza mówiąc: będziesz naszym ambasadorem; a my jeste-śmy zobowiązani do tego, aby odwdzięczyć się mu „pięknym za nadobne”, czyli pamię-cią, modlitwą i pomocą materialną.

Jako Koło Misyjne WSD w Sando-mierzu życzymy naszemu nowemu mi-sjonarzowi wszystkiego, co Boże. Wie-rzymy, że Księdza Marka Młynarczyka, tego który wszystko opuścił, aby dawać świadectwo Słowu i Miłości - Bóg będzie nieustannie podnosił na duchu. Słowem i przykładem swoim oświecał w przeciw-nościach i niebezpieczeństwach. Ojcze Marku, niech Ci nieustannie towarzyszy sztandar krzyża Chrystusowego, o którym w wymiarze misyjnym tak wiele wiesz…

60

DROGI ZA JEZUSEM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

W uciskach, niech Bóg uczy Cię ducha ofiary, w słabościach daje moc i pociechę, a we wszystkich trudnościach życia apo-stolskiego - światło i wytrwanie. Uwieńcz swoją pracę w RPA takimi owocami, ja-kich sam gorąco pragniesz, nie szukając korzyści, ani dóbr tej ziemi. Prowadź do zbawienia dusze, które spotkasz na swoich drogach misyjnych, abyśmy dzięki Tobie

mogli oglądać na zdjęciach coraz więcej uśmiechniętych twarzy.

Jednak największym prezentem, jaki możemy dać ojcu Markowi, to nowi naśla-dowcy Jezusa, którzy pójdą za Nim tą samą drogą co nasz misjonarz. O to będziemy się starać i mam nadzieję, że nie zawiedziemy. Pamiętaj ojcze Marku - nie jesteś sam i już rosną Twoi następcy!

Modlitwa za Misjonarzy

Błogosławiony bądź, Boże, za świadectwo Twoich misjonarzy. To Ty natchnąłeś ich serca zapałem apostolskim, że opuścili na zawsze swe rodziny i ziemię ojczystą, aby przyjechać tutaj, na ziemię sobie nieznaną i głosić Ewangelię tym, których uważali za swoich braci.

Błogosławiony bądź Boże, za wszystkie łaski, jakie spływają na ten lud, przez ich słowa, przez ich ręce oraz ich przykład. Poświęcili oni swe życie aż do końca. Tutejsza ziemia przyjęła w siebie ich śmiertelne szczątki – niektórych zaledwie po roku pracy misyjnej. Widocznie trzeba było, aby ziarno, które padło w ziemie, obumarło, aby móc przynieść owoc obfity.

Spraw, o Panie, aby ten Kościół zroszony ich potem i krwią osiągnął dojrzałość. Aby zrodził wiele synów i córek, którzy by zastąpili tych, którzy odeszli. Ażeby imię Twoje było wielbione na tej ziemi afrykańskiej. Amen.

Biskup Ordynariusz wręczył ks. Markowi krzyż misyjny

61

Z RODZINĄ

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

tekstŁukasz Popiak - rok IV

Iść z rodziną pod wiatr

Rodzina jest podstawową komórką społeczeństwa. Jej prawidłowy rozwój zależy przede wszystkim od rodzi-ców, którzy mają nie tylko prawo, ale i obowiązek wy-chowania swojego dziecka. Z tego względu, że rodzi-ce dali życie dziecku, muszą być uznani za głównych i pierwszych wychowawców. Jednak tylko wychowa-nie religijne uczy życia w Bogu, który jest Miłością.

D zisiejsze czasy stawiają wiele trudności oraz zagrożeń przed współczesną rodziną. Aby je

skutecznie przezwyciężyć, powinna być ona dobrze zakorzeniona w mocnych i trwałych wartościach chrześcijańskich. Będzie wtedy przypominać ewangelicz-ny dom na skale, który nie zachwieje się pomimo deszczu i burzy (Mt 7, 24-27). Wychować dziecko to przede wszystkim doprowadzić je do pełni człowieczeństwa, czyli życia w służbie najwyższych wartości – dobra, prawdy, wolności, sprawiedliwo-ści, pokoju. Nauczyć je służyć drugiemu człowiekowi i społeczeństwu. Najlepszym przykładem, jakim mogą posłużyć się tu rodzice może być ich własny przykład ży-cia. Piękna miłość małżeńska promieniuje na dzieci, dalszą rodzinę i innych ludzi.

Ksiądz Marek Dziewiecki w swojej książce „Jak wygrać nadzieję? Instrukcja obsługi”, kładzie nacisk na to, że miłość małżeńska i rodzicielska sprawia, iż czło-wiek zawierza własny los nie tylko Bogu, ale też małżonkowi i dzieciom. Taka mi-łość tworzy poczucie bezpieczeństwa w teraźniejszości i chroni przed lękiem o przyszłość, gdyż nie cofa się w żadnej sy-tuacji. W rodzinie główna zasada powinna brzmieć: na pierwszym miejscu Bóg, po-

tem współmałżonek, dalej dzieci i w końcu inni ludzie.

Rodzice mają nie tylko prawo, ale i obowiązek wychowania swojego dziec-ka. Z tego względu, że rodzice dali życie dziecku, muszą być uznani za głównych i pierwszych wychowawców. Powinni oni stworzyć w rodzinie atmosferę przepełnio-ną miłością oraz szacunkiem zarówno do Boga, jaki i ludzi.

Do zadania rodziców należy wyjaśnie-nie dzieciom, w jaki sposób Bóg kocha człowieka, dzięki czemu młody człowiek

Wychować dziecko to doprowadzić je do pełni człowieczeństwa.

