149
65 l at od s f ałszowanych wyborów 60 la t od uchwalenia Kons t y t ucji PRL Stalinizm po po l s k u Wydanie specjalne 6/2012 Cena 19,99 zł (w tym 8% VAT) Indeks 381-055 ISSN 1730-0525 P O M O C N I K HISTORYCZNY

polityka-pomocnik_historyczny-201206

  • Upload
    warder1

  • View
    270

  • Download
    9

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: polityka-pomocnik_historyczny-201206

65 lat od sfałszowanych wyborów60 lat od uchwalenia Konstytucji PRL

Stalinizm po polskuWydanie specjalne 6/2012 Cena 19,99 zł (w tym 8% VAT) Indeks 381-055 ISSN 1730-0525

P O M O C N I KH I S T O R Y C Z N Y

Page 2: polityka-pomocnik_historyczny-201206

Polity ych

treści POLITYKI. Czytaj nasz tygodnik w innowacyjnej formie w komputerze, tablecie, e-czytniku i smartfonie.

Polityka Cyfrowa. Dostępne formaty: Polityka Cyfrowa. Co zyskujesz?

Taniej – oszczędzasz nawet do 50% w stosunku do ceny wydań

drukowanych.

Szybciej – najnowszy numer POLITYKI już we wtorek wieczorem.

Więcej – dostęp do AudioPolityki, wydawnictw specjalnych,

archiwum POLITYKI.

Łatwiej – płatność poprzez popularne systemy transakcyjne.

Bez ryzyka – darmowa wersja demonstracyjna.

Bez barier – możliwość przenoszenia plików między

urządzeniami.

Wygodniej – wystarczy dostęp do Internetu.

www.polityka.pl/cyfrowa

Polityka Cyfrowa funkcjonuje

na zasadzie prenumeraty.

Page 3: polityka-pomocnik_historyczny-201206

33P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

J e r z y B a c z y ń s k i

Redaktor Naczelny POLIT Y K I

L e s z e k B ę d k o w s k i

Redaktor Wydania

„Stalin uzyskał od sojuszników praktycznie wszystko, czego chciał, co zwykle przypisuje się chorobie Roosevelta i  jego podatności na stalinowski czar. Obu przywódców [Roosevelta i Churchilla] oskarżono, że »sprzedali Europę Wschodnią Stalinowi«” – pisze o konferencji jałtańskiej (1945 r.) w swej świetnej książce „Stalin. Dwór czerwonego cara” angielski historyk Simon Sebag Montefi ore. I dalej: „Ale sam Stalin zawsze uważał, że siła rozstrzygnie o tym, kto będzie rządził Europą Wschodnią, którą okupowało dziesięć milionów żołnierzy radzieckich. Po wojnie opowiadał dowcip, pokazujący jego poglądy na Jałtę: „Churchill, Roosevelt i Stalin poszli na polowanie. Wreszcie udało im się ustrzelić niedźwiedzia. Churchill powiedział: »Ja wezmę skórę. Niech Roosevelt i Stalin podzielą się mięsem«. Roosevelt powiedział: »Ja wezmę skórę. Niech Churchill i Stalin podzielą się mięsem«. Stalin milczał, więc Churchill i Roosevelt zapytali go: »Panie Stalin, a co panpowie?«. Stalin odparł po prostu: »Niedźwiedź należy do mnie – w końcu ja go zabiłem«. Niedźwiedź był Hitlerem, a skóra – Europą Wschodnią”.

Po Jałcie Stalin mógł zaprowadzać swą rewolucję na zdobytym terenie. W  tym celu nie wycofał z Europy Środkowej i Wschodniej oddziałów Armii Czerwonej, które pobiły wojska Hitlera. W ramach tej rewolucji przed 65 laty sfałszowano w Polsce wybory, a równo 60 lat temu, 22 lipca 1952 r., uchwalono Konstytucję Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej (jak nazwano państwo wasalne wobec Moskwy), do której Stalin osobiście wnosił poprawki.

Porządek jałtański przetrwał w Europie pół wieku. Pierwsza dekada dla krajów, które znalazły się za tzw. żelazną kurtyną, oznaczała panowanie stalinizmu w czystej postaci: komunistycznej utopii realizowanej za pomocą terroru. O „fanatykach obiediencji moskiewskiej” w  Polsce tak pisał Aleksander Wat: „Walka klasowa, zaostrzenie walki klasowej i  kompletny monolityzm ideowy, straszna nienawiść do wszelkich herezji. Kompletna abdykacja z własnej myśli”.

I właśnie stalinizmowi w wersji polskiej jest poświęcony kolejny „Pomocnik Historyczny”. Przedmiotem naszego zainteresowania nie są po prostu dzieje Polski w  powojennej dekadzie. Bierzemy pod lupę te aspekty historii, w których odcisnęło się piętno stalinizmu.

Cała Europa odbudowywała się z powojennych zniszczeń, w wielu miejscach dochodziło do migracji ludności, zmian politycznych, wymiany elit; budowano fabryki, wytwarzano samochody i pralki, stawiano domy, modernizowano rolnictwo, zwalczano analfabetyzm itd. Jakie były materialne, ludzkie, psychospołeczne koszty zastosowania w  tych obszarach wzorca stalinowskiego? To historia z pozoru odległa, ale w całej swej złożoności i  wielowarstwowości jest badana dopiero od 20 lat. Wcześniej zbyt wiele archiwów było niedostępnych, obowiązywał też pewien – nazwijmy go tak – peerelowski kanonpoprawności w ofi cjalnym przedstawianiu powojennej przeszłości (słynne białe plamy!).

Co się zatem zdarzyło w  Polsce pod rządami czerwonego cara, jego namiestników i dworzan?

Zapraszamy do lektury

Piętno czerwonego cara

Page 4: polityka-pomocnik_historyczny-201206

4

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Migracje: wysiedlenia, powroty, izolacja ........................................... 10Polska powojenna: fundamenty prawno-ustrojowe ................... 13Teoria i praktyka stalinizmu: „maszyna z jej śrubkami” ............... 16Statystyka śmierci: żniwo stalinizmu ................................................. 17PZPR i ZMP: partia i jej janczarzy .......................................................... 20Demoludy: europejska gwardia Stalina ............................................ 22Ziemie Odzyskane: osadnicy na piastowskim ............................... 27Korekta granic: ropa dla Moskwy ....................................................... 28Cenzura: rzeczywistość wykreowana ............................................... 34Z prac UB: raport o boksie .................................................................... 37Wyroki śmierci: zabrakło desek .......................................................... 40Wielkie mobilizacje: na stonkę, o pokój .......................................... 46Samokrytyka: „z kręgosłupa cyfra 6” ................................................ 48RWE: głos zagłuszany .............................................................................. 53Alfabet Stalina: Wielki Motorniczy .................................................... 56Na co umarł Stalin? Na szczęście ........................................................ 61Socjalistyczna dyscyplina pracy: na mocy Kodeksu karnego ... 67Socjalistyczny zakład pracy: w robocie jak w domu ................. 73FSO: szczęśliwej drogi, towarzyszu kierowco! ................................ 74

Elektryfikacja: druga noga komunizmu .......................................... 76Hufce pracy: synkowie Stalina ............................................................. 77Prywaciarze: na bazarach i podwórkach ......................................... 82Polska Kronika Filmowa: ideologia i humor ................................. 88Telewizja: obraz na próbę ..................................................................... 90Rynek wydawniczy: prasa, książka, ruch .......................................... 92Cuda i objawienia: „módlcie się za ten pogański wschód” .......... 95Kościoły: wierni po wojnie ..................................................................... 97PKiN: „dar narodu radzieckiego” ........................................................ 109Metro: dziura pod Wisłą ....................................................................... 110Sport: tężyzna człowieka socjalizmu .............................................. 119Stachanowcy: dogonimy, przegonimy, zarobimy ..................... 128Boom demograficzny: Nowy Człowiek na porodówce ........... 132Z prasy: codzienność między wierszami ........................................ 134Moda: jak się ubrać? ............................................................................... 136Kwaterunek: izba wielofunkcyjna .................................................... 137Trudna młodzież: chuligani i bikiniarze .......................................... 138Prostytucja: „wytwór określonych stosunków

ekonomiczno-społecznych” .............................................................. 139

Andrzej Garlicki – prof. dr hab. nauk historycznych,

autor licznych książek o historii II RP, a także m.in.

„Stalinizm” (1993) i „Bolesław Bierut” (1994).

Publicysta POLITYKI.

Michał Głowiński – prof. dr hab., członek PAN i PAU,

teoretyk literatury, autor licznych prac poświęconych ję-

zykowi w czasach PRL, szczególnie zjawisku nowomowy,

m.in. „Nowomowa po polsku” (1990), „Marcowe gada-

nie. Komentarze do słów. 1966–1971” (1991), „Peereliada.

Komentarze do słów 1976–1981” (1993), „Mowa w stanie

oblężenia” (1996), „Nowomowa i ciągi dalsze” (2009).

Mariusz Jastrząb – dr, historyk, adiunkt w Katedrze

Nauk Społecznych Akademii Leona Koźmińskiego,

ostatnio wydał akademicki podręcznik historii

gospodarczej „Dzieje ludzkiego gospodarowania”

(2011), na temat stalinizmu napisał m.in. książkę

„Puste półki. Problem zaopatrzenia ludności

w artykuły powszechnego użytku w Polsce

w latach 1949–1956” (2004).

Jerzy Kochanowski – prof. dr hab., pracownik

Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego,

członek redakcji „Przeglądu Historycznego”,

ostatnio opublikował „Tylnymi drzwiami.

Czarny rynek w Polsce 1944–1989” (2010).

Mariusz Mazur – dr hab., historyk, adiunkt

w Instytucie Historii Uniwersytetu Marii Curie-

Skłodowskiej w Lublinie, autor m.in. „Propagandowy

obraz świata” (2003) i „O człowieku tendencyjnym…

Obraz nowego człowieka w propagandzie

komunistycznej w okresie Polski Ludowej

i PRL 1944–1956” (2009).

Piotr Osęka – dr, historyk, adiunkt w Instytucie

Studiów Politycznych PAN, autor książki „Mydlenie

oczu, przypadki propagandy w Polsce” (2010),

wcześniej wydał m.in. „Rytuały stalinizmu: oficjalne

święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956”

(2007).

Andrzej Paczkowski – prof. dr hab. nauk

historycznych, pracuje w Instytucie Studiów

Politycznych PAN i Collegium Civitas, członek Rady IPN,

autor licznych publikacji, w tym m.in. „Czarna księga

komunizmu” (współautor, 1997), „Od sfałszowanego

zwycięstwa do prawdziwej klęski: szkice do portretu

PRL” (1999), „Trzy twarze Józefa Światły.

Przyczynek do historii komunizmu w Polsce” (2009).

Jarosław Pałka – dr, historyk, pracuje w Archiwum

Historii Mówionej prowadzonym przez Dom Spotkań

z Historią i Ośrodek Karta, autor książki „Generał Stefan

Mossor (1896–1957). Biografia wojskowa” (2008),

przygotowuje biografię Michała Roli-Żymierskiego.

Polska droga przez stalinizm.................................................. 88

Stalinizm, wersja wzorcowa................................................. 1414

Tomasz i jego ekipa................................................................... 1818

Zalecono towarzyszowi Bierutowi ................................ 2323

Wybory: Pułkownik Pałkin raportuje............................. 2626

O mój Rozmarynie, czyli Konstytucja PRL................. 2929

Znienawidzeni i bezwzględni. Z kart bezpieki...... 3232

Proces jako teatr polityczny................................................ 3838

Szeptanka: „Stalin to pieroński ciul”................................. 4242

Utopia nowego człowieka................................................... 4545

Język w służbie utopii.............................................................. 5050

„Sta-lin, Bie-rut”. O kulcie jednostki................................. 5555

Łzy prawdziwe i na pokaz..................................................... 5959

Walczyk na lodzie w Stalinogrodzie............................... 6262

Rytuały: Każecie, to idziemy................................................. 6464

Armia w stalinowskim szynelu.......................................... 6868

Ciężar budowy socjalizmu................................................... 7272

Czarny rynek na ratunek........................................................ 7878

10 dni, które wstrząsnęły portfelem............................... 8383

Natchniony traktor, czyli realizm nierealistyczny... 8686

Kościół: Granice ustępstw..................................................... 9393

Sprawa żydowska...................................................................... 9898

Postawy Polaków: Żołnierze wyklęci........................... 102

Postawy Polaków: Józef Sigalin.......................................

Postawy Polaków: Edward Osóbka-Morawski......

Postawy Polaków: Stefan Mossor.................................... 116116

Postawy Polaków: Literaci................................................... 120120

Postawy Polaków: Wincenty Pstrowski...................... 124124

Postawy Polaków: Szepty i bluzgi..................................

Zmiana klimatu..........................................................................

Pojechał dumnie, wrócił w trumnie..............................

Żółte światło Października..................................................

Spis treści

DETALE

Page 5: polityka-pomocnik_historyczny-201206

55P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Sławomir Poleszak – dr, historyk, naczelnik OBEP IPN

w Lublinie, badacz dziejów polskiego podziemia niepod-

ległościowego oraz komunistycznego aparatu represji,

zastępca redaktora naczelnego „Atlasu polskiego

podziemia niepodległościowego 1944–1956”, redaktor

naczelny półrocznika IPN „Pamięć i Sprawiedliwość”.

Jarosław Rybak – publicysta, zajmuje się tematyką

wojskową, autor książek o jednostkach specjalnych WP.

Jan Skórzyński – dr, historyk, pracuje w Europejskim

Centrum Solidarności, ostatnio wydał biografię Lecha

Wałęsy „Zadra” (2009) oraz „Siła bezsilnych. Historia

Komitetu Obrony Robotników” (2012), redaktor

naczelny pisma „Wolność i Solidarność. Studia

z dziejów opozycji wobec komunizmu i dyktatury”.

Robert Spałek – historyk, pracownik IPN

w Warszawie, autor i redaktor prac dotyczących

historii politycznej PRL, ostatnio opublikował

„Władza w PRL. Ludzie i mechanizmy”

(współredakcja, 2011).

Paweł Śpiewak – dr hab., prof. Uniwersytetu

Warszawskiego, kierownik Zakładu Historii Myśli

Społecznej Instytutu Socjologii, dyrektor Żydowskiego

Instytutu Historycznego, autor licznych prac, ostatnio

wydał „Żydokomuna” (2012), wcześniej m.in. „Pamięć

po komunizmie” (2005).

Wiesław Władyka – prof. dr hab., pracownik

Uniwersytetu Warszawskiego, specjalizuje się

w historii II RP oraz PRL, interesuje się zwłaszcza

latami 50. oraz przełomem 1956 r., autor i redaktor

kilkunastu książek. Publicysta POLITYKI.

Marcin Zaremba – dr, adiunkt na Wydziale

Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego

i w Instytucie Studiów Politycznych PAN,

autor m.in. „Komunizm, legitymizacja, nacjonalizm.

Nacjonalistyczna legitymizacja władzy

komunistycznej w Polsce” (2001).

Dziennikarze i współpracownicy POLITYKI

Jan Dziadul, Marek Henzler, Tomasz Kalita,

Iwona Kochanowska, Marcin Kołodziejczyk,

Zdzisław Pietrasik, Adam Szostkiewicz,

Marian Turski, Tadeusz Zawadzki

Studenci Instytutu Historycznego

Uniwersytetu Warszawskiego

Anna Augustowska, Wojciech Gil,

Piotr Kulczycki, Jaśmina Kurczewska,

Grzegorz Kurek, Joanna Micińska,

Piotr Okniński, Paweł Pawlos,

Przemysław Pazik, Joanna Sawicka,

Olga Szczepańska, Marek Wąsiński

1944194421 Moskwie powstaje Polski Komitet Wyzwolenia Narodo-

wego (PKWN) z Edwardem Osóbką-Morawskim na czele.

22.07. – PKWN ogłasza w Chełmie „Manifest do narodu polskiego”.

31.08. – dekret o karach m.in. dla „faszystowsko-hitlerowskich

zbrodniarzy” i „zdrajców Narodu Polskiego”, tzw. sierpniówka.

6.09. – dekret PKWN o reformie rolnej.

7.10. – dekret PKWN o utworzeniu Milicji Obywatelskiej.

7.10. – utworzenie Państwowego Urzędu Repatriacyjnego (PUR),

zajmującego się masowymi powojennymi przesiedleniami,

zarówno Polaków, jak Niemców.

30.10. – dekret PKWN o ochronie państwa, skierowany przeciwko

„wrogom demokratycznego ustroju”.

31.12. – PKWN przekształca się w Rząd Tymczasowy Rzeczpospo-

litej Polskiej, uznany przez ZSRR 4.01.1945. Premier – Edward

Osóbka-Morawski, wicepremier – Władysław Gomułka.

1119 y Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego

powołane zostaje Centralne Biuro Kontroli Prasy, Publikacji

i Widowisk; od 5.07.1946 jako Główny Urząd KPPiW.

4–11.02. – konferencja w Jałcie.

27–28.03. – w Pruszkowie NKWD aresztuje przywódców

polskiego podziemia; sądzeni w Moskwie w tzw. procesie

szesnastu (18–21.06.).

21.04. – Rząd Tymczasowy podpisuje w Moskwie Układ

o przyjaźni, wzajemnej pomocy i współpracy; 16.08. umowa

o granicy polsko-sowieckiej.

8.05. – kapitulacja III Rzeszy.

24.05. – powstaje Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW),

przeznaczony głównie do zwalczania zbrojnego podziemia.

28.06. – powstaje Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej;

5.07. uznany przez rządy Wielkiej Brytanii i USA, które wyco-

fały poparcie dla rządu polskiego na uchodźstwie.

17.07.–2.08. – konferencja w Poczdamie.

22.08. – powstaje Polskie Stronnictwo Ludowe.

2.09. – powstaje Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość (WiN)

z płk. Janem Rzepeckim na czele.

12.09. – rząd ogłasza ustanie konkordatu między Polską a Stolicą

Apostolską.

16.11. – dekret o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych

w okresie odbudowy państwa, m.in. oddający jurysdykcję

w sprawach bezpieczeństwa publicznego sądom

wojskowym.

16.11. – powstaje Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami

i Szkodnictwem Gospodarczym. (Istniała do 1954).

19193.01. – ustawa o przejęciu na własność państwa podstawowych

gałęzi gospodarki narodowej, tzw. ustawa o nacjonalizacji.

22.01. – dekret o odpowiedzialności „za klęskę wrześniową

i faszyzację życia państwowego”.

21.02. – powołanie Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej

(ORMO).

30.06. – tzw. referendum ludowe w sprawie organizacji państwa,

z głośnym hasłem Bloku Stronnictw Demokratycznych

„3 razy TAK”; według sfałszowanych wyników na 1 pytanie

twierdząco odpowiedziało 68,2 proc., na 2 – 77,1, a na 3 – 91,4.

Znane dziś rzeczywiste wyniki to: 26,9, 42,0 oraz 66,9 proc.

4.07. – pogrom kielecki; ponad 40 ofiar śmiertelnych.

Wrzesień/grudzień – masowe aresztowania działaczy PSL.

194719474.01.–3.02. – proces Zarządu Głównego WiN. W kolejnych

procesach (sierpień i grudzień 1947 oraz luty 1951)

zapadły wyroki śmierci i długoletniego więzienia.

19.01. – wybory do Sejmu Ustawodawczego, oficjalnie wygrane

przez Blok Stronnictw Demokratycznych;

na PSL oddano 10,3 proc. głosów.

5.02. – Bolesław Bierut, dotychczasowy prezydent KRN,

wybrany przez Sejm na prezydenta RP (do 20.11.1952);

premierem Józef Cyrankiewicz.

19.02. – ustawa o ustroju i zakresie działania najwyższych organów

Rzeczpospolitej Polskiej, tzw. mała konstytucja.

25.02. – ustawa o amnestii, głównie dla więźniów politycznych.

24.04. – początek akcji Wisła – przesiedlenie ludności ukraińskiej

i łemkowskiej (ok. 150 tys.) z południowo-wschodniej Polski

na ziemie zachodnie.

2.06. – początek tzw. bitwy o handel, mającej wyeliminować

prywatną inicjatywę.

2.07. – ustawa o Planie Odbudowy Gospodarczej na lata 1947–1949,

tzw. plan trzyletni.

9.07. – Polska odrzuca amerykański plan pomocy dla Europy

(tzw. plan Marshalla).

Ważniejsze wydarzenia w  latach 1944–56, mające związek z  instalo-waniem i realizowaniem stalinowskiego modelu komunizmu w PolscePodręczne kalendarium

Page 6: polityka-pomocnik_historyczny-201206

6

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

27.07. – górnik Wincenty Pstrowski ogłasza współzawodnictwo

pracy.

22–27.09. – w Szklarskiej Porębie powstaje Biuro Informacyjne

Partii Komunistycznych i Robotniczych (tzw. Kominform).

21.10. – wicepremier Stanisław Mikołajczyk (PSL) ucieka z kraju.

8803. – proces dowództwa NSZ; kara śmierci

dla komendanta głównego Stanisława Kasznicy.

25.02. – powołanie Powszechnej Organizacji Służba Polsce

dla młodzieży w wieku 16–21 lat. Rozwiązana w grudniu 1955.

15.06. – Kominform wysuwa hasło kolektywizacji rolnictwa, po-

wtórzone w grudniu na zjeździe zjednoczeniowym PPS/PPR.

21.07. – scalenie organizacji młodzieżowych w Związek

Młodzieży Polskiej.

21.07. – inauguracja we Wrocławiu Wystawy Ziem Odzyskanych.

25–28.08. – we Wrocławiu obraduje Światowy Kongres

Intelektualistów w Obronie Pokoju.

31.08.–3.09. – Gomułka usunięty z kierownictwa PPR

pod zarzutem „odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego”

(11.1949 oskarżony ponadto o brak czujności w latach

okupacji i tolerowanie w partii „wrogiej agentury”).

Nowym sekretarzem generalnym PPR zostaje

Bolesław Bierut.

5–19.11. – proces oskarżonych o szpiegostwo działaczy PPS-WRN

(m.in. Kazimierza Pużaka, skazany na 10 lat, zmarł

w więzieniu).

15–21.12. – Kongres Zjednoczeniowy PPR i PPS; utworzenie

Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR, rozwiązana

w styczniu 1990); przewodniczącym Komitetu Centralnego

zostaje Bolesław Bierut (do 17.03.1954, następnie jako

I sekretarz do swojej śmierci 12.03.1956).

16 12 – na rynek prasowy wchodzi „Trybuna Ludu”, organ KC PZPR

tępując „Głos Ludu” i „Robotnika”).

194919495–8.01. – w Moskwie utworzono Radę Wzajemnej Pomocy

Gospodarczej (RWPG).

20–23.01. – szczeciński zjazd Związku Zawodowego Literatów

Polskich (przemianowany na ZLP) wytycza kierunek realizmu

socjalistycznego w literaturze; inicjuje podobne zjazdy

twórców z różnych dziedzin.

7.04. – Sejm uchwala ustawę o likwidacji analfabetyzmu.

1–5.06. – kongres związków zawodowych powołuje Centralną

Radę Związków Zawodowych.

2.07. – ustanowiono Order Budowniczych Polski Ludowej i Order

Sztandaru Pracy – jako najwyższe odznaczenia państwowe.

22.07. – uroczyste otwarcie warszawskiej Trasy W-Z.

1–2.09. – warszawski kongres 11 organizacji kombatanckich powo-

łuje Związek Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBoWiD).

Utworzona przy nim Komisja Księży inicjuje tzw. ruch księży

patriotów.

6.11. – marszałek ZSRR Konstanty Rokossowski mianowany

na marszałka Polski; obejmuje kierownictwo MON.

27–29.11. – Kongres Jedności Ruchu Ludowego; z połączenia

SL i PSL powstaje Zjednoczone Stronnictwo Ludowe (ZSL).

7.03. – ustawa o planowanym zatrudnianiu absolwentów szkół

średnich i wyższych wprowadza tzw. nakaz pracy.

2.08. – decyzja o likwidacji ZHP jako samodzielnej organizacji

i wcielenie do ZMP (jako Organizacja Harcerska ZMP,

przekształcona w 08.1956 w Organizację Harcerską

Polski Ludowej); ZHP reaktywowany 12.1956.

20.03. – ustawa o upaństwowieniu dóbr kościelnych, tzw. dóbr

martwej ręki, i utworzeniu Funduszu Kościelnego.

14.04. – rząd i episkopat podpisują porozumienie określające sto-

sunki pomiędzy państwem a Kościołem rzymskokatolickim.

16–18.04. – kongres zjednoczeniowy organizacji studenckich

powołuje Zrzeszenie Studentów Polskich.

21.07. – ustawa o Planie Rozwoju Gospodarczego i Budowy

Podstaw Socjalizmu 1950–1955, tzw. plan sześcioletni.

16.10. – przy KC PZPR powstaje Instytut Kształcenia Kadr Nauko-

wych, jako zaplecze do nauczania marksizmu-leninizmu.

28.10. – ustawy: o zmianie systemu pieniężnego (wymiana

gotówki w stosunku 1:100 oraz zmiana cen, opłat i płac

w stosunku 3:100); o zakazie posiadania obcych walut

i złotych monet, złota i platyny.

11.11. – aresztowanie stojącego na czele organizacji Nie

gen. Augusta Emila Fieldorfa, Nila; w tajnym procesie skazany

na karę śmierci. Wyrok wykonano 24.02.1953.

111 widacja święta 3 Maja i niektórych świąt kościelnych

jako wolnych od pracy; ustanowienie świętem państwowym

1 Maja.

15.02. – korekta granicy pomiędzy Polską a ZSRR; przesiedlenia

ludności.

17.03. – uchwała Rady Ministrów w sprawie budowy Nowej

Huty.

28.03.–6.04. – pokazowy proces działaczy Stronnictwa Pracy;

kary od dożywocia do długoletniego więzienia.

29.06.–2.07. – I Kongres Nauki Polskiej; postulat centralizacji nauki.

6.07. – układ zgorzelecki pomiędzy Polską a NRD o granicy między

obu państwami.

31.07.– 31.08. – pokazowy proces generałów i oficerów

z gen. Stanisławem Tatarem na czele zapoczątkował

tzw. procesy odpryskowe w Wojsku Polskim.

2.08. – aresztowanie Władysława Gomułki; uwolniony 13.12.1954.

30.11. – powstaje X Departament MBP do ochrony PZPR

i zwalczania „odchyleń” w partii. Zlikwidowany 12.1954.

111 prowadzenie obowiązkowych dostaw zwierząt rzeźnych;

dostaw mleka (24.04.); dostaw zbóż (10.07.);

ziemniaków (28.08.). Dwie ostatnie uchylone dopiero w paź-

dzierniku 1971.

10.04. – powstaje Stowarzyszenie PAX z Bolesławem Piaseckim

na czele.

3.05. – Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa rozpoczyna

emisję programu.

22.07. – uchwalenie konstytucji; zmiana nazwy państwa

na Polska Rzeczpospolita Ludowa.

25.10. – emisja pierwszego programu telewizyjnego ze stacji

doświadczalnej Instytutu Łączności.

20.11. – po zniesieniu przez konstytucję funkcji prezydenta

Bolesław Bierut staje na czele rządu (do 18.03.1954).

195319539 kret Rady Państwa o obsadzaniu stanowisk kościelnych,

wprowadza m.in. wymóg ślubowania wierności PRL.

4.03. – tzw. dekrety marcowe Rady Państwa, zaostrzające represje

za naruszanie własności społecznej i uchylanie się od pracy.

5.03. – śmierć Józefa Stalina.

7.03. – zmiana nazwy Katowic na Stalinogród

(powrót do pierwotnej nazwy 10.12.1956).

8.03. – zawieszenie działalności „Tygodnika Powszechnego”;

12.07. przekazany Stowarzyszeniu PAX (do maja 1956).

14.03. – aresztowanie marszałka Michała Roli-Żymierskiego;

zwolniony w marcu 1955.

8.05. – memorandum episkopatu „Non possumus”, protestujące

przeciwko antykościelnej polityce rządu.

Page 7: polityka-pomocnik_historyczny-201206

77P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

W TEJ SERII „POMOCNIKÓW HISTORYCZNYCH”

UKAZAŁY SIĘ DOTYCHCZASŁącznie sprzedaliśmy ich już blisko 490 tys.egzemplarzy. Dziewięć ostatnich pozycji jest jeszcze do kupienia w naszym sklepieinternetowym www.skleppolityki.pl

14–22.09. – proces oskarżonego o szpiegostwo i usiłowanie

obalenia ustroju biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka.

25/26.09. – aresztowanie i internowanie (do 26.10.1956) prymasa

Stefana Wyszyńskiego.

5.12. – na Zachód ucieka wicedyrektor X Departamentu MBP

Józef Światło. Od jesieni 1954 w audycjach Rozgłośni Polskiej

Radia Wolna Europa demaskuje działania władzy

i Służby Bezpieczeństwa.

1110–17.03. – II Zjazd PZPR; korekta planu 6-letniego; Bierut

I sekretarzem KC PZPR, na czele rządu staje Józef

Cyrankiewicz, będzie pełnił tę funkcję nieprzerwanie przez

kolejne 16,5 r. (do 23.12.1970 – najdłużej urzędujący premier

powojennej Polski).

2.05. – inauguracja działalności Studenckiego Teatru Satyryków

(STS).

2.08. – likwidacja wydziałów teologicznych na uniwersytetach

w Krakowie i Warszawie; powołanie Akademii Teologii

Katolickiej.

7.12. – likwidacja Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego;

utworzenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych

oraz Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego.

1955195526 miera filmu Andrzeja Wajdy „Pokolenie”, pierwszego

tzw. szkoły polskiej.

marzec – rozpoczyna działalność Klub Krzywego Koła.

14.05. – państwa bloku socjalistycznego podpisują w Warszawie

sojusz polityczno-wojskowy, tzw. Układ Warszawski.

21.07. – oddanie do użytku Pałacu Kultury i Nauki.

21.07. – w warszawskim Arsenale otwarta zostaje wystawa Młodej

Plastyki; odejście od socrealizmu.

31.07.–14.08. – w Warszawie odbywa się V Światowy Festiwal

Młodzieży i Studentów.

21.08. – w „Nowej Kulturze” ukazuje się „Poemat dla dorosłych”

a Ważyka.

1956195614–25.02. – XX Zjazd KPZR; tajny referat Nikity Chruszczowa

„O kulcie jednostki i jego następstwach”; w marcu tekst

dociera do Polski.

12.03. – w Moskwie umiera Bolesław Bierut.

20.03. – I sekretarzem PZPR zostaje Edward Ochab (do 21.10.1956).

23.04. – aresztowanie byłego wiceministra MBP Romana

Romkowskiego i dyr. X departamentu MBP Anatola Fejgina.

27.04. – ustawa o amnestii obejmująca przede wszystkim

przestępstwa polityczne.

2–4.05. – z Biura Politycznego i stanowiska wicepremiera

ustępuje Jakub Berman; w maju 1957 usunięty z partii.

28–29.06. – w Poznaniu protest robotników zakładów

im. H. Cegielskiego przeradza się w wielotysięczne

demonstracje i walki uliczne, stłumione przez wojsko.

19–21.10. – obraduje VIII Plenum KC PZPR, Władysław Gomułka

wybrany na I sekretarza KC PZPR.

opr acowa n i e Iwona Koch a nowsk a

Page 8: polityka-pomocnik_historyczny-201206

8

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Polska droga przez stalinizmA N DR Z EJ PAC Z KOWSK I

Page 9: polityka-pomocnik_historyczny-201206

99P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

STALINIZM. Stalinizm można określić jako system opar-ty na upaństwowieniu gospodarki i rozciągnięciu – przy użyciu przemocy – kontroli państwa nad całym życiemspołecznym (w najszerszym tego słowa znaczeniu) oraz na przejęciu omnipotentnego państwa w monopolistycz-ne władanie przez – scentralizowaną, zhierarchizowaną,opartą na zasadzie wodzowskiej – partię komunistyczną, która legitymizowała się wizją światowej rewolucji i speł-nienia utopii. System ten, zarówno w swym oryginalnym sowieckim wydaniu jak i później, powstawał w trakcieewolucji: w pierwszym przypadku wynikało to z faktu, iż nie był konceptem gotowym do użycia w momencie zdo-bycia władzy przez bolszewików; w pozostałych – gdyż stopniowość działań osłabiała opór przed jego wprowa-dzeniem lub też wynikała z układu sił na świecie.

POD OKIEM ARMII CZERWONEJ.Można z całą pewnością stwierdzić, iż rozpoczęcie tej ewolucji w Polsce w  zupełności zależne było od fak-tu, iż w wyniku przebiegu II wojny światowej na ziemie polskie weszła Armia Czerwona. Prawdopodo-bieństwo, że polscy komuniści – na-wet wzmocnieni sojusznikami, któ-rych udało im się pozyskać – zdo-byliby władzę bez obecności wojsk sowieckich i  bez sowieckiego para-sola ochronnego w stosunkach mię-dzynarodowych, było bliskie zeru. Wymownie świadczy o tym fakt, żeblisko dwa lata po uzyskaniu dominacji w państwie, dys-ponując wszystkimi środkami przymusu i propagandy,przy obecności wojsk NKWD i mając poparcie ościenne-go mocarstwa, Polska Partia Robotnicza wraz ze swymi aliantami uzyskała w referendum (czerwiec 1946 r.) nie więcej niż 1/4 głosów i musiała uciec się do sfałszowania wyników. Nie jest natomiast pewne, czy bez impulsu – nacisku lub rozkazu – z Moskwy przekroczona zostałaby trudna do zdefi niowania, ale wyczuwalna linia dzieląca brutalną, nawet zbrodniczą, dyktaturę lat 1944–48 od systemu stalinowskiego sensu stricto.

PRZEDPOLE STALINIZACJI. Wiele faktów świadczy, iżzanim impuls nastąpił, tendencje do przekroczenia tej granicy były bardzo zaawansowane: siłą zdławiono jaw-ną i konspiracyjną opozycję, rozbudowano aparat przy-musu, który znajdował się całkowicie w rękach PPR (i jej moskiewskiego protektora), PPR kontrolowała admini-strację państwową oraz wojsko, podporządkowała sobie – całkowicie lub w znacznym stopniu – sojusznicze par-tie polityczne (od jesieni 1947 r. także PSL, zdekapitowa-ne po ucieczce części przywódców); podjęte zostały krokido wypchnięcia na margines życia publicznego Kościo-ła katolickiego; po radykalnej reformie rolnej (1944 r.) i  równie radykalnej nacjonalizacji przemysłu (1946  r.) rozpoczęto likwidację sektora prywatnego w  handlu i  w  tych działach (jak drobny przemysł przetwórczy), które do tej pory nie zostały zetatyzowane, odrzucono umiarkowane projekty planowania gospodarczego, sta-wiając na centralizację zarządzania oraz przyspieszoną industrializację; odrzucono udział w planie Marshallai obecność w kraju kapitału zagranicznego dystansując się w ten sposób od rynku światowego, a także rozpoczę-to usuwanie zachodnich wzorów kulturowych.

WPEŁZANIE W STALINIZM. Tak czy inaczej wiosną 1948 r. podjęto w Moskwie ostateczne przygotowania do rozciągnięcia wzoru sowieckiego na zdominowane już przez komunistów państwa Europy Środkowo-Wschod-

g g j

niej. Rozpoczęto je w sposób charakterystyczny dla sta-linizmu właśnie: od wykrycia odstępstw ideologicznych. W odpowiednich komórkach aparatu KC WKP(b) spo-rządzono analizy sytuacji w partiach komunistycznych Jugosławii, Polski, Węgier i Czechosłowacji, przy czym osią przewodnią było pojęcie „odchylenia prawicowo--nacjonalistycznego”. Wydarzenia potoczyły się tak, iż „odchyleńcy” jugosłowiańscy (Tito) zwycięsko oparli się naciskowi i w rezultacie oderwali się od Związku Sowiec-kiego, „odchyleńcom” czechosłowackim udało się roz-myć zarzuty i dokonać zwrotu bez zmian personalnych, a w Polsce wszystko skrupiło się na Gomułce, który póź-nym latem 1948 r. został odsunięty od władzy.

Jeśli przejście do nowej fazy nastąpiło z  inicjatywy sowieckiej, miało ono – jak podkreślał w  swym eseju

„Stalinizm w Polsce” Andrzej Wer-blan – autentyczne poparcie prze-ważającej części komunistów, któ-rych poglądy nie wykraczały „pozahoryzont doktrynalny i praktyczny doświadczenia radzieckiego, trakto-wanego z iście religijną nabożnością, jako przedmiot wiary oraz wzorzec postaw i  praktyk rewolucyjnych”. Istotne były ponadto nawyk posłu-szeństwa wobec każdorazowej linii generalnej wytyczanej w  Ojczyź-nie Światowego Proletariatu orazg j y y j j y

lęk przed znalezieniem się w gronie odstępców. Choć nie obyło się bez pewnych wstrząsów, partia jako ca-

łość szybko dostosowała się do nowego kursu. Ponadto wstrząs w PPR nie miał – tak przynajmniej wynika z do-tychczasowych badań – poważniejszych reperkusji w po-glądach i postawach społeczeństwa. Wprawdzie sygna-lizowano np., że na wieść o zapowiadanej kolektywiza-cji chłopi tu i ówdzie zakopywali pod miedzami kamie-nie (aby w stosownym czasie móc ponownie wytyczyć granice swoich pól), ale nie są znane publiczne odruchy w obronie Gomułki ani objawy szczególnego niepokoju czy paniki. Także inny warunek sine qua non stalinizacji– połączenie PPR i PPS (grudzień 1948 r.) polegające nawchłonięciu partii Cyrankiewicza przez partię Bieruta –nie wywołał szoku, gdyż od dłuższego czasu wiele mó-wiono o „organicznej jedności ruchu robotniczego”, a co najmniej od wiosny 1948 r. przygotowania do tej operacji toczyły się pod dyktando komunistów. To, co wydarzyło się w Polsce w drugiej połowie 1948 r., niektórzy history-cy określają jako przełom. Właściwiej jest mówić o wpeł-zaniu w stalinizm.

STALINOWSKA PRZEBUDOWA KRAJU. Czy przełom,czy wpełzanie – w rezultacie w 1953 r. Polska zasadni-czo różniła się od tej pięć lat wcześniejszej. Najbardziejoczywiste, bo materialne, były różnice w pejzażu gospo-darczym: wielkie inwestycje w znacznej części związa-ne z przemysłem surowcowym, chemicznym i  mecha-nicznym (w tym zbrojeniowym), budowa infrastruktury transportowej, powstanie nowych dzielnic mieszkanio-wych – a nawet całego tzw. socjalistycznego miasta (No-wa Huta) – budowanych na sowiecką modłę itd. Poważnezmiany zaszły też w pejzażu społecznym: masowe prze-mieszczenia – głównie młodych ludzi – ze wsi i małychmiasteczek do miast i nowo powstających fabryk, poja-wienie się tzw. nowej inteligencji, wywodzącej się najczę-ściej z  tych samych środowisk, objęcie przez jej przed-stawicieli (a często przez robotników) stanowisk kierow-niczych, bujny rozrost warstwy urzędniczej, margina-lizacja – i tak niezbyt licznego – drobnomieszczaństwa oraz starej inteligencji. Zmieniło się zachowanie ludzi

Żołnierze Armii Czerwonej na

ziemiach Polski, r.

Pochód -majowy w Warszawie, r.

Manifestanci niosą portrety (od lewej) Bolesława Bieruta

(wówczas I sekretarzKC PZPR), Aleksandra

Zawadzkiego(przewodniczący Rady Państwa),

Józefa Cyrankiewicza (premier)

oraz marszałkaKonstantego

Rokossowskiego(Rosjanin

na stanowisku polskiego ministra

obrony narodowej).

Page 10: polityka-pomocnik_historyczny-201206

10

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

K oniec II wojny światowej przyniósł prze-

sunięcie granic Polski na zachód i znacz-

ne (o  ok. 20 proc.) zmniejszenie jej te-

rytorium. Liczba ludności – w  wyniku strat

wojennych i  przesunięcia granic – spadła

z 35 mln w 1938 r. do ok. 24 mln w 1945 r. (w ok.

70 proc. mieszkających na wsi). Rozpoczęły się

różnorodne ruchy migracyjne.

Powojenna Polska miała stać się krajem

monoetnicznym. Dlatego, zgodnie z  polece-

niem Międzysojuszniczej Rady Kontroli, w  lu-

tym 1946 r. rozpoczęto wysiedlanie Niemców.

W ciągu dwóch lat prawie 3 mln osób musiało

opuścić swoje domy. Wielu zrobiło to już wcze-

śniej, uciekając pod koniec wojny albo tuż po

jej zakończeniu. Przed wojną na tych terenach

mieszkało ok. 7 mln Niemców. W 1950 r. pozo-

stało ich 200–300 tys. Formalnie akcji przesie-

dleń nigdy nie ukończono. Wysiedleniami ob-

jęto także mniejszości narodowe na wschodzie

Polski; 480 tys. Ukraińców, 40 tys. Białorusinów

i 15 tys. Litwinów skierowano za Bug.

W drugą stronę też był duży ruch. Z terenów

przez Polskę utraconych na rzecz ZSRR, w  ra-

mach repatriacji przybyło prawie 2 mln osób.

Z  niemieckich stref okupacyjnych powróci-ło 1,5 mln robotników przymusowych, jeńców

i  więźniów kacetów. Reemigrowało ponadto

niemal 150  tys. cywilów z  Europy Zachodniej

i Bałkanów oraz niemal 100 tys. żołnierzy z Pol-

skich Sił Zbrojnych (większość z  nich jednak

została na Zachodzie). Z ZSRR wróciło 280 tys.

przesiedleńców z  lat 1940–41, wywiezionych

z terenów najechanej Polski na Daleki Wschód.

Połowę z tej grupy stanowili Żydzi, którzy osie-

dlili się głównie na Dolnym Śląsku. (We Francji

pozostało ponad 400  tys. Polaków, w  Niem-

czech ok. 300  tys., w ZSRR ok. 1,5 mln, tu jed-

nak nie wszyscy z własnej woli). W sumie do Pol-

ski w latach 1944–49 przybyło ok. 4,1 mln osób,

a wysiedlono ok. 3,5 mln.

Znaczne były również migracje wewnętrz-ne. Polacy z terenów wschodnich i centralnych

(zdewastowanych i przeludnionych) przemiesz-

czali się na ziemie zachodnie, które ostatecznie

(wraz z  repatriantami) zaludniło w  sumie po-

nad 5 mln przesiedleńców. Wzmożony był ruch

ludności ze wsi do miast, związany najpierw

z  odbudową gospodarki kraju w  ramach pla-

nu trzyletniego (1947–49, w tym czasie do miast

wyemigrowało 1,1 mln mieszkańców wsi), a na-

stępnie planu sześcioletniego (1950–56), zakła-

dającego intensywną industrializację (w ciągu

pierwszych czterech lat planu co roku wyjeż-

dżało ze wsi ponad 100 tys., w  latach 1955–56

ok. 50 tys. osób rocznie).

W 1949 r. doszło do zamknięcia kraju. Wpro-

wadzono restrykcyjną ustawę paszportową.

Granice zabezpieczono wieżami strażniczymi,

pasami kontrolnymi i  zasiekami z drutów kol-

czastych. Polityka izolacji wzorowana na ZSRR

miała pomóc władzom wcielić w  życie nową

ideologię.

Liczba podróży zagranicznych, liczona przed

wojną w setkach tysięcy rocznie, w pierwszej

połowie lat 50. oscylowała wokół kilku tysięcy,

z czego ogromną większość stanowiły podróże

służbowe, przede wszystkim do republik ZSRR.

Prywatnie do krajów kapitalistycznych wyjeż-

dżało do kilkuset osób rocznie. Według ob-

liczeń Dariusza Stoli (w książce „Kraj bez wyj-

ścia?”), w 1954 r. na 27 mln mieszkańców Polski

tylko 2 tys. osób (0,007 proc. ludności) otrzyma-

ło zgodę na prywatny wyjazd zagraniczny, zaś

zgodę na emigrację – 0,0002 proc. „Statystycz-

nie rzecz ujmując, łatwiej było wówczas zostać

ministrem niż emigrantem” – komentuje Stola.

Nielegalne przekroczenie granicy trakto-

wano jako zdradę, za którą groziła kara od 1

do 3 lat więzienia. Zbiegów ścigano nie zwa-

żając na koszty. Wiele osób odmawiało po-

wrotu z  legalnych wyjazdów zagranicznych.

Zrobili tak np. Czesław Miłosz (art. s. 120) i kom-

pozytor Andrzej Panufnik. Najbardziej spek-

takularna w czasach stalinizmu była ucieczka

wysokiego funkcjonariusza MBP, Józefa Światły

(art. s. 32). Ale były też spektakularne powroty

– np. w 1951 r. Antoniego Słonimskiego, który

spędził wojnę w Londynie.

W  kilka tygodni po śmierci Stalina amne-

stią objęto w ZSRR Polaków z więzień i łagrów.

W  styczniu 1954  r. na stacji w  Brześciu wysie-

dli pierwsi repatrianci z  drugiej powojennej fali transportów. W połowie 1954 r. rozpoczę-

to kampanię wzywającą do powrotu emigran-

tów z krajów zachodnich. Wprowadzono zmia-

ny w polityce paszportowej. Liczba prywatnych

wyjazdów zagranicznych wzrosła kilkakrotnie.

Popularne stało się organizowanie zbiorowych

wycieczek do krajów znajdujących się w grani-

cach bloku sowieckiego.

Joa n na Saw ick a

MIGRACJE WYSIEDL ENIA , POWROTY, IZOL ACJA

i wygląd miast i miasteczek: egalitaryzacja pod wzglę-dem ubioru czy miejsca zamieszkania („lud wchodzi do śródmieścia”), powszechne uczestnictwo w  organiza-cjach społecznych, od związków zawodowych przez Li-gę Kobiet po Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, dziesiątki tysięcy uczestników współzawodnictwa pracy i czynów produkcyjnych, miliony w pochodach pierw-szomajowych, udział w niezliczonych masówkach w za-kładach pracy, wszechobecne slogany i hasła polityczne.

Znaczną część tych zmian przedstawia się jako jedy-ny i najbardziej skuteczny sposób przekształcenia Polski z zacofanego kraju chłopskiego w nowoczesne państwo przemysłowe. Nie miejsce tu na weryfi kację takiej opinii choćby przez porównania z innymi krajami, które mo-dernizowały się w innych warunkach ustrojowych. Wy-starczy konstatacja, że w latach 1949–53 nastąpiły zmia-ny o charakterze skokowym, a zarazem trwałym: pozo-stały z tych lat nie tylko huty, ale także przekonanie wie-lu środowisk, że awans społeczny, który przeżyły i który utożsamiano z awansem kraju jako całości, był możliwy wyłącznie dzięki impetowi, który nadała sowiecka wer-sja socjalizmu.

PARTIA WSZĘDZIE. Jednak w okresie stalinizmu nie tyl-ryki i przeorywano świadomość licz-

znych. W tych samych latach ostatecz-nie ukształtowały się kluczowe instytucje i zasady syste-mu. Nastąpiło wnikanie – liczącej blisko 1,5 mln człon-ków – partii komunistycznej we wszystkie segmenty życia: w fabrykach, urzędach, szkołach, spółdzielniach czy pegeerach istniało ponad 50  tys. komórek PZPR, a poziom upartyjnienia kadry ofi cerskiej, aparatu bez-

pieczeństwa czy wymiaru sprawiedliwości sięgał 80–90 proc. Komórki PZPR miały za zadanie nie tylko kon-trolę nad funkcjonowaniem instytucji, w której istniały,ale także były podstawowym instrumentem mobilizacji bezpartyjnych. W 1950 r. wprowadzono system nomen-klatury, czyli listę stanowisk kierowniczych, które mogły być obsadzane tylko na wniosek lub za zgodą odpowied-niej instancji partyjnej. Po kilku latach obejmowała gru-bo ponad 100 tys. stanowisk. Nastąpił rozrost zawodo-wego aparatu partyjnego (do ok. 13 tys. osób), a w struk-turze instancji partyjnych powstały piony odpowiadające resortom administracji państwowej i sprawujące nad ni-mi pieczę. W ten sposób partia nie tyle kontrolowała, ile wręcz wchłaniała państwo.

POWSZECHNE UPAŃSTWOWIENIE. Możliwe to byłom.in. dzięki skrajnej centralizacji zarządzania gospo-darką i ścisłemu planowaniu, z wyznaczaniem cen, asor-tymentu i wolumenu produkcji całego przemysłu, w tym drobnego. Zadekretowano priorytet sektorów produku-jących – jak określano w marksistowskim języku środkiprodukcji – i zepchnięto na dalszy plan te, które wytwa-rzały artykuły konsumpcyjne. Tylko po części związa-ne to było z istniejącym napięciem międzynarodowym(wojna w Korei), bardziej – z założeniami doktrynalny-mi. W  system planowania wtłaczano nawet rzemiosłoi rolnictwo, m.in. przez obowiązek odstawiania do pań-stwowych punktów skupu podstawowych produktów. W 1949 r. rozpoczęto kolektywizację rolnictwa.

W 1950 r. zniesiono tradycyjny podział na samorząd i terenową administrację, wprowadzając – na modłę so-wiecką – system rad (narodowych). Zniknęły resztki au-

Page 11: polityka-pomocnik_historyczny-201206

1111

Repatrianci z Kresóww drodze na ziemie zachodnie, r.

tonomii organizacji społecznych i  stowarzyszeń, które łączono i dzielono wedle politycznych potrzeb, a stano-wiska kierownicze znalazły się w systemie nomenklatu-ry. Np. w 1949 r. kilkanaście organizacji kombatanckichpołączono w jedną (Związek Bojowników o  Wolność i  Demokrację), w  której ramię przy ramieniu znaleźli się uczestnicy powstań śląskich z  lat 1919–21 oraz dą-browszczacy z wojny domowej w Hiszpanii. Środowiska

y

twórcze, na specjalnie zwoływanych zjazdach lub nara-dach, deklarowały realizm socjalistyczny jako obowią-zującą normę.

SOWIECKI WASAL. KULT STALINA. W świadomości spo-łecznej z pojęciem stalinizm utożsamiane są przedewszystkim (lub nawet wyłącznie) dwa zjawiska: obec-ność sowiecka w Polsce oraz skala i charakter terroru. Symbolem stało się powołanie w listopadzie 1949 r. nastanowisko ministra obrony narodowej (i członka Biu-ra Politycznego KC PZPR) sowieckiego marszałka Kon-stantina Rokossowskiego, czemu towarzyszyło objęcienieomal wszystkich dowódczych stanowisk w  wojsku przez ofi cerów sowieckich, którzy od 1950  r. stali na-wet na czele wywiadu. Północna Grupa Wojsk ZSRR dogrudnia 1956 r. stacjonowała poza międzynarodowym porządkiem prawnym, tzn. bez umowy z rządem PRL, co można uznać nawet za formę okupacji. W centralnychurzędach pojawili się doradcy z Moskwy.

Nieomal cała industrializacja bazowała na sowieckich technologiach, we wzajemnych obrotach występowała często nieekwiwalentność na korzyść Związku Sowiec-kiego. Gospodarka polska została w istocie przykuta dosowieckiej, co miało dalekosiężne i niezwykle trwałe ne-

gatywne skutki dla jej stanu. Znaczna część decyzji z róż-nych dziedzin – z decyzjami personalnymi włącznie – podejmowana była po konsultacji lub wręcz z rekomen-dacji Moskwy. W szkołach wprowadzono obowiązkowe nauczanie języka rosyjskiego, wiele podręczników (takżeuniwersyteckich) było tłumaczeniami z rosyjskiego.

Publicznie uznanym najwyższym autorytetem stał się Stalin, który osobiście wprowadzał poprawki do konsty-tucji uchwalonej w 1952 r., a przejawy jego kultu niewiele różniły się od tych, które występowały w Związku So-wieckim. I tak dalej. Często dyskutuje się nad tym, jak określić status międzynarodowy PRL. Dla opisania okre-su stalinowskiego (a także lat 1944–48) znacznie bardziej właściwym wydaje się termin wasal niż satelita. Ten dru-gi odpowiada raczej stanowi po 1956 r. Różnica wbrew pozorom jest istotna.

PAŃSTWO TERRORU. Aczkolwiek po 1956 r. wojsko co najmniej kilkakrotnie występowało zbrojnie „w obronie ustroju i państwa”, a służby bezpieczeństwa (notorycz-nie używając środków poza- czy bezprawnych, a nawet zbrodniczych) prowadziły działalność operacyjną za-równo zwalczając przejawy opozycji jak i  kontrolując społeczeństwo (a  szczególnie te grupy, które uważane były za faktycznie lub potencjalnie „antypaństwowe”) – było to w  istocie nieporównywalne ze stanem, który istniał wcześniej.

Polskę lat 1944–55 bez większego wahania można okre-ślić jako państwo terroru, w którym zbędne było ogłasza-nie stanu wyjątkowego. Z interesującego nas tutaj punktu widzenia należy jednak zastanowić się, czy istniały różni-ce między okresem prestalinowskim (1944–48) i stalini-

Page 12: polityka-pomocnik_historyczny-201206

12

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

zmem. Szukając bardziej syntetycznych określeń propo-nuję – zdając sobie sprawę z nieuchronnego uproszczenia – pojęcia: terror masowy i terror powszechny.

TERROR MASOWY. Pierwszy, występujący w  latach 1944–48, charakteryzował się tym, że był w znacznym stopniu skierowany przeciwko realnym i  aktywnym przeciwnikom nowej władzy. Ponieważ „imię ich by-ło milion”, a nader często stosowano taktykę odpowie-dzialności zbiorowej i uderzeń w ślepo, liczba osób do-tkniętych bezpośrednio terrorem była ogromna: wedleszacunkowych wciąż danych zginęło zapewne ok. 8 tys. osób, sam aparat bezpieczeństwa obliczał (w  1979  r.), że bezpieka aresztowała w tym czasie ok. 156 tys. osób. Liczby te należy uważać za minimalne, rzeczywiste były prawie na pewno wyższe, a należy uzupełnić je o dzie-siątki tysięcy aresztowanych przez NKWD. Tym nie-mniej, jeśli ktoś nie działał w konspiracji, nie wspierał jej, nie mieszkał na terenach, na których przeprowadza-no masowe obławy w pościgu za „chłopcami z lasu”, nie był aktywny w partii opozycyjnej ani nie piastował przed wojną wyższych stanowisk w administracji państwowej – raczej nie stawał się obiektem terroru.

TERROR POWSZECHNY. Po 1948 r. liczba aresztowań –wedle tych samych niepełnych i minimalnych danych – zmalała: w latach 1949–52 aparat bezpieczeństwa uwięził ok. 71 tys. osób, natomiast represje mogły dotknąć nie-omal każdego. Rozpętana walka z Kościołem skutkowała uwięzieniem nie tylko księży, ale i biskupów, a jej zwień-czeniem było internowanie prymasa Stefana Wyszyń-skiego. Rozpoczęte latem 1948  r. poszukiwanie wroga wewnętrznego doprowadziło do aresztowania Gomuł-ki i grona komunistycznych aktywistów, a przygotowa-nia do procesu Gomułki pociągnęły za sobą m.in. wy-krycie „spisku w wojsku”. Ale nie tylko dlatego używam określenia terror powszechny, że żadne miej-sce w  społecznej hierarchii nie chroniło przed prześladowaniami.Używam go także dlatego, że nie-zwykle poszerzony został reper-tuar działań podlegających repre-sjom i  w  rezultacie podlegały im także osoby, które nie prowadziły aktywności politycznej: do wię-zień szły tysiące chłopów, którzy nie wywiązali się z  dostaw obo-wiązkowych; inżynierowie i  ro-botnicy fabryk, w  których miały miejsce awarie, traktowane – nie-omal automatycznie – jako sabotaż lub dywersja (w 1952 r. ponad 2 tys. aresztowanych); osoby posądzone „o  spowodowanie paniki w  celu szkodzenia interesom mas pracu-jących”; ludzie, którzy nieopatrz-nie przekazywali innym informa-cje zasłyszane z zagranicznych radiostacji czy opowiada-jący plotki, co traktowane było jako wroga propaganda(w 1952 r. aresztowano pod tym zarzutem ponad 3 tys. osób, w  1953  r. do obozów pracy skierowano w  trybie administracyjnym ok. 2,7 tys. podobnych przestępców).

Od 1949 r. trafi ały do więzień osoby zwolnione z nich na mocy amnestii z 1945 r. i 1947 r., nawet jeśli po wyj-ściu na wolność nie podejmowały żadnej zorganizowa-nej działalności. Towarzyszyły temu zmasowana, brutal-na kampania nienawiści, która osiągała kolejne apogeaw trakcie pokazowych procesów, szeroko propagowana szpiegomania, masowy werbunek tajnych współpracow-

ników z reguły opierający się na zastraszaniu, sianie nie-ufności, rozbijanie lojalności grupowej, nawet rodzinnej. Wciąż miały miejsce przejawy oporu. Głównie wśródmłodzieży, gdzie miały charakter polityczny, ale także na wsi w obronie przed kolektywizacją czy wśród robotni-ków w walce o poziom życia (np. w 1951 r. wielodniowe strajki w Zagłębiu Dąbrowskim czy w Żyrardowie). Nie one jednak były powodem zasięgu i charakteru represji.Jakkolwiek często mówi się o  aberracji czy irracjonali-zmie stalinowskiego terroru, miał on głębokie znaczenie funkcjonalne dla systemu jako konstytutywny składnik fazy – nazywanej ówcześnie budową podstaw socjalizmu.

POLSKA SPECYFIKA. Pozostaje na koniec kwestia: czy mówić o stalinizmie w Polsce, czy też o stalinizmie po polsku? Wydaje się, że określenia te nie wykluczają się,a  raczej są komplementarne. Można bowiem uznać za oczywiste, iż bez stalinizmu w Związku Sowieckim nie byłoby go w Polsce, w której powstanie samoistnej od-miany totalitarnego komunizmu wydaje się nieomal nieprawdopodobne. Istniały jednak pewne wyróżniki: w Polsce był on nieco inny nie tylko niż w jego sowiec-kim mateczniku, ale także niż w pozostałych krajach ko-munistycznych.

Wbrew dosyć rozpowszechnionym poglądom chyba nie były polską specyfi ką np. przejawy oporu społeczne-go (strajki, sprzeciw wobec kolektywizacji, młodzieżowe spiski), gdyż zdarzały się one także w innych krajach. Ra-czej nie jest też zasadne przekonanie, że tylko w Polsce jeszcze przed wejściem w stalinizm dokonano fi zycznej rozprawy z przeciwnikami nowego ustroju. Wprawdzie w całkowicie innym kontekście, gdyż w ramach likwida-cji reżimów kolaborujących z III Rzeszą, ale wszędzie – włącznie z Czechosłowacją (np. stracenie ks. Tiso) – wy-eliminowane zostały dawne elity, a często także ich żoł-nierze. W pozostałych krajach komunistycznych większe było natomiast natężenie represji wobec Kościołów (już w 1949 r. wyrok dożywotniego więzienia dla kardynała Mindszenty’ego na Węgrzech czy internowanie arcybi-skupa Pragi Berana), które wcześniej niż Kościół katolic-ki w Polsce skapitulowały przed komunistami. Szybsze było tempo kolektywizacji: w 1955 r. kołchozy (różnego typu) obejmowały od 27 proc. użytków rolnych w NRD, do 60 proc. w Bułgarii, podczas gdy w Polsce niespeł-na 10 proc. Nie odbył się w Polsce wielki proces pokazo-wy ani Gomułki, ani żadnej osoby z partyjnego kierow-nictwa, a procesy takie miały miejsce w innych krajach(z wyjątkiem NRD). Stalinizm po polsku był też mniej radykalny, jeśli chodzi o stosunek do symboli narodo-wych: czerwone gwiazdy, którymi ozdobiono np. czapki czeskich kolejarzy, w Polsce z reguły były widoczne tylkona cmentarzach żołnierzy Armii Czerwonej. Nie zbudo-wano w Warszawie pomnika Stalina, co miało miejscew Pradze czy Budapeszcie.

Nie pomniejszając znaczenia tego rodzaju odmienno-ści, wydaje się, że w istocie miały charakter drugorzędny.Lata stalinizmu były okresem bardzo daleko posuniętej unifi kacji całego regionu. Ale najważniejsze, iż w latachtych powstały lub uformowały się podstawowe elemen-ty systemu socjalistycznego jako takiego. Po 1956 r., po odwilży i polskim październiku, wycofano się z np. z for-sowania kolektywizacji czy wymogu uprawiania sztuki wedle zasad socrealizmu, ale podstawowe elementy po-zostały niezmienione lub bardzo nieznacznie zmodyfi -kowane: wszechobecność monolitycznej partii, systemnomenklatury, planowanie i zasady gospodarki nakazo-wo-rozdzielczej, priorytety inwestycyjne. Mimo licznychzwrotów, zakrętów, przełomów stanowiły jego esencję.Aż po 1989 r.

A n dr z ej Paczkowsk i

Nieufność,szpiegomania,

rozbijanie lojalności grupowej…

(Polskie plakatyprezentowane

w tym „Pomocniku Historycznym”

powstały w pierwszej dekadzie powojennej).

Page 13: polityka-pomocnik_historyczny-201206

1313P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Polska powojenna: fundamenty prawno-ustrojowe Granice. Już 26 lipca 1944 r. doszło do podpi-

sania pomiędzy PKWN a ZSRR umowy o prze-

jęciu administracji na ziemiach na zachód od

Bugu. Granica wschodnia, zbliżona do tzw. linii

Curzona z 1919 r., została potwierdzona na kon-

ferencji w Jałcie. Natomiast granicę zachodnią

(na Nysie Łużyckiej i Odrze) ostatecznie usta-

lono w Poczdamie. Do Polski włączono obszar

dawnego Wolnego Miasta Gdańska oraz część

Prus Wschodnich. Granica z  Czechosłowacją

wróciła do przebiegu z 1937 r.

Ustrój polityczny. Dość ogólnikowy Ma-

nifest promoskiewskiego Polskiego Komitetu

Wyzwolenia Narodowego z 22 lipca 1944 r. za-

powiadał utworzenie niepodległego i demo-

kratycznego państwa polskiego, w którym zo-

staną przeprowadzone daleko idące reformy

społeczno-gospodarcze. Dokument odwoły-

wał się do konstytucji marcowej (z 1921 r.) ja-

ko podstawy prawno-ustrojowej odradzające-

go się państwa. Legitymizowano w nim PKWN

przez – w rzeczywistości fikcyjne – powołanie

go przez utworzoną przez komunistów w oku-

powanej Polsce Krajową Radę Narodową.

W Jałcie zagwarantowano Polsce przeprowa-

dzenie wolnych wyborów. 28 czerwca 1945 r.

powstał koalicyjny Tymczasowy Rząd Jedności

Narodowej (premier Edward Osóbka-Moraw-

ski – PPS, wicepremierzy: Władysław Gomuł-

ka – PPR i Stanisław Mikołajczyk – SL/PSL). Naj-

ważniejsze teki objęli komuniści. Alianci uznali

rząd już w lipcu 1945 r.

Funkcję parlamentu sprawowała Krajowa

Rada Narodowa, która – w nawiązaniu do or-

dynacji z  1922  r. – liczyła 444 posłów nie po-

chodzących jednak z  wyborów, lecz delego-

wanych przez partie i  organizacje. Przewagę

w KRN (77,7 proc.) miały partie tzw. bloku de-

mokratycznego (PPR, PPS, SD, ludowcy). Dru-

gim oprócz uchwalanych przez KRN ustaw

sposobem stanowienia prawa były dekrety pre-

zydenta KRN (Bolesław Bierut). Po referendum

z czerwca 1946 r., w którym społeczeństwo ja-

koby opowiedziało się za zniesieniem Senatu,

KRN uchwalił w listopadzie 1946 r. pięcioprzy-

miotnikową ordynację wyborczą do Sejmu

Ustawodawczego. Przewidywała ona wybór

444 posłów, w  tym 72 z  tzw. listy państwo-

wej. Istotnym novum w stosunku do ordynacji

z 1922 r. było obdarzenie czynnym prawem wy-

borczym wojskowych w służbie czynnej.

Zmanipulowane wybory odbyły się

w  styczniu 1947  r. Nowy Sejm uchwalił tzw.

Małą Konstytucję. Jako wzór przyjęto w  niej

ponownie konstytucję marcową, poszerzo-

ną o  Manifest PKWN i  referendum czerwco-

we. Potwierdzono trójpodział władzy: usta-

wodawcza – Sejm; wykonawcza – prezydent,

Rada Państwa i rząd; sądownicza – niezawisły

wymiar sprawiedliwości. Nowym organem by-

ła Rada Państwa, w której skład wchodzili: pre-

zydent, marszałek i wicemarszałkowie Sejmu

oraz prezes NIK. Rada nadzorowała działalność

rad narodowych wszystkich szczebli, zatwier-

dzała dekrety z mocą ustawy uchwalane przez

Radę Ministrów na podstawie pełnomocnictw

Sejmu, mogła wprowadzać stan wojenny lub

wyjątkowy, miała także inicjatywę ustawo-

dawczą. Sejm wybrał Bolesława Bieruta na sta-

nowisko prezydenta RP, funkcję premiera po-

wierzono Józefowi Cyrankiewiczowi.

Administracja terenowa. Wzorowano

ją na przedwojennym systemie administra-

cji państwowej (podział trzystopniowy: gmi-

na, powiat, województwo). Tzw. Ziemie Odzy-

skane podzielono na okręgi administracyjne

i wyznaczono pełnomocników rządu. W ma-

ju 1946  r. utworzono trzy nowe wojewódz-

twa (olsztyńskie, szczecińskie i  wrocławskie)

oraz nadano Warszawie i  Łodzi status miast

wydzielonych na prawach województw. Ad-

ministracja terenowa podlegała Ministerstwu

Administracji Publicznej, a na zachodzie – Mi-

nisterstwu Ziem Odzyskanych. Nowym, for-

sowanym przez komunistów, pomysłem było

powoływanie rad narodowych różnych szcze-

bli, o kompetencjach nie do końca sprecyzo-

wanych (kontrolne, planistyczne, obsada sta-

nowisk). Dopiero reforma administracyjna

z  20  marca 1950  r. nadała im jasny status te-

renowych organów władzy państwowej. Za-

stąpiły zarówno jednostki samorządu teryto-

rialnego, jak i organy administracji terenowej

(prezydia rad narodowych poszczególnych

szczebli), sprawowały tym samym jednocze-

śnie funkcje prawodawcze i wykonawcze.

Bezpieczeństwo publiczne. Prawo kar-

ne zmodyfikowano w  sposób sobie wygod-

ny: przestępstwa pospolite traktowane były

według przedwojennego Kodeksu karnego

i Kodeksu postępowania karnego, natomiast

polityczne sądzone były według nowego woj-

skowego Kodeksu karnego.

Reformy społeczno-gospodarcze.Życie gospodarcze regulowało w  zasadzie

prawodawstwo przedwojenne, doraźnie mo-

dyfikowane dekretami i  ustawami. Dotyczy-

ły one najistotniejszych zagadnień własno-

ściowych, takich jak nacjonalizacja przemysłu

i innych działów gospodarki narodowej (usta-

wa z 3 stycznia 1946 r.) czy reforma rolna (de-

kret z 6 września 1944 r.). Konstytucja marcowa

podkreślała nienaruszalne prawo własności,

aby więc przeforsować zmiany, kwestie te pod-

dano pod referendum narodowe 30 czerwca

1946 r. (słynne 3 x TAK). Gospodarkę poddano

centralnemu systemowi planowania.

W  kwestii stosunków z  Kościołem nowa

władza już 12 września 1945 r. wypowiedziała

konkordat i wydanym kilka dni później dekre-

tem zmieniła prawo małżeńskie (ważność je-

dynie ślubów cywilnych, wprowadzenie roz-

wodów).

Godło, barwy narodowe, hymn, nazwa.Chociaż w Manifeście PKWN ani razu nie pa-

dła nazwa Rzeczpospolita Polska, to właśnie jej

używano oficjalnie aż do 1952 r., kiedy zosta-

ła zastąpiona przez Polską Rzeczpospolitą Lu-

dową. Barwy narodowe i hymn pozostawiono

bez zmian, modyfikacji uległo jedynie godło.

Już tworzone w 1943 r. w ZSRR oddziały polskie

posługiwały się orłem bez korony, takiego też

używała KRN (odwołując się do wizerunku orła

piastowskiego) i naczelne organy władzy pań-

stwowej (okólnik prezesa RM z 1945 r. w spra-

wie oznak i pieczęci). Oficjalnie korony pozba-

wiła orła konstytucja z 1952 r.

Te ramy prawno-ustrojowe partia komuni-

styczna i  tak zapełniała dowolnie ustalanymi

przez siebie treściami. Nie zmieniło tej prakty-

ki uchwalenie 22 lipca 1952 r. Konstytucji PRL,

która ostatecznie uregulowała – praktycz-

nie do 1989 r. – ustrój państwa i prerogatywy

głównych organów państwowych.

Iwona Koch a nowsk a

granice Polski w granice Polski w r.gr olski po ranice Polski po rgraranice Polski po r.

ziemie utracone na wschodi tzieziemie utracone na wschodhodzietzw. ziemie odzyskanetzw ziemie odzyskane

Page 14: polityka-pomocnik_historyczny-201206

14

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Stalinizm, wersja wzorcowa

JÓZEF STALIN. Sekretarz generalny sowieckiej partii ko-munistycznej, szef rządu, naczelny dowódca sił zbrojnych, marszałek, wreszcie generalissimus – ofi cjalne tytuły Jó-zefa Stalina można mnożyć, ale żaden nie oddaje charak-teru jego władzy. Był dwudziestowiecznym tyranem, sta-nowił – obok Adolfa Hitlera – najdoskonalsze wcielenie tego starożytnego terminu oznaczającego okrutnego, de-spotycznego władcę, który narzuca swoją wolę, nie liczącsię z niczym. Hitler rządził Niemcami dwanaście lat, Sta-lin stał na czele Związku Radzieckiego lat niemal trzy-dzieści – od śmierci Lenina w 1924 r. do własnego zgonu w 1953 r. Główne cechy zbudowanego przezeń systemu przetrwały znacznie dłużej, a w takich skansenach komu-nizmu jak Korea Północna trwają do dziś.

JA N SKÓR Z Y Ń SK I

Josif Wissarionowicz Dżugaszwili nie zrobiłby poli-tycznej kariery, gdyby nie rewolucja bolszewicka. Uro-dzony w 1878 r. w gruzińskim miasteczku Gori syn wiej-skiego szewca i chłopki analfabetki trafi ł do seminarium duchownego. Matka chciała, aby został popem, ale mło-dy Josif rychło zamienił prawosławie na wiarę w dogma-ty marksizmu. Nikczemnej postury, bardzo niski, z twa-rzą pokrytą dziobami po ospie i lewą ręką sztywną z po-wodu wypadku w  dzieciństwie, obdarzony był jednak dużą inteligencją i sporo czytał. Gdy go wyrzucono z se-minarium, wstąpił do rosyjskiej partii socjaldemokra-tycznej, z której w 1903 r. wyodrębni się frakcja bolsze-wików, przyjął pseudonim Koba i stał się zawodowymrewolucjonistą. Jak pisze jego biograf Simon Sebag Mon-

Apoteoza Józefa Stalina, obraz

z lat .

Page 15: polityka-pomocnik_historyczny-201206

1515P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

można było dostać jedynie na kartki. Obok obszarów nędzy powstają wówczas wyspy komunistycznego do-statku – specjalne sklepy i stołówki dla elity partyjnej. „Kadry decydują o wszystkim – podkreślał Stalin. – Dla nas obiektywne trudności nie istnieją. Jeżeli sprawy nie posuwają się do przodu albo idą w złym kierunku, to nie trzeba szukać przyczyny w jakichkolwiek obiektywnych powodach: to jest wina kadr”. Od tego był już tylko krok do stwierdzenia, że nie istnieje nic takiego jak przypad-kowa awaria czy błąd – jest tylko sabotaż. Rezultatem były setki procesów kadry zarządzającej przemysłem, specjalistów różnych dziedzin i inżynierów oskarżanych o szkodnictwo.

Dopełnieniem tej drugiej rewolucji rosyjskiej by-ła przymusowa kolektywizacja ziemi chłopskiej. Wraz z  tzw. rozkułaczaniem i  przyspieszonym uprzemysło-wieniem kraju kolektywizacja tworzyła – jak pisze Ni-colas Werth w „Czarnej księdze komunizmu”– program brutalnego przekształcenia gospodarki i społeczeństwa, który zakładał likwidację mechanizmów rynkowych, wywłaszczenie chłopów i  wydobycie bogactw natural-nych rękami milionów wyjętych spod prawa tzw. kuła-ków (najzamożniejszych chłopów) i  innych ofi ar stali-nowskiej rewolucji.

Drogę do wykorzystania pracy niewolniczej przy bu-dowie socjalizmu otworzył dekret o wysłaniu wszystkich więźniów skazanych na kary powyżej trzech lat więzienia do obozów pracy we wschodnich i północnych regionachRosji. Stalin przekazał nadzór nad obozami GPU – dla zarządzania tym wielkim, tyleż penitencjarnym co eko-nomicznym, przedsięwzięciem powstał Gułag (od rosyj-skiego skrótu Głównego Zarządu Obozów). Miliony nie-

Więźniowie Gułaguna budowie Kanału

Białomorskiego,początek lat .

tefi ore, wiódł życie kaukaskiego bandyty, organizując strajki i napady na banki dla zdobycia funduszy dla par-tii, przerywane kilkukrotnymi zesłaniami na Syberię.

Karierę partyjną zawdzięczał Leninowi, który w 1912 r. włączył go, jako przedstawiciela mniejszości narodo-wych, do Komitetu Centralnego. Zgodnie z rewolucyjną modą przybrał nowy, dźwięczniejszy pseudonim: Sta-lin. Trzymał się u boku przywódcy bolszewików, ale nie odegrał wielkiej roli podczas rewolucji październikowej. Mocniej zapisał się w historii wojny domowej jako orga-nizator obrony Carycyna, gdzie pokazał, na co go stać, masowo rozstrzeliwując podejrzanych o kontrrewolucję.Leninowi, który zalecał jeszcze ostrzejsze środki, odpo-wiedział: Możecie być pewni, że ręka nam nie zadrży.

Jako bezwzględny wykonawca poleceń szefa partii zo-stał przezeń mianowany w 1922 r. sekretarzem general-nym WKP(b). Jego władza jeszcze wzrosła, gdy Lenindoznał wylewu, co wyłączyło go z bieżącego kierowania sprawami państwa. Lekceważony przez wielu biurokrata cierpliwie tkał sieć powiązań, która w rezultacie pozwo-liła mu wygrać z  takimi bohaterami Października, jak Lew Trocki, Grigorij Zinowjew, Lew Kamieniew czy Ni-kołaj Bucharin. Otwarta walka o schedę rozpoczęła się po śmierci Lenina. Wódz rewolucji pozostawił politycz-ny testament, w którym skrytykował nadmierną brutal-ność i żądzę władzy Stalina. Równie cierpkie słowa skie-rował jednak także pod adresem innych przywódców bolszewickich, toteż wszyscy woleli schować pod sukno niewygodny dokument.

ROZPRAWA Z RYWALAMI DO WŁADZY. W moskiew-skiej rozgrywce o panowanie nad partią i krajem między 1924 a 1927 r. najzręczniejszy okazał się gruziński pro-wincjusz. Wobec swoich towarzyszy z KC okazał równą bezwzględność co wobec wrogów rewolucji, zaprzęgając do wewnątrzpartyjnego sporu bezpiekę – GPU. Poraż-ka w  walce politycznej ze Stalinem oznaczała usunię-cie z  partii, oskarżenie o  zdradę, aresztowanie, proces i w końcu wyrok śmierci. Mimo uznania swoich błędów, wyrażenia skruchy i  poparcia dla polityki, przeciwko której wcześnie protestowali, jego rywale nie zaznali spo-koju. Kamieniew i Zinowjew wraz z czternastoma inny-mi działaczami zostali skazani na śmierć w pierwszym procesie moskiewskim w  1936  r. Bucharina oraz jego siedemnastu towarzyszy rozstrzelano dwa lata później. Trockiego w 1929 r. wyrzucono z ZSRR, ale w 1940 r. zo-stał na rozkaz Stalina zamordowany w Meksyku.

POTĘGA NA GUŁAGU. Trockizm stał się wrogiem nu-mer jeden w  sowieckiej propagandzie, ale Stalin nieprzywiązywał nadmiernej wagi do rewolucyjnych teo-rii. Chciał skupić w swoich rękach absolutną władzę nad partią i zbudować potęgę „ojczyzny proletariatu”. Temu służył ogłoszony w 1929 r. plan pięcioletni, zakładający fantastyczny wzrost produkcji: wydobycie węgla miało wzrosnąć trzykrotnie, produkcja surówki pięciokrotnie, naft y – dziesięciokrotnie. Jakby tego było mało, Stalin rzucił hasło wykonania planu w cztery lata. Zapłacił za to proletariat. Robotnicy zostali ujęci w karby wojskowejdyscypliny pracy. Śrubowano normy, zniesiono niedzie-

y j y j j

le, surowe kary groziły za najmniejsze wykroczenia. Lu-dzie zostali praktycznie przywiązani do miejsca pracy.Sporą część wielkich budów komunizmu, jak Kanał Bia-łomorski między Morzem Białym a Bałtykiem, zresztą kompletnie bezużyteczny, wznieśli więźniowie.

Dzięki tym drakońskim metodom powstał radziecki przemysł, ale stało się to kosztem bezlitosnej eksploatacjiludności i radykalnego obniżenia stopy życiowej. Real-ne płace robotników spadły o połowę. Od 1929 r. niemalwszystkie artykuły spożywcze i  wiele przemysłowych

wolników dostarczyły Gułagowi dwie fale masowego ter-roru – najpierw kolektywizacja, a potem wielka czystka.

WOJNA Z CHŁOPAMI. Historycy określają przymusową kolektywizację rosyjskiej wsi jako wojnę domową wy-powiedzianą przez państwo chłopskiemu narodowi. Na wsi mieszkało trzy czwarte ludności ZSRR, 130 mln lu-dzi utrzymywało się z rolnictwa. Odebranie im własno-ści, wcielenie siłą do kołchozów, zesłanie milionów do ła-grów i na osiedlenie w odległych rejonach było, jak oce-nia Jerzy Holzer, największą w dziejach Europy operacją na żywym organizmie społecznym. Operacja, której ce-lem było przejęcie przez państwo całej produkcji rolnej i uzyskanie w ten sposób środków na industrializację, na

Page 16: polityka-pomocnik_historyczny-201206

16

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

W olę, aby ludzie popierali mnie ze strachu

niż z przekonania, bo przekonania mo-

gą się zmienić – miał powiedzieć Sta-

lin szefowi bezpieki na początku lat 30. Sowiecki

dyktator własne poglądy dostosowywał do oko-

liczności – ich fundamentem był nie tyle mark-

sistowsko-leninowski schemat, ale dążenie do

władzy absolutnej. „Zmienia teorie w zależności

od potrzeby usunięcia kogoś w danej chwili” –

oceniał Bucharin. Teoria była dla tyrana z Krem-

la przede wszystkim funkcją politycznej praktyki,

ideologiczne tezy ogłaszane na różnych etapach

stanowiły narzędzie racjonalizacji. Toteż hasła

jednego etapu mogły się diametralnie zmienić

na następnym, a ich zwolennicy z wiernych sy-

nów partii przeistaczali się w zdrajców. (Znakomi-

cie opisał to George Orwell w „Roku 1984”).

Na początku, by ustabilizować reżim po pa-

roksyzmach wojny domowej, Stalin reprezen-

tował linię umiarkowaną, rezygnując z  impe-

ratywu wszechświatowej rewolucji na rzecz

koncepcji budowy socjalizmu w jednym kraju.

Wspierał politykę NEP, która dopuszczała ele-

menty rynku w gospodarce, odchodząc od to-

talnej kontroli państwa. Jednak przejął skrajnie

lewicowy program Trockiego, gdy już go poko-

nał. W 1929 r. kraj miał ruszyć „całą parą naprzód”

do socjalizmu. Oznaczało to powrót do komu-

nizmu wojennego, całkowite upaństwowienie

i forsowną industrializację. Wraz z kolektywiza-

cją ziemi w  ZSRR została zrealizowana utopia

„socjalistycznej własności środków produkcji”,

która leżała u podstaw komunistycznego pro-

jektu. W  praktyce powstał system gospodarki

nakazowej, totalnie podporządkowany admini-

stracji partyjno-państwowej, tzw. nomenklatu-

rze, działający – jak mawiał Wódz – niczym „ma-

szyna z jej śrubkami”.

Oryginalny wkład Stalina do rewolucyjnej dia-

lektyki stanowiła teza o rosnącym oporze wroga

klasowego w miarę zbliżania się do socjalizmu.

Było to na bakier z doktryną marksistowską, ale

służyło uzasadnieniu terroru lat 30. Wielki terror

skrywał się za parawanem wielkiego kłamstwa.

W jego apogeum uchwalono konstytucję ZSRR

(1936  r.). Nędzne bytowanie milionów ludzi so-

wiecka propaganda przedstawiała jako szczęśli-

we życie w kraju płynącym mlekiem i miodem.

Kult Stalina – „największego geniusza wszystkich

czasów i narodów” – rozbudowano do monstru-

alnych rozmiarów. Fanatyczni wyznawcy No-

wej Wiary gotowi byli zamknąć oczy na rzeczy-

wistość, jeśli nie zgadzała się z  ideologicznymi

zaklęciami. Fenomen zniewolonych umysłów,

o którym pisał Czesław Miłosz (art. s. 120), dotknął

nie tylko mieszkańców bloku sowieckiego, ale

wielu intelektualistów na Zachodzie. (JS)

TEORIA I PRAKTYKA STAL INIZMU „MASZYNA Z JEJ ŚRUBKAMI”

początku wymierzona głównie w kułaków, szyb-ko przybrała charakter totalny. Wszystkich rolni-ków wcielono wraz z całym dobytkiem, z pomo-cą GPU i wojska, do kołchozów. Mimo biernego, a w wielu wypadkach także zbrojnego oporu chło-pów, między 1930 a 1934 r. całkowicie zlikwido-wano indywidualną własność rolną – partia prze-jęła totalną kontrolę nad życiem obywateli Kraju Rad. Swobodna zmiana miejsca zamieszkania zo-stała zniesiona z chwilą wprowadzenia w 1932 r. paszportów wewnętrznych, których kołchoźnicy nie otrzymali.

W dziele budowy swego nieludzkiego systemukomuniści mieli wsparcie wielu intelektualistówi pisarzy – „inżynierów ludzkich dusz”, wedle okre-ślenia Stalina. „Przeciwko nam występują wszyscy, których historia skazała na zagładę, i to powoduje,że ciągle jeszcze znajdujemy się w stanie wojny domowej– pisał w „Prawdzie” w 1930 r. Maksym Gorki. – Z tego można wyciągnąć tylko jeden wniosek – jeżeli wróg nie poddaje się – należy go zniszczyć”. Słowa te otwierały de-kadę, której śmiertelne żniwo daleko przekroczyło krwa-we dokonania rewolucji i  wojny domowej. Największą ofi arę ponieśli chłopi – podczas kolektywizacji rozstrze-lano dziesiątki tysięcy ludzi, ponad dwa miliony deportowano, setki tysięcy zmarły na zesłaniu.

WIELKI GŁÓD. Ludobójczej miary tej zbrodni państwa na własnych obywatelach dopełnił wielki głód w latach 1932–33, który pochłonął ok. 6 mlnludzi. Nie był on wynikiem katastrofy naturalnej, lecz efektem działań reżimu, który odebrał chło-pom całe ziarno, eksportując zboże nawet wtedy,gdy klęska głodu była już oczywista. Wieś została poddana rygorom okupacyjnym. GPU na rozkaz Stalina otoczyło rejony głodu kordonem sanitar-nym – postawiono blokady na drogach, zawieszo-no sprzedaż biletów kolejowych. Wieśniacy szu-kający ratunku w miastach byli odsyłani na wieślub aresztowani, wielu umierało przy drogach i na rogatkach. Ogłoszony w 1932 r. dekret przewidywał ka-rę śmierci lub 10 lat obozu za kradzież mienia społecz-nego; nazywano go prawem o kłosach, gdyż winą więk-szości skazanych było zerwanie kilku kłosów zboża z pólkołchozowych.

W rezultacie polityki Stalina ogromne regiony Ukra-iny, najżyźniejsze w ZSRR, praktycznie wymarły. Rol-

nictwo długo nie było w stanie podnieśc się z klę-ski, jaką kolektywizacja była także w sferze pro-dukcyjnej. Z punktu widzenia władzy sowieckiej najważniejsze było jednak złamanie wszelkiego ducha oporu i podporządkowanie wszystkich za-sobów kraju reżimowi.

WIELKA CZYSTKA. Przetrącenie kręgosłupa ko-munistycznej elity nastąpiło podczas kolejnego obrotu stalinowskiej spirali terroru. Pretekst do wielkiej czystki dało w  grudniu 1934  r. zabój-stwo szefa partii w  Leningradzie Siergieja Ki-rowa. Rozbudowana bezpieka pod nową nazwą NKWD natychmiast przystąpiła do działania. Dekret o zwalczaniu działalności terrorystycznej nakazywał przeprowadzenie dochodzenia w cią-gu dziesięciu dni, zaoczne osądzenie i natychmia-

stową egzekucję wyroku. Za wystarczający dowód uzna-wano przyznanie się oskarżonych do winy, wydobyte za pomocą tortur. Za domniemane czyny aresztowanych odpowiadała także ich rodzina. Zatrzymań dokonywa-no w nocy. Sparaliżowane strachem miasta przemierza-ły duszegubki – więźniarki NKWD – nikt nie wiedział, czy jadą po sąsiada, czy po niego.

Uwięzionym stawiano spreparowane zarzu-ty o  spisek, zdradę, szpiegostwo, sabotaż i  inne przestępstwa przeciw państwu. Najgłośniejsze były wielkie procesy pokazowe, w których skaza-no dawnych konkurentów Stalina. Ale do cel Łu-bianki i innych więzień trafi ć mógł każdy. Zdzie-siątkowano kadry partyjne i  rządowe, sowieckądyplomację, kierownictwo zagranicznych partii komunistycznych (Komunistyczna Partia Polskizostała zlikwidowana, a jej przywódcy rozstrzela-ni) i dowództwo Armii Czerwonej. Ostrze terro-ru nie ominęło też jego wykonawców – organów bezpieczeństwa, łącznie z dwoma kolejnymi sze-fami NKWD. Wielki terror uderzył we wszyst-kie warstwy społeczne – od członków Politbiura i  KC do najzwyklejszych obywateli. Na każdego

aresztowanego członka partii – ocenia Robert Conquest – przypadało siedmiu prześladowanych bezpartyjnych. Represje dotknęły ludzi, którzy mogli być podejrzani o nieposłuszeństwo, ale także tych, co do których lojal-ności nie można było mieć wątpliwości. Centrala wyzna-czała limity aresztowań i egzekucji dla poszczególnych republik i obwodów, najczęściej przekraczane przez gor-

Pochwała kolektywizacji, plakat

z r.

„Nocny dzwonek do drzwi, nocna

wizyta NKWD”, obraz Dmitrija Oboznenki

z r.

Page 17: polityka-pomocnik_historyczny-201206

1717P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

liwych katów. Bilans lat wielkiego terroru sporządził Ni-colas Werth: 720 tys. egzekucji, około miliona zgonów w obozach i na zesłaniu, 7 mln uwięzionych.

Jednym z  najstraszniejszych – i  najmniej znanych – aktów masowego terroru jest tzw. operacja polska. Ob-jęła ona zamieszkałych w  ZSRR, głównie na Ukrainiei Białorusi, Polaków, których obciążono winą za klęskę głodu i opór wobec kolektywizacji. Prześladowania pol-skiej mniejszości, liczącej ok. 600 tys. osób, były, nawet jak na stalinowskie standardy, wyjątkowo ostre. Z po-nad 140  tys. aresztowanych pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Polski stracono 111 tys. ludzi – prawie 80 proc. Biorąc pod uwagę liczbę ofi ar, odsetek wyroków śmierci oraz prawdopodobieństwo zatrzymania, Polacy – pisze Timothy Snyder – wycierpieli podczas wielkiego terroru więcej niż jakakolwiek inna narodowość w ZSRR.

Stalin osobiście pilnował organizacji czystki, określał kierunki śledztw i przebieg głównych procesów, podpi-sywał listy osób przeznaczonych do rozstrzelania, wy-znaczał kontyngenty aresztowań dla poszczególnych rejonów. Stale poganiał bezpiekę domagając się więcej aresztowań i wyroków. Sam dał też sygnał do jej zakoń-czenia, odwołując w listopadzie 1938 r. szefa NKWD Ni-kołaja Jeżowa, który później został stracony.

Wynikiem wielkiej czystki, obok setek tysięcy bez-imiennych ofi ar, było zdziesiątkowanie sowieckich elit. Potencjalni rywale szefa partii zostali fi zycznie wyelimi-nowani, sama myśl o nieposłuszeństwie na wszystkichszczeblach państwa całkowicie wykorzeniona – nastąpi-ła niczym nieograniczona, jednoosobowa dyktatura Sta-lina. Zwycięstwo w walce z rzeczywistymi i urojonymi wrogami nie spowodowało jednak stępienia represji.

MORDY WOJENNE I POWOJENNE. Lata wojny nazna-czone zostały kolejnymi zbrodniami – mordowaniem więźniów obozów i więzień przed nadejściem Niemców, deportacjami wielkich grup ludności z  ziem podbitych (Polacy z ziem wschodnich Rzeczpospolitej), a nawet ca-łych narodów (Niemcy nadwołżańscy, ludy kaukaskie),likwidacją niekomunistycznych sił politycznych. Machi-na NKWD nie przerwała pracy nawet w najtrudniejszych momentach wojny, tępiąc potencjalnych wrogów we-wnętrznych, szukając odpowiedzialnych za klęski. Szcze-gólne miejsce na tej długiej liście zajmuje mord 22  tys.ofi ar zbrodni katyńskiej w 1940 r. – podpis Stalina i innychprzywódców ZSRR fi guruje na rozkazie ich likwidacji.

Wojna z Niemcami, która w wyniku polityki Stalina omal nie przyniosła upadku władzy sowieckiej, umoc-niła jednak w  rezultacie jego pozycję. Generalissimusnie tylko utwierdził swoją władzę w ZSRR, ale poszerzył granice swego imperium, instalując dyktatury komu-nistyczne w Europie Środkowo-Wschodniej. W podpo-g g j y y

rządkowanych Moskwie krajach powtórzył się cykl ter-roru, forsownej industrializacji, kolektywizacji wsi i we-wnątrzpartyjnych czystek.

Zwycięstwo wojenne nie zaowocowało złagodzeniem reżimu w Rosji. Przeciwnie, między 1944 i 1946 r. liczba więźniów Gułagu wzrosła o prawie połowę! Do obozów trafi li jeńcy uwolnieni z niemieckiej niewoli, żołnierze powracający z Zachodu i robotnicy przymusowi. A tak-że przeciwnicy – realni i potencjalni – władzy sowiec-kiej z krajów bałtyckich, Ukrainy, Polski. Śmierć milio-

y j y

nów mieszkańców ZSRR, zniszczenie kraju oraz wymu-szanie dostaw ze zrujnowanej wsi zaowocowało nowym głodem, który przyniósł pół miliona ofi ar. Odpowiedzią na kryzys było wprowadzenie w 1947 r. nowych drakoń-skich przepisów – każdy „zamach na własność państwo-wą lub kołchozową” podlegał karze od pięciu do dwu-dziestu pięciu lat łagru. W  następnych latach skazano z tego paragrafu ok. 1,3 mln ludzi.

OSTATNIA RUNDA TERRORU. Ostatnie pięć lat ży-cia Stalina to kolejna odsłona terroru. Liczba więźniów Gułagu bije wtedy wszelkie rekordy osiągając w 1950 r. 2 561 351 osób. Wiele wskazuje na to, że starzejący się tyran szykował następną wielką czystkę. Na pierwszy ogień poszli zwycięscy dowódcy wojskowi – marszałek Gieorgij Żukow uratował głowę za cenę odsunięcia na boczny tor, ale skazano wielu generałów. Kolejnym ce-lem stały się elity partii z Leningradu, na czele z szefem Komisji Planowania Andriejem Wozniesieńskim, roz-strzelane w 1950 r. Represje spadły też na działaczy po-wołanego w czasie wojny Żydowskiego Komitetu Anty-faszystowskiego. Jego przewodniczący aktor Solomon Michoels padł w 1948 r. ofi arą skrytobójstwa na rozkaz Stalina. Komitet i  jego członków zlikwidowano, a wła-dze wszczęły kampanię antysemicką pod hasłem wal-ki z kosmopolityzmem. Jej ofi arami byli m.in. żydowscy pisarze i intelektualiści, a także ofi cerowie bezpieki nie-właściwego pochodzenia, prowadzący wcześniej bezli-tosne śledztwa. Do obozu trafi ła nawet żona Mołotowa. W 1952 r. wszczęto śledztwo przeciwko grupie lekarzy, w większości Żydów, opiekujących się lokatorami Krem-la. W styczniu 1953 r. „Prawda” poinformowała o aresz-towaniu „terrorystycznej grupy lekarzy, którzy poprzez szkodliwe leczenie dążyli do skrócenia życia” przywód-ców ZSRR współdziałając z żydowską organizacją Joint, kierowaną przez wywiad amerykański.

Kremlowskich lekarzy i  wiele innych osób, najbliż-szych ludzi Stalina nie wyłączając, uratowała śmierć wo-dza 5 marca 1953 r. (art. s. 59). Jego ostatnimi ofi aramibyło kilkaset osób zadeptanych podczas pogrzebu.

Ja n Skór z y ńsk i

Statystyka śmierci: żniwo stal inizmu

Ś miertelne żniwo stalinizmu to przede wszystkim masowe zabijanie własnych

obywateli w czasach pokoju. Liczby ofiar nie da się dokładnie ustalić z powo-

du braku wiarygodnych źródeł. Można jedynie przedstawiać szacunki na podstawie

fragmentarycznych i niepewnych danych. Anne Applebaum podaje na podstawie

wyliczeń Stowarzyszenia Memoriał, że pod rządami Stalina w sowieckich obozach

koncentracyjnych, jak określa łagry, śmierć poniosło co najmniej 2 749 163 osób;

786 098 zostało zabitych w egzekucjach. 18 mln osób przeszło przez łagry; repre-

sjom, takim jak aresztowanie, więzienie i zesłanie – poddano w sumie 28,7 mln. Ofiary

śmiertelne reżimu sowieckiego na obszarze Polski, krajów bałtyckich, Białorusi, Ukra-

iny i zachodniej Rosji (w latach 1933–45) wylicza w książce „Skrwawione ziemie” Timo-

thy Snyder. Według jego szacunków wielki głód pochłonął 3,3 mln istnień, a stalinow-

ski terror w najostrzejszej fazie w latach 1937–38 ok. 700 tys. Znacznie większe liczby

dla całej epoki stalinowskiej podaje Robert Conquest w swojej monografii „Wielkie-

go terroru” – 20 mln zabitych, ok. 40 mln prześladowanych. (JS)

Ofiary Wielkiego Głodu na Ukrainie, fotografia z r.

Page 18: polityka-pomocnik_historyczny-201206

18

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Tomasz i jego ekipaPIO T RO SĘ K A

Bolesław Bierut (1892–1956)Wszyscy, którzy zetknęli się z  towarzy-

szem Tomaszem (jeden z  konspiracyj-

nych pseudonimów Bieruta) podkre-

ślali, że był przeciwieństwem Gomułki.

Spokojny, wyciszony, zawsze taktowny

i  uprzejmy, zdaniem niektórych wręcz

nieśmiały. Chętnie słuchał i nie narzucał

się ze swoim zdaniem – raczej zachowy-

wał je dla siebie.

Przyszły prezydent urodził się w bied-

nej rodzinie i – mimo ambicji – nie miał

szans na akademickie wykształcenie. Jak

twierdził Staszewski „Bierut był samo-

STALIN RUGA BIERUTA. W październiku 1944 r. Bole-sław Bierut wrócił do Warszawy z  wizyty w  Moskwie i na posiedzeniu Biura Politycznego Polskiej Partii Ro-botniczej relacjonował przebieg swojej rozmowy ze Sta-linem. Opowieść tę zapisał w swoich pamiętnikach Wła-dysław Gomułka: „Stalin i Mołotow podnieśli się od sto-łu, wzięli pod pachy Bieruta i przeszli wspólnie w inne miejsce obszernej sali, w której odbywało się przyjęcie. (...) Rozmowa ta miała przebieg szczególny. Stalin od ra-zu zmienił swój poprzedni jowialny ton i napadł na Bie-ruta w  sposób brutalny, używając wulgarnego języka. – (…) Czto ty, job twoju mać, diełajesz w Polsze? Kakojz tiebia komunist, ty sukin syn. Bierut – jak nam mówił – przypuszczał, że Stalin, podpiwszy sobie, w ten spo-sób zabawia się z nim, że po prostu żartuje. Wymyślania Stalina przyjmował więc z uśmiechem. Z błędu wypro-

cie szef NKWD odciągnął prezydenta na

bok i ostrzegł: „Od…ie się od towarzy-

sza Stalina, bo będzie niedobrze”. Więcej

Bierut do sprawy nie wracał.

Z drugiej strony troska o dawnych ka-

pepowców nie przeszkadzała mu odma-

wiać prawa łaski skazywanym na śmierć

żołnierzom AK, a także wtrącać do więzie-

nia współtowarzyszy oskarżonych o „od-

chylenie prawicowo-nacjonalistyczne”.

Do historii przeszedł Bierut nie tylko

jako przywódca PZPR w najbardziej po-

nurym i  krwawym okresie jej dziejów,

ale także za sprawą okoliczności swojej

śmierci. Umarł nagle w Moskwie, w kilka-

naście dni po ogłoszeniu przez Chrusz-

czowa tajnego referatu na XX Zjeździe.

Przyczyną zgonu była zadawniona cho-

roba serca, zapewne spotęgowana

przez psychiczny wstrząs, jednak Pola-

cy snuli domysły, że został zamordowa-

ny (art. s. 142).

Po wojnie krążyły plotki, że Bierut to

przybrane nazwisko i  że w  latach trzy-

dziestych został zwerbowany przez

NKWD. Taką wersję podał również Józef

Światło w audycjach Wolnej Europy. Dzi-

siaj historycy są zgodni: nie ma żadnych

dowodów na agenturalne uwikłanie

Bieruta. Zwrot „agent sowiecki” pod je-

go adresem można rozumieć tak, że stał

na czele partii, która strzegła interesów

stalinowskich w Polsce i wiernie wyko-

nywał dyrektywy Moskwy.

ukiem, miał bardzo szeroki zakres zain-

teresowań, dużo czytał, literaturę piękną

znał dość dobrze, palił się do astronomii,

architektury, ale były w nim jakieś kom-

pleksy nie do przełamania: lojalność wo-

bec Związku Radzieckiego par force i fa-

natyczna wiara w dogmaty, która ważyła

na jego decyzjach”.

Prawdopodobnie właśnie te cechy

osobowości przypadły do gustu Stalino-

wi, który zdecydował się powierzyć mu

najwyższe stanowisko w  powojennej

Polsce – mimo że Tomasz część okupacji

spędził w Polsce, a więc należał do frak-

cji, której Moskwa nie darzyła nadmier-

nym zaufaniem. Niewykluczone, że przy-

chylność dyktatora Bierut zaskarbił sobie

donosem na Gomułkę, wysłanym jesz-

cze z okupowanej Warszawy, w którym

oskarżył sekretarza PPR, że „czyni on bez

przerwy zygzaki od sekciarstwa do skraj-

nego oportunizmu i odwrotnie”.

Na korzyść Bieruta trzeba przyznać,

że jako jedyny miał odwagę upominać

się o  towarzyszy z  KPP, którzy przepa-

dli bez wieści w okresie Wielkiej Czyst-

ki. Bierut wierzył, że przynajmniej część

ocalała i żyje gdzieś w łagrach. Nie wie-

dział, że wszyscy dawno zostali rozstrze-

lani. Nagabywany Stalin robił zdziwioną

minę, głośno zastanawiał się, co mogło

stać się „z  takimi dobrymi towarzysza-

mi”, i polecał Berii ich odszukanie. Teatr

ten powtarzał się kilkakrotnie, aż wresz-

Page 19: polityka-pomocnik_historyczny-201206

1919P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

go szczęścia w imię zwycięstwa światowej rewolucji, która utoruje drogę do świata idealnie sprawiedliwego. Raczej nikt z polskich komunistów nie miał wówczas przesłanek,by fantazjować o  stanowiskach i  zaszczytach, godził się natomiast na życie w ubóstwie i niewygodzie, w ciągłymzagrożeniu aresztowaniem, śledztwem, więzieniem.

Ideologia marksistowska stanowiła upragnioną re-ceptę na zbudowanie nowego społeczeństwa i klucz do zrozumienia świata. Kusząca okazała się zwłaszcza dlapewnej grupy wśród polskich Żydów (art. s. 98), pragną-cej uciec od politycznej dyskryminacji i jednocześnie ze-rwać z  judaizmem. „Komunizm sowiecki był na miaręhistorii zmieniającej świat – wspominał po latach Julian Stryjkowski. – Był ideologią rewolucyjną zmieniającą ra-dykalnie umowę społeczną, dając władzę uciśnionym, miał zaprowadzić ład i  sprawiedliwość ogólnoludzką. Jest to właściwie realizacja mitu o przyjściu Mesjasza”.

Z drugiej strony trzeba pamiętać, że wiara w rewolu-cyjną utopię uczyniła z polskich komunistów bezwzględ-nych fanatyków. Przyjęli zasadę, że cel uświęca środki, a posłuszeństwo dyrektywom Kominternu (czyli de fac-to Stalinowi) jest nakazem „sumienia partyjnego”, waż-niejszym od lojalności wobec ojczyzny, rodziny i przyja-ciół. Snując marzenia o Polskiej Republice Rad, godzili się na pozbawienie kraju suwerenności i uzależnienie go od Moskwy.

CIEŃ WIELKIEJ CZYSTKI. Gdy Wielka Czystka w ZSRR (1937–38 r.) wraz z milionami innych ofi ar pochłonęłateż całe kierownictwo KPP, przyszli włodarze PRL zaj-mowali na tyle odległe stanowisko w partyjnej hierar-chii, że umknęli uwadze NKWD. W latach 30. czołowipolscy komuniści (wśród nich Warski, Leński, Koszut-ska, Próchniak) przybywali do Moskwy na wezwanie

wadził go Mołotow, zwracając się do niego podobnie jak Stalin obraźliwymi słowami: – Czto ty, durak, ułybajesz-sia? Zdieś nie szutki, a dieło serioznoje [Czego się durniuuśmiechasz? To nie żarty, tylko poważna sprawa]”.

Struchlały Bierut zapewnił, że starał się sumiennie wy-pełniać wyznaczone mu zadania, ale jeśli tow. Stalin stra-cił do niego zaufanie, gotów jest ustąpić ze wszystkich sta-nowisk. W odpowiedzi usłyszał kolejną porcję wyzwisk: „Gdybyśmy nie mieli już do Was zaufania, sami byśmy Was zdjęli bez zbędnych ceregieli” – powiedział Mołotow.

„Napaść Stalina i Mołotowa na Bieruta nie była spo-wodowana jego osobistymi, określonymi przewinienia-mi – zanotował Gomułka. – Faktycznie była ona adre-sowana do całego kierownictwa partii, stanowiła wyraz krytyki naszej działalności politycznej na wyzwolonym obszarze Polski, zwłaszcza naszego postępowania wobecobszarników, które – zdaniem Stalina – było liberalne, »tołstojowskie«. Osobę Bieruta wybrali na przekaźnik, mający przedstawić ich poglądy i stanowisko całemu kie-rownictwu PPR. Besztając wulgarnie, besztali poprzez niego, niejako zaocznie, całe Biuro Polityczne naszej par-tii”. Warto dodać, że członkowie kierownictwa na tym sa-mym posiedzeniu jednomyślnie podjęli decyzję o zmianiekursu politycznego zgodnie z wytycznymi Stalina.

IDEOWI I POSŁUSZNI. Przytoczona opowieść dobrze ilustruje okoliczności, jakie uformowały generację pol-skich stalinistów: ludzi głęboko ideowych, a zarazem bez-względnie posłusznych wobec Moskwy. Niemal wszyscy członkowie elity rządzącej Polską w okresie stalinowskimz  ruchem komunistycznym związali się przed wojną.Wówczas był to wybór, którego z pewnością nie można uznać za koniunkturalny. Oznaczał radykalny sprzeciwwobec otaczającej rzeczywistości, poświęcenie osobiste-

Jakub Berman (1901–84)Arthur Bliss-Lane, pierwszy amerykański

ambasador w  powojennej Warszawie,

zanotował we wspomnieniach: „W cza-

sie ogólnej rozmowy przy obiedzie Ber-

man wypowiadał się swobodnie i  ze

znawstwem na temat wszelkich proble-

mów rządu. Jasne było dla mnie od ra-

zu, że ten człowiek ma ogromną władzę.

(…) Wydawał mi się człowiekiem wybit-

nie inteligentnym. Spokojny w  zacho-

waniu, noszący się z  godnością, mówił

wytwornie, lecz dobitnie, a  jego ruchli-

we i  wrażliwe usta wymawiały dokład-

nie każdą sylabę. (…) W przeciwieństwie

do niektórych ewidentnych komunistów

jego wygląd nie świadczył zupełnie

o  brutalności czy prostactwie. Miałem

się później dowiedzieć, że był jednym

z  głównych agentów Kremla w  Polsce,

jednym z kierujących marionetkami” .

Jakub Berman, przez wielu uważany

za drugą po Bierucie osobę w państwie,

był najlepiej wykształconym członkiem

stalinowskiego kierownictwa. W  1925  r.

ukończył Wydział Prawa Uniwersytetu

Warszawskiego, następnie pod kierun-

kiem prof. Ludwika Krzywickiego przy-

gotował rozprawę doktorską z socjologii.

Po wojnie dał się poznać jako erudy-

ta o wytwornych manierach, ale też jako

pewny siebie cynik, zręcznie żonglujący

ideologiczną nowomową. „Berman? Jak

aktor, grał rolę – wspominał Jerzy Mo-

rawski. – Kiedy przemawiał, to jak ad-

wokat przyodziany w togę. Unosił głos,

używał górnolotnych zwrotów i zdania

szpikował pokrętnymi formułkami, któ-

re – gdyby je wycisnąć – okazałyby się

puste, pozbawione sensu. Był, pamię-

tam, taki czas, jeszcze w  PPR, kiedy po

korytarzach szeptem szło: towarzysz Ja-

kub przemówi, trzeba iść posłuchać, po-

wie coś ciekawego. I wszyscy szli, ja też.

A potem, jak pytano mnie, co konkretnie

powiedział, nie umiałem powtórzyć”.

W  kierownictwie partii Berman od-

powiadał m.in. za politykę kulturalną

i oświatową, ale rolą, która zapewniła mu

niesławne miejsce w polskiej historii, by-

ło członkostwo w Komisji Biura Politycz-

nego ds. Bezpieczeństwa Publicznego

i związany z nią nadzór nad funkcjono-

waniem maszyny terroru (art. s. 32). Wraz

z Bierutem ustalał scenariusz najważniej-

szych procesów pokazowych, wytyczał

też kierunki kolejnych śledztw.

Co znamienne, rozliczany ze swojej

działalności w 1956 r. podkreślał, że przez

cały okres stalinowski żył w stanie zagro-

żenia, obawiając się, że sam padnie ofiarą

„walki z kosmopolityzmem” – czystki za-

inicjowanej przez sowieckiego dyktato-

ra wobec żydowskich komunistów. Łka-

jąc, żalił się członkom Biura Politycznego:

„Ja sam chodziłem ze stryczkiem na szyi,

wiedziałem, że prędzej czy później pój-

dę na szafot”.

Page 20: polityka-pomocnik_historyczny-201206

20

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

U koronowaniem działalności komunistów w dążeniu do konsolidacji wła-

dzy w Polsce było utworzenie w 1948 r. dwóch wielkich, zarządzanych

centralnie, struktur: Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i  Związku

Młodzieży Polskiej. Był to zarazem kres ograniczonego, powojennego plura-

lizmu politycznego.

PZPR powstała na tzw. Zjeździe Zjednoczeniowym, odbywającym

się w gmachu Politechniki Warszawskiej 15–21 grudnia 1948 r., w wy-

niku połączenia PPR i PPS. Scalenie poprzedziły czystki w szeregach

socjalistów. Na szczycie partyjnej hierarchii znajdował się Zjazd

(zwoływany co cztery lata), na którym wybierano Komitet Central-

ny, jego Biuro Polityczne i Sekretariat KC, kierowany przez I sekre-

tarza. Urząd ten sprawował do marca 1956 r. Bolesław Bierut. Na

ższym szczeblu stały komitety wojewódzkie, powiatowe i gminne,

szym ogniwem były podstawowe organizacje partyjne (POP), dzia-

akładach pracy, uczelniach i w większych instytucjach. Zebrania in-

ano plenami. Obowiązywała zasada tzw. centralizmu demokratycz-

mokracja w dyskusji i wyborach władz, dyscyplina w realizowaniu

ch uchwał); w praktyce wszystkie decyzje zapadały w najwęższym

dzy.

ście osób na najwyższych szczeblach hierarchii piastowało często

artyjnych stanowisk (np. Bierut – pięć), a dodatkowo każda z nich

nkcje państwowe. Zmiany personalne następowały w tym gronie

rzadko. Obok Bolesława Bieruta najsilniejszą pozycję mieli Hilary

Jakub Berman. Faktyczna dyktatura kierownictwa partii zmusza-

ła wszystkich jej członków do bezwzględnego posłuszeństwa. Niepokornych

zmuszano do samokrytyki lub wydalano z szeregów. Obowiązywał kult Bieru-

ta, a jedyną drogą awansu było gorliwe wychodzenie naprzeciw oczekiwaniom

kierownictwa. Zachętą do lojalności były przywileje – np. w postaci dostępu do

mieszkań i specjalnych, dobrze zaopatrzonych tzw. sklepów za żółtymi firankami.

Partia, tuż po jej powstaniu, miała ok. 1,5 mln członków, co stanowiło 6 proc.

ludności Polski. Ok. 60 proc. stanowili robotnicy, 25 proc. – chłopi. W następnych

latach udział robotników malał, a  rósł tzw. pracowników umysłowych. Liczba

członków nieco spadła, w całym okresie stalinowskim nie zeszła jednak poni-

żej miliona.

Utworzony na wzór sowieckiego Komsomołu ZMP powstał 21 lipca 1948 r. pod-

czas Kongresu Jedności Młodzieży we Wrocławiu, z połączenia Związku Walki

Młodych, Związku Młodzieży Demokratycznej, Związku Młodzieży

Wiejskiej i  Organizacji Młodzieży Towarzystwa Uniwersyte-

tu Robotniczego. W 1951 r. przy ZMP utworzono Organizację

Harcerską. Zetempowcy stanowili zaplecze działań władzy:

w swoich zielonych koszulach i  czerwonych krawatach ma-

zerowali w manifestacjach, włączali się w działania społeczne

wspierali akcje propagandowe.

W  pierwszym roku funkcjonowania ZMP skupiał ponad

5 mln członków, w 1951 r. jego liczebność wzrosła do ponad mi-

liona, a w szczytowym okresie, w 1955 r., do ponad 2 mln członków

(ponad 40 proc. młodzieży). Większość z nich nie zgłaszała się do organi-

zacji z własnej woli, lecz w wyniku przymusu ze strony zakładu pracy, środowiska

szkolnego, rodziny czy z obawy przed szykanami (np. nieprzyjęciem na studia).

Na szczycie struktury działały Krajowy Zjazd (zwoływany co dwa lata), Rada

Naczelna i Zarząd Główny; na niższych – zarządy wojewódzkie, powiatowe, miej-

skie i dzielnicowe, zakładowe, gminne i szkolne. Podstawowymi ogniwami ZMP

były liczące od pięciu do pięćdziesięciu osób koła: pracownicze, szkolne, wiejskie,

miejskie lub fabryczne.

Organizacja, scentralizowana jak PZPR, dążyła do objęcia całkowitym nadzo-

rem codziennego życia swych członków, kandydatów badano pod kątem świa-

topoglądowym, a przyjętych do Związku angażowano w szereg aktywności. Naj-

ważniejsze były odbywające się kilka razy w miesiącu zebrania kół. Wygłaszano

tam referaty o tematyce ideologicznej, społeczno-politycznej, omawiano spra-

wy organizacyjne, a na koniec odśpiewywano „Międzynarodówkę”. Niepopraw-

ne zachowanie lub słabe wyniki w nauce wymagały okazywania skruchy wobec

kolektywu. Długotrwała niesubordynacja lub nieostrożne formułowanie poglą-

dów często kończyły się wydaleniem z organizacji.

W styczniu 1957 r. ZMP rozwiązano, na jego miejsce powołano Związek Mło-

dzieży Socjalistycznej. (Odrodziły się ZMW, ZHP, na kilka lat ZMD). Również

w styczniu, ale 33 lata później, rozwiązana została PZPR.

Joa n na Saw ick a

PZPR I ZMP PART IA I JEJ JANCZARZYKominternu – i  oskarżeni o  współpracę z  sanacyjnąpolicją kolejno stawali przed plutonem egzekucyjnymlub przepadali w archipelagu Gułag (skrót od Gławno-je Uprawlenije Łagierej, organu NKWD zarządzającego obozami pracy przymusowej – przyp red.). Ocaleli ci, którzy w Sieradzu i Rawiczu odsiadywali sanacyjne wy-roki za działalność komunistyczną, m.in. Bolesław Bie-rut, Władysław Gomułka, Roman Romkowski, Alfred Lampe, Leon Kasman, Franciszek Mazur, Zenon Nowak.

Echa moskiewskich procesów, docierające do War-szawy, Pragi czy Paryża, nie pozostawiały złudzeń, że czystka zatacza coraz szersze kręgi. Co znamienne, cho-ciaż działacze KPP mogli spodziewać się zagrożenia, po-słusznie wypełniali polecenia sowieckiego kierownic-twa. „Stała sprawa wyboru: czy lepiej iść na śmierć, czy lepiej, by z ciebie zrobili zdrajcę i odszczepieńca – mówił Kasman, przyszły naczelny „Trybuny Ludu”, w rozmo-wie z Teresą Torańską. – Gdyby [wzywany] nie pojechał, ogłoszono by, że prowokator. (…) Człowiek byłby odizo-lowany, odcięty od tego, czym żył. Po prostu skończony”.

Nawet wiadomość o zlikwidowaniu KPP nie nadwą-tliła ich wiary w komunizm. „Nagle, w 1938 r., znowu jak grom z jasnego nieba: partia rozwiązana – opowiadałKasman. – Nie wiadomo dlaczego, nie wiadomo za co, rozwiązana i koniec. To było gorsze niż grom. Niektórzy zaczęli wątpić w partię, a inni jeszcze bardziej zaparli sięw swoim fanatyzmie. Ja zaparłem się, że partia to świę-tość. Jak absolutna większość moich współtowarzyszy w więzieniu. Że to pomyłka, trzeba odczekać i się wyja-śni. Siedzieliśmy, uczyliśmy się, trzymaliśmy się hardo. Szła wojna, najazd hitlerowski, czuło się napięcie”.

Hilary Minc (1905–74)Uchodził za trzeciego, obok Bieruta i Ber-

mana, członka rządzącego triumwiratu.

Główny architekt polityki gospodarczej,

Page 21: polityka-pomocnik_historyczny-201206

2121P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

WOJNA. KARIERY NA NOWYCH TORACH. We wrześniu 1939 r., w obliczu klęski państwa, władze otworzyły bra-my więzień i wypuściły osadzonych. Większość polskich komunistów skierowała się ku terytoriom zajętym przez Związek Sowiecki. Objęli tutaj podrzędne stanowiska w  lokalnej administracji, niektórzy zostali aresztowa-ni. Dopiero z czasem byłym kapepowcom umożliwiono wstępowanie do WKP(b) z  zachowaniem stażu człon-kowskiego. Jednak o  tworzeniu nowej partii nie mogło być jeszcze mowy, a nieśmiało formułowane nadzieje na odrodzenie Polski w nowym, lepszym (czyli komunistycz-nym) kształcie spotykały się z kategoryczną odmową.

Dopiero wybuch wojny niemiecko-sowieckiej pchnął kariery polskich komunistów na nowe tory. Na początku Moskwa potrzebowała tylko zakonspirowanej organiza-cji dywersyjnej, która nękałaby Niemców na głębokim zapleczu frontu, a  zarazem stanowiła przyczółek poli-tyczny w Polsce, przeciwwagę dla AK i Delegatury Rzą-du. W ten sposób narodziła się Polska Partia Robotnicza.

Gdy po bitwie pod Stalingradem szala zwycięstwa za-częła przechylać się na stronę sowiecką, Stalin – projek-tując już swe przyszłe imperium – przystąpił do budowa-nia elity mającej w przyszłości rządzić Polską. Zadanie doboru kadr powierzył bezpośrednio Wandzie Wasilew-skiej, przedwojennej socjalistce, której – jak się wydaje – ufał nieporównanie bardziej niż dawnym funkcjona-riuszom KPP.

Wasilewska ściągnęła ludzi do Moskwy, do tworzone-go właśnie Związku Patriotów Polskich. Część – wśródnich m.in. Jakub Berman, Roman Zambrowski, Alek-sander Zawadzki, Hilary Minc – przebywała wówczas

w szkole Kominternu w Kusznarenkowie, ale niektórzy dostarczani byli przez NKWD wprost z łagrów. Wasilew-ska wspominała później: „Miałam takie wypadki, że niedo lokalu ZPP, ale do domu konwojent przyprowadzał mi »delikwenta«: Wanda Lwowna, »zakluczonnyj« takii  taki do Waszego rozporządzenia. Tak więc niektórzy ludzie, którzy przyjeżdżali do ZPP wezwani przez nas, w ogóle nie wiedzieli, w jakim charakterze i dokąd jadą”.

Wśród ludzi, którzy na szczyty władzy trafi li niemal wprost z więziennej celi, byli m.in. Zygmunt Modzelew-ski, po wojnie minister spraw zagranicznych, oraz Fran-ciszek Mazur, członek Biura Politycznego PPR i PZPR. „Ja też siedziałem, owszem, jak wielu innych – relacjo-nował Stefan Staszewski. – Z autopsji poznałem sposoby wymuszania zeznań, azjatyckie okrucieństwo. Faktem jest też, że zamiast uciec od komunizmu jak najdalej, po powrocie do Polski włączyłem się w budowę socjalizmu”.

Już na etapie tworzenia zrębów nowej władzy stali-nowscy dygnitarze mieli świadomość, że w każdej chwi-li mogą zostać z powrotem strąceni w otchłań – równie błyskawicznie, jak wcześniej wywindowani zostali z owejotchłani na polityczne szczyty. Ten właśnie lęk stanowił zapewne w oczach Stalina najważniejszą gwarancję lo-jalności.

KRAJOWCY I MOSKALE. Niewątpliwie zbiorową biogra-fi ę polskich stalinistów należy kreślić na tle środowiska działaczy komunistycznych, którzy okres wojny spędzi-li w  okupowanej Polsce. Wielu historyków używa po-jęć „krajowcy” i „moskale” dla rozróżnienia tych dwóch grup w powojennej elicie władzy. Odmienność tych śro-

Józef Cyrankiewicz (1911–89)Jako jedyny w  ścisłej elicie władzy nie

wywodził się z ruchu komunistycznego.

W młodości działacz PPS i bliski współ-

pracownik Adama Ciołkosza, wyróżniał

się zdolnościami oratorskimi i talentem

politycznym. „Był inteligentny, miał du-

działaczy dawnej PPS, którzy „dla karie-

ry, beneficjów i różnych dobrych rzeczy

w życiu stracili wszystko, włącznie z ho-

norem”.

twórca planu forsownej industrializa-

cji. Przed wojną odebrał solidne wy-

kształcenie ekonomiczne i  prawnicze,

we Francji obronił nawet doktorat, jed-

nak swoje koncepcje gospodarcze for-

mułował wyłącznie na bazie ideologicz-

nych dogmatów. „Był człowiekiem dużej

miary o nieprzeciętnym aparacie myślo-

wym – charakteryzował go Stefan Sta-

szewski. – Jednak wszystkie jego wielkie

koncepcje były fałszywe, ponieważ po-

chodziły ze złego źródła – leninowsko-

stalinowskiego marksizmu, a  zabrakło

mu wyobraźni, by zrozumieć, że nie tyl-

ko on zmienia świat, ale i świat się zmie-

nia bez jego udziału. System poglądów

Minca (…) przez lata pozostał w zasadzie

taki, jaki był dwadzieścia czy trzydzieści

lat wcześniej, i  nie zmienił się, chociaż

następowały coraz to nowe znamienne

wydarzenia”.

Do historii przeszedł nie tylko jako bu-

downiczy hut i fabryk, ale też likwidator

prywatnej przedsiębiorczości. W kwiet-

niu 1947  r. na posiedzeniu KC PPR jako

minister przemysłu i  handlu proklamo-

wał tzw. bitwę o handel (art. s. 72).

że powodzenie u dziewcząt – wspomi-

nała go Lidia Ciołkoszowa. – Był zdecy-

dowanym przeciwnikiem współpracy

z  komunistami. Gdy wybuchła wojna

(…), został w kraju i stanął na czele pod-

ziemnej PPS-WRN w  Krakowie. Miał

bohaterską kartę działalności. Został

aresztowany, był torturowany na Mon-

telupich, wysłany do Oświęcimia, gdzie

działał w  obozowej konspiracji. Potem

był w Mauthausen. Po powrocie z obozu

odbył zasadniczą rozmowę z  Zygmun-

tem Zarembą i powiedział mu: »Sojusz-

nicy nas zdradzili. Nie mamy innej drogi,

jak oprzeć się o Rosję. Dlatego przecho-

dzę na tamtą stronę«”.

Stanąwszy na czele koncesjonowa-

nej przez władze PPS został – jak pisała

Dąbrowska – „grabarzem własnej par-

tii”. Obejmując w 1947 r. funkcję premiera

(którą, z niewielkimi przerwami, sprawo-

wać będzie przez ćwierć wieku) przyjął

na siebie rolę głównego administratora

komunistycznej dyktatury.

Jego akces do obozu nowej władzy

był raczej wynikiem koniunkturalizmu

niż ideowego wyboru. Cyrankiewicz od

początku dał się poznać jako miłośnik

wystawnego życia, dobrych trunków

i  jedzenia, luksusowych samochodów.

W  prywatnych rozmowach dystanso-

wał się od komunistycznej ideologii,

chociaż na użytek publiczny doskonale

przyswoił sobie zasady propagandowej

nowomowy. Ciołkosz widział w nim zde-

klarowanego cynika i  zaliczał do tych

Page 22: polityka-pomocnik_historyczny-201206

22

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

P aństwa Europy Wschodniej, które

po II wojnie światowej dostały się

– w wyniku jałtańskiej ugody Wiel-

kiej Trójki – pod nadzór Związku Sowiec-

kiego, nazywano „krajami demokracji lu-

dowej”; potocznie – demoludami.

Albania. W listopadzie 1944 r. władzę

przejęła Komunistyczna Partia Alba-

nii (od 1948  r. – Albańska Partia Pracy).

I sekretarzem (do 1985 r.) był Enver Ho-

dża (Hoxha). W marcu 1946 r. ogłoszono

powstanie Ludowej Republiki Albanii.

Josip Broz-Tito (patrz niżej) chciał z niej

utworzyć republikę jugosłowiańską. Pro-

jekt unii w 1948 r. Hodża odrzucił; zacie-

śnił współpracę z ZSRR (potem z ChRL)

i wprowadził dyktaturę.

Bułgaria. Bułgarska Partia Komuni-

styczna pod przewodnictwem Georgi

Dymitrowa przejęła władzę we wrześniu

1946 r.; zniesiono monarchię i ogłoszono

powstanie Bułgarskiej Republiki Ludo-

wej. W 1948 r. resztki partii socjaldemo-

kratycznej włączono do BPK. Dymitrow

był I  sekretarzem do 1949  r., do 1954  r.

Wyłko Czerwenkow, a do 1989  r. Todor

Żiwkow.

Czechosłowacja. Pomimo wygra-

nych przez Komunistyczną Partię Cze-

chosłowacji wyborów w  maju 1946  r.

zachowano względny pluralizm (funk-

cję prezydenta w latach 1946–48 pełnił,

urzędujący jeszcze przed wojną, Edvard

Beneš). W lutym 1948 r. KPCz, z Klemen-

tem Gottwaldem na czele, dokonała

przewrotu. Ogłoszono powstanie Repu-

DEMOL UDY EUROPEJSKA GWARDIA STAL INApubliki Demokratycznej w  październiku

1949 r. SED stała się partią rządzącą. W lip-

cu 1950 r. funkcję sekretarza generalnego

objął Walter Ulbricht (do 1971  r.), w NRD

rozpoczął się stalinowski terror i czystki.

Rumunia. Po wkroczeniu w  1944  r.

wojsk sowieckich do Rumunii przez

pierwsze trzy lata panował względny

pluralizm. W grudniu 1947 r., po zmusze-

niu króla Michała I do abdykacji, Rumuń-

ska Partia Komunistyczna proklamowała

powstanie Rumuńskiej Republiki Ludo-

wej i  przejęła niepodzielną władzę. Se-

kretarzem generalnym do 1965  r. był

Gheorghe Gheorghiu-Dej, przy czym

w  latach 1954–55 zastąpił go Gheorghe

Apostol (a od 1965 r. Nicolae Ceauşescu).

RPK w 1948 r. przyjęła nazwę Rumuńskiej

Partii Robotniczej.

Węgry. Po wyborach w 1947 r. większe

ugrupowania zmuszono do utworzenia

koalicji partii demokratycznych, mniej-

sze zaś rozbito. Następnie rozpoczęto

czystkę w Węgierskiej Partii Socjaldemo-

kratycznej, a jej resztki w czerwcu 1948 r.

połączono z  Węgierską Partią Komuni-

styczną i  utworzono Węgierską Partię

Pracujących (od 1956 r. – Węgierska So-

cjalistyczna Partia Robotnicza). Sekreta-

rzem generalnym był do 1956 r. Mátyás

Rákosi. Po kontrolowanych wyborach

w  maju 1949  r. WPP przejęła całkowitą

władzę, rozpoczął się terror. Próba oba-

lenia dyktatury w październiku 1956 r. za-

kończyła się krwawą interwencją wojsk

sowieckich.

Joa n na Saw ick a

dowisk zasadzała się m.in. na specyfi ce ich aktywności politycznej. Podczas gdy działacze podziemnej PPR, od 1943 r. kierowanej przez Władysława Gomułkę, czuli się bardziej żołnierzami prowadzącymi bezpośrednią wal-kę z niemieckim okupantem, ludzie z kręgu ZPP działali w zaciszu gabinetów: prowadzili tajne negocjacje, ukła-dali programy i  teksty proklamacji, byli przyjmowani przez najwyższych sowieckich dygnitarzy.

„Wojenne doświadczenie obu grup było całkowicie odmienne – pisał historyk Jaff Schatz. – Kierownictwo PPR, któremu Stalin okazywał brak zaufania i podejrz-liwie kontrolował, było przeżarte frustracją i niechęcią do »moskali«, z którymi dzieliły ich także różnice zdań odnośnie taktyki działania. Różnice między »rodzimy-mi« komunistami i »moskalami«, płynące z  odmien-nych dróg kariery, doświadczeń okupacyjnych, trady-cji ideologicznych i  składu narodowościowego, miały się głęboko odcisnąć na powojennej historii ruchu ko-munistycznego”. Jak podkreśla Schatz, dla wzajemnego postrzegania obu środowisk, a także dla sposobu, w jaki odbierało je społeczeństwo, niezmiernie istotny był fakt, że wielu prominentnych „moskali” było z pochodzeniaŻydami.

Właśnie konfl ikt dwóch frakcji – na przełomie lat 40. i  50. zakończony druzgoczącym, choć przejściowymzwycięstwem „moskali” – miał się okazać jednym z naj-ważniejszych czynników determinujących historię PZPR aż do początku lat 70.

KRĘGI WŁADZY. Elitę rządząca Polską w okresie stali-nowskim stanowiła silnie zintegrowana, kilkudziesię-cioosobowa grupa działaczy, od czasów przedwojennychpozostających w bliskiej zażyłości i dysponujących wła-dzą bez precedensu w  historii kraju. (Najwęższy krąg tworzyli Bierut, Berman i Minc). Wciąż przebywali oni we własnym gronie, spotykając się po kilka razy dziennie na posiedzeniach BP, Sekretariatu KC i Rady Ministrów.W tym samym towarzystwie spędzali też większość cza-su wolnego – głównie w pilnie strzeżonej i odizolowanej od otoczenia dzielnicy willowej w Konstancinie. Wspól-nie jeździli na wakacje do specjalnych ośrodków wczaso-wych w Polsce lub na Krymie.

Jednocześnie pod pozorami zażyłości czaiła się głębo-ka wzajemna nieufność. Członkowie stalinowskiej elity żyli ze świadomością, że lada dzień wybuchnąć może ko-lejna czystka. Nawet w przyjacielskich rozmowach sta-rannie ważyli słowa, nasłuchiwali gabinetowych plotek, gotowi odciąć się od dawnych towarzyszy, gdyby okazało się, że tzw. organy (MBP) powzięły wobec nich podejrze-nia. Podczas uroczystych akademii frenetycznie klaskali na dźwięk słowa Stalin, pielęgnowali kontakty z sowiec-ką ambasadą i sowieckimi doradcami, traktując je jakopolisę ubezpieczeniową w razie katastrofy.

Na ponury żart zakrawa fakt, że nawet Bierut w swoim prywatnym kalendarzyku, w rubryce „telefon pogotowia ratunkowego”, zapisał: „Moskwa – KC, tel. WCz 2447”.

P iotr O sęk a

bliki Czechosłowackiej, zaprowadzono

stalinowski terror. Po śmierci Gottwal-

da w 1953 r. I sekretarzem został Antonín

Novotný (do 1968 r.).

Jugosławia. Po wyeliminowaniu opo-

zycji, w listopadzie 1945 r. Komunistycz-

na Partia Jugosławii, z Josipem Broz-Titą

na czele, przygniatającą większością wy-

grała wybory. Proklamowano powstanie

Federacyjnej Ludowej Republiki Jugosła-

wii. W czerwcu 1948 r. KPJ została wyklu-

czona z Kominformu. Tito przewodniczył

KPJ (od 1952 r. – Związek Komunistów Ju-

gosławii) do swej śmierci w 1980 r.

NRD. W sowieckiej strefie okupacyjnej

Niemiec w kwietniu 1946 r. z połączenia

Komunistycznej Partii Niemiec i  Socjal-

demokratycznej Partii Niemiec powsta-

ła Socjalistyczna Partia Jedności Niemiec

(SED), której sekretarzami generalnymi

(do 1950 r.) byli Wilhelm Pieck i Otto Gro-

tewohl. Po utworzeniu Niemieckiej Re-

Sztandar ludzkości ponad flagami krajów

tzw. demokracji ludowej

Page 23: polityka-pomocnik_historyczny-201206

2323P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Zalecono towarzyszowi Bierutowi

A N DR Z EJ PAC Z KOWSK I

KANAŁY ZALECEŃ. Świadomość istnienia zależno-ści PRL od Związku Sowieckiego była wśród Polaków po-wszechna, natomiast wiedza o jej mechanizmach znacz-nie skromniejsza. W  istocie dopiero swobodny dostęp do archiwów centralnych instytucji władzy (partyjnych i państwowych), a od 1991 r. także do części dokumen-tów sowieckich –  które z  oczywistych powodów mają zasadnicze znaczenie – umożliwił podjęcie próby odpo-wiedzi na kluczowe pytanie: jaki był rzeczywisty wpływ Sowietów na decyzje, które podejmowano w Warszawie.

Najogólniej rzecz biorąc podstawową formą przekazy-wania opinii i zaleceń (rekomendacji) władzom polskim były kontakty bezpośrednie. Miały one miejsce nieomal wyłącznie podczas wizyt w Moskwie warszawskich do-

stojników partyjnych, gdyż sowieccy bardzo rzadko po-jawiali  się nad Wisłą, a  Stalin jedyny raz na ziemiach polskich był w 1913 r. Miały miejsce także rozmowy te-lefoniczne, przy czym ze Stalinem ze strony polskiej pro-wadził je chyba wyłącznie Bierut, także wtedy, gdy funk-cjonował w duumwiracie z Gomułką. Niektóre sprawy załatwiane były za pośrednictwem ambasadora sowiec-kiego w  Warszawie czy to w  formie listów, które wrę-czał, czy przekazywania przez niego treści poleceń, któ-re otrzymywał z centrali. Na podstawie dotychczas zna-nych źródeł można sądzić, że ambasador nie podejmo-wał decyzji na miejscu. Przekazywał informacje i swoje stanowisko do Moskwy i czekał na postanowienia, które tam zapadną.

Przylot z Moskwy. W środku, w kapeluszu,

przewodniczący Krajowej Rady

Narodowej BolesławBierut, po lewej (takżew kapeluszu) premierTymczasowego Rządu

Jedności NarodowejEdward Osóbka-

Morawski. Warszawa, czerwiec r.

Page 24: polityka-pomocnik_historyczny-201206

24

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

ZAPISY SPOTKAŃ. Zarówno z rosyjskich jak i polskicharchiwów znamy kilka zapisów spotkań na najwyższym szczeblu, m.in. relację z  rozmowy ze Stalinem złożo-ną przez Bieruta członkom Biura Politycznego KC PPR w październiku 1944 r., obszerny zapis spotkania Go-mułki  z  Georgim  Dymitrowem, ówczesnym szefem Wydziału Łączności  Międzynarodowej KC partii  so-wieckiej z maja 1945 r., notatkę Gomułki z rozmowy ze Stalinem z listopada 1945 r. czy zapis rozmowy Stalina z przywódcami PPS z sierpnia 1946 r. Spotkania te mia-ły z reguły charakter nie tylko poufny, ale także tajny w tym znaczeniu, że nie ukazywały się żadne informacjeo ich odbyciu się, a nawet o samym fakcie wyjazdu do Moskwy. Po śmierci Stalina system komunikacji między moskiewskim suwerenem a wasalami nie został zmie-niony i – na ile można wnosić z dokumentów – trwałaż do 1956 r.

RAPORTY Z POLSKI. Przywódcy sowieccy otrzymywa-li sporą liczbę raportów dotyczących sytuacji w Polsce. Niektóre były przekazywane wprost z ambasady, inne trafi ały do nich za pośrednictwem odpowiedniej ko-mórki KC. Najpewniej bezpośrednio lub via odpowied-nie ministerstwo przekazywane były raporty głównego doradcy przy MBP. Zwraca uwagę, że materiały te z re-guły były krytyczne lub bardzo krytyczne wobec pol-skich liderów, w czym celowali obaj kolejni ambasado-rzy w latach, o których tu mowa – Lebiediew (do 1951 r.) i  Popow. Np. pierwszy z  nich od 1949 r. kilkakrotnie sugerował Moskwie dokonanie zmian personalnych, głównie przez poprawę „składu narodowego”, i wypisy-wał prawdziwe androny. Materiały tego rodzaju wyko-rzystywane były m.in. w przygotowywaniu się do roz-mów z Polakami.

KOMENTARZ DO NOTATKI Z GRUDNIA 1953 R. Na pew-no tak było w przypadku przedstawianego tu spotkania z Bierutem z końca grudnia 1953 r. Wszyscy członkowie Prezydium KC (jak nazywała się wówczas najwyższa in-stancja sowiecka) otrzymali  obszerną notatkę przygo-towaną w Wydziale Łączności z Zagranicznymi Partia-mi Komunistycznymi na podstawie raportu amb. Popo-wa. W dokumencie tym mowa jest m.in. o „naruszaniu zasad wewnątrzpartyjnej demokracji i norm życia par-

W związku ze zbliżającym się zjazdem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej [II Zjazd PZPR odbył się w dniach 10–17 marca 1954 r. – wszystkie przypisy w nawiasach kwadrato-

wych pochodzą od redakcji] tow. tow. Malenkow G.M., Mołotow W.M., Chruszczow N.S., Bułganin N.A. [Georgij M. Malenkow był premierem, Wiaczesław M. Mołotow ministrem spraw zagranicz-nych, Nikita S. Chruszczow I sekretarzem KC, Nikołaj A. Bułga-nin wicepremierem; wszyscy byli członkami Prezydium KC] przy-jęli 28 grudnia tow. B. Bieruta. W spotkaniu uczestniczył także am-basador ZSRR w Polsce tow. Popow G.M.

W czasie rozmowy na Kremlu i  później na daczy poruszonoproblemy polityki gospodarczej rządu polskiego, sytuacji politycz-nej w Polsce, a także pewne zagadnienia organizacyjne związane z działalnością KC PZPR.

1.  W  dziedzinie polityki  gospodarczej kierownictwo KC KPZR zwróciło uwagę tow. Bieruta na fakt, że poziom życia ludzi pra-cy, a zwłaszcza robotników i urzędników, jest wciąż jeszcze ni-ski, zaś środki zaradcze podejmowane przez polskich przyjaciółsą niewystarczające. Wskazano, że projektowana podwyżka płac realnych o 15% w ciągu dwóch lat jest niewielka i konieczne jest wykorzystanie rezerw kraju dla poważniejszej podwyżki płac re-alnych. Tow. Bierut próbował udowodnić, że realna płaca u nich nie obniżyła się, co jednak nie odpowiada faktom, i zmuszony był uzasadnić to łącznymi zarobkami kilku członków rodziny. Oczywiście ma to znaczenie, jednakże obliczanie zarobków re-alnych prowadzane jest zawsze (w przeliczeniu) na jednego pra-cującego. Wskazano tow. Bierutowi, że dane, które ogłoszono, są polskimi danymi urzędowymi. Kierownictwo KC KPZR za-

tyjnego”, o braku krytyki „wyższych ogniw aparatu” i sa-mokrytyki, o słabości pracy ideologicznej, o poważnych błędach w polityce personalnej, odsuwaniu od ważnych spraw marszałka Rokossowskiego i Aleksandra Zawadz-kiego. Autor raportu uznał też za niewłaściwe, iż Bie-rut opiera się na Bermanie (choć „jest wiele materiałów poważnie go kompromitujących”) i Mincu, a w ścisłym kierownictwie PZPR znajdują się wciąż działacze z byłej PPS, którzy „nie budzą politycznego zaufania”. Porów-nując treść tego materiału z notatką o spotkaniu możnauznać, iż ambasador wpłynął zasadniczo na zalecenia przedstawione Bierutowi.

Zarówno informacja przekazana kierownictwu so-wieckiemu jak i notatka o spotkaniu znajdują się w trud-no dostępnym dla zagranicznych badaczy Archiwum Prezydenta Federacji Rosyjskiej, a zostały opublikowa-ne w  II  tomie wydawnictwa „Sowieckij faktor w  Wo-stocznoj Ewropie”. Tom ten opracował zespół history-ków z Instytutu Słowianoznawstwa Rosyjskiej Akade-mii Nauk pod kierownictwem Tatiany W. Wołokitinej. Notatkę, którą po spotkaniu sporządził dla Malenkowa amb. Popow, publikujemy bez skrótów i zmian.

A n dr z ej  Pacz kowsk i

Przedstawiciel Stalina, ambasador

ZSRR w Polsce Wiktor Lebiediew. Tu, jako

dziekan korpusudyplomatycznego,odczytuje życzenia

dla prezydenta Bieruta podczasnoworocznego

spotkania.Warszawa, r.

Page 25: polityka-pomocnik_historyczny-201206

2525P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

leciło tow. Bierutowi jeszcze raz przejrzeć tezy przedzjazdowe, aby nadać im charakter bardziej alarmujący i żeby nie patrzećna sytuację w Polsce przez różowe okulary.

2. W zakresie rolnictwa zwrócono uwagę, iż sytuacja, w  której Polska nie jest w  stanie zaspokoić swojego zapotrzebowania na żywność, a zwłaszcza na zboże, jest całkowicie niezadowa-lająca. Zaznaczono, że Polska w ostatnich latach systematycz-nie ucieka się do wzrostu importu zboża i zalecono, by zwró-cić na to szczególną uwagę, ponieważ przedwojenna Polska eksportowała 600 tys. ton zboża (rocznie). Tow. Bierut próbo-wał usprawiedliwić tę sytuację nieurodzajem w minionych la-tach. Równocześnie okazało się, że ostatnio Polska całkowi-cie zlikwidowała rezerwy zboża – sięgały one 1,2 miliona ton, obecnie w  rezerwach państwowych pozostało ok. 11 tys. ton, a  ponadto obniżeniu cen detalicznych na niektóre produkty [obniżkę cen przeprowadzono 14 listopada 1953 r. ] towarzy-szyło znaczne zmniejszenie się państwowych rezerw żywności.Zalecono zwrócić baczną uwagę, aby Zjazd wypowiedział się na ten temat [i] aby postawić zadanie – Polska może i powin-na być samowystarczalna w dziedzinie zaopatrzenia w zboże. W dziedzinie hodowli  wskazano, że bez rozwiązania pro-blemu zboża trudno mówić o  rozwoju hodowli. Szczególną uwagę zwrócono na rogaciznę i  zwiększenie pogłowia krów.W sprawie kolektywizacji zwrócono uwagę, że kołchozów jest narazie bardzo mało (należy do nich około 5% gospodarstw chłop-skich), że trzeba kolektywizować, że konieczne jest zaplanowa-nie przedsięwzięć na szerszą skalę i  ich realizacja. Aby możnabyło szerokim frontem rozwinąć kolektywizację, konieczne jest ożywienie pracy rad (w tym) przeprowadzenie wyborów do rad lokalnych w 1954 r. [Wybory takie odbyły się 5 grudnia 1954 r.]. Należy poważnie wzmóc pracę z biednymi chłopami. W kolek-tywizacji  wykorzystać formę ZUZ [zrzeszenia uprawy ziemi, najmniej zaawansowana forma spółdzielni produkcyjnych], aby przygotować się do wyższej, spółdzielczej formy prowadzenia gospodarki. Wskazano tow. Bierutowi na nienormalność sytu-acji na wsi, gdzie masową pracę polityczną zastępuje administro-wanie i aresztowanie kilku tysięcy chłopów (tylko część z nich to kułacy). Polityka taka może doprowadzić do naruszenia sojuszu z pracującym chłopstwem. Zwrócono także tow. Bierutowi uwa-gę na konieczność znalezienia dodatkowych obszarów pod za-siew pszenicy, żyta i innych upraw. W czasie rozmowy okazało się, że Polska w rozwoju rolnictwa nastawia się w pewnym sensiena model duński. [Trudno powiedzieć o co chodziło. Być może miano na myśli istnienie prywatnych gospodarstw rodzinnych i rozbudowę spółdzielni zbytu i zaopatrzenia zamiast (lub obok)spółdzielni produkcyjnych]. Tow. Bierut potwierdził to.

3.  Szczegółowo rozpatrzono zagadnienie dalszego rozwoju prze-mysłu i kierunków inwestycji. Wskazano tow. Bierutowi, że pla-nują oni rozwój przemysłu w oderwaniu od bazy surowcowej, zwłaszcza w zakresie metalurgii. Polityka taka stawia Związek Sowiecki  przed faktami  dokonanymi  i  w  rzeczywistości  pol-scy przyjaciele jakby próbują planować w  pewnych dziedzi-nach rozwój gospodarki  ZSRR, co jest nienormalne, a  nawet szkodliwe. Dlatego polscy przyjaciele muszą radykalnie zrewi-dować swe stanowisko i znaleźć rezerwy surowcowe w Polsce.Uzgodniono, że Polacy starannie zrewidują poszczególne pozy-cje planu na 1954 r. i poprawiona wersja zostanie skierowana do Moskwy, gdzie radzieccy i polscy specjaliści  rozpatrzą ją orazokoło 15 stycznia 1954 r. przedłożą uwagi i propozycje.

4.  Tow. Bierut zwrócił się do kierownictwa KC KPZR z  kilko-ma prośbami: a) przydzielić PRL 25 ton złota, b) [przydzie-lić] 300 tys. ton zboża (w tym 100 tys. ton ziarna na pasze),c) w  1954 r. wydzielić dodatkowo 300 [sic! prawdopodob-nie 300 tys. ] ton rudy żelaza, d) wydzielić w 1954 r. 200 tys. ton rudy manganu (zamiast uzgodnionych 117 tys. ton).Zdecydowano, aby przeprowadzić niezbędne obliczenia oraz wyrażono opinię, że problem [przekazania] złota budzi  duże wątpliwości z punktu widzenia celowości tego kroku.

5. Z inicjatywy kierownictwa KC KPZR rozpatrzono sprawę rozdzie-lenia stanowisk przewodniczącego Rady Ministrów i kierownika

partii. Tow. Bierut zgadza się na podział stanowisk, jednak wyraził życzenie pozostania na stanowisku kierownika partii, a nie w Ra-dzie Ministrów. Zdanie kierownictwa KC KPZR było następują-ce: Przewodniczący Rady Ministrów – tow. Bierut, on też prze-wodniczy Biuru Politycznemu, natomiast na pierwszego sekreta-rza rekomendować tow. Zawadzkiego A[leksandra]. Tow. Bierut oświadczył, że Zawadzki ma duży autorytet w społeczeństwie, jednakże w partii [jego] autorytet [jest] niewystarczający, prócz tego często choruje. [Bierut, który w latach 1948–54 pełnił funk-cję przewodniczącego KC i od listopada 1952 r. był jednocześnie premierem, po zjeździe zrezygnował z funkcji państwowej, obej-mując nowo wprowadzoną funkcję I sekretarza KC. Zawadzki za-chował stanowisko przewodniczącego Rady Państwa, które pia-stował od listopada 1952 r., i członkostwo w Biurze Politycznym].Tow. Bierut zaproponował utworzenie prezydium KC w liczbie 20 osób i sekretariatu politycznego – 9 osób. Propozycja ta nie została jednak podtrzymana i zalecono stworzenie operatywnego Biura Politycznego w składzie 11 osób, które by się zbierało co ty-dzień oraz Sekretariatu [składającego się] z 4–5 osób do pracy bie-żącej. [Ostatecznie po zjeździe wybrano 13 członków Biura Poli-tycznego i 4 zastępców członków oraz 4-osobowy sekretariat KC].

6.  Rozpatrzono również niektóre zagadnienia personalne i zaleco-no, by towarzysz Bierut przeniósł Bermana do pracy w RadzieMinistrów, pozostawiając go w Biurze Politycznym [Tak też się stało: po zjeździe Berman przestał być jednym z sekretarzy KC i pozostając członkiem Biura Politycznego objął stanowisko wi-cepremiera], a tow. Minca zwolnił z obowiązków przewodniczą-cego [Państwowej] Komisji Planowania [Gospodarczego], pozo-stawiając go w Biurze Politycznym i Radzie Ministrów. [Takie decyzje zostały podjęte: po zjeździe Minc odszedł ze stanowiskaw PKPG, zachowując stanowisko wicepremiera i członkostwo w Biurze Politycznym]. Zalecono, aby poważnie zająć się wysu-waniem do kadr kierowniczych nowych, oddanych partii, towa-rzyszy polskiej narodowości. Wysunięto sugestię, żeby ostrożnie rozważyć problem usunięcia z kierownictwa byłych PPS-owców, szczególnie Cyrankiewicza. [Cyrankiewicz zachował swoje po-zycje, a nawet powrócił na stanowisko premiera (od listopada 1952 r. był wicepremierem). O „jedną półkę niżej” znaleźli sięnatomiast dwaj inni  b. pepeesowcy: Adam Rapacki  z  członka Biura Politycznego przeszedł do kategorii  „zwykłych” człon-ków KC]. Jednocześnie zalecono włączyć tow. Rokossowskiego do bardziej aktywnej pracy w Biurze Politycznym i wprowadzić go do nowego składu BP. [Rokossowski został, rzecz jasna, wy-brany na członka Biura Politycznego, natomiast trudno stwier-dzić, czy otrzymywał jakieś specjalne zadania o charakterze po-litycznym. W każdym razie w posiedzeniach Biura Politycznego uczestniczył].

7. Zalecono tow. Bierutowi zwrócenie uwagi na artylerię w związku z poważnymi sygnałami o złej sytuacji z amunicją. Jest bardzo możliwe, że w tej dziedzinie ma miejsce świadome szkodnictwo.

8.  Zalecono zamknięcie w  Warszawie instytutów brytyjskie-go i  francuskiego jako legalnej formy prowadzenia działalno-ści szpiegowskiej. [Być może notujący przebieg rozmów pomylił się, być może przywódcy sowieccy byli źle poinformowani, gdyżInstytut Francuski w Warszawie został zamknięty już w stycz-niu 1950 r. Jak wynika z polskich dokumentów, w końcu grudnia 1953 r. sowiecki ambasador w Paryżu sugerował swoim polskimkolegom coś innego niż przywódcy radzili Bierutowi: ocieplenie stosunków z Francją, w tym m.in. „częściowe otwarcie” instytu-tu. British Council przetrwał lata stalinowskie, choć stosowano różne szykany (np. legitymowanie przez posterunek MO osób wchodzących do budynku)].

9.  Ze względu na wagę problemów tow. Bierut zaproponował aby 20 stycznia kierownictwo KC KPZR przyjęło sześciu członków Biura Politycznego [KC PZPR], by z ich udziałem omówić pro-blemy wysunięte w  obecnej rozmowie. Otrzymał na to zgodępod warunkiem, że tow. Bierut także będzie obecny. [Nie udało się stwierdzić, czy takie spotkanie miało miejsce. W protokołach najwyższych instancji PZPR brak jakichkolwiek wzmianek tak-że o pobycie Bieruta w Moskwie w grudniu 1953 r.].

Page 26: polityka-pomocnik_historyczny-201206

26

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Pułkownik Pałkin raportuje

ZOBOWIĄZANIE DO WYBORÓW. W  lipcu 1945  r. do Poczdamu, gdzie odbywało się kolejne po Teheranie i Jał-cie spotkanie Wielkiej Trójki (przywódców USA, Wiel-kiej Brytanii i ZSRR), została wezwana delegacja polska.Od 5 lipca Wielka Brytania i Stany Zjednoczone uzna-wały powołany 28 czerwca w  Warszawie Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, co automatycznie oznaczało cofnięcie uznania dla rządu londyńskiego, którego pra-cami kierował wybitny działacz Polskiej Partii Socjali-stycznej Tomasz Arciszewski.

Warunkiem uznania rządu warszawskiego, w  którymwicepremierem i  ministrem rolnictwa został Stanisław Mikołajczyk, prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego, by-ło zobowiązanie się rządu do przeprowadzenia w najbliż-szym czasie wolnych, demokratycznych wyborów. Dekla-rację tej treści złożyła też wezwana do Poczdamu delegacjapolska. W jej skład wchodzili m.in.: Bolesław Bierut, Wła-dysław Gomułka, Edward Osóbka-Morawski, Stanisław Mikołajczyk, Stanisław Grabski, Michał Rola-Żymierski.

Mikołajczyk liczył, że wybory potwierdzą olbrzymie poparcie dla Polskiego Stronnictwa Ludowego i w ten spo-sób PSL zdobędzie władzę. Były to rachuby naiwne, bo ko-muniści nawet specjalnie nie ukrywali, że władzy raz zdo-bytej nie oddadzą. Zamierzali przeprowadzić wybory, ale nie miały być one ani wolne, ani demokratyczne. Nie na-leży przy tym zapominać, że tradycje parlamentarne były w społeczeństwie polskim raczej rachityczne. Ułatwiało to komunistom zadanie, tym bardziej że wspierani przezStalina z oburzeniem odrzucili wysłanie przez mocarstwa zachodnie do Polski obserwatorów. Uznali to za bezprece-densową ingerencję w wewnętrzne sprawy Polski.

A N DR Z EJG A R L IC K I

Hasła propagandowe przed referendum.

Warszawa, czerwiec r.

POLSKA: IDEA WSPÓLNEJ LISTY. Zanim doszło do wy-borów w Polsce (19 stycznia 1947 r.), odbyły się one w kil-ku innych krajach Europy, które dostały się w sferę wpły-wów Moskwy (art. s. 22). W Polsce jednak sytuacja była szczególnie skomplikowana. Nie tylko dlatego, że było to największe pod względem terytorium i ludności państwosowieckiej strefy wpływów o wielkim znaczeniu strate-gicznym dla Moskwy. Również dlatego, że Polska ani przez chwilę nie kolaborowała z III Rzeszą, czego nie da się powiedzieć o Bułgarii, Rumunii i Węgrzech. W Pol-sce w czasie wojny istniał masowy ruch oporu, w którym– w przeciwieństwie do Jugosławii – komuniści odgry-wali marginalną rolę.

Polacy mieli też jak najgorsze doświadczenia histo-ryczne z Rosją i ze Związkiem Sowieckim. Pamięć wia-rołomnego złamania paktu o nieagresji i zajęcia, w ści-słym współdziałaniu z  III Rzeszą we wrześniu 1939 r., części terytorium II Rzeczpospolitej była wciąż świeża. Podobnie jak odmowa udzielenia pomocy powstaniu warszawskiemu. Istniało też w społeczeństwie polskim silne poczucie krzywdy z powodu utraty ziem wschod-nich z Wilnem i Lwowem.

Komuniści nie mogli mieć złudzeń, że w wolnych wy-borach wprowadzą do parlamentu liczącą się reprezen-tację. Postanowili więc spróbować przeprowadzić głoso-wanie, którego wynik byłby z góry uzgodniony z legalną opozycją, czyli z PSL. Idea utworzenia Bloku Stronnictw Demokratycznych zrodziła się w kierownictwie PolskiejPartii Robotniczej jesienią 1945 r. Należało do niej przeko-nać kierownictwo PPS, co, choć nie bez trudności, udałosię osiągnąć, ale sprawą kluczową było przekonanie PSL.

Page 27: polityka-pomocnik_historyczny-201206

2727P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

„Granice Polski nad Odrą, Nysą

i Bałtykiem”, okładkatygodnika „Żołnierz

Polski”, Kwiecień r.

Gdyby się to udało, podział mandatów nastąpiłby w re-zultacie negocjacji jeszcze przed głosowaniem, a wybory stałyby się plebiscytem. Przy jednej wspólnej liście wybor-ca nie miałby wpływu na skład wybranego parlamentu.

Idea bloków wyborczych mieściła się w polskiej i eu-ropejskiej tradycji parlamentarnej. Stronnictwa o zbliżo-nych programach zawierały porozumienia przedwybor-cze, by nie osłabiać się we wzajemnej walce i w drodzenegocjacji ustalały porządek miejsc na wspólnej liście. Odmienność koncepcji PPR polegała na tym, że wspól-na lista obejmować miała wszystkie stronnictwa biorące udział w wyborach.

PUŁAPKA NA PSL. W lutym 1946 r. przedstawiciele PPR, PPS i PSL czterokrotnie spotykali się w sprawie utworze-nia bloku. Z zachowanych protokołów wynika, że od po-czątku była to pułapka zastawiona na PSL. Procentowy bowiem podział zdobytych przez blok mandatów miałby wyglądać następująco: PPR, PPS, PSL i SL po 20 proc., Stronnictwo Demokratyczne i  Stronnictwo Pracy po10  proc. To oznaczało, że najliczniejsze stronnictwo, PSL, musiałoby się zadowolić tą samą liczbą mandatów,co fi kcyjne Stronnictwo Ludowe, całkowicie podporząd-kowane PPR.

Mikołajczyk odbił piłeczkę i  zażądał 75 proc. man-datów dla wsi, celowo nie określając zasad ich podzia-łu pomiędzy PSL i SL. Stefan Korboński, wówczas bli-ski współpracownik Mikołajczyka, zanotował 10 lute-go 1946 r.: „Trzy dni temu rozmawiali nasi z PPS i PPR o wspólnym bloku wyborczym, ale bez rezultatu. Obie te partie bardzo nas o to naciskają, lecz bronimy się jak mo-żemy, bo wybory na jedną listę to kapitulacja i koniec”.

KOSZTOWNY BŁĄD MIKOŁAJCZYKA. Ostatecznie Mi-kołajczykowi udało się storpedować pomysł wspólnej listy, ale w trakcie rozmów popełnił kosztowny błąd po-lityczny. W pewnym momencie przywołał mianowicie

ZIEMIE ODZYSKANE OSADNICY NA P IASTOWSKIM

P rzesunięcie granic Polski na zachód, po-

stanowione na konferencji w Poczdamie

(1945 r.), postawiło przed władzami zada-

nie: jak wytłumaczyć straty na wschodzie i na-

bytki na zachodzie? W tej drugiej sprawie, aby

podkreślić, że terytoria te są nie tyle zdobyte na

Niemcach, co od wieków przynależne państwu

polskiemu (w czasach bowiem piastowskich le-

żały w jego granicach), nazywano je Ziemiami

Odzyskanymi, polskimi ziemiami zagrabiony-

mi, odwiecznymi ziemiami piastowskimi. Cen-

zura pilnowała, by nie pisano i nie mówiono

o nich jako o rekompensacie za tereny utraco-

ne na wschodzie (Kresy). Głoszono, że poszerzo-

ne o Ziemie Odzyskane państwo polskie może

przeszkodzić w odrodzeniu się niemieckiego

imperializmu. Gwarantem nowych granic miał

być Związek Sowiecki, stąd konieczność sojuszu

z ZSRR. Problem potraktowano ustrojowo, skoro

trzecie pytanie w referendum z 1946 r. brzmiało:

„Czy chcesz utrwalenia zachodnich granic Pań-

stwa Polskiego na Bałtyku, Odrze i  Nysie Łu-

życkiej?”. W latach następnych z Odry i Nysy

uczyniono wręcz papierek lakmusowy peere-

lowskiego patriotyzmu.

Do realizacji planu zasiedlenia ziem powo-

łano cały szereg instytucji. Osadnictwem kie-

rował Państwowy Urząd Repatriacyjny. Jesz-

cze w listopadzie 1944 r. został reaktywowany

przedwojenny Polski Związek Zachodni. W lu-

tym 1945 r. powołano Instytut Zachodni, który

skupiał historyków, archeologów, geografów,

etnologów, ekonomistów i prawników. W listo-

padzie 1945 r. powstało Ministerstwo Ziem Od-

zyskanych, z Władysławem Gomułką na czele,

które miało zająć się administracją i scaleniem

nowych ziem z resztą kraju. W latach 1945–50

działała Komisja Ustalania Nazw Miejscowości,

która miała przywracać polskie nazwy w miej-

sce niemieckich, jednak w praktyce najczęściej

nadawała je na nowo.

By związać emocjonalnie Polaków z proble-

matyką Ziem Odzyskanych, kręcono filmy, pisa-

no reportaże i książki, rozklejano plakaty, kom-

ponowano piosenki, organizowano obchody

i manifestacje. Co roku odbywały się Tygodnie

Ziem Zachodnich, w kwietniu 1946 r. impreza

pt. „Trzymamy straż nad Odrą”. Uwieńczeniem

takich działań była Wystawa Ziem Odzyska-

nych, zorganizowana we Wrocławiu w paździer-

niku 1948 r., prezentująca dorobek polityczny,

gospodarczy i kulturalny Polski na przejętych

terenach. Wystawę odwiedziło ponad 1,5 mln

gości. Nieprzypadkowo także we Wrocławiu

odbył się wówczas Kongres Jedności Młodzieży

(w lipcu 1948 r.) oraz Światowy Kongres Intelek-

tualistów w Obronie Pokoju (w sierpniu 1948 r.).

Trzeba przyznać, że w kwestii Ziem Odzy-

skanych działano nie tylko z propagandowym

rozmachem, ale i skutecznie. Do 1948 r. na te-

reny wcielone wprowadziło się ok. 4,8 mln lu-

dzi. Udało się odbudować wiele fabryk i bu-

dowli miejskich, zagospodarować grunty rolne.

Z czasem starano się likwidować odrębny sta-

tus tych terenów, a podkreślać udaną unifika-

cję z macierzą.

Joa n na Saw ick a

przykład Francji, która w sprawie potrzeby zmian kon-stytucji przeprowadziła 21 października 1945 r. referen-dum ludowe.

W ten sposób zrodziła się niezwykle korzystna dla ko-munistów idea przeprowadzenia referendum w Polsce. Pozwalało to przede wszystkim odsunąć w czasie wybo-ry. Referendum umożliwiało też poznanie rzeczywiste-go układu sił. Wreszcie stwarzało możliwość sprawdze-nia w praktyce sposobów fałszowania wyników, co wcale nie było takie proste. W komisjach wyborczych bowiem znajdować się mieli przedstawiciele stronnictw, przeciw-ko którym wybory miały być fałszowane. Konieczne też było przygotowanie całkiem sporej liczby tych, którzy mieli fałszować.

Blok Demokratyczny (PPR, PPS, SL i SD) zgłosił ini-cjatywę przeprowadzenia referendum ludowego w spra-wie przemian ustrojowych w  Polsce. Po kilku dniach PSL wsparło ten pomysł. Znalazło się bowiem w sytuacji, z której nie miało dobrego wyjścia. Wezwanie do bojkotu byłoby dla społeczeństwa niezrozumiałe, a nieudany boj-kot byłby klęską polityczną.

REFERENDUM. 27 kwietnia 1946 r. Krajowa Rada Na-rodowa wyznaczyła na 30 czerwca termin referendum. Uczestnicy mieli odpowiedzieć na trzy pytania. Pierwsze dotyczyło zniesienia senatu, drugie reform społecznych i gospodarczych, trzecie zachodnich i północnych granic Polski. (PPR z sojusznikami forsowała hasło „3 x tak”).

Dopiero w końcu maja PSL zdecydowało się wezwać swych zwolenników do głosowania przeciwko zniesie-niu senatu. Nie wynikało to z  przywiązania do dwu-izbowości parlamentu, czemu przez całe dwudziesto-lecie międzywojenne ruch ludowy był przeciwny, lecz z  konieczności odróżnienia się od stronnictw bloku.PSL nie mogło wezwać do głosowania przeciwko refor-mie rolnej lub Ziemiom Odzyskanym. Pozostawał więc tylko senat („2 x tak, 1 x nie”).

Page 28: polityka-pomocnik_historyczny-201206

28

USTRZYKIDOLNE

LWÓW

RZESZÓW

BEŁZ

HRUBIESZÓW

TOMASZÓWLUBELSKI

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Przygotowania PPR do referendum nie ograniczały się do zręcznej zresztą propagandy. Ćwiczono również

yg g y

terror. „Nieznani sprawcy” bili do utraty przytomności aktywistów PSL. Na szeroką skalę stosowano bezprawne aresztowania, a na wsie o silnych wpływach PSL doko-nywano swoistych najazdów. Najgłośniejszy był na wieś Wąwolnica koło Puław. Spalono wówczas 101 domów mieszkalnych i  ponad 400 budynków gospodarczych. Dwie osoby zginęły w płomieniach.

Wreszcie przyszła niedziela 30 czerwca 1946 r. Wedle ofi cjalnych danych, które wydają się dość wiarygodne, frekwencja wyniosła ponad 85 proc. Natomiast wyniki okazały się całkowitą porażką komunistów. Przez niedo-patrzenie komisja wyborcza w Krakowie ogłosiła wyniki prawdziwe. Wedle nich pozytywnie na pierwsze pytanie odpowiedziało zaledwie 16 proc. głosujących, na drugie – 33 proc., na trzecie zaś – 69 proc.

SFAŁSZOWANE WYNIKI REFERENDUM. Wstrzymano więc ogłoszenie wyników ogólnopolskich i przystąpiono do ich fałszowania. 4 lipca doszło w Kielcach do pogro-mu ludności żydowskiej. Te kompromitujące Polskę wy-darzenia odbiły się szerokim echem w prasie światowej. 12 lipca ogłoszono ofi cjalne wyniki referendum. We-dle nich na pierwsze pytanie pozytywnie odpowiedzia-ło 68,2 proc. głosujących, na drugie 77,3 proc., na trze-cie 94,4. Prof. Andrzej Paczkowski, który przeanalizo-wał ściśle tajną do niedawna dokumentację referendum, stwierdza, że na pierwsze pytanie pozytywnie odpowie-działo 30,5 proc. głosujących, na drugie 44,5 proc., na trzecie 68,3 proc. Taka była skala fałszerstwa.

TERAZ WYBORY. Po tych doświadczeniach kierownic-two PPR już z mniejszymi obawami mogło podjąć decy-zję o przeprowadzeniu wyborów do Sejmu Ustawodaw-czego. Termin wyznaczono na 19 stycznia 1947 r. Władze bezpieczeństwa jeszcze bardziej zaostrzyły terror wobecspołeczeństwa. Wedle raportu, przedłożonego Stalino-wi przez głównego doradcę radzieckiego w polskim Mi-

nisterstwie Bezpieczeństwa Publicznego płk. SiemionaDawydowa, zwerbowano prawie 22  tys. członków ko-misji obwodowych, co stanowiło 47 proc. ich składu, i 153  członków komisji okręgowych (43  proc.). Przed wyborami prewencyjne aresztowania objęły ok. 80 tys. osób. Ponad 400  tys. wskazanych przez bezpiekę osób skreślono z list uprawnionych do głosowania.

W  czasie wyborów nagminnie stosowano praktykęgrupowego jawnego głosowania. W zakładach pracy i nawsiach organizowano wspólne przemarsze do punktów głosowania i demonstracyjne jawne głosowanie. A mi-mo tych wszystkich działań determinacja społeczeństwa okazała się na tyle silna, że władzom nie udało się wy-musić zakładanych wyników. Sięgnięto więc do spraw-dzonych w referendum metod fałszowania. O ile jednak przy fałszowaniu wyników referendum prawie cały trud spadł na barki przybyłej z Moskwy ekipy pod dowódz-twem ppłk. Arona Pałkina, o tyle wybory fałszowali już polscy fachowcy, a ppłk Pałkin przysłany na prośbę Bie-ruta był w odwodzie.

KOLEJNE FAŁSZERSTWO. Laureat Nagrody Historycz-nej POLITYKI Czesław Osękowski w książce pt. „Wy-bory do sejmu z  19 stycznia 1947 r. w  Polsce” stwier-dza: „Przygotowania do sfałszowania wyborów władzepodjęły bezpośrednio po referendum. Na długo przed dniem głosowania rozstrzygnięto podstawowe kwestieprawne, organizacyjne oraz zdecydowano o  wynikach wyborów. W porównaniu z  referendum władze znacz-nie lepiej przygotowały się do sfabrykowania rezultatów wyborczych. Pozostawiono także znacznie mniej śladów dokonanego fałszerstwa”.

Ofi cjalne wyniki wyborów ogłoszono 3 lutego 1947 r. Blok uzyskać miał 80,1 proc., PSL – 10,3 proc. Reszta gło-sów padła na inne listy, na ogół zależne od komunistów. Według raportu ppłk. Pałkina dla Stalina na partie blo-ku w rzeczywistości padło ok. 50 proc. głosów, co wydajesię możliwe.

ŻELAZNA KURTYNA. Wybory polskie odbyły się w cza-sie, gdy żelazna kurtyna, by użyć określenia Winstona Churchilla, już właściwie w pełni dzieliła demokratycz-ną Europę od państw podległych Moskwie. Zachód po-zbył się już złudzeń co do „wujaszka Stalina” i fakt sfał-szowania wyborów w Polsce nie wywarł większego wra-żenia. Rozwiewały się też polskie nadzieje na to, że uda się ograniczyć władzę komunistów. Przyszłość rysowała się w czarnych barwach. Okazała się zresztą jeszcze gor-sza, niż wówczas przypuszczano.

A n dr z ej Ga r l ick i

Korekta granic: ropa dla Moskwy

P olsko-sowiecka umowa graniczna została podpi-

sana przez komunistyczne władze powojennej

Polski 16 sierpnia 1945 r. Podkreślano, że nowa granica

wschodnia opiera się na „rozmieszczeniu narodowo-

ści”, a jej przebieg jest „sprawiedliwy i naturalny”. Owa

„linia przyjaznego sąsiedztwa”– jak nazywały ją mani-

festy komunistów – została skorygowana w 1951 r., gdy

zapadła decyzja o wymianie 480 km kw. w okolicach

Bełza (dla ZSRR) na podobny powierzchniowo obszar

w rejonie Ustrzyk Dolnych (tzw. worek bieszczadzki,

dla Polski). Wersja oficjalna mówiła, że to Polska wystą-

piła z inicjatywą, a „zamiana odcinków terytoriów” jest dla niej korzystna. W rze-

czywistości to Moskwa dyktowała warunki. Prawdziwym powodem było odkrycie

w okolicach Bełza złóż ropy i gazu ziemnego oraz chęć przejęcia przez ZSRR całej

linii kolejowej Krystynopol–Rawa Ruska.

Postanowiono, że ludność zamienianych terenów, jeśli chce je opuścić, może

zabrać ze sobą majątek ruchomy, zwierzęta gospodarskie, sprzęt rolniczy oraz „nie

wmontowane urządzenia przedsiębiorstw”. Nieruchomości zaś wraz z liniami pro-

dukcyjnymi fabryk przechodziły na własność nowych administratorów, przy czym

nie mieli oni obowiązku wypłacenia odszkodowań.

Wieści o umowie wywołały panikę. Ludzie niszczyli budynki gospodarcze i plo-

ny. W Polsce pojawiały się plotki o rychłym przyłączeniu do ZSRR także Rzeszow-

szczyzny i Białostocczyzny. W Lublinie masowo wycofywano oszczędności z PKO.

Prawdą jest, że planowano dalsze korekty granicy, ale na mniejszą skalę. Odstąpio-

ny „bratniemu narodowi” miał zostać region Hrubieszowa, realizację zamierzeń

przerwała śmierć Stalina.

Gr z eg or z Ku r ek

Kampania przed wyborami do Sejmu

Ustawodawczego ( r.).

Oplakatowanaciężarówka na

ul. Piotrkowskiejw Łodzi.

Page 29: polityka-pomocnik_historyczny-201206

2929P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

O mój Rozmarynie, czyli Konstytucja PRL

SEJM USTAWODAWCZY, MAŁA KONSTYTUCJA, PRE-ZYDENT BIERUT. Sejm wyłoniony 19 stycznia 1947 r. w sfałszowanych wyborach nazwano Ustawodawczym, bo głównym jego zadaniem miało być uchwalenie usta-wy zasadniczej, czyli konstytucji. Już w miesiąc po wy-borach, 19 lutego, Sejm przyjął ustawę konstytucyj-ną o ustroju i zakresie działania najwyższych organów Rzeczpospolitej Polskiej, którą potocznie nazywano Ma-łą Konstytucją (art. s. 13).

Przemawiając z tej okazji w imieniu klubu PPR posełZenon Kliszko stwierdził, co zanotowano w stenogra-mie sejmowym, że projekt Małej Konstytucji jest „próbą stopienia w  jedną logiczną i  zwartą całość dwóch ele-mentów: demokratycznych tradycji konstytucyjnych oraz nowych elementów ustrojowych wyrastających z głębokich przeobrażeń społecznych i gospodarczych”. I o to chodziło – dyskusja konstytucyjna miała toczyć się w mętnej pianie frazesów ukrywających rzeczywi-ste intencje.

A N DR Z EJ G A R L IC K I

Okładka uroczystegowydania Konstytucji

PRL.

Studenci UJ niosą podczas pochodu

-majowego hasłapopierające projekt

Konstytucji PRL. Kraków, r.

Uchwalenie Małej Konstytucji i kilku ustaw ustrojo-wych (m.in. ustawy o wyborze prezydenta Rzeczpospoli-tej) zaspokoiło potrzeby nowej władzy i odsuwało w nie-określoną przyszłość podstawowe zadanie Sejmu Usta-wodawczego.

Na prezydenta przytłaczającą większością głosów (418 za, 24 przeciw) wybrano Bolesława Bieruta. Formal-nie, bo taki był wymóg prawa, występował jako bezpartyj-ny, w rzeczywistości nadal był członkiem Biura Politycz-nego KC PPR. Utrzymywano to w tajemnicy i dlatego po-siedzenia Biura Politycznego odbywały się w Belwederze.

ROZPRAWA Z PSL. Sejm Ustawodawczy zaczynał kaden-cję w bardzo złożonej sytuacji wewnętrznej i zmieniają-cym się układzie zagranicznym. Najpilniejszym zada-niem politycznym dla władz było dokończenie eliminacji mikołajczykowskiego Polskiego Stronnictwa Ludowego. W  kręgach kierowniczych PSL zaczęła się kształtowaćopozycja wobec Mikołajczyka. Tacy działacze jak Józef

Page 30: polityka-pomocnik_historyczny-201206

30

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Niećko, Czesław Wycech, a nawet bliski kiedyś współ-pracownik nieżyjącego już wówczas Wincentego Witosa Władysław Kiernik uważali, że bezkompromisowe sta-nowisko Mikołajczyka prowadzi donikąd. Stefan Kor-boński, zaufany i bliski współpracownik Mikołajczyka,wspomina, że latem 1947 r. przekonywał kolegów z kie-rownictwa PSL, że należy stronnictwo rozwiązać, bo jest to jedyny sposób, aby uniknąć przejęcia PSL przez opo-zycjonistów. Nie przekonał. 21 października 1947 r. Mi-kołajczyk, za pomocą Ambasady Amerykańskiej w War-szawie, opuścił Polskę. Uciekli również Stefan Korboń-ski i Kazimierz Bagiński z żonami. W następnych dniachkomuniści przejęli kontrolę nad PSL.

chwili nie mogliśmy zrozumieć, zdawało nam się, że to jakaś dywersja wdarła się w radio”.

PZPR BEZ PRAWICOWEGO ODCHYLENIA. Kilka tygo-dni wcześniej ujawnił się konfl ikt pomiędzy sekretarzem generalnym KC PPR Władysławem Gomułką a Biurem Politycznym. Pozornie dotyczył kwestii mimo wszyst-ko drugorzędnej, bo kanonu tradycji partii mającej po-wstać ze zjednoczenia PPR i PPS. W rzeczywistości był to spór o zakres samodzielności i możliwość realizowania własnej drogi do socjalizmu. Gomułka przegrał i wrazz nielicznymi zwolennikami znalazł się na bocznym to-rze, a później w więzieniu.

KOMINFORM. PORZĄDKI W OBOZIE. Kilka tygodni wcześniej, 22–27 września 1947 r., odbyła się w Szklar-skiej Porębie ściśle tajna konferencja przedstawicieli par-tii komunistycznych i robotniczych Jugosławii, Bułgarii, Rumunii, Węgier, Polski, Związku Radzieckiego, Francji, Czechosłowacji i Włoch. Referat programowy wygłosił Andriej Żdanow, uważany za przyszłego następcę Stali-na. Stwierdził, że nastąpił ostateczny rozpad dawnej ko-alicji antyhitlerowskiej, w której miejsce ukształtowały się dwa obozy: obóz imperialistyczny i antydemokraty-czny oraz obóz antyimperialistyczny i  demokratycz-ny. Ta prymitywna wizja powojennego świata stanie się w najbliższych latach obowiązująca.

W Szklarskiej Porębie powołano Biuro Informacyjne,zwane później potocznie Kominformem, które miałokoordynować działalność tworzących go partii. Na ze-wnętrzną podległość nie zamierzał godzić się Josif Broz Tito. Komuniści jugosłowiańscy cieszyli się wówczas au-tentycznym szerokim poparciem społecznym i  nie za-mierzali realizować dyrektyw Moskwy. Konfl ikt był nie-uchronny.

28 czerwca 1948  r. opublikowana została rezolucja Kominformu o  sytuacji w  Komunistycznej Partii Ju-gosławii, odsądzająca jej kierownictwo od czci i wiary. Maria Dąbrowska zanotowała w dzienniku: „Przy śnia-daniu usłyszeliśmy nagle przez radio (otworzone dlamuzyki) coś niebywałego. Rezolucję Belgradzkiego Ko-minformu przeciwko legendarnemu Tito. W pierwszej

W grudniu 1948 r. powstała, oczysz-czona już z odchyleń, Polska Zjednoczo-na Partia Robotnicza na czele z Bolesła-wem Bierutem, który już zrezygnował z udawania bezpartyjnego.

BLOKADA BERLINA, NATO, RFN. Trzy dni po ogłoszeniu antyjugosłowiańskiej rezolucji Kominformu rozpoczęła sięblokada zachodnich sektorów Berlina, na co Amerykanie wsparci przez Brytyj-czyków odpowiedzieli uruchomieniem mostu powietrznego, który do 4 maja1949  r., czyli do zakończenia blokady,zaopatrywał miasto we wszystko co po-trzebne. Z punktu widzenia logistyki by-ło to przedsięwzięcie niezwykłe.

Miesiąc przed zniesieniem blokady Berlina, 4 kwietnia 1949 r., w Waszyng-tonie Belgia, Francja, Dania, Holandia, Kanada, Luksemburg, Norwegia, Portu-galia, USA, W. Brytania i Włochy podpi-sały układ o utworzeniu NATO. Jesienią 1949 r. proklamowane zostało utworze-nie Republiki Federalnej Niemiec, któ-rej kanclerzem został Konrad Adenauer.

PROJEKT PROF. ROZMARYNA. W tym natłoku wydarzeń zamarły przygotowa-

nia do uchwalenia konstytucji. Dopiero w czerwcu 1949 r.Sekretariat KC PZPR powołał dwie komisje (merytorycz-ną i ideologiczną), których zadaniem było przygotowanie projektu konstytucji. Obu przewodniczył minister spra-wiedliwości i członek Biura Politycznego KC PZPR Hen-ryk Świątkowski. Rok później popadł w niełaskę, utracił

y g

stanowisko partyjne, zachowując jedynie stanowisko mi-nisterialne. Zachował też przewodnictwo obu wspomnia-nych komisji, ale, jak napisał po latach członek komisji ideologicznej Marian Rybicki, „jego pozycja polityczna i aktywność oraz rzeczywisty wpływ na bieg spraw komi-sji stały się wręcz iluzoryczne”.

Od czerwca 1949 r. do marca 1951 r. komisja, którejprzewodniczył Świątkowski, odbyła 33 posiedzenia. Ich

j j

rezultatem był przygotowany przez prof. Stefana Rozma-ryna projekt konstytucji, którym zajęło się Biuro Poli-tyczne. Rozmaryn był wówczas kierownikiem Katedry Prawa Państwowego w Uniwersytecie Warszawskim, ale przede wszystkim cieszył się zaufaniem Bolesława Bieru-ta i Jakuba Bermana, co dawało mu bardzo silną pozycję polityczną.

DEKORACYJNA KOMISJA KONSTYTUCYJNA. Wiosną1951 r. Bierut i Berman zdali sobie sprawę, że prace nad konstytucją są w powijakach i że Sejm Ustawodawczy mo-że zakończyć kadencję nie spełniwszy swego podstawowe-go zadania. Biuro Polityczne postanowiło więc zintensy-fi kować prace nad projektem konstytucji. 26 maja 1951 r.

Sala posiedzeń Sejmu(Ustawodawczego), moment uchwaleniaKonstytucji Polskiej

RzeczpospolitejLudowej. Warszawa,

lipca r.

Page 31: polityka-pomocnik_historyczny-201206

3131P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Sejm przyjął ustawę o trybie przygotowania i uchwaleniakonstytucji Polski Ludowej. Na jej podstawie powołano komisję konstytucyjną, która 19 września odbyła posie-dzenie inauguracyjne. W prasie, radiu i kronice fi lmowej nadano posiedzeniu odpowiedni rozgłos, ale było oczy-wiste, że nie tu powstanie tekst konstytucji. To było ciało dekoracyjne, które odbyło zaledwie 4 posiedzenia. Pro-jekt konstytucji przygotowywało wąskie grono zaufanychprawników, kierowane przez prof. Stefana Rozmaryna, które otrzymywało dyrektywy od Biura Politycznego.

Powołana 26 maja 1951 r. komisja konstytucyjna po-wołała 10 podkomisji, z których najważniejsza była, kie-rowana przez Bolesława Bieruta, podkomisja redakcyjna i zagadnień ogólnych.

PIONOWA KONSTRUKCJA WŁADZY. Odrzucono monteskiuszowską za-sadę trójpodziału władz na ustawo-dawczą, wykonawczą i  sądowniczą oraz wprowadzono zasadę jednoli-tości władzy państwowej, czego kon-sekwencją była zwierzchnia pozycja Sejmu w  stosunku do pozostałych ogniw aparatu państwowego.

Prof. Jerzy Stembrowicz – w zbio-rowej pracy omawiającej polskie kon-stytucje (Warszawa 1990) – stwier-dzał, że konstytucja PRL z  1952  r.wprowadzała pionową konstrukcjęwładzy, nawiązując tym do tradycji Wielkiej Rewolucji Francuskiej i Komuny Paryskiej. „Naczele tej konstrukcji najwyższy przedstawicielski organpaństwa – »wyraziciel woli ludu pracującego« – Sejm, po-chodzący z wyborów powszechnych. Poniżej Rada Mini-strów będąca »naczelnym wykonawczym i zarządzającymorganem władzy państwowej« powoływana, odwoływanaprzez Sejm, odpowiedzialna i zdająca przed nim sprawęze swej działalności”.

W tej strukturze nie ma miejsca – powiada dalej au-tor – na prezydenta, „bo łamie jej pionową konstrukcję (na czele państwa stoi wszak nie jednostka, lecz zgroma-dzenie przedstawicielskie)”, a także byłoby to wątpliweideologicznie, stwarzając „jednostkową przeciwwagęwobec zgromadzenia przedstawicielskiego”. Decyzje te pozbawiały prestiżowego tytułu prezydenta RP. Prze-stawała zresztą istnieć i dotychczasowa nazwa państwa, zastąpiona przez Polską Rzeczpospolitą Ludową (PRL).

Projekt konstytucji znosił też niezależność Najwyższej Izby Kontroli, przekształcając ją w Ministerstwo Kontro-li podległe premierowi. Nie były to samodzielne polskie pomysły, lecz rezultat dostosowywania do wzorcowej, stalinowskiej konstytucji ZSRR z 1936 r.

POPRAWKI STALINA. Projekt konstytucji, przetłuma-czony na rosyjski, Bolesław Bierut zawiózł do akceptacji Stalinowi. Opinii publicznej, a nawet elitom politycznym faktu tego nie ujawniono. W 1990 r. przeglądając zawar-tość szaf pancernych z gabinetu I sekretarza KC PZPR autor tego tekstu znalazł dwa czerwone pudła. W każ-dym znajdował się na czerwono oprawny album. Jeden zawierał rosyjski tekst projektu konstytucji z  własno-ręcznymi poprawkami Stalina, drugi tekst polski z po-prawkami przetłumaczonymi i  naniesionymi własno-ręcznie przez Bieruta.

Stalin bardzo uważnie przeczytał projekt konstytucji i naniósł ok. 50 poprawek, z których część miała charak-ter stylistyczny, ale były i merytorycznie istotne. W pre-ambule do zdania, że polski lud pracujący walczył dzie-siątki lat o wyzwolenie z niewoli narodowej, dopisał: „na-rzuconej przez pruskich, austriackich i rosyjskich zabor-

ców – kolonizatorów”. Polscy autorzy projektu obawiali się wspomnieć, że Rosja była zaborcą.

Szczodrze dodawał słowo narodowy, co musiało zadzi-wić niedawnych bojowników walki z odchyleniem pra-wicowo-nacjonalistycznym. Ale oczywiście wszystkie te poprawki uwzględniono. Podobnie jak zamianę własno-ści prywatnej na własność indywidualną, choć nikt nie rozumiał, na czym polega różnica.

Dwie poprawki były symptomatyczne. Stwierdzenie, że PRL „ogranicza, wypiera i likwiduje stosunki społecz-ne oparte na wyzysku” zmienił na: „ogranicza, wypie-ra i  likwiduje klasy społeczne żyjące z wyzysku robot-ników i chłopów”. W likwidacji klas miał Stalin sporo

doświadczenia. W  następnym ar-tykule wykreślił sformułowanie, że prawo jest ogólnym dobrem narodu polskiego, zapewne dlatego, że stało ono w sprzeczności z zasadą klaso-wości prawa.

OGÓLNONARODOWA DYSKUSJA. Tekst poprawiony i  zaakceptowa-ny przez Stalina został ogłoszony drukiem w  drugiej połowie stycz-nia 1952 r. i przystąpiono do ogólno-narodowej nad nim dyskusji. Trwa-ła ona ok. 10 tygodni, a  więc dość krótko, choć czas nie gonił, bo już 15 grudnia 1951 r. Sejm Ustawodaw-czy przedłużył swoją kadencję.

Sądząc ze sprawozdania złożonego przez Bieruta, od-było się ponad 200  tys. narad i  zebrań poświęconych projektowi konstytucji, w których wzięło udział ponad 11 mln uczestników; ok. 1,4 mln wypowiedziało się ust-nie, a ponad 25  tys. nadesłało uwagi pisemne. Co naj-gorsze, te zebrania naprawdę się odbywały, a wyznacze-ni ich uczestnicy pracowicie dukali dostarczone teksty.O jakiejkolwiek prawdziwej dyskusji mowy być nie mo-gło, bo było to apogeum polskiego stalinizmu i ludzie już się nauczyli, że nie należy się wychylać.

Tekst konstytucji szeroko eksponujący prawa i wolno-ści obywatelskie był w rażącej sprzeczności z otaczającąrzeczywistością. Bezpodstawnymi aresztowaniami, tor-turami w śledztwie, represjami wobec rzekomych wro-gów klasowych, bezprawiem.

KONSTYTUCJA PRL. Sejm Ustawodawczy uchwalił kon-stytucję 22 lipca 1952 r., nawiązując w ten sposób do rze-komej daty uchwalenia manifestu PKWN. Uroczystości nadano wspaniałą oprawę, ale społeczeństwo odniosłosię do niej obojętnie. Podobnie obojętnie odnoszono się do kolejnych nowelizacji. Było ich wiele, a pierwsza już w dwa lata po uchwaleniu konstytucji (zniesienie gmin-nych, a wprowadzenie gromadzkich rad narodowych).

Dopiero dziesiąta nowelizacja przeprowadzona w 1976 r. wywołała opór społeczny. Episkopat wystoso-wał dwa memoriały wyrażające niepokój z powodu po-twierdzenia w konstytucji roli PZPR. Sprzeciw wywołało również wprowadzenie sformułowania, że polska polity-ka zagraniczna „umacnia przyjaźń i współpracę z ZSRR i innymi państwami socjalistycznymi”. Władze były za-skoczone protestami, które świadczyły, że jakaś część społeczeństwa traktuje konstytucję poważnie. Poczy-niono więc niewielkie ustępstwa, ale zmian dokonano.

W  ciągu następnych dwudziestu lat z  pierwotnie uchwalonego tekstu konstytucji PRL pozostało niewiele. Przestał istnieć ustrój socjalistyczny, na straży którego miała stać. Strażnikiem była zresztą marnym – ani rzą-dzeni, ani rządzący nie przywiązywali do niej wagi.

A n dr z ej Ga r l ick i

Lipca stał się jednym

z najważniejszychświąt państwowych

w PRL.

Page 32: polityka-pomocnik_historyczny-201206

32

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Znienawidzeni i bezwzględni.

MINISTERSTWO BEZPIECZEŃSTWA PUBLICZNEGO. Urząd Bezpieczeństwa Publicznego był najważniejszym segmentem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (istniejącego w latach 1945–54), w którego skład wcho-dziły ponadto: policja porządkowo-kryminalna (na-zwana Milicją Obywatelską), jednostki wojskowe prze-znaczone do walki z  partyzantką antykomunistyczną (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego), a także Woj-ska Ochrony Pogranicza oraz Straż Przemysłowa. W ge-stii ministerstwa pozostawał zarząd nad więzieniami i obozami pracy przymusowej. Bezpieka była budowana praktycznie od zera – bez wykorzystania kadry i wiedzy polskich przedwojennych fachowców; całe know-howzostało dostarczone przez ZSRR. Miała chronić nowy system polityczny i ludzi, których Stalin wyznaczył do

ROBE RT SPA Ł E K

Brama więzienia mokotowskiego (ul. Rakowiecka

w Warszawie), gdzieprzetrzymywano wielu więźniów

politycznych.Na fotografii:

zwolnieni na mocy amnestii z lutego

r.; spirala stalinowskiego

terroru dopiero sięrozkręcała.

rządzenia krajem. Narzędziami do tego służącymi stały się kontrola społeczeństwa i terror.

NARODZINY BEZPIEKI. Pod koniec lipca 1944  r. naLubelszczyznę – pierwszy obszar przedwojennej Pol-ski pozostający poza terytorialnym sporem polsko-so-wieckim – przybył kontroler i nadzorca organizowanej struktury ppłk Bielajew oraz odpowiadający za pracę polskich agentów NKWD ppłk Szklarenko. Niewie-le później na tych terenach pracę rozpoczęło 15 ofi ce-rów NKWD będących specjalistami śledczymi, ope-racyjnymi, fachowcami od ochrony rządu, szyfranta-mi oraz zarządcami więzień i obozów. Trzon polskiej kadry bezpieczeństwa stanowiło wówczas ponad 200 absolwentów kursu szkoły ofi cerskiej (nr 366) NKWD

Page 33: polityka-pomocnik_historyczny-201206

3333P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Z kart bezpieki 1944–56Radkiewicza. Od grudnia 1945 r. był on zarazem człon-kiem najwyższego kierownictwa partii – Biura Politycz-nego KC PPR (od końca 1948 r. – PZPR).

STRUKTURA UB I MBP. Urzędy bezpieczeństwa w kraju utworzyły strukturę scentralizowaną (oddziały tereno-we zależały od warszawskiej centrali MBP, a nie lokalnej administracji partyjnej), poddaną wojskowej dyscypli-nie i uzbrojoną. Kierownicy terenowych ogniw wchodzi-li w skład powiatowych lub wojewódzkich kierownictw partyjnych (egzekutyw). Tzw. ubecy pobierali pensje zgodne ze stawkami ofi cerów wojska.

Struktura całego ministerstwa podlegała licznymmodyfi kacjom. Można jednak naszkicować jej uprosz-czony schemat. Było to jedenaście departamentów o na-stępujących kompetencjach: Departament I – kontrwy-wiad; II – sprawy techniczne (kartoteka, fotografi ka, ekspertyzy, łączność, szyfry, kontrola korespondencji, podsłuchy telefoniczne i  pomieszczeń; w  1950  r. wy-dzielono z  tej struktury samodzielny Departament Łączności i Centralne Archiwum MBP); III – zwalcza-nie przeciwników politycznych i ideowych (początko-wo jako Wydział do Walki z Bandytyzmem, do 1946 r. jako Departament VII); IV – ochrony gospodarki;V – społeczno-polityczny (zadania: nadzór nad wszyst-kimi stowarzyszeniami i  organizacjami społecznymi, walka z  Kościołem katolickim i  innymi wyznania-mi, ochrona partii komunistycznej przed wrogami);VI – więziennictwa; VII – wywiad (do 1947 r. jako sa-modzielna jednostka o  nazwie Wydział Wywiadu); VIII – ochrona komunikacji i  transportu lądowego, wodnego i  powietrznego (istniał od grudnia 1950  r.); IX – ochrona przemysłu ciężkiego, chemicznego i  górnictwa (od stycznia 1953  r. do czerwca 1954  r.);X – zwalczający (rzekomych) prowokatorów, agentu-rę i  szpiegów w  PZPR (do 1951  r. jako Biuro Specjal-ne MBP); XI – do spraw Kościoła katolickiego i innych wyznań (od stycznia 1953 r. wydzielony z Departamen-tu V); Departament Śledczy (bez numeru), do które-

y y y y

go należało przeprowadzanie aresztowań, przesłuchań i śledztw. Poza tym powstały piony zajmujące się funk-cjonowaniem samego MBP, m.in: Departament Kadr, Departament Szkolenia, Biuro do Spraw Funkcjonariu-szy (dyscyplina), Departament Służby Zdrowia, a tak-że Departament Ochrony Rządu. Struktury terenowe MBP (urzędy wojewódzkie, miejskie i powiatowe) od-powiadały opisanej tu strukturze centralnej.

Ministerstwo dysponowało ogromnymi środkami fi -nansowymi. Większe pieniądze przeznaczano jedynie na obronność kraju. Jego pracownicy mieszkali w wydzie-lonych osiedlach lub blokach, korzystali z  odrębnychpunktów usługowych (m.in. sklepów), własnych szpita-li (w samej Warszawie mieli do dyspozycji dwa szpitale i poliklinikę, a w całym kraju kilkanaście takich placó-wek), dwunastu sanatoriów, przedszkoli (w stolicy gwa-rantowano ich pięć), siedmiu domów wczasowych itp. Byli powszechnie znienawidzoną, a zarazem wzbudza-jącą strach formacją.

DORADCY SOWIECCY. W lutym 1945 r. na mocy uchwa-ły Państwowego Komitetu Obrony ZSRR powstał ofi -cjalny korpus doradców sowieckich oddelegowanych do MBP. Pierwszym ich zwierzchnikiem został zastępca szefa NKWD Ławrientija Berii, gen. Iwan Sierow, któ-

Stanisław Radkie-wicz, organizator resortu i minister bezpieczeństwa

publicznego – nauroczystej akademii

w klubie MBP z okazji czwartej rocznicy

istnienia MilicjiObywatelskiej.

Warszawa, paź-dziernika r.

w Kujbyszewie (byli to żołnierze z armii Berlinga spe-cjalnie dobrani przez Sowietów do tego rodzaju pracy). Uzupełnili ich pospiesznie przeszkoleni niedawni pol-scy członkowie sowieckiej partyzantki, oddziałów Ar-mii Ludowej oraz przeniesieni do nowej służby podofi -cerowie i ofi cerowie ludowego Wojska Polskiego.

Pierwszy wojewódzki urząd bezpieczeństwa powstał w  Lublinie, następne zaś w  Białymstoku oraz m.in. w  Sandomierzu (dla województwa kieleckiego), Rze-szowie i  Otwocku (dla województwa warszawskiego). W styczniu 1945 r. za wznowioną ofensywą Armii Czer-wonej na zachód udało się już blisko 800 funkcjonariu-szy budujących struktury m.in. w Łodzi, Krakowie, Ka-towicach, Bydgoszczy, Poznaniu. Na czele ministerstwa postawiono 41-letniego polskiego komunistę Stanisława

Page 34: polityka-pomocnik_historyczny-201206

34

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

ry już w październiku 1944 r. przejął po ppłk. Bielajewie organizowanie miejscowego terroru. Zadanie było jasne:zniszczyć Polskie Państwo Podziemne i jego armię, AK (art. s. 102). Od jesieni 1944 r. Sierow dowodził przyspo-sobioną do tego celu blisko dziewięciotysięczną dywizją NKWD. W grudniu podległe mu jednostki liczyły już 14 tys., a wiosną 1945 r. 35 tys. ofi cerów i żołnierzy so-wieckich.

Każdy kolejny główny doradca przy ministrze, obok faktycznej funkcji kontrolno-nadzorczej, odgrywał rów-nież rolę zwierzchnika pozostałych doradców (sowiet-ników) umieszczonych w  centralnych departamentach MBP i  komórkach terenowych. W  pierwszych latach przydzielono „polskim towarzyszom” do kontroli każ-dej placówki bezpieki w sumie kilkuset, być może nawet ponad tysiąc takich sowietników (istniało 309 urzędów wwojewódzkich, miejskich i powiatowych). Ludzie ci po-zyskiwali zresztą w Polsce własną agenturę, niezależną od MBP. Od 1947 r. wycofywano ich stopniowo ze szcze-bla powiatowego i wojewódzkiego, ale jeszcze w 1953 r. płk Michaił Biezborodow (czwarty z kolei kontroler mi-nistra) zawiadywał grupą 47 ofi cerów w centrali i woje-wództwach.

To nie wszystko. Oprócz funkcji doradców wielu So-wietów zajęło po prostu stanowiska kierownicze w cen-trali MBP (od naczelników wydziałów wzwyż) i w tere-nie (jako szefowie i zastępcy szefów wojewódzkich urzę-dów bezpieczeństwa). W latach 1944–54 w samej centra-li na 450 najwyższych stanowisk pracowało co najmniej 46  ofi cerów sowieckich. Do połowy lat 50. kierowali kontrwywiadem, kadrami, transportem, administracją, biurem wojskowym, fi nansami, łącznością, szkoleniem, uzbrojeniem, ochroną rządu i  zaopatrzeniem. Część z nich miała dalekie polskie korzenie, w praktyce jednak nie znali języka albo znali go bardzo słabo.

PRZYBUDÓWKA NKWD. Do połowy 1945  r. bezpieka była przede wszystkim komórką pomocniczą wojsk we-wnętrznych NKWD oraz wojsk kontrwywiadu Smiersz, pomagającą w pacyfi kacjach, obławach, rozbrojeniu pol-skiej partyzantki niepodległościowej. Korzystano z so-wieckiej broni, umundurowania i  aparatury łączności. Od jesieni 1944 r. do lata 1945 r. NKWD aresztowało bli-sko 62 tys. obywateli polskich. W głąb ZSRR uprowadzo-no 51 tys. osób, z których ok. 15 tys. stanowili pracow-nicy administracji podziemnej, żołnierze AK, NZS, har-cerze i inni. Wywożono także właścicieli ziemskich, ary-stokratów, przedstawicieli przedwojennej elity różnych zawodów i górników potrzebnych do pracy w sowieckich kopalniach. Do tej grupy dołączano także faktycznych przestępców. W marcu 1945 r. NKWD aresztowało kil-kunastu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, eliminując tym samym z życia politycznego część elity. Porwano ich i przetransportowano samolotami do Mo-skwy i po kilku miesiącach skazano w propagandowymprocesie przed tamtejszym trybunałem.

WALKA Z PODZIEMIEM. Do otwartej walki z  podzie-miem MBP przystąpiło w lutym 1946 r. Podległe minister-stwu siły zbrojne przeprowadziły operacje tzw. czyszczenia terenu – województw warszawskiego, lubelskiego i biało-stockiego. W ciągu dwóch tygodni zabito blisko 130 osób, aresztowano 3,5  tys. Wprowadzono sądy doraźne, którewydały ponad 60 wyroków śmierci. Wykonywano je czę-sto publicznie poprzez rozstrzelanie lub powieszenie.

W  marcu władze powołały międzyresortową Pań-stwową Komisję Bezpieczeństwa, na czele której stali dwaj ministrowie: bezpieki i obrony narodowej. W wy-prawach pacyfi kacyjnych i pościgowych za żołnierzami podziemia uczestniczyło nieraz po kilkanaście tysię-cy uzbrojonego wojska, KBW, MO, bezpieki i NKWD.

I nstytucją niezbędną komunistom do spra-

wowania władzy była cenzura. Początko-

wo działała w ramach powołanego 19 sierp-

nia 1944 r. Wydziału Prasowo-Informacyjnego,

który zarządzał drukarniami, dysponował pa-

pierem i kontrolował gazety. 19 stycznia 1945 r.

powstało wzorowane na radzieckim Gławlicie

(Głównym Urzędzie ds. Literatury i Sztuki) Cen-

tralne Biuro Kontroli Prasy przy Ministerstwie

Bezpieczeństwa Publicznego. CBKP stworzy-

ło ramy działania cenzury na następne 45 lat.

W całym kraju utworzono wojewódzkie i miej-

skie biura kontroli prasy. W  powiatach działa-

li ich pełnomocnicy. Centrala mieściła się przy

ul.  Mysiej 5 w  Warszawie (stąd urząd cenzury

często nazywano po prostu Mysią).

15 listopada 1945  r. CBKP przekształcono

w Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Wi-

dowisk, który faktycznie podlegał Jakubowi

Bermanowi. Zgodnie z dekretem z 5 lipca 1946 r.

o tym, co mogło zostać upublicznione, decydo-

wały obowiązująca linia polityki partii i instruk-

cje jej kierownictwa.

Cenzura miała prewencyjnie kontrolować

rozpowszechnianie „wszelkiego rodzaju utwo-

rów za pomocą druku, obrazu i  żywego sło-

wa”. Jej funkcjonariusze sprawdzali treść arty-

kułów prasowych i książek, programy radiowe,

repertuar kin, wystawy i ekspozycje, zawartość

księgozbiorów instytucji publicznych, w  tym

przede wszystkim bibliotek i szkół. Oprócz tre-

ści niepoprawnych politycznie wycinano moty-

wy religijne, odnoszące się pozytywnie do kul-

tury zachodniej czy uznane za nieprzyzwoite.

Sprawdzano wszystkie przeznaczone do publi-

kacji zdjęcia, w tym przedstawicieli władzy – nie

można było wypuścić jakiejkolwiek niedostoj-

nej miny czy pozy. Już w 1945  r. sporządzono

spis książek „podlegających niezwłocznemu

wycofaniu”, m.in. dotyczących Józefa Piłsud-

skiego i wojny polsko-bolszewickiej czy historii

ziem włączonych po wojnie do ZSRR.

Od lipca 1948 r. uprawnienia cenzury zostały

poszerzone o prawo udzielania koncesji na wy-

dawanie czasopism i kontroli zakładów poligra-

ficznych. Jak pisze prof. Dariusz Jarosz (w książ-

ce „PRL od lipca ’44 do grudnia ’70”), w samym

1949 r. urzędnicy GUKPPiW dokonali 23 300 in-

gerencji, przede wszystkim w  prasie (ponad

15 tys.) i książkach (5,5 tys.), ale także w drukach

ulotnych, widowiskach i  w  filmach. Ponadto

skonfiskowali 1682 artykuły, zablokowali wyda-

nie 447 książek, wycofali 45 filmów zagranicz-

nych i  10 krajowych. Cenzura skontrolowała

w tym roku 329 bibliotek, 92 księgarnie, 33 czy-

telnie i 7117 drukarń. Z bibliotek wycofano 386

tytułów. Od maja 1952 r. cenzura kontrolowała

dodatkowo ogłoszenia, plakaty i pieczątki.

Działalność cenzury była sprzeczna z zapisami

obydwu ustanowionych w PRL konstytucji (tzw.

Małej Konstytucji i Konstytucji PRL), gwarantu-

jących wolność słowa i druku. Dlatego władza

skrzętnie ukrywała istnienie cenzury przed oby-

watelami (ingerencje nie były w żaden sposób

zaznaczane). Społeczeństwo jednak świetnie

zdawało sobie sprawę z jej istnienia. Dla pisarzy

było jasne, że żadne przekazywane wprost treści

polityczne niezgodne z wyznaczoną przez par-

tię linią nie mają szansy się ukazać. Niektórzy sta-

rali się je przemycać, a cenzura walczyła również

ze skojarzeniami. Cenzorzy w  pewnym sensie

kreowali rzeczywistość. Obowiązywała zasada,

że jeśli coś nie ukaże się w druku, to nie istnieje.

Sami podlegali bardzo rygorystycznej kontroli,

w razie przepuszczenia zabronionych treści sta-

wali się za nie współodpowiedzialni.

Joa n na Saw ick a

CENZURA RZECZYWISTOŚĆ WYKREOWANA

Page 35: polityka-pomocnik_historyczny-201206

3535P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

W  1946  r. urządzono niemal 7  tys. takich wypadów, w których zabito 2,7 tys. ludzi opozycji. W sumie pań-stwo wystawiło do 180 tys. uzbrojonych funkcjonariu-szy (w tym pułki kawalerii, czołgów, łączności, brygady artylerii i saperów). Poza partyzantami ofi arami takich operacji represyjnych były tysiące ludzi z polskich mia-steczek i wsi (w sumie aresztowano ponad 20 tys. rzeczy-wistych i domniemanych wrogów). Z kolei w następnym 1947 r. ofi arą bezpieki i  jej pomocników padło 1,5  tys. partyzantów, a zatrzymano 15 tys. osób.

W  listopadzie 1947  r. bezpieka aresztowała Łukasza Cieplińskiego – czwartego komendanta niepodległościo-wej cywilno-wojskowej organizacji Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość. Podczas śledztwa podawano mu środki psychotropowe, a po trzech latach postawiono przed są-dem, po czym rozstrzelano strzałem w tył głowy w bu-dynku gospodarczym więzienia na Mokotowie (wraz z  nim zabito jeszcze sześciu członków kierownictwaWiN). Wiosną 1948 r. funkcjonariusze bezpieczeństwa przejęli dowództwo nad WiN i utworzyli prowokacyj-ną siatkę konspiracyjną. Dzięki temu weszli w posiada-nie ponad miliona dolarów przekazanych do kraju przez środowiska emigracyjne, CIA i wywiad brytyjski, a tak-że sprzętu (m.in. 17 aparatów nadawczo-odbiorczych). Przechwycono plany amerykańskich działań dywersyj-nych w Polsce opracowanych na wypadek wojny (plany Wulkan i X). Przyjmowano emisariuszy i wysyłano wła-snych agentów na Zachód. Przejmowano koresponden-cję. W całą akcję (o kryptonimie Cezary), zakończoną w  grudniu 1952  r., zaangażowanych zostało ponad 60 funkcjonariuszy. Już po wszystkim aresztowano ok. 200 osób nieświadomych rzeczywistego celu rozgrywki, spo-śród których cztery stracono.

KONTROLA WYBORÓW. W 1947 r. MBP nadzorowałooperację sfałszowania wyborów do Sejmu Ustawodaw-czego (art. s. 26). W  tym celu nad Wisłę przyjechała z ZSRR ekipa specjalistów doświadczonych w fałszowa-niu dokumentów i przeprowadzaniu odpowiednich sy-mulacji matematycznych umożliwiających osiągnięcie założonych wyników. Przygotowane pod ich nadzorem instrukcje trafi ły do komisji obwodowych. Zatrzymania-mi (na kilka godzin, a czasem i kilkanaście dni) w ce-lu zastraszenia objęto w sumie ok. 100 tys. osób. Przed samymi wyborami zatrzymano w aresztach kilkadzie-siąt tysięcy samych tylko działaczy ludowych z PSL. Do-prowadzono do rozwiązania 2795 kół tej partii. Do ich siedzib prowokacyjnie podrzucano broń, plombowano im pomieszczenia, zabierano dokumenty, a ostatecznie skreślono z listy 98 kandydatów na posłów. Przeprowa-dzano mordy skrytobójcze; lista ofi ar od wiosny 1945 r. do momentu wyborów sporządzona przez PSL objęła po-nad 140 nazwisk. Bezpieka zwerbowała blisko 45 proc. członków komisji okręgowych i 48 proc. obwodowych. Zastraszono lub usunięto wielu mężów zaufania.

AKCJA K. W  październiku 1950  r. tuż przed niezapo-wiedzianą wymianą pieniędzy (art. s. 83) urzędy bez-pieczeństwa przeprowadziły masową akcję K. Jednej nocy zatrzymano w  całym kraju 5  tys. osób oskarżo-nych o prowadzenie nielegalnej działalności politycznej i zbrojnej (w praktyce większość z nich stanowiła inte-ligencja oraz chłopi sprzeciwiający się kolektywizacji). Ostatecznie aresztowano 60 proc. tej grupy. Ludzi tych potem próbowano werbować do współpracy, a  opor-nych stawiano przed sądem. Wysuwane oskarżenia by-ły w większości nieaktualne – dotknęły osób, które już podczas dwu wcześniejszych amnestii (z sierpnia 1945 r. i lutego 1947 r.) przyznały się do uczestnictwa w okupa-cyjnej i/bądź powojennej konspiracji.

AKCJA S. Do kompetencji bezpieki należało kontrolowa-nie wszystkich rolników przymuszonych do dostarcza-nia państwu części swych zbiorów (chodziło o obowiąz-kową dostawę odpowiedniego procentu zboża i ziemnia-ków z hektara posiadanej ziemi, oddawania za półdarmomleka i zwierząt rzeźnych). Akcję S (skup) przeprowa-dzono w trzech ostatnich miesiącach 1951 r.; za uchyle-

nie się od tego obowiązku aresztowano ok. 900 chłopów. Część z  nich została skazana w lokalnych procesach pokazo-wych. Tylko w listopadzie 1951 r. skaza-no dwie osoby na karę dożywocia. Pod koniec września 1954 r. w wykazie De-partamentu VI MBP (Więziennictwa) znajdowało się blisko 7,5 tys. rolników.

REFERATY OCHRONY. Każdy wypadek losowy, na przykład kolejowy, pożar, za-trucie zwierząt rzeźnych, awaria w  fa-bryce, wyprodukowany bubel, niedo-trzymanie planu, był postrzegany w ka-tegoriach działania wroga i  wchodziłw zakres zainteresowań bezpieki. W kil-kuset przedsiębiorstwach i  fabrykach

całej Polski utworzono referaty ochrony, czyli kilkuoso-bowe fi lie UB. W 1950 r. działały one w 400 zakładach, a sieć ich informatorów liczyła ok. 4,7 tys. Na etatach za-trudniono tam niemal 1,6 tys. funkcjonariuszy. Rezul-taty tych prac były spektakularne, dla przykładu tylko przez pierwszych pięć miesięcy 1952 r. bezpieka areszto-wała ok. 6,4 tys. ludzi za wrogą działalność gospodarczą.

INSPIRATORZY. Najważniejszymi konsumentami gro-madzonych przez bezpiekę informacji byli Bolesław Bie-rut oraz wspomagający go nieustanną radą Jakub Ber-

man i Hilary Minc (art. s. 18). Studiowa-li wybrane protokoły przesłuchań, zapi-sy podsłuchów, nakreślali i korygowali projekty aktów oskarżenia i plany kolej-nych śledztw, omawiali sprawozdania, komentowali raporty, dywagowali nad ocenami nastrojów społecznych, czyta-li doniesienia tajnych współpracowni-ków itd. Bierut prowadził drobiazgowe notatki ze spraw, na których mu zależa-ło najbardziej. To były setki zapisanych kartek i karteczek. Prowadził też własną ewidencję. Inspirowane przez tych ludzi represje (aresztowania, procesy, śledz-twa) były zgodne z oczekiwaniami albo też wprost wynikały z wytycznych mo-skiewskich. Co wcale nie oznacza, że te oczekiwania zaspokajały.

FUNKCJONARIUSZE. Najistotniejszą rolę w bezpiece od-grywali funkcjonariusze operacyjni i śledczy. Do obo-wiązków tych pierwszych należały tzw. rozpracowania, sprawdzenia, inwigilacja, poszukiwanie ludzi poten-cjalnie oskarżonych, a także werbowanie i prowadzenie agentów, wreszcie przeprowadzanie aresztów. Często najpierw zatrzymywano człowieka („wroga”), a dopiero potem szukano dowodu jego winy. Funkcjonariusze po-suwali się do mordów politycznych w terenie, a także eg-zekucji w więzieniach i aresztach (najczęściej po fi ngo-wanych procesach, tzw. kiblowych). Wielokrotnie ofi ary po prostu porywano z ulicy, a ich rodziny czasem przez lata nie miały wiadomości na temat bliskich.

Po zamknięciu podejrzanego (z automatu traktowane-go jako oskarżonego bądź potencjalnego oskarżonego) do pracy nad wydobyciem od niego informacji przystępowa-

Anatol Fejgin, dyrektor

Departamentu X MBP

Józef Różański, dyrektor

DepartamentuŚledczego MBP

Page 36: polityka-pomocnik_historyczny-201206

36

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

li ofi cerowie śledczy. Na porządku dziennym było stoso-wanie tortur psychicznych i fi zycznych. Metody bezpie-ki nie ustępowały okrucieństwom gestapo czy NKWD,a nawet stanowiły ich twórcze podsumowanie i udosko-nalenie. Począwszy od straszenia samego przesłuchiwa-nego i  grożenia śmiercią, pobiciem i  prześladowaniem także jego rodziny i znajomych, poprzez kopanie, bicie kablem, pejczem, pozbawianie snu, sadzanie na nodze odwróconego taboretu, przypalanie papierosem, żelaz-kiem, plucie, gniecenie i łamanie palców u rąk, obijanie stóp, wyrywanie włosów, oblewanie wodą i wystawianie na mróz, osadzanie w  karcerze, niepuszczanie do ubi-kacji, aż po konwejer, czyli nawet kilkudniowe przesłu-chania prowadzone bez przerwy. Niektóre z tych metod stosowano do 1955 r. Należy zarazem pamiętać o rozlicz-nych manipulacjach w śledztwie: wprowadzaniu przesłu-chiwanego w błąd, poddawaniu mu do przemyślenia fał-szywych informacji, a w końcu dyktowaniu zeznań.

Aresztowanych potrafi ono przetrzymywać w więzie-niach bez wyroku lub chociażby sankcji prokuratorskiejlatami, bo śledztwo było podstawową i najczęściej stoso-waną metodą zdobywania informacji przez bezpiekę. Na koniec funkcjonariusze dostarczali prokuratorom goto-we projekty aktów oskarżenia. Nadzór tychże, jak i sę-dziów nad prowadzonymi w ten sposób śledztwami był czysto umowny.

AGENCI. Drugą co do znaczenia metodą pracy było ko-rzystanie z działalności agentów. Dzielono ich na agen-tów wpływu (mających możliwość decyzyjną w inwigi-lowanym środowisku), informatorów (ludzi będących uchem bezpieki) i  rezydentów (tajnych współpracow-ników nadzorujących innych agentów i  informatorów) oraz właścicieli tzw. lokali konspiracyjnych (na przykład mieszkań, w których funkcjonariusz spotykał się z agen-tem). Z czasem pojawiły się jeszcze inne kategorie współ-pracowników: pomoc obywatelska (współpracownik nierejestrowany) i konsultant (ekspert danej dziedziny). W połowie 1948 r. w kartotekach fi gurowało 5 tys. agen-tów i ponad 48 tys. informatorów. Kulminacja tych dzia-łań nastąpiła pod koniec 1953 r., kiedy to agentura liczy-ła ponad 85 tys. członków. Przez dziesięć lat (1944–54) z bezpieką współpracowało tajnie nawet 400 tys. osób. W listopadzie 1956 r. w jej spisach wciąż widniało ponad 34 tys. agentów, rezydentów i informatorów. Ludzi tych zdobywano najczęściej szantażem, w efekcie więc zastra-szeni i przymuszeni do takich działań, nie byli z reguły ani dociekliwi, ani efektywni.

PODEJRZANI. Już od 1 września 1944 r. bezpieka prowa-dziła stałą kontrolę korespondencji, z której czerpała in-formacje o nastrojach ludzi (art. s. 129). Do 1 maja 1945 r.czytano dosłownie wszystko: ok. 1,4 mln listów i blisko 180 tys. telegramów. Po zakończeniu wojny funkcjona-riusze musieli zmienić system na kontrolę wyrywkową. Dla przykładu, w 1953 r. prześledzono ponad 3,5 mln li-stów przychodzących z zagranicy i blisko 12,5 mln kore-spondencji krajowej oraz wysyłanej za granicę. Robiono wyciągi z lektur, czasem kopiowano lub po prostu konfi -skowano całe listy i przesyłano do odpowiednich komó-rek ministerstwa. Analizowano informacje proste, zbie-rano opinie, rozpoczynano prowadzenie nowych spraw operacyjnych. Zasięg kontroli wyrywkowej poszerzano w  czasie spodziewanych kryzysów wewnętrznych lub międzynarodowych.

Pracownicy bezpieki gromadzili dane na temat ludziaresztowanych i zwalnianych z więzienia, a także na te-mat osób podejrzanych. Do powstałej w ten sposób ewi-dencji wpisano np. żołnierzy powracających z Zachodu, a także ludzi krytykujących władze podczas referendum

w 1946 r. i sejmowych wyborów z 1947 r. Andrzej Pacz-kowski podał, że 1 stycznia 1953 r. w kartotece UB zna-lazło się ok. 5,2 mln kart. To zaś oznacza, że za podejrza-nych uznano jedną trzecią dorosłych Polaków.

KADRY. Praca w  bezpiece była dla części młodzieży z małych miasteczek i wsi przejawem awansu społecz-nego. Trafi ało tam wielu ludzi przypadkowych, zdepra-wowanych, niesamodzielnych i gotowych służyć sprawie w zamian za szansę kariery. Jesienią 1945 r. jedna trze-cia pracowników UB nie skończyła szkoły powszechnej, a blisko połowa jedynie szkołę powszechną. W 1953 r. grono bez żadnego wykształcenia zmniejszyło się do jed-nej piątej, a ci z wykształceniem podstawowym stanowili nieco ponad 30 proc. Największy odsetek pracowników z wyższym wykształceniem przypadł na 1953 r. i wynosił niespełna 3 proc. W latach 1945–55 wśród funkcjonariu-szy trzy czwarte stanowili ludzie poniżej 30 roku życia. Minimum 90 proc. całego środowiska legitymowało się pochodzeniem chłopskim lub robotniczym.

Około dwudziestoletni ludzie pełnili więc funkcje ofi -cerów śledczych i przesłuchiwali przedwojennych woj-skowych, działaczy politycznych i  społecznych, dzien-nikarzy, nauczycieli, profesorów, niedawnych akow-ców, uczestników powojennego podziemia zbrojnego,więźniów obozów hitlerowskich itd. W zderzeniu z ta-kim przeciwnikiem okazywali się prymitywni i niekom-petentni. Szybko budziła się więc w nich (bądź też była wymuszana przez zwierzchników) skłonność do brutal-ności, agresji, awanturnictwa. Świat postrzegali w kate-

y

goriach podziału na swoich i wrogów. Nierzadko prze-istaczali się w bandytów w mundurach. Powszechnym wśród nich zjawiskiem było pijaństwo, rozboje, kradzie-że. Wyższa kadra kierownicza była starsza, bardziej do-świadczona politycznie i miała lepsze wykształcenie, ale to nie przekładało się na jej morale.

Szczyt zatrudnienia w MBP przypadł na 1953 r. Wów-czas to 7,4  tys. funkcjonariuszy pracowało w  centra-li, a 25,8 tys. w wojewódzkich, powiatowych i miejskich

Józef Światło, wicedyrektor

Departamentu XMBP; zbiegł z PRL

i ujawnił kulisy działania aparatu terroru w Polsce.

Na fotografii: w Nowym Jorku,

przed mikrofonamiGłosu Ameryki i RWE, października r.

Page 37: polityka-pomocnik_historyczny-201206

3737P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

urzędach bezpieczeństwa (razem 33,2 tys. funkcjonariu-szy). Cała struktura podległa ministerstwu liczyła blisko200 tys. osób (MO – 48 tys., KBW – 41 tys., WOP – 32 tys.,SW – 10  tys.). Do tego należy doliczyć jeszcze ponad 120  tys. członków paramilitarnej Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej (ORMO). Na ok. 80 mieszkańców Polski przypadał zatem jeden pracownik ministerstwa.

Wśród 450 wysokich funkcjonariuszy centrali jednapiąta (21 proc.) należała przed wojną do KPP i jej przy-budówek. W tej grupie znalazło się 131 ofi cerów pocho-dzenia żydowskiego (art. s. 98), wśród których ten od-setek był jeszcze większy i  wyniósł ponad jedną trze-cią (35,1 proc.). Stażem w przedwojennej partii komu-nistycznej legitymowali się minister, wiceministrowie, wszyscy dyrektorzy departamentów operacyjnych i pra-wie wszyscy kierownicy urzędów wojewódzkich. W całej kadrze proporcje wyglądały jednak inaczej. Największy odsetek starych komunistów wynosił 10 proc. i  przy-padł na 1947 r. (nieco ponad 2 tys. osób). Jeszcze mniej ubeków należało do okupacyjnej PPR – ok. 6 proc. (1271 osób w 1955 r.). Przytłaczająca większość z nich przed i podczas wojny była bezpartyjna. Upartyjnienie rosło jednak lawinowo i już w 1945 r. połowa, a w 1947 r. blisko 90 proc. wszystkich funkcjonariuszy należało do partii i jej przybudówki młodzieżowej. W 1950 r. do PZPR na-leżało 96 proc. kadry kierowniczej w centrali i  terenie.Co ciekawe, w 1945 r. jako osoby wierzące deklarowało się 92 proc. funkcjonariuszy, ale w pierwszej połowie lat 50. taką deklarację złożyła już tylko jedna trzecia z nich. Jak więc widać, najpierw wstępowali do partii, a następ-nie rezygnowali z wiary (jeszcze w 1947 r. ok. 90 proc. funkcjonariuszy należało do partii lub jej młodzieżówki i tyle samo przyznawało się do wiary).

Powyżej 95 proc. wszystkich pracowników deklarowa-ło narodowość polską. Wbrew stereotypowi funkcjona-riusze narodowości żydowskiej stanowili niewielki od-setek całego aparatu. W szczytowym okresie w 1953 r. w centralnych i terenowych instancjach bezpieczeństwa takiej samoidentyfi kacji dokonało 776 osób, co oznacza-ło nieco ponad 2 proc. całości. Zarazem jednak w latach 1944–54 w samym kierownictwie centralnym MBP, tj. od stanowiska naczelnika wydziału wzwyż (450 osób), funkcjonariusze narodowości żydowskiej byli nadre-prezentowani (im wyżej, tym ich odsetek wzrastał). Jak wyliczył Krzysztof Szwagrzyk, połowę decyzyjnej grupy kierowniczej (49,1 proc.) stanowili ofi cerowie pochodze-nia polskiego (221 osób), a ponad jedną trzecią (37 proc.) pochodzenia żydowskiego (167 osób). Trzeba pamiętać także o wspomnianej dziesięcioprocentowej grupie ofi -cerów sowieckich (46 osób) – nie licząc korpusu dorad-ców (sowietników) i  zrusyfi kowanych Polaków. Nieco

inaczej ten udział wyglądał w kraju. W instancjach wo-jewódzkich UB osób pochodzenia żydowskiego w kie-rownictwach było znacznie mniej, bo 14 proc. (22 oso-by), Polaków zaś 67 proc. (107 osób). Kwestiami narodo-wościowymi w bezpiece interesował się sam Bierut i wy-notowywał dane na ten temat na podstawie sprawozdań ministra Radkiewicza.

ROZMIAR TERRORU. Przez areszty i  więzienia UB i NKWD przewinęło się w ciągu pierwszych czterech lat(1944–48) ok. 200 tys. ludzi, spośród których tylko część stawiała władzy opór z bronią w ręku. Według ofi cjal-nych danych 1 stycznia 1948 r. przetrzymywano 26,4 tys. więźniów politycznych. Ta liczba zwiększała się aż do 1 października 1952 r., kiedy to z prawdziwych i fałszy-wych przyczyn politycznych za kratami siedziało blisko 50 tys. ludzi. Wspomniany już prekursor badań nad bez-pieką Andrzej Paczkowski okres do połowy lat 50. na-zwał terrorem masowym i powszechnym (dotykającym wszystkich warstw społecznych i politycznych, art. s. 8). Do więzienia trafi li bowiem także niektórzy ze współ-twórców nowego ustroju: przede wszystkim szef partii komunistycznej (PPR) Władysław Gomułka (1951–54), ale także m.in. współtwórca partyzantki komunistycz-nej z okresu wojny, późniejszy wiceminister obrony na-rodowej i  członek najwyższych władz partyjnych Ma-rian Spychalski (1950–56), ponadto marszałek ludowego Wojska Polskiego Michał Rola-Żymierski (1953–55) oraz szef kadr partyjnych i przewodniczący klubu poselskiego PPR w Sejmie Ustawodawczym Zenon Kliszko (1953 r.).

REWELACJE JÓZEFA ŚWIATŁY. Pod koniec września 1954 r. z zagranicy, z zagłuszanego Radia Wolna Europa,zaczął do Polski Ludowej dobiegać głos podpułkowni-ka i byłego wicedyrektora Departamentu X MBP Józefa Światły – funkcjonariusza, który dziesięć miesięcy wcze-

y g y

śniej uciekł na Zachód. Opowiadał o kulisach pracy bez-pieki i partii oraz o prywatnym życiu elity komunistycz-nej. To było kompromitujące dla tych gremiów. Kierow-nictwo PZPR po konsultacjach z Moskwą w ciągu kilku tygodni doprowadziło do reorganizacji MBP. Dotychcza-sowa policja polityczna (a więc bezpieka jako taka) stała się Komitetem Bezpieczeństwa Publicznego przy Radzie Ministrów, a podlegające dotąd MBP milicja, wojska we-wnętrzne i  więziennictwo podporządkowano nowemuMinisterstwu Spraw Wewnętrznych. Ze stanowiskami pożegnać musieli się dotychczasowy minister i  trzech wiceministrów. W ciągu pół roku (od grudnia 1954 r. do maja 1955 r.) zwolniono 6,5 tys. etatowych pracowników ministerstwa/komitetu, w tym 3 tys. pracowników ope-racyjnych, najwięcej na szczeblu najniższym – powiato-wym. Do więzień trafi ło kilku wysokich funkcjonariu-szy, a jednak było to niczym w porównaniu z resortową rewolucją w ZSRR, gdzie przed sądami postawiono setki ofi cerów, a nieco wcześniej stracono wieloletniego szefaaparatu terroru Ławrientija Berię.

Prawdziwa zmiana przyszła dopiero po 25 lutego 1956 r., kiedy to sowiecki przywódca Nikita Chruszczow wydobył na jaw informacje o zbrodniach NKWD. Obec-ny w Moskwie, chorujący już od jakiegoś czasu Bierut nie wytrzymał napięcia i zmarł (art. s. 142). W kwietniuw Polsce ogłoszono amnestię, w wyniku której w trybie natychmiastowym zwolniono 4,5 tys. więźniów politycz-nych. Dwa miesiące później, w czerwcu 1956 r., w Po-znaniu doszło do narodowej rewolty (art. s. 144). Agresja tłumów skierowała się także przeciwko UB. Wzburzeni ludzie oblegli tamtejszą wojewódzką siedzibę i budynki, w których mieszkali ubecy. Wyłapywali ich na mieście. Kilku zabili.