62

Z RODZINĄ

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

zrozumie, że jest on ważny w oczach Boga i że Bóg będzie go kochał zawsze i bezwa-runkowo. Dziecko czując, że jest kochane samo będzie szukało kontaktu ze Stwórcą. Taką możliwość kontaktu stwarza indywi-dualna modlitwa, spotkanie sam na sam

z Bogiem. Dzięki niej młody człowiek może odkryć nieznane dotąd prawdy, nowe spo-soby pokonywania trudności, czy nawet nową drogę życia. Rodzice powinni więc uczyć i zachęcać swoje dzieci do modlitwy – choćby kilka minut każdego dnia, pod-czas której będą mogli opowiedzieć Bogu o swoich problemach, troskach i radościach. Jeśli rodzice odpowiednio pokierują swoim dzieckiem, to zrozumie, iż zaufanie i po-słuszeństwo wobec Boga i jego przykazań nie jest żadnym ograniczeniem wolności, a wręcz przeciwnie – stanowią one jego siłę.

Równie ważnym punktem w wychowa-niu religijnym jest ukazanie przez rodzi-ców swojemu wychowankowi przykazania miłości: Będziesz miłował Pana Boga twego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. Będziesz miłował bliźnie-go swego jak siebie samego. (Mt 22, 37-34). Dojrzała religijność charakteryzuje się tym, iż człowiek zdolny jest do przyjęcia samego siebie i innych ludzi z miłością. Nie chodzi tu tylko o miłość do ludzi, którzy są dla nas

dobrzy i życzliwi. Młody człowiek żyjący w komunii z Bogiem potrafi z szacunkiem spoglądać na wszystkich ludzi i w każdym człowieku umie dostrzec godność dziecka Bożego.

Najważniejszą jednak rzeczą jest wyja-śnienie dziecku znaczenia uznania prawdy o sobie samym w obliczu Boga. Konieczny jest tu szczery żal za popełnione grzechy, podjęcie stanowczego wysiłku, by już wię-cej nie grzeszyć, wykazanie chęci poprawy oraz zadośćuczynienie za popełnione zło. Rodzice muszą tu jednak zaznaczyć, iż nie jest to jeszcze koniec procesu nawrócenia. Nawrócić się w pełni, to nauczyć się kochać. Jeśli człowiek będzie żył w miłości i praw-dzie oraz będzie respektował Boże przyka-zania, może mieć wtedy realną szansę, aby już więcej nie grzeszyć. Owocem dojrzałe-go wychowania religijnego jest pojednanie z Bogiem. Pojednać się z Bogiem to odkryć, iż to On ma rację, słuchać Go bardziej niż innych ludzi i siebie samego oraz uczynić Boga Panem własnego życia.

Należy tu również zaznaczyć, że pojed-nać się ze sobą nie oznacza tego samego, co zaakceptować samego siebie. Trzeba jasno powiedzieć i wyjaśnić młodemu człowie-kowi, iż dojrzały człowiek nie powinien i nie może akceptować tych swoich cech, czy zachowań, które są nieodpowiedzialne i krzywdzą jego samego oraz innych.

Dojrzałe wychowanie religijne to nauka życia w Miłości, czyli w Bogu, który jest Miłością. Doświadczenie miłości w kocha-jącej się rodzinie to fundament właściwego rozwoju młodego człowieka. Gdy bliscy patrzą na swojego wychowanka z miłością, troszczą się o jego los, wtedy dziecko cieszy się życiem i ma siłę, by przezwyciężać życio-we trudności i słabości. Zadaniem rodziców jest stawanie się dla swoich dzieci czytelnym znakiem Boga. Kochać swoje dzieci to przy-prowadzić je do Chrystusa, który jest naj-lepszym wychowawcą.

63

Z RODZINĄ

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Uzależnienie – zagrożenie wolności

U zależnienie człowieka jest jed-nym z najbardziej bolesnych form jego degradacji, sprawia

że człowiek traci wolność. Człowiek może uzależnić się prawie od wszystkiego, mogą to być osoby, rzeczy czy sytuacje, jednak najboleśniejszymi formami zniewoleń są uzależnienia chemiczne, które wiążą się z sięganiem po różne substancje powo-dujące uzależnienie. „Uzależnienie, stan psychiczny, a często również fizyczny, wy-nikający z reakcji, jaka zachodzi między żywym organizmem a substancją chemicz-ną (psychoaktywną); zamiennie używa się określenia nałóg (…)”. Uzależnienia może-my podzielić na uzależnienia fizyczne, od alkoholu, od substancji psychoaktywnych, psychiczne i społeczne.

Każde uzależnienie ma swój mecha-nizm. „Może ono mieć wymiar psychiczny, fizyczny lub społeczny. Uzależnienie jest stanem przymusu, w którym człowiek nie jest w stanie zapanować nad wewnętrz-nymi mechanizmami (…)”. „Podstawo-we mechanizmy to: system nałogowego regulowania uczuć za pomocą określo-nych substancji chemicznych, system iluzji i zaprzeczeń oraz ekstremalne skoki w spo-sobie przeżywania samego siebie. System nałogowego regulowania uczuć oznacza, że dany człowiek nie dąży już do popra-wy nastroju poprzez dokonywanie zmian w swojej sytuacji życiowej, lecz poprzez sięganie po określone substancje chemicz-ne. System iluzji i zaprzeczeń oznacza, że człowiek uzależniony oszukuje sam siebie, łudząc się, iż nie jest uzależniony i zaprzeczając najbardziej nawet bole-

snym konsekwencjom sięgania po substan-cję uzależniającą. (…) Gdy znajduje się pod wpływem substancji uzależniającej, wtedy myśli o sobie i przeżywa siebie w sposób euforyczny. Kiedy odzyskuje trzeźwość, wtedy myśli o sobie w sposób skrajnie ne-gatywny, przeżywa bolesne stany emocjo-nalne (…). Jedynym ratunkiem wydaje mu się wtedy ponowne sięgnięcie po substan-cje chemiczne, które potrafią modyfikować jego świadomość i emocje. W ten sposób uzależniony popada w zamknięty krąg błędnych zachowań i wkracza na drogę ku śmierci”. W taki sposób człowiek traci

tekstdk. Tomasz Kopeć - rok VI

Alkoholizm jest przyczyną wielu rodzinnych tragedii

64

Z RODZINĄ

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

swoją wolność bo zaczynają nim rządzić emocje, które zmuszają go do sięgania po środki uzależniające, które jak mu się wy-daje pomagają mu żyć.