Robert Spa ł ek

Z prac UB: raport o boksie

R aport z przebiegu pracy operacyjnej UBP na m.st. Warszawę w maju 1953 r. (pi-

sownia oryginalna):

„Ponadto zabezpieczano przebieg walk o mistrzostwo Europy w boksie, odbywa-

jące się w hali sportowej Z.S. »Gwardia«. W pierwszych dniach /od 18 do 20 05/

walk pewna część widowni tendencyjnie odniosła się do zawodników radzieckich.

Na powstanie takiej sytuacji wpłynęła niewłaściwa organizacja rozprowadzania

biletów, przy której zbytnio kierowano się zasadami handlowymi. M.in. Państwo-

we Przedsiębiorstwo Imprez Sportowych w dniu 18 maja przeprowadziło wolną

sprzedaż biletów przed halą sportową, które licznie napływały elementy huligań-

skie i bikiniarskie, wprowadzające dużo zamieszania w hali. Wprowadzone z dniem

21.05 na halę 20 grup 10 osobowych aktywu partyjnego, przeciwstawiały się szo-

winistycznym wystąpieniom. Powyższe wpłynęło na uzdrowienie atmosfery, no-

towano jedynie pojedyncze wrogie zachowanie się. Ogółem funkcjonariusze MO

i UB interweniowali w dniach imprez w 483 wypadkach, przy czym 97 osób usunię-

to z sali a w 85 wypadkach sporządzono doniesienia karno-administracyjne”. (MZ)

Page 38: polityka-pomocnik_historyczny-201206

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Proces jako teatr polityczny

SPEKTAKL. Przede wszystkim stalinowski proces poli-tyczny nie miał na celu ustalenia prawdy. Miał natomiast ilustrować tezę polityczną. Na przykład taką, że odstęp-stwo od linii partii nieuchronnie prowadzi do zdrady, albo taką, że odrzucenie zasady o zaostrzaniu się wal-ki klasowej w miarę sukcesów socjalizmu musi w konse-kwencji nieść zaprzedanie się imperialistom. Przesłania były różne i zmieniały się w zależności od sytuacji. Ale każdy taki proces musiał mieć ów walor dydaktyczny. Dlatego też każdy był szeroko propagowany. Transmi-towano go przez radio, stenogramy drukowano w pra-sie codziennej, wydawano w dużych nakładach w for-mie książek. No i oczywiście fi lmowano. Na salę sądową zapraszano przodowników pracy. Był to swoisty teatr,w którym wszyscy grali swoje role. I publiczność, i sę-dziowie, i prokuratorzy, i obrońcy, i świadkowie i rów-nież oskarżeni. Tylko milicjanci, oddzielający od siebie oskarżonych, byli rekwizytami tej sceny.

A N DR Z EJ G A R L IC K I

Stanisław Zarako-Zarakowski, naczelny prokurator wojskowy w latach -, główny

oskarżyciel w wielustalinowskich pro-

cesach politycznych.Sierpień r.

ZLECENIODAWCY. Wszyscy aktorzy występujący w pro-cesie politycznym musieli ze sobą współpracować. Na sa-li, wśród publiczności, siedzieli ofi cerowie śledczy – reży-serzy spektaklu. W każdej chwili, gdy coś przebiegało nietak, jak przebiegać powinno, mogli gestem czy wysłaną sędziemu informacją na kartce, spektakl przerwać. Zda-rzało się bowiem, że oskarżeni zapominali swej roli albo – co gorsza – wydawało im się, iż biorą udział w prawdzi-wym procesie i zaczynali odwoływać zeznania, skarżyćsię na tortury w śledztwie. Przerwa, czasami parodnio-wa, czasami nawet krótsza, z reguły wystarczała, by usu-nąć te zakłócenia.

Poza salą pozostawali, ale bez przerwy byli na bieżą-co informowani, zleceniodawcy – ci, którzy zamawiali proces polityczny, formułując ogólne założenia. Oczywi-ście, nie zawsze odbywało się to wprost, często w sposób zawoalowany, ale nie zmienia to przecież istoty sprawy. Zleceniodawcą był Stalin, zleceniodawcą był Bierut, choć nie miał pełnej swobody działania.

AUTORZY. Niżej byli autorzy. To oni rozpisywali spek-takl na role, wypełniali treścią szkic założeń. Nie zacho-wały się relacje o tym, jak się to odbywało. Jak wyglądały te wielogodzinne spotkania, gdy z półprawd i kłamstwa tworzono przyszły proces. Wymagało to zegarmistrzow-skiej precyzji i umiejętności widzenia przez cały czas ca-łości. A także znajomości reguł dramaturgii procesu.

W teatrze strzelba wisząca na ścianie w pierwszym ak-cie, w trzecim musi wypalić. W dobrze zaprogramowa-nym procesie politycznym każde padające na nim nazwi-sko to zapowiedź następnego procesu. Jeśli oskarżony po-wiedział w zeznaniu, że idąc na jakieś spotkanie zobaczył po drugiej stronie ulicy pana X, to był to sygnał, że pan X nie jest w porządku. Również i dla samego zaintere-

Page 39: polityka-pomocnik_historyczny-201206

3939P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Pierwszy dzieńprocesu członków

Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość

(WiN), oskarżonycho działalność szpiegowską.

Rozprawa toczyła się przed Wojskowym

Sądem Rejonowym. Warszawa, sierpień

r.

mocników. Sprawnym autorem aktów oskarżenia byłnp. publicysta partyjny Roman Werfel. Akt oskarżenia przygotowywany w sprawie Mariana Spychalskiego oso-biście korygował i cyzelował Bierut. Zachowały się jegoodręczne poprawki na maszynopisach kolejnych pro-jektów. W przeciwieństwie do normalnych procesów, w  procesach stalinowskich akt oskarżenia powstawałsukcesywnie w czasie śledztwa. Potrzeby aktu oskar-żenia określały kierunki śledztwa, czyli innymi słowy, jakie zeznania wymuszać od aresztowanych. W czasie procesu prokurator pilnował, by wszystko przebiegałozgodnie ze scenariuszem.

OSKARŻENI – NAJTRUDNIEJSZA ROLA. Najtrudniejszą rolę do zagrania mieli oskarżeni. Musieli bowiem – bę-dąc niewinnymi – zagrać rolę winnych. W dobrym pro-cesie oskarżony powinien przyznać się do winy, gdyżstalinowska doktryna prawa uznawała przyznanie się do winy za dowód koronny. Ale nie wystarczało tylko przy-znać się do winy, konieczna była również ścisła współ-praca z prokuratorem.

Praca z przyszłym oskarżonym składała się więc z dwóch etapów. Najpierw trzeba go było złamać. Albo torturami, albo szantażem dotyczącym np. losów bliskich mu osób. Wszystkie metody były dozwolone. I wszystkie stosowano. Właściwie nie można się było oprzeć śledz-twu. Wyjątki, którym się to udało, potwierdzają regułę. Wcześniej czy później łamano opór aresztowanego.

Wówczas zaczynał się etap drugi, w którym przyszły oskarżony pod kierunkiem ofi cera śledczego przygoto-wywał się do odegrania swej roli. Musiał dokładnie na-uczyć się tego, co ma zeznawać; przyznawał się wszak do czynów niepopełnionych, a powinien szczegóło-wo o nich opowiedzieć. Musiał więc się nauczyć na pa-mięć odpowiedzi na pytania, które zostaną mu zadane na procesie. Musiał przyswoić sobie wszystkie uzupeł-nienia życiorysu. To, w jaki sposób stał się agentem, ktogo zwerbował, z kim utrzymywał kontakty, jakie prze-kazywał informacje. Albo z kim zawiązał spisek, kogo jeszcze do spisku wciągnął… Starano się tę „zbrodniczą działalność” tak wmontować w życiorys, by jak najmniej go zmieniać. Nie tylko dlatego, że oskarżonemu wówczasłatwiej się było uczyć roli. Również i dlatego, że dawało to możliwość powoływania świadków, którzy zeznawa-li o faktach, które rzeczywiście miały miejsce. I dopiero inne zeznania ujawniały złowieszczość tych faktów. To bardzo uwiarygodniało proces.

DOSTOSOWANIE PRAWA I SĄDOWNICTWA. Procesy stalinowskie wymagały zmiany zasad prawnych. Przede wszystkim odrzucono zasadę, że prawo nie działa wstecz. To umożliwiło sądzenie, np. przedwojennego premiera, Kazimierza Świtalskiego, za „faszyzację Polski między-

j g

wojennej”. Tzw. mały kodeks karny i towarzyszące mu późniejsze akty prawne dawały sankcje represjom i stwa-rzały możliwości skazania właściwie każdego obywate-la. Obiegowe powiedzenie „dajcie człowieka, a paragraf na niego się znajdzie”, dobrze oddawało rzeczywistość prawną tych lat.

27 kwietnia 1949 r. Sejm uchwalił cztery ustawy doty-czące sądownictwa karnego. Zniosły one trójinstancyj-ność postępowania sądowego, instytucję sędziego śled-czego. Do orzeczeń sądowych wprowadzono kryterium stopnia szkodliwości społecznej czynu.

W tym samym roku ogłoszono dekret o ochronie ta-jemnicy państwowej i służbowej. W lipcu 1950 r. Sejmuchwalił kolejny pakiet ustaw dotyczących wymiaru sprawiedliwości. Oddzielono wówczas prokuraturę od resortu sprawiedliwości. Stworzono warunki do szyb-kiej wymiany kadr przez zniesienie egzaminów sędziow-

sowanego. Nazwisko, które padło w procesie, właściwie obojętne w jakim kontekście, było tym samym skalane.

Proces polityczny albo kontynuował w jakimś zakre-sie proces poprzedni, albo zapowiadał następny. Bardzo rzadko się zdarzało, aby był samoistną całością. Personal-ną łączność procesów zapewniali świadkowie. Najczęściej byli doprowadzani z więzienia, bo najlepszymi, sprawdzo-nymi świadkami byli oskarżeni z poprzednich procesów. Szczególnie ci, którzy mieli wyroki śmierci. Czasami wła-śnie dlatego, że planowano ich udział w następnych proce-sach, udało im się przeżyć. Zeznawali też jako świadkowiekandydaci na oskarżonych w następnych procesach. Zda-rzało się, że aresztowano ich na sali sądowej.

AKTORZY. Najłatwiejsze role mieli sędziowie. Musieli się nauczyć, o co należy, a o co nie należy pytać, a następnieodczytać wyrok. Nie trzeba dodawać, że nie do nich na-leżało ustalanie wysokości kar.

Dość łatwą rolę mieli też obrońcy. Należy zacząć od te-go, że nie każdy adwokat mógł być obrońcą w procesie politycznym. Istniała starannie wyselekcjonowana grupatych, którzy posiadali takie uprawnienia. Obrońca w pro-cesie politycznym nie powinien kwestionować winy oskar-żonego, a jedynie wskazywać na okoliczności łagodzące.Mógł też – było to nawet dobrze widziane – obciążać in-nych oskarżonych, aby wybielić swego klienta. W żadnym wypadku, nawet jeśli domagał się tego jego klient, obroń-ca nie powinien wspominać o niedozwolonych metodachśledztwa. Staranny dobór obrońców wynikał i z tego, że procesy czasami szyte były dość grubymi nićmi i odważny adwokat mógłby to na sali sądowej wykazać.

O wiele trudniejszą rolę miał prokurator. Przede wszystkim musiał przygotować akt oskarżenia, czyli szkielet procesu. W ważniejszych procesach miał po-

Page 40: polityka-pomocnik_historyczny-201206

40

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Ze sprawozdań Prokuratorów Wojskowych wynika, że wykonywanie wy-

roków śmierci odbywa się niejednokrotnie w warunkach wysoce nieod-

powiednich i uwłaczających powadze aktu, który jest wyrazem woli pań-

stwa, objawionej w prawomocnym wyroku sądowym.

W szczególności wykonywanie wyroków odbywa się częstokroć w wię-

zieniach nieomal na oczach innych więźniów, samo pozbawienie życia

skazańca odbywa się przez oddanie znienacka strzału, często w kark deli-

kwenta, ciało zagrzebywane jest w pobliżu.

W związku z tym jest celowe wydanie Władzom Bezpieczeństwa od-

powiedniej instrukcji w sprawie wykonywania wyroków, która zdaniem

Naczelnej Prokuratury WP winna zawierać między innymi następujące po-

stanowienia.

Wykonywanie wyroków śmierci ma się odbywać w miejscu całkowicie

odosobnionym.

Karę śmierci przez rozstrzelanie wykonuje się za pomocą plutonu egze-

kucyjnego w składzie co najmniej 4-ch ludzi, uzbrojonych w broń długą.

Skazaniec zostaje przywiązany w postawie stojącej do drzewa, słupa itp.

i wówczas na komendę swego d-cy, pluton egzekucyjny oddaje do niego

salwę, po czym lekarz asystujący przy wykonaniu wyroku stwierdza zgon.

Uprzejmie proszę o zawiadomienie mnie o ustosunkowaniu się Minister-

stwa BP do wyżej poruszonego zagadnienia.

WYROKI ŚMIERCI ZABRAKŁO DESEK

skich, skracanie okresu aplikacji. Nadal istniały 15-mie-sięczne kursy sędziowskie zastępujące wykształcenie wyższe. W sądach tworzono sekcje tajne, które stanowi-ły ważny element systemu represyjnego (sekcja tajna Warszawskiego Sądu Wojewódzkiego osą-dziła w latach 1949–54 ok. 500 osób). W gestii sądów wojskowych pozostawały sprawy osóbcywilnych oskarżanych o przestępstwa przeciw-ko państwu.

PRAWORZĄDNOŚĆ NA SMYCZY. Sądownictwo odgrywało w systemie stalinowskim olbrzymiąrolę i musiało być całkowicie dyspozycyjne dla kierownictwa partii. Miało najściślej współdzia-łać z aparatem bezpieczeństwa. Przy czym cały czas mówiono o przestrzeganiu praworządności.Minister bezpieczeństwa publicznego Stanisław Radkiewicz niemal z regularnością zegarka co kil-kanaście miesięcy wydawał rozkaz przypomina-jący o stanowczym zakazie wymuszania zeznań, stosowania przemocy fi zycznej w śledztwie itp.

W maju 1951 r. Biuro Polityczne podjęło sze-roko rozpropagowaną uchwałę o łamaniu linii partyjnej w organizacji gryfi ckiej. Kierownic-

H istorycy długo jeszcze będą liczyć ofiary po-

wojennego terroru. Albowiem szczególnie na

początku władzy ludowej wyroki śmierci zapada-

ły w trybie doraźnym – i tak samo je wykonywa-

no. Rozprawy były zazwyczaj niejawne, często

bez obrońcy – a zdarzało się – że bez prokuratora.

Najwięcej spraw zakończonych wyrokami śmierci

toczyło się w drugiej połowie 1946 r. – po referen-

dum, a przed wyborami do Sejmu. Jak obliczyła

Maria Turlejska, między lipcem a grudniem 1946 r.

zapadło 429 wyroków (ogółem w latach 1944–46

ok. 670). Przy tej liczbie niezgodnego z prawem,

enkawudowskiego sposobu ich wykonywania

nie dawało się utrzymać w tajemnicy. Zmusiło to

do interwencji czynniki najwyższe. Ilustracją tego

są prezentowane poniżej dokumenty. To charak-

terystyczne świadectwo czasów.

Dokumenty pochodzą z przechowywanego

w Archiwum Akt Nowych w Warszawie zespo-

łu Departamentu Więziennictwa Ministerstwa

Bezpieczeństwa Publicznego, sygn. 1/36. (JK)

Donoszę, że w więzieniu – Rzeszów odbywa się stale wykonywanie wyro-

ków więźniów skazanych na karę śmierci. W związku z każdym wykonaniem

wyroku strażnicy muszą wykonywać dalsze czynności aż do pogrzebania

go, a to: odniesienie go z miejsca wykonania wyroku, ułożenie do trumny,

odwiezienie na cmentarz, wykopanie dołu oraz pochowanie go.

Wobec tego należałoby się danym strażnikom, którzy wykonują powyż-

sze czynności każdorazowe specjalne wynagrodzenie pieniężne lub inne,

gdyż taka robota nie jest o b o w i ą z k i e m strażnika. Naczelnik więzienia

Rzeszów zwracał się do mnie o udzielenie wynagrodzenia dla tych strażni-

ków, więc ja zwróciłem się do Szefa WUBP, ażeby udzielił wynagrodzenia,

natomiast Szef WUBP odmówił pomocy z powodu tego, że na ten cel nie

ma żadnych pieniędzy i polecił mnie zwrócić się w tej sprawie do Departa-

mentu Więziennictwa. Do tego też potrzebne są pieniądze na zakup desek

dla zrobienia trumien, gdyż do tej pory używano deski w więzieniu ze sta-

rych baraków i innych, w obecnym czasie nie ma już żadnych desek, któ-

rych by można używać na ten cel.

W związku z tym proszę o obowiązkowe udzielenie mi poufnej informa-

cji lub zarządzenia, w jaki sposób powinienem postępować w dalniejszym,

gdyż uważam że takie wynagrodzenie jest obowiązkowo potrzebne.

two powiatu Gryfi ce brutalnie zmuszało chłopów do wstępowania do spółdzielni produkcyjnych. Zrobiono proces pokazowy (tym razem nie trzeba było wymuszać

zeznań, bo zarzuty były prawdziwe), zapadły wyroki więzienia. A przecież podobnie – mo-że nie tak brutalnie – postępowano i w innychpowiatach.

Owe pozory praworządności miały spełniać dwojaką rolę. Przedstawiać opinii światowejPolskę jako kraj rządzony surowo, ale zgodnie z prawem. Ale miały też i rolę wewnętrzną – okiełznanie aparatu represji. Doświadczeniaradzieckie, przede wszystkim wielkiej czystkidrugiej połowy lat trzydziestych, wskazywa-ły, że spuszczenie aparatu bezpieczeństwa ze smyczy może mieć nieobliczalne konsekwen-cje również dla partii. Tego się bardzo obawia-no. Stąd m.in. owo kontrolowanie przestrzega-nia przepisów prawa i co pewien czas karanieza ich łamanie. Miało to dyscyplinować aparatbezpieczeństwa.

Jedno z publicznych zawiadomień o skazaniuna karę śmierci i wykonaniu wyroku

Page 41: polityka-pomocnik_historyczny-201206

4141P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Powyżej. Procesdziałaczy Polskiej

Partii SocjalistycznejWolność Równość

Niepodległość (m.in. KazimierzPużak, Tadeusz

Szturm de Sztrem, Ludwik Cohn).

Listopad r.

Obok. Proces człon-ków okupacyjnego,

konspiracyjnego Pań-stwowego Korpusu

Bezpieczeństwa. Grudzień r.

KTO KOMU PODLEGAŁ? Formalnie aparat ten podlegałPZPR. Decyzje Biura Politycznego były wiążące. Nie wol-no było werbować członków partii jako agentów, na in-wigilowanie i rozpracowywanie członków partii koniecz-ne było zezwolenie instancji partyjnej. Nie przestrzegano tych reguł. Działali agenci z partyjnymi legitymacjami w kieszeni, a wielu członkom partii założono w bezpie-ce teczki. Biuro Polityczne miało tylko częściową władzęnad aparatem bezpieczeństwa. Jak wynika z relacji osób więzionych i torturowanych, w tym czasie ofi cerowie śled-czy oświadczali, że w każdej chwili może tu – jako areszto-wany – znaleźć się Bierut lub inny członek BP. Olbrzymią rolę w aparacie represji odgrywali doradcy i specjaliści ra-dzieccy. Utrzymując stały, bezpośredni kontakt z Moskwąstanowili zagrożenie nawet dla Bieruta. W każdej chwilimógł on utracić poparcie Stalina i okazać się wrogiem lu-du. Stalin wyciągnął bowiem wnioski z lekcji jugosłowiań-skiej. W Jugosławii poniósł porażkę, bo miał zbyt nikłe wpływy w wojsku i bezpieczeństwie. Tito bez większychtrudności odizolował zwolenników Stalina. Po tej naucz-ce Stalin obsadził wojsko i bezpieczeństwo w krajach de-mokracji ludowej obywatelami radzieckimi. Nie zawsze zajmowali oni w Polsce stanowiska tak eksponowane jak marszałek Rokossowski, ale zawsze kontrolowali stanowi-ska newralgiczne. Nic ważnego nie mogło się bez ich wie-dzy wydarzyć. Bierut cieszył się zaufaniem Stalina, ale to wcale nie oznaczało, że np. Beria nie zechce postawić najego miejscu kogoś, kto również będzie się cieszył zaufa-niem Stalina, ale będzie człowiekiem Berii.

CORAZ WIĘCEJ PROCESÓW. W marcu 1951 r. sądzono świadków Jehowy, oskarżonych o zamiar obalenia ustro-ju Polski Ludowej, i działaczy Stronnictwa Pracy (Antoni Antczak, Stanisław Bukowski, Jan Hoppe, Józef Kwasi-borski i Cecylia Weker), oskarżonych m.in. o współpracę z gestapo. Takie oskarżenie pojawiało się często w pro-cesach politycznych. Władze bezpieczeństwa trzymały w więzieniach skazanych na śmierć gestapowców, którzy gotowi byli zeznać wszystko, czego się od nich zażąda. Dysponowano też czystymi blankietami gestapo i pie-częciami. Można więc było wyprodukować dokument, którego autentyczność nie budziła wątpliwości.

Od 31 lipca do 13 sierpnia toczył się tzw. proces gene-ralski. Przed Najwyższym Sądem Wojskowym w War-szawie stanęli generałowie (Stanisław Tatar, Franciszek Herman, Jerzy Kirchmayer i Stefan Mossor – art. s. 116) oraz pięciu wyższych ofi cerów. Generałów skazano na dożywocie, pozostałych na długoletnie więzienie.

Był to dla organizatorów proces bardzo ważny, po-nieważ stanowił ogniwo w przygotowywanym pro-cesie Mariana Spychalskiego, który poprzedzić miał z kolei proces Władysława Gomułki. Spychalskiego aresztowano w maju 1950 r. i poddano bardzo brutal-nemu śledztwu. Gomułka aresztowany został 2 sierp-nia 1951 r., w trakcie trwania procesu generałów, i osa-dzony w całkowitej izolacji w tajnym więzieniu MBP w  Miedzeszynie pod Warszawą. Przesłuchania Go-mułki zaczęły się dopiero 21 lutego 1951 r. Nie bito go ani nie torturowano. W aktach śledztwa zachowały się dwie niewielkie prostokątne kartki z następującym tekstem napisanym (piórem) przez Bolesława Bieruta (i z jego podkreśleniami): „Dotyczy Gomułki. Czym Gomułka był w świetle znanych dotąd faktów? Czy można postawić zarzut równości pomiędzy nim a Spy-chalskim? Gomułka – stoczenie się od oportunizmu do frakcji i zdrady – a więc staczanie się, a nie wróg, któ-ry od razu z zamiarami wrogimi przyszedł do ruchu i tylko mniej lub więcej zręcznie osłaniał swoje wrogie oblicze i zamiary. Zadaniem śledztwa jest w pierwszym rzędzie ujawnić – wrogą działalność Gomułki, wszyst-

ko – główne jej przejawy, cele i mo-tywy, powiązanie etc. – zbadanie drogi rozwojowej. Węzłowe zagad-nienia. Spiskowanie w Partii i prze-ciw Partii i dlatego węzłowe okre-sy to okres 1943–1944, 1947–1948 (szczeg. 1948 r., treść kontaktu ze Spychalskim, przyparcie go, że ca-ły szereg przestępczych kroków Spychalskiego było mu znanych”. Według tej instrukcji prowadzono przesłuchanie Gomułki.

W październiku 1951 r. sądzono współpracowników Mikołajczyka. Również w październiku odbywał się w Lublinie tzw. proces Inspekto-ratu Zamojskiego. Na ławie oskarżo-nych znalazł się prowincjał zakonu

bernardynów w Polsce i trzech innych zakonników. Za-padły dwa wyroki śmierci i dziewięć wyroków długolet-niego więzienia.

W grudniu odbył się proces członków okupacyjnego, konspiracyjnego Państwowego Korpusu Bezpieczeń-stwa (Witold Pajor, Zygmunt Ojrzyński, Stanisław Nie-nałtowski i Andrzej Czystowski). Zapadły trzy wyroki śmierci. Czystowski skazany został na 15 lat. Ten proces był również bardzo ważny, gdyż oskarżeni mogli zostać wykorzystani zarówno w procesie Spychalskiego, jak i Gomułki.

Ci, którym przeznaczano role w przygotowywanych procesach, przeżyli mimo wydanych wyroków śmierci. Wobec innych wyroki wykonywano.

A n dr z ej Ga r l ick i

Proces działaczyStronnictwa Pracy.

Wiosna r.

Page 42: polityka-pomocnik_historyczny-201206

42

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

„Stalin to pieroński ciul”

PRZYPADEK STEFANA T. Pod koniec kwietnia 1952 r. Gorlice, podobnie jak cała Polska, szykowały się do ob-chodów 1 Maja. „Przystąpiliśmy do dekoracji świetlicy i budynku – zeznał później w śledztwie p racownik urzę-du miejskiego – przyniosłem portret duży tow. Bieru-ta, który miał być zawieszony na budynku. Wtedy ob. T. Stefan wyraził się wulgarnie »o, jaki duży ten skur-wysyn« kompromitując tow. Bieruta. Następnie ob. T. wypowiadał się wrogo o mających nastąpić wyborach, mówiąc słowami: »podstawieni kandydaci i  tak przej-dą, są narzuceni z góry a wybory to tylko fi kcja, bo jak powiedzą że to jest czarne to trzeba mówić że jest czarne a jak powiedzą, że białe to trzeba mówić że białe. Cho-ciaż coś się skreśli, to i tak oni przejdą, tak jak w wybo-rach 1947 r.«”. Jak zanotował przesłuchujący ofi cer UB, feralnego dnia Stefan T. powiedział także: „całe pociągi

Propaganda szeptana, potocznie zwana

PIO T R O SĘ K A

węgla idą do Związku Radzieckiego, a dla nas pozostająsame okruchy”, i nucił: „na kapuście drobne liście, nie daj dupy komuniście, bo jak się Stalin o tym dowie to ci dupę upaństwowi”.

Trzyosobowa komisja rozpatrująca sprawę w  trybieprzyspieszonym uznała, że „oskarżony T. Stefan rozpo-wszechniał fałszywe wiadomości, mogące wyrządzić istot-ną szkodę interesom Państwa Polskiego, a także dopuścił się znieważenia generalissimusa Józefa Stalina i  prezy-denta Bolesława Bieruta”. Wyrok zapadł jednomyślnie: 24 miesiące obozu pracy z zaliczeniem okresu śledztwa.

PRZESTĘPSTWO. W art. 22 mkk z 1946 r. czytamy: „Ktorozpowszechnia fałszywe wiadomości, mogące wyrzą-dzić istotną szkodę interesom Państwa Polskiego, bądź obniżyć powagę jego naczelnych organów, podlega ka-

To nie były żarty; każda nieostrożnawypowiedź (a co

jest „wrogą plotką” - decydowała

arbitralnie władza)mogła stać się

przyczyną osobistego nieszczęścia.

Page 43: polityka-pomocnik_historyczny-201206

4343P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

NIEDOZWOLONE NIEZADOWO-LENIE Z ZSRR. Sentencje wyro-ków wydawanych przez Komi-sję często zawierały formułę: „za lżenie i poniżanie ustroju Związ-ku Radzieckiego i nauki radziec-kiej”. „W  marcu 1952 będąc w  kopalni na dole na poziomie 510 m i  pracując przy G. zaczą-łem z  nim rozmawiać na różnetematy ogólne – zeznawał przed ofi cerem śledczym górnik z Ru-dy Śląskiej. – W trakcie rozmowy

y g

G. zaczął mi opowiadać, że w ro-ku 1945 został przez władze ra-dzieckie wywieziony i  pracował w  kopalni w  Zagłębiu Doniec-kim i widział, jak ludzie tamtejsi żyją biednie i do pracy przynoszą sobie suchy chleb i o chlebie tym pracują. Przy tym przytoczyłfakt, że on przez władze radziec-kie był karmiony zgniłymi ry-bami i o takim wyżywieniu mu-siał pracować na dole w kopalni. Dlatego też komunizm nie może

długo istnieć, gdyż ludzie wymarli by z głodu”.Chętnie dowcipkowano na temat osiągnięć radzieckie-

go botanika Trofi ma Łysenki, który – jak głosiła propa-ganda – opracował metodę łączenia różnych gatunków, dzięki czemu potrafi ł wyhodować rośliny niespotyka-nych dotąd rozmiarów. Opowiadano, że „Łysenko skrzy-żował drzewo z psem i dostał drzewko, które się samopodlewa”. Na półtora roku trafi ł do obozu autor dowcipuo radzieckiej inżynierii genetycznej: „w Rosji dano za-strzyk królikowi, z  którego zrobił się cielak, następnie dano mu zastrzyk, z czego zrobiła się krowa taka duża,że głową sięgała do Warszawy, a tylnymi nogami i wy-mionami była w Moskwie, przy czym w Warszawie żarła,a w Moskwie ją dojono”.

Powszechnie uważano, że Polska jest „ruską kolonią”,a braki różnych artykułów – zwłaszcza mięsa – tłuma-czono tym, że wywożone są na wschód. Tego rodzaju poglądy władze klasyfi kowały jako „rozpowszechnia-nie fałszywych wiadomości na temat polsko-radziec-kich stosunków handlowych”. Warszawski robotnik opowiadający w  tramwaju dowcip („O  czym marzy polska świnia w drodze do rzeźni? Żeby chociaż jej ko-ści zostały w ojczyźnie”) trafi ł na dwa lata do obozu. W sentencji orzeczenia podkreślono „wysoką szkodli-wość społeczną czynu”.

Krążyły pogłoski, że sytuacja wkrótce się pogorszy. „Jan M. powiedział w obecności mojej, że do Lubosza ma przybyć wojsko radzieckie i będą dla siebie zabierać

mięso, które jest przeznaczone na wyżywienie ludności gminy.Jak powiedział »te cholery chcą nas wykończyć«” – zeznał świa-dek w jednym ze śledztw. Z ko-lei Lucjan Cz. („kułak, właściciel 39 ha gospodarstwa”) opowia-dał w styczniu 1951 r., że „przy-jeżdżają do Polski obywatele ra-dzieccy, nasi wyzwoliciele, któ-rzy nas wyzwalają z bydła, koni i  innych rzeczy i ma ich przyjść15 tys., że chyba czują pismo no-sem, żeby Bóg dał, ażeby ich śle-pota ogarnęła, żeby jak najprę-dzej się zaczęło, żeby z naszych

Murarze podczas przerwy w pracy,

ok. r.

Przechodniena skrzyżowaniu

ul. Marszałkowskieji Alei Jerozolimskich

w Warszawie, r.

rze więzienia do lat 5 lub aresz-tu”. Podobną karę przewidziano dla śmiałka, który podniósłby rękę na „godło, chorągiew lubinny znak państwowy polski, al-bo państwa sprzymierzonego, pomnik lub inne dzieło, wznie-sione w  celu uczczenia lub upa-miętnienia zdarzeń lub osób”. Najbardziej zagadkowo brzmiał art. 28 grożący wieloletnim wię-zieniem każdemu „kto publicz-nie lży, wyszydza lub poniża Na-ród Polski albo Państwo Polskie”. Odtąd każda nieostrożna wypo-wiedź mogła stać się przyczyną nieszczęścia.

Poczynając od lipca 1950  r.sprawców „powodowania paniki w celu szkodzenia interesom maspracujących” UB przekazywałw ręce Komisji Specjalnej do Wal-ki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym. Był to rodzaj try-bunału inkwizycyjnego, stworzo-ny przez partię, aby uzupełnićpracę wolnych i niepewnych politycznie sądów powszech-nych. Komisja przeprowadzała śledztwo w ciągu paru dni, wyrok zapadał w trybie zaocznym, po naradzie trwającejnie dłużej niż kwadrans; najwyższą karą, jaką dyspono-wała, było osadzenie na dwa lata w obozie pracy. Repre-sja ta budziła w społeczeństwie wyjątkowy lęk zrozumiały w świetle wojennych doświadczeń. Szczególnie niedobrąsławą cieszył się Mielęcin pod Włocławkiem.

NIEDOZWOLONE RESENTYMENTY. Do więzienia mogło zaprowadzić już zwykłe narzekanie na drożyznę. Oto wy-rok dwóch lat obozu otrzymał Karol K., który „w potocz-nej rozmowie wyraził się, że pierdoli demokrację i do wy-borów i tak nie pójdzie. Mówił, że jest starym socjalistą, ale nie wyobrażał sobie żeby to tak wyglądało jak teraz”.

Ci, którzy mieli odwagę mówić głośno, że przed woj-ną było lepiej, narażali się na poważne nieprzyjemności. W  listopadzie 1951  r. „Józef L. będąc w domu Krysty-ny Chojnackiej w Mikołajkach starał się przekonać bę-dących tam obywateli o wyższości ustroju sanacyjnego nad ustrojem demokratycznym, przytaczając przy tym fakt, że bezrobotny dostawał 20 zł zapomogi na miesiąc, za co mógł sobie kupić trzy pary butów, a obecnie robot-nik kolejowy zarabia 300 zł, za które nie może kupić na-wet jednej pary. Na zwróconą mu uwagę, by w ten sposób nie wypowiadał się, oświadczył, że nie boi się więzienia, gdyż w więzieniu lepiej jest jak na wolności”.

W złorzeczeniach pod adresem rządu często porów-nywano okres powojenny z  okupacją niemiecką. „Na oświadczenie, że powinniśmy dziękować MarszałkowiStalinowi za naszą wolność Jan D. powiedział [w czasie rozmowy], że wolałby Hitlera pocałować w dupę, jak Sta-lina w  twarz, bo za Hitlera miał wszystko a za Stalina nic nie ma, bo gdy wkroczyły wojska radzieckie to muwszystko zabrały”.

Podczas rewizji przeprowadzonej przez komisję ds. sku-pu zboża w domu chłopa w powiecie pyrzyckim doszłodo ostrej wymiany zdań. Właściciel gospodarstwa, przedwojną należący do mniejszości polskiej w Niemczech, po-wiedział: „lepiej miałem za Hitlera aniżeli za takiego rzą-du polskiego, bo nikt mi nic nie zabierał. Do dupy z ta-kim rządem, jakby mnie puścili, to bym zofort pojechał dotNiemiec”. Oprócz wysokiej grzywny za ukrywanie zbożaotrzymał także karę obozu za „lżenie narodu polskiego”.

Page 44: polityka-pomocnik_historyczny-201206

44

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

rąk kajdany były zrzucone, bo oni nas wyduszą jak psów”. Ze względu na pochodzenie spo-łeczne oskarżonego i „wyjątko-we natężenie złej woli” Komisja skazała oskarżonego na dwa lata obozu bez zaliczenia półroczne-go pobytu w areszcie śledczym.

Historyk Robert Kupiecki uło-żył kiedyś listę ponad 300 przy-domków, którymi ofi cjalna pro-paganda obdarzała Stalina (art. s. 56). Zapewne spis obelg mio-tanych pod adresem Chorążego Pokoju byłby równie długi. Ści-

y g

gani przez UB nieznani sprawcy pisali na ścianach toalet „Stalin to chuj garbaty”, „Stalin – al-fons”. Oto Jan Młynarczyk, górnik w kopalni Chorzów,„często narzekał na obecną rzeczywistość mówiąc, że nie idzie wytrzymać, że my produkujemy lecz nie dla nas, ponieważ to wszystko zabiera Stalin. Dodawał przy tym »Stalin to pieroński ciul«”.

NIEDOZWOLONA TĘSKNOTA ZA AMERYKĄ. Równie surowe kary, co za krytykę Związku Radzieckiego, wy-mierzano także za „wychwalanie ustroju Stanów Zjed-noczonych”. O Ameryce i  jej przywódcach wolno byłomówić tylko źle. „Od jednego z naszych korespondentów otrzymaliśmy list, w którym pisze, że niejaki Józef Cz. z gromady Konarzewo w dniu 1 maja [1951 r.] wobec ca-łej gromady brutalnie oświadczył, że żadnej pomocy dla Korei nie da i że nie potrzeba jej dawać. M.in. powiedział »Niech Amerykanie dobrze leją po tyłkach Koreańczy-ków«” – donosił sekretarzowi Komitetu Powiatowego partii redaktor „Głosu Szczecińskiego”.

Niepewna sytuacja polityczna skłaniała do snucia do-mysłów. Z mieszaniną nadziei i obaw czekano na rychły wybuch wojny światowej. „W czasie rozmowy z Ludwi-kiem T. oświadczyłem mu, że mam zamiar kupić sobie meble – wyjaśniał do protokołu pracownik zabrzańskiej huty – ponieważ w ostatnich czasach zawarłem związek małżeński, na co Ludwik T. radził mi, abym mebli nie kupował, ponieważ wkrótce będzie wojna i granice Pol-ski będą przesunięte na wschód i ja na skutek złego trans-portu nie zdążę uciec z tymi meblami”.

„Rozpowszechniania fałszywych wiadomości o zmia-nie ustroju” dopuścił się także uczeń łódzkiej zawodów-ki, który „w miesiącu sierpniu [1951 r.] mówił, że woj-na jest pewna na wiosnę i że już na wiosnę będzie lepiej, gdyż możemy się spodziewać Amerykanów”.

Opowiadający pogłoski o  wojnie napawali się spo-dziewaną klęską komunistów: „K. Wiktor – właścicielkamienicy czynszowej w Poznaniu – oświadczył, że pre-mier Cyrankiewicz jest zdrajcą narodu, bo poszedł na lep komunistów i wraz z nimi inni, dla których nie będzie jednak miejsca po wylądowaniu Amerykanów”. Rymo-wano: „przyjeżdżaj Eisenhowerze do Polski chociaż na rowerze, bo nam Stalin wszystko wybierze”.

NIEOSTROŻNE SŁOWA. Użycie nazwy propaganda szep-tana na określenie czynu zabronionego jest wymowne. Uzmysławia, jak łatwo było złamać stalinowskie prawo. Do więzień trafi ali ludzie, którzy powiedzieli choćby kil-ka słów sprzecznych z ofi cjalną propagandą – i to w oko-licznościach bynajmniej nie publicznych.

4 marca 1953 r. w jednym z gdańskich mieszkań od-bywało się przyjęcie imieninowe Stanisława P. Soleni-zant, ekspedient w sklepie spożywczym, zaprosił kole-gów z pracy. Na przyjęciu pito wódkę i mówiono o po-

lityce. Jak zeznał później jedenz  gości, „P. nawiązując do ko-munikatu o  stanie zdrowotnym Stalina, powiedział że medycyna radziecka wzięła w łeb, bo pisali że zamieniali ludziom serca a te-raz nie mogą pomóc na paraliż Stalina. Powiedział, iż jeśli Sta-lin umrze można będzie jechaćdo Wilna. Poza tym na imieni-nach tych śpiewane były piosen-ki sanacyjne jak »Witaj majowajutrzenko« i »Jedzie, jedzie nakasztance«. Wszyscy tam zebra-ni wypili na cześć powrotu do Wilna. Odbywało się to wszyst-ko przy ogólnym zadowoleniu i śmiechu”.

Już nazajutrz goście, porządnie jeszcze nie wytrzeź-wiawszy, znaleźli się w areszcie śledczym. Dla solenizan-ta i jednego z jego kolegów fi nałem przyjęcia był wyrok dwóch lat w obozie pracy.

W  lutym 1953 r. student Akademii Medycznej Zyg-munt K. napisał do kolegi: „Polacy doznali zbyt dużo krzywd, by wierzyli w  propagandę moskiewską. Niewiem, czy w Polsce jest prawdziwych komunistów pięć procent”. List nie dotarł do adresata: przejął go UB, wy-rywkowo cenzurujący prywatną korespondencję. Prze-prowadzono aresztowanie, zrobiono rewizję, rozpoczętośledztwo. „K. Zygmunt dał wyraz swemu wybitnie wro-giemu stosunkowi do Polski Ludowej w liście do kolegi M. Józefa w Toruniu, którego treść godzi w żywotne in-teresy narodu polskiego – czytamy w sentencji wyroku.

– Przesłuchany w  charakterze podejrzanego K. Zygmunt do wi-ny się przyznał i wyjaśnił, iż list ten napisał dlatego, ponieważ był pod wrażeniem podobnego listu ze strony tegoż M. Wyjaśnienia podejrzanego K. całkowicie uwy-puklają sylwetkę w/w  jako zde-cydowanego wroga socjalizmu,który zamierzał podważyć zaufa-nie dla władzy ludowej i opóźnić nasz marsz do socjalizmu”.

ŚWIADECTWO TERRORU. Mię-dzy 1950 i  1954  r. za „uprawia-nie wrogiej propagandy” skazano na obóz pracy blisko 5 tys. osób.

Liczby te nie obejmują spraw przekazanych do sądów specjalnych lub wojskowych. W  gruncie rzeczy ofi ary Komisji Specjalnej miały wiele szczęścia – przesłuchu-jący je ofi cerowie UB uznali ich sprawy za błahe i  nie włączyli do żadnego z procesów politycznych. W stali-nowskiej bowiem Polsce nieostrożnie wypowiedziane słowo mogło spowodować lawinę fi kcyjnych zarzutów – np. o stworzenie nielegalnej organizacji wywrotowej. Stąd już tylko krok do wyroku śmierci lub wieloletniego więzienia.

Akta śledztw w sprawie szeptanki są nieocenionym źródłem do poznania nastrojów społecznych w czasachstalinowskich (art. s. 42). Są także swoistym zapisem strachu. Przeraźliwie bali się zarówno oskarżeni, jak i świadkowie. Nieznane są przypadki, aby ktoś odmó-wił zeznań.

Dokumenty te, chociaż dzisiaj wydają się groteskowei humorystyczne, są świadectwem terroru, jaki wtedy to-warzyszył Polakom na co dzień.

P iotr O sęk a

Mieszkańcy wsiBąków k. Łowiczaw dniu wyborów

do SejmuUstawodawczego, stycznia r.

Radioodbiornik markiStolica, w produkcji

od r.

Page 45: polityka-pomocnik_historyczny-201206

4545P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Utopia nowego człowieka

CEL: RAJ NA ZIEMI. Komuniści dochodzący do władzy w 1944 r. mieli za sobą Armię Czerwoną, a później do-radców radzieckich, znali tamtejsze wzorce oraz ideologię marksistowską, dzierżyli pełnię władzy, by wprowadzaćdowolne zmiany. Co prawda większość z nich nie miała żadnego doświadczenia, ale dla prawdziwego komuni-sty taki niuans nie mógł stanowić najmniejszej przeszko-dy. Władysław Gomułka mówiąc w 1945 r., że władzy raz zdobytej nie oddadzą nigdy, nie żartował. Planowany sys-tem miał trwać po wsze czasy. Cele eksperymentu, czyliosiągnięcie raju na ziemi, ustroju wszelkiej szczęśliwości, uświęcały środki i anulowały winę za popełniane pomył-ki. Czym jest krótkotrwałe cierpienie milionów czy nawet

M A R I USZ M A Z U R

Bolesław Bierut w spółdzielni produkcyjnej Jachowice. r.

śmierć tysięcy przy zmianie, która doprowadzi do ostatecz-nego rozkwitu prawości i sprawiedliwości? Czy znajomośćPrawdy absolutnej nie usprawiedliwia i nie rozgrzesza?

Zmianie ulec miała nie tylko sytuacja polityczna, spo-łeczna i gospodarcza kraju, ale całość systemu kulturo-wego, włącznie z przemianami mentalności. Z ideologii wynikało, że wystarczy polepszyć byt, by zmieniła się świadomość. Dlatego przewidywano, że już niebawem znikną wszelkie patologie, pijaństwo, prostytucja, chuli-gaństwo, przemoc. Po co nadużywać alkoholu, jeśli życie jest tak wspaniałe, dostatnie i pełne wrażeń? Jaki sens bę-dzie miała kradzież, jeśli każdy otrzyma satysfakcjonują-cą go pracę i możliwość rozwoju?

Page 46: polityka-pomocnik_historyczny-201206

46

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

NOWA HIERARCHIA SPOŁECZNA. Tak radykalnie posta-wione cele wymagały jednak przebudowy struktury spo-łecznej. Sprzyjała temu tragedia wojenna, podczas której zginęła część inteligencji, ludzi szczególnie aktywnych; doszło do potężnych migracji, zmian granicznych i et-nicznych (art. s. 10). W pierwszych latach powojennych zlikwidowano jako grupy społeczne ziemiaństwo i ary-stokrację, wyeliminowano dotychczasowe elity politycz-ne, gospodarcze, część kulturalnych i naukowych.

Społeczeństwo Polski Ludowej miało być hierarchicz-ne. Na samym szczycie, zgodnie z klasowymi normami marksizmu, umieszczano robotników, dalszą kategorię stanowili chłopi, tzw. biedniacy i co najwyżej średnia-cy. Jeszcze niżej znajdowała się inteligencja jako grupausługowa dla klasy robotniczej. Poza kategoriami byliwrogowie, którzy podlegali co najmniej obserwacji i izo-lacji, w tym tzw. kułacy, dawni właściciele, członkowie podziemia niepodległościowego, PSL, narodowcy. Tych dehumanizowano w interesie ludu.

Natychmiast po wyzwoleniu otwarto drogi awansu dla robotników i chłopów. Początkowo media donosiły o dziesiątkach robotników, którzy zostawali kierowni-kami i dyrektorami. Przyjęta taktyka szybko jednak ule-gła zmianie. Pojawiły się obawy o tzw. wysferzenie, czyli wyjście z własnej klasy wskutek zdobycia wykształcenia i zmiany stanowiska pracy. Przemiana robotnika w dy-rektora nie była już awansem. Teraz nazywano nim pod-wyższenie kwalifi kacji i obsługę skomplikowanej maszy-ny czy pracę racjonalizatorską.

Szczególnie w pierwszych latach propaganda zachwy-cała się pracowitością grupy predestynowanej. Młodzi robotnicy, którzy zdobyli świadomość klasową, stawa-li się przodownikami pracy (art. s. 128), wyróżniali się w nauce i służbie społecznej. Gazety opisywały młodych ludzi, którzy mieli specjalnie przedłużać godziny pracy i nauki, by więcej wyprodukować, zdobyć większą wie-dzę, by lepiej służyć społeczeństwu. Ponoć nawet starzy nauczyciele przedwojenni dziwili się, widząc pęd robot-niczych dzieci do zdobywania wiedzy i łatwość, z jaką ją przyswajały, czym miały dystansować dzieci pochodzące z innych klas społecznych.

ŹRÓDŁA NOWEJ INTELIGENCJI. Przejmowanie kon-troli nad szkolnictwem zaczęło się już w drugiej połowie1944 r. i dotyczyło wszystkich poziomów nauczania. No-wy zakres programowy, stopniowo wzbogacany treściamiideo logicznymi, wsparto nowymi przedmiotami: językiem rosyjskim, początkowo fakultatywnym, potem obowiąz-kowym, nauką o  Polsce i  świecie współczesnym, nauką o konstytucji. By podejmowane treści dotarły do wszyst-kich, w 1949 r. Sejm uchwalił ustawę o likwidacji analfabe-tyzmu do 1951 r. Przeprowadzono powszechną rejestracjęanalfabetów i półanalfabetów. 21 grudnia 1951 r. Główna Komisja Społeczna do Walki z Analfabetyzmem ogłosiła likwidację analfabetyzmu jako zjawiska masowego, co nie miało wiele wspólnego z rzeczywistością, ale sukcesy ca-łej akcji uznać można za znaczące. Podobnej skuteczno-ści oczekiwano na najwyższym szczeblu edukacji. Przy-spieszenie przemian społecznych zapewnić miała zmia-na składu społecznego studentów. Dekretem Prezydium KRN z 24 maja 1945 r. utworzono wstępny rok studiów wyższych dla młodych robotników i chłopów, którzy nieukończyli szkoły średniej. W ten sposób w krótkim cza-sie spodziewano się wykształcić grupę nowej inteligencji wyróżniającej się dobrym pochodzeniem i wszelkimi jego zaletami, a przy tym wdzięcznej za otwarcie dróg awansu.

KULT PRACY FIZYCZNEJ. Za zmianę struktury społecz-nej odpowiadały także: industrializacja, masowa migra-cja chłopów do miast i zasilanie powstającego przemysłu.

Cały naród buduje swoją stolicę. To jedno z pierwszych tego typu haseł

po wojnie. Wzywało do pomocy przy

odbudowie zrujnowanej w 80 proc.

Warszawy. Do stolicy przyjeżdżały ty-

siące ludzi (głównie młodych) z całej

Polski, by pracować przede wszystkim

przy odgruzowywaniu miasta.

Miasto wspiera wieś. To hasło, wy-

pływające z idei sojuszu robotniczo-

chłopskiego, wzywało ludzi z miasta

do pomocy przy żniwach, jesiennych

wykopkach ziemniaków i innych ro-

botach rolnych. W gospodarstwach

spółdzielczych i państwowych brako-

wało rąk do pracy, a sytuację pogar-

szała zła organizacja produkcji. Dlate-

go do akcji pomocowej wzywani byli

studenci, pracownicy fabryk, urzędni-

cy, a nawet wysocy dygnitarze. Udział

był teoretycznie dobrowolny, jednak

propozycji tego typu nie należało od-

rzucać.

B udowa socjalizmu wymagała wspólnego wysiłku całego społeczeństwa – gło-

siła propaganda. Dlatego obywatele byli nawoływani do ciągłej aktywności.

Te wielkie mobilizacje, często w zrozumiałych celach, miały odwracać uwagę ludzi

od niedoborów na półkach sklepowych czy problemów mieszkaniowych. Stano-

wiły ponadto swego rodzaju usprawiedliwienie dla prowadzenia walki politycznej

z przeciwnikami systemu. Oto kilka haseł mobilizacji społecznej:

WIEL KIE MOBIL IZACJE

Z czasem mieli oni tworzyć proletariat wielkoprzemy-słowy, czyli najwyższą formę klasy. Każdy pracujący wi-nien czuć się gospodarzem Polski, swojego zakładu pra-cy, właścicielem maszyny, przy której stoi. Praca stać się miała sensem i radością życia. Ale na wszelki wypadek w 1950 r. wprowadzono nakaz pracy, a co jakiś czas pod-wyższano normy produkcyjne, ponoć na prośbę wszyst-kich rzetelnych robotników. Każda okazja: zjazd partii, urodziny przywódcy, święto 1 czy 9 Maja były dobre, by podjąć zobowiązania pracy. Pewną formą obrony spo-łecznej była rymowanka krążąca po śmierci najbardziejznanego przodownika pracy: „Chcesz iść szybko na Sąd Boski, pracuj jak Wincenty Pstrowski”. Jego zaangażo-wanie (art. s. 124) miało być jednak wzorem dla wielu innych, co stale potwierdzano w propagandzie.

AFIRMACJA KOLEKTYWIZMU. Euforyczny stosunek dopracy fi zycznej jest wartością łączącą wszystkie utopie. Podobnie jak afi rmacja kolektywizmu. W myśl słów Ma-jakowskiego: „Jednostka – zerem, jednostka bzdurą, sama– nie ruszy pięciocalowej kłody”, liczyła się dopiero ma-sa. Jedność działania i myślenia miała oduczyć egoizmu i  indywidualizmu. Nawet wspólny wypoczynek uznanoza bardziej efektywny i… humanitarny. Od przedszko-la, szkoły, świetlicy, kolonii, poprzez masowe organizacjemłodzieżowe, czytelnie, Powszechną Organizację Służ-ba Polsce, dalej: wojsko, związki zawodowe, TowarzystwoPrzyjaźni Polsko-Radzieckiej, Towarzystwa Przyjaciół Żoł-nierzy, w przypadku kobiet – Ligę Kobiet, w przypadku rolników – Związek Samopomocy Chłopskiej, koła gospo-dyń wiejskich, po zakłady pracy, wszędzie dominował ko-lektyw. Życie w kolektywie, z kolektywem, dla kolektywu.

Plakaty na każdąokazję społecznej

mobilizacji

Page 47: polityka-pomocnik_historyczny-201206

4747P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

SOCREALIZM. Koniecznym elementem budowanego sys-temu idealnego musiały być rozkwit i zaspokajanie przez masy potrzeb kulturalnych. Uznano, że wystarczy otwo-rzyć możliwość korzystania z kultury i sztuki, by sepa-rowani od niej dotąd ludzie natychmiast przyjęli ją jako niezastąpioną część własnego życia, niczym „obiad i sen”. Jednocześnie zniesiono pluralizm w sztuce, ujednolica-jąc dozwolone gusty estetyczne. Jakub Berman w refera-cie wygłoszonym na konferencji partyjnej 31 maja 1949 r. przekonywał: „Musimy budzić odrazę do sztuki, któranosi ładunek formalistycznej bezideowości i cynizmu, do dekadenckiej sztuki kapitalistycznej, do amerykańskiego kosmopolityzmu”. W tym samym roku zarządzono hege-monię socrealizmu (art. s. 86), który miał być szczytowym osiągnięciem cywilizacyjnym. Pisarze, malarze i twórcy fi lmowi prześcigali się w urzeczywistnianiu sztuki „so-cjalistycznej w treści i narodowej w formie”, choć tak na-prawdę nikt nie wiedział, o co w tym haśle chodzi. W do-puszczonym kanonie znajdowała się też sztuka rosyjska i radziecka oraz dorobek innych krajów socjalistycznych. Od 1949 r. podjęto ostrą walkę z kosmopolityzmem, choć jego defi niowanie, raz jako pogardy dla narodu, innymrazem jako supernacjonalizmu amerykańskiego, też nie były do końca zrozumiałe.

STARE NAZWY – NOWE ZNACZENIA. Niepoślednią ro-lę odegrał język, zwany dzisiaj nowomową (art. s. 50). Oczekiwano przewartościowania m.in. takich pojęć, jak: kultura, prawda, nauka, moralność, wolność, uczciwość,godność, patriotyzm, miłość zgodnie z normami dialek-tyki marksistowskiej, ale i doraźnymi interesami partii czy jej przywódców.

Na przykład nieodzownym dopełnieniem patrioty-zmu uczyniono miłość do ZSRR, w  pierwszych latach wynikającą z wdzięczności za wyzwolenie z niemieckiej okupacji, później ze względu na jego rzekomą pierwszo-planowość we wszystkich dziedzinach życia. Sowieckie prawo miało być najbardziej sprawiedliwe, fi lmy i poezja najpiękniejsze, ziemniaki najsmaczniejsze, a  radziecki sport najlepszy nawet wtedy, gdy nie odnosił sukcesów. Stąd być może na pytanie na ulicy o godzinę warszawia-cy odpowiadali, dodając jednocześnie: „ze Związkiem Radzieckim na czele”.

PRZESTĘPCZE POSIADANIE. Niemal natychmiast zli-kwidowana została niezależność ekonomiczna. Posia-danie własności stało się czymś negatywnym, wręcz ak-tem przestępczym. Pojawił się zakaz posiadania złota,walut, przedmiotów wartościowych czy nawet większej ilości produktów, co mogło zostać uznane za spekula-cję (art. s. 78). „Bitwa o handel”, prowadzona od 1947 r., stopniowo wyeliminowała handel prywatny. Podobne procesy zachodziły w całej gospodarce (art. s. 72). Konfi -skaty, nowe podatki, domiary, „społeczne komitety wal-ki z drożyzną i regulacji cen” skutecznie zlikwidowały przedsiębiorczość. W  1955  r. zatrudnienie w  sektorzeprywatnym poza rolnictwem wynosiło 0,2 proc. Dzię-ki temu, że państwo stało się jedynym pracodawcą i wy-twórcą, zyskało kolejny instrument kontroli i  nacisku, i nie wahało się z niego korzystać.

ZAKAZY, NAKAZY, TERROR, STRACH. Zmianie ulegało prawo, które stało się bardziej restrykcyjne. System zaka-zów i nakazów tworzył wąski margines dopuszczalnychzachowań i  poglądów, których przestrzeganie umoż-liwiało zachowanie kategorii obywatela, choć tego nie gwarantowało. Przekonały się o tym setki tysięcy ludzi.

Nie do przecenienia jest rola terroru i  powszechnie panującego strachu (art. s. 32). Środkiem „reedukacji”

j

były m.in. obozy pracy. Część z nich zbudowało jeszcze

NA STONKĘ , O POKÓJ

Stonka ziemniaczana amery-kańskich imperialistów. 1 czerwca

1950 r. w „Trybunie Ludu” ogłoszono,

że stonka (zwana też żuczkiem colo-

rado) została w ogromnych ilościach

zrzucona z amerykańskich samolotów

do Bałtyku, skąd miała wypełznąć na

wybrzeże, by rozpocząć działania dy-

wersyjno-sabotażowe na terenie Pol-

ski. W  1953 r. rząd PRL podjął uchwa-

łę w sprawie walki społeczeństwa

z pasiastym dywersantem. Tysiące lu-

dzi zostało zmobilizowanych do prze-

czesywania pól ziemniaków w po-

szukiwaniu wroga, który – według

propagandy – był głównym powo-

dem niedoborów żywności. Z takiej

formuły walki ze stonką wycofano się

w połowie lat 50.

Walka o pokój. Wezwanie do walki

o pokój było jednym z najchętniej gło-

szonych haseł propagandy stalinow-

skiej. Jej apogeum miało miejsce przy

okazji mobilizacji do składania podpi-

sów pod tzw. apelem sztokholmskim

z 25 marca 1950 r., wzywającym do

zakazu rozpowszechniania broni ato-

mowej. Miało go podpisać kilkanaście

milionów Polaków. Propagandowym

apelom towarzyszyła intensywna roz-

budowa przemysłu zbrojeniowego.

O pokój bowiem należało walczyć.

Joa n na Saw ick a

Najważniejsza jednak była partia, czy może raczej, jak wówczas pisano: Partia. Jeden z bohaterów książki Kazi-mierza Brandysa zwierzał się: „Wszystko, co mam w sobie – tłumaczył – to partyjne. Rozum także dała mi partia. Duży on czy mały (…) ale partyjny. Złączyłem swe życiez walką klasy robotniczej”. Tak miał wyglądać ideał.

ŚWIECKI PRODUKT RELIGIOPODOBNY. Od 1948 r. co-raz bardziej widoczna była personalizacja władzy, któ-ra bardzo szybko przerodziła się w kult jednostki (art. s. 55). Sakralizacja objęła pierwszych sekretarzy Komi-tetów Centralnych: polskiego i  radzieckiego, oraz ich wolę. Pojawiali się na tysiącach portretów, na plakatach, w wierszach, fi lmach. Wzorem ZSRR pisano, że Bierut jest: „umiłowanym przywódcą i  wychowawcą najszer-szych mas, uosobieniem wielkiego przełomu, jaki do-konał się w  życiu naszego narodu”. Przypisywano mu wszelkie cechy, z jakimi przedstawia się świętych.

Przyjmowane rytuały, nomenklatura, część matryc kulturowych i normatywnych pozwalają mówić o ko-munizmie jako produkcie religiopodobnym. Jednocze-śnie doszło do przyspieszonego zeświecczenia państwa. Nie działo się tak wyłącznie za sprawą samych komuni-stów. Świeckie śluby, likwidacja kościelnych majątków

y y

ziemskich, instytucji charytatywnych, eliminowanie religii ze szkół nie były przecież tylko ich postulatami,ale przejawem ogólnych tendencji modernizacyjnych i  laicyzacyjnych. Komuniści dodali od siebie prześla-dowania i więzienia. Religia i kościół zniknęły ze świa-ta ofi cjalnych przedstawień, z fi lmu, literatury. W pu-blicznym dyskursie pojawiały się jedynie jako symbol wstecznictwa i zła.

Page 48: polityka-pomocnik_historyczny-201206

48

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

NKWD, wchodząc do Polski razem z Armią Czerwoną. Mogła do nich wysyłać powstała w 1945 r. Komisja Spe-cjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospo-darczym i robiła to tak skutecznie, że w 1947 r. siedzia-ło tam 80 tys. ludzi. Najczęściej byli to handlarze, osoby rozpowszechniające tzw. szeptaną propagandę, chłopi, którzy nie chcieli albo nie mogli zapłacić podatku czy oddać kontyngentu, przeciwnicy polityczni, a często też tylko potencjalni przeciwnicy nowej władzy. Ale równie ryzykowne mogło się okazać takie hobby, jak fi latelistyka czy nauka esperanto.

INGERENCJA W ŻYCIE PRYWATNE. Ingerencja w życieprywatne sięgała bardzo głęboko. Rządzący za pomocąmediów wskazywali, jakiej muzyki powinno się słuchać, które z tańców są właściwe, z kim się przyjaźnić czy na-wet w kim wolno się zakochać, a kto na to nie zasługu-je. Autor listu do „Sztandaru Młodych” w październiku 1950 r. dowodził: „Życie prywatne jest odbiciem myślii przekonań każdego człowieka i jest miarą jego wartości. Organizacja [ZMP] musi w to życie wnikać, musi czu-wać nad tymi, którzy w jej szeregach pracują. Człowiek szczery i uczciwy nie ma nic do chowania w prywatnym kąciku”. Gdzie indziej przestrzegano: „Jeżeli zaczniemy od młodości budować »własne kąciki«, gdzie będziemy rozgryzać tylko sprawy osobiste, to czy możemy gwa-rantować, że za kilka lat tą »sprawą osobistą« ukrytą we »własnym kąciku« nie będzie zdrada ojczyzny?”. Rów-nież miłość do osoby niepewnej ideowo mogła przynieść podobne konsekwencje.

WRÓG I POWSZECHNA MOBILIZACJA. Obok miło-ści najsilniejszym ze stanów emocjonalnych jest niena-wiść. W 1952 r. tak przedstawiano jedną z lekcji w szkole: „Na lekcjach języka polskiego nauczycielka kl. IIa czy-tała dzieciom odpowiednio dobrane opowiadania, np. »O  siedmiu krukach i  białym gołębiu«. Dzieci same utożsamiały imperialistów – złych ludzi z  czarnymikrukami z bajki. W prostych słowach nauczycielka wy-jaśniała dzieciom, że imperialiści dążą do tego, by ich oj-cowie mało zarabiali, by młodzież robotnicza nie mogła się kształcić itp. W tym też celu dążą do wojny, aby unie-możliwić Polsce wspaniały rozkwit gospodarczy, a przezto otoczenie ludzi pracy troskliwą opieką i zapewnienie im radosnego życia. W klasie tej stopniowo wytwarzała

się atmosfera nienawiści do imperialistów, którzy chcą dzieciom odebrać radość zabawy i nauki”.

Podstawowym stanem ducha miała być mobilizacja. W instrukcji zamieszczonej w „Trybunie Ludu” z listo-pada 1949 r. apelowano: każdy obywatel „musi zwrócićuwagę na siebie i otoczenie, by przeciwdziałać próbominfi ltracji wroga. (…) Dopiero powszechna mobilizacja czujności klasowej mas pracujących zdoła pokrzyżo-wać zamierzenia i sparaliżować działalność wroga i jego agentury”. Mentalność spiskowa święciła triumfy i sta-wała się ofi cjalnym wyznacznikiem patriotyzmu i zdro-wego rozsądku. Andrzej Mandalian, wyjaśniał w wier-szu pt. „Śpiewam pieśń o walce klasowej”: „Jeśli traktor

g j yj

nie może orać,/jeśli siew nie osiągnie skutku,/jeśli ła-mie się w ręku norma,/a od majstra zalatuje wódką,/je-śli zamarł warsztatu ruch,/spalił serce motor –/to fakt,/że działa klasowy wróg./Walka trwa”. Nic nie mogło się dziać przypadkowo, wszystko miało swą przyczynę i cel. Prowadziło to do wszechobecnej nieufności i podejrzli-wości. Taki mechanizm wymagał kontroli totalnej. Z po-czątkiem lat 50. w szkołach aktywiści zetempowscy za-częli organizować tzw. brygady lekkiej kawalerii, których zadanie polegało formalnie na wyszukiwaniu przejawów bumelanctwa, złego zachowania, niekoleżeństwa, tępie-niu naleciałości „kosmopolitycznych i złotomłodzieżo-wych”. W rzeczywistości był to rodzaj policji porządko-wo-politycznej dla młodzieży. Ten typ inwigilacji jednak się nie przyjął. Inaczej w życiu dorosłym. Jak podaje An-drzej Paczkowski, w 1954 r. rejestr „elementu przestęp-czego i podejrzewanego” zawierał prawie 6 mln nazwisk, czyli jedną trzecią dorosłych obywateli Polski.

NOWA MORALNOŚĆ. KRYTYKA I SAMOKRYTYKA. Jeśli, jak wynikało z leninizmu, moralność podporządkowana jest wyłącznie interesom walki klasowej i  mas pracują-cych, to przymiot moralności zyskiwało wszystko, co słu-żyło zniszczeniu dawnego społeczeństwa i zjednoczeniu wokół proletariatu budującego nowy świat. Być człowie-kiem moralnym oznaczało brać czynny udział w budowie i utrwalaniu socjalizmu, oddawać swe siły i energię walce o stworzenie socjalistycznego społeczeństwa, bezwarun-kowo wypełniać polecenia i  obowiązki. Mechanizmemregulującym i  dyscyplinującym miały być krytyka i  sa-mokrytyka zachowania i myśli zastępujące donos i spo-

Samokrytyka: „Z kręgosłupa cyfra 6”

K ażdy uczestnik posiedzeń kolektywu – narad partyjnych, zebrań w zakładach

pracy, apeli w szkołach – liczył się z koniecznością złożenia samokrytyki. Sa-

mokrytyka była – obok laudacji na cześć Stalina i Bieruta oraz głosowań przez

aklamację – żelaznym punktem każdego spotkania. Była kontrolą, którą nieustan-

nie wszyscy nad sobą sprawowali.

Wczujmy się w rolę zwykłego członka partii. Jego życie nie miało nic z rewo-

lucyjnej radości. Sprawdzany, zaganiany, strofowany, karcony. W liście do kole-

żanki pisał: „U nas nie ma nic nowego, co dzień to lepiej, jak tak dalej pójdzie,

to nam zrobią z kręgosłupa cyfrę 6. Ja bym wolał pójść za pasterza do farmy

jak tak dalej pracować” (cytaty pochodzą z listu przejętego przez MBP jesienią

1948 r.). Przed kolejną naradą był wycieńczony. Wszedł do ciasnej i brudnej salki,

gdzie wydało mu się, że każdy towarzysz patrzy na niego z wyrzutem. Musiał

działać. Tak, musiał złożyć samokrytykę. Uprzedzić kolektyw, który mógł się od

niego odciąć, co w najlepszym wypadku oznaczało przeniesienie w jakieś za-

pomniane miejsce. „Przychodzi nowy prąd, który wywala za nawias prawa spo-

łecznego szereg ludzi. Wszyscy musimy się poddawać samokrytyce (spowiedź

powszechna). Ja na przykład robiąc samokrytykę powiedziałem, że dużo nie

zrobiłem, bo nie miałem czasu, więcej błędów nie pamiętam, amen. Pani też bę-

dzie to musiała przechodzić, bo to się wszędzie przyjęło” – ostrzegał koleżankę.

P iotr Ku l cz yck i

Rozpoczęcie tzw. akcji siewnej

w największym zespole PGR

w woj. krakowskim. Na czele przemarszu

rolników –udekorowany

siewnik. Brzesko, r.

Page 49: polityka-pomocnik_historyczny-201206

4949P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

dziców, wskazywanie im wspaniałości systemu, donio-słości przemian i bezalternatywności rozwiązań.

ODCIĘCIE INFORMACYJNE. KONTROLA PAMIĘCI. For-mą zamykania społeczeństwa była próba odcięcia Pola-ków od niezależnych źródeł informacji. Zmonopolizo-wane media, wszechwładna cenzura, zetempowcy pod-słuchujący pod drzwiami, czy ktoś słucha zakazanychrozgłośni radiowych, zamykający usta strach przed do-nosicielstwem, penalizacja tzw. szeptanki, czyli rozsie-wania informacji nieofi cjalnych, za co można było na kilkanaście miesięcy trafi ć do obozu pracy, perlustracja listów, zakaz sprowadzania literatury i prasy z Zachodu, podejrzliwość wobec osób komunikujących się z kimkol-wiek z zagranicy. W Polsce Ludowej do 1955 r. utrudnio-na była nie tylko łączność ze światem kapitalistycznym,ale także z krajami socjalistycznymi, z którymi można było kontaktować się wyłącznie za pośrednictwem okre-ślonych, ściśle kontrolowanych kanałów. Powojenna fa-la emigracji dotyczy tylko wybranych grup narodowych (głównie Żydów i Niemców) i szybko została zreduko-wana do minimum. Jak policzył Dariusz Stola, w całym 1954 r. zezwolenie na prywatne wyjazdy otrzymało 1681 osób, w tym do krajów kapitalistycznych – 52. Odcięcie wydawało się pełne. I kto wie, co by się stało, gdyby taka sytuacja trwała znacznie dłużej.

Tym bardziej że przemiany objęły także sferę pamięci. Pamięć o Piastach walczących z Niemcami, o Kostce Na-pierskim czy Jakubie Szeli wyprzeć miała tę o wojnie pol-sko-bolszewickiej, Kresach Wschodnich, Katyniu i ArmiiKrajowej. Świerczewski zastąpił Andersa, Nowotko Bora-

j y

Komorowskiego, a Małgorzata Fornalska Danutę Siedzi-kówną, ps. Inka. Polska szybko i nachalnie była przesu-wana ze świata Zachodu na Wschód.

PRZEBUDOWA PRZESTRZENI PUBLICZNEJ. Inżynierii społecznej dopełniały: przebudowa przestrzeni publicz-nej, powstająca architektura, pomniki dziękczynne i po-chwalne, nazwy ulic na zawsze upamiętniające wodzów rewolucji i istotne daty. W Polsce nie było co prawda PikuStalina ani zbyt wielu jego pomników (właściwie powstałchyba tylko jeden), ale Stalinogród (art. s. 62) zapropo-nowany przez autora „Łyska z pokładu Idy” miał trwale wpisać się w polską topografi ę i przyszłość. W podobny

sposób wykorzystywano urbanistykę. W budowie No-wej Huty nie chodziło tylko o stworzenie miasta z ide-alnymi rozwiązaniami urbanistycznymi, gdzie pod-czas pierwszomajowych świąt radosne tłumy mogłyby schodzić się w marszu gwiaździstym na głównym pla-cu; gdzie nie powstał kościół, ale przewidziano miejsca, z którego roznosić się będą pieśni patriotyczne i rewolu-cyjne. Przy tej budowie chodziło jeszcze o przeciwwagę dla konserwatywnego Krakowa z  inteligencją myślącą w  przestarzały sposób, nieodpowiadający nowej epo-ce. Ten przykład dobrze pokazuje powszechną wówczas dwustronność wszelkich działań: destrukcję „starego”, uznawanego za złe, i zastępowanie go „nowym”, już z sa-mej tylko defi nicji – „dobrym”.

SPOŁECZNE PODŁOŻE INŻYNIERII. Komuniści zręcz-nie grali na populizmie, hasłach równości, wyższości mas nad dotychczasowymi elitami, promowaniu zawi-ści, niechęci czy wręcz nienawiści do ludzi bogatszych, myślących inaczej, tych, których oskarżono o odpowie-dzialność za klęskę wrześniową, nieprawości II RP czy rzekomy faszyzm. Czasami tego typu zarzuty padały na podatny grunt. Dlatego powtarzane obecnie mity o ca-łym narodzie walczącym wówczas z niewielką grupką zdrajców są równie prawdziwie, co te ówczesne o klasie robotniczej stojącej po stronie władzy jedynie słusznej. Wynikają nawet z tych samych przesłanek.

Okres stalinowski doprowadził do rozkwitu i  doce-nienia najgorszych ludzkich cech: cynizmu, zakłamania, do wynoszenia na piedestał niekompetencji, cwaniactwa i bezczelności. Ludzki wysiłek, którego wówczas nie bra-kowało, często był marnowany, a dogmatyczne spoglą-danie na rzeczywistość przez pryzmat ideologii nie po-zwalało na prawdziwy rozwój.

FIASKO UTOPII W WERSJI STALINOWSKIEJ. Mimo kil-kuletnich wysiłków rzeczywistość nie chciała dopasować się do założonego scenariusza. Wydajność pracy nadal pozostawiała wiele do życzenia, korzystanie z  dobro-dziejstw kultury i sztuki nie upowszechniło się w takimstopniu, jak przewidywali rządzący, mentalność za nic niechciała się zmienić. Nie udała się próba wmówienia lu-dziom, że życie jednostkowe jest nieistotne, a człowiek,jak pisał Brandys, „nie umiera nigdy”, ponieważ rzeko-mo żyje jako współmyśląca, współodczuwająca istota ga-tunkowa. Dlatego dla wielu wierzących w utopię szokiem były słowa napisane w sierpniu 1955 r. przez Adama Wa-żyka, który w słynnym „Poemacie dla dorosłych” ogłosił na łamach „Nowej Kultury”: „Przybiegli, wołali:/komuni-sta nie umiera./Nie zdarzyło się jeszcze, aby człowiek nie umarł./(…)/Przybiegli, wołali:/w socjalizmie/skaleczony palec nie boli./Skaleczyli sobie palec./Poczuli. Zwątpili”.

Jednak dokąd żył Stalin, zmiany scenariusza były nie-wyobrażalne. Wraz z jego śmiercią umarła wiara w peł-ny sukces eksperymentu. Komunistom, którzy tej idei poświęcili wiele lat swojego życia, cierpieli w  więzie-niach, tracili przyjaciół, wreszcie „znali” Prawdę, trud-no było przyznać się do klęski własnych ideałów. Ciężko byłoby ogłosić, że zmarnowało się życie dla utopii. Sytu-acja, jaka powstała w latach 1955–56, zmusiła ich jednak do redefi nicji koncepcji. Rok 1955 przyniósł pierwsze oznaki odwilży (art. s. 140). Wśród niedawnych stali-nowców pojawiły się hasła demokratyzacji życia. Po tymroku niemal nikt już nie chciał budować komunizmu czy zmieniać mentalności człowieka. Pozostało jednak przekonanie, że socjalizm jest w każdej postaci lepszy od kapitalizmu, a tylko „komuniści” z PZPR są w stanie utrzymać zdobycze ludu i prowadzić kraj ku rozwojowii równości społecznej.

M a r i usz M a z u r

wiedź w  jednym. Szybko obie formy przekształciły się jednak w rytuał służą-cy załatwianiu prywatnych konfl iktów.

PŁEĆ I RODZINA. Deklarowana rów-ność płci była fi kcją. Dotyczyła możli-wości pracy w zawodach uznawanych dotąd za męskie, jak np. hutnictwo, alejuż nie udziału we władzy. Pojedyn-cze kobiety, które pojawiały się w gre-miach rządzących, jak Michalina Ta-tarkówna-Majkowska, I sekretarz KWPZPR w Łodzi, to wyjątki potwierdza-jące regułę. Również przywódcy par-tyjni i  państwowi ofi cjalnie nie mieli żon ani rodzin, by móc poświęcić się dla dobra Polski.

W Polsce, w odróżnieniu od Związ-ku Sowieckiego, nigdy nie promowano walki pokoleń. Nie naciskano dzieci, by donosiły na swych rodziców, wzo-rem legendarnego, choć nieprawdzi-wego, Pawki Morozowa; nie doradza-no, by uciekały z  domów i  dołączyły do kolektywów. Wręcz odwrotnie, rolą dzieci miało być indoktrynowanie ro-

Page 50: polityka-pomocnik_historyczny-201206

50

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Język w służbie utopiiM IC H A Ł G Ł OW I Ń SK I

JĘZYK ZE WSCHODU. Propaganda i w ogólności język władzy w pierwszym dziesięcioleciu istnienia Polski Lu-dowej (ta nazwa z  początku zdecydowanie w  tekstach propagandowych i  oświadczeniach urzędowych domi-nowała) wyróżnia się wieloma właściwościami specy-fi cznymi, które w  latach następnych częściowo uległy przekształceniom, a niekiedy nawet zatarciu. Pod pew-nymi względami można ją traktować jako swoistą całość, nawet jeśli się pamięta o  tym, że gwałtowna staliniza-cja z końca lat czterdziestych stanowi doniosłą cezurę. Niektóre z owych właściwości wymuszone zostały przez sytuację historyczną, zwłaszcza przez fakt, że mamy do czynienia z  okresem założycielskim (i  te w  większościznikną stosunkowo szybko), inne wynikają łącznie z za-łożeń ideologicznych i praktyki socjotechnicznej.

Zwłaszcza w kilku pierwszych latach język przywie-zionej ze Wschodu władzy natrafi ał na rozmaite trudno-ści i nie mógł się z nich łatwo wyzwolić czy je w taki lub inny sposób wyminąć. Jedną z nich było zharmonizo-wanie doraźnych celów, jakim miał on służyć, z zamia-rem dalekosiężnym; było nim kreowanie postaw i wzo-

rów osobowych wynikających z  ideologii marksizmu- leninizmu w jej wersji stalinowskiej. Rozmaicie bywają one nazywane, można mówić o człowieku na miarę na-szych czasów czy o nowym człowieku. Mariusz Mazur, autor fundamentalnej książki na ten temat, posługuje się terminem „człowiek tendencyjny”. (Jego doskonałej książce „O człowieku tendencyjnym… Obraz nowego człowieka w propagandzie komunistycznej w okresie Polski Ludowej i PRL 1944–1956”, poddającej analizie niezwykle rozległe materiały, wiele zawdzięczam; dla nas szczególnie ważny jest podrozdział „Język – meta-fory”).

PRZYKŁAD: ZIEMIE ODZYSKANE. Na osobliwość ję-zyka ofi cjalnego w  pierwszych latach Polski Ludowej składało się wiele elementów. Nie można pomijać faktu, że ukształtowały się nowe sytuacje, powstały nowe in-stytucje, które trzeba było jakoś nazwać. Przykład naj-prostszy: włączone do Polski tereny należące dawniej do Niemiec nazwano Ziemiami Odzyskanymi. Nazwa się przyjęła i w dużej mierze traktowano ją tak, jakby

Język w służbie pracy. Tablica

przodownikóww budownictwie.

Fotografia z r.

Nowy język sztuki. Warszawa,

r., pochódpierwszomajowy.

Page 51: polityka-pomocnik_historyczny-201206

5151P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

skiego, „sowiecki” i „radziecki” używane są zamiennie. W  publikacjach nieco późniejszych „sowiecki” znika, obowiązuje „radziecki”, niewątpliwie z tego powodu, że już tak źle się nie kojarzy. Konsekwencja, ujawniająca sięw tej materii, świadczy, że nie była to sprawa przypadku czy indywidualnej decyzji piszącego, stanowiła rezultat prowadzonej przez władze polityki językowej.

PRZYKŁAD: KOMUNIZM/DEMOKRACJA LUDOWA/RE-AKCJONIZM. Przykładem równie wymownym jest to, że w ofi cjalnej mowie nie występowało słowo „komunizm” (a także jego pochodne), skazano je na banicję, mimo że realizowano program komunistyczny, a najwyższą wy-rocznią była Komunistyczna Partia Związku Radzieckie-go. I w deklaracjach programowych, i w bieżącej publi-cystyce posługiwano się sformułowaniami zastępczymi typu „demokracja ludowa” (nie zważając zresztą na fakt, że jest to pleonazm), „partia robotnicza”, „klasowy ruchrobotniczy” itp. W konsekwencji wrogów też nie określa-no jako antykomunistów. Słowem obowiązującym była„reakcja” (niekiedy „czarna reakcja”), dostatecznie roz-ciągliwe i nieokreślone, że można odnieść je do każdego, kogo uważa się za wroga.

Toczyła się zatem swojego rodzaju podwójna gra języ-kowa, nowa władza usiłowała narzucić swoją ideologię posługując się najróżniejszymi sposobami, ale jedno-cześnie z uporem ukrywała jej właściwy charakter. To charakteryzowało „mowę do ludu”, a więc dostępną pu-blicznie. Ciekawą sprawą jest to, jak się przedstawiał we-wnętrzny język partii, jak mówiono na zebraniach, kiedy wiadomo było, że jest się wśród swoich, jak członkowie PPR (później PZPR) rozmawiali ze sobą, trudno jednak ją rozważać, nie była kwestia ta przedmiotem refl eksji,zapewne nią się stanie, gdy analizie podda się język do-kumentów wydobytych z partyjnych archiwów.

Ważnym zjawiskiem było eksponowanie tych wąt-ków, które odpowiadały nastrojom społecznym i łatwo zyskiwały posłuch, na pierwszym miejscu trzeba wy-mienić jawną i bezwzględną antyniemieckość. Na przy-kład w 1946 r. Gomułka w jednej ze swych oracji mówi o „odwiecznym wrogu niemieckim”. To przemawiające do społeczeństwa ujęcie, co zrozumiałe po okupacji, mu-siało ulec komplikującemu przekształceniu, gdy nagle po utworzeniu NRD w 1949 r. okazało się, iż należy przyjąćdo wiadomości fakt, że istnieją również „dobrzy Niem-cy”, obywatele nowo powstałego państwa.

STALINOWSKI POPULIZM. Szczególnym zjawiskiem jest słownictwo odnoszące się do problematyki społecz-nej. Wprowadzano wątki, które musiały liczyć na apro-batę, by wskazać choćby na sprawę awansu społeczne-go, w tamtym czasie szczególnie lansowaną (charaktery-styczne, że przestano ją eksponować w dalszych dziesię-cioleciach Polski Ludowej, co wynikało być może z tego, że świeżo uformowanej nowej klasie niepotrzebne jużbyły posiłki z zewnątrz). Każde kolejne posunięcie tłu-maczono dobrem ludu pracującego, nawet gdy miało charakter tak drastyczny, jak wymiana pieniędzy jesienią 1950 r. (art. s. 83). Ukształtował się stosunkowo szybko charakterystyczny dla propagandy fenomen. Nazwę go stalinowskim populizmem.

NOSTRYFIKACJA KOMUNIZMU. DEMOKRACJA/FA-SZYZM. Omawiane tu procesy stanowią przejaw szersze-go zjawiska charakterystycznego zwłaszcza dla lat tużpo-wojennych. Określiłbym je jako dążenie do nostryfi kacji komunizmu. Zabiegano o pokazanie, że wywodzi się on z polskich tradycji, nie został narzucony, że ma charakter nie tylko demokratyczny i do polskich tradycji demokra-tycznych się odwołuje, ale jest także głęboko patriotycz-

była neutralna. Wydawałoby się, że wszystko dzieje się, jak należy. Gdy się jednak nad tą formułą zastanowić, należy skonstatować, iż rzeczy miały się inaczej – i  to nie tylko ze względu na interpretację historii, która się za nią kryła. Przeciwstawieniem „ziem odzyskanych” są „ziemie utracone” czy „ziemie zabrane” (słowa te znane są z czasu zaborów), formułą tą tak jednak operowano,by do przeciwstawień tego rodzaju nie dopuścić, nale-żało być wdzięcznym nowej władzy, że przesunęła dzię-ki przychylności Związku Radzieckiego granice Polski na zachód, ale też należało zapomnieć, że stanowią onerekompensatę za te prowincje, które Polska utraciła na wschodzie. Aprobata dla tej nazwy, na ogół zresztą bez-refl eksyjna, była niewątpliwym sukcesem nowej wła-dzy, która konsekwentnie określała się mianem ludo-wej. Sukcesów tego rodzaju miała ona relatywnie nie-zbyt wiele.

GRANICE JĘZYKA WŁADZY. Stało się tak z różnych po-wodów – w dużej mierze ogólnopolitycznych czy ogólno-społecznych. Można powiedzieć, że język władzy serwo-wany był we wszystkich możliwych okolicznościach, po-sługiwano się nim w większości prasy, wszedł do szkoły, na jego straży stała cenzura „jawna, tajna i dwupłciowa”. Kiedy jednak patrzy się na to zjawisko z dzisiejszej, odle-głej już, perspektywy, nie można nie stwierdzić, że pod-legał on zwłaszcza początkowo pewnym ograniczeniom,nie był ekspresją poglądów i celów formułowanych jasno i bez łatwo zauważalnych hamulców.

Z jednej strony władcy posługiwać się musieli mową cieszącą się sowiecką aprobatą, w dużej mierze zresztą pochodzącą z przeniesienia wzorów uznanych za obo-wiązkowe w „pierwszym kraju robotników i chłopów” (ta peryfraza pojawiała się często). Przy tym istniała tra-dycja wywodząca się z KPP, czyli z wcześniejszych faz rozwojowych ruchu komunistycznego w  Polsce, którą niewątpliwie ówcześni działacze komunistyczni uważa-li za swoją (ofi cjalne teksty wyprodukowane w kręgach KPP świadczą, że w partii tej funkcjonował swoisty język ideologicznej sekty).

Z drugiej strony zaś tym językiem, a na pewno tylko nim, przynajmniej w pierwszych latach posługiwać się nie mogli, jeśli chcieli nawiązać kontakt z polskim spo-łeczeństwem i zapewnić uprawianej propagandzie przy-najmniej minimalną skuteczność i  choćby minimalny posłuch. Krótko – język ideologiczny komunizmu był w Polsce skompromitowany, odrzucano go. Gdyby nim się w  całej okazałości posługiwano, różne akcje pro-pagandowe stałyby się niemożliwe, przede wszystkimutrudniona byłaby legitymizacja władzy. (Zob. Mar-cin Zaremba, „Komunizm, legitymizacja, nacjonalizm. Nacjonalistyczna legitymizacja władzy komunistycznej w Polsce”).

PRZYKŁAD: SOWIECKI/RADZIECKI. W  całym okresiePRL, a  w  pierwszych latach jego istnienia szczególnie,brano pod uwagę te negatywne konotacje, jakich pew-ne wyrażenia nabrały w okresie międzywojennym. Oto dwa najprostsze, ale jednocześnie szczególnie doniosłe przykłady. Przed wojną „sowiecki” miał zabarwienie zdecydowanie negatywne, odnosił się do świata wro-giego, w rzadkich tylko przypadkach odznaczał się neu-tralnością (na przykład słowa „literatura sowiecka” czy „sowiecki fi lm” w  pewnych kontekstach negatywnychkonotacji były pozbawione). Ale tak już się nie działo w przypadku nazwy państwa – Związek Sowiecki. To-też z przymiotnika tego zrezygnowano, przetłumaczono go, stąd kariera wyrazu „radziecki”. W wydanej w 1945 r. broszurze Władysława Bieńkowskiego, przedstawiającej ofi cjalne stanowisko PPR wobec powstania warszaw-

Page 52: polityka-pomocnik_historyczny-201206

52

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

ny. Akty dziękczynne kierowane do Związku Radziec-kiego i jego zbrojnego ramienia, Armii Czerwonej, zna-lazły się na porządku dziennym, ale propaganda tak była ukierunkowana, że zapobiegać miała myśli, iż wprowa-dzany ustrój przyszedł do Polski z zewnątrz. „Demokra-cja” i „demokratyczny” to były słowa chyba najczęściej się pojawiające w ówczesnym ofi cjalnym języku politycz-nym – i zarazem najbardziej zmanipulowane. Przeciw-nik nowego ustroju stawał się automatycznie wrogiem demokracji. Polska demokratyczna znaczyć miało tyle co Polska komunistyczna. Formuła ta oczyszczona zo-stała z wszelkich realnych treści, stała się składnikiem niezliczonych sloganów i frazesów. A także przeciwsta-wień. Każdy, kto nie aprobował tak pojmowanej „demo-kracji”, mógł zostać nazwany faszystą. „Faszyzm” utraciłswoje właściwe znaczenie. Jedną z jego domen miały być oczywiście „ponure czasy sanacji”.

PRZYKŁAD: PATRIOTYZM. Podobny los spotkał słowo „patriotyzm”, niekiedy takie formuły jak „siły demokra-tyczne” i „siły patriotyczne” traktowano w ten sposób,jakby były synonimami. Ten, kto nas nie popiera, z oczy-wistych powodów patriotą nie jest. Wyraziło się to mię-dzy innymi w lansowanej formule „księża-patrioci”. Ce-lem nostryfi kacji komunizmu było narzucenie przeko-nania, że my, władza demokratyczna, ludowa, jesteśmy stąd – i dziedziczymy to, co najlepsze w rodzimych trady-cjach. Nie jesteśmy „rządem lubelskim”, jesteśmy po pro-stu rządem polskim, w przeciwieństwie do reakcyjnego „rządu londyńskiego”, którego oczywiście przymiotni-kiem „polski” nie określano. Mamy tu do czynienia ze swoistym nazywaniem świata od nowa – nawet wówczas, gdy padają słowa dobrze znane i od dawna zakotwiczone w języku politycznym. A także z konsekwentnym budo-waniem przeciwstawień. Ten, kto znajduje się po stronie przeciwnej, skazany jest na potępienie.

KATEGORYCZNY DYCHOTOMIZM. Nie ma tu miejscana żadne bardziej subtelne zróżnicowania, ów budowa-ny od nowa świat podlega ostrym podziałom dychoto-micznym, stanowi to regułę bezwzględną. Duchowny, którego nie można określić mianem „księdza-patrioty”, nie tylko patriotą nie jest, ale reprezentuje reakcyjny kler, a może nawet jest po prostu wrogiem. W tym sztucznie konstruowanym świecie, którego strukturę wyznaczają bezwzględne podziały dychotomiczne, wrogim przeci-wieństwem może być także to, co wydawałoby się rela-tywnie bliskie. Przymiotnik „socjaldemokratyczny” słu-ży niemal takim samym oskarżeniom i potępieniom jak „faszystowski”.

OSTRA POSTAĆ NOWOMOWY: Z PRZEMÓWIENIA BIE-RUTA. Pierwsza dekada Polski Ludowej to czasy wypra-cowywania peerelowskiego języka, tego, który – mimo takich czy innych początkowych ograniczeń i przemian– obowiązywał do jej końca. A także niezmiernie ważny etap w fałszowaniu mowy, w formowaniu tego typu eks-presji, w której słowa znaczą co innego, niż znaczą, zo-stają ideologicznie przekształcone, zmodyfi kowane, do-stosowane do bieżących i  dalekosiężnych totalitarnych celów. A niektóre po prostu zostają wyrzucone. Nie ma w tym słownictwie „społeczeństwa”, czasem pojawia się „naród”, ale dominują masy („ludowe”, „robotnicze”), a więc coś bezkształtnego, któremu dopiero partia nadaje właściwy sens i właściwą formę. Wyeliminowanie „społe-czeństwa” świadczy, że niszczono nie tylko język szeroko rozumianej demokracji i patriotyzmu, niszczono z równąkonsekwencją język lewicy. Proces ten zaowocował tym, że narastała nowomowa w wyjątkowo szybkim tempie, przybierając ostrą postać.

Oto przykład wybrany niemal przez przypadek z nie-zliczonych możliwych: „Polski ruch robotniczy rósłi dojrzewał do zwycięskiego etapu dzisiejszej swej świa-domości przez siedemdziesięcioletni z górą okres twar-dej walki z wrogiem klasowym, przezwyciężając własną wewnętrzną niedojrzałość ideologiczną. Wynikiem tej twardej siedemdziesięcioletniej walki jest nasze państwo ludowe, jest nowy ustrój społeczny demokracji ludo-wej, który prowadzi do socjalizmu. Wynikiem tej walki jest dzisiejsza przodująca rola polskiej klasy robotniczejw narodzie i państwie”. (Z przemówienia Bolesława Bie-ruta wygłoszonego na tzw. kongresie zjednoczeniowym w grudniu 1948 r.).

ZASADY NOWOMOWY. Można powiedzieć, że wywo-dy tego typu to wysoce reprezentatywny ekstrakt no-womowy. Bo już w tych pierwszych latach ujawniły się podstawowe jej właściwości, występujące w wielu wy-padkach w  szczególnym stężeniu; nasiliły się one na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Zjawisko najważniejsze to omówione już przekształcanie znaczeń podstawowych kategorii języka politycznego, przepro-wadzane w ten sposób, by tworzyć pozór, że zachowuje się ich sens dosłowny, tradycyjny, taki, jaki udokumen-towany został w tysiącach przekazów historycznych.

Tej tendencji podstawowej towarzyszy zjawisko rów-nie ważne: zmodyfi kowane znaczeniowo wyrazy mają być jednoznaczne pod względem aksjologicznym, win-ny narzucać wartości. Czytelnik artykułu ogłoszonego w  gazecie czy słuchacz transmitowanego przez radioprzemówienia ma wiedzieć, że na przykład wszystko, co określone zostało za pomocą słowa „odchylenie”,

Kategoryczny dychotomizm: jeśli

Tito nie ze Stalinem, to w faszystowskim

bagnie

Page 53: polityka-pomocnik_historyczny-201206

5353P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

jest złe i godne potępienia niezależnie od ukierunko-wania („odchylenie lewicowe”, „odchylenie prawico-we”).

To jednakże nie wystarczało, toteż mnożono przymiot-niki. Bodaj najczęściej używany był „słuszny”, niekiedy wzmacniany przez przysłówek „jedynie” („jedynie słusz-na nauka marksizmu-leninizmu”, „jedynie słuszna decy-zja naszej partii”). Niekiedy stawał się przymiotnik tenpodstawą konstrukcji retorycznych osiągających nieza-mierzony efekt groteskowy: „Ideologia marksistowska winna być przewodnikiem w działalności obydwu par-tii robotniczych. Słuszna, marksistowska ideologia tosłuszna linia polityczna partii, to słuszna ocena zjawisk społecznych, to słuszne środki walki z wrogiem klaso-wym, to słuszne wytyczenie i wskazanie drogi klasie ro-botniczej i masom pracującym, a w naszych warunkachrównież narodowi i państwu”. (Fragment artykułu Wła-dysława Gomułki z  maja 1947  r., polemizujący z  tymiczłonkami PPS, którzy przeciwni byli zjednoczeniu). Po-sługiwanie się tym przymiotnikiem celnie sparodiowałAdam Ważyk w jednym z epizodów „Poematu dla doro-słych”: Wyłowiono z Wisły topielca./Znaleziono kartkę w kieszeni./»Mój rękaw jest słuszny,/mój guzik niesłusz-ny,/mój kołnierz niesłuszny,/ale patka słuszna«./ Pocho-wano go pod wierzbą”.

W samym centrum ówczesnej wersji języka, którym władza posługiwała się i  go społeczeństwu narzucała, znajdowały się dwie kategorie: partia i przywódca. „Par-tia”, zwłaszcza po kongresie zjednoczeniowym, nabrała takiego znaczenia, że nie wymagała dopełnień wskazu-jących, o jaką chodzi. W polszczyźnie takie manipulo-wanie słowem ułatwiało to, że funkcjonuje także „stron-nictwo”, występujące w nazwie obydwu ugrupowań pod-porządkowanych, nie traktowane jako synonim „partii”.

Można powiedzieć, że budowano partiocentryczną wizję świata. To partia w  wyniku działania bezwzględnych praw Historii decydowała o wszystkim, zawsze miała ra-cję i prowadziła masy ludowe od sukcesu do sukcesu, to ona – by tak powiedzieć – była szczęśliwą posiadaczką te-go, co jedynie słuszne, taką pozycję jej wyznaczyli przy-wódcy rozumiejący procesy historyczne lepiej niż wszy-scy inni. A w istocie aż do swej śmierci w marcu 1953 r.– jedyny przywódca.

Kult Stalina nasilił się pod koniec lat czterdziestych i przybrał formy zgoła bizantyjskie, jego punktem kul-minacyjnym były uroczystości związane z siedemdzie-sięcioleciem urodzin w  grudniu 1949  r. (Zob. Robert Kupiecki, „Natchnienie milionów. Kult Józefa Stalina w Polsce 1944–1956”). Kult przywódców miał charakter hierarchiczny. Uwielbienie Stalina, wyrażające się w set-kach panegirycznych formuł typu „największy człowiek naszej epoki” (Kupiecki sporządził ich listę, składa się nanią sporo ponad trzysta pozycji, art. s. 56) i w niezliczo-nych tekstach, nie wykluczał kultu przywódców lokal-nych, choć nie mogły one osiągnąć tak wysokiego stop-nia zaawansowania (o kulcie jednostki – art. s. 55).

I  tu ujawnia się charakterystyczna sprzeczność pro-pagandy funkcjonującej w pierwszej dekadzie. Z jednej strony miała ona charakter zdecydowanie kolektywi-styczny („jednostka – niczym”), odwoływała się do mas, z drugiej zaś – równie zdecydowanie charakter wodzow-ski. Wyraża się w tym, być może, zjawisko, którego nieuświadamiali sobie ci, którzy tym językiem się posłu-giwali i go promowali: masy ze swej natury są bezwol-ne, bierne, zatomizowane, wodzowie zaś to jedyni, któ-rzy mają prawo do aktywności, wyróżniania się, krótko – bycia indywidualnościami. Obecnie sprzeczność owa widoczna jest gołym okiem.

S ystematycznie rosła w  Polsce liczba od-

biorników radiowych, od 1,46 mln w 1950 r.

do ponad 3 mln w 1955  r. Zasięg przeka-

zu regularnie się poszerzał i nabierał większe-

go znaczenia. Pomimo usilnych starań komuni-

styczne władze nie miały jednak monopolu na

informowanie społeczeństwa o  tym, co dzie-

je się w kraju i na świecie. Konkurencyjne były

audycje nadawane w języku polskim przez ra-

diostacje zachodnie: BBC, Radio Madryt, Głos

Ameryki oraz Radio Wolna Europa. To ostatnie

powstało w  1949  r. w Nowym Jorku, by prze-

ciwdziałać sowietyzacji w  Europie Środkowo-

Wschodniej i republikach bałtyckich ZSRR. Od

sierpnia 1950 r. RWE nadawało codziennie audy-

cję w języku polskim, w 1952 r. utworzono sek-

cję polską z siedzibą w Monachium (w amery-

kańskiej strefie okupacyjnej). „Będziemy mówili

głośno to, czego społeczeństwo polskie powie-

dzieć głośno nie może”, ogłosił w pierwszej au-

dycji, wyemitowanej 3 maja, dyrektor polskiej

sekcji RWE Jan Nowak-Jeziorański.

W nadawanych codziennie w godz. 5–24 au-

dycjach (z czego ok. 3 godz. zajmowały nowe

audycje, wiadomości itd., resztę stanowiły po-

wtórki) znalazły się nagrania o  treści informa-

cyjnej, politycznej, ekonomicznej, historycz-

nej, kulturalnej, religijnej (transmitowano m.in.

mszę  św. z  kazaniami ks. Tadeusza Kirschke-

go, dominikanina, kapelana RWE). Na antenie

czytano m.in. zakazane książki. W zespole by-

li przedstawiciele różnych opcji politycznych,

a także wielu wybitnych intelektualistów, m.in.

Kazimierz Wierzyński, Jan Lechoń, Marian He-

mar, Gustaw Herling-Grudziński.

Największą sensacją była nadawana od paź-

dziernika 1954 r. audycja „Za kulisami bezpieki”,

autorstwa zbiegłego z Polski wysokiego funk-

cjonariusza MBP Józefa Światły (art. s. 32). Ujaw-

nił on wiele informacji kompromitujących wła-

dze PRL. Dotyczyły m.in. zależności Polski od

ZSRR, metod prowadzenia śledztw czy osób

odpowiedzialnych za terror. Wyznania Światły

docierały do Polski również w postaci broszur

posyłanych przez Komitet Wolnej Europy w set-

kach tysięcy balonów. Tą samą drogą do paź-

dziernika 1956 r. trafiło do PRL kilkanaście milio-

nów różnych druków (m.in. „Folwark zwierzęcy”

Orwella).

Dlatego RWE stało się jednym z  głównych

obiektów krytyki ze strony władz PRL. Radio

nazywano „głosem gestapowców”, „Głosem

Wolnych Niemiec”, a  dziennikarzy sekcji pol-

skiej „zhitleryzowanymi ex-polakami”. Mając na

uwadze świeże doświadczenia wojny liczono,

że hasła te są w stanie skutecznie oddziaływać

na społeczeństwo.

Jednocześnie stworzono cały system zagłu-

szania. Mimo dużych nakładów finansowych

i  współpracy wewnątrzblokowej całkowite

uniemożliwienie odbioru „wrogich” fal radio-

wych nie było jednak możliwe. Pojawiły się

więc represje wobec obywateli. Za słuchanie

radia groziła kara do 3 lat więzienia. Dyskusje na

temat audycji RWE uznawano za szeptaną pro-

pagandę (art. s. 42); karą za tego typu wykrocze-

nie było 6–24 miesięcy obozu pracy.

Z punktu widzenia stalinizmu RWE było in-

stytucją reprezentującą imperializm. Z  punk-

tu widzenia historii było głosem starającym się

przebić przez szum peerelowskiej propagandy.

Paw eł Paw l os, Joa n na Saw ick a

RWE GŁOS ZAGŁUSZANY

Radiostacje nie tylko zagłuszane,

ale i zohydzane

Page 54: polityka-pomocnik_historyczny-201206

54

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

SKRAJNIE TOTALITARNA PRAKTYKA. Kiedy mowa o ję-zyku propagandy pierwszej dekady, nie należy zapo-minać, że stanowił on część większej całości: jedynie słusznej ideologii podporządkowane zostały wszystkie dziedziny ekspresji i społecznej komunikacji, nawet tak – jakby się wydawać mogło – marginesowe jak znaczkipocztowe. Wysłowienie łączyło się bezpośrednio z  na-rzucaną ikonografi ą, miało swoje konsekwencje tak w  architekturze, jak w  muzyce (dotyczyło to nie tylkopieśni masowych). O ile pierwsze lata pierwszej dekady były pod tym względem dość swobodne, to jej część dru-ga stała się domeną rygorów, których w latach później-szych nigdy nie prześcignięto, procesem istotnym byłoich osłabianie i – w wielu dziedzinach – zamieranie. Re-alizm socjalistyczny (art. s. 86) obowiązujący w Polsce przez zaledwie kilka lat, a więc zdecydowanie krócej niż w  innych krajach tak zwanego obozu, był – zwłaszcza w literaturze, teatrze, fi lmie – niczym innym jak przenie-sieniem reguł języka propagandy w obręb sztuki. Miały one bowiem z założenia wymiar uniwersalny, nie było sfery, która mogłaby być od nich wolna.

I  to właśnie jest jedna z  cech charakterystycznychokresu stalinowskiego. Była to praktyka skrajnie tota-litarna. Język ideologii miał obowiązywać w  pracach z wszystkich dziedzin wiedzy, także w naukach ścisłych. W tamtych czasach wybitny fi zyk Leopold Infeld pro-testował wielokrotnie przeciw poczynaniom fi lozofów, którzy przypisują sobie prawo decydowania o badaniach naukowych, choć w nich się nie orientują. Słowo „fi lozo-fowie” było oczywiście w tym kontekście terminem za-stępczym, swojego rodzaju eufemizmem, chodziło o ide-ologów partyjnych, którzy postępowali tak, jakby sądzi-li, że mogą wypowiadać się autorytatywnie o wszystkim – choćby o teorii względności – i oceniać z właściwego punktu widzenia. To wtedy właśnie przodujący fi lozo-fowie radzieccy orzekli, że powstająca w tamtych latachcybernetyka jest nauką burżuazyjną. Podobnie się działo w sferze humanistyki, tu także język marksizmu-lenini-zmu miał być językiem obowiązującym, a więc jedynym. Słowo „nauka” ma co najmniej dwa znaczenia: obok pod-stawowego znaczy tyle co nauczanie. Mieszane one były zazwyczaj w  dyskursie religijnym, pod tym względem wysłowienie marksistowskie do niego się upodobniło, choćby w takiej obiegowej zbitce: „nauka marksizmu-le-ninizmu”. Początek odwilży, przypadający na końcowelata pierwszej dekady, równał się ograniczaniu dziedzin, w których nowomowa miała być językiem obowiązują-cym. Najpierw wyzwoliły się od niej nauki przyrodnicze, wkrótce potem humanistyczne, a także wszystkie dzie-dziny sztuki.

TERROR I PROPAGANDA. Pierwsza dekada Polski Lu-dowej jest w sposób znaczący przepołowiona. W słow-nictwie ofi cjalnym słowem ważnym był „etap”, najczę-ściej określał on niewielkie wycinki czasu, zdarzało się, że od jednego do drugiego partyjnego plenum. W oma-wianym przypadku jego użycie jest uzasadnione. Trze-ba zadać pytanie o to, jak się przenikały elementy tych etapów. Charakterystyczne dla pierwszych lat dążenie do tego, co nazwałem nostryfi kacją komunizmu, nie zostało zaniechane; o Polsce Ludowej nadal nie mówiono jako o państwie komunistycznym czy członku obozu komu-nistycznego, ale w niczym nie umniejszało to brutalnej agresji przeciw wszystkim, których uznawano za wro-gów, w  środkach nie przebierano, z  zacietrzewieniem atakowano ogromne grupy społeczne, na przykład emi-grację (jakiś gorliwy dziennikarz wymyślił neologizm „emigrandziarze”). Ale trzeba pamiętać, że w owym eta-pie pierwszym, gdy rewolucja miała być „łagodna jak szy-ja łabędzia” (to wyimek z jednego z wierszy Różewicza),

przeciwników politycznych zwalczano ostro także w sfe-rze propagandy. Wystarczy przypomnieć pamiętany do dzisiaj haniebny slogan, umieszczony na szeroko rozpo-wszechnianym plakacie: „AK – zapluty karzeł reakcji”. Przepołowienie nie miało charakteru pełnego. Takich osobliwie brzmiących, niezamierzenie groteskowychformuł puszczono w  obieg dużo. Wystarczy przypo-mnieć „psa łańcuchowego imperializmu” (był nim Tito) czy stwierdzenie, że „imperializm szczerzy kły”, a zwal-czane kierunki w sztuce odznaczają się „bezzębnym we-getarianizmem”. Warto pamiętać, że plakaty z napisem „AK – zapluty karzeł reakcji” uświadamiały, jak dalekoofi cjalny język jest od tych wartości, które ogromna część społeczeństwa polskiego uznawała za swoje.

Przypadek propagandy z pierwszej dekady Polski Lu-dowej ukazuje w sposób dobitny pewną prawidłowość: im większą rolę odgrywa aparat terroru, tym propagan-da jest bardziej agresywna i bezwzględna, tym większe podporządkowuje sobie tereny rzeczywistości społecz-nej, a także podlega silniejszej schematyzacji. Prawidło-wość ta ujawnia się z mniejszą lub większą wyrazisto-ścią w całych dziejach Polski Ludowej. 13 grudnia 1981 r., kiedy zadekretowano stan wojenny, był również dniem radykalnej zmiany języka. Koniec pierwszej dekady rów-nał się nastaniu odwilży (art. s. 140), a więc lepszych cza-sów dla komunikacji społecznej.

M ich a ł Gł ow i ńsk i

Terrorpropagandowy

Page 55: polityka-pomocnik_historyczny-201206

5555P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

„Sta-lin, Bie-rut”. O kulcie jednostki

LUDZIE POTRZEBUJĄ CARA. Część badaczy (m.in. Jan Kucharzewski) źródeł kultu upatruje w dziedzictwie ro-syjskiego samodzierżawia powielającego bizantyjskiewzorce. Nie chodzi tylko o naśladowanie starych metod rządzenia w nowej komunistycznejscenografi i, lecz także o silny auto-rytaryzm społeczeństwa rosyjskie-go pozbawionego tradycji demokra-tycznych. Autorytarne oczekiwania musiał wyczuwać Stalin, skoro pry-watnie przyznał: „Ludzie potrzebują cara, którego mogą czcić, dla które-go mogą żyć i pracować”.

Inaczej genezę kultu postrzegał Nikita S.  Chruszczow, sam wcze-śniej zatwardziały stalinista. Na XX Zjedzie KPZR w lutym 1956 r. w referacie „O kulcie jednostki i je-go następstwach” oskarżył Stalina o liczne zbrodnie, błędy w przy-wództwie, wypaczenie socjalizmu.Ewolucję sytemu władzy w Ro-sji Sowieckiej po 1934  r. w stronęstalinowskiej dyktatury tłumaczył czynnikami psychologicznymi, charakterem Stalina, jego megalo-manią i chorobliwą podejrzliwo-ścią. Zdaniem Chruszczowa Stalin miał się sprzeniewierzyć leninow-skiej zasadzie kolegialności kierow-nictwa partyjnego.

LENIN WIECZNIE ŻYWY. Wiele jed-nak wskazuje na to, że to Włodzi-mierza Iljicza należy uznać za ojca założyciela jednostkowej tyranii. Systematyczne bowiem zabijanie rozpoczęło się niedługo po objęciu władzy przez Lenina w 1917  r. Bez egzekucji i gułagu nie byłoby strachu, a bez strachu pochlebstwa nie prze-kształciłyby się w bezkrytyczną idealizację.

To Lenin porzucił ideę rad robotniczo-chłopskich, uznając ją za odchylenie anarcho-syndykalistyczne. Otworzył w ten sposób drogę do dyktatury jednopartyj-nej. Wreszcie to za jego sprawą zakazano formowania się frakcji w partii bolszewickiej, co oznaczało rezygnację z demokracji wewnątrzpartyjnej na rzecz tzw. centralizmu

M A RC I N Z A R E M BA

demokratycznego. Na takim podglebiu kult jednostki mógł się łatwo rozwinąć. (W tym sensie zwrot: „Stalin to Lenin naszych czasów” należy uznać za celną diagnozętradycji politycznej).

Już kilka dni po śmierci wodza (Lenin zmarł 21 stycznia 1924  r.) Biuro Polityczne RKP(b) podjęło de-cyzję o pochowaniu zabalsamowane-go ciała w specjalnym mauzoleum na placu Czerwonym. Z czasem na szczycie mauzoleum zaprojektowano galerię, z której przywódcy komuni-styczni mogli pozdrawiać oddająceim cześć maszerujące tłumy.

Władze partyjne postanowiły wykorzystać autentyczną popular-ność i charyzmę Lenina i przenieśćją na, jak zaczęto mówić, leninow-ską partię. Nastąpiła niemająca pre-cedensu w historii deifi kacja wodza. Wszędzie wisiały jego portrety, sta-ły popiersia i pomniki, jego imie-niem nazywano place, ulice, mia-sta, dzielnice, zakłady produkcyjne, szczyty górskie, jeziora i rzeki. Bio-grafi i Włodzimierza Iljicza uczyły się na pamięć dzieci. W wieloset-tysięcznych nakładach wychodziły jego „dzieła”. Jego myśli cytowanowe wszelkiego rodzaju pracach na-ukowych. Leninowska była fi lozofi a, moralność, idea państwa.

NIE TE BAJKI. Kult Lenina zostałw dużej mierze zainicjowany i wy-korzystany przez Stalina do budo-wy osobistego kultu jako następcy. Temu celowi służyło pozbycie się z

kraju w styczniu 1929 r. Lwa Trockiego. Następnie Sta-lin ogłosił „intensyfi kację walki klasowej” i wskazał na rzekome zagrożenie socjalizmu na wszystkich frontach. Kraj toczący wojnę z imperializmem potrzebował wodza. 20 grudnia 1929 r., dzień przed 50 urodzinami Stalina, Biuro Polityczne podjęło przygotowania do uczczenia so-lenizanta. Podczas kampanii ogłoszono Stalina nowym przywódcą. Został on okrzyknięty „najlepszym uczniem, spadkobiercą i następcą Lenina”.

„Wszystkiegonajlepszego

w Nowym Roku, kochany Stalinie”,

sowiecki plakatz epoki

Page 56: polityka-pomocnik_historyczny-201206

56

DG

I

J

K

M

N

O

PC

B

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

BBownik o wol-BBność i pokój, do-BBbrobyt i kulturę;

Budowniczy

nowego świata.

CChorąży pokoju; CCCCChorąży wolności CCnarodów;

Człowiek bliski

i drogi wszystkim

prostym ludziom;

Człowiek głęboko

umiłowany

przez wszystkich

przodujących

na świecie;

Człowiek, który

ocalił ludzkość;

Człowiek, któ-

ry odzwierciedla

w sobie wszystkie

dążenia i aspiracje

mas ludowych;

Człowiek, który

wygrał wszystkie

bitwy;

Człowiek o da-

rze naukowego

przewidywania;

Człowiek o nieza-

chwianej woli;

Człowiek o nie-

zwykłej pamięci.

DDmna reduta DDwolności i pokoju. DDGGneralissimus GGpokoju; GGGeneralissimus

zwycięstwa;

Głos historii,

która jest naszym

dziełem;

Genialny umysł,

płomienne uczu-

cie, żelazna wola

AL FABET STAL INA WIEL KI MOTORNICZY

Ale tej pierwszej fali adoracji nie można jeszcze uznaćza w pełni rozwinięty kult. Stalin nie dzierżył jeszcze pełni władzy, nie czuł się dość silny. W grę wchodziła również „bolszewicka pryncypialność”. W kulcie jed-nostki Stalin długo dostrzegał niezgodną z normami leninowskimi aberrację, nadużywaną przez oportu-nistów i wychowawczo szkodliwą. W latach 30. wielo-krotnie wypowiadał się krytycznie o napuszonych wy-razach hołdu wobec swojej osoby. W przemówieniach negował rolę jednostki w historii, przeciwstawiając jąznaczeniu sił społecznych. Wyjątek stanowił dla niego Lenin.

W 1933 r. nie zgodził się na publikację „Bajek dzie-ciństwa Stalina”, która to książka miała – jego zdaniem – wpoić nieakceptowaną przez bolszewików adorację jednostki. W tym czasie sprzeciwiał się również jed-nej z najbardziej charakterystycznych oznak hołdu wo-bec swojej osoby: przeciągającym się owacjom na swoją cześć podczas partyjnych zebrań. W 1934 r. powiedział: „Towarzysze, tutaj w Komitecie Centralnym nie jeste-śmy przyzwyczajeni do braw”.

Schizofrenia? Być może. Stalin łączył w sobie bolsze-wicką ascezę z próżnością. Lubił, gdy mu schlebiano, choć był na tyle inteligentny, by zdawać sobie sprawę z absurdalnych aspektów kultu. Niemniej potrzebował go.

PIĘCIOLATKA DEIFIKACJI. Kolejny etap deifi kacji Stali-na wyznacza ogłoszenie przez niego w styczniu 1933 r. zakończenia pierwszej pięciolatki. Sukces został wyko-rzystany do odświeżenia wizerunku wodza. Prasę zalały listy pełne wdzięczności i hołdów. Dalszy rozwój kul-tu postępował wraz z poszerzaniem się zakresu władzy dyktatorskiej.

Stopniowe wymordowanie rzeczywistych czy tylko potencjalnych przeciwników: Siergieja Kirowa, Karola Radka, Grigorija Zinowiewa, Lwa Kamieniewa, Nikoła-ja Bucharina, niemal całej starej gwardii, oznaczało, że najważniejszym instrumentem rządzenia stał się strach. Stalin jako pierwszy sekretarz łączył w sobie władzę pre-miera, prezydenta, sędziego sądu najwyższego. Na dobrą sprawę tylko brak wysiłków zmierzających do stworze-nia dynastii oraz specyfi cznych symboli władzy unie-możliwia określenie go mianem króla.

Jak policzył Montefi ore, pomiędzy 1933 a 1939 r. nazwi-sko Stalina pojawiło się w połowie artykułów wstępnych„Prawdy”, najważniejszej gazety partyjnej. Dwór przestra-szonych czerwonych palatynów kadził, proponował corazbardziej wymyślne tytuły i epitety, by się przypodobać.

DRABINA KULTÓW. Stalinowi to odpowiadało. Swoją megalomanię tuszował zgadzając się na pomniejsze kulty.Imieniem zastrzelonego Kirowa nazywano liczne zakłady przemysłowe. Jedno z miast nazwano Żdanow, gdy ten, przewidywany na następcę Stalina, zmarł nagle w 1948 r.Kultem otoczeni byli również Kaganowicz, którego sła-wiono jako Żelaznego Komisarza. Urodziny Woroszyłowaobchodzono wyjątkowo hucznie ze splendorem godnym księcia. Podobizny bohaterów niesiono na pochodach pierwszomajowych. Lokalne władze partyjne prosiły, aby któryś z czerwonych baronów z odległej Moskwy zgodziłsię, by jego imieniem nazwać plac czy szkołę, zakład prze-mysłowy czy kołchoz. W ten sposób powstawała niepisa-na umowa między klientem a patronem, który – w co wie-rzono – w przyszłości otoczy opieką, wypromuje.

Wytworzyła się drabina kultów ze Stalinem na szczy-cie. Był on niewątpliwie świadom korzyści politycznych kultu, choć nigdy nie mówił o nich wprost. Należały do

I m wyższy stopień dworskości i serwilizmu, tym większa ob-

fitość przymiotników i tytułów, jakimi obdarzano władców.

Robert Kupiecki sporządził („Natchnienie milionów. Kult Józefa

Stalina w Polsce 1944–1956” WSiP, 1993) indeks tytułów, jakimi

obdarzano Stalina w polskich środkach przekazu. Naliczył ich

ok. 600. Oto ich obszerny wybór w porządku alfabetycznym.

w służbie rewo-

lucji;

Geniusz proleta-

riackiej rewolucji;

Gwiazda Kaukazu;

Gwiazda prze-

wodnia i nadzieja

ludów.

IIInicjator i twórca

światowego ru-IIchu pokoju;

Inżynier naszych

marzeń.

JJeden z majstrów JJrewolucji; JJJutrzenka nowej

ery.

KKspiracyjny KKorganizator; KKKoryfeusz kultury.

MMry i prosty MMjak prawda; MMMąż natchniony.

NNpilniejszyNNuczeń Lenina; NNNajlepszy

i najmądrzejszy

przyjaciel;

Największy czło-

wiek naszej epoki;

Największy

strateg naszych

czasów;

Największy

geniusz naszej

ery;

Największy

geniusz świata

cywilizowanego;

Największy

humanista

naszych czasów;

Największy myśli-

ciel naszych dni;

Nauczyciel całej

postępowej

ludzkości;

Nieprzejednany

wróg ucisku mas

pracujących;

Niezawodny

przewodnik całej

postępowej

ludzkości;

Niezłomny bo-

jownik o wolność,

niepodległość

i równouprawnie-

nie narodów;

Nieśmiertelny.

OOrzym myśli OOi czynu; OOObrońca naj-

wyższego dobra

ludzkości przed

zamierzeniami

nowych pod-

palaczy świata;

Obrońca spo-

kojnego bytu lu-

du pracującego;

Opiekun

postępowego

chłopstwa;

Opoka przyjaźni

i chwały narodów.

PPprostu Stalin; PPPPPochodnia rewo-PPlucji światowej;

Potężny, twórczy,

promienny

człowiek;

Prawodawca

sumień;

Promienny sym-

bol zwycięstwa;

urodziny Bolesława Bieruta

( r.). Meldunek składa Bożenka

Szymańska. Po lewej marszałek Konstanty

Rokossowski.

Page 57: polityka-pomocnik_historyczny-201206

5757P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

R

ST

U

W

Ż

Promienny

syn Kolchidy;

Prometeusz

nowej ery;

Przyjaciel dzieci

robotniczych

całego świata.

RRlizator marzeń RRi tęsknot całej RRludzkości;

Rzeczywisty

wielki motorniczy

naszej epoki.

SSewca SSdemokracji, ładu SSi pokoju;

Słońce

komunizmu;

Spokojna

przystań wśród

burz i wichrów;

Syn prostego

ludu;

Serce Stalina

– wzór serc;

Stalin to imię

epoki;

Stalin to imię

jasne jak śpiew;

Stalin to lot

górskiego orła;

Stalin widzi

daleko.

TTn, który TTpokochał TTprostych ludzi;

Twórca TTczłowieka ra-

dzieckiego;

Tytan myśliTTi czynu;

Tytan myśliTTrewolucyjnej.

UUchany nasz UUec; UUUkochany

opiekun.

WWna wola WWm; WWWczoraj, dziś

i jutro światowej

rewolucji;

Wielki maszyni-

sta lokomotywy

historii;

Wielki sternik;

Wielki geniusz

ludzkości;

Wielki humanista;

Wielki

językoznawca;

Wielki teoretyk

kwestii

narodowej;

Wielki przodow-

nik ludzkości;

Wzór dla nas

wszystkich;

Wódz narodów

słowiańskich;

Wódz uciśnionych

i wyzyskiwanych;

Wódz uwielbia-

ny przez narody;

Wódz wszystkich

wyzwolonych

narodów;

Wychowawca

w duchu

czujności;

Wychowawca

stalowej kadry

przywódców;

Wypróbowany

przyjaciel Polski.

ŻŻŻyciodajny

eniusz.ŻŻ

nich legitymizacja systemu politycznego, integracja wła-dzy ze społeczeństwem i jego mobilizacja, zjednoczenie szeregów partyjnych pod jednolitym przywództwem. Jak nie kochać panującego systemu, gdy na jego cze-le stoi: „najserdeczniejszy przyjaciel szarego człowieka” oraz „nasz wzór”?

Ten model rządów osiągnął skończoną formę po II wojnie światowej. Zwycięstwo nad Hitlerem spowo-dowało, że Stalin – teraz już Generalissimus – stał się półbogiem: „największym strategiem naszych czasów”,„pogromcą hitleryzmu”, „wielkim wyzwolicielem”. Powojnie system z jego nadrzędną w strukturze władzy po-zycją I sekretarza i zwyczaj otaczania go kultem zostały importowane z ZSRR do Polski.

KULT BIERUTA. Również w Polsce kult, a z nim cały sys-tem sprawowania władzy, wprowadzano stopniowo. W latach 1944 i 1945 portrety Stalina wywieszano spora-dycznie, głównie przy komendanturach Armii Czerwo-nej, ale także na krakowskim rynku i w Białymstoku. Nanajwyższy narodowy autorytet propaganda kreowała Bolesława Bieruta, wówczas przewodniczącego Krajowej Rady Narodowej. Czyniła to mniej przy użyciu gloryfi -kujących przymiotników, bardziej poprzez obsadzenie

go w roli głównego bohatera celebry państwowej. Przed-stawiany jako bezpartyjny, uczestniczył we wszystkich ważniejszych uroczystościach patriotycznych. W spek-taklu nowej władzy już wtedy grał pierwszą rolę.

Faza druga – intensyfi kacji zabiegów zmierzających do sfabrykowania Bierutowi charyzmy – rozpoczęła się w 1947 r. po objęciu przez niego stanowiska prezyden-ta RP. Potem, na kongresie zjednoczeniowym PPR i PPS w grudniu 1948 r., otrzymał on stanowisko I sekretarzaPZPR. Jego ofi cjalny prestiż i pozycja w hierarchii wła-dzy wynikały już bardziej z przewodzenia awangardzie robotniczej – zjednoczonej partii, mniej z zajmowanego stanowiska w państwie.

Trzecia faza, związana z przyspieszoną od połowy 1948 r. stalinizacją kultury politycznej, to właściwy – nazwijmy go mobilizacyjny – etap kultu. I  sekretarz staje się uniwersalną wartością, symbolem rewolucyj-nych przemian. Propagandowym przedstawieniom Bie-ruta towarzyszyć będzie już zawsze nachalne narzucanie odbiorcom oceny jego osoby poprzez przesycenie tekstu przekazu bałwochwalczymi przymiotnikami. „Pierw-szy Obywatel Państwa” – to imię nadano jednej z nowo otwartych szkół 15 grudnia 1948 r. w dniu rozpoczęcia kongresu. Szybko upowszechnia się zwyczaj publiczne-go wyrażania poparcia i hołdu: skandowanie nazwiska: „Bie-rut, Bie-rut”, owacje na stojąco.

APOGEUM KULTÓW. W tym samym czasie również kultStalina zajaśniał w całej pełni. Jak zwrócił uwagę Rober Kupiecki w pracy na ten temat, imię przywódcy poczę-ło zastępować funkcjonujące dotąd w przekazach inne komunistyczne symbole. Apogeum adoracji nastąpiło w 1949 r., podczas obchodów 70 urodzin Stalina. Jedna z broszur propagandowych głosiła: „Stalin jest nie tyl-ko największym wodzem, organizatorem i mężem stanu naszych czasów, lecz również genialnym umysłem teo-retycznym – Marksem i Leninem naszych czasów”. Doobchodów „święta postępowej ludzkości” zmobilizowa-no cały kraj: listy hołdownicze, zobowiązania produk-cyjne, masówki i wiece. Władysław Broniewski napisał„Słowo o Stalinie...”.

Apogeum kultu Bieruta nastąpiło podczas obchodów jego 60 urodzin w kwietniu 1952 r. Podczas posiedze-nia Sekretariatu Biura Organizacyjnego (Bierut nie był obecny) „Sekretariat zatwierdził w zasadzie wnioski w sprawie obchodu 60-lecia urodzin tow. Bieruta. Wy-głoszenie referatu na akademii o działalności towarzy-sza Tomasza powierzono tow. Ochabowi. Sekretariat zaproponował nazwać imieniem tow. Bieruta nastę-pujące obiekty: 1) Uniwersytet we Wrocławiu, 2) Hutę w Częstochowie, 3) Fabrykę Samochodów Ciężarowych

Nowy szyld przy bramie wjazdowej Huty Częstochowa. Z okazji urodzin prezydenta nadano jej imię Bolesława Bieruta. Kwiecień

r.

Uniwersytet Wrocławski

otrzymuje imię Bolesława Bieruta.

Kwiecień r.

Page 58: polityka-pomocnik_historyczny-201206

58

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

w Lublinie, 4) plac MDM” (Osta-tecznie plac ten nazwano placem Konstytucji).

Pierwsze decyzje musiały jed-nak zapaść dużo wcześniej, sko-ro już 4 marca pracownicy wro-cławskiego Pafawagu wezwali „ludzi pracy Polski Ludowej” do socjalistycznego współzawodnic-twa „dla uczczenia 60-lecia uro-dzin towarzysza Bolesława Bie-ruta niezłomnego bojownika o szczęście ludu polskiego, o siłę oj-czyzny i na cześć zbliżającego sięŚwięta 1-go Maja”.

y y

5 kwietnia „Trybuna Ludu” po raz pierwszy zamieściła nową ru-brykę, która towarzyszyła czytel-nikom gazety aż do 25 kwietnia: „Dla uczczenia 60-lecia urodzin towarzysza Bieruta i w Przede-dniu Święta 1 Maja”. Ukazywały

y

się w niej zobowiązania: „budow-niczowie Nowej Huty przejdą na system zadań dobo-wych”, „więcej samochodów ciężarowych i osobowych”, „więcej surówki i stali”, górnicy dadzą dziesiątki tysięcy ton węgla ponad plan. Zobowiązania to bodaj najważ-niejsza część urodzinowych uroczystości. Urodziny I se-kretarzy miały poprawić legitymizację systemu poprzez podkreślenie charyzmy solenizanta. Był to jedynie śro-dek, celem – mobilizacja całego narodu mająca podnieść wydajność pracy, przyspieszyć wykonanie produkcyj-nych planów. Sytuacja gospodarcza i aprowizacyjna w trzecim roku planu sześcioletniego była zła. Wydajność pracy np. w górnictwie rzadko przekraczała 90 proc. W kraju obowiązywały talony na mięso i tłuszcz. Związany z urodzinami zapał miał przyziemne, ekonomiczne wy-tłumaczenie.

HIPNOTYZERZY KULTU. Rola hipnotyzerów przypa-dła powszechnie znanym autorytetom ze świata kultu-ry, przede wszystkim wybitnym pisarzom. Hołdowni-cze wiersze-adresy przesłali Jarosław Iwaszkiewicz i Jan Brzechwa. Swoje zobowiązanie dla uczczenia 60 rocznicy urodzin Bieruta opublikował Julian Tuwim. Prasa dru-kowała wiersze, ody, piosenki na cześć I sekretarza. W dniu jego urodzin, 18 kwietnia, „Trybuna Ludu” zamie-ściła jego hagiografi czną biografi ę pióra Leona Krucz-kowskiego.

Z okazji urodzin Bieruta opublikowano tom jego prze-mówień „O Partii”. To jeden z typowych elementów kul-tu. Pierwszy sekretarz jest autorytetem, wyrocznią, któ-rej twierdzenia należy znać i cytować. Obowiązującym rytuałem staje się przywoływanie jego słów przy byle okazji.

Prawie codziennie, od 22 marca do 2 maja, „Trybuna Ludu” zamieszczała wykaz instytucji, które przesłały ży-czenia urodzinowe – „Listy do towarzysza Bieruta z mel-dunkami o zobowiązaniach i pozdrowieniami z okazji 60-lecia jego urodzin”. W jednym numerze ukazywało się około 150 instytucji – szpitali, szkół podstawowych, średnich, wyższych, drużyn harcerskich, kół gospodyń wiejskich, świetlic, zakładów, fabryk, PGR – spis infra-struktury społeczno-administracyjnej kraju. Do Belwe-deru i KC spływały także setki prezentów, wśród nich np. 14 płyt gramofonowych z nagranymi życzeniami.

Od połowy kwietnia zakładowe organizacje partyjne rozpoczęły mobilizację robotników do zaciągania wart bierutowskich, które w założeniu miały przynieść zwięk-szenie produkcji.

THEATRUM MUNDI. Kulminacja nastąpiła w dniu uro-dzin 18 kwietnia. Wieczorem Polskie Radio nadało transmisję z obchodów jubileuszu w Teatrze Polskim w Warszawie. Na deskach teatru odbył się wielki spektakl władzy. Na sali nie było widowni sensu stricto. Tutaj każ-dy miał do odegrania swoją rolę. Poza głównym bohate-rem przedstawienia, aktorów podzielić można na dwiegrupy: rządzącą elitę (przedstawiciele Sejmu, rządu, par-tii, wojska), którą blask świętości Bieruta również miał opromienić, i składającą hołd reprezentację społeczeń-stwa. W ten sposób w mikroskali stworzony został wzórporządku społecznego oczekiwanego przez rządzących.

Pierwszy akt inscenizacji, opisanej przez „Trybunę Lu-du”: „Gdy witany dźwiękami Hymnu Narodowego Pre-zydent RP Bolesław Bierut zajmuje miejsce za stołem pre-zydialnym, na sali wybucha długo nie milknąca burzaoklasków”. Akt drugi: akademię otworzył marszałek Sej-mu. Następnie premier Józef Cyrankiewicz odczytał de-peszę od Generalissimusa Stalina. Był to moment szcze-gólny – namaszczenia Bieruta. Na sali wybuchła owacja. Wszyscy stojąc wysłuchali słów depeszy. Po odczytaniu telegramu cała sala skandowała „Sta-lin, Bie-rut”.

Akt trzeci: Edward Ochab wygłosił hagiografi czny referat „Bolesław Bierut – wielki syn klasy robotniczej, spadkobierca i kontynuator postępowych tradycji naro-du polskiego”. Po przemówieniu długo nie milkły okrzy-ki „niech żyje!”.

Akt czwarty: adoracja władzy. Delegacje robotników, chłopów, inteligencji, młodzieży i dzieci składały hołd I sekretarzowi.

Akt piąty: Cyrankiewicz odczytał kolejne depesze z ży-czeniami od KC KPZR, Mao Zedonga, Kim Ir-Sena, Ho Szi Mina, Klementa Gottwalda, Wilhelma Piecka, Máty-ása Rákosiego i innych. Wszystkie depesze następnegodnia wydrukowała prasa. Życzenia z zagranicy to kolejny istotny element urodzinowego rytuału, kultywowany z pietyzmem także później. Służyły stworzeniu wrażenia międzynarodowego poparcia dla rodzimych przywód-ców. Na scenie Teatru Polskiego odtworzony został nie tylko narzucony porządek społeczny, ale również porzą-dek międzynarodowy, theatrum mundi.

Na zakończenie akademii odbyła się część artystycz-na. Po występach wybuchła kolejna owacja. Zgromadze-ni wstali z miejsc. „Spojrzenia wszystkich kierują się w stronę loży Prezydenta Rzeczypospolitej” – kolejny akt zawierzenia i bezgranicznej adoracji. Długo nie milkły okrzyki „Bie-rut”, „Bie-rut”. Spektakl wieńczyła Między-narodówka.

Kult wodza PRL był zaledwie odbiciem adoracji, jaką organizowano „genialnemu architektowi komunizmu”. Brakowało mu tego rozmachu. Epitety, jakimi określano Bieruta, nigdy nie był tak wyszukane. Nie odnosiły siędo jego zdolności teoretycznych, militarnych. Nie mia-ły również charakteru globalnego ani ponadczasowego. Bierut był najwyżej nauczycielem, „sternikiem narodupolskiego”, nigdy zaś „lokomotywą dziejów”, „wielkim geniuszem ludzkości”.

Trzecie miejsce w hierarchii kultów zajął marszałek Konstanty Rokossowski.

Od końca 1954 r. nastąpiło wyraźne studzenie wcze-śniej rozbudzanych emocji. Kult Bieruta – mierzony licz-bą publikowanych wyrazów uwielbienia – osłabł. Ostat-nim jego akordem były uroczystości związane z pogrze-bem I sekretarza, który zmarł 12 marca 1956 r. (art. obok).

M a rci n Z a r e m ba

Prace wykorzystane: Leszek Kołakowski, „Główne nurty marksizmu”; Robert Kupiecki,

„Natchnienie milionów. Kult Józefa Stalina w Polsce 1944-1956”; Simon Sebag Montefiore,

„Stalin. Dwór czerwonego cara”; „The Leader Cult in Communist Dictatorships.

Stalin and the Eastern Block”, ed. Balázs Apor, Jan C. Beherends, Polly Jones and E.A. Rees.

Bolesław Bieruti Konstanty

Rokossowski, drugi i trzeci (po Stalinie)

w drabinie kultu w PRL

Page 59: polityka-pomocnik_historyczny-201206

5959P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Łzy prawdziwe i na pokazNIERÓWNY RYTM SERCA ŚWIATA. O chorobie Stalina ludzie dowiedzieli się 4 marca 1953 r. z radia i radiowę-złów, których głośniki rozwieszone były niemal wszę-dzie: w fabrycznych halach i na ulicach. Radio i gazety tworzyły atmosferę żalu i  powa-gi. „Trudno oderwać się od gło-śników radiowych – można było przeczytać w „Życiu Literackim”. – Wsłuchujemy się w słowa komu-nikatu o  chorobie Józefa Stalina, wyczuwając poza nim bicie Jego serca, serca świata. Ileż bólu, ile troski przysparza nierówny rytmtego serca”. W  fabrykach prze-rywano pracę, by robotnicy mo-gli wysłuchać komunikatu o  sta-nie zdrowia wodza komunizmu. W komitetach partyjnych wszyst-kich szczebli zbierali się etatowifunkcjonariusze PZPR, by zdać relacje o nastrojach i odebrać in-strukcje KC. Te mówiły, jak nale-ży przekazywać informacje o cho-robie Stalina, oraz precyzowały oczekiwania władz wobec spo-łecznych zachowań.

WARTY STALINOWSKIE. Olbrzy-mia machina mobilizacyjna i pro-pagandowa nabrała rozmachu po opublikowaniu komunikatuo śmierci sowieckiego przywódcy. Sięgnięto po wypróbowane środ-ki: żałobne masówki i  akcję zo-bowiązań. Pracownicy jednej ze spółdzielni w woj. gdańskim zo-bowiązali się wymłócić dwie ster-ty zboża w ciągu trzech dni, inni, w Łódzkiem, obiecali skrócić siewy wiosenne o 2 dni, sadzenie kartofl i o 3 dni. W wielu zakładach pracy robotnicy zaciągali Warty Sta-linowskie, tj. pracowali po godzinach. Zewsząd wzywa-no do zwiększenia wydajności pracy, wzmożenia czuj-ności i zwarcia szeregów. W szkołach powstawały kółka studiowania życiorysu Towarzysza Stalina. Na akade-miach dzieci deklamowały wiersze ku czci i przyrzeka-ły podnieść dyscyplinę w nauce. Radio nadawało żałob-ną muzykę. Prasa publikowała kondolencje, jakie z ca-łego kraju napływały do ambasady ZSRR. Dla uczczenia imienia sowieckiego przywódcy, z inicjatywy organiza-cji partyjnych i młodzieżowych w szkołach, jednostkach wojskowych i  halach produkcyjnych, przed wizerun-kiem Stalina wystawiano warty honorowe.

M A RC I N Z A R E M BA

Nie zapomniano o  stosownych dekoracjach: gazet-ki poświęcone Stalinowi, na ulicach czarne i czerwonefl agi, w każdym urzędzie, w sklepie czy u fryzjera por-tret zmarłego przywódcy. W prywatnym liście ktoś pisał

z  Poznania: „W  naszym mieściewszystkie fotografi e z  jego podo-bizną są obramowane czarną kre-pą. Po mieście chodzą specjalne patrole uzbrojone”.

ŻAŁOBA NARODOWA. 9 marca, dzień pogrzebu, ogłoszono dniemżałoby narodowej. Odwołano wszystkie imprezy rozrywkowe – pozamykano kawiarnie, restau-racje, kina i  teatry. Zarządzono na godz. 10, w  chwili rozpoczę-cia uroczystości w Moskwie, obo-wiązkową 5-minutową przerwę w  pracy na uroczyste skupienie. Mieszkańców Warszawy zapro-szono do udziału w  centralnympochodzie żałobnym. We wszyst-kich miastach miały się odbyć ża-łobne wiece. W  teren wyruszyliagitatorzy młodzieżowi i partyjni, np. w Szczecinie ponad 650, któ-rzy w tym mieście przeprowadzili 278 „gawęd domowych” oraz 5600 rozmów indywidualnych. Ponoćtylko sporadycznie nie wpuszcza-no ich do mieszkań. „Głównym ich zadaniem – pisano w  partyj-nych meldunkach – była mobi-lizacja społeczeństwa do udzia-łu w  dzisiejszym zgromadzeniu”.W dniu pogrzebu w woj. opolskim

odbyło się 1479 zebrań żałobnych z udziałem ok. 113 tys. osób. Do Hali Ludowej we Wrocławiu ściągnięto 25 tys. W woj. krakowskim zorganizowano 700 punktów zbio-rowego słuchania oraz 54 wiece. W Krakowie, podobnie jak w innych miastach kraju, o godz. 10 całkowicie za-marł ruch. Pozamykano sklepy. Wyły zakładowe syreny.Prawie we wszystkich kościołach biły dzwony, równieżten najważniejszy – Zygmunta.

Społeczna percepcja tego spektaklu była zróżnicowa-na – od histerycznie wyrażanego żalu, poprzez strach i podporządkowanie, po radość. Żal i  smutek w wielu wypadkach były autentyczne. Niekoniecznie wynikały z wszechobecnego terroru czy politycznej hipnozy. Mo-gły brać się ze świadomej akceptacji systemu. Świadczą

g y y j y

o tym nie komentarze wypowiadane podczas masówek

Gazetowy nekrolog po śmierci Stalina

marca r. – wydanie

specjalne tygodnika „Przyjaciółka”

Page 60: polityka-pomocnik_historyczny-201206

60

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

powstałe głównie na zamówienie partyjnych propagan-dzistów, lecz raporty sporządzane na podstawie wglądu w prywatną korespondencję przez II Departament MBP.

ŻAL. Między 5 a 12 marca 1953 r. funkcjonariusze bez-pieczeństwa przeczytali 253 833 listów. W  tym tylko 2036 w ogóle wspominało Stalina, z tego: 836 „pozytyw-nie”, 214 „wrogo”, 986 „obojętnie”. To jedyne, możliwe na dostępnej bazie źródłowej, ilościowe badanie opinii pu-blicznej. Na ile jego wyniki pokrywają się ze stanem rze-czywistych nastrojów, trudno powiedzieć. Tym bardziej że autorzy niektórych listów byli świadomi, iż ich kore-spondencja jest czytana. Niemniej niektóre fragmenty „pozytywne” wydają się autentyczne.

List z Warszawy: „Dzisiejszy biuletyn podał, że w zdro-wiu zaszła trochę poprawa – da Bóg będzie dobrze i nas nie opuści biedne sieroty”. Z Wrocławia: „Wiesz Zenek –

i że nic się nie zmieni. Wbrew tym zapewnieniom ludzie z niepokojem pytali, co będzie dalej? Przede wszystkim zaś bali się wojny, przewidując jej wybuch lada dzień. W  niektórych miejscowościach masowo wykupywano artykuły spożywcze. W Brześciu Kujawskim aktywist-ka Ligi Kobiet płacząc na ulicy mówiła, że „teraz może być wojna, bo dotychczas autorytet Towarzysza Stalinawpływał na utrzymanie pokoju”. Skoro po śmierci Pił-sudskiego wybuchła wojna, to i  teraz wybuchnie – za-powiadano.

Jakieś dziecko pisało z Olsztyna do ojca: „Józef Sta-lin umarł i mówili przez radio, że będzie wojna, Tatunik. Proszę Tatuś bardzo niech Tatuś przyjedzie po mnie, wszystkie dziewczynki prawie popakowali się i ja też się popakowałam, bo się strasznie boję, bo lepiej będzie jak wszystkie będziemy w domu (...). Ja się boję, że to za pa-rę miesięcy może się rozpocząć, całymi nocami nie śpię

gotowa byłabym na największe poświęcenie, aby pomóc w uratowaniu tow. Stalina i przedłużyć jego życie”. Poufne raporty partyjne pełne są opisów masówek, podczas któ-rych „zarówno członkowie partii jak i bezpartyjni mocno przeżywali śmierć Towarzysza Stalina. Szereg robotnici robotników płakało”. Płacz był w tamtych dniach nor-mą zachowań ludzkich – zwracał uwagę Robert Kupiec-ki, autor pracy o kulcie Stalina w Polsce („Natchnienie milionów”, 1993 r.). Podczas masówek często dochodzi-ło do zbiorowych histerii, mdlały kobiety, płakały dzie-ci, nauczyciele, żołnierze, milicjanci. Rozbudzone emocjedoprowadziły do śmierci co najmniej jednej osoby. Miała nią być uczennica z Gdańska – córka przodownika pracy,która tak się przejęła śmiercią Stalina, że przy dekorowa-niu jego portretu dostała ataku serca i zmarła w szpitalu. Wzrósł nabór do partii. Władze odnotowały także wzrost liczby chłopów zgłaszających akces do spółdzielni.

STRACH. Jednak najbardziej rozpowszechnioną reakcją na śmierć Stalina, i to bez względu na polityczne przeko-nania, był strach. „Ukochany nasz ojciec” do tego stopnia stał się częścią świata, że jego śmierć dla wielu oznaczała zawalenie się tego świata, tym samym rodziła niepokój o przyszłość. Nic więc dziwnego, że propaganda z takim uporem podkreślała, że Stalin pozostanie wiecznie żywy

tylko strasznie się martwię”.Strach był budulcem przystosowa-

nia. Niedostosowanie się do partyj-nego scenariusza groziło poważny-mi konsekwencjami: wyrzuceniemz pracy, szkoły, więzieniem. Zagro-żenie było olbrzymie. Nic więc dziw-nego, że ludzie brali udział w ofi cjal-nych zgromadzeniach, jednak ich motywy uczestnictwa różniły sięod oczekiwań władz. Nie wszyscy też potrafi li zmusić się do płaczu: „Udział w  zreferowaniu działalno-ści Stalina przypadł mnie dlatego, że podobno jestem najprzystojniej-szy – pisał ktoś z Łodzi. – Inni stra-cili mowę, apetyt, niektórym łzy się kołaczą, a ja nieborak za nic nie mo-gę zmusić się do płaczu. Przecież łzy mnie w ogóle jeszcze nie spływały”.

PLOTKI. Śmierć Stalina wzbudziła strach, ale również liczne domysły. Kraj huczał od plotek. Zastanawia-no się nad przyczyną śmierci i  jej faktyczną datą. Ciekawość budzi-ły tarcia w  kierownictwie KPZR, osoba następcy, konsekwencje dla

Związku Sowieckiego i krajów satelickich. Zapowiada-no kolejną falę antysemityzmu. By się czegoś dowiedzieć, nieomal masowo słuchano zachodnich rozgłośni radio-wych. „Niech tatuś nareperuje radio, będziecie mogli coś o tym więcej dowiedzieć z zagranicy” – pisał do rodzi-ców wierny słuchacz Wolnej Europy. Ponieważ bardzo mało, zwłaszcza na prowincji, było odbiorników radio-wych, nieliczni ich posiadacze zapraszali sąsiadów nazbiorowe słuchanie. W jednym z PGR podczas masówki ktoś włączył Wolną Europę. Za to trafi ało się przed sąd.Między 4 a 11 marca za „szeptaną propagandę” w całymkraju aresztowano 339 osób, za „zbiorowe słuchanie ra-dia” – 132, za „publicznie wrogie wystąpienia” – 170.

RADOŚĆ. Nic dziwnego, że ludzie bali się publicznie wyra-żać opinię. Jedna z inwigilowanych przez UB osób powie-działa: „Jak nie ma świadków, można się radować, a ofi -cjalnie trzymać język za zębami”. Często rozwiązywał goalkohol. Śmierć Stalina stała się dobrą okazją do wypiciaj y j y y g

dla jednych tak po prostu, dla innych z żalu lub częściej z  radości. W Gdańsku ustawiały się kolejki po alkohol. W wielu miejscowościach wykupiono go zupełnie. Wiele„wrogich wypowiedzi” odnotowywano na dworcach kole-jowych, w restauracjach i kawiarniach. Jakaś urzędniczkaz Ministerstwa Gospodarki Komunalnej powiedziała swo-

Pochódzorganizowany w dniu żałoby

narodowej po śmierciStalina. Warszawa,

marca r.

Page 61: polityka-pomocnik_historyczny-201206

6161P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

im koleżankom po odwołaniu zabawy z okazji Dnia Ko-biet: „My się w takim razie pójdziemy umartwiać gdzieś do kawiarni”. Nierzadko właśnie pijani niszczyli żałobne dekoracje. Po pierwszych komunikatach jeden autor listuobiecywał sobie: „Już niedługo, a może doczekamy się lep-szego jutra, a wówczas to damy sobie w »gaz«”. Inny prze-widywał: „U nas dzisiaj będą popijać jak diabli”. „Ciekawajestem – pisała mieszkanka Olsztyna – czy dobrze się czu-jesz po tak przykrej wiadomości śmierci dziadka, bo my to litra zmarnowali na to konto”.

Część Polaków śmierć Stalina ucieszyła. Mieszkaniec Szczecina pisał: „Dziś jestem w wyjątkowym humorze, a to z »pewnej okazji« na pewno domyślacie się sami (...) doczekaliśmy się tego, czego pragnęliśmy od iks lat – raz nareszcie pomszczona zostanie nasza krzywda, niech towszystko cholera weźmie – już nie można wytrzymać, noale nie myślę i tylko tym się cieszę w duchu, że to może się już skończy”. Sekretarka z Ministerstwa Rolnictwa, członkini ZMP, zobowiązała się (przed komunikatemo zgonie): „Gdyby Stalin zmarł, po raz pierwszy podjęła-bym długofalowe zobowiązania na jego cześć”. Pracow-nik naukowy UW: „Dzisiejsza wiadomość dodała otuchy i wiarę w lepsze życie”.

NIEZAHIPNOTYZOWANI. Charakterystyczne, że to wła-śnie młodzież, ta największa nadzieja partii, niezwykle często okazywała się odporna na polityczną hipnozę. Z tej grupy najczęściej pochodzili autorzy ulotek i „wro-gich napisów”. Jeśli ktoś odważył się zepsuć żałobny spektakl, to zwykle był nim młody robotnik, który mimo upomnień starszych śmiał się i żartował, o zgrozo, nie zdejmując czapki i paląc papierosy. Raporty partyjne do-starczają wiele takich przykładów. Młodzież pisała w li-stach: „Ciekawa jestem, jak żeś przyjął tę strasznie smut-ną wiadomość o śmierci J. Stalina, nasz pokój przyjął to salwą, którą powtórzyłyśmy kilkakrotnie. Straszne draki wyprawiałyśmy na ten temat, tak że się dyrekcja wściekła okropnie”. „Niech mu ziemia ruska lekką będzie, jak lek-kie mu były katorgi i zesłania w Sybir. Wielkiemu Stali-nowi trzykrotnie: Hurra. Taka to żałoba ogarnia wszyst-kich studentów, nie wyłączając i mnie”.

Niezahipnotyzowanych mierził spektakl, którego byli świadkami. Zdawali sobie przy tym sprawę z  siły jego oddziaływania: „Można dosłownie zwariować na tle tych manifestacji – pisał mieszkaniec Krakowa – wyrazów ubolewania, żalu itp. po śmierci nieodżałowanego wo-dza narodów, przyjaciela wszystkich ludzi pracy i  jesz-cze pięćdziesiąt epitetów Stalina. Idąc ulicami Krakowa człowiek nawet nie wie, kiedy zacznie naprawdę żałować,że zmarł Stalin”.

Jego śmierć traktowana była jak wyraz sprawiedliwo-ści dziejowej, kara Boża za krew Polaków. Powszechnie liczono na zmiany – „Zachód może teraz ruszy”. Więź-niowie liczyli, że zaczną wypuszczać, chłopi, że skoń-czy się kolektywizacja, pojawiły się pierwsze deklaracje o wystąpieniu z istniejących spółdzielni. Nawet w partii zaczęto dostrzegać przejawy demobilizacji.

LINCZ. Z drugiej strony aktywiści nadal byli czujni. Hipnotyczny nastrój żałobnego spektaklu mało nie do-prowadził do linczu w Zakładach im. Stalina w Pozna-niu (wcześniej i później: H. Cegielski). Technik Lesiński z oddziału W-2 pozwolił sobie na ironiczną wypowiedź na temat mającej nastąpić 5-minutowej ciszy. Oburzeni robotnicy zażądali wyrzucenia go z pracy. Po załatwie-niu formalności, gdy Lesiński wychodził z kadr, robot-nicy wsadzili go do taczki, obwozili po hali fabrycznej, a następnie wywieźli za bramę zakładu. Stojący przy ma-szynach krzyczeli: „Precz z warchołami”.

M a rci n Z a r e m ba

S etki, tysiące dowcipów krążyło na temat życia w Związku Radzieckim. Samych

tzw. pytań do Radia Erewan naliczyć można kilka setek. Ale o samym Stalinie

– stosunkowo mało. Pogrzebaliśmy w pamięci i oto co wygrzebaliśmy.

W związku ze 150 rocznicą urodzin Puszkina (1949 r.) rozpisano konkurs na po-

mnik ku czci poety. Pierwszą lokatę przyznano projektowi: Stalin czyta Puszkina.

(Inna wersja tego samego dowcipu: Dlaczego w konkursie na pomnik Puszkina

projekt Stalin czytający Puszkina zajął dopiero drugie miejsce? Bo pierwsze do-

stał Puszkin czytający Stalina).

Puszkin przychodzi na Kreml do Stalina – skarży się, że jest niedoceniany,

że go nie wydają. Stalin: „Macie rację towarzyszu Puszkin, nadrobimy zaniedba-

nia”. Podnosi słuchawkę: „Tow. Żdanow (sekretarz KC, odpowiedzialny za tzw.

front ideologiczny), proszę natychmiast zlecić wydanie dzieł zbiorowych na-

szego narodowego wieszcza!”. Do Puszkina: „No widzicie, wszystko się świetnie

ułoży, bądźcie spokojni i ufni...”. Gdy Puszkin wychodzi z gabinetu, Stalin znów

podnosi słuchawkę: „Pułkowniku Dantes (Dantes zabił Puszkina w pojedynku

w 1837 r.), właśnie wyszedł z gabinetu, róbcie swoje”.

Konferencja Poczdamska Wielkiej Trójki. Churchill chwali się papierośnicą, na

której wygrawerowana jest dedykacja od króla Jerzego V. Truman przebija go

swoją, z napisem: „Prezydentowi Trumanowi – Naród”. Stalin pokazuje wtedy

swoją złotą papierośnicę, a na niej dedykacja: „Potockiemu – Radziwiłł”.

Rozmawiają Truman ze Stalinem. Truman: „U nas jest taka demokracja, że każ-

dy może pod Białym Domem zawołać: Precz z Trumanem!”. Na to Stalin: „U nas

też nie ma przeszkód, by pod Kremlem krzyknąć: Precz z Trumanem”.

Rozmawiają Rosjanin z Amerykaninem. Amerykanin: „Nasz prezydent Hoover

oduczył nas pić”. Na to Rosjanin: „A nas towarzysz Stalin oduczył jeść”.

Marszałek (wówczas generał) Rokossowski oszołomiony nagłą zmianą, gdyż

Stalin kazał go zwolnić z gułagu, by mianować dowódcą frontu: „Towarzyszu

Stalin, muszę się zorientować, ja dopiero dziś rano...”. „No proszę, ojczyzna

krwawi, a tow. Rokossowski w łagrze sobie siedzi!”.

Po uchwale zjazdu KPZR, by usunąć zabalsamowane ciało Stalina z mauzo-

leum Lenina i aby pochować prochy Stalina pod murem kremlowskim – napis

na tymże murze: „Represjonowanemu pośmiertnie od pośmiertnie rehabilito-

wanego”.

Bezpieka schwytała sobowtóra Stalina: takie same kruczosiwiejące włosy, taki

sam wąs. Beria: „Co mamy z nim zrobić?”. Stalin: „Rozstrzelać...”. Beria: „Może wy-

starczy ogolić?...”. Stalin: „Najpierw ogolić, potem rozstrzelać”.

Stalinowi zginęła fajka. Beria zarządza poszukiwania. Po godzinie dzwoni do

niego Stalin, przeprasza, że sprawił kłopoty: fajka się tylko zawieruszyła, już ją zna-

lazł. Beria: „Cholera, a już dwudziestu facetów przyznało się, że ukradło fajkę”.

W rocznicę śmierci Lenina Stalin spotyka się z młodzieżą i opowiada jej, jak

wielkim humanistą był zmarły przywódca. „Jak wiecie, w ostatnim roku przed

śmiercią Lenin zamieszkał w Gorkach pod Moskwą ze swoją siostrą i siostrzeń-

cem Wiktorem. I oto pewnego dnia Lenin się goli, a mały Wiktor podszczypu-

je go. Lenin mówi mu: odsuń się, przecież widzisz, że się golę... Wiktor nadal go

podszczypuje... Lenin... miał brzytwę w rękach, mógł go zarżnąć, nie zarżnął...

Humanista!...”.

Kiedy przemianowano Katowice na Stalinogród – po Polsce krążyło powiedze-

nie: jakie szczęście, że nie zmarło się Pieckowi (Wilhelm Pieck – wymawia się: Pik

– był głową państwa w NRD), bo przemianowano by Katowice na Pikutkowo.

Na co umarł Stalin? Na szczęście...

Na zakończenie  dowcip nieodnoszący się literalnie do Wielkiego Językoznaw-

cy, ale oddający ducha czasu. Kto zbudował Biełomor-Kanał (łączący Morze Bia-

łe z Bałtykiem)? Anegdotcziki (opowiadający dowcipy).

z ebr a ł M a r i a n Tu r sk i

NA CO UMARŁ STAL IN? NA SZCZĘŚCIE

Page 62: polityka-pomocnik_historyczny-201206

62

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Walczyk na lodzie w Stalinogrodzie

DECYZJA Z WARSZAWY. 7  marca 1953  r., dwa dni po śmierci Stalina, już od godz. 19 megafony witały podróż-nych na dworcu w Stalinogrodzie, choć bilety mieli wyku-pione do Katowic. „Trybuna Robotnicza” pochwaliła póź-niej kolejarzy: „Już o 23.00 na byłym katowickim dworcu wszystkie tablice głosiły, że stolica polskiego przemysłu nosi zaszczytną nazwę Stalinogród”. Od tego też dnia dzieciom w metrykach urodzenia zaczęto wpisywać Sta-linogród – taki dokument wystawiono 16 719 osobom.

Dzień wcześniej na Śląsku, jak w całym kraju, odbyły sięg y

specjalne narady komitetów partyjnych wszystkich szcze-bli. Obradowała też egzekutywa KW PZPR – przewod-niczył pierwszy sekretarz Józef Olszewski, a  komunikat o  śmierci wodza odczytał sekretarz Edward Gierek. Jak wszędzie wyrażano ból, żal i rozpacz, a także nadzieję na

JA N DZ I A DU L

Pochód na ulicachmiasta, które

przez chwilę miałowybór: nazywać

się Stalinogród czyStalinowice?

zwycięstwo światowego komunizmu. Śmierć Stalina miała nadać impet stalinizmowi. W protokole z tego posiedze-nia nie ma jednak ani słowa o zmianie nazwy Katowic.

– Decyzja zapadła tego samego dnia w  Warszawie w kręgu Bierut, Berman i Minc – mówi prof. ZygmuntcWoźniczka, historyk z  Uniwersytetu Śląskiego. –

g ygBie-

rut i  Berman polecili Olszewskiemu, aby przekształcić ją w inicjatywę oddolną. To ludzie pracy, wielkoprzemy-słowa klasa robotnicza, mieli domagać się zmiany nazwy miasta i województwa.

Przed kilkoma laty Olszewski powiedział w  lokal-nym wydaniu „Gazety Wyborczej”, że próbował suge-rować władzom centralnym, iż być może właściwsze by-łoby nadanie imienia Stalina Nowej Hucie lub Tychom, a więc budowanym od fundamentów miastom socjali-stycznym, ale od Jakuba Bermana (członek Biura Poli-tycznego PZPR, szef Ministerstwa Bezpieczeństwa Pu-blicznego) usłyszał stanowcze nie.

DLACZEGO KATOWICE? Tuż po wojnie nic nie zapowia-dało, że właśnie Katowice staną się pokazowym symbolemsocjalizmu. Było to przecież miasto etapowe dla repatrian-

tów wiezionych na ziemie zachodnie. Zatrzymała się tu lwowska inteligen-cja, która za bardzo nie paliła się do dalszej podróży. Zrodził się pomysł utworzenia uniwersytetu. Ale władza nie chciała mieć „lwowskiego uni-wersytetu” w sercu wielkoprzemysło-wego regionu. Inteligencja pojechała więc do Wrocławia. Katowicom od 1948  r. zaczęto nadawać oblicze so-cjalistycznego wielkoprzemysłowego miasta według stalinowskich wzo-rów. Tu zainicjowano socjalistyczny wyścig pracy, który przekształcił sięw  nieustanną bitwę o  węgiel i  stal. Tutaj ćwiczono kadry partyjne, które później rozjeżdżały się po całym kra-ju. Tutaj władze spacyfi kowały Ko-ściół katolicki, zmusiły do wyjazdu biskupa Stanisława Adamskiego, a na jego miejsce narzuciły posłusznychksięży-patriotów.

Ze wsi do kopalń i hut ściągano ty-siące ludzi, dla których praca w prze-myśle, nowe mieszkania i  lepsze niż w  innych regionach zaopatrze-nie miały być oznaką społecznego awansu. Zawdzięczanego, oczywi-ście, partii i  Stalinowi. Katowicomnarzucono wizerunek miasta typo-wo robotniczego, będącego symbo-lem nowej Polski.

WNIOSEK GUSTAWA MORCINKA. 7 marca 1953 r. zebra-ła się na wspólnym posiedzeniu egzekutywa KW PZPR i prezydium WRN – w jednomyślnej uchwale zwróconosię do KC PZPR i rządu PRL z prośbą, w  imieniu mas pracujących, o  nadanie miastu Katowice nazwy Stali-nogród, a  województwu katowickiemu nazwy stalino-grodzkiego. Wcześniej nieśmiało zasugerowano Berma-nowi, że być może właściwsza byłaby nazwa Stalinowice, bardziej pasująca do polskiego języka, ale ta propozycja została odrzucona.

Jeszcze tego samego dnia Rada Państwa i Rada Mini-strów podjęły stosowną uchwałę czyniącą z Katowic Sta-linogród. Uchwalono także, że imię Stalina będzie no-sił Pałac Kultury i Nauki w Warszawie, dar dla stolicy od ZSRR, przed którym wzniesiony zostanie pomnik

Page 63: polityka-pomocnik_historyczny-201206

6363P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

NOWE STEMPLE. 8 marca 1953  r. była niedziela. Jesz-cze rano mało kto wiedział, że nie ma już Katowic. Wia-domo, ile jest biurokratycznych kłopotów przy zmianie nazwy jednej ulicy, a  wtedy operacja dotknęła duże-go miasta i kilkumilionowego województwa. Dotknęławszystkiego i wszystkich: szkół i zakładów pracy, parafi i i szpitali, administracji i samej partii, każdego obywate-la i każdego towarzysza. Nikt nigdy nie policzył kosztów tych zmian. Pracownicy małej spółdzielni wyrabiającej pieczątki przygotowali do poniedziałku 5  tys. nowych stempli tylko dla Stalinogrodu.

W  poniedziałek w Moskwie chowano Stalina, „Try-buna Robotnicza” napisała nazajutrz: „Zamilkł ulicz-ny gwar w ruchliwym zwykle Stalinogrodzie”. Górnicy Stalinogrodzkiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego wezwali, dla uczczenia pamięci Stalina, do ponadpla-nowej produkcji węgla. Kolejarze postanowili podnieść o 1 proc. regularność biegu pociągów. Bo nazwa Stali-nogród brzmi dumnie i  zobowiązuje. Prasa pisała, żedo dyżurnego ruchu na stalinogrodzkiej stacji, Teodora Lazara, przychodzą kolejarze i przy okazji poświadcza-nia delegacji pytają, co sądzi o nowej nazwie? Wtedy, ze wzruszenia, umiał powiedzieć tylko jedno słowo: piękna!

–  Były przypadki wyrzucania ludzi z  tramwajów, bo żądali biletów do Katowic i za nic nie chcieli przyjąć do wiadomości, że takiego miasta nie ma – mówi prof.  Woź-niczka. – Ale jakichś głośniejszych sprzeciwów nie odnoto-wano. Tutaj szalała bezpieka, tutaj Ślązaków rozliczano

j g j y p

za volkslisty, więc siedzieli cicho.

NIE KAŻDEMU RADOŚĆ. Parę lat temu wyszła książka Natalii Piekarskiej-Ponety, nauczycielki z Rybnika, za-tytułowana „Byłam nie tylko na Mikołowskiej” (przy tej ulicy mieści się w Katowicach więzienie). Miała wtedy 16 lat, chodziła do liceum w Chorzowie i z dwiema ko-leżankami postanowiła zaprotestować przeciwko zmia-nie nazwy stolicy Śląska. Na pociętych kartkach papieru, czcionkami z  dziecięcej drukarenki, zaczęły produko-wać ulotki, które rozrzucały w barach, tramwajach i nacmentarzach. „Rozklejałyśmy plakaty, na murach farbą i kredą pisałyśmy: »Precz ze Stalinogrodem«, »Komunato zaraza«, »Górnicy nie dajcie z siebie wyciskać potu«” – czytamy. Bezpieka bez trudu je rozpracowała, zostały aresztowane, trafi ły na Mikołowską, w ich sprawie szyb-ko zapadł wyrok.

Oto on: „Wyrokiem Sądu Wojewódzkiego w Stalino-grodzie z  8 czerwca 1953  r. Natalia Piekarska, Barbara Galas i Zofi a Klimonda zostały uznane za winne tego, że w pierwszej połowie marca 1953 r. wspólnie sporządzały i kolportowały (rozrzucały) ulotki o treści nawołującej do zbrodni i zawierające fałszywe wiadomości mogące wy-rządzić istotną szkodę interesom Państwa Polskiego i za to (...) oskarżona Galas Barbara została skazana na 4 latawięzienia, a oskarżone Piekarska Natalia i Zofi a Klimon-da (...) na umieszczenie w zakładzie poprawczym”.

Niewiele osób stać było wówczas na taką odwagę.Chętnych sparaliżował też pokaz siły urządzony w Stali-nogrodzie, gdzie 22 lipca odbyły się uroczystości Święta

y y y

Odrodzenia – jedyny raz w historii PRL poza stolicą – połączone z wielką defi ladą wojskową. Ofi cjalnie była tonagroda za prośbę o zmianę nazwy, ale prawda była in-na. W kopalniach bytomskich załamał się plan, komitety partyjne alarmowały władze o fatalnych nastrojach gór-ników, o śpiewanych na dole po niemiecku piosenkach, o wyśmiewaniu ZSRR i tow. Stalina. W czerwcu 1953 r. w NRD stłumiono bunt robotników. Kolumny czołgów, które w lipcu zdążały do Stalinogrodu, miały pokazać, że również na Śląsku władza jest zdolna użyć siły. Od-

y g y

ruchy protestu zostały skutecznie sparaliżowane. Woje-wództwo stalinogrodzkie dostało dodatkowe przydziały

Fragment mapydrogowej z lat

Józefa Stalina. Od razu zaczęto też używać nowej na-zwy. Zadbano jednak o pozory. Uchwała musiała przejść przez Sejm, więc formalnościom stało się zadość dopiero 28 kwietnia 1953 r. Wniosek o zmianę nazw zgłosił i uza-sadnił Gustaw Morcinek, znany pisarz, autor szkolnych lektur, poseł z ramienia Stronnictwa Demokratycznego. Zostało to szeroko rozpropagowane: „Śląski przemysł

y g

rozwija się prężnie dzięki braterskiej pomocy Związku Radzieckiego i dzięki serdecznemu ustosunkowaniu się towarzysza Stalina do Polski” – cytowała Morcinka ślą-ska prasa. „Wdzięczny Ślązak postąpił więc chyba naj-

y y

trafniej, pragnąc przez przemianowanie Katowic na Sta-linogród (...) zbudować wieczny pomnik swemu wodzo-wi Józefowi Stalinowi”. Edmund Osmańczyk, przyjaciel pisarza, wspominał później, że Morcinek na mównicy wyglądał jak trup, który wie, że jest trupem.

Kilka lat później w katowickim miesięczniku „Prze-miany” Morcinek tak się tłumaczył: „Dobrzy ludzie po-mogli mi napisać piękne przemówienie, ja je wygłosiłem i na tym się skończyło. Do dzisiaj zaś nie wiem, kto wła-ściwie był sprawcą tego przemówienia. Zreferowałemwięc wtedy, jak umiałem wydukać, z karteluszka, prasa owo zreferowanie wydrukowała i czytelnik nabrał prze-konania, iż to ja jestem owym nieszczęsnym winowajcą”.

Morcinek przyznał, że już wtedy przeczuwał, iż sieje wiatr i będzie zbierać burzę: „Koledzy posłowie bowiem ziewali haniebnie, najmłodsza koleżanka pokazała mi język, a w kilka dni później zaczęły napływać do mnie anonimowe listy ze strasznymi pogróżkami”.

Ale w głosowaniu wniosek przeszedł bez sprzeciwu. Całe odium spadło jednak na Morcinka. Potem szu-kał dla siebie usprawiedliwienia, gdzie tylko mógł. Do-tarł nawet do Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, któ-ry w  „Dzienniku pisanym nocą” zanotował rozmowę z nim: „Po latach, w okresie »odwilży«, spotkałem Mor-cinka w Wiedniu. Był człowiekiem załamanym. W PRL zrobiono go posłem ze Śląska i  wypchnięto na trybu-

y y

nę sejmową »z prośbą ludu śląskiego« o przemianowa-nie Katowic na Stalinogród. W Wiedniu zamęczał mnie prośbami o spisanie okoliczności tego wymuszonego na nim wniosku poselskiego”. W ocenie Grudzińskiego całasprawa była bolesnym przeżyciem dla złamanego przezhitlerowskie obozy koncentracyjne śląskiego pisarza,który uczynił to ze strachu.

Page 64: polityka-pomocnik_historyczny-201206

64

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Pocztówka z byłych Katowic

towarów – taka praktyka trwała przez następne lata PRL – co też nie zachęcało do buntu.

STALINOGRODZKA KATEDRA. Poza tym życie toczyło się normalnym trybem. Zamiast lodowiska Tor-Kat było Tor-Stal, gdzie pobrzmiewał „Walczyk na lodzie w Sta-linogrodzie”. Zawierano małżeństwa, rodziły się dzieci ze stalinogrodzką metryką, która, bywa, ciągnie się za nimi po całym świecie. Feliks Netz, znany poeta i publi-cysta, opisał w miesięczniku „Śląsk” przygodę, jaką re-

y y

żyser fi lmowy Lech Majewski (twórca „Angelusa”) prze-żył w  USA starając się o  amerykańskie obywatelstwo. Urzędnik upierał się, że nie jest on Polakiem, lecz Rosja-ninem, bo urodził się w Stalingradzie, a gwoździem do trumny była nazwa ulicy, przy której Majewski mieszkał: Red Army Street.

Jednym z najważniejszych wydarzeń w kilkuletniej hi-storii Stalinogrodu była konsekracja (w 1955 r.) katedry pod wezwaniem Chrystusa Króla. To wydarzenie odno-towała kronika fi lmowa, informując, że stalinogrodzka katedra to największa budowla sakralna wzniesiona przez Kościół na ziemiach polskich w ciągu ostatnich 500 lat. Przesłanie do wiernych było więc wyraźne i czytelne.

– Katedrę zaczęto budować w 1927 r., do wybuchu woj-ny miała już prezbiterium i kilkumetrowe mury – mówi yks. Henryk Pyka, dyrektor Muzeum Archidiecezjalnego w Katowicach. W czasie okupacji budowla popadła w ru-inę, a po wyzwoleniu w śląskiej hierarchii nie było zgo-dy co do celowości kontynuowania tego przedsięwzięcia: – Historia lubi płatać fi gle, więc budowę dokończył narzu-cony przez władze, po wygnaniu biskupów, wikariusz ka-pitulny – dodaje ks. Pyka. – y Musiał się jednak zgodzić na obniżenie katedralnej kopuły, żeby nie dominowała nad rządowymi i partyjnymi gmachami miasta Stalina.

W październiku 1956 r., po politycznej odwilży, znik-nął Stalinogród – wróciły Katowice. Zgodę na zmianę nazwy wydał najpierw – z inicjatywy władz partyjnych Stalinogrodu – KC PZPR. A potem wniosek przeszedł starą drogę, wszędzie uzyskując jednogłośne poparcie.

Ja n Dz i a du l

Każecie, to idziemy

PIO T R O SĘ K A

Page 65: polityka-pomocnik_historyczny-201206

6565P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

URZĘDOWE WYTYCZNE. Pod koniec lat 40. mieszka-niec Opola pisał do rodziny: „Każdy reżym wprowadzaswoje święta, ale dotychczas nie spotykało się tego tak ja-skrawo jak obecnie”. Także w innych listach przechwyco-nych przez bezpiekę przewijają się podobne opinie. „Teraz rozszaleli się z uroczystościami 1 maja – pisał w 1947 r.mieszkaniec Łodzi. – Miasto wspaniale udekorowane, pozaciągane ogromne maszty i chorągwie. Ile milionów na to poszło, ile setek godzin stracili ludzie na ustawiczne zbiórki, przygotowania, wiece. (…) Gorzko patrzeć na to wszystko i myśleć, jaki będzie wynik tego zakłamania”.

W oczach części społeczeństwa stalinowskie obrzędy przysłoniły nawet praktyki nazizmu. „Hitler był fanaty-kiem i to dużym na tle swych świąt, ale komuniści są jesz-cze większymi fanatykami” – mówiono. Co znamienne, również urzędnik Ministerstwa Informacji i Propagandy jesienią 1945 r. przyznawał w poufnym raporcie: „doszło do pewnej infl acji świąt i uroczystości w ostatnim czasie”.

Jeszcze gdy trwała wojna, rządzący zadbali, aby na od-zyskanych terenach odbywały się defi lady, wiece, pocho-dy. Urzędowe wytyczne precyzowały, które wydarzenia historyczne, postaci bohaterów narodowych, ludowe ob-rzędy i obyczaje cechowe powinny okazać się bliskie oby-watelom. Nowe rytuały miały zatrzeć pamięć o świętach

przedwojennych. „Niewątpliwie zmierzamy do tego, że-by 3 Maja zlikwidować, dążymy do tego, by święto naro-dowe związane było z nowym aktem państwowym, któ-ry wyruguje 3 Maja” – mówił Jakub Berman na poufnym posiedzeniu partyjnym w 1945 r.

Dokumenty Polskiego Komitetu Wyzwolenia Naro-dowego z jesieni 1944 r. sugerują, że nowe władze więk-szą wagę przywiązywały do symboli i rytuałów niż dozaspokajania potrzeb bytowych społeczeństwa. Jednymz pierwszych zadań, jakim obarczano tworzoną napręd-ce lokalną administrację, były przygotowania do uro-czystości z  okazji rocznicy rewolucji październikowej i 11 listopada. Defi lady, wiece i akademie organizowanow miejscowościach odległych zaledwie o kilkanaście ki-lometrów od linii frontu, w których mieszkańcom bra-kowało żywności, schronienia i opału. „Chleb dla wysie-dlonych byłby dla nas najlepszą propagandą” – skarżył się urzędnik w sprawozdaniu z województwa kieleckie-go. Z kolei autor innego raportu donosił (tym razem z sa-tysfakcją), że w Mielcu obchody Święta Niepodległości g g y

„miały na ogół przebieg pomyślny (...) mimo ostrzeliwa-nia miasta przez artylerię niemiecką”.

POCHODY, REZOLUCJE, BICIE W DZWONY. Parę mie-sięcy później z detalami planowano przebieg manifesta-cji pierwszomajowych – odtąd najważniejszego święta systemu. Opracowano wytyczne regulujące szyk mani-festantów i sposób poruszania się pochodów, a także ko-lejność, w jakiej poszczególne kolumny będą mijać try-bunę. Jak czytamy w instrukcji Ministerstwa Informa-cji i Propagandy: „w czasie defi lady przed trybuną hasłapadają tylko z trybuny do mikrofonu. (...) Hasła w ko-lumnach rzucać mogą tylko osoby do tego upoważnio-ne przez komendanturę i tylko w brzmieniu zatwierdzo-nym”. Choć politycy PPR starali się zachować pozory, żeodrodzone państwo będzie krajem demokratycznym, kształt publicznych rytuałów dobitnie wskazywał kieru-nek, w jakim odbywała się ewolucja systemu.

Oddziały radzieckie nie przekroczyły jeszcze linii Od-ry, a w Ministerstwie Informacji już gotowy był scena-riusz obchodów Dnia Zwycięstwa. W planie dwudnio-wych obchodów przewidziano m.in. odczytanie odezwy do narodu, uroczyste wręczenie nominacji ofi cerskich, odznaczenie orderami, zabawy ludowe i pokazy sztucz-nych ogni, bicie w  dzwony, przemówienia polityków,wreszcie „rezolucje hołdownicze do Prezydenta KRNi Marszałka Stalina” składane w imieniu społeczeństwa.Place i  frontony urzędów dekorowano portretami so-wieckiego dyktatora i  hasłami na cześć przyjaźni pol-sko-radzieckiej.

KALENDARZYK ROCZNIC. W  propagandowej polity-ce PPR nie brakowało sprzeczności. Z  jednej strony z rozmachem obchodzono 1 maja i 22 lipca, dzień Ar-mii Czerwonej oraz rocznicę śmierci Lenina, z drugiej – szermowano patriotycznymi sloganami. „Masy powinny nas uważać za polską partię, niech nas atakują jako pol-skich komunistów, a nie jako agenturę” – mówił w maju 1945 r. na posiedzeniu Komitetu Centralnego PPR sekre-tarz generalny partii Władysław Gomułka.

Kierując się tą zasadą, rządzący manifestacyjnie od-dawali cześć narodowemu sacrum. Ułożony w  1946  r. „kalendarzyk rocznic politycznych i  uroczystości pań-stwowych” zawiera 73 pozycje. Przeważają daty związane z historią Polski: stracenie na stokach Cytadeli członków Proletariatu, urodziny i śmierć Kościuszki, powstanie kra-kowskie, powstanie listopadowe, założenie PPS, wymor-dowanie ludności polskiej w Gdańsku przez Krzyżaków i  pierwsza publiczna egzekucja w  Warszawie w  1939  r., zwycięstwo Sobieskiego pod Wiedniem i  Łokietka pod

Przygotowania do celebry. Ćwiczeniagimnastyczne na

warszawskiej AWF, r.

Page 66: polityka-pomocnik_historyczny-201206

66

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Płowcami, koronacja Chrobrego i bitwa pod Racławica-mi. Każdą rocznicę fetowano setkami akademii, publicz-nymi odczytami, pogadankami w szkołach, spektaklami teatrów amatorskich i wieczorkami recytatorskimi. Odsła-niano pomniki i ustawiano stoły prezydialne.

Niewyczerpanym źródłem pretekstów do świętowa-nia był „powrót prastarych ziem piastowskich do macie-rzy”. 1 lipca 1945 r. na Górze Świętej Anny zorganizowa-

y y

no zjazd Weteranów Powstań Śląskich, na który uczest-y j y g

ników z Chorzowa, Bytomia, Katowic i Dąbrowy zwoziły specjalne pociągi; jak podają źródła Ministerstwa Propa-gandy, zdołano dzięki temu zgromadzić ok. 30-tysięcz-ny tłum. Odprawiono mszę z udziałem prezydenta i pre-miera, następnie wojewoda Aleksander Zawadzki poło-żył kamień węgielny pod pomnik Powstańcy Śląskiego.

j

Rok później jeszcze okazalej świętowano w tym samymmiejscu 25 rocznicę III Powstania Śląskiego. 19 maja od-

j j j y y

była się uroczystość, w której – wedle źródeł ofi cjalnych – uczestniczyło 150 tys. ludzi. Rytuały ułożone specjalnie na potrzeby tej ceremonii miały ukazać potęgę władzy i przypominać o dobrodziejstwach, jakie wyświadczyła narodowi. W chwili gdy Władysław Gomułka i MichałRola-Żymierski podpisywali akt erekcyjny, nad głowami zgromadzonych przeleciała eskadra samolotów, zrzuca-jąc wieniec w miejscu planowanego Muzeum Powstań-ców. Jak pisała prasa: „Wiadomość o dokonaniu tego ak-tu rozniosło po kraju pięć tysięcy wypuszczonych gołębi pocztowych”.

Rok 1946 upłynął pod znakiem obchodów 200 rocz-nicy urodzin Kościuszki. W całym kraju powołano ko-mitety obchodów (ofi cjalnie była to inicjatywa oddolna), które nadzorowały przebieg wieców i akademii. „Okres

tej uroczystości należy wykorzystać dla zbliżenia i zespo-lenia wsi w pracy programowej dla potrzeb Państwa –czytamy w ministerialnych zaleceniach. – Kontrolować, by obchody odbyły się w tonie i po linii demokratycz-nej z uwypukleniem roli chłopa przed wojną a obecnie.Szczególnie należy podkreślić w słowie pisanym i mó-wionym obowiązek chłopa wobec potrzeb Państwa. Za podstawę należy wziąć wyjątki z Manifestu [sic!] Poła-nieckiego”. Zwróćmy uwagę, że władze wystąpiły w roli spadkobiercy Kościuszki – dobroczyńcy ludu, i w kon-sekwencji uznały, że wyzwoleni chłopi mają wobec niej uzasadniony dług wdzięczności.

MASÓWKI I ZOBOWIĄZANIA. Na początku lat 50. w kra-ju każdego roku odbywało się pół miliona masówek fa-brycznych i ok. 40 tys. wieców, pochodów i akademii. In-tensywność rytuałów politycznych osiągnęła apogeum. „Już sprzed Politechniki nie odjeżdża drabina strażacka,która ciągle wiesza i zdejmuje napisy, fl agi i transparen-ty. Nawet nikt nie wie, czy to święto pokoju, przyjaźni, wyścig pracy, czy też inne jakieś tragiczne błazeństwo” –zanotował w swoim dzienniku Hugo Steinhaus.

Stalinowski kalendarz obchodów obejmował bli-sko dwadzieścia najważniejszych świąt, celebrowanych z  udziałem dostojników państwowych i  z  wykorzysta-niem wszystkich zasobów organizacyjnych, jakimi dys-ponowała nowa władza. Stutysięczne pochody, defi lady czołgów i niezliczone akademie urządzano m.in. z okazji 1 maja, 22 lipca, Dnia Kolejarza, rocznicy śmierci Leni-na, dożynek i urodzin Stalina.

Przepych nowych uroczystości państwowych wyda-wał się części obserwatorów niemoralny. „Tyle jest nę-dzy wśród ludzi, że zbrodnią jest wydawać miliony zło-tych na to, co jutro ulegnie zniszczeniu i nie przyniesienikomu żadnej korzyści” – pisał mieszkaniec Warszawy w 1948 r. „Mówi się dużo o oszczędności, a dzisiaj dlaefektu i propagandy spala się setki litrów benzyny” – zży-mał się urzędnik stołecznej instytucji po obejrzeniu de-fi lady z okazji Święta Odrodzenia. „Ile tu forsy idzie na

j y j j

to wszystko, to aż strach” – mówił mieszkaniec Lublina.Towarzyszący obchodom rytuał zobowiązań produk-

cyjnych – dla tysięcy robotników oznaczający pracę pokilkanaście godzin na dobę bez dodatkowego wyna-grodzenia – sprawiał, że ludzie czuli się osaczeni przez państwo. Pracownik kieleckiego Zjednoczenia Instala-cji Sanitarnych skarżył się w rozmowie: „przez cały rok rozłożyli różne daty historyczne i nie dają człowiekowi spokoju z  tymi zobowiązaniami. Chcą wszystkie sokiz człowieka wycisnąć”.

Narastało przeświadczenie, że obchody organizowanesą kosztem społeczeństwa. Pomocnik maszynisty w Kra-kowie skarżył się podczas rozmowy: „na te swoje święta nasi wydają pieniądze, a człowiek robi jak wół na paro-wozie i za darmo. Lepiej by te pieniądze dali na podwyż-kę pensji, a z tych świąt i pochodów g... będzie, bo i tak się na wojnę zanosi”.

WZORY SOWIECKIE I PRZEDWOJENNE. Treść haseł, iko-nografi a i kalendarz świąteczny PRL były kopią wzorów radzieckich,  jednak wiele komunistycznych obrzędów stanowiło przedłużenie ceremoniałów państwowychodprawianych przed wojną. Podobieństwa są czasami uderzające. „W Warsztatach Portowych Marynarki Wo-jennej odbyła się uroczysta akademia – czytamy w pra-sie rządowej z 1938 r. – na której jednogłośnie uchwalo-no wysłać do Marszałka Śmigłego-Rydza meldunek, że

j j j g

w dniu jego imienin pracownicy warsztatów postanowili podwyższyć zadeklarowaną w 1936 r. ofi arę pracy na bu-dowę doku pływającego Marynarki Wojennej z 25 tys. do30 tys. godzin zbiorowej pracy”.

Pod starą kapliczkąnowe rytuały.Huta Bieruta,

Częstochowa, r.

Page 67: polityka-pomocnik_historyczny-201206

6767P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

W 1950 r. dyrekcja kopalni Centrum w By-

tomiu zdecydowała się przeprowadzić

wśród górników anonimową ankietę

„Dlaczego kopalnia nie wykonała planu”. Uzy-

skane odpowiedzi były na tyle szczere i  szo-

kujące, że wypełnione karty odłożono do akt

i  więcej o  sprawie nie wspominano. „Dziwi-

cie się, że robotnik za dużo bumeluje, [a] kie-

dy ma odpocząć, jak musi trzy pełne tygodnie

bez przerwy harować i to w nadgodzinach, po

10–15 godzin dziennie, i w niedziele. Maszyna

się psuje, a człowiek jest tylko człowiekiem” –

pisali górnicy. „Górnik musi po takiej ciężkiej

pracy mieć odpoczynek, a  wy byście chcieli,

żeby człowiek pracował każdą Niedzielę i każ-

dy dzień, a na to sił brakuje, bo nawet koń ma

odpoczynek”. „Każdy miesiąc przychodzicie

z nową normą i sami odbieracie pracownikom

chęć do pracy”.

Uchwalona w kwietniu 1950 r. ustawa o za-

bezpieczeniu socjalistycznej dyscypliny pracy

była jednym z  najważniejszych dokumentów

epoki stalinowskiej. Po raz pierwszy interesy

pracodawcy – w  tym przypadku oczywiście

państwowego – zostały zabezpieczone przez

kodeks karny. Ustawa przewidywała cały wa-

chlarz kar, od pozbawienia części lub większo-

ści wynagrodzenia po półroczny areszt wobec

pracowników „naruszających dyscyplinę pra-

cy przez nieusprawiedliwione opuszczanie dni

pracy”.

Przepisy wykonawcze do ustawy znacząco

ograniczały prawa robotników do korzystania

ze zwolnień chorobowych.

Na straży dyscypliny pracy socjalistyczne

państwo postawiło związki zawodowe. „Bar-

dzo ważnym i  odpowiedzialnym zadaniem

stojącym przed Radami Zakładowymi jest (…)

wydawanie opinii, czy przedstawione przez

pracownika dowody i  wyjaśnienia są dosta-

teczne dla usprawiedliwienia nieobecności

– czytamy w okólniku Sekretariatu Centralnej

Rady Związków Zawodowych. – Opinie te po-

winny być wydawane w pełnym zrozumieniu

wagi zagadnienia i z wyeliminowaniem jakich-

kolwiek momentów pobłażliwego stosunku do

bumelantów”.

W  praktyce oznaczało to, że zakłady pracy

– zwłaszcza największe – odmawiały respek-

towania zwolnień wystawianych przez lekarzy

i organizowały własne izby chorych, które jako

jedyne miały prawo orzekać o stanie zdrowia

pracownika. Jak wynika z  wewnętrznych do-

kumentów CRZZ przynajmniej część instytu-

cji tego rodzaju miała za zadanie – niczym sza-

fujący lewatywą felczer z „Przygód dzielnego

wojaka Szwejka” – zniechęcić robotników do

ubiegania się o zwolnienia lekarskie. „Istnienie

izb chorych przyczynia się do odciążenia szpi-

tali, [poza tym] spełniają również inną ważną

rolę, mianowicie przyczyniają się do zwalcza-

nia bumelanctwa. Np. w  wielu przypadkach

chorzy skierowani do izby chorych, rezygnują

z pobytu w nich i przystępują do pracy. Poza

tym w izbie chorych uniemożliwia się choremu

umyślne przedłużanie choroby”.

Robotnicy musieli nie tylko wykonywać nor-

malne dniówki, ale też uczestniczyć w tzw. zo-

bowiązaniach produkcyjnych. Jak skarżył się je-

den z pracowników w  1954  r.: „przez cały rok

rozłożyli różne daty historyczne i nie dają czło-

wiekowi spokoju z tymi zobowiąz aniami. Chcą

wszystkie soki z człowieka wycisnąć”. Przyjmo-

wane przez organizację partyjną „w imieniu za-

łogi” zobowiązania, np. „zwiększenia dziennej

produkcji obuwia gumowego o 60 par”, ozna-

czały po prostu dodatkowe godziny darmowej

pracy, nieraz także w niedzielę. Podejmowane

przez robotników próby bojkotowania takich

propagandowych imprez karane były jako na-

ruszenie dyscypliny pracy lub uprawianie wro-

giej propagandy.

P iotr O sęk a

SOCJAL ISTYCZNA DYSCYPL INA PRACY NA MOCY KODEKSU KARNEGO

Obrzędowość polityczna II Rzeczpospolitej była roz-winięciem kultu wodza – najważniejszego źródła legity-mizacji dla ekipy piłsudczykowskiej. Dodajmy: nie wy-różniała się pod tym względem na tle większości państw europejskich. Święta państwowe po 1926  r. miały być

y g

czymś więcej niż widowiskiem lub konwencjonalnymsymbolem państwowości – miały być narodowym mi-sterium. „Urobienie duszy obywatela, oto cel obchodów – czytamy w broszurze wydanej przez Instytut Propa-gandy Państwowotwórczej. – Z  tej roli organizatorzy muszą sobie dokładnie zdawać sprawę. Chodzi o duszeuczestników, więc o stworzenie takiej moralnej atmosfe-ry, która by zmusiła słuchacza do wchłonięcia danej mu strawy duchowej tak, by stała się ona cząstką jego jaźni.W pierwszym rzędzie obchody muszą wpłynąć na stan uczuciowy i wyobraźnię. Środkami do tego są przemó-

y y y

wienia, deklamacje, śpiew”.W scenariuszu peerelowskich świąt znajdziemy wiele

śladów międzywojennej kultury politycznej, jednak nie należy zapominać o przepastnych różnicach dzielącychte dwie epoki. II RP nie stworzyła systemu nakazów i re-presji gwarantującego udział tłumów podczas uroczysto-ści państwowych, a ceremonie z okazji np. imienin Pił-sudskiego lub Rydza-Śmigłego nie były zuniformizowa-

y j

ne i w każdym mieście wyglądały inaczej.

FUNDAMENT TOTALITARNEJ PROPAGANDY. Po 1945 r.sytuacja zmieniła się diametralnie. Masowy udział lud-ności w pochodach z okazji dożynek, Święta Ludowego, y j y

22 Lipca, a zwłaszcza 1 Maja, tylko w niewielkim stopniu

był zachowaniem spontanicznym. „Dlaczego stosowano terror i przymus dla biorących udział w pochodzie? – pi-sała w 1946 r. do redakcji „Gazety Ludowej” mieszkan-ka Radomia. – Dlaczego kazali nam podpisywać listy obecności? (...) Dlaczego gwałtem chcą z nas zrobić PPR--owców?”.

Rozdźwięk między propagandowym wizerunkiem święta a  praktykami stosowanymi przez władze ko-mentował ironicznie mieszkaniec Łodzi: „U nas dziś duża i piękna uroczystość. Wszyscy poszli na pochód, a kto został w domu, to ten jutro 2 maja traci od ra-zu pracę i idzie na bruk – bez chleba! Więc entuzjazm szalony i  tłumy ludzi”. Fałsz ofi cjalnych komentarzy oburzał nie mniej niż szantaż władz: „Na defi ladzie nie było żadnego entuzjazmu. Z  twarzy defi lujących można było wyczytać słowa »Każecie nam, to idzie-my«. (…) A dzisiaj przez radio z samego rana mówili,że wszyscy maszerowali z chęci, że widać było radość w oczach ludzi. Jacy oni są wariaci, tak w oczy kłamać,przecież każdy widział jak było”. „Takie to wszystko strasznie naiwne, że szkoda słów, papieru i atramen-tu” – pisała mieszkanka Warszawy o obchodach 1 Ma-ja w 1949 r.

Stworzony po wojnie kalendarz świąteczny stanowił fundament totalitarnej propagandy. Być może najgłęb-szą, najbardziej prawdziwą funkcją peerelowskich ob-rzędów nie było agitowanie za komunizmem ani kre-owanie mirażu jednomyślności – lecz budowanie prze-świadczenia, że komunizm jest wieczny.

P iotr O sęk a

Bumelant, znienawidzony wróg

dyscypliny pracy

Page 68: polityka-pomocnik_historyczny-201206

68

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Armia w stalinowskim szyneluJA RO S Ł AW RY BA K

Page 69: polityka-pomocnik_historyczny-201206

6969P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

POLSKIE WOJSKO NA SOWIECKICH ETATACH. Mając wsparcie władz sowieckich, w  maju 1943  r. w  Sielcachnad Oką komuniści ze Związku Patriotów Polskich roz-poczęli formowanie 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. W ZSRR były jeszcze tysiące Polaków mogą-cych nosić broń. Jednak po mordzie w Katyniu oraz wy-prowadzeniu przez gen. Władysława Andersa oddziałów na Bliski Wschód brakowało polskich ofi cerów. Niewiel-ką ich grupę – jeszcze w obozach jenieckich – zwerbowa-no do współpracy z NKWD. Ci ludzie objęli stanowiska w 1 Dywizji. Na ich czele stanął ppłk Zygmunt Berling, który po dezercji z oddziałów Andersa zaocznie zostałskazany na karę śmierci. Większość kadry stanowili So-wieci. W lipcu 1943 r. prawie 70 proc. ofi cerów 1 Dywizji to oddelegowani z oddziałów Armii Czerwonej.

Już wtedy rząd polski na uchodźstwie uznał nowe wojsko za „dywizję Armii Czerwonej pod rozkazami władz sowieckich”. Jednak dla tysięcy deportowanych w 1940 i 1941 r. z ziem wschodnich II RP zaciąg do tej formacji był jedynym realnym sposobem wyrwania się z ZSRR. Dlatego ochotników nie brakowało. W nowych oddziałach obowiązywały sowieckie etaty i sztuka wojen-na. Podstawową siłę uderzeniową stanowiła piechota orazartyleria. W  porównaniu z  całkowicie zmechanizowaną dywizją 2 Korpusu Polskiego we Włoszech (sformowane-go według modelu brytyjskiego) Dywizja Kościuszkowska miała 11 razy mniej pojazdów mechanicznych.

Choć od początku wprowadzono intensywne szkole-nie polityczne, to komuniści zachowywali pozory. Żoł-nierze nosili mundury polskiego przedwojennego kroju. Sztandary nawiązywały do tych sprzed 1939 r. Pozwolo-no nawet na obecność kapelana wojskowego.

OD LENINO DO BERLINA. Słabo wyszkolonych i źle do-wodzonych żołnierzy dosyć szybko rzucono do walki. Pierwszą krew przelali 12–13 października 1943 r. w bo-ju, który komunistyczna propaganda nazwała bitwą pod Lenino. Dywizja licząca 12,4  tys. ludzi straciła tam co czwartego żołnierza.

Z  czasem jednostki rozwijano, by w  marcu 1944  r. utworzyć z nich 1 Armię Polską w ZSRR. Kilka miesięcy później powstała 2 Armia, zaczęto tworzyć zalążki trze-ciej. Po przekroczeniu przedwojennych granic RP do wojska przymusowo wcielano żołnierzy oraz całe pod-oddziały Armii Krajowej. Ogłoszono też mobilizację. Choć odmowa groziła (w najlepszym razie) zesłaniem w głąb ZSRR, to wezwanie nowej władzy zbojkotowało prawie 30 tys. powołanych. Jednocześnie dochodziło do dezercji na znaczną skalę. Podczas największej – w paź-dzierniku 1944 r. – uciekło 636 żołnierzy 31 Pułku Pie-choty, czyli co czwarty służący w tym oddziale!

Na początku 1945  r. armia liczyła 290  tys. żołnie-rzy. 40 proc. ofi cerów i dużą część specjalistów stano-wili czerwonoarmiści. Relatywnie najwięcej z nich – boaż siedmiu na dziesięciu ofi cerów – służyło w  Sztabie Głównym WP. Do najcięższych walk oddziałów WP do-szło od stycznia do marca 1945 r., przy przełamywaniu Wału Pomorskiego. 1 Armia straciła tam ponad 21 tys. ludzi (zabitych, rannych, zaginionych). Ukoronowa-niem szlaku bojowego były walki w Niemczech, w któ-rych wzięło udział 173 tys. żołnierzy 1 i 2 Armii.

UTRWALANIE WŁADZY I OSADNICTWO. Po zakończe-niu wojny wojsko miało 391 tys. żołnierzy. KapitulacjaNiemiec nie oznaczała powrotu do domów. Części od-działów powierzono ochronę zachodniej granicy, wal-ki z  UPA oraz utrwalanie nowej władzy. To ostatniebyło głównym zadaniem Korpusu Bezpieczeństwa We-wnętrznego, powstałego na bazie spadochronowego Pol-skiego Samodzielnego Batalionu Specjalnego.

Konstanty Rokossowski (–). Syn polskiego kolejarza, ochotnik w armii carskiej w r., potem związał los z bolszewikami i Armią Czerwoną,od r. marszałek ZSRR, od r. marszałek Polski.W latach – przysłany z Moskwy minister obrony narodowej Polski i wicepremier,członek Biura Politycznego KC PZPR, współodpowiedzialny za represje w Wojsku Polskim. Po Październiku ’, odwołany ze stanowisk, wrócił do ZSRR.

Defilada ludowegoWojska Polskiego na placu Defilad

w Warszawie, lipca r.

Zewnętrzną oznaką sowietyzacji było m.in. zastąpienie

rogatywek okrągłymi czapkami

i krok defiladowy z unieruchomionymiwzdłuż ciała rękoma.

Page 70: polityka-pomocnik_historyczny-201206

70

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Wojsko było istotnym elementem budowy nowego społeczeństwa. Żołnierze to pierwsi osadnicy na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Już wiosną 1945  r. na opusz-czonym przez Niemców Pomorzu Zachodnim zaję-li się uprawą roli. Gospodarowali na terenach, których nie przejęli Sowieci. Kiedy w kwietniu 1945 r. oddziały 1 Armii przerzucono na zachód, gospodarstwa opusto-szały. Dlatego w tym samym miesiącu utworzono dywi-zję rolno-gospodarczą. Na przełomie 1945 i 1946 r. go-spodarowała ona na 111 tys. ha ziemi.

Opuszczone gospodarstwa zasiedlali głównie rekon-walescenci i  inwalidzi wojskowi. Zorganizowana ak-cja osadnictwa wojskowego rozpoczęła się w  czerwcu 1945 r. Po wytyczeniu nowych granic okazało się, że aż 70 proc. żołnierzy 1 Armii zostawiło rodziny na teryto-rium ZSRR. Należało ich repatriować na Ziemie Odzy-skane. Największe niezadowolenie budziło to w żołnie-rzach z Wileńszczyzny, Wołynia oraz Polski centralnej.Ci ostatni też zostali przymusowo wyrwani z  rodzin-nych stron. Najchętniej przeprowadzali się ludzie z te-renów, które po wojnie nazywano Ukrainą Zachodnią. W 1948 r. na nowych obszarach Polski osiedlono ponad pół miliona ludzi. Najwięcej – 222 tys. na Dolnym Ślą-

y

sku i 142 tys. na Pomorzu Zachodnim.Jednym z najbardziej negatywnych wymiarów osad-

nictwa – zauważalnym do dziś – było zerwanie tra-dycyjnych więzi społecznych i  kulturowych, co miałowpływ na rozwój tych obszarów.

DEMOBILIZACJA I ZACIĄG Z ZACHODU. Już w sierpniu 1945  r. rozpoczęto demobilizację najstarszych żołnie-rzy. Kolejne fale odsyłano do cywila w lutym i grudniu1946 r. W tym samym okresie zaczęli do Polski wracaćżołnierze zdemobilizowani na Zachodzie. W  pierw-szych 13 transportach przyjechało 12 tys. ludzi, w tym zaledwie 32 ofi cerów oraz 1612 podofi cerów. Niewie-lu z nich komisje wojskowe zakwalifi kowały do dalszejsłużby. Z czasem wróciło ok. 2 tys. lotników. Z tej gru-py zaledwie sześciu ofi cerów starszych zostało w  woj-sku. W 1952 r. w czasie czystek pięciu z nich skazano naśmierć. Przeżył tylko ppłk pil. Stanisław Skalski. Z 4 tys. marynarzy do połowy stycznia 1947  r. wróciło prawie 700 osób, w tym zaledwie garstka ofi cerów.

Ogółem do Polski z Zachodu dotarło 105 tys. żołnie-rzy i ofi cerów. Zdecydowana większość wojskowych po-została na emigracji. Mieli rację, że nie ufali nowej wła-dzy. Część powracających szybko aresztowano i wywo-żono w głąb ZSRR. Wielu stało się ofi arami późniejszych czystek.

Doświadczeni żołnierze byli na wagę złota. Szczegól-nie ci z nowoczesnych rodzajów wojsk: lotnictwa, ma-rynarki wojennej, wojsk pancernych. Jednak z powodów politycznych służbę proponowano nielicznym.

W pierwszych latach przyjmowano także ofi cerów, któ-rzy wojnę spędzili w obozach jenieckich. Jednak ani nie byli pewni politycznie, ani też nie przedstawiali wielkiejwartości jako dowódcy. Nie potrafi li sobie radzić, zarów-no jeśli chodzi o taktykę, jak i obsługę uzbrojenia. W cza-sie, który spędzili za drutami, w wojowaniu zmieniła się epoka. Zresztą wcześniej z tym problemem zetknięto się w 2 Korpusie Polskim, gdy na ważne stanowiska wyzna-czano ofi cerów z wyzwalanych obozów jenieckich.

Zmiana układu geopolitycznego w Europie była wy-zwaniem dla teoretyków wojskowości. Dlatego w 1946 r. gen. Stefan Mossor (art. s. 116), w latach 1946–49 zastęp-ca szefa Sztabu Generalnego, przedstawił założenia no-wej strategii. Zakładała ona przymierze z ZSRR, a prze-ciwnika widziała głównie w Niemczech. Mossorowi za-rzucono jednak zbytnie dążenie do samodzielności WP. Aresztowany w 1950 r., został skazany na dożywocie.

Chaotycznie prowadzona demobilizacja i  brak wi-zji strategicznej doprowadziły do tego, że na począt-ku 1949 r. armia liczyła zaledwie ok. 140 tys. żołnierzy, a marynarka wojenna nadal była w powijakach.

STALINIZACJA. W tym czasie z trzech zachodnich stref okupacyjnych powstała Republika Federalna Niemiec, utworzono też Pakt Północnoatlantycki. To przyspieszy-ło stalinizację Wojska Polskiego. 7 listopada 1949 r. do-wódca Północnej Grupy Wojsk Armii Sowieckiej mar-szałek ZSRR Konstanty Rokossowski został polskim ministrem obrony narodowej. Jego pierwsze decyzje do-tyczyły szybkiej rozbudowy sił zbrojnych. Dlatego na po-czątku 1952 r. armia liczyła 350 tys. żołnierzy, a w pierw-szej połowie lat 50. nakłady na zbrojenia sięgały 15 proc.dochodu narodowego. Inwestycje w wojsko doprowadzi-ły do zapóźnienia w gałęziach gospodarki, które nie pra-cowały na rzecz obronności.

Polskie jednostki stały się strukturalno-organizacyj-nymi kalkami oddziałów sowieckich. Zrezygnowano z tradycyjnych mundurów, czego symbolem było zastą-pienie rogatywki czapką z okrągłym otokiem.

Trwała intensywna wymiana kadr. Wraz z  Rokos-sowskim do LWP przeniesiono 270 wyższych ofi cerów sowieckich. Wielu w ogóle nie znało języka polskiego. Obejmowali najważniejsze stanowiska, dlatego w 1952 r. zaledwie jeden na dziesięciu dowódców wyższego szcze-bla był Polakiem. I to pod warunkiem, że wcześniej dzia-łał w Związku Patriotów Polskich lub należał do najstar-szych stażem weteranów 1 Armii WP.

INFORMACJA WOJSKOWA. REPRESJE. Nigdy wcześniejz takim zacięciem nie prowadzono represji. Wojskowychścigała bezpieka podległa Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego. Ale główna rola przypadła Informacji Woj-skowej. Ta formacja powstała już w 1944 r. i była faktycz-nie przykrywką dla ludzi oddelegowanych ze Smierszu – sowieckiego kontrwywiadu wojskowego. Do 1957  r. Informacja aresztowała kilkanaście tysięcy wojskowych oraz cywilów.

Na początku lat 50. prawie 20 proc. ofi cerów uznano za element klasowo obcy. Pod zarzutem szpiegostwa aresz-towano ok. 1,5 tys. z nich, dawnym żołnierzom AK ma-

Akcja osiedleńcza naziemiach zachodnich

przy wsparciu wojska. Fotografia z czerwca r.

Page 71: polityka-pomocnik_historyczny-201206

7171P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Stan liczebny (w tys.), podstawowe związki taktyczne i uzbrojenie ludowego WP w latach 1945–56

V 1945 IX 1945 1949 1954 1956Stan liczebny ogółem 396,5 134,4 382,7 337,4

wojska lądowe 334,8 117 312,7 242

lotnictwo i obrona powietrzna kraju 16,4 9 52,8 77

marynarka wojenna 0 ok. 1 8,4 17,1 18,4

dywizje piechoty 14 18 16 16 11

dywizje zmechanizowane 6 4

brygady powietrzno-desantowe 3 3

działa i moździerze/wyrzutnie rakiet 3990/22 5611 3828/4 5807/61 4368/71

czołgi/działa samobieżne 170/191 276/143 211/160 1263/656 1610/571

samoloty bojowe tłokowe/odrzutowe 377/0 396/0 273/231 269/999

okręty 0 0 33 65

Rubryki puste – brak danych z ebr a ł Ta deusz Z awa dz k i

Siła wojska

sowo zarzucano kolaborowanie z Niemcami. Komuniści tropili wyimaginowane spiski w armii. We wszystkich przypadkach zeznania i przyznanie się do winy wymu-szano brutalnymi torturami. W serii pokazowych pro-cesów na najwyższe kary skazywano wysokich stopniem dowódców, często bohaterów wojennych.

Najsłynniejszy był tzw. proces generałów. W 1951 r.na ławie oskarżonych zasiedli m.in. generałowie Stefan Mossor, Franciszek Herman, Józef Kuropieska, Jerzy Kirchmayer, Stanisław Tatar, a  także pułkownicy Ma-rian Utnik i Stanisław Nowicki. Większość z nich skaza-no na dożywocie. W serii kilkudziesięciu tzw. procesów odpryskowych związanych ze sprawą generałów osą-dzono 86 ofi cerów. 37 z nich skazano na śmierć, połowę wyroków wykonano. Natomiast w efekcie procesu do-tyczącego – wymyślonego przez Informację Wojskową – tzw. spisku komandorów zabito trzech wysokich ofi -cerów marynarki wojennej, a czterech skazano na wie-loletnie więzienie.

Skazani na kary śmierci nierzadko po dwa–trzy lata siedzieli w celach śmierci. Każde otwarcie drzwi mogło oznaczać marsz na rozstrzelanie czy powieszenie. Nigdy nie uda się oszacować tragedii ludzi, którzy w komuni-stycznych kazamatach nabawili się chorób psychicznych, uniemożliwiających normalne funkcjonowanie na wol-ności. Nie ma też danych o powodowanych tym trage-diach rodzinnych i rozpadach małżeństw. To do dziś nie-opisany wymiar skutków represji stalinowskich.

WOJSKOWY KORPUS GÓRNICZY. Armia stała się tak-że narzędziem masowych represji. W 1949 r. powołano Wojskowy Korpus Górniczy. Po zajęciu Górnego Śląska

y j

do swoich kopalń Sowieci wywieźli kilkadziesiąt tysię-cy górników. Zastąpiono ich jeńcami niemieckimi. Gdy w 1949 r. powstała NRD, jeńców należało zwolnić. Powo-łując tzw. bataliony górnicze komuniści rozwiązali dwa problemy: znaleźli ręce do pracy i czasowo wyelimino-wali elementy niepewne politycznie.

Przez dekadę do najcięższych prac w  kamienioło-mach i kopalniach kierowano synów bogatych chłopów, kupców, przemysłowców, przedwojennych policjantów.Można tam było trafi ć nawet za to, że rodzina utrzymy-wała kontakt z bliskimi na Zachodzie.

Około 3 tys. żołnierzy zmuszono do pracy w sudeckich kopalniach uranu, pracujących na potrzeby sowieckie-go programu jądrowego. Dla zdecydowanej większości z nich ta forma represji była przyczyną chorób nowotwo-rowych.

Żołnierze górnicy pracowali w  60 kopalniach. Gdy w 1956 r. władze podjęły decyzję o likwidacji batalionów górniczych, służyło w nich ok. 35 tys. ludzi. Ostatni żoł-nierze opuścili kopalnie dopiero w połowie 1959 r. W su-mie pod ziemią służyło ok. 200 tys. ludzi. Tysiąc z nich poniosło śmierć w czasie pracy.

UKŁAD WARSZAWSKI. Jednym z ostatnich wielkich dzieł stalinizmu był Układ Warszawski. 14 maja 1955 r. pod-pisały go wszystkie – oprócz Jugosławii – socjalistycz-ne państwa Europy. Ofi cjalne uroczystości zwieńczono wielkim polowaniem w Omulewie koło Szczytna. Ten, do dziś zamknięty dla osób spoza ścisłego kierownic-twa MON, reprezentacyjny ośrodek przez kilka dekadbył ulubionym terenem polowań radzieckich marszał-ków. Do niedawna był też stałym miejscem wypoczynkugen. Wojciecha Jaruzelskiego. Ośrodek powstał na miej-scu zniszczonej przez komunistów leśniczówki, w której ukrywał się mjr Zygmund Szendzielarz, Łupaszka.

ODWILŻ W WOJSKU. Trzy lata po śmierci Stalina, w paź-dzierniku 1956 r., doszło do tzw. odwilży gomułkowskiej (art. s. 140). Stanowisko stracił Konstanty Rokossowski. Do Moskwy wrócili także inni dowódcy i doradcy so-wieccy. Nowym ministrem obrony został gen. Marian Spychalski. Do służby przywrócono wielu represjono-wanych. Zrehabilitowano część ofi ar. Jednak jeszcze na długo główne kierunki rozwoju Wojska Polskiego opie-rano na wzorcach z Moskwy.

PIĘTNO PIERWSZEJ DEKADY. Pierwsze kilkanaście lat istnienia ludowego Wojska Polskiego (formalnie nigdy w nazwie przymiotnika ludowe nie miało) na dekady od-cisnęło się piętnem na sposobie myślenia i działania woj-skowych. Sprzeczności między deklaracjami a  czynami w  armii widać było na każdym kroku. Doktryna Ukła-du Warszawskiego miała charakter obronny, ale opierała się na koncepcji zmasowanych uderzeń rakietowo-jądro-wych połączonych z błyskawicznym natarciem. Broniącsię, wojska bloku wschodniego w czasie wojny miały co-dziennie zdobywać po ponad 80 km terytorium przeciw-nika, aby błyskawicznie dotrzeć nad Atlantyk. Ćwiczenia

y p p y p

w  pokonywaniu obronnego systemu zapór jądrowychNATO ćwiczono w WP jeszcze w drugiej połowie lat 80.

Ja rosł aw Ry ba k

Żołnierze Wojskowego Korpusu Górniczego w kopalni

Wieczorek, lata .

Page 72: polityka-pomocnik_historyczny-201206

72

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Ciężar budowy socjalizmuPIERWSZE DECYZJE. „Z chaosu wielkich przemian, któ-re Polska przeżywa, wyłania się w całej okazałości wiel-ka niewzruszona prawda: jeżeli demokracja pragnie raz na zawsze zerwać z katastrofalną przedwojenną polityką, tworzącą milionowe zastępy bezrobotnych i półbezrobot-nych, a więc nietwórczych w życiu gospodarczo-narodo-wym, to musi z  tego organizmu wyrzucić wszystko, co przeszkadzać będzie wzmożeniu prężności gospodarczej narodu (...). Każdy jak najwydajniejszym wytwórcą i każ-dy – w miarę rozwoju wytwórczości – jak największym w skali państwowej spożywcą dóbr wytworzonych przez naród, przy sprawiedliwym podziale tych dóbr – oto ha-sło dnia demokracji w  epoce obecnego przełomu”. Ta-ką deklarację można było przeczytać w grudniu 1945 r. w  pierwszym numerze „Życia Gospodarczego”, którew ciągu następnych lat stało się najważniejszym pismem ekonomicznym adresowanym do szerokiego odbiorcy.

Bezpośrednio po zakończeniu działań wojennych re-alnym problemem był nie tyle sprawiedliwy podział, co dramatyczny brak owych dóbr do podziału. Na najbar-dziej zniszczonych terenach panował głód, a wiele ro-dzin mieszkało w  szałasach i  ziemiankach. Panowałaepidemia tyfusu. Pierwsze zadania gospodarcze pole-gały więc po prostu na zagospodarowaniu leżącej odło-giem ziemi i uruchomieniu produkcji w tych zakładach,

M A R I USZ JA S T R Z Ą B

Nowa Huta, kombinatmetalurgiczny

i miasto, wzniesionena gruntach

podkrakowskiejwsi Mogiła.

Symbol forsownej industrializacji,

ale też inżynierii społecznej:

wielkie skupisko robotnicze miało być

przeciwwagą dla konserwatywnego

Krakowa. Fotografia z lat .

które nadawały się do użytku. Dzięki nałożeniu na chło-pów obowiązku dostaw płodów rolnych oraz pomocy UNRRA (United Nations Relief and Rehabilitation Ad-ministration,  Administracja Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i  Odbudowy,  utworzona w  1943  r.) można było rozdzielać skromne racje kartkowe.

W pierwszych latach po wojnie płace były niższe nie tylko od przedwojennych, ale także okupacyjnych, dieta przeciętnego robotnika opierała się na chlebie i ziemnia-kach, a jej wartość kaloryczna utrzymywała się poniżej minimum fi zjologicznego. Drobna wytwórczość i  rol-nictwo odradzały się jednak dość szybko, poszukiwane towary pojawiały w sklepach i na straganach, tyle że pocenach wielokrotnie wyższych niż dobra reglamentowa-ne. Poza tym gdzie indziej bywało jeszcze biedniej niżw Polsce. Do 1948 r. słonina i rąbanka szmuglowane by-ły przez słabo wtedy pilnowaną granicę na Odrze i Nysiez Polski do okupowanych Niemiec, a nie w drugą stronę.Chyba tylko w tym jednym okresie podczas całego po-wojennego czterdziestolecia Niemcy mieli się pod wzglę-dem aprowizacji gorzej od Polaków.

OKIEŁZNANIE SIŁ RYNKOWYCH. Jednocześnie z  roz-wiązywaniem bieżących problemów rozpoczęto prze-obrażenia struktur gospodarczych. Polityka ekonomicz-

Page 73: polityka-pomocnik_historyczny-201206

7373P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Polscy obywatele nie dysponowali taką siłąprzetargową jak obce rządy. Władza czuła sięwobec tego wolna od zobowiązań wobec nich. Odszkodowania były więc symboliczne albo nie było ich wcale.

BITWA O HANDEL. W toku zainicjowanej wio-sną 1947 r. tzw. bitwy o handel państwo roz-prawiło się z kolei z drobną prywatną przedsię-biorczością. Odmowy przyznania koncesji, na-cisk podatkowy oraz zakazy sprzedaży okre-ślonych produktów doprowadziły do tego, że do 1949 r. praktycznie zniknęły prywatne hur-townie, a liczba sklepów detalicznych zmniej-szyła się o blisko połowę.

PLANOWANIE. W  ogólnoeuropejskiej logice przemian gospodarczych mieściło się także państwowe planowanie. Jego elementy poja-wiły się zresztą w Polsce już w latach trzydzie-stych, a plany gospodarcze kreślono w czasie

wojny także na emigracji w  Londynie. Również rządy państw zachodnich sięgnęły po wojnie po narzędzia pla-nistyczne.

W  Polsce w  lipcu 1947  r. uchwalony został trzyletni plan odbudowy gospodarczej. Kładł on nacisk na przywró-cenie przedwojennego poziomu konsumpcji na głowę. Przewidywał pozostawienie autonomii działania zakła-dom spółdzielczym i prywatnym. Jednak już na począt-ku 1948 r. jego autorzy zostali potępieni za „burżuazyjne metody” planowania. W ostatnim roku realizacji planu nastąpiło też wyraźne przesunięcie inwestycji ku prze-mysłowi ciężkiemu.

W  grudniu 1948  r., w  przemówieniu na kongresie zjednoczeniowym PPR i PPS, Hilary Minc mógł ogłosić„zwycięstwo na froncie gospodarczym”. Istotnie, nie by-ło już obowiązkowych dostaw, choć chłopi wciąż płacili podatek gruntowy w naturze. Przygotowano też zniesie-nie rozdzielnictwa kartkowego, choć w miastach prze-mysłowych zdecydowano się pozostawić bony mięsno- tłuszczowe dla robotników. Poziom produkcji przemy-słowej był wyższy niż przed wojną w ówczesnych grani-cach Polski. Minc mógł więc stwierdzić, że powojennaodbudowa została dokonana i przychodzi kolej na „zbu-dowanie fundamentów socjalizmu”. Kolejny, sześcioletni

Centralne planowanie urosło do rangi

ustrojowej.

na II Rzeczpospolitej jawiła się jako katastro-falna nie tylko komunistom i ich towarzyszom drogi, określającym się wówczas mianem de-mokratów. Nie tylko oni uważali, że klęska wrześniowa była świadectwem słabości i zaco-fania Polski. Pamięć o nędzy, w jaką zepchnąłogromną rzeszę ludzi wielki kryzys gospodar-czy lat trzydziestych, sprawiała, że pogląd o ko-nieczności okiełznania sił rynkowych był sze-roko akceptowany. W czasie wojny również lu-dzie związani z rządem na emigracji i polskim państwem podziemnym, kreśląc projekty po-wojennego ładu ekonomicznego, uznawali ko-nieczność ograniczenia skali nierówności spo-łecznych.

Polski przypadek nie był odosobniony. Wiel-ki kryzys był doświadczeniem formacyjnym dla całego pokolenia Europejczyków i  Ame-rykanów. Po wojnie zaangażowanie państwaw gospodarkę wydawało się warunkiem dźwi-gnięcia Europy z ruin. Po obu stronach Atlanty-ku popularne były idee interwencjonizmu państwowego i rozbudowy systemu zabezpieczeń socjalnych. Dlatego na Zachodzie przeprowadzano operacje nacjonalizacji istotnych gałęzi przemysłu, a w krajach rolniczych, ta-kich jak Włochy – również reformy rolne.

Rzeczywistości gospodarczej w  Polsce nie determi-nowały więc wyłącznie objęcie władzy przez komuni-stów i  zależność polityczna od Związku Sowieckiego. Sam fakt, że w październiku 1944 r. Polski Komitet Wy-zwolenia Narodowego wydał dekret o  reformie rolnej,a w styczniu 1946 r. uchwalona została ustawa o nacjo-nalizacji przemysłu, wpisywał się w  ogólnoeuropejską logikę wydarzeń. Już jednak to, w jaki sposób wprowa-dzano te akty w życie, było zapowiedzią przemian, które nastąpić miały w następnych latach.

REFORMA ROLNA. Pomiędzy bezrolnych i małorolnych chłopów rozparcelowano gospodarstwa poniemieckie oraz majątki ziemskie większe niż 50 lub 100 ha, w zależ-ności od regionu. Jeśli ziemi było więcej niż dopuszczal-ne maksimum, zabierano wszystko, a nie tylko nadwyż-kę. W dodatku, nie bacząc na przepisy, odebrano wiele gospodarstw, które teoretycznie powinny pozostać we władaniu dotychczasowych właścicieli. Wywłaszczanym ziemianom zabroniono mieszkania w powiecie, w któ-rym znajdował się odebrany im majątek. Zlikwidowa-no w ten sposób tę warstwę społeczną. Chcąc zaś zwią-zać chłopów z nową władzą, utworzono 1,1 mln małych,przeważnie kilkuhektarowych gospodarstw, co utrwali-ło archaiczną strukturę rolną. Jednocześnie państwo za-trzymało ok. 1/3 przejętych gruntów, które posłużyły dozakładania gospodarstw państwowych.

NACJONALIZACJA PRZEMYSŁU. Z  chwilą zakończe-nia działań wojennych przedsiębiorstwa poniemieckie, przejęte wcześniej przez władze okupacyjne, jak i  te, których właściciele zginęli bądź opuścili miejsce swo-jego zamieszkania, znalazły się w ręku państwa. Nowa władza deklarowała jednak poszanowanie własności prywatnej. Prawo umożliwiało zwrot zakładów obję-tych zarządem państwowym prywatnym właścicielom. W praktyce przedsiębiorcom utrudniano jednak odzy-skanie kontroli nad fi rmą. Nacjonalizacja w dużej mierze sankcjonowała więc stan istniejący. Podlegały jej formal-nie jedynie przedsiębiorstwa zatrudniające ponad pięć-dziesięciu pracowników na jednej zmianie. W rzeczywi-stości upaństwawiano jednak również wiele mniejszych. Zagraniczni właściciele otrzymali odszkodowania na podstawie dwustronnych umów międzypaństwowych.

Socjal istyczny zakład pracy: w robocie jak w domu

Z akłady pracy zostały postawione w nowej roli; oprócz funkcji ekonomicznych

musiały odgrywać także rolę opiekuńczo-socjalną, odpowiadać na wszelkie po-

trzeby pracowników, stać się dla nich środowiskiem społecznym, oferować rozryw-

kę, odpoczynek i wypełniać czas wolny. Jedną z najbardziej atrakcyjnych ofert były

praktycznie darmowe (zakładowe) lub bardzo tanie (spółdzielcze) lokale mieszkal-

ne, przeznaczone dla najlepszych pracowników. Na tych, którzy musieli dojeżdżać,

czekały miejsca w hotelach robotniczych. Zakłady budowały nieraz własne przed-

szkola i żłobki (lub pomagały załatwiać miejsca w publicznych), przychodnie i do-

my wczasowe, a branże – własne sanatoria. Dla dzieci pracowników organizowano

kolonie letnie. Na co dzień zatrudnieni mieli dostęp do stołówek, domów kultury,

bibliotek, świetlic i obiektów sportowych. W wielu zakładach organizowano chóry,

orkiestry i kółka szachowe, rozdawano darmowe bilety do kin i teatrów. Ponadto

urządzano wycieczki krajoznawcze i rozkręcano akcje społeczne. Niektórym zakła-

dom podlegały punkty usługowe, np. szewskie czy krawieckie. Na zimę pracow-

ników zaopatrywano w węgiel i ziemniaki. W miejscach pracy funkcjonowały tzw.

kasy koleżeńskie, udzielające nieoprocentowanych pożyczek. Na szczególnie zasłu-

żonych czekały specjalne talony na dobra luksusowe, np. rowery i motory.

Pozaekonomiczna oferta zakładów pracy wymuszała lojalność. Przez większość

pracowników była jednak doceniana: stwarzała możliwość zaspokojenia fundamen-

talnych potrzeb i aspiracji, często z tzw. dofinansowaniem ze strony pracodawcy.

Joa n na Saw ick a

Page 74: polityka-pomocnik_historyczny-201206

74

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

plan, obejmujący lata 1950–55, zakładał w związku z tym intensywną rozbudowę górnictwa, hutnictwa, przemy-słu maszynowego, chemicznego i innych gałęzi przemy-słu ciężkiego. Produkcja środków wytwarzania miaławyprzedzać produkcję środków konsumpcji, aby stwo-rzyć bazę do dalszego rozwoju przemysłowego kraju. Wykonanie zadań wymagało maksymalnej mobilizacji pracowników. Rozwijano więc zainicjowany już wcze-śniej ruch współzawodnictwa pracy, podnoszono nor-my akordowe i animowano podejmowanie zobowiązań produkcyjnych (art. s. 128). Kilkudniowa nieusprawie-dliwiona nieobecność stała się przestępstwem. Zniesio-no funkcjonujące od lat dwudziestych przepisy o ochro-nie pracy kobiet. Próbowano je zatrudniać nawet na dole w  kopalniach, co przedstawiane było jako świadectwo równouprawnienia.

Realizacja planu sześcioletniego przypadła na szczyto-wy okres zimnej wojny. W czerwcu 1950 r. komunistycz-na Korea Północna zaatakowała Koreę Południową. Na Zachodzie uznano, że atak nastąpił na polecenie Stalina i że będzie on podejmował kolejne działania ofensywne. Radziecki dyktator podejrzewał z kolei Zachód o agre-sywne zamiary. Po wybuchu wojny w Korei doszedł do wniosku, że od globalnego konfl iktu mogą go dzielić miesiące, a  nie lata. Nakazał więc szybkie przestawie-nie przemysłu we wszystkich podporządkowanych sobie krajach na produkcję wojskową i  forsowną rozbudowę armii.

AUTARKIA. W  grudniu 1947  r. roku podpisana zosta-ła umowa, na podstawie której Fiat podjął się wybudo-wania w Warszawie, na Żeraniu, fabryki samochodów. Kontrakt został jednak zerwany, a w styczniu 1950 r. za-warto ze Związkiem Radzieckim umowę licencyjną na samochód Gaz M-20 Pobieda. W konsekwencji zamiastFiata 1100 zjechała w  listopadzie 1951  r. z  taśmy FSOpierwsza Warszawa (art. obok).

Losy fabryki na Żeraniu można uznać za typowe. Już w 1947 r. pod naciskiem sowieckim Polska, podobnie jak inne kraje bloku, odrzuciła plan Marshalla, co reduko-wało możliwości współpracy gospodarczej z USA i Eu-ropą Zachodnią. (Plan Marshalla to obiegowa nazwa Eu-ropean Recovery Program, planu mającego służyć odbu-dowie gospodarek krajów Europy Zachodniej po II woj-nie, w postaci dostawy z USA surowców mineralnych, produktów żywnościowych, kredytów i dóbr inwestycyj-nych – przyp. red.). W miarę rosnącego napięcia mię-dzynarodowego państwa Zachodu wprowadzały zakazy eksportu nowoczesnych technologii, surowców strate-gicznych i urządzeń mogących mieć zastosowanie woj-skowe do ZSRR i państw satelickich. Zakłady budowane w Polsce w ramach planu sześcioletniego nie odznaczały się więc zazwyczaj nowoczesnością. Rodzimy potencjał badawczo-rozwojowy był więcej niż skromny, a  zaku-py maszyn bądź licencji na Zachodzie stały się niemoż-liwe. Pozostawało korzystać z  technologii radzieckich. Często nie najnowszych, ponieważ wiele z nich Związek Radziecki kupił dwadzieścia lat wcześniej, w okresie re-alizacji swoich pierwszych planów pięcioletnich. Dlatego właśnie Warszawa otrzymała silnik będący modyfi kacją silnika Dodge’a z końca lat dwudziestych, a wiele innych rozwiązań technicznych wywodziło się z  przedwojen-nych konstrukcji amerykańskich, produkowanych na li-cencji w ZSRR.