Uzależnienie staje się zagrożeniem wolności, można powiedzieć, że powo-duje „(…) zawężenie czy zniekształcenie ludzkiej wolności”. Określenie terminu wolność jest trudne, gdyż wolność jest terminem niejednolicie pojmowanym w różnych kontekstach i ma bardzo wiele znaczeń. W ekonomii, prawie i polityce wolność pojmowana jest jako niezależ-ność czy niezawisłość. W życiu społecz-nym człowieka termin wolność bywa rozumiany jako wolność przyjmowania światopoglądu, zgodnego z przekonania-mi osobistymi człowieka. Ogromnie duża ilość wieloznaczności pojęcia wolności znajduje się w jej ujęciu filozoficznym, tradycyjnie wiąże się to pojęcie z wolno-

ścią woli. Problematyka wolności w tym ujęciu była przedmiotem wielu sporów i najczęściej przybierała postać ostrych przeciwstawień. Od czasów Hegla przyj-muje się rozróżnienie pojęcia wolności „od czegoś” i „wolności do czegoś”.

Ks. Marek Dziewiecki stwierdza, że „zaprzeczeniem wolności jest życie w zależności od danych osób, instytu-cji czy systemów władzy. Ale zaprze-czeniem wolności jest także sytuacja, w której człowiek okazuje się zniewolo-ny wewnętrznie: własną cielesnością czy emocjonalnością, własną ignorancją czy nieodpowiedzialnością, własnymi iluzja-mi, słabościami, lękami bądź uzależnie-niami w jakiejkolwiek dziedzinie życia”. Dalej w swojej książce autor stwierdza, że spoglądając realistycznie na człowieka uświadamiamy sobie bolesny fakt, że by-cie człowiekiem oznacza bycie kimś za-grożonym. Człowiek jako jedyny byt na ziemi, nie tylko może zostać skrzywdzony z zewnątrz, ale potrafi krzywdzić sam sie-bie. Uzależnienie właśnie jest radykalną formą krzywdzenia samego siebie. Ryzy-ko popadnięcia w uzależnienie okazuje się tym większe, im bardziej człowiek mniej rozumie swoją wolność i zawęża i zniekształca swoje pragnienia. W każdej dziedzinie życia granice wolności czło-wieka zależą od stopnia jego dostępu do prawdy o sobie i sytuacji w jakiej aktualnie się znajduje. Tymczasem człowiek uzależ-niony żyje przez wiele lat w świecie iluzji, traci kontakt z obiektywną rzeczywisto-ścią, nie potrafi albo nie chce wyciągać wniosków z błędów przez siebie popeł-nianych. Uzależniony musi uznać prawdę o sobie aby otwarły mu się oczy. Aby mógł zobaczyć, że uzależnienie w którym się znajduje ogranicza jego wolność lub cał-kowicie ją usuwa.

„Poczekaj, tylko wbiję kolejny level”

65

Z ŻYCIA SEMINARIUM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Bądź Królową i Panią naszego życia!

Z wyczaj przyozdabiania klejnotami szczególnie czczonych i słynących łaskami wizerunków sięga począt-

ków XVI w. Według instrukcji Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, „koronowane mogą być tylko obrazy lub rzeźby Matki Boskiej. Wyłącza się obrazy innych świętych lub błogosławionych. Jeśli zaś kompozycja ar-tystyczna przedsta-wia Matkę Boską z Dzieciątkiem Je-zus, wówczas nale-ży koronować obie postacie”. Dlaczego o tym piszę? Otóż niedawno, bo 29 sierpnia 2010 roku w Bogorii Staszow-skiej, miała miejsce uroczysta korona-cja obrazu Matki Boskiej Pociesze-nia.

Sanktuarium Matki Boskiej Bo-goryjskiej znane było już na przeło-mie XVII i XVIII wieku w całej zie-mi sandomierskiej. Miejscowa tradycja, przypisuje szczegól-ny udział i zasługi w propagowaniu kultu Matki Bożej na ziemi bogoryjskiej pierw-szym opiekunom sanktuarium, czyli Ka-nonikom Regularnym od Pokuty. Z inicja-tywy kustosza sanktuarium, ks. kanonika

Andrzeja Wierzbickiego, to oni właśnie, już od 21 sierpnia, przygotowywali para-fian do koronacji obrazu Matki Boskiej Pocieszenia. W organizację uroczysto-

ści czynnie włączyli się również Bisku-pi naszej diecezji: Krzysztof Nitkiewicz i Edward Frankowski. W wystosowanym do diecezjan liście napisali: „koronacja, to nie tylko uroczy-ste nałożenie koron na skronie Chrystusa i Jego Matki. Ona musi się dokonać przede wszystkim w sercu każdego człowieka”. Zaprosili także wszystkich do udziału w tym donio-słym wydarzeniu.