Alternatywą dla współpracy z  Zachodem miała być integracja gospodarcza państw socjalistycznych. W tym celu powołano Radę Wzajemnej Pomocy Gospodarczej.W  praktyce jednak z  owej integracji niewiele wyszło.Podpisywano, zwykle dwustronne, umowy handlowe. W  gospodarce niedoborów umowa nie gwarantowa-

FSO: szczęśl iwej drogi, towarzyszu k ierowco!

J ezdnie w miastach były stosunkowo puste, w przeciwieństwie do chodników

i pojazdów komunikacji miejskiej. Na polskich drogach spotykało się przedwo-

jenne Citroëny, Ople i Dekawki (z niemieckiej fabryki DKV), w większości należą-

ce do firm przewozowych. Prawdziwymi królami szos byli nowi włodarze kraju;

„Ogromne, czarne, opancerzone Skody członków Politbiura – notował w dzienni-

ku Leopold Tyrmand – to postrach warszawskich szoferów: nie przestrzegają pra-

wideł ruchu, zaś nawet lekkie o nie otarcie obraca normalny samochód w szmelc”.

Lud pracujący miast i wsi potrzebował swojego auta. Rok po wojnie Centralny

Urząd Planowania powołał komisję do spraw budowy polskiego przemysłu moto-

ryzacyjnego, którego serce miało bić na warszawskim Żeraniu. W 1947 r. rząd roz-

począł negocjacje z Fiatem (odnawiając kontakty przedwojenne), których owo-

cem była umowa o dostawie sprzętu do powstających zakładów. Planowano, że

za 2 mln dol. FSO dostanie licencję i maszyny. Na bazie modeli Fiat 400 i 1100 miały

powstać polskie samochody. W sierpniu 1948 r. ruszyła budowa hal.

Pogorszenie stosunków z Zachodem sprawiło, że zerwano kontrakt z Fiatem; do-

stawcą licencji i maszyn miał być teraz ZSRR. Wzorem dla polskiego auta, nazwane-

go Warszawą, została odmłodzona Pobieda. Za „bratnią pomoc narodu radzieckie-

go” Moskwa kazała sobie słono płacić – samochód kosztował Polskę ok. 85 mln dol.

Pierwszy egzemplarz modelu M-20 o  numerze rejestracyjnym APR 764 zje-

chał z taśmy produkcyjnej 6 listopada 1951 r. o godz. 14. Tak naprawdę warszawska

w Warszawie była jedynie nazwa i błyszczące litery FSO – z powodu opóźnień sa-

mochód zmontowano w ZSRR i gotowy przesłano do Polski. W pełni polskie War-

szawy pojawiły się dopiero cztery lata później. Działo się tak, ponieważ produkcję

samochodów rozpoczęto jeszcze przed ukończeniem budowy zakładów, która

trwała aż do 1956 r., kiedy oddano do użytku ostatnią, czwartą halę.

Warszawa nie mogła być autem dla każdego. Pracochłonna produkcja, brak ma-

szyn i wykwalifikowanych robotników sprawiły, że do 1955 r. wyprodukowano nieco

ponad 5,5 tys. z planowanych 18 tys. pojazdów. Pod koniec okresu stalinowskiego

w Polsce jeździło 82,6 tys. aut (dziś 22 mln). Samochody, które naprawdę zmotoryzo-

wały Polskę – duży i mały Fiat – przyjechały z ziemi włoskiej 20 lat później.

P r z e m ysł aw Pa z i k

FSO, montaż samochodów marki  Warszawa M20

Page 75: polityka-pomocnik_historyczny-201206

7575P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

ła jednak dostaw. Obawa przed wybuchem wojny rów-nież kazała patrzeć na kooperację z  obawą. Forsowne uprzemysłowienie Polski miało się więc odbywać tak, aby uzyskać jak najwyższy poziom samowystarczalno-ści. O przyjęciu takiego założenia znów zdecydowała za-pewne dodatkowo pamięć o tym, że kraje o gospodar-kach zamkniętych w mniejszym stopniu odczuły skutki wielkiego kryzysu lat trzydziestych. Wynikało stąd prze-konanie, że nowoczesna gospodarka to gospodarka moż-liwie samowystarczalna.

Nie tylko państwo budowało gospodarkę autarkiczną.Także poszczególne przedsiębiorstwa bały się kłopotów z kooperantami i starały się być możliwie samowystar-czalne. O  FSO mówiono, że produkuje wszystko – odśrubki do gotowego samochodu. Niewiele w  tym byłoprzesady. Rzeczywiście, fabryka została ostatecznie za-projektowana tak, aby wszystkie elementy Warszawy produkować na miejscu, pomimo że wedle pierwotnych włoskich planów miała w 55 proc. polegać na poddostaw-cach. Inne zakłady starały się realizować tę samą zasadę– jak najwięcej komponentów wykonywać samemu.

POLITYKA ROLNA. KOLEKTYWIZACJA I DOSTAWY OBOWIĄZKOWE. Od 1949 r. zaczęto zmuszać chłopów do przystępowania do spółdzielni. Ich zakładanie mia-ło nosić pozory dobrowolności. Często jednak uciekano się do aresztowań, zastraszania i  bicia. Tworzeniu go-spodarstw kolektywnych służył też nacisk ekonomiczny. Bardzo dolegliwe dla wsi okazały się przywrócone i bru-talnie egzekwowane dostawy obowiązkowe. Od lipca 1951 r. za niedostarczenie wyznaczonej ilości ziarna za-czął grozić areszt. Później kontyngenty objęły ziemniaki, zwierzęta rzeźne i mleko.

Dokumenty partyjne mówiły o  tym, że intencją pań-stwa było przejęcie 60–70 proc. produkcji towarowej rol-nictwa. Ceny płacone rolnikom nie pokrywały kosztów produkcji. Wymiar nakładanych na chłopów obciążeń był silnie progresywny, ponieważ państwo deklarowało walkęz kułactwem. Na cenzurowanym znaleźli się właściciele większych gospodarstw, szczególnie ci zatrudniający ro-botników najemnych. Na wsi chciano wywołać konfl iktklasowy. To właśnie kułaków oskarżano o ukrywanie zbo-ża przed obowiązkowymi dostawami czy opór przeciw-ko spółdzielniom. Indywidualni rolnicy mieli ogromnetrudności z zakupami maszyn, materiałów budowlanych czy nawozów oraz z dostępem do kredytów. Następowa-ła więc dekapitalizacja gospodarstw chłopskich. Rolnicy obawiający się utraty ziemi na rzecz spółdzielni wyrzy-

inwestycje. Bekon, cukier, jajka i drób należały do wą-skiej grupy polskich towarów sprzedawalnych za dewizy.

Drenażowe działania wobec rolników świadczy-ły o  tym, że próbowano w  Polsce powtórzyć strategię szybkiego uprzemysłowienia, fi nansowanego z zasobów wewnętrznych, którego koszty ponieść miała przede wszystkim ludność wiejska. Wzorem były rozwiązania radzieckie z lat trzydziestych, ale podobny model rozwo-ju został zastosowany także w wielu innych ubogich kra-jach rolniczych. Przykład Japonii pokazuje, że narzuco-ne chłopom wyrzeczenia naprawdę mogły zaowocowaćszybkim zbudowaniem nowoczesnej gospodarki. Pro-blem leżał jednak w kierunkach inwestowania, stosowa-nych technologiach oraz stopniu otwartości na świat.

KONSEKWENCJE SPOŁECZNE. Realizowany model go-spodarowania doprowadził do spadku poziomu życia.W latach 1949–55 zatrudnienie w gospodarce zwiększy-ło się o 2,3 mln osób. Pomimo niskich zarobków, global-

Rolnicy z podwarszawskiego

Wilanowa wiozą do punkt skupu obowiązkową

dostawę plonów, r. Kto się

opierał, zyskiwał złowrogie miano

kułaka i spekulanta.

Nacjonalizacja:poniemiecka hutaKratzwick przejęta

przez państwo polskie. Szczecin, wrzesień r.

nali inwentarz, a ci gospodarujący na ziemiach zachodnich nieraz porzucaliziemię i wracali do centralnej Polskipod wpływem plotek o rychłym wy-buchu wojny i  powrocie Niemców.Takim decyzjom sprzyjały także trud-ności z uzyskaniem aktów własności gospodarstw. Skutkiem tej polityki był spadek produkcji rolnej.

Dlaczego władza w  nią brnęła? Uznano, że duże zmechanizowanegospodarstwa okażą się efektywniej-sze od drobnych gospodarstw chłop-skich. Założenie takie, które legło już wcześniej u  podstaw kolektywiza-cji rolnictwa w Związku Sowieckim (art. s. 14), opierało się chyba przede wszystkim na pamięci o  sukcesie ekonomicznym dużych towarowych farm amerykańskich. Nie brało jed-nak pod uwagę różnicy warunków naturalnych, innej formy własności ani odmienności otoczenia ekono-micznego.

Celem polityki rolnej było rów-nież pobudzenie migracji mieszkań-ców wsi do pracy w przemyśle. Pozatym państwu zależało na pozyskaniu taniej żywności dla szybko rosnącej rzeszy mieszkańców miast, a  tak-że na potrzeby eksportu, który miał dostarczyć funduszy potrzebnych na

Page 76: polityka-pomocnik_historyczny-201206

76

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

ny fundusz płac rósł. Ze względu na sytuację w rolnic-twie i priorytety dla inwestycji w przemyśle ciężkim, puladóbr konsumpcyjnych, które można było za zarobione pieniądze kupić, pozostawała nader skromna. W gospo-darce rynkowej spowodowałoby to gwałtowny wzrost cen. Te jednak państwo ustalało administracyjnie, więc napięcia infl acyjne objawiały się pustymi półka-mi w sklepach. Rząd podejmował wobec tego drastycz-ne działania ograniczające siłę nabywczą społeczeństwa.

Najbardziej zapamiętana została wymiana pieniędzy w  październiku 1950  r., likwidująca 2/3 trzymanych w domach oszczędności (art. s. 83). Stosowane były jed-nak także inne metody. W  czerwcu 1951  r. rozpisano Narodową Pożyczkę Rozwoju Sił Polski. Formalnie była dobrowolna, ale pracowników naciskano, aby wpłacilina nią przynajmniej równowartość dwutygodniowych zarobków.

BRAKI RYNKOWE. REGLAMENTACJA I KARTKI. Ogra-niczeniu konsumpcji służyło również przywrócenie systemu kartkowego. W końcu sierpnia 1951 r. została podjęta decyzja o  wprowadzeniu reglamentacji mięsa i tłuszczów. Od maja następnego roku na kartki sprze-dawano także cukier i słodycze oraz mydło i proszek do prania. Oszczędności zaszły bardzo daleko. Powróciły, znane z  pierwszych powojennych lat, dni bezmięsne. Ministerstwo Handlu Wewnętrznego zakazało poda-wania chleba do posiłków w stołówkach oraz wystawia-nia cukiernic na stoliki w kawiarniach i restauracjach. Racjonowano opał, chociaż prasa i  radio wciąż dono-siły o rekordach wydobycia węgla. W końcu 1951 r. na talony zaczęto sprzedawać nawet damskie pończochy. W 1952 r. obywatele Polski Ludowej zetknęli się ze skle-pami komercyjnymi, sprzedającymi „kartkowe” towary

po wyższych cenach. Kilogram cukru bez kartek koszto-wał 15 zł, a masła ok. 50 zł. Ceny wędlin oscylowały wo-kół 35 zł, gdy średnia pensja wynosiła 650 zł, a najniższa 300 zł. Handel komercyjny kłuł więc w oczy, podobnie jak tzw. sklepy za żółtymi fi rankami, przeznaczone dlauprzywilejowanych. Partyjne dokumenty odnotowują zadawane publicznie pytania: „Dlaczego ciężar budowy socjalizmu leży tylko na barkach robotników, a mięso jewojsko i UB?”.

STRAJKI I GENERALNA PODWYŻKA CEN. Tymczasemw sklepach dla zwykłych śmiertelników niejednokrotniebrakowało nawet chleba. Odnotowano przypadki omdleńz głodu podczas pracy. Próg społecznej cierpliwości zostałprzekroczony. Wybuchały strajki, choć zazwyczaj krótko-trwałe i niezorganizowane. Do protestów często docho-dziło w zakładach zatrudniających kobiety, ponieważ to przede wszystkim na nie spadał ciężar zaopatrywania ro-dzin. W styczniu 1953 r. zdecydowano się znieść kartki, przeprowadzając generalną podwyżkę cen, choć więk-szość społeczeństwa właśnie reglamentację uważała za najznośniejsze rozwiązanie w  sytuacji niedoboru. Pod-wyżka zwiększyła koszty utrzymania przeciętnej rodziny robotniczej o 45–50 proc. Najbardziej uderzyła przy tym w osoby uboższe, ponieważ najwięcej podrożały podsta-wowe artykuły żywnościowe. Władza zdecydowała sięwięc na rozwiązanie nieliczące się z  nastrojami. Mimo przeżywanych trudności, miała poczucie siły.

ZMIANA POLITYKI GOSPODARCZEJ. W  następ-nych miesiącach polityka gospodarcza zaczęła się jed-nak zmieniać. W czerwcu 1953 r. podpisany został ro-zejm w Korei i napięcie w stosunkach Wschód–Zachód opadło. W  sierpniu Bolesław Bierut poprosił Moskwęo  przysłanie doradców, którzy pomogliby przestawić zakłady zbrojeniowe na produkcję cywilną. Na IX Ple-num KC PZPR w październiku podjęto pierwsze decy-zje obniżające obciążenia indywidualnych gospodarstw chłopskich. Obiecano także, że w dwóch ostatnich latach planu sześcioletniego produkcja artykułów konsumpcyj-nych zacznie nadążać za produkcją środków produkcji.

Bardziej zdecydowane zmiany polityki gospodarczej nastąpiły po buncie robotników z Poznania i zmianach politycznych Października 1956 r. (art. s. 144). Rozpadła się większość spółdzielni produkcyjnych. Zwiększono import dóbr konsumpcyjnych. Starano się uruchamiać ich produkcję w zakładach przemysłu ciężkiego i fabry-kach zbrojeniowych. Symbolem tych zmian mogą być pralka Frania, którą zaczęto wytwarzać w Zakładach SHL w Kielcach, produkujących wcześniej skorupy bomb lot-niczych, czy samochód Mikrus, produkt zakładów WSK w  Mielcu i  Rzeszowie, pracujących dla lotnictwa woj-skowego. Złagodniał kurs wobec prywatnego rzemiosła i handlu. Niektórym wytwórcom zwrócono zabrane we wcześniejszych latach pomieszczenia i maszyny. Drobne zakłady otwierano w małych miasteczkach, które omi-nęły inwestycje planu sześcioletniego. W tym wypadku chodziło nie tylko o dodatkową produkcję na rynek, ale również o likwidację utrzymującego się w takich miejsco-wościach bezrobocia, dotykającego szczególnie kobiety.

PLAN PIĘCIOLETNI. Tworzony wówczas plan pięcioletni na lata 1956–60 przewidywał spore inwestycje w rolnic-two i produkcję dóbr konsumpcyjnych. Już w 1958 r. wła-dze zdecydowały się jednak na zmianę kierunków i po-nowne przeznaczenie większych środków na przemysł ciężki. Ten schemat powtórzy się jeszcze w ciągu czter-dziestolecia PRL kilkakrotnie. W jakimś sensie należy go uznać za typowy dla krajów zapóźnionych gospodarczo.

M a r i usz Ja str z ą b

Elektryf ikacja: druga noga komunizmu

P opularny slogan przypisywany

Leninowi głosił, że komunizm

to władza rad plus elektryfikacja.

W  Polsce elektryfikacja została za-

początkowana na długo przed epo-

ką stalinowską. W 1924 r. było w kra-

ju ok. 430 elektrowni. Pod względem

łącznej mocy Polska plasowała się

nieco poniżej Szwecji, ale daleko za

krajami zachodnimi. Do 1938 r. licz-

ba elektrowni wzrosła do 3198.

Przedwojenny niedorozwój i wojenne zniszczenia spowodowały, że knoty do

lamp i nafta stanowiły po wojnie towary pierwszej potrzeby. Doszczętnie zniszczo-

ną elektrownię warszawską rozpoczęto odbudowywać w styczniu 1945 r. W Gdań-

sku dopiero w sierpniu 1946 r. uruchomiono pierwszą turbinę. Do końca 1946 r.

zbudowano 1150 km nowych linii wysokiego napięcia i 450 linii niskiego napięcia.

Do 1949 r. zelektryfikowano ok. 30 proc. wsi.

W 1945 r. powstał Centralny Zarząd Energetyki. Elektryfikacja stała się elementem

planu trzyletniego oraz sześcioletniego. Nie była tylko procesem modernizacyj-

nym; powtarzano za Stalinem, że „głęboko błędny jest pogląd, jakoby rozwój elek-

tryfikacji kraju następował niezależnie od ustroju ekonomicznego, jakoby ustrój

ekonomiczny nie wywierał poważnego wpływu na przebieg i charakter elektry-

fikacji kraju”.

„Elektryfikacji socjalistycznej” poświęcono nawet film – był to „Jasny łan” w re-

żyserii Eugeniusza Cękalskiego. Bohaterem pozytywnym został młody nauczyciel,

zwolennik elektryfikacji i pogromca ciemnoty. Czarnym charakterem był młynarz,

przedstawiciel przedwojennej klasy posiadającej, który niszczył urządzenia prądo-

twórcze. Jednak mimo przerostu propagandy elektryfikacja spełniała istotne ce-

le. Od 1950 r. prowadzono ją na postawie ustawy o powszechnej elektryfikacji wsi

i osiedli, która była pierwszą i jedyną powojenną ustawą dotyczącą tej materii. Pra-

ce trwały jeszcze w latach 70.

Wojci ech Gi l

Page 77: polityka-pomocnik_historyczny-201206

7777P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

S ynkami Stalina nazywano młodzież pra-

cującą w Powszechnej Organizacji Służba

Polsce (SP). O jej powstaniu zadecydowa-

ło Biuro Polityczne KC PPR latem 1947 r. Jednym

z celów była chęć stłumienia oporu wśród mło-

dzieży, a zarazem związanie z nowym ustrojem

poprzez „uodpornienie jej na wrogie wpływy

reakcji”. Na czele organizacji stała Komenda

Główna, która zarządzała komendami woje-

wódzkimi, powiatowymi oraz gminnymi. SP po-

dzielono na hufce szkolne, zakładowe, miejskie,

wiejskie (gminne), także na męskie i  żeńskie.

Większość kadry stanowili żołnierze.

Młodzież miała pracować 6 godz. dziennie

do 18 roku życia, starsi – 8 godz., np. przy od-

budowie stolicy, w  fabrykach, spółdzielniach

produkcyjnych. Wolny czas miał być wykorzy-

stywany na szkolenia ideowo-polityczne, ćwi-

czenia wojskowe i  fizyczne, porządkowanie

kwater oraz wypoczynek. Tak naprawdę praco-

wano po 8–10 godzin dziennie, przez 6–7 dni

w tygodniu, często w nocy, np. przy rozładowy-

waniu cegieł z wagonów.

W hufcach stosowano zasadę przemieszcza-

nia i rozdzielania – młodzi z dużych miast byli

wysyłani do pracy na wieś lub do miasteczek,

w  dużej odległości od miejsca zamieszkania,

z kolei ci ze wsi przyjeżdżali do miast. W  jed-

nym hufcu przydziały miały osoby z  różnych

miejscowości, aby nie tworzyły się grupy zna-

jomych z jednego środowiska.

Jedzenie było jednostajne

i niesmaczne, zdarzało się, że

przez kilka dni karmiono ze-

psutą kapustą, w  której by-

ły robaki. W wielu brygadach

brakowało odpowiedniej

opieki lekarskiej. Zdarzyło się,

że junakowi, u  którego zna-

leziono gnidy, lekarz kazał na

głowie wystrzyc znak krzyża.

W 1953 r. w brygadach krakowskich odnotowa-

no przypadki chorób zakaźnych, w tym tyfusu

brzusznego, kiły oraz gruźlicy. Często zdarza-

ło się, że junacy spali na gołych deskach bez

pościeli albo na przykład bieliznę pościelową

(i osobistą) zmieniano im co trzy tygodnie.

W listach do rodzin pisali: „Opiszę jakie ma-

my życie. Na 18 [osób] dwukilową bułkę chle-

ba, rano wstajemy o wpół do piątej. Na śniada-

nie zupa i kawa i cały dzień o samej wodzie, aż

chłopaki mdleją, żeby nie skóra to by się gna-

ty rozleciały. Za jakie my grzechy tu jesteśmy?”

(list junaka z Wołowa, 1951 r.). „Pracujemy bardzo

ciężko, nie wolno stanąć na chwilę, odejść od

pracy, wyciągamy nawet po 230 procent nor-

my. Najgorsze roboty, które nikt nie chce robić

to dają junakom. I oni to zrobić muszą. Trochę

się obawiam, ale ci piszę, że jeden z naszych ko-

legów zmarł, paru jest w szpitalu. Około 12 ju-

naków uciekło w nocy z brygady mimo służby

z bronią dookoła” (list z Jaworzna, 1951 r.).

Tzw. kadra dołowa, czyli

bezpośredni przełożeni, bar-

dzo często nie nadawali się

do pracy z  młodzieżą; pija-

ni dręczyli junaków fizycz-

nie i psychiczne. Na porządku

dziennym było bicie i kradzież

osobistych rzeczy. Także juna-

cy często po pracy sięgali po

alkohol. Dochodziło do wielu

bójek czy kradzieży w okolicy.

Gigantyczny problem stanowiła dezercja

junaków rozczarowanych ciężkimi warunka-

mi, brakiem dobrego wynagrodzenia czy złym

traktowaniem. Najbardziej dokuczliwa była dla

nich wielomiesięczna rozłąka z rodziną. Młodzi

ludzie rzadko otrzymywali przepustki, nie mie-

li też urlopów. Po ich ucieczce zawiadamiano

komendę wojewódzką SP oraz miejscowy po-

sterunek MO, wszczynano pościg, a gdy ucieki-

niera złapano, doprowadzano do brygady i roz-

poczynano rozprawę pokazową przed sądem

koleżeńskim. Następnie przenoszono do spe-

cjalnego pododdziału z jeszcze cięższymi i gor-

szymi warunkami pracy.

Od 1953 r. SP stopniowo likwidowano. Koszty

utrzymania były duże, a efekty pracy junaków

mniejsze, niż oczekiwano. Na początku 1956 r.

Służba Polsce została rozwiązana, ale samej idei

pracy junackiej nie porzucono.

Ol ga Sz cz e pa ńsk a

Hufce pracy: synkowie Stalina

Page 78: polityka-pomocnik_historyczny-201206

78

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

ŹRÓDŁA LUDOWEJ EKONOMII. Chłopi rozwijali mniej lub bardziej ofi cjalną wymianę z  miastami. Tam z  ko-lei działały nielegalne sklepy i warsztaciki, zaopatrzenie czerpiące zazwyczaj (i po cichu) z państwowych źródeł.Robotnicy dorabiali do pensji drobnymi kradzieżami lub fuchami, kierowcy traktowali służbowe ciężarówki jak własne przedsiębiorstwa przewozowe, urzędnicy fałszo-wali sprawozdania, listy płac i delegacje. Wszyscy zaś wy-korzystywali nieformalne powiązania rodzinne, przyja-cielskie etc. w celu zdobycia brakujących (a pożądanych!) usług lub dóbr. Polskie żartobliwe określenie najgorszej kary – dwa lata bez znajomości – miało swoje odpowied-niki w każdym kraju socjalistycznym, np. w ZSRR ma-wiano, że „Błat [dojście]t jest mocniejszy niż Stalin”. Rze-czywiście, nawet Josif Wissarionowicz nie potrafi ł pora-dzić sobie ze spontaniczną ludową ekonomią. Ta zaś po-jawiała się wszędzie, gdzie zadziałała pustyniotwórcza siła socjalizmu, od Łaby po Władywostok i od Tirany po Murmańsk. W każdym kraju miała charakterystyczne, czasami endemiczne cechy, zależne od czynników hi-storycznych, politycznych, gospodarczych i społecznych. W Polsce stworzyły one mieszankę, która może nie rozsa-dziła, ale z pewnością nieco nadwerężyła stalinizm.

Wśród czynników historycznych niepoślednią rolę od-grywał, będący w dużym stopniu spadkiem po zaborach(zwłaszcza rosyjskim) i II wojnie, pragmatyczny stosu-nek do państwa i jego instytucji. W rezultacie kontrola, zarówno sfery narodowej symboliki, jak i ekonomii była – w porównaniu z  innymi krajami regionu – znaczniesłabsza. Było to również społeczeństwo nieźle przygo-towane do samodzielnych działań ekonomicznych. Już kryzys lat 30. skłonił do zajęcia się handlem dużą gru-pę pozbawionych posad urzędników czy robotników. Wojna i okupacja przełamała wszelkie bariery, a handel,szmugiel, chałupnicza produkcja umożliwiały przeżycie przedstawicielom zarówno marginesu społecznego, jak i sfer intelektualnych. „Powstały – pisał Jan Szczepański – nowe rodzaje drobnych przedsiębiorstw, prowadzoneprzez ludzi z innych klas i warstw, nieposiadających ani właściwych kwalifi kacji, ani tradycji tych zawodów. Był to więc szczególny rodzaj drobnych zakładów, powstają-cych najczęściej w kolizji z obowiązującym prawem, róż-nego rodzaju »lewe interesy«, działające na zasadzie ob-chodzenia prawa, przekupstwa (…), obliczone na doraź-ny i szybki zysk itp. Wytworzyły się wtedy nowe wzory

Czarny rynek na ratunek

We wszystkich krajach socjalistycznych me-

J E R Z Y KO C H A NOWSK I

Page 79: polityka-pomocnik_historyczny-201206

7979P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

działalności i drobnych zakładów, które utrzymywały się potem po wojnie”. Istotnie, błyskawicznie odradzająca się po wyzwoleniu drobna prywatna wytwórczość i han-del (art. s. 82), często nie przebierając w środkach, dą-żyły do osiągnięcia jak najwyższych zysków w możliwie krótkim czasie. Nic też dziwnego, że w drugiej połowie lat 40. krążył po Warszawie wymowny żart, że „ogromna ilość katolików handluje, a ogromna ilość Żydów chodzi w mundurach wojskowych. Zwariowany świat!”.

SZABER. Charakterystyczną dziedziną tużpowojennej gospodarki był tzw. szaber, polegający na rabunku, czę-sto doskonale zorganizowanym, i późniejszej odsprzeda-ży majątku pozostawionego przez dawnych mieszkańców tzw. Ziem Odzyskanych. Szaber stał się, głównie w latach 1945–46, swego rodzaju zawodem narodowym, powszech-nie akceptowanym i jednocześnie pogłębiającym demora-lizację społeczeństwa i niechęć do normalnej pracy. Z dru-giej strony spauperyzowanym inteligentom i głodującym robotnikom uczestnictwo w lewych interesach po prostupozwalało przeżyć, a niektórym również użyć. Włoskiego dyplomatę i dziennikarza Alceo Valciniego, który przyje-chał do Warszawy w końcu 1945 r. i pozostał przez kolejny rok, szokowało dobre – z perspektywy głodującego Rzymu – zaopatrzenie: „Taka obfi tość zarazem wymownie świad-czyła o bałaganie i braku dyscypliny, panującym w Polsce,a szczególnie w Warszawie, zaraz po wojnie, władzom zaś podsuwała drastyczne rozwiązania, do których jednak nie uciekały się ze względu na niechęć, z jaką zostałyby przy-jęte przez część ludności, oraz na ich niepożądany skutek polityczny wobec braku stabilizacji wewnętrznej”.

KOMISJA SPECJALNA DO WALKI Z NADUŻYCIAMI I SZKODNICTWEM GOSPODARCZYM. Obserwacja Valciniego jest o  tyle charakterystyczna, że od końca1945  r. działała Komisja Specjalna do Walki z  Naduży-ciami i Szkodnictwem Gospodarczym, mająca zwalczaćwszelkie przejawy nielegalnej ekonomii. Prawdę mówiąc była ona narzędziem służącym stabilizacji nie tyle gospo-darki, co władzy. Posiadała bowiem jednocześnie prero-gatywy wykrywania, ścigania, oskarżania, orzekania wi-ny i następnie jej wykonywania (we własnych obozach!). Jej funkcjonariusze, lepiej opłacani niż w innych służbachpaństwowych, posiadający prawo do noszenia broni, mieli stanowić nowe, zaufane kadry wymiaru sprawiedliwości.

Przez pierwsze półtora roku Komisja działała jednak na zwolnionych obrotach. Ożywiła się w połowie 1947 r., wraz z rozpoczęciem tzw. bitwy o handel, w której wy-znaczono jej szczególne zadania. Kierunek natarcia wy-tyczono na plenum KC PPR w  kwietniu 1947  r., kiedy winę za złą sytuację rynkową zrzucono m.in. na zbytnie wzbogacenie się chłopów, a przede wszystkim panujący w  handlu „bałagan, dezorganizację, anarchię, zdzicze-nie, barbarzyństwo, demoralizację”. Nic też dziwnego, że to kupcy poszli na pierwszy ogień i wszystkich funkcjo-nariuszy Komisji dosłownie z biegu rzucono do kontro-lowania sklepów, wtedy jeszcze w 90 proc. prywatnych. Najwyższą karę przewidywaną przez Komisję Specjalną – dwa lata obozu pracy – ferowano z wielką łatwością, do-stała również prawo nakładania wysokich grzywien i za-mykania sklepów. Do końca 1947 r. sprawdzono 213 353 punkty handlowe, 22 tys. kupców ukarano grzywnami na ponad 531 mln zł, do obozów pracy (których regulamin drastycznie zaostrzono) wysłano ok. 1850 osób. W na-stępnym roku tempo pracy Komisji jeszcze wzrosło.

Po uporaniu się z  handlem towarami przemysłowy-mi zajęto się artykułami spożywczymi, w  tym zwłasz-cza mięsem. Jesienią 1948 r. uderzono najpierw w hur-towników, potem zaś w rzeźników i masarzy. Komisja znowu stanęła na wysokości zadania – jeżeli w 1947 r. za nielegalny ubój nikogo nie skazano na obóz, to w 1948 –314, a 1949 – już 2119 osób. Dopóki też Komisja uderza-ła w „wielkich” spekulantów, była (w miarę) akceptowa-na. Kiedy jednak zaczęła grzebać w kieszeniach i garn-kach zwykłych ludzi, próbujących po prostu jakoś prze-żyć, a obozy mające izolować i reedukować spekulantów krzywdzących „lud” zapełniły się jego przedstawicielami – stała się typową instytucją państwową – czyli wrogą.

Los Komisji potwierdził również prawdę o pożeraniu przez każdą rewolucję własnych dzieci. Była narzędziem dobrym w trakcie zdobywania i utrwalania władzy, kie-dy jednak jej struktury okrzepły, zaczęła bardziej prze-szkadzać, niż pomagać. W żadnym państwie, zwłaszcza totalitarnym, nie mogą istnieć dwie instytucje ścigania (KS, prokuratura). Do tego konkurujące, gdyż docho-dziło do sytuacji tak paradoksalnych, że poszczególne instytucje same wybierały organ zajmujący się popeł-nionymi w ich strukturach przestępstwami. Zazwyczaj też decydowano się na Komisję ferującą niższe wyroki niż normalne sądy. Ustawa z 20 lipca 1950 r. o Prokura-turze RP pozbawiła Komisję funkcji śledczych i oskar-życielskich, pozostawiając jej rozpoznanie spraw, któreprzeszły przez prokuraturę i orzeczenie kary – grzyw-ny, przepadku mienia, obozu. Wszystkie te możliwo-ści skrupulatnie wykorzystywano, zwłaszcza że opróczwyrokowania za spekulację, nielegalny ubój i garbunek, niewykonywanie świadczeń obowiązkowych czy pota-jemne gorzelnictwo obarczono Komisję także orzeka-niem w sprawach politycznych (np. szeptana propagan-da, art. s. 42). Jeżeli od 1945 do 1950 r. KS orzekła karęobozu wobec prawie 25 tys. osób, to w latach 1951–54 – prawie 59,5 tys.

Komisję ostatecznie rozwiązano w  grudniu 1954  r.,argumentując to m.in. stabilizowaniem się sytuacji go-spodarczej i zmniejszeniem liczby przestępstw, do zwal-czania których została powołana. Było to jednak tylko pobożne życzenie. Czarny rynek bowiem przypomina grypę, która w sprzyjających warunkach błyskawicznie wytwarza nowe mutacje, odporne na coraz to wymyśl-niejsze szczepionki. Opresyjność państwa i stałe niedo-bory (w 1951 r. przywrócono kartki na część podstawo-wych artykułów żywnościowych) doprowadziły – jak w okresie okupacji – do powstania prawdziwego społe-czeństwa czarnorynkowego. Nie zamarły nawet tak ści-gane i drastycznie karane gałęzie podziemnej gospodar-

Bazar Różyckiegona warszawskiejPradze Północ.

Kwiecień r.

Obok: Inspektor Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami

i Szkodnictwem Gospodarczym

zawiesza informacjęo uprawianiu

spekulacji przez właścicieli

prywatnego zakładu tekstylnego. Warszawa,maj r.

Page 80: polityka-pomocnik_historyczny-201206

80

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

ki jak handel walutami i złotem. Podobnie było z prze-mytem (fl ota była nadal bardziej handlująca niż handlo-wa!), nielegalnym ubojem czy gorzelnictwem.

HANDEL ŁAŃCUSZKOWY. Równocześnie dokonywał się wyraźny podział aktorów nielegalnej ekonomii. Bardziej doświadczeni, o  okupacyjnych częstokroć tradycjach, przyczaili się, ostrożnie dopasowując się do nowych warunków. Jednak w dalszym ciągu dysponowali wła-snymi sieciami pośredników, czasami sięgającymi poza granice, np. via Szczecin czy Gdynia. Z drugiej strony znacznie poszerzyła się grupa amatorów działających okazjonalnie, zazwyczaj traktujących nielegalny handel jako dodatkowe źródło dochodu. Uspołeczniony han-del stworzył bowiem nowe źródło, z którego mogła bez większych problemów korzystać cała armia uczestników – od zatrudnionych w centralach handlowych i hurcie,poprzez pracujących w transporcie czy sklepach. W re-zultacie – jak zauważano w 1954 r. – „czarnym handlemtrudni się każdy, kto ma ku temu okazję, bez względu na swoje stanowisko i zarobki”. Na początku 1950 r. z tzw. handlem łańcuszkowym wiązano trzy zjawiska: wykup towarów dla odsprzedaży na wolnym rynku, dla istnie-jących wciąż sklepów prywatnych i  w  końcu dla tzw. konfekcjonowania. To ostatnie polegało na „uszlachet-nianiu” państwowej produkcji. Np. z  płótna zdobyte-go w Białymstoku produkowano w Warszawie chustki lub konfekcję. Ryzyko było opłacalne, gdyż na początku lat 50. różnica cen tych samych towarów w sklepach i nabazarach była nawet czterokrotna! Niezwykle korzystne było także wywożenie towaru na wieś i wymiana na pro-dukty rolne, potem rozprowadzone w mieście.

RĄBANKA I SCHAB. Był to jednak tylko jeden ze spo-sobów łagodzenia ograniczeń, np. coraz liczniejszych dni bezmięsnych. Stale dopracowywano techniki trans-feru do miast, sięgając po doświadczenia okupacyjne (np.  ukrywanie mięsa w  bańkach z  mlekiem, udawa-nie ciąży). Kiedy przed świętami wielkanocnymi 1949 r. przeprowadzono wielką akcję kontrolną na kolei, błyska-wicznie zaczęto przesyłać mięso w paczkach lub przewo-żono trudniejszymi do nadzoru „drogami kołowymi”. Mimo ryzyka i  dotkliwych kar (zgodnie z  ówczesnym powiedzeniem, że „ukryta wołowina – to droga do Mie-lęcina”) rzeka nielegalnego mięsa spływała do miast. Prawdę mówiąc, mimowolnie generowały to władze, gdyż część pozbawionych zajęcia rzeźników krążyło od wsi do wsi, świadcząc usługi bezpośrednio u producenta. Na brak zajęcia bynajmniej nie narzekali!

Chłopi bowiem od sprzedaży świni i cielaka państwu woleli sami dokonać uboju albo dogadać się z nielegal-nie działającymi pośrednikami. Ci zaś mieli wieloletnią (często przedwojenną) praktykę, wiedzieli, jak omijać wszelkie kontrole, dysponowali również kanałami dys-trybucyjnymi w miastach. Zdarzało się, że chłopi, trak-towani początkowo dość łagodnie, brali w razie wpadki winę na siebie, a handlarz czy rzeźnik płacił za niego grzywnę. Anonimy nadchodzące do władz pokazują gę-stą sieć powiązań utrudniających walkę z mięsnym pro-cederem. Poniższy cytat pochodzi wprawdzie z 1954 r., jest jednak reprezentatywny zarówno dla okresu wcze-śniejszego, jak i  późniejszego: „we wsi Gulczewo (…) trudni się handlem mięsa i kiełbasy, zabija krowy i świ-nie handluje dużo zabija co tydzień dwie sztuki handluje już przeszło 7 lat. Z handlu się dobże zbogacił dobże się odbudował a stego nic nie daje Państwu. (...) Handluje sobie na śmiałego, bo żyje dobże z sołtysem, prosi soł-tysa w gościny i daje jemu obrywki, a on jemu nie robi żadnego utrudnienia. Milicja nasza z Somianki jak jestwe wsi to do niego nie wstępuje, nie wiem dlaczego”.

Pogorszenie zaopatrzenia na początku lat 50. uczy-niło ze spekulanta wręcz podstawowego dostawcę, sta-rannie nieraz chronionego. „Ja sam bym [wydał] choć 3 spekulantów – pisał w sierpniu 1951 r. robotnik z Bił-goraja – ale żebym mógł kupić w spółdzielni choć 1 kg jakiegoś tłuszczu raz na tydzień na 5 osób. (...) Ale jak wydam spekulanta, to muszę jeść z rodziną postne kar-tofl e”. Tym samym wszelkie akcje były mało skuteczne,a o rozmiarach nielegalnego uboju świadczyły ofi cjalne dane o skupie zwierząt i skór: od stycznia do lipca 1951 r. nabyto 404 857 sztuk bydła i 559 799 skór bydlęcych oraz 1 250 247 cieląt i 1 993 086 skór cielęcych. Komentarz wydaje się zbyteczny. Nie dziwi też, że to właśnie rzeź-nicy, po 1948 r. zmuszeni do zamknięcia swych sklepów, pierwsi zareagowali na zapalenie po Październiku zie-lonego światła dla prywatnego sektora. Jeżeli w 1955 r. działało ich 479, to w 1956 – 863, a w 1957 – już 2525!

BIMBROWNICTWO. 26 stycznia 1947 r. Maria Dąbrow-ska zapisała w dzienniku po obejrzeniu fi lmu „Zakazane piosenki”: „Piosenki pozmieniane. (...) Zamiast »Siekie-ra motyka bimbru szklanka« – »Siekiera motyka, piłka szklanka« (bo »bimber« zakazany)”. Był on wprawdziezakazany zawsze, ale wcześniej, kiedy na rynku brako-wało „monopolowego” alkoholu, przymykano nań oczy.Jednak w 1947 r. półki zapełniły się legalną wódką, sta-nowiącą dla państwa poważne źródło dochodów. Z nie-małych zysków nie zamierzali jednak rezygnować rów-nież producenci bimbru, który w czasie okupacji stał się trunkiem ogólnonarodowym, pitym również w  mia-stach. Był też znacznie tańszy od „monopolówki”. Nic dziwnego, że bimbrownictwo łagodnie przeszło na stopę pokojową, dopasowując się do nowych warunków. Jeże-li wcześniej wokół miast istniały prawdziwe centra bim-brownicze, jak np. Legionowo koło Warszawy, od prze-

MO likwiduje bimbrownię w okolicachLegionowa,

r.

Oryginalny podpis umieszczony

w prasie: „Maria Zimna - amatorkarozgrzewających

okładów. W takimoto zbiorniku szmuglowała

bimber”. r.

Page 81: polityka-pomocnik_historyczny-201206

8181P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

łomu 1946 i 1947 r. gorzelnie były przenoszone „do naj-odleglejszych wsi, w lasy i bagna, do których częstokroć,wskutek złego stanu bezpieczeństwa i złych warunków drogowych, organa Ochrony Skarbowej i  Milicji Oby-watelskiej mają utrudnioną ingerencję. Ponadto tajne gorzelnictwo przenosi się z zabudowań gospodarczych w pola i powojenne bunkry, przesuwając czas pracy na godziny nocne”.

W końcu lat czterdziestych taka lokalizacja bimbrow-ni była już normą. W miastach decydującym ciosem dla istniejących do tej pory sieci dystrybucyjnych bimbru (knajpy, sklepy spożywcze, owocarnie) było zmieceniew czasie bitwy o handel większości prywatnych placówek handlowych i gastronomicznych i poddanie jeszcze ist-niejących rygorystycznemu nadzorowi. W konsekwen-cji, aż do początku lat 80. cechą alkoholowego czarnegorynku w miastach były meliny, gdzie handlowano przede wszystkim wódką „monopolową”.

Walka z  bimbrownictwem powoli wytracała impetod 1951 r., kiedy zlikwidowano mającą największe do-świadczenie Ochronę Skarbową, i której zadania przeję-ła MO. Dwa lata później uznano nielegalne gorzelnictwo za problem wygasający, a MO zrezygnowała z rejestro-wania poszczególnych przypadków. Szybko jednak po-wrócono do uprawiania statystyki. W 1955 r. ujawniły siębowiem dwa czynniki zawsze wzmagające gorzelniane inicjatywy społeczeństwa – wzrosła cena alkoholu mo-nopolowego, potaniała zaś odwaga. Chociaż bimbrow-nictwo nie powróciło już do poziomu z drugiej połowy lat czterdziestych, to nasilenie przestępstw alkoholowych – od pędzenia bimbru po masowe kradzieże z państwo-wych (zwłaszcza rolniczych) gorzelni – było widoczne gołym okiem, nawet w tak spokojnych do tej pory pod tym względem rejonach jak Poznańskie czy Bydgoskie.

ZŁOTO I DEWIZY. Jeżeli wojna nobilitowała samogon, to zdemokratyzowała dolary i złoto, które dosłownie trafi ły pod strzechy. Łatwe do zabrania lub ukrycia, stanowiły podczas okupacji powszechne środki tezauryzacji. Rolę leku na ciężkie czasy dewizy i  złoto utrzymały bezpo-średnio po wojnie, a klientami czarnego rynku waluto-wego bywały również państwowe instytucje. Od połowy 1947 r., kiedy zagrożeni przez bitwę o handel prywatni przedsiębiorcy zaczęli na gwałt lokować oszczędności w trwałe nośniki wartości, funkcjonariusze MO czy Ko-misji Specjalnej przestali pozorować walkę z  czarnym rynkiem walutowym. Brak niezbitych dowodów przestał być przeszkodą dla skazania czarnogiełdziarza na kilkamiesięcy obozu pracy. Wystarczyło samo podejrzenie, brak stałego zatrudnienia lub przeświadczenie (notabene najczęściej zasadne) milicjanta czy pracownika Komisji Specjalnej. Represje doprowadziły do lepszego zakonspi-rowania działań i wypracowania nowych metod, jak np. przechowywanie walut i złota u osób pozostających po-za podejrzeniami (dozorców, znajomych, pracowników).

Czarna giełda walutowa nie zamarła nawet po zaka-zaniu ustawą z 28 października 1950 r. nie tylko handlu, ale wręcz posiadania dewiz (w ogóle) i kruszców (w tzw.postaci nieużytkowej, jak sztabki czy monety). Za samoprzetrzymywanie bez odpowiedniego zezwolenia walut lub złota groziło do 15 lat więzienia, za handel nimi – nawet kara śmierci. Jednak tylko stosunkowo niewielka część obywateli posłusznie pozbyła się dewiz i kruszców,odsprzedając je państwu za cząstkę rzeczywistej warto-ści. Częściej głęboko je ukryto lub pospiesznie przerobio-no u zaufanych jubilerów na dozwoloną biżuterię.

Mimo drakońskich kar i organizowania co jakiś czaspokazowych procesów waluciarzy czarny rynek walut i  złota przetrwał. Wyroki śmierci na waluciarzy zapa-dały, nie były jednak wykonywane. Zazwyczaj kończy-

Page 82: polityka-pomocnik_historyczny-201206

82

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

PRYWACIARZE NA BAZARACH I W PODWÓRKACH

ło się jak w  przypadku Adama Sawickiego, skazanego w 1952 r. na karę śmierci, wkrótce zamienioną na doży-wocie, a przy kolejnych amnestiach zmniejszoną do 12 i następnie 8 lat. Waluciarz opuścił więzienie w styczniu 1957 r. Prawnik i politolog Stanisław Korowicz tłuma-czył takie postępowanie w niezwykle pragmatyczny spo-sób: „W pierwszej połowie roku po tej reformie waluto-wej złapano kilkunastu spekulantów i urządzano proce-sy pokazowe dla zastraszenia ludzi. Skutek był taki, że tylko minimalna ilość dolarów i funtów została wymie-niona w bankach, a inne znikły na jakiś czas z czarnegorynku. I oto ludzie poczęli podziwiać nowe zjawisko po-lityczno-ekonomiczne: Reżym potrzebuje dolara i funta.(...) A agenci rządowi czuli, że dolarów w Kraju jest mnó-stwo. Stało się więc, że procesy dewizowe zamarły, żeprzestano wygrażać w prasie spekulantom walutowym, natomiast czynniki reżymowe poczęły różnymi pośred-nimi drogami skupywać na czarnym rynku cenne dola-ry i funty”.

Czarny rynek podtrzymywały jednak nie tyle wła-dze, co społeczeństwo, w dalszym ciągu traktujące do-lary i złoto jako najlepsze lokaty. Rabunkowa wymiana pieniędzy z końca 1950 r. (art. s. 83), pozbawiająca spo-łeczeństwo ok. 2/3 oszczędności, była zachętą do loko-wania gotówki w zakazanych dewizach lub złocie. Plansześcioletni i wojna w Korei prowadziły z  jednej strony do zubożenia społeczeństwa, z drugiej do gwałtownegospadku wartości krajowej waluty i infl acji. Kto więc miał więcej złotówek (i odwagi), natychmiast zamieniał je na trwalsze nośniki wartości. Ten zaś, kto złotówek nie miał, ale trzymał zakopane w ogródku dolary, funty czy ruble – co jakiś czas sprzedawał je „na życie”. Bezsprzecznie było to jednak – do przełomu lat 1956–57, kiedy cofnię-to zakaz posiadania dewiz i kruszców „nieużytkowych” – zjawisko znacznie skromniejsze i lepiej zakonspirowa-ne niż w latach 40. W dużych miastach, gdzie nadzór byłbardziej rygorystyczny, czarna giełda zeszła głębiej do podziemia, natomiast na małomiasteczkowej i wiejskiej prowincji dewizowo-kruszcowe operacje były przepro-wadzane bardziej otwarcie i z udziałem miejscowych elit.

CZARNORYNKOWI INWESTORZY. Słoiki z  dolaramiczy złotymi monetami zakopywali w ogródkach zarów-no drobni handlarze, jak i  grube ryby czarnego ryn-ku, których nie brakowało nawet w  pierwszej połowielat 50. Szybko bowiem zauważono, że upaństwowiona,scentralizowana gospodarka jest prawdziwą kopalnią złota. Jeżeli ktoś wiedział, gdzie zainwestować, nieobce było mu prawo oraz skala potrzeb urzędniczych kiesze-ni, i w końcu miał sporo odwagi i kapitał na początek, mógł działać długo, owocnie i stosunkowo bezpiecznie. Od 1954 do 1957 r. warszawiance Stefanii Husiatyńskiej udawało się z powodzeniem zastępować centralę handlu zagranicznego. Husiatyńska i jej jedenastu wspólników „otrzymywali z USA i z Anglii przesyłki nylonowe, którespieniężali, następnie przekazywali pieniądze rodzinom zamieszkałym na terenie Polski, wskazanym przez mo-codawców z USA”. Obrót grupy oceniano na 36,5 mln zł, zysk – na ok. 14 mln zł.

Choć brzmi to paradoksalnie, stalinowskie państwopozostawiało społeczeństwu całkiem szeroki margines (ekonomicznej) swobody – zarówno przez zaniedbanie, przeoczenie, wskutek korupcji, jak całkowicie celowo, często uzależnione od gospodarczej aktywności społe-czeństwa. Charakterystyczny jest przypadek niejakiego Kowarskiego, który, wykorzystując kapitał zgromadzo-ny wcześniej m.in. dzięki handlowi walutą, „zorganizo-wał w 1953 r. pod Warszawą nielegalną produkcję soków owocowych potrzebnych do wyrobów win krajowych. Interes zorganizowany był na wzór normalnych przed-siębiorstw. Kowarski prowadził na wewnętrzny użytek normalną księgowość, wypłacał urzędnikom i robotni-kom skromne zresztą uposażenia. Tyle że nie był zareje-strowany i nie płacił podatków”. Interes szedł tak dobrze, że wkrótce nabył gospodarstwo rolne, dokupił lub wy-dzierżawił sady i tak rozwinął produkcję, że praktycznie zmonopolizował dostawy. Do 1956 r. sprzedał państwuswoje produkty za ok. 50 mln zł.

Ówcześni menedżerowie dostrzegli również, że wy-j y

korzystując ofi cjalne ustawodawstwo, gwarantujące róż-nym typom spółdzielni niemałą swobodę (m.in. przy

P rywatną inicjatywą nazywano zarówno

liczne przedsiębiorstwa, sklepy i warszta-

ty należące do osób fizycznych, jak i sa-

mych właścicieli. Od samego początku na tzw.

prywaciarzy patrzono podejrzliwie i wymie-

rzono w nich kolejne, specjalne ustawy. Z pry-

watnej inicjatywy pozostały więc po kilku la-

tach „smętne resztki”, jak stwierdzono w jednej

z gazet. Jednak tych smętnych resztek nie by-

ło tak znowu mało. Jak pisał Leopold Tyrmand

w swym „Dzienniku 1954” „tymczasem tu i ów-

dzie widać jakiś sklepik, jakiś warsztacik, jakąś

kieszonkową fabryczkę krawatów lub broszek”.

Maria Dąbrowska opisywała w swym dzienniku

w 1956 r. elegancki sklep Moda i Sztuka, dzia-

łający od 1945 r. przy ul. Nowogrodzkiej; „teraz

mieszczą się w ohydnym lokalu-ruderze przy

Żurawiej”.

W czasach, gdy półki sklepowe świeciły

pustkami, ludzie bardzo dobrze orientowali się,

gdzie mogą dostać potrzebne artykuły. Miej-

scem najbardziej ożywionego handlu prywat-

nego, gdzie niewiele zmieniło się od czasów

przedwojennych, były bazary. „Czy jest coś bar-

dziej poetyckiego w wielkim mieście niż targo-

wisko?”, pytał Tyrmand w powieści „Zły”. Bazary

tętniły życiem. Pełne gwaru, sprzeczek i pokrzy-

kiwań handlarzy, wypełnione obfitością towa-

rów, w komunistycznej rzeczywistości były jak-

by kawałkiem innego świata. W 1948 r. było ich

w Warszawie 11.

Dostać tam można było niemal wszystko. Od

artykułów spożywczych i kwiatów, przez ubra-

nia, obuwie, dzieła sztuki (często wątpliwej ja-

kości), środki czyszczące, śrubki i części rowe-

rowe, po wyszukane produkty sprowadzane

z  zagranicy. Towar wyprzedany w centrach

handlowych zazwyczaj niedługo potem zjawiał

się na bazarach. Oprócz sprzedawców wysta-

wiających swe artykuły w zwykłych stoiskach

i budkach, po bazarach i wokół nich kursowali

przedstawiciele handlu naręcznego.

Szczególnie barwnym bazarem warszaw-

skim były Różyce na Pradze, popularne m.in.

dzięki sprzedawanym tam ciuchom, pochodzą-

cym z zagranicznych paczek. Ciuchy stanowiły

alternatywę dla propagowanej przez komuni-

stów mody na praktyczność, pospolitość i stan-

dardowość. Na szczęście, jak pisał Tyrmand, dla

mody żelazna kurtyna nie stanowiła wystarcza-

jącej bariery i w paczkach przybyła ona z za-

chodniej Europy także do Polski. Na tzw. ciu-

chach spotkać można było zarówno studentów,

artystów, urzędniczki, jak i żony dygnitarzy par-

tyjnych. Wśród części młodzieży ciuchowa ele-

gancja stała się formą manifestu. Tzw. bikiniarze

(art. s. 136 i s. 138) nosząc kolorowe skarpetki, wą-

skie spodnie, buty na grubej podeszwie zwanej

Prywatne warsztaty i sklepy przy warszawskiej

ul. Rutkowskiego (wcześniej i obecnieChmielna). Lata .

Page 83: polityka-pomocnik_historyczny-201206

8383P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

10 dni, które wstrząsnęły

portfelemJ E R Z Y KO C H A NOWSK I

WYMIANA Z ZASKOCZENIA. Polacy zostali pozbawieni oszczędności po raz trzeci w ciągu zaledwie 11 lat. Naj-pierw pochłonął je upadek państwa w 1939 r., potem wy-miana pieniędzy w latach 1944–45. Jeżeli te straty można było jeszcze wytłumaczyć wojną, to akcja przeprowadzo-na w 1950 r. była wyrachowanym, starannie przygotowa-nym działaniem władz, mającym na celu dopasowanie złotówki do bratniego rubla, zmniejszenie nacisku na pu-stoszejący rynek i uderzenie w resztki prywatnej inicja-tywy. Jak przy każdej wymianie, na której władze chcia-ły zarobić (w  ZSRR przeprowadzono taką w  grudniu 1947 r.), oszczędności trzymane w skarpecie wymienia-no po kursie znacznie bardziej niekorzystnym niż pen-sje, ceny i wkłady bankowe (pierwsze 100:1, drugie 100:3).

słoniną i szerokie w ramionach marynarki, rzuca-

li wyzwanie szarości komunistycznego świata.

Prywatni handlarze często sprzedawali swo-

je towary po prostu na ulicy. Asortyment był

różnorodny: cytryny, żyletki, mydło, kalendarze,

pióra wieczne, sznurowadła, pumeks, proszek

na insekty. Na trasach spacerów książki rozkła-

dali bukiniści. Sprzedawców warzyw, owoców

i kwiatów, którzy prowadzili własne uprawy,

władza nazywała pogardliwie badylarzami. Po-

siadający własne szklarnie ogrodnicy stanowili

„podejrzany element”.

Wiele prywatnych sklepów, warsztatów

i pracowni kryło się w bramach i podwórkach

kamienic, o czym oznajmiały niepozorne szyldy

i tabliczki. Jednak nieraz w środku znaleźć moż-

na było wyszukane akcesoria: kosmetyki zagra-

nicznych firm, przybory do makijażu, sztuczną

biżuterię, maszynki do golenia, francuskie poń-

czochy. Towary te, sprowadzane zza granicy

w  paczkach lub pokątnie własnoręcznie pro-

dukowane, sprzedawane były po wygórowa-

nych cenach. Chcąc kupić kosmetyki Palmolive

czy Elisabeth Arden, trzeba było zapłacić spory

procent średniej pensji.

Joa n na Saw ick a

zakupach poza kanałami państwowymi), można robić doskonałe interesy. Nic też dziwnego, że tak popierane spółdzielnie „stały się siedliskiem różnych elementów spekulacyjnych z prywatnej inicjatywy i w swojej dzia-łalności zatracają charakter przedsiębiorstw uspołecz-nionych”. Ich kierownicy niekoniecznie posługiwali się tak gangsterskimi metodami jak Filip Merynos, prezes Spółdzielni Woreczek ze „Złego” Leopolda Tyrmanda. Raczej było to umiejętne pośrednictwo, skutecznie dre-nujące bezdenną szkatułę państwową. Obracano więc ol-brzymimi ilościami tekstyliów, cementu, wyrobów stalo-wych, środkami transportu, a dochody, nawet po opłace-niu kosztów (w tym olbrzymich łapówek), szacowano na miliony złotych.

SKALA CZARNEGO RYNKU. Jak zawsze wiemy tylko o ujawnionych przypadkach. Od drugiej połowy 1954 do lutego 1956 r. śledztwa prowadzono wobec 600 osób, spo-śród których aresztowano ponad połowę (około 40 proc. stanowili członkowie PZPR!). Jaki stanowiło to odsetek całości zjawiska, trudno ocenić. W każdym razie na po-czątku 1956 r. aparat handlowy był tak skorumpowany, że „atrakcyjny towar w praktyce można nabyć od speku-lantów albo przez znajomych pracowników handlu, bądź też za łapówkę wynoszącą średnio 10 proc. wartości to-waru”. Toruń, gdzie w połowie 1956 r. miało nie być „anijednego przedsiębiorstwa handlowego i usługowego, któ-rego kierownictwo nie zostało aresztowane (lub odpo-wiada z wolnej stopy) za machinacje spekulacyjne”, nie stanowił zapewne wyjątku.

Ostrożnie licząc (bez przemytu, nielegalnego garbun-ku, uboju, gorzelnictwa etc.) „lewe” dochody Polaków w 1956 r. oceniano na ponad 8 proc. dochodu narodo-wego (21,4 mld zł z 256,7 mld)! Nie ulega wątpliwości, że nieofi cjalna działalność ekonomiczna społeczeństwa sta-nowiła fundament, na którym w sprzyjających czasach – a takie nastały wraz z październikową odwilżą – szybko powstał trwały gmach. Na tyle mocny, że bez większych trudności przetrwał do końca lat 80.

Jer z y Koch a nowsk i

Mężowiezaufania

z ZakładówSprzętu Trans-

portowegonr składają w Wydziale

Finansowym stare pieniądze

zebrane na swoim oddziale.

Warszawa, paździer- nika r.

Page 84: polityka-pomocnik_historyczny-201206

84

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Gwarancją powodzenia takiej operacji było zaskocze-nie. Trzeba przyznać, że to się władzom udało. „Oo. Ber-nardyni z  Czerniakowskiej [w  Warszawie] – donosił30  października agent UB – wyrażają podziw z  powo-du sprawności organizacyjnej aparatu państwowego,który potrafi ł zachować fakt wymiany w takiej konspi-racji”. Tego samego dnia w kolejce do punktu wymiany w Kolbuszowej wyrażano podziw w nieco innej formie: „niech szlag trafi Amerykę (…) za to, że nie ma dobre-go wywiadu w Polsce i nie uprzedziła ludności o mającej nastąpić wymianie pieniędzy”. Rzeczywiście, całą opera-cję przygotowywano w takiej tajemnicy, że o szczegółach wiedziało zaledwie kilka osób spośród partyjnego esta-blishmentu. W rezultacie o pracach nad tzw. nowym sys-temem pieniężnym do dziś wiemy niewiele, chociaż no-wa waluta czekała w skarbcach już od dłuższego czasu. Drukowane bowiem przede wszystkim za granicą banknoty noszą datę 1948 r., a wybity również poza Polską bilon – 1949 r.

Możemy również tylko spekulować, dla-czego wybrano właśnie przełom październi-ka i listopada 1950 r. A więc dopiero w marcu 1950 r. przyjęto w ZSRR nowy parytet dla rubla (0,222 g złota). Należało też rozpocząć akcję tuż przed ogólnie przyjętą datą wypłat wynagro-dzeń. Jesień była dogodna także z innych powo-dów – aura nie utrudniała władzom logistyki, ale nie sprzyjała ewentualnym sprzeciwom spo-łeczeństwa. Nie bez znaczenia był fakt, że chło-pi już sprzedali plony (i dysponowali gotówką),a mieszkańcy miast nie zdążyli jeszcze wydać oszczędności na zimowe zakupy (opał, odzież).

ALERT W MBP. Także w odpowiedzialnym za całą opera-cję Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego szczegóły znała tylko garstka najbardziej zaufanych. Dopiero dwa dni przed rozpoczęciem akcji o  nadejściu specjalnych transportów (nie określono jednak jakich) zostały po-informowane Wojewódzkie Urzędy Bezpieczeństwa Pu-blicznego, odpowiedzialnością za odpowiednie przyjęcie i zabezpieczenie obciążono personalnie ich szefów. Stan pogotowia dla UB i MO ogłoszono od północy z 28 na 29października. Funkcjonariusze, wspierani przez wojsko, mieli zapewnić transport pieniędzy do punktów wymia-ny w powiatach i gminach, a potem je ochraniać. Szcze-gólną uwagą mieli otoczyć kasy w terenie, gdzie praw-dopodobieństwo zarówno oszustw, jak i napadów zbroj-nych było największe. Ubecy i milicjanci, wspomaganiprzez ORMO, SOK, aktywistów partyjnych i młodzieżo-wych, mieli również zadbać o odpowiednie funkcjono-wanie sklepów, sieci handlowej, poczty, kolei, usług. Po-lecono zaktywizować całą agenturę, zobligowaną do do-noszenia o każdej podejrzanej pogłosce, wrogiej wypo-wiedzi, ulotce, próbie sabotażu, strajku czy zbiegowiska.

KRĄG WTAJEMNICZONYCH. Nie ulegało wątpliwości, że do tajemnicy muszą zostać dopuszczeni (w ostatniej chwili) również bankowcy, handlowcy, drukarze.  We-zwani na sobotę, 28 października, do stolicy dyrektorzy wojewódzkich oddziałów NBP już od godz. 15 nie mogli opuszczać pomieszczeń, w których odbywało się szko-lenie. Kiedy wieczorem zaczęli się rozjeżdżać do swo-ich miast, każdemu towarzyszył pracownik MBP. Moż-na tylko przypuszczać, że nagłe zwołanie do Warszawy prominentnych bankowców mogło być jakąś wskazów-ką, gdyż ruch w bankach był tego dnia wyraźnie większy niż w przeciętną sobotę.

Od samego rana chroniony był Dom Słowa Polskiego, gdzie drukowano niedzielne gazety donoszące o refor-mie. Zarówno tam, jak w Sejmie i Ministerstwie Handlu

Wewnętrznego założono podsłuchy telefoniczne, a wie-czorem, 28 października, po prostu odcięto połączenia. Szkolenie pracowników MHW zaczęło się o godz. 18. Ża-den z uczestników nie mógł opuścić piętra w domu towa-rowym przy ul. Widok. Dopiero po 11 wieczorem zaczęli się rozjeżdżać – również w towarzystwie funkcjonariu-szy UB – po kraju.

SZYBKA ŚCIEŻKA SEJMOWA. O godz. 23 „reforma walu-towa” była już nie tylko planem, ale – od kwadransa – fak-tem. Kiedy bowiem wieczorem posłowie powrócili na salę obrad, okazało się, że towarzyszy im m.in. premier Józef Cyrankiewicz, odpowiedzialny za gospodarkę wicepre-mier Hilary Minc i minister obrony narodowej Konstan-ty Rokossowski. Wkrótce stało się jasne, dlaczego nudną

dotychczas sesję zaszczycili tacy goście. Wi-cemarszałek Wacław Barcikowski zapowie-dział bowiem nowy punkt obrad: zgłoszoneprzez Radę Państwa i rząd ustawy o zmianie systemu pieniężnego. Powody i założenia re-formy tłumaczył minister fi nansów Konstan-ty Dąbrowski. Wskazywał, jak mocny będzie nowy polski pieniądz, oparty na parytecie złota (1 zł = 0,222 g kruszcu), odpowiadający teraz nie tylko jednemu radzieckiemu rublo-wi, ale i ćwierci amerykańskiego dolara. Tym samym nowa złotówka była teoretycznie mocniejsza niż przed wojną! Nowy pieniądz miał nie tylko sprzyjać „stałemu podnosze-niu się realnej wartości płac i zarobków” czy „rozwojowi oszczędności pieniężnych ludno-ści”, ale również wzmocnić wymianę między wsią i miastem oraz ogólnie przyczynić się do

rozwoju gospodarki. Mówca podkreślał, że reforma ude-rzy przede wszystkim w „kapitalistów” i „spekulantów”, pozbawiając ich „poważnej części nagrabionych (...) ka-pitałów”. Niemało miejsca poświęcił zasadom wymiany, która miała się rozpocząć w poniedziałek, 30 paździer-nika, i potrwać do 8 listopada. Następnie zaprezentował kolejną ustawę, zakazującą posiadania dewiz oraz krusz-ców w  postaci „nieużytkowej”. Zapowiedział również podwyżkę o 50 proc. (od 30 października) ceny wódki, co motywował walką z alkoholizmem.

W  dyskusji wzięły udział zaledwie dwie osoby – szef związków zawodowych Wiktor Kłosiewicz i Józef Ozga- Michalski jako przedstawiciel chłopów – i entuzjastycznie poparli rządowe pomysły. Obie ustawy uchwalono jedno-głośnie i przyjęto „hucznymi oklaskami”. O godz. 22.45wicemarszałek Barcikowski ogłosił zamknięcie obrad.

UCIECZKA OD PIENIĘDZY. Wkrótce informację o refor-mie podano przez radio. Ten, do kogo hiobowa wieść do-tarła wcześnie, próbował uratować choć część oszczędno-ści. Powszechnie stosowaną (głównie na prowincji) stra-tegią było ruszanie do dalej położnych, pozbawionych dostępu do informacji wsi i kupowanie wszystkiego, co miało wartość: koni, bydła, trzody, drobiu, pierzyn, po-duszek. Oddawano stare długi, regulowano należności za pracę etc. Chociaż propaganda oskarżała o takie czy-ny przede wszystkim kułaków i spekulantów, postępo-wał tak każdy mający ku temu okazję. Np. w podlaskim Brańsku sekretarz Gminnej Rady Narodowej w nocy za-czął budzić chłopów, chcąc kupić bydło. W  tym przy-padku potraktowano go jak wariata, jednak wielokrot-nie takie transakcje dochodziły do skutku. Władze de-monstracyjnie stawały po stronie „biedniaków”, karząc ujawnionych nabywców i zwracając zwierzęta. Np. w wo-jewództwie gdańskim „zwrócono poszkodowanym ma-chinacjami kułaków, głównie biednym chłopom, 7 koni, 6 krów, 10 świń, owce i gęsi”. Ukłonem w stronę biedniej-

Przykłady starych,powojennych nominałów

Page 85: polityka-pomocnik_historyczny-201206

8585P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

szej części wsi było umożliwienie spłaty podatku grun-towego w  starych pieniądzach. To też wykorzystywali bogatsi sąsiedzi, pożyczając pieniądze i żądając zwrotujuż w nowej walucie, ale w lepszej relacji niż otrzymaliby w punkcie wymiany (np. 100:2).

W miastach, gdzie wszyscy dowiedzieli się o wymianie mniej więcej w tym samym czasie, strategie społeczeństwamusiały być odmienne. W niedzielę można było w kinach,teatrach czy placówkach gastronomicznych płacić starymipieniędzmi (od 30 października do 5 listopada można by-ło kupować za nie podstawowe artykuły, ale w przeliczni-ku 100:1). Przed kioskami z gazetami, cukierniami, skle-pami ustawiły się więc długie kolejki chętnych do wyda-nia pieniędzy. Dla prywatnych kupców czy restauratorów sprzedaż czegokolwiek tego dnia było czystą stratą, próbo-wano więc w ogóle nie otwierać sklepów i cu-kierni, czemu z kolei przeciwdziałała milicja,ORMO, grupy aktywistów młodzieżowych i partyjnych. Sklepikarze próbowali się jesz-cze ratować, oddając towar „na zeszyt”, pod warunkiem spłaty już w nowych pieniądzach.

W sklepach państwowych i spółdzielczych personel powszechnie ukrywał towary, wy-kazując w remanentach, że zostały sprzeda-ne do soboty. Potrzebna do takiej operacji gotówka była nieraz inwestycją rodziny lubzaufanych znajomych sprzedawców. Groma-dzono, z nadzieją na korzystną odsprzedaż, wszystko, co można było dłużej przechować:cukier, papierosy, alkohol, artykuły tekstyl-ne. Wszelkie gwarantowane przez państwo zobowiązania miały być przeliczane po do-brym kursie, na porządku dziennym było więc fałszowanie na pocztach przekazów pieniężnych, pozornie wysyłanych jeszcze 28 października. Podob-nie jak na wsi starano się zwracać długi, płacić za usługii przede wszystkim – oblegano knajpy. Chodziło nie ty-le o zalanie robaka, co o wydanie pieniędzy w nie naj-gorszy w końcu sposób. Wobec podwyżki cen wódki jej sprzedaż była w niedzielę zakazana. Mało kto jednak te-go przestrzegał i 29 października pobito chyba wszelkie rekordy w spożyciu wysokoprocentowych alkoholi.

WYMIANA. Rozpoczęta w poniedziałkowy poranek ak-cja wymiany rozkręcała się powoli. Kasjerzy, zwłaszcza w małych miejscowościach, nieprzyzwyczajeni do takich operacji, mimo wzmocnienia posiłkami z miast, nie da-wali sobie rady. Byli zdezorientowani, stremowani, na nich skupiała się często frustracja mieszkańców. Dla po-siadaczy większych sum problemem była nie tylko strata dwóch trzecich oszczędności, ale również sam fakt ichujawnienia, zwracający uwagę władz. Mieli zresztą rację, gdyż każdy interesant z grubszym portfelem był staran-nie odnotowywany. Początkowo obserwowano więc pro-cedurę wymiany, starając się znaleźć sposób uratowania już nie tyle pieniędzy, co siebie. Bogaci chłopi, młynarze, restauratorzy, kupcy, by nie wchodzić w oczy miejsco-wym szpiclom, dokonywali wymiany w innej gminie lub w większym mieście, gdzie łatwiej było zginąć w tłumie. Sporadycznie zamieniano też od razu większą gotówkę, przynosząc nie więcej niż 300 tys. zł. Często proszono o dokonanie wymiany członków rodziny lub znajomych. Podobnie postępował Kościół, warszawska kuria rozdała pieniądze proboszczom. Ci z kolei własne zasoby powie-rzali zaufanym parafi anom.

REAKCJE SPOŁECZNE. Jak deklarował podczas sejmowe-go exposé minister Dąbrowski, jednym z podstawowych celów reformy było „dokonanie przesunięcia części zaso-bów pieniężnych kapitalistów na rzecz ludności pracują-

cej miast i wsi”. Propaganda podkreślała, jak zadowoleni z wymiany są biedniejsi chłopi i robotnicy. Rzeczywiście, takie deklaracje nie należały do rzadkości. Np. w podra-domskim Skaryszewie „chłopi uśmiechali się z zadowo-leniem”, słysząc narzekania stojącej w kolejce do wymia-ny żony młynarza. Szybko się jednak okazało, że znaczną część oszczędności prywatna inicjatywa już dawno za-mieniła na złoto, dewizy i towary, a reforma uderza w ży-jących z pensji, którzy nagle stracili większość oszczęd-ności na zakup opału, butów czy płaszcza. Powszechnebyły takie doniesienia, jak z Zabrza, gdzie niezidentyfi -kowany robotnik „w stanie podchmielonym śpiewał na ulicy: wygrali, wygrali, komuniści wygrali, bo pieniądze robotnikom zabrali, zabrali”. Na życie targali się nie tyl-ko tracący krocie bogacze, lecz także robotnicy z uciu-

łanymi kilkoma tysiącami złotych. Jak zresztą skrupulatnie odnotowały rapor-ty UB, powszechnie złorzeczyli również członkowie PZPR i funkcjonariusze MO.

Ustawiczne porównywanie nowej zło-tówki do „najsilniejszej waluty świata” – rubla, dawało podstawę do plotek (zresz-tą nieodległych od prawdy), że reformę przeprowadzono na rozkaz Kremla. Jakiśszpicel donosił o wypowiedziach w Wał-czu, że „na monetach brakuje tylko sierpa i młota, to wtedy byłby komplet”. Sposo-bem odreagowywania było błyskawicz-ne pojawienie się licznych dowcipów, np.: „– Jak wyszedłeś na wymianie? – Zro-biło się troszkę pieniędzy. – Co mówisz! W jaki sposób? – Było dużo – zrobiło się troszkę”. Lub: „– Jak z wymianą u ciebie? –

Straciłem tysiąc złotych... – Co, tylko tyle? – ...dolarów”.

ZAKAZY WALUTOWE. Jak bowiem wspomniano, drugaz uchwalonych 28 października ustaw zakazywała już nie tylko nielegalnego handlu dewizami lub kruszcami, alewręcz ich posiadania: pierwszych całkowicie, drugich – w „postaci nieużytkowej”. Dewizy, złoto czy platynę na-leżało do 15 listopada odsprzedać państwu (po całkowi-cie nieopłacalnym kursie) lub oddać w depozyt. Za samo posiadanie złotych monet lub sztabek groziło do 15 latwięzienia, za handel nimi – nawet kara śmierci. Mimo to spora część posiadaczy złota i dewiz postanowiła obro-nić swoje rezerwy. Powszechną strategią było potajemneprzerabianie złotych monet na legalne pierścionki lub ob-rączki czy deponowanie walut u mniej podejrzanych zna-jomych lub dyplomatów. Władze doskonale zdawały sobiez tego sprawę i gdy tylko zaczęto ok. 5 listopada likwido-wać punkty wymiany złotówek, funkcjonariuszy UB i MOrzucono do demonstracyjnych akcji przeciwko posiada-czom walut. Trzeba przyznać, że z widocznym skutkiem– jeżeli w województwie gdańskim do 4 listopada placów-ki NBP skupiły zaledwie 1542 dol., to tylko 13 listopada – 4223. Do 15 listopada gdańszczanie odstąpili państwuponad 21 tys. dol., prawie 5,5 tys. funtów i 4,5 kg złota.

BLIZNA W PAMIĘCI. W różnych „bankach ziemskich” pozostało jednak niemało złotych rubli, dolarów, marek.Znacznie lepiej powiodło się państwu z rodzimą walu-tą – wymieniono 98,5 proc. pieniędzy znajdujących się w obiegu, pauperyzując przy okazji niemałą część oby-wateli. Pozostawiło to tak głębokie ślady w  pamięci zbiorowej, że praktycznie do końca PRL każda plotka o wymianie pieniędzy błyskawicznie wywoływała pani-kę, wyścig do banków i  sklepów, a przed denominacją w 1995 r. władze długo i cierpliwie przekonywały Pola-ków, że naprawdę nie ma się czego obawiać.

Jer z y Koch a nowsk i

Przykłady nowychnominałów

(wydrukowanych na długo przed

wymianą pieniędzy)

Page 86: polityka-pomocnik_historyczny-201206

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Page 87: polityka-pomocnik_historyczny-201206

8787P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Natchniony traktor, czyli realizm nierealistyczny

PRELUDIUM. Ofi cjalnie realizm socjalistyczny został za-dekretowany na zjazdach środowiskowych odbywających się w 1949 r., ale zapowiedzi odgórnych zmian w polityce kulturalnej pojawiły się przynajmniej dwa latawcześniej. W 1947 r. przyjacielską wizytę w Pol-sce złożył Andriej Żdanow, sprawujący nadzór ideologiczny nad kulturą w Związku Sowiec-kim, by na naradzie partii komunistycznych w Szklarskiej Porębie obwieścić zgromadzonymtam towarzyszom, iż świat się dzieli na dwa przeciwstawne obozy, socjalistyczny i kapitali-styczny. I tylko jeden należy wspierać.

W listopadzie 1947 r. wielkie propagando-we znaczenie nadano otwarciu radiostacji we Wrocławiu. W głównej mierze do twórców skierowane było przemówienie Bolesława Bie-ruta: „Konieczna jest przede wszystkim plano-wa praca w tej dziedzinie. Musimy, tak jak we wszystkich innych dziedzinach naszego życia, przejść do planowania także w dziedzinie kul-tury i sztuki”. Stefan Żółkiewski, naczelny re-daktor zdecydowanie lewicowego tygodnika„Kuźnica” (w odróżnieniu od mniej dogma-tycznego „Odrodzenia”), komentował: „Sądzę,że należy traktować przemówienie towarzysza Bieruta jako rozpoczęcie nowego etapu w na-szej polityce kulturalnej”.

W grudniu 1948 r. odbywał się zjazd zjed-noczeniowy PPR i PPS. W dokumentach pro-gramowych powstałej PZPR mówiło się tak-że o nowych zadaniach kultury: „Demokracjaludowa musi zwalczać w kulturze narodowej wszelkie wpływy elementów wstecznych, mu-si rozwinąć kulturę, naukę, sztukę związaną z dążeniem mas ludowych, odzwierciedlającą ich pragnienia, wychowując naród w duchu humanizmu, demokracji i socjalizmu”. Tu po raz pierw-szy w głównej roli pojawiły się „masy ludowe”, przyszły suwerenny bohater i zarazem odbiorca dzieł tworzonych wedle nowych reguł.

SOCREALIZM. Idea została podchwycona przez twórców, którzy w 1949 r. kolejno zgłaszali akces do socrealizmu; z entuzjazmem graniczącym chwilami z euforią ogłasza-li, że pragną z całych sił służyć Partii, Stalinowi i ogólne-mu postępowi ludzkości. W styczniu pisarze wyznaczyli sobie spotkanie w piastowskim Szczecinie. Stefan Żół-kiewski postulował: „Niech wartość dzieła sprawdza się odpowiedzią na pytanie, co zdziałało dla budowy socja-lizmu w Polsce, jak wzbogaciło duchowo jego budowni-

Z DZ IS Ł AWPI E T R A SI K

Płaskorzeźba upamiętniająca budowniczych

MDM w Warszawie,pierwsze lata .

Obok: WojciechWeiss „Manifest”

(-)

czych jako budowniczych socjalizmu”. Pojawił się postu-lat stworzenia nowego bohatera na miarę czasów, „ludzirosnących wraz z ogólną przebudową”.

W lutym do Nieborowa zjechali plastycy, by zapewnić, że oni też się przyłączają. W czerw-cu architekci zebrani w gmachu KC PZPR potępili w czambuł „formalizm i kosmopoli-tyzm”. W listopadzie w Wiśle spotkali się fi l-mowcy. Opowiedziano się zgodnie za socreali-zmem, piętnując srodze wszelkie dzieła impe-rialistycznej proweniencji. Przemówił kierow-nik Wydziału Propagandy, Oświaty i Kultury KC PZPR Jerzy Albrecht: „Najważniejszym, najbardziej porywającym i najbardziej wycze-kiwanym przez widza tematem nowego fi lmu polskiego musi być dzień dzisiejszy… Ponie-waż decydujące znaczenie ma ideologia fi lmu, należy w dziedzinie środków formalnych od-rzucić wszystko, co może przeszkadzać socjali-stycznej treści, co zamazuje klasową istotę na-szej walki, co do tej walki nie mobilizuje”. Zgo-dzono się, że konfl ikty pojawiające się jeszcze w otaczającej rzeczywistości należy ukazywać „bez burżuazyjnego obiektywizmu, tendencyj-nie, ze świadomością celu”.

21 grudnia 1949 r. przypadała 70 rocznicaurodzin Stalina, którą artyści polscy uczcili szczerze, na miarę potrzeb i talentów. W an-tologii wierszy „Strofy o Stalinie” znalazły się utwory do dziś obfi cie cytowane w artykułach traktujących o hańbie literatury w czasach komunizmu. Naprawdę jest w czym wybierać. Nazwiska najznakomitsze, na czele z Broniew-skim, Tuwimem i Gałczyńskim. Zresztą Gał-czyńskiemu niewiele to pomogło, wkrótce bo-wiem musiał składać samokrytykę, atakowa-

ny za „smaczki i pięknotki burżuazyjnej poetyki”.

SKRUSZENI GRZESZNICY. Nie wystarczyło opowiedzieć się za socrealizmem. Nowa wiara wymagała mocnego dowodu, bezwzględnego oddania, nierzadko połączo-nego z upokorzeniem. Rytuałem inicjacyjnym stały się zebrania i narady, podczas których twórcy z żarliwościądokonywali samokrytyki, przekreślając nierzadko cały swój dotychczasowy dorobek. Jak przykładowo Tade-usz Borowski, który tak ocenił na łamach „Odrodzenia” swe doskonałe opowiadania oświęcimskie: „Nie umia-łem klasowo podzielić obozu. Miałem ambicję pokaza-nia prawdy, a skończyłem na obiektywnym przymierzu z ideologią faszystowską”.

Page 88: polityka-pomocnik_historyczny-201206

88

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

W 1950 r. na miejsce zlikwidowanych czasopism kul-turalnych „Kuźnicy” i „Odrodzenia” powstała „Nowa Kultura”, w której rządzili tzw. pryszczaci, m.in. Wiktor Woroszylski, Tadeusz Borowski, Tadeusz Konwicki, An-drzej Braun, Andrzej Mandalian. Atakowali bezceremo-nialnie starszych autorów, niedających przekonujących dowodów, że naprawdę walczą piórem o realizację na-piętych planów produkcyjnych.

Jerzy Andrzejewski wzywał kolegów do współzawod-nictwa „w przyswajaniu sobie ideologii proletariackiej”. W tomie publicystycznym „Partia i twórczość pisarza”stwierdzał: „Pisarze nie mogą być wyodrębnieni spod ogólnonarodowego obowiązku wzmożenia wydajności dla przekroczenia Planu sześcioletniego”. W innej publi-kacji apelował do władz: „Nie bądźcie dla inteligenckich artystów i intelektualistów zbyt pobłażliwi. Natomiast demaskujcie ich, jeśli sami się nie potrafi ą demaskować”.

Kiedy czyta się kroniki wydarzeń tamtych lat (np. nie-ocenione dzieło Marty Fik „Kultura polska po Jałcie”), można odnieść wrażenie, iż narady i zjazdy trwały nie-ustannie. Na szczeblu centralnym i w regionach. Najwy-raźniej twórcom musiało dokuczać przekonanie, że choć dawali z siebie dużo, to przecież mogli dać jeszcze więcej. Partia mogła czuć się zawiedziona.

Marek Nowakowski w wydanej niedawno autobiogra-fi i tak wspomina swe spotkania z Jerzym Andrzejew-skim: „Rozważnie unikałem z nim rozmów o jego twór-czości. Zaminowany teren. Choć raz sam opowiedział o ciekawym zdarzeniu z czasów stalinizmu. Odbywało się zebranie sekcji prozy partyjnych pisarzy. Samokrytyko-wali się i słuchali krytyki dokonywanej przez kolegów. Szło o głębsze zaangażowanie twórców w walkę klaso-wą, budowę socjalizmu itp. On samokrytykował się gor-liwie i w pewnej chwili zrobiło mu się słabo. Osunął się na podłogę. Na kilka sekund stracił przytomność. Sam dotąd nie pojmuje przyczyny nagłej słabości. Czy oba-wiał się potępienia, nagany, wykluczenia z partii? A mo-że miał tego już dość? Machnął ręką i wróciliśmy do roz-mowy o weselszych sprawach”.

Anna Bikont i Joanna Szczęsna w artykule opubliko-wanym w „Gazecie Wyborczej” (29.01.2000 r.) inaczejopisywały zapewne to samo zdarzenie. Było to w 1952 r. podczas uroczystego wieczoru zorganizowanego z okazji40-lecia pracy twórczej Marii Dąbrowskiej. Andrzejewski ponoć zauważył, że Janina Broniewska z organizacji par-tyjnej ZLP i Paweł Hoff man, kierownik kultury KC, za-częli szeptać. Pomyślał, że mówią o nim, przeraził się (on,autor wychwalanego przez władze „Popiołu i diamentu”!),zemdlał. Po latach Hoff man miał zapewniać, że żadnych zastrzeżeń do wystąpienia Andrzejewskiego nie mieli, na-tomiast prawdopodobnie wymieniali uwagi, że w sali po-siedzeń zrobiło się duszno. („Jak tu duszno, trzeba otwo-rzyć okna” – można by zacytować à propos znamienną kwestię z fi lmu Andrzeja Munka „Człowiek na torze”).

PRODUKCYJNIAKI. Leopold Tyrmand tak opisał pewnezebranie sekcji prozy w słynnym „Dzienniku 1954”: „Pa-stwiono się nad niejakim Konwickim – młodym litera-tem, posłusznym i oddanym członkiem partii i wszel-kich jej młodzieżowych przybudówek. Napisał opowia-danie o miłości. Z wszystkimi akcesoriami, jak trzeba: szlachetny ofi cer UB, kochankowie p...olą się niemal pod kontrolą podstawowej organizacji partyjnej, nigdy przeciw, zawsze za i ze Związkiem Radzieckim, w łóżkunieustannie mowa o proletariacie. A jednak okazało się »nie takie«. Ludzie w wieku przydrożnych kamieni, o po-wierzchowności karłów i maszkar – Melania Kierczyń-ska, Adam Ważyk – informowali ludzi w średnim wieku i o normalnym wyglądzie o tym, co to jest spółkowanie – dojrzałe, klasowo odpowiedzialne, a nie animalistyczne, wynaturzone, amerykańsko-imperialistyczne”.

A ci „o normalnym wyglądzie” posłusznie przyjmo-wali słowa ostrej krytyki i wychodzili wprost z siebie, by nie zawieść nowej władzy. Przecież Jakub Berman,

Polska Kronika F ilmowa: ideologia i humor

S talinowską codzienność rejestrowała, kreowała i upiększała Polska Kronika Fil-

mowa, prezentowana w kinach zawsze przed pokazami filmów. Cotygodniowa

kronika produkowana była w latach 1944-94. Na 10-minutowe projekcje składało się

kilka krótkich reportaży z Polski i ze świata, w których realny obraz rzeczywistości

był często gęsto przeplatany propagandą. Dzięki jednak umiejętności połączenia

ideologicznej indoktrynacji z lekką, a czasem humorystyczną formą, twórcom PKF

udawało się zyskać akceptację, a nawet aprobatę publiczności. A kronika docierała

do milionów odbiorców w całym kraju (także z kinami objazdowymi).

Pierwszy numer Polskiej Kroniki Filmowej ukazał się w listopadzie 1944 r. w Lubli-

nie jako kontynuacja periodyku filmowego Armii Polskiej w ZSRR pt. „Polska Wal-

cząca”. Pierwszymi redaktorami naczelnymi PKF (w latach 1944-48) byli Jerzy Bossak

i Ludwik Perski, przed wojną związani ze Stowarzyszeniem Miłośników Filmu Arty-

stycznego Start. Ich doświadczenie przekładało się na artystyczny kształt kronik.

W czasie I zjazdu pracowników PKF w 1946 r. Jerzy Bossak sformułował jej rolę

i zadania. Operator kamery miał się stać „nie tylko mechanicznym kronikarzem, ale

i współtwórcą nowej, lepszej rzeczywistości”. Lektorem był do 1956 r. Andrzej Ła-

picki, w 1947 r. Władysław Szpilman skomponował sygnał PKF.

Gdy zapanował socrealizm, również Kronika przeżyła zmiany. Jeszcze większy

nacisk położono na kwestie ideologiczne, którymi od tego czasu przesiąknięty był

każdy podejmowany temat, więcej miejsca poświęcano materiałom prosowiec-

kim. Od czerwca 1949 r. redaktorem naczelnym została Helena Lemańska (sprawu-

jąca tę funkcję do 1967 r.).

Joa n na Saw ick a

Page 89: polityka-pomocnik_historyczny-201206

8989P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

członek najściślejszego kierownictwa partii, czuwają-cy nad bezpieczeństwem publicznym oraz ideologią i  kulturą, zapewniał pisarzy: „Partia bronić będzie re-alizmu socjalistycznego, pomimo że może on powodo-wać schematyzm, z czego nie należy robić problemu”. Kiedy indziej namawiał: „Nie gardźcie rolą agitatora i propagandzisty”. Kilka lat później Edward Ochab na IV Zjeździe ZPL dodawał piszącym otuchy: „Widzimy w was braci – żołnierzy wielkiej robotniczej sprawy”.Pisarze próbowali zatem sprostać wytyczonym przez partię zadaniom.

Literatura traktowana była niemal jak gałąź produkcji. Wytyczano dla niej kierunki, a nawet precyzyjne plany produkcyjne. Wyliczano mianowicie, ile powieści i opo-wiadań powstanie w rezultacie kolejnej tury wyjazdów pisarzy do zakładów pracy i na wieś. W „Widmach”, no-wej powieści Łukasza Orbitowskiego (2012 r.), Krzysztof Kamil Baczyński, który nie zginął w powstaniu, pracu-je na budowie. Ale to political fi ction. Niemniej w realu było podobnie. Tzw. produkcyjniak, najbardziej dorod-ny wytwór doktryny realizmu socjalistycznego, to była zazwyczaj powieść, do której napisania autor przygoto-wywał się w terenie, terminując jako robotnik w hutach i fabrykach. Dość wymienić kanoniczne tytuły: „Numer 16 produkuje” Jana Wilczka, „Przy budowie” Tadeusza Konwickiego, „Węgiel” Tadeusza Ścibora-Rylskiego,

j y

„Kampania znaczy walka” Mirosława Kowalewskiego czy symboliczny wręcz tytuł „Traktory zdobędą wiosnę” Witolda Zalewskiego.

W typowym „produkcyjniaku” nowe walczyło zestarym, choć był to pojedynek nierówny, gdyż z góry można było przewidzieć, iż postęp nieuchronnie zwy-cięży. Najważniejsza zaś była sama produkcja, wykona-nie planu, najlepiej przed terminem, czemu starało się przeszkodzić reakcyjne podziemie (w wersji hard) bądź niezdecydowani, wahający się pogrobowcy starego po-rządku, jak choćby kasta starych majstrów (w wersji light). Takich jak majster Ciepielewski z fi lmu „Przygoda na Mariensztacie”, który nie od razu pogodził się z sy-tuacją, że kielnią może obracać również hoża dziewczy-na. Osobnym problemem był wykształcony przed wojnąinteligent, z całym balastem nieprzydatnych w nowych

czasach wartości, który najczęściej potrzebował czasu i uwagi, żeby zadeklarował się po słusznej stronie.

Zwracała uwagę absolutna wszechwiedza narratora, rozciągnięta także na sferę ukrytych intencji i motywów działania wroga klasowego. W chwili, kiedy dywersant i sabotażysta zostawał zdemaskowany, czytelnik nie mógł mieć najmniejszych wątpliwości, iż zasłużył na karę, któ-rą wymierzy mu państwo sprawiedliwości społecznej.Wszelka dwuznaczność i względność w opisie rzeczywi-stości ostatecznie została wyeliminowana. Powieść koń-czyła się bezwzględnym happy endem. Robotnicy zgła-szają gotowość bicia kolejnych rekordów produkcyjnych, chłopi wpadają spontanicznie na pomysł założenia spół-dzielni produkcyjnej. Jeżeli na marginesie powieści po-jawiał się wątek romansowy (on syn biedaka, ona córka kułaka), teraz młodzi, pokonawszy przesądy i zabobony, mogli myśleć o wspólnej, świetlanej przyszłości.

SATYRYCY I MUZYCY, AKTORZY I KOMPOZYTORZY. Trawestując słowa popularnej w tamtych czasach pio-senki, po stronie postępu opowiadali się wszyscy, i pi-sarze, i malarze, satyrycy i muzycy, aktorzy i kompozy-torzy. Jedno z najbardziej komicznych zdjęć z tamtego czasu: siedzący za stołem prezydialnym smutni panowie w ciemnych garniturach, a nad nimi rozpięty transpa-rent „II Ogólnopolska Narada Satyryków”. Nie tylko sa-tyrykom nie było do śmiechu. Do dzieła zabrali się też plastycy. Wojciech Weiss, który dotychczas malował kwiaty, stworzył obraz „Manifest”, na którym robotnicy trzymają fl agę, a ich wzrok skierowany jest jednoznacz-nie w lepszą przyszłość. Nic dziwnego, że został nagro-dzony. Wojciech Fangor tworzy dzieło „Budowa”, olej na płótnie, na pierwszym planie uwijają się robotnicy, w tle widać już gotowe domy i parę proletariuszy sadzącychdrzewko. Oto wyobrażenie raju na ziemi. Popisał się tak-że Alfred Lenica, autor dzieła „Młody Bierut wśród ro-botników”, które można długo kontemplować. Bierut, dobrotliwy, schludnie ubrany, pod krawatem, trzyma w dłoniach książkę otwartą do czytania, ale chwilowo wzrok ma skierowany przed siebie. Grupka robotników zapatrzona w dobrego przewodnika, zasłuchana, a jeden proletariusz nawet opiera się na ramieniu wodza.

Edmund Osmańczyk otwiera

II Ogólnopolską Naradę Satyryków.Omawiano zadania

satyry w walceo socjalizm. Warszawa,

kwiecień r.

Obok u góry: Kadr z filmu „Jasne Łany”,

reż. Eugeniusz Cękalski, r.

Na fotografii: Jan Kurnakowicz,

Hanka Bielicka

Obok u dołu:Ekipa Polskiej

Kroniki Filmowejna Ogólnokrajowej

Wystawie Rolniczo-Ogrodniczej.

Poznań, październik r.

Page 90: polityka-pomocnik_historyczny-201206

90

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

TEL EWIZJA OBRAZ NA PRÓBĘ

Najsłynniejszym dziełem tego okresu był jednak obraz Aleksandra Kobzdeja „Podaj cegłę”, znajdujący się dzisiaj w zbiorach Muzeum Naro-dowego we Wrocławiu, parę lat temu pokazywany w stołecznym Narodo-wym, gdzie budził spore zaintereso-wanie zwiedzających. Kompozycja, kolorystyka, wszystko na wysokim poziomie. Robotników po wykona-nym trudzie pokazał natomiast An-drzej Wróblewski na obrazie zatytu-łowanym „Fajrant w Nowej Hucie”.

Muzyka też była postępowa i wsteczna. Podczas wspomnianego już otwarcia radiostacji we Wrocła-wiu wykonana została uwertura do „Halki”. Moniuszko był postępowy.Jeszcze bardziej postępowy był Cho-pin, ponieważ czerpał inspirację z motywów ludowych. Przed Pałacem Kultury i Nauki miały być ustawione rzeźby wielkich Polaków, rezerwo-wano tam miejsce dla Chopina, pod-czas gdy Moniuszko znalazł się na li-ście rezerwowej. Z tradycji postępo-we było to, co świeckie, zaś wszystko,co wiązało się z religią – nawet jeślibyła to muzyka renesansowa – uzna-wano za reakcyjne, źle służące reali-zacji planu sześcioletniego.

Muzycy objeżdżali środowiska, dawali koncerty w halach fabrycz-nych. W muzeum w Kozłówce, które gromadzi ekspo-naty z czasów socrealizmu, przechowywany jest m.in.obraz zatytułowany „Koncert pianisty dla robotników huty”. Ideał sięgnął pieca martenowskiego.

W życiu teatralnym ważnym wydarzeniem była inau-guracja (12 listopada 1949 r.) działalności Teatru Nowegow Łodzi. Młodzi lewicujący twórcy deklarowali: „Chce-my naszej rzeczywistości politycznej służyć i być jejwspółtwórcami: to znaczy, że nie chcemy być potrzebnielicie intelektualistów, snobów, drobnomieszczaninowi, ale chcemy być potrzebni nowemu człowiekowi”.

Nowy człowiek mógł na inaugurację zobaczyć „Bryga-dę szlifi erza Karhana” czeskiego dramaturga Vaška Kani, w reżyserii zespołowej. W ramach prób aktorzy prakty-kowali w łódzkich fabrykach, konsultowali się z robot-

M ili widzowie, telewizja rozpoczęła swój prób-

ny program” – tak 25 października 1952 r.

o godz. 19 rozpoczęła pierwszą emisję Maria Ro-

sa-Krzyżanowska. Była prezenterką z przypadku;

choć pracowała w radiu. Na makijaż musiała po-

święcić trzy godziny. Jej powitanie oglądali na

24 telewizorach marki Leningrad przejęci robot-

nicy w świetlicach warszawskich zakładów pracy.

W ten sposób Instytut Łączności zaczął nada-

wać program telewizyjny. Wcześniejsze etapy

powojennego rozwoju telewizji owiane są ta-

jemnicą. Autor historii polskiej telewizji Maciej

Wojtyński twierdzi, że profesorowie Janusz Grosz-

kowski i Leszek Kędzierski mieli, mimo embarga,

nabyć część aparatury nadawczej od pewnego

emigranta z Anglii. Pierwsza oficjalna informacja

o pracy nad telewizją pochodzi dopiero z 1951 r.

Dzisiejsi zwolennicy realizowania misji przez

telewizję publiczną byliby zachwyceni: pierw-

sze, trzydziestominutowe programy najczęściej

prezentowały dzieła kultury: tańce, piosenki i

scenki teatralne. Niewielkie było upolitycznie-

nie programu; Partia nie traktowała jeszcze te-

lewizji jako narzędzia propagandy.

Praca w telewizji nie była czymś lekkim

i przyjemnym. Oprócz kilogramów wyraziste-

go makijażu, jaki należało przyjąć na twarz,

w ciasnym studiu przy ul. Ratuszowej 11 w War-

szawie trzeba było przyzwyczaić się do ukro-

pu, bijącego z niezwykle silnych lamp, i pil-

nować sylwetki Syrenki na stojaku (jej ujęcie

rozpoczynało program), a który to stojak miał

się podobno wiecznie przewracać. No i rzecz

jasna, nie popełniać żadnych błędów – wszak

nadawano na żywo. Mimo to artyści zaprasza-

ni do studia walczyli dzielnie. Nina Andrycz

wspominała: „W ciasnocie i zaduchu ekspery-

mentalnego studia usiłowałam jednak opano-

wać poczucie swej bezradności wobec dziw-

nych praw rządzących XI Muzą”.

Złote czasy telewizji miały w Polsce dopiero

nadejść.

P iotr Ku l cz yck i

nikami. Na scenie wszystko miało wyglądać jak w prawdziwej hali pro-dukcyjnej, np. maszyna rewolwerów-ka, przy której odbywało się współ-zawodnictwo szlifi erzy. Wbrew poja-wiającym się w pierwszym akcie oba-wom, wszystkim aktorom udającymrobotników udzielił się entuzjazm nowych czasów i plan został wyko-nany. Nie tylko recenzje były entuzja-styczne. W księdze premier pojawiły się wpisy w rodzaju: „Byłem reakcjo-nistą, ale przekonaliście mnie”.

Na podstawie dramatu Kani po-wstał scenariusz fi lmu „Dwie bryga-dy”. Oto przebieg wciągającej akcji(według „Leksykonu polskich fi lmów fabularnych”): „Próba nowej sztuki. Aktorzy nie potrafi ą stworzyć praw-dziwego obrazu bohaterów. Dopiero zwiedzanie fabryki i wnioski robot-ników obserwujących kolejne próby pomagają zrozumieć pracujących w niej ludzi. Wspólna praca przynosiefekty; w teatrze i w fabryce wszyst-ko się udaje. Zwolennicy starych po-rządków przekonują się do nowego ładu i składają samokrytykę”. Pięknezakończenie, które pozwala płynnie przejść do kinematografi i, gdzie ka-nony realizmu socjalistycznego zna-lazły bodaj najszersze zastosowanie.

KUŁAK, ŚREDNIAK I BIEDAK. Drugim powojennym fi l-mem – zaraz po „Zakazanych piosenkach” – były „JasneŁany” (1947 r.) wyreżyserowane przez Eugeniusza Cę-kalskiego, przedstawiciela przedwojennego Startu, grupy lewicujących fi lmowców. Akcja zaczyna się od przyjazdu do tonącej w ciemnościach wsi Łany nowego, pełnego po-zytywistycznego zapału nauczyciela (którego odtwarzał początkujący wówczas aktor Kazimierz Dejmek). Wita go wieś zacofana, rozpijana bimbrem przez miejscowego młynarza, typowego bohatera negatywnego, który – co nie powinno nas specjalnie zdziwić ‒ pokątnie utrzymu-je kontakty z reakcyjnym podziemiem. To „leśni” podju-dzają młynarza, by przeciwstawił się planom elektryfi ka-cji wsi. Kiedy i to nie wystarcza, postanawiają zabić na-uczyciela. Mordercy uciekają pod osłoną nocy, ale w tym

Lidia Korsakównana plakacie filmu

„Przygoda na Mariensztacie”,

reż. LeonardBuczkowski, r.

Plansza w studiu Doświadczalnego

OśrodkaTelewizyjnego,

r.

Page 91: polityka-pomocnik_historyczny-201206

9191P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

właśnie momencie włączona zostaje elektryczność, ciemne Łany stają się jasne, co ułatwia schwytanie reak-cjonistów, którzy zostaną przekaza-ni władzom bezpieczeństwa.

Wydawać by się mogło, klasykasocrealizmu, a jednak „Jasne Łany” na zjeździe w Wiśle poddane zostały ostrej krytyce. Zarzucano mianowi-cie twórcom, że nie potrafi li zacho-wać właściwej proporcji między po-zytywnymi i negatywnymi bohatera-mi, co znaczyło, że ci negatywni byli jednak za mało negatywni. Inny za-rzut dotyczył obfi tości nocnych ple-nerów, które osłabiały optymistyczny wydźwięk całości. Pewnie fi lm byłby lepiej przyjęty, gdyby scenarzyści po-śpieszyli się z elektryfi kacją wsi.

Po zjeździe ogłoszono konkurs na scenariusz, który wygrał projekt „Gromada” autorstwa Jerzego Kawa-lerowicza i Kazimierza Sumerskiego. Z eksplikacji scenarzystów: „Ukazu-jąc w scenariuszu typowego kułaka i jego popleczników z jednej stro-ny, a z drugiej gromadę mało i śred-niorolnych chłopów dążących pod przewodnictwem aktywu wiejskiego do pełniejszej, wyższej socjalistycz-nej formy życia, ukazując średniakawyłamującego się spod wpływu ku-łaków, staraliśmy się uwidocznić ty-powy przekrój dzisiejszej wsi polskiej z jej aktualnymi zagadnieniami, wsi dorastającej w ogniu walki klasowej do świadomości politycznej i społecznej”.

Finał „Gromady”, którą debiutował w fabule przyszły twórca „Matki Joanny od Aniołów” i „Faraona”, był podkażdym względem pomyślny. Młynarz, największy ku-łak we wsi, oczywiście cieszący się poparciem reakcji, zo-staje pokonany przez kolektyw, który uruchamia młyn spółdzielczy. We wsi powstaje komitet założycielski spół-dzielni produkcyjnej, co oczywiście niezmiernie cieszy mieszkańców. Na ekranie wszystko wyglądało wręcz modelowo: był reakcyjny kułak, wahający się, ale tylko do czasu średniak, i postępowy od pierwszej do ostatniesceny biedniak. W dziełach socrealistycznych tylko bied-ni byli bowiem poza wszelkimi podejrzeniami i im przy-padła rola przewodnia.

Bohater pozytywny żyje wyłącznie ideą, więc nie ma nawet czasu na posiłki. W „Gromadzie” jest scena, kie-dy matka wnosi bohaterowi kolację. Ten odsuwa jednak talerz, mówiąc „Później, mamo”. Zabiera się do swoich papierów. „Żniwa niedaleko – mówi z uśmiechem – mu-szę zorganizować pomoc sąsiedzką i zrobić plan akcjiżniwnej”.

Nawet zakochani rozmawiają tylko o pracy. W „Trud-nej miłości”, debiucie Stanisława Różewicza, wsiowi Ro-meo i Julia (on jest byłym parobkiem jej ojca) spotyka-ją się pośród łanów dorodnego żyta. „Młyn kończymy w tym roku! – zaczyna fl irtować chłopiec. – Przyjechałprzedstawiciel z województwa, majster naradził się z mu-rarzami i podjęli się przyśpieszyć budowę. A jak dotrzy-mamy terminu, to może dostaniemy premię! Wiesz co? Przedstawiciel obiecał, że może traktor!”. Ukochana jest pod dużym wrażeniem: „Ojej! To się ludzie ucieszą!”.

Traktor to nie był tylko sprzęt do robót polowych. Tobył fetysz, symbol, znak postępu. Malowany w książkachdla dzieci (np. w ówczesnym wydaniu „Elementarza” Fal-skiego) i dla dorosłych („Traktory zdobędą wiosnę” Wi-

tolda Zalewskiego). Na „natchnio-nym traktorze” do wsi wjeżdżał po-stęp. Traktorzysta i traktorzystka(modne wówczas hasło „Kobiety natraktory”) mieli przeorać świado-mość, przygotować grunt pod zasiew dający w przyszłości obfi te plony.

Nie tylko na wsi toczyła się wal-ka nowego ze starym. Wzorcowym wręcz fi lmem dziejącym się w śro-dowisku robotniczym było dzieło Marii Kaniewskiej „Niedaleko War-szawy”, według scenariusza Adama Ważyka. Jest tu angielski szpieg wy-słany do Polski z misją zniszczenia huty, który pozyskuje do współpracy majstra starej daty i przy jego pomo-cy przemyca do zakładu materiały wybuchowe. Na szczęście UB czuwa, sabotażysta zostaje schwytany, zaś załoga na zebraniu przyjmuje nowe, szybsze metody pracy.

NAUKI Z SOCREALIZMU. Film Ka-niewskiej wszedł na ekrany w 1954 r. W tym samym roku, w grudniu, naekranach pojawiło się „Pokolenie” Andrzeja Wajdy, zapowiedź szko-ły polskiej. Za dwa lata były strajki w Poznaniu, potem Październik. W „Po prostu” ukazał się głośny arty-kuł – „Na spotkanie ludziom z AK”.Wyszła powieść Leopolda Tyrmanda

„Zły”. 1 sierpnia władza zezwoliła na obchody rocznicy powstania warszawskiego.

Socrealizm nie trwał długo, niemniej niektóre jego sztandarowe dzieła przetrwały swój czas. Czym są dla dzisiejszego odbiorcy? Przede wszystkim pokazują kata-strofalne skutki upolityczniania i ideologizacji kultury, ale są też wciąż aktualną przestrogą przed każdym pro-jektem totalnym, z góry dekretującym, co jest w sztuce słuszne i postępowe, a co niedopuszczalne. Nieprzypad-kowo pewne założenia socrealizmu pojawiły się w stanie wojennym, kiedy to kultura miała być, zdaniem pewne-go ministra, jak pasiak łowicki, zaś fi lmy takie jak „God-ność” Romana Wionczka do złudzenia przypominały produkcyjniaki z lat 50.

Socrealizm był narzuconą doktryną, ale – co wartomoże przypomnieć na koniec – niektóre jego dokonania naprawdę się ludziom podobały, np. superrealistyczne malarstwo. (Tu zresztą średni gust Polaków niewiele się do dzisiaj zmienił). Do ucha łatwo i masowo trafi ały też optymistyczne piosenki, pisane zresztą przez wybitnych kompozytorów (m.in. Władysława Szpilmana), które wciąż powracają w popularnych spektaklach teatral-nych i telewizyjnych. Niby na zasadzie żartu i parodii,ale prawda jest taka, że nie tylko leciwa publiczność sta-rych dobrych kawałków słucha z przyjemnością. Można je odnaleźć także na stronach internetowych.

Najgorzej na romansie z socrealizmem wyszła lite-ratura (art. s. 120), niewiele lepiej fi lm, chociaż w kinie zdarzyła się rzecz dziwna. Otóż kiedy dzisiaj ktoś miałby ochotę obejrzeć „Jasne Łany” bądź „Gromadę”, zobaczy na ekranie coś, co twórcy chcieli ukryć. Mianowicie ca-łą biedę tamtych czasów, bo nawet ów wstrętny kułak,jak się okazuje, nie jest żadnym bogaczem. Także niechęć do kolektywizacji wydaje się bardziej wiarygodna niż sztuczny zapał jej zwolenników. Okazało się, zresztą nie po raz pierwszy, że kamerą trudno doskonale kłamać.

Z dz isł aw P i etr a si k

Kobieta na traktorze, jedno

z najsłynniejszych zestawień

propagandowych

Page 92: polityka-pomocnik_historyczny-201206

92

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Rynek wydawniczy: prasa, książka, ruchPod cenzurą. Rynek wydawniczy w latach

1945–47 był kontrolowany przez Główny Urząd

Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk oraz przez

Ministerstwo Informacji i Propagandy, od któ-

rego zależał przydział papieru (art. s. 37). Jed-

nak pomimo kontroli przez pierwszych kilka

lat po wojnie na rynku wydawnictw praso-

wych i książkowych panowała stosunko-

wo duża różnorodność. Później, wydając

ładne i  tanie książki w dużym nakładzie,

władza maskowała braki wywołane ogra-

niczeniami druku niewygodnych treści

i autorów.

Prasa. Komuniści zaczęli wydawać ga-

zety zaraz po wkroczeniu na ziemie pol-

skie. 23 lipca 1944 r. wyszedł pierwszy nu-

mer „Rzeczpospolitej” w Chełmie, od lipca

też działała w Lublinie Polska Agencja Pra-

sowa. Szybko zaczęły się pojawiać gaze-

ty związane z  poszczególnymi partiami

politycznymi, reprezentowanymi w  Kra-

jowej Radzie Narodowej, oraz o tematyce

wojskowej i kulturalnej. Jeszcze we wrze-

śniu 1944  r. założono Spółdzielnię Wy-

dawniczo-Oświatową Czytelnik, której ar-

chitektem i prezesem był Jerzy Borejsza.

Czytelnik szybko stał się wydawcą działa-

jącym z dużym rozmachem: w kolejnych

wyzwolonych miastach zakładał dzienni-

ki, periodyki społeczno-literackie („Odro-

dzenie”, „Kuźnica”, „Twórczość”, „Wiatr od

Morza”, „Skarpa Warszawska”), przezna-

czone dla ludności wiejskiej („Wieś”, „Chło-

pi”, „Rolnik Polski”), magazyny ilustrowane

i  satyryczne („Przekrój”, „Szpilki”), popu-

larnonaukowe, młodzieżowe, dziecięce

i kobiece („Przyjaciółka”, wzorowana na przed-

wojennej „Mojej Przyjaciółce”). Borejsza na ła-

mach redagowanego przez siebie pisma „Od-

rodzenie” sformułował program „rewolucji

łagodnej”, w której postulował drogę reform

społecznych i politycznych, wolną od represji

i „gilotyny”. Do współpracy z gazetami Czytel-

nika zapraszał najwybitniejszych polskich pisa-

rzy, niekoniecznie sprzyjających polityce kul-

turalnej państwa, zapewniając im przy okazji

utrzymanie i dach nad głową.

Wśród prasy politycznej naczelnymi tytu-

łami były: związane z PPR „Trybuna Wolności”

i „Głos Ludu”, pepeesowskie „Robotnik”, „Prze-

gląd Socjalistyczny” i „Express Wieczorny”, oraz

wydawane jako główne organy PSL „Chłopski

Sztandar” i „Gazeta Ludowa”.

Jeszcze przed zakończeniem działań wojen-

nych pojawiła się prasa katolicka. Obok licz-

nych pism lokalnych wyłoniły się dwa jej głów-

ne ośrodki. Pierwszym z nich było środowisko

wydawanego od 24 marca 1945 r. „Tygodnika

Powszechnego”, redagowanego początkowo

przez ks. Jana Piwowarczyka, następnie przez

Jerzego Turowicza. W  tym kręgu półtora ro-

ku później powstał kwartalnik „Znak”. Drugim

ośrodkiem było środowisko tygodnika „Dziś

i Jutro” (wydawanego w latach 1945–56), zwią-

zane z  Bolesławem Piaseckim, który przed

wojną obracał się w kręgach skrajnej prawicy.

Popierający socjalistyczne przemiany, Piasec-

ki w 1947 r. stworzył organizację PAX; dwa lata

później powołano Instytut Wydawniczy PAX.

Książki. Nieco wolniej rozwijał się rynek

książek. Przedwojenne firmy wznowiły swoją

działalność za pozwoleniem władz, początko-

wo bowiem brak było państwowego kapita-

łu na samodzielne odbudowanie wojennych

strat w księgozbiorach. Działało więc powsta-

łe w połowie XIX w. wydawnictwo Gebethner

i  Wolff, istniały założone w  dwudziestoleciu

międzywojennym książnica Atlas, firma Trza-

ska, Evert i  Michalski czy też wydawnictwo

J. Mortkowicza. Początkowo nastawiały się

głównie na reedycje najważniejszych dzieł li-

teratury polskiej i światowej.

Powstające jednak zakłady państwowe

(największymi były wówczas Książka, Czy-

telnik i Państwowy Instytut Wydawniczy) do

1950  r. niemal całkowicie wyparły przedsię-

biorców prywatnych. Likwidowano mniej-

sze wydawnictwa, a  pozostałe (z  wyjątkiem

specjalistycznych: wojskowych, medycznych

czy naukowych) podporządkowano w 1951 r.

Centralnemu Urzędowi Wydawnictw Prze-

mysłu Graficznego i Księgarstwa. Nadzorował

on niemal wszystkie drukarnie, miał wyłącz-

ność na papier i monopol na sprzedaż książek.

(Ten model w  pewnym sensie odtworzono

w 1973 r., powołując RSW Prasa-Książka-Ruch,

finansującą PZPR).

Wykształciła się w tym czasie nowa funkcja

– redaktora, który opracowywał tekst książki

pod kątem polityczno-cenzuralnym oraz skła-

niał autora do przeróbek i  zmian naruszają-

cych nieraz zasadniczą koncepcję dzieła. Sta-

wał się przez to odpowiedzialny za tekst

na równi z autorem. Między 1951 a 1956 r.

znacznie wzrosła liczba wydanych ksią-

żek: co roku do 7,5 tys. pozycji, w nakładzie

ok. 90 mln egzemplarzy.

Ideologizacja prasy. Zmiany do-

tknęły także wydawnictwa prasowe, któ-

re stały się środkiem do ideologicznego

wychowania mas (art. s. 45). Powołano

centralne pismo codzienne PZPR „Trybu-

nę Ludu”. Wprowadzono ściślejszą cenzu-

rę. Zmniejszenie liczby tytułów miały re-

kompensować podniesione nakłady.

Jeszcze w  październiku 1948  r. odwo-

łano z funkcji prezesa Czytelnika Jerzego

Borejszę. W 1950 r. zlikwidowano tygodniki

„Odrodzenie” i „Kuźnicę”, a na ich miejsce

powołano „Nową Kulturę”, która w 1952 r.

stała się organem Związku Literatów Pol-

skich. Również w 1950 r. zaczął się ukazy-

wać dziennik „Sztandar Młodych”, organ

powstałego w  1948  r. Związku Młodzie-

ży Polskiej (art. s. 20). Symboliczne stało

się przejęcie „Tygodnika Powszechnego”

w 1953 r. (art. s. 93).

Pismem, któremu udało się zachować

swoją linię, a nawet przemycać informa-

cje o kulturze zachodniej, był wydawany

przez Mariana Eilego (od 1945 do 1969 r.)

„Przekrój”. Tygodnik promował kulturę, uczył

savoir- vivre’u  i  kreował nowe trendy w  mo-

dzie. Dla swych czytelników stał się oknem na

świat.

W czasie stalinizmu wielu polskich pisarzy

znalazło się w niezwykle trudnej sytuacji. Nie

chcąc pisać pod dyktando cenzury, zmusze-

ni byli tworzyć „do szuflady”. „Mam trzydzieści

lat i gniję. Jestem pisarzem (…), ale nie wydaję

książek. Jestem dobrym publicystą, ale nie pi-

szę artykułów ani polemik. Jestem bardzo do-

brym dziennikarzem, ale nie pracuję w żadnej

redakcji”, pisał w 1954 r. Tyrmand, oddając sy-

tuację nie tylko swoją, ale również wielu kole-

gów po piórze (art. s. 86 i 120).

Znaki odwilży. Ale to właśnie na łamach

prasy pojawiły się pierwsze oznaki odwilży.

W  1954  r. w „Po Prostu” rozpoczęto dyskusję

o studiowaniu przedmiotów ideologicznych.

W kwietniu 1955 r. w „Nowej Kulturze” pojawił

się przekład „Odwilży” Ilii Erenburga, a w sierp-

niu tego samego roku „Poemat dla dorosłych”

Adama Ważyka, w tamtych czasach i warun-

kach uznany za symbol destalinizacji.

Joa n na Saw ick a

Page 93: polityka-pomocnik_historyczny-201206

9393P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Granice ustępstw

POKAZOWY PROCES KURII KRAKOWSKIEJ. Był koniec stycznia 1953 r. W Krakowie toczył się proces przeciw-ko pracownikom tamtejszej kurii biskupiej. Prasa ko-munistyczna nazwała go „procesem księdza Józefa Leli-ty i innych agentów wywiadu amerykańskiego”. Jesienią 1952 r. w wyniku rewizji znaleziono w budynku kurial-nym dzieła sztuki i kilka tysięcy dolarów. To posłużyło za podstawę do aresztowania grupy księży i cywilnych pracowników kurii i do oskarżenia ich o nielegalny obrót walutą i wykorzystywanie budynku kościelnego do dzia-łalności agenturalnej. Takie zarzuty groziły skazaniem nawet na karę śmierci.

W redakcji krakowskiego „Tygodnika Powszechnego”, jedynego wówczas liczącego się czasopisma katolickiego, spodziewano się najgorszego. I rzeczywiście. W fabryce Szadkowskiego urządzono wzorcowy proces stalinow-ski (art. s. 38). Robotniczy aktyw bił brawo oskarżycie-lowi w mundurze wojskowym Stanisławowi Zarako-Za-rakowskiemu, który zażądał lub zatwierdził po wojnie wiele wyroków śmierci. „Proces był tak wyreżyserowa-ny, a ludzie zmiażdżeni, że mówili rzeczy mrożące krew w żyłach – wspomina Józefa Hennelowa. – Postępowa-nie toczyło się przy otwartej kurtynie, bez słowa obrony czy pytania”. 27 stycznia sąd skazał trzech oskarżonych, w tym ks. Lelitę, na śmierć, pozostałym wymierzył kary od sześciu lat do dożywocia. Ale jakby tego było mało, pojawiły się oświadczenia popierające drakońskie wyro-ki (ostatecznie kar śmierci nie wykonano).

Do antykościelnej akcji włączyli się tzw. księża patrio-ci (patrz s. 97). Już trzy dni po ogłoszeniu wyroków wy-dali oświadczenie, że potrzebne jest uzdrowienie sytu-acji w kuriach biskupich, zmiana programów kształcenia księży w seminariach, aby wychowywać ich na obywa-teli. Zaniepokojony prymas Stefan Wyszyński zagroziłksiężom patriotom ekskomuniką za bunt przeciwko wła-dzy kościelnej.

KOŚCIELNA TAKTYKA PRZETRWANIA. Jakby w  prze-czuciu tej kampanii nienawiści przeciwko niemogącym się praworządnie bronić ludziom, władze kościelne wy-dały w grudniu 1952 r. specjalny komunikat. W nawią-zaniu do aresztowań rzekomych cinkciarzy i  szpiegów bp Zygmunt Choromański oświadczył w imieniu episko-patu, że „udział katolików, a  tym bardziej duchowień-

A DA M SZ O S T K I E W IC Z

stwa w akcji podziemnej i dywersji gospodarczej jest nie tylko sprzeczny z dobrem Narodu, ale również szkodli-wy dla działalności Kościoła katolickiego w Polsce”. Był to kolejny pojednawczy gest biskupów pod adresem Pol-ski Ludowej. Lecz władze państwowe czuły się już na tyle silne, że szły na otwartą konfrontację z Kościołem. Partia komunistyczna szykowała się do wydania dekretu umożliwiającego obsadzanie urzędów biskupich ludźmi mającymi zaufanie PZPR.

Nie pomógł więc także gest „Tygodnika Powszechne-go” w tej samej sprawie. Zaraz po wyrokach pismo wy-drukowało własny komunikat, odcinający się od „anty-państwowej działalności obcych agentur”. (Hennelowa uważa po latach, że pismo Jerzego Turowicza nie powin-

Cisza przed burzą:w fotelach przed ołtarzem siedzą

prezydent Bolesław Bierut

i marszałek MichałRola-Żymierski. Ogólnopolskie

obchody ŚwiętaLudowego, Gniezno,

maja r.

Page 94: polityka-pomocnik_historyczny-201206

94

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

cjom władz – popchnęło część księży do zejścia do reli-gijnego podziemia. Z kolei na Węgrzech najpierw aresz-towano ok. 2 tys. sióstr zakonnych i zakonników, a potem klasztory zlikwidowano. W całym bloku radzieckim pró-bowano dzielić Kościoły i wiernych na „postępowych”, współpracujących z  nowym systemem, i  sprzymierzo-nych z „obozem reakcji i kontrrewolucji”. W prawosław-nej Rumunii już w 1945 r. komuniści wsparli utworzenie związku tzw. księży demokratów, którzy pomogli usunąć niewygodnego przywódcę tamtejszej Cerkwi patriarchę Nikodema. W Czechosłowacji tzw. postępowi duchowni działali w ruchu o propagandowej nazwie łacińskiej Pa-cem in Terris (pokój na ziemi), bliźniaczą strukturę stwo-rzono na Węgrzech, w Polsce funkcjonował z dość spo-rym początkowo powodzeniem wspomniany ruch księży patriotów. Podobną rolę odgrywał PAX.

ARESZTOWANIA HIERARCHÓW. Symbolicznym ciosem mającym dobić religię były aresztowania przywódców kościelnych. Praktykę tę w  Rosji stosowali bolszewi-cy. W powojennej Jugosławii chorwacki kardynał Alojz Stepinac został uwięziony w 1946 r. pod zarzutem ko-laboracji z prohitlerowskim reżimem ustaszowskim. NaWęgrzech tamtejszego prymasa Jozsefa Midszentyegoaresztowano w 1948 r., arcybiskupa Pragi czeskiej Jose-fa Berana – w 1949 r. Liczono na to, że izolacja i propa-gandowa dyskredytacja przywódców pomoże komuni-stom zmienić układ sił w Kościołach na korzyść władzy. W Polsce z aresztowaniem prymasa Wyszyńskiego zwle-kano do 1953 r. Wynikało to z siły Kościoła polskiego, którego stalinizm nie oszczędził, nigdy jednak nie zdołał zdominować.

ZERWANY KONKORDAT. SPÓR O ADMINISTRATORÓW APOSTOLSKICH. Biskup Stefan Wyszyński został na-stępcą prymasa kardynała Augusta Hlonda w  listopa-dzie 1948 r. Obejmował urząd jako człowiek stosunkowo młody, 47-letni, ale doświadczony. W II RP był m.in. ka-pelanem robotników i chrześcijańskich związków zawo-dowych; w powstaniu warszawskim 1944 r. – kapelanem AK. Przywódcą Kościoła został w czasie rosnącego na-pięcia na linii Kościół–państwo, poprzedzającego twar-

no było drukować tego komunikatu). Gdy w kilka tygo-dni później, po śmierci Stalina, tygodnik odmówił dru-kowania nadesłanego przez władze pośmiertnego hołdu przywódcy ZSRR, tytuł został bezprawnie przekazany ludziom z propaństwowego Stowarzyszenia PAX Bole-sława Piaseckiego (a stara redakcja na trzy lata, do czasu odwilży, poszła na utrzymanie Kościoła krakowskiego).

STALINOWSKIE SCENARIUSZE ZWALCZANIA RELIGII I KOŚCIOŁA. Proces kurii krakowskiej i  zastąpienie „Tygodnika Powszechnego” jego paksowską podróbkąotwarły najczarniejszy dla Kościoła rok w  dotychcza-sowej powojennej historii. Rok fi ngowanych procesów, aresztowania prymasa ks. kardynała Stefana Wyszyń-skiego, uzyskania przez władze politycznej kontroli nad episkopatem. Konsekwentnie realizowano stalinowski scenariusz marginalizacji Kościoła.

Na to zjawisko warto popatrzeć w szerszym kontekścietzw. demokracji ludowych (art. s. 22). Polityka Stalina obliczona była na likwidację wszelkich wpływów wszel-kich religii w  każdej dziedzinie życia. Generalissimus szedł tu wiernie szlakiem Lenina, który życzył sobie fi -zycznej eksterminacji kleru i zniszczenia materialnej ba-zy religii. Ale w czasie wojny z Hitlerem Stalin w ramachpowszechnej mobilizacji Rosjan do walki z  najeźdźcą wykonał pojednawcze gesty pod adresem Cerkwi i  lu-dzi wierzących. W ten sposób powstał schemat polity-ki wobec religii, wykorzystywany w różnym stopniu we wszystkich państwach komunistycznych. Polegała ona na dążeniu do likwidacji religii, jej struktur i ludzi, alew razie poważnych turbulencji systemu represje i ogra-niczenia należało łagodzić, by zyskać poparcie tej części społeczeństwa, która nie uwierzyła jeszcze w wyższość komunizmu nad religią. W miarę umacniania się poli-tycznego władz, walka z religią miała się nasilać. W od-powiednim momencie, kiedy władza miała już pełną kontrolę, przystępowano do ataku na duchowych przy-wódców, aby złamać opór moralny wiernych.

I tak po komunistycznym zamachu stanu w Czechosło-wacji (1948 r.) do obozów pracy i więzień zesłano ok. 3 tys. duchownych, a w 1950 r. zlikwidowano zakony, zamknię-to seminaria duchowne, co – oczywiście wbrew inten-

Z kart historii Caritas, jeszcze nieprzejętej

przez państwo: zakończenie

półkolonii dla dzieciz dzielnicy Wola.

Warszawa,sierpień r.

Page 95: polityka-pomocnik_historyczny-201206

9595P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

dy stalinizm. W pierwszych powojennych latach, kiedy toczyła się jeszcze walka polityczna i zbrojna o kontrolę nad krajem (art. s. 102), nowa władza zabiegała o wize-runek neutralnej, a nawet życzliwej katolicyzmowi. Do-stojnicy państwowi, włącznie z prezydentem Bolesławem Bierutem, brali udział w kościelnych uroczystościach. Nainaugurację wznowionego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego przybył zaufany Stalina w Polsce Ludowej marszałek Nikołaj Bułganin.

Nie przeszkadzało to jednak nowej władzy zerwać przedwojenny konkordat już w 1945 r. Do tej decyzji ła-two było przekonać społeczeństwo, bo w Polsce pamię-tano wojenne milczenie papieża Piusa XII o zbrodniach

hitlerowskich w  Polsce oraz jego zgodę na obsadzenie niektórych ważnych stanowisk kościelnych (na ziemiach polskich pod okupacją) duchownymi Niemcami. Tensam papież upoważnił kard. Hlonda do mianowania na przyłączonych do Polski ziemiach zachodnich tzw. ad-ministratorów apostolskich we Wrocławiu, Gorzowie, Opolu, Gdańsku i na Warmii. Jednak to z kolei nie po-dobało się władzom komunistycznym, które naciskały na polski Kościół, by wymógł na papieżu jak najszybsze zatwierdzenie pełnoprawnej polskiej administracji ko-ścielnej, zamiast tymczasowej administracji apostolskiej.

Kolejny etap konfl iktu na tym tle nastąpił po zawarciu układu w 1951 r. między Polską Ludową a komunistycz-nymi Niemcami wschodnimi, potwierdzającym polską granicę zachodnią. Władze odsunęły na mocy tego ukła-du administratorów apostolskich i zastąpiły ich duchow-nymi, do których miały zaufanie. To z kolei postawiłow trudnej sytuacji prymasa Wyszyńskiego, który jednak wolał uniknąć schizmy i tolerował owych wikariuszy.

CUDA I CARITAS. Już wcześniej nowy prymas starałsię nie antagonizować nowej władzy. Takie zresztą by-ło generalnie powojenne nastawienie Kościoła. Jeszczekard. Hlond apelował w maju 1948 r., aby „Polacy byli sobie braćmi”. Jednocześnie podsycał on religijność ma-sową, jak choćby w Lublinie, gdzie coraz bardziej popu-larnym biskupem był Wyszyński i gdzie w lipcu 1949 r. (podczas kolejnej fali antykościelnej propagandy) pew-na zakonnica miała zobaczyć na obrazie Matki Bożej w tamtejszej katedrze krwawą łzę. Cud lubelski (art. po-niżej) przyciągnął tłumy pielgrzymów z całego kraju, bez specjalnych przeszkód ze strony milicji.

Ale z szanowaną kościelną organizacją charytatywną Caritas (patrz s. 97) władze obeszły się mniej powścią-gliwie. Caritas szybko objęła prawie całą Polskę pomo-cą w różnych formach. Te sukcesy, choć społecznie po-żyteczne i odciążające budżet państwa, były nie do po-godzenia z ideologią walki ze „złodziejstwem i korupcją w sektorze prywatnym”, do którego zaliczono Caritas. Jesienią 1949  r. upaństwowiono szpitale, a  do Caritas wprowadzono komisarzy. To odebranie Kościołowi po-

G dy z ambon przestrzegano przed „czer-

wonym szatanem” ze Wschodu, przez

wymęczony wojną kraj przetoczyła się fa-

la cudownych objawień. Płakały obrazy, figury

i święte drzewa, a partia załamywała ręce.

Kropla krwi na obrazie Matki Boskiej w kate-

drze lubelskiej, dostrzeżona 3 lipca 1949 r., przy-

ciągała do miasta codziennie tysiące wiernych,

interpretujących to zjawisko jako zapowiedź

kary, która wkrótce spadnie na władze. Dopiero

śmiertelne stratowanie jednej z wiernych skło-

niło władze do zablokowania dróg wjazdowych

do miasta i wydania zakazu jego opuszczania.

Wszystko na nic. Przez województwo lubel-

skie przetoczyła się fala objawień, zaś w sierp-

niu odnotowano podobne zjawiska i zachowa-

nia w województwach rzeszowskim, kieleckim

i warszawskim. Ich kolejna seria przypadła na la-

to następnego roku, sięgając tym razem Wiel-

kopolski.

Z raportów UB dowiadujemy się, że więk-

szość cudów dokonała się w lokalnych kościo-

łach: krwawiące obrazy i rzeźby działały na ludzi

jak magnes, z funkcjonariuszami państwowymi

niższych szczebli włącznie. Forma objawień

stopniowo jednak się zmieniała. W Żurominie

(pow. sierpecki) płacząca figura Matki Boskiej

ukazała się dziewiętnastoletniej dziewczynie

we śnie. W dwóch innych wsiach płakać zaczę-

ły figurki w przydrożnych kapliczkach, a niektó-

re z odnotowanych w raportach UB „świecą-

cych obrazów” wisiały w wiejskich chałupach.

W lipcu 1949 r. w Lipnicy (pow. kolbuszowski)

Matka Boska ukazała się w studni, zaś dwa la-

ta później, w Mogilanach (pow. krakowski) ob-

jawienia doznał chłopiec pasący bydło – ujrzał

wizerunek Matki Boskiej w drzewie. Święci uka-

zali swe oblicza również na korze drzew w Osiej

Górze (pow. kolbuszowski). W pobliżu święte-

go lasu odkopano cudowne źródło, zasypane

wcześniej przez władze z powodu jego zanie-

czyszczenia.

Zdecydowana większość cudów przypa-

dła na lata 1949–1950, wydarzeń tych nie nale-

ży jednak tłumaczyć wyłącznie oporem wobec

wzmożonej wówczas polityki antykościelnej.

Można je skojarzyć także z przymusową kolek-

tywizacją. W świecie, w którym bycie synem

przejawiało się w prawie do użytkowania oj-

cowizny, zaś wejście w rolę żony było równo-

znaczne z wniesieniem posagu do majątku

męża, kolektywizacja naruszała fundamenty

zbiorowej tożsamości. Zaliczała się do nich też

zwalczana przez państwo religia, umożliwiająca

oswojenie lęku.

W następnych latach poziom ludowej de-

wocji zaczął wyraźnie opadać. Ostatnią serię

cudów i objawień spowodowały sierpniowe

uroczystości maryjne na Jasnej Górze w 1956 r.

Niepowodzenia zarzuconej ostatecznie kolek-

tywizacji zbiegły się w czasie z  łagodzeniem

kursu antykościelnego. Nowa polityka wynika-

ła z bezradności władz. Nie potrafiły one zmu-

sić rozmodlonych tłumów do posłuszeństwa

za pomocą innych środków niż drut kolczasty,

którym otoczono np. święte jezioro w Osiej Gó-

rze po śmierci pierwszej ofiary zatrucia brudną

wodą. Jednak ani druty kolczaste, ani partyjne

polowania na „organizatorów cudów”, ani blo-

kady dróg nie były w stanie zatrzymać plotek

o towarzyszu Bierucie, który miał się udać pry-

watnym samolotem do odizolowanego Lubli-

na, by na własne oczy zobaczyć obraz, od któ-

rego wszystko to się zaczęło.

P iotr Ok n i ńsk i

CUDA I OBJAWIENIA „MÓDL CIE SIĘ ZA TEN POGAŃSKI WSCHÓD”

Obrady I Krajowego Zjazdu Delegatów

Komisji Księży przyZBoWiD, czyli tzw. księży patriotów,z udziałem duchownych.

Warszawa,luty r.

Page 96: polityka-pomocnik_historyczny-201206

96

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Kardynał Stefan Wyszyński (na fot. w środku, po lewej bp Choromański,

po prawejbp Klepacz) w miejscu

odosobnieniaw Komańczy, r.

tężnego instrumentu działania społecznego oprotesto-wał w styczniu 1950 r. episkopat.

UPAŃSTWOWIENIE DÓBR KOŚCIELNYCH. Tymczasem w marcu tegoż roku uchwalono kolejne upaństwowie-nie – tym razem dóbr kościelnych o łącznym obszarze ok. 130  tys. ha (w  rękach proboszczów pozostawiono majątki do 50 ha i do 100 ha na ziemiach zachodnich). W zamian powstał tzw. Fundusz Kościelny, który miał opłacać emerytury osobom duchownym (nie tylko ka-tolickim) i  niektóre inne wydatki kościelne z  docho-dów przynoszonych przez dobra przejęte przez państwo (przetrwał do III RP).

POROZUMIENIE Z RZĄDEM. ARESZTOWANIE BP. KACZ-MARKA. W kwietniu 1950 r. Kościół podpisał porozu-mienie z rządem – z aprobatą Wyszyńskiego. Ustępstwa wobec władzy były głębokie. Dla części biskupów – za głębokie, bo groziły podkopaniem autorytetu Kościoła w społeczeństwie katolickim. Prymas uważał jednak, że porozumienie da Kościołowi chwilę wytchnienia. Ko-ściół w  zamian za gwarancje względnie swobodnego działania zgadzał się z propagandową tezą, że w interesie Polski leży walka z „bandami podziemia”, poszanowanie

NON POSSUMUS. TEGO JUŻ NIE MOŻEMY. Aż nadszedł1953 r., apogeum stalinowskiej polityki wobec Kościoła. W lutym ogłoszony został dekret o obsadzaniu stanowisk kościelnych za zgodą władz państwowych, co praktycznie likwidowało samorządność Kościoła instytucjonalnego. Władze wzywały na rozmowy kolejnych biskupów ordy-nariuszy. Sugerowano im, aby powoływali na stanowiska wskazanych przez władze księży patriotów. Wszyscy księ-ża mieli złożyć przysięgę na wierność Polsce Ludowej.

Biskupi odpowiedzieli w  maju 1953  r. memoriałem merytorycznie krytykującym antykościelne posunięciawładz. Episkopat potwierdził, że stoi nadal na gruncie porozumienia z 1950 r., ale dekretu lutowego akcepto-wać nie może. „Episkopat Polski nie wiąże się z żadnymkapitalistycznym ustrojem gospodarczym – zaznaczali biskupi – bo ustrój taki nie godzi się z katolicką myślą społeczną, potępia ruchy wywrotowe i podziemne, nie czyni sztucznych podziałów między wierzącymi i nie-wierzącymi, udziela poparcia dla frontu narodowego, choć ruch ten realizuje politykę marksizmu sprzecznąz nauką katolicką, popiera politykę zagraniczną rządu, zwłaszcza odnośnie ziem zachodnich, nie uprawia żad-nej własnej akcji politycznej, nie opowiada się za jakąkol-wiek antykomunistyczną krucjatą”.

Materiały do procesubp. Czesława Kaczmarka,

oskarżonegoo szpiegostwo,

nielegalny handel walutami

oraz kolaborację, r.

prawa i nowej władzy państwowej.Najbliższe lata pokazały, że ta

swoista deklaracja lojalności Ko-ścioła wiele mu nie pomogła. Jużw początku 1951 r. władze dokona-ły wspomnianej ingerencji w obsadęstanowisk kościelnych na ziemiach zachodnich i  aresztowały biskupakieleckiego Czesława Kaczmarka pod zarzutem szpiegostwa na rzecz USA i Watykanu. Przy pomocy księ-ży patriotów, PAX oraz tajnej policjipolitycznej władze starały się prze-jąć możliwie jak największą kontro-lę nad instytucjami kościelnymi.

Page 97: polityka-pomocnik_historyczny-201206

9797P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Kapłani. Podczas wojny zginęło 2030 polskich księży (z  ogólnej liczby

12 tys.), 243 zakonnice, 127 kleryków, 6 biskupów. Znaczne były też straty ma-

terialne. Z chwilą zakończenia wojny episkopat liczył zaledwie 20 biskupów,

w  parafiach pracowało 7170 księży diecezjalnych. Jeden kapłan przypadał

średnio na ok. 2 tys. wiernych. W nowych granicach Polski populacja wyno-

siła ok. 24 mln, w tym 90 proc. katolików (przed wojną ok. 70 proc.). Do 1955 r.

Kościół, mimo represji ze strony władzy, odbudował straty wojenne w zako-

nach męskich i żeńskich, wolniej odbudowywała się kadra księży diecezjal-

nych, osiągając pod koniec stalinizmu ok. 10 tys.

Diecezje. Wielkim wyzwaniem było stworzenie polskiej administracji ko-

ścielnej i sieci parafialnej na ziemiach zachodnich. Połowa Polski powojennej

należała przed wojną do państwa niemieckiego. Na zachodzie i północy do-

szły: prawie cała archidiecezja wrocławska, część diecezji berlińskiej, diece-

zje gdańska i warmińska, wolna prałatura w Pile, skrawki archidiecezji praskiej

i ołomunieckiej oraz miśnieńskiej. Polacy zastali na nich niemiecką kościelną

strukturę organizacyjną – protestancką i katolicką oraz resztki przedwojen-

nych mieszkańców. Brakowało księży. Radykalnie zmieniła się też sytuacja na

wschodzie, gdzie od Polski, a więc także od przedwojennej kościelnej struk-

tury organizacyjnej, odpadła znaczna część II Rzeczpospolitej. Z metropolii

lwowskiej ostał się skrawek z ośrodkami w Lubaczowie i Przemyślu, z wileń-

skiej skrawek z ośrodkiem w Białymstoku, część archidiecezji pińskiej z ośrod-

kiem w Drohiczynie nad Bugiem oraz diecezja łomżyńska.

Już w 1945 r. w porozumieniu z papieżem Piusem XII Kościół w Polsce utwo-

rzył tymczasowe administratury apostolskie w Gdańsku, Gorzowie (niemal 1/3

wszystkich ziem zachodnich), Olsztynie, Opolu i Wrocławiu. Na wschodzie

zaś trzy: w Białymstoku, Drohiczynie i Lubaczowie. W sumie w latach 1945–72

(nowy podział administracyjny) działało w Polsce 25 jednostek o charakterze

diecezji.

W ogromnej diecezji gorzowskiej (terytorialnie jedna siódma terytorium

Polski) w 1945 r. pracowało, w warunkach pionierskich, ok. 60 księży i tyluż za-

konników. Pięć lat później ich liczba wzrosła odpowiednio do 400 i 160 (wciąż

za mało do obsługi kilkuset świątyń). Dopiero utworzenie seminariów du-

chownych znacznie poprawiło sytuację Kościoła. Do 1970 r. wykształciły one

na ziemiach zachodnich ponad 2 tys. księży.

Caritas. Kościół stworzył bardzo rozbudowaną sieć opieki socjalnej pod

szyldem organizacji Caritas. Pod koniec 1946 r., czyli zaledwie 1,5 roku od woj-

ny, istniało już 4157 oddziałów parafialnych Caritas, a pod stałą opieką licznej

rzeszy jej pracowników i współpracowników pozostawało 8360 dzieci w ro-

dzinach zastępczych i 16 tys. w domach dziecka, 6 tys. osób w domach star-

ców i 66 tys. starszych ludzi przy rodzinach. Staraniem Caritas utrzymywano

972 przedszkola, 399 kuchni dla ubogich, 71 zakładów leczniczych. Państwo

odebrało Caritas Kościołowi w 1949 r.

Księża patrioci. Elementem polityki Polski Ludowej wobec Kościoła był

ruch tzw. księży patriotów. W 1949 r. przy kontrolowanym przez władze ko-

munistyczne Związku Bojowników o Wolność i Demokrację utworzono Komi-

sję Księży popierających nowy ustrój. Skupiała ona sporo, bo 1000–1500 osób,

czyli ok. 10 proc. całego duchowieństwa.

Inne kościoły. Wobec mniejszych Kościołów i związków wyznaniowych

władze stosowały politykę bardzo zróżnicowaną. Pod zarzutem szerzenia na-

cjonalizmu ukraińskiego zniszczono struktury Kościoła greckokatolickiego

(unickiego, prześladowanego także w ZSRR); dwaj biskupi uniccy Jozafat Ko-

cyłowski i Hryhoryj Łakota zostali aresztowani i wywiezieni do ZSRR, gdzie

zmarli w więzieniach. Bez świątyń, kapłanów i  liturgii pozostało ok. 250 tys.

unitów. Znaczną część otoczył opieką Kościół katolicki, do swych struktur

próbowała ich włączać polska Cerkiew autokefaliczna. Kościół prawosław-

ny w Polsce, drugi po katolickim pod względem liczby wiernych (po wojnie

ok. 450 tys., głównie w Białostockiem), został za stalinizmu zmuszony do zacie-

śnienia więzi z oficjalną Cerkwią radziecką, kosztem kontaktów z niezależnym

od ZSRR patriarchatem w Konstantynopolu (Istambule). Kościoły protestanc-

kie (podobnie jak Cerkiew i związki niekatolickie) władze usiłowały wciągać

do rozgrywki po swojej stronie przeciwko Kościołowi katolickiemu. W 1950 r.

zakazano działania tzw. świadkom Jehowy, na których spadły ostre represje

na tle odmowy służby wojskowej przez mężczyzn z tej wspólnoty. (AS)

KOŚCIOŁY WIERNI PO WOJNIEAle na obsadzanie stanowisk kościelnych bez zgody Kościoła nie chcieli przystać. „Do prześladowania nie daliśmy powodu. Rzeczy Bożych na ołtarzach Cezara składać nam nie wolno. Non possumus” (łac.: nie może-my). Memoriał przesłany Bierutowi podpisał Wyszyń-ski. Datowany był na ósmego maja, co miało wymowę symboliczną, gdyż tego dnia Kościół w Polsce wspomi-na zabójstwo z rozkazu królewskiego średniowiecznego biskupa Stanisława ze Szczepanowa, obrońcy kościelnej autonomii.

WYROK NA BP. KACZMARKA I ARESZTOWANIE PRY-MASA WYSZYŃSKIEGO. Zapadła cisza przed burzą. Je-sienią bp Kaczmarek po dwuletnim ciężkim śledztwie i pokazowym procesie został skazany na 12 lat więzie-nia. Historycy okresu uważają, że kiedy ogłaszano ten wyrok, władze PRL zdecydowane już były na uderzenie w prymasa Wyszyńskiego. Aresztowanie głowy Kościo-ła rzymskokatolickiego w Polsce nastąpiło 25 września 1953 r. Wyszyński został internowany. Niemal natych-miast jego miejsce, jako przewodniczący episkopatu, za-jął ugodowy biskup łódzki Michał Klepacz.

Biskupi nie stanęli otwarcie i  publicznie w  obronie prymasa. Trzy dni po jego aresztowaniu wydali propań-stwowe oświadczenie. Kościół był osłabiony, zalękniony i podzielony. Nie było rzetelnej informacji o  losie pry-masa, bo prasa i radio podlegały cenzurze (drugi, obok „Tygodnika Powszechnego”, krytyczny wobec Polski Ludowej „Tygodnik Warszawski” został zlikwidowany w 1948 r., jego redaktor naczelny ks. Zygmunt Kaczyń-ski zmarł w maju 1953 r. w więzieniu UB w Warszawie).

POWRÓT PRYMASA I KRÓTKA ODWILŻ. Gdy zmarłBolesław Bierut (art. s. 142),, ekskomunikowany zresztą po aresztowaniu prymasa, przywódcą partii komuni-stycznej został Edward Ochab. W czerwcu 1956 r. doszło w Poznaniu do manifestacji pod hasłem „Chleba i wol-ności”, brutalnie stłumionych. W sanktuarium często-chowskim Kościół z bp. Klepaczem na czele zorganizo-wał z udziałem miliona wiernych uroczystość ślubów ja-snogórskich: „Przyrzekamy Ci, Królowo Polski, wycho-wać młode pokolenie w wierności Chrystusowi, bronić je przed bezbożnictwem i zepsuciem”. Tekst ślubowania ułożył sam prymas Wyszyński. Przypominał o nim naJasnej Górze pusty tron pod baldachimem i złożona nanim wiązanka biało-czerwonych róż.

Prymas bowiem wciąż pozostawał w izolacji. Dopie-ro kiedy w październiku szefem partii został Władysław Gomułka, a grupa katolickich działaczy i pisarzy udzie-liła mu politycznego poparcia w nadziei na demokraty-zację, sprawa zakończyła się pomyślnie. Do Komańczy w  Bieszczadach, gdzie przebywał w  przymusowej izo-lacji, przybyli partyjni emisariusze i poprosili prymasa o powrót do stolicy.

Zwolniony z internowania kard. Wyszyński wrócił do Warszawy 26 października 1956 r. Chcąc zachować jed-ność Kościoła, publicznie pokazał się z bp. Klepaczem, który zwrócił prymasowi kierownictwo episkopatem. Bp Kaczmarek wyszedł z więzienia. Wrócili na swe urzędy usunięci biskupi śląscy i ordynariusze na ziemiach za-chodnich. Zespół Jerzego Turowicza odzyskał „Tygo-dnik Powszechny”. Władze zaakceptowały tworzący się ruch inteligencji katolickiej Znak, alternatywę dla Paksu. Dekret z 1953 r. o obsadzie stanowisk kościelnych prze-stał obowiązywać; religia wróciła do szkół. W styczniu 1957 r. episkopat zaapelował o udział katolików w wybo-rach do Sejmu. Pewna normalizacja stosunków kościel-no-państwowych trwała jednak krótko, bo tylko do koń-ca lat pięćdziesiątych.

A da m Sz ost k i ew icz

Page 98: polityka-pomocnik_historyczny-201206

98

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Sprawa żydowska

MIT ZABÓJSTWA RYTUALNEGO. W  sprawozdaniuz 4 kwietnia 1945 r. referatu do spraw Pomocy LudnościŻydowskiej czytamy: „W Chełmie rozpuszczono ostatnio pogłoski, że Żydzi zabili chłopca chrześcijańskiego i krew jego wytoczyli na macę. Na żądanie działaczy antysemic-kich… milicja zaaresztowała kilku Żydów chełmskich”.W czerwcu tegoż roku w Rzeszowie rozeszła się wieść, żezaginęła dziewczynka. Oskarżono Żydów. Rano 12 czerw-ca wszystkich Żydów rzeszowskich zaprowadzono na po-sterunek milicji. Byli bici i poniżani przez konwojujących ich milicjantów. Tłum rzucił się do plądrowania miesz-kań żydowskich. Obrabowano fabryczkę cukierków JózefaLandaua. Pobito szereg osób, w czym udział wzięli funk-cjonariusze UB i ludność cywilna. Zatrzymano jedną oso-bę, obywatela Landsmanna, i przetrzymywano w więzieniukilka miesięcy jako „ludożercę, mordercę polskich dzieci”.

W lipcu 1945 r. podobna wieść o mordowaniu polskich dzieci rozeszła się po Krakowie. Ponad 1 tys. osób zgro-madziło się przed synagogą Kupa i rozpoczął się pogrom.

PAW E Ł ŚPI E WA K

Pogrzeb ofiar pogromu ludnościżydowskiej. Kielce,

lipca r.

Zginęło prawdopodobnie pięć osób, a kilkakrotnie wię-cej pobito. Rej wodzili milicjanci. Człowiek bijący Ży-dówkę wykrzykiwał: „Wy stare kurwy, jak was Hitler nie potrafi ł wykończyć, to my was powykańczamy”. Jedni twierdzili, że był to mord rytualny, inni wierzyli, że Ży-dzi czynili to w celu wzmacniającym. Młoda krew miała pomóc osłabionym Żydom po pobycie w obozach.

Analiza źródeł, pisała jedna z historyków Anna Cicho-pek, „pozwala stwierdzić, że główną przyczyną opisywa-nych zdarzeń nie były uprzedzenia natury politycznej(„żydokomuna”) ani też ekonomicznej (zyski z przeję-cia mienia pożydowskiego), lecz głęboko zakorzeniony w świadomości społecznej, stereotypowy średniowiecz-ny wizerunek Żyda – mordercy”. Choroba szybko się roz-chodziła. Próby antyżydowskich rozruchów na tle oskar-żenia o zabijanie dzieci chrześcijańskich miały miejsce np. w Zakopanem, Tarnowie, Nowym Targu. Podobne napięcia zdarzały się m.in. w Płocku, Lublinie, Często-chowie i wreszcie w Kielcach.

Page 99: polityka-pomocnik_historyczny-201206

9999P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

wstaniu Państwa Izrael w 1948 r. władze Polski zachęca-ły do wyjazdu przede wszystkim działaczy syjonistycz-nych. Wtedy wyjechał brat Jakuba Bermana, Adolf, dzia-łacz marksistowskiego skrzydła ruchu syjonistycznego.

Oblicza się, że w latach 1945–50 mogło opuścić Polskęmniej więcej 130–150 tys. polskich Żydów. Granice za-mknięto w końcu 1950 r. i otworzyły się znowu w 1956 r. Wtedy wyjechało z Polski 70 tys. Żydów (ok. 15 tys. sta-nowili dopiero co repatriowani Żydzi z ZSRR); po 1968 r.14 tys. Z punktu widzenia historii żydowskiej emigracji rok 1968 był już wydarzeniem marginalnym.

Wyjeżdżali z powodu pogromów, jawnego antysemi-tyzmu, powtarzających się napadów, rabunków, mor-derstw. Po raz kolejny przeżywano koszmar okupacji. Wyjeżdżali, bo nie chcieli mieszkać na wielkim cmenta-rzu, jakim była dla nich Polska. Wyjeżdżali z braku moż-liwości przeżycia. Uciekali dlatego, że nie mieli tu swoich bliskich. Byli samotni, wyniszczeni wojną. Uciekali, bo gonił ich mit żydokomuny. Choć wszystko wskazuje na to, że większości Żydów komunizm nie interesował, nie chcieli mieć z nim nic wspólnego i nie życzyli sobie je-go wątpliwych dobrodziejstw. Powszechne było przeko-nanie, że Żydzi powinni opuścić Polskę. W podziemnychulotkach, w jawnych odezwach powtarzało się sformuło-wanie „Polska jest dla Polaków”. Jak mówił bp Wyszyń-ski, ich miejsce jest w Palestynie. Kolportowano rysunki przedstawiające pejsatych Żydów, którzy popierają PPR. Dziki antysemityzm się „posunął”, jak pisał jeden z żoł-nierzy armii Berlinga, zadziwiony atmosferą, jaką zastał w Polsce. Stało się tak, choć ocaleli nieliczni, gdy wyda-wało się, jak pisał wówczas Julian Tuwim, że słowo „Żyd” stanie się zaszczytem i po rzezi milionów ocaleli w Euro-pie Żydzi będą chodzili w aureoli męczeństwa.

Złe opinie o Żydach były obecne zarówno pośród bez-partyjnych, jak i członków PPR, wśród lokalnych urzęd-ników, milicjantów, żołnierzy wojska polskiego, jak i żoł-nierzy powojennego podziemia. Ba, nawet kierownicze gremia Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego nie zajmowały się przemocą wobec Żydów. Nie był to nawet temat dyskutowany przez ministrów UB po pogromiekieleckim. Prasa PPR atakowała pogrom łącząc go naj-fatalniej, jak można, z Andersem i AK.

MIT ŻYDOKOMUNY. Równie silny co mit zabójstwa ry-tualnego był mit żydokomuny, obecny w polskiej świado-mości już od 1918 r. W ulotkach i prasie nielegalnej pisa-no po wojnie: „Wszyscy Żydzi są współpracownikami UB i NKWD… W UB prawie wszystkie stanowiska kierow-nicze są obsadzone przez Żydów”. Pisano: „kto jest Ży-

W ramach kursów organizowanych

przez Organizację Rozwoju Twórczości

(ORT) ludność żydowska zdobywała

uprawnienia do pracy w zawodach

szewca, krawca, szklarza, mechanika

samochodowego.Dzierżoniów,

r.

Tam 4 lipca 1946 r. żołnierze Korpusu BezpieczeństwaPublicznego rozpoczęli pogrom. Brało w nim udział conajmniej pięćset osób. Zginęły 42 osoby. Mit zabijaniachrześcijańskich dzieci przez Żydów krążył po całej Pol-sce z wielką intensywnością do 1948 r. Nie tylko prości ludzie opowiadali o  ohydzie judzkiego plemienia, ale przekaz wzmacniali biskupi, jak choćby ówczesny bi-skup lubelski ks. Stefan Wyszyński, który wcale nie byłpewien, czy aby proces Menachema Bejlisa, oskarżonego w 1913 r. w Kijowie o mord rytualny, w istocie nie dowo-dził, że miał on jednak miejsce. Podobnie wypowiadał się biskup pomocniczy z Opola.

OBYWATELE ODRZUCENI. Żydzi po wojnie bali się. „Ani spać w domu nie można, a na każdym kroku człowiek drży”, pisał ocalały z Holocaustu mieszkaniec Radomia. W pierwszych latach powojennych zamordowano co naj-mniej 1100 Żydów. (Niektórzy szacują liczbę zabitych na 2000, inni na 700 osób). Ginęli w pogromach, byli za-bijani przez tzw. żołnierzy wyklętych, ginęli wyciągani z pociągów. Ginęli wracając po swoje mienie. Byli zabija-ni, jak w Radomiu w sierpniu 1945 r., w bandyckim na-padzie na spółdzielnię pracy Praca. Nie sposób zliczyćporanionych, okradzionych, zohydzanych. Prof. Witold Kula opisywał, jak przez kilka godzin poniżano słowem rodzinę żydowską jadącą pociągiem z  Warszawy do Wrocławia. To tak, jakby postawić ich przed pręgierzem,pisał, by tłum mógł ich opluwać i pastwić się nad nimi. W niektórych powiatach do dowodów osobistych wbija-no im pieczątkę z literą Ż, tak jak w czasie okupacji. Przy-bywających z Rosji Żydów witano najgorszymi słowami, atakowano. Nikt zdaje się na nich nie czekał.

Żydzi byli powszechnie odrzucani. Często nie mogli odzyskać utraconego mienia. Nie chcieli go oddawać Polacy, którym przekazali własność na przechowanie. W szeregu miejscowości nie chciały zwracać władze ad-ministracyjne. Traktowały to jak własność porzuconą. W Radomiu żydowscy rzemieślnicy stworzyli koopera-tywę krawiecką i pracowali na wypożyczonych od miasta maszynach, które jeszcze w czasie wojny do nich nale-żały. Było nie tylko niebezpiecznie, ale i biednie. Więk-szość ocalałych nie miała pracy. Bezrobocie wśród Ży-dów w mniejszych miastach sięgało 75 proc. Nie mogąc odzyskać domów, sklepów, narzędzi pracy, żyli w skraj-nie złych warunkach.

ILU ŻYDÓW OCALAŁO? Nikt tego jeszcze nie policzył i chyba już nie policzy. W Żydowskim Instytucie Histo-rycznym znajduje się 300 tys. kart rejestrowych zgroma-dzonych przez działający po wojnie Centralny Komitet Żydów. Z tego ponad 100 tys. się powtarza. Ta sama oso-ba rejestrowała się w różnych miastach. Nieznana liczba osób pochodzenia żydowskiego nie chciała się rejestro-wać, ukrywali swoje pochodzenie. Wiemy, że ze Związku Radzieckiego powróciło (głównie w 1946 r.) ok. 120 tys. osób. W Polsce, głównie po stronie aryjskiej, ocalało tyl-ko ok. 35 tys. Żydów. Co najmniej 60 tys. przeżyło obozy. Ocalało zatem mniej niż 10 proc. polskich Żydów.

EMIGRACJA RESZTKI OCALONYCH. Większość z nich ry-chło wyruszyła w świat. Część do Niemiec, do obozów dipisów (od ang. displaced persons; więźniowie obozów koncentracyjnych lub osoby wywiezione do Niemiec na roboty przymusowe, które głównie ze względów poli-tycznych nie chciały lub nie mogły wrócić do kraju po-chodzenia – przyp. red.). Część przez Austrię i Włochy, idąc przez ośnieżone Alpy, starała się dotrzeć do Palesty-ny. Uciekali przez tzw. zieloną granicę. Istnieją podstawy do stwierdzenia, że żołnierze pogranicza na rozkaz cen-trali (Moskwy) przepuszczali grupy uciekinierów. Po po-

Page 100: polityka-pomocnik_historyczny-201206

100

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

dem, ten jest przeciw Polsce”. W numerze podziemnej ga-zetki „Honor i ojczyzna” wydanej po pogromie kieleckimpisano, że w więzieniu radomskim Żydzi w mundurach zabili stu sześćdziesięciu Polaków. Nic takiego nie miało miejsca. Hierarchowie kościelni widzieli w przemocy an-tyżydowskiej jedynie grę polityczną, odprysk walki z ko-munistycznym uciemiężeniem. Bp Kaczmarek z Kielc pi-sał pod koniec 1946 r., że przed wojną nie było antysemi-tyzmu, a teraz zrodził się „wskutek komunistycznej dzia-łalności Żydów”. Wyjaśniał: „Żydzi w Polsce są głównymi propagatorami ustroju komunistycznego, którego naród polski nie chce”.

Antysemityzm utożsamiano z wojną o niepodległość. Mitem żydowskiej wszechwładzy karmiła się Maria Dą-browska, pisząc w swoim dzienniku 17 czerwca 1947 r.: „UB, sądownictwo są całkowicie w rękach Żydów. W cią-gu tych przeszło dwóch lat ani jeden Żyd nie miał pro-cesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Po-laków. I jak to nie ma szerzyć w Polsce wrednego antyse-mityzmu?”. Wielka pisarka miała oko na Żydów. Tuwim wyglądał jej na starego lichwiarza, Roman Werfel to tęgiŻyd o łysej czaszce, a Biuro Polityczne nazywała „chóremsłużalczych rabinów”. Nawet małżeństwo Krońskich, fi -lozofów mieszkających wówczas w Paryżu, dostrzegało „zażydzenie” polskiej służby dyplomatycznej maszeru-jącej w  jarmułkach z  przypiętymi orzełkami. Do tego doszła zgoda na wybudowanie pomnika Bohaterów Get-ta przy jednoczesnym deprecjonowaniu Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich. Odczytywano to jako jeszczejeden dowód na to, że Żydzi u władzy pamiętają tylko o swoich.

IDEOWE WYBORY ŻYDÓW. Przez kilka pierwszych lat powojennych odtworzone zostały niemal wszystkie ży-dowskie partie polityczne (poza religijną Agudą). Od-budowywano szkolnictwo żydowskie. Powstawały ki-buce, organizowały się grupy samoobrony. Generalnie Żydzi popierali, jak to się mówiło, demokrację i nowy porządek zapewne dlatego, że razem z Armią Czerwonąnie nastawała nowa okupacja, jak pisała Dąbrowska, ale kończyło się niemieckie ludobójstwo. Żydzi inaczej mu-sieli postrzegać zmiany i mieli odmienną wizję spraw politycznych. Demokraci spod znaku PPR byli jedyną ochroną przed dawnym antysemityzmem i tym, co na-zywano wówczas reakcją, kołtunerią, zbrojnymi ban-dami.

Nowy ład przyniósł całkowite zniesienie wszelkich przedwojennych form dyskryminacji etnicznych dla Ży-dów. Nie było już gett ławkowych, nie było ograniczeń na studiach. Żydzi po raz pierwszy w polskiej historii zo-stawali dyrektorami, ministrami, profesorami, sędzia-mi, urzędnikami. Przed wojną jedynie 0,68 proc. sta-nowisk w administracji państwowej obejmowali Żydzi. Ten rodzaj dyskryminacji się kończył. Lata powojenne do 1968 r. to był najlepszy okres dla polskich Żydów. Tym bardziej bolały w Marcu nazistowskie z ducha hasła mo-czarowców i zwolenników Jaruzelskiego.

ŻYDOWSCY KOMUNIŚCI. Z Sowietów, obozów niemiec-kich wracali przedwojenni komuniści zaprawieni w sta-linowskiej dyscyplinie. Spośród dziesięciu tysięcy przed-wojennych żydowskich komunistów ocalała jedna trze-cia. To była zaufana, sprawdzona kadra nowego ustroju.Im można było powierzyć najtrudniejsze i najpoważniej-sze zadania. Oni stanowili trzon stalinowskiego zakonu,który z  całą bezwzględnością, czasem okrucieństwem, wypełniał bieżące cele polityczne. Odtąd historii żydow-skiej nie pisały tylko prześladowania, cierpienie, poszu-kiwanie wiedzy; do jej historii wszedł również rys de-spotyzmu oraz ideologicznego fanatyzmu. Trafi ali starzy

i młodzi komuniści (jak mawiano wtedy) na front ide-ologiczny, do wojska, do służb bezpieczeństwa, kierow-nictwa partii rządzącej.

ŻYDZI W BEZPIECE I WOJSKU. Właśnie obecność Ży-dów w bezpiece w  latach 1945–54 była powodem naj-większej liczby plotek i niedomówień. Wedle wyliczeń prof. Ryszarda Terleckiego, 95 proc. funkcjonariuszy UBP było narodowości polskiej, 2 proc. ukraińskiej lub białoruskiej, a żydowskiej 2,5 proc.; 10 proc. uznano zaofi cerów sowieckich. Proporcje te były inne na stano-wiskach kierowniczych. Oblicza się, że 37 proc. stano-wisk w  MBP od naczelnika wzwyż zajmowały osoby pochodzenia żydowskiego. Do strasznej legendy prze-szli Józef Różański, Józef Światło, Anatol Fejgin, Roman

y g j g y

Romkowski, Mieczysław Mietkowski, Julia Brystygier.Trzech z  nich: Różańskiego, Fejgina, Romkowskiego,skazano w 1957 r. na wieloletnie więzienie za naduży-cia tortur wedle zasady „parch pro toto”, jak to zręcznie nazwał Fejgin.

Nieznana jest liczba ofi cerów żydowskiego pocho-dzenia w  II Oddziale Sztabu Generalnego, na czele którego stał gen. Michał Komar, jeden z dowódców na wojnie w  Hiszpanii, wcześniej wykonawca wyroków śmierci na prowokatorach w KPP. Swoją formację oparł na dąbrowszczakach, kadra była w  dużej mierze ży-dowska. Istotną rolę odgrywali Żydzi w służbie dyplo-matycznej. Ostap Dłuski-Langer, kierownik wydziału zagranicznego KC PZPR, członek KC przedwojennej KPP, alarmował władze: „Pod względem narodowo-ściowym skład pracowników kierowniczych jest nie-zadowalający: na jedenaście departamentów jest ośmiu dyrektorów, w tym pięciu narodowości żydowskiej; na dwunastu przysługujących etatach wicedyrektorów obsadzonych jest tylko czterech, w tym trzech narodo-wości żydowskiej, na dwudziestu ośmiu urzędujących naczelników wydziałów osiemnastu [jest] narodowości żydowskiej”.

Grupa dziecii instruktorów

z Ha-Szomer Ha-Cair(hebr. Młody

Strażnik, organizacjimłodzieżowejo charakterze lewicowym

i syjonistycznym, powstałej

w r. w Wiedniu),podczas pochodu

pierwszomajowegona ul. Marszałka

Stalina weWrocławiu. r.

Page 101: polityka-pomocnik_historyczny-201206

101101P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

ŻYDZI W APARACIE PROPAGANDY. Ważną rolę odgry-wali żydowscy komuniści w aparacie propagandy i inży-nierii dusz. Naczelnym fi lozofem przez ćwierć wieku był Adam Schaff , fi lmem władał Aleksander Ford, socre-alizm wprowadzał Adam Ważyk (jego brat Saul Wag-man był redaktorem syjonistycznego dziennika „Nasz Przegląd”), za pisanie w duchu stalinowskim historii od-powiadał Leon Grosfeld. Partyjne wydawnictwo Książka i Wiedza w większości zatrudniało dawnych kuśnierzy oraz męskich krawców, którzy wydawali Stalina, Lenina i Marksa. „Trybuną Ludu” z przerwami do 1967 r. kiero-wał Leon Kasman, a „Nowe Drogi”, miesięcznik teore-tyczny KC, prowadził Leon Finkelsztein.

ŻYDZI W APARACIE WŁADZY. Na czele nowego państwa stanął triumwirat: Bolesław Bierut, Jakub Berman, Hilary Minc (jeszcze inni dodają nazwisko Romana Zambrow-skiego, który wypadł z Biura Politycznego w 1963 r.). Ber-man odpowiadał w  Biurze Politycznym za bezpieczeń-stwo, propagandę, politykę zagraniczną. Minc kierowałpolską gospodarką. Antysemici (i nie tylko) mogli twier-dzić: ta trójka, jeden sowiecki agent i dwóch Żydów dręcząPolaków. W pierwszym KC po 1948 było ok. 6 proc. Ży-dów. Ta „nadreprezentacja” Żydów w ówczesnym polskimaparacie władzy nie była czymś szczególnym. Podobnie rzecz się miała w Rumunii, na Węgrzech, w Czechosłowa-cji i wynikała z tego, że przed wojną ruch komunistyczny znajdował najlepszy odzew nie wśród biednych czy w kla-sie robotniczej, ale właśnie pośród mniejszości narodo-wych, w tym wśród młodzieży żydowskiej.

Oprócz starych komunistów do nowej władzy lgnęlimłodzi Żydzi ocaleni z Holocaustu. Za nimi był horror Zagłady, zniszczenie. Komunizm ofi arowywał nadzieję na zbudowanie sprawiedliwego ustroju wolnego od nacjona-listycznych fobii. Weszli do ruchu jako idealiści; szybkosię z nim rozstali, widząc w nim kłamstwo i terror. Bra-kowało im makiawelicznych nawyków właściwych kadrze dawnej KPP.

STALINOWSKI ANTYSEMITYZM. Antysemityzm, na-zywany potem antysyjonizmem, pojawiał się nie tylko pośród antykomunistów, ale również w  kierownictwiesamej partii. Władysław Gomułka w lecie 1948 r. (jesz-cze przed zjazdem zjednoczeniowym) mówił na ple-num: „Część towarzyszy żydowskich nie czuje się zwią-zana z narodem polskim, a więc i z polską klasą robot-niczą,  żadnymi nićmi, względnie zajmuje stanowisko, które można określić mianem narodowego nihilizmu”. Zarzucał kierownictwu partii, że towarzysze żydowscy tworzą kliki i kierują się w doborze kadr względami na-rodowościowymi. Popierają tylko swoich.

I sekretarz PPR został potępiony za prawicowo-nacjo-nalistyczne odchylenie, ale słowa Gomułki współbrz-miały z rozpoczynającą się kampanią antysyjonistycznązarządzoną przez Stalina. Objęła wszystkie państwa im-perium. W Czechosłowacji czternastu dygnitarzy partyj-nych, w tym jedenastu Żydów, oskarżono o trockistow-sko-titoistyczno-syjonistyczny spisek. Jedenastu zamor-dowano, w  tym sekretarza generalnego partii Rudolfa Slanskiego. W  Rumunii aresztowano dziesiątki towa-rzyszy partyjnych, w tym drugą osobę w państwie Anę Pauker. Klikę rzekomych syjonistów zamykał Mátyás Rákosi, szef kompartii na Węgrzech, sam z pochodzeniaŻyd. W Sowietach wybito członków Żydowskiego Komi-tetu Antyfaszystowskiego. Zginęło wtedy dwustu ośmiu pisarzy żydowskich, stu sześćdziesięciu aktorów, dzie-więtnastu muzyków, osiemdziesięciu siedmiu malarzy i rzeźbiarzy. Stalin w dwóch milionach Żydów dostrzegłpiątą kolumnę zagrażającą bezpieczeństwu państwa. Za-mknięto wydawnictwa, pisma, teatry, szkoły żydowskie. W styczniu 1953 r. agencja TASS przyniosła wiadomość o istnieniu terrorystycznego spisku lekarzy żydowskich. W Rumunii powstały już obozy dla Żydów. W Sowietach planowano ich przesiedlenie na Syberię. Szczęśliwie Sta-lin umarł i ocalałych więźniów wypuszczono.

Antysyjonistyczną kampanię różnie tłumaczono: nie-skrywanym antysemityzmem Stalina, kolejnym pomy-słem na wielką czystkę, przygotowaniem do kolejnej woj-ny. W  Polsce kampania antysyjonistyczna straciła im-pet, choć marszałek Konstanty Rokossowski na VI Ple-num KC w 1951 r. mówił otwarcie: „Już skończyły się te czasy, kiedy wszystkich Żydów traktowano jako ludzipewnych”. Pewną grupę partyjnych działaczy odwołano zestanowisk i odstawiono na boczny tor z powodów naro-dowościowych, m.in. Ostapa Dłuskiego, Artura Starewi-cza, Leona Kasmana, Stefana Staszewskiego, Oskara Kul-skiego, Teodorę Feder. Wielu ofi cerów Żydów zwolniono z wojska. Część towarzyszy zmuszano do zmian nazwisk i imion rodziców w dokumentach urzędu stanu cywilne-go. W 1952 r. zamknięto i torturowano „hiszpanów” dą-browszczaków (m.in. generałów Komara, Toruńczyka, pułkowników Flato, Ledera). Nie doszło jednak do czy-stek antysemickich.

Otwarte antysemickie wystąpienia pojawiły się dopie-ro w 1956 r. Formułowali je Aleksander Zawadzki, ów-czesny przewodniczący Rady Państwa, sekretarz Zenon Nowak, gen. Kazimierz Witaszewski. Użyto tego rodzaju retoryki w walce z tzw. frakcją puławian, zwaną też libe-rałami. Język żydokomuny powrócił w Marcu 1968 i ko-muniści mówili wówczas o żydostalinizmie.

Udział żydowskich komunistów w istotnych sektorach władzy kończył się po 1956 r. Natomiast istotną i niezwy-kle ważną rolę w polskiej kulturze nadal odgrywało środo-wisko pisarzy, artystów, muzyków, fi lmowców pochodze-nia żydowskiego. Nieobecny był w tym otoczeniu antyse-mityzm. Powstała formacja kulturowa o kapitalnym zna-czeniu: polska inteligencja pochodzenia żydowskiego. Bez niej trudno sobie wyobrazić nowoczesną polską kulturę.

Paw e ł Śpi ewa ką p ą ęą

Page 102: polityka-pomocnik_historyczny-201206

102

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

S Ł AWOM I R P OL E SZ A K

Kartka imieninowaostatniego

komendantaKonspiracyjnego Wojska Polskiego (KWP) sierż. Jana

Małolepszego,Murata, dla jego żony. Maj r.

POLSKIE PAŃSTWO PODZIEMNE (PPP). Dzieje powo-jennej konspiracji związane były z tym, co działo się na ziemiach okupowanej Polski w  latach 1939–45. Głów-nym celem tworzonego i  rozbudowywanego przez ko-lejne lata Polskiego Państwa Podziemnego było dopro-wadzenie do odzyskania niepodległości i sprawne odbu-dowanie aparatu państwowego po zakończeniu działań wojennych. Przeprowadzenie w  sprzyjającym momen-cie ogólnonarodowego powstania zbrojnego miało leżeć w gestii podziemnego wojska, czyli Armii Krajowej, któ-ra w połowie 1944 r. liczyła ponad 300 tys. żołnierzy.

Niekorzystne uwarunkowania geopolityczne sprawi-ły, że przygotowany scenariusz stał się nieaktualny. Po klęsce stalingradzkiej i  lądowaniu aliantów na Półwy-spie Apenińskim coraz poważniej brano pod uwagę, że Polskę od okupanta niemieckiego wyzwoli Armia Czer-wona. Po zerwaniu stosunków dyplomatycznych przez ZSRR z rządem polskim na uchodźstwie Sowieci stali sięjedynie „sojusznikiem naszych sojuszników”.

Powyższe czynniki zmusiły władze polskiego podzie-mia do poważnych zmian w dotychczasowych koncep-cjach. Opracowano plan tzw. powstania strefowego podkryptonimem Burza, którego głównym celem była wal-ka z Niemcami, ale równie ważne miało być wystąpienie przed Armią Czerwoną w charakterze gospodarza tere-nu. Mimo wielu sukcesów militarnych akcja zakończyła się porażką polityczną. Józef Stalin konsekwentnie reali-zował scenariusz, w którym Polska miała być zupełnie inna, niż planował to rząd polski na uchodźstwie. Po-wstanie Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego(1944 r.) było stworzeniem przez Stalina alternatywne-go dla rządu w Londynie ośrodka władzy. Pierwszym i najważniejszym przeciwnikiem realizowanego planu, którego należało pokonać, było Polskie Państwo Pod-ziemne.

PO WKROCZENIU ARMII CZERWONEJ. SMIERSZ, NKWD, UB. W czasie akcji Burza wielokrotnie powtarzał się tensam scenariusz, w którym jednostki sowieckie korzysta-ły z pomocy wojskowej oddziałów AK, ale po zakończe-niu walk z Niemcami akowcy byli rozbrajani, osadzano ich w obozach fi ltracyjnych, z których trafi ali do orga-nizowanego u boku Armii Czerwonej Wojska Polskie-go, bądź byli deportowani w głąb ZSRR. Za jednostkami frontowymi podążały pododdziały kontrwywiadu woj-skowego OKR Smiersz oraz jednostki NKWD i NKGB, które prowadziły aresztowania wśród działaczy niepod-ległościowych.

Postawy Polaków Żołnierze wyklęci

Zadanie rozbicia i  likwidacji Polskiego Państwa Pod-ziemnego postawiono przed powołanym w  ramachPKWN Resortem Bezpieczeństwa Publicznego, kierowa-nym od początku przez płk. Stanisława Radkiewicza. Popowstaniu Rządu Tymczasowego 31 grudnia 1944 r. prze-mianowano go na Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicz-nego (art. s. 32). Przez pierwszy rok, do września 1945 r. zwalczaniem polskiego podziemia zajmowało się sowiec-kie NKWD. Specjalnie w  tym celu już w  październiku 1944 r. powołano 64 Zbiorczą Dywizję Wojsk Wewnętrz-nych NKWD liczącą ok. 10  tys. żołnierzy. W  połowie 1945 r. na terenie Polski stacjonowało 15 pułków NKWDliczących 35 tys. żołnierzy, co stanowiło 43 proc. wszyst-kich wojsk NKWD stacjonujących w Europie Środkowo-

y y y y

-Wschodniej. Dla porównania w sowieckiej strefi e okupa-cyjnej Niemiec przebywało 10 pułków NKWD.

Sytuację panującą na Lubelszczyźnie jesienią 1944 r. tak przedstawił w spisanych w latach czterdziestych pa-miętnikach kpt. Zdzisław Broński, ps. Uskok: „Rozpo-częły się masowe aresztowania. W  Lublinie, Lubarto-wie i we wsiach pojawiły się oddziały sowieckie NKWD i przy pomocy miejscowych szubrawców wyłapywano ludzi podług sporządzonych list. Aresztowanych trak-towano jak najgorzej i odwożono w niewiadome miej-sca. Rodzinom odmawiano jakichkolwiek informacji

Page 103: polityka-pomocnik_historyczny-201206

103103P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Żołnierze ze zgrupowania partyzanckiego

AK-DSZ-WiNmjr. Hieronima

Dekutowskiego,Zapory. (Major stoi w ostatnim rzędzie

i głaszcze kozę). Okolice Łańcuta,

sierpień/wrzesień r.

skiej stacjonowała ponadtrzymilionowa Armia Czerwo-na. Doświadczenia, którym od lata 1944 r. poddane by-ły tereny tzw. Polski Lubelskiej, po styczniu 1945 r. do-tknęły pozostałe obszary Polski.

ROZWIĄZANIE AK. NIEPODLEGŁOŚĆ (NIE). W latach 1944–45 w łonie polskiej konspiracji zachodziły bardzo poważne zmiany. Niezmiernie ważne procesy w szere-gach AK uruchomił rozkaz o  jej rozwiązaniu wydany przez komendanta głównego gen. Leopolda Okulickiego, Niedźwiadka, 19 stycznia 1945 r. Oznaczało to formal-ne zakończenie działalności AK, jednak jeszcze tego sa-mego dnia Niedźwiadek wysłał tajny rozkaz do najwyż-szych dowódców AK, w którym pisał, że dowódcy nie ujawniają się, zachowują dobrze zakonspirowane sztaby i sieć radiową.

Stosunek poszczególnych okręgów do rozkazu o roz-wiązaniu AK był różny. Na terenach zajętych przez So-wietów przed styczniem 1945 r. potraktowano go jako taktyczną zagrywkę, a pracę organizacyjną prowadzono w dalszym ciągu. Bardzo ostro zareagował komendant Okręgu Białystok AK ppłk Władysław Liniarski, Mści-sław, który w jednym ze swoich rozkazów pisał: „Roz-prowadzić najwartościowszy element tj. przeważnie do-wódców pozostawiając resztę na pastwę losu to czyn, na jaki może się zdobyć tylko szubrawca. Oddziałów le-śnych się nie rozprowadzi, bo po rozejściu zbiorą się nanowo, ale w bandy rabunkowe. Pozostaje jedno – orga-nizować się w samoobronę”.

Mścisław nie wykonał rozkazu i pod zmienioną na-zwą Armia Krajowa Obywateli kontynuował działal-ność. Inaczej wyglądała sytuacja na zachód od Wisły, gdzie Sowieci dotarli w wyniku ofensywy styczniowej,tam rozkaz o  rozwiązaniu AK w większości przypad-ków został wykonany.

Jeszcze w  czasie okupacji dowództwo AK stworzy-ło równoległą do AK sieć konspiracyjną, która miała mieć charakter kadrowy i elitarny i być przygotowana do działań pod okupacją sowiecką. Budowę struktur organizacji Niepodległość (kryptonim NIE) prowadził gen. August Emil Fieldorf, Nil. Rozwój prac organiza-cyjnych zahamowały aresztowania przeprowadzone przez NKWD, a organizację rozwiązano wiosną 1945 r.

PROCES SZESNASTU. DSZ. KONIEC PPP. Sowieckie służ-by specjalne zadały podziemiu potężny cios pod koniec marca 1945 r., kiedy to podstępnie aresztowały szesnastuprzywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Wśródnich ostatniego komendanta AK gen. Okulickiego oraz Delegata Rządu na Uchodźstwie Jana Stanisława Jan-kowskiego. Dowództwo nad poakowskimi strukturami przejął płk Jan Rzepecki, Ożóg. Od maja 1945 r. stał naczele nowo powołanej organizacji pod nazwą Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj, która przejęła wszystkie aktywa po AK. Dowództwo organizacji konsekwentnie stało na stanowisku, że należy dążyć do wyciszenia walki zbroj-nej. Uważano, że będzie ona miała uzasadnienie jedynie w momencie konfl iktu między Anglosasami a Sowieta-mi. Kolejne odezwy i  rozkazy szły w kierunku „rozła-dowania lasów”, czyli wyprowadzenia z konspiracji jak największej liczby partyzantów. Uważano, że w trakcie sześcioletniej okupacji polskie społeczeństwo ponio-sło olbrzymie straty, dlatego należy unikać następnych.DSZ rozwiązano 6 sierpnia 1945 r. Obawiano się, że dal-sze trwanie konspiracji wojskowej utrudni polityczną działalność wicepremiera i prezesa PSL Stanisława Mi-kołajczyka. Wcześniej, bo 1 lipca 1945 r., rozwiązała się Rada Jedności Narodowej, pełniąca funkcję podziemne-go parlamentu. Polskie Państwo Podziemne przestałofaktycznie istnieć.

i udzielania pomocy. Po dokonaniu aresztowań żadne władze nie przyznawały się, że coś podobnego miało miejsce. Gdy ktoś z  rodziny zbyt natrętnie prowadził poszukiwania, najczęściej też przepadał (...). Po jednej fali aresztowań przyszły następne. W okolicy areszto-wanych liczono na setki. Brano i takich, którzy nie na-leżeli do żadnej organizacji i w ogóle nie brali udziałuw życiu społecznym. Brano ludzi z powodów absolutnie nieznanych. Z czynniejszych członków AK, BCh i NSZ nie wzięto tylko tych, którzy zdołali się wymknąć”.

Równie ciężkie ciosy spadały na gremia dowódcze. Po falach aresztowań, które dotknęły dowództwo Okręgu Lublin AK w październiku i listopadzie 1944 r., ponie-sione straty wielokrotnie przewyższyły te z całego okre-su okupacji niemieckiej. Do końca 1944 r. z terenu tzw. Polski Lubelskiej wywieziono 12–15 tys. osób. Wydaje się, że według ostrożnych szacunków w drugiej połowie 1944 r. funkcjonariusze UB i NKWD aresztowali ok. 20–25 tys. osób, z czego 80 proc. to zasługa NKWD. Terror, jaki zapanował na terenach wyzwolonych spod okupacji niemieckiej, był przyczyną masowych ucieczek z miej-sca zamieszkania i ukrywania się.Od sierpnia 1944 do lutego 1945 r. jakakolwiek działalność partyzancka by-ła niemożliwa. Wynikało to z jednej strony z panującej zimy, ale co najistotniejsze na terenie tzw. Polski Lubel-

Page 104: polityka-pomocnik_historyczny-201206

104

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

WOLNOŚĆ I NIEZAWISŁOŚĆ (WIN). 2 września 1945 r. powołano nową organizację Zrzeszenie Wolność i Nie-zawisłość (Ruch Oporu bez Wojny i Dywersji Wolność i Niezawisłość). Miał to być twór przejściowy i miał zostaćrozwiązany po wolnych wyborach do parlamentu. Głów-ne założenia organizacji zawarto w pochodzących z po-łowy września „Wytycznych”. W  głównej mierze miałon wspierać wszystkie polityczne stronnictwa demokra-tyczne (niekomunistyczne), których celem była budowa demokratycznej i niezawisłej Polski. Jej przyszły ustrój polityczny miał się mieścić w nurcie liberalno-demokra-tycznym, a społeczno-gospodarczy miał być połączeniem wizji socjaldemokratycznej i katolickiej nauki społecznej z  elementami programu Narodowej Demokracji. Zrze-szenie WiN przejęło po DSZ kadrę, fi nanse, sieci łączno-ści i  strukturę terenową. Zniesiono nomenklaturę woj-skową, dotychczasowych komendantów przemianowano na prezesów. Wedługplanów dowództwa organizacja miała przede wszystkim uświadamiać polskiespołeczeństwo, pokazywać prawdziwe oblicze PPR i gromadzić informacje wy-wiadowcze (dokumentowanie wszelkich zbrodni dokonywanych przez sowieckii rodzimy aparat represji).

Tak jak DSZ, również WiN prowa-dził akcję demobilizacji oddziałów par-tyzanckich. Akcje zbrojne miały miećjedynie charakter samoobrony. Plano-wano likwidację najgroźniejszych funk-cjonariuszy UB i jego konfi dentów. Jed-nak taki model działalności udało sięwprowadzić jedynie na terenie Obsza-ru Południowego WiN (Rzeszowskie, Krakowskie, Śląsk). W  Białostockiem,

g

na północnym Mazowszu, Podlasiu czy w  Lubelskiem nadal operowały silne oddziały partyzanckie, a sytuację zmie-niła dopiero amnestia z  lutego 1947  r.W  listopadzie 1947  r. aresztowanoostatni, czwarty Zarząd Główny WiN –na czele z ppłk. Łukaszem Cieplińskim,Pługiem.

NURT NARODOWY. Drugim, obok poakowskiego, pod względem znaczenia odłamem podziemia był nurt na-rodowy, oparty na programie ideowym Stronnictwa Na-rodowego. Przyszła Polska miała być demokratycznym państwem korporacyjnym z  bardzo silnie rozwinięty-mi organami centralnej władzy wykonawczej. System gospodarczy oparty miał być na powszechnym akcjo-nariacie pracowniczym osób zatrudnionych w  zakła-dach przemysłowych oraz średnioobszarowych gospo-darstwach rolnych. W kwestii mniejszości narodowych uważali, że część należy poddać asymilacji, natomiast Niemcy i nacjonaliści ukraińscy mieli zostać zmuszeni do opuszczenia Polski. Populacja Żydów miała nie prze-kraczać trzech procent ogółu społeczeństwa.

W listopadzie 1944 r. w Grodzisku Mazowieckim do-szło do narady działaczy SN. Stwierdzili oni, że po fi a-sku akcji Burza członków Narodowej Organizacji Woj-skowej i Narodowych Sił Zbrojnych umowa scaleniowa z AK już nie obowiązuje. Powołano do życia nową orga-nizację pod nazwą Narodowe Zjednoczenie Wojskowe (NZW). Pionem prowadzącym walkę zbrojną było Po-gotowie Akcji Specjalnej. W kraju organizacja podlega-ła jedynie Wydziałowi Wojskowemu SN, uznawała rząd polski na uchodźstwie. Ostatnim i najdłużej dowodzą-cym komendantem głównym był płk Bronisław Banasik, Stefan, aresztowany przez UB w styczniu 1948 r.

INNE NURTY. Oprócz tych dwóch głównych nurtów działało również szereg lokalnych organizacji konspira-cyjnych: Wielkopolska Samodzielna Grupa Operacyjna Warta, Konspiracyjne Wojsko Polskie działające w Pol-sce centralnej i na Śląsku oraz Ruch Oporu Armii Krajo-

yj j jy

wej, prowadzący walkę na północnym Mazowszu.

MAPA PODZIEMIA. Z ostatnich badań wynika, że sza-cunkowa liczba powojennych konspiratorów zawiera sięmiędzy 120–180 tys. Niemal połowa z nich wywodziła sięz AK, a następnie działała w ramach DSZ i WiN. Ok. 30–40 tys. osób związanych było z nurtem narodowym, głów-nie z NZW. Mniej więcej tyle samo osób grupowały różne lokalne organizacje i grupy konspiracyjne oraz luźne od-działy zbrojne. W 1945 r. przez szeregi oddziałów party-zanckich przeszło między 13–17 tys. ludzi. Największą si-

łą zbrojną podziemie dysponowało w po-łowie tego roku. Na terenie całej Polski w granicach pojałtańskich istniało ponad 340 oddziałów zbrojnych.

Na partyzanckiej mapie Polski zdecy-dowaną palmę pierwszeństwa dzierżyły województwa: rzeszowskie, lubelskie, białostockie, kieleckie i  krakowskie. W  sumie na terenie tych pięciu woje-wództw działało ponad 200 oddziałów skupiających niemal 75 proc. ogólnej liczby polskich partyzantów. Gdy spoj-rzymy na ich przynależność, to równe50 proc. uznawało zwierzchność DSZ, a  następnie Zrzeszenia WiN. Kolejne 20 proc. podporządkowane było NSZ i NZW. Natomiast pozostałe 30 proc. to oddziały podległe lokalnym organiza-cjom (KWP, WSGO Warta, ROAK) czy też działające samodzielnie.

Upływający czas powodował, że licz-by te topniały, a  czynników wpływa-jących na ten proces było wiele. Z  jed-nej strony konsekwentnie prowadzone działania dowództwa DSZ, które usi-łowało doprowadzić do rozładowania lasów. W  tym kierunku szła również ogłoszona w sierpniu 1945 r. przez wła-

dzę amnestia, z której skorzystało ok. 30 tys. konspirato-rów. Ponadto pewien wpływ na przerzedzenie szeregów miał powrót Stanisława Mikołajczyka do kraju. Niektó-rzy z konspiratorów zamienili działalność podziemną na jawną pracę w ogniwach PSL. W znacznej mierze mia-ło to również związek z represjami i terrorem, a przedewszystkim operacjami wojskowymi przeprowadzanymi głównie przez jednostki NKWD.

W 1946 r. działało ponad 260 oddziałów partyzanc-kich, w których szeregach walczyło 7–9 tys. ludzi. Było to o 50 proc. mniej niż rok wcześniej. Co prawda nadal najliczniejszą siłę stanowiły oddziały podporządkowa-ne Zrzeszeniu WiN (ok. 25 proc.), ale zanotowały one aż czterokrotny spadek swoich stanów. Połowa winowców walczyła na Lubelszczyźnie. Drugą siłą pozostawały od-działy narodowe (ok. 20 proc.). Szczególnie silne były one na Białostocczyźnie i północnym Mazowszu. W 1946 r. KWP dowodzone przez kpt. Stanisława Sojczyńskiego, Warszyca, miało pod bronią blisko 1,4 tys. partyzantów, co stanowiło 15 proc. ogółu leśnych w Polsce.

DEKOMPOZYCJA I AMNESTIA. W dziejach powojennego podziemia głównym procesem, któremu je poddano, by-ła decentralizacja (dekompozycja). Rozbijanie kolejnych komend centralnych, zrywanie sieci łączności, brak roz-kazów powodowały zmiany przynależności organizacyj-

List gończy za dowódcą oddziałuNZW na pograniczu

Mazowsza i Podlasia,zdradzonym

i zabitym przez żołnierzy KBW

w marcu r.

Page 105: polityka-pomocnik_historyczny-201206

105105P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Po ogłoszeniu amnestii; żołnierze podziemia, którzy

zdecydowali się ujawnić, przedjedną z komisji amnestyjnych. Marzec r.

Powyżej: Żołnierze przed akcją –

prawdopodobniezwiązaną z likwidacją

podziemiazbrojnego. Fotografia

z tablicy ściennejw budynku Urzędu

Bezpieczeństwa w Radomsku. r.

nej lub usamodzielnienie. Przede wszystkim wzrastała rola komendanta szczebla lokalnego, głównie dowódcy oddziału partyzanckiego. Wtedy charakter działalności zależał od jego kręgosłupa moralnego.

Wiarę w zwycięstwo w szeregach podziemia zachwia-ły wyniki sfałszowanego przez komunistów tzw. referen-dum ludowego z 30 czerwca 1946 r. Jednak jego kręgosłupzłamała amnestia ogłoszona 22 lutego 1947 r. przez SejmUstawodawczy wyłoniony w sfałszowanych wyborach zestycznia 1947  r. W  marcu i  kwietniu skorzystało z  niejponad 53 tys. osób, ponadto z więzień zwolnionych zo-stało ponad 23 tys. osób. Ofi cjalnym celem amnestii było umożliwienie powrotu do normalnego życia dotychcza-sowym konspiratorom. Ukrytym, ale prawdziwym zamia-rem MBP było zewidencjonowanie, a w przyszłości roz-pracowanie i rozbicie wrogiego środowiska. W jej wynikuUB udało się zgromadzić bezcenne informacje wykorzy-stywane w następnych latach w działaniach operacyjnych.

NIEPRZEJEDNANI. W konspiracji pozostali najbardziejnieufni i nieprzejednani. W latach 1947–50 przez szeregi ponad 120 grup partyzanckich przeszło 1100–1800 ludzi. Szacuje się, że po 1950 r. działało jeszcze ponad 40 grup zbrojnych, przez które przewinęło się blisko 400 ludzi. Do 1953 r. były one stopniowo odstrzeliwane przez UBi KBW. Ostatnia grupa dowodzona przez ppor. Stanisła-

wa Marchewkę, Rybę, została rozbita na początku marca 1957 r. niedaleko Łomży. Ostatni partyzant Józef Fran-czak, Laluś, zginął w walce z SB i ZOMO 21 października 1963 r. w okolicach Piasek na Lubelszczyźnie.

WOJNA DOMOWA? POWSTANIE ANTYKOMUNISTYCZ-NE? SAMOOBRONA? Od wielu lat trwa spór o to, czym była walka po 1944 r. Z jednej strony próbowano upo-wszechnić tezę, że była to wojna domowa. Jednak bar-dziej przekonujące są argumenty jej przeciwników, któ-rzy słusznie twierdzą, że trudno mówić o wojnie domo-wej w  sytuacji, kiedy jedna strona oprócz ewidentnej przewagi w  sile uzbrojenia dysponuje ponadto aktyw-nym poparciem ZSRR.

W  niektórych publikacjach pojawia się ostatnio te-za, że mieliśmy do czynienia z powstaniem antykomu-nistycznym. Należy jednak pamiętać, że dowództwa głównych organizacji podziemnych nie nawoływały do intensyfi kowania walki, przeciwnie, dążyły do jej ogra-niczenia. Powstanie planowano, ale podstawowym wa-runkiem miał być wybuch trzeciej wojny światowej. Bar-dzo ciekawie i trafnie argumentował swój powrót do lasu wspomniany już kpt. Broński: „Dlaczego więc powsta-ła partyzantka [pod Sowietami]? Jest faktem niezaprze-czalnym, że powodem powstania partyzantki były owebezwzględne i krwawe metody komunistyczne. I  tylko one. Jako żołnierz przywiązywałem zawsze wielką wa-gę do dyscypliny i nigdy nie zrobiłbym czegoś, co sprze-ciwiałoby się rozkazom moich władz: W tym wypadku czułem się żołnierzem AK i należało coś robić. Istniejące warunki zmuszały do jakiejś decyzji: albo myśleć tylko o własnym przetrwaniu i  czekać, co dalej będzie, albo brać czynny udział w wytwarzającym się ruchu obrony”.

Walka zbrojna nie była celem samym w  sobie. By-ła przede wszystkim reakcją na działania prowadzoneprzez sowiecki i rodzimy aparat represji. Miała pozwo-lić na przetrwanie tego najtrudniejszego czasu. Była sa-moobroną. Z  jednej strony chodziło o  sparaliżowanie powstającej administracji komunistycznej (rozbijanie urzędów gminnych, niszczenie dokumentacji dotyczącej obowiązkowych dostaw, rejestrów poborowych), likwi-dację funkcjonariuszy aparatu represji i jej agentury oraz aktywistów partyjnych. Taki charakter miały również rozbicia posterunków Milicji Obywatelskiej (do kwiet-nia 1947 r. oddziały podziemia dokonały 1300 ataków,a niektóre posterunki były rozbrajane kilkukrotnie).

W latach 1944–46 oddziały podziemia przeprowadzi-ły kilkadziesiąt akcji, w których wyniku uwolniono co najmniej kilkudziesięciu więźniów przetrzymywanychw komunistycznych katowniach: Biała Podlaska (marzec 1945 r., ponad 100 uwolnionych), Grajewo (maj 1945 r., ponad 100), Kielce (sierpień 1945 r., ponad 350), Puławy (kwiecień 1945 r., ponad 100), Radom (sierpień 1945 r., ok. 300), Rembertów (maj 1945 r., ponad 700), Włoda-wa (październik 1946 r., ok. 100), Zamość (maj 1946 r., ok. 300). Zazwyczaj taka akcja związana była z koniecz-nością krótkotrwałego opanowania miasta i zniszczeniainnych znajdujących się tam agend władzy komunistycz-nej. Jeśli dochodziło do starć między oddziałami party-zanckimi z grupami operacyjnymi UB, KBW, NKWD i WP, to wynikały one zazwyczaj z tego, że siły aparatu represji prowadziły w terenie działania operacyjno-pa-cyfi kacyjne, które zmuszały partyzantów do wymykaniasię z obławy lub przygotowania zasadzki.

NAJWIĘKSZE BITWY POWOJENNEGO PODZIEMIA. Taki charakter miały dwie największe bitwy powojen-nego podziemia. 7 maja 1945 r. zgrupowanie oddziałów NZW (NOW) okręgu rzeszowskiego dowodzone przez mjr. Franciszka Przysiężniaka, Ojca Jana, liczące ok. 170

Page 106: polityka-pomocnik_historyczny-201206

106

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

partyzantów, zostało zaatakowane przez batalion wojsk ochrony pogranicza NKWD w  Kuryłówce, niedalekoLeżajska. Rozgorzała ośmiogodzinna regularna bitwa. Dzięki dobremu wyszkoleniu i  znajomości terenu od-działy podziemia odparły atak enkawudzistów i wzięły jednostkę sowiecką w kleszcze. Według różnych danych Sowieci stracili od 50 do 70 ludzi. Straty po stronie le-śnych wyniosły pięciu poległych i czterech ciężko ran-nych. Następnego dnia w ramach odwetu Sowieci wrócili do Kuryłówki. Spalili 229 budynków mieszkalnych i po-nad 500 gospodarczych, pozostawiając bez dachu nad głową ponad dziewięciuset jej mieszkańców.

Jeszcze większa bitwa miała miejsce 24 maja 1945 r. w  Lesie Stockim koło Kazimierza Dolnego. Tego dniaponaddwustuosobowe zgrupowanie partyzanckie dowo-dzone przez por./kpt. Mariana Bernaciaka, Orlika, zo-stało zaatakowane przez ponadsześciusetosobową grupę operacyjną NKWD, UB i KBW. Doszło do kilkugodzin-nej ciężkiej walki, której momentem przełomowym by-ło spotkanie w jednym z wąwozów grupy partyzanckiej z dowództwem atakujących. W wyniku strzelaniny sztab grupy operacyjnej poległ, a szala zwycięstwa przechyliła się na stronę leśnych. W bitwie poległo ośmiu partyzan-tów i dwudziestu bezpieczniaków. Wśród zabitych zna-lazł się kpt. Henryk Deresiewicz, kierownik WydziałuWalki z Bandytyzmem WUBP w Lublinie.

KONSPIRACJA I DWUWŁADZA. W  latach 1945–46 na wielu obszarach Polski, głównie na wschodzie i w cen-trum, mieliśmy do czynienia ze stanem dwuwładzy. Wła-dza komunistyczna nierzadko ograniczała się do miastwojewódzkich i  powiatowych, w  terenie niepodzielnie panowali leśni. W wielu powiatach komórki PPR zmu-szone były do działalności konspiracyjnej.

Porównując akcje polskiego podziemia z czasów oku-pacji niemieckiej i te powojenne nasuwa się jedno bardzo istotne spostrzeżenie. Otóż w tym drugim okresie nie-mal nie występowały operacje polegające na niszczeniu infrastruktury (zrywanie torów kolejowych, wysadzanie mostów i pociągów itp.). Można pokusić się o stwierdze-nie, że oszczędzając potencjał gospodarczy partyzanci nie walczyli z państwem, ale z aparatem władzy.

Działalność zbrojna była jedną z  form działalności podziemia. Bardzo istotne znaczenie przywiązywano do akcji uświadamiającej polskie społeczeństwo. Wydawa-na podziemna prasa miała być z jednej strony nośnikiem informacji niezależnej od aparatu propagandowego ko-munistów, z drugiej strony miała podtrzymywać wiarę w zwycięstwo. Warto również pamiętać o zbieraniu in-formacji wywiadowczych. Ważną część stanowiło doku-

mentowanie aktów zbrodni, których dopuszczał się ko-munistyczny aparat represji, oraz personaliów ludzi, któ-rzy za nie odpowiadali.

PODZIEMIE NA ZIEMIACH UTRACONYCH. Porozumie-nie zawarte przez przedstawicieli PKWN i ZSRR 27 lipca 1944 r. spowodowało, że wytyczona granica odcięła struk-tury AK działające na terenach sowieckiej Białorusi, Li-twy i Ukrainy od dowództwa w Polsce centralnej. Warun-ki funkcjonowania na tych obszarach były nieporówny-walnie trudniejsze niż na terenach Polski w pojałtańskichgranicach. W okresie od sierpnia 1944 do maja 1945 r. głównym celem tamtejszej AK było podtrzymywanie na duchu miejscowej ludności, wobec której administra-cja sowiecka wywierała presję, aby skłonić ją do wyjaz-du. W czasie akcji Burza Wołyń opuściła licząca ok. 6 tys.żołnierzy 27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK; rozbrajanieprzez Sowietów oddziałów, które pozostały, spowodowa-ło, że ludność cywilna pozostała bez ochrony przed ataku-jącymi ją grupami UPA, a tym samym była zmuszona doucieczki. Podobnie było w Galicji Wschodniej.

Skutkiem tego w 1946  r. na terenie Ukrainy polskie podziemie już nie istniało. Inaczej potoczyły się losy konspiracji na ziemiach północno-wschodnich II RP (Grodzieńszczyzna, Nowogródczyzna, Wileńszczy-zna). Od momentu wkroczenia wojsk sowieckich latem 1944 r. ponosiła ona ciągłe i ciężkie straty (ok. 6 tys. wy-wiezionych w  głąb ZSRR). W  1945  r. jej siły były sza-cowane na ok. 10 tys. ludzi, z czego ok. 2 tys. walczyłow stałych oddziałach partyzanckich. Działania sowiec-kich służb specjalnych oraz wyjazdy do Polski spowo-dowały, że w następnym roku siły podziemia stopniały do ok. 2  tys. ludzi, z czego 600 walczyło w oddziałach leśnych. Wspomnieć tutaj należy o działającym w oko-licach Lidy i Szczuczyna Obwodzie 49/67 dowodzonym przez ppor. Anatola Radziwonika, Olecha. Jego główne siły rozbito wiosną 1949 r., wtedy poległ też dowódca. Ostatnie grupy zlikwidowano w latach 1952–53. Z kolei na Grodzieńszczyźnie działała Samoobrona Ziemi Gro-dzieńskiej na czele z por. Mieczysławem Niedzińskim, Menem. Dowódca poległ wiosną 1948 r., a ostatnich żoł-nierzy zabito na początku lat pięćdziesiątych.

BILANS. Podając dane dotyczące strat poniesionychprzez obie strony powojennego konfl iktu, nadal zdani jesteśmy na ustalenia historiografi i peerelowskiej. Z sza-cunków tych wynika, że po stronie podziemia poległo w walce ponad 8,6 tys. partyzantów (wliczani są w tę licz-bę również partyzanci UPA), aresztowano 79 tys. osób. Na mocy wyroków sądowych ponad 5 tys. skazano nakarę śmierci (stracono ok. 3 tys.). W więzieniach miało umrzeć 21 tys. osób. Po drugiej stronie straty wyniosły odpowiednio: 12 tys. członków formacji mundurowych (UB, KBW, WP, MO, ORMO), 1  tys. żołnierzy Armii Czerwonej i funkcjonariuszy NKWD oraz 10 tys. cywi-lów (aktywiści partyjni, agentura UB i NKWD, ofi ary przypadkowe i  ofi ary akcji pacyfi kacyjnych polskiego i ukraińskiego podziemia).

Pokonanie podziemia nie oznaczało zakończeniaz nim walki. W bardzo wymowny sposób wyraził to je-den z ofi cerów śledczych MBP, który w 1948 r. zwrócił się do przesłuchiwanego przez siebie działacza niepod-ległościowego tymi słowami: „Zadaniem naszym jest nie tylko zniszczyć was fi zycznie, ale my musimy zniszczyć was moralnie w oczach społeczeństwa”. Przez następne czterdzieści lat komuniści używali do tego celu machiny propagandowej. W działania te zaangażowani byli rów-nież literaci, fi lmowcy, a przede wszystkim wielu peer-elowskich historyków.

Sł awom i r Pol e sz a k

Pośmiertna fotografia Józefa Franczaka,

Lalusia, który zginął w walce z SB i ZOMO

października r.

na Lubelszczyźnie.

Page 107: polityka-pomocnik_historyczny-201206

107107

Postawy Polaków

Józef Sigalin

PAMIĘĆ. W drugiej połowie lat 40. i na początku 50. wła-ściwie żadna decyzja urbanistyczna w mieście nie mogła się obyć bez aprobującego podpisu towarzysza inżynie-ra majora Józefa Sigalina. Dziś warszawscy przewodni-cy opowiadają o  nim tylko szczególnie zainteresowa-nym wycieczkom. Krótko: kwatera 12D na Powązkach Wojskowych – tu leży architekt, któremu Warszawa za-

M A RC I N KO Ł ODZ I EJC Z Y K

Józef Sigalin (w koszuli)

oprowadza delegację rządu Czechosłowacji

po placu budowy Trasy W-Z. Warszawa,

sierpnia r.

wdzięcza Mariensztat, trasę Wschód–Zachód i Marszał-kowską Dzielnicę Mieszkaniową.

WARSZAWA. Józef Sigalin – rocznik 1909  r., wrazz  pięciorgiem rodzeństwa spadkobierca słynnej fi rmy Pierwszy Specjalny Zakład Kefi rowy Klaudii Sigaliny – ul. Królewska 31, sklep z gipsowym modelem gór Kauka-

Page 108: polityka-pomocnik_historyczny-201206

108

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

bezdomnymi” Żeromskiego, opowiadał później, jak cho-dził ulicami z „potrzebą walki z krzywdą o ludzką spra-wiedliwość”. Przesiadywał w warsztatach szewskich i na budowach Mokotowa, aby poznawać prawdziwe życie. Rzucił prawo, wyjechał do czeskiej Pragi studiować ar-chitekturę, ale wrócił na Politechnikę Warszawską – też na architekturę. Nigdy nie został wspólnikiem starszych braci, pracował u nich jako kreślarz. Ale i tak wiedzia-ło się w Warszawie, że on z Sigalinów – tych od kefi rów i domów.

Żony w rodzinie Sigalinów zawsze dobierano staran-nie – majątek musiał żenić się z majątkiem – lecz młod-si bracia wyłamali się z  elitarnego rygoru. Aleksander ożenił się z kasjerką z fi rmy jogurtowej. Józef, w 1936 r., z Hanną, kreślarką z jednej z budów projektu Sigalinów – sierotą. Będą małżeństwem do końca, ale Hanna już zawsze skazana będzie na próby dorównywania talentom męża i zamknięcie w kręgu jego znajomych. A także na zazdrość o niego.

KOLEDZY. Przedwojenny Józef Sigalin: uroda amanta fi lmowego – czarne włosy zaczesane na pomadę, powo-dzenie u pań z dobrego towarzystwa. Wysportowany in-struktor tenisa, piłkarz amator, taternik. A także zapa-lony dyskutant spotkań ogniwa Komunistycznej Partii Polski.

Na warszawskim wydziale architektury Sigalin poznał Mariana Spychalskiego i  Stanisława Jankowskiego, też architektów. Pierwszy zostanie po wojnie prezydentemWarszawy, nad drugim – cichociemnym o pseudonimie Agaton – zawiśnie w Polsce Ludowej wyrok więzienia. W  Tatrach Sigalin uratował życie słynnemu alpiniście Justynowi Wojsznisowi. Wspinał się także z TadeuszemPasztą – po wojnie krwawym ofi cerem Urzędu Bezpie-czeństwa. To wszystko byli rówieśnicy, sami warszawia-cy – mocne pokolenie, mocne znajomości, które miały się przydać.

ZAGŁADA. Józef Sigalin nie opowiadał o rodzinie. Raz tylko, w latach 60., wspominając ferwor pierwszych latodbudowy Warszawy, napisał: „Pracować za dwóch, trzech, za moich braci architektów Romana i Grzegorza– ofi ary wojny”.

Józef albo nie wiedział, albo nie chciał wiedzieć: w  1937  r. Grzegorz pojechał do Moskwy na konkurs z projektem Pałacu Sowietów – trafi ł na czystki, został aresztowany przez NKWD, umarł w  więzieniu na Łu-biance.

W 1940 r. Romana Sigalina – ofi cera Wojska Polskiego– zabili czerwonoarmiści w Charkowie.

W 1943 r., dokładnie 22 lipca, panie Sigalin – matka i siostra Józefa – zażyły truciznę w wagonie towarowym wiozącym Żydów z warszawskiego Umschlagplatzu do obozu śmierci w Majdanku. W tym samym obozie zgi-nie Jerzy Gelbard, wspólnik w fi rmie architektonicznej braci Sigalinów.

Sam Józef, absolwent podchorążówki we Włodzimie-rzu Wołyńskim, we wrześniu 1939 r. zgłosił się na we-zwanie mobilizacyjne polskiej armii, ale odmówiono mu broni. Żydłaków nie trzeba – usłyszał.

ZSRR. Józef Sigalin nie widział swojej Warszawy przezcałe pięć lat wojny. Najpierw, we wrześniu 1939 r., wy-jechali z żoną na Wschód – przez Lwów i Charków do Krzemieńca. Józef dostał pracę jako naczelnik wydzia-łów budowlanych kopalni węgla brunatnego. Potem ży-li w Leninabadzie – Józef był intendentem budowlanym w fabryce jedwabiu. Gdy latem 1941 r. rozpoczęła się woj-na radziecko-niemiecka, pisywał żarliwe odezwy: wszy-scy mężczyźni – bez względu na rasę, wiarę i poglądy –

zu w witrynie. Babka Klaudia, Żydówka, przeprowadza-jąc się z Gruzji do carskiej Warszawy miała przywieźć ze sobą specjalne grzybki fermentacyjne – pierwszy kiosk z kefi rem miała w Ogrodzie Saskim. W 1896 r. za „rozpo-wszechnianie kefi ru i wyborową produkcję tegoż” zdo-była złoty medal warszawskiej wystawy higienicznej.

Za pieniądze z kefi ru wykształciła syna na dentystę, ale dentysta wolał zająć się rozwijaniem nabiałowego in-teresu i  w  dwudziestoleciu międzywojennym stworzył małe nabiałowe imperium. Za pieniądze z nabiału posłał dwóch najstarszych synów na architekturę, średniego na chemię, dwie córki na farmację, najmłodszego syna do renomowanego gimnazjum Kreczmara przy ul. Wilczej,a potem na wydział prawa.

Rodzina była świecka i całkowicie zasymilowana, war-szawska.

W 1944 r. Józef Sigalin, już w mundurze kapitana ko-ściuszkowców, chodził po ruinach Warszawy szukając miejsc z  dzieciństwa. Wspominał: mecze piłki nożnej(bramka między dwoma drzewami), topole na Rako-wieckiej, wyprawy z kolegami na pustkowia za Agrykolą – bramkarz Paweł Akimow, w zamian za pomoc w wy-rywaniu zielska na teren pod przyszłe boisko klubu Le-gia grał z chłopakami w piłkę. „Przecież to miasto rosło wraz z nami” – notował potem Sigalin.

Ale w 1944 r. na znajomych ulicach odkrywał głównie „miejsca w przestrzeni”.

BRACIA. Starsi bracia Sigalinowie, Roman i  Grzegorz, prowadzili spółkę architektoniczną. Widać ich było w mieście – zarówno luksusowe domy ich projektu, jak ich samych w drodze między rautami, premierami te-atralnymi i nocnymi lokalami. Jeździli samochodem Ta-tra w towarzystwie nie mniej sławnego wspólnika Jerze-go Gelbarda i jego żony Izabeli – zwanej Bellą – uchodzą-cej za femme fatale Warszawy. Starsi Sigalinowie lubilipodkreślać, że walczyli w  wojnie polsko-bolszewickiej1920 r. W rzeczywistości stacjonowali z baonem obrony przeciwlotniczej na Polu Mokotowskim – walki do War-szawy nie doszły.

Młodsi bracia, Aleksander i Józef, skłaniali się ku no-wej modzie ideologicznej ze Wschodu, zwłaszcza ku ideirówności społecznej. Józef Sigalin, oczarowany „Ludźmi

Józef Sigalin (ze wskaźnikiem)

przy makiecieTrasy W-Z,

r.

Page 109: polityka-pomocnik_historyczny-201206

109109P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

w ulotkach Sigalina zgodnie wsiadali do ciężarówek i je-chali na front walczyć z Niemcami. Tak narodził się Józef Sigalin – propagandysta.

Ale Związkiem Sowieckim był rozczarowany – ideakomunizmu nie zgadzała się z praktyką – choć nadal był to dla niego kraj równości społecznej. Sigalin tęsknił do Polski, do Warszawy – wspominał później, że wiadomo-ści z jego miasta na Wschód nie docierały, wiedziało się tylko, że okupowane. Ale jak wygląda? Czy przetrwało? Zgubieni na Wschodzie warszawiacy dyskutowali godzi-nami o uzbeckich topolach – czy podobne do tych z Ra-kowieckiej?

Józef Sigalin prawdopodobnie przyjął obywatelstwosowieckie – radził to samo w  liście bratu Aleksandro-wi, też uchodźcy w ZSRR – i  trafi ł do Armii Czerwo-nej. W 1943 r. służył jako kierowca wojskowej ciężarów-ki w Iranie. Chciał wrócić do Polski z armią Andersa – zgłosił się, ale znowu Żydłaków nie przyjmowali. Anders odszedł, Sigalinowi została zadra, urażona duma: „Ma-rzenia o powrocie z bronią w ręku prysły”. Ale jeszcze

w  tym samym roku Józefa Sigalina odnalazła w  Leni-nabadzie Wanda Wasilewska – zaprosiła do Moskwy na zjazd Związku Patriotów Polskich.

ZNÓW WARSZAWA. Sigalinowie wrócili do Polski z ko-ściuszkowcami – Józef jako adiutant generała Zygmunta Berlinga. Dostał propozycję organizowania aparatu bez-pieczeństwa, ale Marian Spychalski – uczelniany kolegasprzed wojny – zaprotegował go Bolesławowi Bierutowi do Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego.

W styczniu 1945 r. Józef Sigalin biegał po Lublinie za-łatwiając papiery przejazdowe i  benzynę do łazika, bo Warszawa wolna. Pojechali we trzech – Sigalin jako szef grupy rozpoznawczej, architekci Lachert i Niemojewski. Zobaczyli ruiny, byli załamani.

Na placu Zamkowym Sigalin nagle krzyczy do kierow-cy łazika: Stać, trup na drodze! Wyskoczył z samochodu i  spróbował odciągnąć na bok przysypanego śniegiemkróla Zygmunta Wazę z przewróconej kolumny.

SZTURM. „Natychmiast przystępować do odbudowy! Do walki z rozpaczą po utracie swojego miasta, swoichnajbliższych, ruszyła we mnie wola działania: właśnie wbrew ogromowi nieszczęścia, na przekór ludziom ma-łej wiary” – wspominał Sigalin początki odbudowy. ŻeWarszawa będzie znów stolicą Polski, zdecydował Jó-zef Stalin. Prezydent Bierut widział stolicę w Łodzi, nie-zniszczonej przez wojnę, robotniczej. Warszawa mu się kojarzyła z  sanacją i  wielkopaństwem. Jednak piątego dnia po wyzwoleniu Bierut pojechał do Moskwy i wrócił całkiem przekonany – Warszawa stolicą.

Prezydentem miasta został Marian Spychalski. Powo-łano Biuro Odbudowy Stolicy – jego szefem został Roman Piotrowski, znany architekt, ofi cjalnie zwany z sowiecka komisarzem odbudowy stolicy, a wśród pracowników Pa-pą Bosem. Sigalin – ciągle chodzący w mundurze kapi-tana kościuszkowców – był zastępcą Piotrowskiego. A że przed wojną nie skończył studiów, raczej go w BOS za ar-chitekta nie uważano. Był od załatwiania spraw z władzą – organizator. Jako mundurowy najszybciej dogadywał się z  czerwonoarmistami w  sprawie rozminowywania. Ze Spychalskim rozmawiał, jak się rozmawia z kolegą zestudiów. Egzaminy zawodowe zdał w 1946 r. przed komi-sją złożoną ze swoich podwładnych z BOS.

Później wielokrotnie pisano o Sigalinie, że był tylko politrukiem – nawet ofi cerem bezpieczeństwa – nasła-nym na Warszawę przez Sowietów siepaczem od wybu-rzeń. Ale nie ma w  istniejących dokumentach Sigalina śladu przynależności do UB; był członkiem PPR, a potem – do końca życia – PZPR.

Miasto w gruzach, zaczynała się wojna między zwolen-nikami odbudowy Warszawy sprzed wojny a zwolennika-mi przebudowy w  socjalistycznym stylu, a  Sigalin pisałz entuzjazmem: „Sztab nasz to sztab szaleńców szturmu-jących niebo”. W sprawie wyburzeń nie zajmował jedno-znacznego stanowiska, ale też się nie przeciwstawiał.

TYTAN I TYRAN. Biuro Odbudowy Stolicy mieściło siępoczątkowo w kamienicy przy ul. Kowelskiej na Pradze – zwanej przez architektów Rue de Covelle. Pomiesz-czenia nieogrzewane, Papa Bos – przedwojenny archi-tekt awangardysta – sypiał w płaszczu i maciejówce na głowie. Wciąż ktoś pukał do drzwi: gdzie cegły zrzucić, gdzie kwit zrealizować. Sigalin biegał po mieście, jeździł, załatwiał – miał ze sobą przydziałowy pistolet, bo powo-jenna Warszawa to był Dziki Zachód.

Znany był z  tego, że czasem prosił kolegów, aby go obudzili za 15 minut, zdolny zasnąć w każdym miejscu i pozycji. Za 15 minut, zupełnie trzeźwy, wracał do prze-rwanego wątku. Tytan i tyran. Na wielkich budowach –

PKiN: „dar narodu radzieckiego”

P omysł wzniesienia Pałacu Kultury i Nauki jako „daru narodu radzieckiego

dla narodu polskiego” wyszedł od samego Józefa Stalina, który oprócz

PKiN zaproponował Bolesławowi Bierutowi do wyboru budowę metra lub

osiedla mieszkaniowego w Warszawie. Bierut wybrał pałac, uznając (wedle

przekazu Włodzimierza T. Kowalskiego w książce „Walka dyplomatyczna w Eu-

ropie: 1939–1945”), że metro jest niepotrzebne, a osiedle Polacy wybudują so-

bie sami.

Rozważano wzniesienie pałacu w okolicach Portu Praskiego, na Grochowie

lub na Mokotowie. Ostatecznie padło na centrum miasta, jako najbardziej re-

prezentacyjne. Były to kwartały między ulicami Chmielną, Złotą, Sienną, Śliską,

Pańską, Zielną i Wielką. Na tym powojennym gruzowisku ocalało kilkadziesiąt

kamienic nadających się do użytku bądź remontu, które trzeba było wyburzyć

(pod samą budowlę, jak i obszerny plac Defilad).

Zespołowi architektów sowieckich przewodził Lew Rudniew, a współpra-

cowała z nimi grupa architektów polskich z Józefem Sigalinem na czele. Ca-

ła grupa wybrała się w podróż po Polsce, by obejrzeć najważniejsze zabyt-

ki, a potem wprowadzić do projektu polskie akcenty. Budowa ruszyła 2 maja

1952 r. Pracowało przy niej 3,5 tys. robotników z ZSRR, dla których wybudowa-

no na Jelonkach osiedle Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, złożone z baraków i tzw.

domków fińskich – dla inżynierów.

PKiN oddano uroczyście do użytku 22 lipca 1955 r. i nazwano imieniem Jó-

zefa Stalina, o czym przez długie lata świadczył napis wykuty nad głównym

wejściem od strony ul. Marszałkowskiej, przysłonięty potem przez neon bez

nazwiska patrona.

Joa n na Saw ick a

Budowa PałacuKultury i Nauki,

r.

Page 110: polityka-pomocnik_historyczny-201206

110

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

MDM, W–Z, Pałac Kultury – ludzie będą się na Sigalina skarżyć, że nie daje im wytchnienia, wprowadza wojsko-wy dryl. Nie znosił sprzeciwu.

Pod koniec lat 40. BOS przeniósł się na ul. Chocimską do kamienicy wybudowanej przed wojną według projek-tu fi rmy braci Sigalinów. Architekci dostali tu służbowe lokale – z latami wykruszą się, wyprowadzą. Sigalinowie zostaną, mieszkanie nr 4.

TOWARZYSTWO. Pani Hanna Sigalin lubiła wystawne życie, lubiła futra, snobowała się na znajomości z najważ-niejszymi ludźmi w kraju. Mąż załatwił jej przez znajo-mych pracę referentki w Ministerstwie Sprawiedliwości. Mieli służbowy samochód z kierowcą. W 1946 r. urodziła im się córka Teresa. Pani Sigalinowa częściej teraz mu-siała bywać w domu, bo opiekowała się małą. A Józef –ciągłe narady, planowania, projekty, budowy, ciągle z pa-pierosem w ustach. Robiła mu awantury. Odbudowują-ca się warszawka szeptała o romansach Józefa Sigalina.Z  latami Hanna zaczęła stosować wobec męża metody drastyczniejsze – gdy wracał na Chocimską o nietypo-wych porach, już jako ważny naczelny architekt Warsza-wy, którym został w 1951 r. – drzwi zastawał zamknięte,walizkę pod drzwiami. Kierowca wiózł inżyniera do Pa-łacu pod Blachą – do gabinetu, w którym oprócz biurka, krzesła i kanapy, mieściła się też słynna szafa. Tam Siga-lin pomieszkiwał.

Józef Sigalin uważał się za artystę urbanistę. Wolałobracać się w artystycznym, nie politycznym, środowi-sku. Bywał w domach pisarzy, aktorów, malarzy i archi-tektów. Nie bywał u Jakuba Bermana, chociaż się znali. Zwykłym warszawiakom nazwisko Sigalin nic nie mó-wiło – rzadko pojawiał się w gazetach – ale na salonach wciąż promieniał przedwojennym blichtrem swojej ro-dziny. Znacznie sławniejszy publicznie był Stanisław Jankowski – cichociemny Agaton – przyjaciel Sigalina. Mieszkali w tym samym domu, kiedy rozmawiali – roz-mawiał adiutant Berlinga z adiutantem Bora-Komorow-skiego. Sigalin interweniował w sprawie Agatona, kiedy władza chciała go ukarać za wojenną nieprawomyślność – wybronił go może od śmierci. Interweniował także w sprawie kolegi Mariana Spychalskiego, gdy w 1951 r.PZPR czyściła szeregi. Spychalski przetrwał, miał się od-wdzięczyć Sigalinowi w marcu 1968 r.

Był panem z przedwojennymi manierami, z pamięci cytował wiersze klasyków, szarmancki i świetnie ubrany – podobał się kobietom. Jednak córka Teresa po latach wspominała, że wcale nie ubierał się dobrze – donaszał tweedowe marynarki przysyłane przez kolegę z Anglii, jesionkę zawsze miał za dużą. Kiedy okazało się, że Si-galin prowadzi w Warszawie dwa domy – w tym drugim też miał córkę urodzoną w 1954 r. – Teresa nie wybaczyła ojcu. Z czasem zapadła na chorobę psychiczną. Zniszczy-ła dokumenty ojca pozostawione w domu – wśród nich listy z frontu. Umarła w 2010 r. – prawdopodobnie sa-mobójstwo.

Żonie Sigalin załatwił nową pracę – redaktorki w PWN – Hanna była zadowolona, poznała wielu cie-kawych ludzi, ale w domu przy Chocimskiej już się nie poprawiło. Nigdy się nie rozwiedli, ale nie mieszkali ra-zem. Józef Sigalin przeprowadził się do gabinetu w Pa-łacu pod Blachą, a w latach 70. – po kolejnym upadku zawodowym – do nowego bloku na Czerniakowie, gdzie mieszkał do śmierci.

UPADEK. Pierwszy raz Józef Sigalin upadł w 1956 r., kie-dy do władzy doszedł Władysław Gomułka. Nowy król w domu partii przynosił nowy porządek – także archi-tektoniczny: rozbuchane budowy okresu stalinowskiego zostały potępione, jak sam Józef Stalin. Błędy i wypacze-

Metro: dziura pod Wisłą

P lany budowy metra w Warszawie sięgają 1925 r. Pierwotny projekt zakła-

dał utworzenie dwóch krzyżujących się linii z północy na południe i z za-

chodu na wschód. Odcinki te, o łącznej długości 11 km, miało łączyć 10 stacji.

(Docelowo linie miały mieć układ promienisty). W 1927 r. rozpoczęto badania

geologiczne, a w 1938 r. prace przygotowawcze. Przerwał je wybuch II wojny

światowej. 11 lutego 1948 r. powstał projekt Szybkiej Kolei Miejskiej, a 14 grud-

nia 1950 r. rząd podjął decyzję o rozpoczęciu prac nad budową głębokiego

metra w Warszawie.

„1 stycznia 1950 roku stolica państwa radzieckiego – Moskwa, wzbogaci-

ła się nowymi wzorcami socjalistycznej architektury – sześcioma stacjami

nowej linii moskiewskiego metro. (…) Nowe stacje są przykładem, że metro

w miastach socjalistycznych jest nie tylko urządzeniem komunikacyjnym,

zapewniającym przejazd milionów pracujących ludzi w stolicy, lecz również

pięknym wzorem radzieckiej sztuki monumentalnej. (…) Nowe stacje me-

tra wykonane zostały w najróżnorodniejszych architektonicznych formach,

posiadają różne proporcje, wykończone zostały przy użyciu różnorodnych

rodzajów materiałów. Lecz te wszystkie elementy łączy w jednolitą całość

zwarta treść ideowa. Jest nią idea stalinowskiej troski o zaspokojenie ducho-

wych i materialnych potrzeb ludzi radzieckich, idea pełni radości i piękna ży-

cia społeczeństwa socjalistycznego” – pisała stołeczna gazeta 5 marca 1950 r.

Miało to zmotywować mieszkańców Warszawy do podążania śladami

moskwian. Obiecywano, że do końca 1956 r. będą oddane do użytku najbar-

dziej niezbędne odcinki. Prace rozpoczęły się, gdy Warszawa nie powsta-

ła jeszcze z gruzów; łatwiej było drążyć głębokie tunele. Do wykonania tak

wielkiej i poważnej inwestycji konieczna była mobilizacja całego kraju. War-

szawskim projektantom pomagali radzieccy specjaliści.