W dniu koronacji, na plac przed sanktu-arium przybyło około osiem tysięcy wier-

nych. Celebracja Mszy świętej rozpoczęła się procesją z wizerunkiem Matki Bożej na plac koronacyjny. Kustosz sanktuarium ks. Andrzej Wierzbicki w imieniu wszyst-kich czcicieli bogoryjskiej Pani, przywitał Ordynariusza diecezji sandomierskiej,

tekstdk. Piotr Klocek - rok VI

Bogoryjska Matka

66

Z ŻYCIA SEMINARIUM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

L ata formacji seminaryjnej przygo-towują alumnów do podjęcia de-cyzji o powiedzeniu Bogu – tak.

Pierwsze „tak”, alumni wypowiadają pod-czas przyjęcia święceń diakonatu a drugie podczas przyjęcia święceń prezbiteratu. Te dwa najważniejsze wydarzenia w życiu wspólnoty seminaryjnej, poprzedzone są całonocną adoracją Najświętszego Sakra-mentu w kaplicy seminaryjnej w intencji braci z roku V, którzy przyjmują święcenia

diakonatu oraz diakonów roku VI, którzy przyjmują święcenia kapłańskie. Zawsze święcenia poprzedzone są przygotowaniem na rekolekcjach zamkniętych. Rekolekcje przed święceniami diakonatu odbywają się w Radomyślu nad Sanem, natomiast przed święceniami prezbiteratu, mają miejsce na Świętym Krzyżu. Tegoroczny czas przy-gotowań do święceń prowadził Ojciec du-chowny – Ks. Mariusz Piotrowski.

Święcenia diakonatu tradycyjnie mia-ły miejsce 8 maja w Bazylice katedralnej w Sandomierzu w uroczystość św. Stani-sława. Dzień wcześniej 7 maja 2010 roku zgodnie z wymogami kanonicznymi, w seminaryjnym kościele pw. św. Micha-ła Archanioła, kandydaci złożyli przed

przybyłych na tę uroczystość kapłanów oraz wiernych. Powiedział: „Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia jest miejscem, gdzie wierni w szczególny sposób wychwa-lają obecność Syna Bożego. Dlatego proszę Cię drogi Pasterzu o dokonanie aktu koro-nacji, by uczynić Maryję Królową i Panią naszego życia”.

W homilii Ordynariusz naszej diece-zji bp Krzysztof Nitkiewicz odwołując się do źródeł biblijnych, zwrócił uwagę na to, by koronacja nie pozostała tylko zwykłym przyozdobieniem obrazu. „Koronacja wi-zerunku Maryi trzymającej w ramionach Dzieciątko Jezus musi być wyrazem, tego co wcześniej dokonało się w naszym sercu i co będzie potwierdzane w każdym kolej-nym dniu życia. W przeciwnym wypadku

byłaby ona tylko czczym gestem, pobożno-ścią na pokaz” – mówił kaznodzieja.

Akt koronacyjny nastąpił po homilii. Biskup Krzysztof Nitkiewicz razem z bi-skupem Edwardem Frankowskim nałożyli korony na głowę Syna Bożego i Jego Matki, a kustosz sanktuarium, dokonał aktu za-wierzenia parafii, dekanatu i diecezji pod opiekę Matki Bożej Pocieszenia. Po Mszy świętej w podniosłej procesji ukoronowa-ny obraz Matki Bożej został przeniesiony do świątyni, gdzie wierni gromadzili się na osobistą modlitwę. W uroczystości, którą mogliśmy oglądać w TV Trwam, z wielką radością wzięła udział wspólnota naszego seminarium. Niech przez tę koronację wy-pełni się prośba księdza kustosza, by Mary-ja już na zawsze pozostała „Królową i Panią naszego życia”.

Powiedzieli Bogu – Tak!

tekstdk. Tomasz Kopeć - rok VI

67

Z ŻYCIA SEMINARIUM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Księdzem Rektorem Janem Biedroniem wyznanie wiary oraz przysięgę celibatu. Święcenia z rąk Księdza Biskupa Krzysz-tofa Nitkiewicza przyjęło 7 braci z roku V. Kandydaci do święceń złożyli przyrze-czenie posłuszeństwa biskupowi, który następnie odmówił nad nimi modlitwę konsekracyjną oraz włożył na nich ręce i przekazał pocałunek pokoju. Na mocy święceń diakoni mogą przewodniczyć publicznej modlitwie Kościoła, udzielać sakramentu chrztu świętego, błogosławić małżeństwa, przewodniczyć obrzędom pogrzebowym oraz głosić homilie. W tym ważnym momencie dla kandydatów, towa-rzyszyły im ich rodziny, przyjaciele, Księża Proboszczowie z rodzinnych parafii oraz cała wspólnota naszego Seminarium wraz z Księżmi z Zarządu.

Miesiąc później 19 czerwca 2010 roku, 15 diakonów roku VI przyjęło święcenia kapłańskie w Bazylice katedralnej w San-domierzu. Święcenia te przyjęli w szczegól-nym dniu dla Księdza Biskupa Krzysztofa Nitkiewicza, ponieważ tego dnia przeży-

wał jubileusz 25–lecia swoich święceń ka-płańskich oraz pierwszej rocznicy sakry biskupiej. Poprzez gest nałożenia rąk, mo-dlitwę konsekracyjną, namaszczenie dłoni oraz przekazanie chleba i wina - diakoni stali się Prezbiterami Kościoła Sando-mierskiego. W tym ważnym dla nich mo-mencie otoczeni byli modlitwą zebranych w Bazylice rodziców, krewnych i przy-jaciół. Po uroczystościach w Katedrze, w seminaryjnych murach, odbył się obiad jubileuszowy Księdza Biskupa. Życzenia w imieniu wszystkich kapłanów naszej Diecezji złożył Ksiądz Biskup Edward Frankowski – sufragan sandomierski.