Prace rozpoczęto po stronie Pragi. Ze względu na złe warunki geologicz-

ne ograniczono się do budowy odcinka doświadczalnego pod Wisłą. Wresz-

cie, głównie z braku pieniędzy, rząd rozkazał wstrzymać prace. Ocenzuro-

wano wszystkie publikacje o metrze, a wykopany tunel przeznaczono na

przechowalnię importowanych win. W kolejnych latach nieraz wznawiano

prace i znów je przerywano. Dopiero w 1983 r. skutecznie wbito pierwszy

pal stalowy na trasie wykopu linii metra, której budowę udało się zakończyć.

Joa n na M ici ńsk a

nia, a Sigalin ich częścią. Gomułka nie lubił Warszawy, często o tym mówił. Miasto bajadera dla robotników za-stąpione zostało za jego sekretarzowania miastem ma-chiną dla robotników. Z punktu widzenia zwykłych lu-dzi to był koniec widnych kuchni. Miało być tanie bu-downictwo.

Do głosu doszło nowe pokolenie architektów. Niespeł-na pięćdziesięcioletni Sigalin był dla nich zasiedziałym księciem monumentalnego kiczu – musiał ustąpić miej-sca. Rozsypywał się układ towarzyski, w którym Siga-lin potrafi ł się poruszać. Ze świecznika znikali koledzy, Agaton sposobił się do kariery zagranicznej, Spychal-ski dopiero zbierał się na nogi po skarceniu przez par-tię. Józef w rozmowach ze znajomymi wściekał się, że je-go Warszawę przejmuje zgraja z prowincji – przywozili swoje rewolucyjne pomysły, a nie rozumieli tego miasta. Niszczyli dzieło życia jego i kolegów. „Wylano dziecko z kąpielą” – pisał.

W 1956 r. Jóżef Sigalin sam zrezygnował z funkcji na-czelnego architekta Warszawy.

STALINISTA. Miał wciąż swój gabinet w Pałacu pod Bla-chą, a w nim szafę, do której wrzucał wszelkie swoje pa-piery – notki, zdjęcia ze złotych lat odbudowy, wzgardzo-ne przez Gomułkę plany budów, na przykład Trasy Ła-zienkowskiej. Z czasem Sigalin nabrał zwyczaju chodze-nia na obiady do stołówki Związku Literatów Polskich – pisał wspomnienia, więc może sam uważał się za lite-rata? Gorzknieje. Wspomina budowy mostu Poniatow-skiego – uwielbiał budowy mostów – trasy W–Z i MDM, jakby był starcem podsumowującym życie. Wspomina objazdy budów z Bierutem, tęskni za Bierutem. Bierut

Page 111: polityka-pomocnik_historyczny-201206

111111P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

umiał czytać plany architektoniczne, Bierut osobiście wszystkiego dopilnowywał – nawet wysokości kaloryfe-rów na ścianach mieszkań.

W 1952 r. Sigalin wydał książkę „Pięć spotkań” – bie-rutowską apologię. Pisał w niej o prezydencie z miłością: „Pierwszy Budowniczy interesował się każdym szczegó-łem montażu, rozmawiał ze spawaczami, cieślami, mon-terami. Poznawali go i jak opowiadał potem jeden ze sta-rych robotników: jaśniej i cieplej zrobiło się nad rzeką tego wieczora”. W 1956 r. te słowa poczytywane były za dowód kultu jednostki.

We wspomnieniach odnotowywał: „Ludzie zaczę-li krytykować. To dobrze. Ale że czynią to bez wyboru,krytykują wszystko i w czambuł – to źle”. Pisać zaczął też dziwne, pełne pretensji listy. Adresował je do wymyślo-nego przez siebie Kierownika Archiwum Myśli Wzbu-rzonych.

Można powiedzieć, że Józef Sigalin był stalinistą. Nie siepaczem, ale wierzącym w nowe urzędnikiem. Na po-czątku lat 50. właściwie co roku 22 lipca brał udział w od-daniu do użytku jakiegoś budowlanego symbolu socjali-zmu – były to także rocznice śmierci jego matki i siostry w bydlęcym wagonie jadącym z Umschlagpaltzu. Niko-mu o tym nie wspominał, choć z matką był bardzo zżyty.Jeszcze kiedy szedł z Berlingiem do Polski, przechodzili przez Charków, gdzie zginął jego brat, Józef wysłuchałpropagandowej pogadanki, że to Niemcy zabili polskich ofi cerów. Potem musiał już znać prawdę, nikomu nie wspominał.

Józef Sigalin miał kompleks pochodzenia – oprowa-dzany po cmentarzu żydowskim w Warszawie przez jego dyrektora został zapytany: Amchu? (jesteś nasz?). Uda-

wał, że nie rozumie. Chociaż na tym cmentarzu w 1938 r. rodzina chowała ojca – dentystę, króla nabiału z fi rmy Pierwszy Specjalny Zakład Kefi rowy Klaudii Sigaliny.

Starszy brat Józefa – Aleksander – przeżył wojnę, wró-cił do Warszawy. Jako chemik w latach 60. opatentował kilka wynalazków dla przemysłu mięsnego. Siostra – far-maceutka, była w dyrekcji resortowego szpitala, funkcjo-nariuszka bezpieki – mieszkała w służbowym mieszka-niu, korzystała z zamkniętej plaży nad Wisłą.

UTRATA WIARY. Pierwszy raz Józef Sigalin przestał wie-rzyć w socjalizm jeszcze przed 1956 r. Był zachwycony propagandową otoczką przebudowy swojej Warszawy – gigantyczną akcją Społecznego Funduszu Odbudowy Stolicy, napływem robotników, wyścigiem przodow-ników budowlanych. Jednak widział też fałsz – na jego ukochanym MDM tylko kilka mieszkań trafi ło do praw-dziwych robotników. Większość rozdzielono między funkcjonariuszy państwowych i ich rodziny. Robotnicy dalej gnieździli się w hotelach robotniczych. Pisze o tym we wspomnieniach.

Drugi raz – w  marcu 1968  r. – nie miał wątpliwo-ści, że się pomylił. Był zdruzgotany, że zmusza się Ży-dów do wyjazdu z Polski. Po Marcu stracili pracę oboje z żoną – nie musieli wyjeżdżać z kraju dzięki protekcjiMariana Spychalskiego, który znów był w partyjnych ła-skach. Hanna Sigalin, wyrzucona z PWN, umarła na ra-ka w 1974 r.

Józef Sigalin wrócił w  Tatry. Próbował się wspinać, z powodu kłopotów z kolanem zrezygnował. Pod koniec życia robił jeszcze jakieś plany architektoniczne dla Za-kopanego. Mówił znajomym, że kilka już razy chciał rzu-cić legitymację partyjną. Ale mówił też, że nigdy tego nie zrobił ze strachu. Bo dawne ideały, bo rodzina.

Trzeci raz – kiedy wybuchł stan wojenny – nie wierzył już wcale.

TYLKO WARSZAWA. Józef Sigalin jeszcze kilkakrotnie w  latach 60. i 70. wracał na gigantyczne budowy War-szawy: most Gdański, Trasa Łazienkowska. Był wtedy szczęśliwy. Zgorzkniałości się jednak nie wyzbył – nowi niszczyli jego zamysł miasta. Zachowywał się, jakby tra-gedie, które przez całe życie spychał do podświadomości z powodu nawału pracy, nagle wróciły do niego wszyst-kie naraz. Nowi na budowach nawet już nie wiedzieli, że to Sigalin.

Do gabinetu w Pałacu pod Blachą wprowadzili się ci nowi. Józef Sigalin zdążył tylko zabrać swoją szafę z do-kumentami do mieszkania w bloku. Przetrząsał ją w po-szukiwaniu materiałów do książki. Dużo czytał, pisał swój subiektywny przewodnik po mieście, wspomnienia.

Długo chorował. Zmarł na raka w  szpitalu MSWpierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia w 1983 r., za-fascynowany ruchem Solidarności. Przy łóżku adiutanta generała Berlinga do końca czuwał adiutant generała Bo-ra-Komorowskiego.

W 1962 r. Józef Sigalin pisał do córki: „Poznałem smak tworzenia. Posiadłem sens życia. Uważam to za uśmiechlosu (…). W lipcowy wieczór pójdziemy przez nowe tra-sy i mosty (…) zejdziemy nad Wisłę, popatrzymy znów na Warszawę. Na Twoje, Teresko, miasto rodzinne. Rosło wraz z Tobą. Kochaj je”.

M a rci n Koł odz i ejcz y k

Autor dziękuje zwłaszcza Andrzejowi Skalimowskiemu, doktorantowi Wydziału Historii UW

piszącemu pracę o Józefie Sigalinie, i Andrzejowi Kochanowskiemu,

długoletniemu przewodnikowi zakochanemu w Warszawie.

Źródła: Józef Sigalin: „Nad Wisłą wstaje warszawski dzień…”, „Z archiwum architekta”,

„Pięć spotkań”; publikacje Janusza S. Majewskiego; „Express Wieczorny” i „Stolica” z lat 1948–52;

strona internetowa www. naszastolica. waw. pl.

Budowa metra, korytarz prowadzący

do komoryrozjazdowej,

r.

Page 112: polityka-pomocnik_historyczny-201206

112

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Postawy Polaków

Edward Osóbka-MorawskiPODWÓJNY PSEUDONIM. „Wprawdzie formalnie na-zywam się Edward Osóbka-Morawski, ale obydwa czło-ny mego nazwiska są tylko pseudonimami” – przedsta-wia się były premier w „Trudnej drodze, od Piłsudskiego do Stalina”, wydanych drukiem swoich wspomnieniach. Pierwszy człon przybrał pradziadek Wincenty Sosnow-ski, powstaniec listopadowy, który z emigracji do Prus nielegalnie wrócił do Kongresówki i osiadł w Bliżynie,fabrycznej osadzie niedaleko Skarżyska-Kamiennej. Przyjął popularne tu nazwisko Osóbka. Drugi człon na-zwiska dodano już Edwardowi Osóbce w 1944 r. w Mo-skwie, kiedy został przewodniczącym Polskiego Komite-tu Wyzwolenia Narodowego. Jako delegat Krajowej Rady Narodowej, przez front przeszedł z fałszywą kenkartą na nazwisko Tadeusz Wasilewski. Jego zastępcą w PKWN miała zostać Wanda Wasilewska i by nie było tam dwoj-ga Wasilewskich, Osóbce dodano Morawski. „Moje no-we nazwisko-pseudonim obiegło wkrótce cały świat i już przylgnęło do mnie na zawsze”.

IDEALNY ŻYCIORYS. Jak na czasy, kiedy w  Moskwie kształtowała się powojenna władza Polski, Osóbka ży-ciorys miał wręcz idealny. Urodził się w  1909  r. jako dziewiąte i przedostatnie dziecko Marcelego i Antoniny Osóbków. Rodzina utrzymywała się z pracy ojca w  fa-bryce odlewów w Suchedniowie i uprawy kawałka ziemi. Wuj Osóbki był powstańcem styczniowym, a jego ojciec z czterema braćmi – bojowcami PPS. Za udział w rewolu-cji 1905 r. stryjów zesłano na Sybir, a ojciec przez parę lat ukrywał się w austriackim Krakowie. Dwunastoosobo-wa rodzina klepała biedę, spotęgowaną przez śmierć ojca w 1914 r. Utrzymanie domu spadło na matkę i najstarsze-go brata, a najmłodszemu Edwardowi przypadł obowią-zek pasania krowy żywicielki, co łączył z nauką w szkole. Choć chodził do niej nieregularnie, to, jak wspominał, był najlepszym uczniem.

Chcąc zarobić na dalszą naukę podejmował doryw-cze prace, m.in. jako pomocnik murarza przy budowie fabryki amunicji w Skarżysku-Kamiennej. Ale egzami-nów do seminarium nauczycielskiego nie zdał. Ambicje kształcenia się musiał odłożyć na czas, kiedy przeniósł się do Końskich, a potem do Warszawy, gdzie studio-wał prawo i ekonomię w Wolnej Wszechnicy Polskiej. Te studia już po roku przerwała wojna. Po jej zakoń-czeniu zapisał się na drugi rok prawa UW: „Jednak wi-cemarszałek Sejmu Stanisław Szwalbe poinformował mnie wtedy, że prezydent Bolesław Bierut jest oburzo-ny moją »demonstracją« studencką. Biorąc to pod uwa-gę i ze względu na ogólną sytuację w okresie narastania »kultu jednostki«, zniechęciłem się do kontynuowania studiów”.

M A R E K H E N Z L E R

Page 113: polityka-pomocnik_historyczny-201206

113113P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Na razie w znalezieniu pracy pomógł kierownik szko-ły. Osóbka został bezpłatnym praktykantem w urzędzie gminy w Bliżynie, z czasem urzędnikiem na etacie, a po różnych zawirowaniach przeniósł się do urzędu gminy Duraczów koło Końskich.

PRZEDWOJENNY SOCJALISTA. Od 1928 r. był już człon-kiem PPS. W „Dzienniku Politycznym” pisze, że był torok, „w którym wszystkie »szczury« uciekały z PPS jak z tonącego okrętu. (…) Piłsudczyzna zaczęła bez litości rugować z posad i prześladować swoich przeciwników politycznych. (…) Za pracę polityczną zwolniony zosta-łem bez wypowiedzenia z pracy w samorządzie gmin-nym, choć – według pragmatyki służbowej – za 6 mie-sięcznym odszkodowaniem”.

Przeniósł się do Wielunia, pracował w  Spółdzielczej Centrali Handlowej, nie zaprzestając działalności partyj-nej i związkowej. Wojewoda łódzki, na podstawie usta-

wy o granicach państwa, wydał decyzję zakazującą mu podejmowania pracy w  tym nadgranicznym powiecie. Osóbka przeniósł się do Warszawy.

Tu był m.in. księgowym w Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Działał w stowarzyszeniu Szklane Domy, w okręgowej radzie Społem, w Towarzystwie Wolnomy-ślicieli, współpracował z redakcją „Chłopskiej Prawdy”. Poznał wiele osób z lewicy, które wywrą ogromny wpływ na jego publiczne i prywatne życie: Stanisława Szwalbego, Wandę Wasilewską, Adama Próchnika, Stanisława Toł-wińskiego, a także sekretarz Organizacji Młodzieży TUR Marię Kuzańską, „która była dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem politycznym, oraz Wisławę Janinę – moją późniejszą żonę”. Na warszawskiej Pradze Osóbka założył spółdzielnię spożywców Wyzwolenie; to w jej biu-rze znalazł pracę m.in. Bolesław Bierut po wyjściu z wię-zienia. Z czasem Osóbka został administratorem robotni-czego osiedla na Rakowcu i tam zastał go wybuch wojny.

W KONSPIRACJI. Osóbka na wschód ruszył po kapitula-cji Warszawy. Tłumaczył to tym, że znalazło się tam wie-lu jego przyjaciół, łącznie z Kuzańską. Szukając ich, tra-fi ł do leżącej w sowieckiej strefi e okupacyjnej Hajnówki, gdzie został zaopatrzeniowcem w spółdzielni. Po dwóch miesiącach wrócił do Warszawy i znów administrowałosiedlem. Nawiązał kontakty z Próchnikiem i jego grupą żoliborskich socjalistów. Uczestniczył w kolejnych łącze-niach i rozłamach, należał do Polskich Socjalistów, póź-niej do Robotniczej Partii Polskich Socjalistów (RPPS), niewahających się przed współpracą ze środowiskiem komunistów. Wydawał „Barykadę Wolności”: „Jako motto do naszego organu centralnego wybraliśmy cytat z poezji Władysława Broniewskiego: Chcę by z gruzów Warszawy rósł żelbetonem Socjalizm, Chcę by hejnałmariacki szumiał Czerwonym Sztandarem”.

W „Dzienniku Politycznym” pisze, że w oparciu o rządlondyński i AK „szansa na odrodzenie naszego państwa jako Polski Ludowej była żadna. (…) Logiczne więc – w naszej sytuacji w 1943 roku nasuwało się przyjęcie de-klaracji PPR o współdziałaniu”. Osóbka wysunął pomysł powołania „kontrdelegatury jako zalążka przyszłego rzą-du ludowego”. Poklasku to nie znalazło, bo wśród socja-listów sporo zwolenników miała koncepcja: ani Londyn, ani Moskwa.

Po kolejnych wsypach Osóbka często zmieniał mieszka-nia. M.in. trafi ł do lokalu, w którym ukrywała się rodzi-na Szapirów. W pamiętniku wspomina: „Kiedyś w czasieokupacji proponowałem Hance (Szapiro) fi kcyjny oże-nek, aby ją jako Żydówkę chronić, ale ona uważała, że w charakterze mojej żony nie byłaby wcale bezpieczniej-sza. I  chyba miała rację”. Hanka Szapiro (Sawicka) była organizatorką komunizującego Związku Walki Młodych, zmarła na Pawiaku w 1943 r. Działaczką ZWM była też Wisława Pankiewiczówna, córka Michała Pankiewicza,członka władz Ligi Morskiej i Kolonialnej, przez lata pra-cującego na rzecz rozwijania polskiej emigracji do Ame-ryki Południowej, politycznie związanego z lewicującymiludowcami, posła ostatniej kadencji Sejmu II RP. Osóbkamłodziutką jeszcze córkę posła poznał przed wojną; parą, niezwiązaną formalnym węzłem, zostaną pod jej koniec.

W KRN. Ambitny Osóbka piął się w górę w konspiracyj-nych strukturach. W  swoich wspomnieniach Włady-sław Gomułka tak o nim pisał: „W tym czasie w łonie RPPS toczyła się ostra walka wewnętrzna między grupą reprezentowaną przez Edwarda Osóbkę-Morawskiego a grupą, której przewodził Teofi l Głowacki. W ramach przygotowań do utworzenia KRN, w listopadzie 1943 r.zetknąłem się z  Osóbką-Morawskim. Wbrew kierow-nictwu RPPS opowiedział się on bez zastrzeżeń za KRN.

Premier Osóbka-Mo-rawski (w środku)

na uroczystości wmu-rowania kamienia

węgielnego pod fun-damenty pierwszego

domu mieszkalne-go na tzw. XI kolonii Warszawskiej Spół-

dzielni Mieszkaniowejna Żoliborzu, lipca r. Przed nim,

z kamerą – legendar-ny operator Polskiej

Kroniki FilmowejKarol Szczeciński.

Page 114: polityka-pomocnik_historyczny-201206

114

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Z jego wypowiedzi zorientowałem się, że głównym mo-torem, który pchnął go na drogę opozycji, było pominię-cie jego osoby przez III Zjazd RPPS przy wyborze kie-rownictwa partii. Obwiniał on o to T. Głowackiego, któ-remu kiedyś utorował drogę do kierownictwa partii, mó-wiąc do mnie pod jego adresem: „Zapaliłem cię, świeco, ale cię zgaszę”. Z naszej strony zabiegaliśmy, szczególnie W. Bieńkowski i ja, o pogodzenie się obu grup”.

Grupy te nie pogodziły się i 1 stycznia 1944 r. do Kra-jowej Rady Narodowej (powołanej z  inicjatywy krajo-wych komunistów jako samozwańczy parlament) weszło dwóch socjalistów od Osóbki, on sam został wiceprze-wodniczącym. I w tej roli, w połowie marca 1944 r., ru-szył do Moskwy na czele 4-osobowej delegacji (Gomułkai Kliszko uważają, że przewodniczył jej Marian Spychal-ski). Droga przez front zajęła delegatom dwa miesiące, co mówi nie tylko o  trudach wyprawy; Stalin oczeki-wał jeszcze na dogodny moment, by podjąć pracę nad ustanowieniem w Polsce zależnej od niego władzy. Delegacja dotarła do Moskwy 16 maja; gen. Żukow (z  NKWD) dał jej członkom pierwsze zadanie: napisanie swoich życiorysów dla Stalina.

PRZY NARODZINACH PKWN W MOSKWIE. DoMoskwy ściągnięto ich, kiedy pilną potrzebą sta-ło się uregulowanie stosunków między przekracza-jącą rzekę Bug Armią Czerwoną i Polakami, emo-cjonalnie i  organizacyjnie w  większości związanymi z emigracyjnym rządem londyńskim. W Moskwie zaczę-to budowę politycznej alternatywy dla tego rządu, szyku-jąc dla niej ludzi i kreśląc jej program polityczny nazwany później „Manifestem Lipcowym”. Wszystko pod osobi-stym nadzorem Stalina. Osóbka aktywnie w tym uczest-niczył, zyskując zaufanie komunistycznego dyktatora.

W Moskwie utworzono najpierw Delegaturę KRN dla ziem wyzwolonych, a następnie Polski Komitet Wyzwo-lenia Narodowego z  Osóbką na czele. Andrzej Witos, ludowiec, młodszy brat Wincentego, wspominał to tak: „20 lipca Manifest mieliśmy gotowy. 22 lipca 1944 r. wewłasnym lokalu przy ulicy Puszecznej zebrał się ZarządGłówny ZPP. W zebraniu wzięli udział członkowie dele-gacji Krajowej Rady Narodowej (…). Otwierając zebra-nie objaśniłem, jakie zadania ma spełnić PKWN, że ma charakter przejściowy, że pozostanie do czasu powołania przez Naród (nie wiedziałem wtedy jeszcze, że Naród to komuniści i ich zaufani) nowej władzy, to jest do czasu wybrania na podstawie czteroprzymiotnikowej ordyna-cji Sejmu i uchwalenia nowej konstytucji. Do czasu jejuchwalenia będzie obowiązywała konstytucja marco-wa. Po moim wystąpieniu miały nastąpić wybory władz PKWN. Skład był już omawiany i ustalony przez Wasi-lewską na Kremlu. (…) Na zakończenie Wasilewska po-stawiła wniosek, aby w protokole zaznaczyć, ze wybo-ry przeprowadzone zostały w Chełmie Lubelskim, a nie w Moskwie, co w praktyce miałoby oznaczać, że PKWN narodził się w Polsce, a nie za granicą”.

Rząd ZSRR domagał się jeszcze uzgodnienia przebie-gu granicy wschodniej; obstawał przy tzw. linii Curzona. PKWN chciał większego dostępu do morza poprzez inny przebieg granicy w Prusach Wschodnich, pozostawienia Polsce całej Puszczy Białowieskiej, a nawet Lwowa i bory-sławskiego zagłębia naft owego. W protokole z posiedzeniaPKWN, po ostatecznych rozmowach ze Stalinem i Moło-towem, odnotowano: „Ob.ob. Morawski, Witos, Grubec-ki, Drobner, Rola, Minc, którzy pertraktowali w sprawiegranic, zgodnie stwierdzili, że to, co osiągnięto, było mak-simum tego, co można było osiągnąć. Dalsze żądania mo-gły grozić w ogóle zerwaniem rokowań”. Rosjanie zostawili Polsce połowę Puszczy Białowieskiej (co Osóbka uważał za swój osobisty sukces) i poszli na ustępstwa w sprawie gra-

nicy w Prusach Wschodnich. PKWN upoważnił Osóbkę-Morawskiego do podpisania tej tajnej wówczas umowy.Ceremonię zakończył bankiet oraz wspólne oglądanie zeStalinem fi lmów i wojennych kronik.

Nazajutrz większość członków Komitetu dwoma Douglasami odleciała do wolnego od Niemców Cheł-ma. Żegnający ich na lotnisku Marian Spychalski tak to wspominał: „Osóbka-Morawski (…) miał w  teczceumowę podpisaną ze Związkiem Radzieckim (…) a ma-pę z naniesionymi granicami Polski trzymał pod pachązwiniętą w rolkę. (…) Na lotnisku żegnał ich Mołotow.Odbyło się to z całym ceremoniałem należnym najwyż-szej władzy rządowej – odegrano hymny, była kompania honorowa”. Ale w Chełmie nie witał ich prawie nikt. Na siedzibę dostali budynek urzędu skarbowego, a na kwa-tery – gmach dyrekcji kolei.

ZRĘBY WŁADZY LUDOWEJ. Rozpoczęła się budowa zrębów nowej władzy w  niewielkiej jeszcze części

Polski, zwanej lubelską, ze wsparciem Armii Czer-wonej i oddziałów NKWD. Likwidowano ujaw-niające się struktury administracyjne polskiegopaństwa podziemnego, rozbijano lub wcielano do polskiego wojska oddziały AK. Terror niemiecki zastępował terror sowiecki. PKWN, który prze-

niósł się do Lublina, budował w cieniu tego terroru własne struktury.Kiedy w Warszawie wybuchło powstanie, komitet

lubelski najpierw ów fakt zignorował, a następnie zaata-kował jego dowódców za podjęcie walki. Ostro wypowia-dał się sam Osóbka, zapowiadając postawienie gen. Bora przed sądem. Chcąc zdobyć społeczne poparcie, PKWN przyjął dekret o reformie rolnej i zgodnie z sugestią Sta-lina Osóbka zastąpił na stanowisku kierownika resortu rolnictwa Andrzeja Witosa, któremu zarzucono opie-ranie się na sanacyjnych kadrach. Zaczął też budować struktury „odrodzonej” PPS. Co jakiś czas z Bierutemlatał do Moskwy, uzgadniając tam dalsze kroki, a przy okazji rozmawiał z przedstawicielami aliantów.

Gen. Charles de Gaulle w „Pamiętnikach wojennych”wspominał: „Zostali wprowadzeni do mnie po połu-dniu 9 grudnia. Byli to mianowicie: ich przewodniczący p. Bierut, p. Osóbka-Morawski, kierujący sprawami za-granicznymi, i gen. Rola-Żymierski, odpowiedzialny za obronę narodową. Grupa ta w czasie rozmowy zrobiła na mnie nieszczególne wrażenie. (…). Zbyt wielkie byłopodobieństwo między stereotypowymi wypowiedziami moich rozmówców a sposobem, w jaki »Prawda« oma-wiała codziennie sprawę polską, abym poczuł się skłon-ny uważać Komitet Lubelski za niepodległą Polskę”.

NA CZELE RZĄDU TYMCZASOWEGO. Pod koniec 1944 r. Stalin doszedł do wniosku, że PKWN nie jest już po-trzebny i 31 grudnia przekształcono go w Rząd Tymcza-sowy z premierem Osóbką-Morawskim na czele, już wy-raźnie jako konkurencyjny wobec rządu londyńskiego. Był to element prowadzenia przez Rosjan polityki fak-tów dokonanych na wyzwalanych (a zarazem politycznie podbijanych) ziemiach.

W styczniu 1945 r. została zdobyta lewobrzeżna War-szawa i tu w lutym przeniósł się Rząd Tymczasowy. Na-wet dla tej decyzji Osóbka musiał poszukać poparcia Stalina, albowiem Bierut i niektórzy ministrowie stolicę widzieli w Łodzi. Stalin wsparł Osóbkę i ponoć wpły-nął na przyjęcie przez radziecki rząd uchwały o pokryciu połowy kosztów odbudowy Warszawy, co zmaterializuje się później w postaci Pałacu Kultury i Nauki (art. s. 109).Ale już sama zapowiedź pomocy skłoniła rząd Osóbki do przemianowania warszawskich Alei Ujazdowskich naaleję Marszałka Józefa Stalina.

Logo PPS

Page 115: polityka-pomocnik_historyczny-201206

115115P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Sekretariatem premiera zaczął kierować doświadczo-ny w państwowej pracy Michał Pankiewicz. Jego córkaWisława została szefową Wydziału Kobiet PPS (w listo-padzie 1945 r. z jej związku z Osóbką urodził się syn Mi-chał, aktywny później uczestnik wydarzeń Marca ’68). Ochroną premiera dowodził jego bratanek z Bliżyna.

W RZĄDZIE JEDNOŚCI NARODOWEJ. Kiedy kolejny rząd Osóbki, nazwany po poszerzeniu składu m.in. o przywód-cę PSL wicepremiera Stanisława Mikołajczyka, RządemJedności Narodowej, przeniósł się do Pałacu Namiestni-kowskiego, premier dostał w nim służbowe mieszkanie.Długo się nim nie cieszył. Po wyborach do Sejmu Usta-wodawczego w 1947 r. na stanowisku premiera zastąpił go inny socjalista – Józef Cyrankiewicz (art. s. 18). Do 1949 r.Osóbka był ministrem administracji publicznej, a do 1952 r. także posłem.Służbówkę w Pałacu Namiestnikow-skim zamienił najpierw na mieszka-nie w  alei Szucha, zwolnione przez uciekającego na Zachód Mikołajczy-ka, a to z kolei na mieszkanie przy ul. Fałata 2, wyposażone już przez UB w podsłuchy.

NA BOCZNYM TORZE. W 1950 r. na świat przyszła córka Wisła (od lat 60. mieszka w Szwecji). Materialnie ro-dzinie Osóbki wiodło się coraz go-rzej, nawet kiedy został on szefem Centralnego Zarządu Uzdrowisk. Dyrektorem od „świeżego powietrza”, jak sam o  sobie mówił, był do 1968 r. Krótko jeszcze doradcą ministra zdrowia i jako 59-latek odszedł na wczesną, niską eme-ryturę. Warunki poprawił mu dopiero premier Wojciech Jaruzelski, przyznając rentę specjalną.

W książce „Cena władzy zależnej” Eleonora i Broni-sław Syzdkowie, portretując Osóbkę napisali, że kiedy został zmuszony do odejścia z rządu, to „pozostało mu jako powód do radości owo »świeże powietrze« i piękne kobiety, którymi chętnie się otaczał. Z jednego z niefor-malnych związków urodził mu się syn, którego sam wy-chował i wykształcił”. Z Wisławą Pankiewicz były pre-mier rozstał się w latach 50. W wywiadzie rzece „Kra-wędź ciemności” mówił, że największym sukcesem jego pracy w uzdrowiskach było małżeństwo z lekarką Anną Römer. Ślub wzięli w 1957 r. w Szczawnicy i to małżeń-

y y

stwo przetrwało 40 lat. Za sukces prywatny Osóbka uwa-żał też zebranie kolekcji starego malarstwa.

Syn Michał przyznaje, że ojciec uwielbiał stare obrazy: – Ale muszę z przykrością stwierdzić, że choć obrazy ko-chał, to nie do końca się na nich znał. Wyszło to przy oka-zji podziału spadku, kiedy pod lupę wzięli je rzeczoznawcy.A kolekcja robiła wrażenie: 100 obrazów w stumetrowymmieszkaniu. I pewnie o  jego bogatym gospodarzu myśleli bandyci, którzy przyszli mieszkanie obrabować. Tyle że we-szli do mieszkania obok, do pana Zamojskiego, brata ordy-nata. Pomyłka wyszła, kiedy hrabiego związali i zapytali: Gdzie pan, panie Edwardzie, trzyma kosztowności?

PRÓBY POWROTU DO POLITYKI. Były premier nieuczestniczył już w  Kongresie Zjednoczeniowym PPR i PPS; do PZRP wstąpił dopiero w 1956 r. licząc, że paź-dziernikowa odwilż spowoduje powrót do socjalistycz-nych ideałów. Kandydował na posła w 1957 r., ale za ra-dykalne wypowiedzi na spotkaniach przedwyborczychzostał skreślony z  listy. Próbował jeszcze wrócić do po-lityki w okresie pierwszej Solidarności, zakładając Komi-tet Obrony Socjalizmu i kolejny raz, w końcu lat 80., czy-niąc starania o wznowienie działalności odrodzonej PPS.

Dla większości starych i młodych działaczy, może pozagrupą Jana Mulaka, był osobą politycznie mało wiarygod-ną. Trochę publikował, kiedy był zapraszany, to chętniejeździł na spotkania ze starymi działaczami tzw. lubelskiej PPS, porządkował też swoje wspomnienia, które jednak nie wzbudziły większego zainteresowania. Większość Osóbka przekazał do Instytutu Hoovera w  USA, część trafi ła do Archiwum Akt Nowych i Biblioteki UW.

Umarł w 1997 r. W kamieniu grobu na Powązkach ro-dzina wykuła słowa „Socjalista, Spółdzielca, Premier”. SynMichał mówi, że w każdą rocznicę urodzin i śmierci na płycie znajduje jeszcze wiązanki „od towarzyszy z PPS“. Sam też często broni czci ojca, publikując co pięć lat w „Gazecie Wyborczej” wspomnienie o nim, a także pole-mizując w mediach, kiedy publicyści i historycy podają

mylne informacje: – Daję im prawodo każdej opinii, ale nie do przeina-czania faktów z naszej trudnej historii.

CO PO NIM ZOSTAŁO? Dziś nie ma już ulic Edwarda Osóbki-Moraw-skiego, szkoła w  rodzinnym Bliży-nie nosi imię gen. Maczka, tego sa-mego, którego rząd Osóbki uchwałą z 1946 r. pozbawił polskiego obywa-telstwa wraz z 76 innymi ofi cerami.

Oceny Osóbki były i są przeważ-nie krytyczne. Maria Dąbrowska w „Dziennikach” pod datą 1 grud-nia 1949 r. opisała wizytę u Heleny Boguszewskiej i Jerzego Kornackie-

go, wcześniej posłów do KRN: „Kiedy rozmowa zeszła na Osóbkę-Morawskiego, Bog. powiedziała: »Cóż, jest teraz dyrektorem uzdrowisk. Dyrektorem od źródeł«. »To bardzo dobrze – mówię – mogli przecie dużo go-rzej z nim postąpić«. Ona zaś na to: »Tak, ale jakie to upokorzenie«”. Dla niej więc być rosyjskim premierem w Polsce nie było upokorzeniem. A być dyrektorem od zacnych źródeł, to rzecz – po utracie „wyż. wzmianko-wanego premierostwa – upokarzająca”.

Prof. Czesław Bobrowski we „Wspomnieniach ze stu-lecia” pisał: „Zachowałem niezmiennie szacunek, a na-wet przyjaźń do Stanisława Szwalbego, uznawałem również walory Edwarda Osóbki-Morawskiego, takie jak odwaga, autentyczność. Trudno było jednak nie do-strzec, że nie dorastał on do podejmowanych zadań”.

Najtrafniej Osóbkę scharakteryzował chyba Feliks Man-tel (jego zastępca w PPS, od 1948 r. na emigracji) w „Ze-szytach Historycznych” z 1965 r.: „Osóbka, młody działaczspółdzielczy, był dobrym materiałem na uczciwego przy-wódcę politycznego. Ale uczciwością w polityce daleko się nie zajedzie, szczególnie, jeśli ma się jako partnerów poli-tyków, których zasadą jest, że cel uświęca środki. Osóbkabył szczery, prawdomówny i impetyczny. Nieraz krzyczał w  swoim mieszkaniu, zapominając o aparatach podsłu-chowych, w bezsilnej złości i wygrażając potężnemu por-tretowi Stalina, że nie on, a ten łotr rządzi Polską. Osóbkanie był kukłą peperowców, nie ustępował im i przy każ-dej sposobności wypominał im nielojalności i podstępy.Był uczciwy, ale za slaby. Inna rzecz, że mocniejszy też nie dałby rady przeciwko partii, która miała za sobą autorytetStalina i Czerwonej Armii. Był zdolny, ale za mało zapra-wiony w politycznych rozgrywkach. Był dobrym mówcą,ale nie miał doświadczenia w pertraktacjach. (…) Nie po-siadał ambicji osobistych, miał natomiast ambicje partyj-ne. Zależało mu na tym, by nie dać się zepchnąć na drugi tor przez PPR. Osóbka w moich oczach zaprezentował sięjako płomienny pepesowiec, który posiadane braki i nie-dobory wyrównywał entuzjazmem i wiarą”.

M a r ek H e n z l e r

Edward Osóbka-Morawski podczas odgruzowywania

miasta. Warszawa,wrzesień r.

Page 116: polityka-pomocnik_historyczny-201206

116

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Postawy Polaków

Stefan MossorPRZEDWOJENNY KAWALERZYSTA. Mossor był jednym z pierwszych ofi cerów dyplomowanych wojska II Rzecz-pospolitej, którzy zdecydowali się służyć w ludowej ar-mii. Czy był związany z ideą komunistyczną? A może był swego rodzaju dwudziestowiecznym kondotierem, który idzie na służbę tam, gdzie dostać może najwięcej? Czy jego decyzję trzeba tłumaczyć tylko względami ambicjo-nalnymi i konformizmem?

Mossor urodził się w Krakowie w rodzinie inteligenc-kiej pod koniec XIX w. Służył w Legionach w czasie I woj-ny światowej, a potem walczył w wojnie polsko-bolsze-wickiej. Był kawalerzystą, szybko jednak zamienił służbę w linii na pracę w gabinetach sztabowych oraz salach wy-kładowych. Pod koniec lat 20. ukończył z wyróżnieniem Wyższą Szkołę Wojenną w Warszawie. Kierownik uczel-ni, francuski pułkownik Ludwik Faury mówił, że Mos-sor to ofi cer „wybitny pod każdym względem. Łączy za-lety intelektualne i wojskowe w takim stopniu, w jakim nie spotyka się często na roczniku”. Potem były jeszczestudia, znów zakończone z  wyróżnieniem, w  elitarnej francuskiej uczelni École Supérieure de Guerre, powrót

y j

do Warszawy w  roli wykładowcy WSWoj. i  awans na podpułkownika. Ucząc młodych ofi cerów, Mossor jed-nocześnie publikował artykuły teoretyczno-wojskowe,

JA RO S Ł AW PA Ł K A

a w 1938 r. wydana została jego książka „Sztuka wojen-na w warunkach nowoczesnej wojny” uznawana za jed-ną z najciekawszych prac w całej polskiej historii z dzie-dziny sztuki wojennej. Podobnie jak wielu europejskich teoretyków wojskowości ówczesnych czasów uważał, że wojną przyszłości będzie wojna manewrowa i do takiejnależałoby przygotowywać polską armię.

PUŁAPKA DWUSTRONNEGO ZAGROŻENIA. Facho-wość Mossora szybko została dostrzeżona przez kolejne-go kierownika uczeni gen. Tadeusza Kutrzebę. Kutrzeba pracował jednocześnie w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych i w przypadku wojny z Niemcami miał ob-jąć dowództwo walczącej w Wielkopolsce Armii Poznań. Generał wyznaczył na szefa swojego sztabu Mossora, po-lecając mu wykonanie studiów planistycznych na wypa-dek konfl iktu zbrojnego. W dokumencie tym znalazły się zdania, które w pewien sposób mogą tłumaczyć dalszekroki podpułkownika, także te dotyczące zaangażowa-nia się po wojnie w służbę dla komunistów. Na przełomie 1937 i 1938 r. Mossor pisał, że nawet jeśli Francuzi wy-wiążą się ze swoich zobowiązań sojuszniczych i rozpocz-ną ofensywę, to i tak przez pierwsze 6–8 tygodni Polskanie odczuje tego pod względem wojskowym, będzie zda-

W referendum ludowym.

Głosowaniew Wojskowej

Obwodowej Komisji nr w Centralnym

Klubie Oficerów.Od lewej: zastępca

Szefa Sztabu Generalnego gen.

bryg. Stefan Mossor, marszałek MichałRola-Żymierski,

gen. dyw. Marian Spychalski oraz

gen. bryg. StanisławZawadzki. Warszawa,

czerwca r.

Page 117: polityka-pomocnik_historyczny-201206

117117P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

na wyłącznie na własne siły. Dlatego też stosunkowo du-żo miejsca poświęcił Związkowi Sowieckiemu, którego pomoc techniczna i przemysłowa wydawała mu się dla Polski bardzo cenna. Dokument był fi rmowany przez gen. Kutrzebę, który kierując go do marszałka Śmigłe-

y yy

go-Rydza, wykreślił fragmenty sugerujące nawiązanie bliższej współpracy wojskowej z Sowietami.

Jeszcze przed wybuchem wojny w kolejnych publika-cjach teoretyczno-wojskowych Mossor rozwinął swoje te-zy. Pisał o dwustronnym zagrożeniu Polski i o tym, że we-dług niego „kiedyś zajdzie konieczność naszego ścisłego współdziałania” z Niemcami albo Związkiem Sowieckim,„celem trwałego usunięcia dwustronnego zagrożenia”.Mossor nie objął stanowiska szefa sztabu Armii Poznań. Wydaje się, że przyczyną tego było wystosowanie w mar-cu 1939 r. do szefa Sztabu Głównego gen. Wacława Sta-chiewicza „Raportu o położeniu strategicznym”, w któ-rym powtarzał swoje propozycje zawarcia sojuszu woj-skowego z Sowietami. Oczywiście taki krok nie mógł być pozytywnie odczytany przez najwyższe władze wojskowe – uznano to za przejaw siania defetyzmu i przesunięto na stanowisko dowódcy 6 Pułku Strzelców Konnych.

TAJEMNICZE MEMORIAŁY DLA NIEMCÓW. Kampa-nia polska w  1939  r. dla Mossora trwała tylko 11 dni. W niewoli niemieckiej przebywał niemal do końca woj-ny. Podpułkownik był jednak człowiekiem pełnym ener-gii, bardzo też ambitnym, zapewne nie mógł pogodzić się z myślą, że kariera wojskowa skończyła się dla nie-go wraz z upadkiem państwa i znalezieniem się w ofl a-gu. Zdecydował się na krok, który nie miał chyba pre-cedensu. W 1941 i 1942 r. wysłał do niemieckich władz wojskowych dwa memoriały, w których w zamian za za-przestanie terroru w okupowanym kraju zobowiązywał się współpracować z Niemcami, aby pozyskać przychyl-ność polskiego narodu. Nie udało się dotrzeć do tych do-kumentów, ich treść znamy tylko z przekazów Mossora. I oczywiście należy zastanawiać się, jaką współpracę pol-ski ofi cer proponował Niemcom? Jeśli Zygmunt Berling mógł tworzyć armię przy boku jednego z agresorów, to dlaczego nie mógł zrobić tego Mossor? Czy możemy wy-obrazić sobie polskich żołnierzy walczących w sojuszu z Niemcami na froncie wschodnim? Czy było to zgod-ne z polską racją stanu? Nie musimy jednak odpowiadać na te pytania, ponieważ Mossor pomiarkował się w poręi gdy w 1943 r. Niemcy proponowali mu taką współpracę,on ją zdecydowanie odrzucił. Nie możemy wobec tego mówić o jakiejkolwiek kolaboracji czynnej.

Jedynym efektem prób nawiązania dialogu z Niemca-mi było wysłanie go razem z innymi polskimi ofi cerami w kwietniu 1943 r. w delegację do Katynia, gdy Niemcy ogłosili odkrycie grobów pomordowanych przez Sowie-tów polskich żołnierzy. Mossor widział groby z bliska, widział ciała, m.in. gen. Mieczysława Smorawińskiego, rozmawiał z  członkami Polskiego Czerwonego Krzy-ża pracującymi na miejscu. Nie chciał jednak w ofl agu wypowiadać się ofi cjalnie o tym, kto zbrodnię popełnił. W prywatnych rozmowach miał mówić, że była to samo-wola jakichś lokalnych sowieckich dowódców.

AKCES DO LUDOWEGO WOJSKA POLSKIEGO. W lutym 1945  r. jednostki 2 Armii ludowego Wojska Polskiego wkroczyły na teren ofl agu Gross-Born, w którym znajdo-wało się prawie tysiąc polskich ofi cerów na czele z Mos-sorem. Jego decyzja o pozostaniu w ofl agu i niepodpo-rządkowaniu się rozkazom Niemców, którzy ewakuowali polskich żołnierzy na Zachód, związana była z postano-wieniem wstąpienia do wojska tworzonego przez pol-skich komunistów podległych Moskwie. Mossor nie po-zostawił po sobie wspomnień, nie znamy jego osobistych

wypowiedzi na temat nowego ustroju. W  publicznych wystąpieniach trudno znaleźć jakiekolwiek wątpliwo-ści dotyczące służby dla komunistów. W 1951 r. w czasieśledztwa w związku z tzw. spiskiem w wojsku zeznawał, że jeszcze będąc w ofl agu „obawiał się jak ognia włącze-nia Polski do ZSRR”, jednak po wielu miesiącach roz-ważań, uznał, że nie ma sensu wiązać przyszłości krajuz państwami zachodnimi, a „jedynie skuteczną pracę dla Polski” będzie on mógł wykonywać „tylko w samej Pol-sce po zdecydowanym przejściu na stronę nowego rządu ludowego i szczerym uznaniu nowego ustroju”.

PRAGMATYZM MNIEJSZEGO ZŁA. Jak bardzo było to szczere wyznanie? Należy oczywiście podchodzić do niego z  dużą ostrożnością. Oczywiście, sama decyzja o wstąpieniu do ludowego Wojska Polskiego nie powin-na być rozpatrywana w kategoriach zdrady, przecież po-stąpiło tak tysiące ofi cerów i żołnierzy wywodzących się z  wojska II Rzeczpospolitej. Należałoby przywołać tu-taj postawy i dylematy ofi cerów Księstwa Warszawskie-go i Królestwa Polskiego, także 1926 r. zapewne mocno podważył wiarę wielu ofi cerów w  mityczne i  sakralne znaczenie przysięgi, o jej trwałości decydował też nieste-ty pewien pragmatyzm. I wydaje się, że w postępowaniu Mossora właśnie pragmatyzm miał górować nad kryte-riami etycznymi. Mossor był przede wszystkim pragma-tykiem, pragmatykiem do szpiku kości. W 1945 r. histo-ria opowiedziała się po stronie komunizmu, szukał więc porozumienia z komunistami. Nie był zapewne entuzja-stą nowej ideologii, ale uznał, że żadnej trzeciej wojny nie będzie, międzynarodowego układu politycznego nie można zmienić, jeśli nie pójdzie się na jakąś współpracęz Sowietami, przyjdą inni, jeszcze gorsi, a Polska zosta-nie odbudowana zupełnie na modłę Związku Sowieckie-go. Trzeba wybrać mniejsze zło, przyjąć zasady nowychwładców Polski i działając w ramach tych realiów prze-mycać elementy niezależnej, narodowej polityki, z  na-dzieją, że polscy komuniści będą poszukiwać jakiejś in-nej drogi, polskiej drogi do komunizmu.

ZAKŁADNIK SPRAWY KATYŃSKIEJ. Ale Mossor decy-dując się na służbę w ludowym Wojsku Polskim też ryzy-kował, i to sporo. Po pierwsze, wcale nie było pewne, czy komuniści pozwolą mu powrócić do armii, co zapewne skazywałoby go na trudne warunki materialne. Przede wszystkim jednak musiał się liczyć z tym, że Sowieci ni-gdy nie zapomną mu jego wizyty w Katyniu. Co prawda nie dał się wciągnąć w propagandowe poczynania Niem-ców, ofi cjalnie nie przypisywał tej zbrodni Związkowi Sowieckiemu, ale był niebezpieczny, bo znał prawdę, byłjednym z niewielu świadków, którzy widzieli katyński las, groby i ciała polskich ofi cerów. Ta wiedza musiała być dla niego bardzo uciążliwa.

Z drugiej strony, wiązała go ona z nowym reżimem. Sprawa katyńska stawiała go niejako w roli zakładnika. Mossor otrzymywał od władz komunistycznych pewien kredyt zaufania. Lojalnie wykonując rozkazy nowej wła-dzy, mógł czuć się względnie bezpieczny, mógł nawet li-czyć na pewne zaszczyty, jednak gdyby tylko choć w naj-mniejszym stopniu zawiódł ich zaufanie, musiałby liczyć się z tragicznymi dla siebie konsekwencjami.

I właśnie jedną z pierwszych prób wykazania swojej lo-jalności była sprawa katyńska. Latem 1945 r. Mossor ze-znawał przed komunistycznymi prokuratorami, którzy rozpoczęli śledztwo mające na celu wskazanie Niemców jako sprawców zbrodni. Mówił wówczas, że Katyń był ko-pią Auschwitz, Majdanka i Treblinki. Rok później opubli-kował w prasie wojskowej artykuł, w którym potwierdzałswoje zeznania: „ludzie ulegający dotąd resztkom Goeb-belsowskiej propagandy, rozpętanej przez cały świat oko-

Page 118: polityka-pomocnik_historyczny-201206

118

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

ło Katynia, powinni wiedzieć, że Pal-miry są nieodpartym dowodem rze-czowym przeciwko niemieckim wy-konawcom Katynia”. Nowa władza potrzebowała świadectwa, Mossor je wystawiał, to była forma zapłaty za możliwość służby w nowym woj-sku i płynące stąd przywileje. Prawdaprzestawała być ważna.

KARIERA FACHOWCA. Podpułkow-nik postawił na komunistów, ale teżkomuniści zdecydowali się postawićna niego. Teraz jego kariera potoczy-ła się szybko. Był niezwykle zdolnymi  pracowitym fachowcem. Posiadał dużą wiedzę, skończył dwie prestiżo-we wojskowe wyższe uczelnie, władałkilkoma językami. W  wojsku, które przyszło ze Wschodu, niewielu byłotak wszechstronnie wykształconychofi cerów. Jeszcze w  1945  r. Mossorotrzymał szlify generalskie, został teżczłonkiem PPR, co wśród wyższych ofi cerów bez komunistycznego ro-dowodu było raczej rzadkością. Peł-nił m.in. w 1945 r. funkcję szefa ga-binetu ministra obrony narodowej marszałka Michała Żymierskiego, a  w  1948  r. dowódcy Krakowskiego

tego potrzebne było jednolite kierownictwo nad tzw. resortami siłowymi. Utworzono Państwową Komisję Bezpieczeństwa, w której główną rolę odgrywało woj-sko, a Sztab Generalny stał się ośrodkiem koordynują-cym działania zbrojne.

Duża część rozkazów w 1946 r., szczególnie przed re-ferendum 30 czerwca, wychodziła spod ręki Mossora. Piętnował on źle przeprowadzone operacje, w  których zapominano o rozpoznaniu, o działalności agenturalnej i propagandowej. W rozkazach pisał: „jeżeli walka z ban-dytyzmem, czyli elementem ruchliwym i płynnym, ma być skuteczna, trzeba nadal stosować śmiałe i zdecydo-wane przesunięcia dyslokacyjne (manewrować siłami)”. Jednocześnie dobrze zdawał sobie sprawę z wyniku tejwalki: „Mamy miażdżącą dziesięciokrotną przewagę liczby i  stukrotną sprzętu”. Do działań zaangażowano dziesiątki tysięcy żołnierzy, prowadzono akcje często o  charakterze pacyfi kacyjnym, szczególnie na wscho-dzie i południu Polski. Referendum i wybory do Sejmu zostały „wygrane” przez komunistów. Zasady wolno-ści i demokracji pogrzebano, do więzień trafi ało tysią-ce działaczy opozycyjnego PSL, głosowania sfałszowano (art. s. 26).

W AKCJI WISŁA. Z punktu widzenia nowej władzy wojskodobrze sprawdziło się w tych działaniach, także Mossor.Można było mu powierzyć kolejne odpowiedzialne zada-nie. W kwietniu 1947 r. został wysłany w Bieszczady, by dowodzić Grupą Operacyjną Wisła, która rozbiła Ukra-ińską Powstańczą Armię, ale także w wyniku jej działańpoddano represjom mieszkających na terenach południo-wo-wschodniej Polski Ukraińców. Ponad 140 tys. ukraiń-skich obywateli państwa polskiego przymusowo wysiedlo-no na północne i zachodnie tereny kraju. Po zakończeniu operacji Mossor został awansowany na stopień generała dywizji. W tych przypadkach trudno mówić, że generałcoś próbował ocalić, jakiegoś niepodległościowego czy narodowego ducha, tutaj już działał zgodnie z komuni-styczną praktyką, stał się częścią bezwzględnego aparatu

Okręgu Wojskowego.Największa aktywność Mossora związana była jednak

z pełnieniem funkcji zastępcy szefa Sztabu Generalnego.Miał wówczas możliwość wpływania na kształt polskiej doktryny wojennej, co prowadziło go czasem do konfl ik-tów z sowieckimi ofi cerami w polskich mundurach, sto-jącymi na czele polskiej armii, traktującymi pochodzące z Moskwy wzorce organizacji armii jako świętości nie-podważalne (art. s. 68). Tak było choćby, gdy prowadziłdyskusję z gen. Jurijem Bordziłowskim o kształcie wojsk saperskich czy z gen. Władysławem Korczycem o orga-nizacji Sztabu Generalnego. Mossor też jako pierwszy powojnie dążył do stworzenia polskiego planu strategiczne-go. Oczywiście, wroga widział w państwach zachodnich, a ludowe wojsko miało walczyć w sojuszu z Armią So-wiecką, postulował jednak opisanie ram tego współdzia-łania i ugrupowanie polskich armii w ramach frontu, codawałoby możliwość pewnej samodzielności dowodze-nia polskimi dywizjami.

NA FRONCIE WALKI Z OPOZYCJĄ. Mossor trafi ł do Szta-bu Generalnego na początku 1946 r., a więc w czasie, gdy najważniejszym zadaniem wojska miała być walka z pol-skim i  ukraińskim podziemiem niepodległościowym. Armia stała się częścią aparatu przemocy, narzędziem partii komunistycznej. Jak wspominał ówczesny wice-minister obrony narodowej Marian Spychalski, chętnie wykorzystywano do tego celu ofi cerów przedwrześnio-wych: „Włączenie do tych operacji dowódców wyrosłych w  przedwojennej armii oznaczało wiązanie żołnierzy- patriotów z demokracją”. Teraz „generałami-patriotami” stali się m.in. Bruno Olbrycht, Gustaw Paszkiewicz, Mi-kołaj Prus-Więckowski, ale także Mossor. Należy takżepamiętać o ofi cerach niższych szczebli, dowódcach puł-ków, batalionów, którzy często musieli walczyć przeciw-ko swoim byłym podwładnym.

Wiosną 1946 r. sytuacja w kraju nadal była niestabil-na, jednocześnie zbliżało się referendum i  wybory do Sejmu. Należało zmarginalizować i rozbić opozycję de-mokratyczną, zdławić opór podziemia zbrojnego. Do

Na sali sądowej.Proces generałówStanisława Tatara,

Franciszka Hermana,Jerzego Kirchmayera

i Stefana Mossora oraz pięciu innych

wyższych oficerów.Sierpień r.

Page 119: polityka-pomocnik_historyczny-201206

119119P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

W koncepcję tworzenia nowego czło-

wieka (art. s. 45) wpisany był idealny

typ sportowca. Stanowczo odcięto się

od tradycji z okresu międzywojennego, okre-

ślanej mianem wyczynowej i burżuazyjnej. W

Polsce Ludowej sport miał przyjąć formę ma-

sową, centralnie zarządzaną przez Główny Ko-

mitet Kultury Fizycznej, powiązaną z zakładami

pracy, szkołami, wojskiem. Kluby grupowano w

pionach branżowych (wojskowe, milicyjne, po-

szczególnych sektorów przemysłowych, spół-

dzielcze, ludowe itp.), ujednolicano nazwy, cen-

tralizowano struktury.

Pożądany model dobrze ukazuje cytat z pra-

sy: „Zdemoralizowany i rozpijaczony sporto-

wiec, wytwór dawnych czasów, niech ustąpi

nowemu typowi sportowca Polski Ludowej,

wkładającemu we współzawodnictwo spor-

towe cały wysiłek i umiejącemu następnie za

przykładem sportowca-pioniera zamienić je na

współzawodnictwo przy warsztacie pracy”.

Sport został wykorzystany jako narzędzie

propagandy sukcesu. Była to jedna z metod od-

działywania na społeczeństwo, co Lenin okre-

ślał mianem „pasów transmisyjnych partii do

mas”. Podkreślano zasadę współzawodnictwa,

ciągłego rozwijania swoich umiejętności i dąże-

nia do osiągnięcia doskonałości. Nienaganne i

jedynie słuszne wzorce przekazywane były pro-

sto z Moskwy. Wszystko to miało jeden cel: bu-

dowę socjalistycznej ojczyzny!

Ale sport pozostawał sportem. Za najwięk-

sze ówczesne osiągnięcia uważa się brązowy

medal olimpijski wywalczony na olimpiadzie w

Londynie (1948 r.) przez boksera Aleksego Ant-

kiewicza oraz złote medale boksera Zygmunta

Chychły na olimpiadzie w Helsinkach (1952 r.)

i mistrzyni skoku w dal Elżbiety Krzesińskiej w

Melbourne (1956 r.). Za tymi sukcesami stoją nie-

wątpliwie dwaj genialni trenerzy: Feliks Stamm

i Jan Mulak. Do największych gwiazd polskie-

go sportu tamtych lat należy też zaliczyć bok-

sera Leszka Drogosza, gimnastyczkę Helenę

Rakoczy, lekkoatletów Janusza Sidłę, Jerzego

Chromika i Zdzisława Krzyszkowiaka. Królem

ligowych boisk i liderem reprezentacji w piłce

nożnej był Gerard Cieślik.

Wyjątkowym momentem dla polskiego

sportu doby stalinowskiej były mistrzostwa Eu-

ropy w boksie rozgrywane w 1953 r. w Warsza-

wie. Była to pierwsza tej rangi impreza sporto-

wa w powojennej, stojącej jeszcze w ruinach

Warszawie. Zakończyła się ogromnym sukce-

sem podopiecznych Papy Stamma. Polacy zdo-

byli pięć złotych medali, natomiast reprezen-

tanci „wzorowej szkoły radzieckiej” tylko dwa.

Mimo to prasa po zakończeniu mistrzostw na-

pisała o wielkim triumfie radzieckich pięś ciarzy.

Tym bardziej polscy bokserzy stali się bo-

haterami zbiorowej wyobraźni. Tak bardzo

potrzebnymi, by móc chociaż na chwilę za-

pomnieć o biedzie, szarej codzienności i przy-

musowej miłości do wszystkiego co radzieckie.

Paw e ł Paw l os

SPORT T ĘŻ YZNA CZŁOWIEKA SOCJAL IZMU

władzy. Oczywiście, można zastanawiać się, czy Sowieci nie rozwiązaliby tych problemów z większą brutalnością,czy nie polałoby się więcej polskiej i ukraińskiej krwi, tyl-ko w jaki sposób usprawiedliwia to poczynania generała?

GRANICE ZAUFANIA. Spośród grupy przedwojennychofi cerów pozycja służbowa Mossora była najwyższa. Alew pierwszych latach powojennych równie szybko awanso-wało także kilku innych ofi cerów przedwojennego wojska,którzy zgłosili chęć służby w nowej armii. Ich służba miała przede wszystkim legitymizować system. Dla komunistów był to doskonały propagandowy argument. Ale pewnychgranic przekroczyć nie można było. Gdy w 1947 r. BiuroPolityczne KC PPR rozważało możliwość powołania Mos-sora po śmierci Świerczewskiego na stanowisko II wice-

y

ministra obrony narodowej albo szefa Sztabu Generalne-go, pojawiły się poważne zastrzeżenia. Podczas dyskusjiuznano, że „kandydatura Mossora jest nieodpowiednia, gdyż szef naszego Sztabu musi korzystać z zaufania Związ-ku Radzieckiego, a Mossor nie może tego zdobyć. Mossorze względu na przeszłość nie zasłużył na zaufanie”. Poważ-ne kłopoty dla niego miały dopiero nadejść.

ARESZTOWANIE I ŚLEDZTWO. Pod koniec lat 40. ofi ce-rowie wywodzący się z wojska II Rzeczpospolitej prze-stali być użyteczni dla reżimu, uznano ich za „obcy i wrogi ideologicznie element”. Miało to ścisły związek z pogłębiającym się w całym bloku wschodnim procesemstalinizacji, z walką wewnątrz partii z tzw. odchyleniem prawicowo-nacjonalistycznym. W 1950 r. Mossor został aresztowany przez Główny Zarząd Informacji. Przed-stawiono mu sfabrykowane zarzuty kierowania razem z m.in. generałami Stanisławem Tatarem, Jerzym Kirch-mayerem i Franciszkiem Hermanem antykomunistycz-nym spiskiem w wojsku. Samemu Mossorowi zarzucano ponadto „działalność na szkodę państwa i narodu pol-skiego podczas II wojny” poprzez skierowanie memoria-

łów do Niemców. Skazano go na dożywotnie więzienie. To miał być wstęp do procesu Spychalskiego i Gomułki, których uznano teraz za wrogów idei płynącej z Moskwy, a argumentem miało być m.in. przyjmowanie przez nich do wojska ofi cerów przedwrześniowych.

Śledztwo Mossora było bardzo drobiazgowe i brutalne.j y

Zastosowano wobec niego konwejer, przez kolejne miesią-ce prowadzono nieprzerwane przesłuchania, pozwalano spać jedynie przez 2–3 godziny na dobę, zamykano w kar-cerze, ubliżano, straszono aresztowaniem rodziny. Mossorbardzo mocno podupadł na zdrowiu, miał problemy z krę-gosłupem, przepukliną, przeszedł zawał serca. Ale nie ugiąłsię, nie poszedł na współpracę ze śledczymi Informacji. To zadziwiające, bo przecież nie widział problemu, by współ-pracować z władzą komunistyczną. Z drugiej jednak stro-ny, miał niezwykłą odwagę osobistą, która nie pozwalała mu obciążać zarzutami innych ofi cerów w czasie brutalne-go śledztwa. To był chyba dla niego czas najcięższej osobi-stej próby i z tej próby Mossor wyszedł zwycięsko. Gdyby zaczął sypać, gdyby zgodził się oskarżać innych, znalazłoby się wiele usprawiedliwień, musiałyby się takie znaleźć, bo któż potrafi ł wytrzymać brutalne i wyrafi nowane metody stosowane przez śledczych Informacji.

UWOLNIENIE I ŚMIERĆ. Mossor wyszedł na wolność pod koniec 1955 r. na fali odwilży. Spychalski, który zo-stał ministrem obrony narodowej, przekonał go, by wró-cił do wojska na stanowisko doradcze. Po wyjściu z wię-zienia był już jednak bardzo schorowany. Zmarł w 1957 r.

W końcowym fragmencie swoich zeznań w czasie roz-prawy w 1951 r. mówił przed sądem: „Szukałem w cią-gu całego mojego życia od odbycia wyższych studiów ja-kichś rozwiązań. Ja osobiście przebijałem się przez róż-ne nastawienia, różne koncepcje, które oczywiście były błędne, może zbrodnicze, ale szukałem jakiejś drogi”. Jakich wyborów generał żałował?

Ja rosł aw Pa ł k a

Page 120: polityka-pomocnik_historyczny-201206

120

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Postawy Polaków

LiteraciZNIEWOLONY UMYSŁ. Całą powojenną dekadę zajęła pisarzom podróż z Katowic do Stalinogrodu i z powro-tem. Z wieloma przesiadkami. Jechali w różnych klasach: w przedziałach dla nieugiętych oraz autentycznych entu-zjastów Nowej Świetlistej Drogi było pustawo; tłok pano-

g y y y

wał w tych dla uwiedzionych, zaczadzonych albo wręcz zniewolonych. Ten termin upowszechnił się za sprawą Czesława Miłosza. Wydany w 1952 r. w paryskiej Kul-turze „Zniewolony umysł” prezentował najbardziej ty-powe, zdaniem autora, przykłady owej przypadłości.Miłosz posłużył się kryptonimami: Alfa to Jerzy An-drzejewski, Tadeusz Borowski – Beta, Jerzy Putrament ‒Gamma, a Konstanty Ildefons Gałczyński ‒ Delta.

Miłosz utrzymywał, że adresował swoje dzieło parabo-lę do intelektualistów Zachodu, ostro wówczas lewicują-cych; przestrzegał, czym kończy się zauroczenie czy też poddanie się systemowi, stąd kryptonimy, bo nazwiska nic by nie mówiły zachodniemu czytelnikowi. Miłosz sięgnął po islamskie pojęcie Ketman, oznaczające wyra-fi nowaną sztukę oszukiwania, wyprowadzania przeciw-nika w pole, przywdziewania maski: wiedzieć, ale uda-wać niewiedzę i milczeć o swoich prawdziwych przeko-naniach. Miłoszowe postacie przywdziewają maskę No-wej Wiary, by ocaleć, ale w głębi duszy czy też umysłu nie poprzestają nią gardzić.

MIĘDZY WIERZĄCYMI A NIEUGIĘTYMI. Miłosz wyty-pował cztery przykłady zniewolenia, wedle przez siebiedobranego klucza, a miał w czym wybierać. Całe bowiemrzesze zaczadzonych/zniewolonych zapełniały pole mię-dzy wierzącymi w socideę, a nieugiętymi w oporze wo-bec niej. Do autentycznie zdeklarowanych i wiernych swym ideowym wyborom należeli np. Leon Kruczkow-ski, Adolf Rudnicki, Jan Wiktor, Włodzimierz Sokorski, Bohdan Czeszko. Po przeciwnej stronie byli nieugięci:Zbigniew Herbert, Jan Parandowski, Stefan Kisielew-ski, Hanna Malewska, Jerzy Szaniawski, Jerzy Zawiey-ski, Teodor Parnicki, Miron Białoszewski, Andrzej Ki-jowski, Leszek Prorok, Jan Józef Szczepański, Kazimierz Truchanowski, Henryk Elzenberg, Leopold Buczkowski; ale i ci z różnymi „potknięciami”: Maria Dąbrowska, Zo-fi a Nałkowska, Wisława Szymborska, Paweł Hertz, Sta-nisław Dygat, Andrzej Szczypiorski, Włodzimierz Odo-

T OM A SZ K A L I TA

jewski, Igor Newerly, Aleksander Watt, Julian Tuwim,Antoni Słonimski, Julian Przyboś, Konstanty Ildefons Gałczyński (Delta), Władysław Broniewski.

Sami zniewoleni nie tworzyli monolitu. Byli wśród nich bez specjalnego trudu odwróceni i bez szczegól-nych późniejszych rozterek: Roman Bratny, Wojciech Żukrowski, Jerzy Putrament (Gamma); byli odwróceni- olśnieni bądź zaczadzeni właśnie: Tadeusz Borowski, Tadeusz Konwicki, Jerzy Andrzejewski (Alfa), Tadeusz Borowski (Beta), płacący słony rachunek swoich wybo-rów; wreszcie zdecydowani serwiliści, tzw. poputczy-cy, jak Adam Ważyk, Wiktor Woroszylski, Kazimierz Brandys, Witold Wirpsza, Mieczysław Jastrun, Julian Stryjkowski.

Różne były stopnie i motywy gotowości do uległości: rozterki ideologiczne, wiara w obietnice nowego ustroju, zwątpienie w możliwość jakiejkolwiek zmiany w prze-widywalnym czasie; ale też mieszkanie pod dobrym adresem, głód druku, wizja ogromnych nakładów, rze-szy czytelników, aureoli. Po latach poniżenia i tułacz-ki schlebiała kokieteria władców. Z czasem ukształto-wał się i w dużej mierze decydował o trwaniu w tym za-klętym kręgu pokrętny kodeks wspólnego umoczenia,współzawodnictwo w panice, że można być wyelimino-wanym, odciętym od apanaży.

Jerzy Andrzejewski, Alfa u Czesława

Miłoszaw „Zniewolonymumyśle”, r.

Page 121: polityka-pomocnik_historyczny-201206

121121P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

POLETKO BOREJSZY. Poletko na ideologicznym ugorze założył z iście miczurinowskim zacięciemJerzy Borejsza. Już w lipcu 1944 r. w Lublinie rozpoczął akcję odnajdy-wania rozproszonych i zagubionych w zamęcie przemian dziejowych li-teratów. Nie liczyły się (na razie) przekonania ideologiczne i orien-tacje polityczne. Borejsza uwodził wizją milionowych nakładów, ale i łaskawego mecenatu, przenosząc do Polski sprawdzony wzór sowiec-kich kołchozów literackich.

Niewielu miało tyle dezynwol-tury co Leopold Tyrmand: bioręw tym udział, mawiał, żeby mieć tanie obiady w stołówce; czy też miało, na inny nieco sposób, nie-banalny charakter WładysławaBroniewskiego, który, co prawda,zrymował, jak trzeba było, „Słowoo Stalinie”, ale kiedy Bierut zapro-ponował mu, by napisał słowa no-wego hymnu narodowego, przy-niósł towarzyszowi Tomaszowi kartkę z „Jeszcze Polska nie zgi-nęła”. Większość bez specjalnych oporów ulegała presji i na krócejczy dłużej dawała się przemode-lować z pisarzy i poetów na litera-tów urzędników, piszących na za-mówienie, często na telefon. Obo-wiązywała reguła, że dobrym po-etą był ten, kto miał więcej zleceń, sumiennie się z nich wywiązywał,a gdy coś zawalił, bez szemrania przyjmował bądź też sam z siebie wygłaszał samokrytykę. A zlece-nie obejmowało niejednokrotnie nie tylko treść, temat, ale i formę, do liczby zwrotek i układu rymów włącznie. Zbigniew Herbert tak to określił: w czasach stalinizmu ZLP to był zakład wychowawczy.

Sztandarowym wychowankiem był Wiktor Woro-szylski, koryfeusz tzw. pryszczatych, którzy ponad eks-presję literacką przedkładali cele agitacyjne. Zanim pojechał na Węgry w 1956 r., które to doświadczenie kompletnie odmieniło jego ocenę rzeczywistości, był swoistym misjonarzem Nowej Wiary, akwizytorem chętnych do służenia partii. Zdobył dla niej m.in. Jerze-go Andrzejewskiego, Tadeusza Konwickiego, Tadeusza Borowskiego, Romana Bratnego, Kazimierza Brandysa. Z misjonarską pasją nawoływał: „Kto da więcej, kto da lepiej, lepiej i więcej węgla poezji – do rozgrzania towa-rzyszy z miast, wsi i zagranicy”. Roznosił dobrą nowi-nę: w „Balladzie o Państwowym Domu Towarowym” z 1948 r., podmiot liryczny tak oto rozmawia z ekspe-dientką: „Ale czy pani wie? Czy pani wie?/ Co?/W przy-szłym sezonie nasz dom, Polska Ludowa/Zacznie wyda-wać klientom kupony socjalizmu”.

Kazimierz Brandys, czołowy opozycjonista w dojrzal-szym już PRL, nim w 1977 r. opublikował „Nierzeczywi-stość”, pierwszą powieść krajowego autora wydaną poza cenzurą, w 1954 r. wymyślił soc-wzorcowych „Obywate-li” ‒ po szoku, jaki przeżył rok wcześniej: „wieść o zgonieStalina poraniła serca nasze najokrutniejszym bólem”. Artur Sandauer wspominał, że można było nawet uty-skiwać na ustrój, ale krytykować wtedy Brandysa – to

groziło poważnymi konsekwencjami. Zbigniew Herbert kiedyś, gdzieś napisał, że był taki czas, kiedy aby móc kupić wiadro, kosę czy buty, trzeba było w pakiecie ku-pić Brandysa.

KOLUMBOWIE ZACZADZENI. Nie zdążono zadekreto-wać poczytności Romana Bratnego, bo gdy napisał za-czytywany mimo wielu fałszów akowski fresk „Kolum-bowie. Rocznik 20”, epoka takich metod już się skoń-czyła. Twórca akowskiej legendy Kolumbów, sam z tego pokolenia, wyniósł z domu tradycje niepodległościowe. Ofi cer w powstaniu warszawskim, ledwo wrócił z ofl a-gu, a już w 1946 r. zapisał się na Akademię Nauk Poli-tycznych. To była cena za powierzenie funkcji redaktora naczelnego nowego pisma „Pokolenie”, które miało byćpróbą dotarcia i skokietowania środowiska akowców. Nieudaną – nie było chętnych, a tytuł nie przetrwał roku. Czy to wtedy Bratny zaczadział? W 1949 r. opublikował utwór „Słowo miliarda”, którego tenor niewiele odbiega od głosu publicysty marksistowskiej „Kuźnicy”, który to

Tadeusz Borowski, Beta u Miłosza,

r.

Page 122: polityka-pomocnik_historyczny-201206

122

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

zamordowanym i długo jeszcze mordowanym akowcom zarzucał faszyzm? Bratny niszczył legendę własną, kole-gów i AK w ogóle. Ale gdy nadeszła wolta 1956 r., już rok później wydał kultową wówczas powieść „Kolumbo-wie. Rocznik 20”. W rok książka na pewno nie powsta-ła, zatem musiał chyba zacząć ją pisać dużo wcześniej, równolegle (skrycie, potajemnie?) z tymi publikacjami o zaplutych karłach reakcji. A potem zajął się pisaniem (106 publikacji) i polowaniem; upozował się na polskie-go Hemingway’a. Rychło po Warszawie zaczęło krążyć powiedzonko Jana Brzechwy: „Umarł Bratny. Tylko onjest stratny”.

Ale kończenie na fraszce nie było losem pokolenia Kolumbów ‒ kończyli tragicznie. Tadeusz Borowski był postacią na pół zmitologizowaną, żywym uosobieniem mitu umarłych poetów (Baczyński, Gajcy) i sam tworzyłten mit ‒ „Umarli poeci” z 1945 r., pisani jeszcze w Mo-nachium. Zanim rok później wrócił do Polski, usiłował nawiązać współpracę z „Orłem Białym”, pismem armiiAndersa, pisząc do Gustawa Herlinga-Grudzińskiego o ojczyźnie „w szponach NKWD”. Coś nie zadziałało, bo powrócił do kraju pełen nienawiści do wszystkiego co zachodnie. Partia przygarnęła go z otwartymi ramiona-mi: taki odwrócony Kolumb to była gratka dla budowni-czych nowego porządku. W 1949 r. wylądował w polskiej misji wojskowej w Berlinie jako współpracownik wywia-du. Nie wiadomo, na czym polegało jego tam zadanie, ale najwyraźniej spopieliło ono tę gorącą wiarę. Krach nadszedł w 1950 r.; entuzjasta niczym już się nie różniłod przeciętnego, śmiertelnie zastraszonego i uległego aparatczyka. W „Odrodzeniu”, jeszcze z Berlina, opubli-kował „Rozmowy”, gdzie własnoręcznie zmiażdżył swo-ją twórczość; kajał się, że w opowiadaniach oświęcim-skich nie sportretował obozowej społeczności wedle obo-wiązującego marksowskiego modelu walki klasowej! W końcu zaczął brzydzić się sam siebie. Wolał fi zyczne uni-cestwienie niż świadome trwanie w stanie śmierci oby-watelskiej. W lipcu 1951 r. Tadeusz Borowski, Miłoszowy „Beta, nieszczęśliwy kochanek”, popełnił samobójstwo. Dla Miłosza jednak nie był to ikarowy fi nał Kolumba, ale żałosny los „młodocianego kapo polskiej literatury” i ja-ko takiego wybrał go do galerii zniewolonych umysłów.

PISARZE KOMISARZE. Jerzy Putrament też pewnie liczył na efekt propagandowy, kiedy uczynił Czesława Miło-sza, kolegę z międzywojennych wileńskich Żagarów, pe-erelowskim dyplomatą. Miłosz w rewanżu obarczył go w swoim dziele mianem „Gamma, niewolnik dziejów” i opinią, że Putramenta dręczyły w odniesieniu do przy-szłego noblisty „zajady wyższości i niższości”. W wileń-skich czasach Putrament był zagorzałym nacjonalistą. W połowie lat 30. Szaweł-nacjonalista przemienił się w Pawła-komunistę. Gamma-Putrament (nawiasem: gam-ma to zabójcze promieniowanie) w 1940 r. we Lwowie,gdy NKWD aresztowało m.in. Wata, Broniewskiego,Sterna, Peipera, Parnickiego, tak rwał się do publicznego ich potępienia, że aż sama Wanda Wasilewska musiała go powstrzymywać. Wyznawał: „Ambicją moją jest za-służyć w pełni na zaszczytny tytuł pisarza radzieckiego”. Do Warszawy wrócił z Berlingiem, a ściśle rzecz biorąc, w drugiej linii, w szeregach złowrogiego Smiersza, któ-rego zadaniem było likwidowanie jakichkolwiek przeja-wów narodowych struktur podziemia i polskości, już ja-ko „dyspozytor bytu i niebytu literatów”. „Pisarz-komi-sarz” ‒ to słowa Hemara.

Drugim, mniej ważnym w hierarchii, ale pewnie dla-tego jeszcze bardziej gorliwym aktywistą był Adam Ważyk. Członek zasłużonej dla polskiej literatury mię-dzywojennej Awangardy Krakowskiej, niestrudzony tłumacz Horacego, Puszkina, Artura Rimbouda, gdy

w 1939 r. znalazł się we Lwowie, w tamtejszym „Czer-wonym Sztandarze” ogłosił manifest „Do inteligenta uchodźcy”, a w nim z dumą, że rozpoczyna nowy, so-wiecki etap życia. Miał ulubioną dewizę: „Kto patrzy oczami partii, odsieje ziarno od plew”. I zaczął z zapa-łem odsiewać. Wyrafi nowany erudyta, który wyznawał, że po Prouście nic już właściwie nie pozostało do zrobie-nia w literaturze, w 1951 r. ogłosił elaborat „Mickiewicza wersyfi kacja narodowa”, w którym dowodził, że uży-wanie ośmiozgłoskowca trocheicznego świadczy o kla-sowej obcości! W 1947 r. „za akowski wydźwięk” zgro-mił fi lm „Zakazane piosenki” – obraz mógł powrócić na ekrany po cięciach i dokrętkach. Postulował proto-kołowanie nawet spotkań towarzyskich oraz wzywanie niewydajnych literatów do KC i tam wyznaczanie im te-matów i realizację ich pod ścisłym nadzorem wytypo-wanych towarzyszy.

Parę lat później, w lipcu 1955 r. w słynnym „Poema-cie dla dorosłych”, obnażając nieludzkie oblicze mijają-cej właśnie epoki błędów i wypaczeń, znów posłużył się portretem proletariatu, ale już w wersji odrażającej: „Są stare żony wyrzucane z mieszkań przez mężów”. Wa-żyk właśnie przemienił się w entuzjastę odwilży. Partia, co prawda, wyrzuciła za ten poemat naczelnego „Nowej Kultury”, ale po cichu traktowała druk poematu jako swoisty wentyl bezpieczeństwa. W myśl jednak zasady, że co za dużo, to nie zdrowo, Ważyk już w listopadzie opublikował „Krytykę poematu dla dorosłych”, z którejwynikało, że winę za mijający koszmar ponosiła nie par-tia, doktryna, nieludzki system, tylko „chuć, nuda i wó-da” tego samego ludu, co go wcześniej radośnie witał w śródmieściu. Artur Sandauer skomentował te wolty jako typowe dla Ważyka, który ‒ według niego ‒ zawsze chęt-nie i możliwie głośno bije się w piersi ‒ cudze…

MORALISTA OBROTOWY. Już w maju 1945 r. Jerzy An-drzejewski zaprosił do siebie do Krakowa młodszego kolegę Czesława ‒ mieli pisać scenariusz „Robinsona

Jerzy Putrament,Gamma u Miłosza,

r.

Page 123: polityka-pomocnik_historyczny-201206

123123P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Warszawskiego”. Z okien mieszkania widzieli dziedzi-niec więzienia zapełniony schwytanymi akowcami. Mi-łosz utrzymywał, że to ten widok właśnie zainspirował Andrzejewskiego, zaczynał mu świtać pomysł powieścio przegranych akowcach. Ale antytezę o słuszności ra-cji katów musiał już wykombinować sam w określonymcelu. Z rozmów podczas długich spacerów po KrakowieMiłosz wywnioskował, że przyszły „Alfa, czyli morali-sta” jest gotów zrobić wszystko, by wydać swoją wyma-rzoną, wielką (był święcie o tym przekonany) powieść.Rok później był już w partii i deklarował: wskazania par-tii dają pisarzowi jasność widzenia.

„Popiół i diament” wyszedł w 1948 r., dwa lata później wręczono Alfi e order Sztandaru Pracy. Autor „Ładu ser-ca”, gdzie rozpisywał się o darze łaski boskiej, członek przedwojennego Obozu Radykalno-Narodowego i jego tuby „Prosto z mostu”; moralny przywódca okupacyj-nego podziemnego życia literackiego napisał powieść, w której postakowcy to element destabilizujący proces po-kojowego przejmowania władzy, którego symbolem był towarzysz Szczuka, co pragnął ratować społeczeństwo w stanie rozkładu, przebudować je w zdrowy komunistycz-ny organizm. Rychło Andrzejewski został mianowany „pierwszym pisarzem komunistycznych władz”.

Najpierw powieść ukazywała się w odcinkach w „Od-rodzeniu” pod tytułem „Zaraz po wojnie”. Szybko upo-wszechnił się, nie tylko w środowisku literackim, kalam-bur „Zaraza po wojnie”. Maria Dąbrowska, gdy rok póź-niej wyszło pierwsze wydanie książkowe, zapisała w swo-im dzienniku inny przewrotny tytuł: „Gówno i zamęt”. Póki ukazywały się kolejne wydania „Popiołu i diamen-tu”, autor jak mantrę powtarzał deklarację: „Bez odnale-zienia w sobie partyjnego stosunku do ludzi i konfl iktów naszych czasów, nie będę potrafi ł przetworzyć artystycz-nie nowej rzeczywistości”. Nawoływał kolegów po piórze do współzawodnictwa w przyswajaniu ideologii proleta-riackiej i włączenia ich twórczości do walki o przekra-czanie planu 6-letniego.

Sam w 1950 r. w „Wyznaniach i rozmyślaniach pisa-rza” publicznie uznał swoją dotychczasową twórczość za moralny bełkot; kajał się, że Maciek Chełmicki wyszedł mu nadto sympatycznie. „Nagany pomagają mi pisać”, oświadczał z nieskrępowanym ekshibicjonizmem. Za dewizę Alfy z powodzeniem można by przyjąć zdanie z tej powieści: „Honor to nie jest wierność samemu sobie”. Ale łaska nie trwała długo. Gdy dotąd nietykalnego pu-pila partii zaczęła krytykować nawet „Kuźnica”, prymu-sowi puszczały nerwy. Pewnie i lektura „Zniewolonego umysłu” nie pozostała bez wpływu na sposób myślenia Alfy, jego postrzegania, rozumienia i oceny rzeczywisto-ści. Wkrótce napisał „Wielki lament papierowej głowy”, gdzie szydził z bezmyślnego konformizmu, oraz „Złote-go lisa”, apoteozę indywidualizmu.

Los zetknął Miłosza i Andrzejewskiego raz jeszcze, po latach, na dystans, w niezwykłych okolicznościach. Al-fa w 1980 r. bardzo liczył na Nobla za „Miazgę”. Wygrał partner spacerów po Krakowie wiosną 1945 r.

ZNIEWOLONY KANAREK. W towarzystwie trzech Mi-łoszowych muszkieterów zaczadzenia, zastanawia obec-ność twórcy Zielonej Gęsi ‒ dla Miłosza „poety o duszy dworaka”. Znalazł się w „Zniewolonym umyśle” jako „Delta, trubadur”, choć szczególnemu zniewoleniu nieuległ. No, może z jednym wyjątkiem – alkoholem. Gdy Gałczyński wrócił do Polski w 1946 r., władza przyjęła go z entuzjazmem, choć ortodoksom nie w smak było takie hołubienie „błazna”, bo też i rychło się okazało, że dla politruków od kultury był trudny do utrzymania w obowiązujących ideologicznych ryzach. Drażniąca akty-wistów nonszalancja niepoprawnego liryka plus depresja

i alkohol sprawiły, że na siedem lat przeżytych w PRL, półtora roku miał Gałczyński szlaban na publikacje. Trudno zatem się dziwić, że w końcu, z samego niemal dna, opublikował list do Borejszy, w którym potępiał swą postawę, deklarował poprawę i prosił: „teraz i jutro dajciemi śpiewać Polskę Ludową”.

Ale przecież nie była to największa i najbardziej wyjąt-kowa przewina w tamtych czasach, zatem nie to mogło kierować Miłoszem w wyborze poety do kolekcji znie-wolonych umysłów. Poszło o powstały w 1952 r. „Poemat dla zdrajcy”. Niepoprawny liryk wyznał, że woli nadwi-ślańską szarą wiklinę i kosa, co się „drze” obok domu, od złota Rawenny, i zarzucał Miłoszowi, że „zamienił Polskę na walizkę”. I jeszcze, paradoksalnie, w jakimś stopniu wyznał tęsknotę po jego wyjeździe: „A ja sądziłem: mi-nie, przejdzie/że jakoś ból wypielę/a ty mi ciągle z dnapamięci/wypływasz jak topielec”. Po latach Miłosz ob-śmiewał ten utwór, wyszydzał obecne w poemacie po-mieszanie z poplątaniem („oto nasza myśl szopenowska ‒ oto nasza warta stalinowska”), ale wtedy, w Paryżu nie mógł tego wybaczyć.

Było to już po tzw. sprawie Gałczyńskiego. Otóż w apogeum poczucia swej misji Adam Ważyk zalecał au-torowi „Zaczarowanej dorożki” samokrytykę i poprawę: „słuszne byłoby, gdyby Gałczyński ukręcił łeb kanarko-wi, który zagnieździł się w jego wierszach”. Gałczyński ripostował: „kanarkowi łeb można ukręcić, ale wtedy wszyscy zobaczą tylko klatkę… Co zrobić z klatką, kole-dzy?”. W rok później odbyło się specjalne zebranie ZLP, sąd nad niepokornym poetą. Ostatecznie wybronił go nie kto inny, jak Putrament, ze szczególnym wdziękiem: „Naszym błędem było, żeśmy w okresie, kiedy mieliście te czy inne trudności twórcze, nie potrafi li wam dopo-móc”. I zachęcał: „My byśmy chcieli dużej waszej akty-wizacji, kolego Gałczyński, teraz dużej roboty”. Potem Gałczyński spłacał ów haracz. Parę miesięcy później już nie żył. Bez wątpienia on jeden w tej całej gromadzie na różne sposoby i w różnym stopniu uwikłanych w sta-linizm, on jeden mógł się czuć, i był autentycznie, nie z wyboru, zniewolony.

Konstanty Ildefons Gałczyński,

Delta u Miłosza, r.

Page 124: polityka-pomocnik_historyczny-201206

124

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Postawy Polaków

Wincenty Pstrowski

STACHANOWSKIE WSPÓŁZAWODNICTWO PRACY. Pol-ska Partia Robotnicza, która miała Pstrowskiego w swo-ich szeregach, już wcześniej inicjowała i podgrzewała, na wzór radziecki, tę dziwaczną konkurencję, jaką by-ło współzawodnictwo pracy. Celem było podwyższenie norm pracy dla wszystkich – a przy okazji wykreowanie z wyścigowców nowej komunistycznej elity robotniczej. Opływającej zresztą we wszystkie dostatki dostępne na tamtym biednym i reglamentowanym rynku.

Aleksiejowi Stachanowowi (art. s. 128) stuknęło28 wiosen, kiedy w ostatnich dniach sierpnia 1935 r. bił w Doniecku rekord ZSRR w  fedrowaniu węgla meto-dami ręcznymi. Wincenty Pstrowski kopał wtedy wę-giel w Belgii. Po zakończeniu wojny wrócił do Polski i  27  lipca 1947  r. rzucił hasło: Kto wyrobi więcej ode mnie? Okrzyknięto go przodownikiem, socjalistycz-nym bohaterem i patriotą pracy. Wydawało się, że sta-chanowska rywalizacja pracy będzie i w Polsce przeło-mowym odkryciem niezbadanych pokładów robotni-czego potencjału.

Ale nie była to wtedy akcja powszechna ani masowa. Napotykała opór szczególnie robotników z przedwojen-nym jeszcze stażem (nawet tych z partyjnymi legityma-cjami), nauczonych uczciwie pracować i pamiętających maksymę, że za dobrą robotę należy się dobra wypłata. W Archiwum Akt Nowych zachowały się stenogramy z  zebrań partyjnych poświęconych wynagrodzeniom (dotyczą lat 1951–52); pokazują rozdźwięk między tym, co głosiła i czym kusiła partia, a realiami.

Oto fragment relacji z partyjnych zebrań w zabrzań-skiej kopalni Ludwik: „Jako pierwszy w  dyskusji głos zabrał tow. Szeliga, który mówił, że studiował teorię Marksa, z której nauczył się, że ze wzrostem pracy po-winien wzrosnąć zarobek robotników, a  ja widzę ina-czej, bo pracuję coraz więcej, a zarobek jest stale mniej-szy, obecnie zarabiam 15 zł na dniówkę (było to już po wymianie pieniędzy, art. s. 83 – przyp. red.), a za to nieidzie wyżyć. (…) Towarzysz Oleś Karol oświadczył, że przed wojną zarabiał 400 zł, za które mógł sobie kupić nie wiadomo ile wódki, a dzisiaj miesięczną pensję może za jeden dzień przepić”.

JA N DZ I A DU L

ZACZADZONY INACZEJ. Można by natomiast rozważać, czy sam Miłosz nie powinien umieścić się w tej galerii, czego ze zrozumiałych względów nie uczynił. Poeta wy-znawał później, że od początku nie miał wątpliwości co do natury systemu, że doskonale wiedział o deporta-cjach, gułagach, zbrodniach, a mimo to zgodził się być peerelowskim dyplomatą. Wedle niego samego tym jed-nak różnił się od innych, którzy poparli władzę przemo-cy, że usiłował dostrzegać złożoność zachowań i moty-wacji zmuszającej do ugięcia karku. Wieszczył, że w tym systemie każdy wybór jest klęską: śmierć, izolacja, ko-laboracja albo ucieczka. Wybrał dwa ostatnie warianty w tej właśnie kolejności.

Gdy w międzywojniu do Warszawy zjechał Jerzy Pu-trament, Miłosz, który już brylował w literackich kręgach stolicy, nie palił się do kontaktów z kolegą z wileńskich Żagarów. Ale gdy kilkanaście lat później karta się odwró-ciła i Putrament znów był w Warszawie, już jako „nadzor-ca wszystkich pisarzy”, Miłosz nie wahał się wykorzystać tej znajomości. Współzałożyciel Żagarów w 1931 r., au-tor „Trzech zim” (1936 r.), stypendysta Funduszu Kultury Narodowej w Paryżu (1934/35 r.), już jako autor „Ocale-nia” (1945 r.), wedle krytyki literackiej jednego z najważ-niejszych tomów XX-wiecznej poezji polskiej, przyszłe natchnienie opozycji, za sprawą Putramenta w 1947 r. zo-stał dyplomatą, najpierw jako attaché kulturalny w Wa-szyngtonie, a gdy Putrament został ambasadorem w Pa-ryżu, Miłosz przeniósł się do swego promotora jako se-kretarz ambasady. Kiedy w 1950 r. Putrament zakończyłambasadorowanie, to i Miłosz przyjechał do Warszawy. Przeżył niezły szok, bo odebrano mu paszport i katego-rycznie odmawiano zwrotu. Więc znów zdesperowany i zdeterminowany szukał ratunku wśród partyjnych dy-gnitarzy, tyle że tym razem tak bardziej salonowo ‒ u Ni-ny Andrycz, żony premiera Józefa Cyrankiewicza.

Gdy tylko w 1951 r. wylądował w Paryżu, z miejsca zameldował się w Maisons-Laffi tte, gdzie nie wszyscy przyjęli go z otwartymi ramionami. Jerzy Giedroyc tak, ale Józef Czapski zagroził odejściem, bo nie życzył sobie towarzystwa komunistycznego urzędnika.

W kraju Miłosza okrzyknięto renegatem i zdrajcą. Pryncypialny jak zawsze Jan Kott (co wielu literatom nie zawsze wychodziło na zdrowie) był oburzony, że miał czelność napisać w swoistym manifeście ucieczki „Nie”, opublikowanym w „Kulturze”, iż człowiek nie powinien kłamać, a sam okłamywał nas do końca, grzmiał główny ideolog zniewolonych.

WIELKI NIEOBECNY. Najbardziej jednak zastanawia nie-obecność w tej Miłoszowej galerii Pana na Stawisku. Nie tknął Jarosława Iwaszkiewicza, który nie tylko skrzętnie przywdział maskę Ketmana jako jeden z pierwszych, ale i przez dekady całe był w tym niedościgły. Niezręcznie byłoby wdawać się tu w interesujące skądinąd szczegóły, ale w wydanych niedawno bardzo poufnych „Dzienni-kach” Iwaszkiewicz sam przecież wyjawił nie tylko rze-czywiste jego relacje z komunistyczną władzą, ale i z nie-którymi przyjaciółmi literatami.

SZKIELETY W OBORACH. Kiedy w końcu lat 40. urzą-dzano literatom legendarne Obory, dom pracy twórczejZwiązku Literatów Polskich, tamtejsza biblioteka szybko zapełniała się nowo powstającymi słusznymi dziełami.Dekadę później krążyła po Warszawie anegdota, jak to ich autorzy jechali do Obór i wracali z dużo cięższym bagażem: dyskretnie opróżniali półki ze swoich utwo-rów czasu błędów i wypaczeń, świadectw owego zacza-dzenia. Ale i tak u bardzo wielu, słowami Herlinga-Gru-dzińskiego, pozostał „szkielet w szafi e”.

Tom a sz K a l i ta

Page 125: polityka-pomocnik_historyczny-201206

125125P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

SKĄD SIĘ WZIĄŁ PSTROWSKI? – Chciał zwyczajnie do-brze pracować i dobrze zarabiać za robotę rębacza – jak w Belgii, gdzie do 1946 r. był jednym z najlepiej opłaca-nych górników – twierdzi prof. Zygmunt Woźniczka, hi-wstoryk z Uniwersytetu Śląskiego. Ze strzępów życiory-

y g yg

sów publikowanych w partyjnych wydawnictwach wy-łania się tytan pracowitości.

Przyszły przodownik pochodził spod Jędrzejowa (ze wsi Desznia) na Kielecczyźnie; już jako dziecko po-szedł na służbę, kiedy ojciec, wyrobnik folwarczny, zgi-nął przywalony drzewem. Wincenty tułał się tu i tam, wydzierał nielegalnie węgiel z  biedaszybów w  Zagłę-biu Dąbrowskim, w  końcu – związał się zawz górnictwem. W wydanej w 1949 r. „BibliotecWspółzawodnika” czytamy: „W biedzie i w nędwyrasta mały Wincenty Pstrowski. Jeszcze nie rozumie on krzywdy społecznej, jaka mu się dzije, ale już ją dotkliwie odczuwa”. Tej akurat częśżyciorysu nie trzeba było naciągać dla później-szego propagandowego wizerunku robotnika.

W  kopalni Mortimer w  Zagórzu (dzisiaj dzielnica Sosnowca) został ładowaczem. Praca prosta, ale bardzo ciężka. Dla mężczyzn żylastyTakim był Pstrowski. Zapamiętano, że na zmiadował 70 wózków węgla, podczas gdy inni górnicydem dobijali do 30. Ten epizod w jego ofi cjalnym życio-rysie po wojnie pomijano, być może dlatego, że od 1934 r.Pstrowski należał do Polskiej Partii Socjalistycznej.

W 1937 r. wyemigrował do Belgii, do kopalni Mons. W życiorysie ma członkostwo w Komunistycznej Partii Belgii i w Związku Patriotów Polskich oraz udział w wal-ce belgijskiego ruchu oporu. Po powrocie do kraju od razu wstąpił do PPR. Jak na wymogi historycznej roli,która za chwilę mu przypadnie – piękna sprawa!

W tygodniku „Panorama” z lipca 1974 r., w historycz-nym reportażu tak opisywano moment powrotu Pstrow-skiego: „I wrócił głuchy na wszystkie podszepty i plot-ki, głuchy także na głosy belgijskich sztygarów, którzy obiecywali mu wyższą płacę, bo żałowali go bardzo, tak był pracowity i rzetelny”. Pstrowski zarabiał wówczas po1300 franków miesięcznie.

PONOWNIE W KRAJU. Trudno kwestionować patrio-tyczne motywy jego powrotu w maju 1946 r., ale decy-dujące znaczenie miało chyba przeświadczenie, że górni-cze umiejętności i imponująca siła fi zyczna pozwolą mu na wyrąbanie sobie w nowej Polsce dostatniego życia – przynajmniej porównywalnego z  belgijskim. – Bardzoszybko zaczął żałować swojej decyzji, ale droga powrotubyła zamknięta – uważa prof. Woźniczka.

Pracę Pstrowski dostał w kopalni Jadwiga w Biskupi-cach (dzisiaj dzielnica Zabrza), w której było już sporo podobnych reemigrantów z  Belgii i  Francji (art. s. 10).Rozczarowany był nędznym mieszkaniem przydzielonym

iloku – pokojem z kuchnią dla pięcioosobowej ro-ny. – Najbardziej jednak doskwierała mu marna pen-a za dniówkę w systemie brygadowym, która wynosiła. 70 zł. Można było za to kupić butelkę wódki. We-

ug rocznika statystycznego kilogram chleba żytnie-kosztował 34–37 zł, kilogram ziemniaków 7–17 zł,

a kilogram mięsa wieprzowego z kością 250–298 zł.Na razie nie włączał się jakoś szczególnie do

wyścigu pracy, tylko starał się pracować solidnie– jak w Belgii. W kronikach kopalni Jadwiga od-

towano, że w drugiej połowie 1946 r. wyrabiał pra-00 proc. normy wydobycia! Ale i  to nie starczałodziwe zarobki. Głośno narzekał, że „jeden pracuje,

reszta się opierdala, a pieniądze są dzielone po równo”.

KAPITALISTYCZNE POMYSŁY NA IDEOLOGICZNE PO-TRZEBY. Chciał pracować na własny rachunek, bez bry-gady obiboków koło siebie. Chciał dobrać sobie ładowacza i pokazać, co potrafi . Chciał mieć pod dostatkiem drewna do obudowy wyrobiska i odpowiednią liczbę ładunków wybuchowych do kruszenia węglowej ściany. I żeby do ściany, którą rąbał, dochodziło świeże powietrze.

Indywidualizm nie był wtedy w modzie, więc w zakła-dowym komitecie PPR najczęściej całował klamki. – Był wyśmiewany, a nawet straszony bezpieką za swoje pomy-sły – mówi prof. Woźniczka. Kapitalistyczne pomysły. yNie dał się jednak zbić z pantałyku i swoimi propozy-cjami zmiany organizacji pracy powoli zarażał Komitet Miejski PPR w Zabrzu. – Tam też początkowo traktowa-

Bolesław Bierutdekoruje Wincentego

Pstrowskiego, reprodukcja zdjęcia z ówczesnej prasy,

r.

MedalPrzodownika Pracy

Socjalistycznej

Page 126: polityka-pomocnik_historyczny-201206

126

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

no go lekceważąco, dopiero gdy któryś z  towarzyszy zo-rientował się, że być może rodzi się rodzimy Stachanow, pozwolono na eksperymenty.

Odkryto, że Pstrowski to diament pracowitości, który dla propagandowych potrzeb należy tylko podszlifować. Maksymilian Kaczmarczyk, były ładowacz węgla pracu-jący w duecie z Pstrowskim, wspominał w lipcu 1977 r.w „Trybunie Robotniczej” swojego mistrza: „Był człowie-kiem niezwykle zdyscyplinowanym, umiejętnie wykorzy-stywał czas spędzony w przodku. Za jednym zamachem wiercił sześć otworów: trzy odstrzelił zgodnie z ówczesny-mi przepisami, a następne trzy miał gotowe na później.Umiał współdziałać z ładowaczem, kiedy odstrzelił i wy-rąbał swoje – chwytał łopatę”. Dla innych rębaczy – wów-czas górniczej śmietanki – był to dyshonor i policzek.

Andrzej Kuryłowicz, ówczesny sekretarz generalny Komisji Centralnej Związków Zawodowych (później-szej Centralnej Rady Związków Zawodowych), tak wspo-minał swoją rozmowę z bohaterem pracy socjalistycznej (w czasie delegacji do Moskwy na 30 rocznicę rewolucjipaździernikowej): „Towarzysz Pstrowski, gdy dyskutowa-liśmy między sobą, nie rozumiał, co to jest współzawod-nictwo pracy. Mówił – tyle lat pracowałem w kopalniachbelgijskich, przyjechałem z  wielkim doświadczeniem i patrząc, jak nasi górnicy pracują, ze swoimi metodami przyszedłem i łatwo wydobyłem tę zwiększoną wydajność pracy. Jak mnie który dopędzi, powiedział tow. Pstrowski, to ja go dopędzę, to skoczę znowu o 100, 200 proc., bo ja znam nowe metody, których jeszcze nie zastosowałem. Tak przedstawiał sobie współzawodnictwo pracy”.

Wyniki przekładały się na pieniądze; Pstrowski za-czął zarabiać dziennie (zmiana trwała 7 godzin) po 700-800 zł! Już dało się jakoś żyć.

„LIST OTWARTY DO GÓRNIKÓW W POLSCE”. 27 lipca1947 r. w „Trybunie Robotniczej”, organie PPR, ukazał się „List otwarty do górników w Polsce”:

„Ja, Pstrowski Wincenty, przyjechałem do Polski w  maju ub.r. z  Belgii, gdzie pracowałem jako górnik w Mons. Wróciłem do Ojczyzny po 10-letniej tułaczce za kawałkiem chleba u obcych. Wróciłem do niej, aby przyczynić się do jej odbudowy po tak strasznych znisz-czeniach wojennych. Wiem, że ta Polska jest nową Pol-ską, której gospodarzem jest naród.

Od maja ub.r. pracuję jako rębacz w kopalni »Jadwi-ga« w Zabrzu. W lutym wykonałem normę w 240 proc., wyrąbując 72,5 m chodnika. W  kwietniu wykonałem 273 proc., wyrąbując 85 m chodnika, a w maju dałem 270 proc. normy, wyrąbując 78 m chodnika.

Pracuję w chodniku o 2 m wysokości, a 2,5 m szeroko-ści. Wzywam do współzawodnictwa towarzyszy rębaczy z innych kopalń.

Kto wyrobi więcej ode mnie?”.Po latach nie można jednoznacznie ustalić, czy wezwa-

nie Pstrowskiego było jego samodzielną inicjatywą, czy powstało z inspiracji jednego z partyjnych komitetów (do samej publikacji na pewno przyczynił się KM PPR w Za-brzu). I kto jest prawdziwym autorem listu? W przed-wojennej książeczce wojskowej Pstrowskiego (z 1926 r.) widnieje zapis „umie czytać i pisać”, ale wiadomo też, że z tymi umiejętnościami kiepsko sobie radził. W przygo-towaniu odezwy na pewno pomagał mu najstarszy syn – Feliks, który w Belgii w 1944 r. wstąpił do oddziałów gen. Maczka, a po powrocie do Polski został ofi cerem lu-dowego Wojska Polskiego.

WYRĄBAĆ WĘGIEL! Apel ukazał się jakby bez okazji. Ani w przeddzień 1 Maja czy 22 Lipca, ani z okazji uro-dzin Stalina lub Bieruta – jak tysiące podobnych odezw. Chodziło jednak o węgiel, podstawowy produkt Polski.

W  połowie lipca 1947  r. do Hilarego Minca, ministra przemysłu i handlu, wpłynęła notatka o sytuacji w gór-nictwie: „W okresie I jak i II kwartału br., a szczególnie w ciągu pierwszej dekady lipca, miało miejsce wydoby-cie dzienne węgla poniżej planowanego. O ile przyczynę niedostatecznego wydobycia w I kwartale stanowiły sil-ne mrozy, a w miesiącu lipcu szereg awarii w kilku ko-palniach, które zbiegły się w tym czasie, o tyle niedosta-teczne wydobycie (…) było wynikiem przede wszystkim niedostatecznej ilości efektywnych robotniko-dniówek”.

Chodziło więc o pilne „wyrąbanie” rodzimego skarbu. Stąd w następnych, powielanych wersjach apelu Pstrow-skiego to określenie zastąpiło pierwotne „wyrobienie”.

Z węglem bowiem było źle. Dwa lata wcześniej skoń-czyła się wojna; gospodarcza sytuacja Polski była wciąż dramatyczna. Wszędzie ruiny, zgliszcza i ogromne stra-ty. W  przemyśle i  rzemiośle szacowano je na 30 proc. majątku narodowego (w powojennych granicach kraju); w rolnictwie na 35 proc., transporcie – blisko 60 proc.,handlu – prawie 65 proc. Dochód narodowy był o ponad 60 proc. niższy niż w 1938 r.

Okaleczony naród leczył rany. Dyscyplina pracy by-ła pod psem. W górnictwie węglowym oceniano wydaj-ność w pierwszych miesiącach 1945 r. na 30 proc. przed-wojennej, podobnie było w innych branżach. I sekretarz KC PPR Władysław Gomułka grzmiał na partyjnej na-radzie: „Jeżeli nie rozwiążemy zagadnienia wydajności pracy, to nie rozwiążemy żadnego z zagadnień stojących przed nami!”.

„RACJONALIZACJA PROCESÓW PRODUKCYJNYCH”. Partia postanowiła więc, wzorem bratniego ZSRR, pogo-nić robotników do współzawodnictwa pracy. Akcję na-zwano „racjonalizacją procesów produkcyjnych”. PPR złożyła współzawodnictwo na barki podporządkowa-

Page 127: polityka-pomocnik_historyczny-201206

127127P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

nych jej związków zawodowych. Już w marcu 1945 r. naplenum Wydziału Wykonawczego Komisji Centralnej Związków Zawodowych uchwalono odezwę do robotni-ków, wzywającą do wzmożenia dyscypliny, podniesienia wydajności pracy i przekraczania planów produkcyjnych.

Pierwsza dała odzew Huta Pokój w  Rudzie Śląskiej, y j y yj y

której związkowcy wnieśli płomienną petycję do wszyst-kich hutników o  zwiększenie wydajności o  25 proc. Włókniarze nie pozostali w tyle i już w sierpniu człon-kowie Związku Walki Młodych z Łodzi zwarli szeregi do Młodzieżowego Wyścigu Pracy. Poszło!

Później, już po apelu Pstrowskiego, zawierano dzi-waczne układy (pierwszy w sierpniu 1947 r.) o współza-wodnictwie pracy – np. między górnikami i włókniarza-mi. Gdzie Rzym, gdzie Krym? Podstawowym kryterium tej rywalizacji był „procent wykonania państwowego planu produkcyjnego”.

Pod koniec kwietnia 1945 r. na Ogólnopolskim Zjeź-dzie Pracowników Przemysłu Węglowego w Katowicach wystąpił przedstawiciel Armii Czerwonej gen. porucznik Miłowski. Podziękował za węgiel na zaopatrzenie fron-towych linii kolejowych i uderzył: „Lecz wróg nie złożył jeszcze broni. Należy go dobić i dlatego Armia Czerwona prosi Was, górników polskich, byście wytężyli wszystkie swoje siły, aby z  powodzeniem wypełnić majowy plan wydobycia i załadowania węgla!”.

Nagłówki gazet krzyczały: „Polska nie może sobie po-zwolić na niewykonanie planu produkcji węgla!”. Pierw-szy do wyścigu pracy i współzawodnictwa wezwał listem otwartym do górników (w maju 1945 r.) Józef Zając, rę-bacz z kopalni Grodziec w Będzinie. Apel przeszedł bez większego echa. Może dlatego, że nie było wówczas po-mysłu na zmotywowanie robotników, w większości nie-chętnych narzuconemu ustrojowi. Jak porwać do czynu załogi, w sporej części składające się z niemieckich jeń-

ców wojennych i więźniów obozów pracy? Tajemnicą po-liszynela jest, że te dwie ostatnie grupy górników (a oce-nia się ich na 30–40  tys.) przygotowywały front robótwyścigowcom pracy, choć niekoniecznie Pstrowskiemu.

WYCENA PRZODOWNICTWA. Czarodziejską różdżką, która zwykłych robotników przemieniała w  przodow-ników pracy, były pieniądze i dostęp do niedostępnych wówczas dóbr. W czerwcu i lipcu 1947 r. Pstrowski zaro-bił w sumie ok. 40 tys. zł. Wówczas średnie płace rębaczy wynosiły trochę ponad 14 tys. zł. Za sierpień, a więc mie-siąc po tym, jak stał się sławny – zainkasował 28 tys. zł.

Później nie było to już nic takiego nadzwyczajnego – słynni bracia Bugdołowie (Bernard i  Rudolf), którzy pierwsi podnieśli rzuconą rękawicę, zarabiali na począt-ku 1948 r. po 70–80 tys. zł miesięcznie. Ich z kolei prze-gonił Czesław Zieliński, który za wykonanie w czerwcu tegoż roku blisko 700 proc. normy dostał ponad 90 tys. zł!

Połowę zarobków uczestnicy tego wyścigu otrzymy-wali w gotówce – resztę w naturze i w formie przydziałów kartkowych. Typowymi nagrodami były początkowo(oprócz kartek żywnościowych) rowery, aparaty radio-we, zegarki, odzież, kupony materiałów i wczasy – w tymw Czechosłowacji i NRD. W następnych latach doszły ta-lony na motocykle i samochody. Nagrodami były takżeawanse polityczne i zawodowe. Przodownicy zostawaliczłonkami najwyższych gremiów partyjnych, posłami i dyrektorami (m.in. Bernard Bugdoł objął stanowisko dyrektora kopalni Wujek w Katowicach).

OKOLICZNOŚCI ŚMIERCI PRZODOWNIKA. Wincenty Pstrowski zmarł w  niecały rok po wystosowaniu listu go górników, 18 kwietnia 1948 r. w krakowskiej klinice.Podano, że na białaczkę. Przyczyną choroby mogło być zakażenie krwi po usunięciu na raz kilku zębów; mówi-ło się też, że po tej operacji, która miała poprawić jego fi zyczny wizerunek, zbyt szybko wrócił do pracy, gdziezatruł się gazami poeksplozyjnymi.

Próbowano go ratować za wszelką cenę – przeprowa-dzono wówczas (przy pomocy sprowadzonych lekarzy z Francji) – pierwszą w Polsce całkowitą wymianę krwi.W  zabiegu uczestniczył prof. Julian Aleksandrowicz – po latach wspominał: „Władze podjęły szybkie decyzje, kompania wojska wmaszerowała do kliniki przy ul. Ko-pernika 15. Byli to honorowi krwiodawcy”. W  sumie przetoczono Pstrowskiemu 20 l krwi! Nic to nie pomogło.

Szybko pojawiły się spiskowe teorie na temat je-go śmierci. Trudno się nawet dziwić, bo kilka miesięcy wcześniej, pytany o sens wyścigu pracy i o  to, czy aby nie naraża zdrowia swego i wszystkich, których do tego zachęca – odpowiedział: „Czy ja wyglądam na takiego, który pracuje na krótką metę? Przecież mam żonę, tych dwóch synków i małą córeczkę. Więc muszę obliczyć siły na kilka lat pracy”.

W  pogrzebie Pstrowskiego wzięło udział ponad 100  tys. osób. Jego imieniem ochrzczono Politechnikę Śląską w Gliwicach i zabrzańską kopalnię, w której po

y g

wojnie pracował. Był pierwszym górnikiem, który sta-nął na cokole pomnika, i pierwszym, którego dostrzeżo-no w encyklopedii. W setkach polskich miast doczekałsię swoich ulic. Fale mórz pruł rudowęglowiec „Wincen-ty Pstrowski”. Pośmiertnie przyznano górnikowi Order Budowniczych Polski Ludowej – najwyższe odznaczenie PRL (z numerem drugim; numer pierwszy otrzymał, też pośmiertnie – gen. Karol Świerczewski).

g

WYŚCIG PO ŚMIERCI IKONY. Mimo wszystko z propa-gandowego punktu widzenia był postacią niefortunną. – Władze miały z nim kłopot po śmierci, bo ludzie oceni-li, że był ofi arą wyścigu pracy – mówi prof. Woźniczka. y

Szkołarzeźby w węglu,

przygotowywanie glinianego modelu

głowy przodownikapracy Wincentego

Pstrowskiego.Rydułtowy, r.

Page 128: polityka-pomocnik_historyczny-201206

128

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

– Stał się przedmiotem żartów. O jego rekordach mówio-no przy piwie: „Chcesz się udać na Sąd Boski, to pracuj jak górnik Pstrowski” albo: „Wincenty Pstrowski, górnik ubogi, przekroczył normę, wyciągnął nogi”.

Na późniejszych przodowników pracy partia namasz-czała już ludzi młodych, z natury skłonnych do rywali-zacji: na boisku, na bieżni, w pracy. – Jeżeli szły jeszcze za tym wymierne korzyści materialne, to nietrudno było pozy-skać chętnych do współzawodnictwa – komentuje historyk.

Pstrowski stał się, chcąc nie chcąc, ikoną współzawod-nictwa, choć prawdziwy wyścig pracy ruszył już po jego śmierci. Mimo propagandowych zabiegów wiadomo by-ło, że znakomita większość zawodników startuje dla pie-niędzy. Różnie można oceniać ekonomiczne efekty ta-

kiego wyścigu. Na pewno powodował on podwyższenie norm pracy: bo jeśli jeden potrafi wyrąbać czy wyrobić 300–600 proc. normy, to dlaczego inni nie mają zrobić czegoś podobnego?!

W kwietniu 1948 r. kardynał Stefan Wyszyński zauwa-żył w homilii: „Cóż z tego, że mam, dzięki współzawod-nictwu, całe pudełko zapałek – ale w środku tylko jedną dobrą?”.

Ja n Dz i a du l

W noc z 30 na 31 sierpnia 1935 r. Aleksiej

Stachanow (1906–77), górnik kopalni

Centralna Irmino w Zagłębiu Doniec-

kim, wyrąbał 102 tony węgla, czyli wykonał po-

nad 1400 proc. dniówki! Okrzyknięto to rekor-

dem świata. Rekordy ZSRR stały na porządku

dziennym i nikogo specjalnie już nie dziwiły.