Bracia z roku VI i V przyjęli święcenia w wyjątkowym czasie dla Kościoła Po-wszechnego, w czasie ogłoszonym przez Ojca Świętego Benedykta XVI Rokiem Kapłańskim. Prośmy Maryję – Matkę Ka-płanów oraz św. Jana Marię Vianney’a, aby diakoni i prezbiterzy wytrwali w złożonej przysiędze i byli sługami na wzór Najwyż-szego Kapłana Jezusa Chrystusa.

Siedmiu diakonów Kościoła Sandomierskiego AD 2010

68

Z ŻYCIA SEMINARIUM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

69

Z ŻYCIA SEMINARIUM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Nowy rokNowa Jakość

W murach Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu 4 paź-

dziernika 2010 roku odbyła się inaugu-racja roku akademickiego 2010/2011. To już 191. rok formacji duchowo-intelek-tualno-duszpastersko-ludzkiej młodych ludzi pragnących swe życie poświęcić Bogu i bliźnim. Dla całej rodziny seminaryjnej jest to zawsze bardzo ważne wydarzenie,

dlatego też wszyscy klerycy przybyli do seminarium już na kilka dni wcześniej, by móc się odpowiednio przygotować.

Uroczystości inauguracyjne roz-poczęły się w kościele seminaryjnym pw. św. Michała Archanioła. Zgromadzi-liśmy się tam na uroczystą Mszę świętą koncelebrowaną pod przewodnictwem Księdza Biskupa Krzysztofa Nitkiewicza, w towarzystwie Księdza Biskupa Edwarda Frankowskiego oraz około 50 kapłanów, m.in. Ks. prof. dr hab. Mirosława Kali-nowskiego - Dziekana Wydziału Teologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II, Profesorów i Wychowaw-ców naszego seminarium. Rozpoczyna-my ten rok pod patronatem św. Franciszka z Asyżu - mówił Pasterz Diecezji Sandomierskiej - człowieka o sercu pełnym miłości, a jednocześnie nieustraszonym. Niech przesłanie płynące z jego życia rozja-śni nasze umysły i ukierunkuje nasze kroki w pracy wychowawczo-formacyjnej w tym roku akademickim. Po zakończonej Mszy świętej, nowa posadzka, która w okresie wakacyjnym została całkowicie wymienio-na oraz odmalowany cały dolny korytarz, zostały uroczyście pobłogosławione.

Kolejny punkt dnia miał miejsce na górnej alei głównego budynku seminaryj-nego. Po wyśpiewaniu przez chór klerycki Gaude Mater, Ksiądz Rektor przedstawił oraz powitał zacnych Gości przybyłych z terenu naszej diecezji oraz spo-za niej. Przybyli do Sandomierza-

tekstGrzegorz Słodkowski - rok II

Aktu błogosławieństwa dokonał Biskup Sandomierski

70

Z ŻYCIA SEMINARIUM

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Magnificencje uczelni świeckich, jak i seminariów duchownych. Następnie Ksiądz Rektor skierował do nas sło-wa, w których przypomniał, że 191. rok formacji seminaryjnej rozpoczyna 76 alumnów, nad którymi opiekę wy-chowawczą i intelektualną sprawuje 36 profesorów – zarówno duchownych, jak i osób świeckich. Ksiądz Rektor przedsta-wił także nowych Przełożonych, którzy zostali skierowani do pracy w seminarium: Księdza Prefekta dra Kazimierza Harę – kierownika ds. stałej formacji kapłanów na-szej Diecezji, Księdza Prefekta Witolda Pła-zę – doktora filozofii, oraz Księdza Grzego-rza Kasprzyckiego, który podejmie posługę Ojca duchownego. Po słowach Księdza Rektora głos zabrał Ksiądz dr Waldemar Olech – wicerektor seminarium, który odczytał sprawozdanie za rok 2009/2010. Dalszy ciąg uroczystości skupił uwagę ze-branych na najmłodszych braciach, którzy w liczbie 16, złożyli ślubowanie i zostali włączeni w poczet alumnów naszego se-minarium. Został im także nadany Patron kursu - kapłan i męczennik – bł. ksiądz Jerzy Popiełuszko.

W atmosferę naukową wprowadził wszystkich Ksiądz prof. KUL dr hab.

Zdzisław Janiec – Postulator procesu be-atyfikacyjnego Sługi Bożego Księdza Win-centego Granata. Wygłosił orację inaugu-racyjną Logos i Ethos modlitwy w refleksji teologicznej Sługi Bożego Ks. Wincentego Granata. Przypomniał, że Sługa Boży nie może być dziś kojarzony tylko z Uniwer-sytetem w Lublinie, którego był rektorem, ale jest najbardziej płodnym teologiem na-szych czasów.

Jako podsumowanie głos zabrał Ksiądz Biskup Krzysztof Nitkiewicz. Dziękował za przygotowanie uroczystości oraz życzył wspólnie z Księdzem Biskupem Edwardem Frankowskim wszystkim alum-nom wytrwałości w nowym roku akade-mickim 2010/2011, a zwłaszcza tym naj-młodszym.

My wszyscy spoglądamy z nadzieją w przyszłość. Wiemy, że wiele wyzwań cze-ka nas w nowym roku akademickim, dlate-go pragniemy w tym miejscu prosić wszyst-kich naszych Czytelników i Przyjaciół o modlitwę w naszej intencji, aby praca podejmowana przez nas – kleryków oraz księży przełożonych zaowocowała wzro-stem miłości Boga i bliźniego, pobożności oraz wszelkich cnotach.

Alumni I roku złożyli uroczyste ślubowanie

71

STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Siedem Grzechów Głównych - pycha

Ś więty Grzegorz Wielki nazwał py-chę „królową i matką wszystkich wad”. Pycha w mniejszy lub więk-

szy sposób dotyka wszystkich ludzi bez wyjątku. Pragnienie „bycia jak Bóg” jest najstarszą z pokus, stając się największą z przeszkód w duchowym rozwoju. Pycha uważana jest przez chrześcijańskich pisa-rzy i przewodników duchowych za korzeń wszelkich ludzkich przywar. Św. Augustyn pisał, że „jest ona tęsknotą za perwersyj-nym wyniesieniem”. I choć każdy z nas ma prawo do poczucia własnej wartości, to szatan stara się go rozbudzić nadmiernie i atakuje dokładnie w tym punkcie. Niszczy w człowieku prawdę o nim samym,

oszukując go fałszywą wizją wielkości, dla-tego każdy chrześcijanin chcąc się rozwijać i postępować na drodze duchowego roz-woju, powinien zneutralizować jej wpływ na własne decyzje i pragnienia.

Nie ma człowieka całkowicie wolnego od pychy. Niełatwo ją zdemaskować, po-nieważ ma wiele różnych form. Pierwsza to dążenie do kariery za wszelką cenę. Czy-li po trupach do celu, nieustanna rywali-zacja, ciągły wyścig. Byle tylko zdobyć po-dziw i uznanie. Pychą jest też wywyższanie

tekstKs. Grzegorz Kasprzycki

Ojciec Duchowny

Paw w sztuce jest symbolem próżności i pychy

72

STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

się nad innych. Kolejną odmianą pychy jest perfekcjonizm. Człowiek, którego dotyka perfekcjonizm będzie w nieskończoność szlifował to co robi i nigdy nie będzie za-dowolony. Najbardziej klasyczną odmianą pychy jest mania wielkości. Jest to rodzaj narcyzmu. Ta odmiana pychy jest bardzo podatna na kompleksy i negatywne uwagi ze strony innych osób.

Obok wymienionych postaw istnieje też pycha duchowa, polegająca na prze-konaniu, że o własnych siłach możemy osiągnąć doskonałość na wzór Chrystu-sa. Innym wyrazem pychy duchowej jest niecierpliwość w duchowym postępie. Człowiek owładnięty pychą duchową po

popełnionym grzechu zamiast zwrócić się do Boga w sakramencie pokuty, denerwuje się na siebie samego z powodu zdrady wła-snych ambicji. Jest mu bardziej przykro, że znowu upadł, a nie dlatego, że znowu odrzucił bożą miłość. W ten sposób czło-

wiek pokazuje własną pychę ponieważ bardziej ufa własnym siłom i zdolnościom niż Bogu. Wyrazem pychy duchowej jest też zazdrość, że inni postąpili dalej. Wyra-zem tego jest przekreślanie i pomniejszanie osiągnięć innych osób, zamiast cieszyć się z ich postępu.

Pycha jest pierwszą z wad głównych, w którą każdy człowiek jest uwikłany w mniejszym lub większym stopniu przez całe życie. Nigdy w sposób absolutny nie będziemy w stanie wyzbyć się pychy, dla-tego należy troszczyć się o to, by głównym motywem naszych działań nie była pycha. Jak to czynić wskazał Chrystus: Tak mów-cie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać (Łk 17,10).

Pycha jak każdy grzech jest brakiem dobra, dlatego lekarstwem osłabiającym jej działanie jest chrześcijańska pokora. Św. Bernard z Clairvaux mówił, że pycha i pokora są jak szczeble drabiny. Grzech pychy prowadzi nas w dół, a cnota pokory pozwala się wspinać. Pokora to chrześci-jańska cnota, która polega na widzeniu sie-bie w prawdzie. Łączy się ona ze zdrowym poczuciem własnej wartości, płynącym z przeświadczenia, że życie jest darem Boga. Najkrótszą drogą do pokory jest wdzięczność. Walkę z pychą należy więc zacząć od aktów wdzięczności. Najpierw wobec Boga, a następnie wobec ludzi. Dziękując człowiek powoli doświad-cza, że źródłem każdego dobra jest Bóg. Cenną praktyką kruszącą w nas znamiona pych jest też dobrowolne przyjmowanie upokorzeń. Zachętą może być duchowa dewiza bł. Jana Balickiego „Dobrze Panie, żeś mnie upokorzył”. W zdobywaniu cnoty pokory musimy zawsze pamiętać, że nigdy nie należy zwracać uwagi na to jak daleko postąpiliśmy, ale ile drogi pozostało jeszcze przed nami.

73

STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Świętość na wyciągnięcie ręki…

C zęsto w naszym życiu podzi-wiamy kogoś wielkiego, wielu z nas ma ulubionych „swoich”

świętych do których się modlą, proszą o wstawiennictwo u Boga w różnych trud-nych sprawach. Niekiedy święci stają się patronami różnych miast lub szkół, stawia się im pomniki i maluje na obrazach, po czym kończymy na-szą „przygodę” z danym świętym. Co bardziej wierzący i praktykujący chrześcijanie, przyzywają ich wsta-wiennictwa, pomocy w trudnych sytuacjach (chyba najbardziej zna-ny św. Antoni, gdy coś zgubimy lub św. Rita od sytuacji beznadziej-nych). Zdarzają się jeszcze na szczę-ście rodziny, w których po urodze-niu się dziecka rodzice poznają historię jakiegoś świętego, zanim nadadzą dziecku imię. Jednak chy-ba nie rozumiemy do końca, po co Kościół daje nam tak wielki skarb. Jan Paweł II „rozdał” 482 aureole, aby nie tylko wieszać obrazy świę-tych, lecz przede wszystkim, aby ich naśladować. Aby brać z nich przykład, uczyć się od nich. Święci są dla nas darem, pomocą w dro-dze do naszego własnego uświęce-nia. Jak wiemy z doświadczenia, o wiele łatwiej jest nam kogoś po-dziwiać niż go naśladować, czy brać z niego przykład. Kościół wyniósł na ołtarze tak wielką liczbę osób, również po to, abyśmy mogli się