Niektóre wyścigi pracy trzeba było wręcz zaha-

mować. Za dużo np. składów wykolejało się po

rekordach szybkości biegu pociągów towaro-

wych i szło w odstawkę.

Pierwszą formą współzawodnictwa pracy

w  bolszewickiej Rosji były tzw. subotniki; naj-

pierw do bezpłatnej pracy w soboty przystąpili

pracownicy kolei moskiewsko-kazańskiej; w ma-

ju 1919 r. wyremontowali 4 parowozy i 16 wago-

nów. Tzw. komunizm wojenny zlikwidował insty-

tucje gospodarki rynkowej i podporządkował

produkcję przemysłową potrzebom walczącej

z kontrrewolucją Armii Czerwonej. Kiedy ojczy-

zna w potrzebie, dostarczenie żywności i broni

stało się patriotycznym obowiązkiem.

1 maja 1920 r. na pierwszym ogólnorosyjskim

subotniku władze partii bolszewików zatwier-

dziły regulamin, iż sobotnia praca powinna do-

tyczyć spraw szczególnie ważnych i pilnych,

a przy tym uczestnicy czynów mają dążyć do

podniesienia ustalonych norm pracy. W myśl

wytyczonego celu w Zagłębiu Donieckim na-

rodziła się idea pracy szturmowej. Specjalnie

na tę okoliczność uformowane brygady sztur-

mowe stale wykonywały 20–30 proc. produkcji

ponad plan.

Szturmowców nagradzano uroczyście do-

datkowymi kartkami zaopatrzeniowymi i grom-

kimi brawami. Sam Lenin bronił tych przywile-

jów, odpowiadając jasno i krótko: „Szturmowość

jest wyróżnikiem, a wyróżnienie bez konsump-

cji jest niczym”.

Brygady szturmowe odrodziły się kilka lat

później, kiedy w styczniu 1929 r. „Komsomol-

ska Prawda” w odezwie do Komsomołu (mło-

dzieżowej przybudówki partii komunistycznej)

zaapelowała o podjęcie „wszechzwiązkowego

socjalistycznego współzawodnictwa pracy”.

Wkrótce w różnych formach współzawodnic-twa pracy prześcigało się ok. 70 proc. robotni-

ków ZSRR. A wśród nich Nikita Izotow, górnik

z Donieckiego Zagłębia Węglowego, bohater

radzieckiej prasy, który regularnie wykonywał

prawie 500 proc. normy, pokonując stale sam

siebie. Jednak to nie on, ale wspomniany wyżej

Stachanow namaszczony został na patrona idei

bezpardonowego współzawodnictwa.

W połowie 1935 r. prawie trzy czwarte węgla

donieccy górnicy wydobywali ręcznie. Robota

kulała – do planu brakowało ponad 2 mln ton

węgla. Rozluźniała się dyscyplina, rosła ogólna

niechęć, robotnicy porzucali pracę. W takich

okolicznościach objawił się Stachanow, wów-

czas bezpartyjny analfabeta, wcześniej pod-

dany dokładnej obserwacji. Na polecenie partii

przygotowano odpowiedni grunt i idealne wa-

runki do bicia rekordu. Pod ręką miał wszystkie

potrzebne materiały, usprawniono dopływ po-

wietrza do przodka, zmieniono organizację pra-

cy. Rębacz Stachanow wydobył 102 tony węgla!

To był dopiero początek. Górnik Djukanow

zakasał rękawy, splunął w dłonie i wyrąbał

120  ton. Stachanow podniósł rzuconą rękawi-

cę – w marcu 1936 r. wyrąbał 350 ton! Narodził

się ruch stachanowski. W różnych formach idea

współzawodnictwa dotrwała do upadku ZSRR.

Na samego Stachanowa posypały się za-

szczyty i odznaczenia. W nagrodę dostał samo-

chód, a że nie umiał prowadzić, na etacie kopal-

nianym zatrudniono dyspozycyjnego kierowcę.

Inicjatora współzawodnictwa skierowano na

studia do Akademii Przemysłowej. Zaczynał od

nauki czytania i pisania. Już jako inżynier objął

fotel dyrektora kopalni w Karagandzie, a nieco

później etat w Ministerstwie Przemysłu Węglo-

wego, skąd udał się na emeryturę. (JD)

STACHANOWCY DOGONIMY, PRZEGONIMY, ZAROBIMY

W publikacji wykorzystałem informacje z książki Huberta Wilka „Kto wyrąbie więcej ode mnie?

Współzawodnictwo pracy robotników w Polsce w latach 1947–1955”. Krzysztofowi Goryńskiemu

dziękuję za udostępnienie pracy magisterskiej (promotorem był prof. Marcin Kula

z Uniwersytetu Warszawskiego) „Górnik na pomniku – górnik w kopalni 1949–1955”.

Górnik Aleksiej Stachanow w Moskwie, prawdopodobnie r.

Przodownicy pracy Miszta, Miedlicki i Zawada przed tablicami współzawodnictwa w Nowej Hucie, r.

Page 129: polityka-pomocnik_historyczny-201206

129129P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Postawy Polaków

Szepty i bluzgiNOCNE POLAKÓW ROZMOWY. Nie jest łatwo analizo-wać opinie, poglądy i emocje ludzi w Polsce doby stali-nizmu. Cenzura mediów i strach przed represjami blo-kowały społeczną ekspresję. Ale MBP oraz PZPR starały się monitorować nastroje, najczęściej drogą działań bez-prawnych. Tajni współpracownicy (TW) donosili, czy-tano prywatną korespondencję, odnotowywano napi-sy na murach i w toaletach, raportowano o postawach i zachowaniach podczas zebrań i masówek. Wielu za to głośne mówienie trafi ło przed komisje specjalne, do wię-zień i obozów pracy przymusowej (art. s. 42). Zdecydo-wana większość Polaków zdawała sobie sprawę z sankcjigrożących za wypowiadanie poglądów wrogich czy tylko niechętnych, a nawet nie dość entuzjastycznych wobec panującego systemu. Strach był budulcem przystosowa-nia. Dyktował konformizm.

Nastroje się zmieniały, falowały: optymizm walczył z pesymizmem, trwodze towarzyszyły nadzieje. Można wyróżnić kilka kluczowych zagadnień, wokół których toczyły się „nocne Polaków rozmowy”.

SZOK PIERWSZEGO UDERZENIA. Po wyjątkowo bru-talnej kampanii przedwyborczej jesienią i zimą 1946 r. (art. s. 26) społeczne emocje opadły wiosną następnegoroku. Nie na długo jednak. Coraz więcej oznak sugero-wało kres ogłoszonej zaraz po wojnie rzekomo łagodnej rewolucji. Maria Dąbrowska, pisarka, zanotowała w swo-im dzienniku w grudniu 1947 r.:

M A RC I N Z A R E M BA

Jesienią powstanie Biura Informacyjnego, organizacji koordynującej działalność partii komunistycznych, oraz ujawnienie się rządzącej PPR jako partii komunistycznej wywołało falę spekulacji. Jakiś ojciec pisał do córki w li-ście przejętym przez Biuro „B” II Departamentu MBP:

(We wszystkich cytatach pisownia oryginalna).W październiku 1947  r. szerokim echem odbiła się

ucieczka Stanisława Mikołajczyka, przywódcy opozycyj-nego PSL. W dniu podania tego faktu do publicznej wia-domości przed kioskami tworzyły się kolejki. Jak czyta-my w raporcie szefa UBP na Warszawę: „Reakcyjna częśćspołeczeństwa została silnie wstrząśnięta i zdeprymowa-na ucieczką”. Najpierw górę brały nastroje pesymizmu: „Teraz przepadła ostatnia nadzieja”. Po początkowym oszołomieniu ludzie zaczęli przychodzić do siebie, tłu-maczyć konieczność ucieczki aresztowaniem grożącym Mikołajczykowi.

TRWOGA NA WSI. Wzmagające się napięcie nabrało cech trwogi po tzw. lipcowym plenum PPR w 1948 r., podczasktórego Hilary Minc zapowiedział, że wyparcie „ele-mentów kapitalistycznych nie tylko nie będzie wygasać, ale wręcz przeciwnie, będzie się zaostrzać”. Wieś ogar-nęła autentyczna psychoza, praktycznie utrzymująca się do śmierci Stalina w marcu 1953 r. Przewidując najgor-sze chłopi chwycili za broń słabych: masowo dokony-wali uboju zwierząt i  wyprzedaży zebranych dopiero co plonów, ewentualnie ociągali się z pracami polowy-mi. Kraj zalała fala plotek i domysłów. „Teraz wszystkie małe gospodarstwa do 5 mórg mają zostać, a od 5-ciu wzwyż mają parcelować na kołchozy, ale czy to się sta-nie, nie daj Boże!” – mówiono. „Opowiadają o tym, że w kołchozach chłopi będą mieli jedno ubranie, będą cho-dzić do kotła po zupę i że lepiej iść do lasu i wywołać rozlew krwi, nie poddać się tej pańszczyźnie”. Nie były to czcze pogróżki.

Trwoga, jaka ogarnęła wieś, przypominała nowożyt-ne bunty chłopskie na zachodzie Europy. W jednej z ob-rabowanych pod Radomiem spółdzielni ktoś zostawił kartkę: „Czołem czerwoni panowie, od dnia dzisiejszego rozpoczynam pacyfi kację waszych kołchozów”. Wzrosła

Page 130: polityka-pomocnik_historyczny-201206

130

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

dla nas. Jak dalej tak będzie to zamordują nas wszystkich polaków te przeklęte bolszewiki. Nie macie pojęcia jak cały naród modli się. Kościoły są przepełnione i po 10 mszów świętych odprawia się dziennie i stale pełno. Tak prosi naród o wojnę”.

POGŁOSKI I STRACHY. Praktycznie przez cały okres sta-linowski Polacy żyli w stanie stałego, podwyższonego lę-ku wojennego, który w sytuacji eskalacji zimnej wojny nabierał cech zbiorowej trwogi manifestującej się pani-kami, wykupywaniem towarów ze sklepów. Takich wo-jennych zagrożeń było co najmniej kilka.

24 czerwca 1948 r. Stalin nakazał zablokować drogidojazdowe i wstrzymać dostawy żywności i energii do zachodnich sektorów Berlina. Rozpoczął się tzw. pierw-szy kryzys berliński, grożący wybuchem konfl iktu glo-balnego. W Polsce wybuchła psychoza wojenna. W ra-portach MBP czytamy:

z Białegostoku: „Masowe przygotowanie zapasów, w związku z czym w niektórych miejscowościach zabra-kło cukru, soli i zapałek”; z Kielc: „rozpowszechniane są pogłoski o zrzucie de-santu amerykańskiego i mobilizacji”; z Katowic: „Z terenów położonych na pograniczu Cze-chosłowacji donoszą, iż ludność miejscowa przygoto-wuje zaciemnienie”; z Łodzi w prywatnym liście ktoś radził: „Zmuszają mnie do napisania tego listu codzienne audycje ra-diowe, jak również i ogólna sytuacja w świecie. Naj-drożsi, wojna jest nieunikniona i wszystko się na to za-nosi, gdyż bardzo idzie spór o Berlin. Dlatego też ko-niecznym jest robić bez przerwy mąkę... Powinniście bez przerwy przesyłać pocztą co tydzień po 10 kg, aby uzbierać choć 150 kg... Piszę to nie po to, aby wam ro-bić zmartwienie, ale z przezorności widząc i słysząc coludzie robią. Na grandę ładują węgiel do piwnic i robią zapasy”.

NOMINACJA ROKOSSOWSKIEGO. Kolejna panika wo-jenna przeszła, gdy 7  listopada 1949 r. Polacy usłyszeli przez radio, że marszałek Konstanty Rokossowski (art.s. 68) został mianowany na ministra obrony narodowej. By dowiedzieć się, jak opinia publiczna odebrała zmiany, bezpieka odpowiednio „zadaniowała” swoją agenturę. Mało kto chciał się wypowiadać publicznie. Jak w rapor-cie przyznali funkcjonariusze UB „ludzie boją się mówić na temat zmiany marszałków”.

Pewne jest jedno: w narodzie wiadomość wywołała wstrząs. Wszyscy byli zaskoczeni. Maria Dąbrowska w liście do Anny Kowalskiej pisała:

liczba sabotaży, niszczono zbiory i narzędzia. Nierzad-ko agitujący zetempowcy musieli salwować się ucieczką przed rozwścieczonymi chłopami. Dochodziło do ręko-czynów, bywało, że ze skutkiem śmiertelnym. Jesienią1948 r. ktoś pisał w prywatnym liście:

ODSUNIĘCIE GOMUŁKI. Druga połowa 1948 r. przynio-sła jeszcze jedno wydarzenie, komentowane powszech-nie – odsunięcie od władzy Władysława Gomułki, do-tychczasowego pierwszego sekretarza PPR. Ludzie gubili się w domysłach. Ktoś pisał w prywatnym liście: „U nas dzieją się niesamowite rzeczy w świecie politycznym – w ogóle wszystko wywraca się do góry nogami i powstają nonsensy”. W dyskusjach górę brała interpretacja pesy-mistyczna pod tytułem: „teraz się za nas wezmą”. Praw-dopodobnie student bądź studentka pisał/a z Warszawy do ojca: „Nie wiem, czy macie jakieś gazety, ale w War-szawie trzęsie się na wspomnienie, że Gomułka został odsunięty z PPR, gdzie był sekretarzem – wyrzucili gopodobno i jak podaje prasa i radio, że nie chciał zgodzić się na wprowadzenie gospodarstw spółdzielczych (czy-li oczywiście kołchozów). W pepeerze podobno rozłam, nie mogą się zgodzić, na miejsce Gomułki wezwali Bie-ruta. Poza tym zarzucają mu, że sprzyja rządowi Tito itd. (te wiadomości wstrząsnęły całą Warszawą, w ogóle coś czuć nieprzyjemną atmosferę). Ale się tymi wiadomo-ściami zbytnio nie przejmuj Tatusiu, może to dla nas bę-dzie lepiej…”.

Opinie pesymistyczne jednak przeważały. W parowo-zowni w Ełku TW podsłuchał rozmowę kolejarzy:

Narastały nastroje panikarskie. Z Łodzi ktoś pisał: „W aptece, w domu, gdzie tylko idziesz słyszysz to sa-mo: zapasy, brak soli, cukrów, tłuszczów itp., histeria. Staram się tym nie przejmować, ale mimo woli ogar-nia człowieka panika, Taki owczy pęd do robienia zapa-sów”. Ktoś inny prorokował: „Na pewno zrobią kołcho-zy. Wyrzucili Gomułkę i Bierut rządzi. Nic się nie zmie-ni. Ja w ogóle nie wierzę w wojnę. Co robić?”.

NARÓD PROSI O WOJNĘ. Większość Polaków wierzy-ła jednak w wojnę: bali się jej bądź skrycie na nią liczyli. Stalinowskie przyspieszenie latem 1948 r. spowodowało, że w niektórych grupach społecznych odżyły rozpacz-liwe nadzieje na wybuch nowego, zbrojnego konfl ik-tu. Miał przynieść wyzwolenie od bolszewików, przede wszystkim uniemożliwić przeprowadzenie kolektywiza-cji i dokończenie bitwy o handel.

Z listu napisanego w Łodzi wynika, że o nową wojnę masowo modlono się w kościołach: „u nas komuna rzą-dzi. My już nie możemy doczekać się lepszych czasów. W 1939 roku każdy polak i polka mocno bali się wojny,a dzisiaj każdy prosi Boga o wojnę, bo już nie ma życia

Fragment prywatnego listu z Krakowa: „Marszałkiem został już wybrany Rokossowski. Kraków szalenie tym poruszony”.

Opinia publiczna nigdy nie mówi jednym głosem i wówczas także była podzielona. Ktoś tytułujący adre-sata per Ob. (obywatelu) był zaskoczony, ale pozytywnie. Warto zwrócić uwagę na zawarty w liście komunistycz-

Page 131: polityka-pomocnik_historyczny-201206

131131P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

półek znikało wszystko, co mogło się przydać. W leciewykupywano zimowe płaszcze i buty. Rodzice nie pusz-czali dzieci na kolonie. Kobiety przychodziły do podsta-wowych organizacji partyjnych z płaczem, bojąc się, że mężowie i synowie wnet zostaną wysłani do Korei. Chło-pi odmawiali wykonywania prac polowych. Uspokojenie nastąpiło po śmierci Stalina (art. s. 59) i rozmowach wiel-kiej czwórki w 1954 r. w Genewie.

ECHA TERRORU. Ważnym tematem rozmów Polaków musiały być procesy pokazowe (art. s. 38). Bardziej siętego domyślamy, niż wiemy, ponieważ mówienia o tym unikano jak ognia. Tajni agenci czasami jednak odnosili sukces. 31 lipca 1951 r. przed Najwyższym Sądem Woj-skowym w Warszawie rozpoczął się proces czterech ge-nerałów (Stanisława Tatara, Franciszka Hermana, Jerze-go Kirchmayera i Stefana Mossora, art. s. 116) oraz pięciu innych ofi cerów. Jak podał PAP: „Przestępcza działal-ność ich obliczona była na to, by uniemożliwić imperia-listom oderwanie polskich ziem zachodnich od macie-rzy i przyłączenie ich do neohitlerowskich Niemiec orazprzekształcenie pozostałej Polski w niewolniczą kolonię imperialistów”.

Z doniesień wynika, że niewielu uwierzyło w ten ko-munikat. Strażnik jednej z hut w Katowicach powiedział:

ny autorytaryzm – „góra wie, co robi”, albo, jak kto woli, na charyzmę Biura Politycznego. „Kiedyż mówiłem Ci Niuniu, że Marszałek Rokosowski zostanie chyba Mar-szałkiem Polski, ot i sprawdziło się dość szybko prawda? Przyznam Ci się Niusieńko, że nie spodziewałem się je-dynie, że to tak szybko się stanie, a wydaje się, że czasjeszcze na to nie nadszedł. Zresztą biuro polityczne wie, co robi i po co sobie głowę zawracać, prawda?”.

Z prywatnej korespondencji wynika, że „ukąszenie he-glowskie” postępowało: „Jeśli chodzi o mnie, to nic no-wego. (...) Myślę, że dorosłam do Partii to raz, a po drugie chcę, by mnie partia wychowała tak jak się wychowuje człowieka Związku Radzieckiego”.

Optymiści mieli nadzieję (płonną, jak się okazało), że nominacja przyniesie amnestię dla więźniów. Wszyscy zachodzili w głowę, ktoś radził w prywatnym liście:

Na giełdzie opinii dominował strach. Nominacja wy-wołała przede wszystkim zaniepokojenie: „Sytuacja do-szła do punktu kulminacyjnego”. Jak wynika z doniesień bezpieki, blady strach padł na prywatnych kupców i pro-ducentów. Ich niedobitki z bitwy o handel przewidywały ostateczny koniec: „Nastąpi wywożenie dzielnicami na Syberię mieszkańców Warszawy, a na ich miejsce mają być przywiezieni ludzie z ZSRR”.

Najbardziej bano się jednak wojny. W Wojewódzkim Komitecie Żydowskim w Krakowie odnotowano więk-szą liczbę Żydów chętnych do wyjazdu do Palestyny (art. s. 98). Jak podczas każdej paniki wojennej gwałtownie wzrósł popyt na towary włókiennicze, obuwie i żywność, przede wszystkim sól, cukier, kasze, słoninę. Na czarnej giełdzie zapanował zastój. Cinkciarze wstrzymali handeldolarami i złotem. Kasandryczny list z Krakowa:

Wiele osób podejrzewało, że proces generałów stano-wi przygotowanie do znacznie poważniejszej sprawy Go-mułki, któremu zarzucano tzw. odchylenie prawicowo- nacjonalistyczne. Jakiś dziennikarz miał powiedzieć do TW: „To jest nic innego jak wykończenie całego prawico-wego skrzydła. Generałowie to naturalnie pretekst głów-ny. Jednak cel to Spychalski, za którym stoi Gomułka, no i ci wszyscy gomułkowcy, którzy jeszcze dotychczas mniej lub bardziej cicho kręcą nosem w partii albo naweti nie gomułkowcy”.

ATAKI NA KOŚCIÓŁ. Polacy wymieniali między sobą opinie również na temat przykręcenia śruby Kościołowi (art. s. 93). W silnie religijnym społeczeństwie był to je-den z najważniejszych tematów rozmów i prywatnej ko-respondencji. Po administracyjnym nakazie usuwania krzyży z placówek oświatowych uczeń pisał do rodziców w grudniu 1948 r.:

WOJNA KOREAŃSKA. Wojenny strach trzymał mocno i dawał o sobie znać podczas następnych panik wojen-nych. Podsycana przez propagandę i oświatę rosła trwoga przed wybuchem i skażeniem jądrowym. W 1950 r. woj-nę przewidywano 8 maja i 1 września 1950 r., w kwiet-niu 1952 r. itd. Zapowiedzią wojny miała być rejestracja ofi cerów, śmierć arcybiskupa Adama Sapiehy, rozpisanie Narodowej Pożyczki Rozwoju Sił Polski, przedłużenie służby wojskowej itp. We wrześniu 1951 r. pasażerki po-ciągu na trasie Poznań-Szamotuły mówiły:„będzie wojna bo została wydana ustawa o 3-letniej służ-bie wojskowej”.

Poczucie zagrożenia związanego z wojną sięgnęło ze-nitu, gdy komunistyczna Korea ruszyła na południe w czerwcu 1950 r. Przekonanie, że zaraz rozpocznie się III wojna światowa, było powszechne. Ze sklepowych

Mimo grożących represji wierni stawali w obronie pra-wa do kultu. Jakaś dziewczynka, mieszkanka internatu, pisała w październiku 1952 r.:

Page 132: polityka-pomocnik_historyczny-201206

132

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Boom demografi czny:Nowy Człowiek na porodówce

Odbudowa rodziny. Na lata stalinizmu przypadł czas powojennego

wyżu demograficznego – między 1950 a 1955 r. na świat przyszło w Polsce

ponad 4,5 mln dzieci. Mimo ogromu zniszczeń spowodowanych wojną

i trudnej sytuacji materialnej rosła liczba zawieranych małżeństw. Od-

budowa państwa nie ograniczała się do odgruzowywania miast i wzno-

szenia nowych budynków, jej ważnym elementem była również odbu-

dowa rodziny, bo „duży naród to silne państwo”. Na Śląsku wzrost liczby

urodzeń odczytywano jako „zwycięstwo w dziedzinie zasiedlania Ziem

Zachodnich”. Przyrost naturalny stał się jednym z tematów propagandy

PRL. Wielodzietne rodziny były dumą państwa; „Przekrój” w 1951 r. donosił

o planach masowej produkcji wózków dla sześcioraczków.

W rzeczywistości jednak polityka prorodzinna Polski Ludowej kulała.

W żłobkach i przedszkolach brakowało miejsc, co utrudniało kobietom po-

wrót do pracy. Plagą był alkoholizm, efektem – wzrastająca liczba rozbitych

rodzin. Państwo nie było w stanie wyegzekwować alimentów, przez co sa-

motne matki zostawały bez środków do życia. W wielu rodzinach głód był

na porządku dziennym. Młoda robotnica w liście do „Życia Warszawy” skar-

żyła się: „Janusz przychodził teraz codziennie do domu pijany i bez grosza

w kieszeni. Każdą wypłatę przepijał (…). Cierpiałam z dziećmi straszny, nie

do opisania głód (...). Trzymiesięczna Ewa jadła przez cały tydzień papkę z

mąki, a ja ze starszą córeczką kluski na wodzie”. („Życiowe klęski”, w „Rodzi-

no jaka jesteś?”, oprac. Mirosława Parzyńska, Irena Tarłowska).

Piekło kobiet. Wstrząsającym momentem w życiu ówczesnych ko-

biet był poród. Warunki w szpitalach były przerażające. Brakowało pod-

stawowych lekarstw, środków czystości oraz jedzenia – niektóre placówki

decydowały się nawet na zakup kóz, żeby rozwiązać problem braku mle-

ka. Już sama możliwość skorzystania z łazienki i wzięcia prysznica była

luksusem. Dziennikarka Ewa Berberyusz tak po latach wspominała swój

pobyt w jednym z warszawskich szpitali w 1958 r. („Moja teczka”): „Ła-

zienka szpitalna zamknięta. Poprosiłam o klucz; chciałam się wykąpać.

– O, tak, o, tak – poparły mnie położnice. – Wykąpiecie się w domu – usły-

szałyśmy. Urągowisko. Większość nie miała łazienek. Poskarżyłam się le-

karce na obchodzie. Kazała otworzyć. Personel huzia: – Znalazła się czy-

ściocha! Łazienki się zachciewa! – krzyknęła położna”.

Największym utrapieniem był jednak brak personelu medycznego spo-

wodowany wojną. W czasie kursów zawodowych, bo na pełne studia me-

dyczne nie było czasu, na sali porodowej praktykowano zaledwie 24 go-

W narodzie szerokim echem odbiło się internowa-nie prymasa Stefana Wyszyńskiego we wrześniu 1953 r.Jakaś pani pisała w tym czasie: „Jestem w szczególny sposób dobita z chwilą, kiedy po Warszawie gruchnęła wieść, że jego Ekscelencja Ks. Prymas Wyszyński został aresztowany wraz z dwoma innymi biskupami. (...) War-szawa jest szczególnie poruszona”.

SZTUKA MIMIKRY. Odgórny nacisk ideologiczny, strach przed represjami wymuszał przyjmowanie strategii przystosowawczych, maskowanie własnych opinii. Stali-nizm zmuszał do moralnych kompromisów. Ludzie mu-sieli uczestniczyć w narzuconym rytuale: zabierać głos podczas zebrań partyjnych, iść w pochodzie pierwszo-majowym, jechać agitować na wieś. Jednak wielu robiło to wbrew sobie. Sztukę mimikry najlepiej potwierdza-ją prywatne listy. Jakiś uczeń pisał do kolegi/koleżanki w 1948 r.: „Musisz zachować lojalność to trudno. Małonawet lojalność, jeśli chcesz skończyć [szkołę] i w ogóle jakoś egzystować, to musisz wykazać się pewną dozą za-pału i inicjatywy. Nie miej mi tego za złe, że Ci w ten spo-sób piszę. Życie jest twarde, a »trzeba z żywymi naprzód iść«. Ja od wszystkiego na razie się wykręcam, bo wciąż tłumaczę chorobą. Trochę się odwlecze, a później będzie blisko matury to dadzą spokój”.

PISMA ULOTNE. Ale stosunek do panującego porządku wyrażano również w ulotkach, malując napisy na mu-rach, pisząc na drzwiach toalet. Podobnie jak graffi ti na murach starożytnych Pompejów, dobrze oddają panują-ce nastroje przynajmniej części społeczeństwa. W kloze-cie dworcowym w Dziedzicach można było przeczytać: „Sraj Polaku sraj,/Na Stalina kraj,/My Polacy w dupiemamy,/Ruski raj”.

A w sławojce na dworcu w Tychach ktoś nabazgrał:

M a rci n Z a r e m ba

Suchedniów, Ośrodek Zdrowia, r.

Page 133: polityka-pomocnik_historyczny-201206

133133P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

kłopot z położnicą, wezwała drugą do pomocy i wspólnymi siłami wyni-

cowały macicę jak rękaw. Łożysko nadal trzymało się mocno. Babki my-

ślały, że rodzi się drugi syn i wbijając palce we wszystko, co zdążyło samo

na świat się pokazać, poszarpały macicę”. Kobieta zmarła. (Za: „Pamiętniki

lekarzy”, red. Kazimierz Bidakowski, Tadeusz Wójcik).

Na wsiach tego typu zdarzenia były tak częste, że nie wzbudzały więk-

szych emocji. Lekarze, jeśli w ogóle byli wzywani, to w większości przy-

padków przybywali zbyt późno. Bałasz po latach pisał: „Leżała na gołej

słomie, a pod nią widniały kałuże krwi. Obok kręciła się gromadka dzie-

ci mało różniąca się od siebie wiekiem. (…) Naliczyłem pięcioro, szóste

w kołysce. Od łóżka rozchodziły się krwawe ślady stóp dziecięcych po ca-

łej izdebce. One do ostatniej chwili nie wiedziały, że matka już nie żyje, i

wołały: »Mamo, daj chleba!«”.

Skrobanka bez znieczulenia. Większość ciąż była nieplanowana,

ponieważ nie znano podstawowych metod antykoncepcji. W szkołach

nie prowadzono edukacji seksualnej, a w rodzinach seks był tematem

tabu. Brak wiedzy na temat seksualności dotyczył zarówno młodych, jak

i starych. Jeden z ówczesnych lekarzy, Witold Ziętkiewicz, opisuje (w „Pa-

miętnikach lekarzy”) sytuację, w której matka przywozi siedemnastolet-

nią córkę do szpitala z objawami silnych bólów nogi. W ciągu kilku chwil

dziewczyna rodzi zdrowego chłopca. „Matka prawie mdleje. – Niemoż-

liwe, przecież ona nie była w ciąży. Ani ojciec, ani ja nie zauważyliśmy,

a mieszkamy razem”. Sytuacja uległa pewnej zmianie po 1957 r., kiedy za-

łożono Towarzystwo Świadomego Macierzyństwa, którego głównym ce-

lem była edukacja seksualna młodzieży.

Bardzo częstą „metodą antykoncepcji” była de facto aborcja, mimo że

do 1956 r. można ją było przeprowadzać tylko w przypadku kazirodztwa,

domniemanego gwałtu, zagrożenia zdrowia ciężarnej lub gdy dziewczy-

na miała mniej niż 15 lat. Aby zapobiec ujemnym skutkom zabiegów prze-

rywania ciąży, wykonywanych często w złych warunkach i przez osoby

niebędące lekarzami, doprowadzono do wprowadzenia nowej ustawy.

Aborcja stała się dostępna m.in. ze względu na trudne warunki życia. Te-

raz wystarczyło tylko odpowiednie oświadczenie samej ciężarnej, aby

mogło dojść do usunięcia ciąży.

Ustawa jednak wcale nie poprawiła jakości zabiegu, a co więcej,

wzmocniła niechęć lekarzy do pacjentek. „Skarżyli się, rozsierdzeni, że nie-

które baby przychodzą do nich co dwa, trzy miesiące na zabieg. Bez że-

nady. – Skrobię ze złością, bez znieczulenia – powie mi jeden. – Pokrzyczy

i za miesiąc przychodzi z nową ciążą. – Wyskrobać – rozkazuje (...) Czy wyż

demograficzny znieczulał położników? Czy też ustawa, która aprobowa-

ła aborcję?” – pytała Berberyusz w reportażu „Kto każe kobiecie cierpieć”.

Społeczeństwo ignorowało cierpienia kobiet. Mizoginistyczna propa-

ganda państwowa promowała wizerunek silnej kobiety pracującej, ro-

botnicy, kołchoźnicy. Państwo nie przywiązywało wagi do warunków,

w jakich rodziły. Wartością najwyższą był rozwój produkcji, a nie „jakieś

tam wrzeszczące baby”.

A n na Augustowsk a, Ja śm i na Ku rcz ewsk a

dziny. „Po wojnie przyszli nowi, z awansu. (…) Wpajano im, że teraz oni są

tu panami, a nie burżuje. Nagła zmiana statusu społecznego wzmocniona

zohydzającą propagandą skundliła ludzi”. Efektem był skrajnie negatywny

stosunek personelu do pacjentek. Powszechnie okazywano im pogardę,

wrogość, a nawet wstręt. Wspomnienia Berberyusz to jedna z najbardziej

wstrząsających relacji z sali porodowej: „Huknięcie w plecy: – Łóżko wolne,

idź na salę... Idę, kładę się. – Niech pani mnie drapie, proszę – przerażony

student podsuwa mi rękę. On jeden mówił położnicom »pani«. Rozdrapa-

łam sobie piersi; krew się leje. Histeryzuję – Dobijcie mnie, dobijcie! Obok

kobieta wyje bez słów. Druga woła – Kupę, robię kupę! Zakrzykuje ją per-

sonel: – Unieś giry, chcesz w gówno urodzić dziecko... Personel siedzi przy

stoliku, śmichy-chichy, wspomnienia z urlopu, jeden wcina kanapkę”.

Kobiety prymitywne i wrażliwe. Nowy system podzielił ciężarne

na dwie kategorie. Kobiety „o niższym poziomie umysłowym”, które siłą

własnych rąk budowały socjalistyczny świat, nie zważały na przeszko-

dy stawiane przez Matkę Naturę: „Kobieta prymitywna patrzy na poród

bez uczucia strachu, raczej jak na ciężką pracę, którą trzeba wykonać, i z

której nawet można być dumną”, choć „odczuwa przy tym pewną nie-

wygodę” (cytaty z czasopisma „Ginekologia polska”. Za to „inteligentne

i wrażliwe”, skalane burżuazyjnym pochodzeniem, nie były gotowe wy-

dać na świat Nowego Człowieka bez zbędnych jęków i narzekań. Próbo-

wano nawet naukowo dowieść różnic w budowie fizycznej obu grup.

Ból, cierpienie oraz krzyki wzbudzały w lekarzach i położnych jeśli nie

obojętność, to gniew i oburzenie. Znieczulenia traktowano jako fanabe-

rię. „Moje rozstawione nogi przywiązali bandażami do łóżka – pisze Ber-

beryusz. – Rozorane krocze zlali butelką jodyny i zaczęli szyć bez znie-

czulenia. – Okrutnicy, nie macie czegoś mniej piekącego?! Do zęba się

znieczula, a wy tak! Szycie trwało dłużej niż poród; bolało sakramencko;

bez przerwy urągałam. Śmiali się: – Jeszcze za mało boli, bo pełnymi zda-

niami wymyśla”.

Nawet cesarkę, jak wspominała Ewa Berberyusz, przeprowadzano „na

żywca”: „Cesarskie cięcie odbywało się bez znieczulenia. Problemem było

odpowiednie unieruchomienie położnic. W porównaniu z tym, co z ni-

mi robiono, kaftan bezpieczeństwa stanowił swobodne skrzydła. W ruch

szły sznury i wory z piaskiem. Unieruchamiana była głowa; żaden mięsień

nie śmiał drgnąć. Matka po cesarce, którą przywieziono do naszej sali,

miała bąbelki piany w kącikach ust”.

Poród na sianku. Obawiając się strasznych szpitalnych doświadczeń

część kobiet decydowała się pozostać na czas rozwiązania w domach.

W najgorszej sytuacji były mieszkanki wsi. Normą był poród w stodole

w towarzystwie koni, krów i świń. Kobiety leżały na sianie, bez prześciera-

deł, a wokół plątały się starsze dzieci. Rodzące zazwyczaj nie miały szans

na fachową pomoc lekarską. Mogły korzystać jedynie z opieki miejsco-

wych tzw. babek, które nie miały żadnego wykształcenia medycznego.

Często doprowadzało to do tragedii. Aleksander Bałasz, lekarz, który pra-

cował we wsi Siedliszcze, tak wspominał swoją praktykę: „Babka miała

Szpital położniczy, r. W gabinecie pediatry, r.

Page 134: polityka-pomocnik_historyczny-201206

134

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Z prasy: codzienność między wierszamiWłasny kąt. Mieszkaniowa rzeczywistość

tych czasów jest fascynującym kolażem nowe-

go ze starym, rozwiązań tymczasowych i wiel-

kich planów przebudowy miast. Domy powsta-

wały w ramach większych założeń, takich jak

MDM w Warszawie czy Nowa Huta w Krakowie.

Wbrew opinii ówczesnej prasy budowano nie-

wiele, a na pewno nie dość, by zaspokoić po-

trzeby zniszczonych miast, do których migro-

wały tysiące ludzi ze wsi.

W Warszawie sytuacja była dramatyczna:

„19-letnia przodowniczka pracy Daniela Wa-

silewska zajmuje w Kozich Górkach pod Gro-

chowem betonowy bunkier poniemiecki. Bez

względu na porę roku i pogodę, z sufitu i ścian

ścieka tu woda. Wasilewska mieszka tak już 2 la-

ta” – informowała w maju 1952 r. prasa, apelując

o mieszkanie dla dziewczyny. Inni pomieszkiwa-

li w ruinach – zimą tegoż roku „Express Wieczor-

ny” alarmował: „W mieszkaniach brak było pod-

łóg, w oknach zamiast szyb wstawiono kawałki

dykty, niektóre wnętrza naprędce otynkowano

i w poszczególnych izbach ustawiono różnego

»kalibru« prowizoryczne piecyki”.

Zapachy. Nie wszędzie docierała woda, cza-

sami w całym domu funkcjonowała tylko jed-

na toaleta, której otwarcie z hukiem ogłaszano

w gazetach: „W wyniku interwencji Echa [Krako-

wa] została uruchomiona nowa ubikacja w do-

mu przy ul. Józefa 18. Niestety nie zasypano jed-

nak jeszcze dołu kloacznego w tym podwórku”.

Braki w sklepach uniemożliwiały kupno pod-

stawowych produktów, czasami na drodze do

upragnionej kostki mydła stawała obsługa skle-

pu: „Przyciśnięta do muru [ekspedientka] wy-

znała, że jest zarządzenie zabraniające sprze-

daży kobietom mydła do golenia” – skarżyła się

czytelniczka z Warszawy.

Ówczesne miasta śmierdziały. Obsikane bra-

my, sterty gruzów i odpadków w podwórkach

– to wszystko sprawiało, że podróże do szkoły

i pracy, zwłaszcza wiosną i latem, musiały wią-

zać się z wieloma nieprzyjemnościami. Odpo-

wiedzialnością obarczano służby miejskie. „Po-

każ mi swoje podwórko, a powiem ci, ile czasu

upłynęło od chwili ostatnich odwiedzin MPO!”

– przechwalał się krakowski dziennikarz. Jerzy

Kowalski pisał do jednej z warszawskich gazet:

„Od chwili przydzielenia nam mieszkań, ani razu

nie wywieziono śmieci”.

„Życie Warszawy” winą za smród i brud obar-

czało samych mieszkańców lub „zakłady zbioro-

wego żywienia”. Jadłodajnia akademicka miała

wylewać na Krakowskie Przedmieście strugi po-

myj, a na Koziej niektórzy mieszkańcy – mimo

śmietników – mieli wyrzucać swoje śmieci pro-

sto na podwórze. Pozbawione kanalizacji Wło-

chy były przedstawiane jako „wylęgarnia much”

i „»tuczarnia« szczurów”: „Wylewające się aż na

ulice szamba, częściowo zasypane glinianki, w

których pływają potopione psy i koty oraz wszel-

kiego rodzaju śmieci. Dalej: otwarte dołki-śmiet-

niki w ogrodach i na niezabudowanych placach”.

Poważny problem dla mieszkańców i pro-

wadzących sklepy stanowiły szczury. W maju

1952 r. przeprowadzano na terenie Warszawy

powszechną deratyzację. Sklepy nie otrzymały

jednak odgórnego zarządzenia, więc część nie

brała udziału w odszczurzaniu, o czym donie-

śli spostrzegawczy przechodnie. To „karygod-

ne niedbalstwo” zainspirowało warszawskiego

dziennikarza do podkreślenia grozy sytuacji:

„Przypominamy tutaj o olbrzymich stratach, ja-

kie wyrządzają szczury naszej gospodarce naro-

dowej. Straty te sięgają wielu milionów złotych”.

Smaki. Paniom domu prasa doradzała, żeby

na obiad podały zupę jabłkową z kluseczkami

oraz gulasz z ziemniaków, w piątek mogły ura-

czyć domowników filetem po islandzku – czyli

gotowaną rybą z jajkami i masłem. Zachęcano,

by żywić się fasolą, jajkami, ziemniakami, maka-

ronem i cebulą. W t rosce o zdrowie nakłaniano

do robienia surówek. Jedzenie należało oczy-

wiście oszczędzać: „Robić surówki tyle, aby nie

zostawała. Jeść świeżą”. Zainscenizowano na-

wet rozmowę żony z mężem o przyrządzaniu

surówek. Idealna pani domu tak miała tłuma-

czyć swemu mężowi dobrodziejstwa płynące z

ich jedzenia: „Nasze niedomagania żołądkowe,

katary, twoja »kurza ślepota« i inne twoje i moje

dolegliwości, wszystko pochodzi z nieracjonal-

nego odżywiania się”.

Można było spróbować szczęścia w barze

mlecznym. Miejsca te cieszyły się dużą popular-

nością, niemniej stołowanie się tam było obar-

czone pewnym ryzykiem: „Punkt gastronomicz-

ny przy Krakowskim Przedmieściu 29. Ściany

brudne z zaciekami, płuczka do szklanek uży-

wana za Króla Mieszka I, zardzewiała i pogięta,

bez bieżącej wody. Szklanki wobec tego płucze

się w wiadrze”. W jednym z lokali podłoga była

zasłana odpadkami, a na ścianach widniały za-

cieki oranżady. Towarzyszem posiłków był pa-

pieros, obowiązkowo gaszony na blacie stolika.

Podróże. Zatłoczone tramwaje i autobusy były

stałym elementem pejzażu miast polskich. Obu-

rzeni pasażerowie nie wahali się interweniować:

„Konduktor wsiadł na mnie jak na łysą kobyłę. Mię-

dzy innymi powiedział »Szkoda, że na tak głupiej

głowie taka mądra czapka siedzi«. (...) Gdy popro-

siłem go o nr służbowy, nie obyło się bez epite-

tów”. W wyjątkowych okolicznościach można było

wziąć taksówkę. Taryfy były wysokie, a taksówka-

rze mieli opinię ździerców. Czasami groziło to nie

tylko stratą pieniędzy: „Pasażer myślał inaczej i w

dalszym ciągu chciał płacić według taryfy. Wtedy

kierowca wyszedł i z całej siły uderzył go w twarz”.

„Przeciętnie w skali rocznej ponad 200 wy-

padków miesięcznie zdarza się na jezdniach

Warszawy”. Najczęściej dochodziło do nich w

komunikacji miejskiej. Trzeba było bardzo uwa-

Page 135: polityka-pomocnik_historyczny-201206

135135P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

niaki, kaszę, makaron, mięso, tłuszcze, cukier, sól,

herbatę, kawę, zapałki, naftę, nici i inne towary

przemysłowe. Tylko ludzie pracujący, podziele-

ni na trzy kategorie względem miejsc zatrudnie-

nia, mieli prawo do przydziału żywności i innych

produktów. Bezrobotni „ze swojej winy” musieli,

jak mówił premier Osóbka-Morawski (art. s. 112),

płacić za swoje lenistwo. Rolnicy (czyli większość

społeczeństwa polskiego) także byli wyklucze-

ni z przydziału kartek – mieli do nich prawo je-

dynie ci z nich, którzy wywiązywali się z obo-

wiązkowych dostaw dla państwa (z tych dostaw

właśnie pochodziła zresztą żywność reglamen-

towana). Ewentualnie, jeśli rolnicy sprzedawali

własne wyroby po państwowych, czyli zaniżo-

nych cenach, mogli liczyć na tańszą naftę, sól

czy czasem nawet zapałki.

Walcząc z wszechobecnymi brakami, prasa

donosiła o zmianach w zaopatrzeniu sklepów

– przede wszystkim o tym, co było w sklepach,

lub o tym, co miało się pojawić lub już się poja-

wiło. Opisywano różne nowe dostawy: od ziem-

niaków, masła czy mrożonek po buty, olej, żyletki

i płaszcze. Na warszawskiej Woli nie można by-

ło dostać migdałów, w Śródmieściu rodzynek:

„Przed kilkoma dniami np. wanilię otrzymały tyl-

ko sklepy praskie. Duże ilości tej poszukiwanej

przyprawy wykupili jednak w ciągu kilku godzin

prascy i nie tylko prascy klienci”.

Ponieważ słowo „kartki” budziło negatywne

skojarzenia, kolejne reglamentowane przydzia-

ły towarów zaczęto nazywać „bonami”. Tak więc

od 1951 r. istniały bony mięsno-tłuszczowe, a

niemalże rok później doszły bony na cukier, sło-

dycze, mydło. Samo jednak oficjalne zniesienie

reglamentacji w 1953 r. wcale nie oznaczało, że

można było kupić różne towary bez odgórnego

przydziału, a z całą pewnością nie takie, jak sa-

mochód czy mieszkanie.

Zdesperowani klienci nierzadko nie byli w skle-

pach dobrze traktowani. W liście do redakcji czy-

telniczka donosiła: „Ekspedientki tego sklepu

[nabiałowego w Warszawie] sądzą prawdopo-

dobnie, że nie sklep istnieje dla klientów, lecz –

odwrotnie. (...) Przechodząc, wstępuję zapytać się,

czy jest na kartki masło lub olej. »Nie ma« – od-

powiedź sklepowej. »Kiedy będzie?« pytam. »Nie

wiem«. »Ale może mi Pani powie, kiedy najlepiej

będzie zgłosić się po odbiór produktów, dojeż-

dżam z Mińska«. »Nic mnie to nie obchodzi«”.

Pod tytułem „Niestety autentyczne” opubliko-

wano w „Życiu Warszawy” artykuł o sprzedawcy

i kasjerze w jednej z warszawskich małych księ-

garń. Młodzi pracownicy wcale nie znali się na

książkach i nie umieli swoim klientom pomóc.

Gazeta ubolewając nad brakiem katalogów pu-

blikowanych przez wydawnictwa (które mogły-

by ratować w takich sytuacjach i personel, i klien-

ta) skomentowała zachowanie sprzedawców

jako źle świadczące „o ich powołaniu do zawodu”.

Grosz do grosza. W piśmie „Moda i życie

praktyczne” opublikowano poradnik ponow-

nego wykorzystywania odpadków: „Odpadki

gniją w śmietniku, zatruwając powietrze w po-

dwórzach domów i przynosząc wiele kłopotu

Zakładom Oczyszczania Miasta. A wystarczyło-

by trochę wysiłku i pomysłowości i te »śmiecie«

można by zużytkować w gospodarstwie domo-

wym”. Puszki mogą służyć do przechowywania

jedzenia („trzeba dorobić jedynie wieczka”), ko-

ści powinny być rzucone psom, a papier i szkło

powinny zostać oddane do zbiornic odpadków.

Zachęcano także do oszczędzania prądu,

a  w  godzinach szczytu jego pobieranie było

nawet zakazane. Antonina Wróblewska, Hele-

na Grochowska i Małgorzata Jakubowska przez

nieprzestrzeganie zakazu zasłużyły na publicz-

ne potępienie na łamach stołecznej gazety. Ich

przewinienie polegało na korzystaniu z żelaz-

ka w niedozwolonych godzinach. Nazwano je

prądożercami, a kontrola, która wykroczenie za-

uważyła, wyznaczyła karę w wysokości 750 ów-

czesnych złotych.

Odgórnie zachęcano do oszczędzania dóbr

dostarczanych przez państwo, jednak wykazy-

wanie się finansową przedsiębiorczością było

bardzo źle widziane. Posiadacze kapitału byli

wrogami socjalizmu. Postanowiono rozprawić

się z tym problemem, jednocześnie reperując

stan finansów państwa. 30 października 1950 r.

wprowadzono nowy złoty (art. s. 83).

P r z e m ysł aw Pa z i k, M a r ek Wą si ńsk i

żać podróżując, zwłaszcza w zatłoczonych tram-

wajach. „Pasażerowie, nie mogąc dostać się do

środka wozów, jadą na stopniach, buforach

itp. To właśnie może stać się i staje się przyczy-

ną wielu wypadków”. Na jezdniach było równie

niebezpiecznie, bo poruszało się po nich „sporo

tzw. piratów jezdni – kierowców jadących z nie-

dozwoloną szybkością”, choć niewątpliwie na sa-

mochód w tamtych latach pozwolić sobie mo-

gło niewielu, nie tylko z przyczyn finansowych.

Mieszkańcy przedmieść narzekali na opóźnie-

nia pociągów i autobusów. Na Dworcu Południo-

wym w Warszawie panował ogromny tłok, a bi-

lety były „sprzedawane dopiero na kilkanaście

minut przed odejściem pociągu, wskutek cze-

go wielu pasażerów nie może ich nabyć na czas”

– skarżył się pewien czytelnik. Te i inne proble-

my z transportem kolejowym próbowano cza-

sem tłumaczyć błędami ludzkimi, ale nie tylko.

W „Życiu Warszawy” barwnie opisano przyczynę

opóźnień i niedogodności: „Gdy do walizki wło-

żymy zbyt wiele przedmiotów, nie uda się nam

jej zamknąć. Naciśniesz z lewej strony – otwiera

się z prawej, naciśniesz z prawej – rozłazi się z le-

wej. A gdy wepchniesz coś siłą – wieko pęka. Taką

przeładowaną walizą są teraz nasze koleje”.

Zakupy. Reglamentacja towarów była do-

świadczeniem niemalże całej powojennej Euro-

py. W Polsce kartki wydawano na chleb, ziem-

Spotkanie towarzyskie, zdjęcie prywatne, r. Po lewej: Pralka Frania produkowana w SHL Kielce od r., najpopularniejszy wówczas sprzęt gospodarstwa domowego.Po prawej: Na budowie miasta Nowa Huta, w głębi tzw. Osiedle Stalowe. Kraków, lata .Poniżej: Rozpoczęcie roku szkolnego.Gdańsk, września r.

Page 136: polityka-pomocnik_historyczny-201206

136

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Moda: jak się ubrać?

C o na siebie włożyć? To pytanie w

czasach stalinizmu oddawało re-

alny problem braku odzieży, a już

szczególnie tej szykownej. W jednym z

numerów „Mody i Życia” z 1949 r. opisa-

no – ku pokrzepieniu serc – problemy

odzieżowe Adama Mickiewicza. Kłopoty

z ubraniem miały nękać wieszcza wła-

ściwie przez całe życie, z przerwą, a jak-

że, na pobyt w Rosji, gdzie dana mu była

chwila wytchnienia i możliwość szykow-

nego odziania się.

Jednak nie tylko dodawanie otuchy

takimi przykładami miało poprawić na-

stroje społeczne w związku z pustkami w

szafach. Nacisk kładziono na zaradność.

Jednym z rozwiązań było robienie ubrań

we własnym zakresie. Przede wszystkim z

wełny, z której – według autorów tekstów

poradniczych – można zrobić wszystko:

od żakiecika i garsonki po majteczki ką-

pielowe dla dziewczynki. Żakiecik – 45

dkg czerwonej wełny, średniej grubości,

druty nr 3. Pantofelki z wełny, druty nr 3...

Dobra gospodyni powinna stworzyć

w domu cały system zarządzania ubra-

niami i materiałami. „Najwłaściwiej było-

by przyzwyczaić domowników, nie wy-

łączając małych dzieci, by codziennie

wieczorem, po zdjęciu ubrania, przejrzeli

je dokładnie i odłożyli uszkodzone sztu-

ki do naprawy, albo, jeśli można, od razu

je naprawili. Uniknęłoby się w ten spo-

sób olbrzymich dziur w skarpetach czy

pończochach, chodzenia z oberwanymi

guzikami, ramiączkami, itp.”. Praktyczna

Panna Ziuta dawała przykład w „Modzie

i Życiu”, by ze starych ubrań robić chus-

A w „Modzie i Życiu” trwający przez

kilka numerów konkurs na polską nazwę

szlafroka zakończył się wygraną podom-

ki. Organizowano konkursy trykotaży

– czytelniczki i czytelnicy mogli głoso-

wać na ubrania, których wykroje chcie-

liby otrzymać w kolejnych numerach.

„Wieści z Paryża” dochodziły do czytel-

ników w formie stałej korespondencji na

pół strony i były jedną z niewielu infor-

macji dotyczących zachodniego ubioru.

Zaszczepianiem mody zachodniej czy,

jak nazywała to partia, imperialistycznej

zajęli się bikiniarze. Według Leopolda

Tyrmanda nazwa pochodziła od krawa-

tów, na których pokazany miał być wy-

buch bomby atomowej na atolu Bikini

w 1946 r. Na owych krawatach pojawiały

się również wysepki, palmy i nagie girlsy– według ówczesnych władz uosobienie

ustroju kapitalistycznego.

Kim byli bikiniarze? Jacek Kuroń opisy-

wał ich krótko i treściwie jako tych, któ-

rzy chcieli ubierać się, czesać i tańczyć

jak młodzi ludzie z USA: „Chłopcy nosili

kolorowe koszule w kratę, spod koszu-

li wystawał podkoszulek, też kolorowy,

tylko w prążki. Kolory mogły się ze so-

bą gryźć. (...) Apaszka też była strasznie

amerykańska, odpowiednio kolorowa

albo krawat obowiązkowo szeroki, w za-

sadzie malowany ręcznie. (...) Na koszu-

le odpowiednio szeroka, wywatowana

teczki do nosa, kołnierzyki do fartuchów

szkolnych, ścierki do talerzy, ręczniczki

mężowi do golenia...

Kobieta pomysłowa i pracowita po-

trafi ubierać się modnie bez koniecz-

ności wydawania wielkich pieniędzy

w sklepach odzieżowych. Bardzo wy-

raźnie, grając na ambicji gospodyń do-

mowych, podkreślano, że nie jest sztu-

ką wybrać efektowną kreację w sklepie.

„Bardziej cenną jest umiejętność przera-

biania niemodnych już sukien i okryć”.

Jeśli już jednak ktoś szedł do sklepu

z odzieżą, co mógł w nim znaleźć? Opi-

sy przywoływane we wspomnieniach

z tamtej epoki nie brzmią zachęcająco.

Ubrania szpeciły najpiękniejszych ludzi,

nadawały im bezkształtny i klocowa-

ty wyraz. Niemodne, niegustowne za-

równo w fasonie, jak i kolorze ubrania

tak opisywał Leszek Dzięgiel: „W owej

epoce wypchane poduszkami ramiona

stawały się symbolem konserwatyzmu i

braku gustu. Nieforemne, szyte seryjnie

sukienki ani krótkie, ani długie, ani wą-

skie, ani szerokie zdobiły pod szyją pęki

jakichś pretensjonalnych falbanek. (...) W

sklepach z fabryczną konfekcją królowa-

ła nuda i pełna namaszczenia powaga”.

Noszono ciemne garnitury dwurzędo-

we w biały prążek, marynarki z wywa-

towanymi ramionami i bardzo wąskimi

klapami, spodnie o szerokich nogaw-

kach, które nazywano puszczonymi na

wiatr, gdyż łopotały, gdy tylko trochę za-

wiało. Koszule z długimi rogami kołnie-

rzyków zdobiły charakterystyczne dla

tamtej epoki wąskie krawaty.

Modelka prezentuje kreację jesienną.

Warszawa,wrzesień r.

Na spacerze w Parku Ujazdowskim. Warszawa, marzec r.

Page 137: polityka-pomocnik_historyczny-201206

137137P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

B ohaterka „Ósmego dnia tygodnia” Marka Hłaski gnieździła się w klitce wraz z ojcem,

chorą matką, bratem pijakiem i dokwaterowanym robotnikiem. Miejsca było mało,

dziewczyna nie mogła znaleźć w domu spokojnego kąta, próbowała więc stale prze-

bywać poza nim. Uciekała do kuchni, która „była mała i ciasna, mnóstwo miejsca zajmowa-

ły łóżka. Na jednym z nich spał jej brat - Grzegorz, na drugim monter warszawskiej gazowni,

Zawadzki; mieszkał z nimi od czterdziestego piątego roku i wciąż oczekiwał na mieszkanie”.

Po wojnie do użytku nie nadawała się ponad 1/3, a może nawet połowa izb mieszkal-

nych. W 1945 r. na każdą, która przetrwała, statystycznie przypadało nieco ponad 5 osób.

Wielu ludzi gnieździło się w ruinach. Małe dzieci przywiązywano sznurami do łóżek, by nie

zbliżyły się na skraj rumowisk.

W tej sytuacji już w

1944 r. stosownym de-

kretem powołano komi-

sje mieszkaniowe. Ustalo-

no przydział „przestrzeni

mieszkalnej” przysługu-

jącej jednemu lokatoro-

wi (zależnie od zawodu),

a gminom stworzono

możliwość dokwatero-

wywania kolejnych osób

do „niedoludnionych”

mieszkań. „Kurier Kaliski”

donosił: „Każdy mieszka-

niec niezniszczonej pro-

wincji nie będzie mógł

tego zrozumieć, jak się te-

raz w Warszawie wymie-

rza mieszkanie i z biciem

serca oczekuje na kontro-

lę, na to jedenaste piętro

kontroli mieszkaniowej,

która może lada dzień

zgłosić się i... dokwatero-

wać Bóg wie kogo”.

Normy nakazywały, że-

by w jednej izbie zakwa-

terowane były przynajmniej dwie osoby. Jednak w najbardziej zniszczonej Warszawie usta-

lono, że minimalna powierzchnia przypadająca na jedną osobę nie może być mniejsza niż

5 m kw. W sumie dla rodziny z dwojgiem dzieci, z których jedno chodziło już do szkoły, war-

szawskie normy przewidywały 30 m kw. powierzchni – wliczając w to kuchnię, ale wyłącza-

jąc łazienkę czy przedpokój. Kolejny dekret przyzwalał władzy na całkowite gospodarowa-

nie lokalami. Przewidywano odgórne rozdysponowywanie przydziałów kwaterunkowych

oraz przebudowę większych mieszkań w taki sposób, aby powstało z nich wiele mniej-

szych. Tak oto zaczęła się historia tzw. komunałek, sprawdzonych już w bolszewickiej Rosji.

Mieszkania komunalne i kwaterunki pełniły kilka funkcji. Miały przede wszystkim zwal-

czyć głód mieszkaniowy, to jasne. Były zarazem narzędziem walki ideologicznej: pozbawia-

nie ludzi wygód i dużych mieszkań miało antyburżuazyjne i antypałacowe ostrze. Służyły

też inżynierii społecznej: zmuszały do kolektywnego stylu życia.

Właściciele mieszkań starali się uprzedzać komisje kwaterunkowe i wyszukiwali znajo-

mych, którzy zgadzali się zostać współlokatorami; lepiej mieszkać z krewnym niż z niko-

mu nieznanym przybyszem. A dzielić z nim trzeba było niemalże wszystko. W „Krakowie

w naszej pamięci” znajdziemy następujący cytat: „Powstawały ustawiczne konflikty i uże-

ranie się o korzystanie ze wspólnych pomieszczeń i urządzeń sanitarnych, tym gorsze, że

zwyciężał przeważnie ten silniejszy i bardziej brutalny”. Próbowano więc niekiedy dokwa-

terowywać osoby fikcyjne, skali tego zjawiska nie da się określić. W 1960 r. nadal jednak

przynajmniej 32 proc. mieszkańców Krakowa musiało dzielić swoje cztery kąty z innymi.

Gdy już nie dało się uchronić przed niechcianym współlokatorem, mieszkania dzielo-

no na własną rękę, aby uzyskać jakąś namiastkę prywatności. Zakładano oddzielne liczniki

gazowe, włączniki, dzwonki. Jedno mieszkanie, zwykle duże, przedwojenne lokum, prze-

obrażało się w kilka niezależnych izb. W 1957 r. czasopismo „Dom” radziło: „Trzeba się tak

urządzić, by jedna izba spełniała uniwersalne zadanie pokoju sypialnego, jadalni oraz po-

koju do pracy i to dla paru osób”. Z myślą o ciasnocie produkowano uniwersalne meble, dla

„oszczędnego projektowania przestrzeni” zalecano używanie parawanów.

Jeśli jednak nawet od innych pokoi odgrodzono się drzwiami i dodatkowymi ścianami

ze sklejki, prywatność pozostawała ograniczona; sąsiada ciągle się słyszało, często widywa-

ło, a zapachy jego kuchni przedostawały się przez zamknięte drzwi.

M a r ek Wą si ńsk i

Kwater unek: izba wielofunkcyjnamarynarka samodziałowa lub rzadziej

welwetowa. Spodnie obcisłe, bardzo wą-

skie w kostce, przykrótkie, tak żeby było

widać prążkowane, kolorowe skarpetki.

Wysokie buty na grubej podeszwie ze

słoniny lub gumy. Dziewczyny ubierały

się w wąskie spódnice z długim rozpor-

kiem z boku”. Do tego dochodził duży

kapelusz z niską główką, nazywany nale-

śnikiem, spod którego wystawała zacze-

sana grzywka, którą nazywano plerezą.

Ruch bikiniarzy był w gruncie rzeczy

wyrazem tęsknoty za modą inną od tej

oferowanej w państwowych sklepach.

Jacek Kuroń diagnozował, że bikiniarzem

stawał się człowiek, „który wybierał kolo-

rowy zachód przeciwko szarzyźnie ży-

cia”. Niewielu spośród tych młodych lu-

dzi uświadamiało sobie, że wybierają USA

przeciwko ZSRR. Nie przeszkadzało to jed-

nak systemowi w ich represjonowaniu. Na

wszelkie sposoby nagłaśniano przypadki

bikiniarzy, którzy popełnili przestępstwo

i wyolbrzymiano je jako działalność an-

typaństwową i szpiegowską. W wyrokach

sądowych podkreślano związek z zagro-

żeniem imperialistycznym.

Przywoływane już czasopismo „Mo-

da i Życie” również walczyło z bikiniar-

stwem, stawiając sobie za cel, by „wyko-

rzenić małpie naśladowanie zagranicy,

bezkrytyczny entuzjazm dla wszystkie-

go, co nie jest krajowej produkcji”. Już

od pierwszych lat po wojnie podkreślało

sukcesy takie, jak wystawa prac ze Szkół

Zawodowych Przemysłu Odzieżowego

Ministerstwa Oświaty. Do najlepszych

prac zaliczono tam strój ogrodniczki –

kombinezon roboczy dla kobiet, zapro-

jektowany z myślą o odgruzowywaniu

Warszawy. A kto chciał, mógł skorzystać

z porady, jak z wełny zrobić czapeczkę

uniwersalną: druty nr 2,5...

Wybór ubrania w czasach stalinizmu

kształtował się więc pomiędzy szarą

i  siermiężną odzieżą oferowaną przez

sklepy państwowe i ubraniami szytymi

w domach przez obywateli a potrzebą

kolorowego „amerykańskiego stylu ży-

cia”, manifestowaną przez bikiniarzy.

P iotr Ku l cz yck i

Stoisko firmy Telimena na XXI MTP, Poznań, kwiecień/maj r.

Nowe mieszkanie dla przodowników pracyna MDM w Warszawie, r.

Page 138: polityka-pomocnik_historyczny-201206

138

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Trudna młodzież:chuligani i bikiniarze

„Za chuligaństwo uważa się każde przestępstwo,

którego wyłącznym celem jest okazanie nieposzanowania dla

zasad współżycia społecznego. Samo popełnienie przestęp-

stwa jest przy tym tylko środkiem wiodącym do tego celu”.

Taka definicja w  prasowych dyskusjach lat 50. pojawiała się

najczęściej. Chociaż potocznie uważano za nie wszelkie wy-

bryki niesfornej młodzieży, w chuligańskim czynie najważniej-

szy był ów przyświecający złoczyńcy cel. Chuligaństwem mo-

gły być zatem zarówno awantury w parkach, wybijanie szyb

w sklepach, jak i brutalne pobicia zakończone śmiercią lub ka-

lectwem.

W  stalinowskim systemie młodzi zajmowali szczególne

miejsce. To oni, pełni energii, zapału, wiary w  lepszą przy-

szłość, mieli przodować w rewolucyjnych przemianach. Pro-

paganda przesiąknięta była kultem młodości, tężyzny fizycznej

i siły witalnej młodych robotników. Jednak według np. raportu

o chuligaństwie w Łodzi (w latach 1953–55) 95 proc. sprawców

chuligańskich przestępstw pochodziło z klasy robotniczej. Za-

niepokojona władza głosiła, że chuligaństwo jest spuścizną po

kapitalizmie. Ale z kolei według badań porównujących chuli-

gaństwo w latach 1933–38 i 1948–53 w powiecie kaliskim wzro-

sło ono tam czternastokrotnie.

Jednym ze źródeł były wielkie przetasowania społeczne.

Młodzi robotnicy przyjeżdżający ze wsi do miasta pozbawieni

byli jakichkolwiek trwałych więzów społecznych. W hotelu ro-

botniczym, gdzie zazwyczaj mieszkali, ludzie byli sobie obcy.

Dzieliły ich wiek, pochodzenie społeczne i geograficzne, oby-

czaje, zainteresowania. Ich wspólną aktywnością był głównie

hazard i picie alkoholu. Brak rozrywek czekających na robot-

ników po pracy był ważną przyczyną ich wchodzenia w chuli-

gańskie towarzystwo. Zdarzało się, że w pracy robotnik osiągał

sukcesy, a prywatnie staczał się na dno. Sytuację pogarszało

to, że po szesnastym roku życia nie było obowiązku szkolnego.

W 1957 r. co drugi młody człowiek w wieku 14–17 lat nie uczył

się ani nie pracował. Tworzyli bandy, bo szukali w nich podsta-

wowych więzi.

Wieloznaczne bijatyki. Najwięcej przypadków chuligań-

stwa notowano w Warszawie i Łodzi oraz na Ziemiach Odzy-

skanych. Tam brak społecznych więzi odczuwany był szcze-

gólnie mocno. „Stanisław lat 17 ma opinię notorycznego

awanturnika i pijaka. W poczekalni kina obrzucał publiczność

pestkami od śliwek. Na zwrócone mu uwagi odpowiedział ste-

kiem wulgarnych wyzwisk. Interweniującemu milicjantowi od-

grażał się, a gdy ten chciał go zabrać do komisariatu, uderzył

go pięścią w twarz” („Życie Warszawy”, 1953 r.).

Wzmianki o  obojętności, a  nawet pewnej aprobacie ob-

serwatorów dla wybryków tzw. trudnej młodzieży pojawiały

się zaskakująco często. Leopold Tyrmand w swym „Dzienniku

1954” pisał: „W Polsce bijatyka w miejscu publicznym od wie-

ków miała statut wieloznaczny: nikt nigdy dobrze nie wiedział,

czy to przestępstwo, czy uciecha, grzech czy honor, bezprawie

czy manifestacja różnorakich cnót”.

Brak jasnej definicji chuligaństwa sprawiał, że prawodaw-

stwo stawało się wobec niego niemal bezsilne. Można zresz-

tą mieć wątpliwości, czy władzy naprawdę zależało na wytę-

pieniu go. „Anarchia, bezprawie, brak odpowiednich ustaw

i paragrafów w kodeksie karnym, o ile ograniczone do nieza-

grażających ustrojowi dawek i wydzielane pod kontrolą, są po-

żądanym elementem sprawowania władzy w totalizmach”, pi-

sał Tyrmand. Gdy jednak udawało się rozbić jakąś chuligańską

szajkę, stosowano surowe kary, a propaganda nagłaśniała spra-

wę, by nikt nie miał wątpliwości, że władza broni społeczeń-

stwa przed wszystkim, co złe.

Bikiniarze. Na początku lat 50. pojawił się jednak w  PRL

wróg, którego władza rzeczywiście chciała zwalczyć. Łatwo

go było identyfikować z chuliganem. Władza skrzętnie wyko-

rzystała to do tego, żeby ów wróg został znienawidzony rów-

nież przez społeczeństwo. Tym wrogiem był bikiniarz, zjawisko

raczej z dziedziny kultury (art. s. 136). Władze uznały jednak biki-

Pijany awanturnik dowieziony do izby

wytrzeźwień, r.

Grupa bikiniarzyprzed hotelem

Poloniaw Warszawie,

lata .

Obok:patrol MO,

r.

Page 139: polityka-pomocnik_historyczny-201206

139139P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

Prostytucja: „wytwór określonych stosunków ekonomiczno-społecznych”

W racając do domu miałem przykrą przygodę – Jan Józef Szczepański,

mieszkający w Krakowie pisarz, zanotował w sierpniu 1947 r. – Zaczepiła

mnie prostytutka. Poszedłem dalej, pokręciwszy przecząco głową, ale ona do-

goniła mnie w zupełnie ciemnej alei i próbowała jeszcze raz. (…) Odwróciłem

się i bardzo ordynarnie zwymyślałem tamtą kobietę. Powiedziała cicho »prze-

praszam« i odeszła. W odrobince światła przedostającej się przez liście zoba-

czyłem bardzo wymalowaną, mizerną i smutną twarz. Zrobiło mi się przykro”.

Ile kobiet czerpało wówczas stały dochód z prostytucji – nie wiemy. W 1926 r.

prostytutek w samej tylko Warszawie miało być 20 tys. Jeśli liczba ta bliska jest

prawdzie, to wydaje się, że zaraz po II wojnie na terenie całej Polski musiało być

ich znacznie więcej. Oficjalnie w kartotekach milicyjnych było zarejestrowanych

ok. 6 tys. Większość z nich do profesji trafiła jeszcze przed wojną bądź w jej trak-

cie. Na tzw. Ziemiach Odzyskanych część prostytutek stanowiły Niemki, które

przeszły piekło gwałtów w 1945 r., znalazły się w haremach dla sowieckich ofi-

cerów (w okolicach Wrocławia ponoć było ich kilka) bądź sprzedawały usługi

seksualne z głodu.

„Plaga ta w sposób specjalnie uciążliwy daje się odczuwać w naszej dziel-

nicy” – mówił przewodniczący Rady Śródmieścia Warszawy w marcu 1948 r.

Prostytutki rekrutowały się najczęściej „ze spalonych wsi”, pochodziły z rozbi-

tych rodzin, pozbawione wsparcia, często wcześniej robotnice przymusowe,

ciągnęły do miast. Po wojnie zwłaszcza kobiety miały trudności ze znalezie-

niem pracy.

W styczniu 1948 r. na konferencji przedstawicieli MO, Ministerstwa Zdrowia,

Pracy i Opieki Społecznej, Oświaty, a także Centralnej Rady Związków Zawo-

dowych (CRZZ), Ligi Kobiet i PCK postanowiono, że walczyć z prostytucją bę-

dzie się na drodze wychowawczo-opiekuńczej, a nie represyjno-karnej. Ciężar

walki zrzucono na barki Ligi Kobiet i Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej.

Co oznaczało, że zwłaszcza młode kobiety wysyłano do ośrodków reeduka-

cyjnych i na tym cała walka się kończyła. Utopijnie liczono, że problem zniknie

sam. W „Tymczasowej instrukcji o obowiązkach Milicji Obywatelskiej w walce

z nierządem” czytamy: „Doświadczenia państw demokratycznych, a także da-

ne historyczne pozwalają stwierdzić z całą stanowczością, że prostytucja nie

jest instytucją wieczną, lecz wytworem określonych stosunków ekonomicz-

no-społecznych i że ginie wraz z obaleniem tych stosunków”.

Industrializacja kraju na stalinowską modłę pociągnęła za sobą przyspieszo-

ną migrację do miast, rozrywała tradycyjne więzi. W hotelach robotniczych, do

których trafiali głównie młodzi ludzie, panowały spartańskie warunki, wieczo-

rami nie było żadnych atrakcji, ziało nudą. Istotne były również przyczyny ma-

terialne: bardzo niskie pensje zwłaszcza młodych, źle wykształconych kobiet

zmuszały do poszukiwania alternatywnych źródeł dochodu. W efekcie zjawi-

sko prostytucji zamiast maleć, rosło.

Tylko w pięciu miastach (Warszawie, Wrocławiu, Szczecinie, Łodzi i Gdańsku)

w 1954 r. komisariaty zatrzymały ok. 6 tys. kobiet uprawiających nierząd. Zasad-

niczo istniały (podobnie jak dziś) dwie kategorie: prostytutki lokalowe i pro-

stytutki uliczne. Wśród tych ostatnich były tzw. gruzinki, chodzące z klientami

w najbardziej prymitywne miejsca, i dworcowe, szukające okazji na dworcach.

W czerwcu 1954 r. na dworcach kolejowych w Stalinogrodzie (Katowice), Wro-

cławiu i Warszawie zatrzymano 233 kobiety nigdzie niezameldowane, niepra-

cujące, utrzymujące się z nierządu.

M a rci n Z a r e m ba

niarzy za chuliganów, ponieważ, jak twierdzono, samym swym

wyglądem wyrażali aspołeczną postawę. W listopadzie 1951 r.

toczył się w Warszawie proces szajki chuliganów, nazwany pro-

cesem bikiniarzy. W „Expressie Wieczornym” pojawiły się na-

główki: „Gangsterska banda zamerykanizowanych opryszków”,

„Świadkowie zeznają w procesie gangsterów-bikiniarzy”, „Za-

przysiężeni słuchacze Głosu Ameryki i BBC hołdowali z rewol-

werem w ręku amerykańskiemu stylowi życia”.

Chuligani i bikiniarze nie byli jednak tym samym. A nawet

więcej: często nie lubili się nawzajem. Dla chuliganów bikinia-

rze byli modnisiami i maminsynkami. Bikiniarze z kolei, często

wywodzący się ze środowisk inteligenckich, uznawali za obraź-

liwe zrównywanie ich z łobuzami i bandytami. W miastach nie-

które dzielnice były bardziej bikiniarskie, niektóre zaś chuligań-

skie. W Warszawie do bikiniarzy należały Żoliborz i Saska Kępa;

na Targówku, Powiślu i Ochocie dominowali chuligani.

ZMP w akcji. Do walki na równi z bikiniarstwem i chuligań-

stwem w 1952 r. zaangażowano ZMP. Specjalne brygady cho-

dziły kontrolować zabawy młodzieżowe, gdzie wypatrywały

i chwytały – czasem na lasso! – osoby tańczące w sposób biki-

niarski. Jedną z takich akcji, nazywanych ojcowskim karaniem,

wspominał Jacek Kuroń, wówczas aktywista Zarządu Dzielni-

cowego ZMP w Warszawie: „Puszczono jakiś szybki kawałek,

na parkiecie zaczęli drygać młodzi ludzie. W tym momencie

skoczyła bojówka, porwała któregoś z nich i powlokła do po-

bliskiego biura Warszawskiej Spółdzielni Spożywców. (...) Kiedy

wszedłem za nimi do biura, tłukli chłopaka pięściami, butami,

kopali wszyscy razem”.

W Krakowie specjalne zespoły młodzieży przepędzały intru-

zów z ulic, parków i placów. Dyżurowano w tramwajach, nie

pozwalając chuliganom wsiadać przednim pomostem, co by-

ło rozrywką szczególnie przez nich lubianą. W Gdańsku, Skar-

żysku-Kamiennej i Zielonej Górze prowadzono akcje zawsty-

dzania chuliganów poprzez wieszanie ich zdjęć w miejscach

publicznych.

Zdarzało się jednak, że sami zetempowcy zasilali szeregi

wrogów ludu. „Taka jest zabawa koła ZMP – gdzie nie brak jest

również alkoholu, podchmieleni ZMP-owcy rozpoczynają bit-

kę, tłukąc szkło oraz sprzęt. Po wytoczeniu się z sali zawodzą

niesamowite piosenki nie dając spać mieszkańcom” – pisał pe-

wien słuchacz Polskiego Radia w 1954 r.

Nagonka na chuliganów i bikiniarzy trwała do 1956 r. Póź-

niej bikiniarzy już nie ścigano jako wrogów ludu, a chuligani

przerzucili się na nowy styl, którego symbolem stały się golf

i oprychówka.

Joa n na Saw ick a

Kadr z filmu dokumentalnego

„Paragraf zero”o prostytucji

w Polsce, realizacja

WłodzimierzBorowik, WFD

Warszawa, r.

Page 140: polityka-pomocnik_historyczny-201206

140

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Zmiana klimatu

ODWILŻ Z POŚLIZGIEM. Terminem odwilż określamy destalinizację z lat 1953‒56. Metaforyczny sens określe-nia zawdzięczamy tak zatytułowanej powieści Ilii Eren-burga, która w 1955 r. ukazała się w Polsce w tłumaczeniu Jana Brzechwy. Na pierwszy rzut oka to socrealistyczna ramota, jednak uważny czytelnik dostrzeże w niej ozna-ki wiosny: wspomnienie Wielkiej Czystki, informację o rehabilitacji kremlowskich lekarzy i – co najważniejsze– że pragnąć można nie tylko wykonania planu produk-cyjnego, a kochać nie tylko partię.

W Polsce śmierć Józefa Stalina (1953 r.) nie zapocząt-kowała odwilży, nie stała się impulsem do szybszych zmian politycznych. Wręcz przeciwnie, władze nauczo-ne doświadczeniem Czechosłowacji i NRD, obawiając się podobnych jak tam przejawów niezadowolenia, podjęły

M A RC I N Z A R E M BA

działania wyprzedzające. Nie zaprzestano sowietyzacji kraju. Jeszcze mocniej w ruch puszczona została spirala represji. Ciągle wykonywano wyroki śmierci. We wrze-śniu 1953 r. na 12 lat skazano biskupa kieleckiego Cze-sława Kaczmarka, w tym samym miesiącu internowany został prymas Polski Stefan Wyszyński (art. s. 93). Ude-rzenie w Kościół, jedyną niezależną od monopartii insty-tucję, miało być sygnałem, że żadnych zmian nie będzie.

Niewykluczone, iż terrorem i strachem władzom par-tyjnym udałoby się odsunąć groźbę destabilizacji syste-mu, a kryzys 1956 r. przybrałby łagodniejsze dla elit po-litycznych rozmiary, gdyby nie brzemienne w skutkach wydarzenia.

EFEKT ŚWIATŁY. Pierwszym z nich była ucieczka do zachodniego Ber-lina płk. Józefa Światły, wysokiego

y g

funkcjonariusza Ministerstwa Bez-pieczeństwa Publicznego, m.in. wi-cedyrektora Departamentu  X, do-skonale zorientowanego w zakuliso-wych działaniach reżimu (art. s. 32).28 września 1954 r. Światło przemó-

y

wił w Radiu Wolna Europa rozpoczy-nając tym samym cykl audycji „Za kulisami partii i bezpieki”. Opowia-dał ze szczegółami o różnych zbrod-niach systemu, kompromitował przy-wódców partii i UB. Ucieczka Światły

y y

wzbudziła olbrzymie emocje. „Więk-szość wypowiedzi nosi cechy złośli-wego zadowolenia – czytamy w jed-nym z raportów MBP. ‒ W powieciePruszcz Gdański siedmiu chłopów z gromady Stara-Huta po przywie-zieniu ziemniaków do punku skupuraczyli się [dopisek: wódką] i w cza-sie jej picia wznosili toasty na cześć Światło”.

j j

Władze partyjne przeżyły szok.Odbudowę autorytetu rozpoczęły od poszukiwania kozła ofi arnego, by wten sposób zademonstrować swojejakoby czyste ręce. Stanisław Radkie-wicz, minister MBP, oraz kilku jego współpracowników zostało odsunię-tych. Poprawiono warunki w więzie-niach, zaprzestano tortur, rozpoczętozwalnianie pierwszych więźniów. Wlistopadzie 1954 r. został aresztowa-ny Józef Różański, wieloletni dyrek-tor departamentu śledczego MBP. W grudniu Biuro Polityczne postanowi-ło „umorzyć sprawę przeciw Gomuł-ce” oraz wypuścić go z aresztu. To sa-

mo gremium partyjne 20 grudnia zadecydowało o usunię-ciu z bibliotek i księgarń książek i broszur zawierających„drastyczne sformułowania antytitowskie”.

Jeszcze w październiku 1954 r. BP debatowało nad ma-kietami rzeźb na pomnik Stalina, który miał stanąć przed Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie. Gazety nie zapo-mniały o drugiej rocznicy śmierci Stalina, ale jego imięprzytaczano już bez emfazy i nieporównywalnie rzadziej.

SYMPTOMY. Coś jednak drgnęło, ludzie stawali się od-ważniejsi, nawet na ofi cjalnych naradach i wiecach zaczy-nali poruszać tematy dotąd nieistniejące. Nawet funkcjo-nariusze UB w Łodzi narzekali: „Robotnicy czują tam urazę do Urzędu, ponieważ każdą awarię traktowano ja-ko dywersję i w każdym wypadku przeprowadzono ma-

V ŚwiatowyFestiwal Młodzieży

i Studentów.Warszawa, r.

Page 141: polityka-pomocnik_historyczny-201206

141141P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

sowe przesłuchania”. W jednej z wsi chłopi nie zgodzili się na powstanie spółdzielni. W Rudzie Śląskiej odnotowano

j j g

szereg głosów w rodzaju „wali się czerwony front”.Zmiany klimatu mógł odczuć każdy, kto w sierpniu

1955 r. odwiedził Warszawę podczas V Światowego Fe-y g y

stiwalu Młodzieży i Studentów. Kolorowo ubrani młodzi ludzie z całego świata, tańczący na ulicach, słuchający wcześniej zakazanego jazzu, przełamywali dotychcza-sowe style zachowań, przyczyniając się do kryzysu sta-linowskich wzorców wychowania. Z okazji Festiwalu w warszawskim Arsenale otworzono Ogólnopolską Wysta-wę Młodej Plastyki. Wzięło w niej udział 244 twórców, wśród których znaleźli się m.in.: Andrzej Wróblewski, Marek Oberländer, Jacek Tarasin, Jan Lebenstein, Franci-szek Starowieyski, Alina Szapocznikow. Wystawa „Arse-nał 55” okazała się pierwszą manifestacją zerwania z po-stulatami socrealizmu w sztukach plastycznych. Wywo-łała szerokie dyskusje, przyspieszyła odwilż w kulturze.

Nowe w literaturze przyszło jeszcze wcześniej. W maju1954 r. w „Sztandarze Młodych” ukazał się debiut Marka Hłaski „Baza Sokołowska”, naturalistyczne opowiadanie o życiu szoferów, pełne wulgaryzmów, niemające nic wspól-nego z socrealizmem. Prawdziwą burzę wywołał rok póź-niej Adam Ważyk, wcześniej propagator socrealizmu (art. s. 86). W wydrukowanym w „Nowej Kulturze” „Poemacie dla dorosłych” podjął próbę rozrachunku z epoką stali-nizmu. Obnażając fałsz propagandy wskazywał na demo-ralizację robotników pracujących na wielkich budowach socjalizmu. Utwór, choć słaby literacko, wywołał niesły-chany rezonans: masowo go kolportowano i kopiowano.

Narastający ferment znajdował wyraz w „Po Prostu”, dwutygodniku skierowanym do studentów i młodej in-teligencji. Na jego łamach zaczęły się pojawiać teksty piętnujące stalinowskie wypaczenia. W 1956 r. „Po Pro-stu” stało się jednym z najważniejszych katalizatorów przemian.

Jeszcze w grudniu 1954 r. Sekretariat KC zaaprobował program uroczystości związanych z uczczeniem pamię-ci Adama Mickiewicza. Wyrażona została zgoda na in-scenizację „Dziadów” i odsłonięcie pomnika wieszcza w Krakowie.

TAJNY REFERAT. Ocieplenie miało charakter międzyna-rodowy. Najważniejsze z ówczesnych wydarzeń to: za-wieszenie broni w Korei, wznowienie przez ZSRR kon-taktów z przywódcami zachodnimi (konferencja w Ge-

newie, 1955 r.), wycofanie przez Rosjan wojsk z Austrii,normalizacja stosunków z Jugosławią.

Najsilniejszy powiew zmian przyszedł z  ZSRR, gdzie w  Moskwie 14 lutego 1956  r. rozpoczął się XX ZjazdKomunistycznej Partii Związku Radzieckiego (KPZR). W inauguracyjnym referacie I  sekretarz Nikita Chrusz-czow stwierdził: „Nasza pewność, że komunizm zwycięży, opiera się na tym, że socjalistyczny sposób produkcji mazdecydowaną wyższość nad kapitalistycznym”. Zapowie-dział rozwój budownictwa mieszkaniowego, usprawnie-nie żywienia zbiorowego, które „pozwoli na uwolnienie milionów kobiet od wielu trosk domowych”, polepszeniestanu służby zdrowia, pomoc państwa dla wdów, których mężowie zginęli na wojnie itp. Obiecywał przejście w cią-gu szóstej pięciolatki na 7-godzinny dzień pracy. Jedno-cześnie podkreślał konieczność umocnienia praworząd-ności. Innymi słowy, państwo nieograniczonego terrorumiało zostać zastąpione przez państwo nadopiekuńcze. W kwestii polityki międzynarodowej pierwszy sekretarz KPZR uznał różnorodność form przejścia do socjalizmu.Zakwestionował obowiązujący dotychczas pogląd, że do-póki istnieje imperializm, wojny są nieuchronne. Dwaz panujących dotąd w ZSRR dogmatów zostały obalone.

Nie był to jedyny referat, który Chruszczow wygłosiłna XX Zjeździe. Drugi, „o kulcie jednostki i jego następ-stwach”, przeznaczony tylko dla wybranych słuchaczy,został poświęcony zbrodniom Stalina. Chruszczow zbu-rzył mit Wielkiego Budowniczego Socjalizmu. Rewelacje tzw. tajnego referatu przyczyniły się do erozji systemu. Choć autor referatu ani słowem nie wspomniał o przy-wódcach krajów satelickich Związku Sowieckiego, to jednak było jasne, że uderzając w mit Stalina, podważał również tytuły do rządzenia jego „wiernych uczniów”. Nie można się więc dziwić, że w żadnym z krajów bloku, poza ZSRR i Polską, treść referatu Chruszczowa nie zo-stała ujawniona.

W Polsce byłoby podobnie, gdyby nie śmierć Bolesła-wa Bieruta (art. s. 142).

W redakcji„Po Prostu”, październik

r.

Powyżej: Marek Oberländer, „Napiętnowani”, jeden z obrazów prezentowanych

na wystawie„Arsenał ”.

Page 142: polityka-pomocnik_historyczny-201206

142

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Pojechał dumnie, wrócił w trumnie

ŚMIERĆ PO REFERACIE. Bierut pojechał do Moskwy na XX Zjazd KPZR. Od dawna chorował. W  grudniu 1955 r. przeszedł zapalenie płuc. Pojawiły się powikła-nia. W Moskwie zapadł na grypę. Jego stan zdrowia z go-dziny na godzinę pogarszał się. W ściśle tajnym raporcie czytamy: „Biuro Polityczne zawiadamia, że po przeby-tym ciężkim zapaleniu płuc (powtórnym) u towarzysza Tomasza w  dniu 11 marca nastąpiły poważne kompli-kacje sercowe, które według wstępnych orzeczeń lekar-skich wymagać będą wielotygodniowego, intensywnego leczenia”. Niewykluczone, że pogorszenie nastąpiło po wysłuchaniu tajnego referatu Nikity Chruszczowa, pięt-nującego zbrodnie Stalina (art. s. 140). Edward Ochab, następca Bieruta na stanowisku I sekretarza PZPR, opo-wiadał Teresie Torańskiej, że referat ten wstrząsnął towa-rzyszem Tomaszem.

Biuro Polityczne KC PZPR zdecydowało o zwołaniu narady centralnego aktywu, aby przedstawić członkom partii referat Chruszczowa. Stenogramy z narady prze-kazano choremu Bierutowi. Chruszczow zwierzył siępóźniej jednemu z  członków polskiego kierownictwa, Stefanowi Staszewskiemu, innemu rozmówcy Torań-skiej: „My byliśmy chorzy, ja byłem chory i  Bierut był chory, leżeliśmy w łóżkach i stale do siebie telefonowa-liśmy”. W tym miejscu Chruszczow z dumą podkreślił: „Tylko ja byłem wtedy twardy, a  on słabowity, więc jawyzdrowiałem, a on umarł, właśnie go pochowaliśmy. I było tak, że Bierut otrzymywał codziennie stenogra-

12 marca 1956 r. I sekretarz PZPR

M A RC I NZ A R E M BA

my z posiedzenia, które wyście tutaj zorganizowali, był przerażony tym, co się dzieje, telefonował do mnie, skła-dał relacje i cytował mi również wasze wystąpienia. (...) Towarzysz Bierut w okresie choroby tak się tym przejął, że dostał w pewnym momencie zawału”. Zgon nastąpił o  godz.  23.35. Jak wykazała sekcja zwłok, decydujący okazał się zakrzep tętnicy płucnej.

ŻAŁOBA. Polacy dowiedzieli się o  śmierci następnegodnia rano. Byli zaskoczeni. W  raporcie, którego treść polski kontrwywiad znał dzięki  złamaniu szyfru bądź przeciekowi, ambasador Francji donosił z  Warszawy: „Dzisiaj rano miasto było bardzo spokojne i wiadomośćnie wywołała żadnej spontanicznej reakcji prócz cieka-wości. Wokół sprzedawców gazet formowały się małegrupki osób komentujących wydarzenie. Mówiono mijuż, że Sekretarz Generalny Polskiej Partii zostawił posobie niewiele żalu i że z ironią wyrażano się o umiejęt-nościach medycyny rosyjskiej”.

Maria Dąbrowska zapisała w swoim dzienniku: „Trze-ba rzadkiej wierności sługi, aby umrzeć w tym samymmiejscu i miesiącu, co jego pan. Łza żadna po tym czło-wieku z polskich oczu nie spłynie”.

Z  dokumentów partyjnych wyłania się nieco inny obraz. Także szoku i żalu, który w niektórych grupach społecznych mógł być autentyczny. Pamiętajmy, społe-czeństwo polskie w 1956 r. było ciągle jeszcze społeczeń-stwem w swojej większości chłopskim, patriarchalnym,

Trumna ze zwłokami Bolesława Bieruta,

wystawionaw gmachu

KC PZPR, w asyście członków BP.

Warszawa, marca r.

Page 143: polityka-pomocnik_historyczny-201206

143143P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

podatnym znacznie bardziej niż dziś na poglądy auto-rytarne. Syn ludu, jak określała go propaganda, „bezu-stanną opieką otaczający oświatę ludu” i Kochany Oby-watel Prezydent, mimo braku znamion rzeczywistej cha-ryzmy, mógł być bliski niemałej części Polaków. Wielu łączyło z nim swój modernizacyjny awans, poprawę wa-runków życia dzięki osiedleniu się na ziemiach zachod-nich, stałą pracę na socjalistycznych budowach.

A poza tym – bezgraniczna adoracja i  propagan-dowe uwielbienie  nie mogły nie oddziaływać. Zwłasz-cza na aparat i aktyw partyjny. W liceum w Czarnko-wie koło Poznania nauczyciele i uczniowie mieli przy-jąć wiadomość o zgonie Bieruta ze łzami w oczach, je-den z uczniów ponoć zemdlał. W Drukarni Narodowej w Krakowie podczas wysłuchiwania komunikatu zmarł nagle na serce bezpartyjny robotnik, inny zemdlał. Nie-rzadko słuchający komunikatu płakali.

Dni od 13 do 16 marca ogłoszono dniami żałoby naro-dowej. 14 i 15 marca zwłoki Bieruta zostały wystawionena widok publiczny w gmachu KC PZPR. Tylko w godzi-nach pomiędzy 17 a 5 rano – jak szacował partyjny raport – przed trumną przeszło ponad 60 tys. osób czekających wcześniej na przenikliwym zimnie w prawdopodobnie najdłuższej w  dziejach Polski Ludowej kolejce. Milicja odnotowała jedynie sporadyczne przypadki zakłócania spokoju, obeszło się bez poważniejszych incydentów. Ra-port donosił: „O godz. 6-tej do 6-tej 30 zamknięto do-stęp do sali, aby umożliwić lekarzom sprawdzenie stanuzwłok i uporządkować salę. Lekarze dali pozytywną oce-nę stanu zwłok i stwierdzili, że temperatura na sali jest 10 st. C, co daje gwarancję właściwej konserwacji zwłok”.

POCHÓWEK. W całej Polsce zorganizowano żałobną ce-lebrę. W zakładach pracy odbywały się wiece, podczas których uczestników zapoznawano z  życiem i  działal-nością Bieruta. Wiele załóg podejmowało zobowiązania produkcyjne. W szkołach średnich i wyższych pod wpły-wem ZMP młodzież zobowiązywała się do podniesienia wyników nauczania. Ruszył bierutowski zaciąg do partii i ZMP. Przed portretami zmarłego przywódcy stanęły warty. Sporadycznie księża odprawiali modły za duszę prezydenta Bieruta. Z całego kraju przychodziły do KC wiernopoddańcze depesze, w  których „społeczeństwo i młodzież wyraża swój ból oraz zapewnia kierownictwo partii, że wykonaniem obowiązków partyjnych i  spo-łecznych da wyraz wierności ideałom, którym życie całe poświęcił towarzysz Bierut”.

Nieofi cjalnie zastanawiano się nad miejscem pochów-ku. Niektórzy członkowie partii uważali, że Cmen-tarz Powązkowski w Warszawie jest nieodpowiedni dla wiecznego spoczynku towarzysza Bieruta. Ktoś porów-nywał: „Skoro królowie polscy mają miejsce na Wawelu, dlaczego nie można dla towarzysza Bieruta znaleźć po-dobnego miejsca, przecież towarzysz Bierut był ważniej-szy dla Polski aniżeli królowie”. I sekretarza PZPR po-równywano także do Kazimierza Wielkiego, który zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną, natomiast „to-warzysz Bierut zastał Polskę w gruzach, a opuścił ją sta-lową”. Krążyły opinie, że zostanie pochowany w mauzo-leum, które stanie na placu Stalina w Warszawie (dzisiej-szy plac Defi lad). Na mauzoleum było już jednak za póź-no. Zmieniał się klimat polityczny, nadchodziła odwilż.

DOMYSŁY. Wszelako nie miejsce wiecznego spoczynku zaprzątało uwagę większości Polaków. Nie jednoczyli się pod sztandarem partii, na co liczyli przywódcy PZPR. Śmierć Bieruta ujawniła pokłady społecznego niezado-

y y y

wolenia. Kształtowanie się coraz bardziej krytycznych opinii pokazują raporty partyjne oraz Komitetu ds. Bez-pieczeństwa Publicznego.

Początkowo opinię publiczną nurtowało jedno pod-ważające wiarygodność władz pytanie. Dlaczego nie było komunikatu w  prasie o  chorobie towarzysza Bie-ruta, podczas kiedy o chorobie Eisenhowera „Trybuna Ludu” regularnie zamieszczała notatki? (Brak jawności życia publicznego nie po raz pierwszy i ostatni w dzie-jach systemu zadziałał na jego niekorzyść). Skoro Bierut nie chorował, to znaczy, że nie umarł śmiercią naturalną. Szybko skojarzono, że towarzysz Tomasz był kolejnym przywódcą z  krajów demokracji ludowej, który zmarłw stolicy Kraju Rad. W 1949 r. w Moskwie zmarł Georgi Dymitrow, sekretarz generalny Bułgarskiej Partii Robot-niczej. Po powrocie do Pragi, ponoć w efekcie przeziębie-nia, jakiego nabawił się podczas pogrzebu Stalina w mar-cu 1953 r., umarł Klemens Gottwald, lider kumunistów Czechosłowacji.

Furorę robiło słowo „wykańczalnia”. Przewodniczą-cy Rady Zakładowej Radomskich Zakładów Piekarni-czych zapytał: „To co, Moskwa jest wykańczalnią?”. Ja-kiś ksiądz z Łodzi miał zatelefonować do znajomych, któ-rych w „ironicznej formie informował o zgonie tow. Bie-ruta, mówiąc m.in., że to nic dziwnego, bo stamtąd się nie wraca”. Ofi cer WP, członek PZPR, oświadczył: „Co za pech, jak ktoś pojedzie do Moskwy, to tam zaraz umiera”.

Co do przyczyn śmierci opinia publiczna podzieliła się na trzy obozy. Jedni obstawali przy zawale serca wywoła-nym rewelacjami XX Zjazdu: „Na XX Zjeździe doszło do rozłamu między zwolennikami Stalina i  Chruszczowa i w związku z tym towarzysz Bierut dostał ataku serca”. Sugerowano też samobójstwo oraz otrucie: „Gdyby Bie-rut był w USA, toby go wyleczyli, a że był w Moskwie, to go otruto”. O rzekomym spisku miał być poinformowany Konstanty Rokossowski, który nie pojechał do Moskwy, ponieważ „przewidywał lub wiedział już, co się staniez tow. Bierutem”.

Krążyło kilka wersji na temat motywów. Na DolnymŚląsku twierdzono, że „Bierut nie żyje, ponieważ nie

y j y y

chciał podpisać jakiegoś ważnego dokumentu”. Pracow-nicy stoczni w Szczecinie utrzymywali, że Bierut został zamordowany, ponieważ sprzeciwił się podpisaniu de-kretu o włączeniu Polski – jako 17 republiki – do ZSRR.A stojące w kolejce w tym mieście kobiety miały mówić, że Bierut był niewygodny, bo dawał na kościoły.

FERMENT. Był to najbardziej paradoksalny efekt śmier-ci Bieruta – zwrócił uwagę Paweł Machcewicz w swojej książce o 1956 r. Nieoczekiwanie I sekretarz awansował do rangi bohatera narodowego, który swój opór wobec radzieckich roszczeń musiał przypłacić życiem.

Wątpliwe jednak, by tę opinię podzielała większość Polaków. Śmierć Bieruta wywołała żal i smutek, zainte-

j y

resowanie, falę domysłów. Ale i radość. Pod Stalinogro-dem (Katowice) trzech pijanych listonoszy zatrzymywa-ło przechodniów proponując im piwo z  okazji śmierciBieruta. W Zakładach Mechaniki Precyzyjnej w Błoniu pod Warszawą kilku pracowników podczas picia komen-towało: „Nareszcie Polska odetchnie”.

Zgon Ulubieńca Partii rozbudził nadzieje w społeczeń-stwie. Chłopi przeczuwali, że zmieni się polityka państwa wobec wsi: zmniejszy się nacisk na zakładanie spółdziel-ni produkcyjnych, zniesione zostaną obowiązkowe dosta-wy (te zlikwidował dopiero Gierek). Także rzemieślnicy i sklepikarze liczyli na poprawę. Ludzie wierzyli, że nastą-pią zmiany polityczne, które dadzą odetchnąć Kościołowi.Byli i tacy optymiści, którzy twierdzili, że nastąpi zmianaustroju. Profetycznie wieszczono powrót Gomułki. Tych,którzy to przewidywali – z dnia na dzień przybywało. Po-dobnie jak odnotowywanych przez władze „wrogich napi-sów szkalujących Tow. Bieruta”, niszczenia żałobnych de-koracji, kolportowania ulotek. Ferment narastał.

Page 144: polityka-pomocnik_historyczny-201206

144

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

Żółte światło PaździernikaPOSTALINOWSKIE NADZIEJE. Co prawda krew się po-lała w czerwcu 1956 r. w Poznaniu (gdzie milicja i woj-sko krwawo stłumiły strajk i uliczne demonstracje robot-ników), ale ten dramat kończył ostatecznie epokę władzy odchodzącej i dawał szansę władzy nowej. W Polsce re-wolucja październikowa, a była to rzeczywiście rewolucja,potrafi ła samoograniczyć się, nie wylała się poza granicetego, co było możliwe w tamtych warunkach do osiągnię-cia, w  sumie nie zakwestionowała podstaw panującego ustroju, choć wiele jego treści i praktyk jak najbardziej. A nawet więcej, raz jeden w dziejach PRL (może jeszczewtedy, gdy do władzy dochodził Edward Gierek w 1970 r.) rządzący komuniści zyskali poparcie społeczne dla swojejpolityki i zostali na moment bez mała bohaterami naro-dowymi. Dotyczyło to oczywiście przede wszystkim Wła-

W I E S Ł AW W Ł A DY K A

dysława Gomułki, któremu lud Warszawy śpiewał 24 paź-dziernika na wielkim wiecu pod Pałacem Kultury i Nauki„Sto lat”, a gdy jechał po kilku tygodniach pociągiem narozmowy do Moskwy, na kolejnych stacjach do Kuźnicy Białostockiej żegnały go chlebem i solą delegacje społe-czeństwa. Bano się po prostu, że nowy pierwszy sekretarz partii, który potrafi ł przeciwstawić się Chruszczowowi, pojedzie do Moskwy, ale już z niej nie wróci.

Nie tylko zresztą ludność kochała wówczas Gomułkę, wielkie nadzieje wiązali z nim także politycy i środowi-ska głęboko antykomunistyczne, choćby Jerzy Giedroyc czy prymas Stefan Wyszyński uwolniony właśnie z inter-nowania. Nawet Leopold Tyrmand był zadowolony. Na pytanie dziennikarzy, co mu się w Gomułce nie podoba, odpowiedział w grudniu 1956 r., że tylko krawat.

Ostrzelany portret Bieruta

w budynku Urzędu Bezpieczeństwa.

Poznań,czerwiec r.

Page 145: polityka-pomocnik_historyczny-201206

145145P O L I T Y K A P O M O C N I K H I S T O R Y C Z N Y

BEZ DEMOKRACJI. Ta miłość i poparcie nie były bezwa-runkowe i ślepe. Były wpisane w kontekst wydarzeń mię-dzynarodowych i w polskie doświadczenia historyczne. W tamtych warunkach poparcie dla Gomułki było wy-razem powszechnego przekonania, że Polska zbliżyła sięniebezpiecznie do granicy, którą przekroczyli Węgrzy (ich powstanie w 1956 r. zostało krwawo spacyfi kowane przez wojska ZSRR), a nowa ekipa rządzących zrealizuje wiele z haseł, które przejęła od zrewoltowanej prasy i od ludzi na zebraniach i wiecach. Zresztą Gomułka w swo-im przemówieniu intronizacyjnym na VIII Plenum KC PZPR mówił to, co ludzie chcieli usłyszeć.

Był to okres – te kilka miesięcy po przejęciu władzy – gdy Gomułka mówił jeszcze szczerze i  otwarcie. Na jednym ze spotkań już po VIII Plenum został zapytany przez młodego ofi cera, czy teraz, gdy doszedł na szczyty, wprowadzi demokrację? Odpowiedział: demokracja to są rządy większości nad mniejszością, tak? A  jeśli my ko-muniści jesteśmy mniejszością, to dlaczego mielibyśmy wprowadzać demokrację? Przecież w pięć minut nas by tu nie było. Więc nie wprowadzimy demokracji. Ale – do-dał – są takie momenty w historii, gdy mniejszość rządzi większością, wbrew woli większości, ale w najlepiej poj-mowanym interesie tej większości. I to jest ten moment.

Wracał do tej fi gury wielokrotnie w wystąpieniach pu-blicznych, oczywiście w formie bardziej zawoalowanej, zwłaszcza gdy mówił, że poparcie dla jego polityki jest koniecznym warunkiem obrony niepodległości Polski. Słowa o realnej groźbie wykreślenia Polski z mapy Eu-ropy odbierane były wówczas jednoznacznie i ze zrozu-mieniem.

Społeczne poparcie szybko zaczęło mijać, a także zro-zumienie momentu historii oraz jego dramatycznego wymiaru przestawało być uprawomocnieniem, gdy Pol-ska wchodziła pod przywództwem Gomułki w fazę tzw. normalizacji (a normę tego co wolno i nie wolno coraz bardziej wyznaczał nowy szef) i w siermiężny socjalizm lat 60. Na końcu był Marzec ’68 i Grudzień ’70, gdy Go-mułka kazał strzelać do robotników, choć w październi-ku 1956 r. potrafi ł powiedzieć, że robotnicy, którzy wy-chodzą na ulice, zawsze mają rację. Tak się kończył, eta-pami, Październik.

Na wiele lat, a właściwie do okresu 1980–81, doświad-czenie 1956 r. zostało wyłączone z ofi cjalnej narracji i je-śli żyło, to wyłącznie w pamięci społecznej, rodzinnej, trochę w publikacjach emigracyjnych. A także w posta-ciach ludzi, którzy stali się symbolami ówczesnych do-konań i zamiarów.

GRANICE PRZEMIAN. Zanim Gomułka skończył Paź-dziernik, najpierw z  niego skorzystał. Został do wła-dzy wyniesiony na fali wielkiej rewolucji moralnej, któ-ra w Polsce narastała od kilku lat, a na dobre rozlała się po kraju po udostępnieniu (niby w obiegu partyjnym, bo faktycznie czytany był powszechnie) referatu Chrusz-czowa, wygłoszonego na XX Zjeździe KC KPZR w lutym 1956 r., pt. „O kulcie jednostki i jego następstwach”. Refe-ratu demaskującego zbrodnie Stalina i pokazującego ich rozmiar. Gomułka umiał się też sam wynieść, zręczniemanewrując między ścierającymi się ze sobą frakcjamipartyjnymi, wykorzystując swoją legendę więźnia stali-nowskiego i tego, który zawsze chciał iść polską drogą do socjalizmu. A na koniec potrafi ł przeciwstawić się dele-gacji sowieckiej, która do Polski przyleciała niezaproszo-na i wspierana ruchami wojsk ZSRR. Przyleciała bardzo niezadowolona z tego, co się w Polsce działo i z przygo-towywanych zmian w kierownictwie PZPR.

Chruszczow, rad nie rad, przystał na te zmiany, wstrzy-mał interwencję w Polsce, po to choćby, żeby rozprawić się z powstaniem węgierskim, zapalił polskiej partii żółte

aktywności społecznej tamtego czasu, który chciał zmie-niać rzeczywistość, ale jej fundamentów ideologicznychi ustrojowych nie kwestionował. Przynajmniej wtedy.

Aktyw ten politykował, świetnie wiedział, jaki jest układ sił na górze, kto z kim walczy, kontaktował się z gru-pą liderów partyjnych, która szukała wówczas w polityce jakiejś koncepcji demokratyzacyjnej, chciała od góry por-cjować wolność i swobody, dopuszczała możliwość polu-zowania śruby. Wydawało się, że to Gomułka będzie dlatej polityki i tych nadziei największą szansą. I dlatego do-stał z tej strony poparcie i z niego politycznie skorzystał.

Aktyw ten był też najbliżej ludzi, on organizował wie-ce i nimi kierował tak, by fala nie rozlała się za szeroko,by wiece nie przemieniały się w pochody, które maszerująpod ambasadę sowiecką. Lechosław Goździk, 25-letni se-kretarz partyjny z FSO, ze swoimi czerwonymi goździka-mi, jak nazywano jego kolegów robotników, przyjeżdżałna wiec do studentów Politechniki Warszawskiej, gwizdałna palcach i tłumaczył, o co chodzi. Na wiecach i na uli-cach kipiało, nie brakowało okrzyków i haseł daleko się-gających poza reglamentowaną rewolucję, właściwie byłotam wszystko, i Anders, i Mikołajczyk, i wielka nienawiść do komunizmu, ale jednak udało się te narastające i wy-zwalające się emocje i dążenia, sentymenty i rewindykacjejakoś zamknąć i ograniczyć, odsunąć na plan dalszy.

HORYZONTY MYŚLI. To pokolenie pięknych dwudzie-stoletnich, jak nazwał je Marek Hłasko, ani nie chciało, ani też zapewne jeszcze nie potrafi ło przekroczyć hory-zontów swojego myślenia i swojej wyobraźni. Ci najbar-dziej aktywni chcieli zmian, ale jednak w ramach panu-

pulsujące światło zamiast czerwonego i odleciał do Mo-skwy wyposażony w  zapewnienie Gomułki, że polscy komuniści nad sytuacją panują i nie potrzebują pomocy czołgów sowieckich. I z tego punktu widzenia można po-wiedzieć, że rzeczywiście panowali.

REWOLUCJA AKTYWU. Panowali między innymi dlatego,że cały ten wielki manewr pobudzania rewolucji moralneji zmian, które ona powodowała w elicie władzy oraz ogra-niczania i  regulowania rewolucji, został przeprowadzo-ny przez tzw. aktyw. Aktyw partyjny niższego i średniego szczebla, aktyw młodzieżowy i ten, który kierował prasą i do niej pisał. Niekoniecznie aktyw ściśle i formalnie par-tyjny, ale ten, który znajdował się na pierwszym froncie

Punkt pomocydla Węgrów

w Warszawie.Transparenty węgierskich

powstańców głosiłym.in. „Lengyel

orszag peldat mutat,kovessuk a Lengyel

utat” (Polska dała namprzykład, pójdźmy

polską drogą). Polacy żywiołowo

zareagowali nawybuch węgierskiego,

antysowieckiegopowstania.

Dostarczono m.in. l krwi, l plazmy

i ton środkówopatrunkowych,

lekarstw i środkówkrwiozastępczych.

Do Budapesztu trafiło także kilkaset ton

żywności i materiałówbudowlanych.

Październik/listopad r.

Page 146: polityka-pomocnik_historyczny-201206

146

ST LINIZM PO POLSKUST LINIZM PO POLSKU

jącej rzeczywistości i w ramach panującej ideologii, która przecież – głęboko w to wierzyli – jest piękna, tylko trze-ba ją traktować serio. Władza w państwie robotników ma naprawdę należeć do robotników, a partia ma słu-żyć idei ludowładztwa. Socjalizm ma być socjalizmem,prawda ma być prawdą, sprawiedliwość sprawiedliwo-ścią, a w stosunkach internacjonalistycznych ma zapano-wać prawdziwe partnerstwo, czyli że Polska ma przestaćbyć państwem satelickim, garnizonowym – jak mówił po latach Teresie Torańskiej sam Edward Ochab, pierwszy sekretarz KC PZPR, który oddał w październiku 1956 r. władzę Władysławowi Gomułce.

Nie wracali więc do tradycji II Rzeczpospolitej, nie chcieli żadnego kapitalizmu, wielu daleko jeszcze było od Kościoła, a jeśli mówili o demokracji, to, oczywiście, o  socjalistycznej. Rzeczywiście byli wówczas aktywi-stami, ale też przecież trybunami ludowymi i ofi cerami świadomości. Jeździli po całym kraju, prowadzili zebra-nia i wiece, zakładali Kluby Młodej Inteligencji i kluby dyskusyjne, wszędzie znajdowali posłuch i wszędzie cie-szyli się popularnością i autorytetem. A przede wszyst-kim uwalniali słowo i myśli.

SPUŚCIZNA PAŹDZIERNIKA. Bo cudem polskiego Paź-dziernika było to, że ludzie zaczęli mówić i  pisać, za-częli po swojemu malować i układać wiersze i piosen-ki, słuchać nowej muzyki i inaczej się ubierać. Chaos wewładzy, szok, jaki wywołały w społeczeństwie i w kie-rownictwie partii wydarzenia poznańskie, a  wcześniejzagubienie przez nią pewności, otworzyły przed społe-czeństwem nowe możliwości wyrażania swoich potrzeb i pragnień. Liberalizujący się i zaplątany we własne no-gi reżim nie był w stanie zaklejać wszystkich szczelin, przez które wylewały się bardzo różnorodne treści, jesz-cze przed chwilą wyklęte. Pokrzykiwano i  karano, ale wszystko na nic. Odwilż uwolniła strumienie, które po-płynęły wartkim nurtem.

Słowa można było próbować zakneblować i wsadzać za nie do więzienia, co też Gomułka czynił, ale myśli – wspar-tych odwagą i nadzieją – zatrzymać już nie było można.A piękni dwudziestoletni? Starzeli się jak wszyscy, ale szli dalej, w różne strony, często bardzo oddalając się od siebie. I od myśli, które wówczas szerzyli i w które zapewne gorą-co wierzyli. Ale wtedy przecież dopiero zaczynali.

Wi e sł aw Wł a dy k a

Władysław Gomułkaprzemawia w czasie

wiecu na placuDefilad w Warszawie,

października r.

WYDAWCA POLITYKA Spółdzielnia Pracy ADRES 02-309 Warszawa 22 ul. Słupecka 6, skr. poczt. 13 RECEPCJA GŁÓWNA tel. 451-61-33, 451-61-34; tel. /faks 451-61-35 ADRES INTERNETOWY www.polityka.com.pl

POCZTA ELEKTRONICZNA LISTEL (E-MAIL) [email protected] PREZES i REDAKTOR NACZELNY Jerzy Baczyński Z-CY REDAKTORA NACZELNEGO Witold Pawłowski, Jacek Poprzeczko DYREKTOR WYDAWNICZY Piotr Zmelonek

PUBLIKACJA WSPÓŁFINANSOWANA PRZEZ:

DRUKREDAKTOR WYDANIA Leszek Będkowski KONSULTACJA Marcin Zaremba OPRACOWANIE GRAFICZNE, OKŁADKA, MAPY Jarosław KrysikY WSPÓŁPRACA Piotr Hibner FOTOEDYCJA Wojciech Leliński

FOTOGRAFIE AN (10), Archiwum Szczecińskich (1), Corbis (3), East News (17), Filmoteka Narodowa (1), Forum (24), Fotonova (1), IPN (1), Marian Musiał (1), Muzeum Niepodległości

w Warszawie (10), NAC (3), Ośrodek Karta (2), PAP (68), PAT (1), Tadeusz Późniak (1 i reprodukcje), Reporter (4), Visavis (2), WFD (1), Zbiory Sławomira Poleszaka (2)

KOREKTA Krystyna Jaworska, Zofi a Kozik, Anna Migdalska, Jolanta Wierzchowska BIURO REKLAMY RECEPCJA tel. 451-61-36, tel. /faks 451-61-37, faks 451-61-68, e-mail: [email protected]

Page 148: polityka-pomocnik_historyczny-201206
Page 149: polityka-pomocnik_historyczny-201206

Dziękujemy za zakupy i zapraszamy ponownie!

Nr zamówienia: 1211586