uczyć na czym polega świętość, uczyć się, że świętość jest dostępna i dla nas. Gdy tyl-ko przeczytamy kilka pierwszych kartek

tekstWojciech Ciupak - rok V

74

STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

z „żywota świętych” możemy dostrzec brak jednakowej, czy jakiejś uniwersal-nej drogi do świętości. Święci „szli do świętości” z różnym bagażem doświad-czenia życiowego; jedni przez całe życie byli związani z Kościołem: byli księżmi, zakonnicami, papieżami czy pustelnika-mi, inni zaś odnajdywali Chrystusa po wcześniejszym błądzeniu. Widzimy jed-nocześnie jedność i różnorodność. Świę-ci różnią się, gdyż każdy z nich ma swoje własne osobiste cechy. Ale też są do sie-bie tak podobni, bo wszyscy utożsamili się z Chrystusem. Pojawiają się pytania: Kto dziś może zostać świętym? Co takie-go trzeba zrobić, aby nim być? Obecnie w procesach kanonizacyjnych i beatyfi-kacyjnych bada się, czy dany kandydat, podczas swego życia, w stopniu heroicz-nym osiągnął cnoty teologiczne (wiarę, nadzieję, miłość) oraz moralne (umiar-kowanie, roztropność, sprawiedliwość i męstwo). Aby to osiągnąć, nie wystar-czą nam same nasze zdolności i rozum. Niezbędne okazuje się Boże wsparcie w postaci łaski uświęcającej. To ono po-zwala nam już na ziemi doświadczać bli-skiego kontaktu z naszym Ojcem. Świę-tość osiągana jest nie tylko przez świętych, którzy są dla nas wzorem, ale jest dostępna dla każdego. Jest stanem, który osiągnąć może każdy, kto jest obdarzony łaską i wierzy w Boga niezachwianie (jak śpie-wały dzieci z Arki Noego: Taki mały, taki duży może świętym być, taki ja, taki ty, możesz świętym być). Wymaga to wiel-kiego wysiłku, ale przed nikim droga ta nie jest zamknięta. Święty Piotr Apostoł nakazuje nam: w całym swoim postępowa-niu stańcie się wy również świętymi na wzór Świętego, który was powołał, gdyż jest napi-sane: Świętymi bądźcie, bo ja jestem święty (1P 1, 16). Daje nam zarazem najprostszy sposób, jak osiągnąć świętość – upodobnić

się do Chrystusa. Potrzeba zatem coraz większej przyjaźni z Panem. Ta przyjaźń będzie wpływała również na nasz osobisty rozwój. Na rozwój naszych cech ludzkich. Doprowadzi nas do doskonałości. Sam Pan bowiem powiedział: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest ojciec wasz niebieski (Mt 5,28). Świętość więc staje się zadaniem dla każdego. Pan nie mówi tylko do kapłanów, czy zakonnic, aby byli świętymi, ale do każdego. Każdy z nas jest powołany do świętości: w małżeństwie, w rodzinie, w samotności, w kapłaństwie. Zawsze i wszędzie, niezależnie od okolicz-ności, miejsca i czasu, mamy być świętymi. Jeżeli tylko zechcemy, Bóg udzieli nam stosownych łask. Aby być przyjacielem Pana, nie musimy robić rzeczy wielkich i wyjątkowych. Być świętym, to świadczyć swoim życiem o przynależności do Chry-stusa. Nikt nie rodzi się świętym, jest to cel trudny do zdobycia. Należy go zdo-bywać przy ustawicznym współdziałaniu łaski Bożej. Przecież wszystko, co się roz-wija jest początkowo małe i niepozorne. Dopiero dzięki stałej pracy, wysiłkowi nabiera z czasem pięknych kształtów. Tak też i naszą świętość, do której jesteśmy wezwani zdobywamy przez wykonywanie – z miłości do Boga – pracy i codziennych obowiązków, które przeważnie składa-ją się z rzeczy małych. Nie łatwo jest być dziś świętym, ale spójrzmy na historię Kościoła: czy kiedykolwiek było łatwo? Bycie świętym to po prostu bycie dobrym chrześcijaninem, to bycie podobnym do Chrystusa. Im ktoś jest bardziej podobny do Chrystusa, tym lepszym jest chrześcija-ninem, tym bardziej należy do Chrystusa, tym bardziej jest świętym. A jakie mamy środki do zdobycia świętości..? Te same, co i pierwsi wierni, którzy ujrzeli Jezusa, bądź poznali Go dzięki opowiadaniom Aposto-łów i Ewangelistów…

75

STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

14 listopada – I wyjazd powołaniowy alumnów do parafii22 listopada – Wieczór Cecyliański, kościół seminaryjny, godz. 1828 listopada – II wyjazd powołaniowy alumnów do parafii11 grudnia – Dzień modlitwy i refleksji

,,WOKÓŁ OSOBY I MYŚLI SŁUGI BOŻEGO KS. WINCENTEGO GRANATA”,

budynek Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu;godz. 9

Wspólnota Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu, Redakcja „Powołania” oraz Stowarzyszenie

Przyjaciół składają serdeczne podziękowania Ks. Pawłowi Aniołowi

za wsparcie, dzięki któremu stał się możliwy zakup kamery cyfrowej.

Słowa wdzięczności kierujemy do Dyrektora Drukarni Diecezjalnej w Sandomierzu,

Ks. leszka Pachuty za bezpłatny druk obrazków

z wizerunkiem bł. ks. Jerzego Popiełuszki.

Kalendarium

Podziękowania

Stowarzyszenie Przyjaciół Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzuul. Żeromskiego 6, 27-600 Sandomierz

tel. 15 833 26 20, 15 833 27 08e-mail: [email protected]

nr konta: PeKaO S.A. I o/Sandomierz 44124027861111000036832060

76

SPIS TREŚCI

POWO£ANIE nr 3 (61) 2010

Refleksja

Przesłanie z Krzyża ................................str. 3

Wokół liturgii

Wielbimy krzyż Twój Panie Jezu ........str. 4Różaniec i wielkie sprawy naszego życia .........................................................................str. 9Pamiętaj, że umrzesz ............................str. 11Przyjdź, Królestwo Twoje ! ................str. 13

Wokół teologii

De Caritate - O miłości ......................str. 15Rady ewangeliczne - posłuszeństwo ..............................................................................str. 18Święty Cyprian - wciąż aktualny przewodnik życia .................................str. 22Anonimowe chrześcijaństwo .............str. 28

Zamyślenia

Dentysta: iść, czy nie iść ? ..................str. 31Powiedz: co, o tym myślisz ................str. 33Pismo Święte - Księga zapomniana ..str. 34„Nim włożą do naszych zimnych już rąk…” ......................................................str. 37

Rozmowa z ...

Żyć Mądrością Krzyża ........................str. 38 Z Rzymu do Sandomierza .................str. 40

Drogi za Jezusem

Po beatyfikacji ks. Jerzego ..................str. 42Pielgrzymka do Dachau i Ars .............str.44Dwie fale pomocy ................................str. 46Witaj Młody ! ........................................str.49Madryt czeka na Ciebie ! ...................str. 51„Jasne Światło” ......................................str. 54Posłany do Afryki ................................str. 57

Z Rodziną ...

Iść z rodziną pod wiatr ........................str. 59Uzależnienie - zagrożenie wolności .str. 61

Z życia Seminarium

Bądź Królową i Panią naszego życia ! ...........................................................................str. 63Powiedzieli Bogu - TAK ! ..................str. 64Nowy rok, nowa jakość .......................str. 67

Stowarzyszenie Przyjaciół WSD

Siedem grzechów głównych - pycha .............................................................................str. 69Świętość na wyciągnięcie ręki ........... str. 71Podziękowania i kalendarium............str. 73Spis treści ...............................................str. 74

UWAGA!Na zamówieniu prosimy dopisać hasło „Powołanie”, które upoważnia do uzyskania na zamawiane publikacje. Koszty przesyłki ponosi odbiorca.

Zamówienia prosimy kierować na adres:Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzuul. Żeromskiego 4, 27-600 Sandomierztel. 015 64 40 400, fax 015 832 77 87e-mail: [email protected]

Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu

15% rabatu

2011 z Janem Pawłem IIRedaktor: opracowanie - Marian Grzybowski

Format: 11 x 16,5 cm, Liczba stron: 448, Oprawa: twarda

Pięknie wydana publikacja z fragmentami homilii i kazań oraz myślami Jana Pawła II. Zawiera także anegdoty i ciekawostki o życiu Papieża Polaka wzbogacone fotografiami. Praktyczny format, miejsce na codzienne no-tatki, wymienny notes teleadresowy. Dostępny w czterech okładkach do wyboru.

Z księdzem Twardowskim 2011Redaktor: opracowanie -

Marian Grzybowski

Po raz kolejny proponujemy kalendarz z poezją ks. Jana Twardowskiego i jego refleksjami nad niedzielną Ewangelią. Jak zawsze znalazło się miejsce na czytania liturgiczne oraz myśli na każdy dzień. Praktyczny format, 4 okładki do wyboru, twarda oprawa, kolorowe ilustracje, miej-sce na notatki, adresy i telefony, a przede wszystkim cenna i pomocna zawartość.

KALENDARZ - TOMIK WIERSZY - NOTESFormat: 10,5 x 15 cm, Liczba stron: 288, Oprawa: twarda

Nie bój się, wierz tylko! Kalendarz wieloplanszowy 2011

Jest to jeden z najczę-ściej spotykanych kalen-darz w naszych domach. Charakteryzuje się cieka-wą formą i czytelnym ka-lendarium. Oprawa kalen-darza umożliwia obracanie poszczególnych stron, bez konieczności ich zrywania. Fotografie z Janem Paw-łem II nadają temu kalen-darzowi wyjątkowy cha-rakter.

Format: A4 (21 x 29,7 cm)Liczba stron: 16Oprawa: szyte drutem

Sandomierz z lotu ptaka Kalendarz 2011

Sandomierz – królew-skie miasto. Zaciszne uliczki, gwarny rynek, czerwone dachówki san-domierskich kamienic, a wszystko zatrzymane w zdjęciach Marka Sudóła.

Kalendarz-cegiełka na pomoc osobom poszko-dowanym w tegorocznej powodzi. Akcja pod hono-

rowym patronatem Księdza Biskupa Krzysztofa Nitkiewicza oraz Burmistrza Sandomierza Jerzego Borowskiego.

Cały zysk ze sprzedaży kalendarza przeznaczony będzie na pomoc Powodzianom.

www.wds.pl

Ilustrator: Marek SudółFormat: 35 x 50 cmLiczba stron: 12Oprawa: spirala

ŚWIETNY PREZENT NA RÓŻNE OKAZJE!